Korytarze
+4
Burzum
Kanade
Hikaru
NPC
8 posters
Strona 2 z 2 • 1, 2
Korytarze
Czw Sie 23, 2012 9:46 pm
First topic message reminder :
Udekorowane ściany portretami i płaskorzeźbami. Podłoga z najwyższej klasy materiału. Żyrandole olśniewające swoim pięknem...
Tak mniej więcej wyglądało wnętrze pałacu. Korytarze tworzyły niemalże labirynt swoją zawiłością ale przynajmniej ich dekoracje były miłe dla oka.
Udekorowane ściany portretami i płaskorzeźbami. Podłoga z najwyższej klasy materiału. Żyrandole olśniewające swoim pięknem...
Tak mniej więcej wyglądało wnętrze pałacu. Korytarze tworzyły niemalże labirynt swoją zawiłością ale przynajmniej ich dekoracje były miłe dla oka.
Re: Korytarze
Sro Maj 04, 2016 9:54 pm
Pałac był doskonale chroniony. Zidarock wiedział, że jeśli ma coś zmienić na Vegecie, to najpierw musi zapewnić bezpieczeństwo sobie i swojej rodzinie. Raziela nie było na planecie, zaś on jego żona większość czasu spędzali w pałacu. Jednakże zreformował gwardię i wstawił do niej swoich ludzi. Tych, którym ufał, zaś główne dowodzenie przejęła dziewczyna, którą Kuro chciał w czasie rebelii przelecieć. Teraz zaś to ona mogła przelecieć jego. No, ale wróćmy do bieżącej sytuacji. Aryenne Zahne patrzyła się ciepły wzrokiem na dwójkę Saiyan. Może i była twardą Kiui i wojowniczką, lecz była też kobietą i posiadała wyższe uczucia. Po za tym chciała pokazać, że ludzie mogą do niej przyjść i się nie bać. Chciała pomóc zmienić ten świat. Kiedy Kuro padł na kolano i zaczął wykonywać gesty powitalne ta tylko westchnęła cicho. Kojarzyła tego chłopca, gdyż dowiedziała się od męża kto pomógł zniszczyć Zella. Teraz jednak musieli grać, gdyż tego wymagała etykieta. Jej wzrok kilka razy uciekł w stronę córki. Bolało ją to, że Vivian nie chce z nią porozmawiać. Rozumiała ją, jednak w dalszym ciągu było jej przykro. To był jednak jej krzyż, który musiała nieść sama.
Niestety pierwsze niezłe wrażenie zostało popsute, kiedy Kuro zaczął zachowywać się jakby oszalał. Jeden z żołnierzy nawet to zasugerował, lecz królowa nakazała mu milczeć. W końcu chłopak wrócił na Vegetę.
- Wstań. Nie jesteś robakiem, żeby mówić do mnie z ziemi. Rozmawiajmy jak cywilizowani. – rzekła królowa spokojnym tonem, a następnie spojrzała w oczy chłopaka. Przemowa jej córki, również do niej trafiła. Ton jakim mówiła był bolesny, ale rozumiała też, że Vivian ciężko było się zmusić, żeby ją o coś poprosić. Lecz robiła to dla przyjaciela.
- Nie będzie takiej konieczność Natto Deryth. Myślę, że twój przyjaciel wie jak dostać się na inną planetę. Udzielam ci pozwolenia i życzę byś odnalazł tą dziewczynę. Mam nadzieję, że kiedyś mi ją przedstawisz. – powiedziała Aryenne Zahne i uśmiechnęła się do chłopaka. Następnie kiwnęła na strażnika.
- Kronk. Przekażcie, że ten młody człowiek ma zezwolenie na wylot z planety. Wystarczy, że poda swoje imię. To tyle. – powiedziała Królowa.
- Możesz lecieć. Powodzenia. – rzekła i jakby chwilę się wąchając dodała. – Panno Deryth. Chciałabym z tobą porozmawiać.
OOC:
Kuro masz zezwolenie na wylot. Daj tu posta i leć z fabułą. Vivian. Królowa prosi o rozmowę.
Niestety pierwsze niezłe wrażenie zostało popsute, kiedy Kuro zaczął zachowywać się jakby oszalał. Jeden z żołnierzy nawet to zasugerował, lecz królowa nakazała mu milczeć. W końcu chłopak wrócił na Vegetę.
- Wstań. Nie jesteś robakiem, żeby mówić do mnie z ziemi. Rozmawiajmy jak cywilizowani. – rzekła królowa spokojnym tonem, a następnie spojrzała w oczy chłopaka. Przemowa jej córki, również do niej trafiła. Ton jakim mówiła był bolesny, ale rozumiała też, że Vivian ciężko było się zmusić, żeby ją o coś poprosić. Lecz robiła to dla przyjaciela.
- Nie będzie takiej konieczność Natto Deryth. Myślę, że twój przyjaciel wie jak dostać się na inną planetę. Udzielam ci pozwolenia i życzę byś odnalazł tą dziewczynę. Mam nadzieję, że kiedyś mi ją przedstawisz. – powiedziała Aryenne Zahne i uśmiechnęła się do chłopaka. Następnie kiwnęła na strażnika.
- Kronk. Przekażcie, że ten młody człowiek ma zezwolenie na wylot z planety. Wystarczy, że poda swoje imię. To tyle. – powiedziała Królowa.
- Możesz lecieć. Powodzenia. – rzekła i jakby chwilę się wąchając dodała. – Panno Deryth. Chciałabym z tobą porozmawiać.
OOC:
Kuro masz zezwolenie na wylot. Daj tu posta i leć z fabułą. Vivian. Królowa prosi o rozmowę.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Korytarze
Pią Maj 06, 2016 11:14 pm
Udało się... Vivian mogła odetchnąć w duchu, gdy Aryenne przemówiła. Może było to tylko ulotne wrażenie, ale czuła, że Królowa jest im przychylna. Tak jak swój syn, potrafiła zachować stoicki, niezmącony niczym wyraz twarzy, nie zdradzając się z tym co czuje i myśli. Poza tym, iż była czystej krwi Saiyanką miała w sobie nieco łagodności... Więcej niż statystyczna mieszkanka Vegety, służąca długie lata w armii oczywiście. Drobna przeszkoda w postaci przemówienia Kuro raczej nie przeszkodziła w odbiorze całej jego postaci, choć zadziałał na nerwy strażnikom. Dziewczyna zmrużyła oczy gotowa zareagować, ale mogli spokojnie wysłuchać do końca Aryenne. Królowa zezwoliła na jego wylot z Vegety i znając chłopaka, zaraz poleci czym prędzej na Ziemie ratując April... Na pewno.
- Dziękuję Wasza Wysokość. - skłoniła przed nią głowę, czując jak Saiyan już się podrywa. - Proszę o wybaczenie, ale zajmę mojemu przyjacielowi jeszcze pięć minut. Wstrzymaj się Kuro.
Nim chłopak zdołał zareagować, Vivian złapała go obiema rękami pod ramię, kierując ich w tył, a następnie wciągnęła w najbliższy korytarz. W tej chwili czarnowłosy był w gorącej wodzie kąpany, dobrze pamiętała jak zachowywał się na placu przed Akademią. Rozsadzała go energia i miał klapki na powiekach... Przynajmniej znaleźli się względnie z dala od oczu i uszu Królowej oraz strażników, by halfka mogła spróbować... Coś mu powiedzieć, przekazać. Oczywiście, że kamery mogły co nieco zarejestrować, ale pewne rzeczy nie mogą czekać. Zwłaszcza, że Saiyan zaraz wyleci z Pałacu z szybkością ponaddźwiękową po ukochaną... To będzie trudne... Vivian uniosła palec w górę, upewniając się, że Kuro na nią patrzy i jest dostatecznie skupiony. Wyglądała na spokojną, choć w brązowych tęczówkach lśniła powaga pomieszana z troską. Może i do tej pory zawsze zgrywała twardą i szorstką, ale ostatnio za wiele uczuć grało w jej duszy by mogła dalej skrywać je za swoją skorupą.
- Jeszcze muszę tu zostać, po kota musisz udać się sam. Okno w mojej kwaterze jest uchylone, na pewno rozpoznasz jego energię - bałaganu nie mam, więc śmiało możesz zajrzeć. Lecz nie o tym chciałam mówić... - opuściła wzrok, wahając się subtelnie, po czym westchnęła i spojrzała w czarne oczy Kuro. - ... Posłuchaj, proszę. Z tym co teraz powiem, możesz się kompletnie nie zgadzać i nie mam zamiaru przekonywać Cię na siłę. Mogę się mylić, ale chcę Ci to powiedzieć. Wiem jak bardzo kochasz April i ile ona dla Ciebie znaczy, tak wiem, że ona również kocha Ciebie. Rzucasz wszystko i lecisz ją ratować... Po raz kolejny. - głos Vivian zabarwił się chłodną nutą, mówiła powoli, spokojnie. - Masz bardzo dobre i czasem za miękkie serce Kuro, dlatego proszę Cię - uważaj. Mogę być tylko obserwatorem i nie wiedzieć wszystkiego, ale tyle ile widziałam starczy mi by powiedzieć, że zachowujesz się, jakbyś oślepł z miłości. Ratowałeś April mnóstwo razy, wyrzekłeś się dla niej wiele, bierzesz na siebie jej winę, mówiąc, że to co zrobiła było przez Ciebie... Mogę się tylko domyślać jak trudno było Ci podczas rebelii, gdy wszyscy praktycznie zrzucili na Twoje barki zadanie pokonania Zell'a. Albo wyobrażać sobie jak się bałeś o April, gdy nie czekając na Ciebie wstąpiła do Akademii, dając się zaszczepić serum. Albo jak martwiłeś się za każdym razem gdy wpadała w kłopoty... W większości, ze swojej winy. - przez głowę przebiegła jej myśl, że chłopak uderzy ją za te wszystkie słowa, ale nie zamierzała przerywać, cały czas podtrzymując kontakt wzrokowy. - Nie twierdzę, że jest złą osobą, ale chcąc pomóc innym, zapomniała o Tobie, jej najbliższym. Potrzebowałeś jej, potrzebowałeś jej w krytycznych i ważnych chwilach, bo choć jesteśmy silni, każdy potrzebuje wsparcia ukochanej osoby... Tak, wiem, dziwne, że to ja to mówię, ale tak uważam też... April skupiała się na czym innym, dając się wykorzystać i po raz kolejny musiałeś ją ratować... Wiem, że zrobisz dla niej wszystko i ona też to wie... Zabrzmi to może, jak przechwałka, to samo zrobiłby dla mnie Chepri. Co nie znaczy, że zamierzam rzucać się na niebezpieczeństwo ani dać wplątać się walkę, której mogłaby uniknąć. Ktoś się o mnie martwi, nie dam się bezsensownie poranić. Ktoś przybędzie mi z pomocą gdy będę tego potrzebować... To nie jest rzecz, którą zamierzam nadmiernie wykorzystywać, ot, bo chcę grać bohaterkę i obalić króla. Z mojego punktu widzenia, April, kocha Cię, ale nie jest za bardzo przewidująca. Proszę, nie zrozum mnie źle. Pakuje się w różne sytuacje, które grożą jej i Twojemu życiu, a potem to ona zawsze była pokrzywdzona, sama, opuszczona przez Ciebie, choć leciałeś za nią na oślep, za każdym razem ratując. Nie zaprzeczysz, prawda? I to zawsze Ty zarzucasz sobie, że nie zrobiłeś wszystkiego, że nie byłeś dostatecznie silny albo nie dałeś rady, że musiałeś ją zostawić. Nikt nie jest idealny. Po tym co się stało, miałeś prawo mieć chwilę słabości. - choć bardzo, ale to bardzo nie chciała tego po sobie pokazać, w tym co mówiła dało wyczuć się smutek. - Niemniej, gdy już się spotkacie, zapytaj czy tęskniła. Zapytaj, czy szukała powrotu do Ciebie na Vegetę, czy Cię kocha, czy chciała wyjaśnić co zaszło, dowiedzieć się po co to wszystko. Czy dalej Ci ufa. Czy brak pamięci i rozłąka przekreśliło od razu wszystko to, co razem stworzyliście, jakby te wszystkie lata razem nic nie znaczyły. Z tego co mi mówiłeś i z tego co sama widziałam... Kim ja jestem by Ci to mówić, prawda? Ale wiem tyle, że w miłości nie chodzi tylko o to, by jedna osoba brała na siebie wszystkie wyrzeczenia i słuchała tylko wyrzutów. Nie przeczę, April na pewno wiele rzeczy dla Ciebie zrobiła Kuro... Ale w ostatecznym rozrachunku, wychodzi na to, że Ty robiłeś wszystko. Choć Cię kocha, to ciągle Cię o coś oskarża, a Ty bezkrytycznie przyjmujesz wszystko to, co Ci powie. Dajesz sobą pomiatać.
Vivian westchnęła i zamknęła oczy, schylając głowę. Przemowa wyczerpała ją, nie było łatwo wyrzucić z siebie tyle słów, zwłaszcza, że Saiyan może nie przyjąć ich dobrze. Kto wie, może i się myliła. Może potem będzie go i April za nie przepraszała i nie zawaha się tego zrobić, ale teraz... Teraz rzeczywistość pokazywała jej sprawy w zupełnie innym świetle niż niektórzy mogli sądzić, patrząc na tę dwójkę. Pamiętała dobrze jak w domu Kuro, w jego wiosce para żyła spokojnie, pracując i pomagając mieszkańcom. Pomimo trudności z uśmiechem, kochając się... Czy to wszystko co się stało, łącznie z rebelią i sprawą brata April miało ot tak, zmieść pod dywan całe ich uczucie? Bo na to wyglądało.
- Możesz mnie teraz uderzyć, jeśli Twoim zdaniem ją albo Ciebie obraziłam. Proszę bardzo, wal śmiało, lecz proszę, pamiętaj o jednym. Nie życzę wam źle, Kuro. Mam szczerą nadzieję, że wam się ułoży i będziecie razem szczęśliwi, wychowując dziecko, na Ziemi, Vegecie, byleby było wam dobrze. - uśmiechnęła się smutno. - W miłości chodzi o was. W miłości chodzi zawsze o parę, o dwie osoby, nie tylko o jedną, spychając drugą w cień. Walcz o was, nie o nią. A gdy będziesz walczyć o was, proszę, nie daj wepchnąć się w cień i nie zapominaj również walczyć o siebie.
Kuro był zaledwie o kilka centymetrów od niej wyższy i o parę lat starszy... A los zaplanował mu dużo, jeśli patrzeć na wszystko co go spotkało, oczywiście o czym Vivian wiedziała. Martwiła się. Cholera, martwiła się, a przecież całe życie udawała twardą i nic-mnie-to-nie-obchodzi halfkę. Mogła go urazić, mogła mu wytknąć kilka niemiłych rzeczy, ale Kuro był za dobry by mieć tyle kłopotów w życiu. Dlaczego los rzuca kłody pod nogi dobrym, bezkonfliktowym osobom, podczas gdy tacy jak Zell siedzą sobie na tronie beztrosko całe dekady?
Westchnęła cicho, zrobiła krok do przodu i objęła Kuro za szyję.
- Przepraszam za tę górnolotną przemowę. To były ostre słowa, wiem, ale boję się, że znów spotka Cię coś podobnego. Jesteś za dobry i zapominasz o sobie Kuro, nie zasługujesz na to. - odsunęła się, patrząc na niego z lekkim uśmiechem, w którym kryła się mieszanka smutku, zmartwienia i ciepła. - Leć już i proszę, uważaj na siebie. Powodzenia.
Już bez zbędnych słów Vivian odwróciła się i ruszyła korytarzem w stronę drzwi do sali Tronowej. Nie obejrzała się by spojrzeć na Kuro, który pewnie i tak śpieszył się by wylecieć z czerwonej planety... Aryenne cierpliwie stała i oczekiwała na niesforną Natto. Czy słyszała jej cichą przemowę czy nie, halfka nie wiedziała i nie chciała się nad tym zastanawiać. Skłoniła się tylko jeszcze raz przed Królową, w przepraszającym geście. Teraz będzie musiała wytrwać rozmowę ze swoją matką, co wcale nie wydawało się gorsze od pouczania Kuro sprzed chwili... Acz to zależy od tego, co planuje czarnowłosa Saiyanka.
- Przepraszam za zwłokę Wasza Wysokość. Już jestem do Waszej dyspozycji.
OOC
[zt]
- Dziękuję Wasza Wysokość. - skłoniła przed nią głowę, czując jak Saiyan już się podrywa. - Proszę o wybaczenie, ale zajmę mojemu przyjacielowi jeszcze pięć minut. Wstrzymaj się Kuro.
Nim chłopak zdołał zareagować, Vivian złapała go obiema rękami pod ramię, kierując ich w tył, a następnie wciągnęła w najbliższy korytarz. W tej chwili czarnowłosy był w gorącej wodzie kąpany, dobrze pamiętała jak zachowywał się na placu przed Akademią. Rozsadzała go energia i miał klapki na powiekach... Przynajmniej znaleźli się względnie z dala od oczu i uszu Królowej oraz strażników, by halfka mogła spróbować... Coś mu powiedzieć, przekazać. Oczywiście, że kamery mogły co nieco zarejestrować, ale pewne rzeczy nie mogą czekać. Zwłaszcza, że Saiyan zaraz wyleci z Pałacu z szybkością ponaddźwiękową po ukochaną... To będzie trudne... Vivian uniosła palec w górę, upewniając się, że Kuro na nią patrzy i jest dostatecznie skupiony. Wyglądała na spokojną, choć w brązowych tęczówkach lśniła powaga pomieszana z troską. Może i do tej pory zawsze zgrywała twardą i szorstką, ale ostatnio za wiele uczuć grało w jej duszy by mogła dalej skrywać je za swoją skorupą.
- Jeszcze muszę tu zostać, po kota musisz udać się sam. Okno w mojej kwaterze jest uchylone, na pewno rozpoznasz jego energię - bałaganu nie mam, więc śmiało możesz zajrzeć. Lecz nie o tym chciałam mówić... - opuściła wzrok, wahając się subtelnie, po czym westchnęła i spojrzała w czarne oczy Kuro. - ... Posłuchaj, proszę. Z tym co teraz powiem, możesz się kompletnie nie zgadzać i nie mam zamiaru przekonywać Cię na siłę. Mogę się mylić, ale chcę Ci to powiedzieć. Wiem jak bardzo kochasz April i ile ona dla Ciebie znaczy, tak wiem, że ona również kocha Ciebie. Rzucasz wszystko i lecisz ją ratować... Po raz kolejny. - głos Vivian zabarwił się chłodną nutą, mówiła powoli, spokojnie. - Masz bardzo dobre i czasem za miękkie serce Kuro, dlatego proszę Cię - uważaj. Mogę być tylko obserwatorem i nie wiedzieć wszystkiego, ale tyle ile widziałam starczy mi by powiedzieć, że zachowujesz się, jakbyś oślepł z miłości. Ratowałeś April mnóstwo razy, wyrzekłeś się dla niej wiele, bierzesz na siebie jej winę, mówiąc, że to co zrobiła było przez Ciebie... Mogę się tylko domyślać jak trudno było Ci podczas rebelii, gdy wszyscy praktycznie zrzucili na Twoje barki zadanie pokonania Zell'a. Albo wyobrażać sobie jak się bałeś o April, gdy nie czekając na Ciebie wstąpiła do Akademii, dając się zaszczepić serum. Albo jak martwiłeś się za każdym razem gdy wpadała w kłopoty... W większości, ze swojej winy. - przez głowę przebiegła jej myśl, że chłopak uderzy ją za te wszystkie słowa, ale nie zamierzała przerywać, cały czas podtrzymując kontakt wzrokowy. - Nie twierdzę, że jest złą osobą, ale chcąc pomóc innym, zapomniała o Tobie, jej najbliższym. Potrzebowałeś jej, potrzebowałeś jej w krytycznych i ważnych chwilach, bo choć jesteśmy silni, każdy potrzebuje wsparcia ukochanej osoby... Tak, wiem, dziwne, że to ja to mówię, ale tak uważam też... April skupiała się na czym innym, dając się wykorzystać i po raz kolejny musiałeś ją ratować... Wiem, że zrobisz dla niej wszystko i ona też to wie... Zabrzmi to może, jak przechwałka, to samo zrobiłby dla mnie Chepri. Co nie znaczy, że zamierzam rzucać się na niebezpieczeństwo ani dać wplątać się walkę, której mogłaby uniknąć. Ktoś się o mnie martwi, nie dam się bezsensownie poranić. Ktoś przybędzie mi z pomocą gdy będę tego potrzebować... To nie jest rzecz, którą zamierzam nadmiernie wykorzystywać, ot, bo chcę grać bohaterkę i obalić króla. Z mojego punktu widzenia, April, kocha Cię, ale nie jest za bardzo przewidująca. Proszę, nie zrozum mnie źle. Pakuje się w różne sytuacje, które grożą jej i Twojemu życiu, a potem to ona zawsze była pokrzywdzona, sama, opuszczona przez Ciebie, choć leciałeś za nią na oślep, za każdym razem ratując. Nie zaprzeczysz, prawda? I to zawsze Ty zarzucasz sobie, że nie zrobiłeś wszystkiego, że nie byłeś dostatecznie silny albo nie dałeś rady, że musiałeś ją zostawić. Nikt nie jest idealny. Po tym co się stało, miałeś prawo mieć chwilę słabości. - choć bardzo, ale to bardzo nie chciała tego po sobie pokazać, w tym co mówiła dało wyczuć się smutek. - Niemniej, gdy już się spotkacie, zapytaj czy tęskniła. Zapytaj, czy szukała powrotu do Ciebie na Vegetę, czy Cię kocha, czy chciała wyjaśnić co zaszło, dowiedzieć się po co to wszystko. Czy dalej Ci ufa. Czy brak pamięci i rozłąka przekreśliło od razu wszystko to, co razem stworzyliście, jakby te wszystkie lata razem nic nie znaczyły. Z tego co mi mówiłeś i z tego co sama widziałam... Kim ja jestem by Ci to mówić, prawda? Ale wiem tyle, że w miłości nie chodzi tylko o to, by jedna osoba brała na siebie wszystkie wyrzeczenia i słuchała tylko wyrzutów. Nie przeczę, April na pewno wiele rzeczy dla Ciebie zrobiła Kuro... Ale w ostatecznym rozrachunku, wychodzi na to, że Ty robiłeś wszystko. Choć Cię kocha, to ciągle Cię o coś oskarża, a Ty bezkrytycznie przyjmujesz wszystko to, co Ci powie. Dajesz sobą pomiatać.
Vivian westchnęła i zamknęła oczy, schylając głowę. Przemowa wyczerpała ją, nie było łatwo wyrzucić z siebie tyle słów, zwłaszcza, że Saiyan może nie przyjąć ich dobrze. Kto wie, może i się myliła. Może potem będzie go i April za nie przepraszała i nie zawaha się tego zrobić, ale teraz... Teraz rzeczywistość pokazywała jej sprawy w zupełnie innym świetle niż niektórzy mogli sądzić, patrząc na tę dwójkę. Pamiętała dobrze jak w domu Kuro, w jego wiosce para żyła spokojnie, pracując i pomagając mieszkańcom. Pomimo trudności z uśmiechem, kochając się... Czy to wszystko co się stało, łącznie z rebelią i sprawą brata April miało ot tak, zmieść pod dywan całe ich uczucie? Bo na to wyglądało.
- Możesz mnie teraz uderzyć, jeśli Twoim zdaniem ją albo Ciebie obraziłam. Proszę bardzo, wal śmiało, lecz proszę, pamiętaj o jednym. Nie życzę wam źle, Kuro. Mam szczerą nadzieję, że wam się ułoży i będziecie razem szczęśliwi, wychowując dziecko, na Ziemi, Vegecie, byleby było wam dobrze. - uśmiechnęła się smutno. - W miłości chodzi o was. W miłości chodzi zawsze o parę, o dwie osoby, nie tylko o jedną, spychając drugą w cień. Walcz o was, nie o nią. A gdy będziesz walczyć o was, proszę, nie daj wepchnąć się w cień i nie zapominaj również walczyć o siebie.
Kuro był zaledwie o kilka centymetrów od niej wyższy i o parę lat starszy... A los zaplanował mu dużo, jeśli patrzeć na wszystko co go spotkało, oczywiście o czym Vivian wiedziała. Martwiła się. Cholera, martwiła się, a przecież całe życie udawała twardą i nic-mnie-to-nie-obchodzi halfkę. Mogła go urazić, mogła mu wytknąć kilka niemiłych rzeczy, ale Kuro był za dobry by mieć tyle kłopotów w życiu. Dlaczego los rzuca kłody pod nogi dobrym, bezkonfliktowym osobom, podczas gdy tacy jak Zell siedzą sobie na tronie beztrosko całe dekady?
Westchnęła cicho, zrobiła krok do przodu i objęła Kuro za szyję.
- Przepraszam za tę górnolotną przemowę. To były ostre słowa, wiem, ale boję się, że znów spotka Cię coś podobnego. Jesteś za dobry i zapominasz o sobie Kuro, nie zasługujesz na to. - odsunęła się, patrząc na niego z lekkim uśmiechem, w którym kryła się mieszanka smutku, zmartwienia i ciepła. - Leć już i proszę, uważaj na siebie. Powodzenia.
Już bez zbędnych słów Vivian odwróciła się i ruszyła korytarzem w stronę drzwi do sali Tronowej. Nie obejrzała się by spojrzeć na Kuro, który pewnie i tak śpieszył się by wylecieć z czerwonej planety... Aryenne cierpliwie stała i oczekiwała na niesforną Natto. Czy słyszała jej cichą przemowę czy nie, halfka nie wiedziała i nie chciała się nad tym zastanawiać. Skłoniła się tylko jeszcze raz przed Królową, w przepraszającym geście. Teraz będzie musiała wytrwać rozmowę ze swoją matką, co wcale nie wydawało się gorsze od pouczania Kuro sprzed chwili... Acz to zależy od tego, co planuje czarnowłosa Saiyanka.
- Przepraszam za zwłokę Wasza Wysokość. Już jestem do Waszej dyspozycji.
OOC
[zt]
Re: Korytarze
Nie Maj 15, 2016 10:06 pm
Kiedy Hachi przyłączyła się do prośby Kuro, chłopak wyglądał jak piwonia. Zarumieniony ze wstydu. W sumie niby rozmawiał z władczynią, ale nie uważał aby obchodziły ją osobiste miłostki jednego z szarych poddanych. Nie daj Kami plota się rozejdzie i zaraz zjawi się takich 50-ciu i będą latać po kosmosie bez kontroli. Nie dało się ukryć, że Kuro był wręcz zachwycony otrzymanym pozwoleniem, choć dalej targały nim sprzeczności. To wszystko wydawało się zbyt proste, ot przyjść poprosić i jest zgoda od samej władczyni. Po prawdzie wszedł do pałacu tylko dzięki znajomości z Hachi. W takich chwilach żałował, że tak kretyńsko zachowywał się w Akademii, mógłby osiągnąć więcej i być kimś więcej, tak jak ta drobna niepozorna halfka, która została dostrzeżona. Ale co się stało, to się nie odstanie. Z uśmiechem na twarzy i głębokim ukłonem podziękował królowej za zgodę. Po mimowolnych drganiach ogona wyraźnie było widać, jak cieszył się z decyzji i ledwo zachowywał pozory etykiety.
Przyjaciółka zaskoczyła go chęcią pięciominutowej rozmowy, wolałby pognać do wyjścia czym prędzej. Starał się jednak zachowywać. Dziewczyna miała rację, zupełnie zapomniał o tym paskudnym kocurze. Jednakże dalsza część przemowy bardzo go zaskoczyła. Byli sobie bliscy ale temat Chepsa, czy April raczej nie był zgłębiany. Już po pierwszych słowach zorientował się, jaki będzie główny nurt wypowiedzi. Nie przerywał, tym bardziej, że rzadko zdarzało się aby Hachi dzieliła się swoimi głębokimi uczuciami. Położył dziewczynie ręce na ramiona i uśmiechnął się.
- Nie gniewam się na Ciebie. W sumie to chyba przyznam Ci rację. Czuję się jak ten wierny pies, który biega za panem i dostaje kijem po grzbiecie. Chyba tylko dlatego tak, jakoś odkładam szukanie April i ogólnie to wszystko. Ale miłość to skomplikowane uczucie, sama zresztą to wiesz. Przez te dwa lata, nim wybuchła ta cała akcja z Zellem było nam na prawdę dobrze. Może to ma być jakiś test, albo to wszystko to za dużo, jak na nasz młody związek i trzeba to jakoś przezwyciężyć. Zdecydowałem się podjąć walkę, bo mimo tego co się wydarzyło, bardzo ją kocham, jestem przy niej kimś lepszym. To jest kobieta, z którą chcę dzielić życie. Trudno się mówi o takich rzeczach. Nie mam pomysłu, jak ją uratować. Chociaż w kosmosie, jest magia, którą można przywrócić nawet martwego do życia. Mój ojciec powiedział, że tego co się zdarzyło i praw natury nie powinno się łamać i zmieniać, bo to obróci się przeciw nam. Uważam, że ma rację. Nie ożywiłem swojej matki i brata, choć mogłem i nie chcę w taki egoistyczny sposób korzystać z tej magii. Jeżeli Kaede ma jakiś sposób to ja w niego wierzę, bo to wszystko, co mam i będę się trzymać tej jednej myśli.
Uściskali się na pożegnanie.
- Słuchaj, pewnie prędzej, czy później trafię na ziemię, może masz jakiś list dla Chepriego, paczkę czy coś? Chętnie mu przekażę.
Każde poszło w swoją stronę. Kuro starał się nie zabłądzić, w pewnym momencie wpadł na jakimś korytarzu na Kronka. Strażnik z marsem na twarzy odprowadził go do wyjścia, komentując coś złośliwie. W chłopaku odezwała się jego psotna natura, pogrzebał w kieszeni plecaka, a później miedzy ozdobny pas i zbroję wsunął mężczyźnie pasek magnetyczny. Oj biedak po uruchamia wszystkie alarmy w pałacu.
ZT-> Akademia, pokój Vivian.
Przyjaciółka zaskoczyła go chęcią pięciominutowej rozmowy, wolałby pognać do wyjścia czym prędzej. Starał się jednak zachowywać. Dziewczyna miała rację, zupełnie zapomniał o tym paskudnym kocurze. Jednakże dalsza część przemowy bardzo go zaskoczyła. Byli sobie bliscy ale temat Chepsa, czy April raczej nie był zgłębiany. Już po pierwszych słowach zorientował się, jaki będzie główny nurt wypowiedzi. Nie przerywał, tym bardziej, że rzadko zdarzało się aby Hachi dzieliła się swoimi głębokimi uczuciami. Położył dziewczynie ręce na ramiona i uśmiechnął się.
- Nie gniewam się na Ciebie. W sumie to chyba przyznam Ci rację. Czuję się jak ten wierny pies, który biega za panem i dostaje kijem po grzbiecie. Chyba tylko dlatego tak, jakoś odkładam szukanie April i ogólnie to wszystko. Ale miłość to skomplikowane uczucie, sama zresztą to wiesz. Przez te dwa lata, nim wybuchła ta cała akcja z Zellem było nam na prawdę dobrze. Może to ma być jakiś test, albo to wszystko to za dużo, jak na nasz młody związek i trzeba to jakoś przezwyciężyć. Zdecydowałem się podjąć walkę, bo mimo tego co się wydarzyło, bardzo ją kocham, jestem przy niej kimś lepszym. To jest kobieta, z którą chcę dzielić życie. Trudno się mówi o takich rzeczach. Nie mam pomysłu, jak ją uratować. Chociaż w kosmosie, jest magia, którą można przywrócić nawet martwego do życia. Mój ojciec powiedział, że tego co się zdarzyło i praw natury nie powinno się łamać i zmieniać, bo to obróci się przeciw nam. Uważam, że ma rację. Nie ożywiłem swojej matki i brata, choć mogłem i nie chcę w taki egoistyczny sposób korzystać z tej magii. Jeżeli Kaede ma jakiś sposób to ja w niego wierzę, bo to wszystko, co mam i będę się trzymać tej jednej myśli.
Uściskali się na pożegnanie.
- Słuchaj, pewnie prędzej, czy później trafię na ziemię, może masz jakiś list dla Chepriego, paczkę czy coś? Chętnie mu przekażę.
Każde poszło w swoją stronę. Kuro starał się nie zabłądzić, w pewnym momencie wpadł na jakimś korytarzu na Kronka. Strażnik z marsem na twarzy odprowadził go do wyjścia, komentując coś złośliwie. W chłopaku odezwała się jego psotna natura, pogrzebał w kieszeni plecaka, a później miedzy ozdobny pas i zbroję wsunął mężczyźnie pasek magnetyczny. Oj biedak po uruchamia wszystkie alarmy w pałacu.
ZT-> Akademia, pokój Vivian.
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach