Orbita
+8
NPC.
Red
Rikimaru
Xanas
Hazard
Reito
Hikaru
NPC
12 posters
Strona 2 z 2 • 1, 2
Orbita
Sro Maj 30, 2012 12:34 am
First topic message reminder :
Olbrzymia połać wolnej przestrzeni otaczająca Ziemię. To w tym miejscu pojawiają się statki opuszczające planetę lub wlatujące doń. Nieostrożni powinni uważać na księżyc.
Olbrzymia połać wolnej przestrzeni otaczająca Ziemię. To w tym miejscu pojawiają się statki opuszczające planetę lub wlatujące doń. Nieostrożni powinni uważać na księżyc.
Re: Orbita
Pią Cze 12, 2015 9:49 am
Ostał się tylko jeden Saiyan'ski statek. Jego załoga z przerażeniem patrzyła, jak ich kompani są rozszarpywani na strzępy. Byli coraz bliżej celu, ale nim wylądują na Ziemi, przyjdzie im się zmierzyć z parą demonów. Właz otworzył się ponownie, lecz tym razem oczom June i Red'a ukazały się zaledwie dwie jednostki. Od razu było widać, że są znacznie silniejsi od tamtych płotek, a także w jakiś sposób byli w stanie oddychać w przestrzeni kosmicznej, gdyż żaden nie miał na twarzy maski.
OCC:
Kości zostały (w sumie zostaną) rzucone. Dla June małpka o takich a nie innych statach:
Siła: 3500
Szybkość: 4500
Wytrzymałość: 2700
HP: 40500
Jak wypadnie technika to używa Final Flash za 20 000 dmg.
Dla Red:
Siła: 5000
Szybkość: 4300
Wytrzymałość: 3200
HP: 48000
Jak wypadnie technika to używa Heat Dome Attack za 30 000 dmg.
Potem opisujecie jak niszczycie ten ostatni statek i koniec
OCC:
Kości zostały (w sumie zostaną) rzucone. Dla June małpka o takich a nie innych statach:
Siła: 3500
Szybkość: 4500
Wytrzymałość: 2700
HP: 40500
Jak wypadnie technika to używa Final Flash za 20 000 dmg.
Dla Red:
Siła: 5000
Szybkość: 4300
Wytrzymałość: 3200
HP: 48000
Jak wypadnie technika to używa Heat Dome Attack za 30 000 dmg.
Potem opisujecie jak niszczycie ten ostatni statek i koniec
- GośćGość
Re: Orbita
Pon Cze 15, 2015 8:32 pm
Z jednego statku nagle z dupy zrobiło się kilku, ale dajmy na to, że matrix (w postaci MG) postanowił zrobić psikusa, albo Red i June mieli wspólną halucynację. Coś w ten deseń. W każdym razie ich atak zniszczył znaczną większość wrogich sił. Nie spodziewała się nawet, że to będzie happy end. O nie. Coś tak banalnego nie mogło całkowicie zniszczyć saiyan, musieli mieć asa w rękawie. No i go dostali. Dwa wojownicze demony ninja mogły zobaczyć w oddali zbliżające się dwie jednostki o dość wysokiej sile. Oczywiście nie byli silniejsi od dwójki obrońców, lecz jednym atakiem jak tamtych, nie załatwią sprawy. Warknęła niebezpiecznie, wymachując ogonem. Oblizała się lubieżnie traktując swojego nowego przeciwnika jak kot zabawkę. Będzie się teraz bawić, oj będzie.
Wyciągnęła rękę do boku, a wtedy w niej pojawił się długi, ostry jak brzytwa miecz w kolorach ognia. Zmrużyła oczy, tatuaże na jej ciele zabłysły. Zwężone źrenice przeszyły swojego przeciwnika, łaknąć jego krwi, śmierci, bólu. Czysta demońska ochota na małe co-nieco ogarnęła demonicę. Dlaczego tak się zachowywała? Cóż, zapewne to wina obecności innego demona, który nie ukrywał nawet na chwilę swojej prawdziwej natury.
Buchnęła aurą i ruszyła na mięso armatnie, które było jej przeciwnikiem. Pozwoliła, by jej rozgrzany jeszcze do białości miecz wtopił się w tors saiyana. Bez problemu przebiła się przez jego zbroję i zakotwiczyła swój oręż dzięki hakowi na końcu ostrza. Uśmiechnęła się lubieżnie widząc na jego twarzy wyraz ogromnego bólu. Zdaje sobie sprawę z tego, że to BOLI jak cholera. Sama nie raz była prawie martwa. Dodatkowo rozgrzany miecz smażył kolegę od środka, co dawał o sobie poznać nieziemsko okropny smród palonego ciała.
Zaczęła okręcać się dookoła własnej osi z mięsem na końcu swojego 'kijka'. Jego krzyk wypełniał jej uszy, był dla niej słodką muzyką. W końcu i hak puścił, przecinając mięso do końca. Oponent poleciał daleko w stronę błękitnej planety, a ona zaraz za nim.
OOC
Wyciągnęła rękę do boku, a wtedy w niej pojawił się długi, ostry jak brzytwa miecz w kolorach ognia. Zmrużyła oczy, tatuaże na jej ciele zabłysły. Zwężone źrenice przeszyły swojego przeciwnika, łaknąć jego krwi, śmierci, bólu. Czysta demońska ochota na małe co-nieco ogarnęła demonicę. Dlaczego tak się zachowywała? Cóż, zapewne to wina obecności innego demona, który nie ukrywał nawet na chwilę swojej prawdziwej natury.
Buchnęła aurą i ruszyła na mięso armatnie, które było jej przeciwnikiem. Pozwoliła, by jej rozgrzany jeszcze do białości miecz wtopił się w tors saiyana. Bez problemu przebiła się przez jego zbroję i zakotwiczyła swój oręż dzięki hakowi na końcu ostrza. Uśmiechnęła się lubieżnie widząc na jego twarzy wyraz ogromnego bólu. Zdaje sobie sprawę z tego, że to BOLI jak cholera. Sama nie raz była prawie martwa. Dodatkowo rozgrzany miecz smażył kolegę od środka, co dawał o sobie poznać nieziemsko okropny smród palonego ciała.
Zaczęła okręcać się dookoła własnej osi z mięsem na końcu swojego 'kijka'. Jego krzyk wypełniał jej uszy, był dla niej słodką muzyką. W końcu i hak puścił, przecinając mięso do końca. Oponent poleciał daleko w stronę błękitnej planety, a ona zaraz za nim.
OOC
Przeciwnik Siła: 3500 Szybkość: 4500 Wytrzymałość: 2700 HP: 40500-22280=18220 | Mua Magic Sword Efekt: 27850 DMG 1/6 tura HP: BZ KI:-22280 |
Re: Orbita
Pon Cze 15, 2015 8:32 pm
The member 'June' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Walka automat ' :
Result :
'Walka automat ' :
Result :
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Sro Cze 17, 2015 5:11 pm
Z góry wybaczcie za "tani" ruch, ale odeszła wena na pisanie.
No nie, kolejni wojownicy, tym razem o wiele silniejsi od poprzedników, stanęli demonom na drodze ku całkowitej destrukcji ich statku. Jak mieli czelność w ogóle podejmować następne ataki na dwójkę obrońców. Nie widzieli co stało się ich kompanom? Może nie chcieli wiedzieć. Pewnie dostali rozkaz od Króla, że mają zniszczyć Ziemię, a jak zdezertują - spotka ich śmierć z ręki władcy Vegety. Właściwie... bardzo możliwe, iż woleli zginąć w walce niż po wyroku więziennym, ale z tak zdeterminowanymi i owładniętymi chęcią mordu demonami nie mogło się to udać. Zwłaszcza, że June chroniła nie tylko Ziemię i jej mieszkańców, lecz swojego synka - a to wielka motywacja. Z kolei Red stracił racjonalne podejście do wszystkich i wszystkiego, co go otaczało. Odbiło się to na przeciwniku, który miał okazję posmakować bestialskiej siły.
Niepohamowany w działaniach, natchniony demonicznymi znamionami i mocą June, przystąpił do walki. Nie grał fair, nie grał honorowo - od razu przeszedł do sedna sprawy. Trafić, by zadać najwięcej bólu, by zabić. Wpierw wydłużył sobie rękę, która przebiła na wylot szyję wojownika. Tak nabity na haczyk ze szponiastej dłoni Reda Saiyanin szamotał się i próbował wyciągnąć z szyi obce ciało. Na próżno. Już przybliżył do siebie nieszczęśnika, nad którym pastwił się brutalnie. Przebijał szponami kolejne miejsca na zbroi dziurawiąc ją jak ser szwajcarski, a ciosy zdesperowanego przeciwnika po prostu nie robiły na nim najmniejszego wrażenia. Tak z zimną krwią rozszarpał żywcem oponenta, który nie zaznał spokojnej śmierci - w agonii czuł, jak tracił w zastraszającym tempie posokę, którą spijał w wariackim amoku Czarnowłosy demon. Krew, krew, więcej krwi! Kły mocno przywarły do najbardziej krwawiącej rany i osuszał ofiarę szybciej niż Cell pochłaniał Androidów. Podczas każdego łyku rósł w siłę, poświata wokół niego burzyła się, aż rozwaliła jego piękny warkocz. Świeciły mu się oczy jak neony (tak mocno, że przysłoniły czarne bielma swą intensywnością), tak samo jak rubin na czole i naszyjniku.
Skórę i kości wraz ze zniszczonym ubiorem Saiyanina odrzucił precz od siebie rosnącą, smolistą aurą - gdzieś w przestrzeń kosmiczną. Wyglądał potwornie - bez uśmiechu, ze ślepiami parzącymi od kolorystyki, umorusany z góry na dół krwią wielorakiego pochodzenia. Szpony lepiły się od zastygającej mazi, więc przywarł je go ust i oblizywał jak kot poranioną łapkę. Później oblizał lubieżnie wargi i warczał złowrogo. Za mało posoki, stanowczo za mało, ale w tamtej latającej puszcze kryło się więcej istot z krwią. Nie czekając na bodziec w postaci rozumnego myślenia aktywował jeszcze większą aurę i zerwał się z miejsca lecąc w stronę statku.
Ooc:
Zastosowałam atak i dwa ataki dodatkowe ze względu na różnice w statystykach (wiem, że tani ruch, ale wyżej już wyjaśniłam powód) oraz braku w technikach możliwości obrony rozpisuję następująco:
1. Mystic Attack = 1,5*(siła+szybkość) = 1,5*(8800+8700) = 26250 DMG, koszt = 50% z DMG = 13125 Ki
2. Atak potężny = siła+szybkość = 17500 DMG
3. Atak podstawowy = siła = 8800 DMG
SUMA = 26250 + 17500 + 8800 = 52550 DMG
Przeciwnik:
HP: 48000 - 52550 = mniej niż zero
[Ooc: trening, post drugi ostatni]
No nie, kolejni wojownicy, tym razem o wiele silniejsi od poprzedników, stanęli demonom na drodze ku całkowitej destrukcji ich statku. Jak mieli czelność w ogóle podejmować następne ataki na dwójkę obrońców. Nie widzieli co stało się ich kompanom? Może nie chcieli wiedzieć. Pewnie dostali rozkaz od Króla, że mają zniszczyć Ziemię, a jak zdezertują - spotka ich śmierć z ręki władcy Vegety. Właściwie... bardzo możliwe, iż woleli zginąć w walce niż po wyroku więziennym, ale z tak zdeterminowanymi i owładniętymi chęcią mordu demonami nie mogło się to udać. Zwłaszcza, że June chroniła nie tylko Ziemię i jej mieszkańców, lecz swojego synka - a to wielka motywacja. Z kolei Red stracił racjonalne podejście do wszystkich i wszystkiego, co go otaczało. Odbiło się to na przeciwniku, który miał okazję posmakować bestialskiej siły.
Niepohamowany w działaniach, natchniony demonicznymi znamionami i mocą June, przystąpił do walki. Nie grał fair, nie grał honorowo - od razu przeszedł do sedna sprawy. Trafić, by zadać najwięcej bólu, by zabić. Wpierw wydłużył sobie rękę, która przebiła na wylot szyję wojownika. Tak nabity na haczyk ze szponiastej dłoni Reda Saiyanin szamotał się i próbował wyciągnąć z szyi obce ciało. Na próżno. Już przybliżył do siebie nieszczęśnika, nad którym pastwił się brutalnie. Przebijał szponami kolejne miejsca na zbroi dziurawiąc ją jak ser szwajcarski, a ciosy zdesperowanego przeciwnika po prostu nie robiły na nim najmniejszego wrażenia. Tak z zimną krwią rozszarpał żywcem oponenta, który nie zaznał spokojnej śmierci - w agonii czuł, jak tracił w zastraszającym tempie posokę, którą spijał w wariackim amoku Czarnowłosy demon. Krew, krew, więcej krwi! Kły mocno przywarły do najbardziej krwawiącej rany i osuszał ofiarę szybciej niż Cell pochłaniał Androidów. Podczas każdego łyku rósł w siłę, poświata wokół niego burzyła się, aż rozwaliła jego piękny warkocz. Świeciły mu się oczy jak neony (tak mocno, że przysłoniły czarne bielma swą intensywnością), tak samo jak rubin na czole i naszyjniku.
Skórę i kości wraz ze zniszczonym ubiorem Saiyanina odrzucił precz od siebie rosnącą, smolistą aurą - gdzieś w przestrzeń kosmiczną. Wyglądał potwornie - bez uśmiechu, ze ślepiami parzącymi od kolorystyki, umorusany z góry na dół krwią wielorakiego pochodzenia. Szpony lepiły się od zastygającej mazi, więc przywarł je go ust i oblizywał jak kot poranioną łapkę. Później oblizał lubieżnie wargi i warczał złowrogo. Za mało posoki, stanowczo za mało, ale w tamtej latającej puszcze kryło się więcej istot z krwią. Nie czekając na bodziec w postaci rozumnego myślenia aktywował jeszcze większą aurę i zerwał się z miejsca lecąc w stronę statku.
Ooc:
Zastosowałam atak i dwa ataki dodatkowe ze względu na różnice w statystykach (wiem, że tani ruch, ale wyżej już wyjaśniłam powód) oraz braku w technikach możliwości obrony rozpisuję następująco:
1. Mystic Attack = 1,5*(siła+szybkość) = 1,5*(8800+8700) = 26250 DMG, koszt = 50% z DMG = 13125 Ki
2. Atak potężny = siła+szybkość = 17500 DMG
3. Atak podstawowy = siła = 8800 DMG
SUMA = 26250 + 17500 + 8800 = 52550 DMG
Przeciwnik:
HP: 48000 - 52550 = mniej niż zero
[Ooc: trening, post drugi ostatni]
- GośćGość
Re: Orbita
Czw Cze 18, 2015 5:20 pm
Zauważyła, że Red skończył ze swoim przeciwnikiem. Z lekkim przerażeniem w oczach odkryła, że zostały z niego jedynie strzępki wiszącego mięsa dryfującego w kosmosie. Nieprzyjemny dla oka widok, szczególnie dla randomowej osoby z Ziemi, jak w horrorze. Koszmary po nocach gwarantowane. Nawet głodny wilk czy dziki lew jest bardziej delikatny.
Jej chwilowe zamyślenie się i zupełna dezorientacja przez zainteresowanie kolegą demonem było dla niej zgubne. Nie zauważyła kiedy to wściekły saiyajin z dziurą po mieczu w torsie podleciał w jej stronę, zadając demonicy cios w brzuch. Był na tyle silny by ta się zgięła, lecz nie tak, by zaraz miała zwijać się z bólu czy umierać. Taka zgięta schowała twarz za firanką bujnych rudych włosów.
___ - Dlaczego to robisz? - spytała podnosząc lekko głowę. Spojrzała w twarz podstarzałego saiyana całego w bliznach - Wiesz, że zginiesz, więc dlaczego walczysz? - przyjrzała mu się z bliska. Jego oczy... nie wyrażały nic, nie miały żadnego blasku, były puste, jak u androida, robota. Teraz zrozumiała. On nie robi tego bo chce, on to robi bo musi. Jest kontrolowany tak samo jak April była kontrolowana na Vegecie. Bestie. Zrobili sobie armię zombieniewolników. Aż żal jej było go zabijać, ale nie było wyboru. Jeśli go puści wolno, poleci na Ziemię by wykonać polecenie nadane mu przez Króla - będzie niszczył błękitną planetę. Nie ma lekarstwa na tą chorą zombiefikację, jedynym wyjściem jest śmierć.
___ - Wrócicie do życia. Jako wy, nie jako lalki. - powiedziała do niego, ale tak jak poprzednio, odpowiedzią nie były żadne słowa. Rozwścieczony saiyanin zadał jej serię ciosów, których demonica, albo unikała, albo blokowała. Red leciał w stronę statku, więc musiała go trochę przypilnować by nie dostał już do końca szajby, czy też popadł w amok. W pewnym momencie zablokowała cios pięścią swojego przeciwnika, używając własnej aury odepchnęła go minimalnie od siebie, a następnie wzięła zamach po to by szybko i bezboleśnie ściąć jegomościa o głowę... chociaż tyle dla niego zrobi. W czasie gdy ciało powędrowało w stronę globu, rudowłosa dziewczyna pomknęła potowarzyszyć Red'owi.
OOC
Był power up, ale przerobiłam na atak podstawowy, bo i tak to by nic nie dało.
Moje dmg takie jak poprzednio - oponent dead.
HP: -3500
KI: -22280
MS 2/6
Jej chwilowe zamyślenie się i zupełna dezorientacja przez zainteresowanie kolegą demonem było dla niej zgubne. Nie zauważyła kiedy to wściekły saiyajin z dziurą po mieczu w torsie podleciał w jej stronę, zadając demonicy cios w brzuch. Był na tyle silny by ta się zgięła, lecz nie tak, by zaraz miała zwijać się z bólu czy umierać. Taka zgięta schowała twarz za firanką bujnych rudych włosów.
___ - Dlaczego to robisz? - spytała podnosząc lekko głowę. Spojrzała w twarz podstarzałego saiyana całego w bliznach - Wiesz, że zginiesz, więc dlaczego walczysz? - przyjrzała mu się z bliska. Jego oczy... nie wyrażały nic, nie miały żadnego blasku, były puste, jak u androida, robota. Teraz zrozumiała. On nie robi tego bo chce, on to robi bo musi. Jest kontrolowany tak samo jak April była kontrolowana na Vegecie. Bestie. Zrobili sobie armię zombieniewolników. Aż żal jej było go zabijać, ale nie było wyboru. Jeśli go puści wolno, poleci na Ziemię by wykonać polecenie nadane mu przez Króla - będzie niszczył błękitną planetę. Nie ma lekarstwa na tą chorą zombiefikację, jedynym wyjściem jest śmierć.
___ - Wrócicie do życia. Jako wy, nie jako lalki. - powiedziała do niego, ale tak jak poprzednio, odpowiedzią nie były żadne słowa. Rozwścieczony saiyanin zadał jej serię ciosów, których demonica, albo unikała, albo blokowała. Red leciał w stronę statku, więc musiała go trochę przypilnować by nie dostał już do końca szajby, czy też popadł w amok. W pewnym momencie zablokowała cios pięścią swojego przeciwnika, używając własnej aury odepchnęła go minimalnie od siebie, a następnie wzięła zamach po to by szybko i bezboleśnie ściąć jegomościa o głowę... chociaż tyle dla niego zrobi. W czasie gdy ciało powędrowało w stronę globu, rudowłosa dziewczyna pomknęła potowarzyszyć Red'owi.
OOC
Był power up, ale przerobiłam na atak podstawowy, bo i tak to by nic nie dało.
Moje dmg takie jak poprzednio - oponent dead.
HP: -3500
KI: -22280
MS 2/6
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Sob Cze 20, 2015 5:19 pm
Ruszył co sił w kierunku konserwy zwanej statkiem-matką. Czaiło się w nich sporo energii, o różnych poziomach mocy, lecz nagromadzenie było imponujące. Jednak nie ta myśl skłaniała Red'a do otworzenia puszki Pandory. Jak tylko naruszy konstrukcję pojazdu kosmicznego, bardzo prawdopodobne, że wojownicy wylecą z niego jak pszczoły z uszkodzonego ula. Niby wcześniej z rozkazu June zniszczył silnik, aczkolwiek uparcie ogromny statek nie zmieniał kursu. Podążał w kierunku Ziemi, jak na złość staraniom demonów. Lecz jeszcze raz - to nie był główny cel młodzieńca.
Zawładnięty chęcią mordu dla krwi i jej smaku skierował rękę na pojazd. Wysunął jeden ze zbrukanych posoką szponów, którym zaznaczył grubą czerwoną kreskę w przestrzeni. Ta rozbiła się na miliardy kawałeczków mknących na statek. Grad czerwonych igieł podziurawił konstrukcję jak ser szwajcarski, teraz tylko czekać, aż wydostaną się pierwsi ochotnicy. I doczekał się.
Wyleciało ich około dziesięciu. Nie byli tak silni jak ci, z którymi rozpoczynali śmiercionośną bitwę, lecz krwi mieli po tyle samo co tamci. Szybki jak błyskawica znalazł się przy pierwszej ofierze, której skręcił głowę po to tylko, by wytrysnęła z niej fontanna bordowej brei. Prawie jak z butelki wychłeptał groteskowo paliwo, by pokiereszować jeszcze bardziej dotkliwie kolejnych śmiałków. Żadnych skrupułów, żadnym hamulców, nawet jak ktoś go uderzył - nie zwracał na to uwagi, tylko zabijał i zabijał i zabijał dla krwi. Dziesięciu było wciąż mu mało. Inni nie kwapili się do opuszczenia statku, który wciąż podążał do celu. Tego było już za wiele! Z dzikim rykiem wystrzelił z obu dłoni chmarę czarnych motyli, które wdarły się do środka przez dziurawy kadłub i zżerały wojowników żywcem. Ki demona rozłożyła się po całym statku, chciał dosięgnąć każdego wojownika, lecz sam pojazd był zbyt potężny, a potencjalnych dawców krwi - zbyt wielu. Nie zważając na logikę, rzucił się ze szponami na statek, przez który przebił się jak gorący nóż w masło i wystrzelił z drugiej strony - na nowo okryty posoką od świeżo zabitych. Ale też mając na sobie mnóstwo ran ciętych, oparzeń, ubytków w mocy. Desperacki krok dyktowany bestialskim instynktem kosztował go sporo. I mimo ogromnych strat po stronie wroga, Red nie nadawał się do walki. Ale i tak czując w sobie resztkę energii, odwrócił się w kierunku pojazdu. Ryknął jeszcze raz, dla motywacji, by wystrzelić z rąk kaskadę Ki Blastów, aż znieruchomiał. Roztrwonił całą swoją Ki, że nawet utrzymywanie siebie w locie w przestrzeni sprawiało trudności. Jeśli teraz przybyłyby posiłki, demon nie przydałby się na nic.
Zwieńczenie misji należało do June. Tylko ona mogła doprowadzić sprawę do końca.
Ooc:
1. Od groma Ki Blastów, Lightning Shower Rain i Dark Soul - zostaje Redowi 200 Ki
2. Przy bezpośrednim starciu z pojazdem doznał uszczerbku zdrowia wynoszącą połowy zdrowia.
Zawładnięty chęcią mordu dla krwi i jej smaku skierował rękę na pojazd. Wysunął jeden ze zbrukanych posoką szponów, którym zaznaczył grubą czerwoną kreskę w przestrzeni. Ta rozbiła się na miliardy kawałeczków mknących na statek. Grad czerwonych igieł podziurawił konstrukcję jak ser szwajcarski, teraz tylko czekać, aż wydostaną się pierwsi ochotnicy. I doczekał się.
Wyleciało ich około dziesięciu. Nie byli tak silni jak ci, z którymi rozpoczynali śmiercionośną bitwę, lecz krwi mieli po tyle samo co tamci. Szybki jak błyskawica znalazł się przy pierwszej ofierze, której skręcił głowę po to tylko, by wytrysnęła z niej fontanna bordowej brei. Prawie jak z butelki wychłeptał groteskowo paliwo, by pokiereszować jeszcze bardziej dotkliwie kolejnych śmiałków. Żadnych skrupułów, żadnym hamulców, nawet jak ktoś go uderzył - nie zwracał na to uwagi, tylko zabijał i zabijał i zabijał dla krwi. Dziesięciu było wciąż mu mało. Inni nie kwapili się do opuszczenia statku, który wciąż podążał do celu. Tego było już za wiele! Z dzikim rykiem wystrzelił z obu dłoni chmarę czarnych motyli, które wdarły się do środka przez dziurawy kadłub i zżerały wojowników żywcem. Ki demona rozłożyła się po całym statku, chciał dosięgnąć każdego wojownika, lecz sam pojazd był zbyt potężny, a potencjalnych dawców krwi - zbyt wielu. Nie zważając na logikę, rzucił się ze szponami na statek, przez który przebił się jak gorący nóż w masło i wystrzelił z drugiej strony - na nowo okryty posoką od świeżo zabitych. Ale też mając na sobie mnóstwo ran ciętych, oparzeń, ubytków w mocy. Desperacki krok dyktowany bestialskim instynktem kosztował go sporo. I mimo ogromnych strat po stronie wroga, Red nie nadawał się do walki. Ale i tak czując w sobie resztkę energii, odwrócił się w kierunku pojazdu. Ryknął jeszcze raz, dla motywacji, by wystrzelić z rąk kaskadę Ki Blastów, aż znieruchomiał. Roztrwonił całą swoją Ki, że nawet utrzymywanie siebie w locie w przestrzeni sprawiało trudności. Jeśli teraz przybyłyby posiłki, demon nie przydałby się na nic.
Zwieńczenie misji należało do June. Tylko ona mogła doprowadzić sprawę do końca.
Ooc:
1. Od groma Ki Blastów, Lightning Shower Rain i Dark Soul - zostaje Redowi 200 Ki
2. Przy bezpośrednim starciu z pojazdem doznał uszczerbku zdrowia wynoszącą połowy zdrowia.
- GośćGość
Re: Orbita
Nie Cze 21, 2015 5:21 pm
Zawisła w powietrzu, będąc w bezpiecznej odległości od Red'a. Obserwowała co robi będąc w każdej chwili gotowa na to, by zainterweniować, ale nie było takiej potrzeby jak widać. Skierowała swoje zmysły w stronę Ziemi. Jest tam spokojnie, żadna panika nie wybuchła. Prawdopodobnie ziemianie nawet nie wiedzą o tym, że tutaj coś się złego dzieje. To nawet i lepiej, choć... nikt nie dowie się, że ich życia oraz planeta zostały uratowane dzięki dwóm demonom, które wcale nie musiały tego robić. Przecież mogła się wraz z Red'em zawinąć gdzieś indziej, nie interesować się. To nie ich planeta, urodzili się na Dark Star, która została zniszczona przez... half-saiyana, mieszkańca tej planety - Hikaru. Dlaczego więc chronią dom tego, który przyczynił się do zagłady ich matki?
Wątpliwość ogarnęła głowę rudowłosej wojowniczki. Dlaczego to robi?
Przecież...
to...
nie jest...
jej... dom.
Odrzucili ją.
Wszyscy.
Od początku spoglądali na nią jak na potwora, który w każdej chwili może się odwrócić i poderżnąć wszystkim gardła. Zawsze była na celowniku u Hikaru, był gotowy ją zabić gdy tylko pojawi się jakieś wahanie nastroju. Nikt jej nie ufał... nawet ojciec jej dziecka. Była sama, jest sama i będzie sama.
Podniosła swoje dłonie. Lewa, cała usmarowana krwią przeciwników, prawa, dzierżąca miecz, który był w takim samym stanie co ręka. Gęsta posoka spływała po ostrzu drażniąc demońskie instynkty rudej. Koniec tej zabawy. Popełniła błąd chcąc ratować tę planetę, ale teraz nie ma wyboru, musi dokończyć dzieła. Gdyby wcześniej się nad tym zastanowiła to by wzięła Shigo i dała nogę, jednak odwrót w tej chwili nie wchodzi w grę.
Zacisnęła dłoń na klindze miecza warcząc jak kocur. Ogon demonicy zamachnął się, tnąc powietrze, po czym wybuchła ogromną, czerwoną aurą otoczoną wyładowaniami elektrycznymi, pojawiającymi się co kilka sekund. Gdyby w kosmosie istniała jakaś atmosfera, to prawdopodobnie wokół demonicy szalałaby burza stulecia. Ale tak, to mogła mieć jedynie lekki wpływ na chmury oraz wiatr hulający na planecie za nią.
___ - ZDYCHAJCIE MAŁPY, HYAAAAAAAAAAAAAAAAAA! - wrzasnęła na całe gardło unosząc miecz nad swoją głowę. Skumulowała w nim tyle energii ile tylko mogła z siebie w tej chwili wykrzesać, po czym wyrzuciła ją w postaci ogromnej, czerwonej, kilkunastometrowej fali, która przeszyła wrogi statek na wylot. (Getsuga Tensho, huehehehe) Kilka sekund ciszy zostało przerwanych przez nagły wybuch pojazdu kosmicznego. Fala wybuchu była na tyle silna, że osłabiona przez utratę KI demonica została popchnięta w stronę błękitnego globu. Nie miała siły nawet by latać, choć rany nie były wcale głębokie. Zamknęła oczy będąc gotowa na bliskie spotkanie z ziemią. Uśmiechnęła się. Wygrali.
OOC
KI: -22280
MS zdezaktywowany
ZTx2 na Ziemię.
Wątpliwość ogarnęła głowę rudowłosej wojowniczki. Dlaczego to robi?
Przecież...
to...
nie jest...
jej... dom.
Odrzucili ją.
Wszyscy.
Od początku spoglądali na nią jak na potwora, który w każdej chwili może się odwrócić i poderżnąć wszystkim gardła. Zawsze była na celowniku u Hikaru, był gotowy ją zabić gdy tylko pojawi się jakieś wahanie nastroju. Nikt jej nie ufał... nawet ojciec jej dziecka. Była sama, jest sama i będzie sama.
Podniosła swoje dłonie. Lewa, cała usmarowana krwią przeciwników, prawa, dzierżąca miecz, który był w takim samym stanie co ręka. Gęsta posoka spływała po ostrzu drażniąc demońskie instynkty rudej. Koniec tej zabawy. Popełniła błąd chcąc ratować tę planetę, ale teraz nie ma wyboru, musi dokończyć dzieła. Gdyby wcześniej się nad tym zastanowiła to by wzięła Shigo i dała nogę, jednak odwrót w tej chwili nie wchodzi w grę.
- Dorzucam theme June:
Zacisnęła dłoń na klindze miecza warcząc jak kocur. Ogon demonicy zamachnął się, tnąc powietrze, po czym wybuchła ogromną, czerwoną aurą otoczoną wyładowaniami elektrycznymi, pojawiającymi się co kilka sekund. Gdyby w kosmosie istniała jakaś atmosfera, to prawdopodobnie wokół demonicy szalałaby burza stulecia. Ale tak, to mogła mieć jedynie lekki wpływ na chmury oraz wiatr hulający na planecie za nią.
___ - ZDYCHAJCIE MAŁPY, HYAAAAAAAAAAAAAAAAAA! - wrzasnęła na całe gardło unosząc miecz nad swoją głowę. Skumulowała w nim tyle energii ile tylko mogła z siebie w tej chwili wykrzesać, po czym wyrzuciła ją w postaci ogromnej, czerwonej, kilkunastometrowej fali, która przeszyła wrogi statek na wylot. (Getsuga Tensho, huehehehe) Kilka sekund ciszy zostało przerwanych przez nagły wybuch pojazdu kosmicznego. Fala wybuchu była na tyle silna, że osłabiona przez utratę KI demonica została popchnięta w stronę błękitnego globu. Nie miała siły nawet by latać, choć rany nie były wcale głębokie. Zamknęła oczy będąc gotowa na bliskie spotkanie z ziemią. Uśmiechnęła się. Wygrali.
OOC
KI: -22280
MS zdezaktywowany
ZTx2 na Ziemię.
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Sob Paź 01, 2016 5:43 pm
Otworzyłem oczy gdy poczułem znajomą Ki i spory hałas wywołany przylotem... kapsuły. Księciuniu pojawił się w mniej imponującym pojeździe niż można by się po nim spodziewać. Przejaw skromności? Wątpliwe. Ale gdy się temu pojazdowi przyjrzałem, to nawet spodobała mi się ta decyzja. Dała mi pewien pomysł.
-W gorącej wodzie kąpany, jak zawsze.
Powiedziałem pod nosem w odpowiedzi na jego pośpieszanie mnie. Zaraz potem przybrałem srebrzysta barwę, i przeszedłem w formę płynną, przypominającą żywą rtęć by ułatwić sobie transport na Ziemię. Następnie popłynąłem do kapsuły i usadowiłem się na jej suficie, jako mała kałuża. Raziel wkrótce zamknął kapsułę i wyleciał na orbitę, w tym czasie ja upewniłem się że moja Ki nie jest wyczuwalna. Po krótkiej chwili otrzymał pozwolenie na opuszczenie planety, i rozpoczęła się podróż na Ziemię. I nie była ona wcale taka nudna, przynajmniej dla mnie. Poobserwowałem kosmos przez okno kapsuły, skanowałem okoliczne planety Ki Feelingiem, okazjonalnie rozmawiałem telepatycznie ze starymi znajomymi z Ziemi. Wszystko to będąc pod postacią małej srebrzystej mazi.
W końcu dotarliśmy do ośmio planetarnego układu słonecznego, z wielką gwiazdą w centrum, nazywaną przez ludzi słońcem. Na tym etapie zaczynałem już myśleć o najbliższej przyszłości. Perspektywa bycia zepchniętym na dalszy plan, podczas gdy Księciuniu będzie załatwiać swoje formalności bardzo mi się nie podobała. Do tego stopnia, że postanowiłem coś z tym zrobić. Dlatego gdy zbliżaliśmy się do Ziemi, skorzystałem z tego że jestem cieczą, i przedostałem się przez szczeliny do elektroniki kapsuły. Tam zacząłem psuć. I to całkiem sporo psuć, ale nie bezmyślnie. Pozbawiłem Raziela kontroli nad pojazdem, a następnie wymusiłem awaryjne lądowanie. Daleko od miejsca w którym przebywa Kisa. Jednocześnie byłem subtelny. Kapsuła zaczęła się dziwnie zachowywać, i wszystko przypominało rasową usterkę. A mnie pozostało się chełpić, i wyczekiwać momentu wylądowania.
OOC
psuję kapsułę wymuszajac awaryjne lądowanie.
regeneracja 10% HP i KI
z/t x2 na Pustkowie
-W gorącej wodzie kąpany, jak zawsze.
Powiedziałem pod nosem w odpowiedzi na jego pośpieszanie mnie. Zaraz potem przybrałem srebrzysta barwę, i przeszedłem w formę płynną, przypominającą żywą rtęć by ułatwić sobie transport na Ziemię. Następnie popłynąłem do kapsuły i usadowiłem się na jej suficie, jako mała kałuża. Raziel wkrótce zamknął kapsułę i wyleciał na orbitę, w tym czasie ja upewniłem się że moja Ki nie jest wyczuwalna. Po krótkiej chwili otrzymał pozwolenie na opuszczenie planety, i rozpoczęła się podróż na Ziemię. I nie była ona wcale taka nudna, przynajmniej dla mnie. Poobserwowałem kosmos przez okno kapsuły, skanowałem okoliczne planety Ki Feelingiem, okazjonalnie rozmawiałem telepatycznie ze starymi znajomymi z Ziemi. Wszystko to będąc pod postacią małej srebrzystej mazi.
W końcu dotarliśmy do ośmio planetarnego układu słonecznego, z wielką gwiazdą w centrum, nazywaną przez ludzi słońcem. Na tym etapie zaczynałem już myśleć o najbliższej przyszłości. Perspektywa bycia zepchniętym na dalszy plan, podczas gdy Księciuniu będzie załatwiać swoje formalności bardzo mi się nie podobała. Do tego stopnia, że postanowiłem coś z tym zrobić. Dlatego gdy zbliżaliśmy się do Ziemi, skorzystałem z tego że jestem cieczą, i przedostałem się przez szczeliny do elektroniki kapsuły. Tam zacząłem psuć. I to całkiem sporo psuć, ale nie bezmyślnie. Pozbawiłem Raziela kontroli nad pojazdem, a następnie wymusiłem awaryjne lądowanie. Daleko od miejsca w którym przebywa Kisa. Jednocześnie byłem subtelny. Kapsuła zaczęła się dziwnie zachowywać, i wszystko przypominało rasową usterkę. A mnie pozostało się chełpić, i wyczekiwać momentu wylądowania.
OOC
psuję kapsułę wymuszajac awaryjne lądowanie.
regeneracja 10% HP i KI
z/t x2 na Pustkowie
- Joker
- Liczba postów : 364
Data rejestracji : 29/11/2015
Identification Number
HP:
(2100/2100)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Czw Lis 10, 2016 9:28 pm
Shadow zbliżał się w kapsule do planety. Co ciekawe Ziemia nie miała żadnej kontroli nad tym którzy przylatywali i odlatywali kiedy chcieli. Najwidoczniej ludzi zamieszkujących ten świat niezbyt obchodziło to że planetę może ktoś zniszczyć. Half spokojnie schodził z orbity w atmosferę planety na miejsce podane przez współrzędne jako najlepsze miejsce do lądowania. Już niedługo zacznie nowy etap życia. Na początek planował rozejrzeć się nieco po miejscu w którym wyląduję a dopiero potem zacznie się zastanawiać czym zajmie się najpierw. Czerwonooki spokojnie wylądował na planecie. Wysiadł z statku, i odpowiednio go zabezpieczył do czasu jego powrotu. A na pewno będzie siedział na tej planecie kupę czasu, w końcu planuje spokojnie zwiedzić całą tą planetę. Kto wie, kogo i co spotka na swojej drodze na tej nowej planecie. Jednak Chłopak nie wykazywał żadnych oznak że cieszy się z tego że trafił na tą niebieską planetę.
Occ:
Zt: Lodowiec
Occ:
Zt: Lodowiec
- Joker
- Liczba postów : 364
Data rejestracji : 29/11/2015
Identification Number
HP:
(2100/2100)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Nie Mar 12, 2017 7:43 pm
Szarooki dotarł do orbity. Na szczęście ziemia nie posiadała żadnych wież kontrolnych którym musiał by się meldować. Dlatego spokojnie na autopilocie leciał do celu nagłej misji. Postanowił chwilę się przespać, ogarnął go spokój. Musi być w pełnej gotowości do akcji. Zaczął rozmyślać w głębi siebie. - Skąd to nagłe wezwanie? prawdopodobnie ekipa która miała tam zadanie wpadła w kłopoty. Ktoś mógłby ich zaatakować, ale kto? czyżby komuś nie spodobała się obca wizyta na swoim podwórku? a może ktoś chce wszcząć wojnę z Sayianami. Jest kilka ras które chętnie by odebrały ziemie Małp. Ale na razie można tylko spekulować na ten temat. Więcej się dowie kiedy dotrze na miejsce. Na szczęście nie był już kadetem, więc jest szansa że dostanie dostęp do bardziej tajnych informacji. Ale wszystko przyjdzie z czasem. Prawdopodobnie nie będzie wesoło, pewnie podzielą wszystkich przybyłych na drużyny. Może Half trafi na kogoś znajomego, a może będzie musiał działać z kompletnie obcymi osobami.
Occ: Jazda na Eggrott
Occ: Jazda na Eggrott
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Wto Sty 02, 2018 8:12 pm
z przestrzeni kosmicznej przy Eggroot
Wystrzelili jak z procy, albo takie odczucie miało jego zmęczone i poranione ciało. Fasolka senzu uleczyła większość jego najpoważniejszych ran, ale w dalszym ciągu czuł osłabienie związane z olbrzymi wydatkowaniem energii w dość krótkich odstępach czasu. Na dodatek po jego ciele ciągle krążyła trucizna, która sukcesywnie go osłabiała i niedługo pewnie doprowadzi do jego śmierci. Jakby tego wszystkiego było mało, to miał na głowie i to dosłownie małą jaszczurkę, z którą nie miał pojęcia co ma zrobić. Z Eggroot wszyscy spieprzyli i nikogo już na tej planecie nie było. Z tego co czuł to Shadow jest na jednym ze statków, a energii Kurisu nie wyczuwał. Cóż. Straty są zawsze wliczone w misje, szczególnie jeśli mówimy tu o kadetach. W każdym razie planeta wyglądała koszmarnie, choć to nie był jeszcze jej koniec. Koniec nastąpił chwilę później, gdy jakaś sylwetka obleczona czerwono fioletowym obłokiem postanowiła wysadzić planetę w pizdu. I po kiego grzyba on się starał? Interesowało go kto to mógł być, ale jego ciało i umysł były tak obolałe, że zwyczajnie nie miał na to sił. Chciał odpocząć. Ustawił automatyczny kurs na ostatnie koordynaty. Zapomniał jednak, że była to Ziemia. Zmęczony zasnął i zupełnie nie myślał o tym co się dzieje w przestrzeni kosmicznej.
z/t pałac kamiego
Wystrzelili jak z procy, albo takie odczucie miało jego zmęczone i poranione ciało. Fasolka senzu uleczyła większość jego najpoważniejszych ran, ale w dalszym ciągu czuł osłabienie związane z olbrzymi wydatkowaniem energii w dość krótkich odstępach czasu. Na dodatek po jego ciele ciągle krążyła trucizna, która sukcesywnie go osłabiała i niedługo pewnie doprowadzi do jego śmierci. Jakby tego wszystkiego było mało, to miał na głowie i to dosłownie małą jaszczurkę, z którą nie miał pojęcia co ma zrobić. Z Eggroot wszyscy spieprzyli i nikogo już na tej planecie nie było. Z tego co czuł to Shadow jest na jednym ze statków, a energii Kurisu nie wyczuwał. Cóż. Straty są zawsze wliczone w misje, szczególnie jeśli mówimy tu o kadetach. W każdym razie planeta wyglądała koszmarnie, choć to nie był jeszcze jej koniec. Koniec nastąpił chwilę później, gdy jakaś sylwetka obleczona czerwono fioletowym obłokiem postanowiła wysadzić planetę w pizdu. I po kiego grzyba on się starał? Interesowało go kto to mógł być, ale jego ciało i umysł były tak obolałe, że zwyczajnie nie miał na to sił. Chciał odpocząć. Ustawił automatyczny kurs na ostatnie koordynaty. Zapomniał jednak, że była to Ziemia. Zmęczony zasnął i zupełnie nie myślał o tym co się dzieje w przestrzeni kosmicznej.
z/t pałac kamiego
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Sro Sty 24, 2018 12:39 am
z/t z Pałacu Kamiego
Ustawianie koordynatów i innych rzeczy nie było takie proste jakby się mogło wydawać patrząc z boku. Trzeba było się nauczyć co za co odpowiada i kiedy można tego użyć. Nie było to jakieś trudne do nauczenia i po latach praktyki robiło się już to automatycznie, jednakże trzeba było dokładnie wiedzieć co i jak. Inaczej zamiast odlecieć można było się wysadzić, a tego chyba raczej nikt by nie chciał, czyż nie? Skupił się na swoim zadaniu, jednakże nie umknęło mu zachowanie Vulfi, która była jakby nieobecna. Zupełnie jakby żegnała się z tą planetą. Raziel też miał jakieś dziwne przeczucia przed tą podróżą, ale co innego miał do roboty. Był żołnierzem. Był Saiyaninem. Vegeta była jego domem, a on był księciem. Musiał wrócić, choćby to oznaczało, że ta podróż będzie jego ostatnią. W sumie każdy kiedyś umrze, a on już tyle razy był w stanie agonalnym, że się przyzwyczaił. Ona jednak była inna. Bardziej delikatna, jak to Halfka. Przypominała trochę Vivian. Wykazywały obie więcej uczuć i tego, co się nazywa człowieczeństwem. Raziel był inny od nich, ale czy lepszy? Kto wie. W każdym razie Vulfi wreszcie skończyła rozmyślać i weszła do kapsuły. Teraz nastąpił dość niezręczny moment, gdyż usadowiała się tak by było jej wygodnie, a Zahne nie spodziewał się, że usiądzie do niego przodem. Poczuł jak jej biust otarł się o jego klatkę piersiową, ale uspokoił się. Przecież kurna nie będzie się rajcował z tego powodu, że ładna dziewczyna mu siedzi na kolanach. Ile on ma lat? W każdym razie mógł się przyjrzeć Vulfi z bliska i stwierdził, że zmieniła się nieco przez ten okres kiedy jej nie widział. Wyładniała, a jej sylwetka stała się bardziej kobieca. Jego matka by stwierdziła pewnie, że dorosła wreszcie.
- Hmm? – rzucił klikając jeden przełącznik i zamykając kopułę od kapsuły. Teraz byli już szczelnie zamknięci. Powoli rozpoczynała się procedura startowa. Vulfi jednak po chwili ciszy kontynuowała swoją wypowiedź. Wyglądało to jak prośba, ale Raz dawno się nauczył, że słowa kobiet mają podwójne dno. Tylko czasem ciężko, było odkryć co tam się znajduje.
- Postaram się. A teraz spróbuj się przespać. – powiedział Raziel, kiedy kapsuła wystartowała. Kurs na Vegetę raz. Czy on umie być miły? Niektórzy tak uważali, ale on sam miał inne zdanie. Jednakże dla niektórych może warto się postarać?
z/t orbita Vegety
Ustawianie koordynatów i innych rzeczy nie było takie proste jakby się mogło wydawać patrząc z boku. Trzeba było się nauczyć co za co odpowiada i kiedy można tego użyć. Nie było to jakieś trudne do nauczenia i po latach praktyki robiło się już to automatycznie, jednakże trzeba było dokładnie wiedzieć co i jak. Inaczej zamiast odlecieć można było się wysadzić, a tego chyba raczej nikt by nie chciał, czyż nie? Skupił się na swoim zadaniu, jednakże nie umknęło mu zachowanie Vulfi, która była jakby nieobecna. Zupełnie jakby żegnała się z tą planetą. Raziel też miał jakieś dziwne przeczucia przed tą podróżą, ale co innego miał do roboty. Był żołnierzem. Był Saiyaninem. Vegeta była jego domem, a on był księciem. Musiał wrócić, choćby to oznaczało, że ta podróż będzie jego ostatnią. W sumie każdy kiedyś umrze, a on już tyle razy był w stanie agonalnym, że się przyzwyczaił. Ona jednak była inna. Bardziej delikatna, jak to Halfka. Przypominała trochę Vivian. Wykazywały obie więcej uczuć i tego, co się nazywa człowieczeństwem. Raziel był inny od nich, ale czy lepszy? Kto wie. W każdym razie Vulfi wreszcie skończyła rozmyślać i weszła do kapsuły. Teraz nastąpił dość niezręczny moment, gdyż usadowiała się tak by było jej wygodnie, a Zahne nie spodziewał się, że usiądzie do niego przodem. Poczuł jak jej biust otarł się o jego klatkę piersiową, ale uspokoił się. Przecież kurna nie będzie się rajcował z tego powodu, że ładna dziewczyna mu siedzi na kolanach. Ile on ma lat? W każdym razie mógł się przyjrzeć Vulfi z bliska i stwierdził, że zmieniła się nieco przez ten okres kiedy jej nie widział. Wyładniała, a jej sylwetka stała się bardziej kobieca. Jego matka by stwierdziła pewnie, że dorosła wreszcie.
- Hmm? – rzucił klikając jeden przełącznik i zamykając kopułę od kapsuły. Teraz byli już szczelnie zamknięci. Powoli rozpoczynała się procedura startowa. Vulfi jednak po chwili ciszy kontynuowała swoją wypowiedź. Wyglądało to jak prośba, ale Raz dawno się nauczył, że słowa kobiet mają podwójne dno. Tylko czasem ciężko, było odkryć co tam się znajduje.
- Postaram się. A teraz spróbuj się przespać. – powiedział Raziel, kiedy kapsuła wystartowała. Kurs na Vegetę raz. Czy on umie być miły? Niektórzy tak uważali, ale on sam miał inne zdanie. Jednakże dla niektórych może warto się postarać?
z/t orbita Vegety
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach