Strona 2 z 2 • 1, 2
Sala tronowa (audiencyjna)
Sro Maj 30, 2012 12:33 am
First topic message reminder :
Tu znajduje się Tron, na którym przesiaduje przez większość czasu władca planety. Straż przednia pilnuje wejścia, a także dwóch przybocznych zawsze dzielnie stoi przy tronie. Tu także król przyjmuje wszelkie wizyty oraz tu skazuje swoich wrogów na stracenie, lub więzienie.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Sala tronowa (audiencyjna)
Nie Maj 15, 2016 9:21 pm
Raziel też się uśmiechnął. Nie wiedział jak bardzo, ale wiedział, że jest to możliwe. Sam doświadczył podczas tych sześciu miesięcy próbki możliwości, kiedy się chce i można z kimś dogadać. Nagle się okazuje, że jeśli zyskasz odpowiedni szacunek w kilku kręgach to może być to dla ciebie bardzo, ale to bardzo przydatne. Po za tym jakoś nie palił się do powiedzenia ojcu, o swoich nowych towarzyszach. Zapewne kontakty jego matki określiły ich jako zwykłych osobników, bez większej wartości.
- Więc mówisz, że mama ma lepszą siatkę szpiegowską od ciebie? – powiedział młodszy Zahne z lekkim uśmiechem na twarzy. Co jak co, ale jeśli jego matka czegoś chciała to zazwyczaj tego dostawała. Zidarock mógł być wielkim Reishi, a teraz królem Vegety, ale wiadome dla najstarszego dziecka Aryenne było to, iż ona pociąga za jego sznurki. No, ale koniec żartowania. Tatko wstał z tronu i zbliżył się do syna. Teraz się zacznie.
- Z nim mogę rozmawiać. On przynajmniej słucha co mam do powiedzenia. No i woli używać mózgu niż pięści. Pewnie dlatego go lubisz. – rzekł Zahne i zamilknął kiedy jego ojciec kontynuował przemowę. Nie prosił się o status Księcia i bawienie się w jakieś polityczne gierki. Wiedział oczywiście, że kiedyś będzie musiał się tym zająć, ale miał nadzieję, że jeszcze będzie miał przez kilka lat w miarę spokój. Teraz zaś się okazuje, że jest Księciem wszystkich Saiyan i musi świecić przykładem. Może niej jeszcze zrobią holo filmy z nim. Skoro i tak już pod Pałacem czatują tłumy jego fanek. Z tym trzeba coś zrobić. Słowa o randze Kiui nawet trochę go zaciekawiły, ale nie zdziwiło go to, że tatuś wolał się wstrzymać. Pewnie matka chciała dać mu awans. Przecież łatwiej wtedy byłoby Raza przekabacić.
- Bywa. Jednak co się stało to się stało i raczej nie ma co wracać do przeszłości. Jak ktoś będzie miał problem z tobą, mamą i mną to pokażę mu, dlaczego noszę nazwisko Zahne. Jeśli zaś ktoś spróbuje mnie zaatakować to połamię mu wszystkie kości. Jestem może Księciem, ale przede wszystkim jestem wojownikiem. Nie pozwalałem, by ktoś jeździł po moich rodzicach i dalej tego się będę trzymał. Co do rangi to twoja decyzja. Mogę pokazać jaki jestem grzeczny, choć z tym będzie ciężko. Raczej nie jestem typem gogusia, który liże buty i podlizuje się. Więc jak coś to może być na mnie skarga o to, że komuś wtłukłem. Uprzedzam na przyszłość. I przy okazji tato. Możesz mi wyjaśnić do cholery dlaczego przed pałacem czatuje banda psycholi, których największym marzeniem jest, tu zacytuję „ Zostanie matką mojego dziecka.” Naprawdę to nie wygląda kolorowo. A coś czuję, że ani ja, ani moi znajomi nie będą tego popierać. I druga sprawa. Czy wiesz co się działo z Vivian? – Raz skończył swoją przemowę i spojrzał ojcu prosto w oczy. Zieleń kontra czerń. Jakoś nigdy go nie zastanawiało dlaczego on ma taki kolor oczu. Jednak kiedy okazało się, że Vi to jego siostra, to zaczął dogłębniej o tym myśleć. Czyżby jego matka zrobiła więcej skoków w bok?
- Więc mówisz, że mama ma lepszą siatkę szpiegowską od ciebie? – powiedział młodszy Zahne z lekkim uśmiechem na twarzy. Co jak co, ale jeśli jego matka czegoś chciała to zazwyczaj tego dostawała. Zidarock mógł być wielkim Reishi, a teraz królem Vegety, ale wiadome dla najstarszego dziecka Aryenne było to, iż ona pociąga za jego sznurki. No, ale koniec żartowania. Tatko wstał z tronu i zbliżył się do syna. Teraz się zacznie.
- Z nim mogę rozmawiać. On przynajmniej słucha co mam do powiedzenia. No i woli używać mózgu niż pięści. Pewnie dlatego go lubisz. – rzekł Zahne i zamilknął kiedy jego ojciec kontynuował przemowę. Nie prosił się o status Księcia i bawienie się w jakieś polityczne gierki. Wiedział oczywiście, że kiedyś będzie musiał się tym zająć, ale miał nadzieję, że jeszcze będzie miał przez kilka lat w miarę spokój. Teraz zaś się okazuje, że jest Księciem wszystkich Saiyan i musi świecić przykładem. Może niej jeszcze zrobią holo filmy z nim. Skoro i tak już pod Pałacem czatują tłumy jego fanek. Z tym trzeba coś zrobić. Słowa o randze Kiui nawet trochę go zaciekawiły, ale nie zdziwiło go to, że tatuś wolał się wstrzymać. Pewnie matka chciała dać mu awans. Przecież łatwiej wtedy byłoby Raza przekabacić.
- Bywa. Jednak co się stało to się stało i raczej nie ma co wracać do przeszłości. Jak ktoś będzie miał problem z tobą, mamą i mną to pokażę mu, dlaczego noszę nazwisko Zahne. Jeśli zaś ktoś spróbuje mnie zaatakować to połamię mu wszystkie kości. Jestem może Księciem, ale przede wszystkim jestem wojownikiem. Nie pozwalałem, by ktoś jeździł po moich rodzicach i dalej tego się będę trzymał. Co do rangi to twoja decyzja. Mogę pokazać jaki jestem grzeczny, choć z tym będzie ciężko. Raczej nie jestem typem gogusia, który liże buty i podlizuje się. Więc jak coś to może być na mnie skarga o to, że komuś wtłukłem. Uprzedzam na przyszłość. I przy okazji tato. Możesz mi wyjaśnić do cholery dlaczego przed pałacem czatuje banda psycholi, których największym marzeniem jest, tu zacytuję „ Zostanie matką mojego dziecka.” Naprawdę to nie wygląda kolorowo. A coś czuję, że ani ja, ani moi znajomi nie będą tego popierać. I druga sprawa. Czy wiesz co się działo z Vivian? – Raz skończył swoją przemowę i spojrzał ojcu prosto w oczy. Zieleń kontra czerń. Jakoś nigdy go nie zastanawiało dlaczego on ma taki kolor oczu. Jednak kiedy okazało się, że Vi to jego siostra, to zaczął dogłębniej o tym myśleć. Czyżby jego matka zrobiła więcej skoków w bok?
Re: Sala tronowa (audiencyjna)
Wto Maj 17, 2016 3:47 pm
Najwyraźniej Król nie miał nic więcej do skomentowania ani przekazania pierworodnemu. Chłodny, choć zadowolony uśmiech błąkał się w kącikach jego warg, gdy położył dłoń na ramieniu Raziela. Zwykły gest, bo przecież Zick to nie Królowa, nie rzuci się na syna tuląc go do piersi. Król był skazany na poświęcenia życia Vegecie, ale nawet mając jeszcze mniej czasu dla syna, pozostawał Saiyanem z krwi i kości - nie zamierzał dawać mu taryfy ulgowej.
- Myślisz, że przez te wszystkie lata Twojego pobytu w Akademii przejąłem się skargą, że wbiłeś kogoś w ścianę? To mnie nie martwi, sądzę, że na tyle jesteś rozsądny by nie rzucać się pierwszy do bitki i do słodzenia przełożonym. - Zick zabrał dłoń, odwrócił się i zasiadł na tronie. Uśmiechnął się szerzej i nawet zaśmiał na komentarz Raziela. - Z tym akurat nie wiem jak się uporać. Choć kilkunastu osobom nie podobają się zmiany jakie zaszły na Vegecie, mamy wielu zwolenników. Wiadomość, że nowa para królewska ma syna, sprawiła, że grupa osób... Żeńska grupa, chciała się dowiedzieć kim jest i co robi. Gdy okazało się, że jesteś w Akademii, Twoja postać obrosła swego rodzaju kultem. Już słyszałem kilka plotek, taką, że wyszykujesz tajnych informacji poza naszą planetą, sam pokonałeś Tsufula jedną ręką, pomogłeś mi walczyć z Zellem... Jesteś łamaczem serc i trzymasz w szachu całą Akademie. Ledwie sprostowuje te bzdury, pojawiają się nowe. Nie było Ciebie by panie mogły upewnić się u źródła, że faktycznie pogłoski są prawdziwe, także powstawały coraz to nowe i nowe, a gdy wylądowałeś... Osobiście nie dziwi mnie ich zachowanie. - władca miał uśmiech kogoś, kogo bezgranicznie bawi taka sytuacja, ale nie może tego po sobie pokazać. Spod płaszcza wyjął holonotes, otworzył go. - Parę z nich twierdzi, że zostałeś nam zesłany by wprowadzić Vegetę w nową erę światłości i sławy, choć porównując Ciebie i to co o Tobie mówią... Szczerze wątpię. Co z tym zrobisz, to już Twoja wola. Mi też się to nie podoba, ale to wszystko zależy od Ciebie, możesz pozwolić by Cię czcili albo próbować przemówić im do rozsądku. Zaś co do Twojej przyjaciółki... Rozmawiałem z nią tylko raz, przed rebelią. Oprócz tego, że w mojej obecności miała czelność dyskretnie ubliżyć Zellowi, przyznała, że często musi po Tobie sprzątać. Twoja matka chyba sądziła, że wie coś o Twoim pobycie, ale niestety nic na to nie wskazywało, bo co jakiś czas pytała czy są od Ciebie wieści. Raporty mówiły, że spędziła te miesiące pomagając w odbudowie miast i wiosek. Z tego co kojarzę, nie jest zbyt socjalna. Jeśli Cię to ucieszy, jest w tej chwili w Pałacu. Aryenne znów próbuje namówić ją do bycia jej przyboczną.
OOC
Ostatni post i Cię puszczam. Jak chcesz o coś jeszcze pytać, wal śmiało, tatko odpowie
- Myślisz, że przez te wszystkie lata Twojego pobytu w Akademii przejąłem się skargą, że wbiłeś kogoś w ścianę? To mnie nie martwi, sądzę, że na tyle jesteś rozsądny by nie rzucać się pierwszy do bitki i do słodzenia przełożonym. - Zick zabrał dłoń, odwrócił się i zasiadł na tronie. Uśmiechnął się szerzej i nawet zaśmiał na komentarz Raziela. - Z tym akurat nie wiem jak się uporać. Choć kilkunastu osobom nie podobają się zmiany jakie zaszły na Vegecie, mamy wielu zwolenników. Wiadomość, że nowa para królewska ma syna, sprawiła, że grupa osób... Żeńska grupa, chciała się dowiedzieć kim jest i co robi. Gdy okazało się, że jesteś w Akademii, Twoja postać obrosła swego rodzaju kultem. Już słyszałem kilka plotek, taką, że wyszykujesz tajnych informacji poza naszą planetą, sam pokonałeś Tsufula jedną ręką, pomogłeś mi walczyć z Zellem... Jesteś łamaczem serc i trzymasz w szachu całą Akademie. Ledwie sprostowuje te bzdury, pojawiają się nowe. Nie było Ciebie by panie mogły upewnić się u źródła, że faktycznie pogłoski są prawdziwe, także powstawały coraz to nowe i nowe, a gdy wylądowałeś... Osobiście nie dziwi mnie ich zachowanie. - władca miał uśmiech kogoś, kogo bezgranicznie bawi taka sytuacja, ale nie może tego po sobie pokazać. Spod płaszcza wyjął holonotes, otworzył go. - Parę z nich twierdzi, że zostałeś nam zesłany by wprowadzić Vegetę w nową erę światłości i sławy, choć porównując Ciebie i to co o Tobie mówią... Szczerze wątpię. Co z tym zrobisz, to już Twoja wola. Mi też się to nie podoba, ale to wszystko zależy od Ciebie, możesz pozwolić by Cię czcili albo próbować przemówić im do rozsądku. Zaś co do Twojej przyjaciółki... Rozmawiałem z nią tylko raz, przed rebelią. Oprócz tego, że w mojej obecności miała czelność dyskretnie ubliżyć Zellowi, przyznała, że często musi po Tobie sprzątać. Twoja matka chyba sądziła, że wie coś o Twoim pobycie, ale niestety nic na to nie wskazywało, bo co jakiś czas pytała czy są od Ciebie wieści. Raporty mówiły, że spędziła te miesiące pomagając w odbudowie miast i wiosek. Z tego co kojarzę, nie jest zbyt socjalna. Jeśli Cię to ucieszy, jest w tej chwili w Pałacu. Aryenne znów próbuje namówić ją do bycia jej przyboczną.
OOC
Ostatni post i Cię puszczam. Jak chcesz o coś jeszcze pytać, wal śmiało, tatko odpowie
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Sala tronowa (audiencyjna)
Pią Maj 20, 2016 8:53 pm
Młody Zahne założył ręce na piersi w oczekiwaniu na odpowiedź swojego ojca, jednak ten chyba za bardzo nie chciał się już dzielić swoją rozległą wiedzą. Raziel miał dziwne przeczucie, że utrzymywanie go w stanie pewnej nieświadomości to jakaś forma kary za jego wcześniejsze zachowanie. Niech się synek męczy z całą tłuszczą i innymi psycholami. Jeśli chodzi o jego rodziców, to oni byli nad wyraz inteligentni jeśli chodzi i wymyślanie kar. No może jego matka, aż tak bardzo nie będzie chciała go karać, skoro jej kochany synuś wrócił. Jednak ojciec to co innego. Zidarock musiał pokazać, że umie rządzić Saiyanami, a utrzymanie własnego syna w ryzach na pewno mu w tym pomoże. Oczywistym było też, że każda z kar jaką młody Zahne otrzyma będzie na pewno zasłużona. On miał swoje za uszami, a jego rodziciel o tym doskonale wiedział.
- Od razu wbiłem w ścianę. Po prostu pozwoliłem mu pozwiedzać pomieszczenia, równocześnie rozwijając myśl architektoniczną. Powinieneś być ze mnie dumny. – powiedział ciemnowłosy uśmiechając się do ojca, który ponownie zajął miejsce na tronie. Trochę dziwnie się tak na niego patrzyło, ale cóż zrobić. Jednak odpowiedź na pytanie odnośnie psychopatów sprawiła, że młody Księciunio poszarzał na twarzy. Jak on dopadnie tego debila co wymyślił te wszystkie plotki, to go zatłucze. Jego własnymi rękoma. Z każdą kolejną informacją w jego umyśle pojawiały się nowe metody mordu. Czy niektórzy są naprawdę tacy głupi?
- Mam nadzieję, że w większości to głupi żart. Trafili chyba tylko z tym trzymaniem Akademii. – powiedział Raz przejeżdżając sobie ręką po twarzy. Za jakie grzechy. – Mam nadzieję, że oni nie wparują do Akademii, bo jak mnie ktoś zacznie macać czy próbować czegoś innego to skrzywdzę go. Istnieje coś takiego jak pieprzona nietykalność osobista, a jak jestem Księciem tej planety, to powinna być ona jeszcze lepsza. Jak ktoś będzie chciał się upewnić to spoko, ale za głupie rzeczy coś zrobię.
Po tych słowach wysłuchał jeszcze wiadomości na temat Vivian. To, że jego matka próbowała nawiązać z nią nić porozumienia to było wiadome. Ale serio przyboczna? Czy może to tylko wymówka, żeby z nią pogadać. Znając obie kobiety to Vivian zapierała się rękami, nogami, a nawet zębami, żeby nie pogadać z mamą, a Aryenne wykorzystywała wszelakie sztuczki i możliwości, żeby ją zmusić do rozmowy. Krótko mówiąc trafił swój na swego. No, ale Raziela też pewnie czeka rozmowa z mamusią.
- Cała Vivian. No nic, zapewne ani mama jej nie przekona, ani nie odpuści. I tak będą się bujać. No dobra. To chyba zostało ostatnie pytanie. Czego ode mnie oczekujesz tato? Jestem w końcu tym Księciem. Synem króla i bohaterem chorych legend. Musisz mieć dla mnie jakieś zadanie. – rzekł młody Saiyanin i spojrzał na swojego ojca. Czas pokazać niektóre karty papciu.
- Od razu wbiłem w ścianę. Po prostu pozwoliłem mu pozwiedzać pomieszczenia, równocześnie rozwijając myśl architektoniczną. Powinieneś być ze mnie dumny. – powiedział ciemnowłosy uśmiechając się do ojca, który ponownie zajął miejsce na tronie. Trochę dziwnie się tak na niego patrzyło, ale cóż zrobić. Jednak odpowiedź na pytanie odnośnie psychopatów sprawiła, że młody Księciunio poszarzał na twarzy. Jak on dopadnie tego debila co wymyślił te wszystkie plotki, to go zatłucze. Jego własnymi rękoma. Z każdą kolejną informacją w jego umyśle pojawiały się nowe metody mordu. Czy niektórzy są naprawdę tacy głupi?
- Mam nadzieję, że w większości to głupi żart. Trafili chyba tylko z tym trzymaniem Akademii. – powiedział Raz przejeżdżając sobie ręką po twarzy. Za jakie grzechy. – Mam nadzieję, że oni nie wparują do Akademii, bo jak mnie ktoś zacznie macać czy próbować czegoś innego to skrzywdzę go. Istnieje coś takiego jak pieprzona nietykalność osobista, a jak jestem Księciem tej planety, to powinna być ona jeszcze lepsza. Jak ktoś będzie chciał się upewnić to spoko, ale za głupie rzeczy coś zrobię.
Po tych słowach wysłuchał jeszcze wiadomości na temat Vivian. To, że jego matka próbowała nawiązać z nią nić porozumienia to było wiadome. Ale serio przyboczna? Czy może to tylko wymówka, żeby z nią pogadać. Znając obie kobiety to Vivian zapierała się rękami, nogami, a nawet zębami, żeby nie pogadać z mamą, a Aryenne wykorzystywała wszelakie sztuczki i możliwości, żeby ją zmusić do rozmowy. Krótko mówiąc trafił swój na swego. No, ale Raziela też pewnie czeka rozmowa z mamusią.
- Cała Vivian. No nic, zapewne ani mama jej nie przekona, ani nie odpuści. I tak będą się bujać. No dobra. To chyba zostało ostatnie pytanie. Czego ode mnie oczekujesz tato? Jestem w końcu tym Księciem. Synem króla i bohaterem chorych legend. Musisz mieć dla mnie jakieś zadanie. – rzekł młody Saiyanin i spojrzał na swojego ojca. Czas pokazać niektóre karty papciu.
Re: Sala tronowa (audiencyjna)
Pon Maj 23, 2016 6:00 pm
Król zaśmiał się cicho, po czym powaga zagrała iskrą w oczach.
- Przede wszystkim, masz dawać przykład. Nie zmuszam Cię od razu do świecenia na wszystkie strony rycerskimi cnotami, ale jesteś z rodu Zahne, jesteś Księciem, masz się zachowywać jak na to przystało. Z rozsądkiem, nie chcę słyszeć, że wydajesz bankiety na swoją cześć, rozdajesz ostatni grosz ubogim i upijasz się szampanem. Niestety, możesz mieć żal za to, ale teraz Twoje postępki są obserwowane przez większą skalę osób. Nie mam tylko na myśli grona psychofanek. Nie wszyscy są nam przychylni po rebelii, mogą spróbować budować nieufność ludu do mnie poprzez Ciebie. Miej się na baczności. - Zick przymknął na moment oczy. - Chcę zobaczyć, jak mój syn staje się poważną, odpowiedzialną osobą. Każdy ma na sumieniu drobne grzeszki, ale nie chcę słyszeć o żadnej aferze z Twoim udziałem. Liczę, że będziesz zachowywał się jak dorosły, którym od jakichś dwóch lat formalnie jesteś. Z wolna będę Cię wprowadzał w sprawy Vegety oraz wszystkim czym się tutaj zajmować muszę, jednakże, dopóki nie wykażesz odpowiednich cech, chcę, byś dalej kształcił się w Akademii.
Ledwie skończył mówić, otworzyły się boczne drzwi komnaty i do środka weszła Aryenne Zahne, kryjąc swoje poruszenie. Uśmiechnęła się szczerze na widok obu mężczyzn, fioletowy strój zaszeleścił wokół jej bioder gdy ruszyła w ich stronę. Nieznacznie wzrok króla złagodniał, ale nawet jego maska nie potrafiła ukryć tego, że patrzył na żonę z uczuciem. Koniec rozłąki zrobił dobrze obojgu, wyglądali jakby to, czego brakowało w ich twarzach, wróciło. Aryenne podeszła do Raziela wyciągając ramiona i mocno go objęła, przyciągając do piersi.
- No, nareszcie! Słowo daję, jesteś jeszcze bardziej nieodpowiedzialny niż Twój ojciec w tym wieku, on by przynajmniej dał znać, że go przez tyle nie będzie. Wraca do domu bez uprzedzenia nawet, ani jednej wiadomości, jakby zapomniał, że z kapsuły i scoutera może się z nami połączyć...
- Aryenne...
- Mogłeś choć matce dać znać co się z Tobą działo, nie masz pojęcia jak szalałam z niepokoju. Twój ojciec musiał mnie co chwila uspokajać. Pół roku jestem w domu i nawet nie mogłam porozmawiać z synem, Zick opowiadał mi co przez te lata rozrabiałeś, mamy sobie do pogadania Książę, chciałabym wiedzieć co to za imprezy urządzałeś w cudzej kwaterze...
- Aryenne... - władca nie krył rozbawienia, wstając z trony. - Dusisz go.
Aryenne zreflektowała się, stropiła nieco i uścisk zelżał. Jej małe zrzędzenie było po części odreagowaniem słów córki, w większej mierze jednak nie kryła ulgi, widząc, że jej pierworodny jest cały i zdrowy. Położyła dłoń na policzku Raziela, uśmiechnęła się z matczyną czułością, wspięła na palce i pocałowała go w czoło.
- Przepraszam, to z tęsknoty. W końcu wróciłeś. - wsunęła dłoń pod ramię męża, który położył jej dłoń na ramieniu. Po raz pierwszy od tylu lat, ich syn mógł ponownie zobaczyć ich razem. - Tę minę masz po Zicku. Tak jakby nic we wszechświecie nie było w stanie was poruszyć. - zmierzwiła Razielowi włosy.
- Nie mam serca zabraniać Twojej matce Cię witać... Ale czeka nasz trochę obowiązków. Masz do wyboru jeszcze zostać z nami, albo wrócić na służbę. I pamiętaj, co powiedziałem.
OOC
Jeśli chcesz możesz sobie jeszcze na zakończenie rodzinnego spotkania pokierować nimi, to mój ostatni post. Piszesz swój i jesteś wolny.
- Przede wszystkim, masz dawać przykład. Nie zmuszam Cię od razu do świecenia na wszystkie strony rycerskimi cnotami, ale jesteś z rodu Zahne, jesteś Księciem, masz się zachowywać jak na to przystało. Z rozsądkiem, nie chcę słyszeć, że wydajesz bankiety na swoją cześć, rozdajesz ostatni grosz ubogim i upijasz się szampanem. Niestety, możesz mieć żal za to, ale teraz Twoje postępki są obserwowane przez większą skalę osób. Nie mam tylko na myśli grona psychofanek. Nie wszyscy są nam przychylni po rebelii, mogą spróbować budować nieufność ludu do mnie poprzez Ciebie. Miej się na baczności. - Zick przymknął na moment oczy. - Chcę zobaczyć, jak mój syn staje się poważną, odpowiedzialną osobą. Każdy ma na sumieniu drobne grzeszki, ale nie chcę słyszeć o żadnej aferze z Twoim udziałem. Liczę, że będziesz zachowywał się jak dorosły, którym od jakichś dwóch lat formalnie jesteś. Z wolna będę Cię wprowadzał w sprawy Vegety oraz wszystkim czym się tutaj zajmować muszę, jednakże, dopóki nie wykażesz odpowiednich cech, chcę, byś dalej kształcił się w Akademii.
Ledwie skończył mówić, otworzyły się boczne drzwi komnaty i do środka weszła Aryenne Zahne, kryjąc swoje poruszenie. Uśmiechnęła się szczerze na widok obu mężczyzn, fioletowy strój zaszeleścił wokół jej bioder gdy ruszyła w ich stronę. Nieznacznie wzrok króla złagodniał, ale nawet jego maska nie potrafiła ukryć tego, że patrzył na żonę z uczuciem. Koniec rozłąki zrobił dobrze obojgu, wyglądali jakby to, czego brakowało w ich twarzach, wróciło. Aryenne podeszła do Raziela wyciągając ramiona i mocno go objęła, przyciągając do piersi.
- No, nareszcie! Słowo daję, jesteś jeszcze bardziej nieodpowiedzialny niż Twój ojciec w tym wieku, on by przynajmniej dał znać, że go przez tyle nie będzie. Wraca do domu bez uprzedzenia nawet, ani jednej wiadomości, jakby zapomniał, że z kapsuły i scoutera może się z nami połączyć...
- Aryenne...
- Mogłeś choć matce dać znać co się z Tobą działo, nie masz pojęcia jak szalałam z niepokoju. Twój ojciec musiał mnie co chwila uspokajać. Pół roku jestem w domu i nawet nie mogłam porozmawiać z synem, Zick opowiadał mi co przez te lata rozrabiałeś, mamy sobie do pogadania Książę, chciałabym wiedzieć co to za imprezy urządzałeś w cudzej kwaterze...
- Aryenne... - władca nie krył rozbawienia, wstając z trony. - Dusisz go.
Aryenne zreflektowała się, stropiła nieco i uścisk zelżał. Jej małe zrzędzenie było po części odreagowaniem słów córki, w większej mierze jednak nie kryła ulgi, widząc, że jej pierworodny jest cały i zdrowy. Położyła dłoń na policzku Raziela, uśmiechnęła się z matczyną czułością, wspięła na palce i pocałowała go w czoło.
- Przepraszam, to z tęsknoty. W końcu wróciłeś. - wsunęła dłoń pod ramię męża, który położył jej dłoń na ramieniu. Po raz pierwszy od tylu lat, ich syn mógł ponownie zobaczyć ich razem. - Tę minę masz po Zicku. Tak jakby nic we wszechświecie nie było w stanie was poruszyć. - zmierzwiła Razielowi włosy.
- Nie mam serca zabraniać Twojej matce Cię witać... Ale czeka nasz trochę obowiązków. Masz do wyboru jeszcze zostać z nami, albo wrócić na służbę. I pamiętaj, co powiedziałem.
OOC
Jeśli chcesz możesz sobie jeszcze na zakończenie rodzinnego spotkania pokierować nimi, to mój ostatni post. Piszesz swój i jesteś wolny.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Sala tronowa (audiencyjna)
Wto Maj 24, 2016 10:14 pm
Spokojnie słuchał swojego ojca, który wyłuszczał mu jak ma się mniej więcej zachowywać. Czyli mniej więcej tak jak Raziel się spodziewał. Bądź grzeczny, szanuj dobre imię i zachowuj się przyzwoicie. Nawet jego tato odniósł się do jego wieku. Ciekawe co on robił w jego wieku? Chyba nie był tak sztywny od urodzenia. Chociaż, kto go tam wie. Z tego co pamiętał z dzieciństwa to zawsze jego matka była bardziej rozrywkowa, ale pamięć dziecka bywa zawodna, czyż nie? Po za tym niektóre rzeczy, które miał niby Raziel robić były, no jakby to powiedzieć? Głupie. Czy naprawdę jego ojciec myślał, że on będzie robił bankiety na swoją cześć? Przecież nie jest na tyle chory psychicznie.
- Rozumiem. Mam się zachowywać jak na syna władcy planety przystało i nie zwracać na siebie niepotrzebnie uwagi. Mam brylować wynikami i działaniem, a nie ilością imprez, pukniętych lasek i wybitych zębów. Da się załatwić. Mogę nawet wziąć udział w jakiejś kampanii reklamowej jak chcesz. Dopóki nikt się nie wpieprza w moje misje i nie robi ze mnie lalki, dopóty ja nie mam problemów ze swoją nową rolą. Ale z tymi psychofankami trzeba coś zrobić. – powiedział młody Saiyanin. I właśnie kiedy jego ojciec dokańczał, to do pomieszczenia wparowała druga połowa z pary królewskiej. Raz wziął głęboki oddech i spojrzał w kierunku swojej matki. Musiał przyznać, że to pół roku dobrze na nią podziałało. Wyglądała ponownie tak ją zapamiętał. Szczęśliwą. Jednakże w dalszym ciągu czuć było bijącą od niej potęgę. Gdyby nie był jej dzieckiem i widział ją pierwszy raz to zapewne, by klęknął i skłonił głowę przed majestatem. To były pewne smaczki, którym brakowało niektórym osobnikom. Ta emanująca z ciebie pewność siebie i elegancja, która nie może być zgnieciona w żadnym wypadku. Nawet kiedy taka osoba jest cała we krwi i błocie to wiesz, że musisz się z nią liczyć. Kątem oka dostrzegł zmianę na twarzy swojego ojca. Najwidoczniej te pół roku chyba wystarczyło, żeby nadrobić stracony czas. Ale to raczej nie była rzecz, o której chciał Raz myśleć.
- Hej mamo. – powiedział Natto i tylko tyle zdołał z siebie wydusić, gdyż chwilę po wypowiedzeniu tych słów został zamknięty w matczynym uścisku. Czuł się teraz jak małe dziecko, które mamusia wita, bo wróciło z dwudniowej wycieczki do dziadków. No, ale jakby na to spojrzeć, to jego matka nie miała z nim wiele kontaktu, więc to zrozumiałe, że chciała się nacieszyć dziećmi. Znając zaś Vivian, to Raziel mógł stawiać w ciemno, że raczej nie tuliły się do siebie codziennie i nie chodziły na wycieczki. Zahne’a pewnie czekał też ochrzan od siostry, ale tym się jakoś nie przejmował. Ile razy Vi suszyła mu głowę w trakcie ich znajomości? Na bank sporo, gdyż Księciowi Vegety nawet nie chciało się liczyć. Teraz jednak słuchał piąte przez dziesiąte tyrady swojej matki. Wiedział, że się denerwowała i w ogóle, ale jakoś czuł, że to nie ma większego znaczenia. Objął swoją matkę i też przycisnął ją do siebie.
- Też mi ciebie brakowało mamo. – powiedział cicho Raz, jednak jego ojciec to zapewne też usłyszał. W końcu uścisk zelżał i oboje się puścili. Uśmiechnął się do niej lekko, kiedy go pocałowała w czoło. Czy właśnie tego mu brakowało przez te lata? Matczynej miłości?
- Rozumiem. W sumie mogłem dać znać, ale musiałem przemyśleć wiele rzeczy. Po prostu chyba nie byłem gotowy do tego co mnie miało czekać. Jednak te pół roku pozwoliło mi ogarnąć się. Przepraszam was, że musieliście się denerwować, ale czasami trzeba zrobić coś, co wydaje się głupie. Teraz jednak już jestem. – rzekł chłopak. Uśmiechnął się też widząc swoich rodziców razem. Wyglądali na szczęśliwych. Ciemnowłosy widział takiego ojca i matkę po raz pierwszy od prawie dziesięciu lat.
- Uważaj, bo pozwoliłaby ci przerwać. – powiedział Natto, a rodzice się uśmiechnęli. Kiedy ojciec zaproponował jeszcze chwilę spędzonego czasu razem to raz przytaknął. Chciał się dowiedzieć co się z nimi działo.
Opuszczał pałac dwie godziny później. W końcu jego rodzice musieli się wziąć do pracy, a on sam musiał pojawić się w Akademii. Na koniec matka jeszcze raz go mocno przytuliła, a ojciec uścisnął mu dłoń. Na całe szczęście dla Raza zbiegowisko się rozeszło, a on miał możliwość zmiany ubrania, na bardziej normalny. Całe szczęście, że jego rodzice pomyśleli o ciuchach dla niego w Komnatach Królewskich. W sumie zastanawiało go, gdzie będzie mieszkać. W pałacu, domu czy Akademii? Nie miał pojęcia. Ważne zaś było, że miał do kogo wracać.
Z/t do Sali treningowej.
- Rozumiem. Mam się zachowywać jak na syna władcy planety przystało i nie zwracać na siebie niepotrzebnie uwagi. Mam brylować wynikami i działaniem, a nie ilością imprez, pukniętych lasek i wybitych zębów. Da się załatwić. Mogę nawet wziąć udział w jakiejś kampanii reklamowej jak chcesz. Dopóki nikt się nie wpieprza w moje misje i nie robi ze mnie lalki, dopóty ja nie mam problemów ze swoją nową rolą. Ale z tymi psychofankami trzeba coś zrobić. – powiedział młody Saiyanin. I właśnie kiedy jego ojciec dokańczał, to do pomieszczenia wparowała druga połowa z pary królewskiej. Raz wziął głęboki oddech i spojrzał w kierunku swojej matki. Musiał przyznać, że to pół roku dobrze na nią podziałało. Wyglądała ponownie tak ją zapamiętał. Szczęśliwą. Jednakże w dalszym ciągu czuć było bijącą od niej potęgę. Gdyby nie był jej dzieckiem i widział ją pierwszy raz to zapewne, by klęknął i skłonił głowę przed majestatem. To były pewne smaczki, którym brakowało niektórym osobnikom. Ta emanująca z ciebie pewność siebie i elegancja, która nie może być zgnieciona w żadnym wypadku. Nawet kiedy taka osoba jest cała we krwi i błocie to wiesz, że musisz się z nią liczyć. Kątem oka dostrzegł zmianę na twarzy swojego ojca. Najwidoczniej te pół roku chyba wystarczyło, żeby nadrobić stracony czas. Ale to raczej nie była rzecz, o której chciał Raz myśleć.
- Hej mamo. – powiedział Natto i tylko tyle zdołał z siebie wydusić, gdyż chwilę po wypowiedzeniu tych słów został zamknięty w matczynym uścisku. Czuł się teraz jak małe dziecko, które mamusia wita, bo wróciło z dwudniowej wycieczki do dziadków. No, ale jakby na to spojrzeć, to jego matka nie miała z nim wiele kontaktu, więc to zrozumiałe, że chciała się nacieszyć dziećmi. Znając zaś Vivian, to Raziel mógł stawiać w ciemno, że raczej nie tuliły się do siebie codziennie i nie chodziły na wycieczki. Zahne’a pewnie czekał też ochrzan od siostry, ale tym się jakoś nie przejmował. Ile razy Vi suszyła mu głowę w trakcie ich znajomości? Na bank sporo, gdyż Księciowi Vegety nawet nie chciało się liczyć. Teraz jednak słuchał piąte przez dziesiąte tyrady swojej matki. Wiedział, że się denerwowała i w ogóle, ale jakoś czuł, że to nie ma większego znaczenia. Objął swoją matkę i też przycisnął ją do siebie.
- Też mi ciebie brakowało mamo. – powiedział cicho Raz, jednak jego ojciec to zapewne też usłyszał. W końcu uścisk zelżał i oboje się puścili. Uśmiechnął się do niej lekko, kiedy go pocałowała w czoło. Czy właśnie tego mu brakowało przez te lata? Matczynej miłości?
- Rozumiem. W sumie mogłem dać znać, ale musiałem przemyśleć wiele rzeczy. Po prostu chyba nie byłem gotowy do tego co mnie miało czekać. Jednak te pół roku pozwoliło mi ogarnąć się. Przepraszam was, że musieliście się denerwować, ale czasami trzeba zrobić coś, co wydaje się głupie. Teraz jednak już jestem. – rzekł chłopak. Uśmiechnął się też widząc swoich rodziców razem. Wyglądali na szczęśliwych. Ciemnowłosy widział takiego ojca i matkę po raz pierwszy od prawie dziesięciu lat.
- Uważaj, bo pozwoliłaby ci przerwać. – powiedział Natto, a rodzice się uśmiechnęli. Kiedy ojciec zaproponował jeszcze chwilę spędzonego czasu razem to raz przytaknął. Chciał się dowiedzieć co się z nimi działo.
Opuszczał pałac dwie godziny później. W końcu jego rodzice musieli się wziąć do pracy, a on sam musiał pojawić się w Akademii. Na koniec matka jeszcze raz go mocno przytuliła, a ojciec uścisnął mu dłoń. Na całe szczęście dla Raza zbiegowisko się rozeszło, a on miał możliwość zmiany ubrania, na bardziej normalny. Całe szczęście, że jego rodzice pomyśleli o ciuchach dla niego w Komnatach Królewskich. W sumie zastanawiało go, gdzie będzie mieszkać. W pałacu, domu czy Akademii? Nie miał pojęcia. Ważne zaś było, że miał do kogo wracać.
Z/t do Sali treningowej.
Re: Sala tronowa (audiencyjna)
Sro Sty 24, 2018 10:17 pm
[ Event - Smoczy Oddech ]
Uwaga: Na terenie całego pałacu możliwość wyczuwania KI jest zablokowana. Nie można wyczuć energii osób przebywających wewnątrz, oraz osób znajdujących się poza pałacem.
Wysłannik Xenonu w końcu przybył do pałacu, eskortowany aż z portu do tego miejsca. Pałacowa Gwardia jeszcze raz dopilnowała aby nie wnieśli żadnego sprzętu do sali. Mimo to zmiennokształtni okazywali zupełne opanowanie, zachowując wyższość na jaką inne rasy nie pozwoliłby by sobie, chociażby ze strachu. Rada przyglądała się wszystkiemu ze swoich loży, rzędu krzeseł za podwyższeniem tronu. Król i jego obsada patrzyli groźnie z wysokości należnego i miejsca, choć na jaszczurach nie robiło to najmniejszego wrażenia...
***
Mistrz Ćwiczeń Icebreaker zatrzymał się w połowie drogi do Królewskiego oblicza, najwidoczniej nie było potrzeby ryzykować kolejnych kilku kroków. Zrobił mało imponujący ukłon, raczej nie zrobiło by to na nikim wrażenia ale też nie musiało. Widząc skupiony na sobie wzrok, postanowił przemówić ale ktoś go ubiegł. Jeden ze starców złamał napiętą ciszę, każdy mógł na chwilę odetchnąć z ulgą.
- Pozwolę sobie Nasz Królu, zapowiedzieć gości... Stoi przed Wami, nie kto inny jak, Mistrz Ćwiczeń IceBreaker... Słynny Xenoński wojownik, wysłany przez nowego władcę do rozmów z waszą wysokością... Oraz jego eskorta... - głos starca był pozbawiony wszelkich uczuć, nie dało się wyczytać nic, ze słów które wyrecytował.
Pełnił on rolę rzecznika Rady, ale wszyscy wiedzieli, że to tylko przykrywka do własnych interesów, chociaż nikt nie był wstanie mu tego udowodnić. Warga Moric'a drgnęła niedostrzegalnie, gdy tłumił szyderczy uśmieszek. Żaden z tych ludzi obecnych w sali nie wiedział co traci. Wszyscy uważali go za tchórza, ale on potrafił zmusić ich aby mimo woli i tak wykonali jego plan...
- To prawda... Jestem wysłannikiem mojego Pana... Przywódcy naszej Rasy... Przychodzę mówić jego głosem, a ma on dla Was propozycję... - opamiętał się i natychmiast zdusił emocje.
Zadanie jakie mu powierzono było ostatnim, jakie tak naprawdę wykona. W końcu Mistrz Ćwiczeń, odetchnął głęboko i oczyścił umysł.
- Mój Pan. Domaga się Waszego Ponownego Poddaństwa... Pochylcie głowy a zachowacie życie w cieniu jego Świetności... Odrodzony Xenon przerasta Was pod każdym względem...
" Większość Sali wybuchnęła śmiechem, nikt z nich nie spodziewał się takiego obrotu sprawy... Spokój zachowały tylko, najgroźniejsze umysły Vegety... Na czele z Władcą tej Planety... Nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia, choć Jego aura zdradzała, irytację... "
Zick - słuchał uważnie słów dziewczyny i równocześnie obserwował jej ruchy oraz mimikę twarzy. Już dawno nauczył się, że nawet doskonały kłamca nie potrafi do końca kontrolować odruchów swojego ciała, a co dopiero młoda dziewczyna.
***
Tym razem było podobnie, Król był wstanie prześwietlić zachowanie Zmiennokształtnego, ale nie uzyskał powodu dla którego gad wygadywał takie bzdury. Nie byli wstanie zagrozić Vegecie nawet i za stulecie, a jednak zjawili się. Coś musiało być na rzeczy, wydało się to szybciej niż można się spodziewać. Część wojowników srogo postawiła się wobec słów jaszczura, stając w gotowości do ataku. Rada podnosiła głos przekrzykując się, jeden na drugiego. W takiej sytuacji nie trudno było o błędne decyzje...
- Zniewaga Dla Korony... - Krzyczeli z jednej strony przedstawiciele Vegety.
- Jesteśmy Militarną Potęgą, Naszej Technologi nikt nie dorówna, bzdury.... - Odkrzykiwali Inni.
Właśnie tego chciał pomysłodawca całego tego przedstawienia, trzech niepozornych gości zdołało prześlizgnąć się już do Akademii, z tego miejsca nikt ich nie wyczuje. Wszystkie oczy są skierowane na wizytę siedmiu jaszczurów. Gdzie jeden z nich oddał za misję własne życie...
-Dziękuję Wasza Wysokość , byłem przygotowany że odejdę jako bohater mojego Ludu...
" Icebreaker był w swojej najwyższej formie... Obrócił się i dźgnął najbliższego strażnika w krtań... Aura gwardzisty w oka mgnieniu zgasła, padł pozbawiony życia... Sześciu przybocznych jaszczurów również zerwało się do walki, byli idealnie wyszkoleni... Nie dali przeciwnikowi chwili na zmianę koloru włosów... Pozbawiali życia równie szybko jak ich przywódca... Mistrz Ćwiczeń znalazł się na stopniach do tronu błyskawicznie... Złapał prawego strażnika za nadgarstek, odcinając mu ramię energią skupioną w dłoni... Ostrze utorowało mu drogę do Zick'a... "
IceBreaker nie dał mu szansy, rozpłatał ciało Władcy zanim ktokolwiek zdołał się zbliżyć. Oddając własne życie, odebrał Vegecie wszystko co mógł. Cios nie miał rozpędu ale wystarczył aby wbić fioletowe ostrze prosto w gardło Króla. Ze spokojem Mistrz Ćwiczeń, wyciągnął dłoń przesiąkniętą krwią, rozłożył ręce na boki, uniósł głowę wysoko... Zastygł w bezruchu, dając się zabić na oczach wszystkich... Saiyanie nie mieli dla niego litości, chwilę później padł ostatni xenkończyk a z pałacu ukradkiem jeszcze przed całym zajściem umknęło kilku starców...
OCC:
- Nikt z zewnątrz jeszcze nie wie co się wydarzyło, Pierwszy Alarm będzie w Porcie.
- Całe Info jest w Tekście.
- Jaszczury nie żyją, wszyscy zginęli, włączając Króla.
- Raz Przejmuje Dowodzenie z Portu. Robi się nowa Era.
- Trzech Xenończyków przedarło się do Akademii, pod przykrywką wizyty.
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach