Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Wioska Drakonian
Pią Wrz 13, 2013 10:18 pm
First topic message reminder :
Lokalizacja: Mroczna Puszcza
Obszar trzech kilometrów dawniej pełen drewnianych domków ciemnego drewna.Po transformacji Dragota całość została odbudowana oraz zaklęta. Obszar jest równie dobrze ukryty co reszta Puszczy, nie da się jej zlokalizować z lotu ptaka. Jej nierozłącznym elementem jest mgła która skutecznie ogranicza widoczność. Klimat wioski jest porównywalny ze starym cmentarzem, ludzie nie są tu zazwyczaj mile widziani. Miejsce to dodatkowo jest nawiedzane przez jej mroczną, wynaturzoną wersję - Nether.
Motyw Wioski
Lokalizacja: Mroczna Puszcza
Obszar trzech kilometrów dawniej pełen drewnianych domków ciemnego drewna.Po transformacji Dragota całość została odbudowana oraz zaklęta. Obszar jest równie dobrze ukryty co reszta Puszczy, nie da się jej zlokalizować z lotu ptaka. Jej nierozłącznym elementem jest mgła która skutecznie ogranicza widoczność. Klimat wioski jest porównywalny ze starym cmentarzem, ludzie nie są tu zazwyczaj mile widziani. Miejsce to dodatkowo jest nawiedzane przez jej mroczną, wynaturzoną wersję - Nether.
Motyw Wioski
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Drakonian
Pią Mar 07, 2014 8:16 pm
zastanawialem sie czy opuszczenie puszczy bedzie oznaczalo kolejna zasadzke, ale jestem na to przygotowany. Nie spedze reszty zycia na tym cmentarzu, musze trenowac, znalezc inne demony i je tu sprowadzic. W puszczy bylo tak ciemno, a w podziemiach nie lepiej. Ukucnalem na jedno kolano, skoncentrowalem sie i uzywajac powolnego ale silnego podmuchu Ki odchylilem liscie na boki, tworzac dziure przez która moge wyleciec. To byl blad....
-AAAAAAAAAAAAAAARRRGHHHHHHHHHHHIAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAHAAAAAAAAA
Jakby ktos wbil mi igly w oczy i wyjal z rozmachem. Promien slonca zobaczony po ponad dwuletnium przyzwyczajeniu do zwyczajnej ciemnosci sprawil ze ból mnie obezwladnil, po twarzy splywaly mi strumyki krwi. Choc liscie zdazyly zakryc slonce i zniwelowac jego próby dostania sie z powrotem, to ból nie ustapil od razu. Wznioslem swoje niemalze bezwladne cialo na metr w góre i po 10 minutach znalazlem maly zbiorniczek wodny w miejscu które niegdys bylo dzialka treningowa. Wsadzilem tam czesc glowy i dopiero wtedy otworzylem oczy. na chwile co prawda, ale to pomoglo. Po kolejnej chwili odpoczynku bylem juz w stanie widziec, jednak w takim stanie nie zdolam opuscic tego terenu. Musze zmienic swoje oblicze i uzyc techniki o której czytalem w zwojach biblioteki. Wiem o niej wszystko, od historii poprzez zastosowania. Dzieki niej bede mógl przybrac forme która da rade sie stad wydostac. A przy okazji pomoze mi sie wtopic w otoczenie. To Maska.
OOC:
Start treningu
-AAAAAAAAAAAAAAARRRGHHHHHHHHHHHIAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAHAAAAAAAAA
Jakby ktos wbil mi igly w oczy i wyjal z rozmachem. Promien slonca zobaczony po ponad dwuletnium przyzwyczajeniu do zwyczajnej ciemnosci sprawil ze ból mnie obezwladnil, po twarzy splywaly mi strumyki krwi. Choc liscie zdazyly zakryc slonce i zniwelowac jego próby dostania sie z powrotem, to ból nie ustapil od razu. Wznioslem swoje niemalze bezwladne cialo na metr w góre i po 10 minutach znalazlem maly zbiorniczek wodny w miejscu które niegdys bylo dzialka treningowa. Wsadzilem tam czesc glowy i dopiero wtedy otworzylem oczy. na chwile co prawda, ale to pomoglo. Po kolejnej chwili odpoczynku bylem juz w stanie widziec, jednak w takim stanie nie zdolam opuscic tego terenu. Musze zmienic swoje oblicze i uzyc techniki o której czytalem w zwojach biblioteki. Wiem o niej wszystko, od historii poprzez zastosowania. Dzieki niej bede mógl przybrac forme która da rade sie stad wydostac. A przy okazji pomoze mi sie wtopic w otoczenie. To Maska.
OOC:
Start treningu
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Drakonian
Pon Mar 10, 2014 8:47 pm
Usiadlem po turecku na srodku dzialki treningowej, rece majac na kolanach. Wzialem gleboki oddech. Po chwili zrobilem to jeszcze kilka razy, odciagalem ta chwile najbardziej jak tylko moglem. Dygalem sie strasznie, to nie bylo takie proste jak myslalem. Jesli nie podolam moja przygoda moze sie zakonczyc wlasnie w tej puszczy. Czekalo mnie mnóstwo bólu, rytual byl bardzo stary i wymagal wiele poswiecenia. Czyzby tylko ci którym sie udalo dostali sie do wioski?
-Dalej Dragot, dasz rade. To twoja jedyna szansa. To pestka w porównaniu z tym co jeszcze zrobisz...Teraz troche pocierpisz, a potem bedziesz mógl opuscic wioske.
Wstalem, poniewaz przypomnialo mi sie iz nie znalazlem potrzebnych rzeczy. Moje cierpienie poszlo by na marne. Czytalem ze moze sie on wydarzyc tylko na planecie Demonów gdyz tylko tam sa odpowiednie warunki. Jednak Mroczna Puszcza calkowicie je spelnia, jestem tutaj u siebie. Potrzebuje trzech rzeczy by dokonac rytualu na sobie.
ogniste ziele roślina rosnąca tylko w warunkach pozbawionych slonca, wbrew nazwie nie wyrasta w dodatniej temperaturze. Moge ją znaleźć pod korą ciemnych drzew na południu puszczy, gdzie jest najzimniej ciepła. Potrzebuje jej do nararcia miejsc gdzie bedzie nacięcie.
Serafis Bardzo rzadki kwiat rosnący pod suchą ziemią. Kryje w sobie całe mnóstwo błękitnego proszku nazywanego Fuską. Musze zrobić z niego okrąg w którym wykonam rytuał.
żądło krwiopijcy pewnego mucho podobnego owada wielkości metra, który swym żądłem w przeciwieństwie do nazwy nie wysysa krwi, jednak wprowadza jad. Fakt że jest mi on potrzebny niegdyś sprawiłby że byłbym przerażony. Jednak po tym co przeżyłem wisi mi to.
Udałem się na południe Puszczy wiedząc że być może po raz ostatni po niej spaceruje. Zapamiętywałem wszystko co widziałem i słyszałem już z daleka gdzie lata sobie krwiopijca. Okazuje sie że całkiem niedaleko, a ja jeszcze nie miałem z nim do czynienia. Po minucie zawiłego chodzenia po niezbyt przejezdnym terenie znalazłem to czego szukałem. Wyrwałem ogniste ziele z ziemi, a korzeń wskazał mi że serafis jest tuż pod nim. Upiekłem dwie pieczenie na jednym ogniu, pozostał trzeci. Żądło krwio..
-Kurna!
Krzyknąłem ledwo unikając ogona zakończonego kolcem. Latający wampir wcześniej nie był dla mnie wyzwaniem, ale do tej pory nie jestem w pełni sił. Za dużo latałem po wiosce i zużyłem za dużo energii, musiałem użyć 100% mojej zręczności by wyjść z tego cało.
Stworzyłem dość szerokiego Ki sworda barwy fioletowej i nisko podskakując szykowałem się do kontrataku. Jednak zachowanie owada było bardzo chaotycznie i nie sposób było przewidzieć jego ruchy. Ogon był długości mojej ręki, ale teraz mam ją znacznie dłuższą. Zwierze zaatakowało, a ja zawiodłem. Zanim zdążyłem się zamachnąć ogon został cofnięty, i ponownie mało nie oberwałem. Dla pewności stworzyłem drugi miecz, i wtem mnie olśniło.
Muzyka
Z koron drzew wyskoczyła chmara rodem od pszczół, a bzyczenie stało się bardzo głośne i sprawiało wrażenie że są centymetry ode mnie. Nie mogłem tak po prostu ich zniszczyć bo nie dostanę ogonów, musiałem znaleźć inny sposób. Lecz to nie był czas na myślenie, spierdzielałem ile sił w nogach i ile ki w ciele. Miałem wrażenie bycia otoczonym co coraz bardziej doprowadzało mnie do paniki. Starałem się często skręcać i wzlatywać ponad puszczę i w razie gdyby nie było wyjścia - pod ziemie. Wtedy wpadłem na pomysł. Wzmacniając swój lot aurą wkopałem się około 3 metry pod ziemię, i zanim Krwiopijce do mnie doleciały użyłem potężnego kiaiho. Huk był ogłuszający a rezultatem było wystrzeleniem kawałków ziemi nade mną w strone tych pijawek, powalając większość z nich. Wtedy miałem czas. Chwytając momentum wyskoczyłem z dziury i używając Renzoku Energy dan powystrzelałem prawie wszystkie co zajęło mi kilkanaście sekund. Do ostatniej powoli podleciałem i odciąłem ogon cieniutkim Ki swordem. Kosztowało mnie to sporo ryzyka, ale miałem już wszystko. Przy okazji pozbyłem się szkodników na przyszłość.
Muzyka
Usiadłem po turecku w obręczy z fuski o średnicy 3 M. Po mojej lewej leżało żądło, po prawej ogniste ziele. Nie miałem już oporów. Zacząłem rytuał, podczas którego naucze się zmiany formy na ludzką. Początek był z grubej rury. Wziąłem żądło o długości pięciu centymetrów i z rozmachem
wbiłem je sobie w serce.
-ARGH!
Warknąłem z zaciśniętymi mocno zębami. Truciznę rozcieńczyłem, ale nadal bolała. Czułem jakby krew była ciekłym azotem. Cały drżałem jednocześnie z bólu i z zimna, tak dawno nie odczuwanego. Żądło wyjąłem, strup powstał natychmiastowo. Musiałem dokończyć rytuał, to był dopiero początek a czułem się jak człowiek z czterdziestostopniową gorączką! Tętnica zaznaczyła się na mojej skórze sinym znakiem, idącym od dłoni przez klatke piersiową aż po nogi. Wziąłem zielsko i zacząłem nacierać nim ślad, jako że było ono mokre. Fakt że samo nacieranie zajęło mi ponad 30 sekund, był mało pocieszający. Teraz będzie najgorsze.
Wziąłem dwa palce na każdej dłoni i rozgrzałem ich koniuszki do błysku. zacząłem od lewej ręki.
Jęknąłem długo i boleśnie, bowiem musiałem rozciąć natartą ścieżkę moją własną Ki. Czarna krew szybko zaczęła wypływać strumykami z nadgarstka i przedramienia, miałem mocno zaciśnięte zęby i brak wyjścia. Jechałem palcami po ścieżce wzdłóż lewej ręki aż dotarłem do barka. Tutaj pojawiło się kilka zawijasów i symboli. Ból nie był tutaj tak silny, ale krwawienie nie ustawało. Może musimy tyle wycierpieć by porównać się do ludzi... Potem zmieniłem ręke i zacząłem robić to samo od prawej ręki, ponownie wyjąc z bólu co każda żywa istota by zrozumiała poza masochistami. Potem jechałem coraz bardziej dygotając po plecach, a opadając z sił i ledwo przytomny rozcinałem ślad po moich nogach. Krąg coraz bardziej się żarzył, zauwarzyłem że moje rany również. Bądź przytomny, bądź przytomny, wytrzymaj ten kawałek! Tylko że ból się wzmagał a nic się nie działo! Pomyśl Dragot, kim jesteś, jak wyglądasz, jakim jesteś człowiekiem, jakim jesteś człowiekiem.
Nie pamiętam niczego co działo się dalej. Nie wiem co widziałem, czy trafił mnie grom czy coś takiego. Wiem jednak że rytuał się udał. Poświęcenie się opłaciło, bowiem w tym momencie wychodzę z Mrocznej Puszczy, a jedyne co mi pomaga w bezpoblemowym widzeniu, to specjalne okulary przyciemniające, które miałem na sobie razem z resztą ubrań po przebudzeniu. Zieleń trawy, błękit nieba i żar słońca. Sam nie wiem czy za tym tęskniłem, czy to znienawidziłem, ale potrzebuje odświeżenia. I to bardzo.
Z/t do South City
-Dalej Dragot, dasz rade. To twoja jedyna szansa. To pestka w porównaniu z tym co jeszcze zrobisz...Teraz troche pocierpisz, a potem bedziesz mógl opuscic wioske.
Wstalem, poniewaz przypomnialo mi sie iz nie znalazlem potrzebnych rzeczy. Moje cierpienie poszlo by na marne. Czytalem ze moze sie on wydarzyc tylko na planecie Demonów gdyz tylko tam sa odpowiednie warunki. Jednak Mroczna Puszcza calkowicie je spelnia, jestem tutaj u siebie. Potrzebuje trzech rzeczy by dokonac rytualu na sobie.
ogniste ziele roślina rosnąca tylko w warunkach pozbawionych slonca, wbrew nazwie nie wyrasta w dodatniej temperaturze. Moge ją znaleźć pod korą ciemnych drzew na południu puszczy, gdzie jest najzimniej ciepła. Potrzebuje jej do nararcia miejsc gdzie bedzie nacięcie.
Serafis Bardzo rzadki kwiat rosnący pod suchą ziemią. Kryje w sobie całe mnóstwo błękitnego proszku nazywanego Fuską. Musze zrobić z niego okrąg w którym wykonam rytuał.
żądło krwiopijcy pewnego mucho podobnego owada wielkości metra, który swym żądłem w przeciwieństwie do nazwy nie wysysa krwi, jednak wprowadza jad. Fakt że jest mi on potrzebny niegdyś sprawiłby że byłbym przerażony. Jednak po tym co przeżyłem wisi mi to.
Udałem się na południe Puszczy wiedząc że być może po raz ostatni po niej spaceruje. Zapamiętywałem wszystko co widziałem i słyszałem już z daleka gdzie lata sobie krwiopijca. Okazuje sie że całkiem niedaleko, a ja jeszcze nie miałem z nim do czynienia. Po minucie zawiłego chodzenia po niezbyt przejezdnym terenie znalazłem to czego szukałem. Wyrwałem ogniste ziele z ziemi, a korzeń wskazał mi że serafis jest tuż pod nim. Upiekłem dwie pieczenie na jednym ogniu, pozostał trzeci. Żądło krwio..
-Kurna!
Krzyknąłem ledwo unikając ogona zakończonego kolcem. Latający wampir wcześniej nie był dla mnie wyzwaniem, ale do tej pory nie jestem w pełni sił. Za dużo latałem po wiosce i zużyłem za dużo energii, musiałem użyć 100% mojej zręczności by wyjść z tego cało.
Stworzyłem dość szerokiego Ki sworda barwy fioletowej i nisko podskakując szykowałem się do kontrataku. Jednak zachowanie owada było bardzo chaotycznie i nie sposób było przewidzieć jego ruchy. Ogon był długości mojej ręki, ale teraz mam ją znacznie dłuższą. Zwierze zaatakowało, a ja zawiodłem. Zanim zdążyłem się zamachnąć ogon został cofnięty, i ponownie mało nie oberwałem. Dla pewności stworzyłem drugi miecz, i wtem mnie olśniło.
Muzyka
Z koron drzew wyskoczyła chmara rodem od pszczół, a bzyczenie stało się bardzo głośne i sprawiało wrażenie że są centymetry ode mnie. Nie mogłem tak po prostu ich zniszczyć bo nie dostanę ogonów, musiałem znaleźć inny sposób. Lecz to nie był czas na myślenie, spierdzielałem ile sił w nogach i ile ki w ciele. Miałem wrażenie bycia otoczonym co coraz bardziej doprowadzało mnie do paniki. Starałem się często skręcać i wzlatywać ponad puszczę i w razie gdyby nie było wyjścia - pod ziemie. Wtedy wpadłem na pomysł. Wzmacniając swój lot aurą wkopałem się około 3 metry pod ziemię, i zanim Krwiopijce do mnie doleciały użyłem potężnego kiaiho. Huk był ogłuszający a rezultatem było wystrzeleniem kawałków ziemi nade mną w strone tych pijawek, powalając większość z nich. Wtedy miałem czas. Chwytając momentum wyskoczyłem z dziury i używając Renzoku Energy dan powystrzelałem prawie wszystkie co zajęło mi kilkanaście sekund. Do ostatniej powoli podleciałem i odciąłem ogon cieniutkim Ki swordem. Kosztowało mnie to sporo ryzyka, ale miałem już wszystko. Przy okazji pozbyłem się szkodników na przyszłość.
Muzyka
Usiadłem po turecku w obręczy z fuski o średnicy 3 M. Po mojej lewej leżało żądło, po prawej ogniste ziele. Nie miałem już oporów. Zacząłem rytuał, podczas którego naucze się zmiany formy na ludzką. Początek był z grubej rury. Wziąłem żądło o długości pięciu centymetrów i z rozmachem
wbiłem je sobie w serce.
-ARGH!
Warknąłem z zaciśniętymi mocno zębami. Truciznę rozcieńczyłem, ale nadal bolała. Czułem jakby krew była ciekłym azotem. Cały drżałem jednocześnie z bólu i z zimna, tak dawno nie odczuwanego. Żądło wyjąłem, strup powstał natychmiastowo. Musiałem dokończyć rytuał, to był dopiero początek a czułem się jak człowiek z czterdziestostopniową gorączką! Tętnica zaznaczyła się na mojej skórze sinym znakiem, idącym od dłoni przez klatke piersiową aż po nogi. Wziąłem zielsko i zacząłem nacierać nim ślad, jako że było ono mokre. Fakt że samo nacieranie zajęło mi ponad 30 sekund, był mało pocieszający. Teraz będzie najgorsze.
Wziąłem dwa palce na każdej dłoni i rozgrzałem ich koniuszki do błysku. zacząłem od lewej ręki.
Jęknąłem długo i boleśnie, bowiem musiałem rozciąć natartą ścieżkę moją własną Ki. Czarna krew szybko zaczęła wypływać strumykami z nadgarstka i przedramienia, miałem mocno zaciśnięte zęby i brak wyjścia. Jechałem palcami po ścieżce wzdłóż lewej ręki aż dotarłem do barka. Tutaj pojawiło się kilka zawijasów i symboli. Ból nie był tutaj tak silny, ale krwawienie nie ustawało. Może musimy tyle wycierpieć by porównać się do ludzi... Potem zmieniłem ręke i zacząłem robić to samo od prawej ręki, ponownie wyjąc z bólu co każda żywa istota by zrozumiała poza masochistami. Potem jechałem coraz bardziej dygotając po plecach, a opadając z sił i ledwo przytomny rozcinałem ślad po moich nogach. Krąg coraz bardziej się żarzył, zauwarzyłem że moje rany również. Bądź przytomny, bądź przytomny, wytrzymaj ten kawałek! Tylko że ból się wzmagał a nic się nie działo! Pomyśl Dragot, kim jesteś, jak wyglądasz, jakim jesteś człowiekiem, jakim jesteś człowiekiem.
- ludzki wygląd:
Nie pamiętam niczego co działo się dalej. Nie wiem co widziałem, czy trafił mnie grom czy coś takiego. Wiem jednak że rytuał się udał. Poświęcenie się opłaciło, bowiem w tym momencie wychodzę z Mrocznej Puszczy, a jedyne co mi pomaga w bezpoblemowym widzeniu, to specjalne okulary przyciemniające, które miałem na sobie razem z resztą ubrań po przebudzeniu. Zieleń trawy, błękit nieba i żar słońca. Sam nie wiem czy za tym tęskniłem, czy to znienawidziłem, ale potrzebuje odświeżenia. I to bardzo.
Z/t do South City
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Drakonian
Pią Kwi 18, 2014 8:12 pm
Gdy już zbliżałem się do Puszczy odkryłem swoje prawdziwe oblicze czemu towarzyszyła smuga dymu oraz błysk ognia. Byłem w bardzo złym nastroju po mojej wizycie w south city, miałem tam okazję poznać jacy naprawde są ludzie. Gdy wracam tam myślami mam ochotę zabijać. Ale po to właśnie wracam do wioski, by uspokoić ten gniew zanim zrobię coś głupiego. Tylko w tym zakątku świata czuje się jak w domu. Najlepiej będzie jeśli wyładuje swą wściekłość poprzez trening. Nie moge się porywać myślom, bo będzie po mnie. Gdy już wreszcie dotarłem na właściwe miejsce, zszedłem do poziomu podłoża przekraczając warstwę błękitnych liści i ciemnych gałęzi. Jak miło być w domu... Półmrok, mgła otaczająca to miejsce, całkowity spokój i zatruwająca umysł atmosfera. Szkoda że nie jest tu tak jak dawniej. Teraz wszystkie budynki obrócone zostały w stos desek, ziemia pokryta została...wszystkim co tutaj było, ciała przedstawicieli mojej rasy leżały sobie od tak bez żadnego oznaczenia. Dopilnowałem aby żaden przedstawiciel messengerów nie uciekł, ani nie przeżył. Jeden wielki bałagan który beszcześcił wszystko co było dobre w tym skrawku ziemi. Jestem prawdopodobnie ostatnim z rasy, jestem odpowiedzialny za to miejsce. Nie zostawie tego w takim stanie, moim treningiem będzie zrobienie własnoręcznie całej tej wioski od nowa. Nie zostawie jedynej rodziny w nieoznaczonych grobach. Nie po tym ile dla mnie zrobili. A gdy skończę, będzie przede mną jedyne miejsce na ziemi w którym żyją Outlaws'i. Stanąłem przy samym końcu wioski i zacząłem planować od czego zacząć.
OOC:
Start treningu
OOC:
Start treningu
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Drakonian
Nie Kwi 20, 2014 6:33 pm
Spokój. Koncentracja tak silna że słyszę hałas jaki wydaję owady stąpaniem po liściach drzew. To będzie ten czynnik który przyniesie mi powodzenie w tym trudnym wyzwaniu. Ludzie snują pieśni i legendy o tych, co wybudowali wioski własnymi rękoma. Dziś legendy się skończą a zacznie nowa era. Naładowany energią stałem przed miejscem które niegdyś było głównym wejściem. Po chwili wzniosłem powoli ręce, a na moich oczach stało się to czego oczekiwałem. Cały ten bałagan, gruz, skrawki budynkówpowoli uniosły się pod wpływem telekinezy ponad moją wysokość w obszarze całej wioski. Nigdy nie sądziłem że stane się tak potężny. Miałem uczucie jakbym podnosił sztangę do której przyklejone było 500 innych w poziomie. Nie mogłem napawać się jednak dumą, bowiem był to dopiero początek. Podczas gdy utrzymywanie tak wielkiego obszaru za pomocą siły woli zaczęło odciskać swoje piętno na mojej głowie, musiałem jeszcze oddzielić zwłoki od gruzu by nie zniszczyć tego pierwszego. Z zębami zaciśniętymi coraz mocniej próbowałem poruszyć całą tą masą w taki sposób by dojrzeć każdy pojedyńczy element. Dojrzałem kilkanaście ciał a to z pewnością nie wszystko. By akcja się udała jedną rękę skupiłem na utrzymywaniu całości w powietrzu, a drugą na przeciąganiu zwłok aż za mnie. Proces był długotrwały i upierdliwy, nawet dla kogoś o mojej kontroli KI nie można tak po prostu trzymać ogromnego ciężaru w nieskończoność, i wykonywać przy tym jakiejś czynności. Gdy przyciągałem do siebie kolejnych trupów własna krew zaczęła wyciekać mi z oczu. Zaczęły mi wyskakiwać żyły, a nogi stały się jak z papieru. W końcu nie wytrzymałem, upadłem na ziemie. A zaraz po mnie zrobiła to zbieranina wszystkich budynków, wyposażenia, przedmiotów i ofiar wojny między klanami demonów. W pewnym momencie byłem bliski zaśnięcia, jednak nadal odczuwałem ból za oczami który skutecznie mnie od niego zniechęcał. Podniesienie się z powrotem zajęło mi zdecydowanie zbyt długo, pomimo tak dużych pokładów energii byłem coraz bardziej wyczerpany, muszę to zrobić inaczej. Mam plan, ale zrobienie go będzie wymagało ogromnej szybkości. Cóż, to w końcu trening, więc upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu.
Włączyłem swą aurę, która ponownie zawitała w barwie czerwieni. Wtedy skoncentrowałem w sobie tyle Ki ile tylko potrafiłem, czemu towarzyszyło niezłe trzęsienie ziemi. Gdy uznałem że wystarczy, gwałtownie uniosłem ręce w górę ponownie unosząc obręb dawnej wioski Drakonian. Tym razem jednak uniosłem ją wyżej, wyżej aż niemal sięgnęła wysokości drzew które przecież są tutaj niemałe.
-3.....2......1..!
Wtedy zwolniłem uchwyt telekinezy i wystrzeliłem z całą prędkością jaką umożliwiała mi biała aura dosięgając wysokości drzew w czasie mniejszym od ludzkiego mrugnięcia.Czas stał się niczym zatrzymany, co nie przeszkodziło mym zmysłom ani przez chwilę. Stąd byłem w stanie dostrzec znacznie więcej, w momencie w którym wszystko zaczęła spadać lokacja zmarłych była doskonale widoczna. Skierowałem swoje ręce w kierunku spadającej masy i zacząłem z dużą prędkością łapać niewidzialnymi rękoma każdego humanoida którego modłem dostrzeć zatrzymując ich w powietrzu. Szybko przelatywałem nad tym obszarem nie pozwalając by ktokolwiek umknął nocnemu oku. Mój głupi i bezsensowny niemalże pomysł okazał się jednak najskuteczniejszy.
Gdy wszystko wróciło na glebę, ciała leżały już na jednym stosie. Boże... poznawałem większość z tych istot. Czy to z widzenia, czy to z imienia. Był tu również przywódca tego miejsca, Ozzie. Nie pozwolę by tak to się skończyło.
Mniej niż godzinę po tym jak oddzieliłem ich od ruin ich własnego domu, klęczałem przed ich podpisanymi grobami które samodzielnie dla nich ukształtowałem. Drakonianie byli największym przykładem honoru, samokontroli i integracji wśród rodu demonów jaki w życiu widziałem. Choć tyle mogę dla nich zrobić, po tym jak dobrze mnie potraktowali. Mogę zrobić coś jeszcze. Wzniosłem się wysoko w powietrze, jednak nie wykraczając poza granice koron czarnych drzew. Postanowiłem iż czas użyć czegoś z czego jestem bardzo dumny. Wystawiłem dłonie przed siebie, i wytworzyłem portal Dimension Hole. Był on wielkości piłki footballowej, jednak po kilku spojrzeniach na wioskę, zaszalałem z rozmiarami jak nigdy wcześniej. Fioletowa dziura w wymiarze osiągnęła średnice niemal trzech kilometrów. Głowa ponownie dała się we znaki, jednak tym razem miałem to gdzieś. Wróciłem na grunt zostawiając portal w powietrzu. Po kilku chwilach myślenia "czy aby na pewno nic nie spierdzielę" zdecydowałem się obniżyć portal, powoli.... Aż w końcu dotarł do równiny którą jeszcze nie dawno oczyszczałem ze zwłok. Wtedy mój plan okazał się genialny, bowiem nie dość że portal wchłonął cały zbędny szmelc, to jeszcze idealnie wyrównał teren pod nim, odkrywając dodatkowo wejście do podziemi. W kilka sekund pozbyłem się ujemnej energii. Wtedy mój organizm się złamał. Pochowałem Drakonian, i przygotowałem wioskę na odbudowę. Jednak mało nie przypłaciłem tego życiem. Zużyłem ogromną ilość sił zarówno mentalnych, jak i fizycznych. Resztę nocy spędziłem nieprzytomny, podświadomie regenerując siły po niecodziennym wysiłku. Mogę jednak być z siebie dumny, bowiem postawiłem pierwszy krok na schodach do wykonania mej powinności. A może i przeznaczenia.
OOC
- 800 HP i KI
Koniec treningu
Włączyłem swą aurę, która ponownie zawitała w barwie czerwieni. Wtedy skoncentrowałem w sobie tyle Ki ile tylko potrafiłem, czemu towarzyszyło niezłe trzęsienie ziemi. Gdy uznałem że wystarczy, gwałtownie uniosłem ręce w górę ponownie unosząc obręb dawnej wioski Drakonian. Tym razem jednak uniosłem ją wyżej, wyżej aż niemal sięgnęła wysokości drzew które przecież są tutaj niemałe.
-3.....2......1..!
Wtedy zwolniłem uchwyt telekinezy i wystrzeliłem z całą prędkością jaką umożliwiała mi biała aura dosięgając wysokości drzew w czasie mniejszym od ludzkiego mrugnięcia.Czas stał się niczym zatrzymany, co nie przeszkodziło mym zmysłom ani przez chwilę. Stąd byłem w stanie dostrzec znacznie więcej, w momencie w którym wszystko zaczęła spadać lokacja zmarłych była doskonale widoczna. Skierowałem swoje ręce w kierunku spadającej masy i zacząłem z dużą prędkością łapać niewidzialnymi rękoma każdego humanoida którego modłem dostrzeć zatrzymując ich w powietrzu. Szybko przelatywałem nad tym obszarem nie pozwalając by ktokolwiek umknął nocnemu oku. Mój głupi i bezsensowny niemalże pomysł okazał się jednak najskuteczniejszy.
Gdy wszystko wróciło na glebę, ciała leżały już na jednym stosie. Boże... poznawałem większość z tych istot. Czy to z widzenia, czy to z imienia. Był tu również przywódca tego miejsca, Ozzie. Nie pozwolę by tak to się skończyło.
Mniej niż godzinę po tym jak oddzieliłem ich od ruin ich własnego domu, klęczałem przed ich podpisanymi grobami które samodzielnie dla nich ukształtowałem. Drakonianie byli największym przykładem honoru, samokontroli i integracji wśród rodu demonów jaki w życiu widziałem. Choć tyle mogę dla nich zrobić, po tym jak dobrze mnie potraktowali. Mogę zrobić coś jeszcze. Wzniosłem się wysoko w powietrze, jednak nie wykraczając poza granice koron czarnych drzew. Postanowiłem iż czas użyć czegoś z czego jestem bardzo dumny. Wystawiłem dłonie przed siebie, i wytworzyłem portal Dimension Hole. Był on wielkości piłki footballowej, jednak po kilku spojrzeniach na wioskę, zaszalałem z rozmiarami jak nigdy wcześniej. Fioletowa dziura w wymiarze osiągnęła średnice niemal trzech kilometrów. Głowa ponownie dała się we znaki, jednak tym razem miałem to gdzieś. Wróciłem na grunt zostawiając portal w powietrzu. Po kilku chwilach myślenia "czy aby na pewno nic nie spierdzielę" zdecydowałem się obniżyć portal, powoli.... Aż w końcu dotarł do równiny którą jeszcze nie dawno oczyszczałem ze zwłok. Wtedy mój plan okazał się genialny, bowiem nie dość że portal wchłonął cały zbędny szmelc, to jeszcze idealnie wyrównał teren pod nim, odkrywając dodatkowo wejście do podziemi. W kilka sekund pozbyłem się ujemnej energii. Wtedy mój organizm się złamał. Pochowałem Drakonian, i przygotowałem wioskę na odbudowę. Jednak mało nie przypłaciłem tego życiem. Zużyłem ogromną ilość sił zarówno mentalnych, jak i fizycznych. Resztę nocy spędziłem nieprzytomny, podświadomie regenerując siły po niecodziennym wysiłku. Mogę jednak być z siebie dumny, bowiem postawiłem pierwszy krok na schodach do wykonania mej powinności. A może i przeznaczenia.
OOC
- 800 HP i KI
Koniec treningu
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Drakonian
Pią Kwi 25, 2014 11:36 pm
Użyłem zasobów z całej puszczy i podziemi. Wykorzystałem je najlepiej jak tylko potrafiłem i zrobiłem wszystko co mogłem by postąpić zgodnie z naturą mej rasy. Przez wiele godzin nie skupiałem się na niczym innym. Już się nie potykałem, nie spadłem z drabiny jak zdarzyło mi się na początku. Niczym automat któremu nadali cel pomszczenia ich pamięci. Okazałem się skuteczniejszy od automatu. Nim pojawił się zmrok na kawałku Ziemi na którym stałem, wioska Drakonian została ukończona. Postawiłem prawie sto chat mieszkalnych wykorzystując drewno z pomieszczeń pod gruntem. Wliczając w to budynek główny, magazyn i centrum medyczne. Nie wyglądało to jak przedtem, teraz było tu czysto, mgła w jakiś sposób się rozrzedziła a ważne miejsca zostały przeze mnie powiększone względem oryginału. Cały dzień spędzony na manipulowaniu przedmiotami telekinezą... Rezultat był szokujący. Nigdy nie sądziłem że uda mi się własnoręcznie coś zbudować, a teraz miałem przed sobą trzy kilometry terenu który powstał dzięki temu że wróciłem i postawiłem to miejsce na nogi. Użyłem też wielu zaklęć Drakoniańskich, dzięki czemu wioska jest odporna na ataki ze strony tutejszych drapieżników. ponad 15 godzin ciągłej pracy z wykorzystaniem siły wewnętrznej, a jednak w jakiś sposób.....czułem się jak nowo narodzony.
Klęcząc przed dziesiątkami podpisanych nagrobków, zaczynałem tracić poczucie czasu. Nieuzasadniony spokój, który wmawiał mi że jestem bezpieczny. Kazał mi uwierzyć we własne siły, i wspaniałomyślność. Cisza wspomogła spokój, blokując mnie od najmniejszego hałasu. Zacząłem tracić zmysły, nic więcej już nie mogę zrobić dla mojej rodziny. A mimo to zasypiam ze świadomością, że tuż obok mnie przechadzają się największe zagrożenia dla Puszczy, i mnie. Saiyanie dostali się tu, a ja nie zauwarzyłem niczego. Miesiąc po miesiącu rosną w siłę w czasie gdy ja bawie się w budowniczego. Dlaczego to zrobiłem, ile zachowa to się zachowa czasu? Minie może miesiąc, może rok a ludzie z małpimi ogonami zredukują ją do prochu. Każdy z nich jest silniejszy, może mnie zabiją. A może stane się ich zwierzątkiem w zoo, i nie usłyszy mego krzyku nikt. Mój trening nie ma sensu. Słowo Drakonian....przepadnie.
-Gdzie ja jestem?
Powiedziałem po tym, jak wróciłem zmysłami na świat. Lecz tym razem nie obudziłem się na właściwym. Byłem w przedziwnym pomieszczeniu przypominającym wnętrze kościoła albo jakiegoś pałacu. Ściany były koloru lekko błękitnego a na środku wyróżniało się podium o kształcie prostokąta którego dłuższy bok był prostopadły do wejścia przy którym byłem. Znajdowały się na nim trzy srebrne okręgi, które emitowały lekką KI widoczną moim okiem. Za nim przy ścianie były ustawione trzy zamknięte czaski które były na tyle duże by pomieścić wewnątrz demona mojej wielkości. Było tu pełno symboli których nie byłem w stanie rozpoznać, zwisały na linkach z sufitu i bezdźwięcznie się poruszały wokół własnej osi. W sumie to nie słyszałem zupełnie niczego poza własnym oddechem, miałem wrażenie jakby to miejsce było w niesamowitej harmonii. Powietrze było nieskazitelnie czyste, miałem wrażenie jakbym patrzył na niebo. Mnóstwo świecidełek, artefaktów, złotch pucharów które wyglądały podobnie do bezcennych dzieł wykonanych ludzką ręką. Uwagę moją przykuł także napis na ścianie przede mną, na którym napisana była najwyraźniej nazwa tego miejsca.
"NOWHERE"
Okna w kształcie prostokątów były sporych rozmiarów i wysoko umieszczone, ale postanowiłem skorzystać i z jednego wyjrzeć. To co zobaczyłem mi nie pomogło. Widziałem nieskończoną szarość. To nie jest niebo, chmury ani kosmos. Powoli wróciłem na grunt pilnując by niczego nie popchnąć, albo nie potłuc. Rozglądałem się tak przez kilka następnych minut, aż postanowiłem spróbować szczęścia i podszedłem do obszaru przed podium. W miarę jak się zbliżałem, czułem coraz większe poczucie słuszności moich działań. W końcu niemal automatycznie uklęknąłem na jedno kolano i obniżyłem głowę w wyrazie szacunku. Wtedy dopiero zrozumiałem po co tu jestem. Czaszki jednocześnie powoli się otworzyły czemu towarzyszył błysk białego światła. Następnie wyszły z nich trzy postacie które potem skierowały się przed podwyższenie. Pierwszy od lewej był znany mi regenat z rasy demonów który teraz działa pod pseudonimem Archanioł. Wyglądał dokładnie jak ja, różniła nas jedynie barwa skóry i pancerza. W jego przypadku był to jasny błękit, którym żaden demon nie został wcześniej obdarowany. Miał w dłoni miecz o podobnej barwie, z którym przyszło mi się już mierzyć. Po środku nich była istota wyższa nawet ode mnie, ubrana w maskę gazową i w pasującym do niej stroju egekutora. Miał na plecach ogromny młot, z którym na pewno nie chciałbym się spotkać.
-Rytuał....czas....zacząć.
Miał bardzo niski i niemal robotyczny głos, który podkreślał jego wysoką rangę. W czasie gdy ten patrzył na jakieś pismo które ustawił na podium przed środkowym pierścieniem, jego pomocnicy zdaje się mieli o mnie uczucia dalekie od neutralności. Archanioł wyglądał na ucieszonego iż mnie widzi, zaś ten drugi nie ukrywał iż nie chce mu się tutaj siedzieć. W czymkolwiek teraz jestem, jego poparcia raczej nie zdobęde.
-Demon Dragot, z pod rasy Jaszczurów Drakonian. Wiek 75 lat, nastolatek. Narodzony poza planetą Ziemia. Moc bojowa 7,5 Ivo. Czy wie, dlaczego tu jest?
Wziąłem głęboki oddech, szukałem co mogę powiedzieć. Wtedy przypomniałem sobię jedną z ksiąg które przeczytałem podczas bycia w potrzasku pod wioską.
-Jestem tu by zostać osądzony za swe dotychczasowe życie jako Demon.
Ten przytaknął, po czym ponownie zerknął do książki.
-Czy straciłeś swe wspomnienia 4 lata temu?
-Zgadza się, obudziłem się w Mrocz-
-Co nas obchodzi gdzie się obudziłeś? I nie myśl że nie będziesz sądzony za to co robiłeś przed stratą. Skoro wiesz po co tu jesteś, wiesz też że możesz już stąd nie wrócić.
Wojownik po prawej w nieprzyjemny sposób przerwał mi zdanie. Bardzo mnie tym samym utemperował, doszło do mnie bowiem wtedy iż naprawdę mogę nie opuścić tego miejsca. Myśl że mogę podzielić los Messengerów pomimo tylu rzeczy które zrobiłem odkąd jestem świadomy mnie paraliżowała. Jednak nie zastałem jakiegokolwiek wsparcia ze strony reszty. Zupełnie jakby się z nim zgodzili, ale nie mieli odwagi tego wprost przyznać.
-Hmmm........hmmmm.....Nie zginął z twojej ręki ani jeden człowiek.
Wtedy po raz pierwszy dociął się Archanioł.
-To tradycja jego Rasy, opanowanie rządzy krwi to rzecz której nie łatwo jest się nauczyć. Proszę wziąć to pod uwagę.
Niby niewiele, ale dał mi nieco nadziei. Miałem nadzieję że na tym się nie skończy.
-Dla dziecka chodzenie też nie jest łatwe, a jednak ludzie nie obniżają tym wyroku.
-kontynuując. Prawdziwej natury demona używałeś podczas starć z silniejszym przeciwnikiem.
-To bardzo znana zaleta wśród elity.
-Tutaj przyznam ci rację. Ale ja mam pare pytań. Czy Dragot walczył razem ze swoimi braćmi w momencie gdy nastąpiła ich zguba?
-Byłem na drugim końcu planety nieświadomy tego co się stało. Nie umiem wyczuwać energii, to nie moja wina.
Frustracja zaczęła we mnie narastać gdy poruszyli ten temat.
-chcesz mi powiedzieć że jesteś ostatni z rasy z powodu twoich braków w treningu? jakie to smutne.
Mało go nie zabiłem. Zęby się pokazały, mięśnie napięły a wzrok wyostrzył.
-Uspokójcie się obydwaj, bo zostawię was tu na rok aż przemyślicie zachowanie na sali ceremonialnej.
To nie było łatwe, przecież to było zwyczajne prowokowanie mnie. Byłem bliski włączenia aury i wzięcia sprawy w swoje ręce, i być może by mi się udało. Gdyby nie pomoc ze strony przyjaciela, który w jakiś sposób obniżył moją ki. Wziąłem kilka cięższych oddechów, i ponownie byłem w stanie odpowiadać. Jednak atmosfera w budynku zdecydowanie się pogorszyła. Renegat patrzył się na mnie jakby chciał powiedzieć "Matko, coś ty narobił?". Na szczęście najważniejsza osoba w tej sali była nad wyraz cierpliwa.
-Skoro mamy to za sobą, przejdźmy do ostatnich rzeczy. Za wroga obrałeś sobię frakcje posłańców, którzy byli potem tymi którzy zdziesiątkowali Drakonian. Przez ponad dwa lata byłeś ich więźniem, a po uwolnieniu zrobiłeś to samo co oni. Dzisiejszego dnia na Ziemi, odbudowałeś własnymi rękoma rodzimy skrawek tej ziemi oraz pochowałeś każdą ofiarę nienawiści ze strony messengerów. W tym osoby takie jak Ozymaniak, Vignar, Garond czy Hessia.
W miarę jak go słuchałem, mimowolnie pojawiał się uśmiech na mojej twarzy. Ku mojemu zaskoczeniu nie usłyszałem do tej pory żadnego źle świadczącego faktu. I nie byłem do końca pewien czy powinienem być z siebie dumny, czy coś będe musiał naoprawić. Tak czy inaczej, Sędzia zapodał gest który oznaczał że teraz czas Archanioła by się wypowiedział. Ten po chwili zastanowienia walnął przemowę która również mnie wychwaliła.
Nie wymarzył bym sobie lepszego uczczenia mojej pamięci. Dragot wykazał się wytrwałością która sprawia iż jest godny reprezentacji swojej rasy, a jego czyny mówią same za siebie. Dostaje moje poparcie.
Gdy skończył mówić, podszedł bliżej podium i postawił swój miecz na srębrnej obręczy, która po chwili zaczęła przyjmować jego błękitną barwę. W głębi serca poczułem wtedy że wygrałem. Że wszystko co zrobiłem się opłaciło. Ale zostały jeszcze dwa głosy, i ostateczna decyzja, więc zostało napięcie.Instynkt na tym etapie zaczął mi podpowiadać że wciąż jest ogromna szansa na niezgodę. Szczególnie ze strony wyłysiałego.
-Nie będę się kłucić, ponieważ uważam że ostatni przedstawiciel grupy musi godnie działać jej imieniu. A ten tutaj ma sporo do nauczenia się.Saiyanie są dużym zagrożeniem, a ty nie dorastasz do pięt najsłabszemu śmieciowi. Masz moje wsparcie, wykorzystaj to.
A jednak, wojownik również mnie uznał. Ale tylko dlatego że miał mnie za słabeusza. Może nie powinienem wybrzydzać.
Po umieszczeniu sztyletów na obręczy pozostało mi już tylko wysłuchać ostatecznego głosu.
-Otrzymałeś poparcie obu stron, i odpowiedziałeś za godne życie. Korzystając z moich przywilejów Egzekutora, nadaję ci tytuł Arcydemona. Gdy twe zmysły wrócą na Ziemię, odbędziesz transformację która wzniesię twoją moc ponad zasięg zwykłego demona.
Arcydemon!? Nigdy nie słyszałem o czymś podobnym. Fakt że odbędę transformację mnie ucieszył, ale czy ta tranformacja będzie tą o której słyszałem? Ucieszone oczy Renegata i obojętność tego drugiego nijak nie umywały się do mojej reakcji. Nie minęła minuta a ten który przyznał mi ten tytuł, ponownie podniósł ręce w górę.
- Rytuał.....zakończony.
Dzwon był momentem w którym się przebudziłem.
Dostałem ogromną dawką dezorientacji w łeb gdy skończyło się coś pomiędzy snem a wizytą w jakimś wymiarze. Powietrze brudne, hałas wszechobecny, zupełnie inny krajobraz i czucie całego ciała. Jakby przebudzono mnie w połowie, ale przecież widziałem że rytuał sie zakończył. Gdy tak się rozglądałem w wybałuszonymi oczami po wiosce kiedy akurat niebo pokryła czerwona barwa zachodzącego słońca, chodziło mi po głowie jedno pytanie.
-Czy to się zdarzyło naprawdę?
Jakbym coś wezwał. Zaraz po tym jak to powiedziałem dostrzegłem coraz intensywniejsze światło dochodzące zza moich pleców. Pocisk? aura? teleportacja? cokolwiek? odwróciłem się, i nic nie pasowało. Światło dochodziło z cmentarza.
Muzyka
Wtedy cała moja cała moja uwaga skupiła się już tylko na tym miejscu. Pomarańczowo brązowe światło będące na całym jego obszarze, okryło wszystkie nagrobki. Otuliło je niczym rodzic, przed wyruszeniem w dalekie rejony. Wtedy wioska zaczęła się zmieniać. Mgła w okolicy cmentarza nagle się zagęstniła, powodując iż nie mogłem dojrzeć co się dzieję wewnątrz światła. Ta sama mgła zaczęła pokrywać całą wioskę, a ja się temu przyglądałem. Klimat przygnębienia i melancholia uderzyły ze zdwojoną siłą, budynki zaczęły zmieniać się w oczach. Czyste i naprawione w przeciągu sekund znowu były ledwo stojące i zakrwawione. Nie wiedziałem co robić, czy to samo dotknie mnie? czy powinienem uciekać, czy co? Mimowolnie w pewnym momencie skierowałem krok w stronę światła dochodzącego z cmentarza. Im bliższy byłem, tym więcej zmian dostrzegałem. Ziemia nie była już równa i pusta, nie odwracałem wzroku ale czułem że stąpam po szkieletach. Niebo stopniowo poczarniało, powodując że patrzyłem na jedyne źródło światła. Uczucie bezpieczeństwa zniknęło zanim się pojawiło, ale nigdy wcześniej nie czułem się tutaj tak dobrze... W końcu znalazłem się między grobami, I dostrzegłem co się dzieję. Ciemno złota barwa pokrywała dusze, które wydostały się z pod ziemi. Wszystkie patrzyły mi w oczy. Wszystkie się zbliżały. Aż w końcu kilka z nich do mnie do mnie dotarło, i uruchomiły moją aurę. Jej barwa również stała się brązowo złota. Coraz to kolejni przedstawiciele mojej rasy coraz szybciej do niej dołączali, a ja czułem się coraz lepiej. Nie potrafie wyjaśnić dlaczego, odkąd się przebudziłem czuje się bardziej w transie niż gdy byłem w chmurach. Moje oczy wyrażały dziką potrzebę większej mocy. Toteż to właśnie otrzymywałem. Z każdą duszyczką która do mnie dotarła, czułem setki godzin jej treningów, wszystkie doświadczenia i nauki.Moje własne ciało drżało od energii która we mnie przechodzi. W mniej niż sekudę całe jej życie przechodzi do mnie, ostatniego Drakoniana.
Transformacja nie zachodziła jak się spodziewałem, nie była szybka ani intensywna. Wręcz przeciwnie, przechodziła bardzo bardzo powoli i ociężale. Głowa chciała mi wybuchnąć od nadmiaru doświadczeń i wiedzy, a ciało od nabywanej siły. Dopiero gdy sam przywódca wioski oddał mi swą moc, zacząłem zmieniać wygląd. Ślad który zapewniał mi transformację zaczął emitować błękitne światło, skóra zaczynała się spalać niczym od palnika. Wszystko to było niczym próba skaleczenia się scyzorykiem. Wchłaniałem ogromną ilość energii która unosiła się na tym minimalnym skrawku ziemi. Nigdy nie czułem się tak psychicznie, śmiałem się bez żadnego celu przez cały okres zmian. W pewnym momencie energia skoncentrowała się do tego stopnia, że moja sylwetka została nią całkowicie zakryta. Wtedy zaczęło się ostrzej. Wokół wioski pojawiły się mocne wyładowania elektryczne, wszystko wyglądało jakby miało się oderwać i zostać przeze mnie absorbowane. A mimo to, wioska zdawała się reagować jak niezniszczalna. Wioska jest teraz mną, nie mogę jej zniszczyć. Jej ludność stała się moim ciałem, potęga jej wojowników stała się moją potęgą. I w końcu, jej limit się wyczerpał. Zostałem tylko ja. Wszystkie dusze opuściły swe miejsca, wiatr się uspokoił.
Wioska wróciła do swojego naturalnego oblicza, a ja zakończyłem transformację. Gdy wyszedłem poza płot cmentarny, moja skóra miała barwę diabelskiej czerwieni. Wycięty własną energią tatuaż który pozwalał mi na zmiane wyglądu w człowieka, nabrał błękitnego zabarwienia i rozciągnął się aż do moich oczu.Jednak wygląd mój niewiele się zmienił, w przeciwieństwie do Poziomu mocy. Ciekawe jak bardzo się zwiększył...
-RRRRRRRRRRAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
AAAAAAAAAAAAAAARHHHG!!!!!!!!!!!!
Uwolniłem Kiai które mało nie rozstąpiło niebo na dwoje, po czym wystrzeliłem w tym samym kierunku. Moja prędkość mnie zdumiła, czułem się niezwyciężony. Wszystkie nieosiągalne do tej pory granice stały się tylko papierowymi znakami. Zrobię z tą mocą to do co mnie należy, i upewnię się o przewadze nad Saiyanami. Jednak nie ma co się bawić w strzelanie do chmur, lepiej wypróbować tą moc na czymś żywszym...
OOC:
POST TRANSFORMACYJNY - SUPER FORM
[z tematu]
Klęcząc przed dziesiątkami podpisanych nagrobków, zaczynałem tracić poczucie czasu. Nieuzasadniony spokój, który wmawiał mi że jestem bezpieczny. Kazał mi uwierzyć we własne siły, i wspaniałomyślność. Cisza wspomogła spokój, blokując mnie od najmniejszego hałasu. Zacząłem tracić zmysły, nic więcej już nie mogę zrobić dla mojej rodziny. A mimo to zasypiam ze świadomością, że tuż obok mnie przechadzają się największe zagrożenia dla Puszczy, i mnie. Saiyanie dostali się tu, a ja nie zauwarzyłem niczego. Miesiąc po miesiącu rosną w siłę w czasie gdy ja bawie się w budowniczego. Dlaczego to zrobiłem, ile zachowa to się zachowa czasu? Minie może miesiąc, może rok a ludzie z małpimi ogonami zredukują ją do prochu. Każdy z nich jest silniejszy, może mnie zabiją. A może stane się ich zwierzątkiem w zoo, i nie usłyszy mego krzyku nikt. Mój trening nie ma sensu. Słowo Drakonian....przepadnie.
-Gdzie ja jestem?
Powiedziałem po tym, jak wróciłem zmysłami na świat. Lecz tym razem nie obudziłem się na właściwym. Byłem w przedziwnym pomieszczeniu przypominającym wnętrze kościoła albo jakiegoś pałacu. Ściany były koloru lekko błękitnego a na środku wyróżniało się podium o kształcie prostokąta którego dłuższy bok był prostopadły do wejścia przy którym byłem. Znajdowały się na nim trzy srebrne okręgi, które emitowały lekką KI widoczną moim okiem. Za nim przy ścianie były ustawione trzy zamknięte czaski które były na tyle duże by pomieścić wewnątrz demona mojej wielkości. Było tu pełno symboli których nie byłem w stanie rozpoznać, zwisały na linkach z sufitu i bezdźwięcznie się poruszały wokół własnej osi. W sumie to nie słyszałem zupełnie niczego poza własnym oddechem, miałem wrażenie jakby to miejsce było w niesamowitej harmonii. Powietrze było nieskazitelnie czyste, miałem wrażenie jakbym patrzył na niebo. Mnóstwo świecidełek, artefaktów, złotch pucharów które wyglądały podobnie do bezcennych dzieł wykonanych ludzką ręką. Uwagę moją przykuł także napis na ścianie przede mną, na którym napisana była najwyraźniej nazwa tego miejsca.
"NOWHERE"
Okna w kształcie prostokątów były sporych rozmiarów i wysoko umieszczone, ale postanowiłem skorzystać i z jednego wyjrzeć. To co zobaczyłem mi nie pomogło. Widziałem nieskończoną szarość. To nie jest niebo, chmury ani kosmos. Powoli wróciłem na grunt pilnując by niczego nie popchnąć, albo nie potłuc. Rozglądałem się tak przez kilka następnych minut, aż postanowiłem spróbować szczęścia i podszedłem do obszaru przed podium. W miarę jak się zbliżałem, czułem coraz większe poczucie słuszności moich działań. W końcu niemal automatycznie uklęknąłem na jedno kolano i obniżyłem głowę w wyrazie szacunku. Wtedy dopiero zrozumiałem po co tu jestem. Czaszki jednocześnie powoli się otworzyły czemu towarzyszył błysk białego światła. Następnie wyszły z nich trzy postacie które potem skierowały się przed podwyższenie. Pierwszy od lewej był znany mi regenat z rasy demonów który teraz działa pod pseudonimem Archanioł. Wyglądał dokładnie jak ja, różniła nas jedynie barwa skóry i pancerza. W jego przypadku był to jasny błękit, którym żaden demon nie został wcześniej obdarowany. Miał w dłoni miecz o podobnej barwie, z którym przyszło mi się już mierzyć. Po środku nich była istota wyższa nawet ode mnie, ubrana w maskę gazową i w pasującym do niej stroju egekutora. Miał na plecach ogromny młot, z którym na pewno nie chciałbym się spotkać.
- wygląd egzekutora:
- wygląd wojownika:
-Rytuał....czas....zacząć.
Miał bardzo niski i niemal robotyczny głos, który podkreślał jego wysoką rangę. W czasie gdy ten patrzył na jakieś pismo które ustawił na podium przed środkowym pierścieniem, jego pomocnicy zdaje się mieli o mnie uczucia dalekie od neutralności. Archanioł wyglądał na ucieszonego iż mnie widzi, zaś ten drugi nie ukrywał iż nie chce mu się tutaj siedzieć. W czymkolwiek teraz jestem, jego poparcia raczej nie zdobęde.
-Demon Dragot, z pod rasy Jaszczurów Drakonian. Wiek 75 lat, nastolatek. Narodzony poza planetą Ziemia. Moc bojowa 7,5 Ivo. Czy wie, dlaczego tu jest?
Wziąłem głęboki oddech, szukałem co mogę powiedzieć. Wtedy przypomniałem sobię jedną z ksiąg które przeczytałem podczas bycia w potrzasku pod wioską.
-Jestem tu by zostać osądzony za swe dotychczasowe życie jako Demon.
Ten przytaknął, po czym ponownie zerknął do książki.
-Czy straciłeś swe wspomnienia 4 lata temu?
-Zgadza się, obudziłem się w Mrocz-
-Co nas obchodzi gdzie się obudziłeś? I nie myśl że nie będziesz sądzony za to co robiłeś przed stratą. Skoro wiesz po co tu jesteś, wiesz też że możesz już stąd nie wrócić.
Wojownik po prawej w nieprzyjemny sposób przerwał mi zdanie. Bardzo mnie tym samym utemperował, doszło do mnie bowiem wtedy iż naprawdę mogę nie opuścić tego miejsca. Myśl że mogę podzielić los Messengerów pomimo tylu rzeczy które zrobiłem odkąd jestem świadomy mnie paraliżowała. Jednak nie zastałem jakiegokolwiek wsparcia ze strony reszty. Zupełnie jakby się z nim zgodzili, ale nie mieli odwagi tego wprost przyznać.
-Hmmm........hmmmm.....Nie zginął z twojej ręki ani jeden człowiek.
Wtedy po raz pierwszy dociął się Archanioł.
-To tradycja jego Rasy, opanowanie rządzy krwi to rzecz której nie łatwo jest się nauczyć. Proszę wziąć to pod uwagę.
Niby niewiele, ale dał mi nieco nadziei. Miałem nadzieję że na tym się nie skończy.
-Dla dziecka chodzenie też nie jest łatwe, a jednak ludzie nie obniżają tym wyroku.
-kontynuując. Prawdziwej natury demona używałeś podczas starć z silniejszym przeciwnikiem.
-To bardzo znana zaleta wśród elity.
-Tutaj przyznam ci rację. Ale ja mam pare pytań. Czy Dragot walczył razem ze swoimi braćmi w momencie gdy nastąpiła ich zguba?
-Byłem na drugim końcu planety nieświadomy tego co się stało. Nie umiem wyczuwać energii, to nie moja wina.
Frustracja zaczęła we mnie narastać gdy poruszyli ten temat.
-chcesz mi powiedzieć że jesteś ostatni z rasy z powodu twoich braków w treningu? jakie to smutne.
Mało go nie zabiłem. Zęby się pokazały, mięśnie napięły a wzrok wyostrzył.
-Uspokójcie się obydwaj, bo zostawię was tu na rok aż przemyślicie zachowanie na sali ceremonialnej.
To nie było łatwe, przecież to było zwyczajne prowokowanie mnie. Byłem bliski włączenia aury i wzięcia sprawy w swoje ręce, i być może by mi się udało. Gdyby nie pomoc ze strony przyjaciela, który w jakiś sposób obniżył moją ki. Wziąłem kilka cięższych oddechów, i ponownie byłem w stanie odpowiadać. Jednak atmosfera w budynku zdecydowanie się pogorszyła. Renegat patrzył się na mnie jakby chciał powiedzieć "Matko, coś ty narobił?". Na szczęście najważniejsza osoba w tej sali była nad wyraz cierpliwa.
-Skoro mamy to za sobą, przejdźmy do ostatnich rzeczy. Za wroga obrałeś sobię frakcje posłańców, którzy byli potem tymi którzy zdziesiątkowali Drakonian. Przez ponad dwa lata byłeś ich więźniem, a po uwolnieniu zrobiłeś to samo co oni. Dzisiejszego dnia na Ziemi, odbudowałeś własnymi rękoma rodzimy skrawek tej ziemi oraz pochowałeś każdą ofiarę nienawiści ze strony messengerów. W tym osoby takie jak Ozymaniak, Vignar, Garond czy Hessia.
W miarę jak go słuchałem, mimowolnie pojawiał się uśmiech na mojej twarzy. Ku mojemu zaskoczeniu nie usłyszałem do tej pory żadnego źle świadczącego faktu. I nie byłem do końca pewien czy powinienem być z siebie dumny, czy coś będe musiał naoprawić. Tak czy inaczej, Sędzia zapodał gest który oznaczał że teraz czas Archanioła by się wypowiedział. Ten po chwili zastanowienia walnął przemowę która również mnie wychwaliła.
Nie wymarzył bym sobie lepszego uczczenia mojej pamięci. Dragot wykazał się wytrwałością która sprawia iż jest godny reprezentacji swojej rasy, a jego czyny mówią same za siebie. Dostaje moje poparcie.
Gdy skończył mówić, podszedł bliżej podium i postawił swój miecz na srębrnej obręczy, która po chwili zaczęła przyjmować jego błękitną barwę. W głębi serca poczułem wtedy że wygrałem. Że wszystko co zrobiłem się opłaciło. Ale zostały jeszcze dwa głosy, i ostateczna decyzja, więc zostało napięcie.Instynkt na tym etapie zaczął mi podpowiadać że wciąż jest ogromna szansa na niezgodę. Szczególnie ze strony wyłysiałego.
-Nie będę się kłucić, ponieważ uważam że ostatni przedstawiciel grupy musi godnie działać jej imieniu. A ten tutaj ma sporo do nauczenia się.Saiyanie są dużym zagrożeniem, a ty nie dorastasz do pięt najsłabszemu śmieciowi. Masz moje wsparcie, wykorzystaj to.
A jednak, wojownik również mnie uznał. Ale tylko dlatego że miał mnie za słabeusza. Może nie powinienem wybrzydzać.
Po umieszczeniu sztyletów na obręczy pozostało mi już tylko wysłuchać ostatecznego głosu.
-Otrzymałeś poparcie obu stron, i odpowiedziałeś za godne życie. Korzystając z moich przywilejów Egzekutora, nadaję ci tytuł Arcydemona. Gdy twe zmysły wrócą na Ziemię, odbędziesz transformację która wzniesię twoją moc ponad zasięg zwykłego demona.
Arcydemon!? Nigdy nie słyszałem o czymś podobnym. Fakt że odbędę transformację mnie ucieszył, ale czy ta tranformacja będzie tą o której słyszałem? Ucieszone oczy Renegata i obojętność tego drugiego nijak nie umywały się do mojej reakcji. Nie minęła minuta a ten który przyznał mi ten tytuł, ponownie podniósł ręce w górę.
- Rytuał.....zakończony.
Dzwon był momentem w którym się przebudziłem.
Dostałem ogromną dawką dezorientacji w łeb gdy skończyło się coś pomiędzy snem a wizytą w jakimś wymiarze. Powietrze brudne, hałas wszechobecny, zupełnie inny krajobraz i czucie całego ciała. Jakby przebudzono mnie w połowie, ale przecież widziałem że rytuał sie zakończył. Gdy tak się rozglądałem w wybałuszonymi oczami po wiosce kiedy akurat niebo pokryła czerwona barwa zachodzącego słońca, chodziło mi po głowie jedno pytanie.
-Czy to się zdarzyło naprawdę?
Jakbym coś wezwał. Zaraz po tym jak to powiedziałem dostrzegłem coraz intensywniejsze światło dochodzące zza moich pleców. Pocisk? aura? teleportacja? cokolwiek? odwróciłem się, i nic nie pasowało. Światło dochodziło z cmentarza.
Muzyka
Wtedy cała moja cała moja uwaga skupiła się już tylko na tym miejscu. Pomarańczowo brązowe światło będące na całym jego obszarze, okryło wszystkie nagrobki. Otuliło je niczym rodzic, przed wyruszeniem w dalekie rejony. Wtedy wioska zaczęła się zmieniać. Mgła w okolicy cmentarza nagle się zagęstniła, powodując iż nie mogłem dojrzeć co się dzieję wewnątrz światła. Ta sama mgła zaczęła pokrywać całą wioskę, a ja się temu przyglądałem. Klimat przygnębienia i melancholia uderzyły ze zdwojoną siłą, budynki zaczęły zmieniać się w oczach. Czyste i naprawione w przeciągu sekund znowu były ledwo stojące i zakrwawione. Nie wiedziałem co robić, czy to samo dotknie mnie? czy powinienem uciekać, czy co? Mimowolnie w pewnym momencie skierowałem krok w stronę światła dochodzącego z cmentarza. Im bliższy byłem, tym więcej zmian dostrzegałem. Ziemia nie była już równa i pusta, nie odwracałem wzroku ale czułem że stąpam po szkieletach. Niebo stopniowo poczarniało, powodując że patrzyłem na jedyne źródło światła. Uczucie bezpieczeństwa zniknęło zanim się pojawiło, ale nigdy wcześniej nie czułem się tutaj tak dobrze... W końcu znalazłem się między grobami, I dostrzegłem co się dzieję. Ciemno złota barwa pokrywała dusze, które wydostały się z pod ziemi. Wszystkie patrzyły mi w oczy. Wszystkie się zbliżały. Aż w końcu kilka z nich do mnie do mnie dotarło, i uruchomiły moją aurę. Jej barwa również stała się brązowo złota. Coraz to kolejni przedstawiciele mojej rasy coraz szybciej do niej dołączali, a ja czułem się coraz lepiej. Nie potrafie wyjaśnić dlaczego, odkąd się przebudziłem czuje się bardziej w transie niż gdy byłem w chmurach. Moje oczy wyrażały dziką potrzebę większej mocy. Toteż to właśnie otrzymywałem. Z każdą duszyczką która do mnie dotarła, czułem setki godzin jej treningów, wszystkie doświadczenia i nauki.Moje własne ciało drżało od energii która we mnie przechodzi. W mniej niż sekudę całe jej życie przechodzi do mnie, ostatniego Drakoniana.
Transformacja nie zachodziła jak się spodziewałem, nie była szybka ani intensywna. Wręcz przeciwnie, przechodziła bardzo bardzo powoli i ociężale. Głowa chciała mi wybuchnąć od nadmiaru doświadczeń i wiedzy, a ciało od nabywanej siły. Dopiero gdy sam przywódca wioski oddał mi swą moc, zacząłem zmieniać wygląd. Ślad który zapewniał mi transformację zaczął emitować błękitne światło, skóra zaczynała się spalać niczym od palnika. Wszystko to było niczym próba skaleczenia się scyzorykiem. Wchłaniałem ogromną ilość energii która unosiła się na tym minimalnym skrawku ziemi. Nigdy nie czułem się tak psychicznie, śmiałem się bez żadnego celu przez cały okres zmian. W pewnym momencie energia skoncentrowała się do tego stopnia, że moja sylwetka została nią całkowicie zakryta. Wtedy zaczęło się ostrzej. Wokół wioski pojawiły się mocne wyładowania elektryczne, wszystko wyglądało jakby miało się oderwać i zostać przeze mnie absorbowane. A mimo to, wioska zdawała się reagować jak niezniszczalna. Wioska jest teraz mną, nie mogę jej zniszczyć. Jej ludność stała się moim ciałem, potęga jej wojowników stała się moją potęgą. I w końcu, jej limit się wyczerpał. Zostałem tylko ja. Wszystkie dusze opuściły swe miejsca, wiatr się uspokoił.
Wioska wróciła do swojego naturalnego oblicza, a ja zakończyłem transformację. Gdy wyszedłem poza płot cmentarny, moja skóra miała barwę diabelskiej czerwieni. Wycięty własną energią tatuaż który pozwalał mi na zmiane wyglądu w człowieka, nabrał błękitnego zabarwienia i rozciągnął się aż do moich oczu.Jednak wygląd mój niewiele się zmienił, w przeciwieństwie do Poziomu mocy. Ciekawe jak bardzo się zwiększył...
-RRRRRRRRRRAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
AAAAAAAAAAAAAAARHHHG!!!!!!!!!!!!
Uwolniłem Kiai które mało nie rozstąpiło niebo na dwoje, po czym wystrzeliłem w tym samym kierunku. Moja prędkość mnie zdumiła, czułem się niezwyciężony. Wszystkie nieosiągalne do tej pory granice stały się tylko papierowymi znakami. Zrobię z tą mocą to do co mnie należy, i upewnię się o przewadze nad Saiyanami. Jednak nie ma co się bawić w strzelanie do chmur, lepiej wypróbować tą moc na czymś żywszym...
OOC:
POST TRANSFORMACYJNY - SUPER FORM
[z tematu]
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Drakonian
Nie Maj 18, 2014 12:50 pm
Może i nastał już ten czas, w którym na Ziemi jest jasno, lecz w miejscu do którego ją przenoszę nie ma to najmniejszego znaczenia. Zniekształcone drzewa już dawno nauczyły się zatrzymywać światło słoneczne przed przejściem niżej. Powstało tutaj wiele roślin, czy zwierząt które rozwijają się bez niego. W tej lokacji odbyłem przemianę oraz nadano mi tytuł Arcydemona. A już za chwile zagości w niej ktoś kto jeszcze nigdy nie postawił nogi w puszczy. Saiyan.
Wylądowałem powoli i delikatnie nadal mając April w objęciu telekinezy. Następnie pokierowałem się naprzód i po chwili zatrzymałem przy pierwszej lepszej chatce. To powinno się nadać. Miała wymiary około 3 x 4 m i wyposażona w kilka szuflad, większą szafę w rogu, średniej jakości łóżko w innym rogu i skrzynię. Jakby nie patrzeć Demony nie potrzebują wiele więcej, a gdyby nie to że moja rasa wzoruje się na ludziach to byłaby tu tylko skrzynia. Saiyanka nadal nie przejawiała znaku przytomności, więc po prostu skierowałem ją na łóżko*. Przed wyjściem stworzyłem na mej dłoni srebrno - morską aurę zaklęcia leczącego i skierowałem małą dawkę KI w jej stronę by upewnić się że nie skończy się to nie po mojej myśli.
Opuściłem chatę ze świadomością tego że doskonale to zaplanowałem. Już przed transformacją byłbym w stanie usłyszeć ją gdyby postawiła krok w tej okolicy, a po przemianie jej cichy oddech jest jak wiertarka od ludzkiego sąsiada. Póki się nie obudzi mam czas by rozejrzeć się po zmienionej okolicy. Rany, wszystko co zbudowałem tej jednej nocy nadal tu jest. Ale nie dość że większość stało się znacznie brudniejsze i ze śladami krwi to pojawiło się kilka nowych miejsc. Około minutę po wyjściu znalazłem pokaźnej wielkości kuźnię, która wskazywała na najwyższą jakość. Cały budynek był poświęcony tej tematyce, od książek z przepisami po materiały i zaklęcia. Zanim tam wszedłem, zauwarzyłem że w centrum wioski jest coś co szczególnie mi przypadnie do gustu.
Przysiadłem w budynku wytapiania mając w ręku książkę przepisową jednocześnie nadal nasłuchując wydarzeń wokół. W końcu znalazłem coś co pomoże mi z rażącym słońcem, jednocześnie nadając mi wyglądu odpowiedniego do rangi. Wyjąłem ze skrzyń potrzebne materiały których na szczęście nie było wiele i większość pokrywała stal. Kowalstwo powinno mi iść znacznie lepiej niż ludziom, sam fakt że moja skóra nie reaguje na wysokie temperatury sprawia że było to porównywalne do dziecinnej zabawy w klocki. Zacząłem rozgrzewać stal w kuźni tylko dlatego, że czułem że tylko w niej osiągnę zamierzony efekt. Gdy nadałem jej odpowiedni kształt dla mojej twarzy, oraz zrobiłem odpowiednie otwory na oczy, zostawiłem pierwszy prototyp w zbiorniku wody ponieważ schrzaniłem. trzeba podjąć drugą próbę.
Dobra, tym razem wiem jakie muszą być wymiary, okazało się że patrzenie do książki potrafi czasami pomóc. Sprawdziłem dokładnie słuchem czy coś sie zmieniło, nope. Oddech w tym samym miejscu. Tym razem zrobiłem wszystko cierpliwiej i dokładniej, co zajęło mi kilka kolejnych minut. Po zahatrowaniu kolejnej wersji uznałem ze się nadaje. Wyjąłem ze skrzyń odpowiednie szkło, po czym wyciąłem z niego tyle ile potrzebuje. Potem wyciąłem z innej długie na 30 cm czarne włosy. Po chwili wszystko już do siebie przypasowałem niczym w powyższej zabawie w klocki oraz zapieczętowałem. Hełm Arcydemona został wykonany.
Na pozostałe elementy przyjdzie czas później, założyłem nowo zrobione dzieło przypinajac je skórzanymi paskami. Z tyłu głowy nadal mam Rogi, więc nie mogło być tylniej części, zamiast niej umieściłem coś ciekawszego. Po raz pierwszy miałem uczucie posiadania włosów, jednak te były nieznacznie odmienione od ludzkich. Zdawały się być wiecznie mokre i po części oddzielone od siebie. Jednak rezultat był wyjątkowo zachwycający. Po wszystkim udałem się do miejsca w centrum wioski, a był nim tron postawiony na podniesionym gruncie otoczony przez sporą ilość czaszek nieznanego pochodzenia. Dwie z nich wisiały również na nim, potraktuje to jako dar od tych z góry dołączony do opakowania wraz z rangą.
Po tym jak usiadłem na tronie, pozostało mi już tylko czekać na przebudzenie się April. Będzie ją czekała niespodzianka, a to czy miła czy nie miła już jak mówiłem. Zależy tylko i wyłącznie od niej.
OOC:
regenerację dam w następnym poście, bo czas mnie goni
* - nawet nie wiesz jak źle się czułem to pisząc ._.
Wylądowałem powoli i delikatnie nadal mając April w objęciu telekinezy. Następnie pokierowałem się naprzód i po chwili zatrzymałem przy pierwszej lepszej chatce. To powinno się nadać. Miała wymiary około 3 x 4 m i wyposażona w kilka szuflad, większą szafę w rogu, średniej jakości łóżko w innym rogu i skrzynię. Jakby nie patrzeć Demony nie potrzebują wiele więcej, a gdyby nie to że moja rasa wzoruje się na ludziach to byłaby tu tylko skrzynia. Saiyanka nadal nie przejawiała znaku przytomności, więc po prostu skierowałem ją na łóżko*. Przed wyjściem stworzyłem na mej dłoni srebrno - morską aurę zaklęcia leczącego i skierowałem małą dawkę KI w jej stronę by upewnić się że nie skończy się to nie po mojej myśli.
Opuściłem chatę ze świadomością tego że doskonale to zaplanowałem. Już przed transformacją byłbym w stanie usłyszeć ją gdyby postawiła krok w tej okolicy, a po przemianie jej cichy oddech jest jak wiertarka od ludzkiego sąsiada. Póki się nie obudzi mam czas by rozejrzeć się po zmienionej okolicy. Rany, wszystko co zbudowałem tej jednej nocy nadal tu jest. Ale nie dość że większość stało się znacznie brudniejsze i ze śladami krwi to pojawiło się kilka nowych miejsc. Około minutę po wyjściu znalazłem pokaźnej wielkości kuźnię, która wskazywała na najwyższą jakość. Cały budynek był poświęcony tej tematyce, od książek z przepisami po materiały i zaklęcia. Zanim tam wszedłem, zauwarzyłem że w centrum wioski jest coś co szczególnie mi przypadnie do gustu.
Przysiadłem w budynku wytapiania mając w ręku książkę przepisową jednocześnie nadal nasłuchując wydarzeń wokół. W końcu znalazłem coś co pomoże mi z rażącym słońcem, jednocześnie nadając mi wyglądu odpowiedniego do rangi. Wyjąłem ze skrzyń potrzebne materiały których na szczęście nie było wiele i większość pokrywała stal. Kowalstwo powinno mi iść znacznie lepiej niż ludziom, sam fakt że moja skóra nie reaguje na wysokie temperatury sprawia że było to porównywalne do dziecinnej zabawy w klocki. Zacząłem rozgrzewać stal w kuźni tylko dlatego, że czułem że tylko w niej osiągnę zamierzony efekt. Gdy nadałem jej odpowiedni kształt dla mojej twarzy, oraz zrobiłem odpowiednie otwory na oczy, zostawiłem pierwszy prototyp w zbiorniku wody ponieważ schrzaniłem. trzeba podjąć drugą próbę.
Dobra, tym razem wiem jakie muszą być wymiary, okazało się że patrzenie do książki potrafi czasami pomóc. Sprawdziłem dokładnie słuchem czy coś sie zmieniło, nope. Oddech w tym samym miejscu. Tym razem zrobiłem wszystko cierpliwiej i dokładniej, co zajęło mi kilka kolejnych minut. Po zahatrowaniu kolejnej wersji uznałem ze się nadaje. Wyjąłem ze skrzyń odpowiednie szkło, po czym wyciąłem z niego tyle ile potrzebuje. Potem wyciąłem z innej długie na 30 cm czarne włosy. Po chwili wszystko już do siebie przypasowałem niczym w powyższej zabawie w klocki oraz zapieczętowałem. Hełm Arcydemona został wykonany.
Na pozostałe elementy przyjdzie czas później, założyłem nowo zrobione dzieło przypinajac je skórzanymi paskami. Z tyłu głowy nadal mam Rogi, więc nie mogło być tylniej części, zamiast niej umieściłem coś ciekawszego. Po raz pierwszy miałem uczucie posiadania włosów, jednak te były nieznacznie odmienione od ludzkich. Zdawały się być wiecznie mokre i po części oddzielone od siebie. Jednak rezultat był wyjątkowo zachwycający. Po wszystkim udałem się do miejsca w centrum wioski, a był nim tron postawiony na podniesionym gruncie otoczony przez sporą ilość czaszek nieznanego pochodzenia. Dwie z nich wisiały również na nim, potraktuje to jako dar od tych z góry dołączony do opakowania wraz z rangą.
Po tym jak usiadłem na tronie, pozostało mi już tylko czekać na przebudzenie się April. Będzie ją czekała niespodzianka, a to czy miła czy nie miła już jak mówiłem. Zależy tylko i wyłącznie od niej.
OOC:
- nowy wygląd hełm Dragota:
regenerację dam w następnym poście, bo czas mnie goni
* - nawet nie wiesz jak źle się czułem to pisząc ._.
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Drakonian
Nie Maj 18, 2014 1:52 pm
Ktoś pewnie pomyślał, że była całkowicie nieprzytomna, ale nie do końca… słyszała wszystko, co działo się dookoła niej. Pamiętała, co powiedział Dragot, że jeżeli zabije tych wszystkich ludzi, a jednak tego nie słyszała. Dlaczego? Dlaczego tego nie zrobił, przecież miał powód. Demon nie wiedział, że tak naprawdę jej ukochany był silny… bardzo silny. Poczuła jak unosi się do góry jest przenoszona? Co on z nią zrobi? Nie potrafiła już dalej odpowiedzieć na pytanie, bo całkowicie straciła świadomość.
Obudził ją chłód i ból głowy, już na szczęście nie taki silny jak poprzednio. Otworzyła najpierw jedną powiekę, następnie drugą. Czuła, że gdzieś leżała, zaczęła się rozglądać na leżąco. Czyżby to było jakieś łóżko? Podniosła się bardzo szybko, ale zatrzymała się w połowie. Po jej ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz i ból. Nie powinna tak gwałtownie reagować. Była w innym miejscu, nie podobało jej się to, w jakim celu ją przeniósł? Po co? Dlaczego jej nie zabił, przecież była nieprzytomna i mógł to zrobić z łatwością. Pomyślała o nim. Zerknęła na swój naszyjnik, a wręcz zaczęła obracać go w dłoniach. Widziała jak wtedy emanował, czy to dlatego mógł szarżować w jej umyśle, czy to chodziło po prostu o więź jaka ich kiedyś łączyła? Musi zapytać o to Kuro. Hm... zapomniała, że przecież on praktycznie nie istnieje w jej życiu. To może mistrza jak tylko go spotka? Ciekawe, co się z nim teraz działo, dawno go nie widziała. Zaczęła się zastanawiać nad tym, co Daichi jej proponował. Zwiększenie mocy? Czy to możliwe, aby przeszła kolejny stan jak Kuro? On teraz taki posiadał i przy tej przemianie, ona nie miała z nim szans w pojedynku, co więc musi zrobić? Nie chciała stawać się zła, a to właśnie on jej proponował. Na dodatek, kiedy przyjdzie jej walczyć z nim któreś z nich zginie, czy będzie potrafiła uśmiercić swojego własnego brata? Od razu przypomniały jej się chwile, w których razem chodzili, w których to on uczył ją postaw, gdy zabrał ją z Vegety na turniej. Nie potrafiła tego zrozumieć, za każdym razem, gdy miała z nim styczność czuła jakąś więź z nim, tak jakby nie chciał jej śmierci, przecież mógł to zrobić od razu, tak jak ten demon, a jednak?
Wstała i lekko się zachwiała, rozejrzała się. To miejsce było ciemne, słońce w ogóle tu nie dochodziło, a budynki były ciemne, wyglądały jak stare, jakby nikt tu nie mieszkał. Nie była przerażona tym, co się dzieje, ale miejscem, w którym była. Wyglądało strasznie, jak z jakiegoś horroru, krew. Czy to ludzka krew? Co tu się stało? Czy to jego wioska? Czy on się tu zrodził? Jest ich tutaj więcej? Jej uwagę nagle przykuł tron, widziała go od tyłu. Jakieś czaszki? Nie podobało jej się to, ale gdzie do cholery był ten przeklęty demon. Chciałaby się dowiedzieć, co ona tutaj robi. Swoje kroki stawiała powoli, nie była na swoim gruncie, a oczy dosłownie latały jej w każdą stronę, bała się, że gdzieś tutaj wyskoczy i będzie miała niespodziankę.
Gdy go zobaczyła otworzyła szeroko usta, a oczy jej natychmiast się powiększyły. Siedział na tronie. Był tu jakimś królem? O co w tym wszystkim chodziło, ale to nie tron ją zdziwił tylko maska, którą miał na sobie, a może to nie ta sama osoba, robiąc krok do tyłu potknęła się upadając z impetem na ziemię. Trochę się przestraszyła, ale tylko dlatego, że widziała coś takiego pierwszy raz. Wstała i otrzepała się tylko. Świdrowała to wszystko oczami.
- Dziękuję za uratowanie... nie wiem tylko dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? Naprawdę chcesz mnie zabić, jeżeli tak, to czego nie zrobiłeś tego tam, na polu żeby w razie czego moi ludzie mogli mnie pochować? A jeżeli, nie masz takich zamiarów, co ja tutaj robię? Kim Ty jesteś, wiem, że nie zabiłeś nikogo z wioski czuję ich energię. Nie chciałam Ci wchodzić w drogę, więc powiedz mi, co tu się dzieje? – spytała ciągle się rozglądając dookoła. – To jest jakiś rytuał? Mieszkasz tutaj? Nie chcę być wścibska, ale dlaczego nie lubisz tak mojej rasy, zrobiła Ci coś? Jeżeli tak to wiedz, że nie wszyscy są tacy jak myślisz, zwłaszcza, że ja nie chcę niczyjej krzywdy.
Nie wiedziała w ogóle, co mówić, co zrobić. Zdawała sobie sprawę tylko z jednego, że Kuro na pewno poczuł tą zmianę energii się martwi, a gdy zacznie walczyć, to przybędzie jej z pomocą, a przynajmniej taką miała nadzieję. Nie chciała korzystać z JEGO rad.
Obudził ją chłód i ból głowy, już na szczęście nie taki silny jak poprzednio. Otworzyła najpierw jedną powiekę, następnie drugą. Czuła, że gdzieś leżała, zaczęła się rozglądać na leżąco. Czyżby to było jakieś łóżko? Podniosła się bardzo szybko, ale zatrzymała się w połowie. Po jej ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz i ból. Nie powinna tak gwałtownie reagować. Była w innym miejscu, nie podobało jej się to, w jakim celu ją przeniósł? Po co? Dlaczego jej nie zabił, przecież była nieprzytomna i mógł to zrobić z łatwością. Pomyślała o nim. Zerknęła na swój naszyjnik, a wręcz zaczęła obracać go w dłoniach. Widziała jak wtedy emanował, czy to dlatego mógł szarżować w jej umyśle, czy to chodziło po prostu o więź jaka ich kiedyś łączyła? Musi zapytać o to Kuro. Hm... zapomniała, że przecież on praktycznie nie istnieje w jej życiu. To może mistrza jak tylko go spotka? Ciekawe, co się z nim teraz działo, dawno go nie widziała. Zaczęła się zastanawiać nad tym, co Daichi jej proponował. Zwiększenie mocy? Czy to możliwe, aby przeszła kolejny stan jak Kuro? On teraz taki posiadał i przy tej przemianie, ona nie miała z nim szans w pojedynku, co więc musi zrobić? Nie chciała stawać się zła, a to właśnie on jej proponował. Na dodatek, kiedy przyjdzie jej walczyć z nim któreś z nich zginie, czy będzie potrafiła uśmiercić swojego własnego brata? Od razu przypomniały jej się chwile, w których razem chodzili, w których to on uczył ją postaw, gdy zabrał ją z Vegety na turniej. Nie potrafiła tego zrozumieć, za każdym razem, gdy miała z nim styczność czuła jakąś więź z nim, tak jakby nie chciał jej śmierci, przecież mógł to zrobić od razu, tak jak ten demon, a jednak?
Wstała i lekko się zachwiała, rozejrzała się. To miejsce było ciemne, słońce w ogóle tu nie dochodziło, a budynki były ciemne, wyglądały jak stare, jakby nikt tu nie mieszkał. Nie była przerażona tym, co się dzieje, ale miejscem, w którym była. Wyglądało strasznie, jak z jakiegoś horroru, krew. Czy to ludzka krew? Co tu się stało? Czy to jego wioska? Czy on się tu zrodził? Jest ich tutaj więcej? Jej uwagę nagle przykuł tron, widziała go od tyłu. Jakieś czaszki? Nie podobało jej się to, ale gdzie do cholery był ten przeklęty demon. Chciałaby się dowiedzieć, co ona tutaj robi. Swoje kroki stawiała powoli, nie była na swoim gruncie, a oczy dosłownie latały jej w każdą stronę, bała się, że gdzieś tutaj wyskoczy i będzie miała niespodziankę.
Gdy go zobaczyła otworzyła szeroko usta, a oczy jej natychmiast się powiększyły. Siedział na tronie. Był tu jakimś królem? O co w tym wszystkim chodziło, ale to nie tron ją zdziwił tylko maska, którą miał na sobie, a może to nie ta sama osoba, robiąc krok do tyłu potknęła się upadając z impetem na ziemię. Trochę się przestraszyła, ale tylko dlatego, że widziała coś takiego pierwszy raz. Wstała i otrzepała się tylko. Świdrowała to wszystko oczami.
- Dziękuję za uratowanie... nie wiem tylko dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? Naprawdę chcesz mnie zabić, jeżeli tak, to czego nie zrobiłeś tego tam, na polu żeby w razie czego moi ludzie mogli mnie pochować? A jeżeli, nie masz takich zamiarów, co ja tutaj robię? Kim Ty jesteś, wiem, że nie zabiłeś nikogo z wioski czuję ich energię. Nie chciałam Ci wchodzić w drogę, więc powiedz mi, co tu się dzieje? – spytała ciągle się rozglądając dookoła. – To jest jakiś rytuał? Mieszkasz tutaj? Nie chcę być wścibska, ale dlaczego nie lubisz tak mojej rasy, zrobiła Ci coś? Jeżeli tak to wiedz, że nie wszyscy są tacy jak myślisz, zwłaszcza, że ja nie chcę niczyjej krzywdy.
Nie wiedziała w ogóle, co mówić, co zrobić. Zdawała sobie sprawę tylko z jednego, że Kuro na pewno poczuł tą zmianę energii się martwi, a gdy zacznie walczyć, to przybędzie jej z pomocą, a przynajmniej taką miała nadzieję. Nie chciała korzystać z JEGO rad.
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Drakonian
Nie Maj 18, 2014 6:25 pm
Nie musiałem czekać długo. Już wkrótce usłyszałem zmianę w jej oddechu i usłyszałem jej kroki.Jej oddech i bicie serca wskazywało na przerażenie, wyczuwałem jej ruch niczym latający głośnik wysokich dźwięków. W tym miejscu nastąpiła pewna niepewność która wynikała z tego że nadal jej nie ufałem. Nie ważne kogo mi przypomina, okłamała mnie i mogła od początku chcieć się tu dostać by wszystko zniszczyć. Powinienem za ten plan dostać kopa od samego Egzekutora, ale lubie ryzykować. Szczególnie że jestem w stanie ją powstrzymać. Przynajmniej w jej zwyczajnej formie, jeśli nie ujrzałem pełni mocy tej transformacji, role mogą się obrócić i wówczas będę bluzgany we własnym ciele.
Po paru chwilach znalazła i mnie, co wprawiło ją w mało sympatyczną reakcję. Jak widać mój Hełm dobrze się sprawuje, Drakoniańscy kowale dobrze się spisywali. Co prawda za pierwszym razem ani troche mi to nie wyszło, ale za drugim już znośnie. W końcu kilku kowali było w moim ciele, miałem ich wspomnienia i nauki. To samo z każdym innym zawodem, ale talenty striptizerek z pewnością mi się nie przydadzą...
W końcu jej bicie serca słychać było zza mojego tronu, aż w końcu mnie znalazła mało nie ubawiając się tym samym o zawał. To jest już akurat moja natura, gdybym chciał jej zawału użyłbym zankokenu do stworzenia kopii. Zupełnie jak z novą. Nawet nie drgnąłem ale gdy moje oczy skierowane były dokładnie w nią. Wysłuchałem dokładnie co ma do powiedzenia, myśląc jednocześnie nad moimi słowami. Po chwili odezwałem się.
-Gdy miałaś wizję, atak bądź cokolwiek to było, twoja moc znacznie wzrosła. Zmiany były nie tylko w niej, lecz także w twoich oczach i włosach.
Zrobiłem pauzę, podczas której zszedłem z tronu po schodkach i zbliżyłem się kilka kroków do leżącej.
-Chce byś powiedziała mi wszystko o tym wiesz, i to szczerze. Zaraz po tym opuścisz to miejsce, i zapomnisz o nim, i o mnie.
Podczas mojej mowy otwory na hełmie sprawiały wrażenie chować we wnętrzu płomienie, na skutek czaru. Niestety tym razem w mojej mowie dało się wyczuć zupełnie inny ton aniżeli wcześniej.Zdawał się nie być już tak znieważający, mogłem sprawiać wrażenie jakbym nieco zmuszał się do niego.
-To nie żaden rytuał. Rozmawiasz z całą ludnością tej wioski. Wszyscy moi bracia dołączyli do mnie po swej śmierci. Zaadaptowali się i nadal żyją. Saiyanie to najwięksi wojownicy w galaktyce, rasa której wszyscy się boją. I są tutaj na Ziemi. Przekroczyliście granice w której nie jesteście mile widziani.
To powiedziałem już znacznie zimniej i w pewnym momencie użyłem wszystkich głosów na raz by potwierdzić moje słowa. Nienawiść była napędzana nie tylko własnymi doświadczeniami, ale i wspomnieniami i osobowością każdego z osobna.
Informacje o tej formie dadzą mi przewagę na przyszłość. Jeśli będę musiał stoczyć bój z kimś kto potrafi się transformować, muszę znać jej mocne i słąbe punkty. Nie po to dostałem tak dużo mocy by teraz zginąć od jednego z moich wrogów. Otrzymałem to z myślą że dobrze ją wykorzystam i dokładnie to zamierzam zrobić. Chęć zabicia jej niestety ze mnie zniknęła, co nie napawa mnie do dumy. Powinienem pozbyć się problemu, przecież może im wszystkim powiedzieć. Nawet innym saiyanom, jeśli ją wypuszczę mogę skazać wszystko co tutaj znam i za co oddałbym życie na klęskę. Jako demon mogę się adaptować, albo przepaść. To jest ewolucja.
OOC:
regeneracja 10% HP i KI
HP: 16025 + 2250 = 18275
KI: 15425 + 2250 = 17675
Po paru chwilach znalazła i mnie, co wprawiło ją w mało sympatyczną reakcję. Jak widać mój Hełm dobrze się sprawuje, Drakoniańscy kowale dobrze się spisywali. Co prawda za pierwszym razem ani troche mi to nie wyszło, ale za drugim już znośnie. W końcu kilku kowali było w moim ciele, miałem ich wspomnienia i nauki. To samo z każdym innym zawodem, ale talenty striptizerek z pewnością mi się nie przydadzą...
W końcu jej bicie serca słychać było zza mojego tronu, aż w końcu mnie znalazła mało nie ubawiając się tym samym o zawał. To jest już akurat moja natura, gdybym chciał jej zawału użyłbym zankokenu do stworzenia kopii. Zupełnie jak z novą. Nawet nie drgnąłem ale gdy moje oczy skierowane były dokładnie w nią. Wysłuchałem dokładnie co ma do powiedzenia, myśląc jednocześnie nad moimi słowami. Po chwili odezwałem się.
-Gdy miałaś wizję, atak bądź cokolwiek to było, twoja moc znacznie wzrosła. Zmiany były nie tylko w niej, lecz także w twoich oczach i włosach.
Zrobiłem pauzę, podczas której zszedłem z tronu po schodkach i zbliżyłem się kilka kroków do leżącej.
-Chce byś powiedziała mi wszystko o tym wiesz, i to szczerze. Zaraz po tym opuścisz to miejsce, i zapomnisz o nim, i o mnie.
Podczas mojej mowy otwory na hełmie sprawiały wrażenie chować we wnętrzu płomienie, na skutek czaru. Niestety tym razem w mojej mowie dało się wyczuć zupełnie inny ton aniżeli wcześniej.Zdawał się nie być już tak znieważający, mogłem sprawiać wrażenie jakbym nieco zmuszał się do niego.
-To nie żaden rytuał. Rozmawiasz z całą ludnością tej wioski. Wszyscy moi bracia dołączyli do mnie po swej śmierci. Zaadaptowali się i nadal żyją. Saiyanie to najwięksi wojownicy w galaktyce, rasa której wszyscy się boją. I są tutaj na Ziemi. Przekroczyliście granice w której nie jesteście mile widziani.
To powiedziałem już znacznie zimniej i w pewnym momencie użyłem wszystkich głosów na raz by potwierdzić moje słowa. Nienawiść była napędzana nie tylko własnymi doświadczeniami, ale i wspomnieniami i osobowością każdego z osobna.
Informacje o tej formie dadzą mi przewagę na przyszłość. Jeśli będę musiał stoczyć bój z kimś kto potrafi się transformować, muszę znać jej mocne i słąbe punkty. Nie po to dostałem tak dużo mocy by teraz zginąć od jednego z moich wrogów. Otrzymałem to z myślą że dobrze ją wykorzystam i dokładnie to zamierzam zrobić. Chęć zabicia jej niestety ze mnie zniknęła, co nie napawa mnie do dumy. Powinienem pozbyć się problemu, przecież może im wszystkim powiedzieć. Nawet innym saiyanom, jeśli ją wypuszczę mogę skazać wszystko co tutaj znam i za co oddałbym życie na klęskę. Jako demon mogę się adaptować, albo przepaść. To jest ewolucja.
OOC:
regeneracja 10% HP i KI
HP: 16025 + 2250 = 18275
KI: 15425 + 2250 = 17675
Re: Wioska Drakonian
Wto Maj 20, 2014 10:07 pm
Leciał i niepokoił się coraz bardziej. Nie ważne o co się pokłócili, kochał ją tak mocno, że w tym momencie jej złość była nieważna. Groziło jej niebezpieczeństwo. Nie podobało mu się, że była w otoczeniu demonów. Leciał z maksymalną prędkością i kombinował nad strategią. Spodziewał się, że jak będzie w pobliżu to domyślą się, ze leci w ich stronę. W locie ściągnął z siebie bluzę, upchnął w plecaku i założył górę od stroju szkoły Hikaru. Mistika z pewnością zna każdy demon, może na widok znaku się przestraszą i obejdzie się bez walki. Pewnie wyglądał trochę śmiesznie w dżinsach, czarnym t-shircie i nałożoną bluzą ze znakiem Mistika ale trudno.
Jeśli chodzi o walkę to Kuro nie dążył nigdy sam do konfrontacji. Atakował, dopiero kiedy sam został zaatakowany. Mógł się przemienić w SSJ i dolecieć szybciej ale postanowił pozostawić niespodziankę w postaci wysokości prawdziwego poziomu mocy w razie co. Niby Ki demonów nie były zbyt wysokie ale ta rasa jest nieprzewidywalna, a jeśli skończy jako cukierek to nikt im nie pomoże. Szkoda, że Rei i June nie polecieli z nim, ech szkoda Pozostawili go samego, wdzięczność. Lecąc przemknęły mu przez umysł wszystkie miłe chwile spędzone z April, dzisiejszy poranek, gdy razem karmili konie, grał jej na gitarze, razem się uczyli i wygłupiali z Redem, albo kiedy byli po prostu ze sobą nic nie robiąc. A teraz to wszystko miałoby zostać zniszczone.....
Wylądował głośno i zasłonił halfkę plecami. Łypnął po zgromadzonych. Sceneria jak z kiepskiego horroru, sierść na ogonie najeżyła mu się i machnął nim kilak razy niespokojnie. Był niczym wilk z rodowego symbolu. Dbał o całe swoje stado i każdego z osobna i nie lubił jak komuś działa się krzywda. Nie atakował ale komunikował swoją postawą, jak się zaczniesz to się odgryzę i to ostro.
- Łapska precz od niej!! April wszystko w porządku, martwiłem się, co tu się dzieje?
Zapytał spokojnie, martwił się o osobę, która kochał najbardziej na świecie i obiecał ją chronić. A jeśli dziewczyna go tutaj nie chce ...?
Jeśli chodzi o walkę to Kuro nie dążył nigdy sam do konfrontacji. Atakował, dopiero kiedy sam został zaatakowany. Mógł się przemienić w SSJ i dolecieć szybciej ale postanowił pozostawić niespodziankę w postaci wysokości prawdziwego poziomu mocy w razie co. Niby Ki demonów nie były zbyt wysokie ale ta rasa jest nieprzewidywalna, a jeśli skończy jako cukierek to nikt im nie pomoże. Szkoda, że Rei i June nie polecieli z nim, ech szkoda Pozostawili go samego, wdzięczność. Lecąc przemknęły mu przez umysł wszystkie miłe chwile spędzone z April, dzisiejszy poranek, gdy razem karmili konie, grał jej na gitarze, razem się uczyli i wygłupiali z Redem, albo kiedy byli po prostu ze sobą nic nie robiąc. A teraz to wszystko miałoby zostać zniszczone.....
Wylądował głośno i zasłonił halfkę plecami. Łypnął po zgromadzonych. Sceneria jak z kiepskiego horroru, sierść na ogonie najeżyła mu się i machnął nim kilak razy niespokojnie. Był niczym wilk z rodowego symbolu. Dbał o całe swoje stado i każdego z osobna i nie lubił jak komuś działa się krzywda. Nie atakował ale komunikował swoją postawą, jak się zaczniesz to się odgryzę i to ostro.
- Łapska precz od niej!! April wszystko w porządku, martwiłem się, co tu się dzieje?
Zapytał spokojnie, martwił się o osobę, która kochał najbardziej na świecie i obiecał ją chronić. A jeśli dziewczyna go tutaj nie chce ...?
OOC:
Trening start
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Drakonian
Sro Maj 21, 2014 9:11 am
Chciał żeby powiedziała wszystko o swojej przemianie, ale po co? Co to mu da? Jego gadka w tym momencie była całkiem od rzeczy i bezsensu. Obserwowała go uważnie. Nie to było najdziwniejsze, a to co powiedział daje, że rozmawia ze wszystkimi mieszkańcami tej wioski. O czym on mówi… absorbował ich? Dalszego faktu, który przemawiał o tym, że małpy są najsilniejsze pominęła. To było bez sensu, przecież on sam nie pokona wszystkich tutaj obecnych.
- To była tylko zwykła przemiana naszej rasy, jest ich więcej niż jedna, to był tylko pierwszy stopień, przemieniać możemy kiedy mamy na to ochotę. – powiedziała prostując się. Napomknęła tylko o najważniejszych rzeczach, nie miała w zamiarze rozwijać swojej myśli. – Nic więcej Ci nie powiem. Widzę, że masz złe zamiary, a ja nie będę rozmawiać o tym z osobą, która ma brudne i nieczyste myśli, czy Ci się to podoba, czy nie.
Drugą część swojej wypowiedzi wymówiła bardzo stanowczym głosem. Jeżeli ją zaatakuje przemieni się i nastąpi walka, ona już wcale nie jest taka słaba jak kiedyś, potrafi walczyć. Nagle poczuła jak energia Kuro zbliża się w zastraszającym tempie.
- Będziesz miał zaraz kłopoty... - mruknęła tylko i ledwo powiedziała te słowa, a wylądował tuż przed nią. Najgorsze było to, że nie wiedziała jak ma się zachować, chciała go przytulić, ale coś w podświadomości mówiło- nie rób tego. I co z tym zrobić? Przyleciał po nią, czyli zależało mu, musiał wyczuć jej nagły wzrost energii, ale to nie ten demon to spowodował, ale o tym on nie wiedział.
- Wszystko w porządku Kuro. Spotkałam go na swojej drodze, nie jest zbyt dobry, nie znam jego intencji, ale mógł mnie zabić już dawno, więc chyba nie o to mu w tym momencie chodzi. Brat zaatakował trochę mój umysł i energia zaczęła mi szwankować, chciał żebym go zabiła i tym samym podniosła siłę o stopień. Widziałam go, on jest tak silny jak Ty, nie wiem czy dam sobie z nim radę... a co do demona, to straciłam właśnie przytomność, a on mnie tutaj zabrał chociaż mógł zrobić całkiem coś innego. No i teraz wypytuje mnie o naszą przemianę, a i nie jest mile nastawiony do naszej rasy, po prostu jest jakiś dziwny. A poziom mocy ma podobny do mojej po przemianie. Nie chce chyba walczyć, tak wnioskuje, zwłaszcza, ze przyprowadził mnie w to dziwne miejsce, to chyba jego dom? – wyszeptała mu do ucha, spojrzała na jego zjeżony ogon. Nie wiedziała, co powinna jeszcze zrobić, powiedzieć. Jeszcze przed utratą przytomności błagała, żeby się zjawił, zresztą cały czas o nim myślała, a teraz? Nie potrafiła z siebie wydusić ani słowa. W końcu się zebrała i jeszcze ciszej niż poprzednio wydukała. – Przepraszam, nie powinnam się tak zachowywać, ale to była presja chwili, ta cała Vixen, Twoja energia, którą ona sytuowała ze swoim ojcem, rozumiem Cię, ale też zrozum mnie, w tym momencie myślałam, że po prostu mnie oszukałeś. Nie chciałam żeby to tak wszyło, żebyś znowu musiał mnie ratować. W ogóle to strasznie słaby moment na przeprosiny, ale gdybym tego nie zrobiła, źle bym się czuła.
- To była tylko zwykła przemiana naszej rasy, jest ich więcej niż jedna, to był tylko pierwszy stopień, przemieniać możemy kiedy mamy na to ochotę. – powiedziała prostując się. Napomknęła tylko o najważniejszych rzeczach, nie miała w zamiarze rozwijać swojej myśli. – Nic więcej Ci nie powiem. Widzę, że masz złe zamiary, a ja nie będę rozmawiać o tym z osobą, która ma brudne i nieczyste myśli, czy Ci się to podoba, czy nie.
Drugą część swojej wypowiedzi wymówiła bardzo stanowczym głosem. Jeżeli ją zaatakuje przemieni się i nastąpi walka, ona już wcale nie jest taka słaba jak kiedyś, potrafi walczyć. Nagle poczuła jak energia Kuro zbliża się w zastraszającym tempie.
- Będziesz miał zaraz kłopoty... - mruknęła tylko i ledwo powiedziała te słowa, a wylądował tuż przed nią. Najgorsze było to, że nie wiedziała jak ma się zachować, chciała go przytulić, ale coś w podświadomości mówiło- nie rób tego. I co z tym zrobić? Przyleciał po nią, czyli zależało mu, musiał wyczuć jej nagły wzrost energii, ale to nie ten demon to spowodował, ale o tym on nie wiedział.
- Wszystko w porządku Kuro. Spotkałam go na swojej drodze, nie jest zbyt dobry, nie znam jego intencji, ale mógł mnie zabić już dawno, więc chyba nie o to mu w tym momencie chodzi. Brat zaatakował trochę mój umysł i energia zaczęła mi szwankować, chciał żebym go zabiła i tym samym podniosła siłę o stopień. Widziałam go, on jest tak silny jak Ty, nie wiem czy dam sobie z nim radę... a co do demona, to straciłam właśnie przytomność, a on mnie tutaj zabrał chociaż mógł zrobić całkiem coś innego. No i teraz wypytuje mnie o naszą przemianę, a i nie jest mile nastawiony do naszej rasy, po prostu jest jakiś dziwny. A poziom mocy ma podobny do mojej po przemianie. Nie chce chyba walczyć, tak wnioskuje, zwłaszcza, ze przyprowadził mnie w to dziwne miejsce, to chyba jego dom? – wyszeptała mu do ucha, spojrzała na jego zjeżony ogon. Nie wiedziała, co powinna jeszcze zrobić, powiedzieć. Jeszcze przed utratą przytomności błagała, żeby się zjawił, zresztą cały czas o nim myślała, a teraz? Nie potrafiła z siebie wydusić ani słowa. W końcu się zebrała i jeszcze ciszej niż poprzednio wydukała. – Przepraszam, nie powinnam się tak zachowywać, ale to była presja chwili, ta cała Vixen, Twoja energia, którą ona sytuowała ze swoim ojcem, rozumiem Cię, ale też zrozum mnie, w tym momencie myślałam, że po prostu mnie oszukałeś. Nie chciałam żeby to tak wszyło, żebyś znowu musiał mnie ratować. W ogóle to strasznie słaby moment na przeprosiny, ale gdybym tego nie zrobiła, źle bym się czuła.
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Drakonian
Sro Maj 21, 2014 8:32 pm
Jedyne co mi się z jej informacji przydało to to, że mają stopnie transformacji. Biorąc pod uwagę moc pierwszego stopnia, mogę powiedzieć że drugi mógłby moc potężniejszą od Arcydemonów. Będę musiał zacząć trenować jeszcze ciężej niż do tej pory by im dorównać. A przy tym wyłączyć wszelkie utrudnienia.
-Brudne i nieczyste myśli? ależ skąd.
Powiedziałem w nieco ironiczny sposób, na swój sposób dziękując za niewiele.Zanim jednak przemyślałem następne zdanie dostałem dwa ostrzeżenia. Pierwszy był od April która powiedziała coś o tym że będę miał kłopoty. Następny dostałem ze strony nowo przybyłego gościa.
Miał na sobie strój który sprawiał wrażenie jakby dopiero co wyszedł z domu i został zaczepiony przez fana super herosów po drodze. Miał czarne włosy i oczy co nieco pokrywa się z opisem wyglądu ostatniego widzianego Saiyana - Reito. Jeśli to jest Saiyan, i jest to ktoś znajomy tej April to są tylko dwa wyjścia. Jest słabszy ode mnie, albo jest silniejszy ode mnie. Odkąd skończyłem mówić praktycznie się nie ruszałem, moje jasno błekitne oczy były jedynie zablokowane na przybyszu. Zanim postanowiłem odpowiedzieć ponownie mi przeszkodzono, na co ani trochę nie narzekam.
April została zaatakowana umysłowo przez brata, nowy nazywa się Kuro i jest silniejszy ode mnie, wie co postanowiłem i co myślę o jego rasie, jest Saiyanem i ma kłopoty rodzinne. Tak duża naiwnośc z ich strony, usłyszałbym ten "szept" gdyby mówiła go kilometr dalej. Nadal jednak nie dawałem po sobie poznać jakiejkolwiek reakcji, co wkrótce miało się jednak zmienić. Im dłużej patrzyłem na tą małpę tym bardziej wściekły się stawałem. Ta świadomość że jeśli teraz go zaatakuję to jedyne co zyskam to krzywdę swoją i wioski. Wszyscy każą mi iść do ataku ale wykaże się wtedy jedynie głupotą. Zaostrzone pazury wbijały mi się w dłoń od zaciskania pięści. Byłem coraz bardziej napięty i powoli było słychać mój oddech. Chciałem temu banicie poszerzyć uśmiech i powiesić jego głowę jako trofeum, ale byłem za słaby. To cios w mój honor, więc już wiem co jeszcze dziś zrobię. Oddam ten cios, ale nie osobie która mi go zadała.
Popełniłem błąd nie atakując tej kobiety z miejsca i nie robiąc z niej przykładu czym kara się wejście na nie swoje tereny. A teraz zwykła łajza stawia kroki po prochach moich przodków. Popełniłeś wiele błędów dzisiejszego dnia Dragot, a przecież masz je poprawiać. Są jeszcze inne osoby na których możesz tą karę wywrzeć, to nie muszą być silniejsi od ciebie prawda? Heheh....Nie mam wyboru. Muszę się zaadaptować.
OOC:
HP 18275 + 2250 = 20525
KI 17675 + 2250 = 19925
-Brudne i nieczyste myśli? ależ skąd.
Powiedziałem w nieco ironiczny sposób, na swój sposób dziękując za niewiele.Zanim jednak przemyślałem następne zdanie dostałem dwa ostrzeżenia. Pierwszy był od April która powiedziała coś o tym że będę miał kłopoty. Następny dostałem ze strony nowo przybyłego gościa.
Miał na sobie strój który sprawiał wrażenie jakby dopiero co wyszedł z domu i został zaczepiony przez fana super herosów po drodze. Miał czarne włosy i oczy co nieco pokrywa się z opisem wyglądu ostatniego widzianego Saiyana - Reito. Jeśli to jest Saiyan, i jest to ktoś znajomy tej April to są tylko dwa wyjścia. Jest słabszy ode mnie, albo jest silniejszy ode mnie. Odkąd skończyłem mówić praktycznie się nie ruszałem, moje jasno błekitne oczy były jedynie zablokowane na przybyszu. Zanim postanowiłem odpowiedzieć ponownie mi przeszkodzono, na co ani trochę nie narzekam.
April została zaatakowana umysłowo przez brata, nowy nazywa się Kuro i jest silniejszy ode mnie, wie co postanowiłem i co myślę o jego rasie, jest Saiyanem i ma kłopoty rodzinne. Tak duża naiwnośc z ich strony, usłyszałbym ten "szept" gdyby mówiła go kilometr dalej. Nadal jednak nie dawałem po sobie poznać jakiejkolwiek reakcji, co wkrótce miało się jednak zmienić. Im dłużej patrzyłem na tą małpę tym bardziej wściekły się stawałem. Ta świadomość że jeśli teraz go zaatakuję to jedyne co zyskam to krzywdę swoją i wioski. Wszyscy każą mi iść do ataku ale wykaże się wtedy jedynie głupotą. Zaostrzone pazury wbijały mi się w dłoń od zaciskania pięści. Byłem coraz bardziej napięty i powoli było słychać mój oddech. Chciałem temu banicie poszerzyć uśmiech i powiesić jego głowę jako trofeum, ale byłem za słaby. To cios w mój honor, więc już wiem co jeszcze dziś zrobię. Oddam ten cios, ale nie osobie która mi go zadała.
Popełniłem błąd nie atakując tej kobiety z miejsca i nie robiąc z niej przykładu czym kara się wejście na nie swoje tereny. A teraz zwykła łajza stawia kroki po prochach moich przodków. Popełniłeś wiele błędów dzisiejszego dnia Dragot, a przecież masz je poprawiać. Są jeszcze inne osoby na których możesz tą karę wywrzeć, to nie muszą być silniejsi od ciebie prawda? Heheh....Nie mam wyboru. Muszę się zaadaptować.
OOC:
HP 18275 + 2250 = 20525
KI 17675 + 2250 = 19925
Re: Wioska Drakonian
Czw Maj 22, 2014 5:46 pm
April szybko nakreśliła mu sytuację. Jakoś specjalnie go nie zdziwiło, że przeciwnik ma jakieś pretensje do ich rasy – prawie cała galaktyka ma. Tylko dlaczego próbował sobie to odbić na halfce. Przynajmniej można przypuszczać, że Braska nie maczał w tym swoich demonicznych paluchów. No i po co mu wiedza o przemianach? Mimo iż przeciwnik z opisu okazywał się słabszy to Saiyan i tak go nie lekceważył, bał się cukierkowego promienia przed którym nie ma obrony. Zmartwił się o April, jak tak dalej pójdzie, to jej brat pokona ją samym strachem nim dojdzie do jakiejkolwiek walki. Trzeba wzmocnić jej pewność siebie i poprosić Hikaru aby nauczył dziewczynę telepatii.
Przeciwnik milczał ale nie spuszczał z Saiyana wzroku i Kuro podobnie. Najpierw odpowiedział April w myślach:
Chciał jej tyle powiedzieć, jak ją kocha ale jakoś nie mógł uzbierać słow. Dla niego też to była niezręczna sytuacje, chciał ją przytulić ale nie był pewien, czy powinien tak postąpić. Starał się zrozumieć jej sytuację ale zabolało go, że znów stanęła przeciw niemu, kiedy z kolei on zawsze wspierał poczynania halfki. Dbał o rozwiązania problemów z bratem, nawet kiedy była na niego wściekła. No i chwila była nieodpowiednia.
Teraz trzeba było się jakoś wyplątać z tej trudnej sytuacji. Najgorsze, że demon milczał i Kuro nie widział, ani jak go rozgryźć ani czego chce, jednakże nie opuszczał gardy tylko sierść na ogonie nie było zjeżona, tak jak wcześniej. W końcu wybrał strategię i odezwał się do demona.
- Słuchaj demonie zrobimy tak ....... Jestem ci niezmiernie wdzięczny, że jej nie skrzywdziłeś więc rozejdźmy się spokojnie. No chyba, że April chcesz się z nim pojedynkować?
Wypowiedział zawoalowaną groźbę, nadal ukrywając swój poziom mocy
OOC:
Post treningowy.
Przeciwnik milczał ale nie spuszczał z Saiyana wzroku i Kuro podobnie. Najpierw odpowiedział April w myślach:
- SMS do April:
- April spokojnie rozumiem. Nie oszukałbym cię, powiedziałem Ci wszystko nawet o Zorze, jak miałbym coś przed Tobą ukrywać. Martwiłem się o Ciebie, bałem się, że mnie odrzucisz. Spróbuj mi zaufać, nawet w kwestii brata. On wie, że na pewno go pokonasz i wykorzystuje Twoje wątpliwości przeciw Tobie, żeby Cię zniszczyć, bo nic innego mu nie pozostało. Ale dokończymy rozmowę później. Poprosiłem June, żeby potrenowała z Tobą W Komnacie – tam gdzie byłem z Reiem.
Chciał jej tyle powiedzieć, jak ją kocha ale jakoś nie mógł uzbierać słow. Dla niego też to była niezręczna sytuacje, chciał ją przytulić ale nie był pewien, czy powinien tak postąpić. Starał się zrozumieć jej sytuację ale zabolało go, że znów stanęła przeciw niemu, kiedy z kolei on zawsze wspierał poczynania halfki. Dbał o rozwiązania problemów z bratem, nawet kiedy była na niego wściekła. No i chwila była nieodpowiednia.
Teraz trzeba było się jakoś wyplątać z tej trudnej sytuacji. Najgorsze, że demon milczał i Kuro nie widział, ani jak go rozgryźć ani czego chce, jednakże nie opuszczał gardy tylko sierść na ogonie nie było zjeżona, tak jak wcześniej. W końcu wybrał strategię i odezwał się do demona.
- Słuchaj demonie zrobimy tak ....... Jestem ci niezmiernie wdzięczny, że jej nie skrzywdziłeś więc rozejdźmy się spokojnie. No chyba, że April chcesz się z nim pojedynkować?
Wypowiedział zawoalowaną groźbę, nadal ukrywając swój poziom mocy
OOC:
Post treningowy.
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Drakonian
Czw Maj 22, 2014 6:56 pm
Pojawił się za tronem, przed którym stali trzej wojownicy, w tym demon. Zaraz się rozejrzał widząc kilka drewnianych domków zabitych dechami w bardzo ponurym miejscu. Poza tym.. te czaszki.. serio ? Pseudo neogotyk ? Demony w tym miejscu nie mają za grosz gustu. Mistic wychodząc zza tronu nadepnął przynajmniej na dwie czaszki.... no i siara... było jej pełno w powietrzu. To znaczy może normalny człowiek nie wyczułby jej.. może wcale to nie siara, ale to jest coś co zawsze jest w powietrzu kiedy znajduje się naokoło mnóstwo demonów... to było niezbyt przyjemne, ale w porównaniu do całej Dark Star to miejsce raczej nie było niczym poważnym. Chował swoją moc jak zwykle, po co miałby pokazywać jak potężny jest ? Hikaru nie wyczuwał niebezpieczeństwa. Nikt tutaj nie dorównywał mu do pięt, z wyjątkiem Kuro, ale ten przecież nie zaatakuje go od tak. Wyszedł do zebranych i wyszczerzył zęby.
- Co to za schadzki w tak ponurym miejscu ? Szukałem Cię Kuro. Tak w ogóle mam coś dla Ciebie. Całkowicie olewając demonicznego gospodarza podszedł z rękami w kieszeni do wnuka po czym wyjął jedną dłoń, która zaraz zanurkowała pod płaszcz. Hikaru coś tam pogmerał w wewnętrznych kieszeniach, aż nie wyciągnął czegoś w rodzaju walca długości dłoni z lekko srebrnym połyskiem. Rzucił to coś do sayana by ten to złapał. Nie będę wyjaśniał dokładnie działania, ale byłem na Konack na zakupach i znalazłem ten kij. Jest to naturalny materiał, bardzo wytrzymały i czerpiący Ki z otoczenia, tuteż z posiadacza kawałka gałęzi dzięki czemu może rosnąć do rozmiarów jakie potrzebne są danemu użytkownikowi, na przykład na dwa metry by móc walczyć. Ma swoje ograniczenia i raczej jak urośnie raz to już nie urośnie zbyt wiele.. może natomiast powrócić do tego stanu i bez problemu schowasz to do kieszeni. To drewno jest rzadkie, właściwie raz na kilkadziesiąt lat można zbierać je ponieważ jest pod ochroną i tylko nieliczni wiedzą gdzie w ogóle rosną drzewa.
Dopiero po skończeniu mówienia spojrzał na April, która emanowała złotą aurą. Co się z nią działo ? Hikaru nie podejrzewał, że to przez tego stwora z Dark Star, ale.. sądząc po jego sile to właściwie możliwe. Byli na podobnym poziomie mocy, może April chciała pokazać co umie ? Udowodnić, że jest jednak dobrą wojowniczką ? Tylko po co ? Na codzień nie musiała walczyć, choć trenowała bo chciała załatwić sprawę z bratem. Machał od czasu ogonem i przechodząc wzrokiem z dziewczyny na Dragota. Obserwował go przez dłuższą chwilę i wyciągnął swój szamszir, po czym skierował go prosto pod gardło demona.
- Mam nadzieję, że nie zamierzasz postąpić głupio i zaatakować któreś z tych małpek. Rasa sayan nie zna granic rozmnażają się jak szarańcza i zwykle niszczą co popadnie, ale ta dwójka jest inna. Natomiast Twoja rasa, panie demon, zrodzona z czystego chaosu jest uosobieniem wszelkiego zła, jesteście dużo gorsi od małp. Dlatego lepiej rozejdźmy się w pokoju bo skończysz w nicości. Piekło byłoby dla Ciebie jak dom. Znów zrobił przerwę by schować miecz nie robiąc krzywdy tej istocie. Znów odwrócił się do Kury, tym razem stanął całkiem plecami do demona. Wiedział co ten robi, tak więc każda próba ataku skończy się uderzeniem ogona w twarz. Wracając do tego kija, wprowadź do niego odrobinę Ki, a urośnie do mniej więcej dwóch metrów długości. Jest dość lekki, poradzisz sobie. Ten kij wytrzyma spokojnie atak ki na Twoim poziomie mocy, przynajmniej o średnim polu rażenia. Poza tym jeśli uda Ci się to zniszczyć, dzięki Ki być może uda mu się zregenerować. Kij ten pochodzi z drzewa, które ma diabelnie dobre możliwości regeneracyjne i wszystko to dzięki pochłanianej energii z zewnątrz.
OCC post treningowy II
- Co to za schadzki w tak ponurym miejscu ? Szukałem Cię Kuro. Tak w ogóle mam coś dla Ciebie. Całkowicie olewając demonicznego gospodarza podszedł z rękami w kieszeni do wnuka po czym wyjął jedną dłoń, która zaraz zanurkowała pod płaszcz. Hikaru coś tam pogmerał w wewnętrznych kieszeniach, aż nie wyciągnął czegoś w rodzaju walca długości dłoni z lekko srebrnym połyskiem. Rzucił to coś do sayana by ten to złapał. Nie będę wyjaśniał dokładnie działania, ale byłem na Konack na zakupach i znalazłem ten kij. Jest to naturalny materiał, bardzo wytrzymały i czerpiący Ki z otoczenia, tuteż z posiadacza kawałka gałęzi dzięki czemu może rosnąć do rozmiarów jakie potrzebne są danemu użytkownikowi, na przykład na dwa metry by móc walczyć. Ma swoje ograniczenia i raczej jak urośnie raz to już nie urośnie zbyt wiele.. może natomiast powrócić do tego stanu i bez problemu schowasz to do kieszeni. To drewno jest rzadkie, właściwie raz na kilkadziesiąt lat można zbierać je ponieważ jest pod ochroną i tylko nieliczni wiedzą gdzie w ogóle rosną drzewa.
Dopiero po skończeniu mówienia spojrzał na April, która emanowała złotą aurą. Co się z nią działo ? Hikaru nie podejrzewał, że to przez tego stwora z Dark Star, ale.. sądząc po jego sile to właściwie możliwe. Byli na podobnym poziomie mocy, może April chciała pokazać co umie ? Udowodnić, że jest jednak dobrą wojowniczką ? Tylko po co ? Na codzień nie musiała walczyć, choć trenowała bo chciała załatwić sprawę z bratem. Machał od czasu ogonem i przechodząc wzrokiem z dziewczyny na Dragota. Obserwował go przez dłuższą chwilę i wyciągnął swój szamszir, po czym skierował go prosto pod gardło demona.
- Mam nadzieję, że nie zamierzasz postąpić głupio i zaatakować któreś z tych małpek. Rasa sayan nie zna granic rozmnażają się jak szarańcza i zwykle niszczą co popadnie, ale ta dwójka jest inna. Natomiast Twoja rasa, panie demon, zrodzona z czystego chaosu jest uosobieniem wszelkiego zła, jesteście dużo gorsi od małp. Dlatego lepiej rozejdźmy się w pokoju bo skończysz w nicości. Piekło byłoby dla Ciebie jak dom. Znów zrobił przerwę by schować miecz nie robiąc krzywdy tej istocie. Znów odwrócił się do Kury, tym razem stanął całkiem plecami do demona. Wiedział co ten robi, tak więc każda próba ataku skończy się uderzeniem ogona w twarz. Wracając do tego kija, wprowadź do niego odrobinę Ki, a urośnie do mniej więcej dwóch metrów długości. Jest dość lekki, poradzisz sobie. Ten kij wytrzyma spokojnie atak ki na Twoim poziomie mocy, przynajmniej o średnim polu rażenia. Poza tym jeśli uda Ci się to zniszczyć, dzięki Ki być może uda mu się zregenerować. Kij ten pochodzi z drzewa, które ma diabelnie dobre możliwości regeneracyjne i wszystko to dzięki pochłanianej energii z zewnątrz.
OCC post treningowy II
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Drakonian
Pią Maj 23, 2014 2:59 pm
Irytował ją demon swoją ignorancją, najwidoczniej nie wiedział na co ją stać, na coś stać wszystkie małpy. W ogóle nie wierzyła, że chociaż trochę jest dobry, spoglądała to na niego to na Kuro. Już trochę się uspokoiła, przy mężczyźnie zawsze czuła się bezpiecznie. Ten demon był jednak zły do szpiku kości. Szatyn wysłał jej mentalną wiadomość, nawiasem mogłaby się jej też nauczyć. Mówił o tym, że na pewno jej nie okłamał, ufanie ludziom dookoła jest takie ciężkie, zwłaszcza jeżeli robi to osoba łatwowierna, którą potem prosto jest zbić z tropu jakimiś słowami. Ufała mu, ale widząc Vixen wszystko było dziwne... po prostu dziwne. Co do swojego brata się wolała się nie wypowiadać, on nie wiedział co mówi. Jest silny i to silniejszy od niej. Widziała jego potężną aurę. W tym momencie dorównywali sobie nawzajem. Oboje mogliby ze sobą stoczyć naprawdę niesamowity i wyrównany pojedynek. Jednak to nie on miał się pojedynkować, a ona i najgorsze, że przez to może zginąć jeżeli nie powiększy odpowiednio swoich mocy. Dlatego cieszył ją fakt trenowania w komnacie z June.
- Nie chcę walczyć, chcę walczyć tylko z jedną osobą i tylko to jest mi potrzebne... - wyszeptała, nie miała ochoty na żadne pojedynki, a tym bardziej z demonem. Nie zrobił jej krzywdy, więc niech tak pozostanie z dwóch stron. Był na przegranej pozycji, ich dwójka... nagle coś chrupnęło. I nie dało już się ukryć, że z dwójki stała się trójka. Ni stąd ni z owąd pojawił się Hikaru. Jak zwykle ją zaskakiwał, tak po prostu sobie ich znalazł i przyleciał. Na dodatek jak gdyby nigdy nic z przyjemnym wyrazem twarzy zaczął opowiadać o jakimś kijku. Była aż sama ciekawa, czy to co mówił było prawdą, ofiarował go Kurze, ale bacznie obserwowała ten kawałek drewna. Musi go wypróbować, ale to jak Hikaru sobie pójdzie i oni odlecą, chciała sprawdzić jego właściwości, tak strasznie ją to korciło.
- Skoro jest taki rzadki to musiałeś wydać mnóstwo pieniędzy, ciekawe skąd je miałeś. – zauważyła bardzo trafnie nie spuszczając z zasięgu oczu tajemniczego drewna. Ale nie uzyskała odpowiedzi, przynajmniej na ten moment, bo Mistick zaczął jechać demona z góry na dół. W ogóle wolała nie wiedzieć, jak on się teraz czuje. Zaprowadził ją w jakieś ciemne miejsce- prawdopodobnie jego dom, jego święte miejsce? A tu nagle pojawia się najpierw Kuro, który ja ochrania, a następnie Hikaru, który ma na niego totalne zlane i opowiada o magicznym kijku. Co za upokorzenie musiało nastąpić z jego strony, nie jest tak godny, aby mistrz się nawet nim zainteresował. Coś czuła, że przez ten fakt jeszcze bardziej znienawidzi tej rasy. Chciała coś powiedzieć, ale w sumie nie wiedziała co. Zawsze była do wszystkich nastawiona pozytywnie, a do niego jakoś nie potrafiła. Wyczuwała w nim złą, ale nieszkodliwą energię. – Hm...
Powiedziała tylko bezwładnie oczekując jakiś dalszych postanowień, miała nadzieję, że on nie będzie taki głupi i ich nie zaatakuje, bo Hikaru zrobi z niego Dragopasztet, a nie miał ku temu podstawy, bo jednak nie ruszył jej, nie skrzywdził, a naprawdę mógł to zrobić. Na dodatek wioski też stały całe, więc nie miał w zamiarze pozbywać się ludzkości. Kim on tak naprawdę był?
Nie musicie się spieszyć z odpisem- najwcześniej zrobię go we wtorek. Jak Kuro będziesz miał w planach zt to zabierz mnie też i napisz pierwszy w nowym miejscu. A i wybaczcie, że post jest taki wybrakowany i suchy, ale pisałam go szybko i bez emocji- nie chciałam żeby kolejka się przedłużała z mojego powodu.
- Nie chcę walczyć, chcę walczyć tylko z jedną osobą i tylko to jest mi potrzebne... - wyszeptała, nie miała ochoty na żadne pojedynki, a tym bardziej z demonem. Nie zrobił jej krzywdy, więc niech tak pozostanie z dwóch stron. Był na przegranej pozycji, ich dwójka... nagle coś chrupnęło. I nie dało już się ukryć, że z dwójki stała się trójka. Ni stąd ni z owąd pojawił się Hikaru. Jak zwykle ją zaskakiwał, tak po prostu sobie ich znalazł i przyleciał. Na dodatek jak gdyby nigdy nic z przyjemnym wyrazem twarzy zaczął opowiadać o jakimś kijku. Była aż sama ciekawa, czy to co mówił było prawdą, ofiarował go Kurze, ale bacznie obserwowała ten kawałek drewna. Musi go wypróbować, ale to jak Hikaru sobie pójdzie i oni odlecą, chciała sprawdzić jego właściwości, tak strasznie ją to korciło.
- Skoro jest taki rzadki to musiałeś wydać mnóstwo pieniędzy, ciekawe skąd je miałeś. – zauważyła bardzo trafnie nie spuszczając z zasięgu oczu tajemniczego drewna. Ale nie uzyskała odpowiedzi, przynajmniej na ten moment, bo Mistick zaczął jechać demona z góry na dół. W ogóle wolała nie wiedzieć, jak on się teraz czuje. Zaprowadził ją w jakieś ciemne miejsce- prawdopodobnie jego dom, jego święte miejsce? A tu nagle pojawia się najpierw Kuro, który ja ochrania, a następnie Hikaru, który ma na niego totalne zlane i opowiada o magicznym kijku. Co za upokorzenie musiało nastąpić z jego strony, nie jest tak godny, aby mistrz się nawet nim zainteresował. Coś czuła, że przez ten fakt jeszcze bardziej znienawidzi tej rasy. Chciała coś powiedzieć, ale w sumie nie wiedziała co. Zawsze była do wszystkich nastawiona pozytywnie, a do niego jakoś nie potrafiła. Wyczuwała w nim złą, ale nieszkodliwą energię. – Hm...
Powiedziała tylko bezwładnie oczekując jakiś dalszych postanowień, miała nadzieję, że on nie będzie taki głupi i ich nie zaatakuje, bo Hikaru zrobi z niego Dragopasztet, a nie miał ku temu podstawy, bo jednak nie ruszył jej, nie skrzywdził, a naprawdę mógł to zrobić. Na dodatek wioski też stały całe, więc nie miał w zamiarze pozbywać się ludzkości. Kim on tak naprawdę był?
Nie musicie się spieszyć z odpisem- najwcześniej zrobię go we wtorek. Jak Kuro będziesz miał w planach zt to zabierz mnie też i napisz pierwszy w nowym miejscu. A i wybaczcie, że post jest taki wybrakowany i suchy, ale pisałam go szybko i bez emocji- nie chciałam żeby kolejka się przedłużała z mojego powodu.
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Drakonian
Pią Maj 23, 2014 9:01 pm
Po paru chwilach samokontroli, Kuro się odezwał. A to co mówił wcale nie wykraczało poza moje przewidywania. Tyle słyszałem o tych całych groźnych saiyanach, potężni i tak dalej. A teraz co mówią? "Spokojnie nie chcemy sie bić to nie jest rozwiązanie podajmy sobie dłonie i pójdźmy na piknik."
Założyłem rękę na rękę i powiedziałem lekko atakującym tonem:
-Chańbisz nas obydwoje swoją wdzięcznością. Taki z ciebie Saiyan jaki z twojej baby szpieg.
Nie miałem niczego do ukrycia, on powinien o tym doskonale wiedzieć. Spotkałem zwykłą grupę panienek zamiast prawdziwych wojowników. Byłem zawiedziony i zażenowany, jakiś leśniczy w lasu niedaleko wykazywał się bardziej wojowniczym nastawieniem niż ta dwójka.
*CO? JAK? SKĄD?.....JAK!?*
Mówiłem w myślach gdy kompletnie z dupy pojawił się za nami kolejny "wojownik". Taka technika by mi się przydała. jednak ten okazał się mieć najwięcej jajec z tej trójki. Wyglądał jak weteran, a nie jak świeży student ubierający się w drodzę tutaj. Tłumaczył on temu drugiemu o jakimś magicznej broni którą mu przekazuje. Nigdy nie byłem fanem czegoś takiego, wolałem miecze i shurikeny. Ewentualnie jakieś berło, ale nie kij który sprawia że użytkownik wygląda jak dzieciak. Może być nawet z drewna prosto z planety mahoniowych* drzew ziejących ogniem, i tak nie pójdę na takie skróty.
Po chwili staruszek spojrzał i na mnie, co spotkało się z nieco mniej negatywną reakcją. Ma ode mnie tą garstkę szacunku na którą nie zasłużyli tamci dwoje. Gdy skierował swój miecz pod moją szyję, nie miałem nawet czasu drgnąć. Dlatego też odpuściłem jakąkolwiek reakcję, chce się bić? Wątpie bym miał z kimś takim szansę, ale kto wie czy wiek mu dopisuje. Ten jednak dał mi gadkę która wywarła na mnie niespotykaną reakcję. Bowiem wbrew oczekiwaniom, dawno nie zostałem tak skomplementowany.
Gdy weteranik skończył tłumaczyć czym dokładnie jest ten cały kijek, dopowiedziałem kierując do niego słowa:
-Zgadzamy się z twoimi słowami. Niszczcie sobie planety, albo zgrywajcie bohaterów ile tylko chcecie. Ale tak długo jak jesteście na Ziemi, jesteście wrogami. Koniec geografii.
Powiedziałem to bardziej stwierdzająco niż agresywnie, sam już nie wiedzialem czy powinienem małpy szanować za to jakimi są wojownikami, czy nie szanować za to gdzie są. Wiem jedno, pozytywnie się raczej nie skończy. Nawet nie zwróciłem uwagi na to że powiedziałem to w liczbie mnogiej, zaczynam się zachowywać coraz bardziej psychicznie. Ale jestem demonem, ja mam być taki. Nie jestem człowiekiem by podlegać zasadom ustalonym przez pseudo wyższych. Jednocześnie byłem otoczony przez jedną osobą taką jak ja, drugą silniejszą i drugą prawdopodobnie jeszcze gorszą. Moje prawo ewolucji jednak, w całości mi wystarcza by przetrwać.
OOC:
regeneracja 10% HP i KI (obliczenia następnym razem )
Założyłem rękę na rękę i powiedziałem lekko atakującym tonem:
-Chańbisz nas obydwoje swoją wdzięcznością. Taki z ciebie Saiyan jaki z twojej baby szpieg.
Nie miałem niczego do ukrycia, on powinien o tym doskonale wiedzieć. Spotkałem zwykłą grupę panienek zamiast prawdziwych wojowników. Byłem zawiedziony i zażenowany, jakiś leśniczy w lasu niedaleko wykazywał się bardziej wojowniczym nastawieniem niż ta dwójka.
*CO? JAK? SKĄD?.....JAK!?*
Mówiłem w myślach gdy kompletnie z dupy pojawił się za nami kolejny "wojownik". Taka technika by mi się przydała. jednak ten okazał się mieć najwięcej jajec z tej trójki. Wyglądał jak weteran, a nie jak świeży student ubierający się w drodzę tutaj. Tłumaczył on temu drugiemu o jakimś magicznej broni którą mu przekazuje. Nigdy nie byłem fanem czegoś takiego, wolałem miecze i shurikeny. Ewentualnie jakieś berło, ale nie kij który sprawia że użytkownik wygląda jak dzieciak. Może być nawet z drewna prosto z planety mahoniowych* drzew ziejących ogniem, i tak nie pójdę na takie skróty.
Po chwili staruszek spojrzał i na mnie, co spotkało się z nieco mniej negatywną reakcją. Ma ode mnie tą garstkę szacunku na którą nie zasłużyli tamci dwoje. Gdy skierował swój miecz pod moją szyję, nie miałem nawet czasu drgnąć. Dlatego też odpuściłem jakąkolwiek reakcję, chce się bić? Wątpie bym miał z kimś takim szansę, ale kto wie czy wiek mu dopisuje. Ten jednak dał mi gadkę która wywarła na mnie niespotykaną reakcję. Bowiem wbrew oczekiwaniom, dawno nie zostałem tak skomplementowany.
Gdy weteranik skończył tłumaczyć czym dokładnie jest ten cały kijek, dopowiedziałem kierując do niego słowa:
-Zgadzamy się z twoimi słowami. Niszczcie sobie planety, albo zgrywajcie bohaterów ile tylko chcecie. Ale tak długo jak jesteście na Ziemi, jesteście wrogami. Koniec geografii.
Powiedziałem to bardziej stwierdzająco niż agresywnie, sam już nie wiedzialem czy powinienem małpy szanować za to jakimi są wojownikami, czy nie szanować za to gdzie są. Wiem jedno, pozytywnie się raczej nie skończy. Nawet nie zwróciłem uwagi na to że powiedziałem to w liczbie mnogiej, zaczynam się zachowywać coraz bardziej psychicznie. Ale jestem demonem, ja mam być taki. Nie jestem człowiekiem by podlegać zasadom ustalonym przez pseudo wyższych. Jednocześnie byłem otoczony przez jedną osobą taką jak ja, drugą silniejszą i drugą prawdopodobnie jeszcze gorszą. Moje prawo ewolucji jednak, w całości mi wystarcza by przetrwać.
OOC:
regeneracja 10% HP i KI (obliczenia następnym razem )
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Drakonian
Nie Maj 25, 2014 11:29 am
Już teoretycznie miał się zbierać, ale April do niego zagadała. Poza tym cała sytuacja była dość ciekawa i Hikaru właściwie postanowił zostać, aż się rozwiąże.
- April... jak myślisz co ja robiłem przez te wszystkie lata ? Na Ziemi jest coś takiego jak banki... i długoterminowe lokaty... poza tym zawiązałem wiele przysług w kosmosie i dziś rozwiązałem jedną. Dwa lata czekałem aż ten gość zdobędzie kijaszek zamówiony przeze mnie. Dziś końcu się udało. To jednak nie zmienia faktu, że nie mam problemu z pieniędzmi. Akurat w momencie kiedy to mówił powiał wiatr, a kiedy mistic zamilkł na dłuższą chwilę wysłał swoje zmysły w dal skanując całą planetę. Tak dla pewności chciał zobaczyć czy nigdzie nie jest potrzebny. Wyczuwał różne znajome Ki, także te bardzo malutkie, Ki osób, które poznał w czasie swojego długiego życia, to znaczy tych, którzy byli zwykłymi ludźmi i nie walczyli, nie trenowali swoich ciał i tylko żyli sobie spokojnie. W miastach był względny spokój, Ziemia nosiła wiele śladów walk, także tych wcześniejszych, ale cywilizacja ludzi radziła sobie z zapełnianiem takich dziur swoją populacją całkiem nieźle.
Będąc gdzieś pomiędzy Północnymi miastami usłyszał wypowiedź demona. Hikaru postanowił odpowiedzieć co nie co bo nie spodobało mu się to co usłyszał. Telekinezą przywołał kilka czaszek, które zaczęły wokół niego wirować na różnych płaszczyznach. Oczy mu błysnęły błękitem i wydzieliła się z nich delikatna aura w postaci dymu.
- Ja nie zgrywam bohaterów, a Ziemia jest moim domem. To Ty tutaj jesteś istotą nieproszoną, więc uważaj. Bardzo chętnie nauczę Cię, że z buciorami do cudzego domu się nie wchodzi, bo gospodarz może Ci kazać wylizać naniesiony brud. Bardzo nie lubię waszej rasy i bardzo chętnie wyłbym was co do jednego, choć wiem, że to walka z wiatrakami. Tu zrobił pauzę i podszedł bardzo blisko demona, a czaszki wirujące wokół niego zaczęły wirować także wokół Dragota. To ja zniszczyłem Dark Star. Powiedział słodkim szeptem, tak samo słodkim jak mówią zwykle pierdalnięte dziewczyny chcące zabić każdego w swoim anime. Po tym zrobił kilka kroków w tył, do swojego wnuka, a przesuwające się czaszki runęły na ziemię całkiem się krusząc.
occ post treningowy III
- April... jak myślisz co ja robiłem przez te wszystkie lata ? Na Ziemi jest coś takiego jak banki... i długoterminowe lokaty... poza tym zawiązałem wiele przysług w kosmosie i dziś rozwiązałem jedną. Dwa lata czekałem aż ten gość zdobędzie kijaszek zamówiony przeze mnie. Dziś końcu się udało. To jednak nie zmienia faktu, że nie mam problemu z pieniędzmi. Akurat w momencie kiedy to mówił powiał wiatr, a kiedy mistic zamilkł na dłuższą chwilę wysłał swoje zmysły w dal skanując całą planetę. Tak dla pewności chciał zobaczyć czy nigdzie nie jest potrzebny. Wyczuwał różne znajome Ki, także te bardzo malutkie, Ki osób, które poznał w czasie swojego długiego życia, to znaczy tych, którzy byli zwykłymi ludźmi i nie walczyli, nie trenowali swoich ciał i tylko żyli sobie spokojnie. W miastach był względny spokój, Ziemia nosiła wiele śladów walk, także tych wcześniejszych, ale cywilizacja ludzi radziła sobie z zapełnianiem takich dziur swoją populacją całkiem nieźle.
Będąc gdzieś pomiędzy Północnymi miastami usłyszał wypowiedź demona. Hikaru postanowił odpowiedzieć co nie co bo nie spodobało mu się to co usłyszał. Telekinezą przywołał kilka czaszek, które zaczęły wokół niego wirować na różnych płaszczyznach. Oczy mu błysnęły błękitem i wydzieliła się z nich delikatna aura w postaci dymu.
- Ja nie zgrywam bohaterów, a Ziemia jest moim domem. To Ty tutaj jesteś istotą nieproszoną, więc uważaj. Bardzo chętnie nauczę Cię, że z buciorami do cudzego domu się nie wchodzi, bo gospodarz może Ci kazać wylizać naniesiony brud. Bardzo nie lubię waszej rasy i bardzo chętnie wyłbym was co do jednego, choć wiem, że to walka z wiatrakami. Tu zrobił pauzę i podszedł bardzo blisko demona, a czaszki wirujące wokół niego zaczęły wirować także wokół Dragota. To ja zniszczyłem Dark Star. Powiedział słodkim szeptem, tak samo słodkim jak mówią zwykle pierdalnięte dziewczyny chcące zabić każdego w swoim anime. Po tym zrobił kilka kroków w tył, do swojego wnuka, a przesuwające się czaszki runęły na ziemię całkiem się krusząc.
occ post treningowy III
Re: Wioska Drakonian
Pon Maj 26, 2014 8:48 pm
Nagle niewiadomo skąd pojawi się nieopodal Hikaru. Saiyana przebiegł dreszcz po plecach. Jeszcze dobrze tydzień nie minął, jak trenowali. Mistik przygotowywał młodzika powoli na kolejny poziom SSJ, co wiązało się z silnym naciskiem na trening wytrzymałości ciała i umysłu. Trening wytrzymałość opierał się głownie na tym, że w samo południe na Vegecie Kuro musiał się wspinać po skałach i nawet spadając nie mógł używać Ki, a Hikaru w niego strzelał. Trening kończy się, kiedy Kuro da rade dotrzeć na szczyt, lecz jak na razie nie dał, choć tutaj robił postępy. Gorzej było z treningiem wytrzymałości psychicznej. Kuro pozwolił swojemu mentorowi na odnalezienie w jego umyśle rzeczy, które najbardziej chłopaka przerażają, po czym Mistik tworzył wizje różnych scenariuszy i obowiązek chłopak było przezwyciężenie lęków i stawienie im w umyśle czoła. Efekt był niestety taki, ze zarówno i w umyśle na jawie Kuro leżał zwinięty w kłębek i darł się w niebogłosy. Mając w pamięci świeże ślady ostatniego treningu nie ucieszył się na widok krewnego.
Za to otrzymał od Hikaru ciekawy prezent. Ze zdziwieniem odruchowo złapał okrągły przedmiot i obracał w dłoniach. Z uwagą wysłuchał wszystkiego na temat tego dziwnego kija. Nawet nie zwrócił uwagi na groźby jakie half kierował w stroną demona. Fajna rzecz, wytrzymuje potężny atak Ki i w zasadzie może się regenerować. Wypróbował. Przekazał przedmiotowi swoją Ki i ten się rzeczywiście wydłużył. Na twarzy Saiyana odmalowała się radość. Machnął kijem kilka razy na próbę i po chwili energia się rozpadła, a kij powrócił do podstawowej długości. Ta broń to dobra zachęta do tego, aby chłopak nauczył się być stale skoncentrowany. Zresztą ten typ broni pasował do niego, nie była to broń przeznaczona bezpośrednio do zabijania, tak jak miecz więc idealnie wpasowywała się w temperament i styl walki chłopaka. Na prawdę przypadła mu do gustu. W pierwszej chwili przyszło mu do głowy, że będzie mógł i z tym trenować z April, po czym niestety dotarło do niego, że w tej materii dziewczyna przerasta go o kilka lig i on sam nic nowego nie wniesie do jej umiejętności.
Za to po komentarzu April o cenie opadł mu ogon, nie powinien przyjąć tak drogiego artefaktu. Z rozmyślań wywarły go słowa demona. Ten gość za grosz nie ma instynktu samozachowawczego, pcha się w paszcze lwa, a wątku o szpiegu jako April totalnie nie rozumiał. Koleś miał chyba nierówno pod kopułą więc Kuro tylko wzruszył ramionami i odpowiedział.
- Życie za życie to uczciwa wymiana.
W zasadzie miał dodać coś o tym, ze nawet by się nie spocił zabijając go, ale nowy prezent i lepszy nastrój April poprawiły mu humor. Nie spodziewał się, że Hikaru będzie tak o niego dbał, chociaż z drugiej strony Saiyan był namiastką rodziny, której half do tej pory nie miał.
Niemniej dookoła zaczęło robić się poważniej i chyba lepiej byłoby opuścić to miejsce. Kuro z ucieszonym pyszczkiem odezwał się do mistika:
- Dziękuję za prezent, będę o niego dbał. Udało nam się wyrwać na 3 dni na Ziemię i jak już tu jesteś, to chciałem zabrać April i June tam gdzie trenowałem z Reiem. Już pewnie tam lecą.
Z jednej strony chciał w ramach podziękować rzucić się Hikaru na szyje z drugiej trochę obawiał się jego reakcji na wieść o treningu dziewczyn w komnacie.
OOC: Koniec treningu
Do treningu dodam post z trenowaniem z kijem i wtedy trening będzie podlegał ocenie.
Za to otrzymał od Hikaru ciekawy prezent. Ze zdziwieniem odruchowo złapał okrągły przedmiot i obracał w dłoniach. Z uwagą wysłuchał wszystkiego na temat tego dziwnego kija. Nawet nie zwrócił uwagi na groźby jakie half kierował w stroną demona. Fajna rzecz, wytrzymuje potężny atak Ki i w zasadzie może się regenerować. Wypróbował. Przekazał przedmiotowi swoją Ki i ten się rzeczywiście wydłużył. Na twarzy Saiyana odmalowała się radość. Machnął kijem kilka razy na próbę i po chwili energia się rozpadła, a kij powrócił do podstawowej długości. Ta broń to dobra zachęta do tego, aby chłopak nauczył się być stale skoncentrowany. Zresztą ten typ broni pasował do niego, nie była to broń przeznaczona bezpośrednio do zabijania, tak jak miecz więc idealnie wpasowywała się w temperament i styl walki chłopaka. Na prawdę przypadła mu do gustu. W pierwszej chwili przyszło mu do głowy, że będzie mógł i z tym trenować z April, po czym niestety dotarło do niego, że w tej materii dziewczyna przerasta go o kilka lig i on sam nic nowego nie wniesie do jej umiejętności.
Za to po komentarzu April o cenie opadł mu ogon, nie powinien przyjąć tak drogiego artefaktu. Z rozmyślań wywarły go słowa demona. Ten gość za grosz nie ma instynktu samozachowawczego, pcha się w paszcze lwa, a wątku o szpiegu jako April totalnie nie rozumiał. Koleś miał chyba nierówno pod kopułą więc Kuro tylko wzruszył ramionami i odpowiedział.
- Życie za życie to uczciwa wymiana.
W zasadzie miał dodać coś o tym, ze nawet by się nie spocił zabijając go, ale nowy prezent i lepszy nastrój April poprawiły mu humor. Nie spodziewał się, że Hikaru będzie tak o niego dbał, chociaż z drugiej strony Saiyan był namiastką rodziny, której half do tej pory nie miał.
Niemniej dookoła zaczęło robić się poważniej i chyba lepiej byłoby opuścić to miejsce. Kuro z ucieszonym pyszczkiem odezwał się do mistika:
- Dziękuję za prezent, będę o niego dbał. Udało nam się wyrwać na 3 dni na Ziemię i jak już tu jesteś, to chciałem zabrać April i June tam gdzie trenowałem z Reiem. Już pewnie tam lecą.
Z jednej strony chciał w ramach podziękować rzucić się Hikaru na szyje z drugiej trochę obawiał się jego reakcji na wieść o treningu dziewczyn w komnacie.
OOC: Koniec treningu
Do treningu dodam post z trenowaniem z kijem i wtedy trening będzie podlegał ocenie.
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Drakonian
Wto Maj 27, 2014 2:22 pm
Niebezpieczeństwo ze strony Kuro mi raczej nie grozi, ale muszę odpuścić kolejne obrazy bo się przeliczę. A gdy to się stanie to facepalm wszystkich z góry usłyszę aż tutaj. Dlatego też postanowiłem to zignorować, ten i tak ma teraz lepsze zajęcie. Zabawa kijem z mahoniowego drzewa bardzo pasuje do jego nastawienia. Miszczu zaś dał mi bardzo intensywną odpowiedź na moje wcześniejsze słowa. Stwierdził między innymi że to ja jestem tutaj obcym, że zabiłby nas ale to bez sensu i tak dalej. Przez chwilę myślałem że mnie zaatakuje, ale koniec końców nie doczekałem się. Potem podszedł bliżej i Jeśli to co mówi to prawda, to:
-Cholernie słuszna czynność. Pozostali nie mają dla nas żadnej wartości, jeśli zginęli to tylko lepiej.
zrobiłem krótką przerwę po czym dodałem:
-Nie nanosimy tutaj brudu. Tutejszy brud naniósł nas.
Użyłem dość oczywistej przenośni, jeśli ten ktoś wie o mojej rasie tyle ile mówi to powinien to doskonale zrozumieć. Zaraz zaraz...co tamten powiedział pod koniec? Chciałem zabrać April i JUNE gdzie trenowałem z REIEM? To większa mafia niż sądziłem. Każdy jej członek nie spoci się pokonując mnie, czyli krótko mówiąc absolutnie nic się nie zmieniło zza czasów przed awansem. Mogę być z siebie dumny. A nie, przepraszam. Mogę zabić wszystko i wszystkich w zasięgu wzroku jak tylko ci sobie stąd polecą. Zdecydowanie bardziej mi to pasuje. Jednak nie mogę zabić człowieka, obowiązuje mnie przysięga. W South city jednak było bardzo mało ludzi... same świnie i niewierne psy.
Wszystko wskazuje na to że starszyzna zaraz ich przeniesie, więc postawiłem na cierpliwość. Nieco znużony tą sytuacją wróciłem się pare kroków i ponownie usiadłem na tronie, podpierając głowę jedną ręką. Ta trójka zaszła mi tego dnia wyjątkowo za skórę. Obawiam się że wioski o których mówiła April nie nie wytrzymają za długo. Dowiedziałem się jedynie tego że transformacja ma kilka poziomów, co mimo wszystko mogło być warte tej gadaniny. Poznałem też kilku kolejnych wrogów. Mogą to też być osoby które położą mnie następnego razu do piachu gdy nie będę ostrożny. Jeśli ta dwójka to uczniowie pojawiąjącego się znikąd, mógłbym użyć podstępu. Jeśli przyjąłby mnie pod skrzydła, mógłbym nauczyć się tego co wie, by potem to obrócić przeciwko niemu. Nie sądzę jednak by taka osoba dała się na to nabrać, to nie idiota. A przynajmniej takie do tej pory sprawia wrażenie.
Twarz miałem ciągle zakrytą a ze wzroku nie dało się niczego wywnioskować. To co było w środku jednak, było chaosem. Wioska przechodziła to samo, jestem jej częścią. Jej sercem. Byłem ośmieszony, dumny Arcydemon musi uważać na słowa bo dzielna liga niezwykłych dżentelmenów ma na niego oko. Dzisiaj zdecydowanie mnie poniesie.
Z/t do Mroczna Puszcza
-Cholernie słuszna czynność. Pozostali nie mają dla nas żadnej wartości, jeśli zginęli to tylko lepiej.
zrobiłem krótką przerwę po czym dodałem:
-Nie nanosimy tutaj brudu. Tutejszy brud naniósł nas.
Użyłem dość oczywistej przenośni, jeśli ten ktoś wie o mojej rasie tyle ile mówi to powinien to doskonale zrozumieć. Zaraz zaraz...co tamten powiedział pod koniec? Chciałem zabrać April i JUNE gdzie trenowałem z REIEM? To większa mafia niż sądziłem. Każdy jej członek nie spoci się pokonując mnie, czyli krótko mówiąc absolutnie nic się nie zmieniło zza czasów przed awansem. Mogę być z siebie dumny. A nie, przepraszam. Mogę zabić wszystko i wszystkich w zasięgu wzroku jak tylko ci sobie stąd polecą. Zdecydowanie bardziej mi to pasuje. Jednak nie mogę zabić człowieka, obowiązuje mnie przysięga. W South city jednak było bardzo mało ludzi... same świnie i niewierne psy.
Wszystko wskazuje na to że starszyzna zaraz ich przeniesie, więc postawiłem na cierpliwość. Nieco znużony tą sytuacją wróciłem się pare kroków i ponownie usiadłem na tronie, podpierając głowę jedną ręką. Ta trójka zaszła mi tego dnia wyjątkowo za skórę. Obawiam się że wioski o których mówiła April nie nie wytrzymają za długo. Dowiedziałem się jedynie tego że transformacja ma kilka poziomów, co mimo wszystko mogło być warte tej gadaniny. Poznałem też kilku kolejnych wrogów. Mogą to też być osoby które położą mnie następnego razu do piachu gdy nie będę ostrożny. Jeśli ta dwójka to uczniowie pojawiąjącego się znikąd, mógłbym użyć podstępu. Jeśli przyjąłby mnie pod skrzydła, mógłbym nauczyć się tego co wie, by potem to obrócić przeciwko niemu. Nie sądzę jednak by taka osoba dała się na to nabrać, to nie idiota. A przynajmniej takie do tej pory sprawia wrażenie.
Twarz miałem ciągle zakrytą a ze wzroku nie dało się niczego wywnioskować. To co było w środku jednak, było chaosem. Wioska przechodziła to samo, jestem jej częścią. Jej sercem. Byłem ośmieszony, dumny Arcydemon musi uważać na słowa bo dzielna liga niezwykłych dżentelmenów ma na niego oko. Dzisiaj zdecydowanie mnie poniesie.
Z/t do Mroczna Puszcza
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Drakonian
Czw Maj 29, 2014 3:40 pm
-Zbieramy się, rebiata. Powiedział po dłuższej chwili milczenia. Cała ta akcja w domu Dragota zakończyła się bezkrwawo, a Hikaru zapamiętał kolejne miejsce na Ziemi, które być może będzie trzeba obserwować. A dokładnie tego gościa na tronie. Na razie nie jest zagrożeniem dla niego, ale dla mieszkańców cywilnych jak najbardziej.... poza tym jeśli zacznie szaleć szybko zgromadzi moc potrzebną do przemian. Nawet jeśli przemieni się nagle i jego ciało nie wytrzyma to zniszczy wybuchem całe miasto lub jeszcze więcej. Takie coś było bardzo niebezpieczne. To jednak nie zmieniało ich aktualnego położenia. Czas się zbierać bo nic więcej tu już nie zdziałają, a April chciała trenować z June w komnacie Ducha i Czasu. W tamtym miejscu może wydarzyć się wiele rzeczy, zamykanie kogoś z June... ale ona nie jest z tamtą demonicą z czasów jego młodości. To nie Juvete.
Ta już nie istniała.. a raczej istniała, ale będzie rozrywana przez kilka czarnych dziur przez setki lat, choć dla niej będzie to trwało sekundy, w samym centrum galaktyki. Sam mistic ledwo przeżył spotkanie z taką potęgą. Za dużo pertrubacji grawitacyjnych i tak dalej. No nic tam... czas gonił.
- Chwyćcie się mnie. Powiedział odwracając się do demona plecami i przykładając dwa palce do czoła. Jeszcze uśmiechnął się lekko dodając.Dbaj o tej kijek lepiej niż o ten diamentowy nóż. Poczekał jeszcze by słowa dotarły do uszu młodego sayana, po czym cała trójka zniknęła z tej zapiziałej dziury.
OCC Okej no to cała trójka zt do Pałaca pana Zielonego Ludka x3, piszcie tam od razu jak chcecie nie czekajcie na mnie. + Kolejny post treningowy.
Ta już nie istniała.. a raczej istniała, ale będzie rozrywana przez kilka czarnych dziur przez setki lat, choć dla niej będzie to trwało sekundy, w samym centrum galaktyki. Sam mistic ledwo przeżył spotkanie z taką potęgą. Za dużo pertrubacji grawitacyjnych i tak dalej. No nic tam... czas gonił.
- Chwyćcie się mnie. Powiedział odwracając się do demona plecami i przykładając dwa palce do czoła. Jeszcze uśmiechnął się lekko dodając.Dbaj o tej kijek lepiej niż o ten diamentowy nóż. Poczekał jeszcze by słowa dotarły do uszu młodego sayana, po czym cała trójka zniknęła z tej zapiziałej dziury.
OCC Okej no to cała trójka zt do Pałaca pana Zielonego Ludka x3, piszcie tam od razu jak chcecie nie czekajcie na mnie. + Kolejny post treningowy.
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Drakonian
Sro Lip 23, 2014 3:25 pm
-Cholera..... co się stało...
Wydusiłem z siebie bełkot po tym jak odzyskałem przytomność w nieznanym miejscu, po nieznanym czasie. Widzę tylko ciemność, wszystkie zmysły zawiodły. Jedyne co mogę wyczuć to ostry i pulsujący ból porównywalny z przecięciem czaszki na pół. Temperatura wahała się między żarem a mrozem w odstępach sekund. Nie mam sił by wstać z ziemi i jestem jak przybity gwoździami. Materia z której jestem nietrwała się stała jak ładunek jądrowy, mocnymi staraniami utrzymywałem się w całości a wszystko stawało się gorsze i gorsze. Wyczuwałem silny wiatr, stłumione wołania o pomoc. Otworzone oczy widziały zagrożenie dla kruchego życia wpatrując się w monstra których naprawdę tam nie ma. Jakieś latające kształty, przedmioty oraz światła. Mdłości i mnożący się ból. Znajome twarze demonów zakryte cieniami. Nie wiedziałem czy krew która po mnie spływa była prawdą czy fikcją. Miałem nadzieję że to tylko wizja. Nieskończony obłęd, cierpienie i dezorientacja. Witamy cię Dragot, tęskniliśmy za tobą.....
Moje oczy widzą już wszystko. Moje uszy zapewniają mi spokój. Słyszę kogoś obok mnie... To ona. Siedziała na krześle ze zmartwionym zwrokiem podczas gdy ja leżałem ledwo żywy na "łóżku". Próbowałem się domyślić ile czasu tak jestem, ale z niepowodzeniem. Moja głowa niczym arbuz była o krok od pęknięcia na dwie połowy. Wziąłem kilka wdechów, by uspokoić tętno. Ona w tym czasie niepewnie wspała i najdelikatniej jak tylko się da dotknęła mnie dłonią w czoło. Po chwili powoli wyszła z chatki najwyraźniej po coś. Tutaj również ciepło się wachało, przerażało mnie co zobaczyłem wcześniej. A najgorsze że nie wiem czy to się naprawde działo.
Była w trudnej sytuacji, nie wiedziała jak mi pomóc. Ja nie wiedziałem nawet dlaczego jej potrzebuje. Ostatnie co pamiętam to gdy prowadziłem ją do wioski. Co mogło się wtedy stać... Nie jestem jakąś szmatą, jestem arcydemonem. Trzymając się za głowę podniosłem się i wstałem na nogi, pomagając sobie bukujutsu. Jakby ciśnienie chciało rozsadzić mnie od środka na małe kawałeczki. Motałem się po pomieszczeniu niezdolny do skupienia się na żadnej czynności. W końcu trafił mnie szlag.
Wyleciałem z drewnianego domku zbudowanego własną siłą woli i pomknąłem w kierunku kuźni. Kilka minut później miałem już gotowy Drakoniański hełm, w porównywalnej jakości do poprzedniego. Odkąd założyłem go na głowę nie miałem już problemu. Nie widać rany? nie ma jej. Nie będę czekał 5 lat aż mi ją uleczą, nie. Choć czułem się jak posklejany, to nie będę stękał z tego powodu. Saiyan nie będzie stękał jak mu się kuku. Zaraz...ja ich nienawidzę. Powinienem ich zabić! Wymodrować wszystkich, włącznie z tą kłamczuchą! Ich krew będzie mym winem, a ich mięso chlebem. Taaaaaak.......
-Gdzie ona jest?
Wydusiłem z siebie bełkot po tym jak odzyskałem przytomność w nieznanym miejscu, po nieznanym czasie. Widzę tylko ciemność, wszystkie zmysły zawiodły. Jedyne co mogę wyczuć to ostry i pulsujący ból porównywalny z przecięciem czaszki na pół. Temperatura wahała się między żarem a mrozem w odstępach sekund. Nie mam sił by wstać z ziemi i jestem jak przybity gwoździami. Materia z której jestem nietrwała się stała jak ładunek jądrowy, mocnymi staraniami utrzymywałem się w całości a wszystko stawało się gorsze i gorsze. Wyczuwałem silny wiatr, stłumione wołania o pomoc. Otworzone oczy widziały zagrożenie dla kruchego życia wpatrując się w monstra których naprawdę tam nie ma. Jakieś latające kształty, przedmioty oraz światła. Mdłości i mnożący się ból. Znajome twarze demonów zakryte cieniami. Nie wiedziałem czy krew która po mnie spływa była prawdą czy fikcją. Miałem nadzieję że to tylko wizja. Nieskończony obłęd, cierpienie i dezorientacja. Witamy cię Dragot, tęskniliśmy za tobą.....
***
Moje oczy widzą już wszystko. Moje uszy zapewniają mi spokój. Słyszę kogoś obok mnie... To ona. Siedziała na krześle ze zmartwionym zwrokiem podczas gdy ja leżałem ledwo żywy na "łóżku". Próbowałem się domyślić ile czasu tak jestem, ale z niepowodzeniem. Moja głowa niczym arbuz była o krok od pęknięcia na dwie połowy. Wziąłem kilka wdechów, by uspokoić tętno. Ona w tym czasie niepewnie wspała i najdelikatniej jak tylko się da dotknęła mnie dłonią w czoło. Po chwili powoli wyszła z chatki najwyraźniej po coś. Tutaj również ciepło się wachało, przerażało mnie co zobaczyłem wcześniej. A najgorsze że nie wiem czy to się naprawde działo.
Była w trudnej sytuacji, nie wiedziała jak mi pomóc. Ja nie wiedziałem nawet dlaczego jej potrzebuje. Ostatnie co pamiętam to gdy prowadziłem ją do wioski. Co mogło się wtedy stać... Nie jestem jakąś szmatą, jestem arcydemonem. Trzymając się za głowę podniosłem się i wstałem na nogi, pomagając sobie bukujutsu. Jakby ciśnienie chciało rozsadzić mnie od środka na małe kawałeczki. Motałem się po pomieszczeniu niezdolny do skupienia się na żadnej czynności. W końcu trafił mnie szlag.
Wyleciałem z drewnianego domku zbudowanego własną siłą woli i pomknąłem w kierunku kuźni. Kilka minut później miałem już gotowy Drakoniański hełm, w porównywalnej jakości do poprzedniego. Odkąd założyłem go na głowę nie miałem już problemu. Nie widać rany? nie ma jej. Nie będę czekał 5 lat aż mi ją uleczą, nie. Choć czułem się jak posklejany, to nie będę stękał z tego powodu. Saiyan nie będzie stękał jak mu się kuku. Zaraz...ja ich nienawidzę. Powinienem ich zabić! Wymodrować wszystkich, włącznie z tą kłamczuchą! Ich krew będzie mym winem, a ich mięso chlebem. Taaaaaak.......
-Gdzie ona jest?
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Drakonian
Pią Lip 25, 2014 4:41 pm
Budze się w tej samej chatce z której uciekłem, ponownie bez hełmu. Tym razem jednak bez bólu, przynajmniej częściowo. Co za dziwne uczucie, to jakaś choroba? Demon może zachorować? Ponownie utraciłem poczucie czasu...
-Jak się czujesz?
Znowu ona... Ocaliłem ją i jej koleżanke biorąc je za przypadkowe osoby. Potem ona wraca, i mówi że jej Matką jest moja Żona. Drakonianie szybko się rozwijają i mogą mieć formę niezależną od wieku, ale to jedyny Znak który po niej został. Siedziała na krześle prostopadłym do łóżka na którym byłem. Jej oczy tłumaczą wszystko.
-Chyba lepiej, ale wciąż podle.
Odpowiedziałem mówiąc w sposób bardzo zbliżony do ludzkiego. Po chwili zebrałem siły i wstałem z łóżka, po czym wyszedłem z chaty właściwie ignorując jej obecność. Widziałem wszystko jak w jasny dzień, pomimo braku źródeł światła. Ponownie słyszałem wszystko w obrębie puszczy i byłem wrażliwy na uderzenia motylich skrzydeł. Całkowite skupienie, koncentracja KI... jak ja dawno tego nie robiłem. Moja upadająca psychika została po ostatnim wydarzeniu rozbita na kawałki. Zaniedbałem swój trening, rodzinę i siebie samego. Muszę powrócić na tory Arcydemona za wszelką cenę.
Po chwili ponownie do mnie podeszła, choć ja miałem mieszane uczucia. Szukam sposobu by jej unikać, może uciekam w ten sposób? Unikam odpowiedzialności za tak słabą istotę. To ograniczenie którego muszę unikać gdy obieram sobie kogoś za cel, a szczególnie gdy są to osoby równie bezwzględne co ja. Cicho i nieśmiało powiedziała:
-Naomi. Tak się nazywam..
Ja po chwili odpowiedziałem nieco podniesionym tonem:
-Nie trzeba było wracać, byłabyś bezpieczniejsza z ludźmi!
-Sam widziałeś jak bezpieczna byłam zanim przyszedłeś!
Nie dość że moja córka to jeszcze kobieta. I to taka z lepszymi argumentami niż ja. Jasna cholera w co ja się wpakowałem. Po chwili usłyszałem energicznie wypowiedziane rozwiązanie.
-Mam pomysł. WIem o swoim pochodzeniu, ale nigdy nikt mnie nie uczył walczyć. Pokaż mi jak panować nad energią to już mnie tutaj nie spotkasz.
Jakby nie patrzeć to i tak szukałem metody na trening, upiekłbym dwie pieczenie na jednym ogniu. Niech jej będzie, nauczę jej panowania nad KI.
OOC:
Trening start
-Jak się czujesz?
Znowu ona... Ocaliłem ją i jej koleżanke biorąc je za przypadkowe osoby. Potem ona wraca, i mówi że jej Matką jest moja Żona. Drakonianie szybko się rozwijają i mogą mieć formę niezależną od wieku, ale to jedyny Znak który po niej został. Siedziała na krześle prostopadłym do łóżka na którym byłem. Jej oczy tłumaczą wszystko.
-Chyba lepiej, ale wciąż podle.
Odpowiedziałem mówiąc w sposób bardzo zbliżony do ludzkiego. Po chwili zebrałem siły i wstałem z łóżka, po czym wyszedłem z chaty właściwie ignorując jej obecność. Widziałem wszystko jak w jasny dzień, pomimo braku źródeł światła. Ponownie słyszałem wszystko w obrębie puszczy i byłem wrażliwy na uderzenia motylich skrzydeł. Całkowite skupienie, koncentracja KI... jak ja dawno tego nie robiłem. Moja upadająca psychika została po ostatnim wydarzeniu rozbita na kawałki. Zaniedbałem swój trening, rodzinę i siebie samego. Muszę powrócić na tory Arcydemona za wszelką cenę.
Po chwili ponownie do mnie podeszła, choć ja miałem mieszane uczucia. Szukam sposobu by jej unikać, może uciekam w ten sposób? Unikam odpowiedzialności za tak słabą istotę. To ograniczenie którego muszę unikać gdy obieram sobie kogoś za cel, a szczególnie gdy są to osoby równie bezwzględne co ja. Cicho i nieśmiało powiedziała:
-Naomi. Tak się nazywam..
Ja po chwili odpowiedziałem nieco podniesionym tonem:
-Nie trzeba było wracać, byłabyś bezpieczniejsza z ludźmi!
-Sam widziałeś jak bezpieczna byłam zanim przyszedłeś!
Nie dość że moja córka to jeszcze kobieta. I to taka z lepszymi argumentami niż ja. Jasna cholera w co ja się wpakowałem. Po chwili usłyszałem energicznie wypowiedziane rozwiązanie.
-Mam pomysł. WIem o swoim pochodzeniu, ale nigdy nikt mnie nie uczył walczyć. Pokaż mi jak panować nad energią to już mnie tutaj nie spotkasz.
Jakby nie patrzeć to i tak szukałem metody na trening, upiekłbym dwie pieczenie na jednym ogniu. Niech jej będzie, nauczę jej panowania nad KI.
OOC:
Trening start
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Drakonian
Pon Lip 28, 2014 7:26 pm
Gdy wypalałem sobie mózg tworząc tą wioskę od nowa, nie sądziłem że wykorzystam jej pola treningowe do uczenia kogoś tak mi bliskiego. To dla mnie całkiem nowa sytuacja, jej bezpieczeństwo bliskie jest priorytetowi. Czy tak będzie dalej wyglądać życie Arcydemona? Siedzieliśmy na przeciwko siebie na tej samej ziemi na której uczyłem Red i Novę swoich technik. Tą tutaj muszę zacząć uczyć od samego początku. Zacząłem od podstawowych pytań i teorii.
-Wiesz czym jest KI?
-Brawo. Demony mają szczególny talent do panowania nad nią, oraz do wykorzystywania jej do ataku lub obrony. Najprostrzą ofensywą jest tak zwana Kikoha bądź Ki blast.
Po wypowiedzeniu tych słów wyciągnąłęm przed siebie rękę i stworzyłem kulę białej energii. Postarałem się aby zajęło mi to jak najdłużej by zobrazować to dość dokładnie by mogła to powtórzyć. Wykonanie tego było tak banalne że nie wyczułem najmniejszej utraty energii. Wybuch który nastąpił po rzuceniu go w powietrze może i nie był imponujący dla mnie, ale dla kogoś kto nigdy nie używał Ki...
-Wbrew pozorom nie ma w tym nic trudnego. Najważniejsza jest koncentracja i technika. Musisz.. poczekaj!
Zdębiałem, nawet nie skończyłem mówić a ujrzałem Naomi trzymającą w ręku kulę energii która miała z trzy razy tyle energii co mój prototyp. Nie użyłem co prawda nawet procenta energii, ale i tak byłem zaskoczony tym jak krótko zajęło jej pierwsze wykonanie techniki.
Niepotrzebnie nastawiałem się na to jak na człowieka. Tylko teraz pozostaje pytanie czemu była tak zastraszona przez tych frajerów, że mało nie została zgwałcona. Może bała się ich zabić, jeśli tak to trzeba nad tym popracować. I to poważnie.
-Nad lataniem sama pokminisz, nauczę cie Kiaiho. Nie ma lepszej techniki obronnej.
Po chwili wstałem, i po krótkim przygotowaniu wycelowałem zaciśniętą pięść w kierunku płonu oddzielającego jedną strefę treningową od drugiej. Następnie skoncentrowałem 1% swojej KI we wnętrze dłoni, i prędko ją otworzyłem uwalniając tym samym idealnie opanowaną falę energii która rozbiła płot w drzazgi w przeciągu sekundy. Huk był tak głośny że Naomi zapoznała się z jeziorkiem. Bywa.
Nastał czas na jej kolej. Mokra studentka to niebezpieczna studentka, ale może mi córka wybaczy. Jej pierwsza próba nie zakończyła się tak pomyślnie, fala nie była ukierunkowana i znaczna część energii wróciła do nadawcy, co poskutkowało że ponownie zaliczyła glębę. Całe szczęście nie miałem przed sobą osoby która strzela fochy, więc po chwili nastąpiła kolejna próba. Tym razem już bardziej udana, choć nie zadziałałoby to na dobrze zbudowanego człowieka. Potrzeba jej czegoś niezawodnego, nie mam ochoty mordować ludzi tylko dlatego że córka przyjdzie mi do wioski z podbitym okiem. Takie sprawy załatwia się szybciej. Dawno nie zajmowałem się tak podstawowymi rzeczami, zdawało mi się że wszystko opanowałem ale widziałem u niej te same błędy które nieświadomie występowały u mnie. Z mojego zamyślenia odwlekł mnie fakt że kiaiho w końcu się udało. Miało wystarczającą siłę i dokładność. W tym drugim może nawet pobijać moją wersję, mnie nie obchodzą zniszczenia które będą częścią mojej walki. Ale ostatnia rzecz która jej się przyda to przypadkowe ofiary. Muszę o tym pamiętać.
-Jeśli chcesz bezpieczeństwa, to wracaj skąd przyszłaś. Nie możesz tutaj zostać.
Nie oczekuje że to zrozumie. Nie oczekiwałem że zdąży zobaczyć jak znikam za horyzontem. Coś we mnie pękło... muszę kogoś zabić.
OOC:
Z tematu
Koniec Treningu
Regeneracja 20% HP i KI za ostatnie 2 posty
HP: 16025 + 2250 - 18275
KI: 15425 + 2250 = 17675
-Wiesz czym jest KI?
Energia wewnętrzna?-
-Brawo. Demony mają szczególny talent do panowania nad nią, oraz do wykorzystywania jej do ataku lub obrony. Najprostrzą ofensywą jest tak zwana Kikoha bądź Ki blast.
Po wypowiedzeniu tych słów wyciągnąłęm przed siebie rękę i stworzyłem kulę białej energii. Postarałem się aby zajęło mi to jak najdłużej by zobrazować to dość dokładnie by mogła to powtórzyć. Wykonanie tego było tak banalne że nie wyczułem najmniejszej utraty energii. Wybuch który nastąpił po rzuceniu go w powietrze może i nie był imponujący dla mnie, ale dla kogoś kto nigdy nie używał Ki...
-Wbrew pozorom nie ma w tym nic trudnego. Najważniejsza jest koncentracja i technika. Musisz.. poczekaj!
Zdębiałem, nawet nie skończyłem mówić a ujrzałem Naomi trzymającą w ręku kulę energii która miała z trzy razy tyle energii co mój prototyp. Nie użyłem co prawda nawet procenta energii, ale i tak byłem zaskoczony tym jak krótko zajęło jej pierwsze wykonanie techniki.
Co dalej?-
Niepotrzebnie nastawiałem się na to jak na człowieka. Tylko teraz pozostaje pytanie czemu była tak zastraszona przez tych frajerów, że mało nie została zgwałcona. Może bała się ich zabić, jeśli tak to trzeba nad tym popracować. I to poważnie.
-Nad lataniem sama pokminisz, nauczę cie Kiaiho. Nie ma lepszej techniki obronnej.
Po chwili wstałem, i po krótkim przygotowaniu wycelowałem zaciśniętą pięść w kierunku płonu oddzielającego jedną strefę treningową od drugiej. Następnie skoncentrowałem 1% swojej KI we wnętrze dłoni, i prędko ją otworzyłem uwalniając tym samym idealnie opanowaną falę energii która rozbiła płot w drzazgi w przeciągu sekundy. Huk był tak głośny że Naomi zapoznała się z jeziorkiem. Bywa.
Nastał czas na jej kolej. Mokra studentka to niebezpieczna studentka, ale może mi córka wybaczy. Jej pierwsza próba nie zakończyła się tak pomyślnie, fala nie była ukierunkowana i znaczna część energii wróciła do nadawcy, co poskutkowało że ponownie zaliczyła glębę. Całe szczęście nie miałem przed sobą osoby która strzela fochy, więc po chwili nastąpiła kolejna próba. Tym razem już bardziej udana, choć nie zadziałałoby to na dobrze zbudowanego człowieka. Potrzeba jej czegoś niezawodnego, nie mam ochoty mordować ludzi tylko dlatego że córka przyjdzie mi do wioski z podbitym okiem. Takie sprawy załatwia się szybciej. Dawno nie zajmowałem się tak podstawowymi rzeczami, zdawało mi się że wszystko opanowałem ale widziałem u niej te same błędy które nieświadomie występowały u mnie. Z mojego zamyślenia odwlekł mnie fakt że kiaiho w końcu się udało. Miało wystarczającą siłę i dokładność. W tym drugim może nawet pobijać moją wersję, mnie nie obchodzą zniszczenia które będą częścią mojej walki. Ale ostatnia rzecz która jej się przyda to przypadkowe ofiary. Muszę o tym pamiętać.
-Jeśli chcesz bezpieczeństwa, to wracaj skąd przyszłaś. Nie możesz tutaj zostać.
Ale dlacze..-
-Nie mogę ci tego wytłumaczyć. Co by się nie działo, musisz trzymać się ode mnie z daleka rozumiesz? Nie zgadzam się! Nie możesz mnie znowu zostawić samą!-
-...Nie oczekuje że to zrozumie. Nie oczekiwałem że zdąży zobaczyć jak znikam za horyzontem. Coś we mnie pękło... muszę kogoś zabić.
OOC:
Z tematu
Koniec Treningu
Regeneracja 20% HP i KI za ostatnie 2 posty
HP: 16025 + 2250 - 18275
KI: 15425 + 2250 = 17675
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Drakonian
Nie Paź 09, 2016 8:15 pm
Nie mogłem się doczekać aż znów postawię kroki w swoim małym kąciku. To jedno miejsce we wszechświecie w którym choć trochę czułem się jak w domu, nawet jeśli jej mieszkańcy nie mieli dla mnie żadnej wartości, i służyli mi jedynie za paliwo. Gdy wszyscy zostali wybici, przejąłem ich dusze i moc, a niedawno wyciągnąłem z nich jeszcze więcej przerabiając te dusze na czyste pokłady mocy, kończąc ich drugie życie. Jakby nie patrzeć, to było to wyjątkowe traktowanie. Powinni czuć się dumni z tego, co ich śmierć przyniosła. W końcu ujrzałem ciemne korony drzew, ledwo przepuszczające światło. Zanurkowałem z wysokości kilkudziesięciu metrów, i chwilę po tym byłem już w domu. I byłem zmieszany. Z jednej strony dalej było tu pięknie, ale było tu cholernie brudno. I to nie w tym fajnym sensie, wszystko się rozpadło pod moją nieobecność. No i to co wybudowałem jakiś czas temu, już nie koniecznie pasuje do tego co chciałbym z tego miejsca zrobić. Trzeba było tą okolicę lekko zmienić.
-Kiaiho!
Krzyknąłem, posyłając mocny podmuch kinetyczny w obręb całej wioski, sprawiając iż większość budynków się rozpadła, i pozbywając się ziemi, kurzu, liści, i innych niepotrzebnych rzeczy. Następnie wykorzystując lata doświadczenia z telekinezą, przebudowałem te domy na bardziej gotycki design. Skorzystałem z zapasów czarnej farby z podziemi Wioski, do których odblokowałem przejście. Z kwadratowych domków powstały znacznie fajniejsze, z trójkątnymi dachami. Z podziemi wyciągnąłem także nieco materiałów, nie było tego wiele, ale starczyło by zrobić trochę stalowych latarni, i ogółem dodać gotyckiego klimatu. Gdy już to było skończone, wziąłem się za budynki pełniące określoną funkcje. Przebudowałem kuźnię, by wszystkie materiały były pod ręką, dodałem jeden większy budynek z wieloma łóżkami, dla przyszłych służących. Zrobiłem tam też jako taki luksus, na tyle ile mogłem bynajmniej. Następnie przeniosłem ogromną ilość materiałów z podziemi wioski, by przenieść będący tam klub ze striptizem na zewnątrz. Tutaj jednak nie planuję zachowywać kultury typowej dla takich klubów. Gdy już go wypełnię, to będzie zwyczajny burdel, z paroma dodatkami. No i zostało ostatnie, i chyba najważniejsze.
-Jest idealnie.
Powiedziałem, po zmodernizowaniu tronu by był większy, wygodniejszy, i otoczony czaszkami. Nie da się nie zakochać w takim widoku. Jednak trzeba było zrobić jeszcze jedną rzecz. Mój pancerz był w szczątkach, musiałem wykuć sobie nowy. I tak też postanowiłem zrobić. Wykułem sobie coś co powinno wiernie zastąpić mój poprzedni pancerz. Sporo skurzanych elementów zastąpiłem dość elastycznymi, ale twardymi jak diament płytami. To co nosiłem na przedramionach było wcześniej ze skóry, teraz również było z metalu, i posiadało ćwieki. Dodatkowo weszły też naramienniki. Wszystko wyglądało zwyczajnie skuteczniej, a srebrny pentagram na piersi idealnie wszystko podsumowywał. To kim obecnie jestem. Jednak wciąż byłem cały oparzony. Dlatego wróciłem na swój tron, i pogrążyłem się we śnie, który powinien pomóc mi szybciej zasklepić rany. Potem dopiero zajmę się swoimi celami. Najpierw trzeba wrócić w stan pełnej gotowości.
OOC:
Regeneracja 10%
Nowa zbroja Draga - KLIK
-Kiaiho!
Krzyknąłem, posyłając mocny podmuch kinetyczny w obręb całej wioski, sprawiając iż większość budynków się rozpadła, i pozbywając się ziemi, kurzu, liści, i innych niepotrzebnych rzeczy. Następnie wykorzystując lata doświadczenia z telekinezą, przebudowałem te domy na bardziej gotycki design. Skorzystałem z zapasów czarnej farby z podziemi Wioski, do których odblokowałem przejście. Z kwadratowych domków powstały znacznie fajniejsze, z trójkątnymi dachami. Z podziemi wyciągnąłem także nieco materiałów, nie było tego wiele, ale starczyło by zrobić trochę stalowych latarni, i ogółem dodać gotyckiego klimatu. Gdy już to było skończone, wziąłem się za budynki pełniące określoną funkcje. Przebudowałem kuźnię, by wszystkie materiały były pod ręką, dodałem jeden większy budynek z wieloma łóżkami, dla przyszłych służących. Zrobiłem tam też jako taki luksus, na tyle ile mogłem bynajmniej. Następnie przeniosłem ogromną ilość materiałów z podziemi wioski, by przenieść będący tam klub ze striptizem na zewnątrz. Tutaj jednak nie planuję zachowywać kultury typowej dla takich klubów. Gdy już go wypełnię, to będzie zwyczajny burdel, z paroma dodatkami. No i zostało ostatnie, i chyba najważniejsze.
-Jest idealnie.
Powiedziałem, po zmodernizowaniu tronu by był większy, wygodniejszy, i otoczony czaszkami. Nie da się nie zakochać w takim widoku. Jednak trzeba było zrobić jeszcze jedną rzecz. Mój pancerz był w szczątkach, musiałem wykuć sobie nowy. I tak też postanowiłem zrobić. Wykułem sobie coś co powinno wiernie zastąpić mój poprzedni pancerz. Sporo skurzanych elementów zastąpiłem dość elastycznymi, ale twardymi jak diament płytami. To co nosiłem na przedramionach było wcześniej ze skóry, teraz również było z metalu, i posiadało ćwieki. Dodatkowo weszły też naramienniki. Wszystko wyglądało zwyczajnie skuteczniej, a srebrny pentagram na piersi idealnie wszystko podsumowywał. To kim obecnie jestem. Jednak wciąż byłem cały oparzony. Dlatego wróciłem na swój tron, i pogrążyłem się we śnie, który powinien pomóc mi szybciej zasklepić rany. Potem dopiero zajmę się swoimi celami. Najpierw trzeba wrócić w stan pełnej gotowości.
OOC:
Regeneracja 10%
Nowa zbroja Draga - KLIK
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Drakonian
Wto Paź 11, 2016 3:12 pm
Mimo że spałem, to jeden mój zmysł wciąż funkcjonował. Był nim zmysł wyczuwania Ki, dzięki któremu byłem zawsze względnie bezpieczny. A poza tym, dawno mnie tu nie było. A więc skorzystałem z okazji, i przeczesałem Ziemię w poszukiwaniu znajomych energii, a może i kogoś nowego. Kogoś słabego, łatwego do zmanipulowania. Mógłby wykonać za mnie brudną robotę. Takich osób nigdy nie brakuje. Choć demony często wykorzystują w zamian za oszczędzenie komuś życia, ja wolę zaoferować coś w zamian. Większe prawdopodobieństwo wierności. A świadomość że w razie zdrady poniesie śmierć to dodatek. Jednak jak się okazało, póki co będę musiał załatwiać sprawy sam. Przeczesałem Większość Ziemi zmysłem Ki, wyczułem kilka silnych energii, i kilka bardzo słabych. Wszystkie jednak były albo wrogo nastawione, albo ich aura wskazywała że są bardzo zajęci. I była też jedna Ki, która była o krok od wypalenia się, jednak zaczęła ponownie rosnąć. Powoli, ale jednak. Była to oczywiście energia Raziela, który jeszcze długo w pełni nie dojdzie do siebie. Jednak ktoś ewidentnie o niego zadbał, nie mogę wyczuć kto ale zgaduję że Kisa. Nią też będę musiał się zająć. Nie będę musiał nawet wiele robić. Nie potrafi panować nad emocjami, a więc łatwo będzie sprawić, że popełni błąd. Byłem głupcem poświęcając cenną Ki na ratowanie kogoś jej pokroju. Wtedy miałem w sobie jeszcze cokolwiek z człowieka. I między innymi ona zmotywowała mnie, aby się tego pozbyć. Dlatego zrobiłem z moimi dziećmi to, co zrobiłem. Poza tym, wiedziałem że jeśli to nie wywoła transformacji, to nic nie zadziała. To było dla mnie ważniejsze.
Otworzyłem oczy, znając już dokładnie swój cel, i to jak go osiągnąć. Zamierzałem udać się do jednego z ludzkich miast, by nabyć osoby którymi wypełniłbym wioskę. Gdy jest tu pusto, jest tu ładnie, ale i też brudno. A demony to rasa wyższa, która nie powinna zniżać się do takich rzeczy. Dlatego też nabędę z któregoś z miast trochę dziewczyn. Które będą pod groźbą utraty życia, ale też w zamian za cenną biżuterię, służyć mi na tej Ziemi. Niezależnie od tego, czego od nich zażądam. I jako iż jestem istotą inteligentną i myślącą, to skreśliłem z listy od razu South City. To miasto tak pełne brudu, że dziewczynom które bym stamtąd wziął pasowałaby taka robota. Sprawiałoby im to przyjemność, a pod wpływem narkotyków byłoby im wszystko jedno. Nie byłoby w tym żadnej, ale to żadnej zabawy. Dlatego postaram się o załatwienie ich z porządnego miasta, gdzie przyzwyczajone do dobrych warunków, rozpieszczone kobiety-pasożyty cieszą się życiem w najlepsze, a ja rozpocznę na nich skuteczną terapię, która zmieni ich mniemanie o sensie życia. W pierwszej kolejności trzeba w końcu zadbać o swój dom i rodzinę, a jako iż rodzinę pożarłem ze smakiem, muszę znaleźć kogoś na ich miejsce. To będzie dobra odskocznia od ciągłych walk, po co tyle bezmyślnej przemocy, skoro można zrobić coś pożytecznego, i zmienić świat według swojej wizji. Idąc tym tokiem myślenia przeciągnąłem się, i powoli wzniosłem ponad korony drzew, by następnie wystrzelić w kierunku miasta.
OOC:
Z tematu
regeneracja 10%
Otworzyłem oczy, znając już dokładnie swój cel, i to jak go osiągnąć. Zamierzałem udać się do jednego z ludzkich miast, by nabyć osoby którymi wypełniłbym wioskę. Gdy jest tu pusto, jest tu ładnie, ale i też brudno. A demony to rasa wyższa, która nie powinna zniżać się do takich rzeczy. Dlatego też nabędę z któregoś z miast trochę dziewczyn. Które będą pod groźbą utraty życia, ale też w zamian za cenną biżuterię, służyć mi na tej Ziemi. Niezależnie od tego, czego od nich zażądam. I jako iż jestem istotą inteligentną i myślącą, to skreśliłem z listy od razu South City. To miasto tak pełne brudu, że dziewczynom które bym stamtąd wziął pasowałaby taka robota. Sprawiałoby im to przyjemność, a pod wpływem narkotyków byłoby im wszystko jedno. Nie byłoby w tym żadnej, ale to żadnej zabawy. Dlatego postaram się o załatwienie ich z porządnego miasta, gdzie przyzwyczajone do dobrych warunków, rozpieszczone kobiety-pasożyty cieszą się życiem w najlepsze, a ja rozpocznę na nich skuteczną terapię, która zmieni ich mniemanie o sensie życia. W pierwszej kolejności trzeba w końcu zadbać o swój dom i rodzinę, a jako iż rodzinę pożarłem ze smakiem, muszę znaleźć kogoś na ich miejsce. To będzie dobra odskocznia od ciągłych walk, po co tyle bezmyślnej przemocy, skoro można zrobić coś pożytecznego, i zmienić świat według swojej wizji. Idąc tym tokiem myślenia przeciągnąłem się, i powoli wzniosłem ponad korony drzew, by następnie wystrzelić w kierunku miasta.
OOC:
Z tematu
regeneracja 10%
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Drakonian
Czw Paź 13, 2016 7:05 pm
*Z tematu Dom Publiczny Bungo Bungo*
Nie minęła godzina, a ja już wracałem z tym czego chciałem. Właśnie na tym powinno polegać życie demona. Na kreowaniu rzeczywistości według własnych zachcianek, i wizji świata. A moja wizja świata ostatnio uległa zmianie. Kiedyś widziałem w tej planecie jakąkolwiek nadzieję. Widziałem w ludziach zalety, a dawno temu nawet czułem się jednym z nich. Jednak to stare dzieje. Ten świat jest tak pełny korupcji, patologii, okrucieństwa i niesprawiedliwości, że nie ma dla niego nadziei. Trzeba trzymać z tą stroną konfliktu, która wygrywa. A po tym co widziałem, nie mam wątpliwości że pogrążenie się tej planety w chaosie i kataklizmach to kwestia czasu. Ludzie w końcu się wzajemnie powyrzynają, gdy będzie chodzić o pieniądze. A więc ja biorę sobie za punkt honoru sprawienie by ten chaos wyglądał jak najpiękniej. Wtedy to właśnie ci zrodzeni z chaosu i grzechu, będą na szczycie łańcucha pokarmowego.
Ponownie wylądowałem na jasnoszarej ziemi Wioski. Zanim jednak przeszedłem do ważnej czynności jaką jest wprowadzenie nowo poznanych dziewcząt w to w jakiej sytuacji się znalazły, wziąłem ze skrzynki coś czego nie miałem okazji jeszcze użyć. A było to cygaro, jedno z wielu jakie zostały w skrzynkach w wiosce. Skoro pozostali Drakonianie takie palili, to powinny mnie również posmakować. Drakonianie o których mowa, w końcu też mi smakowali. Tak więc usiadłem na swoim tronie, zmieniając postać na swoją demoniczną, i zapaliłem. I było nawet dobre. Po paru minutach relaksu jednak trzeba było w końcu wziąć się w garść, więc je wyrzuciłem, i wyplułem wszystkie dziesięć dziewcząt przed tron. Ich reakcje były dokładnie takie, jakich oczekiwałem. Dezorientacja, strach, i panika biły z ich twarzy. Rozglądały się po otoczeniu bezskutecznie próbując chociaż dowiedzieć się gdzie się znajdują. Jednak dezorientacja nie wyklucza pracy.
-Zajmijcie się wypełnianiem swoich nowych obowiązków jako moje służące. Wy trzy zajmijcie się uszyciem nowych strojów dla każdej z was. Wolę bardziej gotyckie klimaty. Wszystko macie w kuźni. Wasza trójka niech zacznie przygotowywać posiłki, bo nie chciałbym byście tu pozdychały z głodu. Zaś pozostała czwórka niech urządzi ładnie budynek mieszkalny, w którym nocować będziecie przez najbliższe miesiące. Skoro nie ma żadnych pytań, to zabierajcie się do pracy, moje służące.
Powiedziałem głosem zwykłego tyrana. Wszystkie potrzebne informacje miały. Nie są na tyle głupie by zapuszczać się w niebezpieczną puszczę. Mam bynajmniej taką nadzieję. Skoro tą formalność miałem z głowy, mogłem zająć się innymi celami. Czułem dwie znajome, i silne energie. Wypadałoby ich odwiedzić. Nie po to by robić z siebie klauna. Tylko by wyciągnąć z tego korzyści. Dlatego nie marnując czasu ponownie wzniosłem się ponad korony drzew, tym razem kierując się w stronę skalnego lasu.
OOC:
zt do skalny las
regeneracja 10%
Nie minęła godzina, a ja już wracałem z tym czego chciałem. Właśnie na tym powinno polegać życie demona. Na kreowaniu rzeczywistości według własnych zachcianek, i wizji świata. A moja wizja świata ostatnio uległa zmianie. Kiedyś widziałem w tej planecie jakąkolwiek nadzieję. Widziałem w ludziach zalety, a dawno temu nawet czułem się jednym z nich. Jednak to stare dzieje. Ten świat jest tak pełny korupcji, patologii, okrucieństwa i niesprawiedliwości, że nie ma dla niego nadziei. Trzeba trzymać z tą stroną konfliktu, która wygrywa. A po tym co widziałem, nie mam wątpliwości że pogrążenie się tej planety w chaosie i kataklizmach to kwestia czasu. Ludzie w końcu się wzajemnie powyrzynają, gdy będzie chodzić o pieniądze. A więc ja biorę sobie za punkt honoru sprawienie by ten chaos wyglądał jak najpiękniej. Wtedy to właśnie ci zrodzeni z chaosu i grzechu, będą na szczycie łańcucha pokarmowego.
Ponownie wylądowałem na jasnoszarej ziemi Wioski. Zanim jednak przeszedłem do ważnej czynności jaką jest wprowadzenie nowo poznanych dziewcząt w to w jakiej sytuacji się znalazły, wziąłem ze skrzynki coś czego nie miałem okazji jeszcze użyć. A było to cygaro, jedno z wielu jakie zostały w skrzynkach w wiosce. Skoro pozostali Drakonianie takie palili, to powinny mnie również posmakować. Drakonianie o których mowa, w końcu też mi smakowali. Tak więc usiadłem na swoim tronie, zmieniając postać na swoją demoniczną, i zapaliłem. I było nawet dobre. Po paru minutach relaksu jednak trzeba było w końcu wziąć się w garść, więc je wyrzuciłem, i wyplułem wszystkie dziesięć dziewcząt przed tron. Ich reakcje były dokładnie takie, jakich oczekiwałem. Dezorientacja, strach, i panika biły z ich twarzy. Rozglądały się po otoczeniu bezskutecznie próbując chociaż dowiedzieć się gdzie się znajdują. Jednak dezorientacja nie wyklucza pracy.
-Zajmijcie się wypełnianiem swoich nowych obowiązków jako moje służące. Wy trzy zajmijcie się uszyciem nowych strojów dla każdej z was. Wolę bardziej gotyckie klimaty. Wszystko macie w kuźni. Wasza trójka niech zacznie przygotowywać posiłki, bo nie chciałbym byście tu pozdychały z głodu. Zaś pozostała czwórka niech urządzi ładnie budynek mieszkalny, w którym nocować będziecie przez najbliższe miesiące. Skoro nie ma żadnych pytań, to zabierajcie się do pracy, moje służące.
Powiedziałem głosem zwykłego tyrana. Wszystkie potrzebne informacje miały. Nie są na tyle głupie by zapuszczać się w niebezpieczną puszczę. Mam bynajmniej taką nadzieję. Skoro tą formalność miałem z głowy, mogłem zająć się innymi celami. Czułem dwie znajome, i silne energie. Wypadałoby ich odwiedzić. Nie po to by robić z siebie klauna. Tylko by wyciągnąć z tego korzyści. Dlatego nie marnując czasu ponownie wzniosłem się ponad korony drzew, tym razem kierując się w stronę skalnego lasu.
OOC:
zt do skalny las
regeneracja 10%
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach