The author of this message was banned from the forum - See the message
- RotaBANNED!
- Liczba postów : 197
Data rejestracji : 16/10/2015
Skąd : Wielki Świat
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Sam nie wiedział, czemu akurat Ziemia. Czemu akurat tutaj wylądował? Może to była robota siostry? Kto wie. Wszystko tutaj było takie dziwne, wręcz inne. Tak, było inne. Inny świat, wszystko. Nie mógł w ogóle się odnaleźć. Dobrze, że spotkał Jego na swojej drodze. Safari miły chłopak, który go przygarnął pod swój dach. Nie musiał koczować na ulicy.
Pierwsza noc, nie mógł spać. Druga, podobnie. Trzecia, tym bardziej. Może to była kwestia tego, że nie był przyzwyczajony do takich wygód? Możliwe.
Przebudził się w środku nocy. Przetarł oczy. Spał na kanapie, pod kocem. Ogon poruszał się powoli. Najpierw łazienka, pod kuchnia. Jak załatwił swoje potrzeby, podreptał do kuchni. Co jakiś czas przecierał zmęczone oczy. Wyjął z lodówki mleko. Odkręcił butelkę i usiadł na parapecie okna. Poruszał powoli ogonem. Patrzył z uwagą w niebo. To tutaj, było zupełnie inne niż na Vegecie, ale jakże piękne.
Co jakiś czas upijał łyk ze szklanej butelki. Czuł smutek, tęsknotę. Westchnął. Chciał wrócić do domu...do siostry…Odstawił pustą butelkę, po czym podkulił nogi. Objął je rekami. Wsparł na kolanach głowę. Nie spuszczał wzroku z nieboskłonu jeszcze dobre kilka minut. Dopiero po chwili ukrył twarz w opartych na kolanach rękach. Dało się słyszeć ciche łkanie. Ogon zaś był luźno spuszczony i tylko końcówka lekko podrygiwała.
[Wątek prowadzę ja i Safari]
Pierwsza noc, nie mógł spać. Druga, podobnie. Trzecia, tym bardziej. Może to była kwestia tego, że nie był przyzwyczajony do takich wygód? Możliwe.
Przebudził się w środku nocy. Przetarł oczy. Spał na kanapie, pod kocem. Ogon poruszał się powoli. Najpierw łazienka, pod kuchnia. Jak załatwił swoje potrzeby, podreptał do kuchni. Co jakiś czas przecierał zmęczone oczy. Wyjął z lodówki mleko. Odkręcił butelkę i usiadł na parapecie okna. Poruszał powoli ogonem. Patrzył z uwagą w niebo. To tutaj, było zupełnie inne niż na Vegecie, ale jakże piękne.
Co jakiś czas upijał łyk ze szklanej butelki. Czuł smutek, tęsknotę. Westchnął. Chciał wrócić do domu...do siostry…Odstawił pustą butelkę, po czym podkulił nogi. Objął je rekami. Wsparł na kolanach głowę. Nie spuszczał wzroku z nieboskłonu jeszcze dobre kilka minut. Dopiero po chwili ukrył twarz w opartych na kolanach rękach. Dało się słyszeć ciche łkanie. Ogon zaś był luźno spuszczony i tylko końcówka lekko podrygiwała.
[Wątek prowadzę ja i Safari]
The author of this message was banned from the forum - See the message
W pewnym dniu kiedy był zmuszony uzupełnić lodówkę o nowe produkty spożywcze (szybko pustoszała co było normalne w tym domu), musiał zajść do najbliższego miasta w obrębie kilkunastu kilometrów od lasu. W dość zastraszającym tempie pieniądze, które przechowywał na potrzebne wydatki wyparowywały jak kamfora. Po części nawet mu małe kwoty od tak znikały, co było sprawką jego młodszej siostry, która nieraz była przyłapana na zajadaniu się cukierkami czy czekoladą. Próbował jakoś chować te słodycze nawet jak coś kupił, ale jego siostra zawsze wyniuchała gdzie one są, to samo tyczyło się pieniędzy, które trzymał w szufladzie u siebie. Była równie skuteczna w znajdowaniu łakoci co podbieraniu ubrań bratu. Musiał jakoś to znosić. Jak jej tylko próbował zabrać choćby małego cukierka, to ta chciała go od razu pobić. Cukier na nią działał dość destrukcyjnie. Nie lubiła się dzielić do tego, ale czasem szła na ustępstwa jak Saf ją jakoś ubłagał. W końcu czasem ją zabierał na zakupy kiedy było potrzeba dodatkowych rąk albo kiedy on nie pamiętał dokładnie co kupić. Tym razem nie było potrzeba, wiedział czego brakowało. Kisa musiała się domem zająć mimo swej niechęci do domowych obowiązków.
Saf z plecakiem turystycznym przechadzał się po uliczce ze sklepami po obu stronach. Miał w pewnym stopniu już obczajone co gdzie kupować. W końcu to była jego nie pierwsza wycieczka po sprawunki. Po jakimś czasie miał pokupowane co trzeba. Gdy przechodził chodnikiem, gdzieś na ulicy w zaułku coś przykuło jego uwagę. Wysoki osobnik w rozczochranej fryzurze z bordową kitą. Był ubrany w saiyanski pancerz i miał ogon (trochę wyświechtany jak po spotkaniu z wirówką), czyli był nietutejszy. Był totalnie zdezorientowany jak też spanikowany. Nie wyglądał zbyt dobrze. Niepewny wzrok, ogon nastroszony. Do tego ubrudzony jakby się gdzieś rozbił i trafił do miasta by szwędać się ileś dni nim ktoś zwróci na niego uwagę. Albo i nie, bo jakoś unikał ludzi jakby się ich bał, że mu coś zrobią co było nieco dziecięcym zachowaniem. Saf do niego tam podszedł. Tak z ciekawości na początku. Normalnie się nie widuje gościa z ogonem taki jak miał chłopak. W pierwszej chwili nieco go wystraszył, ale to pewnie przez wypakowany po brzegi plecak, który znacznie górował nad Saiyanem. Trochę czasu minęło nim tamten do niego zagadał przy okazji widząc, że czerwonowłosy też ma tak jak on ogon. Przybysz się przemógł na tyle by wyjawić swe imię i bełkotał nieco o swojej siostrze, którą podobno miał. Nie znał miejsca w którym był, planety i ich mieszkańców. Saf miał dobre serce i zaproponował mu, że go weźmie do siebie. Że zaopiekuje się nim, bo w pewnym stopniu też widział siebie po tym jak z niewiadomych przyczyn znalazł się na Ziemi co gorsza z wymazaną pamięcią. Xalanth, bo się tak zwał nowopoznany zgodził się na to, ale najpierw się okazało jak bardzo był głodny. Wybawiciel jeszcze miał pieniądze, a raczej nie chciał się pozbyć swoich zakupów na gościa nim dotarli do domu, więc wydał resztę co miał na posiłek w mieście dla Xala. Dużo tego nie było patrząc na to jak pojemne bywają saiyanskie żołądki.
Ogoniasty zabrał nowego kolegę do swojego domostwa w środku lasu. Kisa nie była zbytnio zadowolona z gościa. Szczególnie, że będzie więcej jedzenia ubywać niż dotychczas. Siostrzyczka po jakimś czasie przestała się nim przejmować, bo jeszcze miała do wykonania obowiązki domowe (które niezbyt lubiła). Jako, że już potem był wieczór, zjedli w trójkę trochę skąpą kolację. W tym czasie Xal zaciekawiony obejrzał cały dom od garażu po sam strych i nawet sprawdzał co do czego służy co dodatkowo przyprawiało o nowe sprzątanie. Raz użył szczotki do czyszczenia ubikacji by sobie ogon przeczesać, szybko potem pożałował jak się dowiedział co to jest i do czego. Dodatkowo zapaskudził całą łazienkę wylewając litry ciepłej wody. Trochę było awantury ze strony małej Saiyanki. Saf pożyczył Xalowi swoje ubrania. Kłaczasty był niewiele wyższy od czerwonowłosego, więc nie było problemu.
Po kolacji wszyscy poszli spać. Xal nadal będąc nie do końca ufny stwierdził, że się przekima na kanapie na dole w salonie mimo, że miał propozycję spania w pokoju gościnnym na piętrze gdzie były tez sypialnie gospodarzy. Minęło kilka dni, Xal niezbyt dobrze spał, a Kisa zabrała mu jego stare łachy po pierwszym dniu zanim nawet zostały wrzucone do pralki. Saf się trochę o niego niepokoił, bo chłopak chodził zgaszony jak tylko nikt nie patrzył. Czerwonowłosy nawet nie musiał dobrze patrzeć by widzieć, że ogon Xalantha smętnie zwisa gdy z kolei na jego twarzy widniał uśmiech gdy się przekomarzał z młodszą siostrą gospodarza domu. Coś trapiło tego Saiyana. Trzeciej nocy to nawet Saf nie mógł spać ze zmartwienia o niego więc wyszedł z pokoju na dół. Gdy tylko wszedł do kuchni przyuważył w ciemności zwinięty kształt na parapecie, a obok pustą butelkę po mleku. Słyszał jego pochlipywanie, co go trochę dziwiło. To coś to był jego kilkudniowy gość z Vegety. Sam wiedział, że nie może za bardzo płakać. No chyba, że to naprawdę były mocne emocje, które obecnie przejawiał długowłosy.
Safowi zrobiło się żal Xalantha. Nie miał mu nic za złe, że sobie w nocy wziął mleko, widać bardzo chciało mu się pić. Saiyan ostrożnie podszedł do tego skulonego cosia. Lekko tknął go ręką w ramie. Wystarczyło to by Xal podniósł głowę by spojrzeć kto to za nim się czai. Instynkt tego chłopaka pewnie podpowiadał o ataku, ale był zbyt załamany by reagować. Saf patrzył w te smutne oczy, które były wilgotne od łez. Aż czuł ból chłopaka wyzierające się z tego oblicza. Nie wiedział co powiedzieć, co zrobić poza trzymaniem ciepłej dłoni na jego plecach. A może wcale słowa nie były potrzebne ? Wiele razy w podobny sposób pocieszał swoja siostrzyczkę gładząc ja po barkach trochę jak przy masażu. Chwila ciszy, czułe i powolne gesty. Nawet mu się przewinęło przez głowę by Xalowi otrzeć oczy z łez, nieważne czy ręką czy swoją koszulką. Taka reakcja była kusząca. Obecnie zapłakany chłopak był jak małe zwierzątko, które potrzebowało czułości innej osoby. Jak dotąd Saf nikogo tak uczuciowego nie znał prócz swojej rozbrykanej siostry, którą kochał nad życie i która nieraz dała mu do wiwatu swym kapryśnym zachowaniem nastolatki. Trzymając rękę na ramieniu smutnego Saiyana, wyjrzał w niebo. Okno było otwarte jak to było często w ciepłą noc. Pełno gwiazd na niebie, księżyca nie było widać zza drzew. Przez ciemność nocy przeleciało kilka nietoperzy popiskując miedzy sobą. Czarne cienie znikły na ugwieżdżonym horyzoncie tuż za mroczną linią lasu.
Saf z plecakiem turystycznym przechadzał się po uliczce ze sklepami po obu stronach. Miał w pewnym stopniu już obczajone co gdzie kupować. W końcu to była jego nie pierwsza wycieczka po sprawunki. Po jakimś czasie miał pokupowane co trzeba. Gdy przechodził chodnikiem, gdzieś na ulicy w zaułku coś przykuło jego uwagę. Wysoki osobnik w rozczochranej fryzurze z bordową kitą. Był ubrany w saiyanski pancerz i miał ogon (trochę wyświechtany jak po spotkaniu z wirówką), czyli był nietutejszy. Był totalnie zdezorientowany jak też spanikowany. Nie wyglądał zbyt dobrze. Niepewny wzrok, ogon nastroszony. Do tego ubrudzony jakby się gdzieś rozbił i trafił do miasta by szwędać się ileś dni nim ktoś zwróci na niego uwagę. Albo i nie, bo jakoś unikał ludzi jakby się ich bał, że mu coś zrobią co było nieco dziecięcym zachowaniem. Saf do niego tam podszedł. Tak z ciekawości na początku. Normalnie się nie widuje gościa z ogonem taki jak miał chłopak. W pierwszej chwili nieco go wystraszył, ale to pewnie przez wypakowany po brzegi plecak, który znacznie górował nad Saiyanem. Trochę czasu minęło nim tamten do niego zagadał przy okazji widząc, że czerwonowłosy też ma tak jak on ogon. Przybysz się przemógł na tyle by wyjawić swe imię i bełkotał nieco o swojej siostrze, którą podobno miał. Nie znał miejsca w którym był, planety i ich mieszkańców. Saf miał dobre serce i zaproponował mu, że go weźmie do siebie. Że zaopiekuje się nim, bo w pewnym stopniu też widział siebie po tym jak z niewiadomych przyczyn znalazł się na Ziemi co gorsza z wymazaną pamięcią. Xalanth, bo się tak zwał nowopoznany zgodził się na to, ale najpierw się okazało jak bardzo był głodny. Wybawiciel jeszcze miał pieniądze, a raczej nie chciał się pozbyć swoich zakupów na gościa nim dotarli do domu, więc wydał resztę co miał na posiłek w mieście dla Xala. Dużo tego nie było patrząc na to jak pojemne bywają saiyanskie żołądki.
Ogoniasty zabrał nowego kolegę do swojego domostwa w środku lasu. Kisa nie była zbytnio zadowolona z gościa. Szczególnie, że będzie więcej jedzenia ubywać niż dotychczas. Siostrzyczka po jakimś czasie przestała się nim przejmować, bo jeszcze miała do wykonania obowiązki domowe (które niezbyt lubiła). Jako, że już potem był wieczór, zjedli w trójkę trochę skąpą kolację. W tym czasie Xal zaciekawiony obejrzał cały dom od garażu po sam strych i nawet sprawdzał co do czego służy co dodatkowo przyprawiało o nowe sprzątanie. Raz użył szczotki do czyszczenia ubikacji by sobie ogon przeczesać, szybko potem pożałował jak się dowiedział co to jest i do czego. Dodatkowo zapaskudził całą łazienkę wylewając litry ciepłej wody. Trochę było awantury ze strony małej Saiyanki. Saf pożyczył Xalowi swoje ubrania. Kłaczasty był niewiele wyższy od czerwonowłosego, więc nie było problemu.
Po kolacji wszyscy poszli spać. Xal nadal będąc nie do końca ufny stwierdził, że się przekima na kanapie na dole w salonie mimo, że miał propozycję spania w pokoju gościnnym na piętrze gdzie były tez sypialnie gospodarzy. Minęło kilka dni, Xal niezbyt dobrze spał, a Kisa zabrała mu jego stare łachy po pierwszym dniu zanim nawet zostały wrzucone do pralki. Saf się trochę o niego niepokoił, bo chłopak chodził zgaszony jak tylko nikt nie patrzył. Czerwonowłosy nawet nie musiał dobrze patrzeć by widzieć, że ogon Xalantha smętnie zwisa gdy z kolei na jego twarzy widniał uśmiech gdy się przekomarzał z młodszą siostrą gospodarza domu. Coś trapiło tego Saiyana. Trzeciej nocy to nawet Saf nie mógł spać ze zmartwienia o niego więc wyszedł z pokoju na dół. Gdy tylko wszedł do kuchni przyuważył w ciemności zwinięty kształt na parapecie, a obok pustą butelkę po mleku. Słyszał jego pochlipywanie, co go trochę dziwiło. To coś to był jego kilkudniowy gość z Vegety. Sam wiedział, że nie może za bardzo płakać. No chyba, że to naprawdę były mocne emocje, które obecnie przejawiał długowłosy.
Safowi zrobiło się żal Xalantha. Nie miał mu nic za złe, że sobie w nocy wziął mleko, widać bardzo chciało mu się pić. Saiyan ostrożnie podszedł do tego skulonego cosia. Lekko tknął go ręką w ramie. Wystarczyło to by Xal podniósł głowę by spojrzeć kto to za nim się czai. Instynkt tego chłopaka pewnie podpowiadał o ataku, ale był zbyt załamany by reagować. Saf patrzył w te smutne oczy, które były wilgotne od łez. Aż czuł ból chłopaka wyzierające się z tego oblicza. Nie wiedział co powiedzieć, co zrobić poza trzymaniem ciepłej dłoni na jego plecach. A może wcale słowa nie były potrzebne ? Wiele razy w podobny sposób pocieszał swoja siostrzyczkę gładząc ja po barkach trochę jak przy masażu. Chwila ciszy, czułe i powolne gesty. Nawet mu się przewinęło przez głowę by Xalowi otrzeć oczy z łez, nieważne czy ręką czy swoją koszulką. Taka reakcja była kusząca. Obecnie zapłakany chłopak był jak małe zwierzątko, które potrzebowało czułości innej osoby. Jak dotąd Saf nikogo tak uczuciowego nie znał prócz swojej rozbrykanej siostry, którą kochał nad życie i która nieraz dała mu do wiwatu swym kapryśnym zachowaniem nastolatki. Trzymając rękę na ramieniu smutnego Saiyana, wyjrzał w niebo. Okno było otwarte jak to było często w ciepłą noc. Pełno gwiazd na niebie, księżyca nie było widać zza drzew. Przez ciemność nocy przeleciało kilka nietoperzy popiskując miedzy sobą. Czarne cienie znikły na ugwieżdżonym horyzoncie tuż za mroczną linią lasu.
The author of this message was banned from the forum - See the message
- RotaBANNED!
- Liczba postów : 197
Data rejestracji : 16/10/2015
Skąd : Wielki Świat
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
To prawda, wszystko ten chłopak tłumił w sobie. Chciał wrócić do siostry, na Vegetę, ale nie
mógł. Ktoś z jakiegoś powodu go tu wysłał. Na tą dziwną planetę. Niczego nie rozumiał, nie potrafił. Czuł się jak wyrzutek, w sumie niejako nim był. Wszystko go przytłaczało. Safari dobrze zauważył, że mimo uśmiechu tłumił w sobie smutek. Ogon zdradzał wszystko. Taki to był urok Saiyan z tym puchatym dodatkiem.
Siedział tak sam w kuchni. Kilka łez zaczęło cisnąć się pod jego powieki. Przetarł oczy. Szczypały jak cholera. Zerknął w stronę pokoju. Z jakiegoś powodu chciał, żeby Safari przyszedł do niego. Może dlatego, że nie chciał być sam? Kto tam wie. Pociągnął nosem. Znowu zaczął patrzeć na gwiazdy. Zapatrzył się na nie. Przez to, nie usłyszał, że Safari się obudził, a potem przyszedł do niego.
Drgnął czując ciepłą dłoń na plecach. Jak ten zaczął go głaskać, ogon zaczął poruszać się miarowo z zadowolenia. Było mu dobrze. Safi miał takie ciepłe, ale i chyba delikatnie dłonie. Zamknął powieki. Delektował się tym dotykiem. Chłopak ładnie utrafił, jak uspokoić Xala. To było dziwne dla niego, ponieważ tylko jego siostrze udawało mu się to zrobić.
Jak Safi przestał go głaskać, tylko przełożył dłoń na jego ramię nieco posmutniał. Prawda taka, że chciał więcej. No, ale cóż musiał póki co, zadowolić się taką ilością pieszczot, jaką dostał.
Xal zerknął ukradkiem na Safiego. W tym półświetle wyglądał pociągająco. Policzki Xala zrobiły się lekko czerwone. Co on wyprawiał? Przecież nawet nie znał tego chłopaka. Tak się nie godziło. Skarcił się w myślach. Jego oczy ukradkiem przyjrzały się posturze Safariego. Xalanth przełknął ślinę. No naprawdę, chyba go strzeliło. Znowu uciekł wzrokiem, gdzieś w bok. Znowu jednak, nakierował spojrzenie na chłopaka i tym razem zatrzymało się na wargach Safiego. Przez myśl,przeszło mu pytanie jak smakują. I kolejny raz Xalanth skarcił się w myślach. No naprawdę, co to się z nim działo? Przełknął ślinę.
Miał ochotę przytulic Safariego za to, że się tak nim zajął. Wziął głęboki wdech po czym wstał. Stanął przodem do Safariego i ujął jego dłonie. Ucałował je, bardzo delikatnie. Wargi Xala były wilgotne, ale ciepłe. Spojrzał Safariemu w oczy.
-Dziękuję ci.-odparł poważnie, nie spuszczając wzroku z Safariego-Nie wiem, jak ci się odwdzięczę, ale znajdę sposób.-trzymał dłonie chłopaka.
Mimowolnie, kciukami wodził po skórze Safariego. Jak zdał sobie sprawę z tego, co robi speszony puścił ręce Safiego. Rozmasował kark. Zrobiło mu się głupio. Uciekł gdzieś wzrokiem na bok. W sumie, to na sufit. Pozerkiwał ukradkiem na Safariego. No nie, jeszcze chłopak sobie pomyśli, że jest zboczeńcem.
Ogon poruszał się nerwowo, ale nie energicznie. Futerko nastroszyło się jak szczoteczka. Safari mógł zauważyć jedną rzecz, właśnie dzisiaj Xalanth nie zakrywał swojej szyi i widać było paskudną bliznę wokół jego szyi. Jakby ktoś próbował go udusić.
mógł. Ktoś z jakiegoś powodu go tu wysłał. Na tą dziwną planetę. Niczego nie rozumiał, nie potrafił. Czuł się jak wyrzutek, w sumie niejako nim był. Wszystko go przytłaczało. Safari dobrze zauważył, że mimo uśmiechu tłumił w sobie smutek. Ogon zdradzał wszystko. Taki to był urok Saiyan z tym puchatym dodatkiem.
Siedział tak sam w kuchni. Kilka łez zaczęło cisnąć się pod jego powieki. Przetarł oczy. Szczypały jak cholera. Zerknął w stronę pokoju. Z jakiegoś powodu chciał, żeby Safari przyszedł do niego. Może dlatego, że nie chciał być sam? Kto tam wie. Pociągnął nosem. Znowu zaczął patrzeć na gwiazdy. Zapatrzył się na nie. Przez to, nie usłyszał, że Safari się obudził, a potem przyszedł do niego.
Drgnął czując ciepłą dłoń na plecach. Jak ten zaczął go głaskać, ogon zaczął poruszać się miarowo z zadowolenia. Było mu dobrze. Safi miał takie ciepłe, ale i chyba delikatnie dłonie. Zamknął powieki. Delektował się tym dotykiem. Chłopak ładnie utrafił, jak uspokoić Xala. To było dziwne dla niego, ponieważ tylko jego siostrze udawało mu się to zrobić.
Jak Safi przestał go głaskać, tylko przełożył dłoń na jego ramię nieco posmutniał. Prawda taka, że chciał więcej. No, ale cóż musiał póki co, zadowolić się taką ilością pieszczot, jaką dostał.
Xal zerknął ukradkiem na Safiego. W tym półświetle wyglądał pociągająco. Policzki Xala zrobiły się lekko czerwone. Co on wyprawiał? Przecież nawet nie znał tego chłopaka. Tak się nie godziło. Skarcił się w myślach. Jego oczy ukradkiem przyjrzały się posturze Safariego. Xalanth przełknął ślinę. No naprawdę, chyba go strzeliło. Znowu uciekł wzrokiem, gdzieś w bok. Znowu jednak, nakierował spojrzenie na chłopaka i tym razem zatrzymało się na wargach Safiego. Przez myśl,przeszło mu pytanie jak smakują. I kolejny raz Xalanth skarcił się w myślach. No naprawdę, co to się z nim działo? Przełknął ślinę.
Miał ochotę przytulic Safariego za to, że się tak nim zajął. Wziął głęboki wdech po czym wstał. Stanął przodem do Safariego i ujął jego dłonie. Ucałował je, bardzo delikatnie. Wargi Xala były wilgotne, ale ciepłe. Spojrzał Safariemu w oczy.
-Dziękuję ci.-odparł poważnie, nie spuszczając wzroku z Safariego-Nie wiem, jak ci się odwdzięczę, ale znajdę sposób.-trzymał dłonie chłopaka.
Mimowolnie, kciukami wodził po skórze Safariego. Jak zdał sobie sprawę z tego, co robi speszony puścił ręce Safiego. Rozmasował kark. Zrobiło mu się głupio. Uciekł gdzieś wzrokiem na bok. W sumie, to na sufit. Pozerkiwał ukradkiem na Safariego. No nie, jeszcze chłopak sobie pomyśli, że jest zboczeńcem.
Ogon poruszał się nerwowo, ale nie energicznie. Futerko nastroszyło się jak szczoteczka. Safari mógł zauważyć jedną rzecz, właśnie dzisiaj Xalanth nie zakrywał swojej szyi i widać było paskudną bliznę wokół jego szyi. Jakby ktoś próbował go udusić.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Stał za Xalem patrząc w niebo przez otwarte okno w kuchni. Nie było wiatru i było dość spokojnie tej nocy. Słychać było świerszcze, które jak każdej ciepłej nocy dawały koncert na polanie wokół domu. Gwiazdy błyszczały intensywnie na nieboskłonie. Pośród świateł przeleciała świetlista smuga. Spadająca gwiazda szybko zniknęła chwilę potem zostawiając po sobie blady ślad swego ogona. Czy powinien pomyśleć życzenie ? Nadal nie przywyknął do końca do ludzkich zwyczajów i przesądów. Ciała niebieskie owszem prezentowały się cudownie na nocnym niebie, ale żadne z nich nie mogło spełniać życzeń. Wciąż trzymał swoją dłoń na barkach Xala. Czuł jak mięśnie towarzysza się nieco rozluźniają pod jego palcami. Czy on może zadrżał przez tą krótką chwilę? To było wyraźne wrażenie, że zielonooki się nieco trzęsie. Kątem oka Saf przyuważył jak tamten na niego zerka ukradkiem. Czy ten przypadkiem nie spalił buraka ? Saiyan pojęcia nie miał, a może to była wina światła jakie padało przez okiennice? W pewnym momencie tamten po prostu wstał. Był widać speszony, patrzył na boki nie wiedząc co robić. Zachowywał się bardzo podobnie do Kisy kiedy coś naprawdę zbroiła i bała się przyznać przed starszym bratem. Zielonooki miał czerwonawą twarz. Safari nie do końca był pewien czy tylko było od płaczu. Xalanth bowiem jak na rasowego wojownika zachowywał się bardzo ludzko, czasami jak małe zagubione dziecko bez rodzica.
Dzieliło ich może niecały metr. Czerwonowłosy nie wiedział o co tamtemu chodziło. sam przez to rzzeszedł, ale po pojawieniu się na tym globie był zupełnie sam. Dopiero później spotkał swoją siostrę. Chciał tylko go pocieszyć jedynie kolegę, dać znać, że nie jest sam. Że nie jest jedynym obcym na tym świecie z innej planety. Sytuacja nabrała bardzo dziwnego wyrazu gdy nagle Xal złapał Safa za ręce i począł je całować ? A potem zaczął dziękować. Młody Saiyan był bardzo skonsternowany całą tą zaszłą sytuacją. Tamten nie puszczał jego dłoni, a z kolei on nie wiedział czy je zabrać. Stał chwile jak słup nie wiedząc co począć. Xalanth był jeszcze bardziej speszony niż chwilę temu. Dziwne, nawet przyjemne w dotyku miał dłonie jak na żołnierza. Jakby wcale nie wojował. Można powiedzieć, że zielonooki ma dłonie arystokraty, ale takiego ziemskiego. Nagle go puścił jakby zrobił coś nie tak. Ogon rozczochrańca poruszał się dość nerwowo, a ten z kolei ciągle tak popatrywał jakby się czegoś bał. W końcu Saf w świetle gwiazd zauważył szarpaną smugę na jego szyi. Wyglądało to jakby ktoś mu kiedyś owinął stalowy drut wokół szyi tylko po to by głowy się pozbyć. To nie wyglądało dobrze. Saiyan zaczynał rozumieć przez co przeszedł Xal mimo, że ten mu nic nie wyjawił jak dotąd prócz zgubienia się na tej planecie z niewiadomych przyczyn. Na razie nie miał zamiaru pytać skąd tamten ma tą ranę.
-Eee... A wiesz co, nie trzeba. Lubie pomagać. eee... Może...- wydukał nieco zakłopotany do towarzysza prawie, że bełkocząc. Nie wiedział totalnie co powiedzieć. Słów brakowało, na dodatek chciały go pewnie udławić nie chcąc wyjść z gardła. Obecnie miał podobnie co on. Ten potrzebował pomocy, to mu ją udzielił jak tylko go spotkał. Po prostu to zrobił. Saf miał chyba miękkie serce. Według niego niepotrzebne było robienie tego teatru do podziękowania. Nie, nie ochrzani go przecież za to zachowanie. Nie był w końcu taki. Nawet mu było miło. Nawet to był miły gest. Kisa raczej nie dziękowała, ona wolała dać mu kuksańca w żebra. Czasami specjalnie w tą bliznę na prawym boku by zabolało.
-Powiedz, lepiej się już czujesz? Wiem, to pewnie głupie pytanie. Jak chcesz to mogę ci jeszcze potowarzyszyć jeśli spać nie możesz. I tak na razie nie zasnę. Łóżko nagle zaczęło być niewygodne, heh.- uśmiechnął się lekko by jakoś rozluźnić atmosferę. Po tym co powiedział zaczął się zastanawiać czy przez to małe zdenerwowanie tym co zrobił Xal nie zaczął gadać głupot. Co on wyprawiał w końcu ? Robiło się coraz dziwaczniej. Mimowolnie nawet jego przedłużenie kręgosłupa zaczęło być niespokojne co ogon tamtego. No cóż, nie jedną i nie ostatnią gafę palnie. Popatrzył się ukradkiem za siebie. Posłuchał tej względnej ciszy. Saiyanie bowiem mają bardziej wyczulone zmysły niż zwykli ludzie. Jeśli Kisa nie spała i widziała co zrobił Xal przed chwilą, to będzie miał przerąbane przez kilka następnych miesięcy gdy zacznie sobie z niego kpić i się wyśmiewać. Na szczęście nic nie było słychać podejrzanego. Miał tak dobry słuch, że miał świadomość iż siostrzyczka śpi i mamrocze przez sen o jedzeniu co było normalne w jej przypadku.
Wypuścił ze spokojem powietrze z ulgą wiedząc, że ta mocno śpi i nic nie widziała na ich szczęście. Nie chciał przy okazji by i zielonookiego pogrążyła. Chłopak nie zasłużył na to, jeszcze nie wyszedł z "doła". Xal mógł pewnie nieco źle odebrać zachowanie Safa, ale już był trzy dni w tym domu i już zdołał poznać jego młodszą siostrę na tyle by się jej nieco obawiać. Saf był na tyle cierpliwy by zostać i poczekać na odpowiedź. Był dość wyrozumiały. Trochę się tego nauczył mieszkając z Kisą. Bycie niecierpliwym bywa bardzo nieopłacalne. Z drugiej strony nie chciał zostawiać Xala samego, ob wiedział jak się ten czuł.
Dzieliło ich może niecały metr. Czerwonowłosy nie wiedział o co tamtemu chodziło. sam przez to rzzeszedł, ale po pojawieniu się na tym globie był zupełnie sam. Dopiero później spotkał swoją siostrę. Chciał tylko go pocieszyć jedynie kolegę, dać znać, że nie jest sam. Że nie jest jedynym obcym na tym świecie z innej planety. Sytuacja nabrała bardzo dziwnego wyrazu gdy nagle Xal złapał Safa za ręce i począł je całować ? A potem zaczął dziękować. Młody Saiyan był bardzo skonsternowany całą tą zaszłą sytuacją. Tamten nie puszczał jego dłoni, a z kolei on nie wiedział czy je zabrać. Stał chwile jak słup nie wiedząc co począć. Xalanth był jeszcze bardziej speszony niż chwilę temu. Dziwne, nawet przyjemne w dotyku miał dłonie jak na żołnierza. Jakby wcale nie wojował. Można powiedzieć, że zielonooki ma dłonie arystokraty, ale takiego ziemskiego. Nagle go puścił jakby zrobił coś nie tak. Ogon rozczochrańca poruszał się dość nerwowo, a ten z kolei ciągle tak popatrywał jakby się czegoś bał. W końcu Saf w świetle gwiazd zauważył szarpaną smugę na jego szyi. Wyglądało to jakby ktoś mu kiedyś owinął stalowy drut wokół szyi tylko po to by głowy się pozbyć. To nie wyglądało dobrze. Saiyan zaczynał rozumieć przez co przeszedł Xal mimo, że ten mu nic nie wyjawił jak dotąd prócz zgubienia się na tej planecie z niewiadomych przyczyn. Na razie nie miał zamiaru pytać skąd tamten ma tą ranę.
-Eee... A wiesz co, nie trzeba. Lubie pomagać. eee... Może...- wydukał nieco zakłopotany do towarzysza prawie, że bełkocząc. Nie wiedział totalnie co powiedzieć. Słów brakowało, na dodatek chciały go pewnie udławić nie chcąc wyjść z gardła. Obecnie miał podobnie co on. Ten potrzebował pomocy, to mu ją udzielił jak tylko go spotkał. Po prostu to zrobił. Saf miał chyba miękkie serce. Według niego niepotrzebne było robienie tego teatru do podziękowania. Nie, nie ochrzani go przecież za to zachowanie. Nie był w końcu taki. Nawet mu było miło. Nawet to był miły gest. Kisa raczej nie dziękowała, ona wolała dać mu kuksańca w żebra. Czasami specjalnie w tą bliznę na prawym boku by zabolało.
-Powiedz, lepiej się już czujesz? Wiem, to pewnie głupie pytanie. Jak chcesz to mogę ci jeszcze potowarzyszyć jeśli spać nie możesz. I tak na razie nie zasnę. Łóżko nagle zaczęło być niewygodne, heh.- uśmiechnął się lekko by jakoś rozluźnić atmosferę. Po tym co powiedział zaczął się zastanawiać czy przez to małe zdenerwowanie tym co zrobił Xal nie zaczął gadać głupot. Co on wyprawiał w końcu ? Robiło się coraz dziwaczniej. Mimowolnie nawet jego przedłużenie kręgosłupa zaczęło być niespokojne co ogon tamtego. No cóż, nie jedną i nie ostatnią gafę palnie. Popatrzył się ukradkiem za siebie. Posłuchał tej względnej ciszy. Saiyanie bowiem mają bardziej wyczulone zmysły niż zwykli ludzie. Jeśli Kisa nie spała i widziała co zrobił Xal przed chwilą, to będzie miał przerąbane przez kilka następnych miesięcy gdy zacznie sobie z niego kpić i się wyśmiewać. Na szczęście nic nie było słychać podejrzanego. Miał tak dobry słuch, że miał świadomość iż siostrzyczka śpi i mamrocze przez sen o jedzeniu co było normalne w jej przypadku.
Wypuścił ze spokojem powietrze z ulgą wiedząc, że ta mocno śpi i nic nie widziała na ich szczęście. Nie chciał przy okazji by i zielonookiego pogrążyła. Chłopak nie zasłużył na to, jeszcze nie wyszedł z "doła". Xal mógł pewnie nieco źle odebrać zachowanie Safa, ale już był trzy dni w tym domu i już zdołał poznać jego młodszą siostrę na tyle by się jej nieco obawiać. Saf był na tyle cierpliwy by zostać i poczekać na odpowiedź. Był dość wyrozumiały. Trochę się tego nauczył mieszkając z Kisą. Bycie niecierpliwym bywa bardzo nieopłacalne. Z drugiej strony nie chciał zostawiać Xala samego, ob wiedział jak się ten czuł.
The author of this message was banned from the forum - See the message
- RotaBANNED!
- Liczba postów : 197
Data rejestracji : 16/10/2015
Skąd : Wielki Świat
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Tak, świerszcze. Dzięki nim było tak spokojnie i przyjemnie, a także...jakże rany romantycznie. Jeszcze ta spadająca gwiazda, która ozdobiła nieboskłon. On, na Vegecie, też widywał spadające gwiazdy. Na sam jej widok jakoś tak się uśmiechnął. Coś takie subtelnego i pięknego w tym widoku było.
Owszem, zadrżał. Dobrze się Safariemu wydawało. Owszem trząsł się, bo Saf jakoś tak dziwnie na niego działał. Tak, spalił buraka czy jak ktoś woli cegłę. Xal wyglądał tak niewinnie z tym czerwonym odcieniem na policzkach, czyż nie? Nie, to nie było światło, jak się Safariemu wydawało.
Co mu się dziwił? Był na obcej planecie, zupełnie sam. Jedyną osobą, którą znał no dwoma, byli Safari z jego siostrą.
Nie była to wielka różnica wzrostu zatem. Na pewno było widać jednak to, że Xal był wojownikiem na pełnym etacie, zaś Safari nie. Xalanth był po prostu bardzo wdzięczny chłopakowi za to, że ten się nim zajął. Całowanie po dłoniach oznaczało szacunek. Xal miał bardzo duży szacunek do Safa, za to co zrobił. W sumie, Saf też miał miłe dłonie w dotyku. nawet miało się wrażenie, że są nieco mniejsze od dłoni Xalanath’a. Chyba, że to było tylko takie wrażenie.
Xalanth zaczął się czuć niezręcznie, dlatego przestał trzymać Safariego. Nie wypadało przecież. Ledwo co się znali, a ten zaczął go obmacywać.Tylko nie rozumiał, czemu hormony, na widok Safariego tak mu szalały. Nie, nie jeszcze mu organizm nie dawał tego mocno znać. Niemniej, komuś zrobiło się gorąco.
Dostrzegł, że Saf patrzy na jego bliznę. Dotknął jej. Tak, bolesne wspomnienia. Przez chwilę jego twarz wyrażał grymas bólu. Może nie do końca chciano mu odciąć łeb, ale coś bardzo zbliżonego. Może kiedyś, opowie Safariemu o swojej tajemnicy...może kiedyś. Właśnie, może.
Przygryzł dolną wargę. Coś chciał powiedzieć, ale Saf go ubiegł. Nie chciał robić przedstawienia. Co to, to nie. Nie chciał wprowadzać Safariego w zakłopotanie. Przygryzł dolną wargę. Chyba chłopak źle się czuł w jego towarzystwie, a raczej przez to co zrobił. Nie no, Xal nie miał w zwyczaju dziękować w taki sposób jak Kisa. On był inny.
Coś chciał powiedzieć, ale Safari znowu się odezwał. Co za gaduła z niego. Xal pokiwał głową. Przyłożył serdeczny palec od prawej ręki do warg Safariego. Uśmiechnął się do niego szczerze. Przekrzywił lekko głowę. Safari miał w sobie to coś, ale Xal nie wiedział czym to coś było. Przejechał palcem w dół. Po brodzie, szyi. Zjeżdżał w dół, aż dojechał do miejsca gdzie Safari miał serce. Popukał delikatnie w to miejsce. Xalanth nic nie mówił. Słoea były w tej chwili nie potrzebne.
Zatoczył palcem kilka kółeczek na klatce piersiowej Safariego. Dostrzegł, że ten się zaczyna denerwować. Pewnie martwił się siostrzyczką. Tamta, z tego co mu się zdawało spała w najlepsze. Zabrał palec, aby unieść rękę. Dotknął wierzchnią stroną palców lewego policzka Safariego. Poruszał dłonią delikatnie. Według niego Safari miał bardzo delikatną skórę. Pochylił się, by szepnąć mu coś na ucho.
-Nie denerwuj się tak. Kisa śpi.-gorące powietrze docierało do ucha Safariego-Nie wiem co ty mi robisz Safari, ale zaczynam wariować przy tobie.-dalej szeptał, tak by tylko Safari to słyszał-Znam cię krótko, ale jest w tobie coś, co mnie przyciąga do ciebie. Nie potrafię oderwać wzroku od ciebie.-mówił dalej, więc nawet nie zauważył jak tonacja jego głosu stała się bardziej subtelna-Jesteś taki zaradny.-jeszcze bardziej ściszył głos-Jesteś śliczny Safari.-ucałował ucho chłopaka.
Wargi Xalanatha były ciepłe, ale i wilgotne.
Xal wyprostował się. Patrzył uważnie na Safariego. Znowu uśmiechął się szczerze do niego. Wodził ciemnozielonymi oczami po posturze chłopaka. Chciał z nim zostać? To cudownie! Xalanth w środku cieszył się jak dziecko. Położył prawą dłoń na ramieniu Safariego. Ułożył dłoń tak, by palcami przejechać po ramieniu, całej długości ręki, aż do dłoni. Dotykał opuszkami palców skóry na dłoni Safariego. Bardzo delikatnie wplótł swoje palce w jego. Zerkał jednak co chwila na to, jak reaguje Safari. Nie chciał być nachalny czy też nie miły. Trzymał tak chłopaka za dłoń. Podobnie zrobił ze swoją lewą dłonią. Najpierw położył na prawym ramieniu Safa, przejechał wierzchnią palców po jego ramieniu do dłoni. Następnie opuszkami palców, wodził po skórze na dłoni. Dopiero po chwili splótł swoje palce z jego.
Xalanth trzmał tak dłonie Safariego, tak długo jak ten mu pozwolił. Nie wiedział czemu zrobił coś. Właśnie, coś. Ucałował Safariego centralnie na środku czoła. Znowu się uśmiechnął. Róż z policzków Xalanatha przybrał mocniejszego koloru.
Skinął głową w stronę otwartego okna. To było zaproszenie na nocny spacer. Lekko pociągnął Safariego. Dał kilka kroków do tyłu. Cały czas starał się trzymać Safariego za dłonie.
Co ten Safari robił z Xalanathem? Dobre pytanie...fakt był taki, że Xal zaczął się dziwnie zachowywać, jakby się zauroczył Safarim. Mało tego, ciało Xala także wariowało. Jeszcze nie jakoś mocno, ale odczuwalnie dla Xalanatha.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach