Dragon Ball New Generation Reborn
Dragon Ball New Generation Reborn

Go down
Khepri
Khepri
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena 9tkhzk0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena R0te38  (0/0)
KI:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena Left_bar_bleue0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty_bar_bleue  (0/0)
http://rexvil.deviantart.com/

Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty Mieszkanie Chepri'ego Makonena

Pon Sie 18, 2014 4:06 pm
Ot, skromne progi czerwonowłosego wojownika znajdujące się jakieś piętnaście minut od centrum West City. A wyglądają one tak:
Spoiler:
Powierzchnia: ok. 81,2 metry kwadratowe (nie znalazłem nigdzie powierzchni, to ocena szacunkowa)
Wyposażenie: Wszystko to samo co na obrazku minus jedno biurko, bo po prostu zbędne.
Kolory ścian:
Salon/kuchnia - ciemnozielone, a w kuchni jasnozielone kafelki.
Korytarz - karmelowe
Łazienka - białe kafelki
Pierwsza sypialnia (ta przy łazience) - szare (nie pomalowane jeszcze)
Druga sypialnia - jasnokremowe
Khepri
Khepri
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena 9tkhzk0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena R0te38  (0/0)
KI:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena Left_bar_bleue0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty_bar_bleue  (0/0)
http://rexvil.deviantart.com/

Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty Re: Mieszkanie Chepri'ego Makonena

Wto Sie 19, 2014 6:47 pm
Ku miłemu memu zaskoczeniu winda, którą montowali w budynku już chyba pół roku, była na swoim miejscu i działała. To kolejny pozytyw, jeszcze ze dwa i mogłem wrócić do normy. Oszczędziło to mi i Vivian sporo energii, ja nie miałbym problemu wejść po schodach, ale ona... Miałem wrażenie, że to by ja przerosło. Wolałem też uniknąć proponowania jej pomocy przy wchodzeniu, w tej czy innej formie, ale to nie z powodu mojej niechęci czy jej sprzeciwu, bo żadna z tych rzeczy w obecnej sytuacji by nie zaistniała, chodziło o fakt mojego zakłopotania. Nawet jeśli udało mi się przemóc i widzieć w dziewczynie wojowniczkę, to nadal ich towarzystwo czy też zbytnia bliskość powodowały u mnie napady nieśmiałości i duże problemy z koncentracją. Nie miałem co do tego wątpliwości, płeć piękna będzie moją słabością aż do śmierci...
Wyszliśmy z windy i skierowaliśmy się do drzwi mojego mieszkania. Kucnąłem i wyciągnąłem spod wycieraczki klucz. Wiem co myślicie, dlaczego chowam tam klucz? Przecież to pierwsze miejsce, jakie przeciętny włamywacz by sprawdził. Ale sprawa nie była taka prosta. Podobnie jak w przypadku mojego sejfu, jest on pokryty magią, która sprawia, że tylko demony mogą go dotknąć. No, demony i ludzie przesiąknięci ich Ki. Nikt bez mojej pomocy nie wejdzie do środka. A co z zapasowymi kluczami? Przecież dozorca powinien je mieć. Miał je, ale one... Zniknęły... Z mniejszą lub większą moją pomocą, co prawda. Nikt tego nie zauważył, tym lepiej było dla mnie.
Przekręciłem klucz w zamku, pociągnąłem za klamkę. Zdębiałem.
Moim oczom ukazał się obraz nędzy i rozpaczy w postaci niesamowitego bałaganu... W pierwszej chwili nawiedziło mnie zdziwienie, skąd to wszystko się tu wzięło? Ja nie stawiałem tam stopy od... Prawie miesiąca.
Wtedy przypomniałem sobie co miało miejsce wtedy. Mała impreza... Nie pamiętam już nawet z jakiej okazji. Oczywiście mała w cudzysłowie, bo patrząc na ten rozgardiasz oceniałem ją na jakieś dwadzieścia osób. Momentalnie wślizgnąłem się do środka i przez lekko tylko uchylone drzwi powiedziałem do vivian, żeby zaczekała chwilę i zamknąłem drzwi.
Najpierw szybka ocena sytuacji - było źle.
Wszędzie plastikowe kubeczki, butelki po piwie i wódce, kartony po pizzy, gdzieniegdzie brudne ciuchy, na domiar nie moje. Taa...
Wziąłem z kuchni kilka worków na śmieci i z szybkością jaką mogą się poszczycić tylko wojownicy zacząłem zbierać... Wszystko. Mieszkanie nie było wcale takie małe, dlatego też zajęło mi to aż pół minuty. Później przystąpiłem do odkurzania, w tym bardzo pomocna okazała się telekineza, cały kurz dał się zebrać w jedną kupkę, którą wyrzuciłem przez okno, podobnie zresztą jak worki ze śmieciami. Miałem szczęście posiadać kontener poniżej okna. No i co z tego, że to dziesięć pięter? Co, śmieci nie spadną prosto w dół? Po coś w końcu grawitacja jest.
Wyciągnąłem z kranu wodę, dodałem do niej środek do mycia podłóg i rozprowadziłem po podłodze. Stworzyłem na jej powierzchni małe wiry, które zmyły cały bród. Później wystarczyło już tylko poustawiać meble i gotowe.
Miało to w sobie coś pozytywnego, tak się przejąłem czystością, że zapomniałem o tym wszystkim co mnie przygnębiało. Mimowolnie uśmiechnąłem się na myśl o tym.
Czym prędzej podszedłem do drzwi i otwarłem je blondynce, zapraszając do środka gestem.
Poinstruowałem ją krótko co gdzie jest, w szczególności gdzie jest jej sypialnia. Posiadanie dwóch w takich sytuacjach okazywało się niezmiernie pomocne, nikt nie musiał spać na kanapie. A propos, zapomniałem ją doczyścić...

avatar
Ósemka
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013


Identification Number
HP:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena 9tkhzk0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena R0te38  (0/0)
KI:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena Left_bar_bleue0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty_bar_bleue  (0/0)

Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty Re: Mieszkanie Chepri'ego Makonena

Sro Sie 20, 2014 2:03 am
Ich celem okazało się coś na kształt kilkopoziomowej kondygnacji, pełnej różnych mieszkań... Na Vegecie było oczywiście mnóstwo podobnych budynków, jednak o wiele bardziej nowoczesnych. Vivian zerknęła przelotnie na dom nieopodal centrum i ostrożnie weszła do środka. Półprzytomnie już podążała za Chepri'm, uważając tylko na to, by przez przypadek nikogo nie staranować. Dziwnie to mogło brzmieć od kogoś, kto szedł z pochyloną głową i opuszczonymi ramionami, jednak chcąc jak najszybciej znaleźć się z dala od tłumu, nie patrzyła dokładnie przed siebie. A idąc, może i miała skrytą kompletnie energię, ale podkrążone oczy i nieprzyjemny wzrok wystarczająco odpychały gapiów. Sama jej sylwetka dawała jasno do zrozumienia, że za przestrzeń osobistą uważa dwa metry.
W windzie dopadła Ósemkę senność, zrzucając na ramiona kilka ton ołowiu. Oparła się o ścianę kabiny, zamykając oczy i przysypiając na stojąco. Bohatersko zwalczyła ochotę na szybką drzemkę, słysząc znak, że są na odpowiednim piętrze. Tu nastąpiła kolejna przerwa, gdy chłopak na moment wszedł do mieszkania, prosząc, by chwilę zaczekała. Aż chciała palnąć, że nie widział bałaganu, jaki gości w jej kwaterze i niczym jej nie zadziwi, ale nim znalazła siłę by otworzyć usta, zamknął drzwi. No nic. Wsparła plecy o ścianę korytarza, walcząc z kolejnym atakiem narkolepsji.
Sen, sen w tejże chwili był wręcz wymagany, wołany i oczekiwany. No, może nie dokładnie w tej, niech najpierw usiądzie w jakimś kącie w ciszy i przyśnie. To była ogromna zaleta, że w tym budynku było zwyczajnie... Cicho. Akademia nie należała do miejsc najspokojniejszych, wrzaski Koszarowego niosły się przez wszystkie piętra z siłą śmiercionośnego huraganu. Może i to był powód, dla których często drzemała poza pokojem, na pustyni, gdzie jedynym dźwiękiem był szelest piasku...
Ocknęła się słysząc otwierane drzwi i weszła do mieszkania Ziemianina.
Wyglądało, no... Normalnie... Przecież halfka nie mogła się spodziewać jakiejś dziury, (patrz jej kwatera) bądź ogromnych pomieszczeń (patrz domy Raziela i Eve). Drobiazgi musiały różnić się od tych przedmiotów codziennego użytku, jakie były na czerwonej planecie. Niemniej, choć mogła wyczuć, że jakiś czas tu nie zaglądano, to mieszkanie było zwyczajne. Vivian potarła ramiona, słuchając instrukcji i mamrocząc pod nosem coś, co było jednocześnie nieskładną podzięką za nocleg oraz przekazaniem, że zajmuje łazienkę, ruszyła wgłąb mieszkania.
Zamknęła się w białym pomieszczeniu, biorąc głęboki wdech. Jasne kafelki rozjechały się na boki i zmieniły barwę na ciemnoszarą, ale nie była to iluzja, tylko zwyczajnie Ósemce pociemniało w oczach. Musiała oprzeć się o szafkę, by nie upaść i faktycznie nie narobić hałasu. Klnąc na siebie wyciągnęła ocalałą kapsułkę, w której znajdowały się jej osobiste drobiazgi, w tym czysty strój (ba, ubranie w jednym kawałku) oraz rzeczy niezbędne do toalety. Oceniła stan kurtki, przez co poczuła się jeszcze gorzej. Jedyne połączenie z bratem błąkającym się w piekle, a zostało tak haniebnie przetarte... Uniform i pancerz nie prezentowały się lepiej, o samej dziewczynie nie wspominając. Sińce, otarcia, trochę krwi, brudu, potu i pyłu... Jak dobrze było to wszystko zmyć. Strugi wody przemyły obolały kark, włosy pojaśniały pozbawione kurzu, nawet twarz okazała się być o ton bledsza. Po piętnastu minutach przetarła wilgotne kłaki na głowie, ubrana w jakieś jasne szorty i jasnozieloną koszulkę z rękawami do łokci. Wyczuwała w tym rękę Eve, tylko ona potrafiła godzinami mówić o zestawieniu kolorystycznym ubrań... No i tylko ona miałaby czelność wleźć do jej kwatery, by zostawić w szafie komplet nowych ciuchów. Rękaw dyskretnie zasłaniał blizny na ramieniu, rzecz, za którą podświadomie dziewczyna była wdzięczna. Zniszczone ubrania, póki co, schowała do zapasowej kapsułki, tak jak wcześniej mając przy sobie tylko kurtkę z wypchanymi kieszeniami.
Wychodząc z łazienki, źle złapała za starą skórę, w efekcie czego zawartość ukryta wewnątrz zakamarków rozsypała się naokoło Vivian. Nie westchnęła nawet, popatrzyła tylko na nie nieobecnym wzrokiem i przykucnęła by pozbierać to co wypadło.
Mini-apteczka, rękawiczki bez palców od Eve, wyłączony scouter, kilka drewnianych klocków, szklana, żółta kulka brata oraz trzy kapsułki. Cały jej dobytek, nie licząc sentymentu do starej kurtki Axdry.
Stała chwilę, zacięta, trzymając na rękach wszystkie te rzeczy, po czym westchnęła nieznacznie, chowając je na powrót do kieszeni.

OOC
---> + 10% KI
Khepri
Khepri
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena 9tkhzk0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena R0te38  (0/0)
KI:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena Left_bar_bleue0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty_bar_bleue  (0/0)
http://rexvil.deviantart.com/

Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty Re: Mieszkanie Chepri'ego Makonena

Sro Sie 20, 2014 3:40 pm
Szybko jeszcze ogarnąłem wzrokiem salon, żeby się upewnić, że niczego nie pominąłem. Szczęśliwie nie. Z ulgą mogłem opaść na kanapę i odetchnąć. Poczułem się lepiej będąc znów w domu... No, drugim domu. Pierwszym zawsze był i będzie wulkan. Tutaj czułem się dobrze, to był mój prywatny kąt, gdzie ja byłem panem i władcą. Nie żebym miał jakiś pociąg do władzy, ale, cóż, rodzina Władcy Demonów może czasami zacząć być nieco denerwująca. Są też moją rodziną, tego się nie mogę wyprzeć, no ale nie jestem w stanie spędzać z nimi całego mojego czasu.
Braska był dla mnie... No może nie ojcem, chyba zbyt późno go poznałem, żeby tak o nim myśleć. Na pewno był Mistrzem, to się nie zmieni nigdy, nawet jeśli będę miał nowych nauczycieli.
Vixen traktowałem prawie jak siostrę, ale młodszą. Miałem spore wątpliwości co do tego czy jest ode mnie młodsza, z Demonami przecież bywa różnie, ale nigdy nie pytałem jej o wiek. Raz, że nie wypada, a dwa, że wcale nie chciałem tego wiedzieć. Dziwna z nas była rodzinka.
Podniosłem się z kanapy i poszedłem do kuchni. Podmuch pustki z lodówki dosyć dotkliwie rozwiał moje nadzieje na coś do jedzenia.
Póki Vivian była w łazience mogłem jeszcze gdzieś wyskoczyć, konkretniej do osiedlowego sklepu. Najpierw jednak musiałem się przebrać. Strój od Mistrza był dla mnie jak druga skóra, ale jednak miłą odmianą było wskoczenie w jakieś normalne ciuchy - czarne buty, bojówki w kolorze khaki i biała koszulka. Rękawiczek nie ściągałem, za bardzo się do nich przyzwyczaiłem, choć fakt, że w jednaj chwili mogły zwiększyć swoją masę do sześciu ton każda nadal był dla mnie niepokojący.
Przy okazji zmiany koszulki zauważyłem, że poluzował się mój opatrunek. Szybko go poprawiłem, a co za tym idzie, niedbale. Ale nie miałem czasu się tym przejmować. Nawet skorzystać z windy nie miałem czasu, więc po prostu wyskoczyłem przez okno i złagodziłem swoją Ki upadek. Chyba po drodze widziałem jakiegoś faceta stojącego przy oknie... Cóż... Pewnie uzna, że miał omamy.
Zrobiłem szybkie zakupy, czyli takie, które normalnym ludziom wystarczą na jakiś tydzień i wróciłem do siebie. Nawet nie wiecie ile ja pieniędzy musiałem przeznaczać na jedzenie... Dlatego dobrze jest mieszkać z Demonami, one z kamienia nawet potrafią zrobić jedzenie, to bardzo praktyczne i ekologiczne. Ale cóż, ja tej sztuki nie posiadłem i chyba nie posiądę, nawet mimo moich silnych powiązań z tą rasą.
Wróciłem akurat na czas, Vivian właśnie wychodziła z łazienki. Bez zbędnych ceregieli wziąłem się za przygotowywanie czegoś do jedzenia. Prawie natychmiast zaczął mi przeszkadzać luźny opatrunek.
-Do diabła z tym... -mruknąłem, starając się jakoś poprawić bandaże, ale marnie mi to szło.
Na swoją obronę mam to, że nigdy nie musiałem, tudzież nie mogłem korzystać z tego typu opatrunków. To jakieś naturalne specyfiki, to zdolności Demonów, albo też senzu...


avatar
Ósemka
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013


Identification Number
HP:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena 9tkhzk0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena R0te38  (0/0)
KI:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena Left_bar_bleue0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty_bar_bleue  (0/0)

Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty Re: Mieszkanie Chepri'ego Makonena

Czw Sie 21, 2014 1:29 am
Szklana kulka była zaskakująco ciężka. Żółta, gdzieniegdzie delikatnie przetarta i odrobinę zmatowiała przez działanie czasu. Halfka trzymała ją w dłoni, przyglądając, mimowolnie przypominając sobie osobę, od której ją dostała. Vivian w swojej kwaterze miała kuli bez liku, a każda inna. Trzymała je w starym kartonie, ale i tak walały się po całym pokoju, po podłodze, na biurku, pod poduszką - Raziel nie raz klął, stanąwszy na którejś przypadkiem. Różniły się wielkością, kolorem, obecnością barwnej smugi zatopionej w środku, opalizującymi kreskami, delikatnymi rysami na gładkiej powierzchni bądź historią znalezienie. Takie małe, niegroźne hobby... Lubiła unosić kulki pod światło, obserwując jak rozpraszają i przenikają przez szkło jasne promienie. Miało to w sobie coś uspokajającego, jednak najważniejszą z nich była ta stara, kilkuletnia kula ze zmatowiałą powierzchnią.
Axdra. Ukradkiem zacisnęła palce na przedmiocie i wyprostowała się z przykucnięcia.
Ósemka weszła jeszcze do łazienki na sekundę, a słysząc jak chłopak krząta się po kuchni, może bardziej niż odruchowo, zajrzała tam, przechodząc przez salon. Pomieszczenia te były w jakiś sposób połączone i otwarte, widziała plecy chłopaka. Architektura ziemian różniła się od ascetycznego, nowoczesnego stylu Vegety. Można by to porównać do zacofania, ale nie miała zamiaru tak nawet podejrzewać - w końcu pomimo różnic mocy, ich rasy były bardzo podobne. Tak podobne, że nikogo nie dziwił ich melanż, a mianowicie halfy. Zamiast jednak po raz któryś rozważać sens własnej egzystencji, Vivian odepchnęła tę myśli daleko. Włożyła swój dobytek do kieszeni kurtki, złożyła ją przez pół i położyła na oparciu fotela w salonie, mając w zamyśle szybkie zaszycie dziur... Choć najprawdopodobniej po krótkiej drzemce. Będzie musiała spytać, czy ma gdzieś igłę z nitką... Dziwne, czuła się w tym miejscu nieswojo, jak tylko mógł czuć się ktoś u obcego w domu, ale przymulenie wykasowało poczucie niezręczności. Miała gdzieś... Właściwie, to trudno powiedzieć dokładnie co takiego. Chciało się jej spać, każdy nerw i mięsień bolał oraz wrzeszczał o przerwę, a ona jeszcze stoi na dwóch nogach, no i ba, myśli.
Przetarła powieki sennym ruchem, starając skupić i odkaszlnęła nieznacznie.
- Wątpię, by to było Twoje. - zwróciła się do Chepriego, w dwóch palcach trzymając... Różowy stanik. - Leżało pod prysznicem.
Dziwne znalezisko, nasuwając nieciekawe wnioski do głowy. Chociażby to, że chłopak wcześniej zamknął drzwi przed halfką, jakby chciał coś ukryć... W pośpiechu zapominając o tej rzeczy. Vivian nie wiedziała czy parsknąć śmiechem czy wywrócić oczami. Bez słowa czy chociażby cienia na beznamiętnym wyrazie twarzy, odłożyła bieliznę na stolik, i wbrew sobie, wzdrygnęła się nagle, pocierając dłońmi gołe przedramiona.
Wyczuła skok energii, dalej, daleko od miejsca w którym stała. Ki była boleśnie znajoma, a po dziwnej agresji i barwie wyczuła w niej aurę złotego wojownika. W co do cholery ten Raziel się wplątał? Żeby tylko pamiętał, że jeśli zginie, Ósemka go znajdzie i jeszcze raz zabije - bardziej martwy już nie będzie. Odwróciła głowę w bok, w stronę miejsca gdzie Saiyan się znajdował, starając wczuć w sytuację, lecz marnie jej to szło. Szlag... Przyrodni brat bywał narwany, ale miał instynkt samozachowawczy. Z drugiej jednak strony, wraz z wzrostem mocy, jego arogancja podskakiwała do tego stopnia, że nie baczył na nic.
No i co w takim razie może zrobić Vivian Deryth? Odpowiedź niemal zawsze była ta sama.
Nic. Cholera...
Dziwnie jej było. Już nie chciała zwracać uwagi na nic, odejść do tymczasowego miejsca noclegu, gdy ciemna plama przykuła jej wzrok. Ta na lewym barku chłopaka, zabarwiła jasny materiał koszulki krwią. Chepri nieudolnie starał się opatrzyć ranę, mocując się z bandażem, ale... Zdawało się, że pierwszy raz ma w dłoniach opatrunek. Vivian widziała już wcześniej, jak stara się zakryć rozcięcie na ramieniu. Milcząc, przypomniała sobie, jak odkąd skończyła pięć lat, w kieszeni zawsze trzymała jakiś tam skrawek bandaża, by mieć czym związać rany. Lata praktyki, patrz bijatyk, i samotnego dbaniu o to, by nie zakrwawić otoczenia, sprawiły, że miała całkiem nieźle opanowane zasady pierwszej pomocy. No i fakt, to przecież jej, rzucony impulsywnie Kienzan niemalże przeciął tętnicę ramienną czerwonowłosego.
Czasem, rzeczywiście Vivian bywa za miękka. Albo to zmęczenie tak na nią działa.
Podeszła bliżej, krzyżując ramiona na piersi.
- Odwróć się i pokaż to. Ja Cię opatrzę. - wskazała ranę ruchem głowy i zaczęła szukać po kieszeniach bandaży. W końcu udało się jej wytargać jakiś zwitek z szafki w kuchni i bezceremonialnie dała znak, by zdjął zakrwawioną koszulkę.
Rana, chociaż miała czas na zasklepienie, była zbyt wiele razy podrażniona, by móc spokojnie się goić. Krwawiła, plus, może nie była głęboka, lecz na pewno rozległa i przez to uciążliwa. Zbadała ją, o dziwo, delikatnie, bo normalnie, to by nałożyła szorstko bandaż, tamując krwawienie. Teraz była ostrożna, ale nikt oczywiście nie mógł stwierdzić różnicy. To chyba przez wyrzuty sumienia - nie co dzień częstuje się pierwszego napotkanego mieszkańca planety spotkaniem trzeciego stopnia z piłą energetyczną. Przyłożyła jałowy opatrunek do rozcięcia i rozwinęła bandaż. Rzuciła jednym okiem na kolekcję blizn na plecach. Chłopak był wystarczająco silny, był wojownikiem, dlatego takie znamiona nie powinny nikogo dziwić. To była bogata kolekcja szram, mniej, lub bardziej wyeksponowanych, świadczących o to, że treningi przebiegały w najróżniejszych warunkach. Cóż, najgorszym znakiem, jaki ona sama miała na ciele była pamiątka po pazurach Changa na lewym ramieniu. Pół pleców i ręka do łokcia usiana nieeleganckimi znakami.
- Następnym razem... Nie prowokuj. Gorzej się to może skończyć niż to. - powiedziała cicho, zawiązując sprawnie bandaż. - Kolejna blizna, a trochę ich już masz.
Khepri
Khepri
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena 9tkhzk0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena R0te38  (0/0)
KI:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena Left_bar_bleue0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty_bar_bleue  (0/0)
http://rexvil.deviantart.com/

Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty Re: Mieszkanie Chepri'ego Makonena

Czw Sie 21, 2014 5:33 pm
Niektóre sytuacje w życiu były zupełnie niepotrzebne, jak na przykład to, co przydarzyło się po wyjściu Vivian z łazienki. W palcach trzymała... Różowy stanik...
W pierwszej chwili chciałem się zdzielić otwartą dłonią, że zapomniałem sprawdzić łazienkę. Szybko jednak zdałem sobie sprawę, że taka reakcja mogłaby zostać źle odebrana. Gdybym powiedział, że o tym zapomniałem też nie zabrzmiałoby dobrze. Nie chciałem też mówić, że nie wiem do kogo należał, choć to była prawda, uznałaby mnie pewnie za kobieciarza, ani, że wiem czyje to, bo wzięłaby mnie za podrywacza-chwalipiętę. Nawet nie rozwarzałem, która opcja jest gorsza.
Momentalnie poczerwieniałem, że aż prawie twarz mi się zlewała z włosami.
-Nie wiem... -tu musiałem się ugryżć w język by nie powiedzieć "czyje to" - skąd to się wzięło u mnie.
Starałem się być w swoich słowach jak najbardziej przekonywujący. Przedmiot postanowiłem na razie zostawić, miałem zamiar później go podrzucić sąsiadowi. W chwili obecnej byłem trochę zajęty...
Zdziwiłem się, kiedy Vivian powiedziała, że opatrzy mnie, to było takie niecodzienne i trochę krępujące... Zwłaszcza, że wiązało się ze ściągnięciem koszulki. Tak w zasadzie, to czułem sporą niechęć do chodzenia bez koszulki, zwłaszcza do obnażania pleców. Nie lubiłem tego zdziwionego i badawczego wzroku wlepionego w moje blizny i tych pytań. Duża część osób nie pytała co prawda, ale to przez to, że byli zbyt speszeni. Każdy wiedział, że nie wzięły się one z nikąd. Spojrzałem na Vivian kątem oka ze wzrokiem mówiącym coś jakby "Mam nadzieję, że wiesz co robisz", po czym posłusznie pozbyłem się zakrwawionej koszulki. Bez słowa skargi dałem się opatrzeć. Wydawało mi się, że wszystko idzie tak jak powinno, więc tym bardziej się nie odzywałem.
-Mając tyle blizn nie przejmuje się kolejnymi, w sumie powinienem się cieszyć z nowej "pamiątki" - rzekłem, nie do końca zgodnie z prawdą. Zazwyczaj mówiłem tak, kiedy zdobywałem nową bliznę. Każda bolała tak samo i nie widziałem co ludzie widzą w kolekcjonowaniu ich, ale jednak miałem pewne obowiązki, a to było prostrze od zbierania czaszek.
-Za prowokację przepraszam, ale nie musisz się mną przejmować. Umiem sobie dać radę.
Powiedziałem to... No, nie do końca szczerze też. Myślałem tak, że sobie z wszystkim poradzę, to fakt, ale wiedziałem, że są osoby, na które mogę liczyć i które mi pomogą. Nie pakowałem się też tam, gdzie nie miałem szans zrobić czegokolwiek pożytecznego. Trochę też chciałem zobaczyć reakcję dziewczyny, bo zauważyłem w czasie naszej walki, że to nie koniecznie ulubiony temat blondynki. Wiedziałem, że to trochę niegrzeczne, ale... Cel uświęca środki, co nie?
Gdy dziewczyna skończyła zakładanie mi opatrunku wróciłem do przygotowywania kolacji. Nic specjalnego, półmisek kanapek różnego rodzaju, do tego herbata. Wolałem pić yerba mate, ale w mieście były tylko jakieś szczyny, których się nie dało pić. Następnego dnia mieliśmy polecieć do miejsca, z którym byłem chcąc niechcąc związany, więc była szansa na zdobycie tego napoju. Ostrokrzew rósł naturalnie tylko w dżungli, a najlepsza odmiana w okolicach ziem Alazame.
To był chyba jedyny pozytyw mojej wizyty tam.
Vivian nie zjadła za dużo, najwyżej tyle co zwykły człowiek. Po kimś, kto miał aż połowę genów saiyańskich spodziewać się można, że będzie jeść więcej. Niby widziałem, że ona ma mniejszy apetyt, ale dziwiło mnie to mimo wszystko. Za dużo nie odzywaliśmy się do siebie, praktycznie wcale. Umyłem się, bo potrzebowałem tego koniecznie, przyciąłem brodę i położyłem się spać.

OOC:
Trening start
avatar
Ósemka
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013


Identification Number
HP:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena 9tkhzk0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena R0te38  (0/0)
KI:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena Left_bar_bleue0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty_bar_bleue  (0/0)

Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty Re: Mieszkanie Chepri'ego Makonena

Pią Sie 22, 2014 11:37 am
Prowokator cholerny, patrzcie go...
Słysząc tak dobrze jej znane hasło, ba, jej własny cytat z czyiś ust, halfka poczuła się, jakby rzucono w jej stronę rękawicę. Nieznacznie drgnęła przy umacnianiu opatrunku, lecz więcej nie dała po sobie poznać. To nie był temat, który można poruszać od tak... Zdzieliłaby chłopaka po głowie, gdyby nie to, że bandażowała teraz własnoręcznie wykonane cięcie. Pośrednio nie chciała już pod wpływem nerwów zafundować mu kolejnego uszczerbku na zdrowiu. Co mogłaby w takim razie zrobić? Odszczekać się? Przecież to prawda, Vivian sobie poradzi - nie ma wyboru. I nikogo nie powinien obchodzić jej tok myślenia... Jednak Chepri uparcie wkraczał na tą strefę, chcąc dać do zrozumienia, że pamięta to, co wymsknęło się jej z ust podczas walki. Właściwie, co ona powiedziała? Chciała tylko by się odwalił, dał w końcu Ósemce chwilę spokoju. Wakacje miały być tym momentem, gdy cały świat przestał się interesować jej życiem, ale nadrabiał to zawzięcie pewien czerwonowłosy Ziemianin. W dodatku cały czas 'niechcący', na litość Kamiego. Mógł sobie drwić, nie zdradzi się, że trochę ubodło ją naigrawanie się z postanowień dziewczyny.
Mogłaby palnąć, że nie wie jak to jest, ale milczała uparcie. W końcu nigdy się nie zna historii drugiego człowieka, a poza tym... Nie lubiła, nikt w końcu nie lubi, słuchać morałów. Przełknęła ewentualne riposty, zmęczenie nawet nie pozwoliłyby się wdać Vivian w głębszą kłótnie. Obrzuciła chłopaka ciężkim spojrzenie, zawiązała opatrunek i bez słowa odsunęła się na bok.
Chwilę potem, jak się zdawało, została uraczona ludzką gościnnością. Siedząc trochę sztywno przy stole w kuchni patrzyła jak chłopak się krząta. To było trochę niewłaściwe określenie, bowiem brązowe spojrzenie zamgliło się, błądząc gdzieś po blacie, a sama Vivian podpierała dłońmi coraz cięższą głowę. Na widok prowizorycznej kolacji podziękowała mruknięciem, choć jej żołądek nie domagał się pokarmu - aż dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że jadła jakiś czas temu. Skubnęła jakąś kanapkę, milcząc zawzięcie, a myśli błądziły daleko.
Coś się działo z Redem, Razielem, April. Vivian ma do naprawy kapsułę i powinna potrenować, nie wspominając już o tym, że trzeba nadrobić zaległości w spaniu. Potarła ramię, na którym pojawiła się gęsia skórka. Przez materiał bluzki wyczuła na skórze swoją bliznę. Jak to powiedział Chepri, 'pamiątka'? Wyryta w ciele szrama, przypominająca o feralnej walce i o tym, że nie udało się jej pomóc tym wszystkim ludziom.
Dość.
Cholera, dość.
Vivian wstała od stołu i bez słowa skierowała się do oddzielnego pokoju, zgarniając po drodze kurtkę i cicho przymknęła za sobą drzwi. Obrzuciła spojrzeniem małe pomieszczenie, które tak naprawdę było dwa razy większe od całej jej kwatery. Za oknem było już ciemno. Dziewczyna usiadła na ciemnozielonej pościeli, wyjmując po raz drugi swoje szpargały i odłożyła je na nocną szafkę. Z głębi kieszeni wyciągnęła jeszcze jedną rzecz, nieco nadkruszone, ale wciąż całe ciastko od Red. Przyjrzała się mu, położyła obok reszty drobiazgów, strzepnęła kurtkę i położyła na podłodze obok łóżka. Z kapsułki wyciągnęła torbę, przebierając się w coś przypominającego luźniejszą wersję piżamy. W czasie niby tych zwyczajnych czynności dłonie nieznacznie zaczęły jej drżeć. Zakładając koszulkę uderzyła o stolik, szklana kulka brata potoczyła się po blacie, ale zdążyła ją złapać. Ramiona się jej trzęsły, a Vivian zaklęła, zaciskając palce na pamiątce i przyciskając ją do piersi. Sypiesz się młoda, sypiesz.
Spać. Odłożyła kulkę na miejsce, naciągając kołdrę pod brodę i zamknęła oczy. Wzięła głęboki wdech i od razu zasnęła snem płytkim, który przyniósł trochę ulgi umęczonej halfce. Stało się jednak to, czego podskórnie się obawiała. Trochę spała, lecz nie trwało to długo. O ironio, nieznaczny skurcz przebiegł po jej twarzy, niespokojnie poruszyła głową. Kolejny sen i kolejny raz jest ofiarą własnych majaków. Kropla potu pojawiła się na skroni, gdzieś wewnątrz mar ktoś wrzasnął i dziewczyna poderwała się nagle, odruchowo przyciskając dłonie do ust, dławiąc zduszony krzyk nim jeszcze wyszedł z jej gardła. Oczy rozszerzone w panice, przyśpieszony oddech, drżenie. Nim jeszcze się uspokoiła, automatycznie zaklęła, ściskając głowę w dłoniach. Powoli rozluźniała mięśnie, przecierając powieki, pod którymi wypalił się widok krwi. Mówi się, że żołnierze przywykli do tych widoków, ale to kłamstwo. Bolało za każdym razem.
I ze snu nici. Niech ktoś jej da mocny lek nasenny, bądź zdzieli po głowie, może w końcu dziewczyna się wyśpi... Przełykając wypływające z kącików oczu łzy sięgnęła na bok, podnosząc porzuconą kurtkę i narzuciła ją sobie na gołe ramiona. Vivian usiadła na łóżku w obcym mieszkaniu, nieznanym mieście i jeszcze bardziej obcej planecie. Podciągnęła kolana pod brodę, kuląc się ciemnościach. Tkwiła tak dobrą chwilę, otoczona jak murem kołnierzem, ciszą i samotnością.
Tak robiła właściwie przez całe życie, nie rozumiejąc do końca dlaczego. Najpierw, by nie dać satysfakcji rówieśnikom, obierających sobie Ósemkę za worek treningowy. Potem, gdy sprawy na Vegecie przybrały gorszy obrót unikała ludzi, by po pierwsze, do nikogo się za bardzo nie przywiązywać – nikt nie miał po niej płakać. Była boleśnie świadoma bólu straty kogoś bliskiego, a ona ze swoim szczęściem prędzej czy później by zginęła. Nie chciała tak nikogo narażać, ale nie można żyć w odosobnieniu. Nikt, absolutnie nikt, tak naprawdę nie chciał być sam. Było kilka osób, dla których zdolna była walczyć. Z wieloma zaprzyjaźniła się po bitwie dwa lata temu, ale wprost nigdy nie powiedziała, że ich lubi. Raziel był jej bratem ‘nieoficjalnie’, ale pozostawał partnerem i bliskim przyjacielem, chociaż i tak Vivian trzymała go na dystans i nigdy mu się nic nie mówiła. Trochę jak w przypadku Reda, częściej milczeli lub sobie docinali. A matka? Wątpiła, że po kilku słowach i gestach zatęskni za nią i tej tęsknoty było niewiele. Zastanawiała się tylko jak sobie radzi na Konack i co myśli o swoich dzieciach. Ich pierwsze spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych, co rozumie się samo przez siebie...
Dziewczyna odwróciła spojrzenie w kierunku okna, gdzie noc zajmowała swoje miejsce na niebie. Było ciemno, niebo sczerniało podbarwione granatem. I tak cicho… To miasto było nadzwyczaj spokojnie. Z jednej strony takie wytchnienie od nocnych dźwięków Akademii było zbawienne, z drugiej, miała wrażenie, że każda łza spadająca na splecione dłonie jest niebezpiecznie głośna i jawna.
Nie umiała powiedzieć o co jej samej chodzi. Nie potrafiła. Lęki, złe sny, majaczenia, wyrzuty sumienia dusiła w sobie. Miała je przezwyciężyć, lecz szło coraz gorzej. Łez nie potrafiła skryć, dlatego potrzebowała samotności. Miała być silna, nieugięta, wojownicza – a płacze… Było jej z tego powodu wstyd, ale nie potrafiła powstrzymać cisnących się na powieki łez. I choć minęło tyle czasu od bitew, wciąż nie mogła pogodzić się z wieloma rzeczami. Nie chciała o nich zapomnieć, ale czasem nie warto było ich pamiętać. Lód w żołądku szarpnął, Vivian skuliła się w sobie, chowając twarz w ramionach. Przypominała teraz roztrzęsiony, łkający kłębek...
Jaki wstyd dla Vegety, gdyby widziała teraz swojego żołnierza.
Khepri
Khepri
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena 9tkhzk0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena R0te38  (0/0)
KI:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena Left_bar_bleue0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty_bar_bleue  (0/0)
http://rexvil.deviantart.com/

Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty Re: Mieszkanie Chepri'ego Makonena

Pią Sie 22, 2014 11:02 pm
Mimo sporego zmęczenia nie mogłem powiedzieć, że spałem dobrze. Mój sen był niespokojny i płytki. Stan ten był dla mnie zupełnie obcy, a przez to niemal nie do zniesienia. Czułem się bardziej jakbym był zawieszony między snem i jawą, niż jakbym spał. W końcu szala goryczy się przelała, obudziłem się. Budzenie mnie w środku nocy to zły pomysł, jeśli nie prześpię określonej liczby godzin, to mam cały dzień podły nastrój. Gorsze jest jednak pogorszenie mojej sprawności, zarówno cielesnej, jak i umysłowej. Wojownicy i uczniowie nie powinni lekceważyć nocnego odpoczynku, a ja zaliczałem się do jednych i drugich, więc tym bardziej nie mogłem sobie na takie coś pozwalać. Tym razem jednak nie miałem na to wpływu. Otworzyłem oczy, powieki poruszały się opornie niczym wieko starożytnego, granitowego sakrofagu. Niedostatek snu wywołał nawrót bólu głowy, porównywalny był tylko z ostrym kacem. Zamrugałem kilkukrotnie, przetarłem oczy i zwlokłem się z łóżka z gracją i finezją godną słonia morskiego poruszającego się po plaży. Jakkolwiek śmieszne, porównanie to było jak najbardziej prawdziwe. Podchodząc do drzwi powtórzyłem cały proces zdobywania wyprostowanej postawy przez przodków ludzi. Mimo sukcesu przez korytarz musiałem przejść podpierając się dłonią o ścianę. W trakcie tej krótkiej podróży, której celem była kuchnia, udało mi się wybudzić do przyzwoitego stopnia. Byłem w stanie zacisnąć dłoń w pięść, to niepodważalny dowód. Przy okazji oczy przywykły do mroku.
Gdzieś, chyba nawet w szkole, słyszałem, że bóle głowy i nadciśnienie leczono pijawkami. Żałowałem, że nie mam akurat jednej. Udało mi się jednak znaleźć coś na ból głowy w domowej apteczce. Na ulgę szczęśliwie nie musiałem długo czekać. Wypiłem jeszcze szklankę wody i ruszyłem w drogę powrotną. Ale tej feralnej nocy nie dotarłem do swojego pokoju...
Przechodząc obok sypialni Vivian usłyszałem jakiś dziwny, nie pasujący do nastroju tego mieszkania dźwięk. Mimo nocnej ciszy nie byłem w stanie go zidentyfikować. Podszedłem bliżej, prawie przykłądając ucho do drzwi. Nie byłem pewien, ale wydawało mi się, że to co słyszę to płacz. Zmarszczyłem brwi w geście zdziwienia.
Myślałem wystarczająco trzeźwo by nie wyciągać pohopnych wniosków, ale niewystarczająco, żeby to zignorować. Co prawda patrząc na to z dalszej perspektywy nie straciłem na tym, wręcz przeciwnie, ale wtedy tak myślałem, że to był błąd. Zabawne jak czas zmienia punkt widzenia.
Pociągnąłem za klamę i najciszej jak mogłem wszedłem do środka. To co zobaczyłem i usłyszałem... Ciarki przechodzą mi na samą myśl do tej pory...  
Ona płakała...
Znałem ją raptem kilka godzin, a jednak widok zapłakanej dziewczyny wydawał mi się tak abstrakcyjny, że nie chciałem w to wierzyć. Vivian wydawała się być silna i nieugięta, jakby nic jej nie dotyczyło, jakby nic nie czuła. Wiedziałem już, że tak nie jest, że ona to wszystko w sobie skrywa. Tak samo dlaczego to robi. A jak wiedziałem, chowanie w sobie emocji nieuchronnie prowadzi do niekontrolowanego ich uwalniania, w ten czy inny sposób. Ten akurat mocno oddziaływał na ewentualnych widzów, zwłąszcza takich, którzy się wcale nie spodziewali, że nimi będą.
Przez dobrą chwilę stałem tak w zupełnym bezruchu, nawet ruchy mojej klatki piersiowej były prawie niedostrzegalne. Nie miałem najmniejszego pojęcia co mam teraz zrobić. W najśmielszych snach nie spodziewałem się tego...
-Vivian... -zacząłem cicho, nie byłem pewien czy w ogóle coś powiedziałem, a nie tylko poruszałem wargami. -Co się stało? -zapytałem już pewniej.
Dopiero wtedy sobie zdała sprawę, że jestem w środku. Domyślałem co się teraz stanie i wcale isę nie myliłem. Była zaskoczona, ogarnęła ją panika. Poczułem nagle jak jakiś podmuch wywleka mnie za drzwi i zamyka je przede mną. Otrząsnąłęm się z lekkiego szoku wywołanego reakcją dziewczyny. To było bardzo wyraźne powiedzenie, że mam sobie iść, a nie zostało użyte żadne słowo. Nie mogłem tego zignorować, ale... Co mogłem zrobić? Miałem już sobie pójść, kiedy...
-"Nie... Nie mogę odejść" -rozbrzmiało w mojej głowie.
To... Była i jednocześnie nie była moja myśl. Choć bardziej zadziwiało mnie skąd się wzięła. Nie miałem czasu sie zastanawiać. Coś nagle kazało mi znów tam wejść. Nie pozwalało też się sprzeciwić. Na chwilę zupełnie straciłem panowanie nad moim ciałem. Ale... Wcale mi to nie przeszkadzało. Wszedłem do środka. Podszedłem do dziewczyny, usiadem na łóżku i... Objąłem ją delikatnie. Kazała mi wyjść, nie patrzeć na nią, puścić ją. Ale ja nie reagowałem, nie mogłem, nie chciałem. Władza nad ciałem wróciła równie nagle jak zninąła, ale nic nie robiłem. Czułem, że nie musiałem robić nic innego, wręcz przeciwnie, że to co robiłem było słuszne.
avatar
Ósemka
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013


Identification Number
HP:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena 9tkhzk0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena R0te38  (0/0)
KI:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena Left_bar_bleue0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty_bar_bleue  (0/0)

Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty Re: Mieszkanie Chepri'ego Makonena

Sob Sie 23, 2014 2:40 am
Najgorsze miało dopiero nadejść. Cokolwiek, gdziekolwiek była, Ósemka umiała się maskować. Nashi, nieugięta, zbzikowana, butna i nieprzewidywalna jak tajfun. A przynajmniej tak o niej większość mówiła, to co kryje powierzchnia było skrzętnie chowane przed światem. Oczywiście, nie był to idealny kamuflaż. Zdarzały się jej chwile słabości, pytania, na które nie potrafiła odpowiedzieć, sytuacje, w których nieznacznie wychodziła na wierzch jej żałośnie miękka natura... Sokół o gołębim sercu, można by zakpić. Maska trwała, dopóki dziewczyna miała kontrolę nad własnymi emocjami. Pękała, gdy działo się odwrotnie. Ostatnio, od wizyty na Konack, od naruszenia kilku stałych w psychice maska skruszyła się, a siatka pęknięć pojawiła na jej powierzchni.
Skrzypnięcie sprawiło, że Vivian uniosła gwałtownie głowę w kierunku postaci w drzwiach. W mroku nie było widać wiele, ale nieznaczny blask latarni z zewnątrz rzucał bladą łunę na twarz dziewczyny. Pokazał ślady łez na twarzy, błyszczące niepokojem oczy i ciężkie krople sunące w dół po policzkach.
Widział.
Nikt nie widział.
Nikt nie miał prawa widzieć...
Nikt nie może widzieć!
Vivian rozchyliła usta, ale głos uwiązł jej w gardle i zacięła się. Spojrzenie z przepełnionego smutkiem i zagubieniem przybrało barwę rozpaczy oraz paniki. Dłonie kurczowo zacisnęły się na pościeli w trzęsące pięści, jakby dziewczyna już rozlatywała się na kawałki. Chepri nie zdążył zakpić, nie zdążył nic powiedzieć, samo to, że stał jak kołek wpatrując się w nią, podziałało na nią jak... Zamurowało ją z pospolitego wstydu i strachu. Poruszyła wargami, w ciemności nikt jednak nie zobaczył ich ruchu ani nie dosłyszał tego słowa. Precz.
Drzwi zatrzasnęły się pod wpływem telekinezy na głucho, a Ósemka wsparła czoło o splecione kolana. Drżała, starając się na siłę uspokoić. Z szeroko otwartych oczu kapały łzy. Nikt nie miał widzieć jak płacze, nikt nie mógł zobaczyć, że ktoś, kto za dnia jest nieugięty i pewny siebie w nocy całkowicie się rozkleja.
Wystarczyło zacisnąć zęby i zepchnąć wszystkie myśli na bok. Ten sposób nie zawiódł ją przez osiemnaście lat, to dlaczego… Dlaczego teraz nie działa?!
Słysząc jak drzwi ponownie się otwierają, zrobiło się jej słabo. Miała dość upokorzenia... Popłynęło więcej łez, bezlitośnie zdradzających jej stan. Nikt nie miał wiedzieć, że wojowniczka ‘rozkleja’ się po nocach, a świadomość, że chłopak to widział, było jak kopnięcie w żołądek. Musiała zacisnąć powieki, ale próba powstrzymania płaczu okazała się daremna. Trzęsła się, równowaga rozsypała jak pył na wietrze.
- Wynocha. – warknęła, ale głos jej był słaby i drżący. To nie była groźba, ale prośba. Wręcz błaganie. – Idź... Nie patrz na mnie. Wynoś się! PRECZ!
Objął ją. Chepri podszedł bez słowa, przyciągnął do siebie i nie puszczał. Halfka kompletnie skołowana, spięła się mimowolnie czując uścisk. Nie, tak nie może być… Cholera jasna, nie dość, że się załamała, że Ósemka pękła, ziemianin to widział, to jeszcze ma czelność próbować ją pocieszyć..Wszystko idzie źle, jest z nią źle, coraz gorzej, do tego stopnia, że nie potrafi ukryć swoich bólów przed nieznajomym.
- Puść mnie! Puszczaj... – w końcu odzyskała głos i próbowała się wyrwać, ale nie odpuszczał. Szamotała się przez moment, lecz była już dostatecznie zmęczona łzami. Traciła siły i w końcu przestała się opierać. Przegrała. Coś w środku Vivian chrupnęło boleśnie, głowa bezwiednie opadła na ramię, z kącików oczu dwie wielkie łzy wypłynęły na policzki.
Schowała twarz w dłoniach.
- Jak ja nie cierpię być słaba. - wymamrotała, przełykając łzy.
Khepri
Khepri
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena 9tkhzk0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena R0te38  (0/0)
KI:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena Left_bar_bleue0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty_bar_bleue  (0/0)
http://rexvil.deviantart.com/

Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty Re: Mieszkanie Chepri'ego Makonena

Sob Sie 23, 2014 3:54 pm
Co u diabła popchnęło mnie do tego? Przecież normalnie bym prędzej zemdlał, niż zbliżył się tak bardzo do dziewczyny. Dlaczego to zrobiłem? Nie mogłem tego pojąć. Przecież to było skrajnie nieodpowiedzialne i w ogóle... Nawet nie wiedziałem jakiego słowa na to użyć.
Nie miałem pojęcia jak teraz to wszystko będzie wyglądać, pewnie nie będziemy się do siebie odzywać, albo jeszcze lepiej, zaraz zdzieli mnie przez ten mój zakuty łeb i odleci gdzieś, a ja... Wcale nie chciałem, żeby nasze relacje się pogorszyły... Były wystarczająco złe po tym wszystkim co odwaliłem, jak widać jednak zbyt dobre, skoro zrobiłem co zrobiłem. A poza tym, polubiłem Vivian. Może i pokazywałą tylko swoją bardziej szorstką naturę, z jak najbardziej zrozumiałych powodów, ale coś mi mówiło, że potrafiła wykrzesać też inne oblicze. Tylko jakie miało to teraz znaczenie? Wszystko przegrane...
Ale z drugiej strony, może jednak była nadzieja? Gdyby... Choć miałem co do tego wątpliwości... Gdyby udało mi się... Tylko jak? Psycholog był ze mnie żaden, mogłem co najwyżej się wypowiedzieć w kwestii moich przeżyć, ale co by to dało? Ehh...
Mój uścisk, początkowo strasznie paralityczny i sztywny, z czasem stawał się luźniejszy i... Bardziej czuły... To chyba dobre określenie. Czułem się nieswojo, wszak było to dla mnie doświadczenie abstrakcyjne wręcz, coś zupełnie nowego i nieznanego. No bo... Nigdy tak naprawdę nie miałem okazji objąć jakiejś dziewczyny. W przypadku Vixen to było tak, że to ona obejmowała mnie, nie odwrotnie, a też zdarzyło się to może ze trzy razy. Zdecydowanie nie mogłem tego potraktować jak przygotowanie do tego co zrobiłem.
A jednak, mimo, że czułem się dziwnie, to jednocześnie nie było to wcale takie złe. Czułem jej ciepło i bicie serca. Wprowadzało to pewną niezręczność, ale też coś jakby... Przyjemność...
Nagle zdałem sobie sprawę, że nie mogłem tak po prostu siedzieć i nic więcej nie robić.
Wizualizacja:

Zaraz po tym stwierdzeniu usłyszałem ciche mamrotanie dziewczyny, dobry punkt zaczepu dla mnie.
-Wcale nie jesteś słaba... -zacząłem cicho. -Tylko najsilniejsi mogą sobie pozwolić na łzy... Tylko najsilniejsi są w stanie znieść ból jaki towarzyszy życiu wojownika, słabsi nie są w stanie, więc wyzbywają się uczuć, a przez to i samych siebie, stają się puści i zimni na wszystko. Najsilniejsi potrafią zachować swoją osobowość, łzy są na to dowodem.
Lekko oparłem głowę o głowę dziewczyny.
-Pozostanie sobą na tym świecie wymaga niezwykłej siły, a Ty ją masz. Nie pozwól się jej pozbawić.
Nie wiedziałem na ile moje słowa zadziałają, liczyłem, że najbardziej jak się da. Chciałem jej pomóc, nawet bardzo. Miałem świadomość, że nie załatwię tego w jeden wieczór, a nawet nie w trzydzieści wieczorów, no może przy sprzyjających wiatrach... Sęk w tym, że chciałem być chociaż krok bliżej celu. Po tych wszystkich kłodach, które sobie rzucałem pod nogi byłoby to miłą odmianą, zarówno dla mnie jak i dla Vivian.
avatar
Ósemka
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013


Identification Number
HP:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena 9tkhzk0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena R0te38  (0/0)
KI:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena Left_bar_bleue0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty_bar_bleue  (0/0)

Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty Re: Mieszkanie Chepri'ego Makonena

Nie Sie 24, 2014 1:00 am
Gdyby ktoś się dobrze wsłuchał, usłyszałby cichy trzask. Pękła maska, upór czy serce? Dziewczyna nie miała już sił. W głowie pojawiło się tętnie, nerwy były napięte jak struny. Bolało ją całe wnętrze, gorzej niż wtedy, gdy dowiedziała się, że Axdra nie żyje. Bardziej niż wtedy, gdy ujrzała zniszczone miasto, Raziela na łasce Katsu, zmasakrowane ciało Vernila na polu bitwy. Dotkliwiej niż tego dnia, kiedy Aryenne opowiadała swoją historię... Jak co każdej, niemej nocy, kiedy próbowała zdławić nieuzasadniony strach i poczucie winy. Tym razem wzrosło ponad skalę, sprawiając, że nie potrafiła kontrolować drżenia. Równie spięta co zlękniona i nieufna, powoli dawała za wygraną. Zamiast zdusić w sobie wszystkie emocje, zdeptać je i odsunąć... Nie zrobiła nic. Ramiona opadły, głowa zrobiła się ciężka, oczy wypełniła mgła oraz łzy. Vivian przycisnęła dłonie do serca, jakby bojąc się, że teraz w ślad za jej spokojem ciało rozleci się na milion kawałków. Biło głucho.
Oddech uspokoił się trochę, halfka przestała zaciskać wargi w wąską kreskę, hamując płacz. Nie była już spięta, nie robiła nic. Tkwiła tak, pierwszy raz w czyiś objęciach, nie próbując się już wyrwać, nie wzbraniając się przed dotykiem... Nie, nie, Ósemka nie akceptowała takich czułości a jednocześnie nie potrafiła zareagować. Drżenie z wolna ustało, milcząc już siedziała skulona, opierając głowę o ramię Chepriego. Brązowe, zaszklone oczy rozmytym wzrokiem wpatrywały się gdzieś w ciemność, miarowo wypływały z nich łzy. I tak bolało. Poczucie winy paliło niby wypalony znak na duszy. Do głosu doszedł wstyd, oskarżając ją po raz któryś odkąd chłopak wszedł do pokoju, że straciła czujność, pozwoliła zobaczyć się w najgorszym możliwym momencie. Nie złamała jej walka z Tsufulem, nie złamały słowa Aryenne, nie złamały lata na Vegecie... Lecz chodziło o inne zgubienie siebie. Tu nie miała na sobie szorstkiej maski, czujnego, beznamiętnego spojrzenia, tu i teraz była miękka, słaba i on to widział.
Gorzej być nie mogło.
- Nieprawda... - burknęła niesłyszalnie.
Słysząc cichą odpowiedź, odruchowo wstrzymała parsknięcie cichym, złym śmiechem, bo zaraz nawiedziła ją smutna refleksja, że oto Chepri ma trochę racji... Chciała być sobą, nie pozwolić zrobić z siebie maszyny do zabijania, kolejnego, ślepo oddanego żołnierza. Nie oznacza to, że nie była wierna swojej rodzinnej planecie... Tylko to, że miała szeroko otwarte oczy i widziała to co się tam dzieje, a nie, jak Król mówił, że jest. Miała być sobą, Ósemką, ale gdzieś pomiędzy Nashi a sobą się zgubiła i nie umiała określić... Rozpadała na kawałki.
Coś jeszcze mówiła, na wpółprzytomnie mamrocząc pod nosem. Milkła raptownie, nie mogąc znaleźć słów, to znów mamrotała tak cicho, że nie można było zrozumieć pojedynczego zdania. Sytuacja była wyrwana z kontekstu i ani dziewczyna, ani chłopak normalnie nie dopuściliby do tego, by zaistniała. Ósemka w czyiś objęciach, dobry Kami, pierwszy lepszy osobnik w Akademii roześmiałby się, prostując, że zanim zdążyłby pomyśleć co robi, już musiałby zbierać zęby z podłogi.
Ciągle ją trzymał. Poprzez otumanienie dochodziła do niej wolniej świadomość, że dłonie chłopaka niezmiennie ją trzymają. Były ciepłe. Uspokajając własny oddech słyszała cichy stukot w piersi Chepriego, czuła jak uścisk nieznacznie się zwiększył i jak wsparł swoją głowę o jej rozczochrane włosy. Nie reagowała, może faktycznie dlatego, że, choć nie była tego świadoma, trochę dziewczynie to pomagało. Bolało nadal, ale teraz nie skupiała się na tym tak jak wcześniej. Pozwoliła się objąć i naprawdę się wyciszyła.
- Nie ma żadnej siły. Niczego nie chcę, ja tylko mam być. - odparła beznamiętnie osłabłym głosem.
Przymknęła powieki, mrucząc coś pod nosem. Ostatnie łzy uciekły z kącików oczu, wyczerpując zapas płaczu na najbliższe tygodnie. Głębszy oddech, nie rozdarty żadnym łkaniem bądź wzdrygnięciem był miłą odmianą po tylu nocach niechcianego lamentu.
Przez moment była tylko ciepła ciemność.
Ledwie Vivian zamknęła oczy, po westchnieniu otworzyła je ponownie. Senny wzrok błądził gdzieś, kontury się zamazały, a samej dziewczynie... Było ciepło, najzwyczajniej w świecie spokojnie. Serce nie waliło w piersi, demony nie rzuciły się do jej głowy, zatruwając wszelkie myśli. Czyżby po raz pierwszy od długich miesięcy się wyspała? Wyciszyła się do tego stopnia, że w stanie półsnu przeleżała chwilę, ba, od wielu tygodni nie było jej jakoś tak... Lżej.
Wizualizacja tak, kolejna~:
Do czasu, gdy nie spróbowała unieść się na łokciu i odkryła, że nie może się ruszyć. Mrugając Ósemka rozbudziła się i jej umysł odblokował się, odkrywając kilka rzeczy. Poczuła ciepły oddech na karku, objęcie na wysokości talii oraz palce wsunięte pieszczotliwie w blond kudły na głowie. Na domiar złego uścisk Chepriego był tak mocny, kamienny wręcz, że nie mogła się nawet obrócić. Na policzkach zagościł krwisty rumieniec, gdy zdaje sobie sprawę jak bardzo są blisko. Chepri spał. Przypominając sobie ostatnie wydarzenia, z retrospekcji doszła do wniosku, że przysnęli oboje... I Vivian musiała naprawdę twardo odpłynąć w jego ramionach, śpiąc już bez kłopotów. To było już powyżej poziomu niezręczności, zahaczając mocno o speszenie. Swoją drogą i chłopak mocno spał, bo nie potrafiła wyswobodzić się z jego objęć... Nie chciał jej za nic puścić.
- Chepri... Chepri, obudź się. - potrząsnęła ramieniem czerwonowłosego, ale ten ani drgnął. - Wstawaj.
Miał tupet i czelność, najpierw ją prowokować, potem przytulić, a teraz, cholera, zasnąć w jej łóżku. Wpatrywała się chwilę w ziemianina, zirytowana i speszona choć z twarzy nie schodził rumieniec. Dotknęła ramienia jeszcze raz.
- Puść mnie, ale już... Bo użyję kiaiho. - burknęła do będącego w innym świecie Chepriego. Z miny i ze spojrzenia dziewczyny uciekła niezręczność, choć pozostawała zarumieniona. Jej Ki drgnęło znacząco i zaraz się wyciszyło, licząc na jakąś reakcję.
Vivian spała w jednym łóżku z osobnikiem przeciwnej płci, Kami damn it... Chyba jeszcze to do niej nie dotarło, bo jedyne na czym się skupiła, to to, by ją puścił...
A tak naprawdę miała niezły mętlik w głowie.

OOC ---> Początek treningu
Zapomniałam ^^'


Ostatnio zmieniony przez Ósemka dnia Pon Sie 25, 2014 8:37 pm, w całości zmieniany 1 raz
NPC
NPC
Liczba postów : 1219
Data rejestracji : 29/05/2012

https://dbng.forumpl.net/f53-regulamin-i-informacje-ogolne-obowi

Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty Re: Mieszkanie Chepri'ego Makonena

Pon Sie 25, 2014 11:06 am
Cześć. Smile

Spodobała mi się wasza twórcza inicjatywa, więc daję wam po +10 punktów za fabułę dziubaski! Niech wam się szczęści!

~ June
Khepri
Khepri
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena 9tkhzk0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena R0te38  (0/0)
KI:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena Left_bar_bleue0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty_bar_bleue  (0/0)
http://rexvil.deviantart.com/

Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty Re: Mieszkanie Chepri'ego Makonena

Pon Sie 25, 2014 3:13 pm
Chciałem jeszcze coś powiedzieć wtedy Vivian, coś, co chyba pomogłoby mi w realizacji planu, ale zasnąłem. Jakoś nagle napadła mnie wielka senność. Sam się zdziwiłem, że się pojawiła. W końcu... To była bardzo niecodzienna dla mnie sytuacja, ludzie nie mają skłonności do zasypiania w czasie dziwnych wydarzeń, a przynajmniej nic o tym nie wiedziałem. Choć z drugiej strony, mimo tej niezręczności... To nie było wcale takie złe... Było wręcz całkiem... Przyjemnie...
Miło było czuć ciepło ciała drugiej osoby obok siebie... To chyba to sprawiło, że zasnąłem tak mocno, mocniej niż zwykle. Jak się okazało rano, to wcale nie był pozytyw...
Obudziły mnie słowa dziewczyny, groziła mi użyciem kiaiho... Ale czemu?
W miarę upływu czasu nabierałem coraz większej świadomości i, niestety, rosło też moje zażenowanie. Powinienembył przewidzieć, że jeśli ostatnią rzeczą jaką pamiętam było to, że przytulałem Vivian, to rano obudzę się obok niej. Podejrzewam jednak, że nawet gdybym to przewidział, to nie byłbym przygotowany...
Poczerwieniałem do tego stopnia, że twarz zaczęła mi się zlewać z włosami. Zesztywniałem, choć wtedy to była ostatnia rzecz, jaka powinna się stać, w końcu powinienembył się od niej odsunąć, a przede wszystkim odkleić. Ehh... Zawsze pod górkę.
Skupiłem się w sobie, z wielkim wysiłkiem poruszyłem rękę, którą obejmowałem dziewczynę. Najpierw kilka centymetrów, bo pierwszy krok jest najtrudniejszy, później już było łatwiej. Odłożyłem rękę, kładąc ją na pościeli i wysunąłem drugą, znajdującą się pod szyją dziewczyny. Natychmiast odwróciłem się plecami do niej, żeby nie zauważyła mocnej czerwieni na mojej twarzy.
To tylko pogorszyło sprawę... Zacząłem się szczerze obawiać jej reakcji na to co zaszło i nie mówię tylko o tej pobudce, ale też o tym co stało się w nocy. Po plecach przeszedł mi nieprzyjemny dreszcz. Teraz aż wstyd mi się do tego przyznać, ale wpadłem w panikę.
Strach z łatwością przełamał barierę speszenia i czym prędzej wyszedłem z pomieszczenia.
Nigdy bym sie nie spodziwał, że w taki sposób będę opuszczał pokój własnego mieszkania... Ale też nie spodziewałem się, że będzie w nim jakakolwiek dziewczyna... Cóż... Życie zaskakuje, czasami aż za bardzo.

OOC:
Namęczyłem się trochę, ale w końcu jest post...
Arigatougozaimasu Sensei za punkty.
Treningu koniec
avatar
Ósemka
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013


Identification Number
HP:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena 9tkhzk0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena R0te38  (0/0)
KI:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena Left_bar_bleue0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty_bar_bleue  (0/0)

Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty Re: Mieszkanie Chepri'ego Makonena

Pon Sie 25, 2014 10:52 pm
Chyba pierwszy raz w życiu Vivian tak się speszyła. Spojrzeniem błądziła gdzieś po ścianie naprzeciwko, czując jednoznaczne palenie na policzkach. Fakt, że dziewczyna nie była zwyczajnie przyzwyczajona do bliskości był marnym wytłumaczeniem. W końcu nawet ktoś mniej aspołeczny czułby się niepewnie w tej sytuacji. W pierwszym odruchu pewnie poderwałaby się, zaczęła bluzgać i posłałaby serię ki-blastów w stronę nieszczęśnika. Ha... W zasadzie, to czemu tak nie zrobiła? Halfka zacięła się, wyłączyła kompletnie, nie wiedząc nawet, co mogłaby powiedzieć. W niezręcznej ciszy poczekała, aż chłopak zabierze ręce, choć trzeba przyznać... Że bezwiednie, nim się obudziła, ich dłonie w jakiś sposób znalazły się niebezpiecznie blisko. Zrobiło się jej gorąco. Cholera jasna! Przesunęła głową w bok, chowając twarz w poduszkę gdy krew uderzyła jej do głowy. Słyszała tylko jak Chepri się odwraca, odsuwa i wychodzi z pokoju. Przez dłuższą chwilę, nieobecna Ósemka leżała w bezruchu, czekając, w dziwnym zażenowaniu, aż wróci spokój. Co nietypowe, w pewien niepojęty sposób była spokojna, tylko to poczucie...
Z trudem wzięła głębszy wdech i wolno wypuściła powietrze, podniosła się w końcu na łokciu i usiadła na łóżku. Policzki miała czerwone, wręcz ceglaste, a na karku pojawiła się gęsia skórka. Blondynka wpatrywała się w swoje stopy nieobecnym spojrzeniem i zamamrotała pod nosem. Teraz... Oprócz tego bagażu myśli z którym przekroczyła próg tego mieszkania doszło coś nowego, lecz paradoksalnie, było jej jednocześnie i lżej i ciężej. Jak zawsze, same sprzeczności. Potarła ramiona i burknęła nieco głośniej:
- Ósemka, jesteś beznadziejna...
Nosz... Była zła na siebie, tylko nie wiedziała z jakiego powodu.
Ocknąwszy się w końcu, zebrała swoje rzeczy, przebrała w cywilne ubranie i przełożyła kurtkę z wypchanymi kieszeniami przez ramię. Zamknęła się w łazience, przemywając twarz zimną wodą... Włożyła całą głowę i odkręciła kurek do oporu, pozwalając lać się lodowatej strudze po głowie. Szlag by to... Nic się nie zmieniło. Nic. Dalej pozostała bez kapsuły, Raziel gdzieś włóczył się po pustkowiach, z Redem coś się działo a sama psychika Vivian nie miała się ani o jotę lepiej. Przełknęła ślinę i wytarła głowę ręcznikiem, zdając sobie sprawę, że cicho gdzieś po wnętrzu czaszki obijają się znane słowa...
Zaklęła, przetarła powieki i łypnęła na swoje odbicie w lustrze. Blada cera, wilgotne, jasne siano na głowie, nieprzytomne brązowe oczy... Brak sinych kółek pod nimi. Od bardzo dawna po raz pierwszy się wyspała, co sprawiało, że czuła się jeszcze dziwniej.
Cicho wychodząc z łazienki poszła do salonu, ponownie odkładając kurtkę z całym dobytkiem na krawędzi fotela. Przysiadła na nim, po raz któryś sprawdzając wnętrze kieszeni, chociaż swój ekwipunek znała na wylot. Kurtka to taki kawałek przenośnego domu, którego nie miała... To i tak przecież nie pomoże... Wyjęła rękawiczki od Eve, myśląc nad tym, co by powiedziała czarnowłosa, burzliwa saiyanka, słysząc w jaką sytuację wplątała się Vivian. Wymyte do czysta dłonie prezentowały kilka przetarć, ale praktycznie nie miała na co narzekać. Jeśli było się o milimetr od śmierci, nie narzeka się na nic... Prawie. Nasunęła na dłonie przetarte i trochę spłowiałe rękawiczki i wzięła żółtą kulkę. W dziwnym odruchu przytknęła ją do warg, szepcząc Nie wiem co robić. Przecież Axdra nie podpowie jej co ma robić... Pamiętała bardzo ostro i wyraźnie każde jego słowo, gdy Tsuful dopadł ją w Koszarach i bawił umysłem rozbijając jak szkło. Potem było już tylko gorzej i gorzej... A teraz Chepri powiedział coś podobnego. Obróciła w palcach kulkę, przyglądając się refleksom na gładkiej powierzchni.
Szukaj, a znajdziesz, jak mówią, ale nie mówią, co znajdziesz.
- Chepri. - powiedziała cicho i beznamiętnie, nie podnosząc głowy, kiedy usłyszała kroki czerwonowłosego nieopodal. - Jeśli mogę mieć prośbę... Nie mów... Nikomu nie mów, że płakałam. - umilkła raptownie, kuląc nieznacznie ramiona, jakby samo to, co mówiła wymagało sporej odwagi... W istocie tak było. - I poza tym... Dziękuję. - mruknęła. - Ale jak zrobisz tak jeszcze raz, znów oberwiesz Kienzanem.
Była to groźba o tyle niegroźna, co możliwie bez pokrycia. Przecież nie chciała walczyć. No i co? Zacisnęła palce na szklanej kulce i otworzyła dłoń, patrząc na żółtawe smugi wewnątrz pamiątki, którą nosiła przy sobie od tylu lat. Chepri bawił się w psychologa, podpuszczał Vivian, chciał pomóc wyrzucić z siebie złość oraz zmęczenie, a później w nocy prawił morały... I co z tego wyszło? Coś. Na pewno coś, ale co, tego nikt nie wiedział, bo światopogląd jaki był taki został.
Może tylko jego fundamenty zadrżały.

OOC ---> Koniec treningu
Khepri
Khepri
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena 9tkhzk0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena R0te38  (0/0)
KI:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena Left_bar_bleue0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty_bar_bleue  (0/0)
http://rexvil.deviantart.com/

Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty Re: Mieszkanie Chepri'ego Makonena

Wto Sie 26, 2014 10:29 pm
Cały poranek chodziłem nerwowy i spięty, jakby ktoś mnie poraził prądem. Do tego zawsze gdy przypominałem sobie pobudkę, oblewałem się obfitym rumieńcem, a zapewniam, że nie było łatwe zapomnieć o tym. Prześladowało mnie to niczym twarze ofiar mordercę o miękkim sercu. Trochę makabryczne porównanie, ale moim zdaniem jak najbardziej trafnę. Jak tylko mogłem starałem się unikać Vivian, jej wzroku i rozmów z nią, a ja nie trudno się domyślić, wszelkie moje wysiłki w tym przypadku były z góry skazane na nie niepowodzenie. Gdyby był tutaj ktoś jeszcze...
Choć z drugiej strony, może i mógłbym unikać dziewczynę, ale stałoby się to zbyt widoczne. A ona sama wiedziała, że nie mogłem być zajęty czymkolwiek do tego stopnia, by nie zwrócić na nią uwagi. Podejrzewałem, że ona praktykowała podobne manewry, no ale jak mówiłem, to się nie mogło udać. Pozostało nam albo przełamanie zażenowania, albo... Ucieczka jak najdalej od siebie. Druga opcja, choć kusząca, to jednak na dłuższą mete była niewykonalna. A to dzięki mojemu skromnemu wkładowi. Nawet gdybyśmy uciekli od siebie, to musielibyśmy się spotkać, żeby załatwić tą sprawę z kapsułą, a przynajmniej ja musiałbym znaleźć Vivian. To też mogło się okazać zbyt trudne, bo ona miała skłonność do wyciszania energii do zera. No i jak ja bym ją później odszukał? Chyba musiałbym czekać na jakiś jej wybuch wściekłości, a to mogłoby nastąpić po godzinie, a może i po tygodniu. Ehh...
Chcąc, niechcąc, nie miałem wyboru.
Ku mojemu pewnemu zdziwieniu i uldze, to Vivian pierwsza zebrała się na odwagę i stanęła do konfrontacji, że tak to nazwę. Jej słowa wywołały we mnie mieszane uczucia. Chciała, żebym nikomu nie mówił o tym, w jakim stanie ją zobaczyłem? Najpierw podszedłem do tego trochę sceptycznie, ale wkrótce zrozumiałem. Była żołnierzem, a żołnierz ma być twardy, zawłaszcza taki z Vegety. W wojsku takie coś zostałoby potraktowane jak słabość. Ja osobiście tego tak nie traktowałem i ona o tym wiedziała. Chciałem jej nawet o tym przypomnieć, ale uznałem to za zbędne. Poza tym ona i tak by się ze mną nie zgodziła, jeszcze nie wtedy. Od siebie dodałbym też, że za bardzo i tak nie miałem komu o tym powiedzieć, ale wiedziałem o co jej chodzi i sam uznałem taki komentarz za dosyć niedojrzały. Coś co mnie zdumiło bardziej od faktu, że pierwsza się odezwała, był fakt, że mi podziękowała. Szczerze się tego nie spodziewałem, ale nie mogłem zaprzeczyć, że było mi z tego powodu miło. Nie widziała mojej twarzy, więc mogłem się bez skrępowania uśmiechnąć na te słowa.
Przez chwilę myślałem nad tym co mam jej odpowiedzieć i czy w ogóle powinienem. Koniec końców i tak to diabli wzieli, bo wydukałem tylko:
-Niema sprawy.
Zaraz po tym wziąłem się za robienie śniadania, jajecznica na bekonie, na którą zużyłem trzydzieści jaj powinna stanowić dobre źródło energii przynajmniej na kilka najbliższych godzin. W prawdzie w miejscu, do którego się wybieraliśmy było aż za dużo pożywienia, to nie opuszczało mnie przeczucie, że ten dzień będzie bardzo męczący.
-Mam nadzieję, że będzie Ci smakowało, musisz nabrać sił. Lot nie będzie długi, ale możemy spędzić tam trochę czasu. Teoretycznie mógłbym lecieć sam, ale podejrzewam, że nie ufasz mi na tyle by na to pozwolić, a poza tym... -tu zrobiłem krótką pauze, odpowiednio dobierając słowa - jedną z podstawowych czynności podczas wakacji jest zwiedzanie, pozwól więc, że będę Twoim przewodnikiem... Przynajmniej w tym jednym miejscu.
Nie wiedziałem jakiej reakcji się spodziewać. Dzień wcześniej pewnie powiedziała by coś w stylu, że sama sobie poradzi, choć i co do tego miałem wątpliwości. Ale to nie było dzień wcześniej... Sytuacja zmieniła się dosyć znacząco, nawet jeśli wtedy sobie z tego nie zdawałem sprawy.
avatar
Ósemka
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013


Identification Number
HP:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena 9tkhzk0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena R0te38  (0/0)
KI:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena Left_bar_bleue0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty_bar_bleue  (0/0)

Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty Re: Mieszkanie Chepri'ego Makonena

Sro Sie 27, 2014 3:01 pm
Przed kim ona właściwie próbuje uciec?
Wspomnieniami, przełożonym, Chepri'm czy sobą? Sytuacja była wystarczająco pogmatwana i niezręczna, by nowe, niekoniecznie przytomne myśli pojawiały się w głowie Ósemki. Sposobem żołnierza przestała analizować to, co się działo, odhaczając sprawy, które da się załatwić od ręki i pozostawiając znaki zapytania nad tym co będzie. Nic nigdy nie idzie według planu, zawsze coś się musi stać, a jak stanie, to nie udaje się jej przezwyciężyć przeciwnościom losu... Bierze na pierś to, co będzie i zaciska zęby i trwa - taki był algorytm.
Życie jest niewiadomą. Właściwie taki znak powinna dać nad całym swoim życiem... Nic jej nie będzie. Da sobie radę, jak zawsze. Tylko czemu... Czemu te słowa nie brzmiały tak przekonująco jak wcześniej?
Musiała wrócić do rzeczywistości. Dziewczyna obróciła głowę, słysząc cichą odpowiedź Chepri'ego, nie do końca rozumiejąc czego dotyczy... Zaraz, ona powiedziała 'dziękuję'? Słowo padło z jej ust bez konsultacji z mózgiem, aż mrugnęła zaskoczona. Za co dziękowała? Przeczesała palcami wilgotne włosy, uciekając wzrokiem w bok. Chociaż nie chciała się do tego przyznać, może podskórnie wiedziała za co i w związku z tym miała mieszane uczucia. Bardzo mieszane.
Kiwnęła nieprzytomnie głową i wstała z fotela, strzepując ubranie. Strój od Eve miał te zalety, że choć na siłę starała się zrobić z Vivian bardziej 'kobiecą' osobę, to nie przekraczała granicy i dobrze znała jej styl. Był wygodny i w żaden sposób nie wzbraniała się przed założeniem go - czego nie można powiedzieć o sukience, w którą kiedyś przyszła szwagierka próbowała ją wbić. Zawsze pamiętała o długim rękawie na lewej ręce. Właśnie, skoro... Skoro Chepri miał dość dobry wgląd na postać dziewczyny w koszulce na ramiączkach, musiał widzieć wielkie blizny na ramieniu i plecach... Cóż, jak sam powiedział, 'pamiątka', sama halfka kilka ich miała, ale i tak, to nie był przyjemny widok. Dobrze rozumiała odruch zakrywania pleców przez chłopaka... Kątem oka spojrzała na bandaż, zastanawiając jak goi się pamiątka po jej Kienzanie. No tak, dała się, zwyczajnie dała się sprowokować jak jakiś rozpieszczony bachor elit, któremu ktoś powiedział, że nie jest przyszłością Armii.
Milczała przez chwilę, łapiąc się na tym, że analizuje słowa Chepriego. Ma nabrać sił... Cholera jasna, co on, w niańkę się bawi? Co do samej dżungli, chłopak już wcześniej wspominał o tym miejscu, jakby je znał, ba, był nawet pewien, że wie co się stało z zaginionym profesorem. Mogłaby do tego podejść sceptycznie, ale miał rację... Chcąc nie chcąc musiała mu zaufać. Zerknęła na niego dziwnym wzrokiem, lecz dała za wygraną, znów przytaknęła, potarła skroń, obracając w dłoni widelec.
- Zgoda. - odparła krótko.
Zmulona zjadła niewiele więcej niż wczoraj. Lodowa gula w żołądku znikła, ale jakoś nie mogła skupić się na jedzeniu. Było inaczej, a przecież nic się nie zmieniło. Vivian potarła grzywkę, wstając od stołu. Obwiązała się kurtką w pasie, ponownie sprawdzając czy wszystko jest na miejscu... Przymknęła powieki na moment, chowając kapsułki do wewnętrznej kieszeni ubrania.
- Lećmy już.

OOC
[zt]x2 ---> Dżungla
Khepri
Khepri
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena 9tkhzk0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena R0te38  (0/0)
KI:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena Left_bar_bleue0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty_bar_bleue  (0/0)
http://rexvil.deviantart.com/

Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty Re: Mieszkanie Chepri'ego Makonena

Sro Paź 08, 2014 11:41 pm
Zaraz jak tylko ta nietypowa sytuacja się skończyła... Umm... Powinienem już dawno się oduczyć używania tego typu słów, bo w świecie takim, jak mój nabierają one zupełnie innego znaczenia, wręcz odwrotnego... Tak czy inaczej, kiedy to już się skończyło, udałem się znów do wioski i wykradłem naukowca. Dla ułatwenia sobie i jemu życia znokałtowałem go, rzecz jasna po kilku wstępnych wyjaśnieniach co i jak. Nie spodziewałem się, że uwierzy mi, a tym bardziej zaufa, stąd to nieco brutalne postępowanie. No ale co? Przecież nawet gdybym go porwał, to zacząłby krzyczeć, a ja nie chciałem rozgłosu, on się nigdy nie przydawał. Poza tym nie udało mi się przekonać Satry do uwolnienia go. Niestety, niektórych rzeczy nawet wódz wioski nie może przeskoczyć, ale miałem inny wybór?
Później wróciliśmy do miasta, odeskortowałem nieprzytomnego do siedziby Capsule Corp, tam z kolei wraz z recepcjonistką ocuciliśmy go i wyjaśniłem mu to i owo oraz przekazałem uszkodzoną kapsułkę z kapsułą. Naukowiec wyrażał wielką chęć odwdzięczenia się za ratunek, ale z przyczyn zdrowotnych  musiał to odłożyć na trochę później, zapewnił mnie jednak, że zajmie się tym jak najszybciej będzie mógł. Trochę niepotrzebnie nastawiałem się na bardzo szybkie rozwiązanie problemu, w końcu nie każdy ma w sobie tyle siły, co ja i takie sytuację mogę naprawdę zmęczyć fizycznie i psychicznie. Heh, jednak optymizm czasami nie popłaca. No ale jak mówiłem, niektórych rzeczy się nie przeskoczy i trzeba się z nimi pogodzić. Przekazałem wszystkie zdobyte informacje Vivian, wydawało mi się, że poczuła lekką ulgę, ale jednak trudno mi było rozgryźć ją momentami. Miała skłonność do zakładania maski, która nie przepuszczała niczego z wewnątrz. Nadal jednak nie wiedziałem dokładnie dlaczego tak robi.
Po głowie błądziły mi słowa Rukei'a i za nic nie chciały się nigdzie zagnieździć. Co ja miałem zrobić? Niby jasne, nie powinienem mu w nic wierzyć, w końcu był wrogiem, mojego Mistrza, więc to oczywiste, że chciał mu zaszkodzić, stąd te wszystkie kłamstwa i oszustwa. To miało sens, a plan wydawał się całkiem dobry, pasował do Demona. Z drugiej zaś strony... To miało też sens w drugą stronę. Na tyle ile znałem Braskę, to coś takiego było możliwe. A fakt, że mało go znałem tylko zwiększał prawdopodobieństwo. On potrafił być zabójczy nawet kiedy żartował, a kiedy planował coś na poważnie? Strach pomyśleć. Trzeba się jednak z pewnymi rzeczami liczyć mieszkając z Demonem z krwi i kości, włąściwie, to już jakiś czas temu powinienem się przyzwyczaić. Sęk w tym, że zaczynałem tracić pewność co do tego co jest prawdą, a to bardzo źle. Nie wiedziałem co wierzyć.
Aż nazbyt dobrze wiedziałem, że wewnątrzny zament nie pomoże mi w niczym, wręcz przeciwnie, dlatego musiałem się tego pozbyć. Tylko jak?
Odpowiedź niestety przychodziła mi tylko jedna do głowy - spotkać się z Rukei'em.
Próba wyciągnięcia czegokolwiek z Braski w jego obecnym stanie, a trzeba zauważyć, że byłem pewien, że jest wściekły za to co stało się wcześniej i niedawno w dżungli, byłoby jak przeciskanie wielbłąda przez ucho igielne - najzwyklej w świecie niemożliwe, nawet w świecie wojowników.
Od tego całego zamentu rozbolała mnie głowa, to był zły znak, żołądek domagał się jedzenia, a to jeszcze gorszy znak. W końcu poczułem zawroty głowy, świat mi zawirował przed oczami, rozmazał się i padłem bezwładnie na kanapę.
avatar
Ósemka
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013


Identification Number
HP:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena 9tkhzk0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena R0te38  (0/0)
KI:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena Left_bar_bleue0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty_bar_bleue  (0/0)

Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty Re: Mieszkanie Chepri'ego Makonena

Sob Paź 11, 2014 1:02 am
Dzień nie mógł być bardziej zagmatwany i, mówiąc kolokwialnie, porąbany. Życie wojownika ma pewną zaletę/pewne przekleństwo, że nigdy nie jest spokojnie... Czy najgorszy możliwy scenariusz został właśnie spełniony czy nie, dla własnego zdrowia psychicznego lepiej nie wnikać. Skąd Chepri wziął naukowca, jakim cudem w dżungli pojawił się Rukei oraz czy los zaplanował im tego dnia inne rozrywki... Na te pytania Vivian nie potrafiła znaleźć odpowiedzi. Mając nadzieję, że w planie nie ma niczego bardziej wybuchowego zostawili nieprzebytą puszczę za sobą i odeskortowali pracownika Capsule Corporation do miejsca jego zatrudnienia. Doprowadzenie go do przytomności nie było zadaniem stworzonym dla halfki. Przez ten moment stała na uboczu, słusznie podejrzewając, że żołnierski sposób potrząśnięcia profesorem nie będzie mile widziany. Podpierała więc ścianę, milcząc jak posąg. Tak jak zaledwie wczoraj... Tak, tak jak wtedy splotła ramiona i czujnym acz przygaszonym wzrokiem wpatrywała się przed siebie. Też towarzyszyła jej niepewność, nieufność, niepokój... Wszystko na nie.
Na wieść, że niedługo jej główny problem przestanie istnieć przytaknęła ze zrozumieniem. Sprawa kapsułki rozwiąże się dostatecznie szybko, by nie musiała martwić się reakcją Trenera... Jedna rzecz z głowy, pozostała jeszcze zagwozdka jakże odmiennej natury. Mianowicie groźba zdewastowania Ziemi.
Udało im się osiągnąć cel, lecz wracali w ciszy, otumanieni zmęczeniem. Vivian bez słowa sprzeciwu podążała za Chepri'm. Mogła pójść spać na gałęzi, jednak perspektywa dachu nad głową przez kolejną noc nie była zła... I... Przyznajmy... Przejęła się. Odkąd chłopak pojawił się odmieniony, jego moc wzrosła drastycznie, a wiedziała po sobie, że nigdy nie zdobywa się siły bez odpowiedniej zapłaty. Już jego głos w puszczy zdradzał podejrzane zmęczenie, nie tylko psychiczne po bombardowaniu dwuznacznymi informacjami od demona. Samej Nashi namieszało to w głowie, a jeśli chodzi o ziemianina... W ten bałagan wplątany był jego mistrz i rzekoma połowa duszy w postaci Rukei. Czuć mógł się podobnie jak Vi po konfrontacji z relacją Aryenne, wcale nie tak dawno temu na Konack.
Dziewczyna weszła do mieszkania i nie zdążyła zamknąć drzwi, gdy KI Chepri'ego opadła gwałtownie a odgłos opadającego ciężko ciała zwrócił jej uwagę. Odwróciła głowę, w pierwszej chwili myśląc, że chłopak rzucił się na kanapę i zwyczajnie zasnął, ale spadek mocy tutaj nie pasował. Telekinezą przekręciła zamek w drzwiach i zdążyła podejść akurat w chwili, gdy osuwał się nieprzytomny z mebla na podłogę... Złapała go za ramiona, na powrót kładąc na kanapę.
- Czyli jednak to było za dużo... - mruknęła bardziej do siebie niż do omdlałego i westchnęła nieznacznie, przecierając czoło.
Ciało najwyraźniej nie było przyzwyczajone do dużej ilości KI. Co ciekawe, zmiana nie była trwała... Włosy znów pojaśniały i stały się krótsze, z powiek zniknęły ciemne znaki, choć pozostały obwódki pod nimi. Jakby nie dość, że uzyskany wcześniej poziom mocy zadziałał pochłaniając energię Chepri'ego w zastraszających ilościach, to dodatkowym bagażem na pewno były wieści od demona. Vivian też nie potrafiła się do nich odnieść. Jeśli Rukei będzie chciał odzyskać 'drugą część duszy' to oznaczałoby to, że chłopaka czeka śmierć z jego ręki... Nie, to nie była dobra wiadomość. Wpatrywała się z niezmienną miną, ale z cieniem zaniepokojenia w oczach w śniadą, pobladłą z wysiłku twarz. Nie myśląc nawet o tym, co robi, ostrożnie odgarnęła z policzka czerwony kosmyk, słysząc jak głęboko ziemianin oddycha. Skóra emanowała ciepłem, aż przyłożyła dłoń do czoła. Gorąca, jakby parzyła.
Nashi zsunęła z ramion kurtkę i odłożyła na bok, kierując swe kroki do łazienki. Z jej apteczki niewiele zostało, więc w tym pomieszczeniu szukała czegoś co w charakterze kompresu mogłoby złagodzić podwyższoną temperaturę. Wróciwszy usiadła obok Chepriego na kanapie, układając wilgotny kawałek materiału na gorącym czole. Niemal natychmiast zaczął parować. Ten sposób na niewiele się zdał, toteż położyła rękę na jego ramieniu, przekazując część własnej KI... Bez żadnej reakcji. Potarła skroń, a specjalista od mimiki ujrzałby na jej twarzy pierwsze, z trudem maskowane ślady troski.
Położyła ramię na oparciu kanapy, nad chłopakiem, przyglądając mu się lekko zamglonym spojrzeniem. Chyba oddała za dużo energii niż planowała, w związku z czym obraz rozmazał się podejrzanie. Vivian zaklęła i przetarła powieki. Wystarczyło, że jedno z nich zemdlało, drugie nie musi iść w te same ślady... Wsparła policzek o ramię, spod przymrużonych powiek wodząc sennym spojrzeniem i ziewnęła nieznacznie.
- Ładnie się urządziłeś... - mruknęła. - Znam ten ból... Mnie też bolało.
Nie wiadomo kiedy zamknęła powieki, lecz gdy je otworzyła po godzinach... Cóż, można powiedzieć, że los spłatał tej dwójce kolejnego figla. Zasypiając Vivian osunęła się z oparcia kanapy i wsparła o chłopaka, kładąc głowę na piersi a policzek przytulając do ramienia. Było ciepło. Oddychała miarowo a sen trzymał ją w żelaznym uścisku... I Morfeusz i Chepri, bo odruchowo i on znów ją objął... Wybudzając się z wolna nie zwróciła na to większej uwagi. O dziwo, nie poderwała się gwałtownie, lecz wciąż będąc oczadziałą walką i zmartwieniami zamrugała, przecierając nieprzytomne oczy. Balansując na krawędzi snu i jawy, wciąż nieświadoma do końca tego, co się dzieje, zwróciła spojrzenie na chłopaka. Kompres spadł na podłogę, twarz wyglądała spokojnie, pierś unosiła się lekko. Wspierając się na łokciu, Vivian sennie przesunęła pasemko włosów, które znów bezkarnie zasłoniło czoło. Chcąc nie chcąc, zaczęła się martwić... To, co działo się na Ziemi i jednocześnie dotyczyło czerwonowłosego, to nie była jej sprawa, nie powinno ją to za złamany grosz obchodzić... Teoretycznie, bo naprawdę ściskało ją w żołądku. Musnęła policzek i wciąż półśniąc pogładziła po głowie, delikatnie wsuwając palce między dredy.
Bezwiednie nachyliła się, zrównując twarzą z Chepri'm. Dalej był nienaturalnie ciepły, ale nie wyglądało to na zagrożenie dla zdrowia. Wszystko chyba było w porządku...  Gdy spał i nie uśmiechał się, wyglądał stoicko.
Vivian mrugnęła, z wolna pozbywając się sennego welonu sprzed brązowych tęczówek.

OOC
Hyhyhyhy~
Khepri
Khepri
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena 9tkhzk0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena R0te38  (0/0)
KI:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena Left_bar_bleue0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty_bar_bleue  (0/0)
http://rexvil.deviantart.com/

Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty Re: Mieszkanie Chepri'ego Makonena

Sob Paź 11, 2014 10:58 pm
Wiedziałem, że to się stanie, w końcu nie ma nic za darmo. W sumie nawet dobrze, że wydarzyło się to dopiero wtedy, a nie na przykład w czasie lotu, czy spotkania z Rukeiem. Musiałem bardziej uważać z tą nową mocą. Moje ciało potrzebowało jednak dużo więcej czasu do przyzwyczajenia się, wtedy po prostu to się stało znośne. Zawsze to coś, ale nie mogłem tego tak zostawić, musiałem w jak najkrótszym czasie dopracować panowanie nad mocą do perfekcji. Czego jak czego, ale ze wszystkich rzeczy, jakie mogą się zdarzyć w czasie walki utrata świadomości jest ostatnią, jaką bym chciał...
Miałem trochę szczęścia, że upadałem na kanapę, ale coś mi mówiło, że długo tam nie pozostałem i zsunąłem się na podłogę. Z tego co wiedziałem, to zaraz po utracie świadomości efekt wizualny zniknął i wróciłem do normy. W sumie ciekawa rzecz, bo sam się zastanawiałem przez chwilę, czy to efekt permanentny, czy też tylko tymczasowy. Fakt, w tamtej chwili nie było to takie istotne, ale hej, nie można być ciekawym? W każdym razie...
Wróciłem do zmysłów równie nagle, jak je straciłem. Początkowo trudno było się znów z nimi związać, powoli odzyskiwałem świadomość, jak na moje, to zbyt powoli. Pierwsze co poczułem to silny ból w całym ciele, ale nie mogłem się dziwić, takie ilości Ki przepływajace przez mięśnie musiały coś po sobie pozostawić. Powieki miałem jakby napuchnięte, a oczy jak napromieniowane. Przez krótką chwilę nie byłem pewien, czy ja przeszedłem przemianę, czy po prostu przeżyłem wybuch miny, bo odczucia byłyby pewnie podobne. Początkowo nie zwróciłem uwagi na ten jakby większy ciężar na klatce piersiowej, myślałem, że to po prostu ciśnienie wydaje się takie silne. Stopniowo wybudzałem się. Lekko otwarłem oczy, wzrok miałem zamglony, ale ostrość wracała szybko. Zaskoczył mnie widok jasnej plamy zasłaniającej mi prawie całe pole widzenia. Odruchowo podniosłem się, jednocześnie odzyskując całkowitą świadomość i ostrość widzenia, ból też zmalał. Zdałem sobie sprawę co się dzieje, ale zbyt późno. Przez głowę przeszła mi tylko jedna myśl - Vivian.
Podnosząc się nasze twarze zbliżyły się do siebie niebezpiecznie, a usta spotkały...
Zrobiłem kilka niewyraźnych ruchów warg nim otrząsnąłęm się z tego dziwnego stanu zawieszenia, który mnie ogarnął. Serce zabiło kilka razy nieregularnie. Cofnąłem szybko twarz i jeszcze przez kilka przesadnie długich sekund wbijałem wzrok w dziewczynę. Zauważyłem wtedy wszystkie elementy tego dramatycznego zdarzenia. Ona leżąca na mnie... W moich objęciach... I dopiero co się... Uhmm... Po prostu świetnie... Mało widać nam było wrażeń tego dnia, a dzień się już kończył. Przez okno wpadały ostatnie, pomarańczowo-czerwone promienie zachodzącego słońca. Niemal całkiem ukryły czerwień, która zapłonęła na mojej twarzy. Dlaczego...? Dlaczego to się stało? Zapytałem w myślach, a to już spore osiągnięcie zważywszy na to, że zawstydzenie zapanowało nie tylko nad moim ciałem, ale i umysłem. Byłem bombardowany zapętlonym odtwarzaniem tego jednego momentu, a to tylko coraz bardziej zwiększało niezręczność tej sytuacji. Nie mogłem dać się temu poddać, bo to oznaczało mój koniec... W więcej, niż jednym sensie nawet...
Zebrałem się w sobie, puściłem dziewczynę i zpełzłem z kanapy, po chwili od razu wstając. Chcąc uniknąć niezręcznej ciszy od razu udałem się do kuchni. Wyglądało to dosyć naturalnie, bo naprawdę chciałem tam iść... Zgłodniałem... Bardzo... Bez zastanowienia zacząłem przygotowywać sałatkę gyros. Tak bardzo sie tym wszystkim przejąłem, że nie wiedziałem kiedy zacząłem, a kiedy miałem porcję dla dwóch Saiyan... Było tego trochę za dużo, ale miałem wrażenie, że oboje nie będziemy uważać co robimy... Yare yare... Szczęśliwie nic sobie nie zrobiłem w czasie przygotowywania, bo jednak paraliż, jaki mnie dopadł nie ustąpił całkowicie. Stało się to dopiero po kolacji... Niestety, niezręczność musiała się pojawić, dlatego oboje byliśmy bardzo spięci. Milczenie dobijało jeszcze bardziej... W pewnym momencie stało się nie do zniesienia i po prostu musiałem ją przerwać.
-Może potrenujemy trochę?
Wiem... Porę wybrałem sobie wybrałem bardzo fajną, ale i tak dobrze, że powiedziałem cos z sensem, co nie miało związku z tamtym incydentem. To powinno nam obojgu oderwać myśli od tego na dobre...

OOC:
Trening start
avatar
Ósemka
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013


Identification Number
HP:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena 9tkhzk0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena R0te38  (0/0)
KI:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena Left_bar_bleue0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty_bar_bleue  (0/0)

Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty Re: Mieszkanie Chepri'ego Makonena

Czw Paź 16, 2014 5:33 pm
Vivian ma w naturze ukrywanie niemalże wszystkiego. Zamiary, uczucia, plany, obawy. Zakłada maskę tak naturalnie jak zbroję. Niby tak ją wychowano, niby ćwiczyła całe swoje życie jak nic nie dać po sobie poznać, jak być twardą i nieugiętą... Otoczyła się murem, lecz z czasem zaprawa zaczęła pękać. Wzmacniała ją sugestywnie przez lata, czekała aż stwardnieje, a tu... Za łatwo pojawiały się rysy. Wbrew jej woli zdarzało się pozwolić, by pojawiły się pęknięcia, które rosły, pogłębiały się nieustannie. Zamiast ignorować uczucia i pewne odruchy, zamiast zapanować nad własnymi emocjami jak na porządnego żołnierza przystało, nie wiedziała nic. Jej błąd, że dopuściła je do siebie. Jeszcze większy błąd, że nie miała pojęcia jak je przyjąć i na nie zareagować.
Troska o kogoś była uczuciem, może nie obcym, lecz zagadkowym. Potrafiła martwić się o brata, na swój charakterystyczny, szorstki sposób - nie mówiąc o tym wprost. Czyny mówiły za słowa. Żołnierski uścisk, porozumiewawcze spojrzenie bądź krycie podczas walki... Z pozostałymi było podobnie, tylko jej obecność oraz małe, ale znaczące gesty. Półuśmiech, podanie dłoni, tak naprawdę niewiele tego było. Nie potrafiła nikogo uścisnąć, obcałowywać bądź naturalnym gestem objąć. Niektórych odruchów nie rozumiała, jeszcze inne przyprawiały ją o mętlik w głowie, lecz język Ósemki był ubogi w te znaki. Oszczędność w wylewności. Ten sposób był jedyny, który dopuściła do siebie i które umiała poniekąd "kontrolować". Za to nadzór znikał powoli acz nieubłaganie, bo halfka zwyczajnie... Się pogubiła.
Polubiła Chepri'ego, lecz zamiast okazać to normalniej... Na swój sposób... Nie wiedziała co robi. Oczadziała zmęczeniem przyglądała mu się jednocześnie uważnie i sennie. Oddychał miarowo, spał spokojnie, wyglądało na to, że faktycznie jest z nim lepiej - niemniej nie mogła pozbyć się tego wrażenia przejęcia. Słowa Rukei wbiły się również w głowę Vivian i zaczęła się zastanawiać... Jeśli demon będzie chciał odzyskać połowę duszy, jaki los czeka chłopaka? Nie chciała jego śmierci... Myślała to 'za miękka' Nashi, która nie zabiła do tej pory żadnego przeciwnika. Zbyt niewyrobiony charakter dawał o sobie znać, czy ki demon?W każdym razie czuła gulę w gardle na samą myśl, że ziemianin może tak skończyć. Miała dość, tak strasznie dość świadomości, że śmierć może zebrać żniwo tuż obok, a ona będzie stać bezsilnie.
Nie zauważyła jak chłopak rozchyla powieki i unosi głowę. Świadomość wciąż zamglona nie zarejestrowała tego małego zderzenia. Lekkie, zupełnie nie zamierzone muśniecie warg i lawina myśli tuż po nim. Ćwierć sekundy po zaistnieniu krępującej sytuacji Vivian w końcu przebudziła się do końca. W szeroko otwartych oczach błysnęły iskierki niedowierzania kiedy sama odsunęła głowę, a krwiste wypieki wypłynęły na policzki. Wyłączyła się na ten moment, patrząc, po prostu patrząc w stanie odrętwienia na chłopaka. Z podejrzanie błyszczącym oczami i lekko rozchylonymi ustami wyglądała jak ofiara szoku, świadek nieziemskiego zdarzenia... Swojego rodzaju to była prawda, bo nikt w życiu nie ośmieliłby się pocałować Vivian Deryth... Powinna go zdzielić i wyjść, uderzyć czymś ciężkim w głowę i trzasnąć drzwiami... Z drugiej strony to przecież ona zasnęła obok i osunęła się na pierś chłopaka i to ona, no, zaczęła mu się 'nachalnie' przyglądać. Dlaczego? Żadne logiczne wytłumaczenie nie przychodziło jej do głowy, nie umiała też określić jak ma się w tej sytuacji zachować. Po twarzy widziała, że sam chłopak jest niemniej skrępowany. Z największym trudem odwróciła spojrzenie wstając, choć nogi miała jak z waty i gdy Chepri odszedł, usiadła na kanapie, podciągając kolana pod brodę. Drżała lekko. Wpakowała się w jakieś bagno i to przez kawał lodu w gardle i obawę. Słyszała jak chłopak chodzi po kuchni - przynajmniej nie tylko na pierwszy rzut oka nic mu nie było. Czując, jak czerwienieją policzki, Vivian oparła czoło o złączone kolana, kryjąc twarz w cieniu. Z półprzymkniętymi oczami ukradkiem dotknęła ust. Wargi wciąż były ciepłe.
- Szlag by to...
Siedziała tak długo, pogrążona w dziwnym odrętwieniu, czując się coraz bardziej zmęczona i zdekoncentrowana. Ostatnia popołudniowa łuna rzuciła na nią jasną plamę światła, barwiąc blond czuprynę na rudo. Wzdychając nieznacznie potarła policzki i uniosła głowę, szukając wzrokiem chłopaka. Może chciała coś powiedzieć, przeprosić za to, że tak wyszło, może nawet zganić czy skrzyczeć, ale milczała. Uciekła spojrzeniem na bok nie umiejąc nawiązać kontaktu wzrokowego. Wstając z ociąganiem i ospale patrząc pod nogi usiadła na krześle przy kuchni, wbijając wzrok w blat, z cieniem tego trochę niedowierzającego i niepewnego spojrzenia... Milczenie było ciężkie jak ołów i w ciszy rozbrzmiały tylko szuranie krzeseł, brzdęk talerzy oraz niemal niesłyszalne westchnienia, które "niemal" zawisły w powietrzu. I tutaj przeczucie nie myliło, bowiem nikt za bardzo nie skupiał się na tym co robi. Ósemka zjadła to co miała na talerzu, nie patrząc co to, nie czując nawet smaku. Żołądek i gardło miała ściśnięte żelazną obręczą a oczy rozkojarzone. Brak słów ciążył niemiłosiernie...
Jej przerwanie było porównywalne do spadnięcia kamienia z serca. Trzy słowa, ale zaklęcie niewygodnego milczenia zostało złamane i Vivian uniosła głowę, spojrzała na chłopaka i przytaknęła. Pomysł ten przyjęła całkiem spokojnie i szybko usunęła się na bok. W drugim pokoju wytargała kapsułkę i ubrała czarne spodnie treningowe, zostawiając zieloną bluzkę. Zawahała się patrząc na kurtkę, ale tradycyjnie obwiązała ją w pasie i naciągnęła rękawiczki. Noszenie zbroi nie wydawało się dobrym pomysłem, to musiało starczyć. Eve by jej dała, gdyby uszkodziła cały zapas...
Gdy przeczesywała strzechę na głowie palcami poczuła, że jej dłonie drżą nieznacznie. Syknęła cicho, zaciskając pieści jak najmocniej, słusznie uważając, że 'wyżycie' się pomoże uspokoić myśli. W końcu tak to działało w jej przypadku... Choć ostatnio szwankowało.
Trening w małej przestrzeni jaką było mieszkanie nie był najlepszym pomysłem, dlatego dziesięć minut później stali na czymś w rodzaju boiska ze sztuczną trawą. Słońce już zaszło, z jednej strony niebo ciemniało z drugiej było pomarańczowe. Vivian patrzyła na teren ogrodzony siatką z pewną niechęcią - nie przypominało to w żadnym stopniu sali treningowej Vegety, choć z drugiej strony można ćwiczyć zawsze i wszędzie, jeśli jest się tylko pomysłowym. Naokoło tkwiło parę posępnych budynków, w rogu boiska grupka dzieci grała w piłkę. Ludzie przelewali się to w jedną to w drugą stronę, jakiś pijaczyna odsypiał na ławce libacje... Typowy, miejski, ziemski obrazek?
Naokoło było za dużo osób by pozwolić sobie na intensywniejszy trening.
- Zakładam, że teraz nic koło mnie nie może wybuchnąć. - mruknęła, splatając dłonie na piersi i spojrzała na chłopaka wyczekująco.
W końcu to był jego pomysł.

OOC ---> Początek treningu
Hy hyhy... Ekhem, ekhem, już mi przeszło ^^'
Khepri
Khepri
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena 9tkhzk0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena R0te38  (0/0)
KI:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena Left_bar_bleue0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty_bar_bleue  (0/0)
http://rexvil.deviantart.com/

Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty Re: Mieszkanie Chepri'ego Makonena

Sro Paź 22, 2014 12:35 am
Na całe szczęście, ten... Stan... W którym znajdowaliśmy się razem z Vivian po tym... Niefortunnym
zdarzeniu... Był równie nieznośny dla mnie, jak i dla niej, więc oboje poczuliśmy ulgę, kiedy mogliśmy
się z niego wyrwać. Uff... Mało było rzeczy tak złych, jak tamto zawieszenie. Żadne z nas nie było
jakoś specjalnie gadatliwe, ale człowiek zaczyna doceniać takie rzeczy, jak możność odezwania się
do kogoś, kiedy je traci. Dwójka ludzi, a jakby nie było nikogo... Do chrzanu...
Pomysł, na który wpadłem okazał się być bardziej efektywny, niż sądziłęm. Raz, że podziałało to na
zmianę ponurego nastroju w mieszkaniu, to też na pewno powinien mi polepszyć humor i pomóc
rozruszać zakwasy po przemianie. Same korzyści.
Zaprowadziłem nas na nieduże boisko znajdujące się jakieś dziesięć minut (po odjęciu zejścia na
parter) od mojego mieszkania. Wybrałem je, bo mało kto z niego korzystał, a jeszcze mniej osób
interesowało się jego zarządzaniem. Niemniej, zawsze wyglądało przyzwoicie, przez co fakt, że było
nieużywane staje się dziwny. Coś z nim było nie tak? A może to po prostu taka okolica? Dzieciaków
raczej mało było, a te też zazwyczaj zajmowały się czym innym. Tym razem przypałętało się kilka.
Nieco to komplikowało sprawę, ale uznałem, że i tak zaraz wrócą do siebie, bo było już dosyć
ciemno. Lampy się włączyły. Światło nie było potrzebne, w końcu od czego jest ki feeling? Ale przy
oświetleniu zawsze raźniej. Później stwierdziłem, że jednak lepiej byłoby walczyć w ciemnościach...
Dopiero na miejscu mogłem się dokłądniej przyjrzeć strojowi dziewczyny, gdy mierzyłem ją wzrokiem.
Uśmiechnąłem się na widok zielonej bluzki i rękawicze, ale szybko mi zrzedła mina, gdy spojrzałem na
jej nogi. Czarne, leginsopodobne spodnie aż zanadto podkreślały grację nóg... Niby miałem okazję
widzieć jej nogi, do tego ledwo zasłonięte materiałem, bo jednak nogawki kostiumu i szortów zbyt
dużo nie zasłaniały, ale... Umm... Natychmiast poczułem krew napływającą do twarzy. Żeby nie było
tego widać od razu przeszedłem do ofensywy, ale zmniejszyłem swoją siłę do poziomu, jakiego
używałem przy rozgrzewce, jeśli ta była walką. Zaatakowałem zamaszyście lewą ręką, celując w
głowę. Vivian zablokowała cios przedramieniem i od razu przeszła do kontry w postaci ciosu prawą w
brzuch. Przyjąłem cios po czym sam wyprowadziłem prawy prosty, który również został odbity lewą
ręką. Mój kopniak lewym kolanem powstrzymała obiema dłońmi, ustawionymi jedna na drugiej, ale to
było tylko markowanie, bo uderzyłem natychmiast po tym lewą ręką, od czego ona się zgrabnie
uchyliła. Po tym manewrze odskoczyłem o jakieś półtora metra, jednocześnie znów ruszając do
ataku. Pierwsze kilka ciosów miało być swoistym rekonesansem, bo choć już walczyliśmy, to jednak
wtedy dziewczyan nie była w najlepszej formie psychicznej, co mogło dosyć znacząco wpłynąć na
jej umiejętności. Wtedy już pokazywała, że w normalnej postaci ma nade mną przewagę szybkości,
ale wiedziałem też, że ja mam przewagę siły. Stawiało mnie to w prawdzie w nieco niefortunnej
sytuacji, no ale cóż. Życie wojownika nie jest usłane różami. Moja przeciwniczka była zawodowym
żołnierzem, więc również była tego świadoma. Ale, do diabła, nikt nie lubił bić się z dziewczynami.
Szczyciłem się tym, że to dla mnie nie jest problem, i nie był, ale nigdy nie twierdziłem, że to lubiłem.
Tym razem walka zapowiadała się na trudniejszą, niż można by sie spodziewać, choć od początku
nikt nie mówił, że będzie łatwo.
Zatrzymałem się po dwóch trzecich dzielącej nas odległości, markując cios z lewej, który miałby
zmienić mój rozpęd w siłę ciosu, zablokowała to zamaszystym kopnięciem prawą, co pokrzyżowało
moje plany, bo zmusiło mnie do zmiany pozycji, przez co sam nie mogłem wykonać kopnięcia, co
zamierzałem od początku. Sprytnie to rozwiązała, ale jak się domyśliła, że zamarkowałem cios?
Gdy tylko dotknęła stopą ziemi uniosła drugą nogę, zapewne chcąc mnie nią kopnąć w twarz,
jednocześnie obracając się w osi pionowej, obecnie znajdującej się pod kątem. Odbiłem uderzenie,
wymuszając na Vivian zmianę zwrotu ruchu na przeciwny. Moja obrona miała w sobie wystarczająco
dużo siły by zatrzymać jej rozpęd i zmusić do zmiany strategii. Nim upadła obróciła się w osi pionowej
o sto osiemdziesiąt stopni i wychamowała upadek rękoma, jednocześnie przenosząc resztki jego siły
w obrót tułowia i nóg, którym chciała mnie podciąć. Niestety, zbyt wiele razy miałem do czynienia z
ciosami ogonów Vixen, by dać się złapać, nawet mimo tego, że robiła to bardzo szybko. Uskoczyłem
robiąc salto do przodu, choć tym samym nieco strzeliłem sobie w pięte, bo stałem plecami do
przeciwniczki, która zdążyła już wstać. Gdybym uskoczył do tyłu miałbym ją w polu widzenia, ale
chciałem coś sprawdzić. I się na tym to moja sprawdzanie skończyło, że oberwałem po żebrach z jej
prawej nogi, bo atak przyszedł ta szybko, że nie zdążyłem się zasłonić. Miałem już pewność. Zaczęła
z mocą trochę niższą niz moja, ale teraz coraz bardziej zbliżała się do wartości normalnej, nie
musiałem nawet sprawdzać jej energii, by to wiedzieć, co zresztą i tak by się nie udało, bo Vivian ją
wyciszała. Ja swoją oczywiście też, żeby walka była uczciwa.
Wiedziałem, że moja szanse maleją, choć przepis na wygraną był dosyć prosty, musiałem tylko
wyprowadzać ciosy, które w nią trafią i samemu nie za bardzo oberwać. Taa... Ale jak zawsze
łatwiej powiedzieć, niż zrobić.
Kopniak był dość mocny by posłać mnie na siatkę, ale wyhamowałem próbując się złapać rękoma
trawy i zaprzeć nogami. Nawet nie zdążyłem się zatrzymać, a już wybiłem się w kierunku dziewczyny
i poleciałem z pełną, jak na moje celowo ograniczone możliwości, prędkością. Pewnie nie spodziewała
się ataku frontalnego, bo jednak oboje wiedzieliśmy ile naszych sił wkładamy w walkę, więc tak w
sumie nierozsądne byłoby atakowanie w ten sposób, ale czy ja w takich sytuacjach słuchałem
rozsądku? Raczej rzadko.
Tuż przed przeciwniczką ustabilizowałem pozycję podpierając się prawą nogą i chciałem uderzyć
popisowo, przenosząc pęd na siłę ciosu prawą, ale ona uchyliła się, robiąc obrót w prawo.
Właśnie na to czekałem.
Resztę pędu włożyłem w obrót w lewo, jednocześnie zginając się w pasie i prostując lewą nogę.
Tego się w klasycznej walce praktycznie nie dało zablokować. Kopnięcie poszło zbyt nisko by
zablokować je rękoma, można odskoczyć, ale trzeba mieć bardzo dobry refleks.
Trafiło bez pudła, niestety siła była trochę zbyt mała, dlatego na mało się zdał mój plan.
Fakt, udało się, ale jednak najważniesze są efekty, co nie?
Kopniak odrzucił ją trochę, choć nie tak bardzo jak jej mnie. Ona również od razu przystąpiła do
ofensywy, ale przyjęła diametralnie inną od mojej strategię. Ruszyła w moją stronę i korzystając ze swojej szybkości zaczęłą mi się wręcz rozmazywać w oczach, nie mogłem na nią nadążyć wzrokiem, nawet gdy się bardzo skupiłem. Czyżby była aż tak szybka? A może użyła wszystkich swoich możliwości? Trudno mi było to określić bez ki feelingu, ale jednak stawiałem na to drugie. Szczęśliwie, miałem już trochę doświadczenia w walce z silniejszymi przeciwnikami, więc znałem kilka metod, które mogły mi pomóc wygrać to starcie. W tym przypadku musiałem się natychmiast skupić na otoczeniu i wychwycić jakieś drobne znaki, ślady, pozwalające określić skąd przyjdzie atak i, w miarę możliwości, jaką będzie miał formę. To drugie zadanie było oczywiście znacznie znacznie trudniejsze i nie miałem pewności, czy w tym przypadku się w ogóle uda. Wyczuliłem słuch do granic możliwości, musiałem usłyszeć nawet najdrobniejszy szelest, wyłapać który jest tylko wiatrem, a który aż ruchem przeciwniczki. I to w ułamku sekundy.
Cichy dźwięk.
Na ósmej.
To ona.
Obróciłem się o sto stopni w lewo, by przyjąć atak od przodu, ale okazałem się zbyt powolny. Nadziałem się dokładnie na kolano dziewczyny. Odczułem tego skutki dosyć dotkliwie, ale nie dałem tego po sobie poznać.
Poleciałem trochę w powietrzu i wylądowałem na plecach, odruchowo wybiłem się by wrócić do pionu, ale jak się okazało, blondynka nie chciała poprzestać tylko na tym. Do tej pory nie wiem co chciała zrobić, ale gdy tylko uniosłem się nieco, ona wpadła na mnie z impetem. Złapała mnie za ramiona i przekoziołkowaliśmy. Ona wylądowała na plecach, a ja... Ehh... A ja na niej... Odruchowo wsparłem się rękoma, żeby całkiem w nią nie uderzyć, ale nadal było między nami tylko kilka centymetrów, przynajmniej jeśli chodzi od pasa w górę, w dół zaś nie miałem się czym podeprzeć, nie zdążyłem, także pozycja w jakiej się znajdowaliśmy była dosyć... Krępująca... Wróciły do mnie wszystkie podobne wspomnienia jakie miałem w życiu... O dziwo wszystkie z ostatnich dwóch dni... Poczerwieniałem natychmiast i dopiero po chwili byłem w stanie się oderwać i podnieść.
Niezręczny moment...
Taa... Rozgrzewkę mieliśmy już chyba za sobą...

OOC
Koniec treningu
avatar
Ósemka
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013


Identification Number
HP:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena 9tkhzk0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena R0te38  (0/0)
KI:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena Left_bar_bleue0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty_bar_bleue  (0/0)

Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty Re: Mieszkanie Chepri'ego Makonena

Sob Paź 25, 2014 9:07 pm
Szybkość była jej atutem. Siła fizyczna to przymiot każdego żołnierza, lecz jej poziom u Vivian balansował wskaźnikiem pomiędzy zwykłym a słabszym. Jak na swój wzrost oraz budowę ciała, nie chwaląc się, posiadała pewną swobodę w poruszaniu. Łatwo przychodziły jej skoki, uniki czy zwody, a w walce stosowała mnóstwo zagrywek wymagających często na pierwszy rzut oka niemożliwych postaw. Wykorzystywała to do nagłych zwrotów oraz gwałtownych zmian stron ataku bez krępacji, a prędkość stała się czymś naturalnym. Poza treningiem Ósemka lubiła spokój, w czasie ćwiczeń ciągle była w ruchu, nigdy dwa razy nie używała tych samych kroków. Podczas zadawaniu ciosów wpadała w charakterystyczny stan, który wyostrzał zmysły, napinał mięśnie i kazał walczyć… Coś jak adrenalina. Dawno nie ćwiczyła dla przyjemności. Treningi w Akademii miały charakter ciężkiego mordobicia i żołnierze po nich byli szczęśliwi, jeśli doczłapali się cało do łóżka. Walka na śmierć i życie również nie była rozrywką. Często ćwiczyła z przyrodnim bratem, lecz przez ostatnie pół roku byli zbyt zajęci swoimi sprawami…
Wykonywała pewne ruchy automatycznie. Blokowała bez zastanowienia, ofensywa przyszła łatwiej niż wcześniej, gdy musiała powstrzymywać wewnętrzne rozbicie. Właściwie to nic się od jej przybycia na Ziemię nie zmieniło, stan rzeczy w życiu Vivian nie poprawił się ani o jotę… Niemniej, tyle ponurych myśli nie krążyło w jej głowie. Stado czarnych kruków nie dziobało uparcie resztek upchniętych w zakamarkach duszy nadziei… Na co? Lepsze jutro? Proszę… To były zbyt żałosne życzenia. Taka mała, znikoma, ledwo dająca o sobie znać prośba o spokój, jeszcze tliła się życiem… Albo i nie.
Oddech spokojny, nie za szybki. Mięśnie w dużej mierze rozluźnione, w każdym momencie gotowe do podjęcia akcji. Poziom mocy wyciszony kompletnie, nie było je… Nie. Była. Wyuczone, a raczej instynktowne kroki… Walka przychodziła jej lekko – nie w sensie, że było łatwo, tylko kontry i ataki były czymś naturalnym. Swoistym. Jak ryba w wodzie, tak dobrze Vivian czuła się w swoim środowisku, choć temu łagodnemu sparingowi daleko było od solidnej wojskowej zaprawy. Blokując jeden cios Chepri posłał ją w tył, ale zamachnęła się balansując ciężarem ciała i obróciła. Odruchowo machnęła nogami z zamiarem uderzenia by zwalić sparing-partnera z nóg, ale nie włożyła pełnej siły w ten cios – co najwyżej chłopak zyska kolorowego sińca. Nie zdążyła uskoczyć po tym, jak jej atak odepchnął czerwonowłosego… Natychmiast odwrócił się i rzucił na nią. Instynktownie uniknęła nadciągającego ataku, a przynajmniej tak się jej zdawało. Kopniak trafił w biodro, odrzucając Ósemkę w tył.
Trzeba było przejść do konkretów, bo żołnierz nie powinien dawać sobie w kaszę dmuchać. Ruszyła szybko w stronę chłopaka. Bardzo szybko. Podrywając się, jej sylwetka rozmyła w powietrzu, zmieniając w ledwo widoczną smugę. Przy każdym kroku nikła w oczach, aż nie można było zauważyć żadnego ruchu. W istocie poruszała się tak prędko, stąpając jak najdelikatniej, wręcz unosząc się o kilka milimetrów nad ziemią by nie zdradzić swej pozycji. Kilkakrotnie okrążyła skupiającego się chłopaka, czekając na dogodny moment… Kopniak wycelowała w bok, lecz nie spodziewała się, że Chepri częściowo się obróci. Ponownie go odepchnęła, nie zamierzała jednak czekać aż ten poderwie się do ataku. Ruszyła do przodu, mając zamiar złapać go za ramię i przygwoździć do ziemi, niestety ten wstał gwałtownie. W momencie gdy zacisnęła dłonie na przedramionach by wbić go w trawę ten podniósł się, skutkiem czego uniemożliwił wykonanie zagrywki… Vivian przewróciła się na plecy, przekoziołkowała kawałek…
Pół sekundy i mrugnięcie oczami dla zdania sobie sprawy, co się stało. Ich twarze oddzielał zbyt mały dystans… Znowu.
- Złaź. – burknęła czerwona na policzkach.
Wstając szybko odsunęła się, otrzepując z zakłopotaniem ubranie. Nosz… Nie dość, że pomyślała o tym samym co chłopak, to jeszcze krwista barwa z trudem uciekała z twarzy. Nie, Ósemka nie zna się na takim zachowaniu… Całe to zażenowanie i nieregularne bicie serca pozostawiało ją w krępacji i czuła się strasznie nieswojo. Jedyne co przychodziło dziewczynie do głowy w takich chwilach było trzepnięcia po głowie nieszczęśnika i cięta riposta. Robiła tak w Akademii, ale to nie była Vegeta. W tej konkretnej chwili nic nie przychodziło jej na myśl, ani żadne słowo, ani chęć na ubliżenie. Potarła ramię okryte gęsią skórką i mruknęła coś pod nosem – naderwany wcześniej rękaw już kompletnie się rozpruł. Bluzka do wyrzucenia. Vivian jak mogła zawiązała luźne końce, jednak do łokcia nie miała jak zakryć skóry, ani swoich pamiątek… Bywa no.
Nie tracić czasu…
- Moja kolej. – rzuciła, ponownie rozmywając się w powietrzu.
Zaatakowała błyskawicznie, lecz chłopak odbił cios pięścią. Ciekawe… Choć walczyła z nim wcześniej, to teraz, bez technik i użycia Ki trudno było jednoznacznie stwierdzić czy ma przewagę czy nie. Była szybsza, to na pewno, lecz różnica masy i siły robiła swoje. Kopnięcie zostało zablokowane, jego cios uniknięty. To raczej ona atakowała, nie dając czasu Chepriemu na wyprowadzenie czegoś innego niż kontrę. Przykucnięcie i wybicie zostało powstrzymane pięścią, jej atak kopniakiem. Zwody nie zdawały się na wiele, walczyli intensywnie i na równym poziomie. W praktyce wyglądało na to, że Vivian atakowała, on się tylko bronił. Po cichu musiała docenić wytrzymałość – obronę miał świetną, no i wciąż stał, gdy ona po tym czasie robiła już głębsze wdechy uzupełniając brak tlenu w płucach. Odskakując zrobiła obrót wspierając się dłońmi, zamierzając kopnąć w pierś, ale ziemianin odepchnął ją. Zrobiła zgrabny przewrót. Balansowała na jednej ręce mistrzowsko utrzymując równowagę, po czym opadła na kolana robiąc coś na kształt mostka, akurat unikając kopnięcia chłopaka. Przekręciła się szybko by podciąć jego nogę, ale wykonując salto wymknął się jej. Znalazł się za nią. Unik nie wyszedł dokładnie tak jak chciała, oberwała w prawe ramię, siłę ciosu wykorzystując na swoją korzyść. Obrót o sto osiemdziesiąt stopni pozwolił jej wrócić do pozycji pionowej i trafić kolanem w pierś… Zablokował obiema dłońmi. Ósemka musiała odskoczyć zmieniając taktykę.
Szybkość jest dobra… Trzeci raz ten sam chwyt, jednak z nadzieją na inny skutek. Ruszyła prędko, jasnowłosa sylwetka rozmyła się w jedną plamę nim znikła kompletnie. Wysiłek dawał o sobie znać, grzywka lepiła się od potu i choć walczyła na pełnych obrotach nie mogła uniknąć zmęczenia. Obserwując uważnie każdy ruch chłopaka pojawiła się tuż przed nim, z lekkim uśmiechem znikając ponownie. Przykucnęła po jego lewej stronie, przemykając pod ramieniem i chcąc kopnąć w bok, lecz Chepri zablokował cios ramieniem. Vivian opadła dłońmi na ziemie, wybijając się drugą nogą i przewrotem w przód znalazła się za przeciwnikiem. Tutaj zaraz podskoczyła, gdy ten ciął nisko, próbując posłać ją na trawę. Zmienił najwyraźniej akcję na bardziej ofensywną, wyprowadzając serię kopniaków i zamachnięć, które miały wyprowadzić ją z równowagi… Lecz nie na darmo Ósemka ćwiczyła tygodniami swój balans. Uskok, wybicie się rękami, podskok, zwrot… Przypominało to grę w berka, lecz jak długo można uciekać? Choć skupiona na unikach ani razu nie zablokowała ciosów, to w końcu uderzenie pięścią zahamowała obiema dłońmi. Musiał na to czekać. W tejże chwili druga dłoń zacisnęła się na jej nadgarstkach. Dekoncentracja z powodu znużenia czy inne czynniki sprawiły, że nie zauważyła tego ruchu? Chłopak pociągnął ją w bok by nie mogła zrobić uniku, puszczając od razu i wyprowadzając silny kopniak w plecy. Vivian poleciała na siatkę, wyginając metalowe pręty. Zabolało.
Robiąc dwa kroki rozmasowała mięśnie ramienia, nie kryjąc nawet, że plan sparing-partnera wypalił aż za dobrze. Nie, trzeba się odpłacić… Przyśpieszyła, wyprowadzają cios w pierś, lecz Chepri zablokował przedramieniem. Nastąpiła dłuższa wymiana ciosów i bloków, żadna strona nie mogła przebić się przez obronę przeciwnika. W końcu Vivian podbiła prosty cios pięścią i na ugiętych kolanach przekręciła za plecy chłopaka, wykręcając ramię… A przynajmniej taki miała zamiar, bo w tej samej sekundzie wolną ręką złapał ją za łokieć uniemożliwiając ten ruch. I tak, Vivian nie mogła ruszyć się dalej by dokończyć plan, tak Chepri nie mógł wyswobodzić ramienia z chwytu. To znaczy mogliby pewnie zacząć kopać i się wyrywać, lecz oboje byli już zgrzani i zmęczeni. Dziewczyna oddychała głęboko i westchnęła po krótkiej chwili konsternacji.
- Remis?
Uścisk zelżał. Odeszła dwa kroki przeczesując rozwichrzone włosy. Pomimo chłodniejszej pory i ciemności byli zgrzani po treningu, Vivian dodatkowo dotkliwie odczuwała powstające na ciele siniaki. Cóż, zasłużyli na chwilę przerwy. Dziewczyna usiadła pod siatką w rogu boiska, opierając tył głowy o barierkę z zamkniętymi oczami. Pierś unosiła się nieznacznie od ciężkiego oddechu. Trening był czymś przyjemnie innym od wcześniejszych walk i sparing można było uznać za owocny. Wyżycie się również przebiegło pomyślnie… Zakwasy, sińce, obolałe mięśnie były nieodłączną acz uciążliwą stroną tejże zaprawy, jednak mówiły, że ćwiczenia odniosły skutek. A remis nie był takim ciosem dla dumy, której poniekąd Vivian się wypierała, jak wcześniejsza przegrana.
- Chyba nie jest ze mną jeszcze tak źle. – wymamrotała pod nosem do siebie, rzucając w nocne powietrze ciche słowa.
Jeśli boli, to znaczy, że jeszcze żyje.

OOC ---> Koniec treningu
Khepri
Khepri
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena 9tkhzk0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena R0te38  (0/0)
KI:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena Left_bar_bleue0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty_bar_bleue  (0/0)
http://rexvil.deviantart.com/

Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty Re: Mieszkanie Chepri'ego Makonena

Czw Paź 30, 2014 4:52 pm
-Remis - przytaknąłem.
Trening był dosyć męczący, choć nie czułem pełnej satysfakcji z niego. Czegoś brakowało, jednego ważnego elementu. Nie musiałem zgadywać co to, Vivian nie walczyła tak, jak powinna. Uznała walkę za zwykły trening, ale nie ma nic bardziej mylnego. Każda walka, nawet treningowa, powinna być traktowana poważnie, ale co ważniejsze, powinno się z niej czerpać przyjemność. Ale czy te dwa stosunki nie wykluczają się? Otóż nie. Jeśli walczy się na poważnie, to znaczy, że angażuje się całego siebie, a przez to możemy odczuwać satysfakcję. Ale nie powinienem się dziwić, w końcu ona była żołnierzem, dla niej walka była obowiązkiem, nie sposobem na życie.
Niemniej, nie oznaczało to, że zgodzę się na taki stan rzeczy. Gdyby ona bardziej angażowała się w walkę, nie miałbym żadnych szans. Do następnej walki musiałem coś wymyślić żeby to zmienić. Nie rozumiałem tego trochę, przecież wojownik, który kocha walczyć to najgorszy możliwy przeciwnik.
Usiadłem obok dziewczyny, opierając plecy o siatkę, byłem chyba zbyt zmęczony by czuć krępację, powoli zaczynałem czuć konsekwencje dopiero co zakończonego starcia. Siniaki nigdy specjalnie nie pojawiały się na moim ciele, ale bolące mięśnie mogły dać o sobie równie dobrze znać. Czułem, jak płuca stają się cięższe. Mimowolnie przechyliłem głowę w bok, wtedy to zauważyłem. Przez rozdarty materiał na ramieniu dziewczyny dostrzegłem kilka śladów na skórze, blizn. Westchnąłem niemal niesłyszalnie. Nie chciałem się zastanawiać skąd je me, choć domyślałem się, wolałem zapytać.
-Widzę, że też masz "pamiątki"... -zacząłem. -Nie wiem, czy to nie zbytnie spofałość, ale mogłabyś mi o nich opowiedzieć? W zamian mogę Ci opowiedzieć o swoich, jeśli chcesz, choć zgaduje, że oboje równie mocno nie lubimy o tym mówić...
Czyżby to się faktycznie miało stać? Nikomu jeszcze nie opowiadałem tej historii, nawet osobom, z którymi mieszkałem przez ostatnie dwa lata. To nie to, że im nie ufałem, ale po prostu... Nie lubiłem o tym mówić. To przywodziło zbyt złe wspomnienia, wspomnienia, które chciałem pogrzebać. Chciałem wiedzieć gdzie one są i na tym temat skończyć, nie tykać ich, nie wracać do nich, obchodzić je szerokim łukiem.
Więc dlaczego? Dlaczego czułem, że z nią mogę się podzielić brzemieniem? Przecież ją to pewnie nawet nie interesowało, w końcu byłem tylko jakimś Ziemianinem, którego poznała raptem wczoraj. Fakt, mieliśmy kilka... momentów, które sprawiały, że raczej szybko o sobie nie zapomnimy, ale czy te momenty stawiały mnie w pozytywnym świetle? Chyba jednak niezbyt...
Tylko... Czemu ja się tym przejmowałem? Bo to też dobre pytanie, w końcu ja też poznałem ją wczoraj. Polubiłem ją, chciałem jej pomóc, ale czy to sprawiało, że tak zależało mi na jej opinii? Niby to coś normalnego u mnie, że nie chce by ktokolwiek miał mi coś za złe, zwłaszcza, jeśli na to nie zasłużyłem, ale... To było coś innego, bardzo podobnego, a zarazem odmiennego.
Dziwne...
No i ta moja reakcja sprzed walki... Przecież wbiłem sobie do głowy, że ona jest wojowniczką... Ehh... To nie miało sensu. Zmęczenie musiało mi mącić w głowie.
avatar
Ósemka
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013


Identification Number
HP:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena 9tkhzk0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena R0te38  (0/0)
KI:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena Left_bar_bleue0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty_bar_bleue  (0/0)

Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty Re: Mieszkanie Chepri'ego Makonena

Nie Lis 02, 2014 10:21 pm
Było ciemno, mrok rozjaśniały tylko słupy światła latarni. Słaba łuna oświetlała niezmienną twarz dziewczyny, zamknięte oczy oraz zaróżowione policzki. Wysiłek fizyczny zawsze był okupiony potem i bólem mięśni. Cichy, acz ciężki oddech palił płuca. Vivian nie poruszała się, tkwiąc obok chłopaka na wytartej trawie, opierając plecy o wrzynające się w skórę fragmenty siatki. Wracała do stanu złudnej stabilności, gdy organizm przestaje łaknąć jak zrozpaczony tlenu, a ciało jest w stanie poruszać się niemal bezboleśnie. Prawie udało się jej wyłączyć, zapomnieć się na chwilę i odpłynąć w niebyt… Lecz głos Chepri’ego sprowadził ją na ziemie.
Rozchyliła powieki, patrząc przed siebie nieobecnym wzrokiem.
O nich opowiedzieć..? O bliznach, pamiątkach z wielkiej bitwy sprzed dwóch lat? Za każdym znakiem kryje się jakaś historia, walka, wypadek, czy nawet durny zbieg okoliczności… Tego nauczyła się przez te lata w służbie – też fakt, że blizny bywały sprawą drażliwą nie był jej obcy. Po ich pierwszym sparingu, nad oceanem, halfka tknięta poczuciem winy zabandażowała chłopakowi rozcięte ramię i widziała jak wiele pamiątek ma na plecach. Pytać o nie nie zamierzała. To nie była jej sprawa, nie zna przecież Chepri’ego, wścibstwo nie popłaca… Ale tak jak ona nie chciała o nic zapytać, tak nie przyszło jej do głowy, że sama może paść ofiarą tego niewinnego pytania. Blizna po pazurach zaswędziała i zapiekła, jak przez pierwsze dni gdy się zasklepiała…
Po dłuższej chwili przerwała niepewne milczenie.
- Tsuful.
Tyle wystarczy. W końcu kogo obchodzi co się tak naprawdę działo na Vegecie - czy to nie jest wystarczająco dobre wytłumaczenie? Trenerzy chcieli tylko zdania krótkiej i zwięzłej relacji z walki, reszta była dla nich. Lęki i strachy wpijające się w nocne mary, wyciskające łzy z oczu, nikogo nie miały interesować. Były sprawą bardzo osobistą. Vivian zapiekło coś w środku. Przecież chłopak widział jak płacze, więc prędzej halfka zginie, niż odsłoni się jeszcze bardziej. Pytanie było nie na miejscu, ale czy… Nie pytał złośliwie, nie dla przechwałek, nie ze złością. Czy naprawdę mogło go to… Obchodzić?
A nawet jeśli nie, czy miało to jakieś znaczenie?
Uniosła dłoń i dotknęła palcem blizn na lewym ramieniu, nie patrzyła jednak na zasklepione szramy, spojrzenie pozostało nieobecne. W tej jakże nic nieznaczącej ciszy, sama Ósemka nie zdała sobie sprawy, że podjęła decyzję. Po prostu otworzyła usta, a słowa, najpierw dobierane z trudem toczyły się coraz łatwiej, choć nie bez nieczułego, twardego tonu żołnierza.
- Dwa lata temu Tsuful zaatakował Vegetę. – zaczęła raptownie ucinając. Minęła chwila. – Kadetom zabroniono walki… Jednak znalazłam się tam z mieczem, by pokonać wroga... Tsuful potrafi przejąć kontrolę nad cudzym ciałem, był tam pod postacią Changelinga. Tego samego, który był dzisiaj w dżungli. Walczyliśmy.
Chłód, maksimum informacji, minimum treści. W nieświadomości oddzieliła suche fakty o tym co się zdarzyło, od faktycznych przeżyć tamtego feralnego dnia. Potrafiła bez słowa wydukać jak walczyła, ale prawdziwy koszmar dopadał ją we śnie, odtwarzając w kółko najgorsze, najkrwawsze momenty. Obie te części tworzyły jedną całość… Nic nie pomogło.
Dalej bolało.
Z wolna w jej głowie pojawiały się obrazy tamtej potyczki. Wściekły Tsuful w skórze Jaszczura, zawalone budynki, ciała malowniczo porozrzucane to tu, to tam… Wybuch reaktora, który może udałoby się jej powstrzymać. Walka z wrogiem nie należała do najprostszych, gdyby nie miecz i szczęście, już dawno by zginęła. Pamiętała smak krwi zalewający jej usta, ból ran oraz upokorzenie, że daje sobą pomiatać. Wizje napłynęły tak barwne i silne, że musiała zacisnąć powieki. Ki pozostała wyciszona, bo na to wspomnienie zabarwiłaby się nieprzyjemnym odcieniem żalu.
- Tsuful wysadził reaktor, zrównując niemal całe miasto z ziemią. – odezwała się wolno i bardzo cicho Vivian. – Wszędzie zgliszcza. Mało kto tam obecny przeżył. Pył, krew i ciała. Tsuful chciał wykończyć ocalałych, gdy przyleciałam. Może gdybym się pośpieszyła, może gdyby mi się udało… Nie doszło by do wybuchu. – umilkła, nieświadomie obejmując się ramionami i kuląc w sobie, wzrok stał się bardziej szklany i ponury. – Był o wiele silniejszy i chciał się zemścić za zniszczenie swojej planety… Zabawne… Mania wielkości Saiyan obróciła się przeciwko nim, gdy jedna z ich ofiar postanowiła zaatakować. Zmasakrował miasta. Jak na złość… Nikt inny nie przyleciał. Żadnych żołnierzy, żadnej elity, nikogo, kto miałby faktyczne szanse… Tylko jedna, przewrażliwiona kadetka wśród ruin. – kącik warg drgnął ponuro, gdy przedstawiała tę scenę bezbarwnym tonem. – Powinnam była tam zginąć. Nie wiem jak długo walczyłam, ale jakimś litościwym cudem udało mi się wygrać. Umierałam od ran, ale… Ktoś mnie ocalił. Mam jeszcze kilka blizn, ale te są największe. Tsuful sparaliżował mnie i przeorał pazurami ciało. Od połowy pleców, przez łopatkę, tu do ramienia.
Dotknęła palcem ciemniejszej skóry blizny w zastanowieniu, po czym przeniosła wzrok na swoje ręce. Patrzyła na czarne rękawiczki od szwagierki i swoje długie palce. Nie rozstawała się z nimi, lubiła tę parę, przeszły razem wiele. Te same rękawiczki miała w tamtym dniu… Tylko uwalone brudem i krwią. Jak na zawołanie przez moment krótszy niż mgnienie oka, zdawało się Vivian, że jej dłonie pokryte są brudną posoką. Wzdrygnęła się i gwałtownie zacisnęła obie pięści. Tam nic nie ma. Oddychając nieco głośniej wsparła policzek o jedną z dłoni, drugą przecierając powieki. Wydawała się nagle… Może nie słaba, nie złamana, tylko zrezygnowana. Mrugnęła i ten wyraz znikł z jej oczu, pozostawiając czujne, brązowe tęczówki. Nie chciała tego po sobie pokazać, usilnie kreując się na wytrzymalszą i silniejszą niż w rzeczywistości była… Dobrze o tym wiedziała. Za to nikt inny nie miał prawa. Więc po jaką cholerę to wszystko teraz powiedziała?
Wylewność nie była jej atutem, dlatego samo to, że tyle słów dotyczących bezpośrednio jej osoby wyleciało z jej ust było faktem pozostawiającym dziewczynę w pewnej krępacji. Zwłaszcza w tym towarzystwie… Chepri za dużo już o niej wie, nic dobrego z tego nie wyniknie…
Milczała dłuższą chwilę, jakby sobie przypominając o niepisanej umowie. Nie patrząc na chłopaka, mruknęła tylko Twoja kolej i zamknęła oczy.
Khepri
Khepri
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena 9tkhzk0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena R0te38  (0/0)
KI:
Mieszkanie Chepri'ego Makonena Left_bar_bleue0/0Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty_bar_bleue  (0/0)
http://rexvil.deviantart.com/

Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty Re: Mieszkanie Chepri'ego Makonena

Sob Lis 08, 2014 2:05 pm
Pewna melancholia wkradła się na twarz i do serca, wcale tego nie ukrywałem, bo ani nie chciałem, ani nie powinienem, sam się o to prosiłem, jakby nie patrzeć. Czułem, że dobrze się stało, że dowiedziałem się tego, to pomogło mi zrozumieć.
-"Więc tak to było..." -pomyślałem, gdy dziewczyna skończyła opowiadać.
Nie mogłem w sobie zatrzymać rosnącego współczucia, choć mocno starałem się tego nie pokazywać, domyślałem się jak dziewczyna zareagowałaby na to. Niemniej... Takie rzeczy nie powinny mieć miejsca, nawet w świecie wojowników. Tak się po prostu nie robi, to nie jest droga do potęgi, a najzwyklejsze zło... Nikt nie zareagował? Czemu? Nawet na Ziemi sprawy ułożyły się inaczej, atak Tsufula został zduszony na początku, choć wielu ludzi mimo wszystko zginęło... Ale ktoś podjął odpowiednie kroki, by powstrzymać najeźdzce.
Jedyne co mi przychodziło do głowy, to to, że specjalnie zostawili ich na śmierć, tylko dlaczego? Niestety, chyba znałem odpowiedź...
Saiyanie byli o tyle podobni do Alazame, że mogłem się pokusić o przypuszczenie, że również byli zdolni do pozbywania się słabych osobników. To brutalne, ale z punktu widzenia ewolucji korzystne... Zawsze zasłaniali się tym argumentem. Cóż, z ich spaczonej perspektywy to nawet miało sens, ale nie zmieniało to faktu, że ktoś kiedyś będzie musiał za to odpowiedzieć i czułem, że tak się stanie, pytaniem tylko było kiedy to nastąpi. Takie sprawy nie mogą pozostać nierozwiązane. Tylko... Czy ja mówiłem jeszcze o Saiyanach, czy już o Alazame? Sam nie wiedziałem... Jedni i drudzy mają wiele wad i duży potencjał, tak, w tej kolejności. Oczywiście istniały wyjątki.
-Co do mnie... -zacząłem ostrożnie, musiałem wziąć kilka wdechów nim mogłem mówić dalej. -To się stało dawno, dawno temu... Choć nie pamiętam wszystkiego dokładnie, to nigdy tego nie zapomne. Pochodze z plemienia specjalizującego się w polowaniu i walce, Alazame, dosłownie ta nazwa oznacza czcicieli krwi, a to z powodu ich lubości do rozlewania tej substancji. Uwielbiają zabijać, choć nie z samej chęci zabijania, ale dlatego, że są w tym dobrzy, lepsi niż ktokolwiek inny, oczywiście pośród tych, którzy nie znają Ki. Urodziłem się jako syn następcy wodza wioski i kobiety spoza plemienia. Takie dzieci, mieszańce, nie miały prawa żyć. Ja żyję, choć sam nie wiem do końca dlaczego mnie oszczędzili, nie wiem też czy nie byłoby lepiej, gdyby tego nie robili... Nie miałem lekkiego życia, oni nienawidzą mieszania krwi, a ja bardzo mocno się wyróżniałem spośród czarnowłosych i czarnookich. Urodziłem sie i wychowywałem tutaj, w West City, ale często bywałem na ziemiach plemiennych, ostatni raz dzisiaj. Nie wrócę tam już.
Dzieciaki w wieku jedenastu lat przechodzą rytuał przejścia, jak nie trudno się domyślić, jest on bardzo krwawy. Zaczyna się dzień przed piątą pełnią roku, kończy dzień po szóstej. Wpuszczają bande dzieciaków do najgroźniejszej części dżungli na miesiąc, dają im tępy kamienny nóż i każą przetrwać. To by było jeszcze przyjemne, gdyby nie jeden drobny szczegół, wysyłają najlepszych wojowników by polowali na młodzików. Na dziesięć dzieciaków przeżywa dwóch, może trzech. Mi postawili dodatkowy warunek, miałem pokonać jednego z łowców. Miałem pecha, dopadła mnie piątka, ostatniego dnia... Wiesz jaki to strach, gdy ze wszystkich stron otaczają cie wojownicy o wiele silniejsi od ciebie i ich jedynym celem jest zabicie cię?
-zapytałem retorycznie i umilkłem na dwie sekundy.
-Później... Nie pamiętam co się stało, wiem, że obudzili mnie zbieracze ciał, wokół mnie leżało pięć trupów... Długi czas zastanawiałem się jak to się stało, nadal nie mam pewności, ale podejrzewam, że wtedy pierwszy raz użyłem Ki. Myślałem, że to się skończyło, ale czekało mnie jeszcze naznaczanie, to właśnie jego efekty widziałaś. Jedna guzkowata blizna za każdy dzień...
Westchnąłem lekko na zakończenie opowieści. Ilekroć sobie o tym przypominałem, miałem te wszystkie wydarzenia przed oczami... Wyglądało na to, że tak pozostanie zawsze...
Wtem, wśród bolesnych wspomnień i przygnębienia pojawiło się coś... Jakaś pojedyńcza, szalona myśl... Sam nawet niezbyt się nad nią zastanawiałem, po prostu stwierdziłem, że chce ją urzeczywistnić. To działo się nawet bez udziało mojej woli, po prostu to... stało się... W jednej chwili objąłem ją i przyciągnąłem do siebie. Nie pytajcie czemu, to stało się tak po prostu... Coś mi mówiło, że to będzie miało sporo pozytywnych skutków. O tych negatywnych jakos nie pomyślałem... A jakie są dotychczasowe efekty? Nieco paralitycznie, ale ciepło obejmowałem Vivian w pasie, bezmała wtulając ją w siebie.
Ale jednak chyba za późno było, by móc się rozwodzić, czy to było dobre, czy nie...
Sponsored content

Mieszkanie Chepri'ego Makonena Empty Re: Mieszkanie Chepri'ego Makonena

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach

Copyright ©️ 2012 - 2018 dbng.forumpl.net.
Dragon Ball and All Respective Names are Trademark of Bird Studio/Shueisha, Fuji TV and Akira Toriyama.
Theme by June & Reito