Dragon Ball New Generation Reborn
Dragon Ball New Generation Reborn

Go down
NPC.
NPC.
Liczba postów : 2525
Data rejestracji : 29/05/2012

http://poke-life.net/pokemon.php?p=58946863&nakarm

Królewskie komnaty - Page 2 Empty Królewskie komnaty

Wto Sie 11, 2015 10:38 pm
First topic message reminder :


Królewskie komnaty - Page 2 20a8487
Królewskie komnaty - Page 2 24mdsfc
Królewskie komnaty - Page 2 Vfy4j9
Królewskie komnaty - Page 2 6r0g9v

Komnaty królewskie mieszczą się w północnym skrzydle pałacu. Mieszkają tutaj także najbliższe osoby z otoczenia króla, część Gwardzistów, pokoje mają także uprzywilejowani Reichi oraz goście. Komnaty utrzymane są w różnych stylach architektonicznych, części zachowano wygląd i architekturę mieszkańców Vegety sprzed wielu set lat, inne zostały unowocześnione odpowiednio do potrzeb klasy i współczesnych trendów.

NPC
Liczba postów : 1219
Data rejestracji : 29/05/2012

https://dbng.forumpl.net/f53-regulamin-i-informacje-ogolne-obowi

Królewskie komnaty - Page 2 Empty Re: Królewskie komnaty

Czw Sty 28, 2016 10:26 pm
Walka zaczynała nabierać coraz większych rumieńców. Front można było podzielić na dwie strefy. Pierwszą byli rebelianci oraz elita, chroniąca króla walczący za sobą niczym wilki. Jednak to nie oni byli głównymi gwiazdami tego występu. Scena należała do Hikaru i Kuro, którzy walczyli z Zellem. Nie wiadomo czy była to głupota, brawura czy odwaga. Pewnym było to, że nie było to zbyt mądre. Król Vegety nie bez powodu był nazywany najpotężniejszym Saiyaninem kroczącym po czerwonym piachu Vegety. Już jego drugi poziom Super Saiyanina był potężny, zaś trzeci dawał prawdziwy pokaz tego co umie. Po za tym jeszcze nie używał pełni swojej prawdziwej mocy. Jak każdy tyran i osoba o zbyt wielkim ego lekceważył przeciwnika. Mogło to się dla niego skończyć w różny sposób, lecz ten najgorszy jakoś nie chciał być brany pod uwagę. Jednakże pomimo tej całej arogancji trzeba było brać pod uwagę argument, że Zell trenował od dziecka nad swoją mocą i technikami. Miał do dyspozycji najlepszych nauczycieli i czas na uzyskanie pełnej mocy. Kontrolował swoje przemiany idealnie. I to właśnie mogło zaważyć na wyniku tej walki. Umiejętności i zimne wyrachowanie, przeciwko doświadczeniu i woli walki. Ciekawe było to jak to się zakończy.
To, że Kuro uniknął jego uderzania już wystarczająco go zirytowało. Jednak paraliż otrzymany od niego i zablokowanie jego fali przez Hikaru przegięło pałę goryczy. Uderzenia mocy wydobywające się z jego złotej aury uderzały we wszystkich zgromadzonych. Ludzie króla patrzyli na niego z prawdziwym fanatyzmem. Rebelianci ze strachem w oczach, odczuwając na własnej skórze jaką potęgą dysponował Zell. Komnaty trzęsły się pod naporem energii i eksplozji. To był cud, że jeszcze nie zawaliły się pod nimi, lecz im dłużej walka będzie trwała to kto wie. Kolumny i ściany trzeszczały dając znak, że długo nie wytrzymają. Jednak wojownicy nie przejmowali się tym. Teraz liczyła się tylko walka i zwycięstwo. Nie ważne czyje i jak wysokimi stratami okupione. Zell i Mistick o tym doskonale wiedzieli. Kuro zaczynał zdawać sobie sprawę. Powstanie powoli ustawało na całej planecie. Wiele istnień umilkło tej nocy. Dobrych i złych. Niewinnych jak i popierających określoną stronę. Wszyscy umarli, zaś ci co przeżyli czekali na wynik walki. Czy dalej będą żyli pod ciężarem twardego buta, czy też może coś się zmieni? Wszystko zależało od tego jak się potoczy walka. Ona zaś nie wyglądała zbyt kolorowo. Może nasi wybrańcy mieli przewagę liczebną, to jednak w mocy Zell ich deklasował. Wiedzieli o tym, więc postanowili postawić wszystko na jedną kartę.
- Poddajesz się? Myślałem, że jesteś odważniejszy. – rzucił władca tego świata. Jednak mina mu zrzedła kiedy Hikaru pocisnął po jego dziadku. Najwidoczniej był on niczym idol, dla króla. – Kiedy z tobą skończę już nikt nie będzie pamiętał o tobie. Wymarzę wasze istnienie.
Jego długie włosy falowały na podmuchach aury, zaś on dokładnie obserwował Daishiego i jego wnuka. Zaciekawiły go te fasolki, które zjedli. Kątem oka zobaczył jak jeden z jego żołnierzy skrada się za Hikaru.
- Pozwól, że zademonstruje ci coś czego nauczył mnie mój dziadek. – powiedział uśmiechając się cynicznie. W następnej chwili wyciągnął dłoń, a z końcówek jego palców wystrzeliły cienkie igiełki energetyczne, które wbiły się Kuro i Hikaru w odpowiednie punkty. Obydwaj od razu poczuli, jak ich ciała napinają się i tracą nad nimi kontrolę. Najwidoczniej Zell miał jeszcze kilka asów w rękawie.
Złotowłosy podszedł do srebrnowłosego uśmiechając się niczym diabeł. W jego oczach była wypisana prawdziwa rządza cierpienia.
- Mały gnojek. Powinienem zabić twoją rodzinę już dawno temu. – rzekł wykonując cios w żołądek chłopaka, a następnie uderzając w wątrobę. Dwa kolejne spadły na jego żebra, które pękły pod naporem ciosów. – Pamiętam, jak zarzynali tego twojego braciszka. Kwiczał jak małe dziecko, błagając o litość. To było żałosne. Nie jesteś wart bycia Saiyaninem. Ale nie martw się. Będę litościwy i zabiję cię. Nawet szybko, wiec możesz uznać to za akt łaski. A kiedy z tobą skończę, to twoja mała kurewka będzie co noc ogrzewała mi łoże. Tylko do tego zapewne się nadaje.
Po tych słowach jego wysokość wykonał jeszcze kilka ciosów w tors Kuro, żeby na koniec poprawić uderzeniami w twarz łamiąc mu nos, rozcinając łuk brwiowy i naruszając strukturę szczęki. Ostatnie uderzenie posłało dzieciaka w ścianę. Żeby się upewnić, że dzieciak na bank się już nie podniesie król posłał tam jeszcze kulę energii. Po tym pokazie mocy wzrok Zella zwrócił się w stronę Hikaru.
- Mam nadzieję, że ci wygodnie. Jesteś takim pięknym celem. Ale najpierw ważniejsze sprawy. Karick! – ryknął do żołnierza, który znajdował się ze Mistickiem. – Kieszeń wewnętrzna.
Żołnierz kiwnął głową i przeszukał Daishiego szybko znajdując fasolki. Rzucił je w stronę swojego króla. Ten tylko kiwnął głową.
- No to zobaczmy co to takiego, że tak to ukrywasz. – po tych słowach mężczyzna wziął fasolkę do ust i zjadł ją ku przerażeniu rebeliantów. W następnej chwili, siły które utracił wróciły mu z powrotem, a rany się zagoiły.
- Doskonałe. Zachowam to sobie na później. – rzekł i już miał schować woreczek, kiedy promień energii spalił go i znajdującą się w nim zawartość. Wściekły wzrok króla padł na Reda, który uśmiechał się. Złotowłosy przyrzekł sobie, że kiedy skończy z tą dwójką to sprawi, by ten zdrajca poznał jak największe cierpienia. Jednak najpierw musiał zająć się Daishim. Kiedy obserwował jego pozycję to w głowie króla pojawił się szatański plan. Wystrzelił niczym strzała do przodu i na sam koniec wystawił kolano. Skutek mógł być jasny do przewidzenia. Kolano wbiło się prosto w krocze starszego mężczyzny, który nie miał jak temu zapobiec. Po tym uderzeniu Zell uśmiechnął się jeszcze bardziej cynicznie i odleciał do tyłu.
- Pozdrów swoich towarzyszy w piekle śmieciu. – powiedział władca Vegety. – Final Shine.
Potężna fala Ki ruszyła w stronę Misticka, który był niczym stodoła, do której strzela się z działa. Trudno nie trafić. Kiedy fala energii uderzyła w ciało Hikaru to wszystkich zebranych oślepiło zderzenie.

Occ:
No dobra to od początku. Zell paraliżuje was swoją techniką rodową na dwie tury.
Kuro. Ty obrywasz fizycznie za jakieś 45 tysięcy. I od kuli energii za 15 tysięcy. Łącznie 60 tysięcy dmg.
Hiku. Cios w jaja za 30 tysięcy. I Final Sine za 50 tysi. Genki pobiera połowę, więc dla ciebie 25. Łącznie 55 tysięcy dmg.
Zell zjada jedną fasolkę. Reszta zostaje zniszczona.
Naładowanie genki damy :
3000 Ki z Vegety
34.785 Ki od April
22.000 Ki od Kisy
135 Ki od Shadowa
28.560 Ki od Kaede
50.000 Ki od Chepsa
25.000 Ki z Final Shine
Łącznie : 163.480Ki
Kuro
Drobik
Drobik
Liczba postów : 1091
Data rejestracji : 29/05/2012


Identification Number
HP:
Królewskie komnaty - Page 2 9tkhzk0/0Królewskie komnaty - Page 2 R0te38  (0/0)
KI:
Królewskie komnaty - Page 2 Left_bar_bleue0/0Królewskie komnaty - Page 2 Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.db4evwer.com

Królewskie komnaty - Page 2 Empty Re: Królewskie komnaty

Nie Lut 07, 2016 2:06 pm
- O szlag!

Tylko tyle zdążył powiedzieć, nim dopadła go technika Zella. Walka na tym poziomie zdecydowanie przerastała młodego Saiyana i nawet maga potężny dziadek był w kropce. Dopiero co kilkanaście dni temu walczyli z potężnym Majinem, też na fasolkach, też we dwoje i identycznie April była daleko od niego. Bogowie chyba robią sobie jaja z jego życia .....Los mu każe non stop igrać ze śmiercią. Nie miał szans z Majinem, no może walcząc razem z dziadkiem miał ale Zell? Sprawdzony sposób pokonania Majina ni cholery nie zadziałał na królu. To mogłoby się akurat powtórzyć, ale nieeee  Setny raz przeszło mu przez myśl, że to nie ta liga. Pożałował oddania tej połówki senzu Dragotowi, cholernie by się teraz przydała. Trzymał jedną sztukę w zaciśniętej pięści, aż nastąpi ten moment i będzie potrzebne. Przedłuży o kilka chwil swoje życie i może uprzykrzy je Zellowi. Może. Próbował wyrwać się z techniki ale nie dawał rady. Król podszedł najpierw do niego i zadał kilak ciosów. Nie specjalnie zrobiło to na Kuro wrażenie, własny ból nigdy go nie irytował. Siła ciosu SSJ3 powinna wywrzeć na nim wrażenie. Oczywiście, że bolało, kurewsko bolało ale no sam nie był pewien. Spodziewał się czegoś silniejszego. W oczach Zella, dało się zaobserwować, że nie tymi kilkoma ciosami osiągnął tego co zamierzał. Za to delektował się miną młodego saiyana wyjawiając mu pewną drobną tajemnicę. Kuro był w takim szoku, że nawet nie zareagować na kilka kolejnych ciosów. Padła i potoczył się gdzieś w kąt pokoju, pomiędzy martwe ciała.

Nie mogłem pozwolić, żeby April tak skończyła. To była moja pierwsza myśl. Wszystko mnie bolało, zgubiłem gdzieś swój kij. Miałem jedną sensu i musiałem ją wykorzystać. Cholera aż trudno mi się oddycha. Zbierz się chłopie do kupy i odpłać się temu draniowi, stań mu ością w gardle. Po kolei, najpierw April. Przeklęty Daichi pracuje dla Zella. Nie wiele teraz mogę jej pomóc i to mnie jeszcze bardziej wkurzaj. Czuję, że się szarpią miedzy sobą. Leżąc i kuląc się z bólu ręka wygenerowałem ze swoich sporych zapasów Ki energetycznego srebrzystego wilka i posłałem do niej. Nie da jej to nic konkretnego ale chociaż będzie wiedziała, że zrobię wszystko aby ją odnaleźć i uratować. Zapłacisz mi Zell za wszystko, zapłacisz to z nawiązką. Szeptałem do siebie starając się podźwignąć i oprzeć o ścianę. Dobrze, że uwaga króla skierowała się w stronę Hikaru. Zapomniałeś o mnie bydlaku, jeszcze Ci nadepnę na odcisk. Grozisz moim bliskim, wybijasz mi rodzinę. Jak boli, cholera jasna. Oparłem się plecami o ścianę głośno oddychając i wycelowałem otwartą dłoń w króla. Czekałem na tą chwilę i chciałem zasmakować zemsty. Kiedy on wystrzelił w stronę mojego mentora, ja wystrzeliłem w niego. Włożyłem w atak tyle Ki ile się dało i sprawiło mi to cholerną radość. Ta zdziwienie na twarzy Zella, tuż przed uderzeniem. Jestem żywotny, jak karaluch. Reito, kiedyś tak zakpił ze mnie, kiedy podczas naszej pierwszej potyczki w koszarach dowalał mi raz za razem. Hehe coś w tym jest. Śmierć towarzyszyła mi już dziesiąt razy. Oddałem resztkę swojej Ki do Genki Damy. Przez chwilę aż mi się zamgliło przed oczami. Chyba siła zemsty trzyma mnie tak przy życiu, zemsty za śmierć brata. Słowa tego kutafona brzmiały mi w głowie. Heh, Raziel byłby ze mnie dumny słysząc, jak co chwilę puszczam wiązankę. Czemu w takiej chwili, takie durne myśli przychodzą do głowy? Zjadłem fasolkę, skończyła mi się Ki, nie mogę już tego odwlekać. Wstałem w pełni sił i żądzy zemsty, znowu byłem bliski śmierci i uniknąłem jej. Czułem jak przepełnia mnie moc, miałem wrażenie, ze na mojej twarzy zakwitł uśmiech psychopaty. Żadnej litości. Zapłacisz mi Zell. Szedłem bawiąc się swoją Ki i modulując tak, aby wokół mojej głowy pojawiła się głowa i pysk wilka. Dzięki treningowi Ataku Smoka nauczyłem się formować swoją Ki w różne kształty. Błyskawice strzelały wokół mojej aury.

- Tyle Cię szukałem, byłem gotów na wszystko aby znaleźć mordercę mojego brata. Byłem gotów na największe upokorzenia i poniżenia. Nigdy, by mi przez myśl nie przeszło, żeby spojrzeć na pałac, że Ty tam byłeś Panie.


Słowo „Panie” wypowiedział z pogardą. Przez lata złość się we mnie wypaliła, a April wyciszała we mnie tego wojownika, którym zawsze bałem się być.

- Dobrze, że April tu nie ma, nie będzie patrzeć na to, co z Tobą zrobię i jaką mi to sprawi przyjemność.


Przypomniałem są sobie tą złość i nienawiść, kiedy po raz pierwszy patrzyłem w białe oczy Hikaru, kiedy wziąłem go za jednego z morderców mojego brata. Wtedy, kiedy w szale osiągnąłem swój pierwszy poziom SSJ. Wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce. Złoto i srebro, bliźniaki. Zell zapewne przypuszczał, że śmierć jednego z nas spowoduje, że przepowiednia się nie uaktywni. A jednak, to znaczyło, że się pomylił. Wybuchnąłem śmiechem.

- Królu mój
– powiedziałem chichocząc. Coś mi się zdaje, że złoto żyje i chyba wiem, kto to. Kolejna dusza, która wymknęła Ci się z rąk. Za nią też mi zapłacisz, za jego krzywdę.

Czułem jak moc mnie przepełnia, jak gniew, pewność siebie i zemsta wypełniają mnie tworząc dziwną harmonię. Zabawiał się moją rodziną, ojcem, April i biednym Hazardem, którego poczucie winy miażdży od środka. Zabawiał się mną stawiając mi śmierć na drodze ale przeżyłem i byłem silniejszy za każdym kolejnym razem. Widziałem tylko króla jak siedzi i czułem jak moc sama przychodzi do mnie i mnie wypełnia.  Gromiłem go wzrokiem moich zimnych srebrnych oczu. Wyzwoliłem swoją aurę, nie tłamsiłem jej już, nie więziłem. O tak, jakie fantastyczne uczucie. Ta moc, ta niesamowita moc. Mężczyzna malał w moich oczach, nie jako przeciwnik ale jako król, jako przywódca, którego od dziecka uczono mnie szanować. Srebrna błyskawica przecięła nieba. Pochodziła z mojej aury, a ja stałem większy, silniejszy i potężniejszy. Nie wiem czy coś się stało z moim ciałem, czułem tylko moc, znacznie większą niż wcześniej, ona we mnie była cały czas tylko drzemała.

- Zapłacisz mi za wszystkich mieszkańców tej planety, za to jak przez lata musiałem patrzeć jak cierpią. Za Halfów i za Saiyan, którzy w ciebie wierzyli. Zapłacisz mi za brata, za zniszczoną rodzinę i wiesz co. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że sam mnie stworzyłeś. Zobaczymy, kto teraz będzie kwiczał, jak dziecko.

Tajemnica wzrostu siły Saiyan. Zapomniałem już o Hiakru i jego Genki interesował mnie tylko Zell. Nie będę, go lekceważył, jest technicznie sprawniejszy ode mnie ale wilk zwęszył trop i zawył zwołując sforę na polowanie. Ruszyłem do ataku i starliśmy się w walce.
OOC:
SSJ3?
FF dla Zella za 64 917
- 2 000 Ki za wysłanie wilka dla April
+ 19 000 Ki do Genki dla Hika.
Po zjedzeniu senzu full HP i Ki

Muza do posta - https://www.youtube.com/watch?v=11_G7WFWlDc
Hikaru
Hikaru
Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012


Identification Number
HP:
Królewskie komnaty - Page 2 9tkhzk0/0Królewskie komnaty - Page 2 R0te38  (0/0)
KI:
Królewskie komnaty - Page 2 Left_bar_bleue0/0Królewskie komnaty - Page 2 Empty_bar_bleue  (0/0)

Królewskie komnaty - Page 2 Empty Re: Królewskie komnaty

Sro Lut 10, 2016 2:19 pm
Hikaru ładując Genki Damę łączył się z energią jaka do niego szła. To znaczy wyczuwał ją każdą komórką ciała, potrafił wyczuć jak planeta dzieli się własną energią, a także jak energia innych małp na planecie, choć nie tylko szła do niego jakby przyciągana magnesem bryłka żelaza. Energia nieznanych mu istot, ale także dobrze znanych. Genki Dama to coś dużo więcej niż atak ostateczny. To coś co łączy wiele istot często różnych ras by się zjednoczyć dla jednego celu. Mistic już dawno odnosił takie wrażenie, za każdym razem jak dostawał ki od innych istot. Nikt nie jest w stanie odczuć czegoś tak wspaniałego jeśli sam nie potrafi stworzyć Kuli Życia. Kula to nie tylko czysta energia przecież. To także zaufanie, chęć pomocy, łączy pragnienia wielu istot żywych. Wreszcie- Genki Dama to symbol nadziei wielu. Północny Kaio wiedział co robi wymyślając coś takiego. To w sumie bardzo w stylu bogów.

Coś jednak docierało do wojownika światła poza tym. Ze świata zewnętrznego. Materialnego, i to jeszcze jak. Otóż Zell podszedł do niego i uderzył w krocze z taką siłą, że mistic wrócił do rzeczywistości błyskawicznie, aż zgiął się w pół. Ugięły się pod nim nogi i padł na kolana po uderzeniu poniżej pasa. Takiego bólu żadna kobieta nigdy nie zazna. Jednak mistic potrafił sobie radzić nawet z tak poważnym bólem. Chwycił się za brzuch i choć głowę miał dalej pochyloną zaczął drżeć. Chichrać. Aż w końcu wybuchnął śmiechem na pełen głos. Owszem, czuł ból, jednak powoli odkładał go na bok. Przyjdzie na niego czas już za kilka chwil. Kula Życia powoli jest na ukończeniu. Wiedział, że wiele więcej na tej planecie nie zyska. I tak to było całkiem dużo jak na egoistyczną planetę tak bardzo pustynną.
- Zellusiu, walisz jak Twoja stara. Mocniej już nie potrafisz ? Odziedziczyłeś siłę po dziadku tak ? Nic dziwnego, żeś słaby jak ziemianka. Widziałem takie, które waliły dużo mocniej. Niczego sobą nie prezentujesz złamasie. Jakim cudem takie gówno jak Ty zostało królem ? To źle świadczy o sayanach. Teraz patrzył królowi prosto w oczy wstając i przyjmując znów swoją pozycję na rozstawionych nogach i rękach skierowanych ku niebu. Znów poczuł Genki Damę całym sobą.

To jednak nie trwało dłużej niż minutę ponieważ Zell jeszcze nie skończył. Przywalił jedną z najsilniejszych technik sayan, Ostatecznym Błyskiem. Potężna dawka zielonej Ki pomknęła do dziadka Kuro i omiotła go pochłaniając bez reszty. Wszystkich oślepił szmaragdowy blask, a także zmiótł jedną ze ścian pałacu. Hikaru doskonale poczuł całą tą moc na sobie, ale Kula Genki od razu zaczerpnęła połowę, także ciało wojownika nie ucierpiało tak bardzo. To jednak nie zmieniło faktu, że ten atak prawie zakończył walkę. Obrońca Ziemi poturlał się aż pod nieistniejącą już ścianę i prawie stracił przytomność. Nie miał siły by cokolwiek powiedzieć, całe szczęście Kuro zajął się Zellem na chwilę. Minęły jakieś dwie, trzy sekundy aż Hikaru znów wstał i ustawił się w pozycji do tworzenia Genki Damy. Ból był straszny. Połamane żebra, popalona skóra i miejscami rany mocno krwawiące. Po jego mistycznym stroju został jedynie strzępek spodni oraz niezniszczalna saya, a w nim jego szamszir. Kaio stworzył na prawdę kawał dobrego ostrza.

Znów poczuł łączność z techniką, a także energię, która cały czas napływała. Chwilę temu jeszcze nie była taka duża, ale z każdą następną rosła. Nigdy jeszcze jego Genki nie była aż tak ogromna. Czy poradzi sobie z nią ? Musiał. Miał poza tym wnuka. Energia dalej tworzyła się nad pałacem, także niewidoczna z miejsca, w którym teraz się znajdowali. Poczuł kolejną dawkę z planety, nie wiele, ale zawsze kamyczek do szańca. Co więcej wyczuł coś jeszcze. Dwie silne energie. Obie mroczne. Rozpoznawał czarne motyle Reda, czyli w końcu się pojawił. Był z siebie dumny, że jego mentalna wiadomość do tak wielu umysłów trafiła. Druga energią była Ki Dragota. Jeszcze żył. Próbował oba demony namierzyć, ale aura blokująca namiar w pałacu dalej to uniemożliwiała. Mimo, że Red kiedyś zabił białowłosego, od tego czasu stał się kimś innym. Dojrzał emocjonalnie przechodząc długą i wyboistą drogę. Może warto było zmienić nastawienie do tego kociego demona.

https://www.youtube.com/watch?v=o6qAIaqK3_Q&list=FL1IVVswjr-PEyfMmvVk0nYw&index=3

Dwie Ki złączyły się z energią już uformowaną, Ki Chepsa, April, nawet Kaede, która opuściła burdel, choć go stworzyła. Jeśli przeżyją noc trzeba coś z nią zrobić. Na końcu poczuł jak jego własny wnuk oddaje mu swoją energię. Na więcej już nie mógł liczyć także wprowadził własną energię pozbawiając się większości zasobów. Rozpoczął przywoływać Kulę do siebie, sam też uniósł się pod sam sufit.
Królewskie komnaty - Page 2 Total_gietka_dama_by_hikarudaishi-d5197gw

- Słuchajcie wszyscy, wynoście się z pałacu natychmiast. Walka dobiegła już końca! Mówiąc to nad głową zaczęła wyłaniać się ogromna kula energii topiąc sufit w takim tempie, że żadna rozgrzana kropelka nie spadła na dół. Po prostu w zderzeniu z kulą energii każda materia budynku wyparowywała natychmiast jak w spotkaniu z gwiazdą. Hikaru coraz mocniej krwawił, spojrzał na ostatnią walczącą dwójkę, Zella i jego wnuka. Wysłał do tego drugiego mentalną wiadomość:
Sam nie dam rady, Kuro. Za bardzo mnie obił. Potrzebuję Twojej pomocy by rzucić Genki Damę. Skończ walkę i pomóż mi dokonać zemsty. Wiem, że tego chcesz. Wiedział na pewno, że sms dotarł, jednak czy został odebrany.... to już inna sprawa.. Energia Kury wzrosła kilkunastokrotnie.  Poza tym jego wyraz twarzy wyrażał sporą złość, być może nawet opętanie. Mimo to białowłosy zrobił co mógł i teraz pozostało już tylko rzucić Genki Damę. Opadł na podłogę ze swoim atakiem pół metra od dłoni i rzucił poziomo lekko jedynie kierując Kulę w dół tak by zmiotła Zella wraz ze ścianą i wszystkim co stanie na ich drodze. Taki atak powinien lecieć w miarę prosto wylatując po kilkudziesięciu kilometrach w kosmos jedynie tworząc bliznę na skórze planety.


OCC Cóż, rzucenie Genki ze zgromadzoną energią tak jak pisał Raz + energia Redki w wysokości 155 k i Kozy 33k + energia planety oraz Kury. Ja oddałem 90 k co mi dało 463,480 ki=dmg dla Zella. Muzyczka rzeczywiście pasuje do Genki, także ją dałem. Dzięki Soma Very Happy Dałęm ją w takim miejscu bo moim zdaniem to akurat pasowało.
NPC
NPC
Liczba postów : 1219
Data rejestracji : 29/05/2012

https://dbng.forumpl.net/f53-regulamin-i-informacje-ogolne-obowi

Królewskie komnaty - Page 2 Empty Re: Królewskie komnaty

Pią Lut 12, 2016 10:16 pm
Zell uśmiechał się cynicznie patrząc na Hikaru. Widział, że rany które mu zadał były bardziej niż poważne, więc okazał łaskę i nawet nie skomentował odzywki tego gnojka. Tej nocy Daishi wreszcie znajdzie się tam gdzie jego miejsce i na pewno nie będzie ono zbyt przyjemne. Jednak zapomniał o tym bachorze, który najwidoczniej nie miał najmniejszego zamiaru zdechnąć. Jednak tym razem Zell nie dał się posłać na deskę. Zatrzymał pocisk energetyczny chłopaczka za pomocą bariery energetycznej. Po tym odwrócił się w jego stronę. Jego ludzie w dalszym ciągu toczyli walki z gnojkami reda, jednak kilku leżało w kałużach własnej krwi. Musi szybko załatwić smarkacza i jego głupiego bachora, gdyż ma jeszcze deser w postaci tych pierdolonych zdradzieckich kurew.
- Ty? Mi? – zapytał Zell prawie się krztusząc ze śmiechu. Dzieciak albo oszalał ze strachu, albo próbuje nadrabiać humorem. Gdyby nie to, że już wystarczająco mu nabruździł to kto wie. Wziąłby go na królewskiego błazna i dawał mu możliwość zabawiania go i jego ludzi. Jednakże ten pociąg już dawno odjechał i jedynym co czekało Kuro, była powolna i bardzo brutalna śmierć.
- Oj dzieciaczku. Masz szczęście, że humor cię nie opuszcza. Przyda ci się, bo kiedy z tobą skończę to będziesz mógł tylko błagać o śmierć. Jestem najpotężniejszym Saiyaninem w całym wszechświecie. Ty zaś jesteś tylko mały gnojkiem, który nawet nie jest prawdziwym Saiyaninem. Jesteś marną podróbką, a ci którzy myśleli, że mnie pokonasz są głupcami. Dlatego może będę łaskawy i zabiję cię zanim zajmę się tą twoją kurewką. April na pewno będzie się dobrze bawiła z moimi żołnierzami. A kiedy ci z nią skończą to może okażę łaskę. I ją zabiję.
Jego aura emanowała agresją, pewnością siebie i olbrzymią siłą. Siłą, która przewyższała wszystkich znajdujących się w tym pomieszczeniu. Niech więc ta bomba, którą Hikaru ładował okaże się zabójcza, bo inaczej będą mieli olbrzymi problem. Król spojrzał na Misticka kątem oka jakby obliczając jak pozbyć się tego śmiecia, kiedy nagle poczuł olbrzymią energię. Spojrzał na Kuro, który najwidoczniej postanowił dorównać swojemu idolowi. Jednak głupiec nawet nie miał pojęcia na co się porywał. Zell posiadał tą przemianę od wielu lat i doskonale wiedział na co sobie może z przy niej pozwolić. Ten dzieciak zaś właściwie był żółtodziobem i właśnie to okazywał.
- Gratulacje. Właśnie wykopałeś sobie grób idioto. Ale skoro chcesz umrzeć jako Super Saiyanin poziomu trzeciego to proszę cię bardzo. Będziesz miał co opowiadać swojemu braciszkowi i reszcie tych ścierw. Na pewno bardzo się ucieszą, że dałeś dupy. – powiedział złotowłosy mężczyzna. Jego arogancja i brak szacunku do innych, były wręcz powalające, lecz czego się spodziewać po tak złej personie. Jednak tyle wystarczyło, żeby Zell się zdekoncentrował. To wystarczyło, żeby Hikaru zrzucił swoją ostateczną broń na króla Vegety.
- Co…to…kurwa jest?! – rzucił władca zapierając się nogami, kiedy olbrzymia kula energia spadła na niego i zaczęła go przesuwać w stronę ściany. Jednak złotowłosy nie dał za wygraną. Zaczął napierać na Genki Damę i ją blokować. Jego aura eksplodowała mocą i przez kilka chwil można było myśleć, że odbije pocisk. Jednak w ostatniej chwili bomba eksplodowała. Siła jaką miała w sobie unicestwiła by małą planetę, jednak większość mocy skumulowała się na Zellu. Niestety reszta zniszczyła tą część pałacu i tych, którzy stali najbliżej, a byli za słabi by przeżyć. Fala energii zdmuchnęła Hikaru na dziedziniec, zaś Kuro wbiła w ścianę.

Kiedy chłopak wreszcie oprzytomniał to z przerażeniem mógł się rozejrzeć po tym co zostało z królewskich komnat. A właściwie co nie zostało, bo ta część pałacu praktycznie została anihilowana. Jego dziadek leżał, gdzieś pomiędzy zgliszczami, a obok niego znajdowali się ci co przeżyli. Całe szczęście, że byli to ludzie Reda. Ciała królewskich leżały dookoła, a właściwie to ich części. Jednak Zella nigdzie nie było. Czyżby wygrali.
- Gratulacje dzieciaku. – usłyszał doskonale znajomy głos, a do jego umysłu właśnie doszedł impuls. Energia, którą nikt nie miał prawa dysponować. Moc, która przewyższała wszystkie inne. Czyżby? Z pyłu wychodziła postać władcy tej planety. Jednak nie był otoczony złotą aurą. Jego włosy były ciemne, lecz nie wrócił do swojej normalnej postaci. Nie. Zell był na ostatnim stadium przemian. Super Saiyanin poziomu czwartego. Gołym okiem można było zobaczyć, że był poważnie ranny, jednakże jego Ki była olbrzymia, a wściekłość jaka emanowała od niego mogła przyprawić najgorsze demony o sraczkę. Jeśli wcześniej mężczyzna lekceważył swoich przeciwników to teraz już tak nie było. Król był wściekły i jedyne co może go uspokoić to krew. Dużo krwi.
- Sprawiliście, że musiałem wykorzystać swoją najpotężniejszą przemianę. Teraz już z tobą skończę. – powiedział, a następie znikł. Cios, który wymierzył chłopakowi sprawił, że gałki oczne wyszły Kuro na wierzch. Następnie potężna seria posłała go do góry, a tak silny młot wypuścił chłopaka w podłożę z taką siłą, że wykonał krater o średnicy dwudziestu metrów. Zell był wkurwiony co można było odczuć po tym jak brutalnie potraktował chłopaka. Pałał rządzą mordu, zaś jego aura praktycznie paliła.

Occ:
Hik jesteś znokautowany. Wybuch Genki posłał cię na ściany za 16 K. teraz czas na Kuro.

Kuro : Masz to SSJ3 jak mówiliśmy. Oprócz tego kombinacja potężnych ciosów za 65 tysięcy.
Zell jest na SSJ4. Miłej walki
Hazard
Hazard
Don Hazardo
Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012

Skąd : Bydgoszcz

Identification Number
HP:
Królewskie komnaty - Page 2 9tkhzk800/800Królewskie komnaty - Page 2 R0te38  (800/800)
KI:
Królewskie komnaty - Page 2 Left_bar_bleue0/0Królewskie komnaty - Page 2 Empty_bar_bleue  (0/0)

Królewskie komnaty - Page 2 Empty Re: Królewskie komnaty

Pon Lut 15, 2016 3:43 pm
Wrócili na Vegetę. Hazard specjalnie teleportował się w miejsce, gdzie walczących było stosunkowo mało, a w dodatku nie byli zbyt silny - Vulfila na poziomie SSJ z łatwością się obroni. Pożegnał się z dziewczyną, życząc jej powodzenia, po czym przygotował się do kolejnej teleportacji. Wziął głęboki oddech, skoncentrował się na czyjejś słabej Ki i zniknął. Pojawił się w tej samej chwili, kilkaset metrów dalej. Obok niego konał jakiś Saiyan. Haz nie miał pojęcia czy to sprzymierzeniec czy wróg. Nie miało to jednak teraz większego znaczenia. Miał jeden cel, który własnie zlokalizował. Zell zalewał ciosami Kuro. Ciężko było nadążyć za jego ruchami W dodatku ten wygląd. Nie była to żadna ze znanych mu transformacji. Nie było złotych włosów, ani aury tego samego koloru. Nawet Trener w Czerwieni mu tego nie pokazał, gdy nauczył go o kolejnych poziomach Super Saiyan. Czyżby to był 4 stopień? Jakoś bardzo był w stanie w to uwierzyć, ale z drugiej strony kto miałby dysponować taką mocą, jeśli nie Król Vegety? Kuro także się zmienił. Długie srebrne włosy od razu zdradzały z jaką przemianą przystąpił do walki. A więc jemu się udało. Dokonał czegoś, na co Hazard nie był jeszcze gotów. Był krok przed nim. 

Zell skończył właśnie okładać syna Kurokary. To był odpowiedni moment by włączyć się do pojedynku. Miał już w głowie plan. Odbił się od podłoża i wystartował. W locie wytworzył z Ki łańcuchy. Zdawał sobie sprawę, że Król zapewne wyczuł już jego obecność, ale może tego się nie spodziewa i uda mu się go unieruchomić. Łańcuchy poszły w ruch, zaciskając się na ciele Władcy Vegety, od klatki piersiowej, przytwierdzając do boków ręce, aż po kostki, złączając razem nogi. Haz powoli okrążył przeciwnika, aż w końcu zatrzymał się tak, że teraz znajdowali się na tym samym poziomie. Spojrzał w twarz która śniła mu się w koszmarach. Zacisnął pięści. 
 - Nareszcie. Tak długo na to czekałem. Dziś w końcu zemszczę się za to co zrobiłeś 2 lata temu. Za to, że zamieniłeś moje życie w piekło.
Ogarnęła go taka nienawiść, jakiej nie czuł nigdy w życiu. Jego Ki zaczęła rosnąć. Rozbłysła złotawa aura, wokół jego sylwetki pojawiły się wyładowania elektryczne. Na ciele pojawił się tatuaż przedstawiający wilka. 
 - Haaaaaa! - ryknął, zwiększając moc do maksimum, po czym ruszył na przeciwnika. Zasypał go salwą ciosów, a każdy nasączony był nienawiścią. Trwało to dłuższą chwilę. Z furią wyprowadzał kolejne ataki, Nie wiedział ile ich było, dziesiątki, setki, tysiące? Gdyby mógł, nie przestawałby aż z Zella nic by nie zostało. Wiedział jednak, że jego technika nie obezwładni Króla na wieki. Pora kończyć. Ostatnim ciosem było odepchnięcie przeciwnika stopami. Zaraz potem skumulował w dłoniach Ki i wystawił je przed siebie.
 - Kuro! - ryknął do kuzyna - zaraz się uwolni! Wal w niego czym tylko masz! Final Flash!
Potężna fala uderzeniowa pomknęła w stronę Króla, wgniatając go w przeciwległą ścianę, która chwilę potem runęła. Hazard zawisł w powietrzu dysząc ciężko i czekając na odpowiedź. Bo o tym, że Zell nadal będzie w stanie walczyć wiedział doskonale. Miał jednak nadzieję, iż ten atak w jakimś stopniu go osłabił.

OCC:
Kinotsurugi w formie łańcuchów - paraliż na 2 tury. Nie wiem tylko jaki koszt, bo nie znam stat Zell'a, także Raziu ustal ile Ki mnie to kosztowało.
1 tura - potężny za 14039 dmg

2 tura - Final Flash za 53523 dmg. Dla mnie minus 42818 Ki

I naturalnie SSJ2 - minus 250 Ki
Kuro
Kuro
Drobik
Drobik
Liczba postów : 1091
Data rejestracji : 29/05/2012


Identification Number
HP:
Królewskie komnaty - Page 2 9tkhzk0/0Królewskie komnaty - Page 2 R0te38  (0/0)
KI:
Królewskie komnaty - Page 2 Left_bar_bleue0/0Królewskie komnaty - Page 2 Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.db4evwer.com

Królewskie komnaty - Page 2 Empty Re: Królewskie komnaty

Pon Lut 15, 2016 6:45 pm
Zabawne ale zaledwie tydzień temu wykonywali z Hiakru identyczny manewr z Genki Damą przeciw potężnemu Majinowi. Wyczuł energię April, Kaede, Reda ale zbyt wielu mieszkańców Vegety nie dołączyło się do ataku.Ostatnimi miesiącami walczył tylko z silniejszymi od siebie. Ledwo uchodził z życie, Nawet teraz czuł, że ma szans. Minimalną ale szanse. Nie był zadowolony ale zaczął się odsuwać od Zella. Nie zdążył. Moc wybuchu wcisnęła go w najbliższą ścianę. Mistik potoczył się gdzieś dalej bez sił.

Ledwo żyłem ale cieszyłem się, ze to koniec. Pozwoliłem sobie na małe rozluźnienie ale poczułem to. Tą Ki, niemożliwe. Cholera niemożliwe. Drań jeden żyje, jakim cudem. Jest niezniszczalny, a może jest jakimś bogiem czy coś. W drugą ewentualność na prawdę byłem gotów uwierzyć. Tym razem wyglądał inaczej. Miał znowu czarne włosy, złota aura pozostała. Jedyna nowość to chyba futro, no i wzrost Ki i to horrendalny. Jak, ja mam się z kimś takim mierzyć? Fajnie wszyscy wystawili mnie, jak prosiaka na rzeź. Szlag, Hikaru jest nieprzytomny, zero szans na wskazówki. Próbowałem w dłoni zebrać Ki to atak i wykonać Dragon Fista. Moja ostatnia deska ratunku ale działo się coś dziwnego. Wcześniej chodź słabsza technika wychodziła ale teraz ledwo zebrałem Ki to ona pękała niczym bańka i uciekała. W ogóle Ki z całego mojego ciała uciekała i to w zawrotnym tempie.  Miałem zerową wiedzę o poziomie SSJ 3, a o SSJ 4 jeszcze mniejszą. Pierwsza lekcja przyszła  bardzo szybko. Szybkość i siła, to atutu kolejnej przemiany i to porażające. Rozniósł mnie, jak szmacianą lalkę, a potem wbił w ziemię. Poczułem każdą kosteczkę. Muszę wstać, wszyscy na mnie liczą. Co ja mam zrobić? Jak pokonać ta bestię? Co się do cholery dzieje z moją Ki. Wszystko mnie boli, ta przemiana jest chyba zbyt dużym obciążeniem dla organizmu. Jakoś pozbierałem się na kolana, zaciskałem zęby z bólu. Grałem na czas słysząc śmiech króla. Przemknęła mi myśl, aby się poddać, no nie tyle poddać ile oddać się w zastaw za życie April i wioskę. Ciekawe, czy Zell by na to poszedł. Jeśli zmusiłem go do takiej przemiany to spokojnie był top 2 w rankingu małp, byłbym dobrym pionkiem w jego rozgrywce. Dla April zniósłbym, najgorsze poniżenie. Już nie raz Zell zagroził, co by zrobił z halfką i Kuro mógł być pewien, że władca nie rzuca słów nadaremno. Zrobi to. Teraz byłem pewien, ze to Zell odnalazł i sprowadził tu Daichiego. Wszystko tak mnie boli, że nie mam już siły nawet wściekać się o śmierć brata. Ta aura SSJ 4 jest bardzo dziwno, zostawia ślady poparzeń. Niewyobrażalna potęga. Przyszedł mi do głowy kolejny pomysł, ryzykowny, jak zwykle i zakładający spory zapas szczęścia. April mnie znienawidzi, że jej życie okupię innymi duszami. Ale czy mój ojciec nie robił tak od lat? Płacić za życie mieszkańców wioski żywotami mieszkańców innych planet. Jestem tu, aby to ukrócić, ale jestem sam. Patrzyliśmy na siebie. Władca pewny siebie, bo i taki żółtodziób nie może mu zagrozić, mimo iż zmusiłem go do ostateczności. Oboje to wiedzieliśmy. Wszyscy na mnie liczą, powinienem wałczyć w ich imieniu. Wielu oddało za mnie życie. Nie mogę go zmarnować. Ale jeśli Genki nie zabiła Zella, to jak ja mam do cholery zrobić to sam?!

Nagle błysnęła mu przed oczami złota smuga i ruszyła na Zella. Poznał tą Ki, niemożliwe. Skurczybyk jeden. Serce zabiło mu szybciej. Szkoda, że ciosy Hazarda, były dla króla jak wstępne gilgotki. Różnica poziomów była zbyt duża. Kuro miał znacznie mniejszy arsenał ataków i nie potrafił w tym momencie użyć swojego asa ale musi chociaż nadepnąć Zellowi na odcisk.
Srebrzysty wilk minął w pędzie Hazarda i popędził z gradobiciem ciosów na władcę nim ten otrząśnie się z ataków. Pazury ryły jego skórę, pięści zostawiały siniaki. Kuro był zacięty i skoncentrowany. Atakował wbijając przeciwnika bardziej w ścianę i nie zwracają uwagi, jak aura Zella parzy mu ręce. Na koniec posłał jeszcze Kienzana w stronę ogona władcy. Miał pewien plan i pozbawienie króla ogona miało go uchronić przed ewentualną przemianą przeciwnika w Ozaru.
OOC:
Trening start
- 65 000 HP
SILVER WOLF - 35 987 dmg dla Zella koszt 39585 KI
KIENZAN w ogonek- 19771 dmg dla Zella  koszt 21748 Ki
- 400 Ki za SSJ3
NPC
NPC
Liczba postów : 1219
Data rejestracji : 29/05/2012

https://dbng.forumpl.net/f53-regulamin-i-informacje-ogolne-obowi

Królewskie komnaty - Page 2 Empty Re: Królewskie komnaty

Czw Lut 18, 2016 10:05 pm
Zell był tak wściekły jak nigdy. Ten bachor i jego pieprzony mistrz byli prawdziwymi wrzodami na tyłkach. Myśliciele, którzy uważali że uda im się pokonać zło i uratować biednych zdrajców. Oni naprawdę myśleli, że coś zmienią, że Vegeta stanie się krainą jednorożców i potulnych misiów? Idioci. Saiyanie od zawsze byli rasą wojowników i zdobywców i nic, nawet jego śmierć nie zmieni tego. Bo jeśli, podkreślam jeśli, uda im się go zabić, to i tak prędzej czy później ktoś zajmie jego miejsce. Podboje nigdy się nie skończą i powinni dobrze to wiedzieć. Jednak głupcy na zawsze pozostaną głupcami. Bardziej lub mniej upierdliwymi z tymi swoimi mrzonkami o sprawiedliwości i dobru. Ci tutaj to był ich najgorszy sort, choć jedno Zell musiał przyznać temu smarkaczowi. Potrafił go zmusić do aktywowania ostatniej przemiany, co nie było łatwe. Gdyby gnojek był bardziej rozsądny to byłby z niego doskonały żołnierz. Niestety wybrał złą ścieżkę, która kończyła się tylko w jeden sposób. Śmiercią.
Kombinacja ciosów, którą zastosował na smarkaczu powinna wystarczyć, ale już wystarczająco dużo miał dowodów w trakcie tej walki, które mówiły, że bachor jest niczym karaluch. Trzeba się naprawdę postarać, żeby wysłać go do piekła. Jednak teraz to będzie czysta przyjemność.
Król już miał zadać ostatni cios, kiedy coś nagle w niego wpadło. Jakiś kolejny ćwok, który myślał, że może zostać bohaterem.
- A kim ty jesteś? – rzucił mężczyzna w stronę chłystka, który najwidoczniej miał do niego jakieś wąty. Ustawcie się kurna w kolejce ludzie. Na każdego przyjdzie czas. I to nie wina Zella, że nie pamiętał każdego gówniarza, który płakał, bo mu rodzice nie dali na nową zabawkę. Od tego ma swoich ludzi. Jednak złotowłosy bachor coś chyba umiał, bo spętał władcę tej planety jakimiś łańcuchami i rozpoczął atakowanie go. W sumie to raczej były jakieś łaskotki, a nie ciosy, ale niech się młody nie zniechęca. Dobry masaż zawsze w cenie. Jednak wszystko co dobre szybko się kończy, a dzieciarnia zaczęła ponownie go irytować. Dwa ataki energetyczne może nie były zbyt potężne, ale zebrały swoje żniwo i sprawiły, że aura Zella wybuchła jeszcze bardziej. W pewnym momencie łańcuchy, które nałożył na niego Hazard pękły, a stało się to dokładnie wtedy, kiedy kienzan zbliżał się do niego. Mężczyzna złapał ostrze, które już miał rozciąć go w pół, lecz tylko zraniło go w dłoń. Dość boleśnie, ale jednak tylko. Zell przez chwilę siłował się z atakiem, by po krótkiej chwili puścić go w niebo. Jeśli ktoś miał pecha to mógł zostać przez niego przecięty. Po tym wydarzeniu władca Vegety spojrzał na dwójkę dzieciaków. Krew wypływała mu z kilka ran na ciele, jednak jego postawa mówiła jasno, że w dalszym ciągu ma jeszcze sporo sił.
- Wkurwiacie mnie. Miałem taki dobry dzień, a wy wszystko zjebaliście. Teraz będę musiał was za to ukarać. – powiedział Zell i zniknął dzieciakom z pola widzenia. Który to już raz w trakcie tej walki? Ciężko było to zliczyć, jednak ważne było to, że Hazard i Kuro mieli naprawdę ciężki orzech do zgryzienia. Obydwaj mogli doskonale czuć się na SSJ2, ale raczej nie spodziewali się, że SSJ4 będzie aż takim przeskokiem. Przynajmniej wiedzieli dlaczego Zell nazywany jest najpotężniejszym Saiyaninem. W jednej sekundzie był przed nimi, by w następnej zniknąć. Hazard jako pierwszy zauważył swojego króla. Dokładniej zaś mówiąc zauważył jego pięść wbijającą się w jego kręgosłup. Zanim dzieciak zdążył wykonać ruch, to Super Wojownik wykonał kolejną kombinację, a zakończył ją przerzutem Hazarda przez ramię i trzaśnięcie go prosto w glebę. I jeśli chłopak myślał, że to rzeczywiście koniec to się pomylił, bowiem król miał jeszcze jedną rzecz w zanadrzu.
- Powiedz jak zaboli. – rzekł król, łapiąc prawą rękę złotowłosego i w następnej chwili brutalnie ją łamiąc. Trzask łamanych kości, które wystawały ze złamania poniósł się po całym placu. Po tym czynie mężczyzna spojrzał na Kuro. Ponownie zniknął i ponownie znalazł się przed srebrnowłosym.
- Czy wy naprawdę jesteście tacy durni czy tylko udajecie? – powiedział, uśmiechając się cynicznie, po czym wyrzucił syna Kurokary do góry. Jednak nie zamierzał lecieć za nim. Miał coś innego przygotowane.
- Heat Dome Attack! – ryknął Zell wysyłając potężną falę energii w Kuro. Kiedy zaś ten spadał na dół po ataku, to upadł dość kiepsko. Tak kiepsko, że złamał nogę. Zell zaś wydawał się nie do ruszenia. Co zrobić?

Occ:
No dobrze.
Dla Hazia potężny i złamanie rąsi za 60 tysięcy.
Za paraliż weź 20 tysięcy Ki.
Dla Kuro HDA za 90 tysi i poszła nóżka przy upadku.
Po za tym Kuro. Za SSJ3 odejmij sobie 1/3 aktualnie posiadanej KI. Mówiłem, że będzie kosztować.
Walczcie dalej. Może wam się uda. W kupie siła.
Kuro
Kuro
Drobik
Drobik
Liczba postów : 1091
Data rejestracji : 29/05/2012


Identification Number
HP:
Królewskie komnaty - Page 2 9tkhzk0/0Królewskie komnaty - Page 2 R0te38  (0/0)
KI:
Królewskie komnaty - Page 2 Left_bar_bleue0/0Królewskie komnaty - Page 2 Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.db4evwer.com

Królewskie komnaty - Page 2 Empty Re: Królewskie komnaty

Pią Lut 19, 2016 11:18 pm
Powróciłem do poprzedniego poziomu SSJ 2, nie rozumiałem nowej przemiany ale wolałem zaoszczędzić energię, która w jakiś dziwny sposób uciekała i to ze sporą stratą. Dodatkowo ostatnia seria ciosów wymierzony w władcę, mimo iż silna odbijała się i na mnie. Moje ciało chyba nie było jeszcze gotowe na utrzymywanie takiej energii i siły. W zasadzie nie byłem pewny czy na SSJ2, czy 3 bardziej się osłabiam. Przybycie Hazarda podniosło mnie na duchu. Chociaż jakaś bratnia dusza w tej krytycznej sytuacji. Różnica miedzy nami a Zellem była zasadnicza. Dopiero teraz zaczynałem zauważać sposób walki króla i poza siłą nie było tam nic. Wiadomo, że znał więcej technik i miał większą wprawę w walce ale czułem się rozczarowany tym pojedynkiem. Przed tygodniem walczył z majinem Raionem, czy tak jakoś miał na imię i cóż, tamten kolo spokojnie mógłby nosić tytuł mistrza wojowników. Miał w sobie to coś, te umiejętności i dostałem od niego znacznie większy wycisk. Zell tego nie potrafi. Tylko walił, jak rozjuszony byk. Seria ciosów na Hazardzie potwierdzała tą teorię. Chociaż, gdy usłyszałem trzask łamanej kości mojego kuzyna to aż mnie dreszcz przeszedł. Z drugiej strony i tak jestem zdziwiony, że dopiero teraz Zell zaczął nas łamać.

Ja próbowałem złapać oddech i w swojej standardowej przemianie czułem się znacznie lepiej. Zell utrzymywał swój wysoki poziom ale widać było, jak rany dają mu się we znaki. Czyli to już nie potrwa długo. Głupie ale poprawił mi się humor. Chyba tuż przed śmiercią przychodzi do głowy taka głupawa. Było mi lekko na sercu, choć martwiłem się o April. Jak zginę będzie wściekła i Hiku będzie wściekły na mnie.

- Lubię drażnić. - odpowiedziałem, gdy król zjawił się tuż przede mną.

Przy takiej różnicy poziomów unik i tak nie miał sensu. Zdążyłem tylko zasłonić twarz rękoma. Ostro przypiekł mnie niczym kurczaka na rożnie. Mój okrzyk bólu zapewne był niczym muzyka dla jego uszu, perwers jeden. Nie mogłem zapanować nad trajektorią lotu, a musiałem mieć zamknięte oczy. Obijałem się od ścian ruin niczym bezwładna szmaciana lalka i z impetem spadłem w dół. Pod kolanem przeszył mnie ostry ból. Cholera tylko nie to. Noga, to by mi się jeszcze przydała. Szlag, jak to boli. Przynajmniej jeszcze żyjemy. Szlag. Myśl Kuro, myśl. Gdzie jest mój kij? Nie było go w kaburze! No tak zgubiłem zaraz na początku walki. Przynajmniej natrafiłem na coś innego, ukrytego pod ogonem i zasłoniętego przez strój. Ostatni opór. Trochę tandetnie ale krytyczne sytuacje wymagają krytycznych rozwiązań. A nóż, widelec. Jak mnie wszystko boli. Kolejnego ataku chyba nie przeżyję ale może Zell nie przeżyje po moim. Zacząłem się powoli gramolić po zgliszczach i podleciałem w stronę miejsca gdzie przed chwilą walczyliśmy. Otworzyłem oczy i patrzyłem na niego, na ten uśmieszek. Czułem, że sam miałem podobny. Jak nic odbiło mi przed śmiercią. Dobrze by było, aby ta pokręcona przepowiednia się sprawdziła, oby dotyczyła Zella, wtedy może jakoś ujdą z życiem. Ech nadzieja matka głupich.

- Jestem Saiyanem, nawet bardziej niż Ci się wydaje. Kocham tą planetę i tych nadmuchanych niczym balony dumą jej mieszkańców. Ty widzisz w nich tylko mięso armatnie. Wasza wysokość.

Ruszyłem do ataku ale nie miałem zamiaru atakować fizycznie. Chciałem tylko się zbliżyć i nieco go oszukać swoimi zamiarami, w ostatniej chwili wyciągnąłem przed siebie dłonie uderzając atakiem energetycznym całymi zasobami mocy, jakie mi pozostały abywywołać, jak największe szkody z bliskiego dystansu. To jeszcze nie wszystko. Korzystałem z efektu zniszczeń otoczenia i kurzu, jaki wzbił się po wykonaniu techniki. Nie widział, nie mógł widzieć ale poczuł wojskowy nóż w brzuchu. Nóż rodowy, który oboje z Hazardem dostaliśmy, specjalna stal, która karmiła się krwią przeciwnika i słuchała tylko swojego pana. Desperackie ale od teraz Zell znajdzie się na krawędzi śmierci.

- To za wszystkich, których uśmierciłeś i wykorzystałeś. Zabiorę Cię ze sobą do grobu.

Trzymał rękojeść noża całą swoją siłą.

OOC:
Rezygnacja SSJ3 i powrót do SSJ 2. - poobliczałem odpowiednio Ki i HP.
FF na SSJ 2 z dmg 53507 dla Zella. dla mnie koszt - 71343 Ki
+ nóż pod żebra ^^
Hazard
Hazard
Don Hazardo
Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012

Skąd : Bydgoszcz

Identification Number
HP:
Królewskie komnaty - Page 2 9tkhzk800/800Królewskie komnaty - Page 2 R0te38  (800/800)
KI:
Królewskie komnaty - Page 2 Left_bar_bleue0/0Królewskie komnaty - Page 2 Empty_bar_bleue  (0/0)

Królewskie komnaty - Page 2 Empty Re: Królewskie komnaty

Sob Lut 20, 2016 2:45 pm
Nigdy nie czuł takiej nienawiści, do drugiej osoby czy jakiejkolwiek rzeczy. Jego życie nie było sielanką, wiele w nim było smutku i cierpienia. Były w nim osoby zasługujące na potępienie, choćby jego Ojciec. Ale to nic w porównaniu z tym jaką urazę czuł do Zella. Gdyby nie on, ostatnie 2 lata mogły potoczyć się zupełnie inaczej, a na pewno byłby to szczęśliwy czas. Zamiast tego zafundowano mu ból, złość, wyrzuty sumienia. Same negatywne emocje. Teraz gdy patrzył w twarz Króla, ogarniał go szał. Miał ochotę rozszarpać go, sprawić mu niewyobrażalne cierpienie. Gdyby zależało to tylko od niego, zafundowałby mu wielogodzinne katusze. Pastwiłby się nad nim, aż w końcu konając, błagał by Hazarda o litość i szybką śmierć. Teraz dopiero docierało do złotowłosego jak bardzo zmienił się przez tamte wydarzenia. Nie był już niewinnym chłopcem, stał się żądnym zemsty zabójcą. I nawet śmierć tego, który do tego doprowadził raczej tego nie zmieni.
 - Nie pamiętasz mnie? 2 lata temu pozwoliłeś by pasożyt panoszył się po Twojej planecie. A on przejął kontrolę nad moim ciałem i doprowadził do śmierci setek, jeśli nie tysięcy Saiyan. Zamieniłeś moje życie w piekło, ale odpłacę Ci pięknym za nadobne.

Zaatakowali wspólnie z Kuro, wykorzystując fakt, iż Zell nie mógł się ruszać. Po czymś takim padło by wielu, ale nie on. Zamiast poważnie zranić, rozjuszyli go jeszcze bardziej. Król szykował się do odwetu, pytanie tylko kogo zaatakuje pierwszy. Padło na niego. Jego ciało zareagowało instynktownie, jeszcze zanim pomyślał w jaki sposób się obronić. Błyskawicznie skumulował Ki i wypuścił ją w stronę Zella, odpychając go na bezpieczną odległość. Sam natychmiast przemieścił się nieco dalej, by oddalić od siebie zagrożenie, jednak przeciwnik już szarżował na Kuro. Jego kuzyn nie miał tyle szczęścia i Haz wrzasnął gdy porwała go fala energii. Przez moment wydawało mu się, że energia srebrnego zanikła, lecz to było tylko złudzenie. Jednak syn Kurokary odniósł poważne obrażenia, na dodatek dość niefortunnie złamał nogę przy upadku. Jego stan był ciężki, od śmierci dzielił go jeden udany atak oponenta. Mimo tego, Kuro zaatakował, wcześniej wracając do drugiego stadium Super Saiyan'a. Przez ten krótki okres czasu, Hazard zaobserwował olbrzymi ubytek Ki, gdy kuzyn znajdował się o poziom wyżej. Czy to właśnie była cena potęgi? Olbrzymia moc, która znacząco obciążała swego właściciela. Chłopak podjął słuszną decyzję. Prawdopodobnie gdyby pozostał w tamtej przemianie jeszcze przez chwilę, wyczerpałby swoje zasoby Ki. Teraz stać go było na jeszcze jeden atak, choć nie tak silny. Złotowłosy patrzył, jak ogromna fala trafia prosto w Króla. Zasłonił twarz, bo eksplozja wzbiła w powietrze tumany kurzu i pyłu. Cały czas jednak wyczuwał gdzie znajduje się dwójka wojowników. Wyglądało na to, że Kuro zaatakował raz jeszcze. Jednak w jaki sposób? Dopiero po chwili stało się jasne, że przy pomocy noża. Tego noża. Przypomniał sobie rozmowę z Kurokarą, rytuał. On również posiadał taki sam, jednak nie przyszło mu do głowy by użyć go w walce. Preferował miecz. Jego kuzyn postanowił inaczej, to był atak ostatniej szansy. Na więcej już go chyba nie stać. A Zell? Drań cały czas trzymał się na nogach i nie wyglądało na to, że miałby w najbliższym czasie polec. Co to oznacza? Ich porażkę.

Z dwójki młodych Saiyan to Kuro był silniejszy i to znacznie. Jeśli jemu nie udało się do tej pory pokonać Władcy Vegety, to czy on ma jakiekolwiek szansę, nawet gdy wróg jest osłabiony? Ki już prawie nie miał, a w walce na pięści był z góry skazany na porażkę. Przeciwnik był znacznie szybszy i silniejszy. To koniec. Nie było nadziei. Zaraz zginą, po nich przyjdzie pora na ich sojuszników. Rządy na Vegecie pozostaną takie same, nic się nie zmieni. Rebelia zakończy się niepowodzeniem, cały wysiłek na marne. Setki ogoniastych oddało życie w tej sprawie, na darmo. Hazard zacisnął pięści. Ta bezsilność była nie do zniesienia. Gdyby tylko istniało jakieś rozwiązanie, coś dzięki czemu można by pozbyć się Zell'a. Nawet za cenę własnego życia... I nagle go oświeciło. Nie wierzył, że coś takiego przyszło mu do głowy, ale nic innego nie potrafił wymyślić. To ostatnia szansa, ostatnia nadzieja. I tylko on mógł tego dokonać, bo wiedział jak. Całkiem niedawno niemal do tego doprowadził. Wystarczyło to powtórzyć, lecz tym razem pójść na całość. Jeśli to nie zadziała, to ten cholerny bydlak jest niezniszczalny.

Musiał się przygotować. Po pierwsze - nie może tego zrobić tutaj. Musiał przenieść się gdzieś indziej, najlepiej na inną planetę. Poczuł lekkie wyrzuty sumienia gdy zdał sobie sprawę, że będzie musiał wciągnąć w to przedstawicieli jakiejś innej rasy, być może niewinnej i nie zasługującej na to. Ale to wszystko dla większego dobra. Skupił się w poszukiwaniu takiego miejsca. Tu nikogo nie ma, tu też. Jest! Populacja była nieduża, ale jednak, kilkaset istnień będzie musiał poświęcić. Hazard przełknął głośno ślinę, po czym koncentrując się na tamtej planecie, ruszył w stronę Kuro i Zell'a. To może być jedyna szansa by zbliżyć się do Króla i zmusić go do teleportacji. Musi wykorzystać fakt, że jego kuzyn skutecznie zaabsorbował jego uwagę. Był już przy nich. Szarpnął Kuro za ramię i odepchnął na bok. Tutaj jego rola się kończy.
 - Zrobiłeś już wystarczająco dużo. Pozwól mi to dokończyć.
Nie spuszczając wzroku ze srebrnego, jedną ręką chwycił Zella za ramię, dwa palce drugiej przystawił do czoła. Skupił się na Ki nieznanego mu mieszkańca nieznanej planety. Rebelia na Vegecie właśnie dobiegła końca - jej główny cel opuszczał to miejsce.

OCC:
A więc Raz decyduj. Mam nadzieję, że przychylisz się do mojej prośby Smile
Jeśli tak --> Z/T x2 ---> ? (zawsze można zrobić nowy temat Razz)
Aaa - atak Zella nie dochodzi do skutku - Kiaiho defensywne - dla mnie minus 12k Ki. I odejmuje też 20k za paraliż z poprzedniej rundy.

Trening Start.
NPC
NPC
Liczba postów : 1219
Data rejestracji : 29/05/2012

https://dbng.forumpl.net/f53-regulamin-i-informacje-ogolne-obowi

Królewskie komnaty - Page 2 Empty Re: Królewskie komnaty

Nie Lut 21, 2016 10:26 pm
Zell nie zmartwił się ani trochę, kiedy fala energii odepchnęła go od Hazarda. Bo co się odwlecze to nie uciecze, czyż nie? Dlatego też władca tej planety ruszył na swoje kochane sreberko, pokazując mu jaka różnica ich dzieli. Może i byli gówniarzami z przepowiedni, jednak ich doświadczenie bojowe było równe zeru. Nie mieli jego umiejętności, jego potęgi i jego wiedzy. Znał doskonale moc jaką dysponowali Saiyanie i potrafił ją wykorzystać maksymalnie. Dlaetego też pokazał temu smarkaczowi co znaczy prawdziwa potęga. Mogli używać swoich technik i przemieniać się nieskończenie wiele razy, jednak dopóki nie pojmą tego co należy zrobić, to nigdy nie wygrają. Dźwięk łamanej kości był niczym muzyka dla uszu króla. Jeśli zaś dodać do tego grymas bólu, który zagościł na twarzy Kuro to scena była po prostu wzruszająca.
- Dzieciaku. Gdybym pamiętał wszystkich, którym coś zrobiłem to bym nic innego nie robił tylko wspominał. Byłeś tylko środkiem do celu. Tam mało znaczącym, że nawet nie zapadłeś mi w pamięć. Jednak teraz upewnię się, że umrzesz. – powiedział mężczyzna uśmiechając się jak psychopata. W nim nie było nawet skrawka dobroci. Zell był złem wcielonym, który najlepiej bawi się przy widoku martwych ciał i dźwięku przelewanej krwi. W sumie nie byłoby zdziwienia, gdyby kąpiele brał w łzach ludności cywilnej. To był skurwiel przed duże S.
- Jesteś pierdolonym zdrajcą i śmieciem! Możesz pierdolić o miłości, ale jeśli nie pojmiesz tego czym są Saiyanie to ta planeta upadnie! Beze mnie jesteście niczym! Ja jestem Królem tej planety, tej galaktyki, a wkrótce królem całego wszechświata! I nikt! Absolutnie nikt nie stanie mi na drodze! A już na pewno nie mały, zafajdany gnojek! – powiedział Zell wskazując na Kuro, który podjął się właśnie w tym momencie szaleńczego ataku, na który poważyłby się tylko największy straceniec. Król nie spodziewał się uderzenia przez szczeniaka, jednakże to co nastąpiło potem było jeszcze większym zdziwieniem. Nikt nigdy nie dźgnął go nożem. Nikt nawet nie zbliżył się na taką odległość. Zell przysiągł sobie, że urwie smarkaczowi jaja, a potem każe je mu wsadzić do gardła. Następnie wyciągnie je i da do zeżarcia jego kurewce.
Złapał małego za ramię i spojrzał mu w oczy równocześnie plując mu krwią w twarz.
- Do grobu? Prędzej ja naszczam na twój, niż ty mnie zabijesz. – warknął mężczyzna. Był wściekły, a to sprawiło, że przestał kontrolować to co się dzieje na polu bitwy. Olał Hazarda i to mógł być jego błąd. Te dzieciaki były naprawdę szurnięte, jednak odwagi nie można im było odmówić. Tak samo jak głupoty. Kiedy złotowłosy Saiyanin złapał Zella za ramię to ten uśmiechnął się do niego kpiąco i rozpłynął się w powietrzu. Prosta technika, której nauczył się dawno temu, zaś teraz była bardzo przydatna. Teraz obydwaj mogli wyglądać na skołowanych. Można powiedzieć, że ich plan znalazł się w koszu, a oni wylądują tam zaraz za nim.
- Naprawdę myślałeś szczeniaku, że tak łatwo mnie załatwisz? Teleportujesz się ze mną i co? Zdechniesz jako bohater? Nie licz na to. Dla was jest przeznaczony tylko jeden rodzaj śmierci. Śmierć jak szczur, zaś ja jestem tutaj, żeby się upewnić iż tak się stanie. – doszedł ich głos Zella. Władca tej planety stał na gruzach swoich komnat i patrzył się na dwójkę dzieciaków niczym lew na małe króliczki.
- Najpierw ty mały gnoju. – powiedział Zell i wystawił rękę. Na jej końcu zaczęła formować się kula KI. Wyładowania wywodzące się z niej przechodziły między palcami Zella. Oczy ciemnowłosego były wbite w postać złotowłosego Saiyanina bez jednego oka. Zaraz sprawi, że straci drugie. – Won na swoje miejsce śmieciu! Final Shine!
Potężna fala energii posłała Hazarda na deski, równocześnie powodując pęknięcie żeber i kości przedramienia oraz udowej. Teraz w spokoju król mógł zająć się Kuro, który leżał niedaleko swojego kuzynka. Rana, którą mu zadał bolała jak diabli, lecz myśli o tym, że gnojek zaraz umrze sprawiały, że nie było to aż tak drażniące. Szedł powoli w stronę dzieciaka, a po drodze wziął dwa metalowe pręty, które najwidoczniej przetrwały te wszystkie wybuchy.
- Jesteście jak karaluchy. Lecz mam doskonały pomysł jak was się pozbyć. – powiedział Super Saiyanin czwartego poziomu i następnie wbił jeden z prętów w zranioną nogę Kuro, tym samym przybijając go do ziemi. Drugi natomiast wpakował w jego prawe ramię tak, że teraz był przyszpilony z dwóch stron. Raczej ciężko byłoby uciec, zaś Zell nie miał zamiaru mu na to pozwolić.
- No dobrze to teraz się zabawimy. Kiedy z tobą skończę to będziesz błagał o śmierć. – powiedział Zell i zaczął okładać chłopaka. Nie wybierał sobie określonych części ciała. Zwyczajnie uderzał go z całą siłą, tak by go skatować. W tym nie było nic honorowego, ani uczciwego. Zwykła łobuzerka.
- Wasza wysokość. – rozległ się głos, który wyrwał wszystkich ze stanu skupienia. Zell przerwał okładanie Kuro, rozglądając się dookoła. Kiedy dostrzegł wreszcie właściciela głosu to podniósł się i uśmiechnął mocno.
- Zidarock. Jak miło, że się wreszcie Kurczaczk pojawiłeś. Widzę, że nie zmęczyłeś się za bardzo walką. – powiedział król do Reischiego, który stał spokojnie i tylko jego wzrok zdradzał, że nie interesuje go za bardzo to co mówi Zell. – Zahne, chcesz mi coś powiedzieć, czy zwyczajnie chcesz sobie popatrzeć.
- W sumie to tak. – powiedział Zahne i odpiął płaszcz, a następnie posłał falę uderzeniową w stronę króla, który ze zdziwienia nawet nie zdążył się obronić.
- Co ty odpierdalasz? – warknął Saiyanin podnosząc się na nogi, w czasie kiedy ciemnowłosy mężczyzna przykrył Hazarda swoją peleryną. Po tym wstał i spojrzał na Zella, za nim pojawił się Red i jego oddział.
- Jak to co? Wyzywam cię panie na walkę o władzę. Te dzieciaki walczyły dzielnie, ale zapomniały dokonać tej jednej rzeczy. Ja zaś wyzywam cię oficjalnie i mam świadków na to.
- Serio? I myślisz, że dasz sobie radę? Wątpię. Zdechniesz jak twoja żonka! – ryknął Zell i ruszył w stronę Zidarocka, który szybko stał się Super Saiyaninem poziomu trzeciego. Jego moc była odczuwalna w odległości kilku kilometrów, lecz trochę mu brakowało do tej, którą posiadał Zell. Jednak jedna rzecz przemawiała za Reishim. Nie był ranny, ani zmęczony walka. Podchodził do tego starcia z praktycznie wszystkimi siłami, zaś Zell swoje już otrzymał. Obaj jednak wiedzieli, że to nie będzie łatwa potyczka. Zick przyjął uderzenie króla na swoje przedramię, a pod nimi pojawił się spory krater. W pewnym momencie zniknęli, a ich starcie mogli śledzić tylko ci, którzy potrafili wyczuwać KI. Jednak i ci mieli problem z określeniem zwycięzcy tej walki. Zell był wściekły i ranny, a to sprawiało, że był jeszcze groźniejszy. Zahne natomiast był zimny, ale skuteczny. Większa część jego ciosów trafiała celów, lecz sam przypłacił to starcie kilkoma urazami. W pewnym momencie pretendent do korony złapał obecnego króla za włosy i cisnął nim o podłoże. Sam też wylądował o posłał w sylwetkę króla kilkadziesiąt pocisków KI. I już wyglądało to na koniec, gdy z obłoku kurzu wystrzelił jak Odyniec władca Vegety. Niestety tym razem wpadł w pułapkę. Zidarock był przygotowany na frontalny atak i sparaliżował Zella, tak że ten nie mógł się ruszyć. Kapitan Wojsk Vegety oddychał ciężko. Jego zbroja była popękana, a on sam był ranny w kilku miejscach. Jednakże to on miał teraz ruch.
-Zbyt długo, żerowałeś na naszej planecie i jej mieszkańcach. Teraz się wszystko zmieni. Żegnam wasza wysokość. – rzekł Zahne zaś jego moc zwiększyła się jeszcze bardziej, kiedy zaczął przygotowywać swój atak. – Final Shine!
- Kuuuuurwaaaaaaaaaa! – ryknął Zell, kiedy fala mocy pochłonęła go i zniszczyła każdą komórkę jego ciała. Jedyne co po nim zostało to królewski pierścień, który wcześniej spadł. Zick po tym uderzeniu wrócił do normalnego poziomu i spojrzał na Reda. Oddychał ciężko, lecz tak samo jak mężczyzna w czerwonej pelerynie uśmiechał się.
- Macie to?
- Tak sir. Zaraz to upublicznimy. Gratuluję wasza wysokość. – powiedział Red, który był zmęczony walką, ale równocześnie szczęśliwy. Wreszcie uwolnili się od tego potwora.
- Doskonale. To idź z Tori i Sonyą do pomieszczenia kontroli. Reszta niech pomoże tym dzieciakom. Zasłużyli na to by im pomóc. – powiedział Zick, samemu podchodząc do Kuro i wyrywając metalowe pręty. Następnie przekazał mu część swojej KI. To samo zrobił Red dla Hazarda, zanim odszedł.
Księżyc powoli zachodził, lecz dla Vegety wstawał nowy dzień.

Occ:
Dla Hazarda dmg za 85 tysięcy. Dostajesz też 20 tysięcy Ki.
Dla Kuro lanie od Zella za 15 tysięcy. Dostajesz też 20 tysięcy KI

Umarł król! Niech żyje król!

Dziękuję wam panowie za tą rozgrywkę oraz wszystkim graczom. Oficjalnie rebelia zakończyła się sukcesem, choć w mieście jeszcze mogą trwać walki, zanim wojsko się nie dowie. Możecie tu pisać. Na dniach będzie oficjalne podsumowanie eventu Very Happy
Hazard
Hazard
Don Hazardo
Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012

Skąd : Bydgoszcz

Identification Number
HP:
Królewskie komnaty - Page 2 9tkhzk800/800Królewskie komnaty - Page 2 R0te38  (800/800)
KI:
Królewskie komnaty - Page 2 Left_bar_bleue0/0Królewskie komnaty - Page 2 Empty_bar_bleue  (0/0)

Królewskie komnaty - Page 2 Empty Re: Królewskie komnaty

Pon Lut 22, 2016 2:42 pm
Jego plan zawiódł. Zell użył prostej sztuczki by uniknąć zasadzki. Teraz dopiero docierało do niego jaki był naiwny, sądząc że to zadziała. Jak niby coś takiego miało się udać przeciwko najsilniejszemu z Saiyan, być może najsilniejszemu wojownikowi we wszechświecie? Hazard oddychając głęboko spojrzał na Króla. Zmarnował jedyną szansę, by teleportować się z nim na inną planetę. Drugi raz nie uda mu się zbliżyć do niego na taką odległość, ten drań zwiększy czujność. Złotowłosemu skończyły się pomysły. Ich przeciwnik był zbyt potężny, nie dadzą mu rady. Pozostało im tylko odliczać sekundy do śmierci.

To stało się tak szybko. Zell zaczął kumulować w dłoni Ki, po czym wypuścił się z niej potężny strumień, skierowany prosto w Haz'a. Chłopak zaklął cicho. Nim zdążył chociaż pomyśleć o uniku, został porwany przez energetyczną falę. Energia wwiercała się w niego z taką siłą, iż był pewien, że za chwilę przewierci mu się na wylot przez brzuch. Zamiast tego wbiła go w posadzkę z taką siłą, że młody Saiyan poczuł jak pękają mu kości. Jęknął z bólu, nie mogąc się poruszyć choćby o milimetr. W życiu nie czuł takiego cierpienia. Zacisnął zęby, tłumiąc wrzask, wydobywający się z jego gardła. Teraz to dopiero byli w ciemnej dupie. Parę minut temu wydawało mu się, że ich sytuacja jest beznadziejna, ale w porównaniu z ich obecnym położeniem, nie było tak źle. Teraz obaj z Kuro w zasadzie nie byli w stanie podjąć dalszej walki. Zell zwyciężył i teraz mogli tylko czekać, aż pośle ich na tamten świat. Ten jednak nie zamierzał zrobić tego szybko i bezboleśnie. To nie byłoby w jego stylu. A co było? Znęcanie się nad nimi, aż w końcu będą błagać go o litość. Na pierwszy ogień poszedł Kuro. Hazard nie był w stanie niczego zobaczyć, ale wyczuwał jak Ki kuzyna zmniejsza się w zastraszajacym tempie.
 - Kuro... - wystękał, próbując się ruszyć, lecz było to niemożliwe. Jego ciało odmówiło posłuszeństwa. Mógł tylko czekać, aż srebrny wyzionie ducha, a wtedy przyjdzie pora na niego. Szlag by to. Nie tak miało się to skończyć. Najwyraźniej jednak to zadanie ich przerosło. Dwójka smarkaczy nie była w stanie pokonać niewyobrażalnie silnego Władcy Vegety. Nikt nie był w stanie. On po prost jest niepokonany.

Nagle usłyszał czyjś głos. Kogoś kogo wcześniej tu nie było. Kto to mógł być? Zell zwrócił się do niego "Zidarock". Hazardowi to imię nic nie mówiło. Sądząc po odpowiedzi Króla, był to ktoś z jego świty. A więc przyszli tylko zobaczyć co u szefa. Może nawet to oni ich dobiją, bo ich Pan nie będzie chciał brudzić sobie rąk. Wtedy jednak stało się coś nieoczekiwanego. Zahne wystrzelił falę uderzeniową w stronę Zell'a, który nie zdołał się obronić. O co tu do cholery chodzi? Czyżby w ostatnim momencie zyskali sprzymierzeńca? I to nie jednego. Chwilę potem pojawił się Trener w Czerwieni wraz ze swoim oddziałem. Jeśli oni wszyscy rzucą się do walki, ich zwycięstwo będzie pewne. Kilku dorosłych, doświadczonych Saiyan z pewnością dokona tego, co nie udało się dwóm dzieciakom. Zidarock okrył Hazard'a swoją peleryną, po czym zdradził swoje intencje. A więc jednak! Następnie wszedł od razu na poziom SSJ3 i przystąpił do ataku. Walka nie trwała długo. Znacząco osłabiony Zell nie miał szans z wojownikiem, będącym praktycznie w pełni sił. Chwilę potem Ki Króla Vegety znikła. To był koniec. Zwyciężyli. 

Czuł że powoli traci kontant z rzeczywistością. Widział jakby przez mgłę, a ze słów Zidarocka docierało do niego może co trzecie. Wiedział, iż za chwilę straci przytomność i szczerze mówiąc nie miał nic przeciwko by tak się stało. Przynajmniej uwolniłby się od tego okropnego bólu. W tym jednak momencie zauważył, że ktoś pochyla się nad nim. Z początku nie był w stanie rozpoznać twarzy, lecz po chwili poczuł, jak wyostrzają mu się zmysły. Ktoś przekazał mu część swojej Ki, a tym kimś był nie kto inny jak Red, jego dawny nauczyciel.
 - Sensei... - szepnął - wróciłem... silniejszy... tak jak kazałeś...
Trener uśmiechnął się tylko zanim odszedł. Kuro także ktoś pomógł, a był to nie kto inny jak Zahne. Hazard próbował odwrócić głowę by zobaczyć cokolwiek, lecz nie był w stanie. Jęknął z bólu - obrażenia dały o sobie znać. Nie pozostało mu nic innego jak czekać, aż ktoś mu pomoże. Marzył o wygodnym łóżku, jakiejś ciekawej książce do poczytania. I wiele dałby za jakiś obfity posiłek. Wydawało mu się, że nie jadł od wieków. 
 - Kuro - mruknął, nie będąć pewnym czy kuzyn jest przytomny i go słyszy - było... blisko co? Nie wiem jak Ty, ale ja... już powoli żegnałem się... z tym światem. Ale daliśmy radę... zrobiliśmy... ile mogliśmy...
Poczuł ostry ból w prawym boku. Możliwe, że jakiś uszkodzony organ dawał o sobie znać. Zrobiło mu się ciemno przed oczyma. Stracił kontakt z rzeczywistością. Zemdlał.
Kuro
Kuro
Drobik
Drobik
Liczba postów : 1091
Data rejestracji : 29/05/2012


Identification Number
HP:
Królewskie komnaty - Page 2 9tkhzk0/0Królewskie komnaty - Page 2 R0te38  (0/0)
KI:
Królewskie komnaty - Page 2 Left_bar_bleue0/0Królewskie komnaty - Page 2 Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.db4evwer.com

Królewskie komnaty - Page 2 Empty Re: Królewskie komnaty

Wto Lut 23, 2016 12:06 pm
- Możesz być najpotężniejszy w kosmosie ale umrzesz od zwykłej rany. Zabij mnie ale i tak nikt nie przyjdzie Ci z pomocą. Nie jesteś nieśmiertelny!!! – krzyczał zaciskając żeby i przesuwając rękojeść noża, jak najdłużej, jak najgłębiej. A potem, gdy pojawił się Hazard, Zell po prostu zniknął, rozpłynął się niczym obłok. Różnica poziomów była widoczna. Nie zdążyli nawet zareagować, kiedy potężna fala energetyczna odrzuciła ich powiększając tylko stertę gruzu.
Leżał i w duchu żałował, że plan Hazarda się nie udał. Znał technikę, którą kuzyn miał zamiar się posłużyć, w końcu Hikaru jej używał ale nie potrafił jej używać. Zdążył unieść głowę, gdy zobaczył nad sobą Zella. Miał zabawki i Kuro wiedział, że nie zawaha się ich użyć. Od razu poczuł jak rozłupuje mu się kość w kolanie. Dawno nie czuł tak przenikliwego ból, czuł jak rwały mu się ścięgna. Chwilę później kolejny pręt przeszył jego ramię, przygważdżając do podłogi. Kolejna fala bólu aż go zamroczyła. Nie przeszkodziło mu to jednak splunąć królowi w twarz. Co to, to nie, nie będzie błagać o litość, przynajmniej teraz. Bliżej śmierci robił się bardziej bezczelny. Minutę później pożałował, że tylko bardziej rozwścieczył Zella. Ciosy padały, niczym kopniaki od rozjuszonego byka. Próbował bronić się zdrową ręką ale każdy ruch wywoływał tylko dodatkowy ból w przygwożdżonych kończynach. Hazard leżał gdzieś i się nie odzywał, zapewne nieprzytomny. Nie mógł nawet się skoncentrować, aby wysłać telepatyczną wiadomość do April i się pożegnać. Całym światem stał się teraz niewiarygodny ból. Role jednak się odwróciły i to błyskawicznie. Zell stał się ofiarą i zginął z rąk własnego zaufanego sługi. Cieszył się, że jednak przeżył, choć ze złości krew jeszcze bardziej go zalewała. Skurczysyn sobie to wszystko wykombinował.

- Nie ma za co. - odpowiedział uśmiechając się półgębkiem do Zehna, gdy ten wyrwał mu pręty, a krew trysnęła na posadzkę. Nie pomogłeś jej, a była obok ciebie. Zapamiętam to sobie. Oczywiście chodziło o April, Walniecie Daichiego nie kosztowałoby go dużo, a jednak nic w tym kierunku nie zrobił. Czy to była realna groźba? Może, a może po prostu szczeniackie wyzwiska ale Zahne wiedział, że Kuro nie można lekceważyć. Nieopodal usłyszał głos Hazarda.

- Dupa..... Wydymali nas i tyle.
– odpowiedział kuzynowi. Nie truj o umieraniu, przeżyjesz w końcu jesteśmy z jednej rodziny. Mnie nie wykończyli, to i Ciebie się tak łatwo nie da pozbyć. Okazało się, że gadał do nieprzytomnego. Ktoś wreszcie wpadł na pomysł i założył mu google chroniące przed przemianą w Ozaru, zapewne ściągnięte z jakiegoś trupa ale trudno. Dopiero teraz mógł otworzyć oczy i zobaczyć ogrom zniszczeń. Gwizdnął, aż go zebra zabolały. Zaczęli kręcić się żołnierze, ktoś pomógł mu usiąść, ktoś inny podał wodę. Pił łapczywie, jakby rok mieszkał na pustyni. Ktoś inny jeszcze znalazł jego kij. Nie zemdlał tylko dlatego, ze jeszcze jedna powinność trzymała go przy życiu. Nie skończył, był ktoś, kto na niego czego czeka. Prawą nogę miał wykrzywioną w nienaturalny sposób ale jakoś siedząc na tyłku i opierając się na zdrowej ręce podczołgał się do nieprzytomnego Hazarda. Polał mu twarz wodą z butelki, żeby się ocknął, a potem powoli podał do ust.

- Witamy w piekle Haz.- powiedział szczerząc się, gdy Saiyan otworzył oczy. Potrzebuje .... Twojej pomocy.... April została porwana, jej brat pracuje dla Zella i jestem przekonany,..... że chce ją skrzywdzić. Możesz mnie tam przenieść........ Dałbyś radę?

Jeżeli Hazard się nie zgodzi, to poleci sam, a co dalej będzie to będzie. Nie zwracał uwagi na rany, ani na ból. Musi przeżyć i zobaczyć minę Hikaru, kiedy się ocknie i dowie się, kto został królem.

OOC: Koniec treningu, dziękuję za wspólną zabawę Smile
NPC
NPC
Liczba postów : 1219
Data rejestracji : 29/05/2012

https://dbng.forumpl.net/f53-regulamin-i-informacje-ogolne-obowi

Królewskie komnaty - Page 2 Empty Re: Królewskie komnaty

Sro Lut 24, 2016 9:43 pm
Żołnierze biegali tam i z powrotem załatwiając różne sprawy. Większość miała na sobie pancerze, które były mniej lub bardziej zniszczone, lecz łączyło ich jedno. Wszyscy mieli na twarzy radość i chęć wykonywania swoich obowiązków ze wszystkich sił. Kilku Saiyan miało na pancerzach symbole oddziałów z różnych formacji. Teraz Kuro i Haz mogli się przekonać jak głęboko sięgał cały spisek i plan. Oni zaś byli tylko dodatkowymi pionkami, które zostały odpowiednio wykorzystane. Zrobili swoje i mogli zostać wyrzuceni lub zabici, żeby nie pisnęli słówka o tym co się stało. Mogli, lecz nowy król nie lubił tak postępować. Tym się różnił od Zella, że używał mózgu nie tylko do wymyślaniu nowych rodzajów tortur czy tego jak dojebać swojemu ludowi. Zick myślał jak sprawić by Saiyanie rzeczywiście byli rasą wojowników, którzy nie mordują na prawo i lewo. Miał zamiar zrobić z nich prawdziwych zdobywców i prawdziwą społeczność. Jednak potrzeba na to czasu, zacząć trzeba od małych kroczków. Takich jak pomoc ofiarom walk.
- Czy ja ci wyglądam na niańkę? – powiedział Zidarock do Kuro, który miał pretensję, że nie zajął się jego dziewczyną. Niech się cieszy, że zareagował, kiedy Daishi wystrzelił Final Flash bez patrzenia. Inaczej dziewczyna byłaby martwa. Mężczyzna dał znak kilku żołnierzom, żeby zaczęli opatrywać rany chłopców. Do Hazarda podeszły dwie piękne Saiyanki, które zaczęły go opatrywać i równocześnie się do niego uśmiechać, zaś drugim wojownikiem zajął się wysoki i starszawy wojownik. On raczej nie miał zamiaru mizdrzyć się do chłopaka. Wbił mu igłę w tyłek bez znieczulenia, a następnie podał jeszcze kilka innych leków, które miały przyspieszyć leczenie. To samo robiły dziewczęta, lecz one z o wiele większą delikatnością. Lepiej nie pyskować nowemu władcy, bo ten też umie się odgryźć. I to nie za pomocą zębów, czy pięści.
- Wątpię. Daichi nie był zwolennikiem naszego byłego władcy. Jeśli już to działa na własną rękę. Dlatego też nigdy nie zostanie kimś więcej. Za dużo egoizmu ma w sobie. – powiedział król do Kuro, pomiędzy pisaniem czegoś na swoim tablecie. W końcu skończył i spojrzał ponownie na dwójkę chłopaków.
- Czekacie na mnie z nadzieją, że pomogę wam, czy może mam wysłać pluton wojska za twoją dziewczyną? Musicie sami sobie radzić. Koordynaty znacie, więc lećcie i nie dajcie się zabić. Bo to byłaby żenada. Przeżyć walkę z jednym psychopatą, żeby przegrać z pokraką.
Po tych słowach Jego wysokość odwrócił się od dzieciaków i ruszy w stronę pałacu.

Occ:
Panowie. Leczenie za 40% dla was
Hazard
Hazard
Don Hazardo
Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012

Skąd : Bydgoszcz

Identification Number
HP:
Królewskie komnaty - Page 2 9tkhzk800/800Królewskie komnaty - Page 2 R0te38  (800/800)
KI:
Królewskie komnaty - Page 2 Left_bar_bleue0/0Królewskie komnaty - Page 2 Empty_bar_bleue  (0/0)

Królewskie komnaty - Page 2 Empty Re: Królewskie komnaty

Czw Lut 25, 2016 2:01 pm
Odzyskał świadomość, lecz tylko połowicznie. Docierał do niego zgiełk panujący wokoło. Gdzieś obok słyszał głos Kuro. Rozmawiał z kimś, a Hazard miał wrażenie że jego rozmówcą jest Zick. Nie był jednak w stanie wychwycić o czym konwersują. Nadal był osłabiony i obolały, a jego zmysły nie funkcjonowały najlepiej. Gdy otwierał oko, widział tylko jakieś zamazane kształty. Ból w prawym boku się pogłębił. teraz był pewien, iż ma uszkodzony jakiś organ. Nie znał się zbytnio na anatomii, ale obstawiał wątrobę. Albo nerkę. Co za różnica, ważne że potrzebuje pomocy medycznej, bo z takimi obrażeniami nie dożyje następnego dnia. Jęknął, próbując przewrócić się na lewy bok, lecz ociężałe ciało odmawiało posłuszeństwa. Nie jest dobrze.

Au, au, auu! Co to do cholery? Jakby ktoś kłuł go wielką igłą. Przed chwilą znowu stracił przytomność i nie wiedział ile czasu minęło od jego rozmyślań. Zauważył jednak, że jego stan uległ poprawie. Poruszył palcami prawej dłoni, a potem uniósł ją lekko do góry. To samo z pozostałymi kończynami. A przecież niedawno nie było to możliwe, zapewne z powodu licznych złamań. Powoli otworzył oko. Teraz wszystko stało się jasne - jakieś dwie śliczne Saiyan'ki zajmowały się jego ranami, przy okazji szczerząc do niego ładne, bielutkie ząbki. Złotowłosy odwzajemnił uśmiech.
- Noo i to rozumiem - mruknął, śmiejąc się pod nosem.
Dziewczyny fachowo się nim zajęły i po kilku minutach poczuł się naprawdę dobrze. Jednak technologia medyczna Vegety stała na naprawdę wysokim poziomie. Złamania zaczynały się zrastać, rany zabliźniać. No może nie licząc tych najpoważniejszych, które trzeba było zabezpieczyć opatrunkami. Minie jeszcze trochę czasu nim wróci do pełni sił, ale teraz mógł przynajmniej swobodnie się poruszać. Nadal jednak pozostawał z pozycji leżącej, aż jego urodziwe lekarki nie skończyły pracy.
- Dzięki wielkie dziewczyny - podziękował, a w tym samym momencie ktoś polał mu twarz zimną wodą. Kuro.
- Jeśli tak ma wyglądać piekło, to nie mam nic przeciwko żeby trafić tam po śmierci - mruknął z uśmiechem, odprowadzając wzrokiem Saiyan'ki, które chichotały i co chwila odwracały się, spoglądając na złotowłosego
Stan srebrnego także uległ poprawie, jemu także udzielono pomocy medycznej. Twarz miał jednak poważną, a po chwili wyjaśniło się dlaczego. Haz skupił się by odnaleźć energię April. Faktycznie, half'ka miała kłopoty. Obok wyczuł Ki jej brata. Był naprawdę silny i bez ich pomocy, dziewczynę nie czeka nic dobrego. Natychmiast podźwignął się na nogi. Jego ciało chyba nie było jeszcze gotowe do kolejnej walki, ale w tej sytuacji nie miał wyboru. Nie ma na co czekać.
- Jasne, możesz na mnie liczyć - odrzekł krótko - Pośpieszmy się.
Położył dłoń na ramieniu kuzyna i skupiając się na Ki April, przeniósł ich oboje w miejsce, gdzie toczyła się bratobójcza bitwa.

Z/T x2 --> https://dbng.forumpl.net/t742p20-pomniejsze-wioski
NPC
NPC
Liczba postów : 1219
Data rejestracji : 29/05/2012

https://dbng.forumpl.net/f53-regulamin-i-informacje-ogolne-obowi

Królewskie komnaty - Page 2 Empty Re: Królewskie komnaty

Pon Maj 16, 2016 8:43 pm
Aryenne spokojnie czekała, aż jej córka załatwi sprawy z Kuro. Nie chciała naciskać na Vivian, która już i tak zgodziła się na rozmowę z nią. Cieszyła się z tego, więc te kilka minut oczekiwania nic dla niej nie znaczyły. W pewnym momencie urządzenie, które miała schowane zapikało, co mogło oznaczać tylko jedno. Jej drugie dziecko pojawiło się w pałacu i zmierzało na rozmowę z ojcem. Kobieta chciała powitać syna, jednak w tej chwili nie mogła tego zrobić. Raziel musiał sam stawić czoło Zidarockowi. W końcu Vivian skończyła rozmawiać ze swoim przyjacielem.
- Dobrze. Jednak chciałabym porozmawiać gdzieś indziej. Chodź za mną. – powiedziała królowa i udała się w sobie znanym kierunku. Po kilku minutach marszu młoda Natto mogła stwierdzić, że znajduje się w nowej części pałacu. Odbudowanego i przemianowanego na taki, jakim go widział obecny król. W końcu doszli do królewskich komnat, które były chyba jeszcze lepiej strzeżone od Sali Tronowej. A może to tylko złudzenie? Ważne, że ilość strażników była całkiem znaczna, jednak pani domu nie przejmowała się nimi, tylko weszła do pomieszczeń, zaś jej córka za nią. Innego wyboru nie miała. Aryenne zaprowadziła ją do średniej wielkości pokoju, który chyba spełniał funkcję gabinetu królowej. Był on bardzo gustownie urządzony i widać było, że to pomieszczenie należy wyłącznie do ciemnowłosej kobiety. Vivian była prawdopodobnie pierwszy raz w życiu w takim miejscu, więc można było jej wybaczyć jeśli się rozglądała. Aryenne usiadła zaś na kanapie, która znajdowała się pod ścianą. Obok niej były jeszcze trzy fotele i stolik na kawę.
- Proszę usiądź. Napijesz się czegoś? – zapytała kobieta i po otrzymaniu twierdzącej lub odmownej odpowiedzi złożyła zamówienie. W końcu służba przyniosła napój dla niej i matka z córką zostały same. Nie wiadomo, kto czuł się dziwniej. Aryenne wygładziła nerwowo suknię i spojrzała na córkę.
- Vivian. – zaczęła i na chwilę przerwała jakby zastanawiając się nad kolejnymi słowami. W głowie huczało jej od myśli, lecz musiała jej jakoś składnie przekazać. Było to dla niej nawet śmieszne, bo praktycznie nigdy nie miała problemów z wyjaśnieniem stanu rzeczy, czy prowadzeniem rozmowy.
- Rozumiem, że aktualna sytuacja nie jest dla ciebie zbyt przyjemna. Przez całe swoje życie byłaś sama, a w ciągu kilku miesięcy otrzymujesz matkę i starszego brata. Nie będę udawała, że nie wiedziałam iż tak to się potoczy, czy to, że wiem jak się czujesz. Jednak chciałam ci powiedzieć co ja czuję. Nie proszę cię byś postawiła się w moim miejscu, tylko żebyś wysłuchała co mam do powiedzenia. Kiedy pierwszy raz cię zobaczyłam na Konack to znów się poczułam jak wtedy kiedy się urodziłaś. Jednak później dotarło do mnie jak wiele straciłam. Nie widziałam całego twojego życia. Straciłam też możliwość wychowania syna na kogoś bardziej przyzwoitego. Na pustyni bałam się o wasze życia, i modliłam się do wszystkich sił, żeby was nie stracić. Potem zaś przez pół roku nie chciałaś ze mną zamienić słowa. Nie będę udawać, że jesteśmy rodziną czy to, że wiem o tobie wszystko. Los odebrał nam tą możliwość, lecz chciałabym to naprawić. Chciałabym cię poznać Vivian. Ciebie. Chciałabym, żebyś mogła ze mną porozmawiać i może nie czuć się przy mnie nie swojo. Nie liczę, że nazwiesz mnie matką. To jest raczej niemożliwe. Ale nie chcę być dla ciebie obcą osobą. Wiem, że było ci ciężko. Sierociniec, najsłabsza, wyszydzana. Jednak na każdym kroku pokazywałaś, że masz w sobie moją krew. Nie dawałaś się i doszłaś do tego wszystkiego sama. Wiem też, że nie jesteś zimna jak Raziel. Lubisz się przywiązywać do rzeczy, a z tego co widziałam na Pustyni umiesz kochać. W pewnym sensie ty i Raziel przypominacie mnie i moją siostrę. Dlatego chcę cię poprosić o szansę. Dasz mi ją? – powiedziała kobieta i po tym wbiła wzrok w filiżankę z napojem. Bała się odpowiedzi. Bała się odrzucenia przez swoje dziecko. Vivian mogła jej nie kochać, ale Aryenne kochała ją całym swoim sercem. Tak samo mocno jak męża i syna.
avatar
Ósemka
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013


Identification Number
HP:
Królewskie komnaty - Page 2 9tkhzk0/0Królewskie komnaty - Page 2 R0te38  (0/0)
KI:
Królewskie komnaty - Page 2 Left_bar_bleue0/0Królewskie komnaty - Page 2 Empty_bar_bleue  (0/0)

Królewskie komnaty - Page 2 Empty Re: Królewskie komnaty

Wto Maj 17, 2016 11:50 pm
Cisza jaka zapadła między dwoma kobietami przypominała pancerną szybę. Chłodna, ciężka, ale w pełni umożliwiająca kontakt wzrokowy... Gdyby tylko Vivian nie starała się nie patrzeć w ciemne oczy Aryenne. Było to o tyle łatwe, że szła kilka kroków za nią, mając przed sobą czarne włosy i tył falującej, fioletowej sukni. Królowej zdarzyło się odwrócić z raz czy dwa, ale dziewczyna wzrok uparcie kierowała w dół. Ostatecznie byle Natto nie śmie wyprzedzać Panią w jej własnym Pałacu, ani bezczelnie się na nią gapić. Choć czuła, jak tężeje jej żołądek, była spokojna. Za wiele już widziała, by coś takiego miało ją przestraszyć, jednakże... Była przyzwyczajona do pogróżek i prób zabicia jej, ale do kogoś, kto chce się do niej zbliżyć? Nie, ani trochę... Wiedziała, że nie będzie to miła czy łatwa rozmowa, ale to był koszt pomocy Kuro i nie żałowała. Gdyby odmówiła mu tej małej przysługi, pewnie nie wpadliby na Aryenne, która nie prowadziłaby ją teraz w sobie znany zakątek budynku, ale też chłopak nie dostałby pozwolenia na wylot... Przeczuwała godziny na dywaniku u matki, na proszonej herbatce.
Po parunastu krępujących minutach Vivian znalazła się w średniej wielkości pomieszczenia. Gabinet królowej miał ciemnoczerwone ściany, utrzymane w stonowanym, nierażącym odcieniu. Tym co od razu przyciągnęło jej wzrok były półki z książkami, zajmująca większość miejsca. Biurko pod oknem, z wygodnym, skórzanym fotelem, zastawione było staroświecką lampą i ciemnym blatem z egzotycznego drewna. Styl ten tak kłócił się z nowoczesnością Akademii, że halfka zdziwiła się nieco, widząc coś podobnego na Vegecie. Ostatnimi razy Pałac raził użytym w nadmiarze złotem, złym gustem i przepychem, teraz... Urządzony ze smakiem, nienachalną elegancją i wyczuciem, widać było w tym kobiecą rękę. Zick pewnie mało by się przejmował wyglądem korytarzy, ale jego żona nie pozwoliła mu pracować w Pałacu pełnym bezguścia. Kierując się się pozwoleniem usiadła na fotelu naprzeciwko królowej, która raczyła zająć kanapę. Dzielił ich tylko stoliczek na kawę, z rodzaju tych jaki miały damy w zamierzchłych czasach... Albo i nie. Grzecznie zamówiła herbatę i przez kolejną niewygodną chwilę obie milcząc oczekiwały aż służba w końcu pojawi się w drzwiach. Vivian czuła się nieswojo, będąc obsługiwaną w komnatach królowej, ale była kimś w rodzaju... Gościa? Proszonego gościa... Miała tylko szczerzą nadzieje, że cokolwiek Aryenne planuje, jej gabinet nie jest podłączony do sieci kamer i podsłuchów, które mogłyby donieść królowi o tej rozmowie. Nie chciała niszczyć ich na nowo odbudowanej rodziny swoją osobą, pomimo upartych prób nawiązania kontaktu przez Saiyankę.
Służba zostawiła na stoliku dwie filiżanki z delikatnej porcelany, wypełnione aromatyczną, ciemną herbatą. Vivian ostrożnie wzięła naczynie w dłonie i pociągnęła łyk naparu. Był wyśmienity, czyli Pałacowa spiżarnia, jak można było się spodziewać, dysponowała produktami najwyższej jakości. Ostrożnie odsunęła filiżankę od warg i odłożyła na spodek, wpatrując się w skrawek swojego odbicia, który zamigotał na ciemnej powierzchni. Nie musiała unosić głowy by wiedzieć, że Aryenne walczyła ze sobą, próbując zabrać głos. Nie podniosła też wzroku gdy usłyszała swoje imię, tylko lekkim skinienem głowy upewniła królową, że słucha.
Dopuszczając do siebie z dziwnym spokojem i rezygnacją, słowa matki. Przymknęła powieki, siedząc prosto na fotelu jak żołnierz, zamyślona. Co mogła odpowiedzieć..? Nie zamierzała nawet stawiać się w jej sytuacji, nie z powodu skrajnego egoizmu - przecież Vivian nie wie co ukształtowało charakter Aryenne i co czuje w danej sytuacji. Mogła tylko próbować zrozumieć jakie uczucia targają Saiyanką, z całą świadomością, że w ciąży z nią bała się chwili jej narodzin. Tylko łaskawy los uchronił rodzinę Zahne przed posiadaniem bękarta, Raziel i Zick znienawidziliby ją... Tak, nikt nie wiedział, podmieniono dzieci, sytuacja uratowana, wszystko w porządku... A Aryenne ponad osiemnaście lat gryzło sumienie. Tak bardzo, że zamierzała odkupić stracony czas i zalać córkę matczyną miłością, przed którą Vivian broniła się jak mogła. Nie umiała jej przyjąć. To była ona, Vivian Deryth, ta porąbana, aspołeczna Natto, odludek zamykający się w swojej kwaterze, z którym mało kto wytrzymuje... Tak było jeszcze niedawno... Bez owijania w bawełnę, halfka nigdy nie miała rodziny. Jakieś przytułki, pomiatanie nią po kątach nigdy nie sprawiło, by z kimś wytworzyła silniejszą relację... No, może prócz przybranego brata, ale to inna bajka. Sęk w tym, że praktycznie całe swoje życie polegała na sobie. Samowystarczalność była jej atutem, przyzwyczaiła się też do tego, że jako halfka zawsze jest oczko niżej od Saiyan. Nikt nigdy nie próbował... Zbliżyć się do niej. Wolała być sama. Była socjalnie nieprzystosowana do innych, nie cierpiała tłumów i agresywnych mieszkańców Vegety. Zawsze sama, sama, sama. Pasowało jej to... Aż tu nagle okazuje się, że ma brata przyrodniego i matkę, którzy chcą stworzyć pełną, szczęśliwą rodzinę. Pragną by wpadała co niedzielę na obiad, chodziła z matką pod ramię na zakupy i jeździła na wspólne wyjazdy, zachowując się jak grzeczna, kochająca córeczka... Guzik.
Choć może... Aryenne przemyślała kilka rzeczy, a sama Vivian nie miała w sobie tyle wzbraniającej się zaciętości co wcześniej. Wysłuchała do końca jej słów, nie wiedząc, czy powinna czuć krępacje, skoro królowa tak bała się jej odpowiedzi czy zignorować fakt, że dla odmiany ona nie unosi na nią wzroku. Zmrużone powieki halfki rozszerzyły się, wzrok złagodniał o ton, westchnęła bezszelestnie, pozwalając sobie na cień uśmiechu.
- Obawiam się, że nawet obecność Waszej Wysokości nie miałaby wpływu na rozwój Raziela. Przyzwoitość Saiyan w połączeniu z jego ego robi z niego napuszonego pawiana, los, którego sadzę, nie dałoby rady uniknąć. To, jak go teraz widzi Vegeta, może tylko to pogłębić, wychwalając swojego Księcia. Przyda mu się trochę czasu ze mną, żeby sprowadzić go na ziemię i uświadomić, że wcale nie jest taki wspaniały. - uśmiechnęła się najspokojniej w świecie, racząc się herbatą. Oh, tak, miała sporo do powiedzenia następcy tronu. - Zaś co do tej pierwszej sprawy... - po rozładowaniu sytuacji uśmiech zamienił neutralny wyraz twarzy, Ósemka była spokojna, jakby doskonale znała słowa, jakie chce matce przekazać. - Powiem to jeszcze raz. Nie nienawidzę Cię i nie mam Ci co wybaczać. Nie chcę też niczego od Ciebie oczekiwać, nie musisz nic robić. Przyznaję, nigdy nie było mi łatwo, ale radziłam sobie, głównie na złość wszystkim naokoło, a fakt, że byłam sama... Naprawdę, wiele osób miało gorzej. Nie chcę, byś przez to co się stało, czuła się zobowiązana naprawić wszystkie niedogodności jakie zdarzyły się w moim życiu... Sama nie wiem, jak się w tym odnaleźć. - spojrzała w odbicie swojego policzka w filiżance herbaty. - ... Nie wiedziałam co zrobić. Odkąd pamiętałam byłam sama na Vegecie i nie potrzebuję z tego powodu nadmiaru współczucia. To było wygodne. Stronię od innych. Trudno mi przebywać z wieloma osobami w jednym pomieszczeniu. W większości przypadków, inni żołnierze obrywają ode mnie, bo są skończonymi debilami albo nie potrafią trzymać rąk przy sobie. Raziel jest jedyną osobą, z którą dobrze mi się pracowało, może przez to, że mamy podobne charaktery, ale mimo to, i tak trzymam go trochę na dystans. Gdy nagle okazało się, że jest moim bratem... Nie podobało mi się to. Chciałam, by zostało między nami tak jak było, by nie był za blisko. Bez zbędnych obietnic i rozmów o relacji rodzeństwa, bałam się, że będzie gorzej... I było, za bardzo wziął sobie do serca rolę starszego brata, tak jakbym miała pięć lat. Tym gorzej było gdy okazało się, że mówi do mnie moja matka... Nie, naprawdę to nie jest Twoja wina, to tylko ja... Jak ubrać to w słowa. - westchnęła Vivian, nie wiedząc jak dokładnie przekazać to, co odpychało ją od wyciągniętych matczynych rąk. - Wiem, że to Twoje pragnienie i uczucia chcą załatać jakoś tę dziurę między nami, rozumiem też, jak bardzo musi boleć, wiedzieć, że wszystko mogłoby wyglądać inaczej gdyby... Byśmy nie były sobie obce... Ale co ja mam zrobić? Nie miałam matki. Nawet nie wiem jak się powinno zachować wobec matki i to takiej cudem odnalezionej. Przez te lata, z trudem, jeśli w ogóle, paru osobom udało się sprawić, bym powiedziała o sobie coś więcej niż zwykle... I nie było to łatwe. Nie widzę nic przeciwko daniu Ci szansy, ale ja nie umiem być córką... Nie mogę tak, ledwo odkryć pokrewieństwa i już mieć z Tobą lepszy kontakt niż z Razielem, z którym musiałam wytrzymać ponad dwa lata nim byłam w stanie nazwać go przyjacielem. Ja... Ja wiem, że potrzebuję czasu. To nie jest niemożliwe.
Istotnie, tym co Vivian najbardziej odstraszało, była jej niepewność. Aryenne zachowywała się jakby chciała mieć córkę od zaraz, gdy ta nawet nie wiedziała jak ma się do niej odezwać. Nie była przyzwyczajona do innych osób, a czując, że ktoś podświadomie chce, by była istotą społeczną i otwartą, reagowała wewnętrznym sprzeciwem. Postawiono ją w trudnej sytuacji, dając coś, o co nawet nie prosiła i zamiast się cieszyć, czuła się nieswojo. Nawet nie wiedziała skąd u Saiyanki takie uczucie wobec niej... Czy to tak zwana matczyna miłość, czy może poczucie winy, towarzyszące przez te lata chce jej w zadośćuczynieniu samotności, wytulić na śmierć..? Podsumowując krótki i jasno... Aryenne chciała być blisko Vivian. Vivian nie potrafiła otworzyć się przed osobą tak nagle chcącą się do niej zbliżyć. Być może i pozbyła się swojej introwertycznej skorupy przez ostatnie zdarzenia, to jednak na tę myśl czuła lodowate igły w żołądku.
Na ostatnie zdania jednak nie mogła powstrzymać delikatnego uśmiechu. Dotknęła kurtki od Raziela i poprawiła ją lekko, przypominając sobie, że musi strzelić brata za to, że zniszczył jej pamiątkę po Axdrze. Prawdopodobnie Kuro zabrał jej szklaną kulkę i list i przekaże Chepriemu, także ważna dla niej rzecz znajdzie się pod opieką jeszcze ważniejszej osoby. A mogła dać mu ją, gdy się żegnali po rebelii... Tak tylko ona miała jakąś fizyczną pamiątkę po czerwonowłosym, pod postacią chowanej skrzętnie pod poduszką żółtej koszuli.
- Ile we mnie ciepła, nie wiem, ale kocham i cenię sobie towarzystwo paru osób. Jest ktoś, kogo kocham nad życie. Możliwie robię się miękka, bo nigdy otwarcie bym tego nie powiedziała... Martwię się o tych, do których zdążyłam się przywiązać. Do tego bym i do Ciebie się przywiązała, trzeba czasu i braku nacisku... Dlatego za szansę, proszę o jedno. Wyrozumiałość.
NPC
NPC
Liczba postów : 1219
Data rejestracji : 29/05/2012

https://dbng.forumpl.net/f53-regulamin-i-informacje-ogolne-obowi

Królewskie komnaty - Page 2 Empty Re: Królewskie komnaty

Czw Maj 19, 2016 5:57 pm
Matka Vivian miała sporo czasu na przemyślenia. Wiele lat i miesięcy. Dopóki nie spotkała swoich dzieci ponownie to myślała nad decyzjami, które doprowadziły ją do miejsca, gdzie była. Po spotkaniu zaś myślała nad swoimi słowami, zachowaniem i działaniami. Popełniła wiele błędów i grzechów. Jednak pomimo tego, że Vivian była owocem zdrady, którą Aryenne dokonała na mężu i synu, to nie potrafiła, a nawet nie chciała myśleć o niej jako błędzie. Niektórzy by powiedzieli, że to pomyłka, coś co można naprawić po narodzeniu. Jednak ona nie traktowała dziewczyny jak coś co można wyrzucić do kosza i zapomnieć o tym. Wiadome, że ludzie gdyby wiedzieli o jej sytuacji to pewnie, by radzili porzucić dziecko, albo je zabić, ale jak tak by można było? Kiedy Saiyanka po raz pierwszy wzięła małą Vivian na ręce to w jej oczach automatycznie pojawiły się łzy. Patrzyła na tą małą osóbkę i doskonale sobie zdawała sprawę, że już na sam start zniszczyła jej życie. A jak wszystko mogło się potoczyć w innym świecie? Jednak Aryenne wiedziała, że gdyby przyszło jej przeżyć życie na nowo to podjęłaby takie same decyzje co wcześniej. Nic nigdy nie jest idealne i nie należy się starać, żeby takie było.
- Tak. Wygląda na to, że jesteś jedną z nielicznych osób, które potrafią go kontrolować. Możliwe, że jest taki przez swojego ojca i przeze mnie. Rozpuszczaliśmy go trochę jak był mały, no i na dodatek pochodzi z elity. Cudem jest to, że nie chce własnego haremu. – powiedziała królowa, a widząc zdziwioną twarz córki uśmiechnęła się lekko. – Nie wiedziałaś? Dawne obyczaje Saiyan pozwalały, żeby głowa rodu miała wiele kochanek. Miało to zapobiegać temu, że jakiś ród zostanie bez męskiego potomka. Nie stosuje się tego od dawna, jednakże zapis chyba w dalszym ciągu jest w mocy. W wolnej chwili radzę ci przeczytać spis praw i przywilejów elity. Dowiesz się kilku ciekawych rzeczy. Niektóre mogą też cię przerazić, ale większość w dzisiejszych czasach jest śmieszna.
No to było dość łatwe, ale Aryenne nie poprosiła Vivian o rozmowę, żeby ta została tester na przyszłe kochanki swojego brata. Tak chorych pomysłów nie miałby chyba nawet Zell, choć co do niego można mieć pewne wątpliwości. Teraz zaś słuchała Vivian i prawdę mówiąc odetchnęła z ulgą. Nie było aż tak źle jak się spodziewała. Prawdę mówiąc bała się tego jakie uczucia Vivian może do niej żywić. Wiedziała już, że popełniła masę błędów, za bardzo na nią naciskając i próbując stworzyć coś, na co trzeba lat. Po prostu kiedy znów odzyskała córkę, to nie chciała jej stracić i chyba za wszelką cenę utrzymać przy sobie. Nie pomyślała wtedy, że może to być dla dziewczyny krępujące i naprawdę ciężkie. Teraz zaś wiedziała o wiele więcej o niej. Poprzeglądała raporty, historię jej życia, a właściwie to co było zapisane. Były też opinie trenerów o jej psychice, zdolnościach, zachowaniu i szansach. Początkowo nikt nie wróżył jej większej przyszłości, lecz w miarę upływu lat raporty zaczynały wychwalać dziewczynę. Chwalono jej sumienność, wytrwałość, służbę oraz precyzję. Awanse też dostawała za służbę i wyniki. Oceny z przeprowadzanych pojedynków też były wysokie i gdyby nie kolor włosów i nazwisko to można powiedzieć, że dziewczyna należy do elity. Jednak było też coś co każdy z raportujących podkreślał i to równocześnie martwiło królową, jak i dało jej do myślenia. Jej córka była nad wyraz aspołeczna i miała trudności z zawieraniem znajomości. Prawdopodobnie przez cały okres służby zdołała zawrzeć tylko kilka znajomości.  Jednak z tego co Aryenne widziała dzisiaj, to mogła stwierdzić, że była oddaną przyjaciółką. Oczywiście kobieta sprawdziła swoje drugie dziecko. Raziel też był wychwalany, jednakże z innych rzeczy. Był o wiele bardziej agresywny od siostry, jednakże to dawało mu posłuch i w pewnym sensie szacunek. Ponadto ustalono, że jeśli będzie się tak rozwijał to w dość młodym wieku osiągnie rangę kapitana. Jedynie kilka osób było stawianych z nim w szeregu i tylko jedna osoba nie była czystej krwi. Jednakże dzięki temu królowa Saiyan zrozumiała jak bardzo mogła wszystko spieprzyć przez ciągłe naciskanie na blondynkę. Dla niej zbliżenie się do kogoś to już był wielki sukces, a ona mogła to wszystko zniszczyć, przez głupi egoizm.
- Rozumiem. Popełniłam wiele błędów, ale miałam czas, żeby je przemyśleć. Przepraszam za naciskanie. Może po prostu chciałam, żeby wszystko było tak jak powinno być. A przecież nie będzie. Nie będziemy mieć jakiejś relacji od tak, gdyż można rzec, że jesteśmy prawie obcymi osobami dla siebie. Rozumiem to. Dlatego może zacznijmy od małych kroczków. Od poznania się. Na spokojnie, bez stresu. Jeśli będziesz chciała pogadać czy coś to zawsze możesz do mnie przyjść. Ja postaram się zminimalizować ingerencję w twoje życie, choć może od czasu do czasu dasz się zaprosić na filiżankę herbaty lub rozmowę. Jak byłam z tobą w ciąży to myślałam nad tym jak będziesz wyglądać, co będziesz ubierać i tym podobne. Matka zawsze chce dla swojego dziecka jak najlepiej. Jesteś piękną dziewczyną, ale zawsze może być lepiej. – powiedziała Aryenne, a następnie delikatnie się zaśmiała widząc minę córki.
- Spokojnie. Nie będę cię zmuszała do noszenia sukienek. Szczerze mnie też to męczy, ale czasami trzeba. Jednakże w trakcie swojego wygnania poznałam wiele fascynujących strojów, które mogą być zarówno funkcjonalne jak i efektowne. Zakładam też, że jak spotkasz się następnym razem z tym chłopakiem to chciałabyś wywrzeć na nim wrażenie. Myślisz, że to mój mąż pierwszy do mnie zagadał? Musiałam sama to zrobić, bo pewnie do dziś by jeszcze to próbował. Zidarock może być królem i wielkim strategiem, ale jako nastolatek był cholernie nieśmiały. Czasami zaś trzeba wykonać krok, jeśli się kogoś kochasz. Ty zaś z tego co widzę umiesz dobrze lokować uczucia. W przeciwieństwie do swojego brata. On jest dość, ciężkim osobnikiem, ale pewnie to już zdążyłaś ustalić na własnej skórze. No dobrze. – rzekła królowa i wstała. – Nie będę cię dłużej zatrzymywać. Masz zapewne wiele pracy, a ja muszę przywitać syna, który łaskawie się pojawił na planecie. Spokojnie, jak go spotkasz to będzie jeszcze w jednym kawałku. Dziękuję ci za rozmowę Vivian.
Po tych słowach już chciała jej dać znak, że może wyjść, gdy coś jej wpadło do głowy. Za pomocą telepatii przywołała do siebie jedną z książek z biblioteczki. Spojrzała na nią i podała dziewczynie.
- To jest jedna z pierwszych książek, które przywiozłam z Ziemi. Jedna z moich ulubionych. Myślę, że może ci się spodobać. Jeszcze raz dziękuję ci za rozmowę.

Occ:
Vi jesteś wolna. Pisz tutaj posta z z/t i leć tam gdzie chcesz. Książkę jaką dostałaś od mamci możesz sobie wybrać tytuł.
avatar
Ósemka
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013


Identification Number
HP:
Królewskie komnaty - Page 2 9tkhzk0/0Królewskie komnaty - Page 2 R0te38  (0/0)
KI:
Królewskie komnaty - Page 2 Left_bar_bleue0/0Królewskie komnaty - Page 2 Empty_bar_bleue  (0/0)

Królewskie komnaty - Page 2 Empty Re: Królewskie komnaty

Pon Maj 23, 2016 7:24 pm
Vivian usiała zamilknąć na dłuższy czas. Nie w jej zwyczaju było od tak wylewać co drugą myśl ze swojego serca, także w ciszy odbudowywała zasób słów, który nadmiernie wykorzystała przy rozmowie z matką. Jeśli nie były to cięte zdania, wyrafinowane w swoim sarkazmie - z reguły, nie wiedziała co powiedzieć. Język wysuszyła też w rozmowie z Kuro, także ten dzień zostanie zapamiętany jako ten, w którym Vivian Deryth była najbardziej gadatliwa...
Przymknęła oczy, słuchając Aryenne, puszczając bez komentarza kilka wiadomości o przywilejach elit oraz paru innych ciekawostkach. Harem... Zell, jeśli dobrze pamiętała, korzystał z tego punktu ile mógł, brr... Co się tyczy Raziela, jej brat przyrodni raczej nie był typem bawidamka, ale kto go wiedział, co robił tam w kosmosie? Eve na pewno nie byłaby zadowolona z jego nieobecności, chodziła ostatnio jak struta i syczała, gdy ktoś wspomniał o Księciu przy jej obecności. Dziewczyna miała wrażenie, że związek ognistej Saiyanki i lodowatego przyszłego władcy, można zaliczyć tymczasowo do tych przeżywających kryzys. Nie wspominając o tym, że pewnie i ona będzie musiała z nim pogadać, a rozmowa brat-siostra może nie być łatwa. Tym bardziej, pamiętając ostatnie zdarzenia, gdy Raziel próbował zaznajomić jej wnętrzności z piaskiem pustyni. Przymknęła oczy, pociągając łyk herbaty, próbując skupić się na słowach Aryenne, który pomimo jej dobrej woli, rozpraszały się o kanty jej własnych myśli.
Cieszyła się w duchu z tego, że Królowa przyjęła jej prośbę, małymi kroczkami chcąc stworzyć czy też może odtworzyć ich relację. Jakaś na pewno musiała być, a do tej pory była to jednostronna matczyna miłość i jednostronna niepewność, pomieszana z niechęcią i nieśmiałością. Pomysł ingerencji w jej życie bardzo się jej nie spodobał, ale szczęśliwie został skreślony... Natomiast wzmianka o stylu ubierania i komplement na temat urody Ósemki całkowicie wybił ją z rytmu, niemalże zachłysnęła się herbatą.
- ... Serio? - pokręciła głową. - Noszę to co wygodne, nie ładne... - wymamrotała Vivian, zaczynając czerwienić się na policzkach coraz bardziej, w miarę jak Aryenne opowiadała o strojach i o tym, że powinna ładnie ubrać się dla Chepriego by "wywrzeć na nim wrażenie". Na bogów, nigdy przez głowę nie przeszło jej by się dla niego stroić... Ta myśl była pesząca... Z resztą, nigdy jakoś nie było okazji by nawet o tym pomyślała. Szczerze, to byli zbyt zajęci walką albo sobą, by zwracać uwagę na coś tak trywialnego jak ubrania. Niemniej... Nieświadomie przez głowę Vivian przemknęło kilka wspomnień. To gdy Chepri odwracał od niej wzrok, czerwony na twarzy, albo wtedy gdy zdarzyło im się przysnąć w jednym łóżku, odszedł bez słowa a policzki zlewały mu się barwą z włosami. Tak, Chepri też był na pewien sposób nieśmiały... Ale to znikało w tej samej chwili gdy zaczynał walczyć, stawał się poważny i skupiony, mało co wytrącało go z równowagi. Mimo wszystko, Vivian na Ziemi nie miała żadnych intencji by się do niego zbliżyć, wręcz go od siebie odganiała. To on, wolno, systematycznie, chcąc jej pomóc uporać się ze skołatanymi nerwami i goryczą życia... Zbliżył jej serce do swojego. Tak, Aryenne miała rację, dobrze ulokowała uczucia.
Rumieniec z wolna odpuszczał, pozwalając jej na spokojne dopicie naparu i odłożenie filiżanki. Vivian nie chciała przez przypadek powiedzieć już czegoś więcej. Ostrożnie przyjęła grube tomiszcze, otwierając je, na pierwszej stronie czernił się napis "Duma i uprzedzenie". Ciekawe...
- Dziękuję, Trener pozwala mi korzystać ze swojej biblioteki, ale mimo wszystko mało kto interesuje się literaturą. Saiyan nie pociągają książki... - wstała i skłoniła się przed Aryenne. - Ja również dziękuję za rozmowę. Co do Raziela, jak będzie miał przetrąconych kilka kości, nie będę narzekać. Odmeldowuje się, Wasza Wysokość.
Zasalutowała, nie pozostawiając wątpliwości co do tego, że jest żołnierzem, po czym odprowadzona przez Królową, wyszła z jej gabinetu. Tam czekał już strażnik, który odprowadził ją pod drzwi Pałacu i Vivian mogła w końcu wyjść na rozgrzane palącym słońcem powietrze. Westchnęła cicho, widząc koczujące na Placu fanki Księciunia, zastanowiła się czy Kuro jest już w drodze na Ziemię oraz co robi Chepri na błękitnym globie. Uznając jednak, że nie był to dobry moment na namysły, lekko wzbiła do lotu.

OOC
[zt] ---> Kwatera
Sponsored content

Królewskie komnaty - Page 2 Empty Re: Królewskie komnaty

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach

Copyright ©️ 2012 - 2018 dbng.forumpl.net.
Dragon Ball and All Respective Names are Trademark of Bird Studio/Shueisha, Fuji TV and Akira Toriyama.
Theme by June & Reito