Strona 1 z 2 • 1, 2
Magazyn
Sob Cze 02, 2012 3:56 pm
Główny magazyn budynku, w którym oprócz jedzenia o większej wartości, składowane są inne towary, a także odpowiednie dokumenty i przedmioty.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Magazyn
Czw Lut 21, 2013 7:00 pm
Spiżarnia, pomieszczenie służące głównie do przechowywania jedzenia. Prosta, banalna definicja. Jednakże, saiyanska spiżarnia była ogromnych rozmiarów, a ilość słoików na półkach wystarczała na godziny liczenia. Nic dziwnego, skoro trzeba było wykarmić wojsko złożone z wielkich, gwałtownych i głodnych wojowników, wyposażenie musiało być solidne.
Przed wejściem Vivian została znów przepuszczona w drzwiach przez Vernila. Podziękowała mu skinieniem głowy. Kto by przypuszczał, że w Akademii istnieją dżentelmeni? Spodziewała się raczej wojowników tak dumnych, że graniczą z pychą… Cienka granica rozdziela te dwie rzeczy.
Dziewczyna wymacała włącznik i światło rozbłysło w spiżarni.
Syf. Inaczej się tego określić nie dało. Wcześniej pomieszczenie pełne było szaf i półek sięgających sufitu. Misternie ułożone meble tworzyły sieć korytarzy i istny labirynt. Słoje, puszki, opakowania tkwiły grzecznie w swoich miejscach, oznaczone kolorowymi etykietkami.
Najbliższe kilka półek zostało przewróconych na ziemię. Reszty nie ruszono, ale to nie przeszkadzało w zrzuceniu zawartości. Szkło walało się wszędzie, rozdarte opakowania i rozdeptane jedzenie utworzyły ciekawą mozaikę na podłodze. Ochlapał resztkami ściany, podłogę i nawet sufit. Ktokolwiek był za to odpowiedzialny, miał fantazję. Wedle własnego widzimisię rozwalał wszystko co się nawinęło. W jednym kącie puszki ułożono w piramidkę i rzucano w nie Ki blastami. Po czym było to poznać? Po dziurach w metalowych osłonkach i rozbryzgach szarej brei.
Ósemka przetarła powieki robiąc kilka kroków i oceniając zniszczenia. Wyglądało to strasznie, gorzej niż podejrzewała. Szkło chrupnęło pod podeszwami, zapach przypalonego jedzenia drażnił nozdrza.
- Komuś najwyraźniej się nudziło… – Powiedziała zniesmaczona, patrząc na ogrom zniszczeń.
Pod lampami powieszono tuszkę jakiegoś zwierzęcia i udekorowano wiankami cebuli i czosnku. Czarne włosy zrobiono z czegoś, co wyglądało jak czarne kiełbasy. Jadalnej rzeźbie dodano ręcznik za płaszcz – wyglądało to na jawną parodię jakiegoś Saiyana.
Vivian chciała się odwrócić do Vernila, gdy jej wzrok przykuła ściana z lewej od drzwi. Wytrzeszczyła oczy i klapnęła się w czoło, proklamując czyjąś głupotę. Pomysłowość sprawcy była tak infantylna, że aż bolało samo patrzenie.
- Ja wysiadam… – Szepnęła z wysiłkiem.
Na ścianie bowiem używając mięsa z puszek, różnych sosów, soków, napojów oraz wszystkiego co było pod ręką stworzono obraz. Bardzo realistyczny, prawdzie mówiąc. Przedstawiał Saiyanów w sytuacjach tak dwuznacznych, że były praktycznie jednoznaczne . Co najgorsze, niektórzy byli podpisani, trener taki, trener siaki, komandor taki... Jakby obelżywe słowa i rysunek nie były wystarczające.
- Ktokolwiek to zrobił, był albo bardzo odważny, albo bardzo głupi.
Przed wejściem Vivian została znów przepuszczona w drzwiach przez Vernila. Podziękowała mu skinieniem głowy. Kto by przypuszczał, że w Akademii istnieją dżentelmeni? Spodziewała się raczej wojowników tak dumnych, że graniczą z pychą… Cienka granica rozdziela te dwie rzeczy.
Dziewczyna wymacała włącznik i światło rozbłysło w spiżarni.
Syf. Inaczej się tego określić nie dało. Wcześniej pomieszczenie pełne było szaf i półek sięgających sufitu. Misternie ułożone meble tworzyły sieć korytarzy i istny labirynt. Słoje, puszki, opakowania tkwiły grzecznie w swoich miejscach, oznaczone kolorowymi etykietkami.
Najbliższe kilka półek zostało przewróconych na ziemię. Reszty nie ruszono, ale to nie przeszkadzało w zrzuceniu zawartości. Szkło walało się wszędzie, rozdarte opakowania i rozdeptane jedzenie utworzyły ciekawą mozaikę na podłodze. Ochlapał resztkami ściany, podłogę i nawet sufit. Ktokolwiek był za to odpowiedzialny, miał fantazję. Wedle własnego widzimisię rozwalał wszystko co się nawinęło. W jednym kącie puszki ułożono w piramidkę i rzucano w nie Ki blastami. Po czym było to poznać? Po dziurach w metalowych osłonkach i rozbryzgach szarej brei.
Ósemka przetarła powieki robiąc kilka kroków i oceniając zniszczenia. Wyglądało to strasznie, gorzej niż podejrzewała. Szkło chrupnęło pod podeszwami, zapach przypalonego jedzenia drażnił nozdrza.
- Komuś najwyraźniej się nudziło… – Powiedziała zniesmaczona, patrząc na ogrom zniszczeń.
Pod lampami powieszono tuszkę jakiegoś zwierzęcia i udekorowano wiankami cebuli i czosnku. Czarne włosy zrobiono z czegoś, co wyglądało jak czarne kiełbasy. Jadalnej rzeźbie dodano ręcznik za płaszcz – wyglądało to na jawną parodię jakiegoś Saiyana.
Vivian chciała się odwrócić do Vernila, gdy jej wzrok przykuła ściana z lewej od drzwi. Wytrzeszczyła oczy i klapnęła się w czoło, proklamując czyjąś głupotę. Pomysłowość sprawcy była tak infantylna, że aż bolało samo patrzenie.
- Ja wysiadam… – Szepnęła z wysiłkiem.
Na ścianie bowiem używając mięsa z puszek, różnych sosów, soków, napojów oraz wszystkiego co było pod ręką stworzono obraz. Bardzo realistyczny, prawdzie mówiąc. Przedstawiał Saiyanów w sytuacjach tak dwuznacznych, że były praktycznie jednoznaczne . Co najgorsze, niektórzy byli podpisani, trener taki, trener siaki, komandor taki... Jakby obelżywe słowa i rysunek nie były wystarczające.
- Ktokolwiek to zrobił, był albo bardzo odważny, albo bardzo głupi.
Re: Magazyn
Czw Lut 21, 2013 8:59 pm
Droga nie była długa. Cały czas prowadził Vernil, bo w ręku dzierżył mapę, która wyznaczyła najkrótszą możliwą drogę do celu. Wreszcie są. Przed kadetami pojawiły się drzwi do spiżarni były zadbane, więc chłopak śmiał myśleć, że w środku będzie podobnie. Nacisnął klamkę i otworzył drzwi. Jak na jego maniery przystało przepuścił dziewczynę drzwiach? Jej imię to Vivien jednak kazała na siebie mówić Ósemka. Ciekawe skąd taki pseudonim. Gdy wchodziła do pomieszczenia i minęła chłopaka ten ujrzał na jej kurtce liczbę „108” gdzie dwa pierwsze znaki były ta wytarte, ze wyraźna była tylko Ósemka. Hah ciekawy pomysł na przezwisko. Gdy wszedł do środka śliczna dziewczyna znalazła po ciemku włącznik i całe pomieszczenie rozświetliły lampy na suficie. Pierwsze, co rzuciło mu się w oczy to wiele półek sięgających do sufitu a te najbliżej nich były zarwane. Wszystkie Sołki będące na nich spadły i potłukły się. Chłopak pochylił się i powąchał to, co się potłukło. Nie pachniało, źle. Na pewno byłoby lepsze niż jego ostatni posiłek w stołówce… Zrobił kilka kroków do przodu. Szkło strzelało pod jego butami, które ubrudziły się różnymi sosami i innym jedzeniem, które mogłoby trafić do stołówki. Spojrzał w prawo, potencjalnie czysto gdyby nierozwalone puszki przez ki-blasty
-No masz racje… są ludzie i zbiorniki na Ki…-odparł Ósemce chłopak na słowa o nudach osób przebywających tu wcześniej. Spojrzał na dziewczynę i ciepło się uśmiechnął patrząc w jej oczy. Ta odwróciła się do niego plecami i zaniemówiła i odparła krótkie” ja wysiadam”. Komentarz był bardzo trafny bo to samo poczuł Vernil któremu ręce opadły a buzia lekko się uśmiechnęła. Jakaś zgraja-bo jedna osoba nie mogłaby czegoś takiego zrobić, potrzebowałaby duuużo czasu-namalowała jedzeniem obraz. Do tego podpisali trenerów. Jednego z nich nawet rozpoznał. Tego gbura który na dzień dobry wysłał go do sprzątania jakiś dziwnych naczyń ze szpitala. Teraz chłopak znów musi czyścić jakieś pierdoły…
-Chyba jednak głupi… No bez przesady jakby trenerzy to zobaczyli to sprawcy dostaliby mega karę albo zaginęliby w niewyjaśnionych okolicznościach. Byleby nas o to nie podejrzewali… Pozbądźmy się tego w pierwszej kolejności pójdę po wodę dobrze Ósemko-powiedział Half. Co ciekawe nie czół takiej nieśmiałości jak zawsze w pobliżu dziewczyny. Może było to widać na jego twarzy jednak słowa wypowiedziane przed chwilą były płynne i nie zaciął się ani razu tak jak to często bywało. Wyszedł na korytarz. W koncie leżało jakieś wiadro i jakaś stara ściera, miotła i jakaś sipka do śmieci. Najpierw wziął wiadro i poszedł do łazienki. Nalał niemalże do pełna wody po czym dokładnie przemył ścierę. Wyszedł z pomieszczenia w prawej ręce trzymając wiadro w którym pływała ścierka. Zaniósł to do pomieszczenia i postawił obok drzwi. Bez słowa poszedł po miotłę i sipkę.
-Dobra początki czas zacząć !-powiedział chłopak z lekkim entuzjazmem w głosie. Na jego mimowolnie pojawiło się zmęczenie po walce z Saibamenem i wydarzeniu w Sali treningowej…
-No masz racje… są ludzie i zbiorniki na Ki…-odparł Ósemce chłopak na słowa o nudach osób przebywających tu wcześniej. Spojrzał na dziewczynę i ciepło się uśmiechnął patrząc w jej oczy. Ta odwróciła się do niego plecami i zaniemówiła i odparła krótkie” ja wysiadam”. Komentarz był bardzo trafny bo to samo poczuł Vernil któremu ręce opadły a buzia lekko się uśmiechnęła. Jakaś zgraja-bo jedna osoba nie mogłaby czegoś takiego zrobić, potrzebowałaby duuużo czasu-namalowała jedzeniem obraz. Do tego podpisali trenerów. Jednego z nich nawet rozpoznał. Tego gbura który na dzień dobry wysłał go do sprzątania jakiś dziwnych naczyń ze szpitala. Teraz chłopak znów musi czyścić jakieś pierdoły…
-Chyba jednak głupi… No bez przesady jakby trenerzy to zobaczyli to sprawcy dostaliby mega karę albo zaginęliby w niewyjaśnionych okolicznościach. Byleby nas o to nie podejrzewali… Pozbądźmy się tego w pierwszej kolejności pójdę po wodę dobrze Ósemko-powiedział Half. Co ciekawe nie czół takiej nieśmiałości jak zawsze w pobliżu dziewczyny. Może było to widać na jego twarzy jednak słowa wypowiedziane przed chwilą były płynne i nie zaciął się ani razu tak jak to często bywało. Wyszedł na korytarz. W koncie leżało jakieś wiadro i jakaś stara ściera, miotła i jakaś sipka do śmieci. Najpierw wziął wiadro i poszedł do łazienki. Nalał niemalże do pełna wody po czym dokładnie przemył ścierę. Wyszedł z pomieszczenia w prawej ręce trzymając wiadro w którym pływała ścierka. Zaniósł to do pomieszczenia i postawił obok drzwi. Bez słowa poszedł po miotłę i sipkę.
-Dobra początki czas zacząć !-powiedział chłopak z lekkim entuzjazmem w głosie. Na jego mimowolnie pojawiło się zmęczenie po walce z Saibamenem i wydarzeniu w Sali treningowej…
Re: Magazyn
Czw Lut 21, 2013 9:46 pm
Dwójka Saiyan zastała niezbyt przyjemny widok. Chociaż trzeba przyznać, iż autor obrazu wykazał się niemałą kreatywnością. Biorą pod uwagę ogólny burdel i fakt, że zostali tu przysłani kadeci można było domyślić się jaki jest cel misji - sprzątanie. Ale czy na pewno.... Narzędzia gotowe, czas zabrać się do pracy. I nagle, gdzieś z kąta sali dobiegł dziwny dźwięk. Coś jakby chrupanie, następnie mlaskanie i głośne beknięcie.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Magazyn
Czw Lut 21, 2013 10:51 pm
Vernil miał rację. Twórcy rysunku musieli mieć skłonności samobójcze, inaczej się tego wytłumaczyć nie dało…
W czasie gdy chłopak poszedł po wodę, zmrużyła oczy przyglądając się obrazowi. Typek z ciemnobordowymi włosami wypinał się z… ~Nie, to jest niepoważne. I głupie. I w złym guście przede wszystkim.~ Z pobłażliwym uśmiechem zasłoniła sobie oczy i wzięła głęboki wdech by powstrzymać atak wesołości. Chwila śmiechu i patrzenia na ścianę może poskutkować długotrwałym urazem psychicznym. Odwróciła się, solennie sobie obiecując nie dziwić się w Akademii już niczego. Mimo to jakoś czuła, że gdy zobaczy paru trenerów może dojść do niekontrolowanego parsknięcia śmiechem.
Usłyszała kroki i do środka wpadł Vernil z wiadrami. Wzięła od niego jedno i postawiła pod ścianą.
- Ja mogłam pójść po wodę. – Powiedziała do towarzysza. – Dzięki. – Odparła w końcu, nieco zakłopotana.
Chłopak był strasznie miły, z pewnym naciskiem na strasznie. Vivian od zawsze wychowywała się w trudniejszych warunkach, szykanowana i prześladowana. Prawda i nie ma co owijać w bawełnę. Przyzwyczaiła się do braku czułości. Nawet Axdra, jej przybrany brat, choć mogła szczerze powiedzieć, że go kochała, prawie nigdy nie był tak uprzejmy. Wiadomo, saiyanskie wychowanie. Dlatego sposób w jaki działał Vernil raczej ją zaskoczył. Była świadkiem jak wcześniej chłopak walczył na sali, w szale atakując wszystkich naokoło, teraz zaś był całkowicie opanowany. Nie mogła wyczuć czy był tak skryty, czy po prostu nieśmiały. Gdyby zaczął ją wyzywać, odezwałby się mechanizm obronny – poleciałyby najgorsze docinki. A tak, wiedząc, że to jej nie grozi, mogła odpocząć od złych myśli.
Zabrali się za sprzątanie. Ktoś przemyślnie zostawił sprzęt w rogu, złapali za ścierki, zakasali rękawy i wzięli się do szorowania ściany. Ledwie Ósemka starła nagi tors któregoś z narysowanych Saiyan, do ich uszu dobiegło głośne, obrzydliwe beknięcie. A potem następne i jeszcze jedno.
Dziewczyna wymieniła z Vernilem podejrzliwe spojrzenie.
- Sprawcy nie byliby tak głupi, by tu zostać, prawda? – Zniżyła głos. – Chyba, że ktoś zdający tej trenerce raport zamarudził…
W jej głosie nie było pewności. Odłożyła ścierkę na bok. Jeśli ktoś tu został, to dlaczego nie zareagował na ich głosu, albo na włączone światło? Powstała i na palcach ruszyła w kierunku dźwięków. Cokolwiek czaiło się na tyłach nie mogło być niebezpieczne, prawda? Kogo ona oczukuje, tu się wszystko może zdarzyć. Chociaż... W końcu wiedzieli, że jest nowa, brak doświadczenia, nie pchnęliby Vivian w coś naprawdę paskudnego… A może to wojskowy sposób na przywitanie?
~Tchórzysz?! Korona miernoto i ani się waż zgrywać chojraka!~ Wrzasnęła na siebie w myślach tak głośno, że mimowolnie po karku przebiegł dreszcz.
Obejrzała się na Vernila, by upewnić się, że jest w pogotowiu. Stanęli przy przewróconej szafce, wyglądając zza połamanych desek. W oddalonym kącie sali coś się poruszyło…
W czasie gdy chłopak poszedł po wodę, zmrużyła oczy przyglądając się obrazowi. Typek z ciemnobordowymi włosami wypinał się z… ~Nie, to jest niepoważne. I głupie. I w złym guście przede wszystkim.~ Z pobłażliwym uśmiechem zasłoniła sobie oczy i wzięła głęboki wdech by powstrzymać atak wesołości. Chwila śmiechu i patrzenia na ścianę może poskutkować długotrwałym urazem psychicznym. Odwróciła się, solennie sobie obiecując nie dziwić się w Akademii już niczego. Mimo to jakoś czuła, że gdy zobaczy paru trenerów może dojść do niekontrolowanego parsknięcia śmiechem.
Usłyszała kroki i do środka wpadł Vernil z wiadrami. Wzięła od niego jedno i postawiła pod ścianą.
- Ja mogłam pójść po wodę. – Powiedziała do towarzysza. – Dzięki. – Odparła w końcu, nieco zakłopotana.
Chłopak był strasznie miły, z pewnym naciskiem na strasznie. Vivian od zawsze wychowywała się w trudniejszych warunkach, szykanowana i prześladowana. Prawda i nie ma co owijać w bawełnę. Przyzwyczaiła się do braku czułości. Nawet Axdra, jej przybrany brat, choć mogła szczerze powiedzieć, że go kochała, prawie nigdy nie był tak uprzejmy. Wiadomo, saiyanskie wychowanie. Dlatego sposób w jaki działał Vernil raczej ją zaskoczył. Była świadkiem jak wcześniej chłopak walczył na sali, w szale atakując wszystkich naokoło, teraz zaś był całkowicie opanowany. Nie mogła wyczuć czy był tak skryty, czy po prostu nieśmiały. Gdyby zaczął ją wyzywać, odezwałby się mechanizm obronny – poleciałyby najgorsze docinki. A tak, wiedząc, że to jej nie grozi, mogła odpocząć od złych myśli.
Zabrali się za sprzątanie. Ktoś przemyślnie zostawił sprzęt w rogu, złapali za ścierki, zakasali rękawy i wzięli się do szorowania ściany. Ledwie Ósemka starła nagi tors któregoś z narysowanych Saiyan, do ich uszu dobiegło głośne, obrzydliwe beknięcie. A potem następne i jeszcze jedno.
Dziewczyna wymieniła z Vernilem podejrzliwe spojrzenie.
- Sprawcy nie byliby tak głupi, by tu zostać, prawda? – Zniżyła głos. – Chyba, że ktoś zdający tej trenerce raport zamarudził…
W jej głosie nie było pewności. Odłożyła ścierkę na bok. Jeśli ktoś tu został, to dlaczego nie zareagował na ich głosu, albo na włączone światło? Powstała i na palcach ruszyła w kierunku dźwięków. Cokolwiek czaiło się na tyłach nie mogło być niebezpieczne, prawda? Kogo ona oczukuje, tu się wszystko może zdarzyć. Chociaż... W końcu wiedzieli, że jest nowa, brak doświadczenia, nie pchnęliby Vivian w coś naprawdę paskudnego… A może to wojskowy sposób na przywitanie?
~Tchórzysz?! Korona miernoto i ani się waż zgrywać chojraka!~ Wrzasnęła na siebie w myślach tak głośno, że mimowolnie po karku przebiegł dreszcz.
Obejrzała się na Vernila, by upewnić się, że jest w pogotowiu. Stanęli przy przewróconej szafce, wyglądając zza połamanych desek. W oddalonym kącie sali coś się poruszyło…
Re: Magazyn
Pią Lut 22, 2013 10:52 pm
Na szczęście Saiyanka okazała się bardzo miło. Gdy Brązowooki poszedł po wodę stwierdziła, że sama mogła to zrobić. Chciał powiedzieć coś, że to on jest od dźwigania ciężarów jednak powstrzymał się. Ósemka jest w akademii, więc pewnie jakoś tam walczyć umie. Nigdy nie wiadomo, kto co potrafi do czasu walki… Dziewczyna skupiła swój wzrok na obrazie. Patrzyła na niego jakby się jej bardzo podobał. W sumie było tam kilku nagich trenerów. Bardzo umięśnieniu panowie, może właśnie w takich gustowała? Chłopak zanim zaczął sprzątać „arcydzieło” też zawiesił na nim wzrok. Trener z koszar też na nim był. Miał nadzieje, że nie wybuchnie mu śmiechem w twarz, gdy go zobaczy, bo przypomni mu się obraz… No, ale cóż, Dziewczyna zaczęła sprzątać to i on nie mógł być gorszy. Wziął miotłę zaczął zamiatać nią szkło po pustych, czystych słoikach. Nie chciał ubrudzić miotły przetworami, więc nawet nie brał się za te plamy po jedzeniu- póki, co. Sprzątanko, sprzątanko. Szkło na kupkę potem przyszedł czas na to brudniejsze. Vivian zdążyła już zmyć fragment malowidła. Chłopak postanowił pomóc partnerce w tej jakże brudnej misji. Wziął mokrą ścierę z wiadra i gdy chciał po drugiej stronie zacząć ścierać obraz to nagle usłyszał mlaskanie i bardzo donośne beknięcie. Spojrzał wymownie na Ósemkę. Nagle dziewczyna odezwała się. Po jej słowach Ogoniasty nic nie powiedział tylko kiwnął głową. Oboje na obok odłożyli ścierki, którymi chcieli zmyć malowidło. Vernil machnął dwoma palcami najpierw na świeżą kadetkę później w kąt skąd dobiegł dźwięk. Następnie wskazał na siebie i znanym już gestem wskazał na korytarz stworzony z regałów obok. Był on równoległy do tego, w który miała wejść Saiyanka. Uśmiechnął się do dziewczyny, po czym pokazał jej pięści, które trzymały kciuki wewnątrz.
-Będzie dobrze nie bój się jestem blisko.-powiedział cicho do Vivian, po czym wszedł między regały. W sumie akurat na tych półkach panował porządek po lewej stronie. To była dobra wiadomość gdyż będąc niezauważonym będzie mógł patrzeć na towarzyszkę. Ściszył kroki. Bym niesłyszalny dla otoczenia. Nie bał się, przynajmniej o siebie. Trenerka mówiła, że ma pilnować Ósemki i to jej bezpieczeństwo cenił w tym momencie bardziej niż swoje. Mlask, beknięcie… Tym razem jeszcze głośniejsze. Zbliżał się do źródła. Na wszelki wypadek zaczął rozprowadzać po ciele energię. Nie wiedział co albo kto tam siedzi. Miał tylko nadzieje, małą ale zawsze, że siedzi tam gruby Saiyan któremu nie spakuje jedzenie w stołówce i jest niegroźny… Doszedł do końca i poprzez słoiki patrzył na Ósemkę i na to, co było w koncie.
-Będzie dobrze nie bój się jestem blisko.-powiedział cicho do Vivian, po czym wszedł między regały. W sumie akurat na tych półkach panował porządek po lewej stronie. To była dobra wiadomość gdyż będąc niezauważonym będzie mógł patrzeć na towarzyszkę. Ściszył kroki. Bym niesłyszalny dla otoczenia. Nie bał się, przynajmniej o siebie. Trenerka mówiła, że ma pilnować Ósemki i to jej bezpieczeństwo cenił w tym momencie bardziej niż swoje. Mlask, beknięcie… Tym razem jeszcze głośniejsze. Zbliżał się do źródła. Na wszelki wypadek zaczął rozprowadzać po ciele energię. Nie wiedział co albo kto tam siedzi. Miał tylko nadzieje, małą ale zawsze, że siedzi tam gruby Saiyan któremu nie spakuje jedzenie w stołówce i jest niegroźny… Doszedł do końca i poprzez słoiki patrzył na Ósemkę i na to, co było w koncie.
Re: Magazyn
Sob Lut 23, 2013 12:14 am
Zza przewróconego regału wyłoniła się nagle... mała, dziewczęca buzia. Spojrzała zdziwiona na skradającą się dwójkę, po czym wzruszyła ramionami i wpakowała sobie do ust kanapkę. Było to jednak za dużo jak na jej możliwości i po chwili zaczęła się nią dławić. Zaciśniętą pięścią uderzyła się kilkakrotnie w okolice mostka i wreszcie przełknęła do końca. Otworzyła butelkę z jakimś sokiem i duszkiem wypiła całą zawartość. - A Wy czego tu szukacie? - zapiszczała wysokim głosikiem, wycierając sobie usta wierzchem dłoni. |
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Magazyn
Sob Lut 23, 2013 2:44 pm
Vivian cała się spięła, oczekując najgorszego. Wyobrażała sobie monstrum, zgarniające mackami całe tony jedzenia, chordę jakichś potworków grasujących po spiżarni. Ogarnęła ją niejaka złość na siebie, za wyolbrzymianie rzeczy i strach, ale zacisnęła zęby, skupiając na zadaniu. Cokolwiek tam było, musi stawić temu czoła.
Zacisnęła pięści, gotowa w razie potrzeby skoczyć, uderzyć, paść płasko na ziemię, a tu…
Zza rogu wyszła dziewczynka. Dzieciak, sięgający jej ledwie do pasa w najlepsze zajadający się wojskowymi zapasami. Ósemce opadły ramiona, gdy obserwowała małą z wprawą pochłaniającą kanapkę i napoje. A pytanie zbiło ją z pantałyku jeszcze bardziej, jakby to oni tu wtargnęli przewracając pomieszczenie do góry nogami.
- Słonia w składzie porcelany. – Wypaliła w odpowiedzi bez zastanowienia. – To raczej ciebie powinniśmy o to pytać.
Zbłąkany dzieciak, pewnie któregoś z wojowników, włamał się tu przyciśnięty głodem. Nawet do uszu Vivian doleciały plotki o wojskowej stołówce. Saiynaka przysłał ich tu w sumie nie wyjaśniając czego mają się spodziewać. Mają robić za niańkę?
Zrobiła dwa kroki, przeglądając ogołocone półki. Chlew był mniejszy niż prze wejściu, ale i tak wyglądało na to, że ktoś jadł tu szybko i niedbale. Ogrom zniszczeń ciągle ją zadziwiał. By dostać się do następnych słoików, zamiast normalnie obejść półkę, wyłamano drewno i wyjęto szklane pojemniki. Kolejna lepka plama pokrywała podłogę.
Dziewczynka nie przejmowała się umazaną buzią, ani tym bardziej rozgardiaszem naokoło. Przyglądając się im beznamiętnie zabrała się za kolejną kanapkę, co jakiś czas wtrącając coś piskliwym głosikiem, od którego bolały zęby.
Coś Ósemkę tknęło. Nie spuszczając z dzieciaka podejrzliwego wzroku podeszła do Vernila i, jakby speszona faktem, że zwraca się do niego tak bezpośrednio, niepewnie pociągnęła chłopaka za ramię.
- Posłuchaj, coś tu jest nie tak. – Szeptała gorączkowo. – Ona nie mogła tu wejść niezauważona. Może ktoś ją wpuścił, ale ochrona powinna zareagować. Trenerka nie powiedziała nam o co chodzi…
Vivian przyjrzała się dziewczynce jeszcze raz. Saiyanskie dzieci mają apetyt rodziców, ale jakim cudem ta mała pochłonęła żelazne racje Akademii? Zapasy, które miały wykarmić całe wojsko? Znakomicie maskowała drżenie rąk, podchodząc do obiektu ich niepokoju. Zatrzymała się klika kroków przed nią.
- Możesz mi powiedzieć, kim jesteś? Jak się nazywasz? – Zapytała.
Zacisnęła pięści, gotowa w razie potrzeby skoczyć, uderzyć, paść płasko na ziemię, a tu…
Zza rogu wyszła dziewczynka. Dzieciak, sięgający jej ledwie do pasa w najlepsze zajadający się wojskowymi zapasami. Ósemce opadły ramiona, gdy obserwowała małą z wprawą pochłaniającą kanapkę i napoje. A pytanie zbiło ją z pantałyku jeszcze bardziej, jakby to oni tu wtargnęli przewracając pomieszczenie do góry nogami.
- Słonia w składzie porcelany. – Wypaliła w odpowiedzi bez zastanowienia. – To raczej ciebie powinniśmy o to pytać.
Zbłąkany dzieciak, pewnie któregoś z wojowników, włamał się tu przyciśnięty głodem. Nawet do uszu Vivian doleciały plotki o wojskowej stołówce. Saiynaka przysłał ich tu w sumie nie wyjaśniając czego mają się spodziewać. Mają robić za niańkę?
Zrobiła dwa kroki, przeglądając ogołocone półki. Chlew był mniejszy niż prze wejściu, ale i tak wyglądało na to, że ktoś jadł tu szybko i niedbale. Ogrom zniszczeń ciągle ją zadziwiał. By dostać się do następnych słoików, zamiast normalnie obejść półkę, wyłamano drewno i wyjęto szklane pojemniki. Kolejna lepka plama pokrywała podłogę.
Dziewczynka nie przejmowała się umazaną buzią, ani tym bardziej rozgardiaszem naokoło. Przyglądając się im beznamiętnie zabrała się za kolejną kanapkę, co jakiś czas wtrącając coś piskliwym głosikiem, od którego bolały zęby.
Coś Ósemkę tknęło. Nie spuszczając z dzieciaka podejrzliwego wzroku podeszła do Vernila i, jakby speszona faktem, że zwraca się do niego tak bezpośrednio, niepewnie pociągnęła chłopaka za ramię.
- Posłuchaj, coś tu jest nie tak. – Szeptała gorączkowo. – Ona nie mogła tu wejść niezauważona. Może ktoś ją wpuścił, ale ochrona powinna zareagować. Trenerka nie powiedziała nam o co chodzi…
Vivian przyjrzała się dziewczynce jeszcze raz. Saiyanskie dzieci mają apetyt rodziców, ale jakim cudem ta mała pochłonęła żelazne racje Akademii? Zapasy, które miały wykarmić całe wojsko? Znakomicie maskowała drżenie rąk, podchodząc do obiektu ich niepokoju. Zatrzymała się klika kroków przed nią.
- Możesz mi powiedzieć, kim jesteś? Jak się nazywasz? – Zapytała.
Re: Magazyn
Nie Lut 24, 2013 12:31 pm
Ku zdziwieniu swoim i Ósemki oboje ujrzeli w koncie małą dziewczynkę która zajadała się kanapką. Vernil zrezygnował z ataku poprzez taranowanie półek tylko zawrócił by ze spokojem przyjść do Vivian. Starał się słuchać o czym rozmawiały dziewczyny jednak zapora w postaci słoików na półkach oraz coraz większa odległość uniemożliwiły dźwięku wydobywającemu się z ich ust dotrzeć do uszu Half-Saiyana. Półki się skończyły. Był w tym samym miejscu gdzie panował bałagan po zbitych słoikach no i majestatyczne w części zmazane przez kadetów dzieło. Wszedł w korytarz w którym była Ósemka. Miał za zadanie chronić nową kadetkę i czuł się zobowiązany wypełnić je. Udał się w kierunku gdzie dwie dziewczyny zaczęły dialog. Mlask, beknięcie. Dziewczynka była niewysoka i bardzo młoda. Jej ciemno szare włosy były lekko upaćkane przez wcześniej zjedzone dania. W miejscu gdzie siedziała powstała kolejna plama którą będą musieli posprzątać. Ósemka odwróciła się i podeszła do idącego w ich kierunku Vernila. Była lekko speszona, jednak Chłopak urodzony na ziemi nie wiedział dlaczego... Chwyciła go za ramię i spojrzała na poważną twarz Ogoniastego. Spojrzał jej w oczy. Powiedziała, że coś tu jest nie tak. Mimo dobrego maskowania nerwów w jej oczach i na jej twarzy było widać zdenerwowanie całą tą sytuacją. Chciała się odwrócić i podejść do dziecka. Chłopak zatrzymał ją chwytając za rękę na wysokości nadgarstka. Ósemka odwróciła się by zobaczyć o co chodzi chłopakowi. Ten uśmiechnął się delikatnie i powiedział do dziewczyny:
-Uspokój się wszystko będzie dobrze. Istotnie trenerka chyba nam wszystkiego nie powiedziała jednak mamy wybadać co się tutaj dzieje także naprawdę uspokój się....Ósemka ruszyła w kierunku dziewczynki a tuż za nią szedł Brązowowłosy. Miał nadzieje że jego słowa lekko uspokoiły jego partnerkę w dzisiejszej misji. Chciał zapytać o imię dziewczynki jednak Ósemka ubiegła go pytając o to samo. Czekał na odpowiedź. Bardzo chciałby dowiedzieć się jak małolata się tutaj dostała jednak nie zapytał o to. Wolał poczekać na jej odpowiedź. Gdyby okazała się córką jakiegoś trenera albo innego wysoko postawionego wojownika to mógłby później zapłacić za swoją arogancje. W sumie wolałby wszystko zostawić Ósemce. Pewnie ona ma o niebo lepszy kontakt z dziećmi, jak to kobieta, jednak przypomniało mu się o jej zdenerwowaniu. Spojrzał na małą dziewczynkę która cały czas jadła zapasy która cały czas pochłaniała zapasy.
-Saiyański apetyt... Dar i przekleństwo...[-pomyślał chłopak po czym czekał na to co powie mała dziewczynka.
-Uspokój się wszystko będzie dobrze. Istotnie trenerka chyba nam wszystkiego nie powiedziała jednak mamy wybadać co się tutaj dzieje także naprawdę uspokój się....Ósemka ruszyła w kierunku dziewczynki a tuż za nią szedł Brązowowłosy. Miał nadzieje że jego słowa lekko uspokoiły jego partnerkę w dzisiejszej misji. Chciał zapytać o imię dziewczynki jednak Ósemka ubiegła go pytając o to samo. Czekał na odpowiedź. Bardzo chciałby dowiedzieć się jak małolata się tutaj dostała jednak nie zapytał o to. Wolał poczekać na jej odpowiedź. Gdyby okazała się córką jakiegoś trenera albo innego wysoko postawionego wojownika to mógłby później zapłacić za swoją arogancje. W sumie wolałby wszystko zostawić Ósemce. Pewnie ona ma o niebo lepszy kontakt z dziećmi, jak to kobieta, jednak przypomniało mu się o jej zdenerwowaniu. Spojrzał na małą dziewczynkę która cały czas jadła zapasy która cały czas pochłaniała zapasy.
-Saiyański apetyt... Dar i przekleństwo...[-pomyślał chłopak po czym czekał na to co powie mała dziewczynka.
Re: Magazyn
Nie Lut 24, 2013 10:09 pm
Dziewczynka z palcem w buzi obserwowała jak dwójka kadetów szepcze coś do siebie. Na oko miała z 7/8 lat. Niska, szczupła, o bardzo rzadko spotykanej u Saiyan zielonej barwie oczu, co mogło sugerować, iż nie jest czystej krwi. - Jestem Maia - odpowiedziała szczerząc ząbki - A Wy? Chcecie trochę? - spytała podnosząc jakieś pudełka z suchym żarciem. Póki co zaprzestała dalszego jedzenia. Jedynie wpatrywała się ze szczerą ciekawością w Vivian i Vernil'a. |
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Magazyn
Pon Lut 25, 2013 2:27 pm
Aż się speszyła słowami Vernila.
Zrobiła z siebie strachajłę. Kto inny reagował tak podejrzliwie? Mogłaby już sobie napisać na czole Tchórz, pasuje lepiej niż jej aktualne przezwisko. Zagryzła wargi, odwróciła się w porę, by chłopak nie zauważył jej zakłopotanej miny i przyjrzała Mai.
Dzieciak, jak to dzieciak. Zwyczajna dziewczynka, duże zdziwione oczy, drobna buzia. Właściwie, ile ona w swoim życiu widziała dzieci? Niewiele, nie za bardzo wiedziała jak się zachować. No i mała nie wydawała się groźna… Tylko kto w takim razie zrobił cały ten rozgardiasz, jak nie ona?
Vivian przełknęła słowa, które cisnęły się jej na usta. ~Czemu mi tak odbija? Wychodzę na panikarę, co się dziecka boi. O, Żesz…~ Westchnęła lekko nad własną głupotą. Czemu ciągle zdarza się jej coś palnąć bez zastanowienia?
Nawet jeśli Maia nie stanowiła niebezpieczeństwa, coś w dziecku jej nie pasowało. Ósemka sprzeczała się ze sobą w myślach, nie mogąc dojść, czy podejrzenia są słuszne, czy jest zwyczajnie przewrażliwiona.
Postanowiła zobaczyć co się stanie. Dziewczynka chyba nie wpadnie w szał i nie zrobi z nich tarczy do strzelania jak z puszek…
Wbrew jej woli z zacienionych zakamarków umysłu wypełzło wspomnienie.
Vivian biegnie przez podwórko, jak najszybciej, byle nie dać się złapać. Za nią oprawcy, grupa dzieciaków, których rozsierdziły jej bezczelne odpowiedzi, zrobiło z dzieczynki ruchomy cel. Pociski energii co chwila przelatywały nad jej uchem, kiedy biegła w stronę muru. Dopadała wejścia, ale bramka była zamknięta na głucho. Pogoń ryknęła gromko, uradowana możliwością sprania Ósemki na kwaśne jabłko…
Tkwiłaby w zamyśleniu dłuższy moment, gdyby piskliwy głosik nie ocucił dziewczyny. Mogłaby prawie podziękować małej za wysokie tony, wydostające się z jej krtani.
- Ja spasuje. – Podziękowała widząc jedzenie. Przejęcie się pierwszym dniem wystarczająco skurczyło jej żołądek. A teraz spiżarnia… Nie miała najmniejszej ochoty włożyć cokolwiek do ust.
Dziewczynka przyglądała się im z niewinną ciekawością. Może Vivian była za surowa? Po prostu wpadł tu zbłąkany dzieciak, wyżarł zapasy, a trenerka kazała im tu przyjść… Po co właściwie? Znów się otrząsnęła, nie za bardzo wiedząc, co myśleć.
- Posłuchaj Maia. – Zaczęła przyjaznym głosem, podejmując się wyzwania, jakim była rozmowa z małą. – Skąd się tu wzięłaś?
Nie wyglądało na to, by się zgubiła. Tak nie zachowują się zbłąkane dzieci. Nie wchodzą do spiżarni, wyjadając co popadnie i nie rysują obelżywych malowideł na ścianie.
Zrobiła z siebie strachajłę. Kto inny reagował tak podejrzliwie? Mogłaby już sobie napisać na czole Tchórz, pasuje lepiej niż jej aktualne przezwisko. Zagryzła wargi, odwróciła się w porę, by chłopak nie zauważył jej zakłopotanej miny i przyjrzała Mai.
Dzieciak, jak to dzieciak. Zwyczajna dziewczynka, duże zdziwione oczy, drobna buzia. Właściwie, ile ona w swoim życiu widziała dzieci? Niewiele, nie za bardzo wiedziała jak się zachować. No i mała nie wydawała się groźna… Tylko kto w takim razie zrobił cały ten rozgardiasz, jak nie ona?
Vivian przełknęła słowa, które cisnęły się jej na usta. ~Czemu mi tak odbija? Wychodzę na panikarę, co się dziecka boi. O, Żesz…~ Westchnęła lekko nad własną głupotą. Czemu ciągle zdarza się jej coś palnąć bez zastanowienia?
Nawet jeśli Maia nie stanowiła niebezpieczeństwa, coś w dziecku jej nie pasowało. Ósemka sprzeczała się ze sobą w myślach, nie mogąc dojść, czy podejrzenia są słuszne, czy jest zwyczajnie przewrażliwiona.
Postanowiła zobaczyć co się stanie. Dziewczynka chyba nie wpadnie w szał i nie zrobi z nich tarczy do strzelania jak z puszek…
Wbrew jej woli z zacienionych zakamarków umysłu wypełzło wspomnienie.
Vivian biegnie przez podwórko, jak najszybciej, byle nie dać się złapać. Za nią oprawcy, grupa dzieciaków, których rozsierdziły jej bezczelne odpowiedzi, zrobiło z dzieczynki ruchomy cel. Pociski energii co chwila przelatywały nad jej uchem, kiedy biegła w stronę muru. Dopadała wejścia, ale bramka była zamknięta na głucho. Pogoń ryknęła gromko, uradowana możliwością sprania Ósemki na kwaśne jabłko…
Tkwiłaby w zamyśleniu dłuższy moment, gdyby piskliwy głosik nie ocucił dziewczyny. Mogłaby prawie podziękować małej za wysokie tony, wydostające się z jej krtani.
- Ja spasuje. – Podziękowała widząc jedzenie. Przejęcie się pierwszym dniem wystarczająco skurczyło jej żołądek. A teraz spiżarnia… Nie miała najmniejszej ochoty włożyć cokolwiek do ust.
Dziewczynka przyglądała się im z niewinną ciekawością. Może Vivian była za surowa? Po prostu wpadł tu zbłąkany dzieciak, wyżarł zapasy, a trenerka kazała im tu przyjść… Po co właściwie? Znów się otrząsnęła, nie za bardzo wiedząc, co myśleć.
- Posłuchaj Maia. – Zaczęła przyjaznym głosem, podejmując się wyzwania, jakim była rozmowa z małą. – Skąd się tu wzięłaś?
Nie wyglądało na to, by się zgubiła. Tak nie zachowują się zbłąkane dzieci. Nie wchodzą do spiżarni, wyjadając co popadnie i nie rysują obelżywych malowideł na ścianie.
Re: Magazyn
Wto Lut 26, 2013 8:17 pm
Chłopak miał nadzieje, że słowa nieco podniosą na duchu Ósemkę. Myślał, że tak się stało jednak nie wiedział, co dzieje się w głowie dziewczyny. Partnerka odwróciła się w kierunku dziewczynki, która trzymała palec w buzi. Chłopak był nieco speszony towarzystwem małej istoty. Ale ukrywał to w umyśle. By to jeszcze bardziej zamaskować podszedł do partnerki i stanął z nią na równi. Spojrzał na nią i z uśmiechem przymknął jedno oko. Odwrócił się i spojrzał na dziewczynkę, która zdradziła im swoje imię. Vernil nie miał raczej nigdy do czynienia z dziećmi. No poza Arthilem, jego przyjacielem, z którym zna się od najmłodszych lat. Przez to nie wiedział jak zachowywać się przy takim szkrabie. Podszedł do dziecka i schylił się nad nim. Patrzył na nią. Była pobrudzona od jedzenia i zapytała czy chłopak chce trochę jedzenia. Ukucnął. Trzymał poważną twarz na wysokości siedzącej na ziemi dziewczynki.
-Ja podziękuję tym razem. Ale dałbym wiele za informacje, kim jesteś. No poza tym, ze masz na imię Maja-po tych słowach uśmiechnął się i przymrużył oczy-
i jak się tutaj znalazłaś. A i jeszcze jedno. Czy jak tutaj wchodziłaś panował bałagan przed wejściem? No wiesz potłuczone słoiki albo coś takiego. W sumie mówił to nieco bezmyślnie gdyż chwile przed jego słowami o to samo spytała Towarzyszka w dzisiejszej wyprawie do spiżarni. W oczach dziewczynki musiało to bardzo głupio, albo śmiesznie wyglądać jednak chłopak tak się zamyślił, że usłyszał tylko końcówkę słów Partnerki. No cóż zdarza się. Patrzył z uśmiechem na Maię. Zaczął się zastanawiać coraz bardziej o tym, co się tutaj dzieje. Takie jedno niewinnie wyglądające dziecko nie mogłoby zrobić takiego bałaganu no i ten rysunek… W sumie pozory mylą. Rzucił okiem na Ósemkę. Niewinnie wyglądająca, a kto by pomyślał, że spotka ją w takim miejscu jak akademia. No chyba, że jako kucharka. A tutaj jeszcze większe zdziwienie. Spotkali się po raz pierwszy w mordowni… W miejscu gdzie chłopak dostaje taki wycisk, że przeważnie zmęczenie mija po ładnych paru godzinach. Nawet teraz je czuł. No, ale co się dziwić. Walka z Saibamenem nie była łatwa no i do tego później trening z użyciem furii, o którym Vernil nic nie wie a to najbardziej go wymęczyło. Siedział i czekał na to, co Maia ma do powiedzenia. Oczekiwał wyjaśnień i opisania, co się tutaj stało od jej przyjścia.
-Ja podziękuję tym razem. Ale dałbym wiele za informacje, kim jesteś. No poza tym, ze masz na imię Maja-po tych słowach uśmiechnął się i przymrużył oczy-
i jak się tutaj znalazłaś. A i jeszcze jedno. Czy jak tutaj wchodziłaś panował bałagan przed wejściem? No wiesz potłuczone słoiki albo coś takiego. W sumie mówił to nieco bezmyślnie gdyż chwile przed jego słowami o to samo spytała Towarzyszka w dzisiejszej wyprawie do spiżarni. W oczach dziewczynki musiało to bardzo głupio, albo śmiesznie wyglądać jednak chłopak tak się zamyślił, że usłyszał tylko końcówkę słów Partnerki. No cóż zdarza się. Patrzył z uśmiechem na Maię. Zaczął się zastanawiać coraz bardziej o tym, co się tutaj dzieje. Takie jedno niewinnie wyglądające dziecko nie mogłoby zrobić takiego bałaganu no i ten rysunek… W sumie pozory mylą. Rzucił okiem na Ósemkę. Niewinnie wyglądająca, a kto by pomyślał, że spotka ją w takim miejscu jak akademia. No chyba, że jako kucharka. A tutaj jeszcze większe zdziwienie. Spotkali się po raz pierwszy w mordowni… W miejscu gdzie chłopak dostaje taki wycisk, że przeważnie zmęczenie mija po ładnych paru godzinach. Nawet teraz je czuł. No, ale co się dziwić. Walka z Saibamenem nie była łatwa no i do tego później trening z użyciem furii, o którym Vernil nic nie wie a to najbardziej go wymęczyło. Siedział i czekał na to, co Maia ma do powiedzenia. Oczekiwał wyjaśnień i opisania, co się tutaj stało od jej przyjścia.
Re: Magazyn
Sro Lut 27, 2013 9:38 pm
Słysząc odmowę Maia wyszczerzyła ząbki i zapiszczała: - Nie to nie, więcej dla mnie - po czym zapchała sobie buzię jakimiś czipsami. W międzyczasie Vernil ukucnął przy niej i zadał kolejne pytania. Dziewczynka nie przełykając do końca jedzenia rzekła, opluwając przy okazji twarz chłopaka: - Przyszłam tu z Tatusiem - zapiła papkę jakimś sokiem i dodała - a ten bałagan już taki był. Korzystając z okazji ominęła ich na czworakach i zniknęła za jakaś półką. Nie minęła chwila, a zza owego mebla dobiegły odgłosy świadczące o niezbyt cichym spożywaniu posiłku. |
Re: Magazyn
Sro Lut 27, 2013 10:19 pm
Dziewczynka cały czas jadła. No wiadomo Saiyańska krew, Saiyański apetyt no, ale ile można. Z grzeczności zapytała czy kadeci chcą coś do jedzenia. W sumie, po co padło to zdanie z jej ust? Przecież to wszystko nie należało do niej do niej. Wysłannicy żony śpiocha – trenera uprzejmie odmówili jedzenia a dziewczynka powiedziała, że będzie więcej dla niej. Taaaak, jakby żelazne zapasy dla armii Saiyanów – głodomorów miały zniknąć jednej nocy przez jedną małą dziewczynkę, która ledwo odrasta od ziemi. No cóż jedząc chciała odpowiedzieć na pytanie Vernila, kim jest i co ważniejsze czy zrobiła ten bałagan. Jednak jak mogło skończyć się mówienie z pełną buzią? Chłopak został opluty sporą ilością jedzenia, które powinno za moment zostać przełknięte przez dziewczynkę i wylądować w żołądku. Chciał uniknąć lecących w jego stronę pulpetów albo innego mięsa zasłaniając twarz lewą ręką jednak za łatwo w życiu być nie może. Uniknął tylko połowy i to tej rzadszej połowy jedzonych przez Maię potraw. Strzepnął rękawice i starł z siebie całe jedzenie, które „wyleciało” z buzi dziewczynki ponownie zrzucił jedzenie szybkim ruchem ręki i nagłym zatrzymaniem jej. Nie mniej jednak odpowiedzi udzieliła. Przyszła z tatą a bałagan, jaki był został zrobiony przed jej przyjściem. Ogoniasty był bardzo wkurzony tym, że na swojej buzi miał jedzenie. Zrobił się czerwony i chciał dać upust swoim emocją jednak Maia zniknęła za jakąś półką sięgającą do sufitu. Chłopak zacisnął pieści, które położył na ziemi i odbił się z nich by przejść do lotu by zakończyć go lądowaniem na posadzce z wyprostowanymi dolnymi kończynami. Odwrócił się i spojrzał na Ósemkę. Tym razem na jego twarzy nie panował stoicki spokój. Było widać zdenerwowanie całą tą sytuacją. W końcu mała dziewczynka jest córką kogoś z akademii. Od razu przed jego oczyma pojawił się trener z koszar a zaraz po tym scenka z malowidła na ścianie spiżarni, dzięki której na twarzy Vernila pojawił się uśmiech. Spojrzał przed siebie. Był niedaleko końca pomieszczenia. Ruszył przed siebie. Będąc blisko ściany dostrzegł ją z trudem gdyż światło nie dochodziło do miejsca, w którym obecnie się znajdował. Skręciłby znaleźć się w tym samym korytarzyku, którego ścianami były szafki, gdzie jest dziewczynka. Nie było ciężko jej znaleźć. Może potrafiła zjeść dużo, ale robiła to bardzo głośno. Chłopak podszedł do zielonookiej. Tym razem nie nachylał się, nie chciałby wszystko skończyło się tak jak poprzednio. Niby niepozornie opierając się o półkę, na której zrobił sobie miejsce przesuwając słoiczki, jego lewa ręką była blisko twarzy. Lepiej zapobiegać niż leczyć. Chyba nikt nie chciałby mieć jedzenia na swojej twarzy wyplutego z czyjś ust. Z góry spojrzał na Maię. Na jego twarzy namalował się mimowolny uśmiech by po chwili zniknąć ażeby z ust chłopaka na świat wyszły dźwięki skierowane do dziecka.
-Z tatusiem tak? A kim jest twój tato? Może cię do niego odprowadzić. Wyglądasz już na najedzoną-po tym na jego twarzy znów pojawił się uśmiech, który jednak nie był skierowany tylko do małolaty. Spojrzał na swoją kompankę. Miał nadzieję, że teraz jest już spokojniejsza. Jego ta cała sytuacja też męczyła z każdą sekundą. Wolałby posprzątać to, co rozpoczął i mieć święty spokój. Udać się do kwatery na zasłużony odpoczynek, który należy mu się od czasu walki, z Saibamenem. No, ale cóż. Miał nadzieje, że pytanie, które przed chwilą zadał będzie trafne i córka trenera z koszar-przynajmniej w myślach Vernila-powie mu, kim jest, i będzie chciała wrócić do swojego taty, przez co o niebo ułatwi zadanie dwójce młodych kadetów.
-Z tatusiem tak? A kim jest twój tato? Może cię do niego odprowadzić. Wyglądasz już na najedzoną-po tym na jego twarzy znów pojawił się uśmiech, który jednak nie był skierowany tylko do małolaty. Spojrzał na swoją kompankę. Miał nadzieję, że teraz jest już spokojniejsza. Jego ta cała sytuacja też męczyła z każdą sekundą. Wolałby posprzątać to, co rozpoczął i mieć święty spokój. Udać się do kwatery na zasłużony odpoczynek, który należy mu się od czasu walki, z Saibamenem. No, ale cóż. Miał nadzieje, że pytanie, które przed chwilą zadał będzie trafne i córka trenera z koszar-przynajmniej w myślach Vernila-powie mu, kim jest, i będzie chciała wrócić do swojego taty, przez co o niebo ułatwi zadanie dwójce młodych kadetów.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Magazyn
Czw Lut 28, 2013 4:54 pm
- Z tatusiem? – Powtórzyła bezwiednie patrząc jak dziewczynka ,nic sobie nie robiąc z obecności kadetów, powędrowała na druga stronę półki. Ciamkanie było aż zbyt wyraźnym upewnieniem, czym się właśnie zajęła.
Ósemka obserwowała jak twarz Vernila przyjmuje wiśniową barwę. Nie dziwiła mu się. Uniosła już dłoń by położyć mu ją na ramieniu, ale zrezygnowała i schowała ręce za plecami.
Sama nie uniknęła fontanny okruchów z ust dziewczynki, które osadziły się jej na włosach. Strzepnęła je niemrawo, ale sporo pozostało w rozczochranej grzywce. Chłopak się denerwował. Poznała po lekko zaciśniętych pięściach i zmęczonym spojrzeniu jakie jej posłał. Vernila i Viviani przysłano tu zaraz po jego treningu – to pewnie też daje się we znaki, bardziej niż brak manier przy jedzeniu Mai. Kadet miał lekko uciapany uniform. Chciała znów coś powiedzieć, gdy jego twarz rozjaśnił uśmiech i chłopak się odwrócił.
Nieco speszona zmianą reakcji potarła włosy, co zwykła czynić w zakłopotaniu i deszcz okruchów opadł na brązowe oczy. Mamrocząc, zdmuchnęła je z nosa i popędziła za Vernilem, który w tym czasie zniknął za półką.
Podskórne wrażenie, że coś jest nie tak, pozostało. Czy chodziło o Maie, bałagan, a może o coś, co ma się dopiero stać? Zdarzało się, że Ósemkę napadały dziwne myśli, przeświadczenie o czymś... Taka intuicja. Czasem się sprawdzało, ale stawiała raczej na instynkt. ~Chyba, że naprawdę ci odbija i to pierwszego dnia tchórzysz przed dzieckiem. Tak dobrze ci idzie zakładanie maski, że Vernil sądził, iż zaraz spanikujesz! ~ Zwróciła się do siebie kpiąco i plasnęła ręką w czoło. Nie bądź idiotką Vivian, nie kompromituj się tak, nawet we własnych myślach. Pewnie nawet kompromitujące jest to, że tak bardzo przejmujesz się tym, że mogłaś się skompromitować.
Żenada.
~Najlepiej to zamknij mordę Ósemka i nie gadaj byle czego~
Stanęła za Vernilem, gdy ten rozmawiał z dziewczynką. Spojrzenie przyjęła z lekkim uśmiechem i kiwnięciem głowy. Najlepiej byłoby odprowadzić dzieciaka do ojca i posprzątać ten bałagan. Pewnie to on robił raport i niebacznie pozostawił córkę w Spiżarni, nieświadomy, że dzieciaka nęcić mogą opakowania jedzenia.
Romansujemy, co? ~ June
Ósemka obserwowała jak twarz Vernila przyjmuje wiśniową barwę. Nie dziwiła mu się. Uniosła już dłoń by położyć mu ją na ramieniu, ale zrezygnowała i schowała ręce za plecami.
Sama nie uniknęła fontanny okruchów z ust dziewczynki, które osadziły się jej na włosach. Strzepnęła je niemrawo, ale sporo pozostało w rozczochranej grzywce. Chłopak się denerwował. Poznała po lekko zaciśniętych pięściach i zmęczonym spojrzeniu jakie jej posłał. Vernila i Viviani przysłano tu zaraz po jego treningu – to pewnie też daje się we znaki, bardziej niż brak manier przy jedzeniu Mai. Kadet miał lekko uciapany uniform. Chciała znów coś powiedzieć, gdy jego twarz rozjaśnił uśmiech i chłopak się odwrócił.
Nieco speszona zmianą reakcji potarła włosy, co zwykła czynić w zakłopotaniu i deszcz okruchów opadł na brązowe oczy. Mamrocząc, zdmuchnęła je z nosa i popędziła za Vernilem, który w tym czasie zniknął za półką.
Podskórne wrażenie, że coś jest nie tak, pozostało. Czy chodziło o Maie, bałagan, a może o coś, co ma się dopiero stać? Zdarzało się, że Ósemkę napadały dziwne myśli, przeświadczenie o czymś... Taka intuicja. Czasem się sprawdzało, ale stawiała raczej na instynkt. ~Chyba, że naprawdę ci odbija i to pierwszego dnia tchórzysz przed dzieckiem. Tak dobrze ci idzie zakładanie maski, że Vernil sądził, iż zaraz spanikujesz! ~ Zwróciła się do siebie kpiąco i plasnęła ręką w czoło. Nie bądź idiotką Vivian, nie kompromituj się tak, nawet we własnych myślach. Pewnie nawet kompromitujące jest to, że tak bardzo przejmujesz się tym, że mogłaś się skompromitować.
Żenada.
~Najlepiej to zamknij mordę Ósemka i nie gadaj byle czego~
Stanęła za Vernilem, gdy ten rozmawiał z dziewczynką. Spojrzenie przyjęła z lekkim uśmiechem i kiwnięciem głowy. Najlepiej byłoby odprowadzić dzieciaka do ojca i posprzątać ten bałagan. Pewnie to on robił raport i niebacznie pozostawił córkę w Spiżarni, nieświadomy, że dzieciaka nęcić mogą opakowania jedzenia.
Romansujemy, co? ~ June
Re: Magazyn
Czw Lut 28, 2013 10:03 pm
- Tatuś? - spytała Maia, cofając kawałek mięsa, który właśnie miała zamiar włożyć do ust - Tatuś jest silnym i szanowanym wojownikiem. Nie musicie mnie do niego odprowadzać, sam po mnie przyjdzie jak skończy. Zjadła wszystko co było w zasięgu jej wzroku. Rozejrzała się w poszukiwaniu czegoś jeszcze do spałaszowania i jej wzrok zatrzymał się na górnej półce. Podeszła do niej i starała się sięgnąć słoik z jakimiś dziwnymi warzywami, lecz była za niska. Nawet stając na palcach sporo jej brakowało. Robiąc maślane oczy spojrzała na Vernil'a, który stał bliżej i był wyższy od Vivian - Sięgniesz mi to? - spytała szczerząc ząbki. |
Re: Magazyn
Pią Mar 01, 2013 11:51 pm
Chłopak z każdą sekundą coraz bardziej się irytował. Całą ta sytuacja denerwowała to coraz bardziej a gdy małolata otworzyła buzie by odpowiedzieć na pytanie jej słowa jeszcze bardziej wkurzyły chłopaka. Mogła powiedzieć, wprost kim jest ojciec a nie „silnym wojownikiem”. Wymijające odpowiedzi… może tata kazał tak jej mówić? Jeśli okaże się trenerem z koszar to kadeci mogą mieć niemiłą sytuacje za „niesubordynację”. W sumie trenerka też wtedy powinna dostać po uszach. Nie sprecyzowała, co młodzi wojownicy mają zrobić tylko po prostu mieli zobaczyć, co się tutaj dzieje. Sam pewnie chwyciłby zielonooką pod pachę i zaprowadziłby gdzieś jednak była z nim Ósemka, której towarzystwo działało na Ogoniastego kojąco. Niby za dużo nie mówiła, jednak chłopak zawsze mógł spojrzeć w jej zestresowane Brązowe oczy, na które bezwładnie opadała blond grzywka. Uczynił to. PO raz wtóry tego dnia odwrócił się i uśmiechnął do towarzyszki w misji. Mała dziewczynka cały czas mówiła. Jej tato po nią przyjdzie jak skończy. Vernil w myślach cofnął się do pierwszego razu, gdy z tatą przyszedł w okolice akademii. Właśnie AKADEMII! Tam nad wejściem nie ma napisane „żłobek”, albo „miejsce dla dzieci jednak tylko dla potomnych silnych i szanowanych wojowników”.
- Mój ojciec też nie raz nie dwa musiał iść do akademii a ze mną nie miał, co zrobić jednak czy zostawiał mnie do spiżarni, żebym się najadł a sam szedł robić to, co do niego należało? No nie… szedłem do kolegi i z nim trenowałem-komentował w myślach chłopak zachowanie Ojca dziewczynki, która właśnie próbowała sięgnąć coś z wyższej półki. Stawała na palcach skakałaby jej cel znalazł się w dłoniach małolaty. Uśmiechnęła się szczerze i spojrzała na Halfa swymi wielkimi oczyma i zapytała czy podałby jej tamten słoik z czymś dziwnym w środku. Chłopak od razu zareagował złapał słoik przyjrzał mu się dokładnie. Wewnątrz były jakieś dziwne zakonserwowane warzywa. Nieco skrzywił się a słoik, który trzymał w prawej ręce podniósł wyżej, po czym uśmiechnął się do dziewczynki mrużąc oczy.
-Słuchaj zrobimy tak. Dam Ci to, ale pod jednym warunkiem. Opuścisz to pomieszczenie i wraz z koleżanką odprowadzimy Cię do taty dobrze? Wiem, że na pewno Ci się tutaj Maiu spodobało jednak nie powinnaś tutaj przebywać.-mówił chłopak. Mimo uśmiechu na jego twarzy, kolejne wyrazy wymawiał pusto i bez żadnych emocji. Przynajmniej tak to brzmiało. Skutecznie udało mu się ukryć zmęczeni tą sytuacją, irytację zachowaniem dziewczynki, oraz zdenerwowanie czy aby jej ojciec nie ukręci mu łba, gdy w końcu dojdzie do konfrontacji. Słoik cały czas trzymał w górze by mała dziewczynka nie miała szans go dosięgnąć. Miał nadzieje, że pójdzie na jego układ. Już nawet zrezygnował ze sprzątania wolał najpierw iść do żony trenera, która dała im misje by powiedzieć o całym zajściu. W myślach zaczął kłębić mu się pomysł, że może to być córka trenera lenia…
- Mój ojciec też nie raz nie dwa musiał iść do akademii a ze mną nie miał, co zrobić jednak czy zostawiał mnie do spiżarni, żebym się najadł a sam szedł robić to, co do niego należało? No nie… szedłem do kolegi i z nim trenowałem-komentował w myślach chłopak zachowanie Ojca dziewczynki, która właśnie próbowała sięgnąć coś z wyższej półki. Stawała na palcach skakałaby jej cel znalazł się w dłoniach małolaty. Uśmiechnęła się szczerze i spojrzała na Halfa swymi wielkimi oczyma i zapytała czy podałby jej tamten słoik z czymś dziwnym w środku. Chłopak od razu zareagował złapał słoik przyjrzał mu się dokładnie. Wewnątrz były jakieś dziwne zakonserwowane warzywa. Nieco skrzywił się a słoik, który trzymał w prawej ręce podniósł wyżej, po czym uśmiechnął się do dziewczynki mrużąc oczy.
-Słuchaj zrobimy tak. Dam Ci to, ale pod jednym warunkiem. Opuścisz to pomieszczenie i wraz z koleżanką odprowadzimy Cię do taty dobrze? Wiem, że na pewno Ci się tutaj Maiu spodobało jednak nie powinnaś tutaj przebywać.-mówił chłopak. Mimo uśmiechu na jego twarzy, kolejne wyrazy wymawiał pusto i bez żadnych emocji. Przynajmniej tak to brzmiało. Skutecznie udało mu się ukryć zmęczeni tą sytuacją, irytację zachowaniem dziewczynki, oraz zdenerwowanie czy aby jej ojciec nie ukręci mu łba, gdy w końcu dojdzie do konfrontacji. Słoik cały czas trzymał w górze by mała dziewczynka nie miała szans go dosięgnąć. Miał nadzieje, że pójdzie na jego układ. Już nawet zrezygnował ze sprzątania wolał najpierw iść do żony trenera, która dała im misje by powiedzieć o całym zajściu. W myślach zaczął kłębić mu się pomysł, że może to być córka trenera lenia…
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Magazyn
Sob Mar 02, 2013 8:42 pm
Dziewczyna uspokoiła się znacznie, a prawdę mówiąc, speszyła się tak bardzo, że to momentalnie ją otrzeźwiło. Potrząsnęła lekko głową, zbierając myśli. Pierwszy dzień a ona świruje i znów się nad sobą użala. Przygryzła wargę, skupiając się na teraźniejszości.
Słysząc słowa Mai na ulotny moment zmarszczyła brwi. Tatuś, silny i szanowany wojownik przyjdzie po córeczkę z niewyżytym apetytem, jak skończy... Cokolwiek. Uśmiechnęła się kącikiem warg. Przynajmniej wróci, tego mała ma pewność. Pewnie nawet nie wie, jaki to komfort.
Jej nawet nie chcieli powiedzieć jak się nazywał – Deryth, to nazwisko zostało wybrane przez urzędników i podobno ma je od strony matki. Vivian nigdy rodziców nie widziała. W pewnym sensie byli abstrakcją, czymś nieodwracalnie zagubionym, odległym i tak dalej. Nie sprawiali, że łapał ją smutek i rozpacz, jedynie coś na kształt szybko mijającego żalu.
Nie wiedziała czy ma się tym przejmować. Nie pamiętała jak to jest mieć rodziców, nawet nie tęskniła za nimi tak jak za... Axdrą.
Niemal pusty, zapomniany nagrobek, pamiątka na ziemi, podczas gdy prochy latają gdzieś po kosmosie. Odepchnęła bolącą myśl. Była w tym dobra.
Głos Vernila ponownie wyrwał Ósemkę z zamyślenia. Coś w jego postawie zdradzało irytację, za lata obserwacji rówieśników upewniły ją, że chłopak jest rozdrażniony. Kadet machał słoikiem nad główką Mai, dając jej propozycje nie do odrzucenia. Nie tylko on miał dość. Vivian dostała niedobrego przeczucia, że sama niedługo coś rozwali na sali treningowej – ale ze złości na samą siebie.
Podeszła o krok bliżej, zastanawiając się jak dziewczynka zareaguje na jego słowa. Ona w tym wieku pewnie palnęłaby czymś niewybrednym, ale mała wygląda zbyt niewinnie jak na to.
Kimkolwiek był jej ojciec, pewnie dostanie solidną reprymendę za pozostawienie tu dziecka. W najłagodniejszym przypadku będzie musiał odkupić zapasy, bo większość półek świeciła w oczy pustkami. Często trudno jest przewidzieć czy mała, nieopatrzna akcja, może zaprowadzić do czegoś większego.
Słysząc słowa Mai na ulotny moment zmarszczyła brwi. Tatuś, silny i szanowany wojownik przyjdzie po córeczkę z niewyżytym apetytem, jak skończy... Cokolwiek. Uśmiechnęła się kącikiem warg. Przynajmniej wróci, tego mała ma pewność. Pewnie nawet nie wie, jaki to komfort.
Jej nawet nie chcieli powiedzieć jak się nazywał – Deryth, to nazwisko zostało wybrane przez urzędników i podobno ma je od strony matki. Vivian nigdy rodziców nie widziała. W pewnym sensie byli abstrakcją, czymś nieodwracalnie zagubionym, odległym i tak dalej. Nie sprawiali, że łapał ją smutek i rozpacz, jedynie coś na kształt szybko mijającego żalu.
Nie wiedziała czy ma się tym przejmować. Nie pamiętała jak to jest mieć rodziców, nawet nie tęskniła za nimi tak jak za... Axdrą.
Niemal pusty, zapomniany nagrobek, pamiątka na ziemi, podczas gdy prochy latają gdzieś po kosmosie. Odepchnęła bolącą myśl. Była w tym dobra.
Głos Vernila ponownie wyrwał Ósemkę z zamyślenia. Coś w jego postawie zdradzało irytację, za lata obserwacji rówieśników upewniły ją, że chłopak jest rozdrażniony. Kadet machał słoikiem nad główką Mai, dając jej propozycje nie do odrzucenia. Nie tylko on miał dość. Vivian dostała niedobrego przeczucia, że sama niedługo coś rozwali na sali treningowej – ale ze złości na samą siebie.
Podeszła o krok bliżej, zastanawiając się jak dziewczynka zareaguje na jego słowa. Ona w tym wieku pewnie palnęłaby czymś niewybrednym, ale mała wygląda zbyt niewinnie jak na to.
Kimkolwiek był jej ojciec, pewnie dostanie solidną reprymendę za pozostawienie tu dziecka. W najłagodniejszym przypadku będzie musiał odkupić zapasy, bo większość półek świeciła w oczy pustkami. Często trudno jest przewidzieć czy mała, nieopatrzna akcja, może zaprowadzić do czegoś większego.
Re: Magazyn
Wto Mar 05, 2013 10:07 pm
- Ale Tatuś powiedział, że mam się stąd nie ruszać i że sam po mnie przyjdzie - rzekła Maia z nieco smutną minką.
Po chwili skakała jak najwyżej tylko potrafiła, próbując dosięgnąć słoik trzymany przez Vernila. Niestety, była bardzo niska i jej próby na nic się zdały. Coraz bardziej czerwona na twarzy piszczała:
- Oddaj! Oddaj! ODDAWAJ! - wydarła się na końcu.
Nastąpiła niewielka eksplozja. Młodego kadeta odrzuciło nieco do tyłu, popękały najbliższe artykuły pospadały z szafek. Gdy już sytuacja się uspokoiła, można było dostrzec małą, ale strasznie wściekłą dziewczynkę. Jej ciało spowite było delikatną, czerwoną poświatą.
- Nigdy nie stawaj pomiędzy mną a żarciem - wysapała z błyskiem w oczach.
Rozejrzała się po spiżarni. Tuż niedaleko niej stała kolejna szafka, na której od góry do dołu piętrzyły się słoiki z najróżniejszą zawartością. Chwyciła tyle ile potrafiła i zaczęła rzucać nimi w stronę dwójki kadetów. Po "wykorzystaniu" wszystkich zabrała się za butelki z napojami, a po nich poszły w ruch ciężkie kartony.
OCC:
No to teraz opiszcie ładnie jak w najróżniejszy sposób unikacie latającego żarcia i picia. Oczywiście kilku nie udaje się ominąć i trafiają w Was. Zawartość dowolna.
Po chwili skakała jak najwyżej tylko potrafiła, próbując dosięgnąć słoik trzymany przez Vernila. Niestety, była bardzo niska i jej próby na nic się zdały. Coraz bardziej czerwona na twarzy piszczała:
- Oddaj! Oddaj! ODDAWAJ! - wydarła się na końcu.
Nastąpiła niewielka eksplozja. Młodego kadeta odrzuciło nieco do tyłu, popękały najbliższe artykuły pospadały z szafek. Gdy już sytuacja się uspokoiła, można było dostrzec małą, ale strasznie wściekłą dziewczynkę. Jej ciało spowite było delikatną, czerwoną poświatą.
- Nigdy nie stawaj pomiędzy mną a żarciem - wysapała z błyskiem w oczach.
Rozejrzała się po spiżarni. Tuż niedaleko niej stała kolejna szafka, na której od góry do dołu piętrzyły się słoiki z najróżniejszą zawartością. Chwyciła tyle ile potrafiła i zaczęła rzucać nimi w stronę dwójki kadetów. Po "wykorzystaniu" wszystkich zabrała się za butelki z napojami, a po nich poszły w ruch ciężkie kartony.
OCC:
No to teraz opiszcie ładnie jak w najróżniejszy sposób unikacie latającego żarcia i picia. Oczywiście kilku nie udaje się ominąć i trafiają w Was. Zawartość dowolna.
Re: Magazyn
Sro Mar 06, 2013 12:49 pm
Ósemka stała za chłopakiem, który rozmawiał z Maią. Ich dialog wkroczył wreszcie w finalny etap. Venril dał dziewczynkę nie do odrzucenia. Miał nadzieje, że mała łakomczuszka zgodzi się by odprowadzić ją do jej tatusia, jednak po raz kolejny zanegowała tę propozycję. Zaczęła skakać coraz to wyżej i wyżej by dosięgnąć jedzenie trzymane w ręku Vernila. Jednak coś stanęło na drodze mianowicie jej wzrost. Była niska a po wysokich skokach można było wnioskować, że nie umie latać a ta zdolność umożliwiłaby jej sięgnięcie jedzenia. Jej twarz zaczęła zmieniać kolor na jasnoróżowy, który później przerodził się w purpurę, która zaczęła wydostawać się z całego jej ciała tworząc poświatę. Nagle wykrzyczała groźbę mówiącą a stawaniu jej na drodze i eksplozja, która odrzuciła Brązowookiego chłopca kawałek w tył. Spojrzał w tył na Ósemkę i stanął idealnie przed nią by, Maia nie rzuciła się na towarzyszkę. Zrobiła coś innego. Z dużą szybkością sięgnęła po słoiki by zacząć nimi ciskać w kierunku Halfa. Pierwszy pocisk Vernil złapał. Była to jakaś puszka, która szybko wypadłą bu z ręki na skutek obrażeń spowodowanych jakimś słoikiem, który wbił bu się w brzuch. Obie rzeczy upadły na ziemie rozpadając się na drobne kawałki i powodując plamę jedzenia z ogórków i jakieś brązowej papki. Chłopak zasłaniając twarz dwoma rękoma spojrzał na Ósemce. Nic jej nie było. Kolejne uderzenie. Słoik rozbił się na rękach Brązowookiego powodując kilka rozcięć na kombinezonie oraz powierzchowne rany cięte na skórze, ból, oraz plamy jakiś grzybków i zalewy, w której były chowane. Coś w nim pękło. Ręce wystawił przed siebie łapiąc kolejny słoik, który leciał w jego stronę. Jego mina zmieniła się na nieco groźniejszą a to, co złapał cisnął w ścianę, która była daleko, daleko za Maią. Ruszył w jej stronę. Przeskoczył dziewczynkę by stać za nią. Amunicja małej Saiyanki skończyła się. Gdy chciała sięgnąć po coś nowego napotkała opór w postaci rąk Brązowookiego, które z dużą siłą chwyciły dziewczynkę za nadgarstki uniemożliwiając ich jakikolwiek ruch. Mógł je wykręcić jednak nie chciał robić krzywdy małej słabej dziewczynce. Spojrzał na Ósemkę. Nic jej nie było, nawet plamy na jej kombinezonie jedynie plama przed nią, która powstała na skutek kilu rzeczy, które spadły na podłogę odbijając się od ciała młodego kadeta. Dziewczynka szarpała się a twarz młodego chłopaka cały czas przedstawiała zdenerwowanie.
- Uspokój się dziewczynko!! Ósemko weź ją jakoś uspokój, jeśli możesz.-wykrzyczał pierwsze słowa w kierunku Mai. Później spojrzał na swoją towarzyszkę prosząc ją o pomoc. Chciał, aby to wszystko się skończyło. Gdy Maia zaczynała się wiercić to Brązowooki zaczynał bardziej ściskać jej nadgarstki. W jego głowie zaczęła się kłębić myśl, aby ogłuszyć małą dziewczynkę- córkę jakiegoś wspaniałego wojownika, który wpuścił swoje dziecko do spiżarni by się najadło… Dałoby to parze kadetów dwie rzeczy. Chwilowy spokój i szanse na spokojne przeanalizowanie sytuacji i obmyślenie, co dalej robimy z tym fantem. No i druga strona medalu… jeśli dziewczynka pamiętałaby, co się stało mógłby i powiedziałaby to swojemu tacie oboje mogliby mieć ostro przerąbane. Chłopak rozejrzał się po pomieszczeniu a jego wzrok spotkał idącą w jego stronę Ósemkę. Jego myśli na chwile odpłynęły... Rozkojarzył się zapomniał o dziecku które trzyma bo skupił się na swojej partnerce.. ciut za bardzo i na tyle by Mała Saiyanka mogła wyrwać się z uścisków Kadeta i ruszyć w kierunku Vivian.
OCC: Post treningowy
- Uspokój się dziewczynko!! Ósemko weź ją jakoś uspokój, jeśli możesz.-wykrzyczał pierwsze słowa w kierunku Mai. Później spojrzał na swoją towarzyszkę prosząc ją o pomoc. Chciał, aby to wszystko się skończyło. Gdy Maia zaczynała się wiercić to Brązowooki zaczynał bardziej ściskać jej nadgarstki. W jego głowie zaczęła się kłębić myśl, aby ogłuszyć małą dziewczynkę- córkę jakiegoś wspaniałego wojownika, który wpuścił swoje dziecko do spiżarni by się najadło… Dałoby to parze kadetów dwie rzeczy. Chwilowy spokój i szanse na spokojne przeanalizowanie sytuacji i obmyślenie, co dalej robimy z tym fantem. No i druga strona medalu… jeśli dziewczynka pamiętałaby, co się stało mógłby i powiedziałaby to swojemu tacie oboje mogliby mieć ostro przerąbane. Chłopak rozejrzał się po pomieszczeniu a jego wzrok spotkał idącą w jego stronę Ósemkę. Jego myśli na chwile odpłynęły... Rozkojarzył się zapomniał o dziecku które trzyma bo skupił się na swojej partnerce.. ciut za bardzo i na tyle by Mała Saiyanka mogła wyrwać się z uścisków Kadeta i ruszyć w kierunku Vivian.
OCC: Post treningowy
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Magazyn
Sro Mar 06, 2013 7:59 pm
Zaczęło się niewinnie. Ósemka wiedziała, że bez małego szantażu się nie obejdzie. Dzieci potrafiły być irytująco uparte, sama była niezłym przykładem. Nic jednak nie zapowiadało raptownego obrotu spraw. Vernil machał słoikiem nad głową dziewczynki, a ta piszcząc podskakiwała coraz wyżej. Z każdą próbą jej twarz robiła się coraz czerwieńsza, niby mocno dojrzała wiśnia. Wyglądała zwyczajnie – o ile można tak powiedzieć o zezłoszczonej smarkuli.
Znów coś zaniepokoiło Vivian, ale tym razem zignorowała przeczucie. Miała dość mącących jej w głowie myśli.
Nagle krzyk jaki wydobył się z gardła Mai przeciął powietrze.
Dziewczynę szarpnęło w tył. Niewidzialna siła pchnęła ją, tak, że o dwa metry zwiększyła dystans od dziecka. Zachwiała się, ale niewyjaśnionym cudem zdołała złapać równowagę i nie runąć na twarz. Podnosząc wzrok spodziewała się ujrzeć zdenerwowaną Maię, a zobaczyła dziewczynkę wkurzoną do granic możliwości. Ba, krwistoczerwony blask zdawał się spowijać jej ciało. Z miłej, drobnej buzi nie zostało nic, patrzył na nich złośliwy chochlik z mordem w oczach.
- Nie cierpię, gdy mam rację. – Burknęła nieświadomie pod nosem.
Halfka w jakiś niepojęty, głupi sposób odczuła ulgę. Nie jest przewrażliwiona, niepokój tkwiący pod skórą jak dokuczliwa drzazga, był w pełni uzasadniony. Wyczuła jaki diabełek jest z tej małej. Zaraz potem zaprzestała samo-gratulacji, by znów się zganić w myślach. ~Może i wrażenie, że coś było nie tak, miało rację bytu. Może i nie jesteś histeryczką. Może. Celebrowanie zostaw na później, jeśli nie chcesz zginąć marnie!~ W tej chwili słoik przeleciał jej koło ucha.
Maia miała niezłe oko. Ósemce z największą trudnością przyszło unikanie rzucany w nią przedmiotów. Vernil starał się jak mógł by pomóc, ale też się jej oberwało, głownie paczkami makaronu, który posypał się dookoła niby żółty grad. Plamy pochodziły głównie od opakowań roztrzaskanych o podłogę. Podłoga mieniła się od różnobarwnych płynów.
- Co mam robić? – Zastanowiła się głośno. Vernil krzyczał by uspokoiła szamoczącą się dziewczynkę. Łatwiej powiedzieć niż zrobić, bowiem Vivian nie miała bladego pojęcia jak zareagować.
I oto obiekt ich kłopotów wyrwał się z uścisku chłopaka i skoczył ku halfce. Nie rzucił się jej do gardła, ale ku kolejne półce, z dala od zasięgu kadetów. Mamrocząc pod nosem Maia znalazła sobie nowy zestaw amunicji i nie omieszkała go od razu wypróbować.
Przypominało to chorą grę w zbijaka. Dziewczynka z niewiarygodną siłą rzucała pociskami w dwójkę kadetów, a oni robili uniki. To znaczy, Ósemka próbowała unikać…
Na początku szło jej dobrze. Umykała przed słojami, które niebezpiecznie blisko przelatywały jej głowy oraz masą innego jedzenia. Musiała kucać w odpowiednich momentach, gwałtownie podrygiwać czy nawet wykonać parodię baletowego piruetu, byleby nie oberwać metalową puszką w brzuch. Miała na ubraniu trochę plam, ale nie wyglądała aż tak strasznie.
Passa szybko się skończyła. I tak dostała w głowę butelką jagodowego soku. Szczęśliwe zamknęła oczy, ale odpryski szkła zadrapały jej czoło i nos, a fioletowy płyn zabarwił włosy. W połączeniu z naturalnym kolorem włosów, Vivian miała teraz fiołkową strzechę. Sok zalał szyję i dekolt, poplamił nowy strój. Zaklęła w duchu. Szybko otarła rękawem twarz, która również przybrała radosny kolor jagód.
Niedługo potem zamrożone na kość kotlety ubrudziły jej kurtkę. Kurtkę, którą dostała od Axdry, którą specjalnie dla niej przywiózł ze swojej misji na Ziemi. Vivian poczuła się dotknięta… W końcu to jej skarb, jedyna pamiątka.
Ruchy dziewczyny jakby przyśpieszyły. Podskoczyła na zwalonej półce, robiąc krzywą gwiazdę, próbując zbliżyć się do Mai. Oberwała konserwą w kostkę, ale nawet się nie skrzywiła, gdy kolejny pocisk trafił ją w nogę. Miała nadzieję zajść małą od tyłu…
Tutaj Ósemka szczerze się przeliczyła, bo wściekła dziewczynka sięgnęła po kartony. Wypełnione po brzegi pudła uleciały w powietrze niby stado drapieżnych ptaków. Dziewczyna wskoczyła na pierwszy pocisk, padła plackiem na ziemię przed drugim. By uniknąć spotkania z trzecim przetoczyła się po brudnej podłodze, a czwarty nabił jej guza. Dziewczyna po prostu czuła, jak kurtka się lepi… Pranie jej nie ominie.
Zbijak przybierał coraz gorszy obrót, a Vivian nie miała okazji zerknąć jak radzi sobie Vernil. Maia z niesamowitym wciąż zapałem rzucała to nowe rzeczy. Jedyną pociechą było to, że niedługo będą musiały się jej skończyć zapasy. W końcu ponad połowę zjadła.
OOC ---> Początek treningu
Znów coś zaniepokoiło Vivian, ale tym razem zignorowała przeczucie. Miała dość mącących jej w głowie myśli.
Nagle krzyk jaki wydobył się z gardła Mai przeciął powietrze.
Dziewczynę szarpnęło w tył. Niewidzialna siła pchnęła ją, tak, że o dwa metry zwiększyła dystans od dziecka. Zachwiała się, ale niewyjaśnionym cudem zdołała złapać równowagę i nie runąć na twarz. Podnosząc wzrok spodziewała się ujrzeć zdenerwowaną Maię, a zobaczyła dziewczynkę wkurzoną do granic możliwości. Ba, krwistoczerwony blask zdawał się spowijać jej ciało. Z miłej, drobnej buzi nie zostało nic, patrzył na nich złośliwy chochlik z mordem w oczach.
- Nie cierpię, gdy mam rację. – Burknęła nieświadomie pod nosem.
Halfka w jakiś niepojęty, głupi sposób odczuła ulgę. Nie jest przewrażliwiona, niepokój tkwiący pod skórą jak dokuczliwa drzazga, był w pełni uzasadniony. Wyczuła jaki diabełek jest z tej małej. Zaraz potem zaprzestała samo-gratulacji, by znów się zganić w myślach. ~Może i wrażenie, że coś było nie tak, miało rację bytu. Może i nie jesteś histeryczką. Może. Celebrowanie zostaw na później, jeśli nie chcesz zginąć marnie!~ W tej chwili słoik przeleciał jej koło ucha.
Maia miała niezłe oko. Ósemce z największą trudnością przyszło unikanie rzucany w nią przedmiotów. Vernil starał się jak mógł by pomóc, ale też się jej oberwało, głownie paczkami makaronu, który posypał się dookoła niby żółty grad. Plamy pochodziły głównie od opakowań roztrzaskanych o podłogę. Podłoga mieniła się od różnobarwnych płynów.
- Co mam robić? – Zastanowiła się głośno. Vernil krzyczał by uspokoiła szamoczącą się dziewczynkę. Łatwiej powiedzieć niż zrobić, bowiem Vivian nie miała bladego pojęcia jak zareagować.
I oto obiekt ich kłopotów wyrwał się z uścisku chłopaka i skoczył ku halfce. Nie rzucił się jej do gardła, ale ku kolejne półce, z dala od zasięgu kadetów. Mamrocząc pod nosem Maia znalazła sobie nowy zestaw amunicji i nie omieszkała go od razu wypróbować.
Przypominało to chorą grę w zbijaka. Dziewczynka z niewiarygodną siłą rzucała pociskami w dwójkę kadetów, a oni robili uniki. To znaczy, Ósemka próbowała unikać…
Na początku szło jej dobrze. Umykała przed słojami, które niebezpiecznie blisko przelatywały jej głowy oraz masą innego jedzenia. Musiała kucać w odpowiednich momentach, gwałtownie podrygiwać czy nawet wykonać parodię baletowego piruetu, byleby nie oberwać metalową puszką w brzuch. Miała na ubraniu trochę plam, ale nie wyglądała aż tak strasznie.
Passa szybko się skończyła. I tak dostała w głowę butelką jagodowego soku. Szczęśliwe zamknęła oczy, ale odpryski szkła zadrapały jej czoło i nos, a fioletowy płyn zabarwił włosy. W połączeniu z naturalnym kolorem włosów, Vivian miała teraz fiołkową strzechę. Sok zalał szyję i dekolt, poplamił nowy strój. Zaklęła w duchu. Szybko otarła rękawem twarz, która również przybrała radosny kolor jagód.
Niedługo potem zamrożone na kość kotlety ubrudziły jej kurtkę. Kurtkę, którą dostała od Axdry, którą specjalnie dla niej przywiózł ze swojej misji na Ziemi. Vivian poczuła się dotknięta… W końcu to jej skarb, jedyna pamiątka.
Ruchy dziewczyny jakby przyśpieszyły. Podskoczyła na zwalonej półce, robiąc krzywą gwiazdę, próbując zbliżyć się do Mai. Oberwała konserwą w kostkę, ale nawet się nie skrzywiła, gdy kolejny pocisk trafił ją w nogę. Miała nadzieję zajść małą od tyłu…
Tutaj Ósemka szczerze się przeliczyła, bo wściekła dziewczynka sięgnęła po kartony. Wypełnione po brzegi pudła uleciały w powietrze niby stado drapieżnych ptaków. Dziewczyna wskoczyła na pierwszy pocisk, padła plackiem na ziemię przed drugim. By uniknąć spotkania z trzecim przetoczyła się po brudnej podłodze, a czwarty nabił jej guza. Dziewczyna po prostu czuła, jak kurtka się lepi… Pranie jej nie ominie.
Zbijak przybierał coraz gorszy obrót, a Vivian nie miała okazji zerknąć jak radzi sobie Vernil. Maia z niesamowitym wciąż zapałem rzucała to nowe rzeczy. Jedyną pociechą było to, że niedługo będą musiały się jej skończyć zapasy. W końcu ponad połowę zjadła.
OOC ---> Początek treningu
Re: Magazyn
Czw Mar 07, 2013 10:31 pm
Vernił nie wytrzymał zbyt długo. Maia powierciła się trochę, po czym wyswobodziła z jego uścisku. Wściekła jak osa za tę próbę, uwolniła energię, przez co dwójka kadetów wylądowała na przeciwległej ścianie. Dziewczynka rozejrzała się. W pobliżu jej nie było już niczego, czym mogła by rzucać. Obejrzała się za siebie i spostrzegła jakieś drzwi. Niewiele się zastanawiając, podeszła do nich, silnym kopniakiem wyważyła i weszła do pomieszczenia. Przez chwilę było słychać tylko jakieś szczękanie i metaliczne dźwięki, po czym Maia znowu pojawiła się w polu widzenia Vivian i Vernil'a. Przytachała ze sobą chyba całą zastawę stołową. Garnki, miski, kubki i (o zgrozo) ostre noże i widelce poszybowały w stronę nielubianych już przez nią młodych Saiyan. Słoiki, kartony czy pudła - to było nic w porównaniu z horrorem który teraz rozgrywał się w spiżarni. Jedyną dobrą stroną, był fakt, iż dziewczynka nieco się zmęczyła i przedmioty leciały z nieco mniejszą prędkością, były więc łatwiejsze do uniknięcia.
OCC:
No to podwyższamy poprzeczkę. Akurat trafił Wam się zestaw wykonany ze szkła, toteż trafienie się skutkuje nieprzyjemnymi rozcięciami na skórze. A noże i widelce dodatkowo ubarwiają sytuację
OCC:
No to podwyższamy poprzeczkę. Akurat trafił Wam się zestaw wykonany ze szkła, toteż trafienie się skutkuje nieprzyjemnymi rozcięciami na skórze. A noże i widelce dodatkowo ubarwiają sytuację
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Magazyn
Pią Mar 08, 2013 10:31 pm
Vivian skakała jak nakręcony pajac. W górę, na boki, między przelatującymi obiektami. Mogła poszczycić się czymś na kształt salta, którym uniknęła pogiętej konserwy. Kilka razy schylała się tak bardzo, że coś skrzypiało jej w kręgosłupie i stawach.
W końcu półki opustoszały i zdawało się, że dwójka kadetów wyjdzie zwycięsko z tej potyczki.
Ale Maia nie dawała za wygraną. Mieli ledwie moment na złapanie oddechu, gdy znikła za drzwiami. Ósemka posłała Vernilowi podejrzliwe spojrzenie, w miarę jak trzaski się wzmagały. Zaraz wyskoczyła do nich dziewczynka, uzbrojona w piękny zestaw kuchennej zastawy oraz komplety sztućców.
W ruch najpierw poszły garnki i patelnie. Ciężkie, nawet jak dla małej saiyanki, leciały więc wolniej, ale nie sprawiło to, że zderzenia bolały mniej. Ósemka zarobiła drugiego guza na czole, po bliskim kontakcie z uchwytem brytfanny. Oczy aż zaszły jej łzami, bo uderzenie zamazało na chwilę obraz. Przeklęła w duchu swoje szczęście, które postawiło na jej drodze wściekłego dzieciaka w wojskowej spiżarce.
Czy tak wygląda zwyczajny dzień kadeta? Zamiast morderczych ćwiczeń na sali tkwi w piwnicy, bombardowana zastawą. Axdra za bardzo jej nie wdrażał w ciemne strony życia w Akademii. Jeśli tak ma być co dzień…
~Może to i dobrze?~ Nawiedziła ją chora myśl.
Kiedy przecierała powieki, rozmazując przy okazji resztki soku, wielka żeliwna miska trafiła ją w brzuch. Sapnęła ciężko, przez co nie zdążyła odskoczyć gdy drugie naczynie – tym razem szklane, poszybowało w jej stronę. Odruchowo uniosła ramiona, zasłaniając twarz. Miska pękła z malowniczym trzaskiem, posyłając na wszystkie strony raniące odpryski.
~A może i nie.~
Skóra kurtki Vivan była gruba, coś takiego zdołało ją tylko zarysować. Niestety, kawałki szkła podrapały wierzch obu dłoni, a także twarz. Do i tak pociętych policzków, dołączyła kolekcja czerwonych kresek na brodzie, czole, szyi, nawet powiekach. Szczęśliwie nic nie wbiło się w oczy, jednak Ósemka powstrzymywała syknięcia bólu. Kilka kropel krwi zebrało się na brodzie, otarła je zdecydowanie i podniosła wzrok.
- Maia, proszę, odłóż to.– Powiedziała stanowczo, z trudem nadając barwie głosu spokojny ton.
Dziewczynka bowiem trzymała w rękach noże, których krawędzie błyszczały bardzo, wręcz prowokacyjnie ostro.
Zaczęła rzucać nimi w kierunku ruchomych celów, za jakie uznała Vernila i Vivian. Kadeci w dalszym ciągu byli zmuszeni do tańca. W bok, w dół, lewo, prawo. Ani na sekundę, nie można było się zatrzymać, by nie ryzykować zacięciem. Ruchy były szybkie, instynktowne, często nieświadome. Upiorny trening na refleks, jakby nie patrząc. Skok, obrót, skok, pochylenie połowy ciała by uniknąć noża, stanie na jednej nodze, byleby nie dostać szpikulcem do mięsa…
Mięśnie napinały się gwałtownie. Vivian musiała się skupić na unikaniu noży, ale nie tylko one były tutaj wrogiem. Śliska podłoga kazała jej trzymać się na baczności podczas skoków, a ograniczona przestrzeń czyniła uniki procesem jeszcze bardziej skomplikowanym. Dziewczyna była zmuszona wykonać skłon i gwałtownie wybić się, by uniknąć nisko rzuconego noża, by potem poślizgnąć się na ziemi. Poderwała się nagle, unikając kolejnych pocisków. Ponadprogramowe ćwiczenia prędzej czy później poskutkują zakwasami. Nie było na razie co tego roztrząsać, gdy jest się na celowniku wściekłego dziecka, uzbrojonego w dodatku.
Maia przeszła samą siebie, rzucając na raz czterema nożami. Vivian akurat stała w kozim rogu, nie mając szans na ucieczkę. Zrobiła wielkie oczy, ale nie chcąc zostać podziurawioną odwróciła się i ślizgiem przeleciała pod najbliższą półką. Ostrza wbiły się w drewno.
Ósemka zaczęła się denerwować. Nie dość, że smarkula zamierza ich żywcem nadziać na rożen, to całkiem, możliwe, że wcześniej się wykrwawią. Ładny tasak wbity tuż koło głowy dziewczyny, odciął jej kosmyk fiołkowych włosów.
Zastanawiał się co zrobić w tej sytuacji, jak uspokoić dziewczynkę. Jeśli halfka zrobiła coś głupiego, zwykle bała się Axdry, który potrafił złoić jej skórę za każdy przejaw kretynizmu. Był dla niej pewnym autorytetem, a dla Mai, taką postacią jest…
Zaraz, była przecież oddzielona półką od bałaganu tworzonego przez dziewczynkę. Nie zastanawiając się ruszyła biegiem wzdłuż meblościanki, wyskakując z drugiej strony.
Wybiegła zza półki, uchylając się od razu przed kolejną, ale i nie ostatnią, serią pocisków. Maia musiała słyszeć, albo po prostu trafnie zgadła, skąd wyskoczy Vivian. Kadeci rozstawieni byli teraz naprzeciw siebie, podczas gdy dziewczynka stała między nimi. Mała nie ustępowała, rzucając w obie strony tym co wpadło w jej ręce. Rzuty były znacznie słabsze od pierwszych, dziewczynka musiała być już zmęczona. To jednak nie przeszkadzało w dalszym miotaniu. Ten sam rytm – podskok, obrót, w lewo… Ciało zaczynało powoli upominać się o przerwę, ale Vivian zignorowała szczypanie mięśni. Musiała zbliżyć się na tyle, by Maia usłyszała ją wyraźnie.
Dziewczyna wcześniej lubiła o sobie myśleć, że jest raczej zwinna i szybka. Teraz, gdy na ciele czuła kwitnące sińce, zaczynała szczerze w to wątpić. Mimo to, robiła co mogła, by nie zginąć śmiercią tragiczną w spiżarni Akademii.
Fikołkiem znalazła się niebezpiecznie blisko dziewczynki. Maia sięgała po nową broń, mierząc w kierunku Vernila. W ten sposób Ósemka miała sposobność by stanąć dwa metry za nią. Musiało to wyglądać komicznie, kadetka z fioletową plamą na głowie, czerwoną od zadrapań twarzą tkwi nad zdenerwowaną dziewczynką.
- Maia! Co ty robisz? – Powiedziała szybko, ale z pełną powagą. – Tata kazał ci tu tylko poczekać, a czy mówił, że możesz coś zjeść? Jeśli nie, myślę, że będzie strasznie zły! – Zaakcentowała ostanie słowo może nazbyt mocno.
Kończąc krótką przemowę, Vivian odskoczyła w tył, zastanawiając się, jaki osiągnie skutek. Pozwoliła sobie na głębszy oddech i uspokojenie emocji. Gdyby ojciec pozwolił Mai ogołocić spiżarnię, tańca byłyby ciąg dalszy… Chociaż zastawa się już kończy. Adrenalina wciąż buzowała w jej krwi, jeśli znów coś poszybuje w ich stronę, trzeba będzie się pomęczyć.
OOC ---> Koniec treningu
- 15HP za te wszystkie sińce, zadrapania i guzy
W końcu półki opustoszały i zdawało się, że dwójka kadetów wyjdzie zwycięsko z tej potyczki.
Ale Maia nie dawała za wygraną. Mieli ledwie moment na złapanie oddechu, gdy znikła za drzwiami. Ósemka posłała Vernilowi podejrzliwe spojrzenie, w miarę jak trzaski się wzmagały. Zaraz wyskoczyła do nich dziewczynka, uzbrojona w piękny zestaw kuchennej zastawy oraz komplety sztućców.
W ruch najpierw poszły garnki i patelnie. Ciężkie, nawet jak dla małej saiyanki, leciały więc wolniej, ale nie sprawiło to, że zderzenia bolały mniej. Ósemka zarobiła drugiego guza na czole, po bliskim kontakcie z uchwytem brytfanny. Oczy aż zaszły jej łzami, bo uderzenie zamazało na chwilę obraz. Przeklęła w duchu swoje szczęście, które postawiło na jej drodze wściekłego dzieciaka w wojskowej spiżarce.
Czy tak wygląda zwyczajny dzień kadeta? Zamiast morderczych ćwiczeń na sali tkwi w piwnicy, bombardowana zastawą. Axdra za bardzo jej nie wdrażał w ciemne strony życia w Akademii. Jeśli tak ma być co dzień…
~Może to i dobrze?~ Nawiedziła ją chora myśl.
Kiedy przecierała powieki, rozmazując przy okazji resztki soku, wielka żeliwna miska trafiła ją w brzuch. Sapnęła ciężko, przez co nie zdążyła odskoczyć gdy drugie naczynie – tym razem szklane, poszybowało w jej stronę. Odruchowo uniosła ramiona, zasłaniając twarz. Miska pękła z malowniczym trzaskiem, posyłając na wszystkie strony raniące odpryski.
~A może i nie.~
Skóra kurtki Vivan była gruba, coś takiego zdołało ją tylko zarysować. Niestety, kawałki szkła podrapały wierzch obu dłoni, a także twarz. Do i tak pociętych policzków, dołączyła kolekcja czerwonych kresek na brodzie, czole, szyi, nawet powiekach. Szczęśliwie nic nie wbiło się w oczy, jednak Ósemka powstrzymywała syknięcia bólu. Kilka kropel krwi zebrało się na brodzie, otarła je zdecydowanie i podniosła wzrok.
- Maia, proszę, odłóż to.– Powiedziała stanowczo, z trudem nadając barwie głosu spokojny ton.
Dziewczynka bowiem trzymała w rękach noże, których krawędzie błyszczały bardzo, wręcz prowokacyjnie ostro.
Zaczęła rzucać nimi w kierunku ruchomych celów, za jakie uznała Vernila i Vivian. Kadeci w dalszym ciągu byli zmuszeni do tańca. W bok, w dół, lewo, prawo. Ani na sekundę, nie można było się zatrzymać, by nie ryzykować zacięciem. Ruchy były szybkie, instynktowne, często nieświadome. Upiorny trening na refleks, jakby nie patrząc. Skok, obrót, skok, pochylenie połowy ciała by uniknąć noża, stanie na jednej nodze, byleby nie dostać szpikulcem do mięsa…
Mięśnie napinały się gwałtownie. Vivian musiała się skupić na unikaniu noży, ale nie tylko one były tutaj wrogiem. Śliska podłoga kazała jej trzymać się na baczności podczas skoków, a ograniczona przestrzeń czyniła uniki procesem jeszcze bardziej skomplikowanym. Dziewczyna była zmuszona wykonać skłon i gwałtownie wybić się, by uniknąć nisko rzuconego noża, by potem poślizgnąć się na ziemi. Poderwała się nagle, unikając kolejnych pocisków. Ponadprogramowe ćwiczenia prędzej czy później poskutkują zakwasami. Nie było na razie co tego roztrząsać, gdy jest się na celowniku wściekłego dziecka, uzbrojonego w dodatku.
Maia przeszła samą siebie, rzucając na raz czterema nożami. Vivian akurat stała w kozim rogu, nie mając szans na ucieczkę. Zrobiła wielkie oczy, ale nie chcąc zostać podziurawioną odwróciła się i ślizgiem przeleciała pod najbliższą półką. Ostrza wbiły się w drewno.
Ósemka zaczęła się denerwować. Nie dość, że smarkula zamierza ich żywcem nadziać na rożen, to całkiem, możliwe, że wcześniej się wykrwawią. Ładny tasak wbity tuż koło głowy dziewczyny, odciął jej kosmyk fiołkowych włosów.
Zastanawiał się co zrobić w tej sytuacji, jak uspokoić dziewczynkę. Jeśli halfka zrobiła coś głupiego, zwykle bała się Axdry, który potrafił złoić jej skórę za każdy przejaw kretynizmu. Był dla niej pewnym autorytetem, a dla Mai, taką postacią jest…
Zaraz, była przecież oddzielona półką od bałaganu tworzonego przez dziewczynkę. Nie zastanawiając się ruszyła biegiem wzdłuż meblościanki, wyskakując z drugiej strony.
Wybiegła zza półki, uchylając się od razu przed kolejną, ale i nie ostatnią, serią pocisków. Maia musiała słyszeć, albo po prostu trafnie zgadła, skąd wyskoczy Vivian. Kadeci rozstawieni byli teraz naprzeciw siebie, podczas gdy dziewczynka stała między nimi. Mała nie ustępowała, rzucając w obie strony tym co wpadło w jej ręce. Rzuty były znacznie słabsze od pierwszych, dziewczynka musiała być już zmęczona. To jednak nie przeszkadzało w dalszym miotaniu. Ten sam rytm – podskok, obrót, w lewo… Ciało zaczynało powoli upominać się o przerwę, ale Vivian zignorowała szczypanie mięśni. Musiała zbliżyć się na tyle, by Maia usłyszała ją wyraźnie.
Dziewczyna wcześniej lubiła o sobie myśleć, że jest raczej zwinna i szybka. Teraz, gdy na ciele czuła kwitnące sińce, zaczynała szczerze w to wątpić. Mimo to, robiła co mogła, by nie zginąć śmiercią tragiczną w spiżarni Akademii.
Fikołkiem znalazła się niebezpiecznie blisko dziewczynki. Maia sięgała po nową broń, mierząc w kierunku Vernila. W ten sposób Ósemka miała sposobność by stanąć dwa metry za nią. Musiało to wyglądać komicznie, kadetka z fioletową plamą na głowie, czerwoną od zadrapań twarzą tkwi nad zdenerwowaną dziewczynką.
- Maia! Co ty robisz? – Powiedziała szybko, ale z pełną powagą. – Tata kazał ci tu tylko poczekać, a czy mówił, że możesz coś zjeść? Jeśli nie, myślę, że będzie strasznie zły! – Zaakcentowała ostanie słowo może nazbyt mocno.
Kończąc krótką przemowę, Vivian odskoczyła w tył, zastanawiając się, jaki osiągnie skutek. Pozwoliła sobie na głębszy oddech i uspokojenie emocji. Gdyby ojciec pozwolił Mai ogołocić spiżarnię, tańca byłyby ciąg dalszy… Chociaż zastawa się już kończy. Adrenalina wciąż buzowała w jej krwi, jeśli znów coś poszybuje w ich stronę, trzeba będzie się pomęczyć.
OOC ---> Koniec treningu
- 15HP za te wszystkie sińce, zadrapania i guzy
Re: Magazyn
Nie Mar 10, 2013 7:02 pm
Mimo, że chłopak był dość zwinny to ruchy Vivian zrobiły na nim duże wrażenie. Unikała kolejnych puszek, słoików i innych rzeczy rzucanych przez Maię, z wielką gracją. Ósemka chciała szybkimi unikami w przód zbiły się do Mai, co niestety nie skutkowała za dobrze. Sam plan był genialny jednak mała „snajperka” trafiała, co jakiś czas w dwa ruchome cele, które rzucały się to w lewo to w prawo niczym osy wylatujące z ula po ówczesnym zdenerwowaniu ich.
Chwyt Vernila, mimo, że dość pewny i silny został przełamany a młoda dziewczynka wylądowała na przeciwległej ścianie. Jej aura nie opadała. Taa aura… Half posiadał coś podobnego w swoim repertuarze jednak poświata chłopaka mogła być przez niego kontrolowana i dawała mu dużego „kopa”. I jej kolor nie był czerwony tylko śnieżno biały. Miał jednak wrażenie, że furia, w którą wpadła młodociana dawała jej więcej sił niż transformacja Kadeta. Saiyanka była zła jak byk, którego rozjusza torreador szybkimi ruchami czerwonej płachty. Rozejrzała się dokoła. W jej było widać, ze jeszcze bardziej się denerwuje. Dlaczego? Półki były ogołocone nie było już niczego, czym mogłaby cisnąć w parę wojowników wysłanych tutaj na misje. Jej oczom jednak nie ukryły się drzwi, które były kilka metrów od niej. Ruszyła w ich kierunku niczym szarżujący nosorożec i wyważyła je silnym kopniakiem. Drewniane drzwi wypadły z zawisów i padły na ziemię. Maia przeszła po nich powodując liczne pęknięcia. Przynajmniej to było słychać. Dwójka Kadetów nie widziała poczynań Mai. Zanim zdążyli na siebie spojrzeć dziewczynka pojawiła się na horyzoncie. Uzbrojona w garnki, którymi zaczęła szybko i celnie rzucać w kierunku Halfów. Pierwsze pociski były skierowane w Vernila. Ten ominął je wyskakując w górę. Jednak dziewczynka jakby to przewidziała i posłała rondel nieco wyżej. Ten uderzył młodego wojownika w udo powodując ból zapewne szybkie zasinienie miejsca, w które trafiła wojowniczka. To spowodowało dekoncentracje chłopaka i spowodowało, iż nie przerodził skoku w lot. Upadł na ziemie, na nieszczęście jego nogi znalazły się na śliskiej plamie na posadzce powstałej z grzybków i jakiegoś mięsa. Poślizgnął się i upadł na wznak. Maia cisnęła w jego stronę jakąś filiżankę, która leciała niczym strzała wytrawnego łucznika wykierowana w głowę. Odruch bezwarunkowy zadziałał jednak perfekcyjnie. Vernil uniósł lewą rękę powodując, że to właśnie na niej rozbiła się porcelana i rozpadła na tysiące małych kawałeczków, które leciały na twarz chłopaka nie powodując jednak większych szkód. Gorzej było z ręką, na której część zastawy się zatrzymała. Pękając obiła nieco kość Vernila i pocięła skórę powodując, iż purpurowa ciecz wydostająca się z rany zaczęła kapać na ubrudzony jedzeniem kombinezon. Chłopak wstał najszybciej jak mógł i nim jeszcze stanął na równe nogi był zmuszony do wykonania piruetu gdyż w jego stronę już leciała metalowa pokrywka podkręcona niczym dysk oraz łyżka. Po pełnym obrocie zatrzymał się twarzą w kierunku dziewczynki. Spojrzał szybko na pociski, które leciały w kierunku Vivian. Ta też nie miała czasu na odpoczynek i skakała niczym pajac by unikać różnorakich przyrządów z kuchni. Chłopak w porę się ocknął gdyż w jego stronę leciał metalowy garnuszek. Płynnym ruchem odbił go wewnętrzną częścią dłoni. Chwila odpoczynku na szybki oddech i ku zdziwieniu Vernila dziewczynka zaczęła rzucać ostrymi niczym miecz samurajski nożami. Jeden z nich był szczególnie niebezpieczny, leciał szybko w kierunku chłopca, w którego żyłach płynie purpurowy płyn ziemianki, której nigdy nie poznał. W ręce zaczął tworzyć ki-blasta i rzucił go w kierunku noża, gdy ten był dwa metry od niego. Nie zniszczył części zastawy a zmienił jej tor lotu. Pędzące narzędzie, które miało zabić chłopaka uderzyło i wbiło się w opustoszałą półkę jeszcze niedawno zapełnioną konserwami. Szybki oddech. Młodzieniec pomyślał, że ki blasty będą genialnym pomysłem na odbijanie pocisków. Przypomniał mu się Krwistooki wojownik, który z dużą szybkością wyrzucał ze swoich dłoni masę kul energetycznych. Vernil nie miał czasu by uczyć zastanowić się jak opanować tą technikę jednak wyrzucał ze sowich rąk tyle ki-blastów ile mógł wytworzyć i rzucał je kierunku rzeczy rzucanych przez Maię. Spojrzał na swoją partnerkę. Ósemka unikając rzucanych z dużym impetem w jej stronę sztućców schowała się pod pusty już regał. Przeczołgała się pod półką i wyszła z drugiej strony. Biegła w równoległym korytarzu z szafek w kierunku dziewczynki. Na szczęście Maia była zbyt zajęta rzucaniem w Halfa różnymi rzeczami, które miała pod ręką i nie zauważyła, co robi Vivian. Plan Vernila, mimo, że prosty to działał. Skutecznie zmieniał tor lotu pocisków rzucanych z rąk małolaty swoimi ki-blastami. Używał minimum energii, tylko tyle, żeby zakrzywić kierunek części zastawy. Cało się usłyszeć, że co jakiś czas nóż wbija się w jakąś półkę albo jakaś łyżeczka upada na ziemię rozpuszczając po spiżarni metaliczny dźwięk. Rzut, zderzenie z ki-blatem. Zaczęło się to robić nieco monotonne. Vernil rozglądał się za swoją towarzyszką jednak nie mógł jej dostrzec. To go nieco wybiło z rytmu i prawie doprowadziło do bolesnego spotkania z bardzo ostrym nożem. Na szczęście zdążył odsunąć głowę a rozpędzone narzędzie przycięło tylko centymetr zarzuconych włosów. Chłopak wyobraził sobie, co stałoby się gdyby nie odsunął głowy. Dźwięk był przerażający. Ostro zakończona rzecz przecinała powietrze tworząc świst. Nic to. Chłopak lekko przerażony coraz bardziej i bardziej skupiał się na celnym rzuceniu kulkami z swoich dłoni. Wybuch, odbicie, trzask. Takie dźwięki panowały teraz w głowie chłopca urodzonego na ziemi. Nagle coś się poruszyło i pojawiło się za małą dziewczynką, która na chwile przestała rzucać w chłopaka zastawą, którą wyjęła z pomieszczenia obok. Vernil posłał w wyższą postać dwa ki-blasty zanim przyjrzał się twarzy owej osoby. Był to nikt inny jak Ósemka, jego towarzyszka w dzisiejszej misji, której miał za wszelką cenę bronić. Kulki energetyczne były bardzo słabe. Jedna trafiła w grzywkę Vivian powodując jej osmolenie i lekkie przypalenie końcówek. Druga zaś przeleciała nad prawym ramieniem Mai lekko zahaczając o bluzę Ósemki jednak nie powodując przy tym większych strat. Nim do jego mózgu dotarł impuls z wiadomością, że zranił swoją partnerkę w dłoniach stworzył kolejne ki-blasty jednak nie rzucał ich. Maia zaprzestała rzucać w jego stronę cokolwiek to i nie było, czego odbijać. Jednak ważniejszym pytaniem było, dlaczego przestała… Chłopak spojrzał na Vivian. Właśnie kończyła mówić. Najwidoczniej to lekko zdekoncentrowało małą dziewczynkę lub uspokoiło. Po chwili Halfka z fioletową plamą na włosach odskoczyła w tył. Mimo jej śmiesznego wyglądu Vernil nie uśmiechnął się. Twarz była poważna, nie drgała. Był skoncentrowany na ruchach Mai, która w każdym momencie mogła rzucić w niego czymś. W obu dłoniach cały czas były ki-blasty gotowe do rzutu. Dziewczynka nie ruszała się przez chwile a Vernil w tym czasie otworzył usta, z których wypłynęły słowa, które mimo jego poważnej miny były dość wesoło wypowiedziane.
-Przepraszam za te ki-blasty Ósemko-Po tych słowach jednak nie wytrzymał uśmiechnął się do dziewczyny i spojrzał na nią by po chwili to znów przerodziło się w kamienną twarz skupioną na córce silnego wojownika.
Occ:
Koniec treningu
Jak wyżej też niech będzie -15
Chwyt Vernila, mimo, że dość pewny i silny został przełamany a młoda dziewczynka wylądowała na przeciwległej ścianie. Jej aura nie opadała. Taa aura… Half posiadał coś podobnego w swoim repertuarze jednak poświata chłopaka mogła być przez niego kontrolowana i dawała mu dużego „kopa”. I jej kolor nie był czerwony tylko śnieżno biały. Miał jednak wrażenie, że furia, w którą wpadła młodociana dawała jej więcej sił niż transformacja Kadeta. Saiyanka była zła jak byk, którego rozjusza torreador szybkimi ruchami czerwonej płachty. Rozejrzała się dokoła. W jej było widać, ze jeszcze bardziej się denerwuje. Dlaczego? Półki były ogołocone nie było już niczego, czym mogłaby cisnąć w parę wojowników wysłanych tutaj na misje. Jej oczom jednak nie ukryły się drzwi, które były kilka metrów od niej. Ruszyła w ich kierunku niczym szarżujący nosorożec i wyważyła je silnym kopniakiem. Drewniane drzwi wypadły z zawisów i padły na ziemię. Maia przeszła po nich powodując liczne pęknięcia. Przynajmniej to było słychać. Dwójka Kadetów nie widziała poczynań Mai. Zanim zdążyli na siebie spojrzeć dziewczynka pojawiła się na horyzoncie. Uzbrojona w garnki, którymi zaczęła szybko i celnie rzucać w kierunku Halfów. Pierwsze pociski były skierowane w Vernila. Ten ominął je wyskakując w górę. Jednak dziewczynka jakby to przewidziała i posłała rondel nieco wyżej. Ten uderzył młodego wojownika w udo powodując ból zapewne szybkie zasinienie miejsca, w które trafiła wojowniczka. To spowodowało dekoncentracje chłopaka i spowodowało, iż nie przerodził skoku w lot. Upadł na ziemie, na nieszczęście jego nogi znalazły się na śliskiej plamie na posadzce powstałej z grzybków i jakiegoś mięsa. Poślizgnął się i upadł na wznak. Maia cisnęła w jego stronę jakąś filiżankę, która leciała niczym strzała wytrawnego łucznika wykierowana w głowę. Odruch bezwarunkowy zadziałał jednak perfekcyjnie. Vernil uniósł lewą rękę powodując, że to właśnie na niej rozbiła się porcelana i rozpadła na tysiące małych kawałeczków, które leciały na twarz chłopaka nie powodując jednak większych szkód. Gorzej było z ręką, na której część zastawy się zatrzymała. Pękając obiła nieco kość Vernila i pocięła skórę powodując, iż purpurowa ciecz wydostająca się z rany zaczęła kapać na ubrudzony jedzeniem kombinezon. Chłopak wstał najszybciej jak mógł i nim jeszcze stanął na równe nogi był zmuszony do wykonania piruetu gdyż w jego stronę już leciała metalowa pokrywka podkręcona niczym dysk oraz łyżka. Po pełnym obrocie zatrzymał się twarzą w kierunku dziewczynki. Spojrzał szybko na pociski, które leciały w kierunku Vivian. Ta też nie miała czasu na odpoczynek i skakała niczym pajac by unikać różnorakich przyrządów z kuchni. Chłopak w porę się ocknął gdyż w jego stronę leciał metalowy garnuszek. Płynnym ruchem odbił go wewnętrzną częścią dłoni. Chwila odpoczynku na szybki oddech i ku zdziwieniu Vernila dziewczynka zaczęła rzucać ostrymi niczym miecz samurajski nożami. Jeden z nich był szczególnie niebezpieczny, leciał szybko w kierunku chłopca, w którego żyłach płynie purpurowy płyn ziemianki, której nigdy nie poznał. W ręce zaczął tworzyć ki-blasta i rzucił go w kierunku noża, gdy ten był dwa metry od niego. Nie zniszczył części zastawy a zmienił jej tor lotu. Pędzące narzędzie, które miało zabić chłopaka uderzyło i wbiło się w opustoszałą półkę jeszcze niedawno zapełnioną konserwami. Szybki oddech. Młodzieniec pomyślał, że ki blasty będą genialnym pomysłem na odbijanie pocisków. Przypomniał mu się Krwistooki wojownik, który z dużą szybkością wyrzucał ze swoich dłoni masę kul energetycznych. Vernil nie miał czasu by uczyć zastanowić się jak opanować tą technikę jednak wyrzucał ze sowich rąk tyle ki-blastów ile mógł wytworzyć i rzucał je kierunku rzeczy rzucanych przez Maię. Spojrzał na swoją partnerkę. Ósemka unikając rzucanych z dużym impetem w jej stronę sztućców schowała się pod pusty już regał. Przeczołgała się pod półką i wyszła z drugiej strony. Biegła w równoległym korytarzu z szafek w kierunku dziewczynki. Na szczęście Maia była zbyt zajęta rzucaniem w Halfa różnymi rzeczami, które miała pod ręką i nie zauważyła, co robi Vivian. Plan Vernila, mimo, że prosty to działał. Skutecznie zmieniał tor lotu pocisków rzucanych z rąk małolaty swoimi ki-blastami. Używał minimum energii, tylko tyle, żeby zakrzywić kierunek części zastawy. Cało się usłyszeć, że co jakiś czas nóż wbija się w jakąś półkę albo jakaś łyżeczka upada na ziemię rozpuszczając po spiżarni metaliczny dźwięk. Rzut, zderzenie z ki-blatem. Zaczęło się to robić nieco monotonne. Vernil rozglądał się za swoją towarzyszką jednak nie mógł jej dostrzec. To go nieco wybiło z rytmu i prawie doprowadziło do bolesnego spotkania z bardzo ostrym nożem. Na szczęście zdążył odsunąć głowę a rozpędzone narzędzie przycięło tylko centymetr zarzuconych włosów. Chłopak wyobraził sobie, co stałoby się gdyby nie odsunął głowy. Dźwięk był przerażający. Ostro zakończona rzecz przecinała powietrze tworząc świst. Nic to. Chłopak lekko przerażony coraz bardziej i bardziej skupiał się na celnym rzuceniu kulkami z swoich dłoni. Wybuch, odbicie, trzask. Takie dźwięki panowały teraz w głowie chłopca urodzonego na ziemi. Nagle coś się poruszyło i pojawiło się za małą dziewczynką, która na chwile przestała rzucać w chłopaka zastawą, którą wyjęła z pomieszczenia obok. Vernil posłał w wyższą postać dwa ki-blasty zanim przyjrzał się twarzy owej osoby. Był to nikt inny jak Ósemka, jego towarzyszka w dzisiejszej misji, której miał za wszelką cenę bronić. Kulki energetyczne były bardzo słabe. Jedna trafiła w grzywkę Vivian powodując jej osmolenie i lekkie przypalenie końcówek. Druga zaś przeleciała nad prawym ramieniem Mai lekko zahaczając o bluzę Ósemki jednak nie powodując przy tym większych strat. Nim do jego mózgu dotarł impuls z wiadomością, że zranił swoją partnerkę w dłoniach stworzył kolejne ki-blasty jednak nie rzucał ich. Maia zaprzestała rzucać w jego stronę cokolwiek to i nie było, czego odbijać. Jednak ważniejszym pytaniem było, dlaczego przestała… Chłopak spojrzał na Vivian. Właśnie kończyła mówić. Najwidoczniej to lekko zdekoncentrowało małą dziewczynkę lub uspokoiło. Po chwili Halfka z fioletową plamą na włosach odskoczyła w tył. Mimo jej śmiesznego wyglądu Vernil nie uśmiechnął się. Twarz była poważna, nie drgała. Był skoncentrowany na ruchach Mai, która w każdym momencie mogła rzucić w niego czymś. W obu dłoniach cały czas były ki-blasty gotowe do rzutu. Dziewczynka nie ruszała się przez chwile a Vernil w tym czasie otworzył usta, z których wypłynęły słowa, które mimo jego poważnej miny były dość wesoło wypowiedziane.
-Przepraszam za te ki-blasty Ósemko-Po tych słowach jednak nie wytrzymał uśmiechnął się do dziewczyny i spojrzał na nią by po chwili to znów przerodziło się w kamienną twarz skupioną na córce silnego wojownika.
Occ:
Koniec treningu
Jak wyżej też niech będzie -15
Re: Magazyn
Wto Mar 12, 2013 10:01 pm
Nastąpił moment przerwy. Maia zaatakowała już wszystkim czym mogła. Wpatrywała się teraz to w Vivian, to w Vernil'a. Na słowa tej pierwszej tylko uśmiechnęła się złowieszczo i po raz kolejny już dała upust swej energii. Wszystko w promieniu 5 metrów zostało odepchnięte, w tym również świeży narybek Akademii. Oczy dziewczynki jakby zapaliły się, po czym ruszyła ona na Ósemkę. Odchyliła prawą rękę do tyłu, sposobiąc się do uderzenia. Była szybka, zwykły kadet nie był w stanie uniknąć tego ciosu. Ryknęła z uciechy i wyprowadziła cios....
OCC:
100 dmg. Zakładając oczywiście że trafi
OCC:
100 dmg. Zakładając oczywiście że trafi
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach