Świątynia Grzechu (dawniej Legowisko Reda)
+3
Ósemka
Red
Rota
7 posters
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Świątynia Grzechu (dawniej Legowisko Reda)
Pon Kwi 04, 2016 9:15 pm
First topic message reminder :
Edycja 6.08.2016 rok. Poczynione zmiany przez demona Dragilli (Dragota): https://dbng.forumpl.net/t1153p50-legowisko-reda#20002
- Dawny wygląd Legowiska Reda:
- Dawny Wygląd:
Niedaleko Skalnego Lasu znajduje się cmentarzysko kosmicznych statków, które niegdyś odważyły się najechać na planetę Vegetę. Największy z pojazdów, wbity w twardą ziemię aż na sto metrów, widoczny jest z daleka i przypomina o klęsce najeźdźcy. Dookoła widoczne są części i wraki mniejszych obiektów latających, które przeżarte rdzą nie nadają się do pozyskania surowców wtórnych. Tereny te sięgają kilka kilometrów kwadratowych, chociaż można również spenetrować popękane podłoże skalne z licznymi osuwiskami, tąpnięciami czy urwiskami.
Dziób największego statku pokonanej floty międzygalaktycznej, wkopany niemalże sto metrów wgłąb planety, stanowił dom dla demona zwanego Redem. Zamieszkał tutaj, by mieć blisko na polowanie na gigantyczne robale żyjące nieopodal. Pomieszczenie, które w żaden sposób nie przypominało kajuty kapitana, przywłaszczył jako miejsce do nieudolnych medytacji. Pragnął uspokoić wewnętrzny głód targający każdym nerwem demona, a który doprowadzał go do zwierzęcego obłędu. Siedział w ciemnościach, po turecku, z otwartymi oczyma bez blasku - zimnymi jak lód. Nie wiadomo jak długo tkwił tak w jednej pozycji, lecz atmosfera dookoła nie usypiała czujności. Ubrudzony od kurzu i zeschniętej krwi, swojej i ofiar, z rozwianym włosem i podartym ubiorem w kilku miejscach zdawał się być myślami gdzieś indziej. Słychać było oddech zdziczałego wojownika. Nierówny, dość głośny, charczący jakby coś mu tkwiło w gardle. Co jakiś czas zaciskał szponiaste palce na kostkach od stóp, które pochwycił i nie puszczał. Niekiedy dało się usłyszeć burczenie żołądka, które łaknęło sytego posiłku, nawet jak jadł dwie godziny temu. Nieposkromiony głód pustoszył demona od środka, odbierając ostatnie zakamarki umysłu zarezerwowane dla istoty myślącej. Cienie pod powiekami zdradzały, że nie uciął nawet najkrótszej drzemki od dobrych kilku tygodni, więc skąd miał mieć siły na regenerację?
Nie drgnął ani na milimetr w tejże pozycji z ciemnego zakamarka, nawet uszy postawione na sztorc nie reagowały na bodźce z zewnątrz. Czyżby ktoś go zahipnotyzował? Albo przemienił w żywy posąg? Najwyraźniej spróbował przetrzymać głodówkę jak najdłużej było to tylko możliwe. Tylko po co? Skończy się jak ostatnia próba dwie godziny temu - rzuci się pędem do wyjścia i zacznie tropić kolejne robale. Ale czy i tym razem nie spotka żadnego Saiyanina, którego mógłby ukrócić żywot? Przecież zawsze istniało ryzyko... a co jeśli ów Saiyaninem okaże się ktoś, kogo zna? I ten ktoś Reda? Sam nie wiedział, dlaczego jeszcze nie skusił się na pożywną krew mieszkańców Vegety... może żeby nie narobić jeszcze większych kłopotów niż te, które sam nosi na swych barkach?
Edycja 6.08.2016 rok. Poczynione zmiany przez demona Dragilli (Dragota): https://dbng.forumpl.net/t1153p50-legowisko-reda#20002
- wygląd budowli Dragilli w paintcie - pozostałość statku zaznaczona czerwonym:
- GośćGość
Re: Świątynia Grzechu (dawniej Legowisko Reda)
Nie Lip 17, 2016 6:46 pm
Kisa uspokój się.
Usłyszała za plecami, ale nie w myśl było jej się teraz uspokajać. Jedyne czego teraz chciała, to uratować czerwonookiego demona w kocim ciele. No, ale nie wszystko niestety musiało iść po jej myśli. Nie. Nic nie poszło po jej myśli. Jej przełożony rzucił się zaraz za nią i chwycił za ubranie. Pociągnąwszy do siebie, skutecznie unieruchomił, mocno ściskając. Szarpała się i rzucała, ale nie mogła nawet ruszyć rękoma, a nogi miała w powietrzu - że też musi być taka niska, do cholery!
___ - Puszczaj mnie...! - krzyczała, ale na darmo. Postanowiła jakoś inaczej to rozegrać.
___ - Dla mnie możesz być Cesarzem Starych Skarpetek Własnej Babci, Królem Wychodka, czy nawet Czarnym Bydlakiem Śmierdzielem, ale ja i tak mam to w dupie. Na tej planecie jesteś obcym robakiem. Widocznie masz do pogadania z tym żółtym kotem tutaj, więc do jasnej cholery idź sobie z tym sierściuchem na boczek i tam pogadajcie, a Red'a zostaw w spokoju, żulu cholerny! Skoro to sprawa między wami to nie mieszajcie w to innych. - zacisnęła zęby, ale nie na sobie, tylko na ręce Raziel'a, która ją trzymała, po czym podskoczyła do tyłu, by zdzielić go dodatkowo w podbródek głową. Tym sposobem udało się jej odskoczyć na bok - I nie kuś go krwią, bo to nie jest dla niego dobre! To tak jak alkoholikowi dać alkohol! - wrzasnęła. Trzęsła się. Nie ze strachu, o nie. Prędzej ze wściekłości oraz niemożności. Nie mogła w tej sytuacji nic robić, poza samym gadaniem, to jest irytujące! Gdyby tylko była silniejsza... gdyby tylko miała ciut więcej mocy, mogłaby pokazać temu frajerowi gdzie demony zimują, wykurzyć go, a Red'a schować tak, by go nikt nie znalazł.
I tu zaczął się ERROR w głowie Kisy.
Zaczęła oddychać głośno, nierównomiernie. Serce znów zaczęło walić jak popieprzone, adrenalina widocznie dziewczynie skoczyła. Zacisnęła pięści, napięła wszystkie mięśnie, tak jakby miała za chwilę wybuchnąć. Wyładowania elektryczne objęły jej drobne ciało. Podniosła wściekły, ale trochę pusty wzrok na Rukei'a. Było w tym coś demonicznego, coś mu znajomego. Podobny wzrok miewał nie raz poprzedni król demonów. Złote włosy saiyanki poruszały się jeszcze bardziej w górę. Wszystko wyglądało tak, jakby miała zaraz wściec się na tyle mocno, by osiągnąć drugi poziom super saiyanina, ale... to nie to. To nie była taka złość, która by jej to umożliwiła.
Zaczęła się uspokajać, aż w końcu...
___ - W takim razie choćby nie wiem co się działo, nie ruszę teraz nawet palcem. Możecie wszyscy ginąć, mam to gdzieś. - splunęła na bok po czym odwróciła się plecami do towarzystwa, krzyżując ręce pod piersiami. - Tsy... - podniosła wzrok na teren dalej. Na horyzoncie widziała dziwny, szary kamień. To dobry pomysł by teraz iść w jego stronę i na nim usiąść. Niech tu się dzieje co chce.
OOC
Drag, jak chcesz to tym szarym kamieniem możesz być Ty, jak nie to nie. Twój wybór, ja tylko proponuję jakiś rozwój fabuły.
Koniec Treningu
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Świątynia Grzechu (dawniej Legowisko Reda)
Nie Lip 17, 2016 7:56 pm
Dwa światy - demonów i Saiyan - zdecydowały się na starcie, na który wynik nie będzie trzeba długo czekać. Trudno rzec, gdzie leży prawda, gdy jest się demonem, lecz i przez dłuższy czas pragnęło się bardziej zżyć z mieszkańcami Vegety. Przynajmniej z tymi, którymi znał. Prócz siły imponowali mu pomysłem na życie, organizacją dnia codziennego, relacjami z innymi, a przede wszystkim małą podatnością na rozrastającą się w ich ciałach zapasem Ki. Jednak nie wszystko dało się przelać na swój życiorys poplamiony mrokiem i krwią. Kiedy komplikowały się sytuacje z samym sobą, kiedy przestawał siebie akceptować i rozumieć, kiedy pierwotne instynkty brały górę nad resztą... wolał być na uboczu, z dala od tych, których szanował, polubił. Ogrom demonskiej energii krążącej w jego żyłach sponiewierała go i jedyną odskocznią od tego niepojętnego, zimnego, ciemnego przeznaczenia była przemiana we zwierzę, w której nikomu krzywdy nie zrobił, lecz także przestał liczyć się w wyścigu na najlepszego wojownika. Niestety nawet w kocim futrze nie obyło się bez myśli o posoce, która tak bardzo wryła się w umysł Reda, że stała się głównym paliwem jego przetrwania. Czy to normalne u demonów? June przecież nie spożywała krwi, a miała dostatnie życie, własną rodzinę... Braskę też nie spotkał z tym nałogiem, ani innego współrasowca. Czy taki jest koszt posiadania wielkiego zasobu energii?
Krew. Błękitna ciecz otumaniła kocura, lecz ten jeszcze nie zetknął się z posoką. Dyszał słyszalnie, aż buchała lodowa para z jego pyszczka. Widocznie drżał, a pazurki wbił mocniej w skórę tego, kto wpadł na cwany plan dręczenia wygłodzonego demona strawą, która była mu zakazana. Nie tylko przez etykę, lecz przez efekty jej spożycia. Dwa inne światy ścierały się na fizycznie wąskim polu, jakim było ramię Rukei'a. A tak naprawdę wewnątrz demona, i tylko dwie osoby płci pięknej przebywające w tym miejscu miały o tym pojęcie. Najgorsza była bezsilność, które Kisa i Vivian przeżywały na swój odmienny sposób. Ale i obie wojowniczki starały się jak mogły interweniować, nim jeden ze światów Reda zawładnie wszystkim. Sam Red nie potrafił... nie mógł się oprzeć... przecież krew tak ładnie pachniała (nawet z przyprawą w postaci alkoholu), tak mocno kłuła w oczy, tak zachęcała do skonsumowania. To tak jakby osoba po dwutygodniowej głodówce miała przed sobą najpyszniejsze i najbardziej wykwintne dania na świecie w postaci szwedzkiego stołu. Tak jakby ryba taplająca się w brudnej kałuży mogła wypłynąć w ocean. Lecz kto da gwarancję, że któreś z posiłków nie jest zatrute, a ocean - pozbawiony rekinów i innych drapieżników morskich? Czarny kot słabł w woli, żeby nie tknąć zakazanego owocu, aż wreszcie ku uciesze Rukeia - jego pobratymca zlizał pierwsze krople cieczy. A później kolejne, i kolejne, i nie mógł oderwać się od już raz skosztowanego przysmaku. Do tego stopnia wciągnął się w posiłku, że wgryzł mocniej kiełki w otwartą ranę i wysysał z żył błękitną posokę. Napełniała go z wolna i tym samym budziła uśpione pokłady Ki, która mogła niepokoić obecnych.
Coraz więcej czarnych motyli ulatywało z drobnego ciałka futrzaka, aż w pewnym momencie zrobiło się ich na tyle dużo, iż utworzyły swoisty rój. Otoczyły ramię Skrzydlatego, na którym do tej pory poił Reda, a za kilka sekund odsłoniły prawdziwą postać młodzieńca. Formę, od której uciekał, a która jeszcze niedawno stanowiła jego pierwotną odsłonę. Złote rogi lśniły przy blasku odbitych promieni słonecznych, palce z długimi pazurami trzymały pewnie i mocno ramię Cesarza Demonów, a wielokrotnie dłuższe zębiska będącymi samymi kłami nie odrywały się od ręki, która poiła kocie wcielenie. Dało się też słyszeć powarkiwania, jak z kończyny za mało spływało cieczy, do nadgryzał mocniej i rozrywał ranę. Gołym okiem było widać, że Red nie kontaktuje ze światem zewnętrznym, a jego głód jest nie do opanowania. Nie mniej chyba nadmiar wyssanych procentów sprawił, że wreszcie odessał się od przedramienia Rukeia i wyprostował się w kręgosłupie. Wyglądał upiornie - umazany w błękitnej krwi, z rozświetlonymi wściekłymi ślepiami od bólu głowy od procentów, chudy jak patyk, a na dodatek przepełniony mroczną Ki przewiercał wzrokiem każdą istotę żywą, która tutaj się znajdowała. Nie rozpoznawał nikogo, bo widział w nich tylko kolejne źródła krwi, do których trzeba się dobrać. Agresywna Ki demona rosła wraz z następną porcją pompowanej czarnej posoki, która była jego własną, a która przesycona mrokiem w końcu wybuchła w ten sposób, że Red zamachnął się prawą ręką ze szponami przed nosem. Można byłoby się pośmiać, iż nikogo nie trafił i ma majaki pijackie, gdyby nie fakt, że przedzierając pazurami powietrze wytworzył pięć czarnych linii, z których nagle zaczęły sypać się czarne igły przeszywające wszystkich obecnych na jego terytorium. Tak, JEGO terytorium! Pełne chodzących, bełkoczących niezrozumiałych dla niego worków krwi, które trzeba otworzyć!
Polowanie rozpoczęte.
Ooc: Red atakuje przy użyciu LIGHTNING SHOWER RAIN
Efekt: DMG=KI (max 40%KI), w tym przypadku 20% Ki = 36600 DMG;
Koszt: - 120%dmg = 43920 Ki
Obecni to: Vivian, Kisa, Raziel, Dragot, Rukei = 36600:5 = 7320 DMG na głowę
HP bez zmian
KI = 183000 - 43920 = 139080
Krew. Błękitna ciecz otumaniła kocura, lecz ten jeszcze nie zetknął się z posoką. Dyszał słyszalnie, aż buchała lodowa para z jego pyszczka. Widocznie drżał, a pazurki wbił mocniej w skórę tego, kto wpadł na cwany plan dręczenia wygłodzonego demona strawą, która była mu zakazana. Nie tylko przez etykę, lecz przez efekty jej spożycia. Dwa inne światy ścierały się na fizycznie wąskim polu, jakim było ramię Rukei'a. A tak naprawdę wewnątrz demona, i tylko dwie osoby płci pięknej przebywające w tym miejscu miały o tym pojęcie. Najgorsza była bezsilność, które Kisa i Vivian przeżywały na swój odmienny sposób. Ale i obie wojowniczki starały się jak mogły interweniować, nim jeden ze światów Reda zawładnie wszystkim. Sam Red nie potrafił... nie mógł się oprzeć... przecież krew tak ładnie pachniała (nawet z przyprawą w postaci alkoholu), tak mocno kłuła w oczy, tak zachęcała do skonsumowania. To tak jakby osoba po dwutygodniowej głodówce miała przed sobą najpyszniejsze i najbardziej wykwintne dania na świecie w postaci szwedzkiego stołu. Tak jakby ryba taplająca się w brudnej kałuży mogła wypłynąć w ocean. Lecz kto da gwarancję, że któreś z posiłków nie jest zatrute, a ocean - pozbawiony rekinów i innych drapieżników morskich? Czarny kot słabł w woli, żeby nie tknąć zakazanego owocu, aż wreszcie ku uciesze Rukeia - jego pobratymca zlizał pierwsze krople cieczy. A później kolejne, i kolejne, i nie mógł oderwać się od już raz skosztowanego przysmaku. Do tego stopnia wciągnął się w posiłku, że wgryzł mocniej kiełki w otwartą ranę i wysysał z żył błękitną posokę. Napełniała go z wolna i tym samym budziła uśpione pokłady Ki, która mogła niepokoić obecnych.
Coraz więcej czarnych motyli ulatywało z drobnego ciałka futrzaka, aż w pewnym momencie zrobiło się ich na tyle dużo, iż utworzyły swoisty rój. Otoczyły ramię Skrzydlatego, na którym do tej pory poił Reda, a za kilka sekund odsłoniły prawdziwą postać młodzieńca. Formę, od której uciekał, a która jeszcze niedawno stanowiła jego pierwotną odsłonę. Złote rogi lśniły przy blasku odbitych promieni słonecznych, palce z długimi pazurami trzymały pewnie i mocno ramię Cesarza Demonów, a wielokrotnie dłuższe zębiska będącymi samymi kłami nie odrywały się od ręki, która poiła kocie wcielenie. Dało się też słyszeć powarkiwania, jak z kończyny za mało spływało cieczy, do nadgryzał mocniej i rozrywał ranę. Gołym okiem było widać, że Red nie kontaktuje ze światem zewnętrznym, a jego głód jest nie do opanowania. Nie mniej chyba nadmiar wyssanych procentów sprawił, że wreszcie odessał się od przedramienia Rukeia i wyprostował się w kręgosłupie. Wyglądał upiornie - umazany w błękitnej krwi, z rozświetlonymi wściekłymi ślepiami od bólu głowy od procentów, chudy jak patyk, a na dodatek przepełniony mroczną Ki przewiercał wzrokiem każdą istotę żywą, która tutaj się znajdowała. Nie rozpoznawał nikogo, bo widział w nich tylko kolejne źródła krwi, do których trzeba się dobrać. Agresywna Ki demona rosła wraz z następną porcją pompowanej czarnej posoki, która była jego własną, a która przesycona mrokiem w końcu wybuchła w ten sposób, że Red zamachnął się prawą ręką ze szponami przed nosem. Można byłoby się pośmiać, iż nikogo nie trafił i ma majaki pijackie, gdyby nie fakt, że przedzierając pazurami powietrze wytworzył pięć czarnych linii, z których nagle zaczęły sypać się czarne igły przeszywające wszystkich obecnych na jego terytorium. Tak, JEGO terytorium! Pełne chodzących, bełkoczących niezrozumiałych dla niego worków krwi, które trzeba otworzyć!
Polowanie rozpoczęte.
Ooc: Red atakuje przy użyciu LIGHTNING SHOWER RAIN
Efekt: DMG=KI (max 40%KI), w tym przypadku 20% Ki = 36600 DMG;
Koszt: - 120%dmg = 43920 Ki
Obecni to: Vivian, Kisa, Raziel, Dragot, Rukei = 36600:5 = 7320 DMG na głowę
HP bez zmian
KI = 183000 - 43920 = 139080
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Świątynia Grzechu (dawniej Legowisko Reda)
Nie Lip 17, 2016 10:18 pm
Chwila. Tylko tyle. Tylko tyle potrzeba, by przelać krew. Tylko tyle, żeby kogoś uratować. Tylko tyle, by wywołać wojnę lub jej zapobiec. Dla każdego ta chwila była czymś ważnym i nieporównywalnie różnym. Każdy z nich miał zupełnie inny zamiar i cel. Każdym kierowały odmienne emocje. Kisa poszła na instynkt i nie myślała o konsekwencjach tego wszystkiego. Nie wiedział dlaczego dziewczyna tak bardzo rzuca się o tą krew, jednak wiedział, że jeśli zaatakuje tego demona, to po niej. Dlatego musiał ją zatrzymać. Nie mógł pozwolić, żeby zginęła. Nie pozwoli nikomu. Jednakże jego reakcja była za wolna. Nie zdąży jej złapać. Wszystko weźmie szlag. Znów przez jego słabość. Jednakże ktoś, coś lub nie wiadomo co pomogło mu. Poczuł coś na kształt mentalnego pchnięcia, dzięki czemu zdążył złapać Kisę i przyciągnąć ją do siebie. Może i była silna i posiadała przemianę w Super Wojownika, jednak brakowało jej trochę do poziomu, który prezentował książę. Nie mógł jej puścić. Nie teraz.
- Uspokój się. Nie dasz mu rady. – powiedział spokojnie Zahne poprawiając chwyt, a następnie podnosząc wzrok na Rukeia, który najwidoczniej już się znudził tym całym przedstawieniem. W końcu pokazał swoje prawdziwe oblicze. Tak jak się spodziewał, koleś miał naprawdę olbrzymie ego i nie omieszkał im się przedstawić wszystkimi prawdziwymi jak i zmyślonymi tytułami. Skąd oni do diabła je biorą? Książę Ciemności? Śmierdzący Pokraka Światów. Kupa na rozdrożach. Naprawdę myślał, że jak walnie takie bzdury to się wystraszy? To chyba nie znał Saiyan.
- Powiedziałem, żebyś się uspokoiła dziewczyno! – warknął Raziel głośniej do Kisy, która się szarpała. – Co do ciebie to miło mi poznać. Raziel. Książę Vegety. A za ten ostatni komentarz masz dodatkowy strzał w ryja.
Nie pozwoli temu dupkowi, choćby nie wiadomo jak mroczna i silna była jego energia, gadać takich rzeczy. Z Vivian porozmawia później, teraz zaś trzeba ukrócić to wszystko. Jednakże Kisa chyba w dalszym ciągu nie umiała się kontrolować, gdyż ugryzła go, a następnie uderzyła w podbródek. Niby nic wielkiego, lecz zdołała się oswobodzić. No to teraz zacznie się prawdziwe rodeo. Raziel spojrzał na Kisę zdzwionym wzrokiem wyczuwając skoki mocy. Czyżby wściekła się tak bardzo, że weszłaby na drugi poziom? Nawet jeśli to bez odpowiedniej znajomości zrobi sobie więcej krzywdy niż przeciwnikowi. Zahne już miał zamiar uspokoić Kisę, kiedy tej włączył się jakiś dziwny tryb. I nie mówię tu o SSJ2. Kisa wyglądała jak zupełnie inna osoba. Nie była to ta wredna i upierdliwa Nashi. To był ktoś inny. Spojrzała się na wszystkich po czym walnęła największego focha jakiego Zahne widział. I jak tu brać kogoś takiego na poważnie.
- Ochłoń. Potem pogadamy. – rzekł lodowato Raziel i znów spojrzał na Rukeia i Reda, który chyba zapomniał o tym, co obiecał Kisie. Złotowłosy nie wiedział do dziś dlaczego Red nie może pić krwi. Dzisiejszego dnia ta wiedza została uzupełniona. Moc jaką naprawdę dysponował Red była chora. To był zupełnie inny poziom. Raziel ledwo zbliżał się do połowy jego mocy. Już wiedział dlaczego niektóre demony były tak tępione. Przecież ta moc była nieludzka. Jeśli ten Rukei jest silniejszy od Reda, to mogą mieć gorzej niż przejebane. Raziel rzucił okiem na swój skład. Vivian jako kot. Kisa była sfochana. On był naprzeciwko dwóch demonów, z których jeden miał przerost ambicji, a drugiemu po prostu odbiło. Super. Piękne przywitanie Vegeta. Red wyglądał jakby już zupełnie odleciał. Nawet machał rękami przed nosem, jakby chciał trafić, ale mu nie wychodziło. Jednakże nie było powodu do śmiechu. Źrenice Raziela rozszerzyły się kiedy tylko zobaczył pięć czarnych jak noc linii, które rozbiły się na tysiące małych, ale zapewne cholernie ostrych i silnych części. Każdy następny ruch wydawał się trwać godziny. Raziel spojrzał przerażony na Vivian, która była wystawiona na atak i nie miała szans, żeby go uniknąć czy zablokować. Nie w tym ciele. Pociski zmierzały w ich stronę z zatrważającą prędkością, a on czuł się jakby był w smole. Kilka sekund później miejsce gdzie się znajdował wraz z siostrą zostało zasypane setkami pocisków, które wznieciły ogrom pyłu. Powoli zaczął opadać, jednak nigdzie nie było widać sylwetek Księciunia i kota. Czyżby zostali starci z powierzchni czerwonej planety?
- Całkiem nieźle Red. Nie spodziewałem się takiej siły. – powiedział Raziel. W tym momencie pył opadł wystarczająco, by można było zobaczyć Zahne’a, który podtrzymywał szmaragdowa barierę. Powstrzymał atak wymierzony w niego i Vivian. Kilka sekund później i jego siostry zostałoby tylko futro.
- Fajna zabawka. Można polować na ptaki czy robaki lub drzewa podcinać. No, ale chyba nie chcesz tego robić. W takim razie ja też nie będę się powstrzymywał. – powiedział syn Aryenne i dezaktywował barierę. Jego twarz zrobiła się poważna. Wiedział, że nie ma większych szans, ale nie będzie uciekał. Ma swój honor. Jednakże ktoś musiał uciec, żeby Raz miał czystą głowę.
- Vivian. – powiedział cicho, lecz na tyle głośno, by kotka go usłyszała. – Uciekaj stąd. Na nic się nie przydasz, a ja cały czas będę miał w tyle głowy, że muszę na ciebie uważać. Spieprzaj i ani waż się mi sprzeciwiać. Chociaż raz zrób to o co cię proszę. – rzekł, a następnie dodał głośniej, żeby Kisa go też usłyszała. – Wszyscy zwiewajcie. Kisa ty też.
Po tych pięknych słowach mógł rozpocząć walkę na poważnie. Jego energia zafalowała, by w następnej chwili wystrzelić w górę. Złota aura, w której pojawiły się wyładowania elektryczne spowiła Zahne’a wystrzeliła na kilka metrów w górę. Włosy Raziela podniosły się jeszcze bardziej, a jego spojrzenie stało się znacznie bardziej poważne. Podmuch jaki podniósł się po przemianie uderzył wszystkich jednakże nie miał on zadać obrażeń. W takim terenie każde zwiększenie energii będzie to robiło.
- Wybacz, ale muszę cię jakoś uspokoić. Shinkuugiri. – powiedział Raziel i machnął dłonią w stylu, jakim popisał się Red kilka chwil wcześniej. Jednakże tak samo jak w przypadku demona atak nie był bezcelowy. Raziel posłał skondensowaną energię, która mogła przeciąć praktycznie wszystko. Teraz wojownik celował w nogi demona. Wiedział, że wielkiej krzywdy mu nie zrobi, ale ograniczenie mobilności dzikiego zwierza jakim aktualnie był Red byłoby bardzo pomocne. No i da czas reszcie na ucieczkę.
OOC:
Koniec treningu
Przyjęcie obrażeń swoich i Vivian na barierę.
Efekt: Zatrzymuje atak energetyczny;
koszt: 60% dmg ataku. w tym wypadku 60% z 14640 = 8784 Ki
8784 Ki dla mnie na SSJ
SSJ2 uruchomiony
SSJ2 - 250 Ki
Cięcie niebios
Efekt: KI=DMG (max. 60%KI); W tym wypadku 20% = 14976 dmg
Koszt: 90% dmg ; W tym wypadku 13478 Ki
Scena normalnie jak na zakończenie rozdziału. Demon ogarnięty rządzą krwi kontra ten, który chce się poświęcić.
- Uspokój się. Nie dasz mu rady. – powiedział spokojnie Zahne poprawiając chwyt, a następnie podnosząc wzrok na Rukeia, który najwidoczniej już się znudził tym całym przedstawieniem. W końcu pokazał swoje prawdziwe oblicze. Tak jak się spodziewał, koleś miał naprawdę olbrzymie ego i nie omieszkał im się przedstawić wszystkimi prawdziwymi jak i zmyślonymi tytułami. Skąd oni do diabła je biorą? Książę Ciemności? Śmierdzący Pokraka Światów. Kupa na rozdrożach. Naprawdę myślał, że jak walnie takie bzdury to się wystraszy? To chyba nie znał Saiyan.
- Powiedziałem, żebyś się uspokoiła dziewczyno! – warknął Raziel głośniej do Kisy, która się szarpała. – Co do ciebie to miło mi poznać. Raziel. Książę Vegety. A za ten ostatni komentarz masz dodatkowy strzał w ryja.
Nie pozwoli temu dupkowi, choćby nie wiadomo jak mroczna i silna była jego energia, gadać takich rzeczy. Z Vivian porozmawia później, teraz zaś trzeba ukrócić to wszystko. Jednakże Kisa chyba w dalszym ciągu nie umiała się kontrolować, gdyż ugryzła go, a następnie uderzyła w podbródek. Niby nic wielkiego, lecz zdołała się oswobodzić. No to teraz zacznie się prawdziwe rodeo. Raziel spojrzał na Kisę zdzwionym wzrokiem wyczuwając skoki mocy. Czyżby wściekła się tak bardzo, że weszłaby na drugi poziom? Nawet jeśli to bez odpowiedniej znajomości zrobi sobie więcej krzywdy niż przeciwnikowi. Zahne już miał zamiar uspokoić Kisę, kiedy tej włączył się jakiś dziwny tryb. I nie mówię tu o SSJ2. Kisa wyglądała jak zupełnie inna osoba. Nie była to ta wredna i upierdliwa Nashi. To był ktoś inny. Spojrzała się na wszystkich po czym walnęła największego focha jakiego Zahne widział. I jak tu brać kogoś takiego na poważnie.
- Ochłoń. Potem pogadamy. – rzekł lodowato Raziel i znów spojrzał na Rukeia i Reda, który chyba zapomniał o tym, co obiecał Kisie. Złotowłosy nie wiedział do dziś dlaczego Red nie może pić krwi. Dzisiejszego dnia ta wiedza została uzupełniona. Moc jaką naprawdę dysponował Red była chora. To był zupełnie inny poziom. Raziel ledwo zbliżał się do połowy jego mocy. Już wiedział dlaczego niektóre demony były tak tępione. Przecież ta moc była nieludzka. Jeśli ten Rukei jest silniejszy od Reda, to mogą mieć gorzej niż przejebane. Raziel rzucił okiem na swój skład. Vivian jako kot. Kisa była sfochana. On był naprzeciwko dwóch demonów, z których jeden miał przerost ambicji, a drugiemu po prostu odbiło. Super. Piękne przywitanie Vegeta. Red wyglądał jakby już zupełnie odleciał. Nawet machał rękami przed nosem, jakby chciał trafić, ale mu nie wychodziło. Jednakże nie było powodu do śmiechu. Źrenice Raziela rozszerzyły się kiedy tylko zobaczył pięć czarnych jak noc linii, które rozbiły się na tysiące małych, ale zapewne cholernie ostrych i silnych części. Każdy następny ruch wydawał się trwać godziny. Raziel spojrzał przerażony na Vivian, która była wystawiona na atak i nie miała szans, żeby go uniknąć czy zablokować. Nie w tym ciele. Pociski zmierzały w ich stronę z zatrważającą prędkością, a on czuł się jakby był w smole. Kilka sekund później miejsce gdzie się znajdował wraz z siostrą zostało zasypane setkami pocisków, które wznieciły ogrom pyłu. Powoli zaczął opadać, jednak nigdzie nie było widać sylwetek Księciunia i kota. Czyżby zostali starci z powierzchni czerwonej planety?
- Całkiem nieźle Red. Nie spodziewałem się takiej siły. – powiedział Raziel. W tym momencie pył opadł wystarczająco, by można było zobaczyć Zahne’a, który podtrzymywał szmaragdowa barierę. Powstrzymał atak wymierzony w niego i Vivian. Kilka sekund później i jego siostry zostałoby tylko futro.
- Fajna zabawka. Można polować na ptaki czy robaki lub drzewa podcinać. No, ale chyba nie chcesz tego robić. W takim razie ja też nie będę się powstrzymywał. – powiedział syn Aryenne i dezaktywował barierę. Jego twarz zrobiła się poważna. Wiedział, że nie ma większych szans, ale nie będzie uciekał. Ma swój honor. Jednakże ktoś musiał uciec, żeby Raz miał czystą głowę.
- Vivian. – powiedział cicho, lecz na tyle głośno, by kotka go usłyszała. – Uciekaj stąd. Na nic się nie przydasz, a ja cały czas będę miał w tyle głowy, że muszę na ciebie uważać. Spieprzaj i ani waż się mi sprzeciwiać. Chociaż raz zrób to o co cię proszę. – rzekł, a następnie dodał głośniej, żeby Kisa go też usłyszała. – Wszyscy zwiewajcie. Kisa ty też.
Po tych pięknych słowach mógł rozpocząć walkę na poważnie. Jego energia zafalowała, by w następnej chwili wystrzelić w górę. Złota aura, w której pojawiły się wyładowania elektryczne spowiła Zahne’a wystrzeliła na kilka metrów w górę. Włosy Raziela podniosły się jeszcze bardziej, a jego spojrzenie stało się znacznie bardziej poważne. Podmuch jaki podniósł się po przemianie uderzył wszystkich jednakże nie miał on zadać obrażeń. W takim terenie każde zwiększenie energii będzie to robiło.
- Wybacz, ale muszę cię jakoś uspokoić. Shinkuugiri. – powiedział Raziel i machnął dłonią w stylu, jakim popisał się Red kilka chwil wcześniej. Jednakże tak samo jak w przypadku demona atak nie był bezcelowy. Raziel posłał skondensowaną energię, która mogła przeciąć praktycznie wszystko. Teraz wojownik celował w nogi demona. Wiedział, że wielkiej krzywdy mu nie zrobi, ale ograniczenie mobilności dzikiego zwierza jakim aktualnie był Red byłoby bardzo pomocne. No i da czas reszcie na ucieczkę.
OOC:
Koniec treningu
Przyjęcie obrażeń swoich i Vivian na barierę.
Efekt: Zatrzymuje atak energetyczny;
koszt: 60% dmg ataku. w tym wypadku 60% z 14640 = 8784 Ki
8784 Ki dla mnie na SSJ
SSJ2 uruchomiony
SSJ2 - 250 Ki
Cięcie niebios
Efekt: KI=DMG (max. 60%KI); W tym wypadku 20% = 14976 dmg
Koszt: 90% dmg ; W tym wypadku 13478 Ki
Scena normalnie jak na zakończenie rozdziału. Demon ogarnięty rządzą krwi kontra ten, który chce się poświęcić.
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Świątynia Grzechu (dawniej Legowisko Reda)
Nie Lip 17, 2016 11:58 pm
To była jedna z tych magicznych chwil. Jak przy wygrywającym mecz golu. Jak przy oddawaniu nauczycielowi zeszytu modląc się by nie odkrył niegrzecznych rysunków w nim się znajdujących. Ostatecznie jednak mogłem odetchnąć z ulgą. Moja pomoc sprawiła że tajemnicza Saiyanka nie została zmiażdżona jak parówka w hot dogu. Raziel zdołał ją złapać i schwytać jak niegrzeczne zwierze. A jednocześnie moje pchnięcie telekinetyczne nie sprawiło iż odkrył moją obecność, co było bardzo korzystne. Wciąż byłem w posiadaniu elementu zaskoczenia. Jednak z obecnej lokacji nie mam jak z niego skorzystać. Dlatego skorzystałem z tego że wszyscy na miejscu byli teraz zajęci, z czego mała szarpaniem się. Najdelikatniej jak dałem radę wwierciłem się w piasek, na tyle głęboko by móc poruszać się bez wywoływania trzęsienia ziemi i wyraźnego śladu na piasku. Następnie powoli, ale dyskretnie i stabilnie poruszyłem się w kierunku miejsca akcji, a konkretniej przemieściłem się delikatnie przed/za miejscem akcji, zależy jak na to spojrzeć. Na przeciwko reszty. Następnie powoli wydostawałem się na górę aż mój hełm, srogo ubrudzony od piasku i przypominający teraz zwyczajny kamień, wystawał z pod powierzchni. Moje również w malutkim procencie, wystarczającym jednak bym widział z grubsza co się dzieje. Jednak już wkrótce miałem ochotę wyskoczyć z ukrycia...
Cesarz Demonów Rukei... Gdy usłyszałem te jego tytuły miałem ochotę wstać, podejść do niego i napluć mu prosto w oko. Władca się znalazł pieprzony... Prawdziwe demony nie podlegają nikomu, i działają na własną rękę. Ale od czasu do czasu zawsze znajdzie się frajer któremu po prostu tego nie wytłumaczysz. Ten cały Rukei nagle został przeze mnie dodany do mojej listy wrogów. A ta przypomina książkę telefoniczną, do tej pory na jej szczycie był Raziel, a zaraz pod nim Hikaru. Powiadają by zadzierać z najlepszymi. Cóż, zawsze to robiłem. Nawet jeśli kończyło się to dla mnie tragicznie. Saiyanka tymczasem zrobiła niezły power up po uwolnieniu się z ramion mojego znajomego. Przez chwile myślałem że tak samo jak on wejdzie na wyższy stopień transformacji. Musiałem jej przyznać że była niezwykle potężna. Choć tak samo jak zielonooki - bez drugiego stopnia nie jest dla mnie wyzwaniem. Zaraz, czy ona...
W następnej chwili cieszyłem się że mój ryj jest ukryty pod piachem, bo zrobiłem się cały czerwony. Właśnie młoda, na oko 15 letnia typiara z całkiem niesłabą budową ciała usiadła mi na głowie, myśląc zapewne że to kamień. W sumie to skoro wytrzymałem obok Sai'i to tą sytuacje też wytrzymam. Ujawnie się dopiero gdy będę miał dobrą okazję. I niestety, nie musiałem na tą okazje długo czekać. Red napił się krwi. Gdy to zobaczyłem, wiedziałem że zaraz będzie tutaj grubo. Bardzo grubo. Zaczynałem czuć wzrastający poziom mocy, i po raz pierwszy od naprawdę dawna zaczynałem czuć coś podobnego do strachu. Chociaż nie. To była po prostu świadomość, że lada chwila wszyscy tutaj włącznie z nim mogą wylecieć w powietrze. I z tego powietrza nie wrócić. Mój niegdyś dobry przyjaciel wrócił do swojej prawdziwej formy. Takiej w jakiej go zapamiętałem. Teraz nie wiem co go powstrzyma. To nie kwestia pokonania go. To kwestia przetrwania aż jego furia minie. Tego jestem pewien. W pewnej chwili zakreślił on w powietrzu ślad, i gdy tylko to zrobił wiedziałem już że pora by się ukazać. Gdyż ten atak i tak do mnie dotrze. Mogę natomiast zrobić coś innego.
Dokładnie w momencie gdy pociski zaczęły wylatywać ze śladów pazurów, osoba siedząca na mojej głowie została gwałtownie - ale nie boleśnie - pchnięta telekinezą kilka metrów w tył, jednocześnie jednym mocnym ruchem wyskoczyłem z pod Ziemi wzniecając przy tym trochę piachu w około. Miałem sekundy, a może i ułamki sekund by przeprowadzić udanie akcję którą teraz nie muszę - ale chcę wykonać. Nagły błysk i moja czarna, elektryczna aura otoczyła moją sylwetkę w miarę jak mój Poziom mocy wzrósł do maksymalnych 85 tysięcy jednostek. Nie bez powodu pchnąłem tą saiyankę by była za mną.
-DIMENSION HOLE!!!!!
Krzyknąłem wystawiając dłoń przed siebie, a przede mną pojawił się fioletowy portal, przypominający wyglądem i zachowaniem czarną dziurę, który natychmiast zaczął wsysać wewnątrz wszystkie pociski które miały szansę trafienia we mnie, lub w super Saiyankę. Byłem świadomy że broniąc tylko siebie zużyłbym dwa razy mniej energii, która za chwile będzie cenna jak diament. Ale włączyła mi się empatia i nie popsuta moralność, i po prostu chciałem obronić osobę która chce dobrze dla mojego przyjaciela. A co za tym idzie nie mam powodu by jej nienawidzić.
-Hyaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaarhg!!!!!
Wydałem z siebie krzyk z wysiłku jakiego wymagało wessanie takiej ilości destrukcyjnej energii, ale w końcu ostrzał się zakończył, a gdy kurz po ataku opadł, Raziel i reszta mógł ujrzeć że jego znajomej włos nie spadł z głowy, a przed nią niczym statua, z zimnym spojrzeniem demona stoi jedna z najbardziej chorych istot jakie spotkał.
-A ja jestem Dragot Eyeless. I podtytuły są dla przegrywów z kompleksami. Miło mi was widzieć.
Przedstawiłem się dając jednocześnie świadectwo tego kim jestem. Spojrzałem przez sekundkę na młodą z lekkim żartobliwym uśmieszkiem nie szukającym wdzięczności. Byłem ciekawy jej reakcji. Pewnie zwyzywa najpierw na to że miałem czelność ją zmusić do tego by na mnie usiadła, a potem dostane feministyczną gadkę że ona sama by sobie otworzyła te drzwi i w ogóle. W każdym razie, Raziel pomyślał podobnie co ja. Broniąc kotkę która teraz na pewno jest jego siostrą, jakoś zmienioną. Bywa. Postanowiłem ze ruszę głową i spróbuję dotrzeć do niebezpieczeństwa inaczej niż przemocą.
-(telepatia --> Red)Red! Ocknij się! krew przejmuje nad tobą kontrolę. Twoi przyjaciele są blisko Ciebie, o mało ich nie zabiłeś! Chcesz by zginęli! Chcesz znowu być sam! Chcesz być samotny!?
Krzyczałem w jego umysł, wątpiąc jednak w jakikolwiek skutek. Jednak zaatakowałem jego czuły punkt jakim jest samotność i przyjaciele. Warto spróbować. Następnie spojrzałem na złotowłosego.
Widząc w jego oczach iż zamierza przejść na następny poziom wykonałem daleki skok 3 metry od niego, i w tym samym czasie co on włączył następne stadium, ja wykonałem swój własny power up w podobnej pozie, koncentrując w sobie Ki i przygotowując swoje ciało do ciężkiej walki. Miło było dowiedzieć się jak silny jest obecnie na tym stadium. Moja aura może nie osiągnęła takiej wielkości i nie zmieniła się w ogniste tornado, ale moja obecna siła przekraczała moc jego drugiej transformacji w dniu naszej walki. A tak duży postęp pokazywał że nie można mnie lekceważyć. A ten wojownik doskonale wiedział że nawet z ogromną przewagą w poziomie mocy można ode mnie nieźle oberwać. I w wypadku walki kilku na jednego, moje asy w rękawie są nieocenioną pomocą. Jestem supportem niczym szaman z Metin2.
-Tęskniłeś co? Heh.
Rzuciłem Razielowi spojrzenie jakiego mu jeszcze nie rzuciłem. Trochę jakby nienawiść i zajadła rywalizacja przekształciły się w coś na wzór... prawie że przyjaźni? Ironicznej co prawda i pełnej wyzwisk ale jednak. Przynajmniej tak było w oczach Demona Draga. Dalej chciał go pokonać, i będzie do tego uparcie dążył. Jednak teraz nie będzie gadek o wyższościach rasowych, i o tym jaki to jestem arcydemon i nic mnie nie zatrzyma. Przy okazji poznałem imię tej którą obroniłem. Kisa ma stąd uciekać. Jednak jeśli ktoś ma walczyć z Redem, to ktoś kto go zna i potrafi przywołać do porządku. To ja odpowiadam za to co mu sie stało. I ja to muszę odkręcić. Nawet jeśli poświęcić będe musiał w tym celu życie.
-(Telepatia -> Raziel) Tą technikę chciałem zachować na nasz pojedynek, ale sytuacja wymaga inaczej. Obserwuj uważnie.
Taka oto wiadomość pojawiła się w głowie super saiyanina drugiego poziomu podczas gdy ja odsunąłem się parę metrów dalej by mieć inną perspektywę. A następnie zrobiłem coś naprawdę dziwnego. Przyjąłem identyczną pozycję, co on podczas walki ze mną. Ręce do tyłu, otwarde tłonie, aura wokół mnie zmieniła barwę na bordową. Potem złożyłem ręce przed sobą, również identycznie jak on przy wykonywaniu techniki Final Flash. Jednak ja dodałem swój posmak do tego dania. W dłoniach wytworzyła się gęsta kula energii, która wyglądała jakby miała wybuchnąć w każdej chwili.
-Wybacz Red! BLOODY SUNDAY!
Wykrzyczałem po czym w tym samym momencie co Raz wystrzelił swój atak, ja wystrzeliłem swój będący promieniem o dość dużej średnicy, i tak jednak będący bardzo skoncentrowany i zmiejszony w celu większej precyzji. Jeśli atak trafi, wybuch będzie spory, a w połączeniu z odciętymi nogami od jego techniki, powinien otrzymać spore obrażenia. Co prawda nie dorastamy mu do pięt, i nie będziemy w stanie go pokonać, ale trzeba spróbować. By go chociaż spowolnić. Nie cackałem się, to był mój najsilniejszy cios. Teraz mam już tylko sztuczki.
-Szkoda że nie ma tutaj twojej Mamy.
OOC:
akcja defensywna:
Dimension Hole - wsysam atak skierowany we mnie i Kise.
60% z 14640 = -8784 Ki
akcja ofensywna:
Bloody Sunday - atakuję Reda
Efekt: KI= DMG(max. 50%KI) w tym wypadku 40%- 21300 DMG
Koszt: - 80% dmg w tym wypadku -17040 ki
Cesarz Demonów Rukei... Gdy usłyszałem te jego tytuły miałem ochotę wstać, podejść do niego i napluć mu prosto w oko. Władca się znalazł pieprzony... Prawdziwe demony nie podlegają nikomu, i działają na własną rękę. Ale od czasu do czasu zawsze znajdzie się frajer któremu po prostu tego nie wytłumaczysz. Ten cały Rukei nagle został przeze mnie dodany do mojej listy wrogów. A ta przypomina książkę telefoniczną, do tej pory na jej szczycie był Raziel, a zaraz pod nim Hikaru. Powiadają by zadzierać z najlepszymi. Cóż, zawsze to robiłem. Nawet jeśli kończyło się to dla mnie tragicznie. Saiyanka tymczasem zrobiła niezły power up po uwolnieniu się z ramion mojego znajomego. Przez chwile myślałem że tak samo jak on wejdzie na wyższy stopień transformacji. Musiałem jej przyznać że była niezwykle potężna. Choć tak samo jak zielonooki - bez drugiego stopnia nie jest dla mnie wyzwaniem. Zaraz, czy ona...
W następnej chwili cieszyłem się że mój ryj jest ukryty pod piachem, bo zrobiłem się cały czerwony. Właśnie młoda, na oko 15 letnia typiara z całkiem niesłabą budową ciała usiadła mi na głowie, myśląc zapewne że to kamień. W sumie to skoro wytrzymałem obok Sai'i to tą sytuacje też wytrzymam. Ujawnie się dopiero gdy będę miał dobrą okazję. I niestety, nie musiałem na tą okazje długo czekać. Red napił się krwi. Gdy to zobaczyłem, wiedziałem że zaraz będzie tutaj grubo. Bardzo grubo. Zaczynałem czuć wzrastający poziom mocy, i po raz pierwszy od naprawdę dawna zaczynałem czuć coś podobnego do strachu. Chociaż nie. To była po prostu świadomość, że lada chwila wszyscy tutaj włącznie z nim mogą wylecieć w powietrze. I z tego powietrza nie wrócić. Mój niegdyś dobry przyjaciel wrócił do swojej prawdziwej formy. Takiej w jakiej go zapamiętałem. Teraz nie wiem co go powstrzyma. To nie kwestia pokonania go. To kwestia przetrwania aż jego furia minie. Tego jestem pewien. W pewnej chwili zakreślił on w powietrzu ślad, i gdy tylko to zrobił wiedziałem już że pora by się ukazać. Gdyż ten atak i tak do mnie dotrze. Mogę natomiast zrobić coś innego.
Dokładnie w momencie gdy pociski zaczęły wylatywać ze śladów pazurów, osoba siedząca na mojej głowie została gwałtownie - ale nie boleśnie - pchnięta telekinezą kilka metrów w tył, jednocześnie jednym mocnym ruchem wyskoczyłem z pod Ziemi wzniecając przy tym trochę piachu w około. Miałem sekundy, a może i ułamki sekund by przeprowadzić udanie akcję którą teraz nie muszę - ale chcę wykonać. Nagły błysk i moja czarna, elektryczna aura otoczyła moją sylwetkę w miarę jak mój Poziom mocy wzrósł do maksymalnych 85 tysięcy jednostek. Nie bez powodu pchnąłem tą saiyankę by była za mną.
-DIMENSION HOLE!!!!!
Krzyknąłem wystawiając dłoń przed siebie, a przede mną pojawił się fioletowy portal, przypominający wyglądem i zachowaniem czarną dziurę, który natychmiast zaczął wsysać wewnątrz wszystkie pociski które miały szansę trafienia we mnie, lub w super Saiyankę. Byłem świadomy że broniąc tylko siebie zużyłbym dwa razy mniej energii, która za chwile będzie cenna jak diament. Ale włączyła mi się empatia i nie popsuta moralność, i po prostu chciałem obronić osobę która chce dobrze dla mojego przyjaciela. A co za tym idzie nie mam powodu by jej nienawidzić.
-Hyaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaarhg!!!!!
Wydałem z siebie krzyk z wysiłku jakiego wymagało wessanie takiej ilości destrukcyjnej energii, ale w końcu ostrzał się zakończył, a gdy kurz po ataku opadł, Raziel i reszta mógł ujrzeć że jego znajomej włos nie spadł z głowy, a przed nią niczym statua, z zimnym spojrzeniem demona stoi jedna z najbardziej chorych istot jakie spotkał.
-A ja jestem Dragot Eyeless. I podtytuły są dla przegrywów z kompleksami. Miło mi was widzieć.
Przedstawiłem się dając jednocześnie świadectwo tego kim jestem. Spojrzałem przez sekundkę na młodą z lekkim żartobliwym uśmieszkiem nie szukającym wdzięczności. Byłem ciekawy jej reakcji. Pewnie zwyzywa najpierw na to że miałem czelność ją zmusić do tego by na mnie usiadła, a potem dostane feministyczną gadkę że ona sama by sobie otworzyła te drzwi i w ogóle. W każdym razie, Raziel pomyślał podobnie co ja. Broniąc kotkę która teraz na pewno jest jego siostrą, jakoś zmienioną. Bywa. Postanowiłem ze ruszę głową i spróbuję dotrzeć do niebezpieczeństwa inaczej niż przemocą.
-(telepatia --> Red)Red! Ocknij się! krew przejmuje nad tobą kontrolę. Twoi przyjaciele są blisko Ciebie, o mało ich nie zabiłeś! Chcesz by zginęli! Chcesz znowu być sam! Chcesz być samotny!?
Krzyczałem w jego umysł, wątpiąc jednak w jakikolwiek skutek. Jednak zaatakowałem jego czuły punkt jakim jest samotność i przyjaciele. Warto spróbować. Następnie spojrzałem na złotowłosego.
Widząc w jego oczach iż zamierza przejść na następny poziom wykonałem daleki skok 3 metry od niego, i w tym samym czasie co on włączył następne stadium, ja wykonałem swój własny power up w podobnej pozie, koncentrując w sobie Ki i przygotowując swoje ciało do ciężkiej walki. Miło było dowiedzieć się jak silny jest obecnie na tym stadium. Moja aura może nie osiągnęła takiej wielkości i nie zmieniła się w ogniste tornado, ale moja obecna siła przekraczała moc jego drugiej transformacji w dniu naszej walki. A tak duży postęp pokazywał że nie można mnie lekceważyć. A ten wojownik doskonale wiedział że nawet z ogromną przewagą w poziomie mocy można ode mnie nieźle oberwać. I w wypadku walki kilku na jednego, moje asy w rękawie są nieocenioną pomocą. Jestem supportem niczym szaman z Metin2.
-Tęskniłeś co? Heh.
Rzuciłem Razielowi spojrzenie jakiego mu jeszcze nie rzuciłem. Trochę jakby nienawiść i zajadła rywalizacja przekształciły się w coś na wzór... prawie że przyjaźni? Ironicznej co prawda i pełnej wyzwisk ale jednak. Przynajmniej tak było w oczach Demona Draga. Dalej chciał go pokonać, i będzie do tego uparcie dążył. Jednak teraz nie będzie gadek o wyższościach rasowych, i o tym jaki to jestem arcydemon i nic mnie nie zatrzyma. Przy okazji poznałem imię tej którą obroniłem. Kisa ma stąd uciekać. Jednak jeśli ktoś ma walczyć z Redem, to ktoś kto go zna i potrafi przywołać do porządku. To ja odpowiadam za to co mu sie stało. I ja to muszę odkręcić. Nawet jeśli poświęcić będe musiał w tym celu życie.
-(Telepatia -> Raziel) Tą technikę chciałem zachować na nasz pojedynek, ale sytuacja wymaga inaczej. Obserwuj uważnie.
Taka oto wiadomość pojawiła się w głowie super saiyanina drugiego poziomu podczas gdy ja odsunąłem się parę metrów dalej by mieć inną perspektywę. A następnie zrobiłem coś naprawdę dziwnego. Przyjąłem identyczną pozycję, co on podczas walki ze mną. Ręce do tyłu, otwarde tłonie, aura wokół mnie zmieniła barwę na bordową. Potem złożyłem ręce przed sobą, również identycznie jak on przy wykonywaniu techniki Final Flash. Jednak ja dodałem swój posmak do tego dania. W dłoniach wytworzyła się gęsta kula energii, która wyglądała jakby miała wybuchnąć w każdej chwili.
-Wybacz Red! BLOODY SUNDAY!
Wykrzyczałem po czym w tym samym momencie co Raz wystrzelił swój atak, ja wystrzeliłem swój będący promieniem o dość dużej średnicy, i tak jednak będący bardzo skoncentrowany i zmiejszony w celu większej precyzji. Jeśli atak trafi, wybuch będzie spory, a w połączeniu z odciętymi nogami od jego techniki, powinien otrzymać spore obrażenia. Co prawda nie dorastamy mu do pięt, i nie będziemy w stanie go pokonać, ale trzeba spróbować. By go chociaż spowolnić. Nie cackałem się, to był mój najsilniejszy cios. Teraz mam już tylko sztuczki.
-Szkoda że nie ma tutaj twojej Mamy.
OOC:
akcja defensywna:
Dimension Hole - wsysam atak skierowany we mnie i Kise.
60% z 14640 = -8784 Ki
akcja ofensywna:
Bloody Sunday - atakuję Reda
Efekt: KI= DMG(max. 50%KI) w tym wypadku 40%- 21300 DMG
Koszt: - 80% dmg w tym wypadku -17040 ki
Re: Świątynia Grzechu (dawniej Legowisko Reda)
Pon Lip 18, 2016 11:07 pm
Nie do końca tego spodziewał się Cesarz Demonów pojąc swojego współrasowca własną krwią. Zasmucił się takim wynikiem jego akcji, bo to świadczyło, że Red od bardzo dawna już nie pił, już jakiś czas się głodził i teraz nielimitowany wręcz dostęp do "używki" wprowadził go w stan ślepej wściekłości. Po jego ruchach, gestach, energii i wyrazie twarzy dało się zobaczyć, że teraz trudno będzie go powstrzymać. A przecież Red to nie pierwszy lepszy cherlak, tylko silny, nawet wyjątkowo silny demon, choć... Bojący się pokazać pełnię swoich możliwości...
Aż do teraz...
To właśnie jednocześnie wywoływało u Rukei'a pewną umiarkowaną radość. Miał, niewątpliwie rzadką okazję oceny siły obu stron... Mniej więcej... Niemniej, narzekać zamiaru nie miał. Nawet w obliczu ataku lecącego, w zasadzie w każdym kierunku, ale również w jego. Choć korciło go by przyjąć je na przysłowiową "klatę" to musiał tym razem sobie darować. Porcja energetycznych igieł kierujących się w demonicznego monarchę zamiast niego trafiła w obłok ognia i dymu, na który Rukei się "rozpadł" w technice Bunkai Teleport. Jednocześnie jego dłoń zmaterializowała się obok Vivnyan i chwyciła ją za skórę na plecach i wraz z nią znikła ponownie by zmaterializować się już jako cała postać kilka metrów dalej. Demon spokojnie zasiadł na tronie pośpiesznie uformowanym telekinezą z piasku. Wziął kotkę na kolana i powolnymi ruchami głaskał wzdłuż grzbietu, jednocześnie uważnie obserwując dalszy rozwój wydarzeń. Bardzo go ciekawiło dokąd to wszystko zmierzy i kto wygra to małe starcie.
Z pewnym niesmakiem spojrzał na ranę zrobioną przez kły Reda i zagoił ją.
W myślach stwierdził, że ten Dragot ma całkiem ciekawą technikę w zanadrzu, uznał, że warto będzie mieć na niego oko...
Aż do teraz...
To właśnie jednocześnie wywoływało u Rukei'a pewną umiarkowaną radość. Miał, niewątpliwie rzadką okazję oceny siły obu stron... Mniej więcej... Niemniej, narzekać zamiaru nie miał. Nawet w obliczu ataku lecącego, w zasadzie w każdym kierunku, ale również w jego. Choć korciło go by przyjąć je na przysłowiową "klatę" to musiał tym razem sobie darować. Porcja energetycznych igieł kierujących się w demonicznego monarchę zamiast niego trafiła w obłok ognia i dymu, na który Rukei się "rozpadł" w technice Bunkai Teleport. Jednocześnie jego dłoń zmaterializowała się obok Vivnyan i chwyciła ją za skórę na plecach i wraz z nią znikła ponownie by zmaterializować się już jako cała postać kilka metrów dalej. Demon spokojnie zasiadł na tronie pośpiesznie uformowanym telekinezą z piasku. Wziął kotkę na kolana i powolnymi ruchami głaskał wzdłuż grzbietu, jednocześnie uważnie obserwując dalszy rozwój wydarzeń. Bardzo go ciekawiło dokąd to wszystko zmierzy i kto wygra to małe starcie.
Z pewnym niesmakiem spojrzał na ranę zrobioną przez kły Reda i zagoił ją.
W myślach stwierdził, że ten Dragot ma całkiem ciekawą technikę w zanadrzu, uznał, że warto będzie mieć na niego oko...
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Świątynia Grzechu (dawniej Legowisko Reda)
Wto Lip 19, 2016 8:42 pm
Duszna woń krwi, nagrzana gorącym powietrzem, wiła się wokół nich niby niewidzialna mgła. Napięcie wpływało na każdego bez wyjątku, a obecność Rukeia i jego gra słów, pozorów, podpuszczeń doprowadziła do czegoś więcej niż niepokoju czy zażenowania. Pozwalał sobie na za dużo - świadom oczywiście, że Saiyanie gotowi są w razie czego rzucić się do walki. Musiał świetnie się bawić, całą uwagę poświęcając zawstydzaniu halfki, a jednocześnie coraz bardziej mącąc wszystkim obecnym w głowach. Najbardziej drażnił Reda. Tu nie potrzebował słów, wystarczyło odkryte ramię ze skórą lepką od krwi, która kusiła kociego demona jak szklanka wody umierającego z pragnienia. Vivnyan mruczała niskim, złym głosem, jak rozzłoszczona kotka, nie spuszczając oczu z dwóch demonów. Co za pozer. Mówił o jednym, robił drugie, zupełnie jakby rozmową z nią odwracał od siebie uwagę... Czy go to bawiło czy nie, z obiecanej pomocy robił tylko zamieszanie... Kotka była zirytowana, Raziel zwyczajnie wkurwiony, Saiyanka o imieniu Kisa klęła na nich wszystkich, a biedny Red tkwił zagubiony w szponach nałogu.
Vivnyan nie spuszczała oczu z czarnego kota, a niepokój w niej rósł aż zamienił się w strach. Czerwone oczy były zasnute mgłą, demon nie kontaktował z rzeczywistością, tak jakby skupił wszystkie swoje siły na walce z nałogiem. A tych sił nie było wiele... Przed jej oczami stanął widok osłabłego, mdlejącego Reda, który owładnięty głodem zbierał resztki mocy by spróbować z nią walczyć, wtedy, w Skalnym Lesie. Teraz zaś... Niewiele zdążył tych sił odzyskać by przeciwstawić się pragnieniu zapełnienia żołądka. Co zrobić, jak go odciągnąć..? Przez moment liczyła, że sam zeskoczy z ramienia Rukeia, ale głód był zbyt potężny. Może znów spróbuje się zbliżyć i strąci go z ręki demona..? Najpewniej wcześniej znów skończy w piachu, przygnieciona energią Kisy albo Raziela. A co do Sayianki... Słysząc kilka słów o sobie padające z jej ust, Vivnyan nawet nie odwróciła głowy w stronę rozzłoszczonej Kisy. Lewe ucho kotki poruszyło się lekko, jakby gdzieś słyszało natrętną muchę i to była cała uwaga skierowana w jej stronę. Jakby miała na to wpływ, że Rukei akurat teraz i tutaj się pojawił. Odciągnąć go się nie dało, to ten typ, który lubi się panoszyć i interesować swoją osobą. Poza tym... Była kotem. Choćby chciała, nie mogła nic zrobić, to małe, pokryte jasną sierścią ciałko było o wiele za słabe. I tak dwa razy cudem uniknęła stratowania, gdy Kisa rzuciła się w kierunku Reda, zakopując Ósemkotkę w piasku po kłąb. Najłatwiej jest mieć wąty do wszystkich i pretensje, jakby to oni sami wepchnęli Reda na ramię Rukeia. Umywać ręce i odejść na boczek jak grzeczna, ułożona panienka, która nie chce ich sobie zabrudzić. Ani zaprzątać sobie głowy pomysłem na pomoc i wytłumaczeniem sytuacji innym niż krzyki, wrzaski oraz rzucanie się na wroga z pięściami.
Była Saiyanką czystej krwi, czego się Vivnyan spodziewała? Raziel miał do tego bardziej trzeźwą głowę. Na chłodno kalkulował i ustalał każdy krok działania, choć nie kłóciło się to z naturą małp oraz ich skłonnościom do drobnych przyjemności jak wybebeszanie wrogów. Poza tym, zawsze wyrażał się zbyt jasno. Gdyby wiedział jak działa krew na Reda wytłumaczył by to chłodno, ale dosadnie. Co się stanie, jak demon się jej napije..? Vivian nie wiedziała. Mogli tylko czekać albo wysilając szare komórki wymyślić co zrobić innego. W walce nie mają szans, w tym miał rację. Kisa nie da mu rady. Nikt z nich nie da mu rady, może Red gdyby był w pełni sił... A w amoku demon zaczął nieśmiało zlizywać pierwsze krople krwi. Vivinyan nastroszyła futro i miauknęła głośno by się opamiętał, ale nawet jej nie usłyszał. Dreszcz przebiegł po karku, zatrzymując się na koniuszku ogona. Z czarnego futra delikatnie zaczęły wzlatywać czarne motyle. Bardzo je lubiła, były piękne, ulotne i zwiewne, a jednocześnie przepełnione wyjątkowo silną Ki. Energią, która rosła i rosła, jak czarna zawiesina gęstniała w powietrzu, przepełniona czymś... Sprzecznie mrocznym. Jakby głód zepchnął wszystko inne, obawę przed tą formą, samokontrolę, nawet samego Reda... Zepchnął w tył w ciemność, zostawiając tylko jedno.
Położyła uszy po sobie, nie ruszając się jednak z miejsca. Jeśli miała jeszcze jakiekolwiek wątpliwości odnośnie tego, czy Red nie powinien przyjmować krwi, rozwiały się one w mgnieniu oka. Wcześniej łudziła się jeszcze, że to naturalne, że po trochu, po małych dawkach, pozwoli mu to odzyskać siły... Ale zachłyśnięcie się na raz dużą ilością niebieskiej, demonicznej posoki miało opłakane konsekwencje. Z czarnego roju wyłonił się Red w swojej normalnej postaci, dalej tragicznie wychudzony i zapuszczony, ale już nie słaby, o nie. Różnił się tak diametralnie od tego wycieńczonego Reda ze Skalnego Lasu. Oczy miał puste, żądne krwi - to był wzrok drapieżnika, który szuka ofiary. A miał trzy przed sobą na tacy... Stracił resztki tego, co tak starał się przy sobie utrzymać, jakiegoś człowieczeństwa. Teraz poruszał się nawet nie jak wojownik. Szybko uniesiona dłoń i wyeksponowane pazury, obnażone kły brudne od niebieskiej krwi... Pierwotny, zwierzęcy instynkt panoszył się wraz z głodem w głowie czarnowłosego demona. Zaatakował błyskawicznie, trzy czarne linie z Ki pękły w setki czarnych, grubych igieł, które pomknęły w ich stronę. Vivnyan nie mogła nawet liczyć na to, że da radę uniknąć ataku, przymknęła tylko oczy, spodziewając się bólu...
No tak... Brat. Raziel nie pozwoli jej zwiać do piekła bez wcześniejszego prawienia morałów. Zamrugała widząc zieloną barierę i uniosła łeb na Saiyana. Jego twarz stężała w skupionym wyrazie, refleks miał świetny, ale jak zawsze komentarz beznadziejny. Przecież do Reda nawet to nie dotrze... Nie patrzył na nią, wbijał wzrok w demona, kumulując energię w ciele. Futro aż się samo nastroszyło czując wysokie stężenie Ki. Gdzieś za sobą Vivnyan poczuła kolejną silną moc, należącą do demonicznej rasy... Poznała właściciela po rozchwianej aurze, przypominającej chaos opakowany nieszczelnie w rogatą postać. Nie musiał się tak głośno przedstawiać by utwierdziła się w tym kto tu zawitał - i wyglądało na to, że zapach, który określiła wcześniej jako mroczny, z całą swoją cierpką wonią krwi i rdzy należał do do Dragota. Nie, żeby się zdziwiła. Z ulgą jednak kotka stwierdziła, że tak jak po jej morderczej walce z bratem, tak i tym razem przyszedł z pomocą. Choć to podchwytliwe stwierdzenie. To co Dragot Eyeless określa przez siebie pomocą niekoniecznie dla kogoś pomocą jest.
Raziel kazał jej zwiewać. Normalnie by zaprotestowała, bo nie pozwoli mu samemu robić głupich rzeczy, ale w tej chwili naprawdę do niczego się nie przyda. A na pewno nie jak zwęglona garść futra. Parszywe uczucie. Powinna pobiec w kierunku Kisy i ją jakoś odciągnąć stąd, nieważne jak. Siedzenie z fochem i robienie za widza w tej sytuacji może się skończyć stratą którejś kończyny, jak nie życia. Ledwie sekundę temu brat polecił jej brać nogi za pas, gdy nagle poczuła dłoń na karku. Zdążyła miauknąć, pewna, że Raziel zamierza jej pomóc i posłać ją jak najdalej rzutem poziomym, dla jej dobra, oczywiście. Jednak obraz się rozmazał, piach, sylwetka Saiyana i ta oddalona Reda zniknęły... Rozpłynęło się wszystko w czerń. Trwało to chyba sekundę, Vivnyan potrząsnęła łebkiem i zamrugała nieco skołowana, odzyskując wzrok. Teraz walczący byli o wiele dalej, ale nie za daleko, tak, że miała doskonały widok na całą trójkę i nawet na postać Kisy majaczącą gdzieś w tle. Tylko jak się tu znalazła..? Nikt na pewno nią nie rzucił, ani nikt już nie trzymał ją za kark. Zmulone kocie zmysły dopiero po chwili powiedziały jej, że Vivinyan siedzi na cudzych kolanach niby domowy kot. W dodatku ktoś głaskał ją po grzbiecie, jak swojego ulubionego pupila... A tylko jednej osoby brakowało na polu walki.
- Masz tupet. - warknęła chłodno Vivnyan, sztywniejąc i wyginając grzbiet w łuk. Źrenice zwęziły się jej w szparki, sypiąc iskrami i patrząc z nieskrywaną niechęcią na demona z blizną na twarzy. Pazury same wysunęły się z poduszek łap, przebijając materiał ubrań, niesmak brał górę. Wierzgnęła, próbując się wywinąć z rąk Rukeia, w nadziei, że kocia postać ułatwi jej ucieczkę. Daremnie. Nie mogła zeskoczyć, jakby krępował ją telekinezą, ograniczając pole manewru do swoich kolan... I pewnie to robił, zmuszając by tkwiła tu jak posłuszny kociak, nie mając nawet siły i energii by się wyswobodzić. Próbowała, bogowie świadkami. Syknęła głośno, zirytowana i bezradna, strosząc sierść i pokazując kły. - Zobacz co zrobiłeś z Redem. Uspokój go jakoś, zanim się pozabijają! - w przypływie bezsilności rzuciła się na jego dłoń, wgryzając kły w ciało między kciukiem a palcem wskazującym. Ostre kiełki przebiły się do niebieskiej krwi. Okropna w smaku, a sprawiła, że Red oszalał...
Vivinyan donośnie parskając, sycząc i warcząc, zaczęła drapać dłoń demona, już nawet nie wierząc w to, że zrezygnuje z droczenia się z nią i ją uwolni. Złościła się na niego i na siebie... Bo była w tej chwili tak bezradna i załamana myślą, że na pewien sposób ją chroni. Nie mogła zaprzeczyć temu, że gdyby rykoszet jakiejś techniki uderzył w ich stronę, Rukei odbiłby atak, ratując i jej skórę. Do tego był jedynym, który był (rzekomo) zdolny przywrócić jej poprzednią postać po wykluczeniu Reda. A teraz Dragotowi i Razielowi może przydać się każda pomoc. Myśl o tym sprawiła, że mocniej zacisnęła szczęki, warcząc gardłowo niemal jak wilk. Czy to krew pozostawiała smak goryczy czy myśl, że... Musiałaby go o to tylko poprosić - dając możliwość zrobienia czegoś, co przyciągnęło go tutaj z samego początku. Demoniczny padalec pogrywał sobie z nimi wszystkimi, a najbardziej z nią, przebiegle stawiając między młotem a kowadłem. Nie miała pewności, że zrobi to o co prosi i poniekąd była skazana na jego łaskę...
A coś jej mówiło, że Rukei wie doskonale, iż ma świadomość w jakiej sytuacji się znalazła.
OOC ---> Początek treningu
Vivnyan nie spuszczała oczu z czarnego kota, a niepokój w niej rósł aż zamienił się w strach. Czerwone oczy były zasnute mgłą, demon nie kontaktował z rzeczywistością, tak jakby skupił wszystkie swoje siły na walce z nałogiem. A tych sił nie było wiele... Przed jej oczami stanął widok osłabłego, mdlejącego Reda, który owładnięty głodem zbierał resztki mocy by spróbować z nią walczyć, wtedy, w Skalnym Lesie. Teraz zaś... Niewiele zdążył tych sił odzyskać by przeciwstawić się pragnieniu zapełnienia żołądka. Co zrobić, jak go odciągnąć..? Przez moment liczyła, że sam zeskoczy z ramienia Rukeia, ale głód był zbyt potężny. Może znów spróbuje się zbliżyć i strąci go z ręki demona..? Najpewniej wcześniej znów skończy w piachu, przygnieciona energią Kisy albo Raziela. A co do Sayianki... Słysząc kilka słów o sobie padające z jej ust, Vivnyan nawet nie odwróciła głowy w stronę rozzłoszczonej Kisy. Lewe ucho kotki poruszyło się lekko, jakby gdzieś słyszało natrętną muchę i to była cała uwaga skierowana w jej stronę. Jakby miała na to wpływ, że Rukei akurat teraz i tutaj się pojawił. Odciągnąć go się nie dało, to ten typ, który lubi się panoszyć i interesować swoją osobą. Poza tym... Była kotem. Choćby chciała, nie mogła nic zrobić, to małe, pokryte jasną sierścią ciałko było o wiele za słabe. I tak dwa razy cudem uniknęła stratowania, gdy Kisa rzuciła się w kierunku Reda, zakopując Ósemkotkę w piasku po kłąb. Najłatwiej jest mieć wąty do wszystkich i pretensje, jakby to oni sami wepchnęli Reda na ramię Rukeia. Umywać ręce i odejść na boczek jak grzeczna, ułożona panienka, która nie chce ich sobie zabrudzić. Ani zaprzątać sobie głowy pomysłem na pomoc i wytłumaczeniem sytuacji innym niż krzyki, wrzaski oraz rzucanie się na wroga z pięściami.
Była Saiyanką czystej krwi, czego się Vivnyan spodziewała? Raziel miał do tego bardziej trzeźwą głowę. Na chłodno kalkulował i ustalał każdy krok działania, choć nie kłóciło się to z naturą małp oraz ich skłonnościom do drobnych przyjemności jak wybebeszanie wrogów. Poza tym, zawsze wyrażał się zbyt jasno. Gdyby wiedział jak działa krew na Reda wytłumaczył by to chłodno, ale dosadnie. Co się stanie, jak demon się jej napije..? Vivian nie wiedziała. Mogli tylko czekać albo wysilając szare komórki wymyślić co zrobić innego. W walce nie mają szans, w tym miał rację. Kisa nie da mu rady. Nikt z nich nie da mu rady, może Red gdyby był w pełni sił... A w amoku demon zaczął nieśmiało zlizywać pierwsze krople krwi. Vivinyan nastroszyła futro i miauknęła głośno by się opamiętał, ale nawet jej nie usłyszał. Dreszcz przebiegł po karku, zatrzymując się na koniuszku ogona. Z czarnego futra delikatnie zaczęły wzlatywać czarne motyle. Bardzo je lubiła, były piękne, ulotne i zwiewne, a jednocześnie przepełnione wyjątkowo silną Ki. Energią, która rosła i rosła, jak czarna zawiesina gęstniała w powietrzu, przepełniona czymś... Sprzecznie mrocznym. Jakby głód zepchnął wszystko inne, obawę przed tą formą, samokontrolę, nawet samego Reda... Zepchnął w tył w ciemność, zostawiając tylko jedno.
Położyła uszy po sobie, nie ruszając się jednak z miejsca. Jeśli miała jeszcze jakiekolwiek wątpliwości odnośnie tego, czy Red nie powinien przyjmować krwi, rozwiały się one w mgnieniu oka. Wcześniej łudziła się jeszcze, że to naturalne, że po trochu, po małych dawkach, pozwoli mu to odzyskać siły... Ale zachłyśnięcie się na raz dużą ilością niebieskiej, demonicznej posoki miało opłakane konsekwencje. Z czarnego roju wyłonił się Red w swojej normalnej postaci, dalej tragicznie wychudzony i zapuszczony, ale już nie słaby, o nie. Różnił się tak diametralnie od tego wycieńczonego Reda ze Skalnego Lasu. Oczy miał puste, żądne krwi - to był wzrok drapieżnika, który szuka ofiary. A miał trzy przed sobą na tacy... Stracił resztki tego, co tak starał się przy sobie utrzymać, jakiegoś człowieczeństwa. Teraz poruszał się nawet nie jak wojownik. Szybko uniesiona dłoń i wyeksponowane pazury, obnażone kły brudne od niebieskiej krwi... Pierwotny, zwierzęcy instynkt panoszył się wraz z głodem w głowie czarnowłosego demona. Zaatakował błyskawicznie, trzy czarne linie z Ki pękły w setki czarnych, grubych igieł, które pomknęły w ich stronę. Vivnyan nie mogła nawet liczyć na to, że da radę uniknąć ataku, przymknęła tylko oczy, spodziewając się bólu...
No tak... Brat. Raziel nie pozwoli jej zwiać do piekła bez wcześniejszego prawienia morałów. Zamrugała widząc zieloną barierę i uniosła łeb na Saiyana. Jego twarz stężała w skupionym wyrazie, refleks miał świetny, ale jak zawsze komentarz beznadziejny. Przecież do Reda nawet to nie dotrze... Nie patrzył na nią, wbijał wzrok w demona, kumulując energię w ciele. Futro aż się samo nastroszyło czując wysokie stężenie Ki. Gdzieś za sobą Vivnyan poczuła kolejną silną moc, należącą do demonicznej rasy... Poznała właściciela po rozchwianej aurze, przypominającej chaos opakowany nieszczelnie w rogatą postać. Nie musiał się tak głośno przedstawiać by utwierdziła się w tym kto tu zawitał - i wyglądało na to, że zapach, który określiła wcześniej jako mroczny, z całą swoją cierpką wonią krwi i rdzy należał do do Dragota. Nie, żeby się zdziwiła. Z ulgą jednak kotka stwierdziła, że tak jak po jej morderczej walce z bratem, tak i tym razem przyszedł z pomocą. Choć to podchwytliwe stwierdzenie. To co Dragot Eyeless określa przez siebie pomocą niekoniecznie dla kogoś pomocą jest.
Raziel kazał jej zwiewać. Normalnie by zaprotestowała, bo nie pozwoli mu samemu robić głupich rzeczy, ale w tej chwili naprawdę do niczego się nie przyda. A na pewno nie jak zwęglona garść futra. Parszywe uczucie. Powinna pobiec w kierunku Kisy i ją jakoś odciągnąć stąd, nieważne jak. Siedzenie z fochem i robienie za widza w tej sytuacji może się skończyć stratą którejś kończyny, jak nie życia. Ledwie sekundę temu brat polecił jej brać nogi za pas, gdy nagle poczuła dłoń na karku. Zdążyła miauknąć, pewna, że Raziel zamierza jej pomóc i posłać ją jak najdalej rzutem poziomym, dla jej dobra, oczywiście. Jednak obraz się rozmazał, piach, sylwetka Saiyana i ta oddalona Reda zniknęły... Rozpłynęło się wszystko w czerń. Trwało to chyba sekundę, Vivnyan potrząsnęła łebkiem i zamrugała nieco skołowana, odzyskując wzrok. Teraz walczący byli o wiele dalej, ale nie za daleko, tak, że miała doskonały widok na całą trójkę i nawet na postać Kisy majaczącą gdzieś w tle. Tylko jak się tu znalazła..? Nikt na pewno nią nie rzucił, ani nikt już nie trzymał ją za kark. Zmulone kocie zmysły dopiero po chwili powiedziały jej, że Vivinyan siedzi na cudzych kolanach niby domowy kot. W dodatku ktoś głaskał ją po grzbiecie, jak swojego ulubionego pupila... A tylko jednej osoby brakowało na polu walki.
- Masz tupet. - warknęła chłodno Vivnyan, sztywniejąc i wyginając grzbiet w łuk. Źrenice zwęziły się jej w szparki, sypiąc iskrami i patrząc z nieskrywaną niechęcią na demona z blizną na twarzy. Pazury same wysunęły się z poduszek łap, przebijając materiał ubrań, niesmak brał górę. Wierzgnęła, próbując się wywinąć z rąk Rukeia, w nadziei, że kocia postać ułatwi jej ucieczkę. Daremnie. Nie mogła zeskoczyć, jakby krępował ją telekinezą, ograniczając pole manewru do swoich kolan... I pewnie to robił, zmuszając by tkwiła tu jak posłuszny kociak, nie mając nawet siły i energii by się wyswobodzić. Próbowała, bogowie świadkami. Syknęła głośno, zirytowana i bezradna, strosząc sierść i pokazując kły. - Zobacz co zrobiłeś z Redem. Uspokój go jakoś, zanim się pozabijają! - w przypływie bezsilności rzuciła się na jego dłoń, wgryzając kły w ciało między kciukiem a palcem wskazującym. Ostre kiełki przebiły się do niebieskiej krwi. Okropna w smaku, a sprawiła, że Red oszalał...
Vivinyan donośnie parskając, sycząc i warcząc, zaczęła drapać dłoń demona, już nawet nie wierząc w to, że zrezygnuje z droczenia się z nią i ją uwolni. Złościła się na niego i na siebie... Bo była w tej chwili tak bezradna i załamana myślą, że na pewien sposób ją chroni. Nie mogła zaprzeczyć temu, że gdyby rykoszet jakiejś techniki uderzył w ich stronę, Rukei odbiłby atak, ratując i jej skórę. Do tego był jedynym, który był (rzekomo) zdolny przywrócić jej poprzednią postać po wykluczeniu Reda. A teraz Dragotowi i Razielowi może przydać się każda pomoc. Myśl o tym sprawiła, że mocniej zacisnęła szczęki, warcząc gardłowo niemal jak wilk. Czy to krew pozostawiała smak goryczy czy myśl, że... Musiałaby go o to tylko poprosić - dając możliwość zrobienia czegoś, co przyciągnęło go tutaj z samego początku. Demoniczny padalec pogrywał sobie z nimi wszystkimi, a najbardziej z nią, przebiegle stawiając między młotem a kowadłem. Nie miała pewności, że zrobi to o co prosi i poniekąd była skazana na jego łaskę...
A coś jej mówiło, że Rukei wie doskonale, iż ma świadomość w jakiej sytuacji się znalazła.
OOC ---> Początek treningu
- GośćGość
Re: Świątynia Grzechu (dawniej Legowisko Reda)
Sro Lip 20, 2016 3:56 pm
Usiadła tyłkiem na owym kamieniu, który widziała z daleka. Przyjrzała się akcji dalej, z nieciekawą miną. Nie cierpiała, gdy nic nie szło tak, jakby tego chciała. Wszyscy tutaj byli zbyt słabi by coś zdziałać, ten penis robił z nimi co chciał, a w sumie nikt tutaj nie wiedział czego tak na prawdę chce. Chyba się po prostu zabawić kosztem tu obecnych.
Pacnęła ogonem o ziemię jak biczem. Cholera...
Sytuacja przestała być taka kolorowa. Tego się właśnie obawiała, przed tym chciała wszystkich uchronić, choć niekoniecznie mówiła o tym głośno. Na swój sposób jakoś to pokazywała.
___ - Red... - mruknęła widząc jak jej przyjaciel zaczyna wpadać w szał. Ah, jasna dupa, dlaczego musiała strzelić focha, akurat teraz! Gdyby była uparta, mogłaby to powstrzymać - Przed tym właśnie próbowałam was ostrzec. Wiem jaki Red potrafi być w szale, ale jeszcze nigdy nie był w takim... - zacisnęła pięści, spuszczając głowę. Chciała już wstać i lecieć pomóc Raziel'owi, ale zobaczyła jak w jej kierunku coś mknie. To było coś w rodzaju igieł. Wysunęła rękę, by spróbować stworzyć w niej szybko avalona. To był w tym momencie jej jedyny pomysł na to, by się obronić. Ta technika pochłania wszystko, więc mogłaby i również zaabsorbować ten atak... JEDNAK. Na próbach się skończyło bo zaraz została dziwną siłą pchnięta do tyłu, a wtedy kamień, na którym siedziała tyłkiem... ożył. Okazał się być rogatym jegomościem z ogonem o dziwnej szkaradnej facjacie. Jego moc momentalnie podskoczyła, aż do 85, może 86 tysięcy jednostek. Był silniejszy niż Kisa, to pewne.
Zszokowana saiyanka siedziała tyłkiem na brudnej ziemi, wpatrując się szeroko otworzonymi oczyma na to co się tutaj wyprawia. Atak Red'a został wchłonięty przez technikę nieznajomego, a młodej wojowniczce nie spadł nawet włos z głowy. Gdy skończył, przedstawił się.
___ - Eeem... Kisa. - wydukała jedynie z siebie, po czym zaczęła się powoli podnosić. Dragota już tu nie było, poleciał do Raziel'a. Była w zbyt wielkim szoku, by móc zareagować teraz jakoś inaczej. Zdzieli go potem za udawanie kamienia.
Zrobiła parę kroków w stronę walczącej dwójki, zupełnie ignorując rozkaz wycofania się, ale zatrzymała nagle, by zwrócić wzrok na demona imieniem Red. Posmakował krwi, a teraz jest... taki. Przerażający, niekontaktowy, otumaniony gniewem jak bestia.
___- Red... - głos się jej załamał, ścisnęła dłonie, które trzymała na klatce piersiowej. Poczuła wilgoć na policzku - Co to...? - zdziwiła się, dotknęła mokrej prawej strony twarzy dwoma palcami. To są łzy? Ona? Kisa? Jeszcze nigdy w swoim krótkim życiu nie uroniła, ani jednej łzy, nigdy nie czuła tak wielkiego żalu jak teraz. Było jej tak źle z tym, że demon teraz cierpi.
Po chwili smutek zamienił się w gniew. Emocje dziewczyny zmieniają się jak w kalejdoskopie. Zacisnęła pięści.
___ - PRZESTAŃCIE! Nie macie z nim szans! - krzyknęła do obu. To było bezsensowne, różnica między poziomami mocy była przepaścią. To po prostu jak skok nad klifem i mieć nadzieję, że się doskoczy na drugą stronę jakimś cudem. Jednak... pal licho, musi im pomóc, a swoją dumę zostawić w kieszeni.
Wysunęła rękę przed siebie, wskazując palcem na swojego niegdyś trenera. Pojawił się błysk, a następnie wystrzeliła prosty promień KI, otoczony wyładowaniami elektrycznymi. Było to tak szybkie jak błyskawica, dlatego pewnie mało kto zauważył, że dziewczyna cokolwiek zrobiła. Starała się trafić prosto w klatkę piersiową mężczyzny, bo celem tego ataku było sparaliżowanie demona, a nie jego zranienie. Nawet nie władowała w ten atak pełni mocy. Tylko tą techniką mogła coś spróbować zdziałać, obręcze odpadają. Rozerwałby je jakby były z papieru.
Jeśli to nie zdziała się na nic... trzeba będzie spróbować czegoś innego.
OOC
Start Treningu
Kaminari no-ha,
Używam 10% KI - 3150 DMG
Koszt: 135% z 3150 = -4252 KI
HP: BZ
KI: 31500-4252=27248
EDIT: Paraliż nie udał się (przedział 20-50%)
Pacnęła ogonem o ziemię jak biczem. Cholera...
Sytuacja przestała być taka kolorowa. Tego się właśnie obawiała, przed tym chciała wszystkich uchronić, choć niekoniecznie mówiła o tym głośno. Na swój sposób jakoś to pokazywała.
___ - Red... - mruknęła widząc jak jej przyjaciel zaczyna wpadać w szał. Ah, jasna dupa, dlaczego musiała strzelić focha, akurat teraz! Gdyby była uparta, mogłaby to powstrzymać - Przed tym właśnie próbowałam was ostrzec. Wiem jaki Red potrafi być w szale, ale jeszcze nigdy nie był w takim... - zacisnęła pięści, spuszczając głowę. Chciała już wstać i lecieć pomóc Raziel'owi, ale zobaczyła jak w jej kierunku coś mknie. To było coś w rodzaju igieł. Wysunęła rękę, by spróbować stworzyć w niej szybko avalona. To był w tym momencie jej jedyny pomysł na to, by się obronić. Ta technika pochłania wszystko, więc mogłaby i również zaabsorbować ten atak... JEDNAK. Na próbach się skończyło bo zaraz została dziwną siłą pchnięta do tyłu, a wtedy kamień, na którym siedziała tyłkiem... ożył. Okazał się być rogatym jegomościem z ogonem o dziwnej szkaradnej facjacie. Jego moc momentalnie podskoczyła, aż do 85, może 86 tysięcy jednostek. Był silniejszy niż Kisa, to pewne.
Zszokowana saiyanka siedziała tyłkiem na brudnej ziemi, wpatrując się szeroko otworzonymi oczyma na to co się tutaj wyprawia. Atak Red'a został wchłonięty przez technikę nieznajomego, a młodej wojowniczce nie spadł nawet włos z głowy. Gdy skończył, przedstawił się.
___ - Eeem... Kisa. - wydukała jedynie z siebie, po czym zaczęła się powoli podnosić. Dragota już tu nie było, poleciał do Raziel'a. Była w zbyt wielkim szoku, by móc zareagować teraz jakoś inaczej. Zdzieli go potem za udawanie kamienia.
Zrobiła parę kroków w stronę walczącej dwójki, zupełnie ignorując rozkaz wycofania się, ale zatrzymała nagle, by zwrócić wzrok na demona imieniem Red. Posmakował krwi, a teraz jest... taki. Przerażający, niekontaktowy, otumaniony gniewem jak bestia.
___- Red... - głos się jej załamał, ścisnęła dłonie, które trzymała na klatce piersiowej. Poczuła wilgoć na policzku - Co to...? - zdziwiła się, dotknęła mokrej prawej strony twarzy dwoma palcami. To są łzy? Ona? Kisa? Jeszcze nigdy w swoim krótkim życiu nie uroniła, ani jednej łzy, nigdy nie czuła tak wielkiego żalu jak teraz. Było jej tak źle z tym, że demon teraz cierpi.
Po chwili smutek zamienił się w gniew. Emocje dziewczyny zmieniają się jak w kalejdoskopie. Zacisnęła pięści.
___ - PRZESTAŃCIE! Nie macie z nim szans! - krzyknęła do obu. To było bezsensowne, różnica między poziomami mocy była przepaścią. To po prostu jak skok nad klifem i mieć nadzieję, że się doskoczy na drugą stronę jakimś cudem. Jednak... pal licho, musi im pomóc, a swoją dumę zostawić w kieszeni.
Wysunęła rękę przed siebie, wskazując palcem na swojego niegdyś trenera. Pojawił się błysk, a następnie wystrzeliła prosty promień KI, otoczony wyładowaniami elektrycznymi. Było to tak szybkie jak błyskawica, dlatego pewnie mało kto zauważył, że dziewczyna cokolwiek zrobiła. Starała się trafić prosto w klatkę piersiową mężczyzny, bo celem tego ataku było sparaliżowanie demona, a nie jego zranienie. Nawet nie władowała w ten atak pełni mocy. Tylko tą techniką mogła coś spróbować zdziałać, obręcze odpadają. Rozerwałby je jakby były z papieru.
Jeśli to nie zdziała się na nic... trzeba będzie spróbować czegoś innego.
OOC
Start Treningu
Kaminari no-ha,
Używam 10% KI - 3150 DMG
Koszt: 135% z 3150 = -4252 KI
HP: BZ
KI: 31500-4252=27248
EDIT: Paraliż nie udał się (przedział 20-50%)
Re: Świątynia Grzechu (dawniej Legowisko Reda)
Sro Lip 20, 2016 3:56 pm
The member 'Kisa' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Procent' : 13
'Procent' : 13
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Świątynia Grzechu (dawniej Legowisko Reda)
Sro Lip 20, 2016 6:47 pm
Torturom nie było końca - dla wszystkich. Każdy inaczej odczuwał ból, każdy inaczej doświadczał trudności, i gdyby nie słabość Reda do krwi, byłoby o jednego przeciwnika mniej na niespodziewanym polu bitwy. Trójka Saiyan i trójka demonów, z czego trzech wojowników na jednego demona, a dwie istoty neutralne, również z różnych powodów. Zapewne jakby Haichi miała swoje normalne, ludzkie ciało to wybrałaby jedną ze stron do walki. Żaden szanujący się wojownik z Vegety nie odmówi udziału w bitwie, nawet jeśli wynik wydawał się przesądzony. Zawsze mieli w sobie nadzieję, a Redowi jej brakowało. Nie tylko tego: samokontroli; piątej klepki; umiaru; ale obecnie ciągle napędzał go jeden jedyny bodziec. Nieposkromiony głód, którego nawet darowizna od Rukeia nie zdołała okiełznać. Nietrudno domyśleć się, jak zareaguje widząc, że jego pierwszy cios okazał się być chybionym lub zignorowany przez techniki obronne. Ciche powarkiwania po opadnięciu kurzu i pyłu przerodził się w gardłowe charczenie i jeszcze mocniejsze obnażenie zębisk. Jak już tylko ujrzał wyłaniające się sylwetki nietknięte ostrym deszczem Ki, nie dał chwili wytchnienia tylko od razu leciał na najbliższego osobnika. Leciał, lecz nagle zatrzymał się. Otumaniony głodem nie był gotowy na starcie w jego łepetynie, w której przelał się jeden, wielki bełkot. Głośny, kąśliwy, aż spuścił uszy po sobie i odchylił łeb ku tyłowi trzymając się dłońmi za obolałą czaszkę.
>GRRR, WHRRR! KHRRYYY! WGHRAAAAAAAAAAAAAAA!!!
Chwycił się za rogi i miotał swym szkieletowym ciałem na boki, albo podkulał nogi lewitując metr nad ziemią. Ten głos nie był zrozumiany, ale siedział w jego głowie i dekoncentrował bestię. Na tyle, by stracić czujność. Wystarczył ów moment braku skupienia, by brzytwa w postaci umiejętności Księcia Vegety dopadła jego dolne kończyny i odcięła z łatwością krojenia nożem ciepłego masła. Aż wydał z siebie odgłos podobny do maltretowanego, bitego psa, który dostał sromotną karę. Wiele czarnej posoki trysnęło dookoła i splamiło rdzawą ziemię legowiska. Nogi... jego nogi przestały tworzyć jedność z ciałem i odfrunęły ścięte na boki z impetu od energetycznej gilotyny. Rzeczywiście młodzieniec z rogami stracił równowagę i walnął jak długi o podłoże. Niewiele Raziel zyskał czasu, ale na tyle, by ostrzec Vivian i odwrócić z powrotem wzrok na oponenta. Dosłownie dziesięć sekund później do uszu wszystkich obecnych dotarł ryk tak pełny furii, że aż podłoże się trzęsło, a niebo nad wszystkimi pociemniało ściągając burzę z piorunami. Normalnie w takiej sytuacji rozumna istota zaczęłaby się tarzać w bólu po ziemi i wołać wniebogłosy, albo tamować krwawienie - na pewno nie kontynuowałaby walki. Lecz bestia nafaszerowana adrenaliną i nieustającą chęcią wypełnienia żołądka ulubioną i jedyną pożywną strawą prawie od razu przystąpiła do ataku. Gniew i instynkt drapieżnika brał górę nad wszystkim, prócz głodem. Red zaczął pełzać w zastraszającym tempie jak na kogoś pozbawionego dolnych kończyn, tylko za pomocą rąk i aury, która pomagała w lewitacji. Wyjęty jak z horroru demon zatrzymał swoją szarżę, gdy kolejny wojownik dołączył oficjalnie do boju. Arcydemon Dragot również nie został rozpoznany, choć jego walka u boku odwiecznego rywala powinna przynosić refleksje. Nie mniej technika, jaką chciał poczęstować swego współbratymca, gęstniała przed jego oczyma i gdyby nie jakieś opamiętanie czy szczątkowy element zachowawczy - przyjąłby ten cios na klatę. W ostatnich ułamkach sekund przed dotarciem do celu, Red wyciągnął dłoń przed siebie i sformułował już widziany przedtem unik przez Bloody Sunday. Czarna dziura wchłonęła całą krwistą kulę, lecz wywołało to spore rozładowania Ki dookoła, a najbardziej wrażliwe elementy konstrukcji wraków statków kosmicznych odrywały się od podłoża i odlatywały na kilka, kilkadziesiąt, a nawet kilkaset metrów od epicentrum zderzenia. Cóż, w nawiązaniu do poprzedniego ataku Reda, wiele złomu wyglądało jak ser szwajcarski, więc nic dziwnego, że dziesiątki zdewastowanych pojazdów kosmicznych przezwyciężyło siłę grawitacji i zniknęło z pola widzenia.
Dopiero co odparł potężną technikę, a już połowiczne ciało potwora zostało porażone piorunem. Tym razem swoje pięć groszy dorzuciła Kisa, która tak jak Vivian pragnęła uniknąć przelewu posoki. Być może po to, by jego odór nie mieszał bardziej w głowie Reda, albo mimo wszystko, mimo tych haniebnych okoliczności dla Rogatego, nie życzyła mu śmierci. W zasadzie każdy z wojowników nie bił, by zabić, jednakże w zachowaniu Saiyanki dominował jeszcze jeden element. Przyjaźń. Przez łzy pewnie przemknęła jej wizja ich wspólnej przeszłości, która nie wydawała się prowadzić do czegoś takiego. Owszem, był łasy na posokę, lecz starał się nie dopuścić do skrzywdzenia kogokolwiek. A teraz? Nie miał wielkiego alibi, bo przez swoją słabość siał zniszczenie i prawdopodobnie będzie siać dalej, jeśli ktoś czegoś nie zdziała. Kisa gdzieś miała w pamięci słowa demona, że: "~Nie jestem tym, za kogo mnie uważasz, Kisa.~" Jednak nigdy przedtem nie zachowywał się w ten sposób wobec niej. Wobec wszystkich. Może rzeczywiście nie było już nadziei dla tego wiecznie wpadającego w tarapaty demona?
Monstrum odpowiedzialne za ostrzelanie bohaterów Vegety znów upadło, tym razem z niższego pułapu niż poprzednio, na piach i nie podnosiło się przez jakiś czas. Ba, wyglądało tak, jakby padło martwe. Nic bardziej mylnego. Koszmar rozpoczął się na nowo, gdy czarne motyle z Ki prędko obsiadły Długowłosego i wprawiło w konwulsje całe ciało. Może i nie miał w tej chwili nóg, lecz nic nie mogło go jak na razie powstrzymać przed dorwaniem się do posoki. Cały zapas mocy, jaki utworzył po konsumpcji posoki z Rukei'a, został wyczerpany i musiał jak najszybciej uzupełnić braki. Wszelkimi sposobami. Podźwignął się na łokciach i szczerząc wściekle kły szykował się do ataku. Pusty, jednak przesycony furią wzrok zmierzył błyskawicznie odległość między nim a poszczególnymi ofiarami, które, jak się okazało, nie są takie bezbronne. Dziwne, nie poruszał się, a jednak całe jego obolałe gehenną ciało wołało, że wysila się na coś brutalnego. Z daleka ciężko było zauważyć, że ręce, na których opierał się demon, wniknęły wgłąb piachu, żeby wystrzelić jak torpedy z innego skrawka lądu, tuż za plecami Dragota i Raziela. Mogli poczuć chwyt pazurów za swoje szyje i gwałtowne pociągnięcie na dół, aż ziemia rozbryzgała się dookoła, gdy ich plecy z rozpędem zderzyły się z gruntem. Jako, że w przewadze mieli do czynienia z piaskiem, zostali wchłonięci pod ziemię, i dopiero po minucie wynurzyli się, ale tuż przed rozwartą na oścież paszczą wynędzniałego, wygłodzonego i na własne życzenie pozbawionego nóg demona. Jako, że dwóch naraz nie ugryzie, jednego maltretował owijając gumową ręką jego tułów i ściskając go mocno do chrupania kości, a w drugiego - wgryzł się kłami w bark. Tym ściskanym okazał się Dragot, a zaczął od konsumpcji krwi należącego do Księcia. Chyba takie zadośćuczynienie za pozbawienie go kończyn - aż mocniej zanurzył zębiska i ścisnął, możliwe że planował mu pogruchotać bark. Nie mniej gdy wbił wszystkie kły w ciało i upił pierwszy łyk, wykorzystał zastrzyk energii do odtworzenia nóg. Mimo wszystko wolał je mieć, i przynajmniej "załatał" problem z nadmiernym krwawieniem. Gdyby miał trzecią rękę, na pewno oberwałoby się także Kisie, bo również od niej potwór poczuł ból. A w zasadzie nie tyle ból, co poirytowanie, że przeszkodziła mu w dobraniu się do jej kolegów. Ale i na nią przyjdzie czas.
W najlepsze bawił się Rukei, który oddalił się z Vivian na tyle, że nie stanowił obiektu zainteresowań Reda. No i jeszcze jedno - on już swoją krwawicę ofiarował, pozostali jeszcze nie. Kotka na tyle miała szczęście, że będąc ze Skrzydlatym też była zdystansowana co do wzbogacenia menu. Plus fakt, że taki mały kot nie ma w sobie tyle posoki - szkoda było zachodu i energii na pochwycenie małego zwierza. Zresztą większe kąski były tuż przed nosem bestii, która za nic się nie uspokoiła, ani nie słabła. Przynajmniej nie było tego tak widać, gdyż ból przykrywała adrenalina i szał. Za nic w świecie nie mógł otrząsnąć się z tego koszmaru.
Ooc:
I. Obrona. Skorzystanie z Dimension Hole, aby odparować atak Dragota jego własną techniką.
Koszt: 60% Ki użytego przez przeciwnika na technikę = 0,6*21300 = 12780 Ki
II. Atak.
1) RAZIEL
a) atak główny jako Mystic Attack (podzielony DMG na dwa, ze względu na Dragota)
Efekt: 0,5*(1,5*siła+szybkość) = 0,5*(1,5*10940+10500) = 13455 DMG
Koszt obliczę poniżej.
b) Atak potężny (atak dodatkowy 1/5)
Efekt: siła + szybkość = 10940 +10500 = 21440 DMG
c) Atak podstawowy (atak dodatkowy 2/5)
Efekt: siła = 10940 DMG
d) Całkowity DMG dla Raziela = 13455 + 21440 + 10940 = 45835 DMG
2) DRAGOT
a) atak główny jako Mystic Attack (podzielony DMG na dwa, ze względu na Raziela)
Efekt: 0,5*(1,5*siła+szybkość) = 0,5*(1,5*10940+10500) = 13455 DMG
Koszt obliczę poniżej.
b) Atak potężny (atak dodatkowy 1/5)
Efekt: siła + szybkość = 10940 +10500 = 21440 DMG
c) Atak podstawowy (atak dodatkowy 2/5)
Efekt: siła = 10940 DMG
d) Całkowity DMG dla Dragota = 13455 + 21440 + 10940 = 45835 DMG
III. Podsumowanie:
HP = 157500 - 14976(Raziel) - 3150(Kisa) = 139374
KI = 139080 - 12780(Dimension Hole) - 13455(Mystic Attack dla obu wojowników) = 112845
[Ooc2: trening, post początkowy]
>GRRR, WHRRR! KHRRYYY! WGHRAAAAAAAAAAAAAAA!!!
Chwycił się za rogi i miotał swym szkieletowym ciałem na boki, albo podkulał nogi lewitując metr nad ziemią. Ten głos nie był zrozumiany, ale siedział w jego głowie i dekoncentrował bestię. Na tyle, by stracić czujność. Wystarczył ów moment braku skupienia, by brzytwa w postaci umiejętności Księcia Vegety dopadła jego dolne kończyny i odcięła z łatwością krojenia nożem ciepłego masła. Aż wydał z siebie odgłos podobny do maltretowanego, bitego psa, który dostał sromotną karę. Wiele czarnej posoki trysnęło dookoła i splamiło rdzawą ziemię legowiska. Nogi... jego nogi przestały tworzyć jedność z ciałem i odfrunęły ścięte na boki z impetu od energetycznej gilotyny. Rzeczywiście młodzieniec z rogami stracił równowagę i walnął jak długi o podłoże. Niewiele Raziel zyskał czasu, ale na tyle, by ostrzec Vivian i odwrócić z powrotem wzrok na oponenta. Dosłownie dziesięć sekund później do uszu wszystkich obecnych dotarł ryk tak pełny furii, że aż podłoże się trzęsło, a niebo nad wszystkimi pociemniało ściągając burzę z piorunami. Normalnie w takiej sytuacji rozumna istota zaczęłaby się tarzać w bólu po ziemi i wołać wniebogłosy, albo tamować krwawienie - na pewno nie kontynuowałaby walki. Lecz bestia nafaszerowana adrenaliną i nieustającą chęcią wypełnienia żołądka ulubioną i jedyną pożywną strawą prawie od razu przystąpiła do ataku. Gniew i instynkt drapieżnika brał górę nad wszystkim, prócz głodem. Red zaczął pełzać w zastraszającym tempie jak na kogoś pozbawionego dolnych kończyn, tylko za pomocą rąk i aury, która pomagała w lewitacji. Wyjęty jak z horroru demon zatrzymał swoją szarżę, gdy kolejny wojownik dołączył oficjalnie do boju. Arcydemon Dragot również nie został rozpoznany, choć jego walka u boku odwiecznego rywala powinna przynosić refleksje. Nie mniej technika, jaką chciał poczęstować swego współbratymca, gęstniała przed jego oczyma i gdyby nie jakieś opamiętanie czy szczątkowy element zachowawczy - przyjąłby ten cios na klatę. W ostatnich ułamkach sekund przed dotarciem do celu, Red wyciągnął dłoń przed siebie i sformułował już widziany przedtem unik przez Bloody Sunday. Czarna dziura wchłonęła całą krwistą kulę, lecz wywołało to spore rozładowania Ki dookoła, a najbardziej wrażliwe elementy konstrukcji wraków statków kosmicznych odrywały się od podłoża i odlatywały na kilka, kilkadziesiąt, a nawet kilkaset metrów od epicentrum zderzenia. Cóż, w nawiązaniu do poprzedniego ataku Reda, wiele złomu wyglądało jak ser szwajcarski, więc nic dziwnego, że dziesiątki zdewastowanych pojazdów kosmicznych przezwyciężyło siłę grawitacji i zniknęło z pola widzenia.
Dopiero co odparł potężną technikę, a już połowiczne ciało potwora zostało porażone piorunem. Tym razem swoje pięć groszy dorzuciła Kisa, która tak jak Vivian pragnęła uniknąć przelewu posoki. Być może po to, by jego odór nie mieszał bardziej w głowie Reda, albo mimo wszystko, mimo tych haniebnych okoliczności dla Rogatego, nie życzyła mu śmierci. W zasadzie każdy z wojowników nie bił, by zabić, jednakże w zachowaniu Saiyanki dominował jeszcze jeden element. Przyjaźń. Przez łzy pewnie przemknęła jej wizja ich wspólnej przeszłości, która nie wydawała się prowadzić do czegoś takiego. Owszem, był łasy na posokę, lecz starał się nie dopuścić do skrzywdzenia kogokolwiek. A teraz? Nie miał wielkiego alibi, bo przez swoją słabość siał zniszczenie i prawdopodobnie będzie siać dalej, jeśli ktoś czegoś nie zdziała. Kisa gdzieś miała w pamięci słowa demona, że: "~Nie jestem tym, za kogo mnie uważasz, Kisa.~" Jednak nigdy przedtem nie zachowywał się w ten sposób wobec niej. Wobec wszystkich. Może rzeczywiście nie było już nadziei dla tego wiecznie wpadającego w tarapaty demona?
Monstrum odpowiedzialne za ostrzelanie bohaterów Vegety znów upadło, tym razem z niższego pułapu niż poprzednio, na piach i nie podnosiło się przez jakiś czas. Ba, wyglądało tak, jakby padło martwe. Nic bardziej mylnego. Koszmar rozpoczął się na nowo, gdy czarne motyle z Ki prędko obsiadły Długowłosego i wprawiło w konwulsje całe ciało. Może i nie miał w tej chwili nóg, lecz nic nie mogło go jak na razie powstrzymać przed dorwaniem się do posoki. Cały zapas mocy, jaki utworzył po konsumpcji posoki z Rukei'a, został wyczerpany i musiał jak najszybciej uzupełnić braki. Wszelkimi sposobami. Podźwignął się na łokciach i szczerząc wściekle kły szykował się do ataku. Pusty, jednak przesycony furią wzrok zmierzył błyskawicznie odległość między nim a poszczególnymi ofiarami, które, jak się okazało, nie są takie bezbronne. Dziwne, nie poruszał się, a jednak całe jego obolałe gehenną ciało wołało, że wysila się na coś brutalnego. Z daleka ciężko było zauważyć, że ręce, na których opierał się demon, wniknęły wgłąb piachu, żeby wystrzelić jak torpedy z innego skrawka lądu, tuż za plecami Dragota i Raziela. Mogli poczuć chwyt pazurów za swoje szyje i gwałtowne pociągnięcie na dół, aż ziemia rozbryzgała się dookoła, gdy ich plecy z rozpędem zderzyły się z gruntem. Jako, że w przewadze mieli do czynienia z piaskiem, zostali wchłonięci pod ziemię, i dopiero po minucie wynurzyli się, ale tuż przed rozwartą na oścież paszczą wynędzniałego, wygłodzonego i na własne życzenie pozbawionego nóg demona. Jako, że dwóch naraz nie ugryzie, jednego maltretował owijając gumową ręką jego tułów i ściskając go mocno do chrupania kości, a w drugiego - wgryzł się kłami w bark. Tym ściskanym okazał się Dragot, a zaczął od konsumpcji krwi należącego do Księcia. Chyba takie zadośćuczynienie za pozbawienie go kończyn - aż mocniej zanurzył zębiska i ścisnął, możliwe że planował mu pogruchotać bark. Nie mniej gdy wbił wszystkie kły w ciało i upił pierwszy łyk, wykorzystał zastrzyk energii do odtworzenia nóg. Mimo wszystko wolał je mieć, i przynajmniej "załatał" problem z nadmiernym krwawieniem. Gdyby miał trzecią rękę, na pewno oberwałoby się także Kisie, bo również od niej potwór poczuł ból. A w zasadzie nie tyle ból, co poirytowanie, że przeszkodziła mu w dobraniu się do jej kolegów. Ale i na nią przyjdzie czas.
W najlepsze bawił się Rukei, który oddalił się z Vivian na tyle, że nie stanowił obiektu zainteresowań Reda. No i jeszcze jedno - on już swoją krwawicę ofiarował, pozostali jeszcze nie. Kotka na tyle miała szczęście, że będąc ze Skrzydlatym też była zdystansowana co do wzbogacenia menu. Plus fakt, że taki mały kot nie ma w sobie tyle posoki - szkoda było zachodu i energii na pochwycenie małego zwierza. Zresztą większe kąski były tuż przed nosem bestii, która za nic się nie uspokoiła, ani nie słabła. Przynajmniej nie było tego tak widać, gdyż ból przykrywała adrenalina i szał. Za nic w świecie nie mógł otrząsnąć się z tego koszmaru.
Ooc:
I. Obrona. Skorzystanie z Dimension Hole, aby odparować atak Dragota jego własną techniką.
Koszt: 60% Ki użytego przez przeciwnika na technikę = 0,6*21300 = 12780 Ki
II. Atak.
1) RAZIEL
a) atak główny jako Mystic Attack (podzielony DMG na dwa, ze względu na Dragota)
Efekt: 0,5*(1,5*siła+szybkość) = 0,5*(1,5*10940+10500) = 13455 DMG
Koszt obliczę poniżej.
b) Atak potężny (atak dodatkowy 1/5)
Efekt: siła + szybkość = 10940 +10500 = 21440 DMG
c) Atak podstawowy (atak dodatkowy 2/5)
Efekt: siła = 10940 DMG
d) Całkowity DMG dla Raziela = 13455 + 21440 + 10940 = 45835 DMG
2) DRAGOT
a) atak główny jako Mystic Attack (podzielony DMG na dwa, ze względu na Raziela)
Efekt: 0,5*(1,5*siła+szybkość) = 0,5*(1,5*10940+10500) = 13455 DMG
Koszt obliczę poniżej.
b) Atak potężny (atak dodatkowy 1/5)
Efekt: siła + szybkość = 10940 +10500 = 21440 DMG
c) Atak podstawowy (atak dodatkowy 2/5)
Efekt: siła = 10940 DMG
d) Całkowity DMG dla Dragota = 13455 + 21440 + 10940 = 45835 DMG
III. Podsumowanie:
HP = 157500 - 14976(Raziel) - 3150(Kisa) = 139374
KI = 139080 - 12780(Dimension Hole) - 13455(Mystic Attack dla obu wojowników) = 112845
[Ooc2: trening, post początkowy]
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Świątynia Grzechu (dawniej Legowisko Reda)
Pią Lip 22, 2016 10:01 pm
Zabawa już się skończyła. Teraz każdy ruch, który nie był dobrze przemyślany mógł skończyć się śmiercią. Doskonale o tym wiedział, dlatego też kazał Vivian i Kisie uciekać. Kisa była o wiele słabsza od Raza, zaś Vi w swojej aktualnej formie była tak przydatna jak drzazga w oku. Jeśli już mają obrywać to lepiej niech on zbiera cięgi. Aktualnie jako jedyny miał jakąś szansę, by wytrzymać w starciu z oszalałą bestią dłużej niż pięć minut. Jednakże książę wątpił, by dał mu radę dłuższą chwilę. Raziel pomimo bycia wrednym i aroganckim osobnikiem potrafił spojrzeć prawdzie w oczy. Zaś prawdą było to, że w chwili, w której Red wyzwolił swoją pełną moc to na jego życie został wydany wyrok śmierci. Nie miał szans na wygranie, a nawet przeżycie tej potyczki i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nawet gdyby jakiś cudem pokonał Reda, lub uszkodził na tyle, że nie dałby rady atakować dalej to pozostawał ten jeszcze cały Książe Ciemności, Pan na Wychodku Wszechświata czy jak on tam się zwał. Ten koleś zapewne był o wiele mocniejszy od Reda, więc krótko mówiąc mieli przejebane po całości. Szkoda mu było tylko umierać w taki sposób. No, ale zanim do tego dojdzie to sprawi Redowi trochę trudności. Jego słowa do niego nie trafiały, jednakże coś spowodowało rozdrażnienie i tak już wkurwionego demona. I nagle w umyśle Raza pojawiła się iskra. Poczuł tą znaną i wkurwiającą energię, a chwilę później usłyszał głos jej właściciela.
- Tylko jego jeszcze tu brakowało. – warknął cicho pod nosem Zahne, a jego aura zafalowała jeszcze mocniej, wzniecając większe obłoki kurzu. Jednakże nie dane mu było się uwolnić od tego demona na dłużej, gdyż po kilku sekundach w jego umyśle rozległ się głos tego Dragota. Kurwa. Czy wszyscy poza nim znają telepatię? Czy wszyscy są tak uzdolnieni czy może on opóźniony? Informacja, że zrobił technikę specjalnie dla niego była pewnym rodzajem komplementu. Czyli jest taką łajzą, że musi robić ataki specjalnie przeciwko określonemu przeciwnikowi. Z jednej strony posunięcie całkiem niezłe, z drugiej totalna głupota, gdyż na Reda nie podziała tak jak miałaby zapewne podziałać na Raza. No, ale popatrzyć nie zaszkodzi. Przynajmniej Zahne dowie się czego ten demon nauczył się od ostatniego łomotu. Tekst o matce przemilczy. Nie będzie się wdawał w dyskusję z idiotą. Już samo to, że nie strzelił mu w twarz Ki Blastem powinien demon uznać za coś dobrego. Poza tym Dragot miał idealne pole do popisu, gdyż cięcie niebios trafiło idealnie i przecięło Reda jak gorący nóż masło. Ciało upadające na piach i olbrzymia ilość krwi wylewająca się z kikutów nie była zbyt przyjemny widokiem, ale Raziel przywykł już do takich. Na Palavenie była jedna zasada. Zabij lub zgiń.
- Kazałem ci stąd zwiewać! Wiem doskonale o tym! Nie dam ci się narażać! To rozkaz! – krzyknął do Kisy, która postanowiła chyba im powiedzieć to, o czym Raziel już od dawna wiedział. Czego się go nie słuchali? Czy ma ich znokautować i wystrzelić w atmosferę, żeby przestali narażać się na zagrożenie? Demona miał w dupie, ale Kisa i Vivian były dla niego ważne. Co do siostry, to nią zajął się ten Rukei. Super. Czy nią muszą interesować się same jełopy, popaprańce i dziwadła? Zajmie się tym później. Aktualnie choć bez nóg, to Red dawał pokaz swojej mocy. Najpierw pochłonął atak cwaniaka, a potem ruszył w stronę Raza. Uderzenie od Kisy praktycznie nie wywarło na nim wrażenia. Ku zdziwieniu zebranych monstrum padło. Lecz kipiąca od niego energia mówiła, że to nie koniec. To był dopiero początek. „Co mamy zrobić, by go powstrzymać? Odciąć mu wszystkie kończyny i głowę?” myślał gorączkowo Raz. Syn Aryenne już brał kolejny zamach w celu posłania drugiego cięcia i przepołowienia Reda na pół, lecz nie zdążył. Coś silnego złapało go za kark i trzasnęło jego ciałem o podłoże. Choć był to tylko piasek to siła uderzenia była olbrzymia, więc nic dziwnego, że złotowłosy wypluł krew. Na tym się nie skończyło ponieważ został wciągnięty i praktycznie przyciągnięty do Reda przez piach. To nie będzie najlepsza wycieczka jaką odbył. Całe jego ciało było brudne, a czarna kurtka pokryła się kurzem i piachem. Jak tak dalej pójdzie to rozwali się. Próbował się wyrwać, lecz Red trzymał go mocno. Tak samo jak swojego współrasowca, którego próbował wycisnąć jak tubkę.
- Odwal się Red. – warknął Raziel, próbując coś zrobić. Niestety był uziemiony, a demon pokazał kapkę swojej brutalności. Zahne krzyknął kiedy kły demona wbiły się głęboko w jego kark, krew Saiyanina zaczęła się lać z ran. To był ból inny niż wszystkie inne. Jeszcze nikt nie próbował z niego pić jak z jakiejś puszki. To było uwłaczające, lecz straszne. Zrozumiał już z czym naprawdę się mierzą. Równocześnie czuł jak traci siły, poprzez ubytek krwi. Nie może dać się pokonać. Nie w taki sposób.
- Mówiłem byś spieprzał! – krzyknął Super Saiyanin i wyzwolił z siebie olbrzymią falę mocy, która wyrwała go ze szponów i kłów Reda, a samego demona odrzuciła. Raz wyglądał teraz równie okropnie co Red. Brudny, spocony i zakrwawiony. Oddychał ciężko, lecz w dalszym ciągu utrzymywał przemianę w SSJ2. Błyskawice co chwila pokazywały się w jego aurze. Jak tak to dobrze. Możemy grać ostro.
- Kinotsurugi. – powiedział spokojnie Raziel i wyciągnął dłoń w stronę Reda. Złoty promień wystrzelił z niej i przebił klatkę piersiową w samym środku. Teraz czas, żeby Raziel pobawił się demonem jak małą szmacianą lalką. Podniósł go do góry, a następnie trzasnął nim z olbrzymią siłą o podłoże. Następne uderzenie poszło w jakąś kamienną konstrukcje, a kolejne pozwoliły demonowi ze wścieklizną zakosztować materiałów z jakich wykonane były wraki. Raziel uderzał systematycznie i brutalnie. Jego wzrok był pusty i lodowaty. Jedną z rzeczy, których nienawidził równie mocno co przegrywania było upokorzenie. Nikt nie będzie robił sobie z niego pierdolonej jadłodajni. Na sam koniec Zahne wzniósł się w powietrze i uderzył Redem z całej siły i piach, tak że wbił go całkiem głęboko. To mu da czas, zanim bestia się wygrzebie.
Saiyanin rozłożył ręce na boki i zaczął kumulować w dłoniach dwie kule energii. Były one otoczone małymi błyskawicami, które przeskakiwały z aury wojownika. Chmury na niebie zaczęły się coraz mocniej zbierać nad polem walki. Po chwili Raz złączył obie dłonie przed sobą, a kule energetyczne połączyły się w jedną, znacznie większą. Miał w dupie czy uszkodzi planetę. Musi to zrobić.
- Jesteś głodny? No to masz. Final Flash! – ryknął Raziel i wystrzelił olbrzymią falę energii w kolorze złota prosto w miejsce, gdzie znajdował się Red. Może nażre się tym. Natto oddychał głęboko patrząc jak fala leci na spotkanie z celem. Wiedział, że nie zrobi mu aż tak wielkiej krzywdy, ale odczuje to. Nie bez kozery jest to jedna z cięższych technik mieszkańców Vegety. Krew w dalszym ciągu leciała, więc złotowłosy postanowił ją zablokować raz na zawsze. Wypalił rany zadane przez szczękę oszalałego demona swoją własną ki. Piekło cholernie, ale lepsze to niż wykrwawienie się na śmierć.
Ooc:
Trening start
SSJ2 – 250 KI
Defensywa:
Kiaiho defensywne na ostatnim ataku Reda, choć ugryzienie fabularnie przyjmę
Efekt: anulowanie ataku fizycznego wroga.
Koszt: 20% ataku fizycznego. W tym wypadku 20% z 10940 = 2188 KI
Atak:
Kinotsurugi
Efekt: unieruchomienie przeciwnika na 2 tury.
Koszt:1% maksymalnej ki + 30% siły przeciwnika. W tym wypadku 1% z 74880 = 749
30% z 10940 = 3282. Łącznie 3282 + 749 = 4031 KI
1 tura paraliżu :
Atak potężny
Efekt: siła + szybkość = 3705 + 7800 = 11505 DMG
2 tura paraliżu :
Final Flash
Efekt: DMG=KI (max 60%KI). W tym wypadku 37% z 74880 = 27706 DMG
Koszt: - 80%dmg. W tym przypadku : 80% z 27705 = 22164 KI
Łączny DMG = 39211
Łączna KI = 28633
- Tylko jego jeszcze tu brakowało. – warknął cicho pod nosem Zahne, a jego aura zafalowała jeszcze mocniej, wzniecając większe obłoki kurzu. Jednakże nie dane mu było się uwolnić od tego demona na dłużej, gdyż po kilku sekundach w jego umyśle rozległ się głos tego Dragota. Kurwa. Czy wszyscy poza nim znają telepatię? Czy wszyscy są tak uzdolnieni czy może on opóźniony? Informacja, że zrobił technikę specjalnie dla niego była pewnym rodzajem komplementu. Czyli jest taką łajzą, że musi robić ataki specjalnie przeciwko określonemu przeciwnikowi. Z jednej strony posunięcie całkiem niezłe, z drugiej totalna głupota, gdyż na Reda nie podziała tak jak miałaby zapewne podziałać na Raza. No, ale popatrzyć nie zaszkodzi. Przynajmniej Zahne dowie się czego ten demon nauczył się od ostatniego łomotu. Tekst o matce przemilczy. Nie będzie się wdawał w dyskusję z idiotą. Już samo to, że nie strzelił mu w twarz Ki Blastem powinien demon uznać za coś dobrego. Poza tym Dragot miał idealne pole do popisu, gdyż cięcie niebios trafiło idealnie i przecięło Reda jak gorący nóż masło. Ciało upadające na piach i olbrzymia ilość krwi wylewająca się z kikutów nie była zbyt przyjemny widokiem, ale Raziel przywykł już do takich. Na Palavenie była jedna zasada. Zabij lub zgiń.
- Kazałem ci stąd zwiewać! Wiem doskonale o tym! Nie dam ci się narażać! To rozkaz! – krzyknął do Kisy, która postanowiła chyba im powiedzieć to, o czym Raziel już od dawna wiedział. Czego się go nie słuchali? Czy ma ich znokautować i wystrzelić w atmosferę, żeby przestali narażać się na zagrożenie? Demona miał w dupie, ale Kisa i Vivian były dla niego ważne. Co do siostry, to nią zajął się ten Rukei. Super. Czy nią muszą interesować się same jełopy, popaprańce i dziwadła? Zajmie się tym później. Aktualnie choć bez nóg, to Red dawał pokaz swojej mocy. Najpierw pochłonął atak cwaniaka, a potem ruszył w stronę Raza. Uderzenie od Kisy praktycznie nie wywarło na nim wrażenia. Ku zdziwieniu zebranych monstrum padło. Lecz kipiąca od niego energia mówiła, że to nie koniec. To był dopiero początek. „Co mamy zrobić, by go powstrzymać? Odciąć mu wszystkie kończyny i głowę?” myślał gorączkowo Raz. Syn Aryenne już brał kolejny zamach w celu posłania drugiego cięcia i przepołowienia Reda na pół, lecz nie zdążył. Coś silnego złapało go za kark i trzasnęło jego ciałem o podłoże. Choć był to tylko piasek to siła uderzenia była olbrzymia, więc nic dziwnego, że złotowłosy wypluł krew. Na tym się nie skończyło ponieważ został wciągnięty i praktycznie przyciągnięty do Reda przez piach. To nie będzie najlepsza wycieczka jaką odbył. Całe jego ciało było brudne, a czarna kurtka pokryła się kurzem i piachem. Jak tak dalej pójdzie to rozwali się. Próbował się wyrwać, lecz Red trzymał go mocno. Tak samo jak swojego współrasowca, którego próbował wycisnąć jak tubkę.
- Odwal się Red. – warknął Raziel, próbując coś zrobić. Niestety był uziemiony, a demon pokazał kapkę swojej brutalności. Zahne krzyknął kiedy kły demona wbiły się głęboko w jego kark, krew Saiyanina zaczęła się lać z ran. To był ból inny niż wszystkie inne. Jeszcze nikt nie próbował z niego pić jak z jakiejś puszki. To było uwłaczające, lecz straszne. Zrozumiał już z czym naprawdę się mierzą. Równocześnie czuł jak traci siły, poprzez ubytek krwi. Nie może dać się pokonać. Nie w taki sposób.
- Mówiłem byś spieprzał! – krzyknął Super Saiyanin i wyzwolił z siebie olbrzymią falę mocy, która wyrwała go ze szponów i kłów Reda, a samego demona odrzuciła. Raz wyglądał teraz równie okropnie co Red. Brudny, spocony i zakrwawiony. Oddychał ciężko, lecz w dalszym ciągu utrzymywał przemianę w SSJ2. Błyskawice co chwila pokazywały się w jego aurze. Jak tak to dobrze. Możemy grać ostro.
- Kinotsurugi. – powiedział spokojnie Raziel i wyciągnął dłoń w stronę Reda. Złoty promień wystrzelił z niej i przebił klatkę piersiową w samym środku. Teraz czas, żeby Raziel pobawił się demonem jak małą szmacianą lalką. Podniósł go do góry, a następnie trzasnął nim z olbrzymią siłą o podłoże. Następne uderzenie poszło w jakąś kamienną konstrukcje, a kolejne pozwoliły demonowi ze wścieklizną zakosztować materiałów z jakich wykonane były wraki. Raziel uderzał systematycznie i brutalnie. Jego wzrok był pusty i lodowaty. Jedną z rzeczy, których nienawidził równie mocno co przegrywania było upokorzenie. Nikt nie będzie robił sobie z niego pierdolonej jadłodajni. Na sam koniec Zahne wzniósł się w powietrze i uderzył Redem z całej siły i piach, tak że wbił go całkiem głęboko. To mu da czas, zanim bestia się wygrzebie.
Saiyanin rozłożył ręce na boki i zaczął kumulować w dłoniach dwie kule energii. Były one otoczone małymi błyskawicami, które przeskakiwały z aury wojownika. Chmury na niebie zaczęły się coraz mocniej zbierać nad polem walki. Po chwili Raz złączył obie dłonie przed sobą, a kule energetyczne połączyły się w jedną, znacznie większą. Miał w dupie czy uszkodzi planetę. Musi to zrobić.
- Jesteś głodny? No to masz. Final Flash! – ryknął Raziel i wystrzelił olbrzymią falę energii w kolorze złota prosto w miejsce, gdzie znajdował się Red. Może nażre się tym. Natto oddychał głęboko patrząc jak fala leci na spotkanie z celem. Wiedział, że nie zrobi mu aż tak wielkiej krzywdy, ale odczuje to. Nie bez kozery jest to jedna z cięższych technik mieszkańców Vegety. Krew w dalszym ciągu leciała, więc złotowłosy postanowił ją zablokować raz na zawsze. Wypalił rany zadane przez szczękę oszalałego demona swoją własną ki. Piekło cholernie, ale lepsze to niż wykrwawienie się na śmierć.
Ooc:
Trening start
SSJ2 – 250 KI
Defensywa:
Kiaiho defensywne na ostatnim ataku Reda, choć ugryzienie fabularnie przyjmę
Efekt: anulowanie ataku fizycznego wroga.
Koszt: 20% ataku fizycznego. W tym wypadku 20% z 10940 = 2188 KI
Atak:
Kinotsurugi
Efekt: unieruchomienie przeciwnika na 2 tury.
Koszt:1% maksymalnej ki + 30% siły przeciwnika. W tym wypadku 1% z 74880 = 749
30% z 10940 = 3282. Łącznie 3282 + 749 = 4031 KI
1 tura paraliżu :
Atak potężny
Efekt: siła + szybkość = 3705 + 7800 = 11505 DMG
2 tura paraliżu :
Final Flash
Efekt: DMG=KI (max 60%KI). W tym wypadku 37% z 74880 = 27706 DMG
Koszt: - 80%dmg. W tym przypadku : 80% z 27705 = 22164 KI
Łączny DMG = 39211
Łączna KI = 28633
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Świątynia Grzechu (dawniej Legowisko Reda)
Nie Lip 24, 2016 11:36 pm
Adrenaliny z pewnością nie brakowało, ani motywacji. Red będący na skraju wkurzenia może roznieść całą planetę. Skąd on w ogóle wziął tyle siły. Trenował i absorbował tak długo, że nawet jeśli pod względem techniki wysiada to samymi statystykami ciała był w stanie zmieść niemal każdego. Gdy ja dopiero raczkowałem, on był już bardzo silnym wojownikiem. Słyszałem że by wejść na swoją pierwszą tranformacje absorbował Chepriego. A to przecież nie mały wyczyn pokonać tak silnego wojownika. Obecnie ja nie dałbym mu rady, a możliwe że i po transformacji nie byłbym w stanie tego dokonać. Dlaczego tak niestabilna emocjonalnie osoba musi być tak szalenie potężna? Nie potrafi jej wykorzystać. Wolał zawsze uciekać od walki. Gdybym dał radę go zaabsorbować stałbym się niesamowicie potężny. Ale nie dam rady go wystarczająco osłąbić. Żaden z nas nie da rady. Ale Raziela... Już tak. Aktualnie wystarczyłoby na chwile się oddalić, a mógłbym pochłonąć go by jeszcze coś z siebie wykrzesać. A może osiągnąłbym w taki sposób transformacje... Zacząłem poważnie rozważać zmianę strony w tym konflikcie. A może i na powrót do bezstronności. Jak mógłbym wyciągnąć najwięcej korzyści z tego co się tutaj teraz dzieje. Raziel i tak nie doceni żadnej pomocy z mojej strony. A jeśli zaszkodzę mu jeszcze bardziej, to również nie zmieni mojej sytuacji. Ileż przyjemności mogłoby sprawić gdybym tak stworzył teraz potężny atak, ale w ostatniej chwili wystrzelił go w Saiyana. Lub w Kisę. Jej gniew sprawiłby mi już mniej kłopotów. Choć w obecnej chwili jestem zbyt uszkodzony by móc ją powstrzymać. A może powinienem bliżej się zapoznać z Rukei'em? Przełknąć dumę w celach wyższych. Jestem demonem, a więc wybór jaki podejmę w tej kwestii nie jest taki oczywisty...
-KURW
Tylko tyle zdążyłem z siebie wydać zanim ręka Reda wciągnęła mnie pod Ziemię i to nie w delikatny sposób.Zupełnie się tego nie spodziewałem. A dopiero co sam nauczyłem się tej techniki. Ale ja mógłbym go najwyżej za krocze złapać by cokolwiek poczuł. A może i by nie poczuł. W każdym wypadku wyciągnął mnie już troche bardziej obolałego niż nie, ale najlepsze było dopiero przede mną. Wiecie, gdy wydłużona ręka ściska cie jak pryszcza to można naprawdę zacząć myśleć o życiu, i czy to co robisz jest słuszne. Czemu po prostu stąd nie spier*olę i nie każe im się martwić Redem, w końcu on by na moim miejscu zrobił to samo. Nie jestem mu niczemu dłużny. Może i ja jestem za jego problemami, ale to był rewanż za to jak on sam zostawił mnie na śmierć. Więc czego oczekują? Z checią wbiłbym im teraz nóż w lecy, tak samo jak mnie wbijali wielokrotnie przez te wszystkie lata. I co ja sobie niby udowodnię tym że będę walczył wraz ze swoimi wrogami. Po wszystkim dostanę kopa w dupę. To mi się w ogóle nie opłacało. Ręka ściskała mnie mocniej i mocniej, czułem jakby moja czaszka miała wybuchnąć. I wkrótce wybuch nadszedł, z tym że w postaci Kiaiho. Furia doprowadziła że w końcy znalazłem w sobie ukryte pokłady mocy, które mogły mi pozwolić na uwolnienie się z ataku o wiele silniejszego demona.
-AAAAARGGHHH!!!!!
Wydałem z siebie głośny, niski growł podczas którego ręka Reda zaczęła się luzować wokół mnie aż w końcu w połączeniu z Razem odepchnęliśmy Reda na odległość. Ten drugi chyba poczuł co to znaczy gdy ktoś z Ciebie pije. Swego czasu wielu ludzi poczuło to samo gdy ja byłem w pobliżu...I nie mówię tu o piciu uryny. Byłem napompowany energią, uszkodzony, i wkurzony jak cholera. I wystrzeliłem by okazać Redowi jak bardzo. Zanim ten jeszcze zdążył się bardziej odalić od nas po Kiaiho, uderzyłem go z całej siły w splot słoneczny na jego chudym brzuchu, potem odskoczyłem w ostatniej chwili z trajektorii lotu lecącej na niego włóczni, która widocznie miała go w jakimś stopniu sparaliżować. Myślałem o tym samym, lecz przy tak silnym przeciwniku mój Chocolate beam na niewiele się zda, a będzie koszmarnie kosztowny. Dlatego po błyskawicznym odskoku ponownie wystrzeliłem w jego stronę tym razem z drugiej strony uderzając swoim kolanem z całej siły w jego wystający kręgosłup, odginając go w drugą stronę. W ciosy wkładałem więcej siły niż szybkości, tej samej siły którą ćwiczyłem rozwalając manekiny z super twardego metalu gołymi rękoma, które często rozpadały się na kawałeczki. W porównaniu z siłą Reda było to nic, jednak sądze żę to odczuje. Wtedy znowu odskoczyłem, gdyż Raz wbił go głęboko w Ziemię, by następnie zacząć ładować technikę na której wzorowałem swoje Bloody Sunday. Postanowiłem że tym razem miast ślepo ładować swój własny atak w tym samym czasie, odczekam chwilę aż jego atak dojdzie do skutku.
Gdy Final Flash dotarł w Ziemię, wzniosłem się pięć metrów nad Ziemię i wciąż pokryty czarną aurą zacząłem wystrzeliwać granatowo niebieskie pociski o dość małej sile, za to w dużej częstotliwości i z dużą prędkością. Przypominało to strzelanie pociskami KI z karabinu. Jako iż pociski nie zawsze były celne to zaczął się tam tworzyć coraz większy krater. Jeśli nikt nie chce oberwać lepiej niech się nie zbliża do tego otworu w ziemi. Jednak czułem że tym nic mu nie zrobię. To już trzeci atak który wykonywałem Redowi w bardzo krótkim odstępie czasu. A jednak czułem że nie osiągnąłem tym absolutnie nic. Jakby nie patrzeć nie przyszedłem tu jak żołnierz na bitwę. Bardziej jako dżokej który postanowił się po gimnastykować i zapobiec nieszczęściu. W każdej chwili mogę po prostu stąd uciec, ale taka okazja nie zdarza się codziennie. Niemniej jednak, to była w pewnym sensie próba bo tym treningu z Sai'ą. Trening w terenie. Tak więc postanowiłem że choć dyszałem po ostatnim ataku, to wykrzesam z siebie stodziesięć procent.
-HYAAAAAAAAARRRRRGHHHH!!!!!!!
Znów wydałem z siebie okrzyk wysiłku, wznosząc jednocześnie rękę do góry. W mojej dłoni powstał wtedy rasowy Ki Blast, niewielkich rozmiarów i niewielkiej mocy. Następnie zwiększył się dwukrotnie z racji dodania kolejnego i połączenia ich. Wkrótce jednak czarno-biała kula energii pochłonęła równowartość łącznie pięćdziesięciu Ki Blastów, przybierając postać ogromnej sfery o średnicy prawie trzech metrów. Atak ten miał w sobie taką moc, że bez odpowiedniej koncentracji mógłby spokojnie rozwalić duże miasto a dobrze wycelowany może i niewielką planetę. Obszar dookoła w obliczu takiej ilości destrukcyjnej Ki zaczął się trząść a odłamki wraków statków w okolicy unosiły się do góry jak gdyby pozbawione grawitacji. Upewniłem się że atak nie wymknie się z pod kontroli, po czym zamachnąłem się posyłając go prosto w kierunku utemperowanego nieco przez nasze ataki Reda. Kula leciała topiąc po drodze cały piasek jaki stał między nim a Redem po czym wybuchła z ogromną - choć nie tak ogromną na jaki wskazywał rozmiar i włożona w to energia - siłą, tworząc miniaturowy grzyb atomowy ponad celem. Jeżeli ten atak nie wywołał wrażenia na wszystkich w okolicy, to chyba żaden tego nie zrobi.
Zacząłem ciężko dyszeć, wykorzystałem ogromne pokłady KI i niewiele mi już zostało. Ta walka nie miała wielkiego sensu. Miałem kilka chwil zanim Red wyjdzie całkiem niewzruszony, nie zdziwiłbym się gdyby zablokował mój atak. Dlatego postanowiłem że skorzystam z tej chwili ciszy i kurzu. Nie zauwarzenie pojawiłem się przed tronem Rukei'a z Ósemką na kolanach. Miałem spokojny, nieco sceptyczny wyraz twarzy i ton głosu.
-Uważasz iż jesteś Królem Demonów. Każdy Król oferuje coś swoim poddanym w zamian za respekt i posłuszeństwo, czyż nie tak? Podaj mi swój powód, dla którego miałbym czuć respekt do Ciebie. Nie sądze by była to groźba zabicia, demony z nosem do interesów stać na więcej. A więc? Siewco Strachu.
Taka była moja natura. Moralnie nigdy nie stałem po niczyjej stronie. Liczy się tylko to co dla mnie będzie najbardziej opłacalne, i na co teraz akurat mam ochotę w życiu. A więc teraz w pewnym sensie, pomiędzy jednym a drugim ciosem oferowałem swoje usługi Diabłowi. Ponieważ lepiej do Diabła dołączyć niż z nim walczyć. W jakimś stopniu też się podlizałem mówiąc do niego po jednym z jego tytułów którymi sobie leczył kompleksy. Wiedziałem iz nigdy nie pokonam tego demona. Wiedziałem też że jeśli ma łeb na karku, to mam w jego oczach niezłą wartość. I obiektywnie patrząc, to spodobał mi się jego pomysł z nakarmieniem Reda by potem patrzeć z uśmieszkiem na kłopoty które wyrządził. Sam na jego miejscu pewnie zrobiłbym coś podobnego. Byłem też świadomy że mogłem użyć telepatii by Ósemka siedząca mu na kolanach nie wiedziała o tej propozycji, ale wiecie... Lubię być szczery.
OOC:
ehh troche tego będzie. TRENING START
Kiaiho defensywne na ostatni atak Reda wobec mnie: 20% z 10940 = 2188 KI
tura zwykła: Cios Silny - 3070 DMG
1 tura paraliżu: Cios Silny - 3070 DMG
2 tura paraliżu: Renzoku Energy Dan - 1% KI - 532 DMG - 575 KI
Ki Blast jako atak dodatkowy - 50 Ki blastów w formie jednej kuli - 50 * 355 = 17750 DMG - 23075 KI
3070 + 3070 + 532 + 17750 = 24422 DMG
dla mnie łącznie -26525 KI
Info edit: Żeby to mialo ręce i nogi, to zrobimy małą zmianę kolejności, teraz w kolejce jest Red, dopiero po niej napiszę post ja
-Cheps
-KURW
Tylko tyle zdążyłem z siebie wydać zanim ręka Reda wciągnęła mnie pod Ziemię i to nie w delikatny sposób.Zupełnie się tego nie spodziewałem. A dopiero co sam nauczyłem się tej techniki. Ale ja mógłbym go najwyżej za krocze złapać by cokolwiek poczuł. A może i by nie poczuł. W każdym wypadku wyciągnął mnie już troche bardziej obolałego niż nie, ale najlepsze było dopiero przede mną. Wiecie, gdy wydłużona ręka ściska cie jak pryszcza to można naprawdę zacząć myśleć o życiu, i czy to co robisz jest słuszne. Czemu po prostu stąd nie spier*olę i nie każe im się martwić Redem, w końcu on by na moim miejscu zrobił to samo. Nie jestem mu niczemu dłużny. Może i ja jestem za jego problemami, ale to był rewanż za to jak on sam zostawił mnie na śmierć. Więc czego oczekują? Z checią wbiłbym im teraz nóż w lecy, tak samo jak mnie wbijali wielokrotnie przez te wszystkie lata. I co ja sobie niby udowodnię tym że będę walczył wraz ze swoimi wrogami. Po wszystkim dostanę kopa w dupę. To mi się w ogóle nie opłacało. Ręka ściskała mnie mocniej i mocniej, czułem jakby moja czaszka miała wybuchnąć. I wkrótce wybuch nadszedł, z tym że w postaci Kiaiho. Furia doprowadziła że w końcy znalazłem w sobie ukryte pokłady mocy, które mogły mi pozwolić na uwolnienie się z ataku o wiele silniejszego demona.
-AAAAARGGHHH!!!!!
Wydałem z siebie głośny, niski growł podczas którego ręka Reda zaczęła się luzować wokół mnie aż w końcu w połączeniu z Razem odepchnęliśmy Reda na odległość. Ten drugi chyba poczuł co to znaczy gdy ktoś z Ciebie pije. Swego czasu wielu ludzi poczuło to samo gdy ja byłem w pobliżu...I nie mówię tu o piciu uryny. Byłem napompowany energią, uszkodzony, i wkurzony jak cholera. I wystrzeliłem by okazać Redowi jak bardzo. Zanim ten jeszcze zdążył się bardziej odalić od nas po Kiaiho, uderzyłem go z całej siły w splot słoneczny na jego chudym brzuchu, potem odskoczyłem w ostatniej chwili z trajektorii lotu lecącej na niego włóczni, która widocznie miała go w jakimś stopniu sparaliżować. Myślałem o tym samym, lecz przy tak silnym przeciwniku mój Chocolate beam na niewiele się zda, a będzie koszmarnie kosztowny. Dlatego po błyskawicznym odskoku ponownie wystrzeliłem w jego stronę tym razem z drugiej strony uderzając swoim kolanem z całej siły w jego wystający kręgosłup, odginając go w drugą stronę. W ciosy wkładałem więcej siły niż szybkości, tej samej siły którą ćwiczyłem rozwalając manekiny z super twardego metalu gołymi rękoma, które często rozpadały się na kawałeczki. W porównaniu z siłą Reda było to nic, jednak sądze żę to odczuje. Wtedy znowu odskoczyłem, gdyż Raz wbił go głęboko w Ziemię, by następnie zacząć ładować technikę na której wzorowałem swoje Bloody Sunday. Postanowiłem że tym razem miast ślepo ładować swój własny atak w tym samym czasie, odczekam chwilę aż jego atak dojdzie do skutku.
Gdy Final Flash dotarł w Ziemię, wzniosłem się pięć metrów nad Ziemię i wciąż pokryty czarną aurą zacząłem wystrzeliwać granatowo niebieskie pociski o dość małej sile, za to w dużej częstotliwości i z dużą prędkością. Przypominało to strzelanie pociskami KI z karabinu. Jako iż pociski nie zawsze były celne to zaczął się tam tworzyć coraz większy krater. Jeśli nikt nie chce oberwać lepiej niech się nie zbliża do tego otworu w ziemi. Jednak czułem że tym nic mu nie zrobię. To już trzeci atak który wykonywałem Redowi w bardzo krótkim odstępie czasu. A jednak czułem że nie osiągnąłem tym absolutnie nic. Jakby nie patrzeć nie przyszedłem tu jak żołnierz na bitwę. Bardziej jako dżokej który postanowił się po gimnastykować i zapobiec nieszczęściu. W każdej chwili mogę po prostu stąd uciec, ale taka okazja nie zdarza się codziennie. Niemniej jednak, to była w pewnym sensie próba bo tym treningu z Sai'ą. Trening w terenie. Tak więc postanowiłem że choć dyszałem po ostatnim ataku, to wykrzesam z siebie stodziesięć procent.
-HYAAAAAAAAARRRRRGHHHH!!!!!!!
Znów wydałem z siebie okrzyk wysiłku, wznosząc jednocześnie rękę do góry. W mojej dłoni powstał wtedy rasowy Ki Blast, niewielkich rozmiarów i niewielkiej mocy. Następnie zwiększył się dwukrotnie z racji dodania kolejnego i połączenia ich. Wkrótce jednak czarno-biała kula energii pochłonęła równowartość łącznie pięćdziesięciu Ki Blastów, przybierając postać ogromnej sfery o średnicy prawie trzech metrów. Atak ten miał w sobie taką moc, że bez odpowiedniej koncentracji mógłby spokojnie rozwalić duże miasto a dobrze wycelowany może i niewielką planetę. Obszar dookoła w obliczu takiej ilości destrukcyjnej Ki zaczął się trząść a odłamki wraków statków w okolicy unosiły się do góry jak gdyby pozbawione grawitacji. Upewniłem się że atak nie wymknie się z pod kontroli, po czym zamachnąłem się posyłając go prosto w kierunku utemperowanego nieco przez nasze ataki Reda. Kula leciała topiąc po drodze cały piasek jaki stał między nim a Redem po czym wybuchła z ogromną - choć nie tak ogromną na jaki wskazywał rozmiar i włożona w to energia - siłą, tworząc miniaturowy grzyb atomowy ponad celem. Jeżeli ten atak nie wywołał wrażenia na wszystkich w okolicy, to chyba żaden tego nie zrobi.
Zacząłem ciężko dyszeć, wykorzystałem ogromne pokłady KI i niewiele mi już zostało. Ta walka nie miała wielkiego sensu. Miałem kilka chwil zanim Red wyjdzie całkiem niewzruszony, nie zdziwiłbym się gdyby zablokował mój atak. Dlatego postanowiłem że skorzystam z tej chwili ciszy i kurzu. Nie zauwarzenie pojawiłem się przed tronem Rukei'a z Ósemką na kolanach. Miałem spokojny, nieco sceptyczny wyraz twarzy i ton głosu.
-Uważasz iż jesteś Królem Demonów. Każdy Król oferuje coś swoim poddanym w zamian za respekt i posłuszeństwo, czyż nie tak? Podaj mi swój powód, dla którego miałbym czuć respekt do Ciebie. Nie sądze by była to groźba zabicia, demony z nosem do interesów stać na więcej. A więc? Siewco Strachu.
Taka była moja natura. Moralnie nigdy nie stałem po niczyjej stronie. Liczy się tylko to co dla mnie będzie najbardziej opłacalne, i na co teraz akurat mam ochotę w życiu. A więc teraz w pewnym sensie, pomiędzy jednym a drugim ciosem oferowałem swoje usługi Diabłowi. Ponieważ lepiej do Diabła dołączyć niż z nim walczyć. W jakimś stopniu też się podlizałem mówiąc do niego po jednym z jego tytułów którymi sobie leczył kompleksy. Wiedziałem iz nigdy nie pokonam tego demona. Wiedziałem też że jeśli ma łeb na karku, to mam w jego oczach niezłą wartość. I obiektywnie patrząc, to spodobał mi się jego pomysł z nakarmieniem Reda by potem patrzeć z uśmieszkiem na kłopoty które wyrządził. Sam na jego miejscu pewnie zrobiłbym coś podobnego. Byłem też świadomy że mogłem użyć telepatii by Ósemka siedząca mu na kolanach nie wiedziała o tej propozycji, ale wiecie... Lubię być szczery.
OOC:
ehh troche tego będzie. TRENING START
Kiaiho defensywne na ostatni atak Reda wobec mnie: 20% z 10940 = 2188 KI
tura zwykła: Cios Silny - 3070 DMG
1 tura paraliżu: Cios Silny - 3070 DMG
2 tura paraliżu: Renzoku Energy Dan - 1% KI - 532 DMG - 575 KI
Ki Blast jako atak dodatkowy - 50 Ki blastów w formie jednej kuli - 50 * 355 = 17750 DMG - 23075 KI
3070 + 3070 + 532 + 17750 = 24422 DMG
dla mnie łącznie -26525 KI
Info edit: Żeby to mialo ręce i nogi, to zrobimy małą zmianę kolejności, teraz w kolejce jest Red, dopiero po niej napiszę post ja
-Cheps
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Świątynia Grzechu (dawniej Legowisko Reda)
Pon Lip 25, 2016 6:39 pm
Ból.
Tak w zasadzie mogłaby brzmieć cała treść relacji z tejże części Vegety, gdzie dokonywała się jedna z największych potyczek, chociaż w skali mikro. Ale, ale... jedno słowo nie jest w stanie zmieścić definicji tego, co tu się działo. Przede wszystkim żadna ze stron nie odpuszczała. Atakom nie było końca. Przeciwnicy Reda zdecydowali się działać wspólnie, co oczywiście było na niekorzyść bestii. Mieli plan. Nie zdążył się nawet solidnie posilić krwią Saiyana, gdy zarówno Raziel jak i Dragot zaczęli mu się wyrywać na wszystkie możliwe sposoby, na domiar złego nie szczędząc brutalnych metod.
Wpierw została Rogatemu odebrana możliwość bronienia się w postaci paraliżu ze strony Raziela, który w ten sposób chciał ujarzmić bestię. Nie mógł drgnąć żadnym mięśniem, nawet twarzy. Złoty wojownik nie tylko go sparaliżował, lecz przebił mu tors na wylot, aż wypluł mnóstwo posoki. Prawdopodobnie tej, która miała zasilić zasoby witalne Reda, wprost z karku Księcia. Nie mniej bolesny był cios w brzuch od Arcydemona, który wkurzył się nie na żarty. W zasadzie nikt z tej bezpośrednio walczącej trójki nie zachowywał spokoju. Walcząc razem odepchnęli bestię na sporą odległość, gdzie miotany o różne elementy "wystroju" legowiska otrzymywał kolejne rany. Aż wylądował na gryzącym w otwarte rany piasku, które niebawem stało się dołem od Final Flasha Księcia Vegety. W dodatku jeszcze na dokładkę dobił jak pieczątkę na urzędowym piśmie pozbawiającym demona życia Dragot. Skumulował Ki Blasty w jedność i nim ostatecznie zakończyli współpracę, by obalić Reda. Ale czy ten mroczny duet w końcu dopiął swego?
Minęło kilka minut ciszy. To był doskonały moment na złapanie oddechu, negocjacji, wymiany spostrzeżeń lub samych spojrzeń. Czy musieli jeszcze stać na baczność, czy wreszcie mogli się rozluźnić? A może... zabili demona? Prócz kopcącego się krateru nie dało się dostrzec żadnego ruchu z tamtej strony. Nawet mroczna energia Reda zdawała się obumierać i znikać. Nic bardziej mylnego.
Po kolejnych minutach zaczęły wiać silniejsze wiatry, które przeganiały kłęby kurzu odsłaniając mrożący krew w żyłach widok. Czarna, smukła, chuda jak patyk sylwetka z rozwianymi długimi włosami bez wstążkowej uprzęży, która prawdopodobnie została na dnie krateru. Co jakieś kilka sekund przebiegał po ciele demona nerw trzepiąc jego poważnie osłabionym organizmie. Ta postać miała jeszcze jedną nietypową cechę. Miała ogromną dziurę na torsie i części brzucha tak, że widać było krajobraz zniszczeń przez wnętrzności Reda. Jak widoczność całkiem się poprawiła, czerń postaci nie wynikała już tylko z zasłon dymnych. Prawie całe ciało oblepione było jego własną krwią, która wylewała się z niego bardzo szybko. Z ust, z brzucha, z oczu, z rogów, z uszu, z ran na ciele - wszystko przesiąkało posoką w kolorze smoły. Prawdziwa masakra.
Ale nie to było w tym wszystkim najgorsze.
Do tej pory jedynym powodem, dla którego Red atakował i ranił wojowników, była chęć zgaszenia niewyczerpanego głodu. Oczywiście w dość brutalny sposób, nie mniej nie miał w priorytecie zabijać. Pierwszy jego atak wiązał się z możliwością nacięcia ciał, aby powstały krwiste rany. Demon miałby umożliwiony szybki pobór płynów. Niektórzy zdecydowali się na podjęcie walki, która wyniszczyła obie strony konfliktu. To dość naturalne, że kontratakował, chociaż jakby był przy zdrowych zmysłach - w ogóle nie doszłoby do przelania krwi. Stąd furia rozwinęła skrzydła, kiedy nie tylko dostawał baty, lecz nie mógł na nie w żaden sposób zareagować. Ale teraz... teraz odwdzięczy się obecnym.
Nikt z obecnych jeszcze nie był świadkiem destruktywnej, specjalnej techniki Reda. Ani szału, który zamiast maleć z każdych obrażeń - rósł i rósł w miarę kolejnych uderzeń, kolejnego cierpienia. Tak bronią się zaszczute, bardzo ranne zwierzęta, które niegdyś wiodły prym i panowały nad sytuacją. Za wszelką cenę chcą postawić na swoim, sprawić taką samą gehennę jaką wyrządzono na nim.
Innymi słowy: czas na Dark Soul.
W niemym z bólu gniewie delikatnie pochwycił w swoje szpony uciekającego, czarnego motyla z własnej Ki. Zacisnął pięść, na której prócz czarnego nalotu uwidoczniły się żyły. Ostrożnie i z bólem otworzył zaciśniętą rękę, aby uwolnić całą chmarę swojej Ki. Do tej pory Vivian te drobinki w kolorze mroku bardzo przypadły do gustu, nie mniej to, co za chwile zobaczy, może sprawić, że zmieni zdanie. Rój otaczający demona rósł, rósł, i zdawał się nie mieć końca. Aż Red uniósł rękę do góry i nakazał swojej rozszalałej energii ruszyć, by nieść ból. Być może nawet zabić. Jak ma paść z rąk wojowników, bestia pociągnie ich ze sobą.
Czarna fala skrzydlatych Ki wystrzeliła ku górze, by rozszerzyć się na tyle, aby zalać i tak pochmurne niebo. Od razu wszystko pociemniało, szeleściło od przecieranych skrzydełek motyli. A później efekt był taki, jakby niebo zapadło się i runęło w kierunku obecnych. Tak, jakby sufit z kolcami miał przeszyć od góry ciała obecnych tysiącami ostrzy. Wiele wysiłku kosztowało demona kontrola nad upiorną techniką. Z ust i oczu toczyła się posoka śmierdząca czystym złem. Słabł, żeby potwór mógł dopiec tym, którzy ośmielili się doprowadzić Rogatego do ostateczności.
Ooc: atak Dark Soul.
Jako, że Raziel ma najwięcej życia plus rozpoczął masakrę na demonie, to jego obieram za cel.
Efekt: Ki (max. 30%) + HP całościowe Raziela (max. 5%) = DMG = 0,3*183000 + 0,05*70890 = 54900+3545 = 58445 DMG
Koszt: 90% DMG = 0,9*58445 = 52601 Ki
HP = 139374 - 39211(Raziel) - 24422(Dragot) -5741(fabularnie krwawienie i osłabienie) = 70000
KI = 112845 - 52601 = 60244
[Ooc: koniec treningu]
Tak w zasadzie mogłaby brzmieć cała treść relacji z tejże części Vegety, gdzie dokonywała się jedna z największych potyczek, chociaż w skali mikro. Ale, ale... jedno słowo nie jest w stanie zmieścić definicji tego, co tu się działo. Przede wszystkim żadna ze stron nie odpuszczała. Atakom nie było końca. Przeciwnicy Reda zdecydowali się działać wspólnie, co oczywiście było na niekorzyść bestii. Mieli plan. Nie zdążył się nawet solidnie posilić krwią Saiyana, gdy zarówno Raziel jak i Dragot zaczęli mu się wyrywać na wszystkie możliwe sposoby, na domiar złego nie szczędząc brutalnych metod.
Wpierw została Rogatemu odebrana możliwość bronienia się w postaci paraliżu ze strony Raziela, który w ten sposób chciał ujarzmić bestię. Nie mógł drgnąć żadnym mięśniem, nawet twarzy. Złoty wojownik nie tylko go sparaliżował, lecz przebił mu tors na wylot, aż wypluł mnóstwo posoki. Prawdopodobnie tej, która miała zasilić zasoby witalne Reda, wprost z karku Księcia. Nie mniej bolesny był cios w brzuch od Arcydemona, który wkurzył się nie na żarty. W zasadzie nikt z tej bezpośrednio walczącej trójki nie zachowywał spokoju. Walcząc razem odepchnęli bestię na sporą odległość, gdzie miotany o różne elementy "wystroju" legowiska otrzymywał kolejne rany. Aż wylądował na gryzącym w otwarte rany piasku, które niebawem stało się dołem od Final Flasha Księcia Vegety. W dodatku jeszcze na dokładkę dobił jak pieczątkę na urzędowym piśmie pozbawiającym demona życia Dragot. Skumulował Ki Blasty w jedność i nim ostatecznie zakończyli współpracę, by obalić Reda. Ale czy ten mroczny duet w końcu dopiął swego?
Minęło kilka minut ciszy. To był doskonały moment na złapanie oddechu, negocjacji, wymiany spostrzeżeń lub samych spojrzeń. Czy musieli jeszcze stać na baczność, czy wreszcie mogli się rozluźnić? A może... zabili demona? Prócz kopcącego się krateru nie dało się dostrzec żadnego ruchu z tamtej strony. Nawet mroczna energia Reda zdawała się obumierać i znikać. Nic bardziej mylnego.
Po kolejnych minutach zaczęły wiać silniejsze wiatry, które przeganiały kłęby kurzu odsłaniając mrożący krew w żyłach widok. Czarna, smukła, chuda jak patyk sylwetka z rozwianymi długimi włosami bez wstążkowej uprzęży, która prawdopodobnie została na dnie krateru. Co jakieś kilka sekund przebiegał po ciele demona nerw trzepiąc jego poważnie osłabionym organizmie. Ta postać miała jeszcze jedną nietypową cechę. Miała ogromną dziurę na torsie i części brzucha tak, że widać było krajobraz zniszczeń przez wnętrzności Reda. Jak widoczność całkiem się poprawiła, czerń postaci nie wynikała już tylko z zasłon dymnych. Prawie całe ciało oblepione było jego własną krwią, która wylewała się z niego bardzo szybko. Z ust, z brzucha, z oczu, z rogów, z uszu, z ran na ciele - wszystko przesiąkało posoką w kolorze smoły. Prawdziwa masakra.
Ale nie to było w tym wszystkim najgorsze.
Do tej pory jedynym powodem, dla którego Red atakował i ranił wojowników, była chęć zgaszenia niewyczerpanego głodu. Oczywiście w dość brutalny sposób, nie mniej nie miał w priorytecie zabijać. Pierwszy jego atak wiązał się z możliwością nacięcia ciał, aby powstały krwiste rany. Demon miałby umożliwiony szybki pobór płynów. Niektórzy zdecydowali się na podjęcie walki, która wyniszczyła obie strony konfliktu. To dość naturalne, że kontratakował, chociaż jakby był przy zdrowych zmysłach - w ogóle nie doszłoby do przelania krwi. Stąd furia rozwinęła skrzydła, kiedy nie tylko dostawał baty, lecz nie mógł na nie w żaden sposób zareagować. Ale teraz... teraz odwdzięczy się obecnym.
Nikt z obecnych jeszcze nie był świadkiem destruktywnej, specjalnej techniki Reda. Ani szału, który zamiast maleć z każdych obrażeń - rósł i rósł w miarę kolejnych uderzeń, kolejnego cierpienia. Tak bronią się zaszczute, bardzo ranne zwierzęta, które niegdyś wiodły prym i panowały nad sytuacją. Za wszelką cenę chcą postawić na swoim, sprawić taką samą gehennę jaką wyrządzono na nim.
Innymi słowy: czas na Dark Soul.
W niemym z bólu gniewie delikatnie pochwycił w swoje szpony uciekającego, czarnego motyla z własnej Ki. Zacisnął pięść, na której prócz czarnego nalotu uwidoczniły się żyły. Ostrożnie i z bólem otworzył zaciśniętą rękę, aby uwolnić całą chmarę swojej Ki. Do tej pory Vivian te drobinki w kolorze mroku bardzo przypadły do gustu, nie mniej to, co za chwile zobaczy, może sprawić, że zmieni zdanie. Rój otaczający demona rósł, rósł, i zdawał się nie mieć końca. Aż Red uniósł rękę do góry i nakazał swojej rozszalałej energii ruszyć, by nieść ból. Być może nawet zabić. Jak ma paść z rąk wojowników, bestia pociągnie ich ze sobą.
Czarna fala skrzydlatych Ki wystrzeliła ku górze, by rozszerzyć się na tyle, aby zalać i tak pochmurne niebo. Od razu wszystko pociemniało, szeleściło od przecieranych skrzydełek motyli. A później efekt był taki, jakby niebo zapadło się i runęło w kierunku obecnych. Tak, jakby sufit z kolcami miał przeszyć od góry ciała obecnych tysiącami ostrzy. Wiele wysiłku kosztowało demona kontrola nad upiorną techniką. Z ust i oczu toczyła się posoka śmierdząca czystym złem. Słabł, żeby potwór mógł dopiec tym, którzy ośmielili się doprowadzić Rogatego do ostateczności.
Ooc: atak Dark Soul.
Jako, że Raziel ma najwięcej życia plus rozpoczął masakrę na demonie, to jego obieram za cel.
Efekt: Ki (max. 30%) + HP całościowe Raziela (max. 5%) = DMG = 0,3*183000 + 0,05*70890 = 54900+3545 = 58445 DMG
Koszt: 90% DMG = 0,9*58445 = 52601 Ki
HP = 139374 - 39211(Raziel) - 24422(Dragot) -5741(fabularnie krwawienie i osłabienie) = 70000
KI = 112845 - 52601 = 60244
[Ooc: koniec treningu]
Re: Świątynia Grzechu (dawniej Legowisko Reda)
Pon Lip 25, 2016 8:49 pm
Zabawa zabawą...
Ale każda zabawa się kiedyś kończy. Tej kres właśnie nastał. Nie leżało w planach demonicznego monarchy by ktokolwiek tutaj umarł, nawet małpi księciunio czy jego koleżaneczka-karzełek. Nawet oni mieli jeszcze jakąś rolę do odegrania w tym wszystkim, na to przynajmniej wszystko wskazywało... Nie mówiąc tu już o konkretniejszym uszczerbku na zdrowiu któregoś z demonów czy obecnie szczególnie uroczej Vivnyan. Na to nie mógł sobie pozwolić. Lubił się bawić i traktować innych jak jego własne marionetki, ale też miał swoje zasady i pewne... postanowienia.
Kiedy zobaczył w jakim stanie znajdują się Raziel i Dragot po tech krótkiej, choć intensywnej walce, uznał, że można ten teatrzyk zakończyć. Zobaczył to co chciał, a kontynuowanie mogło się okazać fatalne w skutkach.
Ostrożnie odłożył Vivnyan obok tronu, który momentalnie rozsypal się ponownie w krwisty piach. Zrobił ledwie pół kroku, w trakcie którego, nieco bardziej na pokaz, niż w jakimś konkretnym celu, rozpadł się w obłoku dymu i ognia. Zmaterializował się dokładnie na drodze ataku Reda, zaraz przed wojownikami, w których był wymierzony. Lewniwym ruchem dłoni wodzącym z lewej na prawą stronę wzniósł półprzezroczystą barierę energetyczną, która osloniła zebranych przed uszczerbkiem na zdrowiu. W tym też momencie odwrócił głowę w stronę Dragota, wykonując obrót o kąt możliwy dla demonów, sów i kilku innych nielicznych stworzeń.
-Pytasz co mogę dać moim poddanym w zamian z szacunek... W pierwszej kolejności, dam im właśnie to, szacunek. Szacunek innych ras. Nauczę... Nie, nauczymy ich gdzie jest ich miejsce, a gdzie nasze. Skończyły się czasy w których demony są uważane za jakieś czarcie pomioty zrodzone ze zła i chaosu, istoty małego formatu, szkodniki, pasożyty. Oni nas nie znają i nie uznają nas za równych choć w niczym im nie ustępujemy, ba przewyższamy ich naszą odmienną naturą. Jeśli ta galaktyka się nie nauczy, że jesteśmy siłą, z któą się trzeba liczyć, to staniemy się siłą, której się będą lękać. Nie przypada Ci to do gustu...? Nie chciałbyś widzieć mieszkańców Vegety oddających Ci cześć pod Twoim tronem z czaszek tych, którzy próbowali Ci się przeciwstawić? A gdybyś pragnął czegoś innego, to wystarczy powiedzieć, a ja to zapewnie. Kiedy nastanie nowy porządek, nic nie będzie dla nas niemożliwe...
Gdy tylko rzekł co miał ponownie zniknął i pojawił się obok kociego demona, który teraz raczej przypominał rozwścieczonego byka, zwłaszcza patrząc na jego rogi. Nie miałzamiaru się z nim patyczkować, powstrzymanie ataku Reda i tak kosztowało go wystarczająco dużo energii, co tylko potwierdziło przypuszczenia co do mocy krwistookiego. Rukei podszedł powoli. Gdy znalazł się na długość ramienia wymierzył szybki i precyzyjny cios w punkt witalny, który skutecznie spacyfikował delikwenta, pozbawiając go przytomności. Złapał go nim ten upadł na ziemię i położył spokojnie.
W kolejnym błysku płomieni zniknął i zmaterializował się obok Kisy.
-Masz w jednej kwesti rację Mała Małpeczko, Red ma problem ze swoim głodem, co niewątpliwie sprawiało w przeszłości kłopoty, szczególnie, że z uwagi na jego naturę powstrzymywał się by nikogo nie skrzywdzić... - tu położył dłoń na jej głowie i spojrzał głęboko w oczy, zobaczył w nich wiele gniewu i smutku. - Ale są inne sposoby, nauczę go nad tym panować, tylko tak można mu pomóc.
To powiedziawszy spojrzał w stronę Raziela.
-Ty za to jesteś zwykłym wrzodem na dupie i szlag by trafił ten cholerny pacyfizm Chepri'ego, bo liczyłem, że obije ci facjatę do białych kości... No ale cóż, zgaduje, że będziecie mieć jeszcze kilka okazji do skrzyżowania pięści. Pozostaje mi czekać na tę chwilę.
Rozejrzał się jeszcze raz po okolicy, po wszystkich zebranych.
-Taa... - mruknął pod nosem. -Ale czas zająć się tym, po co tu przybyłem.
Uniósł obie dłonie na wysokość twarzy i wyciągnął przed siebie, w kierunku Vivian. Po krótkiej chwili ładowania poświaty z dłoni uformowały kulę, która pomknęła ku kotce. Pech chciał... Że z uwagi na zbyt wysokie stężenie alkoholu w niebieskiej krwi Cesarza Demonów czar stał się niestabilny i, choć trafił w Vivian, to... Zrykoszetował. We wszystkich pozarzucającym...
-O cholera... - stęknąl Rukei rozszerzając powieki w zdziwieniu. Zdziwieniu, które tylko rosło w miarę jak obserwował transformacje zachodzące u zebranych wojowników.
Vivian... Nie była już kotem, no, na pewno nie do końca, zyskała sporo humanoidalności, głownie wyprostowaną postawę, ale niewiele poza tym.
Raziel i Dragot... Oni znajdowali się dosyć blisko siebie, także ich efekty okazały się podobne... Zmiany we włosach, kształtach twarzy, ukształtowniu organów mowy, szerokości ramion i bioder... Mówiąc krótko operacja zmiany płci wersja instant.
Mała Małpeczka... Już nie była taka mała. Przybylo jej tu i tam. Miała szczęście, że saiyańskie zbroje aż tak dobrze się dopasowują do kształtu ciała, inaczej by już jej strój był w strzępach od nadmiaru... krągłości w nim.
Trafiło nawet w nieprzytomnego Reda. U niego za to nastąpiła inwersja kolorów na przeciwne, nadając mu... Dosyć nietypowy, mocno kontrastujący z otoczeniem wygląd.
Tak, to był znak, że czas znikać... Co rusz chwycił kociego demona, przerzucił go przez ramię i się ulotnił, tym razem już bez zbędnych efektów.
OOC:
Przyjmuje ostatni atak Reda na barierę, także uchodzicie z życiem. No i tak jak w poście, macie po prezenciku~
Raz i Drag, stajecie się kobietami. Do tego po 20 do fabuły.
Kisa dostaje +20 cm do wzrostu i cycków. Do tego 10 do fabuły.
Red - zmiana kolorówna przeciwne. No i 20 do fabuły.
Vi - wiesz co masz. Niestety bez pkt za fabułę.
Będę pamitał o pkt przy sprawdzaniu treningów.
Prezenciki trwają conajmniej 10 postów, jak chcecie je ciągnąć dalej, to już wasza decyzja.
Btw, kolejność wielkości piersi w tej chwili to Kisa > Dragot > Raziel
No i porywam Reda, więc z/t z nim
To tyle.[/color]
Ale każda zabawa się kiedyś kończy. Tej kres właśnie nastał. Nie leżało w planach demonicznego monarchy by ktokolwiek tutaj umarł, nawet małpi księciunio czy jego koleżaneczka-karzełek. Nawet oni mieli jeszcze jakąś rolę do odegrania w tym wszystkim, na to przynajmniej wszystko wskazywało... Nie mówiąc tu już o konkretniejszym uszczerbku na zdrowiu któregoś z demonów czy obecnie szczególnie uroczej Vivnyan. Na to nie mógł sobie pozwolić. Lubił się bawić i traktować innych jak jego własne marionetki, ale też miał swoje zasady i pewne... postanowienia.
Kiedy zobaczył w jakim stanie znajdują się Raziel i Dragot po tech krótkiej, choć intensywnej walce, uznał, że można ten teatrzyk zakończyć. Zobaczył to co chciał, a kontynuowanie mogło się okazać fatalne w skutkach.
Ostrożnie odłożył Vivnyan obok tronu, który momentalnie rozsypal się ponownie w krwisty piach. Zrobił ledwie pół kroku, w trakcie którego, nieco bardziej na pokaz, niż w jakimś konkretnym celu, rozpadł się w obłoku dymu i ognia. Zmaterializował się dokładnie na drodze ataku Reda, zaraz przed wojownikami, w których był wymierzony. Lewniwym ruchem dłoni wodzącym z lewej na prawą stronę wzniósł półprzezroczystą barierę energetyczną, która osloniła zebranych przed uszczerbkiem na zdrowiu. W tym też momencie odwrócił głowę w stronę Dragota, wykonując obrót o kąt możliwy dla demonów, sów i kilku innych nielicznych stworzeń.
-Pytasz co mogę dać moim poddanym w zamian z szacunek... W pierwszej kolejności, dam im właśnie to, szacunek. Szacunek innych ras. Nauczę... Nie, nauczymy ich gdzie jest ich miejsce, a gdzie nasze. Skończyły się czasy w których demony są uważane za jakieś czarcie pomioty zrodzone ze zła i chaosu, istoty małego formatu, szkodniki, pasożyty. Oni nas nie znają i nie uznają nas za równych choć w niczym im nie ustępujemy, ba przewyższamy ich naszą odmienną naturą. Jeśli ta galaktyka się nie nauczy, że jesteśmy siłą, z któą się trzeba liczyć, to staniemy się siłą, której się będą lękać. Nie przypada Ci to do gustu...? Nie chciałbyś widzieć mieszkańców Vegety oddających Ci cześć pod Twoim tronem z czaszek tych, którzy próbowali Ci się przeciwstawić? A gdybyś pragnął czegoś innego, to wystarczy powiedzieć, a ja to zapewnie. Kiedy nastanie nowy porządek, nic nie będzie dla nas niemożliwe...
Gdy tylko rzekł co miał ponownie zniknął i pojawił się obok kociego demona, który teraz raczej przypominał rozwścieczonego byka, zwłaszcza patrząc na jego rogi. Nie miałzamiaru się z nim patyczkować, powstrzymanie ataku Reda i tak kosztowało go wystarczająco dużo energii, co tylko potwierdziło przypuszczenia co do mocy krwistookiego. Rukei podszedł powoli. Gdy znalazł się na długość ramienia wymierzył szybki i precyzyjny cios w punkt witalny, który skutecznie spacyfikował delikwenta, pozbawiając go przytomności. Złapał go nim ten upadł na ziemię i położył spokojnie.
W kolejnym błysku płomieni zniknął i zmaterializował się obok Kisy.
-Masz w jednej kwesti rację Mała Małpeczko, Red ma problem ze swoim głodem, co niewątpliwie sprawiało w przeszłości kłopoty, szczególnie, że z uwagi na jego naturę powstrzymywał się by nikogo nie skrzywdzić... - tu położył dłoń na jej głowie i spojrzał głęboko w oczy, zobaczył w nich wiele gniewu i smutku. - Ale są inne sposoby, nauczę go nad tym panować, tylko tak można mu pomóc.
To powiedziawszy spojrzał w stronę Raziela.
-Ty za to jesteś zwykłym wrzodem na dupie i szlag by trafił ten cholerny pacyfizm Chepri'ego, bo liczyłem, że obije ci facjatę do białych kości... No ale cóż, zgaduje, że będziecie mieć jeszcze kilka okazji do skrzyżowania pięści. Pozostaje mi czekać na tę chwilę.
Rozejrzał się jeszcze raz po okolicy, po wszystkich zebranych.
-Taa... - mruknął pod nosem. -Ale czas zająć się tym, po co tu przybyłem.
Uniósł obie dłonie na wysokość twarzy i wyciągnął przed siebie, w kierunku Vivian. Po krótkiej chwili ładowania poświaty z dłoni uformowały kulę, która pomknęła ku kotce. Pech chciał... Że z uwagi na zbyt wysokie stężenie alkoholu w niebieskiej krwi Cesarza Demonów czar stał się niestabilny i, choć trafił w Vivian, to... Zrykoszetował. We wszystkich pozarzucającym...
-O cholera... - stęknąl Rukei rozszerzając powieki w zdziwieniu. Zdziwieniu, które tylko rosło w miarę jak obserwował transformacje zachodzące u zebranych wojowników.
Vivian... Nie była już kotem, no, na pewno nie do końca, zyskała sporo humanoidalności, głownie wyprostowaną postawę, ale niewiele poza tym.
Raziel i Dragot... Oni znajdowali się dosyć blisko siebie, także ich efekty okazały się podobne... Zmiany we włosach, kształtach twarzy, ukształtowniu organów mowy, szerokości ramion i bioder... Mówiąc krótko operacja zmiany płci wersja instant.
Mała Małpeczka... Już nie była taka mała. Przybylo jej tu i tam. Miała szczęście, że saiyańskie zbroje aż tak dobrze się dopasowują do kształtu ciała, inaczej by już jej strój był w strzępach od nadmiaru... krągłości w nim.
Trafiło nawet w nieprzytomnego Reda. U niego za to nastąpiła inwersja kolorów na przeciwne, nadając mu... Dosyć nietypowy, mocno kontrastujący z otoczeniem wygląd.
Tak, to był znak, że czas znikać... Co rusz chwycił kociego demona, przerzucił go przez ramię i się ulotnił, tym razem już bez zbędnych efektów.
OOC:
Przyjmuje ostatni atak Reda na barierę, także uchodzicie z życiem. No i tak jak w poście, macie po prezenciku~
Raz i Drag, stajecie się kobietami. Do tego po 20 do fabuły.
Kisa dostaje +20 cm do wzrostu i cycków. Do tego 10 do fabuły.
Red - zmiana kolorówna przeciwne. No i 20 do fabuły.
Vi - wiesz co masz. Niestety bez pkt za fabułę.
Będę pamitał o pkt przy sprawdzaniu treningów.
Prezenciki trwają conajmniej 10 postów, jak chcecie je ciągnąć dalej, to już wasza decyzja.
Btw, kolejność wielkości piersi w tej chwili to Kisa > Dragot > Raziel
No i porywam Reda, więc z/t z nim
To tyle.[/color]
- GośćGość
Re: Świątynia Grzechu (dawniej Legowisko Reda)
Wto Lip 26, 2016 6:36 pm
Stała z boku.
Nie mogła pomóc w jakikolwiek sposób, nawet jej technika zawiodła. Może to dlatego, że tak na prawdę boi się zranić Red'a? Wiedziała, że tym dwóm na pewno się nie przyda, a siła ciosu demona mogłaby ją posłać w jedną sekundę na tamten świat, o ile w zaświatach jest miejsce dla klonów. Trochę też tutaj stchórzyła, bo bała się śmierci, przecież przed nią jeszcze tyle ciekawych rzeczy do zobaczenia. Przypomnijmy, że Kisa żyje dopiero dwa i pół roku, a czego tylko pół na wolności. Coś się jej chyba należy od życia, prawda?
Nie potrzebowała już przemiany w super saiyanina. Patrzała cicho spode łba na toczącą się walkę. Chłopcy byli bez wątpienia na przegranej pozycji, demon się nimi bawił jak chciał. Tak samo niekiedy bawi się drapieżnik swoją ofiarą...
W pewnym momencie... chyba przestała to być frajda dla Red'a, który postanowił to wszystko zakończyć jednym atakiem. Młoda wojowniczka zacisnęła pięści, zęby oraz oczy, nie mogąc na to patrzeć. Zrobiła mały krok do przodu, podniosła wzrok gotowa się rzucić na długowłosego, ale wtedy stało się coś bardzo dziwnego jak na tą sytuację. Dragota i Raziel'a obronił sam Rukei, ten, który sam sprowokował tą potyczkę.
Stanęła zszokowana, otworzyła szeroko oczy, w ciszy przyglądając się, co dalej się wydarzy. Szybko uśpił wykończonego, zezłoszczonego szaleńca, a potem...
___ - Co...? - mruknęła pod nosem robiąc krok do tyłu, gdy padalec pojawił się tuż przed nią. Mówił do niej, ale jego słowa zamiast ją uspokajać, to ją tylko denerwowały - Nie musi uczyć się nad tym panować, może to pokonać... - zacisnęła zęby, a jego łapska strąciła od swojej głowy nim tylko zdążył ją dotknąć. Jeszcze czego. - Zrób mu krzywdę, a Cię zabiję. Znajdę sposób. - warknęła, patrząc na niego nienawistnym wzrokiem. Dobry ojczulek się znalazł, też coś.
Odsunęła się od bydlaka, założyła ręce pod piersi i przyjrzała się Red'owi. Nie potrafiła mu pomóc... beznadziejne. Na ten moment nie potrafi nic dobrze zrobić, potrzebuje jeszcze więcej treningu, mocy, potęgi.
Myśląc tak o tym, jak zdobyć większą moc, zupełnie zapomniała o obecności całej reszty. Takim sposobem oberwała czymś w plecy i zaryła ryjem o piach, wykładając się na ziemię. Zamroczyło ją na chwilę, nie miała pojęcia co się stało. Przez moment nawet pomyślała, że dostała kulkę i zaraz umrze, ale powracające zmysły pozwoliły dziewczynie odetchnąć z ulgą.
___ - Oooooh... - podniosła się, chwyciła za brzuch, czując nie lada mdłości. Podniosła się na jedno kolano, ale jakieś dziwne obciążenie na klatce piersiowej sprawiło, że dziewczyna z powrotem upadła na piach - Co do...
___ - KU*@%!^#)@!^@Ć! CO TO MA BYĆ?! - bardzo donośny krzyk Kisy rozległ się po okolicy, chyba nawet nią lekko trzęsąc. Małpiatka właśnie stała na długich nogach, trzymając w obu rękach dorodne, miękkie i cieplutkie cycuszki... JEJ CYCUSZKI - Co... jak... kiedy... - mamrotała pod nosem, zaciskając ręce z wielkim burakiem na twarzy, jakby w niedowierzaniu. Piersi to nie jedyna zmiana jaka zaszła w jej ciele. Przybyło jej w biodrach, udach i we wzroście. Nosz, cholerny Rukei! Jak go tylko dorwie... co za drań. Wyglądała teraz jak... nie Kisa.
Reszta, co z resztą?!
Rozejrzała się w pośpiechu. Małego kota nigdzie nie widziała, ona i jej kolor sierści był niemalże taki sam jak kolor wszystkiego dookoła, więc ciężko było cokolwiek dostrzec. Szybko zaś jednak dojrzała dwójkę wojowni...czek? No niee.
Nie mogła wyrobić. Wybuchnęła potężnym, bardzo głośnym śmiechem, wywalając się na plecy. No co za komedia!
___ - Raziel, Ty sikso! Buhahahahaha! Zabiorę Cię do szpitala w Akademii, będą wszyscy mieli niezły ubaw! Chodź! - spróbowała się jakoś podnieść, ale po prostu ze śmiechu nie mogła. Przestała się śmiać dopiero gdy przyjrzała się drugiej kobieci... FUJ, CO TO ZA PASZCZUR?! Dragot? Widziała wiele brzydkich saiyanek, ale przy nim to one są miss. Powinien wstąpić do partii politycznej.
Nie mogła pomóc w jakikolwiek sposób, nawet jej technika zawiodła. Może to dlatego, że tak na prawdę boi się zranić Red'a? Wiedziała, że tym dwóm na pewno się nie przyda, a siła ciosu demona mogłaby ją posłać w jedną sekundę na tamten świat, o ile w zaświatach jest miejsce dla klonów. Trochę też tutaj stchórzyła, bo bała się śmierci, przecież przed nią jeszcze tyle ciekawych rzeczy do zobaczenia. Przypomnijmy, że Kisa żyje dopiero dwa i pół roku, a czego tylko pół na wolności. Coś się jej chyba należy od życia, prawda?
Nie potrzebowała już przemiany w super saiyanina. Patrzała cicho spode łba na toczącą się walkę. Chłopcy byli bez wątpienia na przegranej pozycji, demon się nimi bawił jak chciał. Tak samo niekiedy bawi się drapieżnik swoją ofiarą...
W pewnym momencie... chyba przestała to być frajda dla Red'a, który postanowił to wszystko zakończyć jednym atakiem. Młoda wojowniczka zacisnęła pięści, zęby oraz oczy, nie mogąc na to patrzeć. Zrobiła mały krok do przodu, podniosła wzrok gotowa się rzucić na długowłosego, ale wtedy stało się coś bardzo dziwnego jak na tą sytuację. Dragota i Raziel'a obronił sam Rukei, ten, który sam sprowokował tą potyczkę.
Stanęła zszokowana, otworzyła szeroko oczy, w ciszy przyglądając się, co dalej się wydarzy. Szybko uśpił wykończonego, zezłoszczonego szaleńca, a potem...
___ - Co...? - mruknęła pod nosem robiąc krok do tyłu, gdy padalec pojawił się tuż przed nią. Mówił do niej, ale jego słowa zamiast ją uspokajać, to ją tylko denerwowały - Nie musi uczyć się nad tym panować, może to pokonać... - zacisnęła zęby, a jego łapska strąciła od swojej głowy nim tylko zdążył ją dotknąć. Jeszcze czego. - Zrób mu krzywdę, a Cię zabiję. Znajdę sposób. - warknęła, patrząc na niego nienawistnym wzrokiem. Dobry ojczulek się znalazł, też coś.
Odsunęła się od bydlaka, założyła ręce pod piersi i przyjrzała się Red'owi. Nie potrafiła mu pomóc... beznadziejne. Na ten moment nie potrafi nic dobrze zrobić, potrzebuje jeszcze więcej treningu, mocy, potęgi.
Myśląc tak o tym, jak zdobyć większą moc, zupełnie zapomniała o obecności całej reszty. Takim sposobem oberwała czymś w plecy i zaryła ryjem o piach, wykładając się na ziemię. Zamroczyło ją na chwilę, nie miała pojęcia co się stało. Przez moment nawet pomyślała, że dostała kulkę i zaraz umrze, ale powracające zmysły pozwoliły dziewczynie odetchnąć z ulgą.
___ - Oooooh... - podniosła się, chwyciła za brzuch, czując nie lada mdłości. Podniosła się na jedno kolano, ale jakieś dziwne obciążenie na klatce piersiowej sprawiło, że dziewczyna z powrotem upadła na piach - Co do...
___ - KU*@%!^#)@!^@Ć! CO TO MA BYĆ?! - bardzo donośny krzyk Kisy rozległ się po okolicy, chyba nawet nią lekko trzęsąc. Małpiatka właśnie stała na długich nogach, trzymając w obu rękach dorodne, miękkie i cieplutkie cycuszki... JEJ CYCUSZKI - Co... jak... kiedy... - mamrotała pod nosem, zaciskając ręce z wielkim burakiem na twarzy, jakby w niedowierzaniu. Piersi to nie jedyna zmiana jaka zaszła w jej ciele. Przybyło jej w biodrach, udach i we wzroście. Nosz, cholerny Rukei! Jak go tylko dorwie... co za drań. Wyglądała teraz jak... nie Kisa.
Reszta, co z resztą?!
Rozejrzała się w pośpiechu. Małego kota nigdzie nie widziała, ona i jej kolor sierści był niemalże taki sam jak kolor wszystkiego dookoła, więc ciężko było cokolwiek dostrzec. Szybko zaś jednak dojrzała dwójkę wojowni...czek? No niee.
Nie mogła wyrobić. Wybuchnęła potężnym, bardzo głośnym śmiechem, wywalając się na plecy. No co za komedia!
___ - Raziel, Ty sikso! Buhahahahaha! Zabiorę Cię do szpitala w Akademii, będą wszyscy mieli niezły ubaw! Chodź! - spróbowała się jakoś podnieść, ale po prostu ze śmiechu nie mogła. Przestała się śmiać dopiero gdy przyjrzała się drugiej kobieci... FUJ, CO TO ZA PASZCZUR?! Dragot? Widziała wiele brzydkich saiyanek, ale przy nim to one są miss. Powinien wstąpić do partii politycznej.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Świątynia Grzechu (dawniej Legowisko Reda)
Wto Lip 26, 2016 7:58 pm
Nie. Ból fizyczny jest niczym w porównaniu z cierpieniem psychicznym, z ranami duszy i wrzaskami świadomości. Te potrafią zabić od wewnątrz bez potrzeby rozlewu krwi. Torturą dla Vivian, w tej chwili, nie była jej bezsilność ani migająca lampka w głowie, że małe, kocie łapki nie są w stanie na nic się przydać. Była pewna, że nawet w swojej prawdziwej postaci nie zrobiłaby większej różnicy w tej walce - Reda z wolna pożerał krwisty mrok i żadne słowa, żadne rany nie były zdolne wyrwać go z tej otchłani. Nie był stracony, ale nikt z obecnych nie wiedział czy istnieje sposób by faktycznie przekonać się, że pod tym głodem Red jeszcze ich słyszy... A ona? Mogła tylko patrzeć... I przeklinała fakt, że jest wyłącznie biernym obserwatorem. Jakby nie wystarczyło to, że miała boleśnie całą walkę przed sobą jak na dłoni i to z nóg osoby darzonej czystą niechęcią. Rukei... Jedną z najgorszych rzeczy jaka się jej przytrafiła było tkwienie na kolanach wroga, zostanie wbrew swojej woli czymś w rodzaju jego maskotki. Pupilka, którego drapało się za uchem i miziało pod brodą... I nie zniechęcał go fakt, że Vivnyan warczała gardłowo i nisko jak wściekła lwica, drapiąc skórę dłoni i gryząc je do krwi drobnymi, ostrymi kłami, w jakie wyposażyło ją zaklęcie Reda. Demon jak się rozsiadł, tak siedział, komplementując potyczkę czerwonookiego z Księciem Vegety i Arcydemonem. Nie zwracał uwagi na to, że niebieska posoka brudzi jasne futro kotki, której złość i irytacja nie pozwalały przerwać robienia sobie z rąk Rukeia drapaka do pazurów. Vivian nie przybrała tylko kociej postaci - pojawił się też instynkt kotowatych, zaadoptowany w jej jaźni tak samo dobrze jak zmysły żołnierza. Właśnie w ten a nie inny sposób kazał jej działać... Z praktycznie zerowym skutkiem. A nuż go zaboli...
Z absorbującego zajęcia wykrwawiania Rukeia wyrwał ją nagły skok energii, a właściwie kilka skoków... Jeśli tylko spięcia Ki można tak nazwać. Może i była kotem nie potrafiącym nawet skryć swojej własnej, w tej chwili śmiechu wartej mocy, to co inni wyrabiają czuła doskonale. Odwróciła kosmaty łebek, nie przerywając wpijania pazurów w blade palce samozwańczego Cesarza Demonów. Brązowe oczy o wąskich źrenicach śledziły każdy ruch wśród krwistych piasków... Raziel odpalił drugą formę Super Saiyana, błysnęło złotem, Dragot również uwolnił spore pokłady ciemnej, podobnej od dymu energii... Nawet Kisa użyła swojej Ki, ale ich poczynania były tylko jak dwa jeziora i staw w porównaniu z morzem mocy Reda... A jej przypadało tylko patrzeć i warczeć na Rukeia, sycząc i parskając, że ma powstrzymać oszalałego od swojej krwi demona. Wrzaski dobiegające z pola walki jeżyły jej futro na grzbiecie. Duo Księcia i demona od razu przeszło do ofensywy, miotając promieniami różnej formy i siły. Krzyki ostrzeżenia Saiyanki utonęły w dźwiękach ładowanej energii, nie zwrócili na nią uwagi, bo z resztą... Oni dobrze o tym wiedzieli. Mieli jeszcze nadzieję, że może jakoś powstrzymają Reda, a poza tym byli wojownikami. Saiyan i demon. Żaden z nich nie będzie czekał biernie aż krwistooki zrobi sobie z nich stołówkę i zostawi jako wysuszone wiórki pozbawione krwi na gorącym piachu. Mieli swoją dumę i nie poddadzą się bez walki, a jak już zginąć, to w bitwie. Taka była ich filozofia... Którą wielu, nawet Vivian podzielała. Krew Aryenne, choć łagodniejszej z rasy Saiyan i nie dominująca u halfki, była równie gorąca co Vegeta. Raziel też walczył ze wszystkich sił...
Red nagle wrzasnął. Był to krzyk pełny jakiegoś nieludzkiego bólu, aż stuliła uszy, zamierając na moment. Widziała jak demon opada na piach, czerwony kurz pokrył czarne włosy i ubranie, niby upiorny, krwisty śnieg. Czułą nosem nagrzaną palącym słońcem czarną posokę. Nie był tak słaby by cięcie jej brata przyrodniego miało go pokonać, o nie, Vivnyan dobrze pamiętała jak sama nim dostała... Ale odcięcie obu nóg targało nerwy bólem gorszym niż to czego ona doświadczyła. Nie minęła jednak chwila a Dragot z Razielem zostali złapani i rzuceni o ziemie, gryząc również piach. Kotka poderwała się, ale znów natrafiła na barierę i ponownie, w syczącej, bezsilnej furii rzuciła się na dłoń Rukeia. Ani Saiyan ani demon nie pozostali Redowi dłużni. Po chwili wyrywania się, przeklinania i miotania energią, wyzwolili się. Raziel został przymusowym dawcą krwi i niezadowolony z tego powodu potraktował miotającego się demona energetyczną włócznią oraz swoim popisowym atakiem. Złota kula runęła na czarnowłosego, a tuż za nią pomknął czarno-biały pocisk z Ki Dragota podobnej wielkości. Piasek się topił, żar lał się nie tylko z nieba, ale bił od ataków walczących. W powietrzu czuć było nie tylko to, ale i zapach krwi oraz złość. Zwyczajną wściekłość spowodowaną bestialskim głodem, bezsilnością oraz adrenaliną walki. Skoncentrowane i zgrane ataki wywołały niemały wybuch, tworząc dymiący suchym dymem krater ze szklonego i sczerniałego piasku. Było cicho... Vivnyan wbiła pazury w kolana Rukeia, wpatrując się tępo w miejsce, gdzie jeszcze kilka sekund temu stał Red.
Niebieska krew nie odznaczała się na spodniach demona, ale mógł być pewien, że kilka krwawych kresek na udzie ma. Zignorował Vivnynan ponownie, zasłuchany najwyraźniej w pytanie Dragota, który znikąd pojawił się przy piaskowym tronie. Kotka zakręciła się niespokojnie i syknęła głośno, jakby nagląc i prosząc by w jakiś sposób Arcydemon Eyeless zabrał ją od Rukeia, od tego upokarzającego bycia niesfornym pupilkiem na czyichś kolanach. Rogaty demon nie zwrócił na nią uwagi, próbując porozumieć się z Władcą Demonów... W jakim celu? Czy jawnie mówił mu, że nie ma dla niego szacunku, bo niczym się ku temu nie wykazał, czy była to propozycja...? Za szacunek będzie interes między tą parą? O tyle, co Vivian nie mogła nic Dragotowi zarzucić oprócz bycia (niepokojąco) ekstrawaganckim demonem, którego chaotyczny sposób pojmowania raził pewnym porządkiem... O tyle wiedziała, czy też czuła przez skórę, że może być niebezpieczny, a będąc pod wpływem Rukeia... Nie skończy się to dobrze. Z innej jednak strony patrząc, Dragot nie był kimś, na kogo można mieć wpływ - dopóki ich zamiary i myśli będą się pokrywać, mogą współpracować, a gdy się rozejdą, Arcydemon pójdzie swoją stroną. Gorzej, jeśli Rukei zmiany planów nie uzna, dla Dragota nie byłby to korzystny obrót spraw... Co się będzie działo? Vivnyan syknęła głośno, każąc się im uciszyć. Martwi się już o jednego demona i zaczyna o drugiego? Bardziej o to, by Rukei nie znalazł kogoś, kto będzie mieszał tak jak on w życiu innych... Szlag by trafił... Teraz najbardziej poszkodowaną wśród nich osobą jest Red, nie Dragot narzekający na brak autorytetu.
Red był najpotężniejszą osobą jaką znała. Jakaś część Vivnyan z chłodną, wręcz okrutnie zimną logiką wywnioskowała i uznała, że coś takiego na pewno go nie zabiło. Reszta ściskała serce, bo widok oszalałego demona nie był miły dla oka. Do tego, choć leżało to w naturze Reda, to sprzeciwiał się temu i pracował nad sobą... A jedna nieprzemyślana akcja Rukeia zawaliła to, co jej prawie-młodszy brat budował w swojej roztrzepanej głowie przez tyle czasu. To, choć głód pochłaniał rozsądek od środka, choć szał też sprawiał mu fizyczny ból... To będzie niczym w porównaniu z tym, co się z nim stanie gdy Red oprzytomnieje i krew, która uderzyła mu do głowy strawi się, a jej działanie zniknie. Świadomość, że szaleństwo wzięło górę, że naraził tyle osób na niebezpieczeństwo będzie dlań najgorszą torturą. Demon najpewniej odejdzie, zaszyje się w cień, spróbuje wpełznąć do jakiejś dziury by nigdy więcej nie wyjść na światło słoneczne - tak go będzie zżerać żal i poczucie winy. Wszystkie długie i mozolne próby by choć trochę się otworzył - na nic. Ze strachu przed sobą odsunie się od innych i stracą przyjaciela... A przecież nawet to nieliczne towarzystwo osób, które można byłoby policzyć na palcach jednej dłoni a które niosło pewną ulgę demonowi... Odrzuci, bo będzie czuł, że musiał. Stracą Reda. Ta świadomość mroziła Vivian od środka. Stracą go... Przez jedną, jedyną osobę, która machała mu przed nosem swoją krwią...
W tej samej chwili w której zerwał się wiatr i czarna postać Reda powstała chwiejnie, koncentrując swoją moc, w tym samym momencie Vivnyan nastroszyła futro. Była wściekła na Rukeia, a ta negatywna emocja przeskoczyła właśnie o oczko wyżej. Rzuciła się mu do piersi, traktując włochaty kołnierz jako drabinę i uderzyła łapą o lewy policzek demona, zatapiając pazury w skórze. Nie był to wielki wyczyn, bo dała radę go zaledwie zadrapać, ale pozostał cień satysfakcji. Jak gdyby nic się nie stało, bordowowłosy złapał ją i uniósł, co nie było tak prostym wyczynem - Vivnyan wiła się, drapała i prychała, wyzywając go wszystkimi określeniami jakie przychodziły jej do głowy. Słowem zachowywała się jak kot na wściekliźnie, za wszelką cenę chcący wgryźć się w jego palce. Rukei odstawił ją na piasek, gdzie zapadła się nieco w czerwony pył. Tron stracił formę i kolejna porcja kurzu poleciała Vivnyan na głowę i grzbiet. Prychnęła zła, gramoląc się i strosząc futro. Zajęło jej to trochę czasu, akurat tyle by ujrzeć, jak demon tworzy barierę, osłaniając cztery osoby przed atakiem Reda. Czarne, delikatne i w tej chwili śmiercionośne motyle natrafiły na niewidzialną ścianę i znikły, rozpływając się w powietrzu. Kotka słuchała jednym uchem przemowy Rukeia, wbijając uważny wzrok w Reda. Wyglądał koszmarnie i o wiele gorzej niż zwykle. Z dwoma dziurami w piersi, chudy i wyschnięty, jakby skóra i to co zostało z ciała przylgnęło na dobre do kości. Czarny od swojej krwi, bez nóg... Poraniony, przypalony, wycieńczony i na domiar złego - w szale. A Rukei podszedł sobie do niego spokojnie... Czarnowłosy zatoczył się, tracąc siły nagle jakby demon wyłączył mu zasilanie, osłabł, aż dziw, że przed chwilą sprawiał im tyle kłopotów... Po czym został przerzucony przez ramię, jak szmaciana, krwawiąca kukła.
O, nie nie nie... Domniemany Król pojawił się jeszcze przy Kisie by powiedzieć, że zajmie się Redem. O nie. Vivnyan mu nie ufała za grosz i jeśli chodzi o Rukeia to nikogo by nie wysłała pod jego pieczę, nawet najgorszego wroga. Niby Red to demon, a swoim Rukei nie odmawia. Chce mu pomóc zapanować nad głodem... Tylko jak to się skończy, tak jak ta dzisiejsza próba nakarmienia go swoją krwią..? Jak mogła zaufać komuś, kto już raz skrzywdził Reda, choćby nieświadomie pojąc go posoką? Jak niby miała powierzyć mu kogoś bliskiego, gdy również inną, bliską jej osobę chciał pozbawić duszy?
- Ostrzegam... - warczała Vivnyan, zachrypniętym od ciągłych syków głosem. Cała była czerwonawa od piasku. Jej mordka, szyja i łapy były brudne od niebieskiej krwi, odznaczającej się wyraźnie na jasnej sierści. - Jeśli tak ma wyglądać Twoja nauka, to wydrapie Ci oczy, nawet jeśli dalej będę kotem.
Gdy zwrócił się do Raziela, znów ją, rzecz jasna, ignorując, i ona przeniosła swoje spojrzenie na Saiyana. Pokrwawiony, obity, ubranie w strzępach. Kark miał oblepiony krwią, czerwień znaczyła kąciki warg czyli odniósł też obrażenia wewnętrzne. Był w jednym kawałku w każdym razie i trzymał się jeszcze na nogach... A przyleciał tylko odwiedzić siostrę. Niby planowała zdzielić go po łbie za tak długą nieobecność na Vegecie, ale patrząc na jego stan, stwierdziła, że sobie to daruje. Nawet komentarz był zbędny, bo Rukei zajął się i tym, zwąc Księciunia wrzodem na dupie. Nie sprecyzował na czyjej. Pod jednym względem miał rację, Chepri był zbyt spokojny by dać się mu sprowokować do bójki i zbyt dojrzały by podjąć walkę, nawet jeśli docinki Raziela mogły mu dać się we znaki. Oczywiście, Vivnyan wiedziała, że prędzej czy później rzucą się sobie do gardeł. Byli jak lód i ogień, swoje przeciwieństwa, które nie dopełniały się, ale drażniły wzajemnie, nie tworząc żadnej harmonii. Chepriego jednak nie było, tkwili na Vegecie i Rukeia świerzbiły najwyraźniej palce by zrobić coś innego niż ograniczanie się do agresji słownej.
A mianowicie wzniósł obie dłonie, ładując energetyczną kulę... Choć nie, nie była to sama Ki. Zamiast wymierzyć nią w Raziela, wycelował w kotkę i nim zdążyła wygiąć grzbiet czy prychnąć, pocisk poleciał w jej kierunku. Doleciał, godząc w bok i odbił się, na pewien sposób rozszczepiając na pozostałych. Ale Vivnyan tego nie widziała, bo nagle pociemniało w jej oczach i...
I nagle zdała sobie sprawę, że stoi wyprostowana. Rukeia ani Reda nie było widać, pozostali omdlali wyraźnie, ale ona... Stała prosto. Mizerna to była wysokość, bo stojąc tak sięgałaby ledwie Razielowi do połowy łydki. Zaraz zaraz, dalej była kotem, tylko jakby mniejszym, drobniejszym, w dodatku na dwóch łapach..? Budowa ciała była zupełnie inna, ale nie docierało to jeszcze do świadomości kotki. Co do licha.... Dało się słyszeć głośne, zdumione miauknięcia, ale nie brzmiały one jak poprzednie, zwykłe, kocie. Dźwięk wydobywający się z mordki Vivnyan był o ton wyższy, słodki po prostu, miauczała jak małe kociątko. Nie wiedząc co się stało z jej ciałem, zaczęła energicznie machać przednimi łapami, próbując złapać równowagę na nieco chwiejącej się, dolnej parze. Wyglądało to komicznie, a dodając do tego jej miauczenie, które było niczym innym jak przeklinaniem na czym świat i Rukei stoi, Vivnyan robiła za uroczego, nieporadnego i żywego pluszaka... Zakręciła się w kółko, piasek usunął się pod nią. Krótkie łapki nie złapały równowagi, bowiem mentalnie jeszcze chodziła na czterech kończynach jak zwykły kot, nie jak ta hybryda kotowatego, którą stworzył pijany Rukei. Wiedziała, że napity coś pomyli, wiedziała... Ósemkotka potknęła się nagle o swoje krótkie, puszyste łapki i miaucząc, bezradnie sturlała się z niewielkiej wydmy na której stała. Wznieciła nieco czerwonego kurzu, aż doturlała się do feralnej, żeńskiej trójki i zatrzymała... Tkwiąc głową i przednimi łapami w piasku oraz machając energicznie tylnymi kończynami. Nawet czerwony pył nie był w stanie stłumić jej miauknięć, gdy klęła na Rukeia i wołała by ją ktoś wyciągnął z tego zakichanego piasku.
OOC ---> Koniec treningu
Tak teraz brzmi Vivnyan
Z absorbującego zajęcia wykrwawiania Rukeia wyrwał ją nagły skok energii, a właściwie kilka skoków... Jeśli tylko spięcia Ki można tak nazwać. Może i była kotem nie potrafiącym nawet skryć swojej własnej, w tej chwili śmiechu wartej mocy, to co inni wyrabiają czuła doskonale. Odwróciła kosmaty łebek, nie przerywając wpijania pazurów w blade palce samozwańczego Cesarza Demonów. Brązowe oczy o wąskich źrenicach śledziły każdy ruch wśród krwistych piasków... Raziel odpalił drugą formę Super Saiyana, błysnęło złotem, Dragot również uwolnił spore pokłady ciemnej, podobnej od dymu energii... Nawet Kisa użyła swojej Ki, ale ich poczynania były tylko jak dwa jeziora i staw w porównaniu z morzem mocy Reda... A jej przypadało tylko patrzeć i warczeć na Rukeia, sycząc i parskając, że ma powstrzymać oszalałego od swojej krwi demona. Wrzaski dobiegające z pola walki jeżyły jej futro na grzbiecie. Duo Księcia i demona od razu przeszło do ofensywy, miotając promieniami różnej formy i siły. Krzyki ostrzeżenia Saiyanki utonęły w dźwiękach ładowanej energii, nie zwrócili na nią uwagi, bo z resztą... Oni dobrze o tym wiedzieli. Mieli jeszcze nadzieję, że może jakoś powstrzymają Reda, a poza tym byli wojownikami. Saiyan i demon. Żaden z nich nie będzie czekał biernie aż krwistooki zrobi sobie z nich stołówkę i zostawi jako wysuszone wiórki pozbawione krwi na gorącym piachu. Mieli swoją dumę i nie poddadzą się bez walki, a jak już zginąć, to w bitwie. Taka była ich filozofia... Którą wielu, nawet Vivian podzielała. Krew Aryenne, choć łagodniejszej z rasy Saiyan i nie dominująca u halfki, była równie gorąca co Vegeta. Raziel też walczył ze wszystkich sił...
Red nagle wrzasnął. Był to krzyk pełny jakiegoś nieludzkiego bólu, aż stuliła uszy, zamierając na moment. Widziała jak demon opada na piach, czerwony kurz pokrył czarne włosy i ubranie, niby upiorny, krwisty śnieg. Czułą nosem nagrzaną palącym słońcem czarną posokę. Nie był tak słaby by cięcie jej brata przyrodniego miało go pokonać, o nie, Vivnyan dobrze pamiętała jak sama nim dostała... Ale odcięcie obu nóg targało nerwy bólem gorszym niż to czego ona doświadczyła. Nie minęła jednak chwila a Dragot z Razielem zostali złapani i rzuceni o ziemie, gryząc również piach. Kotka poderwała się, ale znów natrafiła na barierę i ponownie, w syczącej, bezsilnej furii rzuciła się na dłoń Rukeia. Ani Saiyan ani demon nie pozostali Redowi dłużni. Po chwili wyrywania się, przeklinania i miotania energią, wyzwolili się. Raziel został przymusowym dawcą krwi i niezadowolony z tego powodu potraktował miotającego się demona energetyczną włócznią oraz swoim popisowym atakiem. Złota kula runęła na czarnowłosego, a tuż za nią pomknął czarno-biały pocisk z Ki Dragota podobnej wielkości. Piasek się topił, żar lał się nie tylko z nieba, ale bił od ataków walczących. W powietrzu czuć było nie tylko to, ale i zapach krwi oraz złość. Zwyczajną wściekłość spowodowaną bestialskim głodem, bezsilnością oraz adrenaliną walki. Skoncentrowane i zgrane ataki wywołały niemały wybuch, tworząc dymiący suchym dymem krater ze szklonego i sczerniałego piasku. Było cicho... Vivnyan wbiła pazury w kolana Rukeia, wpatrując się tępo w miejsce, gdzie jeszcze kilka sekund temu stał Red.
Niebieska krew nie odznaczała się na spodniach demona, ale mógł być pewien, że kilka krwawych kresek na udzie ma. Zignorował Vivnynan ponownie, zasłuchany najwyraźniej w pytanie Dragota, który znikąd pojawił się przy piaskowym tronie. Kotka zakręciła się niespokojnie i syknęła głośno, jakby nagląc i prosząc by w jakiś sposób Arcydemon Eyeless zabrał ją od Rukeia, od tego upokarzającego bycia niesfornym pupilkiem na czyichś kolanach. Rogaty demon nie zwrócił na nią uwagi, próbując porozumieć się z Władcą Demonów... W jakim celu? Czy jawnie mówił mu, że nie ma dla niego szacunku, bo niczym się ku temu nie wykazał, czy była to propozycja...? Za szacunek będzie interes między tą parą? O tyle, co Vivian nie mogła nic Dragotowi zarzucić oprócz bycia (niepokojąco) ekstrawaganckim demonem, którego chaotyczny sposób pojmowania raził pewnym porządkiem... O tyle wiedziała, czy też czuła przez skórę, że może być niebezpieczny, a będąc pod wpływem Rukeia... Nie skończy się to dobrze. Z innej jednak strony patrząc, Dragot nie był kimś, na kogo można mieć wpływ - dopóki ich zamiary i myśli będą się pokrywać, mogą współpracować, a gdy się rozejdą, Arcydemon pójdzie swoją stroną. Gorzej, jeśli Rukei zmiany planów nie uzna, dla Dragota nie byłby to korzystny obrót spraw... Co się będzie działo? Vivnyan syknęła głośno, każąc się im uciszyć. Martwi się już o jednego demona i zaczyna o drugiego? Bardziej o to, by Rukei nie znalazł kogoś, kto będzie mieszał tak jak on w życiu innych... Szlag by trafił... Teraz najbardziej poszkodowaną wśród nich osobą jest Red, nie Dragot narzekający na brak autorytetu.
Red był najpotężniejszą osobą jaką znała. Jakaś część Vivnyan z chłodną, wręcz okrutnie zimną logiką wywnioskowała i uznała, że coś takiego na pewno go nie zabiło. Reszta ściskała serce, bo widok oszalałego demona nie był miły dla oka. Do tego, choć leżało to w naturze Reda, to sprzeciwiał się temu i pracował nad sobą... A jedna nieprzemyślana akcja Rukeia zawaliła to, co jej prawie-młodszy brat budował w swojej roztrzepanej głowie przez tyle czasu. To, choć głód pochłaniał rozsądek od środka, choć szał też sprawiał mu fizyczny ból... To będzie niczym w porównaniu z tym, co się z nim stanie gdy Red oprzytomnieje i krew, która uderzyła mu do głowy strawi się, a jej działanie zniknie. Świadomość, że szaleństwo wzięło górę, że naraził tyle osób na niebezpieczeństwo będzie dlań najgorszą torturą. Demon najpewniej odejdzie, zaszyje się w cień, spróbuje wpełznąć do jakiejś dziury by nigdy więcej nie wyjść na światło słoneczne - tak go będzie zżerać żal i poczucie winy. Wszystkie długie i mozolne próby by choć trochę się otworzył - na nic. Ze strachu przed sobą odsunie się od innych i stracą przyjaciela... A przecież nawet to nieliczne towarzystwo osób, które można byłoby policzyć na palcach jednej dłoni a które niosło pewną ulgę demonowi... Odrzuci, bo będzie czuł, że musiał. Stracą Reda. Ta świadomość mroziła Vivian od środka. Stracą go... Przez jedną, jedyną osobę, która machała mu przed nosem swoją krwią...
W tej samej chwili w której zerwał się wiatr i czarna postać Reda powstała chwiejnie, koncentrując swoją moc, w tym samym momencie Vivnyan nastroszyła futro. Była wściekła na Rukeia, a ta negatywna emocja przeskoczyła właśnie o oczko wyżej. Rzuciła się mu do piersi, traktując włochaty kołnierz jako drabinę i uderzyła łapą o lewy policzek demona, zatapiając pazury w skórze. Nie był to wielki wyczyn, bo dała radę go zaledwie zadrapać, ale pozostał cień satysfakcji. Jak gdyby nic się nie stało, bordowowłosy złapał ją i uniósł, co nie było tak prostym wyczynem - Vivnyan wiła się, drapała i prychała, wyzywając go wszystkimi określeniami jakie przychodziły jej do głowy. Słowem zachowywała się jak kot na wściekliźnie, za wszelką cenę chcący wgryźć się w jego palce. Rukei odstawił ją na piasek, gdzie zapadła się nieco w czerwony pył. Tron stracił formę i kolejna porcja kurzu poleciała Vivnyan na głowę i grzbiet. Prychnęła zła, gramoląc się i strosząc futro. Zajęło jej to trochę czasu, akurat tyle by ujrzeć, jak demon tworzy barierę, osłaniając cztery osoby przed atakiem Reda. Czarne, delikatne i w tej chwili śmiercionośne motyle natrafiły na niewidzialną ścianę i znikły, rozpływając się w powietrzu. Kotka słuchała jednym uchem przemowy Rukeia, wbijając uważny wzrok w Reda. Wyglądał koszmarnie i o wiele gorzej niż zwykle. Z dwoma dziurami w piersi, chudy i wyschnięty, jakby skóra i to co zostało z ciała przylgnęło na dobre do kości. Czarny od swojej krwi, bez nóg... Poraniony, przypalony, wycieńczony i na domiar złego - w szale. A Rukei podszedł sobie do niego spokojnie... Czarnowłosy zatoczył się, tracąc siły nagle jakby demon wyłączył mu zasilanie, osłabł, aż dziw, że przed chwilą sprawiał im tyle kłopotów... Po czym został przerzucony przez ramię, jak szmaciana, krwawiąca kukła.
O, nie nie nie... Domniemany Król pojawił się jeszcze przy Kisie by powiedzieć, że zajmie się Redem. O nie. Vivnyan mu nie ufała za grosz i jeśli chodzi o Rukeia to nikogo by nie wysłała pod jego pieczę, nawet najgorszego wroga. Niby Red to demon, a swoim Rukei nie odmawia. Chce mu pomóc zapanować nad głodem... Tylko jak to się skończy, tak jak ta dzisiejsza próba nakarmienia go swoją krwią..? Jak mogła zaufać komuś, kto już raz skrzywdził Reda, choćby nieświadomie pojąc go posoką? Jak niby miała powierzyć mu kogoś bliskiego, gdy również inną, bliską jej osobę chciał pozbawić duszy?
- Ostrzegam... - warczała Vivnyan, zachrypniętym od ciągłych syków głosem. Cała była czerwonawa od piasku. Jej mordka, szyja i łapy były brudne od niebieskiej krwi, odznaczającej się wyraźnie na jasnej sierści. - Jeśli tak ma wyglądać Twoja nauka, to wydrapie Ci oczy, nawet jeśli dalej będę kotem.
Gdy zwrócił się do Raziela, znów ją, rzecz jasna, ignorując, i ona przeniosła swoje spojrzenie na Saiyana. Pokrwawiony, obity, ubranie w strzępach. Kark miał oblepiony krwią, czerwień znaczyła kąciki warg czyli odniósł też obrażenia wewnętrzne. Był w jednym kawałku w każdym razie i trzymał się jeszcze na nogach... A przyleciał tylko odwiedzić siostrę. Niby planowała zdzielić go po łbie za tak długą nieobecność na Vegecie, ale patrząc na jego stan, stwierdziła, że sobie to daruje. Nawet komentarz był zbędny, bo Rukei zajął się i tym, zwąc Księciunia wrzodem na dupie. Nie sprecyzował na czyjej. Pod jednym względem miał rację, Chepri był zbyt spokojny by dać się mu sprowokować do bójki i zbyt dojrzały by podjąć walkę, nawet jeśli docinki Raziela mogły mu dać się we znaki. Oczywiście, Vivnyan wiedziała, że prędzej czy później rzucą się sobie do gardeł. Byli jak lód i ogień, swoje przeciwieństwa, które nie dopełniały się, ale drażniły wzajemnie, nie tworząc żadnej harmonii. Chepriego jednak nie było, tkwili na Vegecie i Rukeia świerzbiły najwyraźniej palce by zrobić coś innego niż ograniczanie się do agresji słownej.
A mianowicie wzniósł obie dłonie, ładując energetyczną kulę... Choć nie, nie była to sama Ki. Zamiast wymierzyć nią w Raziela, wycelował w kotkę i nim zdążyła wygiąć grzbiet czy prychnąć, pocisk poleciał w jej kierunku. Doleciał, godząc w bok i odbił się, na pewien sposób rozszczepiając na pozostałych. Ale Vivnyan tego nie widziała, bo nagle pociemniało w jej oczach i...
I nagle zdała sobie sprawę, że stoi wyprostowana. Rukeia ani Reda nie było widać, pozostali omdlali wyraźnie, ale ona... Stała prosto. Mizerna to była wysokość, bo stojąc tak sięgałaby ledwie Razielowi do połowy łydki. Zaraz zaraz, dalej była kotem, tylko jakby mniejszym, drobniejszym, w dodatku na dwóch łapach..? Budowa ciała była zupełnie inna, ale nie docierało to jeszcze do świadomości kotki. Co do licha.... Dało się słyszeć głośne, zdumione miauknięcia, ale nie brzmiały one jak poprzednie, zwykłe, kocie. Dźwięk wydobywający się z mordki Vivnyan był o ton wyższy, słodki po prostu, miauczała jak małe kociątko. Nie wiedząc co się stało z jej ciałem, zaczęła energicznie machać przednimi łapami, próbując złapać równowagę na nieco chwiejącej się, dolnej parze. Wyglądało to komicznie, a dodając do tego jej miauczenie, które było niczym innym jak przeklinaniem na czym świat i Rukei stoi, Vivnyan robiła za uroczego, nieporadnego i żywego pluszaka... Zakręciła się w kółko, piasek usunął się pod nią. Krótkie łapki nie złapały równowagi, bowiem mentalnie jeszcze chodziła na czterech kończynach jak zwykły kot, nie jak ta hybryda kotowatego, którą stworzył pijany Rukei. Wiedziała, że napity coś pomyli, wiedziała... Ósemkotka potknęła się nagle o swoje krótkie, puszyste łapki i miaucząc, bezradnie sturlała się z niewielkiej wydmy na której stała. Wznieciła nieco czerwonego kurzu, aż doturlała się do feralnej, żeńskiej trójki i zatrzymała... Tkwiąc głową i przednimi łapami w piasku oraz machając energicznie tylnymi kończynami. Nawet czerwony pył nie był w stanie stłumić jej miauknięć, gdy klęła na Rukeia i wołała by ją ktoś wyciągnął z tego zakichanego piasku.
OOC ---> Koniec treningu
Tak teraz brzmi Vivnyan
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Świątynia Grzechu (dawniej Legowisko Reda)
Wto Lip 26, 2016 10:21 pm
To była porządna walka. Jednostronna i z góry skazana na porażkę, ale chyba najbardziej intensywna jak do tej pory. Starcie z Katsu i Vivian też były dobre, jednakże tam przeciwnicy mieli zbliżony do siebie poziom. Tutaj zaś był Red i długo, długo nic. Raziel zdawał sobie doskonale z tego sprawę, jednakże nie mógł odpuścić. Taka walka nie nadarzy się zbyt szybko, więc nawet jeśli ma polec to zrobi to w wielkim stylu. Poza tym musi powstrzymać Reda do czasu, aż wróci mu świadomość, albo da czas innym na ucieczkę. Najlepszą opcją byłoby go wyłączyć na chwilę z walki, jednak to było tylko marzenie. Energia Reda uderzała w niego ze wszystkich stron niczym ciemność. To była tylko kwestia czasu, aż światło Raza zniknie pochłonięte przez mrok. Wiedział, że Red nigdy by do tego dopuścił, jednakże teraz nie mieli do czynienia z przyjacielem. Teraz stali naprzeciwko oszalałego demona, dla którego jedynym celem było pożywić się krwią. Nie obchodziło go do kogo będzie ona należała. Chciał mieć żarcie teraz i kropka. No, ale Raziel po próbie wyssania do cna nie miał zamiaru dać się Redowi najeść. Poza tym ten atak wkurzył go o wiele bardziej, dlatego też postanowił odpalić cięższe działa. Nikt nie będzie robił sobie z niego przekąski. Nikt! Final Flash skutecznie usadził Reda w dziurze, która została jeszcze pogłębiona przez atak demona. Koleś się przynajmniej na coś przydał, choć i tak obije mu później mordę za te teksty o jego mamie.
Raziel wylądował na czerwony piasku i patrzył się z niepokojem w czarną dziurę. Doskonale wiedział, że to nie koniec, jednakże miał cichą nadzieję, że demon odzyskał zdrowy rozsądek. Te ataki powinny mu zrobić jakąś krzywdę. Zahne rzucił okiem na Kisę, która stała jak ten słup soli. Następnie spojrzał na Vivian, która choć nie mogła pomóc w walce to wściekle atakowała tego Rukeia. Jednakże po minie demona i jego spokojnej aurze można było wywnioskować, że wielkiej krzywdy mu nie robi. Energia Reda zaczynała zanikać. Czyżby udało im się go pokonać? Niemożliwe. Przecież dysponował o wiele większą mocą. Co się do jasnej cholery działo? No i dokładnie po tym jak Zahne zadał sobie to pytanie to moc demona wyskoczyła w górę, a za nią pojawił się jej właściciel. Trzeba powiedzieć, że aktualnie wyglądał jak ucieleśnienie furii, zła i wszelakiego grzechu. Cały w ranach, krwi i z dziurą w torsie wyglądał naprawdę upiornie. Złotowłosy nie zdziwiłby jakby zobaczył wrota piekieł, po tym jak Red otworzyłby paszczę. Kurwa. Jak można pokonać kogoś, kogo nie ima się ból, zmęczenie i wszystko inne. Red zachowywał się jak maszyna nastawiona na jeden cel. Tym celem zaś była całkowita anihilacja wszystkiego co żyje.
- Psiakrew. – warknął Saiyanin i wzmocnił swoją aurę. Czuł, że słabnie, jednak postanowił wydobyć z siebie ostatnie resztki energii. Jak to ma być koniec to warto uczynić go pamiętnym.
- No dawaj franco. Pokaż co tam masz dobrego. – powiedział Zahne skupiając energię i czekając na uderzenie Reda. Widział już doskonale kogo obrał sobie demon za cel. Atakuj tego, kto napsuł ci najwięcej krwi, a aktualnie to Raz przodował w tej kategorii. Jednak kiedy Red wypuścił swój atak to lazurowe oczy wojownika Natto rozszerzyły się. Nigdy w życiu nie widział takiego ataku, jednak był pewny, że był śmiercionośny. Ciemna energia jaka biła od niego aż krzyczała, by spierdalać. Jednak Raziel stał i czekał na atak. Dlaczego? Może dlatego, że wiedział iż nie zdąży go uniknąć. A może dlatego, że nie chciał uciekać. Chciał zobaczyć co potrafi Red. Powoli cofnął ręce i zaczął kumulować energię.
- Laser. Storm! – rzucił Raziel i już miał wypuścić skoncentrowaną dawkę pocisków, kiedy atak Reda rozbił się na barierze. Barierze, która została wzniesiona przed jego nosem, przez nikogo innego jak tego Rukeia. Co ten koleś kombinował? Czego zasłonił go przed atakiem oszalałego towarzysza. Przecież to przez jego gierki Red oszalał. Od początku nie podobał się Razielowi, a teraz ta niechęć się jeszcze pogłębiła. Złotowłosy dezaktywował swoją technikę, jednakże w dalszym ciągu pozostawał w formie Super Saiyanina poziomu drugiego. To wszystko śmierdziało mu jakimś przekrętem. Dlaczego ten Rukei go uratował? Na co on liczył?
- Super gadka. Wsadź ją w swój spot wyborczy. Na pewno będziesz wspaniałym przywódcą. Jeszcze brakuje tylko pokoju na świecie. – rzucił Saiyanin słysząc przemowę Rukeia do Dragota, który wrzucił Razowi kolejny powód by go obserwować. Perspektywa tego, że ten błazen może być zdradziecką świnią była nieprzyjemna. Może i wcześniej uratował Kisę, ale nie czyni z niego to w żadnym wypadku przyjaciela. Książe Vegety nie ufał mu i tyle. Już teraz pokazywał, że wszystko co robi, robi dla korzyści. Zahne prychnął cicho i założył ręce na torsie. Jego kurtka praktycznie była rozwalona i upaprana posoką. Koszulka jeszcze się trzymała, ale to była zasługa wytrzymałego materiału kurtki.
- Nie strasz, nie strasz bo się zesrasz. Mam głęboko w dupie ciebie i tego frajera. Także przydaj się na coś i odmień ją z tego kota, a potem leć i utop się. – powiedział lazurowooki do Cesarza Demonów. Jak już robić sobie wrogów to z najwyższej półki. Pan Psycholi i Dziwek wreszcie wziął się do roboty, o czym świadczyły dwie ręce wyciągnięte w stronę jego siostry. Raz obserwował kulę energii, która uderzyła w jego siostrę, a następnie…
Następnie ból, który poczuł sprawił, że upadł na kolana. Nie był jakiś silny, jednakże pokrywał on całe jego ciało, które zaczęło go palić żywym ogniem. Czuł się jakby jego ciało rozpadało się na kawałki. Nie wiedział czym oberwał, ale wiedział, że jak to przeżyje to zatłucze tego demona gołymi rękoma. Tego mógł się spodziewać po demonach. Pierdoleni tchórze i mendy. Po raz kolejny potwierdzali to czego Raz był pewny.
- Zatłukę. Zabiję jak psa. – warknął Raz, zanim ból i coś jeszcze odcięły mu prąd. Ciemność zakryła mu oczy, a on sam odpłynął.
Obudził się po kilku chwilach. Ból już minął lecz on sam czuł się jakby potrącił go rozszalały Koszarowy, który leciał do kibla. Głowa mu dziwnie ciążyła, a na dodatek coś przysłaniało wzrok. Przetarł oczy starając się przegnać mgłę, gdy po chwili zrozumiał, że to nie mgła tylko włosy. Jego włosy. Opadały mu na czoło i prawie wchodziły do oczu. Co do diabła? Zahne przeniósł się do pozycji siedzącej i zdziwił się, kiedy zobaczył jak jego kurtka prawie z niego spada. Przecież jeszcze kilka chwil temu była doskonała. W dalszym ciągu czuł się ociężały i jakby słabszy. Przemiana SSJ2 dezaktywowała się kiedy był nieprzytomny, jednak nie powinien odczuwać aż takiego osłabienia. Co się stało? I gdzie jest ten debil i Red? Nagle do jego uszu doszły przekleństwa Kisy, która darła się jakby obdzierali ją ze skóry. Książe spojrzał na swoją podopieczną i prawie oczy mu wypadły z orbit. Musiał je przetrzeć, gdyż nie wierzył swojemu wzrokowi. Kisa wyglądała… no jak nie Kisa. Wyglądała o wiele bardziej dojrzale. Zupełnie tak jakby w przeciągu kilku sekund przybyło jej kilku lat. Bo, że kilka kilo tu i ówdzie to było widać. No, ale pierwsza myśl jaka pojawiła się u Raza to, że Kisa miała cycki. Co tu się porobiło? I dlaczego ona się z niego śmieje.
- Gorzej ci?! – krzyknął Raz i natychmiast zatkał sobie usta dłońmi. To nie był jego głos. Był on o wiele wyższy i jakby bardziej miękki. Bardziej… kobiecy. Raziel spojrzał na swoje dłonie ze zdziwieniem. Były o wiele mniejsze i zgrabniejsze. Wyglądały jak dziewczyny. I kiedy tak patrzył na dół to wreszcie zobaczył ten najważniejszy szczegół. Dwie duże kule, które były przytwierdzone do jego klatki piersiowej i naciągały koszulkę. Raziel miał cycki.
- Co do kurwy nędzy?! Jestem dziewczyną?! – wrzasnął, a właściwie wrzasnęła, po czym poderwał się na równe nogi. Patrzył ze zdziwieniem na swoje ręce i dotykał się po całym ciele i twarzy. Wyczuwał zmiany, jednak musiał zobaczyć się w lustrze. Co ten żul zrobił?
- Hę? – rzucił, kiedy zobaczył małą jasną istotę, która upadła w piach niedaleko niego i machała nogami. Zahne podszedł chwiejnym krokiem i pochylił się, a następnie podniósł istotę za kark. Kiedy zobaczył co to było to skrzywił się.
- Kurwa no nie. No po prostu nie! Czym ty teraz jesteś? – rzucił do Vivian, która wyglądała jak urocza zabawka, a na dodatek miauczała. Co tu się pojebało? Odwrócił się, a jego wzrok padł na demona, który też zamienił się w dziewczynę, ale w dalszym ciągu pozostawał z niego paszczur. Ryj miał naprawdę nie wyjściowy. Zabije tego Rukeia.
- Kisa! Gdzie jest Red i ten debil? – rzucił Raziel i znowu się skrzywił słysząc ten kobiecy głos. Normalnie go zatłucze gołymi rękoma.
OOC:
Koniec treningu.
SSJ2 of
Laser Storm nie doszło do skutku
Laska mod on.
Raziel wylądował na czerwony piasku i patrzył się z niepokojem w czarną dziurę. Doskonale wiedział, że to nie koniec, jednakże miał cichą nadzieję, że demon odzyskał zdrowy rozsądek. Te ataki powinny mu zrobić jakąś krzywdę. Zahne rzucił okiem na Kisę, która stała jak ten słup soli. Następnie spojrzał na Vivian, która choć nie mogła pomóc w walce to wściekle atakowała tego Rukeia. Jednakże po minie demona i jego spokojnej aurze można było wywnioskować, że wielkiej krzywdy mu nie robi. Energia Reda zaczynała zanikać. Czyżby udało im się go pokonać? Niemożliwe. Przecież dysponował o wiele większą mocą. Co się do jasnej cholery działo? No i dokładnie po tym jak Zahne zadał sobie to pytanie to moc demona wyskoczyła w górę, a za nią pojawił się jej właściciel. Trzeba powiedzieć, że aktualnie wyglądał jak ucieleśnienie furii, zła i wszelakiego grzechu. Cały w ranach, krwi i z dziurą w torsie wyglądał naprawdę upiornie. Złotowłosy nie zdziwiłby jakby zobaczył wrota piekieł, po tym jak Red otworzyłby paszczę. Kurwa. Jak można pokonać kogoś, kogo nie ima się ból, zmęczenie i wszystko inne. Red zachowywał się jak maszyna nastawiona na jeden cel. Tym celem zaś była całkowita anihilacja wszystkiego co żyje.
- Psiakrew. – warknął Saiyanin i wzmocnił swoją aurę. Czuł, że słabnie, jednak postanowił wydobyć z siebie ostatnie resztki energii. Jak to ma być koniec to warto uczynić go pamiętnym.
- No dawaj franco. Pokaż co tam masz dobrego. – powiedział Zahne skupiając energię i czekając na uderzenie Reda. Widział już doskonale kogo obrał sobie demon za cel. Atakuj tego, kto napsuł ci najwięcej krwi, a aktualnie to Raz przodował w tej kategorii. Jednak kiedy Red wypuścił swój atak to lazurowe oczy wojownika Natto rozszerzyły się. Nigdy w życiu nie widział takiego ataku, jednak był pewny, że był śmiercionośny. Ciemna energia jaka biła od niego aż krzyczała, by spierdalać. Jednak Raziel stał i czekał na atak. Dlaczego? Może dlatego, że wiedział iż nie zdąży go uniknąć. A może dlatego, że nie chciał uciekać. Chciał zobaczyć co potrafi Red. Powoli cofnął ręce i zaczął kumulować energię.
- Laser. Storm! – rzucił Raziel i już miał wypuścić skoncentrowaną dawkę pocisków, kiedy atak Reda rozbił się na barierze. Barierze, która została wzniesiona przed jego nosem, przez nikogo innego jak tego Rukeia. Co ten koleś kombinował? Czego zasłonił go przed atakiem oszalałego towarzysza. Przecież to przez jego gierki Red oszalał. Od początku nie podobał się Razielowi, a teraz ta niechęć się jeszcze pogłębiła. Złotowłosy dezaktywował swoją technikę, jednakże w dalszym ciągu pozostawał w formie Super Saiyanina poziomu drugiego. To wszystko śmierdziało mu jakimś przekrętem. Dlaczego ten Rukei go uratował? Na co on liczył?
- Super gadka. Wsadź ją w swój spot wyborczy. Na pewno będziesz wspaniałym przywódcą. Jeszcze brakuje tylko pokoju na świecie. – rzucił Saiyanin słysząc przemowę Rukeia do Dragota, który wrzucił Razowi kolejny powód by go obserwować. Perspektywa tego, że ten błazen może być zdradziecką świnią była nieprzyjemna. Może i wcześniej uratował Kisę, ale nie czyni z niego to w żadnym wypadku przyjaciela. Książe Vegety nie ufał mu i tyle. Już teraz pokazywał, że wszystko co robi, robi dla korzyści. Zahne prychnął cicho i założył ręce na torsie. Jego kurtka praktycznie była rozwalona i upaprana posoką. Koszulka jeszcze się trzymała, ale to była zasługa wytrzymałego materiału kurtki.
- Nie strasz, nie strasz bo się zesrasz. Mam głęboko w dupie ciebie i tego frajera. Także przydaj się na coś i odmień ją z tego kota, a potem leć i utop się. – powiedział lazurowooki do Cesarza Demonów. Jak już robić sobie wrogów to z najwyższej półki. Pan Psycholi i Dziwek wreszcie wziął się do roboty, o czym świadczyły dwie ręce wyciągnięte w stronę jego siostry. Raz obserwował kulę energii, która uderzyła w jego siostrę, a następnie…
Następnie ból, który poczuł sprawił, że upadł na kolana. Nie był jakiś silny, jednakże pokrywał on całe jego ciało, które zaczęło go palić żywym ogniem. Czuł się jakby jego ciało rozpadało się na kawałki. Nie wiedział czym oberwał, ale wiedział, że jak to przeżyje to zatłucze tego demona gołymi rękoma. Tego mógł się spodziewać po demonach. Pierdoleni tchórze i mendy. Po raz kolejny potwierdzali to czego Raz był pewny.
- Zatłukę. Zabiję jak psa. – warknął Raz, zanim ból i coś jeszcze odcięły mu prąd. Ciemność zakryła mu oczy, a on sam odpłynął.
Obudził się po kilku chwilach. Ból już minął lecz on sam czuł się jakby potrącił go rozszalały Koszarowy, który leciał do kibla. Głowa mu dziwnie ciążyła, a na dodatek coś przysłaniało wzrok. Przetarł oczy starając się przegnać mgłę, gdy po chwili zrozumiał, że to nie mgła tylko włosy. Jego włosy. Opadały mu na czoło i prawie wchodziły do oczu. Co do diabła? Zahne przeniósł się do pozycji siedzącej i zdziwił się, kiedy zobaczył jak jego kurtka prawie z niego spada. Przecież jeszcze kilka chwil temu była doskonała. W dalszym ciągu czuł się ociężały i jakby słabszy. Przemiana SSJ2 dezaktywowała się kiedy był nieprzytomny, jednak nie powinien odczuwać aż takiego osłabienia. Co się stało? I gdzie jest ten debil i Red? Nagle do jego uszu doszły przekleństwa Kisy, która darła się jakby obdzierali ją ze skóry. Książe spojrzał na swoją podopieczną i prawie oczy mu wypadły z orbit. Musiał je przetrzeć, gdyż nie wierzył swojemu wzrokowi. Kisa wyglądała… no jak nie Kisa. Wyglądała o wiele bardziej dojrzale. Zupełnie tak jakby w przeciągu kilku sekund przybyło jej kilku lat. Bo, że kilka kilo tu i ówdzie to było widać. No, ale pierwsza myśl jaka pojawiła się u Raza to, że Kisa miała cycki. Co tu się porobiło? I dlaczego ona się z niego śmieje.
- Gorzej ci?! – krzyknął Raz i natychmiast zatkał sobie usta dłońmi. To nie był jego głos. Był on o wiele wyższy i jakby bardziej miękki. Bardziej… kobiecy. Raziel spojrzał na swoje dłonie ze zdziwieniem. Były o wiele mniejsze i zgrabniejsze. Wyglądały jak dziewczyny. I kiedy tak patrzył na dół to wreszcie zobaczył ten najważniejszy szczegół. Dwie duże kule, które były przytwierdzone do jego klatki piersiowej i naciągały koszulkę. Raziel miał cycki.
- Co do kurwy nędzy?! Jestem dziewczyną?! – wrzasnął, a właściwie wrzasnęła, po czym poderwał się na równe nogi. Patrzył ze zdziwieniem na swoje ręce i dotykał się po całym ciele i twarzy. Wyczuwał zmiany, jednak musiał zobaczyć się w lustrze. Co ten żul zrobił?
- Hę? – rzucił, kiedy zobaczył małą jasną istotę, która upadła w piach niedaleko niego i machała nogami. Zahne podszedł chwiejnym krokiem i pochylił się, a następnie podniósł istotę za kark. Kiedy zobaczył co to było to skrzywił się.
- Kurwa no nie. No po prostu nie! Czym ty teraz jesteś? – rzucił do Vivian, która wyglądała jak urocza zabawka, a na dodatek miauczała. Co tu się pojebało? Odwrócił się, a jego wzrok padł na demona, który też zamienił się w dziewczynę, ale w dalszym ciągu pozostawał z niego paszczur. Ryj miał naprawdę nie wyjściowy. Zabije tego Rukeia.
- Kisa! Gdzie jest Red i ten debil? – rzucił Raziel i znowu się skrzywił słysząc ten kobiecy głos. Normalnie go zatłucze gołymi rękoma.
OOC:
Koniec treningu.
SSJ2 of
Laser Storm nie doszło do skutku
Laska mod on.
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Świątynia Grzechu (dawniej Legowisko Reda)
Czw Lip 28, 2016 10:38 pm
Byłem świadomy że nie ukrywając się ze składaniem propozycji takim istotom jak Rukei, nie zdobędę sobie zaufania u ludzi. Ale każda osoba która mnie choć trochę poznała, wie że nie można mi ufać. Więc nie miałem nic do stracenia. I odpowiedź jaką dostałem doprawdy mnie zaciekawiła. Raz słusznie powiedział że zabrzmiało jak mowa wyborcza. Ale każdy demon w głębi duszy zechciałby podążać za kimś o takich celach. Każdy demon, nawet ten po jasnej stronie mocy chce by przestano na niego patrzeć jak na zwierzę, lub szkodnika. Bo właśnie tak traktowane są demony. Między innymi taka postawa kierowała mną gdy biłem się z Razielem. Teraz poglądy typu Demon Nazi nie imają się mnie tak jak kiedyś, ale to nie znaczy że sojusz z Diabłem nie okazałby się dla mnie opłacalny. Tymczasem na polu walki zaczęły się dziać grube rzeczy...
-Hoooooołliii szjeeeet.
Powiedziałem z wybałuszonymi oczyma gdy zobaczyłem Reda wychodzącego z dziury. Jeśli to nie krzyczało "mamy przesrane" to ja już nie wiem co zadziała. Ucieszyłem się tylko gdy swój wzrok skierował na Raziela który napsuł mu najwięcej krwi, choć ja stałem tutaj na drugim miejscu. Wyglądał prawie tak przerażająco jak ja przed uczesaniem się. I najgorsze było w tym wszystkim to że skończyła mi się KI, więc nie mogłem ani się bronić ani atakować. Gdy nastąpił atak Reda jedyne co mogłem zrobić to włączyć gardę i zamknąć oczy w nadziei że nic się złego nie stanie.
Lol, podziałało. Rukei nas obronił. Całkiem logiczne że nie chciał nas tak szybko zabić. To by popsuło całą zabawę. To właśnie między innymi sprawiało że czułem podświadomie potrzebę sojuszu z tym demonem. Myśleliśmy tak samo. Czułem więź krwi z innym demonem co nie zdarzyło mi się od bardzo, bardzo dawna. Czułem się zawsze odmienny, inne demony mogły ginąć na moich oczach i nie ruszało mnie to ani trochę. Teraz tak nie było. Logiczna jednak była jeszcze jedna rzecz. Skoro myślimy podobnie, to jemu również nie można ufać.
-buahahahaha!
Zacząłem się głośno śmiać gdy usłyszałem tekst od Demona do Raziela. Nie spodziewałem się tego kompletnie. Saiyanin też nie pozostał dłużny, zresztą jego niewyparzona gęba już mnie dawała się we znaki. Gdyby jeszcze był kreatywny w swoich docinkach, ale wszystkie sprowadzają się do tego samego. Choć pewnie o mnie można by powiedzieć dokładnie to samo, tylko o tym nie wiem. Po chwili jednak stało się coś jeszcze grubszego. Cesarz Demonów stworzył kulę która zdaje się miała zmienić Ósemkę z powrotem, ale jako że jak wspominałem wcześniej ma on sporo z menela, to mu to bardzo nie pykło. Na tyle że każdy poza nim dostał rykoszetem z tej kuli. I gdy tylko nim dostałem, straciłem przytomność.
-....Mama? Tata?
Powiedziałem zdziwiony widząc przed sobą dwoje różowych słoni, które razem ze mną spadały w nieskończony kosmos. Patrzyli się na mnie z miłością której nie da się po prostu opisać. Następnie zaczęli latać wokół mnie uśmiechając się tak szeroko jak się tylko da. W tle zdaje się słyszałem muzykę której tekst brzmiał koko koko euro spoko, choć nie miałem pojęcia o co w tym chodzi. Gdy tak spadałem a wokół mnie latali moi rodzice, pojawiały się w tym kosmosie nowe planety. Widziałem wielki kawałek sera o nazwie księżyc, tuż nade mną pojawiła się wielka kosmiczna kiełbasa ze słoikiem musztardy w roli jej naturalnego satelity. A gdy spojrzałem w dół, zobaczyłem że spadam wraz z rodziną w paszczę wielkiego rekina z obrożą, na którym napisane było jego imie: "Żarło". I tutaj również nie mogłem sobie przypomnieć dlaczego wydaje mi się to znajome. Gdy wielgachny rekin połknął mnie wraz z moją rodziną, wyciągnąłem z tyłka latarnię na olej i ją zapaliłem w jego żoładku. Tutaj widziałem jak różowe słonie będące moimi rodzicami zaczynają ze sobą kopulować na moich oczach, a ja widząc ten straszliwy krajobraz zaczynam płakać i krzyczeć by przestali. Lecz oni dalej to robili. I w miarę jak mój Tata zbliżał się do zapłodnienia mojej Mamy zaczynał się coraz bardziej świecić, emitując aurę podobną do mojej. I w końcu otworzyłem na chwilę swoje oczy by upewnić się że mój Tata stęka ponieważ dochodzi, a nie dlatego że ma zawał, wystrzelił on z krocza strumień różowej energii prosto na mnie, a konkretnie w moje oczy, i tak pochłaniałem tą energię, aż coś mnie przebudziło....
-c..cc..co?
Powiedziałem głosem kogoś przebudzonego w środku nocy i nie wiedzącego o co się rozchodzi. I wtedy zdębiałem. Mój głos stał się jakiś inny, a przede mną stał Raziel z cyckami, Kisa z jeszcze większymi cyckami, a Reda i Rukei'a nie było. Zaś Ósemka zmieniła się z futrzaka. I to nie takiego jak Hello Kitty. O, i ja też mam cycki. I wiecie co? zdziwiłbym się bardziej ale już raz po imprezie obudziłem się po operacji zmiany płci, więc tym razem już jestem w mniejszym szoku. Powoli wstałem oglądając jednocześnie swoje nowe ciało. Stałem się znacznie chudszy, nieco niższy, figura zmieniła mi się na bardziej kobiecą, aczkolwiek cerę dalej miałem nie najpiękniejszą. I...czułem na sobie makijaż. I to wcale nie najlepszej marki. Raz z tego co widzę przyjął zmianę płci gorzej niż ja. Przyzwyczai się. To na pewno nie potrwa zbyt długo. Ten atak nie miał aż takiej mocy. W sumie to bardziej dar niż przekleństwo. Choć pewnie mój ryj wskazuje na to drugie. Raz desperacko chciał wiedzieć gdzie się przenieśli. Mój zmysł wyczuwania Ki nie działa jeszcze zbyt dobrze z racji dezorientacji, ale miałem trochę czasu poobserwować Cesarza Demonów. Przeanalizować jego myślenie. By znaleźć Demona trzeba myśleć jak on, a tak się składa że ja zawsze myślę jak demon.
-Nie jestem pewna, ale na miejscu Rukei'a przeniósłbym się na Ziemię.
No pięknie, teraz zaczęłam mówić o sobie w płci żeńskiej. To teraz chyba muszę sobie wymyślić jakieś żeńskie imie. Hmmm.
-Emm... Trzeba sobie wymyśleć nowe imię ze względu na te okoliczności. chyba jestem... Dragilla Eyeless.
Powiedziałam dumna z siebie. Teraz to się dopiero zaczęła zabawa. W sumie to zawsze chciałem być lesbijką... Z odpowiednią ilością alkoholu nawet ja sobie kogoś znajdę na imprezie. Ale jeszcze nie pora na żarty. Trzeba postanowić co dalej.
-To ten... no.... Wypijecie ze mną Szampana? Tak za to że przeżyliśmy? I że wytrwaliśmy z Redem dłużej niż 5 sekund?
Powiedziałam jednocześnie wystrzeliwując w sporą stertę piachu promień chocolate beam, który zmienił go w butelkę szampana wraz z 3 kieliszkami. Telekinezą podałam następnie kieliszka sobie, Razielowi i Kisie oraz nalałem z butelki każdemu do 3/4 głębokości kieliszka.
-Zdrówko!
Powiedziałam, jednocześnie podnosząc kieliszka w celu wypicia znajdującej się w nim cieczy.
OOC:
Trening koniec
wyczarowuje chocolate beam szampana i nalewam każdemu kieliszek. Zdrówko za fajną grę
regeneracja 10% HP i KI
-Hoooooołliii szjeeeet.
Powiedziałem z wybałuszonymi oczyma gdy zobaczyłem Reda wychodzącego z dziury. Jeśli to nie krzyczało "mamy przesrane" to ja już nie wiem co zadziała. Ucieszyłem się tylko gdy swój wzrok skierował na Raziela który napsuł mu najwięcej krwi, choć ja stałem tutaj na drugim miejscu. Wyglądał prawie tak przerażająco jak ja przed uczesaniem się. I najgorsze było w tym wszystkim to że skończyła mi się KI, więc nie mogłem ani się bronić ani atakować. Gdy nastąpił atak Reda jedyne co mogłem zrobić to włączyć gardę i zamknąć oczy w nadziei że nic się złego nie stanie.
Lol, podziałało. Rukei nas obronił. Całkiem logiczne że nie chciał nas tak szybko zabić. To by popsuło całą zabawę. To właśnie między innymi sprawiało że czułem podświadomie potrzebę sojuszu z tym demonem. Myśleliśmy tak samo. Czułem więź krwi z innym demonem co nie zdarzyło mi się od bardzo, bardzo dawna. Czułem się zawsze odmienny, inne demony mogły ginąć na moich oczach i nie ruszało mnie to ani trochę. Teraz tak nie było. Logiczna jednak była jeszcze jedna rzecz. Skoro myślimy podobnie, to jemu również nie można ufać.
-buahahahaha!
Zacząłem się głośno śmiać gdy usłyszałem tekst od Demona do Raziela. Nie spodziewałem się tego kompletnie. Saiyanin też nie pozostał dłużny, zresztą jego niewyparzona gęba już mnie dawała się we znaki. Gdyby jeszcze był kreatywny w swoich docinkach, ale wszystkie sprowadzają się do tego samego. Choć pewnie o mnie można by powiedzieć dokładnie to samo, tylko o tym nie wiem. Po chwili jednak stało się coś jeszcze grubszego. Cesarz Demonów stworzył kulę która zdaje się miała zmienić Ósemkę z powrotem, ale jako że jak wspominałem wcześniej ma on sporo z menela, to mu to bardzo nie pykło. Na tyle że każdy poza nim dostał rykoszetem z tej kuli. I gdy tylko nim dostałem, straciłem przytomność.
-....Mama? Tata?
Powiedziałem zdziwiony widząc przed sobą dwoje różowych słoni, które razem ze mną spadały w nieskończony kosmos. Patrzyli się na mnie z miłością której nie da się po prostu opisać. Następnie zaczęli latać wokół mnie uśmiechając się tak szeroko jak się tylko da. W tle zdaje się słyszałem muzykę której tekst brzmiał koko koko euro spoko, choć nie miałem pojęcia o co w tym chodzi. Gdy tak spadałem a wokół mnie latali moi rodzice, pojawiały się w tym kosmosie nowe planety. Widziałem wielki kawałek sera o nazwie księżyc, tuż nade mną pojawiła się wielka kosmiczna kiełbasa ze słoikiem musztardy w roli jej naturalnego satelity. A gdy spojrzałem w dół, zobaczyłem że spadam wraz z rodziną w paszczę wielkiego rekina z obrożą, na którym napisane było jego imie: "Żarło". I tutaj również nie mogłem sobie przypomnieć dlaczego wydaje mi się to znajome. Gdy wielgachny rekin połknął mnie wraz z moją rodziną, wyciągnąłem z tyłka latarnię na olej i ją zapaliłem w jego żoładku. Tutaj widziałem jak różowe słonie będące moimi rodzicami zaczynają ze sobą kopulować na moich oczach, a ja widząc ten straszliwy krajobraz zaczynam płakać i krzyczeć by przestali. Lecz oni dalej to robili. I w miarę jak mój Tata zbliżał się do zapłodnienia mojej Mamy zaczynał się coraz bardziej świecić, emitując aurę podobną do mojej. I w końcu otworzyłem na chwilę swoje oczy by upewnić się że mój Tata stęka ponieważ dochodzi, a nie dlatego że ma zawał, wystrzelił on z krocza strumień różowej energii prosto na mnie, a konkretnie w moje oczy, i tak pochłaniałem tą energię, aż coś mnie przebudziło....
-c..cc..co?
Powiedziałem głosem kogoś przebudzonego w środku nocy i nie wiedzącego o co się rozchodzi. I wtedy zdębiałem. Mój głos stał się jakiś inny, a przede mną stał Raziel z cyckami, Kisa z jeszcze większymi cyckami, a Reda i Rukei'a nie było. Zaś Ósemka zmieniła się z futrzaka. I to nie takiego jak Hello Kitty. O, i ja też mam cycki. I wiecie co? zdziwiłbym się bardziej ale już raz po imprezie obudziłem się po operacji zmiany płci, więc tym razem już jestem w mniejszym szoku. Powoli wstałem oglądając jednocześnie swoje nowe ciało. Stałem się znacznie chudszy, nieco niższy, figura zmieniła mi się na bardziej kobiecą, aczkolwiek cerę dalej miałem nie najpiękniejszą. I...czułem na sobie makijaż. I to wcale nie najlepszej marki. Raz z tego co widzę przyjął zmianę płci gorzej niż ja. Przyzwyczai się. To na pewno nie potrwa zbyt długo. Ten atak nie miał aż takiej mocy. W sumie to bardziej dar niż przekleństwo. Choć pewnie mój ryj wskazuje na to drugie. Raz desperacko chciał wiedzieć gdzie się przenieśli. Mój zmysł wyczuwania Ki nie działa jeszcze zbyt dobrze z racji dezorientacji, ale miałem trochę czasu poobserwować Cesarza Demonów. Przeanalizować jego myślenie. By znaleźć Demona trzeba myśleć jak on, a tak się składa że ja zawsze myślę jak demon.
-Nie jestem pewna, ale na miejscu Rukei'a przeniósłbym się na Ziemię.
No pięknie, teraz zaczęłam mówić o sobie w płci żeńskiej. To teraz chyba muszę sobie wymyślić jakieś żeńskie imie. Hmmm.
-Emm... Trzeba sobie wymyśleć nowe imię ze względu na te okoliczności. chyba jestem... Dragilla Eyeless.
Powiedziałam dumna z siebie. Teraz to się dopiero zaczęła zabawa. W sumie to zawsze chciałem być lesbijką... Z odpowiednią ilością alkoholu nawet ja sobie kogoś znajdę na imprezie. Ale jeszcze nie pora na żarty. Trzeba postanowić co dalej.
-To ten... no.... Wypijecie ze mną Szampana? Tak za to że przeżyliśmy? I że wytrwaliśmy z Redem dłużej niż 5 sekund?
Powiedziałam jednocześnie wystrzeliwując w sporą stertę piachu promień chocolate beam, który zmienił go w butelkę szampana wraz z 3 kieliszkami. Telekinezą podałam następnie kieliszka sobie, Razielowi i Kisie oraz nalałem z butelki każdemu do 3/4 głębokości kieliszka.
-Zdrówko!
Powiedziałam, jednocześnie podnosząc kieliszka w celu wypicia znajdującej się w nim cieczy.
OOC:
Trening koniec
wyczarowuje chocolate beam szampana i nalewam każdemu kieliszek. Zdrówko za fajną grę
regeneracja 10% HP i KI
- GośćGość
Re: Świątynia Grzechu (dawniej Legowisko Reda)
Nie Lip 31, 2016 8:12 pm
Śmiechy śmiechami, ale tak na prawdę ta cała sytuacja nie była zabawna. Kisie akurat się oberwało chyba najmniej boleśnie dla honoru, ale już teraz czuje, jak zaczynają dokuczać jej plecy, a w walce te dwa cosiki na przodzie byłyby sporym problemem. Majtały się na boki jak chciały.
___ - Wiem tyle co Ty, obudziłam się niewiele przed wami, tak jak odleciałam. Powiedział mi tylko, że nauczy Red'a panować nad głodem. Gówno prawda. Zabiję drania, znalazła się dobra duszyczka. - zacisnęła pięść, po czym spojrzała na Dragota, który zaczął pajacować coś z kieliszkami, uprzednio wspominając coś, że najprawdopodobniej udali się na Ziemię. Znów ta planeta... musi w końcu się na nią udać.
Zniszczyła wszystkie telekinezą, wraz z butelką szampana, którego zawartość szybko wyparowała po spotkaniu się z gorącym piaskiem Vegety.
___ - Precz mi z tym, albo Cię wypatroszę i powieszę nad królewskim kiblem. - warknęła. Choć wyglądała nieco chyba łagodniej, to i tak w środku była nadal sobą. Zmienił się tylko jej wygląd, nic więcej - Po jaką cholerę w ogóle żeś się wtrącał i dlaczego walczysz przeciwko swojemu współrasowcowi, demonie? Czegoś chcesz? - zmrużyła oczy, a następnie stwierdziła, żeby lepiej będzie jak wszyscy się przeniosą w mniej gorące miejsce, by chociaż ciała ostudzić, gdy nerwy gorące. Wybrała dawne legowisko Red'a, zniszczony statek. W środku było jeszcze czuć dawną obecność chłodnego demona.
Dragot. Koleś był dziwny i na pewno Kisa nie ma najmniejszego zamiaru mu ufać w jakikolwiek sposób. Skoro skończył, może wracać skąd przyszedł. Nie ma zamiaru mu dziękować za ratunek przed tamtym, co się stało wcześniej. Jeszcze czego.
___ - No i co dalej? Pewnie nie chcecie w takim stanie wracać do miasta i Akademii. Musimy znaleźć tego typa i zmusić go, by nas odmienił, albo... poczekać. Może to tylko stan przejściowy i zaraz się odmienimy. - powiedziała, siadając tyłkiem na pozostałości po fotelu pilota i wpatrując się w dziwne stworzenie, które przed chwilą było kotem. Miała dziwną ochotę puknąć to palcem niejednokrotnie. Za chwilę jednak poderwała się jak poparzona z miejsca i podeszła do Raziel...ki? Tym razem nie musiała zadzierać za bardzo łepetyny do góry - Naucz mnie tej przemiany. Tej, co przed chwilą używałeś. To nie jest zwykły Super Saiyanin, to mocniejszy kop w dupę. Jak mnie nauczysz, to może następnym razem się na coś bardziej nadam, niż teraz. - potrząsnęła mężczyzną w kobiecym ciele. - RAZIEL NO!
Trening Start
___ - Wiem tyle co Ty, obudziłam się niewiele przed wami, tak jak odleciałam. Powiedział mi tylko, że nauczy Red'a panować nad głodem. Gówno prawda. Zabiję drania, znalazła się dobra duszyczka. - zacisnęła pięść, po czym spojrzała na Dragota, który zaczął pajacować coś z kieliszkami, uprzednio wspominając coś, że najprawdopodobniej udali się na Ziemię. Znów ta planeta... musi w końcu się na nią udać.
Zniszczyła wszystkie telekinezą, wraz z butelką szampana, którego zawartość szybko wyparowała po spotkaniu się z gorącym piaskiem Vegety.
___ - Precz mi z tym, albo Cię wypatroszę i powieszę nad królewskim kiblem. - warknęła. Choć wyglądała nieco chyba łagodniej, to i tak w środku była nadal sobą. Zmienił się tylko jej wygląd, nic więcej - Po jaką cholerę w ogóle żeś się wtrącał i dlaczego walczysz przeciwko swojemu współrasowcowi, demonie? Czegoś chcesz? - zmrużyła oczy, a następnie stwierdziła, żeby lepiej będzie jak wszyscy się przeniosą w mniej gorące miejsce, by chociaż ciała ostudzić, gdy nerwy gorące. Wybrała dawne legowisko Red'a, zniszczony statek. W środku było jeszcze czuć dawną obecność chłodnego demona.
Dragot. Koleś był dziwny i na pewno Kisa nie ma najmniejszego zamiaru mu ufać w jakikolwiek sposób. Skoro skończył, może wracać skąd przyszedł. Nie ma zamiaru mu dziękować za ratunek przed tamtym, co się stało wcześniej. Jeszcze czego.
___ - No i co dalej? Pewnie nie chcecie w takim stanie wracać do miasta i Akademii. Musimy znaleźć tego typa i zmusić go, by nas odmienił, albo... poczekać. Może to tylko stan przejściowy i zaraz się odmienimy. - powiedziała, siadając tyłkiem na pozostałości po fotelu pilota i wpatrując się w dziwne stworzenie, które przed chwilą było kotem. Miała dziwną ochotę puknąć to palcem niejednokrotnie. Za chwilę jednak poderwała się jak poparzona z miejsca i podeszła do Raziel...ki? Tym razem nie musiała zadzierać za bardzo łepetyny do góry - Naucz mnie tej przemiany. Tej, co przed chwilą używałeś. To nie jest zwykły Super Saiyanin, to mocniejszy kop w dupę. Jak mnie nauczysz, to może następnym razem się na coś bardziej nadam, niż teraz. - potrząsnęła mężczyzną w kobiecym ciele. - RAZIEL NO!
Trening Start
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Świątynia Grzechu (dawniej Legowisko Reda)
Pon Sie 01, 2016 7:55 pm
Piach smakował okropnie. Skrzypiał w zębach i drażnił dziąsła, zapełniając usta posmakiem pyłu. Do Vivnyan z wolna zaczynała docierać suchość w pyszczku, a także to, że nie ma już postury zwykłego kota. W lwiej części nadal kotem była... Choć łapki stały się zbyt krótkie, głowa za duża, postawa wyprostowana - przypominała trochę żywego pluszaka, takiego do tulenia przez dzieci przed snem. Jasne, kosmate futerko mierzwiło się na całym ciele, krótki ogon, przypominający raczej podłużny pompon niż zwykły ogon poruszał się nerwowo. Nie miała okazji siebie zobaczyć, ale uzmysłowiła sobie całą zmianę jaka zaszła. Cholerny Rukei... I zdać sobie z tego sprawę całkowicie musiała teraz, w tej chwili, gdy głowę miała zakopaną w piasku, machając łapami, podczas próby wyswobodzenia się z pustynnej pułapki. Szlag by trafił... Irytacja na demona, który zabawił się ich kosztem przeradzała się w ogólne rozdrażnienie i złość. Nie dość, że ta postać jest drobna i tak uroczo nieproporcjonalna, to jej przekleństwa brzmiały jak słodkie miauknięcia. Czym ona w ogóle była? Żywym pluszakiem z dużą głową, przez co miała okropne problemy z przyzwyczajeniem się do nowego środka ciężkości. Łapy nie były tak zwinne i zręczne, nie potrafiła złapać równowagi, czego dowodem był właśnie to, że tkwiła połową ciała w piasku. Jeszcze trochę, a jeśli nikt łaskawie nie zwróci na nią uwagi, nałyka się piasku i udusi tu od czerwonego pyłu...
Nie, nie dane jej było sczeznąć w tak głupi sposób. Nagle czyjaś ręka chwyciła Vivnyan za skórę na karku i podniosła do góry z łatwością, niby małego kociaka. Zamiauczała głośno, łapiąc z ulgą oddech i wzdychając zmęczona. Była teraz znużonym, wymemłanym i wymiętolonym kłakiem jasnego futra. Wpółżywym, niebieskim od krwi Rukeia i czerwonym od wszechobecnego piasku Vegety. Zamrugała brązowymi ślepiami, tylko po to by ujrzeć Raziela... No, może nie do końca jego... Jej brat trzymał ją na poziomie swojej głowy, ale zamiast zobaczyć odrapaną twarz Saiyana, kotka miała przed sobą postać o łagodniejszych, kobiecych rysach. Raziella była nie mniej zdumiona od Vivnyan, gdy zmierzyły się wzrokiem - w końcu jej siostra przypominała teraz pluszaka... Ale bardziej sierściucha zadziwiła nowa postać brata. Cokolwiek zrobił Rukei, Raziel mu tego nie zapomni. W końcu dla mężczyzn to swego rodzaju dyshonor, bycie porównanym do kobiety, a co dopiero się nią stać..? Co prawda nie tyczy się to Saiyanek... Niemniej, młody Zahne ma przed sobą sposobność posmakowania nie zawsze łatwego losu płci pięknej. Już było jej żal każdego żołnierza, który za nim zagwiżdże. Temperament pewnie ma tak samo lodowy i silny, choć niepozorny jak swoja matka. Tak, patrząc na Raziela czuła jakby miała przed sobą o kilkanaście lat młodszą Aryenne ze szramą na oku. Jego/jej aura wydawała się nie mniej zabójcza od tej Księciunia sprzed przemiany, ale teraz nieco, wbrew opinii właścicielki, Ki Księżniczki jakby zmiękła. Nie wyglądała też tak twardo jak swoja męska wersja. Do tego włosy jej opadły, nie stercząc jak nażelowane kolce, a pierś wyraźnie zmieniła kształt. Na spore C.
Vivnyan ujrzała jak Raziel krzywi się na jej widok. Zaraz to jej mordka również odpowiedziała wyrazem, który jawnie mówił, że kotka zaczęła nań się boczyć. Zwykła, kocia postać nie zmieniła niczego w zachowaniu Vivian... Zaś ta, połączona z irytacją na obecną bezradność i ogólną swoją słodycz, wyostrzyła jej charakter. W niezbyt korzystny dla innych sposób. Zerknęła na Razielle z ukosa, znów zaczynając wierzgać łapkami i miaucząc wniebogłosy.
- Czym jestem!? - parsknęła oburzona. - Co się krzywisz, co!? Spojrzałbyś najpierw na siebie! Sam nie wypiękniałeś, choć cycki Ci napomowali! - przerwała pokaz tylko dlatego, że straciła oddech. Westchnęła, uszy same zwinęły się potulnie. Była zmęczona i zdenerwowana wcześniejszymi zdarzeniami, łapy opadły bezwładnie. I przede wszystkim była w tym ciele taka bezbronna, że to aż bolało. Przed chwilą sama się nie zabiła, tonąc w piasku... Ale na co jest starszy brat? To znaczy, siostra..? Łaskawie przestała gnieść jej skórę na karku i posadziła sobie Vivnyan na ramieniu... Dobry punkt obserwacyjny, nie musiała unosić wzroku na ich kolana. Miała siedzieć na barku w sposób humanoidalny, jak grzeczny kotek zmodyfikowany demonicznym zaklęciem, ale wciąż nie mając wprawy w trzymaniu balansu, poleciała do tyłu z cichym nyaa!. Nie spadła na piach dzięki swojemu refleksowi i pazurkom wczepionym w kurtkę Raziela. Po walce i tak nie nadawała się na wiele, także co zaboli parę kresek? Wspięła się wolno z powrotem na ramię siostry i zawisła przewieszona przez bark bezwładnie, już bez sił. Tylne łapki i ogon na plecach, przednie odnóża na ramieniu a na nich mordka, patrząc na wszystkich zmęczonym i trochę zrezygnowanym spojrzeniem.
- Nya, chyba tak nie spadnę... - miauknęła słabo, profilaktycznie wpijając pazurki w skórę. Przy gwałtownym ruchu Raziela, może nie spadnie na piach. W przypadku zniszczenia kurtki znajdzie sobie surowiec na nową, najpewniej już ma upatrzone na to skrzydła Władcy Demonów.
Co robić teraz? Dopiero gdy zaczęli się chaotycznie naradzać, Vivnyan zauważyła, że Rukei zwinął się wraz z Redem z Vegety... Szlag. Jedyne co udało się jej zrobić, to utoczyć kilka kropli krwi z dłoni Cesarza Demonów. Mruknęła coś cicho pod nosem, zła na siebie, ale musiała pogodzić się z faktem, że była i nadal jest bezużyteczna w tym starciu. Nic nie mogła zrobić, dosłownie nic... Teraz nie mogła... Jednakże, jeśli tylko odzyska dawną postać, będzie można polecieć, jak sugerował Dragot, na Ziemię. Pozostawienie Reda sam na sam ze skrzydlatym draniem nie było mądrym posunięciem i gdyby mogła, od razu wgramoliłaby się w kapsułę i poleciała w stronę błękitnego globu. Wiedziała o jednym miejscu, gdzie mogłaby poszukać Rukeia i tym samym Reda... W razie czego zawsze mogła zapytać o pomoc Chepriego - w końcu był następnym wcieleniem demona, mógł mieć jakieś podejrzenia co do jego ruchów albo sposobu działania. A jakby nie, w międzyczasie mógł może spotkać któregoś z nich i się dowiedzieć czegoś przydatnego... Żałowała szczerze, że nie udało się jej wydrapać Rukeiowi oczu, ani choćby zadrapać tego koślawego uśmiechu. Następnym razem, miejmy nadzieję w pierwotnej postaci, odwdzięczy się pięknym za nadobne.
Nie tylko ona i Raziel zostali potraktowani magią i nie tylko oni musieli się przyzwyczajać do nowych postaci. Raziel wyglądał zwyczajnie jako Saiyanka... Dragot, a raczej Dragilla, zmienił sylwetkę, ale i tak nadal wzrostem górował nad wszystkimi. Vivian nie mogła powiedzieć wcześniej, że jest przystojny... Szara i krwista skóra będąca jednocześnie czymś w rodzaju naturalnego pancerza nie miała być ładna a funkcjonalna. Co do kryteriów urody demonów, pojęcia nie miała na którym miejscu plusuje się rogaty osobnik. Zapytana, wolałaby milczeć. Teraz jako kobieta, Dragilla... Wyglądała o oczko lepiej, ale nic poza tym. No, może te czarne paprochy wokół powiek, udające rzęsy i wargi czerwone, jakby przed chwilą wyssała z kogoś niechlujnie litr krwi, nie dodawały jej urody. Za to Kisa z drobnej i, ekhem, skąpo wyposażonej dziewczyny, przemieniła się w wysoką młodą kobietę, której jak widać niczego w kształtach nie brakowało. Nie można tego samego powiedzieć o rozumie i ogładzie - jak wcześniej rzucała komentarzami bez sensu, tak na tym nie poprzestawała. Vivnyan zmrużyła kocie oczy, patrząc jak niszczy wyczarowanego przez demonice szampana i przysłuchiwała się jej głośnym pretensjom.
- Gdyby się nie wtrącił, szybciej by było po nas, pomijając łaskę Rukeia. - Ósemkotka mruczała nisko z ramienia siostry. - Raziel też walczył przeciwko Redowi, a do niego nie masz jakoś pretensji. Wiesz dlaczego Raziel się na niego rzucił? Bo nie chciał by nas pozabijał jedno po drugim, dał nam czas na ucieczkę. Pomyślałaś, że mimo wszystko, Dragot też miał podobne zamiary? - cały wywód Vivnyan był tylko serią miauknięć i cichych prychnięć. Szlag by trafił, choć może i lepiej, że dalej nikt jej nie rozumiał. Jeszcze powie o słowo za dużo... I tak nic nie załapią, bo co mieli zrozumieć z jej cichego miauczenia? Było to sporą zaletą, patrząc na to, jak w drobnym, humorzastym kocim ciałku buzowała złośliwość. Kolejne komentarze Vivnyan postanowiła zostawić sobie, milcząc aż znaleźli się w chłodnym legowisku Reda. Dalej panował tutaj bałagan - lekki zapach kocimiętki unosił się w pomieszczeniu pełnym starych sprzętów i wyschniętych pancerz robali pustynnych. Kotka poczuła lekkie ukłucie w sercu. Jeszcze niedawno ganiała się tutaj z Redem i dobrze się bawili, a teraz... Nie wiadomo co się z nim dzieje na Ziemi. Zerknęła z ukosa jak Kisa rozsiada się na miejscu gdzie dwa koty ucięły sobie drzemkę przed całym tym zamieszaniem i westchnęła. Miała pewne, nieuzasadnione poczucie winy - w tej formie nie mogła nic zrobić, a dalej się tym gryzła...
Odzyskała jednak nieco sił i humoru w cieniu, z dala od otwartej przestrzeni i prażącego słońca. Pacnęła łapą ucho Raziela, wskazując dół, prosząc by postawił ją na ziemi. Na posadzce przystanęła na tylnych kończynach, w końcu łapiąc równowagę i ćwicząc poruszanie się w ten sposób. Krok za krokiem, udawało się jej nie przewrócić. Przeszła się wzdłuż pozostałości po robalach, mogąc równie dobrze wcisnąć się w ich czaszki i umknąć całej trójce... Tylko po co? Obwąchała to co zostało z kociego ziela, obeszła kajutę, po czym usiadła przy wszystkich, zbyt zajętych rozmową by zwrócić na nią uwagę. Typowe. Chodzenie było już dla Vivnyan prostszą sztuką, ale potrzebowała przerwy by doprowadzić się do porządku. Była nadal cała w piachu i otrzepywanie się nie pozwoliło pozbyć się całego czerwonego pyłu z jej sierści. Zaczęła czyścić mordkę, ocierając o nią łapki by zmyć niebieską krew. Z wolna futro pojaśniało.
Przysłuchiwała się dwóm Saiyanką i demonicy, dopóki Kisa nagle nie poderwała się i nie skoczyła w kierunku Raziela. Złapała ją za ramiona i zaczęła trząść, wykrzykując dobrze kotce znane słowa. Pragnienie mocy... Siły... Byleby się do czegoś przydać i nie być piątym kołem u wozu. I choć czuła nić sympatii, bo dobrze rozumiała powód, który tak desperacko każe wyskakiwać ze swoich ram mocy... To według niej Kisa była jedną z tych typowych, głośnych Saiyanek, które najpierw robią, potem myślą. Sądziła, że po iluś tam pompkach stanie się silniejsza... Nie ma pojęcia przez co trzeba przejść by zdobyć wyższy poziom transformacji.
- Krzycz głośniej, na pewno Cię nie słyszał. - skomentowała Vivnyan i spokojnie wróciła do toalety, wytrzepując piach z lewego ucha. - Jak tak dalej będziesz wrzeszczeć, to w końcu się zgodzi. Tylko pamiętaj, że otwarte złamania, rany cięte i wybebeszanie żywcem jest częścią nauki. - miauczała do siebie, czyszcząc prawe ucho. Yare yare... Ze spokojnego kota magia Rukeia zrobiła z niej wredne, słodkie stworzonko.
Nie, nie dane jej było sczeznąć w tak głupi sposób. Nagle czyjaś ręka chwyciła Vivnyan za skórę na karku i podniosła do góry z łatwością, niby małego kociaka. Zamiauczała głośno, łapiąc z ulgą oddech i wzdychając zmęczona. Była teraz znużonym, wymemłanym i wymiętolonym kłakiem jasnego futra. Wpółżywym, niebieskim od krwi Rukeia i czerwonym od wszechobecnego piasku Vegety. Zamrugała brązowymi ślepiami, tylko po to by ujrzeć Raziela... No, może nie do końca jego... Jej brat trzymał ją na poziomie swojej głowy, ale zamiast zobaczyć odrapaną twarz Saiyana, kotka miała przed sobą postać o łagodniejszych, kobiecych rysach. Raziella była nie mniej zdumiona od Vivnyan, gdy zmierzyły się wzrokiem - w końcu jej siostra przypominała teraz pluszaka... Ale bardziej sierściucha zadziwiła nowa postać brata. Cokolwiek zrobił Rukei, Raziel mu tego nie zapomni. W końcu dla mężczyzn to swego rodzaju dyshonor, bycie porównanym do kobiety, a co dopiero się nią stać..? Co prawda nie tyczy się to Saiyanek... Niemniej, młody Zahne ma przed sobą sposobność posmakowania nie zawsze łatwego losu płci pięknej. Już było jej żal każdego żołnierza, który za nim zagwiżdże. Temperament pewnie ma tak samo lodowy i silny, choć niepozorny jak swoja matka. Tak, patrząc na Raziela czuła jakby miała przed sobą o kilkanaście lat młodszą Aryenne ze szramą na oku. Jego/jej aura wydawała się nie mniej zabójcza od tej Księciunia sprzed przemiany, ale teraz nieco, wbrew opinii właścicielki, Ki Księżniczki jakby zmiękła. Nie wyglądała też tak twardo jak swoja męska wersja. Do tego włosy jej opadły, nie stercząc jak nażelowane kolce, a pierś wyraźnie zmieniła kształt. Na spore C.
Vivnyan ujrzała jak Raziel krzywi się na jej widok. Zaraz to jej mordka również odpowiedziała wyrazem, który jawnie mówił, że kotka zaczęła nań się boczyć. Zwykła, kocia postać nie zmieniła niczego w zachowaniu Vivian... Zaś ta, połączona z irytacją na obecną bezradność i ogólną swoją słodycz, wyostrzyła jej charakter. W niezbyt korzystny dla innych sposób. Zerknęła na Razielle z ukosa, znów zaczynając wierzgać łapkami i miaucząc wniebogłosy.
- Czym jestem!? - parsknęła oburzona. - Co się krzywisz, co!? Spojrzałbyś najpierw na siebie! Sam nie wypiękniałeś, choć cycki Ci napomowali! - przerwała pokaz tylko dlatego, że straciła oddech. Westchnęła, uszy same zwinęły się potulnie. Była zmęczona i zdenerwowana wcześniejszymi zdarzeniami, łapy opadły bezwładnie. I przede wszystkim była w tym ciele taka bezbronna, że to aż bolało. Przed chwilą sama się nie zabiła, tonąc w piasku... Ale na co jest starszy brat? To znaczy, siostra..? Łaskawie przestała gnieść jej skórę na karku i posadziła sobie Vivnyan na ramieniu... Dobry punkt obserwacyjny, nie musiała unosić wzroku na ich kolana. Miała siedzieć na barku w sposób humanoidalny, jak grzeczny kotek zmodyfikowany demonicznym zaklęciem, ale wciąż nie mając wprawy w trzymaniu balansu, poleciała do tyłu z cichym nyaa!. Nie spadła na piach dzięki swojemu refleksowi i pazurkom wczepionym w kurtkę Raziela. Po walce i tak nie nadawała się na wiele, także co zaboli parę kresek? Wspięła się wolno z powrotem na ramię siostry i zawisła przewieszona przez bark bezwładnie, już bez sił. Tylne łapki i ogon na plecach, przednie odnóża na ramieniu a na nich mordka, patrząc na wszystkich zmęczonym i trochę zrezygnowanym spojrzeniem.
- Nya, chyba tak nie spadnę... - miauknęła słabo, profilaktycznie wpijając pazurki w skórę. Przy gwałtownym ruchu Raziela, może nie spadnie na piach. W przypadku zniszczenia kurtki znajdzie sobie surowiec na nową, najpewniej już ma upatrzone na to skrzydła Władcy Demonów.
Co robić teraz? Dopiero gdy zaczęli się chaotycznie naradzać, Vivnyan zauważyła, że Rukei zwinął się wraz z Redem z Vegety... Szlag. Jedyne co udało się jej zrobić, to utoczyć kilka kropli krwi z dłoni Cesarza Demonów. Mruknęła coś cicho pod nosem, zła na siebie, ale musiała pogodzić się z faktem, że była i nadal jest bezużyteczna w tym starciu. Nic nie mogła zrobić, dosłownie nic... Teraz nie mogła... Jednakże, jeśli tylko odzyska dawną postać, będzie można polecieć, jak sugerował Dragot, na Ziemię. Pozostawienie Reda sam na sam ze skrzydlatym draniem nie było mądrym posunięciem i gdyby mogła, od razu wgramoliłaby się w kapsułę i poleciała w stronę błękitnego globu. Wiedziała o jednym miejscu, gdzie mogłaby poszukać Rukeia i tym samym Reda... W razie czego zawsze mogła zapytać o pomoc Chepriego - w końcu był następnym wcieleniem demona, mógł mieć jakieś podejrzenia co do jego ruchów albo sposobu działania. A jakby nie, w międzyczasie mógł może spotkać któregoś z nich i się dowiedzieć czegoś przydatnego... Żałowała szczerze, że nie udało się jej wydrapać Rukeiowi oczu, ani choćby zadrapać tego koślawego uśmiechu. Następnym razem, miejmy nadzieję w pierwotnej postaci, odwdzięczy się pięknym za nadobne.
Nie tylko ona i Raziel zostali potraktowani magią i nie tylko oni musieli się przyzwyczajać do nowych postaci. Raziel wyglądał zwyczajnie jako Saiyanka... Dragot, a raczej Dragilla, zmienił sylwetkę, ale i tak nadal wzrostem górował nad wszystkimi. Vivian nie mogła powiedzieć wcześniej, że jest przystojny... Szara i krwista skóra będąca jednocześnie czymś w rodzaju naturalnego pancerza nie miała być ładna a funkcjonalna. Co do kryteriów urody demonów, pojęcia nie miała na którym miejscu plusuje się rogaty osobnik. Zapytana, wolałaby milczeć. Teraz jako kobieta, Dragilla... Wyglądała o oczko lepiej, ale nic poza tym. No, może te czarne paprochy wokół powiek, udające rzęsy i wargi czerwone, jakby przed chwilą wyssała z kogoś niechlujnie litr krwi, nie dodawały jej urody. Za to Kisa z drobnej i, ekhem, skąpo wyposażonej dziewczyny, przemieniła się w wysoką młodą kobietę, której jak widać niczego w kształtach nie brakowało. Nie można tego samego powiedzieć o rozumie i ogładzie - jak wcześniej rzucała komentarzami bez sensu, tak na tym nie poprzestawała. Vivnyan zmrużyła kocie oczy, patrząc jak niszczy wyczarowanego przez demonice szampana i przysłuchiwała się jej głośnym pretensjom.
- Gdyby się nie wtrącił, szybciej by było po nas, pomijając łaskę Rukeia. - Ósemkotka mruczała nisko z ramienia siostry. - Raziel też walczył przeciwko Redowi, a do niego nie masz jakoś pretensji. Wiesz dlaczego Raziel się na niego rzucił? Bo nie chciał by nas pozabijał jedno po drugim, dał nam czas na ucieczkę. Pomyślałaś, że mimo wszystko, Dragot też miał podobne zamiary? - cały wywód Vivnyan był tylko serią miauknięć i cichych prychnięć. Szlag by trafił, choć może i lepiej, że dalej nikt jej nie rozumiał. Jeszcze powie o słowo za dużo... I tak nic nie załapią, bo co mieli zrozumieć z jej cichego miauczenia? Było to sporą zaletą, patrząc na to, jak w drobnym, humorzastym kocim ciałku buzowała złośliwość. Kolejne komentarze Vivnyan postanowiła zostawić sobie, milcząc aż znaleźli się w chłodnym legowisku Reda. Dalej panował tutaj bałagan - lekki zapach kocimiętki unosił się w pomieszczeniu pełnym starych sprzętów i wyschniętych pancerz robali pustynnych. Kotka poczuła lekkie ukłucie w sercu. Jeszcze niedawno ganiała się tutaj z Redem i dobrze się bawili, a teraz... Nie wiadomo co się z nim dzieje na Ziemi. Zerknęła z ukosa jak Kisa rozsiada się na miejscu gdzie dwa koty ucięły sobie drzemkę przed całym tym zamieszaniem i westchnęła. Miała pewne, nieuzasadnione poczucie winy - w tej formie nie mogła nic zrobić, a dalej się tym gryzła...
Odzyskała jednak nieco sił i humoru w cieniu, z dala od otwartej przestrzeni i prażącego słońca. Pacnęła łapą ucho Raziela, wskazując dół, prosząc by postawił ją na ziemi. Na posadzce przystanęła na tylnych kończynach, w końcu łapiąc równowagę i ćwicząc poruszanie się w ten sposób. Krok za krokiem, udawało się jej nie przewrócić. Przeszła się wzdłuż pozostałości po robalach, mogąc równie dobrze wcisnąć się w ich czaszki i umknąć całej trójce... Tylko po co? Obwąchała to co zostało z kociego ziela, obeszła kajutę, po czym usiadła przy wszystkich, zbyt zajętych rozmową by zwrócić na nią uwagę. Typowe. Chodzenie było już dla Vivnyan prostszą sztuką, ale potrzebowała przerwy by doprowadzić się do porządku. Była nadal cała w piachu i otrzepywanie się nie pozwoliło pozbyć się całego czerwonego pyłu z jej sierści. Zaczęła czyścić mordkę, ocierając o nią łapki by zmyć niebieską krew. Z wolna futro pojaśniało.
Przysłuchiwała się dwóm Saiyanką i demonicy, dopóki Kisa nagle nie poderwała się i nie skoczyła w kierunku Raziela. Złapała ją za ramiona i zaczęła trząść, wykrzykując dobrze kotce znane słowa. Pragnienie mocy... Siły... Byleby się do czegoś przydać i nie być piątym kołem u wozu. I choć czuła nić sympatii, bo dobrze rozumiała powód, który tak desperacko każe wyskakiwać ze swoich ram mocy... To według niej Kisa była jedną z tych typowych, głośnych Saiyanek, które najpierw robią, potem myślą. Sądziła, że po iluś tam pompkach stanie się silniejsza... Nie ma pojęcia przez co trzeba przejść by zdobyć wyższy poziom transformacji.
- Krzycz głośniej, na pewno Cię nie słyszał. - skomentowała Vivnyan i spokojnie wróciła do toalety, wytrzepując piach z lewego ucha. - Jak tak dalej będziesz wrzeszczeć, to w końcu się zgodzi. Tylko pamiętaj, że otwarte złamania, rany cięte i wybebeszanie żywcem jest częścią nauki. - miauczała do siebie, czyszcząc prawe ucho. Yare yare... Ze spokojnego kota magia Rukeia zrobiła z niej wredne, słodkie stworzonko.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Świątynia Grzechu (dawniej Legowisko Reda)
Wto Sie 02, 2016 5:14 pm
Aktualna sytuacja była dla wszystkich na pewno dużym zaskoczeniem. Już nie mówię tu o walce na śmierć i życie, która jak nagle wybuchła, to równie szybko się zakończyła. Mowa tu oczywiście o spartolonym zaklęciu, który zamiast zamienić Vivian w człowieka, to walnął we wszystkich obecnych i totalnie zaorał. Wszyscy teraz będą mieli naprawdę ciężki orzech do zgryzienia, żeby ogarnąć swoje nowe ciała. Wszyscy, bo Kisa zapewne też nie była przyzwyczajona do posiadania takich kształtów. Raziel zaś czuł się cholernie dziwnie. Najlepszym określeniem jego stanu było słowo „inaczej”, ponieważ nie miał jak tego określić. W dalszym ciągu czuł się sobą, lecz dochodziły do tego jeszcze jakieś uczucia. Jakby pojawiło się w nim coś zupełnie nowego, zaś Zahne nie miał zielonego pojęcia co. A dokładniej mówiąc, nie miała gdyż ten żulerski Książę czy Cysorz nie umiał nawet poprawnie rzucić zaklęcia. Co z niego za demon? Łachmyta, a z tego co dobrze zrozumiała to koleś jest jakoś powiązany z Cheprim. Super jeszcze jego brakowało do tej kolekcji osobliwości. Teraz jednak ciemnowłosa nie mogła się skupiać na tym debilu, gdyż musiała ogarnąć własne ciało i swoją siostrę. Siostrę, która nie wróciła do normalnego stanu. Zamiast tego zamieniła się w żywego pluszaka. Byłaby nawet słodka, gdyby nie to spojrzenie, które groziło śmiercią. Ciekawe jak ich matka, by zareagowała widząc ich w tych postaciach? Na pewno byłoby to bardzo ciekawe widowisko.
- Nic nie rozumiem. – powiedziała zmęczonym głosem Saiyanka. Wszystko było inne. Głos dziecka królewskiej pary był o wiele miększy i spokojniejszy. Trochę jak głos ich matki. Vivian zaś tylko mruczała i miauczała. Było to nawet słodkie, lecz nic nie dało się z tego wyciągnąć. Trzeba będzie wykombinować jakieś urządzenie, lub nauczyć się telepatii. Sądząc po ruchach kotoczegośsłoddziaka to chyba myślała w dalszym ciągu jak panna Deryth. Super. Raziel awansował z Księcia Saiyan na laskę i opiekunkę do zwierząt. Tylko się cieszyć. Panna Zahne wzięła w końcu kota czy czym teraz była Vi i posadziła ją na ramieniu. Była w dalszym ciągu wystarczająco wysoka, żeby jej siostra mogła wszystko widzieć. No, ale chyba jasnowłosa miała problemy z utrzymaniem równowagi, gdyż po ześlizgnięciu się z ramienia poleciałaby na sam dół, gdyby w ostatniej chwili nie wczepiła się w zniszczoną kurtkę. W końcu jednak znalazła odpowiednią pozycję, czyli przewiesiła się na ramieniu starszej siostry. To było naprawdę dziwne.
- Co ja z tobą pocznę? – powiedziała cicho dziewczyna, a następnie zaczęła słuchać odpowiedzi Kisy i błazenady demona.
- Ziemia. Co ich wszystkich ciągnie na tą planetę? Dają tam darmowe frytki czy jak? – rzuciła kobieta i lekko się uśmiechnęła kiedy Kisa rozwaliła szampana Dragilli. Charakterek jej się zupełnie nie zmienił.
- Uspokój się Kisa. Może i jest błaznem, ale chyba nie samobójcą. Doskonale wie co mu mogę zrobić i raczej nie będzie próbował sztuczek. Jednakże dzięki za pomoc. Przynajmniej raz się do czegoś przydałeś. – powiedziała ciemnowłosa. Pomimo niesnasek i niezbyt dobrych relacji Natto potrafiła docenić gest i pomoc. Czy on się nie zrobił jakby miększy i delikatniejszy? Vivian coś mruczała, miauczała i parskała z jego ramienia. Sądząc po wyrazie jej oczu i tym, że pyszczek skierowany był w stronę Kisy, to właśnie leciała reprymenda w stronę podopiecznej córki Aryenne. Ach, szkoda, że Vi nie mówiła ludzkim głosem. Byłoby czego posłuchać.
Po kilku chwilach spędzonych na opalaniu się Kisa zaproponowała udanie się do wnętrza statku, żeby usiąść w cieniu i spokojnie przemyśleć. Pomysł został przyjęty i cała gromada cudaków udała się tam, żeby rozsiąść się na fotelach, które jeszcze w miarę się trzymały. Wcześniej jednak Książę, albo teraz Księżniczka odstawiła koto – siostrę na dół, gdyż chyba nie miała zamiaru cały czas wisieć jej na ramieniu.
- Wątpię by był to stan przejściowy. Zazwyczaj zaklęcia demonów trwają dość długo. Wszystko zależy od mocy i energii rzucającego. Nie rób takich oczu. Przebywałam z Redem dłużej niż ty. – powiedziała Raziella, przeglądając się przy okazji w kawałku lustra, który znalazła w piachu. Cholera. Gdyby nie wiedziała, że siedzi tu, to mogłaby się założyć, że patrzy na odbicie własnej matki. Więc tak by wyglądał Raz, jakby urodził się dziewczyną. W sumie nie było tak źle. Wyglądała bardzo ładnie, a biust też był niczego sobie. Blizna na twarzy ku jemu zdziwieniu malała, by po kilku minutach zniknąć. Co do diabła? Iluzja czy też może opóźnione działanie?
- W każdym razie nie możemy tutaj siedzieć w nieskończoność. Niektórzy mają obowiązki i na bank zaczną nas szukać. Lepiej by wykombinować coś, żeby dostać się do Akademii. Zmienić trzeba personalia. Ty! – rzuciła Księżniczka, zaś ostatnie słowo poszło do demona, który bawił się cyckami. – Potrafisz zmieniać swój wygląd, czy pozostajesz cały czas w tej formie? Lepiej byś się nie szwendał po Vegecie z taką gębą. Po za tym po cholerę cały czas tu jesteś?
Ta cała sytuacja była jak z jakiejś komedii. Lecz jeśli ma się dostać do Akademii, to musi wymyślić nowe personalia. Podawanie się za Raziela Zahne raczej dobrze się nie skończy. Hmm, w sumie może użyć imienia swojej prababci. Wątpił by Saiyanie aż tak bardzo pamiętali historię. No i dokładnie w tym momencie Kisa wystrzeliła w jej stronę jak torpeda. Ona czasami zachowywała się naprawdę dziwnie. Zaczęła krzyczeć do niej i wymagać nauczenia transformacji. Ona nawet nie wie czym jest Super Saiyanin poziomu drugiego.
- Nie drzyj się. Nie jestem głucha. – powiedziała starsza kobieta. Jakoś dziwnie łatwo przeszła na mówienie w o sobie w formie żeńskiej. Jak znajdzie tego Rukeia to urwie mu jaja i każe zeżreć je. No co za zjeb. Zahne położyła dłonie na ramionach Kisy i odsunęła ją na odpowiednią odległość.
- Ty wiesz w ogóle co to była za przemiana? Myślisz, że jesteś na nią gotowa? Mogę ci pomóc ją opanować, ale to nie jest technika. Nie powiem ci jak uformować energię, czy przelać ją gdyż musisz zrobić to we własnym zakresie jak każdy. Nie jest to najprostsza z przemian. Porównując pierwszy poziom, a drugi to jak porównywać strumyk z olbrzymim jeziorem. Jednak spokojnie zrobimy to w swoim czasie lecz na razie musimy wrócić do Akademii i się przebrać oraz ogarnąć ten burdel. Nie mogę paradować półnago. – powiedziała Saiyanka, a następnie wstała. Pomogła by Kisie teraz, ale raczej wolała nie zdradzać przed demonem zdolności swojej rasy. Zawsze trzeba mieć odpowiednie asy w rękawie. – Przy okazji. Nie mów do mnie teraz Raziel, bo to będzie podejrzane. Aktualnie nazywam się Ravia i zanim zapytasz jak na to wpadłam, to powiem ci, że tak nazywała się babcia mojego ojca. Więc za głupie odzywki pokażę ci w wersji przyspieszonej czym jest SSJ2. Ten demon już to wie. Jakieś pytania? – rzuciła kobieta do wszystkich zgromadzonych. Równocześnie próbowała sprawdzić czy mają wolną drogę, ale jej wykrywanie KI coś szwankowało. Może przez brak przyzwyczajenia do nowego ciała?
OOC:
Rana na ryju zniknęła. Czy na zawsze? Kto wie.
Regeneracja 10% HP i Ki
- Nic nie rozumiem. – powiedziała zmęczonym głosem Saiyanka. Wszystko było inne. Głos dziecka królewskiej pary był o wiele miększy i spokojniejszy. Trochę jak głos ich matki. Vivian zaś tylko mruczała i miauczała. Było to nawet słodkie, lecz nic nie dało się z tego wyciągnąć. Trzeba będzie wykombinować jakieś urządzenie, lub nauczyć się telepatii. Sądząc po ruchach kotoczegośsłoddziaka to chyba myślała w dalszym ciągu jak panna Deryth. Super. Raziel awansował z Księcia Saiyan na laskę i opiekunkę do zwierząt. Tylko się cieszyć. Panna Zahne wzięła w końcu kota czy czym teraz była Vi i posadziła ją na ramieniu. Była w dalszym ciągu wystarczająco wysoka, żeby jej siostra mogła wszystko widzieć. No, ale chyba jasnowłosa miała problemy z utrzymaniem równowagi, gdyż po ześlizgnięciu się z ramienia poleciałaby na sam dół, gdyby w ostatniej chwili nie wczepiła się w zniszczoną kurtkę. W końcu jednak znalazła odpowiednią pozycję, czyli przewiesiła się na ramieniu starszej siostry. To było naprawdę dziwne.
- Co ja z tobą pocznę? – powiedziała cicho dziewczyna, a następnie zaczęła słuchać odpowiedzi Kisy i błazenady demona.
- Ziemia. Co ich wszystkich ciągnie na tą planetę? Dają tam darmowe frytki czy jak? – rzuciła kobieta i lekko się uśmiechnęła kiedy Kisa rozwaliła szampana Dragilli. Charakterek jej się zupełnie nie zmienił.
- Uspokój się Kisa. Może i jest błaznem, ale chyba nie samobójcą. Doskonale wie co mu mogę zrobić i raczej nie będzie próbował sztuczek. Jednakże dzięki za pomoc. Przynajmniej raz się do czegoś przydałeś. – powiedziała ciemnowłosa. Pomimo niesnasek i niezbyt dobrych relacji Natto potrafiła docenić gest i pomoc. Czy on się nie zrobił jakby miększy i delikatniejszy? Vivian coś mruczała, miauczała i parskała z jego ramienia. Sądząc po wyrazie jej oczu i tym, że pyszczek skierowany był w stronę Kisy, to właśnie leciała reprymenda w stronę podopiecznej córki Aryenne. Ach, szkoda, że Vi nie mówiła ludzkim głosem. Byłoby czego posłuchać.
Po kilku chwilach spędzonych na opalaniu się Kisa zaproponowała udanie się do wnętrza statku, żeby usiąść w cieniu i spokojnie przemyśleć. Pomysł został przyjęty i cała gromada cudaków udała się tam, żeby rozsiąść się na fotelach, które jeszcze w miarę się trzymały. Wcześniej jednak Książę, albo teraz Księżniczka odstawiła koto – siostrę na dół, gdyż chyba nie miała zamiaru cały czas wisieć jej na ramieniu.
- Wątpię by był to stan przejściowy. Zazwyczaj zaklęcia demonów trwają dość długo. Wszystko zależy od mocy i energii rzucającego. Nie rób takich oczu. Przebywałam z Redem dłużej niż ty. – powiedziała Raziella, przeglądając się przy okazji w kawałku lustra, który znalazła w piachu. Cholera. Gdyby nie wiedziała, że siedzi tu, to mogłaby się założyć, że patrzy na odbicie własnej matki. Więc tak by wyglądał Raz, jakby urodził się dziewczyną. W sumie nie było tak źle. Wyglądała bardzo ładnie, a biust też był niczego sobie. Blizna na twarzy ku jemu zdziwieniu malała, by po kilku minutach zniknąć. Co do diabła? Iluzja czy też może opóźnione działanie?
- W każdym razie nie możemy tutaj siedzieć w nieskończoność. Niektórzy mają obowiązki i na bank zaczną nas szukać. Lepiej by wykombinować coś, żeby dostać się do Akademii. Zmienić trzeba personalia. Ty! – rzuciła Księżniczka, zaś ostatnie słowo poszło do demona, który bawił się cyckami. – Potrafisz zmieniać swój wygląd, czy pozostajesz cały czas w tej formie? Lepiej byś się nie szwendał po Vegecie z taką gębą. Po za tym po cholerę cały czas tu jesteś?
Ta cała sytuacja była jak z jakiejś komedii. Lecz jeśli ma się dostać do Akademii, to musi wymyślić nowe personalia. Podawanie się za Raziela Zahne raczej dobrze się nie skończy. Hmm, w sumie może użyć imienia swojej prababci. Wątpił by Saiyanie aż tak bardzo pamiętali historię. No i dokładnie w tym momencie Kisa wystrzeliła w jej stronę jak torpeda. Ona czasami zachowywała się naprawdę dziwnie. Zaczęła krzyczeć do niej i wymagać nauczenia transformacji. Ona nawet nie wie czym jest Super Saiyanin poziomu drugiego.
- Nie drzyj się. Nie jestem głucha. – powiedziała starsza kobieta. Jakoś dziwnie łatwo przeszła na mówienie w o sobie w formie żeńskiej. Jak znajdzie tego Rukeia to urwie mu jaja i każe zeżreć je. No co za zjeb. Zahne położyła dłonie na ramionach Kisy i odsunęła ją na odpowiednią odległość.
- Ty wiesz w ogóle co to była za przemiana? Myślisz, że jesteś na nią gotowa? Mogę ci pomóc ją opanować, ale to nie jest technika. Nie powiem ci jak uformować energię, czy przelać ją gdyż musisz zrobić to we własnym zakresie jak każdy. Nie jest to najprostsza z przemian. Porównując pierwszy poziom, a drugi to jak porównywać strumyk z olbrzymim jeziorem. Jednak spokojnie zrobimy to w swoim czasie lecz na razie musimy wrócić do Akademii i się przebrać oraz ogarnąć ten burdel. Nie mogę paradować półnago. – powiedziała Saiyanka, a następnie wstała. Pomogła by Kisie teraz, ale raczej wolała nie zdradzać przed demonem zdolności swojej rasy. Zawsze trzeba mieć odpowiednie asy w rękawie. – Przy okazji. Nie mów do mnie teraz Raziel, bo to będzie podejrzane. Aktualnie nazywam się Ravia i zanim zapytasz jak na to wpadłam, to powiem ci, że tak nazywała się babcia mojego ojca. Więc za głupie odzywki pokażę ci w wersji przyspieszonej czym jest SSJ2. Ten demon już to wie. Jakieś pytania? – rzuciła kobieta do wszystkich zgromadzonych. Równocześnie próbowała sprawdzić czy mają wolną drogę, ale jej wykrywanie KI coś szwankowało. Może przez brak przyzwyczajenia do nowego ciała?
OOC:
Rana na ryju zniknęła. Czy na zawsze? Kto wie.
Regeneracja 10% HP i Ki
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Świątynia Grzechu (dawniej Legowisko Reda)
Sro Sie 03, 2016 5:27 pm
Wyrządzono mi w życiu dużo szkód. zabierano mi lizaki. bito mnie za niewinność. Okłamywano mnie. zabijano moją rodzinę. Porywano moją ukochaną. Pluto mi w twarz. Wykorzystywano mnie do niewolniczej pracy. Ale jeszcze nigdy... nie odebrali mi alkoholu. To przebiło wszystko. Gdybym miał pełny bak, pewnie od razu wystrzeliłbym final flasha. Ale jako że nie miałem, to w tej sytuacji nie miałem za bardzo nic do gadania. Ale wkurzyłem się niemiłosiernie. Sama utrata alkoholu i chwili wytchnienia była ciosem, ale fakt że po tym jak tu przyleciałem, pomogłem im mimo iż mi się to nie opłacało, zebrałem srogi wpierdul, i teraz chciałem trochę ułatwić zniesienie nowych ciał, ktoś odzywa się do mnie jak do szmaty. To jest dokładnie to o czym mówił Rukei, niezależnie od tego co zrobimy, podejście innych ras nigdy się nie zmieni, jeśli nie zrobimy tego siłą. Przybyłem tutaj na zabawę, i nie oczekiwałem że ktoś tu będzie dla mnie miły. Ale ta cała Kisa naprawdę wiedziała jak pociągnąć za sznurki by mnie wkurzyć. Tętno mi podskoczyło jakbym uciekał przed siedmiolatką z brokatem. Mimowolnie pojawiła się wokół mnie otoczka Ki, a piasek wokół mnie zaczął odlatywać jakby unosił się nade mną miniaturowy helikopter. To musiał być pierwszy i być może jedyny przypadek gdy w tej żeńskiej, niepoważnie wyglądającej formie choć przez chwile wyglądałem na groźną postać a mój zirytowany wyraz twarzy temu wszystkiemu sprzyjał. Gdyby Raziela nie było w pobliżu, zapewne już byłaby czekoladką. Jednak w końcu jak na pstryk moja aura zgasła a puls zwolnił, gdyż wiedziałem że nic mi to nie da. Uchyliłem też głowę powoli oddychając, i w tym momencie usłyszałem coś czego się nie spodziewałem za życia usłyszeć. Raziel.... mnie bronił? i... Podziękował mi? Matko Dragowska.
-...Nie ma za co.
Powiedziałem tym swoim żeńskim głosem, który brzmiał jakbym jarał z 6 paczek dziennie od początku swojego życia. Albo robił tym gardłem coś nieprzyzwoitego. To mnie trochę ostudziło. I naprawdę poczułem się po tym nieco lepiej. Choć wciąż nie zmieniło to mojej postawy wobec tego Sayiana. Zanim jednak posłuchałem razem z resztą rady Kisy by przenieść się w chłodniejsze miejsce by się naradzić - co było dobrym pomysłem, postanowiłem że coś tej Saiyance pokażę. Była ciekawa dlaczego walczyłem po ich stronie. Po tym co widziałem byłem przekonany że zna Reda. Miałem teraz dwie możliwości, z pomogą telepatii mogłem pokazać jej swoje wspomnienia. Mogłem jej pokazać całą prawdę, o tym jak zabrałem Reda do Więzienia, namawiałem go i rozpocząłem jego głód do krwi... Lub te fragmenty wyciąć. I pokazać te dobre fragmenty, gdy uczyłem go swojej techniki, gdy wybudzałem go z szału krwi, siedziałem w salonie i piłem ciepłe kakałko, i ogółem zachowywałem się jak jego przyjaciel. Patrząc na to że obecnie musiałem być z trójką tu obecnych w sojuszu, wybrałem to drugie. Poczekałem na moment w którym zupełnie nie będzie się mnie spodziewać, wybrałem chwilę gdy odwrócona do mnie szła w stronę wraku statku, w którym był cień. Jak zanzoken pojawiłem się za nią.
-Pozwól Kochanie, że ci coś przybliżę.
Wyszeptałem tuż za jej uszkiem, dotykając jej czoła dłonią, korzystając z bycia wyższą kobitą. W tym momencie w jej oczach pojawiły się konkretne fragmenty mojego życia z perspektywy moich oczu. Zobaczyła jak pierwszy raz spotykam Reda, i wstawiam się za nim by mieszkańcy Wioski Drakonian przestali o nim źle mówić. Jak uczę go swojej własnej techniki, i gdy podczas jego choroby podawałem mu ciepłe kakałko. Same dobrze świadczące o mnie momenty, z których można wywnioskować iż Red to mój dobry przyjaciel. Wszystkie te scenki skrócone do czegoś w stylu kilkunastosekundowego hollywoodzkiego montażu. Cofnąłem wtedy dłoń oczekując od niej tylko jednego. Że w to uwierzy. W końcu to wszystko było realistyczne, ilość szczegółów była zbyt duża na projekcję. A cały myk polegał na tym, że gdy czas będzie dobry... pokażę jej resztę opowieści.
No to siedzieliśmy sobie we czwórkę we wraku statku. Sytuacja mi zaczęła przypominać naprawdę srogą komedie, i nie mogę się tym nacieszyć. Nie spodziewałem się że gdy tu przylecę to zrobi się tak zabawnie. obmacywałem całe swoje nowe ciało, które mimo posiadania pancerza, jaszczurzej skóry i ogólnie nie będąc zbyt ładne, chyba że dla jakiś prawdziwych zboczeńców i fanów rule 34. Raziel spytał mnie wtedy czy mogę zmienić swój wygląd. Cóż, znam sporo sztuczek. Taką również znam. I w sumie to o niej zapomniałem. I faktycznie się przyda. Tym razem nie zmieni mnie to w łysola. Zmieniono mnie w kobitę, więc technika masuku zadziała inaczej. Jestem ciekaw rezultatu. Spytała też co jeszcze tutaj robię.
-A czemu miałabym być gdzie indziej? I tak, znam taką sztuczkę.
Powiedziałem po czym wstałem z piasku jednocześnie pokrywając się czymś w rodzaju czarnego dymu będącego aurą techniki. I po około minucie, dym zaczął opadać, odkrywając moje nowe oblicze. I To co pokazał zrobiło wrażenie.
Oczom wszystkich ukazała się postać znacznie ładniejsza, w czerwonym płaszczu, i z odwróconymi krzyżami w formie kolczyków i naszyjnika. Zacząłem się oglądać z podziwem, gdyż wygląd tej formy przebił moje oczekiwania. A głos stał się mniej ochrypnięty i pasował do mojego charakteru.
-Oł jeeeaa. Nał łir tolking.
Potem też było ciekawie. Kisa poprosiła Raza by ją nauczył drugiego stopnia Super Saiyana... Wiesz kochanie, za darmo to możesz dostać najwyżej pomoc od frajera o imieniu Dragot. Poza tym jest dokładnie tak jak Raziel jej to wytłumaczył, przemiana to nie cholerna technika. Lecz jego mówienie o tym podkusiło mnie by samemu o tym wspomnieć. Ale to za chwilę. Wychodzi na to że mogę się załapać na przyjście do akademii. Całkiem ciekawy pomysł, nigdy tam nie byłem. Widziałem co prawda po drodze do pałacu coś ją przypominającego. W sumie, to mam wątpliwości czy mnie wpuszczą, ale do samego miasta może już tak? Ekscytujące.
-Jak chcesz Ravia to mogę ci coś przynieść do ubrania z takiej jednej fajnej wioski. Możesz też paradować po mieście czy tam akademii półnago. Nie widzę sprzeciwu.
Zrobiłem wtedy krótką przerwę zmieniając jednocześnie temat, i opierając się plecami w nieco luzackiej pozycji.
-A tak apropo przemian... to mogę wam zdradzić iż Red jest po dwóch. Nasze przemiany w przeciwieństwie do Saiyańskich są stałe. A to oznacza że gdy demon pierwszy raz się przetransformuje to na takiej formie zostaje, aż do przejścia na drugie stadium. A ja... jestem na pierwszym.
Powiedziałem z dużym akcentem na ostatnie zdanie, w pewnym stopniu puszczając oczko Ravii. Zdradzając jej iż moja Moc jeszcze bardzo wzrośnie, a zastosowanie Reda jako porównanie mocy drugiej przemiany tylko powinno tą wypowiedź podbić. Zobaczymy jak się potoczy historia trzech lasek i jednego futrzaka.
OOC:
użycie techniki Masuku by zmienić wygląd.
regeneracja 10%
-...Nie ma za co.
Powiedziałem tym swoim żeńskim głosem, który brzmiał jakbym jarał z 6 paczek dziennie od początku swojego życia. Albo robił tym gardłem coś nieprzyzwoitego. To mnie trochę ostudziło. I naprawdę poczułem się po tym nieco lepiej. Choć wciąż nie zmieniło to mojej postawy wobec tego Sayiana. Zanim jednak posłuchałem razem z resztą rady Kisy by przenieść się w chłodniejsze miejsce by się naradzić - co było dobrym pomysłem, postanowiłem że coś tej Saiyance pokażę. Była ciekawa dlaczego walczyłem po ich stronie. Po tym co widziałem byłem przekonany że zna Reda. Miałem teraz dwie możliwości, z pomogą telepatii mogłem pokazać jej swoje wspomnienia. Mogłem jej pokazać całą prawdę, o tym jak zabrałem Reda do Więzienia, namawiałem go i rozpocząłem jego głód do krwi... Lub te fragmenty wyciąć. I pokazać te dobre fragmenty, gdy uczyłem go swojej techniki, gdy wybudzałem go z szału krwi, siedziałem w salonie i piłem ciepłe kakałko, i ogółem zachowywałem się jak jego przyjaciel. Patrząc na to że obecnie musiałem być z trójką tu obecnych w sojuszu, wybrałem to drugie. Poczekałem na moment w którym zupełnie nie będzie się mnie spodziewać, wybrałem chwilę gdy odwrócona do mnie szła w stronę wraku statku, w którym był cień. Jak zanzoken pojawiłem się za nią.
-Pozwól Kochanie, że ci coś przybliżę.
Wyszeptałem tuż za jej uszkiem, dotykając jej czoła dłonią, korzystając z bycia wyższą kobitą. W tym momencie w jej oczach pojawiły się konkretne fragmenty mojego życia z perspektywy moich oczu. Zobaczyła jak pierwszy raz spotykam Reda, i wstawiam się za nim by mieszkańcy Wioski Drakonian przestali o nim źle mówić. Jak uczę go swojej własnej techniki, i gdy podczas jego choroby podawałem mu ciepłe kakałko. Same dobrze świadczące o mnie momenty, z których można wywnioskować iż Red to mój dobry przyjaciel. Wszystkie te scenki skrócone do czegoś w stylu kilkunastosekundowego hollywoodzkiego montażu. Cofnąłem wtedy dłoń oczekując od niej tylko jednego. Że w to uwierzy. W końcu to wszystko było realistyczne, ilość szczegółów była zbyt duża na projekcję. A cały myk polegał na tym, że gdy czas będzie dobry... pokażę jej resztę opowieści.
No to siedzieliśmy sobie we czwórkę we wraku statku. Sytuacja mi zaczęła przypominać naprawdę srogą komedie, i nie mogę się tym nacieszyć. Nie spodziewałem się że gdy tu przylecę to zrobi się tak zabawnie. obmacywałem całe swoje nowe ciało, które mimo posiadania pancerza, jaszczurzej skóry i ogólnie nie będąc zbyt ładne, chyba że dla jakiś prawdziwych zboczeńców i fanów rule 34. Raziel spytał mnie wtedy czy mogę zmienić swój wygląd. Cóż, znam sporo sztuczek. Taką również znam. I w sumie to o niej zapomniałem. I faktycznie się przyda. Tym razem nie zmieni mnie to w łysola. Zmieniono mnie w kobitę, więc technika masuku zadziała inaczej. Jestem ciekaw rezultatu. Spytała też co jeszcze tutaj robię.
-A czemu miałabym być gdzie indziej? I tak, znam taką sztuczkę.
Powiedziałem po czym wstałem z piasku jednocześnie pokrywając się czymś w rodzaju czarnego dymu będącego aurą techniki. I po około minucie, dym zaczął opadać, odkrywając moje nowe oblicze. I To co pokazał zrobiło wrażenie.
- nowy wygląd Dragilli:
Oczom wszystkich ukazała się postać znacznie ładniejsza, w czerwonym płaszczu, i z odwróconymi krzyżami w formie kolczyków i naszyjnika. Zacząłem się oglądać z podziwem, gdyż wygląd tej formy przebił moje oczekiwania. A głos stał się mniej ochrypnięty i pasował do mojego charakteru.
-Oł jeeeaa. Nał łir tolking.
Potem też było ciekawie. Kisa poprosiła Raza by ją nauczył drugiego stopnia Super Saiyana... Wiesz kochanie, za darmo to możesz dostać najwyżej pomoc od frajera o imieniu Dragot. Poza tym jest dokładnie tak jak Raziel jej to wytłumaczył, przemiana to nie cholerna technika. Lecz jego mówienie o tym podkusiło mnie by samemu o tym wspomnieć. Ale to za chwilę. Wychodzi na to że mogę się załapać na przyjście do akademii. Całkiem ciekawy pomysł, nigdy tam nie byłem. Widziałem co prawda po drodze do pałacu coś ją przypominającego. W sumie, to mam wątpliwości czy mnie wpuszczą, ale do samego miasta może już tak? Ekscytujące.
-Jak chcesz Ravia to mogę ci coś przynieść do ubrania z takiej jednej fajnej wioski. Możesz też paradować po mieście czy tam akademii półnago. Nie widzę sprzeciwu.
Zrobiłem wtedy krótką przerwę zmieniając jednocześnie temat, i opierając się plecami w nieco luzackiej pozycji.
-A tak apropo przemian... to mogę wam zdradzić iż Red jest po dwóch. Nasze przemiany w przeciwieństwie do Saiyańskich są stałe. A to oznacza że gdy demon pierwszy raz się przetransformuje to na takiej formie zostaje, aż do przejścia na drugie stadium. A ja... jestem na pierwszym.
Powiedziałem z dużym akcentem na ostatnie zdanie, w pewnym stopniu puszczając oczko Ravii. Zdradzając jej iż moja Moc jeszcze bardzo wzrośnie, a zastosowanie Reda jako porównanie mocy drugiej przemiany tylko powinno tą wypowiedź podbić. Zobaczymy jak się potoczy historia trzech lasek i jednego futrzaka.
OOC:
użycie techniki Masuku by zmienić wygląd.
regeneracja 10%
- GośćGość
Re: Świątynia Grzechu (dawniej Legowisko Reda)
Sro Sie 03, 2016 7:40 pm
___- Niezła próba, myślisz, że uwierzę w takie sztuczki? I jeszcze raz wejdziesz do mojej głowy... - warknęła gdy Dragot postanowił pokazać jej jakieś obrazy. I co? Miała w to niby uwierzyć? Już widziała demoniczną magię, w wykonaniu Rukei'a, więcej jej nie trzeba, z resztą dziewczyna i tak bez tej akcji była nieufna wobec wszystkiego i wszystkich.
Kot coś miauczał, ale dla wszystkich to raczej było niezrozumiałe, więc wraz z Kisą chyba to olali. Najwyraźniej te głośne dźwięki były skierowane w jej stronę i to raczej nie były pochwały. Trudno, młoda wojowniczka i tak nie była przyzwyczajona do pochwał, wszystkie krzyki wchodziły jej jednym uchem, a wychodziły drugim. Nie jest typem człowieka, co to by się przejmował za bardzo.
Westchnęła, próbując jakoś uspokoić się choć trochę, gdy raziel ją odsunął od siebie, tłumacząc, że super saiyan drugiego poziomu to nie jest coś łatwego. No co za nowina, na prawdę, nie domyślliłaby się. Prychnęła ze złości. O pierwszym poziomie mówił to samo i co? Zdobyła ją szybko, bez niczyjej pomocy. Jedyne czego oczekiwała teraz od swojego przełożonego to jakiej porady, wskazówki, lub czegokolwiek, co by jej ułatwiło robotę, ale nie. Po co.
___- Boisz się Raziel? - mruknęła - Boisz się, że stanę się silniejsza od Ciebie, strach CIę obleciał? Łaski bez, nie potrzebuję pomocy. - jeszcze się zdziwi, wszyscy się zdziwią. Może ta chęć dążęnia Kisy do posiadania mocy jest już trochę szaleńcza, ale co poradzić, skoro ją własnie tak zaprogarmowano? Niczego innego przed dwa lata nie robiła, prócz trenowania, taki już jej tryb życia. Może... potrzebuje przerwy? Czegoś innego...?
Nie chcieli zejść z dziewczynny, więc i ona nie chciała pozostać dłużna. Zwróciła się tym razem do Dragota.
___- I ile masz lat? Jeśli ponad 100, to jesteś słaby. Ja, w twoim wieku byłabym silniejsza o jakieś kilkanaście razy. - nie chwaląc się - W ciągu dwóch lat życia osiągnęłam tyle co Ty przez pół swojego. - chyba przesadziła z tą szczerością. Przez jej niewyparzony język trochę się zagalopowała. Spojrzała ukradkiem na Raziel'a, by upewnić się, że jej słowa nie wzbudziły w nim podejrzeń. Z resztą.
___- Idźcie sobie gdzie chcecie, beze mnie. Sama dam sobie radę. RAZIEL. - Nie ma zamiaru mówić na niego inaczej. Może to i lepiej, jeśli dziewczyna zrezygnowała z pójścia z nimi. Jeszcze by przypadkiem, lub celowo narobiła kłopotów swojemu przełożonemu, czy innym.
Odwróciła się na pięcie i wyleciała z hukiem z tego miejsca, ociupinkę dalej, by tam oddać się treningowi, jakoś dać ochłonąć ciału, wyrzucić z siebie złość. Miała bardzo mały pojemnik utrzymujący gniew, musiała często go opróżniać. Trzeba będzie nad tym popracować. Kurde, że też musiała zniszczyć laboratorium. Może, gdyby pogrzebała w nim więcej, to by znalazła parę ciekawych sztuczek na to, jak ulepszyć swoje ciało. Tylko... wtedy by potrzebowała na pewno pomocy Ame, ale tej nie widziała od bardzo dawna. Ostatnio, na treningu z Red'em, a potem ślad po niej zaginął. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie może jej wyczuć, bo ta jest androidem w ciele saiyanki. Kurcze, klops. Nikt nie może jej pomóc, jest zdana na siebie, w tym ciele, z tym wybuchowym charakterem, na który nie może nic zaradzić.
Wylądowała na piasku. Wciąż otaczały ją zniszczone statki, ale reszta była daleko w tyle. Chwyciła się za głowę, po czym upadła na kolana, skulając się lekko.
___ - Kso... - zaklnęła pod nosem, zadrżała. Z nerwów, z niemocy, ze złości, ze smutku - kto ją teraz wiedział. - KSO! - krzyknęła, ale tym razem głośniej, wbijając pięść w piach. Raz, drugi, trzeci... za każdym razem towarzyszyły temu przeróżne brzydkie słowa. Za brzydkie jak na taką panienkę.
W końcu jednak zaczęła się uspokajać. Położyła się na piachu, tępo wbijając wzrok w czerwone niebo tej czerwonej planety. Znów uroniła parę łez, dlaczego? Zaczyna mięknąć? Przecież Kisa nigdy, przenigdy nie płakała, a teraz robi to co pół godziny? Coś w niej siedziało. Coś takiego, że nawet sama właścicielka ciała nie miała pojęcia co to takiego. Wstyd było się jej przyznać do własnych słabości przed samą sobą. Żałosne.
Koniec tego mazgajenia się. Postanowiła, że spróbuje opanować jedną z technik, jaką widziała w trakcie walki z Zielonym Trenerem. Big Bang... Attack? Jakoś tak to się nazywało. Przyda się jej parę technik, którymi będzie mogła atakować z daleka. Jej Avalon jest strasznie męczący, a kiminari wciąż ją zawodzi, choć i ją powinna spróbować udoskonalić. Także, otrzepała swoje ubranie z brudu, po czym wstała, już uspokojona całkowicie. Wyrzuciła z siebie emocje, nie potrzebowała ich teraz. Teraz powinna oczyścić swój umysł z wszelkich problemów, brudów.
Jeden wdech, drugi. Przypomnienie sobie jak Trener atakował, jak tworzył. Pierwsza próba i niepowodzenie, lepiej zwykły KI Blast wali. Jakby inaczej, czego się innego spodziewać?
Zgubiła się już w czasie ile zajęło jej oswajanie się z techniką. Okolica po pewnym czasie wyglądała jak po spotkaniu się z gradem meteorytów. Wszędzie były dziury, doły, w których nawet pojawiała się ziemia pod tą stertą piachu. Zrobiła jeszcze parę prób, aż w końcu dokopała się do źródła wody pitnej. Ucieszyła się, bo umierała z pragnienia po ciężkim treningu. Wleciała do dziury, napiła się, po czym wróciła do swoich czynności. Drugą połowę swojego treningu poświęciła na udoskonalenie swojej techniki własnej. Kiminari było bardzo dobrą opcją, ale niestety zawodną. Choć jej celem był paraliż, to jeszcze ani razu nie spełniła swojego zadania wzorowo. Także wykorzystała resztki swojej KI, by uformować KI w taki sposób, aby paraliż był silniejszy. Nad jej głową po pewnym czasie zebrały się ciemne, burzowe chmury, najwyraźniej kiminari przyciąga błyskawice. Nie przejęła się tym, uciekanie przed piorunami było dodatkową formą treningu.
Nim się obejrzeć, młoda wojowniczka okiełznała obie techniki, skończyła w chłodnym dole, jaki wykopała i tam spała, na wpół zanurzona we wodzie.
Koniec Treningu
Kot coś miauczał, ale dla wszystkich to raczej było niezrozumiałe, więc wraz z Kisą chyba to olali. Najwyraźniej te głośne dźwięki były skierowane w jej stronę i to raczej nie były pochwały. Trudno, młoda wojowniczka i tak nie była przyzwyczajona do pochwał, wszystkie krzyki wchodziły jej jednym uchem, a wychodziły drugim. Nie jest typem człowieka, co to by się przejmował za bardzo.
Westchnęła, próbując jakoś uspokoić się choć trochę, gdy raziel ją odsunął od siebie, tłumacząc, że super saiyan drugiego poziomu to nie jest coś łatwego. No co za nowina, na prawdę, nie domyślliłaby się. Prychnęła ze złości. O pierwszym poziomie mówił to samo i co? Zdobyła ją szybko, bez niczyjej pomocy. Jedyne czego oczekiwała teraz od swojego przełożonego to jakiej porady, wskazówki, lub czegokolwiek, co by jej ułatwiło robotę, ale nie. Po co.
___- Boisz się Raziel? - mruknęła - Boisz się, że stanę się silniejsza od Ciebie, strach CIę obleciał? Łaski bez, nie potrzebuję pomocy. - jeszcze się zdziwi, wszyscy się zdziwią. Może ta chęć dążęnia Kisy do posiadania mocy jest już trochę szaleńcza, ale co poradzić, skoro ją własnie tak zaprogarmowano? Niczego innego przed dwa lata nie robiła, prócz trenowania, taki już jej tryb życia. Może... potrzebuje przerwy? Czegoś innego...?
Nie chcieli zejść z dziewczynny, więc i ona nie chciała pozostać dłużna. Zwróciła się tym razem do Dragota.
___- I ile masz lat? Jeśli ponad 100, to jesteś słaby. Ja, w twoim wieku byłabym silniejsza o jakieś kilkanaście razy. - nie chwaląc się - W ciągu dwóch lat życia osiągnęłam tyle co Ty przez pół swojego. - chyba przesadziła z tą szczerością. Przez jej niewyparzony język trochę się zagalopowała. Spojrzała ukradkiem na Raziel'a, by upewnić się, że jej słowa nie wzbudziły w nim podejrzeń. Z resztą.
___- Idźcie sobie gdzie chcecie, beze mnie. Sama dam sobie radę. RAZIEL. - Nie ma zamiaru mówić na niego inaczej. Może to i lepiej, jeśli dziewczyna zrezygnowała z pójścia z nimi. Jeszcze by przypadkiem, lub celowo narobiła kłopotów swojemu przełożonemu, czy innym.
Odwróciła się na pięcie i wyleciała z hukiem z tego miejsca, ociupinkę dalej, by tam oddać się treningowi, jakoś dać ochłonąć ciału, wyrzucić z siebie złość. Miała bardzo mały pojemnik utrzymujący gniew, musiała często go opróżniać. Trzeba będzie nad tym popracować. Kurde, że też musiała zniszczyć laboratorium. Może, gdyby pogrzebała w nim więcej, to by znalazła parę ciekawych sztuczek na to, jak ulepszyć swoje ciało. Tylko... wtedy by potrzebowała na pewno pomocy Ame, ale tej nie widziała od bardzo dawna. Ostatnio, na treningu z Red'em, a potem ślad po niej zaginął. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie może jej wyczuć, bo ta jest androidem w ciele saiyanki. Kurcze, klops. Nikt nie może jej pomóc, jest zdana na siebie, w tym ciele, z tym wybuchowym charakterem, na który nie może nic zaradzić.
Wylądowała na piasku. Wciąż otaczały ją zniszczone statki, ale reszta była daleko w tyle. Chwyciła się za głowę, po czym upadła na kolana, skulając się lekko.
___ - Kso... - zaklnęła pod nosem, zadrżała. Z nerwów, z niemocy, ze złości, ze smutku - kto ją teraz wiedział. - KSO! - krzyknęła, ale tym razem głośniej, wbijając pięść w piach. Raz, drugi, trzeci... za każdym razem towarzyszyły temu przeróżne brzydkie słowa. Za brzydkie jak na taką panienkę.
W końcu jednak zaczęła się uspokajać. Położyła się na piachu, tępo wbijając wzrok w czerwone niebo tej czerwonej planety. Znów uroniła parę łez, dlaczego? Zaczyna mięknąć? Przecież Kisa nigdy, przenigdy nie płakała, a teraz robi to co pół godziny? Coś w niej siedziało. Coś takiego, że nawet sama właścicielka ciała nie miała pojęcia co to takiego. Wstyd było się jej przyznać do własnych słabości przed samą sobą. Żałosne.
Koniec tego mazgajenia się. Postanowiła, że spróbuje opanować jedną z technik, jaką widziała w trakcie walki z Zielonym Trenerem. Big Bang... Attack? Jakoś tak to się nazywało. Przyda się jej parę technik, którymi będzie mogła atakować z daleka. Jej Avalon jest strasznie męczący, a kiminari wciąż ją zawodzi, choć i ją powinna spróbować udoskonalić. Także, otrzepała swoje ubranie z brudu, po czym wstała, już uspokojona całkowicie. Wyrzuciła z siebie emocje, nie potrzebowała ich teraz. Teraz powinna oczyścić swój umysł z wszelkich problemów, brudów.
Jeden wdech, drugi. Przypomnienie sobie jak Trener atakował, jak tworzył. Pierwsza próba i niepowodzenie, lepiej zwykły KI Blast wali. Jakby inaczej, czego się innego spodziewać?
Zgubiła się już w czasie ile zajęło jej oswajanie się z techniką. Okolica po pewnym czasie wyglądała jak po spotkaniu się z gradem meteorytów. Wszędzie były dziury, doły, w których nawet pojawiała się ziemia pod tą stertą piachu. Zrobiła jeszcze parę prób, aż w końcu dokopała się do źródła wody pitnej. Ucieszyła się, bo umierała z pragnienia po ciężkim treningu. Wleciała do dziury, napiła się, po czym wróciła do swoich czynności. Drugą połowę swojego treningu poświęciła na udoskonalenie swojej techniki własnej. Kiminari było bardzo dobrą opcją, ale niestety zawodną. Choć jej celem był paraliż, to jeszcze ani razu nie spełniła swojego zadania wzorowo. Także wykorzystała resztki swojej KI, by uformować KI w taki sposób, aby paraliż był silniejszy. Nad jej głową po pewnym czasie zebrały się ciemne, burzowe chmury, najwyraźniej kiminari przyciąga błyskawice. Nie przejęła się tym, uciekanie przed piorunami było dodatkową formą treningu.
Nim się obejrzeć, młoda wojowniczka okiełznała obie techniki, skończyła w chłodnym dole, jaki wykopała i tam spała, na wpół zanurzona we wodzie.
Koniec Treningu
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Świątynia Grzechu (dawniej Legowisko Reda)
Sob Sie 06, 2016 9:13 pm
Bosko. Jak doskonale widziała to interakcje pomiędzy grupką działały świetnie. Wszyscy się świetnie dogadywali i nie było mowy o chęciach mordu. No przynajmniej nie ze strony Ravi, która oczywiście była zmęczona, ale na razie nie miała potrzeby pozbawiania nikogo życia. Chyba, że zaczną ją naprawdę denerwować. Co do Kisy i demona, to chyba typiara nie umiała sobie zjednywać Saiyan czystej krwi. Ta wspólna niechęć pomiędzy ich rasami, była aż namacalna pomiędzy tą dwójką.
- Bo raczej Vegeta nie jest planetą demonów. Ehh. Przydaj się na coś i zmień ten wygląd, bo aż strach na ciebie patrzeć. – powiedziała kobieta do demona, który po kilku minutach w zmienił swoją formę. No teraz przynajmniej nie straszył wyglądem, choć w dalszym ciągu to nie był typ dziewczyny, która podoba się każdemu. Specyficzny klimat, ale niektórzy to lubią. Ten demon chyba miał takie masochistyczne fetysze.
- Nie boję się. Ale naprawdę przesadzasz. Zobaczysz coś po raz pierwszy i od razu tego chcesz. Jak małe dziecko. – powiedziała spokojnie kobieta. Zupełnie inne podejście niż Raziela. Czyżby zmieniała się jego osobowość? A może zmieniła się ona już wcześniej? Chwila. Co ona powiedziała? Ile ma lat? Albo się przejęzyczyła, albo właśnie wypaplała coś, czego nie chciała wypaplać.
- Kisa czekaj… - zaczęła ciemnowłosa, lecz nie zdążyła gdyż jej podopieczna sobie poszła. Zirytowało to Ravię. – A teraz zachowujesz się jak dziecko. Mały, rozkapryszony bachor, który obraża się, bo nie dostał zabawki.
Natto zaczęła masować swoje skronie. Ta sytuacja była koszmarna, a na dodatek wyczuwała zmiany w swojej ki. Ten demon spieprzył sprawę po całości.
- Dam sobie radę. – powiedziała kobieta i spojrzała z pode łba na demona, który chwalił się przemianami swojej rasy. I dlatego dostawali przeważnie po dupie. Paplali wszędzie o swoich przemianach, mocy i umiejętnościach, a czasami wystarczyło być cicho, by utrzymać efekt zaskoczenia. No, ale chyba coś takiego jak zmysł taktyczny nie istniało u większości demonów. – Nie ma się czym chwalić. Jak uda ci się zmienić i osiągnąć połowę mocy jaką dysponował Red to będzie cud. Na razie siedź cicho i nie pokazuj się. Jak cię złapią i zaczną kroić, to nie licz na jakąkolwiek pomoc. Nie jestem niańką. – rzuciła Ravia. „Choć czasami tak się czuję.” dodała w myślach i podeszła do Vivian, która siedziała na piachu i się lizała. Jeszcze ją miała na głowie. Musiały się jakoś dostać do Akademii, ale bez jakichkolwiek trudności. A jakby wystawić sobie pismo. Poręczenie księcia, raczej nie będzie zbytnio podejrzane. Kobieta usiadła i telekinezą przywołała kartkę i jakiś długopis. Zaczęła szybko pisać zezwolenie, że Raziel Zahne, Natto i Książe planety Vegeta promuje Ravię do wpisu do Akademii i ręczy za nią. Jeszcze podpiski i jest. Zawsze lepiej dmuchać na zimne. Przy okazji to się jej pismo poprawiło. No w sumie jej matka miała ładniejszy charakter niż ojciec. Takie geny.
- Dobra Vivian, zwijamy się. Mam dość tego słońca. Jestem spocona, brudna, zakrwawiona i pół naga. Jak zaraz się nie umyję to kogoś zabiję. Idziemy. – powiedziała Księżniczka, a następnie wzięła swoją siostrę w ramiona i wystrzeliła w stronę Akademii. Zapowiadał się długi dzień.
z/t x 2 do Punktu Informacyjnego
Reg 10% HP i KI
- Bo raczej Vegeta nie jest planetą demonów. Ehh. Przydaj się na coś i zmień ten wygląd, bo aż strach na ciebie patrzeć. – powiedziała kobieta do demona, który po kilku minutach w zmienił swoją formę. No teraz przynajmniej nie straszył wyglądem, choć w dalszym ciągu to nie był typ dziewczyny, która podoba się każdemu. Specyficzny klimat, ale niektórzy to lubią. Ten demon chyba miał takie masochistyczne fetysze.
- Nie boję się. Ale naprawdę przesadzasz. Zobaczysz coś po raz pierwszy i od razu tego chcesz. Jak małe dziecko. – powiedziała spokojnie kobieta. Zupełnie inne podejście niż Raziela. Czyżby zmieniała się jego osobowość? A może zmieniła się ona już wcześniej? Chwila. Co ona powiedziała? Ile ma lat? Albo się przejęzyczyła, albo właśnie wypaplała coś, czego nie chciała wypaplać.
- Kisa czekaj… - zaczęła ciemnowłosa, lecz nie zdążyła gdyż jej podopieczna sobie poszła. Zirytowało to Ravię. – A teraz zachowujesz się jak dziecko. Mały, rozkapryszony bachor, który obraża się, bo nie dostał zabawki.
Natto zaczęła masować swoje skronie. Ta sytuacja była koszmarna, a na dodatek wyczuwała zmiany w swojej ki. Ten demon spieprzył sprawę po całości.
- Dam sobie radę. – powiedziała kobieta i spojrzała z pode łba na demona, który chwalił się przemianami swojej rasy. I dlatego dostawali przeważnie po dupie. Paplali wszędzie o swoich przemianach, mocy i umiejętnościach, a czasami wystarczyło być cicho, by utrzymać efekt zaskoczenia. No, ale chyba coś takiego jak zmysł taktyczny nie istniało u większości demonów. – Nie ma się czym chwalić. Jak uda ci się zmienić i osiągnąć połowę mocy jaką dysponował Red to będzie cud. Na razie siedź cicho i nie pokazuj się. Jak cię złapią i zaczną kroić, to nie licz na jakąkolwiek pomoc. Nie jestem niańką. – rzuciła Ravia. „Choć czasami tak się czuję.” dodała w myślach i podeszła do Vivian, która siedziała na piachu i się lizała. Jeszcze ją miała na głowie. Musiały się jakoś dostać do Akademii, ale bez jakichkolwiek trudności. A jakby wystawić sobie pismo. Poręczenie księcia, raczej nie będzie zbytnio podejrzane. Kobieta usiadła i telekinezą przywołała kartkę i jakiś długopis. Zaczęła szybko pisać zezwolenie, że Raziel Zahne, Natto i Książe planety Vegeta promuje Ravię do wpisu do Akademii i ręczy za nią. Jeszcze podpiski i jest. Zawsze lepiej dmuchać na zimne. Przy okazji to się jej pismo poprawiło. No w sumie jej matka miała ładniejszy charakter niż ojciec. Takie geny.
- Dobra Vivian, zwijamy się. Mam dość tego słońca. Jestem spocona, brudna, zakrwawiona i pół naga. Jak zaraz się nie umyję to kogoś zabiję. Idziemy. – powiedziała Księżniczka, a następnie wzięła swoją siostrę w ramiona i wystrzeliła w stronę Akademii. Zapowiadał się długi dzień.
z/t x 2 do Punktu Informacyjnego
Reg 10% HP i KI
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Świątynia Grzechu (dawniej Legowisko Reda)
Sob Sie 06, 2016 11:22 pm
Kisa była takim typem osoby która potrafi mnie wyprowadzić z równowagi bez większego trudu. Sztuczka z pokazaniem wspomnień nie odniosła zbytniego powodzenia, a co za tym idzie pokazywanie reszty również nie ma sensu. Bo po co skoro to też zostanie uznane za sztuczkę? No cóż, warto było spróbować. Przynajmniej mam pełniejszy obraz tego z kim mam do czynienia. Zdecydowanie nie jest to istota słaba psychicznie. Sztuczki i manipulacja nie mają sensu. Dość irytujący fakt, nie ukrywam. Nie miałem jeszcze okazji zaobserwować ją w walce. Ale nie mam wątpliwości iż jest to tylko kwestia czasu. I pomyśleć że poświęciłem cenną KI by obronić ją przed atakiem Reda. Heh, jej brak wdzięczności przypominał mi o wszystkich najgorszych cechach ludzi, z których się zrodziłem, i które gdy tylko widzę, czuję potrzebę mordu. Ale póki co musiałem być spokojny, Raziel jest obok to po pierwsze. A po drugie teraz jestem zbyt słaby by mieć prawo głosu. Pozostaje poczekać na lepszą okazję.
-Mam więcej lat, niż zostało przed tobą.
Powiedziałem swoim damskim, śmiertelnie poważnym głosem, ewidentnie dotknięty jej następnymi słowami w moim kierunku. Możliwe że faktycznie jak na swój wiek jestem słaby. Amnezja sprawiła iż nie mam pojęcia ile mam lat. Najgorsze w tym tekście było to że jest szansa iż ma racje. Saiyanie to pieprzona szarańcza, i bardzo szybko, niezauważalnie wręcz rosną w siłę. I perspektywa iż poprzez nagłą przemianą taka szczeniara może stać się silniejsza ode mnie, podobnie jak tamten Księciunio. Zwykle kłótnia tych dwóch wywołałaby u mnie rozbawienie, ale nie tym razem. Praktycznie nie słyszałem co mówili, omamiony chęcią rozładowania emocji na wielkomelonowej. Ponownie jednak musiałem obejść się smakiem. Poczekałem więc aż dyskusja się skończy, Kisa odleci gdzieś, a Raziel odpowie na mój tekst dotyczący transformacji.
-Jestem błaznem ale nie głupim. Nie zdradzałabym ci takich rzeczy, gdyby informacja ta byłaby dla mnie niekorzystna. A i nie oczekuje od Ciebie pomocy. Trochę już tu jestem jakbyś nie zauważyła. Na Ziemi jest zbyt bezpiecznie na trening. Właśnie po to tu zostałam. I by mieć do Ciebie bliżej.
Powiedziałem już spokojniej, ukazując się z tej inteligentniejszej strony. Niestety wkrótce potem Raziel zawinął swoją Siostrę i wrócił do domu.
-Trzymaj Się Osiem. Pilnuj Brata by nie umarł. Zanim ja go zabiję.
Krzyknąłem gdy już mieli odlecieć. Było to specyficzne pożegnanie, ale dobrze podsumowało relacje między mną a tą dwójką. No i zostałem sam. Z Kisą która wnioskując po hałasie trenuje jakąś technike. Ładnie. Staje się coraz silniejsza. Ja dalej jestem obolały po swoim treningu, będącym walką z Redem. Tak więc muszę znaleźć dla siebie zajęcie. I gdy rozejrzałem się po tej klimatycznej okolicy z tysiącami rozwalonych skorodowanych statków, i jednym ogromnym po środku, zrozumiałem że poza Wioską Kuro, której daleko do mojej rodzimej Wioski Drakonian, nie mam tutaj domu. I tutaj byłoby idealne miejsce na zbudowanie sobie czegoś.
Wyszedłem więc w swoim szkarłatnym stroju, zachwycając się dalej swoją kobiecą formą i średnio co kilka sekund spoglądając w dół - aczkolwiek nie by zapobiec potknięciu się - zacząłem poszukiwania miejsca nadającego się na remont. I dotarło do mnie że nic nie będzie wyglądało dobrze na tle tak wielkiego statku. Widać go z daleka. Cóż, raczej nikt nie będzie po nim płakał. To miejsce to jakieś zadupie. Choć całkiem możliwe że ktoś mieszkał tu wcześniej, to chwilowo nikogo tu nie ma. A już na pewno nikogo kto mógłby mi przeszkodzić.Ułatwieniem był fakt iż wszystko tutaj było stare i zardzewiałe. Zacząłem wznosić się aż w końcu znalazłem się nad tym potworem. Zniszczenie tak dużego obiektu to coś czego jeszcze nie mam w swoich papierach. Cofnąłem dłoń do techniki Bloody Sunday, i włączyłem aurę. To będzie musiało być nie tylko mocne, ale dokładne. Jeśli za bardzo dam czadu, mogę zwrócić na siebie zbyt wiele uwagi. Jeśli atak będzie za słaby, to nie pozbędę się problemu. Czas na próbę.
-BLOODY SUNDAY!!!
Pierwszy raz usłyszałem jak brzmi nazwa tej techniki wykrzyczana przez kobiete. Złączyłem dłonie i wystrzeliłem czerwony pocisk o tak dużej jasności i średnicy, że niczym w klubie nocnym najbliższą okolicę spowiło szkarłatne światło. To co nastąpiło było jeszcze bardziej spektakularne. Wybuch był oślepiający i przypominał odpalenie atomówki. Włożyłem w niego dokładnie tyle energii ile było trzeba. O dziwo nie trzeba było tego aż tak wiele. Człowiek o mocy około 100 jednostek jest w stanie przy odpowiednim wykorzystaniu KI zniszczyć księżyc. Demon po wielu latach treningu z mocą 90 tysięcy jednostek potrafi już znacznie więcej.
-BUAHAHAHA HYAHAHAHAHA AHAHAHAHA!!!!
Śmiałem się w niebogłosy niczym zła wiedźma gotująca dzieci w kotle, obserwując jak statek rozpada się na mnóstwo kawałków, siejąc spustoszenie wokół gdy spadały one na Ziemię. Jednocześnie pochwyciłem za drugą technikę budowlaną. Zniszczyć i zrobić sobie miejsce to jedno. Teraz trzeba zbudować. I do tego idealna jest telekineza. Pochwyciłem co mniejsze elementy złomu ze statków, niektóre dodatkowo rozłożyłem, i zaczęła się magia. Ściskając jedne z drugim, topiąc przy użyciu KI, tworzyłem coś całkiem nowego. Około jedna czwarta dawnej wystającej części ze statku została na swoim miejscu, i stanowiła fundament mojej nowej kryjówki. Kilka godzin potu, wysilania się, i używania Ki, podczas której ignorowałem absolutnie swoje otoczenie, mój plan został zrealizowany.
-uhhh....uffff... Nazwę to... Świątynia Grzechu.
Po tym jakże męczącej czynności jaką było budowanie ze złomu ogromnego czaszkopodobnego sufitu, która dla ludzi zajęłaby tysiące lat, ale gdy ma się taką moc, to wystarczyło kilka godzin, postanowiłem że sobie po chilluje. Położyłem się na samiutkim szczycie tej jakże okazałej fortecy, z kawalka złomu stworzyłem sobie lemoniadę, i tak sobie popijałem patrząc na piękny zachód słońca w oddali. Życie jest piękne. Oby nic mi teraz nie przeszkodziło.
OOC:
Dość znacząco zmieniam wygląd Legowiska Reda, robiąc dość sporą rozpierduchę. Czas budowy = długość snu Kisy. Taką ciągłość przynajmniej proponuję
-Mam więcej lat, niż zostało przed tobą.
Powiedziałem swoim damskim, śmiertelnie poważnym głosem, ewidentnie dotknięty jej następnymi słowami w moim kierunku. Możliwe że faktycznie jak na swój wiek jestem słaby. Amnezja sprawiła iż nie mam pojęcia ile mam lat. Najgorsze w tym tekście było to że jest szansa iż ma racje. Saiyanie to pieprzona szarańcza, i bardzo szybko, niezauważalnie wręcz rosną w siłę. I perspektywa iż poprzez nagłą przemianą taka szczeniara może stać się silniejsza ode mnie, podobnie jak tamten Księciunio. Zwykle kłótnia tych dwóch wywołałaby u mnie rozbawienie, ale nie tym razem. Praktycznie nie słyszałem co mówili, omamiony chęcią rozładowania emocji na wielkomelonowej. Ponownie jednak musiałem obejść się smakiem. Poczekałem więc aż dyskusja się skończy, Kisa odleci gdzieś, a Raziel odpowie na mój tekst dotyczący transformacji.
-Jestem błaznem ale nie głupim. Nie zdradzałabym ci takich rzeczy, gdyby informacja ta byłaby dla mnie niekorzystna. A i nie oczekuje od Ciebie pomocy. Trochę już tu jestem jakbyś nie zauważyła. Na Ziemi jest zbyt bezpiecznie na trening. Właśnie po to tu zostałam. I by mieć do Ciebie bliżej.
Powiedziałem już spokojniej, ukazując się z tej inteligentniejszej strony. Niestety wkrótce potem Raziel zawinął swoją Siostrę i wrócił do domu.
-Trzymaj Się Osiem. Pilnuj Brata by nie umarł. Zanim ja go zabiję.
Krzyknąłem gdy już mieli odlecieć. Było to specyficzne pożegnanie, ale dobrze podsumowało relacje między mną a tą dwójką. No i zostałem sam. Z Kisą która wnioskując po hałasie trenuje jakąś technike. Ładnie. Staje się coraz silniejsza. Ja dalej jestem obolały po swoim treningu, będącym walką z Redem. Tak więc muszę znaleźć dla siebie zajęcie. I gdy rozejrzałem się po tej klimatycznej okolicy z tysiącami rozwalonych skorodowanych statków, i jednym ogromnym po środku, zrozumiałem że poza Wioską Kuro, której daleko do mojej rodzimej Wioski Drakonian, nie mam tutaj domu. I tutaj byłoby idealne miejsce na zbudowanie sobie czegoś.
Wyszedłem więc w swoim szkarłatnym stroju, zachwycając się dalej swoją kobiecą formą i średnio co kilka sekund spoglądając w dół - aczkolwiek nie by zapobiec potknięciu się - zacząłem poszukiwania miejsca nadającego się na remont. I dotarło do mnie że nic nie będzie wyglądało dobrze na tle tak wielkiego statku. Widać go z daleka. Cóż, raczej nikt nie będzie po nim płakał. To miejsce to jakieś zadupie. Choć całkiem możliwe że ktoś mieszkał tu wcześniej, to chwilowo nikogo tu nie ma. A już na pewno nikogo kto mógłby mi przeszkodzić.Ułatwieniem był fakt iż wszystko tutaj było stare i zardzewiałe. Zacząłem wznosić się aż w końcu znalazłem się nad tym potworem. Zniszczenie tak dużego obiektu to coś czego jeszcze nie mam w swoich papierach. Cofnąłem dłoń do techniki Bloody Sunday, i włączyłem aurę. To będzie musiało być nie tylko mocne, ale dokładne. Jeśli za bardzo dam czadu, mogę zwrócić na siebie zbyt wiele uwagi. Jeśli atak będzie za słaby, to nie pozbędę się problemu. Czas na próbę.
-BLOODY SUNDAY!!!
Pierwszy raz usłyszałem jak brzmi nazwa tej techniki wykrzyczana przez kobiete. Złączyłem dłonie i wystrzeliłem czerwony pocisk o tak dużej jasności i średnicy, że niczym w klubie nocnym najbliższą okolicę spowiło szkarłatne światło. To co nastąpiło było jeszcze bardziej spektakularne. Wybuch był oślepiający i przypominał odpalenie atomówki. Włożyłem w niego dokładnie tyle energii ile było trzeba. O dziwo nie trzeba było tego aż tak wiele. Człowiek o mocy około 100 jednostek jest w stanie przy odpowiednim wykorzystaniu KI zniszczyć księżyc. Demon po wielu latach treningu z mocą 90 tysięcy jednostek potrafi już znacznie więcej.
-BUAHAHAHA HYAHAHAHAHA AHAHAHAHA!!!!
Śmiałem się w niebogłosy niczym zła wiedźma gotująca dzieci w kotle, obserwując jak statek rozpada się na mnóstwo kawałków, siejąc spustoszenie wokół gdy spadały one na Ziemię. Jednocześnie pochwyciłem za drugą technikę budowlaną. Zniszczyć i zrobić sobie miejsce to jedno. Teraz trzeba zbudować. I do tego idealna jest telekineza. Pochwyciłem co mniejsze elementy złomu ze statków, niektóre dodatkowo rozłożyłem, i zaczęła się magia. Ściskając jedne z drugim, topiąc przy użyciu KI, tworzyłem coś całkiem nowego. Około jedna czwarta dawnej wystającej części ze statku została na swoim miejscu, i stanowiła fundament mojej nowej kryjówki. Kilka godzin potu, wysilania się, i używania Ki, podczas której ignorowałem absolutnie swoje otoczenie, mój plan został zrealizowany.
-uhhh....uffff... Nazwę to... Świątynia Grzechu.
- wygląd budowli Dragilli w paintcie - pozostałość statku zaznaczona czerwonym:
Po tym jakże męczącej czynności jaką było budowanie ze złomu ogromnego czaszkopodobnego sufitu, która dla ludzi zajęłaby tysiące lat, ale gdy ma się taką moc, to wystarczyło kilka godzin, postanowiłem że sobie po chilluje. Położyłem się na samiutkim szczycie tej jakże okazałej fortecy, z kawalka złomu stworzyłem sobie lemoniadę, i tak sobie popijałem patrząc na piękny zachód słońca w oddali. Życie jest piękne. Oby nic mi teraz nie przeszkodziło.
OOC:
Dość znacząco zmieniam wygląd Legowiska Reda, robiąc dość sporą rozpierduchę. Czas budowy = długość snu Kisy. Taką ciągłość przynajmniej proponuję
- GośćGość
Re: Świątynia Grzechu (dawniej Legowisko Reda)
Pon Sie 08, 2016 12:32 pm
___ - Ugh... - dziewczyna przebudziła się. Poziom wody z lekka się podniósł podczas jej spania i teraz zanurzona była w niej, prawie po sam czubek nosa. Zmieniła pozycję na siedzącą, złapała się za łepek - Oh... moja głowa. Co się... - mamrotała, próbując wytrzepać wodę z uszu. Gdy po chwili doszła do siebie, już sobie wszystko przypomniała. No tak, skończyła w tym dole, jak tylko padła ze zmęczenia, po treningu. Aaaaw, a w dodatku teraz chce się jej jeść. No nic, nie chciała, ale musi udać się do Akademii. Woda, w której leżała nie za bardzo pachnie fiołkami, ubranie ma zniszczone, a włosy rozczochrane... no i jej ciało nie wróciło do dawnej formy, nadal ma cycki jak baniaki. Trochę irytujące, bo podczas treningu majtały się jak głupie, a teraz są obolałe. Powinna sobie załatwić jakiś stanik, gdy pójdzie do zbrojowni. Tak, to chyba najpierw tam powinna się udać nim pójdzie żreć.
Była mokra, ale powinna być w stanie wyschnąć w słońcu Vegety, nim dojdzie do swojego celu. Zaczęła więc wolno wzlatywać w górę, czując już dużą różnicę w temperaturach. W dole było o wiele lepiej, ale bawienie się w podkopy byłoby długie i nużące. Także.
___ - Uuuuh... - zamamrotała, osłaniając oczy przed słońcem. Po chwili jednak jej patrzałki przyzwyczaiły się z lekka do tego natężenia światła i saiyanka mogła rozejrzeć się. Dostrzegła, że... coś tu się pozmieniało. Wiele wręcz. Blisko niej, znajdowała się KI tego demona, Dragota. Od razu skojarzyła fakty. Ten palant zniszczył dom Red'a, by dalej pajacować. Tego to już za wiele. Ciekawe, czy on byłby taki zadowolony, gdyby jemu zniszczono... eeeeeeej!
___ - Hehehehe... - w jej wrednej główce narodził się równie wredny planik. Miała spory zapas KI, podczas spania wróciły jej wszystkie siły, więc może zrobić tutaj małe BUM, skoro i tak to miejsce zostało oszpecone przez tego padalca.
Gdy miała pewność, w którą dokładnie stronę ma celować, uniosła dłoń. Zerwał się wiatr, wirował wokół dziewczyny, unosząc piach, który po chwili zaczął być wsysany przez małą, niebieską kulkę KI, trzymaną nad palcem wskazującym. Wzięła zamach i rzuciła piłeczką w miejsce pobytu demona. Wszystko wyglądało bardzo niewinnie, lecąca malutka kuleczka wielkości piłki do tenisa, po drodze wsysająca piasek. Niegroźne, prawda? Do czasu. Do czasu, aż nie była wystarczająco blisko budowli, by nagle, w jednej sekundzie powiększyć się kilkaset krotnie, do wysokości trzeciego piętra. Kula ta, miała za zadanie zniszczyć to, co zepsuł Dragot.
Kisy jednak nie było już w tym miejscu. Zaraz po wyrzuceniu kuli, stwierdziła, że nie będzie czekać na efekty, tylko po prostu uda się tam, gdzie z samego początku miała zamiar.
ZT>Magazyn/Zbrojownia
Była mokra, ale powinna być w stanie wyschnąć w słońcu Vegety, nim dojdzie do swojego celu. Zaczęła więc wolno wzlatywać w górę, czując już dużą różnicę w temperaturach. W dole było o wiele lepiej, ale bawienie się w podkopy byłoby długie i nużące. Także.
___ - Uuuuh... - zamamrotała, osłaniając oczy przed słońcem. Po chwili jednak jej patrzałki przyzwyczaiły się z lekka do tego natężenia światła i saiyanka mogła rozejrzeć się. Dostrzegła, że... coś tu się pozmieniało. Wiele wręcz. Blisko niej, znajdowała się KI tego demona, Dragota. Od razu skojarzyła fakty. Ten palant zniszczył dom Red'a, by dalej pajacować. Tego to już za wiele. Ciekawe, czy on byłby taki zadowolony, gdyby jemu zniszczono... eeeeeeej!
___ - Hehehehe... - w jej wrednej główce narodził się równie wredny planik. Miała spory zapas KI, podczas spania wróciły jej wszystkie siły, więc może zrobić tutaj małe BUM, skoro i tak to miejsce zostało oszpecone przez tego padalca.
Gdy miała pewność, w którą dokładnie stronę ma celować, uniosła dłoń. Zerwał się wiatr, wirował wokół dziewczyny, unosząc piach, który po chwili zaczął być wsysany przez małą, niebieską kulkę KI, trzymaną nad palcem wskazującym. Wzięła zamach i rzuciła piłeczką w miejsce pobytu demona. Wszystko wyglądało bardzo niewinnie, lecąca malutka kuleczka wielkości piłki do tenisa, po drodze wsysająca piasek. Niegroźne, prawda? Do czasu. Do czasu, aż nie była wystarczająco blisko budowli, by nagle, w jednej sekundzie powiększyć się kilkaset krotnie, do wysokości trzeciego piętra. Kula ta, miała za zadanie zniszczyć to, co zepsuł Dragot.
Kisy jednak nie było już w tym miejscu. Zaraz po wyrzuceniu kuli, stwierdziła, że nie będzie czekać na efekty, tylko po prostu uda się tam, gdzie z samego początku miała zamiar.
ZT>Magazyn/Zbrojownia
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Świątynia Grzechu (dawniej Legowisko Reda)
Sro Sie 10, 2016 11:33 pm
W mojej głowie dalej do końca się nie poukładało co się przed chwilą odwaliło. Kurde uratowałem dziewczyneęktóra usiadła tyłkiem na mojej głowie i to z takim naciskiem, że mógłbym zrobić rzeźbę 1:1 tego tyłka z dokładnością co do krostki. Potem walczyłem z cholernym Redem, i co ciekawe przeżyłem tą konfrontacje. Walczyłem przy tym po jednej stronie z Razielem, by potem znaleźć wspólny język z jakimś Królem demonów. A potem stałem się laską. Tak, odpoczynek był mi naprawdę potrzebny. Lemoniada była pyszna, zachód słońca też nie brzydki. Pogoda jak na wakacjach. Brakowało mi okularów przeciwsłonecznych, niby miałem gogle ale to nie to samo. I tak się relaksowałem aż poczułem niepokojące drgania powietrza, i wzrost Ki. Już dotarło do mnie że mam kłopoty, ale gdy otworzyłem oczy i zobaczyłem lecącą we mnie piłeczkę KI - zrobiłem minę jakby ktoś wsadził mi drąga z zaskoczenia.
-blokuj blokuj BLOKUJ!
Pomyślałem jednocześnie wstawając i ładując dimension hole który w ostatniej chwili zdążył wejść w fazę aktywną, powstrzymując kulę która nabrała gargantuicznych rozmiarów będąc blisko celu. Kula zatrzymała się jakby przechwycona, a następnie zaczęła powoli zmniejszać swoje rozmiary by kilka sekund później pozostało po niej już tylko światło wydobywające się z portalu utworzonego na przed moją dłonią. Z wysokim pulsem, szokiem, zaskoczeniem, i wszystkim co tylko niefajne, dopiero po chwili zaczęło do mnie docierać kto był sprawcą tego zamachu na mnie i moją konstrukcje.
-Kisaaaa.....
Powiedziałem zaciskając zęby coraz mocniej w miarę przedłużania samogłoski. Jednocześnie spojrzałem w malutką kropkę na horyzoncie będącym odlatującą w dal saiyanką. Jak ona śmiała? Pieprzyć wdzięczność, nie oczekiwałem jej. Najpierw szampan, teraz chciała rozwalić mój dom na tej obcej planecie. Gdybym nazwał ją zimną suką to obraziłbym wszystkie zimne suki które poznałem na Ziemi. Ona nie zasługuje by żyć. Nie zasługuje by mieć kogokolwiek za rodzinę, ani za przyjaciół. Nie pamiętam kiedy ktoś tyle razy napluł mi w twarz w tak krótkim czasie.
-Zapłacisz mi za to.....Za.....Zapłacisz mi za to!!!
W tym całym mętliku złych myśli, straciłem kontrolę nad swoją chaotyczną Ki, i w efekcie pojawiła się wokół mnie agresywna, czarna aura która następnie zaczęła samoistnie wystrzeliwać na oślep pociski KI. Ale byłem tak wpieniony że nawet tego nie widziałem. Część z nich trafiała w moją nowo wybudowaną konstrukcje, tworząc w niej pęknięcia i dziury. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie zdążę jej teraz dogonić zanim trafi do terenów zamieszkanych. A więc ponownie nie mogę nic zrobić. Nie dam rady. Nie potrafię. Nie poskromię tego gniewu. Ta nienawiść do wszystkiego co żyje. Czuję jak coś się we mnie zmienia. Moja aura staje się coraz większa i większa. Cała ogromna stalowa czaszka drżała od podmuchów KI. Zacząłem czuć głód. Chcę mięsa. Chce mięsa ludzi albo Saiyan. Chce pić prosto z ich żył i żuć ich jelita. Poczułem jak mimowolnie zaczynam się unosić wyżej, coraz mniej przypominając istotę przypominającą ziemiankę, a bardziej jak jakiś stwór z destrukcyjnej KI. Muszę przestać. Muszę natychmiast przestać, bo nic mnie nie zatrzyma. Zniszczę wszystko w okolicy, i będe to robił dopóki ktoś mnie nie zabije co nastąpi prędko. Mój gniew tylko rośnie. Mój głód rośnie. Nie mogę już nic zrobić by się uspokoić. Najchętniej wyruszyłbym teraz za Kisą choćby to oznaczało przebić się prosto do komnaty Króla po raz kolejny. Zacząłem czuć jakby moje plecy zaczynały pękać, jakby coś zaczęło z nich wychodzić. Energia zaczęła mnie wypełniać, i czułem jakbym miał pęknąć. I wtedy...
...Coś się stało. Poczułem jak prawie cała ta nagromadzona energia, nienawiść, i nieskończony gniew który wypływał ze mnie jak z nieskończonego źródła, wychodzi ze mnie... i coś tworzy. Lecz nie jestem w stanie stwierdzić co to było. A przynajmniej nie byłem. Ale gdy po krótkiej utracie przytomności otworzyłem swe gały będąc tak zniszczony jak po kilku tygodniowej balandze, dostrzegłem coś co mnie zmroziło. Cztery ciemne sylwetki odlatujące w kierunku Wioski Kuro. Zanim ukryli Ki, wyczułem od nich to samo co biło ode mnie. Kilka minut trzeźwienia, i łączenia wątków później, powiedziałem pierwsze co mi przyszło do głowy.
-Ja... Urodziłam dzieci.
Po czym wystrzeliłem w pogoń do Wioski Kuro.
OOC:
nieudana Próba transformacji na Perfect Form.
Rodzę 4 dzieci. Who would've guess it?
zt do Wioska Kuro
-blokuj blokuj BLOKUJ!
Pomyślałem jednocześnie wstawając i ładując dimension hole który w ostatniej chwili zdążył wejść w fazę aktywną, powstrzymując kulę która nabrała gargantuicznych rozmiarów będąc blisko celu. Kula zatrzymała się jakby przechwycona, a następnie zaczęła powoli zmniejszać swoje rozmiary by kilka sekund później pozostało po niej już tylko światło wydobywające się z portalu utworzonego na przed moją dłonią. Z wysokim pulsem, szokiem, zaskoczeniem, i wszystkim co tylko niefajne, dopiero po chwili zaczęło do mnie docierać kto był sprawcą tego zamachu na mnie i moją konstrukcje.
-Kisaaaa.....
Powiedziałem zaciskając zęby coraz mocniej w miarę przedłużania samogłoski. Jednocześnie spojrzałem w malutką kropkę na horyzoncie będącym odlatującą w dal saiyanką. Jak ona śmiała? Pieprzyć wdzięczność, nie oczekiwałem jej. Najpierw szampan, teraz chciała rozwalić mój dom na tej obcej planecie. Gdybym nazwał ją zimną suką to obraziłbym wszystkie zimne suki które poznałem na Ziemi. Ona nie zasługuje by żyć. Nie zasługuje by mieć kogokolwiek za rodzinę, ani za przyjaciół. Nie pamiętam kiedy ktoś tyle razy napluł mi w twarz w tak krótkim czasie.
-Zapłacisz mi za to.....Za.....Zapłacisz mi za to!!!
W tym całym mętliku złych myśli, straciłem kontrolę nad swoją chaotyczną Ki, i w efekcie pojawiła się wokół mnie agresywna, czarna aura która następnie zaczęła samoistnie wystrzeliwać na oślep pociski KI. Ale byłem tak wpieniony że nawet tego nie widziałem. Część z nich trafiała w moją nowo wybudowaną konstrukcje, tworząc w niej pęknięcia i dziury. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie zdążę jej teraz dogonić zanim trafi do terenów zamieszkanych. A więc ponownie nie mogę nic zrobić. Nie dam rady. Nie potrafię. Nie poskromię tego gniewu. Ta nienawiść do wszystkiego co żyje. Czuję jak coś się we mnie zmienia. Moja aura staje się coraz większa i większa. Cała ogromna stalowa czaszka drżała od podmuchów KI. Zacząłem czuć głód. Chcę mięsa. Chce mięsa ludzi albo Saiyan. Chce pić prosto z ich żył i żuć ich jelita. Poczułem jak mimowolnie zaczynam się unosić wyżej, coraz mniej przypominając istotę przypominającą ziemiankę, a bardziej jak jakiś stwór z destrukcyjnej KI. Muszę przestać. Muszę natychmiast przestać, bo nic mnie nie zatrzyma. Zniszczę wszystko w okolicy, i będe to robił dopóki ktoś mnie nie zabije co nastąpi prędko. Mój gniew tylko rośnie. Mój głód rośnie. Nie mogę już nic zrobić by się uspokoić. Najchętniej wyruszyłbym teraz za Kisą choćby to oznaczało przebić się prosto do komnaty Króla po raz kolejny. Zacząłem czuć jakby moje plecy zaczynały pękać, jakby coś zaczęło z nich wychodzić. Energia zaczęła mnie wypełniać, i czułem jakbym miał pęknąć. I wtedy...
...Coś się stało. Poczułem jak prawie cała ta nagromadzona energia, nienawiść, i nieskończony gniew który wypływał ze mnie jak z nieskończonego źródła, wychodzi ze mnie... i coś tworzy. Lecz nie jestem w stanie stwierdzić co to było. A przynajmniej nie byłem. Ale gdy po krótkiej utracie przytomności otworzyłem swe gały będąc tak zniszczony jak po kilku tygodniowej balandze, dostrzegłem coś co mnie zmroziło. Cztery ciemne sylwetki odlatujące w kierunku Wioski Kuro. Zanim ukryli Ki, wyczułem od nich to samo co biło ode mnie. Kilka minut trzeźwienia, i łączenia wątków później, powiedziałem pierwsze co mi przyszło do głowy.
-Ja... Urodziłam dzieci.
Po czym wystrzeliłem w pogoń do Wioski Kuro.
OOC:
nieudana Próba transformacji na Perfect Form.
Rodzę 4 dzieci. Who would've guess it?
zt do Wioska Kuro
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Świątynia Grzechu (dawniej Legowisko Reda)
Sro Wrz 28, 2016 9:56 pm
Mimo że wciąż ukrywałem swój poziom mocy, zauważyłem sporą poprawę w swojej szybkości. Widać nie tylko transformacja, ale i treningi ukazały swój efekt. Zawsze był to ten jeden element który miałem wybrakowany, potrafiłem zadać mocny cios, przetrwać lawinę, i wystrzelić niszczycielską technikę, ale gdy przychodziło co do czego gdy trzeba było zrobić unik lub tego przeciwnika trafić. Teraz pozbyłem się tej wady. I byłem z tego bardzo dumny. Doleciałem na miejsce znacznie szybciej, niż zwykle potrzebowałem na taki odcinek drogi. Z daleka wielka pół czaszka ze starej stali prezentowała się wyjątkowo okazale. Aż szkoda będzie ją zostawiać, ale nie można mieć wszystkiego na raz. Wylądowałem na samym środku szczytu czaszki, czyli najlogiczniejszego punktu z którego można by mnie odebrać.
Wtedy najzwyczajniej w świecie zasnąłem. Zamknąłem oczy, pochyliłem głowę zakrywając biało niebieskimi włosami niemal całą facjatę, i od tak, na stojąco oddałem się w stan hibernacji, przypominając realistyczną rzeźbę. Nie tylko dlatego że nic lepszego do robienia aktualnie nie miałem, ale też by wykorzystać każdą okazję do zregenerowania swojej energii. Wkrótce będę jej potrzebował. Każdej kropelki ze źródełka. Stu procent, i więcej. Będę miał tylko jedną szansę. I nie wolno mi jej zmarnować. Jednak tak samo jak ludzi obudzą głośne dźwięki, tak również ja ocknę się tak szybko jak wyczuję w pobliżu dobrze znaną mi KI. Ciekawiło mnie, jaką bryką przyleci po mnie Księciuniu. I jak będzie wyglądał lot, gdyż jak na razie moja jedyna podróż między planetami to była teleportacja. Będzie ciekawie.
-*Czekam, The Negative One. *
Powiedziałem sobie w myślach, tuż przed odejściem w stan uśpienia.
OOC
regeneracja 10% hp i KI
Dawaj popis na szosie
Wtedy najzwyczajniej w świecie zasnąłem. Zamknąłem oczy, pochyliłem głowę zakrywając biało niebieskimi włosami niemal całą facjatę, i od tak, na stojąco oddałem się w stan hibernacji, przypominając realistyczną rzeźbę. Nie tylko dlatego że nic lepszego do robienia aktualnie nie miałem, ale też by wykorzystać każdą okazję do zregenerowania swojej energii. Wkrótce będę jej potrzebował. Każdej kropelki ze źródełka. Stu procent, i więcej. Będę miał tylko jedną szansę. I nie wolno mi jej zmarnować. Jednak tak samo jak ludzi obudzą głośne dźwięki, tak również ja ocknę się tak szybko jak wyczuję w pobliżu dobrze znaną mi KI. Ciekawiło mnie, jaką bryką przyleci po mnie Księciuniu. I jak będzie wyglądał lot, gdyż jak na razie moja jedyna podróż między planetami to była teleportacja. Będzie ciekawie.
-*Czekam, The Negative One. *
Powiedziałem sobie w myślach, tuż przed odejściem w stan uśpienia.
OOC
regeneracja 10% hp i KI
Dawaj popis na szosie
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach