Yo! Town
Wto Paź 04, 2016 11:28 am
Opis lokacji:
Dla Yo-Town zaczynał się poranny dzień targowy. Mała mieścina założona zaledwie parę miesięcy temu przez inwestora zwanego Sutari Yagi szybko prosperowała dzięki nowemu szlakowi handlowemu między East, a Central city. Choć piaski pustyni dało się dostrzec z każdej strony świata, mała rzeka przecinająca centrum tej społeczności umilała życie. Górskie szlaki handlowe omijające wielką pustynie stały się za wczasów niebezpieczne, stąd ten punkt odpoczynku łączący trasę dwóch kolosalnych miast przez północną część morza piasków.
Większość struktur w tejże mieścinie prezentowały poziom nadmiernie użytych ilości kapsułek hoi-poi. Niektóre jednak budowle wydawały się być dużo starsze i ociosane z kamienia o piaskowym kolorycie. Nic też dziwnego, bo ten mały skrawek cywilizacji stał się dobudówką antycznych ruin za czasów sprzed kapsułek Capsule Corp.
Wioska Yo! Town została uwięziona w innym wymiarze, gdzie jego mieszkańcy żyją i prosperują w dziwnej, niezbadanej im okoliczności.
Tajemniczy jegomość ubrany w cylinder przemierzał ułożone płaskim kamulcem uliczki. Wrzawa ludności powszechnie ubranej w turbany oraz długie szaty przekrzykiwała się wzajemnie chcąc sprzedać swoje towary.
- Płótna! Najdelikatniejsze i miękkie w dotyku tkaniny! – zagrzmiał rubaszny głos,
- Warzywa i owoce, świeże z zachodnich nizin! – odezwał się jakiś bardziej chrypkowaty jegomość. Nie brakowało też rękoczynów, gdy jeden z targujących się potrącił z innego straganu glinianą amforę.
- Khaa! Moje piękne amfory, ty najjadowitszy z węży! Zapłacisz mi za to! – bez słowa właściciel wskoczył na konkurenta by zacząć się oklepywać na pięści. Tubany kurzu zmieszanego z pustynnym piaskiem unosiły się wysoko w górze, ale to co mogło zainteresować niesamowitego i jakże niecodziennego przybysza to ich znajomość ruchów walki. Wydawałoby się, że mieszkańcy tutaj są bardzo obeznani ze sztukami walki, a więc spory bez kompromisu często rozwiązywane były poprzez pojedynki. Ach…było w czym wybierać, od dzieł sztuki po stare zabytki na jedzeniu kończąc. Od czasu do czasu ktoś zaczepiał kapelusznika z propozycją sprzedania mu tandetnego zestawu sztućców, tudzież innego badziewia. Musiał przywyknąć, w końcu to był dzień targowy.
Okazji do szaleństwa brakowało, ale to miało się zmienić, gdy między straganem z materiałem pergaminowym, a głąbami kapusty odezwał się jedwabny, nienaturalnie umilający ucho dziewczęcy głos.
- Mam tu bardzo szeroki wybór i wszystkie mają swoją wspaniałą historie. - Rzekła z uśmiechem, który nigdy nie schodził dziewczynie z drobnych ust, była na tyle zdeterminowana, że na pewno ktoś, kiedyś kupi od niej serduszka. Może właśnie znalazła właściwego klienta.
OCC: Start dla Szalony Kapelusznik.
Dla Yo-Town zaczynał się poranny dzień targowy. Mała mieścina założona zaledwie parę miesięcy temu przez inwestora zwanego Sutari Yagi szybko prosperowała dzięki nowemu szlakowi handlowemu między East, a Central city. Choć piaski pustyni dało się dostrzec z każdej strony świata, mała rzeka przecinająca centrum tej społeczności umilała życie. Górskie szlaki handlowe omijające wielką pustynie stały się za wczasów niebezpieczne, stąd ten punkt odpoczynku łączący trasę dwóch kolosalnych miast przez północną część morza piasków.
Większość struktur w tejże mieścinie prezentowały poziom nadmiernie użytych ilości kapsułek hoi-poi. Niektóre jednak budowle wydawały się być dużo starsze i ociosane z kamienia o piaskowym kolorycie. Nic też dziwnego, bo ten mały skrawek cywilizacji stał się dobudówką antycznych ruin za czasów sprzed kapsułek Capsule Corp.
Wioska Yo! Town została uwięziona w innym wymiarze, gdzie jego mieszkańcy żyją i prosperują w dziwnej, niezbadanej im okoliczności.
Tajemniczy jegomość ubrany w cylinder przemierzał ułożone płaskim kamulcem uliczki. Wrzawa ludności powszechnie ubranej w turbany oraz długie szaty przekrzykiwała się wzajemnie chcąc sprzedać swoje towary.
- Płótna! Najdelikatniejsze i miękkie w dotyku tkaniny! – zagrzmiał rubaszny głos,
- Warzywa i owoce, świeże z zachodnich nizin! – odezwał się jakiś bardziej chrypkowaty jegomość. Nie brakowało też rękoczynów, gdy jeden z targujących się potrącił z innego straganu glinianą amforę.
- Khaa! Moje piękne amfory, ty najjadowitszy z węży! Zapłacisz mi za to! – bez słowa właściciel wskoczył na konkurenta by zacząć się oklepywać na pięści. Tubany kurzu zmieszanego z pustynnym piaskiem unosiły się wysoko w górze, ale to co mogło zainteresować niesamowitego i jakże niecodziennego przybysza to ich znajomość ruchów walki. Wydawałoby się, że mieszkańcy tutaj są bardzo obeznani ze sztukami walki, a więc spory bez kompromisu często rozwiązywane były poprzez pojedynki. Ach…było w czym wybierać, od dzieł sztuki po stare zabytki na jedzeniu kończąc. Od czasu do czasu ktoś zaczepiał kapelusznika z propozycją sprzedania mu tandetnego zestawu sztućców, tudzież innego badziewia. Musiał przywyknąć, w końcu to był dzień targowy.
Okazji do szaleństwa brakowało, ale to miało się zmienić, gdy między straganem z materiałem pergaminowym, a głąbami kapusty odezwał się jedwabny, nienaturalnie umilający ucho dziewczęcy głos.
- Dziewczyna sprzedająca serca:
- Mam tu bardzo szeroki wybór i wszystkie mają swoją wspaniałą historie. - Rzekła z uśmiechem, który nigdy nie schodził dziewczynie z drobnych ust, była na tyle zdeterminowana, że na pewno ktoś, kiedyś kupi od niej serduszka. Może właśnie znalazła właściwego klienta.
OCC: Start dla Szalony Kapelusznik.
- Szalony Kapelusznik
- Liczba postów : 5
Data rejestracji : 29/09/2016
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Yo! Town
Wto Paź 04, 2016 10:15 pm
Tup, tup, tup, tup. Spojrzenie w lewo, spojrzenie z zamkniętym lewym okiem w prawo, dopełnienie ekspozycji głośnym westchnieniem.
-No nie tak miało to wszystko wyglądać, a przecież kierowałem się według wskazówek tamtego wieśniaka. Skręciłem przy szarym kamieniu, przy drzewie z brązową korą i zielonymi liśćmi skręciłem w prawo, a potem miałem iść w kierunku niebieskiego nieba. Zaczynam powoli sądzić że owy jegomość chciał mnie spławić - powiedział cicho Szalony Kapelusznik ponownie rozpoczynając swoje skanowanie terenu.
-A cóż to za piękna budowla o jakże piaskowym kolorycie! - westchnął z zachwytem nie mając do końca pewności co mówi. Wszakże była to budowla ale kolor piaskowy nie należał do tych znanych dla niego. Coś cichutko w głowie podpowiadało mu jednak że to ten właśnie kolor... ciekawe.
Czy to miało być to czy inne miejsce Kapelusznik ruszył przed siebie mając zamiar dokładnie je zwiedzić. Gdy szedł bodajże główną uliczką dostrzegł liczne stoiska z przeróżnymi towarami i cudacznie ubranymi sprzedawcami. Niektórzy z handlarzy zachwali swoje towary inni po prostu się bili. Może to takie ich lokalne hobby, cóż za wspaniała wspaniałość - pomyślał kapelusznik i poczuł dziwne ciepło w brzuszku. Mogło to być szczęście, poczucie bezpieczeństwa lub też zwykła niestrawność
-Królewiczu niebywałej urody może zechce Królewicz kupić witaminki by uroda ta trwała wiecznie - spytała jakaś starucha wyglądająca jak hybryda wrony z dupą krowy. Zanim "Królewicz" zdążył odpowiedzieć następna już pchała mu pod twarz sztućce. Panie czyste srebro, nie bite, szufladowane. Były właściciel płakał jak sprzedawał... - widać że nowa handlarka chciała coś jeszcze powiedzieć jednakże to czy potencjalny nabywca miał zamiar tego słuchać było całkowicie inną sprawą.
-Proszę wybaczcie mi moje Madam jednakże w wyniku nieoczekiwanych okoliczności...
No dalej powiedź to... - rozbrzmiał głos w jego głowie.
-Nieoczekiwanych okoliczności... - po ponownym powtórzeniu przerwał nabierając głośno powietrza.
-Mam was w dupie, do widzenia - po tych słowach odwrócił się na pięcie i odszedł.
-Może zechciałby Pan kupić serce? - tajemniczy lecz przyjemny dla ucha głos wydobył się zza pleców Kapelusznika. Słowa te aktywowały dziwaczny proces myślowy, w którym kucharze starali się przyrządzać różnorakie potrawy wykorzystując serca drobiowe, wieprzowe, a może nawet ludzkie. W głowie byłego chemika pojawiły się nieco abstrakcyjne wizje wyrywania ludzkich serc, które nadal biją w rękach oprawców.
Wszystko to prysło jak bańka mydlana gdy tylko Kapelusznik się odwrócił. Jego oczom ukazała się całkiem ładna dziewczyna ubrana na czerwono. Trzymała w koszyczku serca lecz nie takie prawdziwe. Szalony Kapelusznik był lekko zawiedziony. To tak jak gdyby ktoś obiecywał mu najpyszniejszą czekoladę na świecie, a dostał by gorzką, deserową.
-... wszystkie mają swoją wspaniałą historie - na twarzy zapomnianego chemika pojawił się uśmiech.
-Akurat się składa że kocham historie, a że mam dużo wolnego czasu... - mówiąc to wyjął niedziałający zegarek i pokazał czerwonej istocie ...z chęcią jakiejś wysłucham.
-No nie tak miało to wszystko wyglądać, a przecież kierowałem się według wskazówek tamtego wieśniaka. Skręciłem przy szarym kamieniu, przy drzewie z brązową korą i zielonymi liśćmi skręciłem w prawo, a potem miałem iść w kierunku niebieskiego nieba. Zaczynam powoli sądzić że owy jegomość chciał mnie spławić - powiedział cicho Szalony Kapelusznik ponownie rozpoczynając swoje skanowanie terenu.
-A cóż to za piękna budowla o jakże piaskowym kolorycie! - westchnął z zachwytem nie mając do końca pewności co mówi. Wszakże była to budowla ale kolor piaskowy nie należał do tych znanych dla niego. Coś cichutko w głowie podpowiadało mu jednak że to ten właśnie kolor... ciekawe.
Czy to miało być to czy inne miejsce Kapelusznik ruszył przed siebie mając zamiar dokładnie je zwiedzić. Gdy szedł bodajże główną uliczką dostrzegł liczne stoiska z przeróżnymi towarami i cudacznie ubranymi sprzedawcami. Niektórzy z handlarzy zachwali swoje towary inni po prostu się bili. Może to takie ich lokalne hobby, cóż za wspaniała wspaniałość - pomyślał kapelusznik i poczuł dziwne ciepło w brzuszku. Mogło to być szczęście, poczucie bezpieczeństwa lub też zwykła niestrawność
-Królewiczu niebywałej urody może zechce Królewicz kupić witaminki by uroda ta trwała wiecznie - spytała jakaś starucha wyglądająca jak hybryda wrony z dupą krowy. Zanim "Królewicz" zdążył odpowiedzieć następna już pchała mu pod twarz sztućce. Panie czyste srebro, nie bite, szufladowane. Były właściciel płakał jak sprzedawał... - widać że nowa handlarka chciała coś jeszcze powiedzieć jednakże to czy potencjalny nabywca miał zamiar tego słuchać było całkowicie inną sprawą.
-Proszę wybaczcie mi moje Madam jednakże w wyniku nieoczekiwanych okoliczności...
No dalej powiedź to... - rozbrzmiał głos w jego głowie.
-Nieoczekiwanych okoliczności... - po ponownym powtórzeniu przerwał nabierając głośno powietrza.
-Mam was w dupie, do widzenia - po tych słowach odwrócił się na pięcie i odszedł.
Czas zwiedzania, który nie zostanie opisany.
-Może zechciałby Pan kupić serce? - tajemniczy lecz przyjemny dla ucha głos wydobył się zza pleców Kapelusznika. Słowa te aktywowały dziwaczny proces myślowy, w którym kucharze starali się przyrządzać różnorakie potrawy wykorzystując serca drobiowe, wieprzowe, a może nawet ludzkie. W głowie byłego chemika pojawiły się nieco abstrakcyjne wizje wyrywania ludzkich serc, które nadal biją w rękach oprawców.
Wszystko to prysło jak bańka mydlana gdy tylko Kapelusznik się odwrócił. Jego oczom ukazała się całkiem ładna dziewczyna ubrana na czerwono. Trzymała w koszyczku serca lecz nie takie prawdziwe. Szalony Kapelusznik był lekko zawiedziony. To tak jak gdyby ktoś obiecywał mu najpyszniejszą czekoladę na świecie, a dostał by gorzką, deserową.
-... wszystkie mają swoją wspaniałą historie - na twarzy zapomnianego chemika pojawił się uśmiech.
-Akurat się składa że kocham historie, a że mam dużo wolnego czasu... - mówiąc to wyjął niedziałający zegarek i pokazał czerwonej istocie ...z chęcią jakiejś wysłucham.
Re: Yo! Town
Sro Paź 05, 2016 11:28 am
Uśmiechnęła się szczerze błyszcząc oczami jasnymi niczym okoliczne pustynie. Wyciągnęła lewą ręką kapsułkę serca o poharatanej w środku strukturze, jakby prawdziwa ludzka blizna uformowała się na prawdopodobnie plastikowej osłonce i uniosła ją w górze. Nie dosłownie, bowiem słodkie serduszko lewitowało lekko ponad powierzchnią otwartej, dziewczęcej dłoni.
- Hihih... z zepsutym zegarkiem na pewno nie zważa Pan na czas. - zachichotała młoda Pani spoglądając na mężczyznę niezbyt poważnym wzrokiem. Wyglądała niewinnie i słodko, ale jej zawód był jak najbardziej poważny. Sprzedawała w końcu serca, jakkolwiek to wydawało się w oczach Kapelusznika, gorzką, deserową czekoladą.
- Raz był w czasu i żył, mistrz sztuk walki z tamtejszych gór, co to zaprawiał się w ciele, umyśle i duchu... - Zaczęła jedną z historii, skupiając uwagę na nieznajomym szaleńcu. Posmutniała bowiem następna część opowiadania była smutna i przedstawiała obraz rzeczywistości.
- ...lecz Mistrz szczęśliwy, stał się nieszczęśliwy, gdy pięści i kopy nie uratowały ukochanej z rąk bandytów... - Poprawiła koszyk, bo lekko uwierał ją w prawej ręce tuż przy stawie.
- ...więc Mistrz obiecał, jakkolwiek zły z natury przeciwnik, tak wpierw użyje słów i mądrości, a na koniec rękoczynów... - Skupiła wzrok znowu na słuchaczu, mając nadzieje, że faktycznie ma dość czasu by to wysłuchiwać. W głębi ducha liczyła, że kupi on serce, byłaby wtedy szczęśliwa.
- ...Tajemniczy stwór...Demon! - Wstrzymała się zwiększając dramaturgię.
- ...Krzyczą mieszkańcy wioski, uratuj nas Mistrzu! Zaatakował ich włości, więc Mistrza o pomoc zwołali... - Uśmiechnęła się bo ta część powiastki była wyjątkowo zagadkowa.
- ...Mistrz zadumał spływając w własne myśli i spytał siebie; Jak powstrzymać zło w czystej postaci, bez użycia siły? - Chwila milczenia nastała, drobnego wieku istotę zakręciło w nosie, aż - Apsik! - kichnęła cichutko.
- Przepraszam najmocniej... na czym to skończyłam? Ach tak, a więc; gdy Potwór gromił biedną osadę, Mistrz postanowił najzwyczajniej spytać, a czegoż to demon chciał, że tak krzywdzi niewinnych. - Naburmuszyła się, jakby się wczuła, że jak tak można krzywdzić biednych ludzi dla zabawy. Po czym dziwnie, złośliwie się uśmiechnęła kontynuując.
- Demon odpowiedział: Serc waszych łaknę, soczystych i krwistych! Złóżcie ofiarę bom głodny. Nie pokonasz mnie głupcze! - W tej chwili myślenia i spokoju można było się zastanowić, co w takim razie Mistrz uczynił?
- Zagrzmiał Mistrz; Więc weź moje serce i zostaw tych niewinnych ludzi! - Kącik ust uniósł się wyłącznie z prawej strony.
- Tak też Demon pożarł serce Mistrza, a że było skalane krzywdą utraty kogoś bliskiego, a także silne ciałem, umysłem i duchem, nasycił się nim i zrozumiał, jak bardzo łaknienie pożerania serc odebrało mu wole, i zapłakał za wszystkich, którym życie odebrał. - Uśmiechnęła się szeroko bo to czas na przysłowiowe "Szczęśliwe zakończenie".
- Demon opuścił wioskę, ale nie opuścił tego planu i nie wrócił do współbraci w czeluściach piekielnych. Od teraz zamiast brać serca, oddawał je i uzdrawiał. - Oddała pozytywną ekspresje godną zrozumienia, szeroki uśmiech i trzepoczące rzęsy w tym spektakl cie dodawały temu tylko więcej urody. Lubiła tą część chyba najbardziej.
- Prezentuje ci serce tegoż Mistrza, który dał serce temu, co żył bez serca! - zachichotała kończąc jedną ze wspaniałych historii, jaką to prezentowało pokiereszowane serce.
- Dziękuje za wysłuchanie, to zawsze bardzo mi poprawia humor. - Łezka spłynęła jej z prawego oka, ale szybką ją przetarła prawą ręką z koszyczkiem.
- Hihih... z zepsutym zegarkiem na pewno nie zważa Pan na czas. - zachichotała młoda Pani spoglądając na mężczyznę niezbyt poważnym wzrokiem. Wyglądała niewinnie i słodko, ale jej zawód był jak najbardziej poważny. Sprzedawała w końcu serca, jakkolwiek to wydawało się w oczach Kapelusznika, gorzką, deserową czekoladą.
- Raz był w czasu i żył, mistrz sztuk walki z tamtejszych gór, co to zaprawiał się w ciele, umyśle i duchu... - Zaczęła jedną z historii, skupiając uwagę na nieznajomym szaleńcu. Posmutniała bowiem następna część opowiadania była smutna i przedstawiała obraz rzeczywistości.
- ...lecz Mistrz szczęśliwy, stał się nieszczęśliwy, gdy pięści i kopy nie uratowały ukochanej z rąk bandytów... - Poprawiła koszyk, bo lekko uwierał ją w prawej ręce tuż przy stawie.
- ...więc Mistrz obiecał, jakkolwiek zły z natury przeciwnik, tak wpierw użyje słów i mądrości, a na koniec rękoczynów... - Skupiła wzrok znowu na słuchaczu, mając nadzieje, że faktycznie ma dość czasu by to wysłuchiwać. W głębi ducha liczyła, że kupi on serce, byłaby wtedy szczęśliwa.
- ...Tajemniczy stwór...Demon! - Wstrzymała się zwiększając dramaturgię.
- ...Krzyczą mieszkańcy wioski, uratuj nas Mistrzu! Zaatakował ich włości, więc Mistrza o pomoc zwołali... - Uśmiechnęła się bo ta część powiastki była wyjątkowo zagadkowa.
- ...Mistrz zadumał spływając w własne myśli i spytał siebie; Jak powstrzymać zło w czystej postaci, bez użycia siły? - Chwila milczenia nastała, drobnego wieku istotę zakręciło w nosie, aż - Apsik! - kichnęła cichutko.
- Przepraszam najmocniej... na czym to skończyłam? Ach tak, a więc; gdy Potwór gromił biedną osadę, Mistrz postanowił najzwyczajniej spytać, a czegoż to demon chciał, że tak krzywdzi niewinnych. - Naburmuszyła się, jakby się wczuła, że jak tak można krzywdzić biednych ludzi dla zabawy. Po czym dziwnie, złośliwie się uśmiechnęła kontynuując.
- Demon odpowiedział: Serc waszych łaknę, soczystych i krwistych! Złóżcie ofiarę bom głodny. Nie pokonasz mnie głupcze! - W tej chwili myślenia i spokoju można było się zastanowić, co w takim razie Mistrz uczynił?
- Zagrzmiał Mistrz; Więc weź moje serce i zostaw tych niewinnych ludzi! - Kącik ust uniósł się wyłącznie z prawej strony.
- Tak też Demon pożarł serce Mistrza, a że było skalane krzywdą utraty kogoś bliskiego, a także silne ciałem, umysłem i duchem, nasycił się nim i zrozumiał, jak bardzo łaknienie pożerania serc odebrało mu wole, i zapłakał za wszystkich, którym życie odebrał. - Uśmiechnęła się szeroko bo to czas na przysłowiowe "Szczęśliwe zakończenie".
- Demon opuścił wioskę, ale nie opuścił tego planu i nie wrócił do współbraci w czeluściach piekielnych. Od teraz zamiast brać serca, oddawał je i uzdrawiał. - Oddała pozytywną ekspresje godną zrozumienia, szeroki uśmiech i trzepoczące rzęsy w tym spektakl cie dodawały temu tylko więcej urody. Lubiła tą część chyba najbardziej.
- Prezentuje ci serce tegoż Mistrza, który dał serce temu, co żył bez serca! - zachichotała kończąc jedną ze wspaniałych historii, jaką to prezentowało pokiereszowane serce.
- Dziękuje za wysłuchanie, to zawsze bardzo mi poprawia humor. - Łezka spłynęła jej z prawego oka, ale szybką ją przetarła prawą ręką z koszyczkiem.
- Szalony Kapelusznik
- Liczba postów : 5
Data rejestracji : 29/09/2016
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Yo! Town
Nie Paź 09, 2016 8:46 pm
Historia o bestyjce, która zyskała serce była nietypowa. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego że można się zmienić ale czy do tego wystarczy tylko tęsknota?
-Gwałtownych uciech koniec gwałtowny - mruknął pod nosem kapelusznik i zmrużył oczy.
-Dziękuje ci za opowiedzenie mi tej historii. Choć jej ckliwość jest wręcz odrażająca to zawiera w sobie coś więcej niż tylko morał czy też piękne przesłanie. Hm... tylko które. Czy chodzi w nim o to że każdy może się zmienić? A może o to że tęsknota jest największą z boleści zostawiając za sobą daleko w tyle ból fizyczny. Czy też po prostu ma nieść w sobie historię Mistrza męczennika? Tyle pytań... - były chemik przerwał na chwilę by spojrzeć w jej lica.
-Wzrok masz pełen ufności i wiary, a i determinacji nie brakuje. Powiedz mi moja droga czy wierzysz w to czym handlujesz? Czy wierzysz że każde z tych serc nie jest tylko symbolem kłamstwa, czymś co ma ułatwić ludziom wiarę w nich samych? - Kapelusznik zdjął kapelusz by poprawić włosy. Odszedł też parę kroków od dziewczyny by rozejrzeć się dookoła.
-Każdy z tych, których tutaj widzisz - mówiąc to wskazał na kupców i ich klientów, a także przypadkowych przechodniów, którzy od pewnego czasu zaczęli przyglądać się tej parze. Każdy z nich ma coś na sumieniu. Jeden kogoś okradł, inny pożąda żony drugiego, a jeszcze inny kogoś zabił i żyje z tą świadomością. Kto wie może nawet mu się podobało. Może jest seryjnym mordercą, która trzyma swoje ofiary w piwnicy, głodzi i dręczy spełniając w ten sposób swoje chore fantazje. Powiedz mi moja droga czy i takie historie zawierają twoje serduszka? - zakończył swój wywód tuż koło twarzy swej rozmówczyni wpatrując się jej głęboko w oczy, a lewą ręką dotykając jej policzka.
//Przepraszam najmocniej za zwłokę jak i chaotyczność tekstu ale zwaliło mi się na głowę miliard spraw i najzwyklej brakuje czasu na wszystko. Od środy wszystko będzie idealne i na czas.
-Gwałtownych uciech koniec gwałtowny - mruknął pod nosem kapelusznik i zmrużył oczy.
-Dziękuje ci za opowiedzenie mi tej historii. Choć jej ckliwość jest wręcz odrażająca to zawiera w sobie coś więcej niż tylko morał czy też piękne przesłanie. Hm... tylko które. Czy chodzi w nim o to że każdy może się zmienić? A może o to że tęsknota jest największą z boleści zostawiając za sobą daleko w tyle ból fizyczny. Czy też po prostu ma nieść w sobie historię Mistrza męczennika? Tyle pytań... - były chemik przerwał na chwilę by spojrzeć w jej lica.
-Wzrok masz pełen ufności i wiary, a i determinacji nie brakuje. Powiedz mi moja droga czy wierzysz w to czym handlujesz? Czy wierzysz że każde z tych serc nie jest tylko symbolem kłamstwa, czymś co ma ułatwić ludziom wiarę w nich samych? - Kapelusznik zdjął kapelusz by poprawić włosy. Odszedł też parę kroków od dziewczyny by rozejrzeć się dookoła.
-Każdy z tych, których tutaj widzisz - mówiąc to wskazał na kupców i ich klientów, a także przypadkowych przechodniów, którzy od pewnego czasu zaczęli przyglądać się tej parze. Każdy z nich ma coś na sumieniu. Jeden kogoś okradł, inny pożąda żony drugiego, a jeszcze inny kogoś zabił i żyje z tą świadomością. Kto wie może nawet mu się podobało. Może jest seryjnym mordercą, która trzyma swoje ofiary w piwnicy, głodzi i dręczy spełniając w ten sposób swoje chore fantazje. Powiedz mi moja droga czy i takie historie zawierają twoje serduszka? - zakończył swój wywód tuż koło twarzy swej rozmówczyni wpatrując się jej głęboko w oczy, a lewą ręką dotykając jej policzka.
//Przepraszam najmocniej za zwłokę jak i chaotyczność tekstu ale zwaliło mi się na głowę miliard spraw i najzwyklej brakuje czasu na wszystko. Od środy wszystko będzie idealne i na czas.
Re: Yo! Town
Pon Paź 10, 2016 5:40 pm
- Hoo…nie zastanawiałam się nad tym. – Poczuła chłodną dłoń nieznajomego słuchacza, ale w odwzajemnieniu to kapelusznik poczuł jeszcze bardziej, iż jej lico jest niewyobrażalnie lodowate, aż dłuższy kontakt powodował zabawne mrowienie na opuszkach jego palców.
- Takie historie z pewnością się znajdą, ale czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Mówisz bardzo poetycko, ale nie wiem co to ma wspólnego z sercami. Uczucia są ważne i serce może ich być symboliką, ale prawdziwą rolą serca jest życie. – Odsunęła jego dłoń szaleńca od policzka swoją prawą ręką Trzymając ją w słabym uścisku, puściła ją delikatnie dopiero gdy ta znajdowała się na poziomie koszyczka wypełnionego sercami.
- Mogłabym ciebie prosić o pomoc proszę Pana? Wiem, że ledwo się znamy, ale wyczułam okazje i muszę czym prędzej z niej skorzystać. W międzyczasie jednak mam klienta, który zechciałby od mnie kupić serce. Czy mógłbyś dostarczyć mu jedno z moich serc? – Wyciągnęła lewą dłonią serduszko o ciemniejszej barwie, niżeli pozostałe.
- To będzie idealne. - Uradowana, wcisnęła mu do ręki serduszko nawet nie czekając na jego zgodę.
- Nie martw się, jakoś ci zapłacę. – Uśmiechnęła się wypełniając ciebie dziwną potrzebą ufności wobec tej osoby.
- To niedaleko, ale musisz się pośpieszyć. Skręć w prawo, idź cały czas prosto i za bramą targowiska po lewej stronie znajduje się zaułek. Tam czeka już klient. Rozpoznasz go, bo będzie tego serca bardzo potrzebował. Przy okazji jeśli ma Pan jakieś pytanie, to proszę z tym poczekać, bo może być za późno. – Zaczęła biec w przeciwnym kierunku, ale na moment się zatrzymała. Odwróciwszy się do mężczyzny dodała.
- Ach, za kilka minut spotkamy się tutaj, będę czekać! - Po czym zaczęła się oddalać w wyjątkowym pośpiechu, o mało nie gubiąc serc podskakujących w jej koszyczku.
OCC:
Tymczasowo w posiadaniu; + 1 ciemnoczerwona kapsułka w kształcie serca wielkości ludzkiej pieści.
- Takie historie z pewnością się znajdą, ale czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Mówisz bardzo poetycko, ale nie wiem co to ma wspólnego z sercami. Uczucia są ważne i serce może ich być symboliką, ale prawdziwą rolą serca jest życie. – Odsunęła jego dłoń szaleńca od policzka swoją prawą ręką Trzymając ją w słabym uścisku, puściła ją delikatnie dopiero gdy ta znajdowała się na poziomie koszyczka wypełnionego sercami.
- Mogłabym ciebie prosić o pomoc proszę Pana? Wiem, że ledwo się znamy, ale wyczułam okazje i muszę czym prędzej z niej skorzystać. W międzyczasie jednak mam klienta, który zechciałby od mnie kupić serce. Czy mógłbyś dostarczyć mu jedno z moich serc? – Wyciągnęła lewą dłonią serduszko o ciemniejszej barwie, niżeli pozostałe.
- To będzie idealne. - Uradowana, wcisnęła mu do ręki serduszko nawet nie czekając na jego zgodę.
- Nie martw się, jakoś ci zapłacę. – Uśmiechnęła się wypełniając ciebie dziwną potrzebą ufności wobec tej osoby.
- To niedaleko, ale musisz się pośpieszyć. Skręć w prawo, idź cały czas prosto i za bramą targowiska po lewej stronie znajduje się zaułek. Tam czeka już klient. Rozpoznasz go, bo będzie tego serca bardzo potrzebował. Przy okazji jeśli ma Pan jakieś pytanie, to proszę z tym poczekać, bo może być za późno. – Zaczęła biec w przeciwnym kierunku, ale na moment się zatrzymała. Odwróciwszy się do mężczyzny dodała.
- Ach, za kilka minut spotkamy się tutaj, będę czekać! - Po czym zaczęła się oddalać w wyjątkowym pośpiechu, o mało nie gubiąc serc podskakujących w jej koszyczku.
OCC:
Tymczasowo w posiadaniu; + 1 ciemnoczerwona kapsułka w kształcie serca wielkości ludzkiej pieści.
Re: Yo! Town
Pon Kwi 17, 2017 9:35 pm
/Start przygody - Drag/
/South City? Gdzie my właściwie jesteśmy?/
/Narrator - Rubin/
Wyczułam to, właśnie sprzedałam ostatnie serce z mojego koszyka starszemu mężczyźnie co miał zawał. Nikt go nawet nie zauważył, jak osunął się w ciepłym fotelu z jękiem, samotnie przebywając we własnym mieszkaniu. Nie miał zbyt wielkiego spadku, ale ta śliczna figurka aniołka powinna wystarczyć, zapakuje ją do mojej wymiarowej kieszeni i...właśnie, znowu to wyczułam. Potężna smuga energii przelatująca nad spokojną wioską Yo! Town. Miasteczka, gdzie każdy serdecznie witał nowo przybyłych, lecz ten nie miał jakichkolwiek przyjaznych zamiarów o nie. Wypełniony mętlikiem w głowie wzbudzającym nienawiść ruszał w kierunku South City. Pomyśleć, że tak silna istota, tak łatwo dała się okiełznać przez czarnoksiężnika.
Pamiętałam czasy mojej bytności na tym padole, jako istota zła, mordująca i żrąca serca. Teraz jako namiastka demona stałam się sprzedawcą tych samych serc, a zarazem kowalem tegoż wspaniałego organu. Symbolu uczuć i bliskości nadal obcego memu umysłowi, ale jakże satysfakcjonujące było go odkrywanie przez istotę tak bezduszną, jak ja. Moje rubinowe oko zajaśniało, bo to nie była moja historia lecz demona zwanego Dragotem. Klejnoty w naszych oczach zaczęły się nudzić z głębokiego snu, a przyszło nam teraz opiewać wspaniałe historie, na pozór zwykłych i jakże śmiertelnych istot. Wybrałam właśnie jego, bo niegdyś i ja kierowałam się tą samą ścieżką...ciekawa jestem jegoż finały.
Wyczuł moją energie, właśnie spoglądaliśmy na siebie i w przeciwieństwie do innych, ja nie odwróciłam wzroku, ani nie schowałam się. Chciałam go sprawdzić, bo jego historia jest przesiąknięta sprawą gnębiącą South City od ostatnich trzech wieków. Miasto przestępczości, ale zarazem gniazdo prawdziwych mistrzów sztuk walki. Podleciałam wysoko w górze ze swoim koszykiem by stanąć mu na drodze. Przywitać się bytowi okiełznanemu przez Majina i odrzec moim na pozór delikatnym głosem.
-Witam Panie Dragot. - Uciszyłam swoją energie, nie chciałam go przytłaczać swoją prawdziwą mocą, choć jego przekraczała większość istot żyjących na tym ziemskim planie. Zastanawiałam się w co on się właściwie wpakował. Litera M wyrysowana na jego czole to piętno czarnoksiężników, nieliczni parali się magią, a jeszcze mniej z tegoż samego grona potrafiło to robić ze należytą skutecznością. Czarnoksiężnik nie wyczuwał mojej obecności, ale szeptał Dragotowi by nie zatrzymywał się, nie miałam więc możliwości zbyt długo z nim rozmawiać, oczekiwałam jego słów...jakichkolwiek w kierunku mnie, gdy ja do niego uśmiechałam się pogodnie. Oby nie uznał, że z niego szydzę, nie było to moim zamiarem, ale potężne istoty bardzo różnie reagowały na moją spokojną naturę.
OCC:
Narrator wprowadzony do rozgrywki, mały eksperyment z mojej strony, feedback mile widziany.
Wygląd narratorki:
/South City? Gdzie my właściwie jesteśmy?/
/Narrator - Rubin/
Wyczułam to, właśnie sprzedałam ostatnie serce z mojego koszyka starszemu mężczyźnie co miał zawał. Nikt go nawet nie zauważył, jak osunął się w ciepłym fotelu z jękiem, samotnie przebywając we własnym mieszkaniu. Nie miał zbyt wielkiego spadku, ale ta śliczna figurka aniołka powinna wystarczyć, zapakuje ją do mojej wymiarowej kieszeni i...właśnie, znowu to wyczułam. Potężna smuga energii przelatująca nad spokojną wioską Yo! Town. Miasteczka, gdzie każdy serdecznie witał nowo przybyłych, lecz ten nie miał jakichkolwiek przyjaznych zamiarów o nie. Wypełniony mętlikiem w głowie wzbudzającym nienawiść ruszał w kierunku South City. Pomyśleć, że tak silna istota, tak łatwo dała się okiełznać przez czarnoksiężnika.
Pamiętałam czasy mojej bytności na tym padole, jako istota zła, mordująca i żrąca serca. Teraz jako namiastka demona stałam się sprzedawcą tych samych serc, a zarazem kowalem tegoż wspaniałego organu. Symbolu uczuć i bliskości nadal obcego memu umysłowi, ale jakże satysfakcjonujące było go odkrywanie przez istotę tak bezduszną, jak ja. Moje rubinowe oko zajaśniało, bo to nie była moja historia lecz demona zwanego Dragotem. Klejnoty w naszych oczach zaczęły się nudzić z głębokiego snu, a przyszło nam teraz opiewać wspaniałe historie, na pozór zwykłych i jakże śmiertelnych istot. Wybrałam właśnie jego, bo niegdyś i ja kierowałam się tą samą ścieżką...ciekawa jestem jegoż finały.
Wyczuł moją energie, właśnie spoglądaliśmy na siebie i w przeciwieństwie do innych, ja nie odwróciłam wzroku, ani nie schowałam się. Chciałam go sprawdzić, bo jego historia jest przesiąknięta sprawą gnębiącą South City od ostatnich trzech wieków. Miasto przestępczości, ale zarazem gniazdo prawdziwych mistrzów sztuk walki. Podleciałam wysoko w górze ze swoim koszykiem by stanąć mu na drodze. Przywitać się bytowi okiełznanemu przez Majina i odrzec moim na pozór delikatnym głosem.
-Witam Panie Dragot. - Uciszyłam swoją energie, nie chciałam go przytłaczać swoją prawdziwą mocą, choć jego przekraczała większość istot żyjących na tym ziemskim planie. Zastanawiałam się w co on się właściwie wpakował. Litera M wyrysowana na jego czole to piętno czarnoksiężników, nieliczni parali się magią, a jeszcze mniej z tegoż samego grona potrafiło to robić ze należytą skutecznością. Czarnoksiężnik nie wyczuwał mojej obecności, ale szeptał Dragotowi by nie zatrzymywał się, nie miałam więc możliwości zbyt długo z nim rozmawiać, oczekiwałam jego słów...jakichkolwiek w kierunku mnie, gdy ja do niego uśmiechałam się pogodnie. Oby nie uznał, że z niego szydzę, nie było to moim zamiarem, ale potężne istoty bardzo różnie reagowały na moją spokojną naturę.
OCC:
Narrator wprowadzony do rozgrywki, mały eksperyment z mojej strony, feedback mile widziany.
Wygląd narratorki:
- Dziewczyna sprzedająca serca:
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Yo! Town
Nie Kwi 23, 2017 4:05 pm
W moim netherze, wszystko spowite jest drutami kolczastymi. Lodowatymi, pełnymi rdzy, i bolącymi na sam widok. Wzorowane na obozach śmierci, gdzie niewola, nieludzkie traktowanie, i ból są na porządku dziennym. Podobnie jak w moim życiu przez większość czasu. A teraz czuję jakbym ponownie miał na sobie takowe druty. Tylko że tym razem, zamiast bólu, czuję przyjemne, hipnotyzujące wręcz ciepło. Coś daje mi do zrozumienia że zyskuję na byciu związanym tymi drutami. Jestem dzięki temu silniejszy, i pozbawiony słabości w postaci psychiki, bowiem teraz ktoś inny myśli za mnie. I postawiono mi tylko jeden cel, którym w tym wypadku było znalezienie się w South City. I zwykle nic mnie w drodze nie zatrzymywało.
Lecz dzisiaj nie jest zwykle. Przelatywałem akurat nad jakąś wioską czy miasteczkiem, i poczułem jakąś dziwną energię. Chwilę później przestałem ją czuć, natomiast wtedy już widziałem kogoś kto widocznie był jej posiadaczem, i chciał mnie zatrzymać. Niechętnie, ale zatrzymałem się kilka metrów przed nią z samej ciekawości. Przywitała się ze mną, ku mojemu zdziwieniu wypowiadając moje imię. Nie przypominam sobie bym ją wcześniej spotykał, a i nie przedstawiam się wielu osobom. Miała czerwoną suknię i kaptur o tej samej barwie spoczywający na jej głowie. Miała w rękach koszyk z nie do końca wiem czym. Wyglądało to chyba jak... serca. Cała jej postać wydawała się bardzo spokojna i przyjazna. Wszyscy w moim życiu tak na początku wyglądali. Dokładnie tak samo jak ona. A im dłużej stoję w miejscu, tym bardziej czuję jak druty kolczaste które czuję na mojej skórze przestają być takie milutkie w dotyku. I przypominają coraz bardziej te, którymi atakowałem Kisę. Dlatego nie mogłem tu zostać. Spojrzałem na nią z nieufnością lecz zainteresowaniem.
-Witaj, czymkolwiek jesteś.
Powiedziałem obojętnym, zimnym głosem, będącym niemalże przeciwieństwem jej tonu. Potem powoli, ale płynnie zacząłem przemieszczać się przed siebie. Na tyle szybko by nie stać w miejscu i nie łamać rozkazu, ale na tyle wolno by dać sobie czas na ewentualną wymianę zdań ze spotkaną tu istotą. Nie zdziwię się jeśli to sztuczka. Jestem dość silny by się wybronić w takim wypadku.
OOC:
regeneracja hp i KI
Lecz dzisiaj nie jest zwykle. Przelatywałem akurat nad jakąś wioską czy miasteczkiem, i poczułem jakąś dziwną energię. Chwilę później przestałem ją czuć, natomiast wtedy już widziałem kogoś kto widocznie był jej posiadaczem, i chciał mnie zatrzymać. Niechętnie, ale zatrzymałem się kilka metrów przed nią z samej ciekawości. Przywitała się ze mną, ku mojemu zdziwieniu wypowiadając moje imię. Nie przypominam sobie bym ją wcześniej spotykał, a i nie przedstawiam się wielu osobom. Miała czerwoną suknię i kaptur o tej samej barwie spoczywający na jej głowie. Miała w rękach koszyk z nie do końca wiem czym. Wyglądało to chyba jak... serca. Cała jej postać wydawała się bardzo spokojna i przyjazna. Wszyscy w moim życiu tak na początku wyglądali. Dokładnie tak samo jak ona. A im dłużej stoję w miejscu, tym bardziej czuję jak druty kolczaste które czuję na mojej skórze przestają być takie milutkie w dotyku. I przypominają coraz bardziej te, którymi atakowałem Kisę. Dlatego nie mogłem tu zostać. Spojrzałem na nią z nieufnością lecz zainteresowaniem.
-Witaj, czymkolwiek jesteś.
Powiedziałem obojętnym, zimnym głosem, będącym niemalże przeciwieństwem jej tonu. Potem powoli, ale płynnie zacząłem przemieszczać się przed siebie. Na tyle szybko by nie stać w miejscu i nie łamać rozkazu, ale na tyle wolno by dać sobie czas na ewentualną wymianę zdań ze spotkaną tu istotą. Nie zdziwię się jeśli to sztuczka. Jestem dość silny by się wybronić w takim wypadku.
OOC:
regeneracja hp i KI
Re: Yo! Town
Wto Kwi 25, 2017 8:49 pm
/Narrator - Rubin/
Musiał cierpieć, choć powody nie były mi zbytnio znane. Każdy przeżywał pewien etap w życiu, gdzie nieufność zaczęła się gnieździć w sercu, pozostało jednak zdecydować, czy miało ono zdominować czas codzienny tudzież nie.
-Słyszysz szmery w głowie? One zdradzają by mi nie ufać, wypaczą ci umysł i staniesz się potulną marionetką czarnoksiężnika. - odczuwałam sygnały ki przemykające do wnętrza jego ciała, rozbrzmiewały niczym okrutna syrenia śpiew wydając to kolejne komendy według upodobania kontrolującego. Widziałam w jego oczach, że owa nieufność względem mnie narastała. Ledwo się spotkaliśmy, ale czułe słowa zdradzały mu następne cele. Odruchowo zwrócił wzrok na Yo Town...nie waż się, nie jesteście obydwoje warci mego czasu, ale moje miejsce spoczynku nie pozwoliłabym ruszyć nawet własnej rodzinie.
-Widzę w twoim sercu pęknięcia, jest ich tak wiele, że powinieneś udać się do kowala serc. Tylko on będzie w stanie obudzić w tobie nowe przeznaczenie. - uśmiechnęłam się, choć wiedziałam o jego następny kroku nadal liczyłam w duchu, że grą pozorów zatuszuje sytuacje. Niestety próżny był mój wysiłek, bowiem zatrzymał się i skierował dłoń w stronę wioski. Nie będę miała innego wyjścia, jak bronić mojego małego i jakże ciepłego zakątka.
OCC:
Czarnoksiężnik wydał ci rozkaz zlikwidowania Yo-Town z nieznanych ci powodów. Masz użyć jakiejkolwiek wiązki o sile minimalnej 20 % mocy, jeśli jest to możliwe, jeśli nie to użyj dowolnego pułapu mocy i słabszej techniki.
Musiał cierpieć, choć powody nie były mi zbytnio znane. Każdy przeżywał pewien etap w życiu, gdzie nieufność zaczęła się gnieździć w sercu, pozostało jednak zdecydować, czy miało ono zdominować czas codzienny tudzież nie.
-Słyszysz szmery w głowie? One zdradzają by mi nie ufać, wypaczą ci umysł i staniesz się potulną marionetką czarnoksiężnika. - odczuwałam sygnały ki przemykające do wnętrza jego ciała, rozbrzmiewały niczym okrutna syrenia śpiew wydając to kolejne komendy według upodobania kontrolującego. Widziałam w jego oczach, że owa nieufność względem mnie narastała. Ledwo się spotkaliśmy, ale czułe słowa zdradzały mu następne cele. Odruchowo zwrócił wzrok na Yo Town...nie waż się, nie jesteście obydwoje warci mego czasu, ale moje miejsce spoczynku nie pozwoliłabym ruszyć nawet własnej rodzinie.
-Widzę w twoim sercu pęknięcia, jest ich tak wiele, że powinieneś udać się do kowala serc. Tylko on będzie w stanie obudzić w tobie nowe przeznaczenie. - uśmiechnęłam się, choć wiedziałam o jego następny kroku nadal liczyłam w duchu, że grą pozorów zatuszuje sytuacje. Niestety próżny był mój wysiłek, bowiem zatrzymał się i skierował dłoń w stronę wioski. Nie będę miała innego wyjścia, jak bronić mojego małego i jakże ciepłego zakątka.
OCC:
Czarnoksiężnik wydał ci rozkaz zlikwidowania Yo-Town z nieznanych ci powodów. Masz użyć jakiejkolwiek wiązki o sile minimalnej 20 % mocy, jeśli jest to możliwe, jeśli nie to użyj dowolnego pułapu mocy i słabszej techniki.
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Yo! Town
Pią Maj 05, 2017 1:53 am
Dziewczyna z sercami zdawała się zaskakująco dużo wiedzieć na mój temat. Sam fakt znania mojego imienia trudno mi wyjaśnić, a co dopiero rozpoznanie iż przejęto nade mną kontrolę. Jej opis tego co się ze mną dzieje pewnie brzmiałby dla kogoś stojącego z boku jak tragiczna wizja przyszłości. Jednak ja myślałem na ten temat co innego. I postanowiłem że przekażę to tej dziewczynie.
-Stanę się tym, kim zechcę. Widocznie taka moja rola.
Powiedziałem głosem niewiele różniącym się od syntezatora mowy, choć same słowa wyrażały sporo emocji. W następnej chwili poczułem przyjemny dopływ czegoś na podobieństwo boskiej esencji, a wraz z nią szepty. Te szepty mówiły mi kto jest moim wrogiem. I właśnie przekazały mi, że wrogiem jest ta w czerwonym. To właśnie ten szepczący głos nakazał mi następnie zlikwidowanie wioski która znajdywała się pod nami. Zabicie wielu istnień, zniszczenie owocu całego ich życia i wysiłku, wymazanie ich, oraz wszystkiego co posiadają z rzeczywistości bez mrugnięcia okiem. A jednak czułem jakby zrobienie tego miało mnie przepełnić ekstazą. Siła która zaczęła pchać mnie w kierunku ludobójstwa, przypominała siłę pchającą ćpuna do wzięcia kolejnej dawki substancji, która dla niego jest jedynym sensem istnienia. Powoli zwróciłem swój wzrok w kierunku miasteczka.
Gdy padła mowa o moim sercu, moja głowa tylko nieznacznie zmieniła kierunek na bliższy niej, zaś mój wyraz twarzy jak był, tak pozostał nieczytelny i pusty. W czasie wyciągania dłoni w kierunku centra wioski która zaraz zostanie unicestwiona, podzieliłem się z nią swoim zdaniem na temat jej pomysłu co do mojego serca.
-Moje serce, umysł i dusza nie są pęknięte. Są rozbite. Zostało mi tylko ciało, które nie mogło bez nich funkcjonować zbyt długo. Czarnoksiężnik mnie uratował. Dzięki niemu nic już nie czuję. A teraz podziękuję mu tworząc morze krwi. Bloody Sunday.
Powiedziałem po czym utworzyłem w mej dłoni kulę energii o barwie bordowej. Technika ta zwykle zajmowała mi około minuty na naładowanie. Teraz dzięki mocy od czarnoksiężnika jestem w stanie błyskawicznie skoncentrować ogromną ilość energii w niewielki pocisk. Ten po chwili wystrzelił w stronę wioski. Ma taką moc, by zniszczyć największe miasta na tej planecie, przy których ta wioska była jak okruch. Niechaj dzieje się, co siła wyższa każe.
OOC:
Przepraszam za wolne tempo i niedługiego posta. Nie mogłem znaleźć chwili.
w kierunku wioski:
Bloody Sunday
DMG = 30% KI = 44730 DMG
Koszt - 35784 ki
-Stanę się tym, kim zechcę. Widocznie taka moja rola.
Powiedziałem głosem niewiele różniącym się od syntezatora mowy, choć same słowa wyrażały sporo emocji. W następnej chwili poczułem przyjemny dopływ czegoś na podobieństwo boskiej esencji, a wraz z nią szepty. Te szepty mówiły mi kto jest moim wrogiem. I właśnie przekazały mi, że wrogiem jest ta w czerwonym. To właśnie ten szepczący głos nakazał mi następnie zlikwidowanie wioski która znajdywała się pod nami. Zabicie wielu istnień, zniszczenie owocu całego ich życia i wysiłku, wymazanie ich, oraz wszystkiego co posiadają z rzeczywistości bez mrugnięcia okiem. A jednak czułem jakby zrobienie tego miało mnie przepełnić ekstazą. Siła która zaczęła pchać mnie w kierunku ludobójstwa, przypominała siłę pchającą ćpuna do wzięcia kolejnej dawki substancji, która dla niego jest jedynym sensem istnienia. Powoli zwróciłem swój wzrok w kierunku miasteczka.
Gdy padła mowa o moim sercu, moja głowa tylko nieznacznie zmieniła kierunek na bliższy niej, zaś mój wyraz twarzy jak był, tak pozostał nieczytelny i pusty. W czasie wyciągania dłoni w kierunku centra wioski która zaraz zostanie unicestwiona, podzieliłem się z nią swoim zdaniem na temat jej pomysłu co do mojego serca.
-Moje serce, umysł i dusza nie są pęknięte. Są rozbite. Zostało mi tylko ciało, które nie mogło bez nich funkcjonować zbyt długo. Czarnoksiężnik mnie uratował. Dzięki niemu nic już nie czuję. A teraz podziękuję mu tworząc morze krwi. Bloody Sunday.
Powiedziałem po czym utworzyłem w mej dłoni kulę energii o barwie bordowej. Technika ta zwykle zajmowała mi około minuty na naładowanie. Teraz dzięki mocy od czarnoksiężnika jestem w stanie błyskawicznie skoncentrować ogromną ilość energii w niewielki pocisk. Ten po chwili wystrzelił w stronę wioski. Ma taką moc, by zniszczyć największe miasta na tej planecie, przy których ta wioska była jak okruch. Niechaj dzieje się, co siła wyższa każe.
OOC:
Przepraszam za wolne tempo i niedługiego posta. Nie mogłem znaleźć chwili.
w kierunku wioski:
Bloody Sunday
DMG = 30% KI = 44730 DMG
Koszt - 35784 ki
Re: Yo! Town
Nie Maj 07, 2017 9:21 pm
/Narrator - Rubin/
Nie mogłam uwierzyć, ale w końcu dotarło do mojej świadomości, że istota stojąca przed mną nie miała po prostu serca. Przeczesując jego umysł mogłam określić, że wzbudzam podejrzenia, ale tak długo jak nie znał dokładnej przyczyny mojej wszechwiedzy względem niego, mogłam swobodnie czytać tą księgę. Tylko czego szukać? To pytanie musiało poczekać, bo bez przebudzenia części swojej mocy nie byłabym w stanie dogonić energii zwanej krwawym poniedziałkiem. Tego dnia złamałam przymierze z mężczyzną, który nie tylko oczyścił mą duszę, ale także którego pokochałam.
-Nie pozwolę ci demonie! - Wzbudziłam dostateczną porcje mocy by dogonić pocisk, gdy przecinałam niebo kierując się w stronę ciepłego zakątku z jakim się zżyłam, zastanawiałam się czy właściwie było warto ich ratować. Gromadka dzieci z wycieczki szkolnej właśnie ze nauczycielami przemierzała pomnik Saladana, rozbójnika pustynnego sprzeciwiającego się tyrańskiej władzy Sayuona III Krwawego. Młodzi ludzie dyskutowali ze sobą w lokalnej kawiarence do której często odwiedzałam, żadne z nich nie potrzebowało od mnie serc, choć wiedziałam, że wiele z nich było pękniętych. Dotarłam na ziemie przed pociskiem, wszyscy spoglądali się na mnie ze zdziwieniem bo choć rozpoznawali we mnie twarz, czuli narastający niepokój. Dziwne światło zmierzało w ich kierunku, ale nie mieli świadomości, że owa czerwona poświata miała przypieczętować ich zagładę.
-Wszyscy uciekać! - krzyknęłam nienaturalną barwą głosu, no tak dawno nie przemawiałam swoim dzikim i budzącym grozę tonem. Zmusił mnie do tego...czułam się podle, ale byłam gotowa się mu przeciwstawić...
Wznosił się na nieboskłonie nieczule, drań który kontrolowany był przez magie Majin. Nie opierał się jej, stał się zaś częścią społeczności zniewalającej nas od mileniów, poszukiwali w nas dogodnych narzędzi do spełniania własnych żądz. Cała okolica stawała się zniekształcona, wręcz jakby to samo źródło zmieniało i naginało rzeczywistość. Pokaże ci swoją moc, a potem...potem opowiem wam historie istoty, której rozbito serce, umysł i dusze. Skorupy cielesnej demona siejącego zniszczenie po globie ziemskim, tej mało istotnej planecie w rozległym wszechświecie, a jednak przykuwającej uwagę wielu dziwnym istotom.
-Heart Piercer - uniosłam palec ku górze i skumulowałam równoznaczną moc na kuli, jeśli wybuchnie w powietrzu będę miała możliwość osłonięcia wioski przed całkowitą destrukcją, ale szczególnie miałam nadzieje, że starczy mi dość mocy by odepchnąć pocisk z powrotem na przeciwnika.
-Skończę z twoim sługusem i osobiście znajdę, a następnie zniszczę ciebie czarnoksiężniku! Wiem, że przyglądasz się zajściu przez wzrok tego nieszczęśnika, ale wiedz, że ja i na ciebie patrzę. Bój się, bom zapominasz się, jak wiele potężnych istot jest we wszechświecie. - Bardzo cienka wiązka czerwonej energii ruszyła, ale z chwilą kontaktu z kulą wcale nie przebiła się na wylot, a równomiernie oplotła swoją mocą swoją znacznie krwawą i ciemnoczerwoną pobratymczynie. Zapowiadało się siłowanie energii i nie byłam pewna, czy zwyciężę tą partie bez wykrzesania większych pokładów ki.
OOC:
Heart Piercer DMG = 35 % KI = 44730 [około/z pewnym odłamem błędu]
Cienki promień jasnoczerwonej energii kumulujący ogromne pokłady energii. Wbrew niepozornemu rozmiarowi i drobnej, paro centymetrowej średnicy zawiera bardzo spore i silne skondensowane pokłady energii. Nazwa jest mylna, bo nie przebija serca, a wypala dziury wraz z całą powierzchnią serca. Technika nie pozwala na wyciek mocy i wymaga dziesiątek lat praktyki by uzyskać optymalną wiązkę.
Siłowanie się na techniki: 44730 vs 44730
Statystyki dziewczynki sprzedającej serca:
Podejrzenia:
Siła 4670
Szybkość 7530
Wytrzymałość 6720
Energia 8330
Punkty Życia: 100800/100800
Ki: 80220/124950
Nie mogłam uwierzyć, ale w końcu dotarło do mojej świadomości, że istota stojąca przed mną nie miała po prostu serca. Przeczesując jego umysł mogłam określić, że wzbudzam podejrzenia, ale tak długo jak nie znał dokładnej przyczyny mojej wszechwiedzy względem niego, mogłam swobodnie czytać tą księgę. Tylko czego szukać? To pytanie musiało poczekać, bo bez przebudzenia części swojej mocy nie byłabym w stanie dogonić energii zwanej krwawym poniedziałkiem. Tego dnia złamałam przymierze z mężczyzną, który nie tylko oczyścił mą duszę, ale także którego pokochałam.
-Nie pozwolę ci demonie! - Wzbudziłam dostateczną porcje mocy by dogonić pocisk, gdy przecinałam niebo kierując się w stronę ciepłego zakątku z jakim się zżyłam, zastanawiałam się czy właściwie było warto ich ratować. Gromadka dzieci z wycieczki szkolnej właśnie ze nauczycielami przemierzała pomnik Saladana, rozbójnika pustynnego sprzeciwiającego się tyrańskiej władzy Sayuona III Krwawego. Młodzi ludzie dyskutowali ze sobą w lokalnej kawiarence do której często odwiedzałam, żadne z nich nie potrzebowało od mnie serc, choć wiedziałam, że wiele z nich było pękniętych. Dotarłam na ziemie przed pociskiem, wszyscy spoglądali się na mnie ze zdziwieniem bo choć rozpoznawali we mnie twarz, czuli narastający niepokój. Dziwne światło zmierzało w ich kierunku, ale nie mieli świadomości, że owa czerwona poświata miała przypieczętować ich zagładę.
-Wszyscy uciekać! - krzyknęłam nienaturalną barwą głosu, no tak dawno nie przemawiałam swoim dzikim i budzącym grozę tonem. Zmusił mnie do tego...czułam się podle, ale byłam gotowa się mu przeciwstawić...
Wznosił się na nieboskłonie nieczule, drań który kontrolowany był przez magie Majin. Nie opierał się jej, stał się zaś częścią społeczności zniewalającej nas od mileniów, poszukiwali w nas dogodnych narzędzi do spełniania własnych żądz. Cała okolica stawała się zniekształcona, wręcz jakby to samo źródło zmieniało i naginało rzeczywistość. Pokaże ci swoją moc, a potem...potem opowiem wam historie istoty, której rozbito serce, umysł i dusze. Skorupy cielesnej demona siejącego zniszczenie po globie ziemskim, tej mało istotnej planecie w rozległym wszechświecie, a jednak przykuwającej uwagę wielu dziwnym istotom.
-Heart Piercer - uniosłam palec ku górze i skumulowałam równoznaczną moc na kuli, jeśli wybuchnie w powietrzu będę miała możliwość osłonięcia wioski przed całkowitą destrukcją, ale szczególnie miałam nadzieje, że starczy mi dość mocy by odepchnąć pocisk z powrotem na przeciwnika.
-Skończę z twoim sługusem i osobiście znajdę, a następnie zniszczę ciebie czarnoksiężniku! Wiem, że przyglądasz się zajściu przez wzrok tego nieszczęśnika, ale wiedz, że ja i na ciebie patrzę. Bój się, bom zapominasz się, jak wiele potężnych istot jest we wszechświecie. - Bardzo cienka wiązka czerwonej energii ruszyła, ale z chwilą kontaktu z kulą wcale nie przebiła się na wylot, a równomiernie oplotła swoją mocą swoją znacznie krwawą i ciemnoczerwoną pobratymczynie. Zapowiadało się siłowanie energii i nie byłam pewna, czy zwyciężę tą partie bez wykrzesania większych pokładów ki.
OOC:
Heart Piercer DMG = 35 % KI = 44730 [około/z pewnym odłamem błędu]
Cienki promień jasnoczerwonej energii kumulujący ogromne pokłady energii. Wbrew niepozornemu rozmiarowi i drobnej, paro centymetrowej średnicy zawiera bardzo spore i silne skondensowane pokłady energii. Nazwa jest mylna, bo nie przebija serca, a wypala dziury wraz z całą powierzchnią serca. Technika nie pozwala na wyciek mocy i wymaga dziesiątek lat praktyki by uzyskać optymalną wiązkę.
Siłowanie się na techniki: 44730 vs 44730
Statystyki dziewczynki sprzedającej serca:
Podejrzenia:
Siła 4670
Szybkość 7530
Wytrzymałość 6720
Energia 8330
Punkty Życia: 100800/100800
Ki: 80220/124950
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Yo! Town
Wto Cze 20, 2017 7:23 pm
Czułem się niezwyciężony. Jakby nie było sposobu na zatrzymanie mnie. Miałem w sobie więcej destrukcyjnej energii, niż byłem w stanie opanować. Dlatego to ktoś musiał zapanować nade mną. I mnie to pasuje. Dlatego rozjuszyło mnie, gdy mój atak został zatrzymany przez wiązkę tej dziewczyny. Zaskoczyło mnie tylko to, iż jest w stanie mi dorównać. Bo byłem przekonany że ukrywa w sobie więcej mocy niż mogło by się wydawać. Niecierpliwiłem się kiedy odkryje swój sekret. Nie byłem tylko świadomy jak dużo w niej siedziało. Nie zamierzam jednak się przed nią uchylić. Poddam próbie siebie samego, jak i wpływ czarnoksiężnika na moje możliwości. Lepiej bądź gotowa dać z siebie wszystko, bo ja aby wykonać swój cel nie zaoferuję nic innego.
-Jeśli natychmiast nie usuniesz się z drogi, zginiesz z mej ręki!
Powiedziałem w sumie nie wiem do kogo, bo wątpię by to miało coś zmienić. Ale to była nuta kultury z mej strony. Kto wie. Może się rozmyśli i jednak ucieknie, gdy jej wioska będzie rozwalana na atomy. Różnie się w życiu dzieje. Tym razem jednak musiało dojść do konfrontacji, i nie zamierzam się przed nią chować. W tym momencie moja wiązka Krwawej Niedzieli natrafiła na jej również czerwony promień, jednak o wiele cieńszy i jaśniejszy. Różnica wizualna dobrze odzwierciedlała różnice naszych Ki. Jeszcze nigdy nie zderzałem się na poważnie atakami energetycznymi. A teraz mówimy o wiązkach które przy trafieniu w glebę mogłyby zrównać z ziemią największe miasta tej planety. Obecnie jej atak jest tak samo mocny jak mój. I właśnie to trzeba teraz zmienić.
-Miło się patrzy jak próbujesz uratować tą wioskę. Bo wiesz, ja też miałem swoją wioskę, pełną takich samych istot jak ja. Z tym że ja nie miałem okazji jej ratować, a jedynie pomścić. I chciałbym być wtedy w tej samej sytuacji co ty teraz. Dlatego wyświadczę ci los który chciałbym dla samego siebie... sprawię że zginiesz razem ze swoimi rodakami!
Rzekłem sadystycznie po czym pokryłem się grubymi żyłami, a moja aura wybuchła intensywnym płomieniem posyłając zastrzyk Ki prosto do mojego ataku, pogrubiając go, i tworząc go jeszcze bardziej chaotycznym, nieuformowanym promieniem. Zobaczymy na ile się to spisze.
OOC:
Dodam nieco później, po skonsultowaniu się gdyż jestem całkowicie zagubiony w mechanice siłowania się, i to co tutaj się zaczęło nawet nie pasuje mi do opisu w regulaminie... Więc
-Jeśli natychmiast nie usuniesz się z drogi, zginiesz z mej ręki!
Powiedziałem w sumie nie wiem do kogo, bo wątpię by to miało coś zmienić. Ale to była nuta kultury z mej strony. Kto wie. Może się rozmyśli i jednak ucieknie, gdy jej wioska będzie rozwalana na atomy. Różnie się w życiu dzieje. Tym razem jednak musiało dojść do konfrontacji, i nie zamierzam się przed nią chować. W tym momencie moja wiązka Krwawej Niedzieli natrafiła na jej również czerwony promień, jednak o wiele cieńszy i jaśniejszy. Różnica wizualna dobrze odzwierciedlała różnice naszych Ki. Jeszcze nigdy nie zderzałem się na poważnie atakami energetycznymi. A teraz mówimy o wiązkach które przy trafieniu w glebę mogłyby zrównać z ziemią największe miasta tej planety. Obecnie jej atak jest tak samo mocny jak mój. I właśnie to trzeba teraz zmienić.
-Miło się patrzy jak próbujesz uratować tą wioskę. Bo wiesz, ja też miałem swoją wioskę, pełną takich samych istot jak ja. Z tym że ja nie miałem okazji jej ratować, a jedynie pomścić. I chciałbym być wtedy w tej samej sytuacji co ty teraz. Dlatego wyświadczę ci los który chciałbym dla samego siebie... sprawię że zginiesz razem ze swoimi rodakami!
Rzekłem sadystycznie po czym pokryłem się grubymi żyłami, a moja aura wybuchła intensywnym płomieniem posyłając zastrzyk Ki prosto do mojego ataku, pogrubiając go, i tworząc go jeszcze bardziej chaotycznym, nieuformowanym promieniem. Zobaczymy na ile się to spisze.
OOC:
Dodam nieco później, po skonsultowaniu się gdyż jestem całkowicie zagubiony w mechanice siłowania się, i to co tutaj się zaczęło nawet nie pasuje mi do opisu w regulaminie... Więc
Re: Yo! Town
Czw Lip 06, 2017 6:45 pm
-Nie są moimi braćmi ni siostrami. Jestem w końcu...demonem! - Nie wiem co wtedy mną kierowało, ale wzmocniłam wiązkę ki tak samo, jak przeciwnik. Miałam ostatnią kartę w zestawie, gdyby wszystko zawiodło. Z magią opętania Majin istoty stawały się prostolinijne w myśleniu i działaniu, w końcu najważniejsze było wykonywanie komend czarnoksiężnika.
-Ha...ha...polubiłam to miejsce bo ktoś mi kiedyś pokazał, że można porzucić ład czystego zła i stać się czymś zupełnie innym, czymś przeczącemu naturalnemu porządkowi. Żegnaj, wygrałeś... - przerwałam wiązkę i odwróciłam się plecami przyjmując na siebie całą potęgę obydwu wiązek, Podsunął mi pomysł, który był na tyle ryzykowny i sprzeczny z naturą, że właściwie mógł się udać. Moje plecy wyparowywały pod naporem palącej esencji energii. Skupiłam pozostałą energie ki by raz jeszcze zagłębić się w pradawną sztukę Majin.
-Znajdą ciebie, a twoje marionetki sprzeciwią się przeciwko tobie! Słyszysz mnie czarnoksiężniku!? - wymiar się zakrzywił, to co powinien dostrzec byt zwany Dragotem to destrukcja i eradykacja mnie oraz tegoż miejsca. Ja zaś? Przeniosę tą cząstkę świata w bezpieczne miejsce.
-Miasto objęte katastrofą, tam tego szukasz, Aka jikotan... - nie było mnie na tym planie. Wiązka przecinała się przez moje ciało, ale ból ustąpił. Widziałam, jak krater poszerzał się zmiatając z powierzchni piaski pustyni. Zapewne był zadowolony bo zniszczył co chciał, a raczrj co Pan mu kazał. Może i sam sobie czerpał z tego satysfakcje, ale to było mało ważne. Nie jestem gotowa z nim się zmierzyć, ale mogę nadal za nim podążać, bo obserwując demona już wiem, że kazał mu się udać do East City...miasta gdzie odbywało się piekło na ziemi.
OOC:
Odejmij sobie jedynie 10k ekstra ki. Koniec walki. Czarnoksiężnik każe ci się udać do East City. Masz tam odnaleźć Aka jikotan, wiesz tyle, że to rodzaj złotej pieczęci wielkości pięści z literą M koloru szmaragdowego.
-Ha...ha...polubiłam to miejsce bo ktoś mi kiedyś pokazał, że można porzucić ład czystego zła i stać się czymś zupełnie innym, czymś przeczącemu naturalnemu porządkowi. Żegnaj, wygrałeś... - przerwałam wiązkę i odwróciłam się plecami przyjmując na siebie całą potęgę obydwu wiązek, Podsunął mi pomysł, który był na tyle ryzykowny i sprzeczny z naturą, że właściwie mógł się udać. Moje plecy wyparowywały pod naporem palącej esencji energii. Skupiłam pozostałą energie ki by raz jeszcze zagłębić się w pradawną sztukę Majin.
-Znajdą ciebie, a twoje marionetki sprzeciwią się przeciwko tobie! Słyszysz mnie czarnoksiężniku!? - wymiar się zakrzywił, to co powinien dostrzec byt zwany Dragotem to destrukcja i eradykacja mnie oraz tegoż miejsca. Ja zaś? Przeniosę tą cząstkę świata w bezpieczne miejsce.
-Miasto objęte katastrofą, tam tego szukasz, Aka jikotan... - nie było mnie na tym planie. Wiązka przecinała się przez moje ciało, ale ból ustąpił. Widziałam, jak krater poszerzał się zmiatając z powierzchni piaski pustyni. Zapewne był zadowolony bo zniszczył co chciał, a raczrj co Pan mu kazał. Może i sam sobie czerpał z tego satysfakcje, ale to było mało ważne. Nie jestem gotowa z nim się zmierzyć, ale mogę nadal za nim podążać, bo obserwując demona już wiem, że kazał mu się udać do East City...miasta gdzie odbywało się piekło na ziemi.
OOC:
Odejmij sobie jedynie 10k ekstra ki. Koniec walki. Czarnoksiężnik każe ci się udać do East City. Masz tam odnaleźć Aka jikotan, wiesz tyle, że to rodzaj złotej pieczęci wielkości pięści z literą M koloru szmaragdowego.
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Yo! Town
Sob Sie 05, 2017 11:34 pm
Nie spodziewałem się ludzkiego pochodzenia po tej istocie. Toteż jej demoniczne pochodzenie nie wywołało na mnie większych emocji. Jesteśmy dziwnymi istotami, nie pasującymi do żadnych kategorii. Te słowa dobrze opisywało również ją. Jednak prawda jest taka że nie jest ważne z jakiej jesteś rasy, rangi, urody... Gdy jesteś martwy to wszystko idzie na nic. Gdy chciałem kogoś zabić, to jego rasa nie robiła mi różnicy. Myślę nawet że najwięcej w swoim życiu zabiłem swoich współrasowców. I ta kolekcja czaszek będzie rosnąć.
To co mówiła brzmiało jak coś co powiedziałby dawny Ja. Wrażliwy, słaby, pełny uczuć i dobroci. Też kiedyś chciałem stać się demonem szlachetniejszym od ludzi. I w jakiś sposób doprowadziło mnie to do miejsca w którym jestem teraz. Do silnego demona, patrzącego jak jego promień destrukcyjnej Ki pokonuje atak rywalki, i zamienia ją w popiół. Bloody Sunday następnie dotarło do wioski, i ją również unicestwiło eksplozją porównywalną tylko z największymi bombami atomowymi jakie powstały na tej planecie. Gdyby moje oczy były ludzkie, z pewnością straciłbym na stałe wzrok od błysku, a moje bębenki uszne zostałyby rozerwane. Nie byłbym wtedy jednak wyzwaniem dla żadnego wojownika, dlatego z biegiem czasu wykształciłem odporność na takie rzeczy. Widok ten był piękny. Właśnie tego brakowało mi w moim życiu.
Jako iż polecenie zostało wykonane, a tętniąca życiem wioska przerobiona została na martwy krater, mój Mistrz wynagrodził mnie poluzowując druty kolczaste na moim ciele, i wypełniając me żyły heroiną, wpędzając mnie w błogostan którego oczekiwałem. Od razu po tym dostałem następne polecenie. Podał mi miejsce w którym mam zdobyć przedmiot pożądany przez mojego Pana. Tak długo jak będzie dla mnie tak miłosierny, nigdy nie spróbuję mu się przeciwstawić. Powoli, ospale wymierzyłem kierunek lotu, i zacząłem przemieszczać się w wybraną stronę. Powoli zwiększając prędkość, by po około minutę przejść z prędkości autobusowej do prędkości naddźwiękowej. Nie czułem nic. Tylko przyjemność. Tylko przyjemność i ekstaza.
OOC:
- 10k KI
Z/t do East City
To co mówiła brzmiało jak coś co powiedziałby dawny Ja. Wrażliwy, słaby, pełny uczuć i dobroci. Też kiedyś chciałem stać się demonem szlachetniejszym od ludzi. I w jakiś sposób doprowadziło mnie to do miejsca w którym jestem teraz. Do silnego demona, patrzącego jak jego promień destrukcyjnej Ki pokonuje atak rywalki, i zamienia ją w popiół. Bloody Sunday następnie dotarło do wioski, i ją również unicestwiło eksplozją porównywalną tylko z największymi bombami atomowymi jakie powstały na tej planecie. Gdyby moje oczy były ludzkie, z pewnością straciłbym na stałe wzrok od błysku, a moje bębenki uszne zostałyby rozerwane. Nie byłbym wtedy jednak wyzwaniem dla żadnego wojownika, dlatego z biegiem czasu wykształciłem odporność na takie rzeczy. Widok ten był piękny. Właśnie tego brakowało mi w moim życiu.
Jako iż polecenie zostało wykonane, a tętniąca życiem wioska przerobiona została na martwy krater, mój Mistrz wynagrodził mnie poluzowując druty kolczaste na moim ciele, i wypełniając me żyły heroiną, wpędzając mnie w błogostan którego oczekiwałem. Od razu po tym dostałem następne polecenie. Podał mi miejsce w którym mam zdobyć przedmiot pożądany przez mojego Pana. Tak długo jak będzie dla mnie tak miłosierny, nigdy nie spróbuję mu się przeciwstawić. Powoli, ospale wymierzyłem kierunek lotu, i zacząłem przemieszczać się w wybraną stronę. Powoli zwiększając prędkość, by po około minutę przejść z prędkości autobusowej do prędkości naddźwiękowej. Nie czułem nic. Tylko przyjemność. Tylko przyjemność i ekstaza.
OOC:
- 10k KI
Z/t do East City
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach