Dżungla
+11
Red
Kuro
April
Hikaru
Rikimaru
Kanade
Xanas
NPC
Ósemka
Khepri
NPC.
15 posters
Strona 5 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Dżungla
Wto Sie 26, 2014 11:19 pm
First topic message reminder :
Dżungla nieprzebyta przez żadnego człowieka, przynajmniej cywilizowanego. Dziwi to tym bardziej, że znajduje się praktycznie rzut kamieniem od miasta tak dużego ja West City. Obfituje w zwierzęta i różnej maści rośliny, od leczniczych po zabójczo trujące. O niezmienność tego terenu pieczołowicie dbają mieszkańcy małej wioski w samym sercu tej gęstwiny i kilku innych, otaczających. Mieszkańcy tej pierwszej bardziej, niż czegokolwiek nie lubią obcych na swoim terenie, do tego stopnia, że mało kto się tutaj kręci, a ci, którzy mają dość odwagi by tu dotrzeć, znikają w tajemniczych okolicznościach. Podobno w tych lasach mieszka pradawna i bardzo silna magia, jej świadectwem ma być cicha melodia, słyszalna w najcichsze noce...
Dżungla nieprzebyta przez żadnego człowieka, przynajmniej cywilizowanego. Dziwi to tym bardziej, że znajduje się praktycznie rzut kamieniem od miasta tak dużego ja West City. Obfituje w zwierzęta i różnej maści rośliny, od leczniczych po zabójczo trujące. O niezmienność tego terenu pieczołowicie dbają mieszkańcy małej wioski w samym sercu tej gęstwiny i kilku innych, otaczających. Mieszkańcy tej pierwszej bardziej, niż czegokolwiek nie lubią obcych na swoim terenie, do tego stopnia, że mało kto się tutaj kręci, a ci, którzy mają dość odwagi by tu dotrzeć, znikają w tajemniczych okolicznościach. Podobno w tych lasach mieszka pradawna i bardzo silna magia, jej świadectwem ma być cicha melodia, słyszalna w najcichsze noce...
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Dżungla
Sro Lis 09, 2016 7:29 pm
Jak... jak miał być spokojny, skoro Dragot chciał zaatakować Kisę? Nie czuł w niej cząstki Red'a? A w April też nie? To były jego jedyne sojuszniczki, nie pozwoli im na krzywdę czy smutek. A skoro Dragot zagroził Saiyance, a Halfka nie miała aż takiej ochoty na walkę przed innymi - trzeba przerwać tą farsę.
Dziewczyna nie skorzystała z kamizelki Red'a, więc ją sobie zabrał z powrotem i założył bez słowa. Dostał kosza od wszystkich, nawet od April, która nie podzielała entuzjazmu demona w sprawie bijatyki w środku dżungli. Było mu jeszcze bardziej przykro za niesprawiedliwe słowa Kisy, która obarczyła jego ciężarem, aby to on zajął się Dragiem - samotnie. Ewidentnie jego wskazała jako głównego kata, nikogo więcej. Żadne "zabijmy go razem", tylko "dlaczego nie zabiłeś". Już miał dość ochrzanów, z jakiejkolwiek strony. Może i nie myślał logicznie, ale przecież śmierć demona nie zmieni za wiele. Pojawi się i zaatakuje z podwójną siłą, już bez żadnego pohamowania. Co prawda nie daruje mu tknięcie Kisy, sprawienie ran ciętych April, a także chęci zdetonowania Ziemi, lecz zabójstwo nie jest lekarstwem dla demonów. Wiedział to po sobie. Najwyraźniej musiał dostać taką karę, do której ustosunkuje się natychmiast, skoro nawet zwykły sparing przychodził mu z trudem, ponieważ widział, że olewał sprawę. To nie był ten sam styl walki, co jak walczył sam na sam z Błękitnooką. Kruczoczarna, w zasadzie teraz Blondwłosa, nie powinna marnować siły na coś, co nie sprawia jej przyjemności.
Stanął więc nagle między wojownikami chwytając ich pięści w swoje dłonie jakby złapał piłki baseballowe. O ile dłoń April zaraz delikatnie opuścił ku dołowi dając do zrozumienia, że nie musi się już zmuszać do walki, o tyle rękę Dragota ciągle trzymał. I trzymał. I nie puszczał. Nawet unieśli się razem nad ziemią. Nie, to nie żadna randka, lecz nie miał ochoty ani puścić mu płazem tego, co zamierzał zrobić Kisie, ani na walkę z nim. Nie to, że bagatelizował jego moc, po prostu sam psychicznie nie czuł się najlepiej. Na dobrą sprawę powinien zająć się czymś innym niż potyczkami, chociażby swoim cholernym głodem. Już i tak pojechali po nim jak po łysej kobyle, pewnie mieli rację. Ale miał po prostu dość. Nie zrozumieją go, ledwie sam ze sobą się dogaduje. Zacisnął tak mocno rękę na pięści demona, że wbił pazury, po czym wystrzelił z nim wgłąb dżungli. Tam starał się obić o niemal każde drzewo pobratymca, a na końcu cisnąć nim w jakieś skały. Cierpliwość Red'a skończyła się, czy komuś to się podoba czy nie. Czas uciekał, a on nic nie zdziałał, jeśli chodzi o panowanie nad swoim zdziczałym ja. Nie miał też odwagi o tym powiedzieć, lepiej będzie, jak po prostu zniknie im z oczu. I tak przez niego mają nerwy na wierzchu. Nie zmusi April, by za nim leciała. Ani tym bardziej Kisy, która i tak skreśliła go - w jego prostym odbiorze. Wokół jego ciała pojawiła się czarna aura, z którą wystrzelił ku niebu i leciał w kierunku jednego z miast. Nie wiedział skąd, ale miał wrażenie, że tam była znana mu moc. Może już ma bzika, może nie. Sprawdzi to, a potem zajmie się trudnym w pojedynkę zadaniem.
z tematu - do Icey'a, jak April chcesz możesz lecieć za Red'em ale nie zmuszam
Ooc: przepraszam za jakość posta, tak średnio mam wenę na pisanie.
Ooc2: Mała zemsta za April, Kisę i Ziemię - kolejność alfabetyczna
Atak potężny plus atak podstawowy jako dodatkowy
Znając życie zechcesz zablokować pierwszy atak, mimo wszystko rozpiszę jak trzeba.
DMG 1 (potężny) = siła + szybkość = 11100 + 11100 = 22200 dmg
DMG 2 (podstawowy) = siła = 11100 dmg
Łącznie 33300 dmg dla Draga.
Dziewczyna nie skorzystała z kamizelki Red'a, więc ją sobie zabrał z powrotem i założył bez słowa. Dostał kosza od wszystkich, nawet od April, która nie podzielała entuzjazmu demona w sprawie bijatyki w środku dżungli. Było mu jeszcze bardziej przykro za niesprawiedliwe słowa Kisy, która obarczyła jego ciężarem, aby to on zajął się Dragiem - samotnie. Ewidentnie jego wskazała jako głównego kata, nikogo więcej. Żadne "zabijmy go razem", tylko "dlaczego nie zabiłeś". Już miał dość ochrzanów, z jakiejkolwiek strony. Może i nie myślał logicznie, ale przecież śmierć demona nie zmieni za wiele. Pojawi się i zaatakuje z podwójną siłą, już bez żadnego pohamowania. Co prawda nie daruje mu tknięcie Kisy, sprawienie ran ciętych April, a także chęci zdetonowania Ziemi, lecz zabójstwo nie jest lekarstwem dla demonów. Wiedział to po sobie. Najwyraźniej musiał dostać taką karę, do której ustosunkuje się natychmiast, skoro nawet zwykły sparing przychodził mu z trudem, ponieważ widział, że olewał sprawę. To nie był ten sam styl walki, co jak walczył sam na sam z Błękitnooką. Kruczoczarna, w zasadzie teraz Blondwłosa, nie powinna marnować siły na coś, co nie sprawia jej przyjemności.
Stanął więc nagle między wojownikami chwytając ich pięści w swoje dłonie jakby złapał piłki baseballowe. O ile dłoń April zaraz delikatnie opuścił ku dołowi dając do zrozumienia, że nie musi się już zmuszać do walki, o tyle rękę Dragota ciągle trzymał. I trzymał. I nie puszczał. Nawet unieśli się razem nad ziemią. Nie, to nie żadna randka, lecz nie miał ochoty ani puścić mu płazem tego, co zamierzał zrobić Kisie, ani na walkę z nim. Nie to, że bagatelizował jego moc, po prostu sam psychicznie nie czuł się najlepiej. Na dobrą sprawę powinien zająć się czymś innym niż potyczkami, chociażby swoim cholernym głodem. Już i tak pojechali po nim jak po łysej kobyle, pewnie mieli rację. Ale miał po prostu dość. Nie zrozumieją go, ledwie sam ze sobą się dogaduje. Zacisnął tak mocno rękę na pięści demona, że wbił pazury, po czym wystrzelił z nim wgłąb dżungli. Tam starał się obić o niemal każde drzewo pobratymca, a na końcu cisnąć nim w jakieś skały. Cierpliwość Red'a skończyła się, czy komuś to się podoba czy nie. Czas uciekał, a on nic nie zdziałał, jeśli chodzi o panowanie nad swoim zdziczałym ja. Nie miał też odwagi o tym powiedzieć, lepiej będzie, jak po prostu zniknie im z oczu. I tak przez niego mają nerwy na wierzchu. Nie zmusi April, by za nim leciała. Ani tym bardziej Kisy, która i tak skreśliła go - w jego prostym odbiorze. Wokół jego ciała pojawiła się czarna aura, z którą wystrzelił ku niebu i leciał w kierunku jednego z miast. Nie wiedział skąd, ale miał wrażenie, że tam była znana mu moc. Może już ma bzika, może nie. Sprawdzi to, a potem zajmie się trudnym w pojedynkę zadaniem.
z tematu - do Icey'a, jak April chcesz możesz lecieć za Red'em ale nie zmuszam
Ooc: przepraszam za jakość posta, tak średnio mam wenę na pisanie.
Ooc2: Mała zemsta za April, Kisę i Ziemię - kolejność alfabetyczna
Atak potężny plus atak podstawowy jako dodatkowy
Znając życie zechcesz zablokować pierwszy atak, mimo wszystko rozpiszę jak trzeba.
DMG 1 (potężny) = siła + szybkość = 11100 + 11100 = 22200 dmg
DMG 2 (podstawowy) = siła = 11100 dmg
Łącznie 33300 dmg dla Draga.
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Dżungla
Sro Lis 09, 2016 9:18 pm
Muszę przyznać że byłem nieco zaskoczony reakcją na moje słowa. Kisa zrobiła to co zwykle, ale Raziel wziął sobie za punkt honoru wygłosić mi przemowę bohatera. I co ciekawe obyło się bez szczeniackich wyzwisk. Wcześniej nie wykazywał się zbytnią kreatywnością, czy to gdy próbował mnie obrazić lub sprowokować, czy to odpowiadając na obietnice o których wie że mogą się spełnić. Dlatego zrobił na mnie wrażenie, i nawet sprawił że przez ułamek sekundy zastanowiłem się czy nie ma w tym co mówi ziarnka prawdy. Jednak nie zajęło mi długo dojście do własnych wniosków. I tym razem nie zamierzałem przesadnie się wysilać z tworzeniem długiej wypowiedzi. Po krótkiej ciszy odpowiedziałem:
-Możliwe że masz rację. Jednak nic to już w tym momencie nie znaczy. Ostateczny rezultat jest taki sam, a to czy spełnienie moich zachcianek będzie wymagało czynów bezdusznych wciąż nie robi mi różnicy. Ale faktycznie, nie ma sensu szukać tutaj innego winnego, niż mnie.
Powiedziałem to z satysfakcją sugerującą że nic nie zostało osiągnięte. A może nawet nakręcono mnie jeszcze bardziej. Co mi z tego czy moje akcje są zrozumiałe, czy zupełnie bez sensu. Powstałem i żyłem w nieustannym chaosie, nienawiści i okrucieństwie. Obecnie składam się z niczego innego, i będę zarażał tymi elementami wszystko do czego się zbliżę, czerpiąc z tego największą możliwą przyjemność. Może i była inna droga, i przez swoją słabość i niestabilność psychiczną zszedłem na swoją obecną. Jednak teraz już za późno by się wracać. Zamierzam się tylko rozpędzać.
-Skoro tak to powtórzę jeszcze raz. Przyleciałem by się bawić. A zabawy dobrze wpływają na rozwój dzieci takich jak ja. Poza tym chciałem się pogodzić z...
Odpowiedziałem April pomiędzy luźną wymianą ciosów. Red niestety nie podzielał moich poglądów. Walka chwilę potrwała, ale w pewnym momencie ewidentnie coś w nim pękło. Zupełnie wtedy nie wiedziałem o co chodzi. Nie czułem bym wyrządził coś złego. Właściwie nigdy tego nie czułem. Moja moralność umarła wraz z moją duszą, teraz już tylko myślę swoją logiką. A ta nie wskazywała bym zrobił coś złego. Dlatego gdy tylko Red mnie chwycił za ręke, z zaskoczenia przeszedłem na powagę, a na mojej twarzy pojawiła się złość, ukazana głównie wzrokiem i brwiami. Powiedziałem dość napiętym głosem:
-Red, puść mnie.
Zupełnie nie wiedziałem o co mu chodzi. Chciałem przecież zachować się dobrze. Przeprosiłem go. Sparing był czysty. Czemu znowu nikt nie docenia tego co robię? Czemu zawsze się to tak kończy!? Ten jednak zamiast mnie posłuchać, czy chociaż jakkolwiek się odezwać by chociaż powiedzieć co jego zdaniem zrobiłem źle, zaczął się ze mną unosić. Ja z coraz większą siłą próbowałem się temu opierać.
-Red, PUŚĆ MNIE.
Powiedziałem jeszcze głośniej, i coraz bardziej grożącym tonem. Miałem w dupie jak silny jest ten demon. Potrafię się obronić. Miałem tak bardzo dość takiego czegoś. Cały cel dla którego tu przyleciałem upadł. I nie zamierzałem płakać, jaki to ja biedny, niedoceniany, i że chciałem dobrze. Nie tym razem. Raz miał rację, tak zachowują się zwykłe pipy. Pod wpływem coraz mocniejszego ucisku Reda na mojej łapie, ja zacząłem emanować coraz większą, wścieklejszą, i bardziej intensywną Ki. Za trzecim razem już nie mogłem nad sobą panować. A ten poleciał ze mną wgłąb dżungli, i zaczął niszczyć mną drzewa ze sporą siłą.
-REEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEED!!!!!
Darłem się przez cały proces, niemal growlując swoim niskim głosem i powodując oddalenie się wszystkich zwierząt. Gdy już miałem zostać rzucony w kierunku skały, stała się rzecz która zaskoczyła nawet mnie. Moja Aura wybuchła z taką siłą, że sam Red został odepchnięty wysoko poza korony drzew. Nie zadrasnęło go to nawet, ale nie miało. Miałem jedynie wyjść z jego żelaznego chwytu, i samo to jest dla mnie wyczynem. Jak on śmiał. Po tym co dla niego zrobiłem. Po tym jak nadstawiałem dla niego karku na Vegecie. Nie zamierzam się z nim godzić. Nie potrafi sobie radzić z ćpaniem krwi prosto z ludzi którzy są dla niego ważni, i jeszcze mnie chce sprawiedliwość pokazywać. Gdyby było sprawiedliwie, obydwoje bylibyśmy martwi. Ale póki co nie jesteśmy, a jego moralność będzie tylko słabością. Zawsze jest. Tak więc wylądowałem na nogi, z czarną aurą na coraz intensywniejszych obrotach. Pierwszy raz wyprowadzony z równowagi od czasu transformacji. Pierwszy raz pozbawiony spokoju. Byłem złamany. Teraz jestem rozdarty na kawałki. I była tylko jedna rzecz o której potrafiłem myśleć.
-DOŚĆ!
Krzyczałem na całą dżunglę, jednak nie to przyciągnąć mogło uwagę. A fakt że na niebie pojawiły się fajerwerki. . Pocisków były tysiące, była to technika którą można by bez problemu wyrżnąć miasto. Było ich tak dużo i leciały z tak wielu kierunków, że zablokowanie połowy z nich wydawało się wyzwaniem. Szedłem sobie tak z aurą wystrzeliwującą te wielokolorowe pociski, na twarzy mojej widniała czysta nienawiść to wszystkiego. Jednak co dziwne, pociski te nie trafiały w dżunglę, w ludzi którzy w niej żyją, ani też w osoby pochodzenia pozaziemskiego w otoczeniu których byłem chwile temu. A ta technika była przecież do tego przeznaczona. Pękło we mnie coś jeszcze. I to coś sprawiało że nie mogłem pozwolić pociskom by wyrządziły jakieś zniszczenia. Było ich mnóstwo. Przechodziły powoli w setki tysięcy. A jednak leciały tylko coraz wyżej. Leciały czasem w dół, by zawrócić unikając trafienia w zwierze lub człowieka. Zaczynałem się męczyć, jednak wciąż je wystrzeliwałem. Idąc jednocześnie z powrotem na miejsce ogniska. W momencie w którym do niego doszedłem, moja aura wyglądała jakbym był skrajnie zmęczony, to samo można było wyczytać z mojej twarzy. Mimo że fizycznie mógłbym zaczynać walkę. To psychicznie ledwo widziałem. Moje oczy zaczęły przelewać się czerwienią, krew zaczęła zalewać mi twarz, i spływać po czarnej zbroi z pentagramem. Nie rozumiejąc co się właściwie stało, ani czemu moja nienawiść do wszystkiego przekształciła się nagle w potworny ból, który skłonił mnie do wyrzucenia z siebie większości energii, podjąłem decyzję o zrobieniu ruchu głupiego, jednak do którego zrobienia coś wewnątrz mnie zmuszało.
-To...zbyt...dużo...
Powiedziałem z twarzą zakrytą włosami, będąc wtedy na jednym kolanie kilkanaście metrów od osób które czekają tylko na okazje by mnie zabić. Moja Ki w nienaturalny sposób zmieniała swoje odczucie, stając się nieco mniej czarna. Wtedy utworzyłem na dwóch złączonych palcach 30 centymetrowego ki sworda, którego wbiłem sobie w szyję, upewniając się że moja forma pozostanie przy organicznej. Wyłączyłem technikę, jednocześnie tracąc przytomność. Zostawiając niemal na pastwę losu. Wyglądalem pewnie wyjątkowo żałośnie. We mnie działa się obecnie wewnętrzna bitwa. Która skończyć się może tylko klęską obojgu stron. Bycie niezrównoważonym ma właśnie takie konsekwencje. Niezależnie po której staniesz stronie barykady, część Ciebie zawsze będzie chciała Cię za to zabić. Byłem świadomy że praktycznie skazuję się na śmierć. Ale wszystko to straciło teraz znaczenie. Jedyne co czułem, to wewnętrzny konflikt, i krew ulatującą z mojego ciała.
OOC:
Trening koniec
Kiaiho defensywne na atak potężny- 4440 KI
Ki Sword w swą szyję - 20.000 HP plus utrata przytomności i szybko słabnące siły życiowe fabularnie
-Możliwe że masz rację. Jednak nic to już w tym momencie nie znaczy. Ostateczny rezultat jest taki sam, a to czy spełnienie moich zachcianek będzie wymagało czynów bezdusznych wciąż nie robi mi różnicy. Ale faktycznie, nie ma sensu szukać tutaj innego winnego, niż mnie.
Powiedziałem to z satysfakcją sugerującą że nic nie zostało osiągnięte. A może nawet nakręcono mnie jeszcze bardziej. Co mi z tego czy moje akcje są zrozumiałe, czy zupełnie bez sensu. Powstałem i żyłem w nieustannym chaosie, nienawiści i okrucieństwie. Obecnie składam się z niczego innego, i będę zarażał tymi elementami wszystko do czego się zbliżę, czerpiąc z tego największą możliwą przyjemność. Może i była inna droga, i przez swoją słabość i niestabilność psychiczną zszedłem na swoją obecną. Jednak teraz już za późno by się wracać. Zamierzam się tylko rozpędzać.
-Skoro tak to powtórzę jeszcze raz. Przyleciałem by się bawić. A zabawy dobrze wpływają na rozwój dzieci takich jak ja. Poza tym chciałem się pogodzić z...
Odpowiedziałem April pomiędzy luźną wymianą ciosów. Red niestety nie podzielał moich poglądów. Walka chwilę potrwała, ale w pewnym momencie ewidentnie coś w nim pękło. Zupełnie wtedy nie wiedziałem o co chodzi. Nie czułem bym wyrządził coś złego. Właściwie nigdy tego nie czułem. Moja moralność umarła wraz z moją duszą, teraz już tylko myślę swoją logiką. A ta nie wskazywała bym zrobił coś złego. Dlatego gdy tylko Red mnie chwycił za ręke, z zaskoczenia przeszedłem na powagę, a na mojej twarzy pojawiła się złość, ukazana głównie wzrokiem i brwiami. Powiedziałem dość napiętym głosem:
-Red, puść mnie.
Zupełnie nie wiedziałem o co mu chodzi. Chciałem przecież zachować się dobrze. Przeprosiłem go. Sparing był czysty. Czemu znowu nikt nie docenia tego co robię? Czemu zawsze się to tak kończy!? Ten jednak zamiast mnie posłuchać, czy chociaż jakkolwiek się odezwać by chociaż powiedzieć co jego zdaniem zrobiłem źle, zaczął się ze mną unosić. Ja z coraz większą siłą próbowałem się temu opierać.
-Red, PUŚĆ MNIE.
Powiedziałem jeszcze głośniej, i coraz bardziej grożącym tonem. Miałem w dupie jak silny jest ten demon. Potrafię się obronić. Miałem tak bardzo dość takiego czegoś. Cały cel dla którego tu przyleciałem upadł. I nie zamierzałem płakać, jaki to ja biedny, niedoceniany, i że chciałem dobrze. Nie tym razem. Raz miał rację, tak zachowują się zwykłe pipy. Pod wpływem coraz mocniejszego ucisku Reda na mojej łapie, ja zacząłem emanować coraz większą, wścieklejszą, i bardziej intensywną Ki. Za trzecim razem już nie mogłem nad sobą panować. A ten poleciał ze mną wgłąb dżungli, i zaczął niszczyć mną drzewa ze sporą siłą.
-REEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEED!!!!!
Darłem się przez cały proces, niemal growlując swoim niskim głosem i powodując oddalenie się wszystkich zwierząt. Gdy już miałem zostać rzucony w kierunku skały, stała się rzecz która zaskoczyła nawet mnie. Moja Aura wybuchła z taką siłą, że sam Red został odepchnięty wysoko poza korony drzew. Nie zadrasnęło go to nawet, ale nie miało. Miałem jedynie wyjść z jego żelaznego chwytu, i samo to jest dla mnie wyczynem. Jak on śmiał. Po tym co dla niego zrobiłem. Po tym jak nadstawiałem dla niego karku na Vegecie. Nie zamierzam się z nim godzić. Nie potrafi sobie radzić z ćpaniem krwi prosto z ludzi którzy są dla niego ważni, i jeszcze mnie chce sprawiedliwość pokazywać. Gdyby było sprawiedliwie, obydwoje bylibyśmy martwi. Ale póki co nie jesteśmy, a jego moralność będzie tylko słabością. Zawsze jest. Tak więc wylądowałem na nogi, z czarną aurą na coraz intensywniejszych obrotach. Pierwszy raz wyprowadzony z równowagi od czasu transformacji. Pierwszy raz pozbawiony spokoju. Byłem złamany. Teraz jestem rozdarty na kawałki. I była tylko jedna rzecz o której potrafiłem myśleć.
-DOŚĆ!
Krzyczałem na całą dżunglę, jednak nie to przyciągnąć mogło uwagę. A fakt że na niebie pojawiły się fajerwerki. . Pocisków były tysiące, była to technika którą można by bez problemu wyrżnąć miasto. Było ich tak dużo i leciały z tak wielu kierunków, że zablokowanie połowy z nich wydawało się wyzwaniem. Szedłem sobie tak z aurą wystrzeliwującą te wielokolorowe pociski, na twarzy mojej widniała czysta nienawiść to wszystkiego. Jednak co dziwne, pociski te nie trafiały w dżunglę, w ludzi którzy w niej żyją, ani też w osoby pochodzenia pozaziemskiego w otoczeniu których byłem chwile temu. A ta technika była przecież do tego przeznaczona. Pękło we mnie coś jeszcze. I to coś sprawiało że nie mogłem pozwolić pociskom by wyrządziły jakieś zniszczenia. Było ich mnóstwo. Przechodziły powoli w setki tysięcy. A jednak leciały tylko coraz wyżej. Leciały czasem w dół, by zawrócić unikając trafienia w zwierze lub człowieka. Zaczynałem się męczyć, jednak wciąż je wystrzeliwałem. Idąc jednocześnie z powrotem na miejsce ogniska. W momencie w którym do niego doszedłem, moja aura wyglądała jakbym był skrajnie zmęczony, to samo można było wyczytać z mojej twarzy. Mimo że fizycznie mógłbym zaczynać walkę. To psychicznie ledwo widziałem. Moje oczy zaczęły przelewać się czerwienią, krew zaczęła zalewać mi twarz, i spływać po czarnej zbroi z pentagramem. Nie rozumiejąc co się właściwie stało, ani czemu moja nienawiść do wszystkiego przekształciła się nagle w potworny ból, który skłonił mnie do wyrzucenia z siebie większości energii, podjąłem decyzję o zrobieniu ruchu głupiego, jednak do którego zrobienia coś wewnątrz mnie zmuszało.
-To...zbyt...dużo...
Powiedziałem z twarzą zakrytą włosami, będąc wtedy na jednym kolanie kilkanaście metrów od osób które czekają tylko na okazje by mnie zabić. Moja Ki w nienaturalny sposób zmieniała swoje odczucie, stając się nieco mniej czarna. Wtedy utworzyłem na dwóch złączonych palcach 30 centymetrowego ki sworda, którego wbiłem sobie w szyję, upewniając się że moja forma pozostanie przy organicznej. Wyłączyłem technikę, jednocześnie tracąc przytomność. Zostawiając niemal na pastwę losu. Wyglądalem pewnie wyjątkowo żałośnie. We mnie działa się obecnie wewnętrzna bitwa. Która skończyć się może tylko klęską obojgu stron. Bycie niezrównoważonym ma właśnie takie konsekwencje. Niezależnie po której staniesz stronie barykady, część Ciebie zawsze będzie chciała Cię za to zabić. Byłem świadomy że praktycznie skazuję się na śmierć. Ale wszystko to straciło teraz znaczenie. Jedyne co czułem, to wewnętrzny konflikt, i krew ulatującą z mojego ciała.
OOC:
Trening koniec
Kiaiho defensywne na atak potężny- 4440 KI
Ki Sword w swą szyję - 20.000 HP plus utrata przytomności i szybko słabnące siły życiowe fabularnie
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Dżungla
Czw Lis 10, 2016 10:12 pm
Atmosfera z każdą kolejną chwilą stawała się coraz bardziej napięta. Każda persona znajdująca się w tym miejscu odczuwała to doskonale i sama dokładała swoją cegiełkę do tego. Kisa i Raziel przyjęli wspólny front w stosunku do Dragota, który najzwyczajniej w świecie nie rozumiał tego co się do niego mówi i to, że raczej nie pałają do niego miłością. Ciężko byłoby, skoro przy każdym spotkaniu ktoś jest atakowany i nie może czuć się pewnie. Poza tym samo zachowanie Reda, który jakby nie dostrzegał, albo nie chciał dostrzec tego, że jego współrasowiec jest zagrożeniem. Kilka godzin temu wziął całą Ziemię wraz z jej mieszkańcami za zakładników. I jeśli Raziel nie przyjąłby ataku, to wszyscy by raczej teraz hasali po niebieskich polankach czy gdzie się tam trafia po śmierci. Nikt się wtedy nie pofatygował, żeby ratować tą planetkę. Więc jak teraz Red chce się bawić w psychologa i wujka dobrą radę, to nie z Razem. Zahne nawet nie mówił o zabiciu Dragota, ale spacyfikowaniu go na tyle, by nie stanowił zagrożenia. Red posiadał sporą moc i nie powinno być to dla niego trudne, lecz z jakiegoś powodu nie chciał tego zrobić. Czy on myślał, że jakimiś mdławymi gadkami i gestami zachęci go do bycia dobrym? To tak nie działa mój drogi. Jeśli ktoś się nie chce zmienić to nawet jakaś magia przyjaźni w tym nie pomoże. Teraz jednak Raz miał inne problemy na głowie niż dyskusję z Redem. Kisa za bardzo się rzucała, a w dalszym ciągu była osłabiona.
- W to nie wątpię. Ale uważaj. W dalszym ciągu jesteś osłabiona. – powiedział Raziel. Martwił się o dziewczynę, która swoim zachowanie cały czas się narażała. Czy ona nie rozumiała tego? Red chyba też nie, bo widać było gołym okiem, że Kisa dałaby sobie wiele zrobić, by demon był bezpieczny. Z jakiegoś powodu irytowało to Natto. W każdym razie zaczynało robić się coraz bardziej gorąco. Najwidoczniej próba ataku na Kisę i inne sprawy, o których Zahne nie miał pojęcia wkurwiły Reda na tyle, że postanowił przerwać walkę i zająć się Dragotem osobiście.
- Tak. To chyba znak, że nic tu po nas. – powiedział Raziel. Przemienił kapsułę w małą kapsułkę, którą schował do swojej kieszeni. Z oddali docierały do nich trzaski i odgłosy uderzania o kamienie czy drzewa. Red się nie pieprzył w tańcu. Mężczyzna jednak nie miał czasu czekać aż wrócą tutaj. Wziął Kisę na ręce i spojrzał na April. Nie tego się spodziewał. Czy to była jeszcze ta dziewczyna, którą znał czy też już ktoś inny? Nie miał pojęcia.
- Jak będziesz chciała się spotkać to wystarczy, że wyczujesz naszą energię. Na razie. – powiedział Raz, a następnie ulotnił się z Kisą. Zrobili to zanim Red i Dragot powrócili. Koniec z walkami na ten moment. Trzeba porządnie zregenerować siły.
OOC:
Reg 10% Hp i KI
z.t x 3 -> Gorące Źródła
- W to nie wątpię. Ale uważaj. W dalszym ciągu jesteś osłabiona. – powiedział Raziel. Martwił się o dziewczynę, która swoim zachowanie cały czas się narażała. Czy ona nie rozumiała tego? Red chyba też nie, bo widać było gołym okiem, że Kisa dałaby sobie wiele zrobić, by demon był bezpieczny. Z jakiegoś powodu irytowało to Natto. W każdym razie zaczynało robić się coraz bardziej gorąco. Najwidoczniej próba ataku na Kisę i inne sprawy, o których Zahne nie miał pojęcia wkurwiły Reda na tyle, że postanowił przerwać walkę i zająć się Dragotem osobiście.
- Tak. To chyba znak, że nic tu po nas. – powiedział Raziel. Przemienił kapsułę w małą kapsułkę, którą schował do swojej kieszeni. Z oddali docierały do nich trzaski i odgłosy uderzania o kamienie czy drzewa. Red się nie pieprzył w tańcu. Mężczyzna jednak nie miał czasu czekać aż wrócą tutaj. Wziął Kisę na ręce i spojrzał na April. Nie tego się spodziewał. Czy to była jeszcze ta dziewczyna, którą znał czy też już ktoś inny? Nie miał pojęcia.
- Jak będziesz chciała się spotkać to wystarczy, że wyczujesz naszą energię. Na razie. – powiedział Raz, a następnie ulotnił się z Kisą. Zrobili to zanim Red i Dragot powrócili. Koniec z walkami na ten moment. Trzeba porządnie zregenerować siły.
OOC:
Reg 10% Hp i KI
z.t x 3 -> Gorące Źródła
Re: Dżungla
Nie Gru 11, 2016 9:51 pm
Trzeba powiedzieć, że demon sam sobie na to zapracował. Swoim postępowaniem i brakiem sojuszy. Teraz zaś został pozostawiony sam sobie i nikt z osób, które wcześniej tutaj przebywały nie zainteresował się jego losem. W normalnych warunkach zostałby przekąską jakiegoś dinozaura, lecz to nie były normalne warunki. Aura osób, które tutaj przebywały odstraszała potencjalne drapieżniki, tak więc Dragot mógł sobie spokojnie umierać w samym sercu dżungli. I kiedy tak minął mu dzień i noc, to sen wreszcie go zmógł. Nie wiadomo o czym śnił demon, a przynajmniej nie można było sobie tego wyobrazić. Ważne jednak, że kiedy słońce stało już całkiem wysoko, to na nieprzytomnego drakonianina padł cień. Był jednak on zbyt mały jak na dinozaura czy wilka, choć aura jaka emanowała od właściciela mogła wydawać się znajoma. Nagle w ciało demona została przelana energia. Nie za dużo, ale wystarczająco, by Dragot mógł na nowo zacząć funkcjonować.
- Wstawaj. Będziesz tak leżał cały dzień? – powiedziała osoba, a następnie wymierzyła solidny kopniak w bok demona. Kiedy ten łaskawie otworzył oczy, to pierwsze co mógł zobaczyć to włosy koloru krwi.
OOC:
Witam ponownie i wstajemy.
- Wstawaj. Będziesz tak leżał cały dzień? – powiedziała osoba, a następnie wymierzyła solidny kopniak w bok demona. Kiedy ten łaskawie otworzył oczy, to pierwsze co mógł zobaczyć to włosy koloru krwi.
OOC:
Witam ponownie i wstajemy.
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Dżungla
Wto Gru 13, 2016 7:15 pm
Było mi tak zimno, choć temperatura powietrza była pokojowa. Mój organizm zdawał się produkować przeciwciała przeciwko samemu sobie. Przekroczenie granicy widocznie ma jakieś konsekwencje, i musiałem je teraz przecierpieć. Liczyłem na pomoc kogokolwiek, lecz nie było nikogo. Zresztą, mogłem się tego spodziewać. Wszyscy którzy mogli być dla mnie jakąkolwiek pomocą zostali przeze mnie pożarci w celu osiągnięcia mocy. A ci których poznałem podczas swojej wędrówki mieli lepsze rzeczy do roboty. Dobrą stroną tego wszystkiego było to że psychiczno - fizyczna agonia zakończyła się w miarę szybko, gdyż straciłem w końcu przytomność. I gdy to się stało przeniosłem się do świata snów. I w tym świecie na nowo przebyłem całą swoją wędrówkę.
Zobaczyłem swoje pierwsze treningi w towarzystwie Rikimaru. Przypomniałem sobie swoje starcia z wysłannikami rywalizującego plemienia demonów, oraz wessanie dusz swoich zmarłych przodków. Spojrzałem na swoje pierwsze starcie z Razielem, i swoje uczestnictwo w wielkiej rebelii na Vegecie. A w końcu przeleciały mi przed oczami wszystkie chwile od czasu straszliwego uczynku w Wiosce Kuro. Stałem pośrodku pustki, z jakby wielkim kinowym ekranem przed sobą. I choć patrzyłem na swoje życie, to czułem się jakbym patrzył na zupełnie obcą mi osobę. Byłem totalnie zagubiony. Wszystkie moje morale i wartości zaczęły się kręcić. I po jakimś czasie doszło do mnie, że tego nie dało się uniknąć. Im silniejszy się stajesz, tym łatwiej możesz oszaleć od tej siły. I ja o niczym nie myślałem przez ostatnie miesiące jak to, jak stać się potężniejszy. Zrezygnowałem dla potęgi z wszystkich swoich zasad i przyjemności. Dlatego ani trochę mnie to nie dziwiło. Ale każdy upada. Wojownika poznasz po tym jak wstaje. Może pora zacząć się zachowywać jak on. Mam całe życie na zmiany. Ale prawdziwa zmiana miała nastąpić zaraz potem. Poczułem jak moja energia gwałtownie wzrasta...
Usłyszałem dziwnie znajomy, choć przytłumiony jeszcze głos, a następnie dostałem kopa który przeturlał mnie metr dalej. Rana na mojej szyi była zagojona. Ruszyłem lekko każdą kończyną, powoli odzyskując czucie. zrobiłem kilka wdechów. Moje oczy powoli się otworzyły, a to co zobaczyłem wprawiłoby w osłupienie większość facetów. Mnie natomiast tylko zaskoczyło. Sprawiło że wydałem z siebie cichy odgłos z głębi gardła wyrażający zdziwienie. Centymetr od mojego ciała utworzyła się ciemnoszara ledwo widoczna poświata, będąca aurą lotu, która podniosła mnie z ziemi i postawiła z powrotem na nogi po uprzednim rozpięciu skrzydeł zmiatając wszystkie liście za mną. Co jak co, ale nie spodziewałem się że ją tu zobaczę. A więc jednak znalazłem gdzieś po drodze sojusznika, który pomoże mi w trudnym czasie. Pytanie tylko co dalej.
-Dziękuję za pomoc, Saia. Dobrze jest Cię ponownie zobaczyć.
Powiedziałem jakby w cieplejszy sposób niż zwykle. Sporo się zmieniło od czasu kiedy widziałem ją po raz ostatni. Przede wszystkim ze mną. Uśmiechnąłem się delikatnie ukazując część ostrych jak brzytwa kłów niczym uroczy gad.
-Mogę spytać co tutaj robisz?
OOC:
regeneracja i takie tam
Zobaczyłem swoje pierwsze treningi w towarzystwie Rikimaru. Przypomniałem sobie swoje starcia z wysłannikami rywalizującego plemienia demonów, oraz wessanie dusz swoich zmarłych przodków. Spojrzałem na swoje pierwsze starcie z Razielem, i swoje uczestnictwo w wielkiej rebelii na Vegecie. A w końcu przeleciały mi przed oczami wszystkie chwile od czasu straszliwego uczynku w Wiosce Kuro. Stałem pośrodku pustki, z jakby wielkim kinowym ekranem przed sobą. I choć patrzyłem na swoje życie, to czułem się jakbym patrzył na zupełnie obcą mi osobę. Byłem totalnie zagubiony. Wszystkie moje morale i wartości zaczęły się kręcić. I po jakimś czasie doszło do mnie, że tego nie dało się uniknąć. Im silniejszy się stajesz, tym łatwiej możesz oszaleć od tej siły. I ja o niczym nie myślałem przez ostatnie miesiące jak to, jak stać się potężniejszy. Zrezygnowałem dla potęgi z wszystkich swoich zasad i przyjemności. Dlatego ani trochę mnie to nie dziwiło. Ale każdy upada. Wojownika poznasz po tym jak wstaje. Może pora zacząć się zachowywać jak on. Mam całe życie na zmiany. Ale prawdziwa zmiana miała nastąpić zaraz potem. Poczułem jak moja energia gwałtownie wzrasta...
Usłyszałem dziwnie znajomy, choć przytłumiony jeszcze głos, a następnie dostałem kopa który przeturlał mnie metr dalej. Rana na mojej szyi była zagojona. Ruszyłem lekko każdą kończyną, powoli odzyskując czucie. zrobiłem kilka wdechów. Moje oczy powoli się otworzyły, a to co zobaczyłem wprawiłoby w osłupienie większość facetów. Mnie natomiast tylko zaskoczyło. Sprawiło że wydałem z siebie cichy odgłos z głębi gardła wyrażający zdziwienie. Centymetr od mojego ciała utworzyła się ciemnoszara ledwo widoczna poświata, będąca aurą lotu, która podniosła mnie z ziemi i postawiła z powrotem na nogi po uprzednim rozpięciu skrzydeł zmiatając wszystkie liście za mną. Co jak co, ale nie spodziewałem się że ją tu zobaczę. A więc jednak znalazłem gdzieś po drodze sojusznika, który pomoże mi w trudnym czasie. Pytanie tylko co dalej.
-Dziękuję za pomoc, Saia. Dobrze jest Cię ponownie zobaczyć.
Powiedziałem jakby w cieplejszy sposób niż zwykle. Sporo się zmieniło od czasu kiedy widziałem ją po raz ostatni. Przede wszystkim ze mną. Uśmiechnąłem się delikatnie ukazując część ostrych jak brzytwa kłów niczym uroczy gad.
-Mogę spytać co tutaj robisz?
OOC:
regeneracja i takie tam
Re: Dżungla
Nie Gru 18, 2016 9:14 pm
Saia czekała cierpliwie, aż jej znajomy demon ogarnie się na tyle by wstać. Życie nauczyło ją cierpliwości, a poza tym w końcu czekała tyle, aż się obudzi to może poczekać jeszcze te kilka minut. I tak zbierał się całkiem szybko jak na kogoś kto zebrał taki łomot. Ten Red był całkiem niczego sobie. Z mocy i ciała. Ciekawe czy się z kimś spotykał czy też był sam. Jedyne co się jej nie podobało to te dziewczyny przy nim. No, ale może był jednym z tym, którzy lubią mieć kilka dupeczek. Jej to nie przeszkadzało. Nie była wybredna, ani zazdrosna. Taka natura. Demonica patrzyła na swoje paznokcie do momentu, aż Dragot wstał na równe nogi i jej podziękował. Kolejny plus dla niego.
- A co? Myślałeś, że tylko ty potrafisz się załapać? Mam trochę więcej doświadczenia niż ty młody. Nieźle cię urządzili ci twoi znajomi. – powiedziała kobieta. Jej wzrok ogarnął całe to miejsce, gdzie Red przerobił Dragota na surowe mięso. – Co teraz zamierzasz? Dalej chcesz się bawić w psychopatę czy dorosłeś do bycia dorosłym?
- A co? Myślałeś, że tylko ty potrafisz się załapać? Mam trochę więcej doświadczenia niż ty młody. Nieźle cię urządzili ci twoi znajomi. – powiedziała kobieta. Jej wzrok ogarnął całe to miejsce, gdzie Red przerobił Dragota na surowe mięso. – Co teraz zamierzasz? Dalej chcesz się bawić w psychopatę czy dorosłeś do bycia dorosłym?
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Dżungla
Nie Gru 18, 2016 10:14 pm
Czułem się dosyć niepewnie i nieswojo. Nieczęsto rozmawiam z kimś, do kogo nie czuję ani trochę pogardy lub nienawiści. Ona akurat była do mnie dosyć miła. Więc nie musiałem zachowywać się nienaturalnie, tym bardziej że jest tej samej rasy. Ostatnim razem gdy się widzieliśmy, nauczyła mnie przydatnej umiejętności wykorzystywania zmiennokształtności. I w sumie nie miałem okazji jej jeszcze wykorzystać w poważnym boju. Mój ostatni przeciwnik był zbyt niebezpieczny, musiałem użyć najcięższych dział, i nie dać mu ani jednej szansy. Niemniej jednak, umiejętność przydała się kilka razy i przyda jeszcze nie raz. Toteż zawdzięczam jej dość sporo. I byłem wyjątkowo ciekawy jakie ma teraz zamiary.
-Raczej ja sam nieźle się urządziłem.
Powiedziałem z mojej perspektywy co się przed chwilą stało. Red nie uszkodził mnie przesadnie. Nie znaczy to że nie mógł. Ale akurat teraz większe szkody wyrządziłem sobie ja sam, i moja psychiczna niestabilność. Która wymknęła się z pod kontroli, i zaczęła być przeszkodą którą muszę wziąć pod uwagę. I której muszę się za wszelką cenę pozbyć. Saia zadała mi potem wyjątkowo dobre pytanie. Odpowiedziałem na nie refleksyjnym głosem.
-Dobre pytanie. Myślałem że stałem się dorosłym, a potem wbiłem sobie nóż w szyję przez mentalne wojny, i doszło do mnie że tak naprawdę wciąż jestem niestabilnym emo nastolatkiem. Niezależnie od tego kim wydaje się na zewnątrz, i potrafię się do tego przyznać. I co teraz zamierzam?
Powiedziałem, po czym zrobiłem kilka kroków w innym kierunku, podchodząc do małego stawu, w którym spojrzałem na swoje odbicie z niechęcią. Okazywałem teraz mniej uczuć niż wcześniej, ale większości można się było łatwo domyślić po kontekście i tym co mówiłem. I wtedy dokończyłem swą odpowiedź.
-Moja psychika, moja dusza i umysł są moimi największymi wrogami. Wypadałoby to zmienić, zanim doprowadzą do tego, że wszystko na co pracowałem przez ostatnie lata, każdy trud i trening, ale też oszustwo i grzech, pójdzie w ostatecznym rozrachunku na marne. Skoro masz ode mnie więcej doświadczenia, to czy znasz rozwiązanie mojego problemu? Czy też może w ogóle ono nie istnieje.
Spytałem Ją z należnym szacunkiem.
OOC:
regeneracja czy coś
-Raczej ja sam nieźle się urządziłem.
Powiedziałem z mojej perspektywy co się przed chwilą stało. Red nie uszkodził mnie przesadnie. Nie znaczy to że nie mógł. Ale akurat teraz większe szkody wyrządziłem sobie ja sam, i moja psychiczna niestabilność. Która wymknęła się z pod kontroli, i zaczęła być przeszkodą którą muszę wziąć pod uwagę. I której muszę się za wszelką cenę pozbyć. Saia zadała mi potem wyjątkowo dobre pytanie. Odpowiedziałem na nie refleksyjnym głosem.
-Dobre pytanie. Myślałem że stałem się dorosłym, a potem wbiłem sobie nóż w szyję przez mentalne wojny, i doszło do mnie że tak naprawdę wciąż jestem niestabilnym emo nastolatkiem. Niezależnie od tego kim wydaje się na zewnątrz, i potrafię się do tego przyznać. I co teraz zamierzam?
Powiedziałem, po czym zrobiłem kilka kroków w innym kierunku, podchodząc do małego stawu, w którym spojrzałem na swoje odbicie z niechęcią. Okazywałem teraz mniej uczuć niż wcześniej, ale większości można się było łatwo domyślić po kontekście i tym co mówiłem. I wtedy dokończyłem swą odpowiedź.
-Moja psychika, moja dusza i umysł są moimi największymi wrogami. Wypadałoby to zmienić, zanim doprowadzą do tego, że wszystko na co pracowałem przez ostatnie lata, każdy trud i trening, ale też oszustwo i grzech, pójdzie w ostatecznym rozrachunku na marne. Skoro masz ode mnie więcej doświadczenia, to czy znasz rozwiązanie mojego problemu? Czy też może w ogóle ono nie istnieje.
Spytałem Ją z należnym szacunkiem.
OOC:
regeneracja czy coś
Re: Dżungla
Pon Gru 26, 2016 9:01 pm
Demonica położyła dłonie na biodrach i patrzyła na demona w oczekiwaniu. Teraz wyglądała jak matka, która jest zawiedziona swoim dzieckiem, bo dostało lachę w szkole. A przecież tłumaczyła i mówiła by się uczył. Nie chciał to teraz ma za swoje. Saia zaś chciała zobaczyć czy Dragot zrozumiał swoje postępowanie, czy też w dalszym ciągu będzie się uważał za nie wiadomo kogo i jak bardzo mrocznego. Dobrze. Wyniósł jakąś lekcję, ale czy zostanie zapamiętana to pokaże tylko czas. Można przez jakiś czas zachowywać się dobrze, by przy najbliższej okazji wszystko spieprzyć. Jeśli da radę to znaczy, że dorósł.
- Nie ma prostego ani uniwersalnego sposobu na to. Każdy walczy ze swoich chaosem na własny sposób. Niektórzy zaś wolą się mu poddać i to też jest jakieś działanie. Jednakże bycie maszyną do wyżynania innych nie jest interesujące. Mnie bardziej interesuje świat i to co mogę uzyskać bawiąc się stworzeniami go zamieszkującymi. Powiedz mi. Co byś zrobił, gdybym ci zaoferowała siebie i możliwość spłodzenia ze mną potomstwa za zabicie Cesarza Demonów i uczynienia mnie królową? – zapytała kobieta i spojrzała demonowi głęboko w oczy. Co byś zrobił Dragocie?
- Nie ma prostego ani uniwersalnego sposobu na to. Każdy walczy ze swoich chaosem na własny sposób. Niektórzy zaś wolą się mu poddać i to też jest jakieś działanie. Jednakże bycie maszyną do wyżynania innych nie jest interesujące. Mnie bardziej interesuje świat i to co mogę uzyskać bawiąc się stworzeniami go zamieszkującymi. Powiedz mi. Co byś zrobił, gdybym ci zaoferowała siebie i możliwość spłodzenia ze mną potomstwa za zabicie Cesarza Demonów i uczynienia mnie królową? – zapytała kobieta i spojrzała demonowi głęboko w oczy. Co byś zrobił Dragocie?
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Dżungla
Sro Gru 28, 2016 8:34 pm
Miałem kłopot. I to nie mały. I przyznałem się do niego bez bicia. Byłem też zdesperowany by się tego kłopotu pozbyć. Skłoniło mnie to do punktu w którym wiedziałem dobrze że zbłądziłem, i desperacko potrzebowałem jakiegoś strumyka światła. Jakiejś jasnej gwiazdy, która pomoże mi wydostać się z czarnego lasu utworzonego przez mą psychikę. Mógłbym nieprzerwanie biegać po nim na oślep, by ciągłe upadki, otarcia o krzewy i gałęzie, w krótkim czasie mnie wykończyły. Mam wrażenie że właśnie tak wygląda życie większości demonów. Nie tego chcę. Żyłem w przekonaniu że stać mnie na więcej. Zawsze byłem tym jednym, któremu jakoś się udawało. Czy to przypadkiem, czy dzięki nabytym umiejętnościom. Musi istnieć jakiś powód dla którego ze wszystkich Drakonianów, jedynie ja wciąż stoję by opowiedzieć ich historię. Nie bez powodu ich duchy nadały mi tytuł Arcydemona. Dlatego nie poddam się siłom wewnątrz mnie, które dążą do mojej autodestrukcji. Znajdę jakiś sposób na znalezienie równowagi. Po raz kolejny w swoim życiu, w jakiś sposób połączę koniec z końcem.
Saia choć nie powiedziała nic odkrywczego to nieco ułagodziła mętlik który dział się w mojej głowie. Z każdym jej kolejnym słowem jednak się to nieco zmieniało. Odwróciłem swój wzrok ze stawu z moim odbiciem w kierunku czerwonowłosej demonicy. Byłem wyraźnie zaskoczony tym co powiedziała, zresztą kto by nie był. Dość poważne słowa i oferty. Po kilku sekundach jednak mój wzrok wypełnił się zimnem i rozsądkiem. Powoli złożyłem ręce patrząc jej dalej w oczy ze spokojem którego raczej nie dałby rady osiągnąć zwykły heteroseksualny mężczyzna przy kobiecie o takich wdziękach. Następnie zacząłem mówić spokojnym i pewnym siebie tonem:
-Pochwaliłbym Ci się, że oferty które JA mówiłem osobom które planuję zmanipulować były mniej oczywiste. Przynajmniej według mojego chorego widzimisię. Bawienie się innymi istotami jest również na moim koncie, Saio. A nawet gdybym w to uwierzył, to zarówno z Kobietami jak i ze swoim potomstwem miałem już dość przygód, bym przeszedł wokół tej oferty obojętnie. No i idea mnie walczącego z Cesarzem demonów może i ładnie wyglądałaby na plakatach kin i w dziecięcej wyobraźni, ale rzeczywistość jest taka że nawet teraz, gdy osiągnąłem siłę ponad swoje wyobrażenia...
Nie dokończyłem jednak zdania, gdyż w tym czasie z każdej strony zaczęły wyć syreny alarmowe, a dżungla zmieniła się w swój pokręcony odpowiednik, w którym wszystko potraciło większość swojej barwy, a cała natura powysychała. Wtedy zrobiłem kilka kroków w inną stronę, by potężnym kiaiho wyczyścić teren w obrębie mojego obszaru widzenia z resztek roślinności, zostawiając samą suchą, szarą ziemię.
-...Nie byłbym w stanie go tknąć. Heh.
Odwróciłem się wtedy z powrotem w jej kierunku, uaktywniajac aurę.
-Powiedz mi, Przyszła królowo demonów. Nie chciałabyś może złożyć mi oferty pomocy mi w zmianie takiego stanu rzeczy? Zaczynając od zaraz.
Powiedziałem już nieco cieplejszym głosem, jednocześnie stawiając kroki w jej kierunku z odpaloną aurą, otwarcie proponując sparing. Byłem ciekawy jej reakcji. Mam nadzieję że ją przeżyje.
OOC:
Nether Invasion ON
Regeneracja 10%
trening start
Saia choć nie powiedziała nic odkrywczego to nieco ułagodziła mętlik który dział się w mojej głowie. Z każdym jej kolejnym słowem jednak się to nieco zmieniało. Odwróciłem swój wzrok ze stawu z moim odbiciem w kierunku czerwonowłosej demonicy. Byłem wyraźnie zaskoczony tym co powiedziała, zresztą kto by nie był. Dość poważne słowa i oferty. Po kilku sekundach jednak mój wzrok wypełnił się zimnem i rozsądkiem. Powoli złożyłem ręce patrząc jej dalej w oczy ze spokojem którego raczej nie dałby rady osiągnąć zwykły heteroseksualny mężczyzna przy kobiecie o takich wdziękach. Następnie zacząłem mówić spokojnym i pewnym siebie tonem:
-Pochwaliłbym Ci się, że oferty które JA mówiłem osobom które planuję zmanipulować były mniej oczywiste. Przynajmniej według mojego chorego widzimisię. Bawienie się innymi istotami jest również na moim koncie, Saio. A nawet gdybym w to uwierzył, to zarówno z Kobietami jak i ze swoim potomstwem miałem już dość przygód, bym przeszedł wokół tej oferty obojętnie. No i idea mnie walczącego z Cesarzem demonów może i ładnie wyglądałaby na plakatach kin i w dziecięcej wyobraźni, ale rzeczywistość jest taka że nawet teraz, gdy osiągnąłem siłę ponad swoje wyobrażenia...
Nie dokończyłem jednak zdania, gdyż w tym czasie z każdej strony zaczęły wyć syreny alarmowe, a dżungla zmieniła się w swój pokręcony odpowiednik, w którym wszystko potraciło większość swojej barwy, a cała natura powysychała. Wtedy zrobiłem kilka kroków w inną stronę, by potężnym kiaiho wyczyścić teren w obrębie mojego obszaru widzenia z resztek roślinności, zostawiając samą suchą, szarą ziemię.
-...Nie byłbym w stanie go tknąć. Heh.
Odwróciłem się wtedy z powrotem w jej kierunku, uaktywniajac aurę.
-Powiedz mi, Przyszła królowo demonów. Nie chciałabyś może złożyć mi oferty pomocy mi w zmianie takiego stanu rzeczy? Zaczynając od zaraz.
Powiedziałem już nieco cieplejszym głosem, jednocześnie stawiając kroki w jej kierunku z odpaloną aurą, otwarcie proponując sparing. Byłem ciekawy jej reakcji. Mam nadzieję że ją przeżyje.
OOC:
Nether Invasion ON
Regeneracja 10%
trening start
Re: Dżungla
Sro Sty 04, 2017 9:42 pm
Saia czekała na odpowiedź mniej doświadczonego kolegi. On w dalszym ciągu nie myślał wystarczająco szeroko, ale nie przejmowała się tym. Każdy demon tak zaczynał i jeśli miał choć odrobinę oleju w głowie to udało mu się przeżyć na tyle długo, by zdobyć odpowiednie doświadczenie. Kobieta zaś chciała zrobić chłopakowi kurs przyspieszony. Zadała mu proste pytanie i teraz słuchała odpowiedzi, której jej udzielał. Cóż. Jeśli on kogoś manipulował, to musiał to być naprawdę słaby umysł. No, ale od czegoś trzeba zacząć czyż nie? Za kilkaset lat, może będzie potrafił wszczynać wojny za pomocą kilku gestów. No, ale to co zrobił później sprawił, że Saia westchnęła głośno. Kolejny błąd amatora. Wieczna chęć sprawdzania i pokazywania.
- Wiesz. Jesteś nawet uroczy. – powiedziała demonica i podeszła do Dragota. Przesunęła wolno palcem po jego policzku, aż do szczęki, którą szybko złapała i trzasnęła demonem o podłoże. Siła jakiej użyła sprawiła, że jej kolega wbił się dosłownie w ziemię.
- W dalszym ciągu uważasz, że ja chcę być walczył z Cesarzem Demonów. Chciałam zaś wiedzieć co byś zrobił, gdybym cię poprosiła. Najwidoczniej to. – powiedziała kobieta odchodząc na kilka metrów. Przyjęła pozycję bojową. – No, ale pokaż co tam masz kochany. Zobaczymy czy potrafisz zaspokoić kobietę.
OOC:
Walka fabularna. Pokaż co umiesz.
- Wiesz. Jesteś nawet uroczy. – powiedziała demonica i podeszła do Dragota. Przesunęła wolno palcem po jego policzku, aż do szczęki, którą szybko złapała i trzasnęła demonem o podłoże. Siła jakiej użyła sprawiła, że jej kolega wbił się dosłownie w ziemię.
- W dalszym ciągu uważasz, że ja chcę być walczył z Cesarzem Demonów. Chciałam zaś wiedzieć co byś zrobił, gdybym cię poprosiła. Najwidoczniej to. – powiedziała kobieta odchodząc na kilka metrów. Przyjęła pozycję bojową. – No, ale pokaż co tam masz kochany. Zobaczymy czy potrafisz zaspokoić kobietę.
OOC:
Walka fabularna. Pokaż co umiesz.
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Dżungla
Nie Sty 15, 2017 12:27 pm
Wiedziałem że jeśli powiem takie coś, to zapewne dostanę w ryj. Taki był po części mój cel. I westchnienia tutaj nic nie dadzą. Taki już jestem, i zawsze może znaleźć sobie kogoś innego do towarzystwa. Ale skoro już postanowiła nie dać mi umrzeć, to musi ponieść tego konsekwencje. Ja poniosłem dość szybko konsekwencje swojej decyzji o treningu. Choć szczerze mówiąc spodziewałem się że będzie bolało bardziej. To już nie to samo ciało co gdy pierwszy raz ją spotkałem. A już z pewnością nie ten sam umysł. Ta bawiła się w najlepsze kpiąc, i stwierdzając co uważam. Gdy już skończyła mogła usłyszeć stłumiony śmiech. Powoli zacząłem wstawać z Ziemi z uśmiechem nieproporcjonalnym do sytuacji.
-Jedna rzecz ci umknęła.
Powiedziałem jednocześnie zakładając gardę i otrzepując kurz z pancerza. Następnie złapałem z nią kontakt wzrokowy, i powiedziałem ostatnie słowa przed zaczęciem treningu na dobre:
-Nawet najsilniejsza istota we wszechświecie nie jest w stanie stwierdzić co dzieje się w głowie osoby tak obłąkanej. Właśnie ominęłaś ironię!.
Tym razem szkoda mi było czasu na podstępy, bo walczę z kimś znacznie w tym lepszym. Zwykły frontalny atak zaczął wymianę ciosów, która po kilku sekundach zaczęła się przemieszczać po całym netherze. Moje ciosy były albo unikane, albo blokowane, zaś jej część trafiało a część udało mi się zablokować korzystając z mojej ogromnej wytrzymałości. Jednak póki co mimo szybkiego tempa nie wyglądałem jakbym miał się zmęczyć w najbliższym czasie, a strzały na ryj wydawały się mnie przyśpieszać, aniżeli zwalniać. Nie wiem czy mój wzrost mocy wywarł jakiekolwiek wrażenie, ale na pewno nie można było się ze mną bawić tak samo jak ostatnim razem. Niedługo potem zacząłem pokazywać na co mnie stać. Zdołałem złapać jej cios, by następnie zaatakować kolczastymi mackami z brzucha, techniką mystic attack którą to ona mi pokazała. Jednak w ostatniej chwili udało jej się wyślizgnąć, choć poczułem iż użyła do tego więcej siły niż wcześniej. Nie dając jej czasu stworzyłem 9 zanzokenów, które nawet na tym etapie wyczuwania Ki nie mogły być całkiem zlekceważone, i potrafią rozproszyć. I w taki oto sposób załatwiłem sytuację w której czas na reakcje był na tyle mały że Ki Sword w postaci czarnych szponów zdołał zranić rękę która została użyta by ten atak zablokować i nie dopuścić do głowy. Po jej oczach wywnioskowałem że słono tego pożałuję.
Wtedy to ja musiałem przejść do defensywy, i to uświadomiło mi że wciąż dzieli nas niezła przepaść. Zalał mnie grad ciosów, który wystawił moją wytrzymałość na próbę, i po raz pierwszy moja linia obrony została rozbita na milion kawałków, a wraz z nią mój pancerz. Kilka Ki blastów które wysłałem i nieudana próba paraliżu Eye Beam nie spowolniły mojej przeciwniczki i kilka chwil później spadałem z kilkudziesięciu metrów z wypalonym 15 centymetrowym otworem w klatce piersiowej. Nie wiem jaka to była technika, ale Saia z pewnością potrafi zrobić z niej użytek. Jednak ja nie zamierzałem pozostać dłużny. Dziura wypełniła się płynną stalą z której jestem zbudowany, a niebo zaś zapełniło się pociskami niczym podczas deszczu meteorytów. Chwilę potem zaś zabarwiło się na czerwono niczym podczas krwawego piątku, gdy wystrzeliłem są najsilniejszą technikę i choć nie trafiłem bezpośrednio to potrafiłem wystarczająco dobrze manipulować atakiem aby zadać obrażenia. A ja jak na razie jeszcze ani razu nie zwolniłem.
Kolejna wymiana ciosów, kolejne przebijające wręcz na wylot ciosy przyjęte przeze mnie, i kilka trafień z mojej strony. Odszedłem na odległość, i w końcu zmusiłem ją do użycia techniki ofensywnej. Wszystko wskazywało na to że zwyczajnie przyjmę go na swą gardę, by zaskoczyć wciągając promień w portal który jednocześnie otworzył się za Sai'ą i wypluł w jej kierunku sporą część energii z jej własnego ataku, tworząc oślepiającą eksplozję. Był to drugi stopień Dimension Hole, którego jeszcze nigdy wcześniej nie miałem okazji wykorzystać w poważnej walce, i który opracowałem na Vegecie. Jako że jest to technika zrobiona od początku przeze mnie, nie było mowy o przewidzeniu tego. Byłem już bardzo poobijany, z ostatnią garstką energii i wytrzymałości, ciężko łapiąc oddech. Dlatego nie zamierzałem czekać na opadnięcie kurzu, i od razu ruszyłem kontynuować dzieło, tylko po to by demonica zniknęła mi z radaru. Wiedziałem że jeszcze jeden cios kalibru takiego jak przed chwilą, i po treningu. Dlatego również ukryłem Ki, jednocześnie możliwie dobrze przygotowując się do chocolate beam bez emitowania Ki czy światła. Wyczuliłem wszystkie swoje demoniczne zmysły, wszystko zniknęło. Cisza i ciemność. Czekanie na odpowiedni moment... Bingo.
-Honoo!
Wyplułem ogień w kierunku w którym poczułem mikroskopijny ruch KI. Okazało się że była to ratująca mnie decyzja, gdyż byłem pół sekundy od otrzymania ciosu. I ściana płomieni okazała się wystarczającą tarczą. Od razu ruszyłem na ostatnią już wymianę ciosów, podczas której mimo mojego zmęczenia, szło mi najlepiej od początku treningu. Może to było poznanie przeciwnika, może postęp, a może dostawałem fory. Wiem tylko tyle że niemal co drugi mój cios trafiał, i był ewidentnie odczuwany. Moje oczy świeciły się białym płomieniem, otaczająca mnie aura była tak intensywna jakbym przegrywał walkę o swoje życie. W końcu jednak musiała zgasnąć. Nether zaczął się chwiać, po ostatnim otrzymanym ciosie zacząłem rzygać krwią, a moje blade ciało miało w sobie więcej czerwieni i fioletu niż naturalnych barw. Wyrzuciłem z siebie w tym treningu więcej energii niż kiedykolwiek, i po raz pierwszy w ogóle poznałem limit nowej formy. Przekraczała moje oczekiwania, ale wciąż było dla mnie znacznie więcej. I chyba nikt inny by mi tego lepiej nie uświadomił jak czerwonowłosa. Nether w końcu padł, o widać było że niewiele mnie dzieli od śmiertelnego wycieńczenia. Po paru ciężkich wdechach, i otarciu czoła rzekłem ledwo żywym głosem podsumowując tą sytuację:
-Jak chcesz to mogę jeszcze wziąć Viagrę...
OOC:
trening koniec
regeneracja 10% hp i ki
Od twoich odpisów dostanę kiedyś kompleksów...
-Jedna rzecz ci umknęła.
Powiedziałem jednocześnie zakładając gardę i otrzepując kurz z pancerza. Następnie złapałem z nią kontakt wzrokowy, i powiedziałem ostatnie słowa przed zaczęciem treningu na dobre:
-Nawet najsilniejsza istota we wszechświecie nie jest w stanie stwierdzić co dzieje się w głowie osoby tak obłąkanej. Właśnie ominęłaś ironię!.
Tym razem szkoda mi było czasu na podstępy, bo walczę z kimś znacznie w tym lepszym. Zwykły frontalny atak zaczął wymianę ciosów, która po kilku sekundach zaczęła się przemieszczać po całym netherze. Moje ciosy były albo unikane, albo blokowane, zaś jej część trafiało a część udało mi się zablokować korzystając z mojej ogromnej wytrzymałości. Jednak póki co mimo szybkiego tempa nie wyglądałem jakbym miał się zmęczyć w najbliższym czasie, a strzały na ryj wydawały się mnie przyśpieszać, aniżeli zwalniać. Nie wiem czy mój wzrost mocy wywarł jakiekolwiek wrażenie, ale na pewno nie można było się ze mną bawić tak samo jak ostatnim razem. Niedługo potem zacząłem pokazywać na co mnie stać. Zdołałem złapać jej cios, by następnie zaatakować kolczastymi mackami z brzucha, techniką mystic attack którą to ona mi pokazała. Jednak w ostatniej chwili udało jej się wyślizgnąć, choć poczułem iż użyła do tego więcej siły niż wcześniej. Nie dając jej czasu stworzyłem 9 zanzokenów, które nawet na tym etapie wyczuwania Ki nie mogły być całkiem zlekceważone, i potrafią rozproszyć. I w taki oto sposób załatwiłem sytuację w której czas na reakcje był na tyle mały że Ki Sword w postaci czarnych szponów zdołał zranić rękę która została użyta by ten atak zablokować i nie dopuścić do głowy. Po jej oczach wywnioskowałem że słono tego pożałuję.
Wtedy to ja musiałem przejść do defensywy, i to uświadomiło mi że wciąż dzieli nas niezła przepaść. Zalał mnie grad ciosów, który wystawił moją wytrzymałość na próbę, i po raz pierwszy moja linia obrony została rozbita na milion kawałków, a wraz z nią mój pancerz. Kilka Ki blastów które wysłałem i nieudana próba paraliżu Eye Beam nie spowolniły mojej przeciwniczki i kilka chwil później spadałem z kilkudziesięciu metrów z wypalonym 15 centymetrowym otworem w klatce piersiowej. Nie wiem jaka to była technika, ale Saia z pewnością potrafi zrobić z niej użytek. Jednak ja nie zamierzałem pozostać dłużny. Dziura wypełniła się płynną stalą z której jestem zbudowany, a niebo zaś zapełniło się pociskami niczym podczas deszczu meteorytów. Chwilę potem zaś zabarwiło się na czerwono niczym podczas krwawego piątku, gdy wystrzeliłem są najsilniejszą technikę i choć nie trafiłem bezpośrednio to potrafiłem wystarczająco dobrze manipulować atakiem aby zadać obrażenia. A ja jak na razie jeszcze ani razu nie zwolniłem.
Kolejna wymiana ciosów, kolejne przebijające wręcz na wylot ciosy przyjęte przeze mnie, i kilka trafień z mojej strony. Odszedłem na odległość, i w końcu zmusiłem ją do użycia techniki ofensywnej. Wszystko wskazywało na to że zwyczajnie przyjmę go na swą gardę, by zaskoczyć wciągając promień w portal który jednocześnie otworzył się za Sai'ą i wypluł w jej kierunku sporą część energii z jej własnego ataku, tworząc oślepiającą eksplozję. Był to drugi stopień Dimension Hole, którego jeszcze nigdy wcześniej nie miałem okazji wykorzystać w poważnej walce, i który opracowałem na Vegecie. Jako że jest to technika zrobiona od początku przeze mnie, nie było mowy o przewidzeniu tego. Byłem już bardzo poobijany, z ostatnią garstką energii i wytrzymałości, ciężko łapiąc oddech. Dlatego nie zamierzałem czekać na opadnięcie kurzu, i od razu ruszyłem kontynuować dzieło, tylko po to by demonica zniknęła mi z radaru. Wiedziałem że jeszcze jeden cios kalibru takiego jak przed chwilą, i po treningu. Dlatego również ukryłem Ki, jednocześnie możliwie dobrze przygotowując się do chocolate beam bez emitowania Ki czy światła. Wyczuliłem wszystkie swoje demoniczne zmysły, wszystko zniknęło. Cisza i ciemność. Czekanie na odpowiedni moment... Bingo.
-Honoo!
Wyplułem ogień w kierunku w którym poczułem mikroskopijny ruch KI. Okazało się że była to ratująca mnie decyzja, gdyż byłem pół sekundy od otrzymania ciosu. I ściana płomieni okazała się wystarczającą tarczą. Od razu ruszyłem na ostatnią już wymianę ciosów, podczas której mimo mojego zmęczenia, szło mi najlepiej od początku treningu. Może to było poznanie przeciwnika, może postęp, a może dostawałem fory. Wiem tylko tyle że niemal co drugi mój cios trafiał, i był ewidentnie odczuwany. Moje oczy świeciły się białym płomieniem, otaczająca mnie aura była tak intensywna jakbym przegrywał walkę o swoje życie. W końcu jednak musiała zgasnąć. Nether zaczął się chwiać, po ostatnim otrzymanym ciosie zacząłem rzygać krwią, a moje blade ciało miało w sobie więcej czerwieni i fioletu niż naturalnych barw. Wyrzuciłem z siebie w tym treningu więcej energii niż kiedykolwiek, i po raz pierwszy w ogóle poznałem limit nowej formy. Przekraczała moje oczekiwania, ale wciąż było dla mnie znacznie więcej. I chyba nikt inny by mi tego lepiej nie uświadomił jak czerwonowłosa. Nether w końcu padł, o widać było że niewiele mnie dzieli od śmiertelnego wycieńczenia. Po paru ciężkich wdechach, i otarciu czoła rzekłem ledwo żywym głosem podsumowując tą sytuację:
-Jak chcesz to mogę jeszcze wziąć Viagrę...
OOC:
trening koniec
regeneracja 10% hp i ki
Od twoich odpisów dostanę kiedyś kompleksów...
Re: Dżungla
Nie Sty 22, 2017 9:39 pm
Może i był obłąkany i porywczy, ale potrafił walczyć. Można powiedzieć, że jego niestabilność psychiczna pomagała mu, gdyż ciężko było wyczuć kolejny ruch. Nie miał określonych schematów i atakował nadzwyczaj losowo. Dlatego też Saia, choć o wiele silniejsza to jednak musiała się skupić na tej walce. Już wiele razy widziała jak ktoś przegrywał z powodu zlekceważenia przeciwnika. Jej samej się przydarzyło to kiedy była jeszcze młoda i głupia. Dragot może i był od niej słabszy i mniej doświadczony, ale rekompensował to swoim zapałem i chęcią pokazania się z jak najlepszej strony. Po pierwszych ciosach, które demonica od niego otrzymała zrozumiała, że musi kontrolować go. Nie wahał się użyć swoich najlepszych technik, a nawet upuścić jej krwi. Prawdę mówiąc zirytowało ją to, gdyż nie lubiła kiedy jej ciało ponosiło obrażenia. Oczywiście mogła się uleczyć, lecz i tak bolało ją to. Dlatego też podkręciła tempo dając swojemu uczniowi mały pokaz tego, co potrafi. Można powiedzieć, że gdyby nie Nether to cała dżungla została by starta z powierzchni tej planety. Ostatecznie jednak wymiar padł, kiedy jego twórca stracił już wszelkie siły. Ale Saia też swoje oberwała, więc można powiedzieć, że chłopak zrobił na niej wrażenie. Całkiem spore.
- No widzisz. I znowu muszę cię uleczyć. Choć może nie muszę. Z tego co widzę potrafisz doskonale panować nad materią swojego ciała. Więc możesz sam potrafisz uleczyć swoje rany? Pokażę ci jak to zrobić, ale musisz mi pokazać, że warto w ciebie inwestować. – powiedziała Saia i wstała, zaś jej rany się zasklepiły i znów wyglądała równie doskonale, co na początku walki. Zignorowała uwagę o Viagrze, choć lekki uśmiech na jej twarzy mógł świadczyć o tym, że ją to rozbawiło.
- Na Mokradłach mieszka pewien mój znajomy. Ma dla mnie pewną rzecz. Mogłabym się tym zająć, lecz mam kilka rzeczy na głowie. Więc, jak byłbyś tak miły i zdobył ją dla mnie to byłabym wdzięczna. Powodzenia Dragot. – powiedziała Saia i na pożegnanie pocałowała młodszego demona w czoło, równocześnie go lecząc. Po tym uprzejmym geście rozpłynęła się w powietrzu.
OCC:
Zostajesz uleczony do 100%. Quest rozpocznie się dla ciebie kiedy pojawisz się w temacie Mokradła. Nie musisz od razu tam lecieć.
- No widzisz. I znowu muszę cię uleczyć. Choć może nie muszę. Z tego co widzę potrafisz doskonale panować nad materią swojego ciała. Więc możesz sam potrafisz uleczyć swoje rany? Pokażę ci jak to zrobić, ale musisz mi pokazać, że warto w ciebie inwestować. – powiedziała Saia i wstała, zaś jej rany się zasklepiły i znów wyglądała równie doskonale, co na początku walki. Zignorowała uwagę o Viagrze, choć lekki uśmiech na jej twarzy mógł świadczyć o tym, że ją to rozbawiło.
- Na Mokradłach mieszka pewien mój znajomy. Ma dla mnie pewną rzecz. Mogłabym się tym zająć, lecz mam kilka rzeczy na głowie. Więc, jak byłbyś tak miły i zdobył ją dla mnie to byłabym wdzięczna. Powodzenia Dragot. – powiedziała Saia i na pożegnanie pocałowała młodszego demona w czoło, równocześnie go lecząc. Po tym uprzejmym geście rozpłynęła się w powietrzu.
OCC:
Zostajesz uleczony do 100%. Quest rozpocznie się dla ciebie kiedy pojawisz się w temacie Mokradła. Nie musisz od razu tam lecieć.
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Dżungla
Sob Mar 04, 2017 7:37 pm
Krople potu zmieszanego z krwią spływały powoli po moim czole, czasem wpadajac mi do oka, które musiałem wówczas na chwilę zamknąć. To bardzo adekwatny symbol tego jak intensywny był to trening. Wyrzuciłem z siebie tyle energii, że mogłoby to zmieść niejedną małą planetkę. Sam byłem pod wrażeniem tego jak daleko zaszedłem, to był pierwszy raz gdy wycieńczyłem się w tej formie. Nie podnosiłem się jeszcze z podłogi, nie wiem jak daleko bym polazł. Dopiero zaczynałem regenerację jeśli chodzi o moje ciało. Natomiast psychicznie bardzo pomogły mi następne słowa powiedziane przez moją Mentorkę. I zaintrygowały zarazem. Owszem potrafiłem regenerować swoje ciało, ale tylko kosmetycznie. A zadane obrażenia w żaden sposób nie znikały. Technika która sprawiłaby że mógłbym tego dokonać, byłaby bardzo mile widziana w moim arsenale. Jeżeli mogę na nią zasłużyć, to jest to kwestia czasu.
-A więc zamieniam się w słuch.
Powiedziałem bez emocji, ciężko oddychając. A więc będę robił za posłańca? Nic nie jest tak proste. Pewne jest że będę miał ręce pełne roboty. No i pozostaje pytanie kim jest ten znajomy. Informacji mam niewiele, planu żadnego nie posiadam. Czyli tak jak od zawsze, możecie mnie zapisać. Już miałem rzec że w takim stanie nie bardzo mogę się tam wybrać, gdy szkarłatnowłosa podeszła do mnie i ... pocałowała mnie? Niezbyt higieniczna decyzja. Po chwili jednak poczułem że moje siły powróciły, a więc jednak był w tym jakiś sens. Chociaż i tak jej współczuje.
-Dziękuję Sai...
Powiedziałem tylko po to by zrozumieć że gadam do siebie, bo jej już tu nie ma. No nie powiem, całkiem stylowe pożegnanie. Wstałem i się rozciągnąłem, przyzwyczajając się z powrotem do pełni sił. Decyzja należała do mnie. Mogłem od razu tam polecieć, i mieć to za sobą, lub też zająć się czym innym. I dlatego przeskanowałem okolicę Ki Feelingiem, wyglądając przez chwile jak posąg. Znalazłem tylko jedną interesującą rzecz. Była to Ki, która budziła we mnie silną nienawiść. Która gryzła mnie w podniebienie gdy tylko ją wyczuwałem. I co najciekawsze, ta energia oddalała się od reszty. Była całkiem sama. Miała też dosyć niespokojną naturę. Aż korciło by sprawdzić co się tam dzieje. Zatrzymała się na podnóżu góry. Więc się tam przelecę. I tak miałem ochotę na saiyańskie mięso...
OOC:
z/t do Podnóża Góry
-A więc zamieniam się w słuch.
Powiedziałem bez emocji, ciężko oddychając. A więc będę robił za posłańca? Nic nie jest tak proste. Pewne jest że będę miał ręce pełne roboty. No i pozostaje pytanie kim jest ten znajomy. Informacji mam niewiele, planu żadnego nie posiadam. Czyli tak jak od zawsze, możecie mnie zapisać. Już miałem rzec że w takim stanie nie bardzo mogę się tam wybrać, gdy szkarłatnowłosa podeszła do mnie i ... pocałowała mnie? Niezbyt higieniczna decyzja. Po chwili jednak poczułem że moje siły powróciły, a więc jednak był w tym jakiś sens. Chociaż i tak jej współczuje.
-Dziękuję Sai...
Powiedziałem tylko po to by zrozumieć że gadam do siebie, bo jej już tu nie ma. No nie powiem, całkiem stylowe pożegnanie. Wstałem i się rozciągnąłem, przyzwyczajając się z powrotem do pełni sił. Decyzja należała do mnie. Mogłem od razu tam polecieć, i mieć to za sobą, lub też zająć się czym innym. I dlatego przeskanowałem okolicę Ki Feelingiem, wyglądając przez chwile jak posąg. Znalazłem tylko jedną interesującą rzecz. Była to Ki, która budziła we mnie silną nienawiść. Która gryzła mnie w podniebienie gdy tylko ją wyczuwałem. I co najciekawsze, ta energia oddalała się od reszty. Była całkiem sama. Miała też dosyć niespokojną naturę. Aż korciło by sprawdzić co się tam dzieje. Zatrzymała się na podnóżu góry. Więc się tam przelecę. I tak miałem ochotę na saiyańskie mięso...
OOC:
z/t do Podnóża Góry
- MG
- Liczba postów : 97
Data rejestracji : 07/11/2016
Re: Dżungla
Nie Lip 30, 2017 3:06 am
Ciemność, samotność, strach oraz chłód. Tego mógł doświadczyć bezimienny, który przed trzema laty wylądował na Błękitnej Planecie, a teraz samotnie spędzał nocny czas śniąc. Śniąc o czymś zapomniał a usilnie próbowało dać o sobie znać. Ciemny korytarz, którym się poruszał. Odgłos bosych stóp roznosił się po korytarzu. On zaś biegł przed siebie, w stronę nikłego światła, które go przyciągało. Pragnął jak najszybciej się tam znaleźć, ale przemieszczanie się stawało się coraz trudniejsze, z każdym krokiem. Robiło się coraz bardziej duszno i gorąco, a a oddychanie było utrudnione.
Śniący w świecie realnym wiercił się na swoim posłaniu z ususzonych na Słońcu liści starając się przy tym uwolnić z nocnej mary, która jak na złość nie znikała, a wręcz nasilała się.
Światło było już tak blisko, a kiedy już prawie je miał na wyciągnięcie dłoni, jakaś nieznana siła złapał go za lewą nogę w okolicach kostki i pociągnęła w dół, tym samym przewracając i ciągnąć w swoją stronę. Jasny blask błyskawicznie oddalił się, po czym zniknął śniącemu z oczu. Mimo wołania o pomoc i próby wyswobodzenia się z czegoś, co ciągnęło za nogę, Safari nie mógł zrobić nic. Mógł za to poczuć jak zostaje wciągnięty w ciemną przestrzeń, w której nastała cisza. Straszna i przerażająca. Nie minęła chwila, kiedy poczuł jak zaczyna spadać. Najpierw wolno, potem szybciej i szybciej. Nie miał nawet możliwości, aby się zatrzymać. Pustka, spadał w pustkę, która zamierzała go pochłonąć.
Na samym dole wpadł w otchłań, która zaczęła go pożerać i wciągać swoimi mackami. Safari mógł dostrzec, przez krótką chwilę obraz, który zdawał mu się być znajomy. Wszędzie dookoła widać było jakieś komputery oraz kogoś, kto wyglądał jak ludzie, ale nimi nie byli. Byli tacy jak on, bo mieli ogony identyczne do tego, jaki on posiadał. Potem dostrzegł naukowca o wbrew pozorom pogodnym spojrzeniu, który uśmiechał się do niego, a potem wyciągnął rękę. Mężczyzna miał może nie więcej jak trzydzieści lub trzydzieści pięć lat i ubrany był w biały laboratoryjny uniform jakim był kitel lekarski. Skóra lekko opalona, która kontrastowała z czarnymi sterczącymi na wszystkie strony kosmykami oraz zarostem. Na wielkim nosie miał okrągłe okulary o czarnych oprawkach. Jego zielone oczy patrzył wprost na śniącego, zupełnie tak jakby go bardzo dobrze znał.
-Safari, nie bój się, wszystko będzie dobrze.-odparł basowym, acz przyjemnym dla ucha głosem.
Jak śniący położył swoją małą dłoń, to wszystko, ta cała ciemność ustała, by ustąpić miejsca jasności. Jednak rozległ się huk, który sprawił, że obraz roztrzaskał się niczym popękane szkoło. Rozbiło się na mnóstwo kawałków a pustka ponownie dopadła swymi mackami śniącego, ale tym razem pochłonęła go w całości.
W realności, Safari nękany koszmarem spadł z łóżka. Jak tylko się obudził, zorientował się, że jest w swoim domu, który sam zbudował na szczycie wielkiego drzewa, w jego koronach. Oddychał szybko nadal nie rozumiejąc tego, co mu się właśnie przyśniło. Jednak sen pozwolił mu sobie przypomnieć, jakie było jego imię. Safari. Tak, tak się zwał. Trzy lata czekania, by teraz, w najmniej oczekiwanym momencie tak ważna rzecz dała o sobie znać. Teraz saiyanin wiedział, że nie jest bezimiennym kimś, a posiada imię. Podobnie jak twarz tego mężczyzny. Skądś go znał, nie wiedział dlaczego. Nie rozumiał tego snu, ale wiedział także, że byli w tym śnie tacy jak on. Safari nie zdawał sobie sprawy, że w jego marę senną wkradło się wspomnienie z jego dzieciństwa, które zakopane w czeluściach świadomości pozwoliło sobie wyjść na światło dzienne, a to oznaczało, że amnezja być może zaczęła ustępować.
Safari leżąc tak na podłodze, dosłownie chwilę po tym, jak się się rozbudził mógł posłyszeć grzmot, a potem błyskawicę, która rozświetliła niebo oraz wnętrze pomieszczenia w jakim spał. Krople deszczu siarczyście padały uderzając i wielkie liście rośliny. Do nosa Safariego doszedł ten wspaniały zapach deszczu i aż się prosiło, aby wstać i wyjść i wyjrzeć przez okno, nawet na krótką chwilę. Saiyanin wiedział już, skąd ten dziwny huk wziął się w jego śnie. To był odgłos burzy, która okryła swoim chmurnym płaszczem dżunglę. Safari wiedział, że nie zaśnie teraz tak szybko, pozostało mu zatem znaleźć sobie zajęcie, ewentualnie zacząć kontemplować nad tym, co właśnie tak brutalnie zbudziło go ze snu w środku nocy.
- OCC:
- post wprowadzający Safari do fabuły i chyba nie muszę tłumaczyć co się zadziało. W razie pytań, pisz.
Strona 5 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach