Strona 1 z 2 • 1, 2
Rdzawe Góry
Wto Maj 29, 2012 11:57 pm
First topic message reminder :
Wielkie połacie rdzy pokrywające nie posiadające końca ani początku góry, wygląda to niesamowicie. W pasmach znajduje się sieć połączonych jaskiń, w których - według starych przypowieści - ukryto bardzo zaawansowaną, obcą technologię i postawiono potężnego, nieśmiertelnego Strażnika.
Wielkie połacie rdzy pokrywające nie posiadające końca ani początku góry, wygląda to niesamowicie. W pasmach znajduje się sieć połączonych jaskiń, w których - według starych przypowieści - ukryto bardzo zaawansowaną, obcą technologię i postawiono potężnego, nieśmiertelnego Strażnika.
Re: Rdzawe Góry
Wto Lut 18, 2014 7:02 pm
Powrócili w miejsce, gdzie wszystko się rozpoczęło. W rdzawych górach poukrywanych było wiele jaskiń. Właśnie z tego powodu tu przybyli, zresztą z wnętrz grot nie wydobywał się sygnał radiowy i trudno było kogokolwiek namierzyć. W jednej z nich trener położył ostrożnie nieprzytomnego chłopaka. Chłód jaskini przyjemnie orzeźwiał w porównaniu z palącym słońcem Vegety na zewnątrz.
Niemniej mężczyzna rozpalił małe ognisko i opiekał nad nim dwa kawałki pieczeni. Sam był głodny, dzień miał pełen zajęć, a i młody jak się obudzi pewnie będzie głodny. W końcu to Saiyanin. Korzystając ze światła, jaki dawały płomienie Trener opierając się o przeciwległą ścianę czytał książkę i czekał aż Hazard się przebudzi. Nie bardzo skupiał się na czytaniu, myślał jakie słowa dobrać do rozmowy z młodym Nashi .To będzie trudna i poważna dyskusja.
OOC:
Haz regeneracja 70% HP i 100 % Ki
Niemniej mężczyzna rozpalił małe ognisko i opiekał nad nim dwa kawałki pieczeni. Sam był głodny, dzień miał pełen zajęć, a i młody jak się obudzi pewnie będzie głodny. W końcu to Saiyanin. Korzystając ze światła, jaki dawały płomienie Trener opierając się o przeciwległą ścianę czytał książkę i czekał aż Hazard się przebudzi. Nie bardzo skupiał się na czytaniu, myślał jakie słowa dobrać do rozmowy z młodym Nashi .To będzie trudna i poważna dyskusja.
OOC:
Haz regeneracja 70% HP i 100 % Ki
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Rdzawe Góry
Sro Lut 19, 2014 10:10 am
Ocknął się. Nie otwierał oczu, leżał brzuchem do ziemi na twardej powierzchni. Było nadzwyczaj chłodno, zupełnie nie jak na Vegecie. Poruszył się lekko. Lekarze co prawda doprowadzili go do stanu używalności, lecz Haz nadal odczuwał ból w całym ciele. W normalnych warunkach jeszcze trochę czasu zajmie mu dojście do pełnej sprawności. Oddychał powoli, był nieco zamroczony i miał problemy z oceną sytuacji. Nie wiedział gdzie jest, lecz wyczuwał, że niedaleko znajduje się ktoś jeszcze. Zacisnął powieki i skupił się intensywnie na Ki tej osoby. Wydawała mu się dziwnie znajoma. Ten ktoś siedział za nim. Chciał odwrócić głowę by spojrzeć na niego, lecz jeszcze bardziej pragnął ponownie zapaść w głęboki sen. Tyle że coś mu w tym przeszkadzało….
W głowie Hazard’a zaczęły się pojawiać jakieś dziwne obrazy. Z początku pojedyncze by z czasem przeistoczyć się w całe „filmiki”. Ból, rozpacz, cierpienie – tak można najprościej podsumować ich zawartość. Głowa Saiyan’a eksplodowała, chwycił się za skronie i otworzył szeroko usta w niemym krzyku…. Zacisnął mocno powieki, modląc się by to wreszcie się skończyło. Nie skupiał się na tym, co działo się w jego umyśle, nie docierało to do niego. Chciał po prostu by to przeszło, by ból ustał…. I w końcu tak się stało. Haz wypuścił głośno powietrze, opuścił dłonie. Co za ulga. Oddychał ciężko, głowa nadal pulsowała, lecz był to tylko ułamek tego, przez co przechodził kilka sekund temu. Próbował skupić się na tym co zobaczył, uporządkować to jakoś. Może dzięki temu dowie się co się wydarzyło i dlaczego znajduje się tutaj cały obolały. Było tego jednak tak dużo, że wyłowienie jakichś szczegółów graniczyło z cudem. Leżał tak jeszcze przez jakiś czas, nie chcąc otworzyć oczu, mając nadzieję, że znowu uśnie i obudzi się w dużo lepszym stanie. W nozdrza uderzył mu zapach pieczonego mięsa, co spowodowało burczenie w brzuchu. Nie pamiętał kiedy ostatni raz coś jadł, ale teraz nie było to ważne. Cały czas próbował dociec kto prócz niego znajduje się w tym dziwnym miejscu, lecz nie był w stanie skupić swej uwagi na tyle, by przy pomocy Ki Feeling się tego dowiedzieć. Miał tylko wrażenie, że nie jest to ktoś obcy. Chyba czas wreszcie otworzyć oczy i nieco lepiej zbadać sytuację. Bardzo powoli rozchylał powieki. Z początku obraz był zamazany, ale mógł stwierdzić tyle, iż znajduje się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Dopiero po kilkunastu sekundach wzrok mu się wyostrzył. Patrzył wprost na ciemną ścianę, wydawało mu się że raczej nie jakiegoś budynku mieszkalnego a… skały? Panował półmrok, a jedyne źródło światła pochodziło zza jego pleców. Coś jakby lampa… niee to było ognisko! Dopiero teraz usłyszał charakterystyczne trzaskanie płomieni. Woń przygotowywanego posiłku była tak intensywna, że ślina prawie pociekła mu z ust. Było to jednak nic w porównaniu z tym, jakie pragnienie odczuwał, gardło miał suche jak piasek na pustyni. Spojrzał w dół i dostrzegł, że niemal całe jego ciało pokrywają bandaże, był niczym mumia. Przez to ruchy miał mocno skrępowane, ale chyba da radę obrócić się na drugi bok, bo tam zapewne czekał go ciekawszy widok niż ciemny mur. Na to sił mu wystarczy.
Zaczerpnął powietrza i obrócił swe ciało o 180 stopni, przewracając głowę na drugą stronę. To wszystko przyszło mu ze sporym wysiłkiem. Teraz w końcu dostrzegł tę drugą osobę – to był Trener w czerwonej pelerynie. Stał kilka metrów dalej, czytając coś oparty o ścianę. Trudno było stwierdzić, czy zdał sobie sprawę z tego, iż Haz odzyskał przytomność. Tak jak się domyślił, tuż przed nim płonęło ognisko, nad którym unosiły się dwa duże, niemal gotowe do zjedzenia kawałki pieczeni. Jego brzuch ponownie upomniał się o napełnienie go czymś smacznym, przez co jaskinie wypełniło głośne burczenie. Tak, to musi być jaskinia, nic innego nie przychodziło mu do głowy, stąd ten chłód i ciemność. Hazard zastanawiał się co robi tutaj cały obandażowany, w towarzystwie tego mężczyzny. Nie potrafił sobie przypomnieć co robił ostatnio. Zaraz… na pewno trenował w Rdzawych Górach. Czyżby miał jakiś wypadek? Tak, co całkiem prawdopodobne. Ciekawiło go ile czasu minęło od tamtych wydarzeń i co robi teraz Vulfila. Czy nadal jest na niego wściekła? Może czekała, aż przyjdzie i ją przeprosi? A co jeśli przeleżał tu kilka dni i ona teraz myśli że ją olał? Ból w skroniach znów dał o sobie znać, najwyraźniej jego umysł zalała zbyt duża fala myśli. Zastanowi się nad tym później, teraz musi dowiedzieć się co tak w ogóle się stało. Dość niezdarnie podźwignął się do pozycji siedzącej, co wreszcie spowodowało, iż Trener zwrócił na niego uwagę. Patrzył teraz na niego z twarzą pozbawioną jakiegokolwiek wyrazu, chyba czekał aż młody Nashi wykona jakiś ruch. Tymczasem Hazard zajął się rozwijaniem bandaży, które powodowały największy dyskomfort. Po paru minutach pozostały już tylko te na klatce piersiowej, przedramionach, oraz cieńsze na udach i do połowy łydek. Teraz może się normalnie poruszać. Powoli wstał, trochę zakręciło mu się głowie i zarzuciło go nieco na bok, ale jakoś doszedł bliżej ogniska, cały czas obserwując z uwagą Mistrza. Usiadł przy ogniu. Jeszcze przez chwilę napajał się wspaniałym zapachem mięska, aż w końcu postanowił się odezwać. Zastanawiał się czy podnieść się na nogi, stanąć na baczność i zasalutować, lecz obawiał się, iż długo nie wytrzyma w takiej pozycji i padnie u stóp Mentora. Zamiast tego skłonił głowę i odezwał się, bardzo zachrypniętym głosem.
- Czy mógłby… yhm yhm - odchrząknął, po czym kontynuował – Czy mógłby mi Pan powiedzieć co tak w ogóle się wydarzyło? I co tu robimy?
Lecz jego umysł jakby czekał, aż zada komuś to pytanie. Nim Trener zdążył coś powiedzieć, odpowiedź sama pojawiła się w głowie Hazard’a. Znowu te mrożące krew w żyłach obrazy, lecz tym razem dużo wyraźniejsze i nie pojawiające się tak szybko po sobie, by ich właściciel mógł uświadomić sobie do czego doszło. Czarnowłosy opadł znowu na ziemię, jęcząc z bólu i zaciskając powieki, lecz po chwili otworzył je szeroko, wpatrując się pusto w przestrzeń.
- Co to do cholery jest? Co to… CO TO JEST!?
Music please --> https://www.youtube.com/watch?v=RPo-JnsLTJc
Wspomnienia Katsu. Te godziny, które spędził kontrolując ciało Saiyan’a. Wszystko co zrobił, każdy zadany cios, każde odebrane życie – to wszystko widział teraz Haz w swojej głowie. Wszystko „emitowane” od końca – tak więc na początek śmierć Vernila*. Chłopak którego poznał kiedyś w stołówce, zabity przez… niego. To on wytworzył w dłoni energetyczne ostrze, to on przebił nim serce chłopaka, wysyłając go na tamten świat…. Dalej cała, niezwykle widowiskowa walka z jakimś młodym chłopakiem, Super Saiyan’em. Następnie Plac przed Akademią, pojedynek z Vernil’em, Vivian i Raziel’em, kolejnymi znajomymi mu postaciami. Szyderczy śmiech, brutalne ataki. Ponadto zabawianie się, bo inaczej tego nazwać nie można, przypadkowymi osobami, odrażające mordy…. A teraz był w środku budynku, przechadzał się korytarzami, zabijając kolejne niewinne istnienia… Vulfila! Tak to ją trzymał za kark i unosił wysoko do góry, by po chwili cisnąć nią z całej siły o ścianę, w którą wbiła się i poleciała dalej….
Co jest grane?! To przecież nie może być on, nie byłby zdolny do czegoś takiego, nawet pod wpływem niesamowitej złości! Ale oto pojawiło się kolejne wspomnienie, które wszystko wyjaśniło. Fioletowa maź przeciskająca się przez wąską ranę z której sączyła się jeszcze krew. A wiec wszystko jasne.
- Tsuful… - wyszeptał w agonii.
Były też inne wspomnienia. Dwukrotnie pojawiały się w nich zniszczone miasta, w tym jedno prawie na pewno znajdujące się tutaj, na Vegecie. A drugie? Chyba na Ziemi. Hazard zaczał wrzeszczeć, nie mógł tego wytrzymać, pragnął tego, by jego głowa eksplodowała, uwalniając go od tego koszmaru. Nie panując nad tym, przeszedł w stan Super Saiyan’a. Nagły podmuch ugasił ognisko, tak ze teraz jedynym źródłem światła była złota poświata otaczająca jego ciało. Niewielkie kamyczki uniosły się do góry. To był niekontrolowany wybuch… złości? Rozpaczy? Chyba po trochu jednego i drugiego. Starał się uspokoić, a przede wszystkim wyrzucił z głowy te myśli, chociaż na chwilę się od nich uwolnić. Ale one cały czas wracały, odtwarzając się na nowo i zmuszając do przeżywania tego jeszcze raz. Ból już się nie zwiększał, osiągnął najwyższy z możliwych poziomów. Haz zaczął tłuc czołem o podłoże, mając nadzieję, że to przyniesie mu ulgę. Gdy uniósł głowę, po nosie spłynęła mu strużka krwi. Wydarł się na całe gardło w stronę sufitu. Przez jego ciało przeszedł prąd, Ki znacznie wzrosła. Ściany zaczęły się trząść, sklepienie sypać im na głowy. Jeśli tego nie powstrzyma, skończą tutaj pogrzebani żywcem….
* Tsuful umyślnie nie przekazał Haz'owi wspomnień dotyczących spotkania i walki z Kuro, tak więc ostatnią rzeczą jaką pamięta są sceny z Vernil'em i Raziel'em.
Trening Start.
W głowie Hazard’a zaczęły się pojawiać jakieś dziwne obrazy. Z początku pojedyncze by z czasem przeistoczyć się w całe „filmiki”. Ból, rozpacz, cierpienie – tak można najprościej podsumować ich zawartość. Głowa Saiyan’a eksplodowała, chwycił się za skronie i otworzył szeroko usta w niemym krzyku…. Zacisnął mocno powieki, modląc się by to wreszcie się skończyło. Nie skupiał się na tym, co działo się w jego umyśle, nie docierało to do niego. Chciał po prostu by to przeszło, by ból ustał…. I w końcu tak się stało. Haz wypuścił głośno powietrze, opuścił dłonie. Co za ulga. Oddychał ciężko, głowa nadal pulsowała, lecz był to tylko ułamek tego, przez co przechodził kilka sekund temu. Próbował skupić się na tym co zobaczył, uporządkować to jakoś. Może dzięki temu dowie się co się wydarzyło i dlaczego znajduje się tutaj cały obolały. Było tego jednak tak dużo, że wyłowienie jakichś szczegółów graniczyło z cudem. Leżał tak jeszcze przez jakiś czas, nie chcąc otworzyć oczu, mając nadzieję, że znowu uśnie i obudzi się w dużo lepszym stanie. W nozdrza uderzył mu zapach pieczonego mięsa, co spowodowało burczenie w brzuchu. Nie pamiętał kiedy ostatni raz coś jadł, ale teraz nie było to ważne. Cały czas próbował dociec kto prócz niego znajduje się w tym dziwnym miejscu, lecz nie był w stanie skupić swej uwagi na tyle, by przy pomocy Ki Feeling się tego dowiedzieć. Miał tylko wrażenie, że nie jest to ktoś obcy. Chyba czas wreszcie otworzyć oczy i nieco lepiej zbadać sytuację. Bardzo powoli rozchylał powieki. Z początku obraz był zamazany, ale mógł stwierdzić tyle, iż znajduje się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Dopiero po kilkunastu sekundach wzrok mu się wyostrzył. Patrzył wprost na ciemną ścianę, wydawało mu się że raczej nie jakiegoś budynku mieszkalnego a… skały? Panował półmrok, a jedyne źródło światła pochodziło zza jego pleców. Coś jakby lampa… niee to było ognisko! Dopiero teraz usłyszał charakterystyczne trzaskanie płomieni. Woń przygotowywanego posiłku była tak intensywna, że ślina prawie pociekła mu z ust. Było to jednak nic w porównaniu z tym, jakie pragnienie odczuwał, gardło miał suche jak piasek na pustyni. Spojrzał w dół i dostrzegł, że niemal całe jego ciało pokrywają bandaże, był niczym mumia. Przez to ruchy miał mocno skrępowane, ale chyba da radę obrócić się na drugi bok, bo tam zapewne czekał go ciekawszy widok niż ciemny mur. Na to sił mu wystarczy.
Zaczerpnął powietrza i obrócił swe ciało o 180 stopni, przewracając głowę na drugą stronę. To wszystko przyszło mu ze sporym wysiłkiem. Teraz w końcu dostrzegł tę drugą osobę – to był Trener w czerwonej pelerynie. Stał kilka metrów dalej, czytając coś oparty o ścianę. Trudno było stwierdzić, czy zdał sobie sprawę z tego, iż Haz odzyskał przytomność. Tak jak się domyślił, tuż przed nim płonęło ognisko, nad którym unosiły się dwa duże, niemal gotowe do zjedzenia kawałki pieczeni. Jego brzuch ponownie upomniał się o napełnienie go czymś smacznym, przez co jaskinie wypełniło głośne burczenie. Tak, to musi być jaskinia, nic innego nie przychodziło mu do głowy, stąd ten chłód i ciemność. Hazard zastanawiał się co robi tutaj cały obandażowany, w towarzystwie tego mężczyzny. Nie potrafił sobie przypomnieć co robił ostatnio. Zaraz… na pewno trenował w Rdzawych Górach. Czyżby miał jakiś wypadek? Tak, co całkiem prawdopodobne. Ciekawiło go ile czasu minęło od tamtych wydarzeń i co robi teraz Vulfila. Czy nadal jest na niego wściekła? Może czekała, aż przyjdzie i ją przeprosi? A co jeśli przeleżał tu kilka dni i ona teraz myśli że ją olał? Ból w skroniach znów dał o sobie znać, najwyraźniej jego umysł zalała zbyt duża fala myśli. Zastanowi się nad tym później, teraz musi dowiedzieć się co tak w ogóle się stało. Dość niezdarnie podźwignął się do pozycji siedzącej, co wreszcie spowodowało, iż Trener zwrócił na niego uwagę. Patrzył teraz na niego z twarzą pozbawioną jakiegokolwiek wyrazu, chyba czekał aż młody Nashi wykona jakiś ruch. Tymczasem Hazard zajął się rozwijaniem bandaży, które powodowały największy dyskomfort. Po paru minutach pozostały już tylko te na klatce piersiowej, przedramionach, oraz cieńsze na udach i do połowy łydek. Teraz może się normalnie poruszać. Powoli wstał, trochę zakręciło mu się głowie i zarzuciło go nieco na bok, ale jakoś doszedł bliżej ogniska, cały czas obserwując z uwagą Mistrza. Usiadł przy ogniu. Jeszcze przez chwilę napajał się wspaniałym zapachem mięska, aż w końcu postanowił się odezwać. Zastanawiał się czy podnieść się na nogi, stanąć na baczność i zasalutować, lecz obawiał się, iż długo nie wytrzyma w takiej pozycji i padnie u stóp Mentora. Zamiast tego skłonił głowę i odezwał się, bardzo zachrypniętym głosem.
- Czy mógłby… yhm yhm - odchrząknął, po czym kontynuował – Czy mógłby mi Pan powiedzieć co tak w ogóle się wydarzyło? I co tu robimy?
Lecz jego umysł jakby czekał, aż zada komuś to pytanie. Nim Trener zdążył coś powiedzieć, odpowiedź sama pojawiła się w głowie Hazard’a. Znowu te mrożące krew w żyłach obrazy, lecz tym razem dużo wyraźniejsze i nie pojawiające się tak szybko po sobie, by ich właściciel mógł uświadomić sobie do czego doszło. Czarnowłosy opadł znowu na ziemię, jęcząc z bólu i zaciskając powieki, lecz po chwili otworzył je szeroko, wpatrując się pusto w przestrzeń.
- Co to do cholery jest? Co to… CO TO JEST!?
Music please --> https://www.youtube.com/watch?v=RPo-JnsLTJc
Wspomnienia Katsu. Te godziny, które spędził kontrolując ciało Saiyan’a. Wszystko co zrobił, każdy zadany cios, każde odebrane życie – to wszystko widział teraz Haz w swojej głowie. Wszystko „emitowane” od końca – tak więc na początek śmierć Vernila*. Chłopak którego poznał kiedyś w stołówce, zabity przez… niego. To on wytworzył w dłoni energetyczne ostrze, to on przebił nim serce chłopaka, wysyłając go na tamten świat…. Dalej cała, niezwykle widowiskowa walka z jakimś młodym chłopakiem, Super Saiyan’em. Następnie Plac przed Akademią, pojedynek z Vernil’em, Vivian i Raziel’em, kolejnymi znajomymi mu postaciami. Szyderczy śmiech, brutalne ataki. Ponadto zabawianie się, bo inaczej tego nazwać nie można, przypadkowymi osobami, odrażające mordy…. A teraz był w środku budynku, przechadzał się korytarzami, zabijając kolejne niewinne istnienia… Vulfila! Tak to ją trzymał za kark i unosił wysoko do góry, by po chwili cisnąć nią z całej siły o ścianę, w którą wbiła się i poleciała dalej….
Co jest grane?! To przecież nie może być on, nie byłby zdolny do czegoś takiego, nawet pod wpływem niesamowitej złości! Ale oto pojawiło się kolejne wspomnienie, które wszystko wyjaśniło. Fioletowa maź przeciskająca się przez wąską ranę z której sączyła się jeszcze krew. A wiec wszystko jasne.
- Tsuful… - wyszeptał w agonii.
Były też inne wspomnienia. Dwukrotnie pojawiały się w nich zniszczone miasta, w tym jedno prawie na pewno znajdujące się tutaj, na Vegecie. A drugie? Chyba na Ziemi. Hazard zaczał wrzeszczeć, nie mógł tego wytrzymać, pragnął tego, by jego głowa eksplodowała, uwalniając go od tego koszmaru. Nie panując nad tym, przeszedł w stan Super Saiyan’a. Nagły podmuch ugasił ognisko, tak ze teraz jedynym źródłem światła była złota poświata otaczająca jego ciało. Niewielkie kamyczki uniosły się do góry. To był niekontrolowany wybuch… złości? Rozpaczy? Chyba po trochu jednego i drugiego. Starał się uspokoić, a przede wszystkim wyrzucił z głowy te myśli, chociaż na chwilę się od nich uwolnić. Ale one cały czas wracały, odtwarzając się na nowo i zmuszając do przeżywania tego jeszcze raz. Ból już się nie zwiększał, osiągnął najwyższy z możliwych poziomów. Haz zaczął tłuc czołem o podłoże, mając nadzieję, że to przyniesie mu ulgę. Gdy uniósł głowę, po nosie spłynęła mu strużka krwi. Wydarł się na całe gardło w stronę sufitu. Przez jego ciało przeszedł prąd, Ki znacznie wzrosła. Ściany zaczęły się trząść, sklepienie sypać im na głowy. Jeśli tego nie powstrzyma, skończą tutaj pogrzebani żywcem….
* Tsuful umyślnie nie przekazał Haz'owi wspomnień dotyczących spotkania i walki z Kuro, tak więc ostatnią rzeczą jaką pamięta są sceny z Vernil'em i Raziel'em.
Trening Start.
Re: Rdzawe Góry
Sro Lut 19, 2014 8:21 pm
Mężczyzna odłoży książkę i spokojnie obserwował Hazarda, dał mu dojść do siebie. Leki z pewnością go jeszcze otępiały. Wydarzenia ostatnich godzin dotarły do chłopaka szybciej i gwałtowniej niż spodziewał się Trener. Kiedy młodzik przemienił się w SSJ, mężczyzna złapał go na karku za koszulkę i wyciągnął z jaskini na place popołudniowe słońce. Dalszy wzrost mocy Hazarda groził zawaleniem jaskini. Sam także dokonał przemiany, już się domyślał, co się zaraz stanie. Spróbował nieznacznie pomóc.
- Tak Tsuful, dobrze pamiętasz. Czemu do cholery nie wykonałeś mojego rozkazu?! Miałeś siedzieć na dupie w swojej kwaterze ale nieeee. Przez Ciebie zginęły setki saiyan. Zdajesz sobie sprawę, co swoją lekkomyślnością narobiłeś?! Zaradziłem Ci tajemnice wielu technik wykraczających ponad Twój poziom, wierzyłem, że będzie z ciebie wspaniały wojownik, a Ty mi się tak odwdzięczasz! Wymagałem tylko tego, żebyś słuchał i nic więcej. Teraz masz ostatnią szansę albo pokarzesz ile jest wart albo zginiesz. Z wielką przyjemnością zaraz skręcę Ci kark.
Wystawił w kierunku Saiyana otwartą dłoń i poruszał kilkakrotnie palcami w swoja stronę dając mu znak aby zaczął pierwszy.
- Tak Tsuful, dobrze pamiętasz. Czemu do cholery nie wykonałeś mojego rozkazu?! Miałeś siedzieć na dupie w swojej kwaterze ale nieeee. Przez Ciebie zginęły setki saiyan. Zdajesz sobie sprawę, co swoją lekkomyślnością narobiłeś?! Zaradziłem Ci tajemnice wielu technik wykraczających ponad Twój poziom, wierzyłem, że będzie z ciebie wspaniały wojownik, a Ty mi się tak odwdzięczasz! Wymagałem tylko tego, żebyś słuchał i nic więcej. Teraz masz ostatnią szansę albo pokarzesz ile jest wart albo zginiesz. Z wielką przyjemnością zaraz skręcę Ci kark.
Wystawił w kierunku Saiyana otwartą dłoń i poruszał kilkakrotnie palcami w swoja stronę dając mu znak aby zaczął pierwszy.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Rdzawe Góry
Czw Lut 20, 2014 4:33 pm
To było nie do zniesienia, istny koszmar. Hazard zaciskał pięści tak mocno, że paznokcie przebiły skórę wewnątrz dłoni, powodując głębokie, krwawiące rany. Knykcie co sekundę uderzały w ziemię, ścierając się niemal do żywego mięsa. Ale ból fizyczny był niczym w porównaniu z tym co działo się wewnątrz Hazard’a. Nie pomagał krzyk, ani żaden inny sposób odreagowania. Dusza Saiyan’a zajęła się ogniem, powodując niewyobrażalne cierpienie. To wszystko jego wina, on jest odpowiedzialny za całą tę katastrofę. Gdyby tylko był silniejszy, gdyby tylko był w stanie przeciwstawić się Tsufulowi – nie doszłoby do tego, nie zginęłaby masa niewinnych osób, nie zraniłby osób na których mu zależało. Nie wiedzieć czemu, przypomniał sobie słowa rodziców – „Liczy się tylko siła, bo to dzięki niej wyrwiesz się z tarapatów”. Mieli rację, cóż za ironia. Oni, którzy nie dali zaznać mu miłości, której tak potrzebował. Powiedzieć, że byli dobrymi rodzicami to jak skłamać. Nie rozumiał tego co robili, czuł do niż żal za to, że zamienili jego dzieciństwo w piekło. Ale akurat w tym jednym przypadku nie pomylili się. Był za słaby i dlatego dał się omamić pasożytowi.
Nadal nie kontrolował wcześniejszego wybuchu, energia cały czas wydobywała się z jego ciała, niszcząc od środka jaskinię. Jeszcze chwila i ściany zaczęły drżeć, a z sufitu spadały coraz większe kawałki skał. Trener złapał go i wywlekł na zewnątrz. Zrobił to w ostatniej chwili – kilka sekund później grota zawaliła się, wzniecając chmarę kurzu i pyłu. Gdy to wszystko opadło, młody Nashi ujrzał swego mentora. On również poddał się transformacji. Stał teraz nad nim i wypowiadał słowa, które paliły, kłuły i rozdzierały Haz’a od środka. Wiedział o tym, był świadom tego, że przez jego głupotę śmierć poniosły setki, jeśli nie tysiące jego pobratymców. Lecz teraz, gdy usłyszał to od kogoś, gdy ktoś mu to wypomniał – nie wytrzymał.
Music --> https://www.youtube.com/watch?v=iPOZZlA0zqs
Wydarł się jeszcze głośniej, po policzkach popłynęły łzy, których w tym momencie nie był w stanie powstrzymać. Kolejne wyładowania elektryczne pojawiły się wokół jego sylwetki. Widział to oczyma wyobraźni, jego własne ręce splamione krwią. Niezliczona ilość ofiar, oraz ich rodzina, przyjaciele, bliskie im osoby opłakujące ich stratę, wybuchające płaczem nad ich martwymi ciałami. To jego, tylko i wyłącznie jego wina. I nie pomagał fakt, że został wykorzystany, że ktoś inny kontrolował jego ciało. Bo wszystko sprowadzało się do tego, iż brakowało mu mocy by się przeciwstawić. Widział pełne wyrzutu, rozczarowania, pogardy spojrzenia tych, na których najbardziej mu zależało. Tych którzy w niego wierzyli, dawali mu siłę, motywowali do dalszego działania. Jak teraz, po tym wszystkim mógłby spojrzeć im w oczy? Chyba już lepsza śmierć. Miał nawet cichą nadzieję, że Mistrz uwolni go od tego wszystkiego. Jego też zawiódł, sam mu to przed chwilą powiedział. Miał ochotę krzyknąć: „Tak! Zrób to! Skończ ze mną!” To z pewnością przyniosłoby złotowłosemu niewyobrażalną ulgę, nie musiałby już znosić tego wszystkiego, śmierć zabrałaby ze sobą wszystkiego jego problemy….
Lecz nie zasługiwał na to. To byłby dar od losu, akt miłosierdzia, na który nie zasługiwał. A na co w takim razie zasłużył? Na to, by żyć i do końca swoich dni, do ostatniej sekundy zmagać się z tym wszystkim, żałować, cierpieć i błagać o wybaczenie. I tak właśnie musi zrobić. Odpokutować, chociaż część, bo na całość potrzebowałby wieczności. Musi żyć, uratować tyle istnień, ile uśmiercił w ciągu ostatnich godzin. To jedyny sposób, by jego żywot nabrał jakiegokolwiek sensu. Powód dla którego warto istnieć.
Ale żeby to wszystko osiągnąć, potrzebuje mocy, o wiele większej niż posiadał teraz. Kilka dni temu był pewien, iż jest wystarczająco silny by się bronić, a także by ochraniać bliskie mu osoby. Tsuful udowodnił mu że się mylił. Potrzebuje jej więcej, dużo więcej, by zrealizować te cele. A to co się z nim teraz działo… czy to nie jest kolejna próba przekroczenia swoich możliwości, zdobycia owej siły? Nadal wydzierał się wniebogłosy, łzy spływały mu po policzkach, zakrwawione pięści zaciśnięte były tak mocno, aż całe pobielały. A Ki rosła i rosła, wkraczając na kolejny poziom. Trener, zachęcający go przed chwilą do walki, został teraz odepchnięty, przytłoczony tą niesamowitą aurą. Wszystkie te negatywne uczucia skumulowały się w ciele Hazard’a, szukając drogi ucieczki. I wreszcie….
Potężny wybuch wstrząsnął okolicą. Potężne, piętrzące się ponad nimi jaskinie zadrżały, a najmniejsza z nich zawaliła się. W niewielkiej dolinie, gdzie stały dwie osoby, utworzył się płytki krater o średnicy kilkudziesięciu metrów. Stojący w samym jego środku, młody Saiyan emanował potężną energią. Zmienił się: mięśnie powiększyły się, włosy podniosły jeszcze wyżej i jakby zwiększyły swą długość, żadne pasmo nie opadało już na czoło. A cała sylwetka spowita była ostro zakończoną, złotawą aurą oraz wyładowaniami elektrycznymi. Młody Nashi przestał krzyczeć. Opuścił głowę, dysząc ciężko. Zaciśnięte pięści nieco się rozluźniły. Udało mu się „wskoczyć” na drugi poziom Super Saiyan’a. Ale na krótko…. Poświata zanikła, włosy opadły w dół i zmieniły kolor na czarny. Haz upadł ciężko na kolana. Ta transformacja go wyczerpała. Jeszcze przez chwilę klęczał, po czym przewrócił się na bok, lecz nie zemdlał. Oczy, z których nadal wypływały łzy, były otwarte, wpatrując się pusto w przestrzeń przed sobą. Tysiące myśli kłębiło się teraz w głowie chłopaka, lecz wszystkie sprowadzały się do jednej.
- Muszę opuścić tę planetę – rzekł cicho, bardziej do siebie, niż do Mistrza – nie mogę tu zostać.
W tej chwili nie wyobrażał sobie dalszej egzystencji na Vegecie. To już nie było jego miejsce, jego dom. Żal mu było je opuszczać, lecz za sprawą ostatnich wydarzeń został do tego zmuszony. Miał nadzieję, że ta garstka osób dla których w jakiś sposób jest „ważny” to zrozumie. A może uznają go za martwego? Tak chyba nawet będzie lepiej. Za jakiś czas o nim zapomną, nie będą pamiętali kim dokładnie był Hazard. Pozostanie tylko wspomnienie o krzywdzie jaką wyrządził swojej rasie….
Nadal nie kontrolował wcześniejszego wybuchu, energia cały czas wydobywała się z jego ciała, niszcząc od środka jaskinię. Jeszcze chwila i ściany zaczęły drżeć, a z sufitu spadały coraz większe kawałki skał. Trener złapał go i wywlekł na zewnątrz. Zrobił to w ostatniej chwili – kilka sekund później grota zawaliła się, wzniecając chmarę kurzu i pyłu. Gdy to wszystko opadło, młody Nashi ujrzał swego mentora. On również poddał się transformacji. Stał teraz nad nim i wypowiadał słowa, które paliły, kłuły i rozdzierały Haz’a od środka. Wiedział o tym, był świadom tego, że przez jego głupotę śmierć poniosły setki, jeśli nie tysiące jego pobratymców. Lecz teraz, gdy usłyszał to od kogoś, gdy ktoś mu to wypomniał – nie wytrzymał.
Music --> https://www.youtube.com/watch?v=iPOZZlA0zqs
Wydarł się jeszcze głośniej, po policzkach popłynęły łzy, których w tym momencie nie był w stanie powstrzymać. Kolejne wyładowania elektryczne pojawiły się wokół jego sylwetki. Widział to oczyma wyobraźni, jego własne ręce splamione krwią. Niezliczona ilość ofiar, oraz ich rodzina, przyjaciele, bliskie im osoby opłakujące ich stratę, wybuchające płaczem nad ich martwymi ciałami. To jego, tylko i wyłącznie jego wina. I nie pomagał fakt, że został wykorzystany, że ktoś inny kontrolował jego ciało. Bo wszystko sprowadzało się do tego, iż brakowało mu mocy by się przeciwstawić. Widział pełne wyrzutu, rozczarowania, pogardy spojrzenia tych, na których najbardziej mu zależało. Tych którzy w niego wierzyli, dawali mu siłę, motywowali do dalszego działania. Jak teraz, po tym wszystkim mógłby spojrzeć im w oczy? Chyba już lepsza śmierć. Miał nawet cichą nadzieję, że Mistrz uwolni go od tego wszystkiego. Jego też zawiódł, sam mu to przed chwilą powiedział. Miał ochotę krzyknąć: „Tak! Zrób to! Skończ ze mną!” To z pewnością przyniosłoby złotowłosemu niewyobrażalną ulgę, nie musiałby już znosić tego wszystkiego, śmierć zabrałaby ze sobą wszystkiego jego problemy….
Lecz nie zasługiwał na to. To byłby dar od losu, akt miłosierdzia, na który nie zasługiwał. A na co w takim razie zasłużył? Na to, by żyć i do końca swoich dni, do ostatniej sekundy zmagać się z tym wszystkim, żałować, cierpieć i błagać o wybaczenie. I tak właśnie musi zrobić. Odpokutować, chociaż część, bo na całość potrzebowałby wieczności. Musi żyć, uratować tyle istnień, ile uśmiercił w ciągu ostatnich godzin. To jedyny sposób, by jego żywot nabrał jakiegokolwiek sensu. Powód dla którego warto istnieć.
Ale żeby to wszystko osiągnąć, potrzebuje mocy, o wiele większej niż posiadał teraz. Kilka dni temu był pewien, iż jest wystarczająco silny by się bronić, a także by ochraniać bliskie mu osoby. Tsuful udowodnił mu że się mylił. Potrzebuje jej więcej, dużo więcej, by zrealizować te cele. A to co się z nim teraz działo… czy to nie jest kolejna próba przekroczenia swoich możliwości, zdobycia owej siły? Nadal wydzierał się wniebogłosy, łzy spływały mu po policzkach, zakrwawione pięści zaciśnięte były tak mocno, aż całe pobielały. A Ki rosła i rosła, wkraczając na kolejny poziom. Trener, zachęcający go przed chwilą do walki, został teraz odepchnięty, przytłoczony tą niesamowitą aurą. Wszystkie te negatywne uczucia skumulowały się w ciele Hazard’a, szukając drogi ucieczki. I wreszcie….
Potężny wybuch wstrząsnął okolicą. Potężne, piętrzące się ponad nimi jaskinie zadrżały, a najmniejsza z nich zawaliła się. W niewielkiej dolinie, gdzie stały dwie osoby, utworzył się płytki krater o średnicy kilkudziesięciu metrów. Stojący w samym jego środku, młody Saiyan emanował potężną energią. Zmienił się: mięśnie powiększyły się, włosy podniosły jeszcze wyżej i jakby zwiększyły swą długość, żadne pasmo nie opadało już na czoło. A cała sylwetka spowita była ostro zakończoną, złotawą aurą oraz wyładowaniami elektrycznymi. Młody Nashi przestał krzyczeć. Opuścił głowę, dysząc ciężko. Zaciśnięte pięści nieco się rozluźniły. Udało mu się „wskoczyć” na drugi poziom Super Saiyan’a. Ale na krótko…. Poświata zanikła, włosy opadły w dół i zmieniły kolor na czarny. Haz upadł ciężko na kolana. Ta transformacja go wyczerpała. Jeszcze przez chwilę klęczał, po czym przewrócił się na bok, lecz nie zemdlał. Oczy, z których nadal wypływały łzy, były otwarte, wpatrując się pusto w przestrzeń przed sobą. Tysiące myśli kłębiło się teraz w głowie chłopaka, lecz wszystkie sprowadzały się do jednej.
- Muszę opuścić tę planetę – rzekł cicho, bardziej do siebie, niż do Mistrza – nie mogę tu zostać.
W tej chwili nie wyobrażał sobie dalszej egzystencji na Vegecie. To już nie było jego miejsce, jego dom. Żal mu było je opuszczać, lecz za sprawą ostatnich wydarzeń został do tego zmuszony. Miał nadzieję, że ta garstka osób dla których w jakiś sposób jest „ważny” to zrozumie. A może uznają go za martwego? Tak chyba nawet będzie lepiej. Za jakiś czas o nim zapomną, nie będą pamiętali kim dokładnie był Hazard. Pozostanie tylko wspomnienie o krzywdzie jaką wyrządził swojej rasie….
Re: Rdzawe Góry
Pią Lut 21, 2014 6:53 pm
- No chłopaki nie płaczą – powiedział trener podnosząc Hazarda za ubranie i prowadząc z powrotem do groty.
- Zmieniłem zdanie zatłukę Cię później, głodny jestem. Mam zasadę, że nie morduję przed jedzeniem, bo mi to apetyt odbiera. Siadaj i spróbuj coś przełknąć mimo wszystko. Jak i tak masz umrzeć to nie o pustym żołądku.
Wystrzelił ki-blast i ognisko ponownie wesoło zaskwierczało. Trener podał młodemu mięsko, kawałek chleba i wody. Prawie jak ostatni posiłek. Mężczyzna milczał przez dłuższą chwilę, w końcu zniszczył w dłoni swój scouter i się odezwał.
- Szlag, już dziś trzeci scuter Tsuful mi zniszczył. Cholera mnie bierze, że to akurat padło na Ciebie ale jeśli nie Ty to kto inny byłby ofiarą. To wszystko nie jest tak, jak Ci się wydaje we wspomnieniach, znaczy jest ale nie do końca. Ech, wiem że to świeża sprawa ale nie przyszło Ci do głowy, że walczyłeś tylko z samymi słabymi wojownikami. Powiedzmy, że ktoś, zrobił sobie igrzyska śmierci i Ty miałeś pecha, a teraz za to czeka cię śmierć. No nic pyszne było, zostawię Cię samego na 10 minut, pożegnaj się ze światem, pomódl jeśli masz jakiegoś Boga, czy w co tam wierzysz. Aha i jeszcze jedno, nie wykonałeś jeszcze innego mojego rozkazu. Altair nie żyje. To powinno należeć do Ciebie
Trener rzucił chłopakowi pod nogi medalion w kształcie wilczego pyska, który nosił Altair. Wziął książkę i wyszedł. Szedł przed siebie pogwizdując i nie zamierzał juz wrócić. Wstając z kieszeni wypadła mu mała kapsułka ale on chyba nie zwrócił na to uwagi.
Kapsułka zawierała jeden statek kosmiczny, w środku na siedzeniu pilota znajdowała się Saiyańska zbroja Natto i dwa komplety uniformów. Pod siedzeniem standardowo apteczka i prowiant. Na siedzeniu leżała też kartka. Trudno to nazwać listem ale widniało tam kilka zdań skierowanych do Hazarda.
To nie twoja wina, byłeś tylko narzędziem ostatnich wypadków.
Nie zarysuj mojego maleństwa.
Masz przeżyć i wrócić silniejszy. Bo jak nie to sam Cię znajdę i przywlokę.
Czekamy na ciebie.
Przecież Trener wprost nie powie, ze troszczy się i martwi o swoich żołnierzy.
OOC:
Haz - fruniesz i możesz przejść do Skipa.
- Zmieniłem zdanie zatłukę Cię później, głodny jestem. Mam zasadę, że nie morduję przed jedzeniem, bo mi to apetyt odbiera. Siadaj i spróbuj coś przełknąć mimo wszystko. Jak i tak masz umrzeć to nie o pustym żołądku.
Wystrzelił ki-blast i ognisko ponownie wesoło zaskwierczało. Trener podał młodemu mięsko, kawałek chleba i wody. Prawie jak ostatni posiłek. Mężczyzna milczał przez dłuższą chwilę, w końcu zniszczył w dłoni swój scouter i się odezwał.
- Szlag, już dziś trzeci scuter Tsuful mi zniszczył. Cholera mnie bierze, że to akurat padło na Ciebie ale jeśli nie Ty to kto inny byłby ofiarą. To wszystko nie jest tak, jak Ci się wydaje we wspomnieniach, znaczy jest ale nie do końca. Ech, wiem że to świeża sprawa ale nie przyszło Ci do głowy, że walczyłeś tylko z samymi słabymi wojownikami. Powiedzmy, że ktoś, zrobił sobie igrzyska śmierci i Ty miałeś pecha, a teraz za to czeka cię śmierć. No nic pyszne było, zostawię Cię samego na 10 minut, pożegnaj się ze światem, pomódl jeśli masz jakiegoś Boga, czy w co tam wierzysz. Aha i jeszcze jedno, nie wykonałeś jeszcze innego mojego rozkazu. Altair nie żyje. To powinno należeć do Ciebie
Trener rzucił chłopakowi pod nogi medalion w kształcie wilczego pyska, który nosił Altair. Wziął książkę i wyszedł. Szedł przed siebie pogwizdując i nie zamierzał juz wrócić. Wstając z kieszeni wypadła mu mała kapsułka ale on chyba nie zwrócił na to uwagi.
Kapsułka zawierała jeden statek kosmiczny, w środku na siedzeniu pilota znajdowała się Saiyańska zbroja Natto i dwa komplety uniformów. Pod siedzeniem standardowo apteczka i prowiant. Na siedzeniu leżała też kartka. Trudno to nazwać listem ale widniało tam kilka zdań skierowanych do Hazarda.
To nie twoja wina, byłeś tylko narzędziem ostatnich wypadków.
Nie zarysuj mojego maleństwa.
Masz przeżyć i wrócić silniejszy. Bo jak nie to sam Cię znajdę i przywlokę.
Czekamy na ciebie.
Przecież Trener wprost nie powie, ze troszczy się i martwi o swoich żołnierzy.
OOC:
Haz - fruniesz i możesz przejść do Skipa.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Rdzawe Góry
Nie Lut 23, 2014 5:07 pm
Leżał na ziemi, oddając się rozmyślaniom. Siły znów go opuściły, nie było śladu po nagłym wybuchu sprzed kilku minut. Umysł miał jednak jasny, wiedział doskonale co robić. Musi za wszelką cenę opuścić planetę, zatrzymać się na jakiś czas gdzie indziej. Kiedyś wróci, może za rok, może za 2 lata, albo za 5, ale wróci. Nagle poczuł jak ktoś podnosi go za skrawki ubrania do góry. Odwrócił głowę i dostrzegł, że Trener niesie go z powrotem do groty, a raczej do jej szczątków. Rzucił go na piach, a sam zajął się ponownym rozpaleniem ogniska. Po chwili podał mu upieczony kawał mięsa, a także chleb i butelkę wody, a to co mu powiedział spowodowało, że Haz omal nie wypluł wody, na którą od razu się rzucił. Będą problemy. Zaraz po posiłku ma się odbyć jego egzekucja. Nie może na to pozwolić. Ale jak przeciwstawić się komuś takiemu jak mężczyzna stojący teraz naprzeciwko? Nawet w tym nowym stadium ma z nim niewielkie szanse, a w dodatku nie jest w pełni sił, czego nie można powiedzieć o "kacie". Musi szybko obmyślić jakiś plan działania, inaczej jego żywot skończy się tutaj, w tym gruzowisku.
W planowaniu przeszkodziły mu jednak słowa Mistrza. To co usłyszał młody Nashi wprawiło go w stan osłupienia. To wszystko było zaplanowane? Ktoś zabawił się kosztem niższej rangi żołnierzy? Fakt, z tego co widział we wspomnieniach Tsufula, nikt o randze wyższej niż jego własna nie pofatygował się do pomocy. Chociaż nie wiedział nic o zakończeniu, o tym kto w końcu go pokonał. Najwyraźniej nie był to jednak żaden Kapitan. Ze słów, oraz wyrazu twarzy Trenera wywnioskował, iż cała ta zabawa była dziełem kogoś stojącego wysoko, może nawet samego Króla? Czy Zell jr. posunąłby się do czegoś tak szalonego? Mimowolnie zacisnął w dłoni pustą już butelkę. To z tego powodu to wszystko? Komuś się nudziło, a teraz on, a także tysiące zabitych przez niego Saiyan, ma zapłacić za to najwyższą cenę? Zalała go fala gniewu. Miał wielką ochotę stanąć przed obliczem osoby odpowiedzialnej za ostatnie wydarzenia i trzasnąć ją w twarz. Jednak przyniosło by mu to jedynie chwilową ulgę. Niezależnie od tego co usłyszał, on sam również ponosił winę za to wszystko. Dał się omamić glutowi, który posłużył się jego mocą. Do końca życia będzie się to za nim ciągnęło. Już nigdy nie zazna spokoju.
Ciężko było mu teraz przełknąć cokolwiek, lecz zmusił się do zjedzenia pieczeni i bochenka chleba by zagłuszyć uporczywe burczenie w brzuchu. Był dopiero w połowie posiłku, gdy Mistrz wstał, rzucił mu coś pod nogi i wyszedł, informując go o śmierci Altair'a, oraz o tym, że wróci za 10 minut by z nim skończyć. Hazard'owi żołądek podszedł do gardła. Nie zdążył nic wymyślić. Nie przejmując się przedmiotem lezącym obok prawej stopy. Wpatrywał się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą siedział Trener. Zauważył to, coś wypadło z kieszeni uniformu gdy mężczyzna wstawał. Za pomocą Ki Feeling śledził jego poczynania. Oddalał się, powoli, lecz był coraz dalej. Odczekał jeszcze minutę, po czym rzucił się w kąt groty. Znalazł tam kapsułkę. Długo się nie zastanawiając, nacisnął i rzucił przed siebie. Z kłębów dymu wyłoniła się... kapsuła kosmiczna! Nie mógł uwierzyć, właśnie tego teraz potrzebował! Obszedł ją naokoło, upewniając się, że jest sprawna. Następnie otworzył właz i zajrzał do środka. Na siedzeniu leżały dwa, nowe uniformy, oraz pancerz, sądząc po kroju przeznaczony dla żołnierzy rangi Natto. Oprócz tego apteczka i prowiant. I było coś jeszcze - kartka papieru. Zaintrygowany podniósł ją na wysokość oczu i przeczytał.
Hazard z ulgą opadł na jedyną, stojącą jeszcze ścianę i wypuścił głośno powietrze ustami. Był uratowany. Mentor był po jego stronie, inaczej nie umożliwiałby mu ucieczki z Vegety. Jeszcze raz przeczytał te 4 krótkie zdania.
"To nie twoja wina, byłeś tylko narzędziem ostatnich wypadków." To pocieszające, ale i tak nie pomagało. Miał pretensje do samego siebie, że nie był w stanie przeciwstawić się Tsufulowi.
"Nie zarysuj mojego maleństwa." Pomimo ostatnich wydarzeń uśmiechnął się lekko pod nosem. Odczuł też coś w rodzaju dumy, jako że Trener ofiarował mu swoją własną kapsułę.
"Masz przeżyć i wrócić silniejszy. Bo jak nie to sam Cię znajdę i przywlokę." O to akurat nie trzeba się martwić. Ostatnie wydarzenia spowodowały, iż Haz pragnął stać się silniejszy, by drugi raz taka sytuacja się nie powtórzyła. Czy wróci? Na pewno, a to z powodu pewnych osób...
"Czekamy na ciebie."W to akurat wątpił. W najlepszym przypadku, osoby które będą wyczekiwać jego powrotu, można by policzyć na placach jednej ręki. Większość zapewne mu tego nie zapomni. I trudno im się dziwić, skoro przez niego stracili rodzinę czy przyjaciół. Nie będzie tu mile widziany.
Czując, że nie musi się jakoś strasznie śpieszyć z odlotem, podszedł do miejsca gdzie spożywał posiłek i przyjrzał się z bliska przedmiotowi, który dał mu Mistrz. Był to medalion w kształcie wilczego pyska, wyposażony w gruby, srebrny łańcuch. Przez chwilę zastanawiał się co mężczyzna miał na myśli mówiąc: "To powinno należeć do Ciebie". Poprzednim właścicielem był Altair, czemu teraz ma być jego własnością? Po krótkim namyśle doszedł do wniosku, że to prawdopodobnie jakaś pamiątka rodzinna, wskazywałby na to osobliwy kształt medalionu. Zawiesił go sobie na szyi i wyszedł na zewnątrz. Niezmiennie na niebie widniało palące słońce, oświetlając teren. Nagle, kilkanaście metrów dalej dostrzegł jakiś kształt. Promienie słońca tańczyły na srebrnym ostrzu... Haz podbiegł tam, chwycił za rękojeść i wyciągnął z ziemi duży miecz. Obejrzał go dokładnie, mając wrażenie że nie widzi go po raz pierwszy. Nie potrafił sobie jednak przypomnieć skąd może go kojarzyć. Uznał natomiast, iż to przydatna rzecz i postanowił zabrać go ze sobą. 5 minut później wsiadał do kapsuły kosmicznej, uprzednio przebierając się w nowy, czarny uniform. Pancerza na razie nie zakładał, nie było takiej potrzeby. Pod siedzeniem znajdował się prowiant, oraz apteczka, w której schowany był też list. Oparty o fotel spoczywał znaleziony miecz. Hazard był gotów do podróży. Nie wiedział tylko jakie koordynaty wpisać. Przejrzał historię lotów i wcisnął losową planetę. Maszyna zaczęła wydawać z siebie dźwięki świadczące o tym, iż za chwilę wzbije się w powietrze i rozpocznie lot. Po raz ostatni przeskanował Vegetę, koncentrując się na Akademii. Wyczuł znajome mu energie, co prawda osłabione, ale jednak. Skupiając się przez dłuższą chwilę na Ki Vulfili, udał się w podróż w nieznane.
Z/T --> https://dbng.forumpl.net/t739-masayoshi i tam też zamieszczę posta skipowego. Tak dla wyjaśnienia - znaleziony miecz należał uprzednio do Detektywa, zaginął w trakcie walki z Katsu, a teraz się odnalazł. No to co, do zobaczenia za 2 lata
W planowaniu przeszkodziły mu jednak słowa Mistrza. To co usłyszał młody Nashi wprawiło go w stan osłupienia. To wszystko było zaplanowane? Ktoś zabawił się kosztem niższej rangi żołnierzy? Fakt, z tego co widział we wspomnieniach Tsufula, nikt o randze wyższej niż jego własna nie pofatygował się do pomocy. Chociaż nie wiedział nic o zakończeniu, o tym kto w końcu go pokonał. Najwyraźniej nie był to jednak żaden Kapitan. Ze słów, oraz wyrazu twarzy Trenera wywnioskował, iż cała ta zabawa była dziełem kogoś stojącego wysoko, może nawet samego Króla? Czy Zell jr. posunąłby się do czegoś tak szalonego? Mimowolnie zacisnął w dłoni pustą już butelkę. To z tego powodu to wszystko? Komuś się nudziło, a teraz on, a także tysiące zabitych przez niego Saiyan, ma zapłacić za to najwyższą cenę? Zalała go fala gniewu. Miał wielką ochotę stanąć przed obliczem osoby odpowiedzialnej za ostatnie wydarzenia i trzasnąć ją w twarz. Jednak przyniosło by mu to jedynie chwilową ulgę. Niezależnie od tego co usłyszał, on sam również ponosił winę za to wszystko. Dał się omamić glutowi, który posłużył się jego mocą. Do końca życia będzie się to za nim ciągnęło. Już nigdy nie zazna spokoju.
Ciężko było mu teraz przełknąć cokolwiek, lecz zmusił się do zjedzenia pieczeni i bochenka chleba by zagłuszyć uporczywe burczenie w brzuchu. Był dopiero w połowie posiłku, gdy Mistrz wstał, rzucił mu coś pod nogi i wyszedł, informując go o śmierci Altair'a, oraz o tym, że wróci za 10 minut by z nim skończyć. Hazard'owi żołądek podszedł do gardła. Nie zdążył nic wymyślić. Nie przejmując się przedmiotem lezącym obok prawej stopy. Wpatrywał się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą siedział Trener. Zauważył to, coś wypadło z kieszeni uniformu gdy mężczyzna wstawał. Za pomocą Ki Feeling śledził jego poczynania. Oddalał się, powoli, lecz był coraz dalej. Odczekał jeszcze minutę, po czym rzucił się w kąt groty. Znalazł tam kapsułkę. Długo się nie zastanawiając, nacisnął i rzucił przed siebie. Z kłębów dymu wyłoniła się... kapsuła kosmiczna! Nie mógł uwierzyć, właśnie tego teraz potrzebował! Obszedł ją naokoło, upewniając się, że jest sprawna. Następnie otworzył właz i zajrzał do środka. Na siedzeniu leżały dwa, nowe uniformy, oraz pancerz, sądząc po kroju przeznaczony dla żołnierzy rangi Natto. Oprócz tego apteczka i prowiant. I było coś jeszcze - kartka papieru. Zaintrygowany podniósł ją na wysokość oczu i przeczytał.
Hazard z ulgą opadł na jedyną, stojącą jeszcze ścianę i wypuścił głośno powietrze ustami. Był uratowany. Mentor był po jego stronie, inaczej nie umożliwiałby mu ucieczki z Vegety. Jeszcze raz przeczytał te 4 krótkie zdania.
"To nie twoja wina, byłeś tylko narzędziem ostatnich wypadków." To pocieszające, ale i tak nie pomagało. Miał pretensje do samego siebie, że nie był w stanie przeciwstawić się Tsufulowi.
"Nie zarysuj mojego maleństwa." Pomimo ostatnich wydarzeń uśmiechnął się lekko pod nosem. Odczuł też coś w rodzaju dumy, jako że Trener ofiarował mu swoją własną kapsułę.
"Masz przeżyć i wrócić silniejszy. Bo jak nie to sam Cię znajdę i przywlokę." O to akurat nie trzeba się martwić. Ostatnie wydarzenia spowodowały, iż Haz pragnął stać się silniejszy, by drugi raz taka sytuacja się nie powtórzyła. Czy wróci? Na pewno, a to z powodu pewnych osób...
"Czekamy na ciebie."W to akurat wątpił. W najlepszym przypadku, osoby które będą wyczekiwać jego powrotu, można by policzyć na placach jednej ręki. Większość zapewne mu tego nie zapomni. I trudno im się dziwić, skoro przez niego stracili rodzinę czy przyjaciół. Nie będzie tu mile widziany.
Czując, że nie musi się jakoś strasznie śpieszyć z odlotem, podszedł do miejsca gdzie spożywał posiłek i przyjrzał się z bliska przedmiotowi, który dał mu Mistrz. Był to medalion w kształcie wilczego pyska, wyposażony w gruby, srebrny łańcuch. Przez chwilę zastanawiał się co mężczyzna miał na myśli mówiąc: "To powinno należeć do Ciebie". Poprzednim właścicielem był Altair, czemu teraz ma być jego własnością? Po krótkim namyśle doszedł do wniosku, że to prawdopodobnie jakaś pamiątka rodzinna, wskazywałby na to osobliwy kształt medalionu. Zawiesił go sobie na szyi i wyszedł na zewnątrz. Niezmiennie na niebie widniało palące słońce, oświetlając teren. Nagle, kilkanaście metrów dalej dostrzegł jakiś kształt. Promienie słońca tańczyły na srebrnym ostrzu... Haz podbiegł tam, chwycił za rękojeść i wyciągnął z ziemi duży miecz. Obejrzał go dokładnie, mając wrażenie że nie widzi go po raz pierwszy. Nie potrafił sobie jednak przypomnieć skąd może go kojarzyć. Uznał natomiast, iż to przydatna rzecz i postanowił zabrać go ze sobą. 5 minut później wsiadał do kapsuły kosmicznej, uprzednio przebierając się w nowy, czarny uniform. Pancerza na razie nie zakładał, nie było takiej potrzeby. Pod siedzeniem znajdował się prowiant, oraz apteczka, w której schowany był też list. Oparty o fotel spoczywał znaleziony miecz. Hazard był gotów do podróży. Nie wiedział tylko jakie koordynaty wpisać. Przejrzał historię lotów i wcisnął losową planetę. Maszyna zaczęła wydawać z siebie dźwięki świadczące o tym, iż za chwilę wzbije się w powietrze i rozpocznie lot. Po raz ostatni przeskanował Vegetę, koncentrując się na Akademii. Wyczuł znajome mu energie, co prawda osłabione, ale jednak. Skupiając się przez dłuższą chwilę na Ki Vulfili, udał się w podróż w nieznane.
Z/T --> https://dbng.forumpl.net/t739-masayoshi i tam też zamieszczę posta skipowego. Tak dla wyjaśnienia - znaleziony miecz należał uprzednio do Detektywa, zaginął w trakcie walki z Katsu, a teraz się odnalazł. No to co, do zobaczenia za 2 lata
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach