- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Szpital
Pon Sie 13, 2012 11:35 pm
Po kilkunastu minutach lotu na horyzoncie pojawiło się ogromne miasto. Z uśmiechem leciał dalej i gdy znalazł się już nad nim skierował się bardziej na zachód, by zgodnie z instrukcjami które dostał od Neyi odnaleźć szpital. Lecąc obniżał lot coraz bardziej, rozglądając się w poszukiwaniu właściwego budynku. Po kilku kolejnych minutach jego oczom ukazał się cel jego podróży. Wylądował przed wejściem, a następnie schował ogon pod koszulkę, upewniając się kilka razy, czy aby na pewno gdzieś nie wystaje. Następnie przeszedł przez pierwsze drzwi.
Znalazł się w ogromnym holu. Przed nim przewijała się masa ludu. Część z nich ubrana była w białe fartuchy. Na samym środku znajdowało się coś, co przypominało mu recepcję i prawdopodobnie tym właśnie było. Uznał, że to właściwe miejsce, gdzie może zacząć poszukiwania chirurga. Podszedł bliżej i ustawił się w dość długiej kolejce. Czekając na swoją kolej rozglądał się w koło obserwując innych pacjentów. Część z nich wyglądała na całkiem zdrowych, gdzieniegdzie jedynie siedział ktoś z obandażowanymi kończynami, bądź innymi częściami ciała. Co jakiś czas przez drzwi w rogu wpadało kilku lekarzy prowadząc na ruchomych łóżkach osoby z naprawdę widocznymi objawami wypadków. W końcu nadeszła jego kolej. Stanął przed okienkiem i zagadnął do kobiety siedzącej po drugiej stronie szybki:
- Eee dzień dobry. Gdzie znajdę jakiegoś chirurga? Mam mały problem z... - dodał, podnosząc do góry lewą rękę, przy okazji krzywiąc się, gdyż ten ruch spowodował kolejną falę bólu.
Znalazł się w ogromnym holu. Przed nim przewijała się masa ludu. Część z nich ubrana była w białe fartuchy. Na samym środku znajdowało się coś, co przypominało mu recepcję i prawdopodobnie tym właśnie było. Uznał, że to właściwe miejsce, gdzie może zacząć poszukiwania chirurga. Podszedł bliżej i ustawił się w dość długiej kolejce. Czekając na swoją kolej rozglądał się w koło obserwując innych pacjentów. Część z nich wyglądała na całkiem zdrowych, gdzieniegdzie jedynie siedział ktoś z obandażowanymi kończynami, bądź innymi częściami ciała. Co jakiś czas przez drzwi w rogu wpadało kilku lekarzy prowadząc na ruchomych łóżkach osoby z naprawdę widocznymi objawami wypadków. W końcu nadeszła jego kolej. Stanął przed okienkiem i zagadnął do kobiety siedzącej po drugiej stronie szybki:
- Eee dzień dobry. Gdzie znajdę jakiegoś chirurga? Mam mały problem z... - dodał, podnosząc do góry lewą rękę, przy okazji krzywiąc się, gdyż ten ruch spowodował kolejną falę bólu.
Re: Szpital
Czw Sie 16, 2012 9:24 pm
____ - Chirurg mówi pan? - Pani za okienkiem nawet nie mogła nic powiedzieć. Saiyan mógł zobaczyć jak podbiega do Niego wiekowa kobieta. Stanęła przed chłopakiem i nałożyła biały fartuch po czym obejrzała rękę chłopaka, która nie wyglądała zbyt dobrze. Jakby coś ciężkiego na nią spadło.
___ - Proszę za mną. - Odwróciła się i zaczęła iść bardzo powoli do gabinetu znajdującego się na końcu korytarza. Gdy w końcu dam doszli staruszka posadziła saiyana na obrotowym krzesełku i chwyciła Jego rękę. Zdjęła deseczki i bandaże po czym zaczęła macać w celu znalezienia jakiegoś złamania czy czegoś w tym stylu.
___ - Gdzieś Pan się tak potłukł? - Spytała jakby nieco kpiąco. W końcu taki duży mężczyzna...
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Szpital
Czw Sie 16, 2012 9:52 pm
Długo nie musiał czekać. Zanim recepcjonistka zdążyła się odezwać, podbiegła do niego jakaś kobieta. Wyglądała na bardzo starą, nie przypominał sobie aby widział kiedykolwiek kogoś w tak podeszłym wieku. Natychmiast założyła biały fartuch, identyczny jak pozostali członkowie sztabu medycznego, i zaciągnęła go ze sobą do gabinetu. Szli powolutku, najwyraźniej kobiecina nie była w stanie szybciej. Gdy znaleźli się już na miejscu posadziła go na obrotowym krześle, zdjęła bandaże i deseczki, które nie tak dawno mozolnie nałożył mu Nat, a następnie zaczęła badać rękę pod każdym kątem. Najmniejszy ruch sprawiał mu ogromny ból, najwyraźniej tabletki całkowicie przestały działać. Syczał i wierzgał się niespokojnie. Już miał coś na ten temat powiedzieć, gdy lekarka spytała o opis zdarzenia. Przestał się ruszać i spojrzał na nią niepewnie. Zupełnie o tym zapomniał, powinien wymyślić sobie jakąś wiarygodną historyjkę. Przecież nie może powiedzieć prawdy.
- Eee no ten.... to było.... - Zaczął, myśląc gorączkowo nad dalszą częścią - Eee bo ja.... bo ja poszedłem na spacer do lasu! - dokończył jednym tchem. Przynajmniej coś się zgadzało - miejsce.
- No i..... tam w tym lesie.... - miał zupełną pustkę w głowie - Yyy no wie Pani.... tak sobie szedłem i.... obserwowałem przyrodę - gadał cokolwiek, byle dać sobie czas do namysłu - No i tak idę, idę.... I nagle coś na mnie spadło [?] - ostatnie słowo zaakcentował tak, jakby on sam pytał kobietę czy to prawda - I to było ten.... no to było eee.... drzewo! Tak, to było drzewo! Całkiem spore! I ten.... ja chciałem odskoczyć, no ale niezbyt mi się udało i ten.... no i sama Pani widzi - zakończył kulawo wskazując na rękę.
Spocił się cały podczas wymyślania tej historyjki. Już dawno nikt nie zmusił go do takiego wysiłku psychicznego. Zdawał sobie sprawę, że mówił bardzo chaotycznie, ale może kobieta pomyśli że to szok pourazowy, lub coś w tym stylu. Siedział z lekko spuszczoną głową i oczekiwał na dalszy rozwój sytuacji mając nadzieję, że nie będzie musiał spędzić tu dużo czasu.
- Eee no ten.... to było.... - Zaczął, myśląc gorączkowo nad dalszą częścią - Eee bo ja.... bo ja poszedłem na spacer do lasu! - dokończył jednym tchem. Przynajmniej coś się zgadzało - miejsce.
- No i..... tam w tym lesie.... - miał zupełną pustkę w głowie - Yyy no wie Pani.... tak sobie szedłem i.... obserwowałem przyrodę - gadał cokolwiek, byle dać sobie czas do namysłu - No i tak idę, idę.... I nagle coś na mnie spadło [?] - ostatnie słowo zaakcentował tak, jakby on sam pytał kobietę czy to prawda - I to było ten.... no to było eee.... drzewo! Tak, to było drzewo! Całkiem spore! I ten.... ja chciałem odskoczyć, no ale niezbyt mi się udało i ten.... no i sama Pani widzi - zakończył kulawo wskazując na rękę.
Spocił się cały podczas wymyślania tej historyjki. Już dawno nikt nie zmusił go do takiego wysiłku psychicznego. Zdawał sobie sprawę, że mówił bardzo chaotycznie, ale może kobieta pomyśli że to szok pourazowy, lub coś w tym stylu. Siedział z lekko spuszczoną głową i oczekiwał na dalszy rozwój sytuacji mając nadzieję, że nie będzie musiał spędzić tu dużo czasu.
Re: Szpital
Pią Sie 17, 2012 6:10 pm
_____Staruszka wysłuchała wymyślonej na poczekaniu historyjki i po chwili ciszy zaczęła pukać saiyana w głowę. O dziwo mimo jąkania się i pocenia łyknęła to bardzo szybko. ___ - A na głowę Ci przypadkiem nic nie spadło syneczku? - Nagle drzwi od gabinetu otworzyły się, a do środka weszła zielonowłosa kobieta z dużymi... ustami. Poprawiła okulary na nosie i ze zdziwieniem spojrzała na dwójkę. ___ - Pani Karin? A co Pani tutaj robi? Nie powinna pani teraz mieć badań neurologicznych?- Powiedziała głośno i podeszła do staruszki. - No tak. Jak zwykle podaje się Pani za mnie. Proszę wrócić do łóżeczka, już, już, już. - Machnęła ręką, a staruszka tylko pokiwała głową i wybiegła żwawo z gabinetu co było dziwne, bo przed chwilą szła powolnie jak żółw. Cóż. ___ - Przepraszam bardzo za tą Panią, ale ma problemy... z głową. - Wytłumaczyła się kręcąc przy tym palcem przy potylicy. Spojrzała na rękę mężczyzny i podeszła. Popatrzała chwilę na Nią swoim doktorskim okiem po czym wyciągnęła z szafki sporą ilość bandaży i coś na usztywnienie. Wcisnęła do ust saiyana szmatkę i bez słowa zaczęła zajmować się ręką poszkodowanego. (No co? Nie wiem co się robi w takich przypadkach ._.) ___ - No! - Krzyknęła na sam koniec głaszcząc mężczyznę po głowie gdy ten miał już obandażowaną i usztywnioną rękę - Dzielny Pan był. |
OOC
Możesz iść... radzę iść zanim wpadnę na coś jeszcze.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Szpital
Pią Sie 17, 2012 11:10 pm
Miał nadzieję, że kobieta nie będzie już zadawać pytań tylko weźmie się za robotę. Po chwili jednak drzwi otworzyły się i przez próg weszła inna lekarka, młoda o oszałamiającej urodzie. Haz otworzył nieco usta i wpatrywał się w nią bez zmrużenia oka. Podeszła do nich i zaczęła rozmawiać o czymś ze starszą kobieciną. Ze jej słów wywnioskował, iż ta którą do tej pory brał za lekarza wcale nim nie jest. Ma problemy z głową i to sobie ubzdurała. Natychmiast została wysłana z powrotem na salę, co zrobiła w nadzwyczaj szybkim tempie. Zostali sami: on i niezwykle pociągająca młoda lekarka. Zaczęła od krótkich oględzin jego lewej ręki. Następnie skierowała się do szafki i zaczęła coś z niej wyjmować. Młody kadet cały czas wodził za nią wzrokiem. Wróciła do niego, wepchnęła mu do ust szmatkę i zaczęła opatrywać. Może i było to bolesne, ale nie odczuwał tego aż tak jak powinien. Wpatrywał się w Panią Doktor rozmarzonym wzrokiem nie patrząc nawet co robi.
Gdy skończyła, chwaląc go za odwagę i głaszcząc po głowie, nie od razu zareagował. Minęło trochę czasu zanim się "ocknął". Spojrzał kobiecie w oczy (chyba po raz pierwszy) i powiedział rozanielonym głosem:
- Dziękuję bardzo Pani Doktor. Była Pani wspaniała
Po czym wstał i ruszył do wyjścia. Cały czas jednak spoglądał na kobietę, przez co wywrócił się o najbliższą szafkę. Wstał i dopiero teraz powrócił do pełni świadomości. Obejrzał się po raz ostatni, rzucił niemrawe "Do widzenia" i opuścił gabinet. Idą korytarzem do głównego holu spojrzał na rękę. Była cała obandażowana i usztywniona, jednak nie miał większych problemów z poruszaniem nią, widać było fachowo wykonaną pracę. Nie zamierzał jednak póki co zbytnio jej nadwyrężać. Z doświadczenia wiedział, że lepiej dać odpocząć niesprawnym kończynom, aż całkowicie odzyskają sprawność ruchu. Miał jednak nadzieję, że nie potrwa to długo.
Gdy opuścił szpital udał się w mniej zatłoczone miejsce, aby móc odlecieć z miasta. Po chwili szybował już między chmurami. Cieszył się, że nie trwało to długo. A najbardziej cieszył go fakt, iż nikt nie odkrył co ukrywa pod koszulką i nie miał przez to żadnych nie przyjemności. Teraz ogonek wesoło powiewał za nim. Obrał kurs z powrotem na wodospad i przyśpieszył. Powinien tam był za kilkanaście minut. Zakładając oczywiście, że nie pomyli drogi.
Z/T --> Wodospad
Gdy skończyła, chwaląc go za odwagę i głaszcząc po głowie, nie od razu zareagował. Minęło trochę czasu zanim się "ocknął". Spojrzał kobiecie w oczy (chyba po raz pierwszy) i powiedział rozanielonym głosem:
- Dziękuję bardzo Pani Doktor. Była Pani wspaniała
Po czym wstał i ruszył do wyjścia. Cały czas jednak spoglądał na kobietę, przez co wywrócił się o najbliższą szafkę. Wstał i dopiero teraz powrócił do pełni świadomości. Obejrzał się po raz ostatni, rzucił niemrawe "Do widzenia" i opuścił gabinet. Idą korytarzem do głównego holu spojrzał na rękę. Była cała obandażowana i usztywniona, jednak nie miał większych problemów z poruszaniem nią, widać było fachowo wykonaną pracę. Nie zamierzał jednak póki co zbytnio jej nadwyrężać. Z doświadczenia wiedział, że lepiej dać odpocząć niesprawnym kończynom, aż całkowicie odzyskają sprawność ruchu. Miał jednak nadzieję, że nie potrwa to długo.
Gdy opuścił szpital udał się w mniej zatłoczone miejsce, aby móc odlecieć z miasta. Po chwili szybował już między chmurami. Cieszył się, że nie trwało to długo. A najbardziej cieszył go fakt, iż nikt nie odkrył co ukrywa pod koszulką i nie miał przez to żadnych nie przyjemności. Teraz ogonek wesoło powiewał za nim. Obrał kurs z powrotem na wodospad i przyśpieszył. Powinien tam był za kilkanaście minut. Zakładając oczywiście, że nie pomyli drogi.
Z/T --> Wodospad
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Szpital
Wto Sie 21, 2012 11:09 pm
Ciąg dalszy karty postaci
Przebudzenie było gwałtowne, ale lekarzom szybko udało się zapanować nad sytuacją. Po paru chwilach leżał znowu. Lekarze już sięgali po kolejne strzykawki z lekami, ale padli jeden po drugim jak dłudzy. To głośne chrapanie totalnie zbiło ich z tropu. Zasnął w dwie, a może i jedną sekundę. Nie wiedzieli już co mają począć. Pasowało zrobić badania, dowiedzieć się czegoś więcej. Stan chłopaka był niecodzienny.
Sen natomiast przyniósł ulgę. Tym razem nie widział już mrocznej zjawy, która omal go w tej śpiączce nie wykończyła. Ten sen... ten przyniósł coś nowego.
Kobieta, która stała naprzeciw niego była przepiękna. Pojawiła się znikąd.
- Przeszedłeś długą drogę. Prawie zginąłeś.
- Czy wiesz co się ze mną stało?
- Zapomnij o tym. Nie myśl o tym więcej. To jest już przeszłość. Przeżyłeś, bo masz cel.
- Cel? Jaki?
Cały czas był rozkojarzony. Czuł wyraźnie jej błogi zapach. Co chwila odpływał, ale ona jakby coś zaczynała nucić. Naprawdę dźwięczną i piękną melodię, ale po chwili wracała do rozmowy.
- Ktoś zostawił Cię przy życiu, aby nadać Ci nowy sens. Ja jestem wysłanniczką. Jeżeli będziesz dążyć do tego celu to Twoje życie będzie wartościowe.
- Co więc mam robić?
Nigdy by nie słuchał kogoś, kto by gadał takie brednie. Ktoś mu narzuca jego życiową drogę. To tak jakby stracił swoją wolną wolę, ale ta kobieta miała tak niesamowity wpływ, że był gotów zrobić wszystko... Wszystko.
- Będziesz musiał zabić wszystkich władców tego świata.
Ale czy aby na pewno?
Wtem wybudził się ponownie, ale mniej gwałtownie. Ostatnim razem sala była rozświetlona, a obok niego błyskało wiele światełek różnych urządzeń. Teraz stała obok tylko kroplówka, a jedynym światłem była mała lampka na stoliku. Widać, że ten krótki sen zataił prawdziwy bieg czasu. Od ostatniego przebudzenia minął bowiem tydzień.
Przebudzenie było gwałtowne, ale lekarzom szybko udało się zapanować nad sytuacją. Po paru chwilach leżał znowu. Lekarze już sięgali po kolejne strzykawki z lekami, ale padli jeden po drugim jak dłudzy. To głośne chrapanie totalnie zbiło ich z tropu. Zasnął w dwie, a może i jedną sekundę. Nie wiedzieli już co mają począć. Pasowało zrobić badania, dowiedzieć się czegoś więcej. Stan chłopaka był niecodzienny.
Sen natomiast przyniósł ulgę. Tym razem nie widział już mrocznej zjawy, która omal go w tej śpiączce nie wykończyła. Ten sen... ten przyniósł coś nowego.
Kobieta, która stała naprzeciw niego była przepiękna. Pojawiła się znikąd.
- Spoiler:
- Przeszedłeś długą drogę. Prawie zginąłeś.
- Czy wiesz co się ze mną stało?
- Zapomnij o tym. Nie myśl o tym więcej. To jest już przeszłość. Przeżyłeś, bo masz cel.
- Cel? Jaki?
Cały czas był rozkojarzony. Czuł wyraźnie jej błogi zapach. Co chwila odpływał, ale ona jakby coś zaczynała nucić. Naprawdę dźwięczną i piękną melodię, ale po chwili wracała do rozmowy.
- Ktoś zostawił Cię przy życiu, aby nadać Ci nowy sens. Ja jestem wysłanniczką. Jeżeli będziesz dążyć do tego celu to Twoje życie będzie wartościowe.
- Co więc mam robić?
Nigdy by nie słuchał kogoś, kto by gadał takie brednie. Ktoś mu narzuca jego życiową drogę. To tak jakby stracił swoją wolną wolę, ale ta kobieta miała tak niesamowity wpływ, że był gotów zrobić wszystko... Wszystko.
- Będziesz musiał zabić wszystkich władców tego świata.
Ale czy aby na pewno?
Wtem wybudził się ponownie, ale mniej gwałtownie. Ostatnim razem sala była rozświetlona, a obok niego błyskało wiele światełek różnych urządzeń. Teraz stała obok tylko kroplówka, a jedynym światłem była mała lampka na stoliku. Widać, że ten krótki sen zataił prawdziwy bieg czasu. Od ostatniego przebudzenia minął bowiem tydzień.
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Szpital
Nie Sie 26, 2012 12:15 pm
Zaanonsowany trening i niżej jego opis.
Wydawało mu się, że minął dzień albo dwa, ale ledwo ruszał swoim ciałem. Strasznie wychudzone kończyny i niemal całkowity zanik mięśni. Czuł, że jego kości są mocno zastane. Normalny osobnik po takim wypadku już dawno byłby w kostnicy, w ziemi lub w urnie, ale on się nie poddał. Chłopak leżał w tym łóżku i wpatrywał się w sufit. Niecierpliwił się. Nie znosił tego stanu. Mimo, że nie minęła nawet godzina leżenia w takim stanie to już miał dość. Zanim przyjdzie lekarz lub pielęgniarka i dostanie informacje o swym stanie to prędzej czy później szlak go jasny trafi.
Postanowił ruszyć się. Jeżeli nie spróbuje pobudzić swego ciała teraz i będzie to odkładać, to z czasem się całkowicie podda. Wie tylko, że jest w stanie opłakanym. Jeszcze nikt mu nie powiedział, że nie może szybko wrócić do formy. Dlatego też będzie próbować.
Co innego się dzieje, gdy lekarz mówi: Pana stan był ciężki. Cudem pan przeżył. Rehabilitacja będzie długa i trudna oraz nie gwarantuje, że będzie pan w pełni sprawny.
Jednak jeszcze żaden lekarz nie zdążył mu tego powiedzieć. Tak więc zabrał się do pracy. Najpierw podpierał się rękoma, które strasznie się trzęsły. Miał naprawdę ogromny problem z samym podniesieniem się do siadu, a co dopiero wstać. Zajęło mu prawie 30 minut ustawienie się do pozycji siedzącej na skraju łóżka. Następnie spróbował zaprzeć się nogami, ale te trzęsły się równie mocno jak ręce. Kiedy próbował odepchnąć się rękoma to dygotało już całe jego ciało. Wylał pewnie z litr potu, ale udało mu się wstać. Stał tuż obok łóżka i cały się trząsł. Trzymał się kurczowo poręczy łóżka i kroplówki.
- Kso. Mam tyle problemów z ustaniem. This is madness.
- Nie. To jest SZPITAL!! Co pan robi!? Czy pan oszalał? Nie powinien pan w ogóle wstawać. - powiedziała przysadzista pielęgniarka z lekką nadwagą.
- Dlaczego nie? Inaczej nie wrócę do formy.
- Od tego jest nasze centrum rehabilitacji. Najpierw musi pan odzyskać siły.
Nie zamierzał się dłużej kłócić z tą babą. Zrozumiał, że jej umysł jest ograniczy przez to, że nigdy nie miała okazji walczyć do końca o swój cel. Mimo, że miała więcej lat, to jej doświadczenie były uboższe o walkę, chwałę i honor. Dał się usadowić z powrotem do łóżka i równocześnie poczekał aż wyjdzie. Zanim jednak ponownie spróbował wstać to pielęgniarka przyszła z lekarzem, ale powiedział, że nie chce na razie nic wiedzieć, a najchętniej zjadłby coś.
Lekarz wyraźnie podirytowany stwierdził, że chłopak po takim wypadku jest jeszcze w szoku, więc lepiej zatrzyma informacje które miał przekazać i może faktycznie lepiej żeby coś zjadł.
Po 30 minutach przyniesiono mu posiłek. Typowo szpitalne pomyje, ale nie jadł tak długo i jego organizm niemal, że zapomniał o jedzeniu, że nawet te pomyje wciął bardzo szybko. Nie zwracał uwagi na smak. Jeszcze nie, bo dopiero tak przy piątej dokładce odzyskał smak i stwierdził, że smaczne to nie jest. Postanowił poprosić o szóstą dokładkę, ale lekarz wstrzymał to zamówienie stwierdzając, że:
- ... nie powinien pan aż tyle jeść tuż po przebudzeniu. Niech to się panu wchłonie. Nie będziemy pana nosić do łazienki co chwila.
Gdyby tylko miał siły to by przycedził doktorzynie, aby pokazać, że może jeszcze zjeść drugie tyle, ale jego cios pewnie miał siłę dwuletniego dziecka. Poczekał aż go zostawią samego. Po około godzinie kręcenia się różnych pielęgniarek i lekarzy odpiął kroplówkę i posiedział jeszcze parę minut oparty o poduszkę. Chociaż tyle, że go zostawili w takiej pozycji.
W końcu mógł wznowić trening. Tym razem czuł trochę więcej sił i robił wszystko dużo szybciej. Zapierał się rękoma o oparcie łóżka. Po chwili był już na nogach. Szpitalne kafelki były bardzo zimne. Wcześniej jakoś tego nie odczuwał, ale jego zmysły wracały już do normy. Tak samo wracały siły, ale z pewnością zasługa była w ciepłym posiłku, który nie tylko rozgrzał jego zastane i nieco wyziębione ciało, lecz dodał także sił. Wewnętrzna energia rosła i rosła. Czuł jak rozpiera go nieznana dotąd siła. Uczucie było niesamowite i dotąd mu nieznane. Będąc znacznie silniejszym i zwinniejszym przed wypadkiem nie zdawał sobie sprawy z drzemiących w jego ciele sił. Być może jego wewnętrzna KI miała całkiem inną, mroczną naturę. Stąd te dziwne i mroczne sny. Przez chwile nieco otępiony ponownym mrokiem wrócił już do teraźniejszości i starał się przejść parę wokół łóżka podtrzymując o poręcze. Zajęło mu ponad 10 minut obejście małego łóżka, ale przynajmniej rozruszał nogi na tyle, że przestały się trząść. Czuł się niezbyt wygodnie chodząc gołymi stopami po tak zimnej podłodze, a w dodatku w tym szpitalnym szlafroku nie było zbyt ciepło. Jego sala była chłodna. Wcześniej tego tak nie odczuwał, bo jego ciało było chłodniejsze. Nie ruszał się, więc organizm dostosował temperaturę tak jak niedźwiedziom w czasie snu zimowego. Widocznie śpiączka ma coś z tym wspólnego.
Nogi zadrżały jeszcze od czasu do czasu. Nie zrażał się. Jego celem stało się okno oddalone o dwa metry od łóżka. Nie było się po drodze o co złapać, więc tym razem może być trudniej, ale chciał spojrzeć na świat zewnętrzny. Zmienił się, czy nadal jest takim sam. Kim są przywódcy? Pokręcił głową. Wróciła ta myśl, ale po co? Teraz nawet jakby miał pójść za tym zewem to i tak nie ma na tyle sił. Jedyne na czym się powinien skupiać to na odzyskaniu formy.
Zrobił jeden krok w stronę okna i puścił rękoma oparcie łóżka. Całe ciało zadrżało i poczuł przeszywający ból, a kłucie przeszło aż do samych kości i zdrętwiał na chwilę. Następnie rozpoczął stawianie drugiego kroku i gdy noga była uniesiona to nieco stracił równowagę. W ostatniej chwili zaparł się rękoma o ścianę. Potem kolejny krok i następny. Zrobił ich ledwo dziesięć, a miał wrażenie jakby przebiegł maraton. Stał już przed oknem. Zanim jednak sięgnął do żaluzji, aby je odsłonić ujrzał mężczyznę... Blada cera i strasznie wychudzone lico. Straszne oczy, przeszywające przestrzeń. Niemal jak oczy strasznej zjawy, jak tego ducha ze snu. Na głowie natomiast żadnego włosa. Zdał sobie sprawę, że to on. Schylił głowę niżej. Stał tak oparty o parapet. Na chwilę stracił werwę i zapał.
Wydawało mu się, że minął dzień albo dwa, ale ledwo ruszał swoim ciałem. Strasznie wychudzone kończyny i niemal całkowity zanik mięśni. Czuł, że jego kości są mocno zastane. Normalny osobnik po takim wypadku już dawno byłby w kostnicy, w ziemi lub w urnie, ale on się nie poddał. Chłopak leżał w tym łóżku i wpatrywał się w sufit. Niecierpliwił się. Nie znosił tego stanu. Mimo, że nie minęła nawet godzina leżenia w takim stanie to już miał dość. Zanim przyjdzie lekarz lub pielęgniarka i dostanie informacje o swym stanie to prędzej czy później szlak go jasny trafi.
Postanowił ruszyć się. Jeżeli nie spróbuje pobudzić swego ciała teraz i będzie to odkładać, to z czasem się całkowicie podda. Wie tylko, że jest w stanie opłakanym. Jeszcze nikt mu nie powiedział, że nie może szybko wrócić do formy. Dlatego też będzie próbować.
Co innego się dzieje, gdy lekarz mówi: Pana stan był ciężki. Cudem pan przeżył. Rehabilitacja będzie długa i trudna oraz nie gwarantuje, że będzie pan w pełni sprawny.
Jednak jeszcze żaden lekarz nie zdążył mu tego powiedzieć. Tak więc zabrał się do pracy. Najpierw podpierał się rękoma, które strasznie się trzęsły. Miał naprawdę ogromny problem z samym podniesieniem się do siadu, a co dopiero wstać. Zajęło mu prawie 30 minut ustawienie się do pozycji siedzącej na skraju łóżka. Następnie spróbował zaprzeć się nogami, ale te trzęsły się równie mocno jak ręce. Kiedy próbował odepchnąć się rękoma to dygotało już całe jego ciało. Wylał pewnie z litr potu, ale udało mu się wstać. Stał tuż obok łóżka i cały się trząsł. Trzymał się kurczowo poręczy łóżka i kroplówki.
- Kso. Mam tyle problemów z ustaniem. This is madness.
- Nie. To jest SZPITAL!! Co pan robi!? Czy pan oszalał? Nie powinien pan w ogóle wstawać. - powiedziała przysadzista pielęgniarka z lekką nadwagą.
- Dlaczego nie? Inaczej nie wrócę do formy.
- Od tego jest nasze centrum rehabilitacji. Najpierw musi pan odzyskać siły.
Nie zamierzał się dłużej kłócić z tą babą. Zrozumiał, że jej umysł jest ograniczy przez to, że nigdy nie miała okazji walczyć do końca o swój cel. Mimo, że miała więcej lat, to jej doświadczenie były uboższe o walkę, chwałę i honor. Dał się usadowić z powrotem do łóżka i równocześnie poczekał aż wyjdzie. Zanim jednak ponownie spróbował wstać to pielęgniarka przyszła z lekarzem, ale powiedział, że nie chce na razie nic wiedzieć, a najchętniej zjadłby coś.
Lekarz wyraźnie podirytowany stwierdził, że chłopak po takim wypadku jest jeszcze w szoku, więc lepiej zatrzyma informacje które miał przekazać i może faktycznie lepiej żeby coś zjadł.
Po 30 minutach przyniesiono mu posiłek. Typowo szpitalne pomyje, ale nie jadł tak długo i jego organizm niemal, że zapomniał o jedzeniu, że nawet te pomyje wciął bardzo szybko. Nie zwracał uwagi na smak. Jeszcze nie, bo dopiero tak przy piątej dokładce odzyskał smak i stwierdził, że smaczne to nie jest. Postanowił poprosić o szóstą dokładkę, ale lekarz wstrzymał to zamówienie stwierdzając, że:
- ... nie powinien pan aż tyle jeść tuż po przebudzeniu. Niech to się panu wchłonie. Nie będziemy pana nosić do łazienki co chwila.
Gdyby tylko miał siły to by przycedził doktorzynie, aby pokazać, że może jeszcze zjeść drugie tyle, ale jego cios pewnie miał siłę dwuletniego dziecka. Poczekał aż go zostawią samego. Po około godzinie kręcenia się różnych pielęgniarek i lekarzy odpiął kroplówkę i posiedział jeszcze parę minut oparty o poduszkę. Chociaż tyle, że go zostawili w takiej pozycji.
W końcu mógł wznowić trening. Tym razem czuł trochę więcej sił i robił wszystko dużo szybciej. Zapierał się rękoma o oparcie łóżka. Po chwili był już na nogach. Szpitalne kafelki były bardzo zimne. Wcześniej jakoś tego nie odczuwał, ale jego zmysły wracały już do normy. Tak samo wracały siły, ale z pewnością zasługa była w ciepłym posiłku, który nie tylko rozgrzał jego zastane i nieco wyziębione ciało, lecz dodał także sił. Wewnętrzna energia rosła i rosła. Czuł jak rozpiera go nieznana dotąd siła. Uczucie było niesamowite i dotąd mu nieznane. Będąc znacznie silniejszym i zwinniejszym przed wypadkiem nie zdawał sobie sprawy z drzemiących w jego ciele sił. Być może jego wewnętrzna KI miała całkiem inną, mroczną naturę. Stąd te dziwne i mroczne sny. Przez chwile nieco otępiony ponownym mrokiem wrócił już do teraźniejszości i starał się przejść parę wokół łóżka podtrzymując o poręcze. Zajęło mu ponad 10 minut obejście małego łóżka, ale przynajmniej rozruszał nogi na tyle, że przestały się trząść. Czuł się niezbyt wygodnie chodząc gołymi stopami po tak zimnej podłodze, a w dodatku w tym szpitalnym szlafroku nie było zbyt ciepło. Jego sala była chłodna. Wcześniej tego tak nie odczuwał, bo jego ciało było chłodniejsze. Nie ruszał się, więc organizm dostosował temperaturę tak jak niedźwiedziom w czasie snu zimowego. Widocznie śpiączka ma coś z tym wspólnego.
Nogi zadrżały jeszcze od czasu do czasu. Nie zrażał się. Jego celem stało się okno oddalone o dwa metry od łóżka. Nie było się po drodze o co złapać, więc tym razem może być trudniej, ale chciał spojrzeć na świat zewnętrzny. Zmienił się, czy nadal jest takim sam. Kim są przywódcy? Pokręcił głową. Wróciła ta myśl, ale po co? Teraz nawet jakby miał pójść za tym zewem to i tak nie ma na tyle sił. Jedyne na czym się powinien skupiać to na odzyskaniu formy.
Zrobił jeden krok w stronę okna i puścił rękoma oparcie łóżka. Całe ciało zadrżało i poczuł przeszywający ból, a kłucie przeszło aż do samych kości i zdrętwiał na chwilę. Następnie rozpoczął stawianie drugiego kroku i gdy noga była uniesiona to nieco stracił równowagę. W ostatniej chwili zaparł się rękoma o ścianę. Potem kolejny krok i następny. Zrobił ich ledwo dziesięć, a miał wrażenie jakby przebiegł maraton. Stał już przed oknem. Zanim jednak sięgnął do żaluzji, aby je odsłonić ujrzał mężczyznę... Blada cera i strasznie wychudzone lico. Straszne oczy, przeszywające przestrzeń. Niemal jak oczy strasznej zjawy, jak tego ducha ze snu. Na głowie natomiast żadnego włosa. Zdał sobie sprawę, że to on. Schylił głowę niżej. Stał tak oparty o parapet. Na chwilę stracił werwę i zapał.
Re: Szpital
Nie Sie 26, 2012 6:34 pm
_____- A pan co tutaj wyrabia? Proszę do łóżka z powrotem! - Fuknęła na mężczyznę miła z wyglądu pani doktor, chwytając go jedną ręką pod prawą pachą, drugą za wewnętrzną stronę lewego uda. W takim, dość krępującym dla niego uchwycie, ułożyła go na łóżku, po czym usiadła na jego skraju, wkładają do uszu stetoskop. _____- Dobrze, proszę teraz zdjąć górę stroju, muszę wykonać serię badań kontrolnych przed wypisaniem. O ile ono nastąpi w tym stanie... - Ostatnie zdanie wypowiedziała raczej do siebie, uśmiechając się w dziwny sposób i rumieniąc na policzkach. Gdy uniosła koszulkę Raiona, czerwień pokryła całą jej twarz, a na czole zaczęły błyszczeć się małe kropelki potu. _____- Gorąco tutaj, nie? - Chwyciła się za kołnierz fartucha i zaczęła nim potrząsać, imitując wiatrak. Po chwili całkowicie zdjęła tę część ubioru i pozostała jedynie w skąpej, mocno wydekoltowej bluzce. Jako że pacjent leżał na plecach, musiała nachylić się nad nim dosyć mocno, by w odpowiedni sposób badać klatkę piersiową. Jeśli młodzian miałby na tyle silną wolę, by oderwać wzrok od magnesu na męskie oczy, znajdującego się pomiędzy szyją, a brzuchem, a potem spojrzeć jej w oczy, dostrzegłby w nich dziwny płomień, którym starała się go rozgrzać. _____Po krótkim badaniu, poprawiwszy okulary, podeszła kolejno do drzwi oraz okien, by mocno je zamknąć i pozasłaniać. Gdy to zrobiła, usiadła z powrotem na łóżku i powiedziała, nieco cichszym tonem, z niewielkimi nutami wstydu oraz z drugiej strony nieziemskiej ciekawości: _____- Proszę zdjąć resztę ubrań, by kontynuować badanie... |
OCC:
Decyduj, co zamierzasz zrobić, wolna wola.
Decyduj, co zamierzasz zrobić, wolna wola.
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Szpital
Pon Sie 27, 2012 6:55 pm
Un la trening (small mindf**k).
Wybudzenie z tego wewnętrznego treningu było dość gwałtowne, że przez chwile nie był w stanie określić rzeczywistości w której się znajduje, a stanowczy głos kobiety przestraszył go. W pierwszej kolejności pomyślał: Nie dadzą mi się rozruszać. Dopiero po chwili, gdy seksowna pani doktor wzięła go i wręcz zaniosła do łóżka pomyślał, że taka miła przerwa mu się należy. Zamierzała go przebadać. Kazała mu ściągnąć górę stroju, ale nim on to zrobił to ona niemal zdarła ciuch z niego.
- Gorąco tutaj, nie? - powiedziała nieco dziwnym tonem, lecz nie zwracał na to uwagi. Według niego temperatura była ok. Jego ciało dopiero zaczynało odczuwać odpowiednie temperatury otoczenia. Jej zapach niesamowicie go rozpraszał, a ten głos był taki dźwięczny, że się czuł niezwykle błogo. A po ściągnięciu fartucha i rozpoczęciu badania już był niemal całkowicie wyłączony i nie panował nad swoim ciałem. Serce musiało mu walić jak młot, a krew w żyłach nawet po najtrudniejszych zawodach nie pulsowała tak jak teraz. Badanie więc zdecydowanie nie będzie obiektywne... Trudno żeby było, bo chyba żaden mężczyzna w pobliżu tej pani doktor nie ma normalnego ciśnienia. Nie mógł oderwać wzroku od wiadomo czego, a że była nachylona tak, że widział jej część twarzy i te wydęte, ponętne usta pomalowane delikatnie różową szminką, a dalej... Wtem ona wstała i wodził za nią wzrokiem. Zastanawiał się przez chwilę czy dalej śni, bo czegoś takiego nie spodziewałby się jednak w najśmielszych snach. A szczególnie kiedy był w takim stanie. Wychudzony, blady i łysy. Raczej kobiety by na niego nie poleciały w takim stanie. Gdy usiadła i wydała polecenie stwierdził, że nie ma co się ociągać. Albo zrobi mu zwykłe badanie albo pójdzie z nią na całość. Z drugiej strony sam czuł trochę wstyd, gdyż nie wiedział jak pani doktor zareaguje na jego całe nagie ciało.
Nie czekając dłużej, z lekkim trudem, nieco drącymi rękoma zdjął za poleceniem lekarki resztę ubrań. Cały był zaczerwieniony, z początku ze spuszczony oczami, a potem zerknął na jej dekolt, a potem na oczy. Ten piwny kolor i ten rozmarzony wzrok.... Co się stanie dalej?
Teraz już chyba jego serce biło rekord w ilości uderzeń na mine.. minutę. Dziki instynkt zaczynał brać w nim górę. Biedak nie potrafił nawet słowa z siebie wydusić.
Wybudzenie z tego wewnętrznego treningu było dość gwałtowne, że przez chwile nie był w stanie określić rzeczywistości w której się znajduje, a stanowczy głos kobiety przestraszył go. W pierwszej kolejności pomyślał: Nie dadzą mi się rozruszać. Dopiero po chwili, gdy seksowna pani doktor wzięła go i wręcz zaniosła do łóżka pomyślał, że taka miła przerwa mu się należy. Zamierzała go przebadać. Kazała mu ściągnąć górę stroju, ale nim on to zrobił to ona niemal zdarła ciuch z niego.
- Gorąco tutaj, nie? - powiedziała nieco dziwnym tonem, lecz nie zwracał na to uwagi. Według niego temperatura była ok. Jego ciało dopiero zaczynało odczuwać odpowiednie temperatury otoczenia. Jej zapach niesamowicie go rozpraszał, a ten głos był taki dźwięczny, że się czuł niezwykle błogo. A po ściągnięciu fartucha i rozpoczęciu badania już był niemal całkowicie wyłączony i nie panował nad swoim ciałem. Serce musiało mu walić jak młot, a krew w żyłach nawet po najtrudniejszych zawodach nie pulsowała tak jak teraz. Badanie więc zdecydowanie nie będzie obiektywne... Trudno żeby było, bo chyba żaden mężczyzna w pobliżu tej pani doktor nie ma normalnego ciśnienia. Nie mógł oderwać wzroku od wiadomo czego, a że była nachylona tak, że widział jej część twarzy i te wydęte, ponętne usta pomalowane delikatnie różową szminką, a dalej... Wtem ona wstała i wodził za nią wzrokiem. Zastanawiał się przez chwilę czy dalej śni, bo czegoś takiego nie spodziewałby się jednak w najśmielszych snach. A szczególnie kiedy był w takim stanie. Wychudzony, blady i łysy. Raczej kobiety by na niego nie poleciały w takim stanie. Gdy usiadła i wydała polecenie stwierdził, że nie ma co się ociągać. Albo zrobi mu zwykłe badanie albo pójdzie z nią na całość. Z drugiej strony sam czuł trochę wstyd, gdyż nie wiedział jak pani doktor zareaguje na jego całe nagie ciało.
Nie czekając dłużej, z lekkim trudem, nieco drącymi rękoma zdjął za poleceniem lekarki resztę ubrań. Cały był zaczerwieniony, z początku ze spuszczony oczami, a potem zerknął na jej dekolt, a potem na oczy. Ten piwny kolor i ten rozmarzony wzrok.... Co się stanie dalej?
Teraz już chyba jego serce biło rekord w ilości uderzeń na mine.. minutę. Dziki instynkt zaczynał brać w nim górę. Biedak nie potrafił nawet słowa z siebie wydusić.
Re: Szpital
Wto Sie 28, 2012 2:49 pm
_____Wtem stało się coś, czego nie spodziewałby się nikt. Gdy Raion zdjął z siebie ubrania, Lekarka wybałuszyła oczy na parę chwil, po czym wybuchła niesamowitym śmiechem. - Zdaje się... Hihihihi... Że wszystko w porządku... - Zacisnąwszy usta, by nie kontynuować salwy, pośpiesznie nałożyła z powrotem fartuch i wybiegła z sali, jeszcze tylko odwróciła się w drzwiach i dodała, nie patrząc na niego: - Może pan iść... Tylko radzę się nie nadwyrężać... - Wypowiedziała to z trudem, powstrzymując się o kolejnego wybuchu. _____Po paru minutach przyszła pielęgniarka z małą karteczką, na której wypisane były zalecenia:
|
OCC:
Wolny.
Wolny.
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Szpital
Wto Sie 28, 2012 6:12 pm
Początkowo się trochę speszył i zaczerwienił. Szybko wciągnął ubrania, już mniej drżącymi rękoma. Najpierw rozpalony, a potem wściekły. Nim coś zdążył powiedzieć jej już nie było. Po pewnym czasie trochę ochłonął. Nie wiem czy to jej metody, czy się tak bezczelnie zachowała, ale tego nie popuszczę. Leżał przez jakiś czas, aż w końcu przyszła pielęgniarka, która była równie seksowna jak pani doktor. Kiedy wręczała mu karteczkę zapytał:
- Jak nazywa się pani doktor, która mnie badała?
Nie, żeby to miało jakieś znaczenie, ale przez chwilę szukał jakiegoś wytłumaczenia tego pytania. W głowie przewaliło się tysiące różnych myśli. To była jedna z jego zalet. Miał niesamowity zmysł stratega. Niektórzy zastanawiali się dlaczego walczy w sztukach walki w pojedynkę.
Odkąd odzyskał świadomość nie zjawili się ani razu.
Kontynuując tok myślenia nawinęła mu się rzecz najbardziej oczywista.
- No wie pani... jakbym miał jakieś pytania albo zdrowie nie dopisywało.
- Jak nazywa się pani doktor, która mnie badała?
Nie, żeby to miało jakieś znaczenie, ale przez chwilę szukał jakiegoś wytłumaczenia tego pytania. W głowie przewaliło się tysiące różnych myśli. To była jedna z jego zalet. Miał niesamowity zmysł stratega. Niektórzy zastanawiali się dlaczego walczy w sztukach walki w pojedynkę.
Te słowa wypowiedział jego ojciec jeszcze cztery lata temu. Lionel był policjantem. Przez 10 lat w drogówce, później 15 lat w dochodzeniówce, a ostatnie lata spędza za biurkiem. Ojciec jak i matka nie mogli znieść tego, że ich dziecko jest w takim stanie. Byli w szpitalu tylko parę razy.Ojciec Raiona, Lionel napisał:Lepiej by wyszło, gdybyś poszedł do szkoły wojskowej. Jesteś świetny w analizie i systemach komputerowych. Trenowałbyś fizycznie i równocześnie się rozwijał. Po skończeniu nauki zostałbyś oficerem, a z tymi zdolnościami szybko awansował i kierował swoją jednostką!
Odkąd odzyskał świadomość nie zjawili się ani razu.
Kontynuując tok myślenia nawinęła mu się rzecz najbardziej oczywista.
- No wie pani... jakbym miał jakieś pytania albo zdrowie nie dopisywało.
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Szpital
Sro Sie 29, 2012 11:14 pm
Po pewnym czasie otrzymał imię i nazwisko pani doktor. To mu na razie wystarczy. Pielęgniarka w końcu wyszła, więc mógł się ubrać. Problem pojawił się już na samym początku. Ubieranie się zajmowało trochę czasu, ale w końcu się udało założyć głupią bieliznę. Trochę z niego spadała, ale jako tako wisiało. Gorzej już było ze spodniami. Niemal jak wory, a o koszuli już nie wspominając. W szpitalnych salach na szczęście znajdowały się telefony. Wykręcił numer do domu, choć zanim go sobie przypomniał to minęła godzina. Uzmysłowił sobie dopiero teraz, że stracił wiele wspomnień. Nie pamiętał nawet dokładnie imion rodziców. Wiedział tylko, że ojciec ma podobne imię. Dopiero jak usłyszał sygnał to sobie przypomniał. Ahh Lionel. No tak.
Sygnał się dłużył i dłużył, ale nikt nie odbierał. Nie za bardzo miał jak opuścić szpital, bo po pierwsze nie wiedział w jakim to mieście jest ten szpital, a po drugie nie miał pieniędzy. No i po trzecie, ubrania były w obecnym jego stanie zbyt duże na niego i po prostu spadały. Tak więc jedynie mógł dodzwonić się do domu i poprosić aby po niego przyjechali. Pozostawała jeszcze jedna opcja. Jego kuzyn Ichigo. Dobrze, że sobie o nim akurat przypomniał. Z numerem też nie miał problemu. Dodzwonił się bardzo szybko, a po dwónastu godzinach, przez które leżał, spał, zrobił drobne ćwiczenia i znowu odpoczywał, dojechał jego kuzyn. Przywiózł mu komplet ubrań, a po piętnastu minutach byli już w windzie. Teraz czekała go droga powrotna do Ginger Town.
z/t do Ginger Town
Sygnał się dłużył i dłużył, ale nikt nie odbierał. Nie za bardzo miał jak opuścić szpital, bo po pierwsze nie wiedział w jakim to mieście jest ten szpital, a po drugie nie miał pieniędzy. No i po trzecie, ubrania były w obecnym jego stanie zbyt duże na niego i po prostu spadały. Tak więc jedynie mógł dodzwonić się do domu i poprosić aby po niego przyjechali. Pozostawała jeszcze jedna opcja. Jego kuzyn Ichigo. Dobrze, że sobie o nim akurat przypomniał. Z numerem też nie miał problemu. Dodzwonił się bardzo szybko, a po dwónastu godzinach, przez które leżał, spał, zrobił drobne ćwiczenia i znowu odpoczywał, dojechał jego kuzyn. Przywiózł mu komplet ubrań, a po piętnastu minutach byli już w windzie. Teraz czekała go droga powrotna do Ginger Town.
z/t do Ginger Town
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Szpital
Sob Sty 03, 2015 3:40 pm
W West City znajdował się jeden główny szpital. Reszta leżała na dalekich peryferiach miasta w odmiennych kierunkach od Alei Mr. Satana. Więc June musiała tam zabrać ojca Vulfili. O ile nie kłamała, w co Vulfila szczerze wątpiła. W czasie lotu wspominała to, co zdarzyło się na równinach. To, jak June chwyciła ją ze złością za włosy. Mimo wszystko 18-latka nie bała się demonicy. Ani tego, by mogła zrobić krzywdę komukolwiek z jej otoczenia. Nie miała też poczucia, że zrobiła w którymkolwiek punkcie błąd. Zrobiła dokładnie to, o co jej chodziło. Teraz rudowłosa rozumie, że to nie żarty i mogłaby mścić się do woli, ale to nie przywróciłoby jej syna, gdyby okazało się, że konieczny będzie krok tego typu. Choć w zasadzie Halfka wykluczała to, bardziej zależało jej na tym, aby uzyskać prawdziwe informacje, kto ryzykowałby życiem własnego dziecka?
Dobrze, że chociaż Hazard nie oceniał Vulfili w żadnej sposób. Nawet nie skomentował jej słów i poczynań, choć wielu na jego miejscu zapewne nie poskąpiłoby komentarzem. Pytaniem pozostaje też, skąd wziął się na Równinach i po co przyleciał. Przecież się pokłócili...
Niebawem na horyzoncie pojawił się spory budynek, posiadający kilka wielkich skrzydeł. Ciężko byłoby znaleźć Rogozina z zewnątrz, choć najchętniej Vulfila przebiłaby się przez ścianę do środka, wyciągając stamtąd Alexandra. Niestety musiała zniżyć lot, aż wśród odgłosów wielkiego zdumienia, wykrzykniętych przez pacjentów czy też odwiedzających, wylądowała przed głównym wejściem. Odwróciła się na sekundę, żeby zobaczyć, czy Hazard postanowił lecieć z nią, ale widząc go za sobą, odczekała chwilę, aż stanął obok niej, ale nie powiedziała nic ani nawet na niego nie spojrzała, wciąż pamiętając ich wcześniejszą awanturę. Po prostu udała się do środka, w rozdartej sukience, cała umorusana w piachu, potargana i poprzecierana w niektórych miejscach.
Wewnątrz panował spory harmider. Ludzie biegali wokoło, to ktoś ranny, to ktoś w odwiedziny do krewnych. Wszyscy z marsowymi minami. Vulfila podeszła do recepcji, gdzie obsługiwała pielęgniarka w wieku około 28 lat w skąpym ubranku.
- Przepraszam!- wołała Vulfila, starając się zwrócić na siebie uwagę kobiety, ale ta ewidentnie ignorowała jej słowa. Ale za to na widok Hazarda od razu się ożywiła.
- Słucham Pana, pomóc w czymś? Może zmierzyć ciśnienie? Zapraszam do zabiegówki.- powiedziała zalotnie, uśmiechając się i wypinając spory biust, który ledwie chował się za guziczkami za małego kiltu.
Dobrze, że chociaż Hazard nie oceniał Vulfili w żadnej sposób. Nawet nie skomentował jej słów i poczynań, choć wielu na jego miejscu zapewne nie poskąpiłoby komentarzem. Pytaniem pozostaje też, skąd wziął się na Równinach i po co przyleciał. Przecież się pokłócili...
Niebawem na horyzoncie pojawił się spory budynek, posiadający kilka wielkich skrzydeł. Ciężko byłoby znaleźć Rogozina z zewnątrz, choć najchętniej Vulfila przebiłaby się przez ścianę do środka, wyciągając stamtąd Alexandra. Niestety musiała zniżyć lot, aż wśród odgłosów wielkiego zdumienia, wykrzykniętych przez pacjentów czy też odwiedzających, wylądowała przed głównym wejściem. Odwróciła się na sekundę, żeby zobaczyć, czy Hazard postanowił lecieć z nią, ale widząc go za sobą, odczekała chwilę, aż stanął obok niej, ale nie powiedziała nic ani nawet na niego nie spojrzała, wciąż pamiętając ich wcześniejszą awanturę. Po prostu udała się do środka, w rozdartej sukience, cała umorusana w piachu, potargana i poprzecierana w niektórych miejscach.
Wewnątrz panował spory harmider. Ludzie biegali wokoło, to ktoś ranny, to ktoś w odwiedziny do krewnych. Wszyscy z marsowymi minami. Vulfila podeszła do recepcji, gdzie obsługiwała pielęgniarka w wieku około 28 lat w skąpym ubranku.
- Przepraszam!- wołała Vulfila, starając się zwrócić na siebie uwagę kobiety, ale ta ewidentnie ignorowała jej słowa. Ale za to na widok Hazarda od razu się ożywiła.
- Słucham Pana, pomóc w czymś? Może zmierzyć ciśnienie? Zapraszam do zabiegówki.- powiedziała zalotnie, uśmiechając się i wypinając spory biust, który ledwie chował się za guziczkami za małego kiltu.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Szpital
Nie Sty 04, 2015 12:32 pm
Wylądowali przed szpitalem. Haz spojrzał na Vulfilę, lecz ta bez słowa przekroczyła próg budynku. Znaleźli się w głównym holu. Wokoło kręciło się sporo osób, głównie pacjentów. Niektórzy z lekkimi obrażeniami z obandażowanymi rękoma czy nogami, inni nie mieli tyle szczęścia. Złotowłosy usłyszał za sobą jakiś hałas. Odwrócił się i czym prędzej usunął na bok. Dwójka ratowników przywiozła właśnie ledwo żywego mężczyznę, całego poharatanego i poobijanego, i teraz czym prędzej wiozła go na salę operacyjną. Saiyan wątpił czy uda im się go odratować. Jego Ki niemal zgasła, nawet on ledwo był w stanie ją wyczuć. Rozejrzał się. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że już kiedyś tu był. Tak, to zdecydowanie ten sam szpital do którego udał się ze złamaną ręką. To było ponad 2 lata temu. Sprawcą tamtego wypadku był jego stary znajomy Nat, który bezceremonialnie "zaparkował" na nim swoją kapsułę. Hazard przez chwilę wspominał tamte wydarzenia, włączając w to urodziwą Panią Doktor...
Podeszli do recepcji, gdzie za ladą stała młoda kobieta, szczodrze obdarzona przez naturę, czego nie zamierzała ukrywać. Krótka spódniczka, głęboki dekolt. Oczywiście, była bardzo ładna i seksowna, lecz Haz musiał się w tej sytuacji zachować jak należy. Przecież dopiero co pokłócił się z towarzyszką o inną kobietę. Vulfi próbowała zwrócić na siebie uwagę pielęgniarki, lecz ta ignorowała ją. Zareagowała dopiero, gdy ona sam podszedł bliżej. Jej reakcja wcale mu nie pomagała.
- Nie nie, ze mną wszystko w porządku, nie potrzebuje pomocy - odrzekł, całą siłą woli starając się nie patrzeć na biust kobiety, chociaż ta najwyraźniej nie miała by nic przeciwko temu - Szukamy pewnego mężczyzny, który jest, lub też był pacjentem tego szpitala. Czy mogłaby Pani udzielić nam informacji na jego temat? Nazywa się Rogozin... eee... - spojrzał na Vulfilę i spytał półgębkiem - jak Twój Ojciec ma na imię?
Nie odwrócił się z powrotem do pielęgniarki, nie chcąc kusić losu. Swoją drogą, sami nie wyglądają lepiej niż większość pacjentów. Poobijani, z porwanymi ciuchami, Haz z ranami po oparzeniach. Trzeba będzie doprowadzić się do porządku gdy już wszystko się wyjaśni.
Podeszli do recepcji, gdzie za ladą stała młoda kobieta, szczodrze obdarzona przez naturę, czego nie zamierzała ukrywać. Krótka spódniczka, głęboki dekolt. Oczywiście, była bardzo ładna i seksowna, lecz Haz musiał się w tej sytuacji zachować jak należy. Przecież dopiero co pokłócił się z towarzyszką o inną kobietę. Vulfi próbowała zwrócić na siebie uwagę pielęgniarki, lecz ta ignorowała ją. Zareagowała dopiero, gdy ona sam podszedł bliżej. Jej reakcja wcale mu nie pomagała.
- Nie nie, ze mną wszystko w porządku, nie potrzebuje pomocy - odrzekł, całą siłą woli starając się nie patrzeć na biust kobiety, chociaż ta najwyraźniej nie miała by nic przeciwko temu - Szukamy pewnego mężczyzny, który jest, lub też był pacjentem tego szpitala. Czy mogłaby Pani udzielić nam informacji na jego temat? Nazywa się Rogozin... eee... - spojrzał na Vulfilę i spytał półgębkiem - jak Twój Ojciec ma na imię?
Nie odwrócił się z powrotem do pielęgniarki, nie chcąc kusić losu. Swoją drogą, sami nie wyglądają lepiej niż większość pacjentów. Poobijani, z porwanymi ciuchami, Haz z ranami po oparzeniach. Trzeba będzie doprowadzić się do porządku gdy już wszystko się wyjaśni.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Szpital
Pon Sty 05, 2015 6:15 pm
Vulfila podłapała temat, słysząc słowa Hazarda. Z niemałą ekscytacja patrzyła oczami pełnymi nadziei na pielęgniarkę. Podskakiwała przy tym przed ladą, nie mogąc wytrzymać napięcia.
- Chodzi o Alexandra Rogozina. Na pewno będzie Pani kojarzyła. Bardzo inteligentny i przystojny. - rzuciła naiwnie, na co pielęgniarka tylko wzniosła brew z politowaniem. Dopiero po wysłuchaniu Hazarda, oparła się o blat tak, że biust niemal jej się wylewał.
- Informacje dotyczące naszych pacjentów są chronione prawem o ochronie danych osobowych, więc nie mogę Państwu udzielić takich informacji, nawet, jeśli to Pani ojciec.- powiedziała, po czym nachyliła się jeszcze bardziej i zaczęła mówić szeptem.- Ale ponieważ jestem bardzo miłą Panią pielęgniarką i niedawno zerwałam z chłopakiem, mam duże potrzeby...- mrugnęła do Hazarda, ukazując lśniące białe zęby - opieki nad ludźmi, więc mogłabym wam iść na rękę. Pani dam mojego badge'a i mój fartuszek, żeby mogła Pani pójść na pięterko przez wejście służbowe i przy sporej ostrożności niepostrzeżenie przemknęła korytarzem. Natomiast Pan...- skierowała powolnie pełen wymowności wzrok znowu na saiyana - wygląda mi na krzepkiego mężczyznę. A przydałaby mi się pomoc w porządkach na zapleczu. - odsunęła się od blatu, patrząc na oboje pytająco. - W przeciwnym razie nie będę mogła Państwu pomóc.
Vulfili bardzo zależało na tym, żeby dotrzeć do Aleksandra. Ale nie była głupia, to, co miała na myśli Pani Pielęgniarka było to jednoznaczne, więc przez chwilę nie wiedziała, co o tym sądzić. Opuściła ręce i powiodła wzrokiem po podłodze, aż w końcu jej wzrok spoczął na Hazardzie, równie pytająco co Pani Pielęgniarki.
- Chodzi o Alexandra Rogozina. Na pewno będzie Pani kojarzyła. Bardzo inteligentny i przystojny. - rzuciła naiwnie, na co pielęgniarka tylko wzniosła brew z politowaniem. Dopiero po wysłuchaniu Hazarda, oparła się o blat tak, że biust niemal jej się wylewał.
- Informacje dotyczące naszych pacjentów są chronione prawem o ochronie danych osobowych, więc nie mogę Państwu udzielić takich informacji, nawet, jeśli to Pani ojciec.- powiedziała, po czym nachyliła się jeszcze bardziej i zaczęła mówić szeptem.- Ale ponieważ jestem bardzo miłą Panią pielęgniarką i niedawno zerwałam z chłopakiem, mam duże potrzeby...- mrugnęła do Hazarda, ukazując lśniące białe zęby - opieki nad ludźmi, więc mogłabym wam iść na rękę. Pani dam mojego badge'a i mój fartuszek, żeby mogła Pani pójść na pięterko przez wejście służbowe i przy sporej ostrożności niepostrzeżenie przemknęła korytarzem. Natomiast Pan...- skierowała powolnie pełen wymowności wzrok znowu na saiyana - wygląda mi na krzepkiego mężczyznę. A przydałaby mi się pomoc w porządkach na zapleczu. - odsunęła się od blatu, patrząc na oboje pytająco. - W przeciwnym razie nie będę mogła Państwu pomóc.
Vulfili bardzo zależało na tym, żeby dotrzeć do Aleksandra. Ale nie była głupia, to, co miała na myśli Pani Pielęgniarka było to jednoznaczne, więc przez chwilę nie wiedziała, co o tym sądzić. Opuściła ręce i powiodła wzrokiem po podłodze, aż w końcu jej wzrok spoczął na Hazardzie, równie pytająco co Pani Pielęgniarki.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Szpital
Pon Sty 05, 2015 11:32 pm
- Nie patrz się na jej piersi. Nie patrz się na jej piersi, nie patrz... - powtarzał sobie w myślach, zachowując przy tym lekko nieprzytomny wyraz twarzy.
Pielęgniarka najwyraźniej pogrywała sobie z nimi. Niby nie chciała udzielić im żadnych informacji, ale nie miała oporów by umożliwić Vulfili zdobycie ich na własną rękę. Tylko za jaką cenę... Haz nie był głupi, wiedział co kryje za "porządkami na zapleczu". Co prawda schlebiało mu, że tak atrakcyjna kobieta zwróciła na niego uwagę, lecz ona go nie interesowała. Przecież liczy się tylko jedna, stojąca obok i wpatrująca się w niego pytająco. Chłopak przemyślał to wszystko.
- Da nam Pani minutę na zastanowienie się? - rzucił, po czym chwycił Vulfi za rękę i odszedł parę metrów dalej. Wziął głęboki oddech - No więc? Co robimy? Jak dla mnie... no możemy chyba na to pójść co nie? Znaczy... - poczuł na plecach dreszcze, bo miał wrażenie, że powiedział to jakby mu się to podobało - Nie chodzi o to... że... no wiesz... że ja z nią... Nic z tych rzeczy! - położył nacisk na ostatnie cztery słowa - ona nawet nie jest w moim typie... - skłamał, bo seksowna pielęgniarka była ucieleśnieniem jego erotycznych fantazji - Chodzi o to, że nie podoba mi się jak ona się przede mną wdzięczy i w ogóle - wyrzucił z siebie - bo... no głupio mi za to co się stało w kasynie - zaczerwienił się lekko, drapiąc ręką po głowie - no i nie dopuszczę by coś takiego się powtórzyło. Tak więc decyzję pozostawiam Tobie. Mogę iść z nią na to zaplecze i pomóc jej w tych porządkach - zakreślił w powietrzu cudzysłowy - ale do niczego między nami nie dojdzie, obiecuję. Po prostu dam Ci czas na zebranie informacji o Twoim Ojcu a potem zwijamy się stąd.
Miał nadzieję, że dziewczyna mu uwierzy. Wszystko co powiedział było szczerą prawdą. Nie uśmiechało mu się zostać sam na sam z napaloną na niego kobietą, ale jeśli to miało pomóc w odnalezieniu Aleksandra to zrobi to. Oczywiście jeśli Vulfila w niego nie zwątpi.
- No więc? - spytał po chwili - co robimy?
Pielęgniarka najwyraźniej pogrywała sobie z nimi. Niby nie chciała udzielić im żadnych informacji, ale nie miała oporów by umożliwić Vulfili zdobycie ich na własną rękę. Tylko za jaką cenę... Haz nie był głupi, wiedział co kryje za "porządkami na zapleczu". Co prawda schlebiało mu, że tak atrakcyjna kobieta zwróciła na niego uwagę, lecz ona go nie interesowała. Przecież liczy się tylko jedna, stojąca obok i wpatrująca się w niego pytająco. Chłopak przemyślał to wszystko.
- Da nam Pani minutę na zastanowienie się? - rzucił, po czym chwycił Vulfi za rękę i odszedł parę metrów dalej. Wziął głęboki oddech - No więc? Co robimy? Jak dla mnie... no możemy chyba na to pójść co nie? Znaczy... - poczuł na plecach dreszcze, bo miał wrażenie, że powiedział to jakby mu się to podobało - Nie chodzi o to... że... no wiesz... że ja z nią... Nic z tych rzeczy! - położył nacisk na ostatnie cztery słowa - ona nawet nie jest w moim typie... - skłamał, bo seksowna pielęgniarka była ucieleśnieniem jego erotycznych fantazji - Chodzi o to, że nie podoba mi się jak ona się przede mną wdzięczy i w ogóle - wyrzucił z siebie - bo... no głupio mi za to co się stało w kasynie - zaczerwienił się lekko, drapiąc ręką po głowie - no i nie dopuszczę by coś takiego się powtórzyło. Tak więc decyzję pozostawiam Tobie. Mogę iść z nią na to zaplecze i pomóc jej w tych porządkach - zakreślił w powietrzu cudzysłowy - ale do niczego między nami nie dojdzie, obiecuję. Po prostu dam Ci czas na zebranie informacji o Twoim Ojcu a potem zwijamy się stąd.
Miał nadzieję, że dziewczyna mu uwierzy. Wszystko co powiedział było szczerą prawdą. Nie uśmiechało mu się zostać sam na sam z napaloną na niego kobietą, ale jeśli to miało pomóc w odnalezieniu Aleksandra to zrobi to. Oczywiście jeśli Vulfila w niego nie zwątpi.
- No więc? - spytał po chwili - co robimy?
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Szpital
Wto Sty 06, 2015 6:46 pm
Vulfila pozwoliła Hazardowi pociągnąć się za ramię kawałek dalej. Była nieco zestresowana i podekscytowana tym, że niebawem miała po dwuletniej przerwie spotkać znów Aleksandra, więc serce łomotało jej lekko i niecierpliwość dawała swój wyraz w skręcającym się w spiralki ogonku.
"O co może chodzić Hazardowi?"- myślała przy tym, uruchamiając w swojej głowie jednocześnie miliony scenariuszy - "Przecież z nią nigdzie nie pójdzie, nie? Wymyślił jakieś inne wyjście? A może chce inaczej oszukać pielęgniarkę? A może chce spytać mnie o pozwolenie? A może powie... tak, to byłoby najwspanialsze, gdyby powiedział: Nigdzie nie pójdę z tą ladacznicą. Tak mnie wkurzyła, że bym jej wygarnął, żeby się popłakała. Oh, gdyby tak powiedział, czy mogłabym wtedy wątpić, że naprawdę żal mu za to, co zaszło w centrum handlowym?"
Już nawet w pewnym sensie pełna nadziei, że takie słowa padną z ust sayiana, patrzyła mu prosto w oczy twarzą w twarz z nim. A z każdym jego kolejnym słowem uśmiech spełzał jej z ust, oczy stawały się dziwnie matowe, aż w końcu opuściła wzrok na podłogę wielce zawiedziona, zła i rozgoryczona.
"Więc jednak podoba mu się za wyuzdana chamska baba..."- myślała, nie odzywając się ani słowem. - "Inaczej w ogóle by na to nie poszedł, na co on liczy, że naprawdę pójdzie pomóc jej na zapleczu? Może chodzi jej o przeniesienie kilku ciężkich paczek? Phi! Czy ja wyglądam na idiotkę, żebym uwierzyła w tę bajkę? I co, potem będzie udawał, że się broni przed nią? Byłby wtedy w całości usprawiedliwiony..." Musiała przetrawić w sobie żal, jaki odczuła po tych kolejnych szpilkach, jakie w nią wbijał. Co za nieszczęście, że nie był jej jeszcze obojętny. Gdyby był z nią w tym momencie ktokolwiek inny. Raziel choćby, to nawet, jeśli od razu zgodziłby się iść z pielęgniarką, nie miałaby kompletnie nic przeciwko, jeszcze by mu doradziła, jak ma się zachować. Ale nie Hazard... do którego tego dziwnego pociągu wciąż nie mogła się wyzbyć. I pewnie nigdy nie będzie mogła, zmuszając się przez resztę życia do unikania go jak ognia, żeby nie zapędzić się znów w kozi róg, jak to było w czasie ataku Tsufula. Tak bardzo bezbronna była względem tego, co działo się w jej umyśle w stosunku do tego chłopaka. A jednak on traktował to z taką lekkością.
"Przed samcami trzeba się bronić. Taki już jest los kobiet. Nie daj się wciągnąć w uczucia, moje dziecko. To do niczego dobrego nie prowadzi"- tak powiedziała Eve dawniej jej babcia, i jak wiele było w tym prawdy!
Pierwszym, co przyszło Vulfi do głowy, to krzyknąć na Hazarda: Za kogo ty mnie masz?! Czy ja wyglądam na idiotkę? A potem wrócić do blatu i załatwić sprawy po swojemu. A jednak słowa babki Eve bardzo przemówiły do Halfki w tym momencie. "A czemu nie odegrać się na nim w podobnym stylu? Czemu nie dac sobie z nim spokoju? Będzie ciężko, ale to i tak nie ma sensu. Zawsze o tym wiedziałaś. Nigdy nie miało. On jest mordercą, zabił tyle osób na Vegecie, ciebie też dusił i rzucił tobą w ścianę. Jedyne, co może cię spotkać o kolejne nieszczęścia, Vulfi." - powtarzała sobie w myślach, choć wszystko to było tak trudne to przyznania otwarcie.
W końcu podniosła oczy do góry na chłopaka. Tym razem jej wzrok wyrażał nawet lekką kpinę i pogardę. Uśmiechnęła się półgębkiem, rozluźniła mięśnie i stanęła w nonszalanckiej pozie, jakby bawiły ją jego słowa i buchała wręcz neutralnością względem niego.
- Czemu sądzisz, że miałoby mnie to obchodzić?- rzuciła, mając nawet ochotę zaśmiać się i przypomniała sobie minę Raziela, który wielokrotnie robił za jej nieodzowny wzór najlepszej postawy w każdej sytuacji. - Koszarowemu też nie dyktowałam tego, z nim i kiedy ma się schadzać, nawet, jeśli nagle nabrał ochoty na kozę przy drodze do akademii. - Położyła rękę Hazardowi na ramieniu, wspaniale udawało jej się udawanie totalnie zobojętniałej. - Nie będę cię przecież ograniczać. Miałeś rację przed centrum handlowym. Zrobiłam ci jakąś absurdalną awanturę, ale to się nie powtórzy. - popatrzyła na pielęgniarkę, która zaczynała robić się niecierpliwa - Idź i korzystaj z życia, a i ja będę ci winna przysługę za pomoc w odnalezieniu ojca. Moje słowo jest na miarę złota, czegokolwiek byś potem ode mnie nie chciał. Dobrze?- po zadaniu tego pytania popatrzyła na niego, nawet uwierzyła w swoje słowa, czując w tym momencie nagły przypływ pewności siebie.
"O co może chodzić Hazardowi?"- myślała przy tym, uruchamiając w swojej głowie jednocześnie miliony scenariuszy - "Przecież z nią nigdzie nie pójdzie, nie? Wymyślił jakieś inne wyjście? A może chce inaczej oszukać pielęgniarkę? A może chce spytać mnie o pozwolenie? A może powie... tak, to byłoby najwspanialsze, gdyby powiedział: Nigdzie nie pójdę z tą ladacznicą. Tak mnie wkurzyła, że bym jej wygarnął, żeby się popłakała. Oh, gdyby tak powiedział, czy mogłabym wtedy wątpić, że naprawdę żal mu za to, co zaszło w centrum handlowym?"
Już nawet w pewnym sensie pełna nadziei, że takie słowa padną z ust sayiana, patrzyła mu prosto w oczy twarzą w twarz z nim. A z każdym jego kolejnym słowem uśmiech spełzał jej z ust, oczy stawały się dziwnie matowe, aż w końcu opuściła wzrok na podłogę wielce zawiedziona, zła i rozgoryczona.
"Więc jednak podoba mu się za wyuzdana chamska baba..."- myślała, nie odzywając się ani słowem. - "Inaczej w ogóle by na to nie poszedł, na co on liczy, że naprawdę pójdzie pomóc jej na zapleczu? Może chodzi jej o przeniesienie kilku ciężkich paczek? Phi! Czy ja wyglądam na idiotkę, żebym uwierzyła w tę bajkę? I co, potem będzie udawał, że się broni przed nią? Byłby wtedy w całości usprawiedliwiony..." Musiała przetrawić w sobie żal, jaki odczuła po tych kolejnych szpilkach, jakie w nią wbijał. Co za nieszczęście, że nie był jej jeszcze obojętny. Gdyby był z nią w tym momencie ktokolwiek inny. Raziel choćby, to nawet, jeśli od razu zgodziłby się iść z pielęgniarką, nie miałaby kompletnie nic przeciwko, jeszcze by mu doradziła, jak ma się zachować. Ale nie Hazard... do którego tego dziwnego pociągu wciąż nie mogła się wyzbyć. I pewnie nigdy nie będzie mogła, zmuszając się przez resztę życia do unikania go jak ognia, żeby nie zapędzić się znów w kozi róg, jak to było w czasie ataku Tsufula. Tak bardzo bezbronna była względem tego, co działo się w jej umyśle w stosunku do tego chłopaka. A jednak on traktował to z taką lekkością.
"Przed samcami trzeba się bronić. Taki już jest los kobiet. Nie daj się wciągnąć w uczucia, moje dziecko. To do niczego dobrego nie prowadzi"- tak powiedziała Eve dawniej jej babcia, i jak wiele było w tym prawdy!
Pierwszym, co przyszło Vulfi do głowy, to krzyknąć na Hazarda: Za kogo ty mnie masz?! Czy ja wyglądam na idiotkę? A potem wrócić do blatu i załatwić sprawy po swojemu. A jednak słowa babki Eve bardzo przemówiły do Halfki w tym momencie. "A czemu nie odegrać się na nim w podobnym stylu? Czemu nie dac sobie z nim spokoju? Będzie ciężko, ale to i tak nie ma sensu. Zawsze o tym wiedziałaś. Nigdy nie miało. On jest mordercą, zabił tyle osób na Vegecie, ciebie też dusił i rzucił tobą w ścianę. Jedyne, co może cię spotkać o kolejne nieszczęścia, Vulfi." - powtarzała sobie w myślach, choć wszystko to było tak trudne to przyznania otwarcie.
W końcu podniosła oczy do góry na chłopaka. Tym razem jej wzrok wyrażał nawet lekką kpinę i pogardę. Uśmiechnęła się półgębkiem, rozluźniła mięśnie i stanęła w nonszalanckiej pozie, jakby bawiły ją jego słowa i buchała wręcz neutralnością względem niego.
- Czemu sądzisz, że miałoby mnie to obchodzić?- rzuciła, mając nawet ochotę zaśmiać się i przypomniała sobie minę Raziela, który wielokrotnie robił za jej nieodzowny wzór najlepszej postawy w każdej sytuacji. - Koszarowemu też nie dyktowałam tego, z nim i kiedy ma się schadzać, nawet, jeśli nagle nabrał ochoty na kozę przy drodze do akademii. - Położyła rękę Hazardowi na ramieniu, wspaniale udawało jej się udawanie totalnie zobojętniałej. - Nie będę cię przecież ograniczać. Miałeś rację przed centrum handlowym. Zrobiłam ci jakąś absurdalną awanturę, ale to się nie powtórzy. - popatrzyła na pielęgniarkę, która zaczynała robić się niecierpliwa - Idź i korzystaj z życia, a i ja będę ci winna przysługę za pomoc w odnalezieniu ojca. Moje słowo jest na miarę złota, czegokolwiek byś potem ode mnie nie chciał. Dobrze?- po zadaniu tego pytania popatrzyła na niego, nawet uwierzyła w swoje słowa, czując w tym momencie nagły przypływ pewności siebie.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Szpital
Wto Sty 06, 2015 8:51 pm
Haz spojrzał uważnie na Vulfilę. Zaniepokoiło go jej zachowanie. Przecież jeszcze przed chwilą widział wyraźnie uśmiech na jej buzi. A teraz, po jego niezbyt składnej wypowiedzi, odniósł wrażenie, że jej humor uległ pogorszeniu. To co powiedziała tylko potwierdziło jego obawy.
- Ale na pewno? Znaczy... zrozumieliśmy się tak? Żeby wszystko było jasne! Idę z nią, ale nie po to żeby... no wiesz... tylko zajmuje ją na jakiś czas, a Ty w tym czasie idziesz na górę żeby zdobyć informacje o Ojcu - wpatrywał się w dziewczynę pytającym wzrokiem, jakby żądał jakiegoś sygnału potwierdzenia.
Spojrzał na pielęgniarkę. Ta właśnie puściła mu oczko, lecz blondyn nie odwzajemnił tego gestu. Ponownie przeniósł wzrok na Saiyan'kę. Nie podoba mu się ta sytuacja, jej zachowanie jest dziwne. W dodatku przyznała, że ich wcześniejsza kłótnia to była jej wina. Po tym wszystkim przyznała że to jej błąd! Coś tu nie pasowało. Przez chwilę pomyślał, że może lepiej się wycofać, spróbować poszukać innego sposobu. Tak chyba byłoby lepiej dla wszystkich. No ale jednak chce pomóc, widzi jak bardzo zależy jej na tym by dowiedzieć się co z Rogozinem. On sam też bardzo się w to zaangażował. W końcu tu chodzi o jej szczęście, spokój. Nie może teraz dać plamy. Nie uśmiechało mu się towarzystwo pielęgniarki, ale nie ma wyjścia, musi to zrobić. Może to wydawało się śmieszne, ale było to swego rodzaju poświęcenie z jego strony. Z własnej woli nigdy by tak nie postąpił.
- Dobra, zróbmy to. Ale postaraj się załatwić te dane jak najszybciej okej? Naprawdę, im szybciej to załatwimy tym lepiej.
Poklepał ją po ramieniu, chcąc dodać otuchy i odwagi. Jej część też nie należała do najłatwiejszych, jedna wierzył że da sobie radę. Podeszli razem do recepcjonistki.
- W porządku zgadzamy się - rzekł, patrząc gdzieś w kąt. Poczekał, aż kobieta odda Vulfili rzeczy o których wspominała i czekał na wskazanie drogi na zaplecze.
- Ale na pewno? Znaczy... zrozumieliśmy się tak? Żeby wszystko było jasne! Idę z nią, ale nie po to żeby... no wiesz... tylko zajmuje ją na jakiś czas, a Ty w tym czasie idziesz na górę żeby zdobyć informacje o Ojcu - wpatrywał się w dziewczynę pytającym wzrokiem, jakby żądał jakiegoś sygnału potwierdzenia.
Spojrzał na pielęgniarkę. Ta właśnie puściła mu oczko, lecz blondyn nie odwzajemnił tego gestu. Ponownie przeniósł wzrok na Saiyan'kę. Nie podoba mu się ta sytuacja, jej zachowanie jest dziwne. W dodatku przyznała, że ich wcześniejsza kłótnia to była jej wina. Po tym wszystkim przyznała że to jej błąd! Coś tu nie pasowało. Przez chwilę pomyślał, że może lepiej się wycofać, spróbować poszukać innego sposobu. Tak chyba byłoby lepiej dla wszystkich. No ale jednak chce pomóc, widzi jak bardzo zależy jej na tym by dowiedzieć się co z Rogozinem. On sam też bardzo się w to zaangażował. W końcu tu chodzi o jej szczęście, spokój. Nie może teraz dać plamy. Nie uśmiechało mu się towarzystwo pielęgniarki, ale nie ma wyjścia, musi to zrobić. Może to wydawało się śmieszne, ale było to swego rodzaju poświęcenie z jego strony. Z własnej woli nigdy by tak nie postąpił.
- Dobra, zróbmy to. Ale postaraj się załatwić te dane jak najszybciej okej? Naprawdę, im szybciej to załatwimy tym lepiej.
Poklepał ją po ramieniu, chcąc dodać otuchy i odwagi. Jej część też nie należała do najłatwiejszych, jedna wierzył że da sobie radę. Podeszli razem do recepcjonistki.
- W porządku zgadzamy się - rzekł, patrząc gdzieś w kąt. Poczekał, aż kobieta odda Vulfili rzeczy o których wspominała i czekał na wskazanie drogi na zaplecze.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Szpital
Wto Sty 06, 2015 9:53 pm
Vulfila wprost nie wierzyła własnym uszom.
„Jak można być tak niedomyślnym typem…” - pomyślała, machając głową w niedowierzaniu w prawo i lewo.
- Tak, dobrze się zrozumieliśmy. – ucięła rozmowę krótko w nieco oschłym tonie – I nie interesuje mnie, co z nią będziesz robił, więc się nie tłumacz. – dodała, idąc w stronę kobiety.
Pielęgniarka również nie należała do najsympatyczniejszych kobiet, jakie Vulfila znała, choć Halfka starała się wyszukać w swojej głowie powody do ‘rozgrzeszenia jej’ za swoje jawne wyuzdanie. Ciężko było cokolwiek znaleźć, więc Halfka nie mogła jej nawet lubić, żeby nie musieć obwinić kobiety za to, że tak fatalnie skończyć się miała jej wszelka atencja dla Hazarda. Tak więc też nie zamierzała być dla niej ani odrobinę sympatyczna.
Tymczasem pielęgniarka właśnie poprawiała pończoszki, trzymając jedną, zgrabną nogę wysoko na krześle do badań, kiedy zbliżyli się do niej. Udając, że robiła to przypadkiem, uśmiechnęła się kącikiem ust zadowolona.
- Znakomicie. – stwierdziła, po czym szepnęła coś na ucho koleżance, równie atrakcyjnej Pani doktor, po czym ta zachichotała z cicha, zerkając na Hazarda i przytaknęła koleżance, znikając szybko za drzwiami zabiegówki.
- Czy chęć chodzenia w skąpym stroju jest głównym wymaganiem w procesie rekrutacyjnym tutaj?- sarknęła Vulfila, trzymając się od Hazarda w odstępie o co najmniej kilku kroków i mając ręce cały czas złożone przed sobą.
- A co, chciałabyś aplikować?- odpowiedziała pielęgniarka, zbliżając się do drzwi prowadzącej do zaplecza, po czym przybliżyła swojego badga do czytnika obok. Ten piknął, a wejście stanęło otworem.
- Co najwyżej na stanowisko inspektora etyki zawodowej. – odpowiedziała, choć nie wiedziała, czy takie stanowisko w ogóle istnieje.
- Etyka zawodowa w tym szpitalu jest bez zarzutu, droga Pani. Dajemy naszym pacjentom wiele radości!- zaśmiała się pielęgniarka, prowadząc dwójkę korytarzem. Kręciła przy tym zalotnie biodrami. – Nie wzbraniamy się też przez medycyną naturalną i zdajemy sobie sprawę z istoty dobrego samopoczucia naszych podopiecznych. Stąd też wszelkiego rodzaju masaże i terapie osobiste w naszej ofercie. – to mówiąc rzuciła okiem na Hazarda, żeby zobaczyć, jak ten reaguje.
Wkrótce wszyscy znaleźli się przed jakimś pomieszczeniem, które okazało się niewielkim gabinetem na uboczu. Wewnątrz zasłonięto rolety, a światło rzucała jedynie przygaszona lamka zabiegowa. W środku stał parawanik, nieopodal kozetka i nic poza tym. Może poza drzwiami, prowadzącymi do jakiegoś dalszego pokoju.
- Zatem…- zaczęła pielęgniarka, podając Vulfili swojego badga. – Weź to, tym przejdziesz do każdego pomieszczenia. Dam ci jeszcze maskę…- powiedziała, po czym nachyliła się przy łóżku, oczywiście tyłem do Hazarda i przechodząc płynnymi ruchami z prawej na lewą nogę szukała czegoś pod łóżkiem.
- Widać Ci majtki. – skomentowała Vulfila, bo też było to szczerą prawdą, przechadzając się niecierpliwie po pokoju, ale w żadnym razie nawet nie patrząc na Hazarda, a już na pewno nie zbliżając się do niego na więcej niż 3 kroki.
- Oh, wybaczcie!- pielęgniarka wyprostowała się, udając zawstydzenie, na co Vulfila tylko przewróciła oczami. – Proszę, załóż to i jakby ktoś cię pytał, mów, że jesteś tutaj praktykantką. Tylko uważaj na doktora Krzysia. Straszny z niego ogier i nie przepuści żadnej praktykantce. – wskazała na ścianę, gdzie wisiało zdjęcie owego, całkiem przystojnego mężczyzny.
- Jeśli tylko pomoże mi dostać się do Rogozina, może i pozwolę mu się zbadać. – powiedziała, uśmiechając się do portretu.
- Nie pożałujesz, moja droga, bo jest to wykwalifikowany ginekolog.- stwierdziła pielęgniarka. – To jeszcze dam ci mój fartuszek… - udała się za parawanik, gdzie przytłumione światło ukazywało cieniem dokładnie wszystko, co robiła. – Pomożesz mi rozwiązać z tyłu, koleżanko? – zapytała Vulfilę.
- Na co dzień musisz sobie przecież jakoś radzić, więc i teraz sobie poradzisz. – parsknęła Halfka, której kobieta coraz bardziej działała na nerwy. Chciała jak najszybciej stamtąd uciec.
- Oh nie, nie dam sobie rady… Więc może ty? – spytała Hazarda.
CC: Kogo przypomina ci pani pielęgniarka? (Psyt, musi być okropnym szefem ;D )
„Jak można być tak niedomyślnym typem…” - pomyślała, machając głową w niedowierzaniu w prawo i lewo.
- Tak, dobrze się zrozumieliśmy. – ucięła rozmowę krótko w nieco oschłym tonie – I nie interesuje mnie, co z nią będziesz robił, więc się nie tłumacz. – dodała, idąc w stronę kobiety.
Pielęgniarka również nie należała do najsympatyczniejszych kobiet, jakie Vulfila znała, choć Halfka starała się wyszukać w swojej głowie powody do ‘rozgrzeszenia jej’ za swoje jawne wyuzdanie. Ciężko było cokolwiek znaleźć, więc Halfka nie mogła jej nawet lubić, żeby nie musieć obwinić kobiety za to, że tak fatalnie skończyć się miała jej wszelka atencja dla Hazarda. Tak więc też nie zamierzała być dla niej ani odrobinę sympatyczna.
Tymczasem pielęgniarka właśnie poprawiała pończoszki, trzymając jedną, zgrabną nogę wysoko na krześle do badań, kiedy zbliżyli się do niej. Udając, że robiła to przypadkiem, uśmiechnęła się kącikiem ust zadowolona.
- Znakomicie. – stwierdziła, po czym szepnęła coś na ucho koleżance, równie atrakcyjnej Pani doktor, po czym ta zachichotała z cicha, zerkając na Hazarda i przytaknęła koleżance, znikając szybko za drzwiami zabiegówki.
- Czy chęć chodzenia w skąpym stroju jest głównym wymaganiem w procesie rekrutacyjnym tutaj?- sarknęła Vulfila, trzymając się od Hazarda w odstępie o co najmniej kilku kroków i mając ręce cały czas złożone przed sobą.
- A co, chciałabyś aplikować?- odpowiedziała pielęgniarka, zbliżając się do drzwi prowadzącej do zaplecza, po czym przybliżyła swojego badga do czytnika obok. Ten piknął, a wejście stanęło otworem.
- Co najwyżej na stanowisko inspektora etyki zawodowej. – odpowiedziała, choć nie wiedziała, czy takie stanowisko w ogóle istnieje.
- Etyka zawodowa w tym szpitalu jest bez zarzutu, droga Pani. Dajemy naszym pacjentom wiele radości!- zaśmiała się pielęgniarka, prowadząc dwójkę korytarzem. Kręciła przy tym zalotnie biodrami. – Nie wzbraniamy się też przez medycyną naturalną i zdajemy sobie sprawę z istoty dobrego samopoczucia naszych podopiecznych. Stąd też wszelkiego rodzaju masaże i terapie osobiste w naszej ofercie. – to mówiąc rzuciła okiem na Hazarda, żeby zobaczyć, jak ten reaguje.
Wkrótce wszyscy znaleźli się przed jakimś pomieszczeniem, które okazało się niewielkim gabinetem na uboczu. Wewnątrz zasłonięto rolety, a światło rzucała jedynie przygaszona lamka zabiegowa. W środku stał parawanik, nieopodal kozetka i nic poza tym. Może poza drzwiami, prowadzącymi do jakiegoś dalszego pokoju.
- Zatem…- zaczęła pielęgniarka, podając Vulfili swojego badga. – Weź to, tym przejdziesz do każdego pomieszczenia. Dam ci jeszcze maskę…- powiedziała, po czym nachyliła się przy łóżku, oczywiście tyłem do Hazarda i przechodząc płynnymi ruchami z prawej na lewą nogę szukała czegoś pod łóżkiem.
- Widać Ci majtki. – skomentowała Vulfila, bo też było to szczerą prawdą, przechadzając się niecierpliwie po pokoju, ale w żadnym razie nawet nie patrząc na Hazarda, a już na pewno nie zbliżając się do niego na więcej niż 3 kroki.
- Oh, wybaczcie!- pielęgniarka wyprostowała się, udając zawstydzenie, na co Vulfila tylko przewróciła oczami. – Proszę, załóż to i jakby ktoś cię pytał, mów, że jesteś tutaj praktykantką. Tylko uważaj na doktora Krzysia. Straszny z niego ogier i nie przepuści żadnej praktykantce. – wskazała na ścianę, gdzie wisiało zdjęcie owego, całkiem przystojnego mężczyzny.
- Jeśli tylko pomoże mi dostać się do Rogozina, może i pozwolę mu się zbadać. – powiedziała, uśmiechając się do portretu.
- Nie pożałujesz, moja droga, bo jest to wykwalifikowany ginekolog.- stwierdziła pielęgniarka. – To jeszcze dam ci mój fartuszek… - udała się za parawanik, gdzie przytłumione światło ukazywało cieniem dokładnie wszystko, co robiła. – Pomożesz mi rozwiązać z tyłu, koleżanko? – zapytała Vulfilę.
- Na co dzień musisz sobie przecież jakoś radzić, więc i teraz sobie poradzisz. – parsknęła Halfka, której kobieta coraz bardziej działała na nerwy. Chciała jak najszybciej stamtąd uciec.
- Oh nie, nie dam sobie rady… Więc może ty? – spytała Hazarda.
CC: Kogo przypomina ci pani pielęgniarka? (Psyt, musi być okropnym szefem ;D )
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Szpital
Wto Sty 06, 2015 11:26 pm
A więc pora zacząć operację "Zdobywanie informacji o Aleksandrze". Haz szedł korytarzem, przysłuchując się wymianie zdań między Vulfilą i pielęgniarką. Nie czuł się zbyt komfortowo w tej sytuacji i najchętniej wślizgnąłby się do pierwszego lepszego pokoju, byleby uwolnić się od tej napiętej atmosfery. By odwrócić wzrok od krągłości recepcjonistki (przestał już się łudzić, że jej zachowanie to wynik przypadku, co wcale mu nie pomagało), rozglądał się na boki, "podziwiając" wystrój szpitala i od czasu do czasu zaglądając na sale gdzie rzucał okiem na pacjentów. Zaniechał jednak tej czynności, gdy ledwo uniknął fali wymiocin wydobywającej się z jednego z pokoi. Od tamtej pory, gdy tylko zbliżali się do drzwi, Haz przechodził na drugi koniec korytarza, co powodowało, iż poruszał się zygzakiem. Na wzmiankę o masażach i terapii osobistej, Saiyan zaczerwienił się i spojrzał szybko na Vulfi, lecz ta najwyraźniej unikała jego spojrzenia i w ogóle jego osoby, zachowując spory dystans między nimi. Wreszcie weszli do jakiegoś pomieszczenia. Było tu dość ciemno, a jedynym źródłem światła była niewielka lampa. Chłopak miał ochotę odsłonić rolety za pomocą telekinezy, lecz uznał, że niegrzecznie byłoby się tak rządzić. Przysiadł więc na kozetce, obserwując jak pielęgniarka zaopatrza Vulfilę w rzeczy, które umożliwią jej swobodne poruszanie się po szpitalu. W między czasie rozmowa zeszła na niejakiego Dr Krzysia. Hazard spojrzał na jego portret. Parsknął śmiechem na widok różowych włosów, lecz jego towarzyszce najwyraźniej to nie przeszkadzało.
- Ginekolog? - powiedział zaniepokojony - a czym on się zajmuje?
To pytanie nie miało adresata, powiedział to bardziej do siebie, jednakże zależało mu na usyskaniu odpowiedzi. Nigdy nie słyszał o takiej specjalności. Na widok majtek recepcjonistki, czym prędzej odwrócił głowę, mając nadzieję, że Panna Rogozin nie widziała gdzie przed chwilą patrzył. Nie zamierzał dawać jej powodów do kolejnej awantury, pomimo jej zapewnień o niewtrącaniu się w jego sprawy. Przypatrywał się portretom pozostałych lekarzy. Zauważył, że wszystkie Panie Doktor są bardzo ładne. Doszedł do jednego wniosku - to uroda a nie chęć paradowania w skąpym stroju jest głównym wymaganiem w procesie rekrutacyjnym. A może jedno i drugie chodzą ze sobą w parze?
- Przykro mi - odrzekł, gdy został poproszony o pomoc z fartuchem - Wujek zawsze powtarzał żeby nie podglądać dziewczynek gdy te się przebierają.
Uśmiechnął się lekko na wzmiankę o Niko. Faktycznie, kiedyś złapał on na gorącym uczynku 13 - letniego Haz'a gdy ten chciał pooglądać sobie starsze dziewczyny w damskiej przebieralni na basenie. Pamiętał że dostał wtedy solidną reprymendę, co było niepodobne do Wuja. Najwyraźniej zależało mu by przemówić do rozumu młodego zbereźnika.
Zaczynał powoli się niecierpliwić, chociaż z drugiej strony obawiał się momentu w którym zostanie sam na sam z tą zboczoną kobietą. Czekał aż odda Vulfi wszystkie potrzebne jej rzeczy, jednocześnie coraz bardziej się denerwując.
Trening start, poćwiczę sobie z sexy pielęgniareczką. Mam nadzieję, że jest gibka
- Ginekolog? - powiedział zaniepokojony - a czym on się zajmuje?
To pytanie nie miało adresata, powiedział to bardziej do siebie, jednakże zależało mu na usyskaniu odpowiedzi. Nigdy nie słyszał o takiej specjalności. Na widok majtek recepcjonistki, czym prędzej odwrócił głowę, mając nadzieję, że Panna Rogozin nie widziała gdzie przed chwilą patrzył. Nie zamierzał dawać jej powodów do kolejnej awantury, pomimo jej zapewnień o niewtrącaniu się w jego sprawy. Przypatrywał się portretom pozostałych lekarzy. Zauważył, że wszystkie Panie Doktor są bardzo ładne. Doszedł do jednego wniosku - to uroda a nie chęć paradowania w skąpym stroju jest głównym wymaganiem w procesie rekrutacyjnym. A może jedno i drugie chodzą ze sobą w parze?
- Przykro mi - odrzekł, gdy został poproszony o pomoc z fartuchem - Wujek zawsze powtarzał żeby nie podglądać dziewczynek gdy te się przebierają.
Uśmiechnął się lekko na wzmiankę o Niko. Faktycznie, kiedyś złapał on na gorącym uczynku 13 - letniego Haz'a gdy ten chciał pooglądać sobie starsze dziewczyny w damskiej przebieralni na basenie. Pamiętał że dostał wtedy solidną reprymendę, co było niepodobne do Wuja. Najwyraźniej zależało mu by przemówić do rozumu młodego zbereźnika.
Zaczynał powoli się niecierpliwić, chociaż z drugiej strony obawiał się momentu w którym zostanie sam na sam z tą zboczoną kobietą. Czekał aż odda Vulfi wszystkie potrzebne jej rzeczy, jednocześnie coraz bardziej się denerwując.
Trening start, poćwiczę sobie z sexy pielęgniareczką. Mam nadzieję, że jest gibka
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Szpital
Sob Lut 14, 2015 10:17 am
Ich przygoda na Ziemi dobiegła końca. Po wielu niespodziewanych zwrotach akcji udało im się w końcu dotrzeć do Aleksandra. Nie był może w najlepszej kondycji, ale najważniejsze że żył. Vulfila postanowiła zostać z nim przez jakiś czas. Wcale go to nie dziwiło, tak długo się nie widzieli. Jednak jego "wakacje" dobiegły końca. Czas wracać na Vegetę i zająć się w końcu tym co planował od dawna. Musi znaleźć Kuro i poznać prawdę o swojej rodzinie. A także spełnić obietnicę daną Wujkowi Nico. Zacisnął pięści na samą myśl o tym co go czeka. Stał się silny, przetrwał. Dokładnie tak jak rozkazał mu Trener.
Stał na dachu jakiegoś wysokiego wieżowca, mając na sobie swój kompletny strój, łącznie z beżową peleryną i mieczem na plecach. Przystawił dwa palce do czoła, koncentrując się na planecie odległej o miliardy kilometrów. Wreszcie ją namierzył. Gdzie by się tu przenieść... Akademia odpada, nie wie jak zareagują na jego widok. Miasto też. Może jakiś teren na jego obrzeżach? Tam może nawet nie bardzo kojarzą całego tego zajścia z Tsufulem, będzie umiarkowanie bezpieczny. Skupił się na Ki jakiejś pojedynczej jednostki, po czym teleportował się do niej.
Z/T --> https://dbng.forumpl.net/t85-cmentarz
Stał na dachu jakiegoś wysokiego wieżowca, mając na sobie swój kompletny strój, łącznie z beżową peleryną i mieczem na plecach. Przystawił dwa palce do czoła, koncentrując się na planecie odległej o miliardy kilometrów. Wreszcie ją namierzył. Gdzie by się tu przenieść... Akademia odpada, nie wie jak zareagują na jego widok. Miasto też. Może jakiś teren na jego obrzeżach? Tam może nawet nie bardzo kojarzą całego tego zajścia z Tsufulem, będzie umiarkowanie bezpieczny. Skupił się na Ki jakiejś pojedynczej jednostki, po czym teleportował się do niej.
Z/T --> https://dbng.forumpl.net/t85-cmentarz
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach