Korytarze
+4
Burzum
Kanade
Hikaru
NPC
8 posters
Strona 1 z 2 • 1, 2
Korytarze
Czw Sie 23, 2012 9:46 pm
Udekorowane ściany portretami i płaskorzeźbami. Podłoga z najwyższej klasy materiału. Żyrandole olśniewające swoim pięknem...
Tak mniej więcej wyglądało wnętrze pałacu. Korytarze tworzyły niemalże labirynt swoją zawiłością ale przynajmniej ich dekoracje były miłe dla oka.
Tak mniej więcej wyglądało wnętrze pałacu. Korytarze tworzyły niemalże labirynt swoją zawiłością ale przynajmniej ich dekoracje były miłe dla oka.
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Korytarze
Sob Sie 25, 2012 9:34 pm
Kiedy wszedł do budynku wszyscy pozostali sayanie rozstąpili się i zrobili mu przejście. Molże tamten na ssj 3 miał jakieś własne zdanie i może rzeczywiście małpy nie są aż tak słabe.. może jest dla nich nadzieja, jednak dalej duża większość to partacze. Z tej śmietanki nie zostało by więcej niż 10 procent całości. Teraz jednak Hikaru musiał dojść do Kury zanim straci życie. Otaczało go już kilka osób o przeciętnym poziomie mocy, musieli być strażnikami, silniejszymi od młodego kadeta. Po co tu wracał ? Mistic nie wiedział. Właściwie póki co niezbyt go to obchodziło, raczej nic nie wyduka póki tamten sam mu nie powie. Szedł przez półciemne korytarze nie patrząc na boki, nie zwracał uwagi nawet na ewentualnych przechodniów bo i tak nikt go nie mógł w żaden sposób zatrzymać.
Był gotowy zabić każdego kto będzie wchodził mu w drogę, nie po to tu przyszedł, ale nie będzie się patyczkował. Chciał poza tym walczyć, nie dawno stoczył dwie naprawdę ciężkie walki i wie już, że potrzebuje treningu bo był słaby. Co prawda nikt normalnie nie mógł go nawet drasnąć, ale przecież były jednak takie istoty we wszechświecie jak chociażby Greenez, którego ostatecznie zabił. W drodze przez korytarz zapiął swój płaszcz, tak, że powiewała tylko dolna część, klamra sayi miecza była centralnie na środku. Zell na pewno już wiedział, że przybył.
Hikaru szedł już dłuższy czas po korytarzach nie mijając nawet jednej małej małpki. Wyczuwał słabnącą energię Kury i stałe, w miarę silne poziomy mocy otaczających go sayan. Pojawił się jakiś jeden co chyba miał go zabić. Chyba najwyższy czas żeby zainterweniować. Dopiero jednak po chwili zaczęło się coś zupełnie innego dziać. Wszystkie małpy na sali nagle zwiększyły poziom mocy, przez co można było wnioskować-zamieniali się w Oozaru. Kuro z tego co wiedział nie potrafił go kontrolować, czyli może być zabawnie. Wystrzelił ki blasta w ścianę i sufit tak żeby bezpośrednio na miejscu się znaleźć i ruszył z zadziwiającą szybkością.
zt do Drobika
Był gotowy zabić każdego kto będzie wchodził mu w drogę, nie po to tu przyszedł, ale nie będzie się patyczkował. Chciał poza tym walczyć, nie dawno stoczył dwie naprawdę ciężkie walki i wie już, że potrzebuje treningu bo był słaby. Co prawda nikt normalnie nie mógł go nawet drasnąć, ale przecież były jednak takie istoty we wszechświecie jak chociażby Greenez, którego ostatecznie zabił. W drodze przez korytarz zapiął swój płaszcz, tak, że powiewała tylko dolna część, klamra sayi miecza była centralnie na środku. Zell na pewno już wiedział, że przybył.
Hikaru szedł już dłuższy czas po korytarzach nie mijając nawet jednej małej małpki. Wyczuwał słabnącą energię Kury i stałe, w miarę silne poziomy mocy otaczających go sayan. Pojawił się jakiś jeden co chyba miał go zabić. Chyba najwyższy czas żeby zainterweniować. Dopiero jednak po chwili zaczęło się coś zupełnie innego dziać. Wszystkie małpy na sali nagle zwiększyły poziom mocy, przez co można było wnioskować-zamieniali się w Oozaru. Kuro z tego co wiedział nie potrafił go kontrolować, czyli może być zabawnie. Wystrzelił ki blasta w ścianę i sufit tak żeby bezpośrednio na miejscu się znaleźć i ruszył z zadziwiającą szybkością.
zt do Drobika
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Korytarze
Wto Wrz 22, 2015 11:00 am
Hikaru zobaczył oślepiający błysk tuż po słowach kapitana. Nie zdążył nawet skomentować tego, że sayan jest idiotą umierając w taki sposób. W końcu lepiej przeżyć i przyjąć na klatę przegraną aniżeli umrzeć i przestać istnieć. Trupy nie są w stanie w żaden sposób przysłużyć się sprawie. Przegrani, ale żywi owszem. Mało tego mogą dalej działać w późniejszym terminie. W gruncie rzeczy Kapitan per ssj 2 mógłby równie dobrze krzyknąć Allah Agkbar... czy raczej Zell Agkbar i zrobić boom. Żołnierzy zmiotło z powierzchni planety, mistica rzuciło na drzwi wejściowe, a także pozwoliło na ich otwarcie plecami wojownika. Piękny lecz krótki lot skończył się na ścianie najbliższego korytarza wewnątrz pałacu. Błysk zamienił się w całkowitą ciemność przeplataną czerwonymi plamami, w których pokazywały się małe kurki latające wokół jego dzwonu kościelnego... znaczy głowy.
Trwało też kilka sekund odzyskanie percepcji, wytrząśnięcie kurek z głowy, co zakończyło się strasznym gdakaniem i deszczem pierza. Gdakanie było tak głośne, że biedna kopuła mistica mogła wybuchnąć i przy każdym ruchu było jeszcze gorzej. W końcu jednak wszystko ustało. Został tylko ból rąk, całego torsu i pleców. Kolejne dwie sekundy i zogniskował powód bólu. Szamszir wbijał się w jego plecy a sam wojownik wbity leżał na ziemi w pałacową ścianę. Wyglądał teraz trochę ja żółw bo wystawały ze ściany ręce, nogi i głowa, ale cały tors prawie schowany. Lewa dłoń, oraz prawy kawałek bicepsu i przedramienia stanowiły doskonały pokaz co się stanie jeśli włożymy rękę do gorącego tłuszczu. Skóra stanowiła różowy ślad, śmierdzący palonym mięsem, ale oparzenie samo w sobie nie było aż tak niebezpieczne... kilka kropel bacty powinno załatwić sprawę. Sprawdziwszy dłoń stwierdził, że mógł trzymać w niej cokolwiek choćby miecz, ale przez pewien czas lepiej będzie ją oszczędzać.
Rozejrzał się dokoła i zobaczył, że wrota całkowicie rozerwane znajdują się w trzech... nie-czterech kawałkach po lewej i prawej stronie. Tak mocne dziś robią drzwi wejściowe do najważniejszego budynku na planecie. Kilka metrów dalej leżał demon przygnieciony ciałem boginki. Obecnie żuł jej stopę.... co on wyprawiał z Kaede ? Swoją drogą ciekawa para by z nich była. Wyglądają słodko, jak dwa niemowlaki... cóż niemowlaki umorusane w pyle i krwi zapewne kapitana. Sam Hikaru czuł, że różne rzeczy ma wbite w twarz, więc wstając na nogi starał się obrać facjatę ze wszystkiego co mu się w nią wczepiło. Wyjął dwa zęby z policzka i coś co wyglądało jak kawałek kości z przyczepionym okrwawionym mięsem. Nie potrafił powiedzieć co to była za część ciała, w każdym razie nie większa od kawałka palca. Obierając ostatnie kawałki kapitana z ciała podszedł do najbliższej konsoli rozglądając się za kamerami, które musiały tu być. Zdrową ręką wydobył z wewnętrznej kieszeni dragon scouter i założył go sobie na ucho. Z niego z kolei wyciągnął cienki kabelek by podłączyć się do wejścia usb. W gruncie rzeczy był to ekran mapy korytarzy, coś w rodzaju rozłożenia miejsc ewakuacji w przypadku pożaru czy najazdu napalonych Vegańskich robaków na koksie. Ekran oraz niezbyt duża klawiatura na wpół łącząca się z dotykowym monitorem. Kątem oka zauważył ruch dwóch kamer, więc zestrzelił je ki blastami. Poddenerwowany zaczął hackować za pomocą tego co miał w scouterze oraz własnych umiejętności. Wiedział, że taka konsola miała połączenie z resztą systemu. Na całej mapie widać było tylko skrzydło, w którym się znajdowali, czyli dość niewielką część. Zgrał ją jednak na swoje urządzenie bo chociaż po małej cząstce zawsze można znajdować elementy układanki.
Przy wgrywaniu oprogramowania hackującego Hikaru rzucił do leżących jeszcze na ziemi towarzyszy.
- Koniec leżenia. Wstawajcie i przez chwilę miejcie na uwadze przechodniów. Zaraz na pewno ktoś tu przyjdzie musimy stąd znikać. Jednak muszę tu zostać i zgrać tyle danych ile się da. Przy okazji znajdę Kurę i Chepriego oraz ich trasę. Stójcie na straży. Po wyrzuceniu potoku poleceń zajął się swoją robotą skupiając się na niej. Czuł się dosyć dziwnie bo odkąd znalazł się wewnątrz tego budynku nie wyczuwał ki z zewnątrz. Jedynie przez otwór w ścianie dobiegały jakieś szczątkowe informacje. Nie był w stanie znaleźć wnuka. Tamten zdawał sobie z tego sprawę ? Kompletnie nie wiedział gdzie się znajdował jedynie mógł przypuszczać, że skorzystał z tej dziury, którą zauważyli po wylądowaniu na placu. Niech i tak będzie. Hikaru mógł być przynętą, niech młody sayan działa po cichu.
Po chwili swojej pracy wiedział już, że za wiele nie zdziała z tej konsoli. Będzie trzeba dostać się do laboratorium jakiegoś, ale w tym skrzydle nie widać było nic takiego. Cóż po dwóch minutach stwierdził, że z informacji raczej nici, więc zabrał się za kamery. Starał się je wyłączyć, lub zapętlić obraz tak by ci siedzący po drugiej stronie nie mogli do końca namierzyć trójki wojowników. Trzeba było też wytyczyć trasę dalszej drogi. Hikaru kompletnie nie wiedział gdzie iść.
OCC to chyba tyle. Najwyżej coś jeszcze dopiszę. Czy coś.
Trwało też kilka sekund odzyskanie percepcji, wytrząśnięcie kurek z głowy, co zakończyło się strasznym gdakaniem i deszczem pierza. Gdakanie było tak głośne, że biedna kopuła mistica mogła wybuchnąć i przy każdym ruchu było jeszcze gorzej. W końcu jednak wszystko ustało. Został tylko ból rąk, całego torsu i pleców. Kolejne dwie sekundy i zogniskował powód bólu. Szamszir wbijał się w jego plecy a sam wojownik wbity leżał na ziemi w pałacową ścianę. Wyglądał teraz trochę ja żółw bo wystawały ze ściany ręce, nogi i głowa, ale cały tors prawie schowany. Lewa dłoń, oraz prawy kawałek bicepsu i przedramienia stanowiły doskonały pokaz co się stanie jeśli włożymy rękę do gorącego tłuszczu. Skóra stanowiła różowy ślad, śmierdzący palonym mięsem, ale oparzenie samo w sobie nie było aż tak niebezpieczne... kilka kropel bacty powinno załatwić sprawę. Sprawdziwszy dłoń stwierdził, że mógł trzymać w niej cokolwiek choćby miecz, ale przez pewien czas lepiej będzie ją oszczędzać.
Rozejrzał się dokoła i zobaczył, że wrota całkowicie rozerwane znajdują się w trzech... nie-czterech kawałkach po lewej i prawej stronie. Tak mocne dziś robią drzwi wejściowe do najważniejszego budynku na planecie. Kilka metrów dalej leżał demon przygnieciony ciałem boginki. Obecnie żuł jej stopę.... co on wyprawiał z Kaede ? Swoją drogą ciekawa para by z nich była. Wyglądają słodko, jak dwa niemowlaki... cóż niemowlaki umorusane w pyle i krwi zapewne kapitana. Sam Hikaru czuł, że różne rzeczy ma wbite w twarz, więc wstając na nogi starał się obrać facjatę ze wszystkiego co mu się w nią wczepiło. Wyjął dwa zęby z policzka i coś co wyglądało jak kawałek kości z przyczepionym okrwawionym mięsem. Nie potrafił powiedzieć co to była za część ciała, w każdym razie nie większa od kawałka palca. Obierając ostatnie kawałki kapitana z ciała podszedł do najbliższej konsoli rozglądając się za kamerami, które musiały tu być. Zdrową ręką wydobył z wewnętrznej kieszeni dragon scouter i założył go sobie na ucho. Z niego z kolei wyciągnął cienki kabelek by podłączyć się do wejścia usb. W gruncie rzeczy był to ekran mapy korytarzy, coś w rodzaju rozłożenia miejsc ewakuacji w przypadku pożaru czy najazdu napalonych Vegańskich robaków na koksie. Ekran oraz niezbyt duża klawiatura na wpół łącząca się z dotykowym monitorem. Kątem oka zauważył ruch dwóch kamer, więc zestrzelił je ki blastami. Poddenerwowany zaczął hackować za pomocą tego co miał w scouterze oraz własnych umiejętności. Wiedział, że taka konsola miała połączenie z resztą systemu. Na całej mapie widać było tylko skrzydło, w którym się znajdowali, czyli dość niewielką część. Zgrał ją jednak na swoje urządzenie bo chociaż po małej cząstce zawsze można znajdować elementy układanki.
Przy wgrywaniu oprogramowania hackującego Hikaru rzucił do leżących jeszcze na ziemi towarzyszy.
- Koniec leżenia. Wstawajcie i przez chwilę miejcie na uwadze przechodniów. Zaraz na pewno ktoś tu przyjdzie musimy stąd znikać. Jednak muszę tu zostać i zgrać tyle danych ile się da. Przy okazji znajdę Kurę i Chepriego oraz ich trasę. Stójcie na straży. Po wyrzuceniu potoku poleceń zajął się swoją robotą skupiając się na niej. Czuł się dosyć dziwnie bo odkąd znalazł się wewnątrz tego budynku nie wyczuwał ki z zewnątrz. Jedynie przez otwór w ścianie dobiegały jakieś szczątkowe informacje. Nie był w stanie znaleźć wnuka. Tamten zdawał sobie z tego sprawę ? Kompletnie nie wiedział gdzie się znajdował jedynie mógł przypuszczać, że skorzystał z tej dziury, którą zauważyli po wylądowaniu na placu. Niech i tak będzie. Hikaru mógł być przynętą, niech młody sayan działa po cichu.
Po chwili swojej pracy wiedział już, że za wiele nie zdziała z tej konsoli. Będzie trzeba dostać się do laboratorium jakiegoś, ale w tym skrzydle nie widać było nic takiego. Cóż po dwóch minutach stwierdził, że z informacji raczej nici, więc zabrał się za kamery. Starał się je wyłączyć, lub zapętlić obraz tak by ci siedzący po drugiej stronie nie mogli do końca namierzyć trójki wojowników. Trzeba było też wytyczyć trasę dalszej drogi. Hikaru kompletnie nie wiedział gdzie iść.
OCC to chyba tyle. Najwyżej coś jeszcze dopiszę. Czy coś.
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Korytarze
Wto Wrz 22, 2015 3:21 pm
Już miała znaczną część małpich dusz, wiedziała że jej ujmujące słowa chwytały za serce tych wątpiących i prowadzą ich do zbawienia. Wszystko by się być może ułożyło, gdyby nie ta jedna nieposkromiona. Butne wnętrze dowódcy dążyło do ostatecznego uzewnętrznienia swojej natury.
-Nie!- krzyknęła telepatycznie w jego głowie, przywołując obrazy beztroskiego dzieciństwa, ale one zostały równie szybko wyparte. Boska interwencja spełzła na niczym, wielkie bum zabiło wiele istnień, a ona jedynie dzięki swojej gotowości na teleportacje w porę zmieniła miejsce. Ostateczną posługą odprowadziła dusze zmarłych do wiecznego szczęścia w zaświatach. Jej astralny byt złapał w objęcia ulatujące duchy wyzionięte przez żołnierzy, którzy byli blisko zmiany swojego życia. Ich wola wyrażona w ostatnich myślach zostanie policzona im za plus usprawiedliwiający wiele zbrodni. W swoim ukryciu jeszcze zanim rażenie eksplozji dotarło do miejsca, w którym przebywała, zobaczyła jak Hikaru wpada przez rozwalone drzwi. Ona sama została uratowana przez demona. Zrobił to specjalnie? Czy zdążył to przemyśleć? Może zaczyna odkrywać, że wcale nie jest zły? Najbardziej prawdopodobne, że zadziałał instynktownie, nie kalkulując, ratując życie komuś, kto teoretycznie jest naturalnym wrogiem rasowym. Przypomniała sobie tego okropnego demona, którego kosztem swojego życia zabrał ze sobą jej opiekun, a teraz ktoś z tego gatunku ratował boginię... Będzie musiała mu stosownie podziękować, gdy to już się skończy. Wbrew zdziwieniu cieszyła się z tego, że dobra jego strona zaczyna przeważać, a może to wpływ April, którą pochłonął?
Znajdowała się wraz z Hikaru i Dragotem wewnątrz budynku, tuż za drzwiami przez które chciała przejść. Siedziała na demonie, po czym podniosła się i otrzepała z kurzu, który zanieczyścił jej idealne ciało.
-Dziękuję.- powiedziała do niego z czarującym uśmiechem, wyciągając dłoń, aby pomóc mu wstać. Rozglądała się chwilę po otoczeniu, analizując to, co robił najstarszy z ich „zespołu”. Chciał trochę czasu i osłaniania. Miała na to jeden pomysł…
Z wyciągniętych dłoni bogini zaczęły wylatywać motyle, tkając dwie ściany blokujące przejście do nich. Obie miały zlewać się z teksturą wnętrza, zamykając trójkę poza wszelkim widokiem. Z zewnątrz i wewnątrz były narysowane na ścianach dalsze przejście, dając iluzję korytarza ciągnącego się wzdłuż przejścia. Miała nadzieję, że każdy, kto by przechodził obok, skręci inną drogą, inaczej idąc prosto, wpadnie w sztuczną ścianę… Pamiętała również o ukrytym przejściu, z klamką od strony wewnętrznej, po której stali. Konstrukcja jednak tuż po utworzeniu, zwinęła się jak opadająca tapeta.
-Wygląda na to, że muszę trochę odczekać zanim wyczaruję coś dużego.- odezwała się w końcu do towarzyszy. Obserwując starania zorientowane na wykrycie planów przestrzennych powierzchni pałacu. -Mogę jednak utworzyć coś mniejszego kalibru...- stworzyła kryształową kulę i postawiła ją przed Dragotem. –Powinniśmy móc zobaczyć w niej jak wygląda to cudeńko oraz namierzyć Kuro i Chepriego.- wyszeptała zaklęcia, po czym w magicznym urządzeniu zaczęły rysować się twarze małpy i człowieka.
OCC:
-Wyczarowana kryształowa kula i próby poznania za jej pomocą położenia Kuro, Chepriego oraz planów budynku.
-Nie!- krzyknęła telepatycznie w jego głowie, przywołując obrazy beztroskiego dzieciństwa, ale one zostały równie szybko wyparte. Boska interwencja spełzła na niczym, wielkie bum zabiło wiele istnień, a ona jedynie dzięki swojej gotowości na teleportacje w porę zmieniła miejsce. Ostateczną posługą odprowadziła dusze zmarłych do wiecznego szczęścia w zaświatach. Jej astralny byt złapał w objęcia ulatujące duchy wyzionięte przez żołnierzy, którzy byli blisko zmiany swojego życia. Ich wola wyrażona w ostatnich myślach zostanie policzona im za plus usprawiedliwiający wiele zbrodni. W swoim ukryciu jeszcze zanim rażenie eksplozji dotarło do miejsca, w którym przebywała, zobaczyła jak Hikaru wpada przez rozwalone drzwi. Ona sama została uratowana przez demona. Zrobił to specjalnie? Czy zdążył to przemyśleć? Może zaczyna odkrywać, że wcale nie jest zły? Najbardziej prawdopodobne, że zadziałał instynktownie, nie kalkulując, ratując życie komuś, kto teoretycznie jest naturalnym wrogiem rasowym. Przypomniała sobie tego okropnego demona, którego kosztem swojego życia zabrał ze sobą jej opiekun, a teraz ktoś z tego gatunku ratował boginię... Będzie musiała mu stosownie podziękować, gdy to już się skończy. Wbrew zdziwieniu cieszyła się z tego, że dobra jego strona zaczyna przeważać, a może to wpływ April, którą pochłonął?
Znajdowała się wraz z Hikaru i Dragotem wewnątrz budynku, tuż za drzwiami przez które chciała przejść. Siedziała na demonie, po czym podniosła się i otrzepała z kurzu, który zanieczyścił jej idealne ciało.
-Dziękuję.- powiedziała do niego z czarującym uśmiechem, wyciągając dłoń, aby pomóc mu wstać. Rozglądała się chwilę po otoczeniu, analizując to, co robił najstarszy z ich „zespołu”. Chciał trochę czasu i osłaniania. Miała na to jeden pomysł…
Z wyciągniętych dłoni bogini zaczęły wylatywać motyle, tkając dwie ściany blokujące przejście do nich. Obie miały zlewać się z teksturą wnętrza, zamykając trójkę poza wszelkim widokiem. Z zewnątrz i wewnątrz były narysowane na ścianach dalsze przejście, dając iluzję korytarza ciągnącego się wzdłuż przejścia. Miała nadzieję, że każdy, kto by przechodził obok, skręci inną drogą, inaczej idąc prosto, wpadnie w sztuczną ścianę… Pamiętała również o ukrytym przejściu, z klamką od strony wewnętrznej, po której stali. Konstrukcja jednak tuż po utworzeniu, zwinęła się jak opadająca tapeta.
-Wygląda na to, że muszę trochę odczekać zanim wyczaruję coś dużego.- odezwała się w końcu do towarzyszy. Obserwując starania zorientowane na wykrycie planów przestrzennych powierzchni pałacu. -Mogę jednak utworzyć coś mniejszego kalibru...- stworzyła kryształową kulę i postawiła ją przed Dragotem. –Powinniśmy móc zobaczyć w niej jak wygląda to cudeńko oraz namierzyć Kuro i Chepriego.- wyszeptała zaklęcia, po czym w magicznym urządzeniu zaczęły rysować się twarze małpy i człowieka.
OCC:
-Wyczarowana kryształowa kula i próby poznania za jej pomocą położenia Kuro, Chepriego oraz planów budynku.
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Korytarze
Pią Wrz 25, 2015 9:41 pm
Wychodzi na to że moje starania nie poszły na marne, co niezbyt często się zdarza. Będę miał powody do świętowania po powrocie na Ziemie. Nie żeby każdy dzień tygodnia nie był dla mnie okazją równą Osiemnastych urodzin człowieka, ale warto mieć jakieś dowody na własną wartość. Do tej pory zdobyłem ich... tylko dzisiejszy.
BLEJDByłem wrakiem Saiyana, czułem się jak gówno, a całe moje ciało było zdrętwiałe. Ale trzeźwość umysłu wciąż nie została do reszty zachwiana, więc mogłem wciąż robić coś więcej niż tylko obserwować akcję. I w pewnym momencie zrozumiałem ze nie mam wyboru. W połowie zdania Kapitana oddziału intuicja ukazała jego zamiary, a ja czasem wolę dmuchać na zimne. Postawiłem jeden krok, drugi, i wystrzeliłem w kierunku Kaede docierając do niej w ostatnim momencie przed jedną z największych niespodziewanych eksplozji jakich widziałem. Żeby Kapitan oddziału sie wysadził? Jeszcze na takim balecie nie byłem. Chcę więcej tego towaru. Szkoda że...
Pięć sekund później nie byłem już taki wygadany. Cały prowizoryczny strój Saiyana został zesmolony jak moje szanse na zdaną maturę. Zostały tylko resztki które były...tutaj...tam.....tam też...wszędzie wokół. Oraz głowa ze zjaranymi włosami. Nie wiedziałem co się wokół mnie dzieje, czemu duży palet u nogi łaskocze mnie w gardło, dlaczego nie czułem rąk ani nóg. W uszach pamiętam niesamowity pisk, jakby moje uszy miały eksplodować. I wiecie co? eksplodowały. Utrata przytomności nie zajęła mi dużo czasu. Czułem że nie dam rady dalej zajść. Że jestem zbyt słaby. Nie byłem Arcydemonem tylko Arcy przegrańcem.Zaszedłem do pałacu niezdolny do dalszej walki. Jako pierwszy poległem, a mogli mnie nie brać. Bezużyteczny od początku do końca...bezużyteczny...bezużyteczny...bezuży...
Ciemność, krew, podłoga ze skóry. Smród alkoholu i dragów, aura nienawiści i sadyzmu wyczuwalna od pierwszej sekundy. To musi być moje wnętrze. Inaczej bym go sobie nie wyobrażał. Nie widzę tu nikogo. Potem widzę Saiyanina którego wchłonąłem. I innych których wchłonąłem... tony trupów, zgnilizna, larwy, maski porozwieszane na sznurach i druty kolczaste latające swobodnie wokół. Dla człowieka byłby to horror, dla nekrofila raj. Trudno mi zakwalifikować się do jednej z tych grup. Aż wreszcie zobaczyłem jedyną żywą osobę. Kobietę którą dażę szacunkiem, choć nie zaufaniem. Którą ochraniam, choć mi na niej nie zależy. Osoba którą torturowałbym aby tylko wywołać gniew u Kuro, lecz która zbyt mocno przypomina mi osobę która jako jedyna w całym wszechświecie mnie rozumiała. April jako jedyna miała gładkie, pachnące, zgrabne, nieskazitelne ciało. Mój mózg próbował mi coś powiedzieć, a ja zrozumiałem przekaz. I spełniam jego prośbę w trybie natychmiastowym.
Pozostałości po mnie zaczęły się trząść, zmieniając się w srebrną, gęstą ciecz która następnie zaczęła się mnożyć. Ze względu na okoliczności proces ten nie wydzielał przesadnie dużo energii, ani nie był hałaśliwy. Nie był jednak mniej spektakularny, gdy z cieczy zaczęła się formować powoli wstająca sylwetka. Ponad trzy zmiany wyglądu w bardzo krótkim czasie nagina technikę by której użyć wyciachałem sobie na skórze symbole moich przodków. Czuję że następny raz może być moim ostatnim. Nie koniecznie na dzisiaj. Wyglądało to jakbym powstawał ze zmarłych, ale najbardziej szokującym elementem nie był przebieg tej narzuconej przez sytuacje zmianę wyglądu. A jej skutek.
Przybrałem bowiem wygląd April. Lekko zmodyfikowany ze względu na moje demoniczne geny, ale takie rzeczy jak ciało, rysy twarzy, głos czy niektóre ruchy charakterystyczne zostały we mnie. Było to specyficzne uczucie wcielić się w osobniczkę przeciwnej płci... Choć nie wiem czy to odpowiednie słowa. Dopiero teraz poczułem przepływ jej energii do moich żył. Ze śmiertelnego wykończenia przeszedłem w szczytową formę a to wszystko dzięki kwietniówce. Wcześniej chciałem ją tylko przechować, wychodzi na to że jej prawdziwą wartosć objawiła się dopiero teraz, gdy byłem w niebezpieczeństwie. W sumie na jej miejscu zrobiłbym to samo. Rozkaz Hikaru co prawda usłyszałem, ale coś sprawiło że nie miałem ochoty na niego zareagować. Mimo świeżego ciała wciąż mam słuch zdolny do wyczucia skrzydeł motyla z kilkudziesięciu metrów. A Saiyanie nie słyną ze skradania się. Postawiłem kilka kroków, strzeliłem ze wszystkich kości, po czym odwróciłem się do pozostałej dwójki i powiedziałem kobiecym głosem April:
-Gdybym miał włosy dawno zrobiłbym sobie czerwone pasemka.....
Po czym na widok kryształowek kuli rodem z Tabalugi umieściłem na swej twarzy typowy kobietom szok, po czym zbliżyłem się tak że moja twarz była 15 cm od Kuli.
-Poka Poka!!!
Wiele czytałem o takich magicznych kulach, ale nigdy takiej nie używałem. Jednak skupienie, teoria i trochę magii powinna pokazać nam coś użytecznego.
OOC:
Fabularnie wstrzykuje sobie staty April z opóźnieniem, używając techniki Masuku zmieniam wygląd na mieszankę z Absorbowaną April. O taki --> XXX
Post być może do edycji.
BLEJDByłem wrakiem Saiyana, czułem się jak gówno, a całe moje ciało było zdrętwiałe. Ale trzeźwość umysłu wciąż nie została do reszty zachwiana, więc mogłem wciąż robić coś więcej niż tylko obserwować akcję. I w pewnym momencie zrozumiałem ze nie mam wyboru. W połowie zdania Kapitana oddziału intuicja ukazała jego zamiary, a ja czasem wolę dmuchać na zimne. Postawiłem jeden krok, drugi, i wystrzeliłem w kierunku Kaede docierając do niej w ostatnim momencie przed jedną z największych niespodziewanych eksplozji jakich widziałem. Żeby Kapitan oddziału sie wysadził? Jeszcze na takim balecie nie byłem. Chcę więcej tego towaru. Szkoda że...
Pięć sekund później nie byłem już taki wygadany. Cały prowizoryczny strój Saiyana został zesmolony jak moje szanse na zdaną maturę. Zostały tylko resztki które były...tutaj...tam.....tam też...wszędzie wokół. Oraz głowa ze zjaranymi włosami. Nie wiedziałem co się wokół mnie dzieje, czemu duży palet u nogi łaskocze mnie w gardło, dlaczego nie czułem rąk ani nóg. W uszach pamiętam niesamowity pisk, jakby moje uszy miały eksplodować. I wiecie co? eksplodowały. Utrata przytomności nie zajęła mi dużo czasu. Czułem że nie dam rady dalej zajść. Że jestem zbyt słaby. Nie byłem Arcydemonem tylko Arcy przegrańcem.Zaszedłem do pałacu niezdolny do dalszej walki. Jako pierwszy poległem, a mogli mnie nie brać. Bezużyteczny od początku do końca...bezużyteczny...bezużyteczny...bezuży...
Ciemność, krew, podłoga ze skóry. Smród alkoholu i dragów, aura nienawiści i sadyzmu wyczuwalna od pierwszej sekundy. To musi być moje wnętrze. Inaczej bym go sobie nie wyobrażał. Nie widzę tu nikogo. Potem widzę Saiyanina którego wchłonąłem. I innych których wchłonąłem... tony trupów, zgnilizna, larwy, maski porozwieszane na sznurach i druty kolczaste latające swobodnie wokół. Dla człowieka byłby to horror, dla nekrofila raj. Trudno mi zakwalifikować się do jednej z tych grup. Aż wreszcie zobaczyłem jedyną żywą osobę. Kobietę którą dażę szacunkiem, choć nie zaufaniem. Którą ochraniam, choć mi na niej nie zależy. Osoba którą torturowałbym aby tylko wywołać gniew u Kuro, lecz która zbyt mocno przypomina mi osobę która jako jedyna w całym wszechświecie mnie rozumiała. April jako jedyna miała gładkie, pachnące, zgrabne, nieskazitelne ciało. Mój mózg próbował mi coś powiedzieć, a ja zrozumiałem przekaz. I spełniam jego prośbę w trybie natychmiastowym.
Pozostałości po mnie zaczęły się trząść, zmieniając się w srebrną, gęstą ciecz która następnie zaczęła się mnożyć. Ze względu na okoliczności proces ten nie wydzielał przesadnie dużo energii, ani nie był hałaśliwy. Nie był jednak mniej spektakularny, gdy z cieczy zaczęła się formować powoli wstająca sylwetka. Ponad trzy zmiany wyglądu w bardzo krótkim czasie nagina technikę by której użyć wyciachałem sobie na skórze symbole moich przodków. Czuję że następny raz może być moim ostatnim. Nie koniecznie na dzisiaj. Wyglądało to jakbym powstawał ze zmarłych, ale najbardziej szokującym elementem nie był przebieg tej narzuconej przez sytuacje zmianę wyglądu. A jej skutek.
Przybrałem bowiem wygląd April. Lekko zmodyfikowany ze względu na moje demoniczne geny, ale takie rzeczy jak ciało, rysy twarzy, głos czy niektóre ruchy charakterystyczne zostały we mnie. Było to specyficzne uczucie wcielić się w osobniczkę przeciwnej płci... Choć nie wiem czy to odpowiednie słowa. Dopiero teraz poczułem przepływ jej energii do moich żył. Ze śmiertelnego wykończenia przeszedłem w szczytową formę a to wszystko dzięki kwietniówce. Wcześniej chciałem ją tylko przechować, wychodzi na to że jej prawdziwą wartosć objawiła się dopiero teraz, gdy byłem w niebezpieczeństwie. W sumie na jej miejscu zrobiłbym to samo. Rozkaz Hikaru co prawda usłyszałem, ale coś sprawiło że nie miałem ochoty na niego zareagować. Mimo świeżego ciała wciąż mam słuch zdolny do wyczucia skrzydeł motyla z kilkudziesięciu metrów. A Saiyanie nie słyną ze skradania się. Postawiłem kilka kroków, strzeliłem ze wszystkich kości, po czym odwróciłem się do pozostałej dwójki i powiedziałem kobiecym głosem April:
-Gdybym miał włosy dawno zrobiłbym sobie czerwone pasemka.....
Po czym na widok kryształowek kuli rodem z Tabalugi umieściłem na swej twarzy typowy kobietom szok, po czym zbliżyłem się tak że moja twarz była 15 cm od Kuli.
-Poka Poka!!!
Wiele czytałem o takich magicznych kulach, ale nigdy takiej nie używałem. Jednak skupienie, teoria i trochę magii powinna pokazać nam coś użytecznego.
OOC:
Fabularnie wstrzykuje sobie staty April z opóźnieniem, używając techniki Masuku zmieniam wygląd na mieszankę z Absorbowaną April. O taki --> XXX
Post być może do edycji.
Re: Korytarze
Sro Wrz 30, 2015 9:47 pm
Wydarzenia, które rozegrały się na Placu były dość dobrze odczuwalne. Odgłos eksplozji i zapiski z kamer i czujników sporo mogły powiedzieć. Jednak naszą grupę uderzeniową ratowało to, że na całej planecie panował taki zamęt, że straż przy monitorach nie ogarniała tego wszystkiego. Król też raczej nie przejmował się zbytnio kilkoma gnojkami, którzy na pewno nie dadzą rady przebić się przez Pałac do jego prywatnych komnat. Wiedział o tym doskonale, więc teraz siedział sobie spokojnie w Sali Tronowej w otoczeniu swoich najbardziej zaufanych ludzi i czekał. Aż jego wojska się rozprawią z tymi przebrzydłymi robakami. Kiedy się to wszystko skończy to ta hołota na długo go popamięta. W jego chorym umyśle już się utworzyło kilka planów, które nawet dla największych zwyroli wydały się zbyt chore. Zell na pewno nie był dobrą osobą i wszyscy doskonale o tym wiedzieli. Lecz co im innego pozostawało poza służbą.
Jednak wróćmy do naszych trzech komandosów, którzy powoli zbierali się do kupy. Wybuch mocno im dokuczył i teraz byli dość podatni na wszelki atak. Lecz chyba wychodzi na to, że samobójczy akt kapitana Saiyańskiej armii wykończył całą przednią straż. Lecz zawsze mogli przybyć tu żołnierze z innych części pałacu, więc należałoby się spieszyć. Najszybciej pozbierał się stary Mistick, który był tak uprzejmy, że otworzył główne drzwi własną głową. Teraz jednak wziął się za przejmowanie danych z systemu, który był umiejscowiony w najpilniej strzeżonym miejscu na tej planecie. W międzyczasie boginka i demon zajęli się wyszukiwaniem swoich towarzyszy. Kiedy obraz w kuli się jakoś ustabilizował to oczom Kaede i Dragota ukazali się Kuro z Cheprim, którzy rozmawiali z jakimś oddziałem. Nie wiadomo czy zostali zatrzymani, czy też właśnie sprzedawali swoich ludzi. Ciężko było stwierdzić.
W tym samym czasie w pomieszczeniu kontrolnym jeden z żołnierzy dostrzegł naruszenie firewalla. Było to na tyle delikatne i precyzyjne, że mało kto, by to dostrzegł. Jednak tutaj pracowali najlepsi z najlepszych, a poza tym przy aktualnych wydarzeniach, raczej ciężko byłoby nic nie robić. Mężczyzna szybko namierzył osobnika, który hakował konsolę, lecz nie przeszkodził mu w tym. Nie chciał go wystraszyć. Zamiast tego nacisnął słuchawkę.
- Odziały Delta i Echo. Mamy naruszenie systemu w korytarzu przy bramie pałacu. Rozkazy są znane i bez zmian. – powiedział Saiyanin, starając się teraz złapać obraz z kamer, lecz niektóre zostały zniszczone, a kilka nie odbierało dobrze sygnału. Jednak informatyk sprawdził ostatnie zapisy zniszczonych urządzeń. Kiedy na ekranie wyświetliły mu się trzy postacie, w chmurze pyłu postarał się wyostrzyć obraz. Kiedy zobaczył kto zniszczył kamery przeraził się.
- Do wszystkich jednostek. Do pałacu dostał się Hikaru Daishi. Ma ze sobą dwójkę współpracowników. Mogą działać z rebeliantami. Zabić lub w razie możliwości pochwycić go. Delta i Echo. Uważajcie. Macie przed sobą Misticka i dwójkę innych. Nie zlekceważcie tego.
Occ:
Uwaga. Macie z jakieś 3 minuty, zanim wpadną do was dwa oddziały. Kaede możesz spróbować się porozumieć za pomocą kuli z Kuro i Cheprim, lecz w takim wypadku musisz się na tym dokładnie skupić, przez co pozostali w razie walki będą musieli cię ochronić. Iluzja na razie trzyma. Powodzenia. A jak chcecie uciekać to macie trzy odnogi korytarzy. Nie wiecie, gdzie prowadzą dokładnie.
Jednak wróćmy do naszych trzech komandosów, którzy powoli zbierali się do kupy. Wybuch mocno im dokuczył i teraz byli dość podatni na wszelki atak. Lecz chyba wychodzi na to, że samobójczy akt kapitana Saiyańskiej armii wykończył całą przednią straż. Lecz zawsze mogli przybyć tu żołnierze z innych części pałacu, więc należałoby się spieszyć. Najszybciej pozbierał się stary Mistick, który był tak uprzejmy, że otworzył główne drzwi własną głową. Teraz jednak wziął się za przejmowanie danych z systemu, który był umiejscowiony w najpilniej strzeżonym miejscu na tej planecie. W międzyczasie boginka i demon zajęli się wyszukiwaniem swoich towarzyszy. Kiedy obraz w kuli się jakoś ustabilizował to oczom Kaede i Dragota ukazali się Kuro z Cheprim, którzy rozmawiali z jakimś oddziałem. Nie wiadomo czy zostali zatrzymani, czy też właśnie sprzedawali swoich ludzi. Ciężko było stwierdzić.
W tym samym czasie w pomieszczeniu kontrolnym jeden z żołnierzy dostrzegł naruszenie firewalla. Było to na tyle delikatne i precyzyjne, że mało kto, by to dostrzegł. Jednak tutaj pracowali najlepsi z najlepszych, a poza tym przy aktualnych wydarzeniach, raczej ciężko byłoby nic nie robić. Mężczyzna szybko namierzył osobnika, który hakował konsolę, lecz nie przeszkodził mu w tym. Nie chciał go wystraszyć. Zamiast tego nacisnął słuchawkę.
- Odziały Delta i Echo. Mamy naruszenie systemu w korytarzu przy bramie pałacu. Rozkazy są znane i bez zmian. – powiedział Saiyanin, starając się teraz złapać obraz z kamer, lecz niektóre zostały zniszczone, a kilka nie odbierało dobrze sygnału. Jednak informatyk sprawdził ostatnie zapisy zniszczonych urządzeń. Kiedy na ekranie wyświetliły mu się trzy postacie, w chmurze pyłu postarał się wyostrzyć obraz. Kiedy zobaczył kto zniszczył kamery przeraził się.
- Do wszystkich jednostek. Do pałacu dostał się Hikaru Daishi. Ma ze sobą dwójkę współpracowników. Mogą działać z rebeliantami. Zabić lub w razie możliwości pochwycić go. Delta i Echo. Uważajcie. Macie przed sobą Misticka i dwójkę innych. Nie zlekceważcie tego.
Occ:
Uwaga. Macie z jakieś 3 minuty, zanim wpadną do was dwa oddziały. Kaede możesz spróbować się porozumieć za pomocą kuli z Kuro i Cheprim, lecz w takim wypadku musisz się na tym dokładnie skupić, przez co pozostali w razie walki będą musieli cię ochronić. Iluzja na razie trzyma. Powodzenia. A jak chcecie uciekać to macie trzy odnogi korytarzy. Nie wiecie, gdzie prowadzą dokładnie.
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Korytarze
Pią Paź 02, 2015 8:29 pm
Spodziewał się, że w końcu zostanie złapany, a przynajmniej zauważony. Dziwiło mistica to, że nadal mógł robić swoje na tym panelu. Być może pozwalali mu na to by mieć pewność, że zostanie tu do przybycia oddziałów małp. Hikaru nie musiał znać telepatii czy czytać scenariusza tego filmu by podejrzewać takie rzeczy. To, że ktoś tu przybiegnie było pewne. Kamery przecież zanim zostały zniszczone zarejestrowały kilka scen, poza tym ktoś zawsze przybywa w takim momencie. Wszystko to wiedział dlatego spinał się i działał jak najszybciej potrafił. Nie miał pojęcia kiedy, mógł przypuszczać że zostało im kilka minut. Mieli kilka dróg do wyboru. To znaczy dokładnie trzy. Zbyt długo pracował w jednym miejscu, nie mógł dokładnie wskazać kierunku jaki obierze, dlatego też zaniechał szukania czegokolwiek. Skupił się na wyłączaniu kamer we wszystkich trzech korytarzach. Niestety nie mógł zniszczyć ich wszystkich a niszczenie sztucznych oczu tylko w korytarzu jaki wybiorą nie ma sensu.
W gruncie rzeczy wystarczyło odpowiednie spięcie obwodów by kamery same się unicestwiły dzięki nadmiarze energii. To była ostatnia rzecz jaką chciał zrobić mistic tutaj. Przekierował energię z oświetlenia oraz paru innych ogólnodostępnych miejsc do monitoringu. Nie po kolei, ale od razu. To mogłoby przypominać przerwanie tamy i zalanie miasta leżącego poniżej. Kątem oka zobaczył jednak coś co działo się tuż obok, z Dragotem. Znowu zmienił wygląd, ale tym razem przyjął postać... April. Nie mógł w to uwierzyć, że demon pozwolił sobie na coś takiego w obecności mistica. Nacisnął enter i w tym samym momencie cała sekwencja jaką wojownik zapisał powinna wejść w życie rozwalił zaciśniętą pięścią monitor. Pełnia księżyca na Vegecie działała także na niego. Nie wiele myśląc, zatracając się na sekundę zaatakował biednego, głupiego demona nową techniką. Z wyciągniętej dłoni wyleciała jej energetyczna wersja z dużą szybkością, tak dużą że demon nie miał czasu na reakcję. Palce niczym pałeczki do jedzenia sushi zacisnęły się na imitacji uczennicy Hikaru i wbiły się w najbliższą ścianę.
- NIGDY!! Nie waż się powtarzać czegoś takiego. Masz zmienić się z powrotem w swoją normalną postać, albo wyrwę dziewczynę z Ciebie choćbym miał to robić komórka po komórce! Energia wyciekała z wojownika w postaci błękitnego dymu. Przede wszystkim z oczu stawał się bardzo widoczny. Po chwili jednak opanował się i dym rozwiał się. Musiał kilka razy mrugnąć, ale udało się. Dalej jednak trzymał Kozę w potrzasku ściskając energetyczne palce jeszcze bardziej by podkreślić wagę słów. Stali jakieś 10 metrów od siebie, a łączyła ich jedynie błękitna energetyczna dłoń wychodząca z tej prawdziwej, wyciągniętej w stronę demona. Dopiero po kilku długich sekundach podszedł do Kaede i zobaczył to co działo się w kuli. Jego wnuk i Chepri rozmawiają z jakimś oddziałem małp. Ciężko jednak było stwierdzić czy służą Zellowi czy nie. Taka zbieranina różnych klas może sugerować, że to rebelianci, ale pewności nigdy nie ma. Zamknął oczy by sprawdzić czy jest w stanie cokolwiek wyczuć, umysł Kury chociażby by przekazać mu w razie W jakieś myśli. Nic jednak nie miał zamiaru obecnie przekazywać. Lepiej nie.
- Musimy stąd znikać. Zaraz przyjdą sayanie i znów nas zechcą zatrzymać. Nie mamy na to czasu. Trzeba działać, a skoro wszyscy już wiedzą, że jesteśmy tu to zrobimy dla Kury dywersję. Być może uda się skupić całą uwagę na nas. Szukaj Czerwonego Kaede. To Twój najważniejszy cel. Niczym innym się nie zajmuj. Jak już go znajdziesz skontaktuj się z nim i przedstaw sprawę jak to wszystko wygląda. Poproś go o plany pałacu, albo najlepiej skontaktuj go ze mną telepatycznie. Mój umysł jest cały czas otwarty. Musimy wybrać jedną z tych dróg i biec dalej. Celem jest archiwum. Nie zatrzymujemy się, tylko lecimy na pałę nie zwracając uwagi na to co się dzieję obok. Tu w końcu się zatrzymał i wypuścił demona z bolesnego uścisku zostawiając na jego barkach i udach małe rany od energetycznych paznokci.
OCC drugi trening na technikę ki kontrukt
W gruncie rzeczy wystarczyło odpowiednie spięcie obwodów by kamery same się unicestwiły dzięki nadmiarze energii. To była ostatnia rzecz jaką chciał zrobić mistic tutaj. Przekierował energię z oświetlenia oraz paru innych ogólnodostępnych miejsc do monitoringu. Nie po kolei, ale od razu. To mogłoby przypominać przerwanie tamy i zalanie miasta leżącego poniżej. Kątem oka zobaczył jednak coś co działo się tuż obok, z Dragotem. Znowu zmienił wygląd, ale tym razem przyjął postać... April. Nie mógł w to uwierzyć, że demon pozwolił sobie na coś takiego w obecności mistica. Nacisnął enter i w tym samym momencie cała sekwencja jaką wojownik zapisał powinna wejść w życie rozwalił zaciśniętą pięścią monitor. Pełnia księżyca na Vegecie działała także na niego. Nie wiele myśląc, zatracając się na sekundę zaatakował biednego, głupiego demona nową techniką. Z wyciągniętej dłoni wyleciała jej energetyczna wersja z dużą szybkością, tak dużą że demon nie miał czasu na reakcję. Palce niczym pałeczki do jedzenia sushi zacisnęły się na imitacji uczennicy Hikaru i wbiły się w najbliższą ścianę.
- coś w tym stylu:
- NIGDY!! Nie waż się powtarzać czegoś takiego. Masz zmienić się z powrotem w swoją normalną postać, albo wyrwę dziewczynę z Ciebie choćbym miał to robić komórka po komórce! Energia wyciekała z wojownika w postaci błękitnego dymu. Przede wszystkim z oczu stawał się bardzo widoczny. Po chwili jednak opanował się i dym rozwiał się. Musiał kilka razy mrugnąć, ale udało się. Dalej jednak trzymał Kozę w potrzasku ściskając energetyczne palce jeszcze bardziej by podkreślić wagę słów. Stali jakieś 10 metrów od siebie, a łączyła ich jedynie błękitna energetyczna dłoń wychodząca z tej prawdziwej, wyciągniętej w stronę demona. Dopiero po kilku długich sekundach podszedł do Kaede i zobaczył to co działo się w kuli. Jego wnuk i Chepri rozmawiają z jakimś oddziałem małp. Ciężko jednak było stwierdzić czy służą Zellowi czy nie. Taka zbieranina różnych klas może sugerować, że to rebelianci, ale pewności nigdy nie ma. Zamknął oczy by sprawdzić czy jest w stanie cokolwiek wyczuć, umysł Kury chociażby by przekazać mu w razie W jakieś myśli. Nic jednak nie miał zamiaru obecnie przekazywać. Lepiej nie.
- Musimy stąd znikać. Zaraz przyjdą sayanie i znów nas zechcą zatrzymać. Nie mamy na to czasu. Trzeba działać, a skoro wszyscy już wiedzą, że jesteśmy tu to zrobimy dla Kury dywersję. Być może uda się skupić całą uwagę na nas. Szukaj Czerwonego Kaede. To Twój najważniejszy cel. Niczym innym się nie zajmuj. Jak już go znajdziesz skontaktuj się z nim i przedstaw sprawę jak to wszystko wygląda. Poproś go o plany pałacu, albo najlepiej skontaktuj go ze mną telepatycznie. Mój umysł jest cały czas otwarty. Musimy wybrać jedną z tych dróg i biec dalej. Celem jest archiwum. Nie zatrzymujemy się, tylko lecimy na pałę nie zwracając uwagi na to co się dzieję obok. Tu w końcu się zatrzymał i wypuścił demona z bolesnego uścisku zostawiając na jego barkach i udach małe rany od energetycznych paznokci.
OCC drugi trening na technikę ki kontrukt
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Korytarze
Sob Paź 03, 2015 11:24 am
Post treningowy
Zdążyła zorientować się tylko, że chłopcy są bezpieczni. Czy był sens się z nimi komunikować? Zawsze mogła to zrobić telepatycznie. Kula rozpłynęła się w powietrzu, a ona stała na nogi i uniosła się do lotu. W tym samym czasie Dragot zaczął… Pajacować… Westchnęła tylko, przejeżdżając dłonią po twarzy w geście załamania. Jakim cudem ten głupi demon wcześniej ją uratował i w tak groźnej sytuacji robi sobie żarty? Hikaru nie mógł jednak spokojnie na to patrzeć, dał się ponieść emocjom, pokazując znacznej część swojej siły. Akurat tego też nie rozumiała, czemu ktoś taki jak on został wybrany przez bogów? Co prawda patrząc na decyzje tych próżniaków z zaświatów, nie był to pierwszy z ich licznych, złych pomysłów. Może kiedyś, z 200 lat temu miał w sobie więcej ciepła? A może chcieli bezwzględnego policjanta do odwalania brudnej roboty? Cóż… Nigdy się tego nie dowie.
-Ekhem…- chrząknęła znacząco, zwracając na siebie uwagę. -Możecie przestać zajmować się pierdołami, podczas gdy trzeba działać?- zapytała słodkim tonem, choć nie dało się ukryć nuty ironii. Na szczęście najstarszy z nich miał trochę oleju w głowie i wymyślił iście doskonały plan… Jego zdaniem cała trójka powinna po prostu lecieć wzdłuż, ściągając na siebie uwagę jak największej grupy… Po raz kolejny bogini przypisana została robota centrali, ale przynajmniej nie złamie sobie paznokcia.
-Cóż… nie jestem pewna, ale możemy spróbować…- jej umysł rozpoczął wyszukiwanie jedynej małpy, do której… Czuła coś więcej? Nie! Wszystkich kochała po równo, nie mogła się przecież zakochać w kimś śmiertelnym, nawet gdy… Ten ktoś jest tak wyjątkowy jak Red. Potrząsnęła dynamicznie głową, wyrzucając z siebie niedorzeczne pomysły, ale serce nadal biło jakby szybciej i chyba pokryła się lekkim rumieńcem, gdy natrafiła na ślad dowódcy rebeliantów. Szybko zakryła twarz włosami, ukrywając głęboko schowane emocje, co musiało wyglądać dość uroczo. *Na szczęście to faceci, nie zrozumieją, są za mało empatyczni.* pocieszyła się odwieczną prawdą o mężczyznach. –No dobra, lecę w środku i osłaniajcie mnie.- zgodziła się na plan, wzbijając do lotu tuż za Hikaru, a przed Dragotem.
W czasie lotu wytężyła swoje zdolności w celu odnalezienia tego wyjątkowego małpiszona. Czym jej tak zaimponował, że zachowuje się jak nastoletnia śmiertelniczka? Był bardzo odważny, skazał się na samotność, ukrywając swoje intencje i będąc sam tylko po to, żeby Zell nie miał go kim szantażować. Z całego serca pragnęła odpłacić mu całą swoją miłością i wtedy… Dostrzegła, że jest jednym z najszlachetniejszych i najbardziej rycerskich wojowników, jakich poznała. Chyba rzeczywiście wpadła po uszy w rzekę zwaną zakochaniem, a teraz nurt spowoduje, że popłynie nią tracąc swój instynkt samozachowawczy. *Ale to nie możliwe!* Krzyknęła na siebie w duchu. Matka bogów, która połączyła się z jej duszą, spłatała figla swojej córce. W momencie, gdy Kaede lekko się odbiło, z ust wyleciał jeden różowy motyl, będący esencją jej aktualnego stanu. Na szczęście dla młodej bogini zniknął równie szybko. *Mamo!* Krzyknęła oburzona, ponownie się rumieniąc. *Nie ważne, teraz muszę odszukać Reda.*
-Red!- wołała telepatycznie, wysyłając przekaz za śladem jego energii. –Red potrzebuję cię, to ja Kaede! Potrzebuję plan rebelii i układu tego budynku, mogę nawiązać połączenie między tobą, a Hikaru i mną, tylko się odezwij! Wystarczy mi choć ślad twojej otwartości, proszę….- czerwony dowódca nie mógł oszukać boskich zmysłów, ale mógł nie odpowiedzieć na jej wołanie. Ale chyba i on bardziej polubił Kaede… Przy okazji takie nadmierne wytężanie umysłu mogło posłużyć za dobry trening.
Trening start!
Zdążyła zorientować się tylko, że chłopcy są bezpieczni. Czy był sens się z nimi komunikować? Zawsze mogła to zrobić telepatycznie. Kula rozpłynęła się w powietrzu, a ona stała na nogi i uniosła się do lotu. W tym samym czasie Dragot zaczął… Pajacować… Westchnęła tylko, przejeżdżając dłonią po twarzy w geście załamania. Jakim cudem ten głupi demon wcześniej ją uratował i w tak groźnej sytuacji robi sobie żarty? Hikaru nie mógł jednak spokojnie na to patrzeć, dał się ponieść emocjom, pokazując znacznej część swojej siły. Akurat tego też nie rozumiała, czemu ktoś taki jak on został wybrany przez bogów? Co prawda patrząc na decyzje tych próżniaków z zaświatów, nie był to pierwszy z ich licznych, złych pomysłów. Może kiedyś, z 200 lat temu miał w sobie więcej ciepła? A może chcieli bezwzględnego policjanta do odwalania brudnej roboty? Cóż… Nigdy się tego nie dowie.
-Ekhem…- chrząknęła znacząco, zwracając na siebie uwagę. -Możecie przestać zajmować się pierdołami, podczas gdy trzeba działać?- zapytała słodkim tonem, choć nie dało się ukryć nuty ironii. Na szczęście najstarszy z nich miał trochę oleju w głowie i wymyślił iście doskonały plan… Jego zdaniem cała trójka powinna po prostu lecieć wzdłuż, ściągając na siebie uwagę jak największej grupy… Po raz kolejny bogini przypisana została robota centrali, ale przynajmniej nie złamie sobie paznokcia.
-Cóż… nie jestem pewna, ale możemy spróbować…- jej umysł rozpoczął wyszukiwanie jedynej małpy, do której… Czuła coś więcej? Nie! Wszystkich kochała po równo, nie mogła się przecież zakochać w kimś śmiertelnym, nawet gdy… Ten ktoś jest tak wyjątkowy jak Red. Potrząsnęła dynamicznie głową, wyrzucając z siebie niedorzeczne pomysły, ale serce nadal biło jakby szybciej i chyba pokryła się lekkim rumieńcem, gdy natrafiła na ślad dowódcy rebeliantów. Szybko zakryła twarz włosami, ukrywając głęboko schowane emocje, co musiało wyglądać dość uroczo. *Na szczęście to faceci, nie zrozumieją, są za mało empatyczni.* pocieszyła się odwieczną prawdą o mężczyznach. –No dobra, lecę w środku i osłaniajcie mnie.- zgodziła się na plan, wzbijając do lotu tuż za Hikaru, a przed Dragotem.
W czasie lotu wytężyła swoje zdolności w celu odnalezienia tego wyjątkowego małpiszona. Czym jej tak zaimponował, że zachowuje się jak nastoletnia śmiertelniczka? Był bardzo odważny, skazał się na samotność, ukrywając swoje intencje i będąc sam tylko po to, żeby Zell nie miał go kim szantażować. Z całego serca pragnęła odpłacić mu całą swoją miłością i wtedy… Dostrzegła, że jest jednym z najszlachetniejszych i najbardziej rycerskich wojowników, jakich poznała. Chyba rzeczywiście wpadła po uszy w rzekę zwaną zakochaniem, a teraz nurt spowoduje, że popłynie nią tracąc swój instynkt samozachowawczy. *Ale to nie możliwe!* Krzyknęła na siebie w duchu. Matka bogów, która połączyła się z jej duszą, spłatała figla swojej córce. W momencie, gdy Kaede lekko się odbiło, z ust wyleciał jeden różowy motyl, będący esencją jej aktualnego stanu. Na szczęście dla młodej bogini zniknął równie szybko. *Mamo!* Krzyknęła oburzona, ponownie się rumieniąc. *Nie ważne, teraz muszę odszukać Reda.*
-Red!- wołała telepatycznie, wysyłając przekaz za śladem jego energii. –Red potrzebuję cię, to ja Kaede! Potrzebuję plan rebelii i układu tego budynku, mogę nawiązać połączenie między tobą, a Hikaru i mną, tylko się odezwij! Wystarczy mi choć ślad twojej otwartości, proszę….- czerwony dowódca nie mógł oszukać boskich zmysłów, ale mógł nie odpowiedzieć na jej wołanie. Ale chyba i on bardziej polubił Kaede… Przy okazji takie nadmierne wytężanie umysłu mogło posłużyć za dobry trening.
Trening start!
Re: Korytarze
Nie Paź 04, 2015 11:08 pm
Post dla Kaede
Red odebrał mentalną wiadomość od Kaede. Niestety nie był to najlepszy moment na pogaduszki. Właśnie stał w odległości 10 metrów od samego króla wydając rozkazy podkomendnym. Zesztywniał, gdy w głowie rozbrzmiała bezpośredniość jej słów, po czym spojrzał w sufit szukając pomocy z niebios? Nomen omen właśnie boginka się do niego odzywała i potrzebowała wskazówek. Miał złe wspomnienia z równie bezpośredniej rozmowy z Hikaru sprzed dwóch dni. Jednakże, gdzieś tam w głębi jego serce się ucieszyło i choć widział boginkę zaledwie kilka minut to polubił tą wesołą dziewczynkę. W jego mniemaniu nie mogła mieć zbyt wiele lat, ale co tam sam saiyan mógł wiedzieć o Bogach. Przez chwilę rozważał, czy wypada zaprosić boginkę na randkę albo chociaż na kolację ale zapewne nie.
- Przez Was stracę głowę szybciej niż sam przypuszczam. Słuchaj kwiatuszku ja wiem, co ja mam robić i nic Wam do tego. Cały plan rebelii polega na tym, żeby Ci co przedrą się przez straż walczyli z królem. Albo się uda albo nie. Jeśli nie to chciałbym to przeżyć, a nie mam pojęcia co Wy knujecie.
Było tak, jak Hikaru podejrzewał. Nie było planu, ba nawet nie było wyznaczonego następcy tronu wśród rebeliantów. Kiepska wizja przyszłości dla planety. Mistik wyznaczył na to miejsce, a w zasadzie wypchnął swojego wnuka, młodzika po dwudziestce, który jeszcze mało wie o świecie. Zasadniczo to jego aktualny cały świat w główce zaprzątała pewna halfka ..... ot młodość.
Słowa Reda brzmiały twardo ale wynikały z troski, tak jak innych odcinał ją od siebie. Zwyczajowo udawał zimnego twardziela. Chronił boginkę przed gniewem króla. Dodatkowo znajdował się tuż pod bacznym spojrzeniem monarchy i każde podejrzane zachowanie mógł przypłacić śmiercią nim wyda ostatni rozkaz swoim podwładnym. Rozkaz, od którego mogą zależeć losy walki. Niemniej był też prostym, nieco topornym ale dobrodusznym Saiyanem, po prostu po żołniersku przekazywał wiadomość, jak to miał w zwyczaju. Co się tyczy planów budynku w wyobraźni przekazał jej tyle ile mógł, jego wiedza była ogólna, w końcu był tylko trenerem, a nie Reichi, którzy mogli rozbijać się po pałacu, gdzie tylko chcieli. Trudno było mu sprostać wymaganiami boginki i jednocześnie nie rzucać na siebie podejrzeń w obecności króla.
OOC: Kaede dostajesz też telepatyczną wizję planu Pałacu ale tylko taką ogólną, co znajduje się w Północnym, Południowym, Wschodnim i Zachodnim skrzydle, natomiast dokładnego położenia pomieszczeń poza Salą Tronową nie znasz. Jeżeli chcesz możesz utrzymywać kontakt z trenerem.
Red odebrał mentalną wiadomość od Kaede. Niestety nie był to najlepszy moment na pogaduszki. Właśnie stał w odległości 10 metrów od samego króla wydając rozkazy podkomendnym. Zesztywniał, gdy w głowie rozbrzmiała bezpośredniość jej słów, po czym spojrzał w sufit szukając pomocy z niebios? Nomen omen właśnie boginka się do niego odzywała i potrzebowała wskazówek. Miał złe wspomnienia z równie bezpośredniej rozmowy z Hikaru sprzed dwóch dni. Jednakże, gdzieś tam w głębi jego serce się ucieszyło i choć widział boginkę zaledwie kilka minut to polubił tą wesołą dziewczynkę. W jego mniemaniu nie mogła mieć zbyt wiele lat, ale co tam sam saiyan mógł wiedzieć o Bogach. Przez chwilę rozważał, czy wypada zaprosić boginkę na randkę albo chociaż na kolację ale zapewne nie.
- Przez Was stracę głowę szybciej niż sam przypuszczam. Słuchaj kwiatuszku ja wiem, co ja mam robić i nic Wam do tego. Cały plan rebelii polega na tym, żeby Ci co przedrą się przez straż walczyli z królem. Albo się uda albo nie. Jeśli nie to chciałbym to przeżyć, a nie mam pojęcia co Wy knujecie.
Było tak, jak Hikaru podejrzewał. Nie było planu, ba nawet nie było wyznaczonego następcy tronu wśród rebeliantów. Kiepska wizja przyszłości dla planety. Mistik wyznaczył na to miejsce, a w zasadzie wypchnął swojego wnuka, młodzika po dwudziestce, który jeszcze mało wie o świecie. Zasadniczo to jego aktualny cały świat w główce zaprzątała pewna halfka ..... ot młodość.
Słowa Reda brzmiały twardo ale wynikały z troski, tak jak innych odcinał ją od siebie. Zwyczajowo udawał zimnego twardziela. Chronił boginkę przed gniewem króla. Dodatkowo znajdował się tuż pod bacznym spojrzeniem monarchy i każde podejrzane zachowanie mógł przypłacić śmiercią nim wyda ostatni rozkaz swoim podwładnym. Rozkaz, od którego mogą zależeć losy walki. Niemniej był też prostym, nieco topornym ale dobrodusznym Saiyanem, po prostu po żołniersku przekazywał wiadomość, jak to miał w zwyczaju. Co się tyczy planów budynku w wyobraźni przekazał jej tyle ile mógł, jego wiedza była ogólna, w końcu był tylko trenerem, a nie Reichi, którzy mogli rozbijać się po pałacu, gdzie tylko chcieli. Trudno było mu sprostać wymaganiami boginki i jednocześnie nie rzucać na siebie podejrzeń w obecności króla.
OOC: Kaede dostajesz też telepatyczną wizję planu Pałacu ale tylko taką ogólną, co znajduje się w Północnym, Południowym, Wschodnim i Zachodnim skrzydle, natomiast dokładnego położenia pomieszczeń poza Salą Tronową nie znasz. Jeżeli chcesz możesz utrzymywać kontakt z trenerem.
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Korytarze
Pon Paź 05, 2015 10:05 pm
Fizycznie jestem dość młody jak na demony. Psychicznie jednak jestem młody nawet jak na ludzi. I nikt nie ma prawa mi tej młodości odbierać. Jednak młodzi artyści tak mają, że ich praca często nie zostaje doceniona. I w tym wypadku również tak było. Ciało April zapewniło mi lepszy stan zarówno psychiczny jak i fizyczny. W pewnym stopniu na stałe. Lecz oczywiście Pan Senior Siwowłosy Ja-wiem-lepiej-wy-sie-nie-znacie Hikaru miał inne zdanie na ten temat. No bo do tej pory mieliśmy mało problemów.
Przyglądałem się magicznej kuli, i hakerowaniu, sam będąc bez żadnego skilla który obecnie by się przydał. Szczególnie że jak do tej pory wykazałem się bardziej niż się tego spodziewałem. Lecz w pewnym momencie poczułem że ktoś dotarł do mojego serduszka, i to bardziej dosłownie niż bym sobie tego życzył.
Poczułem dwie rzeczy które zawsze czuję w takiej sytuacji, pierwsza bardziej oczywista to ból zadany przez niezwykle zaawansowaną technikę energetyczną. Druga to rozbawienie tą sytuacją, która trafia mi się tak często że przestaje mnie to już ruszać. Rozwiązywanie siłą problemów które dotyczą jedynie jego ograniczonego myślenia, to bardzo pospolite. Jego żądania były jeszcze śmieszniejsze.
-No dalej, na co czekasz?! To nie tak że mamy coś ważniejszego do zrobienia no nie? Jestem uwięziony w tej formie na jakiś czas, a rozdzielając mnie ryzykujesz śmierć obydwu! Ale oczywiście możesz zająć się mną zamiast Królem! W końcu jesteś obrońcą Ziemi!
Wydarłem się tak samo jak on, mając moje zniekształcone oczy pełne ironii oraz gniewu. Przypominało to typową kłótnie. W tym wypadku obydwie osoby miały dużo do stracenia. Gdy mówiłem słychać było dwa głosy, mój oraz April. Dawało to bardzo specyficzny efekt. Ale na to nie miałem wpływu. Byłem jak na zwolnieniu warunkowym. Albo tak, albo padam bez sił. Tylko oczywiście każdy wie lepiej jak działają demony...
Gdy mnie wypuścił(o ile to zrobił) bardzo szybko podniosłem się z podłogi i po wysłuchaniu planu ustawiłem się w pozycji gotowej do rozwinięcia pełnej prędkości, i dodałem od siebie:
-Czyli nie zmieniamy planu. Dalej improwizacja. Spoko. To dawajcie te plany i w drogę, mam wrażenie że zbliża się komitet powitalny.
Powiedziałem wciąż lekko sfrustrowanym głosem, zerkając na Hikaru rywalizującym wzrokiem. Za kogo on się uważa... Kiedyś mu z pewnością dorównam. Nie, inaczej. Nie spocznę póki mu nie dorównam, i go nie zabiję.
OOC:
Trening Start
Masuku + Ukrywanie KI
Przyglądałem się magicznej kuli, i hakerowaniu, sam będąc bez żadnego skilla który obecnie by się przydał. Szczególnie że jak do tej pory wykazałem się bardziej niż się tego spodziewałem. Lecz w pewnym momencie poczułem że ktoś dotarł do mojego serduszka, i to bardziej dosłownie niż bym sobie tego życzył.
Poczułem dwie rzeczy które zawsze czuję w takiej sytuacji, pierwsza bardziej oczywista to ból zadany przez niezwykle zaawansowaną technikę energetyczną. Druga to rozbawienie tą sytuacją, która trafia mi się tak często że przestaje mnie to już ruszać. Rozwiązywanie siłą problemów które dotyczą jedynie jego ograniczonego myślenia, to bardzo pospolite. Jego żądania były jeszcze śmieszniejsze.
-No dalej, na co czekasz?! To nie tak że mamy coś ważniejszego do zrobienia no nie? Jestem uwięziony w tej formie na jakiś czas, a rozdzielając mnie ryzykujesz śmierć obydwu! Ale oczywiście możesz zająć się mną zamiast Królem! W końcu jesteś obrońcą Ziemi!
Wydarłem się tak samo jak on, mając moje zniekształcone oczy pełne ironii oraz gniewu. Przypominało to typową kłótnie. W tym wypadku obydwie osoby miały dużo do stracenia. Gdy mówiłem słychać było dwa głosy, mój oraz April. Dawało to bardzo specyficzny efekt. Ale na to nie miałem wpływu. Byłem jak na zwolnieniu warunkowym. Albo tak, albo padam bez sił. Tylko oczywiście każdy wie lepiej jak działają demony...
Gdy mnie wypuścił(o ile to zrobił) bardzo szybko podniosłem się z podłogi i po wysłuchaniu planu ustawiłem się w pozycji gotowej do rozwinięcia pełnej prędkości, i dodałem od siebie:
-Czyli nie zmieniamy planu. Dalej improwizacja. Spoko. To dawajcie te plany i w drogę, mam wrażenie że zbliża się komitet powitalny.
Powiedziałem wciąż lekko sfrustrowanym głosem, zerkając na Hikaru rywalizującym wzrokiem. Za kogo on się uważa... Kiedyś mu z pewnością dorównam. Nie, inaczej. Nie spocznę póki mu nie dorównam, i go nie zabiję.
OOC:
Trening Start
Masuku + Ukrywanie KI
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Korytarze
Pon Paź 12, 2015 11:40 am
Zabicie tego skurwiela byłoby tak bardzo łatwe. Wydostanie April, potem zgniecenie robaka. Tak po prostu. Bez żadnego sądu bo demony są ponad systemem. By z nimi walczyć dawno już mistic postanowił także stanąć poza nim. Mimo to nigdy nie zabijał z furią jaka go teraz ogarniała. Pełnia Księżyca Vegańskiego wywoływała coś bardzo głęboko ukrytego w chłopaku o białych włosach. Wywoływała coś czego nie czuł właściwie nigdy. Żądza mordu i krwi. Odkąd stał się misticiem nie odczuwał takiej gorącej furii. Niegdyś zimna furia rozgrzała się do temperatury jaką można znaleźć jedynie w jądrach najpotężniejszych gwiazd. Całkowicie zapomniał gdzie jest i po co tu jest. Przestało go to jakby obchodzić wolał pozwalać emocjom brać górę.
Nawet słowa Kaede nie wiele zmieniły. Musiało minąć dobrych kilka wdechów i wydechów by gwiazda zgasła. Mimo wszystko Hikaru żył już nie od wczoraj. Słowa demona prowokujące były niczym węgiel dorzucany do rozgrzanego pieca. Mimo to jako mistic musiał panować nad sobą. I panował przez setki lat. Zerwał wielką gaśnicę i zgasił ogień w piecu, pozwolił gwieździe by zamieniła się w białego karła. Jego wewnętrzny wszechświat zamarzł znów. Wszelkie cząsteczki w nim stanęły w miejscu. Temperatura przekroczyła zero bezwzględne, znów stał się zimny jak jego oczy. Furia minęła, przynajmniej ta szeroko znana we wszechświecie. Obrońca Ziemi schował ją i przekształcił w coś dużo lepszego. W logiczne myślenie.
Oczywiście nie mógł zabić Dragota, była w nim dalej jego uczennica, której wydostanie wcale nie byłoby łatwe. Bardzo skomplikowane i graniczyło z cudem właściwie. Nie było czasu na to w tej chwili. Demon stanowił część jego zespołu, stanowił ważny element układanki. Na jego zniszczenie przyjdzie czas później. Hikaru potrafił uzbroić się w cierpliwość. Miał przecież mnóstwo czasu. Ważniejsze od tego wszystkiego był kontakt z Czerwonym trenerem, który przekazał obraz mapy pałacu. Na tyle dokładny na ile mógł być obraz z głowy. To doskonale uzupełniało się z tym co wiedział już mistic. Teraz już dokładnie wiedział gdzie iść i co miną po drodze. Wiedział, gdzie najpewniej spotkają jakiś oddział, tzn spotkaliby jakby nie było takiego burdelu. Widział przynajmniej dwa miejsca, w których dałoby się zasadzić przynajmniej kilku żołnierzom króla. Czy ktoś tam akurat się ukryje nie wiadomo. Musiał podziękować rozmówcy, ale ważniejsze obecnie było jego zruganie.
-Idioto. Wystarczyło poprosić o pomoc dwa lata temu. Zrobilibyśmy taki plan, że mucha nie siada. Połowa tych co zginą tej nocy ocaliła by życie. Ale lepiej iść na pałę jak typowa małpa, co ? Trzeba finezji do kurwy nędzy czasami. Do takich spraw na pewno. Śmierć rebeliantów-tych wszystkich co umrą- to tylko Twoja wina. Ich krew znajdzie się na Twoich rękach! Tu przerwał porzucając łącze. Trener niczego więcej raczej im nie powie, a mistic potrzebował całego procesora na myślenie.
Zanim jednak ruszyli z miejsca nie mógł jakoś skomentować miny Dragota. Wyzywał go na pojedynek. Co prawda srebrne oczy mistica nie wydzielały kijowego dymu to gdy ich wzrok spotkał się na sekundę wydzielił się znaczący błękitny błysk w oczach ziemskiego wojownika. "Koi" -przyjęcie wyzwania. Kiedyś w przyszłości. Trzeba było się teraz przedrzeć do archiwum, mając nadzieję, że kamery zostały wyłączone na całej trasie. Teraz po prostu ruszył przed siebie prosto korytarzem, który ich może doprowadzić do celu. Tam mistic będzie mógł działać tak długo jak na to pozwolą żołnierze.
OCC okej czas na npca.
Nawet słowa Kaede nie wiele zmieniły. Musiało minąć dobrych kilka wdechów i wydechów by gwiazda zgasła. Mimo wszystko Hikaru żył już nie od wczoraj. Słowa demona prowokujące były niczym węgiel dorzucany do rozgrzanego pieca. Mimo to jako mistic musiał panować nad sobą. I panował przez setki lat. Zerwał wielką gaśnicę i zgasił ogień w piecu, pozwolił gwieździe by zamieniła się w białego karła. Jego wewnętrzny wszechświat zamarzł znów. Wszelkie cząsteczki w nim stanęły w miejscu. Temperatura przekroczyła zero bezwzględne, znów stał się zimny jak jego oczy. Furia minęła, przynajmniej ta szeroko znana we wszechświecie. Obrońca Ziemi schował ją i przekształcił w coś dużo lepszego. W logiczne myślenie.
Oczywiście nie mógł zabić Dragota, była w nim dalej jego uczennica, której wydostanie wcale nie byłoby łatwe. Bardzo skomplikowane i graniczyło z cudem właściwie. Nie było czasu na to w tej chwili. Demon stanowił część jego zespołu, stanowił ważny element układanki. Na jego zniszczenie przyjdzie czas później. Hikaru potrafił uzbroić się w cierpliwość. Miał przecież mnóstwo czasu. Ważniejsze od tego wszystkiego był kontakt z Czerwonym trenerem, który przekazał obraz mapy pałacu. Na tyle dokładny na ile mógł być obraz z głowy. To doskonale uzupełniało się z tym co wiedział już mistic. Teraz już dokładnie wiedział gdzie iść i co miną po drodze. Wiedział, gdzie najpewniej spotkają jakiś oddział, tzn spotkaliby jakby nie było takiego burdelu. Widział przynajmniej dwa miejsca, w których dałoby się zasadzić przynajmniej kilku żołnierzom króla. Czy ktoś tam akurat się ukryje nie wiadomo. Musiał podziękować rozmówcy, ale ważniejsze obecnie było jego zruganie.
-Idioto. Wystarczyło poprosić o pomoc dwa lata temu. Zrobilibyśmy taki plan, że mucha nie siada. Połowa tych co zginą tej nocy ocaliła by życie. Ale lepiej iść na pałę jak typowa małpa, co ? Trzeba finezji do kurwy nędzy czasami. Do takich spraw na pewno. Śmierć rebeliantów-tych wszystkich co umrą- to tylko Twoja wina. Ich krew znajdzie się na Twoich rękach! Tu przerwał porzucając łącze. Trener niczego więcej raczej im nie powie, a mistic potrzebował całego procesora na myślenie.
Zanim jednak ruszyli z miejsca nie mógł jakoś skomentować miny Dragota. Wyzywał go na pojedynek. Co prawda srebrne oczy mistica nie wydzielały kijowego dymu to gdy ich wzrok spotkał się na sekundę wydzielił się znaczący błękitny błysk w oczach ziemskiego wojownika. "Koi" -przyjęcie wyzwania. Kiedyś w przyszłości. Trzeba było się teraz przedrzeć do archiwum, mając nadzieję, że kamery zostały wyłączone na całej trasie. Teraz po prostu ruszył przed siebie prosto korytarzem, który ich może doprowadzić do celu. Tam mistic będzie mógł działać tak długo jak na to pozwolą żołnierze.
OCC okej czas na npca.
Re: Korytarze
Pią Paź 16, 2015 10:03 pm
Kłótnia jaką zaczęli prowadzić Mistick i Demon przypominała ta, którymi cechowały się te najstarsze małżeństwa. Reakcja Hikaru może i była usprawiedliwiona, ale na pewno nie w tym czasie i miejscu. Po za tym nie musiał aż tak się wściekać. W sumie nawet on pewnie nie wiedział, dlaczego aura księżyca tak na niego działa. Czyżby nawet wybraniec bogów miał jakieś słabości? Na pewno nie powinni tego robić, gdyż tylko tracili czas, a rebelia raczej nie miała zamiaru na nich czekać. Żołnierze króla też nie. Zanim kula zniknęła, to Keade mogła zobaczyć jak żołnierze rozmawiający z Kuro poruszają się, jakby coś się tam wydarzyło. A może jej się tylko tak wydawało? Aktualnie nie mieli zbyt dużo czasu na jakiekolwiek przygotowanie, które jak zauważył Daishi, trzeba było zrobić o wiele wcześniej. Teraz lecieli na tak zwaną pałę modląc się, żeby przeżyć tą noc. Kamery w kolejnych korytarzach cały czas obserwowały ich, lecz trójka dzielnych herosów raczej się tym nie przejmowało. Cel był prosty. Zebrać na siebie całą uwagę i dać innym wolną drogą. W pewnym sensie im się to udało. Pożerający kolejne metry przywódca grupy Daishi miał mógł podziękować tylko swojemu doświadczeniu. Młodszy osobnik zapewne nie dostrzegłby błysku światła, który okazał się nadzwyczaj szybką kulą energii. Całe szczęście grupa ją ominęła, lecz ta trafiła w strop, sprawiając, że nie mogli się już cofnąć. Jednak aktualnie chyba nie myśleli o tym, gdyż zaczęły się pojawiać przed nimi i wokół nich specjalne wiązki laserowe, które mogły przeciąć najtwardsze metale. Nie były trudne do uniknięcia, lecz z pewnością spowolniły naszą grupę. Musieli uważać, gdyż wystarczyło tylko jedno muśnięcie i bzz. Dokładnie o tym przekonał się demon, który trochę lekkomyślnie ocenił odległość, przez co na ramieniu pojawiło się cienkie, lecz mocno piekące i krwawiące rozcięcie. Trzeba było być bardzo czujnym, gdyż im dalej w las tym częstotliwość laserów była większa, zaś rozkład korytarzy na pewno im nie ułatwiał ucieczki. Systemy obronne działały pełną parą o czym mogły świadczyć też jarzące się podłogi. Bogini, Demon i Half raczej nie chcieli się przekonać co się stanie jak ich dotkną. W końcu zaczęli się zbliżać do skrzyżowania dróg. Wybór ograniczał się do trzech dróg. Prosto, w lewo, w prawo. Mieli jeszcze jakieś sto metrów i raczej przydałoby się już ustalić trasę przejazdu. Chwila zawahania, a z naszych bohaterskich rebeliantów zostaną krwawe befsztyki. Wartym odnotowania faktem były też wysuwające się ze ścian karabinki. One raczej nie strzelały ciepłym mleczkiem.
Occ:
Opisujecie mi pięknie jak to unikacie laserów. Jeden czy dwa mogą was przypalić. Spowalniają was i musicie patrzyć na to co robicie. Równocześnie radzę wybrać drogę. W lewo, w prawo lub prosto. Po waszych postach przeniesiemy się do odpowiedniego tematu. Coś jeszcze? A tak. Zbyt długa zwłoka może być trochę kosztowna. Powodzenia.
Occ:
Opisujecie mi pięknie jak to unikacie laserów. Jeden czy dwa mogą was przypalić. Spowalniają was i musicie patrzyć na to co robicie. Równocześnie radzę wybrać drogę. W lewo, w prawo lub prosto. Po waszych postach przeniesiemy się do odpowiedniego tematu. Coś jeszcze? A tak. Zbyt długa zwłoka może być trochę kosztowna. Powodzenia.
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Korytarze
Sob Paź 17, 2015 1:25 pm
Coś niezwykłego zawładnęło jej sercem. Przenikało całość ciała, powodując dziwne uczucie w brzuchu, jakby jej motyle wydostały się z gniazda osadzonego w jej wnętrzu. *Czy mogę z nim być…* serce zabiło mocniej, aż do bólu. W jakiś magiczny sposób zaczęła walczyć dla odmiennego celu niż do tej pory. Egoistycznego? Czy to nie obdziera jej z boskości i zbliża do śmiertelników? Miała być miłością bezwarunkową dla każdego, ale zakochując się… Zawala sprawę…
-Red…- jej głos telepatią wyszeptał w głowie czerwonego dowódcy z większa słodyczą niż dotychczas. Imię ukochanego inaczej brzmiało niż wszystkie pozostałe, nawet gdy nie powinna pozwalać sobie na mezalians. –Uważaj na siebie. Przejdziemy przez to razem i… Zobaczymy co dalej…
W niezmiennym szyku brnęli przez korytarze. Dzięki jej zdolnościom udało się przetworzyć poszarpaną mapę do głów Hikaru i Dragota. Strach przed działaniem zniknął z jej głowy. Teraz bardziej niż kiedykolwiek miała dla kogo, teraz bardziej niż kiedykolwiek czuła się potrzebna. Ktoś o niej myślał z podobną intensywnością, co ona myśli o potrzebujących i strapionych.
-Dobra Panowie. To tyle jeśli chodzi o możliwość pozyskania planów. Być może warto dołączyć do Kuro? Widziałam w jego towarzystwie jakiś oddział przez kryształową kulę. Może to nie są ludzie Zella?- robienie za przynętę jak do tej pory było dobre, ale co by nie było odciąga ich również od walki. Czuła jak kolejne dusze odchodzą do zaświatów. Cierpiała razem z nimi, ale to zło konieczne… Tak, Zell zabiłby dużo więcej istot przez swoje plany, teraz był najwyższy moment na to, aby pokrzyżować jego wizję.
Tak jak mogła się spodziewać, nawet ściany pałacu były uzbrojone. Mogła skakać między kolejnymi laserami dzięki teleportacji, ale to szybko zużyłoby jej ki. Dzięki bojowej telepatii była wstanie przewinąć czas, w porę unikając kilku z wiązek. Kolejne pokonywała naśladując lecącego przed nią mistica. Nagle coś za nimi runęło z głośnym łomotem. Mogli już tylko lecieć naprzód. Kilka nieostrożnych ruchów i syk bólu spowodowany oparzeniami na ramionach i łydkach. Nameczanie ją wyleczą, ale pieczenie będzie dokuczliwe przez jakiś czas. Mogłaby wyczarować lusterko i odbić niektóre wiązki laseru, ale czy nie zniszczy w ten sposób całego przejścia? Ciężko sterować czymś takim… Na domiar złego ze ścian zaczęły wysuwać się karabiny.
Unikając kolejnych zagrożeń dotarli do skrzyżowania. Trzy drogi i trzech wojowników, może by tak…
-Myślicie, że to dobry pomysł, aby się rozdzielić?...- zapytała niepewnie, trochę obawiając się samotnej akcji.
OCC: koniec treningu
-Red…- jej głos telepatią wyszeptał w głowie czerwonego dowódcy z większa słodyczą niż dotychczas. Imię ukochanego inaczej brzmiało niż wszystkie pozostałe, nawet gdy nie powinna pozwalać sobie na mezalians. –Uważaj na siebie. Przejdziemy przez to razem i… Zobaczymy co dalej…
W niezmiennym szyku brnęli przez korytarze. Dzięki jej zdolnościom udało się przetworzyć poszarpaną mapę do głów Hikaru i Dragota. Strach przed działaniem zniknął z jej głowy. Teraz bardziej niż kiedykolwiek miała dla kogo, teraz bardziej niż kiedykolwiek czuła się potrzebna. Ktoś o niej myślał z podobną intensywnością, co ona myśli o potrzebujących i strapionych.
-Dobra Panowie. To tyle jeśli chodzi o możliwość pozyskania planów. Być może warto dołączyć do Kuro? Widziałam w jego towarzystwie jakiś oddział przez kryształową kulę. Może to nie są ludzie Zella?- robienie za przynętę jak do tej pory było dobre, ale co by nie było odciąga ich również od walki. Czuła jak kolejne dusze odchodzą do zaświatów. Cierpiała razem z nimi, ale to zło konieczne… Tak, Zell zabiłby dużo więcej istot przez swoje plany, teraz był najwyższy moment na to, aby pokrzyżować jego wizję.
Tak jak mogła się spodziewać, nawet ściany pałacu były uzbrojone. Mogła skakać między kolejnymi laserami dzięki teleportacji, ale to szybko zużyłoby jej ki. Dzięki bojowej telepatii była wstanie przewinąć czas, w porę unikając kilku z wiązek. Kolejne pokonywała naśladując lecącego przed nią mistica. Nagle coś za nimi runęło z głośnym łomotem. Mogli już tylko lecieć naprzód. Kilka nieostrożnych ruchów i syk bólu spowodowany oparzeniami na ramionach i łydkach. Nameczanie ją wyleczą, ale pieczenie będzie dokuczliwe przez jakiś czas. Mogłaby wyczarować lusterko i odbić niektóre wiązki laseru, ale czy nie zniszczy w ten sposób całego przejścia? Ciężko sterować czymś takim… Na domiar złego ze ścian zaczęły wysuwać się karabiny.
Unikając kolejnych zagrożeń dotarli do skrzyżowania. Trzy drogi i trzech wojowników, może by tak…
-Myślicie, że to dobry pomysł, aby się rozdzielić?...- zapytała niepewnie, trochę obawiając się samotnej akcji.
OCC: koniec treningu
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Korytarze
Nie Paź 18, 2015 12:06 pm
Parę głębszych wdechów i rozluźnienie mięśni nie uspokoiły mnie całkowicie, lecz wystarczająco abym był w stanie skupić się na czymś poza wyzywaniem Siwego w myślach. Wciąż miałem w sobie taką dawkę adrenaliny która zabiłaby dziesięciu dorosłych mężczyzn, bowiem byłem w sytuacji w której mogłem zostać nawet zabity. Zimny pot mi się zlewał z kobiecego czoła, delikatne dłonie mi drżały a zęby niemal nie pękały od siły zacisku. Najchętniej oddałbym się napierdzielaniu w nieruchomy cel aniżeli ucieczkę. Tak więc mogę mieć małe problemy jeśli dojdzie do unikania pułapek...czy coś...
Nienawidzę mieć racji. Po krótkim czasie od wyruszenia w podróż po korytarzach o mało nie dostałem pociskiem który mógłby mnie zabić na miejscu. Na szczęście udało mi się go ominąć, jednak droga powrotna była teraz taka trochę zawalona. Niewiele to zmieniło w moim odczuciu, dalej leciałem z pełną prędkością by jakoś dorównać reszcie znacznie szybszych wojowników. Lecz tylko debil nie zrobiłby zabezpieczeń w swoim pałacu. Nitki laserów rodem z filmów z włamaniem do banku, z tą różnicą że te mają trochę inną funkcję niż włączenie alarmu. Alarm był tutaj zanim się pojawiliśmy. Te miały posiekać nas na kawałki, i gdyby nie wielogodzinny trening w którym skupiłem się między innymi na zwiększeniu prędkości, już bym w tych kawałkach był podany.
Uśmiech na mojej twarzy gdy zabezpieczenia nie były w stanie mnie mocniej drasnąć był pełen satysfakcji. Niestety nie została mi ona na zbyt długo. Po niecałej minucie dziabnąłem się przez nie uwagę i bicek mało nie poszedł się kochać. Rozkojarzenie jedną raną sprawiło natomiast że te się pomnożyły, i Kaede oraz Hikaru mieli okazje nasłuchać się wielu słów o uprawianiu seksu z matkami, powoływaniu się na panie lekkich obyczajów, i wiele innych dresiarskich zwrotów których mam pod dostatkiem.
Brakowało mi teraz dwóch palców przy każdej z dłoni, miałem przypalone włosy, mnóstwo mniejszych zacięć do 0,5 cm grubości, i czułem że mam dosyć. Piekło mnie całe ciało, a sylwetka April coraz bardziej ociekała krwią. To było ciężkie ćwiczenie na szybkość, bardzo ekstremalne. Nie będę w stanie ukończyć tego toru żywcem. Jestem zbyt wolny, i za mało przyzwyczajony do swojego ciała. Ale zawsze mam wiele asów w rękawie, inaczej dawno bym umarł. Nie utrzymała mnie przy życiu tężyzna fizyczna, a pomysły, szczęście i degeneracja. W tym wypadku użyję tego drugiego.
Jako demon składam się z płynnego metalu. To moja oryginalna forma, która na potrzeby życia materializuje ludzko podobne wnętrzności. W tym wypadku ponownie skorzystam z metalu. W momencie gdy laserów było tak dużo że uniknięcie ich zaczęło graniczyć z cudem, rozbryzgałem się po całym korytarzu w postaci mniejszych i większych srebrnych kropel. Poświęciłem siłę by stać się szybszym i bardziej przystosowany do uników, z racji tego że siła nie jest obecnie potrzebna. I skutek był taki jakby podzielić głowę na sto części. Lecz nie był to plan bez namysłu, sto to także liczba wojowników których dusze absorbowałem z wioski Drakonian, i teraz każdy unika swoich laserów. Udało mi się przy tym rozwinąć prędkość niemalże dorównującą Siwowłosemu.
Odbijałem się od ścian, unikałem coraz to szybszych laserów i odbiłbym się również od podłogi gdyby nie to że ta stała się odpowiednikiem rozgrzanej plaży a ja byłem zapewne facetem z gołymi stopami. Zell mnie tu nie chciał, i to mnie tylko bardziej zachęcało, rozwijałem coraz większą prędkość z racji przystosowania się do formy kuli metalu. Lecz w pewnym momencie poczułem coś bardzo złego. Coś porównywalnego do sraczki po pierwszym kroku w szkole. Coś strasznego w strasznie nieodpowiednim momencie. Strasznie straszliwego. April ze mnie wychodzi przez niewidzialną dupę. Gacie już się powoli brązowiły. I gdy Kaede myślała którędy skręcić ja miałem skręty w jelitach jedynie.
-Ja wam powiem kto się chce rozdzielić! April ze mną! Akurat teraz! Niech ktoś ją weźmie bo wpadnie w lasery!
Powiedziałem telepatią do Kaede i Hikaru w czasie gdy w miejscu w którym April miała się zaraz pojawić pojawiła się delikatna aura KI. Mieli kilka sekund. Wybór drogi należy do Siwego.
OOC:
Anulowanie Absorbcji - wyplucie April. Łapcie ją.
TRENING KONIEC
Nienawidzę mieć racji. Po krótkim czasie od wyruszenia w podróż po korytarzach o mało nie dostałem pociskiem który mógłby mnie zabić na miejscu. Na szczęście udało mi się go ominąć, jednak droga powrotna była teraz taka trochę zawalona. Niewiele to zmieniło w moim odczuciu, dalej leciałem z pełną prędkością by jakoś dorównać reszcie znacznie szybszych wojowników. Lecz tylko debil nie zrobiłby zabezpieczeń w swoim pałacu. Nitki laserów rodem z filmów z włamaniem do banku, z tą różnicą że te mają trochę inną funkcję niż włączenie alarmu. Alarm był tutaj zanim się pojawiliśmy. Te miały posiekać nas na kawałki, i gdyby nie wielogodzinny trening w którym skupiłem się między innymi na zwiększeniu prędkości, już bym w tych kawałkach był podany.
Uśmiech na mojej twarzy gdy zabezpieczenia nie były w stanie mnie mocniej drasnąć był pełen satysfakcji. Niestety nie została mi ona na zbyt długo. Po niecałej minucie dziabnąłem się przez nie uwagę i bicek mało nie poszedł się kochać. Rozkojarzenie jedną raną sprawiło natomiast że te się pomnożyły, i Kaede oraz Hikaru mieli okazje nasłuchać się wielu słów o uprawianiu seksu z matkami, powoływaniu się na panie lekkich obyczajów, i wiele innych dresiarskich zwrotów których mam pod dostatkiem.
Brakowało mi teraz dwóch palców przy każdej z dłoni, miałem przypalone włosy, mnóstwo mniejszych zacięć do 0,5 cm grubości, i czułem że mam dosyć. Piekło mnie całe ciało, a sylwetka April coraz bardziej ociekała krwią. To było ciężkie ćwiczenie na szybkość, bardzo ekstremalne. Nie będę w stanie ukończyć tego toru żywcem. Jestem zbyt wolny, i za mało przyzwyczajony do swojego ciała. Ale zawsze mam wiele asów w rękawie, inaczej dawno bym umarł. Nie utrzymała mnie przy życiu tężyzna fizyczna, a pomysły, szczęście i degeneracja. W tym wypadku użyję tego drugiego.
Jako demon składam się z płynnego metalu. To moja oryginalna forma, która na potrzeby życia materializuje ludzko podobne wnętrzności. W tym wypadku ponownie skorzystam z metalu. W momencie gdy laserów było tak dużo że uniknięcie ich zaczęło graniczyć z cudem, rozbryzgałem się po całym korytarzu w postaci mniejszych i większych srebrnych kropel. Poświęciłem siłę by stać się szybszym i bardziej przystosowany do uników, z racji tego że siła nie jest obecnie potrzebna. I skutek był taki jakby podzielić głowę na sto części. Lecz nie był to plan bez namysłu, sto to także liczba wojowników których dusze absorbowałem z wioski Drakonian, i teraz każdy unika swoich laserów. Udało mi się przy tym rozwinąć prędkość niemalże dorównującą Siwowłosemu.
Odbijałem się od ścian, unikałem coraz to szybszych laserów i odbiłbym się również od podłogi gdyby nie to że ta stała się odpowiednikiem rozgrzanej plaży a ja byłem zapewne facetem z gołymi stopami. Zell mnie tu nie chciał, i to mnie tylko bardziej zachęcało, rozwijałem coraz większą prędkość z racji przystosowania się do formy kuli metalu. Lecz w pewnym momencie poczułem coś bardzo złego. Coś porównywalnego do sraczki po pierwszym kroku w szkole. Coś strasznego w strasznie nieodpowiednim momencie. Strasznie straszliwego. April ze mnie wychodzi przez niewidzialną dupę. Gacie już się powoli brązowiły. I gdy Kaede myślała którędy skręcić ja miałem skręty w jelitach jedynie.
-Ja wam powiem kto się chce rozdzielić! April ze mną! Akurat teraz! Niech ktoś ją weźmie bo wpadnie w lasery!
Powiedziałem telepatią do Kaede i Hikaru w czasie gdy w miejscu w którym April miała się zaraz pojawić pojawiła się delikatna aura KI. Mieli kilka sekund. Wybór drogi należy do Siwego.
OOC:
Anulowanie Absorbcji - wyplucie April. Łapcie ją.
TRENING KONIEC
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Korytarze
Nie Paź 18, 2015 6:30 pm
Droga była dosyć prosta póki co. Żadnych przeszkód nie stanowiło zaskoczenia. Wielu żołnierzy po prostu już miała co robić. Wszelkie mechaniczne przeszkody pojawić się miały oczywiście, ale w innej nieco części pałacu. Hikaru wiedział, że coś ich czeka, to było oczywiste i tylko przedszkolak by doznał szoku kiedy wlecieli w strefę laserów. Pierwszy pocisk energii przeleciał milimetry od mistica rozwalił im odwrót. Właściwie jedynie Hikaru uniknął tego pocisku mając na uwadze pozostałą dwójkę użył minimalnej wersji kiai by zmienić tor lotu w taki sposób by nie trafił ani w boginkę, ani w demona. Nie chodziło o całkowite odepchnięcie ataku, jedynie przesunięcie go by ominął ekipę mistica. Przez to właśnie pocisk trafił w górną część korytarza zasypując im powrót. To jednak nie miało znaczenia bo właśnie lasery zaczęły kroić wszystko co organiczne.
Nie były szybkie dlatego nie zatrzymali lotu. Mistic bez problemu leciał do przodu i omijał wszelkie wiązki jednak przy każdym ominięciu z palca strzelał skondensowanym powietrzem by wysadzić miniaturowe generatory owych światełek. Strzelał w czasie unikania co mogło przypominać komuś jakiś dziwny taniec w wodzie... lub pływanie znudzonej foki w zoo. Tak właśnie obracał się wojownik strzelając z palca celnie wysadzając źródła ich problemów. Co fakt lasery były ledwo widoczne, dzięki scouterowi dużo łatwiej można było odnaleźć owe generatory. To co widział Hikaru przekazywał do umysłów zespołu w obrazach telepatycznie. Nie tak by im przeszkadzać, raczej gdzieś w rogu ich postrzegania, bardziej jak łatka na monitor. Kiedy dotarli do roztrojenia korytarza prawie się nie zastanawiał. Miał dalej w głowie obraz jaki przekazał im trener małp. Wiedział, że trzeba skręcić w lewo to też tam zamierzał się udać.
- Żadnego rozdzielania! Będę was potrzebował kiedy już znajdę komputer. Nie będę w stanie się bronić i hackować systemu. W lewo! Prawie nie zatrzymując się skręcił jednak zanim wyleciał z laserowego obszaru zaatakowały go dwie wiązki, które włączyły się dopiero w drugiej fazie programu sterującego przez co jedna odcięła pukiel białych włosów, a druga trafiła w i tak już oparzone ramię.
Sekundę później oba lasery zostały zniszczone bez żadnego problemu. Obrażenia... kolejne rany na ciele trzystuletniego wojownika. To jednak było ledwo widoczne, jedynie powierzchowna ranka, jakby drzazga wbita pod paznokciem. Nic strasznego, ale ból kurewski. W momencie kiedy skręcał w inną odnogę korytarza Dragot zaczął się drzeć co zwróciło uwagę białowłosego. Chwilę wcześniej zmieniony w kulę metalową jakoś unikał laserów, ale teraz prawie się zatrzymał i wyrzucił April z siebie, nieprzytomną. Teraz jej nauczyciel musiał ją ochronić przed wiązkami. Telekinezą objął całe jej ciało i pociągnął do siebie chwytając w ramiona. Okręcił się z nią w powietrzu unikając lasera zza pleców jeszcze i wolną dłonią strzelił znów niszcząc kolejne śmiertelne oczko krzemowe.
Nie były szybkie dlatego nie zatrzymali lotu. Mistic bez problemu leciał do przodu i omijał wszelkie wiązki jednak przy każdym ominięciu z palca strzelał skondensowanym powietrzem by wysadzić miniaturowe generatory owych światełek. Strzelał w czasie unikania co mogło przypominać komuś jakiś dziwny taniec w wodzie... lub pływanie znudzonej foki w zoo. Tak właśnie obracał się wojownik strzelając z palca celnie wysadzając źródła ich problemów. Co fakt lasery były ledwo widoczne, dzięki scouterowi dużo łatwiej można było odnaleźć owe generatory. To co widział Hikaru przekazywał do umysłów zespołu w obrazach telepatycznie. Nie tak by im przeszkadzać, raczej gdzieś w rogu ich postrzegania, bardziej jak łatka na monitor. Kiedy dotarli do roztrojenia korytarza prawie się nie zastanawiał. Miał dalej w głowie obraz jaki przekazał im trener małp. Wiedział, że trzeba skręcić w lewo to też tam zamierzał się udać.
- Żadnego rozdzielania! Będę was potrzebował kiedy już znajdę komputer. Nie będę w stanie się bronić i hackować systemu. W lewo! Prawie nie zatrzymując się skręcił jednak zanim wyleciał z laserowego obszaru zaatakowały go dwie wiązki, które włączyły się dopiero w drugiej fazie programu sterującego przez co jedna odcięła pukiel białych włosów, a druga trafiła w i tak już oparzone ramię.
Sekundę później oba lasery zostały zniszczone bez żadnego problemu. Obrażenia... kolejne rany na ciele trzystuletniego wojownika. To jednak było ledwo widoczne, jedynie powierzchowna ranka, jakby drzazga wbita pod paznokciem. Nic strasznego, ale ból kurewski. W momencie kiedy skręcał w inną odnogę korytarza Dragot zaczął się drzeć co zwróciło uwagę białowłosego. Chwilę wcześniej zmieniony w kulę metalową jakoś unikał laserów, ale teraz prawie się zatrzymał i wyrzucił April z siebie, nieprzytomną. Teraz jej nauczyciel musiał ją ochronić przed wiązkami. Telekinezą objął całe jej ciało i pociągnął do siebie chwytając w ramiona. Okręcił się z nią w powietrzu unikając lasera zza pleców jeszcze i wolną dłonią strzelił znów niszcząc kolejne śmiertelne oczko krzemowe.
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Korytarze
Pon Paź 19, 2015 2:47 pm
Opisać co się ze mną stało przez ten czas nie jest łatwe, więc drogi czytelniku wybacz mi zbyt płytki opis. Rozumiem, że nie na co dzień zostaje się połkniętym przez demona, ale w związku z tym to naprawdę ciężkie do opisania. Miałam wrażenie jakby mój umysł przeszedł w stan hibernacji albo przeżyłabym całkiem inny, nieznany mi dotąd stan koncentracji.
Nie czułam nic, nie mogłam podnieść dłoni, stopy. Czułam się jakbym była we własnej świadomości. W to w niej budowałam swój zarys ciała. Próbowałam się skoncentrować na czymś innym, ale ciągle widziałam siebie. Tą niską, nieporadną istotę. To mój obraz, mogę go zmienić, mogę siebie zmienić, to wszystko jest w mojej głowie. Nagle wszystko się rozmazało, a przede mną stanęłam ja sama, czy to może już nie ja? Czułam się zagubiona patrząc na nią. W moim umyśle stała dziewczyna niska, ale z niesamowitą werwą. Włosy sięgały jej ledwo za ucho. Tak teraz wyglądałam dużo lepiej. W tych małych rączkach miałam mnóstwo siły.
Czułam się od razu lepiej, głosy ze świata zewnętrznego w ogóle do mnie nie docierały. Ja tam teraz nie istniałam. Byłam jednością z Dragiem. Mimo, że kiedyś mnie porwał i nienawidził. Czułam jakby część jego przeszła przeze mnie. Miałam pewność też, że moja obecność tutaj coś w nim zostawi. Inaczej to sobie wyobrażałam, myślałam, że będę czuć, że będę słyszeć. Gdzie jesteś Kuro, gdzie jesteś? Nie słyszę Cię, nie widzę. Nie ma mnie przy Tobie, chociaż powinnam. Pewnie myśli, że go zostawiłam nie znając prawdy. Nie chciałam go zostawiać, ale postanowiłam to już jakiś czas temu.
Po wstrzyknięciu serum, w którym płakałam, widziałam ojca, brata, odczułam prawdziwe cierpienie. I wiedziałam, że ostateczna walka z Kuro osądzi wszystko. Jeżeli przegra, wiem że dokończę to ze wszystkich swoich sił, moja śmierć jest niczym. Jeżeli będzie wygrana muszę usunąć się w cień. Już nigdy nie złapię go za rękę, nie uśmiechnę się, nie będę go bić poduszką. Nie będzie wspólnych walk, a on już nie będzie udawał, że nie dawał mi fory. Wrócę na Ziemię, aby tam żyć, samotnie. Dla mnie samotność znaczyła tyle samo, co bycie bez Kuro, on zajmie się Vegetą jak należy, dla mnie nie ma tam miejsca i nigdy nie będzie. Tyle razy powtarzał mi, że moja pół-krwistość nie ma znaczenia, jednak nie tym razem. On myślał, że nie wiem, ale ja wiedziałam więcej niż jemu się wydawało. Wolałabym, abyśmy musieli uniknąć rozstania. Zaraz po rebelii ucieknę, jak najszybciej. Może Drag znowu mnie wchłonie? W końcu chcąc nie chcąc wytworzyła się między nami więź trudna do opisania. Nie potrafiłabym go skrzywdzić, nawet gdybym musiała i coś mam wrażenie, że zadziałała to w drugą stronę. Z wrogów w jedność, bo tak można zrozumieć absorpcję.
To stan nieświadomości, a jednocześnie czas na koncentrację. Tutaj były takie warunki jak nigdzie indziej. Czułam jakby mój umysł poruszał się gdzieś w próżni, bez ciała. Tak jakbym zasnęła ale ja tam gdzieś byłam. Nie wiedziałam co się dzieje, ale miałam ochotę dać jak największą moc demonowi, on jej potrzebował. A ja dalej mogłam kontemplować zwiększają tym samym moje możliwości. Czułam, chociaż nie widziałam jakby przez moje ciało przechodziła cała moja KI. Nie myślałam o tym, co dzieje się na zewnątrz, skupiłam się tylko na sobie, tylko na swojej sile. Miałam dziwne i zarazem niemożliwe wrażanie jakby energia rozpływała się wraz z moją krwią. Ta moc, to niezwykłe co byłabym w stanie teraz zrobić. Pokonać każdego, strach był mi obcy. I Drag miał również w tym udział. To było takie niesamowite, tak jakby moje KI zmieszało się z demonem i powstało całkiem nowe, silniejsze, doskonalsze.
Nigdy do tej pory nie byłam aż tak skoncentrowana, tak pewna swojej mocy. Mogłabym w tym momencie wyjść ze spokojem i rozwalić ich wszystkich. Teraz, ale to nie był jeszcze czas. Drag powinien wiedzieć, kiedy to nastąpi. Nie miałam odwagi nawet powiedzieć Kuro, że tu chodzi o coś więcej. W ogóle nie powinnam teraz o nim myśleć, te myśli tylko dodatkowo mnie przytłaczały.
On tam jest gdzieś sam i mnie potrzebuje, a ja jestem tutaj. Jestem taka egoistyczna, pomyślałam tylko o sobie, ale jak mogłam zrobić inaczej? Skoro on od początku nie mówił mi wszystkiego? Nie powiedział wprost, że mnie zostawi jeżeli się uda. Nie powiedział, że potrzebuje mojej pomocy, taki dumny. Tak naprawdę nigdy jej nie potrzebował, zawsze był silny tylko brakowało mu trochę wiary. Mógł się nie zgodzić, ale przecież wszyscy tego właśnie od niego oczekiwali w tym ja. To też było samolubne, bo oczekiwałam od niego tego, jak ja bym się zachowała. Kuro! Dlaczego chodzisz mi po głowie? Dlaczego coś mi mówi, że powinnam wyjść mimo tego, że plan był inny? To trudne, to wszystko nie jest takie łatwe jak sobie wyobrażałam.
Czułam się jakbym trzymała dłoń Dragota, a przez moment nasz uścisk osłab. Powinnam się rozdzielić, powinnam wyjść? Walczyć przy jego boku? Czy poczekać, tak jak mówił mi intelekt. Cholera jasna, tak bardzo chciałabym się tam znaleźć jeszcze na chwilkę, tylko aby spytać co on o tym wszystkim sądzi, jakie jest jego zdanie, chciałam mu nakreślić sytuację. Teraz wiem, że mogłam to zrobić, a w momencie kiedy mijały godziny spędzone z tym człowiekiem, w którego patrzyłam jak obraz, myśli, które teraz mnie niesamowicie męczą, w ogóle nie przyszły mi do głowy. Cóż więcej mogę na ten temat powiedzieć, czasu nie cofnę, muszę zająć się tym co jest obecnie i co zaowocuję w przyszłości.
Miałam wrażenie jakbym oddalała się coraz bardziej od demona, tak że nie mogłam już złapać kontaktu. Moja energia wybuchła gdzieś we mnie i poczułam się rześko. Nie mogłam otworzyć oczu, ciągle czułam jakbym medytowała, czy jestem już na powierzchni? Dochodziły do mnie jakieś krzyki, słowa. Znowu zaczęłam czuć, mogłam otworzyć oczy, zacisnąć pięść. Miałam wrażenie jakbym się unosiła, ale dlaczego?
Powoli otworzyłam powiekę jakbym co najmniej budziła się z jakiegoś snu w moim łóżku, w zasadzie to był sen. Ciągle dookoła mnie była poświata znacząca o zwiększeniu siły, o pełnej koncentracji. Byłam spokojna, lewitowałam. Chyba sama do końca nie potrafiłam zrozumieć sytuacji w jakiej się znajdowałam, a może po prostu byłam taka spokojna. Spojrzałam na Hikaru pewnym wzrokiem. Byłam silna, jak nigdy jeszcze dotąd. Teraz tylko rodzi się pytanie, co się dzieje i co stało się pod moją nieobecność? Jestem gotowa, aby walczyć, aby umrzeć. Za Vegetę.
Occ: Wracam! I to tak na rozgrzewkę
Nie czułam nic, nie mogłam podnieść dłoni, stopy. Czułam się jakbym była we własnej świadomości. W to w niej budowałam swój zarys ciała. Próbowałam się skoncentrować na czymś innym, ale ciągle widziałam siebie. Tą niską, nieporadną istotę. To mój obraz, mogę go zmienić, mogę siebie zmienić, to wszystko jest w mojej głowie. Nagle wszystko się rozmazało, a przede mną stanęłam ja sama, czy to może już nie ja? Czułam się zagubiona patrząc na nią. W moim umyśle stała dziewczyna niska, ale z niesamowitą werwą. Włosy sięgały jej ledwo za ucho. Tak teraz wyglądałam dużo lepiej. W tych małych rączkach miałam mnóstwo siły.
Czułam się od razu lepiej, głosy ze świata zewnętrznego w ogóle do mnie nie docierały. Ja tam teraz nie istniałam. Byłam jednością z Dragiem. Mimo, że kiedyś mnie porwał i nienawidził. Czułam jakby część jego przeszła przeze mnie. Miałam pewność też, że moja obecność tutaj coś w nim zostawi. Inaczej to sobie wyobrażałam, myślałam, że będę czuć, że będę słyszeć. Gdzie jesteś Kuro, gdzie jesteś? Nie słyszę Cię, nie widzę. Nie ma mnie przy Tobie, chociaż powinnam. Pewnie myśli, że go zostawiłam nie znając prawdy. Nie chciałam go zostawiać, ale postanowiłam to już jakiś czas temu.
Po wstrzyknięciu serum, w którym płakałam, widziałam ojca, brata, odczułam prawdziwe cierpienie. I wiedziałam, że ostateczna walka z Kuro osądzi wszystko. Jeżeli przegra, wiem że dokończę to ze wszystkich swoich sił, moja śmierć jest niczym. Jeżeli będzie wygrana muszę usunąć się w cień. Już nigdy nie złapię go za rękę, nie uśmiechnę się, nie będę go bić poduszką. Nie będzie wspólnych walk, a on już nie będzie udawał, że nie dawał mi fory. Wrócę na Ziemię, aby tam żyć, samotnie. Dla mnie samotność znaczyła tyle samo, co bycie bez Kuro, on zajmie się Vegetą jak należy, dla mnie nie ma tam miejsca i nigdy nie będzie. Tyle razy powtarzał mi, że moja pół-krwistość nie ma znaczenia, jednak nie tym razem. On myślał, że nie wiem, ale ja wiedziałam więcej niż jemu się wydawało. Wolałabym, abyśmy musieli uniknąć rozstania. Zaraz po rebelii ucieknę, jak najszybciej. Może Drag znowu mnie wchłonie? W końcu chcąc nie chcąc wytworzyła się między nami więź trudna do opisania. Nie potrafiłabym go skrzywdzić, nawet gdybym musiała i coś mam wrażenie, że zadziałała to w drugą stronę. Z wrogów w jedność, bo tak można zrozumieć absorpcję.
To stan nieświadomości, a jednocześnie czas na koncentrację. Tutaj były takie warunki jak nigdzie indziej. Czułam jakby mój umysł poruszał się gdzieś w próżni, bez ciała. Tak jakbym zasnęła ale ja tam gdzieś byłam. Nie wiedziałam co się dzieje, ale miałam ochotę dać jak największą moc demonowi, on jej potrzebował. A ja dalej mogłam kontemplować zwiększają tym samym moje możliwości. Czułam, chociaż nie widziałam jakby przez moje ciało przechodziła cała moja KI. Nie myślałam o tym, co dzieje się na zewnątrz, skupiłam się tylko na sobie, tylko na swojej sile. Miałam dziwne i zarazem niemożliwe wrażanie jakby energia rozpływała się wraz z moją krwią. Ta moc, to niezwykłe co byłabym w stanie teraz zrobić. Pokonać każdego, strach był mi obcy. I Drag miał również w tym udział. To było takie niesamowite, tak jakby moje KI zmieszało się z demonem i powstało całkiem nowe, silniejsze, doskonalsze.
Nigdy do tej pory nie byłam aż tak skoncentrowana, tak pewna swojej mocy. Mogłabym w tym momencie wyjść ze spokojem i rozwalić ich wszystkich. Teraz, ale to nie był jeszcze czas. Drag powinien wiedzieć, kiedy to nastąpi. Nie miałam odwagi nawet powiedzieć Kuro, że tu chodzi o coś więcej. W ogóle nie powinnam teraz o nim myśleć, te myśli tylko dodatkowo mnie przytłaczały.
On tam jest gdzieś sam i mnie potrzebuje, a ja jestem tutaj. Jestem taka egoistyczna, pomyślałam tylko o sobie, ale jak mogłam zrobić inaczej? Skoro on od początku nie mówił mi wszystkiego? Nie powiedział wprost, że mnie zostawi jeżeli się uda. Nie powiedział, że potrzebuje mojej pomocy, taki dumny. Tak naprawdę nigdy jej nie potrzebował, zawsze był silny tylko brakowało mu trochę wiary. Mógł się nie zgodzić, ale przecież wszyscy tego właśnie od niego oczekiwali w tym ja. To też było samolubne, bo oczekiwałam od niego tego, jak ja bym się zachowała. Kuro! Dlaczego chodzisz mi po głowie? Dlaczego coś mi mówi, że powinnam wyjść mimo tego, że plan był inny? To trudne, to wszystko nie jest takie łatwe jak sobie wyobrażałam.
Czułam się jakbym trzymała dłoń Dragota, a przez moment nasz uścisk osłab. Powinnam się rozdzielić, powinnam wyjść? Walczyć przy jego boku? Czy poczekać, tak jak mówił mi intelekt. Cholera jasna, tak bardzo chciałabym się tam znaleźć jeszcze na chwilkę, tylko aby spytać co on o tym wszystkim sądzi, jakie jest jego zdanie, chciałam mu nakreślić sytuację. Teraz wiem, że mogłam to zrobić, a w momencie kiedy mijały godziny spędzone z tym człowiekiem, w którego patrzyłam jak obraz, myśli, które teraz mnie niesamowicie męczą, w ogóle nie przyszły mi do głowy. Cóż więcej mogę na ten temat powiedzieć, czasu nie cofnę, muszę zająć się tym co jest obecnie i co zaowocuję w przyszłości.
Miałam wrażenie jakbym oddalała się coraz bardziej od demona, tak że nie mogłam już złapać kontaktu. Moja energia wybuchła gdzieś we mnie i poczułam się rześko. Nie mogłam otworzyć oczu, ciągle czułam jakbym medytowała, czy jestem już na powierzchni? Dochodziły do mnie jakieś krzyki, słowa. Znowu zaczęłam czuć, mogłam otworzyć oczy, zacisnąć pięść. Miałam wrażenie jakbym się unosiła, ale dlaczego?
Powoli otworzyłam powiekę jakbym co najmniej budziła się z jakiegoś snu w moim łóżku, w zasadzie to był sen. Ciągle dookoła mnie była poświata znacząca o zwiększeniu siły, o pełnej koncentracji. Byłam spokojna, lewitowałam. Chyba sama do końca nie potrafiłam zrozumieć sytuacji w jakiej się znajdowałam, a może po prostu byłam taka spokojna. Spojrzałam na Hikaru pewnym wzrokiem. Byłam silna, jak nigdy jeszcze dotąd. Teraz tylko rodzi się pytanie, co się dzieje i co stało się pod moją nieobecność? Jestem gotowa, aby walczyć, aby umrzeć. Za Vegetę.
Occ: Wracam! I to tak na rozgrzewkę
Re: Korytarze
Pią Paź 23, 2015 9:31 pm
Lasery nie były główną obroną tego pałacu. Miały ich tylko zwolnić i może przy odrobinie szczęścia poranić. Ich projektant nie spodziewał, że zabiją ludzi na tyle potężnych, że rzucą wyzwanie królowi. Lecz pewien wysiłek trzeba było wprowadzić w unikanie ostrzy, które mogły zrobić z nich żarcie dla psów. Pomysł demona było całkiem niezły, lecz nie wszystkie jego części przetrwały. Kilkanaście srebrnych kulek zostało trafionych i zmieniły się w proch. Na szczęście siwowłosy czyścił po trochu przejście, więc nie odnieśli większych obrażeń. Przynajmniej do chwili kiedy wszyscy stanęli skrzyżowaniu w momencie kiedy demon zaczął rodzić. A przynajmniej darł się na tyle głośno, że mogło się wydawać, że wydaje na świat potomstwo, które nie mogło by być zbyt piękne patrząc na jego wygląd. Całe szczęście, że była to tylko April, którą Mistick zdołał złapać w ostatniej chwili. Serio. Jeszcze kilka centymetrów, a z ukochanej przyszłego króla zrobiłaby się pieczeń po Vegetańsku. I w tej jednej chwili można było zapomnieć o tym, że się wali, pali i ogólnie wszystko jest do dupy. Ważne, że demon został ojcomatką. Jednak nasi bohaterscy bojownicy o wolność czerwonej planety, wzruszeni tą wiekopomną chwilą zapomnieli o takim tycim, tycim, ale ważnym szczególiku, a mianowicie o. Pięciu działach bojowych, które właśnie celowały w plecy Hikaru. Plecy mistycznego wojownika były idealną tarczą, o czym chyba wiedział system, gdyż w sekundę po złapaniu Halfki, działa zaczęły strzelać. Całe szczęście dla naszych wojowników znajdowali się za ścianą, jednak najbardziej wychylony oberwał. Mianowicie mowa tutaj o naszych kochanym słudze bogów. Pociski nie zrobiły zbyt wielkiej krzywdy. Jeśli za wielką krzywdę nie uważa się trafienia w łydkę oraz rozorania skóry na barku. Nie mieli za dużego wyjścia. Zaczęło pojawiać się coraz więcej działek, więc nasi bohaterowie musieli się wycofać w stronę korytarza, w którym już byli. Nie wiedzieli gdzie trafią.
Occ:
Wszyscy idziecie do południowego skrzydła.
Działka wystrzeliły. Hik minus 1k dmg.
Piszcie tam.
Occ:
Wszyscy idziecie do południowego skrzydła.
Działka wystrzeliły. Hik minus 1k dmg.
Piszcie tam.
Re: Korytarze
Wto Kwi 26, 2016 11:23 am
- Ekhem, no tak racja, już się ogarniam. Uwaga przyjaciółki przywróciła młodego Saiyana do rzeczywistości. Zastanawiał się, czy nie schować kota w plecaku ale zwierze i tak wydzielało by Ki. Chociaż, jakby zdjął ciuchy wyglądałby na zwykłego dachowca. W końcu na Vegecie są gryzonie, to i kot potrzebny. Doszedł do wniosku, że Hachi ma rację i u niej będzie kotu dobrze, oby tylko wilk, maskotka oddziału nie gustował w kocich przekąskach.
Pod nieobecność halfki starał się być spokojny, średnio mu to wychodziło ale w porównaniu ze stanem sprzed kilku minut można powiedzieć, że było o niebo lepiej. Przechadzał się tam i z powrotem rozglądając naokoło. Strasznie mu się nudziło, a czas dłużył niemiłosiernie. Zobaczył nawet dziarsko wędrującą do Akademii Saiyankę o zaskakująco niewielkim wzroście wlokącą za sobą cywila. W myślach obstawiał, że to zapewne młodsza siostra daje nauki starszemu bratu. Scenka prezentowała się całkiem zabawnie.
Kiedy tylko Hachi pojawiła się przed nim, niczym strzała wyleciał pierwszy w stronę pałacu. Ponownie musiał przyhamować i lecieć za nią. W końcu z nich dwojgu to on był tutaj cywilem, wiec był nikim. W takich sytuacjach żałował opuszczenia Akademii. Wygląd pałacu nieznacznie się zmienił, budowla stała się spokojniejsza i surowsza. Część kosztowności, czy rzadki zapewne skradzionych arcydzieł sprzedano na poczet potrzeb odbudowy i rozwoju planety. Cóż raczej nikt za tym nie zatęskni. Szli w milczeniu korytarzami, które zdaniem Kuro po odbudowanie stały się jakby istnym labiryntem. Rozstawieni to tu, to tam strażnicy patrzyli na niego spode łba, niczym na intruza.
Czego, jak czego ale najmniej w tej chwili spodziewał się kontaktu od Hikaru, zwolnił swój krok, spojrzenie utkwił gdzieś w podłodze, a uwaga powędrowała w głąb ciała. Cieszył się, że Mistik znalazł April, czuł się winny sam powinien to zrobić. Dobrze, że rozmowa była telepatyczna, bo poczuł gulę w gardle i chyba nie byłby w stanie wykrztusić z siebie ani jednego słowa.
- Zaraz po walce z Zellem przyleciałem do niej, poprosiłem o pomoc Hazarda. Sam na sam nie byłbym w stanie skopać Daichiemu tyłka. To April zabiła swojego brata ale skoro tego nie pamięta to chyba lepiej będzie jej tego teraz nie mówić. Poprosiłem Hazarda, aby nas teleportował do Kamiego, chciałem uratować Daichiego ale nie zdążyliśmy, zmarł. Poprosiłem Kamiego o podanie April Świętej wody, myślałem, że może to pomoże, nie pomogło. Wywrzeszczała się na mnie i odleciała. Byłem świeżo po walce z Zellem, to cud, że w ogóle się ruszałem, gonienie za nią było równoznaczne z moją śmiercią. Po za tym przez najazdy żołnierzy Zella i ten cały bunt, pół wioski było zniszczone, a jedna trzecia mieszkańców już nie żyła. To nie był łatwy wybór. Myślałem o Smoczych Kulach ale życzenie od Smoka to byłoby zbyt egoistyczne, miałem ją spętać jak cielaka i wsadzić na siłę do Vegańskiego laboratorium? Nie zrobiłbym jej tego. Teraz pojawił się kot od Kaede i twierdzi, że Boginka może mieć sposób na uzdrowienie April. Próbuję oficjalnie wydostać się z Vegety. Kot powiedział, że April jest ze mną w ciąży. Nie wiedziałem. Cieszę się jak cholera ale tak miedzy nami nie jestem pewien. Tak się teraz zastanawiam. April spędziła rok w Komanacie z June, potem my wałczyliśmy z tym Majinem, a potem siedziała w ciele Dragota. Nie było kiedy być razem. Chyba, że to demony zrobiły jej coś nieświadomie. Ciągle za nią biegałem, tak jakoś wyszło, że teraz bardziej zająłem się Vegetą. Jak April się czuje?
OOC:
Koniec treningu
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Korytarze
Wto Kwi 26, 2016 6:57 pm
Kuro wystrzelił jak kura z procy i Ósemka miałaby trudność z dogonieniem go, gdyby chłopak w porę nie zwolnił. Lot trwał krótko, ale miała wrażenie, że i tak Saiyan się niecierpliwi. Majtał ogonem, szczerzył się, podekscytowanie i nadzieja rozsadzały go od środka. Nawet gdy wylądowali przed Pałacem i w końcu udało się im wejść do środka, wyglądało na to, że zaraz coś w nim wybuchnie i tylko przez grzeczność jej nie popędza. Mieli jednak przed sobą trochę do przejścia... Pałac, jakkolwiek przypominający coraz bardziej rodową siedzibę Saiyan - surowy, mocny, nie atakujący oczu złotem i klejnotami - dalej pozostawał jedną z największych budowli na Vegecie. A bieg czy lot przez komnaty nie wchodził w grę... Oczywiście skrót z Kwatery też nie był brany pod uwagę, oskarżyli by ją o wyjawianie tajemnic Armii cywilowi... Choćby i ten cywil walczył z Zellem.
Ósemka westchnęła w duchu. Najbezpieczniejszą drogą była właśnie ta - miała przepustkę do Pałacu, mogła ze sobą kogoś zabrać, to tyle. Wystarczyło przejść plątaninę korytarzy, jednak to wiązało się z pewnym ryzykiem... Z tego samego powodu miała nadzieję, że w sali tronowej zastaną wyłącznie Zicka. Wpadnięcie na Aryenne, było ostatnią rzeczą jaką Vivian chciała. Królowa miała denerwujący widok wlepiania w nią oczu ilekroć ją widziała, jakby chciała zmusić halfkę by na nią spojrzała. Uh... Albo te wszystkie zaproszenia na spotkania... Gdy Kiui nacieszyła się powrotem na Vegetę i zakończeniem rozłąki z ukochanym mężem, nie miała niestety pod ręką pierworodnego by zalać go matczyną miłością. Za to pozostawał substytut w postaci córki powstałej przez "przypadek". O tyle trudno byłoby się na nią rzucić i tulić bez zdradzania jej pochodzenia, ale tym złamałaby Królowi serce... A nie potrzebna im kolejna rzeź na Vegecie.
Całe szczęście, że marnotrawny Księciunio Vegety wrócił z kosmosu. Vivian czuła jego energię podskakującą w złości i rozżaleniu, tuż przy równie wzburzonej Ki Eve. Rozmowa pary po rozstaniu... Jak zawsze pełna emocji, aż drży cały port. Miała pewność, że gdy ona znów zobaczy się z Cheprim, to ich spotkanie nie będzie tak burzliwe. Same z siebie policzki pokrył jej rumieniec, ale idący za nią Kuro i tak niczego nie zauważył... Przynajmniej miała taką nadzieję. Wracając jednak do Raziela... Poczuła ulgę. Czuła jego zadufaną w sobie energię krążącą gdzieś daleko w przestrzeni, ale teraz wiedziała, że jest bezpieczny na Vegecie i przy odrobinie szczęścia, skupi na sobie uwagę stęsknionej za dzieckiem matki.
Niemniej, ostatnie ich spotkanie... Rozstanie? Widzieli się po swojej bitwie i to tyle. We krwi, pocie i piachu, ledwo stojąc na pustyni. Od tamtej pory, gdy próbowali nawzajem przeprowadzić na sobie wiwisekcje minęło sześć miesięcy, a znając ich szczęście, niedługo na siebie wpadną. Oh, tak. Wiedziała, że misja Pana Zahne skończyła się szybko i od paru miesięcy powinien być w domu, a mimo tego robił sobie wakacje w kosmosie. Zostawiając ich ze sprzątaniem ciał, odbudową miast, wiosek i pomocą. Zupełnie jak Hazard po rzezi Tsufula. A Vivian świerzbiły dłonie by też strzelić brata bo książęcej mordzie.
- Niedługo powinniśmy dojść do sali Tronowej. Normalnie powiem Królowi, że masz do niego prośbę, jak się uda to od razu wrócimy do Akademii po kota. - nie słysząc odzewu przystanęła. - Kuro?
Kroki za nią zwolniły i ucichły. Kuro stał parę metrów za nią, wpatrując się w prosty, czerwony dywan przed sobą, jego czarne oczy się zamgliły. Vivian podeszła do niego, trochę zaniepokojona, że nagle zaczął się wahać albo martwić... Odczekała parę chwil po czym pstryknęła przed głową Saiyana.
- To niezbyt dobra chwila na drzemki.
Jednak przejęte, czarne tęczówki zdradzały, że ciągle myśli, albo z kimś rozmawia. Tak, Ósemka wiedziała, że Saiyan zna telepatię i potrafi się z innymi w ten sposób komunikować - kilka razy nawet jej wysyłał takie wiadomości. Samodzielnie nigdy nie udało się jej zgłębić tej sztuki, ale może to i lepiej? Jakoś pomysł słyszenia głosów w głowie jej nie kusił. Wystarczyły te, które jakiś czas temu udało się jej uspokoić.
Rozejrzała się po korytarzu i gdy Kuro się ocknął, wskazała drogę przed nimi. Za kilka minut powinni znaleźć się przed salą Tronową i jeśli dziewczyna dobrze pamiętała plan dnia nowego władcy, to powinien właśnie tam przebywać.
Ósemka westchnęła w duchu. Najbezpieczniejszą drogą była właśnie ta - miała przepustkę do Pałacu, mogła ze sobą kogoś zabrać, to tyle. Wystarczyło przejść plątaninę korytarzy, jednak to wiązało się z pewnym ryzykiem... Z tego samego powodu miała nadzieję, że w sali tronowej zastaną wyłącznie Zicka. Wpadnięcie na Aryenne, było ostatnią rzeczą jaką Vivian chciała. Królowa miała denerwujący widok wlepiania w nią oczu ilekroć ją widziała, jakby chciała zmusić halfkę by na nią spojrzała. Uh... Albo te wszystkie zaproszenia na spotkania... Gdy Kiui nacieszyła się powrotem na Vegetę i zakończeniem rozłąki z ukochanym mężem, nie miała niestety pod ręką pierworodnego by zalać go matczyną miłością. Za to pozostawał substytut w postaci córki powstałej przez "przypadek". O tyle trudno byłoby się na nią rzucić i tulić bez zdradzania jej pochodzenia, ale tym złamałaby Królowi serce... A nie potrzebna im kolejna rzeź na Vegecie.
Całe szczęście, że marnotrawny Księciunio Vegety wrócił z kosmosu. Vivian czuła jego energię podskakującą w złości i rozżaleniu, tuż przy równie wzburzonej Ki Eve. Rozmowa pary po rozstaniu... Jak zawsze pełna emocji, aż drży cały port. Miała pewność, że gdy ona znów zobaczy się z Cheprim, to ich spotkanie nie będzie tak burzliwe. Same z siebie policzki pokrył jej rumieniec, ale idący za nią Kuro i tak niczego nie zauważył... Przynajmniej miała taką nadzieję. Wracając jednak do Raziela... Poczuła ulgę. Czuła jego zadufaną w sobie energię krążącą gdzieś daleko w przestrzeni, ale teraz wiedziała, że jest bezpieczny na Vegecie i przy odrobinie szczęścia, skupi na sobie uwagę stęsknionej za dzieckiem matki.
Niemniej, ostatnie ich spotkanie... Rozstanie? Widzieli się po swojej bitwie i to tyle. We krwi, pocie i piachu, ledwo stojąc na pustyni. Od tamtej pory, gdy próbowali nawzajem przeprowadzić na sobie wiwisekcje minęło sześć miesięcy, a znając ich szczęście, niedługo na siebie wpadną. Oh, tak. Wiedziała, że misja Pana Zahne skończyła się szybko i od paru miesięcy powinien być w domu, a mimo tego robił sobie wakacje w kosmosie. Zostawiając ich ze sprzątaniem ciał, odbudową miast, wiosek i pomocą. Zupełnie jak Hazard po rzezi Tsufula. A Vivian świerzbiły dłonie by też strzelić brata bo książęcej mordzie.
- Niedługo powinniśmy dojść do sali Tronowej. Normalnie powiem Królowi, że masz do niego prośbę, jak się uda to od razu wrócimy do Akademii po kota. - nie słysząc odzewu przystanęła. - Kuro?
Kroki za nią zwolniły i ucichły. Kuro stał parę metrów za nią, wpatrując się w prosty, czerwony dywan przed sobą, jego czarne oczy się zamgliły. Vivian podeszła do niego, trochę zaniepokojona, że nagle zaczął się wahać albo martwić... Odczekała parę chwil po czym pstryknęła przed głową Saiyana.
- To niezbyt dobra chwila na drzemki.
Jednak przejęte, czarne tęczówki zdradzały, że ciągle myśli, albo z kimś rozmawia. Tak, Ósemka wiedziała, że Saiyan zna telepatię i potrafi się z innymi w ten sposób komunikować - kilka razy nawet jej wysyłał takie wiadomości. Samodzielnie nigdy nie udało się jej zgłębić tej sztuki, ale może to i lepiej? Jakoś pomysł słyszenia głosów w głowie jej nie kusił. Wystarczyły te, które jakiś czas temu udało się jej uspokoić.
Rozejrzała się po korytarzu i gdy Kuro się ocknął, wskazała drogę przed nimi. Za kilka minut powinni znaleźć się przed salą Tronową i jeśli dziewczyna dobrze pamiętała plan dnia nowego władcy, to powinien właśnie tam przebywać.
Re: Korytarze
Wto Kwi 26, 2016 9:40 pm
Wiele rzeczy się zmieniło na Vegecie. Pałac Królewski był jedną z tych rzeczy. Aktualny król, miał zupełnie inną wizję rządzenia swoim narodem. Większość bogatych zdobień została, żeby pełnić funkcję reprezentatywną, lecz te przesadzone zniknęły. Prawdopodobnie zostały sprzedany, żeby z pieniędzy pokryć odbudowę pałacu i wspomóc najbardziej pokrzywdzonych w czasie rebelii. Nowy król chciał pokazać, że zamierza dbać o swoich poddanych. Wszystkich. Jednakże nie wolno było zapominać o ochronie. Zidarock tym się różnił od Zella, że potrafił docenić swoich przeciwników. Dlatego ochrona była bardziej rozłożona w całym pałacu i składali się na nią ludzie, którym król ufał. Systemy obronne też uległy pewnym modyfikacjom, ale o tym sza. Ważne jednak jest to, że Natto i jej towarzyszowi stale towarzyszył czujny wzrok strażników i kamer. Jednakże mogli dostrzec, że to nie była Gwardia. Członkowie tej elitarnej jednostki byli zapewne w obrębie Sali Tronowej i komnat. Można to było zauważyć im bardziej się zbliżali do miejsca, gdzie aktualnie powinien znajdować się król. W końcu udało im się dojść do drzwi, które prowadziły do Sali Tronowej. Ostatnio Vivian tam była kiedy Zell chciał sobie na nią popatrzeć. Teraz tych drzwi chroniła czwórka strażników w specjalnych pancerzach. Przypominały te Oddziału Specjalnego, lecz były bardziej zaawansowane. Jeden ze strażników spojrzał na dziewczynę i chłopaka i już chciał zapytać ich o powód, lecz w tym momencie drzwi się otworzyły i wyszły z nich dwie osoby.
- Powiadom mnie jak mój syn wreszcie się pojawi w pałacu. – powiedziała wysoka kobieta o czarnych lśniących włosach. Aryenne Zahne zmieniła się znacząco od momentu, kiedy Vivian ją pierwszy raz spotkała. Teraz miała na sobie bogate szaty w kolorze fioletu, które idealnie podkreślały jej zgrabną sylwetkę. Na szyj miała złoty naszyjnik, a w uszach kolczyki z rubinami. Nie miała na sobie pancerza, lecz kto ją znał to wiedział, że potrafiła się obronić. Nie bez powodu posiadała rangę Kiui. Teraz zaś jej strój podkreślał jej pozycję i rangę.
- Tak jest pani. – odparła młodsza kobieta, która w przeciwieństwie do matki blondynki, miała na sobie pełny pancerz bojowy ze wszystkimi znakami. W głównej mierze w oczy rzucał się symbol gwardii królewskiej, a dokładniej symbol dowódcy. Najwidoczniej stara znajoma Kuro awansowała. Dopiero po chwili Aryenne i Negri zobaczyły stojącą dwójkę. Na chwilę ciemne oczy królowej Saiyan rozszerzyły się na widok drugiego dziecka, lecz szybko wróciły do normalnego i uprzejmego wyglądu. Negri uśmiechnęła się do Kuro, a następnie skłoniła żonie króla i udała się wykonywać rozkazy. Władczyni zaś uśmiechnęła się do dwójki przybyłych.
- W czym mogę wam pomóc? – zapytała ciepłym głosem.
- Powiadom mnie jak mój syn wreszcie się pojawi w pałacu. – powiedziała wysoka kobieta o czarnych lśniących włosach. Aryenne Zahne zmieniła się znacząco od momentu, kiedy Vivian ją pierwszy raz spotkała. Teraz miała na sobie bogate szaty w kolorze fioletu, które idealnie podkreślały jej zgrabną sylwetkę. Na szyj miała złoty naszyjnik, a w uszach kolczyki z rubinami. Nie miała na sobie pancerza, lecz kto ją znał to wiedział, że potrafiła się obronić. Nie bez powodu posiadała rangę Kiui. Teraz zaś jej strój podkreślał jej pozycję i rangę.
- Tak jest pani. – odparła młodsza kobieta, która w przeciwieństwie do matki blondynki, miała na sobie pełny pancerz bojowy ze wszystkimi znakami. W głównej mierze w oczy rzucał się symbol gwardii królewskiej, a dokładniej symbol dowódcy. Najwidoczniej stara znajoma Kuro awansowała. Dopiero po chwili Aryenne i Negri zobaczyły stojącą dwójkę. Na chwilę ciemne oczy królowej Saiyan rozszerzyły się na widok drugiego dziecka, lecz szybko wróciły do normalnego i uprzejmego wyglądu. Negri uśmiechnęła się do Kuro, a następnie skłoniła żonie króla i udała się wykonywać rozkazy. Władczyni zaś uśmiechnęła się do dwójki przybyłych.
- W czym mogę wam pomóc? – zapytała ciepłym głosem.
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Korytarze
Sro Kwi 27, 2016 8:28 pm
- kolejny mentalny sms do Kury:
- - April czuje się świetnie. Cała w skowronkach po stracie waszego dziecka. I bardzo Cię kocha. Wręcz kipi z niecierpliwości kiedy tylko będzie mogła stanąć przed Tobą. Po to właśnie istnieje Shenron by spełniać życzenia. Myślisz, że kiedy prosiłem go o ogon czy o wieczną młodość nie było to egoistyczne ? Było, a jakże! Zrób coś wreszcie w sprawie swojej kobiety. Ja poległem na całej linii. Nie potrafię jej pomóc. Albo ją zostaw, porzuć. Twoja sprawa.
Re: Korytarze
Nie Maj 01, 2016 10:43 pm
- Tak masz rację ale Hikaru znalazł April na Ziemi. Niestety nie potrafi jej wyleczyć. – pokrótce streścił przyjaciółce wydarzenia sprzed chwili. Cieszył się, że w tych trudnych dla niego i Vegety chwilach miał chociaż jakąś znajomą twarz nieopodal. Robiło się lżej na duchu.
- Masz jakiś kontakt z Chepsem? – zapytał konspiracyjnym szeptem. Trzeba było być ślepym, aby nie zauważyć, że Ci dwaj mają się ku sobie i coś tam miedzy nimi kiełkuje. Ziemianin, musiał wracać do siebie, a Hachi miała swoje obowiązki na Vegecie. Poczuł ukłucie żalu w sercu z powodu braku jego ukochanej obok. Teraz zalała go fala winy, że powinien wcześniej przedsięwziąć jakieś kroki. Im bardziej zagłębiali się w korytarze, tym więcej naokoło pokazywało się strażników. Nic dziwnego, w ostatnich miesiącach Zick wydał wiele niepopularnych dekretów. Niepopularnych ze strony starych czystokrwistych rodów, którym nie podobało się nowe spojrzenie w przyszłość. Pewnie już próbowano dokonać kilku zamachów na jego życie, ot Vegeta.
Chłopakowi rosła gula w gardle, gdyż w biegu zastanawiał się i próbował sklecić w myślach, w miarę zgrabną formułkę wypowiedzi. Ku jego wewnętrznej rozpaczy błyskiem znaleźli się pod głównymi drzwiami. Jakby los sprzysiągł mu się przeciw usłyszał głos królowej. Zza drzwi wyłoniła się najpierw znajoma twarz. Szybko poznał Negri, spiekł buraka, gdy przypomniał sobie, że proponował dziewczynie ostry seks w czasie buntu. Negri dumnie prezentowała nową zbroję Gwardii Królewskiej. Uśmiechnął się do dziewczyny mimowolnie.
Ona awansowała, a ja odwaliłem kawał roboty i na razie dostałem fig z makiem. Jej zadaniem było głownie doprowadzenie mnie, czyli baranka na miejsce rzeźni. – pomyślał nieco rozeźlony. Zick zarobił drugiego minusa. Pierwszy był za brak reakcji na porwanie April. Kuro postanowił poczekać i na razie podchodzić do nowego króla, jak do jeża. Zell już mu zafundował wystarczające pranie mózgu. Za Negri wyszła królowa. W sumie dopiero teraz Kuro miał okazję widzieć kobietę tak blisko. Bywał w pałacu, zgodnie z jednym z zarządzeń młode głowy rodów mogły się pojawiać na co mniej ważnych naradach i uczyć się obserwując rodzicieli. Wielu nie przychodziło, rodziny skrzętnie ukrywały wybory swoich następców. Za to Zick mógł już się orientować, czy głupi zmieni się na głupszego. Cóż nie było tajemnicą, że Kurokarze pozostał jeden syn, więc nie było sensu bawić się w podchody.
Kuro nieco onieśmielony stał przed królową w swoim najlepszym ubraniu. Kilka sekund zajęło mu zreflektowanie się, ze powinien uklęknąć. Przyklęknął na kolano i wykonał odpowiednie gesty należne Pani Vegety. Nie wiedział czemu ale jakoś nienaturalnie jego zdaniem zabrzmiało uprzejmie zapytanie z jej strony. Z daleka wydawała się znacznie twardszą niż uprzejmiejszą, a może to przez przyzwyczajenie się do pomiatających każdym żołnierzy w Akademii no i podejściem poprzedniego króla do każdej istoty śmiejącej żyć.
- Pani, wybacz mi że zajmuję Ci cenny czas – złapał oddech, początek zaklasyfikował jako niezły. Ni z tego ni z owego dalej umilkł starając się skupić na wrzasku Hika, nawet wzdrygnął się nieco. Przekaz był słaby i rwał się, jak w połączeniu satelitarnym wykonywanym przez pól galaktyki. Przynajmniej zorientował się tyle, że April jest wściekła na Kuro i Hikaru jest wściekły także na niego, że jeszcze nie użył kul. Zmarszczył brwi i się odszczekał, że nie jest takim jak ten stary pryk, a naturalnych zmian zachodzących w przyrodzie nie łamie się, bo to się zemści. Po zdziwionej minie królowej i kręceniu głową Hachi zrozumiał, że darł się także na głos. Szczęśliwie nic nie powiedział o Smoczych Kulach.
- Wybaczcie, dziadek niedomaga ostatnio – próbował głupkowato załagodzić sytuację. Wasza Wysokość, przyszedłem aby prosić Cię o zgodę o wylot..... Muszę .......... chcę ............potrzebują odnaleźć pewną osobę ........ halfkę. Czuł się zawstydzony i chyba się rumienił, na wspomnienie April w jego serce wkradało się wiele ciepłych uczuć Nie jestem pewien, gdzie jest....... ale straciła pamięć, ktoś ją skrzywdził. Wychodziło mu to nieporadnie i nie tak, jak planował z elegancją i stosownym do pozycji królowej patosem ale mówił z serca. Błagam Wasza Wysokość pozwól mi ją odnaleźć. Moje życie bez niej jest puste. Romea trafiła strzała amora.
Trening start
- Masz jakiś kontakt z Chepsem? – zapytał konspiracyjnym szeptem. Trzeba było być ślepym, aby nie zauważyć, że Ci dwaj mają się ku sobie i coś tam miedzy nimi kiełkuje. Ziemianin, musiał wracać do siebie, a Hachi miała swoje obowiązki na Vegecie. Poczuł ukłucie żalu w sercu z powodu braku jego ukochanej obok. Teraz zalała go fala winy, że powinien wcześniej przedsięwziąć jakieś kroki. Im bardziej zagłębiali się w korytarze, tym więcej naokoło pokazywało się strażników. Nic dziwnego, w ostatnich miesiącach Zick wydał wiele niepopularnych dekretów. Niepopularnych ze strony starych czystokrwistych rodów, którym nie podobało się nowe spojrzenie w przyszłość. Pewnie już próbowano dokonać kilku zamachów na jego życie, ot Vegeta.
Chłopakowi rosła gula w gardle, gdyż w biegu zastanawiał się i próbował sklecić w myślach, w miarę zgrabną formułkę wypowiedzi. Ku jego wewnętrznej rozpaczy błyskiem znaleźli się pod głównymi drzwiami. Jakby los sprzysiągł mu się przeciw usłyszał głos królowej. Zza drzwi wyłoniła się najpierw znajoma twarz. Szybko poznał Negri, spiekł buraka, gdy przypomniał sobie, że proponował dziewczynie ostry seks w czasie buntu. Negri dumnie prezentowała nową zbroję Gwardii Królewskiej. Uśmiechnął się do dziewczyny mimowolnie.
Ona awansowała, a ja odwaliłem kawał roboty i na razie dostałem fig z makiem. Jej zadaniem było głownie doprowadzenie mnie, czyli baranka na miejsce rzeźni. – pomyślał nieco rozeźlony. Zick zarobił drugiego minusa. Pierwszy był za brak reakcji na porwanie April. Kuro postanowił poczekać i na razie podchodzić do nowego króla, jak do jeża. Zell już mu zafundował wystarczające pranie mózgu. Za Negri wyszła królowa. W sumie dopiero teraz Kuro miał okazję widzieć kobietę tak blisko. Bywał w pałacu, zgodnie z jednym z zarządzeń młode głowy rodów mogły się pojawiać na co mniej ważnych naradach i uczyć się obserwując rodzicieli. Wielu nie przychodziło, rodziny skrzętnie ukrywały wybory swoich następców. Za to Zick mógł już się orientować, czy głupi zmieni się na głupszego. Cóż nie było tajemnicą, że Kurokarze pozostał jeden syn, więc nie było sensu bawić się w podchody.
Kuro nieco onieśmielony stał przed królową w swoim najlepszym ubraniu. Kilka sekund zajęło mu zreflektowanie się, ze powinien uklęknąć. Przyklęknął na kolano i wykonał odpowiednie gesty należne Pani Vegety. Nie wiedział czemu ale jakoś nienaturalnie jego zdaniem zabrzmiało uprzejmie zapytanie z jej strony. Z daleka wydawała się znacznie twardszą niż uprzejmiejszą, a może to przez przyzwyczajenie się do pomiatających każdym żołnierzy w Akademii no i podejściem poprzedniego króla do każdej istoty śmiejącej żyć.
- Pani, wybacz mi że zajmuję Ci cenny czas – złapał oddech, początek zaklasyfikował jako niezły. Ni z tego ni z owego dalej umilkł starając się skupić na wrzasku Hika, nawet wzdrygnął się nieco. Przekaz był słaby i rwał się, jak w połączeniu satelitarnym wykonywanym przez pól galaktyki. Przynajmniej zorientował się tyle, że April jest wściekła na Kuro i Hikaru jest wściekły także na niego, że jeszcze nie użył kul. Zmarszczył brwi i się odszczekał, że nie jest takim jak ten stary pryk, a naturalnych zmian zachodzących w przyrodzie nie łamie się, bo to się zemści. Po zdziwionej minie królowej i kręceniu głową Hachi zrozumiał, że darł się także na głos. Szczęśliwie nic nie powiedział o Smoczych Kulach.
- Wybaczcie, dziadek niedomaga ostatnio – próbował głupkowato załagodzić sytuację. Wasza Wysokość, przyszedłem aby prosić Cię o zgodę o wylot..... Muszę .......... chcę ............potrzebują odnaleźć pewną osobę ........ halfkę. Czuł się zawstydzony i chyba się rumienił, na wspomnienie April w jego serce wkradało się wiele ciepłych uczuć Nie jestem pewien, gdzie jest....... ale straciła pamięć, ktoś ją skrzywdził. Wychodziło mu to nieporadnie i nie tak, jak planował z elegancją i stosownym do pozycji królowej patosem ale mówił z serca. Błagam Wasza Wysokość pozwól mi ją odnaleźć. Moje życie bez niej jest puste. Romea trafiła strzała amora.
Trening start
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Korytarze
Wto Maj 03, 2016 9:37 pm
Szli w kierunku Sali Tronowej. Ciche odgłosy ich kroków nikły wśród plątaniny korytarzy, Vivian czujnie, choć ukradkiem patrzyła w strategiczne miejsca - nowe kamery, nowe znaki... Nowi strażnicy. Zick był przygotowany do królowania i chyba wiedział, że to co robi, pomimo aprobaty jakichś dziewięćdziesięciu procent planety, może stworzyć mu wrogów. Zwłaszcza wśród elity, fanów Zella i starego porządku. Ciekawe ile akcji uniemożliwiających jego zabójstwo już się odbyło... Kto wie. Jej, szaraczka z Oddziału Specjalnego nikt nie zamierzał raczyć taką informacją.
- Znalazł ją? - spojrzała przelotnie na Kuro, cień smutku i nadzieja błyszczały w jego oczach.
Zgadła, rozmawiał ze swoim mentorem. Vivian znała Hikaru tylko z widzenia i opowieści Saiyana, ale jeśli Mistic nie potrafi jej wyleczyć... Co prawda nie była pewna jak myśleć o całym zaniku pamięci April. Z jednej strony rozumiała dlaczego Kuro ją zostawił, z drugiej mógł się halfką zaopiekować, ale przecież nikt nie jest doskonały... Milczała przez moment, lecz Kuro ubiegł jej pytanie, zadając swoje, niewinne acz krępujące. Na krótki moment na policzkach Ósemki pojawił się delikatny rumieniec, a oczy zawsze czujne, złagodniały. Tak działo się zawsze ilekroć myślała o czerwonowłosym chłopaku, myśli te przywoływały jakieś roztkliwienie i trochę speszenia. Westchnęła cicho, pokręciła głową, w spojrzeniu pojawiła się melancholia zabarwiona smutkiem.
- Nie. - szepnęła. Tęsknota była strasznym uczuciem i nie było dnia, gdyby Vivian nie patrzyła w niebo w kierunku Ziemi, ale co zrobić... Vegeta, choćby krwawa i nieprzyjemna, była jej domem. Może i kiedyś go opuści, ale póki co, musi sprawić by innym żyło się jak najlepiej, musi pomóc pilnować porządku. Kolejne westchnienie sprawiło, że trochę spuściła głowę, bo teraz ona poczuła ukłucie w sercu. - Nie widziałam go od pół roku. Nie znam telepatii. Chepri nie ma scoutera, wysyłanie sobie wiadomości czy listów też nie wchodzi w grę. Widzimy się... Tylko w snach. - zakończyła z nostalgicznym uśmiechem.
Zamyśliła się i niemal nie zorientowała, że są już na miejscu. Ups...
Widząc Aryenne wychodzącą z sali Tronowej Vivian zapatrzyła się na nią nieostrożnie i nie uniknęła kontaktu wzrokowego. Ujrzała znajomy błysk w czarnych oczach, coś jak ciepły uśmiech w spojrzeniu, ale speszona spuściła wzrok. Nie było to niegrzeczne, jako niższej rangi nie powinna gapić się tak nachalnie. Znała tylko przelotnie czarnowłosą dziewczynę towarzyszącą kobiecie, po rozmowie z łatwością wydedukowała, że Raziel został pokierowany do Pałacu. Kątem oka odprowadziła członkinie Gwardii Królewskiej, zastanawiając się ile osób już wie o przybyciu Księcia. Jak dobrze, może fala miłości matczynej przeleje się na marnotrawnego syna. Aryenne wyglądała dobrze, w ładnie skrojonej fioletowej szacie i podkreślającej jej status biżuterii, wyraźnie kwitła - powrót na Vegetę i spotkanie z mężem dobrze jej zrobiły. Vivian skłoniła się przed nią również, po czym zasalutowała, jak na dobrego żołnierza przystało.
Zrobiła krok w bok, dając przestrzeń Kuro, ale na tyle, by widział ją w polu widzenia. W końcu ostatni raz gdy był w tych ścianach walczył na śmierć i życie z poprzednim królem... Może Ósemka nie jest jakimś tam wielkim wsparciem, ale znajoma twarz zawsze trochę pomaga. Przysłuchiwała się słowom chłopaka, lecz po krótkim wstępie wyczuła, że coś jest nie tak. Głos Kuro się podniósł i zaczął mówić co głośno poważnym tonem, o tym, że nie jest taki jak on... On? Vivian uniosła brew, wpatrując się w niego uważnie, ale zadawał się nie patrzeć na nią, ani na Królową. Zdawał się w ogóle nie kontaktować. W momencie w którym zaczął mówić, że nie wolno burzyć ładu w przyrodzie dotarło do niej, że prawdopodobnie dalej rozmawia z Hikiem i biedak myśli na głos. Aryenne wyglądała na zdziwioną, jeden ze strażników zakreślił młynek palcem przy swojej skroni, a Vivian tylko pokręciła głową. W porę jednak chłopak oprzytomniał, bo dość niezręcznie przeprosił i zdradził cel swojej wizyty.
Dziewczyna patrzyła na niego uważnie, widziała przelotny rumieniec na policzkach Kuro, szczere zakłopotanie i prośbę w słowach. April znaczyła dla niego wszystko, serce rwało mu się do niej... Westchnęła cicho, podeszła bliżej i położyła Saiyanowi dłoń na ramieniu.
- Wasza Wysokość. - jeszcze raz skłoniła głowę przed Królową, mówiąc poważnym głosem. - Wstawiam się za prośbą Kuro. Jest dzielnym wojownikiem, moim przyjacielem i walczył przed pół roku w tym miejscu przeciw Zellowi. Nigdy nie prosił o nic dla siebie u wyżej postawionych, teraz to robi ze względu na kogoś bliskiego. Jego ukochana została z nim rozdzielona, straciła pamięć, nie wiadomo co się z nią działo. - nie uznawała się za psychoanalityka, ale przecież podobna sytuacja miała miejsce między Aryenne i Zickiem... Rozdzieleni na tak długo, ale czy to pół roku czy dekada, boli tak samo. - Dołączam się do tej prośby, jeśli będzie trzeba mogę mu oddać własną kapsułę. Zgoda na wylot pozostaje decyzją Waszej Wysokości.
Zamilkła, wpatrując się uważnie w Aryenne.
OOC ---> Początek treningu
- Znalazł ją? - spojrzała przelotnie na Kuro, cień smutku i nadzieja błyszczały w jego oczach.
Zgadła, rozmawiał ze swoim mentorem. Vivian znała Hikaru tylko z widzenia i opowieści Saiyana, ale jeśli Mistic nie potrafi jej wyleczyć... Co prawda nie była pewna jak myśleć o całym zaniku pamięci April. Z jednej strony rozumiała dlaczego Kuro ją zostawił, z drugiej mógł się halfką zaopiekować, ale przecież nikt nie jest doskonały... Milczała przez moment, lecz Kuro ubiegł jej pytanie, zadając swoje, niewinne acz krępujące. Na krótki moment na policzkach Ósemki pojawił się delikatny rumieniec, a oczy zawsze czujne, złagodniały. Tak działo się zawsze ilekroć myślała o czerwonowłosym chłopaku, myśli te przywoływały jakieś roztkliwienie i trochę speszenia. Westchnęła cicho, pokręciła głową, w spojrzeniu pojawiła się melancholia zabarwiona smutkiem.
- Nie. - szepnęła. Tęsknota była strasznym uczuciem i nie było dnia, gdyby Vivian nie patrzyła w niebo w kierunku Ziemi, ale co zrobić... Vegeta, choćby krwawa i nieprzyjemna, była jej domem. Może i kiedyś go opuści, ale póki co, musi sprawić by innym żyło się jak najlepiej, musi pomóc pilnować porządku. Kolejne westchnienie sprawiło, że trochę spuściła głowę, bo teraz ona poczuła ukłucie w sercu. - Nie widziałam go od pół roku. Nie znam telepatii. Chepri nie ma scoutera, wysyłanie sobie wiadomości czy listów też nie wchodzi w grę. Widzimy się... Tylko w snach. - zakończyła z nostalgicznym uśmiechem.
Zamyśliła się i niemal nie zorientowała, że są już na miejscu. Ups...
Widząc Aryenne wychodzącą z sali Tronowej Vivian zapatrzyła się na nią nieostrożnie i nie uniknęła kontaktu wzrokowego. Ujrzała znajomy błysk w czarnych oczach, coś jak ciepły uśmiech w spojrzeniu, ale speszona spuściła wzrok. Nie było to niegrzeczne, jako niższej rangi nie powinna gapić się tak nachalnie. Znała tylko przelotnie czarnowłosą dziewczynę towarzyszącą kobiecie, po rozmowie z łatwością wydedukowała, że Raziel został pokierowany do Pałacu. Kątem oka odprowadziła członkinie Gwardii Królewskiej, zastanawiając się ile osób już wie o przybyciu Księcia. Jak dobrze, może fala miłości matczynej przeleje się na marnotrawnego syna. Aryenne wyglądała dobrze, w ładnie skrojonej fioletowej szacie i podkreślającej jej status biżuterii, wyraźnie kwitła - powrót na Vegetę i spotkanie z mężem dobrze jej zrobiły. Vivian skłoniła się przed nią również, po czym zasalutowała, jak na dobrego żołnierza przystało.
Zrobiła krok w bok, dając przestrzeń Kuro, ale na tyle, by widział ją w polu widzenia. W końcu ostatni raz gdy był w tych ścianach walczył na śmierć i życie z poprzednim królem... Może Ósemka nie jest jakimś tam wielkim wsparciem, ale znajoma twarz zawsze trochę pomaga. Przysłuchiwała się słowom chłopaka, lecz po krótkim wstępie wyczuła, że coś jest nie tak. Głos Kuro się podniósł i zaczął mówić co głośno poważnym tonem, o tym, że nie jest taki jak on... On? Vivian uniosła brew, wpatrując się w niego uważnie, ale zadawał się nie patrzeć na nią, ani na Królową. Zdawał się w ogóle nie kontaktować. W momencie w którym zaczął mówić, że nie wolno burzyć ładu w przyrodzie dotarło do niej, że prawdopodobnie dalej rozmawia z Hikiem i biedak myśli na głos. Aryenne wyglądała na zdziwioną, jeden ze strażników zakreślił młynek palcem przy swojej skroni, a Vivian tylko pokręciła głową. W porę jednak chłopak oprzytomniał, bo dość niezręcznie przeprosił i zdradził cel swojej wizyty.
Dziewczyna patrzyła na niego uważnie, widziała przelotny rumieniec na policzkach Kuro, szczere zakłopotanie i prośbę w słowach. April znaczyła dla niego wszystko, serce rwało mu się do niej... Westchnęła cicho, podeszła bliżej i położyła Saiyanowi dłoń na ramieniu.
- Wasza Wysokość. - jeszcze raz skłoniła głowę przed Królową, mówiąc poważnym głosem. - Wstawiam się za prośbą Kuro. Jest dzielnym wojownikiem, moim przyjacielem i walczył przed pół roku w tym miejscu przeciw Zellowi. Nigdy nie prosił o nic dla siebie u wyżej postawionych, teraz to robi ze względu na kogoś bliskiego. Jego ukochana została z nim rozdzielona, straciła pamięć, nie wiadomo co się z nią działo. - nie uznawała się za psychoanalityka, ale przecież podobna sytuacja miała miejsce między Aryenne i Zickiem... Rozdzieleni na tak długo, ale czy to pół roku czy dekada, boli tak samo. - Dołączam się do tej prośby, jeśli będzie trzeba mogę mu oddać własną kapsułę. Zgoda na wylot pozostaje decyzją Waszej Wysokości.
Zamilkła, wpatrując się uważnie w Aryenne.
OOC ---> Początek treningu
Re: Korytarze
Sro Maj 04, 2016 9:54 pm
Pałac był doskonale chroniony. Zidarock wiedział, że jeśli ma coś zmienić na Vegecie, to najpierw musi zapewnić bezpieczeństwo sobie i swojej rodzinie. Raziela nie było na planecie, zaś on jego żona większość czasu spędzali w pałacu. Jednakże zreformował gwardię i wstawił do niej swoich ludzi. Tych, którym ufał, zaś główne dowodzenie przejęła dziewczyna, którą Kuro chciał w czasie rebelii przelecieć. Teraz zaś to ona mogła przelecieć jego. No, ale wróćmy do bieżącej sytuacji. Aryenne Zahne patrzyła się ciepły wzrokiem na dwójkę Saiyan. Może i była twardą Kiui i wojowniczką, lecz była też kobietą i posiadała wyższe uczucia. Po za tym chciała pokazać, że ludzie mogą do niej przyjść i się nie bać. Chciała pomóc zmienić ten świat. Kiedy Kuro padł na kolano i zaczął wykonywać gesty powitalne ta tylko westchnęła cicho. Kojarzyła tego chłopca, gdyż dowiedziała się od męża kto pomógł zniszczyć Zella. Teraz jednak musieli grać, gdyż tego wymagała etykieta. Jej wzrok kilka razy uciekł w stronę córki. Bolało ją to, że Vivian nie chce z nią porozmawiać. Rozumiała ją, jednak w dalszym ciągu było jej przykro. To był jednak jej krzyż, który musiała nieść sama.
Niestety pierwsze niezłe wrażenie zostało popsute, kiedy Kuro zaczął zachowywać się jakby oszalał. Jeden z żołnierzy nawet to zasugerował, lecz królowa nakazała mu milczeć. W końcu chłopak wrócił na Vegetę.
- Wstań. Nie jesteś robakiem, żeby mówić do mnie z ziemi. Rozmawiajmy jak cywilizowani. – rzekła królowa spokojnym tonem, a następnie spojrzała w oczy chłopaka. Przemowa jej córki, również do niej trafiła. Ton jakim mówiła był bolesny, ale rozumiała też, że Vivian ciężko było się zmusić, żeby ją o coś poprosić. Lecz robiła to dla przyjaciela.
- Nie będzie takiej konieczność Natto Deryth. Myślę, że twój przyjaciel wie jak dostać się na inną planetę. Udzielam ci pozwolenia i życzę byś odnalazł tą dziewczynę. Mam nadzieję, że kiedyś mi ją przedstawisz. – powiedziała Aryenne Zahne i uśmiechnęła się do chłopaka. Następnie kiwnęła na strażnika.
- Kronk. Przekażcie, że ten młody człowiek ma zezwolenie na wylot z planety. Wystarczy, że poda swoje imię. To tyle. – powiedziała Królowa.
- Możesz lecieć. Powodzenia. – rzekła i jakby chwilę się wąchając dodała. – Panno Deryth. Chciałabym z tobą porozmawiać.
OOC:
Kuro masz zezwolenie na wylot. Daj tu posta i leć z fabułą. Vivian. Królowa prosi o rozmowę.
Niestety pierwsze niezłe wrażenie zostało popsute, kiedy Kuro zaczął zachowywać się jakby oszalał. Jeden z żołnierzy nawet to zasugerował, lecz królowa nakazała mu milczeć. W końcu chłopak wrócił na Vegetę.
- Wstań. Nie jesteś robakiem, żeby mówić do mnie z ziemi. Rozmawiajmy jak cywilizowani. – rzekła królowa spokojnym tonem, a następnie spojrzała w oczy chłopaka. Przemowa jej córki, również do niej trafiła. Ton jakim mówiła był bolesny, ale rozumiała też, że Vivian ciężko było się zmusić, żeby ją o coś poprosić. Lecz robiła to dla przyjaciela.
- Nie będzie takiej konieczność Natto Deryth. Myślę, że twój przyjaciel wie jak dostać się na inną planetę. Udzielam ci pozwolenia i życzę byś odnalazł tą dziewczynę. Mam nadzieję, że kiedyś mi ją przedstawisz. – powiedziała Aryenne Zahne i uśmiechnęła się do chłopaka. Następnie kiwnęła na strażnika.
- Kronk. Przekażcie, że ten młody człowiek ma zezwolenie na wylot z planety. Wystarczy, że poda swoje imię. To tyle. – powiedziała Królowa.
- Możesz lecieć. Powodzenia. – rzekła i jakby chwilę się wąchając dodała. – Panno Deryth. Chciałabym z tobą porozmawiać.
OOC:
Kuro masz zezwolenie na wylot. Daj tu posta i leć z fabułą. Vivian. Królowa prosi o rozmowę.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Korytarze
Pią Maj 06, 2016 11:14 pm
Udało się... Vivian mogła odetchnąć w duchu, gdy Aryenne przemówiła. Może było to tylko ulotne wrażenie, ale czuła, że Królowa jest im przychylna. Tak jak swój syn, potrafiła zachować stoicki, niezmącony niczym wyraz twarzy, nie zdradzając się z tym co czuje i myśli. Poza tym, iż była czystej krwi Saiyanką miała w sobie nieco łagodności... Więcej niż statystyczna mieszkanka Vegety, służąca długie lata w armii oczywiście. Drobna przeszkoda w postaci przemówienia Kuro raczej nie przeszkodziła w odbiorze całej jego postaci, choć zadziałał na nerwy strażnikom. Dziewczyna zmrużyła oczy gotowa zareagować, ale mogli spokojnie wysłuchać do końca Aryenne. Królowa zezwoliła na jego wylot z Vegety i znając chłopaka, zaraz poleci czym prędzej na Ziemie ratując April... Na pewno.
- Dziękuję Wasza Wysokość. - skłoniła przed nią głowę, czując jak Saiyan już się podrywa. - Proszę o wybaczenie, ale zajmę mojemu przyjacielowi jeszcze pięć minut. Wstrzymaj się Kuro.
Nim chłopak zdołał zareagować, Vivian złapała go obiema rękami pod ramię, kierując ich w tył, a następnie wciągnęła w najbliższy korytarz. W tej chwili czarnowłosy był w gorącej wodzie kąpany, dobrze pamiętała jak zachowywał się na placu przed Akademią. Rozsadzała go energia i miał klapki na powiekach... Przynajmniej znaleźli się względnie z dala od oczu i uszu Królowej oraz strażników, by halfka mogła spróbować... Coś mu powiedzieć, przekazać. Oczywiście, że kamery mogły co nieco zarejestrować, ale pewne rzeczy nie mogą czekać. Zwłaszcza, że Saiyan zaraz wyleci z Pałacu z szybkością ponaddźwiękową po ukochaną... To będzie trudne... Vivian uniosła palec w górę, upewniając się, że Kuro na nią patrzy i jest dostatecznie skupiony. Wyglądała na spokojną, choć w brązowych tęczówkach lśniła powaga pomieszana z troską. Może i do tej pory zawsze zgrywała twardą i szorstką, ale ostatnio za wiele uczuć grało w jej duszy by mogła dalej skrywać je za swoją skorupą.
- Jeszcze muszę tu zostać, po kota musisz udać się sam. Okno w mojej kwaterze jest uchylone, na pewno rozpoznasz jego energię - bałaganu nie mam, więc śmiało możesz zajrzeć. Lecz nie o tym chciałam mówić... - opuściła wzrok, wahając się subtelnie, po czym westchnęła i spojrzała w czarne oczy Kuro. - ... Posłuchaj, proszę. Z tym co teraz powiem, możesz się kompletnie nie zgadzać i nie mam zamiaru przekonywać Cię na siłę. Mogę się mylić, ale chcę Ci to powiedzieć. Wiem jak bardzo kochasz April i ile ona dla Ciebie znaczy, tak wiem, że ona również kocha Ciebie. Rzucasz wszystko i lecisz ją ratować... Po raz kolejny. - głos Vivian zabarwił się chłodną nutą, mówiła powoli, spokojnie. - Masz bardzo dobre i czasem za miękkie serce Kuro, dlatego proszę Cię - uważaj. Mogę być tylko obserwatorem i nie wiedzieć wszystkiego, ale tyle ile widziałam starczy mi by powiedzieć, że zachowujesz się, jakbyś oślepł z miłości. Ratowałeś April mnóstwo razy, wyrzekłeś się dla niej wiele, bierzesz na siebie jej winę, mówiąc, że to co zrobiła było przez Ciebie... Mogę się tylko domyślać jak trudno było Ci podczas rebelii, gdy wszyscy praktycznie zrzucili na Twoje barki zadanie pokonania Zell'a. Albo wyobrażać sobie jak się bałeś o April, gdy nie czekając na Ciebie wstąpiła do Akademii, dając się zaszczepić serum. Albo jak martwiłeś się za każdym razem gdy wpadała w kłopoty... W większości, ze swojej winy. - przez głowę przebiegła jej myśl, że chłopak uderzy ją za te wszystkie słowa, ale nie zamierzała przerywać, cały czas podtrzymując kontakt wzrokowy. - Nie twierdzę, że jest złą osobą, ale chcąc pomóc innym, zapomniała o Tobie, jej najbliższym. Potrzebowałeś jej, potrzebowałeś jej w krytycznych i ważnych chwilach, bo choć jesteśmy silni, każdy potrzebuje wsparcia ukochanej osoby... Tak, wiem, dziwne, że to ja to mówię, ale tak uważam też... April skupiała się na czym innym, dając się wykorzystać i po raz kolejny musiałeś ją ratować... Wiem, że zrobisz dla niej wszystko i ona też to wie... Zabrzmi to może, jak przechwałka, to samo zrobiłby dla mnie Chepri. Co nie znaczy, że zamierzam rzucać się na niebezpieczeństwo ani dać wplątać się walkę, której mogłaby uniknąć. Ktoś się o mnie martwi, nie dam się bezsensownie poranić. Ktoś przybędzie mi z pomocą gdy będę tego potrzebować... To nie jest rzecz, którą zamierzam nadmiernie wykorzystywać, ot, bo chcę grać bohaterkę i obalić króla. Z mojego punktu widzenia, April, kocha Cię, ale nie jest za bardzo przewidująca. Proszę, nie zrozum mnie źle. Pakuje się w różne sytuacje, które grożą jej i Twojemu życiu, a potem to ona zawsze była pokrzywdzona, sama, opuszczona przez Ciebie, choć leciałeś za nią na oślep, za każdym razem ratując. Nie zaprzeczysz, prawda? I to zawsze Ty zarzucasz sobie, że nie zrobiłeś wszystkiego, że nie byłeś dostatecznie silny albo nie dałeś rady, że musiałeś ją zostawić. Nikt nie jest idealny. Po tym co się stało, miałeś prawo mieć chwilę słabości. - choć bardzo, ale to bardzo nie chciała tego po sobie pokazać, w tym co mówiła dało wyczuć się smutek. - Niemniej, gdy już się spotkacie, zapytaj czy tęskniła. Zapytaj, czy szukała powrotu do Ciebie na Vegetę, czy Cię kocha, czy chciała wyjaśnić co zaszło, dowiedzieć się po co to wszystko. Czy dalej Ci ufa. Czy brak pamięci i rozłąka przekreśliło od razu wszystko to, co razem stworzyliście, jakby te wszystkie lata razem nic nie znaczyły. Z tego co mi mówiłeś i z tego co sama widziałam... Kim ja jestem by Ci to mówić, prawda? Ale wiem tyle, że w miłości nie chodzi tylko o to, by jedna osoba brała na siebie wszystkie wyrzeczenia i słuchała tylko wyrzutów. Nie przeczę, April na pewno wiele rzeczy dla Ciebie zrobiła Kuro... Ale w ostatecznym rozrachunku, wychodzi na to, że Ty robiłeś wszystko. Choć Cię kocha, to ciągle Cię o coś oskarża, a Ty bezkrytycznie przyjmujesz wszystko to, co Ci powie. Dajesz sobą pomiatać.
Vivian westchnęła i zamknęła oczy, schylając głowę. Przemowa wyczerpała ją, nie było łatwo wyrzucić z siebie tyle słów, zwłaszcza, że Saiyan może nie przyjąć ich dobrze. Kto wie, może i się myliła. Może potem będzie go i April za nie przepraszała i nie zawaha się tego zrobić, ale teraz... Teraz rzeczywistość pokazywała jej sprawy w zupełnie innym świetle niż niektórzy mogli sądzić, patrząc na tę dwójkę. Pamiętała dobrze jak w domu Kuro, w jego wiosce para żyła spokojnie, pracując i pomagając mieszkańcom. Pomimo trudności z uśmiechem, kochając się... Czy to wszystko co się stało, łącznie z rebelią i sprawą brata April miało ot tak, zmieść pod dywan całe ich uczucie? Bo na to wyglądało.
- Możesz mnie teraz uderzyć, jeśli Twoim zdaniem ją albo Ciebie obraziłam. Proszę bardzo, wal śmiało, lecz proszę, pamiętaj o jednym. Nie życzę wam źle, Kuro. Mam szczerą nadzieję, że wam się ułoży i będziecie razem szczęśliwi, wychowując dziecko, na Ziemi, Vegecie, byleby było wam dobrze. - uśmiechnęła się smutno. - W miłości chodzi o was. W miłości chodzi zawsze o parę, o dwie osoby, nie tylko o jedną, spychając drugą w cień. Walcz o was, nie o nią. A gdy będziesz walczyć o was, proszę, nie daj wepchnąć się w cień i nie zapominaj również walczyć o siebie.
Kuro był zaledwie o kilka centymetrów od niej wyższy i o parę lat starszy... A los zaplanował mu dużo, jeśli patrzeć na wszystko co go spotkało, oczywiście o czym Vivian wiedziała. Martwiła się. Cholera, martwiła się, a przecież całe życie udawała twardą i nic-mnie-to-nie-obchodzi halfkę. Mogła go urazić, mogła mu wytknąć kilka niemiłych rzeczy, ale Kuro był za dobry by mieć tyle kłopotów w życiu. Dlaczego los rzuca kłody pod nogi dobrym, bezkonfliktowym osobom, podczas gdy tacy jak Zell siedzą sobie na tronie beztrosko całe dekady?
Westchnęła cicho, zrobiła krok do przodu i objęła Kuro za szyję.
- Przepraszam za tę górnolotną przemowę. To były ostre słowa, wiem, ale boję się, że znów spotka Cię coś podobnego. Jesteś za dobry i zapominasz o sobie Kuro, nie zasługujesz na to. - odsunęła się, patrząc na niego z lekkim uśmiechem, w którym kryła się mieszanka smutku, zmartwienia i ciepła. - Leć już i proszę, uważaj na siebie. Powodzenia.
Już bez zbędnych słów Vivian odwróciła się i ruszyła korytarzem w stronę drzwi do sali Tronowej. Nie obejrzała się by spojrzeć na Kuro, który pewnie i tak śpieszył się by wylecieć z czerwonej planety... Aryenne cierpliwie stała i oczekiwała na niesforną Natto. Czy słyszała jej cichą przemowę czy nie, halfka nie wiedziała i nie chciała się nad tym zastanawiać. Skłoniła się tylko jeszcze raz przed Królową, w przepraszającym geście. Teraz będzie musiała wytrwać rozmowę ze swoją matką, co wcale nie wydawało się gorsze od pouczania Kuro sprzed chwili... Acz to zależy od tego, co planuje czarnowłosa Saiyanka.
- Przepraszam za zwłokę Wasza Wysokość. Już jestem do Waszej dyspozycji.
OOC
[zt]
- Dziękuję Wasza Wysokość. - skłoniła przed nią głowę, czując jak Saiyan już się podrywa. - Proszę o wybaczenie, ale zajmę mojemu przyjacielowi jeszcze pięć minut. Wstrzymaj się Kuro.
Nim chłopak zdołał zareagować, Vivian złapała go obiema rękami pod ramię, kierując ich w tył, a następnie wciągnęła w najbliższy korytarz. W tej chwili czarnowłosy był w gorącej wodzie kąpany, dobrze pamiętała jak zachowywał się na placu przed Akademią. Rozsadzała go energia i miał klapki na powiekach... Przynajmniej znaleźli się względnie z dala od oczu i uszu Królowej oraz strażników, by halfka mogła spróbować... Coś mu powiedzieć, przekazać. Oczywiście, że kamery mogły co nieco zarejestrować, ale pewne rzeczy nie mogą czekać. Zwłaszcza, że Saiyan zaraz wyleci z Pałacu z szybkością ponaddźwiękową po ukochaną... To będzie trudne... Vivian uniosła palec w górę, upewniając się, że Kuro na nią patrzy i jest dostatecznie skupiony. Wyglądała na spokojną, choć w brązowych tęczówkach lśniła powaga pomieszana z troską. Może i do tej pory zawsze zgrywała twardą i szorstką, ale ostatnio za wiele uczuć grało w jej duszy by mogła dalej skrywać je za swoją skorupą.
- Jeszcze muszę tu zostać, po kota musisz udać się sam. Okno w mojej kwaterze jest uchylone, na pewno rozpoznasz jego energię - bałaganu nie mam, więc śmiało możesz zajrzeć. Lecz nie o tym chciałam mówić... - opuściła wzrok, wahając się subtelnie, po czym westchnęła i spojrzała w czarne oczy Kuro. - ... Posłuchaj, proszę. Z tym co teraz powiem, możesz się kompletnie nie zgadzać i nie mam zamiaru przekonywać Cię na siłę. Mogę się mylić, ale chcę Ci to powiedzieć. Wiem jak bardzo kochasz April i ile ona dla Ciebie znaczy, tak wiem, że ona również kocha Ciebie. Rzucasz wszystko i lecisz ją ratować... Po raz kolejny. - głos Vivian zabarwił się chłodną nutą, mówiła powoli, spokojnie. - Masz bardzo dobre i czasem za miękkie serce Kuro, dlatego proszę Cię - uważaj. Mogę być tylko obserwatorem i nie wiedzieć wszystkiego, ale tyle ile widziałam starczy mi by powiedzieć, że zachowujesz się, jakbyś oślepł z miłości. Ratowałeś April mnóstwo razy, wyrzekłeś się dla niej wiele, bierzesz na siebie jej winę, mówiąc, że to co zrobiła było przez Ciebie... Mogę się tylko domyślać jak trudno było Ci podczas rebelii, gdy wszyscy praktycznie zrzucili na Twoje barki zadanie pokonania Zell'a. Albo wyobrażać sobie jak się bałeś o April, gdy nie czekając na Ciebie wstąpiła do Akademii, dając się zaszczepić serum. Albo jak martwiłeś się za każdym razem gdy wpadała w kłopoty... W większości, ze swojej winy. - przez głowę przebiegła jej myśl, że chłopak uderzy ją za te wszystkie słowa, ale nie zamierzała przerywać, cały czas podtrzymując kontakt wzrokowy. - Nie twierdzę, że jest złą osobą, ale chcąc pomóc innym, zapomniała o Tobie, jej najbliższym. Potrzebowałeś jej, potrzebowałeś jej w krytycznych i ważnych chwilach, bo choć jesteśmy silni, każdy potrzebuje wsparcia ukochanej osoby... Tak, wiem, dziwne, że to ja to mówię, ale tak uważam też... April skupiała się na czym innym, dając się wykorzystać i po raz kolejny musiałeś ją ratować... Wiem, że zrobisz dla niej wszystko i ona też to wie... Zabrzmi to może, jak przechwałka, to samo zrobiłby dla mnie Chepri. Co nie znaczy, że zamierzam rzucać się na niebezpieczeństwo ani dać wplątać się walkę, której mogłaby uniknąć. Ktoś się o mnie martwi, nie dam się bezsensownie poranić. Ktoś przybędzie mi z pomocą gdy będę tego potrzebować... To nie jest rzecz, którą zamierzam nadmiernie wykorzystywać, ot, bo chcę grać bohaterkę i obalić króla. Z mojego punktu widzenia, April, kocha Cię, ale nie jest za bardzo przewidująca. Proszę, nie zrozum mnie źle. Pakuje się w różne sytuacje, które grożą jej i Twojemu życiu, a potem to ona zawsze była pokrzywdzona, sama, opuszczona przez Ciebie, choć leciałeś za nią na oślep, za każdym razem ratując. Nie zaprzeczysz, prawda? I to zawsze Ty zarzucasz sobie, że nie zrobiłeś wszystkiego, że nie byłeś dostatecznie silny albo nie dałeś rady, że musiałeś ją zostawić. Nikt nie jest idealny. Po tym co się stało, miałeś prawo mieć chwilę słabości. - choć bardzo, ale to bardzo nie chciała tego po sobie pokazać, w tym co mówiła dało wyczuć się smutek. - Niemniej, gdy już się spotkacie, zapytaj czy tęskniła. Zapytaj, czy szukała powrotu do Ciebie na Vegetę, czy Cię kocha, czy chciała wyjaśnić co zaszło, dowiedzieć się po co to wszystko. Czy dalej Ci ufa. Czy brak pamięci i rozłąka przekreśliło od razu wszystko to, co razem stworzyliście, jakby te wszystkie lata razem nic nie znaczyły. Z tego co mi mówiłeś i z tego co sama widziałam... Kim ja jestem by Ci to mówić, prawda? Ale wiem tyle, że w miłości nie chodzi tylko o to, by jedna osoba brała na siebie wszystkie wyrzeczenia i słuchała tylko wyrzutów. Nie przeczę, April na pewno wiele rzeczy dla Ciebie zrobiła Kuro... Ale w ostatecznym rozrachunku, wychodzi na to, że Ty robiłeś wszystko. Choć Cię kocha, to ciągle Cię o coś oskarża, a Ty bezkrytycznie przyjmujesz wszystko to, co Ci powie. Dajesz sobą pomiatać.
Vivian westchnęła i zamknęła oczy, schylając głowę. Przemowa wyczerpała ją, nie było łatwo wyrzucić z siebie tyle słów, zwłaszcza, że Saiyan może nie przyjąć ich dobrze. Kto wie, może i się myliła. Może potem będzie go i April za nie przepraszała i nie zawaha się tego zrobić, ale teraz... Teraz rzeczywistość pokazywała jej sprawy w zupełnie innym świetle niż niektórzy mogli sądzić, patrząc na tę dwójkę. Pamiętała dobrze jak w domu Kuro, w jego wiosce para żyła spokojnie, pracując i pomagając mieszkańcom. Pomimo trudności z uśmiechem, kochając się... Czy to wszystko co się stało, łącznie z rebelią i sprawą brata April miało ot tak, zmieść pod dywan całe ich uczucie? Bo na to wyglądało.
- Możesz mnie teraz uderzyć, jeśli Twoim zdaniem ją albo Ciebie obraziłam. Proszę bardzo, wal śmiało, lecz proszę, pamiętaj o jednym. Nie życzę wam źle, Kuro. Mam szczerą nadzieję, że wam się ułoży i będziecie razem szczęśliwi, wychowując dziecko, na Ziemi, Vegecie, byleby było wam dobrze. - uśmiechnęła się smutno. - W miłości chodzi o was. W miłości chodzi zawsze o parę, o dwie osoby, nie tylko o jedną, spychając drugą w cień. Walcz o was, nie o nią. A gdy będziesz walczyć o was, proszę, nie daj wepchnąć się w cień i nie zapominaj również walczyć o siebie.
Kuro był zaledwie o kilka centymetrów od niej wyższy i o parę lat starszy... A los zaplanował mu dużo, jeśli patrzeć na wszystko co go spotkało, oczywiście o czym Vivian wiedziała. Martwiła się. Cholera, martwiła się, a przecież całe życie udawała twardą i nic-mnie-to-nie-obchodzi halfkę. Mogła go urazić, mogła mu wytknąć kilka niemiłych rzeczy, ale Kuro był za dobry by mieć tyle kłopotów w życiu. Dlaczego los rzuca kłody pod nogi dobrym, bezkonfliktowym osobom, podczas gdy tacy jak Zell siedzą sobie na tronie beztrosko całe dekady?
Westchnęła cicho, zrobiła krok do przodu i objęła Kuro za szyję.
- Przepraszam za tę górnolotną przemowę. To były ostre słowa, wiem, ale boję się, że znów spotka Cię coś podobnego. Jesteś za dobry i zapominasz o sobie Kuro, nie zasługujesz na to. - odsunęła się, patrząc na niego z lekkim uśmiechem, w którym kryła się mieszanka smutku, zmartwienia i ciepła. - Leć już i proszę, uważaj na siebie. Powodzenia.
Już bez zbędnych słów Vivian odwróciła się i ruszyła korytarzem w stronę drzwi do sali Tronowej. Nie obejrzała się by spojrzeć na Kuro, który pewnie i tak śpieszył się by wylecieć z czerwonej planety... Aryenne cierpliwie stała i oczekiwała na niesforną Natto. Czy słyszała jej cichą przemowę czy nie, halfka nie wiedziała i nie chciała się nad tym zastanawiać. Skłoniła się tylko jeszcze raz przed Królową, w przepraszającym geście. Teraz będzie musiała wytrwać rozmowę ze swoją matką, co wcale nie wydawało się gorsze od pouczania Kuro sprzed chwili... Acz to zależy od tego, co planuje czarnowłosa Saiyanka.
- Przepraszam za zwłokę Wasza Wysokość. Już jestem do Waszej dyspozycji.
OOC
[zt]
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach