The author of this message was banned from the forum - See the message
- RotaBANNED!
- Liczba postów : 197
Data rejestracji : 16/10/2015
Skąd : Wielki Świat
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Jak wszyscy piszą to ja też....zaczynam nowe opo, w którym pojawiają się Wyrzutki, czyli Rota i cała ekipa, jak nie macie nic przeciwko, to chętnie przydzielę jakąś rolę Waszym postaciom/wrzucę je do opka.
-Dl...dlaczego...dlaczego?-Rota nie mogła przestać płakać, kiedy wtulała się w jeszcze ciepłą i dużą dłoń Oriona. -Dlaczego? Czemu to zrobiłeś?-otworzyła nieznacznie powieki, pod które cały czas cisnęły się łzy.
-Kiedy płaczesz, wydajesz się być taka krucha, wiesz o tym?-Orion delikatnie poruszał palcami, aby opuszkami palców dotknąć policzka saiyanki.
-Nie zmieniaj tematu! Dlaczego?! Dlaczego to zrobiłeś?!-Rota dociskała dłoń mężczyzny do swojego policzka.-Dlaczego...co my bez ciebie zrobimy?! Orion...dlaczego...-zaczęła tulić się do wielkiej dłoni.
-Dajcie sobie...radę beze mnie, dobrze o tym wiesz...zwłaszcza ty...tak dojrzałaś od naszego pierwszego spotkania...już nie jesteś tą...słabą przestraszoną kobietą co kiedyś...-Orion uśmiechnął się-Khe!-kaszlnął jednak, wypluwając sporą ilość krwi.
-P...przestań...-Rota jeszcze bardziej się rozpłakała-Orion!-na widok wyplutej krwi wpadła w panikę-Nie! Nie! Zaraz się tym zajmiemy! Altador zaraz tutaj będzie!-puściła dłoń Oriona, aby swoimi dłońmi spróbować zatamować krwotok z jego klatki piersiowej.
Rana była na tyle rozległa, że mężczyzna powoli umierał.
-Przestań...Rota...wszystko będzie...dobrze...-Oriona z ledwością podniósł się do pół siadu, tak aby oprzeć się jedną ręką o ramię Roty, czy raczej wręcz zawisł na niej.-Wszystko...będzie dobrze...zobaczysz...-mówił jej wprost do ucha-Cieszę się, że nasze...drogi się skrzyżowały...mimo, że nie pamiętam swojej przeszłości...to razem z wami zbudowałem nową przyszłość...może nie odzyskałem tego, co kiedyś...ale w zamian za to, zyskałem coś innego...-mężczyzna nieznacznie odsunął się od Roty, aby czule na nią spojrzeć-Los...dał mi was...Gorotta, Altadora, Xennę, Oto i Ato...a także ciebie...Kruszynko...- twarz Oriona była pogodna.
-Orion o czym ty...-Rota coś chciała powiedzieć, kiedy została uciszona pocałunkiem.
Jej wargi zostały ubrudzone ciepłą krwią. Mogła także poczuć jej gorzkawy smak.
Po pocałunku, Orion upadł jak długi obok siedzącej na kolanach kobiety.
Patrzył na będącą w szoku Rotę. Uśmiechnął się pogodnie, nie spuszczając z niej wzroku. Czuł jak jego serce bije coraz wolniej z trudem łapie powietrze. Oczy Oriona nagle stracił swój blask, aby stać się matowe i bez wyrazu, zaś serce uderzyło jeszcze dwa razy, po czym ucichło.
W sali, w której odbywała się całą scena, nastała cisza. Portrety, które były świadkami tej smutnej sceny były jedynymi towarzyszami przerażonej Roty.
Kobieta dotknęła swoich ust, na których znajdowała się czerwona posoka. Wodziła po nich opuszkami, nie dowierzając w to, co się właśnie stało,
-O...Orion?-powoli odwróciła głowę w stronę, gdzie leżał wołany saiyanin.-Orion! Ty idioto!-wtuliła się w plecy martwego przyjaciela.
Zacisnęła mocno pięści na jego ubraniu, a po chwili skryła w połach materiału twarz.
-Orion, ty debilu! Idioto! Jak mogłeś! Czemu wcześniej nic nie powiedziałeś?!-Rota ocierała się policzkiem o plecy Oriona-Ty samolubny dupku! Wstań słyszysz?! Nie zostawiaj nas! Nie zostawiaj! Nie zostawiaj mnie...proszę...-Rota wiedziała, że jest już za późno, ale miała nadzieję, że to tylko zły sen.
-Tutaj są!-do uszu kobiety dotarł znajomy jej głos-Rota! Orion!- Altador, nameczanin, był pierwszym, który wbiegł do pomieszczenia.
Zatrzymał się jednak gwałtownie. Słyszał już z daleka, co się działo, ale sam też miał nadzieję, że to tylko omamy słuchowe.
Tuż za nim wbiegł Goratt, a potem Xenna, Oto i Ato.
Wszyscy wyglądali tak, jakby zobaczyli ducha.
Nikt nic nie mówił, z powodu szoku, jakiego doznali widząc,że ich przywódca, a zarazem przyjaciel odszedł.
-To jego wina! To wszystko jego wina!-Rota przytuliła ciało Oriona-Po co on się wtrącał w to wszystko?! Po co?! Co chciał tym osiągnąć?!- kobieta nie przestawała krzyczeć.
Nadal, nikt nie miał śmiałości się odezwać.
-To jego wina! Wszystko jego wina!- Rota dociskała do piersi ciało przyjaciela.-Mówiłam wam, że wszyscy są tacy sami! Mówiłam! Nie chcieliście słuchać, a teraz co?! Przez niego Orion nie żyje! Dlaczego on nie umarł, tylko Orion?! Dlaczego?!- kobieta dalej krzyczała.
W korytarzu, pojawiło się kilka innych cieni, które zatrzymał się słysząc głos Roty. Jeden z nich, mimowolnie się dał kilka kroków w tył.
-Ugh.-warknął osobnik, który zacisnął pięści.
Rota dostrzegła cienie, które podeszły nieznacznie. Jej ogon od razu najeżył się niczym szczoteczka, a w oczach zapłonęła iskra nienawiści i gniewu.
-Tchórzu! Wychodź z cienia! Nie chowaj się jak tchórz!-Rota zaczęła krzyczeć w stronę korytarza.-Widzisz co zrobiłeś?! To twoja wina! Twoja wina! Ty powinieneś umrzeć, a nie on! Słyszysz?! To powinieneś być ty nie on!- saiyanka nie przestawała kierować swoich słów do konkretnej osoby, skrytej w cieniu.-Gdzie jest teraz twoja odwaga co?! Gdzie ta twoja cała siła?! No gdzie?! Pokaż mi ją! Pokaż!
Oto i Ato spojrzeli gdzieś na bok, podobnie jak Goratt czy Altador, a Nawet Xenna, ale po chwili odsunęli się od drzwi prowadzących na korytarz. Nadal nie patrzyli w tamtą stronę.
-I co się chowasz?! Wychodź, tchórzu!-Rota z ledwością wstała.
Nogi miała jak z waty, ale zaczęła iść przed siebie. Cały jej kombinezon był we krwi Oriona, podobnie jak wargi i lewy policzek, którego wcześniej dotykał.
-To powinieneś być ty, a nie on! Rozumiesz?! To ty powinieneś był umrzeć! Zdechnąć jak pies!-Rota miała coraz mniej siły, zarówno przez stres, jak i płacz oraz krzyk-Powinieneś zdechnąć! Zdechnąć, bo tacy tchórze jak ty tylko na taką śmierć zasługują! Słyszysz!-obraz zaczął się jej zamazywać.
Altador w ostatniej chwili doskoczył do niej, aby uchronić Rotę przed upadkiem na posadzkę.
-To twoja wina...tchórzu...cieszę się, że nie jesteś moim...-Rota straciła przytomność.
Nameczanin wziął ją na ręce. Spojrzał na Gorotta, który okrył ciało Oriona, a potem podniósł z podłoża. Mężczyzna pokiwał tylko głową, kiedy trzymał tak martwego przyjaciela na rękach. Ruszył jednak w stronę Altadora, Ato i Ota oraz Xenny.
Wszyscy przeszli obok piątki osób, stojących w cieniu. Nie odezwali się ani słowem do tych, którzy mijali.
Jedna z postaci, której cień wskazywał na to, że jest kobietą, wyciągnęła rękę, aby złapać Altadora za pelerynę, ale szybko zmieniła zdanie. Rozmasowała lewe ramię, patrząc jak tamci znikają w cieniu korytarza.
-Sami są sobie winni.-odparł męski, stanowczy głos, mający w wydźwięku nutkę żalu zmieszanej ze złością.
-Co ty pieprzysz, do cholery?-drugi głos, również należał do osobnika płci męskiej.-Przecież sam...Hę? Wracaj tutaj! Słyszysz?!- mężczyzna chciał złapać odchodzącego, ale został zatrzymany przez kobiecy cień.-On faktycznie jest tchórzem.-syknął jegomość.
-To na pewno nie tak.-odezwał się cień, należący do płci pięknej.
-Przestań go bronić! Zawsze to robisz! Zakochałaś się w nim, czy jak?!-mężczyzna odepchnął kobietę-No oczywiście, że jesteś w nim zakochana, jak każda, bo przecież on jest taki wspaniały! Nie to, co inni!-jegomość machał rękami, po czym oddalił się, zostawiając pozostałych w cichym i mało oświetlonym korytarzu.
Nastała niezręczna cisza, która tylko na chwilę została przerwa krokami tych, którzy postanowili wrócić w tylko sobie znane miejsce.
Tej nocy, jedno z najbardziej znanych miejsc na Vegetcie, stało się niemym świadkiem wydarzeń, które być może nigdy by się nie wydarzyły, gdyby nie decyzje pewnych osób, których los przypadkiem skrzyżował.
Prolog
-Dl...dlaczego...dlaczego?-Rota nie mogła przestać płakać, kiedy wtulała się w jeszcze ciepłą i dużą dłoń Oriona. -Dlaczego? Czemu to zrobiłeś?-otworzyła nieznacznie powieki, pod które cały czas cisnęły się łzy.
-Kiedy płaczesz, wydajesz się być taka krucha, wiesz o tym?-Orion delikatnie poruszał palcami, aby opuszkami palców dotknąć policzka saiyanki.
-Nie zmieniaj tematu! Dlaczego?! Dlaczego to zrobiłeś?!-Rota dociskała dłoń mężczyzny do swojego policzka.-Dlaczego...co my bez ciebie zrobimy?! Orion...dlaczego...-zaczęła tulić się do wielkiej dłoni.
-Dajcie sobie...radę beze mnie, dobrze o tym wiesz...zwłaszcza ty...tak dojrzałaś od naszego pierwszego spotkania...już nie jesteś tą...słabą przestraszoną kobietą co kiedyś...-Orion uśmiechnął się-Khe!-kaszlnął jednak, wypluwając sporą ilość krwi.
-P...przestań...-Rota jeszcze bardziej się rozpłakała-Orion!-na widok wyplutej krwi wpadła w panikę-Nie! Nie! Zaraz się tym zajmiemy! Altador zaraz tutaj będzie!-puściła dłoń Oriona, aby swoimi dłońmi spróbować zatamować krwotok z jego klatki piersiowej.
Rana była na tyle rozległa, że mężczyzna powoli umierał.
-Przestań...Rota...wszystko będzie...dobrze...-Oriona z ledwością podniósł się do pół siadu, tak aby oprzeć się jedną ręką o ramię Roty, czy raczej wręcz zawisł na niej.-Wszystko...będzie dobrze...zobaczysz...-mówił jej wprost do ucha-Cieszę się, że nasze...drogi się skrzyżowały...mimo, że nie pamiętam swojej przeszłości...to razem z wami zbudowałem nową przyszłość...może nie odzyskałem tego, co kiedyś...ale w zamian za to, zyskałem coś innego...-mężczyzna nieznacznie odsunął się od Roty, aby czule na nią spojrzeć-Los...dał mi was...Gorotta, Altadora, Xennę, Oto i Ato...a także ciebie...Kruszynko...- twarz Oriona była pogodna.
-Orion o czym ty...-Rota coś chciała powiedzieć, kiedy została uciszona pocałunkiem.
Jej wargi zostały ubrudzone ciepłą krwią. Mogła także poczuć jej gorzkawy smak.
Po pocałunku, Orion upadł jak długi obok siedzącej na kolanach kobiety.
Patrzył na będącą w szoku Rotę. Uśmiechnął się pogodnie, nie spuszczając z niej wzroku. Czuł jak jego serce bije coraz wolniej z trudem łapie powietrze. Oczy Oriona nagle stracił swój blask, aby stać się matowe i bez wyrazu, zaś serce uderzyło jeszcze dwa razy, po czym ucichło.
W sali, w której odbywała się całą scena, nastała cisza. Portrety, które były świadkami tej smutnej sceny były jedynymi towarzyszami przerażonej Roty.
Kobieta dotknęła swoich ust, na których znajdowała się czerwona posoka. Wodziła po nich opuszkami, nie dowierzając w to, co się właśnie stało,
-O...Orion?-powoli odwróciła głowę w stronę, gdzie leżał wołany saiyanin.-Orion! Ty idioto!-wtuliła się w plecy martwego przyjaciela.
Zacisnęła mocno pięści na jego ubraniu, a po chwili skryła w połach materiału twarz.
-Orion, ty debilu! Idioto! Jak mogłeś! Czemu wcześniej nic nie powiedziałeś?!-Rota ocierała się policzkiem o plecy Oriona-Ty samolubny dupku! Wstań słyszysz?! Nie zostawiaj nas! Nie zostawiaj! Nie zostawiaj mnie...proszę...-Rota wiedziała, że jest już za późno, ale miała nadzieję, że to tylko zły sen.
-Tutaj są!-do uszu kobiety dotarł znajomy jej głos-Rota! Orion!- Altador, nameczanin, był pierwszym, który wbiegł do pomieszczenia.
Zatrzymał się jednak gwałtownie. Słyszał już z daleka, co się działo, ale sam też miał nadzieję, że to tylko omamy słuchowe.
Tuż za nim wbiegł Goratt, a potem Xenna, Oto i Ato.
Wszyscy wyglądali tak, jakby zobaczyli ducha.
Nikt nic nie mówił, z powodu szoku, jakiego doznali widząc,że ich przywódca, a zarazem przyjaciel odszedł.
-To jego wina! To wszystko jego wina!-Rota przytuliła ciało Oriona-Po co on się wtrącał w to wszystko?! Po co?! Co chciał tym osiągnąć?!- kobieta nie przestawała krzyczeć.
Nadal, nikt nie miał śmiałości się odezwać.
-To jego wina! Wszystko jego wina!- Rota dociskała do piersi ciało przyjaciela.-Mówiłam wam, że wszyscy są tacy sami! Mówiłam! Nie chcieliście słuchać, a teraz co?! Przez niego Orion nie żyje! Dlaczego on nie umarł, tylko Orion?! Dlaczego?!- kobieta dalej krzyczała.
W korytarzu, pojawiło się kilka innych cieni, które zatrzymał się słysząc głos Roty. Jeden z nich, mimowolnie się dał kilka kroków w tył.
-Ugh.-warknął osobnik, który zacisnął pięści.
Rota dostrzegła cienie, które podeszły nieznacznie. Jej ogon od razu najeżył się niczym szczoteczka, a w oczach zapłonęła iskra nienawiści i gniewu.
-Tchórzu! Wychodź z cienia! Nie chowaj się jak tchórz!-Rota zaczęła krzyczeć w stronę korytarza.-Widzisz co zrobiłeś?! To twoja wina! Twoja wina! Ty powinieneś umrzeć, a nie on! Słyszysz?! To powinieneś być ty nie on!- saiyanka nie przestawała kierować swoich słów do konkretnej osoby, skrytej w cieniu.-Gdzie jest teraz twoja odwaga co?! Gdzie ta twoja cała siła?! No gdzie?! Pokaż mi ją! Pokaż!
Oto i Ato spojrzeli gdzieś na bok, podobnie jak Goratt czy Altador, a Nawet Xenna, ale po chwili odsunęli się od drzwi prowadzących na korytarz. Nadal nie patrzyli w tamtą stronę.
-I co się chowasz?! Wychodź, tchórzu!-Rota z ledwością wstała.
Nogi miała jak z waty, ale zaczęła iść przed siebie. Cały jej kombinezon był we krwi Oriona, podobnie jak wargi i lewy policzek, którego wcześniej dotykał.
-To powinieneś być ty, a nie on! Rozumiesz?! To ty powinieneś był umrzeć! Zdechnąć jak pies!-Rota miała coraz mniej siły, zarówno przez stres, jak i płacz oraz krzyk-Powinieneś zdechnąć! Zdechnąć, bo tacy tchórze jak ty tylko na taką śmierć zasługują! Słyszysz!-obraz zaczął się jej zamazywać.
Altador w ostatniej chwili doskoczył do niej, aby uchronić Rotę przed upadkiem na posadzkę.
-To twoja wina...tchórzu...cieszę się, że nie jesteś moim...-Rota straciła przytomność.
Nameczanin wziął ją na ręce. Spojrzał na Gorotta, który okrył ciało Oriona, a potem podniósł z podłoża. Mężczyzna pokiwał tylko głową, kiedy trzymał tak martwego przyjaciela na rękach. Ruszył jednak w stronę Altadora, Ato i Ota oraz Xenny.
Wszyscy przeszli obok piątki osób, stojących w cieniu. Nie odezwali się ani słowem do tych, którzy mijali.
Jedna z postaci, której cień wskazywał na to, że jest kobietą, wyciągnęła rękę, aby złapać Altadora za pelerynę, ale szybko zmieniła zdanie. Rozmasowała lewe ramię, patrząc jak tamci znikają w cieniu korytarza.
-Sami są sobie winni.-odparł męski, stanowczy głos, mający w wydźwięku nutkę żalu zmieszanej ze złością.
-Co ty pieprzysz, do cholery?-drugi głos, również należał do osobnika płci męskiej.-Przecież sam...Hę? Wracaj tutaj! Słyszysz?!- mężczyzna chciał złapać odchodzącego, ale został zatrzymany przez kobiecy cień.-On faktycznie jest tchórzem.-syknął jegomość.
-To na pewno nie tak.-odezwał się cień, należący do płci pięknej.
-Przestań go bronić! Zawsze to robisz! Zakochałaś się w nim, czy jak?!-mężczyzna odepchnął kobietę-No oczywiście, że jesteś w nim zakochana, jak każda, bo przecież on jest taki wspaniały! Nie to, co inni!-jegomość machał rękami, po czym oddalił się, zostawiając pozostałych w cichym i mało oświetlonym korytarzu.
Nastała niezręczna cisza, która tylko na chwilę została przerwa krokami tych, którzy postanowili wrócić w tylko sobie znane miejsce.
Tej nocy, jedno z najbardziej znanych miejsc na Vegetcie, stało się niemym świadkiem wydarzeń, które być może nigdy by się nie wydarzyły, gdyby nie decyzje pewnych osób, których los przypadkiem skrzyżował.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach