Strona 1 z 2 • 1, 2
Re: Leśna Polana
Nie Maj 26, 2013 2:58 pm
___Co za żenada… Gdy tylko wyszli z Sali od razu zarówno murzyn jak i Kami zajęci byli tylko rozmową z Kuro. W dodatku nie wiadomo skąd pojawiła się jeszcze jakaś starucha i zaczęła coś biadolić. Nie miał zamiaru tego słuchać. Zdecydowanie również miał już dość towarzystwa Kuro. Dzień w dzień przez cały rok był zmuszony go znosić. Musiał odpocząć chociażby na chwilę. Gdy tylko dostał fasolkę senzu od razu się ulotnił. Nie zjadł jej. Schował do kieszeni. Woli po prostu odpocząć niż polegać na jakich magicznych specyfikach. Przyda się na później. Z resztą potrafił się regenerować. Leciał spokojnie. Nie miał za wiele sił by szarżować. Nawet fakt, że przyzwyczaił się do utrzymywania non stop formy Super Saiyana nie pomagał. Musiał wrócić do swojej podstawowej formy. Gdzieś w połowie drogi do szkoły światła wylądował by chwilę odpocząć. Miał ochotę przetestować nabyte umiejętności ale musiał się najpierw zdrzemnąć. Nie miał sił. Położył się w cieniu i po niedługim czasie już smacznie spał. Trwało to dość długo nim się wybudził. Oczywiście zaraz po tym dopadł go jego saiyański apetyt. Trening koncentracji w Komnacie się przydał. Trwało to dosłownie kilka sekund gdy odnalazł w okolicy jakieś zwierze nadające się do zjedzenia. Nawet nie podniósł się z ziemi. Wyciągnął jedynie rękę w jego stronę i wystrzelił pocisk KI. Natychmiastowa śmierć. Słychać było tylko krótki wrzask zwierza. Rei był tak leniwy, że nawet za pomocą telekinezy przyciągnął do siebie upolowaną zdobycz. Był to dzik całkiem pokaźnych rozmiarów. Oderwał na początek jego udziec i przypalił nieco dla lepszego smaku. Potem zabrał się za inne części ciała aż zostały jedynie same kości (i flaki xd ). Najedzony załatwił jeszcze inne swoje potrzeby i postanowił nieco rozruszać ciało. Zaczął od na początek od podstawowych ćwiczeń rozciągających.
ZT---> Szkoła Światła
OOC: Trening start.
ZT---> Szkoła Światła
OOC: Trening start.
- GośćGość
Re: Leśna Polana
Sob Wrz 14, 2013 4:17 pm
<< Z Rajskiego Pałacu.
_____ Dopiero co tam przylecieli, a już musieli opuszczać tamtą oazę spokoju. Kami, bóg Ziemi. Nie sądziła, że coś takiego może istnieć. Ten staruszek razem ze swoim podwładnym muszą tam mieć spokój jak nikt inny. Zazdrościła im bo tam gdzie przebywała June non-stop działo się coś złego, ale dobra storna jest taka, że na nudę narzekać nie mogli. W sumie już sama nie wie co byłoby dla niej najlepsze. Cisza i spokój czy pełne niespodzianek życie?
Została wręcz porwana przez Reito gdy wpatrywała się w krajobraz ziemski z lotu ptaka. Faktycznie, obraz był nieziemsko przepiękny, bez problemu można było wybrać sobie ulubione miejsce do schadzek. Rei jakby czytał w jej myślach zrobił taki manewr ciągnąc za sobą demonicę.
_____ Rajski Pałac szybko zniknął za gęstymi chmurami, opadając było widać coraz wyraźniej ich cel, polanka w lesie. Uśmiechnęła się szeroko widząc owe odludnione miejsce przyozdobione gdzieniegdzie kolorowymi kwiatami. Nie chciała już wracać do szkoły Hikaru, zrozumiała, że nie dla niej są Szkoły Sztuk Walk, ona woli wolność taką jak teraz! Nie musi wykonywać rozkazów, sama decyduje co zrobi i kiedy, a w dodatku...
Spojrzała na Reito. Uśmiechnęła się słodko zupełnie bez powodu zaciskając mocniej jego dłoń, po prostu cieszyła się z jego towarzystwa. Nie potrafiła nazwać tego uczucia, to coś w rodzaju przywiązania do drugiej osoby lub jak on to tam mówił wcześniej i Kuro...? Nie ważne.
Opadła lekko na trawę wyzwalając w ostatniej chwili energię po czym rozejrzała się. Z dołu to miejsce wydawało się być jeszcze bardziej niesamowite, kwiaty były niemal wszędzie. Puściła rękę Reito i wleciała w nie jak głupie dziecko. Za chwilę wróciła trzymając w rękach trzy stokrotki. Przyjrzała się im z zaciekawieniem po czym... zjadła. Nawet nie przeżuła, a już poczuła trawiasty smak przez co odruchowo wypluła chwasty. Mając wytknięty język zamamrotała coś pod nosem i jak to June nie mogąc usiedzieć w jednym miejscu zaczęła szukać kolejnych kwiatów.
___ - Myślisz, że powinniśmy o wszystkim powiedzieć Hikaru, czy on już wie? - Spytała zrywając niebieski kwiatek. To było głupie pytanie. Oczywiście, że pewnie już o wszystkim wiedział. Ten Mistic jest jak tamten Kami, którego przed chwilą spotkali, wie wszystko mimo, że nie jest uczestnikiem wydarzeń. Wyczuwanie KI robi swoje, a oni chyba opanowali je do perfekcji, a nawet i lepiej.
___ - To zabawne. Nie udało mi się użyć tego co chciałam. Może to i lepiej...? - odezwała się nagle obracając kwiatek, który za chwilę zajął się ogniem i spłonął w mgnieniu oka zamieniając w szary pyłek. Złote oczy demonicy zwróciły się ku saiyanowi, zaczerwieniła się. - R-Reito. Wtedy, przed walką... - Wróciła myślami do tego momentu gdy mężczyzna chcąc uchronić June przed kulą KI rzucił się na nią. Wtedy doszło do dziwnej sytuacji. Jakoś wcześniej nie miała okazji by o tym porozmawiać, ale skoro teraz jest czas to... - Uhm... to przypadek, prawda? - spuściła wzrok czerwieniąc się jeszcze bardziej. Dlaczego tak się działo? Ciało dziwnie reaguje na pewne sytuacje, a to ci zagadka.
Re: Leśna Polana
Pon Wrz 16, 2013 9:15 pm
___Wylądowali na trawie ozdobionej kolorowymi kwiatami. June, jak to było w jej naturze, od razu zabrała się do wnikliwego poznawania otoczenia. Oczywiście znów zaczęła smakować wszystkiego co swym wyglądem wydało się jej interesujące. Reito patrzył na to z lekkim zdziwieniem. Wcześniej myślał, że taka już natura demonów ale teraz zauważył, że ona sama nie wiedziała co robi.
- Nie powinnaś próbować zjeść wszystkiego co ładnie wygląda. To niezdrowe. Pamiętasz jak zatrułaś się jagodami w lesie?
Rzekł patrząc jak wypluwa chwasty. Porozglądał się po otoczeniu podziwiając je. Było tam rzeczywiście pięknie. Usłyszał pytanie dotyczące Hikaru.
- Nie jesteśmy od niego zależni. To co robimy to nasza sprawa. Jestem pewien, że wie o wszystkim i gdyby chciał coś z tym zrobić to by to zrobił.
Odpowiedział spokojnie po czym przysiadł na moment na trawie i zerwał jej garść. Spojrzał na nią i gdy rozluźnił dłoń rozwiał ją wiatr na wszystkie strony. Dookoła fruwały płatki kwiatów a poruszające się liście drzew wydawały miłe dla uszu dźwięki. June trzymała w ręku niebieski kwiat, który przyozdabiał jej urodę. Byłby to idealny obrazek gdyby nie to, że po chwili obróciła go w popiół mówiąc jakby do siebie. Sam nie wiedział do końca o czym ale wyglądała dosyć poważnie. Wstał powoli nie odrywając od niej wzroku. Odwróciła się w jego stronę. Jej spojrzenie się zmieniło. Jakby chciała uniknąć kontaktu wzrokowego. Dodatkowo nieco zaczerwieniona zwróciła się do niego z pytaniem dość krępującym również dla niego. Sam również nieco się zaczerwienił przypominając sobie te wydarzenie. Wtedy to trwało chwilę ale ta chwila wydawała się trwać w nieskończoność. Gdy poczuł jej smak… coś w nim się zmieniło. Serce zabiło szybciej i nie mógł przestać o tym myśleć. Chciał coś powiedzieć ale nie bardzo wiedział co. Zaczął się pocić chcąc odpowiedzieć na zadane pytanie.
- T.. tak…
Wydąsał niezdecydowanie spuszczając wzrok, który za moment zaczął krążyć po otoczeniu nie skupiając się tyle na tym co widzi, lecz na tym czego jakby nie chciał zobaczyć. A mianowicie spojrzeć prosto w oczy dziewczyny. Po chwili jednak się uspokoił i wziął głęboki oddech. Działał jakby instynktownie. Nie zważając na konsekwencje podszedł jakby mimowolnie bliżej rudowłosej.
- Wtedy to był przypadek ale teraz…
Nie wiedział co zrobić ze sobą bo znów się zawahał przez co nie potrafił dokończyć zdania. Jednak te uczucie było silniejsze.
- Ja…
W tym momencie spojrzał jej prosto w oczy. Wydawało się trwać to nieskończoność. Choć w rzeczywistości nie minęło nawet pół minuty. Przełknął ślinę i… pocałował ją. Zamknął odruchowo swe powieki. Zaczął subtelnie ledwo muskając jej usta a dłonie trzymając delikatnie na jej biodrach. Trwało to niespełna kilka sekund. Na moment przestał ale tylko po to by spojrzeć jej w oczy, złapać oddech i… poczekać aż dostanie po pysku. Jednak tak się nie stało. Robiąc pierwszy krok, drugi stał się znacznie łatwiejszy. Przylgnął do niej mocniej. Tym razem pewnie chwycił ją za dolną część pleców, drugą rękę wplatając jednocześnie w jej włosy. Pocałował ją namiętniej, dłużej, lepiej. Nie mógł przestać. Zatracił się w tym.
- Nie powinnaś próbować zjeść wszystkiego co ładnie wygląda. To niezdrowe. Pamiętasz jak zatrułaś się jagodami w lesie?
Rzekł patrząc jak wypluwa chwasty. Porozglądał się po otoczeniu podziwiając je. Było tam rzeczywiście pięknie. Usłyszał pytanie dotyczące Hikaru.
- Nie jesteśmy od niego zależni. To co robimy to nasza sprawa. Jestem pewien, że wie o wszystkim i gdyby chciał coś z tym zrobić to by to zrobił.
Odpowiedział spokojnie po czym przysiadł na moment na trawie i zerwał jej garść. Spojrzał na nią i gdy rozluźnił dłoń rozwiał ją wiatr na wszystkie strony. Dookoła fruwały płatki kwiatów a poruszające się liście drzew wydawały miłe dla uszu dźwięki. June trzymała w ręku niebieski kwiat, który przyozdabiał jej urodę. Byłby to idealny obrazek gdyby nie to, że po chwili obróciła go w popiół mówiąc jakby do siebie. Sam nie wiedział do końca o czym ale wyglądała dosyć poważnie. Wstał powoli nie odrywając od niej wzroku. Odwróciła się w jego stronę. Jej spojrzenie się zmieniło. Jakby chciała uniknąć kontaktu wzrokowego. Dodatkowo nieco zaczerwieniona zwróciła się do niego z pytaniem dość krępującym również dla niego. Sam również nieco się zaczerwienił przypominając sobie te wydarzenie. Wtedy to trwało chwilę ale ta chwila wydawała się trwać w nieskończoność. Gdy poczuł jej smak… coś w nim się zmieniło. Serce zabiło szybciej i nie mógł przestać o tym myśleć. Chciał coś powiedzieć ale nie bardzo wiedział co. Zaczął się pocić chcąc odpowiedzieć na zadane pytanie.
- T.. tak…
Wydąsał niezdecydowanie spuszczając wzrok, który za moment zaczął krążyć po otoczeniu nie skupiając się tyle na tym co widzi, lecz na tym czego jakby nie chciał zobaczyć. A mianowicie spojrzeć prosto w oczy dziewczyny. Po chwili jednak się uspokoił i wziął głęboki oddech. Działał jakby instynktownie. Nie zważając na konsekwencje podszedł jakby mimowolnie bliżej rudowłosej.
- Wtedy to był przypadek ale teraz…
Nie wiedział co zrobić ze sobą bo znów się zawahał przez co nie potrafił dokończyć zdania. Jednak te uczucie było silniejsze.
- Ja…
W tym momencie spojrzał jej prosto w oczy. Wydawało się trwać to nieskończoność. Choć w rzeczywistości nie minęło nawet pół minuty. Przełknął ślinę i… pocałował ją. Zamknął odruchowo swe powieki. Zaczął subtelnie ledwo muskając jej usta a dłonie trzymając delikatnie na jej biodrach. Trwało to niespełna kilka sekund. Na moment przestał ale tylko po to by spojrzeć jej w oczy, złapać oddech i… poczekać aż dostanie po pysku. Jednak tak się nie stało. Robiąc pierwszy krok, drugi stał się znacznie łatwiejszy. Przylgnął do niej mocniej. Tym razem pewnie chwycił ją za dolną część pleców, drugą rękę wplatając jednocześnie w jej włosy. Pocałował ją namiętniej, dłużej, lepiej. Nie mógł przestać. Zatracił się w tym.
- Spoiler:
- GośćGość
Re: Leśna Polana
Wto Wrz 17, 2013 5:58 pm
_____ Dziewczyna przewróciła oczami gdy tylko usłyszała słowa Reito o tym, by nie jadła tego co jest piękne. Reakcja była taka bo już jej tak mówił z dokładnie takim samym tonem, z resztą całkiem niedawno bo w lesie gdy opchała się trujących jagód. Z tą jego miną słowa wypowiedziane były wprost przezabawne, wyglądał jakby pouczał dziecko. June jednak swoje wie i swoje w głowie ma. Zapewne nawet te dwa pouczenia nic jej nie wbiją do łepka, jeszcze nie raz struje się czymś czego nie powinna jeść. No, ale co demona nie zabije to demona wzmocni.
Reszta działa się w bardzo spowolnionym dla niej tempie. Minuta wydawała się być wiecznością, nie wiedzieć czemu demonicę wmurowało gdy tylko saiyan zaczął się zbliżać. Proste pytanie wydawało się przysporzyć Reito wiele problemu. Szybko zaczęła analizować to co do tej pory tłumaczył jej szatyn oraz Kuro na temat pocałunków. Z resztą nie tylko oni, wiele osób wpajało dziewczynie, że specjalne gesty powinny być zarezerwowane dla specjalnych osób. Ostatnio nawet sam Rei: "Wiesz, że jest kilka rodzajów pocałunków? Na przykład całujemy w policzek jeśli kogoś lubimy, w czoło jeśli na kimś nam zależy a w usta jeśli kogoś kochamy. Ten ostatni powinien być dany szczególnej osobie. Musisz być pewna, że tą osobę kochasz." No i w tym momencie jej pogląd na te sprawy legł w gruzach.
Miodowe oczy rudowłosej stały się większe z momentem, w którym usta obojga zetknęły się. Delikatnie drżały, zdziwione i zszokowane obrotem spraw. Na jej twarz wpełzł jeszcze większy rumieniec, ogon zaczął wywijać się dziwnie zataczając koła jak u zadowolonego kota. Przeogromna masa myśli przebiegała przez głowę June jak stado spłoszonych koni niekoniecznie w ładzie. W pierwszej chwili chciała uciec jak najdalej stąd, ale szybko jednak odgoniła od siebie te myśli odkrywając, że... jest szczęśliwa! Czy tak właśnie ma działać ten "pocałunek"? Taki prosty gest, a potrafi w tak bardzo narozrabiać. Momentalnie poziom szczęścia dziewczyny podskoczył do maksimum, nie da się tego dokładnie określić słowami. To coś ponad...
Gdy saiyan na chwilę przerwał pocałunek by spojrzeć w jej oczy zamieszany wyraz twarzy dziewczyny zamienił się w szczery, delikatny uśmiech. W drugi całus dziewczyna już sama się zaangażowała, spodobał się jej ten gest. Tak samo jak on zamknęła oczy po czym wtuliła się w niego uradowana całą sceną. Nie uderzyłaby go, nie za coś takiego. Może nie znają się zbyt długo, ale już zdążyli wspólnie wiele przeżyć, od walki ze złem po ratunek samych siebie nawzajem. Nie sądziła, że potrafi się przywiązać do kogoś tak mocno...
Po pewnym czasie odsunęła głowę niechętnie rozłączając ich usta i spojrzała na niego z jakże słodkim wyrazem na buźce.
___ - Uhm... - mruknęła niepewnie spuszczając na chwilę wzrok. - No więc... YAAAAAAAAY! - krzyknęła nagle entuzjastycznie, skacząc na Reito całym ciałkiem. Objęła mocno jego szyję, a nogi wraz z ogonem oplotła wokół niego by nie spaść. Przyssała się jak ten zarodek obcego do biednego saiyana. - Nie wiem... nie wiem co to za uczucie w brzuchu i sercu, ale je uwielbiam! Reito! Jesteś niesamowity!
Reszta działa się w bardzo spowolnionym dla niej tempie. Minuta wydawała się być wiecznością, nie wiedzieć czemu demonicę wmurowało gdy tylko saiyan zaczął się zbliżać. Proste pytanie wydawało się przysporzyć Reito wiele problemu. Szybko zaczęła analizować to co do tej pory tłumaczył jej szatyn oraz Kuro na temat pocałunków. Z resztą nie tylko oni, wiele osób wpajało dziewczynie, że specjalne gesty powinny być zarezerwowane dla specjalnych osób. Ostatnio nawet sam Rei: "Wiesz, że jest kilka rodzajów pocałunków? Na przykład całujemy w policzek jeśli kogoś lubimy, w czoło jeśli na kimś nam zależy a w usta jeśli kogoś kochamy. Ten ostatni powinien być dany szczególnej osobie. Musisz być pewna, że tą osobę kochasz." No i w tym momencie jej pogląd na te sprawy legł w gruzach.
Miodowe oczy rudowłosej stały się większe z momentem, w którym usta obojga zetknęły się. Delikatnie drżały, zdziwione i zszokowane obrotem spraw. Na jej twarz wpełzł jeszcze większy rumieniec, ogon zaczął wywijać się dziwnie zataczając koła jak u zadowolonego kota. Przeogromna masa myśli przebiegała przez głowę June jak stado spłoszonych koni niekoniecznie w ładzie. W pierwszej chwili chciała uciec jak najdalej stąd, ale szybko jednak odgoniła od siebie te myśli odkrywając, że... jest szczęśliwa! Czy tak właśnie ma działać ten "pocałunek"? Taki prosty gest, a potrafi w tak bardzo narozrabiać. Momentalnie poziom szczęścia dziewczyny podskoczył do maksimum, nie da się tego dokładnie określić słowami. To coś ponad...
Gdy saiyan na chwilę przerwał pocałunek by spojrzeć w jej oczy zamieszany wyraz twarzy dziewczyny zamienił się w szczery, delikatny uśmiech. W drugi całus dziewczyna już sama się zaangażowała, spodobał się jej ten gest. Tak samo jak on zamknęła oczy po czym wtuliła się w niego uradowana całą sceną. Nie uderzyłaby go, nie za coś takiego. Może nie znają się zbyt długo, ale już zdążyli wspólnie wiele przeżyć, od walki ze złem po ratunek samych siebie nawzajem. Nie sądziła, że potrafi się przywiązać do kogoś tak mocno...
Po pewnym czasie odsunęła głowę niechętnie rozłączając ich usta i spojrzała na niego z jakże słodkim wyrazem na buźce.
___ - Uhm... - mruknęła niepewnie spuszczając na chwilę wzrok. - No więc... YAAAAAAAAY! - krzyknęła nagle entuzjastycznie, skacząc na Reito całym ciałkiem. Objęła mocno jego szyję, a nogi wraz z ogonem oplotła wokół niego by nie spaść. Przyssała się jak ten zarodek obcego do biednego saiyana. - Nie wiem... nie wiem co to za uczucie w brzuchu i sercu, ale je uwielbiam! Reito! Jesteś niesamowity!
Re: Leśna Polana
Czw Wrz 19, 2013 6:56 pm
___Mógł ją całować wieczność. Choć mogłoby być to nawet za mało by w pełni się nią nacieszyć. Przyjemne ciepło biło z jej ciałka. Tak samo i usta miała gorące. W pełni zasługiwała na miano ognistego demona. Było mu dobrze. Nie chciał przerywać ale ten czas musiał w końcu nadejść. June odsunęła się od niego nieco niechętnie. Widać spodobało się to dziewczynie gdyż na jej twarzy gościł jakże słodki uśmieszek. Spoglądał na nią zagadkowo z równie uradowaną buźką. Nagle rzuciła się na niego. A dokładniej w jego ramiona. Chwyciła się wszystkimi kończynami nie pozwalając mu tak naprawdę wykonać żadnego ruchu. Co oczywiście musiało skończyć się katastrofą. Wywrócili się na ziemię lądując w miękkiej trawie. Reito zaczął się śmiać i tulić rudowłosą. Przeturlał się z nią. Obrócił ją na plecy i wsparty nieco na rękach spojrzał jej ponownie głęboko w oczy z błyskiem w swych patrzałkach i delikatnym uśmiechem na ustach. Przychylił się nieco i wyszeptał jej do ucha:
- Kocham Cię.
Po czym ponownie złożył na jej ustach pocałunek. Tym razem delikatny, subtelny. Odsunął się nieco i położył obok niej wpatrzony w chmury. Przez moment nie powiedział ani słowa tylko szczerzył swoje ząbki. Obłoki leniwie poruszały się po niebie tworząc przeróżne kształty. Niekiedy wydawało mu się, że widzi w nich nawet June. Cóż… miłość. Po pewnym czasie wrócił mu jako taki poważniejszy nastrój, o ile można to tak nazwać.
- Zastanawiałaś się nad tym co chcesz robić w życiu?
Wyskoczył nagle z dość dziwnym pytaniem nadal wpatrzony w niebo, dłońmi podtrzymując głowę.
- Zostań ze mną. Odejdź ze szkoły Hikaru. Może nie potrafię tyle co on i nie mam takiej wiedzy o świecie ale pokażę Ci go. Zabiorę Cię na inne planety. Nie będziesz musiała wykonywać żadnych zadań. Niczego budować. Zamieszkamy gdziekolwiek…
Rozpędził się w swoich planach związanych z nią. Uświadomił to sobie i nagle zamilkł nieco speszony. Nie wiedział co mu na to odpowie. Bał się powiedzieć coś więcej by nie powiedzieć za dużo. Mógłby ją niepotrzebnie wystraszyć. Wszak znali się tak krótko…
- Kocham Cię.
Po czym ponownie złożył na jej ustach pocałunek. Tym razem delikatny, subtelny. Odsunął się nieco i położył obok niej wpatrzony w chmury. Przez moment nie powiedział ani słowa tylko szczerzył swoje ząbki. Obłoki leniwie poruszały się po niebie tworząc przeróżne kształty. Niekiedy wydawało mu się, że widzi w nich nawet June. Cóż… miłość. Po pewnym czasie wrócił mu jako taki poważniejszy nastrój, o ile można to tak nazwać.
- Zastanawiałaś się nad tym co chcesz robić w życiu?
Wyskoczył nagle z dość dziwnym pytaniem nadal wpatrzony w niebo, dłońmi podtrzymując głowę.
- Zostań ze mną. Odejdź ze szkoły Hikaru. Może nie potrafię tyle co on i nie mam takiej wiedzy o świecie ale pokażę Ci go. Zabiorę Cię na inne planety. Nie będziesz musiała wykonywać żadnych zadań. Niczego budować. Zamieszkamy gdziekolwiek…
Rozpędził się w swoich planach związanych z nią. Uświadomił to sobie i nagle zamilkł nieco speszony. Nie wiedział co mu na to odpowie. Bał się powiedzieć coś więcej by nie powiedzieć za dużo. Mógłby ją niepotrzebnie wystraszyć. Wszak znali się tak krótko…
- GośćGość
Re: Leśna Polana
Czw Wrz 19, 2013 9:32 pm
_____No tak, June ma takiego farta, że mogła się zawczasu domyślić jak skończy się skakanie na Reito. Chociaż tak jakby troszeczkę miało to swoje plusy bo w końcu upadła na coś miękkiego w przeciwieństwie do mężczyzny. Mogli dalej być blisko siebie, dlatego nie narzekała, a nawet się uśmiechała. Żałowała, ze taka chwila nie może trwać wiecznie, zero problemów, zero przeciwników, którzy chcą ją skrzywdzić, zero zmartwień.
Nieco się zlękła gdy Reito przewrócił ją na plecy i zaczął się jej przyglądać. Ogon mimowolnie zaczął poruszać się jakby w rytm jakiejś piosenki wyraźnie zadowolony z obrotu spraw. Rumieniec praktycznie nie schodził z jej twarzy od dobrego kwadransu. Rei wciąż ją zadziwiał i zawstydzał swoimi gestami, których wcześniej nie doświadczyła. Poznawała ten kawałek świata, którzy ludzie zwykli zwać "miłością", spodobało się jej to. Zapełnia to pewną pustkę w duszy, daje sens swojemu istnieniu. Ciężko jest to opisać dokładnie tak jak się to układa w głowie. To po prostu COŚ. Cel, chęć pozostania przy drugiej osobie, aż do końca swoich dni, a nawet i jeszcze dłużej.
Co to? Czym są te słowa brzmiące jak zaklęcie? Jakby tego było mało to i właściwości były podobne, bo od momentu przypieczętowania ich pocałunkiem zaczęła zachowywać się jak zaczarowana. Nie potrafiła z siebie wydusić nawet półsłówka, nie wiedziała jak to odebrać oraz jak odpowiedzieć. Dlaczego Reito tak się zachowuje w stosunku do June? Czyżby uznał ją za kogoś specjalnego? To zbyt mocne słowo, demonica w końcu nie jest nikim wyjątkowym. Tak się przynajmniej jej wydaje. Kimś specjalnym może być Hikaru, który posiadł ogromną moc i spostrzegany teraz jest jako mentor, ale nie June!
___ - Nie wiem. Nie znam sensu powołania mnie do życia, jest zbyt krótkie i nie miałam okazji myśleć nad czymś takim. - Odpowiedziała zgodnie z prawdą po zadaniu pytania. Podniosła się przytrzymując na łokciu po czym patrząc prost ogoniastego wysłuchała tego co ma do powiedzenia. Z każdym kolejnym wypowiedzianym przez niego słowem otwierała coraz szerzej oczy ze zdziwienia. Zaczęła pojmować czym tak na prawdę jest "miłość". Wcześniejsze tłumaczenia były tylko suchą definicją, dopiero przeżycie tego spowodowało, że zrozumiała. Kochać znaczy nie opuszczać.
___ - Iść... z Tobą...? - powtórzyła niemal bezgłośnie jakby nie mogąc uwierzyć w to co usłyszała. Uśmiechnęła się szeroko, złote patrzałki zabłysnęły przepełnione radością. Przytuliła się mocno do Reito otulając jego szyję po czym powiedziała głośno - Zostanę z Tobą! - już wcześniej myślała nad odejściem ze szkoły Hikaru. Przez to kim jest czuła się tam przez cały czas jak intruz, sprowadzała tylko na wszystkich problemy swoją osobą. Woli wolność niż życie pod czyimś batem.
___ - Ziemia jest piękna... - westchnęła głęboko leżąc już wygodnie obok siayana. Stykała się z nim ramionami, a po chwili wtrąciła swoją dłoń w jego rękę. - Tu jest mój dom. Oczywiście mogę stąd odlecieć pod warunkiem, że wrócę. - powiedziała zamykając oczy. Zawiał delikatny wiatr, który musnął trawę, a ta natomiast pogładziła jej policzki. Płatki kwiatów latały dookoła roznosząc cudny zapaszek po polance - żyć, nie umierać. Oby ta chwila trwała jak najdłużej!
Nieco się zlękła gdy Reito przewrócił ją na plecy i zaczął się jej przyglądać. Ogon mimowolnie zaczął poruszać się jakby w rytm jakiejś piosenki wyraźnie zadowolony z obrotu spraw. Rumieniec praktycznie nie schodził z jej twarzy od dobrego kwadransu. Rei wciąż ją zadziwiał i zawstydzał swoimi gestami, których wcześniej nie doświadczyła. Poznawała ten kawałek świata, którzy ludzie zwykli zwać "miłością", spodobało się jej to. Zapełnia to pewną pustkę w duszy, daje sens swojemu istnieniu. Ciężko jest to opisać dokładnie tak jak się to układa w głowie. To po prostu COŚ. Cel, chęć pozostania przy drugiej osobie, aż do końca swoich dni, a nawet i jeszcze dłużej.
Co to? Czym są te słowa brzmiące jak zaklęcie? Jakby tego było mało to i właściwości były podobne, bo od momentu przypieczętowania ich pocałunkiem zaczęła zachowywać się jak zaczarowana. Nie potrafiła z siebie wydusić nawet półsłówka, nie wiedziała jak to odebrać oraz jak odpowiedzieć. Dlaczego Reito tak się zachowuje w stosunku do June? Czyżby uznał ją za kogoś specjalnego? To zbyt mocne słowo, demonica w końcu nie jest nikim wyjątkowym. Tak się przynajmniej jej wydaje. Kimś specjalnym może być Hikaru, który posiadł ogromną moc i spostrzegany teraz jest jako mentor, ale nie June!
___ - Nie wiem. Nie znam sensu powołania mnie do życia, jest zbyt krótkie i nie miałam okazji myśleć nad czymś takim. - Odpowiedziała zgodnie z prawdą po zadaniu pytania. Podniosła się przytrzymując na łokciu po czym patrząc prost ogoniastego wysłuchała tego co ma do powiedzenia. Z każdym kolejnym wypowiedzianym przez niego słowem otwierała coraz szerzej oczy ze zdziwienia. Zaczęła pojmować czym tak na prawdę jest "miłość". Wcześniejsze tłumaczenia były tylko suchą definicją, dopiero przeżycie tego spowodowało, że zrozumiała. Kochać znaczy nie opuszczać.
___ - Iść... z Tobą...? - powtórzyła niemal bezgłośnie jakby nie mogąc uwierzyć w to co usłyszała. Uśmiechnęła się szeroko, złote patrzałki zabłysnęły przepełnione radością. Przytuliła się mocno do Reito otulając jego szyję po czym powiedziała głośno - Zostanę z Tobą! - już wcześniej myślała nad odejściem ze szkoły Hikaru. Przez to kim jest czuła się tam przez cały czas jak intruz, sprowadzała tylko na wszystkich problemy swoją osobą. Woli wolność niż życie pod czyimś batem.
___ - Ziemia jest piękna... - westchnęła głęboko leżąc już wygodnie obok siayana. Stykała się z nim ramionami, a po chwili wtrąciła swoją dłoń w jego rękę. - Tu jest mój dom. Oczywiście mogę stąd odlecieć pod warunkiem, że wrócę. - powiedziała zamykając oczy. Zawiał delikatny wiatr, który musnął trawę, a ta natomiast pogładziła jej policzki. Płatki kwiatów latały dookoła roznosząc cudny zapaszek po polance - żyć, nie umierać. Oby ta chwila trwała jak najdłużej!
Re: Leśna Polana
Nie Wrz 22, 2013 1:14 pm
___Przez moment czuł strach. Strach przed tym, że dziewczyna go wyśmieje albo ucieknie. Gdy zapytał ją o sens życia, przypomniała mu, że żyje tak naprawdę zaledwie kilka dni. To było nieco dziwne bo jej zachowanie na to nie wskazywało. Może takie są demony… a może to jeszcze coś innego. Nie ważne. Jakie to miało teraz znaczenie? Zakochał się w niej nie zwracając uwagi na takie błahe sprawy. Czy miała dni 5 czy lat 300 liczyło się to jaka jest. Zgodziła się iść z nim gdziekolwiek pójdzie. To od razu sprawiło, że otworzył szerzej oczy a na jego twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Gdy zawisła mu na szyi objął ją jeszcze mocniej. Był szczęśliwy. W końcu znalazł sens swojego życia, który teraz właśnie tulił w swych ramionach.
Leżeli sobie trzymając się za ręce. Razem podziwiali piękno otoczenia. Rei spoglądał na nią w milczeniu. Oznajmiła, że chce zostać na Ziemi. Nawet jeśli gdzieś odlecą to chce tu wrócić.
- Możemy tu zostać nawet na zawsze. Tu również jest mój dom…
Uświadomił to sobie, że od dziecka zawsze coś łączyło go z tą planetą. Nigdy by się nie spodziewał, że to właśnie tu znajdzie kogoś kogo pokocha. W dodatku nie będzie to przedstawicielka tej samej rasy. Saiyanie widać nie przejmują się tym zbytnio skoro jest tak wiele mieszańców na ich planecie. Wiązanie się z demonem może się okazać mieszanką wybuchową i to dosłownie. Była to jak najbardziej zaleta dla kogoś takiego jak Reito.
Ta chwila mogłaby trwać wiecznie ale niestety każda kiedyś się kończy. Chłopak poderwał się z ziemi stając od razu na proste nogi.
- Lećmy do Hikaru. Miejmy to już za sobą.
Powiedział podając jej rękę by tym samym pomóc jej wstać. Najchętniej został by tu. Było tak pięknie. Ten zapach i piękno krajobrazu. Można było poczuć się jak w raju.
OOC: W swoim poście zrób ZT dla nas obojga
Leżeli sobie trzymając się za ręce. Razem podziwiali piękno otoczenia. Rei spoglądał na nią w milczeniu. Oznajmiła, że chce zostać na Ziemi. Nawet jeśli gdzieś odlecą to chce tu wrócić.
- Możemy tu zostać nawet na zawsze. Tu również jest mój dom…
Uświadomił to sobie, że od dziecka zawsze coś łączyło go z tą planetą. Nigdy by się nie spodziewał, że to właśnie tu znajdzie kogoś kogo pokocha. W dodatku nie będzie to przedstawicielka tej samej rasy. Saiyanie widać nie przejmują się tym zbytnio skoro jest tak wiele mieszańców na ich planecie. Wiązanie się z demonem może się okazać mieszanką wybuchową i to dosłownie. Była to jak najbardziej zaleta dla kogoś takiego jak Reito.
Ta chwila mogłaby trwać wiecznie ale niestety każda kiedyś się kończy. Chłopak poderwał się z ziemi stając od razu na proste nogi.
- Lećmy do Hikaru. Miejmy to już za sobą.
Powiedział podając jej rękę by tym samym pomóc jej wstać. Najchętniej został by tu. Było tak pięknie. Ten zapach i piękno krajobrazu. Można było poczuć się jak w raju.
OOC: W swoim poście zrób ZT dla nas obojga
- GośćGość
Re: Leśna Polana
Pon Wrz 23, 2013 4:01 pm
_____Ta chwila lenistwa była jej bardzo potrzebna. Rozładowała to całe napięcie jakie towarzyszyło jej przez te ostatnie pięć dni życia. Prawie stodwadzieścia godzin stąpa już po tym świecie, a poznała już bardzo wiele przyjemnych i mniej przyjemnych rzeczy. Cały czas życie ją zadziwia, poznaje co chwila jakieś nowe pojęcia, rzeczy, uczucia. W końcu uczymy się cały czas. Zapewne nawet Hikaru nie wie wszystkiego mimo tak długiego bytu.
Uchyliła oczy gdy przestała odczuwać przyjemne ciepło powodowane opadaniem promieni słońca na jej twarz i ciało. Zrobiło się jej troszkę chłodniej, więc mimowolnie wtuliła się bardziej w Reia. Można było się zastanawiać czy June wie co robi. Jako mało wiedząca o świecie osoba może nie do końca rozumieć pojęć, którymi teraz zasypał saiyan. Jednak skoro się podjął wyznania jej tego uczucia to jest tym samym zobowiązany nauczyć ją tego. Oby dał radę.
___ - Uhm. - Przytaknęła - Dom to idealne określenie. - uśmiechnęła się lecz po chwili zacisnęła pięść wystawiając ją ku górze - W dodatku tutaj panoszy się Red, mam ochotę z nim walczyć znowu i znowu i znowu! - powiedziała głośno. To było szaleńcze wyznanie. W końcu przed chwilą ledwo co uszła z życiem walcząc z tym demonem na całkiem serio. Z resztą już drugi raz. Albo jest taka ambitna, albo lubi gdy się ktoś nad nią znęca. Kiedyś przez taką głupotę może w końcu zginąć, bo w okolicy nie będzie takiego wybawiciela jak Reito.
Niechętnie stwierdzili razem, że pora się zbierać, a lenistwa już nadszedł kres. Podała rękę mężczyźnie, który pomógł jej wstać z zielonej trawy po czym... ni stąd ni zowąd dziewczyna przyłożyła ręce do klatki piersiowej Rei'a i pchnęła go wrzucając w większą trawę tuż obok. Zaśmiała się głośno zacieszając się jak małe dziecko po czym wzięła krótki rozbieg i odleciała w stronę szkoły Hikaru.
>> Siedziba Szkoły Światła wraz z Reito
Uchyliła oczy gdy przestała odczuwać przyjemne ciepło powodowane opadaniem promieni słońca na jej twarz i ciało. Zrobiło się jej troszkę chłodniej, więc mimowolnie wtuliła się bardziej w Reia. Można było się zastanawiać czy June wie co robi. Jako mało wiedząca o świecie osoba może nie do końca rozumieć pojęć, którymi teraz zasypał saiyan. Jednak skoro się podjął wyznania jej tego uczucia to jest tym samym zobowiązany nauczyć ją tego. Oby dał radę.
___ - Uhm. - Przytaknęła - Dom to idealne określenie. - uśmiechnęła się lecz po chwili zacisnęła pięść wystawiając ją ku górze - W dodatku tutaj panoszy się Red, mam ochotę z nim walczyć znowu i znowu i znowu! - powiedziała głośno. To było szaleńcze wyznanie. W końcu przed chwilą ledwo co uszła z życiem walcząc z tym demonem na całkiem serio. Z resztą już drugi raz. Albo jest taka ambitna, albo lubi gdy się ktoś nad nią znęca. Kiedyś przez taką głupotę może w końcu zginąć, bo w okolicy nie będzie takiego wybawiciela jak Reito.
Niechętnie stwierdzili razem, że pora się zbierać, a lenistwa już nadszedł kres. Podała rękę mężczyźnie, który pomógł jej wstać z zielonej trawy po czym... ni stąd ni zowąd dziewczyna przyłożyła ręce do klatki piersiowej Rei'a i pchnęła go wrzucając w większą trawę tuż obok. Zaśmiała się głośno zacieszając się jak małe dziecko po czym wzięła krótki rozbieg i odleciała w stronę szkoły Hikaru.
>> Siedziba Szkoły Światła wraz z Reito
- GośćGość
Re: Leśna Polana
Pon Paź 21, 2013 9:09 pm
Lądowanie nie było łatwe, statek mimo prób wyhamowania zbliżał się z niezwykłą szybkością do ziemi, kontrolki zaczęły piszczeć a Krazgel miał wrażenie, że zaraz się rozbije. Nagle urządzenie przełączyło się na tryb automatyczny i tuż nad ziemią zahamowało i delikatnie wylądowało. Changeling nie mógł wyjść dopóki nie zakończył się skan otoczenia.
Changeling wydostał się i schował pojazd do kapsułki, pod długiej podróży przyszedł czas na rozprostowanie kości. Czuł się obolały jednak wypoczęty po tak długiej podróży, w końcu cały czas był poddany uśpieniu.
Okolica wydawał się spokojna i przytulna, podobna do Namek. Wszędzie było zielono a co jakiś czas kilka drzew. Niebo było przejrzyste, tak że changeling mógł dostrzec poruszające się ptaki. Jedyną różnicę jaką teraz odczuwał była temperatura, różniła się bowiem znacznie od tej na namek.
Wzniósł się w górę, przestrzeń była ogromna, widział zarys gór na prawo i lewo, jakiś las przed sobą i wodą za. Jednakże postanowił przyzwyczaić się do terenu i przemyśleć kolejne działa, być może powinien złożyć raport jak mu przykazano? Teraz nie zaprzątał sobie tym głowy...
Changeling wydostał się i schował pojazd do kapsułki, pod długiej podróży przyszedł czas na rozprostowanie kości. Czuł się obolały jednak wypoczęty po tak długiej podróży, w końcu cały czas był poddany uśpieniu.
Okolica wydawał się spokojna i przytulna, podobna do Namek. Wszędzie było zielono a co jakiś czas kilka drzew. Niebo było przejrzyste, tak że changeling mógł dostrzec poruszające się ptaki. Jedyną różnicę jaką teraz odczuwał była temperatura, różniła się bowiem znacznie od tej na namek.
Wzniósł się w górę, przestrzeń była ogromna, widział zarys gór na prawo i lewo, jakiś las przed sobą i wodą za. Jednakże postanowił przyzwyczaić się do terenu i przemyśleć kolejne działa, być może powinien złożyć raport jak mu przykazano? Teraz nie zaprzątał sobie tym głowy...
- GośćGość
Re: Leśna Polana
Pon Lis 04, 2013 5:27 pm
Biegliśmy przez jakąś godzinę. W końcu las się skończył. Chłopak dobiegł szybciej ode mnie. -Dawaj, dawaj! Co tak wolno? Po chwili ja dobiegłem. Oparłem się rękoma o kolana i sapiąc wymamrotałem -Wybacz mi, nigdy nie biegałem.
Uśmiechnął się i powiedział -Nic nie szkodzi. I tak szybko biegłeś.
Klepnąłem pupą o ziemie -Nigdzie nie idę! Odpocznijmy trochę.
Wyjął miecz z pochwy, wbił go w ziemię, zdjął swoją kurtkę i powiesił ją na nim. Usiadł po turecku i złożył ręce w jednym miejscu -Tylko 10 minut. i zamknął oczy. Popatrzyłem na niego chwilę i pomyślałem Co on robi? Czyżby umarł? Jestem bardzo zmęczony po treningu więc położyłem się na trawie opierając rękoma o głowę i zasnąłem.
Nie pospałem długo gdyż mnie obudził. Otworzyłem oczy i zobaczyłem jego twarz schylającą się nade mną. Uśmiechnął się -Kurczę, ale masz twardy sen. Budziłem cię przez 5 minut.
Siedząc przetarłem oczy -Już koniec? Ehh... No dobra. Pomógł mi wstać podając dłoń.
Wyjął palec przed siebie -Spójrz.
Wyjąłem rękę jakbym chronił oczy przed światłem -Co?
Zobaczył, że moja ręka różni się od drugiej. Pomyślał On chyba nie jest człowiekiem, najwyżej jakimś mutantem czy coś... Zobaczył również jak macham ogonkiem.
-Wow! To miasto!
Zawahał się przez chwilę. -Co? Yyy... a tak! Miasto, to co? Idziemy?
I tak bez słowa ruszyliśmy w stronę West City.
Zt/Do West City, ulica
Koniec treningu.
Uśmiechnął się i powiedział -Nic nie szkodzi. I tak szybko biegłeś.
Klepnąłem pupą o ziemie -Nigdzie nie idę! Odpocznijmy trochę.
Wyjął miecz z pochwy, wbił go w ziemię, zdjął swoją kurtkę i powiesił ją na nim. Usiadł po turecku i złożył ręce w jednym miejscu -Tylko 10 minut. i zamknął oczy. Popatrzyłem na niego chwilę i pomyślałem Co on robi? Czyżby umarł? Jestem bardzo zmęczony po treningu więc położyłem się na trawie opierając rękoma o głowę i zasnąłem.
Nie pospałem długo gdyż mnie obudził. Otworzyłem oczy i zobaczyłem jego twarz schylającą się nade mną. Uśmiechnął się -Kurczę, ale masz twardy sen. Budziłem cię przez 5 minut.
Siedząc przetarłem oczy -Już koniec? Ehh... No dobra. Pomógł mi wstać podając dłoń.
Wyjął palec przed siebie -Spójrz.
Wyjąłem rękę jakbym chronił oczy przed światłem -Co?
Zobaczył, że moja ręka różni się od drugiej. Pomyślał On chyba nie jest człowiekiem, najwyżej jakimś mutantem czy coś... Zobaczył również jak macham ogonkiem.
-Wow! To miasto!
Zawahał się przez chwilę. -Co? Yyy... a tak! Miasto, to co? Idziemy?
I tak bez słowa ruszyliśmy w stronę West City.
Zt/Do West City, ulica
Koniec treningu.
- Slash
- Liczba postów : 3
Data rejestracji : 15/06/2014
Identification Number
HP:
(75/75)
KI:
(75/75)
Re: Leśna Polana
Sob Cze 21, 2014 11:21 pm
Tamoya szedł żwirową dróżką prowadzącą przez środek wioski. Rozglądał się dookoła siebie. Żadnych ludzi. Domy były kompletnie zniszczone. Najpiękniejsze i największe budynki wioski ostały się puste, spróchniałe i wyłączone z użytku. Okna zabite grubymi, twardymi dechami oraz popękane poszarzałe drewno okalające ściany mieszkań przyganiały nastrój grozy. Wioska nie mogła umrzeć nagle. Wyglądało to raczej na jakąś chorobę niż na masowy mord. Z bramy widniejącej niegdyś z daleka przed terenem mieszkalnym zostało tylko kilka desek. Wąska dróżka ze żwiru powoli zanikała, a po chwili pod butami androida pojawiła się szosa. Wojownik kroczył w kierunku swojego starego schronienia.
Idąc mężczyzna nie rozmyślał na temat wioski. Nie miał tam przyjaciół. Była ona dla niego jedynie źródłem oręża i zatrudnienia. Nie obchodzili go inni ludzie. Martwił się o samego siebie. Należałoby znaleźć jakieś schronienie. Potrzebował jednak cywilizacji. Kompletna samotność skazałaby go nie tylko na nudę, ale również na brak rozwoju. Był kiedyś najlepszym najemnikiem w okolicy. Nie mógł spocząć na laurach. To jest jego żywioł, pasja i przeznaczenie. Jakoś czuł, że nie może na to wpłynąć. Musi po prostu robić swoje.
Dookoła szosy zaczęły pojawiać się pojedyncze drzewa. Wiedział, że wchodzi w bardzo bliskie mu rejony, nie był jednak w stanie rozpoznać tego miejsca. Było jakieś dzikie, inne niż do tej pory. Minęło sto lat. Natura żyła. Bujna, otaczająca go roślinność bardzo się zmieniła. Uwagę maszyny zwróciło odmienne od innych, duże, bardzo wysokie drzewo. Mężczyzna zatrzymał się na chwilę i zmierzył roślinę wzrokiem od góry do dołu. Jabłoń. Nie była ona zbyt bogata w owoce. Tylko jeden, czerwony plon niemal przy samym czubku. Tamoya był bardzo głodny. Nie wiedział tego, ale nie jadł przecież przez cały wiek.
Zdecydowanym ruchem sięgnął za plecy. Chwyciwszy grzbiet łuku wyrzucił go lekko przed siebie, po czym lewą ręką solidnie złapał za rękojeść, która rozbłysła jasnym, niebieskim światłem. Uniósł broń nad głowę, po czym opuszkami palców naciągnął cięciwę. Na środku cięciwy zaczęła kumulować się podłużna wiązka KI. Strzała nabierała kształtu, a po kilku sekundach całkowicie uformowana i solidna oparła się na łęczysku. Łucznik precyzyjnym okiem zlokalizował cel i przyszykował się do strzału. Zawiesiwszy wzrok na jabłku puścił cięciwę. Na jego źrenicy pojawił się czerwony krzyżyk służący za celownik, a on sam nieświadomie wywołał z siebie ciche piknięcie.
Strzała KI poszybowała w górę trafiając w sam środek owocu. Strąciwszy plon z gałęzi wiązka rozpłynęła się w powietrzu, a jabłko zaczęło spadać. Bladoskóry gwałtownie schował łuk na plecy, po czym wyskoczył wysoko w górę i złapał jabłko. Skoczył wyżej niż kiedykolwiek. Chwyciwszy zdobycz w dłoń opadł delikatnie na ziemię.
Przetarł jabłko dłonią, po czym wziął je do ust. Głośne ukąszenie owocu wywołało zadowolenie na twarzy androida. Posiłek nie trwał zbyt długo. Po chwili już mężczyzna wyrzucił za plecy ogryzek, po czym ruszył przed siebie do cienistego lasu. Po kilku krokach jednak coś go zatrzymało. Trzy dziwne piknięcia dochodzące gdzieś z jego ciała. Nie wiedział co to znaczy. Zaczął się oglądać. Ręce, nogi, brzuch… Wszystko wyglądało normalnie. Klatka piersiowa. Na jej środku pojawiło się jasne światełko. Wyglądało ono jak piłeczka zbudowana z czystej elektryczności. Próbował dotknąć jej rękoma, była jednak niematerialna. Nie do końca rozumiał co się dzieje. Nie mógł nic z tym zrobić, więc zignorował to. Zaczął biec.
W lesie czuł się jak w domu. Chłód, który go otaczał dodawał mu siły i orzeźwiał go. Biegł szybko, jednak bez najmniejszego szmeru. Był tego wyuczony do perfekcji. Mijał niespłoszoną zwierzynę. Myślał o polowaniu, ale nie był głodny. Dziwiło go to – wszak zjadł jedynie jabłko. Z lasu wybiegł na spokojną polanę. Był z dala od wszystkiego. Tutaj mógł odpocząć przed wyruszeniem w podróż. Potrzebował miasta. Tylko w którą stronę musi się udać? Przetarł swoje czoło. Niedaleko zauważył strumyczek. Przyciągnięty jego ochładzającym widokiem zanurzył w nim dłonie. Garści pełne chłodnej cieczy wypełniły jego twarz. Chłopak wyprostował się i przeciągnął, po czym stanął na środku polany. Zaczął szukać wzrokiem czegoś, co pomoże mu znaleźć cywilizację…
Idąc mężczyzna nie rozmyślał na temat wioski. Nie miał tam przyjaciół. Była ona dla niego jedynie źródłem oręża i zatrudnienia. Nie obchodzili go inni ludzie. Martwił się o samego siebie. Należałoby znaleźć jakieś schronienie. Potrzebował jednak cywilizacji. Kompletna samotność skazałaby go nie tylko na nudę, ale również na brak rozwoju. Był kiedyś najlepszym najemnikiem w okolicy. Nie mógł spocząć na laurach. To jest jego żywioł, pasja i przeznaczenie. Jakoś czuł, że nie może na to wpłynąć. Musi po prostu robić swoje.
Dookoła szosy zaczęły pojawiać się pojedyncze drzewa. Wiedział, że wchodzi w bardzo bliskie mu rejony, nie był jednak w stanie rozpoznać tego miejsca. Było jakieś dzikie, inne niż do tej pory. Minęło sto lat. Natura żyła. Bujna, otaczająca go roślinność bardzo się zmieniła. Uwagę maszyny zwróciło odmienne od innych, duże, bardzo wysokie drzewo. Mężczyzna zatrzymał się na chwilę i zmierzył roślinę wzrokiem od góry do dołu. Jabłoń. Nie była ona zbyt bogata w owoce. Tylko jeden, czerwony plon niemal przy samym czubku. Tamoya był bardzo głodny. Nie wiedział tego, ale nie jadł przecież przez cały wiek.
Zdecydowanym ruchem sięgnął za plecy. Chwyciwszy grzbiet łuku wyrzucił go lekko przed siebie, po czym lewą ręką solidnie złapał za rękojeść, która rozbłysła jasnym, niebieskim światłem. Uniósł broń nad głowę, po czym opuszkami palców naciągnął cięciwę. Na środku cięciwy zaczęła kumulować się podłużna wiązka KI. Strzała nabierała kształtu, a po kilku sekundach całkowicie uformowana i solidna oparła się na łęczysku. Łucznik precyzyjnym okiem zlokalizował cel i przyszykował się do strzału. Zawiesiwszy wzrok na jabłku puścił cięciwę. Na jego źrenicy pojawił się czerwony krzyżyk służący za celownik, a on sam nieświadomie wywołał z siebie ciche piknięcie.
Strzała KI poszybowała w górę trafiając w sam środek owocu. Strąciwszy plon z gałęzi wiązka rozpłynęła się w powietrzu, a jabłko zaczęło spadać. Bladoskóry gwałtownie schował łuk na plecy, po czym wyskoczył wysoko w górę i złapał jabłko. Skoczył wyżej niż kiedykolwiek. Chwyciwszy zdobycz w dłoń opadł delikatnie na ziemię.
Przetarł jabłko dłonią, po czym wziął je do ust. Głośne ukąszenie owocu wywołało zadowolenie na twarzy androida. Posiłek nie trwał zbyt długo. Po chwili już mężczyzna wyrzucił za plecy ogryzek, po czym ruszył przed siebie do cienistego lasu. Po kilku krokach jednak coś go zatrzymało. Trzy dziwne piknięcia dochodzące gdzieś z jego ciała. Nie wiedział co to znaczy. Zaczął się oglądać. Ręce, nogi, brzuch… Wszystko wyglądało normalnie. Klatka piersiowa. Na jej środku pojawiło się jasne światełko. Wyglądało ono jak piłeczka zbudowana z czystej elektryczności. Próbował dotknąć jej rękoma, była jednak niematerialna. Nie do końca rozumiał co się dzieje. Nie mógł nic z tym zrobić, więc zignorował to. Zaczął biec.
W lesie czuł się jak w domu. Chłód, który go otaczał dodawał mu siły i orzeźwiał go. Biegł szybko, jednak bez najmniejszego szmeru. Był tego wyuczony do perfekcji. Mijał niespłoszoną zwierzynę. Myślał o polowaniu, ale nie był głodny. Dziwiło go to – wszak zjadł jedynie jabłko. Z lasu wybiegł na spokojną polanę. Był z dala od wszystkiego. Tutaj mógł odpocząć przed wyruszeniem w podróż. Potrzebował miasta. Tylko w którą stronę musi się udać? Przetarł swoje czoło. Niedaleko zauważył strumyczek. Przyciągnięty jego ochładzającym widokiem zanurzył w nim dłonie. Garści pełne chłodnej cieczy wypełniły jego twarz. Chłopak wyprostował się i przeciągnął, po czym stanął na środku polany. Zaczął szukać wzrokiem czegoś, co pomoże mu znaleźć cywilizację…
Re: Leśna Polana
Pon Cze 30, 2014 1:25 pm
Nagle z jednej strony dało usłyszeć się szelest liści oraz dźwięk pękających małych gałązek. Odgłosy stawały się coraz głośniejsze, mknęły bez wątpienia w stronę Androida. Gdy wydawało się już, że z pobliskich zarośli wyskoczy jakaś wygłodzona zwierzyna szukająca ofiary na pożarcie to... - POMOCY! - dało się usłyszeć piskliwy głos jakiejś małej istotki płci żeńskiej. Wkrótce z owych zarośli wyskoczyła drobna dziewczynka o czerwonych włosach. Ubranie miała osmolone, pobrudzone i poszarpane gdzieniegdzie. Na twarzy malował się strach, a gdy tylko jej oczy dostrzegły Tomoyę to zdało się dostrzec w nich nadzieję. - NIECH MI PAN POMOŻE, BŁAGAM! - rzuciła się na mężczyznę, tuląc do jego ręki. - Moja wioska, tam! Pali się, nie ma nigdzie wody! Musi mi pan pomóc, moja rodzina jest uwięziona w piwnicy, proszę! - Mówiła nieco chaotycznie i w nerwach, ale ogólny sens zapewne android zrozumiał. Tylko jaką decyzję podejmie? |
1. Pomagasz dziewczynce i idziesz za nią by uratować jej rodzinę.
2. Ignorujesz.
Decyzja należy do Ciebie.
- Garromo
- Liczba postów : 19
Data rejestracji : 22/06/2016
Skąd : Łódź
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Leśna Polana
Pią Cze 24, 2016 3:16 pm
Nadszedł ten dzień. Dzień odejścia, by wyruszyć w swoją podróż. Odnalezienie siebie, siły, celu oraz nie wiadomo czego, ale czas pokaże co jeszcze odnajdzie.
Ostatnie spotkanie z rodzicami odbyło się na granicy West City. Matka oczywiście płakała, bo będzie tęsknić za swym synem, nawet chciała go zatrzymać, ale tutaj wkroczył ojciec, który to on za namową Yuko podjął tą decyzję o wywaleniu Garo w świat. Mikaro, czyli głowa rodziny trzymał nerwy na wodzę, stał niewzruszony, ale na końcu przytulił po Ojcowsku swego synka i życzył mu powodzenia w podróży. Blondyn zaś pożegnał ich i przysiągł, że przy następnym spotkaniu będzie najsilniejszy. Po tych słowach ruszył przed siebie, gdzie? Sam nie wiedział gdzie będzie szedł, ale wiedział jedno, że nie może tak sobie normalnie podróżować, ale tylko rosnąć w siłe.
Godzina podróży od miasta.
Chłopak wreszcie zobaczył coś więcej niż wielkie blokowiska czy też małe parki. Tutaj świat robił się coraz bardziej dziki. Mało co bywał po miastem, ba! Prawie nigdy. Jedynie kiedy był bardzo malutki jego tatuś zabrał go ze sobą poza miasto. Nie pamiętał gdzie dokładnie oraz po co pojechali.
-Co za wiocha.- Stwierdził rozglądając się idąc obok jezdni, gdzie ciagle jakieś samochody jeździły w każdą stronę z miasta albo do miasta.
-Ojciec coś mówił o tym, że mogę znaleźć nauczyciela...- Nie rozumiał oco mu chodziło. Czyżby myślał, że jego Syn jest jakimś beztalenciem i sam nie wyrośnie na wspaniałego wojownika? -Niedoczekanie... Sam zdobędę moc, która przewyższy mego Ojczulka i innych mistrzów sztuk walki.- Stwierdził podirytowany i kopnął z całej siły kamień przy drodzę.
Szedł tak dalej aż wreszcie spojrzał przez ramię. O dziwo widział jeszcze szczyty wieżowców jego rodzinnego miasteczka. Przez tak długi okres tak niedaleko dotarł. Jednogłośnie stwierdził wzdychając. -Długo mi zajmie, bym pozbył się tej cywilizacji...- Rozłożył bezradnie ręce na boki i ruszył dalej.
Po pewnym czasie stwierdził, że już nie warto iść wzdłuż drogi, bo dotrze do jakiegoś innego miasta, a nie oto mu chodzi. Postanowił takto odbić w prawo. Zaczął odchodzić od jezdni i iść po zielonej trawce, której prawie nikt nie deptał. Większość ludzi z miasta tylko poruszała się przez chodniki oraz ulice. Zamknęli się w swoich warowniach o nazwie miasta i tam zatrzasnęli się na resztę świata, które ich otacza. Garo za to wyszedł ze swej twierdzy, ale nie przez swe własne intencje jego ojciec go wysłał, ale dzieciak podziela jego pomysł. Nie widział sensu siedzenia tam gdzie wywalili go ze szkoły i nie miał żadnych perspektyw. Mikaro dał mu nowy cel, który był zgodny z jego naturą stać się silny i walczyć z to nowymi silniejszymi przeciwnikami, którzy przekraczają ludzkie granice. Słyszał o takich wojownikach od Ojca, że to są wojownicy nad wojownikami, więc sam chce się nim stać.
Niebo zaczęło powoli ciemnieć. Szedł tak prawie cały dzień, bo wcześnie rano wyruszył z miasta. A gdzie dotarł po tak długim czasie? Dotarł wreszcie do lasu. Pierwsze wrażenia Czerwonookiego? -Jest tu więcej drzew niż w parku...- Stwierdził rozglądając się. No widział lasy, ale to z daleka oraz telewizji, więc musiał się nadziwić takimi cudami natury, które go otaczają.
Zrobiło już ostatecznie ciemno i wreszcie zaszedł na leśną polanę. Trzeba byłoby się położyć spać, ale tak bez ognia nie wypadło. Zdjął ze swych pleców plecach i zaczął nim grzebać. Miał w nim od groma żarcia, by trochę przeżyć poza miastem. Mamusia zadbała o wszystko. Pogrzebał trochę i wreszcie znalazł zapalniczkę. Rodzice zawsze mają łeb na karku. Rozbierał parę patyków i zaczął kombinować co z nimi zrobić. -Widziałem kiedyś taki program...- Powiedział do siebie trzymając dwa patyki z całej kupki, którą przyniósł po dziesięciu minutach krążenia wokół. -...Trzeba je położyć w taką małą piramidkę...- Zaczął konstruować, ale mu nie wychodziło. Zdenerwowany po prostu położył kupkę na ziemi, spłaszczył ją ręką, parę połamał, by nie wychodziły za daleko i podpalił zapalniczką.
Ogień oczywiście zaczął się rozprzestrzeniać na patykach, ale po jakiś dwudziestu minutach walk oraz to nie było jakieś perfekcyjnie ognisko, bo ogień nie był zbyt dużo i po godzinie pewnie całkowicie zgaśnie.
Zmęczony oraz podirytowany Garromo wyjął koc, położył się pod drzewem niedaleko ogniska, owinął się kocykiem i postanowił pójść na zasłużony odpoczynek po całej tej podróży.
OOC jest to post fabularny i proszę jeszcze o nie wkroczenie MG, chce po nim zacząć trening, a potem zakończyć i wtedy można zacząć zabawę.
Ostatnie spotkanie z rodzicami odbyło się na granicy West City. Matka oczywiście płakała, bo będzie tęsknić za swym synem, nawet chciała go zatrzymać, ale tutaj wkroczył ojciec, który to on za namową Yuko podjął tą decyzję o wywaleniu Garo w świat. Mikaro, czyli głowa rodziny trzymał nerwy na wodzę, stał niewzruszony, ale na końcu przytulił po Ojcowsku swego synka i życzył mu powodzenia w podróży. Blondyn zaś pożegnał ich i przysiągł, że przy następnym spotkaniu będzie najsilniejszy. Po tych słowach ruszył przed siebie, gdzie? Sam nie wiedział gdzie będzie szedł, ale wiedział jedno, że nie może tak sobie normalnie podróżować, ale tylko rosnąć w siłe.
Godzina podróży od miasta.
Chłopak wreszcie zobaczył coś więcej niż wielkie blokowiska czy też małe parki. Tutaj świat robił się coraz bardziej dziki. Mało co bywał po miastem, ba! Prawie nigdy. Jedynie kiedy był bardzo malutki jego tatuś zabrał go ze sobą poza miasto. Nie pamiętał gdzie dokładnie oraz po co pojechali.
-Co za wiocha.- Stwierdził rozglądając się idąc obok jezdni, gdzie ciagle jakieś samochody jeździły w każdą stronę z miasta albo do miasta.
-Ojciec coś mówił o tym, że mogę znaleźć nauczyciela...- Nie rozumiał oco mu chodziło. Czyżby myślał, że jego Syn jest jakimś beztalenciem i sam nie wyrośnie na wspaniałego wojownika? -Niedoczekanie... Sam zdobędę moc, która przewyższy mego Ojczulka i innych mistrzów sztuk walki.- Stwierdził podirytowany i kopnął z całej siły kamień przy drodzę.
Szedł tak dalej aż wreszcie spojrzał przez ramię. O dziwo widział jeszcze szczyty wieżowców jego rodzinnego miasteczka. Przez tak długi okres tak niedaleko dotarł. Jednogłośnie stwierdził wzdychając. -Długo mi zajmie, bym pozbył się tej cywilizacji...- Rozłożył bezradnie ręce na boki i ruszył dalej.
Po pewnym czasie stwierdził, że już nie warto iść wzdłuż drogi, bo dotrze do jakiegoś innego miasta, a nie oto mu chodzi. Postanowił takto odbić w prawo. Zaczął odchodzić od jezdni i iść po zielonej trawce, której prawie nikt nie deptał. Większość ludzi z miasta tylko poruszała się przez chodniki oraz ulice. Zamknęli się w swoich warowniach o nazwie miasta i tam zatrzasnęli się na resztę świata, które ich otacza. Garo za to wyszedł ze swej twierdzy, ale nie przez swe własne intencje jego ojciec go wysłał, ale dzieciak podziela jego pomysł. Nie widział sensu siedzenia tam gdzie wywalili go ze szkoły i nie miał żadnych perspektyw. Mikaro dał mu nowy cel, który był zgodny z jego naturą stać się silny i walczyć z to nowymi silniejszymi przeciwnikami, którzy przekraczają ludzkie granice. Słyszał o takich wojownikach od Ojca, że to są wojownicy nad wojownikami, więc sam chce się nim stać.
Niebo zaczęło powoli ciemnieć. Szedł tak prawie cały dzień, bo wcześnie rano wyruszył z miasta. A gdzie dotarł po tak długim czasie? Dotarł wreszcie do lasu. Pierwsze wrażenia Czerwonookiego? -Jest tu więcej drzew niż w parku...- Stwierdził rozglądając się. No widział lasy, ale to z daleka oraz telewizji, więc musiał się nadziwić takimi cudami natury, które go otaczają.
Zrobiło już ostatecznie ciemno i wreszcie zaszedł na leśną polanę. Trzeba byłoby się położyć spać, ale tak bez ognia nie wypadło. Zdjął ze swych pleców plecach i zaczął nim grzebać. Miał w nim od groma żarcia, by trochę przeżyć poza miastem. Mamusia zadbała o wszystko. Pogrzebał trochę i wreszcie znalazł zapalniczkę. Rodzice zawsze mają łeb na karku. Rozbierał parę patyków i zaczął kombinować co z nimi zrobić. -Widziałem kiedyś taki program...- Powiedział do siebie trzymając dwa patyki z całej kupki, którą przyniósł po dziesięciu minutach krążenia wokół. -...Trzeba je położyć w taką małą piramidkę...- Zaczął konstruować, ale mu nie wychodziło. Zdenerwowany po prostu położył kupkę na ziemi, spłaszczył ją ręką, parę połamał, by nie wychodziły za daleko i podpalił zapalniczką.
Ogień oczywiście zaczął się rozprzestrzeniać na patykach, ale po jakiś dwudziestu minutach walk oraz to nie było jakieś perfekcyjnie ognisko, bo ogień nie był zbyt dużo i po godzinie pewnie całkowicie zgaśnie.
Zmęczony oraz podirytowany Garromo wyjął koc, położył się pod drzewem niedaleko ogniska, owinął się kocykiem i postanowił pójść na zasłużony odpoczynek po całej tej podróży.
OOC jest to post fabularny i proszę jeszcze o nie wkroczenie MG, chce po nim zacząć trening, a potem zakończyć i wtedy można zacząć zabawę.
- Garromo
- Liczba postów : 19
Data rejestracji : 22/06/2016
Skąd : Łódź
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Leśna Polana
Pią Cze 24, 2016 5:23 pm
Wiecie co jest najgorsze od spania samemu w lesie, bez ogniska, który zgasł z godzinę po rozpaleniu? Jest to. Koszmar w lesie, bez ogniska, który zgłasł z godzinę po rozpaleniu.
Był to dość prosty lęk w chłopaku, który niekiedy nawiedza go w snach. O czym dokładnie był? Już śpieszę streścić. Garo czuł się w nim słaby, każdy nim pomiatał niczym zwykłą ścierką, nawet ci których niegdyś sprał. Ale to nie było najgorsze. Największym ciosem w tym wszystkim jest odrzucenie przez jego własną rodzinę. Jest może wybuchowy, agresywny oraz lubi walczyć, ale na rodzinie mu bardzo zależy. Nie potrafi tego pokazywać, ale kocha ich całym sercem.
Obudził się. Był cały spocony oraz zdyszany. Rozejrzał się i zobaczył, że już był ranek, a ognisko już dawno przygasło. Odrzucił od siebie kołdre, podniósł się na pozycję siedząco, przetarł swą twarz rękoma i rzucił do siebie. -Cholera jasna... znowu ten sam schemat...- Nie był z tego powodu zadowolony, a był nawet przerażony tym co się z nim dzieje.
Złapał za butelkę wody, odkręcił i wypił aż połowę. Parę kropel pociekło mu po ustach. Przetarł je i odciągnął swe usta od gwinta. Spojrzał uważnie na swe otoczenie i zrozumiał dlaczego jego ojciec ciągle opowiadał o cudzie natury. Było tutaj pięknie. Nawet lepiej niż w mieście gdzie są same betonowe budynki oraz metal. To dla szesnastolatka dobra odmiana, odejdzie od cywilizacji i zaprzyjaźni się z naturą. -Ojciec miał rację...tsk... natura jest piękna.- Powiedział to wreszcie na głos! Mało co się zgadzał ze swym tatą, a najmniej o tym mówił na głos.
Po obudzeniu się, wypiciu czegoś przyszła pora na jedzenie. W brzuchu Garromo zaczęło burczeć, jaki jakiś smok się tam zalęgł i ryczał ze wściekłości, że nie ma tam dziewic.
Zakręcił butelkę wody, usiadł sobie wygodnie na trafie, przyciągnął swój plecak do siebie i zaczął tam grzebać. Jak już wcześniej było wspomniane, miał tam napakowanego jedzenia chyba na tydzień. Pogrzebał sobie chwile i znalazł sobie puszkę z szynką. Wyciągnął ją i przy tym wypadła karteczka. Zdziwiony i zainteresowany podniósł ją, otworzył i spojrzał, jakby był spetryfikowany. Co to było? Liścik od mamusi. Było w nim zawarta ta treść.
Z furią na twarzy już miał podrzeć karteczkę, ale się zatrzymał. Zagryzł swe wargi. Oparł swe czoło na prawej ręce i tylko zgniótł papierek. To było dla niego bardzo kochane. W tej chwili nawet powinien powiedzieć tak dla zasady „Też Cię kocham”, ale nie powiedział niczego. Boi się, ze kiedy ukaże takie uczucia to koszmary staną się prawdą. Siedział tak w bezruchu parę minut i wreszcie podniósł głowę i powiedział do siebie. -Stanę się silny, by me koszmary się nie ziściły!- I jeszcze mocniej zaburczał mu brzuszek. Złapał się za niego i z lekkim uśmiechem rzucił. -Ale najpierw zjem...-
I zjadł pożywny posiłek, do tego na deserek wziął sobie batonika o którym napisała mu Kochana Mama.
Po napełnieniu brzucha wstał, otrzepał spodnie. Rozejrzał się, uderzył pięściami w swoją klatkę piersiową niczym goryl i rzucił na głos pełen zdeterminowania. -Będę najsilniejszy.-
OOC
Rozpoczynam Trening.
Był to dość prosty lęk w chłopaku, który niekiedy nawiedza go w snach. O czym dokładnie był? Już śpieszę streścić. Garo czuł się w nim słaby, każdy nim pomiatał niczym zwykłą ścierką, nawet ci których niegdyś sprał. Ale to nie było najgorsze. Największym ciosem w tym wszystkim jest odrzucenie przez jego własną rodzinę. Jest może wybuchowy, agresywny oraz lubi walczyć, ale na rodzinie mu bardzo zależy. Nie potrafi tego pokazywać, ale kocha ich całym sercem.
Obudził się. Był cały spocony oraz zdyszany. Rozejrzał się i zobaczył, że już był ranek, a ognisko już dawno przygasło. Odrzucił od siebie kołdre, podniósł się na pozycję siedząco, przetarł swą twarz rękoma i rzucił do siebie. -Cholera jasna... znowu ten sam schemat...- Nie był z tego powodu zadowolony, a był nawet przerażony tym co się z nim dzieje.
Złapał za butelkę wody, odkręcił i wypił aż połowę. Parę kropel pociekło mu po ustach. Przetarł je i odciągnął swe usta od gwinta. Spojrzał uważnie na swe otoczenie i zrozumiał dlaczego jego ojciec ciągle opowiadał o cudzie natury. Było tutaj pięknie. Nawet lepiej niż w mieście gdzie są same betonowe budynki oraz metal. To dla szesnastolatka dobra odmiana, odejdzie od cywilizacji i zaprzyjaźni się z naturą. -Ojciec miał rację...tsk... natura jest piękna.- Powiedział to wreszcie na głos! Mało co się zgadzał ze swym tatą, a najmniej o tym mówił na głos.
Po obudzeniu się, wypiciu czegoś przyszła pora na jedzenie. W brzuchu Garromo zaczęło burczeć, jaki jakiś smok się tam zalęgł i ryczał ze wściekłości, że nie ma tam dziewic.
Zakręcił butelkę wody, usiadł sobie wygodnie na trafie, przyciągnął swój plecak do siebie i zaczął tam grzebać. Jak już wcześniej było wspomniane, miał tam napakowanego jedzenia chyba na tydzień. Pogrzebał sobie chwile i znalazł sobie puszkę z szynką. Wyciągnął ją i przy tym wypadła karteczka. Zdziwiony i zainteresowany podniósł ją, otworzył i spojrzał, jakby był spetryfikowany. Co to było? Liścik od mamusi. Było w nim zawarta ta treść.
„Wiedziałam, że nie będę mogła Cię zatrzymać. Boli mnie serce, że nasz opuszczasz, chciałabym byś z nami został oraz trochę się uspokoił, ale nie dasz rady. Jesteś kim jesteś, a przede wszystkim moim synem, więc na siłe nie będę Cię zmieniała.
Przygotowałam ci tyle jedzenia ile mogłam pomieścić, nie zjedz wszystkiego!
Z ojcem będziemy wyczekiwać twego powrotu.
Kocham Cię!
Ps. W dolnej kieszeni są twoje ukochane batoniki.”
Przygotowałam ci tyle jedzenia ile mogłam pomieścić, nie zjedz wszystkiego!
Z ojcem będziemy wyczekiwać twego powrotu.
Kocham Cię!
Ps. W dolnej kieszeni są twoje ukochane batoniki.”
Z furią na twarzy już miał podrzeć karteczkę, ale się zatrzymał. Zagryzł swe wargi. Oparł swe czoło na prawej ręce i tylko zgniótł papierek. To było dla niego bardzo kochane. W tej chwili nawet powinien powiedzieć tak dla zasady „Też Cię kocham”, ale nie powiedział niczego. Boi się, ze kiedy ukaże takie uczucia to koszmary staną się prawdą. Siedział tak w bezruchu parę minut i wreszcie podniósł głowę i powiedział do siebie. -Stanę się silny, by me koszmary się nie ziściły!- I jeszcze mocniej zaburczał mu brzuszek. Złapał się za niego i z lekkim uśmiechem rzucił. -Ale najpierw zjem...-
I zjadł pożywny posiłek, do tego na deserek wziął sobie batonika o którym napisała mu Kochana Mama.
Po napełnieniu brzucha wstał, otrzepał spodnie. Rozejrzał się, uderzył pięściami w swoją klatkę piersiową niczym goryl i rzucił na głos pełen zdeterminowania. -Będę najsilniejszy.-
OOC
Rozpoczynam Trening.
- Garromo
- Liczba postów : 19
Data rejestracji : 22/06/2016
Skąd : Łódź
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Leśna Polana
Sob Cze 25, 2016 11:31 pm
Zaraz po swych słowach schował pogniecioną kartecze do plecaka. Co mu teraz przyszło porobić? Przed chwila deklarował, że stanie się silniejszy, lecz na słowach to się nie mogło skończyć, więc, jak już wiadomo postanowił sobie potrenować. Mało co to robił, a wręcz pierwszy raz mu przyjdzie trenować. Niby miał lekcje wychowania fizycznego, ale tam to tylko rozgrzewki były i potem wszyscy razem grali w coś.
-No dobra, najpierw rozgrzewka.- Rzucił do siebie ściagjąc koszulkę. Nie chciał, by przesiąknęła jego potem, bo ma mało rzeczy na zmianę. Poszedł sobie na środek polany. Stanął wyprostowany i co zaczął robić? Zaczął sobie biec truchtem. Chyba wiadomo, jaką rozgrzewkę będzie robił. Taką, jak w szkole. Nie przyszło mu nic innego do głowy, więc postanowił wykorzystać to co zobaczył na wf-ie. Podczas tego biegu oczywiście zaczął kręcić rękoma na boki, podskakiwać na jednej nodzę oraz robić skipy.
To wszystko zajęło mu dobre dziesięć minut. Postanowił przedłużyć taką normalną rozgrzewkę, tak na wszelki wypadek, żeby nic sobie nie nadwyrężył.
Teraz kiedy to się rozgrzał nadeszła kolejna na trening. Garo podszedł do jednego drzewa i zaczął w niego uderzać pięściami wyobrażając sobie, że jest to dość sporych rozmiarów przeciwnik. Próbował w każde uderzenie włożyć sto procent jego siły oraz szybkości, a nawet coś ponadto, by stać się lepszy. Nie będziemy się rozpisywać ile mu to zajęło, lecz po pewnym czasie postanowił zmienić trochę swój trening. Bo takie uderzanie i stanie w miejscu ze sobą nie współgra. Jeżeli będzie walczył z przeciwnikiem to będzie musiał być ciągle w ruchu. Dlatego, odchodzi od drzewa i zaczął biegać, skakać, uderzać, jakby gonił przeciwnika, którego wymyślił sobie. Następnym treningie po tym były oczywiście zwykłe przysiady, ale tutaj już miał swe łapki położone z tyłu głowy i zaczął je wykonywać, jak najwięcej mógł, aż do zmęczenia. Blondyn wiedział, że żeby stać się silniejszym trzeba przejść przez swe granice, to wie od swego ojca, który ciągle o tym gadał, więc przy każdym swym ćwiczeniu idzie na całość i robi, jak najwięcej powtórzeń tylko może.
Po pewnym czasie wreszcie zakończył swój pierwszy trening na drodzę do zostania najsilniejszym wojownikiem. Zmęczony podszedł do swoich rzeczy, usiadł sobie i wypił całą butelkę wody zadowolony.
-Mam nadzieje, że chociaż to co robię przyniesi jakieś efekty.- Zaraz po tych słowach przypomniały mu się słowa Ojca o tym, że może znajdzie jakiegoś trenera. Po tym całym treningu naszła go myśl, że może mu się to opłacić... -Nie...- Zdenerwował się na samego siebie, że pomyślał o czymś takim. Zgniótł butelkę i rzucił ją gdzieś w dal. -Zostanę silny bez niczyjej pomocy.-
Zrobił sobie przerwę. Odpoczywał tak sobie z półtorej godzinki, zjadł coś i postanowił ruszyć dalej. Nie mógł siedzieć w miejscu. Gdyby ciągle siedział w miejscu to by mógł zostać w mieście z rodziną i tam se trenować z Ojcem, albo na siłowni.
OOC
Koniec Treningu.
Zapraszam MG, niech rozpocznie się przygoda początkującego wojownika.
-No dobra, najpierw rozgrzewka.- Rzucił do siebie ściagjąc koszulkę. Nie chciał, by przesiąknęła jego potem, bo ma mało rzeczy na zmianę. Poszedł sobie na środek polany. Stanął wyprostowany i co zaczął robić? Zaczął sobie biec truchtem. Chyba wiadomo, jaką rozgrzewkę będzie robił. Taką, jak w szkole. Nie przyszło mu nic innego do głowy, więc postanowił wykorzystać to co zobaczył na wf-ie. Podczas tego biegu oczywiście zaczął kręcić rękoma na boki, podskakiwać na jednej nodzę oraz robić skipy.
To wszystko zajęło mu dobre dziesięć minut. Postanowił przedłużyć taką normalną rozgrzewkę, tak na wszelki wypadek, żeby nic sobie nie nadwyrężył.
Teraz kiedy to się rozgrzał nadeszła kolejna na trening. Garo podszedł do jednego drzewa i zaczął w niego uderzać pięściami wyobrażając sobie, że jest to dość sporych rozmiarów przeciwnik. Próbował w każde uderzenie włożyć sto procent jego siły oraz szybkości, a nawet coś ponadto, by stać się lepszy. Nie będziemy się rozpisywać ile mu to zajęło, lecz po pewnym czasie postanowił zmienić trochę swój trening. Bo takie uderzanie i stanie w miejscu ze sobą nie współgra. Jeżeli będzie walczył z przeciwnikiem to będzie musiał być ciągle w ruchu. Dlatego, odchodzi od drzewa i zaczął biegać, skakać, uderzać, jakby gonił przeciwnika, którego wymyślił sobie. Następnym treningie po tym były oczywiście zwykłe przysiady, ale tutaj już miał swe łapki położone z tyłu głowy i zaczął je wykonywać, jak najwięcej mógł, aż do zmęczenia. Blondyn wiedział, że żeby stać się silniejszym trzeba przejść przez swe granice, to wie od swego ojca, który ciągle o tym gadał, więc przy każdym swym ćwiczeniu idzie na całość i robi, jak najwięcej powtórzeń tylko może.
Po pewnym czasie wreszcie zakończył swój pierwszy trening na drodzę do zostania najsilniejszym wojownikiem. Zmęczony podszedł do swoich rzeczy, usiadł sobie i wypił całą butelkę wody zadowolony.
-Mam nadzieje, że chociaż to co robię przyniesi jakieś efekty.- Zaraz po tych słowach przypomniały mu się słowa Ojca o tym, że może znajdzie jakiegoś trenera. Po tym całym treningu naszła go myśl, że może mu się to opłacić... -Nie...- Zdenerwował się na samego siebie, że pomyślał o czymś takim. Zgniótł butelkę i rzucił ją gdzieś w dal. -Zostanę silny bez niczyjej pomocy.-
Zrobił sobie przerwę. Odpoczywał tak sobie z półtorej godzinki, zjadł coś i postanowił ruszyć dalej. Nie mógł siedzieć w miejscu. Gdyby ciągle siedział w miejscu to by mógł zostać w mieście z rodziną i tam se trenować z Ojcem, albo na siłowni.
OOC
Koniec Treningu.
Zapraszam MG, niech rozpocznie się przygoda początkującego wojownika.
Re: Leśna Polana
Nie Cze 26, 2016 7:54 pm
Wydeptana ścieżka przez polanę wiodła obok bardzo dużego, skrzywionego ze starości, samotnego drzewa, otoczonego wysoką trawą. Nic nadzwyczajnego, sceneria podpadająca pod rubryczkę "polanka", ot i tyle. Wśród ciszy dnia i natury jedynie świerszcze brzdękały naokoło... Oraz ciche kroki idącego chłopaka. Zdawało się, że jest tu sam, że tylko muzyka owadów mu tutaj towarzyszy... Acz to błędne stwierdzenie. W tej samej chwili w której znalazł się w zasięgu cienia drzewa, coś spadło mu na głowę. Szyszka. Co się dziwić, skoro był pod sosną? Jednak coś cichego, niby szept wiatru zachichotało w iglastej koronie. Nie minęła chwila, Garro zrobiła dwa kroki a kolejna szyszka spadła na niego, tym razem trafiając w kark. Niewyraźna smuga przeskoczyła między gałęziami. I po chwili kolejna. I jeszcze jedna.
I naraz deszcz wielkich i zdrewniałych szyszek spadł na chłopaka z góry. Boleśnie.
OOC
Howdy! Tak jak ładnie zostało opisane powyżej, spadają na Ciebie szyszki. Co z tym zrobisz - masz wolną rękę. Dmg nie ma, ale siniaków możesz dostać.
I naraz deszcz wielkich i zdrewniałych szyszek spadł na chłopaka z góry. Boleśnie.
OOC
Howdy! Tak jak ładnie zostało opisane powyżej, spadają na Ciebie szyszki. Co z tym zrobisz - masz wolną rękę. Dmg nie ma, ale siniaków możesz dostać.
- Garromo
- Liczba postów : 19
Data rejestracji : 22/06/2016
Skąd : Łódź
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Leśna Polana
Pon Cze 27, 2016 7:35 pm
Blondyn szedł sobie powoli ścieżką wydeptaną na leśnej polanie. Był teraz w bardzo dobrym humorze, a wręcz niebywałym. Jego zadowolenie wynikało z tego, że był po swoim pierwszym treningu, jaki odbył do tej pory. Może to nie było nic nadzwyczajnego i tylko trochę się polepszył, ale dla niego w tej chwili wystarczało. Czuł się teraz silniejszy już teraz, a to dopiero był początek jego wielkiej wyprawy po świecie, więc nie pędził w tej chwili w tym kierunku, bo już pierwszego dnia zrobił jakieś postępy.
Na lewym ramieniu trzymał swój plecak, a w tej samej ręce miał swój ukochany batonik czekoladowy. Gryzł go sobie powoli i delektował się smakiem. Przy czym rozglądał się wszędzie. To jego pierwsze obcowanie aż tak długo z naturą, więc jest nadal tym miejscem oczarowany. Spoglądał w niebo zadowolony. Pogoda na dzisiaj? Słonecznie. Piękna na podróż po świecie. Do tego świerszczyki mu grały. Nic lepszego? On sam, ścieżka w nieznane i słoneczko co przyjemnie grzeje. O nic więcej nie trzeba byłoby prosić. Ale to się wszystko może zmienić.
~Hmmm...~ Zaczął myśleć nad czymś w duchu. ~Ojczulek coś mówił, że najlepiej się też samemu trenuje w górach, że niby to hartuje ducha oraz ciało.~ Położył palec na brodzie i rozejrzał się. ~Nigdzie nie ma gór, więc to teraz odpada.~ Westchnął lekko, wziął kolejnego gryza batonika i dalej rozmyślał. ~Jeszcze coś napomknął, że nie mogę po prostu chodzić i se trenować w głuszy. Mam szukać przeciwników z którymi mogę walczyć i tak stanę się silniejszy.~ Na tą myśl uśmiechnął się do siebie. ~To już jest lepsze od zwykłego trenowania! Znajdę jakiś wojowników i ich wyzwę na pojedynek.~ Był w stu procentach przekonany, że na świecie istnieje jeszcze wielu wojowników, którzy nie są jakoś rozsławieni przez telewizje i inne media, no to mu jego kochany tatuś tez nagadał.
Całą swoją wiedzę na temat świata oraz sztuk walki będzie na ten moment czerpał z opowieści taty, który odbył taką podróż przez dobrych parę lat. Może po pewnym czasie sam już wszystko ogarnie i nie będzie musiał sobie przypominać co mu rodzić nagadał.
Dalej tak sobie rozmyślał, aż wreszcie dotarł do starego oraz samotnego drzewa na polanie. Wkroczył w jego cień i już coś mu przeszkodziło w głębokim oraz filozoficznym rozmyślaniu. Coś spadło, albo raczej uderzyło w głowę młodego wojownika. Wykrzywił swą twarz, ugiął swe kolana, złapał się jedną ręką za głowę i spojrzał w górę. Nic tam oraz nikogo nie było. Przez chwilę też wydawało mu się, że niby słyszał jakieś szmery, ale nie był tego pewien, bo był zajęty bólem od szyszki.
Pomasował parę razy swoją głowę i znowu ruszył przed siebie. Stwierdził, że to zrządzenie losu i tak zwyczajnie spadła se szyszka, a ten na nieszczęście wtedy szedł.
Postawił dwa kolejne kroki i znowu dostał, tylko w kark. Znowu złapał się za miejsce w które go uderzyła szyszka i już zdenerwowany zaczął szukać przyczyny tego wszystkiego. Bo raz mógł zrozumieć, że szyszka na niego spadła, ale drugi raz? No proszę państwa to chyba jakaś kpina.
-Co jest?!- Rzucił do siebie poddenerwowany i rozglądając się po gałęziach drzewa. Garromo mógł wtedy też zauważyć, że coś sobie skakało po gałęziach bardzo szybko. Był już na sto procent pewien, że ktoś tutaj jest i go atakuje.
Nagle z drzewa zaczęła na niego zlatywać deszcz szyszek. Zszokowany zrobił krok do tyłu i zaczął zasłaniać swą twarz, która była oczywiście wykrzywiona ze złości, że ktoś w niego rzuca i nie wie kim jest ten żartowniś.
-Stop! STOP! STOOOOP!- Ryknął i zaczął biec pod drzewo. Stwierdził, że nie ma co uciekać od drzewa, bo i tak dostanie jakąś szyszką, a jak podbiegnie pod drzewo albo nawet się za nim zasłoni to będzie miał chwilę spokoju oraz ogarnie całą tą sytuację. Kiedy tylko podbiegnie do drzewa to się spróbuje za nim schować, a potem zobaczyć kto w niego rzuca.
-Rzuć jeszcze raz, a sam w ciebie rzucę!- Znowu krzyknął. Chłopak miał wielką nadzieje, że ostrzał w jego osobę zatrzyma się.
Na lewym ramieniu trzymał swój plecak, a w tej samej ręce miał swój ukochany batonik czekoladowy. Gryzł go sobie powoli i delektował się smakiem. Przy czym rozglądał się wszędzie. To jego pierwsze obcowanie aż tak długo z naturą, więc jest nadal tym miejscem oczarowany. Spoglądał w niebo zadowolony. Pogoda na dzisiaj? Słonecznie. Piękna na podróż po świecie. Do tego świerszczyki mu grały. Nic lepszego? On sam, ścieżka w nieznane i słoneczko co przyjemnie grzeje. O nic więcej nie trzeba byłoby prosić. Ale to się wszystko może zmienić.
~Hmmm...~ Zaczął myśleć nad czymś w duchu. ~Ojczulek coś mówił, że najlepiej się też samemu trenuje w górach, że niby to hartuje ducha oraz ciało.~ Położył palec na brodzie i rozejrzał się. ~Nigdzie nie ma gór, więc to teraz odpada.~ Westchnął lekko, wziął kolejnego gryza batonika i dalej rozmyślał. ~Jeszcze coś napomknął, że nie mogę po prostu chodzić i se trenować w głuszy. Mam szukać przeciwników z którymi mogę walczyć i tak stanę się silniejszy.~ Na tą myśl uśmiechnął się do siebie. ~To już jest lepsze od zwykłego trenowania! Znajdę jakiś wojowników i ich wyzwę na pojedynek.~ Był w stu procentach przekonany, że na świecie istnieje jeszcze wielu wojowników, którzy nie są jakoś rozsławieni przez telewizje i inne media, no to mu jego kochany tatuś tez nagadał.
Całą swoją wiedzę na temat świata oraz sztuk walki będzie na ten moment czerpał z opowieści taty, który odbył taką podróż przez dobrych parę lat. Może po pewnym czasie sam już wszystko ogarnie i nie będzie musiał sobie przypominać co mu rodzić nagadał.
Dalej tak sobie rozmyślał, aż wreszcie dotarł do starego oraz samotnego drzewa na polanie. Wkroczył w jego cień i już coś mu przeszkodziło w głębokim oraz filozoficznym rozmyślaniu. Coś spadło, albo raczej uderzyło w głowę młodego wojownika. Wykrzywił swą twarz, ugiął swe kolana, złapał się jedną ręką za głowę i spojrzał w górę. Nic tam oraz nikogo nie było. Przez chwilę też wydawało mu się, że niby słyszał jakieś szmery, ale nie był tego pewien, bo był zajęty bólem od szyszki.
Pomasował parę razy swoją głowę i znowu ruszył przed siebie. Stwierdził, że to zrządzenie losu i tak zwyczajnie spadła se szyszka, a ten na nieszczęście wtedy szedł.
Postawił dwa kolejne kroki i znowu dostał, tylko w kark. Znowu złapał się za miejsce w które go uderzyła szyszka i już zdenerwowany zaczął szukać przyczyny tego wszystkiego. Bo raz mógł zrozumieć, że szyszka na niego spadła, ale drugi raz? No proszę państwa to chyba jakaś kpina.
-Co jest?!- Rzucił do siebie poddenerwowany i rozglądając się po gałęziach drzewa. Garromo mógł wtedy też zauważyć, że coś sobie skakało po gałęziach bardzo szybko. Był już na sto procent pewien, że ktoś tutaj jest i go atakuje.
Nagle z drzewa zaczęła na niego zlatywać deszcz szyszek. Zszokowany zrobił krok do tyłu i zaczął zasłaniać swą twarz, która była oczywiście wykrzywiona ze złości, że ktoś w niego rzuca i nie wie kim jest ten żartowniś.
-Stop! STOP! STOOOOP!- Ryknął i zaczął biec pod drzewo. Stwierdził, że nie ma co uciekać od drzewa, bo i tak dostanie jakąś szyszką, a jak podbiegnie pod drzewo albo nawet się za nim zasłoni to będzie miał chwilę spokoju oraz ogarnie całą tą sytuację. Kiedy tylko podbiegnie do drzewa to się spróbuje za nim schować, a potem zobaczyć kto w niego rzuca.
-Rzuć jeszcze raz, a sam w ciebie rzucę!- Znowu krzyknął. Chłopak miał wielką nadzieje, że ostrzał w jego osobę zatrzyma się.
Re: Leśna Polana
Pon Cze 27, 2016 10:14 pm
A deszcz szyszek nie ustawał. Zdrewniałe pociski jak leciały, tak dalej celnie trafiały w Garromo, to w czoło, to w skroń, to w bark. Zdenerwowane okrzyki chłopaka na nic się nie zdały, wprost przeciwnie, ilość szyszek jakby wzrosła. Pewne już było, że jest celem - wszystkie pociski trafiały w niego, przy akompaniacie pisków w koronie sosny. Na domiar złego, podchodząc pod drzewo mógł ujrzeć drobne, nie większe od zaciśniętych pięści cienie, które przemykały po gałęziach. Posypało się trochę igliwia na włosy aspirującego wojownika, do jego uszy mogły dolecieć wyraźnie chcichoty oraz mniej wyraźne piski.
- A maś! Maś nicponiu! Tyś drań! - wyjątkowo wielka szyszka trafiła Garro w czoło. Za nią posypały się kolejne, gałęzie skrzypiały cicho gdy cienie skakały po drzewie, w poszukiwaniu coraz to nowej amunicji.
- Czmychaj stąd!
- A maś nauczkę! A maś! - dało się słyszeć więcej cichych głosików, każdy negatywnie nastawiony do młodzieńca. Atakujący byli niewidoczni, wprawne oko ujrzało tylko jakiś ruch i cień, tuż nim poczułby uderzenie szyszki. Napastnicy też pozostawali poza zasięgięm rąk, wysoko, bardzo wysoko na gałęziach starej sosny... Wspinaczka tam byłaby chyba złym pomysłem...
- A maś! Maś nicponiu! Tyś drań! - wyjątkowo wielka szyszka trafiła Garro w czoło. Za nią posypały się kolejne, gałęzie skrzypiały cicho gdy cienie skakały po drzewie, w poszukiwaniu coraz to nowej amunicji.
- Czmychaj stąd!
- A maś nauczkę! A maś! - dało się słyszeć więcej cichych głosików, każdy negatywnie nastawiony do młodzieńca. Atakujący byli niewidoczni, wprawne oko ujrzało tylko jakiś ruch i cień, tuż nim poczułby uderzenie szyszki. Napastnicy też pozostawali poza zasięgięm rąk, wysoko, bardzo wysoko na gałęziach starej sosny... Wspinaczka tam byłaby chyba złym pomysłem...
- Garromo
- Liczba postów : 19
Data rejestracji : 22/06/2016
Skąd : Łódź
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Leśna Polana
Pią Lip 01, 2016 6:12 pm
Nawet kiedy uciekł pod drzewo to deszcz bolesnych pocisków nie ustał. Dlaczego tak w niego trafiał? Nie wiadomo. Lecz wiadomo, że były rzucane celowo. No każdy by ogarnął po trzech szyszkach, że już coś jest nie tak i ktoś w niego celuje dla żartu bądź z chęcią przepłoszenia Chłopaka. Do tego okrzyki, albo raczej odgrażanie się za te pociski nic nie wskórały, a wręcz spotęgowały szyszki, które w niego trafiały. ~Cholera! Chłopie! Człowiek idzie sobie spokojnie drogą, a tutaj ktoś go ostrzeliwuje!~ Zasłaniał się dalej i próbował wypatrzeć swego oprawcę. Przez moment coś zobaczył. Nie całą posturę wroga, a tylko jakieś cienie, które migały pomiędzy gałęziami. Już po tym mógł stwierdzić, że to jakaś grupa przestępcza szyszkowców, która właśnie strzela do niego swoimi karabinami naładowanymi po wypas leśną amunicją.
~No małe cholery! Czego odemnie chcą?! Czekać aż skończą im się szyszki.... ~Zaraz po swoich myślał stanął i uderzył się łapką, która ochraniała mniej więcej jego twarz przed atakami. ~Ty Głupi jesteś... Na tym drzewie może być ich miliony. Nie skończą im się, a do tego żałosne, by było gdyby mnie zabiły nimi. Pierwszy w historii człowiek, który zginął od szyszek.~
I usłyszał ich głosiki, które były bardzo piskliwe oraz chichotały z czegoś. Ale na nie zwracał swej uwagi. Usłyszał dość ciekawe obelgi w jego stronę "tyś drań!" i że ma uciekać stąd. Lekko zdziwiony nadal ochraniał się rękoma i rozmyślał oco może tutaj chodzić. ~Nic im nie zrobiłem, chyba... Wiec oco może chodzić? Czy myślą, że jestem zły? I im coś grozi? Pewnie to nieporozumienie.~ Próbował kątem oka wypatrzeć postacie, które go katują szyszkami. ~Zwykle, by se uciekło od tego drzewa i przeszła obok niego, ale ciekawi mnie oco tutaj chodzi.~ Stwierdził jednogłośnie w głowie i postanowił działać.
-Przepraszam!- Krzyknął spuszczając swą głowę w dół, by nie dostać szyszką w oczy i podnosi otwarte dłonie w geście kapitulacji. -Przepraszam, że czymś was uraziłem!- Miał nadzieje, że ich ataki się zatrzymają i spróbują go wysłuchać.
-Za pewnie to jakieś nie porozumienie. Ja tylko sobie przechodziłem obok tego "Wspaniałego" drzewa. Nie ma żadnych złych intencji względem was oraz lasu.- Spróbował kątem oka wypatrzeć jak się zachowują na to. Do tego wpadł na jeszcze jeden pomysł. -Uwaga, teraz sięgnę jedną ręką do plecaka, ale nie bójcie się.- I powoli zaczął kierować swoją lewą dłoń do plecaka, a w nim chwile grzebie i wyjmuje jednego ze swych ukochanych batoników, które zapakowała mu mamusia. Dlaczego go wyjmuje? Oczywiście chce im je podarować. Przekupstwo w większości działa i wtedy zaprzestaną w niego rzucać i wyjaśnią za co go tak katują naturą.
-To jest mój dar dla was, na zgodę. Dobrze?- Wyciąga otwartą dłoń wysoko do góry, a na niej znajduje się batonik, by te osobniki se zabrały.
~No małe cholery! Czego odemnie chcą?! Czekać aż skończą im się szyszki.... ~Zaraz po swoich myślał stanął i uderzył się łapką, która ochraniała mniej więcej jego twarz przed atakami. ~Ty Głupi jesteś... Na tym drzewie może być ich miliony. Nie skończą im się, a do tego żałosne, by było gdyby mnie zabiły nimi. Pierwszy w historii człowiek, który zginął od szyszek.~
I usłyszał ich głosiki, które były bardzo piskliwe oraz chichotały z czegoś. Ale na nie zwracał swej uwagi. Usłyszał dość ciekawe obelgi w jego stronę "tyś drań!" i że ma uciekać stąd. Lekko zdziwiony nadal ochraniał się rękoma i rozmyślał oco może tutaj chodzić. ~Nic im nie zrobiłem, chyba... Wiec oco może chodzić? Czy myślą, że jestem zły? I im coś grozi? Pewnie to nieporozumienie.~ Próbował kątem oka wypatrzeć postacie, które go katują szyszkami. ~Zwykle, by se uciekło od tego drzewa i przeszła obok niego, ale ciekawi mnie oco tutaj chodzi.~ Stwierdził jednogłośnie w głowie i postanowił działać.
-Przepraszam!- Krzyknął spuszczając swą głowę w dół, by nie dostać szyszką w oczy i podnosi otwarte dłonie w geście kapitulacji. -Przepraszam, że czymś was uraziłem!- Miał nadzieje, że ich ataki się zatrzymają i spróbują go wysłuchać.
-Za pewnie to jakieś nie porozumienie. Ja tylko sobie przechodziłem obok tego "Wspaniałego" drzewa. Nie ma żadnych złych intencji względem was oraz lasu.- Spróbował kątem oka wypatrzeć jak się zachowują na to. Do tego wpadł na jeszcze jeden pomysł. -Uwaga, teraz sięgnę jedną ręką do plecaka, ale nie bójcie się.- I powoli zaczął kierować swoją lewą dłoń do plecaka, a w nim chwile grzebie i wyjmuje jednego ze swych ukochanych batoników, które zapakowała mu mamusia. Dlaczego go wyjmuje? Oczywiście chce im je podarować. Przekupstwo w większości działa i wtedy zaprzestaną w niego rzucać i wyjaśnią za co go tak katują naturą.
-To jest mój dar dla was, na zgodę. Dobrze?- Wyciąga otwartą dłoń wysoko do góry, a na niej znajduje się batonik, by te osobniki se zabrały.
Re: Leśna Polana
Wto Lip 05, 2016 7:11 pm
Szyszki leciały w dalszym ciągu. Bombardowanie nie ustawało nawet na chwilę i jedyne co się zmieniało to wielkości pocisków. To co żyło na tym drzewie było dość mocno wkurzone na chłopaka i nie zważało na jego okrzyki.
- Psuj! Nicpoń
- A maś psuju. – głosiki przekrzykiwały się podczas obrzucania biednego chłopaka. Jednak kiedy chłopak zaczął przepraszać i się tłumaczyć to bombardowanie na chwilę ustało. Jakby atakujący chcieli usłyszeć co ma do powiedzenia ich ofiara. Garromo dość szybko skapitulował i wysunął dary w nadziei na zażegnanie konfliktu. I w tym właśnie momencie kiedy pokazał batonik, to jego oczom ukazali się napastnicy. Były to naprawdę małe stworzonka, które nie miały więcej niż pięć centymetrów wzrostu i wyglądały bardziej na rośliny niż na żywe stworzenia. Wyglądały całkiem niepozornie, a nawet słodko. Jednakże cienkie i ostre jak szpilki zęby i ciemne oczka, wbite w chłopaka mówiły co innego. Spojrzały na batonik jakby zastanawiając się co zrobić. Chłopak chyba miał nadzieję, że próba przekupstwa się udała, gdy w jego nos trafiła wyjątkowo oślizgła i ostra szyszka. Małe cwaniaki naszpikowały lepką od żywicy szyszkę igiełkami i taką broń puściły w bój.
- Nie kcemy nić od psuja. Tyś zepsuł nam domki. Idź stąd! – krzyczały małe chochliki. Na razie nie ponowiły ataku, dając chłopakowi szansę na odwrót.
- Psuj! Nicpoń
- A maś psuju. – głosiki przekrzykiwały się podczas obrzucania biednego chłopaka. Jednak kiedy chłopak zaczął przepraszać i się tłumaczyć to bombardowanie na chwilę ustało. Jakby atakujący chcieli usłyszeć co ma do powiedzenia ich ofiara. Garromo dość szybko skapitulował i wysunął dary w nadziei na zażegnanie konfliktu. I w tym właśnie momencie kiedy pokazał batonik, to jego oczom ukazali się napastnicy. Były to naprawdę małe stworzonka, które nie miały więcej niż pięć centymetrów wzrostu i wyglądały bardziej na rośliny niż na żywe stworzenia. Wyglądały całkiem niepozornie, a nawet słodko. Jednakże cienkie i ostre jak szpilki zęby i ciemne oczka, wbite w chłopaka mówiły co innego. Spojrzały na batonik jakby zastanawiając się co zrobić. Chłopak chyba miał nadzieję, że próba przekupstwa się udała, gdy w jego nos trafiła wyjątkowo oślizgła i ostra szyszka. Małe cwaniaki naszpikowały lepką od żywicy szyszkę igiełkami i taką broń puściły w bój.
- Nie kcemy nić od psuja. Tyś zepsuł nam domki. Idź stąd! – krzyczały małe chochliki. Na razie nie ponowiły ataku, dając chłopakowi szansę na odwrót.
- Garromo
- Liczba postów : 19
Data rejestracji : 22/06/2016
Skąd : Łódź
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Leśna Polana
Sro Lip 13, 2016 2:08 pm
Ukazał batonik i wtedy cały grad szyszek ustał. To trochę ucieszyło naszego młodego wojownika, bowiem wiedział, że to już jest jakiś postęp i szakale już nie będą go obrzucały. ~Nareszcie...~ Stwierdził w duchu wzdychając.
Nagle zauważył jedną z postaci, które w niego rzucały oraz nazywały nicponiami. Na widok tej ciekawej istoty stanął, jak wryty. Nigdy czegoś takiego nie widział. ~Wróżka? No tak to wygląda... różni się od tego co widziałem wiele razy w telewizji.~ Potem zauważył resztę tych potworków, które może wyglądały nawet słodko, ale niektóre elementy ich wyglądu wyglądały dość przerażająco.
Stali tak wszyscy przez chwilę, aż wreszcie w nosek Garo trafiła szyszka, która była dość kreatywnie uzbrojona. Odrazu złapał się wolną ręką za nos. W jego oczach pojawił się gniew. Swe zębiska na chwilę wyszczerzył i rzucił przez nie cicho. -Wy małe....- Jego mięśnie były naprężone, ale to było oczywiste, bo był zdenerwowany tym, że dostał, kiedy to kapitulował. ~Małe gnojki! Gdyby nie drzewo to bym wam dał po głowach za to!~ Patrzył na nich z furią.
Lecz jego wściekłość szybko minęła, tak samo, jak szybko się pojawiła. Co się stało? Usłyszał, że zepsuł im domki. To go zszokowało. Odrazu poczuł się winny. Dlaczego? Może był wybuchowy, nieokrzesany, lubi walczyć, ale w środku jest dobry. Za młody stawał w obronie słabszych i tak mu pozostało. Teraz wychodziło, że to on zrobił krzywdę niewinnym. Lecz miał w środku pewną nadzieje, że przez pomyłkę nie pozbawił ich dachu nad głową i go z kimś pomylili.
-A-ale jak? Kiedy? Ja tylko spałem w lesie, ogrzałem się przy starych patykach, które se rozpaliłem i tyle. Jak ja zniszczyłem wasze domki?- Jego mina była zmartwiona, do tego postawa była dużo inna, nie był już tak bardzo czujny oraz naprężony, a wręcz przeciwnie, cały się odkrył i tak był łatwym celem na kolejny zmasowany atak w jego mniemaniu wróżek.
Po jego słowach nadchodziła godzina sądu. Jeżeli powiedzą mu, jak ich pozbawił domków to padnie na kolana i położy się przed nimi błagając o wybaczenie oraz czy może jakoś naprawić swój błąd. A jeżeli pomylą go z kimś innym i nadal będą w niego rzucały to napręży się, stanie wyprostowany i przyjmie szyszki na siebie ze słowami typu "Ja nic wam nie zrobiłem", a jeżeli to nie zadziała, to wted se stamtąd pójdzie. Nie będzie gadał z zaślepionymi chochlikami.
Nagle zauważył jedną z postaci, które w niego rzucały oraz nazywały nicponiami. Na widok tej ciekawej istoty stanął, jak wryty. Nigdy czegoś takiego nie widział. ~Wróżka? No tak to wygląda... różni się od tego co widziałem wiele razy w telewizji.~ Potem zauważył resztę tych potworków, które może wyglądały nawet słodko, ale niektóre elementy ich wyglądu wyglądały dość przerażająco.
Stali tak wszyscy przez chwilę, aż wreszcie w nosek Garo trafiła szyszka, która była dość kreatywnie uzbrojona. Odrazu złapał się wolną ręką za nos. W jego oczach pojawił się gniew. Swe zębiska na chwilę wyszczerzył i rzucił przez nie cicho. -Wy małe....- Jego mięśnie były naprężone, ale to było oczywiste, bo był zdenerwowany tym, że dostał, kiedy to kapitulował. ~Małe gnojki! Gdyby nie drzewo to bym wam dał po głowach za to!~ Patrzył na nich z furią.
Lecz jego wściekłość szybko minęła, tak samo, jak szybko się pojawiła. Co się stało? Usłyszał, że zepsuł im domki. To go zszokowało. Odrazu poczuł się winny. Dlaczego? Może był wybuchowy, nieokrzesany, lubi walczyć, ale w środku jest dobry. Za młody stawał w obronie słabszych i tak mu pozostało. Teraz wychodziło, że to on zrobił krzywdę niewinnym. Lecz miał w środku pewną nadzieje, że przez pomyłkę nie pozbawił ich dachu nad głową i go z kimś pomylili.
-A-ale jak? Kiedy? Ja tylko spałem w lesie, ogrzałem się przy starych patykach, które se rozpaliłem i tyle. Jak ja zniszczyłem wasze domki?- Jego mina była zmartwiona, do tego postawa była dużo inna, nie był już tak bardzo czujny oraz naprężony, a wręcz przeciwnie, cały się odkrył i tak był łatwym celem na kolejny zmasowany atak w jego mniemaniu wróżek.
Po jego słowach nadchodziła godzina sądu. Jeżeli powiedzą mu, jak ich pozbawił domków to padnie na kolana i położy się przed nimi błagając o wybaczenie oraz czy może jakoś naprawić swój błąd. A jeżeli pomylą go z kimś innym i nadal będą w niego rzucały to napręży się, stanie wyprostowany i przyjmie szyszki na siebie ze słowami typu "Ja nic wam nie zrobiłem", a jeżeli to nie zadziała, to wted se stamtąd pójdzie. Nie będzie gadał z zaślepionymi chochlikami.
Re: Leśna Polana
Pią Lip 15, 2016 1:00 pm
- Zepsułeś! Zepsułeś!
Kolejna szyszka wprost po lini prostej poleciała w dół i uderzyła w ramię Garro. Chmara chochlików wyraźnie nie chciała słuchać wyjaśnień chłopaka. Im bardziej wytężył wzrok, tym więcej stworzonek widział i naprawdę, było ich całe stado. Choć nie większe od jego kciuka, pracowały wspólnie by zrzucać szyszki z sosny, razem zrywając je z drzewa i spychając z gałęzi, to podfruwały, to skakały, piszcząc cienkimi głosikami.
- Śmieciłeś! - zbulwersował się jeden chochlik, aż tupnął o korę sosny. - Zniscyłeś! Zuciłeś w trawę tym cymś i zniscyłeś tsy domki!
Jakby na to hasło szyszki zaczęły spadać gęściej i gęściej... Zdawało się, że nie ma to końca, gdyby nagle coś o wiele lżej nie uderzyło Garro w ucho. Jeden chochlik, który wychylił się za bardzo z gałęzi, patrząc na człowieka uważnie, spadł wraz z szyszką. Odbił się od ramienia i opadł skołowany na dłoń chłopaka.
- Wstsymać ogień! - zawołał głos u góry.
Stworzonko na dłoni Garro pokręciło główką, jakby otrząsając się ze zdumienia. Choć bardzo małe, widać było, że ma dziewczęcą sylwetką, a włosy przypominające cieniutkie gałązki, ma ładne zaczesane. Spojrzała z przestrachem na człowieka i chciała się poderwać do lotu, gdy opadła z powrotem bezradnie. Jedno zielone, przypominające te ważki skrzydło było pogniecione. Nie mogąc odlecieć, chochliczka ukryła twarz w dłoniach i zaczęła cicho płakać.
Kolejna szyszka wprost po lini prostej poleciała w dół i uderzyła w ramię Garro. Chmara chochlików wyraźnie nie chciała słuchać wyjaśnień chłopaka. Im bardziej wytężył wzrok, tym więcej stworzonek widział i naprawdę, było ich całe stado. Choć nie większe od jego kciuka, pracowały wspólnie by zrzucać szyszki z sosny, razem zrywając je z drzewa i spychając z gałęzi, to podfruwały, to skakały, piszcząc cienkimi głosikami.
- Śmieciłeś! - zbulwersował się jeden chochlik, aż tupnął o korę sosny. - Zniscyłeś! Zuciłeś w trawę tym cymś i zniscyłeś tsy domki!
Jakby na to hasło szyszki zaczęły spadać gęściej i gęściej... Zdawało się, że nie ma to końca, gdyby nagle coś o wiele lżej nie uderzyło Garro w ucho. Jeden chochlik, który wychylił się za bardzo z gałęzi, patrząc na człowieka uważnie, spadł wraz z szyszką. Odbił się od ramienia i opadł skołowany na dłoń chłopaka.
- Wstsymać ogień! - zawołał głos u góry.
Stworzonko na dłoni Garro pokręciło główką, jakby otrząsając się ze zdumienia. Choć bardzo małe, widać było, że ma dziewczęcą sylwetką, a włosy przypominające cieniutkie gałązki, ma ładne zaczesane. Spojrzała z przestrachem na człowieka i chciała się poderwać do lotu, gdy opadła z powrotem bezradnie. Jedno zielone, przypominające te ważki skrzydło było pogniecione. Nie mogąc odlecieć, chochliczka ukryła twarz w dłoniach i zaczęła cicho płakać.
- Garromo
- Liczba postów : 19
Data rejestracji : 22/06/2016
Skąd : Łódź
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Leśna Polana
Pią Lip 15, 2016 4:22 pm
Garo zadał pytanie i dość długo nie czekał na odpowiedź. Miał nadzieje, że po tym się uspokoją, ale się przeliczył. Szyszka trafiła w jego ramię i usłyszał tylko "Zepsułeś". Już tutaj zrozumiał, że nic tutaj nie zrobi. ~Głupie niecywilizowane chochliki! Chce przeprosić, naprawić błędy, a one nie słuchają!~ Zacisnął swą jedną pięść ze wściekłości, aż pojawiła się na niej mała żyłka.
Coraz więcej było tych stworzonek oraz ich amunicji, która coraz gęściej spadała na Chłopaka. Gniew w nim coraz bardziej rósł. Do takiego stopnia, ze już zaczął planować wejść na drzewo, pościągać te małe stworzonka, zdzielić przez tyłek i se pójść. ~Niech no ja dorwę te małe cholerstwa!~ Zaciskał jeszcze bardziej pięść, miał już zrobić jeden krok w stronę drzewa, aż usłyszał ich zarzuty względem jego. Zniszczył im domki, bo zaśmiecał las, zepsuł jakoś i rzucił w trawę tym czymś. Trochę te oskarżenia go ochłodziły, a takto zaciekawiło go przez chwilę czym jest "tym czymś". ~Co ja rzuciłem na ziemię? Patyki? czy co?~ Szybko zadał sobie pytanie, aż nagle wpadł na pomysł co to mogło być. ~Czy to papierek od batonika? Chyba tak, bo raczej nie znają takich rzeczy... ale to nie znaczy, że mają być zaślepione! I tylko rzucać! Cholery!~ Znowu na jego twarzy wrócił gniew, spojrzał w górę i miał dalej podejmować się wyzwania, by wejść na drzewo, ale stało się coś nowego.
Coś lekkiego uderzyło w ucho blondyna. Odrazu mógł poczuć, że to nie szyszka, bo nie była tak twarda oraz ciężka. Podniósł rękę do góry automatycznie, kiedy coś na niego spadło i wylądowało coś na niej. Odrazu na to spojrzał. To co wylądowało na jego dłoni to było jedno z tych stworzonek, które go ciągle obwiniało, jakby zniszczył cały las. Była to dziewczynka, która spoglądała wystraszona na wielkoluda.
Garromo za to był jeszcze zdenerwowany i jego mina była dość typowa. Z jego oczu leciały w jej stronę przysłowiowe gromy.
~Mam jedną z nich... może im się odpłacić?~ Przeszły przez niego takie myśli. Naprężył swoją drogą wolną rękę i już sięgał po nią, ale zobaczył, jak ta mała wróżka próbowała odfrunąć, ale nie mogła, bo jej skrzydełko się pogniotło. Ostatnie jej zachowanie zszokowało młodego wojownika. Skuliła się, skryła swą twarz i zaczęła szlochać.
-Jestem debilem...- Powiedział do siebie po cichu. Poczuł się źle, że myślał, by się im odpłacić za te szyszki. Na początku był na nie złe, ale kiedy zobaczył to małe bezbronne stworzonko to przypomniał sobie, że nigdy nie bedzie krzywdził mniejszych oraz słabszych od siebie. ~Kim bym był, gdybym jej zrobił krzywdę... zwykłym chuliganem... jestem debilem, że o tym pomyślałem.~ Jego wyraz twarzy zmienił się, nie była już cała we gniewie, ale była w lekkim smutku, ale próbował wykrzesać z siebie uśmiech, by dalej nie straszyć stworzonka na jego dłoni.
Wolną dłonią znowu ruszył w stronę malucha, ale powolutku, kiedy tylko znalazła się przy niej to bardzo, ale to bardzo leciutko próbuje dwoma palcami wygładzić jej skrzydełko. Tutaj bardzo powoli to robił oraz najdelikatniej, jak tylko potrafił. Wiedział, że te małe stworzonka są bardzo kruche, a jeszcze widząc teksturę ich skrzydełek to można było stwierdzić, że to ich słaby punkt.
-Już dobrze, nie bój się.- Powiedział na głos do malucha, kiedy to wygładzał jej skrzydełko. Uśmiechał się do niej, by ją uspokoić, ale nie wiadomo, jak to zadziała.
Kiedy tylko wygładzi jej skrzydełko to wyciąga dłoń z małym stworzonkiem do jej pobratymców i pozwala jej odlecieć, albo po prostu ją zabrali. -Proszę.- Jego wzrok wbił się w resztę tych stworzonek. Tutaj się do nich nie uśmiechał, a tylko posłał im swe poważne spojrzenie.
-Nie jestem waszym wrogiem. Na prawdę mi przykro, że zniszczyłem wam domki. Pójdę wszystko posprzątać. Bardzo przepraszam...- Kiedy tylko już malucha nie było na jego dłoni to odwraca się i rusza posprzątać to co zostawił po sobie.
Coraz więcej było tych stworzonek oraz ich amunicji, która coraz gęściej spadała na Chłopaka. Gniew w nim coraz bardziej rósł. Do takiego stopnia, ze już zaczął planować wejść na drzewo, pościągać te małe stworzonka, zdzielić przez tyłek i se pójść. ~Niech no ja dorwę te małe cholerstwa!~ Zaciskał jeszcze bardziej pięść, miał już zrobić jeden krok w stronę drzewa, aż usłyszał ich zarzuty względem jego. Zniszczył im domki, bo zaśmiecał las, zepsuł jakoś i rzucił w trawę tym czymś. Trochę te oskarżenia go ochłodziły, a takto zaciekawiło go przez chwilę czym jest "tym czymś". ~Co ja rzuciłem na ziemię? Patyki? czy co?~ Szybko zadał sobie pytanie, aż nagle wpadł na pomysł co to mogło być. ~Czy to papierek od batonika? Chyba tak, bo raczej nie znają takich rzeczy... ale to nie znaczy, że mają być zaślepione! I tylko rzucać! Cholery!~ Znowu na jego twarzy wrócił gniew, spojrzał w górę i miał dalej podejmować się wyzwania, by wejść na drzewo, ale stało się coś nowego.
Coś lekkiego uderzyło w ucho blondyna. Odrazu mógł poczuć, że to nie szyszka, bo nie była tak twarda oraz ciężka. Podniósł rękę do góry automatycznie, kiedy coś na niego spadło i wylądowało coś na niej. Odrazu na to spojrzał. To co wylądowało na jego dłoni to było jedno z tych stworzonek, które go ciągle obwiniało, jakby zniszczył cały las. Była to dziewczynka, która spoglądała wystraszona na wielkoluda.
Garromo za to był jeszcze zdenerwowany i jego mina była dość typowa. Z jego oczu leciały w jej stronę przysłowiowe gromy.
~Mam jedną z nich... może im się odpłacić?~ Przeszły przez niego takie myśli. Naprężył swoją drogą wolną rękę i już sięgał po nią, ale zobaczył, jak ta mała wróżka próbowała odfrunąć, ale nie mogła, bo jej skrzydełko się pogniotło. Ostatnie jej zachowanie zszokowało młodego wojownika. Skuliła się, skryła swą twarz i zaczęła szlochać.
-Jestem debilem...- Powiedział do siebie po cichu. Poczuł się źle, że myślał, by się im odpłacić za te szyszki. Na początku był na nie złe, ale kiedy zobaczył to małe bezbronne stworzonko to przypomniał sobie, że nigdy nie bedzie krzywdził mniejszych oraz słabszych od siebie. ~Kim bym był, gdybym jej zrobił krzywdę... zwykłym chuliganem... jestem debilem, że o tym pomyślałem.~ Jego wyraz twarzy zmienił się, nie była już cała we gniewie, ale była w lekkim smutku, ale próbował wykrzesać z siebie uśmiech, by dalej nie straszyć stworzonka na jego dłoni.
Wolną dłonią znowu ruszył w stronę malucha, ale powolutku, kiedy tylko znalazła się przy niej to bardzo, ale to bardzo leciutko próbuje dwoma palcami wygładzić jej skrzydełko. Tutaj bardzo powoli to robił oraz najdelikatniej, jak tylko potrafił. Wiedział, że te małe stworzonka są bardzo kruche, a jeszcze widząc teksturę ich skrzydełek to można było stwierdzić, że to ich słaby punkt.
-Już dobrze, nie bój się.- Powiedział na głos do malucha, kiedy to wygładzał jej skrzydełko. Uśmiechał się do niej, by ją uspokoić, ale nie wiadomo, jak to zadziała.
Kiedy tylko wygładzi jej skrzydełko to wyciąga dłoń z małym stworzonkiem do jej pobratymców i pozwala jej odlecieć, albo po prostu ją zabrali. -Proszę.- Jego wzrok wbił się w resztę tych stworzonek. Tutaj się do nich nie uśmiechał, a tylko posłał im swe poważne spojrzenie.
-Nie jestem waszym wrogiem. Na prawdę mi przykro, że zniszczyłem wam domki. Pójdę wszystko posprzątać. Bardzo przepraszam...- Kiedy tylko już malucha nie było na jego dłoni to odwraca się i rusza posprzątać to co zostawił po sobie.
Re: Leśna Polana
Nie Lip 17, 2016 7:05 pm
Zapadła dziwna cisza na polanie. Chochliki na drzewie zamilkły w napięciu wpatrując się w dół. Garro mógłby unieść dłoń i klasnąć, pozbywając się chochliczki jak natrętnej muchy, lecz zamiast tego dwoma palcami delikatnie wygładził jej skrzydełko. Istotka uniosła wolno głowę, wpatrując się w twarz, która już nie patrzyła na nią z jawną wściekłością. Słysząc przeprosiny i poważny, spokojny głos, zatrzepotała skrzydełkami i uniosła się w powietrze. Zatoczyła koło wokół głowy chłopaka i dała mu znak, by leciał za nią. Wolno i wyraźnie trzymając dystans reszta opuściła drzewo, lecąc za nimi.
Przeszli kawałek, do miejsca gdzie wcześniej obozował Garro. Chochliczka poprowadziła go w wysokie trawy, aż znaleźli się na kawałku wydeptanej ziemi, skrytej między gęstą zielenią. Stał tam duży kamień, a w jego cieniu trwała budowa, zielono-brązowe istotki uwijały się jak mrówki. Parę chochlików uniosło się w górę, ale przewodniczka chłopaka uspokoiła ich szybko. A co budowały? Wyglądało to jak połówka kuli wielkości sporej piłki plażowej, ale skonstruowana tak, że przypominała gniazdo szerszeni. Jej wnętrze było wydrążone, ale wypełnione stożkowatymi chatkami wielkości pięści. Chochliki kleiły je obok gniazda z jasnej masy przypominającej żywice. Trzy domki były przygniecione plastikową butelką po wodzie... Aż dziw, że coś tak lekkiego zgniotło jak plastelinę te chochlicze chatki... Ale przy dotknięciu masa była miękka jak puch i najlżejsze muśnięcie palca robiło w niej wgłębienie. Wyglądało na to, że delikatne budowle musiały wyschnąć, nim przytwierdziły je do gniazda... A śmiecenie nie przyszło ani Garro ani chochlikom na dobre.
Przeszli kawałek, do miejsca gdzie wcześniej obozował Garro. Chochliczka poprowadziła go w wysokie trawy, aż znaleźli się na kawałku wydeptanej ziemi, skrytej między gęstą zielenią. Stał tam duży kamień, a w jego cieniu trwała budowa, zielono-brązowe istotki uwijały się jak mrówki. Parę chochlików uniosło się w górę, ale przewodniczka chłopaka uspokoiła ich szybko. A co budowały? Wyglądało to jak połówka kuli wielkości sporej piłki plażowej, ale skonstruowana tak, że przypominała gniazdo szerszeni. Jej wnętrze było wydrążone, ale wypełnione stożkowatymi chatkami wielkości pięści. Chochliki kleiły je obok gniazda z jasnej masy przypominającej żywice. Trzy domki były przygniecione plastikową butelką po wodzie... Aż dziw, że coś tak lekkiego zgniotło jak plastelinę te chochlicze chatki... Ale przy dotknięciu masa była miękka jak puch i najlżejsze muśnięcie palca robiło w niej wgłębienie. Wyglądało na to, że delikatne budowle musiały wyschnąć, nim przytwierdziły je do gniazda... A śmiecenie nie przyszło ani Garro ani chochlikom na dobre.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach