Strona 2 z 2 • 1, 2
First topic message reminder :
Wielkie połacie rdzy pokrywające nie posiadające końca ani początku góry, wygląda to niesamowicie. W pasmach znajduje się sieć połączonych jaskiń, w których - według starych przypowieści - ukryto bardzo zaawansowaną, obcą technologię i postawiono potężnego, nieśmiertelnego Strażnika.
Wielkie połacie rdzy pokrywające nie posiadające końca ani początku góry, wygląda to niesamowicie. W pasmach znajduje się sieć połączonych jaskiń, w których - według starych przypowieści - ukryto bardzo zaawansowaną, obcą technologię i postawiono potężnego, nieśmiertelnego Strażnika.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Leżał na ziemi, oddając się rozmyślaniom. Siły znów go opuściły, nie było śladu po nagłym wybuchu sprzed kilku minut. Umysł miał jednak jasny, wiedział doskonale co robić. Musi za wszelką cenę opuścić planetę, zatrzymać się na jakiś czas gdzie indziej. Kiedyś wróci, może za rok, może za 2 lata, albo za 5, ale wróci. Nagle poczuł jak ktoś podnosi go za skrawki ubrania do góry. Odwrócił głowę i dostrzegł, że Trener niesie go z powrotem do groty, a raczej do jej szczątków. Rzucił go na piach, a sam zajął się ponownym rozpaleniem ogniska. Po chwili podał mu upieczony kawał mięsa, a także chleb i butelkę wody, a to co mu powiedział spowodowało, że Haz omal nie wypluł wody, na którą od razu się rzucił. Będą problemy. Zaraz po posiłku ma się odbyć jego egzekucja. Nie może na to pozwolić. Ale jak przeciwstawić się komuś takiemu jak mężczyzna stojący teraz naprzeciwko? Nawet w tym nowym stadium ma z nim niewielkie szanse, a w dodatku nie jest w pełni sił, czego nie można powiedzieć o "kacie". Musi szybko obmyślić jakiś plan działania, inaczej jego żywot skończy się tutaj, w tym gruzowisku.
W planowaniu przeszkodziły mu jednak słowa Mistrza. To co usłyszał młody Nashi wprawiło go w stan osłupienia. To wszystko było zaplanowane? Ktoś zabawił się kosztem niższej rangi żołnierzy? Fakt, z tego co widział we wspomnieniach Tsufula, nikt o randze wyższej niż jego własna nie pofatygował się do pomocy. Chociaż nie wiedział nic o zakończeniu, o tym kto w końcu go pokonał. Najwyraźniej nie był to jednak żaden Kapitan. Ze słów, oraz wyrazu twarzy Trenera wywnioskował, iż cała ta zabawa była dziełem kogoś stojącego wysoko, może nawet samego Króla? Czy Zell jr. posunąłby się do czegoś tak szalonego? Mimowolnie zacisnął w dłoni pustą już butelkę. To z tego powodu to wszystko? Komuś się nudziło, a teraz on, a także tysiące zabitych przez niego Saiyan, ma zapłacić za to najwyższą cenę? Zalała go fala gniewu. Miał wielką ochotę stanąć przed obliczem osoby odpowiedzialnej za ostatnie wydarzenia i trzasnąć ją w twarz. Jednak przyniosło by mu to jedynie chwilową ulgę. Niezależnie od tego co usłyszał, on sam również ponosił winę za to wszystko. Dał się omamić glutowi, który posłużył się jego mocą. Do końca życia będzie się to za nim ciągnęło. Już nigdy nie zazna spokoju.
Ciężko było mu teraz przełknąć cokolwiek, lecz zmusił się do zjedzenia pieczeni i bochenka chleba by zagłuszyć uporczywe burczenie w brzuchu. Był dopiero w połowie posiłku, gdy Mistrz wstał, rzucił mu coś pod nogi i wyszedł, informując go o śmierci Altair'a, oraz o tym, że wróci za 10 minut by z nim skończyć. Hazard'owi żołądek podszedł do gardła. Nie zdążył nic wymyślić. Nie przejmując się przedmiotem lezącym obok prawej stopy. Wpatrywał się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą siedział Trener. Zauważył to, coś wypadło z kieszeni uniformu gdy mężczyzna wstawał. Za pomocą Ki Feeling śledził jego poczynania. Oddalał się, powoli, lecz był coraz dalej. Odczekał jeszcze minutę, po czym rzucił się w kąt groty. Znalazł tam kapsułkę. Długo się nie zastanawiając, nacisnął i rzucił przed siebie. Z kłębów dymu wyłoniła się... kapsuła kosmiczna! Nie mógł uwierzyć, właśnie tego teraz potrzebował! Obszedł ją naokoło, upewniając się, że jest sprawna. Następnie otworzył właz i zajrzał do środka. Na siedzeniu leżały dwa, nowe uniformy, oraz pancerz, sądząc po kroju przeznaczony dla żołnierzy rangi Natto. Oprócz tego apteczka i prowiant. I było coś jeszcze - kartka papieru. Zaintrygowany podniósł ją na wysokość oczu i przeczytał.
Hazard z ulgą opadł na jedyną, stojącą jeszcze ścianę i wypuścił głośno powietrze ustami. Był uratowany. Mentor był po jego stronie, inaczej nie umożliwiałby mu ucieczki z Vegety. Jeszcze raz przeczytał te 4 krótkie zdania.
"To nie twoja wina, byłeś tylko narzędziem ostatnich wypadków." To pocieszające, ale i tak nie pomagało. Miał pretensje do samego siebie, że nie był w stanie przeciwstawić się Tsufulowi.
"Nie zarysuj mojego maleństwa." Pomimo ostatnich wydarzeń uśmiechnął się lekko pod nosem. Odczuł też coś w rodzaju dumy, jako że Trener ofiarował mu swoją własną kapsułę.
"Masz przeżyć i wrócić silniejszy. Bo jak nie to sam Cię znajdę i przywlokę." O to akurat nie trzeba się martwić. Ostatnie wydarzenia spowodowały, iż Haz pragnął stać się silniejszy, by drugi raz taka sytuacja się nie powtórzyła. Czy wróci? Na pewno, a to z powodu pewnych osób...
"Czekamy na ciebie."W to akurat wątpił. W najlepszym przypadku, osoby które będą wyczekiwać jego powrotu, można by policzyć na placach jednej ręki. Większość zapewne mu tego nie zapomni. I trudno im się dziwić, skoro przez niego stracili rodzinę czy przyjaciół. Nie będzie tu mile widziany.
Czując, że nie musi się jakoś strasznie śpieszyć z odlotem, podszedł do miejsca gdzie spożywał posiłek i przyjrzał się z bliska przedmiotowi, który dał mu Mistrz. Był to medalion w kształcie wilczego pyska, wyposażony w gruby, srebrny łańcuch. Przez chwilę zastanawiał się co mężczyzna miał na myśli mówiąc: "To powinno należeć do Ciebie". Poprzednim właścicielem był Altair, czemu teraz ma być jego własnością? Po krótkim namyśle doszedł do wniosku, że to prawdopodobnie jakaś pamiątka rodzinna, wskazywałby na to osobliwy kształt medalionu. Zawiesił go sobie na szyi i wyszedł na zewnątrz. Niezmiennie na niebie widniało palące słońce, oświetlając teren. Nagle, kilkanaście metrów dalej dostrzegł jakiś kształt. Promienie słońca tańczyły na srebrnym ostrzu... Haz podbiegł tam, chwycił za rękojeść i wyciągnął z ziemi duży miecz. Obejrzał go dokładnie, mając wrażenie że nie widzi go po raz pierwszy. Nie potrafił sobie jednak przypomnieć skąd może go kojarzyć. Uznał natomiast, iż to przydatna rzecz i postanowił zabrać go ze sobą. 5 minut później wsiadał do kapsuły kosmicznej, uprzednio przebierając się w nowy, czarny uniform. Pancerza na razie nie zakładał, nie było takiej potrzeby. Pod siedzeniem znajdował się prowiant, oraz apteczka, w której schowany był też list. Oparty o fotel spoczywał znaleziony miecz. Hazard był gotów do podróży. Nie wiedział tylko jakie koordynaty wpisać. Przejrzał historię lotów i wcisnął losową planetę. Maszyna zaczęła wydawać z siebie dźwięki świadczące o tym, iż za chwilę wzbije się w powietrze i rozpocznie lot. Po raz ostatni przeskanował Vegetę, koncentrując się na Akademii. Wyczuł znajome mu energie, co prawda osłabione, ale jednak. Skupiając się przez dłuższą chwilę na Ki Vulfili, udał się w podróż w nieznane.
Z/T --> https://dbng.forumpl.net/t739-masayoshi i tam też zamieszczę posta skipowego. Tak dla wyjaśnienia - znaleziony miecz należał uprzednio do Detektywa, zaginął w trakcie walki z Katsu, a teraz się odnalazł. No to co, do zobaczenia za 2 lata
W planowaniu przeszkodziły mu jednak słowa Mistrza. To co usłyszał młody Nashi wprawiło go w stan osłupienia. To wszystko było zaplanowane? Ktoś zabawił się kosztem niższej rangi żołnierzy? Fakt, z tego co widział we wspomnieniach Tsufula, nikt o randze wyższej niż jego własna nie pofatygował się do pomocy. Chociaż nie wiedział nic o zakończeniu, o tym kto w końcu go pokonał. Najwyraźniej nie był to jednak żaden Kapitan. Ze słów, oraz wyrazu twarzy Trenera wywnioskował, iż cała ta zabawa była dziełem kogoś stojącego wysoko, może nawet samego Króla? Czy Zell jr. posunąłby się do czegoś tak szalonego? Mimowolnie zacisnął w dłoni pustą już butelkę. To z tego powodu to wszystko? Komuś się nudziło, a teraz on, a także tysiące zabitych przez niego Saiyan, ma zapłacić za to najwyższą cenę? Zalała go fala gniewu. Miał wielką ochotę stanąć przed obliczem osoby odpowiedzialnej za ostatnie wydarzenia i trzasnąć ją w twarz. Jednak przyniosło by mu to jedynie chwilową ulgę. Niezależnie od tego co usłyszał, on sam również ponosił winę za to wszystko. Dał się omamić glutowi, który posłużył się jego mocą. Do końca życia będzie się to za nim ciągnęło. Już nigdy nie zazna spokoju.
Ciężko było mu teraz przełknąć cokolwiek, lecz zmusił się do zjedzenia pieczeni i bochenka chleba by zagłuszyć uporczywe burczenie w brzuchu. Był dopiero w połowie posiłku, gdy Mistrz wstał, rzucił mu coś pod nogi i wyszedł, informując go o śmierci Altair'a, oraz o tym, że wróci za 10 minut by z nim skończyć. Hazard'owi żołądek podszedł do gardła. Nie zdążył nic wymyślić. Nie przejmując się przedmiotem lezącym obok prawej stopy. Wpatrywał się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą siedział Trener. Zauważył to, coś wypadło z kieszeni uniformu gdy mężczyzna wstawał. Za pomocą Ki Feeling śledził jego poczynania. Oddalał się, powoli, lecz był coraz dalej. Odczekał jeszcze minutę, po czym rzucił się w kąt groty. Znalazł tam kapsułkę. Długo się nie zastanawiając, nacisnął i rzucił przed siebie. Z kłębów dymu wyłoniła się... kapsuła kosmiczna! Nie mógł uwierzyć, właśnie tego teraz potrzebował! Obszedł ją naokoło, upewniając się, że jest sprawna. Następnie otworzył właz i zajrzał do środka. Na siedzeniu leżały dwa, nowe uniformy, oraz pancerz, sądząc po kroju przeznaczony dla żołnierzy rangi Natto. Oprócz tego apteczka i prowiant. I było coś jeszcze - kartka papieru. Zaintrygowany podniósł ją na wysokość oczu i przeczytał.
Hazard z ulgą opadł na jedyną, stojącą jeszcze ścianę i wypuścił głośno powietrze ustami. Był uratowany. Mentor był po jego stronie, inaczej nie umożliwiałby mu ucieczki z Vegety. Jeszcze raz przeczytał te 4 krótkie zdania.
"To nie twoja wina, byłeś tylko narzędziem ostatnich wypadków." To pocieszające, ale i tak nie pomagało. Miał pretensje do samego siebie, że nie był w stanie przeciwstawić się Tsufulowi.
"Nie zarysuj mojego maleństwa." Pomimo ostatnich wydarzeń uśmiechnął się lekko pod nosem. Odczuł też coś w rodzaju dumy, jako że Trener ofiarował mu swoją własną kapsułę.
"Masz przeżyć i wrócić silniejszy. Bo jak nie to sam Cię znajdę i przywlokę." O to akurat nie trzeba się martwić. Ostatnie wydarzenia spowodowały, iż Haz pragnął stać się silniejszy, by drugi raz taka sytuacja się nie powtórzyła. Czy wróci? Na pewno, a to z powodu pewnych osób...
"Czekamy na ciebie."W to akurat wątpił. W najlepszym przypadku, osoby które będą wyczekiwać jego powrotu, można by policzyć na placach jednej ręki. Większość zapewne mu tego nie zapomni. I trudno im się dziwić, skoro przez niego stracili rodzinę czy przyjaciół. Nie będzie tu mile widziany.
Czując, że nie musi się jakoś strasznie śpieszyć z odlotem, podszedł do miejsca gdzie spożywał posiłek i przyjrzał się z bliska przedmiotowi, który dał mu Mistrz. Był to medalion w kształcie wilczego pyska, wyposażony w gruby, srebrny łańcuch. Przez chwilę zastanawiał się co mężczyzna miał na myśli mówiąc: "To powinno należeć do Ciebie". Poprzednim właścicielem był Altair, czemu teraz ma być jego własnością? Po krótkim namyśle doszedł do wniosku, że to prawdopodobnie jakaś pamiątka rodzinna, wskazywałby na to osobliwy kształt medalionu. Zawiesił go sobie na szyi i wyszedł na zewnątrz. Niezmiennie na niebie widniało palące słońce, oświetlając teren. Nagle, kilkanaście metrów dalej dostrzegł jakiś kształt. Promienie słońca tańczyły na srebrnym ostrzu... Haz podbiegł tam, chwycił za rękojeść i wyciągnął z ziemi duży miecz. Obejrzał go dokładnie, mając wrażenie że nie widzi go po raz pierwszy. Nie potrafił sobie jednak przypomnieć skąd może go kojarzyć. Uznał natomiast, iż to przydatna rzecz i postanowił zabrać go ze sobą. 5 minut później wsiadał do kapsuły kosmicznej, uprzednio przebierając się w nowy, czarny uniform. Pancerza na razie nie zakładał, nie było takiej potrzeby. Pod siedzeniem znajdował się prowiant, oraz apteczka, w której schowany był też list. Oparty o fotel spoczywał znaleziony miecz. Hazard był gotów do podróży. Nie wiedział tylko jakie koordynaty wpisać. Przejrzał historię lotów i wcisnął losową planetę. Maszyna zaczęła wydawać z siebie dźwięki świadczące o tym, iż za chwilę wzbije się w powietrze i rozpocznie lot. Po raz ostatni przeskanował Vegetę, koncentrując się na Akademii. Wyczuł znajome mu energie, co prawda osłabione, ale jednak. Skupiając się przez dłuższą chwilę na Ki Vulfili, udał się w podróż w nieznane.
Z/T --> https://dbng.forumpl.net/t739-masayoshi i tam też zamieszczę posta skipowego. Tak dla wyjaśnienia - znaleziony miecz należał uprzednio do Detektywa, zaginął w trakcie walki z Katsu, a teraz się odnalazł. No to co, do zobaczenia za 2 lata
Ostatnio zmieniony przez Hazard dnia Pon Sie 15, 2016 10:36 pm, w całości zmieniany 1 raz
The author of this message was banned from the forum - See the message
- RotaBANNED!
- Liczba postów : 197
Data rejestracji : 16/10/2015
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Obaj lecieliśmy dobrą godzinę, tak mi się wydaje. Nie spieszyliśmy się. Cress mówił, że Sima musi pomóc jeszcze w zakładzie, nim do nas dołączy. Urządziliśmy sobie rozmowę o tym, co moje kochanie robiło, gdy ja byłem w śpiączce. Standardowo, opiekował się innymi pacjentami poza mną, rzecz jasna. Powiedział mi też, że jak wrócił z nocnej zmiany, do sali gdzie leżałem, miałem dziwne zadrapania na twarzy. Nie potrafił mi wyjaśnić, skąd skąd się wzięły na moim policzku. Zmartwiło mnie to trochę. Zrobiłem to sobie sam albo ktoś, jak nie było Cressa, przychodził do mnie. Druga opcja, mniej mi się podobała.
Zaczynało się robić smutno, więc rzuciłem Cressowi wyzwanie-wyścig. Miałem nadzieję, że się trochę rozchmurzy. I udało się-na jego twarzy pojawił się uśmiech.
Dałem mu wygrać, acz i tak się domyślił. Sime nigdzie nie było, także postanowiliśmy zagrzać miejsca na jakieś skalnej półce. Cress usiadł za mną, po czym objął mnie w pasie. Oparł brodę o moje ramię. Jaki on był cieplutki! Mmm...coś cudnego! Owinąłem ogon wokół jego puchatego dodatku. Ująłem jego dłonie.
-Tęskniłem za tym, wiesz? Mrrrmrrr….-Cress otarł się policzkiem o mój policzek.
Cóż za urocze stworzenie z niego.
-Jesteś pewien, że się zjawi?-spytałem, bo w sumie byłem pewien, że jednak szybko się zjawi.
Cress tylko pokiwał głową.
-Zawsze dotrzymuje słowa.-spojrzał na mnie-Jak powiedziała, że ci pomoże to tak będzie.-skwitował krótko.
-Jaka ona jest?-pogłaskałem palcami wierzch jego dłoni.
-Wymagająca wobec swoich uczniów. Nie owija nigdy w bawełnę, zawsze mówi prawdę i potrafi przywalić. Sporo przeszła w swoim życiu. Brała udział w wielu misjach, także w czasie wojny z tsufulem. Awansowała na Natto, ale odeszła z Akademii. Ogółem jest mechanikiem. Naprawiała statki wojskowe.-wyjaśnił mi, po czym pocałował w policzek.
-Jak to odeszła z Akademii?-zdziwiłem się nieco, bo jak można było zrezygnować z akademii?
-W czasie walk z tsufulem, a dokładniej z zarażonymi wojonikami, straciła prawą rękę.-Cress posmutniał-Trauma była tak wielka, że mimo leczenia u psychologa, nie dała rady. Zawaliła jedną misję przez to i prawie by zginęła. Zdecydowała, że stanowić będzie zagrożenie na misjach. W ogóle wycofała się z wojskowego życia. Tylko, jak maja naprawdę jakiś spory problem ze sprzętem, to ją wzywają. Nawet nie brała udziału w rebelii, mimo, że ją namawiano. Powiedziała, że nie i koniec. Chociaż, jej młodszy brat, poszedł do Akademii. Tak jakby, zastąpił ją w pewnym sensie.-Cress zamknął powieki-Wcale się jej nie dziwię. Po tym, co ją spotkało.-poczułem, jak ukochany mocniej zaciska dłonie na moim ubraniu.
Przez dobre kilka minut, nic nie mówiliśmy. Musiała się naprawdę namęczyć, skoro straciła rękę.
-Ej...Cress, jak straciła rękę, to jak sobie potem radziła?-spojrzałem chłopakowi w oczy.
-Jej rodzina to mechanicy, z pokolenia na pokolenie. Dobra, może poza starszą siostrą, która wyłamała się i została...piosenkarką. Ojciec stworzył dla niej protezę. Podpinaną do nerwów. Dzięki temu, działa tak jak normalna ręka.- Cress westchnął-Cały czas testują jej protezę. Jakby nie patrzeć, ma we krwi wojaczkę. Z początku łatwo się psuł. Teraz, o ile wiem, jest bardziej wytrzymalszy.-wzruszył ramionami.
Zmrużył oczy. Począł się czemuś przyglądać. Dostrzegłem jakąś kropkę, która szybko się zbliżała. To musiała być Sime.
Cress, na widok dziewczyny poderwał się z miejsca. Sime wylądowała niedaleko nas. Miała bujną, czarna fryzurę oraz ogonek z włosów obandażowany prawie w całości. Miała ciemnoniebieskie oczy. Pierwszy raz widziałem takie u saiyanów. Ubrana była w ciemnozieloną kamizelkę, a bluzka pod spodem miała czarny kolor. Do tego czarne spodnie oraz buty stylizowane na wojskowe. Miała też bandaż na lewej nodze w okolicach uda. Taki sam miała na ogonie. Puchaty dodatek poruszał się powoli, na prawo i lewo. Na dłoniach miała czarne rękawiczki. Z racji, iż miała podwinięte rękawy, dostrzegłem fragment metalowego kawałka. Nie komentowałem tego, ani nie starałem się patrzeć w zdrożny sposób. Na czole miała białą opaskę, dość podobną do mojej. Miała ze sobą jasnobrązową torbę na ramię oraz tego samego koloru pasek z mała kieszonką. Ciekawiło mnie, po co jej takie rzeczy na trening.
-Sime! Jesteś! Co tak długo?-Cress przytulił się do niej.
Prychnąłem tylko. Czułem się zazdrosny. To mnie miał przytulać, a nie ją!
-Witaj Cress.-Sime pocałowała MOJEGO chłopaka w czoło.
Co to miało być? No, zaraz jej przygadam! Tylko ja mogę całować Cressa! Zwłaszcza w czoło!
-Sime, poznaj Xalantha.-Cress podszedł do mnie, po czym usiadł za mną i przytulił się-Moje kochanie.-pocałował mój policzek, ale nadal czułem się zazdrosny-A tobie, co?
-Jest zazdrosny.odparła Sime trafiając w sedno.-Witaj Xalanthcie.-zdjęła torbę, aby położyć ją na skalnej półce.-Dajcie mi chwilę. Musze odsapnąć. Musiałam pomóc ojcu przenieść statek klienta. Zachciało mu się wymieniać cały silnik.-usiadła niedaleko nas.-Idiota, wiecie? Kupił model XRS-45* z całym wyposażeniem, podrasówką z częściami. Zażyczył sobie, po tygodniu zabawy, że mamy mu wymienić cały silnik, bo mu się nie podoba.-dziewczyna rozłożyła ręce na boki-Ile zachodu było, żeby to cholerstwo odstawić na prywatne lotnisko.
-Ktoś chyba nie ma na co kasy wydawać. Na co, takiemu szarakowi taki statek?-Cress zrobił sowie oczy.
Nie wiedziałem, o czym mówią, także milczałem. Słuchałem.
-A jaki tam szarak. To jeden z tych palantów delegatów. Od nadmiaru kasy, dupa z mózgiem mu się miejscami zamieniła.-po jej słowach czułem się tak, jakbym dostał szpilę w plecy.
W końcu moi rodzice byli delegatami. Zamruczałem tylko, po czym udałem, że tego nie słyszałem.
-Xalanth, Cress mówił, że znasz technikę Masenko oraz Ki Feeling, tak?-zwróciła się do mnie.
-Tak.-pokiwałem głową.
-Ki Feelinga, sama znam na poziomie podstawowym, więc nie licz na mnie w tej kwestii. Musisz sobie znaleźć kogoś lepszego ode mnie. Co do Masenko, mogę ci pokazać, ale to wymaga długiego treningu, jak wydobyć pełną moc z tej techniki.-patrzyła mi się prosto w oczy.
-Nie bardzo rozumiem…-podrapałem się po łepetynie.
-Ja nie wiem, spałeś w Akademii czy jak?-zmarszczyła brwi-Każda technika, im więcej energii Ki w nią wkładasz, tym jest silniejsza. Musisz tylko się tego nauczyć. Przekładać odpowiednio energię w czasie ataku. Jednak, wszystko po kolei, Xalanth.-mówiła dalej-Z tym musimy poczekać, ale pokaż mi na jakim poziomie mocy, znasz technikę.-skinęła głową, wskazując jedną z mniejszych skał.
Spojrzałem na Cressa, potem na Simę. Wstałem.
-Dobrze.-stanąłem przodem do celu.
Poruszałem nerwowo ogonem. Uniosłem dłonie nad głową. Skupiłem się. Złota kula energii pojawiła się przy moich dłoniach. Wyprostowałem ręce, aby strzelić. Nie zniszczyłem skały, tylko ją nieznacznie uszkodziłem.
-Jak mi poszło?-spojrzałem na Sime a ona wstała.
-Beznadziejnie. Totalne dno.-otrzepała tyłek.
Zirytowałem się tym jej stwierdzeniem. Może nie byłem tak silny, jak ona, ale na pewno nie było to dno!
-To jest, psia mać Masenko. Patrz i ucz się, cieniasie.-Sime splunęła obok.
Ułożyła ręce nad głową. Kula, którą ona wytworzyła, zdawała się być mniejsza niż moja. Zaśmiałem się pod nosem. Ta jasne, może gównem rozwali skałę?
Miała kamienną twarz, jakby całkiem skupiła się na celu. Po oddaniu strzału, cała skała się rozleciała, gdy kula energii ja dosięgła. Jakby szczęka mogła opaść w dół do ziemi, to tak by się stało z moją. Nie mogłem uwierzyć, że miała taką siłę.
-Zamknij kłapaczkę, bo ci muchy wlecą.-przeczesała włosy-To jest Masenko, Panie Dno.-skwitowała krótko.
-Ale..Ale jak..twoja kula energii…-nadal stałem z rozdziawioną gęba.
-Nie zawsze liczy się wielkość ataku, a to ile włożysz w niego energii. Ja opracowałam tak tę technikę, aby nieco zmylić przeciwnika wyglądem kuli.
-wyjaśniła.
-Jakbyś się przyjrzał, to dostrzegłbyś, że kula energii Sime, lśniła mocniej niż twoja. Znaczy się, miała więcej siły. Na ogół patrzy się na wielkość, a nie jasność.-dodał Cress, patrząc na mnie.
Usiadł sobie po turecku. Trzymał dłonie na kostkach. Obserwował nas z wielką uwagą. Posłałem mu buziaka. uroczy jest, kiedy tak siedzi. Hehehe. Małe niewiniątko, a wróć od tamtej nocy, już nie niewiniątko. Pomyśleć, że ten Okruch był przy mnie tak blisko, a ja go nie dostrzegałem.
-Potem sobie pogruchacie i pobzykacie. Od dzisiaj jesteś moim uczniem, robisz co ci karzę, jasne?-Sime zmarszczyła brwi.
-Tak jest, szefowo!-wyprostowałem się.
-Spróbuj mnie uderzyć.-oznajmiła.
Pokazałem na siebie palcem.
-Tak, dobrze słyszysz. Spróbuj mnie uderzyć. Musze najpierw wiedzieć, co potrafisz, jaką siłą dysponujesz, jaką szybkością i jak bardzo, jesteś odporny na ciosy.-wyjaśniła.
Dobrze, skoro chciała. Strzeliłem z palców. Wziąłem głęboki wdech, po czym zaatakowałem. Uderzyłem ją prawym sierpowym. Zdziwiłem się, kiedy prawie nic nie poczuła. Zostawiłem jej czerwony ślad na policzku. Nie przypuszczałem, że mi odda. Dostałem solidny cios w brzuch. zgiąłem się w pół, a do tego wyplułem ślinę. Zrobiło mi się czarno przed oczami. Upadłem na kolana. Jak kurewsko bolało. Nie ma co, kobitka miała siłę w łapie.
-Mam nadzieję, że nie jadłeś nic przez ostatnie kilka godzin.-Sime cofnęła się.
Fakt, dobrze, że nie jadłem te kilka godzin wstecz. Inaczej, wszystko bym zwrócił. Musiałem łapać haustem powietrze. Nawet Daiko nie miał takiej siły. Spojrzałem na nią. Podeszła do torby. Wyjęła z niej...dzwoneczek, który przyczepiła sobie do pasa.
-Wstawaj. Nie ma obijania się.-odparła stanowczym tonem-Jak nie wstaniesz, to ci pomogę.-skinęła głową w moją stronę-Pokaż mi, jak jesteś szybki i sprytny. Zabierz mi dzwonek.-uderzyła palcami o wspomniany przedmiot.
Ten zabrzęczał łagodnie.
-Cress!-na jej słowa, moje kochanie, aż się wyprostowało-Patrz uważnie na Xala.-Cress, tylko jej skinął.
Zastanawiałem się, o co chodziło. Wstałem. Otrzepałem tyłek z piachu. Jeszcze, dobrą chwilę miałem mroczki przed oczyma. Niemniej bylem gotowy. Skinąłem jej głową. Zaatakowałem. Ona zaś, błyskawicznie zrobiła unik. Pojawiła się po mojej prawej stronie. Nie wiedziałem, że można być tak szybkim. W sumie to strzeliłem w powietrze, można by rzec. No cóż, spróbowałem kolejny raz. Tym razem złapała mnie za prawy nadgarstek, oraz głowę, po czym obróciła tyłem do siebie. Musiało to wyglądać komicznie, kiedy o dwadzieścia centymetrów niższa dziewczyna zablokowała mnie, praktycznie dwoma ruchami.
-Cienias. Poza tym, powiedziałam ci już, że masz pięć minut, by to zrobić?-odepchnęła mnie.
Musiałem utrzymać równowagę, aby nie upaść na twarz. Spojrzałem na nią. Byłem zły. Czułem się upokorzony. To nie możliwe, żebym był, aż tak słaby! Zacisnąłem pięści. Już wiem, czemu Cress na mnie patrzył-odliczał czas.
Sime poruszała dłonią, abym znów spróbował. Zaatakowałem ją ponownie. Chciałem uderzyć z pieści w jej twarz, ale zablokowała mnie jedną ręką. Próbowałem dalej, ale odparowała każdy mój cios. Zupełnie tak, jakby znała moje ruchy! Zmęczyłem się, po krótkiej chwili. Ciężko oddychałem. Ona używała tylko jednej ręki! No do diaska!
-Trzy minuty Xaluś!-odparł Cress, który najwyraźniej dobrze się bawił, patrząc na nas.
Nie miałem za dużo czasu, więc musiałem kombinować. Ponownie zaatakowałem, wyprowadzając kopniaka. Zrobiła unik kucając. Moja noga przeleciała nad jej głową. Wymierzyłem kolejny cios, a ona ciągle parowała moje ciosy. Zaczynałem się męczyć coraz bardziej. Poza tym, irytacja rosła. Postanowiłem zagrać nieczysto. W momencie drugiego ataku, zamiast ciosu, kopnąłem piasek, prosto w jej twarz. Jak tylko zamknęła oczy, chciałem wykorzystać moment, by zabrać dzwoneczek. Jakże się zdziwiłem, kiedy tuż przed złapaniem przedmiotu, zablokowała moje ręce.
-Zagrałeś nieczysto. Nie toleruję takich zagrywek. Prawdziwy wojownik, zawsze walczy honorowo.-jej głos wywołał u mnie ciarki na całym ciele.
Nawet mój puchaty dodatek zrobił się bardziej puszysty. Futerko sterczało jak włosie szczoteczki.
Jak mną zakręciła, to, aż mi się niedobrze zrobiło. Rzuciła mnie z całej siły. Odleciałem kilka ładnych metrów, po czym wbiłem się w jakaś skałę. Zleciałem na ziemię. Kawałki skały spadły na moją głowę oraz ramiona. Bolało, znowu.
-Nie waż mi się więcej oszukiwać i chodzić na skróty, bo cię zabiję.-odparła ponownie.
W mordę changelinga! Jej głos był jeszcze straszniejszy niż wcześniej. Słyszałem, jak wyjmuje z torby butelkę z woda. Pewnie, żeby przemyć oczy. Z ledwością wstałem. Tym jednym ciosem zdążyła mi naprawdę dać popalić.
Spojrzałem na nią. Stała, ze skrzyżowanymi rękami na piersiach. Poruszała nerwowo ogonem. Chyba ją zdenerwowałem.
Otrzepałem się, ale nie miałem szans sztywno ustać, gdyż posłała w moją stronę kule energii. Musiałem uciekać. Z ledwością uniknąłem ciosu. Teraz to na pewno się do niej nie zbliżę. Nie przestawała strzelać równymi salwami. Starałem się unikać ciosów, ale kiedy w pewnym momencie mnie trafiła, moje skupienie uleciało. Oberwałem dość porządnie kilkoma solidnymi kulami energii. Poparzyła mi nieznacznie skórę tam, gdzie była odsłonięta, a ubranie popaliło się w kilku miejscach.
Chwiałem się na nogach, po czym padłem na tyłek. Zmęczyłem się.
-Jesteś beznadziejnie, beznadziejny. Totalne dno. To już Cress sobie lepiej radzi.-stała nade mną-I ty chcesz lecieć w kosmos? Pierwsza lepsza walka i jesteś trupem.-szybkim ruchem nogi, docisnęła mnie do podłoża.-Zaś w akademii, jak pójdziesz, to sobie nie poradzisz. Tak cię zgnoją, że się będziesz bał wyjść z pokoju. -nacisnęła mój mostek.
Ledwo co, mogłem oddychać.
-Nie będę się z tobą patyczkować, Panie Dno. I póki się nie nauczysz, nie będę ci mówić po imieniu. Od dzisiaj, jesteś miernota, dno, nic nie warty śmieć. Zrozumiano?-jeszcze mocniej docisnęła stopę.
Nie mogłem mówić, więc pokiwałem głową. Odskoczyła do tyłu. Odpięła dzwoneczek, po czym wrzuciła do torby.
-Wstawaj. To nie koniec. Trenujemy, dopóki nie powiem, że koniec.-Sime wyjęła ciężarki z torby.-Do mnie, ale już.-pokazał palcem, jak do psa.
Kurde, zaczynałem się jej bać. Posłusznie wstałem i podleciałem do niej. Założyła mi ciężarki na nadgarstki, kostki oraz ogon. Ledwo co, mogłem je utrzymać.
-No nie mów, że to jest dla ciebie ciężkie. Na każdym z nich, jest po dwadzieścia pięć kilo. I nie wykręcaj się chorobą. To było dwa tygodnie temu.
Nie możliwe...nie mogłem uwierzyć, że dla mnie taki ciężar sprawiał mi kłopot. Wystarczyło pięć miesięcy, żeby odczuć brak treningu...Mało tego, ogon kurewsko napierdalał. Mało tego, zachciało mi się sikać z bólu.
-Widzisz tamtą skałę?-pokazała palcem, na dość ogromną, stożkowatą skałę.-Masz biegać dookoła, dopóki nie powiem stop.-odparła, po czym poszła usiąść.-Na co czekasz? Zapierdalaj, już.-wyjęła z torby jakąś konsolkę.
-Mogę najpierw siku?-spojrzałem na nią, z miną zbitego psa.
-Lej w gacie.-w ogóle na mnie nie patrzyła.
-Ale no…
-Twój przeciwnik będzie miał wyjebane czy chce ci się szczać czy nie. Nawet ułatwisz mu zadanie. Pójdziesz osuszyć węża, zginiesz.-zaczęła grać na konsoli.
Coś chciałem powiedzieć, ale widząc jej spojrzenie, dałem za wygraną. No ładnie. Chciało mi się lać, a musiałem biegać. Jeszcze ten kurewski ból ogona. Bardziej mi się chciało.
Zerknąłem na Sime. Jak niby nic, grała sobie w konsolkę. Tak sobie pomyślałem, że może jak nie patrzy to...
-Ani mi się waż szczać, jak schowasz się za skałę. Wiem ile czasu potrzeba, takiej miernocie, żeby pojawiła się z drugiej strony.-wzdrygnąłem się na jej słowa.
Czy ona czytała w myślach, czy po prostu była tak dobra? Raczej to drugie...no nie? Nie miałem wyjścia. Musiałem biegać i spróbować nie posikać się z bólu, bo będzie wstyd i Cress mnie wyśmieje.
//OOC: trening start
* coś w ten deseń statek: https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/a4/68/45/a4684571b921d281e05660440f05ee4c.jpg
*praca nad Masenko-tu bym, z czasem poprosiła MG o pomoc-przekazanie wiedzy jak ma wzmocnić Xal technikę itd.
Zaczynało się robić smutno, więc rzuciłem Cressowi wyzwanie-wyścig. Miałem nadzieję, że się trochę rozchmurzy. I udało się-na jego twarzy pojawił się uśmiech.
Dałem mu wygrać, acz i tak się domyślił. Sime nigdzie nie było, także postanowiliśmy zagrzać miejsca na jakieś skalnej półce. Cress usiadł za mną, po czym objął mnie w pasie. Oparł brodę o moje ramię. Jaki on był cieplutki! Mmm...coś cudnego! Owinąłem ogon wokół jego puchatego dodatku. Ująłem jego dłonie.
-Tęskniłem za tym, wiesz? Mrrrmrrr….-Cress otarł się policzkiem o mój policzek.
Cóż za urocze stworzenie z niego.
-Jesteś pewien, że się zjawi?-spytałem, bo w sumie byłem pewien, że jednak szybko się zjawi.
Cress tylko pokiwał głową.
-Zawsze dotrzymuje słowa.-spojrzał na mnie-Jak powiedziała, że ci pomoże to tak będzie.-skwitował krótko.
-Jaka ona jest?-pogłaskałem palcami wierzch jego dłoni.
-Wymagająca wobec swoich uczniów. Nie owija nigdy w bawełnę, zawsze mówi prawdę i potrafi przywalić. Sporo przeszła w swoim życiu. Brała udział w wielu misjach, także w czasie wojny z tsufulem. Awansowała na Natto, ale odeszła z Akademii. Ogółem jest mechanikiem. Naprawiała statki wojskowe.-wyjaśnił mi, po czym pocałował w policzek.
-Jak to odeszła z Akademii?-zdziwiłem się nieco, bo jak można było zrezygnować z akademii?
-W czasie walk z tsufulem, a dokładniej z zarażonymi wojonikami, straciła prawą rękę.-Cress posmutniał-Trauma była tak wielka, że mimo leczenia u psychologa, nie dała rady. Zawaliła jedną misję przez to i prawie by zginęła. Zdecydowała, że stanowić będzie zagrożenie na misjach. W ogóle wycofała się z wojskowego życia. Tylko, jak maja naprawdę jakiś spory problem ze sprzętem, to ją wzywają. Nawet nie brała udziału w rebelii, mimo, że ją namawiano. Powiedziała, że nie i koniec. Chociaż, jej młodszy brat, poszedł do Akademii. Tak jakby, zastąpił ją w pewnym sensie.-Cress zamknął powieki-Wcale się jej nie dziwię. Po tym, co ją spotkało.-poczułem, jak ukochany mocniej zaciska dłonie na moim ubraniu.
Przez dobre kilka minut, nic nie mówiliśmy. Musiała się naprawdę namęczyć, skoro straciła rękę.
-Ej...Cress, jak straciła rękę, to jak sobie potem radziła?-spojrzałem chłopakowi w oczy.
-Jej rodzina to mechanicy, z pokolenia na pokolenie. Dobra, może poza starszą siostrą, która wyłamała się i została...piosenkarką. Ojciec stworzył dla niej protezę. Podpinaną do nerwów. Dzięki temu, działa tak jak normalna ręka.- Cress westchnął-Cały czas testują jej protezę. Jakby nie patrzeć, ma we krwi wojaczkę. Z początku łatwo się psuł. Teraz, o ile wiem, jest bardziej wytrzymalszy.-wzruszył ramionami.
Zmrużył oczy. Począł się czemuś przyglądać. Dostrzegłem jakąś kropkę, która szybko się zbliżała. To musiała być Sime.
Cress, na widok dziewczyny poderwał się z miejsca. Sime wylądowała niedaleko nas. Miała bujną, czarna fryzurę oraz ogonek z włosów obandażowany prawie w całości. Miała ciemnoniebieskie oczy. Pierwszy raz widziałem takie u saiyanów. Ubrana była w ciemnozieloną kamizelkę, a bluzka pod spodem miała czarny kolor. Do tego czarne spodnie oraz buty stylizowane na wojskowe. Miała też bandaż na lewej nodze w okolicach uda. Taki sam miała na ogonie. Puchaty dodatek poruszał się powoli, na prawo i lewo. Na dłoniach miała czarne rękawiczki. Z racji, iż miała podwinięte rękawy, dostrzegłem fragment metalowego kawałka. Nie komentowałem tego, ani nie starałem się patrzeć w zdrożny sposób. Na czole miała białą opaskę, dość podobną do mojej. Miała ze sobą jasnobrązową torbę na ramię oraz tego samego koloru pasek z mała kieszonką. Ciekawiło mnie, po co jej takie rzeczy na trening.
-Sime! Jesteś! Co tak długo?-Cress przytulił się do niej.
Prychnąłem tylko. Czułem się zazdrosny. To mnie miał przytulać, a nie ją!
-Witaj Cress.-Sime pocałowała MOJEGO chłopaka w czoło.
Co to miało być? No, zaraz jej przygadam! Tylko ja mogę całować Cressa! Zwłaszcza w czoło!
-Sime, poznaj Xalantha.-Cress podszedł do mnie, po czym usiadł za mną i przytulił się-Moje kochanie.-pocałował mój policzek, ale nadal czułem się zazdrosny-A tobie, co?
-Jest zazdrosny.odparła Sime trafiając w sedno.-Witaj Xalanthcie.-zdjęła torbę, aby położyć ją na skalnej półce.-Dajcie mi chwilę. Musze odsapnąć. Musiałam pomóc ojcu przenieść statek klienta. Zachciało mu się wymieniać cały silnik.-usiadła niedaleko nas.-Idiota, wiecie? Kupił model XRS-45* z całym wyposażeniem, podrasówką z częściami. Zażyczył sobie, po tygodniu zabawy, że mamy mu wymienić cały silnik, bo mu się nie podoba.-dziewczyna rozłożyła ręce na boki-Ile zachodu było, żeby to cholerstwo odstawić na prywatne lotnisko.
-Ktoś chyba nie ma na co kasy wydawać. Na co, takiemu szarakowi taki statek?-Cress zrobił sowie oczy.
Nie wiedziałem, o czym mówią, także milczałem. Słuchałem.
-A jaki tam szarak. To jeden z tych palantów delegatów. Od nadmiaru kasy, dupa z mózgiem mu się miejscami zamieniła.-po jej słowach czułem się tak, jakbym dostał szpilę w plecy.
W końcu moi rodzice byli delegatami. Zamruczałem tylko, po czym udałem, że tego nie słyszałem.
-Xalanth, Cress mówił, że znasz technikę Masenko oraz Ki Feeling, tak?-zwróciła się do mnie.
-Tak.-pokiwałem głową.
-Ki Feelinga, sama znam na poziomie podstawowym, więc nie licz na mnie w tej kwestii. Musisz sobie znaleźć kogoś lepszego ode mnie. Co do Masenko, mogę ci pokazać, ale to wymaga długiego treningu, jak wydobyć pełną moc z tej techniki.-patrzyła mi się prosto w oczy.
-Nie bardzo rozumiem…-podrapałem się po łepetynie.
-Ja nie wiem, spałeś w Akademii czy jak?-zmarszczyła brwi-Każda technika, im więcej energii Ki w nią wkładasz, tym jest silniejsza. Musisz tylko się tego nauczyć. Przekładać odpowiednio energię w czasie ataku. Jednak, wszystko po kolei, Xalanth.-mówiła dalej-Z tym musimy poczekać, ale pokaż mi na jakim poziomie mocy, znasz technikę.-skinęła głową, wskazując jedną z mniejszych skał.
Spojrzałem na Cressa, potem na Simę. Wstałem.
-Dobrze.-stanąłem przodem do celu.
Poruszałem nerwowo ogonem. Uniosłem dłonie nad głową. Skupiłem się. Złota kula energii pojawiła się przy moich dłoniach. Wyprostowałem ręce, aby strzelić. Nie zniszczyłem skały, tylko ją nieznacznie uszkodziłem.
-Jak mi poszło?-spojrzałem na Sime a ona wstała.
-Beznadziejnie. Totalne dno.-otrzepała tyłek.
Zirytowałem się tym jej stwierdzeniem. Może nie byłem tak silny, jak ona, ale na pewno nie było to dno!
-To jest, psia mać Masenko. Patrz i ucz się, cieniasie.-Sime splunęła obok.
Ułożyła ręce nad głową. Kula, którą ona wytworzyła, zdawała się być mniejsza niż moja. Zaśmiałem się pod nosem. Ta jasne, może gównem rozwali skałę?
Miała kamienną twarz, jakby całkiem skupiła się na celu. Po oddaniu strzału, cała skała się rozleciała, gdy kula energii ja dosięgła. Jakby szczęka mogła opaść w dół do ziemi, to tak by się stało z moją. Nie mogłem uwierzyć, że miała taką siłę.
-Zamknij kłapaczkę, bo ci muchy wlecą.-przeczesała włosy-To jest Masenko, Panie Dno.-skwitowała krótko.
-Ale..Ale jak..twoja kula energii…-nadal stałem z rozdziawioną gęba.
-Nie zawsze liczy się wielkość ataku, a to ile włożysz w niego energii. Ja opracowałam tak tę technikę, aby nieco zmylić przeciwnika wyglądem kuli.
-wyjaśniła.
-Jakbyś się przyjrzał, to dostrzegłbyś, że kula energii Sime, lśniła mocniej niż twoja. Znaczy się, miała więcej siły. Na ogół patrzy się na wielkość, a nie jasność.-dodał Cress, patrząc na mnie.
Usiadł sobie po turecku. Trzymał dłonie na kostkach. Obserwował nas z wielką uwagą. Posłałem mu buziaka. uroczy jest, kiedy tak siedzi. Hehehe. Małe niewiniątko, a wróć od tamtej nocy, już nie niewiniątko. Pomyśleć, że ten Okruch był przy mnie tak blisko, a ja go nie dostrzegałem.
-Potem sobie pogruchacie i pobzykacie. Od dzisiaj jesteś moim uczniem, robisz co ci karzę, jasne?-Sime zmarszczyła brwi.
-Tak jest, szefowo!-wyprostowałem się.
-Spróbuj mnie uderzyć.-oznajmiła.
Pokazałem na siebie palcem.
-Tak, dobrze słyszysz. Spróbuj mnie uderzyć. Musze najpierw wiedzieć, co potrafisz, jaką siłą dysponujesz, jaką szybkością i jak bardzo, jesteś odporny na ciosy.-wyjaśniła.
Dobrze, skoro chciała. Strzeliłem z palców. Wziąłem głęboki wdech, po czym zaatakowałem. Uderzyłem ją prawym sierpowym. Zdziwiłem się, kiedy prawie nic nie poczuła. Zostawiłem jej czerwony ślad na policzku. Nie przypuszczałem, że mi odda. Dostałem solidny cios w brzuch. zgiąłem się w pół, a do tego wyplułem ślinę. Zrobiło mi się czarno przed oczami. Upadłem na kolana. Jak kurewsko bolało. Nie ma co, kobitka miała siłę w łapie.
-Mam nadzieję, że nie jadłeś nic przez ostatnie kilka godzin.-Sime cofnęła się.
Fakt, dobrze, że nie jadłem te kilka godzin wstecz. Inaczej, wszystko bym zwrócił. Musiałem łapać haustem powietrze. Nawet Daiko nie miał takiej siły. Spojrzałem na nią. Podeszła do torby. Wyjęła z niej...dzwoneczek, który przyczepiła sobie do pasa.
-Wstawaj. Nie ma obijania się.-odparła stanowczym tonem-Jak nie wstaniesz, to ci pomogę.-skinęła głową w moją stronę-Pokaż mi, jak jesteś szybki i sprytny. Zabierz mi dzwonek.-uderzyła palcami o wspomniany przedmiot.
Ten zabrzęczał łagodnie.
-Cress!-na jej słowa, moje kochanie, aż się wyprostowało-Patrz uważnie na Xala.-Cress, tylko jej skinął.
Zastanawiałem się, o co chodziło. Wstałem. Otrzepałem tyłek z piachu. Jeszcze, dobrą chwilę miałem mroczki przed oczyma. Niemniej bylem gotowy. Skinąłem jej głową. Zaatakowałem. Ona zaś, błyskawicznie zrobiła unik. Pojawiła się po mojej prawej stronie. Nie wiedziałem, że można być tak szybkim. W sumie to strzeliłem w powietrze, można by rzec. No cóż, spróbowałem kolejny raz. Tym razem złapała mnie za prawy nadgarstek, oraz głowę, po czym obróciła tyłem do siebie. Musiało to wyglądać komicznie, kiedy o dwadzieścia centymetrów niższa dziewczyna zablokowała mnie, praktycznie dwoma ruchami.
-Cienias. Poza tym, powiedziałam ci już, że masz pięć minut, by to zrobić?-odepchnęła mnie.
Musiałem utrzymać równowagę, aby nie upaść na twarz. Spojrzałem na nią. Byłem zły. Czułem się upokorzony. To nie możliwe, żebym był, aż tak słaby! Zacisnąłem pięści. Już wiem, czemu Cress na mnie patrzył-odliczał czas.
Sime poruszała dłonią, abym znów spróbował. Zaatakowałem ją ponownie. Chciałem uderzyć z pieści w jej twarz, ale zablokowała mnie jedną ręką. Próbowałem dalej, ale odparowała każdy mój cios. Zupełnie tak, jakby znała moje ruchy! Zmęczyłem się, po krótkiej chwili. Ciężko oddychałem. Ona używała tylko jednej ręki! No do diaska!
-Trzy minuty Xaluś!-odparł Cress, który najwyraźniej dobrze się bawił, patrząc na nas.
Nie miałem za dużo czasu, więc musiałem kombinować. Ponownie zaatakowałem, wyprowadzając kopniaka. Zrobiła unik kucając. Moja noga przeleciała nad jej głową. Wymierzyłem kolejny cios, a ona ciągle parowała moje ciosy. Zaczynałem się męczyć coraz bardziej. Poza tym, irytacja rosła. Postanowiłem zagrać nieczysto. W momencie drugiego ataku, zamiast ciosu, kopnąłem piasek, prosto w jej twarz. Jak tylko zamknęła oczy, chciałem wykorzystać moment, by zabrać dzwoneczek. Jakże się zdziwiłem, kiedy tuż przed złapaniem przedmiotu, zablokowała moje ręce.
-Zagrałeś nieczysto. Nie toleruję takich zagrywek. Prawdziwy wojownik, zawsze walczy honorowo.-jej głos wywołał u mnie ciarki na całym ciele.
Nawet mój puchaty dodatek zrobił się bardziej puszysty. Futerko sterczało jak włosie szczoteczki.
Jak mną zakręciła, to, aż mi się niedobrze zrobiło. Rzuciła mnie z całej siły. Odleciałem kilka ładnych metrów, po czym wbiłem się w jakaś skałę. Zleciałem na ziemię. Kawałki skały spadły na moją głowę oraz ramiona. Bolało, znowu.
-Nie waż mi się więcej oszukiwać i chodzić na skróty, bo cię zabiję.-odparła ponownie.
W mordę changelinga! Jej głos był jeszcze straszniejszy niż wcześniej. Słyszałem, jak wyjmuje z torby butelkę z woda. Pewnie, żeby przemyć oczy. Z ledwością wstałem. Tym jednym ciosem zdążyła mi naprawdę dać popalić.
Spojrzałem na nią. Stała, ze skrzyżowanymi rękami na piersiach. Poruszała nerwowo ogonem. Chyba ją zdenerwowałem.
Otrzepałem się, ale nie miałem szans sztywno ustać, gdyż posłała w moją stronę kule energii. Musiałem uciekać. Z ledwością uniknąłem ciosu. Teraz to na pewno się do niej nie zbliżę. Nie przestawała strzelać równymi salwami. Starałem się unikać ciosów, ale kiedy w pewnym momencie mnie trafiła, moje skupienie uleciało. Oberwałem dość porządnie kilkoma solidnymi kulami energii. Poparzyła mi nieznacznie skórę tam, gdzie była odsłonięta, a ubranie popaliło się w kilku miejscach.
Chwiałem się na nogach, po czym padłem na tyłek. Zmęczyłem się.
-Jesteś beznadziejnie, beznadziejny. Totalne dno. To już Cress sobie lepiej radzi.-stała nade mną-I ty chcesz lecieć w kosmos? Pierwsza lepsza walka i jesteś trupem.-szybkim ruchem nogi, docisnęła mnie do podłoża.-Zaś w akademii, jak pójdziesz, to sobie nie poradzisz. Tak cię zgnoją, że się będziesz bał wyjść z pokoju. -nacisnęła mój mostek.
Ledwo co, mogłem oddychać.
-Nie będę się z tobą patyczkować, Panie Dno. I póki się nie nauczysz, nie będę ci mówić po imieniu. Od dzisiaj, jesteś miernota, dno, nic nie warty śmieć. Zrozumiano?-jeszcze mocniej docisnęła stopę.
Nie mogłem mówić, więc pokiwałem głową. Odskoczyła do tyłu. Odpięła dzwoneczek, po czym wrzuciła do torby.
-Wstawaj. To nie koniec. Trenujemy, dopóki nie powiem, że koniec.-Sime wyjęła ciężarki z torby.-Do mnie, ale już.-pokazał palcem, jak do psa.
Kurde, zaczynałem się jej bać. Posłusznie wstałem i podleciałem do niej. Założyła mi ciężarki na nadgarstki, kostki oraz ogon. Ledwo co, mogłem je utrzymać.
-No nie mów, że to jest dla ciebie ciężkie. Na każdym z nich, jest po dwadzieścia pięć kilo. I nie wykręcaj się chorobą. To było dwa tygodnie temu.
Nie możliwe...nie mogłem uwierzyć, że dla mnie taki ciężar sprawiał mi kłopot. Wystarczyło pięć miesięcy, żeby odczuć brak treningu...Mało tego, ogon kurewsko napierdalał. Mało tego, zachciało mi się sikać z bólu.
-Widzisz tamtą skałę?-pokazała palcem, na dość ogromną, stożkowatą skałę.-Masz biegać dookoła, dopóki nie powiem stop.-odparła, po czym poszła usiąść.-Na co czekasz? Zapierdalaj, już.-wyjęła z torby jakąś konsolkę.
-Mogę najpierw siku?-spojrzałem na nią, z miną zbitego psa.
-Lej w gacie.-w ogóle na mnie nie patrzyła.
-Ale no…
-Twój przeciwnik będzie miał wyjebane czy chce ci się szczać czy nie. Nawet ułatwisz mu zadanie. Pójdziesz osuszyć węża, zginiesz.-zaczęła grać na konsoli.
Coś chciałem powiedzieć, ale widząc jej spojrzenie, dałem za wygraną. No ładnie. Chciało mi się lać, a musiałem biegać. Jeszcze ten kurewski ból ogona. Bardziej mi się chciało.
Zerknąłem na Sime. Jak niby nic, grała sobie w konsolkę. Tak sobie pomyślałem, że może jak nie patrzy to...
-Ani mi się waż szczać, jak schowasz się za skałę. Wiem ile czasu potrzeba, takiej miernocie, żeby pojawiła się z drugiej strony.-wzdrygnąłem się na jej słowa.
Czy ona czytała w myślach, czy po prostu była tak dobra? Raczej to drugie...no nie? Nie miałem wyjścia. Musiałem biegać i spróbować nie posikać się z bólu, bo będzie wstyd i Cress mnie wyśmieje.
//OOC: trening start
* coś w ten deseń statek: https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/a4/68/45/a4684571b921d281e05660440f05ee4c.jpg
*praca nad Masenko-tu bym, z czasem poprosiła MG o pomoc-przekazanie wiedzy jak ma wzmocnić Xal technikę itd.
The author of this message was banned from the forum - See the message
- RotaBANNED!
- Liczba postów : 197
Data rejestracji : 16/10/2015
Skąd : Wielki Świat
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Cress siedział obok Sime. Patrzył jak gra, bo chyba znudziło mu się patrzenie na mnie, jak tak sobie biegałem dookoła tej skały. Swoja droga, ile już tak ćwiczyłem? To było bezsensowne moim zdaniem, ale laska chyba wiedziała co robi, nie?
Jeszcze trochę i będę rył mordą o podłoże. Poza tym, dalej chciało mi się lać...tylko tak jakby mniej. Zerknąłem ukradkiem na Simę oraz Cressa. Jak ja teraz chciałbym być obok mojej Perełki, położyć mu łeb na kolana i...od tych rozmyślań wpadłem na skałę. Pobiegłem prosto, zamiast skręcić. nabiłem sobie siniaka na czoło. Zrobiło mi się czarno przed oczyma. Cholera, ale ze mnie sierota.
-Cress, patrz no jaki geniusz z przymusu. Tak mu się chce randkować, że wybrał skałę, zamiast ciebie.-Sime dalej grała na konsolce, tylko zerknąwszy na mnie ukradkiem.-Do roboty, nygusie jeden. Nie opierdalaj się, chyba, że mam ci pomóc.-poruszyła lekko ogonem, kiedy coś jej się nie udało podczas gry.-To twoja wina, miernoto.-wstała-Przez ciebie przegrałam. Zapłacisz za to.-dała konsolkę Cressowi.
Perełka spojrzała na grę, a potem na nią. Chciał coś powiedzieć, zatrzymać ją, ale zrezygnował. Ukrył twarz za konsolką.
Patrzył na Simę, która rozprostowała kości. Zaraz, zaraz. Czy ona, swoja porażkę przypisała mnie? Przecież to była durna gra, do jasnej cholery!
-Oszalałaś?! To tylko gra!-zacząłem machać rękami.
Widząc jednak, że ona nie żartuje i ruszyła w moja stronę, zacząłem uciekać. Musiałem jej uciec! Wkurzona kobieta to nic dobrego! Przypomniało mi się, jak mama raz złoiła tacie skórę, kiedy coś jej przez niego nie wyszło.
Póki co, biegłem. Nie miałem sił, żeby unieść się w powietrze. Odwróciłem się, ale ona dalej za mną leciała. Starałem się biec szybko, ale poprzednie, kilkugodzinne okrążanie skały robiło swoje. Zacząłem dyszeć jak po jakimś maratonie. No doprawdy, dawno nie czułem się tak zmęczony. Skryłem się w jakieś szczelinie. Miałem nadzieję, że mnie nie dostrzegła. Wyjrzałem ukradkiem. Rozejrzałem się. Dobra, chyba nigdzie jej nie było. Mimo wszystko, wolałem się dalej ukrywać. Tylko, czy uciekanie od trenera było dobrym pomysłem? W sumie to chciała mnie złoić za jakieś głupstwo! Nie dam się! Serce waliło mi jak oszalałe. W ogóle zapomniałem, że chciało mi się lać. Bardziej, obawiałem się gniewu Sime. Ponownie wyjrzałem. Uspokoiła się? Dała sobie spokój? Chyba tak. Wyszedłem na palcach, mając nadzieję, że już jest cisza. Wtedy odwróciłem się i…
-Ja pierdolę!-ujrzałem twarz Sime przed swoją.
Wisiała do góry nogami, w powietrzu. Miała skrzyżowane ręce, oraz siedziała po turecku. Poruszała nerwowo ogonem.
Wystraszyła mnie, dość mocno. Upadłem na dupsko, ciężko oddychając
-Nie dość, że totalne dno, to jeszcze zlał się w gacie. Dzieciak. Może powinieneś zakupić sobie pieluchy, hmm?-pokazała palcem na moje spodnie.
Spojrzałem w dół. Faktycznie popuściłem. Zakryłem twarz rękami. Taki przypał! Co ja teraz powiem Cressowi?! Jego facet, to nieudacznik!
-Ogarnij się, frajerze.-Sime odwróciła się, aby podlecieć do mnie.
Nasze twarze były blisko siebie.
-jakim cudem, Cress jest z takim śmieciem jak ty co?-zmrużyła oczy.-Chciałeś lecieć w kosmos, szukać jakiegoś artefaktu, a z powodu zwykłego strachu, potrafisz zlać się w gacie. Jesteś jakimś żartem, czy co?-poruszała ogonem na prawo i lewo-Nic dziwnego, że twój ojciec się ciebie wstydził.-popukała mnie w czoło-Żałosny gówniarz, który tylko dzięki rodzicom dostał się do gwardii Królewskiej. Teraz rozumiem, co mieli wszyscy na myśli.-odsunęła się ode mnie-Nie wiem, czy dalej chcę trenować taką niedorajdę. Cress mówił, że jesteś dobrym wojownikiem, że ci nie dorównuje, ale to on cię przerasta. Nie na odwrót.-Sime odleciała jeszcze dalej.
Jej słowa tak kurewsko bolały. Czułem się coraz bardziej upokorzony przez nią.
-No dalej, jeszcze się popłacz, dzieciaczku. Pokaż jak płaczesz. Jeszcze może zawołasz mamusię albo tatusia? Ach, racja. Nie zrobisz tego, bo oboje nie żyją. Jakbyś był silniejszy i mądrzejszy, to by do tego nie doszło.-Sime nie zaprzestała mówić tych chamskich tekstów.
Nie myślałem, że jest, aż tak podła. Zamknąłem powieki, zaciskając je mocno. Dłonie ścisnąłem w pięści. Poruszałem nerwowo ogonem.
-No dalej, popłacz się, dzieciaczku, który potrzebuje pieluszek.-Sime wypowiadała to z taką pogardą w głosie, a mnie roznosiła złość, coraz bardziej i bardziej.
Odleciałem w głąb swoich myśli…
-Zamknij się już dziwko!-wkurwiłem się na Sime.
Nie będzie mówić o moich rodzicach! Biała Aura otuliła moje ciało. Nie byłem pewien, ale Sime chyba się uśmiechnęła. Wisiała w powietrzu prosto. Czy ona zrobiła to specjalnie, by mnie zdenerwować? Nie wiem, ale miałem dość! Chciałem się na niej wyżyć. Zaatakowałem ją. Odbiłem się od ziemi. Wymierzył prawy sierpowy, potem lewy. Okładałem ją pięściami. Sime jednak cały czas blokowała moje ciosy. Wiedziałem, że nie mam szans, ale nie pozwolę jej na takie słowa! Nigdy więcej!
-No, w końcu. Ile można czekać niezdaro?-dziewczyna zrobiła kolejny unik.
Uderzyłem w powietrze. Nie wiedziałem, gdzie zniknęła. Zorientowałem się dopiero, jak zobaczyłem cień. Odwróciłem się i oberwałem złączonymi dłońmi w głowę. W szybkim tempie leciałem w dół. Tuż przed zderzeniem, złapała mnie za nogę. Zakręciła się ze mną wokół własnej osi, po czym wyrzuciła w pobliska skałę. Wbiłem się w nią. Odpadłem od niej razem ze sporymi kawałkami, które mnie przysypały, gdy tylko znalazłem się na ziemi.
-Ugh..-z ledwością wstałem.
Nadal miałem załączoną białą aurę, ale też ciężarki spowalniały moje ruchy. oddychałem ciężko. Jeszcze nie zdążyłem dobrze ustać na nogach, a już oberwałem seriami ciosów. Twarz, klatka piersiowa, brzuch. Nie oszczędzała mnie w ogóle. Z każdym ciosem wbijałem się bardziej w skałę. Czułem jak kawałki minerału zatapiają się w moim ciele, przedzierając się przez materiał. Krew popłynęła mi z nosa, jak tylko oberwałem w niego. Miałem nadzieję, że mi go nie złamała. Złapała mnie za włosy. Z całej siły rzuciła mną w przeciwnym kierunku. Szybko pojawiła się za mną, aby sprzedać mi kopniaka w plecy, a potem przywalić pociskiem energetycznym. Znowu wylądowałem wbity w skałę. Zrobiło mi się ciemno przed oczyma. Z ledwością stałem na nogach. Opuściłem ogon, a biała aura zniknęła. Nie miałem z nią szans. Oparłem się dłonią o skałę. Tak ciężko było mi złapać oddech. Splunąłem krwią. Rozcięła mi wargę, a do tego czoło. Strużka czerwonej cieczy spływała po mojej twarzy.
-Kuurwa nooo!-uderzył ręką o skalną ścianę.
Potem jeszcze raz i jeszcze raz. Upadłem na kolana.
-Kuurwaaa nooo...dlaczego….dlaczego?!-zacisnąłem mocniej pięści.
Waliłem w podłoże, na którym klęczałem. Odłamki wbijały się w moje dłonie. Łzy zmieszały się z krwią. Tyle ćwiczeń i wszystko było bez sensu? Dlaczego?!
-Przestań się mazgaić, bekso. Wstawaj. Nie skończyłam jeszcze.-Sime pojawiła się za mną.
Drgnąłem, widząc jej cień na skale. Podkuliłem ogon pod siebie.
-Żałosny jesteś. Jak większość saiyanów. Uważamy, że naszą siłą są głównie pięści. Bzdura! Nawet jeśli trenujesz, masz siłę, a jesteś głupi jak but to jesteś niczym innym jak mięsem armatnim skazanym na zagładę. Ty nawet, w tej chwili nie jesteś takim mięsem armatnim. Ty się do niczego nie nadajesz. Zamiast wstać i próbować mnie pokonać, próbować, woli klęczeć, beczeć i użalać się nad sobą. Czasami lepiej próbować, niż nie robić nic. Zapamiętaj to sobie.-Sime poruszała ogonem-Zobacz jak ty wyglądasz. Jak ostatnie nieszczęście. Takie ciamajdy, nie potrafią sobie poradzić w życiu. Na wojnie, pierwszy lepszy przeciwnik i leżysz. Też, jak zaczniesz przegrywać na wojnie, też będziesz ryczeć jak dziecko?-Sime odleciała ode mnie nieznacznie-Daj mi, chociaż jeden powód, żebym nadal uczyła cię trenować.-Sime odwróciła się do mnie z zamiarem odlotu.
Siedziałem tak na tej skale. Cholera, laska miała rację. Za każdym razem mazgaiłem się jak gówniarz. Wstałem. Spojrzałem na nią. Naprawdę chciała odlecieć i mnie tu zostawić, w takim stanie.
Sime spojrzała na mnie skrzyżowała ręce na piersiach. Coś chciała powiedzieć, ale rozejrzała się nerwowo. Nie wiedziałem co się dzieje. patrzyłem tam, gdzie ona. Szukała czegoś? Nie spodobało mi się to, że zmarszczyła brwi. Coś się stało Cressowi czy jak?
Spojrzałem w dół. Skała zaczęła pękać. Czyżby cios, jakim wcześniej mnie uraczyła, uszkodził skałę? Czy to ja miałem jakieś już przywidzenia, ze zmęczenia?
Błyskawicznie pojawiła się obok mnie. Wzięła na ręce, jak jakieś dziecko. Zaiste, silna była, skoro bez problemu mogła mnie podnieść. Uciekliśmy w ostatniej chwili. Skała pękła na pół. Odłamki wystrzeliły w powietrze, razem z wyłaniającym się potworem. Moje źrenice rozszerzyły się. Nigdy nie widziałem czegoś takiego! Byliśmy przy nim tacy mali. Bestia miała jakieś cztery metry! Tak mi się przynajmniej wydawało. Wszak nie widziałem całego cielska. To ukryte było częściowo w ziemi. Skała, na której chwilę temu stałem, została doszczętnie zniszczona. Robal poruszył się na prawo i lewo, a kawałki skały runęły na ziemię rozwalając się na mniejsze części.
-Piii!-stworzenie wydało straszliwy pisk.
Musiałem zakryć uszy! Myślałem, że wysadzi mi bębenki w nich!
-W mordę changelinga! Co to karwasz twarz jest?!-jak tylko Sime mnie puściła, starałem się utrzymać w powietrzu.
-Pancerniak.-rzuciła krótko Sime-Nasza walka musiała go obudzić. Pewnie to jego legowisko, ta część gór. Nie poradzisz sobie z nim.-stanęła w pozycji bojowej.
-...-przygryzłem dolną wargę.
Zacisnąłem pięści. Nie, nie ucieknę. Nie dam się pokonać jakiemuś robalowi!
-Nie! Spróbuję ci...pomóc. Mów, co mam robić.-także stanąłem w pozycji bojowej.
-Zobacz, w jakim jesteś stanie. Ledwo żyjesz.-Sime zmierzyła mnie wzrokiem, a potem obserwowała robaka.
-Pamiętasz? Mówiłaś, że warto spróbować niż potem żałować. Więc spróbuję!-poruszałem nerwowo ogonem.-Może i nic nie wiem, o tym potworze, ale…-przyjrzałem się bestii-Ma małe oczy, więc na pewno nie widzi dobrze. Zanim nas znajdzie, minie chwile. Zatem musi mieć albo dobry słuch albo węch. Jednak stawiam na słuch, skoro nasza walka go obudziła. Ułożenie pancerza sugeruje, że jest dosyć gruby. Ciężko się będzie przez niego przebić. Jednak, skoro pełza, to na pewno jego brzuch, no dolne partie, nie są osłonięte. Musimy znaleźć jego słaby lub najbardziej czuły punkt.-przełknąłem ślinę.
Obserwowałem Pancerniaka. Widziałem jak kawałki skał zsuwają się z jego cielska. jeszcze ta nienormalnie otwierająca się paszcza. Te ostre zęby, jak wylądujemy w ich zasięgu, to będzie po nas.
-Tego się po kimś takim jak ty nie spodziewałam.-Sime spojrzała na mnie, z dziwnym błyskiem w oku.
-Nie rozumiem…-poruszałem ogonem.
-Nie jest tak głupi jak myślałam. Szybko rozpracowałeś wroga. Może nie jesteś taki nieudacznik, na jego wyglądasz. Twoje problemy, biorą się, jak widać z innego powodu. Mają inne podłoże. Bardziej, psychologiczne…-odwróciła wzrok, aby patrzeć na przeciwnika.-jeszcze coś, mają język rozczepiony na sześć części. Uważaj, żeby cię nie trafił. Mimo, że sam z siebie jest wolny, to atak tym oślizgłym kawałkiem ciała jest błyskawiczny. Jedna nieuwaga z twojej strony i...zginiesz…-odparła okręciwszy ogon wokół pasa.-Masz przeżyć, jasne?-uśmiechnęła się chytrze.
-Wiem, dla Cressa.-użyłem Białej Aury.
Musiałem wytrzymać, chociaż utrzymanie jej w takim stanie, będzie trudne.
Skinęliśmy sobie głowami. Ruszyliśmy przed siebie. Wymijaliśmy się co chwila. Staraliśmy się chować za skałami. Pancerniak próbował nas trafić. Swoim cielskiem rozwalał każdą trafiona skałę. Odłamane kawałki spadały z hukiem na ziemię, robiąc dziury oraz unosząc leżący piach.
Cress nie był świadom, że właśnie walczymy z jakimś obrzydliwym robalem. Grał sobie w najlepsze na konsolce, w jakąś głupią gierkę.
-A nie..nie bawię się tak! Jakiś robal mnie zjadł! O nie, nie poddam się!-zaczął grać od nowa.
O ironio, zjadł go w grze robal nie? Dobre co?
Naprawdę było mi ciężko, ale chyba na moje szczęście, potwór skupił się na mojej mentorce. Atakował ją tym rozszczepionym językiem. Unikała tych ataków tak idealnie. Zastanawiałem się, czy posiadała stan super saiyana, ale na pewno. W końcu była Natto, czyż nie? Przyglądałem się, jak robal się porusza, co robi kiedy zamierza atakować. Próbowałem wypatrzeć jakiś słaby punkt. Nagle Pancerniak zaatakował mnie ogonem skrytym w ziemi. Oberwałem z całej siły. Wybił mnie w powietrze. Nie rozumiałem, jakim cudem mnie dostrzegł! Chyba, że to przez zapach...no tak popuściłem przecież...no, ale dobra pomińmy ten temat, przynajmniej na razie.
Sime złapała mnie.
-Mówiłam, żebyś uważał, prawda?-skarciła mnie.
-Coś jest nie tak. Przeważnie są bardziej agresywne i żwawższe. Ten jest jakiś ociężały…Sime przyglądała się potworowi, który próbował nas wypatrzeć.
W pewnym momencie rozdziawił paszczę. Błękitna kula zabłysła w jego pysku, po czym promień nakierował się na nas. Nie zdążyłbym uciec, ale Sime użyła Masenko. Siłowała się na energię Ki z potworem.
-Nie stój tak! Odwrócę jego uwagę, a ty szukaj jakiegoś rannego miejsca.
-Rannego?-nic nie rozumiałem z tego.
-Pospiesz się! Ha!- posłała więcej energii Ki w atak.
Skinąłem głową po czym odleciałem. Szukać rannego punktu? Nie rozumiałem nic z tego. Czyżby miała na myśli, że potwór był ranny? Nie wiem, jak walczą te istoty, gdyż nie miałem z nimi styczności. Skąd mogłem wiedzieć, jak porusza się ranny Pancerniak do cholery?! Silny podmuch powalił mnie na ziemię. Ich energia Ki złączyła się i wybuchła. Musiałem wypluć piach, który dostał mi się do buzi. Wyłączyłem biała aurę. Nie miałem już sił na jej utrzymanie. Jeszcze te cholerne ciężarki...nawet jak Sime miała mnie opieprzyć, to je zdjąłem. Tak, było zdecydowanie lepiej. Spojrzałem na mentorkę, która złapała robala za jęzor, po czym wyrwała mu jeden z tych rozczepionych kawałków. Polała się bordowa krew. Nie wiem czemu, ale z jakiegoś powodu zrobiło mi się przykro, kiedy ona zraniła to stworzenie. Ten potwór, przecież na dobrą sprawę...to my wleźliśmy na jego teren, nie odwrotnie. Słowa Acesa przeleciały mi przez myśl
Pamiętaj Xalanthcie, że wilk atakuje tylko wtedy, gdy poczuje się zagrożony lub gdy chce bronić rodziny.”
No tak! To pewnie wcale nie jest samiec! Ukryłem się za jakąś skałą. Skoro Sime mówi, że jakoś dziwnie się rusza, to może to samica, która albo ma w sobie młode, tudzież jaja albo ledwo co urodziła czy tam złożyła jaja! Jeśli się nie myliłem, to legowisko musiało być gdzieś tam, gdzie walczyliśmy z Sime!
Wziąłem głęboki wdech. Teraz byliśmy dalej od tego miejsca, więc musiałem polecieć tam, jak najszybciej. Zrobiłem tak. Zostawiłem Simę. Pewnie pomyślała, że jestem tchórzem, trudno! Mijałem skały najszybciej jak się dało. jednak, ledwo co widziałem już na oczy. Zmęczenie dawało mi się we znaki niemiłosiernie. Musiałem jednak dać sobie radę, chociażby dlatego, by pokazać Simie, że jestem godny zostania jej uczniem. Przyspieszyłem.
Jak tylko znalazłem się w owym miejscu, począłem się rozglądać. Słyszałem odgłos walki, ale musiałem skupić się na poszukiwaniach. Nie mogłem jednak nic znaleźc. Dopiero po chwili, dostrzegłem dziurę, z której wydostał się robal. Wleciałem tam, ale ostrożnie. Wszędzie śmierdziało czymś. Musiałem zakryć nos. Im leciałem głębiej, tym walił mocniej. Na ścianach widać było coś, jakby pajęczynę. Tak! Udało się! W dole znalazłem jedno, sporej wielkości jajo. Ciemnobrązowe, w zgniłe plamy. Był tylko jeden, maciupci problem...nie miałem sił, aby je unieść. Musiałem coś wymyślić i to szybko! Zaraz...zaraz...tamten demon...pokazał mi jak używać telekinezy….może...może...tylko czy w takim stanie, będę miał siłę to zrobić? Zatrzymałem się na przeciwko jaja. Wyciągnąłem rękę. Skupiłem się. Chciałem wyczuć energię Ki jaja. Nie było to takie łatwe. Niemniej udało się. Teraz połączyć je z moją Ki. Próbowałem wyczuć swoją energię, ale zmęczenie dało się we znaki. Poczułem silny ból, który przeszedł mnie od czoła, gdzie wcześniej mnie uderzono. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, po czym spadłem w dół. Upadłem wprost, na te nici, które kleiły się. Oddychałem ciężko. Byłem taki zmęczony. Zaraz...to się kleiło! Może tak...spróbować można.
Podniosłem się. Podleciałem do jaja. Częściowo przyklejało się do tych sieci. Owinąłem je jeszcze bardziej. Sam kilka razy się owinąłem. Skoro to się kleiło, to może będę miał trochę czasu, by polecieć do Sime z tym jajem. Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Kulami energii przeciąłem nici, tuż przy skale. Jajo przykleiłem sobie do pleców. Kurestwo było ciężkie, ale dam sobie radę! Musiałem!
Wyleciałem z dziury, po czym udałem się w stronę Sime. Dostrzegłem ją. Walczyła z robalem pełną parą. Atakowała bestię, a to unikała jej ciosów. Nie widać było, aby była zmęczona.
-Eeej, ty! Paskudo! Zobacz co mam!-zawołałem do Pancerniaka.
-Pii? Piiii!-stworzenie, na widok jaja, zareagowało jak myślałem.
Od razu ruszyła w moja stronę, zaś ja zacząłem uciekać. Chciałem ja odciągnąć od nas. Od tego miejsca.
-A ty mały cwaniaku.-Sime przeczesała włosy-Tego się nie spodziewałam.-mruknęła do siebie-Widać, każdego wojownika można zaskoczyć.-poleciała za mną.
Zjawiła się blisko mnie, prawie wręcz w ostatniej chwili. Ledwo co miałem siły lecieć. Jajo sporo ważyło, plus wcześniej oberwałem po dupie. Skinęła mi głową. nie wiem do końca, gdzie lecieliśmy, bo powoli zaczynałem tracić świadomość. Czułem, jak Sime kładzie mnie na jakiejś skalnej półce, a potem odrywa jajo. Długo nie działo się nic. Ryk bestii gdzieś mi zaczął oddalać się. Nie miałem siły się podnieść.
Sime wróciła po kilku minutach. Pomogła mi wstać. Nic nie mówiła. Zabrała mnie do Cressa.
-Xalanth! Sime! Co się stało?!-Perełka podbiegła do nas
-Pancerniak...właściwie samica. Trafiliśmy na jej gniazdo. Mieliśmy szczęście, że ledwo co złożyła jajo. Była wyczerpana, poza tym to Xalanth wykazał się niebywała inteligencją. Mało kto, jest mnie w stanie pozytywnie mnie zaskoczyć.-Sime położyła mnie na skale.
Podeszła do swojej torby. Słyszałem, jak coś w niej grzebie. Czułem jak Cress gładzi mnie po głowie. Dawno nie miałem takiego wycisku. Posłałem uśmiech Cressowi.
-Wstawaj. Musisz się przebrać, skoro popuściłeś w gacie.-musiała to powiedzieć, musiała.
Cress zaczął się śmiać. Czułem, jak mnie rozbierają. Oczywiście stawiałem opór. Tylko Cress może mnie rozbierać!
-Czekaj, czekaj...gdzie moje ciężarki, które ci dałam?-kurde, o to też musiała spytać-Nie mów, że je zgubiłeś…
Poczułem kilka, solidnych kopniaków w bok.
-To za nazwanie mnie dziwką! To, za zgubienie moich ciężarków! A to..-już myślałem, że dostanę kolejnego kopniaka, ale rzuciła mi coś miękkiego na twarz-Strój uczniowski, któremu daję każdemu, kto staje się moim uczniem.-odparła poważnie-Pokazałeś mi dzisiaj, że nawet taki wojownik ja, powinien czasem użyć mózgu. Xalanthcie, oficjalnie jesteś moim uczniem. Gratulacje, awansowałeś z gorsze niż mięso armatnie, na mięso armatnie.-zabolało to, co powiedziała.Niemniej, warto było, jak widać próbować.
***
Zostaliśmy w górach. Cress pomógł mi się przebrać w nowe ubranie. Dostałem też...hehehe...czystą bieliznę...od dzisiaj miałem nosić czarną koszulkę, czarne spodnie oraz długi granatowy płaszcz z symbolem Sime*.
Sime rozpaliła ognisko. Trzymałem łepetynę na nogach Cressa. Jak było dobrze odpoczywać. Podkuliłem ogon pod siebie. Perełka głaskała mnie po głowie. Mmm...żyć nie umierać, tylko wszystko mnie bolało!
-Coś, długo jej nie ma. Mówiła, że poleciała tylko po ciepłe koce i jakieś żarcie.-popatrzyłem Cressowi w oczy.
-Wróci, wróci. Ja zostanę z wami do południa, bo potem muszę lecieć do pracy, do szpitala.-Cress ucałował mnie w czoło.
Zamerdałem ogonem z radości. Było mi tak dobrze. Nadstawiłem się do buziaka, ale dostałem tylko w czoło. Pokazałem mu język.
-Ja chcę buzi, a nie cmoka w czoło….-udałem obrażonego.
-Z jakiej racji? Nie zasłużyłeś, zwłaszcza po tym, jak narobiłeś w gacie! Hahahaha!-Cress zaczął się śmiać.
-Wkurwę odwal się ode mnie!-zdenerwował mnie.
-No już, nie denerwuj się. Przepraszam, ale to jest takie zabawne.-i dostałem swojego całusa.
-Spuścić was na chwile, a już się migdalicie.-Sime wylądowała na przeciwko nas.
Przyniosła koce, maty do spania, jedzenie i ogółem wszystko, co pomoże nam przetrwać noc.
-Hehehe! Cress, zgadnij co przyniosłam.-postawiła plecak, który miała na plecach.
Wyjęła z niego trzy miseczki oraz jakieś pałeczki. Usiadłem. Nie było to łatawe, ale jakoś się udało. Nie wiedziałem, co to jest. Patrzyłem, jak nakłada coś białego. Takie małe ziarenka. Widac było, że świeżo ugotowane. Sam też, dostałem miskę tego czegoś i te dziwne pałeczki.
-Ryż! Kocham!-patrzyłem jak Cress używa pałeczek, aby jeść.
-Ryż? Co to jest?-spojrzałem na Cressa oraz Simę.
-Tak. To jest ryż i jesz go tymi pałeczkami.-postukała nimi-Ojciec kupuje od jakiegoś handlarza. Nie mówi skąd, bo powtarza, że mu konkurencja urośnie. Ważne, że dobre. Nie jadłeś nigdy?-dziewczyna zdziwiła się.
Pokiwałem głową na nie, bo i skąd?
-Powinno się go jeść. Jest zdrowy. Zwłaszcza wojownicy, powinni go zjadać. Ja go jem od dobrych kilku lat.-i ona zaczęła jeść.
Spojrzała na nas. Patrzył uważnie, jak Cress próbuje mi pokazać, jak jeść pałeczkami. odstawiła swoje jedzenie. Podeszła do mnie. Stanęła za mną, po czym kucneła. Ujęła moją prawą dłoń, aby pokazać, jak trzymać pałeczki. Potem pokierowała nią, abym wiedział, jak nakładać jedzenie. Spróbowałem tego ryżu.
-Nawet dobre!-doparłem radośnie.
Cress posłał mi uśmiech. Zdziwiło mnie jedno. Podczas treningu, Sima była dla mnie surowa, a teraz taka delikatna. Nie rozumiałem tego.
Jak tylko zjadłem od razu zasnąłem. Ciepło w żołądku, tylko przyspieszyło chęć snu. Uwaliłem łepetynę na kolanach Cressa. Tak, tak było dobrze. Okryłem się kocem, a pod tyłek podłożylem matę do spania. Przez sen złapałem jego dłoń.
-Będzie z niego dobry wojownik.-Sime patrzyła w gwiazdy.Tylko musi pokonać tą niewairę w siebie i niską ocenę, a będzie wszystko dobrze. Wiedziałes, kogo wybrać Cress.-posłała uśmiech mojej Perełce.
-Wiem Sima, wiem. Pomogę mu w tym. Mój kochany Xalanth...kocham cię durniu jeden.-Cress ucałował mnie w policzek.
Mruknąłem cicho, po czym docisnąłem do piersi jego dłoń. Mój Cress...moja małpiatka. Musiałem się wyspać, bo następnego dnia, czekał mnie kolejny trening z Sime.
//OOC: trening ciąg dalszy, próba nauki telekinezy
* tak sobie widzę tego “potworka”: https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/e2/a8/f8/e2a8f829033620e0b12917b035dcee74.jpg
* ubranie Xala-jak naszkicuję to pokażę
*symbol Sime: japoński symbol siły
Jeszcze trochę i będę rył mordą o podłoże. Poza tym, dalej chciało mi się lać...tylko tak jakby mniej. Zerknąłem ukradkiem na Simę oraz Cressa. Jak ja teraz chciałbym być obok mojej Perełki, położyć mu łeb na kolana i...od tych rozmyślań wpadłem na skałę. Pobiegłem prosto, zamiast skręcić. nabiłem sobie siniaka na czoło. Zrobiło mi się czarno przed oczyma. Cholera, ale ze mnie sierota.
-Cress, patrz no jaki geniusz z przymusu. Tak mu się chce randkować, że wybrał skałę, zamiast ciebie.-Sime dalej grała na konsolce, tylko zerknąwszy na mnie ukradkiem.-Do roboty, nygusie jeden. Nie opierdalaj się, chyba, że mam ci pomóc.-poruszyła lekko ogonem, kiedy coś jej się nie udało podczas gry.-To twoja wina, miernoto.-wstała-Przez ciebie przegrałam. Zapłacisz za to.-dała konsolkę Cressowi.
Perełka spojrzała na grę, a potem na nią. Chciał coś powiedzieć, zatrzymać ją, ale zrezygnował. Ukrył twarz za konsolką.
Patrzył na Simę, która rozprostowała kości. Zaraz, zaraz. Czy ona, swoja porażkę przypisała mnie? Przecież to była durna gra, do jasnej cholery!
-Oszalałaś?! To tylko gra!-zacząłem machać rękami.
Widząc jednak, że ona nie żartuje i ruszyła w moja stronę, zacząłem uciekać. Musiałem jej uciec! Wkurzona kobieta to nic dobrego! Przypomniało mi się, jak mama raz złoiła tacie skórę, kiedy coś jej przez niego nie wyszło.
Póki co, biegłem. Nie miałem sił, żeby unieść się w powietrze. Odwróciłem się, ale ona dalej za mną leciała. Starałem się biec szybko, ale poprzednie, kilkugodzinne okrążanie skały robiło swoje. Zacząłem dyszeć jak po jakimś maratonie. No doprawdy, dawno nie czułem się tak zmęczony. Skryłem się w jakieś szczelinie. Miałem nadzieję, że mnie nie dostrzegła. Wyjrzałem ukradkiem. Rozejrzałem się. Dobra, chyba nigdzie jej nie było. Mimo wszystko, wolałem się dalej ukrywać. Tylko, czy uciekanie od trenera było dobrym pomysłem? W sumie to chciała mnie złoić za jakieś głupstwo! Nie dam się! Serce waliło mi jak oszalałe. W ogóle zapomniałem, że chciało mi się lać. Bardziej, obawiałem się gniewu Sime. Ponownie wyjrzałem. Uspokoiła się? Dała sobie spokój? Chyba tak. Wyszedłem na palcach, mając nadzieję, że już jest cisza. Wtedy odwróciłem się i…
-Ja pierdolę!-ujrzałem twarz Sime przed swoją.
Wisiała do góry nogami, w powietrzu. Miała skrzyżowane ręce, oraz siedziała po turecku. Poruszała nerwowo ogonem.
Wystraszyła mnie, dość mocno. Upadłem na dupsko, ciężko oddychając
-Nie dość, że totalne dno, to jeszcze zlał się w gacie. Dzieciak. Może powinieneś zakupić sobie pieluchy, hmm?-pokazała palcem na moje spodnie.
Spojrzałem w dół. Faktycznie popuściłem. Zakryłem twarz rękami. Taki przypał! Co ja teraz powiem Cressowi?! Jego facet, to nieudacznik!
-Ogarnij się, frajerze.-Sime odwróciła się, aby podlecieć do mnie.
Nasze twarze były blisko siebie.
-jakim cudem, Cress jest z takim śmieciem jak ty co?-zmrużyła oczy.-Chciałeś lecieć w kosmos, szukać jakiegoś artefaktu, a z powodu zwykłego strachu, potrafisz zlać się w gacie. Jesteś jakimś żartem, czy co?-poruszała ogonem na prawo i lewo-Nic dziwnego, że twój ojciec się ciebie wstydził.-popukała mnie w czoło-Żałosny gówniarz, który tylko dzięki rodzicom dostał się do gwardii Królewskiej. Teraz rozumiem, co mieli wszyscy na myśli.-odsunęła się ode mnie-Nie wiem, czy dalej chcę trenować taką niedorajdę. Cress mówił, że jesteś dobrym wojownikiem, że ci nie dorównuje, ale to on cię przerasta. Nie na odwrót.-Sime odleciała jeszcze dalej.
Jej słowa tak kurewsko bolały. Czułem się coraz bardziej upokorzony przez nią.
-No dalej, jeszcze się popłacz, dzieciaczku. Pokaż jak płaczesz. Jeszcze może zawołasz mamusię albo tatusia? Ach, racja. Nie zrobisz tego, bo oboje nie żyją. Jakbyś był silniejszy i mądrzejszy, to by do tego nie doszło.-Sime nie zaprzestała mówić tych chamskich tekstów.
Nie myślałem, że jest, aż tak podła. Zamknąłem powieki, zaciskając je mocno. Dłonie ścisnąłem w pięści. Poruszałem nerwowo ogonem.
-No dalej, popłacz się, dzieciaczku, który potrzebuje pieluszek.-Sime wypowiadała to z taką pogardą w głosie, a mnie roznosiła złość, coraz bardziej i bardziej.
Odleciałem w głąb swoich myśli…
- Spoiler:
”Umysł Xala”
-Jesteś beznadziejny. Dajesz się obrażać jakieś pannie i jeszcze doprowadziła cię do tego, że zesikałeś się w gacie. Żałosne stworzenie z ciebie, Xalanthcie.-dobrze znałem ten głos.
Głos mojego złotego prześladowcy. Stał nade mną, a ja klęczałem. Miałem związane łańcuchem ręce. Moja uwięź przybita była do ściany. Zatem ręce miałem z tyłu. Nie mogłem nawet wstać. Poczułem stopę na głowie, która zmuszała mnie, bym schylał łeb nisko. Kark mnie od tego rozbolał.
-Jestem nic nie wartym gównem. Tak mi szkoda, że muszę być twoją częścią. Mam nadzieję jednak, ze zamienimy się niedługo rolami, a wtedy przestaniesz być taką niedorajdą.-miałem wrażenie, że zaraz złamie mi kark od tego naciskania stopą.
Jak ja miałem dosyć i jednego u drugiego!
-Zamknij się w końcu!-jak tylko krzyknąłem, biała aura odepchnęła złotą postać ode mnie, a ja wróciłem, do rzeczywistości, a łańcuchy pękł z głośnym trzaskiem…
-Zamknij się już dziwko!-wkurwiłem się na Sime.
Nie będzie mówić o moich rodzicach! Biała Aura otuliła moje ciało. Nie byłem pewien, ale Sime chyba się uśmiechnęła. Wisiała w powietrzu prosto. Czy ona zrobiła to specjalnie, by mnie zdenerwować? Nie wiem, ale miałem dość! Chciałem się na niej wyżyć. Zaatakowałem ją. Odbiłem się od ziemi. Wymierzył prawy sierpowy, potem lewy. Okładałem ją pięściami. Sime jednak cały czas blokowała moje ciosy. Wiedziałem, że nie mam szans, ale nie pozwolę jej na takie słowa! Nigdy więcej!
-No, w końcu. Ile można czekać niezdaro?-dziewczyna zrobiła kolejny unik.
Uderzyłem w powietrze. Nie wiedziałem, gdzie zniknęła. Zorientowałem się dopiero, jak zobaczyłem cień. Odwróciłem się i oberwałem złączonymi dłońmi w głowę. W szybkim tempie leciałem w dół. Tuż przed zderzeniem, złapała mnie za nogę. Zakręciła się ze mną wokół własnej osi, po czym wyrzuciła w pobliska skałę. Wbiłem się w nią. Odpadłem od niej razem ze sporymi kawałkami, które mnie przysypały, gdy tylko znalazłem się na ziemi.
-Ugh..-z ledwością wstałem.
Nadal miałem załączoną białą aurę, ale też ciężarki spowalniały moje ruchy. oddychałem ciężko. Jeszcze nie zdążyłem dobrze ustać na nogach, a już oberwałem seriami ciosów. Twarz, klatka piersiowa, brzuch. Nie oszczędzała mnie w ogóle. Z każdym ciosem wbijałem się bardziej w skałę. Czułem jak kawałki minerału zatapiają się w moim ciele, przedzierając się przez materiał. Krew popłynęła mi z nosa, jak tylko oberwałem w niego. Miałem nadzieję, że mi go nie złamała. Złapała mnie za włosy. Z całej siły rzuciła mną w przeciwnym kierunku. Szybko pojawiła się za mną, aby sprzedać mi kopniaka w plecy, a potem przywalić pociskiem energetycznym. Znowu wylądowałem wbity w skałę. Zrobiło mi się ciemno przed oczyma. Z ledwością stałem na nogach. Opuściłem ogon, a biała aura zniknęła. Nie miałem z nią szans. Oparłem się dłonią o skałę. Tak ciężko było mi złapać oddech. Splunąłem krwią. Rozcięła mi wargę, a do tego czoło. Strużka czerwonej cieczy spływała po mojej twarzy.
-Kuurwa nooo!-uderzył ręką o skalną ścianę.
Potem jeszcze raz i jeszcze raz. Upadłem na kolana.
-Kuurwaaa nooo...dlaczego….dlaczego?!-zacisnąłem mocniej pięści.
Waliłem w podłoże, na którym klęczałem. Odłamki wbijały się w moje dłonie. Łzy zmieszały się z krwią. Tyle ćwiczeń i wszystko było bez sensu? Dlaczego?!
-Przestań się mazgaić, bekso. Wstawaj. Nie skończyłam jeszcze.-Sime pojawiła się za mną.
Drgnąłem, widząc jej cień na skale. Podkuliłem ogon pod siebie.
-Żałosny jesteś. Jak większość saiyanów. Uważamy, że naszą siłą są głównie pięści. Bzdura! Nawet jeśli trenujesz, masz siłę, a jesteś głupi jak but to jesteś niczym innym jak mięsem armatnim skazanym na zagładę. Ty nawet, w tej chwili nie jesteś takim mięsem armatnim. Ty się do niczego nie nadajesz. Zamiast wstać i próbować mnie pokonać, próbować, woli klęczeć, beczeć i użalać się nad sobą. Czasami lepiej próbować, niż nie robić nic. Zapamiętaj to sobie.-Sime poruszała ogonem-Zobacz jak ty wyglądasz. Jak ostatnie nieszczęście. Takie ciamajdy, nie potrafią sobie poradzić w życiu. Na wojnie, pierwszy lepszy przeciwnik i leżysz. Też, jak zaczniesz przegrywać na wojnie, też będziesz ryczeć jak dziecko?-Sime odleciała ode mnie nieznacznie-Daj mi, chociaż jeden powód, żebym nadal uczyła cię trenować.-Sime odwróciła się do mnie z zamiarem odlotu.
Siedziałem tak na tej skale. Cholera, laska miała rację. Za każdym razem mazgaiłem się jak gówniarz. Wstałem. Spojrzałem na nią. Naprawdę chciała odlecieć i mnie tu zostawić, w takim stanie.
Sime spojrzała na mnie skrzyżowała ręce na piersiach. Coś chciała powiedzieć, ale rozejrzała się nerwowo. Nie wiedziałem co się dzieje. patrzyłem tam, gdzie ona. Szukała czegoś? Nie spodobało mi się to, że zmarszczyła brwi. Coś się stało Cressowi czy jak?
Spojrzałem w dół. Skała zaczęła pękać. Czyżby cios, jakim wcześniej mnie uraczyła, uszkodził skałę? Czy to ja miałem jakieś już przywidzenia, ze zmęczenia?
Błyskawicznie pojawiła się obok mnie. Wzięła na ręce, jak jakieś dziecko. Zaiste, silna była, skoro bez problemu mogła mnie podnieść. Uciekliśmy w ostatniej chwili. Skała pękła na pół. Odłamki wystrzeliły w powietrze, razem z wyłaniającym się potworem. Moje źrenice rozszerzyły się. Nigdy nie widziałem czegoś takiego! Byliśmy przy nim tacy mali. Bestia miała jakieś cztery metry! Tak mi się przynajmniej wydawało. Wszak nie widziałem całego cielska. To ukryte było częściowo w ziemi. Skała, na której chwilę temu stałem, została doszczętnie zniszczona. Robal poruszył się na prawo i lewo, a kawałki skały runęły na ziemię rozwalając się na mniejsze części.
-Piii!-stworzenie wydało straszliwy pisk.
Musiałem zakryć uszy! Myślałem, że wysadzi mi bębenki w nich!
-W mordę changelinga! Co to karwasz twarz jest?!-jak tylko Sime mnie puściła, starałem się utrzymać w powietrzu.
-Pancerniak.-rzuciła krótko Sime-Nasza walka musiała go obudzić. Pewnie to jego legowisko, ta część gór. Nie poradzisz sobie z nim.-stanęła w pozycji bojowej.
-...-przygryzłem dolną wargę.
Zacisnąłem pięści. Nie, nie ucieknę. Nie dam się pokonać jakiemuś robalowi!
-Nie! Spróbuję ci...pomóc. Mów, co mam robić.-także stanąłem w pozycji bojowej.
-Zobacz, w jakim jesteś stanie. Ledwo żyjesz.-Sime zmierzyła mnie wzrokiem, a potem obserwowała robaka.
-Pamiętasz? Mówiłaś, że warto spróbować niż potem żałować. Więc spróbuję!-poruszałem nerwowo ogonem.-Może i nic nie wiem, o tym potworze, ale…-przyjrzałem się bestii-Ma małe oczy, więc na pewno nie widzi dobrze. Zanim nas znajdzie, minie chwile. Zatem musi mieć albo dobry słuch albo węch. Jednak stawiam na słuch, skoro nasza walka go obudziła. Ułożenie pancerza sugeruje, że jest dosyć gruby. Ciężko się będzie przez niego przebić. Jednak, skoro pełza, to na pewno jego brzuch, no dolne partie, nie są osłonięte. Musimy znaleźć jego słaby lub najbardziej czuły punkt.-przełknąłem ślinę.
Obserwowałem Pancerniaka. Widziałem jak kawałki skał zsuwają się z jego cielska. jeszcze ta nienormalnie otwierająca się paszcza. Te ostre zęby, jak wylądujemy w ich zasięgu, to będzie po nas.
-Tego się po kimś takim jak ty nie spodziewałam.-Sime spojrzała na mnie, z dziwnym błyskiem w oku.
-Nie rozumiem…-poruszałem ogonem.
-Nie jest tak głupi jak myślałam. Szybko rozpracowałeś wroga. Może nie jesteś taki nieudacznik, na jego wyglądasz. Twoje problemy, biorą się, jak widać z innego powodu. Mają inne podłoże. Bardziej, psychologiczne…-odwróciła wzrok, aby patrzeć na przeciwnika.-jeszcze coś, mają język rozczepiony na sześć części. Uważaj, żeby cię nie trafił. Mimo, że sam z siebie jest wolny, to atak tym oślizgłym kawałkiem ciała jest błyskawiczny. Jedna nieuwaga z twojej strony i...zginiesz…-odparła okręciwszy ogon wokół pasa.-Masz przeżyć, jasne?-uśmiechnęła się chytrze.
-Wiem, dla Cressa.-użyłem Białej Aury.
Musiałem wytrzymać, chociaż utrzymanie jej w takim stanie, będzie trudne.
Skinęliśmy sobie głowami. Ruszyliśmy przed siebie. Wymijaliśmy się co chwila. Staraliśmy się chować za skałami. Pancerniak próbował nas trafić. Swoim cielskiem rozwalał każdą trafiona skałę. Odłamane kawałki spadały z hukiem na ziemię, robiąc dziury oraz unosząc leżący piach.
Cress nie był świadom, że właśnie walczymy z jakimś obrzydliwym robalem. Grał sobie w najlepsze na konsolce, w jakąś głupią gierkę.
-A nie..nie bawię się tak! Jakiś robal mnie zjadł! O nie, nie poddam się!-zaczął grać od nowa.
O ironio, zjadł go w grze robal nie? Dobre co?
Naprawdę było mi ciężko, ale chyba na moje szczęście, potwór skupił się na mojej mentorce. Atakował ją tym rozszczepionym językiem. Unikała tych ataków tak idealnie. Zastanawiałem się, czy posiadała stan super saiyana, ale na pewno. W końcu była Natto, czyż nie? Przyglądałem się, jak robal się porusza, co robi kiedy zamierza atakować. Próbowałem wypatrzeć jakiś słaby punkt. Nagle Pancerniak zaatakował mnie ogonem skrytym w ziemi. Oberwałem z całej siły. Wybił mnie w powietrze. Nie rozumiałem, jakim cudem mnie dostrzegł! Chyba, że to przez zapach...no tak popuściłem przecież...no, ale dobra pomińmy ten temat, przynajmniej na razie.
Sime złapała mnie.
-Mówiłam, żebyś uważał, prawda?-skarciła mnie.
-Coś jest nie tak. Przeważnie są bardziej agresywne i żwawższe. Ten jest jakiś ociężały…Sime przyglądała się potworowi, który próbował nas wypatrzeć.
W pewnym momencie rozdziawił paszczę. Błękitna kula zabłysła w jego pysku, po czym promień nakierował się na nas. Nie zdążyłbym uciec, ale Sime użyła Masenko. Siłowała się na energię Ki z potworem.
-Nie stój tak! Odwrócę jego uwagę, a ty szukaj jakiegoś rannego miejsca.
-Rannego?-nic nie rozumiałem z tego.
-Pospiesz się! Ha!- posłała więcej energii Ki w atak.
Skinąłem głową po czym odleciałem. Szukać rannego punktu? Nie rozumiałem nic z tego. Czyżby miała na myśli, że potwór był ranny? Nie wiem, jak walczą te istoty, gdyż nie miałem z nimi styczności. Skąd mogłem wiedzieć, jak porusza się ranny Pancerniak do cholery?! Silny podmuch powalił mnie na ziemię. Ich energia Ki złączyła się i wybuchła. Musiałem wypluć piach, który dostał mi się do buzi. Wyłączyłem biała aurę. Nie miałem już sił na jej utrzymanie. Jeszcze te cholerne ciężarki...nawet jak Sime miała mnie opieprzyć, to je zdjąłem. Tak, było zdecydowanie lepiej. Spojrzałem na mentorkę, która złapała robala za jęzor, po czym wyrwała mu jeden z tych rozczepionych kawałków. Polała się bordowa krew. Nie wiem czemu, ale z jakiegoś powodu zrobiło mi się przykro, kiedy ona zraniła to stworzenie. Ten potwór, przecież na dobrą sprawę...to my wleźliśmy na jego teren, nie odwrotnie. Słowa Acesa przeleciały mi przez myśl
Pamiętaj Xalanthcie, że wilk atakuje tylko wtedy, gdy poczuje się zagrożony lub gdy chce bronić rodziny.”
No tak! To pewnie wcale nie jest samiec! Ukryłem się za jakąś skałą. Skoro Sime mówi, że jakoś dziwnie się rusza, to może to samica, która albo ma w sobie młode, tudzież jaja albo ledwo co urodziła czy tam złożyła jaja! Jeśli się nie myliłem, to legowisko musiało być gdzieś tam, gdzie walczyliśmy z Sime!
Wziąłem głęboki wdech. Teraz byliśmy dalej od tego miejsca, więc musiałem polecieć tam, jak najszybciej. Zrobiłem tak. Zostawiłem Simę. Pewnie pomyślała, że jestem tchórzem, trudno! Mijałem skały najszybciej jak się dało. jednak, ledwo co widziałem już na oczy. Zmęczenie dawało mi się we znaki niemiłosiernie. Musiałem jednak dać sobie radę, chociażby dlatego, by pokazać Simie, że jestem godny zostania jej uczniem. Przyspieszyłem.
Jak tylko znalazłem się w owym miejscu, począłem się rozglądać. Słyszałem odgłos walki, ale musiałem skupić się na poszukiwaniach. Nie mogłem jednak nic znaleźc. Dopiero po chwili, dostrzegłem dziurę, z której wydostał się robal. Wleciałem tam, ale ostrożnie. Wszędzie śmierdziało czymś. Musiałem zakryć nos. Im leciałem głębiej, tym walił mocniej. Na ścianach widać było coś, jakby pajęczynę. Tak! Udało się! W dole znalazłem jedno, sporej wielkości jajo. Ciemnobrązowe, w zgniłe plamy. Był tylko jeden, maciupci problem...nie miałem sił, aby je unieść. Musiałem coś wymyślić i to szybko! Zaraz...zaraz...tamten demon...pokazał mi jak używać telekinezy….może...może...tylko czy w takim stanie, będę miał siłę to zrobić? Zatrzymałem się na przeciwko jaja. Wyciągnąłem rękę. Skupiłem się. Chciałem wyczuć energię Ki jaja. Nie było to takie łatwe. Niemniej udało się. Teraz połączyć je z moją Ki. Próbowałem wyczuć swoją energię, ale zmęczenie dało się we znaki. Poczułem silny ból, który przeszedł mnie od czoła, gdzie wcześniej mnie uderzono. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, po czym spadłem w dół. Upadłem wprost, na te nici, które kleiły się. Oddychałem ciężko. Byłem taki zmęczony. Zaraz...to się kleiło! Może tak...spróbować można.
Podniosłem się. Podleciałem do jaja. Częściowo przyklejało się do tych sieci. Owinąłem je jeszcze bardziej. Sam kilka razy się owinąłem. Skoro to się kleiło, to może będę miał trochę czasu, by polecieć do Sime z tym jajem. Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Kulami energii przeciąłem nici, tuż przy skale. Jajo przykleiłem sobie do pleców. Kurestwo było ciężkie, ale dam sobie radę! Musiałem!
Wyleciałem z dziury, po czym udałem się w stronę Sime. Dostrzegłem ją. Walczyła z robalem pełną parą. Atakowała bestię, a to unikała jej ciosów. Nie widać było, aby była zmęczona.
-Eeej, ty! Paskudo! Zobacz co mam!-zawołałem do Pancerniaka.
-Pii? Piiii!-stworzenie, na widok jaja, zareagowało jak myślałem.
Od razu ruszyła w moja stronę, zaś ja zacząłem uciekać. Chciałem ja odciągnąć od nas. Od tego miejsca.
-A ty mały cwaniaku.-Sime przeczesała włosy-Tego się nie spodziewałam.-mruknęła do siebie-Widać, każdego wojownika można zaskoczyć.-poleciała za mną.
Zjawiła się blisko mnie, prawie wręcz w ostatniej chwili. Ledwo co miałem siły lecieć. Jajo sporo ważyło, plus wcześniej oberwałem po dupie. Skinęła mi głową. nie wiem do końca, gdzie lecieliśmy, bo powoli zaczynałem tracić świadomość. Czułem, jak Sime kładzie mnie na jakiejś skalnej półce, a potem odrywa jajo. Długo nie działo się nic. Ryk bestii gdzieś mi zaczął oddalać się. Nie miałem siły się podnieść.
Sime wróciła po kilku minutach. Pomogła mi wstać. Nic nie mówiła. Zabrała mnie do Cressa.
-Xalanth! Sime! Co się stało?!-Perełka podbiegła do nas
-Pancerniak...właściwie samica. Trafiliśmy na jej gniazdo. Mieliśmy szczęście, że ledwo co złożyła jajo. Była wyczerpana, poza tym to Xalanth wykazał się niebywała inteligencją. Mało kto, jest mnie w stanie pozytywnie mnie zaskoczyć.-Sime położyła mnie na skale.
Podeszła do swojej torby. Słyszałem, jak coś w niej grzebie. Czułem jak Cress gładzi mnie po głowie. Dawno nie miałem takiego wycisku. Posłałem uśmiech Cressowi.
-Wstawaj. Musisz się przebrać, skoro popuściłeś w gacie.-musiała to powiedzieć, musiała.
Cress zaczął się śmiać. Czułem, jak mnie rozbierają. Oczywiście stawiałem opór. Tylko Cress może mnie rozbierać!
-Czekaj, czekaj...gdzie moje ciężarki, które ci dałam?-kurde, o to też musiała spytać-Nie mów, że je zgubiłeś…
Poczułem kilka, solidnych kopniaków w bok.
-To za nazwanie mnie dziwką! To, za zgubienie moich ciężarków! A to..-już myślałem, że dostanę kolejnego kopniaka, ale rzuciła mi coś miękkiego na twarz-Strój uczniowski, któremu daję każdemu, kto staje się moim uczniem.-odparła poważnie-Pokazałeś mi dzisiaj, że nawet taki wojownik ja, powinien czasem użyć mózgu. Xalanthcie, oficjalnie jesteś moim uczniem. Gratulacje, awansowałeś z gorsze niż mięso armatnie, na mięso armatnie.-zabolało to, co powiedziała.Niemniej, warto było, jak widać próbować.
***
Zostaliśmy w górach. Cress pomógł mi się przebrać w nowe ubranie. Dostałem też...hehehe...czystą bieliznę...od dzisiaj miałem nosić czarną koszulkę, czarne spodnie oraz długi granatowy płaszcz z symbolem Sime*.
Sime rozpaliła ognisko. Trzymałem łepetynę na nogach Cressa. Jak było dobrze odpoczywać. Podkuliłem ogon pod siebie. Perełka głaskała mnie po głowie. Mmm...żyć nie umierać, tylko wszystko mnie bolało!
-Coś, długo jej nie ma. Mówiła, że poleciała tylko po ciepłe koce i jakieś żarcie.-popatrzyłem Cressowi w oczy.
-Wróci, wróci. Ja zostanę z wami do południa, bo potem muszę lecieć do pracy, do szpitala.-Cress ucałował mnie w czoło.
Zamerdałem ogonem z radości. Było mi tak dobrze. Nadstawiłem się do buziaka, ale dostałem tylko w czoło. Pokazałem mu język.
-Ja chcę buzi, a nie cmoka w czoło….-udałem obrażonego.
-Z jakiej racji? Nie zasłużyłeś, zwłaszcza po tym, jak narobiłeś w gacie! Hahahaha!-Cress zaczął się śmiać.
-Wkurwę odwal się ode mnie!-zdenerwował mnie.
-No już, nie denerwuj się. Przepraszam, ale to jest takie zabawne.-i dostałem swojego całusa.
-Spuścić was na chwile, a już się migdalicie.-Sime wylądowała na przeciwko nas.
Przyniosła koce, maty do spania, jedzenie i ogółem wszystko, co pomoże nam przetrwać noc.
-Hehehe! Cress, zgadnij co przyniosłam.-postawiła plecak, który miała na plecach.
Wyjęła z niego trzy miseczki oraz jakieś pałeczki. Usiadłem. Nie było to łatawe, ale jakoś się udało. Nie wiedziałem, co to jest. Patrzyłem, jak nakłada coś białego. Takie małe ziarenka. Widac było, że świeżo ugotowane. Sam też, dostałem miskę tego czegoś i te dziwne pałeczki.
-Ryż! Kocham!-patrzyłem jak Cress używa pałeczek, aby jeść.
-Ryż? Co to jest?-spojrzałem na Cressa oraz Simę.
-Tak. To jest ryż i jesz go tymi pałeczkami.-postukała nimi-Ojciec kupuje od jakiegoś handlarza. Nie mówi skąd, bo powtarza, że mu konkurencja urośnie. Ważne, że dobre. Nie jadłeś nigdy?-dziewczyna zdziwiła się.
Pokiwałem głową na nie, bo i skąd?
-Powinno się go jeść. Jest zdrowy. Zwłaszcza wojownicy, powinni go zjadać. Ja go jem od dobrych kilku lat.-i ona zaczęła jeść.
Spojrzała na nas. Patrzył uważnie, jak Cress próbuje mi pokazać, jak jeść pałeczkami. odstawiła swoje jedzenie. Podeszła do mnie. Stanęła za mną, po czym kucneła. Ujęła moją prawą dłoń, aby pokazać, jak trzymać pałeczki. Potem pokierowała nią, abym wiedział, jak nakładać jedzenie. Spróbowałem tego ryżu.
-Nawet dobre!-doparłem radośnie.
Cress posłał mi uśmiech. Zdziwiło mnie jedno. Podczas treningu, Sima była dla mnie surowa, a teraz taka delikatna. Nie rozumiałem tego.
Jak tylko zjadłem od razu zasnąłem. Ciepło w żołądku, tylko przyspieszyło chęć snu. Uwaliłem łepetynę na kolanach Cressa. Tak, tak było dobrze. Okryłem się kocem, a pod tyłek podłożylem matę do spania. Przez sen złapałem jego dłoń.
-Będzie z niego dobry wojownik.-Sime patrzyła w gwiazdy.Tylko musi pokonać tą niewairę w siebie i niską ocenę, a będzie wszystko dobrze. Wiedziałes, kogo wybrać Cress.-posłała uśmiech mojej Perełce.
-Wiem Sima, wiem. Pomogę mu w tym. Mój kochany Xalanth...kocham cię durniu jeden.-Cress ucałował mnie w policzek.
Mruknąłem cicho, po czym docisnąłem do piersi jego dłoń. Mój Cress...moja małpiatka. Musiałem się wyspać, bo następnego dnia, czekał mnie kolejny trening z Sime.
//OOC: trening ciąg dalszy, próba nauki telekinezy
* tak sobie widzę tego “potworka”: https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/e2/a8/f8/e2a8f829033620e0b12917b035dcee74.jpg
* ubranie Xala-jak naszkicuję to pokażę
*symbol Sime: japoński symbol siły
The author of this message was banned from the forum - See the message
- RotaBANNED!
- Liczba postów : 197
Data rejestracji : 16/10/2015
Skąd : Wielki Świat
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Cress siedział nad paleniskiem i szykował zupę, a właściwie ją podgrzewaj. Przyjemny zapach unosił się w powietrzu.
-Mmm! Pachnie idealnie!-Cress pociągnął nosem-Xalowi powinno smakować!-Cress uśmiechnął się do siedzącej obok Sime.
Oboje potrafili gotować, więc zajęli się przygotowaniem śniadania. Ja zaś, smacznie sobie spałem. Śnił mi się Cress, moje kochanie, cudne przecudowne...właśnie MOJE kochanie. Miałem przyjemny sen, że jesteśmy sami, u niego w domu...mmm...jego ciałko, takie cieplutkie i delikatne...do tego kruchutkie….mmm….
-Cresss...mmm…hehehehe….-ślina pociekła mi z kącika ust.
Zamlaskałem i mruknąłem głośniej. Poruszałem ogonem radośnie.
-A ten co się tak śmiejesz przez sen i merda tym ogonem?-Cress uniósł jedną brew.-Czy ja słyszałem swoje imię?-zaczął nasłuchiwać.
Sime nic nie mówiła. Spróbowała łyżka zupy.
-Następnym razem, dodaj nieco więcej soli, bo jest niesłona.-dziewczyna w ogóle nie zwracała uwagi na to, że Cress przysunął się do mnie.
-Cress...jeszcze...mmm...postaraj się dla mnie skarbie…-moje policzki zrobiły się całe różowe.-Cress...Perełko...postaraj się…
-O czym ty już śnisz, zboczona małpo?-Cress spojrzał na mnie z góry.
Sime nalała sobie do małej miseczki nieco zupy. Upiła trochę.
-Cress, powinieneś częściej gotować.-dalej delektowała się gorącym poiłkiem.
-Cress...mmm….Perełko...mmm…-mój sen był taki realistyczny, więc pomrukiwałem głośniej.
-...-Perełka zaczynał się denerwować.-Zaraz mu przywalę w ten durny, zacieszony ryj.
Ja zaś, miałem coraz lepsze doznania, podczas snu. I to dosłownie…
-To zrób to.-Sime dopiła zupę i pokazała palcem na to, co robiłem przez sen.-Mam nadzieję, że w gościach, potrafi się pilnować.
-Xalanth, ty pieprzony zboczeńcu!-Cress walnął mnie z całej siły w łepetynę, więc chcąc nie chcąc musiałem się obudzić.
-Co ty wyczyniasz małpiatko?! Co to, za pomysły?!-zacisnąłem pięści, patrząc na chłopaka.
-Zboczeńcu pieprzony! Masturbowałeś się przez sen!-Cress wstał i odwrócił się tyłem do mnie.
-....-moja twarz zrobiła się cała czerwona.
-Zboczeniec i tyle. Masz szlaban na seks na cały miesiąc!-Cress warknął na mnie, po czym poszedł usiąść obok Sime.
Przeczesałem włosy. Będę musiał się natrudzić, żeby go przeprosić. Tylko co? Jeszcze coś wymyślę! Poszedłem się odlać, a następnie dołączyłem do Sime i mojego kochanie. Oczywiście Cress, odsunął się ode mnie. Chyba chciał mnie ukarać. Niech go szlag. Potem się z nim rozliczę. Tylko zostaniemy sami. Chciałem nalać sobie zupy do miski, ale Sime zabrała mi ją.
-Ej no! Dlaczego? Jestem głodny…-burknąłem niezadowolony.
-Przed treningiem się nie jada.-skwitowała krótko, po czym wstała.
Podeszła do mnie i złapała za kołnierz. Pociągnęła za sobą, a ja szurałem dupskiem po podłożu.
-Co to za jakieś durne pomysły?!-warknąłem na nią, ale widząc jest spojrzenie od razu się skuliłem.-Um...przepraszam…-spojrzałem gdzieś w bok.
-Radzę nauczyć ci się ogłady, bo będziesz miał przesrane, panie armatnie mięso.-patrzyła na mnie z góry-Siad po turecku i pokaż mi, jak kontrolujesz Ki. Już.-zmrużyła oczy.
Potulnie zrobiłem co kazała, tylko...jak jej miałem pokazać, jak kontroluję Ki? nastała taka dziwna cisza. Tylko było słychać jak Cress siorbie zupę. Właśnie...jedzonko...byłem głodny…
-Jesteś debilem...jak można tego nie wiedzieć?-Sime potarła skroń palcami.
-Nie jestem debilem. Po prostu nie umiem i już.-skrzyżowałem ręce na piersiach.-Aua! I za co?!-rozmasowałem obolały łeb-Co jest?! Najpierw Cress teraz ty?!
-Jakie ty?! Zważaj na słowa gnojku.-Sime złapała mnie za poły ubrania-Masz się do mnie zwracać z szacunkiem, a jak nie, to dam ci lekcję pokory, na jaką zasługujesz.-znowu patrzyła tym chłodnym wzrokiem.
Zmalałem w oczach. Jak mnie puściła, cofnąłem się do tyłu.
-Mięczak. Jak będziesz pokazywać, że się boisz, to w akademii zrównają cię do roli rynsztoku.-splunęła obok-Wojownik nie może mieć niskiej samooceny. Wojownik musi być pewny siebie oraz siły jaka posiada. Musi być dumny z tego, kim jest.-pochyliła się ku mnie-Twój ojciec musiał mieć niezłe kompleksy, skoro zgnoił swojego syna do tego stopnia, że ten nie potrafi uwierzyć w siebie. Jest żałosną imitacja wojownika, po każdej nawalonej próbuje zaczyna zachowywać się jak rozkapryszony bachor.-Sime stała nade mną, a kiedy mówiła, to jej słowa bardzo mnie raniły-Popatrz na siebie. Ty chcesz być wojownikiem? nadajesz się co najwyżej do sadzenia kwiatków w ogródku. Nie rozumiem twojego ojca. Zamiast sprawić, by syn był chlubą rodziny, to sprawił, że stał się totalna miernotą, niedojdą. Żal mi twojego ojca i twojej matki. O zmarłych się źle nie mówi, ale to hańba dla rodziny. Wyparłabym się takich rodziców.-skrzyżowała ręce na piersiach.
Poruszała nerwowo ogonem.
-Próbowałeś, starałeś się, a on nigdy tego nie doceniał prawda? Ciągle była twoja wina, nawet tamta sytuacja, przez którą masz…-pokazała na swoją szyje, ale wiedziałem, że mówi o mojej bliźnie.
Mimowolnie ją dotknąłem. Skąd ona mogła wiedzieć takie rzecz, przecież nie znała mnie! Cress na pewno jej nie powiedział, prawda? Jednak ta sprawa w akademii, z tamtym kadetem i jego ojcem...może jednak nie każdy wierzył, w słowa tamtego?
-Twoja matka tylko mówiła, żebyś dał sobie spokój, bo ojciec taki jest.-odwróciła się do mnie tyłem nadal poruszając ogonem-Głaskała cię po tym durnym łbie, zamiast powiedzieć, żebyś nie słuchał i robił swoje. To teraz masz. Jesteś totalna niedojną ofiarą losu. Takie zafajdane ofiary losu, powinny od razu zdychać.-ostatnie słowa, cholernie zabolały.
-Przestań! Posunęłaś się za daleko!-Cress wstał.
Widziałem, że ma zaciśnięte pięści.
-Cress, cicho bądź. Oboje już bądźcie cicho…-czułem jak łzy same cisną mi się do oczu.-Ona ma rację Cress. Mój ojciec tak robił. Nie ważne, jak bardzo się starałem, ciągle było źle.Nie ważne, jak bardzo się starałem. Jak coś się działo, zawsze to była moja wina, a matka powtarzała, że ojciec taki jest i mam dać spokój.-zgiąłem nogi w kolanach, a potem objąłem je rękami-Ojciec i matka, zawsze uważali mnie za kogoś gorszego. Obrywałem nawet za siostrę, której się zawsze wszystko upiekło, wszystko.-poczułem dłoń Sime na swojej głowie.
Spojrzałem na nią. W jej oczach nie było tego chłodu, co wcześniej. Pochyliła się ku mnie, a potem dostałem pstryka w czoło. Zakryłem czoło. Bolało!
-Teraz masz mnie, a przede wszystkim Cressa. Więc do roboty.-oparła dłonie o boki, nadal się ku mnie pochylając-Tylko trzeba też będzie popracować nad twoim tokiem myślenia. Zmuszę, by twoja główka zaczęła pracować.-popukała mnie palcem w czoło.-Wstawaj, do roboty głąbie.-wyprostowała się.
Przeciągnęła się, mrucząc przy tym. Zamrugałem powiekami. Nie wydawała się teraz taka straszna jak wcześniej. Rozmasowałem kark. Siedziałem tak jeszcze chwilę, po czym wstałem.
-Od czego zaczynamy?-poruszałem ogonem na boki.
Cress podszedł do mnie. Zmierzył wzrokiem, od stóp po głowę.
-Co się tak patrzysz? Wszystko wypatrzysz i co wtedy?
- To jajco.-Cress pokazał mi język, a potem pocałował w policzek.-Na więcej dzisiaj nie licz, dupku!-wrócił na miejsce przy ognisku.
-Ej…-Sime podeszła tanecznym krokiem do Cressa, a potem położyła mu ręce na ramionach-Skoro, twój facet, masturbował się podczas snu, to znaczy, że nie robiliście tego jeszcze?
Moja twarz i Cressa zrobiła się cała czerwona. Co ona sobie wyobrażała?
-Zajmij się swoim seksualnym życiem, a nie moim!-Perełka odchyliła nieco głowę na bok.
-Zrobiliście to...hehehe...masz to wymalowane na twarzy.-Sime owinęła ogon wokół ogona Cressa.
Jak ja ją zaraz...niech ona spada od mojego Cressa! Właśnie, mojego psia jego!
-Ekhm!-Cress wstał, a następnie odkaszlnął-Tak Sime, zrobiliśmy to. Xalanth jest najcudowniejszym facetem, z jakim byłem. Noc, jaką z nim spędziłem, była najwspanialsza w życiu, a teraz przepraszam. Praca i obowiązki wzywają.-twarz Cressa była czerwona jak ostatni Czerwony Księżyc.
Moja w sumie też. Patrzyłem jak Cress odlatuje. Matulu...on naprawdę to powiedział? Zakryłem twarz rękami. Pieprzony dupek! Ten to ma tupet! Niemniej, trochę podskoczyło mi ego. Widać wcale taki kiepski w łóżku nie jestem.
-A, kochanie…-Cres zawisł w powietrzu-Jesteś naprawdę dobry w łóżku, mimo, że twój penis mógłby być kapkę większy.-pokazał palcami ową kapkę-Miłego treningu! Kocham cię!-medyk oddalił się w błyskawicznym tempie od nas.
Czułem się jakbym dostał obuchem w łeb. Mój facet powiedział takie coś...jak on mógł? Parszywy dupek...ale i tak go kocham.
-Te, zakochańcu, do roboty. Trening sam się nie odbębni.-Sime strzeliła mnie przez łeb-Dzisiaj zaczniemy od czegoś łatwego. Zrób trzy serie przysiadów na przemian z pompkami, skoki na skakance…-wyjęła z torby skakankę oraz gumę do ćwiczeń-Wszystko po dwieście razy. Już, do roboty.-usiadła na skalnej półce.
Obserwowała mnie z uwagą. Zacząłem więc ćwiczyć, tak jak mi kazała. Najpierw przysiady, potem pompki, skakanka, a na końcu guma. Sime, dała mi dziesięć minut przerwy i znowu powtórka z rozrywki. Dość mocno odczuwałem to, co było wczoraj. Niemniej trening to trening, czyż nie? Później robiliśmy ćwiczenia rozciągające. Nie wiem, czemu akurat taka kolejność. Zawsze myślałem, że to robi się najpierw. No nic, ona była moim trenerem. Urządziła mi też mały sparing, póki co na ziemi. Związała mi z tylu ręce i kazała używać tylko nóg. Nie było to wcale takie łatwe! Głównie, miałem problem z równowagą, po wyprowadzaniu ciosów. Dzisiaj, podczas treningu prawie w ogóle mnie nie krytykowała. Praktycznie milczała, poza mówieniem mi, co będziemy robić.
Minęło tak może z pięć godzin, kiedy zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę. Ległem na plecy i podziwiałem leniwie płynące chmury.
-Szefowo, o co chodziło z kontrolą Ki?-podniosłem się do pół siadu.
-Zawsze sprawdzam swoim uczniów, czy mają kontrolę nad nią czy też nie mają w ogóle. Jak nie masz kontroli nad Ki nie jesteś chociażby w stanie utrzymać określoną długość ataków, nie jesteś w stanie dobrze jej ukryć.-podniosła palec ku górze-Kontrola Ki jest bardzo ważna. Jeśli zużyjesz jej za dużo do ataku podczas walki z wrogiem, możesz, a nawet na pewno przegrasz. Zauważ, że jak korzystasz z energetycznych ataków, to się męczysz, jak przy wysiłku fizycznym. Wiesz, energia Ki, to inaczej siła życiowa.-mówiła dalej, a ja słuchałem z zainteresowaniem-Im jesteś silniejszy, tym możesz dysponować większymi jej pokładami.Sime patrzyła na mnie uważnie-Najpewniej, któryś z rodziców uczył cię tego prawda?
-No tak jakby. Ojciec od razu uczył mnie i Mexmerę,jak wydobywać z ciała energię, poprzez pociski z dłoni.-podrapałem się po łepetynie.
-Jak was uczył?-Sime usiadła na przeciwko mnie.
-Po prostu no kazał skupiać się na przykład na dłoni i tworzyć w powiedźmy wierzchniej części kształt Ki.-ciężko mi było opowiadać o tym, jak nas ojciec zmuszał wręcz do nauki strzelania.
-Czyli nie pokazywał wam czystej ki?-widząc moją minę, Sime westchnęła-Czyli od razu uczył was wyzwalania Ki jako pocisk, jeśli chodzi o formę fizyczną. Kiepski pomysł. Nie poznacie wtedy, dokładnie jak się z nią zjednać. Patrz uważnie.-Sime uniosła prawą rękę.
Ułożyła dłoń w lekką łódeczkę. Praktycznie bez wysiłku stworzyła na niej małą, złotą kuleczkę energii Ki.
-Jak to zrobiłaś?!-przysunąłem twarz do jej tworu.
Nawet dotknąłem go palcem. Bylem w stanie to zrobić.
-Jeśli nauczysz się kontrolować przepływ ki, to stworzenie takiego cudeńka nie będzie dla ciebie problemem.-podrzuciła kuleczkę, a ta rozprysła sięDziwi mnie, że was ojciec nie uczył was tego.
-Teraz to nie mam jak go spytać, czemu tak robił. Może dlatego, że praktycznie nigdy nie miał dla nas czasu. W sumie, to bardzo szybko posłał nas do akademii. Wiesz, mnie i siostrę...aj! Nie chciałem!-zakryłem ręką usta.
Sime wywróciła oczyma. Na całe szczęście, dostałem tylko pstryka w czoło.
-Powiesz mi coś jeszcze o energii Ki, szefowo?-oparłem się łokciami o kolana.
Zacząłem merdać ogonem.
-Wiesz, kumulowanie i stosowanie Ki objawia się na wiele sposób. Weźmy na przykład samoładowanie czy indywidualny atak.-Sime miała sporą wiedzą, to musiałem przyznać-Myślę, jak ci to najłatwiej wyjaśnić, żebyś zrozumiał...hmmm...znasz poziom ssj prawda? Coby móc wejść w ten stan potrzebna jest odpowiednia ilość Ki zgromadzonej w naszym ciele, poza tym dochodzi siny bodziec. Przeważnie jest to utrata bliskiej osoby. Zanim spytasz, w moim przypadku była to utrata współtowarzyszy walki, z którymi byłam zżyta. Tsuful ich zainfekował i nie mogłam nic z tym zrobić.-Sime posmutniała.
-Czy...szefowa musiała ich...zabić?-nie wiem czy dobrze zrobiłem, zadając owe pytanie, bo dziewczyna miała wymalowany na twarzy ból, zmieszany z gniewem.
-Tak. Inaczej zabiliby mojego brata oraz siostrę, która nie potrafi walczyć. Heh, głupia obrała sobie za cel zostać piosenkarką i zrobić rodzicom na złość.-podziwiałem ją, bo mówiąc to, nie uroniła ani jednej łzy.-Jest też inny sposób zbierania, czy jak wolisz kumulowania Ki. Nie w swoim ciele, a poza nim. Jednym słowem to, co pokazałam ci wcześniej czy ataki energetyczne. Możesz też dzięki niej lata.-uśmiechnęła się do mnie.
Dziewczyny to jednak twarde sztuki, albo to ona była tak doświadczona przez życie.
-Pamiętaj Xalanth, że samozaparcie to najważniejsza rzecz poza odpowiednim treningiem.-Sime wstała.
Otrzepała tyłek. Nie moglem uwierzyć, że zwróciła się do mnie po imieniu. Przyglądałem się jej uważnie. Z tego, co Cress mówił, i ja i ona mieliśmy mniej więcej tyle samo lat. Jednak miałem wrażenie, że ona jest ode mnie sporo doroślejsza. Też bym tak chciał...właśnie! Może dlatego tak mnie traktuje, żeby mnie zahartować?
-Powiedź mi coś, szefowo...myślisz, że kiedyś będę mógł dorównać ojcu?-rozmasowałem skroń.
-Nie.-przełknąłem ślinę, słysząc jej odpowiedź-Ponieważ Xalanth to Xalanth, a nie jego ojciec. Masz iść swoją ścieżką, a nie ojca. jasne?-patrzyła na mnie.
Pokiwałem głową, po czym wstałem. Westchnąłem. Powtórzyliśmy serię ćwiczeń, potem sparing. Na sam koniec zafundowała mi wspinaczkę po górach, z raz związaną jedną ręką na plecach, raz drugą. Kazała nawet stać z rozstawionymi nogami i trzymać na wyciągniętych dłoniach kamienie. Miała dziwne metody treningu, ale to było coś nowego.
Wieczorem, byłem padnięty. Zaprowadziła mnie do domu Cressa. Padłem jak mucha, po gorącej kąpieli. Jeszcze czując mięciutką poduszkę. Nawet nie zauważyłem kiedy Perełka wróciła i położyła się obok mnie. Zastanawiałem się tylko nad słowami Sime. Powiedziała na odchodne, że następnego dnia popracuje nad moją samooceną. Ciekawy bylem nadchodzącego dnia. O tyle dobrze, że kazała mi się wyspać najpierw porządnie, a potem miałem wpaść do warsztatu jej rodziców. Niemniej czułem, że mogę się od niej sporo nauczyć. Przytuliłem przez sen Cressa. Tak, było idealnie.
//OOC: trening koniec
z.t-> gdzieś do miasta
-Mmm! Pachnie idealnie!-Cress pociągnął nosem-Xalowi powinno smakować!-Cress uśmiechnął się do siedzącej obok Sime.
Oboje potrafili gotować, więc zajęli się przygotowaniem śniadania. Ja zaś, smacznie sobie spałem. Śnił mi się Cress, moje kochanie, cudne przecudowne...właśnie MOJE kochanie. Miałem przyjemny sen, że jesteśmy sami, u niego w domu...mmm...jego ciałko, takie cieplutkie i delikatne...do tego kruchutkie….mmm….
-Cresss...mmm…hehehehe….-ślina pociekła mi z kącika ust.
Zamlaskałem i mruknąłem głośniej. Poruszałem ogonem radośnie.
-A ten co się tak śmiejesz przez sen i merda tym ogonem?-Cress uniósł jedną brew.-Czy ja słyszałem swoje imię?-zaczął nasłuchiwać.
Sime nic nie mówiła. Spróbowała łyżka zupy.
-Następnym razem, dodaj nieco więcej soli, bo jest niesłona.-dziewczyna w ogóle nie zwracała uwagi na to, że Cress przysunął się do mnie.
-Cress...jeszcze...mmm...postaraj się dla mnie skarbie…-moje policzki zrobiły się całe różowe.-Cress...Perełko...postaraj się…
-O czym ty już śnisz, zboczona małpo?-Cress spojrzał na mnie z góry.
Sime nalała sobie do małej miseczki nieco zupy. Upiła trochę.
-Cress, powinieneś częściej gotować.-dalej delektowała się gorącym poiłkiem.
-Cress...mmm….Perełko...mmm…-mój sen był taki realistyczny, więc pomrukiwałem głośniej.
-...-Perełka zaczynał się denerwować.-Zaraz mu przywalę w ten durny, zacieszony ryj.
Ja zaś, miałem coraz lepsze doznania, podczas snu. I to dosłownie…
-To zrób to.-Sime dopiła zupę i pokazała palcem na to, co robiłem przez sen.-Mam nadzieję, że w gościach, potrafi się pilnować.
-Xalanth, ty pieprzony zboczeńcu!-Cress walnął mnie z całej siły w łepetynę, więc chcąc nie chcąc musiałem się obudzić.
-Co ty wyczyniasz małpiatko?! Co to, za pomysły?!-zacisnąłem pięści, patrząc na chłopaka.
-Zboczeńcu pieprzony! Masturbowałeś się przez sen!-Cress wstał i odwrócił się tyłem do mnie.
-....-moja twarz zrobiła się cała czerwona.
-Zboczeniec i tyle. Masz szlaban na seks na cały miesiąc!-Cress warknął na mnie, po czym poszedł usiąść obok Sime.
Przeczesałem włosy. Będę musiał się natrudzić, żeby go przeprosić. Tylko co? Jeszcze coś wymyślę! Poszedłem się odlać, a następnie dołączyłem do Sime i mojego kochanie. Oczywiście Cress, odsunął się ode mnie. Chyba chciał mnie ukarać. Niech go szlag. Potem się z nim rozliczę. Tylko zostaniemy sami. Chciałem nalać sobie zupy do miski, ale Sime zabrała mi ją.
-Ej no! Dlaczego? Jestem głodny…-burknąłem niezadowolony.
-Przed treningiem się nie jada.-skwitowała krótko, po czym wstała.
Podeszła do mnie i złapała za kołnierz. Pociągnęła za sobą, a ja szurałem dupskiem po podłożu.
-Co to za jakieś durne pomysły?!-warknąłem na nią, ale widząc jest spojrzenie od razu się skuliłem.-Um...przepraszam…-spojrzałem gdzieś w bok.
-Radzę nauczyć ci się ogłady, bo będziesz miał przesrane, panie armatnie mięso.-patrzyła na mnie z góry-Siad po turecku i pokaż mi, jak kontrolujesz Ki. Już.-zmrużyła oczy.
Potulnie zrobiłem co kazała, tylko...jak jej miałem pokazać, jak kontroluję Ki? nastała taka dziwna cisza. Tylko było słychać jak Cress siorbie zupę. Właśnie...jedzonko...byłem głodny…
-Jesteś debilem...jak można tego nie wiedzieć?-Sime potarła skroń palcami.
-Nie jestem debilem. Po prostu nie umiem i już.-skrzyżowałem ręce na piersiach.-Aua! I za co?!-rozmasowałem obolały łeb-Co jest?! Najpierw Cress teraz ty?!
-Jakie ty?! Zważaj na słowa gnojku.-Sime złapała mnie za poły ubrania-Masz się do mnie zwracać z szacunkiem, a jak nie, to dam ci lekcję pokory, na jaką zasługujesz.-znowu patrzyła tym chłodnym wzrokiem.
Zmalałem w oczach. Jak mnie puściła, cofnąłem się do tyłu.
-Mięczak. Jak będziesz pokazywać, że się boisz, to w akademii zrównają cię do roli rynsztoku.-splunęła obok-Wojownik nie może mieć niskiej samooceny. Wojownik musi być pewny siebie oraz siły jaka posiada. Musi być dumny z tego, kim jest.-pochyliła się ku mnie-Twój ojciec musiał mieć niezłe kompleksy, skoro zgnoił swojego syna do tego stopnia, że ten nie potrafi uwierzyć w siebie. Jest żałosną imitacja wojownika, po każdej nawalonej próbuje zaczyna zachowywać się jak rozkapryszony bachor.-Sime stała nade mną, a kiedy mówiła, to jej słowa bardzo mnie raniły-Popatrz na siebie. Ty chcesz być wojownikiem? nadajesz się co najwyżej do sadzenia kwiatków w ogródku. Nie rozumiem twojego ojca. Zamiast sprawić, by syn był chlubą rodziny, to sprawił, że stał się totalna miernotą, niedojdą. Żal mi twojego ojca i twojej matki. O zmarłych się źle nie mówi, ale to hańba dla rodziny. Wyparłabym się takich rodziców.-skrzyżowała ręce na piersiach.
Poruszała nerwowo ogonem.
-Próbowałeś, starałeś się, a on nigdy tego nie doceniał prawda? Ciągle była twoja wina, nawet tamta sytuacja, przez którą masz…-pokazała na swoją szyje, ale wiedziałem, że mówi o mojej bliźnie.
Mimowolnie ją dotknąłem. Skąd ona mogła wiedzieć takie rzecz, przecież nie znała mnie! Cress na pewno jej nie powiedział, prawda? Jednak ta sprawa w akademii, z tamtym kadetem i jego ojcem...może jednak nie każdy wierzył, w słowa tamtego?
-Twoja matka tylko mówiła, żebyś dał sobie spokój, bo ojciec taki jest.-odwróciła się do mnie tyłem nadal poruszając ogonem-Głaskała cię po tym durnym łbie, zamiast powiedzieć, żebyś nie słuchał i robił swoje. To teraz masz. Jesteś totalna niedojną ofiarą losu. Takie zafajdane ofiary losu, powinny od razu zdychać.-ostatnie słowa, cholernie zabolały.
-Przestań! Posunęłaś się za daleko!-Cress wstał.
Widziałem, że ma zaciśnięte pięści.
-Cress, cicho bądź. Oboje już bądźcie cicho…-czułem jak łzy same cisną mi się do oczu.-Ona ma rację Cress. Mój ojciec tak robił. Nie ważne, jak bardzo się starałem, ciągle było źle.Nie ważne, jak bardzo się starałem. Jak coś się działo, zawsze to była moja wina, a matka powtarzała, że ojciec taki jest i mam dać spokój.-zgiąłem nogi w kolanach, a potem objąłem je rękami-Ojciec i matka, zawsze uważali mnie za kogoś gorszego. Obrywałem nawet za siostrę, której się zawsze wszystko upiekło, wszystko.-poczułem dłoń Sime na swojej głowie.
Spojrzałem na nią. W jej oczach nie było tego chłodu, co wcześniej. Pochyliła się ku mnie, a potem dostałem pstryka w czoło. Zakryłem czoło. Bolało!
-Teraz masz mnie, a przede wszystkim Cressa. Więc do roboty.-oparła dłonie o boki, nadal się ku mnie pochylając-Tylko trzeba też będzie popracować nad twoim tokiem myślenia. Zmuszę, by twoja główka zaczęła pracować.-popukała mnie palcem w czoło.-Wstawaj, do roboty głąbie.-wyprostowała się.
Przeciągnęła się, mrucząc przy tym. Zamrugałem powiekami. Nie wydawała się teraz taka straszna jak wcześniej. Rozmasowałem kark. Siedziałem tak jeszcze chwilę, po czym wstałem.
-Od czego zaczynamy?-poruszałem ogonem na boki.
Cress podszedł do mnie. Zmierzył wzrokiem, od stóp po głowę.
-Co się tak patrzysz? Wszystko wypatrzysz i co wtedy?
- To jajco.-Cress pokazał mi język, a potem pocałował w policzek.-Na więcej dzisiaj nie licz, dupku!-wrócił na miejsce przy ognisku.
-Ej…-Sime podeszła tanecznym krokiem do Cressa, a potem położyła mu ręce na ramionach-Skoro, twój facet, masturbował się podczas snu, to znaczy, że nie robiliście tego jeszcze?
Moja twarz i Cressa zrobiła się cała czerwona. Co ona sobie wyobrażała?
-Zajmij się swoim seksualnym życiem, a nie moim!-Perełka odchyliła nieco głowę na bok.
-Zrobiliście to...hehehe...masz to wymalowane na twarzy.-Sime owinęła ogon wokół ogona Cressa.
Jak ja ją zaraz...niech ona spada od mojego Cressa! Właśnie, mojego psia jego!
-Ekhm!-Cress wstał, a następnie odkaszlnął-Tak Sime, zrobiliśmy to. Xalanth jest najcudowniejszym facetem, z jakim byłem. Noc, jaką z nim spędziłem, była najwspanialsza w życiu, a teraz przepraszam. Praca i obowiązki wzywają.-twarz Cressa była czerwona jak ostatni Czerwony Księżyc.
Moja w sumie też. Patrzyłem jak Cress odlatuje. Matulu...on naprawdę to powiedział? Zakryłem twarz rękami. Pieprzony dupek! Ten to ma tupet! Niemniej, trochę podskoczyło mi ego. Widać wcale taki kiepski w łóżku nie jestem.
-A, kochanie…-Cres zawisł w powietrzu-Jesteś naprawdę dobry w łóżku, mimo, że twój penis mógłby być kapkę większy.-pokazał palcami ową kapkę-Miłego treningu! Kocham cię!-medyk oddalił się w błyskawicznym tempie od nas.
Czułem się jakbym dostał obuchem w łeb. Mój facet powiedział takie coś...jak on mógł? Parszywy dupek...ale i tak go kocham.
-Te, zakochańcu, do roboty. Trening sam się nie odbębni.-Sime strzeliła mnie przez łeb-Dzisiaj zaczniemy od czegoś łatwego. Zrób trzy serie przysiadów na przemian z pompkami, skoki na skakance…-wyjęła z torby skakankę oraz gumę do ćwiczeń-Wszystko po dwieście razy. Już, do roboty.-usiadła na skalnej półce.
Obserwowała mnie z uwagą. Zacząłem więc ćwiczyć, tak jak mi kazała. Najpierw przysiady, potem pompki, skakanka, a na końcu guma. Sime, dała mi dziesięć minut przerwy i znowu powtórka z rozrywki. Dość mocno odczuwałem to, co było wczoraj. Niemniej trening to trening, czyż nie? Później robiliśmy ćwiczenia rozciągające. Nie wiem, czemu akurat taka kolejność. Zawsze myślałem, że to robi się najpierw. No nic, ona była moim trenerem. Urządziła mi też mały sparing, póki co na ziemi. Związała mi z tylu ręce i kazała używać tylko nóg. Nie było to wcale takie łatwe! Głównie, miałem problem z równowagą, po wyprowadzaniu ciosów. Dzisiaj, podczas treningu prawie w ogóle mnie nie krytykowała. Praktycznie milczała, poza mówieniem mi, co będziemy robić.
Minęło tak może z pięć godzin, kiedy zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę. Ległem na plecy i podziwiałem leniwie płynące chmury.
-Szefowo, o co chodziło z kontrolą Ki?-podniosłem się do pół siadu.
-Zawsze sprawdzam swoim uczniów, czy mają kontrolę nad nią czy też nie mają w ogóle. Jak nie masz kontroli nad Ki nie jesteś chociażby w stanie utrzymać określoną długość ataków, nie jesteś w stanie dobrze jej ukryć.-podniosła palec ku górze-Kontrola Ki jest bardzo ważna. Jeśli zużyjesz jej za dużo do ataku podczas walki z wrogiem, możesz, a nawet na pewno przegrasz. Zauważ, że jak korzystasz z energetycznych ataków, to się męczysz, jak przy wysiłku fizycznym. Wiesz, energia Ki, to inaczej siła życiowa.-mówiła dalej, a ja słuchałem z zainteresowaniem-Im jesteś silniejszy, tym możesz dysponować większymi jej pokładami.Sime patrzyła na mnie uważnie-Najpewniej, któryś z rodziców uczył cię tego prawda?
-No tak jakby. Ojciec od razu uczył mnie i Mexmerę,jak wydobywać z ciała energię, poprzez pociski z dłoni.-podrapałem się po łepetynie.
-Jak was uczył?-Sime usiadła na przeciwko mnie.
-Po prostu no kazał skupiać się na przykład na dłoni i tworzyć w powiedźmy wierzchniej części kształt Ki.-ciężko mi było opowiadać o tym, jak nas ojciec zmuszał wręcz do nauki strzelania.
-Czyli nie pokazywał wam czystej ki?-widząc moją minę, Sime westchnęła-Czyli od razu uczył was wyzwalania Ki jako pocisk, jeśli chodzi o formę fizyczną. Kiepski pomysł. Nie poznacie wtedy, dokładnie jak się z nią zjednać. Patrz uważnie.-Sime uniosła prawą rękę.
Ułożyła dłoń w lekką łódeczkę. Praktycznie bez wysiłku stworzyła na niej małą, złotą kuleczkę energii Ki.
-Jak to zrobiłaś?!-przysunąłem twarz do jej tworu.
Nawet dotknąłem go palcem. Bylem w stanie to zrobić.
-Jeśli nauczysz się kontrolować przepływ ki, to stworzenie takiego cudeńka nie będzie dla ciebie problemem.-podrzuciła kuleczkę, a ta rozprysła sięDziwi mnie, że was ojciec nie uczył was tego.
-Teraz to nie mam jak go spytać, czemu tak robił. Może dlatego, że praktycznie nigdy nie miał dla nas czasu. W sumie, to bardzo szybko posłał nas do akademii. Wiesz, mnie i siostrę...aj! Nie chciałem!-zakryłem ręką usta.
Sime wywróciła oczyma. Na całe szczęście, dostałem tylko pstryka w czoło.
-Powiesz mi coś jeszcze o energii Ki, szefowo?-oparłem się łokciami o kolana.
Zacząłem merdać ogonem.
-Wiesz, kumulowanie i stosowanie Ki objawia się na wiele sposób. Weźmy na przykład samoładowanie czy indywidualny atak.-Sime miała sporą wiedzą, to musiałem przyznać-Myślę, jak ci to najłatwiej wyjaśnić, żebyś zrozumiał...hmmm...znasz poziom ssj prawda? Coby móc wejść w ten stan potrzebna jest odpowiednia ilość Ki zgromadzonej w naszym ciele, poza tym dochodzi siny bodziec. Przeważnie jest to utrata bliskiej osoby. Zanim spytasz, w moim przypadku była to utrata współtowarzyszy walki, z którymi byłam zżyta. Tsuful ich zainfekował i nie mogłam nic z tym zrobić.-Sime posmutniała.
-Czy...szefowa musiała ich...zabić?-nie wiem czy dobrze zrobiłem, zadając owe pytanie, bo dziewczyna miała wymalowany na twarzy ból, zmieszany z gniewem.
-Tak. Inaczej zabiliby mojego brata oraz siostrę, która nie potrafi walczyć. Heh, głupia obrała sobie za cel zostać piosenkarką i zrobić rodzicom na złość.-podziwiałem ją, bo mówiąc to, nie uroniła ani jednej łzy.-Jest też inny sposób zbierania, czy jak wolisz kumulowania Ki. Nie w swoim ciele, a poza nim. Jednym słowem to, co pokazałam ci wcześniej czy ataki energetyczne. Możesz też dzięki niej lata.-uśmiechnęła się do mnie.
Dziewczyny to jednak twarde sztuki, albo to ona była tak doświadczona przez życie.
-Pamiętaj Xalanth, że samozaparcie to najważniejsza rzecz poza odpowiednim treningiem.-Sime wstała.
Otrzepała tyłek. Nie moglem uwierzyć, że zwróciła się do mnie po imieniu. Przyglądałem się jej uważnie. Z tego, co Cress mówił, i ja i ona mieliśmy mniej więcej tyle samo lat. Jednak miałem wrażenie, że ona jest ode mnie sporo doroślejsza. Też bym tak chciał...właśnie! Może dlatego tak mnie traktuje, żeby mnie zahartować?
-Powiedź mi coś, szefowo...myślisz, że kiedyś będę mógł dorównać ojcu?-rozmasowałem skroń.
-Nie.-przełknąłem ślinę, słysząc jej odpowiedź-Ponieważ Xalanth to Xalanth, a nie jego ojciec. Masz iść swoją ścieżką, a nie ojca. jasne?-patrzyła na mnie.
Pokiwałem głową, po czym wstałem. Westchnąłem. Powtórzyliśmy serię ćwiczeń, potem sparing. Na sam koniec zafundowała mi wspinaczkę po górach, z raz związaną jedną ręką na plecach, raz drugą. Kazała nawet stać z rozstawionymi nogami i trzymać na wyciągniętych dłoniach kamienie. Miała dziwne metody treningu, ale to było coś nowego.
Wieczorem, byłem padnięty. Zaprowadziła mnie do domu Cressa. Padłem jak mucha, po gorącej kąpieli. Jeszcze czując mięciutką poduszkę. Nawet nie zauważyłem kiedy Perełka wróciła i położyła się obok mnie. Zastanawiałem się tylko nad słowami Sime. Powiedziała na odchodne, że następnego dnia popracuje nad moją samooceną. Ciekawy bylem nadchodzącego dnia. O tyle dobrze, że kazała mi się wyspać najpierw porządnie, a potem miałem wpaść do warsztatu jej rodziców. Niemniej czułem, że mogę się od niej sporo nauczyć. Przytuliłem przez sen Cressa. Tak, było idealnie.
//OOC: trening koniec
z.t-> gdzieś do miasta
Strona 2 z 2 • 1, 2
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|