Ulice (zgliszcza pozostałe po zniszczonym mieście)
+2
Ósemka
NPC
6 posters
Strona 2 z 2 • 1, 2
Ulice (zgliszcza pozostałe po zniszczonym mieście)
Pią Lis 22, 2013 5:43 pm
First topic message reminder :
Nie wiele zostało z dawnej aglomeracji. Istne pogorzelisko z wystającymi prętami i kawałkami zniszczonych budynków. Masa kurzu, brudu i porozrzucanych ciał zabitych.
Nie wiele zostało z dawnej aglomeracji. Istne pogorzelisko z wystającymi prętami i kawałkami zniszczonych budynków. Masa kurzu, brudu i porozrzucanych ciał zabitych.
Re: Ulice (zgliszcza pozostałe po zniszczonym mieście)
Wto Gru 03, 2013 6:09 pm
- Próbujemy ją z stamtąd wyciągnąć. A ten już proszę.
Wyrwany z zamyślenia postawił młodą halfkę na ziemi. Niemniej zaskoczyło go to, że Tsuful opanował ciało Hazarda. Pamiętał chłopaka, jeszcze gdy był świeżo upieczonym kadetem i towarzyszył Reito. Nie było ich kilka tygodni, a tyle się pozmieniało. Najwidoczniej młody przybrał na sile i podskoczył o dwie rangi.
Teraz nie zajmował się za bardzo dziewczyną, musiał być skupiony. Utrzymywał kontakt telepatyczny z Reiem. Saiyan miał plan, w sumie nie taki zły, chociaż z drugiej strony nie był w 100% do niego przekonany. Sam próbował podobnej taktyki i niestety nic z tego nie wyszło. Zaniepokoił się jeszcze bardziej, gdy zobaczył, co Tsuful wyprawie z June. Aż mu się ścisnęło serce. Ledwo zmuszał się do tego, aby stać i biernie obserwować czekają na dogodny moment. Z pewnością nie tylko nie tylko on miał takie odczucia. Niepokoił się, że dziewczyny mogą szybciej zareagować. Ścisnął stojącą obok April za rękę, w tym czasie przekazując jej wiadomość.
Do April
Żadne z nich nie mogło zrobić ruchu, aby nie wydało się, że coś kombinują. Dobrze, że tu była W tej chwili obaj pełni obaw byli dla siebie nawzajem wsparciem. Napięcie było nie do zniesienia. Saiyan powoli przenosił ciężar ciała na prawą nogę, aby się wybić. Poczuł, że April robi podobnie. Czekali na sygnał obserwując rozwój wypadków.
Wystarczyło jedno słowo, a wyskoczyli jak na komendę w stronę June. Kuro obawiał się, czy nie szarpnął ręką halfki zbyt mocno, a gdy znaleźli się przy umierającej demonicy chłopak zaczął tamować jej krew na szyi czarną chustką. Tą samą, którą ona kiedyś przykładała mu czasem do ran, kiedy trenowali lub budowali dom w Szkole Światła.
- Ani mi się waż tu umierać! Juneee!!!!
Obrócił odpowiednio głowę, tak żeby April mogła wygodnie najpierw podać Wodę. Trzeba było oczyścić organizm June, nim dostanie Senzu. Następnie z zaciśniętej pięści wypuścił pozostałą połówkę senzu. April miała drobniejsze i szczuplejsze palce, aby wepchnąć ją głęboko w gardło demonicy. Zrozumieli się z April bez słów.
Wolał, żeby to April podała senzu, on sam się wahał. Nie był pewnie, czy chce uratować June na prawdę. Wolał pozostawić sobie tą polówkę fasolki dla halfki. Życie April było dla niego priorytetem nadrzędnym. Zbyt dużo żalu w stosunku do demonów tkwiło w jego sercu. Dlatego tak postąpił, zrobił to z żalem, ale wiedział, że ukochana nie zawaha się i uratuje June. Poza tym ona obiema rękami tamował krwotok i jednocześnie obserwował poczynania szatyna, jeszcze to musiał załatwić. Do ratowania June potrzebne były dwie pary rąk. Kiedy April podała June fasolkę, mogła go zmienić. Saiyan z zakrwawionymi rękoma w mgnieniu oka przeszedł do drugiego poziomu Super Saiyanina. Obrzucił tsufula chłodnym spojrzeniem swoich zimno - srebrzystych oczu. Nie wahał się w tym, co miał zrobić. Wykonał bez drgnięcia rękami znajome tylko dla Reito ruchy. Wystrzelił z maksymalną mocą i promień pochłonął ciało pasożyta.
OOC:
Trening Start.
UWAGA dopisany ostatni akapit.
FF na SSJ 2 - 40702 dmg dla Tsufula i dla mnie 32058 dmg
June regeneracja 50%
Wyrwany z zamyślenia postawił młodą halfkę na ziemi. Niemniej zaskoczyło go to, że Tsuful opanował ciało Hazarda. Pamiętał chłopaka, jeszcze gdy był świeżo upieczonym kadetem i towarzyszył Reito. Nie było ich kilka tygodni, a tyle się pozmieniało. Najwidoczniej młody przybrał na sile i podskoczył o dwie rangi.
Teraz nie zajmował się za bardzo dziewczyną, musiał być skupiony. Utrzymywał kontakt telepatyczny z Reiem. Saiyan miał plan, w sumie nie taki zły, chociaż z drugiej strony nie był w 100% do niego przekonany. Sam próbował podobnej taktyki i niestety nic z tego nie wyszło. Zaniepokoił się jeszcze bardziej, gdy zobaczył, co Tsuful wyprawie z June. Aż mu się ścisnęło serce. Ledwo zmuszał się do tego, aby stać i biernie obserwować czekają na dogodny moment. Z pewnością nie tylko nie tylko on miał takie odczucia. Niepokoił się, że dziewczyny mogą szybciej zareagować. Ścisnął stojącą obok April za rękę, w tym czasie przekazując jej wiadomość.
Do April
- Spoiler:
- Bądź gotowa z Wodą, rei ma plan.
Żadne z nich nie mogło zrobić ruchu, aby nie wydało się, że coś kombinują. Dobrze, że tu była W tej chwili obaj pełni obaw byli dla siebie nawzajem wsparciem. Napięcie było nie do zniesienia. Saiyan powoli przenosił ciężar ciała na prawą nogę, aby się wybić. Poczuł, że April robi podobnie. Czekali na sygnał obserwując rozwój wypadków.
Wystarczyło jedno słowo, a wyskoczyli jak na komendę w stronę June. Kuro obawiał się, czy nie szarpnął ręką halfki zbyt mocno, a gdy znaleźli się przy umierającej demonicy chłopak zaczął tamować jej krew na szyi czarną chustką. Tą samą, którą ona kiedyś przykładała mu czasem do ran, kiedy trenowali lub budowali dom w Szkole Światła.
- Ani mi się waż tu umierać! Juneee!!!!
Obrócił odpowiednio głowę, tak żeby April mogła wygodnie najpierw podać Wodę. Trzeba było oczyścić organizm June, nim dostanie Senzu. Następnie z zaciśniętej pięści wypuścił pozostałą połówkę senzu. April miała drobniejsze i szczuplejsze palce, aby wepchnąć ją głęboko w gardło demonicy. Zrozumieli się z April bez słów.
Wolał, żeby to April podała senzu, on sam się wahał. Nie był pewnie, czy chce uratować June na prawdę. Wolał pozostawić sobie tą polówkę fasolki dla halfki. Życie April było dla niego priorytetem nadrzędnym. Zbyt dużo żalu w stosunku do demonów tkwiło w jego sercu. Dlatego tak postąpił, zrobił to z żalem, ale wiedział, że ukochana nie zawaha się i uratuje June. Poza tym ona obiema rękami tamował krwotok i jednocześnie obserwował poczynania szatyna, jeszcze to musiał załatwić. Do ratowania June potrzebne były dwie pary rąk. Kiedy April podała June fasolkę, mogła go zmienić. Saiyan z zakrwawionymi rękoma w mgnieniu oka przeszedł do drugiego poziomu Super Saiyanina. Obrzucił tsufula chłodnym spojrzeniem swoich zimno - srebrzystych oczu. Nie wahał się w tym, co miał zrobić. Wykonał bez drgnięcia rękami znajome tylko dla Reito ruchy. Wystrzelił z maksymalną mocą i promień pochłonął ciało pasożyta.
OOC:
Trening Start.
UWAGA dopisany ostatni akapit.
FF na SSJ 2 - 40702 dmg dla Tsufula i dla mnie 32058 dmg
June regeneracja 50%
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Ulice (zgliszcza pozostałe po zniszczonym mieście)
Sro Gru 04, 2013 11:05 pm
Najchętniej rozgniotłaby tego wstrętnego robaka, który opanował June i śmiał używać jej mocy. Przeklęte nasienie… jeszcze na dodatek wyczuła jak energia Reda słabnie! Cholera! I to o dosyć sporo jednostek, pomógł innym. Zacisnęła pięści, potrzebował jej, a ona była daleko. Vivan zadała jej pytanie, próbowała się skupić na maxa, nie wyczuwała innej jednostki. Wszystkich, którzy byli zakażeni podała już wodę.
- Nie zostali już tylko oni. – powiedziała poważnym tonem starając się monitorować wszystko co działo się dookoła nich. – Red jest w potrzebie. Jego energia słabnie, wiem, że teraz Tsuful jest ważniejszy, ale nim też musimy się zająć.
Słowa te skierowała do dziewczyny jak i Kuro, jednak na razie nawet nie zareagowali, bo Tsuful miał przejść od rudowłosej do Rei’a! Patrzyła na to wszystko, dlaczego na to pozwolili?! Na szczęście poczuła jak chłopak ujął jej dłoń. Poczuła ciepło, które powoli rozchodziło się do każdego zakamarka jej ciała. Poczuła się od razu pewniej, zwłaszcza, gdy dostała wiadomość. Nie chciała puszczać tej dłoni i nawet nie musiała. Ciekawe jaki plan miał szatyn. Rozumiała co chciał Kuro i również się na to szykowała, odbiła się dosłownie w tym samym momencie idealnie łącząc się z chłopakiem w ruchach. Jak patrzyło się na to z boku, wydawać się mogło, jakby pracowali ze sobą całe życie.
- June! Już wszystko dobrze, zaraz do nas wrócić, to my Kuro i April! – wykrzyknęła, gdy tylko tam dotarli, a chłopak zaczął zajmować się jej raną. Bardzo szybko zajęła się podaniem napoju dziewczynie, a następnie fasolki. Szło to bardzo sprawnie i zgodnie z planem. Zaczęła tamować krew i obserwowała co się dzieje. – Już dobrze, zaraz dojdziesz do siebie. Pomóż mi!
Krzyknęła do Vivan i w tym czasie Kuro przeszedł swoje najśmielsze oczekiwania, przemienił się i niemalże go zmasakrował, brunetka miała nadzieję, że to już koniec, przynajmniej tego tutaj. Ciągle obserwowała Katsu w myślach.
Occ: Wybaczcie za długość i jakość, ale jakoś nie mam weny.
- Nie zostali już tylko oni. – powiedziała poważnym tonem starając się monitorować wszystko co działo się dookoła nich. – Red jest w potrzebie. Jego energia słabnie, wiem, że teraz Tsuful jest ważniejszy, ale nim też musimy się zająć.
Słowa te skierowała do dziewczyny jak i Kuro, jednak na razie nawet nie zareagowali, bo Tsuful miał przejść od rudowłosej do Rei’a! Patrzyła na to wszystko, dlaczego na to pozwolili?! Na szczęście poczuła jak chłopak ujął jej dłoń. Poczuła ciepło, które powoli rozchodziło się do każdego zakamarka jej ciała. Poczuła się od razu pewniej, zwłaszcza, gdy dostała wiadomość. Nie chciała puszczać tej dłoni i nawet nie musiała. Ciekawe jaki plan miał szatyn. Rozumiała co chciał Kuro i również się na to szykowała, odbiła się dosłownie w tym samym momencie idealnie łącząc się z chłopakiem w ruchach. Jak patrzyło się na to z boku, wydawać się mogło, jakby pracowali ze sobą całe życie.
- June! Już wszystko dobrze, zaraz do nas wrócić, to my Kuro i April! – wykrzyknęła, gdy tylko tam dotarli, a chłopak zaczął zajmować się jej raną. Bardzo szybko zajęła się podaniem napoju dziewczynie, a następnie fasolki. Szło to bardzo sprawnie i zgodnie z planem. Zaczęła tamować krew i obserwowała co się dzieje. – Już dobrze, zaraz dojdziesz do siebie. Pomóż mi!
Krzyknęła do Vivan i w tym czasie Kuro przeszedł swoje najśmielsze oczekiwania, przemienił się i niemalże go zmasakrował, brunetka miała nadzieję, że to już koniec, przynajmniej tego tutaj. Ciągle obserwowała Katsu w myślach.
Occ: Wybaczcie za długość i jakość, ale jakoś nie mam weny.
- GośćGość
Re: Ulice (zgliszcza pozostałe po zniszczonym mieście)
Czw Gru 05, 2013 4:52 pm
_____ Wszystko trwało bardzo szybko, a jednak dla June to było jak cała wieczność. Jej złote, drżące patrzałki wpatrywały się uparcie w Reito tak jakby nie chciały przegapić nawet milisekundy z jego ruchów. Ręce przytrzymujące jej krwawiącą szyję drżały i powoli rozluźniały uścisk. Normalna istota pewnie już by dawno odleciała, ale ona tym razem nie dała się zdominować komuś/czemuś innemu. Miała teraz dla kogo żyć i nie podda się choćby mieli przedziurawić jej całe ciało.
Mogła być uważana za wariatkę, ale zaczęła po chwili wstawać lecz braki we krwi dawały o sobie znać. Upadła na jedno kolano zaciskając z bólu zęby. Wtedy przeleciał Kuro wraz z April i Vivian. W pierwszej chwili ich nie dostrzegła, bo jej oczy patrzyły tylko na Reito. Dopiero w momencie dotknięcia jej szyi przez Kuro demonica drgnęła zwracając głowę ku brunetowi. Wydawała się być mocno zaskoczona ich obecnością, ogólnie nie za bardzo wiedziała co się dzieje, przez długi czas była nieobecna myślami w tym świecie przejęta przez wrednego Tsufula. Na jej usta cisnęło się bardzo wiele pytań, lecz nie mogła ich wymówić przez krwawiącą szyję. Już z samym oddychaniem miała spory problem. Ich krzyki odbijały się głucho w jej głowie, mogli do niej mówić, a to i tak działało jak grochem o ścianę, nic nie rozumiała. Za dużo informacji jak na jedną chwilę atakowało ją.
Władowanie jej bez ostrzeżenia wody do buzi spowodowało zachłyśnięcie się i ostry atak kaszlu, który jednak szybko opanowała. Poczuła się po niej lepiej, zaczęła się zastanawiać co to było. Bez szemrania połknęła podaną jej fasolkę. Wiedziała, że to w pewnym sensie lek i jej pomoże, już miała z tym do czynienia. Minęła chwila od potknięcia, a już poczuła, że wracają do niej siły. Była to mniejsza dawka, więc nie odzyskała pełni swoich sił. Rana na szyi trochę się jej zagoiła, była teraz lekką raną ciętą i nie krwawiła tak obficie jak przed chwilą. Wzrok Rudowłosej stał się bardziej wyraźny, spróbowała się jeszcze raz podnieść, ale dostała ostrego zawrotu głowy przez co wróciła do klęczącej pozycji.
Ze zdziwieniem malującym się na twarzy spojrzała na Kuro, który buchnął złotą aurą przemieniając się w srebrnego wojownika. Jego siła była niesamowita, był bliski zrównania się z Hikaru i Braską. Kiedy on osiągnął taką moc? Przełknęła głośno ślinę. Pewnie gdyby ją uderzył od razu padłaby martwa, a kto wie czy jest do tego zdolny. Nie pała miłością do demonów przecież...
Po chwili było po wszystkim. Tsuful został zamieniony w drobny mak, ktoś taki jak on nie miał prawa przeżyć po tak silnym ataku. Rudowłosa wyłapała spomiędzy Kurzu Szatyna.
___ - Reito... - wymamrotała. Zebrała się w sobie, a następnie nabrała w płuca dużo powietrza by powiedzieć - KOCHAM CIĘ! - odpoczęła chwilę. - Przepraszam za to wszystko! Nie chciałam by Ci Tsuful zrobił krzywdę, dlatego uciekłam! - czuła, że to jemu powinna złożyć pierwsze wyjaśnienia. Zasługiwał na to, bo zamiast zwrócić się z pomocą do niego wolała uciec. Zawróciła tylko wszystkim niepotrzebnie głowę. - Was też przepraszam i dziękuję... - powiedziała już ciszej do reszty zgromadzonych. Spuściła wzrok czekając na reprymendę.
Jakiś tam koniec treningu
Mogła być uważana za wariatkę, ale zaczęła po chwili wstawać lecz braki we krwi dawały o sobie znać. Upadła na jedno kolano zaciskając z bólu zęby. Wtedy przeleciał Kuro wraz z April i Vivian. W pierwszej chwili ich nie dostrzegła, bo jej oczy patrzyły tylko na Reito. Dopiero w momencie dotknięcia jej szyi przez Kuro demonica drgnęła zwracając głowę ku brunetowi. Wydawała się być mocno zaskoczona ich obecnością, ogólnie nie za bardzo wiedziała co się dzieje, przez długi czas była nieobecna myślami w tym świecie przejęta przez wrednego Tsufula. Na jej usta cisnęło się bardzo wiele pytań, lecz nie mogła ich wymówić przez krwawiącą szyję. Już z samym oddychaniem miała spory problem. Ich krzyki odbijały się głucho w jej głowie, mogli do niej mówić, a to i tak działało jak grochem o ścianę, nic nie rozumiała. Za dużo informacji jak na jedną chwilę atakowało ją.
Władowanie jej bez ostrzeżenia wody do buzi spowodowało zachłyśnięcie się i ostry atak kaszlu, który jednak szybko opanowała. Poczuła się po niej lepiej, zaczęła się zastanawiać co to było. Bez szemrania połknęła podaną jej fasolkę. Wiedziała, że to w pewnym sensie lek i jej pomoże, już miała z tym do czynienia. Minęła chwila od potknięcia, a już poczuła, że wracają do niej siły. Była to mniejsza dawka, więc nie odzyskała pełni swoich sił. Rana na szyi trochę się jej zagoiła, była teraz lekką raną ciętą i nie krwawiła tak obficie jak przed chwilą. Wzrok Rudowłosej stał się bardziej wyraźny, spróbowała się jeszcze raz podnieść, ale dostała ostrego zawrotu głowy przez co wróciła do klęczącej pozycji.
Ze zdziwieniem malującym się na twarzy spojrzała na Kuro, który buchnął złotą aurą przemieniając się w srebrnego wojownika. Jego siła była niesamowita, był bliski zrównania się z Hikaru i Braską. Kiedy on osiągnął taką moc? Przełknęła głośno ślinę. Pewnie gdyby ją uderzył od razu padłaby martwa, a kto wie czy jest do tego zdolny. Nie pała miłością do demonów przecież...
Po chwili było po wszystkim. Tsuful został zamieniony w drobny mak, ktoś taki jak on nie miał prawa przeżyć po tak silnym ataku. Rudowłosa wyłapała spomiędzy Kurzu Szatyna.
___ - Reito... - wymamrotała. Zebrała się w sobie, a następnie nabrała w płuca dużo powietrza by powiedzieć - KOCHAM CIĘ! - odpoczęła chwilę. - Przepraszam za to wszystko! Nie chciałam by Ci Tsuful zrobił krzywdę, dlatego uciekłam! - czuła, że to jemu powinna złożyć pierwsze wyjaśnienia. Zasługiwał na to, bo zamiast zwrócić się z pomocą do niego wolała uciec. Zawróciła tylko wszystkim niepotrzebnie głowę. - Was też przepraszam i dziękuję... - powiedziała już ciszej do reszty zgromadzonych. Spuściła wzrok czekając na reprymendę.
Jakiś tam koniec treningu
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Ulice (zgliszcza pozostałe po zniszczonym mieście)
Czw Gru 05, 2013 7:00 pm
Vivian mogła sobie pogratulować. Wiedziała co się dzieję na planecie, z kim przyszło się Vegecie mierzyć i sama pokonała “odłam” Tsufula, przez cały czas nie tracąc werwy. Były chwile w których sytuacja ją przerastała, ale starała się rozumieć co zaszło, a nawet gdy to nie wychodziło, działała zgodnie z instynktem. To i szczęście, przeważyło w walce z Changelingiem.
Teraz ciut się pogubiła. Znajdowała się w towarzystwie czterech osób, które walczyły z Tsufulem. Nie wydawało się jednak Ósemce by widziała ich wcześniej, a też było w nich coś co mówiło wprost dziewczynie, że nie zachowują się jak typowi przedstawiciele tej planety. Walczą, mając plan, martwią się o zainfekowaną dziewczynę, zamiast po saiyansku rozwalić nosiciela i po sprawie. To z miejsca nawiązało nić sympatii. Poza tym, zdawało się, że wiedzą więcej o wrogu niż kadetka, która była ostatnią osobą, której ktoś miałby ochotę cokolwiek wytłumaczyć.
No nic. W takich chwilach trzeba zacisnąć zęby i nie próbować rozumieć co się wokoło dzieje. Tylko działać.
Na jej oczach scena rozegrała się bardzo szybko. Dziewczyna zraniła się w szyję, buchnęła krew. Pogratulować samokontroli, doprawdy. Szczerze, ona sama w takiej sytuacji też by się nie wahała. Osłabiony Tsuful uciekł z rany wprost ku Saiyanowi, gdzie został odbity tą samą techniką jaką uratował Vivian Vernil na placu. Zamieszanie jednym słowem.
Słysząc ponaglenia April nie kazała jej długo czekać. Minęło pół sekundy i halfka klęczała obok czerwonowłosej dziewczyny. Jej dłonie rozluźniły się na obficie krwawiącej ranie i twarz była blada jak ziemski księżyc w pełni. Nie mdlała. Tak jak Vivian nigdy nie miała takiego zamiaru, chyba, że już na pewno będzie umierać. Kadetka przycisnęła ręce do cięcia na szyi, czując jak pod ubabraną posoką skórą poruszają się mięśnie, jak czerwonowłosa się trzęsie. Ósemka zacisnęła zęby. Nie pozwoli się jej wykrwawić, nie ma bata.
- Dalej… Chyba nie masz zamiaru tu paść? – Wymamrotała, tamując płynącą krew.
Percepcja działała na najwyższych obrotach. Kadetka widziała jak Saiyan, który rozmawiał wcześniej z April przechodzi na wyższą formę i strzela nieznaną jej techniką w Tsufula. Nie zdążyła się nawet zdziwić, że jego aura razi czystym srebrem, bo czerwonowłosa dziewczyna kaszlnęła raptownie. Vivian chwyciła ją mocniej gdy wypiła wodę, upewniając się, że przypadkiem nie omdleje. April wsunęła jej do ust coś, co wyglądało jak połówka ziarna i w tym momencie u rannej uspokoił się oddech. Musieli dać Ósemce podobny lek, dzięki czemu nie wącha teraz kwiatków od spodu. Jakby na Vegecie było cokolwiek oprócz piachu.
Rana na szyi goiła się, dziewczyna widziała to gołym okiem, ale nie miała zamiaru odsunąć dłoni. Dopiero gdy krew płynęła wolno, jak ze zwykłego otarcia odważyła się zabrać ręce. Zły ruch, bowiem June spróbowała wstać i zatoczyła się wciąż osłabiona. Rzuciła się ją podtrzymać, opierając na swoim ramieniu.
- Chwila. Jak kocha to poczeka. – Wypaliła bez sensu, bardziej z samej chęci powiedzenia czegoś, bo w podtrzymywaniu na duchu nie była dobra…
Kurz opadał, Tsufula ani śladu. Vivian złapała się na tym, że i jej udzieliły się emocje, wzdrygała się raz po raz i nieco trudniej się jej oddychało. Przecież też nie doszła jeszcze do siebie, ale to nie było najważniejsze.
Już po wszystkim. Pokonali Tsufula.
Prawie.
Został Rave i Hazard. Vivian nie umiała wyczuwać energii, więc nie mogła wiedzieć co się dzieje na Polu Bitewnym. Przełknęła ślinę. Walka tam pewnie trwa w najlepsze… Dobre chociaż to, że ona sama nie próżnuje, latając w panice po całej Akademii. Choć z drugiej strony, to byłaby ostatnia rzecz, jakiej się można po Ósemce spodziewać.
Z zamyślenia wyrwał ją okrzyk dziewczyny. Aż zamrugała oczami gdy zrozumiała słowa i w kąciku warg Vivian przez moment pojawił się uśmiech. Jakby nie patrząc zgadłam… Było to tak inne, tak… Odmienne. Walka na śmierć i życie i tu dla kontrastu wyznanie miłosne. Jakby coś ciężkiego spadło z jej barków, już od samego bycia świadkiem czegoś takiego.
Moment ciszy jaki zapadł po przeprosinach sprawił, że ukłuło ją sumienie. Raziel i Vernil obwiniali się tak walką w Koszarach, chociaż prawie jej nie znali. Ona... O niej szkoda gadać. Z kolei tutaj ta czwórka była, musiała być, sobie bardzo bliska. Vivian wzięła głęboki wdech. Jest osobą „spoza”, obcą, nieznajomą. To tak nie boli.
- Nie ma za co przepraszać. – Zaczęła cicho, po czym odsunęła się nieco od dziewczyny, mierząc ją brązowym spojrzeniem. – Dwóch moich przyjaciół zostało opanowanych przez Tsufula i prawie mnie zabili. I mam to głęboko gdzieś. Oni, tak jak ty, byli narzędziem, nie masz się co winić. To straszna świadomość, wiedzieć, że mogło albo, że się kogoś strasznie skrzywdziło. – Wzięła jeszcze jeden głęboki wdech. – Nic nie zmieni tego, że to draństwo Ciebie opanowało, ale, po jaką cholerę ty masz za to ponosić winę? Podejrzewam, że będziesz się obwiniać June i rozumiem dlaczego. Tylko pomyśl, proszę, ten glutowaty cieć wyrządził wystarczające szkody, więc się nie daj. Po co dawać mu tą pośmiertną satysfakcje? Twoi przyjaciele uratowali Cię, nie po to by widzieć byś się teraz zadręczała. Do diabła, co jest ważniejsze? Zamiast się gryźć, trzeba zacisnąć zęby i robić wszystko by do czegoś takiego więcej nie dopuścić. Iść przed siebie. W końcu masz dla kogo.
Zakończyła monolog kolejnym wypełnieniem płuc, po czym opadła na zniszczony beton z jękiem, podpierając się ramionami. Obrót spraw był wystarczająco dziwny. Vivian dała sobie chwilę na uspokojenie świrujących pod jasną strzechą myśli.
- Żeby nie było, że jestem niekulturalna, jestem Ósemka. Mam jedno, nie dwa pytania… – Potarła skronie, zostawiając na nich nieświadomie smugi zakrzepłej krwi. – Pierwsze, kim wy jesteście? Na to nie musicie odpowiadać, ale na drugie wolałabym usłyszeć odpowiedź. Jest coś, w czym jeszcze mogę się przydać?
OOC
June, nie jedz mnie
Teraz ciut się pogubiła. Znajdowała się w towarzystwie czterech osób, które walczyły z Tsufulem. Nie wydawało się jednak Ósemce by widziała ich wcześniej, a też było w nich coś co mówiło wprost dziewczynie, że nie zachowują się jak typowi przedstawiciele tej planety. Walczą, mając plan, martwią się o zainfekowaną dziewczynę, zamiast po saiyansku rozwalić nosiciela i po sprawie. To z miejsca nawiązało nić sympatii. Poza tym, zdawało się, że wiedzą więcej o wrogu niż kadetka, która była ostatnią osobą, której ktoś miałby ochotę cokolwiek wytłumaczyć.
No nic. W takich chwilach trzeba zacisnąć zęby i nie próbować rozumieć co się wokoło dzieje. Tylko działać.
Na jej oczach scena rozegrała się bardzo szybko. Dziewczyna zraniła się w szyję, buchnęła krew. Pogratulować samokontroli, doprawdy. Szczerze, ona sama w takiej sytuacji też by się nie wahała. Osłabiony Tsuful uciekł z rany wprost ku Saiyanowi, gdzie został odbity tą samą techniką jaką uratował Vivian Vernil na placu. Zamieszanie jednym słowem.
Słysząc ponaglenia April nie kazała jej długo czekać. Minęło pół sekundy i halfka klęczała obok czerwonowłosej dziewczyny. Jej dłonie rozluźniły się na obficie krwawiącej ranie i twarz była blada jak ziemski księżyc w pełni. Nie mdlała. Tak jak Vivian nigdy nie miała takiego zamiaru, chyba, że już na pewno będzie umierać. Kadetka przycisnęła ręce do cięcia na szyi, czując jak pod ubabraną posoką skórą poruszają się mięśnie, jak czerwonowłosa się trzęsie. Ósemka zacisnęła zęby. Nie pozwoli się jej wykrwawić, nie ma bata.
- Dalej… Chyba nie masz zamiaru tu paść? – Wymamrotała, tamując płynącą krew.
Percepcja działała na najwyższych obrotach. Kadetka widziała jak Saiyan, który rozmawiał wcześniej z April przechodzi na wyższą formę i strzela nieznaną jej techniką w Tsufula. Nie zdążyła się nawet zdziwić, że jego aura razi czystym srebrem, bo czerwonowłosa dziewczyna kaszlnęła raptownie. Vivian chwyciła ją mocniej gdy wypiła wodę, upewniając się, że przypadkiem nie omdleje. April wsunęła jej do ust coś, co wyglądało jak połówka ziarna i w tym momencie u rannej uspokoił się oddech. Musieli dać Ósemce podobny lek, dzięki czemu nie wącha teraz kwiatków od spodu. Jakby na Vegecie było cokolwiek oprócz piachu.
Rana na szyi goiła się, dziewczyna widziała to gołym okiem, ale nie miała zamiaru odsunąć dłoni. Dopiero gdy krew płynęła wolno, jak ze zwykłego otarcia odważyła się zabrać ręce. Zły ruch, bowiem June spróbowała wstać i zatoczyła się wciąż osłabiona. Rzuciła się ją podtrzymać, opierając na swoim ramieniu.
- Chwila. Jak kocha to poczeka. – Wypaliła bez sensu, bardziej z samej chęci powiedzenia czegoś, bo w podtrzymywaniu na duchu nie była dobra…
Kurz opadał, Tsufula ani śladu. Vivian złapała się na tym, że i jej udzieliły się emocje, wzdrygała się raz po raz i nieco trudniej się jej oddychało. Przecież też nie doszła jeszcze do siebie, ale to nie było najważniejsze.
Już po wszystkim. Pokonali Tsufula.
Prawie.
Został Rave i Hazard. Vivian nie umiała wyczuwać energii, więc nie mogła wiedzieć co się dzieje na Polu Bitewnym. Przełknęła ślinę. Walka tam pewnie trwa w najlepsze… Dobre chociaż to, że ona sama nie próżnuje, latając w panice po całej Akademii. Choć z drugiej strony, to byłaby ostatnia rzecz, jakiej się można po Ósemce spodziewać.
Z zamyślenia wyrwał ją okrzyk dziewczyny. Aż zamrugała oczami gdy zrozumiała słowa i w kąciku warg Vivian przez moment pojawił się uśmiech. Jakby nie patrząc zgadłam… Było to tak inne, tak… Odmienne. Walka na śmierć i życie i tu dla kontrastu wyznanie miłosne. Jakby coś ciężkiego spadło z jej barków, już od samego bycia świadkiem czegoś takiego.
Moment ciszy jaki zapadł po przeprosinach sprawił, że ukłuło ją sumienie. Raziel i Vernil obwiniali się tak walką w Koszarach, chociaż prawie jej nie znali. Ona... O niej szkoda gadać. Z kolei tutaj ta czwórka była, musiała być, sobie bardzo bliska. Vivian wzięła głęboki wdech. Jest osobą „spoza”, obcą, nieznajomą. To tak nie boli.
- Nie ma za co przepraszać. – Zaczęła cicho, po czym odsunęła się nieco od dziewczyny, mierząc ją brązowym spojrzeniem. – Dwóch moich przyjaciół zostało opanowanych przez Tsufula i prawie mnie zabili. I mam to głęboko gdzieś. Oni, tak jak ty, byli narzędziem, nie masz się co winić. To straszna świadomość, wiedzieć, że mogło albo, że się kogoś strasznie skrzywdziło. – Wzięła jeszcze jeden głęboki wdech. – Nic nie zmieni tego, że to draństwo Ciebie opanowało, ale, po jaką cholerę ty masz za to ponosić winę? Podejrzewam, że będziesz się obwiniać June i rozumiem dlaczego. Tylko pomyśl, proszę, ten glutowaty cieć wyrządził wystarczające szkody, więc się nie daj. Po co dawać mu tą pośmiertną satysfakcje? Twoi przyjaciele uratowali Cię, nie po to by widzieć byś się teraz zadręczała. Do diabła, co jest ważniejsze? Zamiast się gryźć, trzeba zacisnąć zęby i robić wszystko by do czegoś takiego więcej nie dopuścić. Iść przed siebie. W końcu masz dla kogo.
Zakończyła monolog kolejnym wypełnieniem płuc, po czym opadła na zniszczony beton z jękiem, podpierając się ramionami. Obrót spraw był wystarczająco dziwny. Vivian dała sobie chwilę na uspokojenie świrujących pod jasną strzechą myśli.
- Żeby nie było, że jestem niekulturalna, jestem Ósemka. Mam jedno, nie dwa pytania… – Potarła skronie, zostawiając na nich nieświadomie smugi zakrzepłej krwi. – Pierwsze, kim wy jesteście? Na to nie musicie odpowiadać, ale na drugie wolałabym usłyszeć odpowiedź. Jest coś, w czym jeszcze mogę się przydać?
OOC
June, nie jedz mnie
Re: Ulice (zgliszcza pozostałe po zniszczonym mieście)
Pią Gru 06, 2013 9:03 pm
___Rei zdążył się obronić w ostatniej chwili. Ale Kuro spalił plan i zamiast od razu zabić Tsufula, pobiegł na ratunek June. Właściwie nie tylko on. Razem z nim była też April i Ósemka.
- Cholera!
Zaklął przez zęby tracąc powoli siły. Długo nie utrzyma tej bariery a Tsuful nie mając wyjścia starał się jak mógł przebić przez nią. Walka nie miała sensu, gdyż gdyby tylko się odsłonił byłoby już po nim. Pot spływał mu ze skroni. Zdawało się, że Ci zaślepieni głupcy w ogóle zapomnieli o Reiu. Przez takie osoby właśnie, szatyn od zawsze był indywidualistą. Nie zamierzał dać się tak łatwo. Chociażby z tego powodu.
- Nie pozwolę żeby taka gnida przejęła moje ciało…!
Żyły pokazały się na jego czole i rękach. Był wkurzony. Mocno wkurzony. Zaciskając mięśnie, te napinały się i rosły a z nimi również zasięg bariery. To nie tylko była złość spowodowana zachowaniem Kuro. To w szczególności była złość spowodowana tym co ten drań zrobił June. Wszedł na wyższy poziom. Teraz całe jego ciało było jedno wielką kupą mięśni. A bariera nadal rosła spychając gluta coraz dalej. Pozostałe ruiny budynków zamieniły się w drobny pył gdy tylko ich dosięgła. Już miał zamiar zniwelować ją by wykonać atak jednakże wtedy Kuro szybko zajął się jego przeciwnikiem. Szybko to właściwie nie było zbyt dobre określenie. Opadając powoli na ziemię i niwelując transformacje, Reito odezwał się gburowatym tonem:
- Bardziej guzdrać się już nie mogłeś!?
Zapytał sarkastycznie i splunął w bok.
- Nie taki był plan…
Zaklął sobie w myślach. Nie było sensu dalej tego ciągnąć. To już był przeszłością tak jak i żywot pasożyta.
Widział June jakby przez mgłę. Kurz zasłaniał mu widok. Ale to już nie była bariera taka jaką postawił między nimi Tsuful. Usłyszał jej głos. Słowa najpiękniejsze jakie mógł usłyszeć padły z jej ust. Zapomniał o wszystkim. O tym, że go zostawiła, że nie powiedziała nawet dokąd idzie. Szybko podbiegł do niej przedzierając się przez pozostałe towarzystwo jakby byli zwykłymi chwastami. Złapał ją i mocno przytulił do siebie. Czuł jej bijące serce, jej oddech i zapach. Ciepło bijące od jej ciała uspokajało go. Zamknął oczy gubiąc swój wzrok w jej włosach.
- Już dobrze. Nie gniewam się.
Niewidoczna łza popłynęła po jego policzku. Nie puszczając jej wyszeptał do ucha.
- Ja też Cię kocham. Kocham najmocniej na świecie.
W końcu rozluźnił swój uścisk i pozwolił jej swobodnie się ruszać.
Poczuł coś. Daleko stąd. Już wcześniej czuł tą potężną aurę. Wydawała mu się dziwnie znajoma. Jakby już kiedyś miał z nią do czynienia.
- Czy to… mój dawny podwładny?
Spojrzał na Kuro bo on jako jedyny ze wszystkich tu zgromadzonych mógł to potwierdzić. Nazwał go podwładnym bo akurat w tym momencie wypadło mu z głowy imię Hazarda.
- Widzę poszedł w moje ślady…
Pomyślał przypominając sobie jeszcze dość niedawny fakt zawładnięcia jego ciała przez Shadowa.
Minęła chwila gdy spostrzegł nową twarz. Przedstawiła się. - Ósemka… dziwne imię. – pomyślał drapiąc się po brodzie. Jej pytanie było dość dziwne. Czyż Rei nie wyglądał na saiyana? Miał na sobie strój Nashi, ogon i jeszcze te transformacje… Chyba przebywanie z Kuro wyrobiło mu renomę dziwaka. Milczał. Znając życie, ktoś się wyrwie i wszystko wygada. I całe te ukrywanie się na Ziemi szlag trafi. Choć z drugiej strony… Do czego Rei może przydać się Królowi? Takich jak on jest pełno. Ba. Nawet lepszych. W tej potyczce zginęło tyle małp, że nikt się nie dopatrzy istnienia jednej, dawno zaginionej. Niech dzieje się co chce. Nie interesowało go teraz nic poza June. Spojrzał na nią jakby się upewniając, że rzeczywiście tu jest, że to nie jest sen. Od samego początku zabawy z Tsufulami, wszystko wydawało mu się na tyle dziwne, iż mógłby dać sobie wmówić, że to tylko złudzenie.
- Cholera!
Zaklął przez zęby tracąc powoli siły. Długo nie utrzyma tej bariery a Tsuful nie mając wyjścia starał się jak mógł przebić przez nią. Walka nie miała sensu, gdyż gdyby tylko się odsłonił byłoby już po nim. Pot spływał mu ze skroni. Zdawało się, że Ci zaślepieni głupcy w ogóle zapomnieli o Reiu. Przez takie osoby właśnie, szatyn od zawsze był indywidualistą. Nie zamierzał dać się tak łatwo. Chociażby z tego powodu.
- Nie pozwolę żeby taka gnida przejęła moje ciało…!
Żyły pokazały się na jego czole i rękach. Był wkurzony. Mocno wkurzony. Zaciskając mięśnie, te napinały się i rosły a z nimi również zasięg bariery. To nie tylko była złość spowodowana zachowaniem Kuro. To w szczególności była złość spowodowana tym co ten drań zrobił June. Wszedł na wyższy poziom. Teraz całe jego ciało było jedno wielką kupą mięśni. A bariera nadal rosła spychając gluta coraz dalej. Pozostałe ruiny budynków zamieniły się w drobny pył gdy tylko ich dosięgła. Już miał zamiar zniwelować ją by wykonać atak jednakże wtedy Kuro szybko zajął się jego przeciwnikiem. Szybko to właściwie nie było zbyt dobre określenie. Opadając powoli na ziemię i niwelując transformacje, Reito odezwał się gburowatym tonem:
- Bardziej guzdrać się już nie mogłeś!?
Zapytał sarkastycznie i splunął w bok.
- Nie taki był plan…
Zaklął sobie w myślach. Nie było sensu dalej tego ciągnąć. To już był przeszłością tak jak i żywot pasożyta.
Widział June jakby przez mgłę. Kurz zasłaniał mu widok. Ale to już nie była bariera taka jaką postawił między nimi Tsuful. Usłyszał jej głos. Słowa najpiękniejsze jakie mógł usłyszeć padły z jej ust. Zapomniał o wszystkim. O tym, że go zostawiła, że nie powiedziała nawet dokąd idzie. Szybko podbiegł do niej przedzierając się przez pozostałe towarzystwo jakby byli zwykłymi chwastami. Złapał ją i mocno przytulił do siebie. Czuł jej bijące serce, jej oddech i zapach. Ciepło bijące od jej ciała uspokajało go. Zamknął oczy gubiąc swój wzrok w jej włosach.
- Już dobrze. Nie gniewam się.
Niewidoczna łza popłynęła po jego policzku. Nie puszczając jej wyszeptał do ucha.
- Ja też Cię kocham. Kocham najmocniej na świecie.
W końcu rozluźnił swój uścisk i pozwolił jej swobodnie się ruszać.
Poczuł coś. Daleko stąd. Już wcześniej czuł tą potężną aurę. Wydawała mu się dziwnie znajoma. Jakby już kiedyś miał z nią do czynienia.
- Czy to… mój dawny podwładny?
Spojrzał na Kuro bo on jako jedyny ze wszystkich tu zgromadzonych mógł to potwierdzić. Nazwał go podwładnym bo akurat w tym momencie wypadło mu z głowy imię Hazarda.
- Widzę poszedł w moje ślady…
Pomyślał przypominając sobie jeszcze dość niedawny fakt zawładnięcia jego ciała przez Shadowa.
Minęła chwila gdy spostrzegł nową twarz. Przedstawiła się. - Ósemka… dziwne imię. – pomyślał drapiąc się po brodzie. Jej pytanie było dość dziwne. Czyż Rei nie wyglądał na saiyana? Miał na sobie strój Nashi, ogon i jeszcze te transformacje… Chyba przebywanie z Kuro wyrobiło mu renomę dziwaka. Milczał. Znając życie, ktoś się wyrwie i wszystko wygada. I całe te ukrywanie się na Ziemi szlag trafi. Choć z drugiej strony… Do czego Rei może przydać się Królowi? Takich jak on jest pełno. Ba. Nawet lepszych. W tej potyczce zginęło tyle małp, że nikt się nie dopatrzy istnienia jednej, dawno zaginionej. Niech dzieje się co chce. Nie interesowało go teraz nic poza June. Spojrzał na nią jakby się upewniając, że rzeczywiście tu jest, że to nie jest sen. Od samego początku zabawy z Tsufulami, wszystko wydawało mu się na tyle dziwne, iż mógłby dać sobie wmówić, że to tylko złudzenie.
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Ulice (zgliszcza pozostałe po zniszczonym mieście)
Pią Gru 06, 2013 9:42 pm
Na szczęście wszystko już minęło, można było odetchnąć z ulgą. A przynajmniej w tym rejonie, bo Rave walczył ostro z tym ostatnim już Tsufulem. Obejrzała się w tamtą stronę, jakby próbowała cokolwiek dostrzec, ale to na nic. Zbyt daleko się znajdowali. June praktycznie od razu rzuciła się na Rei’a i wyznali sobie miłość. Na same słowa, brunetka uśmiechnęła się. Gdyby nie ta cała sytuacja, cieszyłaby się bardzo z zaistniałej sytuacji, ale tam Red trafi swoje siły. Ten fakt nie dawał jej spokoju, stanęła obok Kuro i objęła go mocno chcąc mu dać do zrozumienia, że to jeszcze nie koniec. Spojrzała na Vivan, która przedstawiła się jako Ósemka.
- Ósemka? Witaj, jestem April. Co się dzieje, jest to raczej trudne do wytłumaczenia, jak sama widzisz Tsuful opanował wielu ludzi, a my ogólnie przybyliśmy z Ziemi wam pomóc. Tak w sumie to wszyscy, no prawie oprócz June, urodziliśmy się na tej planecie. – powiedziała spoglądając na rudowłosą, która zaczęła przepraszać. – No i narobiliśmy trochę kłopotu, ale już jest lepiej, został jeszcze jeden, ostatni, a Ty June nie przepraszaj, to nie była Twoja wina, najważniejsze, że wszystko już dobrze się skończyło.
Głośno westchnęła, po głowie cały czas chodził jej chłopak, który był w niebezpieczeństwie, nie mogła go tak zostawić, zwłaszcza, że nie wiedziała, co tam się wydarzyło. Była zbyt zaoferowana sytuacją tutaj, że nawet nie kontrolowała energii Reda. Czuła się winna z tego powodu, nie powinna była go zostawiać samego.
- Błagam, mój przyjaciel, Red jest w niebezpieczeństwie, nie wiem co się dokładnie wydarzyło, ale jego moc zdecydowanie słabnie i trzeba mu pomóc. Nie możemy go tak zostawić, muszę lecieć, mam nadzieję Kuro, że będziesz mi towarzyszył. Nie chcę się bez Ciebie nigdzie ruszać, nie chcę się z Tobą rozstawać. – powiedziała przegryzając dolną wargę i spoglądając to na chłopaka, to na krótkowłosą dziewczynę. Liczyła na to, że także z nią poleci, nie była pewna, czy powinna sama wracać do Rave. – Ósemko, polecisz z nami? Po tej sprawie, obiecuję, że natychmiast polecimy do Twojego przyjaciela, zależy mi na moim, więc mam nadzieję, że zrozumiesz. W ogóle znasz jakiegoś Raziela? Ten Rave dał mi naszyjnik, który należy do jego dziewczyny Eve, a ona jest w szpitalu, obiecałam mu jednak, że przeżyje i oddam mu ten naszyjnik.
Palcem przejechała po szyi żeby upewnić się, że nadal jest na miejscu, na szczęście był, odetchnęła z ulgą. Wyciągnęła go na wierzch, aby dziewczyna mogła go zobaczyć, jednak nie ściągała go. Czuła się zobowiązana do chronienia go, zresztą ten chłopak ją o to poprosił, a ona zamierzała dotrzymać obietnicy.
- To co, lecimy? Nie chcę nikogo pośpieszać, ale to naprawdę pilne... - wyszeptała cicho, mocniej ściskając dłoń czarnowłosego, jakby tylko czekała na sygnał do odlotu, bardzo jej na tym wszystkim zależało.
Zt--> Do Reda na ratunek!
- Ósemka? Witaj, jestem April. Co się dzieje, jest to raczej trudne do wytłumaczenia, jak sama widzisz Tsuful opanował wielu ludzi, a my ogólnie przybyliśmy z Ziemi wam pomóc. Tak w sumie to wszyscy, no prawie oprócz June, urodziliśmy się na tej planecie. – powiedziała spoglądając na rudowłosą, która zaczęła przepraszać. – No i narobiliśmy trochę kłopotu, ale już jest lepiej, został jeszcze jeden, ostatni, a Ty June nie przepraszaj, to nie była Twoja wina, najważniejsze, że wszystko już dobrze się skończyło.
Głośno westchnęła, po głowie cały czas chodził jej chłopak, który był w niebezpieczeństwie, nie mogła go tak zostawić, zwłaszcza, że nie wiedziała, co tam się wydarzyło. Była zbyt zaoferowana sytuacją tutaj, że nawet nie kontrolowała energii Reda. Czuła się winna z tego powodu, nie powinna była go zostawiać samego.
- Błagam, mój przyjaciel, Red jest w niebezpieczeństwie, nie wiem co się dokładnie wydarzyło, ale jego moc zdecydowanie słabnie i trzeba mu pomóc. Nie możemy go tak zostawić, muszę lecieć, mam nadzieję Kuro, że będziesz mi towarzyszył. Nie chcę się bez Ciebie nigdzie ruszać, nie chcę się z Tobą rozstawać. – powiedziała przegryzając dolną wargę i spoglądając to na chłopaka, to na krótkowłosą dziewczynę. Liczyła na to, że także z nią poleci, nie była pewna, czy powinna sama wracać do Rave. – Ósemko, polecisz z nami? Po tej sprawie, obiecuję, że natychmiast polecimy do Twojego przyjaciela, zależy mi na moim, więc mam nadzieję, że zrozumiesz. W ogóle znasz jakiegoś Raziela? Ten Rave dał mi naszyjnik, który należy do jego dziewczyny Eve, a ona jest w szpitalu, obiecałam mu jednak, że przeżyje i oddam mu ten naszyjnik.
Palcem przejechała po szyi żeby upewnić się, że nadal jest na miejscu, na szczęście był, odetchnęła z ulgą. Wyciągnęła go na wierzch, aby dziewczyna mogła go zobaczyć, jednak nie ściągała go. Czuła się zobowiązana do chronienia go, zresztą ten chłopak ją o to poprosił, a ona zamierzała dotrzymać obietnicy.
- To co, lecimy? Nie chcę nikogo pośpieszać, ale to naprawdę pilne... - wyszeptała cicho, mocniej ściskając dłoń czarnowłosego, jakby tylko czekała na sygnał do odlotu, bardzo jej na tym wszystkim zależało.
Zt--> Do Reda na ratunek!
Re: Ulice (zgliszcza pozostałe po zniszczonym mieście)
Nie Gru 08, 2013 5:43 pm
Odetchnął, gdy było już po wszystkim. Sam był zdziwiony siłą swojego ataku. Szkoda, że Reito swoją kąśliwą uwagą zepsuł wszystko. Kuro nie miał zamiaru być mu dłużny.
- Sory musiałem uważać, żeby i Ciebie nie zmiotło, po za tym to była przysługa.
Miał jeszcze coś do powiedzenia ale poczuł na sobie ciepłe dłonie April i się zamknął.
Miał trochę pretensji do szatyna, szczególnie o kapsułę. Wtedy to June szalałaby po Ziemi, wiec to byłoby zmartwienie Hikaru, a nie jego. Miał ochotę mu wykrzyczeć, żeby zabierał ją stąd nim przez „niechcący” kogoś pozabija. Z jednej strony chciał powiedzieć June, żeby się wynosili, z drugiej, że uratowali ją, bo od tego są przyjaciele. Myślał o niej źle, bo w sercu nosił zbyt dużo żalu i pretensji, po tym jak demon o mało ich nie pozabijał, a June tłumaczyła to faktem, że tylko się bawił. Z kolei jego zachowanie wobec demonicy było inne nawet nie był w stanie skrzywdzić dziewczyny. Zresztą i tak pewnie nic z tego nie zapamięta. Rany, które jeszcze wczoraj na nowo otworzył Braska były zbyt świeże dla Kuro. Wiedział, że nie powinien wrzucać jej i czynów Braski do jednego worka. Byli dwiema różnymi osobami, tym bardziej, że June jeszcze mało wiedziała o swiecie ale w tej chwili nie mógł
Dobrze, że miał obok siebie April. Na szczęście rozumiała i tolerowała jego wątpliwości. Z pewnością mu przejdzie ale do tego potrzebował czas.
Wytarł zakrwawione ręce w spodnie i pocałował April w głowę.
- Dziękuję. Zaraz polecimy do Reda. – wyszeptał.
Dziękował jej za uratowanie June. Patrzyli jak dziewczyna biegnie do szatyna i wyznają sobie miłość. Chociaż Kuro złożył ponownie bardziej przyjacielski pocałunek teraz to już nie miało, aż takiego znaczenia. Nie mógł inaczej. To była chwila Reito i June, a oni sobie to potem odbiją jak będą juz sami. Teraz było jeszcze wiele do zrobienia. Saiyan po prostu cieszył się z obecności halfki. April była jego ostoją.
Dla odmiany druga halfka nawijała jak najęta. Kuro zdziwił się, że nie rozpoznała w nich Saiyan. Dla potwierdzenia odwinął wokół pasa swój małpi ogon i pomachał nim lekko. W jego bluzie z emblematem szkoły Hikaru drobna postać Ósemki wyglądała jak w sukience. Miał nadzieję, że April nie ma mu tego za złe.
- Jestem Kuro – przedstawił się i pomachał na przywitanie ręką. - Chodź z nami przyda się każda para rąk, a czas nagli.
Popatrzył na June i Reito i chociaż targały nim sprzeczne uczucia, to cieszył się, że znalazła kogoś dla niej ważnego, że nauczyła się czym jest miłość – tak cholernie skomplikowany i pokręcony stan ale bardzo pozytywny.
- Trzymajcie się. Rei tylko nie daj się ubrać w fartuszek i zapędzić do garów hehe.
Pożegnał się, wzbił w powietrze i poleciał do Reda.
OOC:
ZT - do Reda
Post treningowy.
- Sory musiałem uważać, żeby i Ciebie nie zmiotło, po za tym to była przysługa.
Miał jeszcze coś do powiedzenia ale poczuł na sobie ciepłe dłonie April i się zamknął.
Miał trochę pretensji do szatyna, szczególnie o kapsułę. Wtedy to June szalałaby po Ziemi, wiec to byłoby zmartwienie Hikaru, a nie jego. Miał ochotę mu wykrzyczeć, żeby zabierał ją stąd nim przez „niechcący” kogoś pozabija. Z jednej strony chciał powiedzieć June, żeby się wynosili, z drugiej, że uratowali ją, bo od tego są przyjaciele. Myślał o niej źle, bo w sercu nosił zbyt dużo żalu i pretensji, po tym jak demon o mało ich nie pozabijał, a June tłumaczyła to faktem, że tylko się bawił. Z kolei jego zachowanie wobec demonicy było inne nawet nie był w stanie skrzywdzić dziewczyny. Zresztą i tak pewnie nic z tego nie zapamięta. Rany, które jeszcze wczoraj na nowo otworzył Braska były zbyt świeże dla Kuro. Wiedział, że nie powinien wrzucać jej i czynów Braski do jednego worka. Byli dwiema różnymi osobami, tym bardziej, że June jeszcze mało wiedziała o swiecie ale w tej chwili nie mógł
Dobrze, że miał obok siebie April. Na szczęście rozumiała i tolerowała jego wątpliwości. Z pewnością mu przejdzie ale do tego potrzebował czas.
Wytarł zakrwawione ręce w spodnie i pocałował April w głowę.
- Dziękuję. Zaraz polecimy do Reda. – wyszeptał.
Dziękował jej za uratowanie June. Patrzyli jak dziewczyna biegnie do szatyna i wyznają sobie miłość. Chociaż Kuro złożył ponownie bardziej przyjacielski pocałunek teraz to już nie miało, aż takiego znaczenia. Nie mógł inaczej. To była chwila Reito i June, a oni sobie to potem odbiją jak będą juz sami. Teraz było jeszcze wiele do zrobienia. Saiyan po prostu cieszył się z obecności halfki. April była jego ostoją.
Dla odmiany druga halfka nawijała jak najęta. Kuro zdziwił się, że nie rozpoznała w nich Saiyan. Dla potwierdzenia odwinął wokół pasa swój małpi ogon i pomachał nim lekko. W jego bluzie z emblematem szkoły Hikaru drobna postać Ósemki wyglądała jak w sukience. Miał nadzieję, że April nie ma mu tego za złe.
- Jestem Kuro – przedstawił się i pomachał na przywitanie ręką. - Chodź z nami przyda się każda para rąk, a czas nagli.
Popatrzył na June i Reito i chociaż targały nim sprzeczne uczucia, to cieszył się, że znalazła kogoś dla niej ważnego, że nauczyła się czym jest miłość – tak cholernie skomplikowany i pokręcony stan ale bardzo pozytywny.
- Trzymajcie się. Rei tylko nie daj się ubrać w fartuszek i zapędzić do garów hehe.
Pożegnał się, wzbił w powietrze i poleciał do Reda.
OOC:
ZT - do Reda
Post treningowy.
- GośćGość
Re: Ulice (zgliszcza pozostałe po zniszczonym mieście)
Nie Gru 08, 2013 6:19 pm
_____Zaraz po próbie wstania została powstrzymana przed zbędnym poruszaniem się przez Ósemkę - swoją droga dziwne imię - demonica tracąc równowagę przewróciła się na dziewczynę z dość zaskoczoną miną. Sama nie wyglądała najlepiej, a jeszcze o nią się martwiła! Ona chyba nie wie czym jest troszczenie się o siebie! W sumie June też, mało ją obchodziły jej rany, bardziej interesowała się Reito i resztą. Tak już rozumowała, ale niestety w oczach niektórych i tak pozostanie złym demonem, nie ważne jak bardzo by się starała być dobra.
Nim się obejrzała, przed nią znalazł się Reito przytulając ją do siebie mocno. Zaskoczona i zdezorientowana demonioca zdębiała. Jedyne co mogła przez dłuższy czas robić to czerwienić się na twarzy i nie ruszać. Jednak gdy usłyszała odpowiedź na jej słowa rozluźniła się, a nawet uśmiechnęła szczerze wtulając się w mężczyznę oraz oddychając spokojnie po raz pierwszy od długiego czasu. Taki uścisk ukochanej osoby szczególnie po tak długim czasie działa o wiele lepiej niż fasolka senzu. Jest lekiem dla poszarpanej duszy, April i Kuro mogą co-nieco o tym wiedzieć.
Uścisk się rozluźnił, a jednak rudowłosa nie odsuwała się od Reito, trzymała się jego ramienia tak jakby bała się następnej rozłąki. Wtedy odezwała się Ósemka. Powiedziała jej całą prawdę, z którą June się chciała ominąć. Zawsze brała całą winę na siebie, a w tym przypadku to jej ciało niszczyło, nawet jak było sterowane przez kogoś innego. Tak czy siak czuła się winna. Przez cały monolog saiyanki demonica robiła coraz wiesze oczy oraz coraz bardziej zakłopotaną minę. Na samym końcu wyglądała już jak dziecko, które dostało ostrą burę od matki. Ostatecznie ukłoniła się nisko przepraszając szybko za to, że... przeprosiła. Mogła dostać za to w łeb, ale w tym momencie nie myślała o tym.
Unikała wzroku Kuro, nadal czuła od niego tą niechęć do osób jej pokroju. Waliło od niego tym na odległość, zapewne gdyby nie to, że jest na jego planecie i wmieszała się w to April nie ruszyłby palcem by ją ratować. Mieszał ją z błotem, ze wszystkimi demonami tak jakby odpowiadała za ich grzechy. Nawet June nie robiła tego z saiyanami, a nie ma zbyt dużego rozumku. No nic, płakać nie będzie, najważniejsze jest to, że wszystko dobrze się skończyło - przynajmniej tutaj.
Usłyszała o Redzie. Zdziwiła się, ale wiedziała jedno:
___ - Red tak szybko nie zginie. To kawał drania, nie da się zabić byle komu. - po za tym mają jeszcze stoczyć walkę, jak wykituje przed tym to spotka się z gniewem June nawet w zaświatach. - Z resztą... co on robi na Konack? - Spytała nagle odsłaniając się z tym, że nie wie na jakiej planecie się znajduje. Mrugnęła kilka razy oczami i widząc wzrok innych zrozumiała. Dopiero teraz skojarzyła fakt, że tu jest coś za dużo saiyan - To jest... VEGETA?! - zaczęła się nerwowo rozglądać po okolicy. Nie wiedziała zupełnie jak się tutaj znalazła. Myślała, że przez tą całą aferę przed wylotem została na tamtej planecie. Zapatrzyła się w czerwone niebo wymachując delikatnie demonicznym ogonem z kitą na końcu - Więc tak wygląda wasz dom... Straszny. - zamknęła na chwilę oczy by myślami obejrzeć tą planetę. Wyczuła kilka silnych energii należących na pewno do saiyan. Były silniejsze i słabsze od niej. Najbardziej teraz w oczy rzucała się energia Tsufula oraz wojownika walczącego z nim. Faktycznie, Red był w nie lada opałach i niezbędna mu była pomoc.
Padło pytanie o pochodzenie całej tej śmietanki towarzyskiej jaka tutaj się znajdowała. Rudowłosa spojrzała na Reito i widząc jego minę przypomniała sobie jego słowa na Ziemi o tym, że jest uznany tutaj za martwego oraz, że lepiej byłoby gdyby tak zostało. Po słowach April mogło wszystko wyjść na jaw dlatego uśmiechnęła się ciepło do dziewczyny mówiąc:
___ - Ósemko... mów innym, że jesteśmy... dobrymi duszkami. Lepiej by nikt o nas nie wiedział. Dobrze? Prooszę. - przechyliła głowę na bok posyłając kolejny uśmiech. Musiała wyglądać okropnie usmarowana krwią, jak jakaś postać z horroru, która upatrzyła sobie właśnie kolejną ofiarę.
Wszyscy powoli się zbierali by uratować Red'a. Na początku też chciała lecieć by pomóc, ale słowa Kuro zbiły ją całkowicie z tropu. Gdy odlecieli zdążyła tylko krzyknąć do April by pozdrowiła od niej Red'a i tyle ich było widać.
June stała chwilę w milczeniu wpatrując się w ziemię. Próbowała sobie jakoś w głowie wytłumaczyć to odrzucenie. Mimo, że April i Ósemka zapewniały ją, że to nie jej wina to Kuro wydawał się mieć jej za złe to co się stało.:
___ - Kuro jest silny, posprząta wszystko sam nawet się nie męcząc. Będziemy tylko balastem. - moc Kuro ją przytłaczała. Poczuła się niepotrzebna, on z pewnością da sobie radę sam. Katsu przy nim był bardzo słaby. Sytuacja wydawała się być opanowana.
Zacisnęła jego dłoń przygryzając dolną wargę. Po chwili przypomniała sobie o statku, który podkosiła na Ziemi Reito, dlatego sięgnęła do swojej 'kryjówki' między piersiami i wyciągnęła kapsułkę ze statkiem, którą wręczyła saiyanowi.
Nim się obejrzała, przed nią znalazł się Reito przytulając ją do siebie mocno. Zaskoczona i zdezorientowana demonioca zdębiała. Jedyne co mogła przez dłuższy czas robić to czerwienić się na twarzy i nie ruszać. Jednak gdy usłyszała odpowiedź na jej słowa rozluźniła się, a nawet uśmiechnęła szczerze wtulając się w mężczyznę oraz oddychając spokojnie po raz pierwszy od długiego czasu. Taki uścisk ukochanej osoby szczególnie po tak długim czasie działa o wiele lepiej niż fasolka senzu. Jest lekiem dla poszarpanej duszy, April i Kuro mogą co-nieco o tym wiedzieć.
Uścisk się rozluźnił, a jednak rudowłosa nie odsuwała się od Reito, trzymała się jego ramienia tak jakby bała się następnej rozłąki. Wtedy odezwała się Ósemka. Powiedziała jej całą prawdę, z którą June się chciała ominąć. Zawsze brała całą winę na siebie, a w tym przypadku to jej ciało niszczyło, nawet jak było sterowane przez kogoś innego. Tak czy siak czuła się winna. Przez cały monolog saiyanki demonica robiła coraz wiesze oczy oraz coraz bardziej zakłopotaną minę. Na samym końcu wyglądała już jak dziecko, które dostało ostrą burę od matki. Ostatecznie ukłoniła się nisko przepraszając szybko za to, że... przeprosiła. Mogła dostać za to w łeb, ale w tym momencie nie myślała o tym.
Unikała wzroku Kuro, nadal czuła od niego tą niechęć do osób jej pokroju. Waliło od niego tym na odległość, zapewne gdyby nie to, że jest na jego planecie i wmieszała się w to April nie ruszyłby palcem by ją ratować. Mieszał ją z błotem, ze wszystkimi demonami tak jakby odpowiadała za ich grzechy. Nawet June nie robiła tego z saiyanami, a nie ma zbyt dużego rozumku. No nic, płakać nie będzie, najważniejsze jest to, że wszystko dobrze się skończyło - przynajmniej tutaj.
Usłyszała o Redzie. Zdziwiła się, ale wiedziała jedno:
___ - Red tak szybko nie zginie. To kawał drania, nie da się zabić byle komu. - po za tym mają jeszcze stoczyć walkę, jak wykituje przed tym to spotka się z gniewem June nawet w zaświatach. - Z resztą... co on robi na Konack? - Spytała nagle odsłaniając się z tym, że nie wie na jakiej planecie się znajduje. Mrugnęła kilka razy oczami i widząc wzrok innych zrozumiała. Dopiero teraz skojarzyła fakt, że tu jest coś za dużo saiyan - To jest... VEGETA?! - zaczęła się nerwowo rozglądać po okolicy. Nie wiedziała zupełnie jak się tutaj znalazła. Myślała, że przez tą całą aferę przed wylotem została na tamtej planecie. Zapatrzyła się w czerwone niebo wymachując delikatnie demonicznym ogonem z kitą na końcu - Więc tak wygląda wasz dom... Straszny. - zamknęła na chwilę oczy by myślami obejrzeć tą planetę. Wyczuła kilka silnych energii należących na pewno do saiyan. Były silniejsze i słabsze od niej. Najbardziej teraz w oczy rzucała się energia Tsufula oraz wojownika walczącego z nim. Faktycznie, Red był w nie lada opałach i niezbędna mu była pomoc.
Padło pytanie o pochodzenie całej tej śmietanki towarzyskiej jaka tutaj się znajdowała. Rudowłosa spojrzała na Reito i widząc jego minę przypomniała sobie jego słowa na Ziemi o tym, że jest uznany tutaj za martwego oraz, że lepiej byłoby gdyby tak zostało. Po słowach April mogło wszystko wyjść na jaw dlatego uśmiechnęła się ciepło do dziewczyny mówiąc:
___ - Ósemko... mów innym, że jesteśmy... dobrymi duszkami. Lepiej by nikt o nas nie wiedział. Dobrze? Prooszę. - przechyliła głowę na bok posyłając kolejny uśmiech. Musiała wyglądać okropnie usmarowana krwią, jak jakaś postać z horroru, która upatrzyła sobie właśnie kolejną ofiarę.
Wszyscy powoli się zbierali by uratować Red'a. Na początku też chciała lecieć by pomóc, ale słowa Kuro zbiły ją całkowicie z tropu. Gdy odlecieli zdążyła tylko krzyknąć do April by pozdrowiła od niej Red'a i tyle ich było widać.
June stała chwilę w milczeniu wpatrując się w ziemię. Próbowała sobie jakoś w głowie wytłumaczyć to odrzucenie. Mimo, że April i Ósemka zapewniały ją, że to nie jej wina to Kuro wydawał się mieć jej za złe to co się stało.:
___ - Kuro jest silny, posprząta wszystko sam nawet się nie męcząc. Będziemy tylko balastem. - moc Kuro ją przytłaczała. Poczuła się niepotrzebna, on z pewnością da sobie radę sam. Katsu przy nim był bardzo słaby. Sytuacja wydawała się być opanowana.
Zacisnęła jego dłoń przygryzając dolną wargę. Po chwili przypomniała sobie o statku, który podkosiła na Ziemi Reito, dlatego sięgnęła do swojej 'kryjówki' między piersiami i wyciągnęła kapsułkę ze statkiem, którą wręczyła saiyanowi.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Ulice (zgliszcza pozostałe po zniszczonym mieście)
Nie Gru 08, 2013 9:36 pm
(Nie)ogarniania ciąg dalszy.
Dziwne rzeczy się tu działy… Odpowiedzi jednoznaczne, niejednoznaczne, spojrzenia w stylu odczep się czy wylewny potok słów o rzeczach, które praktycznie wiedziała. Nie do końca oto jej chodziło, ale w swoim życiu nigdy nie zorganizowała dłuższej przemowy i dla odmiany wolałaby pomilczeć. Vivian podniosła się z ziemi, otrzepując dłonie i zaciskając zęby by nie wydać z siebie jęku. Rany zaleczyło to dziwne ziarno, ale nie do końca. Furia, przemiana i cała walka odbiły się na dziewczynie, ale najgorzej goiło się rozdrapane ramie i plecy, oraz dziury w nodze. O ile rana po pazurach Changa tylko dokuczała, to przebite pociskiem udo, chociażby z zasklepioną raną nie pozwoliło jej do końca stać prosto. Kulała chodząc, ale to nic. Wyjdzie z tego. Jak zawsze.
- Mogę się domyślić, że część z was jest z Vegety, nie chodziło mi jednak o to kim jesteś a raczej… Kim jesteście. – Zachwiała się zauważalnie, ale twardo trzymała prosto. – Saiyanie, halfowie, większość osób która uczęszcza do Akademii rzuca się w oczy delikatnością godną Koszarowego w składzie porcelany. Nie przeczę temu, że są wyjątki… Ale prawdopodobieństwo znalezienia się wśród samych wyjątków graniczy z cudem. Mimo to, nie podpadacie pod rubryczkę stereotypów. Nie będę już mącić. Jak mówiłam, mnie nie musicie się z niczego spowiadać. – Uśmiechnęła się kącikiem warg. – I przepraszam za górnolotny monolog.
Więc zna imiona całej czwórki… April, June, Reito i Kuro. Dziwna banda, któż zaprzeczy. I o zgrozo, zdawała się być czasami jeszcze bardziej roztrzepana niż kadetka, co było wyczynem. A June, kimkolwiek była, miała taką minę, że aż chciało się ją pogłaskać… Argh. Nie, stanowczo, ma być twardą wojowniczką, ale zbolały wyraz twarzy zbił ją z tropu. Niemniej, nie było to miejsce i czas na rozmyślanie o czymś takim. Vivian chciała rozejrzeć się za mieczem od Detektywa, gdy do jej uszu znów doleciały słowa drobnej czarnowłosej dziewczyny.
- Eve. – Szepnęła, zaciskając pięści. Na dłoniach uparcie tkwiły rękawiczki, walka nie spruła nawet nitki. Widać, że skąpią funduszy jeśli chodzi o wyprawkę dla kadetów. – Tak znam ich. Długo by tłumaczyć. Pilnuj proszę tego naszyjnika, jest bardzo ważny… A o swojego przyjaciela Reda się nie martw. Polecę z wami.
Mogła się tylko modlić do Kamiego. Rave, Raziel i Vernil. Eve. Pofu, dziewczyna, którą spotkała ledwie przez chwilę. Trenerom też się oberwało, nie wspominając o martwych ciałach kadetów, którzy nie mieli wiele szczęścia wtedy na placu. Vivian zacisnęła pięści tak mocno, że zbielały jej kłykcie. Nie dopuścić by taka sytuacja się więcej powtórzyła. Nigdy, przenigdy.
Jeśli zginiecie, przysięgam, znajdę was, jakimś cudem ożywię by móc was skopać za to, że daliście się zabić.
Zamrugała, gdy zwróciła się do niej June. Przez krótką chwilę patrzyła na czerwonowłosą tępo, po czym mrugnęła i potarła zakurzoną strzechę na głowie. Wygląd nie przestraszył jej. Sama była powalana krwią i brudem, resztki stroju kadeta zakryto czarną bluzą z obcym Ósemce symbolem. I tak już zdążył się ubrudzić, ale ubranie było na nią za długie i sięgało niemal kolan. Kiepska wersja wymarzonej kiecki na randkę-walkę jakiejś saiyanskiej małolaty.
Ku zdumieniu zebranych, zaśmiała się głośno.
- Już widzę minę Trenera. – Wyszczerzyła się. – Nie ma sprawy i tak mam przerąbane na całej linii. Nie zdziwię się jak mnie wyrzucą z Akademii po ostatnich zdarzeniach, więc co mi szkodzi. – Miała na myśli wizytę Detektywa, a boku musiało to wyglądać na porwanie albo zdezerterowanie. Dla kontrastu uśmiechała się szeroko i ta myśl napawała ją dziwną wesołością. – Nikt mi nie uwierzy w to co się stało, ale gdy ktoś zapyta, odpowiem, że to były dobre duszki. Masz moje słowo June.
Dała znak ręką, by chwilę poczekali na nią. Halfka wbiegła, o ile tak można nazwać ukrywanie kulenia, między ruiny, szukając miecza. Ilość dziur, świeżego gruzu i plam krwi utwierdziła ją, że była we właściwym miejscu. Dla widza ten pojedynek musiał wyglądać koszmarnie…
Znalazła miecz, mokry od posoki jej własnej i Changa. Miała go przecież oddać. Obok ostrza leżała dziwna blaszka, z wyskrobanym numerem. O co tu chodzi? Numer rejestracyjny odpadł od któregoś z wehikułów? Liczby wyglądały jak naskrobane pazurem, a właśnie… Vivian nie spytała się co się stało z Chagniem z którego wypędziła Tsufula. Przyjrzała się blaszce i zgniotła ją jednym ruchem. Cyfry wypaliły się w jej głowie i wiedziała, że je na dobre zapamiętała. Zobaczy się, co przyszłość przyniesie…
Ale skupmy się na teraźniejszości. Miecza jak na złość dalej nie mogła podnieść bez przemiany. Tym razem łatwiej w nią weszła, ale SSJ sprawił, że efekt po ostatniej walce odbił się echem po każdej komórce ciała. Warknęła pod nosem i splunęła krwią, łapiąc mocno za rękojeść. Ból był jej wiernym towarzyszem, ale jego lojalność irytowała. Kadetka odwróciła jeszcze głowę w kierunku Reia i June. Nie znała ich. Nic o nich nie wiedziała…
- Bywajcie. – Kulturą osobistą saiyanie nie grzeszą, ale chciała się pożegnać.
Ósemka skinęła głową na znak, że jest gotowa i poderwała się do lotu podążając za Kuro i April w głąb gruzowiska i zwalonych budynków.
OOC
[zt] ---> Do Reda, Główny Reaktor Miasta
SSJ ON
Dziwne rzeczy się tu działy… Odpowiedzi jednoznaczne, niejednoznaczne, spojrzenia w stylu odczep się czy wylewny potok słów o rzeczach, które praktycznie wiedziała. Nie do końca oto jej chodziło, ale w swoim życiu nigdy nie zorganizowała dłuższej przemowy i dla odmiany wolałaby pomilczeć. Vivian podniosła się z ziemi, otrzepując dłonie i zaciskając zęby by nie wydać z siebie jęku. Rany zaleczyło to dziwne ziarno, ale nie do końca. Furia, przemiana i cała walka odbiły się na dziewczynie, ale najgorzej goiło się rozdrapane ramie i plecy, oraz dziury w nodze. O ile rana po pazurach Changa tylko dokuczała, to przebite pociskiem udo, chociażby z zasklepioną raną nie pozwoliło jej do końca stać prosto. Kulała chodząc, ale to nic. Wyjdzie z tego. Jak zawsze.
- Mogę się domyślić, że część z was jest z Vegety, nie chodziło mi jednak o to kim jesteś a raczej… Kim jesteście. – Zachwiała się zauważalnie, ale twardo trzymała prosto. – Saiyanie, halfowie, większość osób która uczęszcza do Akademii rzuca się w oczy delikatnością godną Koszarowego w składzie porcelany. Nie przeczę temu, że są wyjątki… Ale prawdopodobieństwo znalezienia się wśród samych wyjątków graniczy z cudem. Mimo to, nie podpadacie pod rubryczkę stereotypów. Nie będę już mącić. Jak mówiłam, mnie nie musicie się z niczego spowiadać. – Uśmiechnęła się kącikiem warg. – I przepraszam za górnolotny monolog.
Więc zna imiona całej czwórki… April, June, Reito i Kuro. Dziwna banda, któż zaprzeczy. I o zgrozo, zdawała się być czasami jeszcze bardziej roztrzepana niż kadetka, co było wyczynem. A June, kimkolwiek była, miała taką minę, że aż chciało się ją pogłaskać… Argh. Nie, stanowczo, ma być twardą wojowniczką, ale zbolały wyraz twarzy zbił ją z tropu. Niemniej, nie było to miejsce i czas na rozmyślanie o czymś takim. Vivian chciała rozejrzeć się za mieczem od Detektywa, gdy do jej uszu znów doleciały słowa drobnej czarnowłosej dziewczyny.
- Eve. – Szepnęła, zaciskając pięści. Na dłoniach uparcie tkwiły rękawiczki, walka nie spruła nawet nitki. Widać, że skąpią funduszy jeśli chodzi o wyprawkę dla kadetów. – Tak znam ich. Długo by tłumaczyć. Pilnuj proszę tego naszyjnika, jest bardzo ważny… A o swojego przyjaciela Reda się nie martw. Polecę z wami.
Mogła się tylko modlić do Kamiego. Rave, Raziel i Vernil. Eve. Pofu, dziewczyna, którą spotkała ledwie przez chwilę. Trenerom też się oberwało, nie wspominając o martwych ciałach kadetów, którzy nie mieli wiele szczęścia wtedy na placu. Vivian zacisnęła pięści tak mocno, że zbielały jej kłykcie. Nie dopuścić by taka sytuacja się więcej powtórzyła. Nigdy, przenigdy.
Jeśli zginiecie, przysięgam, znajdę was, jakimś cudem ożywię by móc was skopać za to, że daliście się zabić.
Zamrugała, gdy zwróciła się do niej June. Przez krótką chwilę patrzyła na czerwonowłosą tępo, po czym mrugnęła i potarła zakurzoną strzechę na głowie. Wygląd nie przestraszył jej. Sama była powalana krwią i brudem, resztki stroju kadeta zakryto czarną bluzą z obcym Ósemce symbolem. I tak już zdążył się ubrudzić, ale ubranie było na nią za długie i sięgało niemal kolan. Kiepska wersja wymarzonej kiecki na randkę-walkę jakiejś saiyanskiej małolaty.
Ku zdumieniu zebranych, zaśmiała się głośno.
- Już widzę minę Trenera. – Wyszczerzyła się. – Nie ma sprawy i tak mam przerąbane na całej linii. Nie zdziwię się jak mnie wyrzucą z Akademii po ostatnich zdarzeniach, więc co mi szkodzi. – Miała na myśli wizytę Detektywa, a boku musiało to wyglądać na porwanie albo zdezerterowanie. Dla kontrastu uśmiechała się szeroko i ta myśl napawała ją dziwną wesołością. – Nikt mi nie uwierzy w to co się stało, ale gdy ktoś zapyta, odpowiem, że to były dobre duszki. Masz moje słowo June.
Dała znak ręką, by chwilę poczekali na nią. Halfka wbiegła, o ile tak można nazwać ukrywanie kulenia, między ruiny, szukając miecza. Ilość dziur, świeżego gruzu i plam krwi utwierdziła ją, że była we właściwym miejscu. Dla widza ten pojedynek musiał wyglądać koszmarnie…
Znalazła miecz, mokry od posoki jej własnej i Changa. Miała go przecież oddać. Obok ostrza leżała dziwna blaszka, z wyskrobanym numerem. O co tu chodzi? Numer rejestracyjny odpadł od któregoś z wehikułów? Liczby wyglądały jak naskrobane pazurem, a właśnie… Vivian nie spytała się co się stało z Chagniem z którego wypędziła Tsufula. Przyjrzała się blaszce i zgniotła ją jednym ruchem. Cyfry wypaliły się w jej głowie i wiedziała, że je na dobre zapamiętała. Zobaczy się, co przyszłość przyniesie…
Ale skupmy się na teraźniejszości. Miecza jak na złość dalej nie mogła podnieść bez przemiany. Tym razem łatwiej w nią weszła, ale SSJ sprawił, że efekt po ostatniej walce odbił się echem po każdej komórce ciała. Warknęła pod nosem i splunęła krwią, łapiąc mocno za rękojeść. Ból był jej wiernym towarzyszem, ale jego lojalność irytowała. Kadetka odwróciła jeszcze głowę w kierunku Reia i June. Nie znała ich. Nic o nich nie wiedziała…
- Bywajcie. – Kulturą osobistą saiyanie nie grzeszą, ale chciała się pożegnać.
Ósemka skinęła głową na znak, że jest gotowa i poderwała się do lotu podążając za Kuro i April w głąb gruzowiska i zwalonych budynków.
OOC
[zt] ---> Do Reda, Główny Reaktor Miasta
SSJ ON
Re: Ulice (zgliszcza pozostałe po zniszczonym mieście)
Pon Gru 09, 2013 9:43 pm
___Bezczelny typ z tego Kuro. Siła uderzyła mu do głowy. A pewnie. Przysługa. To nie przysługa tylko plan, na który się zgodził. Jeśli nie zamierzał wywiązać się z niego tylko robić to z łaski to po jaką cholerę się godził?
- Tsy… Musiałbyś się o wiele bardziej postarać by mnie zabić.
Wewnątrz Reia aż się gotowało od napływu złości. Dobrze wiedział, że rzeczywiście ten atak nieźle dałby mu popalić. O ile by go nie zabił. Kiedy brunet zdążył się tak rozwinąć? Kolejny poziom to nie wszystko. On już na zwykłym super saiyaninie znacznie przewyższał siłą Reia. Hikaru musiał wyciskać z niego siódme poty, gdy Rei w tym samym czasie zabawiał się z June. W dodatku nie wiadomo było ile czasu saiayn spędził w brzuchu Reda. Miał ochotę mu przywalić i to bardzo mocno. Bliskość June poskromiła wnet jego nadszarpane nerwy.
Jak się spodziewał April wszystko wygadała nie pozostawiając na nich suchej nitki. Co za dziewczyna… Co jak co ale jej nie warto powierzać żadnych sekretów. No ale nic. Skoro sam się nie odezwał pierwszy to ktoś musiał to zrobić za niego. I tak już dali o sobie znać aż za bardzo. Dziwiło go tylko nieco, że nadal nie pojawił się żaden żołnierz wyższej rangi. Raptem jedna kadetka. Co też się działo w akademii? Tego raczej nikt nie wiedział.
Dziewczyna wspomniała, że Red jest w niebezpieczeństwie. Od razu skojarzył te imię. To ten sam drań, który bezczelnie zechciał go zjeść a tym bardziej, wcześniej poturbował June i to już dwa razy. Nie czuł się zobowiązany mu pomagać. Tym bardziej nie zamierzał nigdzie z nimi lecieć. Nawet o nim nie wspomnieli gdy zamierzali odlecieć. W sumie to i dobrze. W jego oczach było teraz jakby wypisane, że nie ma na to ochoty. Poza tym June wytłumaczyła się za niego. Na ostatnią kwestię Kuro zareagował lekkim uśmiechem.
- Lepiej martw się o siebie. Raczej prędko się nie spotkamy.
Posłał mu na pożegnanie wymuszony uśmiech. W sumie miał go już dość. Zbyt wiele czasu z nim spędził. Teraz potrzebował spokoju. Masy spokoju…
Na koniec jeszcze zwrócił się do Ósemki.
- Niczym się nie przejmuj. Nawet jeśli Cię wyrzucą to może nie zabiją. Poza tym są o wiele ciekawsze miejsca od akademii.
Spojrzał na June przyczepioną do jego ramienia jakby chciał zasugerować, że znalazł swoje szczęście poza Vegetą. Pożegnał się z nią protym „Na razie” po czym zostali z June sam na sam. Rozszerzyły się jego powieki gdy zaczęła grzebać w swoich cyckach. Jak każdy typowy facet jego wzrok skupił swą całą uwagę właśnie na nich. Ku jego zdziwieniu wyjęła z nich kapsułkę ze statkiem kosmicznym, który jeszcze niedawno „ukradła” szatynowi. Widocznie chciał mu go zwrócić. Prostym gestem otwartej dłoni odsunął jej dłoń sugerując by zatrzymała ją dla siebie.
- Zachowaj ją, jest Twoja. Poza tym musisz jakoś wrócić na Ziemię.
Wyjął swoją zza uniformu po czym wyrzucił ją przed siebie. Zza kurzu wyłonił się czarny statek kosmiczny. Okrągła kapsuła jednoosobowa. Szczerze mówiąc wolałby teraz znajdować się w jednym statku razem z June ale niestety nie posiadał takich, które zmieściły by więcej niż jedną osobę.
- Lećmy stąd. Mam zdecydowanie dość tej planety.
Poczekał aż rudowłosa zajmie się swoją kapsułką i wejdzie do środka statku po czym uczynił to samo i powoli zamknął się za nim właz. Wkrótce po tym wystartowali w kierunki Ziemi.
ZT x2--->Ziemia
- Tsy… Musiałbyś się o wiele bardziej postarać by mnie zabić.
Wewnątrz Reia aż się gotowało od napływu złości. Dobrze wiedział, że rzeczywiście ten atak nieźle dałby mu popalić. O ile by go nie zabił. Kiedy brunet zdążył się tak rozwinąć? Kolejny poziom to nie wszystko. On już na zwykłym super saiyaninie znacznie przewyższał siłą Reia. Hikaru musiał wyciskać z niego siódme poty, gdy Rei w tym samym czasie zabawiał się z June. W dodatku nie wiadomo było ile czasu saiayn spędził w brzuchu Reda. Miał ochotę mu przywalić i to bardzo mocno. Bliskość June poskromiła wnet jego nadszarpane nerwy.
Jak się spodziewał April wszystko wygadała nie pozostawiając na nich suchej nitki. Co za dziewczyna… Co jak co ale jej nie warto powierzać żadnych sekretów. No ale nic. Skoro sam się nie odezwał pierwszy to ktoś musiał to zrobić za niego. I tak już dali o sobie znać aż za bardzo. Dziwiło go tylko nieco, że nadal nie pojawił się żaden żołnierz wyższej rangi. Raptem jedna kadetka. Co też się działo w akademii? Tego raczej nikt nie wiedział.
Dziewczyna wspomniała, że Red jest w niebezpieczeństwie. Od razu skojarzył te imię. To ten sam drań, który bezczelnie zechciał go zjeść a tym bardziej, wcześniej poturbował June i to już dwa razy. Nie czuł się zobowiązany mu pomagać. Tym bardziej nie zamierzał nigdzie z nimi lecieć. Nawet o nim nie wspomnieli gdy zamierzali odlecieć. W sumie to i dobrze. W jego oczach było teraz jakby wypisane, że nie ma na to ochoty. Poza tym June wytłumaczyła się za niego. Na ostatnią kwestię Kuro zareagował lekkim uśmiechem.
- Lepiej martw się o siebie. Raczej prędko się nie spotkamy.
Posłał mu na pożegnanie wymuszony uśmiech. W sumie miał go już dość. Zbyt wiele czasu z nim spędził. Teraz potrzebował spokoju. Masy spokoju…
Na koniec jeszcze zwrócił się do Ósemki.
- Niczym się nie przejmuj. Nawet jeśli Cię wyrzucą to może nie zabiją. Poza tym są o wiele ciekawsze miejsca od akademii.
Spojrzał na June przyczepioną do jego ramienia jakby chciał zasugerować, że znalazł swoje szczęście poza Vegetą. Pożegnał się z nią protym „Na razie” po czym zostali z June sam na sam. Rozszerzyły się jego powieki gdy zaczęła grzebać w swoich cyckach. Jak każdy typowy facet jego wzrok skupił swą całą uwagę właśnie na nich. Ku jego zdziwieniu wyjęła z nich kapsułkę ze statkiem kosmicznym, który jeszcze niedawno „ukradła” szatynowi. Widocznie chciał mu go zwrócić. Prostym gestem otwartej dłoni odsunął jej dłoń sugerując by zatrzymała ją dla siebie.
- Zachowaj ją, jest Twoja. Poza tym musisz jakoś wrócić na Ziemię.
Wyjął swoją zza uniformu po czym wyrzucił ją przed siebie. Zza kurzu wyłonił się czarny statek kosmiczny. Okrągła kapsuła jednoosobowa. Szczerze mówiąc wolałby teraz znajdować się w jednym statku razem z June ale niestety nie posiadał takich, które zmieściły by więcej niż jedną osobę.
- Lećmy stąd. Mam zdecydowanie dość tej planety.
Poczekał aż rudowłosa zajmie się swoją kapsułką i wejdzie do środka statku po czym uczynił to samo i powoli zamknął się za nim właz. Wkrótce po tym wystartowali w kierunki Ziemi.
ZT x2--->Ziemia
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach