Dragon Ball New Generation Reborn
Dragon Ball New Generation Reborn

Pustkowie

+14
Rikimaru
Froscarro
Model AB010
Vita Ora
Majstru
NPC.
Vam
Kuro
April
Red
Colinuś
Reito
Hikaru
NPC
18 posters
Go down
NPC
NPC
Liczba postów : 1219
Data rejestracji : 29/05/2012

https://dbng.forumpl.net/f53-regulamin-i-informacje-ogolne-obowi

Pustkowie Empty Pustkowie

Sob Cze 02, 2012 4:56 pm
Pustkowie Backgr20
Hikaru
Hikaru
Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012


Identification Number
HP:
Pustkowie 9tkhzk0/0Pustkowie R0te38  (0/0)
KI:
Pustkowie Left_bar_bleue0/0Pustkowie Empty_bar_bleue  (0/0)

Pustkowie Empty Re: Pustkowie

Pon Sie 06, 2012 10:56 pm
Hikaru leciał wraz z Reito ponad chmurami jeszcze wybierając miejsce lądowania, tym razem użył wysuwanych skrzydeł, dzięki którym mógł szybować nie używając więcej paliwa. Chłopak może lubił czasem zaszpanować, ale nie lubił marnowania czegokolwiek. Wrzucił kilka komend do komputera pokładowego jedną ręką, a druga trzymając stery. Na setnym metrze n.p.m wysunął podwozie i uruchomił silniki służące tylko do lądowania. Wyrównał ciąg i wylądował wreszcie po ponad dziesięciu minutach od wejścia w atmosferę.

Kiedy już wyłączył silniki popatrzył po powierzchni na jakiej wylądował... to była całkowita pustka. Może i lepiej bo nikt go nie widział. Nie potrzebni mu gapie. Otworzył klapę do wejściową i skierował się do niej wziąwszy wcześniej oparty na specjalnej wnęce jego szamszir po czym schodząc po rampie założył go na plecy i poczekał na sayana. Kiedy ten zszedł, zamienił statek w pach bach i schował do kieszeni płaszcza. Ta okolica stanowczo była całkiem wietrzna.

- Słuchaj, tak jak mówiłem, mam dla Ciebie zadanie zanim wrócisz na Vegetę. Myślę, że zrobisz to, bo kiedy już zbierzesz wszystkie cele, które zaznaczyłem Ci na scouterze, a ja wrócę będę miał dla Ciebie pewien prezent. Mała niespodzianka poczeka. Wyjął teraz z kieszeni scouter syana, który właściwie tylko wyglądem przypominał miernik mocy. Właściwie wcześniej też był to wielki syf, ale Hikaru ma doświadczenie z urządzeniami beznadziejnymi. Rzucił go Reiowi i znów włożył ręce do kieszeni. Przerobiłem go na tyle, by wyświetlał siedem celi na całej planecie. To nie istoty żywe.. raczej kryształowe.. kule.. nie większe od dłoni, a wewnątrz są wtopione gwiazdy.. od jednej do siedmiu. Zbierz je w jednym miejscu i zaczekaj na mnie. Namierzę Cię kiedy już skończę swoje sprawy. Hmm.. to chyba wszystko. Pytania ?
Reito
Reito
Liczba postów : 544
Data rejestracji : 28/05/2012


Identification Number
HP:
Pustkowie 9tkhzk0/0Pustkowie R0te38  (0/0)
KI:
Pustkowie Left_bar_bleue0/0Pustkowie Empty_bar_bleue  (0/0)
http://dragon2326.deviantart.com/

Pustkowie Empty Re: Pustkowie

Czw Sie 09, 2012 2:54 pm
___Rei ma nie miłe wspomnienia związane z lądowaniem toteż podczas tego nieco się stresował czy i tym razem statek kosmiczny nie spowoduje u niego skrętu kiszek. Widząc jednak spokój na twarzy mistica nieco się uspokoił. Widać half wiedział co robi. Lądowanie przebiegło bez chociażby najmniejszych komplikacji. Wylądowali na ogromnym pustkowiu przypominającym nieco czerwoną pustynię na Vegecie.

___Zaraz po wylądowaniu obaj wyszli na zewnątrz a maszyna zmieniła się w niewielką kapsułkę pach bach. Reito rozejrzał się po okolicy. Niezbyt mu się tu podobało. Kurz wzniecany przez wiatr dostawał się do nozdrzy i ust na co od razu zareagował kasłaniem. Spojrzał na Hikaru, który wyciągnął coś z kieszeni. To był jego scouter. Dziwne, że po takich przejściach nadal był w nienaruszonym stanie. A przynajmniej pozornie tak mu się wydawało. Złapał go oburącz i zaczął przyglądać mu się dokładnie. Usłyszał od białowłosego szczegóły zadania jakie chciał by Reito wykonał. Wydawało mu się to nieco dziwne. Po co komuś siedem takich dziwnych kul? Tego nie wiedział ale zapewnie dowie się tego jak już je zbierze do kupy. Jednakże gdy Hikaru zapytał czy ma jakieś pytania odpowiedział:
- Tylko jedno… W którą stronę mam się skierować by dotrzeć do wulkanu? Zostawiłem tam kilka swoich rzeczy, które wolałbym mieć przy sobie.
Rei nie znał za dobrze tej planety. Jest tak różnorodna, że łatwo stracić orientacje, tym bardziej, że w chwili opuszczania tamtego miejsca nie był sobą.
Hikaru
Hikaru
Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012


Identification Number
HP:
Pustkowie 9tkhzk0/0Pustkowie R0te38  (0/0)
KI:
Pustkowie Left_bar_bleue0/0Pustkowie Empty_bar_bleue  (0/0)

Pustkowie Empty Re: Pustkowie

Pią Sie 10, 2012 6:56 pm
Właściwie już chciał lecieć na Vegetę, ale Reito jeszcze się odezwał. Trzeba było mu odpowiedzieć, chłopak westchnął.
-Nie wiem, o który wulkan Ci chodzi. Jest ich wiele na Ziemi. Największe są na południu, w okolicy równika, to znaczy tam. Tu pokazał palcem na dany kierunek. Nie spodziewałbym się byś jeszcze tam coś zastał. Tamta ziemia jest dość nie stabilna, i właściwie w całości pokryta lawą, zaschniętą, lub nie. Jednak jeśli bardzo chcesz to proszę, tylko uważaj, nie chce mi się zbierać tych kul kiedy wrócę. Z resztą ginąć w szczelinie zalanej lawą to bardzo nie ciekawa śmierć. Wtedy odwrócił się i przyłożył dwa palce do czoła. Skupił się by namierzyć Ki Kury i po chwili zniknął z Ziemi zostawiając sayana samemu sobie ze scouterem na uchu.

zt Vegeta
Reito
Reito
Liczba postów : 544
Data rejestracji : 28/05/2012


Identification Number
HP:
Pustkowie 9tkhzk0/0Pustkowie R0te38  (0/0)
KI:
Pustkowie Left_bar_bleue0/0Pustkowie Empty_bar_bleue  (0/0)
http://dragon2326.deviantart.com/

Pustkowie Empty Re: Pustkowie

Sob Sie 11, 2012 6:25 pm
___Podążał ślepo wzrokiem za palcem Hikaru. Nie wiele mu to mówiło. Nie wiedział jak daleko znajduje się od równika i jedyne co mu pozostawało to lecenie przed siebie aż nie znajdzie czegoś co będzie mu przypominać okolice podrównikowe. Na lądzie się jako tako orientował. Lasy tropikalne zdradzą jego położenie. Poza tym temperatura tam jest również znacznie wyższa niż w innych zakątkach świata. Słuchał przestróg Mistica ale jakoś zbytnio się nimi nie przejmował. Z tego co wiedział to wulkany wybuchają stosunkowo rzadko. Raz na kilka lat. Co najwyżej można się spodziewać trzęsień ziemi ale miejsce, w którym został opętany przez shadowa jak i również pozostawił swoje rzeczy było dość daleko od wulkanu mimo wszystko. Jeśli miałby się czymś martwić to co najwyżej, iż jakieś dzikie zwierze przeniosło jego plecak w inne miejsce albo nawet ludzie zaopiekowali się jego dobytkiem. W sumie była to dość opustoszała okolica. Nie pozostało mu nic innego jak samemu to sprawdzić. Założył scouter na ucho. Po naciśnięciu przycisku od razu wyświetliło mu się położenie siedmiu kul. Dodatkowo mógł oddalać i przybliżać wirtualną mapę co pomagało w precyzyjniejszym zlokalizowaniu celu. Chciał jeszcze o coś zapytać Hikaru ale ten nagle zniknął. Po którymś z rzędu widzeniu tej techniki nie robiła ona na nim już tak wielkiego wrażenia. Westchnął po czym kolejna fala kurzu zasłoniła jego pole widzenia i jednocześnie znów wywołała jego kasłanie. Wzniósł się w powietrze. – Nie zbyt przyjemna okolica… - Pomyślał po czym wpatrując się w kierunek, w którym rzekomo miał znaleźć wulkan, udał się w tamtą stronę.


ZT--->Przestrzeń powietrzna
Colinuś
Colinuś
Liczba postów : 382
Data rejestracji : 12/01/2013

Skąd : Leszno

Identification Number
HP:
Pustkowie 9tkhzk0/0Pustkowie R0te38  (0/0)
KI:
Pustkowie Left_bar_bleue0/0Pustkowie Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.pl

Pustkowie Empty Re: Pustkowie

Pon Cze 09, 2014 3:09 pm
Długi lot. Chyba dłuższy niż ten z Vegety na Namek. Ale wiadomo, ten lot wzbudzał więcej emocji. To ktoś z tej planety wskrzesił Vernila i wojowników ze skalistej planety. Na Namek nie byli długo, ale zdążyli poznać tę rasę. Taaak, spokój panujący na tej planecie był w każdym jej zakamarku, no może poza okolicami tych obozów Changelingów. Na szczęście Red nie chciał zapuszczać się w okolice jaszczurowatych, a Half czuł się na to zbyt słaby.
Chłopak siedział na statku opierając się o ścianę statku. Wpatrywał się w ki-blasta, którego stworzył kilkanaście minut temu. Tępo się w niego wpatrując przerzucał go sobie mozolnie z ręki do ręki. Chwycił go w lewą dłoń i zgniótł. Poblask i masa iskierek rozsypały się po okolicy odbijając między sobą promienie światła wpadające przez małe okno. Brązowowłosy podkurczył nogi i przemieszczając do przodu środek ciężkości, szybko wstał. Spojrzał przez okno. Zbliżali się do błękitnej planety. Tak, woda znacznie przeważała nad lądami. W sumie dość podobna planeta do Namek. Chłopak osiemnaście lat spędził na skalistej planecie. Dokoła tylko piasek i niezmierzona nudna przestrzeń. Do tego słońce, które nie dawało odpocząć. Później dwa lata na planecie u Kaio. Teraz zaczęły się miłe podróże. Namek było ciekawą planetą. Pytanie, co czeka go na Ziemi. Statek zaczął wpadać w atmosferę.
-Red, to już za chwilę... -Powiedział chłopak wciąż wpatrując się w okno. Planeta była coraz bliżej..
Minęło trochę czasu. Vernil usiadł w fotelu i zapiął pasy. Statek uderzył w wierzchnią strukturę planety. Brązowowłosy miał tylko jeden cel. Ten sam cel, który kierował nim po powrocie na Vegetę. Chciał znaleźć Kuro i mu podziękować za pokonanie Tsufula. Teraz chciał odnaleźć osoby, które go wskrzesiły. Wstał, przeciągnął się i podszedł do wyjścia. To powoli otwierało się. Chłopak zamknął oczy, wziął głęboki oddech, a po usłyszeniu charakterystycznego dźwięku, który towarzyszył zakończeniu otwierania, zrobił pierwszy krok. Otworzył szeroko oczy i... Zawiódł się. Zobaczył krajobraz podobny do tego z jego macierzystej planety.
-To jest jakiś żart? Red, o co tutaj chodzi? -Spojrzał na demona. Oczy chłopaka zmieniły się. Był zły. Nie tego oczekiwał. Uwolnił swoją energię do maksimum.
Red
Red
Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012


Identification Number
HP:
Pustkowie 9tkhzk500/500Pustkowie R0te38  (500/500)
KI:
Pustkowie Left_bar_bleue0/0Pustkowie Empty_bar_bleue  (0/0)

Pustkowie Empty Re: Pustkowie

Wto Cze 10, 2014 9:06 am
***Jeszcze na Namek***

Cóż, nie przemyśleli wszystkich aspektów odtworzenia czy stworzenia nowej planety. Myśleli, że to najlepsze rozwiązanie - pośrednio wpływało także na bezpieczeństwo Nameczan. Skoro nie będzie "uciążliwych sąsiadów", będą spokojniejsi. Ale czy ów "sąsiedzi" rzeczywiście opuściłoby na dobre Namek? Mogli przecież rozdzielić się na kolejne dwa obozy, gdzie jeden stacjonowałby na nowej planecie, a druga - tutaj. Nie przemyślał tego tak gruntownie. Wszystkie konsekwencje pozostałyby na planecie, bo ani Red ani Vernil nie zamierzali się tutaj osiadać. Tak jak sugerował Starszy - mieli w sobie zbyt niespokojnego ducha jak na Namek. Nie wpasowaliby się w jego kanon, toteż patrolowanie Zielonej Planetki byłoby uciążliwe. Przynajmniej znał powód, dla którego Kaede wybrała tą planetę pod swoje skrzydła. Oby poszczęściło jej się znacznie bardziej niż tej dwójce tutaj.
Nie podnosił wzroku dopóki nie padły słowa skierowane do demona. Jedno ze ślepi łypnęło ostrożnie na wodza tej wioski i wnikliwie słuchał. Z początku nie wiedział o co mu chodziło, ale po chwili stało się jasne. Jego dusza splamiona była mnóstwem win. Grzechy sięgały aż 300 lat wstecz, jak i czasów obecnych. Nigdy nie miał danej szansy na odkupienie win, a jeśli ktoś raczył obdarzyć demona taką możliwością - często popełniał błąd, który wszystkie wysiłki niszczył jednym złym uczynkiem. Może dlatego, że starał się być dobry, a przynajmniej neutralnym, wiodło go ku złemu? Czasami jak ktoś za bardzo się stara, efekty są odwrotne od zamierzonych. Podniósł wyżej głowę i skinął nią w geście zrozumienia. Trudno będzie od razu wyzbyć się przygnębienia, lecz może towarzystwo wesołego Vernila pomoże mu w inny sposób wypełnić swoją misję we świecie żywych.
Co prawda nie dostali Smoczych Kul, lecz Red dostał wskazówki, które postara się wziąć do serca. I rzeczywiście, może dałoby się przeprowadzić krótszą rozmowę tylko na temat nieotrzymania przedmiotów wskazanych przez Kaishinkę, aczkolwiek nie wyniósłby nic więcej ze spotkania z Starszym Wioski. Kroczył za wojownikiem z Vegety patrząc się na jego bujną czuprynę, aż przystanęli w bezpiecznej odległości od budynku i wymienili swoje opinie.
>Tak, zaraz polecimy. Mam tylko nadzieję, że Kaede znajdzie rozwiązanie dla tutejszych mieszkańców.
A skoro o nich mowa, bez cienia wahania podbiegł do nich mały Yane, który chyba nie mógł się doczekać jak potoczyła się rozmowa. Od razu mógł jednak zauważyć, że młodzieńcy z kosmosu nie pałają entuzjazmem. Ba, nawet Brązowooki nie chciał za bardzo rozwijać myśli, a przecież był bardziej wygadany (i to o wieeeeleeee) od demona, i zostawił ich na chwilę sam na sam. Red rzucił okiem w którą stronę udał się kolega, by w razie czego móc go szybciej zlokalizować. Bo i owszem, zamierzali stąd odlecieć, skoro nie ma dla nich tutaj miejsca. Inaczej: gdyby chodziło o pobicie kogoś czy inne rozwiązanie siłowe to tak, ale tutaj kłaniała się dyplomacja, z czego ani on ani Vernil nie słynęli. Kucnął przed małym zielonoskórym koleżką i spoglądał na niego ze spokojem. Nie chciał, by martwił się o los swojej planety, lecz mógłby być zaniepokojony, skoro nie powiodło się tej dwójce.
>Nie jest aż tak źle. Kaede rozmawia z Guru w tej sprawie i zrobi wszystko, by Wam pomóc. A jeśli chodzi o nas... powiedzmy, że lepiej sprawdzilibyśmy się w innej roli.
Dziwny spokój emanował od młodzieńca, a jeszcze godzinę temu nie mógł poradzić sobie z wszechobecną czernią. Być może otoczenie w jakim się znajduje, mana Bogini lub zaklęcie Yane działały od tej pory mocniej. Aż miał ochotę zrobić coś więcej niż tylko pocieszyć słowami, ale nie umiał. Znaczy - kiedyś przytulił April i Kuro, lecz to było pod pretekstem wyżalenia się. Tutaj zresztą mógłby być ten gest nieznany.
Wrócił niebawem Vernil oznajmiając mieszkańcom, że wylatują z Namek i dziękują za gościnę. Red spojrzał na innych Nameczan, ale najbardziej i tak związał się z jednym z młodszych tubylców. Nie musiał, a odtworzył jego palec. Nie musiał, a przegonił od niego mrok, żeby chociaż na chwilę kąpać się w promieniach radości. Nie zapomni o tym niepozornym Nameczanie.
>Do zobaczenia, Yane.
Skłonił się przed nim i dołączył do lewitującego trzy metry nad ziemią Halfa, który wyznaczył miejsce startu kapsuły. Długo procedura nie trwała: wydobycie z siebie statku, naciśnięcie przycisku, wgramolenie się do środka i odjazd. Kompan przed snem pokazał kolejną dawkę euforii, bo nie może doczekać się spotkania z osobami, które ofiarowały mu życie. Nie dziwił mu się, też za wszelką cenę chciałby odnaleźć - jakby nie spojrzeć - wybawiciela.
Skinął głową, że zna, i że chętnie wskaże ów osoby, o ile będą znajdować się na Ziemi. Bo w końcu tam się znaleźli.

***Ziemia***

I o ile wcześniej oboje byli ożywieni tą podróżą, o tyle po wylądowaniu wojownikowi z Vegety zrzedła mina. Pytał się skąd padł taki wybór miejsca.
>Ludzie nie są przyzwyczajeni do wizyty istot z innych planet. Są pod tym względem bardziej bojaźliwi od Namecz-... Vernil?
Ukłucie energii kompana przerwało jego tłumaczenia się za taki, a nie inny dobór miejsca do lądowania. Spoważniał i zacisnął pięści czując powiew gorejącej Ki tuż obok niego. Dla bezpieczeństwa spakował szybko statek do kapsułki i jednym plaśnięciem z otwartej dłoni wcisnął pojazd między żebra. O co mu chodziło? O wiele lepiej zniósł widok planety Namek, ta zaś planeta wprowadziła go w trudny do określenia stan. Gniewał się na demona? Aż piasek dookoła zaczynał wirować dookoła Half-Saiyana. Red kręcił głową wte i wewte lokalizując czy nikogo poza nimi nie ma w najbliższej odległości. Nie ma rady, musi go uspokoić zanim Hikaru się zjawi, bo go zawsze było pełno na Ziemi. Tylko jak to zrobić?
Zazwyczaj było na odwrót: to jego uspokajano, i Vernil był jedną z tych osób. O, no właśnie, a gdyby był towarzyszem obok, to co zrobiłby na jego miejscu? Coś, co mogłoby go rozbawić, a jednocześnie ostudzić. Spojrzał na swoją dłoń - sztuczka z kciukiem nie przejdzie, ale może zadowoli go coś innego. Podniósł ponownie wzrok na coraz bardziej poddenerwowanego kolegę.
>Chcesz zwiedzić planetę? Zrobię to na własną rękę!
Oho, marny suchar, lecz rzeczywiście wystrzelił swoją gumową kończynę w kierunku Saiyana i oplótł go szczelnie dookoła, po czym oderwał go od podłoża i wysunął hen-hen wysoko rękę. Wystarczyło, żeby Red przesunął kończynę na prawo lub na lewo, a już zmieniały się krajobrazy. Ziemia pod tym względem była najbardziej zróżnicowaną planetą jaką znał. Tu lasy, góry, tu pastwiska, tam w oddali betonowe miasta, jeszcze gdzie indziej skute lodem kontynenty. I ponownie łąki, dżungle, a przede wszystkim morska woda, która zajmowała ponad 70% powierzchni skorupy ziemskiej. Właśnie w jednej z nich zanurzył kolegę, ale tylko na chwilę, by z powrotem przyciągnąć do na gorące pustkowie. Przynajmniej było mu chłodniej, kiedy był cały mokry od wody.
>Nie przyjmuję reklamacji.
Dodał stawiając już bezpiecznie wojownika na piasku, a sam musiał uporać się z poprawą naciągniętej jak dawno nie była ręką. Tak czy inaczej warto było to zrobić, chociażby dla miny Vernila, hehehe.
Kiedy oboje na swój sposób ochłonęli, znaleźli trochę cienia pod sterczącym kamieniem, gdzie mieli omówić plan działania. Trudno było go określić, ponieważ ci, którzy wskrzesili Szatyna, nie przebywali na Ziemi. Miał na myśli Raziela i Ósemkę, bo reszta wojowników, których mógłby kojarzyć, znajdowali się na planecie. Już wiedział, że to dzięki ziemskim Smoczym Kulom odzyskał życie - towarzysz opowiedział mu o nich na początku swojej wspólnej przygody. Zatem trzeba było jakoś korzystnie wypełnić czas.
Swoim ruchem, to jest odejściem z cienia na gorącą połać piasku i rozciąganiem ciała, dał do zrozumienia, iż z chęcią poćwiczyłby. A kto wie czy nie więcej? Nawet wzrok mówił: "Obiecałeś na Namek, że powalczymy kiedyś ze sobą - może teraz?" Demon czekał na decyzję kolegi.

[Ooc: Post treningowy - pierwszy]
Colinuś
Colinuś
Liczba postów : 382
Data rejestracji : 12/01/2013

Skąd : Leszno

Identification Number
HP:
Pustkowie 9tkhzk0/0Pustkowie R0te38  (0/0)
KI:
Pustkowie Left_bar_bleue0/0Pustkowie Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.pl

Pustkowie Empty Re: Pustkowie

Pią Cze 13, 2014 3:13 pm
To wszystko miało inaczej wyglądać. Zeszli z trajektorii lotu i trafili na Vegetę? Ten krajobraz, na Ziemi miał wyglądać nieco inaczej. Nawiedził tę planetę jakiś kataklizm? Jakiś potwór ją zaatakował i zrównał wszystko z ziemią? Chłopak przyklęknął na jedno kolano. Jego ciało zaczęła otaczać czerwona aura. Furia nad nim zapanowała. Powietrze dokoła niego wirowało odrzucając spore ilości drobinek podłoża. Vernil dotknął otwartą dłonią gruntu. Słońce prażyło, gorące piaski, nieprzebyte kamienne pustkowia. Ta z daleka błękitna planeta, to kopia Vegety. Zacisnął zęby. Jego czerwona aura eksplodowała robiąc dokoła niego krater, który w epicentrum miał nieco ponad pół metra. Czerwień przeminęła, teraz olbrzymia aura chłopaka przybrała złoty kolor. Oczy Vernila zrobiły się zielone a brwi złote. Najbardziej widoczną różnicą były jednak włosy. Podniosły się wbrew grawitacji a ich barwa była tego samego koloru, co aura. Zaczął powoli iść w stronę Reda, ten jednak powiedział, że pokaże planetę Vernilowi na własną rękę, a następnie obwinął go swoimi rękami. Wzlecieli w górę i, trochę na siłę, chłopak z Vegety zaczął zwiedzać planetę. Jego aura nie słabła. Chcąc przeciwstawić się demonowi, skoncentrował energię a granatowa bariera wydostała się z jego ciała. NA nic się to nie zdało. Red był zwyczajnie zbyt potężny.
-Puszczaj mnie do choler.. bul, bul –chłopak nie skończył mówić a jego ciało znalazło się pod wodą. Chwila.. Wodą? Vernil trochę ochłonął. Zaczął rozglądać się, co dzieje się dokoła. Było zielono. Drzewa, nie tak ogromne i dorodne jak na Namek, ale zajmowały spory obszar. Błękitna woda, słodka woda… Złotowłosy chcąc nie chcąc spróbował trochę tego płynu. Red zaczął zwijać swoją rękę i odłożywszy Vernila na piasku spojrzał w jego stronę mówiąc coś o reklamacji. Chłopak trochę się uspokoił, ale to jeszcze nie było to. Patrzył w to w niebo przez chwilę, to na demona, to na ziemię. Złota aura zaczęła znikać. Czerwień także. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie skumulowana wewnątrz ciała energia, którą trzeba jakoś zużyć. Vernil spojrzał na olbrzymi kamień. Zgiął ręce w łokciach i stworzył w nich małe, złote kulki energetyczne. Rzuciwszy nimi w fragment krajobrazu, cofnął rękę i ponownie utworzył w niej ki-blasta i ponownie rzucił. Masa pyłu, kurzu oraz drobinki kamieni utrzymywały się dokoła. Na koniec chłopak chcąc zużyć całą resztę energii, użył ofensywnej wersji kiai-ho i uderzając pięścią w powietrze rozdzielił chmurę pyłu, którą sam pośrednio stworzył, na dwie części.
Zniżał pułap lotu. Po kilku sekundach jego stopy zetknęły się z ziemią. Podszedł do demona.
-Wybacz.. Nie chciałem.. –Powiedział tempo wpatrując się w ziemię –i dziękuję –dodał na końcu z powagą na twarzy.

OOC:
Trening start
Hikaru
Hikaru
Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012


Identification Number
HP:
Pustkowie 9tkhzk0/0Pustkowie R0te38  (0/0)
KI:
Pustkowie Left_bar_bleue0/0Pustkowie Empty_bar_bleue  (0/0)

Pustkowie Empty Re: Pustkowie

Pią Cze 13, 2014 9:05 pm
Pojawił się przed dwójką wojowników ni stąd ni zowąt. Oczywiście demon o imieniu Czerwonka znał mistica aż za dobrze, ale młody half zapewne ani trochę i być może mógł się nawet wystraszyć. To jednak nie miało większego znaczenia. Odziany w swój płaszcz, koszulę, z mieczem na plecach i ciemnymi okularami na nosie wyglądał owszem groźnie, ale najgroźniejszych-oczu-nie było widać. Może akurat Vernil nie zsika się ze strachu. Po pojawieniu się ogarnął wzrokiem kosmitów i ustawił prawą dłoń w stanie spoczynku wzdłuż tułowia.
- Yo. Widzę, że jesteś nowy na tej planecie co ? Nie wiem czego tu szukasz, ale od razu mówię, że nie warto robić tu burdelu bo przypadkiem może Cię spotkać tutejsza Szafarka Śmierci-Morigan. Albo co gorsza... możesz wkurzyć obrońcę tej planety, pewnego białowłosego gnoja o imieniu Hikaru. Tu przerwał by palcem napełnionym ki narysować swoje imię w kanji, zamkniętym okręgu tak jak ma na stroju szkoły światła. W efekcie przed nim pojawił się błękitny znak lekko świecący, wystarczająco dobrze by był widoczny w słoneczny dzień. Znak lewitował sobie w taki sposób by obaj nowo przybyli mogli go bez problemu odczytać.

- Nie wiem dlaczego Red Cię tu przytargał, ale dobrze by było byś mnie posłuchał. Ten tutaj coś nie coś wie o czym mowa. Znamy się baaardzo długo. Uśmiechnął się szyderczo zerkając na demona znad okularów, które telekinezą lekko odsunął. Niektórzy mają tak bardzo wyblakłe błękitne oczy, że mówi się o stalowoszaro-okich osobach, ale mistic miał srebrne oczy, zimne .. zimniejsze niż kosmos jeśli taki był zamiar. Na Redzie pewnie nie robiło to wrażenia, ale na młodym Vernilu owszem, mogło. Dlaczego w ogóle Hikaru zachowywał się w taki sposób ? Może dlatego, że nie miał ochoty zawsze pokazywać swojej siły, czasami wystarczyło dać do zrozumienia, że nie warto wybrać akurat takiego rozwiązania. Miał nadzieję, że i tym razem nie będzie musiał walczyć.... no sparingi to zupełnie inna kwestia, ale walka na śmierć i życie jakoś... nie specjalnie mu leżała. Wydawało mu się to nudne.. ile to już razy stawiał własne życie na szali ? Mógł to zrobić jeszcze drugie tyle, ale nie chciał. Wolał unikać takich możliwości jak tylko się da.... natomiast niszczyć śmieci... to całkiem nie najgorszy trening.
Red
Red
Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012


Identification Number
HP:
Pustkowie 9tkhzk500/500Pustkowie R0te38  (500/500)
KI:
Pustkowie Left_bar_bleue0/0Pustkowie Empty_bar_bleue  (0/0)

Pustkowie Empty Re: Pustkowie

Pią Cze 13, 2014 9:50 pm
>Nie ma za co, ale... -tu nagle wetknął mu do ust dwa palce (wskazujący i kciuk) by poprawić mu linię warg z kącikami do góry- ...wolę Cię widzieć takiego.
Oznajmił weselszym tonem i cofnął dłoń, po czym zakładając ręce w tyle głowy uniósł wzrok ku górze. Zastanawiał się kiedy i on zdoła się uśmiechnąć. A może myślał co powinni ze sobą zrobić? Masował przy tym intensywnie palcami głowę, żeby rozruszać szare komórki. Dawno nie był na Ziemi - dwa lata niby to nie aż tak dużo, lecz zawsze trochę. Swoją drogą, nie miał domu ani schronienia, w którym mógłby uciąć nawet najkrótszą drzemkę. Tym bardziej nie miał jak nikogo ugościć.
Uwolnił zmysły spoza krateru jaki stworzył swoją aurą towarzysz (nie wiedział czy to nie był zaczątek przemiany w kolejny poziom Super Saiyana, ale czuł potężną moc na parę chwil nim go wybudził z amoku), żeby zlokalizować jakieś znajome jednostki. Przy okazji opowiadał na głos o swoich spostrzeżeniach:
>Niestety nie ma na Ziemi ani Vivian ani Raziela, ale są inni. Pamiętasz jak Kuro i April mówili, że tutaj przylecą? Chyba ich czuję... i June... i... i... i kogoś jeszcze.
Dziwne, nie kojarzył znikąd tego rodzaju Ki. Przez te dwa lata demonica mogła zakumplować się na tyle, by spędzać wspólnie czas. O dziwo nie odkrył obecności Reito. Może ćwiczy ukrywanie mocy? Jak tak dalej pójdzie, to nigdy nie odda mu uniformu, którego pożyczył od Saiyana. Ah! Wciąż też miał sukienkę June w jednej z kapsułek. Nie, nie - nie nosił jej na sobie! Ani teraz ani kiedykolwiek! Tak czy inaczej będzie musiał podrzucić obie nieswoje rzeczy, żeby nie było, że ukradł cokolwiek. Jedną kapsułkę znalazł, drugą otrzymał - taki z niego szczęśliwy zbieracz.
I tu nagle jak za pacnięciem ręki o klawiaturę zjawia się Mistic we własnej osobie. Białowłosy wojownik z mieczem i szpanerskim płaszczem spoglądał na przybyszów zza czarnych okularów i od razu dał ostrzeżenie. O dziwo nie do demona (może dlatego, że to było zbyt oczywiste), co do Vernila. Heh, zabawne - akurat mówił to osobie, która wyszła z nieba jakieś kilka dni temu. Nie spuszczał z oczu ani Hikaru ani kumpla w podróżach. Kto wie co może się stać za chwilę, gdy ich cięte języki spotkają się w połowie drogi. Dobrze, że Szarooki nic nie rzekł na temat aparycji Reda, to był drażliwy temat dla niego, na co nie miał wpływu. Natomiast miał wpływ na dalszy przebieg spotkania. Przyglądał się z ciekawością na przedstawienie zaserwowane jego koledze. Cóż, efekt był całkiem przekonujący, by z nim nie zadzierać, i szczerze nie chciał utarczki. Przynajmniej nie teraz. Dopiero co wrócił z Namek, gdzie ledwo się uspokoił, nie chciał na nowo pobudzać pokładów energii na Hikaru. Szanował go, toteż nie chciał niwelować wizerunku jaki nakreślił przed Vernilem. Nie byli przyjaźnie do siebie nastawieni, ale to nie oznaczało, że automatycznie Szatyn będzie zmuszony wybrać jedną ze stron.
>Znamy się od 300 lat... chyba...
Podrapał się w tyle głowy z jedną uniesioną brwią zastanawiając się czy nie przekręcił dat. Tak face-to-face przebywali ze sobą mniej niż miesiąc, ale pamięć o przeciwniku pieruńsko mocnym nie przepadła z upływem lat. Potem i tak przeszłość plątała się z teraźniejszością i ta-da. Kolejne minuty dopisywały się do kart znajomości. Co prawda nie miał zbyt dobrych wspomnień o Hikaru, ale dwa lata temu bądź-co-bądź współpracowali ze sobą. I nie wyszło tak źle. Jakiś postęp był.
Demon nie należał do gadatliwych istot, także Vernil na pewno będzie musiał liczyć się z tym, iż będzie musiał wyjaśnić to i owo. Jeśli dojdzie do utarczki poza słownej - Red zainterweniuje. Mimo wszystko nie spodziewał się większej rewolucji pokroju II Wojny Światowej. Krewniacy mogli ze sobą pogadać w spokoju, demon będzie się tylko przysłuchiwać, chyba że padnie konkretne pytanie w jego kierunku, lecz szczerze wątpił.

[Post treningowy - drugi]
Colinuś
Colinuś
Liczba postów : 382
Data rejestracji : 12/01/2013

Skąd : Leszno

Identification Number
HP:
Pustkowie 9tkhzk0/0Pustkowie R0te38  (0/0)
KI:
Pustkowie Left_bar_bleue0/0Pustkowie Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.pl

Pustkowie Empty Re: Pustkowie

Nie Cze 15, 2014 5:31 pm
Tak wszystko skończyło się tylko na demolce otoczenia, na szczęście. Po wszystkim Red podszedł do chłopaka i siłą wywołał uśmiech na jego twarzy, dosłownie. Po całym zajściu Vernil spojrzał na demona i uśmiechnął się, ale tym razem naturalnie.
-Dobrze że nie będę musiał tutaj sprzątać -powiedział chłopak a uśmiechnąwszy się i wziął nosem sporą ilość powietrza. Pył dostał się do jego nosa.
-No tak coś wspominali, że wybierają się na Ziemię... Aaaaa. psik! -kichnął brązowowłosy pochylając się do przodu i mimowolnie przymykając na chwile oczy. Zaraz po tym przed nim pojawił się jakiś wojownik. Miał białe włosy, ciemne okulary, oraz miecz na plecach. To tyle z takich nietypowych rzeczy. A, no i ogon. Ten ktoś był Saiyaninem. Brązowooki chwycił się za nos prawą ręką i zatkał go robiąc duże oczy.
-Co? Wyleciałeś z mojego nosa?
-powiedział szybko zanim nieznajomy rozpoczął swój wywód. Wiedział, że to nie możliwe ale skutecznie udawało mu się utrzymać powagę. Po prostu robił sobie jaja z siwego mężczyzny. Nieznajomy mówił o sobie w trzeciej osobie, i jakieś kosiarce śmierci.. Generalnie przynudzał. Musiał być bardzo stary, Ci ludzie tak mają. Daleko nie trzeba szukać, wódz w wiosce. Hikaru namalował energią ki jakiś znak. Vernil spojrzał na Reda z uśmiechem.
-Kurcze, Red. Kolejna planeta i ktoś nam chce pokrzyżować plany. Ehhh... ciężko dzisiaj o planetę na której mieszkańcy od razu się poddadzą. Wszystko trzeba rozwiązać siłą... -chłopak zrobił minę jakby się rozczarował. No tak, aktor jakich mało. Trzymając górną część ciała w miejscu, podkurczył nogi  usiadł w powietrzu po turecku. Ogon bezwładnie zwisał nad ziemią. Potem, ten cały nieznajomy z przerostem ego spojrzał na Reda. Telekinezą zsunął sobie okulary. Brązowowłosy ujrzał jego srebrne oczy.
-Ty, a to włosy zrobiłeś pod kolor oczu czy na odwrót?
-zapytał z uśmiechem. W sumie nic by nie mówił, ale jak szpanowanie to szpanowanie. Gdy Hikaru na niego spojrzał Vernil telekinezą wsunął sobie na dolną część twarzy maskę, zasłaniając przy wszystko w dół od oczu. Długo to nie trwało, po kilku sekundach używając tej samej techniki co poprzednio, zsunął element odzienia zamieniając go w czarny szalik, albo coś w tym stylu. Tak, to nie pasowało do charakterystycznego, czarnego stroju nameczan, ale cóż, ciężko będzie znaleźć i dobyć coś innego. Red także się odezwał mówiąc, że znają się trzysta lat. To nieco zdziwiło Vernila. To że demony są długowieczne nie bardzo go zdziwiło. Jego towarzysz umie się regenerować. Palec to tylko namiastka jego mocy, zregenerował się cały podczas ich pierwszego spotkania.
-Dobra Red, to co robimy z tą planetą?
-mówił wpatrując się w demona, później przeniósł swój wzrok na mężczyznę o białych oczach -a Ty powiedz mi na jedno, dla Ciebie pewnie bardzo łatwe, pytanie, na które odpowiedź mnie intryguje -chłopak znów perfekcyjnie utrzymywał powagę. Na chwilę zawiesił głos -jak na miłość boską wyleciałeś z mojego nosa przy kichnięciu?! Toż to niemożliwe... -powiedział opierając łokieć o zgięte kolano i opierając podbródek o zaciśniętą pięść. Z utęsknieniem czekał na odpowiedź i reakcje tutaj się znajdujących. Red już chyba zdążył się poznać na Vernilu, ale ten Hikaru? Zaśmieje się, czy będzie myślał, że robi się z niego idiotę? A może będzie miał Brązowookiego za głupca?...

OOC:
Post treningowy.
Hikaru
Hikaru
Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012


Identification Number
HP:
Pustkowie 9tkhzk0/0Pustkowie R0te38  (0/0)
KI:
Pustkowie Left_bar_bleue0/0Pustkowie Empty_bar_bleue  (0/0)

Pustkowie Empty Re: Pustkowie

Czw Cze 19, 2014 11:55 am
Obserwował nieznajomego sayana, lub też halfa bo raczej nie miał naturalnych rysów dla pełnokrwistego. Gdzie on poznał Reda ? Na Vegecie kiedy szlajał się po pustyni i mieście w czasie walki z Tsufulami ? Możliwe, albo jeszcze gdzie indziej. Mistic nie lubił jak jego rozmówca wydurniał się, ale nie zareagował na to póki młodzik nie skończył. Dopiero wtedy cokolwiek powiedział.

- Skończ się wydurniać i rżnąć głupa bo Ci strzelę zaraz z liścia. Dałem Ci ostrzeżenie, Red mnie zna wystarczająco długo by trzymał się z dala od kłopotów bo może wrócić do Nicości. Ziemia to planeta pełna życia i jest pod moją ochroną. Zabijecie kogoś kogo nie powinniście, zginiecie w męczarniach. Lepiej o tym pamiętaj, młody. Tu przerwał i odwrócił się by odejść. Znak z ki, który narysował w powietrzu zniknął po paru sekundach od pojawienia się, miał służyć raczej jako popisanie się, drobna sztuczka, niż jakaś permamętna pieczęć.. z resztą Hikaru aż tak dobry w tym nie był by móc coś takiego w ogóle stworzyć. To nie była jego brożka. Przypomniał sobie jeszcze coś, więc odwrócił głowę do Vernila. Trzymając się zasad możesz tu mieszkać do końca życia i podróżować po całej planecie bez problemu. Być może nawet tak się z nią zwiążesz, że będziesz chciał oddać za nią życie w jej obronie ? Choć w to wątpię.. dzisiejsza młodzież myśli tylko o ruchaniu. Znów wyprostował głowę i zrobił kilka kroków w przód aż nie zaburczało mu w brzuchu dość głośno. W sumie nie jadł cały dzień, wypadałoby coś upolować i usmażyć.

Dobrze się składało, bo akurat na pustkowiach mieszkały ogromne gady-jaszczury. Biologiczne, mobilne panele słoneczne całe dnie wylegujące się w promieniach tej gwiazdy. Jedną z nich wyczuwał na niewielkim wzgórzu nad nimi. Zniknął by pojawić się paręnaście metrów nad Redem i Vernilem, na szczycie wielkiej i płaskiej skały z łagodną drogą z dołu na górę. Pojawił się z wyciągniętym szamszirem i w tym samym momencie oddzielił głowę stwora zanim ten w ogóle mógł powiedzieć "oooo" od reszty ciała. Mistic oporządził tuszkę w ciągu paru minut zdejmując skórę i podroby by je zrzucić mniej więcej pod nogi nowo przybyłych. Zanim jednak je zrzucił wystrzelił ki blast by zrobić wystarczająco duży dół, to znaczy na kilkanaście centymetrów by móc zakopać szczątki tworzenia, które stało się jego posiłkiem. Po wrzuceniu wszystkiego co było zbędne rozkruszył telekinezą kawałek skały i ułożył ją w formie żwiru w dziurze, dzięki czemu żadne inne stworzenie-chyba że żyjące pod ziemią- nie dorwie się do tego. Po obrobieniu mięsa zeskoczył z nim trzymając znów niewidzialną siłą kinezy przed sobą po czym usmażył je kolejną kulą ki o odpowiedniej sile.

Teraz stał oddalony od gości prawie sto metrów na wschód głębszym cieniu by w spokoju zjeść co nieco. Zapomniał jak bardzo smaczne są tutejsze stworzenia. Ostatni raz tutaj był... zbyt dawno temu.
Red
Red
Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012


Identification Number
HP:
Pustkowie 9tkhzk500/500Pustkowie R0te38  (500/500)
KI:
Pustkowie Left_bar_bleue0/0Pustkowie Empty_bar_bleue  (0/0)

Pustkowie Empty Re: Pustkowie

Czw Cze 19, 2014 7:50 pm
O Kami, Vernil miał naprawdę mocne poczucie humoru, by zadzierać z Misticiem. W ogóle to pozazdrościł mu takiego podejścia do nieznanych wojowników. Owszem, mógł sobie zaserwować guza na głowie za odzywki, lecz jaki miał sam ubaw z tego! Demon nie miał dobrze wyostrzonego poczucia humoru, jednak zdawał sobie sprawę z tego, że to dla picu. Chociaż mogło to być nieodpowiedzialne zachowanie, Reda to rozweseliło. Przydała się taka forma rozluźnienia atmosfery, zwłaszcza że Hikaru nie emanował sympatią do Czarnowłosego. Szkoda, że nie umiał nic dodać od siebie, co wyszłoby zabawnie i bez cienia wymuszenia. Jeszcze Szarooki naprawdę weźmie ich słowa do serca (chyba że Red tylko bierze wszystko na serio) i serio odeśle demona w Nicość. Nie to, że aż drży z lęku na widok Mistic'a, ale wolał dmuchać na zimne. Szatyn nie wiedział o ich wspólnej przeszłości, i może lepiej niech tak pozostanie. Nie chciał na nowo rozdrapywać starych blizn z wielu, wielu lat temu.
>Póki co jest na tej planecie gościem. Sam zdecyduje czy tu zostanie.
Spojrzał ukradkiem na Vernila mając nadzieję, że dobrze zanalizował jego położenie we wszechświecie. Nie chciał mu narzucać żadnych obowiązków, w tym pakiet "Musisz Sobie Zasłużyć Na Mieszkanie Na Ziemi", bo był wolną istotą. Nie miał już trenera nad głową - ani tego z Vegety, ani niebiańskiego. Żył dla siebie, mógł obrać swoją własną ścieżkę. Demon tylko mu towarzyszył, a i to nie będzie trwało wiecznie, gdyż rola młodzieńca u boku młodego Halfa dobiegała końca. Pokazał mu znane planety, oczywiście jeśli będzie chcieć poćwiczą razem i to nie raz, ale nie jest jego opiekunem czy niańką. To wojownik z krwi i kości, potrafi decydować o przyszłości. Fakt faktem, gdyby rzeczywiście spodobało się Vernilowi życie na Ziemi, to ta piękna planeta jest częstym obiektem ataków kosmitów czy nawet mieszkańców, toteż przydałoby się mieć wsparcie dla jej ochrony. Red nie był aż tak zżyty z Ziemią, aczkolwiek ze znanych mu planet to właśnie Ona oferowała mu najwięcej.
Kiedy Hikaru zdecydował się na polowanie na pustkowiu pełnego jaszczurzych rarytasów i zostawił ich na moment samych. Czerwonooki milczał, trochę ociągał się z odpowiedzią na pytanie "co robimy z tą planetą". Widać było po nim, że intensywnie przegrzewa szare komórki do pomyślunku. Tak na dobrą sprawę nie mieli dachu nad głową, Brązowooki niczego albo mało co wiedział o Ziemi, Red nie mógł pochwalić się także porządnymi znajomościami... taki jest z niego samotnik, zdążył to zauważyć jego kompan. Do tego ani razu się nie uśmiechnął, a przecież Vernil dawał ku temu częste powody. Starał się iść za namową Wodza Namek i nie rozpamiętywać na siłę przeszłości, lecz tylko na niej opierał swoje doświadczenia. Tak czy siak, wreszcie zdecydował się powiedzieć o czym myśli, aczkolwiek odpowiedź na pytanie kolegi była wieloznaczna, jak również mało konkretna.
>Sam nie wiem... -oparł się o skałę za sobą skrywając się w cieniu- ...przydałoby się trochę rozerwać, ale jak...?
I wtedy znienacka za jego i przyjaciela ramię pochwyciły brudne z posoki dłonie Mistica, który chyba musiał podsłuchać ostatnie zdanie i w ramach rewanżu przeteleportował się wraz z nimi w zupełnie inne, mniej pustynne miejsce. Aż dziwne, że prócz nich przetransportował także sporych rozmiarów jaszczura obdzielonego ze skóry i z pachnącym od upieczenia mięskiem.

[z tematu x3 - przyjęcie w domku June!]
avatar
April
Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Pustkowie 9tkhzk0/0Pustkowie R0te38  (0/0)
KI:
Pustkowie Left_bar_bleue0/0Pustkowie Empty_bar_bleue  (0/0)

Pustkowie Empty Re: Pustkowie

Pon Sie 04, 2014 3:56 pm
Wylądowała na pustkowiu. Nie wiedziała czemu tam. Nie wyczuwała przecież w tym miejscu jakiejkolwiek energii, a tym bardziej JEGO KI. Stała i zastanawiała się, co powinna zrobić. Sama nie rozumiała swojego zachowania, było dziwne i dosyć idiotyczne. Było co najmniej dziwne, naprawdę dziwne. Najpierw spotkała changelinga, który rzekomo oświadczył jej, że przybył tu w dobrych zamiarach, potem chciał się pojedynkować, a na koniec tego wszystkiego przybył Kuro, którego zupełnie praktycznie olała. Znaczy to nie było tak! Po prostu zmusiła ją do tego sytuacja, czuła jego obecność na Ziemi, musiała wylecieć jak najszybciej. Chłopak był dla niej wszystkim, co by się stało, gdyby i jego zaatakował? Pamiętała, że Daichi wbrew pozorom miał wielką siłę, a nie chciała aby pojedynek pomiędzy nimi któregokolwiek zabił. To była jej sprawa, jej i jego. Tylko i wyłącznie, nikt inny nie może i nie powinien się w to mieszać. Ale jej wylot to nie była mądra decyzja. Co jeżeli faktycznie będzie potrzebowała pomocy? Chyba w ogóle nie zdawała sobie sprawy ze swoich czynów. Z tego, że jeżeli Daichi się pojawi będą walczyć na śmierć i życia i nikt ani nic jej nie pomoże. Rozejrzała się. Pustkowie było niemalże idealne dla walki, ale podstawowe pytanie- czy on faktycznie gdzieś tutaj jest, czy jej się tylko wydaje? Sama nie wiedziała, co począć. Usiadła na jakiejś skale i głośno westchnęła. Była kompletna cisza, cisza przed burzą. Wiatr delikatnie powiewał i rozwiewał tym samym jej gęste, kruczoczarne włosy. Nagle usłyszała jakiś świst, aż się gwałtownie podniosła.

- Halo! Jest tutaj kto?! – zaczęła się rozglądać, jednak nikogo nie było widać, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Bo chociaż ona jeszcze o tym nie wiedziała, to w niedalekiej odległości stał on i ją obserwował.

Occ: Ssj2 czas zacząć!
avatar
April
Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Pustkowie 9tkhzk0/0Pustkowie R0te38  (0/0)
KI:
Pustkowie Left_bar_bleue0/0Pustkowie Empty_bar_bleue  (0/0)

Pustkowie Empty Re: Pustkowie

Wto Sie 05, 2014 2:58 pm
Pierwsze ,,ale’’ polecam czytanie z piosenką
https://www.youtube.com/watch?v=NlwvpBE2_0Y  głównie dlatego, że słuchałam jej pisząc tego posta i myślę, że tylko wraz z muzyką oddaje wszystko idealnie.


Spoiler:



Czekając całe życie na moment, który przychodzi nieoczekiwanie i to właśnie w tej sekundzie. Starcie kochających się i nienawidzących jednostek.


Już od jakiegoś czasu czuła się po prostu dziwnie, jakiś niepokój, którego nie potrafiła bliżej określać, ale nie dawał jej spokoju, coś w niej ciągle się kręciło. Po chwili poczuła bardzo silną dłoń, która zacisnęła się na jej barku, chciała się odwrócić, ale strach jej nie pozwalał. Stała sparaliżowana. Normalnie myślałaby, że to Kuro, ale to nie był jego uścisk- ten był zdecydowanie bolesny i stanowczy. Chciała wierzyć w to, że to tylko halucynacje, tak jak ostatnio przy tym demonie, ale to było dziwne. Ból po prostu był rzeczywisty. Zerknęła na swój naszyjnik, który zaczął bić niebieskim promieniem i delikatnie się podniósł. Nie potrafiła się nawet odwrócić, ale sprawdzić, czy to co myślała jest prawdziwe. Po prostu nie wierzyła i się bała.

Z tą samą rozpaczą, bólem, łzami, niekontrolowanymi drganiami powiek, zaciskaniem pięści i bezsilnością. Dokładnie tak jak wtedy poczuła słony smak krwi z pokaleczonych zębami warg. Krótki, płynny oddech. Jest taki moment kiedy ból jest tak duży, że nie możesz oddychać. To jest taki sprytny mechanizm. Myślę, że przećwiczony wielokrotnie przez naturę. Dusisz się, instynktownie ratujesz się i zapominasz na chwilę o bólu. Boisz się nawrotu bezdechy i dzięki temu możesz przeżyć. Brak powietrza to nie jedyny mechanizm. Inny to prawdziwy fizyczny ból. Ale trzeba go sobie samemu zadać. Pierwszy raz odczuła to na sobie. Nie wierzyła, że sam fakt spotkania wywoła u niej takie emocje, tak bardzo sprzeczne- czysta ambiwalencja.

Spadło na nią pragnienie, chciała bezwiednie się odwrócić, spojrzeć w jego ciemne, czarne oczy i po prostu przylegać do jego ciała, jak brat z siostrą, móc się nigdy nie odrywać, tak jak to robiła, kiedy miała zaledwie kilkanaście lat. Zabierał ją zawsze na długie spacery, pokazywał jej Vegetę, nie traktował jej jak rodzeństwa, ale jak kogoś więcej, a teraz przyszło im stanąć naprzeciwko siebie i walczyć o śmierć i życie. Zamknęła na moment oczy. Widziała go, dokładnie dużo młodszego, łagodne rysy, kruczoczarne włosy i oczy, prawie nigdy się nie śmiał, a uśmiech był czymś wyjątkowym. Siedzieli oboje w swojej samotni, do której nikt nie miał dostępu. Trzymał ja bardzo mocno za rękę, oboje leżeli i patrzyli się w ciemne od mroku niebo. Był poważny, jak zwykle tasakowa ją spojrzeniem, ich oczy łaknęły się nawzajem. Odgarnął jej kosmyka z czoła i delikatnie się uśmiechnął całując ją w czoło.

- Jesteś moim żołnierzem. – drgnęła. Dokładnie te same słowa wypowiedział kiedyś i w tym momencie je powtórzył, jakby wiedział o czym myślała. Zmienił się jedynie ton jego głosu, był bardziej męski. W końcu się odważyła odwrócić. Tym razem to nie była jakaś wizja, jakieś głosy, zobaczyła go po tylu latach, zupełnie się zmienił, ale wiedziała, że to on. Grzywka, która opadała na jedno oko zakrywając je. Włosy czarne długością lekko dosięgały uszów, nie były postawione tak jak większość małp miała. Długa, granatowa bluza, luźne spodenki przed kolano i czarne trampki- był raczej ubrany jak zwykły ziemianin. Patrząc na niego jej oczy natychmiast się zeszkliły, nie mogła wytrzymać. Jej najbliższa osoba stała tutaj teraz przed nią mając w oczach mord na swoją ukochaną siostrzyczkę. Serce zaczęło bić coraz szybciej.

- Daichi... ja... proszę, nie zabijaj mnie. – wyjąkała bardzo cichutko, na co on tylko uśmiechnął się sardonicznie. Widać było, że sprawiało mu to wielką frajdę i tylko go podkręcało. Zaś April zaczęły uginać się kolana, czy to naprawdę jej koniec? Właśnie w tym momencie nie zachowuje się jak wojownik tylko jak tchórz, musi się wziąć do kupy. Zaczęło kręcić się jej w głowie. Dopiero teraz, myśląc nad tym wszystkim, czego miała szczęście doświadczyć, wiedziała ilu pytań nie zadała, na które chciała znać odpowiedzi. Ale sam fakt pojmowania tej wiedzy, przekładał się w jej mniemaniu na jedną z najciekawszych barw. Tym samym wokół niej wytworzył się pokaźnych rozmiarów obraz- siebie i jego w całkiem innych okolicznościach, nie patrzyliby się na siebie teraz w taki sposób. Miała coraz większy problem z wzięciem oddechu, stał się strasznie płytki.

- Zabije Ciebie, tego chłoptasia, który się koło Ciebie kręci, wyczuwałem jego moc, jestem od niego mocniejszy. Zabiję każdego, kto cokolwiek dla Ciebie znaczy, a Ty będziesz na to wszystko patrzeć z tego całego nieba. Nikt mnie nie powstrzyma, nawet ten twój żałosny mistrz. Wiem wszystko. – mówił bardzo spokojnie i szyderczo, na każde słowo ja jej ciele pojawiał się kolejny dreszcz. Nie mogła uwierzyć w to, co mówi. Silniejszy od Kuro? Niemożliwe, to niemożliwe! Jak ona ma go w takim układzie pokonać, a może ją tylko straszy? To skąd posiadałby informację na temat Hikaru?  Kim on do cholery się stał.

- Daichi! Co się z Tobą stało? Kim Ty się do cholery stałeś?! Nie wierzę, że to Ty, po prostu nie wierzę w to co mówisz, prawdziwy Daichi by tak nie mówił, nie mówiłby tak - powiedziała na samym początku podnosząc ton i bez cienia wątpliwości uderzając go pięścią w tors, kolejne słowa były już półszeptem. Jakby jakimś żalem skierowanym w jego stronę. Nie mogła zrozumieć jak można się tak diametralnie zmienić, jak można stać się takim potworem. Tym razem już po jej policzkach zaczęły spływać łzy. – Wróć, proszę, wróć.

Nie odpowiedział ani nie zaśmiał się, był poważny jak zazwyczaj. Złapał ją mocno za podbródek, aby podnieść go do góry, chciał zobaczyć jej oczy, jej ukryty w nich strach, ona poprzez łzy praktycznie widziała go rozmazanego. Po chwili odzyskała swobodę i zaczęła się uspokajać. Wiedziała, że ta chwila już nadeszła i dalsze użalanie się nic nie wniesie. Musi się teraz wziąć w garść i obmyślać, co dalej. Zaraz się zacznie, a ona nawet nie jest przygotowane. Wszystko poszło, jej całe życie, to jeszcze nie teraz! To nie powinno się stać w tym momencie, to za szybko, jeszcze chwile, nabierze siły i byłaby dużo silniejsza, a teraz? Teraz było już za późno na obmyślanie czegokolwiek. Tęskniła za Kuro, chciała go w tym momencie przytulić, chciała poczuć jego bliskość, chociaż po raz ostatni. Tak bardzo go Kochała i nie mogła sobie w tym momencie wybaczyć, że przed śmiercią nie poczuje smaku jego ust, że nigdy więcej go nie spotka, a co jak znajdzie sobie kogoś innego? Jakąś nową, która ją zastąpi. Teraz jednak nie był odpowiedni moment, aby to w ogóle rozgrzebywać. Nie wiedziała, czy to ona powinna zaatakować, czy czekać na jego ruch, on ciągle tylko na nią patrzył. Miała już dosyć tego spojrzenia, tak chłodnego, wolałaby żeby już to po prostu rozpoczęło, czuła jakby się nad nią znęcał psychicznie i jeszcze miał z tego satysfakcję.

- Dobrze było mi w kosmosie, dużo się nauczyłam, więcej niż przez te pierwszą część życia na tej zaplutej Vegecie, oni nic tam nie wiedzą, nie potrafią szkolić w ogóle swoich wojowników, robią z nich totalne cioty. To co widziałem u innych przewyższa zdecydowanie nas pod względem technicznym, niestety siłowym inne istoty są słabsze, ale mają wiele ciekawych technik, których nauczenia potrzeba użycia siły w stosunku do nich, ale siła małp zawsze była dobrym argumentem w rozmowie o wszystko. – na moment zrobił przerwę, nie oczekiwał na jej odpowiedź, patrzył tylko na jej reakcję. Pierwsza fala była już za nią, nerwy zaczynały powoli zamieniać się w adrenalinę, która zaczęła jej uświadamiać jak silna jest i jak strach jest wielki. Wziął głębszy oddech i kontynuował. – A to musiałem przylecieć do mojej kochanej, brudnej siostrzyczki wypełnić to, co powinienem od dawna, ale dawałem Ci fory, jakich dzisiaj nie dostaniesz. Długo czekałem aż się wzmocnisz, ale to i tak mnie nie zadawała, myślałem, że efekty będą lepsze, ale z drugiej strony czego mogłem się po Tobie spodziewać? Zawsze byłaś słaba, taka słaba. Ale już miałem dosyć czekania, załatwię to raz dwa i wrócę do swoich obowiązków.

- Nie pójdzie Ci tak łatwo jak myślisz, jestem silna, a Ty nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy! – wykrzyknęła w swojej obronie, a wtedy on odbił się od Ziemi parę metrów dalej, zrobił lekki rozkrok i zaczął skupiać swoją energię.

- Koniec gadania, skoro tak mówisz, to teraz pokaż mi, ze to prawda, pokaż na Cię stać, mam ochotę się z Tobą zabawić, to będzie naprawdę śmieszne dla mnie, nawet sobie nie wyobrażasz jaką dużą dawkę bólu poczujesz, ale na pocieszenie dodam, że to ostatni ból w Twoim życiu. Zaczynamy ten cały cyrk!

Nie ruszała się z miejsca, nie potrafiła go zaatakować, za to on nie miał żadnego oporu. Jego włosy stały się złote, a dookoła niego zrodziła się potężna aura, był silniejszy, zdecydowanie mocniejszy od niej. Nie potrafiła nawet zareagować, gdy w szybkim tępię pojawił się tuż przed jej nosem pakując jej cios prosto w brzuch. Poczuła tylko jak niesamowity ból przeszywa całe jej ciało, natychmiast się skuliła. Była w szoku, nic nie potrafiła zrobić, czuła się tak cholernie bezwładna. Za to Daichi się nie zastanawiał, zamachnął się i sprzedał jej kopniaka, który spowodował to, że dziewczyna uderzyła plecami o pobliskie skały. Jęknęła. Nie była wcześniej świadoma czynów, które się dokonywały, ale teraz to co innego. Teraz to działo się naprawdę. Powoli podniosła się do klęczenia i otarła zadrapania, które zostały spowodowane pierwszym atakiem. Musiała coś zrobić, bo inaczej umrze, umrze naprawdę, nikt jej nie pomoże. Wstawała powoli i spojrzała na niego. On jakby tylko czekał na jakiś jej ruch. Zamieniła się natychmiast.

Szybko poszybowała w jego kierunku próbując tworzyć po drodze iluzję samej siebie, aby ta prawdziwa go zaatakowała, on jednak ją rozpoznał i w porę zrobił blokadę ciosu. Czarnowłosa pełna animuszu w tym czasie kopnęła go w brzuch, który był odsłonięty. Od początku miała taki zamysł, nie chciała atakować torsu. Zrobił parę kroków i był zdezorientowany. Ona bez zastanowienia odchyliła ręce do tyłu.  Musiała się śpieszyć, bo zaraz jej atak na nic się nie zda. Wydaliła z siebie ogromną kulę energii pod postacią final flasha. Oddaliła się jeszcze kawałek i zaczęła głośno sapać. Dookoła niego pojawił się tylko ogromny dym zmieszany z piaskiem, nawet nie była pewna, czy dostał, czy nie. Starała się wszystko obserwować albo przynajmniej wyczuwać jego energię, ale to nie było takie łatwe w połączeniu z walką. Co gorsze poczuła jak ktoś ją mocno łapie za brzuch. Zagryzła zęby. Próbowała uwolnić się szturchając łokciami, ale nie dawała rady. Była uwięziona w jego rękach. Zaczęła tworzyć w dłoni małą kulę KI, którą cisnęła, wiedziała, że też lekko oberwie, ale przynajmniej jego uścisk się uwolni. Odleciała kawałek dalej nie tracąc koncentracji, bo już w chwilę potem zablokowała jego kolejny cios wymierzony w głowę z góry.

Byli obecnie na podobnym poziomie, on był trochę silniejszy, a przynajmniej póki co, bo dopiero przemienił się w pierwsze stadium, wiedziała, że może osiągnąć taką samą moc jak Kuro, pokazał jej to, gdy ujawnił się podczas jej spotkania z demonem, który potem ją zabrał do swojej wioski przez to wszystko. Wtedy to nie było tak realne jak to teraz, w tym momencie faktycznie walczyła o swoje życie. Nie było jednak czasu nad zastanawianiem się, bo brunet zaczął tworzyć ogromną kulę KI w swoich dłoniach, którą cisnął w April. Starała się zablokować, ale czuła, że nie da rady. Chciała odnaleźć w sobie jakąś moc, która jej pomoże, ale nie potrafiła. Pocisk trafił w nią wbijając w jakąś skałę. Nie miała jednak czasu na odpoczynek, była już nieźle poobijana, a musiała być cały czas świadoma. On już leciał, aby jeszcze jej dołożyć, ale nie sądził, że tak szybko się podniesie i zdąży go sama kopnąć w plecy przy okazji puszczając masę pocisków w skałę na oślep. Oboje nic nie mogli widzieć przez ciągle tworzony pył dookoła nich. Miała jednak przeczucie, że oberwał, a przynajmniej miała taką nadzieję. Stanęła gdzieś dalej głośno oddychając i opierając dłonie o kolana. Starała się jak najszybciej zregenerować, jednak poświęciła trochę energii w ten atak, zwłaszcza, że szybko podniosła się po porządnym ciosie z jego strony. Jej piękne starannie związane włosy w tym momencie wirowały- każdy w swoją stronę, a jej buźka była wyraźnie uszkodzona, lała się krew. A ona stała i dyszała, chciała płakać. Tak bardzo chciała się rozpłakać i schować pod łóżko, ale świadomość, że nie może tego zrobić...

Nie musiała zbyt długo czekać na jego odpowiedź. Pył opadł, a ona zauważyła, jak skały się ruszały, a raczej ktoś to powodował. Natychmiast przyjęła pozycję, chociaż nie odpoczęła i nie była gotowa. Ujrzała po chwili jak jej brat wygrzebuje się z kamieni, nie wiedziała dlaczego robił to tak powoli, chciała zaatakować, ale dostała paraliżu. A co jeśli coś mu jest? Nie powinna tak myśleć, a jednak to zrobiła, co było jej błędem, który on wykorzystał. Bo zdążył wstać i głośno zakaszleć. Jego spojrzenie było krwiożercze. Widocznie chciał dzisiaj kogoś zabić i to miała być ona. Jego poziom energii zaczął się podnosić, a kawałki skał, które leżały obok niego kruszyły się. Nie wróżyło to nic dobrego i ona doskonale to rozumiała. Po chwili wybuchnął swoją mocą, dokonując kolejnej przemiany. To nie był jego pierwszy raz, widziała to. Nie męczyło go to na tyle. Czuła jak jego moc rośnie, a jej pozostawała bez zmiany. Czy to już jej koniec? Czuła jak po raz kolejny uderzył ją w brzuch. Jak to możliwe, że nie zdążyła tego uniknąć? Jego szybkość była oszałamiająca jak dla niej. Wziął ją za nogę i robiąc parę kółek wyrzucił gdzieś w powietrze, po to, aby jeszcze w górze paroma kopniakami sprowadzić ją na ziemię. Leciała, czuła ból, ale nie mogła nic na niego poradzić. Była bezwładna, a prędkość ciosów nie do opanowania przez nią.

Z impetem upadła na ziemię zamykając oczy i odruchowo wypluwając swoją krew. Widziała przez mgłę jak tuż przed nią lądował. Podniosła się na czworaka, ale on szybko złapał ją za włosy unieruchamiając jej ręce drugą ręką. Zaczęła się szarpać, ale on tylko zaczął się przeraźliwie śmiać.

- Co? Już koniec? Taka z Ciebie wojowniczka? To było żałosne, wiesz co? Aż żal mi Cię zabijać, tak słabym przeciwnikiem jesteś, ale nie chce mi się już z Tobą bawić. Błagaj mnie teraz o śmierć. – wyszeptał jej do ucha. – No błagaj, bo w przeciwnym wypadku zabawię się z Tobą i Twoim chłoptasiem. Błagaj!

Po jej policzkach spłynęły łzy, których nie potrafiła opanować. Wpatrywała się w pustą przestrzeń tuż przed nią. Jego ręce coraz silniej ją krępowały, jakby próbował wymusić na niej cokolwiek siłą. Oddychała coraz głębiej, ale za to z trudem łapiąc powietrze poprzez płacz, który wydobywał się z jej ust. Nagle poczuła ulgę, coś zwolniło ją z jego uścisku. Kuro? Rozglądnęła się, ale nikogo nie widziała. Byli ciągle sami.

- Szkoda mi zabijać takie ścierwo jak Ty, jesteś taka nędzna, płacz? Jaki wojownik tak robi? Nawet nie umiesz pogodzić się z własną śmiercią. Jesteś taka żałosna, zachowujesz się jak ostatni śmieć, tak jak ten Twój chłopak, jego też na więcej nie stać. Spójrz na siebie, leżysz tutaj, a on gdzie jest? Nawet Ci nie pomógł, ma gdzieś Twój zasrany los. A może się boi? Udana z was parka Ci powiem. Oboje jesteście tchórzami, którzy zasługują tylko na śmierć. Oszczędzę Cię teraz, wiesz co po? Żeby przynieść Ci ciało Twojego ukochanego, zobaczyć Twoją rozpacz, a następnie zabić Cię tym razem bez żadnych taryf ulgowych i skrupułów. Będziesz cierpiała w męczarni z powodu utraty tego śmiecia i z bólu, który będę u Ciebie powodował.

Mówił to do niej będąc cały  czas odwrócony plecami. Już chciał ją opuszczać, gdy nagle coś poczuł, ktoś go krępuje. Bardzo mocno.

- Wypluj te słowa albo skręcę Ci kark. – powiedział głos, był to damski... należał do niej! Ale jak to? Co się stało?! Skąd ona ma w sobie tyle siły? Pytania gnieździły się w jego głowie, ale po chwili już znał odpowiedź. Jej ciało pokrywała jakby złota powłoka, a dookoła niej powstawały małe spięcia energii.

Co stało się w tym czasie? Kiedy Daichi wypowiadał wszystkie słowa, nienawiść w stosunku do niego rosła. Z każdą sekundą stawała się coraz silniejsza i silniejsza. Już raz udało jej się przemienić w komnacie ducha i czasu z June. Teraz to był tylko idealny moment na stałe, idealny impuls. Nie mogła wytrzymać ciągłego poniżania w stosunku do niej i do Kuro. On na pewno nie był tchórzem, nie miał prawda go tak nazywać. Wszystkie negatywne emocje się w  niej obudziły wraz z jego słowami. Nie zdając sobie z tego sprawy wzmocnił ją. A teraz był zamknięty pod jej uściskiem. Tak silnym, że aż trudno uwierzyć, że przed chwilą cała sytuacja była całkowicie odwrotna. Groźba śmierci jej ukochanego wytworzyła w niego niezdefiniowaną siłę, która pozwoliła jej wstać i dodała nowych sił. Nigdy nie pozwoliłaby go skrzywdzić, a na pewno nie z jej powodu, z jej słabości, z tego, że po prostu nie dała rady go powstrzymać. Nie tym razem. Miłość to najsilniejsza ze wszystkich broni. To coś wyjątkowego, co nie każdy może poczuć. Może się wydawać, że właśnie to odczuwamy, ale zazwyczaj to tylko imitacja. April kierowała prawdziwa miłość, która nigdy nie pozwoliłaby na swoją śmierć, aby nie skrzywdzić emocjonalnie Kuro, ale i na śmierć chłopaka, która by ją zniszczyła całkowicie. Trzymając go mocno chciała go skrzywdzić, pragnęła tego z całych swoich sił. Ucisk na jego gardle zacieśnił się. Czuła jak jego oddech słabnie, wypuściła go. W tym momencie chciała, aby zginął na równo z nią, nie poprzez atak z tyłu. Tak robią tylko tchórze, a ona do nich nie należy, już teraz nie.

Czerpała siłę nawet nie wiedziała skąd, czuła się w pełni sprawna, jakby to co wcześniej się wydarzyło nie miało tutaj żadnego miejsca. Nie czuła bólu, jedynie chęć zabicia. Za wszystkie upokorzenia, za wszystkie słowa. On z kolei był osłabiony i na pewno w szoku. Powoli wstał patrząc na nią. Ich spojrzenia się zderzyły, oba były silne. Nie było tu już słabej osoby wśród nich. W jednej sekundzie ruszyli na siebie. Ona przygotowała pożarny cios w żebra, zaś on chciał ją kopnąć w piszczel. Oboje zrobili unik ledwo się dotykając. Była pewna siebie, więc bez zastanowienia ruszyła do dalszej ofensywy. Jedyną dobrą drogą do obrony jest atak. Ledwo dotknęła stopą powierzchni ziemi, a już migiem się od niej odbiła w jednej ręce tworząc kulę energii, a drugą chciała powtórzyć atak. Gdy on tylko się obronił, ona wypuściła schowaną za siebie dłoń oddalając się. Nie widziała nic, przysłaniaj jej jak zwykle pył, ale czuła, że to go nie dosięgło, było to zbyt prymitywne.

Poczuła z tyłu jak ktoś z łokcia mocno przywalił jej w plecy, odleciała na parę metrów, ale rękami zatrzymała się na ziemi. Jednak jego kontra nadal trwała próbując z góry zaatakować ją nogą odsunęła się w tym czasie próbując kopnąć go w twarz. On jednak nadal był czujny i prosto w jej twarz wystrzelił pocisk, który oddalił ją. Następnie wystrzelił grom KI na oślep, parę ją trafiły osłabiając ją, ale wiedziała, że on też nie jest pierwszej świeżości. Teraz walczyli jak równy z równym. Wydostała się ze smugi dymu i od razu została zaatakowana jakąś ogromną kulą energii. Udało jej się uniknąć, ale Daichi chyba tego nie wiedział, wzniósł się parę metrów dalej i obserwował zniszczenia szukając jej. To był dobry moment do ataku. Zaskoczyła go z tyłu unosząc się nad nim, zwinęła ręce i z całej siły uderzyła nimi w głowę. Chłopak automatycznie zaczął lecieć w dół, a ona, aby dopełnić atak leciała tuż za nim. Z całej siły przyłożyła pięścią w jego brzuch. Wbiło go to w ziemię, ona oddaliła się żeby chociaż trochę odpocząć. Co prawda nastąpiła u niej przemiana i dodatkowa porcja sił, ale mimo to czuła jakby te parę ataków po wywołały u niej pewne skurcze. Może to obciążenia przemianą albo fakt, że uderzała zdecydowanie szybciej na co traciła energię i siłę. Szybciej się męczyła, ale nie widziała tego tylko u siebie. U niego też można było to doskonale zauważyć, nie tak łatwo przełamać tę barierę przemiany.

Póki jednak mogła oddychała głośno próbując nasłuchiwać czegokolwiek albo rozglądając się od czasu do czasu. Wydawało jej się to zbyt dużym odstępem czasu, zbyt długo się nie podnosił. To zły znak. Najgorsze było to, że czuła, że zostało jej niewiele Ki i energii na jakiś cios. Usłyszała jak coś się zbliża, postanowiła zaryzykować. Postanowiła resztę wyczerpać… teraz albo nigdy. Odchyliła do tyłu ręce, nie wiedziała, że druga osoba, która była we mgle robi dokładnie to samo. W jednej sekundzie dało się tylko usłyszeć final flash i błysk ogromnego światła w ich stronę.

Co teraz? Czy tak się ginie? Widząc pocisk ledwo zdążyła skrzyżować ręce. Miała wrażenie jakby wszystko działo się dwa razy wolniej. W końcu poczuła jak światło się do niej zbliżyło, aż ją przeniknęło. Czy tak właśnie wygląda proces umierania? Miała dziwne wrażenie jakby od jej ciała jakaś cząstka się oderwała, ale natychmiast do niej powróciła. Czuła ból. Lokował się na każdej części jej ciała, na każdym mięśniu. Było to dziwne, ale pomimo tego była strasznie spokojna, a przede wszystkim świadoma. Mimo, że cały atak trwał chwilę, że jej turlanie się po ziemi było szybkie wydawało jej się jakby trwało to kilkadziesiąt minut. Nie wiedziała, co było gorsze, czy to, że ciągle była świadoma sytuacji i bólu, czy niewiedza co się stało z Daichim. Zamknęła w końcu oczy, a może po prostu straciła przytomność? Nie pamiętała tego. Obudziła się jedynie leżąc na plecach. Wszystko ją tak piekielnie bolało, że nawet odwrócenie głowy sprawiało jej niesamowity ból. Wpatrywała się  niebo. Było takie spokojnie, takie piękne. Jak tu pięknie, idealnie miejsce na spotkanie po latach. Była pewna, że umiera, ale tak się nie działo. W końcu z wielkim trudem podniosła się na czworaka i zaczęła iść. Sama nie wiedziała gdzie, musiała go odnaleźć, czy udało jej się to? Resztkami siły walczyła sama ze sobą, aby zrobić jeszcze tylko jeden krok i jeszcze jeden. Była cała we krwi, głośno krzyczała próbując opanować ból przeszywający jej ciało. Nie potrafiła określić ile trwał cały proces jej dochodzenia, ale ujrzała go. Był w zdecydowanie gorszym stanie, nawet się nie ruszał. Podeszła do niego. Nie żył, a przynajmniej tak jej się wydawało na początku, bo w chwilę potem nagle otworzył oczy, a jego dłoń jakby ostatnimi siłami ścisnęła się na jej barku. Zauważyła coś niezwykłego, co w jego przypadku było dziwne, płakał. Łzy wylewały się z jego oczu jedna po drugiej, czyżby nie spodziewał się przegranej?

- Nigdy nie chciałem Cię zabić. – wychrypiał bardzo cicho, aż dziewczyna musiała się nachylić, aby to usłyszeć. – Nigdy nie chciałem Cię zabić, tylko stworzyć z Ciebie wojownika. Zawsze powtarzałaś, że się do niego nie nadajesz, że jesteś kiepska, chciałem Ci udowodnić, że tak nie jest. Musiałem wywołać w Tobie złość, nienawiść, ale nigdy bym Cię nie zabił, bo kochałem Cię. Kochałem Cię tak jak nikt inny tego nigdy nie zrobi. Nienawidzę tego gnoja, który się do Ciebie zbliża. Zawsze byłaś moja i tylko moja. O ile Ciebie nigdy bym nie skrzywdził, tak odnośnie jego. Zabiłbym go, bez zastanowienia, bo jestem zazdrosny o Ciebie.

Czuła jakieś muśnięcie na swoim policzku, a ona sama nie była w stanie się poruszyć, nagle jego ucisk zdecydowanie się poluzował. Zerknęła na niego, tym razem nie żył, nie miał żadnych oznak życia.

Wpadła w niezdefiniowany krzyk i płacz, zaczęła resztkami sił bić w jego klatkę piersiową głośno rycząc. Jak ona mogła? Właśnie zamordowała swojego brata, który nigdy by jej nie skrzywdził, a ona zrobiła to bez zastanowienia.  Coś w środku niej umarła, jakaś jego cząstka. Nie mogła się z tym pogodzić.

- Nieee, nie umieraj, zaraz ktoś nas znajdzie i pomoże, ale nie umieraj, nie możesz... - wyszeptała ciągle mierząc mu ciosy w klatkę piersiową, jakby wierzyła, że to coś pomoże. Nie, nie. Nie mogła, nie potrafiła pogodzić się z tym, że właśnie straciła kogoś bliskiego, a na dodatek ona do tego doprowadziła. On a go zabiła. Jest morderczynią. Ona chciała jego śmierci, już wtedy kiedy się przemieniła.  Czemu była taka ślepa, że nie zauważała tego wszystkiego? Teraz przez tą głupotę osoba, którą ona również obdarzała uczuciem umarła i nie wróci. Złapała go za dłoń. Trudno jest opisać ból osoby, która właśnie traci coś ważnego, na dodatek z jej własnej ręki. Jedynie czego teraz pragnęła to umrzeć, razem z nim. Nigdy więcej się nie obudzić. Czuła jak opuszczają ją siły, jak powoli zsunęła się na jego martwe ciało. Ciągle płakała, aż sama zamknęła oczy. Zawsze wierzyła, że dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą. Tę bitwę jednak przegrała z kretesem. Skutków jeszcze nie znała do końca, wiedziała, że straciła kogoś, ale to jeszcze nie wszystko, to jeszcze nie koniec- jak jej się wydawało na początku. Myślała, że przeniesie się zaraz do nieba albo piekła? W końcu teraz zasługiwała na to drugie...




Occ: Pora na przemianę, czyli ssj2!

Occ 2: Nie będzie mnie do 17 prawdopodobnie(minim do 14) i do tego czasu April będzie nieprzytomna, ale Kuro znajdź ją. ;<
Kuro
Kuro
Drobik
Drobik
Liczba postów : 1091
Data rejestracji : 29/05/2012


Identification Number
HP:
Pustkowie 9tkhzk0/0Pustkowie R0te38  (0/0)
KI:
Pustkowie Left_bar_bleue0/0Pustkowie Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.db4evwer.com

Pustkowie Empty Re: Pustkowie

Czw Sie 07, 2014 9:00 pm
Lecąc monitorował energie obojgu, juz było po walce, April była skrajnie wyczerpana, a Ki jej brata niemalże na wykończeniu. Nie rozumiał do końca, co między nimi zaszło, gdyż wyraźnie czuł, że próbowała ratować tego sukinsyna.. Zobaczył istne pobojowisko i leżącą nieprzytomną April na ciele swojego brata. Ledwo żyła, była cała we krwi a ślady na jej policzka wyżłobiły łzy. Kuro poczuł ukłucie zazdrości ale zrobił to, czego by od niego oczekiwała, zabrał się za reanimacje chłopaka. Oddał im obojgu część swojej Ki.

- Tyle przez Ciebie wycierpiała, zniszczyłeś nasz związek, a ja jeszcze Cię ratuje cholerny kutasie, tylko dlatego, że ona by tego chciała. Jak przeżyjesz to własnoręcznie Cię zatłukę.


Chłopak jakoś ledwo zaczął oddychać, wiec Kuro zajął się dziewczyną. Szkoda, że wszystkie senzu skończyły mu się dwa lata temu. Zatamował kilka najgorszych ran swoimi ubraniami, tylko na czas podróży nie było wyboru musi ich przenieść błagać o pomoc inaczej April nie przeżyje. Zabrał plecak, wziął delikatnie halfkę na ręce a jej brata złapał za pasek i poleciał. Po drodze cały czas oddawał im swoją Ki.

ZT – do Wszechmogącego.
Vam
Vam
Liczba postów : 151
Data rejestracji : 13/06/2015

Skąd : Nie chcesz wiedzieć... ;>

Identification Number
HP:
Pustkowie 9tkhzk0/0Pustkowie R0te38  (0/0)
KI:
Pustkowie Left_bar_bleue0/0Pustkowie Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.hiroft.blog.pl/

Pustkowie Empty Re: Pustkowie

Sro Cze 17, 2015 5:11 pm
ACT I - FALSE CONVICTION


Pustkowie Image


Cisza w tym miejscu zdawała się być przerażająca, szczególnie nocą. Nie wiał żaden wiatr, wokół nie było żywej duszy, nawet nie dzwoniło z braku dźwięku, do tego cała okolica zdawała się zamrzeć nawet bardziej niż zwykle - jakby sam Żniwiarz zacisnął swą szponiastą łapę na wszystkim, co mogło wydać jakikolwiek odgłos, bądź drgnąć. I nagle zaczął padać niemy deszcz.
Nie rozumiałem, co się ze mną dzieje. Czułem napływającą nową moc, formowanie ciała, niesamowitą prędkość poruszania się w nieznanym mi kierunku. W głowie ciągle rozbrzmiewał mi nieznany głos obiecujący powrót do domu, zostanie Aniołem... Nic z tego nie rozumiałem, po prostu leciałem z prądem, który pchał mnie naprzód i wiedziałem, że czas wskaże mi odpowiedzi, których szukam, tak jak ostatnio.
Spokój pustkowia przerwał potężny świst, niczym strzała puszczona z nieba, płynąca i przecinająca jednocześnie każdy atom w mieszaninie powietrza. Krople zaczęły wydawać dźwięki kapania, wiatr wydawał odgłosy podmuchu, a w ziemię uderzały błyskawice, potężne pioruny podrzucające drobiny gleby w niebo, wszystko tworzyło razem ten szczególny rodzaj mgły, który mogą podziwiać walczący w epickich pojedynkach mistrzowie sztuk walki, czy miecza. Mimo kiepskiej pogody, zrobiło się w tym miejscu naprawdę gorąco, jakby sam Szatan brał właśnie prysznic i całe wilgotne ciepło ulatywało przez komin na powierzchnię Ziemi, kiedy to nagle niewiarygodnie wielki piorun, rozmiarami wyglądający tak, jakby mógł pomieścić w sobie dorosłego człowieka.
Gdy ujrzałem orbitę Solaru #3, moje serce zabiło szybciej. Tak, jednak naprawdę dostałem drugą szansę, pozwolono mi wrócić. Rozradowany, rozluźniłem się i odetchnąłem z ulgą. Zacisnąwszy mocno pięści, przybrałem swój cwaniacki uśmieszek na twarz, zdjąłem z głowy kapelusz, zawieszając go na plecy i poprawiłem włosy. Już niewiele brakowało, drżenie podniecenia ukazujące swe oblicze na moim ciele, sięgało zenitu, a umysł był rozjaśniony, jak dawniej. - Ziemio, nadchodzęęęę! - Krzyknąłem przeciągle, uderzając pięścią w powierzchnię, drugą, korzystając jeszcze z nie stuprocentowej stabilizacji ciała, uformowałem kształt niewielkiego przedmiotu, który od razu chwyciłem...
Gdy jeszcze bardziej gęsta mgła, która pojawiła się po uderzeniu największej błyskawicy, zaczęła się rozwiewać, czujne oko dostrzegłoby postać skrywaną w sercu pocisku elektrycznego. Światło ciskanych w glebę piorunów ujawniło najpierw długi, skórzany płaszcz, rozwiany na wichrze niczym czarna bandera na statku pirackim. Później oświetliło jego wnętrze, ukazujące wysoką, chudą personę mężczyzny z jasną karnacją i głęboko niebieskimi oczami, wpatrującymi się świdrująco w dal. Mężczyzna między zębami trzymał wykałaczkę, a dłonie złożył razem i strzelał kostkami. Przy kolejnych błyskach widać ciężkie buty, długą, kruczoczarną grzywę oraz kowbojski kapelusz na plecach.
Wtem, osobnik zniżył się lekko w kolanach, pochylił do przodu, jakby potrzebując potężnego zamachu do wdechu, nabrał powietrza w płuca i...
- Ach... Dobrze jest wrócić. - Powiedział cicho i wykonał wydech, po czym zaśmiał się w głos. Był naprawdę szczęśliwy.

OCC:


Ostatnio zmieniony przez Vam dnia Pią Sie 21, 2015 6:34 pm, w całości zmieniany 2 razy
Vam
Vam
Liczba postów : 151
Data rejestracji : 13/06/2015

Skąd : Nie chcesz wiedzieć... ;>

Identification Number
HP:
Pustkowie 9tkhzk0/0Pustkowie R0te38  (0/0)
KI:
Pustkowie Left_bar_bleue0/0Pustkowie Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.hiroft.blog.pl/

Pustkowie Empty Re: Pustkowie

Czw Cze 18, 2015 3:32 pm
Pustkowie Meditation1


Gdy minęła pierwsza ekscytacja, Takeo postanowił poćwiczyć, gdyż po przyzwyczajeniu się do Anielskiego ciała zrozumiał, iż miał dużo mniej mocy, niż przed śmiercią, prawdopodobnie z braku przyzwyczajenia do niego. Doskonale wiedział, że nie ma sensu zabierać się za pokazywanie ciału technik walki, jeśli najpierw nie sprawdzi poziomu synchronizacji duchowej, dlatego najpierw zabrał się za medytację, w celu sprawdzenia z jakim poziomem ma do czynienia.
Zamknąłem oczy w celu skumulowania energii. Moje włosy, dotąd spięte w kucyk, rozwiał wiatr, ciało zamarło niczym pomnik z marmuru, a wokół niego począł wirować piasek, prawie przesłaniając jego posturę. Złożywszy dłonie razem, koncentrowałem moc duchową do granic możliwości organizmu, po czym z impetem przebiłem tę granicę i zacząłem drżeć z przesilenia. Powoli, wszystkie zmysły odcinały się od mózgu, kończąc na intuicji, żeby zacząć czuć poza nimi, znaleźć w sobie siódmy z nich. Wiatr świszczący dookoła mnie, niewielkie kamyki uderzające mą twarz, rozcinające skórę, zapach krwi roztaczany wokół - wszystko to traciło na wartości i sile. W miarę zanikania jakiegokolwiek czucia, w umyśle natężało się niesamowite światło, ciepłe, przyjemne, błogie.
Z pewnej odległości nie było widać ów medytującego mężczyzny, jednakże ktoś z wytrawnym wzrokiem mógłby dostrzec, iż wije się on w niekontrolowanych spazmach, choć widocznie nie reaguje na jakiekolwiek bodźce zewnętrzne, jakoby istniał na zupełnie innym planie astralnym, a pusty korpus tylko manifestował rzeczy, które dzieją się z duszą. Z każdą kolejną sekundą piaskowy wir ciasno okrążający medytującego anioła rósł, wzbierał na sile oraz natężeniu - ściągał więcej maleńkich drobinek piasku, gęstniał z minuty na minutę. Wokół bezchmurna noc rozjaśniała dziwną scenę na środku pustkowia, mrugając światłem gwiazd i małego rogalika księżyca.
Czułem, że więcej nie dam rady, na razie byłem w stanie wyciągnąć jedynie odrobinkę, malutką cząsteczkę energii ze 'światła', dlatego mimowolnie wziąłem głęboki wdech i wyzwoliłem podstawowe zmysły. Pierwsze, co poczułem, to chłód, ale nie nocy. Piasek wokół mnie opadł bezwładnie, a z wnętrza mego ciała buchał gorąc energii, dlatego skóra cierpiała zimno od strony otaczającego świata. Na niewielkie zranienia nawet nie zwróciłem uwagi, liczyło się tylko to, że wyraźnie nabrałem sił mentalnych - teraz trzeba było przerzucić to na fizyczną.
Strzeliwszy kostkami palców, co odbiło się potężnym echem po mrocznym pustkowiu, Takeo zacisnął mocno pięści i nagle wystrzelił przed siebie, rozpoczynając szaleńczą gonitwę. Podczas biegu, na pierwszy rzut oka machał dziwnie rękami, jakby nieudolnie tańczył, jednakże po bliższym przyjrzeniu się, dostrzec można było skomplikowane, wymieszane gardy różnych stylów walki, idealnie zharmonizowane, z płynnymi, niewymuszonymi przejściami, zarówno obronne, atakujące, neutralne. Tymczasem w głowie anioła huczało od głosu. Wyobrażał sobie on, jak za młodu karcił go ojciec - pierwszy osobisty trener sztuk walki:
"Źle! Garda wyżej, ogranicz drżenie, uspokój oddech!" Nagle zatrzymał się i rozejrzał. *Pięciu przeciwników... Uzbrojonych w pałki, nie dysponujących niczym dystansowym... Lecimy!* Nagle odchylił się do tyłu i stanął na rękach, wybijając nogami w powietrzu i obracając się o sto osiemdziesiąt stopni.
"To balet, czy bitwa?! Walcz, a nie popisuj się akrobatyką, za szybko się zmęczysz!" Takeo opadł miękko na nogach, zaczął szybko ruszać palcami i w mig wykonał serię skomplikowanych ciosów rękami.
"Oddech! Każdy cios to wydech i krok do przodu, nawet jeśli malutki! Tu chodzi o presję, przeciwnik ma cofać się od twoich ataków, nawet jeśli słabszych!" Krople potu spływały po twarzy chłopaka i uderzały z głośnym dźwiękiem o glebę, gdy ten wykonywał kolejne flinty, markowane ciosy krótkie uniki. Oddychał przy tym rytmicznie, przez usta. Nagle odskoczył do tyłu.
"BARANIE! NIgdy do tyłu, na boki! Nie dawaj przeciwnikowi przewagi w odległości, wyprowadzi silniejszy cios! Na bok i poprawka! Jeszcze raz. Czując tę samą dziecięcą frustrację, odskoczył na lewo i powtórzył sekwencję uderzeń. Jego ciało, napięte do granic możliwości, zaczęło lekko drżeć, lecz się tym nie przejmował. Wręcz przeciwnie, wziął głęboki, krótki oddech i ruszył ze zdwojoną siłą do dalszych ćwiczeń. W planach miał właśnie wykonać skok w górę, zawiśnięcie w powietrzu i seria ataków energetycznych, kiedy nagle...
- CO TAKIEGO?! NAWET LATAĆ NIE UMIEM?! O. Mój. Boże. - Pacnął się w głowę na znak głupoty wrodzonej i dziedzicznej, iż nie sprawdził tego wcześniej, a wyskoczył na bez mała trzydzieści metrów i upadł na plecy, po czym zabrał się za to, żeby zmienić ów stan. Z teorii latania pamiętał wszystko - Koncentracja aury, wyrzut energii przy wzlocie, stabilizacja, by utrzymać się w powietrzu. Jednakże niewielkie przyzwyczajenie do nowego ciała skutecznie utrudniało naukę. Pierwsze dwa punkty działały perfekcyjnie, Takeo kumulował moc, formując prezroczystą aurę, wystrzeliwywał w nieboskłon jak rakieta, jednakże unormowanie ulatującej KI, stabilizacja - to wychodziło mu kiepsko, jakby nowe ciało nie chciało, by się tego nauczył, co skutkowało kolejnymi upadkami i rankami, głównie na nogach i rękach.
- Kuso. - Zaklął pod nosem, po czym momentalnie złapał się za usta. - Anioły nie powinny przeklinać. Zaraz zaraz... Jestem aniołem, a nie mam skrzydeł? Kiepski jestem widocznie. - Chciał usiąść i zapłakać nad swoim losem, gdy nagle poczuł, że jego policzek robi się niesamowicie gorący, jakby otrzymał potężne uderzenie z otwartej dłoni.
"Kto ty kurna jesteś, żeby usiąść i się mazgaić, mały kretynie?! Wstawaj i spraw, bym był z ciebie dumny, bo inaczej posiedzisz w karcerze i przemyślisz swoje zachowanie. Jesteś moim synem, ale nie waham się postąpić wobec lenia jak typowy władca planety!" Słysząc to w głowie i masując się po bolącej części twarzy, kiwnął głową do niewidzialnej osoby, która przy nim stała., po czym podniósł się dumnie i próbował jeszcze raz, i jeszcze, i kolejny.
Po kilku godzinach, w końcu, udało mi się. Aura wokół mnie nie była ani za gęsta, ani za słaba - zatrzymałem się perfekcyjnie w powietrzu i oddychając ciężko, ledwo widząc na oczy ze zmęczenia, śmiałem się głośno, a mój głos odbijał się echem po pustkowiu. Wzniosłem w górę zakrwawioną rękę w geście zwycięstwa. Taak... Nauczyłem się latać. Mogłem znowu czuć zimne powietrze mknące po moim ciele, słyszeć ten cudowny, głośny szum wiatru łopoczącego między moimi włosami. Jednakże nie dawałem po tym za wygraną, nie spocząłem na laurach. Po prostu nauczyłem się latać i mogłem to dodać do repertuaru walki. Uniki w powietrze, ataki z góry, to były teraz moje ćwiczenia.
Słońce powoli zaczynało unosić się nad horyzontem, gdy po kolejnych kilku godzinach, Takeo opadł bez sił na ziemię, oddychając ciężko, zarówno psychicznie jak i fizycznie wymęczony i niewiarygodnie szczęśliwy tym uczuciem. Głos ojca nie pojawił się do końca treningu, co wziął za dobry omen - to znaczyło, że popełniał mniej błędów.

OCC:
Vita Ora
Vita Ora
Admin
Admin
Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013

Skąd : Kraków

Identification Number
HP:
Pustkowie 9tkhzk500/500Pustkowie R0te38  (500/500)
KI:
Pustkowie Left_bar_bleue0/0Pustkowie Empty_bar_bleue  (0/0)

Pustkowie Empty Re: Pustkowie

Sob Cze 20, 2015 12:20 am
A jednak June miała rację. Aleksander żył! Halfka była chyba winna Demonicy przeprosiny. A przynajmniej nie musiała zabić nikogo z jej bliskich. Co za szczęście dla ich obu!

Kamień spadł Vulfili z serca, kiedy przebiwszy się przez tabuny półnagich pielęgniarek i uciekłszy lekarzowi erotomanowi, otworzyła drzwi… a raczej wywarzyła je silnym kopniakiem z półobrotu (na szczęście nie zburzyła części ściany, tylko tynk się posypał) i wtedy go zobaczyła. Chudy, młody naukowiec z czarną czupryną i z okularami na nosie, leżący w obciachowej, pasiastej piżamie na szpitalnym łóżku.  Po dwóch latach!

„Tato!” – wykrzyczała na cały głos, nie mogąc opanować niewypowiedzianej fali euforii, jaka ją ogarnęła. Po porwaniu, tragicznych i szczęśliwych przygodach w akademii, tęsknotach i katorgach związanych z treningiem Halfka powróciła do domu, do ojca, a przyleciał z nią Hazard. Czy mogło być lepiej?

Tak to wyglądało parę tygodni temu. Vulfila wprowadziła się z powrotem do ojca. Pomogła mu naprawić dom, co nie stanowiło dla niej najmniejszego problemu. W końcu kto inny odbudował Akademię na Vegecie jak nie kadeci… Sielanka nie trwała jednak długo. Dziewczyna obawiała się każdego kolejnego dnia spędzonego na Ziemi. W końcu kiedyś Saiyanie przypomną sobie o niej, a raczej jej nieobecności. Tak samo jak to było kiedy po raz pierwszy od odmrożenia przyleciał po nią jej daleki kuzyn. Lecz tym razem będzie znacznie gorzej, bo miał to być sam Koszarowy, a nie byle kuzyn, któremu i tak na niczym nie zależało. Rogozin wyobrażała sobie już te wymówki. I karę… jaką będzie musiała ponieść. I żeby tego uniknąć z chęcią z własnej woli wyruszyłaby z powrotem na Vegetę, problem polegał na tym, że Hazard kategorycznie jej tego zabronił do czasu, aż nie wybada sytuacji, ponieważ działy się tam ponoć znów niepokoje. Sam odleciał, pozostawiając ją pod opieką ojca, obiecując, że tym razem nie opuści jej znowu na tak długo.

Pobyt u ojca był dla Vulfili jak wspaniałe wakacje. Przez kilka tygodni nie robiła dosłownie nic produktywnego. Nie musiała jeść paskudnej papki ze stołówki w akademii ani trenować od świtu do nocy, mogła oddać się zakupowemu szaleństwu i nacieszyć się towarzystwem Rogozina i… jego okropnej narzeczonej, której Vulfila nie lubiła jeszcze przed porwaniem. To ona zmusiła dziewczynę, by ponownie ścięła włosy na krótko.

„Vulfila, wyglądasz jak jakiś dzikus, twoje włosy nie dają się nakręcić na lokówkę ani wyprostować. Jak ty chcesz wyjść do ludzi? Musimy coś na to zaradzić.”

Nie pytajcie, jak zwykła kobieta była w stanie zaciągnąć Półsaiyankę do fryzjera, ale dokonała tego i tak oto na głowie dziewczyny znowu zagościła chłopięca fryzura. Stojąc przed lustrem Vulfila doszukiwała się w tym pewnych pozytywów. Włosy już nie wpadały jej do oczu i nie przeszkadzały w treningach. A nawet bardziej było jej do twarzy z krótkimi włosami, wyglądała na bardziej tajemniczą i wojowniczą. Uwydatniły się jej migdałowe, czarne oczy, a wzrok przykuwały nierozłączne, białe kolczyki.

Po jakichś dwóch tygodniach Vulfila zaczęła się niepokoić. Hazard nie wracał. Nikt z akademii nie zainteresował się jej nieobecnością przez kilka tygodni. „A jeśli… jeśli Hazard nie wróci? A jeśli coś grubego się tam szykowało?”- coraz częściej przechodziło jej przez myśl. Wielce prawdopodobne było, że ktoś mógł zaatakować Ziemię, tym bardziej, że być może nikt silny jej nie chronił, a to należało sprawdzić.

Był wczesny ranek. Zanim Alexander wstał, Vulfila postanowiła wymknąć się z domu. Włożyła na siebie krótkie szorciki, które więcej odkrywały niż zakrywały, ulubioną bluzeczkę do treningów na gołe ciało, czarne rękawiczki bez palców, gdyby trzeba było komuś nakopać, a do tego wygodne trampki. Przynajmniej nie musiała już upinać włosów. W takim stroju czuła się komfortowo. Tak samo jak w wyciętym kostiumie z akademii, który wyglądał bardziej jak body niż kombinezon. Ten jednak zostawiła tymczasowo w domu, żeby nie zwracać na siebie zbyt dużej uwagi. Tak ubrana wyleciała jak z procy, pozostawiając za sobą kurzawy na ulicy przed domem. Kierowała się w odludne miejsce, gdzie nikt jej nie będzie przeszkadzał – na Pustkowia za miastem.

Powietrze poranka było dość chłodne jak na lato. Lekki zefir pokrył opaloną skórę dziewczyny gęsią skórką. Kierowała się do pewnego podwyższenia, które lubiła. Było mniej więcej na samym środku Pustkowi. Pruła przed siebie, zamyślona. Nie spodziewała się nikogo spotkać ani zauważyć, ale jednak po drodze jej wzrok przykuło coś dziwnego.

„Kto o tej porze zapuszcza się w takie rejony?” – zapytała, patrząc za szczupłą, męską sylwetką z burzą czarnych włosów – „Niepokojąco podobny do saiyanina. Nie wpadaj w panikę, Vulfila, tylko nie to. Zresztą pamiętaj, co by się nie działo, krzycz głośno. Hazard na pewno cię usłyszy. Gdziekolwiek jest…”- pocieszała się, choć wiedziała, że to niemożliwe. Nie chciała jednak popadać w paranoję, do której miała spore tendencje.

Vulfila minęła osobnika, starając się zapomnieć o jego obecności. Być może słyszał jej przelot, bo jej ubrania głośno łopotały na wietrze. Niebawem doleciała do skalistego występu, na którym chciała sobie usiąść. Opuściła nogi w dół, żeby móc nimi kołysać. Była jakieś cztery metry nad ziemią, a zachowywała się, jakby siedziała tylko na wysokim krześle. Dobrze, że założyła rękawiczki, miała ochotę powalczyć. Choćby rozwalić tę górę, na której wycupnęła, jednym uderzeniem pięści, jak uczył ja jej Mistrz. O dziwo… nawet za nim tęskniła, mimo, że ją przecież torturował. Za tymi jego:

„Przestań się mazgaić, kurwa, NAPIERDALAJ!”

Albo za pieszczotliwym poklepywaniem. Choć w zasadzie kiedy to robił wcale nie wydawało jej się to pieszczotliwe, lecz lekko… nie na miejscu w stosunku do nastoletniej uczennicy, jednak z perspektywy czasu patrzyła na to jak na gest pochwalenia. Nawet, jeśli robił to z nieco zbyt dużą lubieżnością.


Słońce wstało ponad horyzont, a Vulfila chciała najpierw wybadać sytuację na planecie. Czy ma się czego obawiać? Lepiej zapobiegać niż leczyć, jak to mawiał Alexander. Więc nawet, jeśli miałaby się potem bać, lepiej było znać prawdę i spojrzeć jej prosto w oczy. W najgorszym razie wścieknie się. Tak samo jak ostatnio… I … wszyscy ją popamiętają.

Vulfila zamknęła powieki. Wiatr wciąż smagał jej włosy, które lekko łaskotały odkryte teraz pliczki. Przypominała sobie nauki Hazarda. Jego głos, choć wcale nie był szczególnie charakterystyczny, brzmiał w jej wspomnieniach, przywołując miłe uczucie. Był inny niż Katsu. Tak złudnie inny… choć przecież ten sam:

Hazard napisał:Przyjmij wygodną pozycję i zrelaksuj się. Leż w bezruchu, nie poruszaj żadnym mięśniem. Wyobraź sobie że opuszczają Cię siły, jesteś coraz słabsza. Postaraj się wyciszyć Ki, obniżyć jej poziom. Wtop się w otoczenie. Poczuł się jak dym rozwiewający się na wietrze... (…) Zrelaksuj się, spraw by Twój poziom mocy stopniowo się obniżył.

„Oddychaj Vulfila, głęboko. Czuj każdego robaka ryjącego w ziemi. Czuj ptaki, czuj ssaki. Wyczuj nawet tego typa tam daleko, wyczuj, czy jest silny.”- mówiła do siebie w myślach – „Sama pozostań niewykryta. Czemu ktokolwiek ma wiedzieć, czy jesteś silna czy słaba? Ukrywaj to w sobie” – przekonywała się, jakby to miało zadziałać, a jednak znała te techniki, więc ucząc się najlepszego dla siebie sposobu, powinna być w stanie poczuć całe otoczenie i ukryć swoje KI.

CC: Trening start
Vam
Vam
Liczba postów : 151
Data rejestracji : 13/06/2015

Skąd : Nie chcesz wiedzieć... ;>

Identification Number
HP:
Pustkowie 9tkhzk0/0Pustkowie R0te38  (0/0)
KI:
Pustkowie Left_bar_bleue0/0Pustkowie Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.hiroft.blog.pl/

Pustkowie Empty Re: Pustkowie

Sob Cze 20, 2015 1:11 am
Świst był tym, co przeszkodziło mi odpoczynku i zmusiło do ponownego skupienia się na otoczeniu. Z początku nie miałem zamiaru w jakikolwiek sposób reagować, lecz po chwili zobaczyłem na niebie mknącą postać, która wyglądała niczym statystyczny reprezentant Vegety, z tym że w typowo ziemskich ubraniach. Na ten widok poderwałem się nagle i podniosłem na równe nogi, a mą głowę nawiedziło mnóstwo myśli. W pierwszej chwili były one czysto egoistyczne, lecz po zrozumieniu, iż nie było żadnych szans z na to, że ktokolwiek z jego rodzinnej planety wiedział o jego ponownym istnieniu w tym świecie, dlatego kolejne oscylowały tylko wokół braku wiedzy odnośnie tego, co się obecnie dzieje z członkami i członkiniami dumnego rodu Saiyano. Poprawiwszy płaszcz, zacząłem powoli wędrować w stronę zanikającej smugi pozostałej po niedawnym locie nieznanego osobnika, ze względu na fakt, iż nadal zmęczony treningiem, nie chciał nadwyrężać ciała lataniem.
Spacerując po pustkowiu, Takeo rozglądał się i podziwiał nicość wokół siebie. Wpatrzony był we wschodzące Słońce, rozświetlające powoli nieprzeniknione równiny, które przywoływały wspomnienia o bezkresnej krainie piekielnej, w której spędził tak dużo czasu. W głowie nadal miał lekki mętlik, gdyż przyswajał ciągle informacje o tym, że żyje ponownie, że umarł i wrócił. Do tego jako Anioł. Nie wiedział ciągle, co to miało oznaczać, czy Los wystawia go na próbę, czy raczej zakpił sobie okrutnie. Przez głowę przelatywały mu twarze, pamięć przypominała o wnuczkach, których zostawił na śmierć na Vegecie. *Kisa, Saf. Wierzę, że sobie poradziliście i gdzieś tam jeszcze jesteście. Nie chcę wam przeszkadzać w szczęśliwym życiu, Anioł nie może myśleć o sobie...* Pomyślał i coś chwyciło go za serce, a pojedyncza łza napłynęła do oka. Gdyby tylko wiedział, że oboje są martwi...
Przed moimi oczami pokazała się skała, na której niebrzydka dziewczyna się koncentrowała, ewentualnie spała, nie miałem pojęcia, choć stawiałem na to pierwsze. Gdy tylko przez głowę przeszło mi, by przyjrzeć się lepiej jej ciału, niemo zasyczałem z bólu w lewym nadgarstku. Spojrzałem na niego odruchowo i zobaczyłem, że stary komunikator jarzy się delikatnym blaskiem. *Wiem, wiem... Co z tego, że nie żyjesz od prawie pięćdziesięciu lat. Jesteś moją żoną i trzymasz mnie w ryzach.* Od razu także poznałem, że należała do rasy Saiyan, nawet pomijając szczegóły wyglądu - napięcie, które wytworzyła wokół siebie, skupiając KI, sprawiało, że dostałem gęsiej skórki. Nie potrafiłem określić jej siły, lecz w tym momencie pewnie przegrałbym z każdym w fizycznej potyczce, nie miałem doświadczenia z tym ciałem. Nie chciałem się chować, dlatego nawet nie zwolniłem kroku, tylko podszedłem na niedaleką odległość i oparłem się plecami o skałę, zakładając ręce na piersi i lekko przygryzając wykałaczkę między zębami.
Wiesz, że w tej chwili łamiesz przepisy, prawda...? - Zaczął, ni stąd ni zowąd. - Regulamin akcji międzyplanetarnych, punkt siedemnasty, ustęp ósmy: Żołnierz podczas pobytu na obcej planecie nie zdejmuje umundurowania w miejscach, gdzie może spotkać obcych, by każdy miał pewność i czuł strach, że stoi w obliczu dumnej armii Vegety. Wyjątek stanowią sekretne misje Elity, o których nie wiedzą nawet inni Saiyanie na planecie. Opuszczało się wykłady w Akademii? - Uśmiechnął się lekko pod nosem i kontynuował - Co by powiedział przełożony, gdyby tak urocza Wojowniczka skompromitowała go w oczach Weterana... - Zagrał ryzykownie. Nikt nie wiedział, że żyje, poza tym cofnięto mu rangę po kilku dekadach hibernacji, ale miał przeczucie, że ów dziewczyna nie zna go - gdyby został rozpoznany, zachowałaby się zupełnie inaczej, dlatego sytuacja była mu na rękę. Kto wie, może udałoby mu się dowiedzieć, co słychać w rodzinnych stronach. Tak więc zadarł lekko głowę do góry, by spojrzeć na niewiastę, po czym ponownie zabrał głos:
- Więc co tutaj robisz w cywilnych ciuchach, młoda damo?
Vita Ora
Vita Ora
Admin
Admin
Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013

Skąd : Kraków

Identification Number
HP:
Pustkowie 9tkhzk500/500Pustkowie R0te38  (500/500)
KI:
Pustkowie Left_bar_bleue0/0Pustkowie Empty_bar_bleue  (0/0)

Pustkowie Empty Re: Pustkowie

Sob Cze 20, 2015 2:02 pm
Vulfila skupiała się na swoim zadaniu, przywołując do pamięci kolejne frazy wypowiadane przez Hazarda. Jego głos był stonowany i spokojny, prawie piaskowy, jakby lekko ospały, anemiczny. Być może Halfka kojarzyłaby go pozytywnie, gdyby nie to, że gdzieś w odmętach wspomnień odzywał się Katsu, jego ton był zupełnie inny, skrzekliwy, demoniczny i niepokojący. „Tęsniłaś? Tęsniłaś? Tęsniłaś?„ – odbijało się w jej uszach echem, na wspomnienie tego, kiedy to zaczął ją dusić i rzucił o ścianę w jednym celu – żeby ją zabić. Panna Rogozin nie była w stanie pozbyć się tego lęku, który już chyba do końca życia będzie odczuwała w stosunku do blondwłosego przyjaciela. Dziewczyna pokręciła głową, żeby odgonić od siebie te myśli. Nie chciała wspominać Katsu. Nienawidziła go i żałowała, że nie była wtedy dość silna, żeby go pokonać. I … że Hazard nie chciał go zwalczyć w sobie.

Halfka ponownie skupiła się na swoim ćwiczeniu. Musiała porzucić wszystkie inne myśli i się wyciszyć. Ciężko jej było, ponieważ wczesna pora ranna zachęcała do drzemki, szczególnie, że słońce miło ogrzewało jej lica, a wiatr kołysał do snu. I nawet zdarzało jej się odpływać co chwilę, kiedy zadanie zdawało się jednak nazbyt nurzące, wybudzała się jednak szybko, potrząsając gęstą czupryną. „Skup się!” Musiała dobrze wyczuć otoczenie, jeśli chciała dowiedzieć się, czy ma się czego obawiać. Zamknęła oczy, a mimo to przywoływała do siebie obraz KI swojego otoczenia. Na początku widziała tylko ciemność, pustkę pod zamkniętymi powiekami. Im więcej jednak uwagi przykładała do otaczającej jej żywej energii, zaczęła dostrzegać coraz wyraźniejsze kształty.

Najłatwiej było dostrzec te najsilniejsze impulsy. Vulfila uniosła głowę w kierunku nieba tak coś się działo. Wyraźnie widziała duże skupisko silnego światła. Tylko do kogo należało? Oddychała głęboko, żeby wytyczyć postaci, do których KI mogło należeć i wkrótce zdała sobie z tego sprawę. „June… bardzo niedobrze.”- przeszło jej przez myśl. Jej moc przyprawiła Halfkę o dreszcze. Gdyby chciała, mogłaby ją zgnieść kciukiem. I pewnie zrobi to przy najbliższej okazji, kiedy się spotkają. W końcu Panna Rogozin nie potraktowała jej zbyt uprzejmie.

Gdzieś obok June znajdował się ktoś inny. Początkowo Vulfila nie mogła skojarzyć tej postaci, ale miała silne przeczucie, że skądś ją znała. Dopiero po chwili olśniło Halfkę. To ten demon. Ten, który dwa lata temu pomagał jej, kiedy Katsu walczył z Kuro. „Czy to może być zbieg okoliczności, oba te KI razem? Może walczą ze sobą?”

Vulfila przemierzała myślami dalsze rejony planety. Poszukiwała tego starego kacapa, Hikaru, oraz Hazarda, ale żadnego z nich nie wyczuła, nawet, jeśli skupiała się na dalekich dystansach. Nie odnalazła też nikogo znajomego z Vegety ani samego Koszarowego. Nie wiedziała, co powinna o tym myśleć.

Nic innego interesującego nie znajdowało się w okolicy. Vulfila już miała wybudzać się z tego transu, gdy spostrzegła, że zbliża się do niej jakieś niewielkie KI. W zasadzie to już było pod skałą, gdzie medytowała. Otworzyła jedno oko na chwile, żeby się upewnić. Tak, to był ten dziwny osobnik. Czego mógł chcieć? Panna Rogozin skoncentrowała się na nim, żeby wyczytać jego poziom mocy Parsknęła w myślach śmiechem, bo wydał jej się śmiesznie słaby. „Vulfila, nie lekceważ nikogo!” – zmiarkowała się w myślach natychmiast – „A jeśli on tez ukrywa swoje KI? Twój Mistrz powtarzał ci tyle razy, żeby nie traktować nikogo z góry, zanim nie dowiesz się, czy można mu złoić skórę! Potem możesz się już na nim wyżywać.”

Wtem mężczyzna zaczął Vulfilę pouczać. „Zna przepisy Vegety…”- pomyślała. Halfka nie uczyła się kodeksu. Nigdy jej to nie interesowało i wydawało jej się to obciachowe. W końcu na Vegecie i tak każdy robił co chciał, jeśli tylko był na tyle silny, by sobie na to pozwolić. A i Koszarowy nigdy tego od niej nie wymagał. – „Weteran!!!” – Halfka wzdrygnęła się na to słowo. A jednak był kimś ważnym. Więc pozostawały tylko dwa sensowne wyjaśnienia tej sytuacji. Albo przysłał go Koszarowy, żeby zabrać z powrotem na Vegetę albo tylko zaciekawiła go obecność rodaka na tej samej planecie. – „Co robić, co robić?!” – Panna Rogozin cała drżała wewnętrznie, panika przysłaniała jej umysł. „Vulfila, myśl trzeźwo.” – upominała się w myślach, planując swoje następne posunięcia. Na początku miała ochotę po prostu odpysknąć mu: „Co cię to obchodzi, nie interesuj się”, ale przypomniała sobie, że Koszarowy zawsze powtarzał wprawdzie – „Uprzejmość jest dla pipek.”, ale także niejednokrotnie przypominał jej batami, że do wyższych rangą należy zwracać się z należytym szacunkiem. Sama zresztą przekonała się kiedyś o tym, jak to ten stary kacap Hikaru wymierzył jej policzek swoim ogonem.  „Nie okazuj zbyt wiele sympatii, ale nie bądź bezczelna. Najpierw wyczaj, czy go kojarzysz i kim jest.” – planowała – „ Potem wyczuj, jakie ma zamiary. A na koniec… bij albo uciekaj!”.


Muzyczka:


Vulfila przetarła z zamkniętymi oczami krótkie włosy obiema rękami, zaczesując je do tyłu. Szybko otworzyła wielkie, migdałowe oczy i z poważną miną spiorunowała mężczyznę naprzeciwko siebie. Niewielkie usta zwinęła w trąbkę, jak to miała w zwyczaju. Wyglądała niepokojąco, jak na tak młodą, osiemnastoletnią dziewczynę. Podwinęła nogi pod siebie i niemal w zwolnionym tempie podnosiła się z kucania do pionu, nie spuszczając obcego z oczu. Kiedy już się wyprostowała, wyciągnęła grzbiet na boki, przy czym kości kręgosłupa zaczęły jej nieco strzelać. W końcu stanęła na nogach rozstawionych szerzej niż szerokość bioder, ręce zwinęła w pięści, a za plecami zatańczył jej puszysty ogon. Strzelił nim jak z bicza i okręciła wokół wąskiej talii. Dziewczyna miała wysportowaną sylwetkę, ukazującą każdy jeden wspaniale wyrzeźbiony mięsień. Lata treningów robiły swoje. Krótkie, błękitne szorciki ukazywały zgrabne, opływowe łydki, świecące w blasku wschodzącego słońca, natłuszczone olejkiem do opalania uda i wąskie bioderka. Niedopięta bluzeczka zdradzała umięśniony brzuch, na którym nie było nawet grama tłuszczu. Nieco wyżej, pomiędzy niewielkimi zgrubieniami, na skórze dekoltu pobłyskiwał srebrny naszyjnik, ale z tej perspektywy trudno było rozróżnić, co przedstawiał. Trzeba było przyznać, że nowa fryzura dodawała Vulfili drapieżności, ale też odmładzała. Wyglądała niemalże tak samo jak przed dwoma laty, bardziej jak szesnastolatka niż osiemnastolatka. Niemal czarne, postrzępione włosy unosiły się niesfornie ku górze, lecz tym razem na całej ich długości. Z tyłu pozostawały wciąż dość długie, dzięki czemu, gdyby tylko chciała, mogłaby je związać w kucyk. Nie było to jednak potrzebne, bo same wznosiły się naturalnie.

Z tej pozycji Vulfila, gotowa do walki, gdyby zaszła potrzeba, przypatrzyła się obcemu dokładniej. Chciała sprawdzić, czy go kojarzy. Na pewno był saiyaninem. Nie miał ogona, ale niespotykane na Ziemi, bujne włosy. Zresztą sam już zdradził swoją znajomość przepisów. Sylwetkę miał bardzo chudą jak na wojownika. Niebieskie oczy nieco ocieplały jego wizerunek, każdy o tym kolorze oczu wydaje się delikatny. Nie, Vulfila nigdy wcześniej go nie widziała, chociaż… chociaż może kiedyś… dawno temu? Przekręciła głowę niedowierzająco na bok. Przez wiele lat pozostawała w hibernacji. Zawsze pozostawało niewielkie prawdopodobieństwo, że kiedyś już kogoś spotkała, nawet, jeśli wcale go nie kojarzyła, ale to wychodziło na jaw zwykle w wizjach, czy też ułamkach wspomnień, jakich czasem doznawała. Musiała więc brać poprawkę na to, że być może on zna ją!

- Jak miło spotkać rodaka w tych stronach. – zaczęła dyplomatycznie. – Mój kombinezon uległ zniszczeniu. – skłamała perfidnie, ale wydawało jej się to najlepszym co mogła zrobić w tym momencie. Gdyby okazało się, że przybył na wezwanie Koszarowego, musiałaby udawać porwanie lub uciekać. – A co stało się z twoim kombinezonem? – zapytała, gdyż zauważyła, że obcy też wcale nie obnosił się ze swoją narodowością. Koniecznie chciała wiedzieć, jakiej jest rangi, dzięki czemu mogłaby określić jego znaczenie.
Vam
Vam
Liczba postów : 151
Data rejestracji : 13/06/2015

Skąd : Nie chcesz wiedzieć... ;>

Identification Number
HP:
Pustkowie 9tkhzk0/0Pustkowie R0te38  (0/0)
KI:
Pustkowie Left_bar_bleue0/0Pustkowie Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.hiroft.blog.pl/

Pustkowie Empty Re: Pustkowie

Sob Cze 20, 2015 5:43 pm
Wiatr zawiewał lekko, mierzwiąc włosy Takeo, które wpadały mu częściowo na twarz, co bardzo w tejże chwili pochwalał - lekko się zarumienił, widząc skąpe odzienie niewieścia. Po zrobieniu kilku krok w jej kierunku, jego wzrok wędrował w górę i dół, oceniając i zastanawiając się nad każdym szczegółem, który mógłby wskazać mu kierunek rozmów. Wzięła go za Saiya-jina, do tego uwierzyła w hasło o weteranie - doskonale dostrzegł strach w jej oczach po wypowiedzeniu tego słowa. Była młoda, więc szanse na to, że należała do wyżej postawionych i mogła wiedzieć o braku jego istnienia w kadrze, były niezmiernie małe. Nie zaatakowała go z miejsca, znaczyło, że nie była renegatką, co najwyżej uciekinierką, co go zresztą nie dziwiło - wiele dzieciaków bało się treningu i pragnęło jak najszybciej opuścić ośrodek szkoleniowy, nigdy nie wrócić na Vegetę. Uśmiechając się pod nosem, Anioł wytężył zmysły mocniej, by zebrać więcej informacji. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie może przeciągać struny, bo rozkwasiłaby go jednym uderzeniem i pewnie o tym wiedziała, musiał być ostrożny. Mógł odgrywać weterana, ale nie za długo - mogła mieć towarzystwo i tylko grać na czas, który w tej chwili był potencjalnym jego wrogiem.
Wtem zaczęła do mnie mówić. Dźwięczny głos odbijał się echem między moimi uszami, gdy wypowiadała słowa spokojnym, nieokazującym strachu tonem. Słuchałem uważnie informacji o jej zniszczonym stroju i pytaniu o mój pancerz. Ostatkiem silnej woli opanowałem parsknięcie śmiechem i odpowiedziałem w ten sam sposób - używając profesjonalnego tonu:
-
Adnotacja A ustępu ósmego wyraźnie stwierdza, że w przypadku uszkodzenia oficjalnego umundurowania, należy zgłosić i poprosić o przysłanie nowego - w zamian zalecane jest nosić na prawym ramieniu kawałek materiału z V, oznaczającym Vegetę. - Spojrzałem na nią wymownie, po czym przykucnąłem i przyłożyłem lewy palec wskazujący do piasku. - A ja? Przecież wspomniałem ci o tym przed momentem... - zacząłem rysować pionową kreskę, którą zaraz rozdzieliłem na trzy o zaostrzonych końcach. Gdy pod ów linią nabazgrałem dwie poziome i powstałem. Po zamaszystym ruchu stopą w okolicach mazidła, obróciłem się na pięcie i zrobiłem kilka kroków w tył, zacząłem wpatrywać się w zagłębienia w skale, o którą nie tak dawno się opierałem, kładąc dłoń na brodzie, jakbym gorączkowo o czymś myślał.
Po kilku minutach takiego patrzenia, klasnął w dłonie i nałożył kapelusz na głowę i ponownie się odwrócił, tym razem przodem do dziewczyny. Kolejny raz zlustrował ją wzrokiem i lekko pochylając głowę, by nakrycie głowy zakryło delikatnie czerwone policzki, uśmiechnął się zawadiacko i rzekł spokojnie:
- A może młoda dama pomogłaby mi się rozeznać? Teren znam bardzo słabo, a potrzebuję skorzystać z niego - wyglądasz na dobrze poinformowaną o tej planecie. Solar #3, prawda? - Ostateczny test. Jeśli posłucha starszego rangą, będzie mógł z nią dłużej porozmawiać, wywiedzieć się o stanie faktycznym Vegety i kto wie, zyskać silnego sprzymierzeńca. Jak nie, zagra kartą "renegat i renegat" - w końcu nie był już żołnierzem. Spojrzał w dół i uśmiechnął się dużo szerzej, spoglądając na symbol, który rozrysował.
symbol:
Vita Ora
Vita Ora
Admin
Admin
Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013

Skąd : Kraków

Identification Number
HP:
Pustkowie 9tkhzk500/500Pustkowie R0te38  (500/500)
KI:
Pustkowie Left_bar_bleue0/0Pustkowie Empty_bar_bleue  (0/0)

Pustkowie Empty Re: Pustkowie

Sob Cze 20, 2015 7:37 pm
Vulfila udawała początkowo rozluźnienie, ale wciąż pozostawała napięta i gotowa do walki. Obserwowała każdy jeden krok obcego mężczyzny, zdając się na własne odruchy i przeczucia. Jeden niewłaściwy ruch i mogła rzucić się na niego z pazurami albo odlecieć. A przeczuwała, że ta rozmowa nie odprowadzi do niczego dobrego, więc pozostawała czujna. Nie zwróciła uwagi na rumieniec na policzkach Takeo, a nawet jeśli zauważyła go, choć starał się go skryć w cieniu kapelusza, to w żadnym razie nie skojarzyła go z zawstydzeniem, prędzej z rozgrzaniem z powodu upału.

Głos Vulfili nie należał do najprzyjemniejszych, jakie Takeo kiedykolwiek słyszał. Był chropowaty i twardy, jakby uszkodziła sobie struny głosowe od ciągłego krzyku. A jednak nadało to jej wypowiedziom pewnej młodzieńczej chrypki.

Uwagi mężczyzny dotyczące stroju akademickiego powoli działały Vulfili na nerwy. Musiał przyczepić się do niej akurat taki typ. Ona to miała szczęście.

- Wybaczy Pan, ale nie widziałam w okolicy żadnego stanowiska administracyjnego, w którym mogłabym zgłosić jego brak. – odpowiedziała, siląc się już na uprzejmość. – Nie bądźmy zresztą tacy drobiazgowi. – dodała odnośnie braku jakiegokolwiek oznaczenia przynależności do społeczności Vegety.

Więc niby należał do elity i był na sekretnej misji. Z jednej strony to bardzo dobrze, Vulfila odetchnęła z ulgą. Widać to było nawet w jej postawie. Przełożyła ciężar ciała na jedną nogę, a ogon rozluźniła i pozwoliła mu wykręcać spiralki za swoimi plecami. Mężczyzna przynajmniej nie przyleciał na rozkaz Koszarowego, przyprowadzenie zbiegłej uczennicy nie było na pewno celem nikogo z elity. Z drugiej strony dziewczyna musiała wykazać się sporą elastycznością. Nie zdradzić zbyt wiele o sobie, bo kiedy Takeo wróci na Vegetę i opowie o ich spotkaniu lub skontaktuje się przez scounter z kimkolwiek z dowództwa, mógłby nawet nieświadomie narobić Halfce problemów. Z drugiej strony musiała mu, chcąc nie chcąc, służyć pomocną dłonią, bo w przeciwnym razie na pewno wysłałby kogoś z Vegety, żeby ją ściągnął z powrotem do ojczyzny i ukarał za brak dyscypliny wojskowej.
Dalsze słowa tylko utwierdziły Vulfilę w przekonaniu, że raczej nie ma się czego obawiać ze strony obcego, choć wciąż podejrzewała, że może to być niezła pułapka. Ale z drugiej strony ktoś z elity z dużym power levelem nie musiał uciekać się do takich sztuczek. Z łatwością mógł ją złapać, a rozmowę zacząłby z pewnością od celu swego przybycia.

Vulfila pozwoliła sobie na nieco więcej swobody. Podskoczyła i powolnym lotem, przypominającym spadające piórko, opuściła się na dół, żeby stanąć mężczyźnie twarzą w twarz. Był wyższy od niej o głowę, sięgała mu może do ramienia, więc musiała zadzierać głowę do góry. A jego chorobliwie biała cera wzbudzała spore zaskoczenie. Saiyanie jednak nie byli aż tacy bladzi. O ile byli czystej krwi. A czy można być Pół-saiyanem i należeć do elity? Wątpliwe. Panna Rogozin nie miała w naturze jednak nie ufać słowom innych, więc niczego nie podejrzewała w tym temacie. Czemu zresztą miałby kłamać?

- Oczywiście, że pomogę. Ale może najpierw się poznamy? Nashi Eve. – przedstawiła się fałszywym imieniem i tytułem wojskowym, po czym zasalutowała, żeby mężczyzna nie pomyślał, że zanadto się spoufala. Pierwsza przyszła jej na myśl jej najlepsza koleżanka, więc jej imieniem się posłużyła. – Tak, to trzecia planeta od Słońca. Dziwi mnie jednak, że nie wie Pan dokładnie, na jaką planetę trafił. Jakieś niespodziewane zmiany kursu? Pańska misja musi być bardziej tajna niż się Pan spodziewał. – pozwoliła sobie na małe szyderstwo. Rzadko kiedy trzymała język za zębami – Zaraz możemy porozmawiać o szczegółach, ale musze przyznać, że wybił mnie Pan z treningu. – ukłoniła się prawie jak szermierz. – To byłby dla mnie zaszczyt, jeśli zechciałby Pan udzielić mi lekcji we wspólnym treningu.
Vam
Vam
Liczba postów : 151
Data rejestracji : 13/06/2015

Skąd : Nie chcesz wiedzieć... ;>

Identification Number
HP:
Pustkowie 9tkhzk0/0Pustkowie R0te38  (0/0)
KI:
Pustkowie Left_bar_bleue0/0Pustkowie Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.hiroft.blog.pl/

Pustkowie Empty Re: Pustkowie

Sob Cze 20, 2015 8:26 pm
Werbalny atak, jakim Takeo został zmasakrowany przez nieznaną mu nastolatkę był tak potężny, że mężczyźnie zabrakło słów. Usiadł więc po turecku na ziemi i zaczął zanosić się śmiechem, rechotał bez ustanku, a dźwięk jego głosu odbijał się echem między skałami, potęgując efekt. Bez wątpienia przyjemnie będzie mu się współpracowało z tą Saiyanką. Po kilku głębokich oddechach udało mu się uspokoić i zabrał ponownie głos:
- Ano, zagubiłem się dosyć porządnie. Mi również miło poznać, ale nie salutuj. Nazywam się Takeo, kryptonim "The Falcon". - Skinął lekko głową i zdjął kapelusz, po czym ułożył go sobie na udach, a jego wzrok uniósł się i wbił w ciemnowłosą. Wiatr rozwiewał się coraz mocniej i tylko ciemnoniebieska gumka do włosów chroniła otoczenie przed uwolnieniem bestii, czyli bujnej grzywy anioła, który zbierał się w sobie, obmyślając optymalny trening dla widocznie silniejszej od niego dziewczyny.
- Nie mów nic przez chwilę, muszę pomyśleć. - Jego ton głosu się zmienił, powiało grozą i rozkazem.
Nagle, w momencie zamknięcia moich oczu, powietrze wokół nas zgęstniało, a maleńkie drobinki piasku zaczęły podnosić się do góry i drgać. Wokół mnie wytworzyła się delikatna, ledwo widoczna aura - miła w odczuciu, charyzmatyczna, acz emanująca spokojem; można było z niej odczuć mentalną siłę doświadczonego w boju żołnierza, jak i grację artysty. Ułożywszy dłonie na kolanach, wziąłem krótki wdech, a piasek opadł, choć aura pozostała na miejscu, tylko bardziej widoczna i skoncentrowana. Procesy myślowe działały mi w dwustu procentach, przeprowadzałem skomplikowane symulacje, szukając odpowiedniego rezultatu. Oczami wyobraźni widziałem wszelkie dostępne rodzaje treningu, od stuprocentowo fizycznych do jednoznacznie mentalnych. I jak na razie nic nie mogłem wymyślić. Kiedy nagle mnie olśniło. No tak! To było takie proste, aczkolwiek skuteczne i idealnie pasowało do obecnej sytuacji, by podtrzymać przykrywkę. Musiałem tylko trochę pokombinować, wykrzesać z siebie i towarzyszki sto dziesięć procent i się uda. Mimowolnie się uśmiechnąłem, a aura opadła. Gdy wstawałem, miałem już otwarte oczy, a przez ułamek sekundy można było w nich dostrzec niewielki, szkarłatny błysk...
Założywszy kapelusz na głowę, mężczyzna wstał i otrzepał spodnie, po czym zwrócił się do niewiasty z kolejnymi słowami:
- Jesteś niewiarygodnie silną osobą, trenowanie ciebie byłoby stratą czasu dla nas obojga, dodatkowo masz za mało doświadczenia by wytrzymać mój trening, dlatego jedyną opcją jest ćwiczenie teorii. Powiedz mi, zakładając, że byłbym ważną osobistością z zerowymi umiejętnościami bitewnymi, jak obroniłabyś mnie przed napadem rabunkowym trzech wojowników o podobnej tobie sile? - Nauka strategii i wykorzystywania otoczenia w potencjalnie przegranej potyczce to podstawa. Nikt nigdy nie wygrał wojny czystą siłą - trzeba myśleć i tego Takeo miał zamiar nauczyć Nashi Eve.
- Jak będziesz myśleć nad sposobem, możesz opowiedzieć mi o okolicy. Kto wie, może znajdziemy tu coś, co pomoże nam w twoim treningu? - Dodał, po czym uśmiechnął się w jej stronę, choć wzrok miał nieobecny.
W sumie nie czułem się najlepiej okłamując naiwną istotę, siostrę krwi, nawet jeśli sam nie należałem już do Saiyan. Dodatkowo chyba najgorszy i najbardziej egoistyczny był ze mnie anioł, gdybym miał skrzydła, szybko by sczerniały. Z drugiej jednak strony miałem prawo się obawiać, nawet teraz nie miałem pojęcia, czy to ze mną nie pogrywano. Zabójca mojej żony i sprawca mego okaleczenia nadal pewnie gdzieś żył, polował na moich wnuków. Gdyby jakiś jego agent znalazł mnie... Wolałem o tym nie myśleć.
Vita Ora
Vita Ora
Admin
Admin
Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013

Skąd : Kraków

Identification Number
HP:
Pustkowie 9tkhzk500/500Pustkowie R0te38  (500/500)
KI:
Pustkowie Left_bar_bleue0/0Pustkowie Empty_bar_bleue  (0/0)

Pustkowie Empty Re: Pustkowie

Sob Cze 20, 2015 10:34 pm
Vulfila patrzyła na Takeo wielce zaskoczona, nie wiedząc, czy powinna śmiać się z nim czy obrazić. Kompletnie nie rozumiała jego reakcji. Co go tak rozbawiło? Ba, zanosił się śmiechem, turlając po podłodze. Uśmiechnęła się na to kącikiem ust lekko urażona, ale nie chciała dać tego po sobie poznać przed elitarnym mieszkańcem Vegety. W końcu kontakty z kimś takim mogły tylko przynieść jej niezliczone korzyści lub pogrążyć na wieki. Stała więc tak, udając, że też ją to bawi. Na szczęście po chwili nabrał powietrza i uspokoił się, wybawiając dziewczynę z tej krępującej sytuacji. „Rozbawiło go to, bo najwidoczniej faktycznie się zgubił” – tłumaczyła to sobie w myślach.

- Miło mi poznać, Takeosan. – zatytułowała go, kłaniając się w pas ze złożonymi rękami. Jego tytuł faktycznie obił jej się chyba kiedyś o uszy, ale w tym momencie nie wiedziała gdzie. – Gumka do włosów zaraz Panu spadnie, Takeosan. – zauważyła momentalnie, kiedy ta zaczęła zsuwać się na wietrze. Ktoś inny przemilczałby ten fakt, ale nie Vulfila. Dziewczyna ceniła sobie podobne uwagi, bo kiedy ktoś się na przykład ubrudzi na plecach i nikt mu na to nie zwróci uwagi, może czuć się dwa razy bardziej skrępowany, a gdyby ta gumka do włosów uniosła się z wiatrem, mogłaby szybko zaginąć w odmętach pustynnego piasku. – Może zapleść Panu warkocza, Takeosan? To skuteczniej chroni włosy przed wpadaniem do oczu niż zwykły koński ogon. – dodała, pozwalając sobie na nieco więcej swobody przy tym saiyaninie. Nie okazał jej do tej pory ani wyższości ani dystansu. Nawet zabronił salutować i nie kazał tytułować się w żaden sposób, więc spróbowała przejść z nim od razu na nieco mniej formalne tory.

Ton głosu Takeo zmienił się nagle. Vulfila zastanawiała się, czy wynikało to z porywczości jego charakteru czy może z jakiegoś innego powodu? Może wyczuwał coś, tylko co? Wokoło nie było nikogo z wysokim poziomem KI, nic się do nich nie zbliżało, tyle dziewczyna mogła stwierdzić od razu. Zamilkła jednak, żeby go nie rozpraszać. Opuściła wtedy wzrok, podkuliła ogon i oczekując, trochę z nudów, rysowała nogą obutą w trampek po piaszczystym podłożu.

Zaskakująco kamyczki wokół Takeo i Vuilfili zaczęły unosić się w powietrzu. Vulfila nie wiedziała, do czego zmierza mężczyzna, ale spodziewała się, że to on generuje ten efekt, więc obserwowała go z zaciekawieniem, obracając głowę to na lewo to na prawo, a ręce kładąc na biodrach. Mężczyzna w końcu uśmiechnął się i otworzył oczy, przez które przemknął szkarłatny błysk. Halfka odchyliła się do tyłu niepewnie.

Pochwała odnośnie siły Vulfili wyraźnie przypadła jej do gustu. Też tak o sobie myślała. Może przesadził z tym „niewiarygodnie”, ale na pewno była bardzo silna jak na swój wiek i doświadczenie. Trening u Koszarowego stawiał wyłącznie na przetrwanie, siłę i wytrzymałość, całkowicie niemal redukując umiejętności mocy. To prawda, sparing z Takeo byłby demotywujący dla Vulfili, która jednak nie byłaby w stanie go pokonać, a jednocześnie nurzący dla kogoś takiego jak członek elity. W końcu co jest fajnego w złojeniu skóry nastolatce? Chyba tylko Koszarowy widział w tym rozrywkę.
Zadowolona z tego, że taki wojownik jak Takeo chciał poświęcić jej swój czas, Vulfila zaczęła lekko machać ogonem podekscytowana. Uniosła oczy w lewy górny róg, zwinęła usta w trąbkę, a palec przytknęła do policzka. „Dobre pytanie. Co bym zrobiła? Chyba krzyk i płacz odpadają. Wołanie o pomoc kogoś silniejszego również.”

Nagle Vulfilę naszła pewna myśl. „A jeśli Takeo przybył tu, żeby podbić ziemię? Przecież taki jest cel Saiyan, ty głupia dziewucho!” - strofowała się w myślach. – „A ciebie niby na co szkolą? Żebyś latała i podbijała. Jak ten Takeo dowie się, że jest tu cokolwiek wartego uwagi, pewnie przyśle innych saiyan i twój ojciec będzie w wielkim niebezpieczeństwie.

- To miejsce, gdzie jesteśmy, to okropne pustkowie. – zaczęła mówić po krótkim zastanowieniu. Nie konkretyzowała żadnego stwierdzenia, żeby w razie konieczności móc się jakoś wytłumaczyć. Już wiedziała, co odpowiedzieć odnośnie treningu, ale chciała wywieść nowo poznanego mężczyznę w pole. – Jak się tu wyląduje to szybko się okazuje, że te ziemie to bezpłodnyme pustkowia. Wszystko tu jest takie suche i nieprzydatne. Nie wiem czemu, po prostu zawsze takie było i rzadko kto tu przychodzi. Możesz tu znaleźć tylko jaszczurki i takich dziwnych typów jak ja czy ty. – zaśmiała się na swój żarcik. – Bo też kto normalny zapuszcza się w takie miejsce, gdzie wokoło tylko skały, piach, słońce i wiatr? – potok słów wylewał się z ust Vulfili. Oby tylko Takeo nie odkrył szybko, że kłamała, bo będzie tego potem żałować. Ostatecznie niby go nie okłamała, bo pustkowia w tym miejscu faktycznie nie rokowały, ale wszystko zależało od charakteru czarnowłosego i tego, jak zinterpretuje jej słowa. W myślach już planowała, co zrobić, jeśli uzna ją za zdrajcę. Poleci w stronę June i Red. Oby tylko Saiyanin nie dogonił jej, zanim doleci do demonic. – W najbliższej okolicy jest mały krater wypełniony wodą, nieco wyższa górka niż ta tutaj i jaskinie. Nic poza tym. – dodała. – Jeśli chce Pan szybko stąd odlecieć, to mogę oczywiście pomóc w przygotowaniach – zaoferowała się, licząc na to, że jednak Takeo wcale nie odkryje, że są tu ludzie – Już wiem, co bym zrobiła!- oświadczyła, podnosząc do góry palec wskazujący. Chciała zmienić temat. – Nie jestem niestety najlepszym strategiem… Ale chyba jedyne, co mogłabym zrobić, gdyby zaatakowano nas w tym miejscu, to znaleźć Panu bezpieczne miejsce, żeby nie stała się Panu krzywda, a potem wywabić napastników dalej, żeby powalczyć z nimi w bezpiecznym miejscu, choć przyznam szczerze, Takeosan, że to nie bitwa jest moją ulubioną metodą walki, choć może jest skuteczniejsza. Zwykle staram się wywieść przeciwnika w pole podstępami. – wyznała, choć może nie było to najlepszym, co mogła zrobić w stosunku do nieznajomego. W końcu teraz też nieco rozbiegała się z prawdą w swoich wypowiedziać i uciekała się do podstępów, ale z drugiej strony mówiąc o tym otwarcie, być może Takeo nie będzie się tego po niej spodziewał. Który kłamca od razu zdradza swoje zamiary? Żaden, więc efektem odwrotnym powinno być zwiększone zaufanie w stosunku do niegroźnie wyglądającej ogoniastej.
Sponsored content

Pustkowie Empty Re: Pustkowie

Powrót do góry
Similar topics
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach

Copyright ©️ 2012 - 2018 dbng.forumpl.net.
Dragon Ball and All Respective Names are Trademark of Bird Studio/Shueisha, Fuji TV and Akira Toriyama.
Theme by June & Reito