The author of this message was banned from the forum - See the message
- RotaBANNED!
- Liczba postów : 197
Data rejestracji : 16/10/2015
Skąd : Wielki Świat
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Czyli to co działo się w czasie pobytu Xala oraz Mexmery w czasie przebywania poza Vegetą-na planecie Nexero, na którą zostali wysłani przez rodziców. Chcę mieć jakieś wspomnienia z tamtego okresu, zaplecze fabularne. Jakby coś trzeba było poprawić, to zostanie to oczywiście poprawione.
"Księżniczka Anuhasa"
Utknąłem z Mexmerą na tej planecie już dobre ładne dwa trzy lata temu? Chyba tak. Sam już nie wiem. Tęsknie za domem. Chciałbym już tam wrócić. Do domu...do swojego domu. Tutaj jest fajnie, nauczyłem się sporo, ale...planeta Vegeta jest moim domem.
Mex gdzieś dzisiaj balowała. Ja zostałem z Acesem. Siedziałem przed domem na pieńku ściętego drzewa. Nudziło mi się. Poruszałem spokojnie ogonem. Niebo tutaj było zupełnie inne niż na Vegecie. Wszystko było jakby piękniejsze. Zastanawiałem się, co robią teraz wszyscy na Vegecie. Poczułem mocniejszą tęsknotę, bo wiedziałem, że moich rodziców już tam nie ma. Naopowiadałem im tyle okropnych rzeczy, a teraz nawet nie jestem w stanie ich przeprosić. Usłyszałem kroki, to był Aces. Przyszedł zobaczyć co robię.
-Cóż porabiasz Xalanthcie?-stanął obok mnie.
Aces był kotem mającym błękitne futerko, ale krótkie. Zawsze chodził zadbany. Miał swoje lata, na co wskazywała lekka biała mgiełka na jego pysku. Złota obręcz na jego ogonie połyskiwała od blasku Księżyca.
-Sam nie wiem. Siedzę tak i patrzę w gwiazdy.-podkuliłem nogi.
Objąłem je rękami. Patrzyłem na swoje zabawne buty z lekkim szpicem.
-Tęsknota, to coś normalnego Xalanthcie.-Aces położył mi łapę na głowie po czym pogłaskał.
-Ech...nie do końca o to chodzi.-poruszyłem stopami.
-Zatem, o co?-nie przestawał mnie głaskać tą ciepłą, wielką łapą.
-Od kiedy tu jestem, coś się zmieniło. Nie wiem tylko co…-westchnąłem.
Wsparłem głowę o zgięte kolana. Przeniosłem wzrok na mojego rozmówcę.
-Widzisz Xalanthcie, poznałeś inny styl życia. Zacząłeś go sobie przyswajać, ale nie zapominaj o tym, kim naprawdę jesteś, dobrze?-jaka jego łapa była ciepła.
Zamknąłem oczy, było mi tak dobrze kiedy mnie głaskał. Chyba od przebywania z nimi zrobiłem się strasznym pieszczochem. Spojrzał na niego z dołu. On był taki wielki! Czułem się przy nim jak jakieś dziecko. Jednak nie wszyscy byli tacy duzi jak on. Jedni byli niżsi ode mnie, jeszcze inni równi ze mną. Wszyscy za to, mieli różnobarwne futro. Nawet jak mieli je ozdobione wzorkami, to nie było dwóch takich samych! To dopiero było.
Sam nie wiem czemu, ale odwróciłem się od Acesa i przytuliłem się do tego puszystego kocura. Otarłem się policzkiem o jego brzuch pokryty futerkiem. Mógłbym tak cały czas się przytulać.
-Nie jesteś za dużym chłopcem na takie przytulanki?-Aces mimo tego, że bywał szorstki oraz surowy(jak mój ojciec!), był dobrym gatonsem.
Spojrzałem na niego, na ten masywny pysk i pokiwałem głową, że nie. Jeszcze się uśmiechnąłem po czym pokazałem język. Cudo! Mięciutki, a w dodatku wielki pluszowy miś był z niego! Merdałem z zadowoleniem ogonem. Raaany! Jeszcze mnie głaskał po głowie. Mmm...mniu...chciałem jeszcze, ale nagle przed moim nosem pojawiła się złota koperta z królewską pieczęcią.
-Zaproszenie, dla ciebie. No, smiało bierz.-poruszył łapą.
Musiałem przestać się przytulać, aby zobaczyć co było w kopercie.
-Że co?! Księżniczka chce mnie widzieć?! -wpadłem w lekka panikę.-Czy ja albo Mexmera zrobiliśmy coś wbrew waszemu prawu?-wlepił przerażone spojrzenie w Acesa.
Ten zaprzeczył.
-Ależ skąd.-pochylił się, aby szepnąć mi do ucha-Księżniczka Anuhasa, chce cię zaprosić na prywatna audiencję. Podobno, wpadłeś jej w oko.-odparł dość dziwnym tonem.
Jego wąsy łaskotały, aż skuliłem się. Zakrył twarz listem. Widać było tylko moje oczy. Całą twarz miałem czerwoną.
-Nie żartuj sobie! -czułem jak pieką mnie policzki, włącznie z uszami.
Futerko na ogonie najeżyło się niczym szczoteczka.
Aces zmarszczył brwi, po czym pokiwał łbem.
-Przeczytaj uważnie treść zaproszenia, Xalanthcie-mój opiekun pokazał mi grubym futrzastym paluchem informację, napisaną małym drukiem.
Spaliłem taką cegłę, że chyba bardziej się nie dało. Ukryłem twarz za listem. Chciałem wcisnąć ją w papier.
-Nie idę….-szepnąłem.
Ucho Acesa zadrżało.
-Coś ty powiedział?
-Że..nie idę…-widać było tylko moje oczy, a mówiłem bardzo cichutko.
On jednak dobrze wszystko słyszał, dlatego dostałem po głowie.
-Księżniczce się nie odmawia, idioto jeden! Obrazisz ją.-Aces mnie skarcił.
Skuliłem się.
-Ale..ale ja nawet nie wiem jak mam się zachować…-podkuliłem ogon pod tyłek, chociaż to było trudne skoro siedziałem na czterech literach.
-Powiem co dokładnie, co masz zrobić i jak się zachowywać. Tylko nie narób sobie wstydu, bo ci ogon z dupy wyrwę.-Aces, gdy to mówił bywał straszny.
Chcąc nie chcąc musiałem iść. Ubrał mnie w jakiś durny kolorowy ciuszek. Czułem się jak debil, jeszcze ten bufiasty kołnierz. Wszyscy się na mnie patrzyli, jak na idiotę. Nie ważne. Dotarłem do pałacu. Pokazałem zaproszenie strażnikom. Wpuścili mnie. Jakaś kotka, ubrana w przedziwne białe szaty oraz złotych ozdobach na łapach zaprowadziła mnie do księżniczki. Zostałem zaproszony do jej pokoju. Wielkie drewniane drzwi, ozdobione złotem idealnie wpasowały się w burgundowe ściany. Wszędzie było tak delikatnie. Po lewej stronie od wejścia znajdował się jakiś kącik, w którym było mnóstwo poduszek oraz niewielki stolik z jakimiś owocami. Pierwszy raz takie widziałem. Po prawej, bardziej na środku znajdowało się łóżko z baldachimem. Ten zasłaniał to, co znajdowało się na posłaniu. Na ścianach było mnóstwo obrazów z przeróżnymi krajobrazami. Niektóre miałem okazję podziwiać, będąc w podróży z Acesem. Innych zaś nie kojarzyłem. Słodki zapach od kadzideł unosił się w powietrzu. Było tak przyjemnie w tym pokoju.
Podszedłem do jednego z obrazów, aby się mu przyjrzeć dokładnie.
-Malował go mój ojciec, Xalanthcie-podskoczyłem słysząc przyjazny kobiecy głos.
To była księżniczka Anuhasa. Wyglądała pięknie i dostojnie. Miała grube futro oraz dziwne cętki na nim. Gruby ogon poruszał się na prawo i lewo. Miała na sobie luźną halkę. Trszku to i owo było widać..glomp...skubana ładna była...no i jest no…jeszcze te jej długie, blond włosy...
Podeszła do mnie. Dotknęła, bardzo delikatnie mojego czoła, aby odgarnąć kosmyki włosów. Była niższa ode mnie, sięgała mi tak mniej więcej mojego nosa.
Nasze twarze były tak blisko. Mogłem dostrzec swoje odbicie w jej kocich oczach. Przełknąłem ślinę. Zadrżałem kiedy dotknęła mojego lewego policzka. Ona była nieco inna. Taka bardziej ludzka. Nawet miała dłonie zamiast typowych kocich łap. Chciałem się cofnąć, ale owinęła swój ogon wokół mojego. Spojrzałem na swój puchaty dodatek. Czemu ona mi macała ogon swoim?! To nie było dobre...nie było...ale jasna cholera przyjemne no...
-Cieszę się, że odpowiedziałeś na moje zaproszenie, Xalanthcie.-szła przed siebie, a ja musiałem cofać się do tyłu.
Wpadłem w końcu na jakąś poduszkę, a potem upadłem na stertę innych leżącą za mną. Przylgnąłem plecami do nich. Czy ona chciała..no wiecie?
Zakryłem nos, kiedy jej odzienie znalazło się na podłodze. Dostałem krwotoku z nosa! To chyba wina tego, że dawno nie widziałem kobiecego ciała, w dodatku tak pięknego! Anuhasa wzięła ze złotej szkatułki bibułkę leczniczą. Delikatnie włożyła ją do mojego nosa. Ujęła mój podbródek, aby z twarzy wytrzeć mi krew. Odłożyła zakrwawioną bibułkę, a potem no...zniżyła nieco poziom wzroku...czułem jak cała twarz robi mi się czerwona, a oczy zachodzą mgłą…
***
-Samo wyszło?! Ja ci dam samo wyszło!-Aces stał nade mną.
Ja stałem przed nim, a Mexmera siedziała na łóżku, obserwując nas.
-No samo..tak jakoś...no..no samo no!-próbowałem się bronić, ale chyba kiepsko mi to szło.
Spojrzałem gdzieś w bok, w prawą stronę. Rozmasowałem kark.
-Patrz na mnie jak do ciebie mówię, gówniarzu jeden!-Aces warknął na mnie, to spojrzałem na niego-Księżniczka była czysta, a ty co zrobiłeś? Nie umiesz trzymać swoich plemników pod kontrolą?!-Aces poruszał nerwowo ogonem.
-Wiem, że była dziewicą. Powiedziała mi. Też mi coś. Mexmera też
jest dziewicą, a jest stara jak kalafior na zimę.-skrzyżowałem ręce na piersiach.
-Cykado pieprzona! Odwołaj to!-Mex warknęła na mnie.
-Ty chyba nie rozumiesz Xalanth, coś ty zrobił…
-Co niby zrobiłem?
Aces zakrył pysk łapa.
-Dziewictwo księżniczki to u nas świętość. Rozumiesz? Tylko jej przyszły mąż, może ją posiąść. Teraz rozumiesz co zrobiłeś, bęcwale jeden?
-I co z tego, że świętość. Przyszły mąż…-musiałem zrozumieć to, co usłyszałem i powtórzyłem....przyszły….mąż….-opuściłem ręce-...przyszły mąż…-spojrzałem błagalnie na Acesa.
-Nie patrz tak bęcwale jeden. Naważyłeś wina, to teraz je wypijesz. Będziesz musiał poślubić księżniczkę.-Aces skrzyżował łapy na piersiach.
-Buahahahaha!-Mexmera legła na plecy.-Następnym razem będziesz uważać, gdzie co wkładasz, braciszku!-Mex turlała się po łóżku.
Stałem tak dobrą chwilę. Jakoś tak mi się słabo zrobiło i ostatnie co zapamiętałem to pysk Acesa i śmiech Mexmery. Runąłem jak długi na podłogę, a potem to mnie próbowali ocuć, ale ponoć bezskutecznie. ostatecznie położyli mnie do łóżka. Musiałem teraz się wykaraskać z ożenku...racja Mex miała racje...będę uważać, gdzie i co wkładam...
The author of this message was banned from the forum - See the message
- RotaBANNED!
- Liczba postów : 197
Data rejestracji : 16/10/2015
Skąd : Wielki Świat
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
”Przekleństwo czy klątwa?”
Byłem wściekły, kiedy dowiedziałem się, że księżniczka Anuhasa wykorzystała mnie. Do czego? A no, nie podobały się, jaśnie pani zasady przekazywane z pokolenia na pokolenie. Zwłaszcza ten, mówiący, że księżniczka, przed objęciem tronu musi pozostać dziewicą, a ten który ja posiądzie zostanie jej mężem.
-Głupie babsko.-siedziałem nad jeziorem.
Bawiłem się kijem, który włożyłem do wody. Poruszałem nim na prawo i lewo.
-Czemu one zawsze muszą to robić?-mój ogon drżał pod wpływem nerwów.-I się mnie dziwią, czemu czasami decyduję się na chłopaka. Phi! Głupie dziewuchy! Wszystkie są takie same!-rzuciłem kij do wody.
Zgiąłem nogi w kolanach, po czym objąłem je.
-A to ci, ciekawostka. Wolisz chłopców?-podskoczyłem, słysząc znajomy głos.
Odwróciłem się. To był nikt inny jak król J'hannar, władca gatonsów. Był ogromnym irbisem, noszącym się niczym władca Egiptu, z planety Ziemia.
W trybie natychmiastowym wstałem, po czym pokłoniłem się.
-No..tak jakby, królu.-było mi wstyd, bo chyba słyszał wszystko, co mówiłem na głos.
Podkuliłem ogon pod siebie. Patrzyłem jak idzie w moja stronę. Czułem się przy nim taki malutki. Jego wielkie łapsko zacisnęło się na mojej szyi. Z ledwością mogłem oddychać. Zacząłem poruszać nogami, jak tylko zostałem oderwany od ziemi. Złapałem go za łapę, chcąc się uwolnić. Nie miałem żadnych szans.
-Skoro wolisz chłopców, jakim prawem tknąłeś moją córkę?!-w jego błękitnych oczach płonął ogień nienawiści.
-Ghh…to..to nie tak...gdybym wiedział...-próbowałem coś powiedzieć, ale nie było to łatwe.
Z ledwością łapałem powietrze, tak mi teraz potrzebne!
-To co, nie tknąłbyś jej? Bzdura! Znam takich jak ty! Jesteś przybłędą, która nie ma tutaj żadnych praw. Tylko przez wzgląd na twoich rodziców, zgodziłem się, byście tutaj z siostrą zamieszkali. Jeśli sprowadzi to na mój lud kłopoty, zabiję cię.-J'hannar był wściekły.
Wbił mi ostre pazury w szyję. Czułem jak krople krwi zaczynały skapywać po mojej skórze i brudzą jego futro na łapach.
-Dla nas, tradycje są najważniejsze. Ty je zbrukałem tym swoimi brudnymi saiyańskimi łapami!-jego oczy jakoś tak dziwnie lśniły.
Jasne światło pojawiło się pod moimi nogami, właściwie tam, gdzie wisiałem. Nie wiedziałem co się dzieje. Zaczynałem się bać. Tym bardziej chciałem się wydostać.
-O nie, saiyański gnoju. Spotka cię kara, na jaką zasługujesz.-dopiero wtedy dostrzegłem, że ma swoje berło, które lśniło.
-Aburha sallan khnol!-powiedział coś, w nieznanym mi języku, a strumienie jasnego światła zaczynały oplatać moje nogi niczym jakieś macki
-Nie..nie...gh….puść…-te światło, oplatało całe moje ciało.
Chciałem się wydostać!
-Nikomu o tym powiedzieć nie będziesz mógł. Zawsze gdy, zechcesz o przekleństwie wspomnieć, przytomność wtedy utracisz. W sen na godzinę zapadniesz. Ja J'hannar, na mocy danej mi przez Panią Księżyca, przeklinam Cię Xalanthcie Braveheart. Za to, coś mej córce jedynej uczynił przeklinam cię. Twoim przekleństwem będzie cierpienie. Cierpienie, gdy szczerze, z serca się zakochasz. Zawsze, gdy słowa miłości wypowiesz, uczucia słabości okażesz, ból twym ciałem władnąć będzie. Krwi swojej zasmakujesz. Przekleństwa smak, zdejmie tylko ten, kto sam bólu miłości zaznał lub ten, kto nigdy miłości melodii nie zakosztował. Przekleństwo twoje dopóty będzie wtedy trwać. Na znak przekleństwa mego, oczy krwią spowite, plecy twoje skalą, ogniem trawiąc ciało twoje.-J'hannar skończył mówić, a jasne światło całkiem zawładnęło mym ciałem.
Nim straciłem przytomność, dostrzegłem biegnącą w naszą stronę księżniczkę. J'hannar puścił mnie, kiedy światło opadło. Moje źrenice oraz tęczówki zniknęły. Upadłem bezwładnie na trawę niczym szmaciana lalka…
***
Obudziłem się w łóżku u Acesa. Pochylał sie nade mną on oraz Mexmera.
-Pieprzeńcu, gdzieś się szlajał?-Mexmera zmrużyła oczy-Pewno się dyźdać poszedł, jak zwykle.
-Gdzie król? Gdzie księżniczka?-podniosłem się do pół siadu.
-O czym ty mówisz chłopcze? Znaleźliśmy cię nieprzytomnego pod moim domem. Wyglądało to tak, jakbyś znowu poszedł na jakąś zabawę. Xalanth, jestem niepocieszony twoim zachowaniem.-Aces był zły na mnie.
Podobnie jak Mexmera. Wyciągnąłem rękę, jak oboje się odwrócili. Chciałem powiedzieć, co się stało w lesie, a wtedy zrobiło mi się słabo. Poczułem ucisk na gardle. Oczy wywróciły mi się do tyłu i padłem nieprzytomny. Tak jak mówił J'hannar. Chciałem powiedzieć o przekleństwie, więc straciłem przytomność.
Nie wiedziałem, że kiedy o tym zapomnę, o tym przekleństwie...to uderzy we mnie jak obuchem, z całej siły i niepostrzeżenie.
Byłem wściekły, kiedy dowiedziałem się, że księżniczka Anuhasa wykorzystała mnie. Do czego? A no, nie podobały się, jaśnie pani zasady przekazywane z pokolenia na pokolenie. Zwłaszcza ten, mówiący, że księżniczka, przed objęciem tronu musi pozostać dziewicą, a ten który ja posiądzie zostanie jej mężem.
-Głupie babsko.-siedziałem nad jeziorem.
Bawiłem się kijem, który włożyłem do wody. Poruszałem nim na prawo i lewo.
-Czemu one zawsze muszą to robić?-mój ogon drżał pod wpływem nerwów.-I się mnie dziwią, czemu czasami decyduję się na chłopaka. Phi! Głupie dziewuchy! Wszystkie są takie same!-rzuciłem kij do wody.
Zgiąłem nogi w kolanach, po czym objąłem je.
-A to ci, ciekawostka. Wolisz chłopców?-podskoczyłem, słysząc znajomy głos.
Odwróciłem się. To był nikt inny jak król J'hannar, władca gatonsów. Był ogromnym irbisem, noszącym się niczym władca Egiptu, z planety Ziemia.
W trybie natychmiastowym wstałem, po czym pokłoniłem się.
-No..tak jakby, królu.-było mi wstyd, bo chyba słyszał wszystko, co mówiłem na głos.
Podkuliłem ogon pod siebie. Patrzyłem jak idzie w moja stronę. Czułem się przy nim taki malutki. Jego wielkie łapsko zacisnęło się na mojej szyi. Z ledwością mogłem oddychać. Zacząłem poruszać nogami, jak tylko zostałem oderwany od ziemi. Złapałem go za łapę, chcąc się uwolnić. Nie miałem żadnych szans.
-Skoro wolisz chłopców, jakim prawem tknąłeś moją córkę?!-w jego błękitnych oczach płonął ogień nienawiści.
-Ghh…to..to nie tak...gdybym wiedział...-próbowałem coś powiedzieć, ale nie było to łatwe.
Z ledwością łapałem powietrze, tak mi teraz potrzebne!
-To co, nie tknąłbyś jej? Bzdura! Znam takich jak ty! Jesteś przybłędą, która nie ma tutaj żadnych praw. Tylko przez wzgląd na twoich rodziców, zgodziłem się, byście tutaj z siostrą zamieszkali. Jeśli sprowadzi to na mój lud kłopoty, zabiję cię.-J'hannar był wściekły.
Wbił mi ostre pazury w szyję. Czułem jak krople krwi zaczynały skapywać po mojej skórze i brudzą jego futro na łapach.
-Dla nas, tradycje są najważniejsze. Ty je zbrukałem tym swoimi brudnymi saiyańskimi łapami!-jego oczy jakoś tak dziwnie lśniły.
Jasne światło pojawiło się pod moimi nogami, właściwie tam, gdzie wisiałem. Nie wiedziałem co się dzieje. Zaczynałem się bać. Tym bardziej chciałem się wydostać.
-O nie, saiyański gnoju. Spotka cię kara, na jaką zasługujesz.-dopiero wtedy dostrzegłem, że ma swoje berło, które lśniło.
-Aburha sallan khnol!-powiedział coś, w nieznanym mi języku, a strumienie jasnego światła zaczynały oplatać moje nogi niczym jakieś macki
-Nie..nie...gh….puść…-te światło, oplatało całe moje ciało.
Chciałem się wydostać!
-Nikomu o tym powiedzieć nie będziesz mógł. Zawsze gdy, zechcesz o przekleństwie wspomnieć, przytomność wtedy utracisz. W sen na godzinę zapadniesz. Ja J'hannar, na mocy danej mi przez Panią Księżyca, przeklinam Cię Xalanthcie Braveheart. Za to, coś mej córce jedynej uczynił przeklinam cię. Twoim przekleństwem będzie cierpienie. Cierpienie, gdy szczerze, z serca się zakochasz. Zawsze, gdy słowa miłości wypowiesz, uczucia słabości okażesz, ból twym ciałem władnąć będzie. Krwi swojej zasmakujesz. Przekleństwa smak, zdejmie tylko ten, kto sam bólu miłości zaznał lub ten, kto nigdy miłości melodii nie zakosztował. Przekleństwo twoje dopóty będzie wtedy trwać. Na znak przekleństwa mego, oczy krwią spowite, plecy twoje skalą, ogniem trawiąc ciało twoje.-J'hannar skończył mówić, a jasne światło całkiem zawładnęło mym ciałem.
Nim straciłem przytomność, dostrzegłem biegnącą w naszą stronę księżniczkę. J'hannar puścił mnie, kiedy światło opadło. Moje źrenice oraz tęczówki zniknęły. Upadłem bezwładnie na trawę niczym szmaciana lalka…
***
Obudziłem się w łóżku u Acesa. Pochylał sie nade mną on oraz Mexmera.
-Pieprzeńcu, gdzieś się szlajał?-Mexmera zmrużyła oczy-Pewno się dyźdać poszedł, jak zwykle.
-Gdzie król? Gdzie księżniczka?-podniosłem się do pół siadu.
-O czym ty mówisz chłopcze? Znaleźliśmy cię nieprzytomnego pod moim domem. Wyglądało to tak, jakbyś znowu poszedł na jakąś zabawę. Xalanth, jestem niepocieszony twoim zachowaniem.-Aces był zły na mnie.
Podobnie jak Mexmera. Wyciągnąłem rękę, jak oboje się odwrócili. Chciałem powiedzieć, co się stało w lesie, a wtedy zrobiło mi się słabo. Poczułem ucisk na gardle. Oczy wywróciły mi się do tyłu i padłem nieprzytomny. Tak jak mówił J'hannar. Chciałem powiedzieć o przekleństwie, więc straciłem przytomność.
Nie wiedziałem, że kiedy o tym zapomnę, o tym przekleństwie...to uderzy we mnie jak obuchem, z całej siły i niepostrzeżenie.
The author of this message was banned from the forum - See the message
- RotaBANNED!
- Liczba postów : 197
Data rejestracji : 16/10/2015
Skąd : Wielki Świat
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Temat można przenieść do archiwum i zakończyć, bo Xal teraz ma inna historię itd.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach