- GośćGość
Re: Osada
Wto Wrz 30, 2014 1:55 pm
Powtórka z rozrywki. Znów gdy tylko odzyskała przytomność, poczuła falę bólu przechodzącprzechodzącą przez całe jej ciało od stóp do głów. Jasne światło pochodzące z lampki obok uderzyło ją boleśnie po oczach, zmarszczyła czoło, a z gardła wydobył się cichy jęk. Zaraz po tym usłyszała stukot nóg o drewnianą podłogę i zaniepokojona spróbowała się podnieść. Zauważyła, że leży na dość sporym łóżku, przykryta puchatym kocem. Kto za tym stał?
___- Obudziłaś się, jak się spało? - ciepły głos rozbrzmiał gdy tylko drzwi małego pokoiku się otworzyły. To był ten mężczyzna, którego widziała dyndając na drzewie do góry nogami - Spałaś kilka dobrych godzin, to cud, że żyjesz. Wyglądałaś jakby przejechał Cię kilkukrotnie tir. Twoje rany goją się zadziwiająco szybko, moja moc leczenia nie pomogła zbyt wiele. - z nieukrytym zdziwieniem wpatrywała się w mężczyznę, który mówił do niej z przyjaznym uśmiechem na twarzy. Usiadł na skraju łóżka, a trzymaną w rękach miskę położył na szafce obok. Wyciągnął z niej mokrą ścierkę, którą przyłożył dziewczynie do policzka. Poczuła szczypanie, ale poza wykrzywieniem twarzy nie zareagowała wcale - Spokojnie. Nie umyłem Cię wcześniej, bo nie chciałem Cię budzić, pozwól, że teraz to zrobię. Nie bój się. - powiedział spokojnie, co trochę uspokoiło demonicę. Nie miał złych zamiarów, a nawet jeśli to nie jest zbyt silny. Krzywdy by jej nie zrobił, z resztą po co w takim razie miałby jej pomagać? Dała mu zmyć z jej twarzy zaschniętą już krew, wciąż nie okazywała zbyt wielu emocji. Przyglądała mu się z nieukrytą ciekawością. Jakby nie patrzeć to zawdzięcza mu życie, gdyby nie jego pomoc to pewnie by zdechła na tym drzewie i kto wie kiedy jej trup by został zdjęty. O ile.
Rozglądnęła się po pomieszczeniu raz jeszcze. Sądząc po zasłoniętych zasłonach był wieczór lub noc. Było tu całkiem przytulnie, dzięki drewnianym ścianom, kolorowym obrazom i kwiatom na meblach. Zgubiła się w czasie, przez nieustanne mdlenie, a i ponownie zaczynało się jej kręcić w głowie. Zbyt wiele rzeczy działo się jak na jeden raz.
___- Jak Ci na imię? Kim jesteś? - usłyszała. Zwróciła wzrok na czarnowłosego. Był całkiem przystojny. Sterczące jak u saiyana włosy zwinięte w niestaranny kucyk dodwały mu uroku. Miał... kolczyk w lewym uchu? - Nazywam się Daisuke, zabrałem Cię do małej osady. - przedstawił się, nadal nie zdejmując z twarzy uśmiechu. To dodało dziewczynie odwagi i sama się w końcu odezwała:
___ - Nazywam się... - zacięła się. Spojrzała w bok, na lustro. Wyglądała zupełnie inaczej. Rude włosy zostały zastąpione długimi, falowanymi w kolorze blondu, a złote oczy miały teraz bardziej kremowy odcień. Również i rysy twarzy stały się bardziej łagodne. To było celowe. Nie powinna podawać swojego prawdziwego imienia jeśli chce się ukrywać. - ... nazywam się Aiko. Jestem człowiekiem. - to było pierwsze co jej przyszło do głowy. Nic lepszego jakoś nie potrafiła wymyślić.
___ - Bzdura, ludzie nie potrafią zmieniać swojego ciała i koloru włosów. - usłyszała w odpowiedzi i spaliła buraka. A to klops, widział a własne oczy jej przemianę - Nie martw się, nikomu nie powiem prawdy. Masz moje słowo. Będziesz moją daleką kuzynką, która przyjechała w odwiedziny, okej? - dopowiedział, wstając. Podszedł do wielkiej szafy, którą otworzył. Pogrzebał tam chwilę i wyciągnął z niej długi biały t-shirt. Rzucił demonicy - Na razie pochodzisz w tym, załatwię Ci jakieś bardziej kobiece ubranie nieco później. Tam masz łazienkę, możesz iść się umyć z tej krwi. - pokierował ją, a następnie wyszedł z pokoju, mówiąc, że będzie gotował. June była tak bardzo zszokowana, że przez kilka minut wpatrywała się w drzwi nieruchomo, trzymając w rękach ubranie. W końcu jednak wstała, by się trochę ogarnąć...
OOC
http://acelious.deviantart.com/art/Sadyo-God-of-Light-183268583
Mniej więcej tak, tylko bez ogona i futra.
HP i KI - 20%
___- Obudziłaś się, jak się spało? - ciepły głos rozbrzmiał gdy tylko drzwi małego pokoiku się otworzyły. To był ten mężczyzna, którego widziała dyndając na drzewie do góry nogami - Spałaś kilka dobrych godzin, to cud, że żyjesz. Wyglądałaś jakby przejechał Cię kilkukrotnie tir. Twoje rany goją się zadziwiająco szybko, moja moc leczenia nie pomogła zbyt wiele. - z nieukrytym zdziwieniem wpatrywała się w mężczyznę, który mówił do niej z przyjaznym uśmiechem na twarzy. Usiadł na skraju łóżka, a trzymaną w rękach miskę położył na szafce obok. Wyciągnął z niej mokrą ścierkę, którą przyłożył dziewczynie do policzka. Poczuła szczypanie, ale poza wykrzywieniem twarzy nie zareagowała wcale - Spokojnie. Nie umyłem Cię wcześniej, bo nie chciałem Cię budzić, pozwól, że teraz to zrobię. Nie bój się. - powiedział spokojnie, co trochę uspokoiło demonicę. Nie miał złych zamiarów, a nawet jeśli to nie jest zbyt silny. Krzywdy by jej nie zrobił, z resztą po co w takim razie miałby jej pomagać? Dała mu zmyć z jej twarzy zaschniętą już krew, wciąż nie okazywała zbyt wielu emocji. Przyglądała mu się z nieukrytą ciekawością. Jakby nie patrzeć to zawdzięcza mu życie, gdyby nie jego pomoc to pewnie by zdechła na tym drzewie i kto wie kiedy jej trup by został zdjęty. O ile.
Rozglądnęła się po pomieszczeniu raz jeszcze. Sądząc po zasłoniętych zasłonach był wieczór lub noc. Było tu całkiem przytulnie, dzięki drewnianym ścianom, kolorowym obrazom i kwiatom na meblach. Zgubiła się w czasie, przez nieustanne mdlenie, a i ponownie zaczynało się jej kręcić w głowie. Zbyt wiele rzeczy działo się jak na jeden raz.
___- Jak Ci na imię? Kim jesteś? - usłyszała. Zwróciła wzrok na czarnowłosego. Był całkiem przystojny. Sterczące jak u saiyana włosy zwinięte w niestaranny kucyk dodwały mu uroku. Miał... kolczyk w lewym uchu? - Nazywam się Daisuke, zabrałem Cię do małej osady. - przedstawił się, nadal nie zdejmując z twarzy uśmiechu. To dodało dziewczynie odwagi i sama się w końcu odezwała:
___ - Nazywam się... - zacięła się. Spojrzała w bok, na lustro. Wyglądała zupełnie inaczej. Rude włosy zostały zastąpione długimi, falowanymi w kolorze blondu, a złote oczy miały teraz bardziej kremowy odcień. Również i rysy twarzy stały się bardziej łagodne. To było celowe. Nie powinna podawać swojego prawdziwego imienia jeśli chce się ukrywać. - ... nazywam się Aiko. Jestem człowiekiem. - to było pierwsze co jej przyszło do głowy. Nic lepszego jakoś nie potrafiła wymyślić.
___ - Bzdura, ludzie nie potrafią zmieniać swojego ciała i koloru włosów. - usłyszała w odpowiedzi i spaliła buraka. A to klops, widział a własne oczy jej przemianę - Nie martw się, nikomu nie powiem prawdy. Masz moje słowo. Będziesz moją daleką kuzynką, która przyjechała w odwiedziny, okej? - dopowiedział, wstając. Podszedł do wielkiej szafy, którą otworzył. Pogrzebał tam chwilę i wyciągnął z niej długi biały t-shirt. Rzucił demonicy - Na razie pochodzisz w tym, załatwię Ci jakieś bardziej kobiece ubranie nieco później. Tam masz łazienkę, możesz iść się umyć z tej krwi. - pokierował ją, a następnie wyszedł z pokoju, mówiąc, że będzie gotował. June była tak bardzo zszokowana, że przez kilka minut wpatrywała się w drzwi nieruchomo, trzymając w rękach ubranie. W końcu jednak wstała, by się trochę ogarnąć...
OOC
http://acelious.deviantart.com/art/Sadyo-God-of-Light-183268583
Mniej więcej tak, tylko bez ogona i futra.
HP i KI - 20%
- GośćGość
Re: Osada
Czw Paź 02, 2014 3:01 pm
___Wyszła spod prysznica, czysta, lecz wciąż poobijana i wyglądająca jak siedem nieszczęść. Rany cięte, siniaki wciąż były bardzo dobrze widoczne na jej ciele. Nim się całkowicie zregenerują, minie sporo czasu. Ledwo uszła z życiem, więc powinna się cieszyć. Gdy tylko otworzyła drzwi łazienki, została zaatakowana... przez kobietę. Brązowowłosa, w średnim wieku i okularach na nosie. Pisnęła jak nastolatka po czym rzuciła się wprost na demonicę, omal jej nie przewracając. Zdezorientowana June spojrzała na stojącego za oponentką Daisuke. Ten podrapał się w głowie i wzruszył ramionami w gest bezradności.
___ - Oooojeeeeeeej, biedaczysko. Słyszałam co się stało, to takie straszne! - usłyszała i zrobiła wielkie oczy, dobrze, że kobieta nie widziała jej mimiki. O co chodziło? - Ci bandyci! Tak pobić piękną dziewczynę i ukraść jej bagaż! - wyjaśniło się. Daisuke najwyraźniej nagadał coś tej kobiecinie, szukając najprostszego wytłumaczenia pożyczania damskich ciuchów. Dostała w ręce torbę wypełnioną po brzegi ubraniami - Masz, weź to. Pomogę biednej kuzynce Daisia. Ojojo, gdzie moje maniery? Nazywam się Astra. Jestem tutejszą kapłanką i dobrą sąsiadką. - Faktycznie, nosi strój miko. W tej wsi chyba wszyscy znają się bardzo dobrze. Kurcze. Ciekawe ile jeszcze osób będzie tak robić.
___ - J... znaczy Aiko. M-miło mi Cię poznać. - wydusiła coś z siebie w końcu, gdy kobieta rozluźniła uścisk by się przypatrzeć demonicy w ludzkim ciele.
___ - Daisuuu, jaka ona piękna. Pewnie gdyście nie byli rodzeństwem, to byś ją rwał. - wypaliła, a mężczyzna zaczerwienił się i pacnął miko książką po głowie. Zaczęli się między sobą sprzeczać, lecz nie było w tym, ani odrobiny złości. Robili tak, bo się po prostu przyjaźnili, a to były czyste żary. June parsknęła śmiechem, co zwróciło ich uwagę po czym sami zawtórowali demonicy. Demonica przebrała się w białą sukienkę, a następnie wszyscy razem udali się do kuchni, by zjeść ryż z curry. Był przepyszny, choć June doprawiłaby go trochę solą. Nie mówiła nic, bo nie chciała urazić kucharza. Może następnym, razem po prostu odwdzięczy się swoją kuchnią. Następnym razem... czyżby jej podświadomość mówiła jej, by tutaj zostać? Do dobry pomysł? Ktoś może ją odnaleźć, jeśli będzie kręcić się wokół większej ilości osób. Gdyby była sama, prawdopodobieństwo zdemaskowania spada znacznie w dół. Choć samotność to straszne słowo - June nie chce byś sama.
___ - W porządku Aiko? - usłyszała nagle. Podniosła wzrok na długowłosego mężczyznę, który wpatrywał się błękitnymi oczami w dziewczynę.
___ - T-tak, w porządku. - odpowiedziała, spuszczając wzrok.
___ - Chodź! Pokażę Ci coś! Uroki mieszkania poza wielkim miastem! - krzyknęła Astra, porywając demonicę. Daisuke napomknął coś, że dołączy do dziewczyn jak tylko pomywa po obiedzie. June nie miała za bardzo wyboru. Miko pokazała jej okolice. Liczne pagórki ukazywały bardzo piękne widoki, a konie w zagrodzie bardzo polubiły dziewczynę. Zwierzęta nigdy nie stroniły od niej, złaziły się, jakby ta była co najmniej ze słodkiego cukru.
___ - Gdzie masz buty? - usłyszała, gdy zabierała się do dosiadania czarnego jak heban konia.
___- Uhm... tak jest mi wygodniej. - wytłumaczyła, choć nie było to zbyt przekonujące. Brązowowłosa tylko wzruszyła ramionami i sama dosiadła drugiego zwierzaka. Chwilę później dołączyła do nich zguba, która myła naczynia. Po krótkiej lekcji jak prowadzi się konia, wszyscy razem ruszyli na przejażdżkę.
Demonicy bardzo spodobała się ta osada. Chrzanić problem zdemaskowania - chce tutaj zostać!
___ - Uchylisz rąbka tajemnicy o sobie? Ciekawi mnie coś za istota, skoro potrafisz manipulować wyglądem. - zagadnął do niej długowłosy gdy tylko Astra pogalopowała do przodu. Demonica zaskoczona pytaniem z początku nie chciała nic mówić, ale w końcu... należało mu się. Uratował jej przecież życie.
Przyznała się do swojego prawdziwego imienia, oraz rasy, do której należy. Wytłumaczyła, że musi się chować, bo inaczej mogłaby dostać 'karę' od takiego jednego gościa oraz nawet zginąć z rąk jeszcze jednego. Powiedziała również, że potrzebuje odpoczynku od walk i mordobicia. Przeprosiła również za zniszczenie księżyca, ale zdziwiony Daisuke nie wiedział o czym ta mówi. Najwyraźniej nie przyjrzał się niebu tej nocy. W sumie to dobrze. Nie wyglądał na złego, ani też na zszkowanego. Czyżby coś takiego widział na co dzień?
OOC
HP i KI 30%
___ - Oooojeeeeeeej, biedaczysko. Słyszałam co się stało, to takie straszne! - usłyszała i zrobiła wielkie oczy, dobrze, że kobieta nie widziała jej mimiki. O co chodziło? - Ci bandyci! Tak pobić piękną dziewczynę i ukraść jej bagaż! - wyjaśniło się. Daisuke najwyraźniej nagadał coś tej kobiecinie, szukając najprostszego wytłumaczenia pożyczania damskich ciuchów. Dostała w ręce torbę wypełnioną po brzegi ubraniami - Masz, weź to. Pomogę biednej kuzynce Daisia. Ojojo, gdzie moje maniery? Nazywam się Astra. Jestem tutejszą kapłanką i dobrą sąsiadką. - Faktycznie, nosi strój miko. W tej wsi chyba wszyscy znają się bardzo dobrze. Kurcze. Ciekawe ile jeszcze osób będzie tak robić.
___ - J... znaczy Aiko. M-miło mi Cię poznać. - wydusiła coś z siebie w końcu, gdy kobieta rozluźniła uścisk by się przypatrzeć demonicy w ludzkim ciele.
___ - Daisuuu, jaka ona piękna. Pewnie gdyście nie byli rodzeństwem, to byś ją rwał. - wypaliła, a mężczyzna zaczerwienił się i pacnął miko książką po głowie. Zaczęli się między sobą sprzeczać, lecz nie było w tym, ani odrobiny złości. Robili tak, bo się po prostu przyjaźnili, a to były czyste żary. June parsknęła śmiechem, co zwróciło ich uwagę po czym sami zawtórowali demonicy. Demonica przebrała się w białą sukienkę, a następnie wszyscy razem udali się do kuchni, by zjeść ryż z curry. Był przepyszny, choć June doprawiłaby go trochę solą. Nie mówiła nic, bo nie chciała urazić kucharza. Może następnym, razem po prostu odwdzięczy się swoją kuchnią. Następnym razem... czyżby jej podświadomość mówiła jej, by tutaj zostać? Do dobry pomysł? Ktoś może ją odnaleźć, jeśli będzie kręcić się wokół większej ilości osób. Gdyby była sama, prawdopodobieństwo zdemaskowania spada znacznie w dół. Choć samotność to straszne słowo - June nie chce byś sama.
___ - W porządku Aiko? - usłyszała nagle. Podniosła wzrok na długowłosego mężczyznę, który wpatrywał się błękitnymi oczami w dziewczynę.
___ - T-tak, w porządku. - odpowiedziała, spuszczając wzrok.
___ - Chodź! Pokażę Ci coś! Uroki mieszkania poza wielkim miastem! - krzyknęła Astra, porywając demonicę. Daisuke napomknął coś, że dołączy do dziewczyn jak tylko pomywa po obiedzie. June nie miała za bardzo wyboru. Miko pokazała jej okolice. Liczne pagórki ukazywały bardzo piękne widoki, a konie w zagrodzie bardzo polubiły dziewczynę. Zwierzęta nigdy nie stroniły od niej, złaziły się, jakby ta była co najmniej ze słodkiego cukru.
___ - Gdzie masz buty? - usłyszała, gdy zabierała się do dosiadania czarnego jak heban konia.
___- Uhm... tak jest mi wygodniej. - wytłumaczyła, choć nie było to zbyt przekonujące. Brązowowłosa tylko wzruszyła ramionami i sama dosiadła drugiego zwierzaka. Chwilę później dołączyła do nich zguba, która myła naczynia. Po krótkiej lekcji jak prowadzi się konia, wszyscy razem ruszyli na przejażdżkę.
Demonicy bardzo spodobała się ta osada. Chrzanić problem zdemaskowania - chce tutaj zostać!
___ - Uchylisz rąbka tajemnicy o sobie? Ciekawi mnie coś za istota, skoro potrafisz manipulować wyglądem. - zagadnął do niej długowłosy gdy tylko Astra pogalopowała do przodu. Demonica zaskoczona pytaniem z początku nie chciała nic mówić, ale w końcu... należało mu się. Uratował jej przecież życie.
Przyznała się do swojego prawdziwego imienia, oraz rasy, do której należy. Wytłumaczyła, że musi się chować, bo inaczej mogłaby dostać 'karę' od takiego jednego gościa oraz nawet zginąć z rąk jeszcze jednego. Powiedziała również, że potrzebuje odpoczynku od walk i mordobicia. Przeprosiła również za zniszczenie księżyca, ale zdziwiony Daisuke nie wiedział o czym ta mówi. Najwyraźniej nie przyjrzał się niebu tej nocy. W sumie to dobrze. Nie wyglądał na złego, ani też na zszkowanego. Czyżby coś takiego widział na co dzień?
OOC
HP i KI 30%
- GośćGość
Re: Osada
Pią Paź 03, 2014 2:50 pm
___- A więc to tak. Spójrz. - Daisuke powiedział tylko tyle po monologu June. Zdziwiło to demonicę, ale nie chciała się narzucać, więc spojrzała w miejsce, które wskazał mężczyzna. Zobaczyła najpiękniejszy widok na tej planecie - wschód słońca. - Piękne, nie? - przechylił głowę, a koń, na którym siedział tupnął kilka razy kopytem. Gdy go uspokajał, wydawał się być bardzo... hm, męski? Aż jej znów przypomniał się Reito. Spojrzała w niebo, zadając sobie w głowie to samo co zwykle pytanie.
___- "Gdzie jesteś?" - zmrużyła nieco oczy, do których zaczęły nalatywać słone łzy. Pokręciła głową, chcąc wyzbyć się z głowy głupich, depresyjnych myśli. Coś jej nie pasowało - Gdzie Astra? - rozglądnęła się, marszcząc brwi. Dziwne uczucie ogarnęło demonicę, zawsze tak się działo, gdy ktoś był w niebezpieczeństwie. Ten zmysł był niezawodny. Choć Daisuke wydawał się być spokojny o swoją sąsiadkę, to June wiedziała swoje. Rozkazała konikowi, by zagalopował i pomknęła szybko w stronę, w którą udała się miko. Po krótkim dystansie, zobaczyła konia dziewczyny, lecz jej samej nie było nigdzie. Złotooka zeszła ze zwierzęcia i podbiegła do tego drugiego. Rozglądnęła się. Zaraz obok znajdowało się spore urwisko.
___ - Aiko... znaczy June... znaczy Aiko! Co się stało? To koń Astry. - dopiero teraz mężczyzna wydawał się być zaniepokojony. Demonica rzuciła na niego okiem, a następnie podeszła ostrożnie pod urwisko i spojrzała w dół. - Jest tam! - wskazał Daisuke. Faktycznie. Dzięki czerwonemu ubraniu była bardzo dobrze widoczna. Koń musiał się spłoszyć, w efekcie czego dziewczyna zleciała z niego i wylądowała tam. Na szczęście zahaczyła do wystający korzeń. Była nieprzytomna, ale jej energia wciąż była wyczuwalna, więc demonica była spokojna. - Jak się tam dostaniemy? Nie mamy liny.
___ - Co? Polecimy. - spojrzała się niezrozumiale na mężczyznę. Ten na nią jeszcze bardziej jak na aliena - Nie... nie potrafisz latać...? - podrapała się w tyle głowy, a potem nie tracąc czasu na wyjaśnienia wzleciała delikatnie nad ziemią, jakby była lekka jak piórko. Poleciała po dziewczynę, a następnie odnieśli okularnicę do domu Daisuke. Mężczyzna przez całą drogę prosił demonicę o naukę latania. Nie było jej to na rękę, dłuższe pokazywanie swojej mocy, może sprosić tu kilku dziwnych istot... chociaż...
OOC
HP i KI 40%
___- "Gdzie jesteś?" - zmrużyła nieco oczy, do których zaczęły nalatywać słone łzy. Pokręciła głową, chcąc wyzbyć się z głowy głupich, depresyjnych myśli. Coś jej nie pasowało - Gdzie Astra? - rozglądnęła się, marszcząc brwi. Dziwne uczucie ogarnęło demonicę, zawsze tak się działo, gdy ktoś był w niebezpieczeństwie. Ten zmysł był niezawodny. Choć Daisuke wydawał się być spokojny o swoją sąsiadkę, to June wiedziała swoje. Rozkazała konikowi, by zagalopował i pomknęła szybko w stronę, w którą udała się miko. Po krótkim dystansie, zobaczyła konia dziewczyny, lecz jej samej nie było nigdzie. Złotooka zeszła ze zwierzęcia i podbiegła do tego drugiego. Rozglądnęła się. Zaraz obok znajdowało się spore urwisko.
___ - Aiko... znaczy June... znaczy Aiko! Co się stało? To koń Astry. - dopiero teraz mężczyzna wydawał się być zaniepokojony. Demonica rzuciła na niego okiem, a następnie podeszła ostrożnie pod urwisko i spojrzała w dół. - Jest tam! - wskazał Daisuke. Faktycznie. Dzięki czerwonemu ubraniu była bardzo dobrze widoczna. Koń musiał się spłoszyć, w efekcie czego dziewczyna zleciała z niego i wylądowała tam. Na szczęście zahaczyła do wystający korzeń. Była nieprzytomna, ale jej energia wciąż była wyczuwalna, więc demonica była spokojna. - Jak się tam dostaniemy? Nie mamy liny.
___ - Co? Polecimy. - spojrzała się niezrozumiale na mężczyznę. Ten na nią jeszcze bardziej jak na aliena - Nie... nie potrafisz latać...? - podrapała się w tyle głowy, a potem nie tracąc czasu na wyjaśnienia wzleciała delikatnie nad ziemią, jakby była lekka jak piórko. Poleciała po dziewczynę, a następnie odnieśli okularnicę do domu Daisuke. Mężczyzna przez całą drogę prosił demonicę o naukę latania. Nie było jej to na rękę, dłuższe pokazywanie swojej mocy, może sprosić tu kilku dziwnych istot... chociaż...
OOC
HP i KI 40%
- GośćGość
Re: Osada
Nie Paź 05, 2014 6:04 pm
___ - No weź.
___ - Nie.
___ - Nie bądź taka.
___ - Której części słowa "nie" nie rozumiesz?
___ - Junee...
___ - AIKO. NIE.
Tak mniej-więcej wyglądała konwersacja kilka godzin później... przez kilka godzin, w kuchni. Demonica nieugięta, z założonymi rękoma na piersi, wciąż powtarzała jedno, to samo słowo - nie nauczę Cię latać.
___ - Nie zrobię tego, nie chcę by się tu sprosił ktoś niechciany, rozumiesz? - warknęła, tracąc już powoli swoją cierpliwość. Nie należała może ona do anielskich, ale miała też jej więcej niż zwykli śmiertelnicy. Rzuciła złotym okiem na mężczyznę, który najwyraźniej nie rozumiał zagrożenia, o jakim nieustannie próbuje powiedzieć demonica. Nie znał mocy tych istot, które jej zagrażają. Nie pamięta za wiele z ostatnich chwil walki z Rikimaru, ale wie, że jeśli nadal jest świrnięty to może chcieć ją dobić. Ten mord w jego oczach z pewnością był prawdziwy. Żaden kat nie lubi jak ofiara mu ucieka. Tu nie chodzi też tylko o June, ona nie chce narazić mieszkańców osady w razie kłopotów. Jeżeli coś by im się stało z jej powodu, nie darowałaby sobie tego.
___ - Wymagam czegoś w zamian za opiekę. - wypalił nagle Daisuke, a w demonicy coś wtedy pękło.
___ - NIE CHCIAŁAM OD CIEBIE POMOCY! - krzyknęła, wstając. Na jedną chwilę jej wygląd błysnął prawdziwą formą, lecz to były ułamki sekundy. Wściekły wzrok wbijał się jak jej miecz w niebieskie oczy zszokowanego mężczyzny. Gdy dziewczyna ochłonęła, doszło do niej co zrobiła. Spojrzała w dół. Jej dłoń, która spoczywała na stole, całkowicie wygniotła to miejsce, a krzesło wbiło się w ścianę i zwaliło trochę tynku. Zdębiała. Przeniosła wzrok znów na osobę, która uratowała jej życie. Nie zachowała się ładnie, ale on też pokazał rogi. Bezinteresowna wcześniej pomoc miała zamienić się teraz w szantażyk? Niedoczekanie.
___ - Nie, Aiko. Czekaj. - mężczyzna wysunął do niej dłoń, ale spotkał się ze ścianą. Dziewczyna użyła telekinezy by go zatrzymać. Na nic były jego siłowania się. Jego energia jest niczym w porównaniu do tej, June.
Zimny wzrok i chłodny wyraz twarzy zniknął, wraz z demonicą, która po prostu wyszła, bez słowa. Dopiero gdy była dostatecznie daleko, puściła umysłem sparaliżowanego Daisuke. Ten oczywiście od razu pobiegł za dziewczyną, ale nie potrafił jej znaleźć.
Co robić? Cóż. Sama June tego nie wie. Jest w kropce. Najlepiej byłoby udać się w kosmiczną podróż, jak to zrobił Reito. A nóż, widelec udałoby się jej go znaleźć przy odrobinie szczęścia. Choć możliwości są mniejsze niż znalezienie igły w oceanie, to nadal jakieś są. Kiepsko, kiepsko widzi swoją przyszłość. Cholera. Znów robi wokół siebie raban, jak trzysta lat temu. O tyle dobrze, że nie ugania się za nią żaden shadow czy majin. Szczęście w nieszczęściu.
Z tematu > dżungla
HP i KI 50%
___ - Nie.
___ - Nie bądź taka.
___ - Której części słowa "nie" nie rozumiesz?
___ - Junee...
___ - AIKO. NIE.
Tak mniej-więcej wyglądała konwersacja kilka godzin później... przez kilka godzin, w kuchni. Demonica nieugięta, z założonymi rękoma na piersi, wciąż powtarzała jedno, to samo słowo - nie nauczę Cię latać.
___ - Nie zrobię tego, nie chcę by się tu sprosił ktoś niechciany, rozumiesz? - warknęła, tracąc już powoli swoją cierpliwość. Nie należała może ona do anielskich, ale miała też jej więcej niż zwykli śmiertelnicy. Rzuciła złotym okiem na mężczyznę, który najwyraźniej nie rozumiał zagrożenia, o jakim nieustannie próbuje powiedzieć demonica. Nie znał mocy tych istot, które jej zagrażają. Nie pamięta za wiele z ostatnich chwil walki z Rikimaru, ale wie, że jeśli nadal jest świrnięty to może chcieć ją dobić. Ten mord w jego oczach z pewnością był prawdziwy. Żaden kat nie lubi jak ofiara mu ucieka. Tu nie chodzi też tylko o June, ona nie chce narazić mieszkańców osady w razie kłopotów. Jeżeli coś by im się stało z jej powodu, nie darowałaby sobie tego.
___ - Wymagam czegoś w zamian za opiekę. - wypalił nagle Daisuke, a w demonicy coś wtedy pękło.
___ - NIE CHCIAŁAM OD CIEBIE POMOCY! - krzyknęła, wstając. Na jedną chwilę jej wygląd błysnął prawdziwą formą, lecz to były ułamki sekundy. Wściekły wzrok wbijał się jak jej miecz w niebieskie oczy zszokowanego mężczyzny. Gdy dziewczyna ochłonęła, doszło do niej co zrobiła. Spojrzała w dół. Jej dłoń, która spoczywała na stole, całkowicie wygniotła to miejsce, a krzesło wbiło się w ścianę i zwaliło trochę tynku. Zdębiała. Przeniosła wzrok znów na osobę, która uratowała jej życie. Nie zachowała się ładnie, ale on też pokazał rogi. Bezinteresowna wcześniej pomoc miała zamienić się teraz w szantażyk? Niedoczekanie.
___ - Nie, Aiko. Czekaj. - mężczyzna wysunął do niej dłoń, ale spotkał się ze ścianą. Dziewczyna użyła telekinezy by go zatrzymać. Na nic były jego siłowania się. Jego energia jest niczym w porównaniu do tej, June.
Zimny wzrok i chłodny wyraz twarzy zniknął, wraz z demonicą, która po prostu wyszła, bez słowa. Dopiero gdy była dostatecznie daleko, puściła umysłem sparaliżowanego Daisuke. Ten oczywiście od razu pobiegł za dziewczyną, ale nie potrafił jej znaleźć.
Co robić? Cóż. Sama June tego nie wie. Jest w kropce. Najlepiej byłoby udać się w kosmiczną podróż, jak to zrobił Reito. A nóż, widelec udałoby się jej go znaleźć przy odrobinie szczęścia. Choć możliwości są mniejsze niż znalezienie igły w oceanie, to nadal jakieś są. Kiepsko, kiepsko widzi swoją przyszłość. Cholera. Znów robi wokół siebie raban, jak trzysta lat temu. O tyle dobrze, że nie ugania się za nią żaden shadow czy majin. Szczęście w nieszczęściu.
Z tematu > dżungla
HP i KI 50%
- GośćGość
Re: Osada
Sro Sty 06, 2016 11:39 am
Gorące źródła były przyjemną odskocznią. Tego potrzebowała jej dusza i pozytywna terapia daje jej energię na dalsze działanie. Ponura przyszłość na razie się odsuwa w dal. W końcu zrozumiała, że ma całe 8 lat żeby przygotować się na najgorsze. Dlatego może spokojnie zmierzać do West City, gdzie powinna spotkać Gregora. Przynajmniej liczy, że on tam również dotrze i na nią zaczeka. Jest jeszcze North City i okolice tego miasta skrywające tajemnice. Kierunek północny będzie następny, jeżeli w WC nie znajdzie ukochanego. Tymczasem Unis jechała na jednym z samochodów z kapsułek, a w oddali już widać było osadę. Teraz już tylko w dół.
Samochód radośnie podskakiwał na trasie i szybko zjechała z pagórka. Dojechała do centrum małej osady, w której było tylko kilka budynków, a ludzie wydawali się jak z dawnej epoki. Czas tu się zatrzymał, a do tego droga kończyła się w polu. Musiała źle skręcić na rozwidleniu. Rozejrzała się, żeby ocenić kto może jej powiedzieć jak powinna jechać dalej. W końcu z tym modelem samochodu powinna przelecieć nad polami pod warunkiem, że nie spotka ją za kolejnym pagórkiem coś niespodziewanego. Na przykład olbrzymie jezioro albo gromada rozszalałych tygrysów.
* Tygrysy nie są złe. Złym jest człek co im przeszkadza. Przydałaby Ci się taka nauczka. To byłby odpowiedni trening. Zaniedbujesz się koleżanko! *
Ta katana doskonale wie co dla niej dobre. Rozszarpanie przez tygrysy jest tym o czym Unis w tej chwili marzy. Wieśniaki z wioski wpatrywali się w nią. Jej strój lekko starodawny trochę się wpasował, ale nowoczesny środek transportu wzbudzał zainteresowanie.
Samochód radośnie podskakiwał na trasie i szybko zjechała z pagórka. Dojechała do centrum małej osady, w której było tylko kilka budynków, a ludzie wydawali się jak z dawnej epoki. Czas tu się zatrzymał, a do tego droga kończyła się w polu. Musiała źle skręcić na rozwidleniu. Rozejrzała się, żeby ocenić kto może jej powiedzieć jak powinna jechać dalej. W końcu z tym modelem samochodu powinna przelecieć nad polami pod warunkiem, że nie spotka ją za kolejnym pagórkiem coś niespodziewanego. Na przykład olbrzymie jezioro albo gromada rozszalałych tygrysów.
* Tygrysy nie są złe. Złym jest człek co im przeszkadza. Przydałaby Ci się taka nauczka. To byłby odpowiedni trening. Zaniedbujesz się koleżanko! *
Ta katana doskonale wie co dla niej dobre. Rozszarpanie przez tygrysy jest tym o czym Unis w tej chwili marzy. Wieśniaki z wioski wpatrywali się w nią. Jej strój lekko starodawny trochę się wpasował, ale nowoczesny środek transportu wzbudzał zainteresowanie.
- GośćGość
Re: Osada
Sro Sty 06, 2016 3:02 pm
W pewnym momencie ktoś wyszedł z szeregu i zainteresował się młodą damą. Obszedł wokół maszyny i stanął przed nią. Obejrzał od stóp do głowy i nie odezwał się ani słowem.
- W czym mogę Panu pomóc? Zgubiłam drogę. Jechałam do West City, ale to chyba nie tędy. Może Pan mi powie który to skręt był przed zjazdem do waszej wioski? A może jakoś przez pola dam radę przejechać?
- HMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMM
Przeciągle się zadumał, a potem nastało milczenie. Bardzo długie, bo w końcu nic nie odpowiedział. Unis wiedziała, że usłyszał ją raczej każdy kto stoi niedaleko, ale nikt nie pomagał. Widocznie ludzie tu żyjący są oderwani od świata albo z obcymi nie są skorzy do rozmów. Oparła się o samochód i wtedy wyskoczył jakiś młodzian z kijem i zaczął uderzać maszynę.
- Ej, ej, ej. Powariowałeś?! Zniszczysz mój samochód.
- Co zniszczę? Próbuję potwora zabić! On Cię wypluł, ale może znowu pożreć.
Odchyliła się od samochodu i podbiegła do chłopaka, gdy próbował uderzyć ponownie maszynę wzięła katanę, skrytą w pochwie i zatrzymała kij. Uderzył jeszcze kilka razy nim zorientował się, że Unis blokuje uderzenia. Na całe szczęście młodej dziewczyny, że wieśniak był słaby i była w stanie odbić uderzenia. Trening czyni mistrza jak widać. Władani mieczem to coś, co wychodzi jej całkiem nieźle.
- W czym mogę Panu pomóc? Zgubiłam drogę. Jechałam do West City, ale to chyba nie tędy. Może Pan mi powie który to skręt był przed zjazdem do waszej wioski? A może jakoś przez pola dam radę przejechać?
- HMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMM
Przeciągle się zadumał, a potem nastało milczenie. Bardzo długie, bo w końcu nic nie odpowiedział. Unis wiedziała, że usłyszał ją raczej każdy kto stoi niedaleko, ale nikt nie pomagał. Widocznie ludzie tu żyjący są oderwani od świata albo z obcymi nie są skorzy do rozmów. Oparła się o samochód i wtedy wyskoczył jakiś młodzian z kijem i zaczął uderzać maszynę.
- Ej, ej, ej. Powariowałeś?! Zniszczysz mój samochód.
- Co zniszczę? Próbuję potwora zabić! On Cię wypluł, ale może znowu pożreć.
Odchyliła się od samochodu i podbiegła do chłopaka, gdy próbował uderzyć ponownie maszynę wzięła katanę, skrytą w pochwie i zatrzymała kij. Uderzył jeszcze kilka razy nim zorientował się, że Unis blokuje uderzenia. Na całe szczęście młodej dziewczyny, że wieśniak był słaby i była w stanie odbić uderzenia. Trening czyni mistrza jak widać. Władani mieczem to coś, co wychodzi jej całkiem nieźle.
- Kod:
Start Treningu
- GośćGość
Re: Osada
Nie Sty 10, 2016 11:19 pm
Młodzieniaszek zobaczył, że dziewczyna odbija wszystkie uderzenia jak wprawny wojownik.
- Ty też jesteś bestią. Muszę Cię zgładzić. Wiedźma!
Podburzyła jego wizerunek w oczach mieszkańców i powiedział co mu ślina na myśl przyniosła. Nie tylko słowa, ale czyny doszły. Chłoptaś zaczął walczyć i ona się broniła. Wymieniali tak uderzenia przez chwilę. On się miotał i obracał, ale to mu nic nie dawało. Unis Aidan pochodziła z rodziny sportowców i długo trenowała. Potrafiła zachować spokój w takich sytuacjach. To były te sytuacji w których młoda androidka stawała się zupełnie kimś innym. Walka ją uspakajała, ponieważ dawała jej poczucie, że faktycznie panuje nad tym co robi. Każda inna sytuacja zależała od wielu innych czynników. Jedną ręką trzymając na klindze i dwoma palcami pochwę miecza zatrzymywała atak kijem, a czasem nawet tak pokierowała bronią swojego oponenta, że sam się uderzył.
- Świetny trening. Może już odpuścisz? Muszę ruszać w dalszą drogę. Zostawię waszą osadę w spokoju, skoro tak o to zabiegasz. Nie będę Cię więcej hańbić. Już i tak udowodniłeś, że jesteś mężny i waleczny i łatwo nie odpuszczasz. Tylko wiesz. Jak wyciągnę katanę rozetnę Twoje ubranie i będziesz nago po wiosce latać. Chcesz tego młody? Ja się krępowała nie będę. Przynajmniej dasz mi wtedy spokój, ale bardziej Cię shańbię. Pójdę sobie, ale trochę inaczej zakończę naszą małą potyczkę. Więc jak będzie?
To był jej chwilowy głos rozsądku, który mało kiedy dochodzi do głosu. Trochę miała rozdwojenie jaźni. To pewnie przez to, że jest teraz robotem. Często odnosiła wcześniej wrażenie, że ma nierówno pod kopułą, ale teraz trochę jakby bardziej. Walcząc tak zauważyła, że jej szybkość nieco się rozkręciła. Do tego walka z wieśniakiem, który po pracy na polu pewnie ma też sporo siły. Dawała jej takiego dziwnego kopa. Mięśnie nie mogą jej rosnąć, bo tego nie chce. Energia. Wewnętrzna energia chyba działała. Przeszedł ją dziwny dreszczyk.
* Chyba zanosi się na burzę. Skończ to mocnym uderzeniem nasadą w brzuch. Nie wyruszaj w drogę, bo złapie Cię w połowie. Albo walnij go w czerep. Błysnęło się na horyzoncie. Potnij go. Pioruny będą walić. *
- Zwariował. No to może Cię potnę?
- Zrób to wiedźmo. Lepsza śmierć niż hańba. Klątwę na mnie rzuciłaś.
Słuchać tego i patrzeć na to już dłużej nie mogła, więc w końcu zdecydowała. Kopniak między nogi załatwił sprawę. Chłopak w pół się zgiął, a ona tę długą i bezsensowną uderzaninę drewna zakończyła. Faktycznie się na burzę zanosiła. Wiatr z północy w kierunku gór pędził. Miała nosa, żeby nie iść w góry. Akurat w samochodzie jej nic nie grozi. Nagle zorientowała się, że przecież nie miała samochodu, bo nie miała kapsułek.
- O kurde. Skąd ja tą kapsułkę miałam. Przecież mam sakiewki ze złotem. Są? Są. To skąd się wzięła ta kapsułka? Ah. To był samochód dziadka. To w takim razie powinnam mieć jeszcze kapsułkę niewielkiej chatki od Gregora. Przynajmniej gdzieś tu była. Jest. To problem z głowy. Dobrze. To może pojadę do głównej drogi, będę jechać i spróbuję uciec przed burzą. Im dalej zajadę tym lepiej. Huh. To oni mi nic nie powiedzą. A może? Mogę zostać?
Zapytała staruszka, koło którego teraz stał również jakiś mężczyzna ubrany w strój przypominający strój mnichów. Taki dziwny rodzaj habitu. Nie przypominała sobie z jakiego to zakonu, a może nie był z zakonu, a z jakiejś szkoły walki. Staruszek skinął głową i pomachał jej ręką. Odszedł w milczeniu, a po drodze złapał chłopaczka za ucho i tarmosił je aż ten z pokorą zwiał gdzieś. Człowiek w szacie stał za to przez moment, ale nie patrzył się na nią, a na horyzont, gdzie wcześniej pojawiły się objawy burzy.
- Teraz jest zła pora na drogę. Dobrze, że zostajesz panienko. Masz schronienie?
- Tak, tak. Kapsułka z domkiem. Malutki i przytulny. To widziałam przy wjeździe płot, to może za płotem? Tam pewnie nie ma już terenów osady i może tam. Myślę, że sobie poradzę. Dziękuje.
Człowiek pod kapturem skinął również głową i odszedł w innym jeszcze kierunku. Ludzie krzątali się. Latali z wózkami z sianem i z krowami oraz biegali za kurami. Ktoś świnie poganiał do chlewu, a dalej jakaś kobieta ciągnęła dzieciaki za kark. Całe ubrudzone błotem. Sielska atmosfera. Zrozumiała, że chłopaczek to samozwańczy obrońca wioski albo miejscowy łobuz. Wzruszyła ramionami, schowała samochód i znalazła sobie miejsce na skraju osady, gdzie rozbiła tymczasowy obóz.
- Ty też jesteś bestią. Muszę Cię zgładzić. Wiedźma!
Podburzyła jego wizerunek w oczach mieszkańców i powiedział co mu ślina na myśl przyniosła. Nie tylko słowa, ale czyny doszły. Chłoptaś zaczął walczyć i ona się broniła. Wymieniali tak uderzenia przez chwilę. On się miotał i obracał, ale to mu nic nie dawało. Unis Aidan pochodziła z rodziny sportowców i długo trenowała. Potrafiła zachować spokój w takich sytuacjach. To były te sytuacji w których młoda androidka stawała się zupełnie kimś innym. Walka ją uspakajała, ponieważ dawała jej poczucie, że faktycznie panuje nad tym co robi. Każda inna sytuacja zależała od wielu innych czynników. Jedną ręką trzymając na klindze i dwoma palcami pochwę miecza zatrzymywała atak kijem, a czasem nawet tak pokierowała bronią swojego oponenta, że sam się uderzył.
- Świetny trening. Może już odpuścisz? Muszę ruszać w dalszą drogę. Zostawię waszą osadę w spokoju, skoro tak o to zabiegasz. Nie będę Cię więcej hańbić. Już i tak udowodniłeś, że jesteś mężny i waleczny i łatwo nie odpuszczasz. Tylko wiesz. Jak wyciągnę katanę rozetnę Twoje ubranie i będziesz nago po wiosce latać. Chcesz tego młody? Ja się krępowała nie będę. Przynajmniej dasz mi wtedy spokój, ale bardziej Cię shańbię. Pójdę sobie, ale trochę inaczej zakończę naszą małą potyczkę. Więc jak będzie?
To był jej chwilowy głos rozsądku, który mało kiedy dochodzi do głosu. Trochę miała rozdwojenie jaźni. To pewnie przez to, że jest teraz robotem. Często odnosiła wcześniej wrażenie, że ma nierówno pod kopułą, ale teraz trochę jakby bardziej. Walcząc tak zauważyła, że jej szybkość nieco się rozkręciła. Do tego walka z wieśniakiem, który po pracy na polu pewnie ma też sporo siły. Dawała jej takiego dziwnego kopa. Mięśnie nie mogą jej rosnąć, bo tego nie chce. Energia. Wewnętrzna energia chyba działała. Przeszedł ją dziwny dreszczyk.
* Chyba zanosi się na burzę. Skończ to mocnym uderzeniem nasadą w brzuch. Nie wyruszaj w drogę, bo złapie Cię w połowie. Albo walnij go w czerep. Błysnęło się na horyzoncie. Potnij go. Pioruny będą walić. *
- Zwariował. No to może Cię potnę?
- Zrób to wiedźmo. Lepsza śmierć niż hańba. Klątwę na mnie rzuciłaś.
Słuchać tego i patrzeć na to już dłużej nie mogła, więc w końcu zdecydowała. Kopniak między nogi załatwił sprawę. Chłopak w pół się zgiął, a ona tę długą i bezsensowną uderzaninę drewna zakończyła. Faktycznie się na burzę zanosiła. Wiatr z północy w kierunku gór pędził. Miała nosa, żeby nie iść w góry. Akurat w samochodzie jej nic nie grozi. Nagle zorientowała się, że przecież nie miała samochodu, bo nie miała kapsułek.
- O kurde. Skąd ja tą kapsułkę miałam. Przecież mam sakiewki ze złotem. Są? Są. To skąd się wzięła ta kapsułka? Ah. To był samochód dziadka. To w takim razie powinnam mieć jeszcze kapsułkę niewielkiej chatki od Gregora. Przynajmniej gdzieś tu była. Jest. To problem z głowy. Dobrze. To może pojadę do głównej drogi, będę jechać i spróbuję uciec przed burzą. Im dalej zajadę tym lepiej. Huh. To oni mi nic nie powiedzą. A może? Mogę zostać?
Zapytała staruszka, koło którego teraz stał również jakiś mężczyzna ubrany w strój przypominający strój mnichów. Taki dziwny rodzaj habitu. Nie przypominała sobie z jakiego to zakonu, a może nie był z zakonu, a z jakiejś szkoły walki. Staruszek skinął głową i pomachał jej ręką. Odszedł w milczeniu, a po drodze złapał chłopaczka za ucho i tarmosił je aż ten z pokorą zwiał gdzieś. Człowiek w szacie stał za to przez moment, ale nie patrzył się na nią, a na horyzont, gdzie wcześniej pojawiły się objawy burzy.
- Teraz jest zła pora na drogę. Dobrze, że zostajesz panienko. Masz schronienie?
- Tak, tak. Kapsułka z domkiem. Malutki i przytulny. To widziałam przy wjeździe płot, to może za płotem? Tam pewnie nie ma już terenów osady i może tam. Myślę, że sobie poradzę. Dziękuje.
Człowiek pod kapturem skinął również głową i odszedł w innym jeszcze kierunku. Ludzie krzątali się. Latali z wózkami z sianem i z krowami oraz biegali za kurami. Ktoś świnie poganiał do chlewu, a dalej jakaś kobieta ciągnęła dzieciaki za kark. Całe ubrudzone błotem. Sielska atmosfera. Zrozumiała, że chłopaczek to samozwańczy obrońca wioski albo miejscowy łobuz. Wzruszyła ramionami, schowała samochód i znalazła sobie miejsce na skraju osady, gdzie rozbiła tymczasowy obóz.
- Kod:
Koniec treningu
- GośćGość
Re: Osada
Wto Sty 12, 2016 7:25 pm
Drogi pamiętniczku. Pierwszy dzień nie przyniósł nic nowego.
Trochę rekreacji i drobny trening. Moje ciało w tej formie jest niesamowite.
Tak szybko moja szybkość i energia nie rozwijały się dotychczas.
Pewnie byłabym przeciętniaczką, ale po zostaniu cyborgiem jestem mocniejsza.
Jeszcze nie odkryłam pełnych możliwości i dalej nie potrafię latać.
Liczę, że przyszłość będzie lepsza. Moja katana przemawia do mnie.
Nie jestem pewna co to oznacza, ale może to tylko moja wyobraźnia.
Albo coś mi schrzanili zmieniając mnie w robota.
Musiałam zatrzymać się w malutkiej osadzie. Czas się tu chyba zatrzymał.
Wyczułam burzę. Nie jestem pewna co to oznacza.
Wyczuwanie zmian pogody nie było w instrukcji. Może to jakieś spięcie?
Tajemniczo ubrany mężczyzna ostrzegł mnie przed burzą.
W tej chwili naprawdę mocno pada deszcz i uderzają co chwila pioruny.
Wiatr wieje niesamowicie mocno. Dobrze, że posłuchałam intuicji.
Zapewne moje obwody mogły się przepalić w takich warunkach.
Deszcz i elektryczność, a do tego całe to żelastwo we mnie.
Wybuchowa mieszanka. Nie do śmiechu mi zostać kupką węgla.
Ciekawe co robi Gregor. Prawdopodobnie nic ze mnie nie zostało.
Skoro czytasz ten pamiętnik.
Unis Aidan, -8 lat, 1 miesiąc i 14 dni do dnia ZERO
Deszcz padał od trzech godzin, a pioruny uderzały co parę sekund od godziny, a czas nieubłaganie płynął. Gdyby tylko mogła na krótką chwilę zatrzymać czas albo wywołać bardzo zbliżony do tego efekt. Czasem zdarzało jej się marzyć o tym jak krople deszczu stają w miejscu, liście zamierają w powietrzu, a blask słońca rozchodzi się w miejscu tworząc aurę niebiaskiej błogości. Ona idzie sobie powolutku omijając ten największe krople, ale liście zrywa w powietrzu tak jakby wisiały na drzewie i robi z nich wachlarz albo całkiem ładną sukienkę. Próbowała sobie to tak mocno teraz wyobrazić, że na chwilkę naprawdę wydawało jej się, że zapadła cisza, a sekundę później w jednej chwili spadła fala.Trochę rekreacji i drobny trening. Moje ciało w tej formie jest niesamowite.
Tak szybko moja szybkość i energia nie rozwijały się dotychczas.
Pewnie byłabym przeciętniaczką, ale po zostaniu cyborgiem jestem mocniejsza.
Jeszcze nie odkryłam pełnych możliwości i dalej nie potrafię latać.
Liczę, że przyszłość będzie lepsza. Moja katana przemawia do mnie.
Nie jestem pewna co to oznacza, ale może to tylko moja wyobraźnia.
Albo coś mi schrzanili zmieniając mnie w robota.
Musiałam zatrzymać się w malutkiej osadzie. Czas się tu chyba zatrzymał.
Wyczułam burzę. Nie jestem pewna co to oznacza.
Wyczuwanie zmian pogody nie było w instrukcji. Może to jakieś spięcie?
Tajemniczo ubrany mężczyzna ostrzegł mnie przed burzą.
W tej chwili naprawdę mocno pada deszcz i uderzają co chwila pioruny.
Wiatr wieje niesamowicie mocno. Dobrze, że posłuchałam intuicji.
Zapewne moje obwody mogły się przepalić w takich warunkach.
Deszcz i elektryczność, a do tego całe to żelastwo we mnie.
Wybuchowa mieszanka. Nie do śmiechu mi zostać kupką węgla.
Ciekawe co robi Gregor. Prawdopodobnie nic ze mnie nie zostało.
Skoro czytasz ten pamiętnik.
Unis Aidan, -8 lat, 1 miesiąc i 14 dni do dnia ZERO
- Dziwne. Moje wyobrażenia przechodzą już ludzkie pojęcie. Mogłoby już przestać. Chyba przesadziłam w tych termach, ale te ludzkie nawyki dalej się mnie trzymają. Uwielbiam spać i uwielbiam ciepłe kąpiele. Chociaż zimny prysznic też jest fajny. Nie za bardzo przepadam za taką aurą jak teraz, ale jakbym mogła zatrzymać czas tak jak ludzie się zatrzymali w biegu czasu w tej osadzie. Wolę ciepły poranek. Pewnie jeszcze kilka godzin takiej burzy, a może później wzejdzie słońce i rozgrzeje przyjemnie twarz? Co myślisz katano?
* Yamato no Kami dziewko krnąbrna. I nie głupiejesz. Ma dusza zraniona, ale nie stępiona. Nauczyłbym Cię jak ciąć powietrze i rozstąpić deszcz z piorunami. Aleś Ty zbyt głupia. *
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach