Ocean
+5
Kanade
Red
Khepri
Ósemka
NPC
9 posters
Strona 1 z 2 • 1, 2
Ocean
Sro Maj 30, 2012 4:27 pm
First topic message reminder :
Niepoliczalna nawet przez narratora ilość wody, której nie wypiłby nawet Buu, a przynajmniej nie w ciągu jednego roku. Łatwo się w niej utopić, choć prędzej takiego topielca pożarłyby rekiny lub jakaś ośmiornica.
Niepoliczalna nawet przez narratora ilość wody, której nie wypiłby nawet Buu, a przynajmniej nie w ciągu jednego roku. Łatwo się w niej utopić, choć prędzej takiego topielca pożarłyby rekiny lub jakaś ośmiornica.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Ocean
Nie Lip 27, 2014 10:16 pm
Energia Reda była przytłaczająca. Czuła ją dotkliwie, nie tylko poprze dłonie czy kontakt aur – całą sobą. Uderzyła w nią niemal tak, jak ściana morskiej wody, szarpiąc włosami i sprawiając, że napięła mięśnie karku. Vivian odczuwała drżący puls, przelewające się wewnątrz ciała demona emocje oraz mnóstwo niebezpiecznych myśli, niepotwierdzonych obaw oraz cichych nadziei.
Patrzył na nią świetlistymi, upiornie czerwonymi ślepiami barwy gorącej krwi.
Nie czytała mu w głowie, skąd. Zgadywała tylko, co może się w nim kryć, trochę na podstawie wiwisekcji własnych poglądów. Krzyk i nieludzki warkot, przypominający cichy, złowieszczy pomruk bestii, sprawił, że dotarło do niej, że Red nie umie sobie z sobą poradzić. Tak jak ona. To było aż denerwujące podobieństwo, lecz dzięki temu potrafiła stwierdzić, co się dzieje. Milczenie było ich sposobem na przetrwanie, ale nie odreagowanie. Wszystko, co zaszło, kumulowało się w ich duszach i myślach, jak kurz, sprawiając, że wszystko robiło się coraz czarniejsze, smutniejsze i smętniejsze. Może nie dosłownie, ale w każdym razie, cięższe. W tejże chwili mogła pomóc jednemu z nich, ulżyć tej szalonej gonitwie, poprzez… Zdobycie zaufania. Lub też raczej, potwierdzenia, że to zaufanie jest, ale nie złudne i zaskarbione bez trudu.
Dłonie zacisnęły się mocno na ramionach ciemnowłosego, nawet, gdy wybuchy KI szarpnęły jego ciałem. Ósemka nie pozwoliła sobie na oderwanie dłoni czy odsunięcie się, choć o milimetr, dalej klęcząc obok demona. Jego energia szalała, przelewała się, wirowała jak powietrze przed burzą, aż w końcu eksplodowała. Cień strachu gdzieś tam tkwił, ale bardziej… Martwiła się o niego? Bała? Nie, to może za mocno, bądź nie do końca powiedziane. To, co musiała zrobić, by mu pomóc, to, co zrobiła, było konieczne, prawidłowe i zwyczajnie… Stała przy nim automatycznie, bez chociażby myśli o tym, co robi. Bo tak było i już. Jak nazwać taką postawę?
Z resztą, kogo to obchodzi?
Wrząca Ki wzleciała w górę, zasypując deszczem pocisków bezludną okolicę. Fale strzeliły pianą w powietrze, dziury w ziemi parowały od gorąca, piach zasypał deszcz cukierków. By złagodzić ten efekt, Vivian oddała własną energię Redowi, i choć było tego niewiele, w jakiś sposób musiało mu pomóc. Przeczekała cały zryw, odczuwając wystrzał aury również w swoim ciele. To był szok, otępienie przyćmiewające zmyły i choć zielone oczy zamgliły się na moment, halfka nie oderwała spojrzenia od ślepi demona. Dłonie palił, coś w środku Ósemki od tej ekspansji Ki zabolało, ale zaraz znikło. Jej energia pracowała na najwyższych obrotach, a i tak była niczym, w porównaniu z siłą demona. Jeden taki pocisk, a już nie miałaby ręki…
Łagodziła go własną Ki wraz z tą demona, czując, jak Red powoli się uspokaja. Demon zwiesił głowę, a Ósemka wyczytała w tym geście poczucie winy. Zapadł się w sobie. Rozpuszczone, wilgotne włosy oblepiły mu twarz, także dopiero teraz i Nashi poczuła, jak przemoczona kurtka ciąży jej na ramionach. Odetchnęła głębiej, wracając do normalnego stanu i wyciszając własną moc do minimum.
Red wziął jej rękę i po chwili we wnętrzu dłoni pojawiło się… Ciastko w kształcie motyla. Czarno-żółto- czerwone, kompatybilne, co do kolorów demona. Vivian zerknęła na nie przelotnie i wsunęła do nieprzedziurawionej kieszeni. Miły, skromny podarunek, ale to nie chodzi o zapłatę bądź zadośćuczynienie smakołykiem. Bardziej obchodził ją stan czarnowłosego.
Skupiła wzrok na demonie. Był od niej o niebo i ziemie silniejszy, a kulił się na piasku, przemoczony, wymęczony… Wyglądał jak kupka nieszczęścia przykryta czarnymi, wilgotnymi kłakami. Nie mogła na to patrzeć, nieświadomie, na ulotną chwilę brązowe, czujne oczy złagodniały. Ujęła go za ramiona, po czym delikatnie acz stanowczo postawiła na nogi. Vivian była sporo niższa od Red, ale nie mogła oprzeć się wrażeniu, że w tej chwili to ona patrzy z góry na niego. Nie w sensie, że pogardliwie, lecz…
- Pokaż się Red. – sama nie podejrzewała się o to, że zaczerwienioną dłonią odsunie czarne włosy przyklejone do czoła, przyglądając się dwubarwnym oczom uważnie. – Trzeba Cię doprowadzić do porządku.
Gestem, za pomocą telekinezy pozbyła się wilgoci ze strojów obojga, po czym trzymając chłopaka przyjrzała się ubraniu. Szukała jakichś zadrapań, sińców, rozerwanego materiału, ale wyglądało na to, że wszystko, zewnętrznie, z nimi w porządku. Strzepała pyłek z rękawa, odgarnęła rozszalałe włosy na bok, obejrzała dłonie… Zachowywała się jak matka, przyglądająca dziecku, które miało za sobą szaleńczy skok z szafy na stos poduszek.
Co tu zrobić? Red był starszy o jakieś trzysta lat. Był potężniejszy, silniejszy, szybszy. Demon. Bywał straszny, przerażała jego moc, wygląd, czasem zachowanie. Piekielna natura sprawiała, że był niebezpieczny, korzenie sięgały w końcu do czystego zła… Cholera, co to za farmazony? Wystarczyło na niego spojrzeć. Vivian była świadoma każdej z tych rzeczy, ale wiedziała również to, że Red był dzieckiem w ciele dorosłego. Dzieckiem, które za szybko pochłonęła potęga, którego organizm przyjął rozwiniętą postać, pozostawiając umysł nieopodal. Pod tym samym kątem nie mógł wytrzymać ze sobą, tak jak Ósemka gryzła się poczuciem winy i własnymi słabościami. Chłopak mógł uchodzić za starszego o kilkanaście lat, ale Vivian Deryth dopadło wrażenie, że patrzy na młodszego kolegę… Brata. To była przerażająco podobna scena, co do tego, jak kiedyś Axdra się nią zajmował. Sprawdzał czy nic jej nie jest, niby szorstko, ale uważnie, a blond dzieciak stał z oczami wbitymi w stopy, nie potrafiąc wykrztusić z siebie ani słowa. Teraz role się odwróciły, to jasnowłosa halfka oceniała stan demona, bezwiednie zachowując się jak ktoś starszy, ba, opiekuńczy…
To było zupełnie nowe doznanie i nie potrafiła się w tym odnaleźć, ale robiła to, co uznała za stosowne. Niech ktoś tylko spróbuje skomentować, Kieznan w zęby.
Widząc, że z Redem wszystko dobrze, puściła demona i zrobiła pół kroku w tył.
- Mam nadzieję, że Ci lepiej. – zmrużyła lekko oczy, uśmiechając nostalgicznie kącikiem warg. – Przepraszam Red, jeśli jakoś… Naruszyłam coś, czego nie powinnam. - o przestrzeni osobistej i tworzeniu skorup w głowie, sercu i duszy wiedziała sporo. Odruchowo włożyła dłonie do kieszeni, chowając przed wzrokiem demona poczerwieniałą skórę. – I dziękuję za ciastko.
To było… No, ten, teges…
Co się z Vivian ostatnio dzieje?
OOC
Oddanie Ki ---> 6000
Red otrzymuje ---> 3000
Patrzył na nią świetlistymi, upiornie czerwonymi ślepiami barwy gorącej krwi.
Nie czytała mu w głowie, skąd. Zgadywała tylko, co może się w nim kryć, trochę na podstawie wiwisekcji własnych poglądów. Krzyk i nieludzki warkot, przypominający cichy, złowieszczy pomruk bestii, sprawił, że dotarło do niej, że Red nie umie sobie z sobą poradzić. Tak jak ona. To było aż denerwujące podobieństwo, lecz dzięki temu potrafiła stwierdzić, co się dzieje. Milczenie było ich sposobem na przetrwanie, ale nie odreagowanie. Wszystko, co zaszło, kumulowało się w ich duszach i myślach, jak kurz, sprawiając, że wszystko robiło się coraz czarniejsze, smutniejsze i smętniejsze. Może nie dosłownie, ale w każdym razie, cięższe. W tejże chwili mogła pomóc jednemu z nich, ulżyć tej szalonej gonitwie, poprzez… Zdobycie zaufania. Lub też raczej, potwierdzenia, że to zaufanie jest, ale nie złudne i zaskarbione bez trudu.
Dłonie zacisnęły się mocno na ramionach ciemnowłosego, nawet, gdy wybuchy KI szarpnęły jego ciałem. Ósemka nie pozwoliła sobie na oderwanie dłoni czy odsunięcie się, choć o milimetr, dalej klęcząc obok demona. Jego energia szalała, przelewała się, wirowała jak powietrze przed burzą, aż w końcu eksplodowała. Cień strachu gdzieś tam tkwił, ale bardziej… Martwiła się o niego? Bała? Nie, to może za mocno, bądź nie do końca powiedziane. To, co musiała zrobić, by mu pomóc, to, co zrobiła, było konieczne, prawidłowe i zwyczajnie… Stała przy nim automatycznie, bez chociażby myśli o tym, co robi. Bo tak było i już. Jak nazwać taką postawę?
Z resztą, kogo to obchodzi?
Wrząca Ki wzleciała w górę, zasypując deszczem pocisków bezludną okolicę. Fale strzeliły pianą w powietrze, dziury w ziemi parowały od gorąca, piach zasypał deszcz cukierków. By złagodzić ten efekt, Vivian oddała własną energię Redowi, i choć było tego niewiele, w jakiś sposób musiało mu pomóc. Przeczekała cały zryw, odczuwając wystrzał aury również w swoim ciele. To był szok, otępienie przyćmiewające zmyły i choć zielone oczy zamgliły się na moment, halfka nie oderwała spojrzenia od ślepi demona. Dłonie palił, coś w środku Ósemki od tej ekspansji Ki zabolało, ale zaraz znikło. Jej energia pracowała na najwyższych obrotach, a i tak była niczym, w porównaniu z siłą demona. Jeden taki pocisk, a już nie miałaby ręki…
Łagodziła go własną Ki wraz z tą demona, czując, jak Red powoli się uspokaja. Demon zwiesił głowę, a Ósemka wyczytała w tym geście poczucie winy. Zapadł się w sobie. Rozpuszczone, wilgotne włosy oblepiły mu twarz, także dopiero teraz i Nashi poczuła, jak przemoczona kurtka ciąży jej na ramionach. Odetchnęła głębiej, wracając do normalnego stanu i wyciszając własną moc do minimum.
Red wziął jej rękę i po chwili we wnętrzu dłoni pojawiło się… Ciastko w kształcie motyla. Czarno-żółto- czerwone, kompatybilne, co do kolorów demona. Vivian zerknęła na nie przelotnie i wsunęła do nieprzedziurawionej kieszeni. Miły, skromny podarunek, ale to nie chodzi o zapłatę bądź zadośćuczynienie smakołykiem. Bardziej obchodził ją stan czarnowłosego.
Skupiła wzrok na demonie. Był od niej o niebo i ziemie silniejszy, a kulił się na piasku, przemoczony, wymęczony… Wyglądał jak kupka nieszczęścia przykryta czarnymi, wilgotnymi kłakami. Nie mogła na to patrzeć, nieświadomie, na ulotną chwilę brązowe, czujne oczy złagodniały. Ujęła go za ramiona, po czym delikatnie acz stanowczo postawiła na nogi. Vivian była sporo niższa od Red, ale nie mogła oprzeć się wrażeniu, że w tej chwili to ona patrzy z góry na niego. Nie w sensie, że pogardliwie, lecz…
- Pokaż się Red. – sama nie podejrzewała się o to, że zaczerwienioną dłonią odsunie czarne włosy przyklejone do czoła, przyglądając się dwubarwnym oczom uważnie. – Trzeba Cię doprowadzić do porządku.
Gestem, za pomocą telekinezy pozbyła się wilgoci ze strojów obojga, po czym trzymając chłopaka przyjrzała się ubraniu. Szukała jakichś zadrapań, sińców, rozerwanego materiału, ale wyglądało na to, że wszystko, zewnętrznie, z nimi w porządku. Strzepała pyłek z rękawa, odgarnęła rozszalałe włosy na bok, obejrzała dłonie… Zachowywała się jak matka, przyglądająca dziecku, które miało za sobą szaleńczy skok z szafy na stos poduszek.
Co tu zrobić? Red był starszy o jakieś trzysta lat. Był potężniejszy, silniejszy, szybszy. Demon. Bywał straszny, przerażała jego moc, wygląd, czasem zachowanie. Piekielna natura sprawiała, że był niebezpieczny, korzenie sięgały w końcu do czystego zła… Cholera, co to za farmazony? Wystarczyło na niego spojrzeć. Vivian była świadoma każdej z tych rzeczy, ale wiedziała również to, że Red był dzieckiem w ciele dorosłego. Dzieckiem, które za szybko pochłonęła potęga, którego organizm przyjął rozwiniętą postać, pozostawiając umysł nieopodal. Pod tym samym kątem nie mógł wytrzymać ze sobą, tak jak Ósemka gryzła się poczuciem winy i własnymi słabościami. Chłopak mógł uchodzić za starszego o kilkanaście lat, ale Vivian Deryth dopadło wrażenie, że patrzy na młodszego kolegę… Brata. To była przerażająco podobna scena, co do tego, jak kiedyś Axdra się nią zajmował. Sprawdzał czy nic jej nie jest, niby szorstko, ale uważnie, a blond dzieciak stał z oczami wbitymi w stopy, nie potrafiąc wykrztusić z siebie ani słowa. Teraz role się odwróciły, to jasnowłosa halfka oceniała stan demona, bezwiednie zachowując się jak ktoś starszy, ba, opiekuńczy…
To było zupełnie nowe doznanie i nie potrafiła się w tym odnaleźć, ale robiła to, co uznała za stosowne. Niech ktoś tylko spróbuje skomentować, Kieznan w zęby.
Widząc, że z Redem wszystko dobrze, puściła demona i zrobiła pół kroku w tył.
- Mam nadzieję, że Ci lepiej. – zmrużyła lekko oczy, uśmiechając nostalgicznie kącikiem warg. – Przepraszam Red, jeśli jakoś… Naruszyłam coś, czego nie powinnam. - o przestrzeni osobistej i tworzeniu skorup w głowie, sercu i duszy wiedziała sporo. Odruchowo włożyła dłonie do kieszeni, chowając przed wzrokiem demona poczerwieniałą skórę. – I dziękuję za ciastko.
To było… No, ten, teges…
Co się z Vivian ostatnio dzieje?
OOC
Oddanie Ki ---> 6000
Red otrzymuje ---> 3000
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Ocean
Sro Lip 30, 2014 11:00 am
Vivian trafiła w samo sedno sprawy, dlatego tak szybko i sprawnie pospieszyła z pomocą, w przebywanie w jej otoczeniu - uspokajało demona. Chyba nikt tak prędko nie rozwikłał zagadki źródła chaosu w ciele młodzieńca jak wojowniczka z Vegety. Właściwie tylko ona pomyślała o tym aspekcie. Owszem, Red był źle przystosowany do własnego organizmu. Za szybko pochłonęła go moc, demońskie instynkty, mrok w sercu już od samego początku istnienia ciążył na jego duszy, przy tym jednak nie udało mu się rozwinąć na taki wysoki poziom swojego intelektu. Inaczej - nigdy nie miał dzieciństwa, w którym mógłby pewne rzeczy poukładać na spokojnie, a od razu został rzucony w wir niszczenia. Nikt mu też tego nie uświadomił, lecz zdołał poprzez obserwacje zauważyć, że dość sporo różnił się od innych wojowników w kwestii dojrzałości, pomimo brzemienia ogromnej, stale rozrastającej się energii w jego wnętrzu. Przez to wpadał w kłopoty i tracił kontrolę nad sobą. Może i miał ponad trzysta lat, lecz tak naprawdę...
...miał tylko kilka lat - dosłownie trzy, albo cztery, w tym żył te dwa lata po zdarzeniu z Tsufulem. Dlaczego więc utarło się przekonanie, że jest rówieśnikiem Hikaru?
---
Otóż jego krótki żywot podzielony był na dwie, nierówne części. Pierwsza sięgała czasów, w którym Hikaru jeszcze nie był Mistickiem, a wojownikiem, który uciekł z Vegety z powodu prześladowania "brudnych" Saiyan. Red z kolei od razu po stworzeniu na nieistniejącej już planecie Dark Star wylądował na Ziemi, gdzie początkowo oswajał się z parametrami na Błękitnej Planecie, to jest temperaturą, ciśnieniem, grawitacją, atmosferą. Wyglądał niepozornie: mały, czerwonowłosy chłopczyk o wielkich czerwonych oczach, który posiadał wadę składni wymowy (opisywał siebie w trzeciej osobie liczby pojedynczej). Przygarnął go pod dach bioandroid zwany Akron, który uczył go podstawowych czynności. Sielanka tak jak szybko się zaczęła, tak też prędko skończyła, gdy na Ziemi pojawił się inny, o dyktatorskich zamysłach bioandroid nazwany imieniem Raven. To on ściągnął Reda na złą stronę kusząc go nie tylko swoją przekonującą osobą, ale i mocą jaką zyska u jego boku. Nakłonił naiwnego demona do pomocy w zabiciu... Hikaru. To był pierwszy grzech na jego sumieniu, od którego zaczął się chaos. Raven zniknął bez śladu zostawiając Reda samego z ciężarem. Oczywiście Białowłosy wrócił do świata żywych i pierwsze co chciał to zemścić się za śmierć. Mając wręcz złowieszczy oddech Hikaru na karku musiał jak najszybciej urosnąć w siłę, by nie zginąć, ponieważ wiedział, że jak umrze - nie wróci do świata żywych. Zawarł w tym miejscu pakt z Braską - tak, z tym samym Władcą Demonów, z którym obecnie Ziemia ma do czynienia. Dostał ogromną moc, lecz pozbawił Reda wszelkich skrupułów, do tego stopnia, że zagubiony demon wyrwał sobie serce - ostatnią przystań dobroci. Dopiero interwencja Obrońców Ziemi sprawiła, że mroczne moce opuściły marionetkę Braski. Nikt jednak nie zabił demona zostawiając go samego ze sobą z okrutnymi czynami w umyśle jakich dokonywał. Pozbawiony jedynej intencji dla której istniał poczuł ogromną pustkę. Najbardziej wtedy, gdy przed rygorystyczną karą dla siebie odkrył obecność dwóch innych demonów, którzy byli dla siebie bardzo bliscy. Ba, wybudowali sobie domek gołymi rękoma, gdzieś na uboczu, a kiedy demonica zachorowała, jej partner poprosił Reda o pomoc w dostarczeniu jakiś leków. Taki jeden mały uczynek nie mógł zgładzić mnóstwa grzechów jakie popełnił, lecz zakiełkowało w nim poczucie winy. Zabił kilkunastu wojowników, zrównał z ziemią dwa największe miasta... wiedział, że prędzej czy później popełni kolejny błąd, dlatego aby go uniknąć udał się w najmroźniejsze miejsce na Ziemi, w którym smagany mrozem i wiatrem zamarzł do szpiku gumowych kości. Dopiero wtedy poczuł ulgę, gdy nie mógł się ruszać, wypływała z niego Ki, a wyrzuty sumienia - ucichły.
Minęło 300 lat, kiedy Ki demonicy o imieniu Tsu rozmroziło go z bryły lodu. Ofiarowała siebie za jego życie, bo pierwsze co zrobił - pochłonął ją. Znów napytał sobie biedy, gdyż różowowłosa dziewczyna była uczennicą Szkoły Światła u tego samego osobnika, który "nie przepadał" za Redem. Tym razem z Mistic Hikaru o olbrzymiej mocy. Demon musiał od początku budować sobie przewagę, żeby nie zostać zgładzonym na dzień dobry. Nic innego nie ciągnęło go ku przetrwaniu jak rozrost swojej mocy, zupełnie zaniedbując jak dawniej osobowość czy nawiązywanie relacji. Ale kiedy teraz Hikaru nie widział w nim największego wroga, ba - tolerował jego egzystencję, Red... no właśnie. Co zrobić z taką mocą? Walczyć z intruzami, lecz jeśli jest podatny na wpływ zła, bardzo szybko straciłby nad sobą panowanie.
---
To była pierwsza myśl, gdy Vivian uspokajając go przywróciła mu sprawne myślenie. Zapadł się w sobie, gdyż ilekroć próbował zrobić coś dobrze (w tym przypadku uleczyć przyjaciółkę) to nagle wszystko odwracało się do góry nogami. Dlatego liczył się z karą, jaką nałożyłaby na niego Blondynka, i dlatego też bardzo się zdziwił nie doczekując się żadnej nagany. Z mniejszymi tęczówkami i źrenicami spoglądał zakłopotany, jak wojowniczka przyglądała mu się uważnie, poprawiła nieco fryzurkę, ciekawym sposobem wypompowała z jego włosów i ubrania nadmiar wody. Nie rozumiał dlaczego jest taka dobra, taka miła dla niego, jeszcze nawet powtórzyła subtelny, ale mocno ogrzewający wewnętrznie demona. Współczuła mu, a była w epicentrum chaosu jego Ki. Nie przejmowała się sobą, tylko Czarnowłosym. Oddychał z lekko drżącym ciałem. Całkowicie nie wiedział co powinien teraz zrobić. Pierwsze co mu przemknęło przez głowę to słowa April, by za wszelkie zło przeprosił, i wytłumaczył się. Ani jednego, ani drugiego warunku nie mógł spełnić. Uraziłby w pewien sposób inteligencję Vivian, która aż nazbyt dobrze odczytywała każdy jego gest. Mimo wszystko... powinien coś zrobić. Przytulić? Nie. Nie umiał tego dobrze zrobić, zaraz też po tym obrywał (zwłaszcza jak przytulił April - raz Kaede obraziła się na niego na amen, a drugi raz oberwał od Kuro z pięści w policzek). Był niby taki mocny, taki silny, ale i taki bezradny.
Ta postawa diametralnie się zmieniła, gdy zdecydował się więcej nie angażować Blondynki w jego ratowanie, żeby nie musiała mieć później wyrzutów sumienia, jeśli nie powiedzie się misja odratowania zagubionej duszy Reda. Nie chce ciągnąć innych na dno za swoje zachowanie.
>Nie przepraszaj.
Powiedział trochę surowym tonem, lecz zarazem dało się wyczuć nutkę zdumienia, że w ogóle przyszło jej do głowy przepraszanie za opiekuńczą postawę. Przestraszył się tylko tej bezpośredniości, mimo wszystko bardzo docenił postawę Halfki. Gdyby tylko umiał to samo lub podobnie odzwierciedlić... Skierował wzrok na linię horyzontu z lewej strony na chwilę zamyślając się, lecz ze śmiertelną powagą dodał za chwilę mroczniejsze słowa:
>Następnym razem, gdy coś takiego się stanie, masz prawo zabić mnie na miejscu.
To będzie mobilizacja dla niego, aby skuteczniej nad sobą panować. Ale z drugiej strony... naprawdę akurat TE dwa zdania chciał przekazać bezinteresownej dziewczynie, która naraziła swoje życie dla niego i którą polubił już od samego początku znajomości? Znów chwilowa pewność siebie zmalała do zera, a bezradność tym razem ujawniła się w tym, że zalśniły mu ślepia od łez, których jednak nie uronił. Odwrócił się na pięcie, by wojowniczka nie mogła się temu zjawisku za bardzo przyjrzeć, a także żeby cichym głosem, jąkając się i walcząc z własną naturą powiedział cicho:
>Dzię... Dzię... Dziękuję za... za pomoc, Vivian.
Sięgnął niezgrabnie rękoma w tyle głowy i próbował drżącymi dłońmi związać włosy w warkocz, lecz nie wychodziło mu najlepiej, toteż po prostu chwilę stał tyłem do Halfki. Musiał się jakoś pozbierać, starać się wyciągnąć lekcję z tego zdarzenia. Na pewno już wiedział, iż może zaufać w pełni swojej bratniej duszy. Inna sprawa, ze doświadczył podwójnie jej umiejętności: po pierwsze poziom Super Saiyana, a po drugie...
...aż odwrócił się na pięcie i już spokojniejszy zapytał:
>Możesz powiedzieć co to była za technika, jaką użyłaś z wodą?
Ooc: +3000 Ki od Vivian
...miał tylko kilka lat - dosłownie trzy, albo cztery, w tym żył te dwa lata po zdarzeniu z Tsufulem. Dlaczego więc utarło się przekonanie, że jest rówieśnikiem Hikaru?
---
Otóż jego krótki żywot podzielony był na dwie, nierówne części. Pierwsza sięgała czasów, w którym Hikaru jeszcze nie był Mistickiem, a wojownikiem, który uciekł z Vegety z powodu prześladowania "brudnych" Saiyan. Red z kolei od razu po stworzeniu na nieistniejącej już planecie Dark Star wylądował na Ziemi, gdzie początkowo oswajał się z parametrami na Błękitnej Planecie, to jest temperaturą, ciśnieniem, grawitacją, atmosferą. Wyglądał niepozornie: mały, czerwonowłosy chłopczyk o wielkich czerwonych oczach, który posiadał wadę składni wymowy (opisywał siebie w trzeciej osobie liczby pojedynczej). Przygarnął go pod dach bioandroid zwany Akron, który uczył go podstawowych czynności. Sielanka tak jak szybko się zaczęła, tak też prędko skończyła, gdy na Ziemi pojawił się inny, o dyktatorskich zamysłach bioandroid nazwany imieniem Raven. To on ściągnął Reda na złą stronę kusząc go nie tylko swoją przekonującą osobą, ale i mocą jaką zyska u jego boku. Nakłonił naiwnego demona do pomocy w zabiciu... Hikaru. To był pierwszy grzech na jego sumieniu, od którego zaczął się chaos. Raven zniknął bez śladu zostawiając Reda samego z ciężarem. Oczywiście Białowłosy wrócił do świata żywych i pierwsze co chciał to zemścić się za śmierć. Mając wręcz złowieszczy oddech Hikaru na karku musiał jak najszybciej urosnąć w siłę, by nie zginąć, ponieważ wiedział, że jak umrze - nie wróci do świata żywych. Zawarł w tym miejscu pakt z Braską - tak, z tym samym Władcą Demonów, z którym obecnie Ziemia ma do czynienia. Dostał ogromną moc, lecz pozbawił Reda wszelkich skrupułów, do tego stopnia, że zagubiony demon wyrwał sobie serce - ostatnią przystań dobroci. Dopiero interwencja Obrońców Ziemi sprawiła, że mroczne moce opuściły marionetkę Braski. Nikt jednak nie zabił demona zostawiając go samego ze sobą z okrutnymi czynami w umyśle jakich dokonywał. Pozbawiony jedynej intencji dla której istniał poczuł ogromną pustkę. Najbardziej wtedy, gdy przed rygorystyczną karą dla siebie odkrył obecność dwóch innych demonów, którzy byli dla siebie bardzo bliscy. Ba, wybudowali sobie domek gołymi rękoma, gdzieś na uboczu, a kiedy demonica zachorowała, jej partner poprosił Reda o pomoc w dostarczeniu jakiś leków. Taki jeden mały uczynek nie mógł zgładzić mnóstwa grzechów jakie popełnił, lecz zakiełkowało w nim poczucie winy. Zabił kilkunastu wojowników, zrównał z ziemią dwa największe miasta... wiedział, że prędzej czy później popełni kolejny błąd, dlatego aby go uniknąć udał się w najmroźniejsze miejsce na Ziemi, w którym smagany mrozem i wiatrem zamarzł do szpiku gumowych kości. Dopiero wtedy poczuł ulgę, gdy nie mógł się ruszać, wypływała z niego Ki, a wyrzuty sumienia - ucichły.
Minęło 300 lat, kiedy Ki demonicy o imieniu Tsu rozmroziło go z bryły lodu. Ofiarowała siebie za jego życie, bo pierwsze co zrobił - pochłonął ją. Znów napytał sobie biedy, gdyż różowowłosa dziewczyna była uczennicą Szkoły Światła u tego samego osobnika, który "nie przepadał" za Redem. Tym razem z Mistic Hikaru o olbrzymiej mocy. Demon musiał od początku budować sobie przewagę, żeby nie zostać zgładzonym na dzień dobry. Nic innego nie ciągnęło go ku przetrwaniu jak rozrost swojej mocy, zupełnie zaniedbując jak dawniej osobowość czy nawiązywanie relacji. Ale kiedy teraz Hikaru nie widział w nim największego wroga, ba - tolerował jego egzystencję, Red... no właśnie. Co zrobić z taką mocą? Walczyć z intruzami, lecz jeśli jest podatny na wpływ zła, bardzo szybko straciłby nad sobą panowanie.
---
To była pierwsza myśl, gdy Vivian uspokajając go przywróciła mu sprawne myślenie. Zapadł się w sobie, gdyż ilekroć próbował zrobić coś dobrze (w tym przypadku uleczyć przyjaciółkę) to nagle wszystko odwracało się do góry nogami. Dlatego liczył się z karą, jaką nałożyłaby na niego Blondynka, i dlatego też bardzo się zdziwił nie doczekując się żadnej nagany. Z mniejszymi tęczówkami i źrenicami spoglądał zakłopotany, jak wojowniczka przyglądała mu się uważnie, poprawiła nieco fryzurkę, ciekawym sposobem wypompowała z jego włosów i ubrania nadmiar wody. Nie rozumiał dlaczego jest taka dobra, taka miła dla niego, jeszcze nawet powtórzyła subtelny, ale mocno ogrzewający wewnętrznie demona. Współczuła mu, a była w epicentrum chaosu jego Ki. Nie przejmowała się sobą, tylko Czarnowłosym. Oddychał z lekko drżącym ciałem. Całkowicie nie wiedział co powinien teraz zrobić. Pierwsze co mu przemknęło przez głowę to słowa April, by za wszelkie zło przeprosił, i wytłumaczył się. Ani jednego, ani drugiego warunku nie mógł spełnić. Uraziłby w pewien sposób inteligencję Vivian, która aż nazbyt dobrze odczytywała każdy jego gest. Mimo wszystko... powinien coś zrobić. Przytulić? Nie. Nie umiał tego dobrze zrobić, zaraz też po tym obrywał (zwłaszcza jak przytulił April - raz Kaede obraziła się na niego na amen, a drugi raz oberwał od Kuro z pięści w policzek). Był niby taki mocny, taki silny, ale i taki bezradny.
Ta postawa diametralnie się zmieniła, gdy zdecydował się więcej nie angażować Blondynki w jego ratowanie, żeby nie musiała mieć później wyrzutów sumienia, jeśli nie powiedzie się misja odratowania zagubionej duszy Reda. Nie chce ciągnąć innych na dno za swoje zachowanie.
>Nie przepraszaj.
Powiedział trochę surowym tonem, lecz zarazem dało się wyczuć nutkę zdumienia, że w ogóle przyszło jej do głowy przepraszanie za opiekuńczą postawę. Przestraszył się tylko tej bezpośredniości, mimo wszystko bardzo docenił postawę Halfki. Gdyby tylko umiał to samo lub podobnie odzwierciedlić... Skierował wzrok na linię horyzontu z lewej strony na chwilę zamyślając się, lecz ze śmiertelną powagą dodał za chwilę mroczniejsze słowa:
>Następnym razem, gdy coś takiego się stanie, masz prawo zabić mnie na miejscu.
To będzie mobilizacja dla niego, aby skuteczniej nad sobą panować. Ale z drugiej strony... naprawdę akurat TE dwa zdania chciał przekazać bezinteresownej dziewczynie, która naraziła swoje życie dla niego i którą polubił już od samego początku znajomości? Znów chwilowa pewność siebie zmalała do zera, a bezradność tym razem ujawniła się w tym, że zalśniły mu ślepia od łez, których jednak nie uronił. Odwrócił się na pięcie, by wojowniczka nie mogła się temu zjawisku za bardzo przyjrzeć, a także żeby cichym głosem, jąkając się i walcząc z własną naturą powiedział cicho:
>Dzię... Dzię... Dziękuję za... za pomoc, Vivian.
Sięgnął niezgrabnie rękoma w tyle głowy i próbował drżącymi dłońmi związać włosy w warkocz, lecz nie wychodziło mu najlepiej, toteż po prostu chwilę stał tyłem do Halfki. Musiał się jakoś pozbierać, starać się wyciągnąć lekcję z tego zdarzenia. Na pewno już wiedział, iż może zaufać w pełni swojej bratniej duszy. Inna sprawa, ze doświadczył podwójnie jej umiejętności: po pierwsze poziom Super Saiyana, a po drugie...
...aż odwrócił się na pięcie i już spokojniejszy zapytał:
>Możesz powiedzieć co to była za technika, jaką użyłaś z wodą?
Ooc: +3000 Ki od Vivian
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Ocean
Czw Lip 31, 2014 12:06 pm
Przez jakiś czas próbowała wyczuć energię z planety. „Kurczę nie ma nikogo znajomego…” Nagle wszyscy jej znajomi zniknęli. Westchnęła ciężko, myśląc sobie, że zawsze biednej wiatr w oczy. No cóż… W takim razie trzeba by było ich znaleźć. A potencjalny miejscem na to jest Ziemia. Wiadomo, że cała cholera zawsze leci na tą biedną planetkę. „Tatko opuszczam na chwilę Namek, ale wystarczy twoje słowo i jestem tu znowu.” Zostawiła telepatyczną informację Guru planety i skupiła swoje maksimum na kolejnym skoku.
Trochę jej nie wyszło… Trafiła nad ocean, a nie do znanego jej miejsca, no ale przynajmniej była to Ziemia. Hamując w ostatniej chwili przed wpadnięciem do wody, zawisła w powietrzu. Nigdy wcześniej nie robiła tak długiej teleportacji, więc była dumna z sukcesu. Z radości zaczęła tańczyć po terenie i śpiewać słodkim głosem, nie zważając na to, że ktoś może ją zobaczyć i na to, że to zdecydowanie nie przystoi Kaio. Radosne patatajanie niczym różowy kucyk trwało w najlepsze. W międzyczasie, udając naiwną i słodka blondie, zajmowała się wyszukiwaniem znajomych. Nagle wyniuchałą znajomą ki, bez wątpienia był to Red! Po działaniu przyszła refleksja, bo skoro już go znalazła, to co z tego? Właściwie nie miała pojęcia po co szuka znajomych… Na szczęście oprócz Reda jest tu ktoś jeszcze, co daje super okazję do siania dobra. Na kolejny skok musiała poczekać, aż zregeneruje więcej energii, jest skazana na pozostanie tutaj przez jakiś czas, więc musi to dobrze wykorzystać. Co by nie było, powinna też stać się dużo silniejsza. Demon nie był sam, był z nieznaną jej dziewczyną. Skoro są tu zupełnie sami, może po prostu mają istotny powód. Wyciszyła do zera swoją energię i zaczaiła się za jedną z chmurek, tak żeby nikt jej nie widział, ale żeby sama w razie czego miała oko na wszystko. Bycie szpiegiem właśnie się zaczęło, lecz nie trwało długo... "Co tu robi jaszczur..." pomyślała i wypaliła cała na przód, rzucając nieznajomej paczkę swoich ciasteczek.
ZT--> Pasmo Górskie
Trochę jej nie wyszło… Trafiła nad ocean, a nie do znanego jej miejsca, no ale przynajmniej była to Ziemia. Hamując w ostatniej chwili przed wpadnięciem do wody, zawisła w powietrzu. Nigdy wcześniej nie robiła tak długiej teleportacji, więc była dumna z sukcesu. Z radości zaczęła tańczyć po terenie i śpiewać słodkim głosem, nie zważając na to, że ktoś może ją zobaczyć i na to, że to zdecydowanie nie przystoi Kaio. Radosne patatajanie niczym różowy kucyk trwało w najlepsze. W międzyczasie, udając naiwną i słodka blondie, zajmowała się wyszukiwaniem znajomych. Nagle wyniuchałą znajomą ki, bez wątpienia był to Red! Po działaniu przyszła refleksja, bo skoro już go znalazła, to co z tego? Właściwie nie miała pojęcia po co szuka znajomych… Na szczęście oprócz Reda jest tu ktoś jeszcze, co daje super okazję do siania dobra. Na kolejny skok musiała poczekać, aż zregeneruje więcej energii, jest skazana na pozostanie tutaj przez jakiś czas, więc musi to dobrze wykorzystać. Co by nie było, powinna też stać się dużo silniejsza. Demon nie był sam, był z nieznaną jej dziewczyną. Skoro są tu zupełnie sami, może po prostu mają istotny powód. Wyciszyła do zera swoją energię i zaczaiła się za jedną z chmurek, tak żeby nikt jej nie widział, ale żeby sama w razie czego miała oko na wszystko. Bycie szpiegiem właśnie się zaczęło, lecz nie trwało długo... "Co tu robi jaszczur..." pomyślała i wypaliła cała na przód, rzucając nieznajomej paczkę swoich ciasteczek.
ZT--> Pasmo Górskie
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Ocean
Czw Lip 31, 2014 1:41 pm
Z równiny
Muzyczka dla klimatu
Ciemnogranatowy punkt pojawił się na horyzoncie i z każdą chwilą rósł. Strzępy aury rozchodziły się na boki, a chmury rozstępowały za nim. Fala powietrza, która pozostawała za nim rozdzielała ocean na głębokość kilkudziesięciu metrów, chociaż leciał dużo wyżej powyżej lustra wody. Z oddali wyglądało niczym płonące na czarno słońce. Mroczna wizja zagłady wszechświata, czy też zwykła iluzja?
Co kilka chwil pojawiały się uderzenia mocy, kiedy jeszcze bardziej próbował przyspieszyć, aby pobić rekord prędkości. Nim jednak przyspieszył po raz kolejny, ujrzał nieco na prawo od siebie dwójkę osobników, a jednym z nich był bez wątpienia ten, którego ogromna moc dała się wyczuć nie tak dawno temu. Zatrzymał się gwałtownie w miejscu, a woda przed nim wytworzyła falę na około 10 metrów wysokości. Pomknęła prosto, aby zalać za kilka kilometrów co bardziej płaskie wysepki i zmyć tlące się na nich życie. Po krótkiej chwili woda zaczęła parować, ponieważ od tak szybkiego lotu jego ciało się dość mocno nagrzało, a gęsta teraz niemal czarna aura była tak gorąca, że zimniejsza woda momentalnie zaczęła reagować. Wyczuwał jak kilka rybek po prostu zmarło na miejscu od potężnej energii. Na powierzchni wody pojawiły się nieznaczne wyładowania.
Rikimaru wpatrując się tak dojrzał czarnowłosego mężczyznę oraz blondynkę. Złapał się za kark i na chwilę uniósł głowę zastanawiając się czy powinien przerywać romantyczną wyprawę na oceanie, czy też zburzyć pokój dwójki osób i sprawdzić na co stać tego demona, który prawdopodobnie zwiększył moc aby zaimponować tamtej dziewczynie. To były tylko domysły.
- Genialny Żółw. To jest główny cel, ale z drugiej strony zabijając demona będzie łatwiej go podejść, żeby przekazał całą swoją wiedzę.
Pomysł, który na szybko objawił się w jego głowie dawał mu dobry pretekst przez starym mistrzem. Uśmiech jaki pojawił się na jego twarzy zdradzał wszystko. W mig znikł z pola widzenia.
Następnie tylko odgłosy świstu, dziwnego szumu, szybko poruszającego się obiektu na krótkim dystansie zbliżające dawały znak, że ktoś tu jest. Wyczuwalna obecność zbliżającego się silnego obiektu i nagle stanął twarzą w twarz z dziewczyną, pomiędzy nią, a potężnym osobnikiem, który znajdował się teraz za nim. Nie zdecydował się jednak na mowę do ich obydwojga, a używają telepatii powiedział ni to do demona, ni to w myślach.
:: Zabić, czy nie zabić? O to jest pytanie. ::
W pewnej chwili zorientował się, że pojawiła się nagle obecność trzeciej osoby o nieludzko dobrej aurze. Aż zrobiło mu się niedobrze. O ile przy wyroczni jeszcze jakoś wytrzymał to bez wątpienia osoba, która roznosiła jakieś motyle w powietrzu i miała kolczyki, których użył, żeby połączyć Rikimaru i Shin D.Ragona w jedno mogła być kimś typu tamtej kobiety z Konack. Jednak ta tutaj zjawiła się znikąd. Nie wyczuwał wcześniej nawet grama jej obecności, a teraz te złote motylki...
To odwróciło jego uwagę od pewnej sprawy. Teraz dopiero się zorientował, że istota przed nim ma energię, którą rozpoznaje. Była wtedy z kimś o aurze podobnej do niej, a ten ktoś zbliżał się do Ziemi od jakiejś planety z innymi silnymi KI. Spojrzał do góry w kierunku obiektu, którego jeszcze nie było widać, który był daleko, ale zbliżał się coraz bardziej. Objawił się przed nim kolejny plan. To będzie jeszcze ciekawsze niż by chciał. Odetchnął głęboko obniżając swoją aurę niemal do minimum.
- Widzę, że ściągają się z całego wszechświata. - Powiedział to na głos, oznajmiając coś, o czym mogli wiedzieć, ale również mogli nie zauważyć. Zastanawiało go co jest tego powodem. On sam, czy jeszcze coś grubszego się szykuje? Tak gwałtownie jak się pojawił, tak szybko też zniknął, a gdy był już w odległości kilometra od nich ponownie nabrał rozpędu w kierunku wyspy Żółwia. Ocenił, iż wpierw spróbuje dowiedzieć się czegoś więcej, jeżeli coś jeszcze jest na rzeczy, a dopiero potem zacznie się bawić życiem lub też losem innych.
OoC:
Regeneracja 10% HP i KI.
HP: Full
KI: (100406+11812=) 112 218
PL: 161 590 na chwilę, a potem znów koło 1-100.
OoC 2:
Dodałem fragment (na szaro). Już mnie u was nie ma.
Z/t na Wyspę Żółwia.
Muzyczka dla klimatu
Ciemnogranatowy punkt pojawił się na horyzoncie i z każdą chwilą rósł. Strzępy aury rozchodziły się na boki, a chmury rozstępowały za nim. Fala powietrza, która pozostawała za nim rozdzielała ocean na głębokość kilkudziesięciu metrów, chociaż leciał dużo wyżej powyżej lustra wody. Z oddali wyglądało niczym płonące na czarno słońce. Mroczna wizja zagłady wszechświata, czy też zwykła iluzja?
Co kilka chwil pojawiały się uderzenia mocy, kiedy jeszcze bardziej próbował przyspieszyć, aby pobić rekord prędkości. Nim jednak przyspieszył po raz kolejny, ujrzał nieco na prawo od siebie dwójkę osobników, a jednym z nich był bez wątpienia ten, którego ogromna moc dała się wyczuć nie tak dawno temu. Zatrzymał się gwałtownie w miejscu, a woda przed nim wytworzyła falę na około 10 metrów wysokości. Pomknęła prosto, aby zalać za kilka kilometrów co bardziej płaskie wysepki i zmyć tlące się na nich życie. Po krótkiej chwili woda zaczęła parować, ponieważ od tak szybkiego lotu jego ciało się dość mocno nagrzało, a gęsta teraz niemal czarna aura była tak gorąca, że zimniejsza woda momentalnie zaczęła reagować. Wyczuwał jak kilka rybek po prostu zmarło na miejscu od potężnej energii. Na powierzchni wody pojawiły się nieznaczne wyładowania.
Rikimaru wpatrując się tak dojrzał czarnowłosego mężczyznę oraz blondynkę. Złapał się za kark i na chwilę uniósł głowę zastanawiając się czy powinien przerywać romantyczną wyprawę na oceanie, czy też zburzyć pokój dwójki osób i sprawdzić na co stać tego demona, który prawdopodobnie zwiększył moc aby zaimponować tamtej dziewczynie. To były tylko domysły.
- Genialny Żółw. To jest główny cel, ale z drugiej strony zabijając demona będzie łatwiej go podejść, żeby przekazał całą swoją wiedzę.
Pomysł, który na szybko objawił się w jego głowie dawał mu dobry pretekst przez starym mistrzem. Uśmiech jaki pojawił się na jego twarzy zdradzał wszystko. W mig znikł z pola widzenia.
Następnie tylko odgłosy świstu, dziwnego szumu, szybko poruszającego się obiektu na krótkim dystansie zbliżające dawały znak, że ktoś tu jest. Wyczuwalna obecność zbliżającego się silnego obiektu i nagle stanął twarzą w twarz z dziewczyną, pomiędzy nią, a potężnym osobnikiem, który znajdował się teraz za nim. Nie zdecydował się jednak na mowę do ich obydwojga, a używają telepatii powiedział ni to do demona, ni to w myślach.
:: Zabić, czy nie zabić? O to jest pytanie. ::
W pewnej chwili zorientował się, że pojawiła się nagle obecność trzeciej osoby o nieludzko dobrej aurze. Aż zrobiło mu się niedobrze. O ile przy wyroczni jeszcze jakoś wytrzymał to bez wątpienia osoba, która roznosiła jakieś motyle w powietrzu i miała kolczyki, których użył, żeby połączyć Rikimaru i Shin D.Ragona w jedno mogła być kimś typu tamtej kobiety z Konack. Jednak ta tutaj zjawiła się znikąd. Nie wyczuwał wcześniej nawet grama jej obecności, a teraz te złote motylki...
To odwróciło jego uwagę od pewnej sprawy. Teraz dopiero się zorientował, że istota przed nim ma energię, którą rozpoznaje. Była wtedy z kimś o aurze podobnej do niej, a ten ktoś zbliżał się do Ziemi od jakiejś planety z innymi silnymi KI. Spojrzał do góry w kierunku obiektu, którego jeszcze nie było widać, który był daleko, ale zbliżał się coraz bardziej. Objawił się przed nim kolejny plan. To będzie jeszcze ciekawsze niż by chciał. Odetchnął głęboko obniżając swoją aurę niemal do minimum.
- Widzę, że ściągają się z całego wszechświata. - Powiedział to na głos, oznajmiając coś, o czym mogli wiedzieć, ale również mogli nie zauważyć. Zastanawiało go co jest tego powodem. On sam, czy jeszcze coś grubszego się szykuje? Tak gwałtownie jak się pojawił, tak szybko też zniknął, a gdy był już w odległości kilometra od nich ponownie nabrał rozpędu w kierunku wyspy Żółwia. Ocenił, iż wpierw spróbuje dowiedzieć się czegoś więcej, jeżeli coś jeszcze jest na rzeczy, a dopiero potem zacznie się bawić życiem lub też losem innych.
OoC:
Regeneracja 10% HP i KI.
HP: Full
KI: (100406+11812=) 112 218
PL: 161 590 na chwilę, a potem znów koło 1-100.
OoC 2:
Dodałem fragment (na szaro). Już mnie u was nie ma.
Z/t na Wyspę Żółwia.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Ocean
Nie Sie 03, 2014 11:48 pm
Vivian też mnóstwo rzeczy przychodziło z trudem. Samokontrola naprawdę zużywała sporo energii, a na dodatek denerwowała, gdy podejrzanie zaczynała szwankować. Słowo, gest od serca, szczersze spojrzenie bądź uśmiech, to nie było prostą sprawą. Nie było odruchem naturalnym czy wyuczonym, raczej czymś, z czym musiała walczyć. Miała panować nad ciałem i jego mową, bo takie drobnostki świadczyły o byciu miękkim, łatwym do zmiażdżenia w wojsku. Mówiły, że jest słaba i nie potrafi być samodzielna.
O ile nie chodziło o fakt, że Ósemka nie potrafiła okazywać uczuć, a raczej o to, że nie umiała zrozumieć tego, co się w niej dzieje. Nie potrafiła zdobyć się, by okazać, co naprawdę czuje, tylko motała każdą emocję, chowała za maską obojętności, spokoju i zdystansowania. Często unikała kontaktu wzrokowego, chyba, że gromiła kogoś wzrokiem, i tym bardziej nie potrafiła wytłumaczyć złamania fizycznego tabu. Ten był zaledwie odgarnięciem włosów znad czerwonego czoła demona, a przecież sama halfka nie cierpiała być poklepywana, dotykana, bądź muskana choćby palcem. Źle to znosiła, nieprzyzwyczajona do bliskości, lecz teraz, jakby o tym zapomniała… A z resztą, to był tylko gest.
Niby niewiele.
- Może i nadasz mi prawo, do pozbawienia siebie życia, lecz wątpię bym z niego skorzystała. I wcale nie chodzi o fakt, że nie jestem zdolna Cię pokonać. – powiedziała szczerze, nieco beznamiętnie, lecz w chwili, w której padły te słowa, ujrzała coś… Błysk w oczach demona… Nie była pewna, za szybko się odwrócił.
Ósemka westchnęła cicho, niedosłyszalnie. Gdzieś tam, na całej planecie działy się różne rzeczy, sprawy, które wyczuwała własną Ki. Silna, ognista energia wystrzeliła w jednym miejscu, gdzie indziej Vivian wyczuła zbliżającego się ku powierzchni globu Raziela… Co też jej brat zamierza zrobić na Ziemi? Tak jak ona ma wakacje? Poczułaby się w tym momencie niezręcznie, gdyby nie fakt, że od dłuższej chwili, podzielna uwaga była zwrócona na inne zjawisko. Jakoś, odruchowo Vivian wyczuła, że aura pewnego czerwonowłosego ziemianina spotkała się z Kuro, i mniej więcej w tym czasie energia mocno zalatująca jaszczurem pojawiła się na Ziemi. Była tam i April, przez co nieświadomie zaniepokoiła się. Znała błękitnooką, również jej zdolności nie były jej obce, jednak dobrze było, że jej ukochany był razem z nią – Kuro był jedną z najsilniejszych osób, jakie Vivian znała i na pewno nie dałby skrzywdzić halfki. Co do tego, że wyczuła obok obecność Chepriego… Mogła tylko zastanawiać się, jak oni się poznali.
- Nie dziękuj.
Zaraz…
Skąd, u licha, wpadła jej w ręce paczka ciastek?
Vivian chciała coś jeszcze odpowiedzieć Redowi, gdy nagle papierowa torebka wylądowała jej w dłoniach, jak zaczarowana. Zdumionym wzrokiem spojrzała na nią, odruchowo otwierając, a widząc słodycze otworzyła szerzej oczy – to było bardzo niecodzienne zjawisko, ale zanim zdążyła powiedzieć coś jeszcze, inna energia mignęła nieopodal.
To było mgnienie oka, bardziej jak wrażenie niźli pewność, że ktoś jest obok. Czuła ciemną, gęstą Ki, z niezwykłą szybkością zbliżającą się w ich stronę.
Już stał przed nią.
Postać z kategorii podejrzanych, typek z zapuszczonymi bokobrodami, marsową twarzą i nieprzyjemnie wywyższającym się spojrzeniu. Klasyczny wróg publiczny – przynajmniej z wyglądu. Odziane w ciemne płaszcz indywiduum… Wytrzymała ten wzrok, gdy tylko stanął z nią twarzą w twarz, nie mrugnąwszy nawet powieką, nie zdradzając zaskoczenia. Zerknęła spod łba, odpowiadając oczami błyszczącymi werwą, nieco krnąbrnie czy nawet bezczelnie pokazując, że może się nie ‘nie boi’, ale nie da po sobie tego pokazać.
Mierzyli się chwilę wzorkiem, gdy nieznajomy powiedział coś, po czym znów znikł, pozostawiając skonfundowaną Ósemkę, stojącą wyprostowaną jak struna, z paczką ciastek w dłoni.
Zrobiła dwa głębokie oddechy, upewniając się, że nic jej nie jest, po czym machinalnie obniżyła swoją moc do zera, skrywając się całkowicie. Spojrzała na papierową torebkę, potem zwróciła czujny acz spokojny wzrok na Reda. Brązowe oczy miały w sobie pytający cień, ale gdy Vivian mrugnęła, znikł. Zdecydowanie, za dziwne rzeczy dzieją się naokoło niej.
- Nie będę nawet zgadywać, o co chodzi. – na ustach pojawił się smutny, a jednocześnie delikatnie drwiący uśmiech, jakby śmiała się sama z siebie.
W końcu, jakim prawem oczekiwała, że odnajdzie chwilę spokoju na tej planecie? Marzenie ściętej głowy, i spadająca z nieba paczka ciastek nie byłą tego przyczyną. Przymknęła na moment powieki, w duchu zrezygnowana, zgadzając się na wszelkie dziwactwa i niebezpieczeństwa, jakie niósł los. W końcu nic na to nie poradzi… Znów coś zabolało Vivian w środku, jak wcześniej, na Konack, poczuła gulę w gardle. Nie no, przecież nie rozbeczy się bez powodu na środku morza. Drgnęła nieznacznie, czując, że ją teraz dopadają różne emocje, lecz zdusiła to w sobie. Spychając to uczucie głęboko, pokręciła głową, siląc się na to, by uspokoić skołatane nerwy.
- Świat ostatnio przyśpieszył, a ja ciągle nie umiem nadrobić dystansu. – wymamrotała cicho do siebie.
Kimkolwiek był nieznajomy, musi się Vivian mieć na baczności. Gdzieś tam Raziel stąpał już po Ziemi, Kuro spotkał się z April, mniejsze i większe energie tętniły po powierzchni globu… A ona tkwiła tutaj, na wysepce, obok zaprzyjaźnionego, czarnowłosego demona.
Nie chcąc zgłębić się we własne, ciemne odmęty myśli, skupiła się na niemniej zaskoczonym Redzie.
- Znikąd pojawiające się ciastka, dziwny jegomość… Trzeba będzie na siebie uważać. A co do techniki, to tak zwana telekineza, za jej pomocą można przenosić przedmioty, a nawet osoby. – Vivian podniosła siłą woli cukierek i karmelek posłusznie wylądował w jej wolnej dłoni. – Za pomocą Ki tworzysz połączenie, między sobą, a przedmiotem i poruszasz nim swoją energią. Stosunkowo łatwe, ale najlepiej zacząć od małych rzeczy, chociażby słodyczy.
Nashi usiadła na piasku, stawiając na baczność kołnierz kurtki. Znów, przez to nagłe, niewidoczne wytrącenie z równowagi, nieśmiałe poczucie stabilizacji znikło. Od jej wylądowania sporo się działo, a tak naprawdę, chciała tylko wypocząć. Znów wiatr w oczy, choć mogła się już przyzwyczaić. Nici z tego, by coś poszło zgodnie z planem.
Cóż, naprawdę nie będzie jej to dane.
OOC ---> Początek treningu
Pardon, za czas pisania i jakoś, ale praca, pogoda i ludzie nie mają na mnie dobroczynnego wpływu.
O ile nie chodziło o fakt, że Ósemka nie potrafiła okazywać uczuć, a raczej o to, że nie umiała zrozumieć tego, co się w niej dzieje. Nie potrafiła zdobyć się, by okazać, co naprawdę czuje, tylko motała każdą emocję, chowała za maską obojętności, spokoju i zdystansowania. Często unikała kontaktu wzrokowego, chyba, że gromiła kogoś wzrokiem, i tym bardziej nie potrafiła wytłumaczyć złamania fizycznego tabu. Ten był zaledwie odgarnięciem włosów znad czerwonego czoła demona, a przecież sama halfka nie cierpiała być poklepywana, dotykana, bądź muskana choćby palcem. Źle to znosiła, nieprzyzwyczajona do bliskości, lecz teraz, jakby o tym zapomniała… A z resztą, to był tylko gest.
Niby niewiele.
- Może i nadasz mi prawo, do pozbawienia siebie życia, lecz wątpię bym z niego skorzystała. I wcale nie chodzi o fakt, że nie jestem zdolna Cię pokonać. – powiedziała szczerze, nieco beznamiętnie, lecz w chwili, w której padły te słowa, ujrzała coś… Błysk w oczach demona… Nie była pewna, za szybko się odwrócił.
Ósemka westchnęła cicho, niedosłyszalnie. Gdzieś tam, na całej planecie działy się różne rzeczy, sprawy, które wyczuwała własną Ki. Silna, ognista energia wystrzeliła w jednym miejscu, gdzie indziej Vivian wyczuła zbliżającego się ku powierzchni globu Raziela… Co też jej brat zamierza zrobić na Ziemi? Tak jak ona ma wakacje? Poczułaby się w tym momencie niezręcznie, gdyby nie fakt, że od dłuższej chwili, podzielna uwaga była zwrócona na inne zjawisko. Jakoś, odruchowo Vivian wyczuła, że aura pewnego czerwonowłosego ziemianina spotkała się z Kuro, i mniej więcej w tym czasie energia mocno zalatująca jaszczurem pojawiła się na Ziemi. Była tam i April, przez co nieświadomie zaniepokoiła się. Znała błękitnooką, również jej zdolności nie były jej obce, jednak dobrze było, że jej ukochany był razem z nią – Kuro był jedną z najsilniejszych osób, jakie Vivian znała i na pewno nie dałby skrzywdzić halfki. Co do tego, że wyczuła obok obecność Chepriego… Mogła tylko zastanawiać się, jak oni się poznali.
- Nie dziękuj.
Zaraz…
Skąd, u licha, wpadła jej w ręce paczka ciastek?
Vivian chciała coś jeszcze odpowiedzieć Redowi, gdy nagle papierowa torebka wylądowała jej w dłoniach, jak zaczarowana. Zdumionym wzrokiem spojrzała na nią, odruchowo otwierając, a widząc słodycze otworzyła szerzej oczy – to było bardzo niecodzienne zjawisko, ale zanim zdążyła powiedzieć coś jeszcze, inna energia mignęła nieopodal.
To było mgnienie oka, bardziej jak wrażenie niźli pewność, że ktoś jest obok. Czuła ciemną, gęstą Ki, z niezwykłą szybkością zbliżającą się w ich stronę.
Już stał przed nią.
Postać z kategorii podejrzanych, typek z zapuszczonymi bokobrodami, marsową twarzą i nieprzyjemnie wywyższającym się spojrzeniu. Klasyczny wróg publiczny – przynajmniej z wyglądu. Odziane w ciemne płaszcz indywiduum… Wytrzymała ten wzrok, gdy tylko stanął z nią twarzą w twarz, nie mrugnąwszy nawet powieką, nie zdradzając zaskoczenia. Zerknęła spod łba, odpowiadając oczami błyszczącymi werwą, nieco krnąbrnie czy nawet bezczelnie pokazując, że może się nie ‘nie boi’, ale nie da po sobie tego pokazać.
Mierzyli się chwilę wzorkiem, gdy nieznajomy powiedział coś, po czym znów znikł, pozostawiając skonfundowaną Ósemkę, stojącą wyprostowaną jak struna, z paczką ciastek w dłoni.
Zrobiła dwa głębokie oddechy, upewniając się, że nic jej nie jest, po czym machinalnie obniżyła swoją moc do zera, skrywając się całkowicie. Spojrzała na papierową torebkę, potem zwróciła czujny acz spokojny wzrok na Reda. Brązowe oczy miały w sobie pytający cień, ale gdy Vivian mrugnęła, znikł. Zdecydowanie, za dziwne rzeczy dzieją się naokoło niej.
- Nie będę nawet zgadywać, o co chodzi. – na ustach pojawił się smutny, a jednocześnie delikatnie drwiący uśmiech, jakby śmiała się sama z siebie.
W końcu, jakim prawem oczekiwała, że odnajdzie chwilę spokoju na tej planecie? Marzenie ściętej głowy, i spadająca z nieba paczka ciastek nie byłą tego przyczyną. Przymknęła na moment powieki, w duchu zrezygnowana, zgadzając się na wszelkie dziwactwa i niebezpieczeństwa, jakie niósł los. W końcu nic na to nie poradzi… Znów coś zabolało Vivian w środku, jak wcześniej, na Konack, poczuła gulę w gardle. Nie no, przecież nie rozbeczy się bez powodu na środku morza. Drgnęła nieznacznie, czując, że ją teraz dopadają różne emocje, lecz zdusiła to w sobie. Spychając to uczucie głęboko, pokręciła głową, siląc się na to, by uspokoić skołatane nerwy.
- Świat ostatnio przyśpieszył, a ja ciągle nie umiem nadrobić dystansu. – wymamrotała cicho do siebie.
Kimkolwiek był nieznajomy, musi się Vivian mieć na baczności. Gdzieś tam Raziel stąpał już po Ziemi, Kuro spotkał się z April, mniejsze i większe energie tętniły po powierzchni globu… A ona tkwiła tutaj, na wysepce, obok zaprzyjaźnionego, czarnowłosego demona.
Nie chcąc zgłębić się we własne, ciemne odmęty myśli, skupiła się na niemniej zaskoczonym Redzie.
- Znikąd pojawiające się ciastka, dziwny jegomość… Trzeba będzie na siebie uważać. A co do techniki, to tak zwana telekineza, za jej pomocą można przenosić przedmioty, a nawet osoby. – Vivian podniosła siłą woli cukierek i karmelek posłusznie wylądował w jej wolnej dłoni. – Za pomocą Ki tworzysz połączenie, między sobą, a przedmiotem i poruszasz nim swoją energią. Stosunkowo łatwe, ale najlepiej zacząć od małych rzeczy, chociażby słodyczy.
Nashi usiadła na piasku, stawiając na baczność kołnierz kurtki. Znów, przez to nagłe, niewidoczne wytrącenie z równowagi, nieśmiałe poczucie stabilizacji znikło. Od jej wylądowania sporo się działo, a tak naprawdę, chciała tylko wypocząć. Znów wiatr w oczy, choć mogła się już przyzwyczaić. Nici z tego, by coś poszło zgodnie z planem.
Cóż, naprawdę nie będzie jej to dane.
OOC ---> Początek treningu
Pardon, za czas pisania i jakoś, ale praca, pogoda i ludzie nie mają na mnie dobroczynnego wpływu.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Ocean
Sro Sie 06, 2014 6:43 pm
To nie był niby gest. Pobudził w demonie coś, czego w życiu mało spotykał i nikogo za to nie winił. Myśl, że ktoś mu współczuje, troszczy się… o takiego potwora? W dodatku te słowa o tym, że mimo wszystko, że gdyby stało się najgorsze nie ma w Vivian wroga. Ale to może okazać się zgubne dla niej, kiedy naprawdę zrobi to co powiedziała. I najprawdopodobniej te słowa spotęgowały pojawienie się łez we ślepiach i szybkie obrócenie się od wojowniczki, aby przypadkiem nie zorientowała się o co chodzi. Może swoje wiedziała, lecz lepiej, by nie mówiła tego na głos. Tak jak i Nashi, chciał być tym, który nie pokazuje po sobie emocji, nawet jeśli te pojawiają się skrajnie rzadko.
Ich wspólną, prywatną chwilę przerwały krótkie, acz skrajnie różniące się wydarzenia i osobistości. Najpierw zaczęło się od złotych motyli, które otoczyły obie sylwetki przyjemnym płaszczykiem ciepła i pozytywnej mocy. Bez cienia wątpliwości wiedział do kogo należy tego typu energia, ale nie dostrzegł w okolicy nawet cienia obecności Kaioshinki – obecnie opiekunki Namek. Tą dodatnią aurę przerwała mroczna, gęsta Ki mieszcząca się między wojowniczką z Vegety a demonem. Zupełne przeciwieństwo intencji i mocy zdezorientowało Reda, który usłyszał w głowie coś czego nie powinien nikt się dowiedzieć, by spać spokojnie. Ktoś… robił sobie kalkulacje w głowie czy powinien zabić czy też nie. Komukolwiek przychodzi taka myśl do głowy, nie jest nikim innym jak wrogiem. Lecz nim cokolwiek zareagował, rozpłynął się równie szybko co aura Kaede.
Szlag by to! Co to miało być?!
Czujniej rozglądał się dookoła czy nikt nie czyha na ich zdrowie, jednak zrezygnował. Nikogo oprócz nich nie było na wysepce z piasku i setki łakoci. Nie tylko on miał mętlik w głowie. Przyjaciółka aż wyraziła na głos, chociaż cicho, swoje zdanie, które popierał w taktownym milczeniu. Wiele niewiadomych zrodziło się od tak, za mrugnięcia powiekami. Masakra. O tyle był w lepszej (nie o wiele, ale jednak) sytuacji od dziewczyny, że kojarzył chociaż pozytywny akcent w rękach wojowniczki.
>Poznaję te ciastka -przyjrzał się bliżej paczuszce w dłoni Vivian, jakby chcąc nieco inaczej podejść do niezrozumiałych sytuacji mające miejsce jeszcze kilkanaście sekund temu- Bogini Kaede specjalizuje się w takich wypiekach.
Sam kiedyś dostał taką paczuszkę od Kaede. Niestety nie mógł pokazać dowodu, gdyż pozostawił łakocie dla nameczańskich dzieci. A właśnie... tylko skąd wzięłaby się tutaj patronka planety Namek? Wyczuła zło w Redzie czy w tym tajemniczym wojowniku, który stanął wtedy pomiędzy nimi? Tylko tyle mógł wyjaśnić z całego zamieszania jakie powstało w ułamku sekundy. W dodatku wciąż miał w głowie słowa przybysza, którego zamiary nie należały do najczystszych. Nie wiedział czy to była tylko jego wyobraźnia czy prawdziwe słowa, i czy przyjaciółka usłyszała je także, lecz będzie musiał w najbliższym czasie przyjrzeć się poczynaniom mężczyzny. Pół człowiek, pół demon - rozróżnienie genów w esencji Ki nie było trudne, ale jego moc mogła być skryta, i będąc skrytą mogła przerażać ogromem.
Wielka niewiadoma, której trzeba bacznie się „przyglądać” Ki Feelingiem.
Poniekąd rozumiał postawę Blondynki, która wyraziła swoje niezadowolenie na temat pojawiających się indywiduum i ich nieprecyzyjnych celach pobytu na planecie. Takie spotkania zawsze trzeba brać na dystans, aczkolwiek chyba oboje byli ciekawi w pewnym sensie co przyniesie przyszłość. Nawet jeśli będzie to coś złego, chcieliby się dowiedzieć o co chodzi. Tak czy inaczej, wracając do pewnych i sprawdzonych rzeczy, Nashi wyjaśniła Redowi czym specjalizuje się telekineza i jak powinien przystąpić do ćwiczeń. Nie kwapił się długo z podjęciem wyzwania, gdyż bardzo spodobała mu się struktura tej umiejętności i jej właściwości.
>Uhum... -pokiwał lekko głową rozumiejąc teorię o telekinezie, jednocześnie nabierając odrobiny pewności siebie- ... w takim razie spróbuję się nauczyć.
Obrał sobie bazę do wtajemniczenia nowej umiejętności jakieś pięć metrów od Vivian, którą nie chciał już za bardzo męczyć swoją osobą. Wszak nie bez powodu przyleciała na Ziemię – nie znał go, ale nic nie dzieje się bez przyczyny. Spontanicznych zachowań nie pojmował, chyba że były wywołane szałem. Tak więc za naradą koleżanki skupił się wpierw nie na słupie wody czy palmach, a na porozrzucanych dookoła cukierkach. Przysiadł po turecku na piasku i zmrużył oczy dla skupienia. Widział opanowaną do perfekcji telekinezę w wykonaniu Złotookiej, która nawet nie musiała tak bardzo się koncentrować na czynności, tylko tak jakby było to naturalne, niczym oddychanie. Chciałby dojść do takiego poziomu, aczkolwiek musiał najpierw opanować podstawy, czyli w ogóle za pomocą woli poruszyć cukierek. Obrał sobie jeden z wielu dookoła – taki okrąglutki i różowiutki leżący jakieś dziesięć metrów przed demonem i Half-Saiyanką. Wszystko inne oddaliło się na drugi plan, był tylko Red i słodycz. Nie odrywał myśli od obiektu, żeby tylko drgnął, chociaż na milimetry na boki. Ale… zbyt wiele rzeczy działo się dookoła, zbyt wiele Ki wisiało w powietrzu zbyt zburzone, w tym April i Kaede! Od razu zdekoncentrował się, a efektem ubocznym dla cukierka było jego rozsadzenie w powietrzu. Posłał zbyt wielką dawkę Ki jak na taki mały przedmiot. Przez jeszcze dwie minuty próbował powtórzyć poprawnie sekwencje na innych łakociach, lecz efekt był identyczny co w pierwszym przypadku. Zanim powrócił do treningu widać było, że nie przekręca głową bez powodu: namierzał wszystkie walki dookoła, a było ich stosunkowo dużo, w tym ta z nieznajomym, który zawitał u nich na wysepce i groził śmiercią. Wiedział, że nie może bagatelizować żadnej z nich, że powinien chociaż jedną sprawdzić, ale… znów to ale. Prawowitym opiekunem i obrońcą April był Kuro, natomiast Kaede prawdopodobnie podejmowała dyplomatyczną walkę z Xanasem, która wisiała już na włosku na Namek. Inna sprawa z tym wojownikiem, którego poziom sięgał w granicy 120 000 PL. O ile nie krył się z mocą.
Zacisnął dłonie w pięści i poderwał się z miejsca rozglądając się żywiej dookoła. Chyba go nosiło od wyładowań Ki w powietrzu. Zawsze był na te bodźce wyczulony, z powodu butnych demońskich genów szukających zwady.
>Ksaaa… –zacisnął na moment kły i zmarszczki przy ślepiach pogłębiły się od zdenerwowania i koncentrowania się na zaognionych miejscach, po czym odwrócił głowę w kierunku siostrzanej duszy- Vi, miałaś rację, za szybko i za wiele się dzieje. To zły moment na naukę czegokolwiek, ale z drugiej strony telekineza mogłaby się przydać w walce. Wiesz jak można szybciej opanować tę technikę?
Zapytał z nutką poirytowania, że sam nie może poradzić sobie z nauką. Zbyt wiele Ki kręciło się i rozlewało niepotrzebnie dookoła kusząc demona do przyłączenia się do jednej z bitew. Gdzieś tam w nim już kiełkowała myśl, że powinien już ruszać, ale powstrzymywał się tym, iż nie miał planu. Nie wiedział od czego zacząć, komu potrzebna jest pomoc już natychmiast i czy w ogóle. Czy tylko przewrażliwiony młodzieniec nie usiedzi na dupie w jednym miejscu i nie nauczy się porządnie telekinezy.
[Post treningowy pierwszy - nauka Telekinezy]
Ooc: mnie się bardzo podoba post, nie wiem czemu Ci nie pasuje
+20% Ki, za ten i poprzedni post
Ich wspólną, prywatną chwilę przerwały krótkie, acz skrajnie różniące się wydarzenia i osobistości. Najpierw zaczęło się od złotych motyli, które otoczyły obie sylwetki przyjemnym płaszczykiem ciepła i pozytywnej mocy. Bez cienia wątpliwości wiedział do kogo należy tego typu energia, ale nie dostrzegł w okolicy nawet cienia obecności Kaioshinki – obecnie opiekunki Namek. Tą dodatnią aurę przerwała mroczna, gęsta Ki mieszcząca się między wojowniczką z Vegety a demonem. Zupełne przeciwieństwo intencji i mocy zdezorientowało Reda, który usłyszał w głowie coś czego nie powinien nikt się dowiedzieć, by spać spokojnie. Ktoś… robił sobie kalkulacje w głowie czy powinien zabić czy też nie. Komukolwiek przychodzi taka myśl do głowy, nie jest nikim innym jak wrogiem. Lecz nim cokolwiek zareagował, rozpłynął się równie szybko co aura Kaede.
Szlag by to! Co to miało być?!
Czujniej rozglądał się dookoła czy nikt nie czyha na ich zdrowie, jednak zrezygnował. Nikogo oprócz nich nie było na wysepce z piasku i setki łakoci. Nie tylko on miał mętlik w głowie. Przyjaciółka aż wyraziła na głos, chociaż cicho, swoje zdanie, które popierał w taktownym milczeniu. Wiele niewiadomych zrodziło się od tak, za mrugnięcia powiekami. Masakra. O tyle był w lepszej (nie o wiele, ale jednak) sytuacji od dziewczyny, że kojarzył chociaż pozytywny akcent w rękach wojowniczki.
>Poznaję te ciastka -przyjrzał się bliżej paczuszce w dłoni Vivian, jakby chcąc nieco inaczej podejść do niezrozumiałych sytuacji mające miejsce jeszcze kilkanaście sekund temu- Bogini Kaede specjalizuje się w takich wypiekach.
Sam kiedyś dostał taką paczuszkę od Kaede. Niestety nie mógł pokazać dowodu, gdyż pozostawił łakocie dla nameczańskich dzieci. A właśnie... tylko skąd wzięłaby się tutaj patronka planety Namek? Wyczuła zło w Redzie czy w tym tajemniczym wojowniku, który stanął wtedy pomiędzy nimi? Tylko tyle mógł wyjaśnić z całego zamieszania jakie powstało w ułamku sekundy. W dodatku wciąż miał w głowie słowa przybysza, którego zamiary nie należały do najczystszych. Nie wiedział czy to była tylko jego wyobraźnia czy prawdziwe słowa, i czy przyjaciółka usłyszała je także, lecz będzie musiał w najbliższym czasie przyjrzeć się poczynaniom mężczyzny. Pół człowiek, pół demon - rozróżnienie genów w esencji Ki nie było trudne, ale jego moc mogła być skryta, i będąc skrytą mogła przerażać ogromem.
Wielka niewiadoma, której trzeba bacznie się „przyglądać” Ki Feelingiem.
Poniekąd rozumiał postawę Blondynki, która wyraziła swoje niezadowolenie na temat pojawiających się indywiduum i ich nieprecyzyjnych celach pobytu na planecie. Takie spotkania zawsze trzeba brać na dystans, aczkolwiek chyba oboje byli ciekawi w pewnym sensie co przyniesie przyszłość. Nawet jeśli będzie to coś złego, chcieliby się dowiedzieć o co chodzi. Tak czy inaczej, wracając do pewnych i sprawdzonych rzeczy, Nashi wyjaśniła Redowi czym specjalizuje się telekineza i jak powinien przystąpić do ćwiczeń. Nie kwapił się długo z podjęciem wyzwania, gdyż bardzo spodobała mu się struktura tej umiejętności i jej właściwości.
>Uhum... -pokiwał lekko głową rozumiejąc teorię o telekinezie, jednocześnie nabierając odrobiny pewności siebie- ... w takim razie spróbuję się nauczyć.
Obrał sobie bazę do wtajemniczenia nowej umiejętności jakieś pięć metrów od Vivian, którą nie chciał już za bardzo męczyć swoją osobą. Wszak nie bez powodu przyleciała na Ziemię – nie znał go, ale nic nie dzieje się bez przyczyny. Spontanicznych zachowań nie pojmował, chyba że były wywołane szałem. Tak więc za naradą koleżanki skupił się wpierw nie na słupie wody czy palmach, a na porozrzucanych dookoła cukierkach. Przysiadł po turecku na piasku i zmrużył oczy dla skupienia. Widział opanowaną do perfekcji telekinezę w wykonaniu Złotookiej, która nawet nie musiała tak bardzo się koncentrować na czynności, tylko tak jakby było to naturalne, niczym oddychanie. Chciałby dojść do takiego poziomu, aczkolwiek musiał najpierw opanować podstawy, czyli w ogóle za pomocą woli poruszyć cukierek. Obrał sobie jeden z wielu dookoła – taki okrąglutki i różowiutki leżący jakieś dziesięć metrów przed demonem i Half-Saiyanką. Wszystko inne oddaliło się na drugi plan, był tylko Red i słodycz. Nie odrywał myśli od obiektu, żeby tylko drgnął, chociaż na milimetry na boki. Ale… zbyt wiele rzeczy działo się dookoła, zbyt wiele Ki wisiało w powietrzu zbyt zburzone, w tym April i Kaede! Od razu zdekoncentrował się, a efektem ubocznym dla cukierka było jego rozsadzenie w powietrzu. Posłał zbyt wielką dawkę Ki jak na taki mały przedmiot. Przez jeszcze dwie minuty próbował powtórzyć poprawnie sekwencje na innych łakociach, lecz efekt był identyczny co w pierwszym przypadku. Zanim powrócił do treningu widać było, że nie przekręca głową bez powodu: namierzał wszystkie walki dookoła, a było ich stosunkowo dużo, w tym ta z nieznajomym, który zawitał u nich na wysepce i groził śmiercią. Wiedział, że nie może bagatelizować żadnej z nich, że powinien chociaż jedną sprawdzić, ale… znów to ale. Prawowitym opiekunem i obrońcą April był Kuro, natomiast Kaede prawdopodobnie podejmowała dyplomatyczną walkę z Xanasem, która wisiała już na włosku na Namek. Inna sprawa z tym wojownikiem, którego poziom sięgał w granicy 120 000 PL. O ile nie krył się z mocą.
Zacisnął dłonie w pięści i poderwał się z miejsca rozglądając się żywiej dookoła. Chyba go nosiło od wyładowań Ki w powietrzu. Zawsze był na te bodźce wyczulony, z powodu butnych demońskich genów szukających zwady.
>Ksaaa… –zacisnął na moment kły i zmarszczki przy ślepiach pogłębiły się od zdenerwowania i koncentrowania się na zaognionych miejscach, po czym odwrócił głowę w kierunku siostrzanej duszy- Vi, miałaś rację, za szybko i za wiele się dzieje. To zły moment na naukę czegokolwiek, ale z drugiej strony telekineza mogłaby się przydać w walce. Wiesz jak można szybciej opanować tę technikę?
Zapytał z nutką poirytowania, że sam nie może poradzić sobie z nauką. Zbyt wiele Ki kręciło się i rozlewało niepotrzebnie dookoła kusząc demona do przyłączenia się do jednej z bitew. Gdzieś tam w nim już kiełkowała myśl, że powinien już ruszać, ale powstrzymywał się tym, iż nie miał planu. Nie wiedział od czego zacząć, komu potrzebna jest pomoc już natychmiast i czy w ogóle. Czy tylko przewrażliwiony młodzieniec nie usiedzi na dupie w jednym miejscu i nie nauczy się porządnie telekinezy.
[Post treningowy pierwszy - nauka Telekinezy]
Ooc: mnie się bardzo podoba post, nie wiem czemu Ci nie pasuje
+20% Ki, za ten i poprzedni post
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Ocean
Pią Sie 08, 2014 8:10 pm
Spokój jest pojęciem względnym. Naokoło Vivian był cichy, gładki, niewzburzony niczym ocean, błękitne niebo, biały piach usiany najróżniejszymi słodyczami… Zależy na jaką odległość trzeba było określić stan względnej stabilizacji, tak zwanego ‘spokoju’.
Wyładowania Ki wybuchały raz po raz, uderzały niby pioruny, powodując mimowolną gęsią skórę. W tym samym czasie na Ziemi ścierało się kilka potężnych energii. O tyle, co było to niepokojące, również tchnęło fascynacją. Drgania i wibracje skoncentrowanych Ki oddziaływały na wrażliwe na to bodźce osoby, każdy potrafiący odczuć poziom mocy czuł, co się święci. Gdzieś duża moc, tchnąca podejrzanie czystą dobrocią, (notabene, czuła jej cień na boskich ciasteczkach) walczyła z jaszczurem, gdzie indziej czuła obecność April, niesamowicie wręcz intensywną. Osobistość, która uraczyła ich swoją obecności, podejrzany typ również nie przejmował się normami, jego moc była jak potężne zdzielenie w łepetynę. Ósemka czuła, że nie wytrzymałaby w miejscu, gdzie on i jeszcze druga, równie potężna jednostka dążyli do spięcia. No i Raziel… Był na tej planecie, w towarzystwie demonicznej, obcej Ki, a sama jego Ki urosła gwałtownie, tak, że Ósemka bez pudła odgadła, że brat przyrodni przeskoczył ją o kilka tysięcy jednostek. I nie tylko on.
Nagle spadła w randze ze średnio-umiarkowanie silnych, do średnio-umiarkowanie słabych. A przynajmniej takie było jej odczucie. Wbrew sobie, parsknęła śmiechem.
Było to przecież śmiechu warto. Nie była nigdy silna, a odczuwając tak potężne jednostki, będące jak ssące, czarne dziury mocy, była nagle mała, kruchsza od szkła i pozostawiona na pastwę losu. Może dlatego skryła swoją siłę do zera? Nie ma jej tu, prawda? Majaczy… Zły objaw.
Milcząc przytaknęła Redowi, popierając jego słowa. Trening czyni mistrza… Cokolwiek by się nie stało. Jej już nic nie pomoże, prawda? Czemu nagle dopadają ją tak czarne myśli? Zwróciła uwagę na ćwiczącego demona i w tej właśnie chwili cukierek wybuchł w powietrzu, pozostawiając po sobie smużkę zapachu przypalonego cukru. Nie tylko demona wytrąca z równowagi to, co wyprawia się naokoło nich… Vivian ścisnęło w żołądku, ale nie poruszyła się, siedząc jak kamień na piasku. Czuła skok mocy April, ale nie martwiła się o nią, w końcu ma Kuro przy sobie… Ona nie pomogłaby jej w tejże sytuacji. Czy Raziel w tej chwili jej potrzebował? W jakiś sposób nie chciała go widzieć. Nie, nie była na niego wściekła, tylko obawiała się, że… Nie potrafiła by z nim porozmawiać, nie po tym, czego dowiedzieli się od Aryenne. No i wciąż podskórnie miała wrażenie, że chłopak ma jej coś za złe.
Ku*wa.
Wygląda na to, że nici z wakacji.
Nie pomoże nikomu, ani nie wypocznie, nie ma jak.
Podniosła się z piasku, podchodząc do demona.
- Najłatwiejszym sposobem jest wyobrażenie sobie połączenia. Twoja dłoń, cukierek, połączone pasmem Ki. Energia otacza karmelka i unosi w powietrze. Nie kończysz jednak tylko na tym, musisz to zwizualizować i pchnąć moc w tym kierunku. – wyjaśniła po krótce. – Nie tylko za pomocą ręki, to nie musi być pojedyncze pasmo KI. Mogę podrzucić jeden cukierek, dwa na raz, albo poszczególne ziarenka piasku. – w miarę jak mówiła, wykonywała poszczególne czynności.
Miała nadzieję, że pomoże tak Redowi. Nauczycielem Vivian może nie była zbyt dobrym, ale przysłużyć się chciała, zwłaszcza, że domyślała się, co chłopak zamierza.
Odeszła na bok, przycupnąwszy na piasku, nie odkrywając swojej obecności. Nie było jej. Obserwowała postępy Reda, z ulgą widząc, że nieźle sobie radzi. Przymknęła oczy, jeszcze raz sondując błękitną planetę. Walki się zaogniły...
Trwała chwilę z zamkniętymi oczami, po czym podniosła się, stając naprzeciw czarnowłosego demona, będącego w głębi ducha zagubionym dzieckiem. Ona, Nashi, rąbnięta halfka z tysiącem wątpliwości i strachów w sercu, równie nieprzewidywalna co niepewna siebie, nie mogła wiele zrobić…
Na wargach pojawił się nieznaczny uśmiech.
- Cokolwiek się stanie, uważaj na siebie Red. Mi nic nie będzie, ale obawiam się, że teraz nie mam jak Ci pomóc. Przepraszam. – w spojrzeniu, niemal niewidocznie błysnął smutek. – Przepraszam, że nie ma znów ze mnie pożytku. – poruszyła bezgłośnie wargami.
Niech Red leci, walkę wojownicy mają we krwi. Widziała, że chce iść. Poleciałaby z nim, ale zbyt bała się, że będzie zawadzać i jej obecność podziała na jego niekorzyść.
Zrobiła krok w tył, kiwnięciem głowy dając znać, że więcej demona nie zatrzymuje.
Będzie co ma być.
OOC ---> Koniec treningu
Krótko...
Wyładowania Ki wybuchały raz po raz, uderzały niby pioruny, powodując mimowolną gęsią skórę. W tym samym czasie na Ziemi ścierało się kilka potężnych energii. O tyle, co było to niepokojące, również tchnęło fascynacją. Drgania i wibracje skoncentrowanych Ki oddziaływały na wrażliwe na to bodźce osoby, każdy potrafiący odczuć poziom mocy czuł, co się święci. Gdzieś duża moc, tchnąca podejrzanie czystą dobrocią, (notabene, czuła jej cień na boskich ciasteczkach) walczyła z jaszczurem, gdzie indziej czuła obecność April, niesamowicie wręcz intensywną. Osobistość, która uraczyła ich swoją obecności, podejrzany typ również nie przejmował się normami, jego moc była jak potężne zdzielenie w łepetynę. Ósemka czuła, że nie wytrzymałaby w miejscu, gdzie on i jeszcze druga, równie potężna jednostka dążyli do spięcia. No i Raziel… Był na tej planecie, w towarzystwie demonicznej, obcej Ki, a sama jego Ki urosła gwałtownie, tak, że Ósemka bez pudła odgadła, że brat przyrodni przeskoczył ją o kilka tysięcy jednostek. I nie tylko on.
Nagle spadła w randze ze średnio-umiarkowanie silnych, do średnio-umiarkowanie słabych. A przynajmniej takie było jej odczucie. Wbrew sobie, parsknęła śmiechem.
Było to przecież śmiechu warto. Nie była nigdy silna, a odczuwając tak potężne jednostki, będące jak ssące, czarne dziury mocy, była nagle mała, kruchsza od szkła i pozostawiona na pastwę losu. Może dlatego skryła swoją siłę do zera? Nie ma jej tu, prawda? Majaczy… Zły objaw.
Milcząc przytaknęła Redowi, popierając jego słowa. Trening czyni mistrza… Cokolwiek by się nie stało. Jej już nic nie pomoże, prawda? Czemu nagle dopadają ją tak czarne myśli? Zwróciła uwagę na ćwiczącego demona i w tej właśnie chwili cukierek wybuchł w powietrzu, pozostawiając po sobie smużkę zapachu przypalonego cukru. Nie tylko demona wytrąca z równowagi to, co wyprawia się naokoło nich… Vivian ścisnęło w żołądku, ale nie poruszyła się, siedząc jak kamień na piasku. Czuła skok mocy April, ale nie martwiła się o nią, w końcu ma Kuro przy sobie… Ona nie pomogłaby jej w tejże sytuacji. Czy Raziel w tej chwili jej potrzebował? W jakiś sposób nie chciała go widzieć. Nie, nie była na niego wściekła, tylko obawiała się, że… Nie potrafiła by z nim porozmawiać, nie po tym, czego dowiedzieli się od Aryenne. No i wciąż podskórnie miała wrażenie, że chłopak ma jej coś za złe.
Ku*wa.
Wygląda na to, że nici z wakacji.
Nie pomoże nikomu, ani nie wypocznie, nie ma jak.
Podniosła się z piasku, podchodząc do demona.
- Najłatwiejszym sposobem jest wyobrażenie sobie połączenia. Twoja dłoń, cukierek, połączone pasmem Ki. Energia otacza karmelka i unosi w powietrze. Nie kończysz jednak tylko na tym, musisz to zwizualizować i pchnąć moc w tym kierunku. – wyjaśniła po krótce. – Nie tylko za pomocą ręki, to nie musi być pojedyncze pasmo KI. Mogę podrzucić jeden cukierek, dwa na raz, albo poszczególne ziarenka piasku. – w miarę jak mówiła, wykonywała poszczególne czynności.
Miała nadzieję, że pomoże tak Redowi. Nauczycielem Vivian może nie była zbyt dobrym, ale przysłużyć się chciała, zwłaszcza, że domyślała się, co chłopak zamierza.
Odeszła na bok, przycupnąwszy na piasku, nie odkrywając swojej obecności. Nie było jej. Obserwowała postępy Reda, z ulgą widząc, że nieźle sobie radzi. Przymknęła oczy, jeszcze raz sondując błękitną planetę. Walki się zaogniły...
Trwała chwilę z zamkniętymi oczami, po czym podniosła się, stając naprzeciw czarnowłosego demona, będącego w głębi ducha zagubionym dzieckiem. Ona, Nashi, rąbnięta halfka z tysiącem wątpliwości i strachów w sercu, równie nieprzewidywalna co niepewna siebie, nie mogła wiele zrobić…
Na wargach pojawił się nieznaczny uśmiech.
- Cokolwiek się stanie, uważaj na siebie Red. Mi nic nie będzie, ale obawiam się, że teraz nie mam jak Ci pomóc. Przepraszam. – w spojrzeniu, niemal niewidocznie błysnął smutek. – Przepraszam, że nie ma znów ze mnie pożytku. – poruszyła bezgłośnie wargami.
Niech Red leci, walkę wojownicy mają we krwi. Widziała, że chce iść. Poleciałaby z nim, ale zbyt bała się, że będzie zawadzać i jej obecność podziała na jego niekorzyść.
Zrobiła krok w tył, kiwnięciem głowy dając znać, że więcej demona nie zatrzymuje.
Będzie co ma być.
OOC ---> Koniec treningu
Krótko...
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Ocean
Pią Sie 08, 2014 9:49 pm
Gdyby umiał czytać w myślach dziewczyny mógłby wiele rzeczy się nauczyć. Co prawda nie spodobałby mu się nastrój Blondynki i odczucia wobec wojowników z jakimi miała styczność (chociaż miała wiele racji), lecz kierowane rozsądkiem i kalkulacjami niewypowiedziane zdania były prawdziwe. Któż czułby się bezpiecznie, gdy groźne jednostki robią sobie demolkę na tej samej planecie, na której chciało się odpocząć, a co gorsze - dojść do tych samych wniosków wysnutych przez Nashi? Każdy przez to przechodzi, a to taki nieprzyjemny okres w żywocie, kiedy można stracić pewność siebie i opuścić się zupełnie. Gdyby i to wiedział młodzieniec to jednak machnąłby ręką na te stwierdzenia tłumacząc się, że zbyt dobrze zna Vivian, by wiedzieć, że jej ambicja, sumienność, chęć podnoszenia kwalifikacji i umiejętności, a przy tym niezłomny charakter i hart ducha nie pozwolą na spadnięcie na dno wojowniczej kariery. Zresztą młodzieniec doskonale zdawał sobie sprawę, że - zaklepuję to od razu, biorę patent na to co powiem i nikt nie przejmie to na swoje konto! - dziewczyna ma talent, potencjał i wkrótce będzie znać już dwóch Mistycznych Wojowników!
Ale wracając do rzeczywistości.
Pomysłowość przyjaciółki nie miała granic. Bardzo obrazowo, ponieważ DEMONstrowała przykłady na żywo, przybliżyła wiedzę o telekinezie mniej kumatemu koledze. Bardzo sprytnie zinterpretowała więzi Ki między użytkownikiem mocy a danym przedmiotem. I że takich powiązań może być nieskończenie wiele, w zależności od poszerzonej wyobraźni. Pilnie słuchając i obserwując ochoczo przystąpił do kolejnych prób, tym razem rzeczywistość odstawiając na bok, lecz nie na tyle, by nie stracić czujności w razie problemów. Kierując się uwagami wykreował w głowie obraz, w którym chciał zjednoczyć się z karmelkiem znajdującym się przed dwójką wojowników. Ta więź wręcz oplątała niczemu winny cuks i siłą woli chciał nadać jej tor, ku sobie. Godzina minęła i dopiero wtedy drgnęła słodycz. Podchwyciwszy wenę i poczuwszy powiew sukcesu dążył powoli a konsekwentnie do spełnienia misji. Wierzył, że jak poruszy jednego karmelka i pojmie w czym tkwi sęk oporu przedmiotu, to z innymi większymi bądź wieloma przedmiotami da sobie radę. Tak więc zaczęła się katorga umysłowa, zderzenie się Reda z karmelkiem, przy czym tylko ten pierwszy okazywał zmęczenie kroplami potu na skroniach. Aż... aż... aż udało się! Cukierek wylądował tam gdzie chciał! No prawie... miał być w ręce demona, a nie na włosach Vivian. Ups. Zaraz poprawił precyzyjność i przy kolejnych godzinach i poradach doprowadził do opanowania w podstawowym stopniu telekinezy. W walce na pewno się przyda, jak nie w tej to w kolejnej. W pewnym sensie nie mógł się doczekać jej użycia.
>Vi...!
Założył ręce na torsie z nieco surowszą miną, bo mówiła coś czego nie powinna mówić. Nie pasowała do niej postawa jaką prezentowała w tym momencie. Owszem, miała rację, że nie pomoże dokładniej w tej konkretnej walce swoją osobą, ale są inne sposoby, by nieść ukojenie w czasie terroru. Sam był tylko "chłopcem na posyłki", kiedy dwa lata temu wojownicy przeciwstawili się Tsufulowi. No bo co? Przenosił osoby z jednego miejsca na drugie, leczył rannych, ba - przez chwilę był tym złym, który wymordował setki niewinnych istnień. Już wolałby nic nie robić niż zabijać za czyjeś skinienie!
Westchnął krótko po burzliwych myślach i już łagodnie odezwał się w kierunku towarzyszki wysepki pełnej cukierków. Trzeba powiedzieć, że miał humor jak baba - strasznie zmienny nastrój.
>Mówiłem, żebyś nie przepraszała -dziwny spokój emanował od demona, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z powagi ryzyka, jakie ponosi i że trzeba zachować się odpowiednio do chwili, nawet jak nerw trzęsie całym ciałem- Poza tym, gdybym zawiódł, ktoś musi znaleźć Smocze Kule. June nie zasługuje na śmierć, zwłaszcza, że ma rodzinę i syna... uhm, właśnie.
Zbliżył dłoń do swojego brzucha i wniknął w niego ręką, żeby po kilku sekundach wyciągnąć pokaźną kolekcję klocków należących do Shigo, którymi bawił się na werandzie. Tak, taką miał zabawę, by wciskać klocki wewnątrz elastycznego ciała demona. Umieścił trzy sztuki w dłoni Nashi, jakby ofiarowywał jej jeden z największych skarbów, to tylko mogło świadczyć o tym, że dbał lepiej o rzeczy innych niż o własne. Nigdy nie przywiązywał wagi do przedmiotów, tylko do innych osobników i walk. Od razu lżej na żołądku.
Nie chciał się tak szybko rozstawać ze siostrzaną duszą, z którą przesiedział zdecydowanie za mało czasu i z którą musiał się pożegnać. Tym razem powiew śmierci w postaci zanikania znajomej mocy zakłócił jego spokój do tego stopnia, iż pojawiły się wątpliwości. A co jeśli Red jest za słaby? Zaciskając pięści dał samemu sobie odpowiedź: da z siebie wszystko. Powstrzyma to złe fatum, które owładnęło Ziemię, chociaż jedno epicentrum, które miało najwyższą rangę. Nie będzie czekać na interwencję innych wojowników - sam podejmie wyzwanie, nawet przypłacając życiem. I właśnie dlatego to pożegnanie różniło się od pozostałych jakie między nimi było. Otóż zazwyczaj rozchodzili się we swoje strony z pomrukiem "cześć" albo w milczeniu i nikt nie miał do nikogo pretensji. Teraz chciał podnieść na duchu wojowniczkę z Vegety, która nie może znaleźć swojego miejsca na zagrożonej planecie. Nie miał jej za złe "brak wsparcia", bo takowe otrzymał. Pomoc ma wiele obliczy, i to, że otrzymał je ze strony dziewczyny tak prędko świadczyło o jej wielkiej gotowości do poświęceń. Z kolei dobrze, że nie była kamikadze, miała zbyt dużo oleju w głowie na takie ceregiele. Tak więc wyprostował się na przeciw Złotookiej i po krótkim milczeniu odezwał się po raz ostatni przed rozstaniem:
>Nie zapomnę tego co dla mnie zrobiłaś, Vi.
Nie był dobrym mówcą, ani filozofem, by powiedzieć przypowieść czy przytoczyć cytat z jakiejkolwiek książki. Ale mówił szczerze, resztę dopowiadała energia - oczyszczona aurą Super Saiyanki. Niestety jej barwa może prędko się zmienić w trakcie walki z agresorem, lecz to już bierze na własną odpowiedzialność. Ufał, że uda mu się nie dzięki wsparciu przyjaciółki zachować trzeźwe myślenie i pokonać wroga.
Czy... czy Red się uśmiechnął?
Jeden kącik uniósł się nieśmiało ku górze, i wyszło mu to tak naturalnie, że... oho, już odleciał. Została złocista łuna rozpraszająca się na rój motyli i rozpływająca się w nicości. Demon kierował się na wyspę, na której nigdy jeszcze nie był, lecz energia June nie kłamała - to tam dorwał ją nieznajomy wojownik o niecnych zamiarach.
z tematu -> na ratunek June
[Post treningowy drugi - ostatni, nauka Telekinezy]
Occ: Dziękuję za pisanie : ) obyśmy natrafili na spokojniejsze czasy następnym razem...
Ale wracając do rzeczywistości.
Pomysłowość przyjaciółki nie miała granic. Bardzo obrazowo, ponieważ DEMONstrowała przykłady na żywo, przybliżyła wiedzę o telekinezie mniej kumatemu koledze. Bardzo sprytnie zinterpretowała więzi Ki między użytkownikiem mocy a danym przedmiotem. I że takich powiązań może być nieskończenie wiele, w zależności od poszerzonej wyobraźni. Pilnie słuchając i obserwując ochoczo przystąpił do kolejnych prób, tym razem rzeczywistość odstawiając na bok, lecz nie na tyle, by nie stracić czujności w razie problemów. Kierując się uwagami wykreował w głowie obraz, w którym chciał zjednoczyć się z karmelkiem znajdującym się przed dwójką wojowników. Ta więź wręcz oplątała niczemu winny cuks i siłą woli chciał nadać jej tor, ku sobie. Godzina minęła i dopiero wtedy drgnęła słodycz. Podchwyciwszy wenę i poczuwszy powiew sukcesu dążył powoli a konsekwentnie do spełnienia misji. Wierzył, że jak poruszy jednego karmelka i pojmie w czym tkwi sęk oporu przedmiotu, to z innymi większymi bądź wieloma przedmiotami da sobie radę. Tak więc zaczęła się katorga umysłowa, zderzenie się Reda z karmelkiem, przy czym tylko ten pierwszy okazywał zmęczenie kroplami potu na skroniach. Aż... aż... aż udało się! Cukierek wylądował tam gdzie chciał! No prawie... miał być w ręce demona, a nie na włosach Vivian. Ups. Zaraz poprawił precyzyjność i przy kolejnych godzinach i poradach doprowadził do opanowania w podstawowym stopniu telekinezy. W walce na pewno się przyda, jak nie w tej to w kolejnej. W pewnym sensie nie mógł się doczekać jej użycia.
>Vi...!
Założył ręce na torsie z nieco surowszą miną, bo mówiła coś czego nie powinna mówić. Nie pasowała do niej postawa jaką prezentowała w tym momencie. Owszem, miała rację, że nie pomoże dokładniej w tej konkretnej walce swoją osobą, ale są inne sposoby, by nieść ukojenie w czasie terroru. Sam był tylko "chłopcem na posyłki", kiedy dwa lata temu wojownicy przeciwstawili się Tsufulowi. No bo co? Przenosił osoby z jednego miejsca na drugie, leczył rannych, ba - przez chwilę był tym złym, który wymordował setki niewinnych istnień. Już wolałby nic nie robić niż zabijać za czyjeś skinienie!
Westchnął krótko po burzliwych myślach i już łagodnie odezwał się w kierunku towarzyszki wysepki pełnej cukierków. Trzeba powiedzieć, że miał humor jak baba - strasznie zmienny nastrój.
>Mówiłem, żebyś nie przepraszała -dziwny spokój emanował od demona, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z powagi ryzyka, jakie ponosi i że trzeba zachować się odpowiednio do chwili, nawet jak nerw trzęsie całym ciałem- Poza tym, gdybym zawiódł, ktoś musi znaleźć Smocze Kule. June nie zasługuje na śmierć, zwłaszcza, że ma rodzinę i syna... uhm, właśnie.
Zbliżył dłoń do swojego brzucha i wniknął w niego ręką, żeby po kilku sekundach wyciągnąć pokaźną kolekcję klocków należących do Shigo, którymi bawił się na werandzie. Tak, taką miał zabawę, by wciskać klocki wewnątrz elastycznego ciała demona. Umieścił trzy sztuki w dłoni Nashi, jakby ofiarowywał jej jeden z największych skarbów, to tylko mogło świadczyć o tym, że dbał lepiej o rzeczy innych niż o własne. Nigdy nie przywiązywał wagi do przedmiotów, tylko do innych osobników i walk. Od razu lżej na żołądku.
Nie chciał się tak szybko rozstawać ze siostrzaną duszą, z którą przesiedział zdecydowanie za mało czasu i z którą musiał się pożegnać. Tym razem powiew śmierci w postaci zanikania znajomej mocy zakłócił jego spokój do tego stopnia, iż pojawiły się wątpliwości. A co jeśli Red jest za słaby? Zaciskając pięści dał samemu sobie odpowiedź: da z siebie wszystko. Powstrzyma to złe fatum, które owładnęło Ziemię, chociaż jedno epicentrum, które miało najwyższą rangę. Nie będzie czekać na interwencję innych wojowników - sam podejmie wyzwanie, nawet przypłacając życiem. I właśnie dlatego to pożegnanie różniło się od pozostałych jakie między nimi było. Otóż zazwyczaj rozchodzili się we swoje strony z pomrukiem "cześć" albo w milczeniu i nikt nie miał do nikogo pretensji. Teraz chciał podnieść na duchu wojowniczkę z Vegety, która nie może znaleźć swojego miejsca na zagrożonej planecie. Nie miał jej za złe "brak wsparcia", bo takowe otrzymał. Pomoc ma wiele obliczy, i to, że otrzymał je ze strony dziewczyny tak prędko świadczyło o jej wielkiej gotowości do poświęceń. Z kolei dobrze, że nie była kamikadze, miała zbyt dużo oleju w głowie na takie ceregiele. Tak więc wyprostował się na przeciw Złotookiej i po krótkim milczeniu odezwał się po raz ostatni przed rozstaniem:
>Nie zapomnę tego co dla mnie zrobiłaś, Vi.
Nie był dobrym mówcą, ani filozofem, by powiedzieć przypowieść czy przytoczyć cytat z jakiejkolwiek książki. Ale mówił szczerze, resztę dopowiadała energia - oczyszczona aurą Super Saiyanki. Niestety jej barwa może prędko się zmienić w trakcie walki z agresorem, lecz to już bierze na własną odpowiedzialność. Ufał, że uda mu się nie dzięki wsparciu przyjaciółki zachować trzeźwe myślenie i pokonać wroga.
Czy... czy Red się uśmiechnął?
Jeden kącik uniósł się nieśmiało ku górze, i wyszło mu to tak naturalnie, że... oho, już odleciał. Została złocista łuna rozpraszająca się na rój motyli i rozpływająca się w nicości. Demon kierował się na wyspę, na której nigdy jeszcze nie był, lecz energia June nie kłamała - to tam dorwał ją nieznajomy wojownik o niecnych zamiarach.
z tematu -> na ratunek June
[Post treningowy drugi - ostatni, nauka Telekinezy]
Occ: Dziękuję za pisanie : ) obyśmy natrafili na spokojniejsze czasy następnym razem...
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Ocean
Nie Sie 10, 2014 1:05 pm
Gdy pęka osłona, cienka, wrażliwa skorupa, wnętrze jest narażone na uszkodzenia. Z myślącymi osobami jest podobnie. Vivian była twarda, była silna, jednakże… Taki był jej mur, którym otaczała się od zawsze. Pęknięcia pojawiające się na nim na przestrzeni lat poszerzały się, przez to ze zdwojoną siłą dopadały ją słabości i strach. Bierna postawa do niej nie pasowała, okazywanie lęku również. Nie chciała mieć uczuć wymalowanych na twarzy, zwłaszcza, że ma być silną wojowniczką, niezłomną Nashi znaną z tego, że nie daje sobie w kaszę dmuchać.
Tym bardziej nie wypadało jej mieć jakichkolwiek słabości.
Otoczona burzą wirujących silnych energii nie wiedziała co ze sobą zrobić. Dłonie drżały w kieszeniach, tak jak wtedy na Vegecie, gdy czuła się marna i niepotrzebna. Teraz było tak samo, tylko, w cholerę… Mogłaby płakać i lamentować, ale to nie pasowało do jej wizerunku, czy tak? Właśnie. Dlatego, choć głos Ósemki niepokojąco ucichł, i słowa ubrały się w nowy wyraz, to nie mogła pozwolić po sobie pokazać tych słabości. Spojrzenie czujne, spokojne, trochę wyprane z emocji. Postawa wyprostowana. Na odbijające się echem w jej ciele pulsujące wybuchy Ki nie zwracała jakby uwagi, choć targały ją jak wystrzały energetycznych pocisków.
W gruncie rzeczy Vivian mogła by przyzwyczaić się do faktu, że jest raczej zbędna. Wrodzony, czy też wyrobiony czarny humor i pesymizm, którym wolała nazywać ‘realistyczne spojrzenie na świat’ miał przygotować ją na ewentualny zły obrót spraw. W tym, że podskórnie, jak ostatnia idiotka też chciałaby, by wszystko dobrze się skończyło.
Lecz życie bajką nie jest i może dlatego to tak bolało.
Leniwym gestem odkleiła od swoich włosów cukierka, śledząc spojrzeniem czarnowłosego demona. Radził sobie o niebo lepiej niż ona, podczas pierwszej próby nauki pod okiem Hazarda. Swoją drogą, odkąd Saiyan znikł, zastanawiała się czasem, co się z nim dzieje i czy nie przepadł bezpowrotnie w odmętach galaktyki. Pamiętała mnóstwo osób, lecz na palcach jednej ręki mogła policzyć osoby, które znała… Raziel, Red, Eve. April, Kuro, Vulfila… O, dochodzi jednak druga ręka, niebywałe. Obserwując jak Red szybko robi postępy uśmiechnęła się w duchu, choć zaniepokojenie ścisnęło jej żołądkiem. Demon chce lecieć walczyć, a owe energie nie należą do najsłabszych, ba czuła w kościach te impulsy mocy. Strach przypominał lodową kulę pojawiającą się nagle w żołądku. Niech na siebie uważa. W sumie nie tylko on…
Raziel, bracie, idioto… Cokolwiek zamierzasz zrobić z tą przemianą, jeśli zginiesz, bądź pewien, że siostra przyrodnia zdrowo Ci nakopie, jeśli ośmielisz się pokazać w jej pobliżu.
I halfka jakoby została przez demona zbesztana. To znaczy, Red spojrzał na Vivian niemal karcąco, nie chcąc słuchać co ona wygaduje, no… Cóż, może faktycznie nie ma za co przepraszać, ale poniekąd czuła się winna. Chciała już co powiedzieć, nie by się wytłumaczyć, tylko zwyczajnie przedstawić swoje racje, gdy dokończył swoją wypowiedź… Smocze Kule? Nie słyszała, jednakże imię June przypomniało jej postać rudowłosej dziewczyny, którą zainfekował Tsuful, a która dała w kość kilku osobom na Vegecie. Do tego ma rodzinę i syna… Tak… Więc ma za co i dla kogo walczyć.
Wzięła w dłoń trzy kolorowe klocki, obracając w palcach nieskomplikowaną zabawkę. Ile lat może mieć ten malec? Niewiele. Zabolało ją coś w środku gdy ścisnęła kawałki modelowanego drewna.
- Leć Red. Przechowam je dla Ciebie.
Schowała klocki do przepastnej kieszeni kurtki, po cichu obiecując sobie, że jeśli ponownie spotka demona, bądź synka June, odda zabawki. Tak… Będzie monitorować tę walkę z daleka, nie potrafiąc podjąć żadnych kroków. Pech słabeuszy.
Chwila tak dobrze im znanego milczenia…
Unosząc wzrok w spojrzeniu Vivian błysnęło coś jeszcze. Pomogła? Głos Reda zabrzmiał inaczej. Widziała coś, co wydawało się mało naturalną rzeczą, jednak… Kącik warg drgnął jednoznacznie, unosząc się delikatnie w górę. Zaraz potem odleciał, demon znikł, jednak Vivian mogła być pewna, że wzrok jej nie mylił. Nieśmiały uśmiech Reda. Po raz pierwszy sama uśmiechnęła się do siebie z tego powodu, choć stała samotnie na zbłąkanej, usianej cukierkami wysepce.
Może nie jest z nią tak źle, skoro potrafi wywołać cień uśmiechu u zbłąkanej demonicznej-braterskiej duszy.
Vivian stała znaczą chwilę wpatrując się w morze oraz ciemniejące na widnokręgu chmury. Nie było jej. Na Ziemi źle się działo. Tkwiła tak dopóty, nie poczuła, że samo napięcie wewnątrz niej sięga zenitu, wtedy wzbiła się lekko w powietrze.
A kilka godzin temu wylądowała na tej planecie, z nadzieją, że złapie oddech.
OOC
[zt] ---> Skalny Las
Tym bardziej nie wypadało jej mieć jakichkolwiek słabości.
Otoczona burzą wirujących silnych energii nie wiedziała co ze sobą zrobić. Dłonie drżały w kieszeniach, tak jak wtedy na Vegecie, gdy czuła się marna i niepotrzebna. Teraz było tak samo, tylko, w cholerę… Mogłaby płakać i lamentować, ale to nie pasowało do jej wizerunku, czy tak? Właśnie. Dlatego, choć głos Ósemki niepokojąco ucichł, i słowa ubrały się w nowy wyraz, to nie mogła pozwolić po sobie pokazać tych słabości. Spojrzenie czujne, spokojne, trochę wyprane z emocji. Postawa wyprostowana. Na odbijające się echem w jej ciele pulsujące wybuchy Ki nie zwracała jakby uwagi, choć targały ją jak wystrzały energetycznych pocisków.
W gruncie rzeczy Vivian mogła by przyzwyczaić się do faktu, że jest raczej zbędna. Wrodzony, czy też wyrobiony czarny humor i pesymizm, którym wolała nazywać ‘realistyczne spojrzenie na świat’ miał przygotować ją na ewentualny zły obrót spraw. W tym, że podskórnie, jak ostatnia idiotka też chciałaby, by wszystko dobrze się skończyło.
Lecz życie bajką nie jest i może dlatego to tak bolało.
Leniwym gestem odkleiła od swoich włosów cukierka, śledząc spojrzeniem czarnowłosego demona. Radził sobie o niebo lepiej niż ona, podczas pierwszej próby nauki pod okiem Hazarda. Swoją drogą, odkąd Saiyan znikł, zastanawiała się czasem, co się z nim dzieje i czy nie przepadł bezpowrotnie w odmętach galaktyki. Pamiętała mnóstwo osób, lecz na palcach jednej ręki mogła policzyć osoby, które znała… Raziel, Red, Eve. April, Kuro, Vulfila… O, dochodzi jednak druga ręka, niebywałe. Obserwując jak Red szybko robi postępy uśmiechnęła się w duchu, choć zaniepokojenie ścisnęło jej żołądkiem. Demon chce lecieć walczyć, a owe energie nie należą do najsłabszych, ba czuła w kościach te impulsy mocy. Strach przypominał lodową kulę pojawiającą się nagle w żołądku. Niech na siebie uważa. W sumie nie tylko on…
Raziel, bracie, idioto… Cokolwiek zamierzasz zrobić z tą przemianą, jeśli zginiesz, bądź pewien, że siostra przyrodnia zdrowo Ci nakopie, jeśli ośmielisz się pokazać w jej pobliżu.
I halfka jakoby została przez demona zbesztana. To znaczy, Red spojrzał na Vivian niemal karcąco, nie chcąc słuchać co ona wygaduje, no… Cóż, może faktycznie nie ma za co przepraszać, ale poniekąd czuła się winna. Chciała już co powiedzieć, nie by się wytłumaczyć, tylko zwyczajnie przedstawić swoje racje, gdy dokończył swoją wypowiedź… Smocze Kule? Nie słyszała, jednakże imię June przypomniało jej postać rudowłosej dziewczyny, którą zainfekował Tsuful, a która dała w kość kilku osobom na Vegecie. Do tego ma rodzinę i syna… Tak… Więc ma za co i dla kogo walczyć.
Wzięła w dłoń trzy kolorowe klocki, obracając w palcach nieskomplikowaną zabawkę. Ile lat może mieć ten malec? Niewiele. Zabolało ją coś w środku gdy ścisnęła kawałki modelowanego drewna.
- Leć Red. Przechowam je dla Ciebie.
Schowała klocki do przepastnej kieszeni kurtki, po cichu obiecując sobie, że jeśli ponownie spotka demona, bądź synka June, odda zabawki. Tak… Będzie monitorować tę walkę z daleka, nie potrafiąc podjąć żadnych kroków. Pech słabeuszy.
Chwila tak dobrze im znanego milczenia…
Unosząc wzrok w spojrzeniu Vivian błysnęło coś jeszcze. Pomogła? Głos Reda zabrzmiał inaczej. Widziała coś, co wydawało się mało naturalną rzeczą, jednak… Kącik warg drgnął jednoznacznie, unosząc się delikatnie w górę. Zaraz potem odleciał, demon znikł, jednak Vivian mogła być pewna, że wzrok jej nie mylił. Nieśmiały uśmiech Reda. Po raz pierwszy sama uśmiechnęła się do siebie z tego powodu, choć stała samotnie na zbłąkanej, usianej cukierkami wysepce.
Może nie jest z nią tak źle, skoro potrafi wywołać cień uśmiechu u zbłąkanej demonicznej-braterskiej duszy.
Vivian stała znaczą chwilę wpatrując się w morze oraz ciemniejące na widnokręgu chmury. Nie było jej. Na Ziemi źle się działo. Tkwiła tak dopóty, nie poczuła, że samo napięcie wewnątrz niej sięga zenitu, wtedy wzbiła się lekko w powietrze.
A kilka godzin temu wylądowała na tej planecie, z nadzieją, że złapie oddech.
OOC
[zt] ---> Skalny Las
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Ocean
Wto Sie 02, 2016 6:58 pm
Historia powstania - Historia Postaci
CHAPTER 1. Pusta karta
Rikimaru Blue. Nie sposób go nazwać znając choć część jego wcieleń i osobowości, ale nie da się ukryć jednego. Z wyglądu nie przypomina nikogo, kto pod tym imieniem żył. Unoszące się na wodzie ciało nie poruszało się. Oczy wpatrzone w głębię. Topielec?
"Kim jestem i jak się tu znalazłem? Słona woda, ciemnogranatowa, w głębi lekko zielonkawa. Glony dają jej tę barwę. Stworzenia suną przez tę ciecz. Znam je. Żółwie. Tylko na jednej planecie je widziałem. Ziemia. Dlaczego znowu Ziemia?! Zimna woda i robi się coraz ciemniej. Nadchodzi noc. Zdecydowanie zachodzi słońce. Jego promienie nie przebijają się przez wodę. Światło pada pod kątem i ma do przebicia się przez grubszą warstwę atmosfery. Dlatego pomarańcz zanika. Tak tu k***a spokojnie. Byłem w piekle? Może to była wojna? Do c***a jasnego. Dlaczego tak ciężko mi przychodzi myślenie? Może powinienem się odwrócić i złapać oddech? Tylko po co? Po co istnieję?"
Istota dryfowała i tlenu w płucach miała coraz mniej, ale tak naprawdę stwór ten równie dobrze radził sobie na dwutlenku węgla, a i opary siarki dałyby radę. W końcu był cholernym demonem. W pewnej części...
Ale ktoś mógł uznać go za topielca. Tak właśnie wyglądał. Utopić się na swoje nieszczęście nie mógł. Tylko próżnia może go zabić. Życie w kosmosie nie będzie mu dane w przeciwieństwie do pewnej rasy.
CHAPTER 1. Pusta karta
Rikimaru Blue. Nie sposób go nazwać znając choć część jego wcieleń i osobowości, ale nie da się ukryć jednego. Z wyglądu nie przypomina nikogo, kto pod tym imieniem żył. Unoszące się na wodzie ciało nie poruszało się. Oczy wpatrzone w głębię. Topielec?
"Kim jestem i jak się tu znalazłem? Słona woda, ciemnogranatowa, w głębi lekko zielonkawa. Glony dają jej tę barwę. Stworzenia suną przez tę ciecz. Znam je. Żółwie. Tylko na jednej planecie je widziałem. Ziemia. Dlaczego znowu Ziemia?! Zimna woda i robi się coraz ciemniej. Nadchodzi noc. Zdecydowanie zachodzi słońce. Jego promienie nie przebijają się przez wodę. Światło pada pod kątem i ma do przebicia się przez grubszą warstwę atmosfery. Dlatego pomarańcz zanika. Tak tu k***a spokojnie. Byłem w piekle? Może to była wojna? Do c***a jasnego. Dlaczego tak ciężko mi przychodzi myślenie? Może powinienem się odwrócić i złapać oddech? Tylko po co? Po co istnieję?"
Istota dryfowała i tlenu w płucach miała coraz mniej, ale tak naprawdę stwór ten równie dobrze radził sobie na dwutlenku węgla, a i opary siarki dałyby radę. W końcu był cholernym demonem. W pewnej części...
Ale ktoś mógł uznać go za topielca. Tak właśnie wyglądał. Utopić się na swoje nieszczęście nie mógł. Tylko próżnia może go zabić. Życie w kosmosie nie będzie mu dane w przeciwieństwie do pewnej rasy.
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Ocean
Pon Sie 15, 2016 10:07 pm
Co to? Słyszę jakiś rumor. Coś porusza się po powierzchni cieczy. Wody. Słyszę to. Brzeg jest tak daleko ze wszystkich stron. Ocean.
- TOPIELEC! - Rozległ się donośny głos ze statku. Wielka barka rybacka podpłynęła na około dwa metry od chłopaka.
Ten język. Zdecydowanie jest to Ziemia.
Rzucili koło kilka razy, aż w końcu trafili na głowę i podciągnęli go do łodzi. Kilku mężczyzn się męczyło z zarzuconą siecią. Ważył trzy-cztery razy więcej niż powinien. Skupisko nanobotów i komórki różnych ras zbijały się w jedną masę. To tak jakby jego ciało nie składało się z tych samych pierwiastków co ludzkie, a cięższych. Zamiast węgli, tytan i tak dalej.
- Co to jest do cholery?
- Jest ciężki jak wieloryb, a to zwykły mieszaniec.
- Wygląda na to, że oddycha.
Oddycham, a te ścierwa nie mają szacunku. Są zanadto spokojni. Może powinienem narozrabiać.
Odetchnął głęboko, po wypluciu dużej ilości wody.
- Oj. Nic Ci nie jest?
- 何も古い祖父 .
ăxlžj═☼¶♦t§~
Leave me.
- Po jakiemu on gada?
- TOPIELEC! - Rozległ się donośny głos ze statku. Wielka barka rybacka podpłynęła na około dwa metry od chłopaka.
Ten język. Zdecydowanie jest to Ziemia.
Rzucili koło kilka razy, aż w końcu trafili na głowę i podciągnęli go do łodzi. Kilku mężczyzn się męczyło z zarzuconą siecią. Ważył trzy-cztery razy więcej niż powinien. Skupisko nanobotów i komórki różnych ras zbijały się w jedną masę. To tak jakby jego ciało nie składało się z tych samych pierwiastków co ludzkie, a cięższych. Zamiast węgli, tytan i tak dalej.
- Co to jest do cholery?
- Jest ciężki jak wieloryb, a to zwykły mieszaniec.
- Wygląda na to, że oddycha.
Oddycham, a te ścierwa nie mają szacunku. Są zanadto spokojni. Może powinienem narozrabiać.
Odetchnął głęboko, po wypluciu dużej ilości wody.
- Oj. Nic Ci nie jest?
- 何も古い祖父 .
ăxlžj═☼¶♦t§~
Leave me.
- Po jakiemu on gada?
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Ocean
Pią Sie 26, 2016 8:46 pm
Mijały dni, a Rikimaru wykonywał pracę na rzecz wspólnoty, która pływała na tej łodzi. Był słaby. Odczuł to dopiero po paru mocniejszych uderzeniach kapitana jak zaczął zbytnio naruszać prywatność ekipy. Taka dola ledwo odrodzonego wojownika, a w zasadzie to nowo narodzonego bio-androida, który dopiero zaczynał panować nad swoim ciałem. Mycie pokładu, wyciąganie i zarzucanie sieci, stawianie masztu, ciąganie liny nie były tak łatwe jak się mogło z początku wydawać. Do tego spał na pokładzie, ponieważ swoim zachowaniem na początku nie zyskał niczyjego szacunku. Gadał dodatkowo językiem niezrozumiałym dla nikogo, więc wielka nieufność wobec niego była w miarę uzasadniona.
Lecz każdy następny dzień ciężkiej pracy na statku wyzwalał z niego dodatkowe siły co wyraźnie zwróciło uwagę jednego z ludzi, ale sam Rikimaru zaczynał się tak naprawdę coraz bardziej ograniczać, ponieważ szybko pojął, że nie może tego ujawnić. Ciągle rosnącej siły.
- Oj koleżko. Miałem okazję trenować z pewnym mistrzem. Zauważyłem, że Twoja siła przyrasta. Coś ukrywasz. Co Cię spotkało na morzu? A może coś przeskrobałeś?
- Que? Je sais tu parles.
But I don't know how to spell in your language.
Rozmowa wyraźnie się nie sklei i tym razem, ponieważ mężczyzna nie rozumie, ani słowa, a Rikimaru wciąż nie jest w stanie wysłowić się w ziemiańskim. Mimo ukrywania mocy i tak jego przyrost był widoczny, a więc jak wielka jego moc była na ten moment? Z pewnością zbyt niska, aby mógł podjąć walkę z każdym na tym statku, ale nie miał nawet takiego zamiaru. Chce dopłynąć do brzegu, ale wcześniej chciałby nauczyć się ziemskiego, aby skłócić tu wszystkich. Zrobić między nimi małe piekiełko.
Lecz każdy następny dzień ciężkiej pracy na statku wyzwalał z niego dodatkowe siły co wyraźnie zwróciło uwagę jednego z ludzi, ale sam Rikimaru zaczynał się tak naprawdę coraz bardziej ograniczać, ponieważ szybko pojął, że nie może tego ujawnić. Ciągle rosnącej siły.
- Oj koleżko. Miałem okazję trenować z pewnym mistrzem. Zauważyłem, że Twoja siła przyrasta. Coś ukrywasz. Co Cię spotkało na morzu? A może coś przeskrobałeś?
- Que? Je sais tu parles.
But I don't know how to spell in your language.
Rozmowa wyraźnie się nie sklei i tym razem, ponieważ mężczyzna nie rozumie, ani słowa, a Rikimaru wciąż nie jest w stanie wysłowić się w ziemiańskim. Mimo ukrywania mocy i tak jego przyrost był widoczny, a więc jak wielka jego moc była na ten moment? Z pewnością zbyt niska, aby mógł podjąć walkę z każdym na tym statku, ale nie miał nawet takiego zamiaru. Chce dopłynąć do brzegu, ale wcześniej chciałby nauczyć się ziemskiego, aby skłócić tu wszystkich. Zrobić między nimi małe piekiełko.
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Ocean
Czw Wrz 15, 2016 9:51 pm
Dni mijały, a demon uczył się coraz więcej. Wciąż nie pozyskał mocy należącej do jednego z dwóch, ale miał to w zasięgu ręki. Wystarczy tylko walka, ale do niej nie podejdzie. Miałby całą załogę przeciwko sobie. Nadchodzi czas, gdy uda mu się skłócić paru marynarzy.
- Słyszałem, że leci na Twoją córkę. - Powiedział szeptem do ciągnącego sieć z boku statku mężczyzny. On szorował w tym czasie pokład, starym, startym mopem.
- Kto?!
- Ciszej. Mówię, co słyszałem. Może źle zrozumiałem. W końcu dopiero po miesiącu zacząłem gadać w waszym języku.
- Bardzo szybko się nauczyłeś. Aż to jest dziwne, ale na pewno coś źle usłyszałeś.
- Na pewno coś o córce Marco mówił. To chyba Twoja? Pokazywał o tu... - Zrobił ruch okrężny na wysokości klatki. - że takie ma. Reszty nie zrozumiałem, bo to było potocznym językiem. Rzadko używacie takiej mowy.
- TO PIES! Ja mu dam.
- Daj spokój. Na morzu chcesz się awanturować?
Mężczyzna wrócił do wyciągania siatki i machnął ręką do Rikimaru, który podszedł do sieci i pociągnął dwa razy sprawnym ruchem, a sieć została całkiem zwinięta. Mężczyzna patrzył ze zdziwieniem na powracającego do szorowania pokładu pół-człowieka. Każdy z nich wiedział, że jest on wilkołakiem lub też człowiekołakiem. Nikt nie przypuszczał, że mają do czynienia z pół-demonem. Bio-mieszańcem, który może być dla nich zagrożeniem.
- Słyszałem, że leci na Twoją córkę. - Powiedział szeptem do ciągnącego sieć z boku statku mężczyzny. On szorował w tym czasie pokład, starym, startym mopem.
- Kto?!
- Ciszej. Mówię, co słyszałem. Może źle zrozumiałem. W końcu dopiero po miesiącu zacząłem gadać w waszym języku.
- Bardzo szybko się nauczyłeś. Aż to jest dziwne, ale na pewno coś źle usłyszałeś.
- Na pewno coś o córce Marco mówił. To chyba Twoja? Pokazywał o tu... - Zrobił ruch okrężny na wysokości klatki. - że takie ma. Reszty nie zrozumiałem, bo to było potocznym językiem. Rzadko używacie takiej mowy.
- TO PIES! Ja mu dam.
- Daj spokój. Na morzu chcesz się awanturować?
Mężczyzna wrócił do wyciągania siatki i machnął ręką do Rikimaru, który podszedł do sieci i pociągnął dwa razy sprawnym ruchem, a sieć została całkiem zwinięta. Mężczyzna patrzył ze zdziwieniem na powracającego do szorowania pokładu pół-człowieka. Każdy z nich wiedział, że jest on wilkołakiem lub też człowiekołakiem. Nikt nie przypuszczał, że mają do czynienia z pół-demonem. Bio-mieszańcem, który może być dla nich zagrożeniem.
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Ocean
Pią Lut 03, 2017 6:41 pm
Przebywanie na tej planecie było z jednej strony wybawieniem, ponieważ kierowało go ku przypomnieniu sobie części doświadczeń z poprzednich wcieleń. Z drugiej dawny bóg, a wcześniej połączony z demonem człowiek na tej planecie zaczynał tracić swoje moce. W dodatku przebywał na statku pełnym ludzi, którzy nie byli słabeuszami. Wręcz przeciwnie. Niektórzy całkiem nieźle umięśnieni mogli powalić go jednym ciosem, ponieważ wciąż jego siły w całości się nie rozbudziły. Nie spodziewał się jednak, że po tak długim czasie przebywania wśród niezbyt wybitnych jednostek jego ukryte pokłady jeszcze bardziej stopnieją! Dla kogoś niegdyś tak dumnego i wspaniałego był to koszmar, i cios poniżej pasa.
Jednak nadchodził moment, gdy w końcu wróci do życia w którym rośnie w siłę. Ten czas zbliża się z taką samą szybkości jak brzeg do którego zmierza ta przeklęta łajba.
Otóż to. Każdego dnia wypatruje brzegu i liczy kolejne kilogramy ryb, które wyłowili. W dodatku z każdym dniem jego ciało zmieniało się coraz bardziej. Zwierzęcy wygląd zanikał, a zamiast tego pojawiało się oblicze stworzenia bardziej humanoidalnego, ale o szpiczastych demonicznych (lub boskich) uszach. Otóż to. Wychodziło szydło (a może lepiej nie) z worka.
- Ty! Co się z Tobą dzieje. Dopiero co byłeś niebieski, a teraz bladniesz i jeszcze Ci się wygląd zmienia. Czymżeś jest?
- Czymżeś? Czy on mnie obraża? - zapytał Rikimaru innego mężczyznę.
- To takie słowotwórstwo Matchety. Czym że jesteś to Czymżeś. A tak serio. Czymżeś?
- Nie pamiętacie? Mieszańcem. Obawialiście się, że zamienię się w wilka albo coś. Tamta forma to przez długie przebywanie w wodzie i stąd byłem taki niebieski. Teraz nabieram normalnego wyglądu. - odpowiedział dość rozbudowanym i składnym zdaniem. Coraz lepiej mu szło i wtapiał się w tłum bardzo szybko. Wymówka też była dobra, ale sam nie był przekonany co do swojego tłumaczenia. Nie wiedział co dzieje się z jego ciałem, ale wyglądało na to, że być może jego tajemniczy zmysł doprowadzał go do wyglądu bardziej zbliżonego do człowieka. Jednak jeszcze trochę brakuje nim uzyska "prawdziwą formę". Póki co jego skóra pozostaje lekko niebieskawa, a oczy stały się trochę bardziej szkliste. Ale to tylko kwestia czasu, aż świat ponownie zmierzy się z Rikimaru. Statek był coraz bliżej archipelagu, gdzie można było opuścić statek i przesiąść się na wycieczkowca lub zwykły stateczek transportowy, ale musiałby mieć na to pieniądze. Nie wiadomo, czy zapłacą mu za pracę, którą wykonał na tym kutrze.
z/t na Archipelag
Jednak nadchodził moment, gdy w końcu wróci do życia w którym rośnie w siłę. Ten czas zbliża się z taką samą szybkości jak brzeg do którego zmierza ta przeklęta łajba.
Otóż to. Każdego dnia wypatruje brzegu i liczy kolejne kilogramy ryb, które wyłowili. W dodatku z każdym dniem jego ciało zmieniało się coraz bardziej. Zwierzęcy wygląd zanikał, a zamiast tego pojawiało się oblicze stworzenia bardziej humanoidalnego, ale o szpiczastych demonicznych (lub boskich) uszach. Otóż to. Wychodziło szydło (a może lepiej nie) z worka.
- Ty! Co się z Tobą dzieje. Dopiero co byłeś niebieski, a teraz bladniesz i jeszcze Ci się wygląd zmienia. Czymżeś jest?
- Czymżeś? Czy on mnie obraża? - zapytał Rikimaru innego mężczyznę.
- To takie słowotwórstwo Matchety. Czym że jesteś to Czymżeś. A tak serio. Czymżeś?
- Nie pamiętacie? Mieszańcem. Obawialiście się, że zamienię się w wilka albo coś. Tamta forma to przez długie przebywanie w wodzie i stąd byłem taki niebieski. Teraz nabieram normalnego wyglądu. - odpowiedział dość rozbudowanym i składnym zdaniem. Coraz lepiej mu szło i wtapiał się w tłum bardzo szybko. Wymówka też była dobra, ale sam nie był przekonany co do swojego tłumaczenia. Nie wiedział co dzieje się z jego ciałem, ale wyglądało na to, że być może jego tajemniczy zmysł doprowadzał go do wyglądu bardziej zbliżonego do człowieka. Jednak jeszcze trochę brakuje nim uzyska "prawdziwą formę". Póki co jego skóra pozostaje lekko niebieskawa, a oczy stały się trochę bardziej szkliste. Ale to tylko kwestia czasu, aż świat ponownie zmierzy się z Rikimaru. Statek był coraz bliżej archipelagu, gdzie można było opuścić statek i przesiąść się na wycieczkowca lub zwykły stateczek transportowy, ale musiałby mieć na to pieniądze. Nie wiadomo, czy zapłacą mu za pracę, którą wykonał na tym kutrze.
z/t na Archipelag
Re: Ocean
Sob Kwi 15, 2017 9:00 am
[Vulfila opuściła Wyspę na środku oceanu i przemierzała tafle wodną podążając za Red'em, piszesz tutaj proszę]
Vulfila przecinała nieboskłon unosząc się w powietrzu z pomocą ki. Widok urodziwej Saiyanki nie umknąłby nikomu innemu, poza grupą przypadkowo spotykanych marynarzy, jako iż obecnie znajdywała się nad cicho szumiącymi wodami. Demon daleko zniknął jej z oczu, nie była pewna, czy kierowała się już w słusznym kierunku, była zbyt wolna. Mogła przyglądać się cichej tafli wody, wyjątkowo spokojny stawał to się wieczór, jak na możliwość bycia świadkiem typowo ludzkiego konfliktu zbrojnego. Tyle ludzi i demonów zginęło, a zdecydowanie potrafiła policzyć więcej niżeli na palcach swojej dłoni, akademia w końcu także tego uczy, a jak nie, to nawet rodzina. Vegeta nie kontaktowała się z nią, choć nadal posiadała scouter i z łatwością mogliby ją namierzyć. Może uznali ją za niski priorytet swoich działań, ale w takim razie co może być ważniejsze od potencjalnego polowania na dezerterkę?
Wody się wzburzyły, ale czyste niebo nie zapowiadało sztormu. Wilgotne powietrze przeszyło nozdrza małpiastej z każdym wdechem, lecz niewiele trzeba było czekać by zamiast jodowanej pary poczuła swąd wulkanicznego pyłu. Bardzo silny podmuch powietrza o mało nie zmusił ją do lądowania w wodnistą otchłań, uderzył mocniej niż kolosalne pejcze trzymane przez starożytnych i zapomnianych saiyańskich bóstw. Odruchowo przysłoniła twarz czując szybko mknące cząsteczki powietrza i odwróciła się by przyjrzeć się źródle tak potężnego podmuchu. W miejscu gdzie poprzednio znajdowała się wyspa, malutki punkt na mapie świata widziany przez Vulfilę w mniejszym rozmiarze niż główka szpilki został doszczętnie zniszczony. Kłęby dymu różnorodnych gazów oraz minerałów uformowały potężną fale uderzeniową, która ślizgała się po tafli rozszarpanego oceanu lepiej, niżeli profesjonalny surfer pragnący pokazać nowy trik pięknym panienkom z plaży. W epicentrum smuga światła przypominająca zorze polarną unosiła się co raz wyżej, umykając w kierunku przestrzeni kosmicznej. To zjonizowane cząsteczki laserowej wiązki, którą to na szczęście nie miała okazji zobaczyć. Znajdowała się dostatecznie blisko by odczuć efekty tego uderzenia, ale na tyle daleko by miałyby jej wyrządzić jakąkolwiek krzywdę. W końcu płynęła w niej częściowo krew saiyanin, a nie tylko ludzka.
Tsunami zaczęło się formować tworząc idealną falę dla surfera, może aż nazbyt wielką, bo dziewczyna aż poczuła kropelki wody lądujące na jej nogach, że została zmuszona unieść się na jeszcze wyższą wysokość. Robiło się przy tym odrobinę duszno, ale nadal mogła oddychać bez szczególnych problemów.
Mogłaby podążać za falą, tudzież wrócić do epicentrum zniszczeń, a no i zapewne mrowiło się w jej głowie skąd taka siła i czy ktokolwiek mógłby ją przeżyć?
OOC - Post tylko do wiadomości, ale równie dobrze może być zalążkiem przygody.
Vulfila przecinała nieboskłon unosząc się w powietrzu z pomocą ki. Widok urodziwej Saiyanki nie umknąłby nikomu innemu, poza grupą przypadkowo spotykanych marynarzy, jako iż obecnie znajdywała się nad cicho szumiącymi wodami. Demon daleko zniknął jej z oczu, nie była pewna, czy kierowała się już w słusznym kierunku, była zbyt wolna. Mogła przyglądać się cichej tafli wody, wyjątkowo spokojny stawał to się wieczór, jak na możliwość bycia świadkiem typowo ludzkiego konfliktu zbrojnego. Tyle ludzi i demonów zginęło, a zdecydowanie potrafiła policzyć więcej niżeli na palcach swojej dłoni, akademia w końcu także tego uczy, a jak nie, to nawet rodzina. Vegeta nie kontaktowała się z nią, choć nadal posiadała scouter i z łatwością mogliby ją namierzyć. Może uznali ją za niski priorytet swoich działań, ale w takim razie co może być ważniejsze od potencjalnego polowania na dezerterkę?
Wody się wzburzyły, ale czyste niebo nie zapowiadało sztormu. Wilgotne powietrze przeszyło nozdrza małpiastej z każdym wdechem, lecz niewiele trzeba było czekać by zamiast jodowanej pary poczuła swąd wulkanicznego pyłu. Bardzo silny podmuch powietrza o mało nie zmusił ją do lądowania w wodnistą otchłań, uderzył mocniej niż kolosalne pejcze trzymane przez starożytnych i zapomnianych saiyańskich bóstw. Odruchowo przysłoniła twarz czując szybko mknące cząsteczki powietrza i odwróciła się by przyjrzeć się źródle tak potężnego podmuchu. W miejscu gdzie poprzednio znajdowała się wyspa, malutki punkt na mapie świata widziany przez Vulfilę w mniejszym rozmiarze niż główka szpilki został doszczętnie zniszczony. Kłęby dymu różnorodnych gazów oraz minerałów uformowały potężną fale uderzeniową, która ślizgała się po tafli rozszarpanego oceanu lepiej, niżeli profesjonalny surfer pragnący pokazać nowy trik pięknym panienkom z plaży. W epicentrum smuga światła przypominająca zorze polarną unosiła się co raz wyżej, umykając w kierunku przestrzeni kosmicznej. To zjonizowane cząsteczki laserowej wiązki, którą to na szczęście nie miała okazji zobaczyć. Znajdowała się dostatecznie blisko by odczuć efekty tego uderzenia, ale na tyle daleko by miałyby jej wyrządzić jakąkolwiek krzywdę. W końcu płynęła w niej częściowo krew saiyanin, a nie tylko ludzka.
Tsunami zaczęło się formować tworząc idealną falę dla surfera, może aż nazbyt wielką, bo dziewczyna aż poczuła kropelki wody lądujące na jej nogach, że została zmuszona unieść się na jeszcze wyższą wysokość. Robiło się przy tym odrobinę duszno, ale nadal mogła oddychać bez szczególnych problemów.
Mogłaby podążać za falą, tudzież wrócić do epicentrum zniszczeń, a no i zapewne mrowiło się w jej głowie skąd taka siła i czy ktokolwiek mógłby ją przeżyć?
OOC - Post tylko do wiadomości, ale równie dobrze może być zalążkiem przygody.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Ocean
Wto Kwi 18, 2017 2:20 pm
Vulfila leciała ile tylko sił. Podążała za śladem znikającego za horyzontem Reda.
„Czekaj, czekaj. Jeśli mnie słyszysz, nie odlatuj!” – myślała gorączkowo, mając cichą nadzieję, że demon jakimś cudem usłyszy jej błagalne nawoływanie. To jednak nie nastąpiło...
Zatrzymała się na środku bezkresnego Oceanu. Wisiała tak w powietrzu, patrząc za miejscem, gdzie jakiś czas temu widziała jeszcze jej ostatnią nadzieję. Jedyną nitkę połączenia z przeszłością. „Czemu ... taki jestes?” – opuściła głowę i pomachała nią na prawo i lewo, nie mogąc znieść i zrozumieć decyzji rogatego mężczyzny.
– „Czemu mi to zrobiłeś, przecież wiesz, ile to dla mnie znaczy...” – wyrzucała sobie, pogrążając się coraz bardziej w wewnętrznej rozpaczy. Zacisnęła dłonie, wstrząsnął nią spazm. „Nienawidzę cię... nienawidzę cię, nienawidzę...”
- NIENAWIDZĘ CIĘ, RED, słyszysz to? NIENAWIDZĘ CIĘ! – wykrzyczała na całe płuca jak głośno tylko potrafiła. – Jak cię znajdę to cię zniszczę, rozumiesz? Jaka szkoda, że nie zginąłeś tam na wyspie. Jeszcze ci się odpłacę za ... za... tę cholerną obojętność.
Ostatnie słowa mówiła już coraz ciszej i przerywane łkaniem. Łzy zaczęły spływać jej po policzkach. Zawodziła przez chwilę w swojej samotni. Walczyła ze swoimi emocjami, aż ból wewnątrz załagodził się. Aż zasklepił odrobinę ranę w sercu. Jeśli chciała dojść do prawdy, nie mogła dawać ponosić się emocjom tak bardzo. Musiała nauczyć się patrzeć trzeźwo na fakty. To był jej trening.
Prawie nie zauważyłaby, że wody wzburzyły się, a ją otoczył wulkaniczny pył. Odkaszlnęła delikatnie i spojrzała za siebie. Wyspa została zniszczona. Najpewniej przez łowców demonów, którzy wydawali się niespełna rozumu. Czy Raa tam pozostała? Nie. Vulfila czuła jej KI bezpieczne. Czy Halfkę to obchodziło? Może trochę. Ale niebardzo. Vufila miała swoje, ważniejsze problemy.
Vulfila zamyśliła się głęboko. Musiała poukładać sobie w głowie dalszy plan działania. Red miał coś wspólnego z tym elfem, którego widziała w swojej wizji. Nie wiadomo, czy go pochłonął czy pożarł. Nie było więcej możliwości kontaktu z nim.
„Zawsze wierzyłaś Atlantis. Spróbuj choć raz uwierzyć komuś innemu.”
Halfka zastanowiła się nad słowami Reda. Zapewne chodziło mu o tę kobietę z wizji. To dziwne, ale Vulfila czuła, że ją znała. A gdy tylko ją ujrzała, natychmiast obudziły się w niej pozytywne emocji. To coś nowego. Do tej pory bywało odwrotnie. Każda wizja była boleśniejsza od poprzedniej.
- Atlantis, kim jesteś? Czy żyjesz? – zadawała sobie głośno pytanie, lecz w tym momencie nie mogła znaleźć na to odpowiedzi. A zrobiłaby wszystko, byle tylko spotkać się z nią. By ją odnaleźć, tak samo jak tamtego elfa. Tylko jak?
Vulfila westchnęła, przecierając oczy. Nie była w stanie teraz nic na to poradzić. A kogo mogłaby spytać o radę? Hazarda? Raziela? Nawet nie wiedziała, gdzie przebywają i co się z nimi dzieje. Na myśl o złotowłosym Hazardzie zrobiło jej się tylko bardziej przykro.
Wyciągnęła swój scouter. Włączyła nadawanie na Vegetę. Najlepiej na akademię.
- Nashi Vulfila Rogozin melduje się. Jestem na planecie Ziemia. – przez chwilę zamilkła. Zawahała się – Zostałam porwana. Proszę o transport na Vegetę. Tam zdam raport...
Po tych słowach wyłączyła przekaz. Miała tylko nadzieję, że ... ktoś po nią przyleci. Tymczasem czas chyba odwiedzić ojca Aleksandra.
OCC: Możemy lecieć do domu Aleksandra Rogozina w West City lub tutaj gdzieś się zatrzymać.
Trening Stop
Re: Ocean
Czw Kwi 20, 2017 7:20 pm
/Narrator - Paulotato - Wieża komunikacyjna/
-Witaj uroczy sprzęcie, tylko ty i ja, ta noc i cisza przestrzeni kosmicznej. - wskoczyłem na siedzisko z zawadiackim uśmiechem. Wieża komunikacyjna numer trzy znajdowała się daleko...daleko od wszystkiego. Piaskowe burze okrutnej Vegety utrudniały wychwytywanie jakichkolwiek sygnałów, więc lokacja musiała być specyficzna. Kanion okrążony wysokim klifem by wiatry przepływały górą i gigantyczny przekaźnik by odbierać sygnał. Z drugiego końca galaktyki mógłbym odebrać wiadomość w parę minut, tak zwykle to trwa, ale na szczęście żaden Saiyanin tak daleko nie doleciał. Kochałem tą najnudniejszą fuchę po tej stronie zrujnowanej Vegety. Przekazy połączeń scouterów, nagrywanie danych, głucha cisza umierających wojowników, gdy ja relaksowałem się za tym siedziskiem decydując o ich marnym losie podczas kontaktów alarmowych. Nie ciągnęło mnie do walki, ale mimo najemców z pomniejszych ras zawsze potrzebowali kogoś ekstra na niewalczący stołek.
-Oj tak dziecino, co tam w przestrzeni kosmicznej? - prześlizgnąłem palcem po klawiaturze aktywując całą zawartość menu głównego, obliczenia i programy komunikacyjne otworzyły się na całą przestrzeń X,Y i Z. Nie minęło nawet kilka minut, a już otrzymałem informacje alarmową. Zwykle linie przechodziły bezpośrednio ze szkiełka na szkiełko, ale zawsze pozostaje ten zbawienny i najmniej znaczący sygnał alarmowy.
-Ktoś znowu stchórzył? Za dużo wrażeń i pewnie wzywa posiłki...wolałbym jednak, żeby to była moja dostawa klusek. Od wczoraj typ się nie zjawił, a trzeba jakoś zapchać ten żołądek. - wsłuchałem się w wiadomość, jakieś porwanie i planeta Ziemia. Podobno ziemianki są nie zgorszę, a raczej tak słyszałem od wojowników chwalących się ich chędożeniem. "Pfff kto potrzebuje kobiety, mam od tego...kluski, tak kluski. Smakowite kluchy zaspokajające mój głód." Powinienem w końcu coś odpowiedzieć, czekała w końcu na moją odpowiedź. Nikt z dowództwa nie odebrał, a więc pozostałem ja...w całkowitej bezużyteczności.
-Wieża kontrolna nr. trzy melduje się. Odblokuj sygnał dziecino to może ta kupa złomu wychwyci twoje galaktyczne współrzędne. - założyłem nogę na nogę. Czemu miałbym w ogóle się interesować jakąś saiyańską dziewką? Dobrze, że chociaż nie cierpiała na mutacje głosu, ostatnie babsko pożegnałem, gdy potrzebowała posiłki. Groziła mi, ale jak to mówią...nikt w przestrzeni kosmicznej nie usłyszy twoich jęków.
-Obecnie nie jesteśmy w stanie udzielić transportu, ale możliwe znajdzie się ktoś w okolicach, który przygarnie ciebie. Wiesz pokręcisz tyłkiem i pewnie to wystarczy im, by zabrać ciebie na gapę. - nie ukrywałem niechęci do kobiet, zawsze marnowały mój czas i chciały udowodnić siłę nad męskim rodzajem. Szkoda, że biologia dawno zrzuciła ich z szansy na osiągnięcie statusu elity.
-Witaj uroczy sprzęcie, tylko ty i ja, ta noc i cisza przestrzeni kosmicznej. - wskoczyłem na siedzisko z zawadiackim uśmiechem. Wieża komunikacyjna numer trzy znajdowała się daleko...daleko od wszystkiego. Piaskowe burze okrutnej Vegety utrudniały wychwytywanie jakichkolwiek sygnałów, więc lokacja musiała być specyficzna. Kanion okrążony wysokim klifem by wiatry przepływały górą i gigantyczny przekaźnik by odbierać sygnał. Z drugiego końca galaktyki mógłbym odebrać wiadomość w parę minut, tak zwykle to trwa, ale na szczęście żaden Saiyanin tak daleko nie doleciał. Kochałem tą najnudniejszą fuchę po tej stronie zrujnowanej Vegety. Przekazy połączeń scouterów, nagrywanie danych, głucha cisza umierających wojowników, gdy ja relaksowałem się za tym siedziskiem decydując o ich marnym losie podczas kontaktów alarmowych. Nie ciągnęło mnie do walki, ale mimo najemców z pomniejszych ras zawsze potrzebowali kogoś ekstra na niewalczący stołek.
-Oj tak dziecino, co tam w przestrzeni kosmicznej? - prześlizgnąłem palcem po klawiaturze aktywując całą zawartość menu głównego, obliczenia i programy komunikacyjne otworzyły się na całą przestrzeń X,Y i Z. Nie minęło nawet kilka minut, a już otrzymałem informacje alarmową. Zwykle linie przechodziły bezpośrednio ze szkiełka na szkiełko, ale zawsze pozostaje ten zbawienny i najmniej znaczący sygnał alarmowy.
-Ktoś znowu stchórzył? Za dużo wrażeń i pewnie wzywa posiłki...wolałbym jednak, żeby to była moja dostawa klusek. Od wczoraj typ się nie zjawił, a trzeba jakoś zapchać ten żołądek. - wsłuchałem się w wiadomość, jakieś porwanie i planeta Ziemia. Podobno ziemianki są nie zgorszę, a raczej tak słyszałem od wojowników chwalących się ich chędożeniem. "Pfff kto potrzebuje kobiety, mam od tego...kluski, tak kluski. Smakowite kluchy zaspokajające mój głód." Powinienem w końcu coś odpowiedzieć, czekała w końcu na moją odpowiedź. Nikt z dowództwa nie odebrał, a więc pozostałem ja...w całkowitej bezużyteczności.
-Wieża kontrolna nr. trzy melduje się. Odblokuj sygnał dziecino to może ta kupa złomu wychwyci twoje galaktyczne współrzędne. - założyłem nogę na nogę. Czemu miałbym w ogóle się interesować jakąś saiyańską dziewką? Dobrze, że chociaż nie cierpiała na mutacje głosu, ostatnie babsko pożegnałem, gdy potrzebowała posiłki. Groziła mi, ale jak to mówią...nikt w przestrzeni kosmicznej nie usłyszy twoich jęków.
-Obecnie nie jesteśmy w stanie udzielić transportu, ale możliwe znajdzie się ktoś w okolicach, który przygarnie ciebie. Wiesz pokręcisz tyłkiem i pewnie to wystarczy im, by zabrać ciebie na gapę. - nie ukrywałem niechęci do kobiet, zawsze marnowały mój czas i chciały udowodnić siłę nad męskim rodzajem. Szkoda, że biologia dawno zrzuciła ich z szansy na osiągnięcie statusu elity.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Ocean
Wto Kwi 25, 2017 9:24 pm
Vulfila obejrzała się za siebie jeszcze raz. Burza czarnych włosów rozwiewała się na wszystkie strony, co i rusz smagając jej twarz. Przymrużyła oczy rażona od mieniących się morskich fal. Patrzyła na miejsce, gdzie jeszcze niedawno znajdowała się wyspa. Tego dnia zginęło tam wiele istot. I chociaż jako saiyanka nie żywiła względem nich żadnych ciepłych uczuć, przez jej umysł przebrnęło jedno, krótkie, ale znaczące przemyślenie.
„Muszę chronić Alexandra. Za wszelką cenę.” – pomyślała i objęła się swoimi rękami.- „Jest jedyną istotą, która kocha mnie na tym świecie. Choć jest kruchy... porównując do takich potęg jak Red czy łowcy demonów. Tylko jak zapewnić mu bezpieczeństwo?”- zastanawiała się.
Po tym ruszyła w dalszą drogę. W stronę West City.
Gdy scounter wypuścił z siebie charczący głos, zniekształcony niemałą odległością, Vulfila aż wzdrygnęła się. Nie spodziewała się tak szybkiej odpowiedzi. Zatrzymała się w miejscu. Założyła sobie urządzenie i trzymała przy nim cały czas rękę. Garbiła się przy tym śmiesznie, niezmiernie zaangażowana w sytuację. Krzyczała do słuchawki, tak, jakby to miało polepszyć jakość odbioru.
-Yyyyyy, eeee... – zaczęła niezbyt rzeczowo – Oh, dobrze, tak, chętnie odblokuję sygnał, tylko nie wiem jak to się robi, yhhhh... – powiedziała, kręcąc wszystkimi pokrętłami na oślep, próbując tym samym polepszyć połączenie. Komentarz dotyczący kręcenia tyłkiem pominęła milczeniem. Przewróciła tylko oczami. – No dobra, gdyby ktoś chciał mnie zabrać, to czekam. Mam jakieś zadania w międzyczasie?
„Muszę chronić Alexandra. Za wszelką cenę.” – pomyślała i objęła się swoimi rękami.- „Jest jedyną istotą, która kocha mnie na tym świecie. Choć jest kruchy... porównując do takich potęg jak Red czy łowcy demonów. Tylko jak zapewnić mu bezpieczeństwo?”- zastanawiała się.
Po tym ruszyła w dalszą drogę. W stronę West City.
Gdy scounter wypuścił z siebie charczący głos, zniekształcony niemałą odległością, Vulfila aż wzdrygnęła się. Nie spodziewała się tak szybkiej odpowiedzi. Zatrzymała się w miejscu. Założyła sobie urządzenie i trzymała przy nim cały czas rękę. Garbiła się przy tym śmiesznie, niezmiernie zaangażowana w sytuację. Krzyczała do słuchawki, tak, jakby to miało polepszyć jakość odbioru.
-Yyyyyy, eeee... – zaczęła niezbyt rzeczowo – Oh, dobrze, tak, chętnie odblokuję sygnał, tylko nie wiem jak to się robi, yhhhh... – powiedziała, kręcąc wszystkimi pokrętłami na oślep, próbując tym samym polepszyć połączenie. Komentarz dotyczący kręcenia tyłkiem pominęła milczeniem. Przewróciła tylko oczami. – No dobra, gdyby ktoś chciał mnie zabrać, to czekam. Mam jakieś zadania w międzyczasie?
Re: Ocean
Czw Kwi 27, 2017 10:30 pm
-Co za lafirynda mi się trafiła... - zastanawiałem się, dlaczego co drugi Saiyanin nie miał bladego pojęcia o funkcjach zapisanych na scouterze. Akademia musiała naprawdę podupaść, że nawet lekcje dla sześciolatków nie są obecnie znane żołnierzom. Aktywowałem ponownie połączenie, najwyraźniej odnalazła i wykonała polecenie według mojej prośby. Planea Ziemia, koordynaty galaktyczne, wszystko jest.
-Panienko, nie krzycz do scoutera, mów do mnie, jakbyś stała przed mną na żywo. Teraz ładna poza, ujęcie i trzy, dwa, jeden dziękować za kooperacje. - W bazie danych już umieściłem informacje, ta rozmowa oczywiście, jak każda następna i poprzednia jest nagrywana. Bez tej możliwości nie dałoby się przeanalizować co pilniejszych sygnałów alarmowych.
-Dostałem informacje, że wszystkie oddziały w tamtejszym sektorze udały się z misją na Eggroot. Ugrzęzłaś tam słonko i raczej znajdź dogodną miejscówkę by to przeczekać. Planowany czas misji trwa od kilku dni, do paru lat...mogę ewentualnie wyszukać ci jakąś misję z bazy danych. Dowództwo zawsze zostawia śmieciówki dla tak wielce zatraconych duszyczek. - Zamknąłem tym samym przekaz, zastanawiałem się, czy był sens w ogóle pomagać tej kobiecie. Najwyraźniej została porwana, ale według baz danych wyraźnie wskazuje, iż jest ona dezerterem akademickim. Typowe dziecko żyjące w opresji za czasów poprzedniej, jak i obecnej władzy. Uciekła, a teraz zapewne był to pretekst do powrotu. W sumie...gdybym nie parał dowództwo tą samą dozą niechęci, zapewne koordynaty popłynęłyby do jakiejś lokalnej grupy najemników z okupowanych przez saiyanin planety. Myśl jakże prosta, znaleźć i zlikwidować.
-Każdego ziemskiego wieczoru odblokowuj sygnał by w czasie bliżej nieokreślonym mogli ciebie namierzyć i zabrać z powrotem na Vegetę. Póki co istnieje informacja, jakoby na planecie Ziemia panoszyły się różnorakie formy demonów. Proszę o przeprowadzenie zwiadu w zakresie globu i przekazanie danych bezpośrednio do mnie. Byś laluniu zrozumiała, interesują nas dane dotyczące ich obecnej aktywności, liczebności i obecnego statusu rozwoju cywilizacyjnego według wskaźnika Potarotoraikona. - Uczyli ją o tym wskaźniku? Może powinienem jej to wyjaśnić sylabkami, jak małemu dziecięciu, ale zagram na jej szkodę. Jestem niezmiernie ciekawe, czy się domyśli w jakiej skali obejmują wartości Potarotoraikonalne.
-Panienko, nie krzycz do scoutera, mów do mnie, jakbyś stała przed mną na żywo. Teraz ładna poza, ujęcie i trzy, dwa, jeden dziękować za kooperacje. - W bazie danych już umieściłem informacje, ta rozmowa oczywiście, jak każda następna i poprzednia jest nagrywana. Bez tej możliwości nie dałoby się przeanalizować co pilniejszych sygnałów alarmowych.
-Dostałem informacje, że wszystkie oddziały w tamtejszym sektorze udały się z misją na Eggroot. Ugrzęzłaś tam słonko i raczej znajdź dogodną miejscówkę by to przeczekać. Planowany czas misji trwa od kilku dni, do paru lat...mogę ewentualnie wyszukać ci jakąś misję z bazy danych. Dowództwo zawsze zostawia śmieciówki dla tak wielce zatraconych duszyczek. - Zamknąłem tym samym przekaz, zastanawiałem się, czy był sens w ogóle pomagać tej kobiecie. Najwyraźniej została porwana, ale według baz danych wyraźnie wskazuje, iż jest ona dezerterem akademickim. Typowe dziecko żyjące w opresji za czasów poprzedniej, jak i obecnej władzy. Uciekła, a teraz zapewne był to pretekst do powrotu. W sumie...gdybym nie parał dowództwo tą samą dozą niechęci, zapewne koordynaty popłynęłyby do jakiejś lokalnej grupy najemników z okupowanych przez saiyanin planety. Myśl jakże prosta, znaleźć i zlikwidować.
-Każdego ziemskiego wieczoru odblokowuj sygnał by w czasie bliżej nieokreślonym mogli ciebie namierzyć i zabrać z powrotem na Vegetę. Póki co istnieje informacja, jakoby na planecie Ziemia panoszyły się różnorakie formy demonów. Proszę o przeprowadzenie zwiadu w zakresie globu i przekazanie danych bezpośrednio do mnie. Byś laluniu zrozumiała, interesują nas dane dotyczące ich obecnej aktywności, liczebności i obecnego statusu rozwoju cywilizacyjnego według wskaźnika Potarotoraikona. - Uczyli ją o tym wskaźniku? Może powinienem jej to wyjaśnić sylabkami, jak małemu dziecięciu, ale zagram na jej szkodę. Jestem niezmiernie ciekawe, czy się domyśli w jakiej skali obejmują wartości Potarotoraikonalne.
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Ocean
Pią Kwi 28, 2017 7:58 pm
Łagodnie postawiła stopy w powietrzu, czyniąc ze swojego munduru zwiewną warstwę, rozchylającą się niczym skrzydła motyla. Przymknęła powieki, uśmiechając się łagodnie i smakując wiatr wszystkimi zmysłami. Jak palce ukochanego właśnie przejechał łagodnie po jej twarzy. Słońce świeciło jakby miało potęgować efekt wizualny młodej bogini, a ona oddawała każdym ruchem wdzięczność naturze.
Tak szybko jak się pojawiła, zrobiła piruet i wzbiła się do lotu jakby tańczyła balet na niebiańskiej scenie. Jej ciepła ki rozlała się z niej w poczuciu ekscytacji i nie hamowanym zachwycie. Nieziemska łagodność ruchów i ta ponętna ciepła ki ukazująca się w postaci złotych motyli sprawiała wrażenie jakby anioł urwał się z zaświatów. To wszystko na oczach Vulfilii.
Do Kaede dotarło, że utraciła kontrolę w swoim zachwycie i uciszyła tą manifestację. Obejrzała się przez lewe ramię widząc halfkę i jedynie przyłożyła palec do ust, uspokajając i prosząc o dyskrecję. Zamknęła oczy, lokalizując swój cel. Urnai Baba była tam gdzie wcześniej, ale skąd te wszystkie demoniczne aury? Zdecydowanie nie był to Red. I jeszcze ta halfka, którą zdradzał małpiasty ogon. Znowu saiyanie? Co oni tu robią?
Ponownie wyzwoliła więcej złotych motyli, które wyznaczyły jej teraz drogę do Vulfilii, po której następnie podryfowała, zbliżając się do niej z zainteresowaniem. Zachowała jednak dystans i grzeczną odległość wyboru. W każdym ze skrzydlatych tworów wyczuć można było całą jej miłość, pozytywną energię i dobroć, która chce obdarzyć każdego zupełnie bezinteresownie. Siła jej uczuć była znacznie większa niż moc ciała, które zdradzając wysportowanie, bardziej pasowało do baśniowej księżniczki, niż wojowniczki. W tak kruchej osobie taka nienaturalna siła do miłowania…
Tak szybko jak się pojawiła, zrobiła piruet i wzbiła się do lotu jakby tańczyła balet na niebiańskiej scenie. Jej ciepła ki rozlała się z niej w poczuciu ekscytacji i nie hamowanym zachwycie. Nieziemska łagodność ruchów i ta ponętna ciepła ki ukazująca się w postaci złotych motyli sprawiała wrażenie jakby anioł urwał się z zaświatów. To wszystko na oczach Vulfilii.
Do Kaede dotarło, że utraciła kontrolę w swoim zachwycie i uciszyła tą manifestację. Obejrzała się przez lewe ramię widząc halfkę i jedynie przyłożyła palec do ust, uspokajając i prosząc o dyskrecję. Zamknęła oczy, lokalizując swój cel. Urnai Baba była tam gdzie wcześniej, ale skąd te wszystkie demoniczne aury? Zdecydowanie nie był to Red. I jeszcze ta halfka, którą zdradzał małpiasty ogon. Znowu saiyanie? Co oni tu robią?
Ponownie wyzwoliła więcej złotych motyli, które wyznaczyły jej teraz drogę do Vulfilii, po której następnie podryfowała, zbliżając się do niej z zainteresowaniem. Zachowała jednak dystans i grzeczną odległość wyboru. W każdym ze skrzydlatych tworów wyczuć można było całą jej miłość, pozytywną energię i dobroć, która chce obdarzyć każdego zupełnie bezinteresownie. Siła jej uczuć była znacznie większa niż moc ciała, które zdradzając wysportowanie, bardziej pasowało do baśniowej księżniczki, niż wojowniczki. W tak kruchej osobie taka nienaturalna siła do miłowania…
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Ocean
Nie Kwi 30, 2017 8:48 pm
- PARĘ LAT?! – krzyknęła mimowolnie, słysząc odpowiedź z Vegety. – No nieee... nie chcę tu spędzić dłużej niż parę miesięcyyyyy... – wyraziła wymownie swoje niezadowolenie, jęcząc i drapiąc się po gęstej czuprynie. Słysząc jednak o ‘wyszukiwaniu misji’ dla niej, odparła szybko. – No dobraaa, to ja najpierw znajdę jakiś ciepły kącić dla siebie. Potem zgłoszę się po misję, dobra? – wykręciła się szybko. Wprawdzie miała gdzie się podziać i chciałaby dostać jakąś misję, ale która cokolwiek by znaczyła. A nie jedną z mnóstwa nieistotnych w bazie. – Potwierdzam co do demonów. Miałam okazję spotkać walczące ze sobą frakcje: ziemian, demony i łowców demonów. Ci ostatni dysponują niszczycielską bronią i właśnie wysadzili w powietrze wyspę. Mam z nimi jednak niezłe stosunki, nie byli dla mnie wrodzy. Ale o tym zdam raport już na Vegecie lub przed jakimś dowódcą. Będę meldować się co wieczór, jak sobie życzysz. Teraz odmeldowuję się. Jestem cały czas online. Bez odbioru! – pożegnała się i nie czekając dłużej na odpowiedź z bazy, rozłączyła połączenie. – Meh... wygląda na to, że muszę sobie tu znaleźć zajęcie na dłużej. Moze to i lepiej? Mogę zbadać kwestie swojej przeszłości na tej planecie, jeśli tylko coś pozostaje do odkrycia w tym temacie. – powiedziała do siebie głośno, nie spodziewając się niczyjego wtargnięcia. A tu masz...
Vulfila obróciła się wokół własnej osi, aby spróbować zlokalizować West City, do którego zmierzała. Ni stąd ni z owad tuż obok niej pojawiła się... postać tak piękna i niecodzienna, że Halfkę przeszedł dreszcz. Rozdziawiła usteczka. Tu, na końcu świata, ktoś ją odnalazł... Nie spodziewała się pojawienia kogokolwiek, a już na pewno nie istoty, jakiej nigdy w życiu jeszcze nie zdarzyło jej się spotkać. Przyzwyczajona typowych dla Vegety widoków do spoconych, męskich ciał, skóry twardej od walki i pociętej bliznami, jak śliczna wydać jej się musiała dziewczyna o błękitnej, nieskalanej cerze podobnej do porcelanowej lalki. Zadbanych włosach, które wiatr rozwiewa niczym muślinowy materiał. O figurze tak kształtnej i wyważonej, przypominającej klasyczne rzeźby. Saiyanka zarumieniła się i stanęła przez chwilę jak porażona. Wpatrywała się jak zaczarowana w to, jak zwiewne szaty przybyszki rozkładają się z gracją na boki, jak firana rzęs ujawnia lśniące oczy, a uśmiech zdobi krągłe buzię. Jak promienie słońca oświetlają ją całą w piruecie.
A co czuła? Czuła niewątpliwie silną ... zazdrość. Bo... widać... są na świecie kobiety delikatne i piękne, którym chyba nikt by się nie oparł, gdyby tylko chciały wykorzystać swoje walory. Bo i kim była ona sama w stosunku do kogoś takiego jak ta dziewczyna? Popatrzyła krótko na swoje kolana, na których widniały strupy, jeszcze po treningach w Rajskiej Sali. Jej figura była bliższa chłopięcej niż kobiecej – chuda i umięśniona, opalona. Włosy Halfki rozwiewały się niesfornie i nie dawały się w żaden sposób ujarzmić. Opadały w nieładzie na miejsce, gdzie zarysowywały się zaledwie niewielkie górki. Ale czy Vulfili kiedykolwiek to przeszkadzało? Nie... nie do tej chwili. Do dziś najważniejsze było tylko, by było jej wygodnie. Stąd też wycięła swój strój kadetki w wyzywający sposób, tworząc z niego coś na kształt body. Nie chodziło absolutnie o nic innego jak wygodę w treningach... A małpiaści mężczyźni i tak okazywali jej zainteresowanie. Mogłaby wyglądać jak wojownicza bogini Kunegunda, a i tak podobałaby się tym niewysublimowanym, męskim gustom, buchającym testosteronem.
Wokoło rozprzestrzeniły się złote motylki, trzepocząc skrzydełkami oplotły Vulfilę. Nagle jej złe emocje zaczęły ją opuszczać. Tak, jakby każde smagnięcie owadów zabierało kawałek z mrocznej aury, która ostatnimi czasy coraz częściej gościła w sercu ogoniastej. Wyciągnęła palca i pozwoliła jednemu z nich spocząć wygodni na jego powierzchni. Tak samo... jak zrobiła kiedyś z czarnym motylkiem Reda... Zaczęła przyglądać mu się z nieukrywaną ciekawością. Zawsze lubiła te zwierzątka. Odkąd pamięta. Czy to przypadek? Czy to wciąż ona czy... ta Vulfila, jaką była kilkaset lat temu? Przymknęła oczy, skrzywiła usta i przełknęła ślinę. Był to dla niej wciąż zbyt bolesny temat. Poruszyła palcem, by przegonić stworzonko.
Vulfila otworzyła oczy. Zrobiła typową saiyańską minę. Zwęziła usteczka w dziobek. Mierzyła wzrokiem zbliżającą się do niej istotę. Wyczuwała jej energię. Tak silną, że mogłaby obrócić ją w nicość. Czy obawiała się? Nie, była saiyanką z krwi swego prawdziwego ojca. Duma nie pozwoliłaby jej na obawy w takiej chwili. Kipiała pewnością siebie... i gotowością do brawury. Zachowywała jednak elementarną ostrożność. Nie chciała urazić tej przedziwnej kobiety ani nie chciała narazić się na cios z jej strony. Mimo to miała dziwne... podświadome wrażenie, że ona ne ma złych intencji? Skąd się to brało?
Gdy stanęły twarzą w twarz, Halfka odczekała kilka chwil. Niepewnie spojrzała krótko przybyszce w oczy. Wstydziła się to robić, bo... nigdy, ale to nigdy na świecie nie chciałaby, by ona dowiedziała się o jej przemyśleniach. Tak, jakby czytanie w myślach było czymś całkiem naturalnym. Ale też zapadłaby się w głębiny Oceanu pod swoimi stopami, gdyby ta kobieta rozpoznała... coś więcej. To coś... co skrywa jej serce głęboko na dnie. To, co odkryła Rajska Sala... Nieczystość.
Gdy jednak nic nie następowało, a kobieta nie była agresywna, Halfka rozluźniła się nieco. Pozwoliła sobie na podlecenie nieco bliżej. Tak blisko, że dzieliło ich zaledwie parę centymetrów. Saiyanka, nieco płochliwie, przybliżyła nosek do ucha obcej sobie dziewczyny. Wycofała się niepewnie do tyłu. Pytająco spojrzała na istotę, jakby prosiła o przyzwolenie. W końcu jednak nie mogła się powstrzymać. Poniuchała jej skórę i westchnęła. Po tym geście natychmiast wycofała się na kilka metrów do tyłu. Zamachała ogonem na prawo i lewo. Spoglądała na przybyszkę z miną zdradzającą nieufność.
- Kim jesteś? Aniołem? Demonem? – powiedziała. Jej głos był lekko chrypkowaty. Nastoletni. – Chyba nie przypadkiem się tu pojawiłaś? Czego chcesz ode mnie?
Vulfila obróciła się wokół własnej osi, aby spróbować zlokalizować West City, do którego zmierzała. Ni stąd ni z owad tuż obok niej pojawiła się... postać tak piękna i niecodzienna, że Halfkę przeszedł dreszcz. Rozdziawiła usteczka. Tu, na końcu świata, ktoś ją odnalazł... Nie spodziewała się pojawienia kogokolwiek, a już na pewno nie istoty, jakiej nigdy w życiu jeszcze nie zdarzyło jej się spotkać. Przyzwyczajona typowych dla Vegety widoków do spoconych, męskich ciał, skóry twardej od walki i pociętej bliznami, jak śliczna wydać jej się musiała dziewczyna o błękitnej, nieskalanej cerze podobnej do porcelanowej lalki. Zadbanych włosach, które wiatr rozwiewa niczym muślinowy materiał. O figurze tak kształtnej i wyważonej, przypominającej klasyczne rzeźby. Saiyanka zarumieniła się i stanęła przez chwilę jak porażona. Wpatrywała się jak zaczarowana w to, jak zwiewne szaty przybyszki rozkładają się z gracją na boki, jak firana rzęs ujawnia lśniące oczy, a uśmiech zdobi krągłe buzię. Jak promienie słońca oświetlają ją całą w piruecie.
A co czuła? Czuła niewątpliwie silną ... zazdrość. Bo... widać... są na świecie kobiety delikatne i piękne, którym chyba nikt by się nie oparł, gdyby tylko chciały wykorzystać swoje walory. Bo i kim była ona sama w stosunku do kogoś takiego jak ta dziewczyna? Popatrzyła krótko na swoje kolana, na których widniały strupy, jeszcze po treningach w Rajskiej Sali. Jej figura była bliższa chłopięcej niż kobiecej – chuda i umięśniona, opalona. Włosy Halfki rozwiewały się niesfornie i nie dawały się w żaden sposób ujarzmić. Opadały w nieładzie na miejsce, gdzie zarysowywały się zaledwie niewielkie górki. Ale czy Vulfili kiedykolwiek to przeszkadzało? Nie... nie do tej chwili. Do dziś najważniejsze było tylko, by było jej wygodnie. Stąd też wycięła swój strój kadetki w wyzywający sposób, tworząc z niego coś na kształt body. Nie chodziło absolutnie o nic innego jak wygodę w treningach... A małpiaści mężczyźni i tak okazywali jej zainteresowanie. Mogłaby wyglądać jak wojownicza bogini Kunegunda, a i tak podobałaby się tym niewysublimowanym, męskim gustom, buchającym testosteronem.
Wokoło rozprzestrzeniły się złote motylki, trzepocząc skrzydełkami oplotły Vulfilę. Nagle jej złe emocje zaczęły ją opuszczać. Tak, jakby każde smagnięcie owadów zabierało kawałek z mrocznej aury, która ostatnimi czasy coraz częściej gościła w sercu ogoniastej. Wyciągnęła palca i pozwoliła jednemu z nich spocząć wygodni na jego powierzchni. Tak samo... jak zrobiła kiedyś z czarnym motylkiem Reda... Zaczęła przyglądać mu się z nieukrywaną ciekawością. Zawsze lubiła te zwierzątka. Odkąd pamięta. Czy to przypadek? Czy to wciąż ona czy... ta Vulfila, jaką była kilkaset lat temu? Przymknęła oczy, skrzywiła usta i przełknęła ślinę. Był to dla niej wciąż zbyt bolesny temat. Poruszyła palcem, by przegonić stworzonko.
Vulfila otworzyła oczy. Zrobiła typową saiyańską minę. Zwęziła usteczka w dziobek. Mierzyła wzrokiem zbliżającą się do niej istotę. Wyczuwała jej energię. Tak silną, że mogłaby obrócić ją w nicość. Czy obawiała się? Nie, była saiyanką z krwi swego prawdziwego ojca. Duma nie pozwoliłaby jej na obawy w takiej chwili. Kipiała pewnością siebie... i gotowością do brawury. Zachowywała jednak elementarną ostrożność. Nie chciała urazić tej przedziwnej kobiety ani nie chciała narazić się na cios z jej strony. Mimo to miała dziwne... podświadome wrażenie, że ona ne ma złych intencji? Skąd się to brało?
Gdy stanęły twarzą w twarz, Halfka odczekała kilka chwil. Niepewnie spojrzała krótko przybyszce w oczy. Wstydziła się to robić, bo... nigdy, ale to nigdy na świecie nie chciałaby, by ona dowiedziała się o jej przemyśleniach. Tak, jakby czytanie w myślach było czymś całkiem naturalnym. Ale też zapadłaby się w głębiny Oceanu pod swoimi stopami, gdyby ta kobieta rozpoznała... coś więcej. To coś... co skrywa jej serce głęboko na dnie. To, co odkryła Rajska Sala... Nieczystość.
Gdy jednak nic nie następowało, a kobieta nie była agresywna, Halfka rozluźniła się nieco. Pozwoliła sobie na podlecenie nieco bliżej. Tak blisko, że dzieliło ich zaledwie parę centymetrów. Saiyanka, nieco płochliwie, przybliżyła nosek do ucha obcej sobie dziewczyny. Wycofała się niepewnie do tyłu. Pytająco spojrzała na istotę, jakby prosiła o przyzwolenie. W końcu jednak nie mogła się powstrzymać. Poniuchała jej skórę i westchnęła. Po tym geście natychmiast wycofała się na kilka metrów do tyłu. Zamachała ogonem na prawo i lewo. Spoglądała na przybyszkę z miną zdradzającą nieufność.
- Kim jesteś? Aniołem? Demonem? – powiedziała. Jej głos był lekko chrypkowaty. Nastoletni. – Chyba nie przypadkiem się tu pojawiłaś? Czego chcesz ode mnie?
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Ocean
Pią Maj 05, 2017 10:32 pm
Jej oczy posmutniały Patrząc wprost jakby przez Vulfilę. Co widziała w oddali? Znam małej wyspy do jej uszu dotarły ostatnie tchnienia żywych istot. Po poliku spłynęła mała łza, a garstka złotych motyli udała się do wyspy, gdzie jeszcze niedawno łowcy demonów prowadzili swoje działania. W kontakcie z jej energią odrobina spalonej ziemi znów wydała źdźbła trawy. Bogini dała znak, odprowadzi wszystko co umarło do zaświatów. Wyciągnęła dłoń w kierunku wyspy czekając na powrót motyli. Znów była spóźniona…
-To nie ty prawda?- zapytała swoim typowym ciepłym głosem, w którym można było się zanurzyć. Był pełen współczucia, szczerej troski, zainteresowania rozmówcą. Kaede czuła, że mieszkanka Vegety taka nie jest. Motyle wróciły na dłoń i zniknęły, a ona wyszeptała modlitwę w języku bogów przeprowadzając energie z wyspy do zaświatów.
Teraz mogła zając się rozmówczynią i jej żywym zainteresowaniem. Już wcześniej dała się obwąchać i teraz patrzyła swoimi miłosnymi oczami na nią, pokornie wisząc w powietrzu.
-Anioł… Demon… Całkiem blisko.- na jej ustach znów zagościł uśmiech. –Możesz mnie nazwać swoim aniołem, to ty chcesz czegoś ode mnie, choć jeszcze o tym nie wiesz. Mozesz mi mówic Kaede, tak mam na imię.- wyciągnęła swoją dłoń do uścisku. Wiedziała jedno, halfka nie pomogła wyspie, ani też nie walczyła z nikim w starciu, które poprzedziło ich spotkanie. Całą sobą zdradzała zagubienie i teraz młoda kaio podchodziła ją łagodnie, jak dzikie zwierzę przy próbie oswojenia. Podejrzewała i empatycznie wyczuwała, ze właśnie takie są emocje rozmówczyni. Tylko dlaczego? Czy może ją z tego wyprowadzić?
-To nie ty prawda?- zapytała swoim typowym ciepłym głosem, w którym można było się zanurzyć. Był pełen współczucia, szczerej troski, zainteresowania rozmówcą. Kaede czuła, że mieszkanka Vegety taka nie jest. Motyle wróciły na dłoń i zniknęły, a ona wyszeptała modlitwę w języku bogów przeprowadzając energie z wyspy do zaświatów.
Teraz mogła zając się rozmówczynią i jej żywym zainteresowaniem. Już wcześniej dała się obwąchać i teraz patrzyła swoimi miłosnymi oczami na nią, pokornie wisząc w powietrzu.
-Anioł… Demon… Całkiem blisko.- na jej ustach znów zagościł uśmiech. –Możesz mnie nazwać swoim aniołem, to ty chcesz czegoś ode mnie, choć jeszcze o tym nie wiesz. Mozesz mi mówic Kaede, tak mam na imię.- wyciągnęła swoją dłoń do uścisku. Wiedziała jedno, halfka nie pomogła wyspie, ani też nie walczyła z nikim w starciu, które poprzedziło ich spotkanie. Całą sobą zdradzała zagubienie i teraz młoda kaio podchodziła ją łagodnie, jak dzikie zwierzę przy próbie oswojenia. Podejrzewała i empatycznie wyczuwała, ze właśnie takie są emocje rozmówczyni. Tylko dlaczego? Czy może ją z tego wyprowadzić?
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Ocean
Sob Maj 06, 2017 5:28 pm
Motylki Kaede pofrunęły daleko w stronę wyspy. Zakręciły kółko, poszukując choćby jeden duszyczki, jaką mogłyby otoczyć swoją opieką. Nie odkryły jednak nawet jednego małego robaczka. Ląd całkiem zniknął z pola widzenia. Zatonął w odmętach Oceanu, więc zabiegi bogini niestety na niewiele się zdały. I nie przyćmiły bólu, jaki powstał tu przed momentem. Pozostanie on wiecznym piętnem na tym miejscu...
Vulfila wzdrygnęła się, gdy Kaede zapytała, czy zatopienie wyspy to była jej sprawka. „Nie, oczywiście, że nie była!” – chciałaby rzec od razu, bez przemyślenia. – „Ja tam byłam przypadkiem. Nie grałam żadnej roli, więc czemu niby ja miałabym być czemuś winna?” – tłumaczyła się w myślach. Tłumaczyła to dobre słowo. Bo gdzieś w głębi zaczęło do niej dochodzić to, jak infantylnie się zachowała. Mogłaby przecież kogoś uratować. Mogłaby zatroszczyć się o ... choćby nawet małego motylka gdzieś tam na tej wyspie. A tymczasem pomyślała tylko o sobie...
W większe zwątpienie wprowadził Vulfilę jednak ton Kaede. Skąd wiedziała o zatopieniu wyspy? Niby upewniała się, że Halfka nie przyczyniła się do tej masowej zagłady, ale mówiłą to tonem tak ciepłym i miłym, że trudno to było młodej dziewczynie zrozumieć. Spojrzała na swoją rozmówczynię ze zmrużonymi oczami, ociekającymi wręcz nieufnością.
- Nie. – powiedziała ostrożnie. – Nie wiem, co tam się tak naprawdę stało. Byłam tam w swoich sprawach... nie wiedziałam o konflikcie. – wyjaśniła. Odetchnęła głęboko. Takie wyjaśnienie zdawało jej się być dość dobre. – Anioł Kaede? – powiedziała, odwzajemniając uścisk dłoni delikatnie, żeby nie zostawić przypadkiem siniaka lub odcisku na takich pięknych rękach. Przyglądała się jej też z tłumioną ciekawością, starając się, by nie było to zbyt widoczne. Zakręciła ogonem, gdy bogini stwierdziła, że to nie ona czegoś chce od Halfki lecz odwrotnie. – Czy przysłali cię z Vegety? Masz mnie zabrać do akademii? – zapytała, choć wiedziała, że to mało prawdopodobne. Gdzieś głęboko miała nadzieję, że chodzi o coś zupełnie innego. – Nie wiem, o czym mówisz, Aniołku. Nikogo nie wzywałam. – stwierdziła po dłuższej przerwie.– Nigdy nie widziałam do tej pory kogoś takiego jak ty. Nie przypominasz ani człowieka ani demona czy saiyanina. – Wyciągnęła ciało, łącząc ręce nad głową i wykręcając się, to na prawo, to na lewo. – Tak naprawdę, to leciałam do West City. Możesz lecieć ze mną, jeśli chcesz. Skoro mówisz, że mamy coś wspólnego ze sobą czy jak to tam ujęłaś. Znam West City dosć dobrze. Możemy iść na zakupy albo do wesołego miasteczka i wtedy mi wszystko wyjaśnisz. Co ty na to? Najpierw jednak chciałabym trochę potrenować. Umiesz walczyć? Chyba nie, bo masz takie wątłe rączki.
Vulfila wzdrygnęła się, gdy Kaede zapytała, czy zatopienie wyspy to była jej sprawka. „Nie, oczywiście, że nie była!” – chciałaby rzec od razu, bez przemyślenia. – „Ja tam byłam przypadkiem. Nie grałam żadnej roli, więc czemu niby ja miałabym być czemuś winna?” – tłumaczyła się w myślach. Tłumaczyła to dobre słowo. Bo gdzieś w głębi zaczęło do niej dochodzić to, jak infantylnie się zachowała. Mogłaby przecież kogoś uratować. Mogłaby zatroszczyć się o ... choćby nawet małego motylka gdzieś tam na tej wyspie. A tymczasem pomyślała tylko o sobie...
W większe zwątpienie wprowadził Vulfilę jednak ton Kaede. Skąd wiedziała o zatopieniu wyspy? Niby upewniała się, że Halfka nie przyczyniła się do tej masowej zagłady, ale mówiłą to tonem tak ciepłym i miłym, że trudno to było młodej dziewczynie zrozumieć. Spojrzała na swoją rozmówczynię ze zmrużonymi oczami, ociekającymi wręcz nieufnością.
- Nie. – powiedziała ostrożnie. – Nie wiem, co tam się tak naprawdę stało. Byłam tam w swoich sprawach... nie wiedziałam o konflikcie. – wyjaśniła. Odetchnęła głęboko. Takie wyjaśnienie zdawało jej się być dość dobre. – Anioł Kaede? – powiedziała, odwzajemniając uścisk dłoni delikatnie, żeby nie zostawić przypadkiem siniaka lub odcisku na takich pięknych rękach. Przyglądała się jej też z tłumioną ciekawością, starając się, by nie było to zbyt widoczne. Zakręciła ogonem, gdy bogini stwierdziła, że to nie ona czegoś chce od Halfki lecz odwrotnie. – Czy przysłali cię z Vegety? Masz mnie zabrać do akademii? – zapytała, choć wiedziała, że to mało prawdopodobne. Gdzieś głęboko miała nadzieję, że chodzi o coś zupełnie innego. – Nie wiem, o czym mówisz, Aniołku. Nikogo nie wzywałam. – stwierdziła po dłuższej przerwie.– Nigdy nie widziałam do tej pory kogoś takiego jak ty. Nie przypominasz ani człowieka ani demona czy saiyanina. – Wyciągnęła ciało, łącząc ręce nad głową i wykręcając się, to na prawo, to na lewo. – Tak naprawdę, to leciałam do West City. Możesz lecieć ze mną, jeśli chcesz. Skoro mówisz, że mamy coś wspólnego ze sobą czy jak to tam ujęłaś. Znam West City dosć dobrze. Możemy iść na zakupy albo do wesołego miasteczka i wtedy mi wszystko wyjaśnisz. Co ty na to? Najpierw jednak chciałabym trochę potrenować. Umiesz walczyć? Chyba nie, bo masz takie wątłe rączki.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Ocean
Sob Maj 06, 2017 10:24 pm
- Telepatia do Vulfi od Raza:
- Raziel namierzył sygnaturę Rogozin i skupił się na przekazie telepatycznym. „Vulfi uważaj na tą osobę. Może i wydaje się miła i przyjazna, ale to sprytna manipulantka. Nie bierz niczego za pewnik, a każde jej zdanie dokładnie analizuj. Liczę, że spotkamy się na Vegecie. Mamy wiele do omówienia.” Przekaz poszedł. Nie wiedział czy adresatka znała telepatię, ale miał nadzieję, że nie da się łatwo podejść.
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Ocean
Nie Maj 07, 2017 12:25 pm
-Z Vegety? Chyba nie mówisz poważnie…- nie znała dziewczyny, ale dało jej do myślenia, że wyraźnie nie chciała wracać na ojczystą planetę. Czy spotkała ją wcześniej w trakcie rebelii? Nie, raczej nie… -Jak się sprawuje wasz nowy król?- nie miała pod kontrolą sytuacji po rewolucji, w której uczestniczyła. Niby nie było to w jej interesie, ale chciała zatroszczyć się również o inne planety, nawet jak Namek i Ziemia są wystarczająco problematyczne. -Albo ten cały książe? Pozdrów go ode mnie, dawnośmy się nie widzieli.- zasłoniła usta dłonią, delikatnie podśmiewując się z napiętych relacji królewskiej rodziny.
-Chętnie z tobą polecę, ale później udasz się ze mną w pewne miejsce.- przypomniało jej się o prośbie Elder Kaio dotyczącej odwiedzenia tej starej wiedźmy z Ziemi. Miała udać się z kimś, a halfka to zawsze niezły wojowniczy potencjał. Po drodze może mogłaby nad nią popracować? Ukoić zabłąkaną duszyczkę?
Uśmiechnęła się szerzej gdy wspomniała o jej wątłych rączkach.
-Coś tam potrafię.- odrzekła skromnie. –Dam ci jedną szansę. Spróbuj uderzyć mnie z całych sił atakiem fizycznym, jeśli nie dam rady zablokować go jednym palcem, to nauczę cię czegoś.-
-Chętnie z tobą polecę, ale później udasz się ze mną w pewne miejsce.- przypomniało jej się o prośbie Elder Kaio dotyczącej odwiedzenia tej starej wiedźmy z Ziemi. Miała udać się z kimś, a halfka to zawsze niezły wojowniczy potencjał. Po drodze może mogłaby nad nią popracować? Ukoić zabłąkaną duszyczkę?
Uśmiechnęła się szerzej gdy wspomniała o jej wątłych rączkach.
-Coś tam potrafię.- odrzekła skromnie. –Dam ci jedną szansę. Spróbuj uderzyć mnie z całych sił atakiem fizycznym, jeśli nie dam rady zablokować go jednym palcem, to nauczę cię czegoś.-
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Ocean
Nie Maj 07, 2017 2:21 pm
Nagle w głowie Vulfili znów rozbrzmiał czyjś głos. Nie należał jednak tym razem do Rad, ale do...
„Raziel!” – wykrzyknęła podekscytowana w duchu, co jednocześnie uwidoczniło się na jej twarzy, która nagle rozpromieniła się. – „Więc jest gdzieś cały i zdrów, wspaniale!” – zrobiło jej się cieplej na sercu. – „Ciekawe, czy jest z nim Hazard...” – przeszło jej mimowolnie przez myśl. Zarumieniła się szybko na tę myśl i szybko przegoniła ją od siebie, ganiąc za nią – „Ciekawe, skąd Raziel zna tę samą technikę komunikowania się, co Red.”- pomyślała jeszcze tylko krótko, po czym skupiła się na komunikacie. Popatrzyła na Kaede, unosząc brew i otwierając lekko usta. – „Skąd Raziel wie, że przyleciała do mnie ta dziewczyna? Czyżby wiedział o jej planach względem mnie? Sprytna manipulantka? Ona?” – zmierzyła Kaede wzrokiem. – „Taak, pozory mogą mylić. Pamiętaj jedną lekcję Koszarowego: Nawet najgorszy melepeta może się okazać sukinsynem, pamiętaj!” – Vulfila zamachała ogonem na prawo i lewo. – „No dobra, to dużo ostrożności, ale trzeba wybadać, co ta laska może ode mnie chcieć.” – postanowiła w duchu – „Razieeeeel! Przyleć po mnie! Nie mogę doczekać się spotkania na Vegecie!” – pomyślała, uśmiechając się lekko. Nie wiedziała, czy ten komunikat dotrze do chłopaka i szczerze w to wątpiła, ale zawsze warto było spróbować, nawet nie znając techniki.
„No dobra, nie wygląda jak ktoś, kto mógłby mieszkać na Vegecie” – przyznała w duchu, drapiąc się w głowę i dalej oglądając sobie Kaede. To było coś dziwnego, ale naprawdę lubiła na nią patrzeć. Wodziła wzrokiem po jej zwiewnych włosach. Przyglądała się nieskalanej cerze, szukając choć jednej skazy... – „Nie patrz się na nią, Vulfila, pamiętaj o ostrzeżeniu Raziela... Może to stworzenie specjalnie chce, byś mu się przyglądała...”
- Nowy Król? – Te słowa Kaede zaalarmowały Vulfilę. Pamiętała słowa Hazarda... Mówił, że dojdzie do przewrotu i on chce w nim brać udział, mimo, że ona nie była z tego powodu zadowolona. Ale żeby to nastąpiło tak szybko? – Kto został Królem? Wiesz? – zapytała, choć wiedziała, że tym zdradzi swoją nieświadomość. Informacja ta była jednak dla niej bardzo cenna... bo jeśli to Kuro...– Chętnie bym pozdrowiła, ale nie znam żadnego księcia ... – powiedziała, tworząc z ust trąbkę. – Ekhm, no dobrze. To możemy potem lecieć, gdziekolwiek chcesz. – powiedziała nieco nieufnie po słowach Raziela. – Jednym palcem, mówisz? – Vulfila uśmiechnęła się pod nosem. Spodziewała się, że tak silna osoba jak Kaede będzie w stanie obiec ją trze razy wokół i dopiero potem zablokować jej uderzenie jednym palcem, ale ciekawa była, jak to będzie wyglądało i... czy uda jej się ją zaskoczyć.- Dobra, ale... wszystkie chwyty dozwolone? – upewniła się, po czym zaczęła rozgrzewać swoje pięści i odwracając się. – Nie chciałabym zrobić ci krzywdy. Jeśli tak będzie, to... oczywiście nieumyślnie. – dodała, oddalając się i kręcąc przy tym zalotnie swoimi dziewczęcymi walorami, których niewątpliwie śliczną ozdobą był ogonek. Gdy odeszła już na odpowiednią odległość, zwróciła się znów do nowej koleżanki.
- Gotowa?
OCC: Trening start
„Raziel!” – wykrzyknęła podekscytowana w duchu, co jednocześnie uwidoczniło się na jej twarzy, która nagle rozpromieniła się. – „Więc jest gdzieś cały i zdrów, wspaniale!” – zrobiło jej się cieplej na sercu. – „Ciekawe, czy jest z nim Hazard...” – przeszło jej mimowolnie przez myśl. Zarumieniła się szybko na tę myśl i szybko przegoniła ją od siebie, ganiąc za nią – „Ciekawe, skąd Raziel zna tę samą technikę komunikowania się, co Red.”- pomyślała jeszcze tylko krótko, po czym skupiła się na komunikacie. Popatrzyła na Kaede, unosząc brew i otwierając lekko usta. – „Skąd Raziel wie, że przyleciała do mnie ta dziewczyna? Czyżby wiedział o jej planach względem mnie? Sprytna manipulantka? Ona?” – zmierzyła Kaede wzrokiem. – „Taak, pozory mogą mylić. Pamiętaj jedną lekcję Koszarowego: Nawet najgorszy melepeta może się okazać sukinsynem, pamiętaj!” – Vulfila zamachała ogonem na prawo i lewo. – „No dobra, to dużo ostrożności, ale trzeba wybadać, co ta laska może ode mnie chcieć.” – postanowiła w duchu – „Razieeeeel! Przyleć po mnie! Nie mogę doczekać się spotkania na Vegecie!” – pomyślała, uśmiechając się lekko. Nie wiedziała, czy ten komunikat dotrze do chłopaka i szczerze w to wątpiła, ale zawsze warto było spróbować, nawet nie znając techniki.
„No dobra, nie wygląda jak ktoś, kto mógłby mieszkać na Vegecie” – przyznała w duchu, drapiąc się w głowę i dalej oglądając sobie Kaede. To było coś dziwnego, ale naprawdę lubiła na nią patrzeć. Wodziła wzrokiem po jej zwiewnych włosach. Przyglądała się nieskalanej cerze, szukając choć jednej skazy... – „Nie patrz się na nią, Vulfila, pamiętaj o ostrzeżeniu Raziela... Może to stworzenie specjalnie chce, byś mu się przyglądała...”
- Nowy Król? – Te słowa Kaede zaalarmowały Vulfilę. Pamiętała słowa Hazarda... Mówił, że dojdzie do przewrotu i on chce w nim brać udział, mimo, że ona nie była z tego powodu zadowolona. Ale żeby to nastąpiło tak szybko? – Kto został Królem? Wiesz? – zapytała, choć wiedziała, że tym zdradzi swoją nieświadomość. Informacja ta była jednak dla niej bardzo cenna... bo jeśli to Kuro...– Chętnie bym pozdrowiła, ale nie znam żadnego księcia ... – powiedziała, tworząc z ust trąbkę. – Ekhm, no dobrze. To możemy potem lecieć, gdziekolwiek chcesz. – powiedziała nieco nieufnie po słowach Raziela. – Jednym palcem, mówisz? – Vulfila uśmiechnęła się pod nosem. Spodziewała się, że tak silna osoba jak Kaede będzie w stanie obiec ją trze razy wokół i dopiero potem zablokować jej uderzenie jednym palcem, ale ciekawa była, jak to będzie wyglądało i... czy uda jej się ją zaskoczyć.- Dobra, ale... wszystkie chwyty dozwolone? – upewniła się, po czym zaczęła rozgrzewać swoje pięści i odwracając się. – Nie chciałabym zrobić ci krzywdy. Jeśli tak będzie, to... oczywiście nieumyślnie. – dodała, oddalając się i kręcąc przy tym zalotnie swoimi dziewczęcymi walorami, których niewątpliwie śliczną ozdobą był ogonek. Gdy odeszła już na odpowiednią odległość, zwróciła się znów do nowej koleżanki.
- Gotowa?
OCC: Trening start
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Ocean
Pon Maj 08, 2017 9:42 pm
Vulfila dała sobie dwie minuty na zastanowienie. Pokonanie przeciwnika dużo silniejszego to nie lada wyzwanie. Chciała potrenować odrobinę sztukę zaskoczenia, która mogła pozwolić jej w przyszłości uniknąć wielu śmiertelnych sytuacji.
„Teraz obmyśl jakiś plan, Vulfila. Musisz ją zaskoczyć...” – mówiła do siebie w duchu. – „Walić pięściami jak cepem potrafi każdy, ale dobry wojownik obmyśla strategię, a strategia to przewidywanie ruchów przeciwnika...” – analizowala jeszcze przez chwilę w głowie – Czy Kaede spodziewa się któregoś kolejngo ruchu? Zapewne najbardziej typowego. Więc trzeba jej taki zaserwować. A potem... jakoś wykorzystać sytuację...” zastanawiała się, gdy nagle olśniło ją...- „Wiem... Ryzykowne, ale warte próby.”
Vulfila rozstawiła nogi na szerokość bioder, jedną zostawiając lekko w tyle, by móc szybko wystartować. Za jej plecami tańczył ogon, który nie potrafił ukryć drobnej ekscytacji dziewczyny. Przetarła dłonie zadowolona ze swojego niecnego planu. Na drobnych usteczkach malował się drwiący uśmieszek, a oczy świeciły przebiegłością.
- Możesz się jeszcze wycofać! – krzyknęła z daleka do dziewczyny, ale nie spodziewała się, by ona się miała zrezygnować w tej chwili. – Odliczam, żebyś mogła się przygotować! UWAGA! Trzy! Dwa! Jeden!
Jeszcze tylko błysk oka i odbicie światła w białym uśmiechu! Vulfila ruszyła w stronę Kaede. Leciała tak szybko, jak tylko potrafiła. Jej ogon trzepotał na wietrze zaraz za nią. Włosy z rozwiewały się dynamicznie. Jedną pięść miała skierowaną za siebie, by zadać cios. Drugą również przygotowaną do ataku. Zbliżała się nieubłaganie. Jeszcze 100 metrów... 50... 30... 20... iii...
- AAAAaaaaa! – zakrzyknęła Vulfila. Jedna jej pięść wędrowała właśnie w stronę... noska pięknej dziewczyny. Na tyle szybko, by Kaede musiała go natychmiast sparować. Zaraz potem cios kolanem w stronę brzucha, by i druga ręka dziewczyny zajęta była blokowaniem. A jeśli bogini obie ręce miała zajęte... Nie mogłaby uniknąć nieuniknionego... ponieważ zwinny ogon Halfki właśnie wsuwał jej się za dekolt, by wprawić w spodziewane osłupienie.
Więc Kaede miała do wyboru – albo obronić uderzenia saiyanki albo uchronić się przed penetracją pewnych intymnych miejsc... Co wybierze?
OCC: Trening stop
„Teraz obmyśl jakiś plan, Vulfila. Musisz ją zaskoczyć...” – mówiła do siebie w duchu. – „Walić pięściami jak cepem potrafi każdy, ale dobry wojownik obmyśla strategię, a strategia to przewidywanie ruchów przeciwnika...” – analizowala jeszcze przez chwilę w głowie – Czy Kaede spodziewa się któregoś kolejngo ruchu? Zapewne najbardziej typowego. Więc trzeba jej taki zaserwować. A potem... jakoś wykorzystać sytuację...” zastanawiała się, gdy nagle olśniło ją...- „Wiem... Ryzykowne, ale warte próby.”
- Muzyka opcjonalnie:
Vulfila rozstawiła nogi na szerokość bioder, jedną zostawiając lekko w tyle, by móc szybko wystartować. Za jej plecami tańczył ogon, który nie potrafił ukryć drobnej ekscytacji dziewczyny. Przetarła dłonie zadowolona ze swojego niecnego planu. Na drobnych usteczkach malował się drwiący uśmieszek, a oczy świeciły przebiegłością.
- Możesz się jeszcze wycofać! – krzyknęła z daleka do dziewczyny, ale nie spodziewała się, by ona się miała zrezygnować w tej chwili. – Odliczam, żebyś mogła się przygotować! UWAGA! Trzy! Dwa! Jeden!
Jeszcze tylko błysk oka i odbicie światła w białym uśmiechu! Vulfila ruszyła w stronę Kaede. Leciała tak szybko, jak tylko potrafiła. Jej ogon trzepotał na wietrze zaraz za nią. Włosy z rozwiewały się dynamicznie. Jedną pięść miała skierowaną za siebie, by zadać cios. Drugą również przygotowaną do ataku. Zbliżała się nieubłaganie. Jeszcze 100 metrów... 50... 30... 20... iii...
- AAAAaaaaa! – zakrzyknęła Vulfila. Jedna jej pięść wędrowała właśnie w stronę... noska pięknej dziewczyny. Na tyle szybko, by Kaede musiała go natychmiast sparować. Zaraz potem cios kolanem w stronę brzucha, by i druga ręka dziewczyny zajęta była blokowaniem. A jeśli bogini obie ręce miała zajęte... Nie mogłaby uniknąć nieuniknionego... ponieważ zwinny ogon Halfki właśnie wsuwał jej się za dekolt, by wprawić w spodziewane osłupienie.
Więc Kaede miała do wyboru – albo obronić uderzenia saiyanki albo uchronić się przed penetracją pewnych intymnych miejsc... Co wybierze?
OCC: Trening stop
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach