- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Round II: Horror Show - Dragot vs Raziel
Sob Paź 01, 2016 10:14 pm
naoglądałem się spektakularnych widoków w związku z przebijaniem się kapsuły przez Ziemską atmosferę. Ta planetka wyglądała z takich wysokości całkiem imponująco. Gdy zrozumiałem że wylądujemy na jakiejś równinie, ucieszyłem się. Idealne miejsce na rewanż. Wkrótce dotarliśmy do niebieskiego nieba, przecinając się przez chmury, by w końcu z hukiem uderzyć o powierzchnię niczym miniaturowy meteor. Kapsuła po kilku chwilach otworzyła się, i gdy tylko to się stało wydostałem się z niej płynąc po suficie aż trafiłem na jej szczyt. Tam rozszerzyłem się, i uformowałem ponownie w swoją humanoidalną, dwu metrową postać. Rozciągnąłem się i rozejrzałem. Wokół było trochę skał, ale większość to w miarę równy teren. Wyglądał na stworzony do wielgachnych starć. Gdy ten wyszedł z kapsuły, spojrzałem się na niego z uśmiechem łobuza cieszącego się z tego co przeskrobał.
-Coś ci się stało z kapsułą. Co za przypadek.
Powiedziałem ironicznie, w podobny sposób jakiego on używał do drwienia ze swoich oponentów. To był moment na który czekałem. Cel wyższy, wobec którego życia moich dzieci, mojej całej rodziny i wszelakie ziemskie przyjemności były zepchnięte na dalszy plan. Jedyne co miało znaczenie, to potęga, potrzebna do do kreowania rzeczywistości wobec swojego uznania. Potrzebna by pozbyć się wszystkich wrogów. I co liczyło się w tej chwili - potrzebna by wyrównać rachunki.
-Obawiam się że twoje zadanie zostało właśnie zepchnięte na dalszy plan. Jeśli tylko spróbujesz uciec, uniemożliwię ci to zamykając nas w moim wymiarze. Tym razem jednak nie będę potrzebował tej przewagi. Pamiętam dobrze twoje obietnice z rebelii, o tym jakie to krzywdy wyrządzisz mi przy następnej konfrontacji. Uznałem że TERAZ jest najwyższa pora by sprawdzić czy Księciuniu Vegety jest słowny.
Po wypowiedzeniu tych słów napiąłem mięśnie, rozpiąłem skrzydła, i włączyłem dewastującą aurę uwalniając całą swoją moc. Niszczycielska czarna powłoka z białą obwódką nieprzerwanie rosła aż przekroczyła wymiarami ogniste tornado, które spowodowało załamanie się Netheru. Odchodziły od niej wyładowania elektryczne które trafiając w pobliskie skały powodowały zawalenie się ich. Efekty całego mojego treningu, i wszystkich poświęceń, zostały przeze mnie ukazane. Kapsuła wyleciała z pod moich nóg i odleciała na kilkadziesiąt metrów w dal, a pod moimi nogami zaczął się tworzyć krater. W końcu aura ponownie zmalała do standardowych rozmiarów, w skoncentrowanej, dymnej strukturze. Ponownie się na niego spojrzałem, z tym samym niepoczytalnym wzrokiem który uświadczyły moje dzieci.
-Transformuj się, i zaczynamy drugą rundę.
OOC:
regeneracja 10%
ki feeling is out - full power
-Coś ci się stało z kapsułą. Co za przypadek.
Powiedziałem ironicznie, w podobny sposób jakiego on używał do drwienia ze swoich oponentów. To był moment na który czekałem. Cel wyższy, wobec którego życia moich dzieci, mojej całej rodziny i wszelakie ziemskie przyjemności były zepchnięte na dalszy plan. Jedyne co miało znaczenie, to potęga, potrzebna do do kreowania rzeczywistości wobec swojego uznania. Potrzebna by pozbyć się wszystkich wrogów. I co liczyło się w tej chwili - potrzebna by wyrównać rachunki.
-Obawiam się że twoje zadanie zostało właśnie zepchnięte na dalszy plan. Jeśli tylko spróbujesz uciec, uniemożliwię ci to zamykając nas w moim wymiarze. Tym razem jednak nie będę potrzebował tej przewagi. Pamiętam dobrze twoje obietnice z rebelii, o tym jakie to krzywdy wyrządzisz mi przy następnej konfrontacji. Uznałem że TERAZ jest najwyższa pora by sprawdzić czy Księciuniu Vegety jest słowny.
Po wypowiedzeniu tych słów napiąłem mięśnie, rozpiąłem skrzydła, i włączyłem dewastującą aurę uwalniając całą swoją moc. Niszczycielska czarna powłoka z białą obwódką nieprzerwanie rosła aż przekroczyła wymiarami ogniste tornado, które spowodowało załamanie się Netheru. Odchodziły od niej wyładowania elektryczne które trafiając w pobliskie skały powodowały zawalenie się ich. Efekty całego mojego treningu, i wszystkich poświęceń, zostały przeze mnie ukazane. Kapsuła wyleciała z pod moich nóg i odleciała na kilkadziesiąt metrów w dal, a pod moimi nogami zaczął się tworzyć krater. W końcu aura ponownie zmalała do standardowych rozmiarów, w skoncentrowanej, dymnej strukturze. Ponownie się na niego spojrzałem, z tym samym niepoczytalnym wzrokiem który uświadczyły moje dzieci.
-Transformuj się, i zaczynamy drugą rundę.
OOC:
regeneracja 10%
ki feeling is out - full power
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Round II: Horror Show - Dragot vs Raziel
Nie Paź 02, 2016 9:13 pm
Wylot z planety był nadzwyczaj szybki i wygodny. Najwidoczniej jego ojciec zajął się też sposobem w jaki kontrolerzy mają zwracać się do osób pilotujące statki na orbicie. Jedyne co mu przeszkadzało w tej wycieczce to demon, który w formie mazi przyczepił się do sufitu jego kapsuły. Weźcie demona, co się może stać? Raziel obiecał sobie, że jak ten gnojek coś zrobi, a to było bardziej niż pewne to ochrzani Reda. W ogóle co to za pomysł, że mają się opiekować demonem. Powinien zostać wysłany na niego odział pięciu Natto, żeby być pewnym, że koleś będzie zimniejszym trupem od Zella. Aktualnie jednak Dragot zachowywał się poprawnie, więc Raziel nie miał nic do powiedzenia. Większość trasy siedzieli w milczeniu, gdyż Zahne skupił się na energiach znajdujących się na Ziemi. Kisa w dalszym ciągu była w towarzystwie Reda i April. Ciekawszą rzeczą było to, że energia Kuro znajdowała się w zupełnie innym miejscu. Prawdę mówiąc chłopak był w ciul daleko i dziwiło to Raziela. Dlaczego nie jest z April. Przy okazji Zahne wyczuł energię rudego. Naprawdę nie chciał tego robić, ale musiał przyznać, że ta kaleka obroni Vivian w razie czego. No, ale jak zawsze coś musiało się spieprzyć, gdyż kiedy znaleźli się na orbicie to kapsuła doznała usterki i przestała słuchać poleceń pilota. Zahne najzwyczajniej w świecie stracił kontrolę i trafił na pustkowie. Niby nic niezwykłego, gdyby nie to, że kiedy drzwi się otworzyły to demon od razu opuścił kapsułę. A trzeba było go zabić, kiedy miał okazję.
- Dlaczego mnie to nie dziwi. – mruknął Raziel sam do siebie opuszczając pojazd. Upewnił się, że z Vivian wszystko w porządku, lecz ona jak to kot dała sobie radę. Wysłuchał przemowy demona w duchu przyznając sobie punkt. Wiedział doskonale jak to się skończy. No, ale chyba ten kretyn nie był na tyle durny, żeby go zabić. Chyba wiedział, że jak to zrobi to wyda na siebie wyrok śmierci, gdyż całe imperium na niego zapoluje. No, ale zapewne ten debil chciał tylko walki. Jeśli tak proszę bardzo. Mogą się pobawić, lecz krótko gdyż Raz ma ważniejsze rzeczy na głowie. Kiedy demon pokazał pełnię swojej mocy to Zahne podniósł brew. No tak. Cwaniaczy tak, bo się przemienił Jednakże w dalszym ciągu może on Redowi czyścić buty. Może i jest teraz silniejszy od Raziela i udaje poważniaka, to walka zweryfikuje to. Raziel podszedł do kapsuły, że sprawdzić czy z Vivian wszystko jest okej. Ten frajer może nie zważał na to, ale Zahne tak.
- Ukryj się i nie wychylaj głowy. Teraz będzie niebezpiecznie. – powiedział Raziel. Po tym zamknął kapsułę i spojrzał na demona. Wzrok Saiyanina był chłodny i pełen znudzenia. Naprawdę nie miał czasu.
- Stałeś się silniejszy, ale rozumu ci od tego nie przybyło. – powiedział Zahne uaktywniając drugi poziom super wojownika. Podmuch, który wzbudziła aura był równie silny do demona, tylko że Raz nie stawiał na piękne efekty świetlne. U niego chodziło o wynik.
- Dlatego nie lubię demonów poza Redem. – rzekł Natto, a następnie wystrzelił w stronę przeciwnika. Pierwszy cios spadł na tors, a kolejny na szczękę. Trzeci trafił w nos, a kombinację zakończył kopniakiem w głowę. Ten cios powinien posłać Dragota w skały. Zabierz demona. Następnym razem jak ktoś to zaproponuje to gościa wysadzi w kosmosie.
OOC:
Zaczynam walkę, gdyż jestem szybszy.
Potężny cios dla ciebie – 12285 dmg.
SSJ2 – 250 ki.
- Dlaczego mnie to nie dziwi. – mruknął Raziel sam do siebie opuszczając pojazd. Upewnił się, że z Vivian wszystko w porządku, lecz ona jak to kot dała sobie radę. Wysłuchał przemowy demona w duchu przyznając sobie punkt. Wiedział doskonale jak to się skończy. No, ale chyba ten kretyn nie był na tyle durny, żeby go zabić. Chyba wiedział, że jak to zrobi to wyda na siebie wyrok śmierci, gdyż całe imperium na niego zapoluje. No, ale zapewne ten debil chciał tylko walki. Jeśli tak proszę bardzo. Mogą się pobawić, lecz krótko gdyż Raz ma ważniejsze rzeczy na głowie. Kiedy demon pokazał pełnię swojej mocy to Zahne podniósł brew. No tak. Cwaniaczy tak, bo się przemienił Jednakże w dalszym ciągu może on Redowi czyścić buty. Może i jest teraz silniejszy od Raziela i udaje poważniaka, to walka zweryfikuje to. Raziel podszedł do kapsuły, że sprawdzić czy z Vivian wszystko jest okej. Ten frajer może nie zważał na to, ale Zahne tak.
- Ukryj się i nie wychylaj głowy. Teraz będzie niebezpiecznie. – powiedział Raziel. Po tym zamknął kapsułę i spojrzał na demona. Wzrok Saiyanina był chłodny i pełen znudzenia. Naprawdę nie miał czasu.
- Stałeś się silniejszy, ale rozumu ci od tego nie przybyło. – powiedział Zahne uaktywniając drugi poziom super wojownika. Podmuch, który wzbudziła aura był równie silny do demona, tylko że Raz nie stawiał na piękne efekty świetlne. U niego chodziło o wynik.
- Dlatego nie lubię demonów poza Redem. – rzekł Natto, a następnie wystrzelił w stronę przeciwnika. Pierwszy cios spadł na tors, a kolejny na szczękę. Trzeci trafił w nos, a kombinację zakończył kopniakiem w głowę. Ten cios powinien posłać Dragota w skały. Zabierz demona. Następnym razem jak ktoś to zaproponuje to gościa wysadzi w kosmosie.
OOC:
Zaczynam walkę, gdyż jestem szybszy.
Potężny cios dla ciebie – 12285 dmg.
SSJ2 – 250 ki.
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Round II: Horror Show - Dragot vs Raziel
Pon Paź 03, 2016 6:20 pm
Gdy i on uaktywnił swoją pełną moc, widać było iż zdobyłem przewagę. Jednak nie była ona na tyle duża bym mógł pozwolić sobie na błędy. Jestem pewien że podobnie jak ja, posiadł nowe techniki. Poza tym, umiejętność wytworzenia spektakularnych fajerwerków nie czyni nikogo wojownikiem. A on udowodnił, że jest w stanie wytworzyć podobne. Przeszedłem więc w gardę defensywną, i niskim spokojnym głosem odpowiedziałem na jego komentarz:
-Przykro mi będzie Cię rozczarować. Błazen umarł.
Tuż po wypowiedzeniu przeze mnie tych słów zaczął się balet. On zaatakował pierwszy, więc umocniłem swą gardę czekając na ciosy, i momentalnie je otrzymałem. Każdy z nich trafiał jednak w moje wystawione przed głowę przedramiona, łokcie, lub kolano. Byłem w szoku że te same uderzenia które kiedyś przebijały mnie na pół, i były praktycznie niewidoczne, i niemożliwe do uniknięcia, teraz nie były w stanie przebić się przez moją linię obrony. Może i dalej były niezwykle szybkie, a nawet szybsze niż moje ciosy. Ale brakowało w nich odpowiedniej siły, by móc się przebić przez kogoś kto postawił na nieziemską wytrwałość podczas walki. Dlatego postanowiłem nie marnować czasu, i od razu wyprowadzić kontrę. Gdy podjął próbę kopniaka w łeb, uchyliłem się i zadałem najsilniejszy cios jaki mogłem w jego splot słoneczny, posyłając go nieco w górę. Potem postanowiłem kontynuować sekwencje.
Machnąłem skrzydłami w celu odbicia się od Ziemi, i to też uczyniłem chwytając Super wojownika za twarz w okolicach oczu, i unosząc się z nim na 20 metrów w górę. Puściłem go, i natychmiast zacząłem zasypywać go gradem ciosów. Były nieco wolniejsze niż jego, natomiast miały za sobą znacznie więcej mocy i były nie do zatrzymania. Po kilku naprawdę porządnych trafieniach, które powinny uzmysłowić Saiyanowi iż czas na żarty się skończył, chwyciłem go za nogę i rzuciłem w kierunku gruntu, po to następnie samemu wystrzelić w tym samym kierunku, i dościgając lecącego Raziela niczym spadające kowadło wbić go w skalne podłoże nogami, tworząc przy tym kolejny krater, i wzniecając ogrom kurzu. To było coś zupełnie innego, w porównaniu z poprzednim starciem. Zupełnie nowy poziom walki, ciosy które teraz były wymierzane były na poziomie który mi się wtedy nawet nie śnił. Tak więc odskoczyłem na kilka metrów od przeciwnika, ponownie przyjmując stalową gardę.
-Możesz już skończyć rozgrzewkę.
OOC:
Akcja Defensywna - Kontratak - atak potężny z moich statów - 13300 dmg
Akcja ofensywna - Atak potężny - 13300 dmg
Akcja dodatkowa - Atak dodatkowy - 6760 dmg
Łącznie - 33360 DMG
-Przykro mi będzie Cię rozczarować. Błazen umarł.
Tuż po wypowiedzeniu przeze mnie tych słów zaczął się balet. On zaatakował pierwszy, więc umocniłem swą gardę czekając na ciosy, i momentalnie je otrzymałem. Każdy z nich trafiał jednak w moje wystawione przed głowę przedramiona, łokcie, lub kolano. Byłem w szoku że te same uderzenia które kiedyś przebijały mnie na pół, i były praktycznie niewidoczne, i niemożliwe do uniknięcia, teraz nie były w stanie przebić się przez moją linię obrony. Może i dalej były niezwykle szybkie, a nawet szybsze niż moje ciosy. Ale brakowało w nich odpowiedniej siły, by móc się przebić przez kogoś kto postawił na nieziemską wytrwałość podczas walki. Dlatego postanowiłem nie marnować czasu, i od razu wyprowadzić kontrę. Gdy podjął próbę kopniaka w łeb, uchyliłem się i zadałem najsilniejszy cios jaki mogłem w jego splot słoneczny, posyłając go nieco w górę. Potem postanowiłem kontynuować sekwencje.
Machnąłem skrzydłami w celu odbicia się od Ziemi, i to też uczyniłem chwytając Super wojownika za twarz w okolicach oczu, i unosząc się z nim na 20 metrów w górę. Puściłem go, i natychmiast zacząłem zasypywać go gradem ciosów. Były nieco wolniejsze niż jego, natomiast miały za sobą znacznie więcej mocy i były nie do zatrzymania. Po kilku naprawdę porządnych trafieniach, które powinny uzmysłowić Saiyanowi iż czas na żarty się skończył, chwyciłem go za nogę i rzuciłem w kierunku gruntu, po to następnie samemu wystrzelić w tym samym kierunku, i dościgając lecącego Raziela niczym spadające kowadło wbić go w skalne podłoże nogami, tworząc przy tym kolejny krater, i wzniecając ogrom kurzu. To było coś zupełnie innego, w porównaniu z poprzednim starciem. Zupełnie nowy poziom walki, ciosy które teraz były wymierzane były na poziomie który mi się wtedy nawet nie śnił. Tak więc odskoczyłem na kilka metrów od przeciwnika, ponownie przyjmując stalową gardę.
-Możesz już skończyć rozgrzewkę.
OOC:
Akcja Defensywna - Kontratak - atak potężny z moich statów - 13300 dmg
Akcja ofensywna - Atak potężny - 13300 dmg
Akcja dodatkowa - Atak dodatkowy - 6760 dmg
Łącznie - 33360 DMG
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Round II: Horror Show - Dragot vs Raziel
Wto Paź 04, 2016 8:28 pm
Może i różnili się mocą, ale i tak nie była to kolosalna różnica. Gdyby osiągnął poziom jakim dysponował Red to może by się go obawiał. Raziel doskonale już wiedział, że ten demon doszedł do końca swoich możliwości, a Książe Saiyan miał jeszcze wiele asów w rękawie. Nawet jeśli przegra tą potyczkę, to wróci silniejszy. Po za tym ten kmiot znów udowadniał jak wiele ich różni. Brak mu honoru i elegancji. Ale czego spodziewać się po zwykłej bestii. Raziel wystrzelił w jego stronę i zaczął zadawać ciosy. Jednakże nie mógł przebić się przez gardę przeciwnika. Trochę jakby próbował przekonać Koszarowego do założenia różowej spódniczki w zielone słonie. Awykonalne i nie możliwe do zrobienia. Kolo się jarał jaki to się zrobił mroczny i potężny. Szkoda tylko, że bał się walczyć z kimś w pełni mocy. No, ale trzeba było przyznać, że nauczył się bronić. Nauczył się także atakować. Raz nie trafił kopniakiem w głowę, przez co oberwał potężnym ciosem prosto w splot słoneczny. Następnie zaś ruszył do ataku, ale tym samym potwierdził to, czego się Zahne spodziewał. Może i demon był silny, ale w dalszym ciągu był wolny i ślamazarny. Raziel widział każdy jego cios i choć Dragot próbował go trafić, to Saiyanin zawsze się uchylał. Musiał się niestety cofać, gdyż jego oponent atakował zbyt chaotycznie, żeby przewidzieć kolejny ruch. Rzut w kierunku gruntu byłby całkiem niezły, gdyby Natto nie kontrolował sytuacji. Poleciał w kierunku podłoża dając demonowi złudną nadzieję, na zadanie mu bólu. I kiedy ten się zbliżył to Zahne uniknął ciosu zwykłym obrotem. Demonek wbił się w podłoże, a Raziel zwyczajnie odleciał na kilka metrów. Zbroja w miejscu uderzenia była pęknięta, ale nie doszło do żadnych uszkodzeń wewnętrznych.
- No chyba masz rację. Fajnie się pobawić, ale trzeba wziąć się do roboty. – rzekł Raziel i wycelował w Dragota dłoń. Z jej końca wystrzelił złoty promień, który w momencie uderzenia w demona sparaliżował całej jego ciało. Teraz czas na zabawę. Złotowłosy przywołał na swojej ręce miecz wykreowany z jego własnej ki i z zamiarem pokrojenia kilku rzeczy wystrzelił na demona. Pierwsze cięcie trafiło w jego klatkę piersiową i poszło od brzucha, aż do lewego obojczyka. Następne w ramię, a kolejne prosto w twarz. Miał zamiar zostawić mu małą pamiątkę na ryju, przynajmniej na chwilę. Ostatni cios spadł na skrzydła demona odcinając je. Kopniakiem Raziel odrzucił go od siebie i dezaktywował ostrze. Nie znaczyło to jednak, że skończył. Zamierzał poczęstować tą łajzę swoją ulubioną techniką. Złączył dłonie i zaczął kumulować w nich pocisk energii. Wyładowania pochodzące z kuli niszczyły najbliższe otoczenie, ale żołnierza Vegety to nie obchodziło. Chciał zobaczyć na co go stać? Proszę bardzo. Już wystarczająco mu uprzykrzał się.
- Final. Flash! – krzyknął Saiyanin i posłał falę energii prosto w ten paskudny ryj. Smacznego.
OOC:
Unikam twojego ataku potężnego i dodatkowego, gdyż mam wystarczającą przewagę szybkości. Na przyszłość nie zakładaj, że każda akcja się udała. Wykorzystuję dwa uniki.
SSJ 2 – 250 ki.
Kinotsurugi – 2817 ki
Ki sword – 14242 dmg (14242 ki)
Final Flash – 31590 dmg (18954 ki)
Łącznie :
DMG - 45832
Ki - 36263
Al i Soma powiedzieli, że blokada paraliżu kosztuje tyle co paraliż.
EDIT by Soma
Tak jak raz napisał, jeżeli chcesz obronić sięprzed paraliżem, musisz uzyć techniki pozwalajacej na obronę przed energetykami i płacisz za nią tyle samo co Raz wydał na technikę paraliżującą. Rozwiązanie to nie jest oficjalne i działa tylko na potrzeby tej walki, gdyż no cóż, ktoś kto wymyślił zasady apraliżu nie pomyślał o tym, wiec bedziemu musieli do teog na spokojnie usiasc i ogarnac.
- No chyba masz rację. Fajnie się pobawić, ale trzeba wziąć się do roboty. – rzekł Raziel i wycelował w Dragota dłoń. Z jej końca wystrzelił złoty promień, który w momencie uderzenia w demona sparaliżował całej jego ciało. Teraz czas na zabawę. Złotowłosy przywołał na swojej ręce miecz wykreowany z jego własnej ki i z zamiarem pokrojenia kilku rzeczy wystrzelił na demona. Pierwsze cięcie trafiło w jego klatkę piersiową i poszło od brzucha, aż do lewego obojczyka. Następne w ramię, a kolejne prosto w twarz. Miał zamiar zostawić mu małą pamiątkę na ryju, przynajmniej na chwilę. Ostatni cios spadł na skrzydła demona odcinając je. Kopniakiem Raziel odrzucił go od siebie i dezaktywował ostrze. Nie znaczyło to jednak, że skończył. Zamierzał poczęstować tą łajzę swoją ulubioną techniką. Złączył dłonie i zaczął kumulować w nich pocisk energii. Wyładowania pochodzące z kuli niszczyły najbliższe otoczenie, ale żołnierza Vegety to nie obchodziło. Chciał zobaczyć na co go stać? Proszę bardzo. Już wystarczająco mu uprzykrzał się.
- Final. Flash! – krzyknął Saiyanin i posłał falę energii prosto w ten paskudny ryj. Smacznego.
OOC:
Unikam twojego ataku potężnego i dodatkowego, gdyż mam wystarczającą przewagę szybkości. Na przyszłość nie zakładaj, że każda akcja się udała. Wykorzystuję dwa uniki.
SSJ 2 – 250 ki.
Kinotsurugi – 2817 ki
Ki sword – 14242 dmg (14242 ki)
Final Flash – 31590 dmg (18954 ki)
Łącznie :
DMG - 45832
Ki - 36263
Al i Soma powiedzieli, że blokada paraliżu kosztuje tyle co paraliż.
EDIT by Soma
Tak jak raz napisał, jeżeli chcesz obronić sięprzed paraliżem, musisz uzyć techniki pozwalajacej na obronę przed energetykami i płacisz za nią tyle samo co Raz wydał na technikę paraliżującą. Rozwiązanie to nie jest oficjalne i działa tylko na potrzeby tej walki, gdyż no cóż, ktoś kto wymyślił zasady apraliżu nie pomyślał o tym, wiec bedziemu musieli do teog na spokojnie usiasc i ogarnac.
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Round II: Horror Show - Dragot vs Raziel
Sro Paź 05, 2016 4:14 pm
Nie oczekiwałem że będzie łatwo. Nawet bym się bardzo rozczarował. Gdyby teraz miała nastąpić łatwa wygrana, to cały mój trening okazałby się bezwartościowy. I dlatego nie zniechęcał mnie fakt, że mój przeciwnik robił użytek ze swojej szybkości. Byłby głupcem gdyby tego nie robił, i widać było że jest doskonale świadomy że nie ma szans by zablokować któryś z nich, dlatego po prostu się oddalał. I choć było blisko, to miast wbić go w ziemię jak planowałem sam w nią uderzyłem. To był ten moment, w którym było już po pierwszych ciosach, po rozgrzewce. Teraz już trzeba było kombinować, i korzystać z całego swojego arsenału. Czas wyciągnąć lekcję z poprzednich starć, w których pozwalałem by minimalna przewaga ukazała wszystkie moje słabe punkty. Tym razem szykuje się coś przypominającego horrorową grę w szachy. Moment nieuwagi i mogę skończyć w połowie pokonany.
-Dimension Hole!
Wyszeptałem najszybciej jak mogłem, gdy ujrzałem złoty promień lecący w moją stronę. Już kiedyś widziałem tą technikę, gdy unieruchomił nią Reda. Doskonale pamiętałem, jak duże obrażenia Raziel jest w stanie zadać komuś sparaliżowanemu przez tą Technikę. Dlatego stworzyłem tuż przy dłoni błękitny portal o średnicy 30 centymetrów, który w ostatniej chwili wessał lecący w moim kierunku złoty promień, i momentalnie się zamknął. Lecz postanowiłem że wykorzystam zaskoczenie wynikające z tej obrony, i zanim jeszcze portal się do końca zamknął, zacząłem lecieć w stronę złotowłosego. Ledwo skończyła się jego próba ofensywna, ja już byłem dwa metry przed nim, i wystrzeliłem z oczu różowy promień o sporym rozrzucie. On już dobrze wiedział jaki jest jego skutek. I jeśli nie zdoła się w żaden sposób obronić, w ciągu kilku sekund stanie się posągiem z czekolady. Posągiem który czuje cały ból, jaki się mu zadaje.
Odskoczyłem na kilka metrów i zostałem w powietrzu, pod kątem 90 stopni w stosunku do czekoladowego Raziela. Wtedy wystawiłem rękę przed siebie, i stworzywszy sporej średnicy tarczę energetyczną, wystrzeliłem w jego kierunku salwę kilkudziesięciu pocisków Ki, osobno nie takie silne, ale razem robiące spore bum. Następnie rozciągnąłem swoje ręce do kilkunastu metrów, i podniosłem z Ziemi nieco popękanego Saiyanina, by następnie swoją prawą ręką opleść go i zacisnąć się niczym dusiciel boa, wywołując w nim jeszcze więcej pęknięć, stosując atak niemal identyczny do tego który zastosował na nas Red pod wpływem Krwi Rukei'a.
-Budzi wspomnienia, co? A teraz cierp sku***synu!
Powiedziałem napawając się bólem który sprawiałem, w pewnym stopniu ukazując swoją naturę.Następnie rzuciłem go z powrotem na Ziemię, i gdy ujrzałem że ten jest twarzą do mnie, postanowiłem mu się trochę pochwalić.
-Poznajesz może tą technikę?
Powiedziałem w jego kierunku, po czym wszedłem w identyczną pozę jak do Final Flasha, i wytworzyłem w każdej z dłoni złotą kulę. Miałem wrażenie, że gdyby jego technika mnie trafiła, właśnie tego ataku użyłby do zadania mi kolosalnych obrażeń. Dokładnie tak zrobił w walce z Redem. Właśnie tak postępują demony, którym podobno nigdy nie przybywa rozumu. Obserwują każdy ruch, i wykorzystują to przeciwko oponentowi. Podczas gdy nasza nieprzewidywalność sprawia że nie da się tej samej taktyki użyć przeciwko nam. Po chwili jednak włączyłem swoją tradycyjną aurę, a kule energii zmieniły swoją barwę na bordowo czerwoną. Złączyłem ręce nie czekając na minięcie paraliżu, i wystrzeliłem krwisto czerwony promień o znacznie bardziej niestabilnej i elektrycznej budowie niż jak zakładała to oryginalna technika. Włożyłem w niego dość mocy, by zadać spore obrażenia, nie korzystając jednak z całego potencjału tej techniki, by zostawić Ki na kilka moich innych, równie ciekawych zabawek.
OOC:
Dimension Hole - 2817 KI - wchłonięcie paraliżu kinotsurugi
Chocolate beam - paraliż na 3 tury - 3100 KI
1 tura paraliżu - R.E.D. - 12780 dmg - 13802 KI
2 tura paraliżu - Mystic Attack - 16680 dmg - 8340 KI
3 tura paraliżu - Bloody Sunday - 21300 dmg(20%KI) - 19170 KI
Łącznie :
DMG - 50760
Ki - 47229
-Dimension Hole!
Wyszeptałem najszybciej jak mogłem, gdy ujrzałem złoty promień lecący w moją stronę. Już kiedyś widziałem tą technikę, gdy unieruchomił nią Reda. Doskonale pamiętałem, jak duże obrażenia Raziel jest w stanie zadać komuś sparaliżowanemu przez tą Technikę. Dlatego stworzyłem tuż przy dłoni błękitny portal o średnicy 30 centymetrów, który w ostatniej chwili wessał lecący w moim kierunku złoty promień, i momentalnie się zamknął. Lecz postanowiłem że wykorzystam zaskoczenie wynikające z tej obrony, i zanim jeszcze portal się do końca zamknął, zacząłem lecieć w stronę złotowłosego. Ledwo skończyła się jego próba ofensywna, ja już byłem dwa metry przed nim, i wystrzeliłem z oczu różowy promień o sporym rozrzucie. On już dobrze wiedział jaki jest jego skutek. I jeśli nie zdoła się w żaden sposób obronić, w ciągu kilku sekund stanie się posągiem z czekolady. Posągiem który czuje cały ból, jaki się mu zadaje.
Odskoczyłem na kilka metrów i zostałem w powietrzu, pod kątem 90 stopni w stosunku do czekoladowego Raziela. Wtedy wystawiłem rękę przed siebie, i stworzywszy sporej średnicy tarczę energetyczną, wystrzeliłem w jego kierunku salwę kilkudziesięciu pocisków Ki, osobno nie takie silne, ale razem robiące spore bum. Następnie rozciągnąłem swoje ręce do kilkunastu metrów, i podniosłem z Ziemi nieco popękanego Saiyanina, by następnie swoją prawą ręką opleść go i zacisnąć się niczym dusiciel boa, wywołując w nim jeszcze więcej pęknięć, stosując atak niemal identyczny do tego który zastosował na nas Red pod wpływem Krwi Rukei'a.
-Budzi wspomnienia, co? A teraz cierp sku***synu!
Powiedziałem napawając się bólem który sprawiałem, w pewnym stopniu ukazując swoją naturę.Następnie rzuciłem go z powrotem na Ziemię, i gdy ujrzałem że ten jest twarzą do mnie, postanowiłem mu się trochę pochwalić.
-Poznajesz może tą technikę?
Powiedziałem w jego kierunku, po czym wszedłem w identyczną pozę jak do Final Flasha, i wytworzyłem w każdej z dłoni złotą kulę. Miałem wrażenie, że gdyby jego technika mnie trafiła, właśnie tego ataku użyłby do zadania mi kolosalnych obrażeń. Dokładnie tak zrobił w walce z Redem. Właśnie tak postępują demony, którym podobno nigdy nie przybywa rozumu. Obserwują każdy ruch, i wykorzystują to przeciwko oponentowi. Podczas gdy nasza nieprzewidywalność sprawia że nie da się tej samej taktyki użyć przeciwko nam. Po chwili jednak włączyłem swoją tradycyjną aurę, a kule energii zmieniły swoją barwę na bordowo czerwoną. Złączyłem ręce nie czekając na minięcie paraliżu, i wystrzeliłem krwisto czerwony promień o znacznie bardziej niestabilnej i elektrycznej budowie niż jak zakładała to oryginalna technika. Włożyłem w niego dość mocy, by zadać spore obrażenia, nie korzystając jednak z całego potencjału tej techniki, by zostawić Ki na kilka moich innych, równie ciekawych zabawek.
OOC:
Dimension Hole - 2817 KI - wchłonięcie paraliżu kinotsurugi
Chocolate beam - paraliż na 3 tury - 3100 KI
1 tura paraliżu - R.E.D. - 12780 dmg - 13802 KI
2 tura paraliżu - Mystic Attack - 16680 dmg - 8340 KI
3 tura paraliżu - Bloody Sunday - 21300 dmg(20%KI) - 19170 KI
Łącznie :
DMG - 50760
Ki - 47229
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Round II: Horror Show - Dragot vs Raziel
Czw Paź 06, 2016 8:42 pm
Proszę, proszę. Najwidoczniej ktoś tu się czegoś nauczył. Może jednak do tego pustego łba trafia coś? Albo zwyczajnie miał farta. Najważniejsze jednak, że ten jego durny portal wessał jego Kinotsurugi. Bezczelność. Jednakże to była walka i nawet jeśli ten błazen się nie uważał za błazna, to w dalszym ciągu nie był zdrowy na umyśle. Nawet Red, którego Raziel lubił nie był w pełni zdrów co pokazała mała walka wczoraj. Poza tym ten Dragot to tylko płotka. No, ale po raz kolejny pokazał oblicze. Następnym razem jak się zjawi na Vegecie to Raziel użyje swojej rangi i każe go rozwalić. Nie bawić się z nim. Skuć i zniszczyć, tak żeby nic się nie ostało. Miał już dość użerania się z tymi wszystkimi kretynami, którzy tylko planują jak zepsuć mu dzień. Wszyscy z Ziemi sprawiali kłopoty i zmuszali go do działań, których nie chciał się podejmować. Może lepiej było by rozpieprzyć tą planetę. No, ale najpierw trzeba wyjść cało z tej walki, a przeciwnik wcale mu tego nie chciał ułatwić. Też próbował go pozbawić władzy nad swoim ciałem, ale Zahne nie był kretynem. Mógł sobie robić czekoladę z kamieni i innego gówna, ale nie będzie przemieniał Saiyanina. Kiedy demon już się ekscytował z podniecenia to jego różowy promień natrafił na pewną przeszkodę. Mianowicie na złotą barierę, która otoczyła całe ciało Księcia Saiyan nie pozwoliła nawet odrobinie energii demona na splugawienia ciała Natto. Promyczek rozbił się i zniknął, pozostawiając demonka z niespełnionymi marzeniami.
- Muszę cię rozczarować, ale nie mam prezentów dla ciebie. Choć może jakiś się znajdzie. – powiedział Raziel z szyderczym uśmiechem na twarzy dezaktywując tarczę i sekundę później ruszając w stronę demona. Koleś mógł być od niego silniejszy i wytrzymalszy, ale w dalszym ciągu był wolny jak mucha w smole. Jeśli jest to jego najpotężniejsza przemiana to życzę powodzenia w walce z SSJ3. Złotowłosy dostrzegł ruch pięści, kiedy demon chciał go trafić w szczękę. Nie no to było jak walka z dzieckiem, choć irytujące było to, że walczył prawie ze skałą. Choć nie. Skała jest mądrzejsza. Nie ważne. Raz zanurkował pod pięścią i znalazł się w idealnym punkcie, żeby rozpocząć swój plan. Potężnym podbródkowym wybił swojego wroga w powietrze, od razu gotując prezencik. Podniósł ręce do góry i zaczął kumulować swoją energię. Jego ki otaczała go ze wszystkich sił, a pod wojownikiem tworzył się krater. Kumulował moc przez krótką chwilę, aż ona zniknęła. Lecz to była tylko zmyłka.
- Heat Dome Attack! – krzyknął Raziel, a z jego dłoni wystrzeliła ogromna fala mocy. Prawdopodobnie demon jeszcze nigdy nie zebrał czymś takim w ryj. Istniało duże prawdopodobieństwo, że zabieg Saiyanina tylko go upiększy. Bardziej brzydki koleś nie będzie.
OOC:
SSJ2 – 250 ki
Bariera blokuje promień. – 3100 Ki
HDA – 55283 dmg. 44226 ki
- Muszę cię rozczarować, ale nie mam prezentów dla ciebie. Choć może jakiś się znajdzie. – powiedział Raziel z szyderczym uśmiechem na twarzy dezaktywując tarczę i sekundę później ruszając w stronę demona. Koleś mógł być od niego silniejszy i wytrzymalszy, ale w dalszym ciągu był wolny jak mucha w smole. Jeśli jest to jego najpotężniejsza przemiana to życzę powodzenia w walce z SSJ3. Złotowłosy dostrzegł ruch pięści, kiedy demon chciał go trafić w szczękę. Nie no to było jak walka z dzieckiem, choć irytujące było to, że walczył prawie ze skałą. Choć nie. Skała jest mądrzejsza. Nie ważne. Raz zanurkował pod pięścią i znalazł się w idealnym punkcie, żeby rozpocząć swój plan. Potężnym podbródkowym wybił swojego wroga w powietrze, od razu gotując prezencik. Podniósł ręce do góry i zaczął kumulować swoją energię. Jego ki otaczała go ze wszystkich sił, a pod wojownikiem tworzył się krater. Kumulował moc przez krótką chwilę, aż ona zniknęła. Lecz to była tylko zmyłka.
- Heat Dome Attack! – krzyknął Raziel, a z jego dłoni wystrzeliła ogromna fala mocy. Prawdopodobnie demon jeszcze nigdy nie zebrał czymś takim w ryj. Istniało duże prawdopodobieństwo, że zabieg Saiyanina tylko go upiększy. Bardziej brzydki koleś nie będzie.
OOC:
SSJ2 – 250 ki
Bariera blokuje promień. – 3100 Ki
HDA – 55283 dmg. 44226 ki
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Round II: Horror Show - Dragot vs Raziel
Pią Paź 07, 2016 6:40 pm
Nie mogło pójść za łatwo. Wiedział co potrafi ten promień, więc podobnie jak ja go zablokował. Powstała z tego ciekawa sekwencja próby paraliżu, i blokady tego paraliżu. Bycie trafionym jednym z nich, oznaczało niemal pewną przegraną, więc trochę emocji to wygenerowało. Jednak poza emocjami, sekwencja ta zupełnie zmieniła sytuację w której się znajdowaliśmy. Można to sobie wyobrazić jako dwóch rycerzy, którzy właśnie wytrącili sobie nawzajem z rąk tarcze. Lepszej okazji to zadania ciosu może nie być. Jednak ja nie zamierzałem po prostu wymierzyć ciosu, co w tym szczególnego. Zawdzięczam Razielowi tyle krzywd i zniewag, że nie poczułbym z tego dość satysfakcji. Dług wobec diabła, spłaca się boleśnie.
Rozpoczęła się sekwencja ciosów która zakończyła się podbródkowym od Super Wojownika, który zdołał ominąć moją gardę i wysłać mnie na kilkanaście metrów w górę. Jako że posiadanie przeze mnie szklanej szczęki to przeszłość, to nie wywołało to we mnie wielkiego wrażenia. Co innego mogę powiedzieć o ataku który nastąpił zaraz potem. Użył tej samej techniki, którą zakończył naszą poprzednią walkę. Dlatego gdy tylko zatrzymałem się w locie, zwróciłem się w kierunku Saiyanina, i jedyne co, to leniwie zasłoniłem głowę i korpus skrzydłami. Zaraz potem ogromnej średnicy złoty pocisk trafił centralnie we mnie i wybuchł z siłą która mogłaby zrównać miasto z ziemią. Niebo zabarwiło się na kolor ataku, a okoliczne skały rozpadły się w proch. Całość wyglądała jak nadziemny wybuch mini atomówki. Zajęło to kilka chwil, by niebo się oczyściło. Zmysł Ki już w tym momencie nie podpowiadał zbyt ciekawej kolei rzeczy, ale dopiero to co dało się zobaczyć mogło wywołać mocną reakcję. Kurz odsłonił bowiem iż moja sylwetka nie ruszyła się nawet na metr w żadną stronę. Choć atak ten nie został też przeze mnie przyjęty obojętnie. Byłem cały w kurzu i poparzeniach, a moje skrzydła zostały doszczętnie spalone. Ale to nie wszystko, mój pancerz który miałem na sobie od razu po transformacji, został nieźle uszkodzony. Szczególnie w części korpusu. Z tego też powodu po chwili ściągnąłem z siebie zbroję z pentagramami jak i ochraniacze które miałem na przedramionach, zostając w pancerzu tylko od pasa w dół. Jednak to wciąż było powodem do satysfakcji. Ostatnim razem atak ten zostawił mnie w formie zwłok, a teraz dostałem nią w znacznie silniejszym wydaniu, i jestem wciąż zdolny do walki. Udowodniłem sobie już wszystko co chciałem. Teraz czas wyrównać rachunki.
Otworzyłem usta i oznajmiłem niskim, szorstkim głosem:
-Przez ostatnie miesiące żyłem z tylko jednym celem, dla którego porzuciłem wszystkie wartości. Ten cel to osiągnięcie potęgi, by podporządkować sobie wszystko, czego sobie zażyczę. I pierwsze miejsce na mojej pier***onej liście, zajmuje zrobienie masakry z pewnego Saiyana, który dzięki swojej transformacji wyślizgnął mi się z łap podczas pierwszego starcia. Już za chwilę będę mógł to skreślić. I tak sobie myślę, że skoro ciebie nazywają Księciem Saiyan, to ja nadaję sobie tytuł Księcia Kanibali.
Po powiedzeniu tego moja sylwetka błysnęła bordowym światłem, a gromadzenie Ki spowodowało że cała okolica się zaciemniła, ze mną będącym odpowiednikiem słońca. W okolicy zaczęły się wyładowania elektryczne, grunt zaczął się miejscami kruszyć i wznosić. Aura pokrywając moje ciało zabarwiła je na czerwono, i miast rosnąć koncentrowała się ona wciąż i nabierała coraz bardziej nieprzewidywalnej, elektrycznej struktury.
-To moja własna technika, wzorowana na Saiyańskim Final Flashu. I obawiam się, iż jest dość silna by zniszczyć całą tę planetę. Włącznie z nami, ale i kochaną Vivian, i Kisą. A więc albo przyjmiesz go na siebie, albo zabijesz swoich bliskich, i siebie samego. Oto jak spłaca się długi wobec demonów.
Wypowiedziałem swoje zamiary ze wzrokiem i głosem kogoś dalekiego od zmysłów. Oto właśnie byłem skłonny poświęcić 6 miliardów żyć insektów, by dopiąć swego. I tylko głupiec kwestionowałby, czy dotrzymam słowa. A poza tym, Ki Feeling nie kłamie. Dobrze wie iż siła tego ataku jest do tego zdolna, a ja celowałem centralnie w jądro planety. Blokując mój paraliż, pozbawił się obrony. A atakując mnie przed chwilą, wykrzesał się z energii do stopnia w którym nie będzie w stanie swoim atakiem nawet przesunąć mojego, nie mówiąc o odbiciu. W moich dłoniach pojawiły się niewielkie, ale emitujące jeszcze jaśniejsze światło niż aura kule. Złączyłem je, i wycelowałem w Raziela będąc pod takim kątem, że w razie uniku pocisk doleci prosto do centrum planety. Wtedy pocisk z hukiem wystrzelił w jego kierunku. Czas jakby zwolnił. Nie liczy się nic innego.
OOC:
Bloody Sunday: 69225 DMG(srogie zbicie do 0/1 HP ) - 62302 KI
Rozpoczęła się sekwencja ciosów która zakończyła się podbródkowym od Super Wojownika, który zdołał ominąć moją gardę i wysłać mnie na kilkanaście metrów w górę. Jako że posiadanie przeze mnie szklanej szczęki to przeszłość, to nie wywołało to we mnie wielkiego wrażenia. Co innego mogę powiedzieć o ataku który nastąpił zaraz potem. Użył tej samej techniki, którą zakończył naszą poprzednią walkę. Dlatego gdy tylko zatrzymałem się w locie, zwróciłem się w kierunku Saiyanina, i jedyne co, to leniwie zasłoniłem głowę i korpus skrzydłami. Zaraz potem ogromnej średnicy złoty pocisk trafił centralnie we mnie i wybuchł z siłą która mogłaby zrównać miasto z ziemią. Niebo zabarwiło się na kolor ataku, a okoliczne skały rozpadły się w proch. Całość wyglądała jak nadziemny wybuch mini atomówki. Zajęło to kilka chwil, by niebo się oczyściło. Zmysł Ki już w tym momencie nie podpowiadał zbyt ciekawej kolei rzeczy, ale dopiero to co dało się zobaczyć mogło wywołać mocną reakcję. Kurz odsłonił bowiem iż moja sylwetka nie ruszyła się nawet na metr w żadną stronę. Choć atak ten nie został też przeze mnie przyjęty obojętnie. Byłem cały w kurzu i poparzeniach, a moje skrzydła zostały doszczętnie spalone. Ale to nie wszystko, mój pancerz który miałem na sobie od razu po transformacji, został nieźle uszkodzony. Szczególnie w części korpusu. Z tego też powodu po chwili ściągnąłem z siebie zbroję z pentagramami jak i ochraniacze które miałem na przedramionach, zostając w pancerzu tylko od pasa w dół. Jednak to wciąż było powodem do satysfakcji. Ostatnim razem atak ten zostawił mnie w formie zwłok, a teraz dostałem nią w znacznie silniejszym wydaniu, i jestem wciąż zdolny do walki. Udowodniłem sobie już wszystko co chciałem. Teraz czas wyrównać rachunki.
Otworzyłem usta i oznajmiłem niskim, szorstkim głosem:
-Przez ostatnie miesiące żyłem z tylko jednym celem, dla którego porzuciłem wszystkie wartości. Ten cel to osiągnięcie potęgi, by podporządkować sobie wszystko, czego sobie zażyczę. I pierwsze miejsce na mojej pier***onej liście, zajmuje zrobienie masakry z pewnego Saiyana, który dzięki swojej transformacji wyślizgnął mi się z łap podczas pierwszego starcia. Już za chwilę będę mógł to skreślić. I tak sobie myślę, że skoro ciebie nazywają Księciem Saiyan, to ja nadaję sobie tytuł Księcia Kanibali.
Po powiedzeniu tego moja sylwetka błysnęła bordowym światłem, a gromadzenie Ki spowodowało że cała okolica się zaciemniła, ze mną będącym odpowiednikiem słońca. W okolicy zaczęły się wyładowania elektryczne, grunt zaczął się miejscami kruszyć i wznosić. Aura pokrywając moje ciało zabarwiła je na czerwono, i miast rosnąć koncentrowała się ona wciąż i nabierała coraz bardziej nieprzewidywalnej, elektrycznej struktury.
-To moja własna technika, wzorowana na Saiyańskim Final Flashu. I obawiam się, iż jest dość silna by zniszczyć całą tę planetę. Włącznie z nami, ale i kochaną Vivian, i Kisą. A więc albo przyjmiesz go na siebie, albo zabijesz swoich bliskich, i siebie samego. Oto jak spłaca się długi wobec demonów.
Wypowiedziałem swoje zamiary ze wzrokiem i głosem kogoś dalekiego od zmysłów. Oto właśnie byłem skłonny poświęcić 6 miliardów żyć insektów, by dopiąć swego. I tylko głupiec kwestionowałby, czy dotrzymam słowa. A poza tym, Ki Feeling nie kłamie. Dobrze wie iż siła tego ataku jest do tego zdolna, a ja celowałem centralnie w jądro planety. Blokując mój paraliż, pozbawił się obrony. A atakując mnie przed chwilą, wykrzesał się z energii do stopnia w którym nie będzie w stanie swoim atakiem nawet przesunąć mojego, nie mówiąc o odbiciu. W moich dłoniach pojawiły się niewielkie, ale emitujące jeszcze jaśniejsze światło niż aura kule. Złączyłem je, i wycelowałem w Raziela będąc pod takim kątem, że w razie uniku pocisk doleci prosto do centrum planety. Wtedy pocisk z hukiem wystrzelił w jego kierunku. Czas jakby zwolnił. Nie liczy się nic innego.
OOC:
Bloody Sunday: 69225 DMG(srogie zbicie do 0/1 HP ) - 62302 KI
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Round II: Horror Show - Dragot vs Raziel
Pią Paź 07, 2016 10:11 pm
Natężenie, która wywołała skumulowana energia Ki była wyczuwalna w zasięgu wielu kilometrów. Krater pod Saiyaninem był już całkiem sporych rozmiarów, kiedy wystrzelił falę mocy w stronę swojego przeciwnika. Siła uderzenia była niszcząca i gdyby trafił nią w ziemię, to prawdopodobnie uszkodził by jądro. Na całe szczęście celował w mniej znaczący cel, ale bardzo upierdliwy. Znalazł się kuźwa wojownik i siewca zabaw. Raziel miał nadzieję, że jego cios trochę go uciszy i usadzi na dupsku. Uderzenie wywołało olbrzymią falę dźwiękową i błysk, który mocno ograniczył widok. Siła uderzenia zmiotła pobliskie kamienie i prawdopodobnie gdyby demon był bliżej ziemi, to ucierpiałby także grunt. Zahne czekał aż kurz opadnie będąc gotowy na ruch swojego przeciwnika. No musiał przyznać, że spodziewał się trochę lepszych rezultatów, ale swąd smażonego demona o poranku też był całkiem niezły. Z tymi spalony skrzydłami wyglądał jak kurczak gotowy do zjedzenia. No i kiedy wreszcie zaczynało być fajnie, to on musiał to zepsuć striptiz i przemowa godna jakiegoś czarnego charakteru. Nie no, niech jeszcze mu pokaże wykresy i zdjęcia jak to ciężko trenował. To naprawdę było nudne, skoro jego jedynym celem, przez ten okres był właśnie ten moment. Koleś naprawdę chyba nie miał życia.
- Prędzej Księcia Debili. – odrzekł Raziel. Może i był teraz słabszy, ale nie zamierzał się uginać. Stał dumnie i patrzył przeciwnikowi prosto w oczy. Jego złota aura falowała wokół niego. Zalatywało tu hipokryzją. Wypominał mu przemianę, a sam jak tylko złapał trochę mocy to poleciał na szybko, bo wiedział, że im dłużej zwleka tym szanse maleją. I po raz kolejny ten osobnik udowodnił jak żałosną personą jest. Brał za zakładników całą planetę. Może i Raz był brutalny to jednak nigdy nie zniżyłby się do tak niskiego zagrania. Gość też chyba miał jakieś problemy skoro przerobił jego technikę. No, ale Zahne musiał coś zrobić. Aktualnie znajdował się tutaj on, Vivian, April, Kisa i Red. A ten debil brał ich w szach. Chcąc czy nie chcąc Książe Saiyan musiał przyjąć ten cios na klatę. I kiedy to się stało to bolało. Bardzo. Jego zbroja pękła po chwili trzymania fali na sobie, zaś promień skutecznie palił jego ciało. Bardzo dotkliwie, ale Raz nie mógł pozwolić, żeby uderzyło to w planetę. Znalazł się pieprzony obrońca tej planety. Jak kuźwa to przeżyje to ochrzani kogoś. No właśnie przeżyje. To była kwestia dość interesująca, gdyż kiedy cały atak się zakończył i kurz opadł to Raziel wyglądał w dość opłakanym stanie. Ręce i tors były spalone do żywego mięsa, a poparzenia dotknęły też jego twarzy. Były też rany, które stworzyły odłamki okolicznej flory. Raz wciąż stał, choć nogi trzęsły się pod nim. Nie wygra tego, a nawet może nie przeżyć. W sumie to śmierć w walce nie była zła, tylko szkoda, że z tym debilem i na tej planecie.
- Kurwa. – szepnął Natto padając na kolana. Jego aura opadła i ponownie był w swoim normalnym stanie, ale na to nie wyglądał. Jedno oko było zamknięte, a drugie zalewała krew. Przynajmniej uratował tą planetę. I to pewnie byłby jego koniec, gdyby nie istota, o której wszyscy zapomnieli. Vivian jakimś cudem uruchomiła kapsułę i przyleciała trafiając demona i odrzucając go, a następnie lądując. Tą akcją dała szansę Razowi na odwrót. Ten ledwo wszedł do kapsuły i nacisnął byle co. Pojazd uruchomił się i wystrzelił w powietrze, żeby opuścić ten obszar. Jednakże w trakcie lotu mdlejący Raz szukający apteczki nacisnął jakiś przycisk powodując tym awaryjne lądowanie. Kapsuła się otworzyła ponownie, lecz nikt z niej nie wysiał Zahne stracił przytomność, a strzykawka wypadła mu z rąk. Jego energia powoli gasła.
OOC:
Z.t do Dżungla.
Drag wygrałeś. Dzięki za walkę.
- Prędzej Księcia Debili. – odrzekł Raziel. Może i był teraz słabszy, ale nie zamierzał się uginać. Stał dumnie i patrzył przeciwnikowi prosto w oczy. Jego złota aura falowała wokół niego. Zalatywało tu hipokryzją. Wypominał mu przemianę, a sam jak tylko złapał trochę mocy to poleciał na szybko, bo wiedział, że im dłużej zwleka tym szanse maleją. I po raz kolejny ten osobnik udowodnił jak żałosną personą jest. Brał za zakładników całą planetę. Może i Raz był brutalny to jednak nigdy nie zniżyłby się do tak niskiego zagrania. Gość też chyba miał jakieś problemy skoro przerobił jego technikę. No, ale Zahne musiał coś zrobić. Aktualnie znajdował się tutaj on, Vivian, April, Kisa i Red. A ten debil brał ich w szach. Chcąc czy nie chcąc Książe Saiyan musiał przyjąć ten cios na klatę. I kiedy to się stało to bolało. Bardzo. Jego zbroja pękła po chwili trzymania fali na sobie, zaś promień skutecznie palił jego ciało. Bardzo dotkliwie, ale Raz nie mógł pozwolić, żeby uderzyło to w planetę. Znalazł się pieprzony obrońca tej planety. Jak kuźwa to przeżyje to ochrzani kogoś. No właśnie przeżyje. To była kwestia dość interesująca, gdyż kiedy cały atak się zakończył i kurz opadł to Raziel wyglądał w dość opłakanym stanie. Ręce i tors były spalone do żywego mięsa, a poparzenia dotknęły też jego twarzy. Były też rany, które stworzyły odłamki okolicznej flory. Raz wciąż stał, choć nogi trzęsły się pod nim. Nie wygra tego, a nawet może nie przeżyć. W sumie to śmierć w walce nie była zła, tylko szkoda, że z tym debilem i na tej planecie.
- Kurwa. – szepnął Natto padając na kolana. Jego aura opadła i ponownie był w swoim normalnym stanie, ale na to nie wyglądał. Jedno oko było zamknięte, a drugie zalewała krew. Przynajmniej uratował tą planetę. I to pewnie byłby jego koniec, gdyby nie istota, o której wszyscy zapomnieli. Vivian jakimś cudem uruchomiła kapsułę i przyleciała trafiając demona i odrzucając go, a następnie lądując. Tą akcją dała szansę Razowi na odwrót. Ten ledwo wszedł do kapsuły i nacisnął byle co. Pojazd uruchomił się i wystrzelił w powietrze, żeby opuścić ten obszar. Jednakże w trakcie lotu mdlejący Raz szukający apteczki nacisnął jakiś przycisk powodując tym awaryjne lądowanie. Kapsuła się otworzyła ponownie, lecz nikt z niej nie wysiał Zahne stracił przytomność, a strzykawka wypadła mu z rąk. Jego energia powoli gasła.
OOC:
Z.t do Dżungla.
Drag wygrałeś. Dzięki za walkę.
- Soma
- Liczba postów : 265
Data rejestracji : 26/03/2014
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Round II: Horror Show - Dragot vs Raziel
Sob Paź 15, 2016 7:14 pm
Walka na niezłym poziomie, macie te 100 pkt. Upomnijcie się przy następnym treningu o nie.
Widzę jednak, że trzeba mocno przemyśleć te zasady sparingów, bo cztery pełne tury to jednak trochę mało jak na taką nagrodę.
Widzę jednak, że trzeba mocno przemyśleć te zasady sparingów, bo cztery pełne tury to jednak trochę mało jak na taką nagrodę.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach