Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Wielkie jezioro
Sro Maj 30, 2012 4:26 pm
First topic message reminder :
Zwany "Słodkowodnym Oceanem" zbiornik wodny o sporej głębokości oraz powierzchni. Krążą po świecie słuchy o skarbie zatopionym na dnie i pilnującym go potworze, jednakże odważnym poleca się sprawdzenie tegoż mitu.
Zwany "Słodkowodnym Oceanem" zbiornik wodny o sporej głębokości oraz powierzchni. Krążą po świecie słuchy o skarbie zatopionym na dnie i pilnującym go potworze, jednakże odważnym poleca się sprawdzenie tegoż mitu.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wielkie jezioro
Pią Wrz 05, 2014 9:30 pm
>Muzyczka<
Oh, Red w wielu sprawach nie był dobrze uświadomiony, hehehe. Ale do rzeczy, faktycznie nic nie wiedział o Komnacie, która przynosiła bardzo wiele korzyści. Może to i lepiej, że w ten sposób dowiaduje się o czymś takim. Być może mieli powód, by nie zdradzać miejscówki podnoszącej zdolności w zaledwie jeden dzień. Roczny trening w jednym dniu - niesamowite. Z zapartym tchem wsłuchiwał się w tą i inną nowinkę. Vixen więc była połączeniem mocy dwóch demonów? Tak zrozumiał przekaz dziewczyny i od razu podzielił się swoimi przypuszczeniami:
>Założę się, że to była sprawka Braski.
Nie ma bata - największy cwaniak z rasy demonów byłby zdolny do takiego aktu, tylko po co? Musiał mieć w tym cel, ale mniejsza o to. Dał mówić dalej przyjaciółce, kiedy sam nie mógł przekonać się do zjedzenia nawet pięknie upieczonej ryby. Mimo wszystko zrozumiał żal June do siebie, tak samo zbyt zlekceważył Rikimaru. Może to przez myślenie, że pół-demon jest od razu słabszym od pełnokrwistego demona? Już miał i na ten miecz skomentować, lecz nie zdążył. Od tak nagle przyległa do demona i zmrużyła powieki.
>June?
Mrugnął kilkakrotnie oczyskami i zarumienił się lekko. Spała jak zabita oparta o jego ramię jak w miękką poduszkę. Może i miał elastyczne ciało, lecz nie przywykł do podobnych zachowań. Badał ją wzrokiem i dostrzegł ślad łzy na policzku. Westchnął cicho i zaniechał pomysłu pobudki wykończonej demonicy. Miała trudny dzień, jak nie dni... najpierw zniknięcie Reito, później niespodziewana przegrana z Rikimaru, kolejno zostawienie dziecka w rękach obcych ludzi i przeklęte myśli o porażce w walce. Musiała odreagować, a sen przyszedł w sam raz po posiłku. Czarnowłosy kątem oka przyglądał się wtulonej w niego koleżance, aż nie wpadł na pomysł co z tym śpiącym fantem zrobić. Nieco zmienił pozycję na półleżącą, górną część pleców opierał o pień drzewa. Dobrze, że akurat leżeli pod drzewem z rozłożystą koroną, toteż nie przemokną w razie deszczu. Sam młodzieniec nie zasypiał - czuwał.
Telekinezą nauczoną dzięki Vivian pomagał podsycać płomienie w ognisku (przez przenoszenie na palenisko naciachanych kłód przez June) i podawał sobie rybkę. Pierwszą przemógł się i zjadł taką jak przyrządziła demonica. Niestety, nie miało dla niego żadnego smaku, więc pozostałe przeistoczył w ciasteczka i wsuwał ze smakiem. Zostawił dwie ryby, aby po pobudce Ogoniasta mogła jeszcze później przekąsić zdrowe okazy z jeziora. Jak tylko wypocznie, próbują wspólnie zorganizować czas i formę treningu, najbardziej wolałby sparing. Dostrzegłby zalety i wady June, może coś doradziłby, chociaż najlepszym trenerem było-jest-i-będzie życie. Z góry obserwował od czasu do czasu jej sen, a tak to zajmował się podtrzymywaniem ognia na palenisku.
W pewnej chwili wzmógł się wiatr, który przeszkadzał w małej misji, dlatego też musiał delikatnie położyć June na trawie, a sam - zbudować prowizoryczny dom. Zrobił to zdecydowanie prędko, już za minutę nie dokuczała im wichura, ogień beztrosko zajmował gałęzie i konary. Tylko, że ich tymczasowy domek był... z lichego surowca.
Taka wizyta Braski lub Rikimaru nie byłaby mile widziana, zwłaszcza nie w tych okolicznościach.
Oh, Red w wielu sprawach nie był dobrze uświadomiony, hehehe. Ale do rzeczy, faktycznie nic nie wiedział o Komnacie, która przynosiła bardzo wiele korzyści. Może to i lepiej, że w ten sposób dowiaduje się o czymś takim. Być może mieli powód, by nie zdradzać miejscówki podnoszącej zdolności w zaledwie jeden dzień. Roczny trening w jednym dniu - niesamowite. Z zapartym tchem wsłuchiwał się w tą i inną nowinkę. Vixen więc była połączeniem mocy dwóch demonów? Tak zrozumiał przekaz dziewczyny i od razu podzielił się swoimi przypuszczeniami:
>Założę się, że to była sprawka Braski.
Nie ma bata - największy cwaniak z rasy demonów byłby zdolny do takiego aktu, tylko po co? Musiał mieć w tym cel, ale mniejsza o to. Dał mówić dalej przyjaciółce, kiedy sam nie mógł przekonać się do zjedzenia nawet pięknie upieczonej ryby. Mimo wszystko zrozumiał żal June do siebie, tak samo zbyt zlekceważył Rikimaru. Może to przez myślenie, że pół-demon jest od razu słabszym od pełnokrwistego demona? Już miał i na ten miecz skomentować, lecz nie zdążył. Od tak nagle przyległa do demona i zmrużyła powieki.
>June?
Mrugnął kilkakrotnie oczyskami i zarumienił się lekko. Spała jak zabita oparta o jego ramię jak w miękką poduszkę. Może i miał elastyczne ciało, lecz nie przywykł do podobnych zachowań. Badał ją wzrokiem i dostrzegł ślad łzy na policzku. Westchnął cicho i zaniechał pomysłu pobudki wykończonej demonicy. Miała trudny dzień, jak nie dni... najpierw zniknięcie Reito, później niespodziewana przegrana z Rikimaru, kolejno zostawienie dziecka w rękach obcych ludzi i przeklęte myśli o porażce w walce. Musiała odreagować, a sen przyszedł w sam raz po posiłku. Czarnowłosy kątem oka przyglądał się wtulonej w niego koleżance, aż nie wpadł na pomysł co z tym śpiącym fantem zrobić. Nieco zmienił pozycję na półleżącą, górną część pleców opierał o pień drzewa. Dobrze, że akurat leżeli pod drzewem z rozłożystą koroną, toteż nie przemokną w razie deszczu. Sam młodzieniec nie zasypiał - czuwał.
Telekinezą nauczoną dzięki Vivian pomagał podsycać płomienie w ognisku (przez przenoszenie na palenisko naciachanych kłód przez June) i podawał sobie rybkę. Pierwszą przemógł się i zjadł taką jak przyrządziła demonica. Niestety, nie miało dla niego żadnego smaku, więc pozostałe przeistoczył w ciasteczka i wsuwał ze smakiem. Zostawił dwie ryby, aby po pobudce Ogoniasta mogła jeszcze później przekąsić zdrowe okazy z jeziora. Jak tylko wypocznie, próbują wspólnie zorganizować czas i formę treningu, najbardziej wolałby sparing. Dostrzegłby zalety i wady June, może coś doradziłby, chociaż najlepszym trenerem było-jest-i-będzie życie. Z góry obserwował od czasu do czasu jej sen, a tak to zajmował się podtrzymywaniem ognia na palenisku.
W pewnej chwili wzmógł się wiatr, który przeszkadzał w małej misji, dlatego też musiał delikatnie położyć June na trawie, a sam - zbudować prowizoryczny dom. Zrobił to zdecydowanie prędko, już za minutę nie dokuczała im wichura, ogień beztrosko zajmował gałęzie i konary. Tylko, że ich tymczasowy domek był... z lichego surowca.
- Wizerunek domku:
Taka wizyta Braski lub Rikimaru nie byłaby mile widziana, zwłaszcza nie w tych okolicznościach.
- GośćGość
Re: Wielkie jezioro
Nie Wrz 07, 2014 2:10 pm
Sen June wydawał się być bardzo spokojny, mimo uronienia łzy. Zaczęła się nawet uśmiechać delikatnie, lecz to nie był uśmiech pełen szczęścia po zobaczeniu bliskiej osoby, był to uśmiech jaki towarzyszy demonicy przy walce z jakimś silnym przeciwnikiem. Dusza wojownika była w niej wielka, nie dość, że toczyła bitwy w normalnym świecie, to jeszcze przeżywa je w snach.
Jej spokój wynikał zapewne z obecności Red'a, który nie zostawił jej, gdy zasnęła. Czyjaś bliskość w trakcie odpoczynku jest na wagę złota. Daje wewnętrzną ulgę. Zapewne gdyby teraz była sama, jej sny wyglądałyby zupełnie inaczej. Koszmar, za koszmarem ciągnąłby się w nieskończoność.
Nagle, demonica przewróciła się z pleców, na brzuch. Jakby nigdy nic objęła w talii demona, przytulając się do niego jak do poduszki. Jej ciało zaczęło świecić jasną, cieplutką łuną, a pojedyncze płomyczki uchodziły w powietrze, sprawiając, że pomieszczenie wypełniło się domowym ciepłem. Bardzo często to robiła, zupełnie nieświadomie. Nie raz, w Komnacie Ducha i Czasu April budziła ją w środku nocy, bo June świeciła jak latareczka. Nie panowała nad tym, ale nie było to w żaden sposób groźne dla otoczenia. Była po prostu żywym grzejniczkiem. Każdy by takiego chciał w zimne noce.
Wiatr przestał hulać, a ciemne chmury się rozeszły. Światło otaczające jej ciało, zniknęło, a chwilę później demonica otworzyła złote oczy o czarnych bielmach. Zamruczała coś pod nosem, a następnie przetarła jedno oko nadgarstkiem. Kilka sekund trwało, nim ta się zorientowała gdzie i jak leży. Podniosła nieco wyżej głowę, a wtedy jej oczy spotkały się na równi z oczami Red'a. Chwila znieruchomienia.
___ - J-ja-ja... przepraszam! - powiedziała głośno, po czym szybko odsunęła się od demona. Usiadła jakieś pół metra obok niego, ze spuszczoną głową w dół. Dostrzegła, że znajduje się w dziwnym pomieszczeniu. Rozejrzała się z nieukrytym zachwytem. Niesamowite, choć kruche - Ile czasu minęło? - spytała z lekkim rumieńcem na twarzy.
Kaede, April, Kuro, Hikaru. Zniknęli z Pałacu i najwyraźniej z tej planety. Co się stało? Że też musiała się zdrzemnąć! Nie cierpiała tego, uczucia, że coś ważnego ją ominęło. No, ale teraz najwyższa pora skupić się na zemście. Musi zlokalizować Rikimaru, a następnie go zaatakować. Tym razem nie da się tak łatwo pobić, o nie!
___ - Red. Zginę czy też nie, tym razem nie ratuj mojego dupska, dobrze? - odwróciła się w jego stronę, przybliżyła i spojrzała poważnym wzrokiem w jego oczy. Była całkiem poważna.
Jej spokój wynikał zapewne z obecności Red'a, który nie zostawił jej, gdy zasnęła. Czyjaś bliskość w trakcie odpoczynku jest na wagę złota. Daje wewnętrzną ulgę. Zapewne gdyby teraz była sama, jej sny wyglądałyby zupełnie inaczej. Koszmar, za koszmarem ciągnąłby się w nieskończoność.
Nagle, demonica przewróciła się z pleców, na brzuch. Jakby nigdy nic objęła w talii demona, przytulając się do niego jak do poduszki. Jej ciało zaczęło świecić jasną, cieplutką łuną, a pojedyncze płomyczki uchodziły w powietrze, sprawiając, że pomieszczenie wypełniło się domowym ciepłem. Bardzo często to robiła, zupełnie nieświadomie. Nie raz, w Komnacie Ducha i Czasu April budziła ją w środku nocy, bo June świeciła jak latareczka. Nie panowała nad tym, ale nie było to w żaden sposób groźne dla otoczenia. Była po prostu żywym grzejniczkiem. Każdy by takiego chciał w zimne noce.
Wiatr przestał hulać, a ciemne chmury się rozeszły. Światło otaczające jej ciało, zniknęło, a chwilę później demonica otworzyła złote oczy o czarnych bielmach. Zamruczała coś pod nosem, a następnie przetarła jedno oko nadgarstkiem. Kilka sekund trwało, nim ta się zorientowała gdzie i jak leży. Podniosła nieco wyżej głowę, a wtedy jej oczy spotkały się na równi z oczami Red'a. Chwila znieruchomienia.
___ - J-ja-ja... przepraszam! - powiedziała głośno, po czym szybko odsunęła się od demona. Usiadła jakieś pół metra obok niego, ze spuszczoną głową w dół. Dostrzegła, że znajduje się w dziwnym pomieszczeniu. Rozejrzała się z nieukrytym zachwytem. Niesamowite, choć kruche - Ile czasu minęło? - spytała z lekkim rumieńcem na twarzy.
Kaede, April, Kuro, Hikaru. Zniknęli z Pałacu i najwyraźniej z tej planety. Co się stało? Że też musiała się zdrzemnąć! Nie cierpiała tego, uczucia, że coś ważnego ją ominęło. No, ale teraz najwyższa pora skupić się na zemście. Musi zlokalizować Rikimaru, a następnie go zaatakować. Tym razem nie da się tak łatwo pobić, o nie!
___ - Red. Zginę czy też nie, tym razem nie ratuj mojego dupska, dobrze? - odwróciła się w jego stronę, przybliżyła i spojrzała poważnym wzrokiem w jego oczy. Była całkiem poważna.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wielkie jezioro
Nie Wrz 07, 2014 9:03 pm
Bardzo dziwił się zachowaniu się ciała śpiącej smacznie towarzyszki, w sensie że emitowała całą powierzchnią ciała światłem. W połączeniu z ciepełkiem od razu trudniej było utrzymać przytomność umysłu. Cieszył się najbardziej z odprężenia June, że mogła wypocząć, a że demon mógł się na coś przydać. Jeden plus w morzu minusów.
Dość szybko po zaprzestaniu stosowania świetlistej aury mógł napatrzeć się na rumieńce Długowłosej i wysłuchiwać dziwnych przeprosin. Nie miała za co - sam jakby dopuścił do tego, że leżeli wspólnie wtuleni. Nie było im źle, prawda?
>Uhm... -przyglądał się zakłopotanej dziewczynie z dwukrotnym mrugnięciem ślepi- Nie wiem.
Nie miał zegarka, ani poczucia czasu - chyba sam w pewnym momencie wśród tego ciepełka emanowanego z Rudowłosej odpłynął. Trudno było też oczekiwać innej reakcji na przyjemne ciepło niż relaksacja i brak zmartwień o godzinę.
Czar prysnął, kiedy dowiedział się czegoś, co od razu zmobilizowało demona do zmiany nastawienia. Otworzył z niedowierzaniem szerzej oczy i spoglądał ze zmartwieniem w towarzyszkę. N-nie miała zamiaru nawet przygotować się, tylko od razu lecieć rozprawić się z wrogiem! W dodatku żądała od młodzieńca czegoś wielce trudnego w tych chwilach.
Nie chciała jego pomocy? Dlaczego? Duma? Egoizm? Nie podała konkretnego powodu, lecz znał tą postawę. Zemsta bywa naprawdę niezłą motywacją do obicia niejednej mordy. Inna sprawa, że mogła po prostu nie ufać Redowi, że gdyby znów interweniował, mógłby zatracić się i ponownie stracić nad sobą panowanie. Już nieraz widziała go w takim stanie, miała dobre podstawy do oceny sytuacji. I chociaż nie chciał przystać na tą szaleńczą umowę, zrobił to.
Zachowując powagę przytaknął ostrożnie głową, lecz nim pozwolił dziewczynie działać, zdecydował się na pewien krok. Nie tylko dosłownie, ale i w przenośni. Zbliżył się do demonicy, która sama nieco wcześniej postanowiła skrócić dystans, i nie czekając na oklaski ani na pogorszenie mimiki dziewczyny... delikatnie objął ręką June tak, że dłoń przyłożył do tylnej części głowy Złotookiej i przysunął do swojej klatki piersiowej.
>Wierzę w Ciebie.
Grzywka zasłoniła mu oczy i ścisnął mocniej dłoń na jej fryzurze. Chciałby powiedzieć coś więcej, lecz nie był w stanie. Po prostu przywłaszczył sobie demonicę blisko siebie i ze spuszczoną głową nie odzywał się. Bał się najgorszego scenariusza, a teraz kiedy inni są na innej planecie, kiedy każdy zajmuje się swoimi sprawami - nikt inny nie wesprze June, jeśli on miał zakaz. Jakoś nie mógł puścić dziewczyny z zasięgu ręki i milcząc stał jak kołek. Eh, nigdy nie był dobry w te klocki...
Dość szybko po zaprzestaniu stosowania świetlistej aury mógł napatrzeć się na rumieńce Długowłosej i wysłuchiwać dziwnych przeprosin. Nie miała za co - sam jakby dopuścił do tego, że leżeli wspólnie wtuleni. Nie było im źle, prawda?
>Uhm... -przyglądał się zakłopotanej dziewczynie z dwukrotnym mrugnięciem ślepi- Nie wiem.
Nie miał zegarka, ani poczucia czasu - chyba sam w pewnym momencie wśród tego ciepełka emanowanego z Rudowłosej odpłynął. Trudno było też oczekiwać innej reakcji na przyjemne ciepło niż relaksacja i brak zmartwień o godzinę.
Czar prysnął, kiedy dowiedział się czegoś, co od razu zmobilizowało demona do zmiany nastawienia. Otworzył z niedowierzaniem szerzej oczy i spoglądał ze zmartwieniem w towarzyszkę. N-nie miała zamiaru nawet przygotować się, tylko od razu lecieć rozprawić się z wrogiem! W dodatku żądała od młodzieńca czegoś wielce trudnego w tych chwilach.
Nie chciała jego pomocy? Dlaczego? Duma? Egoizm? Nie podała konkretnego powodu, lecz znał tą postawę. Zemsta bywa naprawdę niezłą motywacją do obicia niejednej mordy. Inna sprawa, że mogła po prostu nie ufać Redowi, że gdyby znów interweniował, mógłby zatracić się i ponownie stracić nad sobą panowanie. Już nieraz widziała go w takim stanie, miała dobre podstawy do oceny sytuacji. I chociaż nie chciał przystać na tą szaleńczą umowę, zrobił to.
Zachowując powagę przytaknął ostrożnie głową, lecz nim pozwolił dziewczynie działać, zdecydował się na pewien krok. Nie tylko dosłownie, ale i w przenośni. Zbliżył się do demonicy, która sama nieco wcześniej postanowiła skrócić dystans, i nie czekając na oklaski ani na pogorszenie mimiki dziewczyny... delikatnie objął ręką June tak, że dłoń przyłożył do tylnej części głowy Złotookiej i przysunął do swojej klatki piersiowej.
- Scenka:
Będę sukcesywnie dodawać kolory.
>Wierzę w Ciebie.
Grzywka zasłoniła mu oczy i ścisnął mocniej dłoń na jej fryzurze. Chciałby powiedzieć coś więcej, lecz nie był w stanie. Po prostu przywłaszczył sobie demonicę blisko siebie i ze spuszczoną głową nie odzywał się. Bał się najgorszego scenariusza, a teraz kiedy inni są na innej planecie, kiedy każdy zajmuje się swoimi sprawami - nikt inny nie wesprze June, jeśli on miał zakaz. Jakoś nie mógł puścić dziewczyny z zasięgu ręki i milcząc stał jak kołek. Eh, nigdy nie był dobry w te klocki...
- GośćGość
Re: Wielkie jezioro
Wto Wrz 09, 2014 5:13 pm
W jej prośbie było więcej dumy niż troski o innych. Mówiąc, by Red się nie wtrącał, nawet gdyby miało to oznaczać śmierć June, kierowała się własnym ego. Wojownik, który nie dość, że przegrywa, a jeszcze zostaje uratowany to dupa, a nie wojownik. Hańba, dlatego tym razem chce rozegrać to wszystko całkiem sama. Nie ma już Shigo, więc nie będzie musiała się hamować. Jest tak ukryty, że Rikimaru jakby chciał, to by go nie znalazł. Nie ma szans.
Oczywiście, martwiła się o Red'a. To było w drugiej kolejności powodem, dla którego nie chciała jego interwencji. Jeżeli by stało mu się coś złego, nie mogłaby sobie tego wybaczyć. Już sporo wycierpiał, przyjmując na siebie złą magię Majin. Nie powinien znów przez to przechodzić, skoro to nie jego porachunki.
Oczy rudowłosej otworzyły się szeroko, gdy Red postanowił ją do siebie przytulić. Chwilowe wielkie zdziwienie po usłyszeniu pokrzepiających słów, zamieniło się w szczęście oraz rumieniec na twarzy. Nie musiał mówić dużo, to w zupełności wystarczyło. Przymrużyła oczy, zabłyszczały od nalatujących łez, które jednak nie spłynęły jej po policzkach. Wchłonęła je, mrugając szybko powiekami nim zdążył zobaczyć je demon.
Początkowo była nieco sztywna, lecz po chwili odwzajemniła uścisk, otulając jego plecy swoimi dłońmi. Znów przyjemne ciepło rozeszło się z ciała June, lecz tym razem nie towarzyszyły temu żadne światła czy aury. Była gorącą dziewczyną, a co!
Po jakimś czasie powoli odsunęła się od mężczyzny. Przesunęła obie ręce na jego policzki, a wzrok utkwiła w jego kolorowych patrzałkach. Kciuki, delikatnie uniosły kąciki ust w górę, symulując uśmiech.
___ - Nie bój się uśmiechu. Przystojny jesteś z nim. - sama również przyozdobiła się tą emocją, przechylając lekko rudą głowę na bok - Chodź. - powiedziała nagle, chwytając go za nadgarstek. Pociągnęła go za sobą, wylecieli z kruchego domku i pognali w stronę chmur. Przestało padać oraz wiać, lecz uciążliwe ciemne obłoki wciąż znajdowały się na niebie, nie przepuszczając żadnego promyczka słońca. Wlecieli w gęstwinę mgły, a następnie powiedziała demonowi, by wraz z nią użyli kiaiho. Po odliczeniu trzech sekund, zrobili to (złe myśli xD) w jednej chwili, a wtedy wszystkie chmury rozeszły się w okolicy całego jeziora. Nad nimi było czysto, a słońce znów zaczęło ogrzewać okolicę. Złote oczy June z fascynacją przyglądały się temu pięknemu krajobrazowi. Mokra roślinność pięknie błyszczała w świetle, a tuż za nimi rozciągała się kolorowa tęcza.
___ - Red. - powiedziała, a gdy tylko demon odwrócił głowę w jej stronę.... dostał ki blastem prosto w twarz. Nie mogła się powstrzymać od wybuchu śmiechu. Lewitując wciąż w powietrzu, zaczęła śmiać się głośno, trzymając za brzuch. Oj, chyba się jej dostanie za tą zadziorność!
OOC
Wybacz za moją beznadziejność z postami. Dłuższych nie mogę.
Oczywiście, martwiła się o Red'a. To było w drugiej kolejności powodem, dla którego nie chciała jego interwencji. Jeżeli by stało mu się coś złego, nie mogłaby sobie tego wybaczyć. Już sporo wycierpiał, przyjmując na siebie złą magię Majin. Nie powinien znów przez to przechodzić, skoro to nie jego porachunki.
Oczy rudowłosej otworzyły się szeroko, gdy Red postanowił ją do siebie przytulić. Chwilowe wielkie zdziwienie po usłyszeniu pokrzepiających słów, zamieniło się w szczęście oraz rumieniec na twarzy. Nie musiał mówić dużo, to w zupełności wystarczyło. Przymrużyła oczy, zabłyszczały od nalatujących łez, które jednak nie spłynęły jej po policzkach. Wchłonęła je, mrugając szybko powiekami nim zdążył zobaczyć je demon.
Początkowo była nieco sztywna, lecz po chwili odwzajemniła uścisk, otulając jego plecy swoimi dłońmi. Znów przyjemne ciepło rozeszło się z ciała June, lecz tym razem nie towarzyszyły temu żadne światła czy aury. Była gorącą dziewczyną, a co!
Po jakimś czasie powoli odsunęła się od mężczyzny. Przesunęła obie ręce na jego policzki, a wzrok utkwiła w jego kolorowych patrzałkach. Kciuki, delikatnie uniosły kąciki ust w górę, symulując uśmiech.
___ - Nie bój się uśmiechu. Przystojny jesteś z nim. - sama również przyozdobiła się tą emocją, przechylając lekko rudą głowę na bok - Chodź. - powiedziała nagle, chwytając go za nadgarstek. Pociągnęła go za sobą, wylecieli z kruchego domku i pognali w stronę chmur. Przestało padać oraz wiać, lecz uciążliwe ciemne obłoki wciąż znajdowały się na niebie, nie przepuszczając żadnego promyczka słońca. Wlecieli w gęstwinę mgły, a następnie powiedziała demonowi, by wraz z nią użyli kiaiho. Po odliczeniu trzech sekund, zrobili to (złe myśli xD) w jednej chwili, a wtedy wszystkie chmury rozeszły się w okolicy całego jeziora. Nad nimi było czysto, a słońce znów zaczęło ogrzewać okolicę. Złote oczy June z fascynacją przyglądały się temu pięknemu krajobrazowi. Mokra roślinność pięknie błyszczała w świetle, a tuż za nimi rozciągała się kolorowa tęcza.
___ - Red. - powiedziała, a gdy tylko demon odwrócił głowę w jej stronę.... dostał ki blastem prosto w twarz. Nie mogła się powstrzymać od wybuchu śmiechu. Lewitując wciąż w powietrzu, zaczęła śmiać się głośno, trzymając za brzuch. Oj, chyba się jej dostanie za tą zadziorność!
OOC
Wybacz za moją beznadziejność z postami. Dłuższych nie mogę.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wielkie jezioro
Sro Wrz 10, 2014 1:35 pm
Cokolwiek było motywem takiej a nie innej postawy, wskazywało na odwagę Złotookiej. Nie każdy pyszałek dałby radę sam zaproponować coś takiego. Prędzej nie wspominałby o możliwości odsieczy niżeli o całkowitym zakazie. Tutaj June zyskała uznanie w oczach demona, nawet jeśli kryło się pod tym wszystkim egoistyczne zachowanie.
W sumie na swój sposób teraz to Red zachował się samolubnie, bo nie zyskawszy zgody dziewczyny objął ją i zbliżył do torsu. Przez sen nie mogła kontrolować swojego położenia i tulenie mogło być przypadkiem, lecz teraz mogła nie życzyć sobie obściskiwania. Ale to tak wszystko wyszło impulsywnie, tak spontanicznie - nie chciał skrzywdzić ślicznotki. Musiała mu to wybaczyć, skoro sama ostrożnie objęła go dłońmi i ogrzewała tym przyjemnym ciepełkiem, które emanowało z jej ciała. Bardzo kojące uczucie, w innych okolicznościach można byłoby się rozluźnić maksymalnie.
Poczuł jak ręce June wędrowały z pleców i objęły owal twarzy demona, by zaraz... mieć wetknięte kciuki w kąciki ust, a później jeszcze bardziej zdziwiony wysłuchał komentarza dziewczyny spoglądając na nią jak na ducha.
>Huh?
Przy-przystojny? Trudno było dostrzec rumieńce na twarzy Reda, ale zjawiły się tuż po tym, jak dziewczyna oznajmiła, że z radosnym obliczem może być przystojny. Nie wiedział czy to żart czy prawda, jednak speszył się znacząco. Nawet pociągnięcie go za nadgarstek nie pomogło mu się otrząsnąć ze skrępowania. Dopiero przypadkowe chluśnięcie powietrzem dzięki technice Kiaiho ze strony towarzyszki przywróciło mu trzeźwiejsze myślenie. Ale... czemu demonica zachowała się w taki sposób? Huh, później o tym pomyśli, bo nad ich głowami wisiało zadanie.
Rozprawienie się z chmurami było formą zabawy, w którą zaangażował się z początku na serio, lecz zdał sobie sprawę, iż demonica nie wzięła się za Kiaiho tylko pod wpływem treningu. Rozluźnił się i goniąc wraz z przyjaciółką po niebie rozpierzchli obłoki na boki, a niektóre nawet wyeliminowali całkowicie. Piękna pogoda i tęcza dodała urokowi miejscówce, której tafla wody odbijała refleksy i kolory łuku na sklepieniu niebieskim. Widział jak June podziwiała także metamorfozę sacrum i musiał przyznać, że miała ku temu powody.
Sam zaczął obserwować zmiany na lepsze, dopóki nie usłyszał głosu dziewczyny. Od razu skręcił głową w jej kierunki i wygięła mu się głowa na bok od uderzenia Ki Blastem. Może nie bolało specjalnie, lecz "ugryzła" mu policzek atakiem, więc musiał naprawić ubytki. Tak machinalnie wycofał się o kilka metrów w tył ze spuszczoną głową i nasłuchując się śmiechom-chichom Ogoniastej. Kiedy odkrył spory ubytek na twarzy nabrał więcej powietrza w usta i "wypchnął" policzek z powrotem na swoje miejsce z głębin jamy ustnej. Nie było mu do śmiechu, przynajmniej nie w pierwszej chwili, dlatego chciał przygotować zemstę za kawał z Ki Blastem. Najpierw odsunął rękę na bok, a w ręce tworzyła się podobna kula energii, chociaż błysnęło mu po oczach coś, o czym prawie zapomniał. Biżuteria na szyi demonicy przypomniała mu o tym skąd ją miała i jaką moc skrywała. Teraz mógł już się odegrać za żarcik!
Jego "ofiara" lewitowała ze śmiechem nad jeziorem, toteż efekt będzie podwójnie dotkliwy. W dłoni wciąż migała czarna kula Ki, którą w mig zniwelował i podnosząc wzrok znad grzywki wyjawił na skórze Rudowłosej podstęp. Na jej własnej skórze.
>Osuwari!
Krzyknął nagle ujawniając w ten sposób swój plan* i z tym samym upiornym uśmieszkiem, który w połączeniu z przenikliwym spojrzeniem wydawał się być bardziej straszny niżeli wywołany entuzjazmem. Przy namowie demonicy spróbował jednak popracować nad wyrażaniem emocji, ćwiczenie uśmiechu też wchodziło w grę. Teraz tylko poczekać i zobaczyć jaki będzie rezultat zaklęcia naszyjnika, w połączeniu z rozbawioną do łez dziewczyną i wielkim jeziorem pod spodem. Hehehe!
Ooc:
Przynajmniej akcja szybko się toczy dzięki krótszym postom : )
* nie do końca swój, SMS od June mi pomógł xD
W sumie na swój sposób teraz to Red zachował się samolubnie, bo nie zyskawszy zgody dziewczyny objął ją i zbliżył do torsu. Przez sen nie mogła kontrolować swojego położenia i tulenie mogło być przypadkiem, lecz teraz mogła nie życzyć sobie obściskiwania. Ale to tak wszystko wyszło impulsywnie, tak spontanicznie - nie chciał skrzywdzić ślicznotki. Musiała mu to wybaczyć, skoro sama ostrożnie objęła go dłońmi i ogrzewała tym przyjemnym ciepełkiem, które emanowało z jej ciała. Bardzo kojące uczucie, w innych okolicznościach można byłoby się rozluźnić maksymalnie.
Poczuł jak ręce June wędrowały z pleców i objęły owal twarzy demona, by zaraz... mieć wetknięte kciuki w kąciki ust, a później jeszcze bardziej zdziwiony wysłuchał komentarza dziewczyny spoglądając na nią jak na ducha.
>Huh?
Przy-przystojny? Trudno było dostrzec rumieńce na twarzy Reda, ale zjawiły się tuż po tym, jak dziewczyna oznajmiła, że z radosnym obliczem może być przystojny. Nie wiedział czy to żart czy prawda, jednak speszył się znacząco. Nawet pociągnięcie go za nadgarstek nie pomogło mu się otrząsnąć ze skrępowania. Dopiero przypadkowe chluśnięcie powietrzem dzięki technice Kiaiho ze strony towarzyszki przywróciło mu trzeźwiejsze myślenie. Ale... czemu demonica zachowała się w taki sposób? Huh, później o tym pomyśli, bo nad ich głowami wisiało zadanie.
Rozprawienie się z chmurami było formą zabawy, w którą zaangażował się z początku na serio, lecz zdał sobie sprawę, iż demonica nie wzięła się za Kiaiho tylko pod wpływem treningu. Rozluźnił się i goniąc wraz z przyjaciółką po niebie rozpierzchli obłoki na boki, a niektóre nawet wyeliminowali całkowicie. Piękna pogoda i tęcza dodała urokowi miejscówce, której tafla wody odbijała refleksy i kolory łuku na sklepieniu niebieskim. Widział jak June podziwiała także metamorfozę sacrum i musiał przyznać, że miała ku temu powody.
Sam zaczął obserwować zmiany na lepsze, dopóki nie usłyszał głosu dziewczyny. Od razu skręcił głową w jej kierunki i wygięła mu się głowa na bok od uderzenia Ki Blastem. Może nie bolało specjalnie, lecz "ugryzła" mu policzek atakiem, więc musiał naprawić ubytki. Tak machinalnie wycofał się o kilka metrów w tył ze spuszczoną głową i nasłuchując się śmiechom-chichom Ogoniastej. Kiedy odkrył spory ubytek na twarzy nabrał więcej powietrza w usta i "wypchnął" policzek z powrotem na swoje miejsce z głębin jamy ustnej. Nie było mu do śmiechu, przynajmniej nie w pierwszej chwili, dlatego chciał przygotować zemstę za kawał z Ki Blastem. Najpierw odsunął rękę na bok, a w ręce tworzyła się podobna kula energii, chociaż błysnęło mu po oczach coś, o czym prawie zapomniał. Biżuteria na szyi demonicy przypomniała mu o tym skąd ją miała i jaką moc skrywała. Teraz mógł już się odegrać za żarcik!
Jego "ofiara" lewitowała ze śmiechem nad jeziorem, toteż efekt będzie podwójnie dotkliwy. W dłoni wciąż migała czarna kula Ki, którą w mig zniwelował i podnosząc wzrok znad grzywki wyjawił na skórze Rudowłosej podstęp. Na jej własnej skórze.
>Osuwari!
Krzyknął nagle ujawniając w ten sposób swój plan* i z tym samym upiornym uśmieszkiem, który w połączeniu z przenikliwym spojrzeniem wydawał się być bardziej straszny niżeli wywołany entuzjazmem. Przy namowie demonicy spróbował jednak popracować nad wyrażaniem emocji, ćwiczenie uśmiechu też wchodziło w grę. Teraz tylko poczekać i zobaczyć jaki będzie rezultat zaklęcia naszyjnika, w połączeniu z rozbawioną do łez dziewczyną i wielkim jeziorem pod spodem. Hehehe!
Ooc:
Przynajmniej akcja szybko się toczy dzięki krótszym postom : )
* nie do końca swój, SMS od June mi pomógł xD
- GośćGość
Re: Wielkie jezioro
Sro Wrz 10, 2014 3:05 pm
Demonica nie mogła opanować padaczki śmiechu, jaka ją nawiedziła po "komicznym" jak dla niej żarcie z Ki Blastem. Musiało to bardzo zirytować Red'a, który postanowił zrewanżować się równie wrednym żarcikiem. Gdy tylko usłyszała magiczne słowo "osuwari", otworzyła szeroko oczy, które miały w sobie ciut przerażenia:
___ - Hahahahaha o-o-ooo! - zobaczyła jak tylko fioletowy naszyjnik pojawia się na jej szyi i świecąc pociąga ją z całej swojej siły w dół. Zdziwienie uniemożliwiło jej jakąkolwiek reakcję, dlatego chlusnęła prosto w jezioro, mącąc spokojną jak do tej pory wodę. Przez chwilę nie wypływała, lecz jakąś minutę później miejsce, w którym dziewczyna wylądowała zaczęło wrzeć, a następnie wyleciała z niego jak strzała wystrzelona z kuszy. Już się nie śmiała, ale nadal było to wszystko zabawne. Nie odebrała to jako ataku, lecz jako dobry żart. No, to mu się udało.
___ - Zupełnie o nim zapomniałam. - powiedziała z uśmiechem na twarzy, przypatrując się biżuterii. Wciąż był doskonałym stanie. Połyskujące fioletowe koraliki odbijały jej zniekształcony obraz, a kły wydawały się być jak z marmuru. Całkiem fajna błyskotka, ale nie fajnie było pod jej działaniem lądować na ziemi. Lewitując, zaczęła się szarpać z tym zdzierstwem, lecz ten pod żadną siłą nie chciał zejść. Na wysokości uszu zaczął świecić i nie drgnął dalej, ani o milimetr - A niech to! Wygrałeś. - krzyknęła, a następnie ukryła ponownie naszyjnik pod swoją skórą. Jeszcze znajdzie sposób, by go zdjąć.
___ - Mam to odebrać jako zaczepkę do sparringu, hę? - oparła ręce o biodra, a następnie przechyliła lekko głowę na bok. Spojrzała na młodzieńca z delikatnym uśmieszkiem osiedlowego cwaniaczka. Rikimaru mógł poczekać, na razie nie rozrabia za bardzo, więc nie ma powodu, by do niego lecieć na złamanie karku. Jeśli się pobawi to się nic wielkiego nie stanie, prawda? Uwielbiała łomotać się z Red'em. Brat rasy był dla niej idealnym przeciwnikiem, mogli się od siebie wiele wzajemnie nauczyć, wymieniając się technikami, lub coś w tym stylu.
Dziwne energie wibrowały gdzieś w stronę południa. Czuła tam coś dziwnego, dziwnie znajomego, ale też obcego. Chepri w jednej chwili urósł w siłę do około stu tysięcy jednostek, a jakaś dziwna istota rzucała się z stosiedemdziesięcioma tysiącami jednostek. To już był kawał przeciwnika. Śmierdział Braską, ale to mogło być tylko wrażenie ze względu na siłę mocy. Nie wyczuwała swojego ojca, więc nie widziała sensu w tym, by się mieszać w nieswoje sprawy. Może... w krytycznej sytuacji się tam wkopie, ale wolała się trzymać z daleka. Martwiła się jedynie czy tamten nieznajomy demon nie zechce niszczyć tej pięknej planety. Jeżeli coś takiego zrobi, stanie w obronie Ziemii, nie zważając na to, czy się miesza w coś ważnego czy też nie. Będzie bronić tej planety, bo tu jest dom jej syna i najbliższych przyjaciół. Ich tu teraz nie ma, więc June musi się poczuć zobowiązana do takich rzeczy. W końcu się na coś może przyda.
Mokra skóra, włosy oraz ubranie demonicy wysuszyło się szybko pod wpływem jej gorącej aury. Nie chciała się przeziębić, mogłoby to jej przeszkadzać w walce.
___ - Hahahahaha o-o-ooo! - zobaczyła jak tylko fioletowy naszyjnik pojawia się na jej szyi i świecąc pociąga ją z całej swojej siły w dół. Zdziwienie uniemożliwiło jej jakąkolwiek reakcję, dlatego chlusnęła prosto w jezioro, mącąc spokojną jak do tej pory wodę. Przez chwilę nie wypływała, lecz jakąś minutę później miejsce, w którym dziewczyna wylądowała zaczęło wrzeć, a następnie wyleciała z niego jak strzała wystrzelona z kuszy. Już się nie śmiała, ale nadal było to wszystko zabawne. Nie odebrała to jako ataku, lecz jako dobry żart. No, to mu się udało.
___ - Zupełnie o nim zapomniałam. - powiedziała z uśmiechem na twarzy, przypatrując się biżuterii. Wciąż był doskonałym stanie. Połyskujące fioletowe koraliki odbijały jej zniekształcony obraz, a kły wydawały się być jak z marmuru. Całkiem fajna błyskotka, ale nie fajnie było pod jej działaniem lądować na ziemi. Lewitując, zaczęła się szarpać z tym zdzierstwem, lecz ten pod żadną siłą nie chciał zejść. Na wysokości uszu zaczął świecić i nie drgnął dalej, ani o milimetr - A niech to! Wygrałeś. - krzyknęła, a następnie ukryła ponownie naszyjnik pod swoją skórą. Jeszcze znajdzie sposób, by go zdjąć.
___ - Mam to odebrać jako zaczepkę do sparringu, hę? - oparła ręce o biodra, a następnie przechyliła lekko głowę na bok. Spojrzała na młodzieńca z delikatnym uśmieszkiem osiedlowego cwaniaczka. Rikimaru mógł poczekać, na razie nie rozrabia za bardzo, więc nie ma powodu, by do niego lecieć na złamanie karku. Jeśli się pobawi to się nic wielkiego nie stanie, prawda? Uwielbiała łomotać się z Red'em. Brat rasy był dla niej idealnym przeciwnikiem, mogli się od siebie wiele wzajemnie nauczyć, wymieniając się technikami, lub coś w tym stylu.
Dziwne energie wibrowały gdzieś w stronę południa. Czuła tam coś dziwnego, dziwnie znajomego, ale też obcego. Chepri w jednej chwili urósł w siłę do około stu tysięcy jednostek, a jakaś dziwna istota rzucała się z stosiedemdziesięcioma tysiącami jednostek. To już był kawał przeciwnika. Śmierdział Braską, ale to mogło być tylko wrażenie ze względu na siłę mocy. Nie wyczuwała swojego ojca, więc nie widziała sensu w tym, by się mieszać w nieswoje sprawy. Może... w krytycznej sytuacji się tam wkopie, ale wolała się trzymać z daleka. Martwiła się jedynie czy tamten nieznajomy demon nie zechce niszczyć tej pięknej planety. Jeżeli coś takiego zrobi, stanie w obronie Ziemii, nie zważając na to, czy się miesza w coś ważnego czy też nie. Będzie bronić tej planety, bo tu jest dom jej syna i najbliższych przyjaciół. Ich tu teraz nie ma, więc June musi się poczuć zobowiązana do takich rzeczy. W końcu się na coś może przyda.
Mokra skóra, włosy oraz ubranie demonicy wysuszyło się szybko pod wpływem jej gorącej aury. Nie chciała się przeziębić, mogłoby to jej przeszkadzać w walce.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wielkie jezioro
Czw Wrz 11, 2014 2:08 pm
Mokra demonica wciąż miała humor, nawet jak w taki bezczelny sposób zyskała dodatkową kąpiel. Wyglądała zabawnie z posklejanymi kudełkami i wygrażającą się miną. Zrozumiał już, żeby wszystkiego nie brać na poważnie. Pogróżki i to kto wygrał czy przegrał nie miały znaczenia. Oboje byli chociaż na jakiś czas odprężeni.
Podrapał się w tyle głowy z dużym uśmiechem, tym razem naprawdę przyjemnym dla oka. Taka chwila rozrywki z kimś mu pokrewnym - zarówno rasowo jak i zachowaniem - bardzo pomogła pozbyć się na moment zmartwień i odsapnąć od spięcia. Przynajmniej na kilka minut. Jeszcze daleko było do pełni szczęścia, lecz dzięki Rudowłosej ślicznotce poczynił spore postępy. Nawet myśl o sparringu w tej chwili traktował jako formę zabawy.
>Czemu nie?
Uśmiech na twarzy nie utrzymał się długo, ale i tak pobił swój dotychczasowy rekord wielokroć w towarzystwie June. Musiał spoważnieć, gdyż sytuacja tego wymagała. A jaka? Patrolowanie mocy dookoła przyniosło niespodziewany rezultat. Dziwne, że... energia Rikimaru zgasła tak nagle. Musiał się maskować, ale gdzie teraz jest? Nie, wcale nie uśpił swojej czujności, wręcz przeciwnie. Na pewno nie zginął, nie wyśledził też, by opuszczał planetę (a jeśli to zrobił, to jak już wyciszył aurę). A to skurczybyk, możliwe, że szykuje jakąś grubszą akcję i nie chce, by do tej pory ktoś mu przeszkodził. Tuż po sparringu muszą wyciszyć Ki i zmienić miejsce pobytu. Rikimaru nienawidzi demonów, dlatego nie może dowiedzieć się, że June i Red nie będą w pełnej formie. Z takim przeciwnikiem nie ma żartów.
W dodatku dookoła przyuważył inne moce, znajome i mniej, które to rosną, to maleją. Wskazywały na walkę. Demonica także spoglądała w tamtym kierunku, czyli wiedziała co się święci.
>June? -zagadnął po minucie milczenia, bynajmniej po to by zaczepić Ki Blastem koleżankę, jak ta poprzednio- Jak walczyłem z Rikimaru, ciągle wypowiadał imię Twojego ojca. Nie wiesz czego mógł chcieć od niego?
Specjalnie wspomniał o Arcydemonie, gdyż chciał zbadać relacje June wobec niego. Trzymał się od niego z dala, ale jeśli to tylko przez niego Rikimaru wszczynał bójki, to cóż... właściwie jak tak teraz o tym pomyślał, Braska może nie być zadowolony z tego, że jego córka przebywa w towarzystwie Reda. Rozstali się w najmniej przyjazny sposób - dla młodzieńca oczywiście. Niemniej, jeśli córka z ojcem są po przeciwnej stronie, wystarczyłoby wyeliminować punkt zapalny. Ha, łatwiej rzec - potęga Braski była ogromna. Oczywiście nie znał obecnej sytuacji, lecz wspomnienia mocno podkolorowywały jego dokonania. Szukał alternatyw zaniechania sztuczek ze strony Granatowłosego wojownika z genami demona, a to właśnie Władca Demonów mógł być kluczem do rozwiązania zagadki. Zawsze można było spróbować najpierw po dobroci, lecz wątpił, aby Braska poszedł na ugodę.
Odsunął się na dystans dziesięciu metrów lewitując w powietrzu i spoglądając uważnie na przyjaciółkę w międzyczasie oczekiwał odpowiedzi na pytanie i skupiając w sobie energię do stoczenia pojedynku.
>Zaczynaj.
Podrapał się w tyle głowy z dużym uśmiechem, tym razem naprawdę przyjemnym dla oka. Taka chwila rozrywki z kimś mu pokrewnym - zarówno rasowo jak i zachowaniem - bardzo pomogła pozbyć się na moment zmartwień i odsapnąć od spięcia. Przynajmniej na kilka minut. Jeszcze daleko było do pełni szczęścia, lecz dzięki Rudowłosej ślicznotce poczynił spore postępy. Nawet myśl o sparringu w tej chwili traktował jako formę zabawy.
>Czemu nie?
Uśmiech na twarzy nie utrzymał się długo, ale i tak pobił swój dotychczasowy rekord wielokroć w towarzystwie June. Musiał spoważnieć, gdyż sytuacja tego wymagała. A jaka? Patrolowanie mocy dookoła przyniosło niespodziewany rezultat. Dziwne, że... energia Rikimaru zgasła tak nagle. Musiał się maskować, ale gdzie teraz jest? Nie, wcale nie uśpił swojej czujności, wręcz przeciwnie. Na pewno nie zginął, nie wyśledził też, by opuszczał planetę (a jeśli to zrobił, to jak już wyciszył aurę). A to skurczybyk, możliwe, że szykuje jakąś grubszą akcję i nie chce, by do tej pory ktoś mu przeszkodził. Tuż po sparringu muszą wyciszyć Ki i zmienić miejsce pobytu. Rikimaru nienawidzi demonów, dlatego nie może dowiedzieć się, że June i Red nie będą w pełnej formie. Z takim przeciwnikiem nie ma żartów.
W dodatku dookoła przyuważył inne moce, znajome i mniej, które to rosną, to maleją. Wskazywały na walkę. Demonica także spoglądała w tamtym kierunku, czyli wiedziała co się święci.
>June? -zagadnął po minucie milczenia, bynajmniej po to by zaczepić Ki Blastem koleżankę, jak ta poprzednio- Jak walczyłem z Rikimaru, ciągle wypowiadał imię Twojego ojca. Nie wiesz czego mógł chcieć od niego?
Specjalnie wspomniał o Arcydemonie, gdyż chciał zbadać relacje June wobec niego. Trzymał się od niego z dala, ale jeśli to tylko przez niego Rikimaru wszczynał bójki, to cóż... właściwie jak tak teraz o tym pomyślał, Braska może nie być zadowolony z tego, że jego córka przebywa w towarzystwie Reda. Rozstali się w najmniej przyjazny sposób - dla młodzieńca oczywiście. Niemniej, jeśli córka z ojcem są po przeciwnej stronie, wystarczyłoby wyeliminować punkt zapalny. Ha, łatwiej rzec - potęga Braski była ogromna. Oczywiście nie znał obecnej sytuacji, lecz wspomnienia mocno podkolorowywały jego dokonania. Szukał alternatyw zaniechania sztuczek ze strony Granatowłosego wojownika z genami demona, a to właśnie Władca Demonów mógł być kluczem do rozwiązania zagadki. Zawsze można było spróbować najpierw po dobroci, lecz wątpił, aby Braska poszedł na ugodę.
Odsunął się na dystans dziesięciu metrów lewitując w powietrzu i spoglądając uważnie na przyjaciółkę w międzyczasie oczekiwał odpowiedzi na pytanie i skupiając w sobie energię do stoczenia pojedynku.
>Zaczynaj.
- GośćGość
Re: Wielkie jezioro
Sro Wrz 17, 2014 2:48 pm
Weź, mój mózg mówił mi, że już odpisałam. @.@ Wczoraj się zorientowałam, że nie! Baaaaka June!
Oboje przez jakiś czas stali w milczeniu, ogarniając uważnie co dzieje się wokół. Było ciekawie, ale w końcu trzeba było zejść na ziemię. Takim zejściem dla June było usłyszenie swojego imienia. Zwróciła głowę w kierunku przyjaciela, a wtedy dostała KI blastem, który osmolił jej piękną buźkę. Już chciała krzyczeć na Red'a, ale usłyszała, co ma do powiedzenia i zaniechała zemsty. Zamiast tego, umyła swoją twarz w jeziorze. Jego pytanie nieco ją zadziwiło. Przez chwilę musiała się zastanowić nad odpowiedzią. Złożyła ręce pod piersiami, głęboko myśląc. Musiała sobie przypomnieć co takiego mówił jej Braska gdy do niego wpadła:
___ - Ojciec mówił mi, że ktoś chce go zdetronizować. No wiesz, zrzucić ze stołka Króla Demonów, najzwyczajniej w świecie zabić. Nie jestem pewna, ale to chyba chodziło o Rikimaru, tak myślę. Nic więcej nie wiem, jestem tak samo zielona jak ty. Byłam za bardzo zajęta swoimi sprawami by móc zastanawiać się nad innymi. - odpowiedziała w końcu, drapiąc swój policzek jednym palcem. No, ale teraz było coś o wiele fajniejszego niż pogaduszki o jej ojczulku. Demonica słysząc magiczne słowa "zaczynaj" drgnęła. Ogniki zapału pojawiły się w jej bursztynowych, dużych oczach. Spoglądała nimi zafascynowana na Red'a, powoli ustawiając się w pozycji do ataku. Jej bordowy ogon delikatnie majtał się na boki, a powietrze na dwa metry wokół rudowłosej stało się bardzo ciężkie, tak, że nie było prawie czym oddychać. Coś jak w garnku pod przykrywką, na wysokim ogniu.
Wzięła w płuca dwa głębokie wdechy, a następnie wystrzeliła w kierunku demona. Będąc tuż przed nim, nagle zniknęła by pojawić się nad nim, uderzając z zaplecionych ze sobą dłoni (tak zwany "młot") prosto w głowę przeciwnika.
___ - Mała rozgrzewka dobrze mi zrobi. - powiedziała.
Edit:
June była bardzo dobrym celem, zatrzymała się, a głowę skierowała w stronę miasta. Poczuła tam znajomą moc, to był Rikimaru. Zacisnęła pięści, a następnie spojrzała na Red'a.
___ - Będziesz musiał mi wybaczyć. - ukłoniła się, a następnie poleciała w stronę owej mocy.
[i]Z tematu (wybacz!)[i]
Oboje przez jakiś czas stali w milczeniu, ogarniając uważnie co dzieje się wokół. Było ciekawie, ale w końcu trzeba było zejść na ziemię. Takim zejściem dla June było usłyszenie swojego imienia. Zwróciła głowę w kierunku przyjaciela, a wtedy dostała KI blastem, który osmolił jej piękną buźkę. Już chciała krzyczeć na Red'a, ale usłyszała, co ma do powiedzenia i zaniechała zemsty. Zamiast tego, umyła swoją twarz w jeziorze. Jego pytanie nieco ją zadziwiło. Przez chwilę musiała się zastanowić nad odpowiedzią. Złożyła ręce pod piersiami, głęboko myśląc. Musiała sobie przypomnieć co takiego mówił jej Braska gdy do niego wpadła:
___ - Ojciec mówił mi, że ktoś chce go zdetronizować. No wiesz, zrzucić ze stołka Króla Demonów, najzwyczajniej w świecie zabić. Nie jestem pewna, ale to chyba chodziło o Rikimaru, tak myślę. Nic więcej nie wiem, jestem tak samo zielona jak ty. Byłam za bardzo zajęta swoimi sprawami by móc zastanawiać się nad innymi. - odpowiedziała w końcu, drapiąc swój policzek jednym palcem. No, ale teraz było coś o wiele fajniejszego niż pogaduszki o jej ojczulku. Demonica słysząc magiczne słowa "zaczynaj" drgnęła. Ogniki zapału pojawiły się w jej bursztynowych, dużych oczach. Spoglądała nimi zafascynowana na Red'a, powoli ustawiając się w pozycji do ataku. Jej bordowy ogon delikatnie majtał się na boki, a powietrze na dwa metry wokół rudowłosej stało się bardzo ciężkie, tak, że nie było prawie czym oddychać. Coś jak w garnku pod przykrywką, na wysokim ogniu.
Wzięła w płuca dwa głębokie wdechy, a następnie wystrzeliła w kierunku demona. Będąc tuż przed nim, nagle zniknęła by pojawić się nad nim, uderzając z zaplecionych ze sobą dłoni (tak zwany "młot") prosto w głowę przeciwnika.
___ - Mała rozgrzewka dobrze mi zrobi. - powiedziała.
Edit:
June była bardzo dobrym celem, zatrzymała się, a głowę skierowała w stronę miasta. Poczuła tam znajomą moc, to był Rikimaru. Zacisnęła pięści, a następnie spojrzała na Red'a.
___ - Będziesz musiał mi wybaczyć. - ukłoniła się, a następnie poleciała w stronę owej mocy.
[i]Z tematu (wybacz!)[i]
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wielkie jezioro
Pią Paź 24, 2014 9:28 pm
Pomachał w kierunku odlatującej June mając po cichu nadzieję, że dopnie swego. Wierzył w nią, miała olbrzymi potencjał, tylko trening czyni mistrza. Możliwe, że po tym jak stała się matką dla dziecka musiała więcej czasu poświęcać dla maluszka niż na ćwiczenia. I pewnie tylko dlatego przegrała starcie z Rikimaru i stąd chciała wyrównać porachunki. Po sparingu mógł stwierdzić, iż doskonale nadrabia zaległości, poszerzyła arsenał broni i wzmocniła się nie tylko pod względem odporności, ale również siły i szybkości. Nie gardziła energią "klepiąc" demona na lewo i prawo.
Teraz pozostał sam, z otarciami od rozgrzewki demonicy przed prawdziwym rywalem.
Nawet energie April, Kuro i Hikaru zniknęły z powierzchni Ziemi, a w ślad za nią energia Kaede. Spojrzał ku niebu, gdzie wyczuwał obie moce: Rikimaru i June. Miał nie interweniować, i tak też uczynił. Ściszył swoją aurę do zera, więc tylko ktoś kto znał poprzednio znał położenie Reda mógł go odnaleźć przy tym samym jeziorze, gdzie dowiedział się o zaginięciu Shigo i o zamiarach pół-demona wobec Braski. Wziął do serca radę June, by zaczął się skupiać na sobie, nie tylko na innych. Złote rogi zalśniły ostatni raz w blasku Księżyca, który jeszcze widniał na nocnym niebie, po czym demon odwrócił się na pięcie i zaszył się w pobliskim lesie. Przemierzał z wolna las i rozglądał się za dogodnym miejscem na regenerację, a w późniejszym czasie - na regenerację. Chciał pierwotnie wrócić do cukrowej chatki, lecz zwierzęta połakomiły się i zjadły schronienie podczas sparingu "krewniaków". Miał szczęście - podobnie jak w przypadku dziewczyny (oczywiście w innym wymiarze czasowym) odnalazł grotę, gdzie było sucho i ciemno. Bez towarzystwa zwierząt powędrował wgłąb jamy i tam zasiadł po turecku poddając się medytacjom. Czarne motyle raz na jakiś czas ulatywały dookoła jego głowy, zwłaszcza wtedy, gdy tracił koncentrację na rzecz bezwiednego wyczuwania co dzieje się poza skrytym miejscem. Ale za dwie godziny już zupełnie oderwał się od rzeczywistości i wydawało się, że zasnął na siedząco.
[Post treningowy - pierwszy... nie wiem kiedy ostatni...]
Gomene że tak późno... i mało... nie mam za bardzo weny...
Teraz pozostał sam, z otarciami od rozgrzewki demonicy przed prawdziwym rywalem.
Nawet energie April, Kuro i Hikaru zniknęły z powierzchni Ziemi, a w ślad za nią energia Kaede. Spojrzał ku niebu, gdzie wyczuwał obie moce: Rikimaru i June. Miał nie interweniować, i tak też uczynił. Ściszył swoją aurę do zera, więc tylko ktoś kto znał poprzednio znał położenie Reda mógł go odnaleźć przy tym samym jeziorze, gdzie dowiedział się o zaginięciu Shigo i o zamiarach pół-demona wobec Braski. Wziął do serca radę June, by zaczął się skupiać na sobie, nie tylko na innych. Złote rogi zalśniły ostatni raz w blasku Księżyca, który jeszcze widniał na nocnym niebie, po czym demon odwrócił się na pięcie i zaszył się w pobliskim lesie. Przemierzał z wolna las i rozglądał się za dogodnym miejscem na regenerację, a w późniejszym czasie - na regenerację. Chciał pierwotnie wrócić do cukrowej chatki, lecz zwierzęta połakomiły się i zjadły schronienie podczas sparingu "krewniaków". Miał szczęście - podobnie jak w przypadku dziewczyny (oczywiście w innym wymiarze czasowym) odnalazł grotę, gdzie było sucho i ciemno. Bez towarzystwa zwierząt powędrował wgłąb jamy i tam zasiadł po turecku poddając się medytacjom. Czarne motyle raz na jakiś czas ulatywały dookoła jego głowy, zwłaszcza wtedy, gdy tracił koncentrację na rzecz bezwiednego wyczuwania co dzieje się poza skrytym miejscem. Ale za dwie godziny już zupełnie oderwał się od rzeczywistości i wydawało się, że zasnął na siedząco.
[Post treningowy - pierwszy... nie wiem kiedy ostatni...]
Gomene że tak późno... i mało... nie mam za bardzo weny...
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wielkie jezioro
Sro Lis 26, 2014 7:37 pm
Mijały godziny tak leniwie, że zdawało się demonowi, iż medytuje wieczność. Dawno nie czuł się tak spokojny jak teraz, mimo wszystko był to sztuczny świat. Zupełnie nie na miejscu. Nie może zapominać o prawdziwym życiu, chociaż zdołał zharmonizować ducha z ciałem i umysłem. Otworzył w końcu ślepia i rozejrzał się dookoła. Zimne skały, ciemności. Czy tylko w takich miejscach jak to Red jest w stanie uspokoić się i wypocząć? Wolałby znaleźć cieplejszy, przyjaźniejszy zakątek, lecz musiał udać się do jaskini, aby żaden śmiertelnik nie natknął się na demona. Tylko tak mógł w pełni zregenerować się po sparingu z June...
...chociaż z drugiej strony mocne kichnięcie zwiastowało przemarznięcie w grocie.
Oby wystarczyły ćwiczenia na wolnym powietrzu.
Ostrożnie podźwignął się na nogi i przeciągnął się, zwłaszcza wzdłuż kręgosłupa. Jego gumowe ciało stężało od bezruchu, stąd ta gimnastyka. I inna, gdyż nawet zdecydował się na trucht, a w następnej kolejności na bieg wokół jeziora. Pora była dzienna, chociaż temperatura nie sprzyjała dalekim biegom. Kałuże po drodze wskazywały, iż niedawno musiało padać. I tak oto doprawił się jeszcze bardziej, kiedy będąc rozgrzanym od mini-mini-mini-maratoniku... przewiało go na setną stronę. Mimo wszystko początkowo poczuł ulgę od zastanych kości.
Zakończył bieg coraz wolniejszym przebieraniem nóg, aż stanął w miejscu. Zadarł głowę w kierunku nieba i wytężył zmysły w celu zorientowania się w sytuacji. Nie odnalazł Ki Rikimaru, znane mu osoby rozprzestrzeniły się po Ziemi lub poza nią, chociaż kiedy starał się namierzyć konkretne cele - znów kichnął. Oho, jakaś ziemska choroba miała rozłożyć młodzieńca na łopatki? Pocierając rękoma gołe ramiona i kuląc się z zimna rozglądał się za ogniskiem, które jeszcze niedawno June zaprojektowała w lesie nieopodal jeziora. Właśnie, była nie tak daleko, a z drugiej strony i owszem. Gdyby chciała towarzystwa Reda, sama zjawiłaby się na miejscu. Nie narzucał się więc jej swoją osobą - ma swoje prywatne życie, ale był niezmiernie ciekaw jak dokładnie potoczyła się walka z pół-demonem. Innym wojownikom też nie miał zamiaru przeszkadzać, dlatego bez celu kroczył bardzo wolno przed siebie i zakończył "patrol umysłowy". Warkocz w tyle włóczył się niemrawo z właścicielem, który dotarł do sterty porzuconego drewna i Ki Blastem wzniecił na nowo płomienie. Nie były tak okazałe jak te z ręki ognistej dziewczyny, lecz wystarczyły. Trzeba było tylko usiąść odpowiednio blisko i wyciągnąć przemarznięte dłonie oraz stopy ku ogniowi.
Co powinien teraz czynić? Nie wyczuwał zagrożenia (to przez przeziębienie!), a nie posiadał żadnego hobby czy zainteresowań. Poza walką na niczym się nie znał, no - może jeszcze potrafił wyczarowywać słodycze, jednak słodkości Kaede są bezkonkurencyjne. Spuścił wzrok na stopy obdarzone w dość długie pazury, jakby doszukując się nawet tam formy atrakcji, lecz ciche westchnienie wskazywało na kompletne pudło. Czarnowłosy wpatrywał się to w płomienie, to na jezioro niedaleko, to we gwiazdy - i nic, żadnej inspiracji. Chociaż zaraz, a gdyby wrócił na Vegetę? Ale z takim wyglądem? Z niezupełnie kontrolowaną mocą? Kurokara nie pozwoli sobie na shańbienie przyjmując pod dach takiego gościa jak Red. Mógłby całymi dniami i nocami siedzieć we szklarni - tyle by mu wystarczyło, pracowałby jak za dwóch! Dlaczego tego pragnął? Po prostu chciał znaleźć swoje miejsce na świecie, a nie tylko uciekać do krainy medytacji, gdzie był sam... jak teraz. Powinien popytać się wojowników co można jeszcze robić poza ćwiczeniami, walką, jedzeniem, (kąpielą od czasu do czasu) i snem, lecz z drugiej strony zdawał sobie sprawę jakie to głupie pytać innych o takie rzeczy. Zresztą gdzie on i pytać kogokolwiek...
Zakaszlał po raz któryś przy płomieniach ogniska, do którego jeszcze bardziej się zbliżył i usiadł prawie że w jego żywiole. Blask ognia odbijał się od złotej biżuterii, od rogów i wyblakłej skóry. Może powinien coś zjeść? Nie, nie miał zupełnie apetytu. Sen? Kaszel za mocny. Nawet stracił zupełnie czujność na zbliżające się i oddalające się osobniki, nawet o największej mocy. Powinien znaleźć cieplejszy kąt, powinien w sumie wiele rzeczy, ale to najważniejsze jak na tę chwilę. Z drugiej strony nie kwapił się do opuszczenia z pozoru ciepłego miejsca.
Nie, nie idzie stąd.
[Ooc: koniec treningu]
...chociaż z drugiej strony mocne kichnięcie zwiastowało przemarznięcie w grocie.
Oby wystarczyły ćwiczenia na wolnym powietrzu.
Ostrożnie podźwignął się na nogi i przeciągnął się, zwłaszcza wzdłuż kręgosłupa. Jego gumowe ciało stężało od bezruchu, stąd ta gimnastyka. I inna, gdyż nawet zdecydował się na trucht, a w następnej kolejności na bieg wokół jeziora. Pora była dzienna, chociaż temperatura nie sprzyjała dalekim biegom. Kałuże po drodze wskazywały, iż niedawno musiało padać. I tak oto doprawił się jeszcze bardziej, kiedy będąc rozgrzanym od mini-mini-mini-maratoniku... przewiało go na setną stronę. Mimo wszystko początkowo poczuł ulgę od zastanych kości.
Zakończył bieg coraz wolniejszym przebieraniem nóg, aż stanął w miejscu. Zadarł głowę w kierunku nieba i wytężył zmysły w celu zorientowania się w sytuacji. Nie odnalazł Ki Rikimaru, znane mu osoby rozprzestrzeniły się po Ziemi lub poza nią, chociaż kiedy starał się namierzyć konkretne cele - znów kichnął. Oho, jakaś ziemska choroba miała rozłożyć młodzieńca na łopatki? Pocierając rękoma gołe ramiona i kuląc się z zimna rozglądał się za ogniskiem, które jeszcze niedawno June zaprojektowała w lesie nieopodal jeziora. Właśnie, była nie tak daleko, a z drugiej strony i owszem. Gdyby chciała towarzystwa Reda, sama zjawiłaby się na miejscu. Nie narzucał się więc jej swoją osobą - ma swoje prywatne życie, ale był niezmiernie ciekaw jak dokładnie potoczyła się walka z pół-demonem. Innym wojownikom też nie miał zamiaru przeszkadzać, dlatego bez celu kroczył bardzo wolno przed siebie i zakończył "patrol umysłowy". Warkocz w tyle włóczył się niemrawo z właścicielem, który dotarł do sterty porzuconego drewna i Ki Blastem wzniecił na nowo płomienie. Nie były tak okazałe jak te z ręki ognistej dziewczyny, lecz wystarczyły. Trzeba było tylko usiąść odpowiednio blisko i wyciągnąć przemarznięte dłonie oraz stopy ku ogniowi.
Co powinien teraz czynić? Nie wyczuwał zagrożenia (to przez przeziębienie!), a nie posiadał żadnego hobby czy zainteresowań. Poza walką na niczym się nie znał, no - może jeszcze potrafił wyczarowywać słodycze, jednak słodkości Kaede są bezkonkurencyjne. Spuścił wzrok na stopy obdarzone w dość długie pazury, jakby doszukując się nawet tam formy atrakcji, lecz ciche westchnienie wskazywało na kompletne pudło. Czarnowłosy wpatrywał się to w płomienie, to na jezioro niedaleko, to we gwiazdy - i nic, żadnej inspiracji. Chociaż zaraz, a gdyby wrócił na Vegetę? Ale z takim wyglądem? Z niezupełnie kontrolowaną mocą? Kurokara nie pozwoli sobie na shańbienie przyjmując pod dach takiego gościa jak Red. Mógłby całymi dniami i nocami siedzieć we szklarni - tyle by mu wystarczyło, pracowałby jak za dwóch! Dlaczego tego pragnął? Po prostu chciał znaleźć swoje miejsce na świecie, a nie tylko uciekać do krainy medytacji, gdzie był sam... jak teraz. Powinien popytać się wojowników co można jeszcze robić poza ćwiczeniami, walką, jedzeniem, (kąpielą od czasu do czasu) i snem, lecz z drugiej strony zdawał sobie sprawę jakie to głupie pytać innych o takie rzeczy. Zresztą gdzie on i pytać kogokolwiek...
Zakaszlał po raz któryś przy płomieniach ogniska, do którego jeszcze bardziej się zbliżył i usiadł prawie że w jego żywiole. Blask ognia odbijał się od złotej biżuterii, od rogów i wyblakłej skóry. Może powinien coś zjeść? Nie, nie miał zupełnie apetytu. Sen? Kaszel za mocny. Nawet stracił zupełnie czujność na zbliżające się i oddalające się osobniki, nawet o największej mocy. Powinien znaleźć cieplejszy kąt, powinien w sumie wiele rzeczy, ale to najważniejsze jak na tę chwilę. Z drugiej strony nie kwapił się do opuszczenia z pozoru ciepłego miejsca.
Nie, nie idzie stąd.
[Ooc: koniec treningu]
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wielkie jezioro
Pon Gru 01, 2014 7:54 pm
W pewnym momencie usłyszałem Siwowłosego, który nie miał zamiaru zwracać na mnie najmniejszej uwagi. Był widocznie zajęty opierniczaniem June. Choć powinienem w tym momencie odlecieć, to wcale się z tym nie śpieszyłem. Słuchałem ich dyskusji, zapamiętując każdy przydatny fragment. Gdy ludzie się wyżalają, mówią co ich boli, dają mi namiary gdzie powinienem uderzyć. Jak odwrotność psychologa, nie uleczam psychicznych ran. Ja je rozdrapuje dla zabawy.
W końcu jednak straciłem zainteresowanie, i wzniosłem się ponad chmury. Temperatura drastycznie zmalała, i poczulem że kropelki wody pojawiły mi się na zregenerowanej zbroi. Zbyt wiele upokorzeń doznałem w ciągu ostatniej godziny by się tym jednak przejąć. Z tamtego miejsca postanowiłem użyć nowo poznanej techniki. Czuję mnóstwo energii, jak takie światełka. Szukam tych najjaśniejszych. I znalazłem. Ktoś ukrywający się, lecz tą aurę wszędzie rozpoznam. Znalazłem Reda. Minęło sporo czasu od wydarzeń z Novą, jednak nie zamierzam mu tego wybaczyć. Myślę że powinienem mu złożyć wizytę. Upewniłem się co do kierunku z którego wyczuwam jego energię, po czym przystapiłem do lotu w postaci czarnej komety. Po treningu z rudowłosą byłem w stanie wyciągać nieznacznie większą prędkość, co z pewnością przejawi się w kolejnym pojedynku. Wciąż jednak sądzę że będąc w stanie furii potrafiłem więcej.
Niebo było już całkiem błękitne, byliśmy koło południa. Byłem bardzo rozdrażniony, po drodze rzucałem przekleństwa. Wciąż czułem jego ciosy, wciąż pamiętałem że straciłem honor. Okazało się że Arcydemon nie jest wcale taki potężny. Popełnił błąd zostawiając mnie przy życiu. W końcu będzie leżał na deskach, to będzie dzień w którym wymierzę mu swoją własną sprawiedliwość. W końcu ujrzałem z wysokości spory zbiornik wodny, a przed nim cuchnącą wręcz energię zdrajcy. To zabawne, że poznałem tyle demonów którzy wyrzekają się tego kim są. A jeszcze lepsze jest gdy próbuja być dobrzy, błagam was bracia. Jesteście jak złodzieje mówiący o tym że się nie kradnie. Zniżyłem się do parteru jakieś sto metrów od niego. Na zewnątrz spokój, w środku chaos. Tykająca bomba. Byłem nieco zdziwiony zmianą która nastąpiła w wyglądzie czerwonookiego. Czuję że podjął się kolejnej transformacji. Może stał się groźniejszy, jednak czym jest życie bez ryzyka.Gdy się zbliżyłem usiadłem po turecku metr obok, jak gdyby nigdy nic. Jakby kumpel z dzielnicy przyszedł do tawerny. Psychoza zasiana w powietrzu.
-Cześć Red.
Jednak ten wyglądał coś koślawo. Ranny jest? A może złapał jakąś chorobę, pomimo że u nas to raczej rzadkość. Chociaż gdy mnie się głowa na pół przekrajała to pięknej miny nie miałem.
-Wszystko w porządku? Coś niewyraźnie wyglądasz.
Dodałem równie beztroskim, niewinnym głosem. A właśnie wróciłem z najważniejszego pojedynku, jakby zrestartowany. Wyczyszczony. Może tak jest lepiej. Miałem ironiczną chęć porozmawiania z nim. Chociażby po to by nadać kontrast do tego co naprawdę czuje.
-Nie czujesz sie samotny? Nie martw się. Nie zostawiłbym cię gdybyś wpadł w kłopoty.
Dodałem z coraz bardziej słyszalną ironią w głosie. Jeśli się nie domyśli, to mu przypomnę. Konkretnie syreny mu przypomną.
OOC:
Regeneracja HP i KI 10%
W końcu jednak straciłem zainteresowanie, i wzniosłem się ponad chmury. Temperatura drastycznie zmalała, i poczulem że kropelki wody pojawiły mi się na zregenerowanej zbroi. Zbyt wiele upokorzeń doznałem w ciągu ostatniej godziny by się tym jednak przejąć. Z tamtego miejsca postanowiłem użyć nowo poznanej techniki. Czuję mnóstwo energii, jak takie światełka. Szukam tych najjaśniejszych. I znalazłem. Ktoś ukrywający się, lecz tą aurę wszędzie rozpoznam. Znalazłem Reda. Minęło sporo czasu od wydarzeń z Novą, jednak nie zamierzam mu tego wybaczyć. Myślę że powinienem mu złożyć wizytę. Upewniłem się co do kierunku z którego wyczuwam jego energię, po czym przystapiłem do lotu w postaci czarnej komety. Po treningu z rudowłosą byłem w stanie wyciągać nieznacznie większą prędkość, co z pewnością przejawi się w kolejnym pojedynku. Wciąż jednak sądzę że będąc w stanie furii potrafiłem więcej.
Niebo było już całkiem błękitne, byliśmy koło południa. Byłem bardzo rozdrażniony, po drodze rzucałem przekleństwa. Wciąż czułem jego ciosy, wciąż pamiętałem że straciłem honor. Okazało się że Arcydemon nie jest wcale taki potężny. Popełnił błąd zostawiając mnie przy życiu. W końcu będzie leżał na deskach, to będzie dzień w którym wymierzę mu swoją własną sprawiedliwość. W końcu ujrzałem z wysokości spory zbiornik wodny, a przed nim cuchnącą wręcz energię zdrajcy. To zabawne, że poznałem tyle demonów którzy wyrzekają się tego kim są. A jeszcze lepsze jest gdy próbuja być dobrzy, błagam was bracia. Jesteście jak złodzieje mówiący o tym że się nie kradnie. Zniżyłem się do parteru jakieś sto metrów od niego. Na zewnątrz spokój, w środku chaos. Tykająca bomba. Byłem nieco zdziwiony zmianą która nastąpiła w wyglądzie czerwonookiego. Czuję że podjął się kolejnej transformacji. Może stał się groźniejszy, jednak czym jest życie bez ryzyka.Gdy się zbliżyłem usiadłem po turecku metr obok, jak gdyby nigdy nic. Jakby kumpel z dzielnicy przyszedł do tawerny. Psychoza zasiana w powietrzu.
-Cześć Red.
Jednak ten wyglądał coś koślawo. Ranny jest? A może złapał jakąś chorobę, pomimo że u nas to raczej rzadkość. Chociaż gdy mnie się głowa na pół przekrajała to pięknej miny nie miałem.
-Wszystko w porządku? Coś niewyraźnie wyglądasz.
Dodałem równie beztroskim, niewinnym głosem. A właśnie wróciłem z najważniejszego pojedynku, jakby zrestartowany. Wyczyszczony. Może tak jest lepiej. Miałem ironiczną chęć porozmawiania z nim. Chociażby po to by nadać kontrast do tego co naprawdę czuje.
-Nie czujesz sie samotny? Nie martw się. Nie zostawiłbym cię gdybyś wpadł w kłopoty.
Dodałem z coraz bardziej słyszalną ironią w głosie. Jeśli się nie domyśli, to mu przypomnę. Konkretnie syreny mu przypomną.
OOC:
Regeneracja HP i KI 10%
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wielkie jezioro
Wto Gru 02, 2014 2:48 pm
Nie wiedział ile już tu siedział w samotności, może kilka minut, może kilka godzin. Mało przywiązywał wagi do czasu, do miejsca. Zmieniło się to w momencie, kiedy wizytę złożyła mu osoba - widmo. Zupełnie znienacka, szarmancko i z współczuciem w głosie postanowił odwiedzić Reda. Pamiętał go doskonale, jakby rozstali się wczoraj, ale zaskoczenia, które i tak się pojawiło, nie widniało na obliczu Czarnowłosego. Był bardzo nieswój, zdezorientowany w otoczeniu, którego nawet nie chciał dobrze rozpoznać. W tym stanie zupełnie nie wyłapał ironii w głosie Dragota, który nawet zaoferował wsparcie w trudnych chwilach. Uparcie milczał, przez chwilę wydawało się nawet, że Red zachowa się jak Hikaru - ot, nie zauważył obecności kogoś innego i zignoruje wręcz jego osobę. Tkwił nieruchomo w kuckach przed ogniskiem i gdy większość mogłaby wreszcie okazać zniecierpliwienie lub normalnie w świecie się obrazić - Red skrzywił spierzchnięte gorączką usta.
>Powinieneś mnie zostawić - tak jak ja Ciebie kiedyś.
Dopiero teraz odważył się spojrzeć wprost w błękitne tęczówki na znajomym obliczu demona. Bardzo wolno przekrzywił szyję, by obdarzyć towarzysza zmęczonymi ślepiami, w których jednak był rubinowy blask, bynajmniej od płomieni ogniska. Zupełnie podobny do tego, który rozpaliła w nim Nova po opowiedzeniu swoich relacji z West City, i podobny do tego, który gościł w jego ślepiach podczas Netheru. Był w tych gestach jednak nieobecny, tak jak podkreślił sam Czerwonoskóry - niewyraźny. Czyżby ciągle medytował? Nie wydawało się, zwłaszcza, gdy dało się dostrzec przebiegające po ciele dreszcze.
Gdy utkwił ślepia w kompana mógł przyjrzeć mu się dokładnie. Na pewno nie tylko wygląd, lecz i moc demona uległa zmianom, obie na lepsze. Nie wiedział czy wojownik krył się ze swoją energią, jednak to co wyczuł zmysłami mogło śmiało mu nasunąć tezę, że Ogoniasty nie próżnował. O dziwo wyczuł także odrobinę Ki June, być może jakiś czas temu mieli ze sobą styczność. Świat okazuje się być mniejszy niż przypuszczał. Nie znał intencji (prócz tych "prawdziwych" w oczach Reda), i raczej prędko się nie dowie, musiałby zapytać. Może lepiej nie? Może po prostu poegzystują obok siebie, może coś powiedzą o przeżytych zdarzeniach? Młodzieniec byłby temu bliższy, gdyby nie złe samopoczucie. Albo coś gorszego.
Ślepia znów utkwił w płomieniach ogniska, jakby stracił zainteresowanie rozmówcą. A to nie tak. Bledszy od śniegu demon koił powierzchownie ciało ciepłymi ognikami, także twarz chciał rozgrzać mimo gorączki. Czuł się coraz gorzej, lecz nie uskarżał się na żadne dolegliwości.
>Dragot... -zaczął niepewnie, zastanawiając się czy nie obraził kompana tym, że dopiero teraz odezwał się do niego po imieniu- >...mam nadzieję, że... że kiedyś zmierzymy się.
Nie kpił z niego. Był w tym absolutnie szczery, bez cienia ściemy. Pamiętał, że zostawił go i Novą na pastwę Netheru, że było tam cholernie ciężko i tylko cudem wydostał się z koszmaru. Wolał nie wiedzieć przez co przechodził pobratymiec, aby nie być bardziej winnym niż już jest obecnie. Może to była jego prawdziwa choroba - wyrzuty sumienia?
Ogień dogasał, prawie całkowicie zniknął przy silnym podmuchu wiatru, a mimo tego Red siedział w kuckach z przykurczoną posturą. Zimne powietrze rzęziło w płucach demona przy wdechu obnażając jego wystające żebra, które dało się bez trudu dostrzec. Wyglądał strasznie, jak kostucha. Blady jak śmierć, a mimo wszystko nie chciał iść od zawieruchy, która gotowała się na jeszcze na przyszłość nad ich głowami. Co jakiś czas dopadał go kaszel, jednak nawet nie zakrywał ust dłonią - jakby było mu wszystko jedno co stanie się z jego ciałem. Za to zarówno rubin na naszyjniku jak i na czole świecił bardzo intensywnie.
>Powinieneś mnie zostawić - tak jak ja Ciebie kiedyś.
Dopiero teraz odważył się spojrzeć wprost w błękitne tęczówki na znajomym obliczu demona. Bardzo wolno przekrzywił szyję, by obdarzyć towarzysza zmęczonymi ślepiami, w których jednak był rubinowy blask, bynajmniej od płomieni ogniska. Zupełnie podobny do tego, który rozpaliła w nim Nova po opowiedzeniu swoich relacji z West City, i podobny do tego, który gościł w jego ślepiach podczas Netheru. Był w tych gestach jednak nieobecny, tak jak podkreślił sam Czerwonoskóry - niewyraźny. Czyżby ciągle medytował? Nie wydawało się, zwłaszcza, gdy dało się dostrzec przebiegające po ciele dreszcze.
Gdy utkwił ślepia w kompana mógł przyjrzeć mu się dokładnie. Na pewno nie tylko wygląd, lecz i moc demona uległa zmianom, obie na lepsze. Nie wiedział czy wojownik krył się ze swoją energią, jednak to co wyczuł zmysłami mogło śmiało mu nasunąć tezę, że Ogoniasty nie próżnował. O dziwo wyczuł także odrobinę Ki June, być może jakiś czas temu mieli ze sobą styczność. Świat okazuje się być mniejszy niż przypuszczał. Nie znał intencji (prócz tych "prawdziwych" w oczach Reda), i raczej prędko się nie dowie, musiałby zapytać. Może lepiej nie? Może po prostu poegzystują obok siebie, może coś powiedzą o przeżytych zdarzeniach? Młodzieniec byłby temu bliższy, gdyby nie złe samopoczucie. Albo coś gorszego.
Ślepia znów utkwił w płomieniach ogniska, jakby stracił zainteresowanie rozmówcą. A to nie tak. Bledszy od śniegu demon koił powierzchownie ciało ciepłymi ognikami, także twarz chciał rozgrzać mimo gorączki. Czuł się coraz gorzej, lecz nie uskarżał się na żadne dolegliwości.
>Dragot... -zaczął niepewnie, zastanawiając się czy nie obraził kompana tym, że dopiero teraz odezwał się do niego po imieniu- >...mam nadzieję, że... że kiedyś zmierzymy się.
Nie kpił z niego. Był w tym absolutnie szczery, bez cienia ściemy. Pamiętał, że zostawił go i Novą na pastwę Netheru, że było tam cholernie ciężko i tylko cudem wydostał się z koszmaru. Wolał nie wiedzieć przez co przechodził pobratymiec, aby nie być bardziej winnym niż już jest obecnie. Może to była jego prawdziwa choroba - wyrzuty sumienia?
Ogień dogasał, prawie całkowicie zniknął przy silnym podmuchu wiatru, a mimo tego Red siedział w kuckach z przykurczoną posturą. Zimne powietrze rzęziło w płucach demona przy wdechu obnażając jego wystające żebra, które dało się bez trudu dostrzec. Wyglądał strasznie, jak kostucha. Blady jak śmierć, a mimo wszystko nie chciał iść od zawieruchy, która gotowała się na jeszcze na przyszłość nad ich głowami. Co jakiś czas dopadał go kaszel, jednak nawet nie zakrywał ust dłonią - jakby było mu wszystko jedno co stanie się z jego ciałem. Za to zarówno rubin na naszyjniku jak i na czole świecił bardzo intensywnie.
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wielkie jezioro
Czw Gru 04, 2014 9:31 pm
Uśmiech na mojej twarzy to dość rzadkie zjawisko. Szczególnie szczery, a ten obecnie nie występował. Słuchałem Reda z uwagą i entuzjazmem gościa z reklam. Nie myliłem się, jest on chory. Skórę ma taką jak ja przed transformacją. Cały drżał, mówił jakby przez nos. Siedział tak blisko ognia że ubrania powinny mu się dawno zapalić. Gołym okiem widać iż ledwo żyje. Wyglądałem na podekscytowanego niczym szkolny łobuz podczas zabierania kanapek młodzikowi. Skąd u mnie tyle pozornego szczęścia? Ironia. Był słaby, czemu by tego nie wykorzystać?
Mógłbym wezwać Nether, sprawić by nie mógł złapać oddechu. Wrzucić go do tego samego bagna w którym mnie zostawił. Wykorzystać tym samym jego słabość, i to że nie będzie w stanie mnie zaatakować. Sprawiłbym że błagałby mnie o litość. To była chwila w której uśmiech zaczynał być szczery. Lecz on nawet podczas choroby jest zbyt silny. Nie jestem zbyt pewny siebie po porażce z Super wojownikiem. Czuję wściekłość, walka nie spowodowała iż się wyżyłem. Wytworzyła chęć kary. Ale jak skarcić silniejszego od siebie? Mam na to prosty sposób.
-Powiedz no mi Red, lubisz zabijać ludzi?
Powiedziałem najbardziej niewinnym tonem, jakbym pytał o ulubiony kolor. Otóż wielokrotnie to planowałem, siedziało mi to w głowie w pierwszej chwili w której pojawiłem się w South City. Lecz teraz pojawia się okazja by to zrobić. Atmosfera zaczęła zapewne dawać sie Redowi we znaki.Mój wyraz twarzy całkowicie nie pokrywał się z tym co mówiłem. A moje słowa skołowały by nie jednego. Lecz wiem że on mnie zrozumie. W końcu też jest demonem.
-W mieście South City jest sporo złych, obrzydliwych i zepsutych ludzi. Teraz kiedy umiem wyczuwać energię tak jak ty, potrafię to odróżnić od razu. Już ci tłumaczę przyjacielu o co mi chodzi. Jest tam więzienie. Najbardziej zepsuty budynek w całym mieście. Część sprawiedliwie osadzona, część przez głupotę. Co byś powiedział gdybyśmy się tam wybrali i pochłonęli te bezduszne robaki czekające na takich jak my?
Moja wypowiedź z pewnością zszokowała Reda. Wyczuwałem dobro w jego sercu, ale nie myśli teraz trzeźwo. W sumie to sam nie byłem pewien na czym zależało mi bardziej. Na zrobieniu tego o czym mówiłem, czy na torturowaniu Reda psychicznie. Obydwie te rzeczy mnie uszczęśliwiają.
Czułem jednak że to wciąż za mało. Nie pokazałem jeszcze wszystkiego na co mnie stać. Wciąż mogę się upewnić że mnie posłucha. Moja trzecia wypowiedź była zdecydowanie najbardziej przekonująca.
-Jeśli nie pójdziesz ze mną, wybiorę się tam sam. Lecz wtedy zabiję wszystkich w tym więzieniu, nie oszczędzając nawet jednego dziewietnastolatka z kochającą rodziną którego wrobili gangsterzy. Jestem pewien że pochłonięcie kilku istot dobrze ci zrobi. Taki demoniczny rosołek, czyż nie? Heheh..
Po powiedzeniu tego zacząłem się śmiać, ale nie tak jak z żartu. Śmiałem się w satysfakcji ze strachu który z pewnością gdzieś się w redzie kryje, nawet jeśli nie mogę go wyczuć. Manipulacja dobrymi to bułka z masłem. Pozostaje już tylko poczekać na jego zgodę i możemy wyruszać by zjeść cos na mieście. Kto mówi że nie jestem towarzyski? Jestem jak bogowie, ofiaruję pomocną dłoń nawet tym którzy mnie zranili. Czyż nie tak?
OOC:
Dragot – mistrz manipulacji
Regeneracja HP i KI 10%
Mógłbym wezwać Nether, sprawić by nie mógł złapać oddechu. Wrzucić go do tego samego bagna w którym mnie zostawił. Wykorzystać tym samym jego słabość, i to że nie będzie w stanie mnie zaatakować. Sprawiłbym że błagałby mnie o litość. To była chwila w której uśmiech zaczynał być szczery. Lecz on nawet podczas choroby jest zbyt silny. Nie jestem zbyt pewny siebie po porażce z Super wojownikiem. Czuję wściekłość, walka nie spowodowała iż się wyżyłem. Wytworzyła chęć kary. Ale jak skarcić silniejszego od siebie? Mam na to prosty sposób.
-Powiedz no mi Red, lubisz zabijać ludzi?
Powiedziałem najbardziej niewinnym tonem, jakbym pytał o ulubiony kolor. Otóż wielokrotnie to planowałem, siedziało mi to w głowie w pierwszej chwili w której pojawiłem się w South City. Lecz teraz pojawia się okazja by to zrobić. Atmosfera zaczęła zapewne dawać sie Redowi we znaki.Mój wyraz twarzy całkowicie nie pokrywał się z tym co mówiłem. A moje słowa skołowały by nie jednego. Lecz wiem że on mnie zrozumie. W końcu też jest demonem.
-W mieście South City jest sporo złych, obrzydliwych i zepsutych ludzi. Teraz kiedy umiem wyczuwać energię tak jak ty, potrafię to odróżnić od razu. Już ci tłumaczę przyjacielu o co mi chodzi. Jest tam więzienie. Najbardziej zepsuty budynek w całym mieście. Część sprawiedliwie osadzona, część przez głupotę. Co byś powiedział gdybyśmy się tam wybrali i pochłonęli te bezduszne robaki czekające na takich jak my?
Moja wypowiedź z pewnością zszokowała Reda. Wyczuwałem dobro w jego sercu, ale nie myśli teraz trzeźwo. W sumie to sam nie byłem pewien na czym zależało mi bardziej. Na zrobieniu tego o czym mówiłem, czy na torturowaniu Reda psychicznie. Obydwie te rzeczy mnie uszczęśliwiają.
Czułem jednak że to wciąż za mało. Nie pokazałem jeszcze wszystkiego na co mnie stać. Wciąż mogę się upewnić że mnie posłucha. Moja trzecia wypowiedź była zdecydowanie najbardziej przekonująca.
-Jeśli nie pójdziesz ze mną, wybiorę się tam sam. Lecz wtedy zabiję wszystkich w tym więzieniu, nie oszczędzając nawet jednego dziewietnastolatka z kochającą rodziną którego wrobili gangsterzy. Jestem pewien że pochłonięcie kilku istot dobrze ci zrobi. Taki demoniczny rosołek, czyż nie? Heheh..
Po powiedzeniu tego zacząłem się śmiać, ale nie tak jak z żartu. Śmiałem się w satysfakcji ze strachu który z pewnością gdzieś się w redzie kryje, nawet jeśli nie mogę go wyczuć. Manipulacja dobrymi to bułka z masłem. Pozostaje już tylko poczekać na jego zgodę i możemy wyruszać by zjeść cos na mieście. Kto mówi że nie jestem towarzyski? Jestem jak bogowie, ofiaruję pomocną dłoń nawet tym którzy mnie zranili. Czyż nie tak?
OOC:
Dragot – mistrz manipulacji
Regeneracja HP i KI 10%
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wielkie jezioro
Pią Gru 05, 2014 10:06 am
Tak siedział wciąż w towarzystwie oderwany od rzeczywistości, gdzieś myślami błądzący poza to wszystko co go otaczało. Najwyraźniej jednak nie na tyle, by nie usłyszeć słów Dragota, skoro nawet rozpoczął zdawkową rozmowę.
Rozmowa, od której miało się zacząć piekło.
Słuch pochwycił mrożące krew w żyłach pytanie Ogoniastego, a umysł dopieścił je tworząc obrazy z przeszłości. Przecież zabijał ludzi, Tsuful mógł być tylko przykrywką do prawdziwego pożądania Reda. Temu otworzyły się oczy, źrenice i tęczówki niemal zginęły w okrągłych ślepiach, które zdradzały strach. Przerażenie, bo zawsze starał się nie dopuszczać do siebie myśli, iż rozpruwał flaki ludzkie z przyjemności, zawsze tłumaczył się, iż ktoś nim manipulował, że to nie jego inicjatywa! Gdyby jednak przyjrzał się sfałszowanym przez chory umysł kadrom - ta gęsta krew na jego palcach była cieplejsza od ogniska. Rozpalała w nim krew, całe ciało tryskało podnieceniem i wigorem, napędzało do kolejnych mordów.
Dotąd skąpy w ruchach demon objął szczupłymi palcami głowę chcąc schować się przed "oskarżeniem" Dragota. Nie, niemożliwe - on nie mógł lubić zabijać! To nieprawda! Mózg nie umniejszał, wręcz wyolbrzymiał fakty mogące potwierdzić śmiałą i niebezpieczną tezę pobratymca. Leżało w naturze demonów walka, zabijanie, ALE ON NIE CHCIAŁ ZABIJAĆ! Szukał swojego miejsca na ziemi, we wszechświecie, żeby nie być postrzegany tylko jako zagrożenie! Miał dość samotności, dość kontaktu z mrokiem. Nie mógł sobie pozwolić na takie domysły, że to do czego dążył od wielu lat jest ułudą, bajką dla dzieci. Demony też mogą być dobre...
...czy aby na pewno? Wielokrotnie pokazywał na swoim przykładzie, że nie, że tylko staczał się na dno, gdy "znalazł" pretekst, czy gdy tylko dotknął go problem. Nie trzeba daleko szukać: Tsuful, Majin - zło nie chciało go opuszczać. Rozgorączkowany umysł podsyłał informacje, które stawiały starania Reda we złym świetle. No bo co? Jak czynił dobrze, leczył innych, trenował wspólnie - podziękowali i zaraz ich nie było obok. Mieli jakiś interes do demona - pojawiali się, prosili, Red pomagał, znów "dziękówa" i papatki. Ale, ale - gdy tylko Czarnowłosy wpadał w kłopoty, gdy tylko jemu podwinęła się noga, to od razu musieli pobijać go do nieprzytomności, łapać w kryształy i niewolić, tłumić jego moc z racji niebezpieczeństwa. Chory umysł spaczał wszystkie, te nawet najmilsze, wspomnienia przedstawiając, że nawet chwila z uroczym Shigo skończyła się dla niego źle, gdyż June musiała go skryć w ludzkiej osadzie dla jego dobra... żeby Red go nie skrzywdził! Nawet pomoc Vivian w uwolnieniu mocy, tak jak i serdeczne objęcia April, przy gorączce wydawały się tylko pretekstem lub "pieczęcią", żeby tylko młodzieniec nie podskakiwał, by siedział cicho i spokojnie. Siedź na swoim miejscu, sam najlepiej, bo jesteś zabijaką, spod kontroli, dlatego nie masz nikogo przy sobie, dlatego wszystko co złe ima się demona.
Pomocy! To wszystko nie tak! Ale umysł nie odpuści tym razem... nie jak ma okazję do ujawnienia pierwotnego instynktu.
Stopniowo rozluźniał chwyt rąk na rogach, stopniowo nawet to szokujące pytanie z jadowitych ust Dragota blakło we swej przerażającej otoczce. Oczy zaszły szkarłatnym blaskiem skrywające źrenice. Red słuchał coraz uważniej dalszego planu kolegi, który znalazł ciekawy sposób na ogrzanie ciała, na wyleczenie się z osłabienia. Dusze złych więźniów - ha, inni wojownicy nie pomyśleli, że gdy tylko źli ludzie odbębnią swoje wyroki to wrócą na ulice i będą czynić to samo. Można od razu z nimi skończyć, nie będą panoszyć się i pogwałcać prawa. Jakby tylko demon siebie słyszał trzeźwo, to zrozumiałby jakie to nielogiczne, lecz teraz otumaniony i zmanipulowany mógł pozwolić sobie na realizację pomysłu kompana. Był mu winien za pozostawienie go w Netherze - może chociaż w ten sposób zostanie dłużej przy niestabilnie umysłowo i duchowo Redzie? Nie będzie samotny, już nie. Nawet przerażający śmiech Ogoniastego brał teraz za komplement, że w jakiś sposób rozśmieszył go i że tym bardziej będzie mieć w nim towarzysza.
Podniósł się ostrożnie na chwiejne nogi z opuszczoną głową. Pot spływał z młodzika litrami, więc powinni spieszyć się, żeby mogli przystąpić do akcji. Mocniejszy puls zamroczonego serca rozlał się po czarnych żyłach rozbudzając pokłady Ki. Bladą skórę rozcięły w niektórych miejscach czarne żyłki, lecz tylko po to, by zmobilizować cały organizm do gotowości. Nareszcie wie co z sobą zrobić, a to dzięki Dragotowi! Rozświetliły się mocnym blaskiem jego ślepia i rubiny, niepewny oddech nabrał normalniejsze tempo, tylko bladość skóry i niewyraźne oblicze wskazywało prawdziwy stan zdrowia demona. Mogli działać, mogli skarcić prawdziwych złoczyńców. Musiał jedynie uważać, żeby nie zabić tych, co trafili do więzienia przez głupotę.
Pytanie za sto punktów: jak takich rozpoznać?
Red nie miał swoich zmysłów, instynkt podpowiadał, że sam dowie się na miejscu którzy zasługują na śmierć, a którym darować życie. Dragot chyba nie oczekiwał, iż tak szybko pozyska ufność zbłąkanego i zdezorientowanego młodzieńca. Wyruszyli niemal natychmiast, w kierunku South City.
z tematu x2 - South City
Ooc: Pisz pierwszy
Ujawnienie mocy = 150 000 PL
Rozmowa, od której miało się zacząć piekło.
Słuch pochwycił mrożące krew w żyłach pytanie Ogoniastego, a umysł dopieścił je tworząc obrazy z przeszłości. Przecież zabijał ludzi, Tsuful mógł być tylko przykrywką do prawdziwego pożądania Reda. Temu otworzyły się oczy, źrenice i tęczówki niemal zginęły w okrągłych ślepiach, które zdradzały strach. Przerażenie, bo zawsze starał się nie dopuszczać do siebie myśli, iż rozpruwał flaki ludzkie z przyjemności, zawsze tłumaczył się, iż ktoś nim manipulował, że to nie jego inicjatywa! Gdyby jednak przyjrzał się sfałszowanym przez chory umysł kadrom - ta gęsta krew na jego palcach była cieplejsza od ogniska. Rozpalała w nim krew, całe ciało tryskało podnieceniem i wigorem, napędzało do kolejnych mordów.
Dotąd skąpy w ruchach demon objął szczupłymi palcami głowę chcąc schować się przed "oskarżeniem" Dragota. Nie, niemożliwe - on nie mógł lubić zabijać! To nieprawda! Mózg nie umniejszał, wręcz wyolbrzymiał fakty mogące potwierdzić śmiałą i niebezpieczną tezę pobratymca. Leżało w naturze demonów walka, zabijanie, ALE ON NIE CHCIAŁ ZABIJAĆ! Szukał swojego miejsca na ziemi, we wszechświecie, żeby nie być postrzegany tylko jako zagrożenie! Miał dość samotności, dość kontaktu z mrokiem. Nie mógł sobie pozwolić na takie domysły, że to do czego dążył od wielu lat jest ułudą, bajką dla dzieci. Demony też mogą być dobre...
...czy aby na pewno? Wielokrotnie pokazywał na swoim przykładzie, że nie, że tylko staczał się na dno, gdy "znalazł" pretekst, czy gdy tylko dotknął go problem. Nie trzeba daleko szukać: Tsuful, Majin - zło nie chciało go opuszczać. Rozgorączkowany umysł podsyłał informacje, które stawiały starania Reda we złym świetle. No bo co? Jak czynił dobrze, leczył innych, trenował wspólnie - podziękowali i zaraz ich nie było obok. Mieli jakiś interes do demona - pojawiali się, prosili, Red pomagał, znów "dziękówa" i papatki. Ale, ale - gdy tylko Czarnowłosy wpadał w kłopoty, gdy tylko jemu podwinęła się noga, to od razu musieli pobijać go do nieprzytomności, łapać w kryształy i niewolić, tłumić jego moc z racji niebezpieczeństwa. Chory umysł spaczał wszystkie, te nawet najmilsze, wspomnienia przedstawiając, że nawet chwila z uroczym Shigo skończyła się dla niego źle, gdyż June musiała go skryć w ludzkiej osadzie dla jego dobra... żeby Red go nie skrzywdził! Nawet pomoc Vivian w uwolnieniu mocy, tak jak i serdeczne objęcia April, przy gorączce wydawały się tylko pretekstem lub "pieczęcią", żeby tylko młodzieniec nie podskakiwał, by siedział cicho i spokojnie. Siedź na swoim miejscu, sam najlepiej, bo jesteś zabijaką, spod kontroli, dlatego nie masz nikogo przy sobie, dlatego wszystko co złe ima się demona.
Pomocy! To wszystko nie tak! Ale umysł nie odpuści tym razem... nie jak ma okazję do ujawnienia pierwotnego instynktu.
Stopniowo rozluźniał chwyt rąk na rogach, stopniowo nawet to szokujące pytanie z jadowitych ust Dragota blakło we swej przerażającej otoczce. Oczy zaszły szkarłatnym blaskiem skrywające źrenice. Red słuchał coraz uważniej dalszego planu kolegi, który znalazł ciekawy sposób na ogrzanie ciała, na wyleczenie się z osłabienia. Dusze złych więźniów - ha, inni wojownicy nie pomyśleli, że gdy tylko źli ludzie odbębnią swoje wyroki to wrócą na ulice i będą czynić to samo. Można od razu z nimi skończyć, nie będą panoszyć się i pogwałcać prawa. Jakby tylko demon siebie słyszał trzeźwo, to zrozumiałby jakie to nielogiczne, lecz teraz otumaniony i zmanipulowany mógł pozwolić sobie na realizację pomysłu kompana. Był mu winien za pozostawienie go w Netherze - może chociaż w ten sposób zostanie dłużej przy niestabilnie umysłowo i duchowo Redzie? Nie będzie samotny, już nie. Nawet przerażający śmiech Ogoniastego brał teraz za komplement, że w jakiś sposób rozśmieszył go i że tym bardziej będzie mieć w nim towarzysza.
Podniósł się ostrożnie na chwiejne nogi z opuszczoną głową. Pot spływał z młodzika litrami, więc powinni spieszyć się, żeby mogli przystąpić do akcji. Mocniejszy puls zamroczonego serca rozlał się po czarnych żyłach rozbudzając pokłady Ki. Bladą skórę rozcięły w niektórych miejscach czarne żyłki, lecz tylko po to, by zmobilizować cały organizm do gotowości. Nareszcie wie co z sobą zrobić, a to dzięki Dragotowi! Rozświetliły się mocnym blaskiem jego ślepia i rubiny, niepewny oddech nabrał normalniejsze tempo, tylko bladość skóry i niewyraźne oblicze wskazywało prawdziwy stan zdrowia demona. Mogli działać, mogli skarcić prawdziwych złoczyńców. Musiał jedynie uważać, żeby nie zabić tych, co trafili do więzienia przez głupotę.
Pytanie za sto punktów: jak takich rozpoznać?
Red nie miał swoich zmysłów, instynkt podpowiadał, że sam dowie się na miejscu którzy zasługują na śmierć, a którym darować życie. Dragot chyba nie oczekiwał, iż tak szybko pozyska ufność zbłąkanego i zdezorientowanego młodzieńca. Wyruszyli niemal natychmiast, w kierunku South City.
z tematu x2 - South City
Ooc: Pisz pierwszy
Ujawnienie mocy = 150 000 PL
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Wielkie jezioro
Nie Wrz 25, 2016 9:19 pm
Wkrótce opuścił gęste lasy. Przez dziesiątki kilometrów pól i wrzosowisk, dotarł wreszcie do jakiegoś niedużego miasta. Wzbił się nieco wyżej i schował w chmurach, by nie zobaczyli go okoliczni mieszkańcy, którzy chyba nie byli przyzwyczajeni do latających ludzi. Czuł się już nieco lepiej, odzyskał trochę sił, dzięki czemu długotrwały lot nie powinien sprawić mu problemu. Odpocznie, zregeneruje siły i... no właśnie, co dalej? W zasadzie nie miał pomysłu dokąd mógłby się udać, lub z kim spotkać. Pomyśli o tym później, czym prędzej musi coś zjeść, bo zdechnie z głodu!
W końcu, po powolnym (jak na Saiyanskie warunki), kilkudziesięcio minutowym locie dostrzegł w oddali ogromne jezioro. Natychmiast skierował się w dół i po chwili wylądował na brzegu. Rozebrał się do rosołu i wskoczył do wody. Była przyjemnie chłodna. Zanurkował głębiej rozglądając się wokoło. Żyło tutaj mnóstwo wodnych żyjątek, te mniejsze czym prędzej uciekały gdy się do nich zbliżał, ale co większe okazy wykazywały więcej odwagi. Hazard rozglądał się wokoło, próbując namierzyć swój przyszły posiłek, gdy nagle wyczuł jakiś ruch za sobą. Obejrzał się i w ostatniej chwili wykonał unik. Ogromna, kilkumetrowa ryba próbowała zrobić sobie z niego przekąskę. Saiyan nie pozostał dłużny i koniec końców role się odwróciły. Kilka minut później rybka piekła się wesoło na prowizorycznym grillu.
- Trochę czasu minie nim będzie gotowa... - mruknął, całą siłą woli powstrzymując się by nie zjeść jej na surowo.
By zająć głowę czym innym, wrócił do wody. Uważając by za bardzo nie eksploatować pękniętej kostki, popłynął na samo dno, gdzie ostrożnie usiadł. Bez oddychania wytrzyma jeszcze około 5 minut, co mógłby porobić w tym czasie? Myślał przez moment o różnych pierdołach, aż w końcu powrócił do walki z Hikaru. Zaczął analizować poszczególne jej fragmenty, zastanawiając się co mógł zrobić lepiej. Zamknął oko i mocno się skupił. W jego głowie zaczęły się przewijać obrazy, pojedyncze ciosy, ruchy przeciwnika - tak mocno wyrył to sobie w pamięci.
- O na przykład tutaj, gdybym zamarkował ten cios z lewej, miałbym większą szansę by trafić go z prawej... cholera na poważnie miałem taką dziurę w gardzie? Nic dziwnego, że prawie złamał mi nos... O, ta szarża była naprawdę dobrze przeprowadzona, muszę zapamiętać tę sekwencję ruchów... Ehh, może i byłem na skraju wytrzymałości, ale powinienem lepiej ocenić trajektorię lotu tego miecza...
Przez parę minut analizował w ten sposób poszczególne fragmenty walki. A był tym tak pochłonięty, że nie zwracał uwagi nawet na takie rzeczy jak oddychanie. Dopiero gdy mimowolnie wypuścił powietrze ustami i zachłysnął się wodą, wystrzelił niczym pocisk z powrotem na powierzchnię, próbując złapać oddech.
- O cholera, zaraz spali mi się obiad!
Faktycznie, ryba zbyt długo piekła się na jednej stronie. Przewrócił ją na drugą w ostatnim momencie, jeszcze minuta i by się spaliła. Jakoś udało mu się przygotować posiłek do końca. W końcu się doczekał - czas na konsumpcję!
OCC:
Regeneracja 10% Hp i Ki
W końcu, po powolnym (jak na Saiyanskie warunki), kilkudziesięcio minutowym locie dostrzegł w oddali ogromne jezioro. Natychmiast skierował się w dół i po chwili wylądował na brzegu. Rozebrał się do rosołu i wskoczył do wody. Była przyjemnie chłodna. Zanurkował głębiej rozglądając się wokoło. Żyło tutaj mnóstwo wodnych żyjątek, te mniejsze czym prędzej uciekały gdy się do nich zbliżał, ale co większe okazy wykazywały więcej odwagi. Hazard rozglądał się wokoło, próbując namierzyć swój przyszły posiłek, gdy nagle wyczuł jakiś ruch za sobą. Obejrzał się i w ostatniej chwili wykonał unik. Ogromna, kilkumetrowa ryba próbowała zrobić sobie z niego przekąskę. Saiyan nie pozostał dłużny i koniec końców role się odwróciły. Kilka minut później rybka piekła się wesoło na prowizorycznym grillu.
- Trochę czasu minie nim będzie gotowa... - mruknął, całą siłą woli powstrzymując się by nie zjeść jej na surowo.
By zająć głowę czym innym, wrócił do wody. Uważając by za bardzo nie eksploatować pękniętej kostki, popłynął na samo dno, gdzie ostrożnie usiadł. Bez oddychania wytrzyma jeszcze około 5 minut, co mógłby porobić w tym czasie? Myślał przez moment o różnych pierdołach, aż w końcu powrócił do walki z Hikaru. Zaczął analizować poszczególne jej fragmenty, zastanawiając się co mógł zrobić lepiej. Zamknął oko i mocno się skupił. W jego głowie zaczęły się przewijać obrazy, pojedyncze ciosy, ruchy przeciwnika - tak mocno wyrył to sobie w pamięci.
- O na przykład tutaj, gdybym zamarkował ten cios z lewej, miałbym większą szansę by trafić go z prawej... cholera na poważnie miałem taką dziurę w gardzie? Nic dziwnego, że prawie złamał mi nos... O, ta szarża była naprawdę dobrze przeprowadzona, muszę zapamiętać tę sekwencję ruchów... Ehh, może i byłem na skraju wytrzymałości, ale powinienem lepiej ocenić trajektorię lotu tego miecza...
Przez parę minut analizował w ten sposób poszczególne fragmenty walki. A był tym tak pochłonięty, że nie zwracał uwagi nawet na takie rzeczy jak oddychanie. Dopiero gdy mimowolnie wypuścił powietrze ustami i zachłysnął się wodą, wystrzelił niczym pocisk z powrotem na powierzchnię, próbując złapać oddech.
- O cholera, zaraz spali mi się obiad!
Faktycznie, ryba zbyt długo piekła się na jednej stronie. Przewrócił ją na drugą w ostatnim momencie, jeszcze minuta i by się spaliła. Jakoś udało mu się przygotować posiłek do końca. W końcu się doczekał - czas na konsumpcję!
OCC:
Regeneracja 10% Hp i Ki
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Wielkie jezioro
Czw Paź 06, 2016 10:25 pm
Zajadając się rybą, nadrabiał zaległości w monitorowaniu tego, co wydarzyło się na Ziemi w ostatnich godzinach. A trochę tego było. Nie wiedział co dokładnie zrobił Hikaru, lecz zaskakująco szybko wrócił do pełni sił po walce. Zapewne wykorzystał do tego swoją rozległą wiedzę, lub zaawansowane techniki. Gdy Hazard dochodził do siebie, białowłosy odbył błyskawiczną podróż na Vegetę, skąd sprowadził nieznanego mu osobnika, który znajdował się teraz w towarzystwie April i ... Red'a, tak nazywał się ten demon, którego kojarzył z mglistych wspomnień Katsu. Mistic oddalił się później w stronę Pałacu Wszechmogącego, a po chwili zniknął z jego "radaru", zapewne obniżając swoją Ki do minimum.
Jaka była rekacja Vegety? Co prawda mogło nie mieć to związku z "porwaniem" małpy, ale jakiś czas później na Błękitnej planecie zjawił się kolejny Saiyan'in - po krótkim namyśle Haz rozpoznał aurę Raziel'a - chłopaka z którym swego czasu stoczył pasjonującą walkę, będąc pod kontrolą Tsufula. Co ciekawe, nie przyleciał on sam. Na pokładzie statku znajdował się także demon Dragot, którego złotowłosy poznał kiedyś na Vegecie. Nie minęła chwila, a wspomniana dwójka rozpoczęła walkę między sobą.
- Ładnie sobie chłopaki poczynają - mruknął uśmiechając się pod nosem, gdy wyczuł gwałtowne drgania okolicy, po ataku jednego z wojowników. Musiał przyznać, że obaj znacząco się wzmocnili, odkąd widział ich po raz ostatni. Dragot dysponował mocą porównywalną do jego własnej, natomiast Raziel opanował drugie stadium Super Saiyan'a i chociaż ustępował nieco przeciwnikowi w ilości wydzielanej aury, musiał nadrabiać to innymi walorami, gdyż walka była bardzo wyrównana.
Hazard śledził z ciekawością poczynania walczących wojowników, jednocześnie sprawdzając od czasu do czasu co u April i reszty. Zastanawiało go dlaczego dwójka dość silnych Saiyan znajdowała się w towarzystwie demona. W dodatku wyczuwał pewną dziwną anomalię w Ki ogoniastych. Tak jakby mieli w sobie cząstkę mocy Red'a...
- Demony to jednak bardzo osobliwa rasa...
Hazard ostrożnie wstał i ubrał w nowe rzeczy. Najadł się, zregenerował część sił. Pękniętą stopą zbytnio się nie przejmował, bo znał swój organizm i wiedział, iż prędzej czy później sama się zrośnie, jeśli nie będzie zbytnio jej nadwyrężał. Ta krótka przerwa była mu potrzebna na złapanie oddechu i zebranie myśli. Ostatnio żył w ciągłbym biegu, potrzebował chwili wytchnienia. Analizując to co wydarzyło się w ostatnim czasie, stoczone walki, cięzkie treningi, przekraczanie granic, doprowadzanie organizmu do skrajnego wyczerpania - to wszystko zmierzało w jednym kierunku, obrało za cel jedną rzecz. I teraz wiedział, że jest gotów. Coś na co pracował przez ostatnie kilkanaście miesięcy, coś do czego pieczołowicie się przygotowywał, przelewając pot i krew. Walka z Hikaru była ostatnim aktem, swego rodzaju próbą, punktem kulminacyjnym. Pozostało jedno - pójść jeszcze o krok dalej, wspiąć się jeszcze o jeden szczebel wyżej i zdobyć upragnioną moc.
Aura wokół Saiyan'a znów rozbłysła złotem. Jednym ruchem zgasił ognisko i zasypał palenisko. Przystawił dwa palce do czoła, przeszukując okolice. W końcu zlokalizował odpowiednie miejsce, gdzie nikt nie będzie mu przeszkadzał. Wziął głęboki oddech i ...zniknął.
Do tematu --> https://dbng.forumpl.net/t163-lodowiec
Trening start.
Jaka była rekacja Vegety? Co prawda mogło nie mieć to związku z "porwaniem" małpy, ale jakiś czas później na Błękitnej planecie zjawił się kolejny Saiyan'in - po krótkim namyśle Haz rozpoznał aurę Raziel'a - chłopaka z którym swego czasu stoczył pasjonującą walkę, będąc pod kontrolą Tsufula. Co ciekawe, nie przyleciał on sam. Na pokładzie statku znajdował się także demon Dragot, którego złotowłosy poznał kiedyś na Vegecie. Nie minęła chwila, a wspomniana dwójka rozpoczęła walkę między sobą.
- Ładnie sobie chłopaki poczynają - mruknął uśmiechając się pod nosem, gdy wyczuł gwałtowne drgania okolicy, po ataku jednego z wojowników. Musiał przyznać, że obaj znacząco się wzmocnili, odkąd widział ich po raz ostatni. Dragot dysponował mocą porównywalną do jego własnej, natomiast Raziel opanował drugie stadium Super Saiyan'a i chociaż ustępował nieco przeciwnikowi w ilości wydzielanej aury, musiał nadrabiać to innymi walorami, gdyż walka była bardzo wyrównana.
Hazard śledził z ciekawością poczynania walczących wojowników, jednocześnie sprawdzając od czasu do czasu co u April i reszty. Zastanawiało go dlaczego dwójka dość silnych Saiyan znajdowała się w towarzystwie demona. W dodatku wyczuwał pewną dziwną anomalię w Ki ogoniastych. Tak jakby mieli w sobie cząstkę mocy Red'a...
- Demony to jednak bardzo osobliwa rasa...
Hazard ostrożnie wstał i ubrał w nowe rzeczy. Najadł się, zregenerował część sił. Pękniętą stopą zbytnio się nie przejmował, bo znał swój organizm i wiedział, iż prędzej czy później sama się zrośnie, jeśli nie będzie zbytnio jej nadwyrężał. Ta krótka przerwa była mu potrzebna na złapanie oddechu i zebranie myśli. Ostatnio żył w ciągłbym biegu, potrzebował chwili wytchnienia. Analizując to co wydarzyło się w ostatnim czasie, stoczone walki, cięzkie treningi, przekraczanie granic, doprowadzanie organizmu do skrajnego wyczerpania - to wszystko zmierzało w jednym kierunku, obrało za cel jedną rzecz. I teraz wiedział, że jest gotów. Coś na co pracował przez ostatnie kilkanaście miesięcy, coś do czego pieczołowicie się przygotowywał, przelewając pot i krew. Walka z Hikaru była ostatnim aktem, swego rodzaju próbą, punktem kulminacyjnym. Pozostało jedno - pójść jeszcze o krok dalej, wspiąć się jeszcze o jeden szczebel wyżej i zdobyć upragnioną moc.
Aura wokół Saiyan'a znów rozbłysła złotem. Jednym ruchem zgasił ognisko i zasypał palenisko. Przystawił dwa palce do czoła, przeszukując okolice. W końcu zlokalizował odpowiednie miejsce, gdzie nikt nie będzie mu przeszkadzał. Wziął głęboki oddech i ...zniknął.
Do tematu --> https://dbng.forumpl.net/t163-lodowiec
Trening start.
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach