Dragon Ball New Generation Reborn
Dragon Ball New Generation Reborn

Go down
Colinuś
Colinuś
Liczba postów : 382
Data rejestracji : 12/01/2013

Skąd : Leszno

Identification Number
HP:
Szkoła walki mistrza Tao 9tkhzk0/0Szkoła walki mistrza Tao R0te38  (0/0)
KI:
Szkoła walki mistrza Tao Left_bar_bleue0/0Szkoła walki mistrza Tao Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.pl

Szkoła walki mistrza Tao Empty Szkoła walki mistrza Tao

Pon Gru 07, 2015 1:47 pm
-Turniej. Zwycięzca dostaje pieniądze i prace. Nooo.. na walce to ja się znam!- Myślał chłopak wpatrując się w plakat. Turniej miał odbyć się za pół godziny. Icey ruszył w losowym kierunku, pytał o drogę tylko po to, żeby spróbować swoich sił z tutejszym mistrzem.
-No! Pierwsza walka zakończona!-Powiedział głos z głośnika. Icey zaklął pod nosem. Spóźnił się. Chłopak momentalnie podbiegł do mistrza, który siedział na krześle i spoglądał na walki.
-Witam.. Można na turniej? –Powiedział podenerwowanym tonem głosu.
-Dzień dobry. Turniej już się rozpoczął. Punktualność to ważna cecha… -rzekł sędziwy już mistrz. Icey wciąż stał obok właściciela szkółki i wpatrywał się w walkę. Widział, że osoby walczące, technicznie są na najwyższym poziomie, ale siła chłopaka z Vegety była większa niż wszystkich na Sali razem wziętych.
-Gwarantuje panu, że wygram. Może technicznie są lepsi, ale mogę prowadzić trening siłowy czy coś takiego… -powiedział brązowooki do Mistrza.
-Pewność siebie potrafi być zgubna młodzieńcze..- Mistrz spojrzał na chłopaka. Jego tężyzna fizyczna nie odbiegała, ba, jego mięśnie były mniejsze niż większości startujących. Ale mistrz znał się na ludziach…
-Dam Ci szanse…


-Uwaga! Ogłoszenie mistrza Tao! Niby pojedynek wygrał Savi, ale jednak znalazł się jeszcze jeden przeciwnik, który uważa, że byłby w stanie z nim wygrać. Jego imię to… -Konferansjer turnieju zamilkł, podszedł do brązowowłosego chłopaka by ten przypomniał mu swoje imię.. –Icey! Tak Icey kontra Savi. Walka o to, kto dostanie prace w najlepszej szkole w państwie! W szkole mistrza TAO!- Krzyknął konferansjer. Savi już stał na macie. Icey wybił się z piętra i wylądował na polu walki. Już teraz ludzie byli zdziwieni. Mistrz Tao uniósł brwi ze zdumienia.
-Savi tak? Poddaj się. Jeśli dojdzie do tej walki to źle skończysz. Widziałem dwa Twoje pojedynki. Masz serce do walki, będziesz chciał walczyć do ostatnich sił i to może Cie zgubić w pojedynku ze mną. Poddaj się teraz a ominiemy niepotrzebnych problemów. – Mówił spokojnie chłopak. Głowę miał nisko, obdarzył swojego oponenta iście surowym i zimnym spojrzeniem. Ludzie dokoła nieco zlękli się.
-Pfffff, mądry w gębie tylko. Widać, że jesteś chuchrem. Nie masz szans albowiem –gong przerwał tę dyskusje i zaczęła się walka. Icey stał w miejscu. Włożył ręce do kieszeni. Savi ruszył w stronę chłopaka. Rękę cofnął, miał ją otwartą chciał zaatakować w szyję, Icey tylko odchylił głowę, ale po otrzymaniu uderzenia nawet nie drgnął.
-Specjalnie odchyliłem głowę, żeby ułatwić ci zadanie ciosu. Trafiłeś w szyję, powinno mnie to powalić. Masz jeszcze jakieś pomysł, czy wyjść z kontrą –powiedział Icey prostując głowę. Savi zdenerwował się, cofnął się krok i zaczął bombardować przeciwnika szybkimi i celnymi ciosami w brzuch. Trwało to parę sekund, po czym zakończył brawurową kombinację kopniakiem w przedramię chłopaka. Icey wciąż stał w miejscu.
-Nieźle, nieźle. Moja kolej? – Chłopak rozejrzał się po widowni. Wszyscy byli zdumieni. Nawet mistrz Tao nie ukrywał na swojej twarzy tego uczucia. Icey uśmiechnął się. Ruszył w kierunku Saviego i jednym szybkim ciosem w brzuch posłał go na matę. Savi jednak nie zemdlał, chociaż chyba już nie był w stanie walczyć. Miał problem ze złapaniem powietrza. Icey podszedł do niego.
-To, co? Chyba wygrałem. – Potem wybił się z mat i wylądował obok mistrza.
-Jaki wniosek? Dostanę tę pracę?...


-Dobrze. Tutaj jest umowa. Twoje zdolności mogą okazać się bezcenne. Jesteś silniejszy ode mnie. Baa, podejrzewam, że cała szkoła nie miałaby z Tobą zbyt większych szans. Proponuję Ci wynagrodzenie w wysokości.. –Icey położył otwartą dłoń na umowie.
-Może trochę inaczej. Nie potrzebuje pieniędzy wszystko, co mam wystarczy mi. Ta kurtka, koszulka, te słuchawki. To wszystko, co mam, ale mi to wystarcza. Ale nie mam gdzie spać. Mogę gdzieś jakiś kącik na szkole? A jedzenie.. Coś ogarnę… -powiedział chłopak. Nie za bardzo wiedział, kim jest, skąd pochodzi. Chciał odnaleźć siebie, nie przywiązywał uwagi do dóbr materialnych.
-No… cóż, tego się nie spodziewałem. Za pieniądze, które Ci proponuje utrzymasz naprawdę Ciekawe mieszkanie. –Powiedział tao
-Tak, ale nie chce się niczym przejmować. Płacić rachunków, nawet nie znam tutejszej waluty. Mały kącik i jedzenie. Tyle mi wystarczy. Do tego dasz mi ludzi do trenowania a i Tobie się to opłaci Mistrzu. –Icey skinął głową wyrażając szacunek dla mistrza. Tao tylko skinął głową.


-Wyżej! Jeszcze raz! Jeszcze jeden!! Dawaj! Dawaj! Meh…-krzyczał Icey do nastolatka, którego miał w swojej grupy. –Dobra, jest coraz lepiej. Zaczynasz sobie radzić z tym drążkiem. –Rozejrzał się po sali.
- Pan trener to tylko tak w kółko dawaj, dawaj, mocniej szybciej, twardziej, jeszcze raz… -narzekał nastolatek, który jako ostatni wykonywał ćwiczenia –a nic Trener nam nie pokazał, co umie. Jak Trener tak wymaga to niech pokaże, że umie lepiej… -powiedział i odsunął się od drążka. Spośród Sali dało się usłyszeć buczenie. Icey uśmiechnął się.
-Wszyscy jesteście ciekawi?- Ponownie rozejrzał się po grupie. Byli w niej i nastolatkowe i dorośli ludzie, nawet starsi od dwudziestojednolatka. Icey pochylił się. Wybił się z dwóch nóg, wylądował na drążku, który był zawieszony na wysokości mniej więcej dwa metry nad ziemią. Stał na nim, ponownie podskoczył zrobił pół obrotu, a następnie chwycił się dłońmi drążka i utrzymywał się nad nim na dłoniach przez paręnaście sekund. Zgiął ręce, delikatnie przechylił ciało, wyprostował je raptownie wybijając się z drążka, zrobił salto i wylądował na nogach prosto, nawet się nie zawahał. Nie było po nim widać zmęczenia.
-Dobrze, to ten układ masz mieć opanowany na za dwa tygodnie –powiedział Icey wpatrując się w chłopaka, który kwestionował jego umiejętności. Bawiło go to jak bardzo jego uczniowie dziwią się tak prostymi dla niego czynnościami.
-Okej, koniec zadań do zobaczenia! – Powiedział entuzjastycznie, oczywiście bez uśmiechu na ustach. Po chwili zniknął w kantorku, położył się na swoim łóżku i nałożył słuchawki na uszy...


Szkoła od zewnątrz:
Wnętrze Sali Icey'a:

OOC:
Mistrz szkoły i jej właściciel: Tao
Trener: Icey
Florence
Florence
Liczba postów : 18
Data rejestracji : 29/11/2015


Identification Number
HP:
Szkoła walki mistrza Tao 9tkhzk0/0Szkoła walki mistrza Tao R0te38  (0/0)
KI:
Szkoła walki mistrza Tao Left_bar_bleue0/0Szkoła walki mistrza Tao Empty_bar_bleue  (0/0)

Szkoła walki mistrza Tao Empty Re: Szkoła walki mistrza Tao

Pon Gru 07, 2015 8:05 pm
Florence postanowiła poskromić potwora.
W jej wyobraźni wizyta w West City była niczym wyprawa na kompletnie inną planetę. Od czasu, gdy opuściła plemię, minęły trzy lata, a ona w tym czasie wiele razy słyszała o tym mieście, aczkolwiek zawsze omijała je szerokim łukiem - nie była gotowa na zagłębianie się w tą wielką metropolię. W tej chwili również nie czuła się na siłach, aby wkroczyć w ten świat, ale wiedziała, że musi.
Przebywając w więzieniu pochłaniała książki. Dużo książek. Chciała się dowiedzieć jak najwięcej o świecie w którym obecnie żyła, lecz niestety mieścina była mała, a książki wkrótce się skończyły. Wtedy detektyw Sombrero powiedział jej, że jeśli jest taka spragniona wiedzy to powinna udać się do West City, gdyż tamtejsza biblioteka posiada o wiele bardziej rozległe zasoby. Dziewczynie na te słowa aż zaświeciły się oczy z radości. Z każdą kolejną książką odkrywała, że coraz bardziej podoba jej się czytanie.
Zaopatrzona w prowiant, wodę, kapsułkę z namiotem, plecak i mapę, wyruszyła w podróż do West City. Trwała ona raptem trzydzieści osiem dni, o wiele mniej, niż Flo się spodziewała. I po drodze nie musiała uciekać przed żadnymi wilkami! To dopiero luksusowa podróż!
Gdy wchodziła do miasta czuła się bardzo nie na miejscu. Ludzie obrzucali ją spojrzeniami i w ogóle jej to nie dziwiło - przeglądając się w jakiejś wystawie sklepowej dostrzegła, że jest cała w kurzu, piachu i nadaje się jedynie do kąpieli.
Jej ubranie również pozostawiało wiele do życzenia - ciemnoniebieskie alladynki, które nosiła nisko opuszczone na biodrach, również były całe w kurzu, tak samo czarny stanik. Nie warto nawet wspominać o braku butów i okropnie brudnych stopach - Flo zdecydowanie nie wyglądała w tej chwili zbyt....no, w ogóle nie wyglądała. Ludzie omijali ją łukiem, a ona coraz bardziej się denerwowała. Na dodatek te wszystkie nowości - samochody w powietrzu, dziwne drzewa, wysokie budynki... Wszystko to różniło się bardzo od niewielkich miast w których przebywała do tej pory. Dziewczyna była w lekkim szoku, ale musiała wziąć się w garść, jeśli chciała przetrwać. Wzięła więc głęboki oddech i podeszła do jakiejś starszej, zadbanej kobiety.
-Przepraszam...? - powiedziała, aby zwrócić na siebie jej uwagę. Ta odwróciła się i zmierzyła Florence nieprzychylnym spojrzeniem.
-Słucham?
-Czy mogłaby pani mnie przygarnąć? - zapytała dziewczyna, starając się wyglądać na tyle dostojnie na ile było ją stać. - Mogę gotować i prać  i w zamian za dach nad głową.
Kobieta zmierzyła ją po raz kolejny spojrzeniem, prychnęła i odsunęła się od niej z obrzydzeniem.
-Chyba śnisz, dziewczynko. - powiedziała z pogardą. - Nie chcę bezdomnej w domu.
Powiedziawszy to po raz ostatni obdarzyła Flo niechętnym spojrzeniem i odeszła, dumnie unosząc głowę. Dziewczyna wzruszyła ramionami - nie mogę się przecież teraz poddać, prawda? Trzeba spróbować kolejny raz!
Niestety sytuacja ta powtórzyła się kolejnych osiem razy, a dziewczyna za każdym razem była coraz bardziej zdenerwowana. Najwyraźniej West City miało niewiele wspólnego z małymi miastami. Żeby dostać tutaj dach nad głową musiała być czysta i pachnąca. A żeby być czystą i pachnącą musiała znaleźć dach nad głową. Błędne koło. A ściemniało się coraz bardziej. Co prawda miała swój namiot, ale miło byłoby się umyć w końcu. Do biblioteki raczej jej nie wpuszczą w takim stanie...
Idąc ulicami miasta w końcu dostrzegła coś swojskiego. Otoczony ze wszystkich stron nowoczesnymi budowlami stał kompleks drewnianych obiektów. Z normalnymi drzewami! Dziewczyna nie miała pojęcia czy to czyjś ogromny dom czy może coś innego, ale w całej tej betonowej dżungli to miejsce było tak cudownie normalne, że bez namysłu ruszyła w jego stronę. Już po chwili stała na opuszczonym placu, rozglądając się z ciekawością. Odgłosy miasta jakby były tu cichsze, co bardzo odpowiadało dziewczynie.
-Halo? Jest tu ktoś? - krzyknęła, szukając wzrokiem jakiejkolwiek oznaki życia. Nie była pewna czy ma się cieszyć czy martwić, iż nikogo nie widzi...
Colinuś
Colinuś
Liczba postów : 382
Data rejestracji : 12/01/2013

Skąd : Leszno

Identification Number
HP:
Szkoła walki mistrza Tao 9tkhzk0/0Szkoła walki mistrza Tao R0te38  (0/0)
KI:
Szkoła walki mistrza Tao Left_bar_bleue0/0Szkoła walki mistrza Tao Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.pl

Szkoła walki mistrza Tao Empty Re: Szkoła walki mistrza Tao

Pon Gru 07, 2015 8:46 pm
-Hmmm?- Mruknął Icey otwierając oczy. No zdrzemnął się. To tak ostatnio spędzał większość swojego czasu. Jedynym jego obowiązkiem było trenowanie grupy którą przydzielił mu mistrz Tao. Z letargu wyrwał go jakiś głos. Miał wrażenie, że ktoś go wołał. Przeciągnął się, wstał z łóżka. Poprawił słuchawki, muzyka wciąż grała. Wszedł na swoją sale treningową a jego oczom ukazała się blond dziewczyna. Icey trochę wyróżniał się w tłumie, między innymi tym, że jego włosy były zawsze w tej samej długości.. No i ogon. Teraz, co prawda bezwładnie zwisał, ale na czas treningu chował go w nogawkę. Ale dziewczyna jeszcze bardziej się wyróżniała. Wyglądała jakby parę dni nie jadła i nie kąpała się od paru dni. Była boso. Jej włosy były dziwne. Icey jeszcze nigdy czegoś takiego nie widział. Ponadto miała w nich schowane piórka jakiegoś zwierzęcia.
-Dzień dobry, witam w szkole mistrza Tao, nazywam się Icey, w czym mogę służyć?- Powiedział spokojnie. Wypadek sprawił, że chłopak zapomniał o większości rzeczy, jakie potrafi. Co prawda walczyć umie, siła została, ale nie wie, jakie techniki potrafił używać? Jedynie, co dalej potrafi to badanie czyjeś siły. Ki-Feeling, technika, która umożliwia mu mierzenie siły przeciwnika. Użył jej nawet podczas walki o to, kto będzie nowym trenerem. Jego przeciwnik był bardzo słaby. Icey mógłby go pokonać bez dotykania go, gdyby tylko wiedział o swojej sile...
-Poczekaj chwilę... - Chłopak zniknął na chwile w kantorku. Mistrz Tao zrobił dobry interes wydzierżawiając kantorek Icey'owi. Nic go to nie kosztuje, nie daje mu pensji, tylko przynosi mu jedzenie. Chłopak zajrzał do lodówki, wyciągnął z niej wodę butelkowaną i kawałek mięska na talerzu. Powoli wysunął się z swojego azylu i rzucił dziewczynie mineralkę.
-Napij się - w drugiej ręce miał talerz. Pokazał go nieznajomej - jak jesteś głodna to śmiało, bo wyglądasz jak siedem nieszczęść. Może to nie do końca miłe, ale taka jest prawda. -Rzekł spokojnie. Taaak, stary Vernil chyba zniknął. Ten młodzieńczy duch, który zarażał swoją energią wszystkich dokoła przepadł. Teraz został zastąpiony przez miłego, lecz chłodnego typa...
Florence
Florence
Liczba postów : 18
Data rejestracji : 29/11/2015


Identification Number
HP:
Szkoła walki mistrza Tao 9tkhzk0/0Szkoła walki mistrza Tao R0te38  (0/0)
KI:
Szkoła walki mistrza Tao Left_bar_bleue0/0Szkoła walki mistrza Tao Empty_bar_bleue  (0/0)

Szkoła walki mistrza Tao Empty Re: Szkoła walki mistrza Tao

Pon Gru 07, 2015 9:27 pm
Wcześniej usłyszała Icey'a nim go zobaczyła. Co prawda słuchu absolutnego nie miała, a on stąpał cicho, ale mimo wszystko wychowanie w plemieniu robi swoje - już od małego uczyła się polowania i nasłuchiwania, dzięki czemu obecnie potrafiła usłyszeć trochę więcej niż przeciętny człowiek.
Odwróciła się w stronę nadchodzącego młodzieńca, przyglądając mu się z zaciekawieniem. Brązowe włosy opadały mu na ramiona i zdecydowanie był od niej wyższy. Wyglądał na miłą osobę, chociaż w tym mieście... Florence nie wiedziała, czego ma oczekiwać. Wyrzuci ją? Zwyzywa od bezdomnych?
Jego miłe powitanie było dla dziewczyny zaskoczeniem. Przechyliła głowę lekko na bok i zmarszczyła brwi, patrząc na niego w zamyśleniu. W końcu udało jej się trafić na kogoś miłego w tym mieście?
Wiedziałam, że to będzie dobre miejsce!
Nim jednak zdążyła otworzyć usta i odpowiedzieć chłopakowi, ten zmierzył ją spojrzeniem po raz kolejny i odszedł, każąc jej poczekać. Gdy się oddalał Flo dostrzegła ogon bujający się w rytm jego kroków. Zamrugała ze zdumienia oczyma - do tej pory widziała ogony tylko u zwierząt. Czym on był?
Zastanawiała się właśnie czy w którejś z czytanych przez nią książek była jakaś wzmianka o ludziach z ogonami zamieszkujących West City, gdy chłopak wrócił i rzucił jej wodę. Złapała ją zręcznie, pisnęła radośnie, gdy zrozumiała co to, odkręciła i wypiła pół butelki nie przerywając nawet na chwilę, żeby zaczerpnąć oddech. Cóż, faktycznie była trochę odwodniona. Gdy już zaspokoiła pierwsze pragnienie odsunęła butelkę od ust i westchnęła z zadowoleniem.
-Dziękuję. - odezwała się po raz pierwszy, uśmiechając się do chłopaka. - Jesteś najmilszą osobą, jaką spotykam w tym mieście. A jedzeniem nie pogardzę!
Złapała mięsko z talerza, ledwo powstrzymując się, żeby nie zjeść go w całości. Zbytnia zachłanność prowadziła do bólu brzuchu. Ugryzła kawałek, przeżyła i znowu skupiła swoją uwagę na chłopaku.
-Icey, tak? Jestem Flo. Miło mi Cię poznać! - uśmiechnęła się do niego. - A to, że wyglądam jak siedem nieszczęść to wiem, wiem. Ale w tym mieście...ciężko o jakiś dach nad głową, już o prysznicu nie wspominając. Nawet rzeki nie ma, żeby się umyć!
Colinuś
Colinuś
Liczba postów : 382
Data rejestracji : 12/01/2013

Skąd : Leszno

Identification Number
HP:
Szkoła walki mistrza Tao 9tkhzk0/0Szkoła walki mistrza Tao R0te38  (0/0)
KI:
Szkoła walki mistrza Tao Left_bar_bleue0/0Szkoła walki mistrza Tao Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.pl

Szkoła walki mistrza Tao Empty Re: Szkoła walki mistrza Tao

Wto Gru 08, 2015 8:43 pm
Trafił. Dziewczyna szukała schronienia. Sam nie miał za wiele do powiedzenia na temat dojo, ale swój kącik mógł jej udostępnić. Flo okazała się miła, albo udawała taką, bo była w potrzebie. Wodę wypiła niemal duszkiem, a mięskiem delektowała się. Kto by nie lubił domowej kuchni. Icey to wymagający, ale dobry trener. Czasami mamy nastolatków przynoszą mu coś dobrego. Chyba uważają, że oddaje się pracy, bo jakby nie patrzeć nawet w niej nocuje. Usiadł na macie i oparł się plecami o ścianę. Słuchawki miał na szyi, ale wciąż grała w nich muzyka. Wyjął MP4 i wyłączył ją. Zaczął wpatrywać się w dziewczynę.
-Te pióra we włosach to taka tutejsza moda, czy biłaś się z ptakiem i to swojego rodzaju zdobycz? –powiedział z powagą na ustach – co do prysznicu, no cóż, tam – wskazał na przejście po drugiej stronie dojo –jest szatnia a za nią łazienki. Toaleta, prysznice, wszystko się znajdzie, poza mydłem i ręcznikiem – chłopak splótł swoje ręce za szyją, wygodnie się oparł i skupił swój wzrok na oknie, przez które przebijały się ostatnie promienie słońca tego dnia. Chłopak chwile siedział w milczeniu, po czym wstał i szedł w kierunku schodów mijając swojego gościa, niechcący delikatnie uderzając go swoim puchatym ogonem, który ruszał się do rytmu jego kroków.
-Idziesz ze mną? Zachody słońca z tamtego okna wyglądają naprawdę pięknie. –Powiedział nie zatrzymując się. Powolnym i spokojnym krokiem szedł przed siebie z opuszczoną głową. Minęło ponad pół roku, od kiedy obudził się na statku. Nie pamięta za wiele nawet z tamtego wydarzenia, ale skąd jest? Gdzie jest jego rodzina?...
-Ahh.. –Westchnął Icey wpatrując się w zachodzące słońce, które znika za lasem w oddali, –Jeśli chcesz możesz tutaj przenocować, widzę, że jesteś w potrzebie, tylko.. Będziesz musiała spać na matach. Jakaś poduszka się znajdzie, koc też. Minusem tego jest to, że ja jutro pierwszą grupę treningową mam jakoś o ósmej rano, także długi sen do południa średnio wchodzi w grę.-Powiedział wciąż wpatrując się w znikającą za drzewami kulę.
-Powiedz mi coś więcej o sobie. Po co tutaj przyszłaś? Szukasz lepszego życia w mieście czy szukasz czegoś konkretniejszego..Dokończył nie spoglądając na dziewczynę.
Florence
Florence
Liczba postów : 18
Data rejestracji : 29/11/2015


Identification Number
HP:
Szkoła walki mistrza Tao 9tkhzk0/0Szkoła walki mistrza Tao R0te38  (0/0)
KI:
Szkoła walki mistrza Tao Left_bar_bleue0/0Szkoła walki mistrza Tao Empty_bar_bleue  (0/0)

Szkoła walki mistrza Tao Empty Re: Szkoła walki mistrza Tao

Wto Gru 08, 2015 10:59 pm
-Oh, nie znam się na tutejszej modzie. - powiedziała, uśmiechając się lekko. Prawdę mówiąc w ogóle nie znała się na jakiejkolwiek modzie... - I jeszcze nigdy nie widziałam ptaka tak dużego, żeby z nim walczyć. Istnieją takie?
Na jej twarzy pojawiło się skupienie, ponieważ Flo zastanawiała się, czy widziała w jakiejś książce wzmiankę o wielkich ptakach żyjących na świecie. Po chwili stwierdziła, że nie, nigdy nie trafiła na jakąkolwiek wzmiankę na ten temat. W sumie to mało wiem o zwierzętach i roślinach...trzeba nadrobić!
-Ah! Wybacz, zamyśliłam się. - powiedziała speszona, wyrywając się z zamyślenia. Spojrzała na chłopaka, któremu zapomniała odpowiedzieć, i zarumieniła się. - To było niegrzeczne, wybacz. A co do piórek...cóż, po prostu podoba mi się ten sposób ozdabiania włosów. Poza tym te piórka przypominają mi o niezwykłych miejscach w których byłam, każde z piór które posiadam pochodzi z innego miejsca. To o wiele ciekawsze pamiątki niż jakieś pocztówki.
Uśmiechała się nieświadomie, opowiadając mu o tym. To były dobre wspomnienia i Florence cieszyła się za każdym razem, gdy wspominała cokolwiek na temat swoich podróży.
-Spokojnie, mam przy sobie wszystko, czego potrzebuję.
Wskazała na swoją torbę-worek i ruszyła szybko do łazienki w obawie, że chłopak jeszcze zdąży się rozmyślić i wykopie ją za drzwi. Na szczęście nic takiego się nie stało i Flo mogła w spokoju oddać tej wspaniałej czynności, jaką jest branie prysznicu. Najchętniej by spod niego nie wychodziła, ale niestety - nie wypadało zużywać całej wody będąc w gościach.
Wróciła do Icey'a po jakiś dziesięciu minutach czysta i pachnąca, ubrana w strój identyczny do poprzedniego. Tym razem jednak jej alladynki były czarne, a stanik zakrywał więcej niż poprzedni. No i wszystko było c z y s t e!
Ledwo zdążyła usiąść, a chłopak wstał i ruszył w stronę okna, przy okazji pacając ją swoim ogonkiem. No tak, ogon! Miałam o niego zapytać!
Flo jak zawsze ogarnięta...
Podniosła się i ruszyła za nim. Zachód słońca? Zawsze. Uwielbiała oglądać piękne rzeczy, zwłaszcza te stworzone przez naturę. A zachód słońca niewątpliwie należał do tej kategorii.
Zwinnie wskoczyła na parapet okna przez które wyglądał chłopak i usadowiła się na nim, uśmiechając się delikatnie na widok miny Icey'a, który był naprawdę pochłonięty podziwianiem zachodu słońca. Ucieszyło ją, że jej nowy znajomy jest tak otwarty na piękno świata. Sama przeniosła spojrzenie na w tamtą stronę i pogrążyła się całkowicie w podziwianiu tego cudownego widoku.
-Naprawdę mogę? - zapytała zdziwiona, obdarzając Icey'a spojrzeniem szeroko otwartych, niedowierzających oczu. - Jesteś całkowicie pewien? W razie co mogę gotować i robić pranie i....no, to wszystko co robi się za dach nad głową!
Przyglądała mu się jeszcze chwilę, po czym sprawnie zeskoczyła z parapetu z piskiem radości.
-Naprawdę jesteś najmilszą osobą w tym mieście! - powiedziała radośnie, rzucając mu się z entuzjazmem na szyję. Obdarzyła go szybkim, spontanicznym hugiem, po czym wróciła na swoje miejsce na parapecie, nadal szeroko uśmiechnięta.
-Jeju, naprawdę dziękuję! O ósmej i tak już nie będę spała, zawsze wstaję wraz ze słońcem, aby potrenować i obudzić swoje ciało do życia.
Powróciła do obserwacji nieba, nadal wypełniona radosnymi uczuciami. W myślach dziękowała duchom przodków, którzy postawili na jej drodze Icey'a. Chłopak nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo w tym momencie Flo była mu wdzięczna.
-Szukam biblioteki. Chcę się dowiedzieć jak najwięcej o tym świecie! A biblioteka i obserwacja ludzi to najlepszy sposób na zdobycie wiedzy...tak mi się wydaje.
Colinuś
Colinuś
Liczba postów : 382
Data rejestracji : 12/01/2013

Skąd : Leszno

Identification Number
HP:
Szkoła walki mistrza Tao 9tkhzk0/0Szkoła walki mistrza Tao R0te38  (0/0)
KI:
Szkoła walki mistrza Tao Left_bar_bleue0/0Szkoła walki mistrza Tao Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.pl

Szkoła walki mistrza Tao Empty Re: Szkoła walki mistrza Tao

Czw Gru 10, 2015 10:27 pm
Flo zdążyła się umyć i przebrać a i nawet dołączyć do wspólnego oglądania zachodu słońca z Iceyem. Chłopak pozwolił jej się tutaj wykąpać i zdrzemnąć. Spodziewał się wesołej reakcji, ale nie aż takiej. Dziewczyna rzuciła się na jego szyje z wesołym przytuleniem jego osoby. Miała bardzo ładny uśmiech, który nie schodził jej z twarzy, nawet po tej całej akcji. Icey mimo to stał niewzruszony. Trochę się zarumienił, ale nie objął swoimi rękami, Flo gdy miał ku temu okazje. Zaraz później wspomniała coś o treningu. Hmm.. Jej moc była sporo mniejsza od mocy chłopaka. Była silniejsza niż typowy średniak spotykany na ulicy, to wymaga sporo treningu, ale… No jej moc nie była wysoka. Spojrzała w niebo, podobnie jak Icey. Nie wiedział, że zwykłym zaproszeniem sprawi komuś Tyle radości. Na koniec dopowiedziała, że szuka biblioteki… BIBLIOTEKA! Tak łatwe a i tak ciężkie za razem! Dziewczyna miała stuprocentową racje. Icey nie wiedział nic o tym, kim jest, skąd pochodzi, dlaczego ma ogon. W bibliotece można znaleźć odpowiedzi na niektóre z nich… można? Nie zaszkodzi spróbować.
-Tak, echem..-Odkaszlnął, gdy Flo przestała mówić– na takie tematy jak mieszkanie tutaj za robienie za gosposie musisz porozmawiać z Mistrzem Tao, ja tutaj jestem tylko zwykłym Trenerem, który tutaj mieszka, nic specjalnego. Dalej, cieszą mnie Twoje słowa, fajnie, że jestem miły. –Rozejrzał się po dojo – no ja trening rozpoczynam od krótkiej przebieżki, jakieś dziesięć kilometrów, później ćwiczę tutaj, na sali, jeśli chcesz możesz się przyłączyć, nie widzę żadnego problemu. A co do biblioteki…- chłopak podrapał się w tył głowy i zrobił poważną minę… Chciał zgrywać mądrego, ale prawda jest taka, że nie miał zielonego pojęcia gdzie tutaj jest.. –To nie mam pojęcia gdzie jej szukać –powiedział nie oszukując Flo.
-Ale nadal nie powiedziałaś mi nic o sobie. Widzę ze jesteś mi wdzięczna, ale informacja jak masz na imię, jest dość no, znikoma –dodał spokojnie. Przez cały ten słowotok wpatrywał się w niebo. Liczne gwiazdy na niebie i błękit sprawiały, że jego dusza odpoczywała. Ciało nie było tak zmęczone, ostatni trening, ciężki trening, jaki odbył skończył się amnezją. Teraz nie pamięta, kim jest, ani nawet, jakie zdolności posiada. Po wysłuchaniu Florence pożegnał się z nią, dziękując za doinformowanie i zszedł do swojego pokoju. Z niego wyrzucił jedną ze swoich dwóch poduszek oraz koc. Ze swojego azylu krzyknął, że to dla dziewczyny i poszedł spać. Nie zamknął za sobą drzwi. Zawsze to robił. Chyba mimo braku entuzjazmu z jego strony, wiedział, że musi chronić swojego gościa w razie wypadku…

Wstał wcześnie rano i zrobił to, co powiedział, krótka przebieżka.. Przedłużyła się trochę, dystans, jaki przebiegł wyniósł około piętnastu kilometrów, ale co to dla chłopaka, który wychował się na planecie z dwa razy większą niż na ziemi, prawda? Po zahaczył o sklep i kupił trochę jedzenia dla siebie i swojego gościa. Jakąś gotową zupę, mięso, świeżo smażone i do tego kilka litrów soku. Mimo, to, że Icey jest powiedział, że Tao ma mu płacić w dachu nad głową i jedzeniu, to często nie chce mu się dawać gotowego dania i Icey sam musi o to zadbać, ale i tak jest mega wdzięczny swojemu Mistrzowi.
Po przyjściu do dojo, po cichy wszedł do środka, odłożył jedzenie pod ścianą obok Flo a sam poszedł do łazienki wziąć szybki prysznic przed kolejnym treningiem, tym razem pod dachem, na jego sali.
Florence
Florence
Liczba postów : 18
Data rejestracji : 29/11/2015


Identification Number
HP:
Szkoła walki mistrza Tao 9tkhzk0/0Szkoła walki mistrza Tao R0te38  (0/0)
KI:
Szkoła walki mistrza Tao Left_bar_bleue0/0Szkoła walki mistrza Tao Empty_bar_bleue  (0/0)

Szkoła walki mistrza Tao Empty Re: Szkoła walki mistrza Tao

Pią Gru 11, 2015 12:35 am
-Mistrz, Mistrz...okej! Poszukam go rano.
Możliwość mieszkania w tym miejscu w zamian za pomoc w utrzymywaniu porządku...spodobała jej się ta opcja. Co prawda przebywała w West City krótko, ale wątpiła, że znajdzie tutaj drugi tak przyjemny obszar na tymczasowy pobyt. Chociaż była jeszcze biblioteka. Ale Flo wątpiła, żeby ktoś pozwolił się jej zatrzymać. Raczej pracownicy biblioteki nie zgodziliby się na to, żeby jakaś dzikuska kręciła się cały czas bez nadzoru pośród ich drogocennych ksiąg. Bo takie na pewno też się tam znajdowały.
Skinęła głową na znak, że chętnie się przyłączy do treningu. Chłopak zdecydowanie wyglądał na sprawniejszego od niej i była pewna, że jest mocniejszy od niej, ale nie przeszkadzało jej to - może będzie miała okazję, żeby nauczyć się czegoś nowego?
-Spokojnie, znajdę ją. Wyprawa po mieście w poszukiwaniu biblioteki to zawsze jakaś mała przygoda! Kto wie jakie inne ciekawe miejsca uda mi się odkryć...
Oczywiście mogła zapytać kogoś po drodze, ale gdzie w tym wszystkim zabawa? Prosta droga jest zazwyczaj tą najmniej ciekawą, a przecież chodzi o to, żeby wypełniać swoje życie przygodami, prawda?
-Huh. - mruknęła cicho, wpatrując się w niebo. Jak miała mu wyjaśnić kim jest? - Podróżniczką? Córą plemienia? Dzikuską? Wiesz...moja historia jest długa, porozmawiamy o niej jutro, jeśli będziesz chciał, dobrze? Teraz chętnie poszłabym spać, mam w sobie dużo energii, ale nawet ja padam ze zmęczenia po dniu tak wypełnionym wrażeniami.
Posłała chłopakowi przepraszający uśmiech, ale wiedziała, że zrozumie. Jutro też jest dzień i zdąży mu wszystko na spokojnie opowiedzieć z o wiele większą pasją niż zrobiłaby to teraz, gdy chce jej się spać. Czas więc najwyższy położyć się spać! Spojrzała ostatni raz na niebo, po czym ruszyła za chłopakiem. Zaraz potem prawie oberwała poduszką w twarz - ah, te zgrabne uniki - i usłyszała, jak Icey krzyczy, że to dla niej.
-Dzięki! - odkrzyknęła w stronę głosu. - Dobrej nocy!
Ze swojego plecaka wyjęła jeszcze jeden kocyk - bo kocyków nigdy za dużo! - i skuliła się na matach, opatulając się nimi. Czuła się jak w kokonie, a to oznaczało jedno - idealny stan do oddania się w objęcia Morfeusza. Nie minęło więc nawet pięć minut, a Florence już smacznie spała.


Obudziła się, gdy chłopak wychodził pobiegać - przyzwyczajona była do nagłych zrywów ze snu, gdy tylko coś poruszało się blisko niej. Kto wie, co skrywają ciemności lasu? Na szczęście tym razem była w dojo, a kręcącą się osobą był Icey. Opatuliła się więc na powrót kocami i prawie natychmiast zasnęła. Typowa Flo - zasnąć może praktycznie od razu po tym, jak zamknie oczy, ale jednocześnie śpi snem czujnym, który pozwala jej kontrolować swoje bezpieczeństwo. Gdy jej gospodarz wrócił z biegu dziewczyna nie spała tylko drzemała. Wiedziała, że musi zaraz wstać, ale było jej niezwykle przyjemnie i ciepło, gdy tak leżała pod kocami. Dlatego też podniosła się ze swojego legowiska dopiero, gdy Icey poszedł pod prysznic. Wstała, przeciągnęła się, podeszła do ściany i spojrzała na produkty przyniesione przez chłopaka. Złapała to, czego najbardziej potrzebowała - sok pomarańczowy, najlepsze śniadanie ever. Coś porządnego zje po treningu, nie potrafiła ćwiczyć z pełnym brzuchem. A wiadomo, po treningu człowiek jest głodny! Prysznic też planowała wziąć po treningu, w końcu i tak się spoci.
Zaczęła niewinnie, od rozciągania. Uniosła ręce w górę, z zadowoleniem czując jak jej ciało się napina, po czym schyliła się, dotykając dłońmi ziemi. Z tym nie miała problemu - codziennie rozciąganie przynosiło efekty. Dziewczyna była gibka, ale nie planowała osiąść na laurach i zaprzestać porannego rozciągania. Idealnie rozbudzało to mięśnie, pobudzało ciało i było dobrą bazą do dalszego, właściwego treningu. Podczas schylania się nagle zalała ją fala dredów. Głupia, znowu zapomniałaś związać włosy. Szybko poprawiła swój błąd i powróciła do rozciągania. Kilka obrotów głową, aby zadbać odpowiednio o szyję. Później słony na boki, znów skłony do przodu, a na koniec mostek. Z satysfakcją uśmiechnęła się, będąc w tej śmiesznej pozycji. Ktoś mógłby powiedzieć, że to nie są prawdziwe ćwiczenia, ale dla Flo był podstawowy element poranka. Była pewna, że jeśli będzie uczestniczyła w jakiejś walce to jej rozciągnięcie pomoże wygrać.
Wróciła do pionu, spoglądając w kierunku łazienki. Icey nie wracał. Wzruszyła ramionami, po czym wystawiła do przodu lewą nogę, uniosła do góry ręce, po czym pochyliła się, opierając dłonie przed wysuniętą stopą, drugą nogą robiąc gwałtowny wymach.
Wyszła jej piękna gwiazda.
Cóż, może nie był to najistotniejszy element treningu, ale Flo uwielbiała bawić się w ten sposób. I niech ktoś jej powie, że noszenie samego stanika jest tylko i wyłącznie wyzywające. Toż to idealny element ubioru na trening! Nic nie haczy, nic nie podwija się do przodu, gdy robisz gwiazdy lub skłony. Staniki powinny być podstawowym elementem ubioru dla trenujących, stwierdziła, robiąc kolejną gwiazdę.


OCC: Początek treningu
Colinuś
Colinuś
Liczba postów : 382
Data rejestracji : 12/01/2013

Skąd : Leszno

Identification Number
HP:
Szkoła walki mistrza Tao 9tkhzk0/0Szkoła walki mistrza Tao R0te38  (0/0)
KI:
Szkoła walki mistrza Tao Left_bar_bleue0/0Szkoła walki mistrza Tao Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.pl

Szkoła walki mistrza Tao Empty Re: Szkoła walki mistrza Tao

Nie Gru 13, 2015 9:25 pm
Szybki zimny prysznic, ooo tak! Świetna sprawa po biegu. Chłopak raz dwa umył się i podszedł nago do swojej szafki, wyciągnął z niej ręcznik, wytarł się i ubrał.. No prawie. W swoim schowku na ubrania nie było żadnej czystej koszulki. Chłopak podrapał się w tył głowy, wziął brudne ciuchy, ręcznik odwiesił na haczyk, zamknął szafkę i poszedł do kanciapy. No tak tam powinien jeszcze znaleźć jakiś ciuch. Chcąc cie chcąc, Icey musiał przejść przez dojo. Dla niektórych paradowanie bez koszulki i z mokrymi włosami to może być jakiś tam obciach, ale Half nie miał z tym problemu. Gdy przechodził przez salę spojrzał na gwiazdy, które robi Florence. Teraz dziewczyna mogła zrozumieć, dlaczego tak chudy i nieumięśniony chłopak z ogonem jest trenerem. Był bardzo umięśniony, kaloryfer na brzuchu, wyrzeźbiona klatka piersiowa a to wszystko zamknięte we w sumie niewielkim ciele. Chłopak patrzył na kolejną gwiazdę, którą wykonywała jego nowa koleżanka. Nawet jej to wychodziło. Icey chwycił wszystkie rzeczy, które trzymał i włożył je pod lewą pachę przytrzymując ręką. Stanął prosto, przechylił swoje ciało i zrobił także gwiazdę, ale podpierając się tylko jedną ręką. Wykorzystujące pęd użyty po pierwszej, zrobił dwie kolejne, wciąż trzymając rzeczy pod pachą.
-Okej, teraz naucz się tego. Gwiazdy wychodzą Ci sprawnie, są proste. Zrobienie jej na jednej ręce jest trochę trudniejsze.- Chłopak podskoczył, zgiął kolana i przyciągnął je do klatki piersiowej. Zrobił finezyjne salto i wylądował na podłodze. Nawet się nie zachwiał. Treningi na Vegecie dużo go nauczyły, szkoda, że nic z tego nie pamięta… -a później to. Chyba, że już wszystko umiesz, to zaraz pomyślę, tylko… daj mi chwilę…-powiedział chłopak, odwrócił się i poszedł do swojej samotni. Chcąc nie chcąc musiał przejść obok zakupów, które zrobił. Ogonek wysunął mu się ze spodni i chwycił sok jabłkowy i zniknął w swojej kanciapie. Tam odłożył ciuchy, wypił sok, znalazł czystą koszulkę, ubrał ją i wyszedł z kanciapy. Sam też musiał zacząć trening. Zaczął się rozciągać, zrobił mostek z pozycji stojącej. Zaczął podskakiwać, z początku szybkie niskie podskoki a później coraz to wyżej wyżej i wyżej.. Gdy już był na tyle wysoko, żeby dotknąć sufitu przestał podskakiwać. Nie warto było niszczyć tego Dojo, które stało się jego domem. Wylądował na macie, zgiął nogi i podparł lądowanie dłonią. Wstał i podszedł do swojej koleżanki.
-Dobra, teraz kilkanaście przysiadów dla rozgrzania nóg, ćwiczysz ze mną ?–Zapytał Icey, wyciągnął ręce przed siebie i zaczął robić przysiady. Robił je szybciej niż Flo, po zrobieniu pięćdziesięciu spojrzał na koleżankę
-Dobra, teraz pompki. Może trochę ułatwię Ci zadanie. Ty rób zwykłe –chłopak zrobił kolejnych przysiad, tym razem wybił się podczas prostowania nóg, zrobił pół obrotu i wylądował na rękach. Zaczął zginać ręce w łokciach i je prostować. Takie pompki tylko stojąc na rękach. Robił je tak długo aż Florence nie padła ze zmęczenia. Wtedy przechylił ciało i zrobił pad, lądując płasko na ziemi.
-Jak odpoczniesz to może mały sparing, co? –Powiedział spokojnie patrząc na koleżankę.
Florence
Florence
Liczba postów : 18
Data rejestracji : 29/11/2015


Identification Number
HP:
Szkoła walki mistrza Tao 9tkhzk0/0Szkoła walki mistrza Tao R0te38  (0/0)
KI:
Szkoła walki mistrza Tao Left_bar_bleue0/0Szkoła walki mistrza Tao Empty_bar_bleue  (0/0)

Szkoła walki mistrza Tao Empty Re: Szkoła walki mistrza Tao

Czw Gru 17, 2015 8:15 pm
Gdy Icey pojawił się znowu na sali, Flo zatrzymała na chwilę swoje spojrzenie na nim. Ładny. Chłopak był wyższy od niej, a teraz, gdy był bez koszulki, Florence mogła w pełni obejrzeć jego umięśnioną sylwetkę. Ubrany wyglądał na silnego, aczkolwiek niepozornego przeciwnika. Jednak dopiero po zdjęciu przez niego koszulki dziewczyna mogła stwierdzić, że na pewno nie ma do czynienia z przeciętnym człowiekiem...
Otrząsnęła się z myśli na temat Iceya i skoncentrowała na treningu. Z ćwiczeń zdecydowanie coś wyniesie, z gapienia się bezmyślnie na ciało nowego kolegi na pewno nie. Musiała się więc skupić na tym, co robiła ona, a nie na tym, co robił on. Ale jak tu się skupić, gdy on nagle zaczyna robić to co ona, ale na jednej ręce? Uniosła w górę brwi w geście zdziwienia, bardziej niż jego gwiazdą zaskoczona faktem, że nie wyśmiał jej treningu. Zdarzało jej się spotykać osoby, które wyśmiewały początek jej ćwiczeń gdyż uważały je za bezużyteczne. A wcale tak nie było!
Przynajmniej dla Flo.
Obserwując chłopaka postanowiła powtórzyć jego jednoręczną gwiazdę. Obserwowała go kilka chwil, dopóki nie skończył, po czym, po chwili skupienia, powtórzyła dokładnie jego ruchy. Nie były one tak płynne i pewne jak u chłopaka, ale udało się. Florence miała talent do tego typu ćwiczeń i bardzo szybko się ich uczyła, zwłaszcza tak łatwych jak te. Ona pod ubraniem nie skrywała żadnych niezwykłych mięśni i doskonale wiedziała, że jej fizyczna siła nigdy nie będzie powalająco wielka, dlatego też starała się rozwinąć mocniejsze strony swojego ciała, takie jak chociażby zwinność.
Widząc salto, jakie chłopak zrobił, Flo uśmiechnęła się lekko, ugięła nogi w kolanach i wyskoczyła w górę, zdecydowanie wyżej niż przeciętny człowiek, chociaż była pewna, że i w tym temacie Icey by ją pobił. Wykonała salto i opadła na ziemię blisko chłopaka, któremu na koniec ukłoniła się z szerokim uśmiechem.
-Kiedyś chciałam występować w cyrku, więc wiesz, ćwiczyło się to i tamto. - wyznała mu, pochylając się do przodu i stając na rękach. Spojrzała na niego od dołu, po raz kolejny zadowolona ze swojego sposobu ubierania się, który zdecydowanie nie odsłaniał tego, czego nie powinien. Gdy chłopak ruszył do swojego pokoju, Flo ruszyła za nim i przeszła tak kawałek za nim, wyobrażając sobie, że jest jakimś pająkiem próbującym dopaść Iceya nim ten dotrze do swojej kryjówki. Miała ochotę robić pod nosem mroczne "tudum tudum tudum", ale wiedziała, że nie zostałoby to dobrze odebrane... Eh, Flo, znowu wymyślasz głupoty, skarciła samą siebie, po czym sprawnie wróciła do normalnej pozycji pionowej. Jej nowy kolega zniknął u siebie, więc dziewczyna postanowiła wrócić do poważniejszego treningu. Po zrobieniu kilku skłonów rozejrzała się po sali w poszukiwaniu jakiegoś drążka lub czegoś, co utrzymałoby jej ciężar. Za plecami miała drabinki, a tuż obok nich...tak, idealnie! Ruszyła w ich kierunku, unosząc ręce w górę i przeciągając się. Gdy doszła do drążka podskoczyła, żeby się go złapać, po czym zaczęła się podciągać w górę i opadać w dół. Każde podciągnięcie wymagało od niej napięcia mięśni i uniesienia całego ciężaru swojego ciała, polegając jedynie na sile swoich rąk. Na początku nie było to trudne, bo jakąś siłę Florence jednak miała. Dopiero po chwili zaczęła się męczyć, ale to było dobre. Przynajmniej wiedziała, że jej ciało pracuje.
Gdy już nie mogła zmusić swoich rąk do dalszej pracy nie puściła drążka tylko wisiała dalej, oddychając głęboko w ramach chwilowej przerwy. Szczerze mówiąc najchętniej by teraz zeszła, ale wiedziała, że gdy tylko jej nogi dotkną ziemi wymyśli sobie milion innych ćwiczeń, byle nie wracać na drążek. Dlatego też po chwilowej przerwie zabrała się do dalszej pracy - wciąż zwisając zaczęła unosić zgięte nogi w górę, jak najwyżej brody. Pracowała tak dłuższą chwilę, aż w końcu nie miała już siły, by się utrzymać. Puściła się i wylądowała na macie na ugiętych nogach. W międzyczasie w sali pojawił się Icey, który zaczął swoje ćwiczenia. Oparła się o drabinki, oddychając powoli i starając się uspokoić szybsze bicie serca. Postanowiła obserwować chłopaka, zawsze istniała szansa, że nauczy się czegoś nowego. Poza tym to była idealna rozrywka na chwilę odpoczynku.
Chłopak skakał coraz wyżej i wyżej, zaskakując dzikuskę wysokością na jaką potrafił skoczyć. Flo skakała wyżej niż przeciętny człowiek, a on...pierwszy raz widziała taką osobę na oczy.
-Jasne. - odpowiedziała, gdy zaproponował jej wspólne ćwiczenia. Podniosła się, podpierając jedną ręką, po czym dołączyła do chłopaka. Jej mięśnie były już trochę zmęczone, ale nie miała zamiaru się poddawać. Robiła przysiady wolniej niż jej towarzysz, ale w tej chwili jej to już nie dziwiło, gdyż zdążyła się przekonać, że Icey jest niezwykle wytrzymały i sprawny. Gdy skończyła, była już naprawdę piekielnie zmęczona, a tutaj...pompki.
p o m p k i
W tej chwili to słowo brzmiało jak jej najgorszy wróg.
Westchnęła, spojrzała na Iceya, który w najlepsze robił pompki na rękach i nie wyglądał na w ogóle zmęczonego, podczas gdy Flo była cała czerwona na twarzy. Gdy opadła na ziemię i zaczęła robić pompki do rumieńca doszły krople potu spływające po ciele. Aż tak intensywnie jeszcze nie trenowała i wiedziała, że skutki tego odczuje następnego dnia rano. Ale teraz jej to nie obchodziło - każde wyprostowanie łokci wiążące się z uniesieniem swojego ciała było dla niej małym zwycięstwem. Niestety, człowiek musi w końcu przegrać. Po dłuższej chwili Florence nie miała już siły - próbowała się podnieść, ale mięśnie odmówiły jej posłuszeństwa i dziewczyna padła na matę plackiem i stwierdziła, że się nie rusza.
-Jestem jedną wielką plamią zmęczonego potu. - wymruczała w stronę Iceya, a jej głos był zniekształcony przez policzek rozpłaszczony na macie. Zdecydowanie nie prezentowała się w tej chwili pięknie, ale kogo to obchodziło, skoro w tej chwili pozycja "placek-na-brzuchu" wydawała jej się najbardziej relaksującą pozycją ever. Ostatecznie jednak zdobyła się na minimalny wysiłek i przetoczyła się na plecy. Podziwianie sufitów zawsze ją relaksowało.
-Masz tam pajęczynę, wiesz? - powiedziała, unosząc dłoń i pokazując mu odległy kąt sali, po czym opuściła rękę i zamknęła oczy, starając się wyrównać oddech. - Co do sparingu - jasne, że tak! Chętnie! Tylko daj mi odpocząć chwilę. I...mógłbyś podać butelkę wody?

OCC: Koniec treningu
Colinuś
Colinuś
Liczba postów : 382
Data rejestracji : 12/01/2013

Skąd : Leszno

Identification Number
HP:
Szkoła walki mistrza Tao 9tkhzk0/0Szkoła walki mistrza Tao R0te38  (0/0)
KI:
Szkoła walki mistrza Tao Left_bar_bleue0/0Szkoła walki mistrza Tao Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.pl

Szkoła walki mistrza Tao Empty Re: Szkoła walki mistrza Tao

Sob Gru 19, 2015 6:08 pm
Dziewczyna okazała się nadzwyczaj dobrze przygotowana. Była zręczna a jej ciało rozciągnięte. Trenowała, może nie tak intensywnie jak Icey, ale była niezła w te klocki. Gdy chłopak przechodził po Sali ta szła za nim na rękach udając… pająka? No to było trochę dziwne. Icey szybko załatwił, co miał i zaczął trenować. Widział zdziwienie na twarzy Flo, gdy zaczął podskakiwać prawie pod sam sufit. Jego ewolucje chyba robiły na dziewczynie wrażenia. Trening pod okiem Mistrza Iceya okazał się chyba dla niej zbyt trudny. Wcześniej zmęczyła się na drążku. Tak, to dość zabawne, bo ile energii, może kosztować człowieka wiszenie i kręcenie się na jakimś owalnym stalowym pręcie. No jak widać może. Dziewczyna chciała dorównać Brązowowłosemu, Halfowi, ale nie dała rady. Mimo, że chłopak utrudniał sobie ćwiczenia, dziewczyna odpadła jeszcze przed prawdziwym treningiem. Zaczęła marudzić, że jest plamą potu. Oj taaaaak.. Wiele można powiedzieć o treningach pod okiem Iceya, ale nie należą one do łatwych. Flo na resztach sił przewróciła się na plecy i zaczęła oglądać sufit. Z zadyszką i zmęczeniem w głosie powiedziała, że na suficie jest pajęczyna. Chłopak spojrzał w kierunku, który pokazywała ręka, Flo… No faktycznie, chyba nie było tam dawno sprzątane. Po chwili poprosiła o butelkę wody. Icey, poszedł do lodówki w swojej kanciapie i chwycił za dwie duże butelki wody. Odkręcił jedną po drodze, wyrzucił do kosza w rogu nakrętkę, stanął nad dziewczyną, odwrócił butelkę, aby woda mogła spokojnie na nią spływać i ścisnął ją by nadać jej prędkości. Dziewczyna była w spodniach i staniku toteż, skupił się na górnych partiach ciała wylewając cała butelkę wody na koleżankę, zaczynając od buzi, na pasie kończąc.
-Pewnie-uśmiechnął się delikatnie. Rzadko zdarzało się, żeby na jego twarzy gościł uśmiech, dzisiaj musi być wyjątkowy dzień tutaj masz drugą, napij się –położył obok niej butelkę i spojrzał na sufit… Kolejny dziwny pomysł przyszedł mu do głowy. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, pochylił się nad dziewczyną, chwycił ją delikatnie za talię uniósł nieco.. Mogłabyś wytrzeć na suficie te pajęczyny? –Zaśmiał się i rzucił dziewczyną pod sam sufit… Tak, jego poczucie humoru było dziwne. Nie mniej jednak był pewien swoich umiejętności i siły, wiedział, że nie zrobi jej krzywdy. Gdy dziewczyna zaczęła opadać, chłopak podskoczył i złapał ją w połowie lotu, tak, że jedną rękę trzymał na jej talii, a drugą na ramionach, by razem mogli wylądować na macie. Odłożył ją delikatnie i zaczął się śmiać.
-No sprzątaczki jeszcze tutaj nie mieliśmy- powiedział spokojnie- Dobra, tutaj masz tę wodę –wskazał na butelkę a sam poszedł pod ścianę i usiadł opierając się o nią.
-Dobra, chwila przerwy nam nie zaszkodzi. Jak chcesz, to ręcznik jest w mojej kanciapie, jedzenie też.-Chłopak tępo wpatrywał się w podłogę. Był bardzo zamyślony. Flo nawet nie wiedziała, że swoimi słowami zrobi na Chłopaku takie wrażenie. Niby nic nieznaczące słowa, o tym, że chciała pracować w cyrku. Icey nie wiedział, co chciał w życiu robić. Czasami ta pustka w głowie go niszczyła i dobijała. Wtedy poświęcał jakiś czas na konsternacje. Siedział w bezruchu wpatrując się niemo w jakiś punkt. Można by odnieść wrażenie, że coś mu się stało, ale on po prostu… myślał. Chciał sobie przypomnieć, chociaż delikatny skrawek życia sprzed wypadku. Nie pamięta nic. Nie pamięta skąd pochodzi, jak trafił na ziemię. Nie pamięta nawet, że umie techniki, od zwykłego latania zaczynając, na potężnej Genki Damie kończąc. Może gdyby znalazł się ktoś, kogo znał, kiedyś, jako Vernil, to jego żucie wróci do starej normy…
Florence
Florence
Liczba postów : 18
Data rejestracji : 29/11/2015


Identification Number
HP:
Szkoła walki mistrza Tao 9tkhzk0/0Szkoła walki mistrza Tao R0te38  (0/0)
KI:
Szkoła walki mistrza Tao Left_bar_bleue0/0Szkoła walki mistrza Tao Empty_bar_bleue  (0/0)

Szkoła walki mistrza Tao Empty Re: Szkoła walki mistrza Tao

Nie Gru 20, 2015 4:28 pm
Flo mogła się spodziewać wielu rzeczy po swoim nowym koledze - w końcu poznała go ledwo pół doby temu, kto wie, co mogło mu siedzieć w głowie - ale na jej liście na pewno między "zgwałci cię" a "potnie na kawałki" nie znajdował się punkt "obleje cię wodą".
Życie pełne niespodzianek
Pisnęła głośno, gdy poczuła wodę spływającą po jej rozgrzanym ciele. Czy to jakaś nowa moda na podryw? W pierwszej chwili chciała się poderwać i uciec jak najdalej, w drugiej skopać Iceyowi dupę, a trzeciej stwierdziła, że w sumie to całkiem przyjemne. Rozgrzane ciało i chłodna woda? Wspaniale! Chociaż uczucie zadowolenia nie zmniejszyło jej chęci skopania chłopaka...ale spokojnie, zemści się później.
No i było całkiem zabawnie!
Skończył oblewać ją wodą i jakby nic nie zaszło położył drugą butelkę wody tuż obok niej. Flo parsknęła śmiechem, unosząc się do pozycji siedzącej. Krople wody spływały po jej ciele. Chociaż było to przyjemne, czuła również lekki dyskomfort - zazwyczaj nie lubiła, gdy coś niekontrolowanie dotykało jej ciała. Nieważne czy to woda, liście drzew, piach, owady czy inny człowiek. Po prostu tego nie lubiła i już.
Nie miała jednak szansy się skupić na przeżywaniu tego, gdyż...Icey nagle porwał ją w ramiona! Jeszcze przez chwilę miała naiwną nadzieję, że może to jakiś nagły wybuch miłości od pierwszego wejrzenia, ale szybując w górę wiedziała, że była to bardzo głupia myśl. Krzyczała głośno, wystraszona, bo nie dość, że pajęczyna się zbliżała, to na dodatek to był jakiś niekontrolowany lot! Znaczy, udało jej się już zrozumieć, że Icey raczej krzywdy jej nie zrobi i potrafi idealnie panować nad swoją mocą i nie wątpiła, że chłopak rzucił nią idealnie tak, żeby nie wyleciała poza dojo, ale obawa i tak pozostawała...
Skuliła się, gdy jej ciało osiągnęło punkt kulminacyjny lotu - pajęczyny. Brrrrrr. Dziewczyna zbladła i zamknęła oczy z nadzieją, że jej nie dotkną. Wiedziała, że wtedy to dopiero odczuwałaby ogromny dyskomfort. Na szczęście chyba udało jej się uniknąć pułapek pająków, więc już spokojniejsza zaczęła opadać w dół. W połowie lotu znowu poczuła, jak otaczają ją ramiona chłopaka. Teraz czuła jego ciało przy swoim dłużej niż wcześniej, miała więc okazję, żeby stwierdzić, iż Icey naprawdę jest umięśniony. Musiała przyznać, że nawet samej sobie wydawała się naprawdę niewielka w porównaniu do chłopaka...
-Icey... - powiedziała, gdy odłożył ją na maty. Podniosła się, usiadła po turecku, westchnęła i spojrzała na niego. - Ale wiesz, że nie o to chodziło twoim kolegom, gdy tłumaczyli ci, że dziewczyny lubią być mokre i czuć się jak w niebie?
Pokazała chłopakowi język, po czym sięgnęła po butelkę wody leżącą obok. Tym razem mogła się normalnie napić - chociaż kto wie, czy Icey nie planował kolejnej niespodzianki. Na szczęście tym razem obyło się bez niespodzianek. Gdy skończyła się nawadniać skierowała swoje spojrzenie na chłopaka. Przed chwilą się śmiał i widać było, że jest szczęśliwy, a teraz nagle znowu otaczała go aura melancholii. Zmarszczyła brwi i wstała, po czym skierowała się w jego stronę. Dobrze, że spodnie miała w miarę suche - mokra góra jej nie przeszkadzała, a wręcz przeciwnie, miała nadzieję, że fakt, iż zaczęła lekko prześwitywać, speszy chłopaka. Należy mu się!
Gdy była dostatecznie blisko wyskoczyła nagle do góry i opadła na chłopaka, siadając na nim. Był szybki i wiedziała, że zdołałby ją powstrzymać, ale liczyła na element zaskoczenia. Albo chęci zabawy. Albo...no, jakikolwiek element, który pozwoliłby jej to zrobić!
-Icey, tak ładnie mnie ochłodziłeś, gdy było mi gorąco... - powiedziała, siedząc na nim i uśmiechając się niewinnie - Uznałam, że muszę Ci się odwdzięczyć.
Przysunęła się i przytuliła chłopaka baaaaaaaaardzo mocno. Wiedziała, że już trochę przeschła i efekt nie będzie taki sam, jakby przytuliła go od razu, ale gdy się odsunęła, jego koszulka i tak była częściowo mokra - a o to chodziło. Pokiwała zadowolona głową i przeniosła spojrzenie na chłopaka. Miała nadzieję, że się uśmiechnął.
Colinuś
Colinuś
Liczba postów : 382
Data rejestracji : 12/01/2013

Skąd : Leszno

Identification Number
HP:
Szkoła walki mistrza Tao 9tkhzk0/0Szkoła walki mistrza Tao R0te38  (0/0)
KI:
Szkoła walki mistrza Tao Left_bar_bleue0/0Szkoła walki mistrza Tao Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.pl

Szkoła walki mistrza Tao Empty Re: Szkoła walki mistrza Tao

Nie Gru 27, 2015 6:15 pm
Florence nie była zadowolona z oblania wodą. No, pomijając już fakt, jaką ulgę musiało jej to sprawić. Samo zdjęcie butów po powrocie do domu z pracy jest przyjemne, a później wejście pod prysznic? Niesamowita ulga! Właśnie takie uczucie zafundował jej Icey. Więc.. powinna być wdzięczna! I chyba była. Po całej sytuacji uśmiech przez dłuższą chwilę nie schodził z jej twarzy. Chłopak wpatrywał się w twarz nowej koleżanki. Jej uśmiech byłą naprawdę słodki. Icey odwzajemnił to i także wyszczerzył ząbki,zamykając przy tym oczy. Coś było w tej dziewczynie. Od wypadku minęło parę miesięcy. Icey mieszkając na Vegecie był duszą towarzystwa. Uśmiech z jego twarzy rzadko znikał. Teraz jest zupełnie inaczej, rzadko się na niej pojawia.
Icey rzucił dziewczyną pod sam sufit. Ta zbladła... To było dziwne. Dziewczyna która nazywa sama siebie Dzikuską,czy też Podróżniczką, blednie przy kontakcie z fragmentem pajęczyny. W sumie chyba do niego nie doszło, bo Flo skuliła się do pozycji embrionalnej, nie mniej jednak, jej twarz była biała jak ściana, parafrazując powiedzenie. Half-Saiyanin złapał ją w połowie bezwładnego opadania na ziemię. Trzymał ją pewnie. Cieszył się z tego kontaktu. Czuł wewnątrz siebie, taki swoisty spokój. Brakowało mu czegoś takiego na codzień. Nawet przechadzając się po mieście, caly czas myslal o tym kim jest, skąd pochodzi... W końcu był jedyną osobą, jaką poznał, która ma ogon. To wprawaiało wiele osób w swoiste zakłopotanie, dlatego zaczął chować ogonek w nogawce. To jednak było trochę niewygodne, dlatego w każdej możliwej sytuacji, wyjmował go ze spodni.
Chłopak delikatnie odstawił dziewczynę na mate. Ta zaraz potem powiedziała słowa o mokrych dziewczynach latających do nieba... Icey zaczął drapać się w tył głowy, wpatrując się we Flo z powagą. Po chwili doszło do niego o co chodzi dziewczynie. Otwarł szeroko oczy, zasłonił ręką usta. Było widać, że się zarumienił. Nerwowo ruszał gałkami ocznymi lustrując Flo od góry do dołu. Jego uwagę przykuł stanik który delikatnie prześwitywał. Rumieńce chłopaka powiększyły się. Jeszcze nigdy nie był tak speszony, przez te ostatnie pół roku nowego życia. Nie poznał zbyt wiele dziewczyn, poza tymi które przychodzą na jego treningi, a i tam dominują faceci. Brakuje mu trochę obycia z płcią przeciwną. Flo wstała. Chłopak przestał być czujny. Szła powoli w jego stronę. Icey ruszył się w tył.
-Chłopie bądź poważny! Trzymaj fason! Co ona może Ci zrobić?-pomyślał przenosząc ciężar ciała na nogę z tyłu. Nagle Flo rzuciła się na chłopaka. Siedziała na nim. Mówiła o tym, że musi się odwdzięczyć a zaraz po tym przytuliła się bardzo mocno do chłopaka. Ten speszył się jeszcze bardziej. Nie mniej jednak znalazł w sobie tyle odwagi, żeby także przytulić się do Flo. Uznał, że tak wypada. 
-Fajnie jest to, że mnie przytuliłaś, ale możesz ze mnie zejść? -powiedział spokojnie po kilkunastu sekundach przytulania. Gdy dziewczyna z niego zeszła, na twarzy chłopaka mogła dostrzec uśmiech. Szczery i szerszy niż te poprzednie. Pojawił się na jego buzi w momencie przytulenia i nie schodził przez dłuższy czas.
-A za ochłodzenie nie dziękuj, to było śmieszne... znaczy mnie bawiło, wiem, może to troche samolubne, ale też się uśmiechnęłaś, widziałem!-powiedział, podkreślając ostatnie słowo. Następnie chłopak po raz kolejny udał się do swjej kanciapy. Nie było go dosłownie chwilę i wrócił z dwoma miskami z których wystawały łyżki.
-Chcesz może?-powiedział podchodząc do Flo -płatki czekoladowe z mlekiem. Nic specjalnego. Szybka przekąska i wracamy do treningu!-mówił, schylając się nad koleżanką. Następnie usiadł po turecku na macie i powoli zaczął jeść szybkie danie -jest coś co chciałabyś potrenować? Szybkość, siłę... wszystko da się zrobić. Mamy jeszcze troche czasu, zanim przyjdą uczniowie. Wtedy będę potrzebował sparing-partnera, piszesz się na to?-zapytał chłopak wkładając kolejną łyżkę z płatkami do buzi. Wpatrywał się we Flo oczekując na odpowiedź.


OOC:

Trochę długo nie odpisywałem i Flo moze nie wyrobić się z treningiem. Moja wina, biję się w pierś. Możecie przedłużyć jej sesje treningową? Serdeczna prośba ^^
Florence
Florence
Liczba postów : 18
Data rejestracji : 29/11/2015


Identification Number
HP:
Szkoła walki mistrza Tao 9tkhzk0/0Szkoła walki mistrza Tao R0te38  (0/0)
KI:
Szkoła walki mistrza Tao Left_bar_bleue0/0Szkoła walki mistrza Tao Empty_bar_bleue  (0/0)

Szkoła walki mistrza Tao Empty Re: Szkoła walki mistrza Tao

Pon Gru 28, 2015 12:19 am
Cóż, każdy ma jakieś wady. Flo była dzikuską, ale to nie przeszkadzało jej czuć obrzydzenia na widok pająków. Ogólnie przerażało ją wszystko, co miało więcej odnóży niż powinno. Gdyby zaistniała taka potrzeba to Florence przełamałaby się i wzięłaby pająka do ręki, ale póki nie musiała mieć kontaktu z tymi stworzeniami, korzystała z tego bardzo chętnie.
Bawiły ją reakcje Iceya - ona nie miała zbyt wiele kontaktu z płcią przeciwną przez tryb życia jaki wiodła, ale mimo wszystko trochę doświadczenia miała. Chłopak zaś zachowywał się jakby był nadal trzynastolatkiem, który dopiero odkrywa różnice między płcią żeńską i męską i zaczyna dostrzegać w dziewczynach coś więcej niż tylko obiekty żartów. Flo uśmiechnęła się delikatnie. Cóż, może i przesadziła trochę z uwagą na temat mokrych dziewczyn, ale już stanik to była jego wina! Zakłopotanie było idealną karą za oblanie blondynki wodą.
A poza tym...gdzie się gapisz, Icey? Nieładnie, nieładnie!
Idąc w jego stronę widziała wyraźnie, że chłopak jest bardzo rozproszony. Aż przez chwilę zrobiło jej się głupio, że doprowadziła go do takiego stanu. Jednak gdy przy kolejnym ruchu poczuła, jak mokry materiał stanika ociera się o jej skórę, wszystkie wyrzuty sumienia wyparowały.
Nie spodziewała się, że ją przytuli. W pierwszej chwili wzdrygnęła się - niekontrolowany, nagły dotyk jak zawsze wprawił ją w niekomfortowy nastrój. Dopiero po chwili jej ciało zaakceptowało dotyk Iceya - który już troszkę znało - i Flo stwierdziła, że...jest całkiem miło!
-Ale...to nie o przytulanie chodziło! - powiedziała oburzona, gdy chłopak zapytał, czy może z niego zejść. - I nie miało być fajnie. Znaczy, było bardzo fajnie, ale nie miało tak być! To miała być okrutna zemsta!
Florence westchnęła, schodząc z Iceya i pokręciła głową, załamana niepowodzeniem jej mokrego planu.
-Jestem takim słabym strategiem...
A w jej głowie to był naprawdę dobry pomysł! Cóż, to tylko potwierdza słowa Szamana, że niektóre z moich pomysłów nie powinny opuszczać głowy...
-No było zabawne, było. - powiedziała, szczerząc radośnie zęby do Iceya. - Ale i tak się zemszczę za taki nagły atak, zobaczysz!
Miło było zacząć dzień od przekomarzania się z fajną osobą. Florence czuła się dzięki temu szczęśliwa - miała obok człowieka z którym radośnie spędzała czas. Towarzystwo było miłą odmianą od samotnych dni spędzanych w podróży. Z jednej strony samotność była przyjemna, ale z drugiej...fajnie było, gdy ktoś obok żartował i przynosił płatki z mlekiem. Tak jak Icey w tej chwili.
-Dzięki! - przyjęła miskę z zadowoleniem, gdyż nic jeszcze nie jadła. Tak się skupiła na treningu z chłopakiem, że zapomniała o najważniejszym posiłku dnia! Wiadomo przecież, że dobre śniadanie zapewnia dużo energii, a to się bardzo przydaje, zwłaszcza w walce.
-Szybkość. Szybkość to zdecydowanie moja najmocniejsza strona. Siłą nigdy nie dorównam...na przykład Tobie, więc w moim przypadku stawiałabym głównie na szybkość i zwinność. A jeśli chodzi o sparing to tak, jasne, zawsze!
Zjadła szybko płatki, odczekała chwilę, żeby wszystko jej się ładnie poukładało w brzuszku - nie chciała jakiś rewolucji żołądkowych w czasie treningu - i zaczęła znowu się rozgrzewać, przygotowując do kolejnego starcia z Iceyem. Salta już były, chodzenie na rękach też, biegi także... Ale biegania nigdy dosyć! Zrobiła kilka skłonów - zawsze się rozciągała chociaż minimalnie przed celowym wysiłkiem fizycznym - po czym ruszyła, robiąc okrążenia wokół sali. Nie biegła z całą szybkością na jaką było ją stać, ale też nie ograniczała się do wolnego truchtu. Był to bieg, który miał ją rozgrzać przed walką z Iceyem, ale na tyle delikatny, żeby miała jeszcze energię do zmierzenia się z chłopakiem.


OCC:
Początek treningu

Przepraszam, że post jest taką słabizną, ale jestem w trakcie umierania. Gorączka, brak głosu, zatkane ucho, naćpana tabletkami przeciwbólowymi i Gripexem, taka sytuacja. Nie stać mnie na nic lepszego w tej chwili. D: Ale jak odżyję to jakoś to wynagrodzę całemu światu!

naprawdębardzomiprzykro
Colinuś
Colinuś
Liczba postów : 382
Data rejestracji : 12/01/2013

Skąd : Leszno

Identification Number
HP:
Szkoła walki mistrza Tao 9tkhzk0/0Szkoła walki mistrza Tao R0te38  (0/0)
KI:
Szkoła walki mistrza Tao Left_bar_bleue0/0Szkoła walki mistrza Tao Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.pl

Szkoła walki mistrza Tao Empty Re: Szkoła walki mistrza Tao

Sob Sty 02, 2016 12:51 pm
-Szybkość tak? Skoro szybkość jest na wysokim poziomie to trzeba popracować nad Twoją siłą. Wiesz, ćwiczenie tylko i wyłącznie szybkości jest dobre dla biegaczy… A to szkoła walki hmmm.. –Spojrzał na swoją kanciapę. Pamiętał, że ma tam handelki. Już chciał się po nie udać, w tym czasie Flo zaczęła po raz kolejny rozciągać się a do sali wszedł jeden z uczniów i witając się głośnym Witam Sensei. Icey momentalnie schował do spodni ogonek i podszedł do swojego ucznia.
-Witam. Dzisiaj nowa koleżanka na treningu. Zrobimy mały pokaz walki. Masz może w swojej szafce jakieś obciążniki? Parę razy widziałem, Cię jak na treningu z nich korzystałeś… -zapytał Icey swojego ucznia. Ten przytaknął i poszedł do szatni. Wrócił po paru minutach w stroju do treningu a w dłoniach trzymał obciążniki na łydki i nadgarstki.
-Te na nogi mam kilogramowe… będą w porządku?- Zapytał z uśmiechem spoglądając na dziewczynę.
-No mam nadzieję-powiedział spokojnie, wziął obciążniki od ucznia i podszedł do Flo.
-No, udało mi się coś dla Ciebie skombinować. Obciążniki. Mogą być trochę ciężkie, ale ogarniemy. Tutaj masz na nadgarstki a tutaj na łydki. Załóż je i zacznij się do nich przyzwyczajać. Jeśli nie miałaś z nimi do czynienia to może być ciężko. Ja niestety muszę was na chwilę opuścić. Papierkowa przed treningowa robota.. –Powiedział spokojnie i zniknął w kanciapie na jakieś pięć może dziesięć minut. W tym czasie schodzili się uczniowie na lekcje z Iceyem. Zaczęły się tworzyć małe grupy znajomych. Uczeń, który rozmawiał z Halfem wspomniał reszcie, że będzie pokaz walki. Wszyscy byli zszokowani. Każdy był świadom jak potężny jest ich nauczyciel, wtedy jednogłośnie stwierdzili, że nowa uczennica może mu dorównywać…
Icey wyszedł z kanciapy mając w ręku segregator. Stanął pod ścianą obok wejścia do swojego azylu, wyprostował się, ukłonił się witając wszystkich swoich podopiecznych. Gdy uczniowie odpowiedzieli, Half usiadł po turecku, otworzył segregator i zaczął sprawdzać obecność. Trochę to zajęło, gdyż jego grupa byłą naprawdę duża. Po ostatniej osobie schował listy, wyjął z koszulki kilka ulotek.
-Wielki mistrz Tao prosił mnie abym przekazał wam dwie ulotki. Jedna z nich to wyjazd w góry na zwiedzanie połączone z treningiem. Koszt, miejsce, długość trwania i inne informacje są na kartce. Ja raczej tam nie pojadę, bo pofatyguje się sam mistrz Tao… - pomyślał chwilę – chyba, że uzbiera się naprawdę spora grupa, to Mistrz może mnie namówi. Polecam jechać, trening na Sali to nie to samo, co trening w trudnych warunkach. Druga ulotka, dla mnie ważniejsza, to turniej, który niedługo. Międzyszkolny turniej. Mogę wystawić do sześciu osób. Co prawda do turnieju jest jeszcze trochę czasu, ale powoli zacznę wybierać właśnie tę szóstkę. Na ten moment mam upatrzone takie trzy osoby, które staną do walki, nie mniej jednak… powiem o nich po treningu. –Powiedział, puścił ulotki w obieg. Spojrzał na Flo i zawołał ją do siebie gestem.
-To jest Flo, dzisiaj ona będzie ze mną walczyć a Wy dobierzcie się w pary i szybka rozgrzewka, potem sparing.- Powiedział chłopak i stanął naprzeciw swojej koleżanki. Wyciągnął przed siebie zaciśniętą rękę, drugą dłonią owinął ją i ukłonił się przed przeciwnikiem. To samo zrobił każdy, kto już dobrał sparing-partnera.
-Dobra Flo, to zaczynamy! –Powiedział nieco głośniej ostatnie słowo. Był to sygnał do startu treningu i walk. Icey wyprowadził pierwszy cios. Był wycelowany w miejsce między ramię a szyję. Tak, celowo miał być chybiony. Czekał na reakcje przeciwniczki i na to, w jaki sposób będzie chciała go uniknąć… Drugą rękę trzymał otwartą na wysokości szyi.
-Może i ja się zabawię? Co Ty na to? –Podniósł do góry kącik ust i zamknął oczy. Wyostrzył wszystkie inne zmysły i… tak ki-feeling. Była to jedyna technika, jaką nauczył się używać po wypadku. Pewnego dnia poczuł, że jest w stanie określić jak silny jest jego przeciwnik. Krok po kroku zaczął odkrywać potencjał tej techniki… Walka z Flo, dzięki temu będzie dobrym treningiem i dla niego.
Colinuś
Colinuś
Liczba postów : 382
Data rejestracji : 12/01/2013

Skąd : Leszno

Identification Number
HP:
Szkoła walki mistrza Tao 9tkhzk0/0Szkoła walki mistrza Tao R0te38  (0/0)
KI:
Szkoła walki mistrza Tao Left_bar_bleue0/0Szkoła walki mistrza Tao Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.pl

Szkoła walki mistrza Tao Empty Re: Szkoła walki mistrza Tao

Sro Paź 26, 2016 7:06 pm
-Mocniej! Pokaż mu co potrafisz! Tak nie wygrasz tej walki.- krzyknął motywująco. To nie był łatwy dzień, ba, to nie był łatwy tydzień. Mistrzostwa zbliżały się coraz bardziej, a jego najlepszy uczeń obijał się na treningach.
-Stop - krzyknął władczo - koniec treningu, Dan zostajesz. Ktoś jeszcze ma chętkę na zajęcia dodatkowe w terenie? Maksymalny czas trwania - zmierzył Dana wzrokiem - piętnaście minut i potem każdy z was wymięknie. - mówił z założonymi rękami. Nikt się nie zgłosił a nawet Najlepszy Uczeń miał przygaszoną minę, spuszczoną głowę którą przykryła czarna gęsta grzywka. -Stawiam pizze...- dodał na koniec monotonnie. Dopiero wtedy zgłosiło się jeszcze kilka osób. Większość mimo takiej zachęty była zbyt zmęczona, na dalsze treningi.

-Boże... To jest jakaś masakra co on z nami robi - mówiła zadyszana dziewczyna, zdejmując spodnie po ciężkim treningu.
-Może trochę, jest surowy i wymagający, ale na jego treningach jest jakoś tak inaczej i czuje się po nich silniejsza. - dziewczyna odwróciła się od koleżanki zanurzając się w swojej torbie do ćwiczeń.
-To pieprzony sadysta! To co robi z nami na siłowni powinno być zgłoszone.
-To zgłoś. Ja go tam lubię a treningi na siłowni, zwłaszcza z Icey'em czynią mnie sporo silniejszą. - Dziewczyna wyjęła z plecaka ręcznik i poszła pod prysznic, chcąc nie chcąc, musiała przejść przez sale. Chłopcy właśnie opuścili salę. Icey rozmawiał jeszcze z mistrzem Tao i powiedział mu o swoich planach. Właściciel kompleksu musiał być zadowolony z planu Brązowowłosego. Uśmiechał się szeroko i z aprobatą kiwał głową.
-Ach, przepraszam. - powiedziała dziewczyna gdy przypadkiem uderzyła kogoś w bark, nie patrząc przed siebie - A to Ty Caro. Hehe, nie lecisz na trening z tym Twoim? -Zaśmiało się drwiąco. Czerwonowłosa Caro nie skomentowała tego, odwróciła głowę i poszła do szatni.

Zostały ostatnie dwie w całej sali, nie licząc mistrza Tao, który piętro nad nimi miał swój pokoik i spędzał tam większą część życia. Czerwonowłosa Caro skończyła się ubierać. Niespokojnie rozglądała się po pomieszczeniu. Ta druga, która przypadkiem ją staranowała, ubierała na siebie plecak.
-Dlaczego dzisiaj z nimi nie poszłaś? - zapytała.
-Bo nie, mam korki...
-Ty? Najlepsza uczennica w klasie? Daruj sobie Caro. To jakaś kpina...
-To nie Twój interes!
-Ta, skończ. Wszyscy wiedzą, że się w nim bujasz. I wszystkich to bawi, mnie też
-Spadaj Księżniczko!- Krzyknęła głośno Czerwonowłosa Caro przy okazji komentując księżniczkowaty styl ubioru swojej koleżanki, która pieczołowicie, dłońmi, prostowała swoją nagniecioną sukienkę.
-Księżniczko?! Zakochała się w...- nie skończyła. Zdanie przerwał głuchy huk uderzenia pięścią w twarz. Schyliła się. Z jej nosa ciekła krew. Szukała w złotej kopertówce chusteczki, a szkarłatna wydzielina zaczynała kapać z nozdrzy. Nie tylko na ziemię, ale również na jej ubiór. Caro wybiegła z szatni.

***

Od dawna miałem zamiar to zrobić. Nie pamiętam jak znalazłem się w tym dziwnym mieście. Nie pamiętam jaki byłem w ich wieku, nie pamiętam jak to jest, że jestem jaki jestem. Nie wiem, dlaczego mam taki charakter, kto mnie wychował, nie pamiętam nic. Każdy na treningach dziwi się, dlaczego jestem tak silny, kilkakrotnie silniejszy niż oni. Dan do dzisiaj uważa, że historia, jak zostałem trenerem w której jednym ciosem powalam przeciwnika jest fałszywa. Musi się w końcu dowiedzieć, że to prawda. Jedno nie pozostawia wątpliwości, jestem najsilniejszy w okolicy. Ale skąd ta siła? Nie wiem sam. Jedyna migawka jaką kojarzę, z dzieciństwa to pustynia. Masa skał, suche powietrze... Stąd mój pomysł. Po rozmowie z mistrzem Tao zaprosiłem swoich uczniów na pustkowie. Tam najczęściej trenowałem. Postanowiłem, najpierw nieco ich rozgrzać, po tym treningu i całą drogę, parę kilometrów, bo szkoła była na skraju miasta, biegliśmy ostrym truchtem. Na miejscu, dałem im chwile na nawodnienie i odpoczynek.
-Dobrze panowie. Wiem, jak to jest. Mistrz Tao mówi, że jestem silny, wielu z was nie wierzy. Nie trenuje z wami na siłowni, nie walczę z wami, ale to ze strachu, że was za bardzo uszkodzę...
-Sranie w banie Trenerze - Dan przerwał mi i wyszedł przed szereg - takie gadanie mogliśmy załatwić na sali, a nie tutaj. Chcesz coś okazać to pokazuj, a nie pierdolisz. - zdziwiłem się, tym co powiedział. Był niemiły, wręcz wulgarny. Zawsze uważałem go za zbyt pewnego siebie, ale tym razem przegiął. Przeklinać do mnie? Podszedłem do niego. Ten stał w bezruchu i przełknął głośno ślinę. Uśmiechnąłem się. Zacząłem rozglądać po okolicy. Było.. skaliście. Wiele olbrzymich kamieni, ba, niektóre wyglądały jak małe góry, innych dzieci używały do zabawy, wchodziły na nie i z nich skakały. Średnio bezpieczne. Trzeba to naprawić.
-Dan -powiedziałem wskazując na jeden z takich kamieni, był wyższy ode mnie i szeroki na jakieś półtora metra- podejdź do tamtego kamienia i w niego uderz -spojrzałem na całą grupę - niech zrobi to każdy który ma wątpliwości, co do mojej osoby - podrapałem się w brodę. Chciałem dodać coś śmiesznego i w ich stylu -chyba, że nie macie jajek - cała reszta spojrzała na mnie surowo i ruszyła w kierunku kamienia. Bez słów. Udało się. Stanęli i uderzyli w kamień. Każdy po razie. Zaśmiałem się. Byli słabi, nikt nie dorastał mi nawet do pięt, ba, nawet jakby zsumować ich siłę nie byliby silniejsi ode mnie. Czułem to, czułem to jak słabi byli. Paradoksalnie ten śmieszny i wulgarny Dan nie był z nich najsilniejszy. Był trzeci w tej hierarchii, ale mistrz Tao dobrze nauczył go techniki i tym wygrywał. Co ciekawe, najsilniejszej osoby z dzisiejszej grupy z nimi nie było...
-Słabi jesteście. Nie powinienem tak mówić, ale jesteście. -ach, w końcu trzeba było pogrywać typowego twardziela, wyjąłem ze kieszeni swoje czarne okulary, założyłem je i włożyłem słuchawki na uszy - nawet gdybyście byli jedną osobą, nie bylibyście dla mnie żadnym wyzwaniem...
-Nie pierdol! -krzyknął Dan i ruszył w moim kierunku. Wyminąłem jego cios zgrabnym piruetem. Reszta śmiała się z niego.
-Łatwo, bardzo łatwo mi to udowodnić . Unik- powiedziałem wyraźnie, uskakując w bok przy okazji, żeby jeszcze bardziej cwaniacko wyglądać, włożyłem ręce do kieszeni. Nie wiem jak to wyglądało, ale miałem wrażenie, że gram główną rolę w filmie. Uskoczyłem bo Dan chciał zaatakować mnie od tyłu.
-Dan, zrobisz sobie krzywdę. Łatwo mi to udowodnić. Spójrzcie. Uderzyliście wszyscy razem w ten głaz, a on stoi. - stałem tuż przed kamieniem, wyjąłem rękę z kieszeni i od niechcenia uderzyłem zaciśniętą dłonią w głaz. Tak delikatnie, od niechcenia.
-Widzicie, po waszych uderzeniach nic się nie stało- odwróciłem się na pięcie i spojrzałem na Dana który leżał na piasku w który wbił się po moim uniku. - A po moim - włożyłem rękę do kieszeni. Kamień zaczął pękać. Uczniowie odsunęli się od niego i mądrze, bo zaczął się odłupywać i rozpadać, po chwili została z niego kupa gruzu. Zrobiło mi się miło, bo zaczęli z podziwem używać wąskiego słownictwa, głownie wulgaryzmów, ale ich oczy ukazywały wyraźnie dwa uczucia, strach i podziw.
-Dobra, na pizze, bieg! -powiedziałem, włączając muzykę w słuchawkach.

Drogi pamiętniczku. Ostatnie dni są dziwne. Coraz bardziej dokucza mi ból głowy. Zwłaszcza wieczorami gdy nie mam się czym zająć. Lekcje gry na gitarze, albo to kółko karciane stanowi ciekawą alternatywę. Umiem kolejną piosenkę, ale nie pamiętam jak się nazywa. Dzisiaj byłem na kursie tańca. Muszę tego mieć jak najwięcej. Nuda mnie zabija. Myślę o tym, że nie pamiętam swojej przeszłości, nie wiem co z tym zrobić. Ruszanie szarymi komórkami,. jak to mówi Tao, działa kojąco. Dlatego uczę się grać w tego pokera, tysiąca, umiem sztuczki karciane, gitara, taniec. Resztę czasu spędzam na treningach i naukach tych słodkich gówniarzy. Dan mnie coraz bardziej wkurza, momentami mam ochotę mu przywalić, arogancki gówniarz. Ale jest też Caro, ostatnio przyniosła mi muffinki czy jak to się tam nazywa, jest urocza. W sumie, cały czas ma spinę z Geff. Biją się na każdym sparingu. Caro jest silniejsza. Nie wiem jak to działa, ale czuje, że to ona jest silniejsza, ba, najsilniejsza, silniejsza od Dana i o dziwo od Tao. Młoda dziewczyna a ma tyle krzepy...

***

-No i wszyscy razem. Jeden cioooos... - Śpiewał Icey grając na gitarze. Kiełbaski wyglądały już coraz lepiej, tłuszcz z nich skapywał i powodował przyjemne dla ucha skrzypienie płonącego drewna. Uczniowie śpiewali wraz z nim. Tao niedawno dotarł, wyjął z plecaka pianki i zaczął je piec, samemu nie jedząc, tylko częstował innych. Po zakończeniu piosenki granej przez Iceya, wstał.
-Dziękuje wam serdecznie. Bardzo się cieszę, że przyszliście na ten towarzyski grill. Najbardziej dziękuje Icey'owi który wszystko wziął na siebie. Jest dobrym trenerem i przyjacielem. Cenię go, za to wszystko i chciałbym, żebyście i Wy docenili robotę jaką dla Was wykonuje. - wziął pełną oranżady szklankę - zdrowie, Twoje zdrowie Icey -wypił jego zdrowie, wypili wszyscy, poza Danem...

***

Był już wieczór. Wszyscy wyszli z sali. Icey pożegnał każdego uściskiem dłoni, jak to miał w zwyczaju. Udał się pod prysznic i wyjął gitarę. Usiadł na środku sali i grał. Grał sam dla siebie. Śpiewał, tylko po to by zając myśli. Myśli które tak go nurtowały, męczyły. Z dnia na dzień coraz bardziej. Skąd jest? Skąd pochodzi? Jak się tutaj znalazł. Dlaczego jest dziwny i... Dlaczego ma ogon który skrupulatnie chowa przed uczniami i mistrzem w spodniach.....


Red
Red
Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012


Identification Number
HP:
Szkoła walki mistrza Tao 9tkhzk500/500Szkoła walki mistrza Tao R0te38  (500/500)
KI:
Szkoła walki mistrza Tao Left_bar_bleue0/0Szkoła walki mistrza Tao Empty_bar_bleue  (0/0)

Szkoła walki mistrza Tao Empty Re: Szkoła walki mistrza Tao

Czw Lis 10, 2016 8:50 pm
Wieczór to dobra pora na odwiedziny w zatłoczonym mieście pełnego potencjalnych ofiar w dzień. Teraz spokój, cisza... przynajmniej tam, gdzie przebywała samotna jednostka. Znał ją, co potwierdziło osobiste zjawienie się w szkole. Red zaszył się w cieniu tak, aby blask ogniska nie zdradził jego pozycji, chociaż widać było rozpalone, czerwone ślepia. Stał w milczeniu w mroku i wsłuchiwał się w zarówno śpiew jak i grę na dziwnym czymś. Nigdy nie widział instrumentu, więc opierając się o ścianę przez kilka minut od przybycia udawał, że go nie było. Tylko ciężka atmosfera ujawniała, że zjawił się tutaj osobnik, który na ten moment nie był w stanie wyciszyć swojej Ki.
Aż wreszcie zdecydował się wyjść z ukrycia i stąpając boso po parkiecie - podejść do ogniska. Nie tak blisko, lecz na tyle, by dało się dostrzec jego nieludzkie kontury ciała: rogi, dziwną fryzurę, ciemne bielma z rozpalonymi tęczówkami. To dzikie spojrzenie utkwił w niczego nie spodziewającym się wojowniku zwanym Vernilem. Czyżby demon wiedział więcej o nim samym? Owszem, pamiętał ich wspólną przygodę, która rozpoczęła się niewinnie na czerwonych piaskach pustyni Vegety, a skończyła na Ziemi, gdy owładnęła Redem magia Majin. Nie wiedział, co przez ten czas robił znajomy, lecz wydawał się być nieco innym niż przy pierwszym spotkaniu. Może dlatego, że wziął go z zaskoczenia?
>>>Pamiętasz mnie?<<<
Odezwał się cicho, telepatycznie do Brązowookiego. Podkrążone oczy demona były groźne, choć gdyby chciał skrzywdzić Halfa, nie robiłby takich podchodów. Wciąż wpatrywał się w młodzieńcu, jakby chcąc maksymalnie skupić się na nim, nie na swoim głodzie. Nawet nie próbował wyszukiwać zmysłem innych osób, które mogłyby zaniepokoić się zjawieniem niestabilnego umysłowo demona w ludzkim mieście.
>>>Dawno się nie widzieliśmy, Vernil.<<<
Dodał sadowiąc się wygodniej po turecku po drugiej stronie płomieni ogniska. Jak zareaguje wojownik? Red na pewno musiał uspokoić się, stąd starał się nie pokazywać po sobie gniewu, jaki w nim siedział jeszcze od momentu karcenia go w dżungli.

[Ooc: trening]
Colinuś
Colinuś
Liczba postów : 382
Data rejestracji : 12/01/2013

Skąd : Leszno

Identification Number
HP:
Szkoła walki mistrza Tao 9tkhzk0/0Szkoła walki mistrza Tao R0te38  (0/0)
KI:
Szkoła walki mistrza Tao Left_bar_bleue0/0Szkoła walki mistrza Tao Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.pl

Szkoła walki mistrza Tao Empty Re: Szkoła walki mistrza Tao

Pią Lis 11, 2016 12:03 pm
Spokojny wieczór. Taki przynajmniej miał być. Siedzieć, śpiewać, grać. Potem w myślach stoczyć straszliwą batalię z przeszłością i  po kilkunastu minutach ciszy, usnąć. Zapowiadało się jednak inaczej. Czuł kogoś. Pojawił się nagle, niespodziewanie. Icey przestał grać. Dopiero teraz, gdy Gość wyszedł z Cienia Icey dostrzegł jego twarz. Wyglądał strasznie. Rogi. Czarne bielmo w oczach. Tęczówki wyglądały jakby mogły zamordować swą płonącą nienawiścią do świata. Tatuaż? Dziwny znak przecinający pionowo prawą część twarzy. Dziwne, owłosione uszy których środek był pod kolor tęczówek i końcówek włosów. Nie wyglądał przyjaźnie, wręcz wrogo....
Icey bez mrugania wpatrywał się prosto w oczy swojego gościa. Tamten nie przestawiał zadziwiać. Bez otwierania ust odezwał się do Trenera sali. W myślach? Co to za cholerna magia?!
-Co? Chyba mnie z kimś mylisz. -wciąż nie mrugał, przełknął głośno ślinę. Odłożył gitarę. Wstał. Zaczął płytko i szybko oddychać. Spiął mięśnie. Zacisnął pięści. Wpatrywał się w każdy ruch Rogatego. Z czoła spływały mu pojedyncze krople potu. Przestał panować nad swoją energią. Nieznajomy był w stanie to wyczuć. Odezwał się po raz kolejny.
-Vernil? - odezwał się cicho Icey  powtarzając to co powiedział Czarnowłosy- mylisz mnie z kimś. Tutaj nie ma nikogo o takim imieniu - serce jeszcze bardziej przyspieszyło. Rogaty spokojnie usiadł po turecku. Icey zrobił to samo. Ogień buchał oświetlając twarze obu wojowników. Z tej dwójki, to nieznajomy wyglądał wtedy straszniej. Płomienie przecinające na pół jego twarz i odbijające się w oczach nadawały całemu spotkaniu jeszcze więcej nutki strachu i dramaturgii. Icey, mimo wszystko, wpatrywał się ostro w oczy swojego gościa. Od dawna nie czuł tak wielkiego strachu... Poza tym to imię. Vernil. Szukał w myślach czy zna kogoś takiego. Płytko oddychał. Pocił się. Nie mrugał. Siedział i patrzył...

***
-Srebrnowłosy wojownik który pokonał Tsufula? Tak to ....- chłopak był w jakiś skalnym wyniszczonym miejscu. Dokoła nic tylko skały. Chciał się rozejrzeć ale nie mógł.  Partner w rozmowie to wysoki mężczyzna z warkoczem. Miał straszne oblicze. - Mieszka we wiosce. Trzeba iść w tą stro- urwał zdanie i wystrzelił czarny pocisk ze swojego palca niszcząc nim olbrzymią skałę. Przyjrzał się temu. Chciał skomentować, ale jego głos sam wyraził podziw owej zdolności która właśnie zniszczyła górę! Był przerażony. Nic nie mógł robić. Ruszyć ręką, mrugnąć odezwać się. Wszystko działo się samo. Mimo, że się nie znali prosił nieznajomego aby szedł z nim. To jakby scena z filmu. Stajesz się bohaterem na którego właśnie patrzysz. Nie możesz nic zrobić, bo wszystko już jest nagrane, ale jesteś w jego świadomości. Rozmowa toczyła się. Czarnowłosy przybrał straszny wyraz twarzy
-ZJEM CIĘ!

***
Vernil nie poruszał się. Oddychał coraz szybciej. Wpatrywał się w twarz Rogatego. Energia dokoła niego wirowała. Robił to nieświadomie, był jakby nieobecny. Nie drgnął gdy jego energia delikatnie eksplodowała na wszystkie strony, ciskając płomieniem, dymem i drobinkami drewna w kierunku Nieznajomego. Siedział. Był, ale jakby go nie było.
Red
Red
Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012


Identification Number
HP:
Szkoła walki mistrza Tao 9tkhzk500/500Szkoła walki mistrza Tao R0te38  (500/500)
KI:
Szkoła walki mistrza Tao Left_bar_bleue0/0Szkoła walki mistrza Tao Empty_bar_bleue  (0/0)

Szkoła walki mistrza Tao Empty Re: Szkoła walki mistrza Tao

Pią Lis 11, 2016 3:10 pm
Kolejna osoba, która nie pamiętała go. Albo w ogóle stracił pamięć. Prawdopodobnie to drugie, bo czemu niegdyś głodny przygód wojownik zasiadłby w jednym miejscu, wśród ludzi? Pocił się na widok demona, wyraźnie dementował słowa skierowane w jego stronę. Bał się, czuł namacalny strach. Z jednej strony Red jako demon powinien cieszyć się, że szerzy chaos, lecz osobiście nie chciał, aby osoba, z którą całkiem dobrze dogadywał się miała się lękać już samej obecności Rogatego. Jego słowa zdradzały wiele, lecz dopiero jego rozszalała energia i nieprzytomne spojrzenie sprawiły, że Długowłosy zdecydował się działać. Nie był pewny, na ile będzie w stanie opanować to dziwne zjawisko, lecz z pewnością nie zostawi Brązowookiego na pastwę własnej mocy, która mogłaby go rozerwać. Postanowił najpierw przemówić do niego raz jeszcze telepatycznie:
>>>Vernil, uspokój się.<<<
Ksa, nie reagował na słowa demona, któremu nie podobała się rosnąca, niekontrolowana moc Halfa. Moment, moment... czy to nie jest wspaniała okazja? Do czego? Ten wojownik mógłby zostać sojusznikiem Reda, czy tego chce czy nie. Teraz mu pomoże Czerwonooki, lecz będzie mieć dług do spłacenia. Tym razem bardziej stanowczo wyegzekwuje należności, i nie da się sprowokować upiciem krwi. Taki miał cel, a jak z realizacją?
Swoją część wykonał natychmiast. Ponieważ wirująca energia towarzysza drażniła jego własną, musiał uwolnić jej nadmiar. Wpierw wyciągnął dłoń przed siebie, by pochłonął wybuch, jaki zjawił się z nieokiełznanej mocy, najwyraźniej długo skrywanej przed światem. Zmarszczył brwi i siłował się z emanującą Ki tuż pod nosem. Gdy destrukcyjna fala minęła, przeszedł przez wygaszone powiewem mocy od Vernila ognisko i przytknął dłoń do jego torsu. Zaświeciły się demonowi bardziej ślepia i aktywował przekaz energii ze swojego wnętrza do ciała wojownika infekując go demońską Ki. Chociaż ta infekcja działała jedynie na korzyść wojownika - miał powiększony zasób mocy, czarne motyle ponadto zmieszają się z jego rozbuchaną mocą i uregulują ją w ciele młodzieńca. Dostanie przy tym gratisowy tatuaż w kształcie czarnego motyla. Jedynym minusem będzie przymusowa lojalność, o czym przekona się chcąc wyrządzić krzywdę Redowi. Oczywiście nie na zawsze - do czasu wyczerpania energii otrzymanej ze szpon Rogatego.
Kiedy jego czarne cząsteczki Ki łączyły się z cząsteczkami należącymi do Halfa, demon ostrożnie położył go na deskach. Spoglądał uważnie na jego rysy twarzy, które mogły wykrzywiać się od chwilowego bólu przeszywającego go na wskroś.
>>>Odpocznij, wojowniku.<<<
Odezwał się telepatycznie. Musi oswoić się z nową mocą, jaka spoczęła w jego ciele i zagnieżdżała się jak u siebie. Sam Mocodawca usiadł obok i ze spuszczoną głową regulował oddech. Sporo wysiłku kosztowało mu oddanie swojej krwawicy z Ki. Miał nadzieję, że opłacił mu się ten ruch.
Im więcej sojuszników, tym lepiej.

Ooc: Butterfly Effect
Efekt: przekazanie 42.000 Ki na konto Icey'a oraz 700 energii do statystyk, ponieważ:
42000/15 = 2800
2800*(1/4) = 700
Koszt = 100% przekazanej Ki, czyli 42000 Ki

Pamiętaj, aby wraz ze swoim postem rzucić kością, aby zobaczyć, czy będziesz mieć efekt uboczny!

[Ooc: trening część druga]
KOŚCI
KOŚCI
Liczba postów : 754
Data rejestracji : 02/06/2012

https://dbng.forumpl.net/f43-treningi

Szkoła walki mistrza Tao Empty Re: Szkoła walki mistrza Tao

Pią Lis 11, 2016 3:10 pm
The member 'Red' has done the following action : Rzut Kośćmi


'Procent' : 2
Colinuś
Colinuś
Liczba postów : 382
Data rejestracji : 12/01/2013

Skąd : Leszno

Identification Number
HP:
Szkoła walki mistrza Tao 9tkhzk0/0Szkoła walki mistrza Tao R0te38  (0/0)
KI:
Szkoła walki mistrza Tao Left_bar_bleue0/0Szkoła walki mistrza Tao Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.pl

Szkoła walki mistrza Tao Empty Re: Szkoła walki mistrza Tao

Pią Lis 11, 2016 4:23 pm
Burza która panowała w umyśle Iceya szybko przeniosła się na jego ciało. Stracił nad nim kontrolę. Rogaty mimo usilnych telepatycznych prób uspokojenia towarzysza w rozmowie, nie dawał rady. Energia przyspieszyła. Kolejny podmuch niemalże całkowicie zgasił ognisko będące między dwoma osobnikami. Odrobina strachu i jego stare imię doprowadziło go do tak makabrycznego stanu.  Nieznajomy nie próżnował. Podszedł do Iceya wystawiając rękę która pochłonęła kolejny wybuch mocy chłopaka.  Przyłożył dłoń w centrum torsu Brązowowłosego. Dopiero ta akcja wyrwała Trenera z zadumy i nieobecności. Dotychczas stojące w miejscu gałki oczne, wpatrujące się w jeden punkt, poruszyły się i spojrzały na klatkę piersiową. Furia w która wpadł nie mijała, wręcz wzmacniała swoją destrukcyjną moc. Spojrzał w oczy Rogatego, te jakby się zapaliły. Strach zwiększył się. Widok oczu który może śnić się w koszmarnych oczach małych dzieci. Poczuł silny ból w torsie. Z ciała Rogatego zaczęła wylatywać energią która formowała się w czarne motyle.  Te latały początkowo wokół właściciela, by po chwili zaczęły wnikać w ciało Brązowookiego. Z miejsca zetknięcia dłoni i klatki piersiowej chłopaka, także wypływała czarna energia. Mieszała się z każdą nawet najmniejszą komórką. Doprowadziła do tego, że krew stawała się coraz ciemniejsza. Czarne żyły zaczęły się mocno uwydatniać, jakby spuchły od zbyt dużej ilości płynu który przenosiły. Początkowo w takim stanie były tylko te które prowadziły do serca. Dopiero po chwili, gdy organ zaczął przepompowywać krew, ruszyło to na całe ciało. Motyle koncentrowały się teraz w swoistym bombardowaniu ciała Trenera tylko na jednym miejscu. Na lewym ramieniu.  Mijały sekundy, a ciało Trenera wyglądało coraz gorzej. Przewrócił się. Leżał na ziemi trzęsąc się. Z jego ust zaczęła wyciekać ślina. Z oczu i z nosa wylatywała krew. Była bardzo ciemna, niemalże czarna. Żyły wyglądały jakby zaraz miały eksplodować i to każda, na torsie rękach twarzy. Dodatkowo bardzo mocno pulsowały. Wszystko zamarło. Zdawało się, że serce Iceya zatrzymało się. Pseudo-padaczkowy atak także się skończył.  Energia ruszyła. Chłopak nie oddychał. Czarna krew zaczęła wędrować z całego ciała do jego ramienia sprawiając, że ciało wracało do normalnego stanu. Z każdą kroplą krwi, w punkcie zbiorczym, tworzył się coraz to bardziej okazały symbol czarnego motyla. Gdy tatuaż utworzył się w całej swojej okazałości i ostatni, czarny motyl wleciał w ciało chłopaka, ten zrobił głęboki wdech.  Leżał w bezruchu.
Pustka. Nie czuł nic. Bezsilnie leżał na podłodze. Czuł błogość. W jego głowie panowały tylko dwa słowa- odpoczywaj wojowniku. Słowa które telepatycznie przekazał mu Rogaty. Słowa które odbijały się szerokim echem, jakby były rozkazem nie do zignorowania.
-Tak. -odpowiedział krótko wpatrując się w sufit. Głos miał niski i pusty. Pozbawiony jakiejkolwiek emocji. Nie czuł bólu, który przed chwilą doprowadził go do nieprzytomności. Nie czuł strachu, który wywołał u niego wizję przeszłości.  Głowa nie bolała go od tego ciągłego myślenia o jego pochodzeniu.  Stał się silniejszy, ale obecnie nie dbał o to i nie za bardzo o tym wiedział. Miał odpoczywać więc to robił. Bez żadnych szans na złamanie rozkazu.
KOŚCI
KOŚCI
Liczba postów : 754
Data rejestracji : 02/06/2012

https://dbng.forumpl.net/f43-treningi

Szkoła walki mistrza Tao Empty Re: Szkoła walki mistrza Tao

Pią Lis 11, 2016 4:23 pm
The member 'Icey' has done the following action : Rzut Kośćmi


'Procent' : 70
Red
Red
Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012


Identification Number
HP:
Szkoła walki mistrza Tao 9tkhzk500/500Szkoła walki mistrza Tao R0te38  (500/500)
KI:
Szkoła walki mistrza Tao Left_bar_bleue0/0Szkoła walki mistrza Tao Empty_bar_bleue  (0/0)

Szkoła walki mistrza Tao Empty Re: Szkoła walki mistrza Tao

Sob Lis 12, 2016 7:30 am
Butterfly Effect najwyraźniej działa różnie na wojowników. April przeżywała to konwulsjami całego ciała, lecz miała później oczyszczony umysł, jakby odświeżony. Kisa z kolei także cierpiała, nie mniej dość szybko jej organizm także uporał się z bólem. Sprawa z Vernilem wyglądała ciut inaczej, ponieważ nawet jeśli wtłoczył w niego swoją energię, ta była bardzo łasa na Ki Halfa i dość gwałtownie przeniknęła do jego komórek. Być może ten proces przebiegł zbyt pochopnie, skoro jak obserwował cały przebieg niczym doktor najwyższej klasy nad pacjentem - dostrzegł pewne różnice. Ciemny płyn, który wypłynął z oczu i nozdrzy towarzysza, była przebarwioną krwią, na co Red zareagował nie tak, jak powinien. Instynkty demona aż krzyczały, aby pożreć Brązowookiego żywcem, na co musiał oponować z podwójną siłą, jeśli chciał mieć żywego sprzymierzeńca. Co gorsza - po wizerunku i słowie, jakie padło z jego ust wywnioskował, że prawdopodobnie jego Ki zaingerowała nie tylko w ciało, lecz i w psychikę, a to już było niepożądane. Nie pragnął mieć zombie przy sobie, jednak na ten moment nie mógł nic na to zaradzić, skoro organizm Rogatego zaczął buntować się.
Nie wiadomo czy sam fakt, że poddał się głodowi, czy poniżenie tą sytuacją, czy wreszcie zmodyfikowana krew, sprawiło Reda w rozjuszenie. Tatuaże na ciele demona rozbłysły tak jaskrawo jak jego ślepia, które wlepiał w posokę. Z impetem rzucił się na podłogę, gdzie tworzyła się kałuża krwi i zlizywał ją językiem niczym kot. Mimo pożywności posiłku, pomarszczone od agresji oblicze zdradzało, że nie panował nad sobą. Po raz kolejny tego dnia! Aż ryknął tak, że rozeszła się fala uderzeniowa, która naruszyła konstrukcję budynku. Tylko solidne materiały, z których była zbudowana szkoła, sprawiały, że jeszcze nie poskładał się jak domek z kart. Musiał odsunąć się od nowo zaprzysiężonego członka sojuszu Bractwa Czarnego Motyla pod roboczą nazwą R.A.K.I. i okiełznać własną naturę. Destrukcyjną i silną. Albo... albo zgasić to uczucie... zatapiając zęby w żywym organizmie... to też pomysł. Tylko że jakby sam poszedł - możliwe iż wymordowałby każdego, kogo spotka na swojej drodze. Musiał więc posłużyć się kimś, kto wyręczy go w tym zadaniu. Dobrze, że miał kogoś w zanadrzu, i to dosłownie na wyciągnięcie ręki. Jedyne, co trzeba było zrobić, to skoncentrować się i odezwać się do niego. To dość trudne zadanie, jak jest się poddenerwowanym, i to solidnie. Nie mniej nie pierwszy raz przechodził przez tego typu kryzys, więc niebawem zabrał głos:
>>>Vernil... przyprowadź do mnie człowieka.<<<
Przekazał telepatycznie wiadomość, bo z ust wydawał warkot podobny do rozjuszonego tygrysa. Musiał zdać się na Halfa, o ile zdoła wstać już z podłogi, w wyborze ofiary. Jeśli będzie zbyt opieszały istniało zagrożenie, że to właśnie on stanie się posiłkiem, a tego bardzo Red nie chciał. Czarne motyle wiły się wokół jego ciała intensywnie, więc tatuaż na ramieniu wojownika mógł wyraźnie poczuć stan Mocodawcy i jego gniew. Starał się jak mógł pohamować wzrost wkurzenia, lecz najwyraźniej dzisiaj dostał za mocne baty (psychiczne przede wszystkim), by móc pozbierać się samodzielnie w trymiga. Układał w umyśle bariery, żeby ograniczyć działalność swoich krwiożerczych instynktów jedynie do tego obiektu, jakim jest tutejsza szkoła walki.

Furia, 1/2 posty

[Ooc: trening, post ostatni]
Colinuś
Colinuś
Liczba postów : 382
Data rejestracji : 12/01/2013

Skąd : Leszno

Identification Number
HP:
Szkoła walki mistrza Tao 9tkhzk0/0Szkoła walki mistrza Tao R0te38  (0/0)
KI:
Szkoła walki mistrza Tao Left_bar_bleue0/0Szkoła walki mistrza Tao Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.pl

Szkoła walki mistrza Tao Empty Re: Szkoła walki mistrza Tao

Nie Lis 13, 2016 9:45 am
Leżał i odpoczywał. Tak jak kazał Rogaty.  To mu dobrze zrobiło. Pustka wewnątrz głowy powoli się wypełniała. Był jednak inny problem i to nie z nim.  Towarzysz zaczął tarzać się po ziemi, zlizywać krew z podłogi. Samym krzykiem sprawił, że zawieszone na ścianach dekoracje pospadały i poniszczyły się.  W miejscu w którym znajdował się, podczas wyrzucenia z siebie energii, powstało wgniecenie.
Icey. Przypomniało mu się jego imię. Potarł oczy zaciśniętymi pięściami. Podniósł tułów.  Rogaty szalał, a brązowowłosy zachowywał się, jakby tego nie zauważał. Schował twarz w dłonie. Zamknął oczy. Ponownie się wyciszył. Szkoła. Trener. Coraz więcej wspomnień wracało i to bardzo szybko. Cofnął ręce. Były od krwi. Przetarł miejsce pod nosem i kącik ust. Krew była nienaturalnie ciemna. Nie dbał o to. Spojrzał na Rogatego. Wił się po całej sali jakby nie panował nad sobą. Icey miał strach podejść. Nie wiedział co robić. Tylko bezsilnie wpatrywał się w swojego towarzysza. Ten odezwał się. Jego słowa spowodowały jakby ukłucie w mózgu.
-Jestem Icey - zripostował chłopak lekko podirytowany. Jeszcze nie wszystkie wspomnienia wróciły, ale już nie był pustą marionetką. Pojawiły się uczucia - Idę -odparł i wyszedł. Minął Rogatego nie zwracając na niego żadnej uwagi. Miał wykonać zadanie. Tylko to się liczyło.

***
Co? Człowieka? Po co mu to? Ach nie ważne. Jest wieczór, to nie powinno być problemem. Złapać jakąkolwiek osobę i kulturalnie zaprosić do sali. Może jakiś pokaz ćwiczeń? Ał, moja głowa. Kurde, dziwnie się czuję. .. Pomasowałem swoje skronie.  Dotyk najlepszym lekarstwem, Okolice sali wydają się obce. Żadnego znajomego punktu. Ponadto chodniki puste. Żadnego człowieka, żadnego celu. Rogaty, nie będzie zadowolony. Skręciłem w lewo. Najlepiej, jakby była jakaś pojedyncza osoba. Wtedy zaatakuje ją, ogłuszę i  zaniosę na sale. To jest plan. Skręcam. Wąska uliczka. Jest cel. Rozglądam się...
-Gdzie mistrz śmiga o tej porze? - głos dobiegał z drugiej strony ulicy.  Odwróciłem się. Jakiś młody chłopak. Nie wyglądał ani trochę znajomo, ale nazywa mnie mistrzem. Ach, pewnie jakiś uczeń. Przejechał samochód. Trzeba uważać. Może sam zechce wejść do sali?
-A w sumie już nigdzie. A Ty? -odpowiedziałem ukrywając to, że nie ma pojęcia z kim właśnie rozmawiam. Młodzieniec podszedł do mnie  i podał rękę. Odwzajemniłem uścisk dłoni.
-Do kina. Tego niedaleko sali.- powiedział spokojnie po czym ruszył przed siebie. Szedłem równo z nim delikatnie mierząc go wzrokiem. Poczułem jego energię. Jak? Nie wiem. Kolejna rzecz wróciła. Jak go tam zaprosić? Spontan.
-Ach, a masz chwilę? Dosłownie parę minut. Zepsuła się eee... lampa. Tak, lampa się zepsuła. W sumie to wiem jak ją naprawić, ale potrzebuję kogoś kto przytrzyma mi drabinę... -mówiłem drapiąc się po głowie. To nie mogło się udać. Powód był tak błahy i banalny. Dlaczego nie wpadłem na nic bardziej twórczego?
-Ach, lampa? Ta na górze? To nie będzie parę minut, a tyle czasu nie mam. Sory trenero, dziewczyna czeka. -powiedział. Zdawało się, że jego energia wzrasta. Czuł coś? Zbliżaliśmy się do bramy wejściowej.  Rozejrzałem się. Świadków brak. Szli jacyś ludzie ale spieszyli się, nie zwracali na mnie uwagi, mimo, że staliśmy w oświetlonym miejscu. Chłopak wyciągnął rękę aby się pożegnać. Nagłe ukłucie w tyle głowy. Słowa Rogatego się przypomniały na tyle intensywnie, że chwyciłem się za uszy. Nie trwało to długo. Chłopak odsunął się o krok. Czułem, że się boli. Zrobiłem duże oczy, odchyliłem głowę. Szybkim ruchem chwyciłem go za ramię. Przytrzymałem go w miejscu. Nie miał jak uciec. Moje ciało zatrzęsło się. Energia we mnie wprost buzowała. Jakby było jej zbyt dużo. Jak nad tym zapanować? Puściłem ją. Wybuch taki sam jak przy krzyku Rogatego, ale o wiele, wiele mniejszej skali.
-Nie pomożesz mi? To zwykła lampa- mówiłem spokojnie. Stanowczo. Musiał słuchać. Próbował się wyrwać, ale był zbyt słaby. Ruszyłem w kierunku sali. Był zbyt słaby by stawić opór. Gdy byliśmy parę kroków od wejścia cisnąłem nim do wnętrza pomieszczenia, tak, że ten przekoziołkował kilka razy.
-Słuchaj mały kurwiu. Lekcja numer jeden. Jak starsza osoba prosi Cię o pomoc w naprawieniu lampy, to się pomaga. Nauczę Cię pokory. - mówiłem i stanąłem w drzwiach z rękami w kieszeni. Zagrodziłem mu jedyną drogę ucieczki. -druga lekcja. - wskazałem na Rogatego - Misja wykonana- zamilkłem. Widziałem jak jest przerażony. Uciekł w kąt sali. Wykrzykiwał moje imię. Wołał pomocy. Znikąd nie nadchodziła. Nie mogła. Spojrzałem w kąt. Leżały słuchawki. Założyłem je sobie na uszy. W kieszeni miałem swój odtwarzacz. Podłączyłem go i włączyłem muzykę. Wpatrywałem się w rogatego.
-Nie łatwiej było pomóc mi z tą lampą?
Red
Red
Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012


Identification Number
HP:
Szkoła walki mistrza Tao 9tkhzk500/500Szkoła walki mistrza Tao R0te38  (500/500)
KI:
Szkoła walki mistrza Tao Left_bar_bleue0/0Szkoła walki mistrza Tao Empty_bar_bleue  (0/0)

Szkoła walki mistrza Tao Empty Re: Szkoła walki mistrza Tao

Nie Lis 13, 2016 12:14 pm
Obłęd miotał demonem, zarówno jeśli chodziło o ciało jak i o umysł. Ledwo udało mu się wypowiedzieć słowa ku nowemu sprzymierzeńcowi, który bez słowa sprzeciwu wykonał polecenie. Jedyne, co dało się dostrzec w Brązowookim jako zmianę na lepsze to powrót szczątkowych uczuć. Bo przecież poirytował się, kiedy demon wciąż nazywał go tak, jak dawniej. Być może tak jak April stracił pamięć, i przybrał nowe miano. Powinien uszanować wolę sojusznika, żeby nie mieć później problemów. Wśród obdzierania desek pazurami i ryków, Red zdołał uspokoić się na kilka sekund i z trudem powtórzyć telepatycznie ku wychodzącemu już kompanowi.
>>>Icey... Icey... pamiętaj o człowieku...<<<
I pewnie to te słowa utkwiły głęboko w umyśle Halfa, który szukał już sposobności na zaciągnięcie do budynku ofiary. Red za ten czas siłował się z samym sobą, żeby powstrzymać wybuch furii, który mógł skończyć się bardzo źle dla najbliższego otoczenia. Gmach może i był solidny, lecz gniew demona mógł zniszczyć to zaciszne miejsce, które pierwotnie miało służyć nowym, ludzkim wojownikom. Po ciele spływał zimny jak lód pot, a z ust buchała mroźna para. Wreszcie jakoś zamiast gonić z kąta w kąt po dużym pomieszczeniu, znalazł jedno miejsce i siadając po turecku spuścił głowę. Czarne motyle to pojawiały się w dużych zbiorowiskach, to niknęły i krążyły pojedynczo. Szukał myśli związanych z April i Kisą. Ich moce wskazywały, że znajdowały się obok siebie. To dobrze... lekko zmrużył powieki, żeby wczuć się bardziej w ich energie. Idealnie zmieszały się z ich pierwotnymi Ki, a tatuaże emitowały ich najwyraźniejsze nastroje. Wydawały się odpoczywać, bardzo dobrze. Jutro czeka wszystkich nowy dzień, tym razem zupełnie inny niż poprzednie. Kolejna fala złości przerwała swobodne rozmyślania, które rozpierzchły się na wszystkie strony wraz z podmuchem od ryku. Nie chciał, by dziewczyny widziały go w takim stanie, toteż jak najszybciej musiał wziąć się w garść. W tym celu pomoc Iceya będzie naprawdę wielka.
Siedział ze spuszczoną głową i starał się już nie rozdzierać pazurami parkietu, do którego przyszpilił szpony. Musiał jeszcze powstrzymać się przed ucieczką i rzezią na ulicach. Wierzył, że Half spełni jego życzenie. I udało się. Wrażliwe, kocie uszy wychwyciły kroki. I krzyk obcej osoby. April miała rację - jeśli krzywdzi się kogoś obcego, mniej ma się wyrzutów sumienia. Mimo wszystko Red postara się nie zabić. Ale najpierw... trzeba pochwycić uciekiniera, który przebiegał z kąta w kąt będąc przerażonym na widok demona. Jakiś wewnętrzny, prymitywny instynkt chełpił się tym strachem. To on spowodował, że podniósł się z podłogi i będąc wyprostowanym kroczył wolno, acz pewnie, ku posiłkowi. Oblizał nawet wyraźnie wargi, a nozdrza wyłapały nuty zapachowe jego posoki. Nie miał szans - drogę ucieczki zablokował Icey. Zresztą rozciągliwe ramię demona oplotło młodego mężczyznę w pasie i porwał ku sobie. Zaraz zabłysnęły wszystkie kły, które zastąpiły normalne ludzkie uzębienie, i wbił niemalże rekinową szczękę w szyję nieznajomego chłeptając jego krew. Robił się coraz bledszy i bledszy, mimo szamotania się nie sprawiał Redowi problemów. Pił więc powoli, tak jak nie mógł sobie pozwolić z Kisą, i delektował się zdrowym smakiem. Co prawda nie miał takich energetycznych właściwości jak krew Saiyanki, lecz musiał oszukać żołądek tańszym zamiennikiem.
Gdy skończył, ciało człowieka osunęło się na ziemię bezwładnie, a demon przestąpił krok nad nieprzytomnym i zbliżył się do tego, dzięki któremu mógł napełnić żołądek.
>>>Dobra robota, Icey.<<<
Powoli sięgnął ręką ku ramieniu wojownika, który został ozdobionym tatuażem. Przy tym dotyku dawny Vernil mógł poczuć błogi stan ukojenia, uspokojenia, jakby przed chwilą nie widział tej sceny z jego uczniem. Dodatkowo ubiór Halfa zmienił barwy na czarno-czerwone, aby odzwierciedlały przynależność do demona. A przynajmniej do posiadania cząstki Ki Rogatego w sobie.
>>>Nazywam się Red. Póki będziesz mi lojalny, będziesz mógł liczyć na mą pomoc. A teraz napełnij żołądek i prześpij się, jutro czeka nas ciężki dzień.<<<
Mówiąc to wycelował Chocolate Beam'em w porozwalane deski, które jedne stały się małym szwedzkim stołem z gorącym mięsem i ryżem w czarno-czerwonych miskach, a drugie - wygodnym materacem z poduszką i cienką kołdrą. O dziwo takie czary bardzo mało pobierały sił z demona, więc mógł pozwolić sobie na takie sztuczki. Zasłużył sobie na to wojownik z Vegety, Red na kilka najbliższych godzin nie powinien odczuwać aż tak wielkiego głodu. Niestety nigdy nie naje się tyle, by zapomnieć o głodzie. To łaknienie jest bez dna. Chwilę obserwował w ciszy, jak jego nowy podopieczny spod Czarnego Motyla spożywał posiłek, aż bez słowa wstał z desek i odszedł kawałek dalej, żeby po pierwsze sprawdzić stan ofiary - żyła, lecz wciąż była nieprzytomna - a potem udał się do najciemniejszego kąta, w którym usiadł po turecku i próbował zasnąć. Na nic próby - co zmrużył powieki na kilka minut, podrywał się energicznie z koszmaru, lecz nie wstawał na nogi tylko równał niespokojny oddech. Chociaż był wyczerpany i nie spał od momentu przymusowego spania przez pozbawienie go przytomności i zwiezienie na Ziemię, nie wpadł w objęcia Morfeusza, tylko pilnował Iceya i starał się zająć myśli czymś innym niż o sobie. Najczęściej dumał przez te godziny o całej trójce wojowników z Gorącego Źródła (nie wiedział, że to miejsce tak się zwie, ale dla określenia wspólnego miejsca pobytu zostało ono wspomniane), która skarciła go dość mocno w różny sposób. A co, jeśli mieli rację? Powinien wziąć odpowiedzialność za swoje czyny. Powinien bronić innych od szalonych jednostek. Innymi słowy: powinien być inny. Mimo wszystko nie chcieli go zabić, tak jak Dragota, tylko dlaczego? Z lęku przed jego mocą? We trójkę spokojnie ubiliby Rogatego. Raziel coś wspomniał, że go lubi; April non stop dotrzymywała mu towarzystwa i podnosiła na duchu; a Kisa nawet ofiarowała swoją krew, by demon nie oszalał do końca. Właściwie... to on też ich lubił, nawet bardzo (Księcia trochę mniej, a to dlatego, że za mało go znał)... chociaż nigdy nie powiedział tego wprost. Z drugiej strony nie powinien był tak potraktować Dragota. Będzie chciał się zemścić, a jest pamiętliwy. Nic dziwnego - sam na jego miejscu postąpiłby podobnie. A co z Vivien? Dlaczego nie był w stanie rozpoznać jej energii spośród miliarda miliardów istot we wszechświecie, tak jak do tej pory udawało mu się? Nie chciał jej stracić... jak June... za którą tęsknił.
Miał plan, jak to wszystko naprawić. Bardzo ryzykowny, nie wiadomo czy możliwy do zrealizowania, lecz nie miał nic do stracenia. Wspomniane istoty poradzą sobie bez niego, gdyby coś poszło nie tak. Rukei pewnie dalej śledził poczynania współrasowca i pewnie na razie był zadowolony, jak bardzo odsunął się od wojowników. Taki Stróż za plecami to naprawdę niebezpieczna sprawa. Zwłaszcza, że pamiętał jego słowa o nowym porządku we wszechświecie. Nie był najlepszym strategiem, lecz wiedział, że nie mógł nic powiedzieć o nim nikomu. Byliby narażeni na jego psotne zagrywki. Musiał tą tajemnicę zachować dla siebie. Oni nie zrozumieją... będą myśleli, że trzyma z nim sztamę, i poniekąd musi to robić, ale nie pojmą dlaczego. Z tego bajzlu nie wyjdzie Red cało, lecz oby inni nie oberwali rykoszetem.
I tak dumał do rana, nie mogąc zasnąć ani na minutę. Głęboko podkrążone i czarne od siności miejsca pod oczami zdradzały, że chociaż ciało zregenerowało siły, umysł niekoniecznie. Jednak nie było czasu na użalanie się. Trzeba działać... jak tylko Icey ocknie się.

Furia minęła

Regeneracja 20%, bo za poprzedni post, HP i KI, czyli +31000 Ki
Sponsored content

Szkoła walki mistrza Tao Empty Re: Szkoła walki mistrza Tao

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach

Copyright ©️ 2012 - 2018 dbng.forumpl.net.
Dragon Ball and All Respective Names are Trademark of Bird Studio/Shueisha, Fuji TV and Akira Toriyama.
Theme by June & Reito