Rajski las
+7
Colinuś
Kanade
KOŚCI
Xanas
Vitolo
Legumir
NPC.
11 posters
Rajski las
Sro Paź 10, 2012 7:44 pm
First topic message reminder :
Lasów na Namek jest mnóstwo, mimo tego ten ma w sobie coś niesamowitego. Jest dziewiczy, nikt jeszcze nigdy nie próbował ingerować w jego naturę. Pradawne wieści mówią, że tego, który odważy się niszczyć chociażby jedno drzewo, bądź zabiję jakąkolwiek istotę w tym rejonie, spotka okrutna klątwa. Mimo tego miejsce to jest często odwiedzane przez Nameków. Jest ono bowiem jedyną drogą, którą można dostać się do jeziora.
Lasów na Namek jest mnóstwo, mimo tego ten ma w sobie coś niesamowitego. Jest dziewiczy, nikt jeszcze nigdy nie próbował ingerować w jego naturę. Pradawne wieści mówią, że tego, który odważy się niszczyć chociażby jedno drzewo, bądź zabiję jakąkolwiek istotę w tym rejonie, spotka okrutna klątwa. Mimo tego miejsce to jest często odwiedzane przez Nameków. Jest ono bowiem jedyną drogą, którą można dostać się do jeziora.
- GośćGość
Re: Rajski las
Wto Kwi 01, 2014 10:47 am
Nie miała pojęcia co odwaliło Frostowi by pozwalać las w drobny mak, ale przynajmniej wyszła z tego bez żadnych obrażeń. Poprawiła swój scouter i po chwili dostrzegła nowy sygnał energetyczny w jej pobliżu. Mógł by to być osobnik którego szuka jednak z jej stanem lekkiego zdrętwienia to dość trudne zadanie, choć i tak było o wiele lepiej ponieważ nie odczuwała skutków tej pułapki już aż tak mocno. Jej lot się ustabilizował no i był szybszy co w danej chwili było bardzo ważne. Kiedy tylko namierzyła swój cel poleciała w tym kierunku dość blisko ziemi by nie można było ja dostrzec aż tak szybko. Jednak wiedziała, że jeżeli drzewa znikną będzie prostym celem. Po dość długim locie dostrzegła tego i kogo chciała wyglądał na changa jak ona tylko w pierwszej formie. Kiedy podleciała blizej widocznie ten nie zauważył jej ponieważ miał coś w rękach. Wykonała dość prosty i zwinny cios nogą prosto w kręgosłup swojego nieprzyjaciela powodując by spadł na ziemię. Nie czerpała z tego przyjemnosci z samej walki, ale skoro trzeba nie będzie się sprzeciwiać.
Occ:
Szybki atak = 75dmg
Occ:
Szybki atak = 75dmg
Re: Rajski las
Czw Kwi 03, 2014 12:24 pm
- Wymusić transformacje? Czy coś takiego jest w ogóle możliwe? Nie, to coś zupełnie innego. Być może kiedyś się dowiesz o co chodzi.
Atak Frost'a doszedł do skutku, w obecnej sytuacji miał sporą przewagę nad przeciwnikiem. Jaszczur podniósł się z ziemi, nadal mając na twarzy ten sam, irytujący uśmieszek.
- Chyba dość długo trzymałeś w sobie całą tę energię co? Pozostaje mi tylko cieszyć się, że nastąpiło to właśnie teraz. To co, może sprawdzimy szybkość Twoich ruchów?
Na palcach wskazujących zarówno prawej jak i lewej dłoni zaczął kumulować Ki. Po chwili wystrzelił w kierunku Frost'a całą serię pocisków, zupełnie jakby strzelał z karabinu maszynowego.
------------------------------------------------------------------------------------
Foku mógł próbować na różne sposoby, lecz tuby nie dało się otworzyć. Na jej powierzchni brakowało miejsca, które można by podważyć. Najwyraźniej wydobyć z niej wiadomość potrafili tylko Nameczanie.
OCC:
Crazy Finger Beam - 3888 dmg, koszt - 4860
Staty przeciwnika:
Siła - 1160
Szybkość - 1854
Wytrzymałość - 1092
Energia - 1728
HP - 16380 minus 3642 za wcześniejsze ataki = 12738.
KI - 25920 minus 4860 = 21060.
Haruka - z powodu wcześniejszych wydarzeń (pułapka), na czas walki z Foku, wszystkie Twoje staty zmniejszają się o połowę.
Atak Frost'a doszedł do skutku, w obecnej sytuacji miał sporą przewagę nad przeciwnikiem. Jaszczur podniósł się z ziemi, nadal mając na twarzy ten sam, irytujący uśmieszek.
- Chyba dość długo trzymałeś w sobie całą tę energię co? Pozostaje mi tylko cieszyć się, że nastąpiło to właśnie teraz. To co, może sprawdzimy szybkość Twoich ruchów?
Na palcach wskazujących zarówno prawej jak i lewej dłoni zaczął kumulować Ki. Po chwili wystrzelił w kierunku Frost'a całą serię pocisków, zupełnie jakby strzelał z karabinu maszynowego.
------------------------------------------------------------------------------------
Foku mógł próbować na różne sposoby, lecz tuby nie dało się otworzyć. Na jej powierzchni brakowało miejsca, które można by podważyć. Najwyraźniej wydobyć z niej wiadomość potrafili tylko Nameczanie.
OCC:
Crazy Finger Beam - 3888 dmg, koszt - 4860
Staty przeciwnika:
Siła - 1160
Szybkość - 1854
Wytrzymałość - 1092
Energia - 1728
HP - 16380 minus 3642 za wcześniejsze ataki = 12738.
KI - 25920 minus 4860 = 21060.
Haruka - z powodu wcześniejszych wydarzeń (pułapka), na czas walki z Foku, wszystkie Twoje staty zmniejszają się o połowę.
- GośćGość
Re: Rajski las
Sob Kwi 05, 2014 11:37 pm
Małpą nie był, więc zauważywszy, iż sposobu na odczytanie wiadomości nie ma, odłożył ją pospiesznie w bezpieczne miejsce. Postanowił podjąć ostateczną decyzję w momencie, gdy już będzie w miarę spokojnie. Najwidoczniej będzie musiał zdać się na nieco szczęścia, ewentualnie zmienić pewne fakty, gdy już wszystkiego się dowie. Teraz na głowie miał większe problemy. Dosłownie. Leciał ponad drzewami. Ukrywanie się bez scouter'a pomiędzy roślinnością byłoby jedynie prowokowaniem ataku z zaskoczenia. Obserwował teren stosunkowo uważnie, świadom tego, iż następne uderzenie może nastąpić w każdej chwili. Zwłaszcza zaglądał przez swoje plecy. Istniała opcja, iż jeden z trzech jaszczurów zawsze może się przedrzeć. Toteż dostrzeżenie kogoś, kto nadlatuje w jego kierunku z dołu, a chce uderzyć go z góry nie powinno mimo wszystko dziwić. Jeżeli udaje mu się zareagować z odpowiednim wyprzedzeniem, to używa Kiaiho w wersji ofensywnej - tym samym odpycha Haruke z dala od siebie, zadając jej niewielkie obrażenia. Gdyby udało mu się powstrzymać przeciwniczkę, to nie zatrzymuje się, lecz dalej podąża w wyznaczonym kierunku. - Czego chcesz? - pyta donośnie gniewnym tonem, choć domyślał się, czegoż może chcieć.
OOC:
Kiaiho wersja defensywno-ofensywna: - 117 dmg, - 11 ki
OOC:
Kiaiho wersja defensywno-ofensywna: - 117 dmg, - 11 ki
- Xanas
- Liczba postów : 610
Data rejestracji : 31/10/2012
Identification Number
HP:
(1127/1500)
KI:
(0/0)
Re: Rajski las
Czw Kwi 10, 2014 5:57 pm
Frost czuł się wspaniale. Nie dość że zniknęły problemy z bólem to jeszcze wszystkie dotychczasowe rany zostały uleczone. Nawet ręka odrosła, co teraz było dla niego dziwne. Już nie pamiętał kiedy ostatnio miał czucie w tych palcach. Nie mógł jednakże długo podziwiać swojej pięknej postaci gdyż przed nim dalej stał przeciwnik. Jeśli tamten znów się nie zmieni to Frost nie powinien mieć problemów podczas walki. Nie mógł też zapomnieć o drugiej misji którą było wyrznięcie całej reszty lodowych z tego terenu.
Nie zdążył się odezwać gdy w jego stronę nadleciała cała chmara pocisków KI ze strony przeciwnika. Jaszczur postanowił że przyjmie je na klatę by zobaczyć jak dokładnie zmieniła się jego odporność na obrażenia.
Pociski trafiły w różne części jego ciała, ale nie były one aż tak bolesne jak by kiedyś były. Chmura dymu otoczyła jego ciało, a gdy wszystko opadło Frost stał dalej jak wcześniej, a na jego błyszczącym ciele pojawiło się kilka siniaków.
- Nieźle.. ale jeśli to wszystko na co cię stać... to twój koniec. - Jaszczur uśmiechnął się smutno - Teraz moja kolej.
Jego oczy nabrały czerwonego blasku po czym wystrzelił eye beamem by sparaliżować przeciwnika.
Zacisnął pięści i zaczął gromadzić energię w sobie, po czym jego ciało otoczyła poświata. Uśmiechnął się bo to pierwszy przeciwnik na którym przetestuje te technikę. Odbił się szybko od podłoża i wleciał w niego z taka prędkością że ten nie mógłby zrobić uniku nawet gdyby mógł sie ruszać.
OOC:
Eye beam = - 864 ki
Nova strike = 2472*2 + 2304*0.5 = 6096 dmg ( - 7315Ki)
Nie zdążył się odezwać gdy w jego stronę nadleciała cała chmara pocisków KI ze strony przeciwnika. Jaszczur postanowił że przyjmie je na klatę by zobaczyć jak dokładnie zmieniła się jego odporność na obrażenia.
Pociski trafiły w różne części jego ciała, ale nie były one aż tak bolesne jak by kiedyś były. Chmura dymu otoczyła jego ciało, a gdy wszystko opadło Frost stał dalej jak wcześniej, a na jego błyszczącym ciele pojawiło się kilka siniaków.
- Nieźle.. ale jeśli to wszystko na co cię stać... to twój koniec. - Jaszczur uśmiechnął się smutno - Teraz moja kolej.
Jego oczy nabrały czerwonego blasku po czym wystrzelił eye beamem by sparaliżować przeciwnika.
Zacisnął pięści i zaczął gromadzić energię w sobie, po czym jego ciało otoczyła poświata. Uśmiechnął się bo to pierwszy przeciwnik na którym przetestuje te technikę. Odbił się szybko od podłoża i wleciał w niego z taka prędkością że ten nie mógłby zrobić uniku nawet gdyby mógł sie ruszać.
OOC:
Eye beam = - 864 ki
Nova strike = 2472*2 + 2304*0.5 = 6096 dmg ( - 7315Ki)
- GośćGość
Re: Rajski las
Pią Kwi 11, 2014 4:06 pm
Uderzyła go dość pewnie w plecy, ale najwidoczniej jej reakcje zostały opóźnione i ciało jeszcze miała pewnie sparaliżowane. Obrócenie się poszło jej zwinnie i dzięki temu mogła być twarzą w twarz z jej przeciwnikiem. Była pewna siebie mimo tego iż nie była w całkowicie zdrowa, chciała to wszystko ukryć w miarę możliwości. Spojrzała na channelinga w sobie i po chwili skrzyżowała ręce na wysokości swojej twarzy widząc laser, który poleciał w jej kierunku. Wiedziała ,że powinna zatrzymać go tak samo jak i powinna zabrać mu ten kawałek papieru. -Ja mam cię zatrzymać w tym miejscu. Przynajmniej na razie Powiedziała głośno po czym wyprostowała rękę i wycelowała w Foku Ki blastem. Wycelowała prosto w prawe ramię. Chciała go uszkodzić i zatrzymać, choć wiedziała ,że z jej mocami może to być trochę problematyczne.
OOC: Death beam
15 energii
OOC: Death beam
15 energii
Re: Rajski las
Sro Kwi 16, 2014 10:14 pm
Atak Frost'a powiódł się. Przeciwnik znowu solidnie oberwał. Z jego twarzy nie znikał jednak uśmiech. Pozbierał się, przetarł wierzchem dłoni kącik ust, z którego leciała krew i utkwił wzrok w Słonecznym.
- Muszę przyznać, że jesteś dobry. Dawno nie miałem przeciwnika na tym poziomie. Nie pozostaje mi nic innego jak sprawić abyś i Ty miał frajdę z tej walki.
Chwilę potem Frost poczuł jak jego ciało zostaje sparaliżowane. Lodowaty użył telekinezy by uniemożliwić mu ruch. Następnie wyprowadził całą serię ciosów, chcąc zadać rywalowi możliwie największą ilość obrażeń.
OCC:
Telekineza paraliżująca - 2 tury. Koszt - 3456 Ki.
W trakcie trwania paraliżu - szybki + potężny - łącznie 4868 dmg.
HP - 12738 minus 6096 = 6642.
Ki - 21060 minus 3456 = 17604.
- Muszę przyznać, że jesteś dobry. Dawno nie miałem przeciwnika na tym poziomie. Nie pozostaje mi nic innego jak sprawić abyś i Ty miał frajdę z tej walki.
Chwilę potem Frost poczuł jak jego ciało zostaje sparaliżowane. Lodowaty użył telekinezy by uniemożliwić mu ruch. Następnie wyprowadził całą serię ciosów, chcąc zadać rywalowi możliwie największą ilość obrażeń.
OCC:
Telekineza paraliżująca - 2 tury. Koszt - 3456 Ki.
W trakcie trwania paraliżu - szybki + potężny - łącznie 4868 dmg.
HP - 12738 minus 6096 = 6642.
Ki - 21060 minus 3456 = 17604.
- Xanas
- Liczba postów : 610
Data rejestracji : 31/10/2012
Identification Number
HP:
(1127/1500)
KI:
(0/0)
Re: Rajski las
Czw Kwi 17, 2014 7:31 pm
Changeling został złapany przez technikę paraliżującą, ale nie czuł się zagrożony. Poznał już siłę tamtego, a co do frajdy z walki to nie miał z niej żadnej. Nie lubił zabijać swoich pobratymców, a tym bardziej dobrych wojowników którzy mogli kiedyś stać się przyszłością jego rasy. Mimo wszystko musiał go zabić. Musiał żyć, to po pierwsze, a po drugie to taki był rozkaz dowództwa.
Poczuł uderzenia przeciwnika na swoim ciele, na którym pojawiły się mniejsze i większe siniaki, a nawet krew. Nie był to jednak żaden okrutny ból, a jedynie lekkie ukłucie bólu. Dzięki przemianie mógł wytrzymać o wiele więcej niż wcześniej, pomimo tego że teraz wyglądał o wiele słabiej niż poprzednio.
Gdy tamten skończył, a Frost poczuł że paraliż powoli zaczął ustępować, uniknął następnego ciosu i oddalił się na parę metrów.
- Już skończyłeś? - spytał spokojnie z poważną miną. - Czas to zakończyć, nie mam czasu by się z tobą bawić.
Wystawił palce przed siebie i wystrzelił przed siebie energetyczne nici które tamten dobrze znał. Jeśli tamten w nie wpadnie to będzie już koniec. Jeśli nie uniknął ich wtedy to teraz też nie ma najmniejszych szans. Gdy te porażą go tak by nie mógł się ruszyć to Frost wyciąga rękę celując spokojnie w niego.
- Żegnaj. - westchnął po czym z palca wystrzelił cztery pociski ki tak małe że mogą przebić ciało na wylot. Wszystkie cztery skierował w serce przeciwnika.
OOC:
Death Web II - 2304 dmg - Koszt 4608 ki - paraliż na dwie tury
Barrage death beam - 6912 dmg -9676 ki
trening start
Poczuł uderzenia przeciwnika na swoim ciele, na którym pojawiły się mniejsze i większe siniaki, a nawet krew. Nie był to jednak żaden okrutny ból, a jedynie lekkie ukłucie bólu. Dzięki przemianie mógł wytrzymać o wiele więcej niż wcześniej, pomimo tego że teraz wyglądał o wiele słabiej niż poprzednio.
Gdy tamten skończył, a Frost poczuł że paraliż powoli zaczął ustępować, uniknął następnego ciosu i oddalił się na parę metrów.
- Już skończyłeś? - spytał spokojnie z poważną miną. - Czas to zakończyć, nie mam czasu by się z tobą bawić.
Wystawił palce przed siebie i wystrzelił przed siebie energetyczne nici które tamten dobrze znał. Jeśli tamten w nie wpadnie to będzie już koniec. Jeśli nie uniknął ich wtedy to teraz też nie ma najmniejszych szans. Gdy te porażą go tak by nie mógł się ruszyć to Frost wyciąga rękę celując spokojnie w niego.
- Żegnaj. - westchnął po czym z palca wystrzelił cztery pociski ki tak małe że mogą przebić ciało na wylot. Wszystkie cztery skierował w serce przeciwnika.
OOC:
Death Web II - 2304 dmg - Koszt 4608 ki - paraliż na dwie tury
Barrage death beam - 6912 dmg -9676 ki
trening start
- GośćGość
Re: Rajski las
Sro Kwi 23, 2014 12:09 am
Nie powiedziała niczego, czego się nie spodziewał. Sytuacja wydawała się dosyć prosta. Musiał za wszelką cenę przebić się do wyznaczonego miejsca. Starał się lecieć wciąż przed siebie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż przeciwniczka będzie chciała mu w tym przeszkodzić. Ostatecznie takie właśnie dostała zadanie. Irytował go fakt, że musiał wmieszać się bezpośrednio w utarczki pomiędzy frakcjami. Nie interesowało go to. Co więcej, nie poczuwał się do tego, by tracić w tej sprawie swoje życie, lub jakieś kończyny. Zerkał za siebie. Wiedział, że będzie podążać tuż za nim. Odepchnięcie jedynie ją spowolniło. Z oddali zauważył nadlatujący pocisk. Był z byt wolny, by móc zrobić unik, postanowił więc spróbować wykonać obrót w powietrzu, by przyjąć atak na swoje plecy. Chciał uniknąć obezwładnienia. Liczył się z tym, iż zarzuci go po oberwaniu atakiem. Dlatego, by zrekompensować czas, który musiał poświęcić na ponowne wyrównanie lotu postanowił odwrócić się i wystrzelić Death Beam wprost na nacierającą antagonistkę. Celował w okolice lewego oka. Chciał jej maksymalnie utrudnić orientację w terenie, a przede wszystkim spowodować otępienie wywołane nagłym bólem. Gałka oczna jest ostatecznie całkiem nieźle unerwiona. Po tej malej utarczce, stara się dalej kontynuować zabawę w kotka mi myszkę, lawirując w powietrzu na boku przy pełnej szybkości.
OCC:
Death Beam = 1744 * 0,05 = 87 dmg 87*1.3= 113 ki
OCC:
Death Beam = 1744 * 0,05 = 87 dmg 87*1.3= 113 ki
Re: Rajski las
Pią Kwi 25, 2014 9:33 pm
Nagle znikąd pojawiła się jakiś osobnik, biorąc na siebie wszystkie cztery uderzenia. Skrzywił się tylko z niesmakiem, gdy te trafiły go w pierś. Następnie machną ogonem, którego ostry koniec wbił się w ramię Frost'a, przebijając je na wylot. Dotychczasowy przeciwnik Słonecznego uśmiechnął się szyderczo, a następnie skłonił się przed nowym.
- Witaj Mistrzu.
- Masz szczęście że zdążyłem, inaczej już byłbyś martwy. Ty - rzucił w stronę Frost'a - Zakomunikuj swemu dowódcy, że kończy Wam się czas, nie będziemy czekać wiecznie na odpowiedź. I przekaż mu to - rzucił Jaszczurowi głowę jakiegoś Nameczańskiego wojownika - My już zrobiliśmy pierwszy krok.
Bez słowa odwrócił się i odleciał, to samo zrobił jego podopieczny.
OCC:
7000 dmg, ramię w "kiepskim" stanie.
Uprzedzając Twoje pytanie - nie wykryłeś go scouterem, bo miał obniżony do minimum poziom mocy (Ki Feeling).
- Witaj Mistrzu.
- Tak się przedstawia:
- Masz szczęście że zdążyłem, inaczej już byłbyś martwy. Ty - rzucił w stronę Frost'a - Zakomunikuj swemu dowódcy, że kończy Wam się czas, nie będziemy czekać wiecznie na odpowiedź. I przekaż mu to - rzucił Jaszczurowi głowę jakiegoś Nameczańskiego wojownika - My już zrobiliśmy pierwszy krok.
Bez słowa odwrócił się i odleciał, to samo zrobił jego podopieczny.
OCC:
7000 dmg, ramię w "kiepskim" stanie.
Uprzedzając Twoje pytanie - nie wykryłeś go scouterem, bo miał obniżony do minimum poziom mocy (Ki Feeling).
- Xanas
- Liczba postów : 610
Data rejestracji : 31/10/2012
Identification Number
HP:
(1127/1500)
KI:
(0/0)
Re: Rajski las
Sob Kwi 26, 2014 12:20 pm
Frost miał wygraną w kieszeni. Wiedział ze to będzie ostatni atak który przebije jego przeciwnika. Nie chciał tego robić, ale zadanie jest najważniejsze. Wystrzelił, a promienie leciały prosto w serce jaszczura.
- To koniec. - Nie było możliwości by spudłował.
Promienie były blisko gdy pojawił się inny jaszczur który przyjął wszystko na siebie zasłaniając tamtego. Frost zaklął, ilu Lodowych wysłała tamta baza, przecież to nie ma szans żeby złapał wszystkich przy takiej ilości.
Gość był szybki, zanim zdążył przyjąć postawę defensywną to ten był już przy nim i wbił mu kolec w ramie. To bolało, cholernie bolało, a Frost aż wrzasnął z bólu. Dopiero co zyskał wielka moc, a już pojawił się ktoś lepszy od niego.
Mimo wszystko jaszczur wyrwał sobie jego ogon i oddalił na bezpieczną odległość przyciskając rękę do rany. Nie takie rany już miał, ale jego moc drastycznie spadła i zaczął się pocić.
Wysłuchał tego co miał tamten do powiedzenia, próbując zachować część siły na atak. Tamten wcześniejszy dalej nie był problemem, ale ten to zupełnie inna liga. Przebił jego nową skórę jakby t obyło masło. Jego forma różniła się też od tych które widział u changów. Kim on był?
Chang złapał głowę nameczanina po czym ją puścił. Czyli wiadomość została przekazana. Nawet jakby Frost wpadł na tamtego to pewnie nie dałby mu rady. Co było dziwne to scouter wykrywał że ten gość a bardzo małą moc, a jednak jego cios świadczył że był silniejszy od Słonecznego.
Zanim zdążył coś odpowiedzieć to tamci już odlecieli. Frost nie był głupcem, nie miał zamiaru ich gonić wiedząc ze nie da rady sam z nimi wygrać. Zaklął po czym odwrócił się do kierunku w którym poleciała Haruka.
Wystrzelił w tamtym kierunku i przeszedł na komunikator:
- Haruka podaj swoją pozycje. - dodatkowo próbował ją zlokalizować swoim scouterem więc nawet jak nie odpowie to jeśli żyłą to nie powinno być z tym problemu. Rana bolała go jak cholera, ale jeśli miał już wrócić to razem z nią.
Koniec treningu.
Regen 10%
- To koniec. - Nie było możliwości by spudłował.
Promienie były blisko gdy pojawił się inny jaszczur który przyjął wszystko na siebie zasłaniając tamtego. Frost zaklął, ilu Lodowych wysłała tamta baza, przecież to nie ma szans żeby złapał wszystkich przy takiej ilości.
Gość był szybki, zanim zdążył przyjąć postawę defensywną to ten był już przy nim i wbił mu kolec w ramie. To bolało, cholernie bolało, a Frost aż wrzasnął z bólu. Dopiero co zyskał wielka moc, a już pojawił się ktoś lepszy od niego.
Mimo wszystko jaszczur wyrwał sobie jego ogon i oddalił na bezpieczną odległość przyciskając rękę do rany. Nie takie rany już miał, ale jego moc drastycznie spadła i zaczął się pocić.
Wysłuchał tego co miał tamten do powiedzenia, próbując zachować część siły na atak. Tamten wcześniejszy dalej nie był problemem, ale ten to zupełnie inna liga. Przebił jego nową skórę jakby t obyło masło. Jego forma różniła się też od tych które widział u changów. Kim on był?
Chang złapał głowę nameczanina po czym ją puścił. Czyli wiadomość została przekazana. Nawet jakby Frost wpadł na tamtego to pewnie nie dałby mu rady. Co było dziwne to scouter wykrywał że ten gość a bardzo małą moc, a jednak jego cios świadczył że był silniejszy od Słonecznego.
Zanim zdążył coś odpowiedzieć to tamci już odlecieli. Frost nie był głupcem, nie miał zamiaru ich gonić wiedząc ze nie da rady sam z nimi wygrać. Zaklął po czym odwrócił się do kierunku w którym poleciała Haruka.
Wystrzelił w tamtym kierunku i przeszedł na komunikator:
- Haruka podaj swoją pozycje. - dodatkowo próbował ją zlokalizować swoim scouterem więc nawet jak nie odpowie to jeśli żyłą to nie powinno być z tym problemu. Rana bolała go jak cholera, ale jeśli miał już wrócić to razem z nią.
Koniec treningu.
Regen 10%
Re: Rajski las
Nie Kwi 27, 2014 9:24 pm
Foku - strzał w dziesiątkę, pocisk trafia w oko, dalej przechodzi przez głowę na wylot. Haruka - pada martwa. Nim jednak nacieszyłeś się zwycięstwem, spotykasz nieoczekiwanego gościa - Frost'a.
P.S.
Haruka prosi o usunięcie postaci.
P.S.
Haruka prosi o usunięcie postaci.
- Xanas
- Liczba postów : 610
Data rejestracji : 31/10/2012
Identification Number
HP:
(1127/1500)
KI:
(0/0)
Re: Rajski las
Nie Kwi 27, 2014 9:45 pm
Nagle kropka na scouterze oznaczająca Harukę zniknęła, a chang miał złe przeczucia. Inna energia, obok niej ciągle tam była więc Frost podejrzewał że mogło stać się coś bardzo złego. Zaklął pod nosem i przycisnął rękę do ramienia po czym przyśpieszył. Nie było to już daleko i po chwili zanurkował w las po czym od razu zauważył nowego jaszczura, a trochę dalej harukę z przebitą głową. Na jego twarzy pojawił się grymas kiedy spojrzał znów na małego changa, chyba ciągle będącego w formie pierwszej.
- Jesteśmy żołnierzami, jesteśmy przygotowani na śmierć, ale gdybym wiedział że to się stanie nie puściłbym jej samej. - syknął po czym westchnął, ale jego oczy były twarde. - Raczej nie spodziewaj się że twoi cie uratują. Dwóch lodowych którzy byli niedaleko właśnie zwiało do bazy. Nie wiem czemu lubujecie się w zabijaniu dla sportu ale masz dwa wyjścia. Albo pójdziesz ze mną do bazy po dobroci i oddasz mi tę tubę co trzymasz w łapie, albo zaciągnę cię tam siłą. Ktoś musi wyjaśnić co sie tu do cholery wyrabia! To jak będzie?
Frost nie chciał go zabijać, nawet za to że ten zabił jego partnerkę. Są żołnierzami, to ich praca. Chociaż strata kolejnego przedstawiciela ich rasy bolała go jak cholera nie mógł dać tego po sobie poznać.
W tym momencie zniknął i pojawił się tuz przy Foku mierząc go twardym wzrokiem i wyciągając rękę. Teraz zakończenie zależało od niego.
10% regen
- Jesteśmy żołnierzami, jesteśmy przygotowani na śmierć, ale gdybym wiedział że to się stanie nie puściłbym jej samej. - syknął po czym westchnął, ale jego oczy były twarde. - Raczej nie spodziewaj się że twoi cie uratują. Dwóch lodowych którzy byli niedaleko właśnie zwiało do bazy. Nie wiem czemu lubujecie się w zabijaniu dla sportu ale masz dwa wyjścia. Albo pójdziesz ze mną do bazy po dobroci i oddasz mi tę tubę co trzymasz w łapie, albo zaciągnę cię tam siłą. Ktoś musi wyjaśnić co sie tu do cholery wyrabia! To jak będzie?
Frost nie chciał go zabijać, nawet za to że ten zabił jego partnerkę. Są żołnierzami, to ich praca. Chociaż strata kolejnego przedstawiciela ich rasy bolała go jak cholera nie mógł dać tego po sobie poznać.
W tym momencie zniknął i pojawił się tuz przy Foku mierząc go twardym wzrokiem i wyciągając rękę. Teraz zakończenie zależało od niego.
10% regen
- GośćGość
Re: Rajski las
Pon Kwi 28, 2014 7:25 pm
Music Theme.
Świsnęło, gwizdnęło i nim się obejrzał na ziemię spadały już zimne zwłoki przeciwniczki. Cóż, skłamałby gdyby powiedział, że spodziewał się, iż pójdzie tak łatwo. Wręcz przeciwnie. Wydawało mu się, że nie pozbędzie się "ogona" aż do wyznaczonej lokalizacji. Jego zamiarem nie było uśmiercenie antagonistki. Przynajmniej nie w tej chwili. Po prostu bronił się przed nadchodzącymi atakami. Słoneczna musiała liczyć się z tym, że podejmując tą niebezpieczną zabawę, również i Foku będzie grał na jej zasadach. Skończyło się dosyć niefortunnie. Nie to, żeby się jakoś szczególnie przejął. Wychowywał się w dosyć surowych warunkach, gdzie nóż w plecy był zwykłą codziennością. Śmierć wydawała mu się dość naturalną koleją rzeczy. Zwłaszcza, gdy uczestniczy się w tak niebezpiecznych przedsięwzięciach, jak wojna dwóch skłóconych frakcji. Dlatego też jego priorytetem było niemieszanie się w ten idiotyzm. I pomimo usilnych starań, które czynił przez te dwa lata, jakiś kretyn musiał wciągnąć go w sam środek tego bagna. Na drugi raz musi zapamiętać, by uzupełnić potrzebne informacji, nim się na coś zadeklaruje.
Nie minęło nawet pół minuty, a przy nim pojawił się ktoś inny. Smukły, dość umięśniony, a o tego niewiele wyższy niż on sam. Już pierwsze zdanie jasno określiło, do której strony konfliktu należy. Pierwszy raz w życiu widział kogoś w tej formie. Może i Foku nie potrafił określić poziomu mocy wroga, lecz zdecydowanie zdawał sobie sprawę z tego, że następny ruch który wykona, może być jego ostatnim. Skoro wcześniejsi przeciwnicy będący w drugiej formie robili z nim, co chcieli, to nie miał nawet cienia wątpliwości, jak to spotkanie może się dla niego zaraz skończyć. - Próbujesz mnie moralizować? - odparł chłodno. Nienawidził, gdy wrzucano go do jednego worka z tymi idiotami z bazy. - Atakowanie kogoś bez słowa nie jest zbyt mile widzianą formą rozmowy. Przynajmniej tak mnie uczono w moich stronach. - dodał ozięble. - Powiedziałbym, że dostała to, na co zasłużyła, ale szczerze mówiąc, nic do niej nie miałem. Tym bardziej denerwuje mnie fakt, że zniżasz mnie do poziomu tych imbecyli. - ciągnął dalej. Nie było sensu błagać o litość. Jeżeli chciałby go zabić, to zrobiłby to w momencie, gdy zobaczył świeże truchło swojej towarzyszki spadające na ziemię. Swoją drogą ten słoneczny nie był znowu taki "uczuciowy", skoro nawet się po nie, nie pofatygował, a dał mu spaść na sam dół, by pogruchotało się do reszty. Odprowadził je powoli wzrokiem, aż do momentu, gdy rozległo się głuche uderzenie. Wytłumaczenie przyczyny, dla której jeszcze miał wszystkie członki w jednym miejscu było dość proste - potrzebował go. Tylko na jak długo? Niezależnie czy wyrazi chęć przekazania informacji, czy też nie koniec mógł być dla niego ten sam. Sęk w tym, iż nieznajomy wyglądał na takiego, który wcale nie musi uprzejmie prosić, by otrzymać to, czego chce. Czyli kryło się za jego działaniami coś jeszcze. Wtem pojawił się naprzeciw niego. Zrobił to z niezwykłą szybkością. W tym momencie utwierdził Foku w przekonaniu, że ucieczka jest bezcelowa. - Proszę. - wręczył mu tubę, z podejrzaną potulnością. Założył ręce na piersi. - Dokąd teraz? - zapytał bez dalszych dyskusji, wlepiając swoje zielone ślepia wprost w niego.
Świsnęło, gwizdnęło i nim się obejrzał na ziemię spadały już zimne zwłoki przeciwniczki. Cóż, skłamałby gdyby powiedział, że spodziewał się, iż pójdzie tak łatwo. Wręcz przeciwnie. Wydawało mu się, że nie pozbędzie się "ogona" aż do wyznaczonej lokalizacji. Jego zamiarem nie było uśmiercenie antagonistki. Przynajmniej nie w tej chwili. Po prostu bronił się przed nadchodzącymi atakami. Słoneczna musiała liczyć się z tym, że podejmując tą niebezpieczną zabawę, również i Foku będzie grał na jej zasadach. Skończyło się dosyć niefortunnie. Nie to, żeby się jakoś szczególnie przejął. Wychowywał się w dosyć surowych warunkach, gdzie nóż w plecy był zwykłą codziennością. Śmierć wydawała mu się dość naturalną koleją rzeczy. Zwłaszcza, gdy uczestniczy się w tak niebezpiecznych przedsięwzięciach, jak wojna dwóch skłóconych frakcji. Dlatego też jego priorytetem było niemieszanie się w ten idiotyzm. I pomimo usilnych starań, które czynił przez te dwa lata, jakiś kretyn musiał wciągnąć go w sam środek tego bagna. Na drugi raz musi zapamiętać, by uzupełnić potrzebne informacji, nim się na coś zadeklaruje.
Nie minęło nawet pół minuty, a przy nim pojawił się ktoś inny. Smukły, dość umięśniony, a o tego niewiele wyższy niż on sam. Już pierwsze zdanie jasno określiło, do której strony konfliktu należy. Pierwszy raz w życiu widział kogoś w tej formie. Może i Foku nie potrafił określić poziomu mocy wroga, lecz zdecydowanie zdawał sobie sprawę z tego, że następny ruch który wykona, może być jego ostatnim. Skoro wcześniejsi przeciwnicy będący w drugiej formie robili z nim, co chcieli, to nie miał nawet cienia wątpliwości, jak to spotkanie może się dla niego zaraz skończyć. - Próbujesz mnie moralizować? - odparł chłodno. Nienawidził, gdy wrzucano go do jednego worka z tymi idiotami z bazy. - Atakowanie kogoś bez słowa nie jest zbyt mile widzianą formą rozmowy. Przynajmniej tak mnie uczono w moich stronach. - dodał ozięble. - Powiedziałbym, że dostała to, na co zasłużyła, ale szczerze mówiąc, nic do niej nie miałem. Tym bardziej denerwuje mnie fakt, że zniżasz mnie do poziomu tych imbecyli. - ciągnął dalej. Nie było sensu błagać o litość. Jeżeli chciałby go zabić, to zrobiłby to w momencie, gdy zobaczył świeże truchło swojej towarzyszki spadające na ziemię. Swoją drogą ten słoneczny nie był znowu taki "uczuciowy", skoro nawet się po nie, nie pofatygował, a dał mu spaść na sam dół, by pogruchotało się do reszty. Odprowadził je powoli wzrokiem, aż do momentu, gdy rozległo się głuche uderzenie. Wytłumaczenie przyczyny, dla której jeszcze miał wszystkie członki w jednym miejscu było dość proste - potrzebował go. Tylko na jak długo? Niezależnie czy wyrazi chęć przekazania informacji, czy też nie koniec mógł być dla niego ten sam. Sęk w tym, iż nieznajomy wyglądał na takiego, który wcale nie musi uprzejmie prosić, by otrzymać to, czego chce. Czyli kryło się za jego działaniami coś jeszcze. Wtem pojawił się naprzeciw niego. Zrobił to z niezwykłą szybkością. W tym momencie utwierdził Foku w przekonaniu, że ucieczka jest bezcelowa. - Proszę. - wręczył mu tubę, z podejrzaną potulnością. Założył ręce na piersi. - Dokąd teraz? - zapytał bez dalszych dyskusji, wlepiając swoje zielone ślepia wprost w niego.
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Rajski las
Pon Kwi 28, 2014 9:20 pm
-Do twarzy ci w tym Vernil.- uśmiechnęła się do niego w momencie gdy ten narzekał na swoją siłę. Miało to odciąć jego myśli od negatywnych uczuć. Wcale nie był słaby, ona sama była tylko trochę silniejsza, tak odczuwała w głębi. No i wiadomo, że małpy to jednak gdy się wkurzą potrafią przybrać nie jedno oblicze… -No to jazda, tylko nie zwalniajcie!- poderwała się do lotu i odleciała z wioski, nie czekając na ich odpowiedź.
Lot był bardzo przyjemny, tańczyła na wietrze, niesiona radością spotkania Reda i Vernila. Świat był cudowny, a Namek śliczne. Spośród wszystkich planet, jakie widziała w swoim życiu, z pewnością ta była jedną z najładniejszych. A co więcej od teraz to jej kolejny dom. Zdawało się, że rdzenni mieszkańcy już ją polubili, patrzyli na nią przychylnie, a jej boska miłość rozgrzewała ich uczucia. Ten pokojowy lud zasługuje na to co najlepsze, a przede wszystkim na spokojną egzystencje, nie zakłóconą atakami żadnej krwiożerczej rasy. Na swój sposób zasymilowała się z ludnością i była przekonana, że przez braterstwo zyska więcej, niż reszta kaio którzy siedzą tylko na swoich planetkach. Co prawda jedna z zasad wyznawanych przez jej rasę brzmi „wtrącaj się tylko gdy to konieczne”, ale to do niej matka bogów przemówiła i ją wybrała jako tą, która ma otworzyć serca bogów na los innych ras. Poza tym Nameczanie naprawdę są w potrzebie…
Odwróciła się na chwilę, aby upewnić się, że towarzysze podążają za nią. Red wydawał się dużo silniejszy, prawdopodobnie zjadł kogoś silnego, stąd te znamiona i nagły skok mocy. Vernil był taką sympatyczną małpką, kto by pomyślał, że na Vegecie, gdzie panuje zamordyzm i dyscyplina karząca każdemu terroryzować inne planetki, mogą uchować się tak poczciwe duszyczki? Właściwie to dziwne, że poznała prawie tylko takie- April, Safari, Vernil… Tylko Kuro i Hikaru pasowali do obrazu krwiożerczej małpy. Zaczęła zastanawiać się, czy może przypadkiem ten tutaj nie ma kompleksów na temat swojej siły… Ale czy to możliwe, aby North Kaio wypuścił kogoś słabego? Pewnie chłopak jest słabszy od niej, ale różnica jest niewielka, a ona nie umie właściwie żadnej ciekawej techniki… Co by nie mówić, rozwiązania siłowe, to nie jej styl, woli podobnie jak jej północny sąsiad wyszkolić sobie wojowników, którzy odwalą całą robotę. Tak, walcząc można złamać sobie paznokcia… Ale co zrobić, musi być silna, bo to niestety jedyny argument, który dociera do…
Nagle zauważyła dwóch changelingów, którzy wyraźnie nie pałali do siebie sympatią. Jej oczka zaświeciły się, a złote motyle jakby z rezygnacją odleciały od niej. Tak, to co teraz zrobi, nie pasuje do bogini miłości, ale jakoś tak… To właśnie ta chwila, o której przed chwilą myślała.
Nie zastanawiając się długo dała nura w kierunku lądu i wyprowadziła zamaszystego kopniaka w łeb jednego z jaszczurów. Korzystając z elementu zaskoczenia, naładowała szybko w łapie ki blasta i wymierzyła go w kierunku drugiego z nich.
-Ani kroku dalej, bo odszczele ci ten jaszczurzy łeb!- krzyknęła z dziką pasją. Coś się w niej obudziło… Czyżby, odłamek jej mrocznej natury, od dawna zjednoczony z tą kochającą? Chyba tak. Serce zabiło mocniej i czuła dziką rozkosz z przeprowadzonych właśnie czynów. Kurczę, jak dotąd nie wiedziała, że tak bardzo tęskni przed skopaniem komuś tyłka… Co prawda dużo większą radość daje jej wręczanie komuś ciastek, przytulanie i rozlewanie miłości, ale musiała z lekkim zawstydzeniem przyznać, że dokopanie komuś to tez miła odmiana… Ale gdzieś w sercu jej przyjazna natura stawiała temu opór. „Jejku czemu jestem taka ostra, przecież to tylko niewinne changi…” współczuła im z całego serca, ale cel uświęcał środki.
OCC:
potężnym w Xanasa- 3175 dmg
wycelowany ki blast w Foke
Lot był bardzo przyjemny, tańczyła na wietrze, niesiona radością spotkania Reda i Vernila. Świat był cudowny, a Namek śliczne. Spośród wszystkich planet, jakie widziała w swoim życiu, z pewnością ta była jedną z najładniejszych. A co więcej od teraz to jej kolejny dom. Zdawało się, że rdzenni mieszkańcy już ją polubili, patrzyli na nią przychylnie, a jej boska miłość rozgrzewała ich uczucia. Ten pokojowy lud zasługuje na to co najlepsze, a przede wszystkim na spokojną egzystencje, nie zakłóconą atakami żadnej krwiożerczej rasy. Na swój sposób zasymilowała się z ludnością i była przekonana, że przez braterstwo zyska więcej, niż reszta kaio którzy siedzą tylko na swoich planetkach. Co prawda jedna z zasad wyznawanych przez jej rasę brzmi „wtrącaj się tylko gdy to konieczne”, ale to do niej matka bogów przemówiła i ją wybrała jako tą, która ma otworzyć serca bogów na los innych ras. Poza tym Nameczanie naprawdę są w potrzebie…
Odwróciła się na chwilę, aby upewnić się, że towarzysze podążają za nią. Red wydawał się dużo silniejszy, prawdopodobnie zjadł kogoś silnego, stąd te znamiona i nagły skok mocy. Vernil był taką sympatyczną małpką, kto by pomyślał, że na Vegecie, gdzie panuje zamordyzm i dyscyplina karząca każdemu terroryzować inne planetki, mogą uchować się tak poczciwe duszyczki? Właściwie to dziwne, że poznała prawie tylko takie- April, Safari, Vernil… Tylko Kuro i Hikaru pasowali do obrazu krwiożerczej małpy. Zaczęła zastanawiać się, czy może przypadkiem ten tutaj nie ma kompleksów na temat swojej siły… Ale czy to możliwe, aby North Kaio wypuścił kogoś słabego? Pewnie chłopak jest słabszy od niej, ale różnica jest niewielka, a ona nie umie właściwie żadnej ciekawej techniki… Co by nie mówić, rozwiązania siłowe, to nie jej styl, woli podobnie jak jej północny sąsiad wyszkolić sobie wojowników, którzy odwalą całą robotę. Tak, walcząc można złamać sobie paznokcia… Ale co zrobić, musi być silna, bo to niestety jedyny argument, który dociera do…
Nagle zauważyła dwóch changelingów, którzy wyraźnie nie pałali do siebie sympatią. Jej oczka zaświeciły się, a złote motyle jakby z rezygnacją odleciały od niej. Tak, to co teraz zrobi, nie pasuje do bogini miłości, ale jakoś tak… To właśnie ta chwila, o której przed chwilą myślała.
Nie zastanawiając się długo dała nura w kierunku lądu i wyprowadziła zamaszystego kopniaka w łeb jednego z jaszczurów. Korzystając z elementu zaskoczenia, naładowała szybko w łapie ki blasta i wymierzyła go w kierunku drugiego z nich.
-Ani kroku dalej, bo odszczele ci ten jaszczurzy łeb!- krzyknęła z dziką pasją. Coś się w niej obudziło… Czyżby, odłamek jej mrocznej natury, od dawna zjednoczony z tą kochającą? Chyba tak. Serce zabiło mocniej i czuła dziką rozkosz z przeprowadzonych właśnie czynów. Kurczę, jak dotąd nie wiedziała, że tak bardzo tęskni przed skopaniem komuś tyłka… Co prawda dużo większą radość daje jej wręczanie komuś ciastek, przytulanie i rozlewanie miłości, ale musiała z lekkim zawstydzeniem przyznać, że dokopanie komuś to tez miła odmiana… Ale gdzieś w sercu jej przyjazna natura stawiała temu opór. „Jejku czemu jestem taka ostra, przecież to tylko niewinne changi…” współczuła im z całego serca, ale cel uświęcał środki.
OCC:
potężnym w Xanasa- 3175 dmg
wycelowany ki blast w Foke
Re: Rajski las
Pon Kwi 28, 2014 9:34 pm
-Kaede… No tak! –Pomyślał chłopak klepiąc się delikatnie prawą dłonią w czoło. No teraz już chyba zapamięta jak na imię ma ta Bogini. Nie mógł się powstrzymać. Sięgnął po jeszcze jedno ciastko, z siatki przy czerwonym pasie. Zjadł je. Różowoskóra pocieszyła Halfa mówiąc, że do twarzy mu w nameczańskim stroju. Vernil uśmiechnął się –dziękuje –odparł spokojnie i spojrzał na swoje ubranie. Złożona maska zasłaniała szyję i kawałek torsu. Delikatnie ją uklepał i właściwie łączyła się z czarnym bezrękawnikiem. Całe jego ręce były widoczne. Dzięki treningu u Kaio oraz spędzonych tam dwóch latach jego mięśnie nie były jakoś super duże, mimo sporej siły. Był bardzo szczupły, ale pozory mylą. Pasek też w sumie pasował do całości. Spojrzał w górę. Demon i Bogini już ruszyli. Znali się, jak widać po tym przytulasie to nawet bardzo lubili. Ale Demon i Bogini? Trochę dziwne połączenie. Kaede kazała nie zwalniać. Byli szybsi od Vernila. Ten ruszył jak wystrzelony kamyk z procy. W powietrzu pomachał do mieszkańców prawą dłonią, a lewą nałożył górną część maski. Po niej dołożył dolną, zasłaniając usta i zaciągając ją na nos. Wszedł na wyższy stopień bojowy. No teraz mógł lecieć prawie na równi z nimi. Po kilkuset metrach dogonił ich, a gdy już się z nimi zrównał to Kaede zaczęła pikować w kierunku jakieś polany. To samo zrobił Red no i chcąc nie chcąc Vernil.
-Piękne powitanie Kaede –powiedział chłopak w masce przy okazji merdając ogonem na lewo i prawo. Bogini na dzień dobry kopnęła jednego z..
-Co to w ogóle jest?! –Pomyślał Vernil patrząc na dwójkę stworów. Jeden był niski i wyglądał jak.. No jaszczur. Słowa Bogini były trafione w punkt. A ten drugi? Jego ciało wyglądało jak pancerz. W dodatku z jakimiś dziwnymi wzmocnieniami na barkach, głowie, w centrum klatki piersiowej, na przedramionach piszczelach i chyba stopach… Właściwie to ciężko było chłopakowi wyczuć czy to skóra czy zbroja. Na pewno to ciemno-różowe to jego prawdziwa skóra, ale co do reszty nie był pewny. Zamknął na chwile oczy. Chciał poznać energię ludzi dokoła. Red maskował. Kaede się ujawniła. Była silniejsza od Vernila i to nawet dość sporo. Vernil mimo SSJ nie robił nic innego. Cały czas uczył się maskować energię i utrzymywać ją na stałym poziomie. Jego poziom mocy podskoczył o około pięćset jednostek podczas przemiany, ale teraz utrzymywał się na stałym pułapie. Ten mały Jaszczur? Nie należał do najsilniejszych, ale trzeba pamiętać, że też może umieć ukrywać swoją moc. Wszystko dokoła bledło przy potędze tego wyższego. Jego moc była silniejsza niż moc Bogini. To zły znak, ale wyglądał na dość zmęczonego. Dodatkowo miał dziurę w barku. Po ataku Kaede, Vernil wystawił swoją prawą rękę przed siebie. Zacisnął ją. Sparaliżował Changelinga. Cofając rękę, zaczął przybliżać do siebie nieznanego mu wojownika. W pełni zdał się na Kaede. Ona go uderzyła, to ten postanowił jej pomóc i unieruchomił go na chwilę. Gdy odległość między nimi była w połowie tak duża jak z początku to spojrzał na Kaede.
-Coś z nimi robimy? –Powiedział poważnym lekko ochrypłym głosem. Gdy miał na sobie maskę, maskował wszystko, nawet barwę swojego głosu. Zbliżanie do siebie Changa sprawiało mu nie lada problemy. Były dwa powody. Pierwszym była różnica sił. Drugim było to, że Vernil cały czas utrzymywał wydzielającą moc na stałym poziomie. Nie pozwolił jej drgnąć nawet o jednostkę w górę bądź w dół. Na normalnej formie mógł walczyć i utrzymywać stały poziom. Biała Aura także nie stanowiła problemów. Ale super Saiyanin. Ta forma potrajała jego siłę. To już nie były przelewki.
-Red, dasz radę go jakoś unieruchomić? Jest silniejszy ode mnie… -powiedział telepatycznie do demona. Nie chciał mówić tego na głos. Zdradziłby swoją siłę. Gdy jaszczur był przy nim, Vernil sięgnął wolną, lewą, ręką i zdjął mu scouter. Schował go za plecami przekładając przez czerwony pas.
-Ja się, tym zaopiekuję, żebyś nie mógł wezwać pomocy –powiedział ochrypłym. Czekał, na reakcje Reda trzymać Changelinga w miejscu. W jego oczach nie było widać zmęczenia, ale jego ogon bezwładnie opadł, mimo to utrzymywał swoją energię na stałym poziomie. Nie mógł i nie chciał się zdradzić.
OOC:
Telekinezą przybliżam Xan'a do siebie trzymam go przed sobą -raczej mały stunik na Twoją turę.
-Piękne powitanie Kaede –powiedział chłopak w masce przy okazji merdając ogonem na lewo i prawo. Bogini na dzień dobry kopnęła jednego z..
-Co to w ogóle jest?! –Pomyślał Vernil patrząc na dwójkę stworów. Jeden był niski i wyglądał jak.. No jaszczur. Słowa Bogini były trafione w punkt. A ten drugi? Jego ciało wyglądało jak pancerz. W dodatku z jakimiś dziwnymi wzmocnieniami na barkach, głowie, w centrum klatki piersiowej, na przedramionach piszczelach i chyba stopach… Właściwie to ciężko było chłopakowi wyczuć czy to skóra czy zbroja. Na pewno to ciemno-różowe to jego prawdziwa skóra, ale co do reszty nie był pewny. Zamknął na chwile oczy. Chciał poznać energię ludzi dokoła. Red maskował. Kaede się ujawniła. Była silniejsza od Vernila i to nawet dość sporo. Vernil mimo SSJ nie robił nic innego. Cały czas uczył się maskować energię i utrzymywać ją na stałym poziomie. Jego poziom mocy podskoczył o około pięćset jednostek podczas przemiany, ale teraz utrzymywał się na stałym pułapie. Ten mały Jaszczur? Nie należał do najsilniejszych, ale trzeba pamiętać, że też może umieć ukrywać swoją moc. Wszystko dokoła bledło przy potędze tego wyższego. Jego moc była silniejsza niż moc Bogini. To zły znak, ale wyglądał na dość zmęczonego. Dodatkowo miał dziurę w barku. Po ataku Kaede, Vernil wystawił swoją prawą rękę przed siebie. Zacisnął ją. Sparaliżował Changelinga. Cofając rękę, zaczął przybliżać do siebie nieznanego mu wojownika. W pełni zdał się na Kaede. Ona go uderzyła, to ten postanowił jej pomóc i unieruchomił go na chwilę. Gdy odległość między nimi była w połowie tak duża jak z początku to spojrzał na Kaede.
-Coś z nimi robimy? –Powiedział poważnym lekko ochrypłym głosem. Gdy miał na sobie maskę, maskował wszystko, nawet barwę swojego głosu. Zbliżanie do siebie Changa sprawiało mu nie lada problemy. Były dwa powody. Pierwszym była różnica sił. Drugim było to, że Vernil cały czas utrzymywał wydzielającą moc na stałym poziomie. Nie pozwolił jej drgnąć nawet o jednostkę w górę bądź w dół. Na normalnej formie mógł walczyć i utrzymywać stały poziom. Biała Aura także nie stanowiła problemów. Ale super Saiyanin. Ta forma potrajała jego siłę. To już nie były przelewki.
-Red, dasz radę go jakoś unieruchomić? Jest silniejszy ode mnie… -powiedział telepatycznie do demona. Nie chciał mówić tego na głos. Zdradziłby swoją siłę. Gdy jaszczur był przy nim, Vernil sięgnął wolną, lewą, ręką i zdjął mu scouter. Schował go za plecami przekładając przez czerwony pas.
-Ja się, tym zaopiekuję, żebyś nie mógł wezwać pomocy –powiedział ochrypłym. Czekał, na reakcje Reda trzymać Changelinga w miejscu. W jego oczach nie było widać zmęczenia, ale jego ogon bezwładnie opadł, mimo to utrzymywał swoją energię na stałym poziomie. Nie mógł i nie chciał się zdradzić.
OOC:
Telekinezą przybliżam Xan'a do siebie trzymam go przed sobą -raczej mały stunik na Twoją turę.
- Xanas
- Liczba postów : 610
Data rejestracji : 31/10/2012
Identification Number
HP:
(1127/1500)
KI:
(0/0)
Re: Rajski las
Wto Kwi 29, 2014 11:34 am
Młody pyskował, ale frost nie spodziewał sie niczego więcej po lodowym. Jaszczur spojrzał jeszcze raz na Harukę po czym westchnął. Nie tak miała wyglądać ta misja. Frost odebrał od młodego tubę i po prost spalił ją ki blastem. Nie wiedział co tam jest, ale miał uniemożliwić przekazanie informacji chociaż sam nie wiedział o co tu chodzi to pewnie ten młody wie co tam było. Będzie trzeba go przesłuchać w bazie.
- Lecimy do bazy. Nie lubię tłuc własnej rasy więc nie zmuś mnie do tego. - odpowiedział po czym podszedł do ciała Haruki i chciał wziąć jej martwe ciało.
Zasługiwała na pochówek koło bazy, tak jak wszyscy wojownicy. Już miał zamiar ja podnieść gdy nagle scouter zaalarmował go tym że duże skupisko Ki leci wprost na niego.
- Lodowy?! - Frost zaczął się szybko obracać, ale nie zdążył się zasłonić gdy kopniak jakiejś osoby spadł mu na twarz odrzucając go w ziemię.
Gdyby był w poprzedniej formie to ten cios pewnie przetrąciłby mu kark na miejscu. Zaczął kląć pod nosem próbując się pozbierać gdy nagle coś go podniosło w górę i w tedy mógł sie przyjrzeć swoim oprawcom.
Różowy nameczanin, małpiak z Vegety oraz ktoś kto wyglądał bardzo znajomo.
- Co do cholery?! Coście za jedni? - syknął gdy małpa przybliżyła się go do siebie i chciał zdjąć scouter.- Niedoczekanie twoje dezerterze, bandyto. Puszczaj mnie!
Nie mógł pozwolić by dane jego bazy trafiły w ręce jakichś rabusiów czy może dezerterów. Na tej planecie członkowie innych ras pracowali tylko dla changów, albo byli dezerterami. Chociaż ten różowy nameczanin, oraz ten chłopak z tatuażami nie wyglądali na takich, z czego ten drugi wyglądał bardzo znajomo. Mimo wszystko wystrzelił ogonem w stronę Vernila i zamiast niego złapał za scouter i go zmiażdżył.
Oczywiście mógł owinąć ogon wokół gardła chłopaka ale to by podziałało gdyby był sam. Tamten różowy to miał moc zbliżona do niego, a tych nie zdążył zarejestrować. Jeśli nawet mają mniejsze od niego samego to walka z nimi zakończyłaby się jego śmiercią, bo na pomoc tamtego lodowego nie było co liczyć. A najgorsze było to że był ranny.
- Czego od nas chcecie bandyci?- trochę się uspokoił widząc że na razie jest zdany na ich łaskę. - Nie znam was, więc nie macie do mnie osobistej urazy... chociaż tamten z tatuażami wygląda znajomo...
OCC
Ten paraliż działa tylko na energetyki wiec mogłem sobie zniszczyć scouter ogonem fizycznie
- Lecimy do bazy. Nie lubię tłuc własnej rasy więc nie zmuś mnie do tego. - odpowiedział po czym podszedł do ciała Haruki i chciał wziąć jej martwe ciało.
Zasługiwała na pochówek koło bazy, tak jak wszyscy wojownicy. Już miał zamiar ja podnieść gdy nagle scouter zaalarmował go tym że duże skupisko Ki leci wprost na niego.
- Lodowy?! - Frost zaczął się szybko obracać, ale nie zdążył się zasłonić gdy kopniak jakiejś osoby spadł mu na twarz odrzucając go w ziemię.
Gdyby był w poprzedniej formie to ten cios pewnie przetrąciłby mu kark na miejscu. Zaczął kląć pod nosem próbując się pozbierać gdy nagle coś go podniosło w górę i w tedy mógł sie przyjrzeć swoim oprawcom.
Różowy nameczanin, małpiak z Vegety oraz ktoś kto wyglądał bardzo znajomo.
- Co do cholery?! Coście za jedni? - syknął gdy małpa przybliżyła się go do siebie i chciał zdjąć scouter.- Niedoczekanie twoje dezerterze, bandyto. Puszczaj mnie!
Nie mógł pozwolić by dane jego bazy trafiły w ręce jakichś rabusiów czy może dezerterów. Na tej planecie członkowie innych ras pracowali tylko dla changów, albo byli dezerterami. Chociaż ten różowy nameczanin, oraz ten chłopak z tatuażami nie wyglądali na takich, z czego ten drugi wyglądał bardzo znajomo. Mimo wszystko wystrzelił ogonem w stronę Vernila i zamiast niego złapał za scouter i go zmiażdżył.
Oczywiście mógł owinąć ogon wokół gardła chłopaka ale to by podziałało gdyby był sam. Tamten różowy to miał moc zbliżona do niego, a tych nie zdążył zarejestrować. Jeśli nawet mają mniejsze od niego samego to walka z nimi zakończyłaby się jego śmiercią, bo na pomoc tamtego lodowego nie było co liczyć. A najgorsze było to że był ranny.
- Czego od nas chcecie bandyci?- trochę się uspokoił widząc że na razie jest zdany na ich łaskę. - Nie znam was, więc nie macie do mnie osobistej urazy... chociaż tamten z tatuażami wygląda znajomo...
OCC
Ten paraliż działa tylko na energetyki wiec mogłem sobie zniszczyć scouter ogonem fizycznie
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Rajski las
Wto Kwi 29, 2014 6:11 pm
Jak na Boginię o nieskalanym sercu postąpiła dość łopatologicznie. Może wolała uprzedzić ruch ze strony Changelinga, aczkolwiek reakcja "pojmanych" nie wydawała się pasować do brutalnych i bezwzględnych osobników. Możliwe, iż to tylko taka gra pozorów, ale gdy tylko dostrzegł kogo spotkali, od razu przypomniała mu się sytuacja z Vegety.
Mimo swoich docinków skierowanych do Czarnowłosej HalfSaiyanki o imieniu Vulfila nie przyczynił się do jej zguby. Nawet przez chwilę to zagrożenie wisiało nad głową Słonecznego - był poważnie ranny, a dziewczyna chciała go użyć jako worka treningowego wyżywając się za sprawy Tsufula. Wtedy powstrzymał Vulfilę, nie wiedział jednak jak dalej przebiegało ich spotkanie, gdyż odłączył się od nich. W zasadzie nie znał persony pochwyconej mocą Vernila, ale nie wydawał się być tak złym jak go przedstawiają inni. Musiał być konsekwentny, a to jedna ze słabości Reda. Pojawiające się środki łagodzące nie pomagały mu w podjęciu decyzji. Szatyn pospieszał go nawet telepatycznie, aby unieruchomił Changelinga. Pierwsze co mu przyszło do głowy to zmiana w cukierek, jednakże jeśli miałby być przesłuchiwany w takim stanie - nic nie rzeknie, a potem jak wróci do swojej postaci za Chiny Ludowe nie puści pary z ust. Tak zresztą postąpiłby sam młodzieniec.
Zdecydował się na inny krok, nie mniej jednak najpierw wypadało wyjaśnić pokrótce skojarzenia intruza dla Namek.
>Ostatnio widzieliśmy się na Vegecie, dwa lata temu.
Zaspokoił ciekawość "pojmanego" krótkim zdaniem, po czym zrobił dwa kroki w stronę podtrzymanego na telekinezie Changelinga i wydłużył rękę, żeby opleść go rozciągliwym ramieniem od barków do palców u stóp, włącznie z ogonem. Nie mógł zawieść zaufania towarzyszy, chociaż miał obawy co do słuszności metody jaką stosują. Nie był strategiem, lecz to ewidentnie nie pasowało do zachowania pacyfistów. Spuścił głowę chowając ślepia pod grzywką i uwolnił z siebie więcej mocy, by skutecznie mógł przytrzymać Słonecznego na miejscu. Nie wtrącił się już ani jednym słowem, ale też na nikogo nie patrzył. Musiał kontrolować siebie, żeby nie wyrządzić krzywdy ani sobie, ani pojmanemu. Po prostu unieruchomił go, ale i tak musiał mieć się na baczności. Ten osobnik zmienił się równie co demon, nie wie jakie asy w rękawie trzymał.
Czekał na dalsze instrukcje mając w ręce związanego mocno (ale nie tak, by odczuwał wbijające się w ciało rozciągnięte włókna ręki Reda - chyba, że będzie się szarpać) i chcąc nie chcąc zmuszony był podnieść z nagła swoją moc z 3000 PL do 70000 PL. Taki przeskok na pewno nie wpłynął dobrze na koncentrację młodzieńca. Z trudem wręcz wyhamował swój potencjał do połowy możliwości, aż strużka potu spłynęła za naszyjnik. O wiele łatwiej pokazywać maksimum zdolności, albo wartość wyciszoną niżeli pośrednie wartości. Mimo wszystko zdawał się być w stabilnej kondycji, a to źle nie powinno wpłynąć na misję. Do pełni szczęścia brakowało jedynie pomysłu na problem przedstawiony przez Kaede. Uchwycili jednego z mieszkańców i co dalej? A co z tym drugim osobnikiem będącym na muszcze Bogini? Nie kojarzył go nijak, nie znał jego taktyki, przydałoby się mieć i jego na oku.
Mimo swoich docinków skierowanych do Czarnowłosej HalfSaiyanki o imieniu Vulfila nie przyczynił się do jej zguby. Nawet przez chwilę to zagrożenie wisiało nad głową Słonecznego - był poważnie ranny, a dziewczyna chciała go użyć jako worka treningowego wyżywając się za sprawy Tsufula. Wtedy powstrzymał Vulfilę, nie wiedział jednak jak dalej przebiegało ich spotkanie, gdyż odłączył się od nich. W zasadzie nie znał persony pochwyconej mocą Vernila, ale nie wydawał się być tak złym jak go przedstawiają inni. Musiał być konsekwentny, a to jedna ze słabości Reda. Pojawiające się środki łagodzące nie pomagały mu w podjęciu decyzji. Szatyn pospieszał go nawet telepatycznie, aby unieruchomił Changelinga. Pierwsze co mu przyszło do głowy to zmiana w cukierek, jednakże jeśli miałby być przesłuchiwany w takim stanie - nic nie rzeknie, a potem jak wróci do swojej postaci za Chiny Ludowe nie puści pary z ust. Tak zresztą postąpiłby sam młodzieniec.
Zdecydował się na inny krok, nie mniej jednak najpierw wypadało wyjaśnić pokrótce skojarzenia intruza dla Namek.
>Ostatnio widzieliśmy się na Vegecie, dwa lata temu.
Zaspokoił ciekawość "pojmanego" krótkim zdaniem, po czym zrobił dwa kroki w stronę podtrzymanego na telekinezie Changelinga i wydłużył rękę, żeby opleść go rozciągliwym ramieniem od barków do palców u stóp, włącznie z ogonem. Nie mógł zawieść zaufania towarzyszy, chociaż miał obawy co do słuszności metody jaką stosują. Nie był strategiem, lecz to ewidentnie nie pasowało do zachowania pacyfistów. Spuścił głowę chowając ślepia pod grzywką i uwolnił z siebie więcej mocy, by skutecznie mógł przytrzymać Słonecznego na miejscu. Nie wtrącił się już ani jednym słowem, ale też na nikogo nie patrzył. Musiał kontrolować siebie, żeby nie wyrządzić krzywdy ani sobie, ani pojmanemu. Po prostu unieruchomił go, ale i tak musiał mieć się na baczności. Ten osobnik zmienił się równie co demon, nie wie jakie asy w rękawie trzymał.
Czekał na dalsze instrukcje mając w ręce związanego mocno (ale nie tak, by odczuwał wbijające się w ciało rozciągnięte włókna ręki Reda - chyba, że będzie się szarpać) i chcąc nie chcąc zmuszony był podnieść z nagła swoją moc z 3000 PL do 70000 PL. Taki przeskok na pewno nie wpłynął dobrze na koncentrację młodzieńca. Z trudem wręcz wyhamował swój potencjał do połowy możliwości, aż strużka potu spłynęła za naszyjnik. O wiele łatwiej pokazywać maksimum zdolności, albo wartość wyciszoną niżeli pośrednie wartości. Mimo wszystko zdawał się być w stabilnej kondycji, a to źle nie powinno wpłynąć na misję. Do pełni szczęścia brakowało jedynie pomysłu na problem przedstawiony przez Kaede. Uchwycili jednego z mieszkańców i co dalej? A co z tym drugim osobnikiem będącym na muszcze Bogini? Nie kojarzył go nijak, nie znał jego taktyki, przydałoby się mieć i jego na oku.
- GośćGość
Re: Rajski las
Wto Kwi 29, 2014 7:31 pm
Spokojnie obserwował, jak wrogi osobnik niszczy wiadomość. Jego zdaniem było to mało roztropne. Osobiście, gdyby był na jego miejscu, wolałby przechwycić te informacje i odczytać je w bazie. Naukowcy na pewno w jakiś sposób mogliby je odszyfrować. No cóż, jego strata. Chyba spodziewał się, że Foku już poznał zawartość tuby. Wyszła trochę niezręczna sytuacja dla zielonego. Raczej trudno będzie wytłumaczyć wrogo nastawionej frakcji, że on to w sumie nie ma pojęcia, co też tam się znajdowało, do misji włączono go zupełnym przypadkiem, a ogólnie, to ma w dupie ten cały konflikt i chciałby już pójść do domu. - Taa. - odparł lakonicznie, słuchając, jak ten się produkuje. Nie to, żeby miał coś do gadania. Przecież nie powie: "Nie! Mama mówiła żeby nie chodzić z obcymi! Zostaję." i tupnie nóżką. Bo nóżkę by stracił. Czuł lekkie poddenerwowanie, ale w gruncie rzeczy, co mógł teraz zrobić. Nie miał wpływu na dalszy przebieg wydarzeń. Koleś był spoza jego ligi.
- Hmmm...? - mruknął z zaciekawieniem, widząc że coś się zbliża. Na horyzoncie pojawiła się niewielka plamka. Przekręcił głowę nieco w bok i obserwował. Mała kropka z każdą sekundą rosła. Stawała się większa i większa, aż przybrała zarys osoby. Kobiety. Różowej kobiety. Zmarszczył się nieco zaskoczony. Gdyby posiadał brwi, to zapewne jedną z nich uniósłby nonszalancko ku górze. Cała sytuacja z perspektywy Foku wyglądała mniej więcej - tak. Natomiast mina, jaką podsumował całe zdarzenie można opisać jednym słowem - pokerface. - Oh well... - westchnął, wzruszając delikatnie ramionami w geście zrezygnowania, gdy Frost przeleciał nieopodal niego. Aż palił się ze zniecierpliwienia, by dowiedzieć się, co też tym razem zgotował mu los. Wrogi jaszczur przywalił z impetem w ziemie. Na twarzy młodzika pojawił się złośliwy uśmieszek. - Heh. - mruknął z nieukrywaną satysfakcją. - Karma's a bitch. Dobrze Ci tak. - pomyślał. Chociaż jego sytuacja wcale nie przedstawiała się o wiele lepiej. Wcześniej groziły mu tortury, teraz odstrzelenie głowy pociskiem energetycznym przez jakąś półnagą laskę. (Chyba, że Kaede ma jakiś inny strój, to zwracam honor) - No litości... Co tym razem? - zapytał pełnym pretensji głosem, jednocześnie wywracając obszernie oczami. To już robiło się nieco komiczne. Najpierw Bogu ducha winny Foku ma przetransportować gdzieś wiadomość, potem nagle go atakują jeden raz, drugi, trzeci, teraz czwarty. Przy czym ostatnie dwa razy skupiały się na groźbach dotyczących odebrania mu życia. Chwilę później przybyła dwójka towarzyszy postrzelonej wojowniczki. Jeden z nich był średniej wielkości mężczyzną, na którego twarzy spoczywała czarna maska zasłaniająca praktycznie jej całość. Drugi natomiast odznaczał się całkiem sporym wzrostem. Posiadał bujne czarne włosy splecione w coś na kształt warkocz, a jego oczy były odrobinę przerażające. Wyglądały, jakby nieco przesadził ze spawaniem bez maski - ciemno czerwone. - Hola, hola. Chyba Ci się frakcje mój drogi pomyliły. Teraz "od nas"? A przed chwilą: "Albo ze mną pójdziesz, albo Cię zabiję?" - odparł nieco rozbawiony do Xanas'a. Patrzcie jakiś elastyczny. Zabawna sprawa, że w tak niespotykanie krótkim czasie pojawił się ktoś jeszcze potężniejszy od nieznajomego jaszczura. Dla Foku było to jak spotkanie mrówki ze słoniem. Ogólnie rzecz biorąc, to i tak mógł im tylko tańczyć, jak mu zagrają, ale skoro i tak jest już po uszy w g**nie - choć uszu nie ma - to czemu przynajmniej nie podjeść przed śmiercią do życia nieco bardziej optymistycznie. Carpe diem.
- Hmmm...? - mruknął z zaciekawieniem, widząc że coś się zbliża. Na horyzoncie pojawiła się niewielka plamka. Przekręcił głowę nieco w bok i obserwował. Mała kropka z każdą sekundą rosła. Stawała się większa i większa, aż przybrała zarys osoby. Kobiety. Różowej kobiety. Zmarszczył się nieco zaskoczony. Gdyby posiadał brwi, to zapewne jedną z nich uniósłby nonszalancko ku górze. Cała sytuacja z perspektywy Foku wyglądała mniej więcej - tak. Natomiast mina, jaką podsumował całe zdarzenie można opisać jednym słowem - pokerface. - Oh well... - westchnął, wzruszając delikatnie ramionami w geście zrezygnowania, gdy Frost przeleciał nieopodal niego. Aż palił się ze zniecierpliwienia, by dowiedzieć się, co też tym razem zgotował mu los. Wrogi jaszczur przywalił z impetem w ziemie. Na twarzy młodzika pojawił się złośliwy uśmieszek. - Heh. - mruknął z nieukrywaną satysfakcją. - Karma's a bitch. Dobrze Ci tak. - pomyślał. Chociaż jego sytuacja wcale nie przedstawiała się o wiele lepiej. Wcześniej groziły mu tortury, teraz odstrzelenie głowy pociskiem energetycznym przez jakąś półnagą laskę. (Chyba, że Kaede ma jakiś inny strój, to zwracam honor) - No litości... Co tym razem? - zapytał pełnym pretensji głosem, jednocześnie wywracając obszernie oczami. To już robiło się nieco komiczne. Najpierw Bogu ducha winny Foku ma przetransportować gdzieś wiadomość, potem nagle go atakują jeden raz, drugi, trzeci, teraz czwarty. Przy czym ostatnie dwa razy skupiały się na groźbach dotyczących odebrania mu życia. Chwilę później przybyła dwójka towarzyszy postrzelonej wojowniczki. Jeden z nich był średniej wielkości mężczyzną, na którego twarzy spoczywała czarna maska zasłaniająca praktycznie jej całość. Drugi natomiast odznaczał się całkiem sporym wzrostem. Posiadał bujne czarne włosy splecione w coś na kształt warkocz, a jego oczy były odrobinę przerażające. Wyglądały, jakby nieco przesadził ze spawaniem bez maski - ciemno czerwone. - Hola, hola. Chyba Ci się frakcje mój drogi pomyliły. Teraz "od nas"? A przed chwilą: "Albo ze mną pójdziesz, albo Cię zabiję?" - odparł nieco rozbawiony do Xanas'a. Patrzcie jakiś elastyczny. Zabawna sprawa, że w tak niespotykanie krótkim czasie pojawił się ktoś jeszcze potężniejszy od nieznajomego jaszczura. Dla Foku było to jak spotkanie mrówki ze słoniem. Ogólnie rzecz biorąc, to i tak mógł im tylko tańczyć, jak mu zagrają, ale skoro i tak jest już po uszy w g**nie - choć uszu nie ma - to czemu przynajmniej nie podjeść przed śmiercią do życia nieco bardziej optymistycznie. Carpe diem.
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Rajski las
Sro Kwi 30, 2014 12:48 am
No dobra porwali sobie po osobniku z dwóch frakcji changelingów, przynajmniej tak można wywnioskować po słowach tego zielonego. Teraz mogła przyjrzeć się swojemu zachowaniu na spokojnie i oczywiście zaczęło gryźć ją sumienie.
-No to skoro już was mamy, to z całego serca przepraszam za moje zachowanie, mam nadzieje, że zrozumiecie, gdy opowiem więcej szczegółów.- ukłoniła się przed jednym i drugim jaszczurem, a jej mana dobroci znów rozleciała się po okolicy. –Jestem Kaede i działam dla dobra Nameczan. Jest ze mną jeden wojownik z Vegety oraz jeden demon, ale oni tak naprawdę znajdują się tu turystycznie.- dała im chwilę na przyswojenie informacji, po czym kontynuowała. –Któryś z was musi należeć do lodowych, a któryś do słonecznych prawda? To by wyjaśniało wzajemny brak sympatii. Naprawdę nie chcę skrzywdzić żadnego z was, ale dla bezpieczeństwa Nameczan moim celem jest wyprowadzenie z tej planety wszystkich jaszczurów. Mam nawet plan jak to osiągnąć, dałoby to bezpieczeństwo rdzennym mieszkańcom planety.- spojrzała na nich przepraszająco, naprawdę nie chciała być tą złą, ale ich rasa szkodzi jej podopiecznym… Była rozdarta pomiędzy tym, co powinna zrobić, a miłością do wszystkiego co żyje. –Red możesz już go puścić, dziękuję za pomoc.- przesłała telepatycznie do przyjaciela. –Jedna z ras changelingów nieustannie niepokoi ten pacyfistyczny lud zielonych…- westchnęła na głos ze smutkiem. –Chce najpierw prosić was o pomoc, dlatego właśnie uprowadziłam po jednym z każdego rodzaju. Czy waszym zdaniem istnieje sposób na to, aby Nameczanie odzyskali to co im się należy? Jeśli nie, to skieruje wasze frakcje przeciwko sobie, być może wtedy zrezygnują z nękania innych i poszukają sobie innego miejsca… Moje serce krwawi na myśl o tym, że tyle cierpienia dzieje się na tej planecie…- szlochała cichutko, roniąc łzy wzruszenia. Złote motyle rozświetlały całe jej oblicze oraz fragmenty okolicy. Cierpiała, myśląc że póki co tylko siła mogła doprowadzić ją do rozmowy z changami. Jej twarz przybrała wyraz szczerego żalu za to, że zastosowała przemoc i nikt nie mógł wątpić, że jest to prawdziwe uczucie, właściwie to Kaede nie miała żadnych zdolności aktorskich. –Powiedzcie nam więcej o sobie. Jaka frakcja, ranga, funkcja, chcę wiedzieć wszystko.- rozdarła część swojej chusty i opatrzyła ranę Xanasa, patrząc na niego z życzliwością. Gdyby tylko spotkali się w innych okolicznościach… Ale teraz Nameczanie potrzebują kogoś, kto da im bezpieczeństwo, a największym zagrożeniem dla ich spokojnej egzystencji są jaszczury. Jako kaio musi z tym coś zrobić…
-No to skoro już was mamy, to z całego serca przepraszam za moje zachowanie, mam nadzieje, że zrozumiecie, gdy opowiem więcej szczegółów.- ukłoniła się przed jednym i drugim jaszczurem, a jej mana dobroci znów rozleciała się po okolicy. –Jestem Kaede i działam dla dobra Nameczan. Jest ze mną jeden wojownik z Vegety oraz jeden demon, ale oni tak naprawdę znajdują się tu turystycznie.- dała im chwilę na przyswojenie informacji, po czym kontynuowała. –Któryś z was musi należeć do lodowych, a któryś do słonecznych prawda? To by wyjaśniało wzajemny brak sympatii. Naprawdę nie chcę skrzywdzić żadnego z was, ale dla bezpieczeństwa Nameczan moim celem jest wyprowadzenie z tej planety wszystkich jaszczurów. Mam nawet plan jak to osiągnąć, dałoby to bezpieczeństwo rdzennym mieszkańcom planety.- spojrzała na nich przepraszająco, naprawdę nie chciała być tą złą, ale ich rasa szkodzi jej podopiecznym… Była rozdarta pomiędzy tym, co powinna zrobić, a miłością do wszystkiego co żyje. –Red możesz już go puścić, dziękuję za pomoc.- przesłała telepatycznie do przyjaciela. –Jedna z ras changelingów nieustannie niepokoi ten pacyfistyczny lud zielonych…- westchnęła na głos ze smutkiem. –Chce najpierw prosić was o pomoc, dlatego właśnie uprowadziłam po jednym z każdego rodzaju. Czy waszym zdaniem istnieje sposób na to, aby Nameczanie odzyskali to co im się należy? Jeśli nie, to skieruje wasze frakcje przeciwko sobie, być może wtedy zrezygnują z nękania innych i poszukają sobie innego miejsca… Moje serce krwawi na myśl o tym, że tyle cierpienia dzieje się na tej planecie…- szlochała cichutko, roniąc łzy wzruszenia. Złote motyle rozświetlały całe jej oblicze oraz fragmenty okolicy. Cierpiała, myśląc że póki co tylko siła mogła doprowadzić ją do rozmowy z changami. Jej twarz przybrała wyraz szczerego żalu za to, że zastosowała przemoc i nikt nie mógł wątpić, że jest to prawdziwe uczucie, właściwie to Kaede nie miała żadnych zdolności aktorskich. –Powiedzcie nam więcej o sobie. Jaka frakcja, ranga, funkcja, chcę wiedzieć wszystko.- rozdarła część swojej chusty i opatrzyła ranę Xanasa, patrząc na niego z życzliwością. Gdyby tylko spotkali się w innych okolicznościach… Ale teraz Nameczanie potrzebują kogoś, kto da im bezpieczeństwo, a największym zagrożeniem dla ich spokojnej egzystencji są jaszczury. Jako kaio musi z tym coś zrobić…
Re: Rajski las
Sro Kwi 30, 2014 2:51 pm
Wszystko szło zgodnie z planem. Ten silniejszy został uwięziony przez Reda. Vernil trochę inaczej wyobrażał sobie przejęcie wysokiego Jaszczura przez Demona. Myślał, że jego czarnowłosy kompan zrobi to samo - sparaliżuje go. A tutaj lipa. Red rozciągnął swoje szponiaste ręce i obwinął nimi przeciwnika od stóp do głów. Half mógł chwilę odpocząć. Wziął głęboki wdech a jego ogon zaczął latać powoli we wszystkie strony. Był zadowolony z dobrze wykonanej roboty. Ten drugi, zielony, Changeling nie ruszał się. Czyżby był aż tak slaby?
Kolejne zaskoczenie. Kaede zaczęła przepraszać za swoje zachowanie. Vernil szeroko otworzył oczy. Wsłuchiwał się w każde słowo Bogini, które było przesiąknięte dobrocią. Po swojej przemowie zaczęła nawet cicho płakać. Vernil podleciał do różowskórej i położył jej rękę na plecach.
-Spokojnie. Jakoś damy radę. -Słaby z niego pocieszyciel, to fakt, ale robił, co mógł. Zszedł ze stopnia super Saiyanina i wolną dłonią ściągnął najpierw górną, a potem dolną część maski. Dopiero teraz Jaszczurki mogło zobaczyć jego twarz. Po krótkiej przerwie Kaede znów się odezwała, kazała powiedzieć przeciwnikom coś o sobie. Do tego zaczęła opatrywać ranę tego silniejszego.
-Cholera, co się tutaj dzieję? Wyobrażałem sobie to nieco inaczej. Przecież ona wystawia się na atak. Jest aż tak silna, że się nie boi, czy aż tak naiwna? Dobra mina do złej gry. -Chłopak uśmiechnął się spoglądając na Changelingów. Sięgnął do małej torebeczki przy pasku otworzył ją i podleciał do tego wyższego - dużo ich nie mam, ale częstuj się. Wypieki Kaede -powiedział uśmiechając się. Po poczęstowaniu tego w naturalnej zbroi, podleciał do tego niższego. Ten dla odmiany cały czas stał w miejscu. Nieco rozbawiła go przemowa wojownika. Czy gdyby nie trójka wojowników doszłoby między nimi do walki? Czy ten mały coś ukrywa?
-Też się poczęstuj -powiedział lądując przy Changelingu -śmiało, nie są zatrute -dodał po chwili samemu biorąc jedno ciastko. Szybko je zjadł, zamknął torebkę i przewiesił ją przez czerwony pas. Podleciał do Reda i usiadł w powietrzu po turecku obok niego. Łokcie oparł o kolana a brodę położył na zaciśniętych pięściach.
-Dobre te ciastka. -Powiedział spoglądając na demona z uśmiechem.
Kolejne zaskoczenie. Kaede zaczęła przepraszać za swoje zachowanie. Vernil szeroko otworzył oczy. Wsłuchiwał się w każde słowo Bogini, które było przesiąknięte dobrocią. Po swojej przemowie zaczęła nawet cicho płakać. Vernil podleciał do różowskórej i położył jej rękę na plecach.
-Spokojnie. Jakoś damy radę. -Słaby z niego pocieszyciel, to fakt, ale robił, co mógł. Zszedł ze stopnia super Saiyanina i wolną dłonią ściągnął najpierw górną, a potem dolną część maski. Dopiero teraz Jaszczurki mogło zobaczyć jego twarz. Po krótkiej przerwie Kaede znów się odezwała, kazała powiedzieć przeciwnikom coś o sobie. Do tego zaczęła opatrywać ranę tego silniejszego.
-Cholera, co się tutaj dzieję? Wyobrażałem sobie to nieco inaczej. Przecież ona wystawia się na atak. Jest aż tak silna, że się nie boi, czy aż tak naiwna? Dobra mina do złej gry. -Chłopak uśmiechnął się spoglądając na Changelingów. Sięgnął do małej torebeczki przy pasku otworzył ją i podleciał do tego wyższego - dużo ich nie mam, ale częstuj się. Wypieki Kaede -powiedział uśmiechając się. Po poczęstowaniu tego w naturalnej zbroi, podleciał do tego niższego. Ten dla odmiany cały czas stał w miejscu. Nieco rozbawiła go przemowa wojownika. Czy gdyby nie trójka wojowników doszłoby między nimi do walki? Czy ten mały coś ukrywa?
-Też się poczęstuj -powiedział lądując przy Changelingu -śmiało, nie są zatrute -dodał po chwili samemu biorąc jedno ciastko. Szybko je zjadł, zamknął torebkę i przewiesił ją przez czerwony pas. Podleciał do Reda i usiadł w powietrzu po turecku obok niego. Łokcie oparł o kolana a brodę położył na zaciśniętych pięściach.
-Dobre te ciastka. -Powiedział spoglądając na demona z uśmiechem.
- Xanas
- Liczba postów : 610
Data rejestracji : 31/10/2012
Identification Number
HP:
(1127/1500)
KI:
(0/0)
Re: Rajski las
Sro Kwi 30, 2014 3:28 pm
Zaraz po tym jak zniszczył sobie scouter został poinformowany że widzieli się na Vegecie. Wtedy też Frost sobie przypomniał chłopaka który dość szybko ich opuścił. Zanim zdążył coś powiedzieć to ten obwiązał go swoimi kończynami. Jaszczur pierwszy raz w życiu widział coś takiego, ale nie było mu zbyt komfortowo by być obejmowany przez jakiegoś człowieka gluta. na próbę się szarpnął, ale widział że nie daje to zbytniego rezultatu to odpuścił temat. Nie było zbytniej możliwości by role się odwróciły, bo jeśli chodzi o jego bazę to mają tendencje do niewysyłania posiłków.
na komentarz Foku ten spojrzał na niego jak na debila. Jeśli ten ma siły do żartowania kiedy to jego głowa może eksplodować od blasta to on współczuje Lodowym. Widać nie zrozumiał że Słoneczny poprzez "nas" miał na myśli ich rasę. Ale widać nie każdy grzeszy inteligencją. Na jego zaczepkę nie odpowiedział nic bo tamten mógł mu naskoczyć, teraz skupił głównie uwagę na różowej kobiecie która już nie wyglądała jak nameczanin, chociaż w pierwszej chwili ja za niego wziął. Kosmitka, a do tego nie kojarzył takiej u siebie w bazie. A więc musieli tu przylecieć niedawno sami.
Gdy kobieta ukłoniła się przed nimi jaszczur zmarszczył brew wytrącony z równowagi. Spodziewał się tortur i śmierci, a tu nagle ta która kopnęła go tak że mogla mu skręcić kark zyskała dobre maniery.
Im dłużej słuchał tym bardziej nie mógł się nadziwić jak ktoś w kosmosie może być tak "życzliwy". Frost pragnął pokoju, ale wiedział że by go osiągnąć potrzebne są ofiary. Nie miał złudzeń, ale ta kobieta działała po stronie Nameków. A więc to że dostał kopa to wina lodowych. Gdyby tylko tamci przestali się na nich wyżywać to pewnie ta nawet by tu nie przyleciała.
Chusta niewiele pomogła ale podziękował jej skinieniem po czym siadł po prostu na ziemi zmęczony tą całą sytuacja ( O ile red go puścił). Zjadł wtedy ciasto podane mu przez małpkę, chociaż wydawało mu sie że cała ta sytuacja to jednak parodia. Pierw uderzyć, potem leczyć.
Spojrzał na różową swymi oczyma i podrapał się po głowie, a na wspomnienia mu sie zrobiło dosyć smutno.
- Chyba nie mam wyboru, a w sumie to też nie jest jakaś wielka tajemnica co tu się dzieje. Jestem Frost, weteran a konkretniej Gado Kirin, chociaż nade mną są jeszcze 2 rangi i władca Shirei-kan jestem żołnierzem, wykonuję rozkazy. Co do odzyskania to tak naprawdę mamy tylko dwie bazy które nie są jakieś wielkie, ponieważ na tej planecie nie ma surowców pozwalających nam na dalszą rozbudowę, więc taka wielka planeta spokojnie by wystarczyła dla dwóch ras, no ale nie ja za nie odpowiadam. Skierować przeciw sobie? My już jesteśmy skierowani i mamy tu otwartą wojnę. Żeby to zrozumieć musisz poznać dlaczego tu jesteśmy, a jest nas niewielu, kilka setek w obu bazach? Tylu nas zostało po wielkiej rasie zamieszkującej Xeon. Byliśmy wielce unowocześniona rasą. Cała nasza planeta była jednym wielkim miastem. Gdy w końcu nasza flota się rozrosła, a na planecie przestało starczać miejsca dla nowych jaszczurów postanowiono wyruszyć na poszukiwania kolonii. Wtedy to rasa changów podzieliła się na dwie partie: słonecznych - tu wskazał na siebie - I lodowych. Słoneczni chcieli pokojowych kolonizacji z innymi rasami, a Lodowi nie chcieli problemów z tubylcami więc uważali że dobrym wyjściem jest najpierw eksterminacja. Oczywiście nie można wpakowywać wszystko do jednego wora bo problemem jest to że jak urodziłeś się w rodzinie Lodowych to byleś automatycznie Lodowym i zmuszany byłeś podporządkować się ich zabiegom. No ale dalej... Flota odkryła Namek i od razu rzad postanowił wysłać tam osadników. Ja byłem w pierwszej partii która miała zasiedlić te tereny. Gdy się rozbudowaliśmy dzięki materiałom z Xeonu zaczęli napływać kolejni, a dyskusje w rządzie dalej trwały więc na razie nikt nie tykał nameków. I wtedy stało się - pstryknął palcem- Planeta Xeon....została zniszczona.. a nasza rasa unieszkodliwiona w ułamku sekund. Chodzą słuchy że dokonała tego jedna osoba, ale to raczej niemożliwe. I tak zostaliśmy tutaj, jedyni którzy przeżyli. jako że nie było już rządu i sejmu to każda z baz zaczęła prosperować oddzielnie. Słoneczni chcieli wysłać dyplomatów do Nameczanin, ale Lodowi zaatakowali pierwsi chcąc wyładować na kimś swoja frustrację. Potem było już tylko gorzej, bo Lodowy władca chcąc złączyć bazy wysłał zabójcę na Władcę Słonecznych. Gdy zażądaliśmy wyjaśnień to zaczęła się wojna. paranoja prawda? Zostało nas kilka setek i zachciało nam się wybijać prawda? ja jestem żołnierzem, chcę zostać przywódcą by złączyć wszystkich pod sztandarem pokojowym. Niektórzy nie rozumieją że jak tak dalej pójdzie to wyginiemy. Co do wyprowadzenia się... gdzie.. jak .. czym? Jedynym neutralnym frontem dla naszych baz gdzie nie możemy się tłuc jest port, a tam mamy 50 kapsuł sprawnych wspólnie? Reszta przepadła właśnie na różnych tego typu poszukiwaniach. Nie jesteśmy też wstanie przenieść całego sprzętu.. A dodatkowo nie mamy gdzie się udać nawet jakbyśmy połączyli siły, bo szukanie koloni na której nie ma innych ras zajmuje lata, o ile taka istnieje. Nikt nam Xeonu nie przywróci... nikt nie przywróci nam naszych rodzin...kilka miliardów jaszczurów poszło gryźć piach, ale władcy są zbyt butni by przestać walki. Dlatego ja widzę swoje rozwiązanie, trzeba zgładzić obecnych władców, ale trzeba na tyle silnego następnego przywódcy słonecznych by przekonał Lodowych na połączenie się. Ten władca mógłby wtedy utrzymać pokojowe stosunki z Namekami. Planowałem przewrót mimo wszystko u siebie w bazie, ale do tego muszę awansować bo nowego władcę wybiera się poprzez turniej na śmierć i zycie. Dlatego mało kto dołącza szczególnie że są Gado Kasai i oni są najsilniejsi spośród nas. - po tych słowach walnął ręką w ziemię. - Ta cała polityka to jeden wielki syf.
na komentarz Foku ten spojrzał na niego jak na debila. Jeśli ten ma siły do żartowania kiedy to jego głowa może eksplodować od blasta to on współczuje Lodowym. Widać nie zrozumiał że Słoneczny poprzez "nas" miał na myśli ich rasę. Ale widać nie każdy grzeszy inteligencją. Na jego zaczepkę nie odpowiedział nic bo tamten mógł mu naskoczyć, teraz skupił głównie uwagę na różowej kobiecie która już nie wyglądała jak nameczanin, chociaż w pierwszej chwili ja za niego wziął. Kosmitka, a do tego nie kojarzył takiej u siebie w bazie. A więc musieli tu przylecieć niedawno sami.
Gdy kobieta ukłoniła się przed nimi jaszczur zmarszczył brew wytrącony z równowagi. Spodziewał się tortur i śmierci, a tu nagle ta która kopnęła go tak że mogla mu skręcić kark zyskała dobre maniery.
Im dłużej słuchał tym bardziej nie mógł się nadziwić jak ktoś w kosmosie może być tak "życzliwy". Frost pragnął pokoju, ale wiedział że by go osiągnąć potrzebne są ofiary. Nie miał złudzeń, ale ta kobieta działała po stronie Nameków. A więc to że dostał kopa to wina lodowych. Gdyby tylko tamci przestali się na nich wyżywać to pewnie ta nawet by tu nie przyleciała.
Chusta niewiele pomogła ale podziękował jej skinieniem po czym siadł po prostu na ziemi zmęczony tą całą sytuacja ( O ile red go puścił). Zjadł wtedy ciasto podane mu przez małpkę, chociaż wydawało mu sie że cała ta sytuacja to jednak parodia. Pierw uderzyć, potem leczyć.
Spojrzał na różową swymi oczyma i podrapał się po głowie, a na wspomnienia mu sie zrobiło dosyć smutno.
- Chyba nie mam wyboru, a w sumie to też nie jest jakaś wielka tajemnica co tu się dzieje. Jestem Frost, weteran a konkretniej Gado Kirin, chociaż nade mną są jeszcze 2 rangi i władca Shirei-kan jestem żołnierzem, wykonuję rozkazy. Co do odzyskania to tak naprawdę mamy tylko dwie bazy które nie są jakieś wielkie, ponieważ na tej planecie nie ma surowców pozwalających nam na dalszą rozbudowę, więc taka wielka planeta spokojnie by wystarczyła dla dwóch ras, no ale nie ja za nie odpowiadam. Skierować przeciw sobie? My już jesteśmy skierowani i mamy tu otwartą wojnę. Żeby to zrozumieć musisz poznać dlaczego tu jesteśmy, a jest nas niewielu, kilka setek w obu bazach? Tylu nas zostało po wielkiej rasie zamieszkującej Xeon. Byliśmy wielce unowocześniona rasą. Cała nasza planeta była jednym wielkim miastem. Gdy w końcu nasza flota się rozrosła, a na planecie przestało starczać miejsca dla nowych jaszczurów postanowiono wyruszyć na poszukiwania kolonii. Wtedy to rasa changów podzieliła się na dwie partie: słonecznych - tu wskazał na siebie - I lodowych. Słoneczni chcieli pokojowych kolonizacji z innymi rasami, a Lodowi nie chcieli problemów z tubylcami więc uważali że dobrym wyjściem jest najpierw eksterminacja. Oczywiście nie można wpakowywać wszystko do jednego wora bo problemem jest to że jak urodziłeś się w rodzinie Lodowych to byleś automatycznie Lodowym i zmuszany byłeś podporządkować się ich zabiegom. No ale dalej... Flota odkryła Namek i od razu rzad postanowił wysłać tam osadników. Ja byłem w pierwszej partii która miała zasiedlić te tereny. Gdy się rozbudowaliśmy dzięki materiałom z Xeonu zaczęli napływać kolejni, a dyskusje w rządzie dalej trwały więc na razie nikt nie tykał nameków. I wtedy stało się - pstryknął palcem- Planeta Xeon....została zniszczona.. a nasza rasa unieszkodliwiona w ułamku sekund. Chodzą słuchy że dokonała tego jedna osoba, ale to raczej niemożliwe. I tak zostaliśmy tutaj, jedyni którzy przeżyli. jako że nie było już rządu i sejmu to każda z baz zaczęła prosperować oddzielnie. Słoneczni chcieli wysłać dyplomatów do Nameczanin, ale Lodowi zaatakowali pierwsi chcąc wyładować na kimś swoja frustrację. Potem było już tylko gorzej, bo Lodowy władca chcąc złączyć bazy wysłał zabójcę na Władcę Słonecznych. Gdy zażądaliśmy wyjaśnień to zaczęła się wojna. paranoja prawda? Zostało nas kilka setek i zachciało nam się wybijać prawda? ja jestem żołnierzem, chcę zostać przywódcą by złączyć wszystkich pod sztandarem pokojowym. Niektórzy nie rozumieją że jak tak dalej pójdzie to wyginiemy. Co do wyprowadzenia się... gdzie.. jak .. czym? Jedynym neutralnym frontem dla naszych baz gdzie nie możemy się tłuc jest port, a tam mamy 50 kapsuł sprawnych wspólnie? Reszta przepadła właśnie na różnych tego typu poszukiwaniach. Nie jesteśmy też wstanie przenieść całego sprzętu.. A dodatkowo nie mamy gdzie się udać nawet jakbyśmy połączyli siły, bo szukanie koloni na której nie ma innych ras zajmuje lata, o ile taka istnieje. Nikt nam Xeonu nie przywróci... nikt nie przywróci nam naszych rodzin...kilka miliardów jaszczurów poszło gryźć piach, ale władcy są zbyt butni by przestać walki. Dlatego ja widzę swoje rozwiązanie, trzeba zgładzić obecnych władców, ale trzeba na tyle silnego następnego przywódcy słonecznych by przekonał Lodowych na połączenie się. Ten władca mógłby wtedy utrzymać pokojowe stosunki z Namekami. Planowałem przewrót mimo wszystko u siebie w bazie, ale do tego muszę awansować bo nowego władcę wybiera się poprzez turniej na śmierć i zycie. Dlatego mało kto dołącza szczególnie że są Gado Kasai i oni są najsilniejsi spośród nas. - po tych słowach walnął ręką w ziemię. - Ta cała polityka to jeden wielki syf.
- GośćGość
Re: Rajski las
Czw Maj 01, 2014 5:25 pm
Słuchał w milczeniu wypowiedzi zarówno Kaede, jak i Frost'a. Dowiedział się wielu interesujących informacji. Przede wszystkim poznał motywy działania dziwnej kobiety. Dość pokrętne. Jej działania nie za bardzo pokrywały się z celem. W żadnym wypadku go nie przekonała. Wydawała się bardziej niezrównoważona, niż ten jaszczur obok. Najpierw prawie oderwała obojgu łby, a teraz zaczęła przepraszać i ich opatrywać. Chore. Była nieobliczalna. Już chyba wolał, żeby przechwycili go słoneczni, niż pójść z nią na jakiś układ. Jeszcze nie spodoba jej się, że depcze trawę na tej planecie, a ona odstrzeli mu ogon. Wysłuchał słów różowoskórej, lecz nic nie odparł. Przeniósł wzrok na zamaskowanego mężczyznę, który właśnie odsłonił swoją twarz. Stał przed nim brązowooki brunet. Po krótkiej analizie doszedł do wniosku, że ma przed sobą zbieraninę przedstawicieli zupełnie różnych ras. Jedynie Foku i tamten słoneczny mieli ze sobą jako takie pokrewieństwo, jeżeli można to tak określić. Po chwili swój wywód zaczął właśnie on. Mówił całkiem ciekawe rzeczy. Część z nich zasłyszał już podczas dwuletniego pobytu na Namek, aczkolwiek niektórych szczegółów nie znał, a niektóre zapewne zostały zatajone. Na przykład wzmianka o zamachu. Rzucało to zupełnie nowe światło na panujący konflikt ich rasy. Chociaż, taki przekręt wcale go nie zszokował. Tam, gdzie polityka, walka o terytoria i władzę, tam zawsze dużo niejasności, niedomówień i przekrętów. - Widzę, że pasujecie do siebie pod względem pokrętnej logiki. - odparł, gdy ci skończyli. - Pominę fakt twojego anormalnego zachowania. Przed chwilą prawie odrąbała Ci głowę, a ty już ciasteczka łykasz. - zwrócił się do Frosta. Jednocześnie machnął znacząco ogonem, dając do zrozumienia brunetowi, iż daruje sobie tą drobną przekąskę w postaci ciastek. - Nie wiem, czego ode mnie chcecie, ale powiem jedno. Nie interesują mnie wasze konflikty. - ciągnął dalej. Zrobił krótką pauzę. Spojrzał spokojnie kolejno na każdego z nich. Nie chciał wyjść na aroganta, jednakże oni także powinni wziąć pod uwagę swoje zachowanie. Jeśli chodzi o racjonalne rozwiązanie sytuacji, to on pierwszy się do tego garnął. Szkoda, że chwilowo za bardziej kompetentnych uważał mniej rozmowną dwójkę, a nie głównych zainteresowanych całą sprawą. - Nie urodziłem się na tej planecie. Zostałem zmuszony tutaj przybyć. I nie mam też nic przeciwko Nameczanom. - dodał, starając się przedstawić wszystko krótko i zwięźle. - Czego ode mnie oczekujecie? - skwitował, zerkając surowo na całą czwórkę.
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Rajski las
Sob Maj 03, 2014 10:43 am
Wysłuchała w milczeniu tego, co oba changi miały do powiedzenia. Ten mniejszy był dość wkurzający… Ale ten drugi opowiedział jakim cudem jaszczury znalazły się na tej planecie i dodało to nowego spojrzenia. Może guru wiedziałby jak przywrócić ich planetę? Tatko jest bardzo kumaty, ogarnia wiele spraw, ale czy chciałby? To chyba dobra droga do tego, aby pozbyć się przybyszów… Miała w głowie dwa plany, jeden zupełnie ofensywny, gdzie pewnie zginie wiele osób, a drugi w stu procentach pokojowy, na tyle że… Że nie realny w swojej naiwności. Tak naprawdę zostaje więc ten pierwszy, a szkoda… Posmutniała na twarzy, patrząc ze współczuciem rozmówców. Mama jej kiedyś mówiła, że są przypadki zła, gdzie po prostu trzeba je wybić, prawdopodobnie tak jest z tymi lodowymi, którzy zdecydowali się na wybicie Nameczan.
-Frost, czyli chcesz dokonać zamachu stanu?- zapytała podchwytując jego myśl. –Pomogę cię w tym, jeśli już teraz zaczniesz współpracować. Potrzebuję do tego również ciebie.- spojrzała w kierunku Foku. –Znajdę sposób na przywrócenie waszej planety, nawet już wiem jak tego dokonać, ale nie mogę wam zdradzić tajników mojej rasy. Zrobię to tylko wtedy, gdy zgodzicie się do współpracy- ściemniała, ale wyglądała tak, jakby wierzyła w to co mówi. W każdym razie Guru z pewnością wie jak odbudować planetę. –Pierwszy krok operacji to zwabienie słonecznych w jedno miejsce z lodowymi i tutaj przynętą byłbyś ty Froście. Zabrałabym do twojej bazy tego zielonego tutaj, a on rzuciłby twoim przełożonym żądanie wykupienia ciebie w bazie lodowych.- znów wskazała na Fokę, do którego skierowała kolejne słowa. –Domyślam się, że jesteś trochę odmieńcem i wydajesz się mieć gdzieś swoją rasę. Może więc namówi cię do współpracy to, że zabiorę cię na jakąś inną planetę po skończonej robocie? Dla mnie to parę minut, a np. na Ziemi mógłbym spędzić miło czas i sporo się nauczyć.- wierzyła, że wzbudzi tym jego zainteresowanie. –Naturalnie dwa zwaśnione obozy będą próbowały zająć się sobą, zyskają na tym Nameczanie, ale będę mogła przemówić do jednych i drugich changów, oferując odnowienie ich planety, jeśli tylko zaprzestaną terroryzować Nameczan. Prawdopodobnie nie zatrzyma to tych najbardziej nakręconych i sami dowódcy oberwą, co znowu pomoże tobie Frost być bliżej władzy.- żałowała, że sprawa będzie wymagała takiej ilości ofiar, ale cóż poradzić… Liczyła się z tym, że ani jeden, ani drugi nie będą chcieli wziąć udziału w bądź co bądź zamachu i będzie musiała znowu użyć siły. Tak bardzo tego nie chciała… -Zrozumcie obaj, mogę pomóc i waszej rasie i nameczanom, ale to prawdopodobnie będzie wymagało czystek tych, którzy mają zapędy tyrańskie, oni nie wysłuchają mojej oferty i będą dalej siać terror. Skończy się on atakami na drugi obóz tej samej rasy i na moich podopiecznych, ale wspólnymi siłami możemy tylko zyskać.- oby tylko jej dyplomacja zadziałała…
Nagle przeniosła spojrzenie na Vernila. No tak...
-On może wam potwierdzić, że takie rzeczy są możliwe. Vegeta też swego czasu była zniszczona, teraz odrodziła się.- tak, świadectwo małpiastego mogło mieć sens. -Jestem Kaede, a moja rasa robi nie takie cuda.
-Frost, czyli chcesz dokonać zamachu stanu?- zapytała podchwytując jego myśl. –Pomogę cię w tym, jeśli już teraz zaczniesz współpracować. Potrzebuję do tego również ciebie.- spojrzała w kierunku Foku. –Znajdę sposób na przywrócenie waszej planety, nawet już wiem jak tego dokonać, ale nie mogę wam zdradzić tajników mojej rasy. Zrobię to tylko wtedy, gdy zgodzicie się do współpracy- ściemniała, ale wyglądała tak, jakby wierzyła w to co mówi. W każdym razie Guru z pewnością wie jak odbudować planetę. –Pierwszy krok operacji to zwabienie słonecznych w jedno miejsce z lodowymi i tutaj przynętą byłbyś ty Froście. Zabrałabym do twojej bazy tego zielonego tutaj, a on rzuciłby twoim przełożonym żądanie wykupienia ciebie w bazie lodowych.- znów wskazała na Fokę, do którego skierowała kolejne słowa. –Domyślam się, że jesteś trochę odmieńcem i wydajesz się mieć gdzieś swoją rasę. Może więc namówi cię do współpracy to, że zabiorę cię na jakąś inną planetę po skończonej robocie? Dla mnie to parę minut, a np. na Ziemi mógłbym spędzić miło czas i sporo się nauczyć.- wierzyła, że wzbudzi tym jego zainteresowanie. –Naturalnie dwa zwaśnione obozy będą próbowały zająć się sobą, zyskają na tym Nameczanie, ale będę mogła przemówić do jednych i drugich changów, oferując odnowienie ich planety, jeśli tylko zaprzestaną terroryzować Nameczan. Prawdopodobnie nie zatrzyma to tych najbardziej nakręconych i sami dowódcy oberwą, co znowu pomoże tobie Frost być bliżej władzy.- żałowała, że sprawa będzie wymagała takiej ilości ofiar, ale cóż poradzić… Liczyła się z tym, że ani jeden, ani drugi nie będą chcieli wziąć udziału w bądź co bądź zamachu i będzie musiała znowu użyć siły. Tak bardzo tego nie chciała… -Zrozumcie obaj, mogę pomóc i waszej rasie i nameczanom, ale to prawdopodobnie będzie wymagało czystek tych, którzy mają zapędy tyrańskie, oni nie wysłuchają mojej oferty i będą dalej siać terror. Skończy się on atakami na drugi obóz tej samej rasy i na moich podopiecznych, ale wspólnymi siłami możemy tylko zyskać.- oby tylko jej dyplomacja zadziałała…
Nagle przeniosła spojrzenie na Vernila. No tak...
-On może wam potwierdzić, że takie rzeczy są możliwe. Vegeta też swego czasu była zniszczona, teraz odrodziła się.- tak, świadectwo małpiastego mogło mieć sens. -Jestem Kaede, a moja rasa robi nie takie cuda.
Re: Rajski las
Sob Maj 03, 2014 3:21 pm
Vernil "siedział" obok Reda i w bezruchu wysłuchiwał tego, co każdy ma do powiedzenia. Ta cała sytuacja go chyba przerosła. Nie do końca wiedział jak ma się zachować. Początek spotkania był bardzo ofensywny, a im dalej tym bardziej dominował spokój i chęć czynienia dobra. Mimo tej samej rasy byli bardzo różni. Chyba rasowi wojownicy z Vegety są najbardziej podobni do siebie z charakteru. Nameczanie? Spotkał ich niewielu. Cała wioska była bardzo spokojna i ostrożna. Ciekawe jak jest w innych...
Ten wyższy powiedział całą historię swojego ludu. Chciał wzbudzić jakąś litość? Nie tym razem. Może przed treningiem u Kaio i przed walką z Tsufulem, gdzie brązowooki wojownik widział rzeź niewiniątek, to by zadziałało. Wtedy był smutnym i wiecznie obwiniającym się dzieciakiem. Gdy stawiał czoła galaretowatej mazi, w głowie, po raz pierwszy, coś się w nim zmieniło. Potem, gdy walczył z tym, który mianował się królem Tsufuli. Z tym, który go zabił. Ujrzał śmierć niewinnego chłopca. Był wychowywany przez ojca. Ojciec późno wysłał go do akademii. Wychował go na dobrego Saiyanina, a właściwie halfa, ale nigdy nie wiedział, że takowi istnieją. Tata mu nie powiedział, w akademii nie był świadkiem, że ktoś krzywdzi i naśmiewa się z "połówek". Pod tym względem ojciec chował go pod kloszem. Chciał, aby dowiedział się o tym, gdy spotka matkę, czy będzie mu to kiedyś dane?
Zielony, Changeling miał w głębokim poszanowaniu to, co się właśnie dzieje. Nie czuł się za nic odpowiedzialny. Chciał tylko świętego spokoju, a przynajmniej takie stwarzał wrażenie. W końcu głos przejęła Kaede. To jej chciał pomóc Vernil. Nie znał jej jakoś bardzo dobrze, ale zdążył już poznać się na demonie lewitującym obok niego. Nikt z tej trójki nie był zły. Wszyscy chcieli, aby na Namek zapanował pokój i zgoda. Zadanie idealne dla Kaio planety. Bogini miała plan. Zwabić słonecznych i lodowych w jedno miejsce. Czy to nie doprowadzi do potyczki? Dwa zwaśnione rody… Kaede kontynuowała. Miała kartę przetargową chciała wziąć tego niższego Changelinga na ziemię. Taaak, to także piękna planeta. Nie jest tak naturalna i spokojna jak Namek, ale przez te kilkanaście sekund udało się Halfowi zobaczyć różnorodność tejże planety. Vernil uśmiechnął się.
-Naprawdę dobry plan Kaede –powiedział, nim ta zaczęła tłumaczyć obu Changelingom, że im się to naprawdę opłaci –Tak, ona ma racje –powiedział Vernil prostując się. Wyciągnął ręce w górę i przeciągnął się – Niewiele wiem o historii mojej planety, ale niegdyś była zniszczona. Teraz mieszka na niej sporo wojowników. Drugi dowód. Parę lat temu mieliśmy niemiłego gościa, który zabił naprawdę ogrom silnych żołnierzy a i takich, którzy nawet nie byli jeszcze mięsem armatnim. Zabijał nie zważając na wiek i rangę. Dzięki, jak to powiedziała Kaede, cudom spora ilość teraz przechadza się po akademii. –Spojrzał w niebo, a później na tego wyższego Changelinga –to, co ona mówi naprawdę ma ręce i nogi. Jeśli dwa obozy się zjednoczą i otrzymają planetę, chyba będziesz mógł liczyć na jakiś awans, w końcu doprowadziłeś do połączenia sił w taki czy inny sposób –teraz spojrzał na zielonego –Ziemia to fajna planeta. –Dodał i sięgnął po do paska. Wysunął z torebki jedno ciastko i zaczął je powoli jeść.
-Masz zamiar osiągnąć to poprzez smocze kule? Będzie trzeba uważać. Jeśli któryś z obozów wie o ich istnieniu i w jakikolwiek sposób dowie się, że je zbieramy, to może próbować sam je wykorzystać. Jedno życzenie może pokrzyżować Twoje plany. Chyba, że się mylę i wasza Boska magia jest aż tak potężna. –Powiedział telepatycznie do Kaede jednocześnie jedząc smakołyk. Gdy skończył zajadać się ciastkiem spojrzał na Changelingi –To jak panowie? Pomożecie nam połączyć zwaśnione obozy? –Powiedział na koniec z uśmiechem.
Ten wyższy powiedział całą historię swojego ludu. Chciał wzbudzić jakąś litość? Nie tym razem. Może przed treningiem u Kaio i przed walką z Tsufulem, gdzie brązowooki wojownik widział rzeź niewiniątek, to by zadziałało. Wtedy był smutnym i wiecznie obwiniającym się dzieciakiem. Gdy stawiał czoła galaretowatej mazi, w głowie, po raz pierwszy, coś się w nim zmieniło. Potem, gdy walczył z tym, który mianował się królem Tsufuli. Z tym, który go zabił. Ujrzał śmierć niewinnego chłopca. Był wychowywany przez ojca. Ojciec późno wysłał go do akademii. Wychował go na dobrego Saiyanina, a właściwie halfa, ale nigdy nie wiedział, że takowi istnieją. Tata mu nie powiedział, w akademii nie był świadkiem, że ktoś krzywdzi i naśmiewa się z "połówek". Pod tym względem ojciec chował go pod kloszem. Chciał, aby dowiedział się o tym, gdy spotka matkę, czy będzie mu to kiedyś dane?
Zielony, Changeling miał w głębokim poszanowaniu to, co się właśnie dzieje. Nie czuł się za nic odpowiedzialny. Chciał tylko świętego spokoju, a przynajmniej takie stwarzał wrażenie. W końcu głos przejęła Kaede. To jej chciał pomóc Vernil. Nie znał jej jakoś bardzo dobrze, ale zdążył już poznać się na demonie lewitującym obok niego. Nikt z tej trójki nie był zły. Wszyscy chcieli, aby na Namek zapanował pokój i zgoda. Zadanie idealne dla Kaio planety. Bogini miała plan. Zwabić słonecznych i lodowych w jedno miejsce. Czy to nie doprowadzi do potyczki? Dwa zwaśnione rody… Kaede kontynuowała. Miała kartę przetargową chciała wziąć tego niższego Changelinga na ziemię. Taaak, to także piękna planeta. Nie jest tak naturalna i spokojna jak Namek, ale przez te kilkanaście sekund udało się Halfowi zobaczyć różnorodność tejże planety. Vernil uśmiechnął się.
-Naprawdę dobry plan Kaede –powiedział, nim ta zaczęła tłumaczyć obu Changelingom, że im się to naprawdę opłaci –Tak, ona ma racje –powiedział Vernil prostując się. Wyciągnął ręce w górę i przeciągnął się – Niewiele wiem o historii mojej planety, ale niegdyś była zniszczona. Teraz mieszka na niej sporo wojowników. Drugi dowód. Parę lat temu mieliśmy niemiłego gościa, który zabił naprawdę ogrom silnych żołnierzy a i takich, którzy nawet nie byli jeszcze mięsem armatnim. Zabijał nie zważając na wiek i rangę. Dzięki, jak to powiedziała Kaede, cudom spora ilość teraz przechadza się po akademii. –Spojrzał w niebo, a później na tego wyższego Changelinga –to, co ona mówi naprawdę ma ręce i nogi. Jeśli dwa obozy się zjednoczą i otrzymają planetę, chyba będziesz mógł liczyć na jakiś awans, w końcu doprowadziłeś do połączenia sił w taki czy inny sposób –teraz spojrzał na zielonego –Ziemia to fajna planeta. –Dodał i sięgnął po do paska. Wysunął z torebki jedno ciastko i zaczął je powoli jeść.
-Masz zamiar osiągnąć to poprzez smocze kule? Będzie trzeba uważać. Jeśli któryś z obozów wie o ich istnieniu i w jakikolwiek sposób dowie się, że je zbieramy, to może próbować sam je wykorzystać. Jedno życzenie może pokrzyżować Twoje plany. Chyba, że się mylę i wasza Boska magia jest aż tak potężna. –Powiedział telepatycznie do Kaede jednocześnie jedząc smakołyk. Gdy skończył zajadać się ciastkiem spojrzał na Changelingi –To jak panowie? Pomożecie nam połączyć zwaśnione obozy? –Powiedział na koniec z uśmiechem.
- Xanas
- Liczba postów : 610
Data rejestracji : 31/10/2012
Identification Number
HP:
(1127/1500)
KI:
(0/0)
Re: Rajski las
Wto Maj 06, 2014 2:50 pm
Frost po raz kolejny zignorował foku. Wyrósł już z pyskowania, ale widać tamten chciał po prostu coś powiedzieć co mu ślina na język przyniesie. Gdyby tamci chcieli go zabić to już by to zrobili, wiec czemu nie wziąć ciastka. Skoro tamten nie chce to nie.
Słuchając propozycji Kaede miał jednak sceptyczne podejście do tego. Ktoś przylatuje i oferuje mu "cudowne" odnowienie planety. To chyba jakiś żart. Co do zwabienia wszystkich słonecznych do lodowych to też nie miało prawa się udać. Dowódcy nie są dziesięciolatkami by przystać na przyprowadzenie "wszystkich" tam gdzie różowa chce. Najprawdopodobniej by zrezygnowali z Frosta dla przeżycia ich rasy, a w najlepszej sytuacji by wysłali po prostu jednego z silniejszych na pertraktacje. To nie mogło się udać.
- Można spróbować, ale to wszystko brzmi naiwnie. Słoneczni nie podążą za tobą by odbić jednego żołnierza. Dowódcy nie narażą dla mnie całej bazy, nie jestem aż tak cenny. Jedynie co zrobią to pewnie wyślą kogoś na pertraktacje. Nie ma szans by z tego chcieli robić bitwę na wszystkich changów. Sami przywódcy nie ruszą się z baz. Możesz próbować jak chcesz, ale nie dam się złapać w niewolę u lodowych. Oczywiście jeśli sie na mnie rzucicie to raczej wielkich szans nie mam. Tam raczej od razu mnie zabiją, a jeśli nie to nie mam gwarancji że mnie wydobędziesz. Nie jesteś dużo silniejsza ode mnie sądząc po ciosie, a w obu bazach znajdują się silniejsi od nas. Nie spotkałem nigdy nikogo kto by był wstanie walczyć na równi z Kasai oprócz nich samych. Co do audiencji u władcy Słonecznych to z tym problemu by nie było. Mogę ci spróbować zorganizować spotkanie z nim jako wysłannika Nameczan. Tylko muszę cię ostrzec że ochraniać go będzie wtedy zapewne pięciu Kasai. Już raz był zamach na jego osobę, a poza tym on jest najsilniejszy z bazy.
Mimo wszystko mało wierzył w te bajki o odnowieniu planety nawet po zapewnieniach małpiaka . Dla zjednoczenia Changów trzeba silnego bodźca. - Jak już mówiłem. Możesz polecieć z tym zielonym do słonecznych i wmawiać im że jestem wieziony ale wątpię by baza wykonała większy ruch jesli chodzi o moje odbicie. A na pewno nie pokwapi sie sam dowódca.
Słuchając propozycji Kaede miał jednak sceptyczne podejście do tego. Ktoś przylatuje i oferuje mu "cudowne" odnowienie planety. To chyba jakiś żart. Co do zwabienia wszystkich słonecznych do lodowych to też nie miało prawa się udać. Dowódcy nie są dziesięciolatkami by przystać na przyprowadzenie "wszystkich" tam gdzie różowa chce. Najprawdopodobniej by zrezygnowali z Frosta dla przeżycia ich rasy, a w najlepszej sytuacji by wysłali po prostu jednego z silniejszych na pertraktacje. To nie mogło się udać.
- Można spróbować, ale to wszystko brzmi naiwnie. Słoneczni nie podążą za tobą by odbić jednego żołnierza. Dowódcy nie narażą dla mnie całej bazy, nie jestem aż tak cenny. Jedynie co zrobią to pewnie wyślą kogoś na pertraktacje. Nie ma szans by z tego chcieli robić bitwę na wszystkich changów. Sami przywódcy nie ruszą się z baz. Możesz próbować jak chcesz, ale nie dam się złapać w niewolę u lodowych. Oczywiście jeśli sie na mnie rzucicie to raczej wielkich szans nie mam. Tam raczej od razu mnie zabiją, a jeśli nie to nie mam gwarancji że mnie wydobędziesz. Nie jesteś dużo silniejsza ode mnie sądząc po ciosie, a w obu bazach znajdują się silniejsi od nas. Nie spotkałem nigdy nikogo kto by był wstanie walczyć na równi z Kasai oprócz nich samych. Co do audiencji u władcy Słonecznych to z tym problemu by nie było. Mogę ci spróbować zorganizować spotkanie z nim jako wysłannika Nameczan. Tylko muszę cię ostrzec że ochraniać go będzie wtedy zapewne pięciu Kasai. Już raz był zamach na jego osobę, a poza tym on jest najsilniejszy z bazy.
Mimo wszystko mało wierzył w te bajki o odnowieniu planety nawet po zapewnieniach małpiaka . Dla zjednoczenia Changów trzeba silnego bodźca. - Jak już mówiłem. Możesz polecieć z tym zielonym do słonecznych i wmawiać im że jestem wieziony ale wątpię by baza wykonała większy ruch jesli chodzi o moje odbicie. A na pewno nie pokwapi sie sam dowódca.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Rajski las
Sro Maj 07, 2014 4:16 pm
Oczywiście, że puścił Słonecznego, nie wahał się po usłyszeniu słów Bogini w swojej głowie. Poniekąd to frustrujące, że wszyscy gadają telepatycznie w jego myślach, a demon nie potrafił odwdzięczyć się tym samym. Chyba po minach towarzyszy domyślił się, iż nie do końca mieli to na myśli mówiąc o "powstrzymaniu" Changelinga. Cóż, takie rozumowanie przyszło mu w chwili "wydania polecenia". Ale zamiana w cukierka nie mogła się odbyć - nie mógłby udzielać odpowiedzi na pytania czy dyskutować. Zresztą z pewnością to nie jest miłe uczucie być jednym z rodzai łakoci.
Przysłuchiwał się rozmowie milcząc zawzięcie. Nie uprawiał polityki jak Nameczanie grządek, tak jak wspomniano wcześniej, dla niego ważniejsze były pojedyncze jednostki. Oczywiście rodziły mu się pewne wątpliwości, lecz nie mówił ich na głos. Na przykład na temat osób, które pod względem zasobów sił i energii miażdżyły za jednym pstryknięciem palcami. Wszystko jest możliwe, nawet że ktoś posiadał taką moc, by niszczyć całe planety. Znał osobiście dwie takie osoby - Braskę i Hikaru. Wiadomo, iż mogło być takich istot jeszcze więcej, lecz posiadł wiedzę na temat potęgi wspomnianych wojowników, toteż nie dziwił się jaki los dopadł Xeon. Nie mniej jednak to przykre, kiedy odbierają komuś ojczyznę. Chyba. Red był ciągłym wędrowcem, nie miał swojego jedynego miejsca we Wszechświecie.
Nie zapominał o drugim Ogoniastym, który miał cięty język, ale nie starał się wkurzyć oddział dowodzony przez Kaede. Przez całą przemowę Xanasa patrzył się uważnie na zachowanie Nieznajomego. Mógłby zdradzić coś więcej niż ripostę, jakieś mrugnięcie okiem czy szept, a wtedy demon zareagowałby odpowiednio do swojej intuicji. O tyle dobrze, że nie musiał go "unieruchamiać". Towarzysze nie byliby z tego faktu dumni. Eh, wolałby użyć pięści, nie był dobrym demagogiem, chociaż czasami miewał przebłyski sprytu. Musiał jakoś nadrabiać, jeśli nie znał się (przypominam do znudzenia) na dyplomacji, do tej pory zależało mu tylko na kilku osobach, które raczej nie tworzyły politycznej opozycji. Jego społeczeństwo demonów wybijało się wzajemnie, i tylko nieliczni zdecydowali się na odmienny styl egzystencji. A i tym było trudno, ze względu na korzenie i ogólny przesąd o złu jaki czyha w ich ciałach i czynach. Było w tym ziarenko prawdy, lecz o tym innym razem.
Tak czy inaczej, wracając do rozmowy, nie odezwał się ani jednym słówkiem, chociaż wpadł na pomysł jak dałoby się w pewnym sensie wszystkich pogodzić. Jest to jednak ryzykowny plan, toteż przydałoby się go przedyskutować z najbliższymi współpracownikami. Nie mogą jednak oddalić się od Changelingów, gdyż zwieją i zaalarmują swoich pobratymców z różnych klanów. Mogą to zrobić, ale tylko za zgodą Kaede. Został więc tylko sposób na telepatię, którą nieraz odczuwał na sobie od strony innych. Tak rozmawiali z nim: Kuro, April, Kaede i Vernil. Całkiem spora grupka, chociaż zdawał sobie sprawę, że nie przyszło im to z łatwością. Mimo wszystko podejmie rękawicę i nauczy się. Chociażby dla satysfakcji.
Wyczulił szósty zmysł i koncentrując się na dwóch czynnościach (to jest łamanie barier psychicznych osób tu przebywających i ich monitoring w rzeczywistości) w ciszy towarzyszył lewitującemu HalfSaiyanowi. Red i tak był piątym kołem od wozu jeśli chodzi o spotkanie, gdyż przeszło ono w rozmowy (dobra, oszczędzę Wam powielania do znudzenia powodów). Nie wiedział czy mu to wyjdzie, ale i tak nie ma za bardzo co zrobić ze sobą.
[Ooc: Post treningowy - post pierwszy]
Przysłuchiwał się rozmowie milcząc zawzięcie. Nie uprawiał polityki jak Nameczanie grządek, tak jak wspomniano wcześniej, dla niego ważniejsze były pojedyncze jednostki. Oczywiście rodziły mu się pewne wątpliwości, lecz nie mówił ich na głos. Na przykład na temat osób, które pod względem zasobów sił i energii miażdżyły za jednym pstryknięciem palcami. Wszystko jest możliwe, nawet że ktoś posiadał taką moc, by niszczyć całe planety. Znał osobiście dwie takie osoby - Braskę i Hikaru. Wiadomo, iż mogło być takich istot jeszcze więcej, lecz posiadł wiedzę na temat potęgi wspomnianych wojowników, toteż nie dziwił się jaki los dopadł Xeon. Nie mniej jednak to przykre, kiedy odbierają komuś ojczyznę. Chyba. Red był ciągłym wędrowcem, nie miał swojego jedynego miejsca we Wszechświecie.
Nie zapominał o drugim Ogoniastym, który miał cięty język, ale nie starał się wkurzyć oddział dowodzony przez Kaede. Przez całą przemowę Xanasa patrzył się uważnie na zachowanie Nieznajomego. Mógłby zdradzić coś więcej niż ripostę, jakieś mrugnięcie okiem czy szept, a wtedy demon zareagowałby odpowiednio do swojej intuicji. O tyle dobrze, że nie musiał go "unieruchamiać". Towarzysze nie byliby z tego faktu dumni. Eh, wolałby użyć pięści, nie był dobrym demagogiem, chociaż czasami miewał przebłyski sprytu. Musiał jakoś nadrabiać, jeśli nie znał się (przypominam do znudzenia) na dyplomacji, do tej pory zależało mu tylko na kilku osobach, które raczej nie tworzyły politycznej opozycji. Jego społeczeństwo demonów wybijało się wzajemnie, i tylko nieliczni zdecydowali się na odmienny styl egzystencji. A i tym było trudno, ze względu na korzenie i ogólny przesąd o złu jaki czyha w ich ciałach i czynach. Było w tym ziarenko prawdy, lecz o tym innym razem.
Tak czy inaczej, wracając do rozmowy, nie odezwał się ani jednym słówkiem, chociaż wpadł na pomysł jak dałoby się w pewnym sensie wszystkich pogodzić. Jest to jednak ryzykowny plan, toteż przydałoby się go przedyskutować z najbliższymi współpracownikami. Nie mogą jednak oddalić się od Changelingów, gdyż zwieją i zaalarmują swoich pobratymców z różnych klanów. Mogą to zrobić, ale tylko za zgodą Kaede. Został więc tylko sposób na telepatię, którą nieraz odczuwał na sobie od strony innych. Tak rozmawiali z nim: Kuro, April, Kaede i Vernil. Całkiem spora grupka, chociaż zdawał sobie sprawę, że nie przyszło im to z łatwością. Mimo wszystko podejmie rękawicę i nauczy się. Chociażby dla satysfakcji.
Wyczulił szósty zmysł i koncentrując się na dwóch czynnościach (to jest łamanie barier psychicznych osób tu przebywających i ich monitoring w rzeczywistości) w ciszy towarzyszył lewitującemu HalfSaiyanowi. Red i tak był piątym kołem od wozu jeśli chodzi o spotkanie, gdyż przeszło ono w rozmowy (dobra, oszczędzę Wam powielania do znudzenia powodów). Nie wiedział czy mu to wyjdzie, ale i tak nie ma za bardzo co zrobić ze sobą.
[Ooc: Post treningowy - post pierwszy]
Re: Rajski las
Pią Maj 09, 2014 11:04 am
-Polityka chyba nie jest dla mnie-pomyślał młody half... No w sumie już nie taki młody. Gdy wstąpił do akademii miał osiemnaście lat. Od tamtego wydarzenia minęły ponad dwa lata. Plus taki, że przez te dwa lata w ogóle się nie zmienił. Jego twarz wygląda dokładnie tak samo. Jedynie jego mięśnie się zwiększyły, chociaż może trafniejszym jest słowo, pojawiły. Dzięki treningowi u Kaio, nie jest tak umięśniony jak wszyscy jego pobratymcy. Jest normalnym, zwykłym chłopcem, ale to tylko pozory. Spojrzał na Reda. Jego kompan był bardzo zamyślony. Główna rozmowa toczyła się między Kaede oraz Frostem. Czy Demona też to wszystko nudziło? O czym tak intensywnie myślał. To by była przydatna umiejętność. Czytanie w myślach. Możnaby odczytać ruch przeciwnika i przyszykować idealną obronę.
-Skup się! –Chłopak szybko przyprowadził się do porządku. To, co mówili bogini i changeling może było nudne, ale za to ważne. Vernil rozejrzał się po okolicy. Dużo drzew. Bardzo, bardzo dużo drzew, a do tego wszystkie bardzo wysokie. Niektóre miały na sobie różnego rodzaju owoce. Chłopak wskazał palcem na jakieś podłużne, zaokrąglone u dołu, na górze dużo węższe niż na dole, zielone jedzenie. Za pomocą telekinezy przyciągnął trzy do siebie. Dwa utrzymywał przed swoim tułowiem, a ostatnie ugryzł. Były słodkie i soczyste. Podsunął jedną pod nos Redowi.
-Smaczne są. Spróbuj –powiedział z uśmiechem na twarzy. Jedząc spojrzał w prawo. Kilkanaście metrów dalej była spora polana. Jak by się nie starał, to nie mógł się skupić na tym, co mówią Kaede i Frost. Spojrzał w dół. Jego przykuł ten zielony, mniejszy Jaszczur. Half zaczął zbliżać się ku ziemi. Uśmiechnął się, gdy wylądował przed istotą o wybitnie ciętym języku. Zjadł swój owoc, wyrzucił pestki. Tego nauczył go Kaio. Nie każda cześć jedzenia jest zjadliwa. To tak jak z kośćmi mięsa. Chwycił ostatni zielony owoc i rzucił go zielonemu.
-Hej, co powiesz na mały sparing. Musiałbym w końcu rozruszać kości, a pewnie obu nam trening się przyda. A to coś jest bardzo dobre– powiedział z uśmiechem na ustach. Zrobił jeszcze kilka kroków w kierunku Zielonego i wyciągnął rękę wystawiając dłoń do uścisku. Ten gest miał wytłumaczyć zielonemu, że to faktycznie ma być treningowy pojedynek a nie batalia na śmierć i życie. W gruncie rzeczy chodziło mu o poznanie mocy wojowników z Namek. Obecnie trzymał stronę Kaede i rdzennych mieszkańców planety. To ich poznał i to oni dali mu nameczański strój. Byli bardzo mili. A Changelingowie? Ich planeta została zniszczona. Przybyli tutaj i co? Nie prościej było udać się na audiencje u jakiegoś wodza i załatwić wszystko pokojowo? Wtedy Kaio planety nie musiałaby się fatygować i walczyć o pokój. Wyszło jak wyszło, nie ma, co mówić, co by było gdyby. Teraz jest teraz. Trzeba starać się pogodzić obie rasy w taki bądź inny sposób. Najlepszym wydawało mu się użyć tych potężnych smoczych kul do odtworzenia planety Xseno.. Xnos? Jakoś tak. Ach ta pamięć do nazw i imion. Spojrzał na zielonego. Czekał na jego odpowiedź w sprawie sparingu. Poznać nowe zdolności, poznać moc nieznanej rasy. To chyba coś cenniejszego niż zwykły trening. Bez ujawniania energii oraz bez zmiany wyrazu twarzy zaczął wyszukiwać energii Reda.
-Jeśli dojdzie do sparingu, mógłbyś, co jakiś czas rzucić okiem na pojedynek? Ja trzymam nerwy na wodzy, ale nie wiadomo jak zachowa się ten zielony oraz co potrafi. Jakby zaczął traktować sparing zbyt poważnie to wkroczysz i go uspokoisz dobrze? Chyba, że będzie silniejszy od Ciebie to wtedy możemy mieć nie lada problem… -powiedział telepatycznie do swojego Demonicznego kompana. Mimo, jego sympatycznej i wesołej natury, czasami krew Saiyańska dawała o sobie znać. Zachciał walczyć, przyszła do niego taka myśl i nie dało się jej stłamsić.
OOC:
Foku, jak chcesz się sparować to stwórz temat w sparingach i jedziem z tym śledziem.
Trening start!
-Skup się! –Chłopak szybko przyprowadził się do porządku. To, co mówili bogini i changeling może było nudne, ale za to ważne. Vernil rozejrzał się po okolicy. Dużo drzew. Bardzo, bardzo dużo drzew, a do tego wszystkie bardzo wysokie. Niektóre miały na sobie różnego rodzaju owoce. Chłopak wskazał palcem na jakieś podłużne, zaokrąglone u dołu, na górze dużo węższe niż na dole, zielone jedzenie. Za pomocą telekinezy przyciągnął trzy do siebie. Dwa utrzymywał przed swoim tułowiem, a ostatnie ugryzł. Były słodkie i soczyste. Podsunął jedną pod nos Redowi.
-Smaczne są. Spróbuj –powiedział z uśmiechem na twarzy. Jedząc spojrzał w prawo. Kilkanaście metrów dalej była spora polana. Jak by się nie starał, to nie mógł się skupić na tym, co mówią Kaede i Frost. Spojrzał w dół. Jego przykuł ten zielony, mniejszy Jaszczur. Half zaczął zbliżać się ku ziemi. Uśmiechnął się, gdy wylądował przed istotą o wybitnie ciętym języku. Zjadł swój owoc, wyrzucił pestki. Tego nauczył go Kaio. Nie każda cześć jedzenia jest zjadliwa. To tak jak z kośćmi mięsa. Chwycił ostatni zielony owoc i rzucił go zielonemu.
-Hej, co powiesz na mały sparing. Musiałbym w końcu rozruszać kości, a pewnie obu nam trening się przyda. A to coś jest bardzo dobre– powiedział z uśmiechem na ustach. Zrobił jeszcze kilka kroków w kierunku Zielonego i wyciągnął rękę wystawiając dłoń do uścisku. Ten gest miał wytłumaczyć zielonemu, że to faktycznie ma być treningowy pojedynek a nie batalia na śmierć i życie. W gruncie rzeczy chodziło mu o poznanie mocy wojowników z Namek. Obecnie trzymał stronę Kaede i rdzennych mieszkańców planety. To ich poznał i to oni dali mu nameczański strój. Byli bardzo mili. A Changelingowie? Ich planeta została zniszczona. Przybyli tutaj i co? Nie prościej było udać się na audiencje u jakiegoś wodza i załatwić wszystko pokojowo? Wtedy Kaio planety nie musiałaby się fatygować i walczyć o pokój. Wyszło jak wyszło, nie ma, co mówić, co by było gdyby. Teraz jest teraz. Trzeba starać się pogodzić obie rasy w taki bądź inny sposób. Najlepszym wydawało mu się użyć tych potężnych smoczych kul do odtworzenia planety Xseno.. Xnos? Jakoś tak. Ach ta pamięć do nazw i imion. Spojrzał na zielonego. Czekał na jego odpowiedź w sprawie sparingu. Poznać nowe zdolności, poznać moc nieznanej rasy. To chyba coś cenniejszego niż zwykły trening. Bez ujawniania energii oraz bez zmiany wyrazu twarzy zaczął wyszukiwać energii Reda.
-Jeśli dojdzie do sparingu, mógłbyś, co jakiś czas rzucić okiem na pojedynek? Ja trzymam nerwy na wodzy, ale nie wiadomo jak zachowa się ten zielony oraz co potrafi. Jakby zaczął traktować sparing zbyt poważnie to wkroczysz i go uspokoisz dobrze? Chyba, że będzie silniejszy od Ciebie to wtedy możemy mieć nie lada problem… -powiedział telepatycznie do swojego Demonicznego kompana. Mimo, jego sympatycznej i wesołej natury, czasami krew Saiyańska dawała o sobie znać. Zachciał walczyć, przyszła do niego taka myśl i nie dało się jej stłamsić.
OOC:
Foku, jak chcesz się sparować to stwórz temat w sparingach i jedziem z tym śledziem.
Trening start!
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach