Kanały
Pon Lut 04, 2013 2:48 pm
Sieć kanalizacyjna rozciągająca się pod całym miastem niczym labirynt. Nigdy nie wiadomo co można tam spotkać...
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Kanały
Czw Lut 14, 2013 10:46 pm
Schował scoutery tak jak mu kazano i odprowadził wzrokiem Trenera, gdy ten poszedł zamienić słowo z Barmanem. Nie bardzo zależało mu na usłyszeniu tego, o czym rozmawiają, zresztą nawet jakby chciał to było to niemożliwe przy hałasie tu panującym. Po chwili poczuł klepnięcie w ramię i kolejny rozkaz. Ruszył wolnym krokiem za przełożonym. Przeszli przez cały przybytek, po czym przekroczyli próg jakichś drzwi. Natknęli się na dość niecodzienną sytuację: dwie dziewczyny "wyznające" sobie miłość. Na ich widok natychmiast naciągnęły na siebie to, co miały akurat pod ręką i patrzyły nieco zgorszone. Haz bezwstydnie przeskanował każdy centymetr wolnego od pościeli i ubrań ciała. A było na czym zawiesić wzrok, oj tak. Trener tymczasem jak gdyby nigdy nic złapał za łóżko i uprzedzając dziewczyny odrzucił mebel na bok. Młody Nashi wyciągnął szyję by zobaczyć co się pod nim kryło. Okazało się, że sporych rozmiarów dziura, najwyraźniej było to wejście... do czegoś. Spojrzał zdziwiony na Saiyan'a gdy ten kazał mu do niej wskoczyć, lecz długo się nie zastanawiał. Rzucił ostatnie, przeciągłe spojrzenie na lesbijki i dał nura. Leciał tak przez kilka sekund, po czym poczuł grunt pod stopami. Nim zdążył rozejrzeć się po nowej lokacji, w jego nozdrza uderzył obrzydliwy odór. Z trudem powstrzymał odruch wymiotny. Po bliższych oględzinach doszedł do wniosku, że znajdują się w kanałach. Pod nim było tak brudno, że szedł zygzakiem stawiając buty na najmniej zasyfionych fragmentach posadzki. W między czasie dołączył też Trener. Hazard jeszcze raz omiótł wzrokiem najbliższe ściany i spytał:
- Po co tutaj przyszliśmy?
Czyżby kolejna misja? I dlaczego tym razem przełożony mu towarzyszy? Mnóstwo pytań przewijało mu się przez głowę. Miał nadzieję, że za chwilę usłyszy odpowiedzi, jeśli nie na wszystkie, to chociaż na część z nich.
- Po co tutaj przyszliśmy?
Czyżby kolejna misja? I dlaczego tym razem przełożony mu towarzyszy? Mnóstwo pytań przewijało mu się przez głowę. Miał nadzieję, że za chwilę usłyszy odpowiedzi, jeśli nie na wszystkie, to chociaż na część z nich.
Re: Kanały
Pią Lut 15, 2013 4:35 pm
Trener wylądował z gracją tuż obok Hazarda. Nie przejawiał jakichkolwiek oznak dyskomfortu. Smród czy tym podobne... To dla niego niegdyś był chleb powszedni. Spojrzał na Hazarda. Widać ten nie najlepiej sobie radził w takich warunkach. Widać było jak bardzo starał się nie wdepnąć w... coś. Prowadził go jednym z korytarzy. Na zadane pytanie odpowiedział:
- Już niedługo się dowiesz.
Prowadził go dalej. Dość spory kawałek aż wreszcie doszli do jakiegoś większego pomieszczenia gdzie na samym środku znajdował się dość spory zbiornik ścieków. Niczym wodospady dookoła spływały do niego zanieczyszczenia z całego miasta. Smród w tym miejscu był jeszcze bardziej intensywny niż gdziekolwiek indziej.
- Te miejsce będzie odpowiednie. Techniki, której Cię nauczę zna niewielu na Vegecie. Ciężko byłoby kontrolować poczynania niższych rangą jeśli każdy z nich pozbyłby się scoutera a znając tą technikę staje się on niemalże zbędny.
Podleciał na środek zbiornika i nad nim się zatrzymał. Odwrócony w stronę Hazarda kontynuował swój wykład.
- Musisz nauczyć się panować nad swoją ki nie tylko na tyle by wytworzyć jakąś kulę energii. Musisz też czuć Ki stworzeń dookoła ciebie. Wystarczy, że się odpowiednio skoncentrujesz. Uwalniana energia powinna odbić się od innej istoty i wrócić do ciebie tym samym dając ci sygnał jak silne jest owe stworzenie.
Wtem na moment się wyciszył. Szybko się odwrócił i zabił coś podobnego do ziemskiego szczura.
- Mniej więcej tak to wygląda w praktyce. Nie mogłem go zobaczyć bo był za moimi plecami ani też usłyszeć bo szum wody zagłuszał wszystkie inne dźwięki. Po prostu go wyczułem. Będziesz musiał zrobić to samo tyle, że nie na szczurze tylko na mnie. Wyczuwanie tak niewielkich stworzeń to już wyższa szkoła jazdy.
Znalazł się z powrotem obok Hazarda. Stojąc na twardym gruncie kontynuował.
- Będziesz musiał mnie znaleźć w tym labiryncie korytarzy. Specjalnie podniosę nieco swój poziom energii żeby ci było łatwiej. Ale nie mam zamiaru czekać w nieskończoność. Daję ci godzinę. Jeśli ci się nie uda w tym czasie do mnie dojść to możesz zapomnieć o nauce tej techniki.
Ostatnie słowa mówił znikając już w ciemnościach jednego z korytarzy. Haza zostawił zdanego samego na siebie. Okolica z pewnością nie należała do sprzyjających skoncentrowaniu się. Nie dość, że śmierdziało to jeszcze dodatkowo dekoncentrował szum wody (a raczej ścieków).
OOC: Opisujesz wyczerpująco trening techniki. Czy Ci się uda znaleźć trenera po jednym czy po dwóch postach to już zależy od tego jak bardzo się postarasz
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Kanały
Pią Lut 15, 2013 11:13 pm
Przełożony swoimi słowami tylko rozbudził jego ciekawość. Szedł za nim zastanawiając się o co może chodzić i krzywiąc się na widok panującego w tym miejscu syfu. Nigdy nie był jakimś czyścioszkiem, zdarzało mu się nie sprzątać w pokoju przez kilka dni, zostawiając na meblach sporą warstwę kurzu. Ale to co działo się tutaj było nie do zniesienia. Miał nadzieję, że za jakiś czas jego nos przyzwyczai się do tego odoru, bo jeśli nie to chyba zwymiotuje na pelerynę Trenera, za co pewnie nieźle by mu się dostało. Wreszcie ujrzał, iż wchodzą do jakiegoś większego pomieszczenia. Niestety, smród w tym miejscu jeszcze bardziej się nasilił. Oparł się ręką o jedną ze ścian oddychając szybko. Wodospady fekaliów spływające z każdej strony wprost do ogromnego zbiornika. Na sam ich widok zawartość żołądka podchodziła mu do gardła. Ogarnął się jednak słysząc słowa Trenera. Stanął prosto i zapomniał o panujących tu warunkach, skupiając się na tym, co mężczyzna ma mu do przekazania. Uśmiechnął się na wieść o tym, że technika której będzie się uczył jest rzadka. Warto mieć ją w swoim asortymencie i w odpowiedniej chwili wykorzystać. Mała próbka możliwości jakie owa zdolność umożliwia zrobiła na nim spore wrażenie. A więc chodzi o technikę wyczuwania energii przeciwnika. Coś, czego już miał się nauczyć na Ziemi, jednak z przyczyn od niego niezależnych do tego nie doszło. Mina zrzedła mu nieco, gdy przełożony zagłębił się w jeden z korytarzy informując go uprzednio, że ma godzinę na odnalezienie go. Tego się nie spodziewał, sądził iż okaże się jakoś bardziej pomocny, doradzi mu w paru kwestiach. W takim wypadku dochodzi presja czasu, która może okazać się zgubna.
- No to super - wymamrotał pod nosem.
- No to super - wymamrotał pod nosem.
- Część właściwa treningu:
Wzniósł się w powietrze i zatrzymał dokładnie w tym samym miejscu co przed chwilą Trener. Zamknął oczy i wyciszył umysł. A przynajmniej starał się to zrobić. Wszechobecny smród i zgiełk skutecznie go dekoncentrował.
- Eh specjalnie mnie tu przyprowadził, co bym nie miał za łatwo - westchnął - no dobra, jak on to powiedział? "Uwalniana energia powinna odbić się od innej istoty i wrócić do ciebie tym samym dając ci sygnał jak silne jest owe stworzenie". Brzmi skomplikowanie i pewnie takie jest.
Te słowa wcale mu nie pomagały. Cały czas myślał tylko o jednym: jak w godzinę ma opanować tak trudną technikę, znając jedynie teoretyczne podstawy? Ale z drugiej strony gdyby było to niemożliwe, to Trener nie postawiłby przed nim takiego zadania. Właśnie uświadomił sobie, że od 3 minut bezsensownie się zadręcza zamiast starać się skoncentrować. 60 minut to strasznie mało, a on właśnie zmarnował kilka z nich. Pokręcił głową na boki i zaczął raz jeszcze. Po chwili szum ścieków już do niego nie docierał. Smród również jakby się ulotnił. Z zamkniętymi oczyma starał się wyczuć cokolwiek. Gość powiedział, że specjalnie podniesie poziom swej energii, aby miał łatwiej. Jednak póki co na nic się to zdało. Wypuścił głośno powietrze nosem i otworzył oczy. Lewitował w powietrzu, siedząc po turecku, mając pod sobą morze fekaliów spływających tu zewsząd. Klepnął się mocno otwartą dłonią w policzek. Nie może myśleć o takich głupotach. Minęło już około 10 minut, a on ani trochę nie zbliżył się do opanowania tej techniki. Drugie podejście. Maksymalna koncentracja, aż wokół jego sylwetki pojawił się cieniutki zarys złotawej aury. Wszak nadal był w stadium Super Saiyan'a. Starał się jak tylko mógł, ale nadal nic do niego nie dochodziło. Nic nie czuł. Nawet energii tych małych gryzoni, które hasały sobie kilka metrów od niego. Chociaż Trener przestrzegał go, że w przypadku tego typu stworzeń rzecz jest jeszcze trudniejsza. Minęło 10 minut, potem 15, następnie 20, a wszystko było nadal takie samo. Powoli ogarniała go złość, dekoncentrował się. Minęło już około 30 minut, a więc połowa danego mu czasu, a on nie zrobił żadnych postępów.
- Dlaczego... - rzekł zgrzytając zębami - do... cholery... nic... się... NIE DZIEJE! - po ostatnich słowach nie wytrzymał i uwolnił sporą ilość energii.
Rozbłysło złotawe światło i olbrzymi zbiornik znajdujący się pod nim eksplodował. W porę podleciał pod sam sufit, unikając tym samym ochlapania zawartością kotła. Miał farta, jeszcze tego tylko brakowało, aby pokryła go warstwa szczochów i gówna. Wisiał tak jeszcze przez kilka sekund dysząc ciężko, po czym złota aura zanikła. Musi bardziej nad sobą panować. To zdarzenie dało mu sporo do myślenia. Od dawna to podejrzewał, jednak teraz jest tego pewien. Po przemianie w Super Saiyan'a zmienia się nieco jego zachowanie. Staje się bardziej wybuchowy, agresywny, może nawet arogancki. Nie jest już tym samym Hazard'em, szarą myszką. Upodabnia się do swoich rodziców. Normalnie pewnie zadręczałby się tą sytuacją przez kilka następnych godzin, jednak teraz czas go gonił. Pozostało mu jakieś półgodziny. Nie ma co, trzeba zmienić taktykę. Usiadł pod jedną z wolnych ścian, tzn. po taką z której nie spływały ścieki, i zaczął obmyślać nowy plan działania. I nagle doznał olśnienia. Przypomniało mu się jak ktoś (nie pamiętał dokładnie kto) opowiadał mu co nieco o tej technice. A konkretnie o wyostrzeniu zmysłów. Wzrok, słuch, węch, muszą one działać na większych obrotach, trzeba pobudzić je do działania. Plus oczywiście koncentracja, nieodłączny element.
- A więc do dzieła.
Z jednej strony koncentracja, z drugiej wyostrzenie zmysłów. Ciężko było sobie wyobrazić połączenie tych dwóch czynności, ale on musiał to zrobić. Pewnie miał teraz strasznie głupią minę, lecz co z tego, był tu sam i nikt go nie zobaczy. Minuty mijały, nadal nic się nie działo, a on dalej próbował. Nic innego nie wymyśli, to jego ostatnia nadzieja. Jeśli to nie zadziała, to będzie koniec. Dlatego nie przejmując się niczym kontynuował tę czynność. Stracił poczucie czasu. Będzie to robił dopóki mu się uda. Lub gdy zjawi się Trener z informacją, że godzina minęła a on jest ofermą i nieudacznikiem nie potrafiącym opanować tej techniki. Smród nasilił się kilkukrotnie, nawet ten okropny widok stał się jakby bardziej realny. Nie przejmował się tym, jeśli zwymiotuje to najwyżej. Był teraz w czymś w rodzaju amoku, nic nie było w stanie go z niego wyrwać. I nagle przez głowę przeszedł mu silny impuls.
Chwycił się za łepetynę. Przez ten ułamek sekundy czuł się jakby pękła mu czaszka. To dziwne uczucie nadal trwało, nadal bolało, ale nie tak bardzo jak przed chwilą. Czy to jest to? Czy wreszcie udało mu się wyczuć energię Trenera? Świadomość jakby informowała go z której strony ta Ki pochodzi. Przedziwne uczucie, będzie się musiał do tego przyzwyczaić Długo się nie zastanawiając wstał i wszedł w ten sam korytarz. Dalej prowadziła go już intuicja czy coś w tym rodzaju. Mijał kolejne zakręty, czując ekstazę. Głowa bolała jak cholera, ale on miał na twarzy uśmiech od ucha do ucha. Udało mu się, opanował tę zdolność. A przynajmniej tak mu się wydawało. Ale co to mogło być jeśli nie wyczuwanie energii innej osoby? To po prostu musiało być TO. Serce biło mu coraz szybciej, odczucie Ki jakby się nasilało, co oznacza, iż się zbliża. Nie mógł się doczekać chwili, gdy w końcu odnajdzie przełożonego w tym labiryncie.
Re: Kanały
Wto Lut 19, 2013 8:40 pm
Trener siedział sobie spokojnie oparty o mur i mający włączony stoper w scouterze.
- Jeszcze 5 minut...
Powiedział sam do siebie. Po chwili jednak usłyszał kroki. Chlapanie butami o mokrą posadzkę w kanałach sugerowało, że ktoś się zbliżał. Nie było wątpliwości. Był to Hazard. Uśmiechnięty od ucha do ucha. Widać jednak udało mu się zmieścić w czasie. Trener zatrzymał stoper na dokładnie 57 minucie.
- Gratulacje. Zmieściłeś się w wyznaczonym czasie. Szczerze mówiąc nie sądziłem, że Ci się to uda.
Założył ręce na klatkę piersiową.
- Ale to dopiero połowa treningu. Potrafisz wyczuwać energię innych ale nadal nie potrafisz odpowiednio panować nad swoją. Wydzielasz jej zbyt dużo. W ten sposób stajesz się łatwy do wykrycia. Ponadto samo wyczuwanie energii również będziesz musiał jeszcze doszlifować. Mocno się przy tym zmęczyłeś jak widzę... No ale tym zajmiesz się już bez mojej pomocy. Staraj się ciągle wyostrzać swoje zmysły by w razie zagrożenia być gotowym na atak.
Włączył swój scouter ponownie. Tym razem ukazała mu się przed oczami mapa miasta i jego aktualne położenie.
- Chodźmy stąd. Strasznie tu śmierdzi...
Powiedział machając ręką przed swoim nosem. Ruszył przed siebie prowadząc Hazarda do wyjścia.
ZT---> Tu
Re: Kanały
Czw Maj 14, 2015 12:02 am
Akcja boginki spotkała się z zaskakująco szybką reakcją miejskich patroli. Z uwagi na wysłanie głównych żołnierzy z misjami na inne planety, patrole składały się głownie z młodych Nashi. Nowo awansowani kadeci z przysłowiowym mlekiem pod nosem wskoczyli do kanału z werwą goniąc dziewczynę. Dumni i pyszni ze swojej nowej wojskowej pozycji i zadania za wszelką cenę chcieli złapać buntowniczkę. Niestety, żaden z nich nie potrafił wyczuwać energii Kaede, nawet scuotery nie potrafiły im w tym pomóc. Pojedynczo zostawali w tyle aby nie zgubić się w plątaninie korytarzy i gonili kaioshinkę tylko na słuch. Musieli się poddać i wezwać posiłki. Niecałe 5 minut później obok włazu pojawiła się długowłosa kobieta i telepatycznie niosąc ze sobą wielkiego wilka. Falncon był wyraźnie nie zadowolony z takiego sposobu podróżowania, jeszcze mniej, kiedy miał wejść do cuchnącego kanału. To udawał, ze jest ranny w łapę, to popiskiwał. Dziewczyna stała już w tunelu i przewracała oczami patrząc na poczynania zwierzaka.
- Taki wielki basior a zachowuje się jak szczeniak. Ech, niech będzie paczka ciastek czekoladowych.
Natychmiast obok rozległ się głośny plusk, ciasteczkowa waluta działała bezbłędnie na Falcona. Tori podrapała wilka za uszami i ruszyli w głąb tuneli.
- Dobra dzieciaki chodźcie i patrzcie, jak to się robi.
Falcon wywąchiwał położenie Kaede, Tori szła obok bez pospiechu trzymając go za obrożę. Obie te Ki były wyjątkowo spokojne i zrównoważone, bez wrogości i żądzy zniszczenia. Ot, jakby takie zadanie to był chleb powszedni i niekoniecznie wszystko musiało się kończyć zabiciem przeciwnika. Moc kobiety jednak była obniżona ukrywając prawdziwe umiejętności. Natomiast Ki pozostałej dziesiątki młodych małp prezentowały gamę najróżniejszych uczuć od żądzy krwi mordu, radość pierwszego poważnego zadania, szczęścia bycia w towarzystwie elitarnego wojownika, strachu, gniewu za obrazę króla. Scouter Tori był wyposażony w o wiele więcej opcji niż scoutery Nashi i juz wyświetlał jej plan kanałów. Podążali śladem Kaede sukcesywnie zmniejszając dystans, bo nie gubili się w plątaninie tuneli.
OOC: Kaede symbol Oddziału Specjalnego widziałaś już na zbroi Vivian.
- Falcon:
- Tori:
- Taki wielki basior a zachowuje się jak szczeniak. Ech, niech będzie paczka ciastek czekoladowych.
Natychmiast obok rozległ się głośny plusk, ciasteczkowa waluta działała bezbłędnie na Falcona. Tori podrapała wilka za uszami i ruszyli w głąb tuneli.
- Dobra dzieciaki chodźcie i patrzcie, jak to się robi.
Falcon wywąchiwał położenie Kaede, Tori szła obok bez pospiechu trzymając go za obrożę. Obie te Ki były wyjątkowo spokojne i zrównoważone, bez wrogości i żądzy zniszczenia. Ot, jakby takie zadanie to był chleb powszedni i niekoniecznie wszystko musiało się kończyć zabiciem przeciwnika. Moc kobiety jednak była obniżona ukrywając prawdziwe umiejętności. Natomiast Ki pozostałej dziesiątki młodych małp prezentowały gamę najróżniejszych uczuć od żądzy krwi mordu, radość pierwszego poważnego zadania, szczęścia bycia w towarzystwie elitarnego wojownika, strachu, gniewu za obrazę króla. Scouter Tori był wyposażony w o wiele więcej opcji niż scoutery Nashi i juz wyświetlał jej plan kanałów. Podążali śladem Kaede sukcesywnie zmniejszając dystans, bo nie gubili się w plątaninie tuneli.
OOC: Kaede symbol Oddziału Specjalnego widziałaś już na zbroi Vivian.
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Kanały
Czw Maj 14, 2015 6:53 pm
Latała sobie wzdłuż kanałów, unikając styczności z obskurnymi rurami. Cała była uradowana jak małe dziecko z psikusa. To było takie super! W niebezpieczny sposób przez chwilę zapragnęła stać się boginią psikusów. Oczywiście mogła uciec stąd dzięki teleportacji, ale nie chodziło o to, trzeba było odwrócić uwagę małp od wioski Kuro, a ona była do tego idealną osobą.
Jej zmysły idealnie nadawały się do zgubienia pościgu. *Trzeba im pokazać wyższość nadprzyrodzonych…* ledwo dokończyła swoją myśl, a poczuła energię inną niż pozostałe. Skądś ją kiedyś… No tak, to ten pies, co był z Vivian… zatrzymała się chwilę znów czując falę strachu, jak wtedy na powierzchni… Na domiar złego tabletka znów przestała działać i jej ciało wróciło do oryginalnego różowego koloru. Sięgnęła po tabletki, ale nie było ich w biustonoszu… Musiała zostawić w domku Kurokary. *Ciekawe, czy mój zapach też się zmienił…* zastanowiła się chwilę jak uniknąć wykrycia przez Falcona, głupi zwierzak nie umiał ukrywać swojej energii.
Nagle uśmiechnęła się szeroko, szczerząc do siebie białe ząbki. Akcja była szybka. Rozebrała się do naga i telekinezą wysłała swoje ciuszki w zupełnie przeciwnym kierunku. Następnie wyczarowała na sobie swój uniform kaio, ciesząc się, że w końcu nosi coś normalnego. Już miała odlecieć dalej, gdy nagle… Bah! Tuż za nią znalazł się otwarty piekarnik z blachą ciasta. Niech psiak myśli co i jak.
Pognała dalej, tracąc kontrolę nad starym kompletem ciuchów, który został gdzieś w innych kanałach. Znów do głowy przyszedł jej ciekawy pomysł. Wyczarowała stos bananów z karteczką „smacznego małpki”. Bawiła się wybornie, przypominała sobie o szczęśliwych chwilach, gdy jako małe dziecko grała w chowanego ze swoim opiekunem. Trwało to w najlepsze, zostawiała małe niespodzianki i dla małp i dla psa w różnych miejscach podziemnej instalacji. Raz nawet przeteleportowała się w miejsce, w którym była wcześniej, aby dodatkowo ogłupić ścigających.
W końcu stwierdziła, że warto też nawiązać próby dialogu z osobą koło Falcona.
-Cześć, to ja jestem tą, którą ściągasz, ale powinnaś tak naprawdę ścigać Zella. To kawał skurczybyka, wszystko, co wykrzyczałam na ulicy było prawdziwe, lepiej uważaj na to co ci podają. Gdy zapragniesz się ze mną skontaktować, wystarczy że się pomodlisz! O ile nie umiesz korzystać z telepatii. Całuski!- wysłała przyjacielskiego mentalsmsa, kontynuując włóczenie się jak widmo po kanałach.
Jej zmysły idealnie nadawały się do zgubienia pościgu. *Trzeba im pokazać wyższość nadprzyrodzonych…* ledwo dokończyła swoją myśl, a poczuła energię inną niż pozostałe. Skądś ją kiedyś… No tak, to ten pies, co był z Vivian… zatrzymała się chwilę znów czując falę strachu, jak wtedy na powierzchni… Na domiar złego tabletka znów przestała działać i jej ciało wróciło do oryginalnego różowego koloru. Sięgnęła po tabletki, ale nie było ich w biustonoszu… Musiała zostawić w domku Kurokary. *Ciekawe, czy mój zapach też się zmienił…* zastanowiła się chwilę jak uniknąć wykrycia przez Falcona, głupi zwierzak nie umiał ukrywać swojej energii.
Nagle uśmiechnęła się szeroko, szczerząc do siebie białe ząbki. Akcja była szybka. Rozebrała się do naga i telekinezą wysłała swoje ciuszki w zupełnie przeciwnym kierunku. Następnie wyczarowała na sobie swój uniform kaio, ciesząc się, że w końcu nosi coś normalnego. Już miała odlecieć dalej, gdy nagle… Bah! Tuż za nią znalazł się otwarty piekarnik z blachą ciasta. Niech psiak myśli co i jak.
Pognała dalej, tracąc kontrolę nad starym kompletem ciuchów, który został gdzieś w innych kanałach. Znów do głowy przyszedł jej ciekawy pomysł. Wyczarowała stos bananów z karteczką „smacznego małpki”. Bawiła się wybornie, przypominała sobie o szczęśliwych chwilach, gdy jako małe dziecko grała w chowanego ze swoim opiekunem. Trwało to w najlepsze, zostawiała małe niespodzianki i dla małp i dla psa w różnych miejscach podziemnej instalacji. Raz nawet przeteleportowała się w miejsce, w którym była wcześniej, aby dodatkowo ogłupić ścigających.
W końcu stwierdziła, że warto też nawiązać próby dialogu z osobą koło Falcona.
-Cześć, to ja jestem tą, którą ściągasz, ale powinnaś tak naprawdę ścigać Zella. To kawał skurczybyka, wszystko, co wykrzyczałam na ulicy było prawdziwe, lepiej uważaj na to co ci podają. Gdy zapragniesz się ze mną skontaktować, wystarczy że się pomodlisz! O ile nie umiesz korzystać z telepatii. Całuski!- wysłała przyjacielskiego mentalsmsa, kontynuując włóczenie się jak widmo po kanałach.
Re: Kanały
Pon Maj 18, 2015 1:03 pm
Przez kolejne dwie godziny Tori i reszta towarzystwa biegali po kanałach prowadzeni przez nos Falcona. Co rusz natrafiali na dziwne pozostawione przedmioty. Zwierzak łakomie zjadł ciastka nie dopuszczając nikogo do swojej zdobyczy. Kobieta nie zabraniała mu, wilk zawsze robił to co chciał, a wszyscy w oddziale pozostawiali te decyzje mało omylnemu zwierzęcemu instynktowi. Niemniej, obecność wielu dziwnych przedmiotów w zdawałoby się zazwyczaj opuszczonych kanałach. Pozostałości po ukrywających się tu niegdyś Tsfululach z pewnością to nie były. Przy stosie bananów Tori chwilowo straciła cierpliwość i spopieliła ją swoją energią odzyskując równowagę. Napotkane przedmioty niepokoiły ją bardzo, wyglądały na zbyt zorganizowane, jak na jedną osobę, przygotowania musiały pochłonąć kilka dni. No i jak zataszczyć niepostrzeżenie piekarnik do kanałów? Kręcili się juz w kółko. W końcu natrafili na stertę ubrań. Wilk wyraźnie się nimi zainteresował i poruszał nieznacznie ogonem poznając znajomy zapach. Saiyanka zaobserwowała ten ruch jednocześnie żałując, że wilk nie umie mówić. Zna sprawcę, a to już coś, za to powoli gonitwa przestawała mieć sens. Uganiali się za kimś, od kogo nawet Ki nie mogła wyczuć. Tori cały czas się głowiła, czy to cholernie inteligentna i przebiegła przeciwniczka, czy sądząc po pozostawionych ciuchach biegająca nago po kanałach wariatka. Ubrania spakowała, aby w razie co naukowcy znaleźli ślady DNA. Zaczęła zastanawiać się nad planem działania i wpadła na pomysł. W tym samym momencie dotarł do niej telepatyczny przekaz. Liderka oddziału uchwyciła swoim umysłem tylko nić
- No to odkryłaś nową cywilizację! Przed nim było wielu gorszych. Kogo to wszystko obchodzi.– ogryzła się złośliwie Tori.
Próbowała dzięki temu połączeniu namierzyć sprawcę ale nie udało się. Nadal nie mogła rozgryźć tej buntowniczki, zresztą po ostatniej wypowiedzi Kaede zaczęła ją nawet intrygować. Miała nadzieję, że odpowiedź poskutkuje. Skoro dziewczyna lubi grać w gry to Tori postanowiła wymyślić inną.
Saiyanka popatrzyła na umęczony oddział młodych Nashi, jeden biegając skręcił sobie nogę i teraz siedział na grzbiecie Falcona krzywiąc się z bólu. Kobieta westchnęła i obejrzała kostkę chłopaka, zbyt mocno napuchła. Wyjęła z kapsułki zestaw medyczny i w milczeniu zabrała się za prowizoryczne usztywnianie.
- Dobra, ktoś na moim poziomie nie będzie biegał za wariatką po kanałach, wychodzimy! Po kolei idźcie piersi, a ja tylko skończę bandażować mu nogę i idę za Wami. Koniec akcji.
Wydała bardzo głośne polecenie i sama specjalnie ociągała się z opatrunkiem młodzika siedzącego na grzbiecie wilka. Była ciekawa, czy przeciwniczka zagra w jej grę.
- No to odkryłaś nową cywilizację! Przed nim było wielu gorszych. Kogo to wszystko obchodzi.– ogryzła się złośliwie Tori.
Próbowała dzięki temu połączeniu namierzyć sprawcę ale nie udało się. Nadal nie mogła rozgryźć tej buntowniczki, zresztą po ostatniej wypowiedzi Kaede zaczęła ją nawet intrygować. Miała nadzieję, że odpowiedź poskutkuje. Skoro dziewczyna lubi grać w gry to Tori postanowiła wymyślić inną.
Saiyanka popatrzyła na umęczony oddział młodych Nashi, jeden biegając skręcił sobie nogę i teraz siedział na grzbiecie Falcona krzywiąc się z bólu. Kobieta westchnęła i obejrzała kostkę chłopaka, zbyt mocno napuchła. Wyjęła z kapsułki zestaw medyczny i w milczeniu zabrała się za prowizoryczne usztywnianie.
- Dobra, ktoś na moim poziomie nie będzie biegał za wariatką po kanałach, wychodzimy! Po kolei idźcie piersi, a ja tylko skończę bandażować mu nogę i idę za Wami. Koniec akcji.
Wydała bardzo głośne polecenie i sama specjalnie ociągała się z opatrunkiem młodzika siedzącego na grzbiecie wilka. Była ciekawa, czy przeciwniczka zagra w jej grę.
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Kanały
Pon Maj 25, 2015 10:12 pm
Pewnie, usłyszała jak dowódca krzyczy przez całe kanały, że się wycofują. Rzeczywiście, to był świetny pomysł! Gdy nie wie się jak dorwać kogoś, kto wiecznie ucieka, najlepiej powiedzieć, że już się z nim nie bawi, a ukaże się sam. Serio małpy są takimi mistrzami logiki? Kaede nie chciała, żeby ich zabawa już się skończyła, to było bardzo zabawne, zwłaszcza narastające uczucie irytacji oddziału. Że też nikt nie pokusił się o darmowego banana… Była dumna, że psiak jej nie wyczuł. Szczerze to była również zmęczona tą gonitwą i czarowaniem, nigdy wcześniej nie czarowała tyle na raz.
-Możemy się spotkać, ale bez tego całego oddziału. A może mały konkurs?- rzuciła telepatycznie. –Tylko we dwie na pustyni, za 5 min. Zdążysz?- rzuciła kusząco, przekazując w wizji dokładne miejsce. Miała dość kanałów, co tu się dziwić? Zawsze zdąży stworzyć jakieś fajne miejsce na pustyni.
Sama informacja mogłaby być mało wystarczająca, aby skusić szefową oddziału do uganiania się za zbiegiem. Kaede na jej miejscu dałaby sobie spokój, no bo po co… Uśmiechnęła się rozsyłając do oddziału swoją pozytywną energię, każdy z nich poczuł, coś, o czym zapomniał przez długie lata tresury wojskowych. Odrobinę ciepła, wypełnienie serca tym, czego od lat nie dostali, a czego pragnie każdy. Miłość bogini rozproszyła na moment ciemne myśli, brak wybaczenia sobie lub innym, brak nadziei na lepsze jutro, sztuczną oschłość, zapomnienie o tak zwyczajnej dobroci i bezinteresowności. Na chwilę ich serca stały się jakby lekkie i wolne. Dla niektórych ten moment znaczył dużo więcej, niż tylko urywek szczęścia.
-Szukasz mnie od zawsze.- wysłała kolejne słowa. –A ja zawsze byłam tak blisko, wystarczyło skupić się na miłości. Znajdź mnie.- zakończyła rozmowę. Miała jeszcze tylko 3 minuty.
-Możemy się spotkać, ale bez tego całego oddziału. A może mały konkurs?- rzuciła telepatycznie. –Tylko we dwie na pustyni, za 5 min. Zdążysz?- rzuciła kusząco, przekazując w wizji dokładne miejsce. Miała dość kanałów, co tu się dziwić? Zawsze zdąży stworzyć jakieś fajne miejsce na pustyni.
Sama informacja mogłaby być mało wystarczająca, aby skusić szefową oddziału do uganiania się za zbiegiem. Kaede na jej miejscu dałaby sobie spokój, no bo po co… Uśmiechnęła się rozsyłając do oddziału swoją pozytywną energię, każdy z nich poczuł, coś, o czym zapomniał przez długie lata tresury wojskowych. Odrobinę ciepła, wypełnienie serca tym, czego od lat nie dostali, a czego pragnie każdy. Miłość bogini rozproszyła na moment ciemne myśli, brak wybaczenia sobie lub innym, brak nadziei na lepsze jutro, sztuczną oschłość, zapomnienie o tak zwyczajnej dobroci i bezinteresowności. Na chwilę ich serca stały się jakby lekkie i wolne. Dla niektórych ten moment znaczył dużo więcej, niż tylko urywek szczęścia.
-Szukasz mnie od zawsze.- wysłała kolejne słowa. –A ja zawsze byłam tak blisko, wystarczyło skupić się na miłości. Znajdź mnie.- zakończyła rozmowę. Miała jeszcze tylko 3 minuty.
Re: Kanały
Sro Gru 16, 2015 2:15 pm
Tunel kanalizacyjny ciągnął się niemalże bez końca. Nikłe światło emitowane przez niewielką kulę energii ledwo wystarczało, by oświetlić te kilka metrów przed kroczącym powoli konwojem. Pierwszy szedł Arata, bacznie obserwując teren wokół siebie, podążał za radami Takeo i bardzo wczuwał się w rolę, którą mu powierzył ów Half. Ten zaś szedł drugi, eskortowany przez Kotaru, który co chwilę popychał go i karcił za mozolne poruszanie się. Niby mieli to w planach, w razie jakichkolwiek kamer w kanale, jednakże nie mógł oprzeć się wrażeniu, że młodzian perfidnie wykorzystywał to do męczenia starszego 'kolegi', co z kolei wprawiało go w rozbawienie, mimo krępujących więzów. Ostatni w kolumnie szedł zaś Rocco, jako najsilniejszy z trójki, w razie jakiejś zasadzki mogący zyskać kilka sekund na ucieczkę, bądź uwolnienie 'tajnej broni'. I tak szli, w stronę ukrytego wejścia do Akademii.
Gdy człapali powolutku w prawdopodobnie najdłuższym milczeniu w dziejach rasy Saiyan, Takeo rozmyślał o swoich działaniach, o ich słuszności i konsekwencjach. - słowa Kotaru ciągle odbijały mu się echem w głowie. Wszystko rozwijało się zupełnie inaczej, niż początkowo planował. Gdy tylko przyleciał na Vegetę (co nawiasem mówiąc, było niecałą godzinę wcześniej, o ile nadmiar wydarzeń nie zaburzył jego poczucia czasu) i zobaczył, co się wyprawia w jego domu, postanowił dołączyć do króla i zdusić tę rebelię w zarodku. Jednakże w tej chwili, gdy spotkał już na swojej drodze wojowników po obu stronach barykady, nie był pewien, która strona była właściwa, dlatego chciał spróbować doprowadzić do rozejmu. Tylko, co zrozumiał podczas tego marszu, nie tworzył tym samym trzeciego frontu działań wojennych? Ponownie dokonywał rozłamu, dzielił swoje państwo w próbach jego połączenia? Wybierał najtrudniejszą ścieżkę i bał się, że może się nie udać. Ale...
No właśnie, ale. Czyż nie było tak, że za cholerę nie darowałbym sobie, gdybym postąpił inaczej? No. Byłem w końcu ekstremalnym idealistą z obsesją na punkcie perfekcjonizmu oraz równowagi. I miałbym wybierać mniejsze zło? Nie było takiej opcji. Dlatego uśmiechając się szeroko w myślach (musiałem utrzymać bezpłciową minę, w końcu byłem więźniem), wyprostowałem się i żwawiej ruszyłem do przodu, zamykając oczy. W końcu byłem prowadzony, więc mogłem przejść w tryb medytacyjny bezstresowo. Jakby coś się miało stać, szybko zostałbym wybudzony, więc na spokojnie zacząłem pogrążać się w odmętach umysłu, żeby poćwiczyć.
OCC: Trening Start.
Gdy człapali powolutku w prawdopodobnie najdłuższym milczeniu w dziejach rasy Saiyan, Takeo rozmyślał o swoich działaniach, o ich słuszności i konsekwencjach. - słowa Kotaru ciągle odbijały mu się echem w głowie. Wszystko rozwijało się zupełnie inaczej, niż początkowo planował. Gdy tylko przyleciał na Vegetę (co nawiasem mówiąc, było niecałą godzinę wcześniej, o ile nadmiar wydarzeń nie zaburzył jego poczucia czasu) i zobaczył, co się wyprawia w jego domu, postanowił dołączyć do króla i zdusić tę rebelię w zarodku. Jednakże w tej chwili, gdy spotkał już na swojej drodze wojowników po obu stronach barykady, nie był pewien, która strona była właściwa, dlatego chciał spróbować doprowadzić do rozejmu. Tylko, co zrozumiał podczas tego marszu, nie tworzył tym samym trzeciego frontu działań wojennych? Ponownie dokonywał rozłamu, dzielił swoje państwo w próbach jego połączenia? Wybierał najtrudniejszą ścieżkę i bał się, że może się nie udać. Ale...
No właśnie, ale. Czyż nie było tak, że za cholerę nie darowałbym sobie, gdybym postąpił inaczej? No. Byłem w końcu ekstremalnym idealistą z obsesją na punkcie perfekcjonizmu oraz równowagi. I miałbym wybierać mniejsze zło? Nie było takiej opcji. Dlatego uśmiechając się szeroko w myślach (musiałem utrzymać bezpłciową minę, w końcu byłem więźniem), wyprostowałem się i żwawiej ruszyłem do przodu, zamykając oczy. W końcu byłem prowadzony, więc mogłem przejść w tryb medytacyjny bezstresowo. Jakby coś się miało stać, szybko zostałbym wybudzony, więc na spokojnie zacząłem pogrążać się w odmętach umysłu, żeby poćwiczyć.
OCC: Trening Start.
Re: Kanały
Pon Gru 21, 2015 6:54 pm
- Nie jestem pewien czy to był dobhy pomysł, a co jeśli wpadniemy w kłopoty?
Rocco idący na końcu, przez cały czas oglądał się nerwowo za siebie, jakby spodziewał się nagłego ataku z tamtej strony. Nie mógł także opanować lekkiego drżenia rąk.
- Nie martw się, będzie dobrze - odrzekł Arata - tym razem mamy wsparcie, jakoś to będzie.
- Oby było tak jak mówisz, bo inaczej... - chłopak zatrzymał się nagle, utkwiwszy wzrok w ciemnym korytarzu rozciągającym się przed nimi - o choleha, ktoś tu idzie!
Arata, Kotaru i (nie mający w tej sytuacji większego wyboru) Takeo zatrzymali się. Koledzy Rocco najwyraźniej nie zarejestrowali niczego niepokojącego. Po chwili wpatrywania się przed siebie i nasłuchiwania odgłosu kroków, spojrzeli na siebie kręcąc głowami.
- Stary daj spokój, nikogo tu nie ma. Jak zwykle panikujesz - zawołał Kotaru, śmiejąc się po nosem.
Okazało się jednak, że najsilniejszy z chłopców miał rację. Parę sekund później usłyszeli głośne śmiechy, rozchodzące się echem po korytarzu. Bez wątpienia ktoś zbliżał się w ich stronę.
- ...i wtedy mu powiedziałem "No chyba do reszty ochujałeś! Jak tam bardzo Ci na tym zależy, to sam wskakuj do tego gówna! I wierzcie mi lub nie, ale ten idiota na serio dał tam nura haahahahaha!
- Buahahahahahahaha!
- Co hobimy? Jest ich więcej, z pięciu... nie, sześciu! - szepnął przerażony Rocco - może zdążymy się jeszcze wycofać, oni chyba nie zdają sobie sphawy z naszej obecności!
- Daj spokój, powiemy im że prowadzimy tego tu do Akademii to nas puszczą. Przecież zakładaliśmy taki scenariusz! A tak w ogóle to jakim cudem tak szybko wiedziałeś że ktoś się zbliża? I jeszcze wiesz ilu ich jest?
- Co robimy? - Arata ze stoickim spokojem utkwił wzrok w Takeo - kilkadziesiąt metrów wcześniej widziałem niewielką wnękę, powinniśmy się tam wcisnąć.
Teraz już cała trójka wpatrywała się w starszego "kolegę". Wierzyli, że dzięki swojemu doświadczeniu wybierze najlepsze wyjście z tej sytuacji.
Rocco idący na końcu, przez cały czas oglądał się nerwowo za siebie, jakby spodziewał się nagłego ataku z tamtej strony. Nie mógł także opanować lekkiego drżenia rąk.
- Nie martw się, będzie dobrze - odrzekł Arata - tym razem mamy wsparcie, jakoś to będzie.
- Oby było tak jak mówisz, bo inaczej... - chłopak zatrzymał się nagle, utkwiwszy wzrok w ciemnym korytarzu rozciągającym się przed nimi - o choleha, ktoś tu idzie!
Arata, Kotaru i (nie mający w tej sytuacji większego wyboru) Takeo zatrzymali się. Koledzy Rocco najwyraźniej nie zarejestrowali niczego niepokojącego. Po chwili wpatrywania się przed siebie i nasłuchiwania odgłosu kroków, spojrzeli na siebie kręcąc głowami.
- Stary daj spokój, nikogo tu nie ma. Jak zwykle panikujesz - zawołał Kotaru, śmiejąc się po nosem.
Okazało się jednak, że najsilniejszy z chłopców miał rację. Parę sekund później usłyszeli głośne śmiechy, rozchodzące się echem po korytarzu. Bez wątpienia ktoś zbliżał się w ich stronę.
- ...i wtedy mu powiedziałem "No chyba do reszty ochujałeś! Jak tam bardzo Ci na tym zależy, to sam wskakuj do tego gówna! I wierzcie mi lub nie, ale ten idiota na serio dał tam nura haahahahaha!
- Buahahahahahahaha!
- Co hobimy? Jest ich więcej, z pięciu... nie, sześciu! - szepnął przerażony Rocco - może zdążymy się jeszcze wycofać, oni chyba nie zdają sobie sphawy z naszej obecności!
- Daj spokój, powiemy im że prowadzimy tego tu do Akademii to nas puszczą. Przecież zakładaliśmy taki scenariusz! A tak w ogóle to jakim cudem tak szybko wiedziałeś że ktoś się zbliża? I jeszcze wiesz ilu ich jest?
- Co robimy? - Arata ze stoickim spokojem utkwił wzrok w Takeo - kilkadziesiąt metrów wcześniej widziałem niewielką wnękę, powinniśmy się tam wcisnąć.
Teraz już cała trójka wpatrywała się w starszego "kolegę". Wierzyli, że dzięki swojemu doświadczeniu wybierze najlepsze wyjście z tej sytuacji.
Re: Kanały
Pon Gru 21, 2015 9:08 pm
Mimo faktu, iż nie potrafiłem wyczuwać ani w pełni kontrolować swego KI, znałem swój organizm u miałem pewien wpływ na pływy energetyczne, które dostrajałem, zarówno do walki, jak i ćwiczeń medytacyjnych, jak w tym właśnie przypadku - stworzyłem w głowie świat, w którym to siedziałem w pozycji lotosu na małej wysepce otoczonej srebrzystą mazią zamiast wody, a siłą woli starałem się ów substancję krystalizować. Symbolizowało to moją koncentrację, zbieranie myśli do tak zwanej "kupy". Oczywiście wisiałem jednocześnie na malutkiej nici, bardzo jednak mocnej, gotowej w każdej chwili mnie z tego miejsca wyciągnąć, w razie kłopotów zewnętrznych.
Na czole pojawiło mi się kilka kropel potu, usta wykrzywiał nieprzyjemny grymas, podczas gdy cała uwaga skupiona była na wiszącej mi tuż przed oczami kulce wielkości piłki tenisowej. Wypełniona była mazią, którą nadal starałem się transmogryfikować w formę stałą, bardziej mi użyteczną. Oddychałem ciężko, pot powoli barwił się szkarłatem mojej krwi, oczy zachodziły mgłą. Mózg męczył się niezmiernie, czułem, że docieram do granic możliwości, a praktycznie nie zrobiłem nic, dlatego nie wahałem się przeć dalej, mimo wyczerpania. I nagle coś szarpnęło nicią, która utrzymywała mój kontakt z rzeczywistością, co zostawiało mi jedynie kilka sekund. Kilka, bardzo powolnych, wypełnionych staraniami sekund, które...
Poskutkowały. Przepiękny srebrny kryształ przenikany czymś w rodzaju cienkich, czerwonych żyłek. Chwyciłem go w dłoń i niewiele myśląc, zmiażdżyłem, zaciskając pięść, a zawarta w nim moc wypełniła mnie niczym gorąca woda wannę przy relaksacyjnej kąpieli po długim, męczącym dniu - poczułem odprężenie i napływ sił witalnych, czyli mój cel został osiągnięty. mogłem więc szarpnąć za nić i wznieść się ku górze...
Po powrocie do rzeczywistości, Takeo w mig zrozumiał, o co młodym chodziło. Sam doskonale słyszał zarówno podniesione głosy dwójki potencjalnych przeciwników, jak i dźwięki kroków, zdecydowanie zbyt wielu jak na dwie osoby, jednakże specjalnie milczał, by jego towarzysze mogli się wykazać umiejętnościami. No i nie mógł oczywiście się przyznać do tego, że sam olał obserwację i sobie medytował praktycznie całą drogę.
- Po pierwsze:- Zaczął szeptem przez zaciśnięte usta, pokazując niesamowite umiejętności brzuchomówstwa - Jak będziecie się tak zachowywać, to tamci nie będą w ogóle problemem przy fakcie, iż cały kanał może być objęty monitoringiem i dlatego chciałem, żebyście mnie związali jeszcze na dachu. - Jego mina wskazywała na niemałą irytację zachowaniem młodszych kolegów.
- Po drugie: Idziemy jak gdyby nigdy nic, to chyba logiczne. Gdybyśmy zatrzymali się we wnęce, to byłoby podejrzane, szczególnie, że prawdopodobnie mają detektory. A jakby pytali... - Uśmiechnął się lekko i dodał, praktycznie nie poruszając ustami - Ja będę mówił. - Jedynie Rocco miał na tyle wysoką percepcję, jako zresztą najsilniejszy z trójki, że wychwycił mrugnięcie.
Mężczyzna zaczął pokrótce obmyślać plan działania po wejściu do Akademii. Na sto procent miał zamiar odwiedzić zbrojownię oraz stare archiwum z bazą danych o dawnym okresie. Przydałby mu się jakiś pogląd sytuacyjny na ostatnie pięćdziesiąt lat, podczas których, można by rzec, był poza obiegiem. Poza tym, kto wie - może udałoby się znaleźć jakieś znajome nazwisko, czy facjatę wśród elitarnych jednostek? Ktoś taki na pewno byłby pomocny w tak ważnej sprawie.
OCC: Trening Stop.
Na czole pojawiło mi się kilka kropel potu, usta wykrzywiał nieprzyjemny grymas, podczas gdy cała uwaga skupiona była na wiszącej mi tuż przed oczami kulce wielkości piłki tenisowej. Wypełniona była mazią, którą nadal starałem się transmogryfikować w formę stałą, bardziej mi użyteczną. Oddychałem ciężko, pot powoli barwił się szkarłatem mojej krwi, oczy zachodziły mgłą. Mózg męczył się niezmiernie, czułem, że docieram do granic możliwości, a praktycznie nie zrobiłem nic, dlatego nie wahałem się przeć dalej, mimo wyczerpania. I nagle coś szarpnęło nicią, która utrzymywała mój kontakt z rzeczywistością, co zostawiało mi jedynie kilka sekund. Kilka, bardzo powolnych, wypełnionych staraniami sekund, które...
Poskutkowały. Przepiękny srebrny kryształ przenikany czymś w rodzaju cienkich, czerwonych żyłek. Chwyciłem go w dłoń i niewiele myśląc, zmiażdżyłem, zaciskając pięść, a zawarta w nim moc wypełniła mnie niczym gorąca woda wannę przy relaksacyjnej kąpieli po długim, męczącym dniu - poczułem odprężenie i napływ sił witalnych, czyli mój cel został osiągnięty. mogłem więc szarpnąć za nić i wznieść się ku górze...
Po powrocie do rzeczywistości, Takeo w mig zrozumiał, o co młodym chodziło. Sam doskonale słyszał zarówno podniesione głosy dwójki potencjalnych przeciwników, jak i dźwięki kroków, zdecydowanie zbyt wielu jak na dwie osoby, jednakże specjalnie milczał, by jego towarzysze mogli się wykazać umiejętnościami. No i nie mógł oczywiście się przyznać do tego, że sam olał obserwację i sobie medytował praktycznie całą drogę.
- Po pierwsze:- Zaczął szeptem przez zaciśnięte usta, pokazując niesamowite umiejętności brzuchomówstwa - Jak będziecie się tak zachowywać, to tamci nie będą w ogóle problemem przy fakcie, iż cały kanał może być objęty monitoringiem i dlatego chciałem, żebyście mnie związali jeszcze na dachu. - Jego mina wskazywała na niemałą irytację zachowaniem młodszych kolegów.
- Po drugie: Idziemy jak gdyby nigdy nic, to chyba logiczne. Gdybyśmy zatrzymali się we wnęce, to byłoby podejrzane, szczególnie, że prawdopodobnie mają detektory. A jakby pytali... - Uśmiechnął się lekko i dodał, praktycznie nie poruszając ustami - Ja będę mówił. - Jedynie Rocco miał na tyle wysoką percepcję, jako zresztą najsilniejszy z trójki, że wychwycił mrugnięcie.
Mężczyzna zaczął pokrótce obmyślać plan działania po wejściu do Akademii. Na sto procent miał zamiar odwiedzić zbrojownię oraz stare archiwum z bazą danych o dawnym okresie. Przydałby mu się jakiś pogląd sytuacyjny na ostatnie pięćdziesiąt lat, podczas których, można by rzec, był poza obiegiem. Poza tym, kto wie - może udałoby się znaleźć jakieś znajome nazwisko, czy facjatę wśród elitarnych jednostek? Ktoś taki na pewno byłby pomocny w tak ważnej sprawie.
OCC: Trening Stop.
Re: Kanały
Wto Gru 29, 2015 10:43 pm
A więc zrobili jak nakazał Takeo. Ruszyli powoli przed siebie. Rocco nadal nie był w stanie powstrzymać drżenia rąk. W końcu obie grupy znalazły się w zasięgu swojego wzroku. Wszyscy zatrzymali się i przez chwilę panowała cisza. Tamtych było 6, wszyscy o kilka lat starsi od trójki kadetów.
- Co wy tu robicie? - spytał w końcu ten, których jeszcze chwilę temu zabawiał kolegów anegdotką
- Prowadzimy go do Akademii - odrzekł spokojnie Arata wskazując na Takeo
- A dlaczemu? - zawołał inny, o wyjątkowo tępym wyrazie twarzy
- Niech sam się wam pochwali - wtrącił się Kotaru - z tego co słyszałem, lubicie zabawne opowieści
- Morda w kubeł - przywódca bandy rzucił mu groźne spojrzenie - Gadaj co zrobiłeś, że naraziłeś się na gniew trójki elitarnych żołnierzy Vegety!
Cała szóstka ryknęła śmiechem. Teraz także Kotaru zaczął się trząść, ale nie ze strachu, a ze złości. Widać było, że z chęcią odwdzięczyłby się za tą ironiczną uwagę rozkwaszając tamtemu nos, ale nie chciał narazić planu na niepowodzenie. Zamiast tego poluzował nieco więzy i popchnął lekko Takeo do przodu tak, że teraz on znajdował się na czele grupy.
- Co wy tu robicie? - spytał w końcu ten, których jeszcze chwilę temu zabawiał kolegów anegdotką
- Prowadzimy go do Akademii - odrzekł spokojnie Arata wskazując na Takeo
- A dlaczemu? - zawołał inny, o wyjątkowo tępym wyrazie twarzy
- Niech sam się wam pochwali - wtrącił się Kotaru - z tego co słyszałem, lubicie zabawne opowieści
- Morda w kubeł - przywódca bandy rzucił mu groźne spojrzenie - Gadaj co zrobiłeś, że naraziłeś się na gniew trójki elitarnych żołnierzy Vegety!
Cała szóstka ryknęła śmiechem. Teraz także Kotaru zaczął się trząść, ale nie ze strachu, a ze złości. Widać było, że z chęcią odwdzięczyłby się za tą ironiczną uwagę rozkwaszając tamtemu nos, ale nie chciał narazić planu na niepowodzenie. Zamiast tego poluzował nieco więzy i popchnął lekko Takeo do przodu tak, że teraz on znajdował się na czele grupy.
Re: Kanały
Nie Sty 03, 2016 6:27 pm
Ile razy mam wam powtarzać! To był jedynie żart, nie musicie mnie za to wrzucać do karceru!
Sprawa Takeo wyglądała dosyć nieciekawie. Stał na środku, niby aktor na scenie, a swoim kłamstwem miał zagwarantować bezpieczeństwo całej czwórki. Bez wątpienia bowiem nie mieli szans w tak małym pomieszczeniu, szczególnie przy przewadze liczebnej oponenta. Zostało jedynie wyłgać się i zwiać, jak najszybciej.
- Wy mnie musicie zrozumieć chłopaki. - Po szybkim rozdaniu, mężczyzna szybko przejrzał swoje karty i zrozumiał, że ma niewielkie pole do popisu, nawet blef był ograniczony, pozostawało dobijanie się do ludzkiej strony pozostałych graczy na stole. Zagrał wstęp, używając oficjałów. - Szedłem sobie grzecznie po ulicy, ignorując bezsensowne walki pośród swoich braci... - Tu przeszedł na bardziej personalne tony. By wprowadzić lekkie zamieszanie, dodał oliwy do ognia, podnosząc stawkę na wyżyny ideologiczne. - ... swoją drogą, co się w ogóle dzieje, dlaczego walczymy? - Wychwyciwszy oceniające spojrzenia, uspokoił mimikę twarzy i w spokoju kontynuował zagrywkę.
- Ale nieważne, wracając. Nagle, bez żadnego ostrzeżenia, przede mną staje mały chłopiec - Wykonał szybki ruch ręką w stronę Kotaru, dla sfinalizowania zagrania. - I chce się bić. Kulturalnie odmawiam, co sprawia, że jego dziecięca buźka ląduje w kałuży kału. - Perfekcyjne odegrał pozytywnych emocji w celu dalszego blefu, kart coraz mniej, coraz słabsze. Zrobił głęboki wdech, dokonał szybkiej analizy sytuacyjnej.
- Niestety... - Zastosował odegranie negatywnych emocji, spojrzenie utkwił w oponentach, tym samym poszukiwał zakończenia i perfekcyjnego wyjścia z sytuacji. - Jego przyjaciołom nie spodobał się numer z 'nie przejmuj się, wyglądasz o wiele lepiej z gównem zamiast twarzy', mimo iż był bardzo śmieszny. Dlatego tu z nimi idę, a chciałbym raczej rozdzielać walczących, powstrzymywać rozlew krwi. - Zastosował rozluźnienie sytuacji na moment, po czym przypomniał o wysokiej stawce. Zrobił kolejny głęboki wdech po zakończeniu, po czym opuścił głowę w dół i zrobił krok w tył. Koniec tury, teraz mógł tylko czekać na odpowiedź.
Bałem się, że przedobrzyłem. Jakby zbyt dobrze mnie zinterpretowali, mogliby młodym coś zrobić, a to mogło okazać się dużym kłopotem. Zacząłem analizować korytarz w poszukiwaniu prawdopodobnej drogi ucieczki dla czwórki, trójki, dwójki, bądź pojedynczej osoby, nigdy nie wiadomo, co mogłoby się stać. Wykorzystywałem całą swoją siłę woli, by opanować drżenie ciała, czy wszystkie inne odruchy organizmu, które mogłyby zdradzić fakt, iż kłamałem, kantowałem, robiłem w konia szóstkę prawdopodobnie silniejszych ode mnie Saiyan - brutalnych i niebezpiecznych. Do tego narażałem na śmierć trójkę niewinnych kadetów, co z pewnością nie leżało w mojej naturze. Taa... Bałem się o nich.
Sprawa Takeo wyglądała dosyć nieciekawie. Stał na środku, niby aktor na scenie, a swoim kłamstwem miał zagwarantować bezpieczeństwo całej czwórki. Bez wątpienia bowiem nie mieli szans w tak małym pomieszczeniu, szczególnie przy przewadze liczebnej oponenta. Zostało jedynie wyłgać się i zwiać, jak najszybciej.
- Wy mnie musicie zrozumieć chłopaki. - Po szybkim rozdaniu, mężczyzna szybko przejrzał swoje karty i zrozumiał, że ma niewielkie pole do popisu, nawet blef był ograniczony, pozostawało dobijanie się do ludzkiej strony pozostałych graczy na stole. Zagrał wstęp, używając oficjałów. - Szedłem sobie grzecznie po ulicy, ignorując bezsensowne walki pośród swoich braci... - Tu przeszedł na bardziej personalne tony. By wprowadzić lekkie zamieszanie, dodał oliwy do ognia, podnosząc stawkę na wyżyny ideologiczne. - ... swoją drogą, co się w ogóle dzieje, dlaczego walczymy? - Wychwyciwszy oceniające spojrzenia, uspokoił mimikę twarzy i w spokoju kontynuował zagrywkę.
- Ale nieważne, wracając. Nagle, bez żadnego ostrzeżenia, przede mną staje mały chłopiec - Wykonał szybki ruch ręką w stronę Kotaru, dla sfinalizowania zagrania. - I chce się bić. Kulturalnie odmawiam, co sprawia, że jego dziecięca buźka ląduje w kałuży kału. - Perfekcyjne odegrał pozytywnych emocji w celu dalszego blefu, kart coraz mniej, coraz słabsze. Zrobił głęboki wdech, dokonał szybkiej analizy sytuacyjnej.
- Niestety... - Zastosował odegranie negatywnych emocji, spojrzenie utkwił w oponentach, tym samym poszukiwał zakończenia i perfekcyjnego wyjścia z sytuacji. - Jego przyjaciołom nie spodobał się numer z 'nie przejmuj się, wyglądasz o wiele lepiej z gównem zamiast twarzy', mimo iż był bardzo śmieszny. Dlatego tu z nimi idę, a chciałbym raczej rozdzielać walczących, powstrzymywać rozlew krwi. - Zastosował rozluźnienie sytuacji na moment, po czym przypomniał o wysokiej stawce. Zrobił kolejny głęboki wdech po zakończeniu, po czym opuścił głowę w dół i zrobił krok w tył. Koniec tury, teraz mógł tylko czekać na odpowiedź.
Bałem się, że przedobrzyłem. Jakby zbyt dobrze mnie zinterpretowali, mogliby młodym coś zrobić, a to mogło okazać się dużym kłopotem. Zacząłem analizować korytarz w poszukiwaniu prawdopodobnej drogi ucieczki dla czwórki, trójki, dwójki, bądź pojedynczej osoby, nigdy nie wiadomo, co mogłoby się stać. Wykorzystywałem całą swoją siłę woli, by opanować drżenie ciała, czy wszystkie inne odruchy organizmu, które mogłyby zdradzić fakt, iż kłamałem, kantowałem, robiłem w konia szóstkę prawdopodobnie silniejszych ode mnie Saiyan - brutalnych i niebezpiecznych. Do tego narażałem na śmierć trójkę niewinnych kadetów, co z pewnością nie leżało w mojej naturze. Taa... Bałem się o nich.
Re: Kanały
Nie Sty 10, 2016 6:23 pm
Piątka dryblasów śmiała się coraz głośniej słuchając opowieści Takeo. Jedynie ich lider stał spokojnie, obserwując całą stojącą naprzeciwko niego czwórkę. Rocco nadal był niespokojny, Arata przypatrywał się po kolei starszym członkom Akademii, jakby chciał zmierzyć ich siłę. Kotaru robił się coraz bardziej czerwony na twarzy i dla odmiany zacisnął mocniej więzy na nadgarstkach Takeo, jakby chciał ukarać go za wykorzystanie w ten sposób jego osoby w opowieści starszego Saiyan'a.
- Okej, wszystko rozumiem. Małolaty chciały się wykazać, ale wyszło jak wyszło. Norma. Osobiście nie widzę powodu dla którego miałbyś być ukarany. Ponadto - dlaczego prowadzicie go kanałami? Wiecie co mam na myśli - tu spojrzał znacząco na Rocco - będę musiał złożyć na Was raport. Wracajcie na powierzchnie i cieszcie się że trafiliście na nas, bo inny patrol wystrzelałby was bez słowa. No ruszać się!
Zrezygnowany Rocco zrobił już krok w tył, lecz pozostąła dwójka nie ruszyła się, wpatrujac się w Takeo i oczekując że coś wymyśli.
- Okej, wszystko rozumiem. Małolaty chciały się wykazać, ale wyszło jak wyszło. Norma. Osobiście nie widzę powodu dla którego miałbyś być ukarany. Ponadto - dlaczego prowadzicie go kanałami? Wiecie co mam na myśli - tu spojrzał znacząco na Rocco - będę musiał złożyć na Was raport. Wracajcie na powierzchnie i cieszcie się że trafiliście na nas, bo inny patrol wystrzelałby was bez słowa. No ruszać się!
Zrezygnowany Rocco zrobił już krok w tył, lecz pozostąła dwójka nie ruszyła się, wpatrujac się w Takeo i oczekując że coś wymyśli.
Re: Kanały
Nie Sty 10, 2016 10:03 pm
Czułem się co najmniej dziwnie. Moje ciało delikatnie drżało, spływałem gorącym potem, od czasu do czasu oczy zachodziły mi mgłą. Nigdy nie miałem takowych problemów z organizmem, nie przypominało to także żadnej ze znanych chorób, Ziemskich, czy Vegetańskich. Byłem lekko zaniepokojony, jednakże nie na tyle, by głębiej się nad tym zastanawiać. Pilniejszą sprawą była przykrywka, która topniała z każdą sekundą. Wiedziałem, że odpowiedni dobór słów ważył na życiu całej naszej czwórki, a chłopaki w stu procentach zostawili gadkę mnie. Wsłuchawszy się mocno w słowa lidera napotkanej przez nas grupy, wyczułem rozum oraz inteligencję się za nim kryjącą, więc postanowiłem zagrać kartę prawdy.
Pomimo skrajnie niekorzystnej sytuacji i zmieszaniu swoich towarzyszy, Takeo w żadnym wypadku nie tracił animuszu - ciągle uśmiechał się wesoło w stronę lidera tejże grupy, a w odpowiedzi na jego pytania westchnął ciężko i zrobił kilka kroków w przód, stając z nim na odległość szeptu:
- Chłopaki, nie siedźcie tak cicho, bo przez swój strach sprawiacie wrażenie podejrzanych, a jesteście jedynie przestraszonymi młodzikami. - Zwrócił wzrok na twarze kadetów i mimowolnie poszerzył uśmiech, widząc, co robił Arata. Trwało to jedynie ułamek sekundy, po którym Half spojrzał ponownie w oczy swego rozmówcy i zaczął mówić tak cicho, że nikt poza nim go nie słyszał:
- Dobra, masz mnie. - Zmrużył lekko oczy i rozejrzał się wokoło. Niby kamer nigdzie nie było, lecz nigdy nic nie wiadomo. - Nie zrobiłem nic, co mogłoby doprowadzić do obecnego stanu rzeczy. A to nie jest prowadzenie więźnia, tylko konwój. Nazywam się Takeo, pseudonim Falcon, należałem do elitarnego oddziału Cień prawie pięćdziesiąt lat temu. A w tej chwili... chcę powstrzymać rzeź na ulicach. Namówiłem na pomoc trójkę niedoświadczonych żołnierzy i zamierzałem przejść tędy do Akademii, by zebrać jak najwięcej takich osób. Ale wiesz... Kamery. Dlatego jestem 'więźniem'. - Na powrót odsunął się i stanął tak dumnie, jak tylko mógł ze związanymi dłońmi; oczekiwał odpowiedzi, bądź szybkiej śmierci, wobec której stał szczery i nie poplamiony kłamstwem. Bardzo liczył na zrozumienie, może nawet pomoc, choć zdawał sobie jednocześnie sprawę, że właśnie podpisał na siebie wyrok. Na siebie oraz swoich towarzyszy. Chociaż z drugiej strony miał taką nadzieję, że zostanie ogłoszony omamiaczem, a Arata, Rocco i Kotaru będą wolni.
Korzystając z krótkiej przerwy w marszu, Takeo zastanawiał się, jakby tu poćwiczyć, by mięśnie się nie zastały. Zaczął od poruszania nadgarstkami - takie ćwiczenie było idealne do nauki lepszej kontroli własnego ciała. W końcu musiał osiągnąć stan idealny między brakiem ruchu, a rozerwaniem spoiwa. Dodatkowo pozostałe członki także można było rozruszać bez zwracania na siebie większej uwagi.
OCC: Trening Start.
Pomimo skrajnie niekorzystnej sytuacji i zmieszaniu swoich towarzyszy, Takeo w żadnym wypadku nie tracił animuszu - ciągle uśmiechał się wesoło w stronę lidera tejże grupy, a w odpowiedzi na jego pytania westchnął ciężko i zrobił kilka kroków w przód, stając z nim na odległość szeptu:
- Chłopaki, nie siedźcie tak cicho, bo przez swój strach sprawiacie wrażenie podejrzanych, a jesteście jedynie przestraszonymi młodzikami. - Zwrócił wzrok na twarze kadetów i mimowolnie poszerzył uśmiech, widząc, co robił Arata. Trwało to jedynie ułamek sekundy, po którym Half spojrzał ponownie w oczy swego rozmówcy i zaczął mówić tak cicho, że nikt poza nim go nie słyszał:
- Dobra, masz mnie. - Zmrużył lekko oczy i rozejrzał się wokoło. Niby kamer nigdzie nie było, lecz nigdy nic nie wiadomo. - Nie zrobiłem nic, co mogłoby doprowadzić do obecnego stanu rzeczy. A to nie jest prowadzenie więźnia, tylko konwój. Nazywam się Takeo, pseudonim Falcon, należałem do elitarnego oddziału Cień prawie pięćdziesiąt lat temu. A w tej chwili... chcę powstrzymać rzeź na ulicach. Namówiłem na pomoc trójkę niedoświadczonych żołnierzy i zamierzałem przejść tędy do Akademii, by zebrać jak najwięcej takich osób. Ale wiesz... Kamery. Dlatego jestem 'więźniem'. - Na powrót odsunął się i stanął tak dumnie, jak tylko mógł ze związanymi dłońmi; oczekiwał odpowiedzi, bądź szybkiej śmierci, wobec której stał szczery i nie poplamiony kłamstwem. Bardzo liczył na zrozumienie, może nawet pomoc, choć zdawał sobie jednocześnie sprawę, że właśnie podpisał na siebie wyrok. Na siebie oraz swoich towarzyszy. Chociaż z drugiej strony miał taką nadzieję, że zostanie ogłoszony omamiaczem, a Arata, Rocco i Kotaru będą wolni.
Korzystając z krótkiej przerwy w marszu, Takeo zastanawiał się, jakby tu poćwiczyć, by mięśnie się nie zastały. Zaczął od poruszania nadgarstkami - takie ćwiczenie było idealne do nauki lepszej kontroli własnego ciała. W końcu musiał osiągnąć stan idealny między brakiem ruchu, a rozerwaniem spoiwa. Dodatkowo pozostałe członki także można było rozruszać bez zwracania na siebie większej uwagi.
OCC: Trening Start.
Re: Kanały
Sob Sty 16, 2016 5:11 pm
- Cień? Więc Ty jesteś Falcon? Jastrząb? Wooow słyszałem o was!
Nagle nastawienie całej 6 - osobowej grupy zmieniło się. Wszyscy najwyraźniej byli bardzo podekscytowani spotkaniem kogoś takiego. Wymieniali spojrzenia i kiwali z uznaniem głową. Arata nie wytrzymał i zaśmiał się pod nosem. Kotaru uznał natomiast, że atmosfera jest na tyle dobra, że może wyswobodzić dłonie Takeo z więzów.
- W życiu bym nie pomyślał, że kiedykolwiek spotkam kogoś z tamtego oddziału. Ja jestem Reo, to zaszczyt Cię poznać. Mój mentor wiele mi o was opowiadał, musiał całkiem dobrze was znać - po chwili zachwytu przyszedł jednak czas na powrót do poważniejszych rzeczy - Więc zamierzasz dostać się do Akademii i położyć kres walkom. Ciężka sprawa, ale z drugiej strony komu jak nie Tobie ma się to udać? Może miałbyś większe szanse, gdybyś dobrał sobie nieco lepszych towarzyszy - spojrzał z góry na Kotaru - niż mój kochany młodszy braciszek i jego koledzy.
- Zamknij się Reo! - zareagował natychmiast młodszy z braci - po coś się tu przypałętał? Wielki elitarny wojownik nie ma lepszych rzeczy do roboty niż patrolowanie kanałów?
- A Ty nie miałeś przypadkiem myć kibli? - odrzekł Reo, na co jego koledzy wybuchnęli głośnym śmiechem - dobra, ale wracając do tematu, nie zamierzamy stawać Ci na drodze. Ufam że wiesz co robisz. Do końca drogi nie powinniście już na nikogo się natknąć, ale gdy tylko wyjdziecie na powierzchnię... traficie do prawdziwego piekła. Żeby nie było że nie ostrzegałem. Dobra, my spadamy, też mamy coś do roboty. Powodzenia i mam nadzieję że do zobaczenia.
Cała szóstka skłoniła się lekko przed Takeo, po czym poszli dalej, pozostawiając drogę wolną. Faktycznie, przez dalszą część wędrówki czteroosobowa grupa nie napotkała już na nikogo. Szli przez kolejne minuty, podczas których Kotaru bez przerwy klął na brata pod nosem.
- Wielki Reo, duma rodziny, sratatata. Och ile bym dał, żeby porządnie mu przywalić w tą głupią gębę...
OCC:
Wychodzicie w --> https://dbng.forumpl.net/t241p140-plac-przed-akademia
Nagle nastawienie całej 6 - osobowej grupy zmieniło się. Wszyscy najwyraźniej byli bardzo podekscytowani spotkaniem kogoś takiego. Wymieniali spojrzenia i kiwali z uznaniem głową. Arata nie wytrzymał i zaśmiał się pod nosem. Kotaru uznał natomiast, że atmosfera jest na tyle dobra, że może wyswobodzić dłonie Takeo z więzów.
- W życiu bym nie pomyślał, że kiedykolwiek spotkam kogoś z tamtego oddziału. Ja jestem Reo, to zaszczyt Cię poznać. Mój mentor wiele mi o was opowiadał, musiał całkiem dobrze was znać - po chwili zachwytu przyszedł jednak czas na powrót do poważniejszych rzeczy - Więc zamierzasz dostać się do Akademii i położyć kres walkom. Ciężka sprawa, ale z drugiej strony komu jak nie Tobie ma się to udać? Może miałbyś większe szanse, gdybyś dobrał sobie nieco lepszych towarzyszy - spojrzał z góry na Kotaru - niż mój kochany młodszy braciszek i jego koledzy.
- Zamknij się Reo! - zareagował natychmiast młodszy z braci - po coś się tu przypałętał? Wielki elitarny wojownik nie ma lepszych rzeczy do roboty niż patrolowanie kanałów?
- A Ty nie miałeś przypadkiem myć kibli? - odrzekł Reo, na co jego koledzy wybuchnęli głośnym śmiechem - dobra, ale wracając do tematu, nie zamierzamy stawać Ci na drodze. Ufam że wiesz co robisz. Do końca drogi nie powinniście już na nikogo się natknąć, ale gdy tylko wyjdziecie na powierzchnię... traficie do prawdziwego piekła. Żeby nie było że nie ostrzegałem. Dobra, my spadamy, też mamy coś do roboty. Powodzenia i mam nadzieję że do zobaczenia.
Cała szóstka skłoniła się lekko przed Takeo, po czym poszli dalej, pozostawiając drogę wolną. Faktycznie, przez dalszą część wędrówki czteroosobowa grupa nie napotkała już na nikogo. Szli przez kolejne minuty, podczas których Kotaru bez przerwy klął na brata pod nosem.
- Wielki Reo, duma rodziny, sratatata. Och ile bym dał, żeby porządnie mu przywalić w tą głupią gębę...
OCC:
Wychodzicie w --> https://dbng.forumpl.net/t241p140-plac-przed-akademia
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach