Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Leśny strumień
Sob Gru 21, 2013 11:04 pm
Rikimaru zrozumiał przekaz Chepriego, zaczął powoli iść w kierunku lasu. Reito najpierw chciał dowiedzieć się gdzie znajduje się droga, ale później rzucił: Może się spotkamy jeszcze kiedyś. Na razie.
- Ok. Do zobaczenia Reito i June. Miłej zabawy z mistrzem.
Niebieskowłosy pokazał ręką kierunek wyspy i machnął ręką raz i zrobił jakby żołnierskie salutowanie na do widzenia Reito i jego towarzyszce. Bardziej mu teraz zależało na walce. Musiał rozprostować kości i liczył na to, że Chepri go nie zawiedzie. Wyglądał na mocnego, czuć było siłę i jeszcze jego rozmowa z June mogły wskazywać, że wiele przeszedł. Cieszył się na myśl o wyzwaniu, ale ważne, żeby znaleźć dobre miejsce. Z pewnością niedaleko strumienia znajdzie się więcej miejsca w miarę okrągłego, przypominającego arenę. Tam będą mogli stoczyć pojedynek jak na turnieju w fajnej scenerii. Może nie zniszczą tego, a liczył głównie na walkę na pięści. W końcu człowiek z człowiekiem będzie się bić, a nie jakieś changelingi, demony lub saiyanie, chociaż jeżeli Reito do nich należał to przypominał mieszkańców ziemi, więc może również z nim mógłby powalczyć głównie wręcz. Cóż... jeżeli on i June udadzą się do Genialnego Żółwia to będzie mógł tam polecieć po sparingu z Cheprim. Pewnie tam ich znajdzie, a może i sam czerwonowłosy będzie chciał potrenować u mistrza.
Jeżeli Chepri ma doświadczenia podobne do Rikimaru to może nauczy się czegoś nowego podczas tej walki. Uśmiechnął się na samą myśl nowej wiedzy.
OoC:
Sparing: Do 10 100 posta xD
Jak coś to tam już pisz Chepri
- Ok. Do zobaczenia Reito i June. Miłej zabawy z mistrzem.
Niebieskowłosy pokazał ręką kierunek wyspy i machnął ręką raz i zrobił jakby żołnierskie salutowanie na do widzenia Reito i jego towarzyszce. Bardziej mu teraz zależało na walce. Musiał rozprostować kości i liczył na to, że Chepri go nie zawiedzie. Wyglądał na mocnego, czuć było siłę i jeszcze jego rozmowa z June mogły wskazywać, że wiele przeszedł. Cieszył się na myśl o wyzwaniu, ale ważne, żeby znaleźć dobre miejsce. Z pewnością niedaleko strumienia znajdzie się więcej miejsca w miarę okrągłego, przypominającego arenę. Tam będą mogli stoczyć pojedynek jak na turnieju w fajnej scenerii. Może nie zniszczą tego, a liczył głównie na walkę na pięści. W końcu człowiek z człowiekiem będzie się bić, a nie jakieś changelingi, demony lub saiyanie, chociaż jeżeli Reito do nich należał to przypominał mieszkańców ziemi, więc może również z nim mógłby powalczyć głównie wręcz. Cóż... jeżeli on i June udadzą się do Genialnego Żółwia to będzie mógł tam polecieć po sparingu z Cheprim. Pewnie tam ich znajdzie, a może i sam czerwonowłosy będzie chciał potrenować u mistrza.
Jeżeli Chepri ma doświadczenia podobne do Rikimaru to może nauczy się czegoś nowego podczas tej walki. Uśmiechnął się na samą myśl nowej wiedzy.
OoC:
Sparing: Do 10 100 posta xD
Jak coś to tam już pisz Chepri
Re: Leśny strumień
Pią Sty 03, 2014 12:29 am
Po walce byłem mocno wypompowany, serio. Jeszcze nigdy nie walczyłem tak ostro, a to był jakby nie patrzeć sparing. Wtedy nieco przeraziła mnie myśl walki na śmierć i życie, ale po chwili doszedłem do wniosku, że to zupełnie inna sytuacja. W walce na śmierć i życie chodzi o to by jak najszybciej pozbyć się przeciwnika, i samemu nie dać się zabić. Dużo prostszy schemat.
Usiadłem na trawie, sprawiało mi to duży ból, ale wszystko to robiło, więc było mi to obojętne. Energii miałem jeszcze w sumie sporo, ale nie miałem ochoty jej używać do czegokolwiek. Zmieniło się to, kiedy Rikimaru zaproponował opcję zapolowania na coś. W tym akurat byłem dobry. Tak więc położyłem się, fala ostrego bólu przypomniała mi, że żyje, chociaż bardzo dobrze o tym wiedziałem. Oddychałem powoli, bo nawet oddechy przychodziły mi z trudem. Patrzyłem w niebo. Skupienie się nie należało do najprostszych, ale miałem akurat chwilę, żeby pomyśleć o ostatnich wydarzeniach. Najsilniejsi wojownicy tej planety udali się w jakimś celu na tą całą Vegetę. Mgliste miałem pojęcie tak o samej planecie, jak i jej położeniu. Dzięki zdolności wyczuwania Ki byłem w stanie określić kierunek w którym się znajduje, ale to by było na tyle. Wraz z nimi było tak kilka innych, nieco mniejszych energii, z tego co do tej pory wyczułem. Toczyła się walka. Był tam też ktoś, kogo energia bardzo mi coś przypominała. Konkretnie Tsufula. Niedobrze mi się robiło na samo wspomnienie o tej przeklętej istocie. kiedy tak o tym myślałem poczułem się strasznie mały... Jak dziecko stojące przed wielkim morzem, na którym odbywa się bitwa morska. Stoję tak na tym brzegu, słabo widzę co się dzieję i nawet dobrze nie umiem pływać. Uśmiechnąłem się gorzko. Nieprzyjemna wizja. Miało to swoje plusy, fakt, mogłem się jeszcze z tego po cichu wycofać i o wszystkim zapomnieć. Nikt by nie zauważył. Ale miało to nie po drodze z moimi planami. W końcu po coś trenowałem tak ciężko, chciałem stać się najlepszy i posiadałem wszelką determinację do tego potrzebną. Wiedziałem, że droga, którą zamierzam iść jest niezwykle długa i trudna, jakby miała miliony kilometrów a ja poparzone bose stopy. Ale jak mówiłem. Teraz kiedy zacząłem, to pójdę dalej i nie spocznę póki nie osiągnę mojego celu, albo umrę próbując. Zrobię wszystko co będę musiał i nikt, ani nic mnie nie zatrzyma. Rzucałem się na głęboką wodę, prosto w wydarzenia, które decydowały o losie wszechświata. Nie przerażało mnie to, ale... Trochę obawiałem się, że mogę zawieść. Chciałem być najlepszy, ale myślałem na tyle realistycznie, by wiedzieć, że muszę odpowiednio wymierzyć siły. Raczej nie dowiem się, jeśli nie spróbuje, a jak już to zrobię, to nie będzie odwrotu...
Z zamyślenia wyrwał mnie głos niebieskookiego, który oznajmił, że pojawił się królik. Podniosłem się cicho i spojrzałem na zwierzaka. Typowe polowanie nie wchodziło w grę, więc po prostu przestrzeliłem mu głowę dodonpą. Wątpię, by zdążył cokolwiek poczuć. Telekinezą przeniosłem go bliżej , podobnie jak kilka gałęzi, które zauważyłem przy pobliskich krzakach. Wygrzebałem małą dziurę w ziemi, a z nadmiaru gleby uformowałem ściankę odgradzającą drewno od trawy, żeby się czasami nie zapaliła. Kiedyś już przypadkiem podpaliłem las... Skrzywiłem się na to wspomnienie.
Podpaliłem kilka gałązek ki blastem z z reszty zrobiłem rożen. Obdzieranie posiłku ze skóry zawsze uważałem za uciążliwe, a przy takich małych futrzakach szczególnie.
W końcu jednak i z tym się rozprawiłem, można było przystąpić do pieczenia.
-Krwisty czy mocno wysmażony? - zapytałem żartobliwie.
Znów mając chwilę, zastanowiłem się co teraz zrobię. Miałem trzy opcje: wrócić do domu, lecieć na lodowiec, albo z Rikimaru do tego całego genialnego żółwia. Choć to zależało od decyzji niebieskowłosego.
-To powiedz Rikimaru, co teraz zamierzasz zrobić? Polecisz do tego Genialnego Żółwia? W ogóle, co to za gość?
OOC:
Regen 10% HP i KI
Usiadłem na trawie, sprawiało mi to duży ból, ale wszystko to robiło, więc było mi to obojętne. Energii miałem jeszcze w sumie sporo, ale nie miałem ochoty jej używać do czegokolwiek. Zmieniło się to, kiedy Rikimaru zaproponował opcję zapolowania na coś. W tym akurat byłem dobry. Tak więc położyłem się, fala ostrego bólu przypomniała mi, że żyje, chociaż bardzo dobrze o tym wiedziałem. Oddychałem powoli, bo nawet oddechy przychodziły mi z trudem. Patrzyłem w niebo. Skupienie się nie należało do najprostszych, ale miałem akurat chwilę, żeby pomyśleć o ostatnich wydarzeniach. Najsilniejsi wojownicy tej planety udali się w jakimś celu na tą całą Vegetę. Mgliste miałem pojęcie tak o samej planecie, jak i jej położeniu. Dzięki zdolności wyczuwania Ki byłem w stanie określić kierunek w którym się znajduje, ale to by było na tyle. Wraz z nimi było tak kilka innych, nieco mniejszych energii, z tego co do tej pory wyczułem. Toczyła się walka. Był tam też ktoś, kogo energia bardzo mi coś przypominała. Konkretnie Tsufula. Niedobrze mi się robiło na samo wspomnienie o tej przeklętej istocie. kiedy tak o tym myślałem poczułem się strasznie mały... Jak dziecko stojące przed wielkim morzem, na którym odbywa się bitwa morska. Stoję tak na tym brzegu, słabo widzę co się dzieję i nawet dobrze nie umiem pływać. Uśmiechnąłem się gorzko. Nieprzyjemna wizja. Miało to swoje plusy, fakt, mogłem się jeszcze z tego po cichu wycofać i o wszystkim zapomnieć. Nikt by nie zauważył. Ale miało to nie po drodze z moimi planami. W końcu po coś trenowałem tak ciężko, chciałem stać się najlepszy i posiadałem wszelką determinację do tego potrzebną. Wiedziałem, że droga, którą zamierzam iść jest niezwykle długa i trudna, jakby miała miliony kilometrów a ja poparzone bose stopy. Ale jak mówiłem. Teraz kiedy zacząłem, to pójdę dalej i nie spocznę póki nie osiągnę mojego celu, albo umrę próbując. Zrobię wszystko co będę musiał i nikt, ani nic mnie nie zatrzyma. Rzucałem się na głęboką wodę, prosto w wydarzenia, które decydowały o losie wszechświata. Nie przerażało mnie to, ale... Trochę obawiałem się, że mogę zawieść. Chciałem być najlepszy, ale myślałem na tyle realistycznie, by wiedzieć, że muszę odpowiednio wymierzyć siły. Raczej nie dowiem się, jeśli nie spróbuje, a jak już to zrobię, to nie będzie odwrotu...
Z zamyślenia wyrwał mnie głos niebieskookiego, który oznajmił, że pojawił się królik. Podniosłem się cicho i spojrzałem na zwierzaka. Typowe polowanie nie wchodziło w grę, więc po prostu przestrzeliłem mu głowę dodonpą. Wątpię, by zdążył cokolwiek poczuć. Telekinezą przeniosłem go bliżej , podobnie jak kilka gałęzi, które zauważyłem przy pobliskich krzakach. Wygrzebałem małą dziurę w ziemi, a z nadmiaru gleby uformowałem ściankę odgradzającą drewno od trawy, żeby się czasami nie zapaliła. Kiedyś już przypadkiem podpaliłem las... Skrzywiłem się na to wspomnienie.
Podpaliłem kilka gałązek ki blastem z z reszty zrobiłem rożen. Obdzieranie posiłku ze skóry zawsze uważałem za uciążliwe, a przy takich małych futrzakach szczególnie.
W końcu jednak i z tym się rozprawiłem, można było przystąpić do pieczenia.
-Krwisty czy mocno wysmażony? - zapytałem żartobliwie.
Znów mając chwilę, zastanowiłem się co teraz zrobię. Miałem trzy opcje: wrócić do domu, lecieć na lodowiec, albo z Rikimaru do tego całego genialnego żółwia. Choć to zależało od decyzji niebieskowłosego.
-To powiedz Rikimaru, co teraz zamierzasz zrobić? Polecisz do tego Genialnego Żółwia? W ogóle, co to za gość?
OOC:
Regen 10% HP i KI
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Leśny strumień
Pią Sty 03, 2014 11:36 am
Koniec Sparingu
Po paru chwilach obrócił głowę trochę na bok tak, że zimna woda opływała połowę jego twarzy. Otworzył usta i wziął kilka sporych łyków czystej wody. Była jak ulga dla duszy, ponieważ pragnienie było spore po walce. Człowiek może przeżyć bez jedzenia, ale bez wody już nie da rady. Pił co prawda kiedy wpadł do wody po odmianie z karmelka, ale wypocił wszystko wraz z walką. Chepri sprawnie rozprawił się z królikiem za pomocą prostej techniki, a więc nie wysilił się za bardzo. Musiał być równie zmęczony co Rikimaru, którego wciąż bolała cała ręka po zablokowaniu tamtego potężnego uderzenia. Leżenie w takiej zimnej wodzie przez dłuższy czas nie będzie dobrym pomysłem. Szczególnie, że i tak woda go tak dokładnie nie umyje, ale nie było w tym miejscu wystarczająco głęboko, żeby mógł się zanurzyć i wykąpać. Zimna woda zmniejszała ból i nie musiał robić sobie zimnego okładu. Chwila przerwy bez wątpienia mu wystarczy, ale w głowie nadal miał obraz pewnej techniki. Użycie Kiai przez Chepriego na koniec ich sparingu dało mu pomysł na połączenie kiaiho i kiai. Obie defensywne techniki można wykorzystać w lepszy sposób. Jedna używa ki z ciała, a druga trochę jakby przekształcała fizyczną. Krzyk o wysokim tonie, niesłyszalny, a niszczący atak. Wiadomo, że Kiai nie będzie w stanie zneutralizować każdego ataku. Jeżeli będzie zbyt mocny to taka zabawa może zakończyć się śmiercią, a więc potrzebna by była umiejętność zneutralizowania częściowo ataku, a gdy będzie wystarczająco słaby to będzie można odepchnąć. Również i za pomocą takiego użycia energii można wybić przeciwnika z rytmu, a może go nawet na chwilę zneutralizować.
Wstał powoli z wody i uruchomił na moment aurę energii żeby za pomocą ciepła osuszyć obszarpane ubranie. Po krótkiej chwili całe było suche, ale płaszcz i rękawy koszuli do niczego się już nie nadawały, więc je rozdarł i dorzucił do ogniska.
- Wypieczony.
Następnie skoncentrował się i zaczął badać teren w celu znalezienia bardziej obfitego posiłku. Mięso z królika było bardzo dobre, ale obaj się tym nie najedzą. Wyczuł energię w górze, która nie była bardzo mocna, poruszała się wolno. Mógł to być człowiek, ale liczył na coś innego. Wybił się w górę ze sporą prędkością i po dwóch sekundach znalazł się tuż przed pterodaktylem. Był trzy razy większy od Rikimaru, który uznał, że to zwierze jest i tak za duże na posiłek. Zwierzak okazał się być jednak bardzo agresywny, ale ze swoją siłą nie mógł być żadnym wyzwaniem dla niebiesko-włosego, który postanowił przetestować swój pomysł.
Skumulował energię w podobny sposób jak do Kiaiho, ale nie zrobił tego w rękach, a użył ogólną energię, która przepływała przez całe jego ciało. Jego oczy na moment zabłysnęły i fala powietrza zwiała pterodaktyla do tyłu. Obracał się nie mogąc ustabilizować pozycji i wykonać żadnego ruchu. Rikimaru wyprzedził go i Ki-Swordem odciął pół ogona, który był połowy wielkości samego człowieka. Złapał mięso w rękę i miał już polecieć w dół, do strumienia, gdy pterodaktyl wystrzelił ogniem z paszczy. Smok? - był bardzo zaskoczony, ponieważ nie widział żadnego w życiu, ale kto wie, czy to nie pterodaktyl wojownik. Nowy światowy talent sztuk walki, którego młody wojownik pozbawia ogona.
Dał on szansę na próbę techniki. Czy skoro zatrzymał przeciwnika samą energią i uniemożliwił mu ruchu, to czy zneutralizuje całkowicie atak? Tym razem jego energia do zatrzymania tego ognia była większa i poczuł, że potrzeba jej więcej, ale po chwili ogień niemalże wyparował i dotarła do Rikimaru niewielka strużka. Sama energia rozproszyła skoncentrowaną materię o pewnej mocy. To było coś niesamowitego. Co prawda atak takiego latającego stwora nie mógł być silny, ale samo to, że i tak użyta energia stanowiła może ułamek procenta wskazywały, że technika może kosztować mniej niż kiai, a przynajmniej jej moc jest większa, ponieważ obejmuje dużo większy obszar. Za pomocą kiai mógł zatrzymać raczej niewielki prosty atak, skierowany bezpośrednio na niego, a tutaj chmura ognia, która wypełniła niemal całe niebo po prostu rozpłynęła się i nie pozostał nawet dym po próbie zwierzęcia. W dodatku w przeciwieństwie do Kiaiho pozwalała na zneutralizowania przeciwnika na krótką chwilę, ponieważ siła odrzutu była znacznie większa.
Z innej perspektywy wyglądało jakby Rikimaru tańczył w powietrzu.
Korzystając z okazji postanowił zmusić zwierzaka do kolejnej próby zaatakowania ogniem, ale tylko w celu podsmażenia tego ogona. Latał wokół niego, uderzał lekko pięściami, a ten obracał się i próbował dosięgnąć Rikimaru, który był tak pochłonięty zabawą, że nie zwracał uwagi, że do tego dołączyli się towarzysze smoka, które już wyglądały jak powinny. Łuski, wielkie ogony, pazury i zionęły ogniem. Czerwony, niebieski, żółty, zielony, purpurowy. Wszystkie kolory tęczy i każdy próbował go dosięgnął. Ten tylko machał kawałem mięsa, który po minucie był już wysmażony. Następnie jeszcze raz zdecydował się na użycie techniki i całe snopy płomieni zniknęły, a zwierzaki aż odrzuciło i zaczęły obracać się w powietrzu. Wtedy poleciał błyskawicznie w dół zostawiając je same w górze. Usłyszał za sobą tylko ryk zawodu kilku z nich, które liczyły na posiłek, ale nie doceniły swojej ofiary.
Wylądował tuż obok paleniska, pociął ki-swordem mięso na równe płaskie płaty, a następnie wystawił palec do przodu i wytworzył za pomocą Kinotsurugi miecz z ki, którym nabił mięso i uniósł tuż nad ogniskiem dopiekając je od środka.
- Myślę, że ze 2 minuty starczą na dopieczenie. Mięso ze smoka. Pierwszy raz będę próbował.
Za pomocą telekinezy oderwał kawał królika i przyciągnął do dłoni. Włożył w końcu upragniony posiłek do ust i poczuł niesamowitą ulgę. Nim mięso ze smoka dobrze się wypiekło to zdjął już jeden płat i zjadł go w ciągu paru sekund.
- Mmm pychota. Coś pomiędzy mięsem z kurczaka, a boczkiem. Jeszcze jakby to doprawić ziołami to niebo w gębie.
Kucharzem aż tak dobrym nie był, ale znał właściwości i zapach ziół. Z pewnością byłby w stanie dobrać odpowiednie, żeby smak był niezwykły, ale wolał nie tracić czasu na to. W końcu słońce już powoli zbliżało się do horyzontu i zrobi się ciemno. Pasowałoby wrócić na wyspę Genialnego Żółwia, ponieważ ten o nim zapomni i jeszcze karze mu kolejną panienkę przyprowadzić. Przeraził się tą myślą. Zdjął drugi z sześciu płatów i zjadł go trochę wolniej, ale chciał jak najszybciej zakończyć posiłek.
- Powinienem wrócić na wyspę Kamesenina. Cóż. Podobno jest wielkim trenerem. To on mnie nauczył Bankoku Bikkuri i w zasadzie to też widziałem u niego pierwszy raz telekinezę, ale nie byłem pewien, że tym ona jest. Zna też jeszcze jeden ciekawy trik... ale to pewnie też jest telekineza. Baka. - rzucił do siebie na koniec, przypominając sobie całkowitą blokadę ciała. - Nie, zdecydowanie jest wielkim mistrzem. Myślę, że mogę się od niego wiele nauczyć. Jeżeli chcesz to możesz polecieć ze mną, może Tobie też pozwoli na trening. Chciałbym tam się udać jeszcze przed zachodem słońca.
OoC:
Nauka techniki własnej Kiaiho lvl3.
Regeneracja 10% HP i KI. 1050 i 405. Razem 2000 HP i 855 KI
Koniec treningu.
Po paru chwilach obrócił głowę trochę na bok tak, że zimna woda opływała połowę jego twarzy. Otworzył usta i wziął kilka sporych łyków czystej wody. Była jak ulga dla duszy, ponieważ pragnienie było spore po walce. Człowiek może przeżyć bez jedzenia, ale bez wody już nie da rady. Pił co prawda kiedy wpadł do wody po odmianie z karmelka, ale wypocił wszystko wraz z walką. Chepri sprawnie rozprawił się z królikiem za pomocą prostej techniki, a więc nie wysilił się za bardzo. Musiał być równie zmęczony co Rikimaru, którego wciąż bolała cała ręka po zablokowaniu tamtego potężnego uderzenia. Leżenie w takiej zimnej wodzie przez dłuższy czas nie będzie dobrym pomysłem. Szczególnie, że i tak woda go tak dokładnie nie umyje, ale nie było w tym miejscu wystarczająco głęboko, żeby mógł się zanurzyć i wykąpać. Zimna woda zmniejszała ból i nie musiał robić sobie zimnego okładu. Chwila przerwy bez wątpienia mu wystarczy, ale w głowie nadal miał obraz pewnej techniki. Użycie Kiai przez Chepriego na koniec ich sparingu dało mu pomysł na połączenie kiaiho i kiai. Obie defensywne techniki można wykorzystać w lepszy sposób. Jedna używa ki z ciała, a druga trochę jakby przekształcała fizyczną. Krzyk o wysokim tonie, niesłyszalny, a niszczący atak. Wiadomo, że Kiai nie będzie w stanie zneutralizować każdego ataku. Jeżeli będzie zbyt mocny to taka zabawa może zakończyć się śmiercią, a więc potrzebna by była umiejętność zneutralizowania częściowo ataku, a gdy będzie wystarczająco słaby to będzie można odepchnąć. Również i za pomocą takiego użycia energii można wybić przeciwnika z rytmu, a może go nawet na chwilę zneutralizować.
Wstał powoli z wody i uruchomił na moment aurę energii żeby za pomocą ciepła osuszyć obszarpane ubranie. Po krótkiej chwili całe było suche, ale płaszcz i rękawy koszuli do niczego się już nie nadawały, więc je rozdarł i dorzucił do ogniska.
- Wypieczony.
Następnie skoncentrował się i zaczął badać teren w celu znalezienia bardziej obfitego posiłku. Mięso z królika było bardzo dobre, ale obaj się tym nie najedzą. Wyczuł energię w górze, która nie była bardzo mocna, poruszała się wolno. Mógł to być człowiek, ale liczył na coś innego. Wybił się w górę ze sporą prędkością i po dwóch sekundach znalazł się tuż przed pterodaktylem. Był trzy razy większy od Rikimaru, który uznał, że to zwierze jest i tak za duże na posiłek. Zwierzak okazał się być jednak bardzo agresywny, ale ze swoją siłą nie mógł być żadnym wyzwaniem dla niebiesko-włosego, który postanowił przetestować swój pomysł.
Skumulował energię w podobny sposób jak do Kiaiho, ale nie zrobił tego w rękach, a użył ogólną energię, która przepływała przez całe jego ciało. Jego oczy na moment zabłysnęły i fala powietrza zwiała pterodaktyla do tyłu. Obracał się nie mogąc ustabilizować pozycji i wykonać żadnego ruchu. Rikimaru wyprzedził go i Ki-Swordem odciął pół ogona, który był połowy wielkości samego człowieka. Złapał mięso w rękę i miał już polecieć w dół, do strumienia, gdy pterodaktyl wystrzelił ogniem z paszczy. Smok? - był bardzo zaskoczony, ponieważ nie widział żadnego w życiu, ale kto wie, czy to nie pterodaktyl wojownik. Nowy światowy talent sztuk walki, którego młody wojownik pozbawia ogona.
Dał on szansę na próbę techniki. Czy skoro zatrzymał przeciwnika samą energią i uniemożliwił mu ruchu, to czy zneutralizuje całkowicie atak? Tym razem jego energia do zatrzymania tego ognia była większa i poczuł, że potrzeba jej więcej, ale po chwili ogień niemalże wyparował i dotarła do Rikimaru niewielka strużka. Sama energia rozproszyła skoncentrowaną materię o pewnej mocy. To było coś niesamowitego. Co prawda atak takiego latającego stwora nie mógł być silny, ale samo to, że i tak użyta energia stanowiła może ułamek procenta wskazywały, że technika może kosztować mniej niż kiai, a przynajmniej jej moc jest większa, ponieważ obejmuje dużo większy obszar. Za pomocą kiai mógł zatrzymać raczej niewielki prosty atak, skierowany bezpośrednio na niego, a tutaj chmura ognia, która wypełniła niemal całe niebo po prostu rozpłynęła się i nie pozostał nawet dym po próbie zwierzęcia. W dodatku w przeciwieństwie do Kiaiho pozwalała na zneutralizowania przeciwnika na krótką chwilę, ponieważ siła odrzutu była znacznie większa.
Z innej perspektywy wyglądało jakby Rikimaru tańczył w powietrzu.
Korzystając z okazji postanowił zmusić zwierzaka do kolejnej próby zaatakowania ogniem, ale tylko w celu podsmażenia tego ogona. Latał wokół niego, uderzał lekko pięściami, a ten obracał się i próbował dosięgnąć Rikimaru, który był tak pochłonięty zabawą, że nie zwracał uwagi, że do tego dołączyli się towarzysze smoka, które już wyglądały jak powinny. Łuski, wielkie ogony, pazury i zionęły ogniem. Czerwony, niebieski, żółty, zielony, purpurowy. Wszystkie kolory tęczy i każdy próbował go dosięgnął. Ten tylko machał kawałem mięsa, który po minucie był już wysmażony. Następnie jeszcze raz zdecydował się na użycie techniki i całe snopy płomieni zniknęły, a zwierzaki aż odrzuciło i zaczęły obracać się w powietrzu. Wtedy poleciał błyskawicznie w dół zostawiając je same w górze. Usłyszał za sobą tylko ryk zawodu kilku z nich, które liczyły na posiłek, ale nie doceniły swojej ofiary.
Wylądował tuż obok paleniska, pociął ki-swordem mięso na równe płaskie płaty, a następnie wystawił palec do przodu i wytworzył za pomocą Kinotsurugi miecz z ki, którym nabił mięso i uniósł tuż nad ogniskiem dopiekając je od środka.
- Myślę, że ze 2 minuty starczą na dopieczenie. Mięso ze smoka. Pierwszy raz będę próbował.
Za pomocą telekinezy oderwał kawał królika i przyciągnął do dłoni. Włożył w końcu upragniony posiłek do ust i poczuł niesamowitą ulgę. Nim mięso ze smoka dobrze się wypiekło to zdjął już jeden płat i zjadł go w ciągu paru sekund.
- Mmm pychota. Coś pomiędzy mięsem z kurczaka, a boczkiem. Jeszcze jakby to doprawić ziołami to niebo w gębie.
Kucharzem aż tak dobrym nie był, ale znał właściwości i zapach ziół. Z pewnością byłby w stanie dobrać odpowiednie, żeby smak był niezwykły, ale wolał nie tracić czasu na to. W końcu słońce już powoli zbliżało się do horyzontu i zrobi się ciemno. Pasowałoby wrócić na wyspę Genialnego Żółwia, ponieważ ten o nim zapomni i jeszcze karze mu kolejną panienkę przyprowadzić. Przeraził się tą myślą. Zdjął drugi z sześciu płatów i zjadł go trochę wolniej, ale chciał jak najszybciej zakończyć posiłek.
- Powinienem wrócić na wyspę Kamesenina. Cóż. Podobno jest wielkim trenerem. To on mnie nauczył Bankoku Bikkuri i w zasadzie to też widziałem u niego pierwszy raz telekinezę, ale nie byłem pewien, że tym ona jest. Zna też jeszcze jeden ciekawy trik... ale to pewnie też jest telekineza. Baka. - rzucił do siebie na koniec, przypominając sobie całkowitą blokadę ciała. - Nie, zdecydowanie jest wielkim mistrzem. Myślę, że mogę się od niego wiele nauczyć. Jeżeli chcesz to możesz polecieć ze mną, może Tobie też pozwoli na trening. Chciałbym tam się udać jeszcze przed zachodem słońca.
OoC:
Nauka techniki własnej Kiaiho lvl3.
Regeneracja 10% HP i KI. 1050 i 405. Razem 2000 HP i 855 KI
Koniec treningu.
Re: Leśny strumień
Pią Sty 03, 2014 3:31 pm
Królik był już gotowy. Można go było ściągnąć z rożna i podzielić na porcje. Za talerz musiał posłużyć trochę większy liść. Pojawił się i Rikimaru. Obserwowałem przez krótką chwilę jego walkę z... No cokolwiek to było, chyba smoki. Miał dużo mięsa. Bardzo dobrze, umierałem z głodu, a przygotowanie posiłku tylko to pogorszyło. Naprawdę. Normalnie po spróbowaniu dań Vixen nie tknął bym niczego innego, a teraz jak patrzyłem na zwierzaka, to miałem wielką ochotę wbić w niego swoje kły.
Ale przyznam, że to co zapewnił nam niebieskowłosy wyglądało nie mniej apetycznie... Zaraz... Czy ja powiedziałem "kły"? Yare yare... To uwalnianie drzemiącej wewnątrz mnie dzikiej mocy chyba kapkę za bardzo na mnie wpłynęło. Ale nie ma co narzekać. Dzikie instynkty są bardzo przydatne w walce, nawet jeśli w ostatniej z niech zbytnio nie korzystałem. Swoją drogą chyba wiedziałem jak je poskromić, muszę od czasu do czasu zapuszczać się w las i... Ekhem, dać ponieść. To powinno podziałać.
Spojrzałem na jeden z płatów mięsa z ogona, wziąłem go, nabiłem na nieco grubszy kij i zacząłem dopiekać. Nie trwało to długo, po czym bardzo szybko pochłonąłem go, nieomal z patykiem. Wypieczone było dobrze, ale brakowało mu jakiegoś dodatku do smaku, przyprawy. Nawet takie kuchenne beztalencie jak ja potrafiło to stwierdzić.
-To mówisz, że on naprawdę jest takim wielkim mistrzem? Chętnie bym go spotkał i zobaczył co potrafi... - powiedziałem. - Jak i dowiedział się co sądzi o moich umiejętnościach... - dodałem ciszej, mówiąc bardziej do siebie, niż do towarzysza.
Minęła tak chwila i całe jedzenie zniknęło. Robiło się już dosyć późno, ale stwierdziłem, że udanie się z niebieskookim do tego mistrza jest całkiem dobrym. Taa... Polecę tam z nim.
OOC:
Jako, że potrzebna jest zgoda, pytanie do MG/Admina: Mogę lecieć z Rikim na wyspę żółwia?
Regen 10% HP i KI
Ale przyznam, że to co zapewnił nam niebieskowłosy wyglądało nie mniej apetycznie... Zaraz... Czy ja powiedziałem "kły"? Yare yare... To uwalnianie drzemiącej wewnątrz mnie dzikiej mocy chyba kapkę za bardzo na mnie wpłynęło. Ale nie ma co narzekać. Dzikie instynkty są bardzo przydatne w walce, nawet jeśli w ostatniej z niech zbytnio nie korzystałem. Swoją drogą chyba wiedziałem jak je poskromić, muszę od czasu do czasu zapuszczać się w las i... Ekhem, dać ponieść. To powinno podziałać.
Spojrzałem na jeden z płatów mięsa z ogona, wziąłem go, nabiłem na nieco grubszy kij i zacząłem dopiekać. Nie trwało to długo, po czym bardzo szybko pochłonąłem go, nieomal z patykiem. Wypieczone było dobrze, ale brakowało mu jakiegoś dodatku do smaku, przyprawy. Nawet takie kuchenne beztalencie jak ja potrafiło to stwierdzić.
-To mówisz, że on naprawdę jest takim wielkim mistrzem? Chętnie bym go spotkał i zobaczył co potrafi... - powiedziałem. - Jak i dowiedział się co sądzi o moich umiejętnościach... - dodałem ciszej, mówiąc bardziej do siebie, niż do towarzysza.
Minęła tak chwila i całe jedzenie zniknęło. Robiło się już dosyć późno, ale stwierdziłem, że udanie się z niebieskookim do tego mistrza jest całkiem dobrym. Taa... Polecę tam z nim.
OOC:
Jako, że potrzebna jest zgoda, pytanie do MG/Admina: Mogę lecieć z Rikim na wyspę żółwia?
Regen 10% HP i KI
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Leśny strumień
Pią Sty 03, 2014 10:24 pm
Zjedli dość szybko i teoretycznie mogliby polecieć, ale w głowie niebiesko-włosego cały czas odbijał się echem głos Alex. Praktycznie nie byli tak daleko, bo lot z taką mocą nie powinien im zająć zbyt długo. 1-2h, a więc potem na wyspę lot zajmie około 2h. Z drugiej strony chciałby swej dziewczynie poświęcić trochę czasu, ponieważ wydawało mu się, że nie widział jej bardzo długo. Tak mógł odczuwać, skoro kogoś kochał, ale tygodnie mógłby policzyć na palcach ręki. Ona była świadoma, że może go nie być nawet parę miesięcy. Pragnął tylko ją ujrzeć, ale niedługo zacznie się ściemniać. Niby to żadna przeszkoda, ale głupio by było przylecieć do mistrza o północy i go budzić. Ile czasu będzie potrzebować na trening u Genialnego Żółwia? Ciężko było to określić co go może starzec nauczyć.
- Takie odnoszę wrażenie. Nie! Jestem tego pewien. Być może tego nie poczułeś, ale ja byłem całkiem niedaleko jego wyspy, gdy poczułem niewyobrażalną moc. Nadal moja moc nie sięga jego. - zakończył, ponieważ zdał sobie sprawę z tego, że kierunek w istocie był podobny, ale wcale to nie musiała być energia Kamesenina, ale patrząc na techniki, które mu zaprezentował staruszek... i tak musiał być mocny.
Jeżeli Rikimaru uzna, że się już po prostu nic więcej nie nauczy to pójdzie dalej swoją drogą. Szukać nowego mistrza lub sam zdecyduje się nim zostać. Zrobił zniesmaczoną minę na tę ostatnią myśl, ponieważ nigdy nie myślał o tym na poważnie i nadal nie chciał tego rozważać. Może to być z jego strony trochę egoistyczne, ale polubił takie życie i nie wyobraża sobie siedzenia w jednym miejscu tak jak Genialny Żółw. Może na stare lata się zdecyduje, ale na pewno nie w najbliższej przyszłości. Spojrzał w górę, żeby zobaczyć czy smoki nadal krążą nad lasem, ale nie było żadnego widać. Następnie poleciał w górę i spojrzał w dół. Zniszczenia były dość spore i kształt pola bitwy był dość nieregularny, ale trudno. Stworzyli fajne miejsce na postój, gdzie będzie docierać więcej słońca.
- Myślę, że potrafi bardzo dużo, a co do sprawdzenia umiejętności... Jestem ciekaw, czy sprawdzi je w ten sam sposób co mi. - Ruszył szybciej do góry śmiejąc się dość głośnie, ponieważ istnieje prawdopodobieństwo, że Chepri również będzie musiał mu przyprowadzić jakąś panienkę. Niebo nad nimi i dookoła było niemal czyste. Nieliczne chmurki i blask czerwonego słońca w którym było widać wyraźnie wszystkie sińce nabyte podczas ich sparingu. Ból jeszcze występował, ale był dużo mniejszy. Dobry posiłek jest lekarstwem na bolący od głodu żołądek, czyli pewnie jedno z najgorszych cierpień z jakimi muszą żyć ludzie.
OoC: z/t w Przestrzeń powietrzną. x2?
HP:
(2000+1050= 3050/10500)
Ki:
(850+405= 1255/4050)
- Takie odnoszę wrażenie. Nie! Jestem tego pewien. Być może tego nie poczułeś, ale ja byłem całkiem niedaleko jego wyspy, gdy poczułem niewyobrażalną moc. Nadal moja moc nie sięga jego. - zakończył, ponieważ zdał sobie sprawę z tego, że kierunek w istocie był podobny, ale wcale to nie musiała być energia Kamesenina, ale patrząc na techniki, które mu zaprezentował staruszek... i tak musiał być mocny.
Jeżeli Rikimaru uzna, że się już po prostu nic więcej nie nauczy to pójdzie dalej swoją drogą. Szukać nowego mistrza lub sam zdecyduje się nim zostać. Zrobił zniesmaczoną minę na tę ostatnią myśl, ponieważ nigdy nie myślał o tym na poważnie i nadal nie chciał tego rozważać. Może to być z jego strony trochę egoistyczne, ale polubił takie życie i nie wyobraża sobie siedzenia w jednym miejscu tak jak Genialny Żółw. Może na stare lata się zdecyduje, ale na pewno nie w najbliższej przyszłości. Spojrzał w górę, żeby zobaczyć czy smoki nadal krążą nad lasem, ale nie było żadnego widać. Następnie poleciał w górę i spojrzał w dół. Zniszczenia były dość spore i kształt pola bitwy był dość nieregularny, ale trudno. Stworzyli fajne miejsce na postój, gdzie będzie docierać więcej słońca.
- Myślę, że potrafi bardzo dużo, a co do sprawdzenia umiejętności... Jestem ciekaw, czy sprawdzi je w ten sam sposób co mi. - Ruszył szybciej do góry śmiejąc się dość głośnie, ponieważ istnieje prawdopodobieństwo, że Chepri również będzie musiał mu przyprowadzić jakąś panienkę. Niebo nad nimi i dookoła było niemal czyste. Nieliczne chmurki i blask czerwonego słońca w którym było widać wyraźnie wszystkie sińce nabyte podczas ich sparingu. Ból jeszcze występował, ale był dużo mniejszy. Dobry posiłek jest lekarstwem na bolący od głodu żołądek, czyli pewnie jedno z najgorszych cierpień z jakimi muszą żyć ludzie.
OoC: z/t w Przestrzeń powietrzną. x2?
HP:
(2000+1050= 3050/10500)
Ki:
(850+405= 1255/4050)
Re: Leśny strumień
Pią Sty 03, 2014 11:47 pm
Nagle, umysły dwójki wojowników przeszyły nagłe skurcze spowodowane pojawieniem się dość silnej KI i to bardzo blisko. Sekundę później, usłyszeli huk oraz poczuli silny podmuch wiatru, który unosił drobne kawałki piachu. Ta drobna firanka skutecznie uniemożliwiała ujrzenie winowajcy całego zamieszania. Ten, nie pozostał długo w jednym miejscu. W mig złapał Rikimaru oraz Chepriego za głowy i uderzył je o siebie dość mocno by ich otumanić oraz sprowadzić na ziemię.
- Bu. - mruknęła postać głosem znanym tylko czerwonowłosemu ziemianinowi.
OOC
Nie ma ZT kochani. ^ ^
po 200 DMG.
Re: Leśny strumień
Sob Sty 04, 2014 1:11 am
Mieliśmy się właśnie zbierać do wylotu, kiedy nagle zawiał silniejszy wiatr. W kościach czułem, że coś nadciąga... W życiu bym się nie spodziewał, że będzie to akurat...
-M-mistrz? - wstałem na równe nogi. -Co tu robisz? Przecież tamten wojownik... - wtedy przypomniałem sobie, że nie ma go teraz na Ziemi. -Prawda, jego nie ma... Ale dlaczego tu jesteś?
Czyżby Braska przybył tutaj, żeby zabrać mnie? Dosyć dziwna opcja, prawdę mówiąc, ale nadal możliwa.
-"Pewnie teraz dostanę ochrzan za włóczenie się po całym świecie, raz czy dwa po łbie i wrócę do domu"
Yare yare... Jak tak o tym myślałem, to wydawało mnie się to upokarzające, jakbym był małym dzieckiem, po które przyszedł jeden z rodziców, bo za długo się bawi w piaskownicy. Starałem się o tym nie myśleć, bo wiem jakby się to skończyło, a tego nie chciałem. Ehh... W głowie dudniło mi od zderzenia z głową Rikimaru. To akurat mój nauczyciel mógł sobie darować. Właśnie, przecież niebieskowłosy cały czas tam był. Powiem szczerze, że ciekawiła mnie reakcja współrasowca na spotkanie z Demonem. W prawdzie spotkał już jednego z nich, Dragota, ale czy można porównywać tych dwóch? Nie mówię tutaj tylko o mocy, bo to w ogóle przeciwległe końce skali, ale o ich statusie. Niebieskooki w prawdzie nie miał pojęcia, że Braska jest samym Władcą Demonów, ale to nie miało wpływu na ten fakt.
OOC:
Krótko, ale cóż...
Regen 10%
-M-mistrz? - wstałem na równe nogi. -Co tu robisz? Przecież tamten wojownik... - wtedy przypomniałem sobie, że nie ma go teraz na Ziemi. -Prawda, jego nie ma... Ale dlaczego tu jesteś?
Czyżby Braska przybył tutaj, żeby zabrać mnie? Dosyć dziwna opcja, prawdę mówiąc, ale nadal możliwa.
-"Pewnie teraz dostanę ochrzan za włóczenie się po całym świecie, raz czy dwa po łbie i wrócę do domu"
Yare yare... Jak tak o tym myślałem, to wydawało mnie się to upokarzające, jakbym był małym dzieckiem, po które przyszedł jeden z rodziców, bo za długo się bawi w piaskownicy. Starałem się o tym nie myśleć, bo wiem jakby się to skończyło, a tego nie chciałem. Ehh... W głowie dudniło mi od zderzenia z głową Rikimaru. To akurat mój nauczyciel mógł sobie darować. Właśnie, przecież niebieskowłosy cały czas tam był. Powiem szczerze, że ciekawiła mnie reakcja współrasowca na spotkanie z Demonem. W prawdzie spotkał już jednego z nich, Dragota, ale czy można porównywać tych dwóch? Nie mówię tutaj tylko o mocy, bo to w ogóle przeciwległe końce skali, ale o ich statusie. Niebieskooki w prawdzie nie miał pojęcia, że Braska jest samym Władcą Demonów, ale to nie miało wpływu na ten fakt.
OOC:
Krótko, ale cóż...
Regen 10%
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Leśny strumień
Sob Sty 04, 2014 8:05 pm
To co poczuł było dziwne, ale nie potrafił określić mocy tego, który się pojawił za jego plecami. Niesamowity huk od jakiegoś uderzenia lub zwiększenia mocy albo techniki. Bardzo mocny podmuch, który wprawił w ruch piach, ziemię, a nawet wodę, przez co powstała mgła zakrywająca wszystko dookoła. Rikimaru znajdował się na wysokości jednego kilometra nad ziemią, ale ktoś złapał go za głowę. Musiał być piekielnie szybki i niesamowicie mocny albo jego energia była tak bardzo niestabilna. Był mocniejszy, słabszy? Nagle poczuł jak jego trzymana głowa zderza się z czymś równie twardym i zobaczył poza szarą masą z drobinkami wody i piachu, gwiazdki oraz ciemne plamki, które krążyły w te i z powrotem. Gdyby nie to, że przed chwilą stoczył dość wymagającą walkę z Cheprim to pewnie nie bolałoby tak bardzo jak teraz. Ten osobnik miał dziwne poczucie humoru i sporo arogancji, ponieważ po wywołaniu takiego zamieszania i walnięciu głową Rikimaru w coś twardego miał czelność powiedzieć: Bu. Zupełnie jak dziecko, a może przedstawił się w ten sposób? Chepri nagle odezwał się, nim niebieskowłosy zdążył odpowiedzieć mu wymawiając swoje imię. Chciał się przedstawić w sposób wskazujący jakby ten dowcipniś wypowiedział swoje imię. Co za idiota nosiłby imię Bu? Co prawda ludzie z East City najczęściej nosili krótkie imiona, ale takie, które zawiera słowo, które najczęściej mówią bobasy, bo nie potrafią nic innego powiedzieć? Oczywiście tym sposobem zrobiłby na złość temu osobnikowi. Przynajmniej na to liczył, ale to co powiedział czerwonowłosy sprawiło, że wycofał swoje zapędy w najczarniejsze zakamarki swego umysłu.
... bo Cię nie zabił... - mówiła June w kontekście treningu Chepriego z tym... Braską! Tak wspominał czerwonowłosy, a rudowłosa była jego córką! Jeżeli jej moc była co najmniej czterokrotnie wyższa od mocy Rikimaru to on musiał mieć jej jeszcze więcej, ale nie potrafił... pierwszy raz odkąd nauczył się określać moc nie był w stanie pojąć czyjejś siły. Kso! Według ich rozmowy mogę wnioskować, że istnieje duże prawdopodobieństwo, iż zginę! Ciekawe jak jest po drugiej stronie. - potrząsnął głową, ponieważ i myśli były w tym momencie nie właściwe oraz chciał wyjść z tego otępienia. Po chwili zaczął dostrzegać twarz, zarys ciała, który wyłaniał się powoli z mgły. Zastanawiał się czy powinien coś powiedzieć, przygotować się do walki lub próbować ucieczki. To ostatnie to pewnie zły pomysł, a poza tym nie bardzo miał na to ochotę. Nie jest tchórzem. Woli zginąć jak wojownik. Jest jeszcze Chepri, który może się za nim wstawić, a poza tym nie znają celu jego przybycia. Może szuka córki, która niedawno tu była. Postanowił przemilczeć. Wstał powoli, odskoczył na dwa metry i przystanął w lekkim rozkroku i na lekko ugiętych nogach.
OoC:
HP: 3050-200=2850.
... bo Cię nie zabił... - mówiła June w kontekście treningu Chepriego z tym... Braską! Tak wspominał czerwonowłosy, a rudowłosa była jego córką! Jeżeli jej moc była co najmniej czterokrotnie wyższa od mocy Rikimaru to on musiał mieć jej jeszcze więcej, ale nie potrafił... pierwszy raz odkąd nauczył się określać moc nie był w stanie pojąć czyjejś siły. Kso! Według ich rozmowy mogę wnioskować, że istnieje duże prawdopodobieństwo, iż zginę! Ciekawe jak jest po drugiej stronie. - potrząsnął głową, ponieważ i myśli były w tym momencie nie właściwe oraz chciał wyjść z tego otępienia. Po chwili zaczął dostrzegać twarz, zarys ciała, który wyłaniał się powoli z mgły. Zastanawiał się czy powinien coś powiedzieć, przygotować się do walki lub próbować ucieczki. To ostatnie to pewnie zły pomysł, a poza tym nie bardzo miał na to ochotę. Nie jest tchórzem. Woli zginąć jak wojownik. Jest jeszcze Chepri, który może się za nim wstawić, a poza tym nie znają celu jego przybycia. Może szuka córki, która niedawno tu była. Postanowił przemilczeć. Wstał powoli, odskoczył na dwa metry i przystanął w lekkim rozkroku i na lekko ugiętych nogach.
OoC:
HP: 3050-200=2850.
Re: Leśny strumień
Pon Sty 06, 2014 7:34 pm
Braska - bo tak nazywał się ten jegomość - wydawał się być mało zaaferowany całą tą sytuacją. Wbił ogromny miecz w ziemię obok i opierając się o niego zaczął głośno śmiać puszczając bokiem pytanie Chepriego:
- Ale się daliście podejść, potrzeba wam jeszcze duuuuuuuuuuuuuużo treningów by uniknąć mojego ataku, HAHAHAHAHA! - zrobił krótką przerwę by odetchnąć chwilę. Mimo tego, że dalej tryskał dziwnym humorem to wyglądał na bardziej zmęczonego niż wcześniej - Białaska nie ma na razie na Ziemi więc pozwoliłem sobie wyjść z kryjówki by poszukać Ciebie. Przy okazji pozwiedzałem tę Planetę. - wytłumaczył. - Zniknąłeś. Myślałem, żeś się obraził na starego Mistrza. Gdzie się wybieraliście, co? - przy tym pytaniu jego wzrok diametralnie się zmienił. Wyrażał lekką złość oraz podejrzenia zarazem. Wzbudzał strach jak na demona przystało. Braska chyba pilnował by jego uczeń trzymał się jednego mistrza...
- Młody, nie spinaj się tak, nic Ci nie zrobię. Chyba, że zrobisz coś brzydkiego. - powiedział krótko do niebieskowłosego.
Re: Leśny strumień
Pon Sty 06, 2014 8:34 pm
Ten bolesny "żart" uważałem za wyjątkowo wredny. Wiedział dokładnie, że dopiero co skończyliśmy walczyć i nie mieliśmy sił na ruszanie się za bardzo, a on, potężny demon, wymagał od nas zrobienia uniku przed nim, chociaż nie dało się wyczuć jego energii... Ehh... Ale czego się spodziewać po kimś takim jak on? Przydałby się jakiś inny sposób na wyczuwanie obecności drugiej osoby, nawet gdy ta ukrywa energię. W sumie... Węch mi się wyostrzył, a Demony miały bardzo charakterystyczny zapach. To się dało wykorzystać.
Wracając jednak. Miałem jednak rację, Braska wybrał się na poszukiwania ucznia. Nie spodziewałem się, że to zrobi, byłem w prawdzie jego uczniem, ale też tylko jednym ludzkim wojownikiem, do tego jak wiedziałem, niezbyt silnym. Łatwym do zastąpienia przez jakiegoś Demona, którego mógłby nauczyć o niebo więcej ode mnie. Schlebiało mi to, ale coś mi mówiło, że to ma drugie dno.
Wzrok mężczyzny zmienił się, jakby na potwierdzenie tego. Pierwszy raz patrzył na mnie w taki sposób, ale wiedziałem dlaczego. Znałem Braskę na tyle dobrze, że wiedziałem, że nie muszę się go bać, tak długo jak jestem posłuszny. Teraz miałem powody się bać. On na pewno wiedział co planowałem i źle widziałem tłumaczenie się mu z tego. Kłamać nie mogłem. Yare yare... Poczułem się strasznie źle. Co tam rany odniesione w walce, prawdziwy ból to zawieść kogoś, komu chce się zaimponować.
-"Co będzie, to będzie..."
-Chciałem polecieć do Genialnego Żółwia, żeby zobaczyć jakim jest mistrzem.
Powiedziałem to bardzo spokojnie, czy bym chciał, czy nie, to i tak nie uniknę tego co ma się stać, więc trzeba się z tym pogodzić. Zabić mnie nie zabije raczej. Raczej da jakieś karkołomne zadanie, ale to będzie pokuta za błędy, więc muszę ją przyjąć z godnością. A to wiąże się z kolejną lekcją, czy raczej lekcjami, bo na pewno dużo się nauczę.
OOC:
Regen 10%
Wracając jednak. Miałem jednak rację, Braska wybrał się na poszukiwania ucznia. Nie spodziewałem się, że to zrobi, byłem w prawdzie jego uczniem, ale też tylko jednym ludzkim wojownikiem, do tego jak wiedziałem, niezbyt silnym. Łatwym do zastąpienia przez jakiegoś Demona, którego mógłby nauczyć o niebo więcej ode mnie. Schlebiało mi to, ale coś mi mówiło, że to ma drugie dno.
Wzrok mężczyzny zmienił się, jakby na potwierdzenie tego. Pierwszy raz patrzył na mnie w taki sposób, ale wiedziałem dlaczego. Znałem Braskę na tyle dobrze, że wiedziałem, że nie muszę się go bać, tak długo jak jestem posłuszny. Teraz miałem powody się bać. On na pewno wiedział co planowałem i źle widziałem tłumaczenie się mu z tego. Kłamać nie mogłem. Yare yare... Poczułem się strasznie źle. Co tam rany odniesione w walce, prawdziwy ból to zawieść kogoś, komu chce się zaimponować.
-"Co będzie, to będzie..."
-Chciałem polecieć do Genialnego Żółwia, żeby zobaczyć jakim jest mistrzem.
Powiedziałem to bardzo spokojnie, czy bym chciał, czy nie, to i tak nie uniknę tego co ma się stać, więc trzeba się z tym pogodzić. Zabić mnie nie zabije raczej. Raczej da jakieś karkołomne zadanie, ale to będzie pokuta za błędy, więc muszę ją przyjąć z godnością. A to wiąże się z kolejną lekcją, czy raczej lekcjami, bo na pewno dużo się nauczę.
OOC:
Regen 10%
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Leśny strumień
Pon Sty 06, 2014 10:29 pm
Jakaś krótka rozmowa między nimi już nieco rozluźniła atmosferę i Rikimaru opuścił ręce swobodnie. Poza tym Braska jeszcze powiedział, żeby się nie spinał, więc nie miał żadnego powodu do obaw. Przynajmniej tak mógł sądzić, ale czujności nigdy za wiele. Zastanawiał się czy przeciwko komuś takiemu zadziałałaby jakakolwiek technika defensywna i czy jego reakcja byłaby wystarczająco szybka. Kiaiho może i mogło go zatrzymać, ale na jak długo? A może poczułby to jak lekki letni wietrzyk po wystawieniu łba przez okno domu. Przypomniał sobie uderzenie Chepriego w jego zmechanizowaną rękę. Gdyby nie powłoka stalowa, a zwykłe kości i mięśnie to pewnie te pierwsze byłyby połamane. Od takiego ciosu zginąłby nie jeden człowiek. A co dopiero mógł mu zrobić mistrz czerwonowłosego? Woli tego nie sprawdzać. O ile tchórzem nie jest, to potrafi przekalkulować jakie ma szanse i nie ma zamiaru stawać w szranki, jeżeli nie musi tego robić. Podrapał się po głowie w miejscu zderzenia i lekko rozmasował, ponieważ wciąż bolało.
Rikimaru przeraziła tylko pewna kwestia, którą wypowiedział Braska. Wyszedł z kryjówki, ponieważ jakiegoś białaska nie ma na Ziemi. Czyli istniał ktoś, kogo ten facet się bał, a skoro niebieskowłosy nie może pojąć mocy Braski, to co potrafi ten przed którym się chowa?
- Spoko. Jak długo Ty nie zrobisz nic brzydkiego, ja też nie zamierzam. Co to za białasek? Zagraża Ziemi? - Zapytał, ponieważ jeżeli losy świata byłyby niepewne to musi podjąć wszelkich kroków by stać się niesamowicie silnym. Nie ważne czy trenować będzie u Genialnego Żółwia, Braski czy innego super mocarza. Chepri chciał sprawdzić jakim mistrzem jest Kamesenin. Bez wątpienia zboczonym. - Pomyślał o mieszkańcu małej wysepki na środku oceanu i zaczął zastanawiać się czy podobnie jest z tym tutaj. Bez wątpienia łączyła ich jedna cecha. Genialny Żółw na sam początek poczęstował Rikimaru techniką, która całkowicie go sparaliżowała, czyli jednym słowem się nieźle popisał. Co prawda na życzenie niebieskowłosego, ale również Braska na dzień dobry zrobił niezły popis.
Odchylił się trochę do tyłu naciągając mięśnie pleców, a potem spojrzał na wielki miecz. Dźwiganie czegoś takiego cały czas musi być męczące. Przydatność w walce? Jakaś musi być, ale wędrowanie po Ziemi z czymś takim?
- Mógłbym go zobaczyć? Pewnie sporo waży? - Wskazał palcem na miecz. Nie był pewien czy powinien o to pytać, ale chciał sprawdzić czy z obecną mocą będzie w stanie dźwignąć coś tak dużego.
OoC:
Regeneracja 10% HP i KI. HP: 2850+1050= 3900. KI: 1255+405= 1660
Rikimaru przeraziła tylko pewna kwestia, którą wypowiedział Braska. Wyszedł z kryjówki, ponieważ jakiegoś białaska nie ma na Ziemi. Czyli istniał ktoś, kogo ten facet się bał, a skoro niebieskowłosy nie może pojąć mocy Braski, to co potrafi ten przed którym się chowa?
- Spoko. Jak długo Ty nie zrobisz nic brzydkiego, ja też nie zamierzam. Co to za białasek? Zagraża Ziemi? - Zapytał, ponieważ jeżeli losy świata byłyby niepewne to musi podjąć wszelkich kroków by stać się niesamowicie silnym. Nie ważne czy trenować będzie u Genialnego Żółwia, Braski czy innego super mocarza. Chepri chciał sprawdzić jakim mistrzem jest Kamesenin. Bez wątpienia zboczonym. - Pomyślał o mieszkańcu małej wysepki na środku oceanu i zaczął zastanawiać się czy podobnie jest z tym tutaj. Bez wątpienia łączyła ich jedna cecha. Genialny Żółw na sam początek poczęstował Rikimaru techniką, która całkowicie go sparaliżowała, czyli jednym słowem się nieźle popisał. Co prawda na życzenie niebieskowłosego, ale również Braska na dzień dobry zrobił niezły popis.
Odchylił się trochę do tyłu naciągając mięśnie pleców, a potem spojrzał na wielki miecz. Dźwiganie czegoś takiego cały czas musi być męczące. Przydatność w walce? Jakaś musi być, ale wędrowanie po Ziemi z czymś takim?
- Mógłbym go zobaczyć? Pewnie sporo waży? - Wskazał palcem na miecz. Nie był pewien czy powinien o to pytać, ale chciał sprawdzić czy z obecną mocą będzie w stanie dźwignąć coś tak dużego.
OoC:
Regeneracja 10% HP i KI. HP: 2850+1050= 3900. KI: 1255+405= 1660
Re: Leśny strumień
Wto Sty 07, 2014 4:34 pm
Demon najwyraźniej był zaskoczony szczerością swojego ucznia, bo milczał przez jakiś czas nie zmieniając swojego wyrazu na twarzy. Pewnie myślał, że ten zacznie bajerować i zmyślać byleby nie dostać po łbie za nieposłuszeństwo wobec mistrza. Zupełnie teraz nie wiedział jak się zachować, co odpowiedzieć - przecież nie uderzy go za mówienie prawdy.
- No nic. - Westchnął zdzielając się otwartą dłonią w twarz. Zjechał nią niżej odkrywając oczy po czym spojrzał na Rikimaru, który zainteresował się mieczem demona. Wcześniej jednak odpowiedział na pytanie dotyczące "białaska" - Taki jeden 'obrońca' świata. Strasznie depcze mi po piętach i chce się bić gdy tylko mnie zobaczy, dlatego się chowam. - wytłumaczył. - To magiczny miecz wytwarzany jedynie przez demony. Robimy je z własnej energii, są przydatne w walce. Zobacz go, ale wątpię, czy uda Ci się go podnieść. No, może z pomocą Chepriego... Ooo! - krzyknął nagle wpadając jakby na pomysł. - Jeśli wasza dwójka wyrwie ten miecz z ziemi i podniesie wysoko nad głową to pozwolę wam pójść do tego Genialnego Żółwia... jeśli jednak polegniecie to zabiorę was do wulkanu i dowalę taki trening, że wam się chodzić odechce na tydzień. - wyszczerzył się po czym rozsiadł wygodnie na kamieniu spoglądając na wojowników. - Przy okazji, nie było tu June, he? - spytał nagle. Czuł obecność demonicy i czegoś jeszcze, czegoś co go strasznie denerwowało. To kolejny test na prawdomówność Chepriego.
OOC
Jeden i drugi lub jeden z drugim razem - podnosicie pięknie mieczyk proszę. Jak mi się spodobają odpisy to was puszczę, a jeśli nie to dowalę parę ton do wagi miecza.
Re: Leśny strumień
Sro Sty 08, 2014 7:01 pm
Ciekawe. Prawdomówność popłaciła i to do tego stopnia, że niemal upiekło mi się. Nadal czułem się źle z tym co zrobiłem, ale to mimo wszystko niewielka kara w porównaniu z tym co mogło mnie spotkać. Przyjąłbym karę, ale pozostałaby to kara, a nikt nie lubi być karany... Chyba, że jakiś masochista, chociaż nie znam się na tym, więc za bardzo się nie wypowiadam.
Rikimaru zainteresował się mieczem Braski, aż sam się zdziwiłem, że sam nie wpadłem na to, żeby spróbować to podnieść, ale... Okazało się, że miałem do tego okazję. Problem był chyba w tym, że walczyłem wręcz, więc broń nie jest mi potrzebna, także moje zainteresowanie mieczem nie należało do wielkich. Ale kiedy teraz tak o tym myślałem, warto było spróbować. To na pewno będzie trudne ćwiczenie.
Mimo wszystko nie opuszczało mnie dziwne uczucie, że coś tu jest nie tak. Oczywiście musiało się to sprawdzić. Zapytał czy była tutaj jego córka. Miałem cokolwiek złe przeczucia, co do ewentualnych kolejnych pytań, ale to zmartwienie na później. Niepokoiła mnie możliwość wyboru pomiędzy szczerością wobec mistrza i zawodem nowopoznanej osoby, yare yare. Kłamać nie mogłem i tak naprawdę nie musiałem. On wiedział, że przebywała tu, więc...
-Tak - odpowiedziałem lakonicznie. - Ale nie wiem dokąd poleciała.
Nawet nie patrzyłem na mistrza, nie chciałem dawać mu zadnych znaków, że wiem cokolwiek więcej.
Patrzyłem na miecz, wyglądał na serio ciężki. Przez myśl przeszła mi wizja oberwania takim czymś, na pewno zginął bym na miejscu...
-Masz coś przeciwko, żebym spróbował pierwszy? - zwróciłem się do Rikimaru, chociaż bardziej mu to oznajmiałem, niż go pytałem.
Podszedłem do broni. Od razu mogłem się spodziewać, że przy mojej normalnej sile miecz nie drgnie ani o kawałek, jednakże błędem byłoby nie spróbować. Chwyciłem rękojeść i zacisnąłem na niej mocno dłonie. Zaparłem się nogami, napiąłem mięśnie i pociągnąłem. Recz jasna nic się nie wydarzyło. Zacisnąłem zęby i włożyłem całą moc w wykonywaną czynność. Bardzo chciałem wyciągnąć go, ale prędzej bym dostał przepukliny, niż dał radę w takim stanie. Skupiłem się na wewnętrznej mocy i uaktywniłem ukrywane pokłady siły i energii. Niebiesko-czerwona aura rozbłysła i zapłonęła. Buchając groźnie, spowiła mnie purpurowym blaskiem.
Moje możliwości znacznie wzrosły, ale czy to wystarczy?
Miałem wrażenie, że zaraz szkliwo mi popęka. Tkanki miałem nabrzmiałe i poczerwieniałe od wysiłku. Krew krążyła szybko w moich żyłach, które bardzo się uwidoczniły.
-"Nie jest łatwo..."
Zacisnąłem palce jeszcze bardziej, kłykcie pobielały mi momentalnie. Pot powoli skraplał się na moim czole.
-"A może źle się do tego zabrałem? Może... " - wtedy wpadłem na pomysł, który mógł się okazać kluczem do wykonania tego zadania. Zaparłem się nogami o ziemię, zebrałem w sobie całą energię i próbowałem oderwać od gruntu. W stawach mi trzeszczało, w plecach mnie łamało, w rękach mnie bolało, a w środku wszystko wrzało, że ten cholerny miecz się nie rusza. Podłoże pod moimi stopami pękało od naporu moich stóp.
Nie wiem ile już czasu próbowałem, pięć, dziesięć, czy dwadzieścia minut... Wiem tylko, że czułem się zmęczony jak nigdy, miałem jednak na tyle samozaparcia, żeby się nie poddać.
Pot spływał już po mnie obficie, moja skóra już prawie przybrała kolor włosów. Stwierdziłem, że mam energii akurat tyle, żeby wykorzystać ją do jednego ostatniego zrywu. Zebrałem w sobie resztkę siły, wytworzyłem dodatkową parę rąk, którymi złapałem za rękojeść.
Wzbierała we mnie złość, ale to bardzo dobrze, bo to mi tylko doda sił. Moja energia najpierw błysnęła na biało, co oznaczało, że używałem wszystkich czterech aur, a następnie na krwisty pomarańcz.
-"Wyciągnę ten cholerny miecz bez względu na wszystko!"
-Wyłaź ty kurewski kawale żelastwa! - cedziłem przez zęby, wkładając całą siłę, energię i wściekłość w jedno potężne szarpnięcie, które, jak sądziłem, pozwoli mi pokonać grawitację. Ziemią przy mieczu popękała.
Nie wiem co stało się później, straciłem przytomność ze zmęczenia. Wiem tylko, że gdy się ocknąłem po chwili, miecz znajdował się w ziemi, ale czy wyciągnąłem go ja i wbił się znów tam, czy nie poruszył się wcale jest dla mnie zagadką. Spojrzałem na moje dłonie, całe były czerwone od krwi wypływającej spod zdartej skóry, nawet rękawiczki się przetarły. Nie mogłem poruszać palcami i zapewne minie trochę zanim odzyskają pełną sprawność. Podobnie stawy i plecy. Na domiar bolała mnie głowa, pewnie się uderzyłem po utracie przytomności.
OOC:
Stwierdziłem, że najlepiej będzie, jeśli Ty Sensei ocenisz, czy udało mi się wyciągnąć miecz Braski, więc wymyśliłem, że stracę przytomność i obudzę się na próbę Rikiego.
Szkoda mi energii na NPC więc dopiska do posta - Zaliczone ~ June
Rikimaru zainteresował się mieczem Braski, aż sam się zdziwiłem, że sam nie wpadłem na to, żeby spróbować to podnieść, ale... Okazało się, że miałem do tego okazję. Problem był chyba w tym, że walczyłem wręcz, więc broń nie jest mi potrzebna, także moje zainteresowanie mieczem nie należało do wielkich. Ale kiedy teraz tak o tym myślałem, warto było spróbować. To na pewno będzie trudne ćwiczenie.
Mimo wszystko nie opuszczało mnie dziwne uczucie, że coś tu jest nie tak. Oczywiście musiało się to sprawdzić. Zapytał czy była tutaj jego córka. Miałem cokolwiek złe przeczucia, co do ewentualnych kolejnych pytań, ale to zmartwienie na później. Niepokoiła mnie możliwość wyboru pomiędzy szczerością wobec mistrza i zawodem nowopoznanej osoby, yare yare. Kłamać nie mogłem i tak naprawdę nie musiałem. On wiedział, że przebywała tu, więc...
-Tak - odpowiedziałem lakonicznie. - Ale nie wiem dokąd poleciała.
Nawet nie patrzyłem na mistrza, nie chciałem dawać mu zadnych znaków, że wiem cokolwiek więcej.
Patrzyłem na miecz, wyglądał na serio ciężki. Przez myśl przeszła mi wizja oberwania takim czymś, na pewno zginął bym na miejscu...
-Masz coś przeciwko, żebym spróbował pierwszy? - zwróciłem się do Rikimaru, chociaż bardziej mu to oznajmiałem, niż go pytałem.
Podszedłem do broni. Od razu mogłem się spodziewać, że przy mojej normalnej sile miecz nie drgnie ani o kawałek, jednakże błędem byłoby nie spróbować. Chwyciłem rękojeść i zacisnąłem na niej mocno dłonie. Zaparłem się nogami, napiąłem mięśnie i pociągnąłem. Recz jasna nic się nie wydarzyło. Zacisnąłem zęby i włożyłem całą moc w wykonywaną czynność. Bardzo chciałem wyciągnąć go, ale prędzej bym dostał przepukliny, niż dał radę w takim stanie. Skupiłem się na wewnętrznej mocy i uaktywniłem ukrywane pokłady siły i energii. Niebiesko-czerwona aura rozbłysła i zapłonęła. Buchając groźnie, spowiła mnie purpurowym blaskiem.
Moje możliwości znacznie wzrosły, ale czy to wystarczy?
Miałem wrażenie, że zaraz szkliwo mi popęka. Tkanki miałem nabrzmiałe i poczerwieniałe od wysiłku. Krew krążyła szybko w moich żyłach, które bardzo się uwidoczniły.
-"Nie jest łatwo..."
Zacisnąłem palce jeszcze bardziej, kłykcie pobielały mi momentalnie. Pot powoli skraplał się na moim czole.
-"A może źle się do tego zabrałem? Może... " - wtedy wpadłem na pomysł, który mógł się okazać kluczem do wykonania tego zadania. Zaparłem się nogami o ziemię, zebrałem w sobie całą energię i próbowałem oderwać od gruntu. W stawach mi trzeszczało, w plecach mnie łamało, w rękach mnie bolało, a w środku wszystko wrzało, że ten cholerny miecz się nie rusza. Podłoże pod moimi stopami pękało od naporu moich stóp.
Nie wiem ile już czasu próbowałem, pięć, dziesięć, czy dwadzieścia minut... Wiem tylko, że czułem się zmęczony jak nigdy, miałem jednak na tyle samozaparcia, żeby się nie poddać.
Pot spływał już po mnie obficie, moja skóra już prawie przybrała kolor włosów. Stwierdziłem, że mam energii akurat tyle, żeby wykorzystać ją do jednego ostatniego zrywu. Zebrałem w sobie resztkę siły, wytworzyłem dodatkową parę rąk, którymi złapałem za rękojeść.
Wzbierała we mnie złość, ale to bardzo dobrze, bo to mi tylko doda sił. Moja energia najpierw błysnęła na biało, co oznaczało, że używałem wszystkich czterech aur, a następnie na krwisty pomarańcz.
-"Wyciągnę ten cholerny miecz bez względu na wszystko!"
-Wyłaź ty kurewski kawale żelastwa! - cedziłem przez zęby, wkładając całą siłę, energię i wściekłość w jedno potężne szarpnięcie, które, jak sądziłem, pozwoli mi pokonać grawitację. Ziemią przy mieczu popękała.
Nie wiem co stało się później, straciłem przytomność ze zmęczenia. Wiem tylko, że gdy się ocknąłem po chwili, miecz znajdował się w ziemi, ale czy wyciągnąłem go ja i wbił się znów tam, czy nie poruszył się wcale jest dla mnie zagadką. Spojrzałem na moje dłonie, całe były czerwone od krwi wypływającej spod zdartej skóry, nawet rękawiczki się przetarły. Nie mogłem poruszać palcami i zapewne minie trochę zanim odzyskają pełną sprawność. Podobnie stawy i plecy. Na domiar bolała mnie głowa, pewnie się uderzyłem po utracie przytomności.
OOC:
Stwierdziłem, że najlepiej będzie, jeśli Ty Sensei ocenisz, czy udało mi się wyciągnąć miecz Braski, więc wymyśliłem, że stracę przytomność i obudzę się na próbę Rikiego.
Szkoda mi energii na NPC więc dopiska do posta - Zaliczone ~ June
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Leśny strumień
Sro Sty 08, 2014 9:27 pm
Słysząc, że ten miecz to jest ich technika zdziwił się, ale po demonach z pewnością można się było spodziewać, że mają dziwne umiejętności. Magia tworzenia przedmiotów to było już coś co wykraczało poza jego wyobraźnię. Stworzenie czegoś takiego z ki nie jest trudne, ale sprawić, żeby energia zamieniła się w metal? To już było niesamowite. Zastanawiał się czy będzie mógł podnieść czyjąś zmaterializowaną energię. Dziwna sprawa.
Był zaskoczony także tym, że mistrz Chepriego zdradza przed nim, że ucieka przed kimś, przed walką. Kolejny fakt, że działo się to przy ich spotkaniach, a więc musieli ścierać się ze sobą nie raz. Odkąd Rikimaru opanował zdolność wyczuwania ki to nie zauważył starć dwóch tak potężnych ki. Czyli ten białasek opuścił planetę wraz z wieloma osobami, w tym Frostem, który teraz wrócił. Podobnie zresztą z June której energie rozpoznawał. Nie zamierzał nic dodawać o niej poza tym co powiedział czerwonowłosy.
Zamiast tego mógł się przyglądać próbie Chepriego. Skinął jedynie głową i odsunął się nieco, żeby mieć lepszy widok. Zastanawiał się czy nie siąść całkiem na boku i się nie patrzeć co robi czerwonowłosy. Wtedy nie byłby posądzony o to, że go kopiuje, a jeszcze lepiej byłoby się zdrzemnąć. Po niedawnym posiłku faktycznie go sen brał, więc poszedł pod drzewo, usiadł pod nim, oparł się wygodnie, a po paru sekundach już spał i lekko chrapał co z pewnością mogli zauważyć tamci dwaj. Przebudził się po paru minutach lub nawet po godzinie, na co by wskazywał cień rzucany przez drzewa. Z pewnością krzyk i przekleństwa Chepriego nie mogły dać mu dłużej pospać. Jak otworzył oczy to zobaczył jak Chepri już leży, a miecz dalej jest w ziemi. Kso. Wydarł go czy nie? - zastanawiał się, ale skoro tamten padł z wysiłku to znaczy, że nie będzie łatwo, a teraz jego kolej. Podniósł się i podskoczył do miecza, wziął Chepriego za nogi i odsunął parę metrów, a potem klasnął raz rękami łącząc je, przetarł i podszedł tuż przed miecz. Był wysoki, więc w miarę sięgał rękojeści. Wysunął rękę by sięgnąć ją, ale ta zaczęła jakby zanikać oraz czuł bijące ciepło, a gdy już niemal skóra dotykała materiału to poczuł parzenie. Demoniczna aura zdecydowanie nie była dobra dla niego. Miał wrażenie jakby niszczyło jego KI, a może spalało ją?
- Hen'na. Mogłem się tego spodziewać.
Teraz musiał pomyśleć jakim cudem Chepri trzymał tę rękojeść. Czy była to sprawa tego, że po prostu przebywał sporo z Braską, był jego uczniem, czy też może posiadali oboje tak dużo KI? Jakaś bariera by się przydała lub coś. Pomyślał, że zapyta o to trenera czerwonowłosego, który może nauczy Rikimaru czegoś przydatnego, ale czy to dobry pomysł? Tym może zadeklarować chęć zostania jego uczniem, a potem Braska może mieć przeciw treningowi z Genialnym Żółwiem. A gdyby tak doprowadzić do pojedynku Kamesenina i tego demona? - Zadał sobie pytanie, które dawało wizję ujrzenia niesamowitej walki. Dobra prowokacja nie jest zła. Teraz pojawiało się pytanie, który z nich jest silniejszy, a to by dało odpowiedź u kogo warto trenować. Uśmiechnął się, a potem na jego twarzy pojawiło się przerażenie, że demon może zajrzeć w jego myśli, może siedzieć w jego głowie. Dobra. Obiecał, że nie zrobi nic głupiego, a więc ten pomysł będzie jednym z wielu, które odrzuci. Jakże dobry, ale niebezpieczny.
- Czy potrzeba do tego miecza jakiejś bariery przed obcą KI lub coś? Może Ty używasz lub Chepri?
Pytać nie zaszkodzi, a poza tym już w czasie walki z Cheprim i nawet wcześniej zastanawiał się czy istnieje jakiś sposób, żeby zablokować całkowicie obcą energię, a dokładniej czy może użyć własnej energii do zablokowania dość masowej, groźnej techniki, takiej jak Rezoku Energy Dan, które składało się z dużej ilości pocisków, a tego tak proste Kiai już nie mogło zablokować. Podrapał się po głowie zastanawiając się nad tym co może w tej sytuacji zrobić, ale wolał zrobić coś nim Braska odpowie na jego pytanie. Żeby nie było, że nie potrafi sobie sam poradzić i błyskawicznie wpadł na pomysł. Podczas snu czuł, że Chepri zwiększa swoją moc i sam pewnie też będzie musiał to zrobić, ale nie zauważył, żeby czerwonowłosy zrobił to co Rikimaru zamierzał. Rezoku Energi Dan bez wątpienia się tu przyda. Samo wyciągnięcie miecza z ziemi może być ciężkie, a łatwiej będzie to zrobić, jeżeli będzie po prostu leżał. Taki wniosek mógł być poprawny, ale jeszcze musi złapać miecz. Skoncentrował ki na dłoni w taki sposób jak przy Ki-swordzie i złapał za rękojeść. Tak jak się spodziewał, jego własna energia przeciwstawiała się tej Braski i w ten sposób złapie miecz. Wtedy dołożył drugą rękę i bez problemu trzymał. Wycofał aurę z niej i nie odczuwał tego parzenia, a więc nie wpływała tak bardzo na coś z innej materii. Być może wszystko było zależne od tego, że jest po prostu człowiekiem. Faktycznie sama obecność Braski była przytłaczająca i może to nie była ogromna moc, a po prostu samo to, że jest demonem?
Czas na rozmyślania przyjdzie przy okazji spotkania innego mocnego demona. June miała również sporo mocy, ale nie odczuwał takiego obciążenia... Może każdy demon jest inny? Jakby nie patrzeć nawet Dragot miał specyficzną aurę. Demony są interesujące.
Wiedział już jak złapie broń, a teraz trochę zniszczyć to w co było wbite. Rzucał powoli i dookoła tej ziemi, a potem coraz szybciej, aż grunt był na tyle zniszczony, że miecz zaczął opadać, aż w końcu zaczął lecieć ku ziemi i wtedy wysunął rękę do przodu zwiększając równocześnie swoją siłę. Użył również KI do Shiyokena, ale zamiast dodatkowej pary rąk jego dłoń i przedramię stały się prawie dwa razy większe. Nie spodziewał się, że może w ten sposób użyć tej techniki, a była to dużo wygodniejsza forma niż cztery ręce. Dzięki temu mógł skoncentrować siłę uderzenia w jednym ciosie, a nie w całej masie uderzeń wykonanych czterema pięściami. Jego siła była teraz olbrzymia, ale mimo wszystko czuł ogromny opór miecza, który chciał usilnie dotknąć gruntu. Jednak Rikimaru aby się przeciwstawić temu podleciał do góry, zrobił ruch wahadłowy ręką trzymającą miecz i uniósł go, a następnie dostawił drugą, stalową rękę. Z nią już nie mógł zrobić tak cudownego efektu jak z tamtą. Przez chwilę był w powietrzu i używał dużej ilość ki, ale z czasem zaczął zmniejszać siłę, ponieważ czuł, że jego ciało przyzwyczaja się do ciężaru. Zniżył się i dotknął ziemi, żeby mieć stabilniejsze podłoże, a następnie zrobił kilka wymachów bronią. Ciężko było poruszać wystarczająco szybko tym czymś, ale jedno trafienie z impetem takim mieczełem mogło przeciąć mięso i kości bez największego problemu. Po krótkiej zabawie odstawił miecz wbijając go w skałę. Następnie rozluźnił napięcie w dłoni, żeby ją zmniejszyć.
- Prawdziwa broń zagłady, ale kosztuje sporo wysiłku.
Pogładził rękę, ponieważ go trochę piekła od wagi i aury oręża. Robiąc to zauważył, że wnętrze jego dłoni jest bardzo czerwone, ale jakoś nie go nie bolało. Prawie w ogóle nie miał czucia, ale miał nadzieję, że odzyska z czasem.
OoC:
Więc przy próbie Chepriego spanie i też nie wiem czy wyciągnął. Ja użyłem wszelkiego co się dało:
Rezoku Energy Dan -400 KI
Shiyoken -300KI
Wszystkie aury -200HP. PL z Shiyokenem: 34 944
A przy okazji Regeneracja 10% HP i KI. HP: 3900+1050-200= 4750. KI: 5810+1417-700=6510/14175 = 1860/4050
Był zaskoczony także tym, że mistrz Chepriego zdradza przed nim, że ucieka przed kimś, przed walką. Kolejny fakt, że działo się to przy ich spotkaniach, a więc musieli ścierać się ze sobą nie raz. Odkąd Rikimaru opanował zdolność wyczuwania ki to nie zauważył starć dwóch tak potężnych ki. Czyli ten białasek opuścił planetę wraz z wieloma osobami, w tym Frostem, który teraz wrócił. Podobnie zresztą z June której energie rozpoznawał. Nie zamierzał nic dodawać o niej poza tym co powiedział czerwonowłosy.
Zamiast tego mógł się przyglądać próbie Chepriego. Skinął jedynie głową i odsunął się nieco, żeby mieć lepszy widok. Zastanawiał się czy nie siąść całkiem na boku i się nie patrzeć co robi czerwonowłosy. Wtedy nie byłby posądzony o to, że go kopiuje, a jeszcze lepiej byłoby się zdrzemnąć. Po niedawnym posiłku faktycznie go sen brał, więc poszedł pod drzewo, usiadł pod nim, oparł się wygodnie, a po paru sekundach już spał i lekko chrapał co z pewnością mogli zauważyć tamci dwaj. Przebudził się po paru minutach lub nawet po godzinie, na co by wskazywał cień rzucany przez drzewa. Z pewnością krzyk i przekleństwa Chepriego nie mogły dać mu dłużej pospać. Jak otworzył oczy to zobaczył jak Chepri już leży, a miecz dalej jest w ziemi. Kso. Wydarł go czy nie? - zastanawiał się, ale skoro tamten padł z wysiłku to znaczy, że nie będzie łatwo, a teraz jego kolej. Podniósł się i podskoczył do miecza, wziął Chepriego za nogi i odsunął parę metrów, a potem klasnął raz rękami łącząc je, przetarł i podszedł tuż przed miecz. Był wysoki, więc w miarę sięgał rękojeści. Wysunął rękę by sięgnąć ją, ale ta zaczęła jakby zanikać oraz czuł bijące ciepło, a gdy już niemal skóra dotykała materiału to poczuł parzenie. Demoniczna aura zdecydowanie nie była dobra dla niego. Miał wrażenie jakby niszczyło jego KI, a może spalało ją?
- Hen'na. Mogłem się tego spodziewać.
Teraz musiał pomyśleć jakim cudem Chepri trzymał tę rękojeść. Czy była to sprawa tego, że po prostu przebywał sporo z Braską, był jego uczniem, czy też może posiadali oboje tak dużo KI? Jakaś bariera by się przydała lub coś. Pomyślał, że zapyta o to trenera czerwonowłosego, który może nauczy Rikimaru czegoś przydatnego, ale czy to dobry pomysł? Tym może zadeklarować chęć zostania jego uczniem, a potem Braska może mieć przeciw treningowi z Genialnym Żółwiem. A gdyby tak doprowadzić do pojedynku Kamesenina i tego demona? - Zadał sobie pytanie, które dawało wizję ujrzenia niesamowitej walki. Dobra prowokacja nie jest zła. Teraz pojawiało się pytanie, który z nich jest silniejszy, a to by dało odpowiedź u kogo warto trenować. Uśmiechnął się, a potem na jego twarzy pojawiło się przerażenie, że demon może zajrzeć w jego myśli, może siedzieć w jego głowie. Dobra. Obiecał, że nie zrobi nic głupiego, a więc ten pomysł będzie jednym z wielu, które odrzuci. Jakże dobry, ale niebezpieczny.
- Czy potrzeba do tego miecza jakiejś bariery przed obcą KI lub coś? Może Ty używasz lub Chepri?
Pytać nie zaszkodzi, a poza tym już w czasie walki z Cheprim i nawet wcześniej zastanawiał się czy istnieje jakiś sposób, żeby zablokować całkowicie obcą energię, a dokładniej czy może użyć własnej energii do zablokowania dość masowej, groźnej techniki, takiej jak Rezoku Energy Dan, które składało się z dużej ilości pocisków, a tego tak proste Kiai już nie mogło zablokować. Podrapał się po głowie zastanawiając się nad tym co może w tej sytuacji zrobić, ale wolał zrobić coś nim Braska odpowie na jego pytanie. Żeby nie było, że nie potrafi sobie sam poradzić i błyskawicznie wpadł na pomysł. Podczas snu czuł, że Chepri zwiększa swoją moc i sam pewnie też będzie musiał to zrobić, ale nie zauważył, żeby czerwonowłosy zrobił to co Rikimaru zamierzał. Rezoku Energi Dan bez wątpienia się tu przyda. Samo wyciągnięcie miecza z ziemi może być ciężkie, a łatwiej będzie to zrobić, jeżeli będzie po prostu leżał. Taki wniosek mógł być poprawny, ale jeszcze musi złapać miecz. Skoncentrował ki na dłoni w taki sposób jak przy Ki-swordzie i złapał za rękojeść. Tak jak się spodziewał, jego własna energia przeciwstawiała się tej Braski i w ten sposób złapie miecz. Wtedy dołożył drugą rękę i bez problemu trzymał. Wycofał aurę z niej i nie odczuwał tego parzenia, a więc nie wpływała tak bardzo na coś z innej materii. Być może wszystko było zależne od tego, że jest po prostu człowiekiem. Faktycznie sama obecność Braski była przytłaczająca i może to nie była ogromna moc, a po prostu samo to, że jest demonem?
Czas na rozmyślania przyjdzie przy okazji spotkania innego mocnego demona. June miała również sporo mocy, ale nie odczuwał takiego obciążenia... Może każdy demon jest inny? Jakby nie patrzeć nawet Dragot miał specyficzną aurę. Demony są interesujące.
Wiedział już jak złapie broń, a teraz trochę zniszczyć to w co było wbite. Rzucał powoli i dookoła tej ziemi, a potem coraz szybciej, aż grunt był na tyle zniszczony, że miecz zaczął opadać, aż w końcu zaczął lecieć ku ziemi i wtedy wysunął rękę do przodu zwiększając równocześnie swoją siłę. Użył również KI do Shiyokena, ale zamiast dodatkowej pary rąk jego dłoń i przedramię stały się prawie dwa razy większe. Nie spodziewał się, że może w ten sposób użyć tej techniki, a była to dużo wygodniejsza forma niż cztery ręce. Dzięki temu mógł skoncentrować siłę uderzenia w jednym ciosie, a nie w całej masie uderzeń wykonanych czterema pięściami. Jego siła była teraz olbrzymia, ale mimo wszystko czuł ogromny opór miecza, który chciał usilnie dotknąć gruntu. Jednak Rikimaru aby się przeciwstawić temu podleciał do góry, zrobił ruch wahadłowy ręką trzymającą miecz i uniósł go, a następnie dostawił drugą, stalową rękę. Z nią już nie mógł zrobić tak cudownego efektu jak z tamtą. Przez chwilę był w powietrzu i używał dużej ilość ki, ale z czasem zaczął zmniejszać siłę, ponieważ czuł, że jego ciało przyzwyczaja się do ciężaru. Zniżył się i dotknął ziemi, żeby mieć stabilniejsze podłoże, a następnie zrobił kilka wymachów bronią. Ciężko było poruszać wystarczająco szybko tym czymś, ale jedno trafienie z impetem takim mieczełem mogło przeciąć mięso i kości bez największego problemu. Po krótkiej zabawie odstawił miecz wbijając go w skałę. Następnie rozluźnił napięcie w dłoni, żeby ją zmniejszyć.
- Prawdziwa broń zagłady, ale kosztuje sporo wysiłku.
Pogładził rękę, ponieważ go trochę piekła od wagi i aury oręża. Robiąc to zauważył, że wnętrze jego dłoni jest bardzo czerwone, ale jakoś nie go nie bolało. Prawie w ogóle nie miał czucia, ale miał nadzieję, że odzyska z czasem.
OoC:
Więc przy próbie Chepriego spanie i też nie wiem czy wyciągnął. Ja użyłem wszelkiego co się dało:
Rezoku Energy Dan -400 KI
Shiyoken -300KI
Wszystkie aury -200HP. PL z Shiyokenem: 34 944
A przy okazji Regeneracja 10% HP i KI. HP: 3900+1050-200= 4750. KI: 5810+1417-700=6510/14175 = 1860/4050
Re: Leśny strumień
Czw Sty 09, 2014 6:45 pm
- No i brawo. Trudne, prawda? - zaklaskał w masywne dłonie na samym końcu Braska. Obydwaj chłopcy spisali się na medal, ich umiejętności były zdumiewające. Demon przemilczał pewien fakt. Góra, którą ma przesunąć Chepri waży mniej od tego tutaj miecza, więc praktycznie mógłby to zrobić teraz kończąc tym samym nauki u Braski, ale po co się spieszyć?
Demon podszedł do swojego miecza i podniósł go jedną ręką tak jakby ważył tylko kilka gram. Po krótkim skupieniu sprawił, że ostrze rozmyło się w powietrzu przy drobnych, ognistych efektach. Wracając do pytania, które wcześniej zadał Rikimaru:
- Nie, nie potrzeba. Chepri po prostu żyje jak demon, więc się uodpornił. - odpowiedział krótko odwracając się tyłem do wojowników. - Dobra, idźcie sobie do tego... jak mu tam, Żółwia. W razie jakby wam się chciało przybiec do mnie z płaczem, bo tamten mistrz nic nie umiał to czekam w wulkanie. - Tak, wyraźnie zaproponował Rikimaru, że będzie go trenował. Ziemianie zaintrygowali Braskę, są silniejsi niż to się by mogło wydawać na samym początku.
Demon wzruszył ramionami po czym zaczął rozpadać się tak, jakby ułożony był z tysięcy kolorowych klocków. W mig jego aura znikła tak jakby jej w ogóle nie było.
OOC
Dodacie sobie po 15 punktów przy treningu.
Re: Leśny strumień
Pią Sty 10, 2014 9:20 pm
Podejrzewam, że jak do tej pory to było moje największe wyzwanie, nie tylko podczas treningu u Braski, ale w całym życiu, oczywiście mówi to uwzględniając zmieniający się poziom moich umiejętności i stopień trudności zadań, jakim przychodziło mi stawiać czoło. Tak, to zdecydowanie przebijało wszystko.
-"Skoro tak bardzo wykończył mnie ten miecz... To co będzie z górą Sohan?" - pomyślałem.
To jednak nie był czas na takie myśli, Rikimaru właśnie przystępował do swojej "Próby Artura", jak to przyszło mi do głowy by ją nazwać, nawiązując do legendy o królu Arturze i mieczu w skale. Nazwa pasowała chyba idealnie.
Niebieskowłosy obrał podobną taktykę do mnie, chociaż ja nie wpadłem na to, żeby zniszczyć podłoże. Ciekawie też wykorzystał Shiyoukena, zamiast dodatkowych rąk po prostu powiększył już istniejące kończyny. Ale nie to zwróciło moją uwagę. Tą rzeczą była moc wojownika, kiedy uwolnił ją całą zakręciło mi się w głowie i nieomal znowu zemdlałem. On miał dużo silniejszą energię ode mnie... Poczułem się najpierw słaby, a zaś podirytowany.
-"Jak to możliwe? Kiedy on zdołał się tak wzmocnić? Nie wierze, że mogłoby mi to umknąć, przecież..." - głowiłem się, a gniew na mojej twarzy zmienił się w słaby nostalgiczny uśmiech. -"No tak... To wtedy. Kiedy znalazłem się tam nie odbierałem żadnych bodźców ze świata zewnętrznego, a czemu ktoś taki jak Rikimaru miałby się powstrzymywać od treningów?"
Westchnąłem żałośnie. Powinienem był się spodziewać, że coś takiego może mieć miejsce, przecież różne rzeczy się zdarzały i będą zdarzać, najlepiej by było, gdybym przewidywał wszystko, choć wiedziałem, że to niemożliwe. Musiałem się z faktem wyższości niebieskookiego pogodzić i dostosować albo coś z nim zrobić. Zawsze miałem tendencję do konformizmu i dostosowywania się, bo nie ukrywajmy, tak jest wygodniej, po prostu przystosowujesz się, ale... Odkąd rozpocząłem trening u Braski zmieniło się diametralnie moje podejście do wielu rzeczy. Sam siebie nie poznawałem, a to jaki kiedyś byłem wydawało mi się jakimś odległym wspomnieniem, jakby z poprzedniego życia. Heh. Uśmiechnąłem się, kiedy Mistrz powiedział, że żyje jak demon. Nie wiem dlaczego, ale poczułem się, jakby to był wielki komplement. Patrząc na kogoś takiego jak on, to bezsprzecznie mogłem czuć się dumny, ale biorąc rzecz bardziej ogólnie, to Demony posiadały wiele ciekawych zdolności i potrafiły być bardzo trudnymi przeciwnikami.
Zrozumiałem coś istotnego, nie mogłem więcej tak sobie folgować i pozwalać na takie błędy. W końcu to moja i tylko moja wina, że stało się... Tamto...
Niebieskowłosy, choć używał takich samych metod, to podszedł do problemu zupełnie inaczej, wspominałem już o Shiyoukenie i rozbijaniu podłoża. Miał też inną taktykę wyciągnięcia miecza. Ja wyciągałem go prosto w górę, a on ruchem wahadłowym, ciekawe.
Gryzło mnie, że nie dość, iż wyciągnął miecz, to jeszcze mógł nim poruszać. Mogłem to przeżyć, moja duma aż tak bardzo przez to nie ucierpiała, ale drażniło mnie to. Wpadłem wtedy na pewien pomysł, który chciałem wykorzystać wkrótce, ale to dopiero po powrocie do domu.
Braska zniknął... Mogliśmy już bez żadnych przeszkód udać się do Genialnego Żółwia. Ciekawiło mnie co tam mnie czeka. Wysłałem Rikimaru porozumiewawcze spojrzenie i uniosłem się nad powierzchnie ziemi.
OOC:
Zapomniałem o regeneracji, więc +20% HP i Ki, ale idąc w ślad Riki'ego, ponoszę koszty tego zadania i pozostaje mi 1000 HP i 2400 Ki
ZT (x2) -> Wyspa Żółwia
Riki, jak chcesz, to pisz już na miejscu.
-"Skoro tak bardzo wykończył mnie ten miecz... To co będzie z górą Sohan?" - pomyślałem.
To jednak nie był czas na takie myśli, Rikimaru właśnie przystępował do swojej "Próby Artura", jak to przyszło mi do głowy by ją nazwać, nawiązując do legendy o królu Arturze i mieczu w skale. Nazwa pasowała chyba idealnie.
Niebieskowłosy obrał podobną taktykę do mnie, chociaż ja nie wpadłem na to, żeby zniszczyć podłoże. Ciekawie też wykorzystał Shiyoukena, zamiast dodatkowych rąk po prostu powiększył już istniejące kończyny. Ale nie to zwróciło moją uwagę. Tą rzeczą była moc wojownika, kiedy uwolnił ją całą zakręciło mi się w głowie i nieomal znowu zemdlałem. On miał dużo silniejszą energię ode mnie... Poczułem się najpierw słaby, a zaś podirytowany.
-"Jak to możliwe? Kiedy on zdołał się tak wzmocnić? Nie wierze, że mogłoby mi to umknąć, przecież..." - głowiłem się, a gniew na mojej twarzy zmienił się w słaby nostalgiczny uśmiech. -"No tak... To wtedy. Kiedy znalazłem się tam nie odbierałem żadnych bodźców ze świata zewnętrznego, a czemu ktoś taki jak Rikimaru miałby się powstrzymywać od treningów?"
Westchnąłem żałośnie. Powinienem był się spodziewać, że coś takiego może mieć miejsce, przecież różne rzeczy się zdarzały i będą zdarzać, najlepiej by było, gdybym przewidywał wszystko, choć wiedziałem, że to niemożliwe. Musiałem się z faktem wyższości niebieskookiego pogodzić i dostosować albo coś z nim zrobić. Zawsze miałem tendencję do konformizmu i dostosowywania się, bo nie ukrywajmy, tak jest wygodniej, po prostu przystosowujesz się, ale... Odkąd rozpocząłem trening u Braski zmieniło się diametralnie moje podejście do wielu rzeczy. Sam siebie nie poznawałem, a to jaki kiedyś byłem wydawało mi się jakimś odległym wspomnieniem, jakby z poprzedniego życia. Heh. Uśmiechnąłem się, kiedy Mistrz powiedział, że żyje jak demon. Nie wiem dlaczego, ale poczułem się, jakby to był wielki komplement. Patrząc na kogoś takiego jak on, to bezsprzecznie mogłem czuć się dumny, ale biorąc rzecz bardziej ogólnie, to Demony posiadały wiele ciekawych zdolności i potrafiły być bardzo trudnymi przeciwnikami.
Zrozumiałem coś istotnego, nie mogłem więcej tak sobie folgować i pozwalać na takie błędy. W końcu to moja i tylko moja wina, że stało się... Tamto...
Niebieskowłosy, choć używał takich samych metod, to podszedł do problemu zupełnie inaczej, wspominałem już o Shiyoukenie i rozbijaniu podłoża. Miał też inną taktykę wyciągnięcia miecza. Ja wyciągałem go prosto w górę, a on ruchem wahadłowym, ciekawe.
Gryzło mnie, że nie dość, iż wyciągnął miecz, to jeszcze mógł nim poruszać. Mogłem to przeżyć, moja duma aż tak bardzo przez to nie ucierpiała, ale drażniło mnie to. Wpadłem wtedy na pewien pomysł, który chciałem wykorzystać wkrótce, ale to dopiero po powrocie do domu.
Braska zniknął... Mogliśmy już bez żadnych przeszkód udać się do Genialnego Żółwia. Ciekawiło mnie co tam mnie czeka. Wysłałem Rikimaru porozumiewawcze spojrzenie i uniosłem się nad powierzchnie ziemi.
OOC:
Zapomniałem o regeneracji, więc +20% HP i Ki, ale idąc w ślad Riki'ego, ponoszę koszty tego zadania i pozostaje mi 1000 HP i 2400 Ki
ZT (x2) -> Wyspa Żółwia
Riki, jak chcesz, to pisz już na miejscu.
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach