Korytarz
+5
NPC.
Hazard
Keruru
Ósemka
NPC
9 posters
Strona 2 z 2 • 1, 2
Korytarz
Sro Maj 30, 2012 12:29 am
First topic message reminder :
Pomieszczenie komunikacyjne, dzięki któremu jednostki przebywające w tym budynku, mogą przemieścić się z jednej lokacji do drugiej. Ważny punkt we wszystkich nowoczesnych budynkach.
Pomieszczenie komunikacyjne, dzięki któremu jednostki przebywające w tym budynku, mogą przemieścić się z jednej lokacji do drugiej. Ważny punkt we wszystkich nowoczesnych budynkach.
Re: Korytarz
Czw Wrz 24, 2015 6:10 pm
Post dla Raziela.
Całą scenę w oddali obserwował nowy przełożony Raziela. Poszukiwał swoich podwładnych aby wykonać powierzony mu rozkaz. Nie wtrącał się w wymianę zdań, zresztą z jednego zmasakrowanego przez grupkę żołnierza nie będzie już pożytku. Ot zwykły odpadek. Trener przez chwilę klikał na swoim holo-notesie.
- No to zobaczymy pieseczku, czy umiesz ładnie warować – wredny uśmieszek nie schodził mu z twarzy. Wpisał kod i włączył program. W Raziela jakby grom strzelił. W żyłach Saiyana swobodnie pływały wstrzyknięte nanoboty, po odpaleniu programu otrzymały rozkaz i zaczęły działać. Do mózgu dotarła informacja o rozkazie.
OOC:
Raz, widzisz i słyszysz ale tak jakby rzeczywistość zewnętrzna do Ciebie nie docierała, masz zadanie do wykonania i tylko to Cię interesuje. Jesteś niczym robot.
Całą scenę w oddali obserwował nowy przełożony Raziela. Poszukiwał swoich podwładnych aby wykonać powierzony mu rozkaz. Nie wtrącał się w wymianę zdań, zresztą z jednego zmasakrowanego przez grupkę żołnierza nie będzie już pożytku. Ot zwykły odpadek. Trener przez chwilę klikał na swoim holo-notesie.
- Dowórdca Klytos:
- No to zobaczymy pieseczku, czy umiesz ładnie warować – wredny uśmieszek nie schodził mu z twarzy. Wpisał kod i włączył program. W Raziela jakby grom strzelił. W żyłach Saiyana swobodnie pływały wstrzyknięte nanoboty, po odpaleniu programu otrzymały rozkaz i zaczęły działać. Do mózgu dotarła informacja o rozkazie.
OOC:
Raz, widzisz i słyszysz ale tak jakby rzeczywistość zewnętrzna do Ciebie nie docierała, masz zadanie do wykonania i tylko to Cię interesuje. Jesteś niczym robot.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Korytarz
Czw Wrz 24, 2015 9:12 pm
Gniew zaczynał wzbierać w nim. Wszystko co tu się działo sprawiało, że miał ochotę rozwalić kilka osób. Energie na tej planecie wzrastały i gasły co chwila. Eksplozje z pałacu i miasta, były doskonale słyszalne, a transmisje przychodzące na jego scouter dokańczały sprawę. Krótko mówiąc znalazł się w środku piekła i na dodatek musiał niańczyć grupkę dzieciaków. Energia jego siostry w dalszym ciągu była w budynku Akademii, lecz wszystko się mogło zmienić. Sytuacja była bardzo płynna i na pewno więcej żołnierzy dostanie rozkaz wymarszu, jeśli sprawy przybiorą nieprzyjemny obraz dla królewskich. Po za tym Raziel nie wiedział ilu buntowników może się znajdować w Akademii, którą zechcą przejąć. Bo, że zechcą to było tak jasne jak to, że dwa plus dwa daje cztery. Był to jeden z ważniejszych budynków na planecie i kontrola go dałaby na pewno dość duże profity. Raziel wiedział, że ten cały bunt przysporzy wszystkim problemów i nie miał najmniejszej ochoty brać w tym udziału. Ani po jednej, ani po drugiej stronie. Jednak wiedział, że chcąc czy nie chcąc wciągnąć go w swoje pieprzone zabawy, a on będzie musiał zabić ludzi, których nie chciał. Co innego połamać komuś kończyny, a co innego odebrać życie. Zahne nie chciał się w to bawić, ale chyba nie będzie miał wyboru. Miał tylko nadzieję, że jego siostra go posłucha i się gdzieś ukryje. Nie chciał, żeby coś się jej stało. Gdyby ją stracił to byłby cios. W dalszym ciągu jeszcze się nie przyzwyczaił do tego, że ma młodsze rodzeństwo, lecz chyba powoli stawał się typowym starszym bratem. Trochę się tego nauczył ochraniając ją przez ostatnie lata. Może to natura podpowiadała mu, żeby się troszczyć o tą blondynkę. Coś w podświadomości mówiło mu, że jest ona dla niego ważna, ale bardziej niż przyjaciółka. Teraz jednak bał się, żeby przez tą głupią rebelię jej nie stracić. Zachciało się matołom atakować. Mówił tej bogince jakie będą wyniki ich zabawy, lecz pewnie go nie posłuchała.
Lecz musiał na początek ogarnąć tą grupkę, która się wokół niego zebrała. Czy on wyglądał na opiekunkę dla kadetów? Jak on był najniższy stopniem to nie zawracał dupy innym, tylko trenował. No i prawie zginął podczas walki z tsufulem, lecz to mały szczególik.
Popatrzył się na ciemnoskórą kadetkę, próbując określić poziom jej energii, lecz ku jego zdziwieniu nie było jej. Zwyczajnie nie dał rady wyczuć energii kadetki. Czyżby ją ukrywała? Co się do diabła tutaj dzieje?
- No to trochę za daleko się wypuściłaś. Jestem Raziel Zahne. Trwa teraz tutaj niezły burdel, więc radzę wam agh. – nie dokończył zdania, gdyż nagle potężny ból głowy uderzył w niego. Zahne złapał się za głowę i zrobił kilka kroków do tyłu. Czuł się jakby jego głowa miała zaraz mu pęknąć na dwoje. Nagle jego ciało otoczyła biała aura, w której pojawiły się złote przebłyski. Próbował z tym walczyć, ale nie miał szans z nanobotami, które mu wstrzyknięto, gdy jego kochana dziewczyna go zajmowała. Czuł jak jego ciało zaczyna być przejmowane, a on nie mógł nic z tym zrobić. W końcu aura zanikła, a wzrok Saiyanina stał się pusty. Miał tylko jedno zadanie. Zniszczyć wszystkich zdrajców korony. A najlepiej zacząć od tych w Akademii i w wiosce tego Kuro. Musiał ich wybić wszystkich. Dla króla.
- Mała zmiana planów. – powiedział wojownik zaciskając swoją dłoń na ramieniu dziewczyny niczym imadło. – Idziesz ze mną. Wy wszyscy. Robaki wylazły z nor i zaatakowały naszego władcę. Wszyscy zdrajcy mają zostać zabici. Najpierw trzeba oczyścić Akademię, a następnie miasto. Ruszać się.
Teraz jeszcze brakowało słów, kto nie skacze ten z rebelii, lecz Natto był śmiertelnie poważny, a przynajmniej tak mu kazano. Ciemnowłosy ruszył przed siebie, lecz przed tym jeszcze wystrzelił dwie kule ki, które dobiły leżącą dwójkę. Nie obejrzał się nawet, tylko ruszył przed siebie, zaś jego skaner prowadził go prosto do skupiska energii, gdzie zapewne toczyły się walki.
Occ:
z/t na Koszary.
Rozkaz wydany. Idziecie z Razem albo uciekacie. Lecz zostanie to potraktowane jako zdrada.
Jeśli idziecie za szefem to widzicie walki, śmierć, raz czy dwa ktoś zginął z ręki Raza. W koszarach jest walka i duże starcia. Akademią trzęsą zmiany w Oozaru i wybuchy.
Lecz musiał na początek ogarnąć tą grupkę, która się wokół niego zebrała. Czy on wyglądał na opiekunkę dla kadetów? Jak on był najniższy stopniem to nie zawracał dupy innym, tylko trenował. No i prawie zginął podczas walki z tsufulem, lecz to mały szczególik.
Popatrzył się na ciemnoskórą kadetkę, próbując określić poziom jej energii, lecz ku jego zdziwieniu nie było jej. Zwyczajnie nie dał rady wyczuć energii kadetki. Czyżby ją ukrywała? Co się do diabła tutaj dzieje?
- No to trochę za daleko się wypuściłaś. Jestem Raziel Zahne. Trwa teraz tutaj niezły burdel, więc radzę wam agh. – nie dokończył zdania, gdyż nagle potężny ból głowy uderzył w niego. Zahne złapał się za głowę i zrobił kilka kroków do tyłu. Czuł się jakby jego głowa miała zaraz mu pęknąć na dwoje. Nagle jego ciało otoczyła biała aura, w której pojawiły się złote przebłyski. Próbował z tym walczyć, ale nie miał szans z nanobotami, które mu wstrzyknięto, gdy jego kochana dziewczyna go zajmowała. Czuł jak jego ciało zaczyna być przejmowane, a on nie mógł nic z tym zrobić. W końcu aura zanikła, a wzrok Saiyanina stał się pusty. Miał tylko jedno zadanie. Zniszczyć wszystkich zdrajców korony. A najlepiej zacząć od tych w Akademii i w wiosce tego Kuro. Musiał ich wybić wszystkich. Dla króla.
- Mała zmiana planów. – powiedział wojownik zaciskając swoją dłoń na ramieniu dziewczyny niczym imadło. – Idziesz ze mną. Wy wszyscy. Robaki wylazły z nor i zaatakowały naszego władcę. Wszyscy zdrajcy mają zostać zabici. Najpierw trzeba oczyścić Akademię, a następnie miasto. Ruszać się.
Teraz jeszcze brakowało słów, kto nie skacze ten z rebelii, lecz Natto był śmiertelnie poważny, a przynajmniej tak mu kazano. Ciemnowłosy ruszył przed siebie, lecz przed tym jeszcze wystrzelił dwie kule ki, które dobiły leżącą dwójkę. Nie obejrzał się nawet, tylko ruszył przed siebie, zaś jego skaner prowadził go prosto do skupiska energii, gdzie zapewne toczyły się walki.
Occ:
z/t na Koszary.
Rozkaz wydany. Idziecie z Razem albo uciekacie. Lecz zostanie to potraktowane jako zdrada.
Jeśli idziecie za szefem to widzicie walki, śmierć, raz czy dwa ktoś zginął z ręki Raza. W koszarach jest walka i duże starcia. Akademią trzęsą zmiany w Oozaru i wybuchy.
- GośćGość
Re: Korytarz
Pią Wrz 25, 2015 10:28 pm
Puls dziewczyny o czarnych jak smoła włosach powoli się uspokajał. Zaczęło jej szumieć w głowie z bliżej nieznanego jej powodu. Wie, że ma chore serce, co zostało jej przekazane wraz z genami jej klonów, lecz wątpi by to było następstwem po podniesieniu ciśnienia, a poza tym nie to ją bolało w tej chwili. No nic, pewnie zaraz przestanie, nie ma co się zbytnio przez to jakoś specjalnie martwić.
Uniosła wzrok i głowę w niemałym zdziwieniu, gdy nagle jej przełożony zaczął dziwnie się zwijać z bólu. Zmarszczyła brwi po czym zrobiła krok w jego stronę. Nie, nie martwiła się, ani nic z tych rzeczy. Kisa się nie martwi o nikogo prócz siebie. Tak przynajmniej sobie to tłumaczy, albo raczej kłamczy. Nikt tak nie potrafi oszukiwać samego siebie tak jak Kisa.
Zdała sobie nagle sprawę z tego, że jest tutaj ktoś jeszcze. Podejrzana energia umiejscowiona była w korytarzu obok, albo zaraz na wejściu do tego, na którym się znajdowała cała czwórka oraz półmartwe śmiecie na ziemi. Już miała skierować się w tamtą stronę gdy Raziel do siebie doszedł tak nagle. Zachowywał się od razu tak, jakby nic się nie stało przed chwila, co od razu wzbudziło dziwne podejrzenia czarnowłosej. Przymrużyła lekko oczy, ale postanowiła, że na razie nic z tym nie będzie robić, tylko zobaczy jak się sprawy potoczą. Z westchnięciem oraz lekkim zażenowaniem na twarzy powiedziała:
____ - Jasne, rozumiem. Już się robi. - w czasie gdy Raziel zaczął iść przed siebie likwidując do końca płotki, Kisa odwróciła się by pójść w zupełnie odwrotną stronę, a raczej teleportować się tam. Stanęła dokładnie w miejscu, gdzie wyczuwała przed chwilą tą obcą energię, która ich obserwowała. Była po prostu ciekawa kim on jest oraz jak wygląda. Jeżeli się okaże, że już sobie poszedł, po prostu pójdzie dalej za swoim 'przewodnikiem'.
Nie bardzo interesuje ją obecny władca, ale w końcu zdecydowała się tutaj przybyć i być kadetem, więc... nie ma wyboru. Musi robić co jej każą, a przy okazji takie mordobicie może być okazją do niezłego wkurzenia się. Kto wie, może też będzie złotym wojownikiem gdy trochę powalczy?
Gdyby nie trening, nie pisałabym tego postaaa....
Trening start
zt
Uniosła wzrok i głowę w niemałym zdziwieniu, gdy nagle jej przełożony zaczął dziwnie się zwijać z bólu. Zmarszczyła brwi po czym zrobiła krok w jego stronę. Nie, nie martwiła się, ani nic z tych rzeczy. Kisa się nie martwi o nikogo prócz siebie. Tak przynajmniej sobie to tłumaczy, albo raczej kłamczy. Nikt tak nie potrafi oszukiwać samego siebie tak jak Kisa.
Zdała sobie nagle sprawę z tego, że jest tutaj ktoś jeszcze. Podejrzana energia umiejscowiona była w korytarzu obok, albo zaraz na wejściu do tego, na którym się znajdowała cała czwórka oraz półmartwe śmiecie na ziemi. Już miała skierować się w tamtą stronę gdy Raziel do siebie doszedł tak nagle. Zachowywał się od razu tak, jakby nic się nie stało przed chwila, co od razu wzbudziło dziwne podejrzenia czarnowłosej. Przymrużyła lekko oczy, ale postanowiła, że na razie nic z tym nie będzie robić, tylko zobaczy jak się sprawy potoczą. Z westchnięciem oraz lekkim zażenowaniem na twarzy powiedziała:
____ - Jasne, rozumiem. Już się robi. - w czasie gdy Raziel zaczął iść przed siebie likwidując do końca płotki, Kisa odwróciła się by pójść w zupełnie odwrotną stronę, a raczej teleportować się tam. Stanęła dokładnie w miejscu, gdzie wyczuwała przed chwilą tą obcą energię, która ich obserwowała. Była po prostu ciekawa kim on jest oraz jak wygląda. Jeżeli się okaże, że już sobie poszedł, po prostu pójdzie dalej za swoim 'przewodnikiem'.
Nie bardzo interesuje ją obecny władca, ale w końcu zdecydowała się tutaj przybyć i być kadetem, więc... nie ma wyboru. Musi robić co jej każą, a przy okazji takie mordobicie może być okazją do niezłego wkurzenia się. Kto wie, może też będzie złotym wojownikiem gdy trochę powalczy?
Gdyby nie trening, nie pisałabym tego postaaa....
Trening start
zt
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Korytarz
Sob Wrz 26, 2015 11:02 pm
Bardzo trudno określić, skąd się właściwie znalazł tutaj czarny kot. Od kilkunastu godzin demon nie mógł zapanować nad kocim ciałem, które robiło sobie z właściciela pośmiewisko i wywlekało go w różne zakątki Vegety i miasta ów planety. Jako, że nie rzucał się w oczy, ani tym bardziej w scoutery saiyańskich wojowników, przemierzał trasy niezgodne z założeniami Kury i reszty ekipy Jasnej Strony Mocy. Dlatego odłączył się od nich w najbardziej decydującym momencie. W ataku. Przeklęta klątwa tego Egipcjanina! Jak się kiedyś spotkają w zaświatach - zabije go jeszcze raz!
Miało to też swoje dobre strony, gdyż przez przypadek natknął się na energię, którą kojarzył, i która wybudziła demona z transu. Raziel, był gdzieś blisko. Chwila moment, ale jego nie było we wiosce Kuro. Dobrze pamiętał? Już niczego nie był pewny, ale ten trop mógł go zaprowadzić do pozostałych wojowników, których najzwyklej w świecie zgubił. Będąc w kociej formie nie potrafił wyczuwać bardzo odległych jednostek mocy, tylko te najbliższe. I to średnio precyzyjnie. Omyłka sięgała kilkudziesięciu metrów, gdyż zanim namierzył znajomą aurę wyminął się z Razielem dwukrotnie. Aż wreszcie go zobaczył. Nie był sam, z tęgą miną zabrał ze sobą drużynę, która przypominała vegetańskich żołnierzy niżeli ruch partyzancki. Czyżby coś poszło nie tak?
Przyczajony za kubłem na śmieci postawionym w korytarzu patrzył się ślepiami jak oddalają się w marszu z Razielem jako dowódcą paczki, tak więc ruszył za nimi. Skradał się jak kot, w sumie nim był, nie wydawał się być odbiegającym od normy czworonogiem, gdyby nie fakt, że... jego ogon miał ozdobną wstążkę. Szedł tak za nimi spory kawałek, gdy w pewnym momencie pewna dziewczyna z bujnymi, kruczoczarnymi włosami, z węglowymi oczyma oraz błękitnym uniformie odwróciła się. W ostatniej chwili zaszył się w cieniu, lecz chyba miała na uwadze jego obecność. Cóż, zaraz dookoła ścieliło się od trupów rebeliantów i poległych żołnierzy, nawet znany mu Saiyanin zabił kilku po drodze. Tak z zimną krwią, jakby pozbywał się robactwa. Skądś pamiętał ten stan. Chyba z orbity nad Ziemią, kiedy wojownicy z Vegety niczym zombie za wszelką cenę chcieli pozbyć się dwóch demońskich obrońców. O niedobrze. Bardzo niedobrze. Dlaczego Raziel stał po tej stronie barykady, gdzie nie powinien?!
Wśród lekkiego zamieszania i ścielących się trupów ciężko nie zauważyć wreszcie, że kot podążał za nimi. W sensie - samego procesu przemieszczania się nie dało się dostrzec, ale to, jak ktoś na chwilę ujrzał kota wśród nieboszczyków... to już rzucało pewne podejrzenia. Oby nie, lecz to dość naiwne myślenie. Dlatego zmienił nieco strategię. Bardziej z planu A chciał przejść do planu B, a z powodu kocich instynktów wyniknął plan C. Wszystko przez ogony Saiyan! Majdały się na lewo i prawo, a to sprawiało, że chciało się je złapać w futrzaste łapki. Nie minęło więc więcej niż kilkadziesiąt sekund, a to jeden z ogonów załogi pod patronatem Raziela padł "ofiarą" kocich łapek. Padło akurat na tę samą dziewczynę, która odwracała się co jakiś czas do tyłu. Podskakiwał za nią próbując pochwycić ruchową zdobycz w kiełki lub pazurki. I zamiast działać potajemnie, zdekonspirował się sam, przez kocie odruchy. Oby tylko nie wydało się więcej niż powinno...
Z tematu! Za Razielem i resztą
Ooc: z powrotem w grze.
Miało to też swoje dobre strony, gdyż przez przypadek natknął się na energię, którą kojarzył, i która wybudziła demona z transu. Raziel, był gdzieś blisko. Chwila moment, ale jego nie było we wiosce Kuro. Dobrze pamiętał? Już niczego nie był pewny, ale ten trop mógł go zaprowadzić do pozostałych wojowników, których najzwyklej w świecie zgubił. Będąc w kociej formie nie potrafił wyczuwać bardzo odległych jednostek mocy, tylko te najbliższe. I to średnio precyzyjnie. Omyłka sięgała kilkudziesięciu metrów, gdyż zanim namierzył znajomą aurę wyminął się z Razielem dwukrotnie. Aż wreszcie go zobaczył. Nie był sam, z tęgą miną zabrał ze sobą drużynę, która przypominała vegetańskich żołnierzy niżeli ruch partyzancki. Czyżby coś poszło nie tak?
Przyczajony za kubłem na śmieci postawionym w korytarzu patrzył się ślepiami jak oddalają się w marszu z Razielem jako dowódcą paczki, tak więc ruszył za nimi. Skradał się jak kot, w sumie nim był, nie wydawał się być odbiegającym od normy czworonogiem, gdyby nie fakt, że... jego ogon miał ozdobną wstążkę. Szedł tak za nimi spory kawałek, gdy w pewnym momencie pewna dziewczyna z bujnymi, kruczoczarnymi włosami, z węglowymi oczyma oraz błękitnym uniformie odwróciła się. W ostatniej chwili zaszył się w cieniu, lecz chyba miała na uwadze jego obecność. Cóż, zaraz dookoła ścieliło się od trupów rebeliantów i poległych żołnierzy, nawet znany mu Saiyanin zabił kilku po drodze. Tak z zimną krwią, jakby pozbywał się robactwa. Skądś pamiętał ten stan. Chyba z orbity nad Ziemią, kiedy wojownicy z Vegety niczym zombie za wszelką cenę chcieli pozbyć się dwóch demońskich obrońców. O niedobrze. Bardzo niedobrze. Dlaczego Raziel stał po tej stronie barykady, gdzie nie powinien?!
Wśród lekkiego zamieszania i ścielących się trupów ciężko nie zauważyć wreszcie, że kot podążał za nimi. W sensie - samego procesu przemieszczania się nie dało się dostrzec, ale to, jak ktoś na chwilę ujrzał kota wśród nieboszczyków... to już rzucało pewne podejrzenia. Oby nie, lecz to dość naiwne myślenie. Dlatego zmienił nieco strategię. Bardziej z planu A chciał przejść do planu B, a z powodu kocich instynktów wyniknął plan C. Wszystko przez ogony Saiyan! Majdały się na lewo i prawo, a to sprawiało, że chciało się je złapać w futrzaste łapki. Nie minęło więc więcej niż kilkadziesiąt sekund, a to jeden z ogonów załogi pod patronatem Raziela padł "ofiarą" kocich łapek. Padło akurat na tę samą dziewczynę, która odwracała się co jakiś czas do tyłu. Podskakiwał za nią próbując pochwycić ruchową zdobycz w kiełki lub pazurki. I zamiast działać potajemnie, zdekonspirował się sam, przez kocie odruchy. Oby tylko nie wydało się więcej niż powinno...
Z tematu! Za Razielem i resztą
Ooc: z powrotem w grze.
Re: Korytarz
Nie Wrz 27, 2015 11:19 pm
Zatrzymanie się w korytarzu przy grupce sayan było dobrą decyzją, ponieważ w końcu przyszedł czas, że dowiedziała się co nieco na temat wydarzeń, poznała nowych wojowników o znacznie wyższej mocy i zobaczyła konkretną walkę z bliska. Do tego poznała pewne nowe sposoby walki, a także miała okazję NIEzobaczyć jak walczy super silny wojownik. Niestety to jeszcze nie jej poziom, a z pewnością sporo jej brakuje do tego. Nim dowiedziała się, co się dzieje na planecie to miała chwilę grozy. Najpierw zaczął mówić tak, że pomyślała o czekających ją kłopotach, ale szybko jakoś ochłonęła. Na całe szczęście jej mózg potrafił szybko opanować emocje. Oczywiście zaskakująco świetnie działał program ochrony świadectw, czyli jej zabezpieczenie przed pewnymi emocjami. Np. zdenerwowaniem, czyli nie drżała ze strachu, choć tego akurat nie czuła. Może lekka obawa, że zbyt szybko ktoś odkryje kim naprawdę jest i może to zostać wykorzystane przeciw niej. To jeszcze bardziej motywowało jej organizm do dalszej ewolucji. Nim się spostrzegła jej mózg już sam zaczął kodować nowe rozwiązania pewnych starych problemów. Patrzyła się pewniej niczym doświadczony sayanin, utrzymywała wyprostowaną pozycję, a jej oczy lekko podświetlone dziwnym seledynowym światłem, niebieski poblask niczym u super wojownika. Mechaniczne ciało miało swoje ogromne zalety. Właśnie sobie to uzmysłowiła, że mogłaby równie dobrze, sprawić żeby wyglądała jak super wojownik. Mogła za pomocą ki która coraz lepiej współgrała z ciałem zrobić rozświetlenie włosów albo gałek ocznych. Dopiero mocny uścisk ręki Raziela trochę ją naprostował. Taka sztuczka nie zadziała na kogoś tak mocnego. Nie przeraził go wcześniej super wojownik, którego jeszcze na wszelki wypadek dobił to przestraszy go jakaś mała dziewczynka? Przypomniała sobie, że zostawiając swój młody wygląd i posturę ciała nie zrobi na nikim szoku, a póki nie znajdzie sposobu na super wzmocnienie to na nic się jej zdadzą marne próby oszustwa. Na razie może jedynie dalej gromadzić w sobie energię, żeby kiedyś użyj jej do wystrzelenia z mocą jak torpeda z super działa przeciw wrogom.
- Tak jest. Wedle rozkazu. - Powiedziała krótko na jego rozkazy, wiedząc że lepiej mu nie podskakiwać. Zawsze miała przeczucie do pewnych rzeczy, a szczególnie do intencji mężczyzn, a Raziela Zahne zmieniły się gwałtownie. Ruszył korytarzem i w tym czasie wykończył kilku gnojków, kości się łamały, krew tryskała, a ona obserwowała bacznie te ruchy. Zauważyła ataki w pewne specyficzne punkty. Domyśliła się, że w ten sposób najłatwiej złamać kości. Parę ciekawych ruchów podpatrzyła i zaczynała powoli wyczuwać powagę sytuację. Jakiś zmysł powoli się w niej przebudzał i niczym radar zbierał dźwięki, echo. Mózg odbierał fale, niczym te radiowe, ale nie potrafił ich do końca przetworzyć. Nagłe olśnienie.
Muszę znaleźć czas, żeby dokonać modyfikacji! Muszę też znaleźć odpowiedni sprzęt, ale nie wiem czy na Vegecie go znajdę. Po tej rebelii muszę gdzieś polecieć. Misja na zaawansowanych technologicznie planetach. Może walka przy ramieniu tego gościa i walka dla króla przez pewien czas coś mi da.
Trochę to się gryzło z jej przekonaniami, ale dla zyskania większej mocy, która kiedyś pozwoli jej... Może nie czas teraz na to. Szła za potężnym wojownikiem chłonąc jego czyny. Rejestrowała każdy ruch, który mogła zobaczyć. Gdzieś obracając głowę dojrzała również kroki czarnowłosej sayanki. Też się dziwnie zachowywała, a do tego przyczepił się do tej grupki jakiś czarny zwierzak. Pierwszy raz widziała takiego małego kota. W podręczniku widziała pustynne koty, które miały być większe od sayan. Nawet młode były wielkości połowy kosmicznego wojownika.
Coraz więcej dziwnych rzeczy się działo. Podczas przemarszu zdarzyło się, że i jeden zaatakował ją. Był silniejszy. To było widać po jego szybkości, ale nieodkryty, a raczej nieopanowany zmysł pozwolił jej nagle wykorzystać zdobytą dotychczas wiedzę i opanować bardzo intyicyjną i prawdopodobnie jednorazowego użytku na przeciwnika technice. Kiaiho być może ostatniej lub jedynej szansy, desperackie, idealne na super silnego przeciwnika. Może nawet zdoła się obronić przeciw Razielowi, jeżeli temu znowu się zmieni nastrój. Otóż tuż przed uderzeniem z łokcia odepchnęła za pomocą niedużej ilości ki tego gościa. Zatrzymał się dosłownie na te kilka centymetrów przed nią. Dzięki temu zyskała możliwość uderzenia go, ale wiedziała i wyczuła, że cios nic nie da. Jest za szybki, ale potężne uderzenie z jej niezwykłej fali zmiecie go. Pokaże się dzięki temu z lepszej strony. Potrafiła już to robić niezwykle sprawnie, więc złapała trochę swoich włosów na długość maksymalnie centymetra i nasączyła je za pomocą ki. Technikę poznała niedawno, ale musiała ją jak najwięcej razy użyć, żeby jej to wychodziło sprawnie i nie musiała się długo koncentrować. Teraz dała sobie czas dzięki temu intuicyjnemu kiaiho desperatów w walce przeciwko mocniejszym. Tak więc za pomocą ki odcięła ten centymetr włosów i rzuciła wprost na sayanina. PIEKIELNE UDERZENIE w nowoczesnym wydaniu. Cieniutkie niczym igły włosy z dodatkową ki wbiły się w twarz, która momentalnie zrobiła się czerwona. W dodatku miała na tyle farta, że wbiły się w oczy i gość wpadł sam w ścianę i chyba się ogłuszył. Nadepnęła z całej sily na jego głowę, płytka pod głową pękła, ale nie była pewna czy jej siła była wystarczająca do zabicia go. Zostawiła przeciwnika, ponieważ Raziel Zahne parł przed siebie. Nie chciała pozostać w tyle. Czuła się przynajmniej bezpiecznie za nim.
OC: Koniec Treningu (fizyczny plus kiaiho desperackie)
Na przeciwniku użyte Hell's Impact w moim wydaniu jako część treningu umiejętności
z/t za Razielem do Koszar
- Tak jest. Wedle rozkazu. - Powiedziała krótko na jego rozkazy, wiedząc że lepiej mu nie podskakiwać. Zawsze miała przeczucie do pewnych rzeczy, a szczególnie do intencji mężczyzn, a Raziela Zahne zmieniły się gwałtownie. Ruszył korytarzem i w tym czasie wykończył kilku gnojków, kości się łamały, krew tryskała, a ona obserwowała bacznie te ruchy. Zauważyła ataki w pewne specyficzne punkty. Domyśliła się, że w ten sposób najłatwiej złamać kości. Parę ciekawych ruchów podpatrzyła i zaczynała powoli wyczuwać powagę sytuację. Jakiś zmysł powoli się w niej przebudzał i niczym radar zbierał dźwięki, echo. Mózg odbierał fale, niczym te radiowe, ale nie potrafił ich do końca przetworzyć. Nagłe olśnienie.
Muszę znaleźć czas, żeby dokonać modyfikacji! Muszę też znaleźć odpowiedni sprzęt, ale nie wiem czy na Vegecie go znajdę. Po tej rebelii muszę gdzieś polecieć. Misja na zaawansowanych technologicznie planetach. Może walka przy ramieniu tego gościa i walka dla króla przez pewien czas coś mi da.
Trochę to się gryzło z jej przekonaniami, ale dla zyskania większej mocy, która kiedyś pozwoli jej... Może nie czas teraz na to. Szła za potężnym wojownikiem chłonąc jego czyny. Rejestrowała każdy ruch, który mogła zobaczyć. Gdzieś obracając głowę dojrzała również kroki czarnowłosej sayanki. Też się dziwnie zachowywała, a do tego przyczepił się do tej grupki jakiś czarny zwierzak. Pierwszy raz widziała takiego małego kota. W podręczniku widziała pustynne koty, które miały być większe od sayan. Nawet młode były wielkości połowy kosmicznego wojownika.
Coraz więcej dziwnych rzeczy się działo. Podczas przemarszu zdarzyło się, że i jeden zaatakował ją. Był silniejszy. To było widać po jego szybkości, ale nieodkryty, a raczej nieopanowany zmysł pozwolił jej nagle wykorzystać zdobytą dotychczas wiedzę i opanować bardzo intyicyjną i prawdopodobnie jednorazowego użytku na przeciwnika technice. Kiaiho być może ostatniej lub jedynej szansy, desperackie, idealne na super silnego przeciwnika. Może nawet zdoła się obronić przeciw Razielowi, jeżeli temu znowu się zmieni nastrój. Otóż tuż przed uderzeniem z łokcia odepchnęła za pomocą niedużej ilości ki tego gościa. Zatrzymał się dosłownie na te kilka centymetrów przed nią. Dzięki temu zyskała możliwość uderzenia go, ale wiedziała i wyczuła, że cios nic nie da. Jest za szybki, ale potężne uderzenie z jej niezwykłej fali zmiecie go. Pokaże się dzięki temu z lepszej strony. Potrafiła już to robić niezwykle sprawnie, więc złapała trochę swoich włosów na długość maksymalnie centymetra i nasączyła je za pomocą ki. Technikę poznała niedawno, ale musiała ją jak najwięcej razy użyć, żeby jej to wychodziło sprawnie i nie musiała się długo koncentrować. Teraz dała sobie czas dzięki temu intuicyjnemu kiaiho desperatów w walce przeciwko mocniejszym. Tak więc za pomocą ki odcięła ten centymetr włosów i rzuciła wprost na sayanina. PIEKIELNE UDERZENIE w nowoczesnym wydaniu. Cieniutkie niczym igły włosy z dodatkową ki wbiły się w twarz, która momentalnie zrobiła się czerwona. W dodatku miała na tyle farta, że wbiły się w oczy i gość wpadł sam w ścianę i chyba się ogłuszył. Nadepnęła z całej sily na jego głowę, płytka pod głową pękła, ale nie była pewna czy jej siła była wystarczająca do zabicia go. Zostawiła przeciwnika, ponieważ Raziel Zahne parł przed siebie. Nie chciała pozostać w tyle. Czuła się przynajmniej bezpiecznie za nim.
OC: Koniec Treningu (fizyczny plus kiaiho desperackie)
Na przeciwniku użyte Hell's Impact w moim wydaniu jako część treningu umiejętności
z/t za Razielem do Koszar
- Zerb
- Liczba postów : 132
Data rejestracji : 01/04/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Korytarz
Wto Wrz 29, 2015 9:09 pm
Jin wciąż był nieoswojony z obecną sytuacją, na szczęście towarzystwo wyższego stopniem saiyajina podnosiło go na duchu, widać było że jest silny i wie co robi, Jin był jednak zbyt naiwny i za bardzo polegał na innych, ale bał się, nie widział innej opcji niż iść za grupką.
Nagle Zahne złapał się za głowę i cofnął się parę kroków, po chwili jednak wrócił do siebie jakby nigdy nic, wyglądało to strasznie dziwnie, ale dziwniejsze były jego dalsze działania, kazał wszystkim obecnym iść za nim aby zabijać zdrajców Vegety. Jinowi od razu się ten pomysł nie podobał, ale nie dyskutował, musiał się dostosować do warunków, planeta działała teraz zasadą "zabij lub zgiń" a Jin mimo wszystko nie chciał zabijac, ale nie chciał też umierać...
Raziel w jednej chwili wykończył dwóch saiyajinów których przed chwilą pokonał, Jin odwrócił wzrok i zacisnął zęby, nie musiał ich zabijać a mimo to to zrobił, kadet nie dyskutował, musiał się przyzwyczaić do tego widoku, to wojna...
-tak jest... - powiedział cicho saiyajin, był kompletnie zdołowany, ale to był tylko początek.
Szedł za Razielem, po drodze skoczyło na nich paru saiyajinów których Zahne szybko zlikwidował. Wszędzie dookoła były walki, ziemia trzęsła sie przez cały czas, śmierć była wszechobecna. Pewnie większość małp czuła sie jak w swoim żywiole, ale nie Jin który patrzył na wszystko z lekkim przerażeniem które starał się ukryć, ale nie do końca mu się udawało.
Za każdym razem gdy ktoś umierał na jego oczach jego znak na ramieniu coraz bardziej go piekł, w końcu doszło do tego że Jin upadł na kolana, jego lewe oko zaczęło zachodzić czernią, w jego głowie zaczeły się pojawiać dziwne obrazy przedstawiające martwe ciała i żadza mordu. Ścisnął swoje lewe ramię
- nie tym razem... Nie poddam się tak łatwo. - szeptał do siebie. Po kilku sekundach jego oko wróciło do normalności, wstał i podążył dalej za Razielem jakby nigdy nic. Zaczął się zastanawiać czy nie zapytać obecnych czy nie wiedzą czegoś o klątwach, ale bał się że mogłoby się to dla niego źle skończyć, więc postanowił zatrzymać to dla siebie, przynajmniej na razie.
OOC:
koniec treningu
Nagle Zahne złapał się za głowę i cofnął się parę kroków, po chwili jednak wrócił do siebie jakby nigdy nic, wyglądało to strasznie dziwnie, ale dziwniejsze były jego dalsze działania, kazał wszystkim obecnym iść za nim aby zabijać zdrajców Vegety. Jinowi od razu się ten pomysł nie podobał, ale nie dyskutował, musiał się dostosować do warunków, planeta działała teraz zasadą "zabij lub zgiń" a Jin mimo wszystko nie chciał zabijac, ale nie chciał też umierać...
Raziel w jednej chwili wykończył dwóch saiyajinów których przed chwilą pokonał, Jin odwrócił wzrok i zacisnął zęby, nie musiał ich zabijać a mimo to to zrobił, kadet nie dyskutował, musiał się przyzwyczaić do tego widoku, to wojna...
-tak jest... - powiedział cicho saiyajin, był kompletnie zdołowany, ale to był tylko początek.
Szedł za Razielem, po drodze skoczyło na nich paru saiyajinów których Zahne szybko zlikwidował. Wszędzie dookoła były walki, ziemia trzęsła sie przez cały czas, śmierć była wszechobecna. Pewnie większość małp czuła sie jak w swoim żywiole, ale nie Jin który patrzył na wszystko z lekkim przerażeniem które starał się ukryć, ale nie do końca mu się udawało.
Za każdym razem gdy ktoś umierał na jego oczach jego znak na ramieniu coraz bardziej go piekł, w końcu doszło do tego że Jin upadł na kolana, jego lewe oko zaczęło zachodzić czernią, w jego głowie zaczeły się pojawiać dziwne obrazy przedstawiające martwe ciała i żadza mordu. Ścisnął swoje lewe ramię
- nie tym razem... Nie poddam się tak łatwo. - szeptał do siebie. Po kilku sekundach jego oko wróciło do normalności, wstał i podążył dalej za Razielem jakby nigdy nic. Zaczął się zastanawiać czy nie zapytać obecnych czy nie wiedzą czegoś o klątwach, ale bał się że mogłoby się to dla niego źle skończyć, więc postanowił zatrzymać to dla siebie, przynajmniej na razie.
OOC:
koniec treningu
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach