Korytarz
Sro Maj 30, 2012 12:30 am
Korytarz jak korytarz, długi, wypełniony po brzegi wyglądający w każdym miejscu identycznie. No, różnią się ciała leżące wzdłuż posadzki, ale to malutki szczególik, na który nikt nie zwraca najmniejszej uwagi.
- GośćGość
Re: Korytarz
Sob Sie 17, 2013 12:50 am
Czarnowłosy ponownie szedł korytarzem wracając właśnie z łazienek. Był nadal nieźle wstrząśnięty tym całym przeżyciem. Nie było wiele osób na tym świecie które wzbudzałyby w nim strach, ale Lethal... ten był inny. Przerażał go jego sam widok. Jego słowa. Co będzie jak będą walczyć? Nie może być sparaliżowany przez strach bo inaczej przegra już na samym początku i straci kontrolę nad ciałem? Ciekawe co wtedy by zrobił jako zły. Kogo by zabił. Ilu by zabił. Bawiłoby go to całe niszczenie. O nie, nie, nie. Nie może na to pozwolić. Strach to jedno, ale bycie przez niego sparaliżowanym i nie mogąc nic przez to zrobić to drugie! Nie ma osoby która by się czegoś nie bała, ale najważniejsze to nie jest to by niczego się nie bać, ale jest tym to by stawiać czoło swojemu strachowi z podniesioną wysoko do góry głową i ze spojrzeniem świadczącym o gotowości do walki i zwycięstwa. Taka jest jego droga wojownika. Nie zapomniał o niej, choć trochę czasu minęło. I nigdy o niej nie zapomni. Co to, to nie. W końcu zdołał się uspokoić nawet na tyle, żeby być w stanie choćby i teraz zmierzyć się z demonem, choć na to się nie zapowiadało. Przez strach tamten będzie jeszcze silniejszy. Musi przestać w końcu się go bać. Po chwili jednakże zdołał iść tam gdzie miał, a mianowicie prawie dotarł do stołówki. Oczywiście przedtem przypadkowo poszedł w złym kierunku i praktycznie dotarł pod kwatery ale szybko znalazł ponownie dobrą drogę. Tutaj na prawdę można się zgubić.
OOC:
Korytarz -> Stołówka
Regeneracja = 15% KI
OOC:
Korytarz -> Stołówka
Regeneracja = 15% KI
Re: Korytarz
Pon Kwi 06, 2015 11:39 pm
Na schodach poruszać się szybko, nie rozglądać się, nie zagadywać. Pozostać niezauważonym. Takie wnioski wysnuła po pierwszej przeprawie od piwnic do 1 piętra. Do czasu aż nie stanie się natto będzie to jej żelazna zasada. Wkroczenie na korytarz na tym piętrze również okazało się nie najprzyjemniejsze. To niesamowite, że leży tu kość, mnóstwo kurzu i ślady zaschniętej krwii, a także ledwie przytomny sayan albo half. Szybko zrozumiała, że prawdopodobnie na tym korytarzu zasada jest taka, że nie ma żadnych zasad. Teoretycznie pozostało to bez zmian, ponieważ często przemierzała w dzieciństwie korytarz na pierwszym piętrze, ale akurat w całkiem innej części, a to oznaczało, że albo często dochodzi tu do bujek albo kadeci wracający z treningu lub porządnej popijawy nie zawsze docierają do swoich kwater. Zamiast tego padają nieprzytomni i zostawią ślad krwi lub wymiociny, póki ktoś tego nie posprząta. Zapach krwi i zwróconego alkoholu powodowałby odruch wymiotny, ale przez jej wewnętrzną konstrukcję żołądek funkcjonował trochę inaczej. Faktycznie ledwie mogłą znieść ten fetor, ale był to tylko zwykły nieprzyjemny dla nozdrzy zapach, a nie coś, co wywoływało rewolucję. Kadet musiał zrozumieć, że łatwo nie będzie i jeżeli się nie postara to skończy podobnie. Trzeba albo mieć mocną głowę do alkoholu albo iść do szpitala zamiast na kwaterę. Może to oznaka przejścia chrztu bojowego. O tym się pewnie jeszcze przekona.
Dziwne sceny wybiły ją z początku i minęła własną kwaterę. Potrząsnęła głową i poczuła, że może być obserwowana i tylko ten kto przejdzie obojętnie obok tego wszystkiego pozostawiony zostanie samemu sobie. Już było chyba za późno, ponieważ ktoś w jej stronę zaczął iść. Zastanawiała się czy to opity po jakiejś misji kadet, a może zmęczony po treningu sayan, który szuka przyjemności na koniec dnia. Sąsiadów jeszcze nie poznała, więc nie mogła oceniać jakie to będzie spotkanie. Może się okazać, że za ścianą będzie mieszkać ktoś, kto będzie z nią chodzić na treningi albo ktoś kogo ona będzie na tych treningach regularnie obijać. Pewnie łatwo nie będzie. Myśli już tylko o tym, żeby wzmocnić swoją skórę i sprawdzić stan baterii. Zwykłe jedzenie lub np. oleje roślinne dawały jej tyle samo siły co gdy była człowiekiem, ale bateria pozwalała na działanie przez długi czas bez jedzenia. Na Vegecie kadeci dostawali niestety niezbyt smakowite posiłki.
Sama myśl o tym i krótkie przebywanie na korytarzu wzmocniło ją nieco mentalnie, a mentalny trening dobrze wpływa na ki. Może była androidem, ale dzięki posiadaniu wielu narządów żywych miała ją. Miała ki, ale mogła mieć jej więcej, jeżeli zmodyfikuje dalej swoje ciało. Przynajmniej może szybciej zwiększyć te zasoby.
Trening Start.
z schody
Dziwne sceny wybiły ją z początku i minęła własną kwaterę. Potrząsnęła głową i poczuła, że może być obserwowana i tylko ten kto przejdzie obojętnie obok tego wszystkiego pozostawiony zostanie samemu sobie. Już było chyba za późno, ponieważ ktoś w jej stronę zaczął iść. Zastanawiała się czy to opity po jakiejś misji kadet, a może zmęczony po treningu sayan, który szuka przyjemności na koniec dnia. Sąsiadów jeszcze nie poznała, więc nie mogła oceniać jakie to będzie spotkanie. Może się okazać, że za ścianą będzie mieszkać ktoś, kto będzie z nią chodzić na treningi albo ktoś kogo ona będzie na tych treningach regularnie obijać. Pewnie łatwo nie będzie. Myśli już tylko o tym, żeby wzmocnić swoją skórę i sprawdzić stan baterii. Zwykłe jedzenie lub np. oleje roślinne dawały jej tyle samo siły co gdy była człowiekiem, ale bateria pozwalała na działanie przez długi czas bez jedzenia. Na Vegecie kadeci dostawali niestety niezbyt smakowite posiłki.
Sama myśl o tym i krótkie przebywanie na korytarzu wzmocniło ją nieco mentalnie, a mentalny trening dobrze wpływa na ki. Może była androidem, ale dzięki posiadaniu wielu narządów żywych miała ją. Miała ki, ale mogła mieć jej więcej, jeżeli zmodyfikuje dalej swoje ciało. Przynajmniej może szybciej zwiększyć te zasoby.
Trening Start.
z schody
Re: Korytarz
Sob Kwi 11, 2015 11:43 pm
Dość wiekowy Saiyan w zbroi Natto szedł energicznie korytarzem. Wpatrywał się w holonotes, notując coś energicznie i mamrocząc wyraźnie zirytowany pod nosem. Właściwie to nie szedł, lecz pruł przed siebie, odpychając losowych kadetów oraz żołnierzy niższej rangi. Nagle przystanął i uniósł głowę. Przeczytał tabliczki z nazwiskami, warknął, zaklął i jego wzrok spoczął na dziewczynie przed nim. Żyłka zapulsowała mu na skroni, poczerwieniał ze złości.
- Te, mała! – zawołał grubym głosem, skinął głową by podeszła. – Gadaj, gdzie tu jest pokój Nashi Veri i Malvicka. Nie stawili się gdy ich wezwałem, gnoje… – warknął, oczekując wyjaśnień.
- Te, mała! – zawołał grubym głosem, skinął głową by podeszła. – Gadaj, gdzie tu jest pokój Nashi Veri i Malvicka. Nie stawili się gdy ich wezwałem, gnoje… – warknął, oczekując wyjaśnień.
Re: Korytarz
Pon Kwi 13, 2015 12:00 am
Nie była do końca pewna jak zareagować przed poddenerwowanym sayanem, ale na szczęście znała odpowiedź na jego pytanie. Oczywiście odpowiedź go nie usatysfakcjonuje, a to z pewnością jakoś wpłynie na niego. Cóż mogła innego odpowiedzieć.
- Jestem tu nowa. Jeszcze nie poznałam sąsiadów, a nawet jeszcze nie znalazłam swojej kwatery. Numer 666. To chyba tutaj. Pójdę się przebrać, bo dopiero co dostałam ekwipunek. Powiem, że pan ich szukał jak na nich trafię. Będę służyć pomocą w razie potrzeby. - Starała się być uprzejma.
Po sekundzie już żałowała zaoferowania pomocy, ponieważ może to się obrócić przeciw niej, ale w razie czego wymiga się potrzebą stawienia się na sali treningowej. Czuła, że zaczęła źle, ale nic nie szkodzi. Teraz to już wiele rzeczy się da naprawić łącznie z jej ciałem w razie zbyt mocnego użycia. O ile tak mogła o sobie teraz powiedzieć. Czasami łapała się, że traktuje teraz swoje ciało dość przedmiotowo przez to, że w większej części jest ono po prostu mechaniczne.
Stanęła na jednej nodze, a drugą lekko oparła na palcach stawiając lekko z tyłu. Ubrania trzymała w obu rękach przed sobą na tyle, że trochę lepiej uwidoczniła swoje piersi. Nie zorientowała się, że ta poza to sprawiła, ale czy zauważy to ten sayan przed nią. Może przypadkowo odwróci jego uwagę od wcześniej zaoferowanej pomocy i jej da spokój, aby mogła udać się do kwatery i przebrać?
W końcu się przemogła i dodała na koniec:
- To co? Ja już się udam do kwatery? - Spojrzała niepewnie na żołnierza. Z drugiej strony każdy kontakt da jej trochę poznać co się dzieje aktualnie na Vegecie. Może też kupić jakąś gazetkę, ale nie ma lepszego źródła niż bezpośrednio u trenujących i będących w armii.
Trening
Koniec
Był i nie ma.
Podgrzały jej się baterie ze stresu i poczuła moc.
- Jestem tu nowa. Jeszcze nie poznałam sąsiadów, a nawet jeszcze nie znalazłam swojej kwatery. Numer 666. To chyba tutaj. Pójdę się przebrać, bo dopiero co dostałam ekwipunek. Powiem, że pan ich szukał jak na nich trafię. Będę służyć pomocą w razie potrzeby. - Starała się być uprzejma.
Po sekundzie już żałowała zaoferowania pomocy, ponieważ może to się obrócić przeciw niej, ale w razie czego wymiga się potrzebą stawienia się na sali treningowej. Czuła, że zaczęła źle, ale nic nie szkodzi. Teraz to już wiele rzeczy się da naprawić łącznie z jej ciałem w razie zbyt mocnego użycia. O ile tak mogła o sobie teraz powiedzieć. Czasami łapała się, że traktuje teraz swoje ciało dość przedmiotowo przez to, że w większej części jest ono po prostu mechaniczne.
Stanęła na jednej nodze, a drugą lekko oparła na palcach stawiając lekko z tyłu. Ubrania trzymała w obu rękach przed sobą na tyle, że trochę lepiej uwidoczniła swoje piersi. Nie zorientowała się, że ta poza to sprawiła, ale czy zauważy to ten sayan przed nią. Może przypadkowo odwróci jego uwagę od wcześniej zaoferowanej pomocy i jej da spokój, aby mogła udać się do kwatery i przebrać?
W końcu się przemogła i dodała na koniec:
- To co? Ja już się udam do kwatery? - Spojrzała niepewnie na żołnierza. Z drugiej strony każdy kontakt da jej trochę poznać co się dzieje aktualnie na Vegecie. Może też kupić jakąś gazetkę, ale nie ma lepszego źródła niż bezpośrednio u trenujących i będących w armii.
Trening
Koniec
Był i nie ma.
Podgrzały jej się baterie ze stresu i poczuła moc.
Re: Korytarz
Wto Kwi 14, 2015 10:12 pm
- Tak prędko Ci do siebie, co? – na wojowniku wdzięki dziewczyny chyba nie robiły wrażenia. – Stawisz się na Sali Treningowej, będę tam. Jak tylko znajdę tą cholerną dwójkę i wyślę ich na misję, z której się wymigują… Co za czasy, że to przełożony szuka podwładnych, wstyd i hańba, do czego my kur*a zmierzamy? Potrenujesz kadecie na czymś innym niż worek treningowy wypełniony kamieniami, nie… Koszarowy ma dobre techniki uczenia, ale przestarzałe. Wciąż tkwi w czasach, gdy Saiyanie, nawet halfi byli solidniejszy. Teraz to z was jest tylko rozlazła kupa gówna, jeden trening a już rzygacie krwią z wycieńczenia. Amatorzy… – parsknął i odwrócił się. – Jak się spóźnisz kadcie, to będziesz szorowała kible własną szczoteczką! Jakby co, to wzywał się Marin.
Odwrócił się i odszedł, zostawiając ją.
OOC
Będę czekać na Sali
Przepraszam za zwłokę
Odwrócił się i odszedł, zostawiając ją.
OOC
Będę czekać na Sali
Przepraszam za zwłokę
Re: Korytarz
Sro Kwi 15, 2015 8:19 pm
Natto szukał kogoś dlatego do niej podszedł, a dzięki niemu poznała wiele ciekawych informacji na temat Vegety. Nieco się zmieniło od jej wyprawy na inną planetę. Trenerzy byli nieco mięksi, a do tego kadeci od tak znikali i jak widać lekceważyli trenerów nie bojąc się kar. Te musiały być teraz dużo mniejsze. W następstwie kolejnych słów zrozumiała wszystko. Okazało się, że to on pewnie się nią zajmie na sali treningowej, a jego tekst na temat worka z kamieniami i tego jak słabi są obecnie nowi ją zaszokował. Poczuła wielką ulgę, ponieważ oznacza to, że czasy gdy to ona była workiem, ale flaków do treningu już minęły i teraz trenerzy mają może więcej empatii, a może poziom kadetów tak zmalał, że musieli się dostosować do niego. Przeczucie mówiło jej, że to wstępujący do armii stając się coraz słabsi coraz gorzej sobie radzili, a może nawet wielu odpadało lub nawet ginęło i stąd metody się zmieniły. Parsknęła śmiechem po odejściu trenera.
- Hahaha. Szczoteczką do zębów. Tego się nie spodziewałam.
Zapomniała, że nie czyściła zębów od lat. Nawet nie miała teraz własnej szczoteczki. Modyfikacje swojego ciała miały pewne plusy, które mogły być również minusem. Mianowicie dzięki temu, że nie musiała dużo jeść jej zęby się tak nie psuły, a do tego częściej piła olej roślinny, który zastępował jej posiłki i dawał energię na funkcjonowanie. Dzięki temu wypłukiwał on brud i świetnie czyścił zęby, które były niemal śnieżnie białe. Smak np. słonecznika towarzyszył jej dzięki temu bardzo często. Ciało spalając ten tłuszcz sprawiało, że z jej ust czuć nawet było zapach frytek smażonych na oleju słonecznikowym. Oczywiście to musiała zmienić, ponieważ jest to akurat dziwne. Przyzwyczaiła się z czasem do dziwnego smaku, ale jest to oznaką, że ma do poprawienia pewne mechanizmy we własnym ciele.
Cofnęła się kilka kroków i znalazła przed własną kwaterą. Musi się przebrać i pójść na trening, bo w innym wypadku tym treningiem będzie czyszczenie kibla. Akurat taki początek jej się nie marzy w akademii.
z/t do Mojej kwatery
- Hahaha. Szczoteczką do zębów. Tego się nie spodziewałam.
Zapomniała, że nie czyściła zębów od lat. Nawet nie miała teraz własnej szczoteczki. Modyfikacje swojego ciała miały pewne plusy, które mogły być również minusem. Mianowicie dzięki temu, że nie musiała dużo jeść jej zęby się tak nie psuły, a do tego częściej piła olej roślinny, który zastępował jej posiłki i dawał energię na funkcjonowanie. Dzięki temu wypłukiwał on brud i świetnie czyścił zęby, które były niemal śnieżnie białe. Smak np. słonecznika towarzyszył jej dzięki temu bardzo często. Ciało spalając ten tłuszcz sprawiało, że z jej ust czuć nawet było zapach frytek smażonych na oleju słonecznikowym. Oczywiście to musiała zmienić, ponieważ jest to akurat dziwne. Przyzwyczaiła się z czasem do dziwnego smaku, ale jest to oznaką, że ma do poprawienia pewne mechanizmy we własnym ciele.
Cofnęła się kilka kroków i znalazła przed własną kwaterą. Musi się przebrać i pójść na trening, bo w innym wypadku tym treningiem będzie czyszczenie kibla. Akurat taki początek jej się nie marzy w akademii.
z/t do Mojej kwatery
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Korytarz
Wto Sie 18, 2015 11:43 pm
Cisza... Podejrzana cisza. Od kiedy na korytarzach panuje stan braku hałasu? Vivian niepokój popędzał przez całą Akademię. Z bolącymi dłońmi i zdartą skórą palców szła unikając kontaktu wzrokowego z kadetami, uciekając przed spojrzeniami wyżej postawionych. Czuła się jak mina przeciwpiechotna. Nie spała od dłuższego czasu. Nie chciała jeść. Dźwięki, ruch, nawet zapachy były dla niej drażniące i zbyt wyraźne, słowem, jej ciało już przestawiło się na oczekiwanie walki. Mięśnie, choćby i rozluźnione w mniej niż ułamek sekundy mogły się napiąć. Wyciszona energia w mgnieniu oka mogła podskoczyć do poziomu Super Saiyan. Cisza mogła zmienić się w huragan.
Ósemka miała wrażenie, że coś powinno na nią runąć. Tak nagle, bez ostrzeżenia i boleśnie. Pozostało czekać, prawda? Tym razem naprawdę nie mogła w niczym nikomu pomóc, a wręcz zawadzałaby, gdyby się na coś porwała. Wiadomości o buncie i o tajnym planie nie dawały jej spokoju. Detronizacja władcy to kluczowy moment dla całej planety i w paru słowach – porywanie się z motyką na słońce. Czymże jednak nie byli oni, gdyby nie spróbowali rzucić się elicie do gardła? Nie chodził o prywatne zatargi w stylu halfy kontra elita, lecz o ludzką sprawiedliwość. Ludzką, bowiem Sayiańska doprowadzała do totalitaryzmu i absolutnej władzy króla. Vivian bolał żołądek gdy tylko pomyślała o tym co zdarzy się w przeciągu kilku następnych godzin. Próbowała wyprzeć je z głowy i siłą się uspokoić, ale kończyło się na dogłębnej analizie tego co wiedziała. Nawet nieświadomie drążyła w głowie owe informacje, to co posłyszała u Zell’a i to co powiedział jej sam. Wychodziło z tego, że...
Co? No właśnie, co?
Niejednoznacznie, mnóstwo rzeczy, ale połączonym łańcuchem prowadziły do jednej, głównej myśli przewodniej. Muszą pozbyć się Zell’a.
Ósemka westchnęła gdy ciężar tych myśli kazał się jej zatrzymać. Przystanęła na korytarzu i wyjrzała przez okno, na plac przed Akademią. Policzyła szybko w myślach ile energii tutaj krąży, oszacowała ile mniej więcej mają siły. Chłodno zastanowiła się z iloma z nich będzie zmuszona walczyć...? Była blada, bledsza niż wcześniej, dziwnie poważna... Oczy nie wyrażały niczego, twarz była maską, dobrze znaną maską, za którą tyle razy skrywała swoje prawdziwe uczucia. Wprowadzała się w stan otępienia, który miał zamknąć w kuferku na dnie duszy wszystko to co zbędne, pozostawiając to co potrzebne do osiągnięcia określonego celu. Złość, agresję, rozpacz. Pomyśleć, że tyle robiła by żerowanie na tych uczuciach nie było powodem jej wzrostu mocy. Szukała innego sposobu wzmocnienia się odmiennego niż furia, która tyle razy przechylała szalę zwycięstwa. Może nadzieja..? Dla niej jej nie było. Przyjaźń..? Jeśli nie da z siebie wszystkiego, tak zwani „przyjaciele” mogą zginąć. Miłość..?
Nie. O tym nie chciała myśleć. Zacisnęła powieki mocno, nie chcąc widzieć wspomnienia, które pojawiło się jak żywe na jej pustych, brązowych tęczówkach.
Skoro sięgała do skutecznych, ale tak żałosnych sposobów walki to mogła sobą gardzić. Nikt jej nie zabroni, o nie. To wypieranie emocji było jak narkotyk – nie chciała tak robić, lecz co ma do tego jej niechęć, nienawiść, jeśli było to skuteczne? Vivian czuła się z tym źle, nie cierpiała tego, ale było to dla niej konieczne i świadomość, że musi to blokować by odciąć się od innych, bo „taka” była dla niej norma... Ulga. Ulga, że nie musi nikogo ciągnąć za sobą. Żadnych myśli o strachu. Idealny żołnierz. Tak, tak chciała siebie widzieć by walczyć i dać z siebie wszystko, by niepotrzebne emocje nie wchodziły jej w drogę. Działało to bez szwanku w jej dotychczasowych walkach, a konsekwencjami się nie przejmowała dopóki się nie pojawiły. Co tam sny i poczucie winy...
Dopóki może coś robić? Walczyć o to, co chce?
Zamknęła oczy. Kogo ona oszukuje...?
Będzie tak jak po zabawie z Tsufulem, jak po każdej innej walce. Cokolwiek nie zrobi, będzie zła na siebie, że nie zrobiła więcej. Będzie gryźć palce z bezsilności i wypłakiwać się w poduszkę, a poczucie winy będzie toczyć ją jak robak.
Nie. To też wypierała z głowy. Wdech, wydech, wdech, wydech...
Poczucia, że źle robi, że ktoś mówił jej, radził, uspokajał, by nie szła tą drogą, nie mogła zignorować. Próbowała. Kami jej świadkiem, że próbowała, ale tkwiło to gdzieś w jej duszy. Coś, z czym po cichu chciała się zgodzić, ale psuło jej to dotychczasowy świat i sposób w jakim sama Vivian Deryth funkcjonowała.
Ziemia zadrżała bez ostrzeżenia jakby uderzył w nią pięścią wściekły Koszarowy. Kompletnie nie przejęta dziewczyna uniosła się na parę centymetrów czekając aż wszystko się uspokoi, po czym pochyliła lekko głowę, gdy trybik w mózgu przeskoczył na odpowiedni stan. Teraz.
Wybuch na pewno dochodził od strony Pałacu. Pył niósł się od jego strony, wyglądało na to, że część Akademii również mocno oberwała. Kadeci biegali w popłochu, ktoś coś krzyczał. Kilka zdezorientowanych energii strażników poruszyło się w budynku Pałacu. Dziewczyna łagodnie stanęła na podłodze i wolnym, ale stanowczym krokiem ruszyła w kierunku huku.
Zaczynają rebelię?
- Nie beze mnie.
Ósemka miała wrażenie, że coś powinno na nią runąć. Tak nagle, bez ostrzeżenia i boleśnie. Pozostało czekać, prawda? Tym razem naprawdę nie mogła w niczym nikomu pomóc, a wręcz zawadzałaby, gdyby się na coś porwała. Wiadomości o buncie i o tajnym planie nie dawały jej spokoju. Detronizacja władcy to kluczowy moment dla całej planety i w paru słowach – porywanie się z motyką na słońce. Czymże jednak nie byli oni, gdyby nie spróbowali rzucić się elicie do gardła? Nie chodził o prywatne zatargi w stylu halfy kontra elita, lecz o ludzką sprawiedliwość. Ludzką, bowiem Sayiańska doprowadzała do totalitaryzmu i absolutnej władzy króla. Vivian bolał żołądek gdy tylko pomyślała o tym co zdarzy się w przeciągu kilku następnych godzin. Próbowała wyprzeć je z głowy i siłą się uspokoić, ale kończyło się na dogłębnej analizie tego co wiedziała. Nawet nieświadomie drążyła w głowie owe informacje, to co posłyszała u Zell’a i to co powiedział jej sam. Wychodziło z tego, że...
Co? No właśnie, co?
Niejednoznacznie, mnóstwo rzeczy, ale połączonym łańcuchem prowadziły do jednej, głównej myśli przewodniej. Muszą pozbyć się Zell’a.
Ósemka westchnęła gdy ciężar tych myśli kazał się jej zatrzymać. Przystanęła na korytarzu i wyjrzała przez okno, na plac przed Akademią. Policzyła szybko w myślach ile energii tutaj krąży, oszacowała ile mniej więcej mają siły. Chłodno zastanowiła się z iloma z nich będzie zmuszona walczyć...? Była blada, bledsza niż wcześniej, dziwnie poważna... Oczy nie wyrażały niczego, twarz była maską, dobrze znaną maską, za którą tyle razy skrywała swoje prawdziwe uczucia. Wprowadzała się w stan otępienia, który miał zamknąć w kuferku na dnie duszy wszystko to co zbędne, pozostawiając to co potrzebne do osiągnięcia określonego celu. Złość, agresję, rozpacz. Pomyśleć, że tyle robiła by żerowanie na tych uczuciach nie było powodem jej wzrostu mocy. Szukała innego sposobu wzmocnienia się odmiennego niż furia, która tyle razy przechylała szalę zwycięstwa. Może nadzieja..? Dla niej jej nie było. Przyjaźń..? Jeśli nie da z siebie wszystkiego, tak zwani „przyjaciele” mogą zginąć. Miłość..?
Nie. O tym nie chciała myśleć. Zacisnęła powieki mocno, nie chcąc widzieć wspomnienia, które pojawiło się jak żywe na jej pustych, brązowych tęczówkach.
Skoro sięgała do skutecznych, ale tak żałosnych sposobów walki to mogła sobą gardzić. Nikt jej nie zabroni, o nie. To wypieranie emocji było jak narkotyk – nie chciała tak robić, lecz co ma do tego jej niechęć, nienawiść, jeśli było to skuteczne? Vivian czuła się z tym źle, nie cierpiała tego, ale było to dla niej konieczne i świadomość, że musi to blokować by odciąć się od innych, bo „taka” była dla niej norma... Ulga. Ulga, że nie musi nikogo ciągnąć za sobą. Żadnych myśli o strachu. Idealny żołnierz. Tak, tak chciała siebie widzieć by walczyć i dać z siebie wszystko, by niepotrzebne emocje nie wchodziły jej w drogę. Działało to bez szwanku w jej dotychczasowych walkach, a konsekwencjami się nie przejmowała dopóki się nie pojawiły. Co tam sny i poczucie winy...
Dopóki może coś robić? Walczyć o to, co chce?
Zamknęła oczy. Kogo ona oszukuje...?
Będzie tak jak po zabawie z Tsufulem, jak po każdej innej walce. Cokolwiek nie zrobi, będzie zła na siebie, że nie zrobiła więcej. Będzie gryźć palce z bezsilności i wypłakiwać się w poduszkę, a poczucie winy będzie toczyć ją jak robak.
Nie. To też wypierała z głowy. Wdech, wydech, wdech, wydech...
Poczucia, że źle robi, że ktoś mówił jej, radził, uspokajał, by nie szła tą drogą, nie mogła zignorować. Próbowała. Kami jej świadkiem, że próbowała, ale tkwiło to gdzieś w jej duszy. Coś, z czym po cichu chciała się zgodzić, ale psuło jej to dotychczasowy świat i sposób w jakim sama Vivian Deryth funkcjonowała.
Ziemia zadrżała bez ostrzeżenia jakby uderzył w nią pięścią wściekły Koszarowy. Kompletnie nie przejęta dziewczyna uniosła się na parę centymetrów czekając aż wszystko się uspokoi, po czym pochyliła lekko głowę, gdy trybik w mózgu przeskoczył na odpowiedni stan. Teraz.
Wybuch na pewno dochodził od strony Pałacu. Pył niósł się od jego strony, wyglądało na to, że część Akademii również mocno oberwała. Kadeci biegali w popłochu, ktoś coś krzyczał. Kilka zdezorientowanych energii strażników poruszyło się w budynku Pałacu. Dziewczyna łagodnie stanęła na podłodze i wolnym, ale stanowczym krokiem ruszyła w kierunku huku.
Zaczynają rebelię?
- Nie beze mnie.
Re: Korytarz
Pon Sie 24, 2015 11:07 pm
Kilka minut po wybuchu korytarze Akademii wypleniły się hałasem alarmu, a światła zaczęły migać to na biało, to na czerwono. Zapanował chaos, co było do przewidzenia. Biegali głównie half-saiyanie i ci, którzy się obudzili. Spora część kadetów nadal spała kamiennym snem. W tym tłumie biegł jeden z kilku Trenerów, nieco bardziej niż inni rzucał się w oczy, gdyż wyraźnie utykał ale miał to gdzieś. Czerwony w biegu właśnie kończył mocować się z zakładaniem zbroi, rękawice trzymał w zębach, scouter na oku miał przekrzywiony, a włosy rozczochrane. Dopinał wymięta pelerynę. Widać było, że alarm zbudził go w trakcie głębokiego snu. Było jeszcze wcześnie więc na pewno przysnął nad dokumentami, jednak było na tyle późno, że powinien być we własnym domu, a nie na terenie Akademii. Mężczyzna omal nie wpadł na halfkę. W pierwszym momencie na jego twarzy odmalowało się niedowierzanie, chwilę później zastąpił je autentyczny gniew.
- Vivian! Do jasnej cholery co Ty tu robisz?! Czemu opuściłaś posterunek i zostawiłaś ich samych?! No nie wierzę.
Silny uścisk złapał dziewczynę za ramię i pociągnął w stronę kwater Oddziału Specjalnego. Utykając trener prowadził swoją tyradę dalej, był autentycznie zły.
- Jak mogłaś ich zostawić i narazić na śmierć! Powierzyłem Ci ich życie, nie mogę uwierzyć, że zachowałaś się tak nieodpowiedzialnie. Kto, jak kto ale Ty?! Normalnie zawiodłem się na Tobie. Jak tylko skończy się ten alarm to nogi z dupy Ci powyrywam i odechce Ci się lekceważyć moje rozkazy! Cholera jasna zaczekaj.
Przystanął i zdjął but wysypując z niego sporą kupkę żwiru. Spojrzał na halfkę nieco zmrużywszy ozy.
- Pewnie nic o tym nie wiesz? Zakładam, że nie stać Cię na taki kretyński żart..... Może to ta różowa podfruwajka.......
Przez przypadek Red zdradził, że miał do czynienia z boginką. Wygrzebał z buta resztę kamyczków wraz z karteczką „ Został Pan zeżwirowany – Zeke”.
- I to dziecko pawiana, jeszcze się podpisało. No to masz kompana do kary. Idziemy!
Trener cały czas zachowywał się tak, jakby w Pałacu nic poważnego się nie działo.
OOC:
Piszerz tu albo w Kwaterze Oddziały Specjalnego - nie ma znaczenia.
- Vivian! Do jasnej cholery co Ty tu robisz?! Czemu opuściłaś posterunek i zostawiłaś ich samych?! No nie wierzę.
Silny uścisk złapał dziewczynę za ramię i pociągnął w stronę kwater Oddziału Specjalnego. Utykając trener prowadził swoją tyradę dalej, był autentycznie zły.
- Jak mogłaś ich zostawić i narazić na śmierć! Powierzyłem Ci ich życie, nie mogę uwierzyć, że zachowałaś się tak nieodpowiedzialnie. Kto, jak kto ale Ty?! Normalnie zawiodłem się na Tobie. Jak tylko skończy się ten alarm to nogi z dupy Ci powyrywam i odechce Ci się lekceważyć moje rozkazy! Cholera jasna zaczekaj.
Przystanął i zdjął but wysypując z niego sporą kupkę żwiru. Spojrzał na halfkę nieco zmrużywszy ozy.
- Pewnie nic o tym nie wiesz? Zakładam, że nie stać Cię na taki kretyński żart..... Może to ta różowa podfruwajka.......
Przez przypadek Red zdradził, że miał do czynienia z boginką. Wygrzebał z buta resztę kamyczków wraz z karteczką „ Został Pan zeżwirowany – Zeke”.
- I to dziecko pawiana, jeszcze się podpisało. No to masz kompana do kary. Idziemy!
Trener cały czas zachowywał się tak, jakby w Pałacu nic poważnego się nie działo.
OOC:
Piszerz tu albo w Kwaterze Oddziały Specjalnego - nie ma znaczenia.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Korytarz
Sob Sie 29, 2015 12:50 pm
W tym chaosie pełnym żołnierzy Vivian wpadła na jedyną znajomą i darzoną sympatią twarz, a to raczej Red niemalże ją przewrócił. Zrządzenie losu czy opatrzność zesłała jej Trenera, by powstrzymał ją przed niebywałym głupstwem? Kuśtykając stanął jak wryty tuż przed dziewczyną i z miejsca jego wzrok przypominał te wściekłe spojrzenia jakie widziała u elit. Z tą różnicą, że nie znała powodu, z jakiego miał być na nią zły. Inni szaleli w gniewie bo istniała i była halfką, a ten Trener...?
Poniekąd było jej wszystko jedno. Mógłby ją nawet znienawidzić w przerwie obiadowej i nie zrobiłoby to na Natto żadnego wrażenia. Na jego wzrok odpowiedziała spokojnymi, ledwie zaskoczonymi oczami. Nie zareagowała również gdy zacisnął dłoń na jej ramieniu, wlokąc ją za sobą... Odciągał ją od domniemanego celu, ale przecież... Zadanie jakie dyktowała jej dusza – lecieć w stronę wybuchu, do Pałacu, do rebeliantów. Zadanie zlecone przez Trenera – zaraz, jakie zadanie? Vivian na początku bierna, mając gdzieś każdy wyrzut, w miarę słuchania czuła rosnące zdumienie i rozgoryczenie. Nie rozumiała ani słowa z tradycyjnego kazania. Ich życie? Jaki posterunek?
Gdy Trener zatrzymał się, by wysypać żwir z butów Vivian odsunęła się o krok i splotła ramiona na piersi, patrząc na niego uważnie. Teraz przypominała kota. Spokojne, leniwe stworzenie, na jeden znak gotowe skoczyć, ukazując kły.
Na jej twarzy malował się bierny spokój.
- Z całym szacunkiem Sir, lecz usłyszałam od mojego Oddziału, że chcą się przygotować sami. – powtórzyła słowa Tori i Zeke, którzy wyczuwając nieprzyjemny stan Vivian kazali się jej oddalić... Albo zwyczajnie nie chcieli wprowadzać jej w szczegóły „planu”. Typowe. Zawsze piąte koło u wozu. – Powiedziano mi, że oprócz szkolenia nie wymagają ode mnie nic. Gdy zacznie wschodzić księżyc, dostanę wiadomość i mam stawić się u Sonii. – Vivian wyciągnęła z kieszeni kurtki scouter w stanie czuwania. Żadna migająca dioda nie pokazywała nieodczytanej wiadomości.
Zamiast schować urządzenie z powrotem do kieszeni, nałożyła je na ucho i zza zielonego szkła spojrzała na Reda. Kami, jak bardzo chciała mu zdradzić, że wie o rebelii, że spotkała Kaede, że czuje, co się święci, a on... Musiała jednak ugryźć się w język. Kurokara ma rację, nie ma co martwić go tym, że jedna wścibska halfka wie nieco więcej niż myśli. Mogłaby ostrzec go przed Zell’em, który podejrzewa jego niewierność. Tylko jak? Nie z włączonymi urządzeniami naokoło, nie z mnóstwem świadków. Przymknęła na moment oczy...
Nie działało. Choć wydawało się, że uzbroiła się na następne wydarzenia, jej skorupa nie była tak szczelna jak kiedyś. Czuła. Czuła różne rzeczy, i to świadczyło o tym, że jeśli chce iść dalej, albo to naprawi, albo pogodzi się z własną naturą.
Niedoczekanie.
- Sir... – halfka spojrzała na niego uważnie, a kąciki warg uniosły się w górę w łagodnym, choć smutnym i krótkim uśmiechu. – Cokolwiek stanie się tej nocy, mam nadzieję, że postąpię słusznie i nie przyniosę Panu wstydu. Za wszystko inne, najmocniej przepraszam. I dziękuję za wszystko co Pan zrobił dla Vegety, dla nas... Dla mnie. Dziękuję.
Uśmiech rozpłynął się równie szybko jak się pojawił, gdy na twarzy Ósemki powrócił spokój i zdystansowanie. Oczy, czujne, nieprzeniknione patrzyły chwilę bez wyrazu na Czerwonego Trenera, po czym Vivian ruszyła, wymijając go bez słowa.
[zt] ---> Kwatera Oddziału Specjalnego
Myślę Kurko, że NPC. może od razu pisać tam, chyba, że ja mam dać pierwsza post.
Poniekąd było jej wszystko jedno. Mógłby ją nawet znienawidzić w przerwie obiadowej i nie zrobiłoby to na Natto żadnego wrażenia. Na jego wzrok odpowiedziała spokojnymi, ledwie zaskoczonymi oczami. Nie zareagowała również gdy zacisnął dłoń na jej ramieniu, wlokąc ją za sobą... Odciągał ją od domniemanego celu, ale przecież... Zadanie jakie dyktowała jej dusza – lecieć w stronę wybuchu, do Pałacu, do rebeliantów. Zadanie zlecone przez Trenera – zaraz, jakie zadanie? Vivian na początku bierna, mając gdzieś każdy wyrzut, w miarę słuchania czuła rosnące zdumienie i rozgoryczenie. Nie rozumiała ani słowa z tradycyjnego kazania. Ich życie? Jaki posterunek?
Gdy Trener zatrzymał się, by wysypać żwir z butów Vivian odsunęła się o krok i splotła ramiona na piersi, patrząc na niego uważnie. Teraz przypominała kota. Spokojne, leniwe stworzenie, na jeden znak gotowe skoczyć, ukazując kły.
Na jej twarzy malował się bierny spokój.
- Z całym szacunkiem Sir, lecz usłyszałam od mojego Oddziału, że chcą się przygotować sami. – powtórzyła słowa Tori i Zeke, którzy wyczuwając nieprzyjemny stan Vivian kazali się jej oddalić... Albo zwyczajnie nie chcieli wprowadzać jej w szczegóły „planu”. Typowe. Zawsze piąte koło u wozu. – Powiedziano mi, że oprócz szkolenia nie wymagają ode mnie nic. Gdy zacznie wschodzić księżyc, dostanę wiadomość i mam stawić się u Sonii. – Vivian wyciągnęła z kieszeni kurtki scouter w stanie czuwania. Żadna migająca dioda nie pokazywała nieodczytanej wiadomości.
Zamiast schować urządzenie z powrotem do kieszeni, nałożyła je na ucho i zza zielonego szkła spojrzała na Reda. Kami, jak bardzo chciała mu zdradzić, że wie o rebelii, że spotkała Kaede, że czuje, co się święci, a on... Musiała jednak ugryźć się w język. Kurokara ma rację, nie ma co martwić go tym, że jedna wścibska halfka wie nieco więcej niż myśli. Mogłaby ostrzec go przed Zell’em, który podejrzewa jego niewierność. Tylko jak? Nie z włączonymi urządzeniami naokoło, nie z mnóstwem świadków. Przymknęła na moment oczy...
Nie działało. Choć wydawało się, że uzbroiła się na następne wydarzenia, jej skorupa nie była tak szczelna jak kiedyś. Czuła. Czuła różne rzeczy, i to świadczyło o tym, że jeśli chce iść dalej, albo to naprawi, albo pogodzi się z własną naturą.
Niedoczekanie.
- Sir... – halfka spojrzała na niego uważnie, a kąciki warg uniosły się w górę w łagodnym, choć smutnym i krótkim uśmiechu. – Cokolwiek stanie się tej nocy, mam nadzieję, że postąpię słusznie i nie przyniosę Panu wstydu. Za wszystko inne, najmocniej przepraszam. I dziękuję za wszystko co Pan zrobił dla Vegety, dla nas... Dla mnie. Dziękuję.
Uśmiech rozpłynął się równie szybko jak się pojawił, gdy na twarzy Ósemki powrócił spokój i zdystansowanie. Oczy, czujne, nieprzeniknione patrzyły chwilę bez wyrazu na Czerwonego Trenera, po czym Vivian ruszyła, wymijając go bez słowa.
[zt] ---> Kwatera Oddziału Specjalnego
Myślę Kurko, że NPC. może od razu pisać tam, chyba, że ja mam dać pierwsza post.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach