Mieszkanie Chepri'ego Makonena
+3
Raziel
NPC
Ósemka
7 posters
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Mieszkanie Chepri'ego Makonena
Pon Sie 18, 2014 4:06 pm
First topic message reminder :
Ot, skromne progi czerwonowłosego wojownika znajdujące się jakieś piętnaście minut od centrum West City. A wyglądają one tak:
Wyposażenie: Wszystko to samo co na obrazku minus jedno biurko, bo po prostu zbędne.
Kolory ścian:
Salon/kuchnia - ciemnozielone, a w kuchni jasnozielone kafelki.
Korytarz - karmelowe
Łazienka - białe kafelki
Pierwsza sypialnia (ta przy łazience) - szare (nie pomalowane jeszcze)
Druga sypialnia - jasnokremowe
Ot, skromne progi czerwonowłosego wojownika znajdujące się jakieś piętnaście minut od centrum West City. A wyglądają one tak:
- Spoiler:
Tak, to jest mieszkanie Sheldona i Leonarda z serialu "Teoria Wielkiego Podrywu"
Wyposażenie: Wszystko to samo co na obrazku minus jedno biurko, bo po prostu zbędne.
Kolory ścian:
Salon/kuchnia - ciemnozielone, a w kuchni jasnozielone kafelki.
Korytarz - karmelowe
Łazienka - białe kafelki
Pierwsza sypialnia (ta przy łazience) - szare (nie pomalowane jeszcze)
Druga sypialnia - jasnokremowe
Re: Mieszkanie Chepri'ego Makonena
Pią Gru 26, 2014 5:40 pm
Spał mocnym snem, głębokim i spokojnym. Był zbyt zmęczony i nawet nic mu się nie śniło. W końcu należał mu się wypoczynek i zapewne nie pogardziłby jeszcze dwoma, czy trzema godzinkami snu, gdyby nie..... nagłe obudzenie. Stał na łóżku gotowy do walki z ociekającymi wodą włosami gapiąc się głupio na Vivian. To ona mu to zrobiła?
- Dlaczego....? - zapytał z miną spaniela.
Odpowiedź dziewczyny w pierwszym momencie mu nie bardzo wystarczyła. W zasadzie Vivian raczej nie posunęłaby się do takiej pobudki, chyba że w stosunku do Raza. Kiedy niedospany umysł zaczął pracować szybciej wyczuł pewną Ki i już domyślił się wszystkiego. W przypływie chwilowej złości chwycił poduszkę i walną nią w sufit.
- HIKARUUUUUU !!!!!!! Kurde noooooo człowiek kark nastawia i nawet wyspać się nie da. Stary dziadyga jeden.
Kuro zrzędził pod nosem schodząc z łóżka i wycierając włosy oraz twarz ręcznikiem. Ubrał się w swoje pozostałe strzępy stroju szkoły światła, pościelił łóżko idealnie po wojskowemu. Mokrą poszwę od poduszki powiesił w łazience, żeby wyschła. Na koniec poszedł się pożegnać z gośćmi.
- Serdeczne dzięki Chepri za odpoczynek, przydało się ale będę się zwijał. Jest tu Hikaru, wiec oby Braska się nie zjawił, bo się Armagedon zrobi. Nie mam ochoty, żeby mnie znowu zmienił w dziesięciolatka. Wracam na Vegetę, mam złe przeczucia.
Saiyanina przeszedł dreszcz na samo wspomnienie demona, bał się go jak ognia, a nawet bardziej. Braska, a szczególnie jego umiejętności przerażały go do głębi. Co prawda kiszki mu marsza grały ale nie chciał nadwerężać gościny, coś wykombinuje. Strasz przed Braską jednak był silniejszy niż głóg i pragnienie razem z odczuwanym bólem po walce. Zabrał swoje i April rzeczy jeszcze raz podziękował Chepriemu i pożegnał się z Vivian i Razem. Z nimi to prędzej lub później zobaczy się na Vegecie. Kuro wyniósł się tak szybko, jak nagle się pojawił odlatując w sobie znanym kierunku.
ZT - Pole
Trening Start
- Dlaczego....? - zapytał z miną spaniela.
Odpowiedź dziewczyny w pierwszym momencie mu nie bardzo wystarczyła. W zasadzie Vivian raczej nie posunęłaby się do takiej pobudki, chyba że w stosunku do Raza. Kiedy niedospany umysł zaczął pracować szybciej wyczuł pewną Ki i już domyślił się wszystkiego. W przypływie chwilowej złości chwycił poduszkę i walną nią w sufit.
- HIKARUUUUUU !!!!!!! Kurde noooooo człowiek kark nastawia i nawet wyspać się nie da. Stary dziadyga jeden.
Kuro zrzędził pod nosem schodząc z łóżka i wycierając włosy oraz twarz ręcznikiem. Ubrał się w swoje pozostałe strzępy stroju szkoły światła, pościelił łóżko idealnie po wojskowemu. Mokrą poszwę od poduszki powiesił w łazience, żeby wyschła. Na koniec poszedł się pożegnać z gośćmi.
- Serdeczne dzięki Chepri za odpoczynek, przydało się ale będę się zwijał. Jest tu Hikaru, wiec oby Braska się nie zjawił, bo się Armagedon zrobi. Nie mam ochoty, żeby mnie znowu zmienił w dziesięciolatka. Wracam na Vegetę, mam złe przeczucia.
Saiyanina przeszedł dreszcz na samo wspomnienie demona, bał się go jak ognia, a nawet bardziej. Braska, a szczególnie jego umiejętności przerażały go do głębi. Co prawda kiszki mu marsza grały ale nie chciał nadwerężać gościny, coś wykombinuje. Strasz przed Braską jednak był silniejszy niż głóg i pragnienie razem z odczuwanym bólem po walce. Zabrał swoje i April rzeczy jeszcze raz podziękował Chepriemu i pożegnał się z Vivian i Razem. Z nimi to prędzej lub później zobaczy się na Vegecie. Kuro wyniósł się tak szybko, jak nagle się pojawił odlatując w sobie znanym kierunku.
ZT - Pole
Trening Start
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Mieszkanie Chepri'ego Makonena
Nie Gru 28, 2014 9:25 pm
W powietrzu można było wyczuć napięcie pomiędzy ziemianinem, a Saiyaninem. Wojownik armii Nowej Vegety bacznie obserwował gościa, u którego jego siostra i partnerka spędziła noc. Chciał mieć jasność, że dojdzie do niego wszystko co powie. Może i brzmiał jak stary dziad, któremu zacięła się płyta, lecz chciał go ostrzec. Zahne nie tolerował kiedy ktoś wykorzystuje jego bliskich. Zaś Vivian była taką osobą, która przeszła stanowczo za dużo. Jeśli ten dupek by ją zranił, kiedy ona by coś do niego czuła to byłby dla niego koniec. Zielonooki wziął łyk alkoholu i w dalszym ciągu sztyletował rudego spojrzeniem.
-Myślisz, że jak przebywasz z nią jeden dzień to już wszystko wiesz? - rzekł syn Aryenne uśmiechając się kpiąco. Jakże to było rozczulające. - Znam Vivian od ponad dwóch lat i dalej nie mogę powiedzieć, że wiem o niej wszystko. Dlatego oszczędź mi tych głodnych kawałków i uważaj na to co robisz. Będę cię obserwował.
Po tych słowach dopił resztę drinka i wstał. Jego ogon spokojnie był schowany na plecach, tak nic go nie uwierało. Jego strój był całkiem niezły, lecz na dłuższą metę chyba by się nie sprawdził w walce. Za słaby przy otrzymywaniu ciosów i fal uderzeniowych. Wyglądał nieźle, lecz tylko tyle. Postanowił poczekać na Vivian i przekazać jej swoje zdanie, gdy poczuł silny impuls. Na równinie, gdzie zmasakrował tego demona ktoś przeszedł przemianę. I to nie byle kto, tylko Vulfilia. No proszę ,proszę. Lepiej późno, niż wcale. Raziel był ciekawy co też takiego sprowokowało dziewczynę do tego, że zmieniła się w Super Saiyankę. Raziel doskonale pamiętał swoją pierwszą przemianę i ból, który jej towarzyszył. Wściekłość była nieodzownym elementem ich mocy i przyszła Imperatorowa musiała się nieźle wkurwić. Jednak kolejnym ciekawym elementem była druga moc obok niej. Nie mógł pomylić jej z inną, gdyż czuł ją już podczas walki i w kacerze. Hazard jednak żył i co ciekawe, też umiał wejść na drugi poziom mocy. Ta planeta skrywała coraz więcej sekretów. Ciemnowłosy chciałby się kiedyś zmierzyć ponownie z Hazardem, gdyż ich moce mogły być na podobnym poziomie. Lecz teraz musiał siedzieć w jednym pomieszczeniu z tym człowiekiem. Na szczęście do pokoju wróciła Vivian, ubrana już w miarę przyzwoicie.
-Zabiję go, jak coś złego zrobi. Na razie jest czysty. Na razie. - powiedział Raz i spojrzał na Kuro, który dość szybko wrócił do pokoju. Na dodatek cały mokry.
-A ty co? Wpadłeś do jeziora? - powiedział i po chwili salutnął mu luźno na pożegnanie. Spotkają się jeszcze na Vegecie. Ciekawe tylko w jakich okolicznościach? Kątem oka dostrzegł jak Vi wypakowuje kurtkę od niego. Wiedział, że była bardzo przywiązana do kurtki Axdry, lecz nic nie jest wieczne. Będzie miała na kiedyś. Kiwnął głową z uśmiechem i puścił jej oczko. Nie był pozbawioną serca maszyną do zabijania. Czasem ukazywał jakieś uczucia.
-Szukałem cię by sprawdzić czy wszystko w porządku. Miałaś z kimś walkę i nasz ukochany Mistrz kazał mi sprawdzić w coś się wpakowała. To nie był mój pomysł jakby co. - powiedział i podniósł dłonie do góry, jakby się poddawał, lecz na twarzy dalej miał uśmiech. - Jednak skoro uważasz, że wszystko w porządku to ja zamierzam wracać na Vegetę. Jak chcesz możesz lecieć ze mną. Poczekam na dworze.
-Pamiętaj co ci powiedziałem. Mam cię na oku. - rzekł i założył swoją kurtkę na siebie, a scouter schował do kapsułki, która wylądowała w kieszeni. Po chwili już znajdował się przed blokiem.
Occ:
Reg 10% Hp i KI
Vi zrób za mnie z/t
Koniec treningu
-Myślisz, że jak przebywasz z nią jeden dzień to już wszystko wiesz? - rzekł syn Aryenne uśmiechając się kpiąco. Jakże to było rozczulające. - Znam Vivian od ponad dwóch lat i dalej nie mogę powiedzieć, że wiem o niej wszystko. Dlatego oszczędź mi tych głodnych kawałków i uważaj na to co robisz. Będę cię obserwował.
Po tych słowach dopił resztę drinka i wstał. Jego ogon spokojnie był schowany na plecach, tak nic go nie uwierało. Jego strój był całkiem niezły, lecz na dłuższą metę chyba by się nie sprawdził w walce. Za słaby przy otrzymywaniu ciosów i fal uderzeniowych. Wyglądał nieźle, lecz tylko tyle. Postanowił poczekać na Vivian i przekazać jej swoje zdanie, gdy poczuł silny impuls. Na równinie, gdzie zmasakrował tego demona ktoś przeszedł przemianę. I to nie byle kto, tylko Vulfilia. No proszę ,proszę. Lepiej późno, niż wcale. Raziel był ciekawy co też takiego sprowokowało dziewczynę do tego, że zmieniła się w Super Saiyankę. Raziel doskonale pamiętał swoją pierwszą przemianę i ból, który jej towarzyszył. Wściekłość była nieodzownym elementem ich mocy i przyszła Imperatorowa musiała się nieźle wkurwić. Jednak kolejnym ciekawym elementem była druga moc obok niej. Nie mógł pomylić jej z inną, gdyż czuł ją już podczas walki i w kacerze. Hazard jednak żył i co ciekawe, też umiał wejść na drugi poziom mocy. Ta planeta skrywała coraz więcej sekretów. Ciemnowłosy chciałby się kiedyś zmierzyć ponownie z Hazardem, gdyż ich moce mogły być na podobnym poziomie. Lecz teraz musiał siedzieć w jednym pomieszczeniu z tym człowiekiem. Na szczęście do pokoju wróciła Vivian, ubrana już w miarę przyzwoicie.
-Zabiję go, jak coś złego zrobi. Na razie jest czysty. Na razie. - powiedział Raz i spojrzał na Kuro, który dość szybko wrócił do pokoju. Na dodatek cały mokry.
-A ty co? Wpadłeś do jeziora? - powiedział i po chwili salutnął mu luźno na pożegnanie. Spotkają się jeszcze na Vegecie. Ciekawe tylko w jakich okolicznościach? Kątem oka dostrzegł jak Vi wypakowuje kurtkę od niego. Wiedział, że była bardzo przywiązana do kurtki Axdry, lecz nic nie jest wieczne. Będzie miała na kiedyś. Kiwnął głową z uśmiechem i puścił jej oczko. Nie był pozbawioną serca maszyną do zabijania. Czasem ukazywał jakieś uczucia.
-Szukałem cię by sprawdzić czy wszystko w porządku. Miałaś z kimś walkę i nasz ukochany Mistrz kazał mi sprawdzić w coś się wpakowała. To nie był mój pomysł jakby co. - powiedział i podniósł dłonie do góry, jakby się poddawał, lecz na twarzy dalej miał uśmiech. - Jednak skoro uważasz, że wszystko w porządku to ja zamierzam wracać na Vegetę. Jak chcesz możesz lecieć ze mną. Poczekam na dworze.
-Pamiętaj co ci powiedziałem. Mam cię na oku. - rzekł i założył swoją kurtkę na siebie, a scouter schował do kapsułki, która wylądowała w kieszeni. Po chwili już znajdował się przed blokiem.
Occ:
Reg 10% Hp i KI
Vi zrób za mnie z/t
Koniec treningu
Re: Mieszkanie Chepri'ego Makonena
Pon Gru 29, 2014 10:55 pm
Huh? Takiej odpowiedzi Saiyanina się nie spodziewałem. Od razu się zorientowałem, że on nie ma zbytniego rozeznania w temacie. Może i znał ją dwa lata, ale jak widać nie udało mu się przebrnąć przez grubą osłonę małomówności dziewczyny. Dlaczego tak się stało, nie wnikałem i nawet szczególnie mnie to nie obchodziło. Faktem jednak było, że Raziel nie znał się na tych sprawach i nawet jeśli jednak się mylę i usłyszał obszerną relację z życia Vivian, to zabrakło mu czegoś, by naprawdę to zrozumieć. Tak już bywa, niektórzy tego po prostu nie mają, albo nie zostali w pewien sposób doświadczeni przez życia, a też wiele zależy od charakteru bo przecież jeden pod naporem się ugnie, a drugi będzie się prężył do góry. W samej sytuacji tej nie było tak, jak wnioskując z jego słów Raziel myślał, nie chodziło o to ile się biegnie, ale skąd się startuje. Życie stawia nas na bardzo różnych pozycjach i ujednolicanie ich jest bez sensu, tymbardziej przez wzgląd na wiek, to tylko liczba, która w końcowym rozrachunku określa czy prowadziłeś życie spokojne czy aktywne.
Niemniej, Raziel w jednym miał racje, znał ją dłużej, a to dawało mu coś, czego mi z kolei brakowało - znajomości codzienności Vivian. Znał zapewne dobrze jej upodobania i nawyki, wszystkie niewerbalne znaki, które dawała. Jakkolwiek chciałem poznać tę część osobowości Vivian, bo nie ukrywam, lubiłem jej towarzystwo i bez względu na te kilka incydentów chciałem ją lepiej poznać, to nie zapowiadało się na to bym miał na to szybko szanse... Wszyscy pozaziemscy przybysze zbierali się do opuszczenia mojego mieszkania.
Informacja, jaką dostałem od Kuro, a mianowicie, że Hikaru kręci się w okolicy. Oho, tylko jego tu brakowało. Chociaż nie, jego obecność była znośna (choć i tak pewnie nie miałbym nic do gadania przy jego mocy), ale wiązała się z ryzykiem, którego nie chciałem podejmować, a była nim obecność Braski. I bez trójki przedstawicieli znienawidzonej przez niego rasy miałem opory przed wpuszczaniem go do swojego mieszkania z... Wielu powodów...
Hmm... Kuro wracał na Vegetę. To mogło się okazać szansą dla mnie, żeby się tam dostać, tak trochę też za późno się z tym ocknąłem, bo Saiyanin zdążył odlecieć, no cóż, zawsze mogłem go dogonić. Ale też reszta towarzystwa szykowała się do wyjścia. Raziel wyszedł pierwszy.
Spojrzałem na Vivian. Coś sprawiło, że dopada mnie dziwna nostalgia. To przez to, że miałem przez jakiś, nieokreślony czas nie widzieć jej? Na to wyglądało. Nawet mimo moich planów nie zapowiadało się, żebym szybko spotka ją, ona jest żołnierzem, a ci niezbyt często mają wolne. Ale po tym wszystkim... Ciężko będzie zapomnieć o tym co się wydarzyło, a każde przelotne przypomnienie wywoa zakłopotanie, może nawet rumieniec, ale i coś jakby tęsknotę, tęsknotę za ciepłem. Yare...
W jednej chwili podszedłem do blondynki, objąłem ją i zbliżyłem usta do ucha:
-Będę za Tobą tęsknił...
Niespecjalnie obchodziło mnie ryzyko, a to było duże zwarzywszy na charakter adresatki moich słów, po prostu chciałem jej to powiedzieć. Co będzie to będzie.
Później tego samego dnia spakowałem kilka niezbędnych (i kilka mniej niezbędnych) rzeczy do dużej, czarnej torby przez ramię i schowaem ja do kapsułki, którą później schowałem z miejscu, w którym powinna być bezpieczna i unieruchomiona. Ogarnąłem nieco mieszkanie, zakluczyłem i wyruszyłem w kierunku, w którym poleciał Kuro.
-"Vegeto, nadchodzę".
ZT - Tam gdzie Kuro
Trening start
Niemniej, Raziel w jednym miał racje, znał ją dłużej, a to dawało mu coś, czego mi z kolei brakowało - znajomości codzienności Vivian. Znał zapewne dobrze jej upodobania i nawyki, wszystkie niewerbalne znaki, które dawała. Jakkolwiek chciałem poznać tę część osobowości Vivian, bo nie ukrywam, lubiłem jej towarzystwo i bez względu na te kilka incydentów chciałem ją lepiej poznać, to nie zapowiadało się na to bym miał na to szybko szanse... Wszyscy pozaziemscy przybysze zbierali się do opuszczenia mojego mieszkania.
Informacja, jaką dostałem od Kuro, a mianowicie, że Hikaru kręci się w okolicy. Oho, tylko jego tu brakowało. Chociaż nie, jego obecność była znośna (choć i tak pewnie nie miałbym nic do gadania przy jego mocy), ale wiązała się z ryzykiem, którego nie chciałem podejmować, a była nim obecność Braski. I bez trójki przedstawicieli znienawidzonej przez niego rasy miałem opory przed wpuszczaniem go do swojego mieszkania z... Wielu powodów...
Hmm... Kuro wracał na Vegetę. To mogło się okazać szansą dla mnie, żeby się tam dostać, tak trochę też za późno się z tym ocknąłem, bo Saiyanin zdążył odlecieć, no cóż, zawsze mogłem go dogonić. Ale też reszta towarzystwa szykowała się do wyjścia. Raziel wyszedł pierwszy.
Spojrzałem na Vivian. Coś sprawiło, że dopada mnie dziwna nostalgia. To przez to, że miałem przez jakiś, nieokreślony czas nie widzieć jej? Na to wyglądało. Nawet mimo moich planów nie zapowiadało się, żebym szybko spotka ją, ona jest żołnierzem, a ci niezbyt często mają wolne. Ale po tym wszystkim... Ciężko będzie zapomnieć o tym co się wydarzyło, a każde przelotne przypomnienie wywoa zakłopotanie, może nawet rumieniec, ale i coś jakby tęsknotę, tęsknotę za ciepłem. Yare...
W jednej chwili podszedłem do blondynki, objąłem ją i zbliżyłem usta do ucha:
-Będę za Tobą tęsknił...
Niespecjalnie obchodziło mnie ryzyko, a to było duże zwarzywszy na charakter adresatki moich słów, po prostu chciałem jej to powiedzieć. Co będzie to będzie.
Później tego samego dnia spakowałem kilka niezbędnych (i kilka mniej niezbędnych) rzeczy do dużej, czarnej torby przez ramię i schowaem ja do kapsułki, którą później schowałem z miejscu, w którym powinna być bezpieczna i unieruchomiona. Ogarnąłem nieco mieszkanie, zakluczyłem i wyruszyłem w kierunku, w którym poleciał Kuro.
-"Vegeto, nadchodzę".
ZT - Tam gdzie Kuro
Trening start
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Mieszkanie Chepri'ego Makonena
Nie Sty 04, 2015 12:11 am
I Vivian wyczuła ową energię, emanującą niezachwianą wręcz pewnością siebie. Ktoś tkwił na dachu budynku i była to osoba, o której słyszała dosyć wiele. Kuro nie raz opowiadał o swoim Mistrzu, o morderczych treningach jakie odbył na błękitnej planecie gdy halfka dopiero dołączyła do Armii oraz stalowym charakterze Mistica. Postać tajemnicza i jednocześnie dziwnie bliska wiosce Kurokary… Też Ósemka była świadkiem ledwie posmaku zdolności Mistrza Kuro dwa lata temu w karcerze, gdy ten niemal rozpłatał na dzwonka Niebieskiego Trenera. Nie, że było jej go żal, ale... Taka siła pozostawiała pewne zaniepokojenie.
Wizyta Hikaru zmusiła Kuro do nieprzyjemnej pobudki i zwleczenia się z łóżka. Przez zbyt małą dawkę snu wyglądał nieco nieszczęśliwie… Jęki dobrze podsumowały niezadowolenie. Obserwując człapiącego Saiyana, Vivian wpadło coś do głowy i chciała go spytać o to, co dzieje się z April. Nie zdążyła, pożegnał się szybko, tłumacząc powrót na Vegetę złym przeczuciem. Nim się spostrzegli, wyszedł z mieszkania.
Co zabawne, Nashi również dopadło wrażenie niepokoju. Jeden z rodzaju tych, co lodową drzazgą wbijały się pod skórę i drażniły niepewnością, oczekiwaniem na niespodziewane… Niemal łypnęła złowrogo na Raziela gdy usłyszała odpowiedź na swoje wcześniejsze pytania. Spuściła nieznacznie wzrok, pukając palcem w blat. Trener się martwił…? Proszę, raczej nie o nią, a o to, czy przypadkiem nie rozwali planety, bo za to by ukarali i ją i jej przełożonego. Z resztą… Powrót na Vegetę? Tak od razu? Miała przed sobą jeszcze kilka dni urlopu, a tutaj najwyraźniej los krzyżuje jej plany. Ósemka nie mogła zaprzeczyć, że miała poczucie obowiązku wobec czerwonej planety i to poczucie kazało jej tam wracać, choćby i teraz… Lecz… Inne poczucie chciało zatrzymać ją tutaj, by napawać się jeszcze paroma chwilami złudnej wolności.
Nie uniosła głowy gdy Raziel wyszedł z pomieszczenia. Machnęła tylko ręką, przyzywając telekinezą torbę ze swoimi rzeczami i upchnęła je w mgnieniu oka w kapsułce. Skrawkiem świadomości dotarło do niej, że jeszcze musi pójść odebrać swój pojazd, sprawdzić czy ma zapasową zbroję, oraz masę innych mniej lub bardziej ważnych niuansów… A dalej nie mogła unieść oczu.
Stanęła przy kuchennym stole, nie potrafiąc nawiązać z Chepri’m kontaktu wzrokowego.
Czemu wszystko się komplikuje… Czemu mota, zagina, a gdy zdaje się, że wychodzi na prostą, nagle się kończy? To było brutalnie nie fair, a w takim razie Vivian powinna być do tego przyzwyczajona. I była, ale istniały zwroty akcji, które denerwowały bądź napawały dziwnym, nieokreślonym uczuciem zagubienia. Prawie nieznacznie, niewidocznie oklapła, tęczówki nieco pociemniały.
Nie wiedziała jak się pożegnać. W pierwszym odruchu chciała powiedzieć, że pewnie w Armii dzieje się coś, przez co musi już wracać, a potem przyszła myśl, że tłumaczy się przed Ziemianinem… Usprawiedliwia to, że musi już iść i nie wiadomo, kiedy znów się zobaczą, przekonuje do tego powodu jego… Czy siebie? Przecież niczemu nie jest mu winna, wręcz przeciwnie to Chepri w pewnym sensie wprowadził zamieszanie wpadając na nią, prowokując do walki i niszcząc kapsułkę. Dziw, że teraz nie miała mu tego za złe. Nie miała…? Cholera jasna… Martwiła się o niego – Rukei w każdej chwili mógł go dopaść, do tego Ziemia jawiła się jak planeta pełna zwrotów akcji i zasadzek. Co mogła jednak zrobić? Zostać? Tak mogłaby tylko przeszkadzać, a Trener szybko by uznał, że zdezerterowała… Będąc jednak na Vegecie mogła niejako za pomocą Ki Feeling monitorować co robi chłopak, ale gdyby faktycznie coś się działo, nie miałaby jak znaleźć się na czas na miejscu.
Objął ją.
Zamyślona Vivian nie zauważyła, jak Chepri zbliżył się i przytulił ją mocno. Uniosła głowę speszona, słysząc cztery słowa, które za dobrze nawiązywały do ostatnich dni. Oparła na ulotną chwilę policzek o ramię, biorąc głęboki wdech i hamując odruch, by równie mocno go objąć… Przyjemne zakłopotanie, jakie pojawiało się już wcześniej wypełniło pierś. Nieświadomie uniosła dłoń i lekko pogłaskała chłopaka po policzku. Może tak zadziałało rozczulenie czy nostalgia, bo Vivian musnęła delikatnie wargami drugi policzek, blisko kącika ust.
- Uważaj na siebie. – odpowiedziała szeptem.
Odwróciła się już bez słowa i nie patrząc za siebie wyszła z mieszkania. Po chwili dwie sylwetki uniosły się w powietrze i znikły na niebie.
OOC
ztx2 ---> Orbita Vegety
Glory, napisałam w końcu post... Przepraszam za zwłokę, ale szło mi jak krew z nosa...
Wizyta Hikaru zmusiła Kuro do nieprzyjemnej pobudki i zwleczenia się z łóżka. Przez zbyt małą dawkę snu wyglądał nieco nieszczęśliwie… Jęki dobrze podsumowały niezadowolenie. Obserwując człapiącego Saiyana, Vivian wpadło coś do głowy i chciała go spytać o to, co dzieje się z April. Nie zdążyła, pożegnał się szybko, tłumacząc powrót na Vegetę złym przeczuciem. Nim się spostrzegli, wyszedł z mieszkania.
Co zabawne, Nashi również dopadło wrażenie niepokoju. Jeden z rodzaju tych, co lodową drzazgą wbijały się pod skórę i drażniły niepewnością, oczekiwaniem na niespodziewane… Niemal łypnęła złowrogo na Raziela gdy usłyszała odpowiedź na swoje wcześniejsze pytania. Spuściła nieznacznie wzrok, pukając palcem w blat. Trener się martwił…? Proszę, raczej nie o nią, a o to, czy przypadkiem nie rozwali planety, bo za to by ukarali i ją i jej przełożonego. Z resztą… Powrót na Vegetę? Tak od razu? Miała przed sobą jeszcze kilka dni urlopu, a tutaj najwyraźniej los krzyżuje jej plany. Ósemka nie mogła zaprzeczyć, że miała poczucie obowiązku wobec czerwonej planety i to poczucie kazało jej tam wracać, choćby i teraz… Lecz… Inne poczucie chciało zatrzymać ją tutaj, by napawać się jeszcze paroma chwilami złudnej wolności.
Nie uniosła głowy gdy Raziel wyszedł z pomieszczenia. Machnęła tylko ręką, przyzywając telekinezą torbę ze swoimi rzeczami i upchnęła je w mgnieniu oka w kapsułce. Skrawkiem świadomości dotarło do niej, że jeszcze musi pójść odebrać swój pojazd, sprawdzić czy ma zapasową zbroję, oraz masę innych mniej lub bardziej ważnych niuansów… A dalej nie mogła unieść oczu.
Stanęła przy kuchennym stole, nie potrafiąc nawiązać z Chepri’m kontaktu wzrokowego.
Czemu wszystko się komplikuje… Czemu mota, zagina, a gdy zdaje się, że wychodzi na prostą, nagle się kończy? To było brutalnie nie fair, a w takim razie Vivian powinna być do tego przyzwyczajona. I była, ale istniały zwroty akcji, które denerwowały bądź napawały dziwnym, nieokreślonym uczuciem zagubienia. Prawie nieznacznie, niewidocznie oklapła, tęczówki nieco pociemniały.
Nie wiedziała jak się pożegnać. W pierwszym odruchu chciała powiedzieć, że pewnie w Armii dzieje się coś, przez co musi już wracać, a potem przyszła myśl, że tłumaczy się przed Ziemianinem… Usprawiedliwia to, że musi już iść i nie wiadomo, kiedy znów się zobaczą, przekonuje do tego powodu jego… Czy siebie? Przecież niczemu nie jest mu winna, wręcz przeciwnie to Chepri w pewnym sensie wprowadził zamieszanie wpadając na nią, prowokując do walki i niszcząc kapsułkę. Dziw, że teraz nie miała mu tego za złe. Nie miała…? Cholera jasna… Martwiła się o niego – Rukei w każdej chwili mógł go dopaść, do tego Ziemia jawiła się jak planeta pełna zwrotów akcji i zasadzek. Co mogła jednak zrobić? Zostać? Tak mogłaby tylko przeszkadzać, a Trener szybko by uznał, że zdezerterowała… Będąc jednak na Vegecie mogła niejako za pomocą Ki Feeling monitorować co robi chłopak, ale gdyby faktycznie coś się działo, nie miałaby jak znaleźć się na czas na miejscu.
Objął ją.
Zamyślona Vivian nie zauważyła, jak Chepri zbliżył się i przytulił ją mocno. Uniosła głowę speszona, słysząc cztery słowa, które za dobrze nawiązywały do ostatnich dni. Oparła na ulotną chwilę policzek o ramię, biorąc głęboki wdech i hamując odruch, by równie mocno go objąć… Przyjemne zakłopotanie, jakie pojawiało się już wcześniej wypełniło pierś. Nieświadomie uniosła dłoń i lekko pogłaskała chłopaka po policzku. Może tak zadziałało rozczulenie czy nostalgia, bo Vivian musnęła delikatnie wargami drugi policzek, blisko kącika ust.
- Uważaj na siebie. – odpowiedziała szeptem.
Odwróciła się już bez słowa i nie patrząc za siebie wyszła z mieszkania. Po chwili dwie sylwetki uniosły się w powietrze i znikły na niebie.
OOC
ztx2 ---> Orbita Vegety
Glory, napisałam w końcu post... Przepraszam za zwłokę, ale szło mi jak krew z nosa...
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Mieszkanie Chepri'ego Makonena
Pon Sty 12, 2015 6:35 pm
Bez wątpienia poczynania Hikaru poskutkowały. Jego wnuk się obudził, ogarnął i ruszył na miejsce odlotu. Zabrał także właściciela mieszkania ze sobą... po co ? Chepri nie mieszkał przecież na Vegecie... najwidoczniej miał ochotę pozwiedzać. Po dłuższej chwili wszyscy opuścili mieszkanie, a mistic został sam na dachu. Czas mijał, a wojownik siedział i myślał. Badał sytuację na Ziemi, sprawdzał czy coś złego się dzieje, czy warto by się czymś zająć. Nie wyczuł nic konkretnego co dobrze świadczyło.
Mijał czas, Kuro dawno już poleciał do domu, a Hikaru dalej siedział. Był w pewnego rodzaju transie, który ułatwiał skanowanie planety i nie tylko. Ostatnimi czasy często spędzał wolne chwile właśnie w tym transie. Dlaczego ? Bo mógł. Co prawda od dawna nie trenował porządnie, tak do ostatku sił, ale od dawna nie czuł takiej konieczności... miał przecież pomocników.
Jeden właśnie wracał do domu... druga pomocniczka była na tamtej planecie już od dłuższego czasu z młodą boginką udającą małpę... cóż... Po paru godzinach otworzył oczy... poczuł coś i prawie zerwał się z miejsca przykładając dwa palce do czoła chcąc się teleportować, ale tak naprawdę nie wiedział gdzie i po co... co takiego poczuł ? Właściwie nie wiedział. Nie miał zielonego pojęcia, bo planeta była bezpieczna. Był tego pewien przynajmniej na chwilę obecną. Chodziło o jego rodzinę ? Sprawdzając to wysyłając myśli na Vegetę doszedł do wniosku, że Kurokara, jego syn i April żyli i mieli się dobrze. Tak więc co ? Jakieś nowe, rodzące się zagrożenie ? Chyba nadeszła pora by mistic zaczął znów ćwiczyć... nie mógł polegać tylko na innych. Sam też powinien być w formie. Jego wnuk nie zawsze będzie mógł pomóc przecież. April także. A czy June w ogóle by ruszyła palcem ? Tego nie mógł być pewien, choć raz mu pomogła w walce z Rikimaru... właśnie... ten pół demon, niegdysiejszy człowiek naważył niezłego bigosu... bez Kury białowłosy nie poradziłby sobie.
Potrzebował miejsca, w którym będzie mógł bezpiecznie uwolnić moc. Tutaj to było zbyt niebezpieczne, mógłby zniszczyć niechcący cały budynek. Poza tym trening, w którym trzeba się ograniczać nie ma sensu. Skupił swoje myśli i posłał je w świat by znaleźć dobre miejsce. Po chwili znalazł odpowiednie warunki, także atmosferyczne. Żywej duszy tam nie ma, więc nikt nie ucierpi. Na sekundę zwiększył moc by zniknąć z dachu świata gdzieś wiele tysięcy kilometrów dalej.
zt-lodowe pustkowia. Trening start
Mijał czas, Kuro dawno już poleciał do domu, a Hikaru dalej siedział. Był w pewnego rodzaju transie, który ułatwiał skanowanie planety i nie tylko. Ostatnimi czasy często spędzał wolne chwile właśnie w tym transie. Dlaczego ? Bo mógł. Co prawda od dawna nie trenował porządnie, tak do ostatku sił, ale od dawna nie czuł takiej konieczności... miał przecież pomocników.
Jeden właśnie wracał do domu... druga pomocniczka była na tamtej planecie już od dłuższego czasu z młodą boginką udającą małpę... cóż... Po paru godzinach otworzył oczy... poczuł coś i prawie zerwał się z miejsca przykładając dwa palce do czoła chcąc się teleportować, ale tak naprawdę nie wiedział gdzie i po co... co takiego poczuł ? Właściwie nie wiedział. Nie miał zielonego pojęcia, bo planeta była bezpieczna. Był tego pewien przynajmniej na chwilę obecną. Chodziło o jego rodzinę ? Sprawdzając to wysyłając myśli na Vegetę doszedł do wniosku, że Kurokara, jego syn i April żyli i mieli się dobrze. Tak więc co ? Jakieś nowe, rodzące się zagrożenie ? Chyba nadeszła pora by mistic zaczął znów ćwiczyć... nie mógł polegać tylko na innych. Sam też powinien być w formie. Jego wnuk nie zawsze będzie mógł pomóc przecież. April także. A czy June w ogóle by ruszyła palcem ? Tego nie mógł być pewien, choć raz mu pomogła w walce z Rikimaru... właśnie... ten pół demon, niegdysiejszy człowiek naważył niezłego bigosu... bez Kury białowłosy nie poradziłby sobie.
Potrzebował miejsca, w którym będzie mógł bezpiecznie uwolnić moc. Tutaj to było zbyt niebezpieczne, mógłby zniszczyć niechcący cały budynek. Poza tym trening, w którym trzeba się ograniczać nie ma sensu. Skupił swoje myśli i posłał je w świat by znaleźć dobre miejsce. Po chwili znalazł odpowiednie warunki, także atmosferyczne. Żywej duszy tam nie ma, więc nikt nie ucierpi. Na sekundę zwiększył moc by zniknąć z dachu świata gdzieś wiele tysięcy kilometrów dalej.
zt-lodowe pustkowia. Trening start
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach