Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Wioska Trzygwiezdnej kuli
Sro Maj 30, 2012 5:32 pm
First topic message reminder :
To tutaj znajduje się kula z trzema gwiazdami. Wioska zamieszkała przez młodych Nameczan, znaleźć tu kogoś starszego to jak odnaleźć igłę w stogu siana. Wodzem jest Xinus - wyjątkowo otwarty i przyjazny. Jednak gdy w grę wchodzi bezpieczeństwo Wioski i jej mieszkańców, nie zawaha się użyć siły. Nie ma tu wielu silnych i doświadczonych wojowników, toteż w przypadku inwazji nieprzyjaciela osada jest zmuszona wezwać posiłki i mieć nadzieję, że przybędą one na czas. |
- Fanalis
- Liczba postów : 132
Data rejestracji : 18/03/2015
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Trzygwiezdnej kuli
Czw Sie 27, 2015 6:59 pm
Chłopak wręcz medytował, aby móc przystosować swoje ciało do regeneracji. Nastawiał się dzięki temu do tego siejącego zgrozę pokazu, jakim został uraczony. Musiał zrobić tak samo, żeby poznać efekty własnej odnowy biologicznej. Niestety coś go wybijało z rytmu. Ten jego charakterystyczny lęk, ciągłe obawy ku defetyzmowi. Naturalnie, że bał się, jak każdy człowiek. Tyle, że on był wojownikiem i musiał prezentować się okazale. W tym względzie mimo określenia, daleko mu było do takich myśli. Nameczanin z dość zakrojonym talentem - tymi słowami opisałby samego siebie. Pozostał sam, w czym czuł się najlepiej. Ustawił scouter, żeby informował go o zbliżającym się przeciwniku - na wykrywanie każdej, kierującej się w to miejsce energii. Skoro jak dotąd wszyscy byli cali i zdrowi, to zdoła dokończyć swój trening, a nauka powinna przynieść właściwe rezultaty.
Drugim mankamentem tuż po odcięciu sobie ręki był powrót na pole walki. Nic tu po nim w obecnym położeniu. Przyda się gdzie indziej, tak samo, jak po opuszczeniu osady. Kontynuował monotonną przeprawę, żeby dokonać niemożliwego. Zastygnął w bezruchu, aż w pewnym momencie zabłąkana żaba zrobiła sobie z jego głowy siedzenie. Gdy tylko otworzył oczy i drgnął pod wpływem powiewu wiatru, strącił płaza odwłokiem do góry. Bojowe nastawienie i chęci wprawiły instynkt do działania. Uruchomił wszelkie pokłady Ki i zaczął pierwsze podejście do odnowienia zużytych komórek w ciele. Zrobił to odruchowo, dlatego nie było mowy, żeby cokolwiek poczuł. Efektem było wezbranie mocy, jaką posiadał i przemieszczenie jej. Pozornie udane czynności nie były tym, czego szukał. Spróbował znowu, tym razem mając przed oczami obraz i uczucie tego, co zrobił jego rosły pobratymiec. On nie wahał się przed niczym i był gotowy na wszystko. Może to jest kluczem do sukcesu? Udane rozwiązanie zawsze przychodzi pod wpływem impulsu, który w potrzebny sposób motywował. Na skraju przepaści myśli się o śmierci, lecz siła jaką można zebrać pod wpływem determinacji przeciwstawia się wszelkim przeciwnością. Przekraczanie limitów nie do końca było mu potrzebne w stu procentach. Wyolbrzymiał tę prostą technikę do skali czegoś niemożliwego, ale tak naprawdę była w jego zasięgu. Dużo nauczył się podczas walk, lecz nie wszystkiego. Nauka nadal pozostawała pod dyktando jego własnego widzimisię. Huu, powoli, pomyślał sobie i odetchnął. Wdech, wydech. Koncentracja i skupienie na celu. Dołożył wszelkich starań, jakich tylko mógł i pozwolił ciału na pójście własnym tempem. Wtem ku zaskoczeniu Fanalis poczuł rodzącą się w nim iskierkę. Była czymś nowym, co wyobraził sobie jako ciepło. Po chwili mógł tą energię przenosić i pobierać uzdrowicielską moc. Przynosiła ulgę, dlatego chciał ją utrzymać, zrobić większą i większą. Rozprzestrzenić po całym organizmie i kumulować w niej potrzebne paliwo.
Obudził się z transu i wiedział, że to chwila, w której doszedł do kulminacyjnego momentu rozwoju. Regeneracja będzie przebiegała w tym samym, niezmiennym tempie. Odczuł spadek Ki. Technika mimo wszystko wyczerpywała. Taką cenę płaciło się za odtworzenie nowej tkanki, a co dopiero całej ręki. Nadal był pod nie małym wrażeniem wyczynu. Tak spokojnie do tego nie podejdzie, ale czy zdoła wykrzesać odpowiednie pokłady determinacji i siły, żeby dokonać podobnego? Obawiał się, ale już nie tak rozpaczliwie. Nie szukał innego rozwiązania, tylko zdecydował się na tą opcję. Przy niej okaże się, czy nie będzie miał żadnych problemów w prawdziwym starciu. Wespnie się na odpowiedni poziom, żeby tylko Nameczanie wyszli zwycięsko z tej batalii o własną planetę. Przyłoży się, aby zasiać chaos w szeregach przeciwnika. Sayianie nie mieli tu czego szukać, a dobroć u zielonej rasy nie była całkowita. Niegdyś znosili podobne sytuacje w dziejach. Fan podjął się wykonania. Wystawił przed siebie lewą rękę, a prawą dłonią miał zamiar odciąć ją u nadgarstka. Wyprostował i napiął wszystkie mięśnie u palców. Pokaźne pazury zabłyszczały w świetle jednego ze słońc. Teraz albo nigdy.
- Haaaaya~! - zawył i w chwili przecięcia na twarzy pojawił się grymas bólu. Pobladł nawet od fali napływającego cierpienia i w momencie przerwania nerwów. Trysnęła fioletowa posoka, a w umyśle chłopaka zakorzenił się lęk i przerażenie, lecz także duma z braku wahania. Musiał przezwyciężyć wszelki opór i podjąć się leczenia, żeby nie stracić życia. Jeśli nie zrobi tego na czas, wtedy wykrwawi się. To pewne. Zatem z niemrawym wzrokiem chwycił bolącą kończynę i postępował zgodnie ze wcześniejszymi odczuciami. Wkładał za małe ilości energii, jak na tak szeroką ranę. Rezultatem było jedynie powstrzymanie znacznego krwawienia. W pewnym sensie cieszył się, że było to tak pomocne. Wyraźnie odzyskał ducha walki, którego było mu trzeba. Nie powstrzymywał się już i poddał się warunkowi regeneracji. Jeszcze tylko jeden okrzyk i przemieni większość Ki w błyskawiczna odnowę kończyny.
Occ: Koniec treningu statystyk i nauki Saisei.
Drugim mankamentem tuż po odcięciu sobie ręki był powrót na pole walki. Nic tu po nim w obecnym położeniu. Przyda się gdzie indziej, tak samo, jak po opuszczeniu osady. Kontynuował monotonną przeprawę, żeby dokonać niemożliwego. Zastygnął w bezruchu, aż w pewnym momencie zabłąkana żaba zrobiła sobie z jego głowy siedzenie. Gdy tylko otworzył oczy i drgnął pod wpływem powiewu wiatru, strącił płaza odwłokiem do góry. Bojowe nastawienie i chęci wprawiły instynkt do działania. Uruchomił wszelkie pokłady Ki i zaczął pierwsze podejście do odnowienia zużytych komórek w ciele. Zrobił to odruchowo, dlatego nie było mowy, żeby cokolwiek poczuł. Efektem było wezbranie mocy, jaką posiadał i przemieszczenie jej. Pozornie udane czynności nie były tym, czego szukał. Spróbował znowu, tym razem mając przed oczami obraz i uczucie tego, co zrobił jego rosły pobratymiec. On nie wahał się przed niczym i był gotowy na wszystko. Może to jest kluczem do sukcesu? Udane rozwiązanie zawsze przychodzi pod wpływem impulsu, który w potrzebny sposób motywował. Na skraju przepaści myśli się o śmierci, lecz siła jaką można zebrać pod wpływem determinacji przeciwstawia się wszelkim przeciwnością. Przekraczanie limitów nie do końca było mu potrzebne w stu procentach. Wyolbrzymiał tę prostą technikę do skali czegoś niemożliwego, ale tak naprawdę była w jego zasięgu. Dużo nauczył się podczas walk, lecz nie wszystkiego. Nauka nadal pozostawała pod dyktando jego własnego widzimisię. Huu, powoli, pomyślał sobie i odetchnął. Wdech, wydech. Koncentracja i skupienie na celu. Dołożył wszelkich starań, jakich tylko mógł i pozwolił ciału na pójście własnym tempem. Wtem ku zaskoczeniu Fanalis poczuł rodzącą się w nim iskierkę. Była czymś nowym, co wyobraził sobie jako ciepło. Po chwili mógł tą energię przenosić i pobierać uzdrowicielską moc. Przynosiła ulgę, dlatego chciał ją utrzymać, zrobić większą i większą. Rozprzestrzenić po całym organizmie i kumulować w niej potrzebne paliwo.
Obudził się z transu i wiedział, że to chwila, w której doszedł do kulminacyjnego momentu rozwoju. Regeneracja będzie przebiegała w tym samym, niezmiennym tempie. Odczuł spadek Ki. Technika mimo wszystko wyczerpywała. Taką cenę płaciło się za odtworzenie nowej tkanki, a co dopiero całej ręki. Nadal był pod nie małym wrażeniem wyczynu. Tak spokojnie do tego nie podejdzie, ale czy zdoła wykrzesać odpowiednie pokłady determinacji i siły, żeby dokonać podobnego? Obawiał się, ale już nie tak rozpaczliwie. Nie szukał innego rozwiązania, tylko zdecydował się na tą opcję. Przy niej okaże się, czy nie będzie miał żadnych problemów w prawdziwym starciu. Wespnie się na odpowiedni poziom, żeby tylko Nameczanie wyszli zwycięsko z tej batalii o własną planetę. Przyłoży się, aby zasiać chaos w szeregach przeciwnika. Sayianie nie mieli tu czego szukać, a dobroć u zielonej rasy nie była całkowita. Niegdyś znosili podobne sytuacje w dziejach. Fan podjął się wykonania. Wystawił przed siebie lewą rękę, a prawą dłonią miał zamiar odciąć ją u nadgarstka. Wyprostował i napiął wszystkie mięśnie u palców. Pokaźne pazury zabłyszczały w świetle jednego ze słońc. Teraz albo nigdy.
- Haaaaya~! - zawył i w chwili przecięcia na twarzy pojawił się grymas bólu. Pobladł nawet od fali napływającego cierpienia i w momencie przerwania nerwów. Trysnęła fioletowa posoka, a w umyśle chłopaka zakorzenił się lęk i przerażenie, lecz także duma z braku wahania. Musiał przezwyciężyć wszelki opór i podjąć się leczenia, żeby nie stracić życia. Jeśli nie zrobi tego na czas, wtedy wykrwawi się. To pewne. Zatem z niemrawym wzrokiem chwycił bolącą kończynę i postępował zgodnie ze wcześniejszymi odczuciami. Wkładał za małe ilości energii, jak na tak szeroką ranę. Rezultatem było jedynie powstrzymanie znacznego krwawienia. W pewnym sensie cieszył się, że było to tak pomocne. Wyraźnie odzyskał ducha walki, którego było mu trzeba. Nie powstrzymywał się już i poddał się warunkowi regeneracji. Jeszcze tylko jeden okrzyk i przemieni większość Ki w błyskawiczna odnowę kończyny.
Occ: Koniec treningu statystyk i nauki Saisei.
- Fanalis
- Liczba postów : 132
Data rejestracji : 18/03/2015
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Trzygwiezdnej kuli
Pon Wrz 07, 2015 2:10 am
Wykraczając poza granice własnej wytrzymałości wojownik podejmuje się osiągnięcia sukcesu, lecz stawia na szali bardzo cenne dobra, jakim jest stan własnego ciała. Organizm przedstawiał psychiczne, jak i fizyczne zdolności, więc naprawdę dużo trudu należy włożyć w odblokowanie siebie ku niemożliwemu.
Fanalis samo ucięcie ręki traktował, jako masową sprzeczność własnego postrzegania. Jakby urodził się wczoraj i miał w sobie jedynie właściwą moralność. Wolał kierować się ku dobrej karmie, więc nie zwracał uwagi na alternatywne drogi do osiągnięcia celu. Owszem, kreatywnie urozmaicał sobie wysiłek podczas treningu i na swojej krótkiej drodze życia miał wahania równowagi, niemniej zrobił tyle, na ile było go stać. Teraz należał mu się odpoczynek i bardzo rozsądne wybranie konkretnego działania. Nic samo się nie zrobi, a w tym celu również nikt mu nie pomoże. Realistyczne podejście do świata to raczej fikcja u Nameczanina jego pokroju. Fan po prostu nie potrafił wyrosnąć z roli chłopca, który zafascynowany był gonitwą za ideałami. Wszelkie opowieści o legendarnych wojownikach napawały go optymizmem. Ze zderzeniu z niedawnymi przeszkodami nieco stracił na animuszu, lecz nabrał na odwadze i zaczynał przywdziewać męską szatę, przechodząc w dorosłość.
- Mało brakowało. Jak się namęczyłem, to aż ciężko sobie wyobrazić. Ręka cała, nie ustępuje tamtej, ale lepiej nie ryzykować pochopnie. Nigdy więcej. - skwitował na wszelki wypadek, nie trudząc się na niesłyszalne myśli, a werbalny komentarz. Mimo wszystko zdawał się być w dobrym humorze i nie martwić niczym niestosownym. Wybór własnej ścieżki, jak dotąd zawsze mu się opłacał, więc nie zrezygnuje z niczego - nie ważne jakim kosztem. Rozprostował jeszcze raz kości, zdjął scouter i schował go za pasem, jak dotychczas. Czuł się bezpiecznie i skoro już dotarł do wioski, w której wychował się praktycznie, nie omieszka wspomóc ich soja parą rąk. Xinus miał swoje metody i dla dobra swoich dzieci zrobi wszystko, lecz nie zawsze negatywne sugestie wyglądać powinny rażąco. Chłopak w ogóle nie przejął się ich podejściem. Mógł ze swobodą czuć się Nameczaninem i nie panikować ze względu na jakieś konflikty z innymi rasami, zamieszkującymi planetę.
Otrzepał po raz któryś z rzędu podniszczone ubranie i wkroczył głębiej w plac wioski. Chatki, chociaż mało liczne i umiejscowiona na nie rozległym terenie, wyglądały chyba na opustoszałe. Fanalis obracał głowę to w jedną, to w drugą, żeby upewnić się co do stanu faktycznego. Jak radzą sobie z obecną sytuacją i jakie kroki on sam powinien poczynić, żeby wpasować się w założenia obronne. Z podziwem w myślach wspominał rosłego Nameka i prędko ponownie mógłby go wypatrzeć. Miał \by do niego wiele pytań odnośnie walki i zapewne duża wiedza Xinusa podpowiedziałaby resztę. Musi tu zostać dla wielu czynników. Wzmocnienie w taki sposób będzie gwarantowane, żeby wskoczyć na nowy poziom. W końcu liczni, wyszkoleni Changelingowie zagadywali go, co do użytkowania mocy. Nie potrafił oprzeć się im wszystkim i chłonąć informacje, jak gąbka. Oczywiście na pierwszy plan przed wieloma niewiadomymi wysuwa się chęć opanowania nameczańskich technik. Umiejętność tak bardzo wpływająca na wzrost ciała do rozmiarów wielkich Małpoludzi. Chyba mógłby na nią postawić od czasu do czasu, gdy znudzi mu się bycie błyskawicą. Raczej wiedział, gdzie idzie i jedynie wyczekiwał, aż gniewne spojrzenia Xinusa czy jego silnorękiego na powrót pokażą niezadowolenie z powodu złamania doktryny Nameczan.
- Chciałbym przydać się na coś, żeby odbudować reputację Xinus-sama. Bardzo mi zależy na dobru naszej społeczności, ale jako jednostka jestem jeszcze mało doświadczony i zbyt porywczy, a ruszanie w samotną walkę coraz bardziej zbliża mnie do niewątpliwej porażki. Wiele słyszałem o jeszcze jednej właściwości naszego ciała, dzięki której można stać się olbrzymem. Czy jest szansa, że zdradzicie mi, jak mógłbym ją opanować? Na pewno nie jest wam obca, a mnie chęci nie brakuje. Posłużcie się mną w dobrym celu. - W trakcie przemowy ukłonił się nisko, nie ważne czy stał przy nich w pomieszczeniu czy na zewnątrz samotnie mówiąc w głos. Forma przypominać mogła zwyczajną i kulturalną stronę ich społecznego folkloru. Z czystymi intencjami kontynuował tą przeprawę ku całkowitej nadziei własnego losu. Potrzebował tego, jak promieni słonecznych i wierzył, że pomyślnie go wysłuchają i dopuszczą do siebie myśli o wykorzystaniu Fanalisa. Czy jednak takie ofiarowanie na coś się zda?
Occ: Rozpoczęcie treningu statystyk.
Fanalis samo ucięcie ręki traktował, jako masową sprzeczność własnego postrzegania. Jakby urodził się wczoraj i miał w sobie jedynie właściwą moralność. Wolał kierować się ku dobrej karmie, więc nie zwracał uwagi na alternatywne drogi do osiągnięcia celu. Owszem, kreatywnie urozmaicał sobie wysiłek podczas treningu i na swojej krótkiej drodze życia miał wahania równowagi, niemniej zrobił tyle, na ile było go stać. Teraz należał mu się odpoczynek i bardzo rozsądne wybranie konkretnego działania. Nic samo się nie zrobi, a w tym celu również nikt mu nie pomoże. Realistyczne podejście do świata to raczej fikcja u Nameczanina jego pokroju. Fan po prostu nie potrafił wyrosnąć z roli chłopca, który zafascynowany był gonitwą za ideałami. Wszelkie opowieści o legendarnych wojownikach napawały go optymizmem. Ze zderzeniu z niedawnymi przeszkodami nieco stracił na animuszu, lecz nabrał na odwadze i zaczynał przywdziewać męską szatę, przechodząc w dorosłość.
- Mało brakowało. Jak się namęczyłem, to aż ciężko sobie wyobrazić. Ręka cała, nie ustępuje tamtej, ale lepiej nie ryzykować pochopnie. Nigdy więcej. - skwitował na wszelki wypadek, nie trudząc się na niesłyszalne myśli, a werbalny komentarz. Mimo wszystko zdawał się być w dobrym humorze i nie martwić niczym niestosownym. Wybór własnej ścieżki, jak dotąd zawsze mu się opłacał, więc nie zrezygnuje z niczego - nie ważne jakim kosztem. Rozprostował jeszcze raz kości, zdjął scouter i schował go za pasem, jak dotychczas. Czuł się bezpiecznie i skoro już dotarł do wioski, w której wychował się praktycznie, nie omieszka wspomóc ich soja parą rąk. Xinus miał swoje metody i dla dobra swoich dzieci zrobi wszystko, lecz nie zawsze negatywne sugestie wyglądać powinny rażąco. Chłopak w ogóle nie przejął się ich podejściem. Mógł ze swobodą czuć się Nameczaninem i nie panikować ze względu na jakieś konflikty z innymi rasami, zamieszkującymi planetę.
Otrzepał po raz któryś z rzędu podniszczone ubranie i wkroczył głębiej w plac wioski. Chatki, chociaż mało liczne i umiejscowiona na nie rozległym terenie, wyglądały chyba na opustoszałe. Fanalis obracał głowę to w jedną, to w drugą, żeby upewnić się co do stanu faktycznego. Jak radzą sobie z obecną sytuacją i jakie kroki on sam powinien poczynić, żeby wpasować się w założenia obronne. Z podziwem w myślach wspominał rosłego Nameka i prędko ponownie mógłby go wypatrzeć. Miał \by do niego wiele pytań odnośnie walki i zapewne duża wiedza Xinusa podpowiedziałaby resztę. Musi tu zostać dla wielu czynników. Wzmocnienie w taki sposób będzie gwarantowane, żeby wskoczyć na nowy poziom. W końcu liczni, wyszkoleni Changelingowie zagadywali go, co do użytkowania mocy. Nie potrafił oprzeć się im wszystkim i chłonąć informacje, jak gąbka. Oczywiście na pierwszy plan przed wieloma niewiadomymi wysuwa się chęć opanowania nameczańskich technik. Umiejętność tak bardzo wpływająca na wzrost ciała do rozmiarów wielkich Małpoludzi. Chyba mógłby na nią postawić od czasu do czasu, gdy znudzi mu się bycie błyskawicą. Raczej wiedział, gdzie idzie i jedynie wyczekiwał, aż gniewne spojrzenia Xinusa czy jego silnorękiego na powrót pokażą niezadowolenie z powodu złamania doktryny Nameczan.
- Chciałbym przydać się na coś, żeby odbudować reputację Xinus-sama. Bardzo mi zależy na dobru naszej społeczności, ale jako jednostka jestem jeszcze mało doświadczony i zbyt porywczy, a ruszanie w samotną walkę coraz bardziej zbliża mnie do niewątpliwej porażki. Wiele słyszałem o jeszcze jednej właściwości naszego ciała, dzięki której można stać się olbrzymem. Czy jest szansa, że zdradzicie mi, jak mógłbym ją opanować? Na pewno nie jest wam obca, a mnie chęci nie brakuje. Posłużcie się mną w dobrym celu. - W trakcie przemowy ukłonił się nisko, nie ważne czy stał przy nich w pomieszczeniu czy na zewnątrz samotnie mówiąc w głos. Forma przypominać mogła zwyczajną i kulturalną stronę ich społecznego folkloru. Z czystymi intencjami kontynuował tą przeprawę ku całkowitej nadziei własnego losu. Potrzebował tego, jak promieni słonecznych i wierzył, że pomyślnie go wysłuchają i dopuszczą do siebie myśli o wykorzystaniu Fanalisa. Czy jednak takie ofiarowanie na coś się zda?
Occ: Rozpoczęcie treningu statystyk.
- Fanalis
- Liczba postów : 132
Data rejestracji : 18/03/2015
Skąd : Wrocław
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Trzygwiezdnej kuli
Sro Wrz 16, 2015 2:21 am
Prażące z góry słońca planety Namek nie były wyzwaniem dla rodowitych spadkobierców jej nazwy. Zielony gatunek był przyzwyczajony do oświetlenie, jak nikt inny, przez co ich naturalny rytm słabnął w ciemnościach. Wątpliwym było, czy wejście w głęboką otchłań na dłuższy czas bez odrobiny słonecznej kropli to odpowiednie rozwiązanie. Mimo dobrej asymilacji na twarzy chłopaka pojawiało się mnóstwo kropel potu. Zwiastowały moment, w którym zbliżał się do odwodnienia i zapewne niedawny wysiłek przyspieszył ten proces na długo przed rzeczywistym osiągnięciem ów stanu wycieńczenia.
W chwili, w której postawił sprawę oczywistą i czekał w bezruchu na reakcję przywódcy wioski, ostatecznie zrezygnował. zrobił szybki zamach ręką i nogą, żeby obrócić się na pięcie i pomaszerować z dala od swoich. Nie zrazili go na tyle, żeby uciekać i zaszyć się w odmętach własnego umysłu. Potrafiłby naprawdę dobrze zebrać wszelkie pozostałości urażonej dumy i odlecieć, ale mimo to wycofał się jedynie z faktu ponownego proszenia i w niezdecydowaniu całej wioski pozostawić ja w spokoju. Nie sądził, że jest tak źle, jeśli chodzi o najazd kosmicznych żołnierzy. Prędzej stawiałby, że to on sam będzie leżał na ziemi z podkulonym ogonem - zadnią stroną do góry - i czekał, aż grupa mężnych i doświadczonych Nameków poda mu pomocna dłoń. Może nie do końca pojmował realia i sposób w jaki został potraktowany, niczym nieufnie, jak nieznajomy. Po prostu każdy się bał i w niczym nikt, ani nic nie było winne takiemu obrotowi sprawy.
- Czas się skupić i zrobić coś, co umiem najlepiej. Nie, nie myślenie. Na pewno nie to. Zróbmy użytek z detektora. Zobaczmy, gdzie mnie zabierze. Ale co powinienem zrobić? Może odpędzę słabszych od wioski. Znowu skupić na sobie uwagę. To umiem. - na powrót założył dany mu w prezencie scouter, któremu był wdzięczny za każde piknięcie. Z bojową postawą odszedł już wystarczająco daleko poza zasięg wzroku mieszkańców osady, po czym odleciał. Szybował wpierw tuż przy ziemi, żeby wznieść się dopiero przy większym wzniesieniu i nabrać pułapu do dalszych oględzin. Nie mógł się mylić, co do spotkania jakichkolwiek sił przeciwnika. Ekspansja i przewaga taktyczna nie należały do jego mocnych stron, ale na powrót odzyskał większość sił. Czuł się tak rześko, jak przed każdą inną walką. Regeneracja organizmu powodowała u niego wzrost mocy, z czego był zadowolony, jak nigdy. Nie znaczyło to jednak, że pragnął znowu poczuć się wyczerpany i z ostatkiem sił, niby bezbronna jaszczurka. Wyczerpie całe pokłady energii kiedy indziej, bo na nieszczęście zmarnuje cały potencjał na jeden raz, a życia przed nim jeszcze dużo. Zdawał się być w kwiecie wieku, licząc na Nameczańskie lata. Zrozumiał mniej więcej, jak powinien korzystać z funkcji detektora. Raz przyciśnięty skanował, potem mógł włączyć mapę oraz podobne podglądy, czy co tam jeszcze było w zanadrzu. Gorzej, jeśli mogą namierzyć jego urządzenie, lecz te cudo techniki wystarczająco dobrze wyłapywało poziom każdego wojownika, co do jednostki. Jak zdążył się zorientować miarą każdej osoby była ta cała miara ‘jednostek kosmicznych’. Lubił te nazewnictwo aż za bardzo, bo później przyszło mu zmierzyć się z Sayianem, który musiał przegrać, żeby Fanalisowi dopisało szczęście. Ruszył zatem dookoła terenu i przyglądał się zmianom każdego obszaru. Z góry wszystko miało swój nieskazitelny wygląd, który zachwiany został przez niszczycielskie siły małpoludzi. Jeśli napotka jakieś statki to chętnie wszystkie poniszczy tnącą tarczą. Gdzie mu tam przez myśl przeszłoby wyruszenie nim. Pewnie zabrałoby go na planetę wroga, a wtedy to na pewno zginąłby w niewolniczy sposób. Lepiej odłożyć na inny raz konwencję lotów kosmicznych i skupić się na własnej egzystencji tutaj. Liczyła się eliminacja nieprzyjaciół. Detektor podczas solu wykazywał minimalne oznaki większych grup, ale gdy już natrafił na nie, to byli to Sayianie. Wszyscy w podstawowych, jak się zdawało, mundurach i z laserowymi pistoletami. Piechota, czy jak tego by nie nazwać, nie należała do najtrudniejszych wyzwań. Fan podlatywał do każdego z osobna i obijał ich solidnie, żeby byli niezdolni do walki. Czasami odciągał w przeciwnym kierunku i na chwilę pozostawał. Cały czas uczył się korzystania ze scoutera i wyłapywał każdy, nieprzyjemny sygnał. Tym samym nie pozwalał nikomu dojść dalej niż zaszedł. Przypalone ubranie dodawało mu tylko większej mobilizacji, żeby robić szybsze uniki. Nie zawsze się udawało, ale mimo to zasłaniał się polem ochronnym. Miał oryginalne zdolności do ochrony przed energią ki i podobnymi. Zatem wiele rzeczy było mu pisane i odziedziczył swego rodzaju dar do zrobienia czegoś większego. Na razie musiał chyba przejść test, swoistą próbę, którą oceni ktoś wielki i pozwoli mu posunąć się na drodze rozwoju. Samemu chciałby być jeszcze silniejszy, żeby móc zadbać nie tylko o siebie, lecz z przymusu w pierwszej kolejności za własną skórę. Ostatecznie wylądował z dala od zagrożenia, a na pewno na tyle daleko, żeby napoić organizm życiodajną wodą i skierować się w kierunku jakiejś wyższej mocy oraz przeżyć kolejną przygodę.
zt.
Occ: Koniec treningu statystyk.
- Podsumowanie:
- Fanalis
HP: 1650/1650 [regeneracja 10% HP/post x 8 = 165*8 = 1320 HP]
KI: 2550/2550 [regeneracja 10% KI/godzinę = 255*216h (ostatnich 9 dni treningu) = 55 080 KI
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach