Czerwona Pustynia
+11
Vam
NPC.
Kanade
Hikaru
April
Kuro
Raziel
Burzum
Khepri
Hazard
NPC
15 posters
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Czerwona Pustynia
Wto Maj 29, 2012 11:44 pm
First topic message reminder :
Rubinowa poświata odbijanego światła słonecznego. Coś pięknego. Całość czerwonego piasku pokrywa większość planety, dosłownie prócz jednego miasta i gór. Gdzieś pod piaskami zakopano podobno inne miasto, wraz z mieszkańcami, żywcem, ale najprawdopodobniej to tylko opowiastka, służąca straszeniu małych dzieci.
Rubinowa poświata odbijanego światła słonecznego. Coś pięknego. Całość czerwonego piasku pokrywa większość planety, dosłownie prócz jednego miasta i gór. Gdzieś pod piaskami zakopano podobno inne miasto, wraz z mieszkańcami, żywcem, ale najprawdopodobniej to tylko opowiastka, służąca straszeniu małych dzieci.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Czerwona Pustynia
Nie Sty 06, 2013 4:41 pm
Nie był pewien, czy ten mały "teatrzyk" w jego wykonaniu zadziała. Jak się jednak okazało był dobrym aktorem. Gość podszedł do swojej kapsuły, lecz nim coś z niej wyciągnął, wypowiedział do Saiyan'a parę słów, które spowodowały u niego gęsią skórkę. Jakoś nie uśmiechało mu się walczyć w tym stanie, więc musiał przyznać, iż ma szczęście. W końcu, jego rozmówca rzucił Hazard'owi do rąk trzy scoutery, identyczne jak te, które nosiła większość przedstawicieli jego rasy, oraz oczywiście on sam. Najwyraźniej skończyli "robić interesy", gdyż jaszczuropodobny wsiadł do kapsuły, rzucając mu na pożegnanie nieprzyjemną uwagę.
- Możesz być spokojny, wszystko pójdzie zgodnie z planem - odrzekł.
Po chwili mógł obserwować jak statek startuje, zostawiając za sobą masę kurzu. Wtem jego scouter zaczął nadawać komunikat, przerywany od czasu do czasu szumami i trzaskami. Miał wrażenie, że nie cała wiadomość została nadana, ale najważniejszą informację chyba usłyszał - ma się udać do Pubu. Wiedział gdzie się on znajduje, chociaż nigdy w nim nie był. Spojrzał jeszcze raz na powierzony mu towar, po czym wzbił się w powietrze i obrał właściwy kierunek.
Z/T --> Przestrzeń Powietrzna.
- Możesz być spokojny, wszystko pójdzie zgodnie z planem - odrzekł.
Po chwili mógł obserwować jak statek startuje, zostawiając za sobą masę kurzu. Wtem jego scouter zaczął nadawać komunikat, przerywany od czasu do czasu szumami i trzaskami. Miał wrażenie, że nie cała wiadomość została nadana, ale najważniejszą informację chyba usłyszał - ma się udać do Pubu. Wiedział gdzie się on znajduje, chociaż nigdy w nim nie był. Spojrzał jeszcze raz na powierzony mu towar, po czym wzbił się w powietrze i obrał właściwy kierunek.
Z/T --> Przestrzeń Powietrzna.
Re: Czerwona Pustynia
Czw Lut 12, 2015 11:28 pm
Bardzo ciekawiło mnie jak Dragot zareaguje na moją propozycję. Z jednej strony pewnie pałał żądzą zemsty na Razielu, więc i w jego interesie leżała porażka zielonookiego Saiyanina, z drugiej zaś mógł wcale nie pomagać mi, w końcu byłem przedstawicielem innej rasy i, choć raczej dobrze rozumiałem Demony, to sama pozycja mojego Mistrza nie musiała mieć jakiegokolwiek znaczenia, choć sam też wcale nie chciałem się na nią powoływać, ewentualnie w ostateczności. Jestem uczniem mojego Mistrza, ale nie jestem uzależniony od jego reputacji. Istniała też możliwość, że mógł unieść się pychą i stwierdzić, że sam jest w stanie dokopać ogoniastemu. No nic, spróbować nie szkodziło, bo nie stracibym nic z tego co mam, bo i tak mam bardzo niewiele...
Polecieliśmy na jakieś odludzie. Wybrał to miejsce z jakiegoś konkretnego powodu? Chyba tylko dlatego, że było na odludziu. Zdawał się znać okolicę równie dobrze jak ja, czyli wcale. Pustynie... Jedna wielka wietrzna masa pąsowych grudek... Piękny krajobraz. W sumie patrząc na warunki w jakich żyją Saiyanie, to nie ma się co dziwić, że zachowują się tak a nie inaczej, przy takiej ilości czerwieni każdego by szlag trafił...
Stanęliśmy napraeciw siebie w odległości okoo pięciu metrów. Żar lał się z nieba... Gorąco mi nie przeszkadzało, ale suchy skwar drażnił receptory ciepła i cierpliwość.
Bez owijania w bawełnę chciałem powiedzieć o co mi chodzi, ale zanim cokolwiek powiedziałem otoczenie zmieniło się. Wokół nas wyrósł las upiornych drzew o czarnych gałęziach i zgniłobrązowych liściach, między ziarnami piasku pojawia się obficie czarna trawa, niebo poszarzało a między nami popłynął strumień, o dziwo, czystej wody. Znałem to miejsce i to niebo, ale to było połączenie dwóch skrajnie innych krain. Ziemi i Makyo. A więc on był na Makyo? Ciekawe.
-Sprawa wygląda tak... Ostatnio walczyłeś z pewnym Saiyaninem. Powiedz mi wszystko co o nim wiesz z tej walki.
Demon podniósł brwi, po czym zachichotał.
-Zapamiętałem każdy szczegół, i chętnie ci je powiem. Aleee... - zrobił pauzę i jakby nieco poszerzył uśmiech. -Napierw musisz mnie przekonać - powiedział przybierając gardę.
Taak, nie było wątpliwości jak mam go przekonać. Prawde mówiąc nie miałem nic przeciwko, nawet więcej, to był dla mnie opłacalny układ. Choć czy by taki był, czy nie, to i tak nie miało znaczenia. Nie było już wyjścia.
Nie znałem poziomu mocy Dragota, dlatego stwierdziem, że będę używał połowy mocy i najwyżej odpowiednio ją wyskaluje w pierwszych momentach walki.
Nie zastanawiałem się ani chwili, czym prędzej ruszyłem na przeciwnika i wymierzyłem mu silny cios w brzuch. Dragot oberwał dosyć mocno, chyba włożyłem nieco za wiele siły w cios... Ale nie ruszył się praktycznie z miejsca, przesunąłem go ledwie o pół metra. Nie pozostał mi jednak dłużny. Uniósł skuloną od ciosu głowę, dobrze zapamiętałem jego wredny uśmiech. Zobaczyłem tylko błysk, później zniszczona okulary i błyszczące oczy... Co to było? I dlaczego nie mogłem się ruszać... Technika paraliżująca? Powinienem był się tego spodziewać. Co teraz? Cokolwiek zaplanuje, to raczej nie dam rady tego uniknąć. Był blisko... Mógł teraz praktycznie zrobić wszystko. Technika energetyczna z tej odległości byłaby bardzo nieciekawą perspektywą, ale cios, czy kopniak też mi się nie uśmiechały... Jego wybór nieco mnie zdziwił. Zgiął się w bok na prostej nodze, kopiąc mnie drugą w brodę. Nie mogłem się nawet jakoś zaprzeć, by ograniczyć efekty jego ofensywy, ale byłem bezsilny. Odleciałem na kilka metrów. Wyglądało jednak na to, że mój przeciwnik nie chciał na tym poprzestać. Odskoczył w przeciwnym kierunku, ale jak tylko wstałem, to od razu ruszył w moją stronę. Chciał chyba wykonać ten sam manewr, ale jak tylko uniósł nogę, kucnąłem i uderzyłem z wielką mocą. Zanim zadałem cios udało mi się aktywować dwie techniki, pierwsza, Shiyoken, pozwalała na zwiększenie mojej siły poprzez zwiększenie liczby moich rąk o dwie, choć istniała też możliwość zwiększenia tkanki mięśniowej istniejącej już pary rąk, co dawało identyczny efekt, osobiście polubiłem tą drugą wariację i używałem jej tylko na ułamek sekundy, gdy wykonywaem cios; druga, Smocze Szpony pozwalała mi zadawać naprawdę mocne ciosy, zwłaszcza, że była oparta na mojej sile, a teraz, potrafiła naprawdę dużo. Mój przeciwnik odleciał od impetu uderzenia, zdołał jednak przejąć kontrolę nad trajektorią lotu i wlecieć w koronę drzewa. Przgniłe leście dawały mu aż nazbyt dużo maskowania. Przez wyciszoną energię byłem zdany na wolę oponenta, już dawno zniknął gdzieś pośród innych drzew. Niespodziewanie wyłonił się spomiędzy liści ów Demon, ale moment... Nie jeden... Pięciu!
Szybko zidentyfikowałem tę sztuczkę, widziałem ją już kilkukrotnie, nawet w obu istniejących wariacjach, ciężko mi jednak było na podstawie samego widzenia określić zasadę jej działania, toteż nie nauczyłem się jej. Dobre jednak to, że wiedziałem jak sobie z nią poradzić.
Wyciągnąłem ręce przed siebie i uwolniłem istny deszcz pocisków Ki. Setki zielonych strumieni światła przeszyło widma Dragota... A najbliższą okolicę zamieniło w pobojowisko i masę płonącego drewna...
Jeden Dragot się uratował, utworzył przed sobą, portal? Cokolwiek to było, pochłaniało wszystkie pociski na swojej drodze. Dalszy ostrzał był bezcelowy.
Ta walka zapowiadała się na ciekawszą, niż sądziłem.
Portal zniknął. Staliśmy naprzeciwko siebie, jak na początku walki, choć już w innych stanach fizycznych i psychicznych. Dragot był wcale nie taki prosty do rozgryzienia, nie mówię tu tylko o mimice, ale o samym sposobie myślenia. Ważnym elementem jest cel, lub cele, przeciwnika, ponieważ na podstawie ich i charakteru można dosyć dobrze określić jakiego sposobu walki użyje, co z kolei pozwala trafnie przewidzieć jego dalsze posunięcia. U niego było to bardzo trudne... Jednocześnie musiaem dbać o to, by on nie był w stanie domyślić się co zrobię, choć nieskromnie powiem, że nawet Brasce zdarzało się być zaskoczonym moimi działaniami, choć to głównie dzięki temu, że niektórych rzeczy nauczyłem się sam, jak na przykład Galactic Donut.
Tak czy inaczej, musiałem zachować ostrożność. Z walką było jak z osobistymi sprawami, trzeba ostrożnie dobierać osoby, z którymi się nimi dzielimy.
W jednej chwili zniknął z mojego pola widzenia i pojawił się tuż przy mnie, calował mi pięścią w twarz. Jakby nie patrzeć był całkiem szybki, niestety dla niego, ja byłem szybszy. Nie zrobiłem uniku, uderzyłem w jego pięść swoją, chciałem sprawdzić ile ma siły. Zderzenie wywołało falę uderzeniową, która zaskakująco wyraźnie odbiła się na otoczeniu. Po pierwszym zderzeniu przyszło następne, gdy obaj postanowiliśmy uderzyć drugimi pięściami. To przypadek, że znów się zderzyły, a może jego zamierzone działanie? Do tej pory jest to dla mnie niejasne. Drugie starcie było silniejsze i aż odepchnęło nas od siebie. Niemal natychmiast zredukowaliśmy dystans unosząc się w powietrze. Zablokował mój cios przedramieniem.
Miałem pewnego rodzaju przewagę, bo zarówno w demonicznej, jak i ludzkiej formie Dragot był ode mnie większy, a co za tym idzie, łatwiejszy do trafienia.
Bez nawet sekundy zwłoki posłałem mu kopniaka w udo, ale zablokował kolanem. On uderzył w kierunku mojego brzucha, ale zmeniłem trajektorię ciosu chwytając jego rękę za nadgarstek i spychając. Kopnąłem frontalnie w brzuch odsuwając go nieco od siebie. Jego stopa wycelowana w moją głowę zatrzymała się na moim przedramieniu, odepchnąłem go i wbiłem mu kolano w podbródek. Ku mojemu zaskoczeniu zatrzyma je splecionymi dłońmi.
Wymiana ciosów nabierała szybkości, wkadaliśmy w ciosy i kopnięcia coraz więcej siły, ich zderzenia powodowały małe wybuchy w powietrzu. W pewnym momencie Demon wykorzystał to, że opuściłem na ułamek sekundy gardę i uderzy w brzuch. Boleśnie poczułem całą jego siłę, bo chyba tyle włożył w atak. Nie zamierzał jednak na tym zakończyć, gdy zgiąłem się w pół zawis nade mną, objął mnie w pasie i przerzucił nad głową i oparł mnie na swoich plecach, złapał za przedramiona. Przez moment mogłem zobaczyć szare niebo, później cisnął mną w dół i widziałem tylko ziemię pod sobą. Nie miałem czasu wyhamować i zaryłem o glebę robiac w niej mały krater. To jednak wcale nie miał być koniec. Dragot wisiał tam w górze, na szarym niebie, wkrótce jednak jego postać zniknęła za kulą ognia lecącą prosto na mnie... Hanoo.
Wybuch.
Krater poszerzył się o kilka metrów, płomienie z ataku rozniosły się na drzewa w promieniu kilkunastu metrów, te zaś płonęły niczym zapałki upiornym, bladoniebieskim ogniem. Pośród popękanej, przypalonej i nieco stopionej ziemi okraszonej masą płomieni, w centrum tego bałaganu leżałem ja. Specjalnie poczekałem moment, który kosztowa mnie kilka oparzeń nim rozwiałem płomienie przy pomocy kiaiho. Nowe ciuchy szczęśliwie pozostały nienaruszone, Demon miał szczęście.
-Ty to nazywasz zianiem ogniem? Nie rozśmieszaj mnie! - rzuciłem gniewnie.
Napełniłem płuca powietrzem, które jak samo niebo było identyczne jak na Makyo, wprawiłem je w ruch wirowy i sprężyłem. Tlen zareagował z siarką, wybuch wypchnął się sam z mojego ciała, wystarczyło go nasączyć Ki i skierować w przeciwnika, czego nie omieszkaem uczynić.
OOC:
Trening start
Polecieliśmy na jakieś odludzie. Wybrał to miejsce z jakiegoś konkretnego powodu? Chyba tylko dlatego, że było na odludziu. Zdawał się znać okolicę równie dobrze jak ja, czyli wcale. Pustynie... Jedna wielka wietrzna masa pąsowych grudek... Piękny krajobraz. W sumie patrząc na warunki w jakich żyją Saiyanie, to nie ma się co dziwić, że zachowują się tak a nie inaczej, przy takiej ilości czerwieni każdego by szlag trafił...
Stanęliśmy napraeciw siebie w odległości okoo pięciu metrów. Żar lał się z nieba... Gorąco mi nie przeszkadzało, ale suchy skwar drażnił receptory ciepła i cierpliwość.
Bez owijania w bawełnę chciałem powiedzieć o co mi chodzi, ale zanim cokolwiek powiedziałem otoczenie zmieniło się. Wokół nas wyrósł las upiornych drzew o czarnych gałęziach i zgniłobrązowych liściach, między ziarnami piasku pojawia się obficie czarna trawa, niebo poszarzało a między nami popłynął strumień, o dziwo, czystej wody. Znałem to miejsce i to niebo, ale to było połączenie dwóch skrajnie innych krain. Ziemi i Makyo. A więc on był na Makyo? Ciekawe.
-Sprawa wygląda tak... Ostatnio walczyłeś z pewnym Saiyaninem. Powiedz mi wszystko co o nim wiesz z tej walki.
Demon podniósł brwi, po czym zachichotał.
-Zapamiętałem każdy szczegół, i chętnie ci je powiem. Aleee... - zrobił pauzę i jakby nieco poszerzył uśmiech. -Napierw musisz mnie przekonać - powiedział przybierając gardę.
Taak, nie było wątpliwości jak mam go przekonać. Prawde mówiąc nie miałem nic przeciwko, nawet więcej, to był dla mnie opłacalny układ. Choć czy by taki był, czy nie, to i tak nie miało znaczenia. Nie było już wyjścia.
Nie znałem poziomu mocy Dragota, dlatego stwierdziem, że będę używał połowy mocy i najwyżej odpowiednio ją wyskaluje w pierwszych momentach walki.
Nie zastanawiałem się ani chwili, czym prędzej ruszyłem na przeciwnika i wymierzyłem mu silny cios w brzuch. Dragot oberwał dosyć mocno, chyba włożyłem nieco za wiele siły w cios... Ale nie ruszył się praktycznie z miejsca, przesunąłem go ledwie o pół metra. Nie pozostał mi jednak dłużny. Uniósł skuloną od ciosu głowę, dobrze zapamiętałem jego wredny uśmiech. Zobaczyłem tylko błysk, później zniszczona okulary i błyszczące oczy... Co to było? I dlaczego nie mogłem się ruszać... Technika paraliżująca? Powinienem był się tego spodziewać. Co teraz? Cokolwiek zaplanuje, to raczej nie dam rady tego uniknąć. Był blisko... Mógł teraz praktycznie zrobić wszystko. Technika energetyczna z tej odległości byłaby bardzo nieciekawą perspektywą, ale cios, czy kopniak też mi się nie uśmiechały... Jego wybór nieco mnie zdziwił. Zgiął się w bok na prostej nodze, kopiąc mnie drugą w brodę. Nie mogłem się nawet jakoś zaprzeć, by ograniczyć efekty jego ofensywy, ale byłem bezsilny. Odleciałem na kilka metrów. Wyglądało jednak na to, że mój przeciwnik nie chciał na tym poprzestać. Odskoczył w przeciwnym kierunku, ale jak tylko wstałem, to od razu ruszył w moją stronę. Chciał chyba wykonać ten sam manewr, ale jak tylko uniósł nogę, kucnąłem i uderzyłem z wielką mocą. Zanim zadałem cios udało mi się aktywować dwie techniki, pierwsza, Shiyoken, pozwalała na zwiększenie mojej siły poprzez zwiększenie liczby moich rąk o dwie, choć istniała też możliwość zwiększenia tkanki mięśniowej istniejącej już pary rąk, co dawało identyczny efekt, osobiście polubiłem tą drugą wariację i używałem jej tylko na ułamek sekundy, gdy wykonywaem cios; druga, Smocze Szpony pozwalała mi zadawać naprawdę mocne ciosy, zwłaszcza, że była oparta na mojej sile, a teraz, potrafiła naprawdę dużo. Mój przeciwnik odleciał od impetu uderzenia, zdołał jednak przejąć kontrolę nad trajektorią lotu i wlecieć w koronę drzewa. Przgniłe leście dawały mu aż nazbyt dużo maskowania. Przez wyciszoną energię byłem zdany na wolę oponenta, już dawno zniknął gdzieś pośród innych drzew. Niespodziewanie wyłonił się spomiędzy liści ów Demon, ale moment... Nie jeden... Pięciu!
Szybko zidentyfikowałem tę sztuczkę, widziałem ją już kilkukrotnie, nawet w obu istniejących wariacjach, ciężko mi jednak było na podstawie samego widzenia określić zasadę jej działania, toteż nie nauczyłem się jej. Dobre jednak to, że wiedziałem jak sobie z nią poradzić.
Wyciągnąłem ręce przed siebie i uwolniłem istny deszcz pocisków Ki. Setki zielonych strumieni światła przeszyło widma Dragota... A najbliższą okolicę zamieniło w pobojowisko i masę płonącego drewna...
Jeden Dragot się uratował, utworzył przed sobą, portal? Cokolwiek to było, pochłaniało wszystkie pociski na swojej drodze. Dalszy ostrzał był bezcelowy.
Ta walka zapowiadała się na ciekawszą, niż sądziłem.
Portal zniknął. Staliśmy naprzeciwko siebie, jak na początku walki, choć już w innych stanach fizycznych i psychicznych. Dragot był wcale nie taki prosty do rozgryzienia, nie mówię tu tylko o mimice, ale o samym sposobie myślenia. Ważnym elementem jest cel, lub cele, przeciwnika, ponieważ na podstawie ich i charakteru można dosyć dobrze określić jakiego sposobu walki użyje, co z kolei pozwala trafnie przewidzieć jego dalsze posunięcia. U niego było to bardzo trudne... Jednocześnie musiaem dbać o to, by on nie był w stanie domyślić się co zrobię, choć nieskromnie powiem, że nawet Brasce zdarzało się być zaskoczonym moimi działaniami, choć to głównie dzięki temu, że niektórych rzeczy nauczyłem się sam, jak na przykład Galactic Donut.
Tak czy inaczej, musiałem zachować ostrożność. Z walką było jak z osobistymi sprawami, trzeba ostrożnie dobierać osoby, z którymi się nimi dzielimy.
W jednej chwili zniknął z mojego pola widzenia i pojawił się tuż przy mnie, calował mi pięścią w twarz. Jakby nie patrzeć był całkiem szybki, niestety dla niego, ja byłem szybszy. Nie zrobiłem uniku, uderzyłem w jego pięść swoją, chciałem sprawdzić ile ma siły. Zderzenie wywołało falę uderzeniową, która zaskakująco wyraźnie odbiła się na otoczeniu. Po pierwszym zderzeniu przyszło następne, gdy obaj postanowiliśmy uderzyć drugimi pięściami. To przypadek, że znów się zderzyły, a może jego zamierzone działanie? Do tej pory jest to dla mnie niejasne. Drugie starcie było silniejsze i aż odepchnęło nas od siebie. Niemal natychmiast zredukowaliśmy dystans unosząc się w powietrze. Zablokował mój cios przedramieniem.
Miałem pewnego rodzaju przewagę, bo zarówno w demonicznej, jak i ludzkiej formie Dragot był ode mnie większy, a co za tym idzie, łatwiejszy do trafienia.
Bez nawet sekundy zwłoki posłałem mu kopniaka w udo, ale zablokował kolanem. On uderzył w kierunku mojego brzucha, ale zmeniłem trajektorię ciosu chwytając jego rękę za nadgarstek i spychając. Kopnąłem frontalnie w brzuch odsuwając go nieco od siebie. Jego stopa wycelowana w moją głowę zatrzymała się na moim przedramieniu, odepchnąłem go i wbiłem mu kolano w podbródek. Ku mojemu zaskoczeniu zatrzyma je splecionymi dłońmi.
Wymiana ciosów nabierała szybkości, wkadaliśmy w ciosy i kopnięcia coraz więcej siły, ich zderzenia powodowały małe wybuchy w powietrzu. W pewnym momencie Demon wykorzystał to, że opuściłem na ułamek sekundy gardę i uderzy w brzuch. Boleśnie poczułem całą jego siłę, bo chyba tyle włożył w atak. Nie zamierzał jednak na tym zakończyć, gdy zgiąłem się w pół zawis nade mną, objął mnie w pasie i przerzucił nad głową i oparł mnie na swoich plecach, złapał za przedramiona. Przez moment mogłem zobaczyć szare niebo, później cisnął mną w dół i widziałem tylko ziemię pod sobą. Nie miałem czasu wyhamować i zaryłem o glebę robiac w niej mały krater. To jednak wcale nie miał być koniec. Dragot wisiał tam w górze, na szarym niebie, wkrótce jednak jego postać zniknęła za kulą ognia lecącą prosto na mnie... Hanoo.
Wybuch.
Krater poszerzył się o kilka metrów, płomienie z ataku rozniosły się na drzewa w promieniu kilkunastu metrów, te zaś płonęły niczym zapałki upiornym, bladoniebieskim ogniem. Pośród popękanej, przypalonej i nieco stopionej ziemi okraszonej masą płomieni, w centrum tego bałaganu leżałem ja. Specjalnie poczekałem moment, który kosztowa mnie kilka oparzeń nim rozwiałem płomienie przy pomocy kiaiho. Nowe ciuchy szczęśliwie pozostały nienaruszone, Demon miał szczęście.
-Ty to nazywasz zianiem ogniem? Nie rozśmieszaj mnie! - rzuciłem gniewnie.
Napełniłem płuca powietrzem, które jak samo niebo było identyczne jak na Makyo, wprawiłem je w ruch wirowy i sprężyłem. Tlen zareagował z siarką, wybuch wypchnął się sam z mojego ciała, wystarczyło go nasączyć Ki i skierować w przeciwnika, czego nie omieszkaem uczynić.
OOC:
Trening start
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Czerwona Pustynia
Sob Lut 21, 2015 4:25 pm
Chepri był wojownikiem pochodzącym z ziemi. To czy był silniejszy niż Rikimaru gdy ostatnio go widziałem nie pozostawiało żadnych wątpliwości. Jednak tym razem nie był to pojedynek na śmierć i życie. To był trening. I to jeden z najcięższych. Zamierzam dać z siebie 150%, niezależnie od przewagi człowieka. Jednocześnie zrobię co w mojej mocy by nauczyć się nowych sztuczek. Zaprosili mnie na nie lada balecik. Obalenie króla to nie bułka z masłem. A już na pewno w tak mało osób. Jeśli mam mieć w tym jakikolwiek udział to muszę stać się silniejszy. Dużo silniejszy, dostaję w ryj zaraz po przedstawieniu się. Wszystko jest na odwrót. Marnuję swój potencjał, i swoje możliwości. W tym sparingu zamierzam sprawdzić na co mnie stać.
Nether który wywołałem idealnie reprezentował kontrast między nami. Czerwonowłosy walczy jak człowiek. Uczciwy, opierających się na sztukach walki i ciężkim treningu. Ja tylko wyglądałem jak przedstawiciel tej rasy. Jestem wciąż tym samym zdradzieckim, nieprzewidywalnym i nie liczącym się z nikim potworem. I właśnie to w sobie kocham.
(...)
Walka trwała ledwie dziesięć minut, a ja już nie mogę złapać tchu. Jego techniki pchały mnie na krawędź przytomności, a ciosy były niemal tak szybkie jak Super Saiyanina drugiego poziomu. Za każdym razem gdy podejmowałem próbę ataku, była ona nieskuteczna lub skontrowana dużo silniejszą techniką. Tak jak przed chwilą wydarzyło się z Honoo. Czułem się identycznie jak pod koniec walki z wyżej wymienionym wojownikiem. Czułem się SŁABY.
- Nie zabiję cię. Żyj ze świadomością, że zostałeś pokonany i jesteś nikim. Żegnam.
Rzuciłem gniewnie spojrzenie pod wpływem tego wspomnienia po czym włączyłem technikę Ki sword. W mojej własnej wersji, której użyłem w walce o którą pytał Chepri. Jednak teraz włożyłem w nią jeszcze więcej mocy, i barwa z racji maski zmieniła się na intensywnie białą. Nie zdążyłem nawet dolecieć a zostałem poczęstowany potężnym kiaiho po którym nastąpiła próba uderzenia w brzuch. Tym razem zdołałem go zablokować, i drugą ręką odpowiedziałem najskuteczniejszym ciosem jaki znam i w jakim się specjalizuje. Płaską ręką w gardło. Chepri natychmiast się rozbroił, żaden człowiek nie może po czymś takim wrócić do siebie. Desperacko próbując złapać oddech nie miał szans na uniknięcie mojego następnego ciosu. A jednak, lecz nie przy pomocy dłoni. A techniki której nie widziałem od wielu lat. I po której również nic nie widziałem. Moje wrażliwe ludzkie oczy niemal się rozpuściły pod wpływem tak dużej ilości energii zmienionej w światło. Zdołałem jednak dokładnie przyjrzeć się jej wykonaniu. Zapamiętałem ułożenie dłoni, wypowiadane słowa oraz w miarę ogarniałem jak zrobić tak podstawową technikę, jak.... taiyoken? Chyba to właśnie powiedział.
Byłem równie bezwładny co on jeszcze sekundy temu, obniżałem wysokość mając nadzieję na uniknięcie ewentualnych ciosów, lecz miast tego otrzymywałem coraz to kolejne dźgnięcia mieczem energetycznym. Na tym etapie Jedyna część mojego ubioru która się ostała to przypalone spodnie z butami. Moja ludzka skóra zaczyna się męczyć kolejnymi próbami przecięcia jej, utrzymanie maski jest coraz trudniejsze jak i również pilnowanie by wyciszacz Ki nie spadł z mojego ucha.
Na tym etapie próbowałem również nieco wzmocnić moją zdolność wyciszania energii. To przydatna umiejętność a nie sądzę by to urządzenie zostało mi oddane.Wytężałem swój zmysł w podobny sposób co ludzie wytężają wzrok by ujrzeć coś bardzo oddalonego. W tym wypadku bardziej pasuje ujrzenie czegoś niewidzialnego. Działało to powoli, jak rozciąganie.Ale również przynosiło efekty po dłuższym czasie. Ciosy w końcu mnie powaliły i wylądowałem na ziemi. I gdzieś w tym momencie odzyskałem wzrok. I byłem wściekły.
Tyle lat treningów, tyle bólu, tyle książek, tyle absorbcji i tyle strat. I przegrywam najpierw z Saiyanem, potem z człowiekiem. To jakiś żart. Co muszę zrobić by zwiększyć swoją siłę? Ile jeszcze muszę trenować, ile więcej cierpieć by wreszcie stać się potężny. Muszę wykorzystać ten gniew, bowiem może zmienić przebieg tego pojedynku podobnie jak zrobił to drugi stopień Super Saiyanina.
OOC:
Tylko tyle dałem radę z siebie wydusić. Niech twój post zakończy sparing, może być skrócony.
Nether który wywołałem idealnie reprezentował kontrast między nami. Czerwonowłosy walczy jak człowiek. Uczciwy, opierających się na sztukach walki i ciężkim treningu. Ja tylko wyglądałem jak przedstawiciel tej rasy. Jestem wciąż tym samym zdradzieckim, nieprzewidywalnym i nie liczącym się z nikim potworem. I właśnie to w sobie kocham.
(...)
Walka trwała ledwie dziesięć minut, a ja już nie mogę złapać tchu. Jego techniki pchały mnie na krawędź przytomności, a ciosy były niemal tak szybkie jak Super Saiyanina drugiego poziomu. Za każdym razem gdy podejmowałem próbę ataku, była ona nieskuteczna lub skontrowana dużo silniejszą techniką. Tak jak przed chwilą wydarzyło się z Honoo. Czułem się identycznie jak pod koniec walki z wyżej wymienionym wojownikiem. Czułem się SŁABY.
- Nie zabiję cię. Żyj ze świadomością, że zostałeś pokonany i jesteś nikim. Żegnam.
Rzuciłem gniewnie spojrzenie pod wpływem tego wspomnienia po czym włączyłem technikę Ki sword. W mojej własnej wersji, której użyłem w walce o którą pytał Chepri. Jednak teraz włożyłem w nią jeszcze więcej mocy, i barwa z racji maski zmieniła się na intensywnie białą. Nie zdążyłem nawet dolecieć a zostałem poczęstowany potężnym kiaiho po którym nastąpiła próba uderzenia w brzuch. Tym razem zdołałem go zablokować, i drugą ręką odpowiedziałem najskuteczniejszym ciosem jaki znam i w jakim się specjalizuje. Płaską ręką w gardło. Chepri natychmiast się rozbroił, żaden człowiek nie może po czymś takim wrócić do siebie. Desperacko próbując złapać oddech nie miał szans na uniknięcie mojego następnego ciosu. A jednak, lecz nie przy pomocy dłoni. A techniki której nie widziałem od wielu lat. I po której również nic nie widziałem. Moje wrażliwe ludzkie oczy niemal się rozpuściły pod wpływem tak dużej ilości energii zmienionej w światło. Zdołałem jednak dokładnie przyjrzeć się jej wykonaniu. Zapamiętałem ułożenie dłoni, wypowiadane słowa oraz w miarę ogarniałem jak zrobić tak podstawową technikę, jak.... taiyoken? Chyba to właśnie powiedział.
Byłem równie bezwładny co on jeszcze sekundy temu, obniżałem wysokość mając nadzieję na uniknięcie ewentualnych ciosów, lecz miast tego otrzymywałem coraz to kolejne dźgnięcia mieczem energetycznym. Na tym etapie Jedyna część mojego ubioru która się ostała to przypalone spodnie z butami. Moja ludzka skóra zaczyna się męczyć kolejnymi próbami przecięcia jej, utrzymanie maski jest coraz trudniejsze jak i również pilnowanie by wyciszacz Ki nie spadł z mojego ucha.
Na tym etapie próbowałem również nieco wzmocnić moją zdolność wyciszania energii. To przydatna umiejętność a nie sądzę by to urządzenie zostało mi oddane.Wytężałem swój zmysł w podobny sposób co ludzie wytężają wzrok by ujrzeć coś bardzo oddalonego. W tym wypadku bardziej pasuje ujrzenie czegoś niewidzialnego. Działało to powoli, jak rozciąganie.Ale również przynosiło efekty po dłuższym czasie. Ciosy w końcu mnie powaliły i wylądowałem na ziemi. I gdzieś w tym momencie odzyskałem wzrok. I byłem wściekły.
Tyle lat treningów, tyle bólu, tyle książek, tyle absorbcji i tyle strat. I przegrywam najpierw z Saiyanem, potem z człowiekiem. To jakiś żart. Co muszę zrobić by zwiększyć swoją siłę? Ile jeszcze muszę trenować, ile więcej cierpieć by wreszcie stać się potężny. Muszę wykorzystać ten gniew, bowiem może zmienić przebieg tego pojedynku podobnie jak zrobił to drugi stopień Super Saiyanina.
OOC:
Tylko tyle dałem radę z siebie wydusić. Niech twój post zakończy sparing, może być skrócony.
Re: Czerwona Pustynia
Wto Lut 24, 2015 11:56 pm
Dragot leżał. Wyglądało na to, że trochę się zdemotywował do walki, bo nie wydawało mi się aby tak szybko odpadł, wcześniej nie zdradzał aż takich oznak zmęczenia lub zranienia. Z drugiej zaś strony nie pokazywał zbytnio oznak niczego konkretnego... Można się więc było po nim spodziewać wszystkiego.... Na przykład tego Chocolate Beama... Którego całkiem przeoczyłem, cholera!
A mówiłem sobie, że ostatni raz dałem się zamienić w cukierka! Ehh... Tak długo jak trzymasz się blisko demonów, tak pewnych rzeczy najwidoczniej nie unikniesz...
Nie wiem dokładnie co się ze mną działo, mogę się tylko domyślać, moje oczy też stały się czekoladowe, więc nic nie widziałem. O tyle dobrze, że mnie nie zjadł... Choć nawet jeśli by to zrobił, to niestrawność i zgagę miałby po mnie niechybnie. Dwa razy już byłem zjedzony, za kolejne razy z góry dziękuję.
Cokolwiek się stało, byłem nieźle zaskoczony tym jak bardzo sponiewierał mnie Dragot. Zdaje się, że zdenerwował go obecny przebieg walki. Nie skupiałem się tak bardzo na tym, ale jeśli się nad tym zastanowić, to miałem odpowiedź na każdy jego ruch, a przynajmniej na większość... Cóż, jakby na to nie patrzeć, to dominowałem w starciu, a to przecież tylko połowa mojej mocy... Aye, aż poczułem niedosyt. Coraz bardziej rosła we mnie potrzeba pokazania prawdziwej mocy. Miałem świadomość, że to nie są nijak odpowiednie warunki do takich rzeczy, ale coś we mnie ciągnęło mnie do tego. Posądzać o to chyba mogłem tę planetę, takie są na niej warunki, że można dostać iście małpiego rozumu... Om, choć to nie było najtrafniejsze określenie biorąc pod uwagę, że nie wszyscy rodem z Vegety byli tacy...
Po tym nadspodziewanie niespodziewanym ataku postanowiłem odpłacić czymś podobnym, choć tylko z założenia, bo nie potrafiłem aż tak bardzo obezwładnić przeciwnika. Unieruchomiłem go telekinezą, jednocześnie nie wykonując żadnego ruchu wskazującego na użycie tej techniki, ani żadnego ruchu w ogóle. Demon był widocznie zaskoczony tym, że nie może się ruszać, podobnie jak moim kopniakiem w pierś, który odepchnął go na kilka metrów, choć nie bardziej niż to co nastąpiło później. Uwolniłem tyle dzikiej mocy ile mogłem w tamtej chwili, wysokim kopnięciem w szyję posłałem Dragota szybkim lotem w dal, ale nie poprzestałem na tym, natychmiast skróciłem dystans i wymierzyłem mu serie szybkich ciosów pięściami uformowanymi w szpony, na koniec złączyłem dłonie przy biodrze i wypychając je przed siebie uderzyłem w brzuch.
Zatrzymałem się i wylądowałem by z pewnym zadowoleniem zobaczyć jak mój przeciwnik karczuje drzewa w odległości wielu metrów ode mnie.
Gdy wracał prędzej go usłyszałem, niż zobaczyłem, zdecydowanie był wściekły. Albo mi się zdawało, albo jego prędkość wzrosła, bo choćbym chciał, to nie mogłem uniknąć jego ataku. Dopadł mnie niczym pocisk, wyrzucił w powietrze, wyprzedził i uderzeniem głową posłał w stronę ziemi. Wystawił ręce przed siebie i posłał z nich istny deszcz pocisków, które dodatkowo przyśpieszyły moje spotkanie z powierzchnią i zwiększyły jej zniszczenia...
Dragot popełnił błąd lądując, bo to właśnie na powierzchni najlepiej się sprawdzają klasyczne metody walki, takie jak walka wręcz, a te miałem najlepiej wyćwiczone. W mgnieniu oka znalazłem się przed nim i transferowałem cały mój pęd w siłę uderzenia wymierzonego w mostek Demona.
Po tym uderzeniu stwierdziłem, że chyba lubiłem posyłać przeciwników w dal, by zyskać trochę czasu i też nieco, by ich wpienić... Taa... Moje lenistwo odzywało się aż zbyt mocno w takich sytuacjach. Dłużej, niż wcześniej czekałem na Dragota, ale udało mu się mnie zaskoczyć, co fakt znowu, ale mimo wszystko...
Spodziewałem się, że zaatakuje od lewej albo od prawej, bo wyczuwałem przed sobą przebłyski jego ki, to musiała być podpucha, ale okazała się nią nie być, zamiast tego zalała mnie olbrzymia fala uformowana z płynącego pod nami strumienia, nagle z samego środka fali wyłonił się mój przeciwnik, wbił mi bark w brzuch z siłą wystarczająco dużą, bym wspominał to źle po dziś dzień. Chciał mnie wbić w ziemię, jak zgadywałem, ale nie miałem zamiaru do tego dopuścić. Wbiłem mu kolano w brzuch równie mocno, jak on mi przed chwilą bark i zdzieliłem go krawędzią dłoni w kark, skutecznie pacyfikując.
Nether pękł jak bańka mydlana i znów pojawił się posępny, pustynny krajobraz.
W tym samym momencie poczułem coś bardzo niepokojącego - dobrze znaną mi energie, ale większą, niż kiedykolwiek czułem, choć jej barwa bezsprzecznie wskazywała na przyczynę takiego wzrostu. Co mogło tak zdenerwować Vivian? Taki skok nie wróżył nic dobrego, choć wywołał pewną nutę zadowolenia, bo jej moc była bardzo duża, a to zwiastowało ciekawe sparingi w przyszłości. Niemniej, to była siła zdobyta w gniewie, a jakaś część mnie bardzo nie chciała doświadczać, ani nawet widzieć jej gniewu. Obok niej był ktoś, zdaje się, że saiyanin. Był nie tak dawno temu na Ziemi... Co tam robił? On ją tak zdenerwował? Lepiej, żeby nie, bo nie miałem zamiaru czegoś takiego tolerować.
Tylko... Czemu? To przez tę planetę? Możliwe, ale zdawało mi się, że chodziło o nią... Nie chciałem, by coś jej się stało tak fizycznie, jak i psychicznie, a musiała przeżyć spory szok, skoro tak zareagowała... Bardzo pożałowałem, że nie było mnie tam...
Nie było jednak czasu się nad tym rozwodzić, trzeba było wracać do wioski.
Ocuciłem Dragota i otrzepałem nowe ciuchy z kurzu.
-Wracamy do wioski, o swojej walce opowiesz mi po drodze - rzuciłem i ruszyłem w stronę wioski.
OOC:
Koniec treningu
zt x2 do Wioski Kuro
A mówiłem sobie, że ostatni raz dałem się zamienić w cukierka! Ehh... Tak długo jak trzymasz się blisko demonów, tak pewnych rzeczy najwidoczniej nie unikniesz...
Nie wiem dokładnie co się ze mną działo, mogę się tylko domyślać, moje oczy też stały się czekoladowe, więc nic nie widziałem. O tyle dobrze, że mnie nie zjadł... Choć nawet jeśli by to zrobił, to niestrawność i zgagę miałby po mnie niechybnie. Dwa razy już byłem zjedzony, za kolejne razy z góry dziękuję.
Cokolwiek się stało, byłem nieźle zaskoczony tym jak bardzo sponiewierał mnie Dragot. Zdaje się, że zdenerwował go obecny przebieg walki. Nie skupiałem się tak bardzo na tym, ale jeśli się nad tym zastanowić, to miałem odpowiedź na każdy jego ruch, a przynajmniej na większość... Cóż, jakby na to nie patrzeć, to dominowałem w starciu, a to przecież tylko połowa mojej mocy... Aye, aż poczułem niedosyt. Coraz bardziej rosła we mnie potrzeba pokazania prawdziwej mocy. Miałem świadomość, że to nie są nijak odpowiednie warunki do takich rzeczy, ale coś we mnie ciągnęło mnie do tego. Posądzać o to chyba mogłem tę planetę, takie są na niej warunki, że można dostać iście małpiego rozumu... Om, choć to nie było najtrafniejsze określenie biorąc pod uwagę, że nie wszyscy rodem z Vegety byli tacy...
Po tym nadspodziewanie niespodziewanym ataku postanowiłem odpłacić czymś podobnym, choć tylko z założenia, bo nie potrafiłem aż tak bardzo obezwładnić przeciwnika. Unieruchomiłem go telekinezą, jednocześnie nie wykonując żadnego ruchu wskazującego na użycie tej techniki, ani żadnego ruchu w ogóle. Demon był widocznie zaskoczony tym, że nie może się ruszać, podobnie jak moim kopniakiem w pierś, który odepchnął go na kilka metrów, choć nie bardziej niż to co nastąpiło później. Uwolniłem tyle dzikiej mocy ile mogłem w tamtej chwili, wysokim kopnięciem w szyję posłałem Dragota szybkim lotem w dal, ale nie poprzestałem na tym, natychmiast skróciłem dystans i wymierzyłem mu serie szybkich ciosów pięściami uformowanymi w szpony, na koniec złączyłem dłonie przy biodrze i wypychając je przed siebie uderzyłem w brzuch.
Zatrzymałem się i wylądowałem by z pewnym zadowoleniem zobaczyć jak mój przeciwnik karczuje drzewa w odległości wielu metrów ode mnie.
Gdy wracał prędzej go usłyszałem, niż zobaczyłem, zdecydowanie był wściekły. Albo mi się zdawało, albo jego prędkość wzrosła, bo choćbym chciał, to nie mogłem uniknąć jego ataku. Dopadł mnie niczym pocisk, wyrzucił w powietrze, wyprzedził i uderzeniem głową posłał w stronę ziemi. Wystawił ręce przed siebie i posłał z nich istny deszcz pocisków, które dodatkowo przyśpieszyły moje spotkanie z powierzchnią i zwiększyły jej zniszczenia...
Dragot popełnił błąd lądując, bo to właśnie na powierzchni najlepiej się sprawdzają klasyczne metody walki, takie jak walka wręcz, a te miałem najlepiej wyćwiczone. W mgnieniu oka znalazłem się przed nim i transferowałem cały mój pęd w siłę uderzenia wymierzonego w mostek Demona.
Po tym uderzeniu stwierdziłem, że chyba lubiłem posyłać przeciwników w dal, by zyskać trochę czasu i też nieco, by ich wpienić... Taa... Moje lenistwo odzywało się aż zbyt mocno w takich sytuacjach. Dłużej, niż wcześniej czekałem na Dragota, ale udało mu się mnie zaskoczyć, co fakt znowu, ale mimo wszystko...
Spodziewałem się, że zaatakuje od lewej albo od prawej, bo wyczuwałem przed sobą przebłyski jego ki, to musiała być podpucha, ale okazała się nią nie być, zamiast tego zalała mnie olbrzymia fala uformowana z płynącego pod nami strumienia, nagle z samego środka fali wyłonił się mój przeciwnik, wbił mi bark w brzuch z siłą wystarczająco dużą, bym wspominał to źle po dziś dzień. Chciał mnie wbić w ziemię, jak zgadywałem, ale nie miałem zamiaru do tego dopuścić. Wbiłem mu kolano w brzuch równie mocno, jak on mi przed chwilą bark i zdzieliłem go krawędzią dłoni w kark, skutecznie pacyfikując.
Nether pękł jak bańka mydlana i znów pojawił się posępny, pustynny krajobraz.
W tym samym momencie poczułem coś bardzo niepokojącego - dobrze znaną mi energie, ale większą, niż kiedykolwiek czułem, choć jej barwa bezsprzecznie wskazywała na przyczynę takiego wzrostu. Co mogło tak zdenerwować Vivian? Taki skok nie wróżył nic dobrego, choć wywołał pewną nutę zadowolenia, bo jej moc była bardzo duża, a to zwiastowało ciekawe sparingi w przyszłości. Niemniej, to była siła zdobyta w gniewie, a jakaś część mnie bardzo nie chciała doświadczać, ani nawet widzieć jej gniewu. Obok niej był ktoś, zdaje się, że saiyanin. Był nie tak dawno temu na Ziemi... Co tam robił? On ją tak zdenerwował? Lepiej, żeby nie, bo nie miałem zamiaru czegoś takiego tolerować.
Tylko... Czemu? To przez tę planetę? Możliwe, ale zdawało mi się, że chodziło o nią... Nie chciałem, by coś jej się stało tak fizycznie, jak i psychicznie, a musiała przeżyć spory szok, skoro tak zareagowała... Bardzo pożałowałem, że nie było mnie tam...
Nie było jednak czasu się nad tym rozwodzić, trzeba było wracać do wioski.
Ocuciłem Dragota i otrzepałem nowe ciuchy z kurzu.
-Wracamy do wioski, o swojej walce opowiesz mi po drodze - rzuciłem i ruszyłem w stronę wioski.
OOC:
Koniec treningu
zt x2 do Wioski Kuro
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Czerwona Pustynia
Nie Mar 01, 2015 10:16 pm
-Kiedy nauczyłem się, że nie zawsze można wygrać. - rzekł z ironicznym uśmiechem. Nie oczekiwał tego ze zrozumie jego postępowanie. Może na to nie wyglądał, a jego zachowanie mówiło często co innego, ale Raziel używał mózgu. O wiele częściej niż można by pomyśleć. Kalkulował i ustawiał rzeczy według swoich priorytetów i ważności, oraz tego czy będzie to opłacalne. Może ten bunt był czymś niezłym, lecz na dłuższą metę może stać się przyczyną śmierci wielu osób. Jeśli zamkną Saiyan na jednej planecie to po niedługim czasie rozpoczną się wojny domowe. A wtedy do władzy dojdą najbardziej brutalni i bezlitośni mordercy. Oni obiecają przywrócić chwałę Imperium Saiyańskiemu i zezwolą na przelewanie krwi innych ras. Zaś kiedy to nastąpi to cały wszechświat zostanie zalany falą nienawiści i mocy i nic już go nie uratuje. Małpy czerpią swoją siłę ze wściekłości. Im większy gniew w nich płonął tym większą przewagę zyskiwali. Każda ich transformacja polegała na skanalizowaniu gniewu i przełamaniu dzięki niemu swoich barier. Tak właśnie osiągali potęgę. Nienawiścią do wroga. Jednak ta boginka chyba nie przewidywała konsekwencji swoich czynów, albo nie chciała tego przed sobą przyznać. Ciemnowłosy nie zdołał uzyskać odpowiedzi, gdyż czarnowłosa złapała go za ramię i przeniosła na Vegetę by zostawić na pustyni i samej zniknąć. Miło było. Trzeba to kiedyś powtórzyć.
Od razu kiedy jego stopy dotknęły powierzchni planety odczuł zmianę grawitacji. Ta na Vegecie była większa, lecz przystosowanie zajęło mu raptem kilka sekund. Całe życie żył tu, więc doskonale ją znał, a jego organizm znosił cięższe obciążenia. W jego głowie wciąż siedziały słowa tej Kaede. Bunt przeciwko Zellowi. Jego Trener jest jednym z przywódców. Vivian.
-Szlag by to wszystko. - warknął i machnął ręką, zaś kupa kamieni leżąca niedaleko jego pozycji rozpadła się w eksplozji. Szmaragdowooki popatrzył zdziwiony na to. Kilka odłamków podtoczyło mu się pod nogi. Młody Zahne podniósł jeden z większych kamieni i podrzucił go do góry. Ciekawa rzecz. Rozwalił kupę kamieni co nie było nowością, lecz nie wypuścił żadnego pocisku KI ani fali uderzeniowej. Jakby to była czysta energia, która nie miała określonego kształtu. W sumie mogło to być całkiem przydatne w czasie walki. Atak, który ciężko dostrzec, gdyż praktycznie go nie widać. Raziel rozejrzał się dookoła siebie w poszukiwaniu kolejnych celów. Dostrzegł kilka skupisk kamieni i jakieś obeliski. W sumie nawet robal pustynny mógł mu się przydać do ćwiczenia. Skupił się na jednej z kupek i zamachnął się dłonią. Nie spodziewał się zbyt wiele, ale zupełnie nic go trochę wybiło z rytmu. Zaczął analizować co zrobił źle. Może chodzi o ruch. Ponowie wykonał zamach, lecz teraz całą ręką. I tym razem kupa kamieni pozostała nienaruszona. Syn Aryenne zamyślił się. Miał cel. Wykonywa ruch. Lecz moc nie chciała iść, choć ją próbował wypuścić. No właśnie. Może tu był problem. Zawsze jego energia wychodziła w postaci określonych rzeczy. Fal, kul czy miecza. Właśnie. Miecz. Może to mu pomoże. Jednym ruchem przywołał zielone ostrze Ki na swoim przedramieniu i teraz skupił się by wypuścić moc w tej formie. Zamachnął się i poszło. Zielone ostrze oderwało się od niego i pomknęło w stronę kamieni by je po chwili przeciąć. To już był jakiś progres. Teraz Saiyanin musiał nauczyć się uderzać czystą mocą. Bez żadnych pomocy i dodatków. W czasie walki nie starczy czasu. Zahne odetchnął głęboko i skupił się na celu. Czuł jak jego KI przepływa ze środka do ramienia i czeka na rozkaz.
-No to lu. - rzekł i po raz kolejny wziął zamach. Tym razem energia poszła by w następnej chwili uderzyć w kamienny filar. Jednak sukces był tylko połowiczny. Uderzenie przecięło filar, lecz po chwili eksplodowało. Raz westchnął. Zapowiadał się dłuższy pobyt.
Uderzał, ciął i cały czas poprawiał technikę. Z każdym kolejnym ciosem zauważał progres, lecz dostrzegał też błędy, które systematycznie eliminował. Aż w końcu udało mu się. Energia była czysta i ostra niczym kienzan jego siostry. W sumie może to być ciekawa riposta na jej ulubiony atak.
-No to jeszcze raz. - rzekł i skupił się. Wziął zamach, a kilka kupek ki został przeciętych, niczym masło rozgrzanym nożem. To będzie bardzo dobra broń w jego arsenale. Z tą myślą wzniósł się w powietrze i ruszył w stronę Akademii.
Occ:
z.t do korytarz
Koniec Treningu.
Od razu kiedy jego stopy dotknęły powierzchni planety odczuł zmianę grawitacji. Ta na Vegecie była większa, lecz przystosowanie zajęło mu raptem kilka sekund. Całe życie żył tu, więc doskonale ją znał, a jego organizm znosił cięższe obciążenia. W jego głowie wciąż siedziały słowa tej Kaede. Bunt przeciwko Zellowi. Jego Trener jest jednym z przywódców. Vivian.
-Szlag by to wszystko. - warknął i machnął ręką, zaś kupa kamieni leżąca niedaleko jego pozycji rozpadła się w eksplozji. Szmaragdowooki popatrzył zdziwiony na to. Kilka odłamków podtoczyło mu się pod nogi. Młody Zahne podniósł jeden z większych kamieni i podrzucił go do góry. Ciekawa rzecz. Rozwalił kupę kamieni co nie było nowością, lecz nie wypuścił żadnego pocisku KI ani fali uderzeniowej. Jakby to była czysta energia, która nie miała określonego kształtu. W sumie mogło to być całkiem przydatne w czasie walki. Atak, który ciężko dostrzec, gdyż praktycznie go nie widać. Raziel rozejrzał się dookoła siebie w poszukiwaniu kolejnych celów. Dostrzegł kilka skupisk kamieni i jakieś obeliski. W sumie nawet robal pustynny mógł mu się przydać do ćwiczenia. Skupił się na jednej z kupek i zamachnął się dłonią. Nie spodziewał się zbyt wiele, ale zupełnie nic go trochę wybiło z rytmu. Zaczął analizować co zrobił źle. Może chodzi o ruch. Ponowie wykonał zamach, lecz teraz całą ręką. I tym razem kupa kamieni pozostała nienaruszona. Syn Aryenne zamyślił się. Miał cel. Wykonywa ruch. Lecz moc nie chciała iść, choć ją próbował wypuścić. No właśnie. Może tu był problem. Zawsze jego energia wychodziła w postaci określonych rzeczy. Fal, kul czy miecza. Właśnie. Miecz. Może to mu pomoże. Jednym ruchem przywołał zielone ostrze Ki na swoim przedramieniu i teraz skupił się by wypuścić moc w tej formie. Zamachnął się i poszło. Zielone ostrze oderwało się od niego i pomknęło w stronę kamieni by je po chwili przeciąć. To już był jakiś progres. Teraz Saiyanin musiał nauczyć się uderzać czystą mocą. Bez żadnych pomocy i dodatków. W czasie walki nie starczy czasu. Zahne odetchnął głęboko i skupił się na celu. Czuł jak jego KI przepływa ze środka do ramienia i czeka na rozkaz.
-No to lu. - rzekł i po raz kolejny wziął zamach. Tym razem energia poszła by w następnej chwili uderzyć w kamienny filar. Jednak sukces był tylko połowiczny. Uderzenie przecięło filar, lecz po chwili eksplodowało. Raz westchnął. Zapowiadał się dłuższy pobyt.
Uderzał, ciął i cały czas poprawiał technikę. Z każdym kolejnym ciosem zauważał progres, lecz dostrzegał też błędy, które systematycznie eliminował. Aż w końcu udało mu się. Energia była czysta i ostra niczym kienzan jego siostry. W sumie może to być ciekawa riposta na jej ulubiony atak.
-No to jeszcze raz. - rzekł i skupił się. Wziął zamach, a kilka kupek ki został przeciętych, niczym masło rozgrzanym nożem. To będzie bardzo dobra broń w jego arsenale. Z tą myślą wzniósł się w powietrze i ruszył w stronę Akademii.
Occ:
z.t do korytarz
Koniec Treningu.
Re: Czerwona Pustynia
Sro Mar 25, 2015 11:48 pm
Poszedł potulnie, jak baranek lecz nie spuszczał dziewczyny z oka. Wrażanie uwielbienia dla Zella wystarczająco dużo już mu powiedziało. Teraz stała się osobą, której słowom nie można ufać. Obiecała, że nie ruszy mieszkańców wioski i Kuro mocno chciał w to wierzyć, tak bardzo był naiwny. Dobrze, że w odwecie byli przyjaciele i nawet Nether oraz budowla Kaede wyglądały solidnie, tylko to wszystko do czasu. Swoim zachowaniem chciał odseparować nieco April od innych, będzie próbował jej pomóc, jeszcze nie miał pomysłu jak ale zrobi wszystko co przyjdzie mu do głowy. Żegnały go przerażone spojrzenia dzieci i mieszane uczucia na twarzach mieszkańców. Przytłaczała go myśl, że ich zawodzi. Czekało go i tak gorsze wyzwanie niż przeprawa z April, no gorsze fizycznie ale nie tak wyniszczające psychicznie jak obserwowanie zmienionej ukochanej.
Szli, a on nie wiedział co ma powiedzieć. Nakrzyczeć, że się cholernie martwił, że wpakowała się po uszy w bagno sama nie czekając na niego, że nie było jej kiedy ją potrzebował, że mieszkając z nim pod jednym dachem od dwóch lat nie powiedziała ze ma brata, ze tak ją kocha że to wszystko nie ma znaczenia i żeby wróciła. Rodzina, obowiązek, honor – to maksyma jego rodu, szkoda ze nikt nie wyjaśnił o jaką rodzinę chodzi. Czy tą, którą pragnie w przyszłości stworzyć April, czy tą w której dorastał i dbał od dziecka. Nadal nie wiedział ani co powiedzieć, ani jak zareagować, czy słowa w ogóle dotrą do umysłu dziewczyny? Czy będzie chciała go zabić? Zawiódł ją, nie był jej rycerzem na białym koniu. Przystanęli na obrzeżach wioski. Stali tak w milczeniu obserwując toczącą się walkę. Saiyanowi żal było członków oddziału, wolałby ich zniewolić niż zabijać. Nie byli winni to był tylko rozkaz. Ukłuło, że reszcie najwyraźniej rozszarpywanie ich przypadło do gustu. Aż tak szanował życie nawet wrogów albo był aż tak wielkim mięczakiem. Spojrzał ze smutkiem na wykrzywiona gniewem twarz halfki, te niebieskie oczy w których lubił się zatopić pełne nienawiści. Miękkie słodkie wargi, teraz w grymasie zawiści.
- I co dalej?
Tylko tyle powiedział, może przynajmniej dowie się o co chodzi i wtedy obierze jakąś strategię albo da się zabić. Nim to się stanie podejmie próbę walki o duszę ukochanej, o prawdziwą April, którą kochali wszyscy, z która do cholery chciał się razem zestarzeć dzielić smutki i radości. W jego mimice i oczach nie było ani złości, ani rozczarowanie tylko smutek, przytłoczenie wydarzeniami ostatnich godzin i cierpienie mieszkańców wioski.
OOC: Nie chodziło mi o to, aby koniecznie opuszczać wioskę ale żebyśmy mogli swobodnie pisać, możemy być nadal w obrębie Netheru. Przepraszam, ze tyle czekałaś. Poprawię się.
Trening start
Szli, a on nie wiedział co ma powiedzieć. Nakrzyczeć, że się cholernie martwił, że wpakowała się po uszy w bagno sama nie czekając na niego, że nie było jej kiedy ją potrzebował, że mieszkając z nim pod jednym dachem od dwóch lat nie powiedziała ze ma brata, ze tak ją kocha że to wszystko nie ma znaczenia i żeby wróciła. Rodzina, obowiązek, honor – to maksyma jego rodu, szkoda ze nikt nie wyjaśnił o jaką rodzinę chodzi. Czy tą, którą pragnie w przyszłości stworzyć April, czy tą w której dorastał i dbał od dziecka. Nadal nie wiedział ani co powiedzieć, ani jak zareagować, czy słowa w ogóle dotrą do umysłu dziewczyny? Czy będzie chciała go zabić? Zawiódł ją, nie był jej rycerzem na białym koniu. Przystanęli na obrzeżach wioski. Stali tak w milczeniu obserwując toczącą się walkę. Saiyanowi żal było członków oddziału, wolałby ich zniewolić niż zabijać. Nie byli winni to był tylko rozkaz. Ukłuło, że reszcie najwyraźniej rozszarpywanie ich przypadło do gustu. Aż tak szanował życie nawet wrogów albo był aż tak wielkim mięczakiem. Spojrzał ze smutkiem na wykrzywiona gniewem twarz halfki, te niebieskie oczy w których lubił się zatopić pełne nienawiści. Miękkie słodkie wargi, teraz w grymasie zawiści.
- I co dalej?
Tylko tyle powiedział, może przynajmniej dowie się o co chodzi i wtedy obierze jakąś strategię albo da się zabić. Nim to się stanie podejmie próbę walki o duszę ukochanej, o prawdziwą April, którą kochali wszyscy, z która do cholery chciał się razem zestarzeć dzielić smutki i radości. W jego mimice i oczach nie było ani złości, ani rozczarowanie tylko smutek, przytłoczenie wydarzeniami ostatnich godzin i cierpienie mieszkańców wioski.
OOC: Nie chodziło mi o to, aby koniecznie opuszczać wioskę ale żebyśmy mogli swobodnie pisać, możemy być nadal w obrębie Netheru. Przepraszam, ze tyle czekałaś. Poprawię się.
Trening start
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Czerwona Pustynia
Pon Mar 30, 2015 10:31 am
- Dlaczego Kuro, dlaczego to wszystko robisz? Czemu nie możesz zostawić tego tak jak jest, czyli tak jak być powinno. Zell to dobry król, dobry dla Vegety. Robi to wszystko dla nas, my małpy takie właśnie jesteśmy i nikt tego nie zmieni. Nikt – mówiłam bardzo machinalnie, tak jakby ktoś zaprogramował mnie żebym tak się wypowiadała. – Niczego nie zmienisz Kuro. Nie ty, jesteś na to wszystko za słaby. Jesteś nic nie warty, tak jak wtedy w akademii, gdy nikt nie zwracał na Ciebie uwagi. Jesteś bezwartościowy i nie potrafisz nikogo ochronić. Spójrz na mnie! Potrafiłeś poświęcić osobę, którą kochałeś dla dobra wioski. Jesteś głupcem Kuro, bo ja będę walczyła na śmierć i życie, a ty stracisz osobę, którą kochałeś, przez swoją głupotę. O nikogo nie potrafisz zadbać Kuro, a wiesz co jest najśmieszniejsze? Myślisz, że to mówi prawdziwa April, ale jej już nie ma. Umarła i nigdy jej już nie odzyskasz. Wybrałeś, dokonałeś wyboru. Chciałeś rewolucję. Więc ją masz, jesteś mam nadzieję zadowolony? April już nigdy nie odzyska świadomości, wiec albo zabijesz mnie teraz albo to ja zabiję Ciebie!
Nie mogłam tego nawet powstrzymać, słowa same zostały wypychane przez moje usta, nie miałam żadnej świadomości tylko nienawiść, której nie potrafiłam nawet ujarzmić. Próbowałam walczyć, ale na marne. Nie było mnie, ja powoli zanikałam. Moje prawdziwe ,,ja’’ z każdą sekundą się zmniejszało. Nie miałam już prawa głosu nad swoim głosem, ciałem. Byłam już zwykłą marionetką dla króla.
- Zdecyduj Kuro, zdecyduj dobrze, bo niedługo twój albo mój czas dobiegnie końca – powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Czułam jak moja moc rośnie, moje włosy zrobiły się złote, aura która mnie obtaczała po raz pierwszy nie wykazywała niczego dobrego. Zamieniłam się w pierwszy poziom i bez zastanowienia poleciałam w stronę Kuro, aby go uderzyć w brzuch... Kuro chyba nie spodziewał się tego ataku, bo przyjął go w całości. Chciałam krzyknąć Nie! Uciekaj! Ale takie słowa były od razu przeze mnie odrzucane. Nie chcę tego robić, ale jednak to się dzieje. Kipię nienawiścią jak jeszcze nigdy do tej pory, nie dotyczy ona tylko samego Zella, ale również zachowania. Dlaczego nie przyszedł do akademii? Dlaczego mnie zostawił, gdy go potrzebowałam, gdy straciłam sens życia. Dlaczego przez krajobraz strachu musiałam przechodzić sama!
/Kuro, rozumiem, że walczymy fabularnie, nie chcę zabierać Ci HP i KI przed walką z królem, wybacz, że tak późno, ale nie widziałam misiu, że napisałeś posta!
PS. Pierwszy post treningowy
Nie mogłam tego nawet powstrzymać, słowa same zostały wypychane przez moje usta, nie miałam żadnej świadomości tylko nienawiść, której nie potrafiłam nawet ujarzmić. Próbowałam walczyć, ale na marne. Nie było mnie, ja powoli zanikałam. Moje prawdziwe ,,ja’’ z każdą sekundą się zmniejszało. Nie miałam już prawa głosu nad swoim głosem, ciałem. Byłam już zwykłą marionetką dla króla.
- Zdecyduj Kuro, zdecyduj dobrze, bo niedługo twój albo mój czas dobiegnie końca – powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Czułam jak moja moc rośnie, moje włosy zrobiły się złote, aura która mnie obtaczała po raz pierwszy nie wykazywała niczego dobrego. Zamieniłam się w pierwszy poziom i bez zastanowienia poleciałam w stronę Kuro, aby go uderzyć w brzuch... Kuro chyba nie spodziewał się tego ataku, bo przyjął go w całości. Chciałam krzyknąć Nie! Uciekaj! Ale takie słowa były od razu przeze mnie odrzucane. Nie chcę tego robić, ale jednak to się dzieje. Kipię nienawiścią jak jeszcze nigdy do tej pory, nie dotyczy ona tylko samego Zella, ale również zachowania. Dlaczego nie przyszedł do akademii? Dlaczego mnie zostawił, gdy go potrzebowałam, gdy straciłam sens życia. Dlaczego przez krajobraz strachu musiałam przechodzić sama!
/Kuro, rozumiem, że walczymy fabularnie, nie chcę zabierać Ci HP i KI przed walką z królem, wybacz, że tak późno, ale nie widziałam misiu, że napisałeś posta!
PS. Pierwszy post treningowy
Re: Czerwona Pustynia
Sro Kwi 01, 2015 11:55 pm
Przyjął na siebie impet całego ciosu – bolało. Przynajmniej teraz mniej więcej wiedział, co i jak. Przez ten ułamek sekundy patrzył jej badawczo w oczy, nic nie znalazł ale wiedział, że gdzieś tam jest. Zawsze jej powtarzał, że jest silną kobietą, niezwykle silną ale go nie słuchała, nie wierzyła. Wspierał ukochaną w każdej decyzji, a mimo to pod dwóch latach nadal była głęboko zamknięta w sobie. Bolało go to.
- Mylisz się, ja nie chcę w tym wszystkim uczestniczyć, nie mam ochoty nawet zbliżać się do Zella, a co dopiero z nim walczyć. Obiecałem Ci, że nie będę pakował się w takie akcje. Pamiętasz? Ty też mi obiecałaś. Poza tym, wiesz że nigdy nie chciałem być silny, Wy wszyscy mnie do tego zmuszacie.
Niemniej miała rację, miotał się tam i z powrotem próbując wszystkich uratować. Jego starania odnosiły wręcz przeciwny skutek. Te słowa mocno go ugodziły. W tym stanie April będzie go ranić fizycznie i psychiczne, a cokolwiek on powie trafi na gruby mur. Trzeba działać. Jak zwykle wpadł na ryzykowny i durny pomysł. Zaczął iść w stronę dziewczyny spokojnie. Nie podnosił poziomu mocy, więc z pewnością April będąc na poziomie SSJ nie musiała się go obawiać. Stanął i patrzył w jej oczy przez dłuższą chwilę. Wiedział, że gdzieś tam jest i postanowił zaryzykować walcząc bez użycia pięści. Nagłym szybkim ruchem objął ukochaną i przytulił do siebie. Wyszeptał jej do ucha:
- Jeśli to przyniesie Ci szczęście zabij mnie. Zabij mnie, a potem spójrz w oczy wszystkim tym dzieciom, którym nie raz i nie dwa opatrywałaś kolana. Kocham Cię i wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko. Wiem, że prawdziwa April tam jest.
Jest cholernym idiotą podając się niczym wieprz na talerzu ale kocha ją do szaleństwa. Przeżył z nią dwa cudowne lata, zmienił się pozytywnie pod jej wpływem. Tyle już obcował ze śmiercią, że się jej nie bał. April była ważniejsza, może w tym szaleństwie jest metoda.
OOC: April możemy powalczyć fabularnie. Mam w kieszeni pół senzu wiec masz pole do popisu jakbyś miała ochotę
Post treningowy.
- Mylisz się, ja nie chcę w tym wszystkim uczestniczyć, nie mam ochoty nawet zbliżać się do Zella, a co dopiero z nim walczyć. Obiecałem Ci, że nie będę pakował się w takie akcje. Pamiętasz? Ty też mi obiecałaś. Poza tym, wiesz że nigdy nie chciałem być silny, Wy wszyscy mnie do tego zmuszacie.
Niemniej miała rację, miotał się tam i z powrotem próbując wszystkich uratować. Jego starania odnosiły wręcz przeciwny skutek. Te słowa mocno go ugodziły. W tym stanie April będzie go ranić fizycznie i psychiczne, a cokolwiek on powie trafi na gruby mur. Trzeba działać. Jak zwykle wpadł na ryzykowny i durny pomysł. Zaczął iść w stronę dziewczyny spokojnie. Nie podnosił poziomu mocy, więc z pewnością April będąc na poziomie SSJ nie musiała się go obawiać. Stanął i patrzył w jej oczy przez dłuższą chwilę. Wiedział, że gdzieś tam jest i postanowił zaryzykować walcząc bez użycia pięści. Nagłym szybkim ruchem objął ukochaną i przytulił do siebie. Wyszeptał jej do ucha:
- Jeśli to przyniesie Ci szczęście zabij mnie. Zabij mnie, a potem spójrz w oczy wszystkim tym dzieciom, którym nie raz i nie dwa opatrywałaś kolana. Kocham Cię i wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko. Wiem, że prawdziwa April tam jest.
Jest cholernym idiotą podając się niczym wieprz na talerzu ale kocha ją do szaleństwa. Przeżył z nią dwa cudowne lata, zmienił się pozytywnie pod jej wpływem. Tyle już obcował ze śmiercią, że się jej nie bał. April była ważniejsza, może w tym szaleństwie jest metoda.
OOC: April możemy powalczyć fabularnie. Mam w kieszeni pół senzu wiec masz pole do popisu jakbyś miała ochotę
Post treningowy.
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Czerwona Pustynia
Pią Kwi 03, 2015 7:21 pm
Mój wzrok skanował Kuro ostrym i nieprzyjemnym spojrzeniem. Jakaś część mnie chciała go po prostu przytulić, a druga zamordować. Ta druga niestety była zdecydowanie silniejsza.
- Chciałeś Kuro. Nikt Cię nie zmuszał do rośnięcia w siłę i oboje to wiemy. Wiesz dlaczego April to robiła? Chciała ochronić wszystkich, idiotka nie sądzisz? Jak można być tak naiwnym? Jak ja mogę być taka naiwna? Myślała, że jest w stanie sprostać całemu światu i spójrzmy teraz jak skończyła. Nie ma panowania nad własnymi myślami, postępowaniem. Kieruje nią ja, czyli złość, gniew. Zawsze bawiła mnie ta jej dobroć, naiwna dobroć. Myślała, że da się zmienić świat, ale ja byłam zakorzeniona w jej umyśle zbyt głęboko, aby móc się wyłonić. Teraz to co innego, to ja nią rządzę! A ty nam w tym nie przeszkodzisz. – te słowa wychodziły ze mnie mimo mojej jakiejkolwiek woli. Stałam przed nim w formie SSJ chcąc go sprowokować. On jednak był bardziej spokojny niż ja się spodziewałam. Dlaczego mój i twój świat się zderzył? Najgorsze, że na to pytanie jest odpowiedź. Moja dobra część próbowała walczyć. Było to jednak zbyt trudne, teraz ta część była zakorzeniona gdzieś daleko. Nagle poczułam jak się do mnie przytula, jakaś część podniosła rękę i położyła na jego ramieniu, ale zło znowu zadziałało. Odepchnęłam go najmocniej jak potrafiłam. Próba ujarzmienia tego kończyła się bólem mojego ciała.
- Kuro, jej już nie ma. Zabiję Cię albo ty zabijesz ją, chcę patrzeć jak ona cierpi. Zbyt długo ukrywała w sobie to zło. Zbyt długo ukrywała w sobie mnie. Nienawidzę jej, cal po calu. Chcę jej śmierci. Nie ty to uczynisz to ktoś inny. Mylisz się, jeżeli myślisz, że po Twojej śmierci coś się stanie. Będą kolejne i następne. Ciebie też nienawidzę, zostawiłeś ją samą w akademii. Oj Kuro gdybyś wiedział, co przeżyła, co jej ciemna strona, czyli ja zafundowała. I była przy tym sama i sama sobie dała radę. Wiesz co widziała? Nie wiesz! Bo Ci nigdy nie powiedziała lub powiedziałam. To śmieszne. Widziała brata, który się w niech zakochał, widziała jak jesteś z Zorą, jak chciałeś ją zabić, jak zabija niewinną osobę, a teraz coś czego nie wiedziałeś. Widziała ojca, który ją bił, bała się jego. Ale dzięki temu narosłam ja, czyli jej ciemna strona, która teraz do Ciebie mówi. Cierpiała, jej brat zabił ojca tyrana. Nasz własny ojciec nienawidził jej, bo była halfką, tyle razy Cię pytała, czy Ci to nie przeszkadza, a Ty nigdy niczego się nie domyśliłeś. Głupiec. Teraz czeka Cię kara z naszych rąk. To nasza wspólna zemsta.
Nie chciałam tego mówić, nie chciałam żeby Kuro dowiedział się o tym wszystkim w taki sposób! Teraz nie było już innego wyjścia jak przyjęcie tego jakoś. Pomyśli, że go oszukałam, ale nie jest łatwo powiedzieć komukolwiek, że było się terroryzowanym . Rozwścieczona część mnie rzuciła się na Kuro i przywaliła mu z całej siły pięścią w twarz, gdy zaskoczony Kuro zaczął lecieć. W sumie nie wiedziałam, czy był zaskoczony tym, co usłyszał czy ciosem. Zjawiłam się tuż za nim, aby zadać mu kolejny ból
- To za to, że byłam sama! – wykrzyknęłam po czym kopnęłam go w plecy wypuszczając masę ki blastów. Po chwili oddaliłam ręce za siebie i strzeliłam wielkim pociskiem nie czując się ani trochę lepiej. On musi umrzeć, jeżeli nie. To ja umrę.
/Odpiszę dopiero w środę, także się nie śpiesz! /
Occ: Zakończenie treningu
- Chciałeś Kuro. Nikt Cię nie zmuszał do rośnięcia w siłę i oboje to wiemy. Wiesz dlaczego April to robiła? Chciała ochronić wszystkich, idiotka nie sądzisz? Jak można być tak naiwnym? Jak ja mogę być taka naiwna? Myślała, że jest w stanie sprostać całemu światu i spójrzmy teraz jak skończyła. Nie ma panowania nad własnymi myślami, postępowaniem. Kieruje nią ja, czyli złość, gniew. Zawsze bawiła mnie ta jej dobroć, naiwna dobroć. Myślała, że da się zmienić świat, ale ja byłam zakorzeniona w jej umyśle zbyt głęboko, aby móc się wyłonić. Teraz to co innego, to ja nią rządzę! A ty nam w tym nie przeszkodzisz. – te słowa wychodziły ze mnie mimo mojej jakiejkolwiek woli. Stałam przed nim w formie SSJ chcąc go sprowokować. On jednak był bardziej spokojny niż ja się spodziewałam. Dlaczego mój i twój świat się zderzył? Najgorsze, że na to pytanie jest odpowiedź. Moja dobra część próbowała walczyć. Było to jednak zbyt trudne, teraz ta część była zakorzeniona gdzieś daleko. Nagle poczułam jak się do mnie przytula, jakaś część podniosła rękę i położyła na jego ramieniu, ale zło znowu zadziałało. Odepchnęłam go najmocniej jak potrafiłam. Próba ujarzmienia tego kończyła się bólem mojego ciała.
- Kuro, jej już nie ma. Zabiję Cię albo ty zabijesz ją, chcę patrzeć jak ona cierpi. Zbyt długo ukrywała w sobie to zło. Zbyt długo ukrywała w sobie mnie. Nienawidzę jej, cal po calu. Chcę jej śmierci. Nie ty to uczynisz to ktoś inny. Mylisz się, jeżeli myślisz, że po Twojej śmierci coś się stanie. Będą kolejne i następne. Ciebie też nienawidzę, zostawiłeś ją samą w akademii. Oj Kuro gdybyś wiedział, co przeżyła, co jej ciemna strona, czyli ja zafundowała. I była przy tym sama i sama sobie dała radę. Wiesz co widziała? Nie wiesz! Bo Ci nigdy nie powiedziała lub powiedziałam. To śmieszne. Widziała brata, który się w niech zakochał, widziała jak jesteś z Zorą, jak chciałeś ją zabić, jak zabija niewinną osobę, a teraz coś czego nie wiedziałeś. Widziała ojca, który ją bił, bała się jego. Ale dzięki temu narosłam ja, czyli jej ciemna strona, która teraz do Ciebie mówi. Cierpiała, jej brat zabił ojca tyrana. Nasz własny ojciec nienawidził jej, bo była halfką, tyle razy Cię pytała, czy Ci to nie przeszkadza, a Ty nigdy niczego się nie domyśliłeś. Głupiec. Teraz czeka Cię kara z naszych rąk. To nasza wspólna zemsta.
Nie chciałam tego mówić, nie chciałam żeby Kuro dowiedział się o tym wszystkim w taki sposób! Teraz nie było już innego wyjścia jak przyjęcie tego jakoś. Pomyśli, że go oszukałam, ale nie jest łatwo powiedzieć komukolwiek, że było się terroryzowanym . Rozwścieczona część mnie rzuciła się na Kuro i przywaliła mu z całej siły pięścią w twarz, gdy zaskoczony Kuro zaczął lecieć. W sumie nie wiedziałam, czy był zaskoczony tym, co usłyszał czy ciosem. Zjawiłam się tuż za nim, aby zadać mu kolejny ból
- To za to, że byłam sama! – wykrzyknęłam po czym kopnęłam go w plecy wypuszczając masę ki blastów. Po chwili oddaliłam ręce za siebie i strzeliłam wielkim pociskiem nie czując się ani trochę lepiej. On musi umrzeć, jeżeli nie. To ja umrę.
/Odpiszę dopiero w środę, także się nie śpiesz! /
Occ: Zakończenie treningu
Re: Czerwona Pustynia
Wto Kwi 07, 2015 10:25 pm
Kiedy zła strona April mówiła o tym, jak wcześniej była naiwna Kuro odruchowo wyrwało się:
- Właśnie za to Cię kocham. Za tą bezinteresowną i szczerą dobroć i miłość. Zazdroszczę Ci jej, bo ja tylko nauczyłem się być dobry. Jestem wściekły, że Kaede Cię w to wplątała ale rozumiem czemu to zrobiła. Podziwiam Cię, ja bym się na to nie zdobył. Tylko Ty byłabyś w stanie się zaangażować i pociągnąć innych za sobą w dobrej sprawie. Da się zmienić świat i Ty to robisz, tylko szkoda, że tego nie dostrzegasz.
Przez ostatnie dwa lata zmieniła nie tylko jego świat ale i Kurokary, mieszkańców wioski, dzieciaki za nią szalały. Później dzięki prowadzeniu ich małego biznesu z ziołami wypływała na światy innych pojedynczych Saiyan. Powoli ale skutecznie. Teraz była jedyną osobą, która mogłaby jednym słowem nakłonić Kuro do walki o los świata. Poczynania halfki napędziły ich wszystkich oraz złe, jak i dobre wydarzenia ostatnich godzin. Poczuł się głupio, że się bezsensownie wściekał i nie dostrzegł w halfce tego co Kaede.
Drugiej części wypowiedzi słuchał będąc w niemym szoku, nie wiedział co przeżyła. Miała racje, nie zauważył, nie miał pojęcia. Nawet się nie ruszył, kiedy spadł na niego deszcz ciosów. Niczym szmaciana lalka poddał się każdemu z nich. Otrzeźwił go ból, kiedy leżał twarzą w piasku pustyni dymiąc z całego ciała. Leżąc odruchowo sięgnął ręką do kieszeni z pudełeczkiem i pierścionkiem.. Ataki ki poprzecinały mu materiał ubrania i porobiły rany w kilku miejscach ale ta kieszeń była cała. Powoli podniósł się i otarł krew spływającą z kącika ust. Był ciężkim idiotą i mięczakiem. Faktycznie pamiętał, jak kilkukrotnie pytała go, czy nie przeszkadza mu, że jest halfką. Oczywiście, że mu to nie przeszkadzało, zresztą sam poniekąd był halfem i to jej powtarzał. Wydawało mu się, że takie zapewnienie wystarczy, było szczere. Kurokara zawsze traktował ją jakby była jego rodzoną córką i nawet Reda jak syna, jak mogła mieć wątpliwości o czystość krwi. Kobiety i mężczyźni są chyba z innych planet. Niemniej to co opowiedziała ojcu .. aż ścisnęło go w gardle. Nie raz w nocy pocieszała go, kiedy budził się z krzykiem ze snów o śmierci brata, kiedy opowiadał o pobycie w królewskim wiezieniu., a ona przeżyła coś znacznie gorszego. Przy niej był mięczakiem, wstyd. Zrobił kilka kroków utykając, bolało. Jak użyje SSJ 2, to może być z nim cienko ale teraz nie może pokazać uczuć, musi pozostać spokojny i neutralny. To ją wyprowadza z równowagi, bo wtedy nie może w nim czytać jak w otwartej księdze. Lubił to, zawsze wiedziała, że coś kombinuje wesołego, że mu źle, że jest szczęśliwy.
- Nie przyszedłem, bo byłem zły, że poszłaś tam sama, że nie poczekałaś na mnie, nie pozwoliłaś sobie pomóc. Oczekujesz ode mnie ślepego oddania i zaufania, którego dla mnie nie masz2 Dwa lata, a nawet nie powiedziałaś, że masz brata , nie wierzysz że jak powiedział że koniec z Zorą to koniec definitywny, jak mogłaś mieć o to wątpliwości.. Znasz wszystkie moje tajemnice, wiesz jak się zachowam i wiesz ze nie podniosę na Ciebie ręki, wiec jak mógłbym Ciebie zabić. Nie uderzyłem nawet June, kiedy była Tsufulem. Ty mi nie ufasz i nie widzisz tego, ze sama w sobie masz po stokroć więcej odwagi od niejednego pełnokrwistego i elitarnego Saiyana. Nie spodziewałem się, że tak Cię skrzywdzą ale nie proszę o wybaczenie.
Dokuśtykał powoli do niej. Trzeba się wsiąść w garść, walczyć o istotę najukochańszą dla na calutkim świecie. Cholernie przydałaby mu się rada Boginki, nawet jakby zjechała go od góry do dołu. Jak trwoga to do Boga. Po niewczasie ale zrozumiał, jak Boginka jest mądra i dobrze radzi, choć nie pochwał tego co wywołało jej działanie. Lekko uśmiechnął się do April wyglądając nieszczęśliwie z opuchniętą twarzą.
- Mam jedną tajemnicę, którą przed tobą ukrywam od kilku dni. Chciałbym z Tobą żyć do końca świata i jeden dzień dłużej. Wal, jak potrzebujesz i tak Cię kocham.
To był raczej zaczątek na oświadczyny, nie powiedział o co dokładniej chodzi i pierścionka też nie wyciągnął. Tak okazja potrzebowała bardziej romantycznej oprawy. W głębi zaczął kiełkować w nim gniew na Zella
OOC: Koniec treningu.
- Właśnie za to Cię kocham. Za tą bezinteresowną i szczerą dobroć i miłość. Zazdroszczę Ci jej, bo ja tylko nauczyłem się być dobry. Jestem wściekły, że Kaede Cię w to wplątała ale rozumiem czemu to zrobiła. Podziwiam Cię, ja bym się na to nie zdobył. Tylko Ty byłabyś w stanie się zaangażować i pociągnąć innych za sobą w dobrej sprawie. Da się zmienić świat i Ty to robisz, tylko szkoda, że tego nie dostrzegasz.
Przez ostatnie dwa lata zmieniła nie tylko jego świat ale i Kurokary, mieszkańców wioski, dzieciaki za nią szalały. Później dzięki prowadzeniu ich małego biznesu z ziołami wypływała na światy innych pojedynczych Saiyan. Powoli ale skutecznie. Teraz była jedyną osobą, która mogłaby jednym słowem nakłonić Kuro do walki o los świata. Poczynania halfki napędziły ich wszystkich oraz złe, jak i dobre wydarzenia ostatnich godzin. Poczuł się głupio, że się bezsensownie wściekał i nie dostrzegł w halfce tego co Kaede.
Drugiej części wypowiedzi słuchał będąc w niemym szoku, nie wiedział co przeżyła. Miała racje, nie zauważył, nie miał pojęcia. Nawet się nie ruszył, kiedy spadł na niego deszcz ciosów. Niczym szmaciana lalka poddał się każdemu z nich. Otrzeźwił go ból, kiedy leżał twarzą w piasku pustyni dymiąc z całego ciała. Leżąc odruchowo sięgnął ręką do kieszeni z pudełeczkiem i pierścionkiem.. Ataki ki poprzecinały mu materiał ubrania i porobiły rany w kilku miejscach ale ta kieszeń była cała. Powoli podniósł się i otarł krew spływającą z kącika ust. Był ciężkim idiotą i mięczakiem. Faktycznie pamiętał, jak kilkukrotnie pytała go, czy nie przeszkadza mu, że jest halfką. Oczywiście, że mu to nie przeszkadzało, zresztą sam poniekąd był halfem i to jej powtarzał. Wydawało mu się, że takie zapewnienie wystarczy, było szczere. Kurokara zawsze traktował ją jakby była jego rodzoną córką i nawet Reda jak syna, jak mogła mieć wątpliwości o czystość krwi. Kobiety i mężczyźni są chyba z innych planet. Niemniej to co opowiedziała ojcu .. aż ścisnęło go w gardle. Nie raz w nocy pocieszała go, kiedy budził się z krzykiem ze snów o śmierci brata, kiedy opowiadał o pobycie w królewskim wiezieniu., a ona przeżyła coś znacznie gorszego. Przy niej był mięczakiem, wstyd. Zrobił kilka kroków utykając, bolało. Jak użyje SSJ 2, to może być z nim cienko ale teraz nie może pokazać uczuć, musi pozostać spokojny i neutralny. To ją wyprowadza z równowagi, bo wtedy nie może w nim czytać jak w otwartej księdze. Lubił to, zawsze wiedziała, że coś kombinuje wesołego, że mu źle, że jest szczęśliwy.
- Nie przyszedłem, bo byłem zły, że poszłaś tam sama, że nie poczekałaś na mnie, nie pozwoliłaś sobie pomóc. Oczekujesz ode mnie ślepego oddania i zaufania, którego dla mnie nie masz2 Dwa lata, a nawet nie powiedziałaś, że masz brata , nie wierzysz że jak powiedział że koniec z Zorą to koniec definitywny, jak mogłaś mieć o to wątpliwości.. Znasz wszystkie moje tajemnice, wiesz jak się zachowam i wiesz ze nie podniosę na Ciebie ręki, wiec jak mógłbym Ciebie zabić. Nie uderzyłem nawet June, kiedy była Tsufulem. Ty mi nie ufasz i nie widzisz tego, ze sama w sobie masz po stokroć więcej odwagi od niejednego pełnokrwistego i elitarnego Saiyana. Nie spodziewałem się, że tak Cię skrzywdzą ale nie proszę o wybaczenie.
Dokuśtykał powoli do niej. Trzeba się wsiąść w garść, walczyć o istotę najukochańszą dla na calutkim świecie. Cholernie przydałaby mu się rada Boginki, nawet jakby zjechała go od góry do dołu. Jak trwoga to do Boga. Po niewczasie ale zrozumiał, jak Boginka jest mądra i dobrze radzi, choć nie pochwał tego co wywołało jej działanie. Lekko uśmiechnął się do April wyglądając nieszczęśliwie z opuchniętą twarzą.
- Mam jedną tajemnicę, którą przed tobą ukrywam od kilku dni. Chciałbym z Tobą żyć do końca świata i jeden dzień dłużej. Wal, jak potrzebujesz i tak Cię kocham.
To był raczej zaczątek na oświadczyny, nie powiedział o co dokładniej chodzi i pierścionka też nie wyciągnął. Tak okazja potrzebowała bardziej romantycznej oprawy. W głębi zaczął kiełkować w nim gniew na Zella
OOC: Koniec treningu.
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Czerwona Pustynia
Czw Kwi 09, 2015 10:11 am
Moja ciemna strona patrzyła na niego oczami jakich do tej pory nie mógł jeszcze dostrzec. Zło niemal paliło się z tych zazwyczaj roześmianych, pełnych nadziei oczu. Nie pasowało to do mnie albo raczej do mojej dobrej duszy. Chciałam się do niego odezwać, że ja tu jestem, że to wszystko nieprawda, ale ciągle tamowała mnie złość i specyfik. Mimo tego, że zdawałam sobie sprawę z tego, co się ze mną dzieje nie potrafiłam tego powstrzymać. To było silniejsze niż ja. Niż prawdziwa ja. Gdzieś w głębi duszy chciałam, aby ta zła strona przejęła trochę inicjatywy, teraz jednak żałowałam. Cała moja złość plus specyfik od króla zadziałał. To, co tłumiłam przez ten cały czas było zbyt silne, abym mogła zadziałać. Kuro się nie bronił, a ja wciąż miałam nadzieję, że odzyskam siebie. Zła część mnie jednak ciągle mnie trzymała. On Ci nie pomógł, on Cię skrzywdził.
- Poszłam tam, bo wierzyłam w swoją własną głupotę. – wycedziłam coraz bardziej się wściekając. Już nie wiedziałam, czy to mówię ja, czy to mówi coś, co jest zaprogramowane we mnie, czy to może tylko i wyłącznie moja złość? – Wierzyłam, że mogę pomóc biednym Nameczanom. Teraz pewnie zdychają. I owszem, znam Cię, a ja jako jej złość ją. W sumie to ja nią jestem, ale wiedz jedno, że mimo że nigdy tego nie pokazałam piekielne się boję. Wszystkiego. Nie powiedziałam Ci o bracie, bo uznałam, że tak będzie lepiej, ciężko mi zaufać. Ciężko zaufać mi komukolwiek i tak byłeś pierwszą osobą, która się o tym dowiedziała. Mówisz, że mnie nie zabijesz. Tylko nie wiesz jednego. Zrozum Kuro, tej April, którą szukasz. Do której próbujesz cokolwiek powiedzieć, jej już nie ma. Została tylko jej ciemna strona.
Próbowałam powiedzieć stop, to nie prawda. To nie tak, ale część z tych rzeczy naprawdę się zgadzała. Zawsze starałam się być dla każdego miła, dla Kuro, dla jego ojca, dla mieszkańców. Nie zauważając jak wszyscy bardzo mnie lubili. Robiłam to, bo uważałam to za słuszne i sprawiało mi to przyjemność. Czułam jakby faktycznie ta cząstka mnie odchodziła. Miałam wrażenie jakbym ja sama zaczęła zanikać. Ostatnie słowa Kuro jednak podniosły mnie do góry. Uratowały. O czym on mówi? Dlaczego teraz, dlaczego? Teraz, kiedy nie mogę nic z tym zrobić, bo ta część mnie jest zbyt głęboko zakorzeniona, abym mogła mu powiedzieć co czuję. Na chwilę obecną czułam złość. Te słowa jednak uskrzydlały mnie. Ktoś ma kierować moim ciałem? Moimi słowami, czynami? To bzdura. Muszę wrócić do siebie, nie wiem jeszcze jak to zrobić, ale muszę.
- Co ty bredzisz – syknęłam, po czym złapałam się za głowę. Poczułam niesamowity ból. W sumie nie czułam bólu, czułam jakąś ulgę! Ciężko to opisać, z jednej strony moja dobra strona próbowała się uwolnić z drugiej ta zła ciągle trzymała się przy władzy. Miałam wrażenie jakby ból rozwalał mi czaszkę – Nie pozwolę!
Wypłynęła ze mnie spora energia, mimo próby zło wygrało. Wręcz kipiałam ze złości. Miałam ochotę rozszarpać Kuro na strzępy, za to co mówi.
- Przestań gadać! Walcz w końcu, bo inaczej to ja Ciebie zabiję! – wykrzyknęłam ciężko dysząc. Miałam wrażenie jakby moje spojrzenie było jego bardziej nienawistne niż na samym początku. Nie mogłam mu przepuścić tego, że próbuje przejąć nade mną kontrolę.
- Poszłam tam, bo wierzyłam w swoją własną głupotę. – wycedziłam coraz bardziej się wściekając. Już nie wiedziałam, czy to mówię ja, czy to mówi coś, co jest zaprogramowane we mnie, czy to może tylko i wyłącznie moja złość? – Wierzyłam, że mogę pomóc biednym Nameczanom. Teraz pewnie zdychają. I owszem, znam Cię, a ja jako jej złość ją. W sumie to ja nią jestem, ale wiedz jedno, że mimo że nigdy tego nie pokazałam piekielne się boję. Wszystkiego. Nie powiedziałam Ci o bracie, bo uznałam, że tak będzie lepiej, ciężko mi zaufać. Ciężko zaufać mi komukolwiek i tak byłeś pierwszą osobą, która się o tym dowiedziała. Mówisz, że mnie nie zabijesz. Tylko nie wiesz jednego. Zrozum Kuro, tej April, którą szukasz. Do której próbujesz cokolwiek powiedzieć, jej już nie ma. Została tylko jej ciemna strona.
Próbowałam powiedzieć stop, to nie prawda. To nie tak, ale część z tych rzeczy naprawdę się zgadzała. Zawsze starałam się być dla każdego miła, dla Kuro, dla jego ojca, dla mieszkańców. Nie zauważając jak wszyscy bardzo mnie lubili. Robiłam to, bo uważałam to za słuszne i sprawiało mi to przyjemność. Czułam jakby faktycznie ta cząstka mnie odchodziła. Miałam wrażenie jakbym ja sama zaczęła zanikać. Ostatnie słowa Kuro jednak podniosły mnie do góry. Uratowały. O czym on mówi? Dlaczego teraz, dlaczego? Teraz, kiedy nie mogę nic z tym zrobić, bo ta część mnie jest zbyt głęboko zakorzeniona, abym mogła mu powiedzieć co czuję. Na chwilę obecną czułam złość. Te słowa jednak uskrzydlały mnie. Ktoś ma kierować moim ciałem? Moimi słowami, czynami? To bzdura. Muszę wrócić do siebie, nie wiem jeszcze jak to zrobić, ale muszę.
- Co ty bredzisz – syknęłam, po czym złapałam się za głowę. Poczułam niesamowity ból. W sumie nie czułam bólu, czułam jakąś ulgę! Ciężko to opisać, z jednej strony moja dobra strona próbowała się uwolnić z drugiej ta zła ciągle trzymała się przy władzy. Miałam wrażenie jakby ból rozwalał mi czaszkę – Nie pozwolę!
Wypłynęła ze mnie spora energia, mimo próby zło wygrało. Wręcz kipiałam ze złości. Miałam ochotę rozszarpać Kuro na strzępy, za to co mówi.
- Przestań gadać! Walcz w końcu, bo inaczej to ja Ciebie zabiję! – wykrzyknęłam ciężko dysząc. Miałam wrażenie jakby moje spojrzenie było jego bardziej nienawistne niż na samym początku. Nie mogłam mu przepuścić tego, że próbuje przejąć nade mną kontrolę.
Re: Czerwona Pustynia
Czw Kwi 09, 2015 6:17 pm
Po ostatnich słowach halfki skoczył na nią i przewrócił na piasek. Nie wiedział czemu to zrobił, jakiś impuls kazał mu to zrobić. Zaczęli się miotać i szarpać wzbijając tumany pyłu. Chciał unieruchomić dziewczynę ale ta skutecznie mu się wymykała zadając bolesne ciosy. Kiedy wcisnęła mu twarz w czerwony piach rozbijając skroń o kamień nie miał wyboru. Poczuł ciepłą krew spływającą mu na prawe oko. Srebrzysta aura omiotła ich oboje. Nie chciał tego robił, bał się że zmiana koloru oczu i włosów będzie się jawić ukochanej jako ktoś obcy. Toń oczu każdego SSJ wyrażała śmierć, obojętność , a co dopiero zimne srebro oczu Kuro. Nie lubił swoich przemian – przerażały. Musiał użyć siły i szybkości, jaką dodawała mu przemiana. Nadal tarzali się w piasku. Chłopak bał się jej skrzywdzić, żeby jeszcze bardziej nie zamknęła się w sobie. Wierzył, że gdzieś tam jest, niestety nie dawał rady dostać się telepatycznie do jej umysłu. Nie mógł przebić się przez gruby mur jaki wybudowała.
Nie tracił nadziei ale nie wiedział, jak ma sobie z tym poradzić. Nie miał nawet pojęcia z czego składa się ta substancja. Kaede błagam pomóż, daj mi więcej siły, wrażliwości, czy czegokolwiek aby móc jej pomóc. Nie chce jej stracić. Nie wyobrażam sobie świata bez niej, bez jej dobroci i miłości. Nie wiedział czemu właściwie kieruje prośbę do Boginki, nie było szans, żeby przebywając w innym wymiarze go usłyszała. Bardziej próbował podnieść sam siebie na duchu i umocnić w wierze, że postępuje dobrze. Starał się ignorować ostra jak brzytwa cierpkie słowa wypowiadane przez April, mimo iż część z nich raniła głębiej niż cios pięścią. Był niepoprawny, najpierw wściekał się na kaioshinkę, a teraz prosił o pomoc. Znowu będzie przepraszał. Jednakże jego pokracznie wypowiedziana w umyśle prośba była gorąca i szczera z głębi kochającego halfkę małpiego serca, co z kolei dawało silę bogince. Nie liczyło się nic poza jej szczęściem, zdrowiem i uśmiechem na twarzy. Gotów był za to oddać życie albo zaprzedać duszę diabłu.
Złapał w końcu dziewczynę za nadgarstki i przygwoździł jej plecy do piasku. Przez chwilę oboje tylko ciężko oddychali, dłonie miała na wysokości głowy. Krew z rozcięcia nad skronią powoli kapała na jej twarz.
- Każdy z nas popełnia błędy, Ty też sobie na to pozwól. Pozwól sobie na złość i gniew i wyrzuć je z siebie teraz. Pamiętasz, jak pozwalałaś mi na emocje po śmierci brata? Przy Tobie pierwszej nie musiałem się ich wstydzić. Bez Ciebie nie potrafię odnaleźć w sobie odwagi. Teraz Twoja kolej, jestem przy Tobie i przejdziemy przez to razem. Przepraszam, że pozwoliłem ci na to, abyś we mnie zwątpiła, że Cię zostawiłem. Kocham Cię! Wróć! Błagam Wróć.
Zrobił coś nieprzewidywalnego. Wpił się stanowczo w jej usta, lekko rozchylone, miękkie i jak zawsze słodkie.
OOC: Koniec treningu
Music:
1 - https://www.youtube.com/watch?v=l4N_W85YgSQ
2 - https://www.youtube.com/watch?v=pu_sSV5xV3g
Obrazek - taki sobie https://2img.net/h/oi60.tinypic.com/25ic17a.jpg
Nie tracił nadziei ale nie wiedział, jak ma sobie z tym poradzić. Nie miał nawet pojęcia z czego składa się ta substancja. Kaede błagam pomóż, daj mi więcej siły, wrażliwości, czy czegokolwiek aby móc jej pomóc. Nie chce jej stracić. Nie wyobrażam sobie świata bez niej, bez jej dobroci i miłości. Nie wiedział czemu właściwie kieruje prośbę do Boginki, nie było szans, żeby przebywając w innym wymiarze go usłyszała. Bardziej próbował podnieść sam siebie na duchu i umocnić w wierze, że postępuje dobrze. Starał się ignorować ostra jak brzytwa cierpkie słowa wypowiadane przez April, mimo iż część z nich raniła głębiej niż cios pięścią. Był niepoprawny, najpierw wściekał się na kaioshinkę, a teraz prosił o pomoc. Znowu będzie przepraszał. Jednakże jego pokracznie wypowiedziana w umyśle prośba była gorąca i szczera z głębi kochającego halfkę małpiego serca, co z kolei dawało silę bogince. Nie liczyło się nic poza jej szczęściem, zdrowiem i uśmiechem na twarzy. Gotów był za to oddać życie albo zaprzedać duszę diabłu.
Złapał w końcu dziewczynę za nadgarstki i przygwoździł jej plecy do piasku. Przez chwilę oboje tylko ciężko oddychali, dłonie miała na wysokości głowy. Krew z rozcięcia nad skronią powoli kapała na jej twarz.
- Każdy z nas popełnia błędy, Ty też sobie na to pozwól. Pozwól sobie na złość i gniew i wyrzuć je z siebie teraz. Pamiętasz, jak pozwalałaś mi na emocje po śmierci brata? Przy Tobie pierwszej nie musiałem się ich wstydzić. Bez Ciebie nie potrafię odnaleźć w sobie odwagi. Teraz Twoja kolej, jestem przy Tobie i przejdziemy przez to razem. Przepraszam, że pozwoliłem ci na to, abyś we mnie zwątpiła, że Cię zostawiłem. Kocham Cię! Wróć! Błagam Wróć.
Zrobił coś nieprzewidywalnego. Wpił się stanowczo w jej usta, lekko rozchylone, miękkie i jak zawsze słodkie.
OOC: Koniec treningu
Music:
1 - https://www.youtube.com/watch?v=l4N_W85YgSQ
2 - https://www.youtube.com/watch?v=pu_sSV5xV3g
Obrazek - taki sobie https://2img.net/h/oi60.tinypic.com/25ic17a.jpg
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Czerwona Pustynia
Pią Kwi 17, 2015 2:58 pm
To co się działo ze mną było nie do opisania. Natłok myśli, czynów. Po twarzy ciekła mi krew. Przed tym, co uczynił Kuro usłyszałam głos.
-April. Uwolnij swoje serce...- do moich uszu dobiegł jakby echo –Oh, wróć do nas najdroższa, moja pierwsza przyjaciółko. Niech prawda cię wyzwoli, a mrok ciemności zdeprawowanego Zella odejdzie z twojej duszy. Tak też wzejdzie twoje serce, gdy uwolnisz swoje prawdziwe uczucia, wyjdź i chwyć mnie za rękę. Jesteś moją nadzieją April, pragnę twojego szczęścia, Zell jedynie zagłady. Znam jego serce, tak jak znam twoje, noszę je od zawsze w swojej pamięci. Zbudź się o śpiąca.
Miałam wrażenie jakby Kaede była tutaj i mówiła do mnie. Ta zła część mnie wciąż próbowała się uwolnić z uścisku Kuro, który ciągle coś do mnie mówił. On mnie kochał. W tym momencie spojrzałam na niego. Moje oczy stały się całkiem inne. Poczułam jak jego usta delikatnie dotykają moich. Wszystko trwało sekundę w rzeczywistości, ale miałam wrażenia, że to całe wieki. Walczyłam. Moja strona próbowała wyjść, próbowała zrobić cokolwiek, aby już tutaj nie siedzieć, aby tego nie słuchać. Nie mogłam dawać sobą manipulować. Musiałam wrócić, teraz w tym momencie. Jeżeli tego nie zrobię to już nigdy nie powrócę do siebie. Nienawiść zacznie we mnie wzrastać. Poczułam cholerny ból w czaszeczce. Poczułam paraliż całego ciała i jego bliskość, ciepło. Już chciałam być tylko z nim. Byłam już tak bliska swojego celu, czułam się dziwnie. Nie potrafię teraz tego opisać, ale musiałam walczyć z samą sobą. To była do tej pory najgorsza walką, jaką musiałam rozegrać. Gorsza wersja mnie ciągle mówiła, ciągle miała przewagę. Kuro tego nie widział, ale cholernie dużo mnie to kosztowało. Gdy mnie całował nie odepchnęłam jego tylko chłonęłam jego usta. Zło odchodziło powoli, zbyt. Zaraz wróci i przejmie znowu kontrolę. Wybuchłam energią, całą. Upadłam z impetem na ziemię. To było dziwne, najbardziej elektryzujący pocałunek w życiu. To Kaede i bliskość Kuro sprawiły, że wygrałam, dyszałam głośno wpatrując się w niebo. Traciłam siły. Traciłam nienawiść, odchodziła. Ciągle czułam nieprzyjemne wibracje po moim ciele, to ciągle resztki mojego zła. April, jesteś już sobą udało Ci się. Było mi wstyd, nie chciałam się pokazywać komukolwiek. To wszystko kosztowało mnie sporo energii i psychiki. Ciekawe, czy Zell się zorientował? Miałam to szczerze gdzieś, teraz miałam większy problem. Pamiętałam wszystko, wszystko co zrobiłam, co powiedziałam. Jak ja się pokaże przyjaciołom? Jaką opinię będą mieli o mnie? Zawiodłam wszystkich, Kaede przede wszystkim. Czułam się winna. Co ja teraz, zaraz powiem Kuro, który na pewno do mnie przyjdzie? Popadłam w totalną panikę, cieszyłam się z tego, że wróciłam, ale z drugiej strony czułam się jeszcze gorzej. Leżałam, czułam się fizycznie i psychicznie beznadziejnie. Zaczęłam płakać, cicho. Moja krew mieszała się z łzami, które powoli spływały mi po policzku. Ta chwila też trwała wiecznie, nie umiałam się jemu pokazać. Leżałam i chciałam po prostu zniknąć stąd...
- Przepraszam - wybełkotałam chociaż bardziej mówiłam to do siebie niż do kogokolwiek. Przepraszam, że zawiodłam wszystkich.
Occ: Matko, przepraszam cholernie, że tak długo! Ale czas ostatnio nie stoi po mojej stronie... dlatego teraz już się obudziłam żeby nie przedłużać... naprawdę przepraszam.
-April. Uwolnij swoje serce...- do moich uszu dobiegł jakby echo –Oh, wróć do nas najdroższa, moja pierwsza przyjaciółko. Niech prawda cię wyzwoli, a mrok ciemności zdeprawowanego Zella odejdzie z twojej duszy. Tak też wzejdzie twoje serce, gdy uwolnisz swoje prawdziwe uczucia, wyjdź i chwyć mnie za rękę. Jesteś moją nadzieją April, pragnę twojego szczęścia, Zell jedynie zagłady. Znam jego serce, tak jak znam twoje, noszę je od zawsze w swojej pamięci. Zbudź się o śpiąca.
Miałam wrażenie jakby Kaede była tutaj i mówiła do mnie. Ta zła część mnie wciąż próbowała się uwolnić z uścisku Kuro, który ciągle coś do mnie mówił. On mnie kochał. W tym momencie spojrzałam na niego. Moje oczy stały się całkiem inne. Poczułam jak jego usta delikatnie dotykają moich. Wszystko trwało sekundę w rzeczywistości, ale miałam wrażenia, że to całe wieki. Walczyłam. Moja strona próbowała wyjść, próbowała zrobić cokolwiek, aby już tutaj nie siedzieć, aby tego nie słuchać. Nie mogłam dawać sobą manipulować. Musiałam wrócić, teraz w tym momencie. Jeżeli tego nie zrobię to już nigdy nie powrócę do siebie. Nienawiść zacznie we mnie wzrastać. Poczułam cholerny ból w czaszeczce. Poczułam paraliż całego ciała i jego bliskość, ciepło. Już chciałam być tylko z nim. Byłam już tak bliska swojego celu, czułam się dziwnie. Nie potrafię teraz tego opisać, ale musiałam walczyć z samą sobą. To była do tej pory najgorsza walką, jaką musiałam rozegrać. Gorsza wersja mnie ciągle mówiła, ciągle miała przewagę. Kuro tego nie widział, ale cholernie dużo mnie to kosztowało. Gdy mnie całował nie odepchnęłam jego tylko chłonęłam jego usta. Zło odchodziło powoli, zbyt. Zaraz wróci i przejmie znowu kontrolę. Wybuchłam energią, całą. Upadłam z impetem na ziemię. To było dziwne, najbardziej elektryzujący pocałunek w życiu. To Kaede i bliskość Kuro sprawiły, że wygrałam, dyszałam głośno wpatrując się w niebo. Traciłam siły. Traciłam nienawiść, odchodziła. Ciągle czułam nieprzyjemne wibracje po moim ciele, to ciągle resztki mojego zła. April, jesteś już sobą udało Ci się. Było mi wstyd, nie chciałam się pokazywać komukolwiek. To wszystko kosztowało mnie sporo energii i psychiki. Ciekawe, czy Zell się zorientował? Miałam to szczerze gdzieś, teraz miałam większy problem. Pamiętałam wszystko, wszystko co zrobiłam, co powiedziałam. Jak ja się pokaże przyjaciołom? Jaką opinię będą mieli o mnie? Zawiodłam wszystkich, Kaede przede wszystkim. Czułam się winna. Co ja teraz, zaraz powiem Kuro, który na pewno do mnie przyjdzie? Popadłam w totalną panikę, cieszyłam się z tego, że wróciłam, ale z drugiej strony czułam się jeszcze gorzej. Leżałam, czułam się fizycznie i psychicznie beznadziejnie. Zaczęłam płakać, cicho. Moja krew mieszała się z łzami, które powoli spływały mi po policzku. Ta chwila też trwała wiecznie, nie umiałam się jemu pokazać. Leżałam i chciałam po prostu zniknąć stąd...
- Przepraszam - wybełkotałam chociaż bardziej mówiłam to do siebie niż do kogokolwiek. Przepraszam, że zawiodłam wszystkich.
Occ: Matko, przepraszam cholernie, że tak długo! Ale czas ostatnio nie stoi po mojej stronie... dlatego teraz już się obudziłam żeby nie przedłużać... naprawdę przepraszam.
Re: Czerwona Pustynia
Nie Kwi 19, 2015 7:26 pm
Przez dłuższą chwilę nie działo się nic, dziewczyna nie szarpała się i nie próbowała go kopnąć w klejnoty. W duchu odebrał to za dobrą monetę. Okruch szczęścia, który mógł oznaczać, że mimo wszystko ukochana walczy. Niespodziewany wybuch Ki April odrzucił go w tył. Był tak zaskoczony, że nawet nie zareagował, tylko runął z impetem w piach. W tym ułamku sekundy i zgromadzonej Ki przekroczyła drugi poziom SSJ 2, był tego absolutnie pewien. Dziewczyna staje się niewiarygodnie silna, a sama tego nie zauważa. Kuro naszła głupia myśl, że szczęściem nie miała przy sobie swojej śmiercionośnej klingi, bo inaczej zrobiłaby z niego szaszłyki.
Wstał i popędził do ukochanej, leżała i płakała. Przyklęknął obok i w pierwszej chwili nie wiedział co powinien zrobić. Bał się, że jak ją dotknie to halfka rozsypie się niczym szkło. Wydawała się taka krucha i delikatna. Zadziwiające jak w ciałach takich drobnych halfek, jak Hachi, czy April kryje się ogromny duch i siła do walki. Najdelikatniej jak tylko potrafił posadził sobie April bokiem na kolanach. Płakała w jego koszulkę. Oboje byli brudni od krwi i piasku. Dopiero teraz zauważył jak mocno ma podartą koszulkę, były nawet ślady podrapania. Wyglądał, jakby uprawiali dziki seks w piaskach pustyni, a nie walczyli. Głupkowate wyobrażenie pozwoliło mu nieznacznie się odstresować i odetchnąć. Był prze szczęśliwy, że odzyskał April. Znów się wahał, czy pozwolić się jej wypłakać, czy ją uspokajać i pocieszać, więc co jakiś czas ścierał płynące po policzkach łzy i tulił dając poczucie bezpieczeństwa. Tkwili tak po prostu w ciszy czekając na opuszczenie tej dziwnej bariery oddzielającej wioskę. Będzie się starał wspierać April z całych sił, zapewne po wyrzuceniu z siebie tak wielu skrzętnie skrywanych tajemnic znowu się od niego odsunie. Dwa lata nie potrafiła mu zaufać, a on ufał halfce tak mocno, że był przekonany, że go nie zabije.
- Już dobrze, już po wszystkim. To ja Cię przepraszam, powinienem tam z Tobą być, wtedy te wszystkie okropieństwa wziąłbym na siebie i nie pozwolił Ci cierpieć.
Wstał i popędził do ukochanej, leżała i płakała. Przyklęknął obok i w pierwszej chwili nie wiedział co powinien zrobić. Bał się, że jak ją dotknie to halfka rozsypie się niczym szkło. Wydawała się taka krucha i delikatna. Zadziwiające jak w ciałach takich drobnych halfek, jak Hachi, czy April kryje się ogromny duch i siła do walki. Najdelikatniej jak tylko potrafił posadził sobie April bokiem na kolanach. Płakała w jego koszulkę. Oboje byli brudni od krwi i piasku. Dopiero teraz zauważył jak mocno ma podartą koszulkę, były nawet ślady podrapania. Wyglądał, jakby uprawiali dziki seks w piaskach pustyni, a nie walczyli. Głupkowate wyobrażenie pozwoliło mu nieznacznie się odstresować i odetchnąć. Był prze szczęśliwy, że odzyskał April. Znów się wahał, czy pozwolić się jej wypłakać, czy ją uspokajać i pocieszać, więc co jakiś czas ścierał płynące po policzkach łzy i tulił dając poczucie bezpieczeństwa. Tkwili tak po prostu w ciszy czekając na opuszczenie tej dziwnej bariery oddzielającej wioskę. Będzie się starał wspierać April z całych sił, zapewne po wyrzuceniu z siebie tak wielu skrzętnie skrywanych tajemnic znowu się od niego odsunie. Dwa lata nie potrafiła mu zaufać, a on ufał halfce tak mocno, że był przekonany, że go nie zabije.
- Już dobrze, już po wszystkim. To ja Cię przepraszam, powinienem tam z Tobą być, wtedy te wszystkie okropieństwa wziąłbym na siebie i nie pozwolił Ci cierpieć.
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Czerwona Pustynia
Pon Kwi 20, 2015 1:30 pm
Pojawili się dwaj wojownicy jakieś półtora metra przed dwójką zakochanych, obściskujących się. Widać, że April jakimś cudem zwalczyła nanoboty, ale nie była w stanie ich sama wydalić z organizmu. Friendship is magic... a co dopiero love. Cóż... widać miłość była potężniejsza w tym wypadku. Mistic nie pokazał swoich przemyśleń na zewnątrz. To nie miało w sumie takiego znaczenia. I tak musiał zaszczepić April, tak więc podszedł do niej i zanim zdążyła zareagować wstrzyknął jej cały ładunek szczepionki. Dostrzegł jej łzy, ale nie komentował tego... tego w jakiej są pozycji także. Odezwał się dopiero kiedy schował na miejsce z powrotem pistolet.
- Może zwalczyłaś te mikro robociki, ale mogą zostać znów aktywowane jeśli się zbliżysz do nadajnika aktywacyjnego. Moja szczepionka pomoże Ci je wywalić z ciała i będziesz już całkiem na to odporna. Jak już zbierzecie się w sobie trzeba przystąpić do przewrotu. June nas opuściła by zająć się Ziemią, tak więc najsilniejsza osoba poza Tobą, Kuro, już nam nie pomoże. Trzeba skontaktować się z Czerwonym. On z kolei powinien pobudzić swoje komórki tego wielkiego przekrętu do działania. To pewnie potrwa parę dni, tak więc do tego czasu macie możliwość odpoczynku. Zajrzę do niego, a wy wróćcie do wioski. Weźcie tego demona z sobą.. na razie nie będzie potrzebny. Poza tym Nether i jego utrzymywanie było męczące i prawie nam biedak padł trupem. Nie żeby Hikaru się tym przejmował, ale jego wymiar się przyda.
Bez niego cała operacja byłaby znacznie bardziej skomplikowana i być może dużo więcej krwi by się polało. Zamknął na chwilę oczy i skoncentrował się na energii trenera w czerwieni. Znalazł go. Kompletnie się nie przejął tym co się wydarzyło w wiosce. Na pewno o tym wiedział. Pewnie jego ptaszki już ćwierkały, ale jego Ki była spokojna. Nie podobało się chłopakowi, że musza polegać na kimś takim. Cała ta zabawa była śliska. Hikaru nie cierpiał polityki prawie tak jak słodkości jaką z siebie wydzielała Kaede. Po chwili otworzył oczy i spojrzał na swoich uczniów. Nie przerwał jednak namierzania sayana.
- Do zobaczenia. Wpadnę na kolację. Aaa i uprzątnijcie zwłoki jakie tam zaczynają się w wiosce rozkładać bo w pustynnym słońcu szybko zaczną śmierdzieć Po tych słowach przytknął dwa palce do czoła i zniknął tak jak się pojawił chwilę wcześniej. Jak zwykle konkretny w swoich działaniach.
zt do Czerwonego. Tym razem sam, Kozo jak chcesz to pisz z Kurą i Ap, albo wróć do wioski z nimi.
- Może zwalczyłaś te mikro robociki, ale mogą zostać znów aktywowane jeśli się zbliżysz do nadajnika aktywacyjnego. Moja szczepionka pomoże Ci je wywalić z ciała i będziesz już całkiem na to odporna. Jak już zbierzecie się w sobie trzeba przystąpić do przewrotu. June nas opuściła by zająć się Ziemią, tak więc najsilniejsza osoba poza Tobą, Kuro, już nam nie pomoże. Trzeba skontaktować się z Czerwonym. On z kolei powinien pobudzić swoje komórki tego wielkiego przekrętu do działania. To pewnie potrwa parę dni, tak więc do tego czasu macie możliwość odpoczynku. Zajrzę do niego, a wy wróćcie do wioski. Weźcie tego demona z sobą.. na razie nie będzie potrzebny. Poza tym Nether i jego utrzymywanie było męczące i prawie nam biedak padł trupem. Nie żeby Hikaru się tym przejmował, ale jego wymiar się przyda.
Bez niego cała operacja byłaby znacznie bardziej skomplikowana i być może dużo więcej krwi by się polało. Zamknął na chwilę oczy i skoncentrował się na energii trenera w czerwieni. Znalazł go. Kompletnie się nie przejął tym co się wydarzyło w wiosce. Na pewno o tym wiedział. Pewnie jego ptaszki już ćwierkały, ale jego Ki była spokojna. Nie podobało się chłopakowi, że musza polegać na kimś takim. Cała ta zabawa była śliska. Hikaru nie cierpiał polityki prawie tak jak słodkości jaką z siebie wydzielała Kaede. Po chwili otworzył oczy i spojrzał na swoich uczniów. Nie przerwał jednak namierzania sayana.
- Do zobaczenia. Wpadnę na kolację. Aaa i uprzątnijcie zwłoki jakie tam zaczynają się w wiosce rozkładać bo w pustynnym słońcu szybko zaczną śmierdzieć Po tych słowach przytknął dwa palce do czoła i zniknął tak jak się pojawił chwilę wcześniej. Jak zwykle konkretny w swoich działaniach.
zt do Czerwonego. Tym razem sam, Kozo jak chcesz to pisz z Kurą i Ap, albo wróć do wioski z nimi.
Re: Czerwona Pustynia
Wto Kwi 21, 2015 11:29 pm
Zastanawiał się ile teraz mają tu powiedzieć, co tam się właściwie w środku dzieje. Rzeź? Kilka niewiarygodnie długich i ciężkich minut później bariera znikła, a pojawił się przed nimi Hikaru targając ze sobą demona. Był to sygnał dla Kuro, że być może mistik nie ufa Dragotowi, zresztą nic dziwnego. W pierwszej chwili saiyan był pewien, że April zostaje wstrzyknięte serum regenerujące, specjalność Hikaru. Ni cholery nie rozumiał słów o jakiś mikro robaczkach w jej ciele, za to wyobraźnia sama zaczęła pracować. Czym oni ją torturowali? Co jej zrobili i wstrzyknęli? Zwyczajowo Hikaru pojawił się, zarzucił ich informacjami i zniknął. Normalka. Wstał trzymając halfkę na rękach. Westchnął ciężko patrząc na demona. Zastanawiał się przez chwilę czy byłby w stanie go zabić. Z chęcią ukręciłby my łeb, za sam fakt bycia demonem, a do tego dziwne dwuznaczne zachowanie w obecności April. Z chęcią skróciłby szybko ten marny żywot ale tego nie zrobi, nie był taki. Kuro był potężny ale nie obnosił się ze swoją siłą. Zresztą gdyby chciał zabić tego demona zrobiłby to już na Ziemi.
- To coś, ta bariera to Twoje dzieło? Dziękuję za pomoc.
Był pod wrażeniem i podziękował Dragotowi z uznaniem. Mimo to myśl, że nawet taki chłystek dysponuje potężnymi i przerażającymi technikami napawała go lękiem. Demony są nieobliczalne, nawet te słabe. Co będzie, jak urośnie w siłę? Wiadomość o powrocie June na Ziemię przyjął ze spokojem. Sam jej to radził, powinna być z dzieckiem. No i to walka Saiyan, był zdania, że żadna inna rasa nie powinna się w nią mieszać. Są rzeczy, które trzeba zrobić po małpiemu, a inni nie mają pojęcia o Vegecie, o życiu tutaj, o władzy i zwyczajach.
- Wracajmy do domu, trzeba odpocząć. Wszystko będzie dobrze. Dragot chcesz może wrócić na Ziemię, nie chcemy Cię tu siłą trzymać siłą? Obstawiam, że June o tobie nie pomyślała. Możesz opowiedzieć mi co tam się działo?
Martwił się, jak April zniesie powrót ale w końcu będzie musiała się z tym zmierzyć. Była częścią rodziny, więc drzwi domku, jak i wioski były dla niej zawsze otwarte, a w progu czekała pomoc.
OOC: ZT x 3 do wioski.
- To coś, ta bariera to Twoje dzieło? Dziękuję za pomoc.
Był pod wrażeniem i podziękował Dragotowi z uznaniem. Mimo to myśl, że nawet taki chłystek dysponuje potężnymi i przerażającymi technikami napawała go lękiem. Demony są nieobliczalne, nawet te słabe. Co będzie, jak urośnie w siłę? Wiadomość o powrocie June na Ziemię przyjął ze spokojem. Sam jej to radził, powinna być z dzieckiem. No i to walka Saiyan, był zdania, że żadna inna rasa nie powinna się w nią mieszać. Są rzeczy, które trzeba zrobić po małpiemu, a inni nie mają pojęcia o Vegecie, o życiu tutaj, o władzy i zwyczajach.
- Wracajmy do domu, trzeba odpocząć. Wszystko będzie dobrze. Dragot chcesz może wrócić na Ziemię, nie chcemy Cię tu siłą trzymać siłą? Obstawiam, że June o tobie nie pomyślała. Możesz opowiedzieć mi co tam się działo?
Martwił się, jak April zniesie powrót ale w końcu będzie musiała się z tym zmierzyć. Była częścią rodziny, więc drzwi domku, jak i wioski były dla niej zawsze otwarte, a w progu czekała pomoc.
OOC: ZT x 3 do wioski.
- GośćGość
Re: Czerwona Pustynia
Sro Kwi 22, 2015 9:35 pm
Telepatia do Hikaru:
Hikaru, jest problem. W stronę Ziemi zostały wysłane potężne oddziały saiyańskich wojowników, 10-15 tysięcy małp. Uszkodziłam ich statek, ale nie na tyle by im uniemożliwić lot. Jedynie opóźniłam... oni tu lecą. Obawiam się, że nawet z pomocą Red'a nie damy rady. Da się je jakoś odwołać? Proszę... nie chodzi tu tylko o Ziemię, one leciały na inne planety...
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Czerwona Pustynia
Sro Maj 27, 2015 1:02 pm
Pustynia była po prostu pusta, a bogini miała chwilę, żeby utworzyć z niej przedsionek raju. Musiała bazować na swojej wyobraźni, nie będąc pewna czy spodoba się taki właśnie krajobraz jej gościowi. Postawiła na prostotę. Wyciągnęła dłonie przed siebie, zaczynając tkać swoją energią. Tuż przed nią wyrósł mały bambusowy domek, z raptem jednym pokojem. Jego wnętrze było jak na standardy żołnierzy wystarczająco piękne. Na środku stanął stolik, z serwetką i kwiatkiem umieszczonym w niewielkim flakonie. Można było przy nim usiąść na wielkich, różowych poduszkach. Jej się podobało. Z jednej ze ścian wyrosła skała, która wybiła świeże źródło wody, ulatujące do specjalnego koryta, wychodzącego poza budynek.
-Zapomniałabym…- uśmiechnęła się szerzej, niż zazwyczaj, grzebiąc w kieszeni. Niestety, nie miała już upieczonych ciastek, musiała podjąć gościa tymi wyczarowanymi. *A może woli pizzę?* gość powinien być za moment. Nie było czasu na myślenie. To tak bardzo nie pasowało do klimatu wnętrza…. Na stole pojawiła się podwójna peperoni.
Różowa bogini usiadła na jednej z poduszek, cierpliwie czekając. Gdy zamknęła oczy znów usłyszała miliardy modlitwę, spływających do niej ze wszechświata. Czy możliwe, że jej rasa, uodporniła się na te wołania? Medytowała przez chwilę, skupiając w sobie sens istnienia i trwania wszechświata. Przydałby się jej taki ktoś jak Borg, czy możliwe, że Kira sama go stworzyła? Gdzieś chyba czytała o tym, że bogowie mogą powoływać swoich kapłanów i generałów…
Nagle poczuła, jak gość zbliżał się do jej chatki. *Spóźniona…* pomyślała, otwierając oczy i sprawdzając pizzę, czy wciąż jest ciepła. *idealnie…*
-Zapomniałabym…- uśmiechnęła się szerzej, niż zazwyczaj, grzebiąc w kieszeni. Niestety, nie miała już upieczonych ciastek, musiała podjąć gościa tymi wyczarowanymi. *A może woli pizzę?* gość powinien być za moment. Nie było czasu na myślenie. To tak bardzo nie pasowało do klimatu wnętrza…. Na stole pojawiła się podwójna peperoni.
Różowa bogini usiadła na jednej z poduszek, cierpliwie czekając. Gdy zamknęła oczy znów usłyszała miliardy modlitwę, spływających do niej ze wszechświata. Czy możliwe, że jej rasa, uodporniła się na te wołania? Medytowała przez chwilę, skupiając w sobie sens istnienia i trwania wszechświata. Przydałby się jej taki ktoś jak Borg, czy możliwe, że Kira sama go stworzyła? Gdzieś chyba czytała o tym, że bogowie mogą powoływać swoich kapłanów i generałów…
Nagle poczuła, jak gość zbliżał się do jej chatki. *Spóźniona…* pomyślała, otwierając oczy i sprawdzając pizzę, czy wciąż jest ciepła. *idealnie…*
Re: Czerwona Pustynia
Sob Maj 30, 2015 12:37 am
Tori nie spieszyła się, była uradowana złapaniem się przeciwniczki na haczyk. Najpierw musiała jednak uporać się z dzieciarnią i wydać kilak rozkazów. Trzeba było zająć się rannym nieszczęśnikiem. Kobieta zabrał Falcona i ruszyła w ślad za Ki. Tym razem nie odpowiedziała na wiadomość. Drogę na pustynie pokonali szybko i wylądowali nieopodal domku. Tori uruchomiła scouter i przeskanowała okolice, tylko kilka pustynnych robali drążyło pod ziemią tunele. Podejrzewała pułapkę, chociaż z drugiej strony zwykle uważała, że jak coś ma się spieprzyć to i tak się spieprzy. Sam fakt istnienia domku na pustyni i tak juz był wystarczająco zaskakujący. Mogła to być oczywiście jedna z niewielkich wędrujących oaz pustynnych. Falcona zwabił zapach pizzy, ruszył truchtem przed siebie ale Saiyanka złapała go za obrożę i powstrzymała. Mimo wszystko wchodzili na teren wroga. Przed wejściem postanowiła zdjąć buty, wylazła ze ścieków i bratkami nie pachniała. Jak wróci czekał ją prysznic i kąpiel dla Falcona, zleci to Vivian. Była żołnierzem i mogła wejść w brudnych buciorach ale była też kobietą o czym świadczyły długie zadbane włosy i błyszcząca sierść na ogonie. Wilkowi wydała komendę „zostań” i zwierzak posłusznie legł w drzwiach rzucając tylko bystre spojrzenie na obie dziewczyny. Jak ją zaatakują i zabiją bez butów to przełożeni będą mieli zabawę. Na szczęście scouter cały czas przekazywał obraz i dźwięk. Przed sobą miała dziwną istotę, saiyanka to z pewnością nie była, halfka tym bardziej. Tori podróżowała nieco po kosmosie i nie mogła przypisać siedzącej przed sobą postaci do żadnej ze znanych jej ras. Rozejrzała się baczniej po pomieszczeniu ale nie było w nim nic niepokojącego.
- Żeby nie było niczego nie zgubiłem i niczego nie szukam. – odpowiedziała stanowczo siadając. Usiadła wygodnie ale tak, żeby w każdej chwili mogła się bronić lub atakować. Posiłku nie ruszyła, przełożeni źle by to odebrali, chociaż po tej bieganinie wrzuciłaby coś na ząb ale była na terenie wroga, a jedzenie rozprasza koncentrację.
- Tak właściwie to kim jesteś? W czym Ci przeszkadzają rządy naszego króla?
- Żeby nie było niczego nie zgubiłem i niczego nie szukam. – odpowiedziała stanowczo siadając. Usiadła wygodnie ale tak, żeby w każdej chwili mogła się bronić lub atakować. Posiłku nie ruszyła, przełożeni źle by to odebrali, chociaż po tej bieganinie wrzuciłaby coś na ząb ale była na terenie wroga, a jedzenie rozprasza koncentrację.
- Tak właściwie to kim jesteś? W czym Ci przeszkadzają rządy naszego króla?
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Czerwona Pustynia
Sro Cze 10, 2015 11:03 pm
Spojrzała na małpiastą jak na kretynkę. Wiedziała, że to wojownicy, ale no bez przesady… W mgnieniu oka używając telekinezy zdjęła urządzenie z oka gościa i trzasnęła nim do źródełka wody. Jak to elektronika w kontakcie z żywiołem, popsuło się momentalnie.
-Naprawdę myślisz, że po to zapraszam cię na odludzie, żebyś mnie rejestrowała tym czymś?- zapytała oburzona brakiem kultury gościa. Po chwili jednak wyczarowała jej nowy strój, identyczny do tego, który nosiła. –Przyda ci się, po wizycie w kanałach.- sama bogini pachniała idealnie, mimo całej tej gonitwy. Wciąż była zła, ale stało się i trzeba było temu zaradzić. Z drugiej strony każdy bystrzak dałby radę wyczuć energię tej małpy gdyby chciała. Ale nikt nie będzie jej strzelał fotek!
-Teraz możesz się poczęstować. Jest idealna, taka jaką lubisz.- uśmiechnęła się tajemniczo, zdążyła już przeanalizować parę preferencji małpy. Sama tez ze smakiem jadła swoja połówkę.
Trwała w takiej ciszy przez jakiś czas, jedząc spokojnie. Jej energia w tym czasie robiła swoje, czyniąc z domku prawdziwe duchowe spa. Miejsce to stało się dziwnie bezpieczne, wolne od zewnętrznych wpływów, zupełnie odległe od zgiełku i zmartwień. Z całej osoby Kaede czuć było matczyne ciepło, które ogarniało więcej niż to, co widoczne dla oczu. Jednocześnie cały ten miłosny zastrzyk nie był czymś nachalnym, a jedynie zaproszeniem do podróży we własne wnętrze, chwili refleksji o swoim życiu.
-Nie smakuje?- jej głos stał się szczerze zasmucony, chciała zrobić trochę przyjemności wojowniczce. Spojrzała malinowym, troskliwym spojrzeniem w oczy gościa, mówiąc tym więcej niż zdołałyby to zrobić słowa. –Wciąż pozostajesz niezgodna ze swoim sercem prawda? Mogę je uwolnić. Wystarczy, że zechcesz wyjść z ciemności twojego życia i… W końcu staniesz się szczęśliwa.- upiła trochę najlepszej, boskiej wody, oczyszczając własne gardło. Teraz pozostało czekać na reakcję wojowniczki. -Kim jestem? Boginią, to chyba widać. Spełnieniem wszystkich twoich oczekiwań.
-Naprawdę myślisz, że po to zapraszam cię na odludzie, żebyś mnie rejestrowała tym czymś?- zapytała oburzona brakiem kultury gościa. Po chwili jednak wyczarowała jej nowy strój, identyczny do tego, który nosiła. –Przyda ci się, po wizycie w kanałach.- sama bogini pachniała idealnie, mimo całej tej gonitwy. Wciąż była zła, ale stało się i trzeba było temu zaradzić. Z drugiej strony każdy bystrzak dałby radę wyczuć energię tej małpy gdyby chciała. Ale nikt nie będzie jej strzelał fotek!
-Teraz możesz się poczęstować. Jest idealna, taka jaką lubisz.- uśmiechnęła się tajemniczo, zdążyła już przeanalizować parę preferencji małpy. Sama tez ze smakiem jadła swoja połówkę.
Trwała w takiej ciszy przez jakiś czas, jedząc spokojnie. Jej energia w tym czasie robiła swoje, czyniąc z domku prawdziwe duchowe spa. Miejsce to stało się dziwnie bezpieczne, wolne od zewnętrznych wpływów, zupełnie odległe od zgiełku i zmartwień. Z całej osoby Kaede czuć było matczyne ciepło, które ogarniało więcej niż to, co widoczne dla oczu. Jednocześnie cały ten miłosny zastrzyk nie był czymś nachalnym, a jedynie zaproszeniem do podróży we własne wnętrze, chwili refleksji o swoim życiu.
-Nie smakuje?- jej głos stał się szczerze zasmucony, chciała zrobić trochę przyjemności wojowniczce. Spojrzała malinowym, troskliwym spojrzeniem w oczy gościa, mówiąc tym więcej niż zdołałyby to zrobić słowa. –Wciąż pozostajesz niezgodna ze swoim sercem prawda? Mogę je uwolnić. Wystarczy, że zechcesz wyjść z ciemności twojego życia i… W końcu staniesz się szczęśliwa.- upiła trochę najlepszej, boskiej wody, oczyszczając własne gardło. Teraz pozostało czekać na reakcję wojowniczki. -Kim jestem? Boginią, to chyba widać. Spełnieniem wszystkich twoich oczekiwań.
Re: Czerwona Pustynia
Sob Cze 13, 2015 11:11 pm
- Upssss
Skomentowała z uśmiechem Saiyanaka i na komentarz boginki tylko wzruszyła ramionami. Przecież nie mogła samowolnie zdjąć scoutera, jakby to wyglądało w oczach przełożonych, na zdradzę akurat by wystarczyło. Podziękowała za to za strój, dość osobliwy. Niby wygodny w odpowiednich miejscach ale jakoś źle się w nim czuła. Od dziecka, jak każdy Saiyan biegała w ciuchach z hyper-gumy i były dla niej niczym druga skóra. Wierciła się w nim nieznacznie. Pizza pachniała apetycznie i drażniła zmysły, jednak Tori zastanawiało kilka aspektów. Z pewnością zatruta nie była, bo za dużo zachodu zadał sobie przeciwnik, aby ją tu ściągnąć. Niepokoił ją fakt, że dziewczyna znała ulubiony smak czarnowłosej. Niby nie była to tajemnica ale w duchu postanowiła być ostrożniejsza. Uważnie za to obserwowała Falcona. Wilk wyglądał na zrelaksowanego. W oddziale był rozpuszczany ale Tori wiedziała, że może polegać na jego zwierzęciem instynkcie, znacznie lepszym od umiejętności najlepszych wojowników. Zwierzęta nieomylnie oceniały przeciwników i okoliczności. Przez chwilę walczyli na spojrzenia, zwyczajowo Falcon żebrał o kawałek pachnącego mięsnego dania. Zmiękła i rzuciła mu jeden trójkąt, który zniknął po dwóch kłapnięciach paszczą. Falcon położył łeb na podłodze i rozkoszował się cieniem rzucanym przed daszek przy wejściu. Dowódca postanowiła także nieco poddać się tej rozluźniającej atmosferze.
- Smakuje, nawet bardzo muszę przyznać, że lepszej do tej pory nigdy nie jadłam. Nazwałabym Cię bardziej czarodziejką niż Boginką. Czego ktoś taki jak Ty, miałby chcieć. Bogowie wojny raczej nam sprzyjają. Tym bardziej naszemu królowi, który jest synem Matki Wojny o ile rzecz jasna bogowie istnieją. Ja jestem jak najbardziej szczęśliwa, mam wysoką pozycję, dobrze mi płacą, no a facet....... ech to durna mapa ale jeszcze go wytresuje. Chyba nie jesteśmy tu po to, aby mówić o mnie, jeżeli tak to tracimy czas i wychodzę.
Tori znowu się spięła. Powątpiewała w istnienie bogów, jak większość małpiastych ale nie szydziła z tego powodu z Kaede. Co do ciemności i braku szczęścia to nie uświadamiała sobie tego. Spaliła za sobą wszystkie mosty już lata temu, kiedy w wieku 13 lat rodzice sprzedali ją z biedy do burdelu, a pewny Trener w czerwieni dał jej nowe życie.
Skomentowała z uśmiechem Saiyanaka i na komentarz boginki tylko wzruszyła ramionami. Przecież nie mogła samowolnie zdjąć scoutera, jakby to wyglądało w oczach przełożonych, na zdradzę akurat by wystarczyło. Podziękowała za to za strój, dość osobliwy. Niby wygodny w odpowiednich miejscach ale jakoś źle się w nim czuła. Od dziecka, jak każdy Saiyan biegała w ciuchach z hyper-gumy i były dla niej niczym druga skóra. Wierciła się w nim nieznacznie. Pizza pachniała apetycznie i drażniła zmysły, jednak Tori zastanawiało kilka aspektów. Z pewnością zatruta nie była, bo za dużo zachodu zadał sobie przeciwnik, aby ją tu ściągnąć. Niepokoił ją fakt, że dziewczyna znała ulubiony smak czarnowłosej. Niby nie była to tajemnica ale w duchu postanowiła być ostrożniejsza. Uważnie za to obserwowała Falcona. Wilk wyglądał na zrelaksowanego. W oddziale był rozpuszczany ale Tori wiedziała, że może polegać na jego zwierzęciem instynkcie, znacznie lepszym od umiejętności najlepszych wojowników. Zwierzęta nieomylnie oceniały przeciwników i okoliczności. Przez chwilę walczyli na spojrzenia, zwyczajowo Falcon żebrał o kawałek pachnącego mięsnego dania. Zmiękła i rzuciła mu jeden trójkąt, który zniknął po dwóch kłapnięciach paszczą. Falcon położył łeb na podłodze i rozkoszował się cieniem rzucanym przed daszek przy wejściu. Dowódca postanowiła także nieco poddać się tej rozluźniającej atmosferze.
- Smakuje, nawet bardzo muszę przyznać, że lepszej do tej pory nigdy nie jadłam. Nazwałabym Cię bardziej czarodziejką niż Boginką. Czego ktoś taki jak Ty, miałby chcieć. Bogowie wojny raczej nam sprzyjają. Tym bardziej naszemu królowi, który jest synem Matki Wojny o ile rzecz jasna bogowie istnieją. Ja jestem jak najbardziej szczęśliwa, mam wysoką pozycję, dobrze mi płacą, no a facet....... ech to durna mapa ale jeszcze go wytresuje. Chyba nie jesteśmy tu po to, aby mówić o mnie, jeżeli tak to tracimy czas i wychodzę.
Tori znowu się spięła. Powątpiewała w istnienie bogów, jak większość małpiastych ale nie szydziła z tego powodu z Kaede. Co do ciemności i braku szczęścia to nie uświadamiała sobie tego. Spaliła za sobą wszystkie mosty już lata temu, kiedy w wieku 13 lat rodzice sprzedali ją z biedy do burdelu, a pewny Trener w czerwieni dał jej nowe życie.
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Czerwona Pustynia
Nie Cze 28, 2015 5:08 pm
Post treningowy
Gość zajadał podaną pizzę. Granice tego co nadprzyrodzone zatarły się, łącząc ze światem śmiertelnych przy wspólnym stole. Można by było zapomnieć, że tak naprawdę halfka jest tu w celu aresztowania bogini. Zabawna sytuacja, oscylująca do miana groteski.
-Dobrze.- powiedziała tajemniczo, uśmiechając się pod nosem. –Wyjdź jeśli masz ochotę. To ty mnie szukałaś prawda?- Kaede ze smakiem pałaszowała swoją połowę pizzy. Sprawiała wrażenie ignorującej zagrożenie i całkowicie beztroskiej. Jednocześnie emanował z niej spokój ducha i zgodność z otaczającym wszechświatem, jakby wiedziała o istnieniu czegoś jeszcze.
–Masz oczy matki i zawziętość ojca. Często słyszę ich modlitwy o twoje szczęście.- rzuciła radośnie pomiędzy kolejnymi kęsami. Spędzała przed tą misją wiele godzin na medytacji i wsłuchiwaniu się w głosy ze świata żywych. Nie znała historii rozmówczyni, ani jej rodziców, znała jedynie ich pragnienia… Dowódczyni specjalnego oddziału była mało wymagającym żołnierzem, czy takiej przyszłości dla niej chciano? *Niezły dramat* pomyślała, kończąc swoją część posiłku. Równocześnie spojrzała swoim troskliwym wzrokiem w oczy halfki.
-To naprawdę tobie wystarczy? Wsłuchaj się w głos serca, przeanalizuj co robi Zel wszystkim podwładnym. To nie jest zgodne z tobą.- za pomocą telepatii zastosowała swój tradycyjny trik, wpuszczając do głowy gościa wizję okrucieństw i potwierdzone dane o jego zaangażowaniu w sytuację z tsufulem wśród własnych pobratymców i wynalazkiem naukowców z manipulującymi miksturami. Mogła teraz usłyszeć uczucia i słowa nie tylko osób spoza Vegety, ale też jej mieszkańców. –Nie mogę pozwolić na to, aby to wciąż trwało, aby kolejne modlitwy zrozpaczonych docierały do mojego boskiego umysłu. Na świecie zło przerosło dobro, zabijając jednocześnie aspiracje i pragnienia żywych. Sama również zasługujesz na lepszy świat.- jej cichy i spokojny głos rozbrzmiewał w chatce obok tysiąca innych, przekazanych wizją. –Możesz wybrać inaczej, być szczęśliwa bez strachu, odkryć miłość, nareszcie poznać wspaniałe możliwości twojego serca i pragnienia, o których dotąd bałaś się nawet pomyśleć. To wydaje się absurdalne, ale przyłącz się do mnie, zanim Zel zaszczepi cię i użyje jak swojej zabawki. W zamian dostaniesz dużo więcej. Wierzę w ciebie.- Gdy skończył się posiłek, moc Kaede zaczęła rozbierać domek, w którym byli i składać deski na jedną kupkę. –Jednak jeśli wciąż chcesz mnie aresztować wbrew sobie i w imię króla, dla którego liczy się jedynie jego zabawa, to możesz spróbować.
Bogini siedziała dumnie w powietrzu, żeby piasek nie ubrudził jej munduru. Różowa skóra mieniła się w słońcu Vegety, a dobroć promieniała z oblicza. Trudno było stwierdzić, czy sama nie jest słońcem dającym blask na okolicę. Jeśli miała walczyć, to to zrobi, aresztowanie jej nie będzie takie proste.
Gość zajadał podaną pizzę. Granice tego co nadprzyrodzone zatarły się, łącząc ze światem śmiertelnych przy wspólnym stole. Można by było zapomnieć, że tak naprawdę halfka jest tu w celu aresztowania bogini. Zabawna sytuacja, oscylująca do miana groteski.
-Dobrze.- powiedziała tajemniczo, uśmiechając się pod nosem. –Wyjdź jeśli masz ochotę. To ty mnie szukałaś prawda?- Kaede ze smakiem pałaszowała swoją połowę pizzy. Sprawiała wrażenie ignorującej zagrożenie i całkowicie beztroskiej. Jednocześnie emanował z niej spokój ducha i zgodność z otaczającym wszechświatem, jakby wiedziała o istnieniu czegoś jeszcze.
–Masz oczy matki i zawziętość ojca. Często słyszę ich modlitwy o twoje szczęście.- rzuciła radośnie pomiędzy kolejnymi kęsami. Spędzała przed tą misją wiele godzin na medytacji i wsłuchiwaniu się w głosy ze świata żywych. Nie znała historii rozmówczyni, ani jej rodziców, znała jedynie ich pragnienia… Dowódczyni specjalnego oddziału była mało wymagającym żołnierzem, czy takiej przyszłości dla niej chciano? *Niezły dramat* pomyślała, kończąc swoją część posiłku. Równocześnie spojrzała swoim troskliwym wzrokiem w oczy halfki.
-To naprawdę tobie wystarczy? Wsłuchaj się w głos serca, przeanalizuj co robi Zel wszystkim podwładnym. To nie jest zgodne z tobą.- za pomocą telepatii zastosowała swój tradycyjny trik, wpuszczając do głowy gościa wizję okrucieństw i potwierdzone dane o jego zaangażowaniu w sytuację z tsufulem wśród własnych pobratymców i wynalazkiem naukowców z manipulującymi miksturami. Mogła teraz usłyszeć uczucia i słowa nie tylko osób spoza Vegety, ale też jej mieszkańców. –Nie mogę pozwolić na to, aby to wciąż trwało, aby kolejne modlitwy zrozpaczonych docierały do mojego boskiego umysłu. Na świecie zło przerosło dobro, zabijając jednocześnie aspiracje i pragnienia żywych. Sama również zasługujesz na lepszy świat.- jej cichy i spokojny głos rozbrzmiewał w chatce obok tysiąca innych, przekazanych wizją. –Możesz wybrać inaczej, być szczęśliwa bez strachu, odkryć miłość, nareszcie poznać wspaniałe możliwości twojego serca i pragnienia, o których dotąd bałaś się nawet pomyśleć. To wydaje się absurdalne, ale przyłącz się do mnie, zanim Zel zaszczepi cię i użyje jak swojej zabawki. W zamian dostaniesz dużo więcej. Wierzę w ciebie.- Gdy skończył się posiłek, moc Kaede zaczęła rozbierać domek, w którym byli i składać deski na jedną kupkę. –Jednak jeśli wciąż chcesz mnie aresztować wbrew sobie i w imię króla, dla którego liczy się jedynie jego zabawa, to możesz spróbować.
Bogini siedziała dumnie w powietrzu, żeby piasek nie ubrudził jej munduru. Różowa skóra mieniła się w słońcu Vegety, a dobroć promieniała z oblicza. Trudno było stwierdzić, czy sama nie jest słońcem dającym blask na okolicę. Jeśli miała walczyć, to to zrobi, aresztowanie jej nie będzie takie proste.
Re: Czerwona Pustynia
Czw Lip 02, 2015 10:31 pm
Tori słuchała spokojnie zajadając pizze, kilka słów rozważała gdzieś wewnątrz siebie. Saiyanka nie była złym żołnierzem. Oddział Specjalny podlegał Redowi i sam mężczyzna wybierał do niego żołnierzy. Kaede wiedziała, że Red ma w głębi dobrą duszę i robi co może, aby uratować jak najwięcej małpich istnień. Podobnie jak na swój pokręcony sposób czyni to Kurokara. Może właśnie to bogowie obdarowali Trenera takim talentem, żeby wybierał tych pojedynczych i opiekował się nimi, ratował przed zepsuciem propagandy, prowokując powolne zmiany na Vegecie. W progu Falcon przymknął oczy i rozciągnięty rozkoszował się cieniem.
- Skoro zniszczyłaś mój scouter to nie muszę cię aresztować. Najwyżej dostanę zjebkę, przyszłam tu przede wszystkim z ciekawości. Cwana z Ciebie babka i cholera chyba na prawdę zaczynam wierzyć, że jesteś jak twierdzisz boginią. Aż tak nasza rasa podpadła Wam, gdzieś tam an górze? Czujesz, co dzieje się na Ziemi? Może powinnaś być tam, zamiast mnie tu przekonywać.... – kobieta westchnęła i zamyśliła się. Miała mętlik w głowie, zachowanie wilka odczytała jako zaufanie wobec kobiety z innej rasy. Saiyanka mogła być pewna, ze przynajmniej obca nie zrobi jakiegoś paskudnego numeru.
- W zasadzie już jestem zabawką Zell, tak jak cała armia. Jego poczynania to żadna nowość, wielu poprzednich królów tak z nami postępowało. Jedni są szczęśliwi z takiego stanu rzeczy inni nie. Biorą dzień, takim jakim jest. Nie odpowiedziałaś mi konkretnie, w czym Ci przeszkadza nasz król, poza tym co wiadomo od setek lat. Dzięki temu padalcowi, jakoś mi się żyje, dlaczego mam się martwic o innych. My saiyanie tacy nie jesteśmy. Modlitwy moich rodziców mnie nie obchodzą, mogli mnie zabić, zamiast sprzedawać do burdelu, jak an rasę wojowników wybrali mi hańbiącą przyszłość. Mam gdzieś, co się z nimi dzieje.
Będę się zbierać. Dam Ci radę, idź w swoją stronę i daj nam spokój, a jeśli jednak wystąpisz przeciw Zellowi to pewnie się jeszcze spotkamy. Ja już dawno wybrał. Trzymaj siei powodzenia w Twoim przedsięwzięciu, chodź Falcon.
Wilk podniósł się niechętnie ale podążył za Tori podstawiając łeb pod jej dłoń do podrapania za uchem. Kobieta wsiadła an grzbiet zwierzęcia, chciała wrócić powoli, miała wiele do przemyślenia. A co wybrała, Kaede już wiedziała i to by dobry wybór.
OOC: Tori to czysto krwista Saiyanka, a nie halfka. Możesz lecieć w swoją stronę.
- Skoro zniszczyłaś mój scouter to nie muszę cię aresztować. Najwyżej dostanę zjebkę, przyszłam tu przede wszystkim z ciekawości. Cwana z Ciebie babka i cholera chyba na prawdę zaczynam wierzyć, że jesteś jak twierdzisz boginią. Aż tak nasza rasa podpadła Wam, gdzieś tam an górze? Czujesz, co dzieje się na Ziemi? Może powinnaś być tam, zamiast mnie tu przekonywać.... – kobieta westchnęła i zamyśliła się. Miała mętlik w głowie, zachowanie wilka odczytała jako zaufanie wobec kobiety z innej rasy. Saiyanka mogła być pewna, ze przynajmniej obca nie zrobi jakiegoś paskudnego numeru.
- W zasadzie już jestem zabawką Zell, tak jak cała armia. Jego poczynania to żadna nowość, wielu poprzednich królów tak z nami postępowało. Jedni są szczęśliwi z takiego stanu rzeczy inni nie. Biorą dzień, takim jakim jest. Nie odpowiedziałaś mi konkretnie, w czym Ci przeszkadza nasz król, poza tym co wiadomo od setek lat. Dzięki temu padalcowi, jakoś mi się żyje, dlaczego mam się martwic o innych. My saiyanie tacy nie jesteśmy. Modlitwy moich rodziców mnie nie obchodzą, mogli mnie zabić, zamiast sprzedawać do burdelu, jak an rasę wojowników wybrali mi hańbiącą przyszłość. Mam gdzieś, co się z nimi dzieje.
Będę się zbierać. Dam Ci radę, idź w swoją stronę i daj nam spokój, a jeśli jednak wystąpisz przeciw Zellowi to pewnie się jeszcze spotkamy. Ja już dawno wybrał. Trzymaj siei powodzenia w Twoim przedsięwzięciu, chodź Falcon.
Wilk podniósł się niechętnie ale podążył za Tori podstawiając łeb pod jej dłoń do podrapania za uchem. Kobieta wsiadła an grzbiet zwierzęcia, chciała wrócić powoli, miała wiele do przemyślenia. A co wybrała, Kaede już wiedziała i to by dobry wybór.
OOC: Tori to czysto krwista Saiyanka, a nie halfka. Możesz lecieć w swoją stronę.
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Czerwona Pustynia
Czw Lip 02, 2015 11:31 pm
Koniec treningu
Obserwowała spokojnie jak wojowniczka się oddala. Na pozór taka sama, ale w głębi… Ziarnko zostało zasadzone. Kaede czuła całe morze uczuć płynące do niej z każdej strony wszechświata, dające jej wątpliwość co do formy walki, którą powinna podjąć.
Z czerwonego nieba w jej kierunku nadleciał mały złoty motyl, zupełnie jakby jej energia, ale to była mama… Uśmiechnęła się szerzej poznając dobrotliwy zastrzyk miłości. Jednocześnie coś z nieba ją wzywało, szarpało jej serce do wzlecenia, oddania się w taniec z wieczną naturą. Tyle jej wystarczyło, zrozumiała przekaz, aby rozpłynąć się w niebyt.
*Nirwana…* pomyślała bogini, odchodząc w głęboką medytację. Jej energia eksplodowała, dając wszystkim na globie Vegety odczuć jej obecność i ostatecznie zniknęła. Całe ciało Kaede rozmyło się, stało się niczym wodnista forma, a ostatecznie rozlało po niebie w postaci złotej energii.
W wiosce Kuro
Mknęła teraz w wiele miejsc na raz, aby dać swoje błogosławieństwo wielu osobom. Niebo nad domem Kuro stało się na chwilę dużo jaśniejsze, a przez okno wleciała chmara i popłynęła do wszystkich zebranych.
Kilka motyli usiadło na ogonie Reda, a w głowie kotodemona pojawił się krótki telepatyczny przekaz. –Patrz sercem.- po tych słowach, jego wnętrze zabiło raz mocniej.
Następna partia energii dotarła do April. –Dużo ładniej ci w uśmiechu księżniczko.- krzepiący komplement dla podniesienia na duchu.
Reszta bywalców również mogła odczuć, że to ona. Prawdopodobnie nikt nie rozumiał gestu wykonanego przez nią, ale błogosławiona aura nie opuści nikogo z nich aż do końca rebelii, chociaż Kaede będzie miała problemy, żeby poskładać swoje ciało na nowo.
Ta noc miała być spokojniejsza, wielu z powodu jej wzmożonej obecności, pierwszy raz od dawna zyska słodki sen. Liczne troski zostaną złagodzone. Wzburzone morze uczuć, choć na chwilę stanie się spokojne.
-Wierzę w was moi bohaterowie!- rozbrzmiało w głowie każdego na Vegecie.
Obserwowała spokojnie jak wojowniczka się oddala. Na pozór taka sama, ale w głębi… Ziarnko zostało zasadzone. Kaede czuła całe morze uczuć płynące do niej z każdej strony wszechświata, dające jej wątpliwość co do formy walki, którą powinna podjąć.
Z czerwonego nieba w jej kierunku nadleciał mały złoty motyl, zupełnie jakby jej energia, ale to była mama… Uśmiechnęła się szerzej poznając dobrotliwy zastrzyk miłości. Jednocześnie coś z nieba ją wzywało, szarpało jej serce do wzlecenia, oddania się w taniec z wieczną naturą. Tyle jej wystarczyło, zrozumiała przekaz, aby rozpłynąć się w niebyt.
*Nirwana…* pomyślała bogini, odchodząc w głęboką medytację. Jej energia eksplodowała, dając wszystkim na globie Vegety odczuć jej obecność i ostatecznie zniknęła. Całe ciało Kaede rozmyło się, stało się niczym wodnista forma, a ostatecznie rozlało po niebie w postaci złotej energii.
W wiosce Kuro
Mknęła teraz w wiele miejsc na raz, aby dać swoje błogosławieństwo wielu osobom. Niebo nad domem Kuro stało się na chwilę dużo jaśniejsze, a przez okno wleciała chmara i popłynęła do wszystkich zebranych.
Kilka motyli usiadło na ogonie Reda, a w głowie kotodemona pojawił się krótki telepatyczny przekaz. –Patrz sercem.- po tych słowach, jego wnętrze zabiło raz mocniej.
Następna partia energii dotarła do April. –Dużo ładniej ci w uśmiechu księżniczko.- krzepiący komplement dla podniesienia na duchu.
Reszta bywalców również mogła odczuć, że to ona. Prawdopodobnie nikt nie rozumiał gestu wykonanego przez nią, ale błogosławiona aura nie opuści nikogo z nich aż do końca rebelii, chociaż Kaede będzie miała problemy, żeby poskładać swoje ciało na nowo.
Ta noc miała być spokojniejsza, wielu z powodu jej wzmożonej obecności, pierwszy raz od dawna zyska słodki sen. Liczne troski zostaną złagodzone. Wzburzone morze uczuć, choć na chwilę stanie się spokojne.
-Wierzę w was moi bohaterowie!- rozbrzmiało w głowie każdego na Vegecie.
Re: Czerwona Pustynia
Nie Wrz 20, 2015 10:15 pm
KUSO! Khy, khy... Moja głowa... - Powiedział do siebie Takeo, wykopując od środka drzwiczki do kapsuły, krztusząc się ulatującym z wnętrza dymem. Po głębokim wdechu i masażu potylicy, zerwał się na równe nogi i poczuł ten przyjemny ucisk przeszywający całe ciało. Taak, wrócił na swą ojczystą planetę. Nie musiał wdychać tego powietrza, widzieć wiatru omiatającego Czerwoną Pustynię - w zupełności wystarczała mu ta zmiana grawitacyjna. Mężczyzna aż zamknął oczy z uśmiechem i zadarł głowę do góry w geście niewysłowionej przyjemności, po czym strzelił kostkami palców, kopnął na pożegnanie głupi statek i zaczął spacerować wesoło po skąpanej szkarłatnym piaskiem pustyni.
Wraz ze śladami kroków, mokre krople pokazywały, którą drogą szedł Takeo, od miejsca 'lądowania', w stronę zabudowań. Nie pocił się, nie krwawił - po prostu płakał. Z radości, ulatywały z niego wszelkie smutki, wracał do domu, żeby wesprzeć swój Naród, który tyle dla niego zrobił... Pozwolił bowiem zabić jego rodzinę... Dopuścił do śmierci wiernego oddziału... Co chwilę szalał w wojnie domowej... Taak, Takeo był z niego dumny, mimo tego wszystkiego, bo jednak nawet najtragiczniejsza, była to jego rasa, a ten tutaj był patriotą.
Z każdym krokiem bliżej miasta, jego niepokój i zastanowienie narastały. Coraz wyraźniej słyszał okrzyki, zarówno bojowe, jak i te z bólu, widział dym z budynków, widział latających i walczących, niewyraźnie, ale zawsze. Wiedział, że oto na jego oczach spełnia się wizja, którą miał wcześniej - Vegeta powoli stawała w ogniu. Wtedy przypomniało mu się, gdy poprzednio tak się działo, dlatego wzniósł się w powietrze i wystrzelił jak z procy. Ratować swój dom.
ZT ->
Wraz ze śladami kroków, mokre krople pokazywały, którą drogą szedł Takeo, od miejsca 'lądowania', w stronę zabudowań. Nie pocił się, nie krwawił - po prostu płakał. Z radości, ulatywały z niego wszelkie smutki, wracał do domu, żeby wesprzeć swój Naród, który tyle dla niego zrobił... Pozwolił bowiem zabić jego rodzinę... Dopuścił do śmierci wiernego oddziału... Co chwilę szalał w wojnie domowej... Taak, Takeo był z niego dumny, mimo tego wszystkiego, bo jednak nawet najtragiczniejsza, była to jego rasa, a ten tutaj był patriotą.
Z każdym krokiem bliżej miasta, jego niepokój i zastanowienie narastały. Coraz wyraźniej słyszał okrzyki, zarówno bojowe, jak i te z bólu, widział dym z budynków, widział latających i walczących, niewyraźnie, ale zawsze. Wiedział, że oto na jego oczach spełnia się wizja, którą miał wcześniej - Vegeta powoli stawała w ogniu. Wtedy przypomniało mu się, gdy poprzednio tak się działo, dlatego wzniósł się w powietrze i wystrzelił jak z procy. Ratować swój dom.
ZT ->
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Czerwona Pustynia
Wto Gru 01, 2015 11:45 pm
Jedna sekunda.
Vivian nie puszczała.
Dwie.
Nie zamierzała puścić.
Trzy.
Zacisnęła dłoń.
Zatrzymała się raptownie uwalniając Raziela i opadła miękko w dół. Niewidzialność okazała się niezwykle przydatną umiejętnością. Gdy lewitowała kilkanaście centymetrów nad ziemią, nikt nie był w stanie jej zobaczyć ani usłyszeć. To, że Król dowiedział się, że szpiegowała w jego komnatach zrzuciła na ukryte kamery w kwaterze jej Oddziału albo czujniki ciepła. Tutaj tego nie było, a, że nie dała znać niczym o swojej obecności, nikt nie wiedział o konkretnym położeniu Ósemki. Scouter zniszczyła. Ki wyciszyła. Nie odzywała się, pozostając niewykrywalna…
Pomijając oczywiście kwestię nastroszonego, brązowego ogona, którym machała leniwie w powietrzu. Z miejsca oderwania sączyła się krew, szum lotu nie był w stanie zagłuszyć cichego trzasku kości. Raziela musiało zaboleć. Częściowo pozbyła się słabego punktu… I uniemożliwiła mu zamianę w Oozaru, co było dużym plusem na jej korzyść. W trakcie walki mogła mu zniszczyć gogle, a to groziło próbą opanowania wielkiej, wściekłej małpy w dodatku naćpanej królewskim narkotykami. Nie trzeba wspominać, że pozbycie się kity było sporą prowokacją - majtała zaczepnie jego ogonem, jakby była to najlepsza zabawka pod gorącym słońcem Vegety. Fakt, z jego punktu widzenia puchata, przed chwilą jeszcze jego, część ciała, unosiła się sama w powietrzu. Vivian strzeliła ogonem jak z bicza i zakręciła nim młynka.
Wiedziała co się teraz stanie. Zdecydowanie, ze wszystkich, którzy wylecieli z terenów miejskich w jednym celu – masakrowaniu cywili – Raziel był najsilniejszy. Jej zadaniem było powstrzymanie go od tej czynności z poczucia obowiązku i przyzwoitości… A także chęci wybicia mu z łba działania serum. Nie znała odtrutki, lecz wiedziała, pamiętała jak zachowywała się Ki April gdy też ją tym nafaszerowali. Działanie było czasowe… Pytanie tylko, jak długo będzie trwać? Czy Pan Zahne zdąży ją zabić, wybić jeszcze kilka wiosek nim się opamięta czy ocknie się w trakcie walki?
Nie będę walczyć. Będę bronić.
Przypomniała się Vivian ich ostatnie, krótkie spotkanie, po tym jak rozmawiała z Boginią od Ciasteczkowego Miłosierdzia i przyrodnie rodzeństwo dowiedziało się o buncie. Raziel kazał jej uciekać. Z całą swoją powagą rozkazał jej nie walczyć tylko dać drapaka i kategorycznie zabronił rzucać się na niego - bo to nie będzie on a ktoś, kto spróbuje ją zabić.
Wyłączyła niewidzialność i beznamiętnie spojrzała w oczy Raziela.
Nie. To nie był jej brat. Widziała to dobrze, wystarczyło spotkanie czerwonego i zielonego spojrzenia by orzekła to bez wahania. Serum wyprało mu mózg, zmieniając w bezwolną kukiełkę Władcy. Jedyne co musiała teraz Natto zrobić, to przeciąć wszystkie sznurki - pozbawić go życia. Innego sposobu nie ma, cokolwiek jedno wydało na to drugie, wyrokiem jest śmierć.
… Dlaczego? Ta potyczka ją zabije. Ósemka czuła to w sobie i nienawidziła siebie za swoją słabość. Jej furia miała odciąć ją od niepotrzebnych myśli, ale nie mogła pozbyć się okrutnego wrażenia żalu rosnącego w sercu. Byłoby jej łatwiej, gdyby się nie przywiązywała. Gdyby została sama i tylko na sobie mogła polegać. Zero rozczarowań, zero złości i narzekania… Na bogów, jaka ona była beznadziejna, próbując sobie to wmówić tymi tanimi argumentami. Lepiej, gdyby odepchnęła od siebie tych, którzy w jakimś stopniu zajmowali jej myśli… Ale była tak beznadziejnie słaba, że nie potrafiła ich od siebie odciąć. Raziel, Kuro, April. Chepri… Nie chciała, naprawdę nie chciała by którekolwiek zasmuciło się jej bólem czy uroniło nad nią łzę. Po niej nie miał nikt płakać… Dawało jej to siłę, albo iluzję siły, że nikogo w ten sposób nie skrzywdzi… A tymczasem, tak trochę…
Przywiązała się do nich. Trzask. To psuło jej plany.
Bo czuła, jak serce jej pęka.
Pokazowo drwiący uśmieszek namalował się na jej wargach gdy machnęła ogonem przed twarzą brata przyrodniego i bawiła się bujając nim w powietrzu.
Przetrwa to. Jest żołnierzem i taki sobie postawiła cel – nie będzie uciekać, nie będzie bohaterem ani tchórzem. Proste zadanie, chciała bronić. A jej uczucia i to, że przy okazji musi skleić swoją rozpadającą się skorupę, nie miały najmniejszego znaczenia. Chciała to wierzyć, tak bardzo chciała…
- Myślałam nad nowym kołnierzem do kurtki. – powiedziała spokojnie, jakby zapraszała Raziela na popołudniowy spacer – Pomyślałam, że ten kawałek wyleniałego futra się nada. Dziękuję za Twój wkład własny braciszku.
Przepraszam was.
Vivian nie puszczała.
Dwie.
Nie zamierzała puścić.
Trzy.
Zacisnęła dłoń.
Zatrzymała się raptownie uwalniając Raziela i opadła miękko w dół. Niewidzialność okazała się niezwykle przydatną umiejętnością. Gdy lewitowała kilkanaście centymetrów nad ziemią, nikt nie był w stanie jej zobaczyć ani usłyszeć. To, że Król dowiedział się, że szpiegowała w jego komnatach zrzuciła na ukryte kamery w kwaterze jej Oddziału albo czujniki ciepła. Tutaj tego nie było, a, że nie dała znać niczym o swojej obecności, nikt nie wiedział o konkretnym położeniu Ósemki. Scouter zniszczyła. Ki wyciszyła. Nie odzywała się, pozostając niewykrywalna…
Pomijając oczywiście kwestię nastroszonego, brązowego ogona, którym machała leniwie w powietrzu. Z miejsca oderwania sączyła się krew, szum lotu nie był w stanie zagłuszyć cichego trzasku kości. Raziela musiało zaboleć. Częściowo pozbyła się słabego punktu… I uniemożliwiła mu zamianę w Oozaru, co było dużym plusem na jej korzyść. W trakcie walki mogła mu zniszczyć gogle, a to groziło próbą opanowania wielkiej, wściekłej małpy w dodatku naćpanej królewskim narkotykami. Nie trzeba wspominać, że pozbycie się kity było sporą prowokacją - majtała zaczepnie jego ogonem, jakby była to najlepsza zabawka pod gorącym słońcem Vegety. Fakt, z jego punktu widzenia puchata, przed chwilą jeszcze jego, część ciała, unosiła się sama w powietrzu. Vivian strzeliła ogonem jak z bicza i zakręciła nim młynka.
Wiedziała co się teraz stanie. Zdecydowanie, ze wszystkich, którzy wylecieli z terenów miejskich w jednym celu – masakrowaniu cywili – Raziel był najsilniejszy. Jej zadaniem było powstrzymanie go od tej czynności z poczucia obowiązku i przyzwoitości… A także chęci wybicia mu z łba działania serum. Nie znała odtrutki, lecz wiedziała, pamiętała jak zachowywała się Ki April gdy też ją tym nafaszerowali. Działanie było czasowe… Pytanie tylko, jak długo będzie trwać? Czy Pan Zahne zdąży ją zabić, wybić jeszcze kilka wiosek nim się opamięta czy ocknie się w trakcie walki?
Nie będę walczyć. Będę bronić.
Przypomniała się Vivian ich ostatnie, krótkie spotkanie, po tym jak rozmawiała z Boginią od Ciasteczkowego Miłosierdzia i przyrodnie rodzeństwo dowiedziało się o buncie. Raziel kazał jej uciekać. Z całą swoją powagą rozkazał jej nie walczyć tylko dać drapaka i kategorycznie zabronił rzucać się na niego - bo to nie będzie on a ktoś, kto spróbuje ją zabić.
Wyłączyła niewidzialność i beznamiętnie spojrzała w oczy Raziela.
Nie. To nie był jej brat. Widziała to dobrze, wystarczyło spotkanie czerwonego i zielonego spojrzenia by orzekła to bez wahania. Serum wyprało mu mózg, zmieniając w bezwolną kukiełkę Władcy. Jedyne co musiała teraz Natto zrobić, to przeciąć wszystkie sznurki - pozbawić go życia. Innego sposobu nie ma, cokolwiek jedno wydało na to drugie, wyrokiem jest śmierć.
… Dlaczego? Ta potyczka ją zabije. Ósemka czuła to w sobie i nienawidziła siebie za swoją słabość. Jej furia miała odciąć ją od niepotrzebnych myśli, ale nie mogła pozbyć się okrutnego wrażenia żalu rosnącego w sercu. Byłoby jej łatwiej, gdyby się nie przywiązywała. Gdyby została sama i tylko na sobie mogła polegać. Zero rozczarowań, zero złości i narzekania… Na bogów, jaka ona była beznadziejna, próbując sobie to wmówić tymi tanimi argumentami. Lepiej, gdyby odepchnęła od siebie tych, którzy w jakimś stopniu zajmowali jej myśli… Ale była tak beznadziejnie słaba, że nie potrafiła ich od siebie odciąć. Raziel, Kuro, April. Chepri… Nie chciała, naprawdę nie chciała by którekolwiek zasmuciło się jej bólem czy uroniło nad nią łzę. Po niej nie miał nikt płakać… Dawało jej to siłę, albo iluzję siły, że nikogo w ten sposób nie skrzywdzi… A tymczasem, tak trochę…
Przywiązała się do nich. Trzask. To psuło jej plany.
Bo czuła, jak serce jej pęka.
Pokazowo drwiący uśmieszek namalował się na jej wargach gdy machnęła ogonem przed twarzą brata przyrodniego i bawiła się bujając nim w powietrzu.
Przetrwa to. Jest żołnierzem i taki sobie postawiła cel – nie będzie uciekać, nie będzie bohaterem ani tchórzem. Proste zadanie, chciała bronić. A jej uczucia i to, że przy okazji musi skleić swoją rozpadającą się skorupę, nie miały najmniejszego znaczenia. Chciała to wierzyć, tak bardzo chciała…
- Myślałam nad nowym kołnierzem do kurtki. – powiedziała spokojnie, jakby zapraszała Raziela na popołudniowy spacer – Pomyślałam, że ten kawałek wyleniałego futra się nada. Dziękuję za Twój wkład własny braciszku.
Przepraszam was.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Czerwona Pustynia
Pon Gru 07, 2015 9:29 pm
To była całkiem niezła zabawa. Załatwił małą dziewczynkę, tak że sobie przemyśli kilka spraw za nim umrze. On natomiast może zająć się swoimi sprawami, na które składały dobijanie mieszkańców tej wioseczki oraz zostawienie śladów, dla tych którzy tu wrócą. Wiedział, że wrócą i miał zamiar sprawić, żeby padli z bezsilności i żalu. Tylko na to zasługiwali, zanim nie zostaną zabici. Był to pewien akt miłosierdzia dla tych ścierw z jego strony. Ci, którzy zginęli od razu mieli szczęście. Ci co się pomęczą i tak mają lepiej niż te małe gnojki, na których Saiyanin się szykował. Ale, ale nie uprzedzajmy faktów. Raziel ruszył spokojnie w stronę reszty zabudowań, gdzie wyczuwał ostatnich niedobitków. Słabe i wystraszone energie, które nawet chyba nie chciały uciekać. Mieli przynajmniej tyle oleju w głowie, że wiedzieli iż są na z góry straconej pozycji. Nikt ich nie uratuje w tej zapomnianej wiosce. To była kolejna nauczka dla tego idioty. Jeśli chcesz zaatakować wroga to upewnij się, że twoje włości są bezpieczne. Niestety taktyka wojenna stała u nich na poziomie poniżej zera. Nie mieli żadnej ochrony. Zostawili cywili licząc na to, że nic im się nie stanie. Błąd. To właśnie cywile są najczęstszymi ofiarami, podczas ataków. A ci byli podani mu na srebrnej tacy. Głupota nie boli prawda? To on sprawi, że to niedopatrzenie będzie ich bolało jeszcze bardziej. Dlatego też spokojnie uaktywnił swój miecz energetyczny, który szybko zaczął oddzielać głowy martwych osobników od ciał. Robił to sobie spokojnie i systematycznie do chwili, kiedy ktoś nie ośmielił mu się przeszkodzić. Głos w jego głowie, a właściwie ryk był dość znajomy. Słuchał sobie tej fali wyzwisk, która spływała po nim jak po kaczce, zastanawiając się skąd zna tego kastrata. W końcu sobie przypomniał. Dzidzi demon, który dostał od niego szansę ukrycia się w norze i istnienia tam wspólnie z robakami, które jak się okazywało były od niego o wiele mądrzejsze. No cóż, wtedy był znacznie głupszy. Jak teraz go spotka to raczej już nie oszczędzi go. Zostanie po nim tylko popiół i pył. Kiedy w końcu bachor zamknął japę to zrobił jeszcze jedną przysługę na zakończenie. Zdradził zielonookiemu swoje imię. Przyda mu się, a za te wyzwiska to wepchnie mu pięść do gardła, albo kopnie w dupę tak mocno, że noga wyjdzie mu drugim otworem. Nie mógł się jeszcze zdecydować. No, ale wróćmy do pracy. Zahne strzepnął krew z rękawic i ruszył w stronę pozostałych energii, które najwidoczniej w dalszym ciągu ukrywały się licząc, że ich nie znajdzie. Głupcy. Już miał zamiar wysadzić ich kryjówkę i skończyć z tą wioską, gdy znów mu przerwano. Coś złapało go za kark i ogon, po czym porwało do góry. Saiyanin zdziwił się nieco, gdyż nie widział nikogo nad sobą, jednak dokładnie czuł zacisk na ogonie. Cóż nie miał zamiaru się wyrywać. Zobaczy co zrobi ta osoba, a potem ją zabije.
Leciał sobie spokojnie z rozluźnieniem oglądając widoki. Gdyby podali jeszcze jakieś zimne drinki to nie byłoby tak źle. O i przydałaby się poduszka. Może warto było to zgłosić pilotom? Jednak chyba nie trzeba było, gdyż zbliżali się do lądowania. Lecz zanim to nastąpiło, to syn Aryenne poczuł coś bardzo nieprzyjemnego. Mianowicie jego ogon oddzielił się od jego ciała, a on sam poleciał na ziemię. Oczywiście mógł trzasnąć o glebę, jednak nie miał zamiaru brudzić swojego pancerza. Wyhamował zaledwie kilka centymetrów od powierzchni planety, po czym obrócił się w stronę swojego ogona. Ktoś tutaj się dobrze bawił. Mężczyzna westchnął i stanął na równych nogach. Wiatr poruszał jego włosami. Natto zdjął gogle z twarzy i uśmiechnął się szeroko. Wreszcie mógł sobie bardziej popatrzyć. To gówno go ograniczało, a skoro nie ma ogona, to nie musi się martwić przemianą w Oozaru. Jego własność mu odrośnie, jednak nie można tego powiedzieć o napastniku. Połamie jego kości, a jego samego zniszczy.
- Dzięki. Już mnie wkurzały te okularki. – powiedział Saiyanin rozwalając gogle i rzucając je w bok. Patrzył w miejsce gdzie lewitował jego ogon. Wyczuwał jakieś skrawki energii, lecz nie mógł sprecyzować kto się krył za tą zasłoną. Stali tak na pustyni czekając na cud jak ten cieć na hałdzie żwiru. W końcu Zahne zaczął ziewać. Serio ktoś go tu przywiózł, żeby popodziwiać krajobraz. Zdecydowanie miał o wiele lepsze rzeczy do roboty.
- No fajnie się bawiłem, ale jest już późno, a ja mam jeszcze trochę roboty. No i jutro trzeba wcześnie spać, żeby wyrzucić resztę śmieci. Więc jak nie masz nic do gadania to pa. – powiedział czarnowłosy i dokładnie w tym momencie zasłona spadła i jego oczom ukazała się Vivian. No pewnie. Kto inny by tak cwaniakował?
- Sis? What are you doing here? – rzucił cytatem z serialu, który kiedyś oglądali. Dawno temu. Teraz jednak pasował idealnie i durny uśmieszek na jego twarzy mógł wprowadzić dziewczynę w błąd. Mała gówniara uśmiechała się do niego, jakby myślała iż da mu radę. Takie małe byle co, przez które jego matka musiała ich zostawić. Gdyby jeszcze okazywała szacunek jemu i jego rodzinie, ale nie. Wielce szanowna Vivian musiała dawać jakiemuś cuchnącemu ziemianinowi. Pokaże siostruni dlaczego jego ród był najpotężniejszy od wieków.
- Nie ma za co. – powiedział i odpowiedział na uśmiech. Jednak w jego wykonaniu bardziej przypominał wilczy wyszczerz. Obserwował dokładnie jej mowa ciała. Bała się.
- W zamian wezmę sobie coś twojego. Twoje włosy. Twoje serce. Albo głowę tego ziemianina. Co wolisz? Albo czekaj. Mam lepszy pomysł. Pokażę mu jak wyrywam ci serce, a potem wyrwę jemu. To będzie takie piękne zwieńczenie waszej miłosnej historii. Prawda. Taka smutna, lecz romantyczna historia o ziemskim śmieciu i dziewczynce, która nie słuchała się brata.
Raziel aż przyklasnął z radości. To był piękny scenariusz. Może nawet nakręcą jakiś holowid o nich?
- Mówiłem ci, że miałaś siedzieć na dupie i się nie wtrącać. Jak zawsze mnie nie słuchasz. Będę musiał cię ukarać Królewno.
Leciał sobie spokojnie z rozluźnieniem oglądając widoki. Gdyby podali jeszcze jakieś zimne drinki to nie byłoby tak źle. O i przydałaby się poduszka. Może warto było to zgłosić pilotom? Jednak chyba nie trzeba było, gdyż zbliżali się do lądowania. Lecz zanim to nastąpiło, to syn Aryenne poczuł coś bardzo nieprzyjemnego. Mianowicie jego ogon oddzielił się od jego ciała, a on sam poleciał na ziemię. Oczywiście mógł trzasnąć o glebę, jednak nie miał zamiaru brudzić swojego pancerza. Wyhamował zaledwie kilka centymetrów od powierzchni planety, po czym obrócił się w stronę swojego ogona. Ktoś tutaj się dobrze bawił. Mężczyzna westchnął i stanął na równych nogach. Wiatr poruszał jego włosami. Natto zdjął gogle z twarzy i uśmiechnął się szeroko. Wreszcie mógł sobie bardziej popatrzyć. To gówno go ograniczało, a skoro nie ma ogona, to nie musi się martwić przemianą w Oozaru. Jego własność mu odrośnie, jednak nie można tego powiedzieć o napastniku. Połamie jego kości, a jego samego zniszczy.
- Dzięki. Już mnie wkurzały te okularki. – powiedział Saiyanin rozwalając gogle i rzucając je w bok. Patrzył w miejsce gdzie lewitował jego ogon. Wyczuwał jakieś skrawki energii, lecz nie mógł sprecyzować kto się krył za tą zasłoną. Stali tak na pustyni czekając na cud jak ten cieć na hałdzie żwiru. W końcu Zahne zaczął ziewać. Serio ktoś go tu przywiózł, żeby popodziwiać krajobraz. Zdecydowanie miał o wiele lepsze rzeczy do roboty.
- No fajnie się bawiłem, ale jest już późno, a ja mam jeszcze trochę roboty. No i jutro trzeba wcześnie spać, żeby wyrzucić resztę śmieci. Więc jak nie masz nic do gadania to pa. – powiedział czarnowłosy i dokładnie w tym momencie zasłona spadła i jego oczom ukazała się Vivian. No pewnie. Kto inny by tak cwaniakował?
- Sis? What are you doing here? – rzucił cytatem z serialu, który kiedyś oglądali. Dawno temu. Teraz jednak pasował idealnie i durny uśmieszek na jego twarzy mógł wprowadzić dziewczynę w błąd. Mała gówniara uśmiechała się do niego, jakby myślała iż da mu radę. Takie małe byle co, przez które jego matka musiała ich zostawić. Gdyby jeszcze okazywała szacunek jemu i jego rodzinie, ale nie. Wielce szanowna Vivian musiała dawać jakiemuś cuchnącemu ziemianinowi. Pokaże siostruni dlaczego jego ród był najpotężniejszy od wieków.
- Nie ma za co. – powiedział i odpowiedział na uśmiech. Jednak w jego wykonaniu bardziej przypominał wilczy wyszczerz. Obserwował dokładnie jej mowa ciała. Bała się.
- W zamian wezmę sobie coś twojego. Twoje włosy. Twoje serce. Albo głowę tego ziemianina. Co wolisz? Albo czekaj. Mam lepszy pomysł. Pokażę mu jak wyrywam ci serce, a potem wyrwę jemu. To będzie takie piękne zwieńczenie waszej miłosnej historii. Prawda. Taka smutna, lecz romantyczna historia o ziemskim śmieciu i dziewczynce, która nie słuchała się brata.
Raziel aż przyklasnął z radości. To był piękny scenariusz. Może nawet nakręcą jakiś holowid o nich?
- Mówiłem ci, że miałaś siedzieć na dupie i się nie wtrącać. Jak zawsze mnie nie słuchasz. Będę musiał cię ukarać Królewno.
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach