Kame House
+4
NPC.
Rikimaru
Reito
NPC
8 posters
Kame House
Sro Maj 30, 2012 12:43 am
First topic message reminder :
"Przed napisaniem zapoznaj się z treścią postu dołączonego do tematu bądź skonsultuj się z adminem lub MG, gdyż każdy post niewłaściwie napisany zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu."
Kame House Dom Genialnego Żółwia - jest to domek na małej wysepce na środku oceanu. Mieszkają tam Żółwi Pustelnik (zwany też Kameseninem) i jego zwierzątko Morski Żółw. Wyspa jest bardzo trudna do odnalezienia ponieważ jest zbyt mała by ją umieścić i zaznaczyć na mapie przez co niewiele osób wie o jej istnieniu. |
"Przed napisaniem zapoznaj się z treścią postu dołączonego do tematu bądź skonsultuj się z adminem lub MG, gdyż każdy post niewłaściwie napisany zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu."
Re: Kame House
Czw Sty 23, 2014 11:53 am
The member 'Rikimaru' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Procent' : 97, 98
'Procent' : 97, 98
Re: Kame House
Pią Sty 24, 2014 12:39 am
Nie spodziewałem się, że nauka Kienzana okaże się tak trudna. Spodziewałem się raczej czegoś w podobie do tamtych pierścieni, a tu klops, to o wiele trudniejsze.
Pierwszym problemem okazała się baza, czyli forma. Już przy tamtej technice się sporo namęczyłem, a teraz musiałem osiągnąć coś podobnego.
Najpierw stworzyłem pierścień, teraz to wydawało się łatwe, a następnie chciałem go wypełnić. Efekt... Przypominał koło roweru, okręg i pełno szprych z Ki.
-"Yare yare..."
Spróbowałem po raz drugi, ale tylko przybyło "szprych", a mnie ubyło energii.
-"Pomyślmy... Jak on to robił?"
Przywołałem z pamięci to niedawne wspomnienie Genialnego Żółwia.
-"Hmm... Czy on aby... Nie wprowadził Ki blasta w ruch obrotowy? Tak, to musi być to! Jeśli zrobię to samo, to Ki blast się spłaszczy i stanie ostrą tarczą"
Plan uległ w tym momencie diametralnej zmianie. Rozproszyłem to dziwne energetyczne koło i przystąpiłem do realizacji nowego pomysłu.
Wytworzyłem w dłoni kule energii. Po tych wszystkich lekcjach panowania nad Ki, wprowadzenie jej w ruch obrotowy stanowiło najmniejszy problem. Sęk w tym, że sfera musi mieć odpowiednią prędkość i tu był pies pogrzebany. Zacząłem powoli, nigdy jeszcze nie wprawiałem Ki w ruch obrotowy, przynajmniej nie świadomie, dlatego miałem pewne wątpliwości co do tego, chciałem się z tym zjawiskiem zaaklimatyzować. Byłem świadomy, że zbyt szybki ruch mógłby sprawić, że energia stanie się niestabilna i bum, znów zakryje mnie chmura zielonkawego dymu, lub co gorsza, wybuchający pocisk nabierze właściwości, których chciałem i mnie potnie. Ta druga możliwość bardzo mi się nie podobała, stąd moja niepewność.
Zwiększałem częstotliwość obrotów powoli, ale systematycznie, żeby się przyzwyczaić.
Dziesięć herców, dwadzieścia... Wirująca kula stawała się z sekundy na sekundę coraz to bardziej groźna, choć daleko jej było do prawdziwego Kienzana, to w sumie nie była nawet połowa drogi. W pewnym momencie prędkość przekraczała tą, z którą porusza się wiatr podczas huraganu (rasengan, eat your heart out >D)
W pewnym momencie zauważyłem, że sfera zaczyna się spłaszczać, na ten widok uniosłem kącik ust. Wraz z kolejnymi obrotami, teraz już dysk, spłaszczał się jeszcze bardziej. Po około minucie wyglądał jak ten, którym rzucano podczas starożytnych igrzysk. Przez cały czas skupiałem się na tym co żmudnie tworzyłem. Pot zdążył już mi się skroplić na czole i ramionach.
-"Jestem już bardzo blisko"
Koło osiągnęło średnicę prawie metra.
-"Tak, jeszcze trochę!"
I wtedy... Ależ oczywiście, wszystko musiało się zepsuć. Dysk zawirował groźnie, czułem, że tracę kontrolę. Zaczął się telepać.
-"Co się dzieje?"
Usłyszałem dziwne szumy w powietrzu, to dysk je wydawał. Stawał się niestabilny. Jeszcze trochę i... W ostatniej chwili ustawiłem dysk prostopadle do ziemi, żeby mnie nie pociął. Rozproszył się.
Oparłem się dłońmi o kolana.
-"Cholera... Jeszcze raz"
Ponownie wytworzyłem, tym razem już dysk. Wirował dosyć stabilnie, ale po chwili znów się telepał.
-"Skup się, skup się!"
Tarcza ustabilizowała się. Cisnąłem nią przed siebie, obniżyła lot nieco ponad powierzchnię wody i pozostawiał na niej "ślad".
Oddychałem ciężko, ale nadal mogłem stać, a to dobry znak. Uśmiechnąłem się jednym kącikiem ust. Udałem się w kierunku wejścia. Wyglądało na to, że Rikimaru właśnie kończył swój trening, a to znaczyło, że pierwszy opanowałem Kienzan. Po cichu, bez zbędnego zwracania na siebie uwagi, podszedłem do drzwi i usiadłem po turecku po ich prawej stronie.
Miałem chwilę na odpoczynek.
OOC:
Koniec treningu
Regen 10% HP
KI: 200
Pierwszym problemem okazała się baza, czyli forma. Już przy tamtej technice się sporo namęczyłem, a teraz musiałem osiągnąć coś podobnego.
Najpierw stworzyłem pierścień, teraz to wydawało się łatwe, a następnie chciałem go wypełnić. Efekt... Przypominał koło roweru, okręg i pełno szprych z Ki.
-"Yare yare..."
Spróbowałem po raz drugi, ale tylko przybyło "szprych", a mnie ubyło energii.
-"Pomyślmy... Jak on to robił?"
Przywołałem z pamięci to niedawne wspomnienie Genialnego Żółwia.
-"Hmm... Czy on aby... Nie wprowadził Ki blasta w ruch obrotowy? Tak, to musi być to! Jeśli zrobię to samo, to Ki blast się spłaszczy i stanie ostrą tarczą"
Plan uległ w tym momencie diametralnej zmianie. Rozproszyłem to dziwne energetyczne koło i przystąpiłem do realizacji nowego pomysłu.
Wytworzyłem w dłoni kule energii. Po tych wszystkich lekcjach panowania nad Ki, wprowadzenie jej w ruch obrotowy stanowiło najmniejszy problem. Sęk w tym, że sfera musi mieć odpowiednią prędkość i tu był pies pogrzebany. Zacząłem powoli, nigdy jeszcze nie wprawiałem Ki w ruch obrotowy, przynajmniej nie świadomie, dlatego miałem pewne wątpliwości co do tego, chciałem się z tym zjawiskiem zaaklimatyzować. Byłem świadomy, że zbyt szybki ruch mógłby sprawić, że energia stanie się niestabilna i bum, znów zakryje mnie chmura zielonkawego dymu, lub co gorsza, wybuchający pocisk nabierze właściwości, których chciałem i mnie potnie. Ta druga możliwość bardzo mi się nie podobała, stąd moja niepewność.
Zwiększałem częstotliwość obrotów powoli, ale systematycznie, żeby się przyzwyczaić.
Dziesięć herców, dwadzieścia... Wirująca kula stawała się z sekundy na sekundę coraz to bardziej groźna, choć daleko jej było do prawdziwego Kienzana, to w sumie nie była nawet połowa drogi. W pewnym momencie prędkość przekraczała tą, z którą porusza się wiatr podczas huraganu (rasengan, eat your heart out >D)
W pewnym momencie zauważyłem, że sfera zaczyna się spłaszczać, na ten widok uniosłem kącik ust. Wraz z kolejnymi obrotami, teraz już dysk, spłaszczał się jeszcze bardziej. Po około minucie wyglądał jak ten, którym rzucano podczas starożytnych igrzysk. Przez cały czas skupiałem się na tym co żmudnie tworzyłem. Pot zdążył już mi się skroplić na czole i ramionach.
-"Jestem już bardzo blisko"
Koło osiągnęło średnicę prawie metra.
-"Tak, jeszcze trochę!"
I wtedy... Ależ oczywiście, wszystko musiało się zepsuć. Dysk zawirował groźnie, czułem, że tracę kontrolę. Zaczął się telepać.
-"Co się dzieje?"
Usłyszałem dziwne szumy w powietrzu, to dysk je wydawał. Stawał się niestabilny. Jeszcze trochę i... W ostatniej chwili ustawiłem dysk prostopadle do ziemi, żeby mnie nie pociął. Rozproszył się.
Oparłem się dłońmi o kolana.
-"Cholera... Jeszcze raz"
Ponownie wytworzyłem, tym razem już dysk. Wirował dosyć stabilnie, ale po chwili znów się telepał.
-"Skup się, skup się!"
Tarcza ustabilizowała się. Cisnąłem nią przed siebie, obniżyła lot nieco ponad powierzchnię wody i pozostawiał na niej "ślad".
Oddychałem ciężko, ale nadal mogłem stać, a to dobry znak. Uśmiechnąłem się jednym kącikiem ust. Udałem się w kierunku wejścia. Wyglądało na to, że Rikimaru właśnie kończył swój trening, a to znaczyło, że pierwszy opanowałem Kienzan. Po cichu, bez zbędnego zwracania na siebie uwagi, podszedłem do drzwi i usiadłem po turecku po ich prawej stronie.
Miałem chwilę na odpoczynek.
OOC:
Koniec treningu
Regen 10% HP
KI: 200
Re: Kame House
Nie Sty 26, 2014 3:30 pm
Kame Sennin, co jakiś czas spoglądał to przez jedno okno, to przez drugie. Wpatrywał się w postępy swoich nowych uczniów.
___ - Ten... Coś czuje, że Chepri pierwszy opanuje tę technikę. - Powiedział po cichu wpatrując się w coś, co zaczynało przypominać dyski. Zszedł na dół. Usiadł przed telewizorem. Widział, Niebieskowłosego. Nie patrzył na niego długo, gdyż w telewizji leciał program z bardzo ładnymi kobietami.
Usłyszał jak ktoś idzie w kierunku drzwi. Wstał, chwycił laskę i wyszedł na ganek. Rikimaru już kończył. Było widać, że jego kienzan'y wymagają już niewielkiego doszlifowania.
___ -No, skończyłeś pierwszy, tak jak myślałem... Ale to jest kwestia minuty, może dwóch i Rikimaru też będzie gotów. Nie mniej jednak... -Teraz na chwilę zamilkł, aby następne słowa wypowiedzieć głośnym i donośnym głosem. -Chepri skończył, jako pierwszy, Rikimaru, nie musisz się spieszyć... -Chciał dokończyć, lecz nagle jego mina zmieniła się. Rzucił laskę na ziemię i bardzo szybko pobiegł do domu. Było słychać tylko jak po drodze woła „Misaki” a później głośne uderzenie drzwi o futrynę. Po kilku minutach na ganek wyszła Dziewczyna i powiedziała wojownikom, że maja chwile przerwy. Genialny Żółw miał jakieś problemy żołądkowe..
Trwało to może pół godziny. Kame Sennin pojawił się przed drzwiami. Sięgnął swoją laskę, oparł ją o swoje ramię. Widział, że uczniowie wpatrują się w niego. Widział także ich zmęczenie. Byli wyczerpani, jeszcze nie odpoczęli po nauce poprzedniej techniki. No cóż, nikt nie mówił, że będzie łatwo. Żółw zbliżył dłonie do twarzy, tak, by uczniowie widzieli zewnętrzną stronę. Wysunął i rozstawił cztery palce, kciuk był schowane. Wykrzyczał Taiyo-ken, a po chwili pojawił się ogromny błysk, który oślepił uczniów. Kame Sennin poczekał aż ich oczy odpoczną i z powrotem się zaaklimatyzują.
___ -Ta technika to Taiyo-ken. Służy do oślepienia rywala. Skuteczna, gdy ten nie potrafi wyczuwać energii. Wtedy nie ma szans na obronę. Czasami wystarczy zamknąć i zasłonić oczy. Wtedy szybciej się zaaklimatyzują, ale szansa, na to, że przeciwnik tego nie wykorzysta, jest minimalna. -Powiedział do swoich uczniów, chwycił laskę do ręki i przystąpił do tłumaczenia techniki.
OOC:
Jeśli któryś z was widział Tayio-kena, może zamknąć oczy. Żółw nie użył całego potencjału techniki, także zamknięcie i zasłonięcie oczu, skróci czas "ślepoty" do dwóch sekund.
Koszt nauki poprzedniej techniki, tak jakbyście ją widzieli. Tej natomiast jak podczas nauki z trenerem.
Z powodu problemów żołądkowych trenera i tej chwilowej przerwie, regenerujecie sobie dodatkowo 20% KI i HP (plus te 10% za post czyli łącznie 30%).
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Kame House
Nie Sty 26, 2014 7:54 pm
Chepri uprzedził go. Był nieznacznie szybszy, ale przynajmniej zaplusował u Genialnego Żółwia, który w pewnej chwili błyskawicznie wleciał do domu, że tylko biały dymek po nim został. Bez wątpienia był niezwykle szybki, ale być może to była aura łazienkowa, dzięki której do wc docierał z prędkością światła. Mistrza nie było przez parę minut, ale za to Misaki wyjrzała z domu i podeszła do Rikimaru.
- No to kiedy nauczysz mnie jakiejś techniki? Pamiętasz?
- Myślę, że nauczę Cię tego co nam przed chwilą pokazał mistrz. Jeszcze dopracuję tę technikę. Wpierw Ci pokażę.
Przytaknęła głową i wtedy podszedł do plaży, podniósł rękę i po chwili pojawił się dysk, który po chwili zaczął się obracać. Wciąż kosztowało go to zbyt wiele KI, więc po prostu rzucił Kienzana, póki nie zużył zbyt wiele energii. Zaczął myśleć na tym jak może to zrobić szybciej i łatwiej, a wtedy przyszło mu do głowy, że może po prostu powinien zrobić bardzo szybki ruch ręką, zakreślić okrąg formując kształt, czyli coś jak przy Galactic Donut, a nawet przy zwykłej kuli. Tym razem wytworzył dysk w ciągu pół sekundy, a ten kręcił się wydając charakterystyczne bzyczenie, prawie jak piły w tartaku.
- Kienzan. Musisz wytworzyć energię na zewnątrz, co pewnie umiesz. Najlepiej i najłatwiej z tego co sam zaobserwowałem musisz zakreślić okrąg w powietrzu. Im szybciej to zrobisz tym szybciej kręci się dysk. To taka piła, którą możesz odciąć coś komuś, kto będzie zbyt nachalny, jeśli wiesz co mam na myśli... - Spojrzał na Chepriego, a potem na Misaki, która podniosła rękę i zrobiła okrąg palcem i stworzyła mini dysk, który rzuciła tuż obok ucha Rikimaru.
- To miałeś na myśli? - Wybuchnęła śmiechem.
Nie powiedział nic więcej, bo ona opanowała to jeszcze szybciej niż on i Chepri, a może mistrz już jej dawał cichaczem nauki? Nim zdążył coś powiedzieć to Genialny Żółw był z powrotem, ale zaczął dość nieprzyjemnie. Co prawda wszystko robił wolno i dokładnie pokazywał, ale nim Rikimaru zorientował się, że mistrz nie zamierza robić gogli z rąk wokół oczu Just like here xP, a pokazuje im nową technikę. Zdążył krzyknąć Taiyoken i pojawił się oślepiający blask. Jedynym kontaktem ze światem zewnętrznym było to co mógł słyszeć i czuć, ale nawet ki-feeling nie wystarczyłby na to, żeby trafić przeciwnika... jedynie jakaś technika, większego rażenia niż zwykłe ataki lub pojedyncze energetyczne techniki. Tym samym poznał dziś dwie techniki różnego rodzaju i bez wątpienia będzie wiedział jak skorzystać z tej wiedzy. Minęło chwilę czasu nim się ruszył, a tym co wprawiło go w ruch było uderzenie Misaki w głowę za to, że gapił się na jej cycki.
- Ej. Za co, Ciebie nie oślepiło? Prawda Genialny Żółwiu? Taiyoken! - Krzyknął przystawiając ręce do głowy w sposób jaki to zrobił mistrz. Starał się zrobić wszystko identycznie jak on, nawet starał się wywołać podobny rozbłysk energii jak to zrobił Genialny Żółw, a Taiyoken był dość podobny do Kiaiho. Tyle, że tamta technika polegała na wyrzuceniu energii w postaci fizycznej, a Taiyoken to było wyrzucenie energii w jednej chwili, ale w postaci rozbłysku. Tak jakby mistrz Roshi zapalił jakiś związek chemiczny. Pamiętał ze szkoły, że magnez podgrzany do czerwoności powoduje rozbłysk i tutaj zaszło do podobnej reakcji, czyli jakby gromadzić energię, aż sama rozbłyskuje. Rikimaru próbował skopiować Genialnego Żółwia, ale tym razem mu się jeszcze nie udało. Zamiast białego oślepiającego światła pojawił się czerwony blask, który mógł co najwyższej zrobić niewielkie mroczki przed oczami obecnych przed domem niż ich oślepić. Oprócz czerwonego błysku nie mogło się obejść bez niewielkiej eksplozji, która osmoliła całą twarz Rikimaru. Pewnie będzie musiał posłuchaj dalszych porad lub się lepiej przyłożyć. Chciał wybrnąć z głupiej sytuacji to się wygłupił jeszcze bardziej nieudolnym wykonaniem techniki, ale był blisko. Tym razem skoncentrował się mocno na natężeniu energii zanim jeszcze przystawił palce i ręce do twarzy, ale tym razem przerzucił tak dużo ki, że jak miał taką pozycję jak Genialny Żółw to blask, który wytworzył był tak intensywny, że można by go zobaczyć z odległości kilkudziesięciu kilometrów, tam gdzie zagina się horyzont... Ale nie wiedział, czy tamci zdążyli zamknąć oczy, póki sam ich nie otworzył, bo tym razem wolał, żeby jego oczy nie ucierpiały bardziej od ewentualnego kolejnego wybuchu. Technika się udała i będzie idealnym narzędziem do zaskoczenia przeciwnika, a ewentualnie do ucieczki w sytuacjach naprawdę awaryjnych. Bardziej to przewiduje jako używania do pomocy komuś w ucieczce, po to tylko, żeby swojego potencjalnego wroga zaskoczyć atakiem między oczy, bo nie dość, że na chwilę ktoś straci wzrok to jeszcze poczuje ból w czaszce od idealnego uderzenia tuż nad nosem. Oczywiście efekt, który wypracował teraz nie był jeszcze zadowalający, ponieważ otworzył oczy po dwóch sekundach, a Genialny Żółw nie zareagował. Chociaż problem mógł polegać na czym innym. Okulary! A więc to też jest przeszkoda w tej technice. Znalazł mankament, który ciężko będzie wyeliminować. Poza tym ktoś odczuwający energię będzie wiedział, że Rikimaru się do niego zbliża z atakiem, ale co innego może być z techniką. Ciężej jest określić dokładny kierunek techniki, ale kiai wystarczy.
Opracowanie taktyki używania Taiyokena będzie cięższe niż nauka samej techniki. Ważne było teraz żeby na dłużej oślepić Misaki, która po trzech sekundach normalnie się poruszała i złapała go za włosy i pociągnęła w dół, że wyrżnął twarzą o ziemię. Wtedy zdał sobie sprawę z tego, że ktoś musi mu się patrzeć na ręce podczas wykonywania tego, a Misaki chyba patrzyła się na mistrza, a więc ręce mogą służyć nie tylko do ściągnięcia ki w jeden punkt, ale również do zwrócenia uwagi. Być może powinien krzyknąć coś w stylu:
- Uśmiech! Taiyoken!
Tym razem wstając i wymawiając pierwsze słowo zwrócił na siebie uwagę dziewczyny, a ilość energii nie była tak duża, ale jej skupienie było idealne. Wstrzelił się znakomicie, ponieważ skojarzył sobie błysk do flasha aparatu, który sprawiał mroczki przed oczami, a musiał zrobić troszkę mocniejszy. Technika i tak nie ma służyć permamentnemu oślepieniu, a tylko chwilowemu. 2-3 sekundy to i tak dość, żeby odwrócić kota ogonem. Ważne, żeby osoba patrzyła się na niego. Nic prostszego. Taktyka najprostsza jak drut. Zwrócić uwagę, skoncentrować energię w rękach, a potem ją rozproszyć w ułamku sekundy. Powstaje mocne światło, które oślepia na dwie, trzy sekundy i można w tym czasie komuś wybić oczy, jeżeli chce się go oślepić na dobre.
OoC:
Trening Koniec. Nauka Kienzan -14pkt, Taiyoken -3pkt
Regen 30% HP i KI. Czyli: Full HP i 1500/4050 KI.
- No to kiedy nauczysz mnie jakiejś techniki? Pamiętasz?
- Myślę, że nauczę Cię tego co nam przed chwilą pokazał mistrz. Jeszcze dopracuję tę technikę. Wpierw Ci pokażę.
Przytaknęła głową i wtedy podszedł do plaży, podniósł rękę i po chwili pojawił się dysk, który po chwili zaczął się obracać. Wciąż kosztowało go to zbyt wiele KI, więc po prostu rzucił Kienzana, póki nie zużył zbyt wiele energii. Zaczął myśleć na tym jak może to zrobić szybciej i łatwiej, a wtedy przyszło mu do głowy, że może po prostu powinien zrobić bardzo szybki ruch ręką, zakreślić okrąg formując kształt, czyli coś jak przy Galactic Donut, a nawet przy zwykłej kuli. Tym razem wytworzył dysk w ciągu pół sekundy, a ten kręcił się wydając charakterystyczne bzyczenie, prawie jak piły w tartaku.
- Kienzan. Musisz wytworzyć energię na zewnątrz, co pewnie umiesz. Najlepiej i najłatwiej z tego co sam zaobserwowałem musisz zakreślić okrąg w powietrzu. Im szybciej to zrobisz tym szybciej kręci się dysk. To taka piła, którą możesz odciąć coś komuś, kto będzie zbyt nachalny, jeśli wiesz co mam na myśli... - Spojrzał na Chepriego, a potem na Misaki, która podniosła rękę i zrobiła okrąg palcem i stworzyła mini dysk, który rzuciła tuż obok ucha Rikimaru.
- To miałeś na myśli? - Wybuchnęła śmiechem.
Nie powiedział nic więcej, bo ona opanowała to jeszcze szybciej niż on i Chepri, a może mistrz już jej dawał cichaczem nauki? Nim zdążył coś powiedzieć to Genialny Żółw był z powrotem, ale zaczął dość nieprzyjemnie. Co prawda wszystko robił wolno i dokładnie pokazywał, ale nim Rikimaru zorientował się, że mistrz nie zamierza robić gogli z rąk wokół oczu Just like here xP, a pokazuje im nową technikę. Zdążył krzyknąć Taiyoken i pojawił się oślepiający blask. Jedynym kontaktem ze światem zewnętrznym było to co mógł słyszeć i czuć, ale nawet ki-feeling nie wystarczyłby na to, żeby trafić przeciwnika... jedynie jakaś technika, większego rażenia niż zwykłe ataki lub pojedyncze energetyczne techniki. Tym samym poznał dziś dwie techniki różnego rodzaju i bez wątpienia będzie wiedział jak skorzystać z tej wiedzy. Minęło chwilę czasu nim się ruszył, a tym co wprawiło go w ruch było uderzenie Misaki w głowę za to, że gapił się na jej cycki.
- Ej. Za co, Ciebie nie oślepiło? Prawda Genialny Żółwiu? Taiyoken! - Krzyknął przystawiając ręce do głowy w sposób jaki to zrobił mistrz. Starał się zrobić wszystko identycznie jak on, nawet starał się wywołać podobny rozbłysk energii jak to zrobił Genialny Żółw, a Taiyoken był dość podobny do Kiaiho. Tyle, że tamta technika polegała na wyrzuceniu energii w postaci fizycznej, a Taiyoken to było wyrzucenie energii w jednej chwili, ale w postaci rozbłysku. Tak jakby mistrz Roshi zapalił jakiś związek chemiczny. Pamiętał ze szkoły, że magnez podgrzany do czerwoności powoduje rozbłysk i tutaj zaszło do podobnej reakcji, czyli jakby gromadzić energię, aż sama rozbłyskuje. Rikimaru próbował skopiować Genialnego Żółwia, ale tym razem mu się jeszcze nie udało. Zamiast białego oślepiającego światła pojawił się czerwony blask, który mógł co najwyższej zrobić niewielkie mroczki przed oczami obecnych przed domem niż ich oślepić. Oprócz czerwonego błysku nie mogło się obejść bez niewielkiej eksplozji, która osmoliła całą twarz Rikimaru. Pewnie będzie musiał posłuchaj dalszych porad lub się lepiej przyłożyć. Chciał wybrnąć z głupiej sytuacji to się wygłupił jeszcze bardziej nieudolnym wykonaniem techniki, ale był blisko. Tym razem skoncentrował się mocno na natężeniu energii zanim jeszcze przystawił palce i ręce do twarzy, ale tym razem przerzucił tak dużo ki, że jak miał taką pozycję jak Genialny Żółw to blask, który wytworzył był tak intensywny, że można by go zobaczyć z odległości kilkudziesięciu kilometrów, tam gdzie zagina się horyzont... Ale nie wiedział, czy tamci zdążyli zamknąć oczy, póki sam ich nie otworzył, bo tym razem wolał, żeby jego oczy nie ucierpiały bardziej od ewentualnego kolejnego wybuchu. Technika się udała i będzie idealnym narzędziem do zaskoczenia przeciwnika, a ewentualnie do ucieczki w sytuacjach naprawdę awaryjnych. Bardziej to przewiduje jako używania do pomocy komuś w ucieczce, po to tylko, żeby swojego potencjalnego wroga zaskoczyć atakiem między oczy, bo nie dość, że na chwilę ktoś straci wzrok to jeszcze poczuje ból w czaszce od idealnego uderzenia tuż nad nosem. Oczywiście efekt, który wypracował teraz nie był jeszcze zadowalający, ponieważ otworzył oczy po dwóch sekundach, a Genialny Żółw nie zareagował. Chociaż problem mógł polegać na czym innym. Okulary! A więc to też jest przeszkoda w tej technice. Znalazł mankament, który ciężko będzie wyeliminować. Poza tym ktoś odczuwający energię będzie wiedział, że Rikimaru się do niego zbliża z atakiem, ale co innego może być z techniką. Ciężej jest określić dokładny kierunek techniki, ale kiai wystarczy.
Opracowanie taktyki używania Taiyokena będzie cięższe niż nauka samej techniki. Ważne było teraz żeby na dłużej oślepić Misaki, która po trzech sekundach normalnie się poruszała i złapała go za włosy i pociągnęła w dół, że wyrżnął twarzą o ziemię. Wtedy zdał sobie sprawę z tego, że ktoś musi mu się patrzeć na ręce podczas wykonywania tego, a Misaki chyba patrzyła się na mistrza, a więc ręce mogą służyć nie tylko do ściągnięcia ki w jeden punkt, ale również do zwrócenia uwagi. Być może powinien krzyknąć coś w stylu:
- Uśmiech! Taiyoken!
Tym razem wstając i wymawiając pierwsze słowo zwrócił na siebie uwagę dziewczyny, a ilość energii nie była tak duża, ale jej skupienie było idealne. Wstrzelił się znakomicie, ponieważ skojarzył sobie błysk do flasha aparatu, który sprawiał mroczki przed oczami, a musiał zrobić troszkę mocniejszy. Technika i tak nie ma służyć permamentnemu oślepieniu, a tylko chwilowemu. 2-3 sekundy to i tak dość, żeby odwrócić kota ogonem. Ważne, żeby osoba patrzyła się na niego. Nic prostszego. Taktyka najprostsza jak drut. Zwrócić uwagę, skoncentrować energię w rękach, a potem ją rozproszyć w ułamku sekundy. Powstaje mocne światło, które oślepia na dwie, trzy sekundy i można w tym czasie komuś wybić oczy, jeżeli chce się go oślepić na dobre.
OoC:
Trening Koniec. Nauka Kienzan -14pkt, Taiyoken -3pkt
Regen 30% HP i KI. Czyli: Full HP i 1500/4050 KI.
Re: Kame House
Wto Sty 28, 2014 7:43 pm
Nadarzyła się chwila odpoczynku, i to takiego bardziej właściwego. Stwierdziłem, że najlepszym sposobem wykorzystania jej będzie krótka drzemka. Trwała zbyt krótko, żeby coś mogło mi się przyśnić, ale to chyba nawet lepiej. Ostatnio moje sny nie przynosiły niczego dobrego, chyba, że coraz więcej pytań i niejasności to coś dobrego, wtedy tak, spływało na mnie błogosławieństwo. Ehh...
Obudziłem się na chwilę przed ponownym pojawieniem się Genialnego Żółwia.
Zrobił dziwny gest, w pierwszej chwili pomyślałem, że chce zrobić z dłoni lornetkę, żeby lepiej przyjrzeć się morzu, ale on jakby zatrzymał się w połowie wykonywania czynności. Na mojej twarzy pojawił się grymas zdziwienia. Wtem, w miejscu gdzie stał mistrz, nastąpił oślepiająco jasny błysk. Przez prawie minutę nie widziałem nic, dlatego nie poruszałem się z miejsca, a nawet gdy odzyskałem zdolność widzenia, przed oczami latały mi wielkie kolorowe fosfeny.
-"Co to u licha ciężkiego było?" - pomyślałem.
Jak się okazało, nie było to nic innego jak technika. Na własnych skórach ja i Rikimaru mogliśmy się przekonać o jej skuteczności, chociaż drugi raz pewnie nie dalibyśmy się tak podejść. Niemniej, warto ją dodać do swojego arsenału, nawet jeśli wykonanie jej nie przyniesie zamierzonego skutku, oślepienia, to zawsze może rozproszyć i dać cenne sekundy na wykonanie jakiegoś ataku.
Niemal od razu zacząłem się zastanawiać jak wykonać taki błysk. Pierwsze co przyszło mi na myśl, to nagłe uwolnienie dużej ilości energii o luźnym ustawieniu cząsteczek, choć bardziej spójnym, niż przy takim Kiaiho... Chociaż, jakby się nad tym zastanowić, to porównywanie tych technik nie jest najbardziej odpowiednim, bo przy Kiaiho energia jest przekazywana z cząsteczek Ki do powietrza, a tutaj jest po prostu wyrzucana na zewnątrz. Trzeba to będzie wypróbować w praktyce.
OOC:
Trening start
Regen 30%
Sorki za opóźnienia, post kończący trening pojawi się jeszcze dzisiaj.
Obudziłem się na chwilę przed ponownym pojawieniem się Genialnego Żółwia.
Zrobił dziwny gest, w pierwszej chwili pomyślałem, że chce zrobić z dłoni lornetkę, żeby lepiej przyjrzeć się morzu, ale on jakby zatrzymał się w połowie wykonywania czynności. Na mojej twarzy pojawił się grymas zdziwienia. Wtem, w miejscu gdzie stał mistrz, nastąpił oślepiająco jasny błysk. Przez prawie minutę nie widziałem nic, dlatego nie poruszałem się z miejsca, a nawet gdy odzyskałem zdolność widzenia, przed oczami latały mi wielkie kolorowe fosfeny.
-"Co to u licha ciężkiego było?" - pomyślałem.
Jak się okazało, nie było to nic innego jak technika. Na własnych skórach ja i Rikimaru mogliśmy się przekonać o jej skuteczności, chociaż drugi raz pewnie nie dalibyśmy się tak podejść. Niemniej, warto ją dodać do swojego arsenału, nawet jeśli wykonanie jej nie przyniesie zamierzonego skutku, oślepienia, to zawsze może rozproszyć i dać cenne sekundy na wykonanie jakiegoś ataku.
Niemal od razu zacząłem się zastanawiać jak wykonać taki błysk. Pierwsze co przyszło mi na myśl, to nagłe uwolnienie dużej ilości energii o luźnym ustawieniu cząsteczek, choć bardziej spójnym, niż przy takim Kiaiho... Chociaż, jakby się nad tym zastanowić, to porównywanie tych technik nie jest najbardziej odpowiednim, bo przy Kiaiho energia jest przekazywana z cząsteczek Ki do powietrza, a tutaj jest po prostu wyrzucana na zewnątrz. Trzeba to będzie wypróbować w praktyce.
OOC:
Trening start
Regen 30%
Sorki za opóźnienia, post kończący trening pojawi się jeszcze dzisiaj.
Re: Kame House
Sro Sty 29, 2014 12:00 am
Odleciałem, by znów znaleźć się na drugiej stronie wyspy. Uważałem, że to bardziej wygodne, a wolałem też trenować sam.
-"Żeby osiągnąć taki efekt będę musiał wyrzucić całą energie w jednej, nawet nie sekundzie, w jej ułamku. Słabo to widzę"
Przyznam, że nie miałem pewności, co do tego, ale mogłem nie spróbować?
Ułożyłem dłonie w taki sam sposób, jak wtedy Genialny Żółw. Skupiłem energię. Wdech, wydech.
-Taiyoken! - krzyknąłem, uwalniając Ki.
Efekt... Nie spełnił moich oczekiwań... Przypominało to raczej jasne Kiaiho, niż to co powinno. Zakląłem pod nosem. Ponownie skumulowałem energię, skupiłem ją bardziej, niż przedtem.
-Taiyoken! - tym razem błysk był silniejszy, ale do właściwego efektu brakowało jeszcze sporo.
-"Może przy większej ilości się uda?"
To nie był zły pomysł, może robiłem to dobrze, ale brakowało odpowiednich zasobów Ki. Chociaż z drugiej strony, nie przypominałem sobie, żeby mistrz zużywał aż tyle mocy, hmm...
Niemniej jednak sprobówałem. Rozbłysk był duży, ale to nie było wciąż to, wytworzyłem wybuch, a nie światło.
-"Czyli to nie ilość, a czas ma znaczenie"
Już wiedziałem, gdzie jest był problem, a to zbliżało mnie do jego rozwiązania. Głęboki wdech.
Ponownie ustawiłem dłonie do wykonania techniki. Skumulowałem Ki i uwolniłem.
-Taiyoo-ken! - Powietrze rozjaśniła wielka ilość światła, aż mnie trochę zamroczyło. Bo... Żeby było jasne... Heh, jasne... W każdym razie, wykonywałem technikę z otawrtymi oczami, bo uznałem, że jeśli mnie oślepi, to przeciwnika też na pewno da radę. Zobaczyłem przed oczami fosfeny, ale na tym się skończyło. Nie mogłem tego tak zostawić. Niestety, kolejna próba dała taki sam rezultat, podobnie jak następna.
-"No co jest? Przecież chyba robię wszystko dobrze..." - pomyślałem, łapiąc się za brodę.
-Taiyoken! - ryknąłem, wyzwalając strumień światła, który odebrał mi zdolność widzenia na jakieś pięć sekund.
-"To nadal nie to!"
-A sraał by to pieees! - wrzasnąłem, jakby to zrobił mój sensei, wyzwalając moc i, ku mojemu zdziwieniu, przed oczami miałem tylko jedną wielką białą plamę. W pierwszej chwili nie wiedziałem co się dzieje, ale wkrótce zorientowałem się, że Taiyoken mnie się udał. Czułem się, jak to mówią, dumny, ale taż, jak to mówią, oślepiony. Duma jednak zdecydowanie przeważała.
Kiedy ślepota ustała, wróciłem przed domek Żółwia.
OOC:
Koniec treningu
Regen 10%
Re: Kame House
Sro Sty 29, 2014 6:18 pm
Uczniowie byli bardzo zdolni. Szybko opanowali nową technikę. Teraz był czas na coś innego. Zwołał do siebie dwójkę ziemian i zaczął do nich mówić.
___ - Walka to nie tylko techniki. To także zwykłe uderzenia pięściami, które muszą być jednocześnie silne, celne, szybkie. Trzeba wiedzieć gdzie uderzyć, aby spowodować jak największe obrażenia. Do tego trzeba też unikać ciosów przeciwnika w taki sposób, aby zachowywać balans ciała. Sprawdźmy...- Genialny żółw wszedł do domu. Otworzył szafę i zawołał do siebie dwóch wojowników.
___ - Dobrze, zatem załóżcie je na siebie. Są to skorupy na plecy, obciążniki na cały tułów, to te, które wyglądają jak bezrękawniki. Na nadgarstki, oraz na dolne części piszczeli. Ubierzcie się w nie, ja poczekam na dworze. -Wyszedł na dwór i zaczął coś grzebać przy dwóch palmach, które były od siebie oddalone o może pięć metrów.
Po chwili pojawili się uczniowie. Obciążniki były ciężkie i znacznie utrudniały poruszanie się. Sennin zawołał obu do siebie.
___ - Pomiędzy tymi drzewami jest zaczepiona żyłka. Wskakujcie na nią i walczcie ze sobą. A, tylko nei używajcie Ki. Tyczy się to także latania. -Powiedział Żółw. Niedaleko stał Umigame. Wpatrywał się w swojego przyjaciela, jak ten stoi na jednej nodze na wytrzymałej lince, podnosi obie ręce do góry. Odwraca się przodem do palmy, wykonuje kilka szybkich ciosów. Skłania się i zeskakuje z liny. Kame Sennin poprosił obu uczniów o wejście na linki.
___ - Lubię tę część treningu, będą spadać a przed tym będą robić śmieszne miny i pozycje -powiedział Umigame do Genialnego Żółwia. Po chwili oboje się uśmiechnęli.
OOC:
Wasza szybkość i siła zmniejszona jest o 50%.
Możecie walczyć na jakieś fabularne zepchnięcia albo na normalne obrażenia. Wtedy ten kto będzie miał poniżej 50% życia spada automatycznie. Oczywiście najpierw nauczcie się chodzić po tej żyłce. Spokojnie, nie pęknie ^^.
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Kame House
Sro Sty 29, 2014 11:01 pm
Tym razem nauka genialnego żółwia miała polegać na czym innym, ale wpierw musieli wejść do domu. Pokazał im podobną skorupę do tej, którą sam nosił oraz inne obciążenia. Robiło się ciekawiej, a ten ekwipunek wskazywał na to, że będą trenować fizycznie. Być może w końcu nauczy się zwiększać całą moc z mniejszym wysiłkiem lub nieco szybciej. Podniósł skorupę i szybko ocenił, że że jej waga to mniej więcej dwa razy większa od niego, a więc co najmniej 150 kg. Do tego obciążniki na nadgarstki, których waga musiała wynosić razem z 20-30 kg i jeszcze te na kostki. Teraz był cięższy pewnie o 200 kg i odczuwał skrępowanie w ruchach. Jeszcze nie ćwiczył z takimi ciężarami, żeby je nosić, ale to dobry trening i żałował, że sam nie wpadł na coś takiego. Musiał mieć łącznie ponad 2,5 raza większą wagę co z początku robiło na nim wrażenie, ale szybko nim doszedł do drzwi to już w miarę sprawnie się poruszał. Pewnie gdyby nie moc jaką zdobył do tej pory to poruszanie się byłoby problematyczne, ale teraz czeka ich większe wyzwanie...
Przed domem Genialny Żółw czekał na nich z niespodzianką jaką była linka między drzewami, a gdy oznajmił im, że mają na nią wskoczyć i ze sobą walczyć to dopiero zrobiło się ciekawie. Spojrzał na Chepriego, ponieważ zastanawiał się czy on będzie tym zaskoczony tak samo jak Rikimaru. To, że będzie musiał walczyć bez KI nie zrobiło na nim wrażenia, ponieważ jeszcze nie tak dawno walczył z Misaki w takim turnieju, gdzie nie mogli używać KI. Teraz walka z Cheprim będzie prawdziwym wyzwaniem, jeżeli będą mogli używać wyłącznie pięści. Podszedł niepewnie do linki, ponieważ tego typu treningu nie przechodził, a latania nie mogli używać to bał się, że będzie spadał co chwila, a z takim ciężarem obicia są gwarantowane. Najpierw postawił jedną stopę i zaczął napierać, a linka chybotała się strasznie na boki. "To będzie bardzo problematyczne" - Pomyślał, po czym postawił drugą nogę i wyrżnął twarzą po drugiej stronie...
- KSO! - Zaklął dość głośno. Nawet nie próbował się wykręcać, bo nie zamierza robić z siebie jeszcze większego idioty. Tym razem postanowił od razu wskoczyć na linkę. Przystanął tuż obok i wskoczył stawiając stopy szeroko od siebie i udało mu się ustać tak przez chwilę, ale musiał mocno balansować rękami. Bez wątpienia początek takiej walki będzie trudny, a jeszcze trudniej będzie utrzymać równowagę, gdy Chepri wskoczy na linkę.
- Dawaj. - Krzyknął do niego zapraszając go gestem dłoni.
Teraz tylko przygotować jakoś ciało do tego, żeby ustać tutaj. Balansowanie będzie bardzo istotne.
OoC:
No dobra. Jak mi wypadnie poniżej 50, to jak wskoczysz na linkę to ja spadam ryjem na ziemię xD Więc też możesz opisać, jak będzie powyżej to jakoś się utrzymam.
Przed domem Genialny Żółw czekał na nich z niespodzianką jaką była linka między drzewami, a gdy oznajmił im, że mają na nią wskoczyć i ze sobą walczyć to dopiero zrobiło się ciekawie. Spojrzał na Chepriego, ponieważ zastanawiał się czy on będzie tym zaskoczony tak samo jak Rikimaru. To, że będzie musiał walczyć bez KI nie zrobiło na nim wrażenia, ponieważ jeszcze nie tak dawno walczył z Misaki w takim turnieju, gdzie nie mogli używać KI. Teraz walka z Cheprim będzie prawdziwym wyzwaniem, jeżeli będą mogli używać wyłącznie pięści. Podszedł niepewnie do linki, ponieważ tego typu treningu nie przechodził, a latania nie mogli używać to bał się, że będzie spadał co chwila, a z takim ciężarem obicia są gwarantowane. Najpierw postawił jedną stopę i zaczął napierać, a linka chybotała się strasznie na boki. "To będzie bardzo problematyczne" - Pomyślał, po czym postawił drugą nogę i wyrżnął twarzą po drugiej stronie...
- KSO! - Zaklął dość głośno. Nawet nie próbował się wykręcać, bo nie zamierza robić z siebie jeszcze większego idioty. Tym razem postanowił od razu wskoczyć na linkę. Przystanął tuż obok i wskoczył stawiając stopy szeroko od siebie i udało mu się ustać tak przez chwilę, ale musiał mocno balansować rękami. Bez wątpienia początek takiej walki będzie trudny, a jeszcze trudniej będzie utrzymać równowagę, gdy Chepri wskoczy na linkę.
- Dawaj. - Krzyknął do niego zapraszając go gestem dłoni.
Teraz tylko przygotować jakoś ciało do tego, żeby ustać tutaj. Balansowanie będzie bardzo istotne.
OoC:
No dobra. Jak mi wypadnie poniżej 50, to jak wskoczysz na linkę to ja spadam ryjem na ziemię xD Więc też możesz opisać, jak będzie powyżej to jakoś się utrzymam.
Re: Kame House
Sro Sty 29, 2014 11:01 pm
The member 'Rikimaru' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Procent' : 10
'Procent' : 10
Re: Kame House
Pią Sty 31, 2014 7:54 pm
-"Oho" - pomyślałem, jak tylko Genialny Żółw skończył tłumaczyć na czym polega dalsza część naszego treningu. -"W końcu coś dla mnie"
Zawsze wolałem bardziej walkę typowo fizyczną, niż z użyciem Ki, pewnie dlatego, że lepiej mi w niej szło. W prawdzie obciążniki zmniejszały nieco mój entuzjazm do treningu, ale determinacja zrobiła swoje. Mimo to, wiedziałem, że to zadanie okaże się trudne.
Zacząłem ubieranie "rynsztunku" od dołu, jak to robili rycerze, ostatnia ma moim ciele spoczęła skorupa, zdecydowanie najcięższa z wszystkich części ubioru. Gdybym stanął na wadze pewnie bym zobaczył wartość czterokrotnie większą, niż normalnie, oczywiście, gdyby waga to przetrwała.
Pierwszą trudnością było nawet nie poruszanie się, ale oddychanie. Czułem się, jakby ktoś zawiesił mi worki z piaskiem na żebrach. Pierwsze kroki to też wyzwanie, ta strata w płynności ruchu wręcz ugodziła w moją dumę. A zadanie nie wyglądało na proste, nawet bez tych obciążników chodzenie po żyłce rozpiętej miedzy drzewami wydawało się trudne, możliwości jakie posiadaliśmy nie pomagały nam w tym aż tak bardzo. Tu chodziło o utrzymywanie równowagi, a z tym czasami nawet doświadczeni wojownicy mogą mieć problem, jakkolwiek by to nie brzmiało. Podrapałem się po głowie.
-Jakby tu...? - mruknąłem pod nosem, chwytając się za brodę.
Rikimaru pierwszy chciał spróbować swoich sił przy wchodzeniu, może to i lepiej, że to on był pionierem, mogłem z jego działań wyciągnąć jakąś naukę. Początek wyglądał obiecująco, pierwsza stopa spoczęła pewnie, gorzej gdy przyszła kolej na drugą. Niebieskowłosy poleciał na ziemię, dotknięty okrutnym prawem grawitacji. Powstrzymałem się od śmiechu, chociaż uważałem to za śmieszne, miałem świadomość, że mnie może ze sporym prawdopodobieństwem spotkać to samo. Przyszła kolej na mnie. Postawiłem najpierw prawą stopę, od razu wyczułem jak bardzo żyłka się chybocze i jak jest już napięta od jednego tylko niebieskookiego na niej. Przez myśl przeszło mi, że przecież może pęknąć, ale postanowiłem zaufać mistrzowi. Wybiłem się delikatnie z drugiej nogi, żeby móc ją postawić na żyłce, ugięte kolana nieco pomagały, ale i tak nie zdążyłem złapać równowagi, w czego efekcie Rikimaru spadł na twarz. Wtedy nie mogłem już powstrzymać śmiechu, co tylko pogorszyło moją i tak złą sytuację, wyrżnąłem do tyłu i spadłem na skorupę. Leżałem jak też żółw i majtałem kończynami, nie mogąc się podnieść. Wypukłość skorupy sprawiała, że zachodził efekt konia na biegunach i wstanie stawało się naprawdę trudne. Dopiero gdy w akcie desperacji uaktywniłem aury odpowiedzialne za siłę i szybkość udało mi się. Ciężary stały się niezmiernie lżejsze, prawie jakby ich nie było.
Wskoczyłem na żyłkę, teraz utrzymanie się na niej nie sprawiało nijak takiego problemu.
-Co powiesz na to, gdybyśmy potraktowali ten trening nieco bardziej poważnie? - rzekłem do Rikimaru, uśmiechając się awanturniczo.
OOC:
Trening start
Siła: 518
Szybkość: 437
Zawsze wolałem bardziej walkę typowo fizyczną, niż z użyciem Ki, pewnie dlatego, że lepiej mi w niej szło. W prawdzie obciążniki zmniejszały nieco mój entuzjazm do treningu, ale determinacja zrobiła swoje. Mimo to, wiedziałem, że to zadanie okaże się trudne.
Zacząłem ubieranie "rynsztunku" od dołu, jak to robili rycerze, ostatnia ma moim ciele spoczęła skorupa, zdecydowanie najcięższa z wszystkich części ubioru. Gdybym stanął na wadze pewnie bym zobaczył wartość czterokrotnie większą, niż normalnie, oczywiście, gdyby waga to przetrwała.
Pierwszą trudnością było nawet nie poruszanie się, ale oddychanie. Czułem się, jakby ktoś zawiesił mi worki z piaskiem na żebrach. Pierwsze kroki to też wyzwanie, ta strata w płynności ruchu wręcz ugodziła w moją dumę. A zadanie nie wyglądało na proste, nawet bez tych obciążników chodzenie po żyłce rozpiętej miedzy drzewami wydawało się trudne, możliwości jakie posiadaliśmy nie pomagały nam w tym aż tak bardzo. Tu chodziło o utrzymywanie równowagi, a z tym czasami nawet doświadczeni wojownicy mogą mieć problem, jakkolwiek by to nie brzmiało. Podrapałem się po głowie.
-Jakby tu...? - mruknąłem pod nosem, chwytając się za brodę.
Rikimaru pierwszy chciał spróbować swoich sił przy wchodzeniu, może to i lepiej, że to on był pionierem, mogłem z jego działań wyciągnąć jakąś naukę. Początek wyglądał obiecująco, pierwsza stopa spoczęła pewnie, gorzej gdy przyszła kolej na drugą. Niebieskowłosy poleciał na ziemię, dotknięty okrutnym prawem grawitacji. Powstrzymałem się od śmiechu, chociaż uważałem to za śmieszne, miałem świadomość, że mnie może ze sporym prawdopodobieństwem spotkać to samo. Przyszła kolej na mnie. Postawiłem najpierw prawą stopę, od razu wyczułem jak bardzo żyłka się chybocze i jak jest już napięta od jednego tylko niebieskookiego na niej. Przez myśl przeszło mi, że przecież może pęknąć, ale postanowiłem zaufać mistrzowi. Wybiłem się delikatnie z drugiej nogi, żeby móc ją postawić na żyłce, ugięte kolana nieco pomagały, ale i tak nie zdążyłem złapać równowagi, w czego efekcie Rikimaru spadł na twarz. Wtedy nie mogłem już powstrzymać śmiechu, co tylko pogorszyło moją i tak złą sytuację, wyrżnąłem do tyłu i spadłem na skorupę. Leżałem jak też żółw i majtałem kończynami, nie mogąc się podnieść. Wypukłość skorupy sprawiała, że zachodził efekt konia na biegunach i wstanie stawało się naprawdę trudne. Dopiero gdy w akcie desperacji uaktywniłem aury odpowiedzialne za siłę i szybkość udało mi się. Ciężary stały się niezmiernie lżejsze, prawie jakby ich nie było.
Wskoczyłem na żyłkę, teraz utrzymanie się na niej nie sprawiało nijak takiego problemu.
-Co powiesz na to, gdybyśmy potraktowali ten trening nieco bardziej poważnie? - rzekłem do Rikimaru, uśmiechając się awanturniczo.
OOC:
Trening start
Siła: 518
Szybkość: 437
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Kame House
Sob Lut 01, 2014 2:16 pm
Po wskoczeniu długo balansował rękami nim znalazł odpowiedni środek ciężkości. Skorupa strasznie ciągnęła do tyłu, obciążniki na kostkach nie robiły wielkiej różnicy, ale były jeszcze te na rękach. Co prawda dużo lżejsze od skorupy, ale pochylenie się lekko do przodu i wystawienie rąk do przodu pozwoliło mu na utrzymywanie tej idealnej równowagi. Nie dość, że musiał się przyzwyczaić do dużo większego ciężaru jaki przynosiły obciążenia to jeszcze stabilność. Zawsze miał problemy ze znalezieniem idealnego punktu po środku. To była jego największa wada i to było widać teraz na wylot. Nie nacieszył się długo staniem na tej lince.
Spodziewał się tego, że dodatkowy ruch linki może go wytrącić z bezpiecznej pozycji. Chepri wskoczył na żyłkę, a ta zaczęła tak wywijać na boki, że nie miał szans się utrzymać. Wspomógł się ki i lataniem, żeby się odbić od niewidzialnej ściany, ale nie mógł używać tego, więc powstrzymując się przed używaniem ki i koncentrując na tej sprawie zapomniał o balansowaniu. Odbicie się z drugiej strony od niewidzialnej ściany już nie mogło mieć miejsca. Nie miał szans się zatrzymać, więc po raz kolejny wyrżnął do przodu na ziemię, a Chepri zaczął się z niego niemiłosiernie śmiać, ale po chwili usłyszał głuche uderzenie o ziemię dwa metry od siebie. Odwrócił się i ujrzał czerwonowłosego, który próbował nieudolnie stanąć na nogi. Wyglądało to komicznie. Zupełnie jak prawdziwy żółw, który nie może się przewrócić na brzuch i sam też nie mógł się powstrzymać od wybuchnięcia śmiechem.
W końcu Chepri powstał i wskoczył na linkę, na której stał bardzo pewnie i teraz to on zapraszał Rikimaru do zabawy. Co się zmieniło? Odczuł nieznaczny wzrost mocy, a więc w ten sposób udało mu się zwiększyć panowanie nad ciałem. Rikimaru nie miał zamiaru tak łatwo podchodzić do tego zadania i wskoczył na linkę patrząc przed siebie, przyjmując pozycję jak wcześniej. Lekko pochylony, ręce lekko do przodu i po boku. O ile teraz miał dość otwartą pozycję w której nie mógł się za bardzo bronić, o tyle stał dość stabilnie. Chwilę przyzwyczajał się robiąc małe kroczki do przodu i do tyłu. Chepri musiał chyba przejść już podobny trening, bo radził sobie dużo lepiej.
Skoro będą walczyć bardziej na poważnie to nie ma się co ograniczać. Napiął mocno mięśnie, wstrzymał powietrze i naparł tym, które miał w płucach. Szybkość uderzeń serca zwiększyła się, a jego krew zaczęła szybciej krążyć. Siła i szybkość zwiększyły się, a wokół jego ciała pojawiła się ledwie widoczna fioletowa aura. Oprócz tego jego ciało zrosił trochę pot i zaczął ciężej oddychać. Domyślił się, że Chepri zrobił podobną rzecz, bo również miał cięższy oddech. Zauważył, że łatwiej jest mu się utrzymać. Bez wątpienia oprócz szybkości, zwiększyła się zręczność i czas reakcji, a więc taka linka nie była już tak dużym problem jak na początku. Podskoczył na niej, a potem wylądował na palcach jednej nogi, drugą trzymając na boku. Ręce musiał ułożyć trochę inaczej niż wcześniej aby utrzymać wcześniejszą równowagę.
- Skoro tak uważasz to czemu nie.
W tej pozycji wyczekiwał ruchu czerwonowłosego, ponieważ dopiero co dał odpowiedź to nie był pewny czy jest już gotowy. Rikimaru był.
OoC:
Zapomniałem poprzednio o regeneracji, więc +1080 KI (4080/5400)
4050 HP
Z aurami siły i szybkości: 596 siły, 402 szybkości
Spodziewał się tego, że dodatkowy ruch linki może go wytrącić z bezpiecznej pozycji. Chepri wskoczył na żyłkę, a ta zaczęła tak wywijać na boki, że nie miał szans się utrzymać. Wspomógł się ki i lataniem, żeby się odbić od niewidzialnej ściany, ale nie mógł używać tego, więc powstrzymując się przed używaniem ki i koncentrując na tej sprawie zapomniał o balansowaniu. Odbicie się z drugiej strony od niewidzialnej ściany już nie mogło mieć miejsca. Nie miał szans się zatrzymać, więc po raz kolejny wyrżnął do przodu na ziemię, a Chepri zaczął się z niego niemiłosiernie śmiać, ale po chwili usłyszał głuche uderzenie o ziemię dwa metry od siebie. Odwrócił się i ujrzał czerwonowłosego, który próbował nieudolnie stanąć na nogi. Wyglądało to komicznie. Zupełnie jak prawdziwy żółw, który nie może się przewrócić na brzuch i sam też nie mógł się powstrzymać od wybuchnięcia śmiechem.
W końcu Chepri powstał i wskoczył na linkę, na której stał bardzo pewnie i teraz to on zapraszał Rikimaru do zabawy. Co się zmieniło? Odczuł nieznaczny wzrost mocy, a więc w ten sposób udało mu się zwiększyć panowanie nad ciałem. Rikimaru nie miał zamiaru tak łatwo podchodzić do tego zadania i wskoczył na linkę patrząc przed siebie, przyjmując pozycję jak wcześniej. Lekko pochylony, ręce lekko do przodu i po boku. O ile teraz miał dość otwartą pozycję w której nie mógł się za bardzo bronić, o tyle stał dość stabilnie. Chwilę przyzwyczajał się robiąc małe kroczki do przodu i do tyłu. Chepri musiał chyba przejść już podobny trening, bo radził sobie dużo lepiej.
Skoro będą walczyć bardziej na poważnie to nie ma się co ograniczać. Napiął mocno mięśnie, wstrzymał powietrze i naparł tym, które miał w płucach. Szybkość uderzeń serca zwiększyła się, a jego krew zaczęła szybciej krążyć. Siła i szybkość zwiększyły się, a wokół jego ciała pojawiła się ledwie widoczna fioletowa aura. Oprócz tego jego ciało zrosił trochę pot i zaczął ciężej oddychać. Domyślił się, że Chepri zrobił podobną rzecz, bo również miał cięższy oddech. Zauważył, że łatwiej jest mu się utrzymać. Bez wątpienia oprócz szybkości, zwiększyła się zręczność i czas reakcji, a więc taka linka nie była już tak dużym problem jak na początku. Podskoczył na niej, a potem wylądował na palcach jednej nogi, drugą trzymając na boku. Ręce musiał ułożyć trochę inaczej niż wcześniej aby utrzymać wcześniejszą równowagę.
- Skoro tak uważasz to czemu nie.
W tej pozycji wyczekiwał ruchu czerwonowłosego, ponieważ dopiero co dał odpowiedź to nie był pewny czy jest już gotowy. Rikimaru był.
OoC:
Zapomniałem poprzednio o regeneracji, więc +1080 KI (4080/5400)
4050 HP
Z aurami siły i szybkości: 596 siły, 402 szybkości
Re: Kame House
Nie Lut 02, 2014 7:59 pm
Pozycja, w jakiej się znajdowałem zdecydowanie utrudniała mi walkę, stałem bokiem do Rikimaru, wiec tylko jedna ręka mogła służyć do obrony, ale łatwiej mi było utrzymać stabilność. W prawdzie teraz tak bardzo nie musiałem się o to martwić, ale zawsze istniała opcja upadku w wyniku zbyt silnego uderzenia. Znałem kilka form obrony przed ciosami, ale musiałbym za każdym razem przenosić środek swojej ciężkości, a to ryzykowne.
-"Nie ma co, urządziłem się ładnie"
To jednak nie był na narzekania, tylko na wnikliwą i jak najszybszą analizę sytuacji. Na mój plus działała większa zręczność, obusieczną broń stanowiła tutaj natomiast ta żyłka.
-"Może nie będzie tak źle" - pomyślałem. -"Szkoda tylko, że przy wykonywaniu każdego ruchu będę musiał zachowywać dużą ostrożność i, co gorsza, odpowiednie tempo. W prawdzie to działa w dwie strony, ale mimo wszystko Rikimaru jest silniejszy..."
No nic, wóz albo przewóz.
Powoli przesunąłem prawą stopę bliżej lewej, starając się zrobić to w miarę niepostrzeżenie, następnie "doskoczyłem" do niebieskowłosego, przesuwając nagle nogę i wyprowadzając cios. Utrzymanie równowagi okazało się dosyć proste, choć pewnie aury miały w to duży wkład.
-"Mogę chyba czuć się pewniej, ale utrata czujności mnie zgubi"
Cały czas zachowywałem skupienie, tylko, że skupianie się jednocześnie na swojej równowadze, żyłce i przeciwniku wcale nie jest takie proste. To w sporej mierze, jak przy zwykłej walce, ale o wiele trudniejsze. Większość osób w moim wieku ma problem, żeby skupić się na jednej rzeczy przez dłużej, niż kilka minut, a ja co? Pod tym względem zazdrościłem równieśnikom. Ale cóż, sam sobie wybrałem takie życie, wiedząc, że żywot wojownika jest trudny.
OOC:
Aury: -100HP
Podstawowy: 518 dmg
-"Nie ma co, urządziłem się ładnie"
To jednak nie był na narzekania, tylko na wnikliwą i jak najszybszą analizę sytuacji. Na mój plus działała większa zręczność, obusieczną broń stanowiła tutaj natomiast ta żyłka.
-"Może nie będzie tak źle" - pomyślałem. -"Szkoda tylko, że przy wykonywaniu każdego ruchu będę musiał zachowywać dużą ostrożność i, co gorsza, odpowiednie tempo. W prawdzie to działa w dwie strony, ale mimo wszystko Rikimaru jest silniejszy..."
No nic, wóz albo przewóz.
Powoli przesunąłem prawą stopę bliżej lewej, starając się zrobić to w miarę niepostrzeżenie, następnie "doskoczyłem" do niebieskowłosego, przesuwając nagle nogę i wyprowadzając cios. Utrzymanie równowagi okazało się dosyć proste, choć pewnie aury miały w to duży wkład.
-"Mogę chyba czuć się pewniej, ale utrata czujności mnie zgubi"
Cały czas zachowywałem skupienie, tylko, że skupianie się jednocześnie na swojej równowadze, żyłce i przeciwniku wcale nie jest takie proste. To w sporej mierze, jak przy zwykłej walce, ale o wiele trudniejsze. Większość osób w moim wieku ma problem, żeby skupić się na jednej rzeczy przez dłużej, niż kilka minut, a ja co? Pod tym względem zazdrościłem równieśnikom. Ale cóż, sam sobie wybrałem takie życie, wiedząc, że żywot wojownika jest trudny.
OOC:
Aury: -100HP
Podstawowy: 518 dmg
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Kame House
Nie Lut 02, 2014 10:01 pm
Po paru minutach byli chyba na tyle przyzwyczajeni do... nietypowej powierzchni, że mogli zacząć walkę, a pierwszy to zrobił Chepri. Z początku bardzo niepewnie się poruszał, ale w jednej chwili zrobił krok i uderzenie. Mogło wskazywać wiele na to, że udawał i po prostu chciał zmylić czujność niebiesko-włosego, który próbując z całych sił utrzymać się na lince przyjął cios prosto w twarz, a ten go odchylił do tyłu, ale wykorzystał to do wykonania obrotu i zrobił zamach nogą, ale nie trafił.
Na całe szczęście przynajmniej udało mu się utrzymać środek ciężkości i pozostać na lince. Tym razem opierał się na lince piętą prawej nogi i śródstopiem lewej. W ten sposób będzie mógł postawić krok prawą nogą na nieco większą odległość i uderzyć Chepriego, a przynajmniej trafić. Twarz go bolała jakby ktoś mu przywalił cegłą. Bez zwiększonej wytrzymałości ból czuć wyraźnie, ale chciał sprawdzić jak to jest walczyć bez tego. Odkąd zapanował nad odpornością skóry, mięśni, a nawet kości na uderzenia to niemal nieustannie zachowywał ją. O ile sama w sobie tak bardzo nie wyczerpywała to bez niej, a ze zwiększoną szybkością i siłą czuł się trochę jak kaleka. Gdyby mogli używać energii i zwiększył swoją KI to pewnie mięśnie paliłyby po paru sekundach. Już teraz czuł, że poci się i męczy znacznie szybciej niż dotychczas. Liczył również na to, że Genialny Żółw to zauważy i poradzi mu co może z tym zrobić. Czy jest jakiś sposób, żeby ta moc tak nie obciążała ciała.
Walka nie będzie łatwa i wiedział to już od samego początku, ale przegrał już jeden z ich pojedynków na wyspie. Mianowicie później niż Chepri nauczył się Kienzana i musiał nadrobić ten wynik, który tkwił tylko i wyłącznie w jego umyśle. Być może czerwonowłosego też motywowały te wyzwania. Nie byłoby to dziwne. Faceci tak często mają i dlatego zrobi wszystko, żeby wygrać. Najlepiej efektownie, ale również uważnie. Musi szybko myśleć, a do tego koncentrować się na równowadze. Tyle rzeczy na raz do ogarnięcia, ale nie był początkującym.
W szkole, przed wypadkiem był reprezentantem szkoły w karate, kungfu oraz judo. Uczestniczył nawet w turnieju z mieszanymi stylami. Jeszcze do niedawna niewiele pamiętał sprzed wypadku, ale teraz pamięć mu powoli wracała i te wszystkie ruchy oraz techniki. Musiał wykorzystać tutaj wszystko co oferował ten nietypowy ring, a linka, którą mogli obaj traktować jak przeszkodą mogła stać się największym atutem. Była elastyczna i wzmacniała siłę wybicia. Wystarczyło lekko podskoczyć, dobrze trafić i odbić się pod kątem. W ten właśnie sposób postąpił i nagle znalazł się tuż przed Cheprim. Jego oba kolana na wysokości jego głowy, ale był za wysoko, żeby mógł bezpiecznie wylądować. Oparł się więc rękami na ramionach czerwonowłosego i wymierzył kolanami w brzuch. Wykorzysta stabilną pozycję przeciwnika, żeby zadać mu cios, a następnie dobrze wylądować na lince.
OoC:
Aury -100HP
Podstawowy 596 dmg
HP: 4050-100-518= 3432 (85%)
Na całe szczęście przynajmniej udało mu się utrzymać środek ciężkości i pozostać na lince. Tym razem opierał się na lince piętą prawej nogi i śródstopiem lewej. W ten sposób będzie mógł postawić krok prawą nogą na nieco większą odległość i uderzyć Chepriego, a przynajmniej trafić. Twarz go bolała jakby ktoś mu przywalił cegłą. Bez zwiększonej wytrzymałości ból czuć wyraźnie, ale chciał sprawdzić jak to jest walczyć bez tego. Odkąd zapanował nad odpornością skóry, mięśni, a nawet kości na uderzenia to niemal nieustannie zachowywał ją. O ile sama w sobie tak bardzo nie wyczerpywała to bez niej, a ze zwiększoną szybkością i siłą czuł się trochę jak kaleka. Gdyby mogli używać energii i zwiększył swoją KI to pewnie mięśnie paliłyby po paru sekundach. Już teraz czuł, że poci się i męczy znacznie szybciej niż dotychczas. Liczył również na to, że Genialny Żółw to zauważy i poradzi mu co może z tym zrobić. Czy jest jakiś sposób, żeby ta moc tak nie obciążała ciała.
Walka nie będzie łatwa i wiedział to już od samego początku, ale przegrał już jeden z ich pojedynków na wyspie. Mianowicie później niż Chepri nauczył się Kienzana i musiał nadrobić ten wynik, który tkwił tylko i wyłącznie w jego umyśle. Być może czerwonowłosego też motywowały te wyzwania. Nie byłoby to dziwne. Faceci tak często mają i dlatego zrobi wszystko, żeby wygrać. Najlepiej efektownie, ale również uważnie. Musi szybko myśleć, a do tego koncentrować się na równowadze. Tyle rzeczy na raz do ogarnięcia, ale nie był początkującym.
W szkole, przed wypadkiem był reprezentantem szkoły w karate, kungfu oraz judo. Uczestniczył nawet w turnieju z mieszanymi stylami. Jeszcze do niedawna niewiele pamiętał sprzed wypadku, ale teraz pamięć mu powoli wracała i te wszystkie ruchy oraz techniki. Musiał wykorzystać tutaj wszystko co oferował ten nietypowy ring, a linka, którą mogli obaj traktować jak przeszkodą mogła stać się największym atutem. Była elastyczna i wzmacniała siłę wybicia. Wystarczyło lekko podskoczyć, dobrze trafić i odbić się pod kątem. W ten właśnie sposób postąpił i nagle znalazł się tuż przed Cheprim. Jego oba kolana na wysokości jego głowy, ale był za wysoko, żeby mógł bezpiecznie wylądować. Oparł się więc rękami na ramionach czerwonowłosego i wymierzył kolanami w brzuch. Wykorzysta stabilną pozycję przeciwnika, żeby zadać mu cios, a następnie dobrze wylądować na lince.
OoC:
Aury -100HP
Podstawowy 596 dmg
HP: 4050-100-518= 3432 (85%)
Re: Kame House
Nie Lut 02, 2014 11:06 pm
Wojownik, który słabo zna przeciwnika, albo nie zna go wcale, musi się spodziewać wszystkiego. To właśnie dlatego tak ważne jest poznanie oponenta. Ja Rikimaru znałem bardzo słabo, choć to w sumie była nasza trzecia walka. Z jednej strony to praktyczne, bo lepiej poznawałem jego umiejętności walki, a z drugiej to trochę kłopotliwe, że nie znałem praktycznie żadnych jego danych personalnych. Fakt, to nie jest jakiś nie wiadomo jaki problem, ale jak wspominałem, lepiej znać swojego przeciwnika, to pozwala na przewidzenie jego ruchów i przygotowanie odpowiedzi. Pewnie dlatego atak niebieskowłosego wywarł na mnie aż takie wrażenie. Wbicie kolan w brzuch zabolało aż za bardzo... To przez brak aury dającej mi wytrzymałość. W pierwszej chwili pomyślałem, żeby ją włączyć, ale raz, że to by popsuło jeden z aspektów treningu, a dwa, że i tak miałem inne rzeczy na głowie, a mianowicie utrzymanie równowagi. Musiałem jakoś wymanewrować rękoma, bo zrobienie kroku do tyłu mogłoby się okazać zgubne. Odchylałem się niebezpiecznie szybko, to wina tej przeklętej skorupy na plecach, do tego ta żyłka wcale nie pomagała. W akcie umiarkowanej desperacji złapałem Rikimaru za przedramiona i przyciągnąłem się do niego. Zrobiłem to w odpowiednim momencie, bo ułamek sekundy później i znów leżałbym jak ten żółw na skorupie, dodatkowo los mi sprzyjał, że nie pociągnąłem niebieskowłosego za sobą, wtedy to bym dopiero zrobił... W każdym razie, myślałem szybko i do głowy przyszedł mi pomysł, jak to wykorzystać. Przy pomocy umiarkowanej (ale jednak) siły rozpędu i zwiększonej masy uderzyłem niebieskookiego głową w twarz. Z fizycznego punktu widzenia zrobiłem coś bardzo głupiego, bo tylko głowa nie posiadała jakiegoś obciążnika i zwiększona masa wywierała najmniejszy wpływ, niemniej, mało miałem czasu. Gdyby go było więcej pewnie wpadłbym na takie pomysły jak uderzenie pięścią, czy całym ciałem, ale cóż. Równowagę złapałem, z pewną trudnością, ale złapałem. Pozostawało mi tylko przygotowanie się na kontratak.
OOC:
Aury: -100 HP
Potężny: 955 DMG
HP: 4010 - 100 - 596 = 3314
OOC:
Aury: -100 HP
Potężny: 955 DMG
HP: 4010 - 100 - 596 = 3314
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Kame House
Pon Lut 03, 2014 12:12 am
Spodziewał się, że Chepri w jakiś sposób wykorzysta go do utrzymania się na linie. Zabawa była niezła, ale żaden z nich nie odpuszczał. Miał już plan, żeby wykorzystać tą skorupę do zablokowania ciosu, ale o ile Chepri mógłby sobie połamać rękę na niej albo ją zniszczyć, bo nie znał wytrzymałości jednak bez wątpienia spadłby z liny. Po raz drugi oberwał po twarzy i ten cios głową był dużo boleśniejszy, bo oberwał prosto w nos, a ten jest dość czuły. Powstrzymał się w ostatniej chwili od zakrycia twarzy rękami. Środek ciężkości przeniósłby się do tyłu i poleciałby na skorupę, ale z drugiej strony wpadł na bardzo dobry pomysł. Przyszedł czas na jak najlepsze wykorzystanie warunków oraz skorupy, której ciężar mógł nadać również impetu.
Zastanawiał się czy wysokość linki jest na tyle odpowiednia, żeby nie zarył o ziemię. Poza tym jej elastyczność mogła sprawić, że skorupa wbiłaby się w ziemię i już by tam został. Musiał zaryzykować i przenieść całą siłę do rąk, a więc rzucił się do przodu na nura, wystawił ręce do przodu i złapał za linę. Następnie przekręcił rękami na linie i był przez moment równolegle do ziemi. Odchylił nieco linę i Chepri omal nie spadł. Impet rzucił go do tyłu, ale zdołał kopnąć Chepriego mocno z góry w ramię robiąc salto. Wyleciał na pień drzewa, delikatnie się od niego odbił i opadł na linę. Ciężko dyszał po tej całej serii, bo ewolucja była naprawdę trudna i wymagała nie tylko maksymalnego skupienia, a także sporej zręczności.
Utrzymywanie równowagi było coraz łatwiejsze i pewnie kilka ruchów i będzie w stanie nawet bez aur sprawnie się poruszać po linie. Przynajmniej się czegoś nauczy dzięki takiej zabawie.
OoC:
Aury -100 HP
Potężny 998dmg
HP: 3432-1055= 2377 (59%)
Zastanawiał się czy wysokość linki jest na tyle odpowiednia, żeby nie zarył o ziemię. Poza tym jej elastyczność mogła sprawić, że skorupa wbiłaby się w ziemię i już by tam został. Musiał zaryzykować i przenieść całą siłę do rąk, a więc rzucił się do przodu na nura, wystawił ręce do przodu i złapał za linę. Następnie przekręcił rękami na linie i był przez moment równolegle do ziemi. Odchylił nieco linę i Chepri omal nie spadł. Impet rzucił go do tyłu, ale zdołał kopnąć Chepriego mocno z góry w ramię robiąc salto. Wyleciał na pień drzewa, delikatnie się od niego odbił i opadł na linę. Ciężko dyszał po tej całej serii, bo ewolucja była naprawdę trudna i wymagała nie tylko maksymalnego skupienia, a także sporej zręczności.
Utrzymywanie równowagi było coraz łatwiejsze i pewnie kilka ruchów i będzie w stanie nawet bez aur sprawnie się poruszać po linie. Przynajmniej się czegoś nauczy dzięki takiej zabawie.
OoC:
Aury -100 HP
Potężny 998dmg
HP: 3432-1055= 2377 (59%)
Re: Kame House
Wto Lut 04, 2014 12:02 am
Czego jak czego, ale takiego zagrania się na pewno nie spodziewałem. Może to przez to, że już w pierwszej chwili wydało mnie się bardzo ryzykowne, ale jak widać Rikimaru miał dosyć odwagi by to ryzyko podjąć i wyszedł na tym z zyskiem. A ja... Leciałem na skorupę, z małymi szansami na odzyskanie równowagi... Pięknie. Wpadło mi do głowy, żeby odbić się skorupą i wybić, robiąc coś na zasadzie sprężynki. Odrzuciłem jednak ten pomysł, ponieważ nawet w normalnych warunkach byłoby to bardzo trudna, a teraz? Zresztą, musiałbym idealnie wymierzyć uderzenie w środek skorupy, co stanowiło nie lada trudność. Rękoma też bym nic nie zdziałał. Ale może jakbym się obrócił...? Tak, to była myśl. Wystarczyło zrobić tylko to, co kot robi za każdym razem, gdy spada. Dobra, aż to. Porywałem się z motyką na słońce, ale pocieszała mnie myśl, że wcale tak dużo nie straciłbym. Jeśli nic nie zrobię, spadnę, jeśli mnie się nie uda, też spadnę, a jeśli dam radę... To wtedy dam radę.
W chyba ostatniej chwili wybiłem się nieco nogami, ze sporym trudem skręciłem tułowie, zmuszając się do obrotu o sto osiemdziesiąt stopni w osi y. Niemal od razu zakręciło mnie się w głowie, ale to wina tych obciążników... Umysł jednak miałem skupiony na zadaniu. Złapałem się linki i przywarłem do niej, jednocześnie starając się nie przechylić na którąś ze stron, bo zawisłbym jak leniwiec... Nie do końca wiem jak, ale odbiłem się... I nawet obróciłem przodem do Rikimaru. Serio nie wiem kto był bardziej zdziwiony tym, ja czy on. Szybko zdziwienie mi przeszło, jak do mózgu dotarł sygnał o uszkodzeniu ciała. Aż zasyczałem z bólu. Zadziwiające jak niebieskowłosy mógł tak celnie trafić w miejsce, gdzie mięśnie ramienia łączą się z barkiem. Mój oponent wyglądał nadal na nieco skołowanego, więc bez większego zastanowienia wyprowadziłem cios lewą ręką w jego brzuch. Opuszczona garda nieco w tym pomogła.
OOC:
Aury: -100 HP
Podstawowy: 518 DMG
Moje HP: 3314 - 100 - 998 = 2216 (53,9% ~ 54%)
W chyba ostatniej chwili wybiłem się nieco nogami, ze sporym trudem skręciłem tułowie, zmuszając się do obrotu o sto osiemdziesiąt stopni w osi y. Niemal od razu zakręciło mnie się w głowie, ale to wina tych obciążników... Umysł jednak miałem skupiony na zadaniu. Złapałem się linki i przywarłem do niej, jednocześnie starając się nie przechylić na którąś ze stron, bo zawisłbym jak leniwiec... Nie do końca wiem jak, ale odbiłem się... I nawet obróciłem przodem do Rikimaru. Serio nie wiem kto był bardziej zdziwiony tym, ja czy on. Szybko zdziwienie mi przeszło, jak do mózgu dotarł sygnał o uszkodzeniu ciała. Aż zasyczałem z bólu. Zadziwiające jak niebieskowłosy mógł tak celnie trafić w miejsce, gdzie mięśnie ramienia łączą się z barkiem. Mój oponent wyglądał nadal na nieco skołowanego, więc bez większego zastanowienia wyprowadziłem cios lewą ręką w jego brzuch. Opuszczona garda nieco w tym pomogła.
OOC:
Aury: -100 HP
Podstawowy: 518 DMG
Moje HP: 3314 - 100 - 998 = 2216 (53,9% ~ 54%)
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Kame House
Wto Lut 04, 2014 12:16 pm
O ile Rikimaru zrobił coś niezwykłego, nieprawdopodobnego to już to co zrobił Chepri przeszło najśmielsze oczekiwania, bo do końca nie wiedział jak to zrobił. Przecież runął na jego ramię nogą bardzo mocno, chociaż nie uważał, żeby ten cios miał zachwiać równowagą czerwonowłosego. Oceniał, że co najwyżej przygniecie Chepriego tak do linki, że wystrzeli w górę jak z procy, ale świetnie zamortyzował ciałem to uderzenie, ale przez to jakoś tak dziwnie poleciał na linkę, a potem zrobił jakąś niesamowitą rewolucję, która przebił chyba to co on zrobił przed chwilą. Zresztą wyraźnie było widać, kto tu jest szybszy. Ciosy Chepriego były mocne, ale nie tak bardzo jak niebieskowłosego. Grymas bólu po ostatnim uderzeniu na jego sparingpartnerze mówił wszystko, ale ruch który wykonał wyraźnie obnażył, że Rikimaru ustępuje szybkością. Jego ewolucja w głównej mierze polegała na sile i pewnym trzymaniu się linki i co prawda obroty potrzebowały sporej zręczności, ale pewnie Chepri mógłby zrobić to dużo sprawniej i płynniej.
Nie był tylko pewien co podczas walki może się okazać lepsze. Nieco większa szybkość, kosztem słabszych ciosów lub może więcej uderzeń, ale słabszych? Na tak nieznacznych różnicach jakie dzieliły Chepriego i Rikimaru nie można było tego stwierdzić i swoje dywagacje będzie musiał przesunąć do czasu pojedynku z kimś znacznie szybszym, ale ze słabszą siłą ciosu lub z kimś mającym uderzenie tysiąc tonowego młota, a wolne ruchy.
Chepri wykorzystał chwilę i przeszedł do ataku. Na lince ciężko w jakikolwiek sposób osłaniać się przed uderzeniami, więc cios w brzuch na chwilę go przytkał, ale zdołał złapać ręką za ramię przeciwnika i spróbował wykonać kopniaka w udo, żeby strącić Chepriego, ale poczuł, że noga mu się osuwa z linki, a w głowie mu zawirowało... Czy to po ciosie czerwonowłosego czy z wycieńczenia? Kso. Tylko nie to. Myślałem, że mam już z tym spokój. Kim Ty do cholery jesteś, że siedzisz w mojej głowie? Dlaczego wciąż pojawiasz się w dziwnych momentach?
OoC:
Kolejny pomysł z kościami. Rzucam kością walka. Jak wypadnie cokolwiek z unikiem, blokiem albo technika/power-up to nie trafiam Cię i wygrałeś. Jeżeli wszystko inne to trafiam.
Bez tego to dzięki szybkości wygrałeś, a jakby patrzeć na to, że ja kończę rundę to ja wygrałem. Niech zadecyduje znowu los.
Aury -100 HP
Atak podstawowy 596 dmg [Ty 1620/4110= 39%]
Moje HP: 2377-518-100= 1759/4050 [43%]
Nie był tylko pewien co podczas walki może się okazać lepsze. Nieco większa szybkość, kosztem słabszych ciosów lub może więcej uderzeń, ale słabszych? Na tak nieznacznych różnicach jakie dzieliły Chepriego i Rikimaru nie można było tego stwierdzić i swoje dywagacje będzie musiał przesunąć do czasu pojedynku z kimś znacznie szybszym, ale ze słabszą siłą ciosu lub z kimś mającym uderzenie tysiąc tonowego młota, a wolne ruchy.
Chepri wykorzystał chwilę i przeszedł do ataku. Na lince ciężko w jakikolwiek sposób osłaniać się przed uderzeniami, więc cios w brzuch na chwilę go przytkał, ale zdołał złapać ręką za ramię przeciwnika i spróbował wykonać kopniaka w udo, żeby strącić Chepriego, ale poczuł, że noga mu się osuwa z linki, a w głowie mu zawirowało... Czy to po ciosie czerwonowłosego czy z wycieńczenia? Kso. Tylko nie to. Myślałem, że mam już z tym spokój. Kim Ty do cholery jesteś, że siedzisz w mojej głowie? Dlaczego wciąż pojawiasz się w dziwnych momentach?
OoC:
Kolejny pomysł z kościami. Rzucam kością walka. Jak wypadnie cokolwiek z unikiem, blokiem albo technika/power-up to nie trafiam Cię i wygrałeś. Jeżeli wszystko inne to trafiam.
Bez tego to dzięki szybkości wygrałeś, a jakby patrzeć na to, że ja kończę rundę to ja wygrałem. Niech zadecyduje znowu los.
Aury -100 HP
Atak podstawowy 596 dmg [Ty 1620/4110= 39%]
Moje HP: 2377-518-100= 1759/4050 [43%]
Re: Kame House
Wto Lut 04, 2014 12:16 pm
The member 'Rikimaru' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Walka automat ' :
Result :
'Walka automat ' :
Result :
Re: Kame House
Wto Lut 04, 2014 7:07 pm
Nadal miałem w głowię wyobrażenie tego, jak dla obserwatora mógł wyglądać mój karkołomny popis umiejętności kaskaderskich, musiałem stwierdzić, że nie jednego "zawodowca" wprawiłby w kompleksy, ale takie życie.
Udało mnie się wymierzyć cios... Mogłem się jednak spodziewać, że Rikimaru zrobi coś takiego... Złapał mnie za ramię i kopnął w udo. Jeszcze zanim uderzył wiedziałem, że nie zdołam się utrzymać, czułem to, a że jeszcze trafił w najgorsze możliwe miejsce, z boku, nad kolanem, to silny ból połączony z lekkim skurczem targnął moją nogą. Podkurczyła się trochę, co w połączeniu z siłą uderzenia spowodowało mój nieuchronny spadek z linki. Tu już nie było co ratować, po prostu spadałem i nic nie mogłem na to poradzić. No, chyba, że złagodzić upadek, albo ogólnie wylądować, zamiast ryć twarzą w ziemię. Wykorzystałem dzikie instynkty, jakie przebudziła we mnie technika Rogafufuken, czy raczej, jakie musiałem w sobie przebudzić, żeby opanować ją. Wyciągnąłem ręce przed siebie i gdy tylko dłonie dotknęły ziemi, zgiąłem łokcie, przenosząc siłę uderzenia i zamieniając ją w napęd dla przewrotu w przód. Gdybyście kiedyś próbowali zrobić przewrót w przód ze skorupą... Pomyślcie o tym dwa razy, taka mała rada. Nie dość, że to strasznie utrudnia, to jeszcze jak włożymy za mało energii, to całkiem uniemożliwia. U mnie zabrakło minimalnie. Prawie już dotykałem stopami ziemi, kiedy grawitacja zachciała inaczej i znów wylądowałem na plecach. Po chwili szamotaniny z samym sobą, w kocu się podniosłem. Zdezaktywowałem aury... I to był mój błąd. Chociaż nie używałem wcześniej aury wytrzymałości, to i tak poczułem, że boli mnie wszystko bardziej, niż przedtem. Może to kwestia tych obciążników, albo bardziej rozluźnionych mięśni, nie wiedziałem i prawdę mówiąc mało mnie to obchodziło. Ból miał to do siebie, że skupiał na teraźniejszości, a w tamtej teraźniejszości wszystko mnie bolało...
Mimo to, chociaż wszystkie części mojego ciała krzyczały "Zdejmij to!", to ja jednak nie chciałem pozbywać się obciążników, bo jak to mówią: "Musi być gorzej, zanim będzie lepiej". Wtedy było fatalnie, dlatego śmiałem sądzić, że trochę zajmie mi przywyknięcie.
Odpocząłem nieco i wstałem, musiałem się wspierać rękoma na udach. Oddychałem szybko. Słyszałem wyraźnie, jak krew płynie wartkim nurtem w moich żyłach.
-Chyba Cię trochę nie doceniłem i to był mój błąd, ale nie myśl, że następnym razem go popełnię - powiedziałem do niebieskowłosego, o dziwo udało mi się to zrobić jednym tchem.
OOC:
Aury: off -100 HP
HP: 2216 - 100 - 596 = 1520
Edit z dnia 04.02.2014 o godz. 23:23 - Koniec treningu
Udało mnie się wymierzyć cios... Mogłem się jednak spodziewać, że Rikimaru zrobi coś takiego... Złapał mnie za ramię i kopnął w udo. Jeszcze zanim uderzył wiedziałem, że nie zdołam się utrzymać, czułem to, a że jeszcze trafił w najgorsze możliwe miejsce, z boku, nad kolanem, to silny ból połączony z lekkim skurczem targnął moją nogą. Podkurczyła się trochę, co w połączeniu z siłą uderzenia spowodowało mój nieuchronny spadek z linki. Tu już nie było co ratować, po prostu spadałem i nic nie mogłem na to poradzić. No, chyba, że złagodzić upadek, albo ogólnie wylądować, zamiast ryć twarzą w ziemię. Wykorzystałem dzikie instynkty, jakie przebudziła we mnie technika Rogafufuken, czy raczej, jakie musiałem w sobie przebudzić, żeby opanować ją. Wyciągnąłem ręce przed siebie i gdy tylko dłonie dotknęły ziemi, zgiąłem łokcie, przenosząc siłę uderzenia i zamieniając ją w napęd dla przewrotu w przód. Gdybyście kiedyś próbowali zrobić przewrót w przód ze skorupą... Pomyślcie o tym dwa razy, taka mała rada. Nie dość, że to strasznie utrudnia, to jeszcze jak włożymy za mało energii, to całkiem uniemożliwia. U mnie zabrakło minimalnie. Prawie już dotykałem stopami ziemi, kiedy grawitacja zachciała inaczej i znów wylądowałem na plecach. Po chwili szamotaniny z samym sobą, w kocu się podniosłem. Zdezaktywowałem aury... I to był mój błąd. Chociaż nie używałem wcześniej aury wytrzymałości, to i tak poczułem, że boli mnie wszystko bardziej, niż przedtem. Może to kwestia tych obciążników, albo bardziej rozluźnionych mięśni, nie wiedziałem i prawdę mówiąc mało mnie to obchodziło. Ból miał to do siebie, że skupiał na teraźniejszości, a w tamtej teraźniejszości wszystko mnie bolało...
Mimo to, chociaż wszystkie części mojego ciała krzyczały "Zdejmij to!", to ja jednak nie chciałem pozbywać się obciążników, bo jak to mówią: "Musi być gorzej, zanim będzie lepiej". Wtedy było fatalnie, dlatego śmiałem sądzić, że trochę zajmie mi przywyknięcie.
Odpocząłem nieco i wstałem, musiałem się wspierać rękoma na udach. Oddychałem szybko. Słyszałem wyraźnie, jak krew płynie wartkim nurtem w moich żyłach.
-Chyba Cię trochę nie doceniłem i to był mój błąd, ale nie myśl, że następnym razem go popełnię - powiedziałem do niebieskowłosego, o dziwo udało mi się to zrobić jednym tchem.
OOC:
Aury: off -100 HP
HP: 2216 - 100 - 596 = 1520
Edit z dnia 04.02.2014 o godz. 23:23 - Koniec treningu
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Kame House
Sro Lut 05, 2014 7:25 pm
Po zadanym ciosie, który na szczęście doszedł celu zawirowało mu w głowie, a zdołał zablokować siłę, która się przebijała i w ostatniej chwili opadając tak ustawił ciało, że naparł udami na linkę i zamortyzował napięcie, a następnie rozstawiając odpowiednie ręce utrzymał się tak i siedział teraz spoglądając na Chepriego. Odetchnął głęboko rozluźniając wszystkie mięśnie i musiał się trochę pochylić do przodu czując zwiększający się ciężar, który nosił na sobie. Trochę się do tego przyzwyczaił, ale wciąż jeszcze trochę czasu mu pozostanie do przyzwyczajenia się do skorupy. Będzie musiał przeznaczyć wiele godzin dziennie na trening, żeby panować dobrze nad ciałem. Musi poprosić mistrza o więcej takich ćwiczeń, ponieważ jeszcze musi być wiele rzeczy do dopracowania, a nie ma o tym jeszcze pojęcia. Treningi karate pod okiem słabych szkolnych mistrzów były niczym w porównaniu do tego wszystkiego. Uśmiechnął się słysząc pochwałę Chepriego i groźbę odegrania się za błąd.
- Trzymam Cię za słowo. - Powiedział pół żartem, pół serio. Chepri był świetnym sparingpartnerem i rywalem do treningów. Ich moc była porównywalna i rozwijali się niemal z identyczną szybkością. W dodatku znali niemal takie same techniki, więc byli prawie jak odbicie lustrzane i gdyby ktoś z zewnątrz ich w tej chwili oceniał to mógłby pomyśleć, że obaj byli uczniami Genialnego Żółwia od bardzo dawna. Trochę to było dziwne, bo ich życie z pewnością było dotychczas inne, a przeznaczenie na chwile skrzyżowało ich losy ze sobą.
- Dlaczego wciąż mi się pojawiasz? Kim jesteś?
- Jeszcze sobie nie przypomniałeś? Pozwól, że Ci wyjaśnię to raz, a dobrze. Wydaje Ci się, że wjechał w Ciebie samochód, ale do niczego takiego nie doszło. Rzuciłeś się z motyką na słońce, jakimś cudem mnie prawie zabiłeś, a ja potrzebowałem jakiegoś ciała...
Po pewnym czasie się obudził. Nie wiedział ile spał, ale nie wyglądało, żeby to trwało zbyt długo.
OoC:
Regen 10% HP i KI. 405HP + 1759= 2164. 540KI+3000=3540.
- Trzymam Cię za słowo. - Powiedział pół żartem, pół serio. Chepri był świetnym sparingpartnerem i rywalem do treningów. Ich moc była porównywalna i rozwijali się niemal z identyczną szybkością. W dodatku znali niemal takie same techniki, więc byli prawie jak odbicie lustrzane i gdyby ktoś z zewnątrz ich w tej chwili oceniał to mógłby pomyśleć, że obaj byli uczniami Genialnego Żółwia od bardzo dawna. Trochę to było dziwne, bo ich życie z pewnością było dotychczas inne, a przeznaczenie na chwile skrzyżowało ich losy ze sobą.
* * *
- Te. Cieniasie. Nie potrafisz sobie radzić sam ze sobą. - Powiedział ten sam demon z jego głowy, który pojawiał się dawno temu. Rikimaru poleciał do tyłu z zamkniętymi oczami. Genialny Żółw, Chepri i Misaki mogli pomyśleć, że padł ze zmęczenia albo że sobie robi żarty, ale głośne chrapanie szybko wyjaśniło jego stan. Podczas snu człowieczek był skryty w cieniu i twarz miał zakrytą kapeluszem. Dawno już Rikimaru nie miał do czynienia w swojej głowie z tym chłystkiem, który na początku pomógł mu zwiększyć jego moc. Tym razem pojawił się podczas snu. - Dlaczego wciąż mi się pojawiasz? Kim jesteś?
- Jeszcze sobie nie przypomniałeś? Pozwól, że Ci wyjaśnię to raz, a dobrze. Wydaje Ci się, że wjechał w Ciebie samochód, ale do niczego takiego nie doszło. Rzuciłeś się z motyką na słońce, jakimś cudem mnie prawie zabiłeś, a ja potrzebowałem jakiegoś ciała...
* * *
OoC:
Regen 10% HP i KI. 405HP + 1759= 2164. 540KI+3000=3540.
Re: Kame House
Nie Lut 09, 2014 5:03 pm
Z początku Umigame i Kame Sennin wpatrywali się w walkę na żyłce. Było jak mówili, dziwne miny które niby to pomagały utrzymać równowagę, były arcy komiczne. Po jakimś czasie Żółw znudził się i poszedł na drugą stronę wyspy. Mistrz wyspy obserwował walkę od początku do końca.
___ - No, bardzo dobrze sobie poradziliście. - powiedział zaraz po rozstrzygnięciu tej małej potyczki - Bardzo się cieszę, że nie używaliście Ki. No i bardzo dobrze, że użyliście aur. Opanowanie ich zwiększa zdolności bojowe każdego wojownika. -powiedział, odwrócił się w kierunku północy, wskazał swoją laską na horyzont -O tam. Tam jest wyspa treningu. Polecicie tam ze mną na nieco trudniejszy trening. -powiedział i spotkał się z dwoma opiniami. Rikimaru chciał lecieć, Chepri nie.
___ - No dobrze Twój wybór. Rikimaru wyruszamy za trzy godziny, po podwieczorku. -powiedział i wszedł do domu.
Minął umówiony czas. Kame sennin uszykował swój bagaż. Zatrzymał się przed domem. W dłoni miał małą kapsułkę z guzikiem. Nacisnął go, cisnął kapsułą przed siebie a po chwili w jej miejscu pojawił się mały samolot.
___ - Rikimaru, Misaki, Umigame, możecie wsiadać. Chepri, miło było Cię trenować. Liczę, że jeszcze kiedyś przelecisz, na mały sparing z Rikimaru. Do widzenia. -powiedział, podał rękę chłopakowi o czerwonych włosach i wsiadł do samolotu, za sterami, poczekał aż wszyscy wsiądą i wyruszył na swoją wyspę.
Na miejscu był budynek. Dom większy niż ten na wyspie. Rozpakował się i od razu wziął się do roboty. Zawołał Rikimaru i wszedł na wzgórze. Tam skupił energię, włączył swoją aurę mistrzowską i użył techniki Kamehame-ha. Po tym zaczał tłumaczyć uczniowi, jak ona działa...
OCC:
Dobrze, to miłego Time Skipowania.
Rikimaru, podczas Time Skipu możesz nauczyć się Kamehame-ha oraz Mafuby.
Obaj panowie +15 punktów za trening.
Re: Kame House
Sob Maj 03, 2014 11:06 pm
Mimo, że się już uspokoiłem, to adrenalina nadal buzowała mi w żyłach. Oddech miałem płytki i nierówny, a ręce mi drżały. Siłą woli zniwelowałem te objawy.
-"Mam tylko nadzieję, że mistrz nie będzie miał nic ważnego na głowie..." - tu stwierdziłem, że moje obawy są śmieszne. -"Co ja gadam, przecież on nie ma i tak nic do roboty... Oby tylko w zamian za przysługę nie chciał jakiejś ładnej dziewczyny, bo to już będzie zupełna porażka... Ehh..."
Taka wizja była bardzo nie po mojej myśli, musiałem liczyć na to, że mistrz okaże wyrozumiałość. Chociaż też w sumie już dwa lata temu mówił, żebym go kiedyś odwiedził, więc... Cóż, szkoda, że zrobię to w takich okolicznościach, ale nie mam za bardzo wyboru.
Nawet gdyby Braska znał jakiś sposób na wzmocnienie mnie, to jak go znam bez Vixen nie mam się co pokazywać...
Zrobiłem posępną minę i spuściłem głowę. Dobrze jednak, że to zrobiłem, bo prawie bym przegapił wyspę.
-"Jestem na miejscu"
Czym prędzej wylądowałem i zacząłem się rozglądać po okolicy. Nic się nie zmieniło. Zgadywałem, że od czasu, gdy byliśmy tu z Rikimaru nikt nie odwiedzał starego mistrza.
No właśnie, Rikimaru... Od jakiegoś czasu nie wyczuwałem jego energii, albo ją ukrywał, albo był zbyt daleko... Jednak to co czułem przed urwaniem kontaktu było bardzo niepokojące.
-"Co też się z tobą dzieje, hmm?"
Podobnie miały się rzeczy z Redem. Tak, mimo upływu czasu nadal wolałem mieć tego demona "na oku".
-"Ciężko, oj ciężko..." - westchnąłem.
-Halo? Mistrzu Genialny Żółwiu! Jesteś tu?
OOC:
Osoba, która będzie tu odpisywać z konta NPC proszona jest o kontakt przez PM
-"Mam tylko nadzieję, że mistrz nie będzie miał nic ważnego na głowie..." - tu stwierdziłem, że moje obawy są śmieszne. -"Co ja gadam, przecież on nie ma i tak nic do roboty... Oby tylko w zamian za przysługę nie chciał jakiejś ładnej dziewczyny, bo to już będzie zupełna porażka... Ehh..."
Taka wizja była bardzo nie po mojej myśli, musiałem liczyć na to, że mistrz okaże wyrozumiałość. Chociaż też w sumie już dwa lata temu mówił, żebym go kiedyś odwiedził, więc... Cóż, szkoda, że zrobię to w takich okolicznościach, ale nie mam za bardzo wyboru.
Nawet gdyby Braska znał jakiś sposób na wzmocnienie mnie, to jak go znam bez Vixen nie mam się co pokazywać...
Zrobiłem posępną minę i spuściłem głowę. Dobrze jednak, że to zrobiłem, bo prawie bym przegapił wyspę.
-"Jestem na miejscu"
Czym prędzej wylądowałem i zacząłem się rozglądać po okolicy. Nic się nie zmieniło. Zgadywałem, że od czasu, gdy byliśmy tu z Rikimaru nikt nie odwiedzał starego mistrza.
No właśnie, Rikimaru... Od jakiegoś czasu nie wyczuwałem jego energii, albo ją ukrywał, albo był zbyt daleko... Jednak to co czułem przed urwaniem kontaktu było bardzo niepokojące.
-"Co też się z tobą dzieje, hmm?"
Podobnie miały się rzeczy z Redem. Tak, mimo upływu czasu nadal wolałem mieć tego demona "na oku".
-"Ciężko, oj ciężko..." - westchnąłem.
-Halo? Mistrzu Genialny Żółwiu! Jesteś tu?
OOC:
Osoba, która będzie tu odpisywać z konta NPC proszona jest o kontakt przez PM
Re: Kame House
Nie Maj 04, 2014 2:38 pm
Kame-sennin wylegiwał się właśnie na swoim hamaku gdy z wizytą przyleciał Chepri. Dziadek wstał i spojrzał na chłopaka w dresie drapiąc się po łysej czuprynie. Po chwili tak jakby przypomniał sobie kim jest, bo rzucił za siebie pisemko z nagimi paniami i z uśmiechem krzyknął:
- Cheeeepri! Ale się zmieniłeś! - podszedł do niego. - Co Cię tu sprowadza? Problemy, co? - zaśmiał się.
- Cheeeepri! Ale się zmieniłeś! - podszedł do niego. - Co Cię tu sprowadza? Problemy, co? - zaśmiał się.
Re: Kame House
Nie Maj 04, 2014 3:29 pm
Trochę mi się poszczęściło, mistrz był na zewnątrz. Oczywiście czytał te swoje pisemka, ehh... Na wejściu odgadł cel mojej wizyty, chociaż patrząc na napięcie na mojej twarzy i impet z jakim wylądowałem, widać było, że coś poważnego mnie tu sprowadza... Mimo wszystko, optymistyczna energia tryskająca z tego staruszka nawet w takiej sytuacji jak moja pozwalała ukoić skołatane myśli.
-Witaj mistrzu, zgadłeś bez pudła...
Streściłem mistrzowi ostatnie wydarzenia i, na jego życzenie, co robiłem przez ostatnie dwa lata. Pominąłem kilka szczegółów, które uznałem za mało istotne, jak na przykład przynależność gatunkową mojego Mistrza...
-I tak to mniej więcej wygląda, jesteś w stanie mi pomóc? Znasz jakiś sposób?
Genialny Żółw na pewno widział, że pokładam w nim wielkie nadzieje.
-Witaj mistrzu, zgadłeś bez pudła...
Streściłem mistrzowi ostatnie wydarzenia i, na jego życzenie, co robiłem przez ostatnie dwa lata. Pominąłem kilka szczegółów, które uznałem za mało istotne, jak na przykład przynależność gatunkową mojego Mistrza...
-I tak to mniej więcej wygląda, jesteś w stanie mi pomóc? Znasz jakiś sposób?
Genialny Żółw na pewno widział, że pokładam w nim wielkie nadzieje.
Re: Kame House
Czw Maj 08, 2014 8:24 am
___ - Już kiedyś zastanawiałem się czyim uczniem możesz być. Nikt nie rośnie w siłę sam, każdy potrzebuje trenera. Czyli Braska... - spod okularów spojrzał na zmartwionego Chepriego. Braska. JEgo sława doleciała nawet na wyspę żółwia. Przeciętny człowiek co prawda nie zna demonicznego króla, ale w świecie wojowników używających Ki, zwłaszcza tych starszych, jest dość znany. Zaczął zastanawiać się jak pomóc Chepriemu. Nauka jakieś techniki? To nie wchodziło jak na razie w grę. Tajniki żółwiej szkoły nie może poznać uczeń który był tutaj tak krótko.
- Pomogę Ci, ale.. jeszcze nie wiem jak. Braska jest potężny, a jego stary rywal? Poczekaj chwile - Genialny żółw poszedł do swojego domku i wrócił z jedną kapsułką. Nacisnął guzik, z niej wypadły, cztery czerwone latające maszyny. Żółw chwycił jedną i pchnął ją w górę, za nią poleciała całą reszta. Rozstawiły się w równej odległości a w centrum było miejsce.
- Stara zabawka, że też mi się o niej przypomniało. Stajesz w środku. Te małe maszynki odbijają między sobą ki-blasty. Co odbicie atak jest mocniejszy. Nie ma reguły co do tego, ale w pewnym momencie, maszynka odbija atak pod innym kątem, w środek, czyli w osobę która rzuciła energetyczną kulkę. Możesz ją albo odbić inną techniką, albo jakoś zneutralizować, no, ewentualnie przyjąć jej siłę. Idealne do zwiększenia energii i wytrzymałości. Stań w środku. Jak masz za mało miejsca, to popchnij jedną, reszta także się rozsunie tak, by stały w równej odległości - rzekł Genialny Żółw. W drzwiach domu stanęła Misaki.
- Przed treningiem należy coś zjeść. Obiad gotowy -powiedziała dziewczyna zapraszając obu na posiłek. Genialny Żółw poszedł, delikatnie popychając laską Chepriego.
OOC:
Coś jak te maszynki z którymi miał do czynienia Vegeta podczas treningu w zwiększonej grawitacji.
Re: Kame House
Czw Maj 08, 2014 2:13 pm
Genialny Żółw zgodził się mi pomóc, ucieszyło mnie to i nieco uspokoiło nerwy. Choć muszę przyznać, że słowa "...jeszcze nie wiem jak" były nieco martwiące. Wyglądało też na to, że mistrza nie uradowała informacja o tym, że to Braska mnie uczy. Cóż, mówi się trudno. Od dawna wiem, że mniej lub bardziej zła sława Władcy Demonów nakłada na mnie pewną etykietę... Miało to swoje dobre i złe strony, choć z mojej perspektywy pewnie więcej tych drugich.
W każdym razie, byłem wdzięczny Genialnemu Żółwiowi i nie omieszkałem mu podziękować.
Trening zaproponowany przez niego wyglądał nieco dziwnie, ale zarazem bardzo interesująco i im dłużej patrzyłem na "zabawkę", tym bardziej nie mogłem się doczekać, by ją wypróbować.
***
Po całkiem smacznym obiedzie niemal natychmiast wyszedłem na zewnątrz by się przygotować do treningu. Stanąłem pomiędzy dronami, a te uniosły się nad ziemię. Wtedy jednak przyszło mi do głowy, że wyspa jest jednak trochę za mała na tego rodzaju trening, coś mogłoby zostać przypadkiem zniszczone w jego trakcie. Odleciałem trochę od wyspy, nad otwarty ocean, a maszyny podążyły za mną. Każda znajdowała się w odległości jakichś czterech metrów ode mnie.
-"No to zaczynamy"
OOC:
Trening start
W każdym razie, byłem wdzięczny Genialnemu Żółwiowi i nie omieszkałem mu podziękować.
Trening zaproponowany przez niego wyglądał nieco dziwnie, ale zarazem bardzo interesująco i im dłużej patrzyłem na "zabawkę", tym bardziej nie mogłem się doczekać, by ją wypróbować.
***
Po całkiem smacznym obiedzie niemal natychmiast wyszedłem na zewnątrz by się przygotować do treningu. Stanąłem pomiędzy dronami, a te uniosły się nad ziemię. Wtedy jednak przyszło mi do głowy, że wyspa jest jednak trochę za mała na tego rodzaju trening, coś mogłoby zostać przypadkiem zniszczone w jego trakcie. Odleciałem trochę od wyspy, nad otwarty ocean, a maszyny podążyły za mną. Każda znajdowała się w odległości jakichś czterech metrów ode mnie.
-"No to zaczynamy"
OOC:
Trening start
Re: Kame House
Pią Maj 09, 2014 8:33 pm
Był to tego rodzaju trening, gdzie zbędne myślenie tylko utrudnia sprawę. Nawet sam mistrz powiedział, że co do tego za którym odbiciem pocisk poleci w moją stronę nie ma reguły,
tak więc gdybanie i liczenie nie ma sensu. Lewitowałem kilka metrów nad wodą, zrobiłem głęboki wdech i wydech, uspokoiłem myśli i przygotowałem się mentalnie do wysiłku.
-Trening czas zacząć - powiedziałem. Gdy tylko to uczyniłem, czerwone obramowania na moich rękawiczkach i butach zaświeciły na żółto, a ja poczułem nagły przyrost masy.
Braska to nieźle wymyślił, dał mi strój z magicznymi obciążnikami reagującymi na głos i nie poinformował mnie o tym. Nieźle się zdziwiłem przy pierwszym treningu, a jak go zapytałem o to, to udawał, że zapomniał mi powiedzieć, chociaż chyba sam nie wierzył, że to kupię.
Obciążenie zwiększało się co jakiś czas, najpierw rękawiczki i buty ważą po pięćdziesiąt kilogramów, co daje w sumie dwieście. Następnie zwiększają masę pięciokrotnie, dając jedną tonę masy, a później pięć ton, i tak dalej...
Ale wracając, wycelowałem w drona po swojej prawej stronie, ten zaś przechwycił ki blasta i odbił go do sąsiedniej maszyny. Stamtąd pocisk powędrował za moje plecy i dalej, na moją lewą stronę. Wtedy poleciał do mnie. Udało mnie się zrobić unik, ale maszyna z prawej strony znów przechwyciła blast.
Podała go do tej z przodu, a ona natychmiast strzeliła we mnie. Ponownie uniknąłem strzału, ale musiałem zwiększyć czujność, bo teraz mogłem oberwać w plecy. Blast znalazł się nagle przede mną, dopiero wtedy zauważyłem, że zwiększa on nie tylko swoją siłę, ale i szybkość.
-"To nieco utrudnia sprawę"
Pocisk ruszył ku mnie, uniknąłem, ale natychmiast po podaniu w lewo obrał sobie mnie za cel. Miałem zbyt mało czasu na unik, zdążyłem tylko zasłonić się przedramieniem.
Wystrzeliłem kolejny blast, tym razem silniejszy, bo poprzedni tylko zapiekł lekko na skórze. Przemieścił się z prawej strony na lewą, a następnie do tyłu. Strzelił we mnie. Zdążyłem się odwrócić i unieść nieco w powietrzu, pocisk minął mój but o kilka centymetrów. Drony niemal natychmiast wyrównały pułap ze mną. Kolejny strzał, tym razem z lewej, uchyliłem się przed nim o włos. Z prawej powędrował do przodu, a stamtąd do tyłu, skąd znów odbił do przodu i w lewo, gdzie wykonał strzał.
Prędkość zaczynała robić się kłopotliwa, ale udało mnie się jeszcze uniknąć kuli energii. Wtedy zabłysły obramowania na rękawiczkach i butach, moja masa wzrosła o osiemset kilogramów. To znacznie utrudniało sprawę... Zwłaszcza, że strzał padł z prawej... Nie zdążyłem przywyknąć do nowej wagi i nie byłem w stanie uniknąć.
Tym razem dosyć mocno poczułem, nawet powstało małe osmalenie na moim ramieniu.
Wysłałem kolejny pocisk. Wyszedł trochę silniejszy, niż zamierzałem, ale dużo bardziej utrudnić zadania mi nie mógł. Tak przynajmniej sądziłem.
Przód, tył, prawo, tył, lewo, tył, przód, prawo, strzał. Uniknąłem, ale było bardzo blisko. I powtórka, lewo, prawo, lewo, tył, przód, prawo, tył, strzał. Czułem jak pocisk przemyka obok mojego karku. Przód, lewo, prawo, lewo, tył, prawo, tył, przód, strzał. Byłem zbyt wolny, by uniknąć, ale udało mi się zablokować, choć bolało.
Kolejny blast. Tył, przód, lewo, prawo, lewo, prawo, lewo, prawo, przód, prawo, lewo, prawo, tył, strzał. Ze sporym trudem uniknąłem. Ro mi uświadomiło, że popełniłem błąd skupiając się przede wszystkim na sile, zaniedbywanie szybkości to bardzo zły pomysł... Nawet jeśli przeciwnik ma bardzo dużą siłę, to na nic mu się ona zda, jeśli nie będzie mógł trafić. Oczywiście z drugiej strony, na nic duża szybkość, jeśli się zadaje tylko powierzchowne obrażenia, która przeciwnika wcale nie ruszają. Trzeba w tym zachować równowagę, a to naprawdę trudne zadanie.
To ćwiczenie na pewno pomoże mi zwiększyć moją szybkość... Chyba, że walnie mnie taki blast, że padnę... Ale, cholera, nie mam czasu na myślenie! Muszę reagować!
Obudziłem się w porę, bo blast właśnie leciał w moją stronę. Czasu mało, ruchy utrudnione, nie dałbym rady uniknąć, dlatego stwierdziłem, że lepsze będzie blokowanie. Jeszcze bardziej uodpornię się na ból i zachęci mnie to do unikania. Przyjąłem pocisk podudziem prawej nogi.
-"No to jedziemy dalej"
Rzuciłem blastem w drona, a ten natychmiast odbił go ku mnie. Szybkim ruchem dłoni spowodowałem jego wybuch, ale to wywołało lekkie oparzenie na skórze.
-"Hmm, musi istnieć jakiś sposób"
Wtedy przyszło mi do głowy, że mógłbym użyć do tego celu Ki-sword. Nie miałem pewności co do tego pomysłu, ale spróbować było warto.
Posłałem kolejny pocisk, tym razem dosyć silny. Prawo, przód, tył, lewo, strzał. Miecz z energii wszedł w kulę jak w masło, ale gdzieś w połowie średnicy spowodował jej wybuch i sam też się rozproszył. Niby nic mnie się nie stało, ale coś mi mówiło, że to nie jest dobry sposób. Na wszelki wypadek spróbowałem jeszcze dwa razy, efekt był niby taki sam, ale ręka, którą tworzyłem ostrze wydawała się jakaś taka bardziej zmęczona. Jak widać takie zagrania zaburzały przepływ Ki.
-"A może zwalczać blast blastem?"
Przy następnej okazji wykorzystałem ten pomysł. Gdy pocisk leciał w moją stronę wystrzeliłem w niego kolejny, wywołując eksplozję obu. Niby skuteczne, ale zbyt destrukcyjne.
-"Czyli wracamy do monotonnego blokowania i unikania..."
Wiem, wiem, wymagam za dużo, no ale co poradzę na to, że lubię jak trening jest ciekawy? To chyba nie jest nic złego... No ale muszę się skupić na ćwiczeniu.
Miałem widać zbyt lekko, dlatego rzuciłem dwa blasty zamiast jednego. Zastanawiało mnie, czy czasami się nie zderzą w locie, tak się jednak nie stało, jak widać te maszyny mają jakiś system, który to uniemożliwiał.
Strzały padły z lewej i prawej. Lekkim podmuchem Ki przesunąłem się do tylnego drona, jednocześnie pozwalając by blasty zderzyły się i wybuchły.
Coś jednak nadal mi nie pasowało. To było zbyt proste... Chwyciłem jedną z maszyn i obejrzałem. Z tyłu znajdowało się pokrętło ustawione na "jeden". Nie zastanawiając się nad konsekwencjami ustawiłem je na "trzy".
Już sekundę po rzuceniu Ki blastem zobaczyłem różnicę. Drony podawały między sobą kulę energii o wiele szybciej, prawie nie nadążałem wzrokiem. Później zrozumiałem, że popełniłem wielki błąd...
Pocisk leciał tak szybko, że nie mogłem go uniknąć, więc starałem się blokować rękoma i nogami, ale ze względu na ich masę, która zaczynała mi coraz bardziej ciążyć, nie było to łatwe.
Już po pięciu minutach miałem oparzenia na karku, ramionach, lewej nodze i klatce piersiowej. Nie mniej jednak, nie miałem zamiaru przestać. Wysłałem dwa blasty, tak jak wcześniej nie zderzyły się ze sobą. Gdy skierowały się w moją stronę, jeden z przodu, drugi z tyłu, zablokowałem pierwszy przedramieniem, drugi niestety trafił mnie w brzuch. Zabolało. Pot spływał mi już po karku i czole, oddech miałem płytki i nie równy.
Uśmiechnąłem się, takiego właśnie treningu było mi trzeba. Przy trzydziestym blaście straciłem rachubę, tak bardzo wciągnąłem się w ćwiczenie bloków i uników, że nawet nie przejmowałem się bólem oparzeń, a tych było sporo. Zdziwiło mnie trochę, że rękawice nie zwiększyły ponownie swojej masy, w prawdzie straciłem poczucie czasu, ale byłem pewien, że minęło kilka godzin, a tu nic. Nie, żeby mnie to jakoś specjalnie martwiło, ale po prostu się zastanawiałem.
Zorientowałem się ile czasu minęło dopiero, gdy zobaczyłem zachodzące słońce. Poziom adrenaliny i endorfin spadł i zaczęły do mnie docierać sygnały, które mój mózg do tej pory ignorował. Ból, głód i zmęczenie. Zakręciło mnie się w głowie, poczułem silne nudności, miałem problem z utrzymaniem pułapu lewitacji. Póki jeszcze byłem w stanie wróciłem na wyspę, choć moje tępo lotu było cokolwiek powolne. Drony same chyba wyczuły, że to koniec treningu, bo gdy doleciałem wylądowały na piasku i tam pozostały. Gdy tylko postawiłem stopy na ziemi, nogi się pode mną ugięły. Próby wstania, a nawet jakiegokolwiek ruchu spełzły na niczym. Mogłem tylko tak klęczeć i starać się nie przewrócić na plecy.
-"Cholera... Nie mogę się ruszyć... "
Zebrałem w sobie resztki silnej woli by wstać i zrobić te kilka kroków do domu mistrza. Przez chwilę rozważałem próbę udania się do jadalni, ale po krótkiej ocenie stosunku mojej silnej woli do mojej siły stwierdziłem, że tej walki nie wygram.
Czekało mnie coś trudniejszego - wejście po schodach. Oparty o poręcz, chwiejnym i drżącym krokiem wgramoliłem się na piętro. Teraz już miałem z górki, wystarczyło trafić do pokoju gościnnego, otworzyć drzwi i przewrócić się na łóżko. Taa, ale łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Zrobienie jednego kroku zajęło mi pół minuty, kolejne tak samo.
-"Jutro będę umierał... Ale to dobrze... " - pomyślałem.
Już dosyć dawno temu poznałem sposób otwierania drzwi łokciem, więc otwarcie drzwi nie należało do takich trudnych, teraz tylko trzy kroki i... Bach, padłem na łóżko jak długi i natychmiast zasnąłem.
OOC: Koniec treningu
tak więc gdybanie i liczenie nie ma sensu. Lewitowałem kilka metrów nad wodą, zrobiłem głęboki wdech i wydech, uspokoiłem myśli i przygotowałem się mentalnie do wysiłku.
-Trening czas zacząć - powiedziałem. Gdy tylko to uczyniłem, czerwone obramowania na moich rękawiczkach i butach zaświeciły na żółto, a ja poczułem nagły przyrost masy.
Braska to nieźle wymyślił, dał mi strój z magicznymi obciążnikami reagującymi na głos i nie poinformował mnie o tym. Nieźle się zdziwiłem przy pierwszym treningu, a jak go zapytałem o to, to udawał, że zapomniał mi powiedzieć, chociaż chyba sam nie wierzył, że to kupię.
Obciążenie zwiększało się co jakiś czas, najpierw rękawiczki i buty ważą po pięćdziesiąt kilogramów, co daje w sumie dwieście. Następnie zwiększają masę pięciokrotnie, dając jedną tonę masy, a później pięć ton, i tak dalej...
Ale wracając, wycelowałem w drona po swojej prawej stronie, ten zaś przechwycił ki blasta i odbił go do sąsiedniej maszyny. Stamtąd pocisk powędrował za moje plecy i dalej, na moją lewą stronę. Wtedy poleciał do mnie. Udało mnie się zrobić unik, ale maszyna z prawej strony znów przechwyciła blast.
Podała go do tej z przodu, a ona natychmiast strzeliła we mnie. Ponownie uniknąłem strzału, ale musiałem zwiększyć czujność, bo teraz mogłem oberwać w plecy. Blast znalazł się nagle przede mną, dopiero wtedy zauważyłem, że zwiększa on nie tylko swoją siłę, ale i szybkość.
-"To nieco utrudnia sprawę"
Pocisk ruszył ku mnie, uniknąłem, ale natychmiast po podaniu w lewo obrał sobie mnie za cel. Miałem zbyt mało czasu na unik, zdążyłem tylko zasłonić się przedramieniem.
Wystrzeliłem kolejny blast, tym razem silniejszy, bo poprzedni tylko zapiekł lekko na skórze. Przemieścił się z prawej strony na lewą, a następnie do tyłu. Strzelił we mnie. Zdążyłem się odwrócić i unieść nieco w powietrzu, pocisk minął mój but o kilka centymetrów. Drony niemal natychmiast wyrównały pułap ze mną. Kolejny strzał, tym razem z lewej, uchyliłem się przed nim o włos. Z prawej powędrował do przodu, a stamtąd do tyłu, skąd znów odbił do przodu i w lewo, gdzie wykonał strzał.
Prędkość zaczynała robić się kłopotliwa, ale udało mnie się jeszcze uniknąć kuli energii. Wtedy zabłysły obramowania na rękawiczkach i butach, moja masa wzrosła o osiemset kilogramów. To znacznie utrudniało sprawę... Zwłaszcza, że strzał padł z prawej... Nie zdążyłem przywyknąć do nowej wagi i nie byłem w stanie uniknąć.
Tym razem dosyć mocno poczułem, nawet powstało małe osmalenie na moim ramieniu.
Wysłałem kolejny pocisk. Wyszedł trochę silniejszy, niż zamierzałem, ale dużo bardziej utrudnić zadania mi nie mógł. Tak przynajmniej sądziłem.
Przód, tył, prawo, tył, lewo, tył, przód, prawo, strzał. Uniknąłem, ale było bardzo blisko. I powtórka, lewo, prawo, lewo, tył, przód, prawo, tył, strzał. Czułem jak pocisk przemyka obok mojego karku. Przód, lewo, prawo, lewo, tył, prawo, tył, przód, strzał. Byłem zbyt wolny, by uniknąć, ale udało mi się zablokować, choć bolało.
Kolejny blast. Tył, przód, lewo, prawo, lewo, prawo, lewo, prawo, przód, prawo, lewo, prawo, tył, strzał. Ze sporym trudem uniknąłem. Ro mi uświadomiło, że popełniłem błąd skupiając się przede wszystkim na sile, zaniedbywanie szybkości to bardzo zły pomysł... Nawet jeśli przeciwnik ma bardzo dużą siłę, to na nic mu się ona zda, jeśli nie będzie mógł trafić. Oczywiście z drugiej strony, na nic duża szybkość, jeśli się zadaje tylko powierzchowne obrażenia, która przeciwnika wcale nie ruszają. Trzeba w tym zachować równowagę, a to naprawdę trudne zadanie.
To ćwiczenie na pewno pomoże mi zwiększyć moją szybkość... Chyba, że walnie mnie taki blast, że padnę... Ale, cholera, nie mam czasu na myślenie! Muszę reagować!
Obudziłem się w porę, bo blast właśnie leciał w moją stronę. Czasu mało, ruchy utrudnione, nie dałbym rady uniknąć, dlatego stwierdziłem, że lepsze będzie blokowanie. Jeszcze bardziej uodpornię się na ból i zachęci mnie to do unikania. Przyjąłem pocisk podudziem prawej nogi.
-"No to jedziemy dalej"
Rzuciłem blastem w drona, a ten natychmiast odbił go ku mnie. Szybkim ruchem dłoni spowodowałem jego wybuch, ale to wywołało lekkie oparzenie na skórze.
-"Hmm, musi istnieć jakiś sposób"
Wtedy przyszło mi do głowy, że mógłbym użyć do tego celu Ki-sword. Nie miałem pewności co do tego pomysłu, ale spróbować było warto.
Posłałem kolejny pocisk, tym razem dosyć silny. Prawo, przód, tył, lewo, strzał. Miecz z energii wszedł w kulę jak w masło, ale gdzieś w połowie średnicy spowodował jej wybuch i sam też się rozproszył. Niby nic mnie się nie stało, ale coś mi mówiło, że to nie jest dobry sposób. Na wszelki wypadek spróbowałem jeszcze dwa razy, efekt był niby taki sam, ale ręka, którą tworzyłem ostrze wydawała się jakaś taka bardziej zmęczona. Jak widać takie zagrania zaburzały przepływ Ki.
-"A może zwalczać blast blastem?"
Przy następnej okazji wykorzystałem ten pomysł. Gdy pocisk leciał w moją stronę wystrzeliłem w niego kolejny, wywołując eksplozję obu. Niby skuteczne, ale zbyt destrukcyjne.
-"Czyli wracamy do monotonnego blokowania i unikania..."
Wiem, wiem, wymagam za dużo, no ale co poradzę na to, że lubię jak trening jest ciekawy? To chyba nie jest nic złego... No ale muszę się skupić na ćwiczeniu.
Miałem widać zbyt lekko, dlatego rzuciłem dwa blasty zamiast jednego. Zastanawiało mnie, czy czasami się nie zderzą w locie, tak się jednak nie stało, jak widać te maszyny mają jakiś system, który to uniemożliwiał.
Strzały padły z lewej i prawej. Lekkim podmuchem Ki przesunąłem się do tylnego drona, jednocześnie pozwalając by blasty zderzyły się i wybuchły.
Coś jednak nadal mi nie pasowało. To było zbyt proste... Chwyciłem jedną z maszyn i obejrzałem. Z tyłu znajdowało się pokrętło ustawione na "jeden". Nie zastanawiając się nad konsekwencjami ustawiłem je na "trzy".
Już sekundę po rzuceniu Ki blastem zobaczyłem różnicę. Drony podawały między sobą kulę energii o wiele szybciej, prawie nie nadążałem wzrokiem. Później zrozumiałem, że popełniłem wielki błąd...
Pocisk leciał tak szybko, że nie mogłem go uniknąć, więc starałem się blokować rękoma i nogami, ale ze względu na ich masę, która zaczynała mi coraz bardziej ciążyć, nie było to łatwe.
Już po pięciu minutach miałem oparzenia na karku, ramionach, lewej nodze i klatce piersiowej. Nie mniej jednak, nie miałem zamiaru przestać. Wysłałem dwa blasty, tak jak wcześniej nie zderzyły się ze sobą. Gdy skierowały się w moją stronę, jeden z przodu, drugi z tyłu, zablokowałem pierwszy przedramieniem, drugi niestety trafił mnie w brzuch. Zabolało. Pot spływał mi już po karku i czole, oddech miałem płytki i nie równy.
Uśmiechnąłem się, takiego właśnie treningu było mi trzeba. Przy trzydziestym blaście straciłem rachubę, tak bardzo wciągnąłem się w ćwiczenie bloków i uników, że nawet nie przejmowałem się bólem oparzeń, a tych było sporo. Zdziwiło mnie trochę, że rękawice nie zwiększyły ponownie swojej masy, w prawdzie straciłem poczucie czasu, ale byłem pewien, że minęło kilka godzin, a tu nic. Nie, żeby mnie to jakoś specjalnie martwiło, ale po prostu się zastanawiałem.
Zorientowałem się ile czasu minęło dopiero, gdy zobaczyłem zachodzące słońce. Poziom adrenaliny i endorfin spadł i zaczęły do mnie docierać sygnały, które mój mózg do tej pory ignorował. Ból, głód i zmęczenie. Zakręciło mnie się w głowie, poczułem silne nudności, miałem problem z utrzymaniem pułapu lewitacji. Póki jeszcze byłem w stanie wróciłem na wyspę, choć moje tępo lotu było cokolwiek powolne. Drony same chyba wyczuły, że to koniec treningu, bo gdy doleciałem wylądowały na piasku i tam pozostały. Gdy tylko postawiłem stopy na ziemi, nogi się pode mną ugięły. Próby wstania, a nawet jakiegokolwiek ruchu spełzły na niczym. Mogłem tylko tak klęczeć i starać się nie przewrócić na plecy.
-"Cholera... Nie mogę się ruszyć... "
Zebrałem w sobie resztki silnej woli by wstać i zrobić te kilka kroków do domu mistrza. Przez chwilę rozważałem próbę udania się do jadalni, ale po krótkiej ocenie stosunku mojej silnej woli do mojej siły stwierdziłem, że tej walki nie wygram.
Czekało mnie coś trudniejszego - wejście po schodach. Oparty o poręcz, chwiejnym i drżącym krokiem wgramoliłem się na piętro. Teraz już miałem z górki, wystarczyło trafić do pokoju gościnnego, otworzyć drzwi i przewrócić się na łóżko. Taa, ale łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Zrobienie jednego kroku zajęło mi pół minuty, kolejne tak samo.
-"Jutro będę umierał... Ale to dobrze... " - pomyślałem.
Już dosyć dawno temu poznałem sposób otwierania drzwi łokciem, więc otwarcie drzwi nie należało do takich trudnych, teraz tylko trzy kroki i... Bach, padłem na łóżko jak długi i natychmiast zasnąłem.
OOC: Koniec treningu
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach