Cele więzienne
+9
Hazard
Colinuś
Kuro
Vita Ora
April
Red
Raziel
Ósemka
NPC.
13 posters
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
Cele więzienne
Sob Sty 04, 2014 11:14 pm
Miejsce w podziemiach Akademii, gdzie znajdują się pojedyncze cele bez dostępu jakiegokolwiek światła, nawet sztucznego. W celach nie da się odbierać innych bodźców, taki jak Ki, czy dźwięki. Przeznaczone dla wszystkich, którzy złamali prawo lub dopuścili się czynów, za które mogli zostać w jakiś sposób oskarżeni. Nie jest to pokój w pięciogwiazdkowym hotelu.
Re: Cele więzienne
Nie Sty 05, 2014 12:01 am
Dwoje kadetów bezwładnie zostało zawleczonych do Akademii. Kajdany działały cały czas, tylko po to aby pozbawić więźniów wszelkiej godności. Strażnicy zeszli do podziemi budynku, gdzie wiły się korytarze. To tu to tam znajdowały się drzwi do jakiegoś magazynu. Dotarli do pomieszczenia, za którego drzwi ukazał im się rząd jednakowych, umieszczonych obok siebie innych drzwi prowadzących. Po środku podłogi umieszczona wzdłuż małych cel była kratka ściekowa, lepiej nie myśleć do czego przeznaczona. Minęli to pomieszczenie i przeszli wzdłuż dalej. Na końcu za kolejnymi drzwiami było obszerniejsze lokum.
Po środku stał stolik z dwoma krzesłami, po prawej 4 cele, a po lewej 3 cele. Te miały zupełnie inną konstrukcję niż poprzednie. Boczne ściany wykonane z jarzącego się na żółto rozpostartego pola energetycznego były przepuszczalne, tzn. można było zobaczyć co się dzieje u sąsiada z celi obok. Na przedzie z tego samego pola wykonane były kraty. Każdy dotyk owego pola kończył się dla delikwenta niemiłymi doznaniami bólowymi. W środku znajdował się materac z cienką poduszką i kocem.
Na krześle odchylając się do tyłu i opierając o ścianę siedział inny mężczyzna ze znaczkiem Elity na piersi i czytał sobie kartoteki. Na stole leżało kilka kartotek, a na grzbietach wypisane były imiona: Vivian, Vulila, Raziel, April, Hazard, Kuro &Shiro, czyli wszyscy Ci, którzy aktualnie brali czynny udział w walce. Mężczyzna z bródką czytając najgrubszą teczkę mając w sobie zawartość sporej książki z imieniem Kuro & Shiro spojrzał na przybyłych:
- Dopiero dwóch? Coś wolno im tam idzie. Czytałeś już?
- Zaraz tam lecę. Mniej więcej jestem zorientowany.
- Widziałeś statystyki tego dzieciaka – pomachał dokumentacją Kuro.
- Tez jestem zaskoczony, wychodzi na to, że ten Hikaru pomnożył jego siłę niemalże 30 krotnie od ostatnich danych, jakie mamy z Akademii. Jakim cudem go przegapiliśmy ?
- Myślałem, że to tylko pyskaty gówniarz. Potomek Kurokary, niedaleko pada jabłko od jabłoni ale Zell nie chce mieć kolejnego przywódcy buntowników.
Trener w czermieni nie skomentował tego, tylko lekko się uśmiechnął. Vivian i Raziel zostali wrzuceni do cel i musieli czekać na dalszy rozwój wypadków. Z kajdan zwolniono blokadę i przynajmniej mogli swobodnie poruszać się w obrębie własnych cel. Mężczyzna z bródką tylko na nich łypnął i wrócił do czytania dokumentów. Pozostali opuścili pomieszczenie.
Zaraz zaraz, czy czasem Kuro nie wspominał coś Vivian, że jest okazany na śmierć? No nic, dwaj kadeci wpadli w doborowe towarzystwo.
Po środku stał stolik z dwoma krzesłami, po prawej 4 cele, a po lewej 3 cele. Te miały zupełnie inną konstrukcję niż poprzednie. Boczne ściany wykonane z jarzącego się na żółto rozpostartego pola energetycznego były przepuszczalne, tzn. można było zobaczyć co się dzieje u sąsiada z celi obok. Na przedzie z tego samego pola wykonane były kraty. Każdy dotyk owego pola kończył się dla delikwenta niemiłymi doznaniami bólowymi. W środku znajdował się materac z cienką poduszką i kocem.
Na krześle odchylając się do tyłu i opierając o ścianę siedział inny mężczyzna ze znaczkiem Elity na piersi i czytał sobie kartoteki. Na stole leżało kilka kartotek, a na grzbietach wypisane były imiona: Vivian, Vulila, Raziel, April, Hazard, Kuro &
- Dopiero dwóch? Coś wolno im tam idzie. Czytałeś już?
- Zaraz tam lecę. Mniej więcej jestem zorientowany.
- Widziałeś statystyki tego dzieciaka – pomachał dokumentacją Kuro.
- Tez jestem zaskoczony, wychodzi na to, że ten Hikaru pomnożył jego siłę niemalże 30 krotnie od ostatnich danych, jakie mamy z Akademii. Jakim cudem go przegapiliśmy ?
- Myślałem, że to tylko pyskaty gówniarz. Potomek Kurokary, niedaleko pada jabłko od jabłoni ale Zell nie chce mieć kolejnego przywódcy buntowników.
Trener w czermieni nie skomentował tego, tylko lekko się uśmiechnął. Vivian i Raziel zostali wrzuceni do cel i musieli czekać na dalszy rozwój wypadków. Z kajdan zwolniono blokadę i przynajmniej mogli swobodnie poruszać się w obrębie własnych cel. Mężczyzna z bródką tylko na nich łypnął i wrócił do czytania dokumentów. Pozostali opuścili pomieszczenie.
Zaraz zaraz, czy czasem Kuro nie wspominał coś Vivian, że jest okazany na śmierć? No nic, dwaj kadeci wpadli w doborowe towarzystwo.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Cele więzienne
Nie Sty 05, 2014 3:12 pm
Jeśli Raziel miał rację i ich dwójkę czekał awans, to naprawdę coś nie tak było z procedurą. Skopią ich i zawloką po ziemi jak worki ziemniaków za kratki i na tym skończy się to całe absurdalne aresztowanie. Gdyby Vi mogła, to ugryzłaby w łapę kogoś jeszcze, chociażby by sobie ulżyć.
Od swojego ostatniego słowa nie wypowiedziała już nic. Nie zapowiadało się na to, by Trener miał skomentować jej słowa czy kąśliwe uwagi kadeta. Uszczypliwość może nie leżała w naturze Ósemki, ale wykształciła ją w sobie jako mechanizm obronny w dzieciństwie i dobrze rozumiała czemu Raziel tak się odzywał. Jak również mogła spodziewać się, że Trener zareaguje. Podczas treningu pod jego nadzorem wystarczył nieprzemyślany komentarz by dostała oryginalną karę, a tutaj… Gdy chłopak poleciał na podłogę po policzku rzuciła się by go złapać. Niemniej, nim zdążyła go dotknąć, to ją złapano. Strażnicy wykręcili tym razem obie dłonie i zatrzasnęli metalowe obręcze na nadgarstkach i kostkach dziewczyny. Tego jeszcze nie było. Z cichym klikiem bransolety złączyły się, sprawiając, że Ósemka miała skute na plecach dłonie a kostki gwałtownie zbliżyły się do siebie. Zachowałaby równowagę, gdyby nie kolejny as naukowców Vegety.
Vivian momentalnie osłabła. Nogi się pod nią ugięły i stały miękkie jak ciepły wosk. Upadła ciężko na posadzkę, nie mogąc ruszyć żadną częścią ciała. Jakby zablokowano w niej energię, pozostawiając skorupę zdolną do zachowania procesów myślowych, a całkowicie niepotrafiącą podjąć żadnej akcji. Mogła tylko leżeć, słuchać Trenera i częstować go swoim spojrzeniem. Paraliż obejmował wszystkie kończyny, dodając od siebie to, że skuta kadetka czuła się słaba i upokarzająco bezbronna. W odróżnieniu do zasłabnięcia z nerwów czy zwyczajnie przejęcia, to było gorsze, bo sprowadzało ją do czyjejś łaski. A Ósemka nie cierpiała takich sytuacji.
~”Nie mnie podpadliście, rozkaz z góry”… Sam Król nie zainteresowałby się byle hołotą, więc możliwe, że spełniają jakieś procedury. Rozkaz… Żołnierski rozkaz. Tu się można kłócić, Sir. Gdy każą stać i gapić się jak kogoś mordują, to bym zaoponowała~
Najbliższy strażnik wziął ją pod ramiona i przytrzymywał, w praktyce niosąc pod pachą. Bose stopy szurały o podłogę, gdy szedł. Vivian zobaczyła kątem oka jak podnoszą Raziela. Chłopakowi wykwitła czerwona plama na policzku. Spróbowała złapać z nim kontakt wzrokowy, ale pociągnięto ją mocniej i wywleczono z pokoju. No, nic.
Nieśli ich jak lalki i nawet Ósemka domyśliła się czemu. Saiyanska duma i honor wojownika tego nie zniosą, chcieli w nich ugodzić już na samym początku. I ją coś przez to drażniło w środku, ale zmusiła się by wypchnąć te myśli z głowy. Skoro tak to ma wyglądać, to halfka zamknęła oczy i przestała reagować na odgłosy z zewnątrz. Nie jest dumna, a honor i szacunek to kwestia sporna. Jeśli tak im na tym zależy… Pozwoliła, by spłynęło to po niej jak woda po kaczce. W ten sposób wyciszyła się odrobinę, emocje opadły i cześć złości wyparowała. Szła do więzienia – może w końcu to do niej dotarło, bo wzbierające w niej uczucia zostały stłamszone i robiła wszystko by uspokoić kołatanie serca. Prędzej da się zabić, niż ugnie kark.
Całą podróż pozostawała bierna, nie ułatwiając ani nie uprzykrzając zadnia strażnikom. Powieki otworzyła dopiero wtedy, gdy znaleźli się w budynku Akademii. Dwójkę kadetów zaniesiono na dół, do piwnic, a stamtąd między niezliczonymi drzwiami i korytarzami trafili w końcu do osławionego Karceru Akademii Wojskowej Nowej Vegety. Przepięknie. Brat kiedyś wspominał, że go tam zamknęli za odszczekiwanie się dowódczyni. O ile się orientowała, to jego przełożoną była matka Raziela, Kiui Aryenne. Szczegółów Axdra nie zdradził, pokazując tylko sińce na ramionach. Będzie wesoło.
Cel było siedem, jakby zaprojektowano to pomieszczenie do specjalnego celu. Vivian zdążyła rzucić okiem na ściany z pola energetycznego by domyślić się czym to pachnie. Wyczuwała lekkie buczenie i iskierki latające w powietrzu. Wylądowali w ciekawym miejscu. Trener i strażnicy zatrzymali się przy stoliku z zaczytanym wojownikiem. Tylko on pilnował karceru i najwyraźniej to w pełni wystarczyło. Trzeba przyznać, że elita nie krępowała się rozmawiać przy więźniach. Kadeci słyszeli każde ich słowo, a także mieli dobry widok na leżące na blacie kartoteki.
Ósemka rzuciła okiem na porozkładane księgi. To, że każda osoba na Vegecia miała swoje akta było w pełni zrozumiałe. Widziała imię Hazarda, April i Raziela. Obce, Vulfila oraz opasły tom czytany przez mężczyznę z bródką, podpisany dwoma imionami, Kuro i drugim przekreślonym, nie mogła go doczytać. Każdy z nich posiadał określoną ilość kartek i zapisanej na nich treści mówiącej wszystko o danej osobie, zaczynając na dzieciństwie a na ówczesnym stanie kończąc. Natomiast akta Ósemki… Były cieniutką książką, składającą się z dwóch arkuszy papieru na krzyż i okładki. Wyróżniała się tym, że kartoteka była najcieńsza i najbardziej niepozorna w porównaniu do pozostałych, z pięć, sześć razy grubszych.
Ubodło ją to. Całe życie Vivian Deryth było zawarte w tych aktach, a wszystko w tym momencie mówiło, jak nieznaczące i mało warte ono jest. Kłopotliwa kadetka, trudne dziecko. Ojciec niskiej rangi wojownik, matka pochodziła z Ziemi. Umarła przy porodzie, tyle jej powiedzieli, a ojca rozsadzili w pył na misji, którą dostał zaraz po zawitaniu na Vegetę. Odziedziczyła po nich geny i nazwisko. Słaba ziemska kobieta, jeden pośród wielu mało nieznaczący Nashi… Czy wszystko musiało mówić jej jak mało znaczy w porównaniu do innych? Dzieciństwo spędziła w przytułku, bita. Gdy była wystarczająco samodzielna posłano ją do szkoły, gdzie dalej była bita. A po wstąpieniu do Akademii często ją masakrowano i utaczano znaczną ilość krwi. Ścierwo. Ścierwo.
Nawet dorośli się z niej śmieli. Kiedyś spytała się o swoich rodziców… Nie chodziło do cholery o szczegółowy życiorys, ale o zdjęcia, imię. Zbyto ją śmiechem i do tej pory Vivian nie miała pojęcia jak na imię miała jej matka, jak wyglądał jej ojciec. Miała szczerą nadzieję, że uczęszczając do Akademii, może któregoś dnia uda się jej bez przeszkód dotrzeć do tych danych, ale teraz przyszłość malowała się w ciemnych barwach. Zacisnęła pięści na tyle na ile pozwalały jej kajdanki. To, co chciała wiedzieć leżało na wyciągnięcie jej dłoni, ale absolutnie nikt nie wiedział, jak wiele to dla niej znaczyło. Ścierwo. Kogo obchodzi to, czego chce Ścierwo?!
Rychłe popadnięcie w depresje zostało powstrzymane nagłym szarpnięciem. Vivian i Raziel zostali zamknięci w celach obok siebie. Otwarto drzwi, wrzucono kadetów, zamknięto drzwi. Algorytm należy powtórzyć na kolejnych więźniach. Ósemka poleciała na twarz. Cichy klik sprawił, że kajdanki puściły a siły zostały odblokowane.
Podniosła się z podłogi nad wyraz sprawnie. Odruchowo pocierała nadgarstki w miejscach gdzie w skórę wrzynał się metal i oceniła stan swojego ciała. Ramię nieco ją bolało, rozbity nos i sińce to fraszka. Natomiast czuła, że dalej będzie kuśtykać, a rana od pazurów Changa tak pilnie opatrzona przez pielęgniarkę nawiązała bliski kontakt szurając po posadzce. Ale nad czym ona marudzi? Żyła. To nad życiem Raziela łkała jeszcze niedawno. Obróciła głowę bok, wpatrując się w sąsiednią cele. To chłopak przeszedł ciężką walkę, potem operację z której mógł się nie wybudzić, a teraz rzucają nim o podłogę. Vivian poczuła ukłucie w piersi.
- Jak się czujesz? – Padły jej pierwsze słowa od jakiegoś czasu. Odwróciła spojrzenie, nie patrząc na chłopaka pomacała opatrunek na ramieniu. – Raziel, póki możemy, odpocznij. Przyda się… – Na przesłuchanie.
Nie ma drogi ucieczki… Ni słowa wyjaśnienia, ni jakiegoś powody. Chociaż powód był – złamanie rozkazu opuszczenia Akademii. Czyżby imiona z kartotek należały do wszystkich tych, którzy opuścili budynek i latali bez nadzoru? Uprzejme z ich strony, że nie idą do odstrzału jak kaczki, tylko zamykają ich w klatkach. Pytanie, po co? Będą chcieli wiedzieć co zrobili, z kim walczyli, to pewne. Tylko czy aby potem nie pozbędą się niepotrzebnych świadków?
Cele były małe, mniej więcej na środku leżały stary materac z poduszką i kocem. Vivian nie miała najmniejszej ochoty się kłaść, ale ciało upominało się o swoje. Odkąd zaczęła się przygoda z Tsufulem wymęczenie psychiczne i fizyczne dawało się jej we znaki. Boki więzienia były stworzone z przezroczystych pól, ale tył stanowiła kamienna ściana. Ósemka usiadła pod nią, obejmując rękoma nogi i opierając czoło o kolana. Jeśli tak ma wyglądać niewola, to niech będzie. Zamknęła oczy, pozwalając ciału odpocząć, a myślom płynąć.
OOC ---> Post treningowy
---> + 10% HP
Od swojego ostatniego słowa nie wypowiedziała już nic. Nie zapowiadało się na to, by Trener miał skomentować jej słowa czy kąśliwe uwagi kadeta. Uszczypliwość może nie leżała w naturze Ósemki, ale wykształciła ją w sobie jako mechanizm obronny w dzieciństwie i dobrze rozumiała czemu Raziel tak się odzywał. Jak również mogła spodziewać się, że Trener zareaguje. Podczas treningu pod jego nadzorem wystarczył nieprzemyślany komentarz by dostała oryginalną karę, a tutaj… Gdy chłopak poleciał na podłogę po policzku rzuciła się by go złapać. Niemniej, nim zdążyła go dotknąć, to ją złapano. Strażnicy wykręcili tym razem obie dłonie i zatrzasnęli metalowe obręcze na nadgarstkach i kostkach dziewczyny. Tego jeszcze nie było. Z cichym klikiem bransolety złączyły się, sprawiając, że Ósemka miała skute na plecach dłonie a kostki gwałtownie zbliżyły się do siebie. Zachowałaby równowagę, gdyby nie kolejny as naukowców Vegety.
Vivian momentalnie osłabła. Nogi się pod nią ugięły i stały miękkie jak ciepły wosk. Upadła ciężko na posadzkę, nie mogąc ruszyć żadną częścią ciała. Jakby zablokowano w niej energię, pozostawiając skorupę zdolną do zachowania procesów myślowych, a całkowicie niepotrafiącą podjąć żadnej akcji. Mogła tylko leżeć, słuchać Trenera i częstować go swoim spojrzeniem. Paraliż obejmował wszystkie kończyny, dodając od siebie to, że skuta kadetka czuła się słaba i upokarzająco bezbronna. W odróżnieniu do zasłabnięcia z nerwów czy zwyczajnie przejęcia, to było gorsze, bo sprowadzało ją do czyjejś łaski. A Ósemka nie cierpiała takich sytuacji.
~”Nie mnie podpadliście, rozkaz z góry”… Sam Król nie zainteresowałby się byle hołotą, więc możliwe, że spełniają jakieś procedury. Rozkaz… Żołnierski rozkaz. Tu się można kłócić, Sir. Gdy każą stać i gapić się jak kogoś mordują, to bym zaoponowała~
Najbliższy strażnik wziął ją pod ramiona i przytrzymywał, w praktyce niosąc pod pachą. Bose stopy szurały o podłogę, gdy szedł. Vivian zobaczyła kątem oka jak podnoszą Raziela. Chłopakowi wykwitła czerwona plama na policzku. Spróbowała złapać z nim kontakt wzrokowy, ale pociągnięto ją mocniej i wywleczono z pokoju. No, nic.
Nieśli ich jak lalki i nawet Ósemka domyśliła się czemu. Saiyanska duma i honor wojownika tego nie zniosą, chcieli w nich ugodzić już na samym początku. I ją coś przez to drażniło w środku, ale zmusiła się by wypchnąć te myśli z głowy. Skoro tak to ma wyglądać, to halfka zamknęła oczy i przestała reagować na odgłosy z zewnątrz. Nie jest dumna, a honor i szacunek to kwestia sporna. Jeśli tak im na tym zależy… Pozwoliła, by spłynęło to po niej jak woda po kaczce. W ten sposób wyciszyła się odrobinę, emocje opadły i cześć złości wyparowała. Szła do więzienia – może w końcu to do niej dotarło, bo wzbierające w niej uczucia zostały stłamszone i robiła wszystko by uspokoić kołatanie serca. Prędzej da się zabić, niż ugnie kark.
Całą podróż pozostawała bierna, nie ułatwiając ani nie uprzykrzając zadnia strażnikom. Powieki otworzyła dopiero wtedy, gdy znaleźli się w budynku Akademii. Dwójkę kadetów zaniesiono na dół, do piwnic, a stamtąd między niezliczonymi drzwiami i korytarzami trafili w końcu do osławionego Karceru Akademii Wojskowej Nowej Vegety. Przepięknie. Brat kiedyś wspominał, że go tam zamknęli za odszczekiwanie się dowódczyni. O ile się orientowała, to jego przełożoną była matka Raziela, Kiui Aryenne. Szczegółów Axdra nie zdradził, pokazując tylko sińce na ramionach. Będzie wesoło.
Cel było siedem, jakby zaprojektowano to pomieszczenie do specjalnego celu. Vivian zdążyła rzucić okiem na ściany z pola energetycznego by domyślić się czym to pachnie. Wyczuwała lekkie buczenie i iskierki latające w powietrzu. Wylądowali w ciekawym miejscu. Trener i strażnicy zatrzymali się przy stoliku z zaczytanym wojownikiem. Tylko on pilnował karceru i najwyraźniej to w pełni wystarczyło. Trzeba przyznać, że elita nie krępowała się rozmawiać przy więźniach. Kadeci słyszeli każde ich słowo, a także mieli dobry widok na leżące na blacie kartoteki.
Ósemka rzuciła okiem na porozkładane księgi. To, że każda osoba na Vegecia miała swoje akta było w pełni zrozumiałe. Widziała imię Hazarda, April i Raziela. Obce, Vulfila oraz opasły tom czytany przez mężczyznę z bródką, podpisany dwoma imionami, Kuro i drugim przekreślonym, nie mogła go doczytać. Każdy z nich posiadał określoną ilość kartek i zapisanej na nich treści mówiącej wszystko o danej osobie, zaczynając na dzieciństwie a na ówczesnym stanie kończąc. Natomiast akta Ósemki… Były cieniutką książką, składającą się z dwóch arkuszy papieru na krzyż i okładki. Wyróżniała się tym, że kartoteka była najcieńsza i najbardziej niepozorna w porównaniu do pozostałych, z pięć, sześć razy grubszych.
Ubodło ją to. Całe życie Vivian Deryth było zawarte w tych aktach, a wszystko w tym momencie mówiło, jak nieznaczące i mało warte ono jest. Kłopotliwa kadetka, trudne dziecko. Ojciec niskiej rangi wojownik, matka pochodziła z Ziemi. Umarła przy porodzie, tyle jej powiedzieli, a ojca rozsadzili w pył na misji, którą dostał zaraz po zawitaniu na Vegetę. Odziedziczyła po nich geny i nazwisko. Słaba ziemska kobieta, jeden pośród wielu mało nieznaczący Nashi… Czy wszystko musiało mówić jej jak mało znaczy w porównaniu do innych? Dzieciństwo spędziła w przytułku, bita. Gdy była wystarczająco samodzielna posłano ją do szkoły, gdzie dalej była bita. A po wstąpieniu do Akademii często ją masakrowano i utaczano znaczną ilość krwi. Ścierwo. Ścierwo.
Nawet dorośli się z niej śmieli. Kiedyś spytała się o swoich rodziców… Nie chodziło do cholery o szczegółowy życiorys, ale o zdjęcia, imię. Zbyto ją śmiechem i do tej pory Vivian nie miała pojęcia jak na imię miała jej matka, jak wyglądał jej ojciec. Miała szczerą nadzieję, że uczęszczając do Akademii, może któregoś dnia uda się jej bez przeszkód dotrzeć do tych danych, ale teraz przyszłość malowała się w ciemnych barwach. Zacisnęła pięści na tyle na ile pozwalały jej kajdanki. To, co chciała wiedzieć leżało na wyciągnięcie jej dłoni, ale absolutnie nikt nie wiedział, jak wiele to dla niej znaczyło. Ścierwo. Kogo obchodzi to, czego chce Ścierwo?!
Rychłe popadnięcie w depresje zostało powstrzymane nagłym szarpnięciem. Vivian i Raziel zostali zamknięci w celach obok siebie. Otwarto drzwi, wrzucono kadetów, zamknięto drzwi. Algorytm należy powtórzyć na kolejnych więźniach. Ósemka poleciała na twarz. Cichy klik sprawił, że kajdanki puściły a siły zostały odblokowane.
Podniosła się z podłogi nad wyraz sprawnie. Odruchowo pocierała nadgarstki w miejscach gdzie w skórę wrzynał się metal i oceniła stan swojego ciała. Ramię nieco ją bolało, rozbity nos i sińce to fraszka. Natomiast czuła, że dalej będzie kuśtykać, a rana od pazurów Changa tak pilnie opatrzona przez pielęgniarkę nawiązała bliski kontakt szurając po posadzce. Ale nad czym ona marudzi? Żyła. To nad życiem Raziela łkała jeszcze niedawno. Obróciła głowę bok, wpatrując się w sąsiednią cele. To chłopak przeszedł ciężką walkę, potem operację z której mógł się nie wybudzić, a teraz rzucają nim o podłogę. Vivian poczuła ukłucie w piersi.
- Jak się czujesz? – Padły jej pierwsze słowa od jakiegoś czasu. Odwróciła spojrzenie, nie patrząc na chłopaka pomacała opatrunek na ramieniu. – Raziel, póki możemy, odpocznij. Przyda się… – Na przesłuchanie.
Nie ma drogi ucieczki… Ni słowa wyjaśnienia, ni jakiegoś powody. Chociaż powód był – złamanie rozkazu opuszczenia Akademii. Czyżby imiona z kartotek należały do wszystkich tych, którzy opuścili budynek i latali bez nadzoru? Uprzejme z ich strony, że nie idą do odstrzału jak kaczki, tylko zamykają ich w klatkach. Pytanie, po co? Będą chcieli wiedzieć co zrobili, z kim walczyli, to pewne. Tylko czy aby potem nie pozbędą się niepotrzebnych świadków?
Cele były małe, mniej więcej na środku leżały stary materac z poduszką i kocem. Vivian nie miała najmniejszej ochoty się kłaść, ale ciało upominało się o swoje. Odkąd zaczęła się przygoda z Tsufulem wymęczenie psychiczne i fizyczne dawało się jej we znaki. Boki więzienia były stworzone z przezroczystych pól, ale tył stanowiła kamienna ściana. Ósemka usiadła pod nią, obejmując rękoma nogi i opierając czoło o kolana. Jeśli tak ma wyglądać niewola, to niech będzie. Zamknęła oczy, pozwalając ciału odpocząć, a myślom płynąć.
OOC ---> Post treningowy
---> + 10% HP
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Cele więzienne
Nie Sty 05, 2014 9:39 pm
Trenerowi raczej nie spodobała się postawa Raziela. W sumie, mało komu podobał by się taki ton. A jeśli jeszcze używałby go jakiś kadet, to już mamy sto procent. Cios, który mężczyzna przeznaczył dla kadeta, nie był nawet ułamkiem jego siły. Jednak szmaragdowooki poczuł uderzenie. Został uderzony jakby od niechcenia i od razu powalony na ziemię. Może jednak warto ograniczyć ostry język. Tak. Po za tym po tym ciosie młody Saiyanin trochę ochłonął. Wciąż w jego żyłach krążyła narkoza, więc jego zachowanie na pewno odbiegało od tego normalnego. Bez prochów we krwi Zahne był raczej grzeczniejszy dla wyższych rangą. Lecz to co się myśli na trzeźwo, po pijaku leci z ust. Jednak dzięki małej pomocy pana w czerwonej pelerynie, może pan już wracać na widownię, chłopak zaczął wreszcie myśleć. Zaś mózg mówił, mu żeby zmieść przekleństwo.
Syn Aryenne poczuł tylko jak go skuwają. Nawet nie miał siły by się przeciwstawić. Wypluł tylko krew z ust, równocześnie czując jak jego policzek zaczyna płonąć. Jeszcze mu za to zapłacą. Kiedy tylko kajdanki się złączyły, mógł patrzeć na buty Trenera. Po chwili usłyszał jego głos. „Rozkazy. Jasne. Jakby wam kazali skoczyć z mostu, to byście skoczyli? Chyba istnieją jakieś granice?” pomyślał Raz. Możliwe. W chwilę potem musiał ugryźć się w język, żeby tym razem nie dostać kopniakiem w żebra. Jego ukochany tatuś wie o wszystkim. Świetnie, wprost wspaniale. Jednak ciemnowłosy ma to w dupie. Może jest synem elity i dziedzicem jednego z potężniejszych klanów Vegety. Może. Lecz nie będzie z tego korzystał. Na wszystko zapracuje własnoręcznie. Tak jak jego rodzice. Zaś z ojcem sobie pogada. Ciekawe co by było gdyby jego matka żyła? Najpewniej za taką akcję wykastrowała połowę Trenerów. Aryenne jak większość matek nie pozwoliłaby na krzywdzenie swojego dziecka. A jeśli matką jest Saiyanka, no to można sobie wyobrazić wyniki.
Kadet przez całą drogę był sztywny jak bela. Zupełnie nie obchodziło go, czy niosący go żołnierz ma trudności, czy też nie. Jak chcieli, żeby szedł, nie musieli go skuwać i razić tym głupim urządzeniem. Zwykła pokazówka. Zielonooki zamknął oczy i przez całą podróż myślał. Zastanawiał się nad tym, co też ich czeka. Bo coś wątpił by rozkazy z góry były wydane przez mało ważną osobę. Krótko mówiąc mieli przerąbane. Kiedy doszedł do niego delikatny chłód uchylił oczy. Znajdowali się teraz w jakiejś piwnicy. Zapewne w Akademii, albo bóg jeden raczy wiedzieć. Cele nie były zbyt zachęcające. Na ich szczęście przeszli do drugiego pomieszczenia. To już było znacznie lepsze. Jeśli oczywiście lepsze oznacza cele z elektrycznymi zamknięciami i barierami. Zaś wisienką na torcie okazał się członek elity siedzący przy stole, zawalonym kartotekami. Szybki rzut oka, pozwolił siedemnastolatkowi dostrzec imiona na nich napisane. Hazard, Vulfilia, April, Raziel, Vivian, Kuro i jakiś Shiro. Najpewniej były to akta tych, którzy za niedługo zaludnią te cele. Trener i jego znajomy byli dość wyluzowani. Gadali spokojnie przy kadetach, a to nie wróżyło niczego dobrego. Lecz nie miał czasu na zastanowienie się, bo żołnierze wrzucili jego i Vivian do celi. Chłopak upadł prosto na twarz, lecz nie pisnął ani słówka. Tak samo jak podczas przesłuchania przez Tsufula, tak i teraz nie da im tej przyjemności. Gdy tylko kajdany puściły, przewalił się na plecy. Poczuł jak coś lepkiego spływa mu po policzku i ramieniu. Najwidoczniej szwy na tych zranieniach puściły. No cóż, nie będzie płakał z tego powodu.
Zaczął powoli rozmasowywać miejsca, gdzie metal poobcierał skórę. Cela nie była zbyt duża, ale mieściła materac i koc, a to już jest coś. Mogli przecież im pozwolić spać na gołej ziemi.
- Przeżyję. Lepiej uważaj na siebie. Nie będzie to kurort u mamusi. – powiedział chłodnym tonem młodzieniec opierając się o ścianę. Popatrzył na brodatego Saiyanina. Koleś totalnie ich olewał i czytał sobie kartoteki. Najwidoczniej nie stanowili dla niego zagrożenia. Spojrzał na akta. Jego tam też były. Całkiem spora teczka. Nawet nie wiedział, że był aż tak śledzony. No, ale cóż. Jak ma się takich rodziców to norma. Zapewne na kartach były jego statystyki. Progres, porównanie do rodziców w ogóle wiedza, jak się rozwinie młody Zahne. W końcu Vegeta dba o rozwój przyszłych elit. Tyle, że ta przyszła elita właśnie siedzi w kiciu i ma niezbyt ciekawą wizję świata.
Popatrzył po celach. Byli w tej części, gdzie było ich cztery na ścianę. Młodzi kadeci zajęli środkowe. Teraz tylko czekać na resztę towarzystwa.
Occ:
Reg10 % HP i Ki
Syn Aryenne poczuł tylko jak go skuwają. Nawet nie miał siły by się przeciwstawić. Wypluł tylko krew z ust, równocześnie czując jak jego policzek zaczyna płonąć. Jeszcze mu za to zapłacą. Kiedy tylko kajdanki się złączyły, mógł patrzeć na buty Trenera. Po chwili usłyszał jego głos. „Rozkazy. Jasne. Jakby wam kazali skoczyć z mostu, to byście skoczyli? Chyba istnieją jakieś granice?” pomyślał Raz. Możliwe. W chwilę potem musiał ugryźć się w język, żeby tym razem nie dostać kopniakiem w żebra. Jego ukochany tatuś wie o wszystkim. Świetnie, wprost wspaniale. Jednak ciemnowłosy ma to w dupie. Może jest synem elity i dziedzicem jednego z potężniejszych klanów Vegety. Może. Lecz nie będzie z tego korzystał. Na wszystko zapracuje własnoręcznie. Tak jak jego rodzice. Zaś z ojcem sobie pogada. Ciekawe co by było gdyby jego matka żyła? Najpewniej za taką akcję wykastrowała połowę Trenerów. Aryenne jak większość matek nie pozwoliłaby na krzywdzenie swojego dziecka. A jeśli matką jest Saiyanka, no to można sobie wyobrazić wyniki.
Kadet przez całą drogę był sztywny jak bela. Zupełnie nie obchodziło go, czy niosący go żołnierz ma trudności, czy też nie. Jak chcieli, żeby szedł, nie musieli go skuwać i razić tym głupim urządzeniem. Zwykła pokazówka. Zielonooki zamknął oczy i przez całą podróż myślał. Zastanawiał się nad tym, co też ich czeka. Bo coś wątpił by rozkazy z góry były wydane przez mało ważną osobę. Krótko mówiąc mieli przerąbane. Kiedy doszedł do niego delikatny chłód uchylił oczy. Znajdowali się teraz w jakiejś piwnicy. Zapewne w Akademii, albo bóg jeden raczy wiedzieć. Cele nie były zbyt zachęcające. Na ich szczęście przeszli do drugiego pomieszczenia. To już było znacznie lepsze. Jeśli oczywiście lepsze oznacza cele z elektrycznymi zamknięciami i barierami. Zaś wisienką na torcie okazał się członek elity siedzący przy stole, zawalonym kartotekami. Szybki rzut oka, pozwolił siedemnastolatkowi dostrzec imiona na nich napisane. Hazard, Vulfilia, April, Raziel, Vivian, Kuro i jakiś Shiro. Najpewniej były to akta tych, którzy za niedługo zaludnią te cele. Trener i jego znajomy byli dość wyluzowani. Gadali spokojnie przy kadetach, a to nie wróżyło niczego dobrego. Lecz nie miał czasu na zastanowienie się, bo żołnierze wrzucili jego i Vivian do celi. Chłopak upadł prosto na twarz, lecz nie pisnął ani słówka. Tak samo jak podczas przesłuchania przez Tsufula, tak i teraz nie da im tej przyjemności. Gdy tylko kajdany puściły, przewalił się na plecy. Poczuł jak coś lepkiego spływa mu po policzku i ramieniu. Najwidoczniej szwy na tych zranieniach puściły. No cóż, nie będzie płakał z tego powodu.
Zaczął powoli rozmasowywać miejsca, gdzie metal poobcierał skórę. Cela nie była zbyt duża, ale mieściła materac i koc, a to już jest coś. Mogli przecież im pozwolić spać na gołej ziemi.
- Przeżyję. Lepiej uważaj na siebie. Nie będzie to kurort u mamusi. – powiedział chłodnym tonem młodzieniec opierając się o ścianę. Popatrzył na brodatego Saiyanina. Koleś totalnie ich olewał i czytał sobie kartoteki. Najwidoczniej nie stanowili dla niego zagrożenia. Spojrzał na akta. Jego tam też były. Całkiem spora teczka. Nawet nie wiedział, że był aż tak śledzony. No, ale cóż. Jak ma się takich rodziców to norma. Zapewne na kartach były jego statystyki. Progres, porównanie do rodziców w ogóle wiedza, jak się rozwinie młody Zahne. W końcu Vegeta dba o rozwój przyszłych elit. Tyle, że ta przyszła elita właśnie siedzi w kiciu i ma niezbyt ciekawą wizję świata.
Popatrzył po celach. Byli w tej części, gdzie było ich cztery na ścianę. Młodzi kadeci zajęli środkowe. Teraz tylko czekać na resztę towarzystwa.
Occ:
Reg10 % HP i Ki
Re: Cele więzienne
Pon Sty 06, 2014 8:59 pm
Dwóm nowym więziom nie dano odpocząć. Choć w pierwszej chwili na to się zanosiło, bowiem pogrążony w lekturze brodacz zdawał się nie zwracać na nich uwagi. Kilka minut później wrócił Trener w czerwieni taszcząc pod pachą swój holokomputer, a za nim podążali dwaj saiyanie ubrani na biało – medycy. Więźniowie ponownie zostali sparaliżowani, a kraty energetyczne w przedniej części cel zniknęły.
Trener zachęcił gestem dłoni Vivian aby do nich przyszła i wskazał jej krzesło przy stole na przeciw brodacza. W zasadzie i tak nie miała wyboru, to był rozkaz, chociaż niewypowiedziany wprost. Położył komputer na stole i włączył system, a sam oparł się o ścianę. Niebieski otworzył jej kartotekę na ostatnim raporcie, odnoszącym się do walki z Ivanem. Zachichotał pod nosem.
- Fju fju ona tak serio?
- Serio, przecież wiesz, że byle kogo sobie nie wybieram.
- Ma power w tych chudych ramionkach, szkoda by było ją zabijać. Vivian, żeby przeżyć musisz się teraz bardzo postarać. Opowiedz nam wszystko, co się wydarzyło. Dokładnie.
Mężczyzna oparł się wygodnie na krześle. A Trener w czerwieni, po co tu był? Z jednej strony Vivian była jego podopieczną, wiec interesował się tym, co narozrabiała. Był jedyną przychylną jej osobą i tylko on mógł uchronić przed sporym obiciem, co już uczynił nadzorując osobiście aresztowanie. Inaczej z kadetów pozostałaby mokra plama. A może już ją skreślił i chciał tylko się upewnić, że jest bezwartościowa nim ją zabije...
W międzyczasie do celi, w której przebywał Raziel weszło dwóch medyków. Trzeba było połatać chłopaka nim zemrze przed przesłuchaniem. Przukucnęli obok materac i ułożyli wygodnie chłopaka. Od razu zabrali się za szwy na ramieniu, bez znieczulenia, co by nie odleciał i nie pospał sobie nim będzie przesłuchiwany. Szło im szybko i sprawie, delikatni nie byli. Wydawało się, że tortura dobiega już końca, gdy nad twarzą Saiyana jeden z mężczyzn uśmiechnął się szeroko. To na pewno nie wróżyło nic dobrego, a trzyma w ręku ogromna strzykawka tylko potwierdziła te obawy.
- Pozwolisz, że przetestuję na Tobie nowy lek. Jesteś silny, powinieneś to wytrzymać. Chyba... Tsuful powybijał mi króliczki doświadczalne, więc sam rozumiesz.
Biedny chłopak, przez działanie kajdanek nie mógł nawet wykonać ruchu. Kilka sekund później cała zawartość strzykawki została wtłoczona do żyły na przedramieniu. Lekarze opuścili cele zostawiając go samemu sobie. Kajdanki przestały działać i na powrót zabrzęczały energetyczne kraty.
OOC:
- 8 możesz kłamać, krzyczeć, rzucać krzesłem itp.
- Raz jako efekty mikstury masz wyostrzony słuch, przez co nawet najcichszy dźwięk będzie Ci sprawiał przenikliwy ból – coś jak na kacu oraz masz zaburzenia węchu, raz będziesz czuł coś co uwielbiasz, a raz coś okropnie śmierdzącego. Możesz sobie coś tam ciekawego jeszcze wymyślić.
Za ładne posty będą punkciki
Trener zachęcił gestem dłoni Vivian aby do nich przyszła i wskazał jej krzesło przy stole na przeciw brodacza. W zasadzie i tak nie miała wyboru, to był rozkaz, chociaż niewypowiedziany wprost. Położył komputer na stole i włączył system, a sam oparł się o ścianę. Niebieski otworzył jej kartotekę na ostatnim raporcie, odnoszącym się do walki z Ivanem. Zachichotał pod nosem.
- Fju fju ona tak serio?
- Serio, przecież wiesz, że byle kogo sobie nie wybieram.
- Ma power w tych chudych ramionkach, szkoda by było ją zabijać. Vivian, żeby przeżyć musisz się teraz bardzo postarać. Opowiedz nam wszystko, co się wydarzyło. Dokładnie.
Mężczyzna oparł się wygodnie na krześle. A Trener w czerwieni, po co tu był? Z jednej strony Vivian była jego podopieczną, wiec interesował się tym, co narozrabiała. Był jedyną przychylną jej osobą i tylko on mógł uchronić przed sporym obiciem, co już uczynił nadzorując osobiście aresztowanie. Inaczej z kadetów pozostałaby mokra plama. A może już ją skreślił i chciał tylko się upewnić, że jest bezwartościowa nim ją zabije...
***
W międzyczasie do celi, w której przebywał Raziel weszło dwóch medyków. Trzeba było połatać chłopaka nim zemrze przed przesłuchaniem. Przukucnęli obok materac i ułożyli wygodnie chłopaka. Od razu zabrali się za szwy na ramieniu, bez znieczulenia, co by nie odleciał i nie pospał sobie nim będzie przesłuchiwany. Szło im szybko i sprawie, delikatni nie byli. Wydawało się, że tortura dobiega już końca, gdy nad twarzą Saiyana jeden z mężczyzn uśmiechnął się szeroko. To na pewno nie wróżyło nic dobrego, a trzyma w ręku ogromna strzykawka tylko potwierdziła te obawy.
- Pozwolisz, że przetestuję na Tobie nowy lek. Jesteś silny, powinieneś to wytrzymać. Chyba... Tsuful powybijał mi króliczki doświadczalne, więc sam rozumiesz.
Biedny chłopak, przez działanie kajdanek nie mógł nawet wykonać ruchu. Kilka sekund później cała zawartość strzykawki została wtłoczona do żyły na przedramieniu. Lekarze opuścili cele zostawiając go samemu sobie. Kajdanki przestały działać i na powrót zabrzęczały energetyczne kraty.
OOC:
- 8 możesz kłamać, krzyczeć, rzucać krzesłem itp.
- Raz jako efekty mikstury masz wyostrzony słuch, przez co nawet najcichszy dźwięk będzie Ci sprawiał przenikliwy ból – coś jak na kacu oraz masz zaburzenia węchu, raz będziesz czuł coś co uwielbiasz, a raz coś okropnie śmierdzącego. Możesz sobie coś tam ciekawego jeszcze wymyślić.
Za ładne posty będą punkciki
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Cele więzienne
Sro Sty 08, 2014 7:23 pm
Znaleźli się w niezłym bagnie. Więzienie z polem siłowym, strażnicy i kilka kręcących się tu i tam energii. Oprócz Trenera i Saiyana z bródką pilnowało ich więcej osób niż na to mogło wyglądać. Na zewnątrz znajdowało się parę Ki. Nie było mowy o ucieczce, tym bardziej o jej próbie czy zgrywaniu bohatera. W głowie Vivian pojawiło się coś na kształt bagna właśnie – wirujące obrazy i słowa tonące w bezkształcie myśli. To co się stało, co się działo, co mogło się stać, przyprawiało ją o mdłości ze zdenerwowania i strachu. Jestem zabójstwem dla zdrowego rozsądku. Głupia, acz prawdziwa myśl. Dziewczyna nie drgnęła, siedząc pod ścianą, siłą hamując ból głowy. Starała się za wszelką cenę połączyć ze sobą fakty oraz domniemania, które latały po jej umyśle obijając się boleśnie o ściany czaszki.
Po pierwsze, Tsuful. Czy w końcu wojownicy wzięli sprawę w swoje ręce? Być może akcje wroga miały na celu wyeksponowanie tych kilku nieposłusznych kadetów, by ich potem widowiskowo uziemić. Czy o to im chodziło? Przestroga przed niewykonywaniem rozkazów. Kartoteki mówiły same za siebie ilu kandydatów na więźniów jest, chociaż kto tam wie. Rozkaz z góry. Wojsko nie powinno w ten sposób karać nieposłuszeństwa, a jeśli już, to natychmiast po zlikwidowaniu wroga, nie gdy ten lata sobie beztrosko po ich planecie.
Druga sprawa… Kuro. Kurokara. Hikaru. Znała te imiona. Kuro - chłopak, który walczył z Tsufulem i któremu pomagała w ratowaniu ofiar wybuchu. Pamiętała, zdziwiło ją to, że w walce z June jego włosy przybrały kolor srebra, wyglądało to na inną przemianę Super Saiyana. Jego kartoteka mówiła sama za siebie, imponując wielkością podobną do grubego tomu encyklopedii. April wspominała, że trenują na Ziemi, teraz sami wojownicy też to potwierdzili. Kuro był prawdopodobnie synem Kurokary, a jak sam Trener Sali wspominał, miał takiego pod swoją pieczą. Dziwne, jak działa pamięć, czepiając się najdrobniejszych szczegółów. Halfce wyryło się w głowie to zdanie Dumą rodziny nie wyżywisz… Nie miała tylko pojęcia o jaki bunt mogło chodzić. Ostatnie imię słyszała, ale nie potrafiła skojarzyć skąd. To też zdradził jej Trener Sali, ale nie była wtedy sama… Tak, trenowała w Skalnym Lesie razem z Altairem i Hazardem. Hazard… Miała nadzieję, że cokolwiek się dzieje na Polu, wypędzą z niego tego potwora. A jeśli chodzi o Hikaru, to był Mistic’em, który pozostawiał setki ciał na Placy tylko przez niego przechodząc. Znaczy, tak słyszała i tyle zapamiętała. Wszystko stawało się coraz bardziej poplątane i zagmatwane, zupełnie, jakby na siłę komplikowano sytuacje. Pytanie, kto pociągał za sznurki?
Po trzecie… Nadszedł czas przesłuchania. Szybciej niż mogli podejrzewać. Znów zalała ją fala słabości i opadła na podłogę karceru. Ósemka miała na tyle siły by obrócić głową i ujrzeć, jak znikają kraty, a Trenerzy przywołują ją dłonią. Jak psa. Jak inaczej można by zwrócić się do Ścierwa? Może jeszcze ma się tam doczołgać? Przełknęła przekleństwo. Zaraz paraliż odpuścił i udało się jej wstać, kajdany ograniczały jej moc znacznie, sprawiając, że mogła stać na nogach i swobodnie się poruszać, ale na więcej nie liczyła. Kątem oka widziała, jak do celi obok wparowali medycy zajmując się Razielem. Chłopak nie zginie, nie ma mowy. Jeśli spróbowałby pójść w ślady Vernila, lepiej niech przygotuje się na solidny łomot w wykonaniu halfki.
Nie pokazując jak dokuczają jej rany i za wszelką cenę starając się ukryć kulenie doszła do stolika. Zatrzymała się przed krzesłem, ociągając z siadaniem. Spuściła głowę, twarz skryła w cieniu, baczne spojrzenie zakryte było kosmykami. Trener w czerwieni odpalił holokomputer i oddalił się pod ścianę, ten z bródką najwyraźniej reagował rozbawieniem na myśl o przesłuchaniu dziewczyny. Czy to była zabawa? Siedział naprzeciwko, bez żadnego drgnięcia głosu mówiąc o zabijaniu. Tak, w końcu to elita. Od niszczenia Tsufula cenią sobie bardziej rozrywanie gardeł trzeciorzędnym kadetkom.
Vivian ostrożnie pozwoliła sobie usiąść, opierając obandażowane palce o krawędź blatu. Słyszała dokładnie rozkaz, ale nie uniosła głowy. Nie, żeby ich ignorowała. Wpatrywała się w dłonie, gdzie przetarte do krwi ciało i połamane paznokcie zdobiły szczelne opatrunki. Wzrok wbiła w rękawiczki, te same, które dostała od Eve. Odkąd rozpoczęła się walka, zdjęła je tylko raz, i to niechętnie, gdy pielęgniarka bandażowała rany. Ciemna skóra nie mała ani zadrapania, ale była zakurzona i przesiąknięta krwią. Jej, Changa, Vernila, Raziela.
Żeby przeżyć.
Czy oni naprawdę są tak naiwni? Kadeci, którzy powinni uczyć się jak prosto wymierzyć kopniak zostali nagle wciągnięci w całą tę farsę wbrew swojej woli. I nie, nikomu nie jest ich żal. Ledwo żywi, brudni, z zaschniętą krwią i pyłem na twarzy, zostają przesłuchani. Kogo obchodzi, że stracili towarzysza i nie wiadomo jak wielką traumę mają za sobą, widząc zmasakrowane ciała poległych. Skąd. Lepiej wziąć ich tak roztrzęsionych, pogrozić śmiercią i kazać zdać relacje bez wsparcia psychologa. Liczą na załamanie i brak oporu.
Guzik. W Vivian krew wrzała. Milczała zawzięcie do momentu, w którym poczuła, że Trenerzy zaczynają się niecierpliwić. Ona też zabawi się w psychologa. Wtedy dopiero otworzyła usta i lekko podniosła głowę, patrząc przed siebie bezbarwnym wzrokiem.
Skoro chcą szczegółów, to proszę bardzo…
- Walczyliśmy. – Zaczęła cicho. – Chcieliśmy za wszelką cenę go powstrzymać, ale… Nawet razem byliśmy za słabi. To żałosne prawda? Trójka kadetów, którzy podczas tej samej walki przechodzą przemianę, nawet łącząc siły nie potrafili pokonać wroga.
Zamilkła. Nie było co owijać w bawełnę, że żadne z nich nie osiągnęło SSJ. Trenerzy musieli posiadać zdolność wyczuwania energii i wiedzieli co działo się na planecie. Czy wyczuli jak Vernil i Raziel tworzyli fuzję, nie wiedziała, Detektyw wspominał coś o barierze w której nie można było nikogo wysondować. W pierwszej myśli sądziła, że to przez podanie danych musieli znaleźć ich w Szpitalu, a teraz zaczęła się zastanawiać, czy nie czekali po prostu na dogodny moment. Wiedzieli o obecności Kuro i pozostałych na planecie, nie było więc co kłamać, że pomogły im dobre duszki. Chociaż korciło Vivian niemiłosiernie by sobie w ten sposób nagrabić…
- Nie wiem kim on był, ale zabrał nas na Pustkowia. Mówił, że zna sposób pokonania Tsufula i to dzięki jego informacjom Vegeta wiedziała, że zbliża się wróg. Detektyw. Powiedział tylko tyle, że powinnam lecieć w stronę północy. Zaraz potem nastąpił wybuch. – Znów urwała. Dłonie Vivian mimowolnie zacisnęły się na krawędzi stołu, a w głosie zadźwięczała metaliczna nuta. – Pół miasta zniszczonego. Budynki zawalone, ludzie żywcem pogrzebani. Na ulicach gruz, kamienie, spalone ciała i mnóstwo krwi. Jakimś cudem Tsuful złamał zabezpieczenia i wysadził Generator… Jak? Nie powiedział mi. Śmiał się, gdy krzyczałam, że jest najgorszą szumowiną.
Przy twarzy Ósemki pojawiły się iskry. Niechciała poddać się furii, ale niektóre sprawy były ponad jej siły. Na razie siedziała sztywno na krześle, z pochylonym czołem, a wzrok powoli przybierał dobrze znany odcień złości.
- Niewiele pamiętam z walki, ale Tsuful został zniszczony, a co się stało z Changelingiem nie mam pojęcia. Zaczęłam wyciągać ludzi spod budynków, próbowałam im pomóc. Żywi, umierający martwi. Ginęli na moich oczach, od ran, wewnętrznych obrażeń, z utraty krwi. Ja tam byłam, Sir. Widziałam. Nikt nie przyszedł. Wiem, że gdzieś tam odbywa się ostatnia walka. Czemu nie ma tam naszych? Dlaczego, godziny po wybuchu nikt nie zjawił się na miejscu? – Wydźwięk żalu i niedowierzenia w metalicznym tonie Ósemki. Palce wbiły się w drewno, które zareagowało suchym trzaskiem. – Najsilniejszych z nas powysyłano na misję, ale w dalszym ciągu są tu osoby mogące z łatwością pokonać Tsufula. Walczyłam z nim, Sir, a potem umierałam wśród zgliszczy. Wykrwawiłabym się, gdyby ktoś nie przyszedł mi z pomocą. Nie wiem kim są, ale pomogłam im zająć się rannymi. Przedstawili się jako dobre duszki.
Gdyby nie powaga sytuacji, parsknęłaby śmiechem. Spełniła prośbę June. Wszystko to powiedziała bez mrugnięcia oka, bo było to szczerą prawdą. Nie wiedziała kim był Kuro, April i pozostali. Zawdzięczała im życie, inaczej dawno już tkwiłaby w Piekle, wysłuchując narzekań brata, że dała się tak łatwo zabić. Ósemka miała dość śmierci. Robiła to, co uważała za słuszne, a teraz straszą dziewczynę stryczkiem. Miała przeczucie, że nieważne co powie, Trenerzy będą wiedzieć więcej i lepiej, ba, sprezentują jej zdarzenia, które nie miały miejsca. Wbiła połamane paznokcie w blat stołu a wyładowanie elektryczne przemknęło po nastroszonych włosach.
- My kadeci, to tylko mięso armatnie. Mało kogo w wojsku obchodzi nasz los, rozumiem. Jesteśmy jednymi z wielu, tylko mieliśmy więcej szczęścia, bo nie zarżnięto nas na Placu. Byłam gotowa na śmierć, tam wśród gruzów i nie mam do nikogo żalu, jeśli jakiekolwiek by to miało znaczenie. Za to nie potrafię zrozumieć, dlaczego… Dlaczego nikt tam nie przyleciał?! – Wstała. Krawędź blatu oderwała się pod silnym uchwytem, a głos z cichego stał bardziej wyraźny. – Zapytano mnie kiedyś czy mam się za lepszą od innych. Nie mam i nie chcę. Jeśli ja zginę nic się nie stanie, ale nie mogę pojąć, dlaczego pozwolono umierać ludziom w mękach na ulicy. Nikt nawet nie raczył się tam pojawić, by sprawdzić co zaszło. Pewnie znajdowały się tam rodziny żołnierzy, bliscy, żony, dzieci. Doskonale zorganizowane wojsko pozostawiło wyczekujących na pomoc bezbronnych cywili samych sobie. Dla mnie to wstyd, ale co ja tam wiem… - Ostatnie słowa pozostawiły posmak goryczy na wargach kadetki. - Zapytano mnie kiedyś czy nie boję się walczyć. Czy nie boję się wyzwań… Zapytano czym kieruję się w byciu wojownikiem. Do tej pory nie wiem. Walczyć się nie boję, wyzwań rzuconych w twarz nie zostawię. Znalazłam się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie, nic już tego nie zmieni. Dlatego walczyłam, bo nikogo innego tam nie było. Nie chciałam podkulić ogona i pozwolić na mordowanie ludzi. To właśnie się wydarzyło. Mam krew na rękach, zaśmiałam się w twarz śmierci. Zrobiłam to co uważałam za słuszne, może nawet uratowałam parę osób. Nawet jeśli zostanę za to zabita, to niczego nie będę żałować!
Prawda. Prawda, czysta prawda padała z jej ust.
Obawiać mogłaby się, że nie takiej prawdy chcieli usłyszeć, ale w gruncie rzeczy, gdyby Vivian skłamała, straciłaby resztki szacunku do samej siebie.
Będzie co ma być. Mogą ją zabić tu i teraz. Nie żałuje niczego.
Zaraz… Czy przypadkiem kadetka nie słyszy krzyków z celi za nią?
OOC ---> Koniec treningu
---> + 10% HP
Iskierki jak przy SSJ, ale niewielki wzrost mocy – Vi coraz lepiej wychodzi kontrolowanie się, choć podpada to pod lekką furię. Niemniej, trzyma nerwy na wodzy. Jeszcze
Aha, i masz z jednej strony rozwalony stół Kurko :DKrzesłem nie będę rzucać, w końcu pozostali woleliby siedzieć podczas przesłuchania, a nie łapać żylaki
Po pierwsze, Tsuful. Czy w końcu wojownicy wzięli sprawę w swoje ręce? Być może akcje wroga miały na celu wyeksponowanie tych kilku nieposłusznych kadetów, by ich potem widowiskowo uziemić. Czy o to im chodziło? Przestroga przed niewykonywaniem rozkazów. Kartoteki mówiły same za siebie ilu kandydatów na więźniów jest, chociaż kto tam wie. Rozkaz z góry. Wojsko nie powinno w ten sposób karać nieposłuszeństwa, a jeśli już, to natychmiast po zlikwidowaniu wroga, nie gdy ten lata sobie beztrosko po ich planecie.
Druga sprawa… Kuro. Kurokara. Hikaru. Znała te imiona. Kuro - chłopak, który walczył z Tsufulem i któremu pomagała w ratowaniu ofiar wybuchu. Pamiętała, zdziwiło ją to, że w walce z June jego włosy przybrały kolor srebra, wyglądało to na inną przemianę Super Saiyana. Jego kartoteka mówiła sama za siebie, imponując wielkością podobną do grubego tomu encyklopedii. April wspominała, że trenują na Ziemi, teraz sami wojownicy też to potwierdzili. Kuro był prawdopodobnie synem Kurokary, a jak sam Trener Sali wspominał, miał takiego pod swoją pieczą. Dziwne, jak działa pamięć, czepiając się najdrobniejszych szczegółów. Halfce wyryło się w głowie to zdanie Dumą rodziny nie wyżywisz… Nie miała tylko pojęcia o jaki bunt mogło chodzić. Ostatnie imię słyszała, ale nie potrafiła skojarzyć skąd. To też zdradził jej Trener Sali, ale nie była wtedy sama… Tak, trenowała w Skalnym Lesie razem z Altairem i Hazardem. Hazard… Miała nadzieję, że cokolwiek się dzieje na Polu, wypędzą z niego tego potwora. A jeśli chodzi o Hikaru, to był Mistic’em, który pozostawiał setki ciał na Placy tylko przez niego przechodząc. Znaczy, tak słyszała i tyle zapamiętała. Wszystko stawało się coraz bardziej poplątane i zagmatwane, zupełnie, jakby na siłę komplikowano sytuacje. Pytanie, kto pociągał za sznurki?
Po trzecie… Nadszedł czas przesłuchania. Szybciej niż mogli podejrzewać. Znów zalała ją fala słabości i opadła na podłogę karceru. Ósemka miała na tyle siły by obrócić głową i ujrzeć, jak znikają kraty, a Trenerzy przywołują ją dłonią. Jak psa. Jak inaczej można by zwrócić się do Ścierwa? Może jeszcze ma się tam doczołgać? Przełknęła przekleństwo. Zaraz paraliż odpuścił i udało się jej wstać, kajdany ograniczały jej moc znacznie, sprawiając, że mogła stać na nogach i swobodnie się poruszać, ale na więcej nie liczyła. Kątem oka widziała, jak do celi obok wparowali medycy zajmując się Razielem. Chłopak nie zginie, nie ma mowy. Jeśli spróbowałby pójść w ślady Vernila, lepiej niech przygotuje się na solidny łomot w wykonaniu halfki.
Nie pokazując jak dokuczają jej rany i za wszelką cenę starając się ukryć kulenie doszła do stolika. Zatrzymała się przed krzesłem, ociągając z siadaniem. Spuściła głowę, twarz skryła w cieniu, baczne spojrzenie zakryte było kosmykami. Trener w czerwieni odpalił holokomputer i oddalił się pod ścianę, ten z bródką najwyraźniej reagował rozbawieniem na myśl o przesłuchaniu dziewczyny. Czy to była zabawa? Siedział naprzeciwko, bez żadnego drgnięcia głosu mówiąc o zabijaniu. Tak, w końcu to elita. Od niszczenia Tsufula cenią sobie bardziej rozrywanie gardeł trzeciorzędnym kadetkom.
Vivian ostrożnie pozwoliła sobie usiąść, opierając obandażowane palce o krawędź blatu. Słyszała dokładnie rozkaz, ale nie uniosła głowy. Nie, żeby ich ignorowała. Wpatrywała się w dłonie, gdzie przetarte do krwi ciało i połamane paznokcie zdobiły szczelne opatrunki. Wzrok wbiła w rękawiczki, te same, które dostała od Eve. Odkąd rozpoczęła się walka, zdjęła je tylko raz, i to niechętnie, gdy pielęgniarka bandażowała rany. Ciemna skóra nie mała ani zadrapania, ale była zakurzona i przesiąknięta krwią. Jej, Changa, Vernila, Raziela.
Żeby przeżyć.
Czy oni naprawdę są tak naiwni? Kadeci, którzy powinni uczyć się jak prosto wymierzyć kopniak zostali nagle wciągnięci w całą tę farsę wbrew swojej woli. I nie, nikomu nie jest ich żal. Ledwo żywi, brudni, z zaschniętą krwią i pyłem na twarzy, zostają przesłuchani. Kogo obchodzi, że stracili towarzysza i nie wiadomo jak wielką traumę mają za sobą, widząc zmasakrowane ciała poległych. Skąd. Lepiej wziąć ich tak roztrzęsionych, pogrozić śmiercią i kazać zdać relacje bez wsparcia psychologa. Liczą na załamanie i brak oporu.
Guzik. W Vivian krew wrzała. Milczała zawzięcie do momentu, w którym poczuła, że Trenerzy zaczynają się niecierpliwić. Ona też zabawi się w psychologa. Wtedy dopiero otworzyła usta i lekko podniosła głowę, patrząc przed siebie bezbarwnym wzrokiem.
Skoro chcą szczegółów, to proszę bardzo…
- Walczyliśmy. – Zaczęła cicho. – Chcieliśmy za wszelką cenę go powstrzymać, ale… Nawet razem byliśmy za słabi. To żałosne prawda? Trójka kadetów, którzy podczas tej samej walki przechodzą przemianę, nawet łącząc siły nie potrafili pokonać wroga.
Zamilkła. Nie było co owijać w bawełnę, że żadne z nich nie osiągnęło SSJ. Trenerzy musieli posiadać zdolność wyczuwania energii i wiedzieli co działo się na planecie. Czy wyczuli jak Vernil i Raziel tworzyli fuzję, nie wiedziała, Detektyw wspominał coś o barierze w której nie można było nikogo wysondować. W pierwszej myśli sądziła, że to przez podanie danych musieli znaleźć ich w Szpitalu, a teraz zaczęła się zastanawiać, czy nie czekali po prostu na dogodny moment. Wiedzieli o obecności Kuro i pozostałych na planecie, nie było więc co kłamać, że pomogły im dobre duszki. Chociaż korciło Vivian niemiłosiernie by sobie w ten sposób nagrabić…
- Nie wiem kim on był, ale zabrał nas na Pustkowia. Mówił, że zna sposób pokonania Tsufula i to dzięki jego informacjom Vegeta wiedziała, że zbliża się wróg. Detektyw. Powiedział tylko tyle, że powinnam lecieć w stronę północy. Zaraz potem nastąpił wybuch. – Znów urwała. Dłonie Vivian mimowolnie zacisnęły się na krawędzi stołu, a w głosie zadźwięczała metaliczna nuta. – Pół miasta zniszczonego. Budynki zawalone, ludzie żywcem pogrzebani. Na ulicach gruz, kamienie, spalone ciała i mnóstwo krwi. Jakimś cudem Tsuful złamał zabezpieczenia i wysadził Generator… Jak? Nie powiedział mi. Śmiał się, gdy krzyczałam, że jest najgorszą szumowiną.
Przy twarzy Ósemki pojawiły się iskry. Niechciała poddać się furii, ale niektóre sprawy były ponad jej siły. Na razie siedziała sztywno na krześle, z pochylonym czołem, a wzrok powoli przybierał dobrze znany odcień złości.
- Niewiele pamiętam z walki, ale Tsuful został zniszczony, a co się stało z Changelingiem nie mam pojęcia. Zaczęłam wyciągać ludzi spod budynków, próbowałam im pomóc. Żywi, umierający martwi. Ginęli na moich oczach, od ran, wewnętrznych obrażeń, z utraty krwi. Ja tam byłam, Sir. Widziałam. Nikt nie przyszedł. Wiem, że gdzieś tam odbywa się ostatnia walka. Czemu nie ma tam naszych? Dlaczego, godziny po wybuchu nikt nie zjawił się na miejscu? – Wydźwięk żalu i niedowierzenia w metalicznym tonie Ósemki. Palce wbiły się w drewno, które zareagowało suchym trzaskiem. – Najsilniejszych z nas powysyłano na misję, ale w dalszym ciągu są tu osoby mogące z łatwością pokonać Tsufula. Walczyłam z nim, Sir, a potem umierałam wśród zgliszczy. Wykrwawiłabym się, gdyby ktoś nie przyszedł mi z pomocą. Nie wiem kim są, ale pomogłam im zająć się rannymi. Przedstawili się jako dobre duszki.
Gdyby nie powaga sytuacji, parsknęłaby śmiechem. Spełniła prośbę June. Wszystko to powiedziała bez mrugnięcia oka, bo było to szczerą prawdą. Nie wiedziała kim był Kuro, April i pozostali. Zawdzięczała im życie, inaczej dawno już tkwiłaby w Piekle, wysłuchując narzekań brata, że dała się tak łatwo zabić. Ósemka miała dość śmierci. Robiła to, co uważała za słuszne, a teraz straszą dziewczynę stryczkiem. Miała przeczucie, że nieważne co powie, Trenerzy będą wiedzieć więcej i lepiej, ba, sprezentują jej zdarzenia, które nie miały miejsca. Wbiła połamane paznokcie w blat stołu a wyładowanie elektryczne przemknęło po nastroszonych włosach.
- My kadeci, to tylko mięso armatnie. Mało kogo w wojsku obchodzi nasz los, rozumiem. Jesteśmy jednymi z wielu, tylko mieliśmy więcej szczęścia, bo nie zarżnięto nas na Placu. Byłam gotowa na śmierć, tam wśród gruzów i nie mam do nikogo żalu, jeśli jakiekolwiek by to miało znaczenie. Za to nie potrafię zrozumieć, dlaczego… Dlaczego nikt tam nie przyleciał?! – Wstała. Krawędź blatu oderwała się pod silnym uchwytem, a głos z cichego stał bardziej wyraźny. – Zapytano mnie kiedyś czy mam się za lepszą od innych. Nie mam i nie chcę. Jeśli ja zginę nic się nie stanie, ale nie mogę pojąć, dlaczego pozwolono umierać ludziom w mękach na ulicy. Nikt nawet nie raczył się tam pojawić, by sprawdzić co zaszło. Pewnie znajdowały się tam rodziny żołnierzy, bliscy, żony, dzieci. Doskonale zorganizowane wojsko pozostawiło wyczekujących na pomoc bezbronnych cywili samych sobie. Dla mnie to wstyd, ale co ja tam wiem… - Ostatnie słowa pozostawiły posmak goryczy na wargach kadetki. - Zapytano mnie kiedyś czy nie boję się walczyć. Czy nie boję się wyzwań… Zapytano czym kieruję się w byciu wojownikiem. Do tej pory nie wiem. Walczyć się nie boję, wyzwań rzuconych w twarz nie zostawię. Znalazłam się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie, nic już tego nie zmieni. Dlatego walczyłam, bo nikogo innego tam nie było. Nie chciałam podkulić ogona i pozwolić na mordowanie ludzi. To właśnie się wydarzyło. Mam krew na rękach, zaśmiałam się w twarz śmierci. Zrobiłam to co uważałam za słuszne, może nawet uratowałam parę osób. Nawet jeśli zostanę za to zabita, to niczego nie będę żałować!
Prawda. Prawda, czysta prawda padała z jej ust.
Obawiać mogłaby się, że nie takiej prawdy chcieli usłyszeć, ale w gruncie rzeczy, gdyby Vivian skłamała, straciłaby resztki szacunku do samej siebie.
Będzie co ma być. Mogą ją zabić tu i teraz. Nie żałuje niczego.
Zaraz… Czy przypadkiem kadetka nie słyszy krzyków z celi za nią?
OOC ---> Koniec treningu
---> + 10% HP
Iskierki jak przy SSJ, ale niewielki wzrost mocy – Vi coraz lepiej wychodzi kontrolowanie się, choć podpada to pod lekką furię. Niemniej, trzyma nerwy na wodzy. Jeszcze
Aha, i masz z jednej strony rozwalony stół Kurko :DKrzesłem nie będę rzucać, w końcu pozostali woleliby siedzieć podczas przesłuchania, a nie łapać żylaki
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Cele więzienne
Sob Sty 11, 2014 11:03 pm
Oddychał powoli i głęboko. Musiał uspokoić umysł. Cisza i spokój. Odseparowanie się. Oczy miał zamknięte. Na chwilę pozbawił się tego zmysłu. Jednak miał jeszcze inne. Lecz teraz musiał się odseparować. Odejść duszą z tego pomieszczenia. Jego Ki płonęła mu w żyłach. Może tego nie ukazywał, ale był wkurzony. Wkurzony na ojca. Na Trenerów. Na Króla. Na całą tą pieprzoną armię. Jakim prawem się tak zachowywali? Myśleli, że kim są? Bogami? Panami? Nie. W oczach Raziela byli nikim. Byli tylko zwykłymi zwyrodnialcami, którzy siedzieli na tyłkach patrząc jak Tsuful wybija połowę ich planety. Zaś oni nie zrobili niczego by temu zapobiec. Patrzyli jak cywile umierali. Patrzyli jak Tsuful pozbawia życia kolejne istnienia. I weź bądź tu spokojny. Trenerzy, którzy z łatwością mogli zabić tego gluta nie robili nic. Siedzieli najpewniej u siebie i pili kawę. Zaś kiedy było już po wszystkim przyszli sobie i zgarnęli jego i Vivian. Byli elitą, a zostawili wszystko. Więc jeśli zostanie elitarnym wojownikiem Vegety miało oznaczać stanie się skurwysynem, który patrzy tylko na koniec swojego nosa, to on chyba podziękuje. No i oczywiście pozostaje ojciec siedemnastolatka. Nie wiedział ile prawdy było w słowach trenera w czerwieni. Nie miał pojęcia czy Zidarock Zahne wiedział o tym co zamierzają zrobić z jego synem. Może tylko powiedzieli tak by go zmylić? A może mówili prawdę. Mozę ojciec Raziela taki dobry na co dzień wydał na niego wyrok. Skreślił go i pozwolił swoim kumplom zrobić z nim co zechcą? Nie wiedział. Miał mętlik w głowie.
- Dlaczego to musi być takie skomplikowane? – warknął do siebie uderzając pięścią do tyłu. Trafił w ścianę. Nawet nie poczuł bólu. To było zbyt słabe odczucie, gdyż się do niego przyzwyczaił. Jego ciało było już tyle razy bite, rozcinane, przypalane, że nie robiło na nim to wrażenia.
Wziął głęboki oddech. Ponownie się wyciszył. Chciał poczuć to co czuł w stanie zawieszenia.
Ogień.
Niebieskie płomienie, które go otaczały. Czuł je, ale nie wiedział gdzie są. Tak jak wtedy. Wyczuwał jeden silny płomień, który do niego przemawiał. Pomagał wrócić. Zaś teraz ten sam płomień płonął obok niego. Raziel otworzył oczy i spojrzał na lewo. Tam gdzie spodziewał się ujrzeć dziwny niebieski płomyczek siedziała tylko Vi. Blondynka odpoczywała. Zamknął ponownie swoje lustra duszy. Natychmiast na jej miejscu rozpalił się ogień. Dziwne. Co to mogło być. I nagle przypomniał sobie rozmowę z Vi, kiedy lecieli do szpitala. Mówiła o wyczuwaniu energii Ki. Raz zanotował tą informację, jednak od czasu operacji mieli ważniejsze sprawy na głowie. Uśmiechnął się do siebie. Nie ma to jak przypominanie sobie o przydatnych rzeczach. Płomień Vivian był jasny i żywy. Czuć był od niego przyjemne ciepło. Ale było w nim coś jeszcze. Jakby smutek, strach i ból. Strach przed byciem zranionym. Ból z powodu straty. Zahne nie odczytywał tego. Po prostu czuł te emocje, jakby należały do niego. Chciał spróbować rozszerzyć zasięg by wyczuć Ki Trenerów, lecz nie zdążył. Do Karceru wpadły trzy energie. Ich moc zakłóciła skupienie wojownika, zaś on sam poczuł ból w potylicy. Otworzył oczy. Do pomieszczenia wrócił Trener w czerwonej pelerynie i dwójka medyków. W następnej chwili zniknęły kraty, zaś Raz ponownie padł na glebę bez mocy. To już przestawało być śmieszne. Popatrzyli an jego szwy, które puściły i zajęli się nimi. Delikatni to oni nie byli. Kroili i zszywali na żywca. A Saiyanin nawet nie mógł jęknąć. Te kajdanki odbierały mu wszystkie siły. Teraz mógł go skopać byle kadet, czy nawet dziecko, a on by się nie obronił. Po kilku minutach było po wszystkim. Lecz zielonooki nie wiedział czy nie chciałby jeszcze trochę się pomęczyć. Bo gdy zobaczył co szykuje dla niego lekarz, to skóra mu ścierpła. Mężczyzna ze złotym zębem trzymał olbrzymią strzykawkę, z czerwonym płynem. Syn Aryenne natomiast miał zostać pierwszym królikiem…znaczy się szczęśliwcem, który dostąpi zaszczytu przyjęcia leku. Super. Z deszczu pod rynnę. Wojownik nawet się nie spostrzegł kiedy mężczyzna wbił mu igłę w żyłę i zaczął pompować płyn. Po chwili było po wszystkim. Lekarze wyszli, a on znów odzyskiwał siły. Lecz nie przejmował się tym. W miejscu gdzie zaaplikowano mu lekarstwo czuł ból. Ból, który go palił. Po chwili zaczął się rozprzestrzeniać. Ciemnowłosy czuł się jakby jego żyły, krew były żywym ogniem. Ogniem, który palił go od wewnątrz. Chciał krzyczeć lecz nie mógł. Głos uwiązł mu w gardle. Złapał się za lewy nadgarstek i upadł na plecy. Umierał. Był tego pewien. Lecz w następnej chwili wszystko ustało. Leżał na plecach i oddychał głęboko. Nie było to zbyt przyjemne uczucie. Nagle w jego głowie wybuchła bomba. Złapał się za uszy i jęknął. Czuł się jakby obok niego eksplodował cały reaktor. W następnej chwili usłyszał czyjś głos. Głos jakby ktoś mu się darł do ucha. Równocześnie wszystko pachniało jak czekolada. Mleczna czekolada z ziemi. Ściana, poduszka, koc, kraty. Powąchał poduszkę i musiał się powstrzymać by nie zwymiotować. To nie była czekolada. To nie był nawet zapach materiału. To był zapach ciał, które leżały dwa dni na gorącym słońcu. Rozkładały się, a teraz miał je pod nosem. Naprawdę musiał się powstrzymać, by nie zwymiotować. Lecz nie udało mu się za bardzo. Trochę śliny z krwią i wymiocinami popłynęło mu z ust na podłogę. Sekundę później w jego uszy uderzył kolejny dźwięk. Jakby ktoś chciał oderwać mu uszy. Złapał się ponownie za głowę i jego wzrok pofrunął ku sufitowi. Tam nie było lepiej. Można rzecz, że nawet gorzej. Raz nawet zaczął się zastanawiać czy nie zwariował od tej mikstury. No bo kto normalny widzi Koszarowego i Blade’a Rivera tańczących razem Cancana. Po za tym obydwaj tancerze byli ubrani w różowe koszulki i majtki z napisem. „Wolność dla mniejszości seksualnych.” Po chwili znowu mu się zebrało na wymioty, lecz już nie z powodu zapachu, który ciągle był obecny. Koszarowy i Blade zaczęli się namiętnie całować. Syn Aryenne zamknął oczy by tego nie widzieć. Miał szczęście. W następnej chwili ognista krew ponownie w nim zawrzała. Odwrócił się na brzuch i próbował podnieść. Powoli na kolana, walcząc równocześnie z bólem. Oddychał głęboko, starając się nie zemdleć. Równocześnie rosła jego moc. Osiem tysięcy. Dziewięć tysięcy. Piętnaście tysięcy. Jego włosy zaczęły się podnosić i zmieniać kolor. Co chwila stawały się złote, by zaraz zamienić się w czarne. Nawet nie wiedział kiedy zaczął krzyczeć. Krzyk niósł się po całym pomieszczeniu. I nagle w jednej chwili ból się zakończył. Włosy opadły. Energia zmalała. Raz położył się na plecach dysząc ciężko.
- Nigdy…więcej…za żadne… skarby. – wysapał
Occ:
Początek treningu.
Podwyższenie i obniżenie bólu przez miksturkę.
Raz poddany testowi.
Regeneracja 10% Hp i Ki
- Dlaczego to musi być takie skomplikowane? – warknął do siebie uderzając pięścią do tyłu. Trafił w ścianę. Nawet nie poczuł bólu. To było zbyt słabe odczucie, gdyż się do niego przyzwyczaił. Jego ciało było już tyle razy bite, rozcinane, przypalane, że nie robiło na nim to wrażenia.
Wziął głęboki oddech. Ponownie się wyciszył. Chciał poczuć to co czuł w stanie zawieszenia.
Ogień.
Niebieskie płomienie, które go otaczały. Czuł je, ale nie wiedział gdzie są. Tak jak wtedy. Wyczuwał jeden silny płomień, który do niego przemawiał. Pomagał wrócić. Zaś teraz ten sam płomień płonął obok niego. Raziel otworzył oczy i spojrzał na lewo. Tam gdzie spodziewał się ujrzeć dziwny niebieski płomyczek siedziała tylko Vi. Blondynka odpoczywała. Zamknął ponownie swoje lustra duszy. Natychmiast na jej miejscu rozpalił się ogień. Dziwne. Co to mogło być. I nagle przypomniał sobie rozmowę z Vi, kiedy lecieli do szpitala. Mówiła o wyczuwaniu energii Ki. Raz zanotował tą informację, jednak od czasu operacji mieli ważniejsze sprawy na głowie. Uśmiechnął się do siebie. Nie ma to jak przypominanie sobie o przydatnych rzeczach. Płomień Vivian był jasny i żywy. Czuć był od niego przyjemne ciepło. Ale było w nim coś jeszcze. Jakby smutek, strach i ból. Strach przed byciem zranionym. Ból z powodu straty. Zahne nie odczytywał tego. Po prostu czuł te emocje, jakby należały do niego. Chciał spróbować rozszerzyć zasięg by wyczuć Ki Trenerów, lecz nie zdążył. Do Karceru wpadły trzy energie. Ich moc zakłóciła skupienie wojownika, zaś on sam poczuł ból w potylicy. Otworzył oczy. Do pomieszczenia wrócił Trener w czerwonej pelerynie i dwójka medyków. W następnej chwili zniknęły kraty, zaś Raz ponownie padł na glebę bez mocy. To już przestawało być śmieszne. Popatrzyli an jego szwy, które puściły i zajęli się nimi. Delikatni to oni nie byli. Kroili i zszywali na żywca. A Saiyanin nawet nie mógł jęknąć. Te kajdanki odbierały mu wszystkie siły. Teraz mógł go skopać byle kadet, czy nawet dziecko, a on by się nie obronił. Po kilku minutach było po wszystkim. Lecz zielonooki nie wiedział czy nie chciałby jeszcze trochę się pomęczyć. Bo gdy zobaczył co szykuje dla niego lekarz, to skóra mu ścierpła. Mężczyzna ze złotym zębem trzymał olbrzymią strzykawkę, z czerwonym płynem. Syn Aryenne natomiast miał zostać pierwszym królikiem…znaczy się szczęśliwcem, który dostąpi zaszczytu przyjęcia leku. Super. Z deszczu pod rynnę. Wojownik nawet się nie spostrzegł kiedy mężczyzna wbił mu igłę w żyłę i zaczął pompować płyn. Po chwili było po wszystkim. Lekarze wyszli, a on znów odzyskiwał siły. Lecz nie przejmował się tym. W miejscu gdzie zaaplikowano mu lekarstwo czuł ból. Ból, który go palił. Po chwili zaczął się rozprzestrzeniać. Ciemnowłosy czuł się jakby jego żyły, krew były żywym ogniem. Ogniem, który palił go od wewnątrz. Chciał krzyczeć lecz nie mógł. Głos uwiązł mu w gardle. Złapał się za lewy nadgarstek i upadł na plecy. Umierał. Był tego pewien. Lecz w następnej chwili wszystko ustało. Leżał na plecach i oddychał głęboko. Nie było to zbyt przyjemne uczucie. Nagle w jego głowie wybuchła bomba. Złapał się za uszy i jęknął. Czuł się jakby obok niego eksplodował cały reaktor. W następnej chwili usłyszał czyjś głos. Głos jakby ktoś mu się darł do ucha. Równocześnie wszystko pachniało jak czekolada. Mleczna czekolada z ziemi. Ściana, poduszka, koc, kraty. Powąchał poduszkę i musiał się powstrzymać by nie zwymiotować. To nie była czekolada. To nie był nawet zapach materiału. To był zapach ciał, które leżały dwa dni na gorącym słońcu. Rozkładały się, a teraz miał je pod nosem. Naprawdę musiał się powstrzymać, by nie zwymiotować. Lecz nie udało mu się za bardzo. Trochę śliny z krwią i wymiocinami popłynęło mu z ust na podłogę. Sekundę później w jego uszy uderzył kolejny dźwięk. Jakby ktoś chciał oderwać mu uszy. Złapał się ponownie za głowę i jego wzrok pofrunął ku sufitowi. Tam nie było lepiej. Można rzecz, że nawet gorzej. Raz nawet zaczął się zastanawiać czy nie zwariował od tej mikstury. No bo kto normalny widzi Koszarowego i Blade’a Rivera tańczących razem Cancana. Po za tym obydwaj tancerze byli ubrani w różowe koszulki i majtki z napisem. „Wolność dla mniejszości seksualnych.” Po chwili znowu mu się zebrało na wymioty, lecz już nie z powodu zapachu, który ciągle był obecny. Koszarowy i Blade zaczęli się namiętnie całować. Syn Aryenne zamknął oczy by tego nie widzieć. Miał szczęście. W następnej chwili ognista krew ponownie w nim zawrzała. Odwrócił się na brzuch i próbował podnieść. Powoli na kolana, walcząc równocześnie z bólem. Oddychał głęboko, starając się nie zemdleć. Równocześnie rosła jego moc. Osiem tysięcy. Dziewięć tysięcy. Piętnaście tysięcy. Jego włosy zaczęły się podnosić i zmieniać kolor. Co chwila stawały się złote, by zaraz zamienić się w czarne. Nawet nie wiedział kiedy zaczął krzyczeć. Krzyk niósł się po całym pomieszczeniu. I nagle w jednej chwili ból się zakończył. Włosy opadły. Energia zmalała. Raz położył się na plecach dysząc ciężko.
- Nigdy…więcej…za żadne… skarby. – wysapał
Occ:
Początek treningu.
Podwyższenie i obniżenie bólu przez miksturkę.
Raz poddany testowi.
Regeneracja 10% Hp i Ki
Re: Cele więzienne
Wto Sty 14, 2014 11:17 pm
Trener w czerwieni przewrócił oczami, miała zrelacjonować po kolei wydarzenia. Nikt nie prosił jej o opis przeżyć wewnętrznych Jednak końcowa część wypowiedzi spodobała mu się. Cieszył się, że dotarło coś z tego co mówił. Jeszcze będą z niej ludzie. Natomiast drugi mężczyzna niecierpliwił się coraz bardziej, z minuty na minutę bębnił szybciej palcami o stół.
W końcu nie wytrzymał, złapał halfkę za ubranie, pociągnął do siebie, obrócił i przygniótł do ściany. Była tak wysoko, że nie dotykała stopami ziemi. Zdzielił ją kilkukrotnie otwartą dłonią w twarz.
- Co Ty mi tu pierdolisz?!!! Ten pieprzony jaszczur rozwalił pół miasta, a Ty puściłaś go wolno?! No ja do kurwy nędzy nie wytrzymam. Gdzie Ty miałaś mózg gówniaro! No ja pierdolę!
Puścił dziewczynę i nacisnął przycisk scutera.
- Uwaga do wszystkich. Na planecie przebywa osobnik rasy changeling. Sowita nagroda dla tego, kto dostarczy mi zwłoki. Polowanie czas zacząć.
- Weź lepiej tresuj swoje pieski. Właśnie dlatego ta cała akcja, aby słabe ścierwa nie zaprzątały nam głowy. Masz ci los, a ta przeżyła.
- Milcz! – odezwał się ”czerwony”. Faktycznie, mężczyzna z bródką powiedział o jedno zdanie za daleko.
Trener w czerwieni pochylił się nad siedzącą Vivian, a w oczach iskrzyła mu złość. Nie był zły na nią konkretnie, ale na całą sytuację. Dziewczyna dotąd nie miała okazji widzieć go takim, zwykle był opanowany i spokojny.
- Pamiętasz rozkaz, miałaś nie wyściubiać nosa z Akademii. Nie po to dbałem o Was i dałem ochronę, aż dolecisz razem z Hazardem do Akademii. Ale oboje nie słuchaliście, Hazard nadmiar wszystkiego zrobił sobie wycieczkę krajoznawczą i wpadł w pułapkę. To wszystko, co się stało to jego wina. Nie masz jeszcze doświadczenia, aby samodzielnie podejmować decyzje. Rozumiesz dlaczego bezwzględne wykonywanie rozkazów jest takie ważne?
- Prędzej czy później padłoby na kogoś. Jesteś wściekły, bo to jeden z twoich żołnierzyków okazał się najgorszy. Już nie jest z ciebie taki wzorowy nauczyciel hahahaha. Do tego dziewczynka nie umie zabijać.
Peleryniarz nie skomentował tej uwagi. Przez chwilę zapanowało milczenie, przerywane tylko ciężkim oddechem Vivian, która nadal siedziała poobijana pod ścianą. Następnie Trener podszedł do drzwi i otworzył je. W progu odwrócił się i spojrzał na towarzysza.
- Lecę tam, myślę że już czas. Zajmij się tą dwójką.
Wyszedł, pozostawiając kadetów samych z brodatym mężczyzną. Ten co jakiś czas wpatrywał się ostro w Vivian, jakby chciał ją sprowokować do wybuchu i mieć pretekst do pomęczenia jej jeszcze trochę. Kilka minut minęło w ciszy, gdy nagle drzwi otworzyły się z hukiem. Do pomieszczenia weszła dwójka młodych chłopaków o randze Nashi. Jeden miał w rękach miskę pełną jakiejś dziwnej substancji. Z głupimi uśmieszkami stanęli przed kwaterą Raziel'a.
- Przyszliśmy nakarmić tego tutaj - rzekł jeden z nich do Trenera - nie możemy przecież pozwolić żeby syn Zidarock'a Zahne padł tutaj z głodu.
Trener tylko skinął głową, uśmiechając się lekko. Kraty w celi chłopaka zniknęły, nieznajomi weszli do środka. Pochylili się nad Raz'em, szczerząc do niego zęby. Następnie ten dzierżący w dłoniach duże naczynie, zanurzył rękę w masie, po czym włożył trochę jej zawartości do ust więźnia. Smakowało prawie tak okropnie jak papka dla kadetów serwowana na stołówce, a może nawet gorzej. Młodzi Saiyan'ie mieli kupę zabawy, wpychając to świństwo do ust swojego rówieśnika. Ten nie miał jak się przed tym bronić, kajdany cały czas krępowały jego ruchy.
- Co jest, nie smakuje? - zakpił jeden - nie zdajesz sobie sprawy ile czasu włożyliśmy w przygotowanie tego rarytasu.
W końcu, gdy miska była pusta, wstali roześmiali się głośno i opuścili celę by udać się do wyjścia. Idąc z powrotem korytarzem minęli się ze sporą grupką. Dziesiątka strażników prowadząca piątkę aresztowanych. Wcześniej byli też z Nimi Trener w Czerwieni oraz Wojownik zwany Hikaru, lecz zaraz po wejściu do budynku Akademii udali się w inną stronę. Reszta zmierzała dalej. Weszli właśnie do ciemnego pomieszczenia pełnego jednoosobowych cel. Dwójka niosąca Hazard'a zatrzymała się.
- Ten zostaje tutaj.
Pozostali zobaczyli tylko jak wrzucają chłopaka do jednej z cel, po czym przeszli do kolejnego pomieszczenia. Tutaj zastali siedzącego na krześle Trenera, oraz innych aresztowanych - Vivian i Raziel'a. Kuro również został bezceremonialnie wrzucony do komórki, uprzednio zostając wyposażony w specjalne kajdany. Mężczyzna z brodą wstał.
- Każde do osobnej celi, ruszać się! - rzekł do April, Vulfili i Red'a.
Wkrótce i na ich nadgarstkach i kostkach pojawiły się specjalne urządzenia tłumiące Ki, oraz paraliżujące osobę, jeśli zajdzie taka potrzeba. Tylko jedna cela pozostała pusta, pozostałych sześć miało już swojego właściciela lub właścicielkę. Pozostało im czekać.
OCC:
Czwórka nowych - wybieracie sobie kogo chcecie mieć za sąsiada, tylko zapamiętajcie to ustawienie i trzymajcie się go pisząc posty
Raziel - opisujesz ten niezbyt przyjemny incydent, mile widziane opisy jak dławisz się jedzeniem itp.
Hik - z Peleryniarzem do jego gabinetu na pogaduchy.
8 - jeśli zechcesz jakoś zareagować i pomóc Raz'owi, licz się z reakcją dręczących go Nashi, a nawet samego Trenera. Poza tym - 1500 dmg.
W końcu nie wytrzymał, złapał halfkę za ubranie, pociągnął do siebie, obrócił i przygniótł do ściany. Była tak wysoko, że nie dotykała stopami ziemi. Zdzielił ją kilkukrotnie otwartą dłonią w twarz.
- Co Ty mi tu pierdolisz?!!! Ten pieprzony jaszczur rozwalił pół miasta, a Ty puściłaś go wolno?! No ja do kurwy nędzy nie wytrzymam. Gdzie Ty miałaś mózg gówniaro! No ja pierdolę!
Puścił dziewczynę i nacisnął przycisk scutera.
- Uwaga do wszystkich. Na planecie przebywa osobnik rasy changeling. Sowita nagroda dla tego, kto dostarczy mi zwłoki. Polowanie czas zacząć.
- Weź lepiej tresuj swoje pieski. Właśnie dlatego ta cała akcja, aby słabe ścierwa nie zaprzątały nam głowy. Masz ci los, a ta przeżyła.
- Milcz! – odezwał się ”czerwony”. Faktycznie, mężczyzna z bródką powiedział o jedno zdanie za daleko.
Trener w czerwieni pochylił się nad siedzącą Vivian, a w oczach iskrzyła mu złość. Nie był zły na nią konkretnie, ale na całą sytuację. Dziewczyna dotąd nie miała okazji widzieć go takim, zwykle był opanowany i spokojny.
- Pamiętasz rozkaz, miałaś nie wyściubiać nosa z Akademii. Nie po to dbałem o Was i dałem ochronę, aż dolecisz razem z Hazardem do Akademii. Ale oboje nie słuchaliście, Hazard nadmiar wszystkiego zrobił sobie wycieczkę krajoznawczą i wpadł w pułapkę. To wszystko, co się stało to jego wina. Nie masz jeszcze doświadczenia, aby samodzielnie podejmować decyzje. Rozumiesz dlaczego bezwzględne wykonywanie rozkazów jest takie ważne?
- Prędzej czy później padłoby na kogoś. Jesteś wściekły, bo to jeden z twoich żołnierzyków okazał się najgorszy. Już nie jest z ciebie taki wzorowy nauczyciel hahahaha. Do tego dziewczynka nie umie zabijać.
Peleryniarz nie skomentował tej uwagi. Przez chwilę zapanowało milczenie, przerywane tylko ciężkim oddechem Vivian, która nadal siedziała poobijana pod ścianą. Następnie Trener podszedł do drzwi i otworzył je. W progu odwrócił się i spojrzał na towarzysza.
- Lecę tam, myślę że już czas. Zajmij się tą dwójką.
Wyszedł, pozostawiając kadetów samych z brodatym mężczyzną. Ten co jakiś czas wpatrywał się ostro w Vivian, jakby chciał ją sprowokować do wybuchu i mieć pretekst do pomęczenia jej jeszcze trochę. Kilka minut minęło w ciszy, gdy nagle drzwi otworzyły się z hukiem. Do pomieszczenia weszła dwójka młodych chłopaków o randze Nashi. Jeden miał w rękach miskę pełną jakiejś dziwnej substancji. Z głupimi uśmieszkami stanęli przed kwaterą Raziel'a.
- Przyszliśmy nakarmić tego tutaj - rzekł jeden z nich do Trenera - nie możemy przecież pozwolić żeby syn Zidarock'a Zahne padł tutaj z głodu.
Trener tylko skinął głową, uśmiechając się lekko. Kraty w celi chłopaka zniknęły, nieznajomi weszli do środka. Pochylili się nad Raz'em, szczerząc do niego zęby. Następnie ten dzierżący w dłoniach duże naczynie, zanurzył rękę w masie, po czym włożył trochę jej zawartości do ust więźnia. Smakowało prawie tak okropnie jak papka dla kadetów serwowana na stołówce, a może nawet gorzej. Młodzi Saiyan'ie mieli kupę zabawy, wpychając to świństwo do ust swojego rówieśnika. Ten nie miał jak się przed tym bronić, kajdany cały czas krępowały jego ruchy.
- Co jest, nie smakuje? - zakpił jeden - nie zdajesz sobie sprawy ile czasu włożyliśmy w przygotowanie tego rarytasu.
W końcu, gdy miska była pusta, wstali roześmiali się głośno i opuścili celę by udać się do wyjścia. Idąc z powrotem korytarzem minęli się ze sporą grupką. Dziesiątka strażników prowadząca piątkę aresztowanych. Wcześniej byli też z Nimi Trener w Czerwieni oraz Wojownik zwany Hikaru, lecz zaraz po wejściu do budynku Akademii udali się w inną stronę. Reszta zmierzała dalej. Weszli właśnie do ciemnego pomieszczenia pełnego jednoosobowych cel. Dwójka niosąca Hazard'a zatrzymała się.
- Ten zostaje tutaj.
Pozostali zobaczyli tylko jak wrzucają chłopaka do jednej z cel, po czym przeszli do kolejnego pomieszczenia. Tutaj zastali siedzącego na krześle Trenera, oraz innych aresztowanych - Vivian i Raziel'a. Kuro również został bezceremonialnie wrzucony do komórki, uprzednio zostając wyposażony w specjalne kajdany. Mężczyzna z brodą wstał.
- Każde do osobnej celi, ruszać się! - rzekł do April, Vulfili i Red'a.
Wkrótce i na ich nadgarstkach i kostkach pojawiły się specjalne urządzenia tłumiące Ki, oraz paraliżujące osobę, jeśli zajdzie taka potrzeba. Tylko jedna cela pozostała pusta, pozostałych sześć miało już swojego właściciela lub właścicielkę. Pozostało im czekać.
OCC:
Czwórka nowych - wybieracie sobie kogo chcecie mieć za sąsiada, tylko zapamiętajcie to ustawienie i trzymajcie się go pisząc posty
Raziel - opisujesz ten niezbyt przyjemny incydent, mile widziane opisy jak dławisz się jedzeniem itp.
Hik - z Peleryniarzem do jego gabinetu na pogaduchy.
8 - jeśli zechcesz jakoś zareagować i pomóc Raz'owi, licz się z reakcją dręczących go Nashi, a nawet samego Trenera. Poza tym - 1500 dmg.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Cele więzienne
Sro Sty 15, 2014 8:46 am
Z Pola Bitewnego
Był naprawdę niezadowolony, kiedy strażnicy skuli jego i resztę jak kryminalistów, by prowadzić ich aż do większej społeczności bandytów za kratkami. To nie były typowe cele, miały liczne zabezpieczenia jak i ich kajdanki. Ciągle zastanawiał się nad tym wszystkim co zaszło i co może ich czekać. Red miał trochę pod górkę - nie płynęła w nim krew Saiyan, nawet w najmniejszej części. Musiał przyjąć propozycję Kuro, który przed omdleniem podzielił się wskazówkami. Nie pozostało mu nic innego jak spróbować zagrać takiego wojownika, a po swoim ubiorze mógł stwierdzić, że był tylko kadetem. Cóż, musiał sporo przyłożyć się do tego, by skryć swoją Ki i zmniejszyć ją stokrotnie. Nie znalazł ani jednego motyla krążącego nad nim, więc chyba plan powiedzie się. Pozostała tylko kwestia odgrywania kogoś, kim nigdy nie był, a będzie trzeba taką być. Podejrzewał, że jako kadet ma niewiele do powiedzenia (co było mu na rękę), dlatego bez większych problemów dał się zakuć w kajdanki i wlec do tego miejsca. Od razu wiedział, że przetrwanie w klatkach będzie ciężkie ze względu na nieprzewidywalność straży. Nie sprawiał kłopotów osobom, które go ciągnęły za sobą. Przy okazji spoglądał na to co robią inni, próbował naśladować April, gdyż wiedziała czym takie życie Saiyana się odznacza.
Dotarli do korytarza z celami. Rozdzielono od nich Hazarda i Kuro, których brutalnie wrzucono do komórek. Dziewczynom i demonowi na pewno burzyła się krew, ale mogli tylko rzucić ukradkowe spojrzenia i zająć swoje klatki.
Od kiedy zakuli go w kajdanki zachowywał się tak jakby wszystko co widzi było mu obce, jakby zapomniał wszystkich i wszystkiego. W pewnym sensie niewiele wiedział o Vegecie, więc taka linia odgrywania roli była mu na rękę. Spoglądał ukradkowo to na strażników z pytajnikami w oczach, to na innych uwięzionych. W swojej celi także przedstawiał się nędznie - strasznie niepewnie rozglądał się po otoczeniu i milczał ze smutkiem i niezrozumieniem tego co się działo: tutaj i z nim.
Całkiem ciekawa perspektywa pozwalała mu na odrobinę zabawy w tych ponurych okolicznościach.
[Ooc: Powiedzcie czy tak może być czy coś zmienić]
Mogliście ich zakneblować jeszcze, niektórzy mogą pluć z japy dziwnymi substancjami. Wybacz Redziu, że pod Twoim postem ~ June
Był naprawdę niezadowolony, kiedy strażnicy skuli jego i resztę jak kryminalistów, by prowadzić ich aż do większej społeczności bandytów za kratkami. To nie były typowe cele, miały liczne zabezpieczenia jak i ich kajdanki. Ciągle zastanawiał się nad tym wszystkim co zaszło i co może ich czekać. Red miał trochę pod górkę - nie płynęła w nim krew Saiyan, nawet w najmniejszej części. Musiał przyjąć propozycję Kuro, który przed omdleniem podzielił się wskazówkami. Nie pozostało mu nic innego jak spróbować zagrać takiego wojownika, a po swoim ubiorze mógł stwierdzić, że był tylko kadetem. Cóż, musiał sporo przyłożyć się do tego, by skryć swoją Ki i zmniejszyć ją stokrotnie. Nie znalazł ani jednego motyla krążącego nad nim, więc chyba plan powiedzie się. Pozostała tylko kwestia odgrywania kogoś, kim nigdy nie był, a będzie trzeba taką być. Podejrzewał, że jako kadet ma niewiele do powiedzenia (co było mu na rękę), dlatego bez większych problemów dał się zakuć w kajdanki i wlec do tego miejsca. Od razu wiedział, że przetrwanie w klatkach będzie ciężkie ze względu na nieprzewidywalność straży. Nie sprawiał kłopotów osobom, które go ciągnęły za sobą. Przy okazji spoglądał na to co robią inni, próbował naśladować April, gdyż wiedziała czym takie życie Saiyana się odznacza.
Dotarli do korytarza z celami. Rozdzielono od nich Hazarda i Kuro, których brutalnie wrzucono do komórek. Dziewczynom i demonowi na pewno burzyła się krew, ale mogli tylko rzucić ukradkowe spojrzenia i zająć swoje klatki.
- Rozmieszczenie cel do użytkowników (wg kilku wytycznych graczy):
Od kiedy zakuli go w kajdanki zachowywał się tak jakby wszystko co widzi było mu obce, jakby zapomniał wszystkich i wszystkiego. W pewnym sensie niewiele wiedział o Vegecie, więc taka linia odgrywania roli była mu na rękę. Spoglądał ukradkowo to na strażników z pytajnikami w oczach, to na innych uwięzionych. W swojej celi także przedstawiał się nędznie - strasznie niepewnie rozglądał się po otoczeniu i milczał ze smutkiem i niezrozumieniem tego co się działo: tutaj i z nim.
Całkiem ciekawa perspektywa pozwalała mu na odrobinę zabawy w tych ponurych okolicznościach.
[Ooc: Powiedzcie czy tak może być czy coś zmienić]
Mogliście ich zakneblować jeszcze, niektórzy mogą pluć z japy dziwnymi substancjami. Wybacz Redziu, że pod Twoim postem ~ June
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Cele więzienne
Czw Sty 16, 2014 9:22 pm
Szybko oddzielili ją od Kuro. Nawet nie zdążyła nic zrobić, usłyszała jedynie jego Kocham. Ktoś silną ręką i gwałtownie odciągnął ją. Udało jej się jedynie spojrzeć mu w oczy i wykrzyknąć na cały głos jego imię. Czuła jakby każda sekunda działa się w zwolnionym tempie, dokładnie wpatrywała się w czarne jak smoła patrzałki chłopaka. Zagryzła dolną wargę, stało się to, czego się spodziewała, złapali ich i nawet Hikaru. Zerknęła na Red’a, na szczęście jej chłopak pomyślał o wszystkim i przekazał jemu wiadomość, martwiła się o niego. Spuściła głowę w dół, zasłaniając całą twarz włosami. Prowadzili ją przez jej starą Akademię, ale czuła jakby hańba ją złapała. Jeszcze w dzieciństwie pamiętała jak ojciec powiedział do niej: ,,Jesteś z rozpoznania. Możesz robić wszystko na co masz ochotę, ale nie możesz dać się złapać.’’ Na samym początku były to proste czynności typu: zabranie jedzenia ze stołu, gdy została przyłapana oczywiście ostro za do dostawała, potem przeniosło się to dalej, bez trudu mogła ukraść coś z targu, albo zamiast się uczyć robić inne rzeczy, nie mogła dać się złapać. To było dla niej najważniejsze, długo nie się nie dawała, aż do teraz. Wiedziała, że jej rodzina wywoływała duży nacisk na to, przez co poprzez misji zawsze byli wysyłaniu do przeszpiegów terenu, byli do tego idealni. Nikt nie nadawał się lepiej niż osoba, która nie mogła dać się złapać i uczona była tego od pokolenia.
Jej wzrok powędrował na Ósemkę i Raziela, wciąż miała jego naszyjnik na sobie, oplatał ją wokół szyi kończąc się na jej jędrnych i zgrabnych piersiach. Rozumiała, że wcześniej brakowało tylko ich, ciekawe co z nimi zrobią, co mają w zamiarze, przecież uratowali Vegetę, a traktują ich jak śmieci, totalnych śmieci, którzy są już nikomu niepotrzebni. Hikaru odszedł gdzieś, a Kuro został bezceremonialny wrzucony do swojej celi, nawet nie zareagowała na to. Ciągle miała spuszczoną głowę. Była ciekawa, co zrobią teraz. Nie miała zamiaru nim niczego mówić, nawet odezwać się słowem, mogą robić z nią co chcą. Na jej dumę uderzyło to, że się dali. Chłopaka o imieniu Hazard wsadzili jeszcze gdzieś indziej, czy odpowie za to co zrobił, czy go wyleczą? Zamknęli ją tuż obok Reda, na całe szczęście. Podniosła na moment głowę, aby spojrzeć mu w oczy tuż przed wejściem. Musiała go teraz wspierać i pilnować. W końcu był demonem, a oni nie mogą się o tym dowiedzieć. Ich sytuacja nie wyglądała na zbyt ciekawą, wręcz odwrotnie. Zaczęła się powoli załamywać i żałować, że dostali się tutaj z Ziemi, gdzie ich życie wyglądało całkowicie inaczej, było spokojne i otoczenie było przepiękne, a tutaj? Czerwień i czerwień. Była winna, że Red się tutaj znalazł, stanęła przy kratkach ciągle spuszczoną głową.
- Przepraszam za wszystko. – wyszeptała cicho, nie chciała żeby ktokolwiek słyszał, po tym wszystkim usiadła grzecznie pod ścianą i oczekiwała na rozwój sytuacji. Nie miała zamiaru unosić się, ani podpadać nikomu. Wiedziała jakie panują tutaj zasady, chce po prostu swoje odsiedzieć i niech jej w nic nie mieszają, zresztą to bez znaczenia, bo nie wypowie ani słowa chociażby mieli ją torturować. Usiadła, podkuliła nogi i schowała głowę, widać było tylko jej długie, kruczoczarne włosy, które opadały na jej ciało.
Jej wzrok powędrował na Ósemkę i Raziela, wciąż miała jego naszyjnik na sobie, oplatał ją wokół szyi kończąc się na jej jędrnych i zgrabnych piersiach. Rozumiała, że wcześniej brakowało tylko ich, ciekawe co z nimi zrobią, co mają w zamiarze, przecież uratowali Vegetę, a traktują ich jak śmieci, totalnych śmieci, którzy są już nikomu niepotrzebni. Hikaru odszedł gdzieś, a Kuro został bezceremonialny wrzucony do swojej celi, nawet nie zareagowała na to. Ciągle miała spuszczoną głowę. Była ciekawa, co zrobią teraz. Nie miała zamiaru nim niczego mówić, nawet odezwać się słowem, mogą robić z nią co chcą. Na jej dumę uderzyło to, że się dali. Chłopaka o imieniu Hazard wsadzili jeszcze gdzieś indziej, czy odpowie za to co zrobił, czy go wyleczą? Zamknęli ją tuż obok Reda, na całe szczęście. Podniosła na moment głowę, aby spojrzeć mu w oczy tuż przed wejściem. Musiała go teraz wspierać i pilnować. W końcu był demonem, a oni nie mogą się o tym dowiedzieć. Ich sytuacja nie wyglądała na zbyt ciekawą, wręcz odwrotnie. Zaczęła się powoli załamywać i żałować, że dostali się tutaj z Ziemi, gdzie ich życie wyglądało całkowicie inaczej, było spokojne i otoczenie było przepiękne, a tutaj? Czerwień i czerwień. Była winna, że Red się tutaj znalazł, stanęła przy kratkach ciągle spuszczoną głową.
- Przepraszam za wszystko. – wyszeptała cicho, nie chciała żeby ktokolwiek słyszał, po tym wszystkim usiadła grzecznie pod ścianą i oczekiwała na rozwój sytuacji. Nie miała zamiaru unosić się, ani podpadać nikomu. Wiedziała jakie panują tutaj zasady, chce po prostu swoje odsiedzieć i niech jej w nic nie mieszają, zresztą to bez znaczenia, bo nie wypowie ani słowa chociażby mieli ją torturować. Usiadła, podkuliła nogi i schowała głowę, widać było tylko jej długie, kruczoczarne włosy, które opadały na jej ciało.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Cele więzienne
Czw Sty 16, 2014 11:46 pm
Trenerzy obalili właśnie mit, że słuchają kadetów i powiedzmy, że w Vivian coś pękło.
Nie ukrywajmy, dała się ponieść emocjom. Złamała krawędź stołu, oczy jarzyły się jej czerwienią i sypały iskrami jak rozszalały płomień. Oczekiwać od kogoś w takiej chwili zachowania spokój było porównywalne do machania kawałkiem świeżego mięsa przed łbem głodnego tygrysa. Kiciuś się wnerwił. I to bardzo. Jeśli bycie żołnierzem ma oznaczać wyzbycie się wszelkich uczuć, to droga wolna, niech poderżną jej gardło, tu i teraz. Przynajmniej nie będzie musiała tkwić w schronie, podczas gdy garstka kadetów bierze na siebie całe ryzyko. Miała ochotę spytać, czy wygodnie siedziało się na kanapach, kiedy Tsuful wybijał cywili, ale ugryzła się w język. Nie bynajmniej z tego powodu, że postanowiła nad sobą zapanować.
Trener z bródką zaczął drzeć się o jej niekompetencji i wyklinać na czym świat stoi, po czym złapał ją błyskawicznie za gardło i bezceremonialnie ścisnął chudą szyję Ósemki. Poprzez odgłosy policzkowania słyszała jego wkurzony głos, widziała siną żyłkę pulsującą na czole. Miała szczerą nadzieję, że ta pęknie i mężczyzna sczeźnie na miejscu.
Jakby nie patrząc, Vivian jasno powiedziała, że po walce z Tsufulem wykrwawiała się wśród gruzu. Umierała. Czyżby Trener sądził, że rzuci się w pościg za Changelingiem, ciągnąc za sobą wianuszek flaków, wylewających się przez dziurę w boku? Oczywiście, miałaby wystarczającą ilość sił by przynieść jego łeb, by go powiesili sobie w gabinecie nad kominkiem! Jakby nie patrząc Jaszczur był ledwo żywy po walce, możliwe, że zginął od ran. By zniszczyć i wygonić z niego Tsufula również musiała wykrwawić zainfekowanego. To też zignorowali? Czy jawnie mieli gdzieś co ma do powiedzenia? Zachowywali się jakby co najmniej sprowadziła tutaj oddział uzbrojonych po zęby Changów. Najpierw trzymali się z dala od linii walki, a teraz mają żal, że nie kontrolowali tego co się tam działo…
Kadetka opadła bezwładnie na podłogę, podpierając się ramionami. Trener miał ciężkie łapy. Coś w krtani jej chrupnęło, a od uderzeń policzki przybierały siną barwę. Z kącików warg i spuchniętego nosa poleciała krew, otarła ją więc ostrożnie, łapiąc z trudem powietrze. Jeśli chcieli ją upokorzyć, to na pewien sposób się im udało. Zakrwawiona, brudna i na skraju wyczerpania psychicznego musiała przed nimi odpowiadać. Sadyści… Nie złamią jej. O nie…
Coś się działo na Polu. Ogromne wyładowanie energii i… Kuro, April, Red, jeszcze dwie nieznane Ki… Zainfekowany Hazard. Nie potrafiła się skupić na rozgrywających się wydarzeniach. Ból zatętnił w głowie, gdy potężne wyładowania Ki się zetknęły. Zaraz potem wszystko ucichło, tak nagle i bez ostrzeżenia... Mogła odetchnąć z ulgą.
To koniec.
Czy też to wyczuli?
Musiała unieść głowę, gdy dobiegł ją szelest peleryny. Trener w czerwieni nachylił się nad dziewczyną, a spojrzenie miał równie rozognione. Złość. Na nią? Drugiego Trenera? Tsufula? Walczących?… Czy własną niemoc? Przez moment była gotowa na śmierć, już pewna, że skręci jej kark… Wymienili tylko spojrzenia, Vivian po jego słowach delikatnie spuściła głowę.
- Zabrano mnie siłą z terenu Akademii, Sir. – Powiedziała cicho, tak by tylko on słyszał. Czemu wyrzuca jej to, czego był świadkiem na Placu? Doskonale widział jak Detektyw łapie halfkę niby worek ziemniaków i zabiera ze sobą. Ale nie, to też była jej wina… - Nigdy nie twierdziłam, że potrafię podejmować decyzję. Po prostu nie mogłam zostawić tych ludzi na pastwę losu. – W przeciwieństwie do was.
I trzymała się tej myśli. Jej własne życie jednak było coś warte, skoro pomogła ocalić kilka istnień. Niestety, tak wielu pochłonęła zemsta Katsu, że nawet ta część wydawała się nieznacząca w porównaniu do ogółu.
Nie umie zabijać. Prawda. Nie ma się czym chwalić, oni potrafią zabijać. Czy to była rzecz godna rozgłosu? Dla Saiyan pewnie tak, ale Ósemka nie chciała pozbawiać nikogo życia. Nie, dopóki nie będzie zmuszona i… Gotowa. W przeciwnym razie byłaby tylko żądną krwi małpą, nie lepszą od ogarniętego morderczym szałem Tsufula.
Trener w czerwieni opuścił Karcer i Vivian pozostała sam na sam z drugim mężczyzną. W celi obok sapał Raziel. Dziewczyna nie mogła zdradzić choćby mrugnięciem oka, jak bardzo chciała odwrócić głowę w jego stronę, jak zastanawiały ją jego krzyki i wahania energii. Eve ją zabiję, jak się dowie, że chłopak zginie. Co ci szarlatani z nim zrobili? Jednak jego Ki ucichła i mogła się uspokoić, tkwiąc na podłodze jak ostatnia łamaga. Chwilowo nie miała siły by wstać, tamowała tylko krople posoki spływające z ust, czując na sobie baczne spojrzenie. Najgorsze było to, że była świadoma złości mężczyzny siedzącego naprzeciw. Chciał ją uderzyć, nie, żeby dać jej nauczkę, ale dla samej radochy ujrzenia czyjejś krwi na łapach. Ósemka podchwyciła jego srogie spojrzenie i uśmiechnęła się kącikiem warg. Żyłka zatętniła mocniej. Oho, zirytowała małpę. Cichy głosik ostrzegał Ścierwo, by nie drażniła Trenera, bo poleje się krew, ale jej było już wszystko jedno.
Złapał ją pusty, cichy śmiech.
- Z czego rżysz?! – Warknął momentalnie Trener.
- Z siebie. – Wypaliła natychmiast Ósemka, z niepokojącym uśmiechem błąkającym się na umazanych czerwienią wargach.
Bo to było śmieszne… Nieprawdaż? Brodacz nie zdążył ryknąć, bo drzwi się otworzyły i do środka wpadło dwóch Nashich. Po krótkim wytłumaczeniu powodu wizyty weszli do celi Raziela. Vivian odprowadziła ich wzrokiem, a widząc co zamierzają zrobić, zaczynała się podnosić. Szlag, też sobie znaleźli troglodyci rozrywkę... Natychmiast oberwała w brzuch, tak, że skuliła się i znów znalazła na kolanach.
- Ktoś Ci pozwolił wstać, Ścierwo? To nie koniec przesłuchania. – Kropelki śliny poleciały w powietrzę gdy Trener wrzeszczał. Bezceremonialnie złapał halfkę za blond włosy na głowie. Pod tym względem był bardzo podobny do Koszarowego, ba, może to jego młodszy brat? Podobieństwo i okrucieństwo miał wymalowane na gębie.
Vivian rozchyliła wargi, błyskając zębami. Posadzono ją brutalnie na krześle, ale znów wstała. Nogi jej drżały, czuła jak posoka w niej wrze. I znów oberwała, tym razem w głowę. Po raz trzeci się podniosła, prostując, unosząc wyżej głowę i patrząc Trenerowi prosto w oczy. Odcień dumy w spojrzeniu i postanowienie, tak charakterystyczne dla brązowych tęczówek dziewczyny wróciło.
Tylko spróbuj. Ja się zawsze podniosę, słyszysz? Zawsze. To była wystarczająca prowokacja. Nie pozwalają mieć kadetom szacunku do samych siebie. Chcą w nich stłamsić wszelką nadzieję i okruchy pewności. Trener był zbyt silny. Jednym ciosem pięści coś pękło w jej ramieniu, krzesło poleciało w tył. Za każdym razem gdy halfka upadała, wstawała z powrotem, co jeszcze bardziej go rozsierdzało. Pod nią pojawiła się ciemnoczerwona plama. Nie walczyła, tylko uparcie starała się ustać na dwóch nogach. To było idiotyczne, ale musiała udowodnić, że jej nie pokona. Że jej nie złamie. Musiała to udowodnić, sobie, chociażby bolało. Bo jeśli się to jej nie uda, to zacznie wątpić, czy cała ta walka na Polu miała jakikolwiek sens…
Gdy trafił kolanem w żebra, opadła na bok, oddychając chrapliwie. Czuła smak krwi i… To było zabawne. Vivian biją za to, że ma czelność się podnieść i posiada resztki dumy, gdzieś na dnie obolałej duszy. Za to, że po prostu jest. Zawsze tak było… Zmiażdżyć Ścierwo, zgnieść Ścierwo. Nic się nie zmieniło, nawet teraz gdy jest w Akademii, po wszystkich zapewnieniach, że liczą się osiągnięcia. Mogłaby wgłębić się w ów brak zaszczytnych dokonań. Dalej jest pomiatana, dalej jest Ścierwem, dalej obrywa za wszystko, za samo istnienie.
Uniosła się na ramieniu, łypiąc na Trenera. Rany tak pieczołowicie opatrzone przez pielęgniarkę znów się otworzyły, zalewając krwią bandaż. Nie mówiąc, że obita Ósemka wyglądała jak zabrudzone posoką monstrum. I ani trochę nie czuła się winna.
- Trener znęcający się nad słabym kadetem… – Wychrypiała plując krwawą śliną. – Czy naprawdę nie można drgnąć, by nie dostać w twarz?
Spóźniła się. Nashi wstawali, kierując się do wyjścia. Grupa silnych Ki znajdowała się już w budynku Akademii… Kadetka nie chciała walczyć, nie miała na to siły, nawet jeśli jej kajdany były nieaktywne i mogła używać własnej energii. Zwróciła bezbarwne spojrzenie na Trenera. Drań miał wyjątkową rozrywkę przysparzając jej siniaków i bolesnych otarć. Obraził czerwonego Trenera, klął, przezwał ją Ścierwem. Chciała go ukarać. To było głupie, ale… Ósemka nigdy nie lekceważyła przeczuć oraz impulsów, tym razem również nie zamierzała tego robić.
Obklejona papką miska wyskoczyła z rąk jednego chłopaka, uleciała prowadzona dyskretnym ruchem dłoni dziewczyny i opadła na głowę Trenera z bródką. Mało apetyczne resztki glutowatej papki spłynęły po czerwonej twarzy mężczyzny, spływając mu zarost i kłaki na głowie. Mord w oczach błysnął jak znak ostrzegawczy, a dziewczyna nawet nie drgnęła na ten widok.
- Obawiam się Sir, że nie do twarzy Panu w zielonym… – Wrzuciła słabym głosem swoje trzy grosze.
Tym przedobrzyła. Trener rzucił naczyniem o ziemie i z rykiem godnym syreny przeciwmgielnej zaczął na oślep okładać dziewczynę. Podłoga drżała. Halfka odruchowo skuliła się na podłodze, bezradna wobec gradu ciosów. Gdy Saiyan z nią skończył, bolało ją całe ciało, nawet włosy. Wciąż przytomna i z siebie dumna – ani razu nie krzyknęła czy jęknęła. Nie dała mu tej satysfakcji. Za to pod stołem pojawiła się kałuża krwi. Trener splunął na bok, patrząc groźnie na dziewczynę. Oniemiali Nashi wciąż tkwili w połowie drogi do wyjścia.
- Co się gapicie?! Wrzućcie mi to Ścierwo do celi, ale już!! – Machnął ręką w kierunku Ósemki.
Chłopacy grzecznie podeszli, złapali dziewczynę za ramiona i pociągnęli w kierunku jej komórki. Na podłodze zostawiła za sobą niewyraźny ślad krwi. Nashi zaciągnęli ją na sam środek celi, po czym wycofali szybko i zniknęli za drzwiami Karceru.
Ósemka leżała tak jak ją zostawili, nie mając siły by ruszyć choćby palcem. Twarzą była zwrócona w stronę celi Raziela, a na jej ustach wciąż błąkał się niemrawy uśmiech.
- Było warto. – Powiedziała cicho, zamykając oczy.
Ostatnio odbijało jej gorzej niż zazwyczaj.
Teraz jedyne co mogła zrobić, to czekać. Gdy do pomieszczenia wkroczyły kolejne osoby, nie rozchyliła nawet powiek. Wyczuwała znajome energie. Hazarda wrzucili do innej celi, gdzieś obok nich. Najwyraźniej chcieli go odseparować od reszty. Trener wspominał, że cała ta sytuacja to jego wina… Mogła mieć tylko nadzieje, że konsekwencje jakie go spotkają, nie zabiją chłopaka. Będzie musiał żyć ze świadomością, że przyczynił się do śmierci wielu osób, a to była wystarczająca kara, gorsza niż to co zaserwują mu Trenerzy. Kuro też był nieprzytomny, Ki była bardzo słaba, ale wylądował w tym samym pomieszczeniu. Tak samo jak April i Red, którego poziom energii był dziwnie niski… Mógł być ranny. Wspominali jej, że można ukryć swoją moc, ale na jakiej zasadzie to działało, nie wiedziała. Niemniej, jedyną obcą energią była Ki zamknięta w celi po drugiej stronie Raziela. Vivian mogła wyczuć jeszcze jedną moc, która była obecna na Polu. Ta wraz z Trenerem udała się do jego gabinetu… Cokolwiek to miało znaczyć.
Wszyscy Ci, których akta tkwiły na stole, zostali pojmani i zamknięci w Karcerze.
O, radości.
Pytanie, co dalej?
OOC
A 8 odbija~
Nie ukrywajmy, dała się ponieść emocjom. Złamała krawędź stołu, oczy jarzyły się jej czerwienią i sypały iskrami jak rozszalały płomień. Oczekiwać od kogoś w takiej chwili zachowania spokój było porównywalne do machania kawałkiem świeżego mięsa przed łbem głodnego tygrysa. Kiciuś się wnerwił. I to bardzo. Jeśli bycie żołnierzem ma oznaczać wyzbycie się wszelkich uczuć, to droga wolna, niech poderżną jej gardło, tu i teraz. Przynajmniej nie będzie musiała tkwić w schronie, podczas gdy garstka kadetów bierze na siebie całe ryzyko. Miała ochotę spytać, czy wygodnie siedziało się na kanapach, kiedy Tsuful wybijał cywili, ale ugryzła się w język. Nie bynajmniej z tego powodu, że postanowiła nad sobą zapanować.
Trener z bródką zaczął drzeć się o jej niekompetencji i wyklinać na czym świat stoi, po czym złapał ją błyskawicznie za gardło i bezceremonialnie ścisnął chudą szyję Ósemki. Poprzez odgłosy policzkowania słyszała jego wkurzony głos, widziała siną żyłkę pulsującą na czole. Miała szczerą nadzieję, że ta pęknie i mężczyzna sczeźnie na miejscu.
Jakby nie patrząc, Vivian jasno powiedziała, że po walce z Tsufulem wykrwawiała się wśród gruzu. Umierała. Czyżby Trener sądził, że rzuci się w pościg za Changelingiem, ciągnąc za sobą wianuszek flaków, wylewających się przez dziurę w boku? Oczywiście, miałaby wystarczającą ilość sił by przynieść jego łeb, by go powiesili sobie w gabinecie nad kominkiem! Jakby nie patrząc Jaszczur był ledwo żywy po walce, możliwe, że zginął od ran. By zniszczyć i wygonić z niego Tsufula również musiała wykrwawić zainfekowanego. To też zignorowali? Czy jawnie mieli gdzieś co ma do powiedzenia? Zachowywali się jakby co najmniej sprowadziła tutaj oddział uzbrojonych po zęby Changów. Najpierw trzymali się z dala od linii walki, a teraz mają żal, że nie kontrolowali tego co się tam działo…
Kadetka opadła bezwładnie na podłogę, podpierając się ramionami. Trener miał ciężkie łapy. Coś w krtani jej chrupnęło, a od uderzeń policzki przybierały siną barwę. Z kącików warg i spuchniętego nosa poleciała krew, otarła ją więc ostrożnie, łapiąc z trudem powietrze. Jeśli chcieli ją upokorzyć, to na pewien sposób się im udało. Zakrwawiona, brudna i na skraju wyczerpania psychicznego musiała przed nimi odpowiadać. Sadyści… Nie złamią jej. O nie…
Coś się działo na Polu. Ogromne wyładowanie energii i… Kuro, April, Red, jeszcze dwie nieznane Ki… Zainfekowany Hazard. Nie potrafiła się skupić na rozgrywających się wydarzeniach. Ból zatętnił w głowie, gdy potężne wyładowania Ki się zetknęły. Zaraz potem wszystko ucichło, tak nagle i bez ostrzeżenia... Mogła odetchnąć z ulgą.
To koniec.
Czy też to wyczuli?
Musiała unieść głowę, gdy dobiegł ją szelest peleryny. Trener w czerwieni nachylił się nad dziewczyną, a spojrzenie miał równie rozognione. Złość. Na nią? Drugiego Trenera? Tsufula? Walczących?… Czy własną niemoc? Przez moment była gotowa na śmierć, już pewna, że skręci jej kark… Wymienili tylko spojrzenia, Vivian po jego słowach delikatnie spuściła głowę.
- Zabrano mnie siłą z terenu Akademii, Sir. – Powiedziała cicho, tak by tylko on słyszał. Czemu wyrzuca jej to, czego był świadkiem na Placu? Doskonale widział jak Detektyw łapie halfkę niby worek ziemniaków i zabiera ze sobą. Ale nie, to też była jej wina… - Nigdy nie twierdziłam, że potrafię podejmować decyzję. Po prostu nie mogłam zostawić tych ludzi na pastwę losu. – W przeciwieństwie do was.
I trzymała się tej myśli. Jej własne życie jednak było coś warte, skoro pomogła ocalić kilka istnień. Niestety, tak wielu pochłonęła zemsta Katsu, że nawet ta część wydawała się nieznacząca w porównaniu do ogółu.
Nie umie zabijać. Prawda. Nie ma się czym chwalić, oni potrafią zabijać. Czy to była rzecz godna rozgłosu? Dla Saiyan pewnie tak, ale Ósemka nie chciała pozbawiać nikogo życia. Nie, dopóki nie będzie zmuszona i… Gotowa. W przeciwnym razie byłaby tylko żądną krwi małpą, nie lepszą od ogarniętego morderczym szałem Tsufula.
Trener w czerwieni opuścił Karcer i Vivian pozostała sam na sam z drugim mężczyzną. W celi obok sapał Raziel. Dziewczyna nie mogła zdradzić choćby mrugnięciem oka, jak bardzo chciała odwrócić głowę w jego stronę, jak zastanawiały ją jego krzyki i wahania energii. Eve ją zabiję, jak się dowie, że chłopak zginie. Co ci szarlatani z nim zrobili? Jednak jego Ki ucichła i mogła się uspokoić, tkwiąc na podłodze jak ostatnia łamaga. Chwilowo nie miała siły by wstać, tamowała tylko krople posoki spływające z ust, czując na sobie baczne spojrzenie. Najgorsze było to, że była świadoma złości mężczyzny siedzącego naprzeciw. Chciał ją uderzyć, nie, żeby dać jej nauczkę, ale dla samej radochy ujrzenia czyjejś krwi na łapach. Ósemka podchwyciła jego srogie spojrzenie i uśmiechnęła się kącikiem warg. Żyłka zatętniła mocniej. Oho, zirytowała małpę. Cichy głosik ostrzegał Ścierwo, by nie drażniła Trenera, bo poleje się krew, ale jej było już wszystko jedno.
Złapał ją pusty, cichy śmiech.
- Z czego rżysz?! – Warknął momentalnie Trener.
- Z siebie. – Wypaliła natychmiast Ósemka, z niepokojącym uśmiechem błąkającym się na umazanych czerwienią wargach.
Bo to było śmieszne… Nieprawdaż? Brodacz nie zdążył ryknąć, bo drzwi się otworzyły i do środka wpadło dwóch Nashich. Po krótkim wytłumaczeniu powodu wizyty weszli do celi Raziela. Vivian odprowadziła ich wzrokiem, a widząc co zamierzają zrobić, zaczynała się podnosić. Szlag, też sobie znaleźli troglodyci rozrywkę... Natychmiast oberwała w brzuch, tak, że skuliła się i znów znalazła na kolanach.
- Ktoś Ci pozwolił wstać, Ścierwo? To nie koniec przesłuchania. – Kropelki śliny poleciały w powietrzę gdy Trener wrzeszczał. Bezceremonialnie złapał halfkę za blond włosy na głowie. Pod tym względem był bardzo podobny do Koszarowego, ba, może to jego młodszy brat? Podobieństwo i okrucieństwo miał wymalowane na gębie.
Vivian rozchyliła wargi, błyskając zębami. Posadzono ją brutalnie na krześle, ale znów wstała. Nogi jej drżały, czuła jak posoka w niej wrze. I znów oberwała, tym razem w głowę. Po raz trzeci się podniosła, prostując, unosząc wyżej głowę i patrząc Trenerowi prosto w oczy. Odcień dumy w spojrzeniu i postanowienie, tak charakterystyczne dla brązowych tęczówek dziewczyny wróciło.
Tylko spróbuj. Ja się zawsze podniosę, słyszysz? Zawsze. To była wystarczająca prowokacja. Nie pozwalają mieć kadetom szacunku do samych siebie. Chcą w nich stłamsić wszelką nadzieję i okruchy pewności. Trener był zbyt silny. Jednym ciosem pięści coś pękło w jej ramieniu, krzesło poleciało w tył. Za każdym razem gdy halfka upadała, wstawała z powrotem, co jeszcze bardziej go rozsierdzało. Pod nią pojawiła się ciemnoczerwona plama. Nie walczyła, tylko uparcie starała się ustać na dwóch nogach. To było idiotyczne, ale musiała udowodnić, że jej nie pokona. Że jej nie złamie. Musiała to udowodnić, sobie, chociażby bolało. Bo jeśli się to jej nie uda, to zacznie wątpić, czy cała ta walka na Polu miała jakikolwiek sens…
Gdy trafił kolanem w żebra, opadła na bok, oddychając chrapliwie. Czuła smak krwi i… To było zabawne. Vivian biją za to, że ma czelność się podnieść i posiada resztki dumy, gdzieś na dnie obolałej duszy. Za to, że po prostu jest. Zawsze tak było… Zmiażdżyć Ścierwo, zgnieść Ścierwo. Nic się nie zmieniło, nawet teraz gdy jest w Akademii, po wszystkich zapewnieniach, że liczą się osiągnięcia. Mogłaby wgłębić się w ów brak zaszczytnych dokonań. Dalej jest pomiatana, dalej jest Ścierwem, dalej obrywa za wszystko, za samo istnienie.
Uniosła się na ramieniu, łypiąc na Trenera. Rany tak pieczołowicie opatrzone przez pielęgniarkę znów się otworzyły, zalewając krwią bandaż. Nie mówiąc, że obita Ósemka wyglądała jak zabrudzone posoką monstrum. I ani trochę nie czuła się winna.
- Trener znęcający się nad słabym kadetem… – Wychrypiała plując krwawą śliną. – Czy naprawdę nie można drgnąć, by nie dostać w twarz?
Spóźniła się. Nashi wstawali, kierując się do wyjścia. Grupa silnych Ki znajdowała się już w budynku Akademii… Kadetka nie chciała walczyć, nie miała na to siły, nawet jeśli jej kajdany były nieaktywne i mogła używać własnej energii. Zwróciła bezbarwne spojrzenie na Trenera. Drań miał wyjątkową rozrywkę przysparzając jej siniaków i bolesnych otarć. Obraził czerwonego Trenera, klął, przezwał ją Ścierwem. Chciała go ukarać. To było głupie, ale… Ósemka nigdy nie lekceważyła przeczuć oraz impulsów, tym razem również nie zamierzała tego robić.
Obklejona papką miska wyskoczyła z rąk jednego chłopaka, uleciała prowadzona dyskretnym ruchem dłoni dziewczyny i opadła na głowę Trenera z bródką. Mało apetyczne resztki glutowatej papki spłynęły po czerwonej twarzy mężczyzny, spływając mu zarost i kłaki na głowie. Mord w oczach błysnął jak znak ostrzegawczy, a dziewczyna nawet nie drgnęła na ten widok.
- Obawiam się Sir, że nie do twarzy Panu w zielonym… – Wrzuciła słabym głosem swoje trzy grosze.
Tym przedobrzyła. Trener rzucił naczyniem o ziemie i z rykiem godnym syreny przeciwmgielnej zaczął na oślep okładać dziewczynę. Podłoga drżała. Halfka odruchowo skuliła się na podłodze, bezradna wobec gradu ciosów. Gdy Saiyan z nią skończył, bolało ją całe ciało, nawet włosy. Wciąż przytomna i z siebie dumna – ani razu nie krzyknęła czy jęknęła. Nie dała mu tej satysfakcji. Za to pod stołem pojawiła się kałuża krwi. Trener splunął na bok, patrząc groźnie na dziewczynę. Oniemiali Nashi wciąż tkwili w połowie drogi do wyjścia.
- Co się gapicie?! Wrzućcie mi to Ścierwo do celi, ale już!! – Machnął ręką w kierunku Ósemki.
Chłopacy grzecznie podeszli, złapali dziewczynę za ramiona i pociągnęli w kierunku jej komórki. Na podłodze zostawiła za sobą niewyraźny ślad krwi. Nashi zaciągnęli ją na sam środek celi, po czym wycofali szybko i zniknęli za drzwiami Karceru.
Ósemka leżała tak jak ją zostawili, nie mając siły by ruszyć choćby palcem. Twarzą była zwrócona w stronę celi Raziela, a na jej ustach wciąż błąkał się niemrawy uśmiech.
- Było warto. – Powiedziała cicho, zamykając oczy.
Ostatnio odbijało jej gorzej niż zazwyczaj.
Teraz jedyne co mogła zrobić, to czekać. Gdy do pomieszczenia wkroczyły kolejne osoby, nie rozchyliła nawet powiek. Wyczuwała znajome energie. Hazarda wrzucili do innej celi, gdzieś obok nich. Najwyraźniej chcieli go odseparować od reszty. Trener wspominał, że cała ta sytuacja to jego wina… Mogła mieć tylko nadzieje, że konsekwencje jakie go spotkają, nie zabiją chłopaka. Będzie musiał żyć ze świadomością, że przyczynił się do śmierci wielu osób, a to była wystarczająca kara, gorsza niż to co zaserwują mu Trenerzy. Kuro też był nieprzytomny, Ki była bardzo słaba, ale wylądował w tym samym pomieszczeniu. Tak samo jak April i Red, którego poziom energii był dziwnie niski… Mógł być ranny. Wspominali jej, że można ukryć swoją moc, ale na jakiej zasadzie to działało, nie wiedziała. Niemniej, jedyną obcą energią była Ki zamknięta w celi po drugiej stronie Raziela. Vivian mogła wyczuć jeszcze jedną moc, która była obecna na Polu. Ta wraz z Trenerem udała się do jego gabinetu… Cokolwiek to miało znaczyć.
Wszyscy Ci, których akta tkwiły na stole, zostali pojmani i zamknięci w Karcerze.
O, radości.
Pytanie, co dalej?
OOC
A 8 odbija~
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Cele więzienne
Pią Sty 17, 2014 12:41 pm
Vulfila szła cały czas bardzo zamyślona drogą do karceru zawalonej częściowo akademii, zerkając co jakiś czas na Hazarda, niesionego przez strażników. W głowie kłębiły jej się różne myśli, naprzemiennie strach o chłopaka mieszany z ulgą, bo jakoś wydawało jej się, że na Vegecie jednak panują pewne zasady podobne do ziemskich, to znaczy po aresztowaniu kogoś ciężko rannego zostanie on przetransportowany do szpitala. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że tak naprawdę saiyan zostanie zamknięty w lepiej strzeżonej celi, jakby stanowił nawet na wpół nieżywy ogromne zagrożenie. Z drugiej strony dopiero teraz zaczęło docierać do nastolatki, jak zachowała się na polu pobitewnym. Była nie dość, że samolubna, to jeszcze okazywała prawie obcemu sobie Hazardowi tyle uczucia, jakby co najmniej łączyło ich coś więcej niż kilka miłych słów i gestów w parku. Jak dobrze, że on jednak nie otworzył oczu i nie zorientował się, że ona tak bardzo spanikowała nad jego ciałem. Jeśli wyszedłby z walki cało i kiedyś spotkaliby się na korytarzu szkolnym, pewnie spłonęłaby czerwienią i musiała wykonać taktyczny obrót. A tak na szczęście on o niczym nie wiedział, a wszyscy świadkowie jej nie znali, więc nie powinna spodziewać się kąśliwych uwag z ich strony.
Nim Vulfila się obejrzała, już znalazła się w szkolnym karcerze. Jak można się było spodziewać, nikt nie zadbał o wygodę przetrzymywanych, a same cele były najprostszymi skrawkami przestrzeni, otoczonymi ścianami i kratami pod napięciem. Nawet na odrobinę prywatności nie można było liczyć, ponieważ ściany wykonano z przezroczystego materiału.
Na środku pomieszczenia stało biurko z krzesłami. Na jednym z nich siedziała złotowłosa dziewczyna, którą Vulfila kojarzyła z akademii i później z pola walki. Cała sytuacja była co najmniej podejrzana, ponieważ Vivian miała niewesołą minę, a brodaty strażnik wiszący nad nią tylko szukał na coś pretekstu. Instynkt podpowiedział Rogozin, że powinna mieć się na baczności i nie rzucać się w oczy, żeby kogoś do czegoś nie sprowokować. Schyliła głowę, jakby w ogóle nie była świadkiem całej sytuacji i z ogonem tylko delikatnie falującym udała się na sam koniec więzienia do celi obok Raziela.
Mijając celę Raziela, rzuciła w jego stronę jedynie krótkie spojrzenie, po czym odwróciła wzrok, robiąc wielkie oczy. "Oho, kłopoty"- rzuciła do siebie w myślach, ponieważ nie dość, że chłopak nie wyglądał na takiego, który byłby w dobrym stanie fizycznym czy psychicznym, to jeszcze miał taką minę, jakby zeżarł coś wyjątkowo niestrawnego, a wcześniej wstrzyknięto mu ciężkie narkotyki.
Vulfila weszła do swojej celi bez sprzeciwu. W środku znajdował sie tylko materac, w którym zapewne roiło się od pluskiew. To było dziewczynie w zasadzie obojętne. Była tak zmęczona i przygnębiona, że pierwsze, co zrobiła, to padła na kolana, a potem na nich przesunęła się do pryczy, żeby paść na nią bezwładnie. Ostatnie, czego chciała, to zwracać na siebie uwagę gotowych na wszystko strażników karceru. To chyba przepełniłoby czarę goryczy, jaką szesnastolatka byłaby w stanie przyjąć na jeden dzień. Kadetka przewróciła się na bok, podkuliła nogi i tak zwinięta w kłębek owinęła się własnym ogonkiem jak kołderką. Tak bardzo chciałaby teraz zasnąć i zapomnieć, a pozwolić snom na zbawienne oczyszczenie emocjonalne. To jednak okazało się niemożliwe. Myśli tłoczyły się w jej głowie, nie pozwalając na odpłynięcie w nicość.
Głównie myślała o Hazardzie, choć jej myśli nie układały się w żadną sensowną całość. przychodziły jak rzucane losowo hasła. Postanowiła wypchnąć je ze swojej głowy, skupiając się na czymkolwiek innym, a wtedy przypomniała sobie o Eve, którą zostawiła w szpitalu. Vulfila przewróciła się delikatnie na drugi bok, żeby móc spojrzeć na Raziela w celi obok. Przez chwilę wahała się, czy powinna go o to pytać, ale ostatecznie przemówiła przytłumionym głosem, żeby nie zwracać uwagi strażników.
- Widziałeś się z Eve? Czy wszystko z nią w porządku?- zapytała, nie odnosząc się zupełnie do obecnego stanu Raziela, którego uważała za wystarczająco silnego, żeby poradził sobie z obecnymi ranami. Traktowała go trochę jak pieska, który, jeśli źle się czuje, kładzie się na boku i leży w bezruchu do czasu, aż mu przejdzie, żeby znów móc swobodnie brykać.
W czasie, gdy Raziel odpowiadał, Vulfila patrzyła jadowitym spojrzeniem na Kuro, który siedział w celi na przeciwko. Nie wiedziała czemu, ale sam jego widok podnosił jej ciśnienie. Miała ochotę popsuc mu nastrój i sprawic, żeby czuł się winny tego, w jakim stanie znalazł się Hazard. W końcu jeśli nie ma winnego, to trzeba go sobie znaleźć. Jedyne, co powstrzymywało kadetkę to strażnik, którego bała się i nie chciała zwracać na siebie jego uwagi, ale jeśli ten choć na chwilę opuści pomieszczenie, dziewczyna planowała wylać na biednego saiyana wszystkie swoje żale.
OCC:
Trening start
Nim Vulfila się obejrzała, już znalazła się w szkolnym karcerze. Jak można się było spodziewać, nikt nie zadbał o wygodę przetrzymywanych, a same cele były najprostszymi skrawkami przestrzeni, otoczonymi ścianami i kratami pod napięciem. Nawet na odrobinę prywatności nie można było liczyć, ponieważ ściany wykonano z przezroczystego materiału.
Na środku pomieszczenia stało biurko z krzesłami. Na jednym z nich siedziała złotowłosa dziewczyna, którą Vulfila kojarzyła z akademii i później z pola walki. Cała sytuacja była co najmniej podejrzana, ponieważ Vivian miała niewesołą minę, a brodaty strażnik wiszący nad nią tylko szukał na coś pretekstu. Instynkt podpowiedział Rogozin, że powinna mieć się na baczności i nie rzucać się w oczy, żeby kogoś do czegoś nie sprowokować. Schyliła głowę, jakby w ogóle nie była świadkiem całej sytuacji i z ogonem tylko delikatnie falującym udała się na sam koniec więzienia do celi obok Raziela.
Mijając celę Raziela, rzuciła w jego stronę jedynie krótkie spojrzenie, po czym odwróciła wzrok, robiąc wielkie oczy. "Oho, kłopoty"- rzuciła do siebie w myślach, ponieważ nie dość, że chłopak nie wyglądał na takiego, który byłby w dobrym stanie fizycznym czy psychicznym, to jeszcze miał taką minę, jakby zeżarł coś wyjątkowo niestrawnego, a wcześniej wstrzyknięto mu ciężkie narkotyki.
Vulfila weszła do swojej celi bez sprzeciwu. W środku znajdował sie tylko materac, w którym zapewne roiło się od pluskiew. To było dziewczynie w zasadzie obojętne. Była tak zmęczona i przygnębiona, że pierwsze, co zrobiła, to padła na kolana, a potem na nich przesunęła się do pryczy, żeby paść na nią bezwładnie. Ostatnie, czego chciała, to zwracać na siebie uwagę gotowych na wszystko strażników karceru. To chyba przepełniłoby czarę goryczy, jaką szesnastolatka byłaby w stanie przyjąć na jeden dzień. Kadetka przewróciła się na bok, podkuliła nogi i tak zwinięta w kłębek owinęła się własnym ogonkiem jak kołderką. Tak bardzo chciałaby teraz zasnąć i zapomnieć, a pozwolić snom na zbawienne oczyszczenie emocjonalne. To jednak okazało się niemożliwe. Myśli tłoczyły się w jej głowie, nie pozwalając na odpłynięcie w nicość.
Głównie myślała o Hazardzie, choć jej myśli nie układały się w żadną sensowną całość. przychodziły jak rzucane losowo hasła. Postanowiła wypchnąć je ze swojej głowy, skupiając się na czymkolwiek innym, a wtedy przypomniała sobie o Eve, którą zostawiła w szpitalu. Vulfila przewróciła się delikatnie na drugi bok, żeby móc spojrzeć na Raziela w celi obok. Przez chwilę wahała się, czy powinna go o to pytać, ale ostatecznie przemówiła przytłumionym głosem, żeby nie zwracać uwagi strażników.
- Widziałeś się z Eve? Czy wszystko z nią w porządku?- zapytała, nie odnosząc się zupełnie do obecnego stanu Raziela, którego uważała za wystarczająco silnego, żeby poradził sobie z obecnymi ranami. Traktowała go trochę jak pieska, który, jeśli źle się czuje, kładzie się na boku i leży w bezruchu do czasu, aż mu przejdzie, żeby znów móc swobodnie brykać.
W czasie, gdy Raziel odpowiadał, Vulfila patrzyła jadowitym spojrzeniem na Kuro, który siedział w celi na przeciwko. Nie wiedziała czemu, ale sam jego widok podnosił jej ciśnienie. Miała ochotę popsuc mu nastrój i sprawic, żeby czuł się winny tego, w jakim stanie znalazł się Hazard. W końcu jeśli nie ma winnego, to trzeba go sobie znaleźć. Jedyne, co powstrzymywało kadetkę to strażnik, którego bała się i nie chciała zwracać na siebie jego uwagi, ale jeśli ten choć na chwilę opuści pomieszczenie, dziewczyna planowała wylać na biednego saiyana wszystkie swoje żale.
OCC:
Trening start
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Cele więzienne
Sob Sty 18, 2014 9:23 pm
Ból powoli przemijał. Ciało wracało do sprawności. Raziel nie wiedział co ten doktorek mu wstrzyknął, ale raczej to był niewypał. Sprawdził kilka odruchów. Skupił się i starał sobie przypomnieć najstarsze swoje wspomnienie. Jest. Bawi się w salonie. Właśnie gryzł zabawkowy pojazd kosmiczny, kiedy do pomieszczenia weszła jego mama. Miała na sobie zieloną sukienkę wiązaną na szyi. Nie był to typowy Saiyański ubiór. Sukienka najprawdopodobniej została zdobyta na jakiejś misji. Aryenne lubiła ładnie wyglądać. W trakcie służby nosiła pełną zbroję. Lecz kiedy wracała do domu przebierała się w wygodniejsze ubranie. Młody Zahne pamiętał, że wtedy wzięła go na ręce i usiadła z nim na fotelu. Był jeszcze mały więc bardzo lubił to. Szczególnie kiedy mama podnosiła go do góry. To były szczęśliwe chwile.
Zielonooki uśmiechnął się delikatnie do siebie. Przeprowadził jeszcze kilka łatwych obliczeń i mógł stwierdzić, że jego mózg nie uległ uszkodzeniu. Sprawdził swoje kończyny. Nerwy nie zostały zniszczone. Jedyne co zostało to paskudny posmak w ustach. Powoli podnosił się i oparł się o ścianę. Głęboko oddychał. Jeszcze trochę kręciło mu się w głowie. Na jego szczęście rany już się nie otwierały. Czuł też coś dziwnego. Jakby delikatne płomyki. Spojrzał w kierunku Vivian i trenera. Oboje wydzielali jakąś energię. Czyżby to właśnie była ich Ki. Przymknął oczy i skupił się na nich. Teraz dokładnie mógł to zobaczyć. Dwie silne moce emanujące z ich ciał. Widział i czuł je. Więc na tym polegało wyczuwanie. Na dostrzeganiu takich z pozoru małych rzeczy. Zarówno energia Vi i trenera były silne, a wiedział, że to nawet nie jest połowa ich możliwości. Po chwili poczuł kolejne zawirowanie. Dwie całkiem silne Ki zbliżały się do nich. Nie wiedział jak oszacować ich moc, ale byli słabsi od niego. Chwilę później pojawili się. Dwójka Nashi z paskudnymi uśmiechami i jeszcze bardziej paskudnymi mordami. Z tego co usłyszał przyszli mu dać jedzenie. Lecz zanim zdążył zrobić ruch kraty energetyczne zniknęły, zaś on sam stracił siły. Już trzeci raz w ciągu kilku godzin używają na nim tych zawszonych kajdanek. Gdyby tylko mógł, już by im wybił zęby. Lecz technologia go pokonała. Zaczęli mu wsadzać zieloną breję do ust. Było to gorsze nawet od papki kadetów. Smakowało jak ziemia z krwią i śliną. Musiał się kontrolować by się nie zatkać. Gnojki zupełnie nie patrzyli czy chłopak się dusi czy nie. Mieli świetną zabawę. Po chwili Raz zaczął przestać przełykać. Nie nadążał z kolejnymi łyżkami. Zaczynał się dławić. Na szczęście Nashi skończyli i kruczowłosy mógł wypluć resztę z ust. Na do widzenia dostał jeszcze po kopniaku i ponownie zabrzęczały kraty.
- Dupki. – mruknął kadet. Ponownie usiadł i spojrzał na Vivian. Stawiała się trenerowi. Właśnie teraz dostawała od niego porządny łomot. Szmaragdowooki czuł jak energia słabnie. Zacisnął z niemocy zęby i pięści. „Bydle. Gdyby nie ta cela, rozwaliłbym mu łeb.” myślał Raziel cały czas starając się by nie aktywować poziomu super wojownika. Po chwili pokrwawiona dziewczyna wylądowała w celi obok.
- No i po co Ci to było głupia? – powiedział cicho Zahne patrząc ze smutkiem na poranione ciało koleżanki. Skupił się na jej Ki. Była dość słaba. Nie ma co, fajnie trafili. Koleś był większym zwyrolem niż Koszarowy. W następnej sekundzie do świadomości Raza doszły wiadomości. Coś się zbliżało. Jednak zanim zdążył sprecyzować drzwi się otworzyły, a do środka weszła reszta wojowników z Pola. Mogło to świadczyć o dwóch rzeczach. Po pierwsze Tsuful był pokonany. Po drugie. Mają nieźle przejebane. Zamknął oczy i zaczął oddychać. Za chwilę pewnie zaczną się kolejne przesłuchania, a on zostanie wzięty na nie. Żyć nie umierać.
Dopiero po chwili doszło do niego, że ktoś do niego mówi. Odwrócił głowę i spojrzał w prawo. W celi obok siedziała Vulfilia. Dziewczyna chcąca zostać władczynią Vegety właśnie trafiła do pudła. Śliczny początek.
- Widziałem. Dziękuję Ci za to, że się nią zaopiekowałaś. Jestem twoim dłużnikiem Vulfilia. – powiedział Raziel. Naprawdę był wdzięczny. Lecz teraz musiał się skupić na czymś innym. Na tym by przeżyć to bagno. Musi wyciągnąć z niego Vi. Musi się spotkać z Eve. Po prostu musi. I żaden parszywy gnój. Nawet z elity go nie powstrzyma.
Occ:
Koniec treningu.
Reg 10% HP i KI
Zielonooki uśmiechnął się delikatnie do siebie. Przeprowadził jeszcze kilka łatwych obliczeń i mógł stwierdzić, że jego mózg nie uległ uszkodzeniu. Sprawdził swoje kończyny. Nerwy nie zostały zniszczone. Jedyne co zostało to paskudny posmak w ustach. Powoli podnosił się i oparł się o ścianę. Głęboko oddychał. Jeszcze trochę kręciło mu się w głowie. Na jego szczęście rany już się nie otwierały. Czuł też coś dziwnego. Jakby delikatne płomyki. Spojrzał w kierunku Vivian i trenera. Oboje wydzielali jakąś energię. Czyżby to właśnie była ich Ki. Przymknął oczy i skupił się na nich. Teraz dokładnie mógł to zobaczyć. Dwie silne moce emanujące z ich ciał. Widział i czuł je. Więc na tym polegało wyczuwanie. Na dostrzeganiu takich z pozoru małych rzeczy. Zarówno energia Vi i trenera były silne, a wiedział, że to nawet nie jest połowa ich możliwości. Po chwili poczuł kolejne zawirowanie. Dwie całkiem silne Ki zbliżały się do nich. Nie wiedział jak oszacować ich moc, ale byli słabsi od niego. Chwilę później pojawili się. Dwójka Nashi z paskudnymi uśmiechami i jeszcze bardziej paskudnymi mordami. Z tego co usłyszał przyszli mu dać jedzenie. Lecz zanim zdążył zrobić ruch kraty energetyczne zniknęły, zaś on sam stracił siły. Już trzeci raz w ciągu kilku godzin używają na nim tych zawszonych kajdanek. Gdyby tylko mógł, już by im wybił zęby. Lecz technologia go pokonała. Zaczęli mu wsadzać zieloną breję do ust. Było to gorsze nawet od papki kadetów. Smakowało jak ziemia z krwią i śliną. Musiał się kontrolować by się nie zatkać. Gnojki zupełnie nie patrzyli czy chłopak się dusi czy nie. Mieli świetną zabawę. Po chwili Raz zaczął przestać przełykać. Nie nadążał z kolejnymi łyżkami. Zaczynał się dławić. Na szczęście Nashi skończyli i kruczowłosy mógł wypluć resztę z ust. Na do widzenia dostał jeszcze po kopniaku i ponownie zabrzęczały kraty.
- Dupki. – mruknął kadet. Ponownie usiadł i spojrzał na Vivian. Stawiała się trenerowi. Właśnie teraz dostawała od niego porządny łomot. Szmaragdowooki czuł jak energia słabnie. Zacisnął z niemocy zęby i pięści. „Bydle. Gdyby nie ta cela, rozwaliłbym mu łeb.” myślał Raziel cały czas starając się by nie aktywować poziomu super wojownika. Po chwili pokrwawiona dziewczyna wylądowała w celi obok.
- No i po co Ci to było głupia? – powiedział cicho Zahne patrząc ze smutkiem na poranione ciało koleżanki. Skupił się na jej Ki. Była dość słaba. Nie ma co, fajnie trafili. Koleś był większym zwyrolem niż Koszarowy. W następnej sekundzie do świadomości Raza doszły wiadomości. Coś się zbliżało. Jednak zanim zdążył sprecyzować drzwi się otworzyły, a do środka weszła reszta wojowników z Pola. Mogło to świadczyć o dwóch rzeczach. Po pierwsze Tsuful był pokonany. Po drugie. Mają nieźle przejebane. Zamknął oczy i zaczął oddychać. Za chwilę pewnie zaczną się kolejne przesłuchania, a on zostanie wzięty na nie. Żyć nie umierać.
Dopiero po chwili doszło do niego, że ktoś do niego mówi. Odwrócił głowę i spojrzał w prawo. W celi obok siedziała Vulfilia. Dziewczyna chcąca zostać władczynią Vegety właśnie trafiła do pudła. Śliczny początek.
- Widziałem. Dziękuję Ci za to, że się nią zaopiekowałaś. Jestem twoim dłużnikiem Vulfilia. – powiedział Raziel. Naprawdę był wdzięczny. Lecz teraz musiał się skupić na czymś innym. Na tym by przeżyć to bagno. Musi wyciągnąć z niego Vi. Musi się spotkać z Eve. Po prostu musi. I żaden parszywy gnój. Nawet z elity go nie powstrzyma.
Occ:
Koniec treningu.
Reg 10% HP i KI
Re: Cele więzienne
Nie Sty 19, 2014 3:31 pm
Trener porządnie ukarał Vivian. Po jego minie widać było, że choć był wściekły, sprawiało mu to swego rodzaju przyjemność. Gdy już wyżył się na kadetce, rozkazał wrzucić ją do jej celi. Po chwili do pomieszczenia weszła grupka z Pola Bitwy, prowadzona przez strażników. Vulfila, April i Red, zgodnie z rozkazem mężczyzny zajęli swoje cele. Nastała cisza. Brodacz siedział na krześle z założoną nogą i obserwował całą szóstkę.
- Po co w ogóle tam polecieliście? Zachciało się zostać bohaterami co? Nie mogliście się powstrzymać, teraz wszyscy będą o Was mówić. Pasuje Wam to, co nie?
Wszystko to wypowiedział ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy. Cały czas patrzył na nich, czekając tylko na jakiś wybuch, zaprzeczenie, lub pretensje. W końcu podniósł się z krzesła i zrobił krótki obchód. Zaczął od kwatery Vivian, dalej przeszedł obok Raziel'a. Przy Vulfi prychnął lekceważąco. Po drugiej stronie minął bez słowa nieprzytomnego Kuro, oraz April. Zatrzymał się dopiero przy celi Red'a.
- A Ty coś za jeden? - spytał przyglądając mu się uważnie.
Wrócił do stolika i spojrzał na kartoteki. Jedne brakowało, nie było teczki zawierającej dane czarnowłosego chłopaka. Brodaty analizował tę sytuację, lecz z rozmyślań wyrwało go głośne pikanie, wydobywające się z jego scoutera. Nacisnął odpowiedni przycisk i wysłuchał wiadomości. Gdy zorientował się o co chodzi, przełączył urządzenie na tryb głośnomówiący.
- ...z relacji strażników Portu wynika, że Changeling wraz z grupą jakichś dziwolągów wykradł kapsułę i uciekł z Vegety. Nie wiem czy to prawda, ale podobno zamieszana była w to też jakaś Saiyan'ka....
- Saiyan'ka... - powtórzył szeptem.
Powoli podniósł głowę i spojrzał na Vulfilę, po czym odwrócił się i jego wzrok spoczął na April. Najwyraźniej łączył ze sobą to co wiedział, z tym co właśnie usłyszał. W końcu powoli podszedł do celi Panny Rogozin.
- Cisza! Żadnych rozmów! - rzucił ostro, gdy zobaczył, że ta rozmawia z Raziel'em - Słyszałaś prawda? Ktoś pomógł temu oślizgłemu gadowi uciec, zamiast skończyć z nim gdy była ku temu okazja. Wiesz coś na ten temat?
OCC:
8 - zostaje Ci 4000 HP
- Po co w ogóle tam polecieliście? Zachciało się zostać bohaterami co? Nie mogliście się powstrzymać, teraz wszyscy będą o Was mówić. Pasuje Wam to, co nie?
Wszystko to wypowiedział ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy. Cały czas patrzył na nich, czekając tylko na jakiś wybuch, zaprzeczenie, lub pretensje. W końcu podniósł się z krzesła i zrobił krótki obchód. Zaczął od kwatery Vivian, dalej przeszedł obok Raziel'a. Przy Vulfi prychnął lekceważąco. Po drugiej stronie minął bez słowa nieprzytomnego Kuro, oraz April. Zatrzymał się dopiero przy celi Red'a.
- A Ty coś za jeden? - spytał przyglądając mu się uważnie.
Wrócił do stolika i spojrzał na kartoteki. Jedne brakowało, nie było teczki zawierającej dane czarnowłosego chłopaka. Brodaty analizował tę sytuację, lecz z rozmyślań wyrwało go głośne pikanie, wydobywające się z jego scoutera. Nacisnął odpowiedni przycisk i wysłuchał wiadomości. Gdy zorientował się o co chodzi, przełączył urządzenie na tryb głośnomówiący.
- ...z relacji strażników Portu wynika, że Changeling wraz z grupą jakichś dziwolągów wykradł kapsułę i uciekł z Vegety. Nie wiem czy to prawda, ale podobno zamieszana była w to też jakaś Saiyan'ka....
- Saiyan'ka... - powtórzył szeptem.
Powoli podniósł głowę i spojrzał na Vulfilę, po czym odwrócił się i jego wzrok spoczął na April. Najwyraźniej łączył ze sobą to co wiedział, z tym co właśnie usłyszał. W końcu powoli podszedł do celi Panny Rogozin.
- Cisza! Żadnych rozmów! - rzucił ostro, gdy zobaczył, że ta rozmawia z Raziel'em - Słyszałaś prawda? Ktoś pomógł temu oślizgłemu gadowi uciec, zamiast skończyć z nim gdy była ku temu okazja. Wiesz coś na ten temat?
OCC:
8 - zostaje Ci 4000 HP
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Cele więzienne
Nie Sty 19, 2014 5:21 pm
Nie April, nie przepraszaj.
Chciałby to rzec na głos, lecz nie potrafił. Nie dlatego, że winił Halfkę za to, że znalazł się wśród jeńców - wszak ostrzegała go. Nie, on wciąż tłumił w sobie złość, swoją KI, którą zmniejszył aż stokrotnie, a która wyżerała mu resztki dobrego nastawienia do sytuacji. Owszem, nadal nie zamierzał się zdradzać z przynależnością do rasy demonów, ale to było poniekąd hańbiące. Może nie tak jak bicie kobiet czy wpychanie na siłę posiłku, jak na przykład Raziel'owi... ale jednak. Wcześniej nie mógł pomóc w pokonaniu Tsufula i odegrania się za przejęcie jego ciała, teraz miał udawać kogoś zupełnie innego. To takie krępujące, iż ciągle hamowano jego zapędy do działania - co prawda we słusznej sprawie, lecz młodzieniec tego tak nie widział. W ogóle po co wmieszał się w sprawy tej planety? Chyba dlatego, iż najpierw zależało mu na znalezieniu June i bijatyce z nią, ale wszystko wyszło spod chłodnych kalkulacji i zjawienie się intruza pokrzyżowało resztę planów. Działał więc spontanicznie, co nie poskutkowało wielkimi osiągnięciami. Przynajmniej w jakiejś części pomógł zmniejszyć straty w istotach, chociaż wolałby inne wyrazy wdzięczności od mieszkańców niż niewolę. Cóż, na co liczył? Przecież nie był bez grzechu. Jeśli odkryją, iż i chłopak miał w sobie tego gluta, definitywnie będzie po nim. Tak czy inaczej...
Lekko uniósł podbródek i skierował czerwone tęczówki na sąsiadkę z celi obok. Pokręcił z lekka przecząco głową, żeby tak nie wmawiała sobie, iż z jej winy trafił do więzienia. Przy odrobinie szczęścia i większej kreatywności mógł ocalić wszystkich od lochów, a tak niech ma karę. Jak zdemaskują go, to wtedy pożegna się ze wszystkimi w iście diabelski sposób. Trzeba póki co trzymać się nadziei, iż jakoś przetrwają to więzienie i nie ucierpią na tym bardziej niż obecnie. Reszta osób zajęła swoje cele, w tym znana mu Vivian, która pobita nie wydawała się być przesadnie zrozpaczona, wręcz tak jakby dopięła swego w rozsierdzaniu nieznanego Saiyana pilnującego wojowników w karcerze. Dostrzegł kątem oka również mężczyznę, z którym scalił się nieżyjący już znajomy April i Blondynki. Pobrudzone ciuchy to najmniejsza obraza jego osoby, widać było po nim, że już swoje przeżył w tutejszej niewoli, a przecież nie rozstali się na tak długo.
Przesłuchania musiały być naprawdę prędkie, o ile nie sprowadzały się do maltretowania bohaterów, o których wspominał Brodaty, gdy przechadzał się koło cel jeńców. Demon uparcie milczał, aż skulony na podłodze dostrzegł cień zasłaniający mu dostęp do światła od żarówki w korytarzu. Nie poruszył się gwałtownie, tylko starał się zachować spokój i wcielić się w osobę, która straciła wspomnienia. Nie będzie łatwe oszukać takiego typa, ale nie miał wyboru.
>Nie pamiętam.
Odpowiedział cicho nie patrząc się wprost na Trenera, tylko czubki jego butów. Mógłby nie chcieć czuć na sobie wzroku byle kadeta (dobrze, że miał taki uniform od Reito - jakby się tak nad tym zastanowić to Szatyn też ostrzegał go przed śmiercią na planecie...), dlatego tylko ukradkowo spoglądał zza grzywki na obuwie przy jego celi. Może nie usłyszał odpowiedzi, bo zaraz Stręczyciel Wszystkich udał się do stolika i przeszukiwał dane. Słyszał krótką rozmowę Vulfili i Raziela, lecz przerwał im Trener wraz z zakończeniem odsłuchania pewnej wiadomości. Ucieczka gada? Czy to nie był ten Changeling, którego spotkał w towarzystwie Krótkowłosej Brunetki w Skalnym Lesie? Uratował swoją skórę, farciarz. Gorzej, że padły oskarżenia na przebywające w tym miejscu dziewczyny. Nie znał prawdy, nie wiedział co tam zaszło, ale Naczelny Strażnik zdawał się dociekać sposobności na kolejne baty. A teraz stał nad celą Vulfili oczekując wyjaśnień. Cholera... powinien coś zrobić, jakoś odwrócić podejrzenia Brodatego od dziewczyn. Miał je bronić aż do śmierci!
Podniósł się ostrożnie z podłogi i usiadł po turecku. Kurcze, ruchy miał skrępowane, moc zablokowaną, mógłby jedynie słowami zmusić Trenera do zmiany toku myślenia. Tylko że młodzieniec nie był wygadanym, odszczekującym typem. Jedyne co przyszło mu do głowy to podkreślenie, że to może być przekłamana relacja osobnika z głośnika. W tym celu celowo kręcił na boki głową, by wprawić w ruch swój długi warkocz, który mógłby bujając się bardziej zamaszystymi ruchami niż zwykle przykuć uwagę na włosy. Miał długie kudły, a był facetem. Niekoniecznie ten ktoś mógł być kobietą. Może tą "podpowiedzią" sprawi, że Brodaty przestanie interesować się wojowniczkami. A jeśli skoncentruje się bardziej na demonie, trudno.
Chciał, żeby April, Vulfi i Vivian czuły się bezpieczniej.
Chciałby to rzec na głos, lecz nie potrafił. Nie dlatego, że winił Halfkę za to, że znalazł się wśród jeńców - wszak ostrzegała go. Nie, on wciąż tłumił w sobie złość, swoją KI, którą zmniejszył aż stokrotnie, a która wyżerała mu resztki dobrego nastawienia do sytuacji. Owszem, nadal nie zamierzał się zdradzać z przynależnością do rasy demonów, ale to było poniekąd hańbiące. Może nie tak jak bicie kobiet czy wpychanie na siłę posiłku, jak na przykład Raziel'owi... ale jednak. Wcześniej nie mógł pomóc w pokonaniu Tsufula i odegrania się za przejęcie jego ciała, teraz miał udawać kogoś zupełnie innego. To takie krępujące, iż ciągle hamowano jego zapędy do działania - co prawda we słusznej sprawie, lecz młodzieniec tego tak nie widział. W ogóle po co wmieszał się w sprawy tej planety? Chyba dlatego, iż najpierw zależało mu na znalezieniu June i bijatyce z nią, ale wszystko wyszło spod chłodnych kalkulacji i zjawienie się intruza pokrzyżowało resztę planów. Działał więc spontanicznie, co nie poskutkowało wielkimi osiągnięciami. Przynajmniej w jakiejś części pomógł zmniejszyć straty w istotach, chociaż wolałby inne wyrazy wdzięczności od mieszkańców niż niewolę. Cóż, na co liczył? Przecież nie był bez grzechu. Jeśli odkryją, iż i chłopak miał w sobie tego gluta, definitywnie będzie po nim. Tak czy inaczej...
Lekko uniósł podbródek i skierował czerwone tęczówki na sąsiadkę z celi obok. Pokręcił z lekka przecząco głową, żeby tak nie wmawiała sobie, iż z jej winy trafił do więzienia. Przy odrobinie szczęścia i większej kreatywności mógł ocalić wszystkich od lochów, a tak niech ma karę. Jak zdemaskują go, to wtedy pożegna się ze wszystkimi w iście diabelski sposób. Trzeba póki co trzymać się nadziei, iż jakoś przetrwają to więzienie i nie ucierpią na tym bardziej niż obecnie. Reszta osób zajęła swoje cele, w tym znana mu Vivian, która pobita nie wydawała się być przesadnie zrozpaczona, wręcz tak jakby dopięła swego w rozsierdzaniu nieznanego Saiyana pilnującego wojowników w karcerze. Dostrzegł kątem oka również mężczyznę, z którym scalił się nieżyjący już znajomy April i Blondynki. Pobrudzone ciuchy to najmniejsza obraza jego osoby, widać było po nim, że już swoje przeżył w tutejszej niewoli, a przecież nie rozstali się na tak długo.
Przesłuchania musiały być naprawdę prędkie, o ile nie sprowadzały się do maltretowania bohaterów, o których wspominał Brodaty, gdy przechadzał się koło cel jeńców. Demon uparcie milczał, aż skulony na podłodze dostrzegł cień zasłaniający mu dostęp do światła od żarówki w korytarzu. Nie poruszył się gwałtownie, tylko starał się zachować spokój i wcielić się w osobę, która straciła wspomnienia. Nie będzie łatwe oszukać takiego typa, ale nie miał wyboru.
>Nie pamiętam.
Odpowiedział cicho nie patrząc się wprost na Trenera, tylko czubki jego butów. Mógłby nie chcieć czuć na sobie wzroku byle kadeta (dobrze, że miał taki uniform od Reito - jakby się tak nad tym zastanowić to Szatyn też ostrzegał go przed śmiercią na planecie...), dlatego tylko ukradkowo spoglądał zza grzywki na obuwie przy jego celi. Może nie usłyszał odpowiedzi, bo zaraz Stręczyciel Wszystkich udał się do stolika i przeszukiwał dane. Słyszał krótką rozmowę Vulfili i Raziela, lecz przerwał im Trener wraz z zakończeniem odsłuchania pewnej wiadomości. Ucieczka gada? Czy to nie był ten Changeling, którego spotkał w towarzystwie Krótkowłosej Brunetki w Skalnym Lesie? Uratował swoją skórę, farciarz. Gorzej, że padły oskarżenia na przebywające w tym miejscu dziewczyny. Nie znał prawdy, nie wiedział co tam zaszło, ale Naczelny Strażnik zdawał się dociekać sposobności na kolejne baty. A teraz stał nad celą Vulfili oczekując wyjaśnień. Cholera... powinien coś zrobić, jakoś odwrócić podejrzenia Brodatego od dziewczyn. Miał je bronić aż do śmierci!
Podniósł się ostrożnie z podłogi i usiadł po turecku. Kurcze, ruchy miał skrępowane, moc zablokowaną, mógłby jedynie słowami zmusić Trenera do zmiany toku myślenia. Tylko że młodzieniec nie był wygadanym, odszczekującym typem. Jedyne co przyszło mu do głowy to podkreślenie, że to może być przekłamana relacja osobnika z głośnika. W tym celu celowo kręcił na boki głową, by wprawić w ruch swój długi warkocz, który mógłby bujając się bardziej zamaszystymi ruchami niż zwykle przykuć uwagę na włosy. Miał długie kudły, a był facetem. Niekoniecznie ten ktoś mógł być kobietą. Może tą "podpowiedzią" sprawi, że Brodaty przestanie interesować się wojowniczkami. A jeśli skoncentruje się bardziej na demonie, trudno.
Chciał, żeby April, Vulfi i Vivian czuły się bezpieczniej.
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Cele więzienne
Nie Sty 19, 2014 9:06 pm
Ironia jaką mówił gościu, który ich pilnował, aż dawała się wyczuć, wręcz kręciła w nozdrzach czymś nieprzyjemnym. Dziewczyna jednak nawet nie miała zamiaru odpowiadać, martwiła się o Reda, Kuro i całą resztę. Nie znała ich tak dobrze, ale nie chciała, aby stała im się jakakolwiek krzywda, jednak zdawała sobie sprawę, że musi zachować stoicki spokój, nic innego nie pomoże w tej sytuacji. Ciężkiej, cholernie ciężkiej. Była strasznie też ciekawa, co w tym czasie robi Hikaru i skoro ten typ powiedział o tym, że będą o nich mówić, to dlaczego ich tutaj trzymają? Nie miała jednak zamiaru wdawać się w niepotrzebną dyskusję. Siedziała wciąż skulona, a jej twarz ukryta była w kolanach. Miała dziwne przeczucie, że w końcu ich wypuszczą, w zasadzie to nic na nich nie mają. Nie wiedziała tylko dlaczego, ta dziwna procedura tyle trwa, dlaczego oni znęcają się nad każdym z osobna. Myślą, że dadzą im nauczkę? Jakby nie zdawali sobie sprawę jaka ich własna rasa jest. To głupota być tam zamkniętym jak oni. Małpy od zawsze pchały się w tarapaty, szukając przygód, które niosły ze sobą siłę, coś nowego, nieznanego, ale co ona taki gówniarz ma im mówić? W końcu to oni powinni być wykształceni, a przynajmniej tak jej się zdawało. Tak naprawdę miała już wyrobioną opinię o nich, była to banda tępych, bezmózgich gościu, dla których liczyła się tylko walka. Nic, totalnie nic nie myśleli. Jeżeli nieużywane komórki zanikają, to oni nigdy ich w takim razie nie mieli, jej ojciec co do całej elity miał rację. Był dosyć kontrowersyjną osobą i przeszkadzającą w wielu planach, może dlatego nagle zniknął bez śladu? Może misja była tylko pretekstem żeby się go pozbyć? Tego już na pewno się nie dowie, ale swoje zdanie o tym wszystkim miała i tym bardziej nie miała zamiaru go zmieniać.
Gdy usłyszała słowa skierowane do Reda, podniosła automatycznie głowę. Tak jak wcześniej wszystko dookoła było jej obojętne, tak to było całkiem czymś innym. Nikt nie mógł się dowiedzieć kim był, bo w przeciwnym razie go zabiją, albo będą testować jakieś chore leki, a ona na to nie pozwoli chociażby za cenę własnego życia, to jej przyjaciel. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś oddaje życie za przyjaciół swoich. W jej mniemaniu sprawdzało się to idealnie. Uważnie go obserwowała, wiedziała, że demon jest małomówny i obawiała się, że mu nie uwierzą, wtedy stanie w jego obronie, powie, że to ona go znalazła jak przybyła na planetę.
- Nic się od niego nie dowiesz, jak go znalazłam to nie pamiętał nawet jak się nazywa oraz gdzie mieszka.- mruknęła niby totalnie obojętnie, tak jakby naprawdę go nie znała i nic dla niej nie znaczył. Taka była jej obecna rola, musiała grać, a akurat w tym była całkiem niezła. Gdy na moment dał sobie spokój, bo usłyszał jakąś informację. O jakimś jaszczurze, nie wiedziała zbytnio o co chodzi, kojarzyła jedynie z faktów i energii, którą wówczas wyczuwała, ten ktoś też miał Tsufula i zabił wiele istnień, jego KI była dosyć silna i walczyła z nim ta cała Ósemka. Natychmiast skojarzyła o kogo chodzi, a wiec uciekł? Sama nie wiedziała, czy ma szczęście, czy też nie, w końcu zamordował tyle niewinnych ludzi. To było straszne, cholerny robak, wyrządzić tyle krzywdy! Skierował się w stronę Vulfili, musiała aż podejść bliżej, aby widzieć co się będzie działo. Zaśmiała się w duchu.
Akurat bo Ci coś powie? Ale z Ciebie tępa dzida. Na jej twarzy pojawił się ironiczny uśmieszek, który natychmiast schowała, gdy jej wzrok padł na Kuro. Nie wyglądał zbyt dobrze, był wycieńczony, musiała jednak wierzyć, że będzie dobrze i niczego mu nie zrobią.
Gdy usłyszała słowa skierowane do Reda, podniosła automatycznie głowę. Tak jak wcześniej wszystko dookoła było jej obojętne, tak to było całkiem czymś innym. Nikt nie mógł się dowiedzieć kim był, bo w przeciwnym razie go zabiją, albo będą testować jakieś chore leki, a ona na to nie pozwoli chociażby za cenę własnego życia, to jej przyjaciel. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś oddaje życie za przyjaciół swoich. W jej mniemaniu sprawdzało się to idealnie. Uważnie go obserwowała, wiedziała, że demon jest małomówny i obawiała się, że mu nie uwierzą, wtedy stanie w jego obronie, powie, że to ona go znalazła jak przybyła na planetę.
- Nic się od niego nie dowiesz, jak go znalazłam to nie pamiętał nawet jak się nazywa oraz gdzie mieszka.- mruknęła niby totalnie obojętnie, tak jakby naprawdę go nie znała i nic dla niej nie znaczył. Taka była jej obecna rola, musiała grać, a akurat w tym była całkiem niezła. Gdy na moment dał sobie spokój, bo usłyszał jakąś informację. O jakimś jaszczurze, nie wiedziała zbytnio o co chodzi, kojarzyła jedynie z faktów i energii, którą wówczas wyczuwała, ten ktoś też miał Tsufula i zabił wiele istnień, jego KI była dosyć silna i walczyła z nim ta cała Ósemka. Natychmiast skojarzyła o kogo chodzi, a wiec uciekł? Sama nie wiedziała, czy ma szczęście, czy też nie, w końcu zamordował tyle niewinnych ludzi. To było straszne, cholerny robak, wyrządzić tyle krzywdy! Skierował się w stronę Vulfili, musiała aż podejść bliżej, aby widzieć co się będzie działo. Zaśmiała się w duchu.
Akurat bo Ci coś powie? Ale z Ciebie tępa dzida. Na jej twarzy pojawił się ironiczny uśmieszek, który natychmiast schowała, gdy jej wzrok padł na Kuro. Nie wyglądał zbyt dobrze, był wycieńczony, musiała jednak wierzyć, że będzie dobrze i niczego mu nie zrobią.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Cele więzienne
Pon Sty 20, 2014 1:41 pm
Spać czy nie spać, oto jest pytanie.
W związku z ostatnimi wydarzeniami w Vivian walczyły odmienne uczucia. Z jednej strony adrenalina doprawiona szałem rozrywała jej naczynia krwionośne, z drugiej, tak zwyczajnie po ludzku miała dość. Była wymęczona, głodna i pragnęła tylko by ten koszmar się skończył. Nie liczyła na pogłaskanie po główce, słowo pocieszenia, ani nawet to, by zostawiono ją w spokoju. To nigdy się nie zdarzy. Chciała wyłącznie końca tej całej porąbanej sytuacji, gdzie niewinni tkwią za kratkami, bohaterowie leżą wykrwawiając się po ciężkiej walce a elita denerwuje tylko tym, że musi po nich sprzątać. Kogo to obchodzi czego chce Ścierwo? Jakby sprawa Tsufula, w tej chwili zmiatana pod dywan, w ogóle się nie liczyła.
Ósemka ani drgnęła. Leżała na środku celi, krwawiąc i nasłuchując własnego, chrapliwego oddechu. Od ciosów Trenera coś strzeliło w ciele, może żebro pękło? Dziewczyna nie miała zapędów masochistycznych, ale nie mogła się powstrzymać, widząc jak Trener z każdą próbą jej powstania wkurza się jeszcze bardziej. Może chciała go zdenerwować, może chciała pokazać, że się go nie boi. Fatalny sposób zdobywania pewności siebie. Ścierwo nie ma nawet prawa wstać? Nie wydaję mi się. Chociażby mu ta żyłka miała pęknąć na czole, Vivian się podniesie. Bo w przeciwnym razie nie widziałaby sensu, dlaczego do tej pory, całe swoje życie trzymała się na nogach.
Prawda, teraz nie była w stanie nawet się podnieść, ale to się jakoś nie liczyło. Nie otwierała przymkniętych powiek, uspokajając niepewne bicie serca. Nakazała sobie spokój. Postronnym mogło się zdawać, że straciła przytomność, albo przysnęła, podczas gdy bohatersko kadetka walczyła z sennością. Za wcześnie na odpoczynek. Teraz wytężyła słuch, mając baczenie na wszystko, co się dzieje w Karcerze.
O tyle dobrze, że Tsufula już nie było. Pozostały tylko konsekwencje.
Słysząc złośliwości dziewczyna Trenera miała ochotę odburknąć Polecieliśmy tam, bo wy nie mieliście zamiaru, ale nie znalazła siły by unieść głowę. Tak, jakby nic więcej nie liczyło się dla nich niż rozgłos. Widać, jakie elita ma priorytety… A przynajmniej ten jeden osobnik. Dobre choć to, że musiał chodzić z resztkami papki na łbie, która przyschła na włosach jak cement.
Nie raczyła unieść powieki gdy brodacz mijał jej celę, ale otworzyła niepewnie oczy, gdy zatrzymał się blisko Reda. Usłyszała pewny ton April i od razu coś wyczuła. Chłopak z ciemnym warkoczem nie mógł nie pamiętać kim jest, z tego co wywnioskowała wśród gruzów znali się dość dobrze. Kimkolwiek był, nie mógł i najwyraźniej nie chciał ujawnić swojej tożsamości. A tak przy okazji, jego Ki miała inny odcień niż ta Kuro i pozostałych mieszkańców planety… No nic. Jesteś moim przyjacielem, dopóki nie udowodnisz mi, że jesteś moim wrogiem.
Chwilę potem w Karcerze rozległ się meldunek puszczony przez scouter Trenera i halfka miała ogromną ochotę zachichotać. Czyli Chang się wykaraskał i zwiał im sprzed nosa. Śmiertelnie ranny, pozbawiony ręki, w dodatku na tak świetnie zorganizowanej, militarystycznej planecie jaką była Vegeta – zwiał. Śmiechu warte. Co do Saiyanki, która mu pomogła… O to Vivian nie mogą podejrzewać, kolor włosów z daleka mówił o statucie krwi. Co do April i nieznanej jej kadetki nie była tego pewna, a także Trener podzielał te wątpliwości, bo stanął naprzeciwko celi dziewczyny, z wyraźnym zamiarem przesłuchania. Jeśli będzie się zgrywać, może skończyć jak ona – pobita niemal do nieprzytomności.
Ósemka z powrotem zamknęła oczy. Trener, sześć osób w celach, gdzieś tam był Hazard... Masa rannych w szpitalach. Argh, cholera. Trudno jest skupić się na obecnych wydarzeniach, gdy myślami wciąż wracała do ofiar walk. Skupiła się na sytuacji w Karcerze by nie odpłynąć całkowicie. Próbując łączyć fakty i wypowiedzi osób, aby uzyskać całokształt zdarzeń nadstawiła ucho. Niech myślą, że śpi. Tym lepiej dla niej. Każdy przedstawiał wersje ze swojego punktu widzenia i Vivian będzie musiała pogłówkować by cokolwiek wysnuć.
I tak najważniejsze ukrywają przed nimi.
OOC ---> Początek treningu
---> + 10% HP
W związku z ostatnimi wydarzeniami w Vivian walczyły odmienne uczucia. Z jednej strony adrenalina doprawiona szałem rozrywała jej naczynia krwionośne, z drugiej, tak zwyczajnie po ludzku miała dość. Była wymęczona, głodna i pragnęła tylko by ten koszmar się skończył. Nie liczyła na pogłaskanie po główce, słowo pocieszenia, ani nawet to, by zostawiono ją w spokoju. To nigdy się nie zdarzy. Chciała wyłącznie końca tej całej porąbanej sytuacji, gdzie niewinni tkwią za kratkami, bohaterowie leżą wykrwawiając się po ciężkiej walce a elita denerwuje tylko tym, że musi po nich sprzątać. Kogo to obchodzi czego chce Ścierwo? Jakby sprawa Tsufula, w tej chwili zmiatana pod dywan, w ogóle się nie liczyła.
Ósemka ani drgnęła. Leżała na środku celi, krwawiąc i nasłuchując własnego, chrapliwego oddechu. Od ciosów Trenera coś strzeliło w ciele, może żebro pękło? Dziewczyna nie miała zapędów masochistycznych, ale nie mogła się powstrzymać, widząc jak Trener z każdą próbą jej powstania wkurza się jeszcze bardziej. Może chciała go zdenerwować, może chciała pokazać, że się go nie boi. Fatalny sposób zdobywania pewności siebie. Ścierwo nie ma nawet prawa wstać? Nie wydaję mi się. Chociażby mu ta żyłka miała pęknąć na czole, Vivian się podniesie. Bo w przeciwnym razie nie widziałaby sensu, dlaczego do tej pory, całe swoje życie trzymała się na nogach.
Prawda, teraz nie była w stanie nawet się podnieść, ale to się jakoś nie liczyło. Nie otwierała przymkniętych powiek, uspokajając niepewne bicie serca. Nakazała sobie spokój. Postronnym mogło się zdawać, że straciła przytomność, albo przysnęła, podczas gdy bohatersko kadetka walczyła z sennością. Za wcześnie na odpoczynek. Teraz wytężyła słuch, mając baczenie na wszystko, co się dzieje w Karcerze.
O tyle dobrze, że Tsufula już nie było. Pozostały tylko konsekwencje.
Słysząc złośliwości dziewczyna Trenera miała ochotę odburknąć Polecieliśmy tam, bo wy nie mieliście zamiaru, ale nie znalazła siły by unieść głowę. Tak, jakby nic więcej nie liczyło się dla nich niż rozgłos. Widać, jakie elita ma priorytety… A przynajmniej ten jeden osobnik. Dobre choć to, że musiał chodzić z resztkami papki na łbie, która przyschła na włosach jak cement.
Nie raczyła unieść powieki gdy brodacz mijał jej celę, ale otworzyła niepewnie oczy, gdy zatrzymał się blisko Reda. Usłyszała pewny ton April i od razu coś wyczuła. Chłopak z ciemnym warkoczem nie mógł nie pamiętać kim jest, z tego co wywnioskowała wśród gruzów znali się dość dobrze. Kimkolwiek był, nie mógł i najwyraźniej nie chciał ujawnić swojej tożsamości. A tak przy okazji, jego Ki miała inny odcień niż ta Kuro i pozostałych mieszkańców planety… No nic. Jesteś moim przyjacielem, dopóki nie udowodnisz mi, że jesteś moim wrogiem.
Chwilę potem w Karcerze rozległ się meldunek puszczony przez scouter Trenera i halfka miała ogromną ochotę zachichotać. Czyli Chang się wykaraskał i zwiał im sprzed nosa. Śmiertelnie ranny, pozbawiony ręki, w dodatku na tak świetnie zorganizowanej, militarystycznej planecie jaką była Vegeta – zwiał. Śmiechu warte. Co do Saiyanki, która mu pomogła… O to Vivian nie mogą podejrzewać, kolor włosów z daleka mówił o statucie krwi. Co do April i nieznanej jej kadetki nie była tego pewna, a także Trener podzielał te wątpliwości, bo stanął naprzeciwko celi dziewczyny, z wyraźnym zamiarem przesłuchania. Jeśli będzie się zgrywać, może skończyć jak ona – pobita niemal do nieprzytomności.
Ósemka z powrotem zamknęła oczy. Trener, sześć osób w celach, gdzieś tam był Hazard... Masa rannych w szpitalach. Argh, cholera. Trudno jest skupić się na obecnych wydarzeniach, gdy myślami wciąż wracała do ofiar walk. Skupiła się na sytuacji w Karcerze by nie odpłynąć całkowicie. Próbując łączyć fakty i wypowiedzi osób, aby uzyskać całokształt zdarzeń nadstawiła ucho. Niech myślą, że śpi. Tym lepiej dla niej. Każdy przedstawiał wersje ze swojego punktu widzenia i Vivian będzie musiała pogłówkować by cokolwiek wysnuć.
I tak najważniejsze ukrywają przed nimi.
OOC ---> Początek treningu
---> + 10% HP
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Cele więzienne
Wto Sty 21, 2014 10:43 am
Słowa Raziela wcale nie zadowoliły Vulfili. Choć oczywiście podziękowania miło ją zaskoczyły i poczuła sie doceniona za ryzyko jakie poniosła i trud jaki włożyła w dostarczenie Eve do szpitala. Przy okazji jednak w jakiś dziwny sposób wciąż czuła się za nią odpowiedzialna i to właśnie jej stan interesował kadetkę najbardziej, o czym jej chłopak nie wspomniał ani słowem. Być może nie wyzdrowiała jeszcze lub wciąż groziła jej śmierć i z tego powodu chłopak nie chciał wchodzić w tę dyskusję?
Vulfila nie mogła zbyt długo zastanowić się nad tym, ponieważ jej uwagę zwrócił na siebie trener z bródką. Pomimo, że w zasadzie był brunetem i miał niezłą sylwetkę, wzbudzał w niej z niewiadomych przyczyn spory wstręt. Dopiero po chwili zrozumiała, że składa się na to obciachowa peleryna jak u super bohatera i nieskalana myślą facjata, wróżąca tylko tyle, że nie będzie podejrzliwy i niebezpieczny.
Kiedy już udało się dziewczynie zrozumieć, z jakim typem ma do czynienia, wiedziała też, jak powinna się do niego odnosić. Złośliwe uwagi z jego strony puściła koło uszu, próby wytłumaczenia mu, że ich pobudki miały związek z niezrozumiałymi dla niego wartościami takimi jak miłość, troska czy honor nie miały z najmniejszego sensu, tym bardziej, że on pewnie próbowałby to wykorzystać. Tego saiyana z antyspołecznymi i narcystycznymi zaburzeniami osobowości trzeba było potraktować z goła inaczej, zwieść go odrobiną fałszywego szacunku i udając, że twoje własne wnętrze przepełnia podobna zgnilizna i nienawiść do słabszych.
Wtedy to w radiu puszczono informację o tym, że z Vegety uciekł Changeling z grupą "dziwolągów". Vulfila wybałuszyła oczy i przełknęła głośno ślinę. Tak, cieszyła się niezmiernie, że Frostowi się powiodło. Pewnie w zamian poleci na Ziemię i powiadomi Aleksandra, że wszystko z nią w porządku. Kadetka miała szczerą nadzieję, że kosmita nie był psycholem i nie zniszczy planety zaraz po odwdzięczeniu się za jej pomoc, w końcu... kto powiedział, że inne rasy muszą rozumować podobnie do ludzi? Z drugiej strony w wiadomościach wspomniano o saiyance... Wszystko mogło się szybko posypać, a jeśli przyprowadzą tutaj tego typa, którego pociągnęła za ogon? Wtedy nijak się już z tego nie wykręci.
Wzrok strażnika padł najpierw na April a potem na Vulfilę. Kadetka wiedziała, co się święci, jeśli wyłga się z tego, to na April spadnie kara za uratowanie Changa, a to oznacza, że będzie bita, maltretowana, osadzona w karcerze na długi czas, a może nawet coś gorszego? To samo zresztą groziło i samej Vulfili, ale jednak świadomość tego, że jeśli zachowa się jak tchórz i pozostawi koleżankę samą sobie, ta niewinna poniesie za nią karę. A tego Halfka nie chciała. Nie znała dziewczyny z celi obok zbyt dobrze, jednak ta w ciągu ostatnich godzin okazała jej sporo wyrozumiałości i podniosła ją na duchu, nawet, jeśli potem nie pomogła jej z dostarczeniem Hazarda do szpitala.
Vulfila skupiła w sobie wewnętrznie wszystkie swoje umiejętności manipulacyjne. Zastanawiała się krótko, którą ze znanych sobie technik użyć w tym przypadku. Uznała, że skoro strażnik ma w sobie coś z zadufanego w sobie gnoja, powinien cieszyć się, jeśli ta będzie łechtała jego ego. Musi też wziąć pod uwagę, że April nie może ponieść konsekwencji ucieczki Frosta. Zebrawszy w sobie wszystkie siły, żeby odgonić od siebie stres, zebrała się w sobie. Falistym, uwodzicielskim ruchem zbliżyła się do krat. Ręce złożyła na piersi, uśmiechnęła się filuternie, a ogonkiem kręcąc nieznaczne sprężynki rzuciła okiem na brodatego.
- Owszem, wiem coś o tym.- powiedziała zalotnie.- Nawet wiem, kto to zrobił. - rzekła, czekając na reakcję ze strony mężczyzny. Jeśli ten trochę spuści z tonu, będzie dalej w podobny sposób mącić mu w głowie, a jeśli wręcz przeciwnie, zezłości go tym, sama też zmieni swoje zachowanie, żeby okazywać pogardę społeczeństwo tak samo jak on to robi. Jeśli uda jej się wkupić w jego łaski, może nie złoi jej skóry jak Vivian.
OCC: Koniec treningu
Vulfila nie mogła zbyt długo zastanowić się nad tym, ponieważ jej uwagę zwrócił na siebie trener z bródką. Pomimo, że w zasadzie był brunetem i miał niezłą sylwetkę, wzbudzał w niej z niewiadomych przyczyn spory wstręt. Dopiero po chwili zrozumiała, że składa się na to obciachowa peleryna jak u super bohatera i nieskalana myślą facjata, wróżąca tylko tyle, że nie będzie podejrzliwy i niebezpieczny.
Kiedy już udało się dziewczynie zrozumieć, z jakim typem ma do czynienia, wiedziała też, jak powinna się do niego odnosić. Złośliwe uwagi z jego strony puściła koło uszu, próby wytłumaczenia mu, że ich pobudki miały związek z niezrozumiałymi dla niego wartościami takimi jak miłość, troska czy honor nie miały z najmniejszego sensu, tym bardziej, że on pewnie próbowałby to wykorzystać. Tego saiyana z antyspołecznymi i narcystycznymi zaburzeniami osobowości trzeba było potraktować z goła inaczej, zwieść go odrobiną fałszywego szacunku i udając, że twoje własne wnętrze przepełnia podobna zgnilizna i nienawiść do słabszych.
Wtedy to w radiu puszczono informację o tym, że z Vegety uciekł Changeling z grupą "dziwolągów". Vulfila wybałuszyła oczy i przełknęła głośno ślinę. Tak, cieszyła się niezmiernie, że Frostowi się powiodło. Pewnie w zamian poleci na Ziemię i powiadomi Aleksandra, że wszystko z nią w porządku. Kadetka miała szczerą nadzieję, że kosmita nie był psycholem i nie zniszczy planety zaraz po odwdzięczeniu się za jej pomoc, w końcu... kto powiedział, że inne rasy muszą rozumować podobnie do ludzi? Z drugiej strony w wiadomościach wspomniano o saiyance... Wszystko mogło się szybko posypać, a jeśli przyprowadzą tutaj tego typa, którego pociągnęła za ogon? Wtedy nijak się już z tego nie wykręci.
Wzrok strażnika padł najpierw na April a potem na Vulfilę. Kadetka wiedziała, co się święci, jeśli wyłga się z tego, to na April spadnie kara za uratowanie Changa, a to oznacza, że będzie bita, maltretowana, osadzona w karcerze na długi czas, a może nawet coś gorszego? To samo zresztą groziło i samej Vulfili, ale jednak świadomość tego, że jeśli zachowa się jak tchórz i pozostawi koleżankę samą sobie, ta niewinna poniesie za nią karę. A tego Halfka nie chciała. Nie znała dziewczyny z celi obok zbyt dobrze, jednak ta w ciągu ostatnich godzin okazała jej sporo wyrozumiałości i podniosła ją na duchu, nawet, jeśli potem nie pomogła jej z dostarczeniem Hazarda do szpitala.
Vulfila skupiła w sobie wewnętrznie wszystkie swoje umiejętności manipulacyjne. Zastanawiała się krótko, którą ze znanych sobie technik użyć w tym przypadku. Uznała, że skoro strażnik ma w sobie coś z zadufanego w sobie gnoja, powinien cieszyć się, jeśli ta będzie łechtała jego ego. Musi też wziąć pod uwagę, że April nie może ponieść konsekwencji ucieczki Frosta. Zebrawszy w sobie wszystkie siły, żeby odgonić od siebie stres, zebrała się w sobie. Falistym, uwodzicielskim ruchem zbliżyła się do krat. Ręce złożyła na piersi, uśmiechnęła się filuternie, a ogonkiem kręcąc nieznaczne sprężynki rzuciła okiem na brodatego.
- Owszem, wiem coś o tym.- powiedziała zalotnie.- Nawet wiem, kto to zrobił. - rzekła, czekając na reakcję ze strony mężczyzny. Jeśli ten trochę spuści z tonu, będzie dalej w podobny sposób mącić mu w głowie, a jeśli wręcz przeciwnie, zezłości go tym, sama też zmieni swoje zachowanie, żeby okazywać pogardę społeczeństwo tak samo jak on to robi. Jeśli uda jej się wkupić w jego łaski, może nie złoi jej skóry jak Vivian.
OCC: Koniec treningu
Re: Cele więzienne
Sro Sty 22, 2014 7:48 pm
Maska z zakrzepłej krwi obleciała twarz Saiyana. Chłopak przez kilka nawet nie drgnął, za to nanoboty w jego ciele pracowały na pełnych obrotach. Spalona skóra na torsie, dłoniach i plecach odpadała z niego, niczym z węża pod spodem ukazując różowy zdrowy naskórek.
Nim stracił przytomność w jego oczach po szczęsciem na widok April bylo widać gniew. Halfka nie mogła wybaczyć Hazardowi, ale Kuro w przeciwieństwie do niej akurat potrafił wybaczyć Saiyanowi, a także Redowi ale nie był w stanie wybaczyć June, a już tym bardziej temu Changelingowi. Miał ochotę go dopaść i dosłownie rozerwać na strzępy, poćwiartować ciało na kawałki. Może przyniosłoby mu to ulgę. Bał się, że Hikaru to widział, jak ten gniew go ogarniał. Bał się wtedy o tym powiedzieć, pewnie jakby miał jeszcze siłę, to poleciałby za tym jaszczurem. Ale Hikaru wszystko wiedział o Kuro, zawsze wiedział. Changelinga nie dopadnie już nigdy, do tego jeśli nie ma pretensji do Hazarda i Reda, będzie musiał wybaczyć i June. W tej chwili nie potrafił, może rozłąka dobrze mu zrobił. Rozumiał, że to nie jej wina ale nie potrafił. Przynajmniej dobrze, że nikogo nie zdążyła zabić, na pewno bardzo by to przeżyła.
Minęło kilka godzin. Przebudził się dosyć gwałtownie, każdy wdech powietrza łapał szybko, czuł w ustach, ze coś mu zalega. Próbował wykaszleć skrzepy krwi zalęgające mu w ustach, co brzmiało tak jakby jakiś kot zaczął zwracać kłaczek. Zrzucał rękoma zakrzepłą maskę z twarzy i miotał się po celi naokoło. Zatrzymał się, gdy do oka dotarł błysk żółtawej poświaty. Zbyt rażący, coś było nie tak. Opuścił dłonie i rozejrzał się naokoło. Zobaczył wszystkich zgromadzonych naokoło, pozamykanych w celach.
- O nie tylko znowu nie to, nie znowu – wyjąkał.
Załamał się, to jego wina. Pociągnął ze sobą April na dno i nawet Reda. Teraz zrozumiał, ze powinien się powstrzymać, że nie powinien tu wracać, że go zabiją. Hikaru znowu miał rację. Mistik próbował uchronić Saiyana przed jego kolejnym błędem ale Kuro nie słuchał, był zbyt uparty, zbyt mocno tęsknił za domem.
Opadł z sił i usiadł na materac. Jeszcze czuł się zbyt słaby. Spojrzał na przybitą April, serce mu się ścisnęło.
Spokój Kuro, myśl, trzeba się stąd wydostać. Rozglądał się dookoła poszukując czegoś, czegoś co generuje to pole. Już siedział miesiąc w podobnej celi, tylko wtedy miał murowane ściany z 3 stron. Na bank musiało istnieć coś, co wytwarza i podtrzymuje te energetyczne ściany. Położył się i zawinął w koc. Musi być jakaś skrzynka na suficie albo przy ścianie.
Musiał się kontaktować z nią telepatycznie, żeby strażnik ich nie podsłuchał. Sam udawał że śpi. Przypomniało mu się, że ten zmarły kadet prosił aby przekazał wiadomość Hachi.. znaczy Ósemce ale ona w tym momencie spała, zrobi to później. On teraz musi skupić się na April, musi ją wesprzeć. Źle się czuł, że zmusza ja do działania, kiedy widać było jak cierpi ale musieli coś zrobić. Przygotować jakaś drugą ewentualność inaczej mogą tu zginąć, a on nie zamierzał sprzedać tanio skóry. Był ciekaw, czy kajdanki przetrzymałyby moc SSJ 2.
OOC:Nim stracił przytomność w jego oczach po szczęsciem na widok April bylo widać gniew. Halfka nie mogła wybaczyć Hazardowi, ale Kuro w przeciwieństwie do niej akurat potrafił wybaczyć Saiyanowi, a także Redowi ale nie był w stanie wybaczyć June, a już tym bardziej temu Changelingowi. Miał ochotę go dopaść i dosłownie rozerwać na strzępy, poćwiartować ciało na kawałki. Może przyniosłoby mu to ulgę. Bał się, że Hikaru to widział, jak ten gniew go ogarniał. Bał się wtedy o tym powiedzieć, pewnie jakby miał jeszcze siłę, to poleciałby za tym jaszczurem. Ale Hikaru wszystko wiedział o Kuro, zawsze wiedział. Changelinga nie dopadnie już nigdy, do tego jeśli nie ma pretensji do Hazarda i Reda, będzie musiał wybaczyć i June. W tej chwili nie potrafił, może rozłąka dobrze mu zrobił. Rozumiał, że to nie jej wina ale nie potrafił. Przynajmniej dobrze, że nikogo nie zdążyła zabić, na pewno bardzo by to przeżyła.
Minęło kilka godzin. Przebudził się dosyć gwałtownie, każdy wdech powietrza łapał szybko, czuł w ustach, ze coś mu zalega. Próbował wykaszleć skrzepy krwi zalęgające mu w ustach, co brzmiało tak jakby jakiś kot zaczął zwracać kłaczek. Zrzucał rękoma zakrzepłą maskę z twarzy i miotał się po celi naokoło. Zatrzymał się, gdy do oka dotarł błysk żółtawej poświaty. Zbyt rażący, coś było nie tak. Opuścił dłonie i rozejrzał się naokoło. Zobaczył wszystkich zgromadzonych naokoło, pozamykanych w celach.
- O nie tylko znowu nie to, nie znowu – wyjąkał.
Załamał się, to jego wina. Pociągnął ze sobą April na dno i nawet Reda. Teraz zrozumiał, ze powinien się powstrzymać, że nie powinien tu wracać, że go zabiją. Hikaru znowu miał rację. Mistik próbował uchronić Saiyana przed jego kolejnym błędem ale Kuro nie słuchał, był zbyt uparty, zbyt mocno tęsknił za domem.
Opadł z sił i usiadł na materac. Jeszcze czuł się zbyt słaby. Spojrzał na przybitą April, serce mu się ścisnęło.
Spokój Kuro, myśl, trzeba się stąd wydostać. Rozglądał się dookoła poszukując czegoś, czegoś co generuje to pole. Już siedział miesiąc w podobnej celi, tylko wtedy miał murowane ściany z 3 stron. Na bank musiało istnieć coś, co wytwarza i podtrzymuje te energetyczne ściany. Położył się i zawinął w koc. Musi być jakaś skrzynka na suficie albo przy ścianie.
- SMS do April:
April jak się czujesz? Masz ten nóż z diamentowym ostrzem? Ukryj go dobrze. Mam pomysł jak się stad wydostać. Jakoś sobie w trójkę poradzimy. Ale musisz jeszcze coś zrobić. Musi nauczyć się wyciszać Ki do 0 i to teraz. Wiem, że ta cała sytuacja i te warunki są fatalne ale inaczej nie uda nam się uciec, bo znajdą nas po Twojej Ki. Przykro mi, że Cię tak zmuszam ale bez Ciebie się stąd nie ruszę. Wiem, że to nie jest proste ale musisz się wyciszyć, zrelaksować, być cicha i spokojna jak wolnopłynący strumień wody na Ziemi. Jestem tu z Tobą, pomogę Ci. Przejdziemy przez to razem.
Musiał się kontaktować z nią telepatycznie, żeby strażnik ich nie podsłuchał. Sam udawał że śpi. Przypomniało mu się, że ten zmarły kadet prosił aby przekazał wiadomość Hachi.. znaczy Ósemce ale ona w tym momencie spała, zrobi to później. On teraz musi skupić się na April, musi ją wesprzeć. Źle się czuł, że zmusza ja do działania, kiedy widać było jak cierpi ale musieli coś zrobić. Przygotować jakaś drugą ewentualność inaczej mogą tu zginąć, a on nie zamierzał sprzedać tanio skóry. Był ciekaw, czy kajdanki przetrzymałyby moc SSJ 2.
- Trening Start
- Ap uczysz się Ki Feeling 2
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Cele więzienne
Sro Sty 22, 2014 9:54 pm
Ból.
Wszystko go bolało. Poczynając od palców, a na czubku głowy kończąc. Może rany były zamknięte. Może ciało było już uleczone, lecz było to tylko powierzchowne odczucie. W środku czuł się zmęczony. Zmęczony trwającą ciągle walką. Od kilku godzin jego ciało było poddawane uderzeniom pięści, Podmuchom energii i cięciom ostrzy. Kości były łamane, mięśnie zrywane i miażdżone. A on dalej trwał. Nie ważne ile razy dostał. Nie ważne ile razy przygwoździli go do ziemi, czy też sprawili ból niedopisania. On się podnosił i walczył dalej. Walczył na Placu z Hazardem. Następnie dokonał fuzji i walczył jak Rave na Polu. Pod koniec próbował stawiać opór. Za każdym razem padał i wstawał. Działo się tak dlatego, iż miał cel. Miał wrócić. Musiał. Musiał wrócić do Eve. Poświęciła się dla niego, zaś on nie zamierzał tego zmarnować. W tym całym zamieszaniu była też jeszcze jedna postać. Vivian. Dziewczyna równie walnięta jak Raziel. Zamiast ratować skórę, jak każdy normalny kadet poleciała walczyć z istotą, która była od niej silniejsza. Czy to właśnie ich do siebie zbliżyło? Że byli pozbawieni instynktu samozachowawczego? Możliwe. Lecz jak to mówią. Ciągnie swój do swego. Tak. Vivian Deryth była pierwszą osobą w tej zasranej Akademii, którą Raziel Zahne mógł nazwać przyjacielem. Dziewczyna mogła na niego liczyć już zawsze. Chłopak poświęci nawet swoje życie, jeśli będzie trzeba. Rodzinny się nie wybiera, lecz przyjaciół można. I właśnie teraz taki wybór został dokonany.
Zielonooki oparł się o ścianę i westchnął. Znajdowali się w olbrzymim bagnie. Zamknięci w celach, pod Akademią. Gdyby chcieli uciec, mieliby marne szanse. Lecz wojownikowi nie to było w głowie. Gdyby zwiał, to od razu zostałby okrzyknięty zdrajcom, a na to nie pozwoli. Nie da im tej satysfakcji. Mogą go torturować. Mogą go bić. Lecz on zostanie. Zachowa najważniejsze informacje dla siebie, a im powie tylko to co trzeba. Minimum informacji. Zaś kiedy już uda mu się zdobyć odpowiednią pozycję i posłuch w państwie. Wtedy rozpocznie działanie.
Chłodny wzrok lustrował szalejącego trenera. Koleś był niezłym cholerykiem. Większym chyba nawet od Koszarowego. Może byli rodziną? Nawet trochę byli do siebie podobni. Mężczyzna rzucał się i przeklinał. Wrzeszczał na więźniów starając się ich zastraszyć. Miał nadzieję, że coś powiedzą. Mylił się. „Czy on myśli, że jego groźby sprawią, że ktoś tu się go wystraszy?” pomyślał Raz. Wszyscy znajdujący się w celach widzieli o wiele większe zło i piekło niż to co właśnie prezentował trener. Krótko mówiąc. Nie ruszało to ich.
Po chwili do ich uszu doszła wiadomość o ucieczce jaszczura. Zahne z tego co zapamiętał to na Placu przed Akademią nawet go zranił. Zaś Vivian dopełniła dzieła. Kruczowłosy uśmiechnął się. Gość był żałośny. Wszyscy to wiedzieli. Dlatego też pogrywali sobie z nim. W końcu Vulfilia postanowiła zabrać głos. Raz prychnął.
- Szkoda marnować czas. – powiedział w przestrzeń. Zdanie nie było skierowane do konkretnej osoby, lecz w ciszy panującej teraz mogli je usłyszeć wszyscy przytomni. – Jaszczur zapewne już zdechł od ran. A nawet jeśli udało mu się jakimś cudem ukraść kapsułę, to dość daleko na jego planetę. Można więc go skreślić. Żadna strata, jednego wroga mniej. – rzekł chłodnym, racjonalnym tonem. Był spokojny. Ton był czysty, bez nuty strachu czy niepewności. Arktyczny chłód. Raziel wiedział jednak co robi. Trener teraz powinien się nim zainteresować, albo zupełnie stracić zainteresowanie ucieczką Changa. Zaś co do wypowiedzi siedemnastolatka, to gdy mężczyzna czytał jego akta, to na pewno trafił na opis wydarzenia sprzed roku. Kto jak kto, ale Raziel miał powody by mówić w taki sposób o rasie jaszczurów.
Occ:
Trenuje se cierpliwość.
Regeneracja 10% HP i KI
Wszystko go bolało. Poczynając od palców, a na czubku głowy kończąc. Może rany były zamknięte. Może ciało było już uleczone, lecz było to tylko powierzchowne odczucie. W środku czuł się zmęczony. Zmęczony trwającą ciągle walką. Od kilku godzin jego ciało było poddawane uderzeniom pięści, Podmuchom energii i cięciom ostrzy. Kości były łamane, mięśnie zrywane i miażdżone. A on dalej trwał. Nie ważne ile razy dostał. Nie ważne ile razy przygwoździli go do ziemi, czy też sprawili ból niedopisania. On się podnosił i walczył dalej. Walczył na Placu z Hazardem. Następnie dokonał fuzji i walczył jak Rave na Polu. Pod koniec próbował stawiać opór. Za każdym razem padał i wstawał. Działo się tak dlatego, iż miał cel. Miał wrócić. Musiał. Musiał wrócić do Eve. Poświęciła się dla niego, zaś on nie zamierzał tego zmarnować. W tym całym zamieszaniu była też jeszcze jedna postać. Vivian. Dziewczyna równie walnięta jak Raziel. Zamiast ratować skórę, jak każdy normalny kadet poleciała walczyć z istotą, która była od niej silniejsza. Czy to właśnie ich do siebie zbliżyło? Że byli pozbawieni instynktu samozachowawczego? Możliwe. Lecz jak to mówią. Ciągnie swój do swego. Tak. Vivian Deryth była pierwszą osobą w tej zasranej Akademii, którą Raziel Zahne mógł nazwać przyjacielem. Dziewczyna mogła na niego liczyć już zawsze. Chłopak poświęci nawet swoje życie, jeśli będzie trzeba. Rodzinny się nie wybiera, lecz przyjaciół można. I właśnie teraz taki wybór został dokonany.
Zielonooki oparł się o ścianę i westchnął. Znajdowali się w olbrzymim bagnie. Zamknięci w celach, pod Akademią. Gdyby chcieli uciec, mieliby marne szanse. Lecz wojownikowi nie to było w głowie. Gdyby zwiał, to od razu zostałby okrzyknięty zdrajcom, a na to nie pozwoli. Nie da im tej satysfakcji. Mogą go torturować. Mogą go bić. Lecz on zostanie. Zachowa najważniejsze informacje dla siebie, a im powie tylko to co trzeba. Minimum informacji. Zaś kiedy już uda mu się zdobyć odpowiednią pozycję i posłuch w państwie. Wtedy rozpocznie działanie.
Chłodny wzrok lustrował szalejącego trenera. Koleś był niezłym cholerykiem. Większym chyba nawet od Koszarowego. Może byli rodziną? Nawet trochę byli do siebie podobni. Mężczyzna rzucał się i przeklinał. Wrzeszczał na więźniów starając się ich zastraszyć. Miał nadzieję, że coś powiedzą. Mylił się. „Czy on myśli, że jego groźby sprawią, że ktoś tu się go wystraszy?” pomyślał Raz. Wszyscy znajdujący się w celach widzieli o wiele większe zło i piekło niż to co właśnie prezentował trener. Krótko mówiąc. Nie ruszało to ich.
Po chwili do ich uszu doszła wiadomość o ucieczce jaszczura. Zahne z tego co zapamiętał to na Placu przed Akademią nawet go zranił. Zaś Vivian dopełniła dzieła. Kruczowłosy uśmiechnął się. Gość był żałośny. Wszyscy to wiedzieli. Dlatego też pogrywali sobie z nim. W końcu Vulfilia postanowiła zabrać głos. Raz prychnął.
- Szkoda marnować czas. – powiedział w przestrzeń. Zdanie nie było skierowane do konkretnej osoby, lecz w ciszy panującej teraz mogli je usłyszeć wszyscy przytomni. – Jaszczur zapewne już zdechł od ran. A nawet jeśli udało mu się jakimś cudem ukraść kapsułę, to dość daleko na jego planetę. Można więc go skreślić. Żadna strata, jednego wroga mniej. – rzekł chłodnym, racjonalnym tonem. Był spokojny. Ton był czysty, bez nuty strachu czy niepewności. Arktyczny chłód. Raziel wiedział jednak co robi. Trener teraz powinien się nim zainteresować, albo zupełnie stracić zainteresowanie ucieczką Changa. Zaś co do wypowiedzi siedemnastolatka, to gdy mężczyzna czytał jego akta, to na pewno trafił na opis wydarzenia sprzed roku. Kto jak kto, ale Raziel miał powody by mówić w taki sposób o rasie jaszczurów.
Occ:
Trenuje se cierpliwość.
Regeneracja 10% HP i KI
Re: Cele więzienne
Czw Sty 23, 2014 8:15 pm
Odpowiedź Red'a nie usatysfakcjonowała Trenera. Z groźną miną świdrował wzrokiem skulonego na podłodze Demona. Nie wiadomo jak potoczyłoby się to dalej, gdyby nie słowa April znajdującej w celi obok. Brodacz zwrócił głowę w jej kierunku, by po chwili wolnym krokiem podejść i zatrzymać się tuż przed kratami. Obniżył nieco postawę, by znaleźć się na mniej więcej tym samym poziomie co dziewczyna i rzekł, niezbyt głośno:
- Nie zapominaj do kogo się zwracasz. Jeśli jeszcze raz odezwiesz się do mnie w ten sposób, obiję Ci tę śliczną buźkę.
Groźba była realna, pomimo ostatnich słów, komplementujących urodę Saiyan'ki. Jeszcze przez chwilę nie spuszczał z niej wzroku, najwyraźniej oczekując jej reakcji, po czym wyprostował się i przeszedł na drugą stronę.
Teraz kolej Vulfili. Dziewczyna obrała ciekawą taktykę, starając się uwieść mężczyznę. Z początku wydawało się, że sposób ten zadziałał: Trener uśmiechnął się lekko i z zainteresowaniem obejrzał sobie dokładnie kadetkę. Tak jak w przypadku April podszedł bliżej i schylił się nieco. I tak jak przed chwilą, słowa które wyszły z jego ust nie zostały wypowiedziane miłym tonem.
- Więc przestań odpier*alać jakieś przedstawienia i gadaj co wiesz.
Chwilę potem swoje 3 grosze wtrącił Raziel. Brodacz zwrócił na chwilę wzrok w jego stronę i rzekł kpiącym głosem:
- Dziękujemy Panie Zahne, przekażę Pańskie słowa do Centrali, proszę się o to nie martwić.
Po czym wrócił do obserwowania Vulfili, czekając na jej reakcję i na to co powie.
- Nie zapominaj do kogo się zwracasz. Jeśli jeszcze raz odezwiesz się do mnie w ten sposób, obiję Ci tę śliczną buźkę.
Groźba była realna, pomimo ostatnich słów, komplementujących urodę Saiyan'ki. Jeszcze przez chwilę nie spuszczał z niej wzroku, najwyraźniej oczekując jej reakcji, po czym wyprostował się i przeszedł na drugą stronę.
Teraz kolej Vulfili. Dziewczyna obrała ciekawą taktykę, starając się uwieść mężczyznę. Z początku wydawało się, że sposób ten zadziałał: Trener uśmiechnął się lekko i z zainteresowaniem obejrzał sobie dokładnie kadetkę. Tak jak w przypadku April podszedł bliżej i schylił się nieco. I tak jak przed chwilą, słowa które wyszły z jego ust nie zostały wypowiedziane miłym tonem.
- Więc przestań odpier*alać jakieś przedstawienia i gadaj co wiesz.
Chwilę potem swoje 3 grosze wtrącił Raziel. Brodacz zwrócił na chwilę wzrok w jego stronę i rzekł kpiącym głosem:
- Dziękujemy Panie Zahne, przekażę Pańskie słowa do Centrali, proszę się o to nie martwić.
Po czym wrócił do obserwowania Vulfili, czekając na jej reakcję i na to co powie.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Cele więzienne
Pią Sty 24, 2014 12:43 pm
Robiło się niebezpiecznie. Najwyraźniej nie powiedział przekonującym tonem, iż nie pamięta niczego. Siedział nadal po turecku, ze spuszczoną głową, żeby przypadkiem ich spojrzenia nie skrzyżowały się. Nie wiedział jak długo uda mu się stłumić swoją energię, która powoli chciała wydostać się na zewnątrz. Trochę trząsł się na ciele, co mogło wyglądać jakby bał się Trenera, lecz po prostu zaczął się denerwować. Zabawa w aktora w takich okolicznościach to zły pomysł, zwłaszcza kiedy nie ma się odpowiedniego nastroju. Vivian, Raziel i Kuro byli tymi, którzy wyglądali i zapewne czuli się najgorzej fizycznie, aczkolwiek mimo okoliczności dawali radę, wręcz emanowali chłodną kalkulacją na to wszystko. A Red to co? Tyle niepewności, tyle zgryzoty i nerwów, której nie mógł odpowiednio wyładować na czymkolwiek wrzało demonem od środka.
Brodacz spoglądał na niego i chyba przekonałby się już niebawem co z niego za ziółko, gdyby nie interwencja April. Najlepiej wiedziała z osób przebywających, że postawa demona nie wyglądała na naturalną, ale pozostali wojownicy nie byli głupi i mogli snuć trafne domysły o jego jestestwie. Na szczęście pilnujący ich Saiyan nie wdawał się we szczegóły tożsamości Czarnowłosego, a to dzięki słowom Długowłosej. Ta ożywiona zajściem zaczęła bronić Reda, chociaż o to nie prosił. Nie mógł po sobie pokazać jak bardzo zdumiał się postawą dziewczyny, więc tylko skulił się bardziej w sobie i skrył twarz w nogach (podciągając kolana do czoła) nie dolewając oliwy do ognia. I tak już narażał wojowniczkę na kłopoty. Ujęła się za nim w cierpkich słowach, by nie uwidaczniała się ich bliższa znajomość niż z przypadku. Docenił to, dlatego nie będzie się rzucać w oczy Strażnikowi. Postara się. Ale gotowało się w nim, a to znaczyło, że nadszedł czas na medytację. Niewiele pomoże, lecz może chociaż na chwilę odsunie się zmysłem od tej strefy złych fluidów dookoła, a zwłaszcza w nim samym.
Słuchał jednym uchem co działo się z innymi w celi, kontrolował także ich Ki, by w razie zrywu być gotowym na wszystko. Dlatego też dowiedział się, iż Vulfila postanowiła nieco zagrać na czasie i opowiedzieć co wie. Czy to była prawda czy blef - nie wiedział. Ożywił się inny wojownik, który stwierdził, że nie ma co ganiać za Changelingiem, bo i tak odniósł poważne rany. Fakt, nie miał ręki jak ostatnio go widział... ale wyglądał na hardego. Czyżby znał skądś Saiyana, że ten chronił go przed swoimi rodakami w mundurach? Ciekawe... Obudził się także Kuro, który jęknął łagodnie powiedziawszy na to co się stało. Taki finał po takiej epickiej walce, gdzie mógłby zostać okrzyknięty bohaterem... coś nie grało. Po co zamykać kogoś, kto pokonał największego wroga Vegety? Może chodziło o to, że zdobył moc nie spod ręki tutejszych Mistrzów, tylko Hikaru? Cóż, tak czy inaczej nie znał prawdy, a na gdybaniach niczego nie osiągnie, tym bardziej Super Saiyana. Zastanawiające jakby wyglądał Red ze złotymi włosami i turkusowymi patrzałkami? Nah, dość o tym, Trener znów przemieszczał się między celami i chciał wydrzeć informacje od Vulfili.
Nienawidził takiej bezczynności. Siedzenie w więzieniu jeszcze nikogo nie wzmocniło, no chyba że ktoś rzuci plan, który powiedzie się w stu procentach. Jak na razie, nawet mając wsparcie osób którzy znają demona, czuł się zagubiony w tym wszystkim. Zdezorientowany i bez mocy, a przecież miał naprawdę mocny prawy sierpowy! Nie pozostało mu nic innego jak nasłuchiwać, a przy okazji uspokajać gorejące gniewem oblicze.
[Ooc: Post treningowy - pierwszy]
Brodacz spoglądał na niego i chyba przekonałby się już niebawem co z niego za ziółko, gdyby nie interwencja April. Najlepiej wiedziała z osób przebywających, że postawa demona nie wyglądała na naturalną, ale pozostali wojownicy nie byli głupi i mogli snuć trafne domysły o jego jestestwie. Na szczęście pilnujący ich Saiyan nie wdawał się we szczegóły tożsamości Czarnowłosego, a to dzięki słowom Długowłosej. Ta ożywiona zajściem zaczęła bronić Reda, chociaż o to nie prosił. Nie mógł po sobie pokazać jak bardzo zdumiał się postawą dziewczyny, więc tylko skulił się bardziej w sobie i skrył twarz w nogach (podciągając kolana do czoła) nie dolewając oliwy do ognia. I tak już narażał wojowniczkę na kłopoty. Ujęła się za nim w cierpkich słowach, by nie uwidaczniała się ich bliższa znajomość niż z przypadku. Docenił to, dlatego nie będzie się rzucać w oczy Strażnikowi. Postara się. Ale gotowało się w nim, a to znaczyło, że nadszedł czas na medytację. Niewiele pomoże, lecz może chociaż na chwilę odsunie się zmysłem od tej strefy złych fluidów dookoła, a zwłaszcza w nim samym.
Słuchał jednym uchem co działo się z innymi w celi, kontrolował także ich Ki, by w razie zrywu być gotowym na wszystko. Dlatego też dowiedział się, iż Vulfila postanowiła nieco zagrać na czasie i opowiedzieć co wie. Czy to była prawda czy blef - nie wiedział. Ożywił się inny wojownik, który stwierdził, że nie ma co ganiać za Changelingiem, bo i tak odniósł poważne rany. Fakt, nie miał ręki jak ostatnio go widział... ale wyglądał na hardego. Czyżby znał skądś Saiyana, że ten chronił go przed swoimi rodakami w mundurach? Ciekawe... Obudził się także Kuro, który jęknął łagodnie powiedziawszy na to co się stało. Taki finał po takiej epickiej walce, gdzie mógłby zostać okrzyknięty bohaterem... coś nie grało. Po co zamykać kogoś, kto pokonał największego wroga Vegety? Może chodziło o to, że zdobył moc nie spod ręki tutejszych Mistrzów, tylko Hikaru? Cóż, tak czy inaczej nie znał prawdy, a na gdybaniach niczego nie osiągnie, tym bardziej Super Saiyana. Zastanawiające jakby wyglądał Red ze złotymi włosami i turkusowymi patrzałkami? Nah, dość o tym, Trener znów przemieszczał się między celami i chciał wydrzeć informacje od Vulfili.
Nienawidził takiej bezczynności. Siedzenie w więzieniu jeszcze nikogo nie wzmocniło, no chyba że ktoś rzuci plan, który powiedzie się w stu procentach. Jak na razie, nawet mając wsparcie osób którzy znają demona, czuł się zagubiony w tym wszystkim. Zdezorientowany i bez mocy, a przecież miał naprawdę mocny prawy sierpowy! Nie pozostało mu nic innego jak nasłuchiwać, a przy okazji uspokajać gorejące gniewem oblicze.
[Ooc: Post treningowy - pierwszy]
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Cele więzienne
Pią Sty 24, 2014 3:31 pm
Musiała bronić Reda, to jej przyjaciel, a nikt inny się do tego nie kwapił, tak na dobrą sprawę każdy dbał o swój interes, ale ona taka nie była, dbała o osoby bliskie jej sercu. A demon zdecydowanie do takich należał i zamierzała zrobić dla niego wszystko, co potrzebne. Usłyszała słowa trenera, ale nie miała zamiaru nic odpowiadać. Patrzyła się na niego bez żadnego protestu, było to spojrzenie wyzywające, ale nie powiedziała ani słowa. W akademii kojarzyli ją jedynie ze ,,ślicznej buźki’’, nikt nie brał jej na poważnie, to i tym razem się nie zmieniło. Vulfia natychmiast wybawiła ją z opresji, czuła, że chce go zbajerować, podziwiała ją, ona by się nigdy na to nie odważyła, nie należała do takich osób. Raczej do tego typu: możesz bić i katować ile chcesz i tak Ci nic nie powiem. Miała nadzieję, że tylko za to nie oberwie, bo gościu przeniósł się teraz koło niej oczekując odpowiedzi. Sama była ciekawa, co działo się z jaszczurem, którego wszyscy tak szukają. Chłopak, który był niedaleko niej również się odezwał, ale on to totalnie zignorował. Widać było, że jednak wszyscy nawzajem się kryli, ale mieli dystans, którego ona nie miała zamiaru posiadać.
Z przemyśleń wyrwał ją Kuro. Obudził się! Jej wzrok przeniosła natychmiast na niego. Była zmartwiona jego stanem, nie wyglądał zbyt dobrze. Usłyszała jak tylko coś wyjąkał. Aby sprawdzić, czy z Nim wszystko w porządku musiała aż wstać, na jej nieszczęście nie widziała co dzieje się z chłopakiem. Trochę naraziła się, bo stanęła na równe nogi tuż, gdy obrócony gościu rozmawiał z dziewczyną. Po chwili natychmiast oprzytomniała, nie może się tak wychylać, zorientowała się jednak dopiero po wiadomości. Usiadła pod ścianą zajmując swoją poprzednią pozę i myśląc nad tym, co chłopak jej przekazał. Nawet nie miała jak mu odpowiedzieć jak się czuje. Normalnie powiedziałaby Wszystko w porządku, a jak ty się czujesz? Damy sobie radę, razem, mi nic nie jest, trzymaj się.
Nóż oczywiście miała, ale jej ciało ciągle próbowało akceptować przemianę, która niedawno miała miejsce, kręciło jej się lekko w głowie. Broń ukryta była w dobrym miejscu, gdzie nikt jej nie znajdzie, oprócz jej samej. Ale musisz jeszcze coś zrobić. Musi nauczyć się wyciszać Ki do 0 i to teraz. Wiem, że ta cała sytuacja i te warunki są fatalne ale inaczej nie uda nam się uciec, bo znajdą nas po Twojej Ki. Przykro mi, że Cię tak zmuszam ale bez Ciebie się stąd nie ruszę. Wiem, że to nie jest proste ale musisz się wyciszyć, zrelaksować, być cicha i spokojna jak wolno płynący strumień wody na Ziemi. Jestem tu z Tobą, pomogę Ci. Przejdziemy przez to razem. Próbowała to zaakceptować, nie chodziło o to, że ją zmusza, bo za to nawet nie była zła, ale to nie będzie takie proste. Już wcześniej próbowała wyciszać energię do zera, ale jej to nie wychodziło. Zagryzła dolną wargę. Być spokojnym w takim miejscu, to nie będzie takie łatwe, musi znaleźć ośrodek spokoju w samej sobie. Wiedziała, że jeżeli tego nie zrobią, jakakolwiek ucieczka nie miałaby szans, bo ich znajdą, ale teraz z drugiej strony, ucieczka dokąd? Nawet nie mieli środka transportu, Hikaru gdzieś sobie poszedł i póki co nie miał zamiaru tutaj nawet po nich schodzić. Mistrzu gdzie jesteś, kiedy twoi uczniowie Cię potrzebują? Zadała sobie to pytanie, ale nie było sensu dalej to roztrząsać, bo to i tak nic nowego nie przyniesie, musi się skupić na swoim zdaniu. Trochę się bała, że gdy zacznie robić cokolwiek ze swoją energią ktoś to wyczuje i zapyta co robi, ale miała to gdzieś. Bez ryzyka nic samo nie przyjdzie, a na to akurat była gotowa. Najpierw musiała się wyciszyć i stać się spokojną. Siedząc pod ścianą schowała głowę próbując wyłączyć się z obecnego miejsca. Wszystko ją jednak dekoncentrowało, wszystko dookoła, słowa, tego czubka, który ich pilnował, ludzie dookoła troska o innych. Z drugiej zaś strony wiedziała, że musi to zrobić, bo w przeciwnym wariancie nici z ich ucieczki. Próbowała usilnie zamknąć oczy i się uspokoić, jednak adrenalina wciąż buzowała w jej krwi. Otworzyła oczy lekko ze zrezygnowania i spojrzała na chłopaka próbując przekazać mu, że chyba nie da rady, gdy tylko beznamiętnie kiwnęła głową i wzruszyła ramionami nagle wpadł jej do głowy pewniej sposób jak to zrobić i uśmiechnęła się, po czym puściła oczko. Już doskonale wiedziała, co zrobi, musi tylko się porządnie skupić, a wyłączy się za parę sekund. Trzy... dwa... jeden...
Occ: Trening start i nauka II poziomu Ki Feeling
Z przemyśleń wyrwał ją Kuro. Obudził się! Jej wzrok przeniosła natychmiast na niego. Była zmartwiona jego stanem, nie wyglądał zbyt dobrze. Usłyszała jak tylko coś wyjąkał. Aby sprawdzić, czy z Nim wszystko w porządku musiała aż wstać, na jej nieszczęście nie widziała co dzieje się z chłopakiem. Trochę naraziła się, bo stanęła na równe nogi tuż, gdy obrócony gościu rozmawiał z dziewczyną. Po chwili natychmiast oprzytomniała, nie może się tak wychylać, zorientowała się jednak dopiero po wiadomości. Usiadła pod ścianą zajmując swoją poprzednią pozę i myśląc nad tym, co chłopak jej przekazał. Nawet nie miała jak mu odpowiedzieć jak się czuje. Normalnie powiedziałaby Wszystko w porządku, a jak ty się czujesz? Damy sobie radę, razem, mi nic nie jest, trzymaj się.
Nóż oczywiście miała, ale jej ciało ciągle próbowało akceptować przemianę, która niedawno miała miejsce, kręciło jej się lekko w głowie. Broń ukryta była w dobrym miejscu, gdzie nikt jej nie znajdzie, oprócz jej samej. Ale musisz jeszcze coś zrobić. Musi nauczyć się wyciszać Ki do 0 i to teraz. Wiem, że ta cała sytuacja i te warunki są fatalne ale inaczej nie uda nam się uciec, bo znajdą nas po Twojej Ki. Przykro mi, że Cię tak zmuszam ale bez Ciebie się stąd nie ruszę. Wiem, że to nie jest proste ale musisz się wyciszyć, zrelaksować, być cicha i spokojna jak wolno płynący strumień wody na Ziemi. Jestem tu z Tobą, pomogę Ci. Przejdziemy przez to razem. Próbowała to zaakceptować, nie chodziło o to, że ją zmusza, bo za to nawet nie była zła, ale to nie będzie takie proste. Już wcześniej próbowała wyciszać energię do zera, ale jej to nie wychodziło. Zagryzła dolną wargę. Być spokojnym w takim miejscu, to nie będzie takie łatwe, musi znaleźć ośrodek spokoju w samej sobie. Wiedziała, że jeżeli tego nie zrobią, jakakolwiek ucieczka nie miałaby szans, bo ich znajdą, ale teraz z drugiej strony, ucieczka dokąd? Nawet nie mieli środka transportu, Hikaru gdzieś sobie poszedł i póki co nie miał zamiaru tutaj nawet po nich schodzić. Mistrzu gdzie jesteś, kiedy twoi uczniowie Cię potrzebują? Zadała sobie to pytanie, ale nie było sensu dalej to roztrząsać, bo to i tak nic nowego nie przyniesie, musi się skupić na swoim zdaniu. Trochę się bała, że gdy zacznie robić cokolwiek ze swoją energią ktoś to wyczuje i zapyta co robi, ale miała to gdzieś. Bez ryzyka nic samo nie przyjdzie, a na to akurat była gotowa. Najpierw musiała się wyciszyć i stać się spokojną. Siedząc pod ścianą schowała głowę próbując wyłączyć się z obecnego miejsca. Wszystko ją jednak dekoncentrowało, wszystko dookoła, słowa, tego czubka, który ich pilnował, ludzie dookoła troska o innych. Z drugiej zaś strony wiedziała, że musi to zrobić, bo w przeciwnym wariancie nici z ich ucieczki. Próbowała usilnie zamknąć oczy i się uspokoić, jednak adrenalina wciąż buzowała w jej krwi. Otworzyła oczy lekko ze zrezygnowania i spojrzała na chłopaka próbując przekazać mu, że chyba nie da rady, gdy tylko beznamiętnie kiwnęła głową i wzruszyła ramionami nagle wpadł jej do głowy pewniej sposób jak to zrobić i uśmiechnęła się, po czym puściła oczko. Już doskonale wiedziała, co zrobi, musi tylko się porządnie skupić, a wyłączy się za parę sekund. Trzy... dwa... jeden...
Occ: Trening start i nauka II poziomu Ki Feeling
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Cele więzienne
Sob Sty 25, 2014 5:44 pm
Się porobiło…
Irytacja wisiała w powietrzu, tak samo jak zapach krwi. Vivian nie zamierzyła pokazać, że jest przytomna, nie dopóki czegoś się nie dowie. Zastanawiała się czy to naprawdę jest już ich koniec – zamierzają przebić ich ciała na wylot, pozwalając by się wykrwawili i zginęli. A potem ogłoszenie, że zginęli heroicznie w walce z wrogiem by uspokoić rodzinę… Jaką rodzinę? Po Ósemce nikt nie będzie płakał, i dobrze. Wystarczająco smętnych rzeczy działo się już na tej planecie, nie warto by taka kropla przepełniła czarę.
Niezauważalnie rozchyliła powieki, obserwując karcer spod rzęs. Trener widocznie upatrzył sobie nową zabawę. Do uszu kadetki doleciały wyraźnie wszystkie słowa. Powiedzmy, że wybrana przez dziewczynę próba zdominowania przesłuchania nie była właściwa. A w każdym wypadku Vivian nie wyobrażała sobie by próba nadania swojemu głosowi filuternego brzmienia i granie, jakby miało się jakieś nieodkryte karty, mogło podziałać. Nie teraz, gdy tkwią zamknięci w celach, jeden rozkaz i ich mózgi malowniczo obryzgają ściany. Trenerzy nie są tacy głupi by dać się zmanipulować słodkim uśmieszkom i psychologicznym gierką… Oby. Inaczej źle by to świadczyło o elicie Vegety.
Ósemka nie robiła nigdy niczego, by za wszelką cenę ocalić własną skórę. Może czasem powinna, ale w cholerę, były przecież rzeczy ważniejsze. Można powiedzieć, że akceptowała stan rzeczy – Ważne by się udało, nie ważne czy dostanie w mordę czy nie – Co to za wojownik, który boi się rany? No, cóż, ilością cierpienia nie mierzy się wielkości osoby. Szacunek do siebie, do innych… Wszystko powoli plątało się w jej głowie, niemal tak samo jak w chwili w której Tsuful panoszył się pod czaszką halfki. Ten mały wybuch szaleństwa, który zaprezentowała Trenerowi mógł rzucać cień na trzeźwość jej umysłu, ale wolała tak na to nie patrzeć.
Vivian się bała, tylko nie okazywała strachu.
Ich przyszłość była teraz w tej chwili niewiadomą. Naprzeciwko jej celi znajdował się Red, mający wyraźnie mieszane sytuacje co do tej sytuacji. Nie było co parskać, starać się kogoś pocieszyć, czy zwrócić uwagę, nie było po prostu jak… Mogła tylko leżeć, obserwując całe towarzystwo, choć tak naprawdę nie mogła znaleźć słów pocieszenia.
~Wszyscy tkwimy w jednym wielkim bagnie. Nie mam nic do powiedzenie, a słowa, które miałby ich tylko uspokoić wydają się śmieszne… W końcu nikt z nas nie jest tak do końca pewny, czy jeszcze wyjdzie z tych piwnic~
Tak się starać by inni przeżyli by samemu zgnić za kratą… O ironio, jak tak można?
April przywodziła jej na myśl zamknięte w klatce małe zwierzątko, niby spokojne, a mogące w strachu pogryźć. Coś dziwnego działo się z jej Ki… Obok zaś energia Kuro drgnęła i czy się Ósemce zdawało, czy usłyszała cichy jęk? Chłopak musiał się ocknąć, na szczęście nie było z nim tak źle jak śmiała wcześniej podejrzewać. Walka musiała być zaciekła…
Prze celi Vivian tkwił Raziel, również przyjmujący pozycję obserwatora, z tą różnicą, że mógł stać o własnych siłach i nie leżał w pozycji embrionalnej na zimnej podłodze. Z jego wypowiedzi zaleciało chłodem, i nie chodziły tylko o lodowaty ton. Kadetka nie wiedziała czy to była tylko próba rozproszenia Trenera, czy faktycznie miał jakiś plan, ale podsunął jej pewien pomysł. Co prawda nie ma wiele siły, kajdanki blokowały energię, ale starczy jej mocy by zacząć wrzeszczeć. Gdyby do czegoś doszło, gdyby Vulfi nierozważnie nagrabiła sobie Trenerowi, niech spodziewają się krzyków. Ósemka nie jedno żądło miała w języku, a że idiotę z bródką łatwo wyprowadzić z równowagi, lepiej by było, gdyby skupił się na Vivian. Co prawda miał już (nie)przyjemność zajęcia się halfką wcześniej, ale kto wie, czy doprowadzony do pasji nie zacznie sam walić łbem w ściany? Na inteligenta nie wyglądał.
Póki co, muszą czekać. A to jedna z najgorszych tortur, którą poczęstowali osoby w ich położeniu.
OOC ---> Koniec treningu
---> + 10% HP
Irytacja wisiała w powietrzu, tak samo jak zapach krwi. Vivian nie zamierzyła pokazać, że jest przytomna, nie dopóki czegoś się nie dowie. Zastanawiała się czy to naprawdę jest już ich koniec – zamierzają przebić ich ciała na wylot, pozwalając by się wykrwawili i zginęli. A potem ogłoszenie, że zginęli heroicznie w walce z wrogiem by uspokoić rodzinę… Jaką rodzinę? Po Ósemce nikt nie będzie płakał, i dobrze. Wystarczająco smętnych rzeczy działo się już na tej planecie, nie warto by taka kropla przepełniła czarę.
Niezauważalnie rozchyliła powieki, obserwując karcer spod rzęs. Trener widocznie upatrzył sobie nową zabawę. Do uszu kadetki doleciały wyraźnie wszystkie słowa. Powiedzmy, że wybrana przez dziewczynę próba zdominowania przesłuchania nie była właściwa. A w każdym wypadku Vivian nie wyobrażała sobie by próba nadania swojemu głosowi filuternego brzmienia i granie, jakby miało się jakieś nieodkryte karty, mogło podziałać. Nie teraz, gdy tkwią zamknięci w celach, jeden rozkaz i ich mózgi malowniczo obryzgają ściany. Trenerzy nie są tacy głupi by dać się zmanipulować słodkim uśmieszkom i psychologicznym gierką… Oby. Inaczej źle by to świadczyło o elicie Vegety.
Ósemka nie robiła nigdy niczego, by za wszelką cenę ocalić własną skórę. Może czasem powinna, ale w cholerę, były przecież rzeczy ważniejsze. Można powiedzieć, że akceptowała stan rzeczy – Ważne by się udało, nie ważne czy dostanie w mordę czy nie – Co to za wojownik, który boi się rany? No, cóż, ilością cierpienia nie mierzy się wielkości osoby. Szacunek do siebie, do innych… Wszystko powoli plątało się w jej głowie, niemal tak samo jak w chwili w której Tsuful panoszył się pod czaszką halfki. Ten mały wybuch szaleństwa, który zaprezentowała Trenerowi mógł rzucać cień na trzeźwość jej umysłu, ale wolała tak na to nie patrzeć.
Vivian się bała, tylko nie okazywała strachu.
Ich przyszłość była teraz w tej chwili niewiadomą. Naprzeciwko jej celi znajdował się Red, mający wyraźnie mieszane sytuacje co do tej sytuacji. Nie było co parskać, starać się kogoś pocieszyć, czy zwrócić uwagę, nie było po prostu jak… Mogła tylko leżeć, obserwując całe towarzystwo, choć tak naprawdę nie mogła znaleźć słów pocieszenia.
~Wszyscy tkwimy w jednym wielkim bagnie. Nie mam nic do powiedzenie, a słowa, które miałby ich tylko uspokoić wydają się śmieszne… W końcu nikt z nas nie jest tak do końca pewny, czy jeszcze wyjdzie z tych piwnic~
Tak się starać by inni przeżyli by samemu zgnić za kratą… O ironio, jak tak można?
April przywodziła jej na myśl zamknięte w klatce małe zwierzątko, niby spokojne, a mogące w strachu pogryźć. Coś dziwnego działo się z jej Ki… Obok zaś energia Kuro drgnęła i czy się Ósemce zdawało, czy usłyszała cichy jęk? Chłopak musiał się ocknąć, na szczęście nie było z nim tak źle jak śmiała wcześniej podejrzewać. Walka musiała być zaciekła…
Prze celi Vivian tkwił Raziel, również przyjmujący pozycję obserwatora, z tą różnicą, że mógł stać o własnych siłach i nie leżał w pozycji embrionalnej na zimnej podłodze. Z jego wypowiedzi zaleciało chłodem, i nie chodziły tylko o lodowaty ton. Kadetka nie wiedziała czy to była tylko próba rozproszenia Trenera, czy faktycznie miał jakiś plan, ale podsunął jej pewien pomysł. Co prawda nie ma wiele siły, kajdanki blokowały energię, ale starczy jej mocy by zacząć wrzeszczeć. Gdyby do czegoś doszło, gdyby Vulfi nierozważnie nagrabiła sobie Trenerowi, niech spodziewają się krzyków. Ósemka nie jedno żądło miała w języku, a że idiotę z bródką łatwo wyprowadzić z równowagi, lepiej by było, gdyby skupił się na Vivian. Co prawda miał już (nie)przyjemność zajęcia się halfką wcześniej, ale kto wie, czy doprowadzony do pasji nie zacznie sam walić łbem w ściany? Na inteligenta nie wyglądał.
Póki co, muszą czekać. A to jedna z najgorszych tortur, którą poczęstowali osoby w ich położeniu.
OOC ---> Koniec treningu
---> + 10% HP
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Cele więzienne
Nie Sty 26, 2014 12:14 pm
Vulfila tylko podniosła brew, zerkając na Raziela. Przez chwilę włosy na ogonie trochę jej się zjeżył, bo obawiała się, że chłopak zniszczy jej wspaniały plan, a to równałoby się z okropnymi konsekwencjami. Ale trener skomentował: "Dziękujemy Panie Zahne, przekażę Pańskie słowa do Centrali, proszę się o to nie martwić.", więc nawet zaśmiała się pod nosem, bo podzielała w tym przypadku zdanie brodacza, co mogło być słyszalne dla trenera i Raziela, jeśli zwrócili na to uwagę.
Choć mogło to tak z zewnątrz wyglądać, Vulfila nie miała na myśli uwiedzenia trenera. Bardziej chciała dać mu przekonanie, że chce współpracować i nie widzi w tym nic złego jak reszta buntowniczych kadetów. Jeśli udałoby jej się wzbudzić takie odczucie w trenerze, ten dałby się zmanipulować tak, jak dziewczyna planowała to zrobić.
Vulfila zbliżyła się do kraty z przodu, żeby być możliwie blisko Brodacza. Chciała stworzyć choć ułamek intymności w ich rozmowie, dzięki czemu mężczyzna miałby wrażenie, jakby dowiadywał się tajnej informacji.
- Widziałam, jak jedna dziewczyna wylatywała z lotniska górą i gonił ją strażnik. To pewnie o nią chodzi, nie?- powiedziała, patrząc trenerowi głęboko w oczy. Chciała sprawiać wrażenie wrednej i szczerej. - Znam tę dziewczynę. Widziałam ją kilka razy w akademii. - dokończyła, po czym założyła ręce na piersi i odsunęła się kilka kroków, żeby zbudować napięcie i oczekiwanie.
Wtedy za plecami strażnika Vulfila zauważyła, jak Kuro wybudza się z tępienia. Wybiło ją to trochę z rytmu, więc odwróciła się automatycznie.
- Nie znam tej dziewczyny osobiście z imienia, ale mogę ją dokładnie opisać. I mogłabym wam pomóc w identyfikacji. - powiedziała, odwrócona do trenera tyłem, opanowując nerwy, jakie w niej wzbierały. Tak bardzo cieszyła się w duchu ze swojego genialnego planu, że ciężko było jej opanować śmiech, jaki samoistnie rodził się w jej duchu, ale z drugiej strony miała też ochotę natychmiast wygarnąć Kuro.
Vulfila znowu zbliżyła się do trenera, starając się nie pokazać po sobie, że tak bawi ją cała sytuacja. Przy ty, jeśli tylko nadarzyła się okazja, piorunowała wzrokiem saiyana w przeciwległej celi, wywijając groźnie ogonem.
- Ta dziewczyna jest umięśniona, nawet nieźle, jak na dziewczynę. Ma... ciemne włosy, w zasadzie czarne, takie raczej krótkie, ale też nie jakieś bardzo krótkie. Ciemne oczy, prawie czarne. - powiedziała, próbując opisać najbardziej typową saiyankę tak, żeby jej znalezienie i wyodrębnienie graniczyło z cudem. Jej opis mógł dotyczyć niemalże każdego. Przy okazji nie odbiegła wyglądem od opisu jej samej na wypadek, gdyby strażnik lotniska także złożył już zeznania.
Choć mogło to tak z zewnątrz wyglądać, Vulfila nie miała na myśli uwiedzenia trenera. Bardziej chciała dać mu przekonanie, że chce współpracować i nie widzi w tym nic złego jak reszta buntowniczych kadetów. Jeśli udałoby jej się wzbudzić takie odczucie w trenerze, ten dałby się zmanipulować tak, jak dziewczyna planowała to zrobić.
Vulfila zbliżyła się do kraty z przodu, żeby być możliwie blisko Brodacza. Chciała stworzyć choć ułamek intymności w ich rozmowie, dzięki czemu mężczyzna miałby wrażenie, jakby dowiadywał się tajnej informacji.
- Widziałam, jak jedna dziewczyna wylatywała z lotniska górą i gonił ją strażnik. To pewnie o nią chodzi, nie?- powiedziała, patrząc trenerowi głęboko w oczy. Chciała sprawiać wrażenie wrednej i szczerej. - Znam tę dziewczynę. Widziałam ją kilka razy w akademii. - dokończyła, po czym założyła ręce na piersi i odsunęła się kilka kroków, żeby zbudować napięcie i oczekiwanie.
Wtedy za plecami strażnika Vulfila zauważyła, jak Kuro wybudza się z tępienia. Wybiło ją to trochę z rytmu, więc odwróciła się automatycznie.
- Nie znam tej dziewczyny osobiście z imienia, ale mogę ją dokładnie opisać. I mogłabym wam pomóc w identyfikacji. - powiedziała, odwrócona do trenera tyłem, opanowując nerwy, jakie w niej wzbierały. Tak bardzo cieszyła się w duchu ze swojego genialnego planu, że ciężko było jej opanować śmiech, jaki samoistnie rodził się w jej duchu, ale z drugiej strony miała też ochotę natychmiast wygarnąć Kuro.
Vulfila znowu zbliżyła się do trenera, starając się nie pokazać po sobie, że tak bawi ją cała sytuacja. Przy ty, jeśli tylko nadarzyła się okazja, piorunowała wzrokiem saiyana w przeciwległej celi, wywijając groźnie ogonem.
- Ta dziewczyna jest umięśniona, nawet nieźle, jak na dziewczynę. Ma... ciemne włosy, w zasadzie czarne, takie raczej krótkie, ale też nie jakieś bardzo krótkie. Ciemne oczy, prawie czarne. - powiedziała, próbując opisać najbardziej typową saiyankę tak, żeby jej znalezienie i wyodrębnienie graniczyło z cudem. Jej opis mógł dotyczyć niemalże każdego. Przy okazji nie odbiegła wyglądem od opisu jej samej na wypadek, gdyby strażnik lotniska także złożył już zeznania.
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach