Lodowe Pustkowia
+3
Hazard
Rikimaru
NPC
7 posters
Lodowe Pustkowia
Czw Maj 31, 2012 6:20 pm
Miejsce walk wojowników odpornych na zimno. Gdzie innym odmarzłyby różne, bardzo ważne części ciała, ci potrafiliby zmagać się tu bez okrycia ciała.
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Lodowe Pustkowia
Sro Sie 13, 2014 9:13 pm
Z Wyspy odleciał powoli i nie spieszył się. Lecąc tuż nad wodą zauważył jak zamraża jej powierzchnie. Coś w tym było, ale jeszcze nie wiedział co dokładnie to może znaczyć i jak mógłby wykorzystać to dziwne zjawisko, którego przyczyną może być albo fuzja z tym demonem, a może to od człowieka się bierze, a może to te dziwne kolczyki, które dała im wtedy wyrocznia.
Tuż przed dotarciem na lądolód wyczuł dziwnie znajomą moc. Była mroczna i niemalże jakby czuł ją w sobie! Zatrzymał się gwałtownie i odwrócił w kierunku północy, w stronę kontynentu. Był pewien, że to jest dokładnie ta sama magia co na Konack.
- MAJIN!? - Zirytował się głośno i zacisnął tak mocno pięść, że aż pazurami przebił skórę. Na ciele unaoczniły się żyły, tętno miał szybkie, a ciemnogranatowa aura spowiła całe jego ciało.
O ile pod wpływem tej mocy stawał się znacznie potężniejszy, to igranie z tymi przebiegłymi istotami jest wyjątkowo... czasochłonne. Planowanie, rozwodzenie się nad każdą sprawą. Z drugiej strony zagrywki trochę w jego stylu. Jednak będąc pod rozkazami jakiegoś Majina staje się trochę otępiałym glonem. Trzeba przywyknąć do tego, aby w pełni kontrolować siebie i nie pozwolić innemu wejść wgłąb umysłu, żeby nie czytał wszelkich zamiarów. Próbował zorientować się kto to, pozwala dać się okiełznać mrocznej mocy. Mieszanka wybuchowa, którą rozpoznał była jego niedawnym przeciwnikiem, który w krótkim czasie zyskał niewyobrażalne pokłady mocy. Tym razem walka z nim mogłaby być ciekawa! Mógłby pokonać go i zgarnąć dla siebie nieczystą magię Majinów i zacząć kontrolować nimi wszystkimi.
To burzyło jego plany, które w jakiś sposób sobie poukładał w głowie. Ten demon może mu zabić wszystkich przeciwników i pozbawić cholernej frajdy z walki. Zacisnął jeszcze mocniej pięści i krew ciekła strużką z jego rąk.
W końcu rozluźnił się i poleciał bardzo szybko na sam środek lodowego pustkowia. Znalazł sobie idealną otwartą przestrzeń i zaczął medytacje starając się zrównać z otoczeniem. Niesamowity mróz przenikał go, ale jego ciało pół-demona, a nawet ćwierć demona nie zamarzało. Był w stanie wykorzystać tę niesamowitą aurę do szybszej regeneracji.
Wściekł się dopiero teraz na swojego wroga. Nie był tak rozgoryczony porażką jak tym, że ktoś na Ziemi daje się opanować tym przeklętym pomiotom. Nie da sobie odebrać frajdy z rozgniatania robactwa!
- Co to, to ku**a NIE!
OoC:
Regeneracja:
HP: 24301+8100= 32401
KI: 59597+12 900= 72497
Tuż przed dotarciem na lądolód wyczuł dziwnie znajomą moc. Była mroczna i niemalże jakby czuł ją w sobie! Zatrzymał się gwałtownie i odwrócił w kierunku północy, w stronę kontynentu. Był pewien, że to jest dokładnie ta sama magia co na Konack.
- MAJIN!? - Zirytował się głośno i zacisnął tak mocno pięść, że aż pazurami przebił skórę. Na ciele unaoczniły się żyły, tętno miał szybkie, a ciemnogranatowa aura spowiła całe jego ciało.
O ile pod wpływem tej mocy stawał się znacznie potężniejszy, to igranie z tymi przebiegłymi istotami jest wyjątkowo... czasochłonne. Planowanie, rozwodzenie się nad każdą sprawą. Z drugiej strony zagrywki trochę w jego stylu. Jednak będąc pod rozkazami jakiegoś Majina staje się trochę otępiałym glonem. Trzeba przywyknąć do tego, aby w pełni kontrolować siebie i nie pozwolić innemu wejść wgłąb umysłu, żeby nie czytał wszelkich zamiarów. Próbował zorientować się kto to, pozwala dać się okiełznać mrocznej mocy. Mieszanka wybuchowa, którą rozpoznał była jego niedawnym przeciwnikiem, który w krótkim czasie zyskał niewyobrażalne pokłady mocy. Tym razem walka z nim mogłaby być ciekawa! Mógłby pokonać go i zgarnąć dla siebie nieczystą magię Majinów i zacząć kontrolować nimi wszystkimi.
To burzyło jego plany, które w jakiś sposób sobie poukładał w głowie. Ten demon może mu zabić wszystkich przeciwników i pozbawić cholernej frajdy z walki. Zacisnął jeszcze mocniej pięści i krew ciekła strużką z jego rąk.
W końcu rozluźnił się i poleciał bardzo szybko na sam środek lodowego pustkowia. Znalazł sobie idealną otwartą przestrzeń i zaczął medytacje starając się zrównać z otoczeniem. Niesamowity mróz przenikał go, ale jego ciało pół-demona, a nawet ćwierć demona nie zamarzało. Był w stanie wykorzystać tę niesamowitą aurę do szybszej regeneracji.
Wściekł się dopiero teraz na swojego wroga. Nie był tak rozgoryczony porażką jak tym, że ktoś na Ziemi daje się opanować tym przeklętym pomiotom. Nie da sobie odebrać frajdy z rozgniatania robactwa!
- Co to, to ku**a NIE!
OoC:
Regeneracja:
HP: 24301+8100= 32401
KI: 59597+12 900= 72497
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Lodowe Pustkowia
Czw Sie 14, 2014 1:54 pm
Nagle zorientował się, że gdzieś tutaj powinna znajdować się jego kapsuła. Odesłał ją dokładnie w to miejsce, aby nikt jej nie znalazł. O dziwo sam nie mógł tego zrobić.
Cóż... Ki-Feeling, ani rozpoznanie topografii terenu nie jest jednak możliwe tylko dzięki własnej mocy. Musiałby unieść się wysoko do góry i wczuć w temperaturę. Acz kapsuła mogła równie dobrze zamarznąć i wyczerpać baterie na takim mrozie. Nie pomyślał wtedy o tym trzeźwo, ale ta kapsuła to nie jedyna. Na równinie lub jej okolicach tuż po nim wylądował ktoś jeszcze, a teraz blisko tego osobnika był Dragot.
Medytacja krótka, tylko po to, żeby zregenerować moc. Teraz jego kolejnym celem nie był już tylko Braska, jak go nazwał Genialny Żółw, ale również rewanż na swoim ostatnim rywalu. Teraz będzie zupełnie inaczej, ponieważ stanie do walki z potężnym Majinem jak tak dalej pójdzie. Wydaje się, że jeszcze moc całkowicie nie ogarnęła tej duszy, acz jest bardzo blisko.
Chepri z tamtą żółtowłosą zmieniają pozycję. Zaczęli gdzieś lecieć, a reszta stoi w miejscu. Spokojna obserwacja i odetchnięcie. Rozpoznanie sytuacji, a następnie własne działanie Rikimaru.
Coś się pojawiło na skraju lądu. Jakiś wojownik czy tylko zwierzę? Moc tej osoby była znacznie wyższa jak na przeciętny organizm. Moc zbliżała się powoli, w oddali ujrzał sylwetkę.
- Anata dare?
OoC:
Regeneracja:
HP: 32401+8100= 40501
KI: 72497+12 900= 85397
Cóż... Ki-Feeling, ani rozpoznanie topografii terenu nie jest jednak możliwe tylko dzięki własnej mocy. Musiałby unieść się wysoko do góry i wczuć w temperaturę. Acz kapsuła mogła równie dobrze zamarznąć i wyczerpać baterie na takim mrozie. Nie pomyślał wtedy o tym trzeźwo, ale ta kapsuła to nie jedyna. Na równinie lub jej okolicach tuż po nim wylądował ktoś jeszcze, a teraz blisko tego osobnika był Dragot.
Medytacja krótka, tylko po to, żeby zregenerować moc. Teraz jego kolejnym celem nie był już tylko Braska, jak go nazwał Genialny Żółw, ale również rewanż na swoim ostatnim rywalu. Teraz będzie zupełnie inaczej, ponieważ stanie do walki z potężnym Majinem jak tak dalej pójdzie. Wydaje się, że jeszcze moc całkowicie nie ogarnęła tej duszy, acz jest bardzo blisko.
Chepri z tamtą żółtowłosą zmieniają pozycję. Zaczęli gdzieś lecieć, a reszta stoi w miejscu. Spokojna obserwacja i odetchnięcie. Rozpoznanie sytuacji, a następnie własne działanie Rikimaru.
Coś się pojawiło na skraju lądu. Jakiś wojownik czy tylko zwierzę? Moc tej osoby była znacznie wyższa jak na przeciętny organizm. Moc zbliżała się powoli, w oddali ujrzał sylwetkę.
- Anata dare?
OoC:
Regeneracja:
HP: 32401+8100= 40501
KI: 72497+12 900= 85397
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Lodowe Pustkowia
Pią Sie 15, 2014 3:24 pm
- Nie pamiętasz mnie? - Usłyszał wyraźny, głęboki i jakby zatroskany głoskogoś, kto przypominał jednego z jego przeciwników, a może...
- Shinjirarenai! (Niewiarygodne) - Powiedział z wielkim zaskoczeniem D. Rikimaru, bo właśnie przed nim stał człowiek, który bez wątpienia wyglądał jak jego własny ojciec, starego zwykłego wydawać by się mogło człowieka, ale był dużo starszy. Za stary i nie wyglądał normalnie. Coś w nim było nie tak, ale jeszcze nie był w stanie tego określić co, aż nie ujrzał jego dłoni. Nawet nie to, że koścista, co w ogóle były to same kości. Również moc ojca była ogromna, ale nie na tyle, by zadziwić nowego Rikimaru, który wstał ze spokojem i z grymasem na twarzy odpowiedział.
- Po tylu latach przybywasz do mnie taki spokojny jakby nigdy nic i jeszcze w innej formie? Nie pamiętam żeby mój ojciec kiedykolwiek zdecydował się połączyć z demonem, a przynajmniej nie tak słaby pryk.
- A co żeś Ty uczynił mój synu!? Nie zasługujesz na życie demonie. - Rzucił wskazując na niego palcem.
- No tak. Co Ty tam wiesz? Jesteś śmieszny staruchu. Zrobiłeś to co ja i uważasz, że nie zasługuje na życie?
- Ja taki zawsze byłem. Sądziłem, że demon się w Tobie nie obudzi, ale gdy byłeś w szpitalu i tak niesamowicie się regenerowałeś to zrozumiałem, że nie uniknę tego. Powinienem był Cię wtedy zabić. - Wtedy Rikimaru zauważył, że wiele rzeczy nabiera sensu. Jego ojciec nie był całkowicie demonem. Ktoś z przodków Rikimaru musiał być demonem. To dlatego to właśnie niebieskowłosy stał się reinkarnacją Shin D.Ragona, a może to jego przodek był? To wszystko... Było dziwne. - Zawsze tacy byliśmy. Mój... Nasz pradziad gdy się urodził miał niesamowitą moc. Założył klasztor w East City, a potem mój ojciec połączył się z jakimś demonem. Moja matka, a Twoja babcia mnie wychowywała i nauczyłem się kontrolować złą cząstkę, wybrałem ludzką kobietą i mimo minimalnej cząstki coś w Tobie było więcej. Więcej zła, dlatego naprawię swój błąd!
Wtem po jego ruchu ręką z lodu wyłoniła się wielka bestia. Jej moc była nie do ustalenia, co było wyjątkowo dziwne. Rikimaru wystawił ręce do przodu i za pomocą Mafuby rzucił lodowym stworem, a ten się roztrzaskał. Szybko pojął, że te potwory to tylko lodowe stwory. Tym, którego musiał zabić był jego ojczulek, ale nie wie, co się stanie gdy to zrobi. To już będzie zdjęcie ostatniego hamulca, który by go mógł blokować. Chociaż był jeszcze jeden, ale tak naprawdę likwidacja tych osób to pestka. Jego ojciec jest dużo słabszy i jak widać niczym go nie zaskoczy. Podleciał momentalnie do starego pryka i uderzył prosto w klatkę piersiową przebijając ją. Wtedy ten uśmiechnął się, złapał Rikimaru za ręce, a ten poczuł jakby jakaś dziwna siła w najpierw wstąpiła, a następnie się wydobyła. Wtedy zdał sobie sprawę, że ojciec Rikimaru właśnie wyciągnął wszelką pozostającą dobroć z jego ciała. Dokonał cudu, a może czegoś zwykłego?
- W końcu... Twój brat... Jest wolny.
Głowa ojca opadła i nagle całe jego ciało wyschło, pozostawiając sam szkielet, który opadł.
D. Rikimaru czuł jak przez jego ciało przechodzi jakiś dreszcz, dziwna fala. Jego Ki całkowicie zaczęła się zmieniać. Widział przed sobą ciemnoniebieskowłosego tylko lekko umięśnionego i niższego, który z kolei wpatrywał się w dobrze umięśnionego, podobnego wzrostu mężczyznę o ciemnogranatowych włosach, który zaczął się zmieniać. Białka w jego oczach poszarzały, a po chwili stały się niemal czarne. Źrenice czerwone jak krew, a włosy nieznacznie wyjaśniały. Jednak ten chłystek długo tu nie pozostał. Błyskawicznie wyparował. W przeciwieństwie do D.Rikimaru był bardzo szybki i wyglądało na to, że posiada sporo wytrzymałości.
Nie miał zamiaru go gonić, bo mimo wszystko był słaby, a uznał iż być może ten dobry który się pojawił za sprawą czarów jego ojca kiedyś stanie się na tyle silny, że D.Rikimaru będzie mógł z nim walczyć jak równy z równym. Brat? Wolny? Jakim cudem? Czyżby podczas życia płodowego złączył się ze swoim bratem bliźniakiem? Zdecydowanie wyglądał jak Rikimaru za młodu i taką też mógł mieć moc.
To dopiero będzie zabawa.
Teraz skupił się już z powrotem na bieżących sprawach.
Demon z którym walczył wydawać się mogło, że poległ. Ktoś, kto był blisko niego użył jakiejś niesamowicie potężnej techniki. Ten gość jednak nie był wcale tak mocny, a skorzystał z nadzwyczaj mocnego uderzenia. Musiał to sprawdzić... koniecznie, ale jeszcze nie teraz! Zresztą i tak już nie zobaczy tego ataku, a gdyby tak miał go poczuć na własnej skórze to kto wie? Musi jeszcze odpocząć. Czuje się coraz lepiej w tym miejscu. Mróz stawał się dla niego idealną przestrzenią. Mógłby się mianować władcą mrozu.
- Shinjirarenai! (Niewiarygodne) - Powiedział z wielkim zaskoczeniem D. Rikimaru, bo właśnie przed nim stał człowiek, który bez wątpienia wyglądał jak jego własny ojciec, starego zwykłego wydawać by się mogło człowieka, ale był dużo starszy. Za stary i nie wyglądał normalnie. Coś w nim było nie tak, ale jeszcze nie był w stanie tego określić co, aż nie ujrzał jego dłoni. Nawet nie to, że koścista, co w ogóle były to same kości. Również moc ojca była ogromna, ale nie na tyle, by zadziwić nowego Rikimaru, który wstał ze spokojem i z grymasem na twarzy odpowiedział.
- Po tylu latach przybywasz do mnie taki spokojny jakby nigdy nic i jeszcze w innej formie? Nie pamiętam żeby mój ojciec kiedykolwiek zdecydował się połączyć z demonem, a przynajmniej nie tak słaby pryk.
- A co żeś Ty uczynił mój synu!? Nie zasługujesz na życie demonie. - Rzucił wskazując na niego palcem.
- No tak. Co Ty tam wiesz? Jesteś śmieszny staruchu. Zrobiłeś to co ja i uważasz, że nie zasługuje na życie?
- Ja taki zawsze byłem. Sądziłem, że demon się w Tobie nie obudzi, ale gdy byłeś w szpitalu i tak niesamowicie się regenerowałeś to zrozumiałem, że nie uniknę tego. Powinienem był Cię wtedy zabić. - Wtedy Rikimaru zauważył, że wiele rzeczy nabiera sensu. Jego ojciec nie był całkowicie demonem. Ktoś z przodków Rikimaru musiał być demonem. To dlatego to właśnie niebieskowłosy stał się reinkarnacją Shin D.Ragona, a może to jego przodek był? To wszystko... Było dziwne. - Zawsze tacy byliśmy. Mój... Nasz pradziad gdy się urodził miał niesamowitą moc. Założył klasztor w East City, a potem mój ojciec połączył się z jakimś demonem. Moja matka, a Twoja babcia mnie wychowywała i nauczyłem się kontrolować złą cząstkę, wybrałem ludzką kobietą i mimo minimalnej cząstki coś w Tobie było więcej. Więcej zła, dlatego naprawię swój błąd!
Wtem po jego ruchu ręką z lodu wyłoniła się wielka bestia. Jej moc była nie do ustalenia, co było wyjątkowo dziwne. Rikimaru wystawił ręce do przodu i za pomocą Mafuby rzucił lodowym stworem, a ten się roztrzaskał. Szybko pojął, że te potwory to tylko lodowe stwory. Tym, którego musiał zabić był jego ojczulek, ale nie wie, co się stanie gdy to zrobi. To już będzie zdjęcie ostatniego hamulca, który by go mógł blokować. Chociaż był jeszcze jeden, ale tak naprawdę likwidacja tych osób to pestka. Jego ojciec jest dużo słabszy i jak widać niczym go nie zaskoczy. Podleciał momentalnie do starego pryka i uderzył prosto w klatkę piersiową przebijając ją. Wtedy ten uśmiechnął się, złapał Rikimaru za ręce, a ten poczuł jakby jakaś dziwna siła w najpierw wstąpiła, a następnie się wydobyła. Wtedy zdał sobie sprawę, że ojciec Rikimaru właśnie wyciągnął wszelką pozostającą dobroć z jego ciała. Dokonał cudu, a może czegoś zwykłego?
- W końcu... Twój brat... Jest wolny.
Głowa ojca opadła i nagle całe jego ciało wyschło, pozostawiając sam szkielet, który opadł.
D. Rikimaru czuł jak przez jego ciało przechodzi jakiś dreszcz, dziwna fala. Jego Ki całkowicie zaczęła się zmieniać. Widział przed sobą ciemnoniebieskowłosego tylko lekko umięśnionego i niższego, który z kolei wpatrywał się w dobrze umięśnionego, podobnego wzrostu mężczyznę o ciemnogranatowych włosach, który zaczął się zmieniać. Białka w jego oczach poszarzały, a po chwili stały się niemal czarne. Źrenice czerwone jak krew, a włosy nieznacznie wyjaśniały. Jednak ten chłystek długo tu nie pozostał. Błyskawicznie wyparował. W przeciwieństwie do D.Rikimaru był bardzo szybki i wyglądało na to, że posiada sporo wytrzymałości.
Nie miał zamiaru go gonić, bo mimo wszystko był słaby, a uznał iż być może ten dobry który się pojawił za sprawą czarów jego ojca kiedyś stanie się na tyle silny, że D.Rikimaru będzie mógł z nim walczyć jak równy z równym. Brat? Wolny? Jakim cudem? Czyżby podczas życia płodowego złączył się ze swoim bratem bliźniakiem? Zdecydowanie wyglądał jak Rikimaru za młodu i taką też mógł mieć moc.
To dopiero będzie zabawa.
Teraz skupił się już z powrotem na bieżących sprawach.
Demon z którym walczył wydawać się mogło, że poległ. Ktoś, kto był blisko niego użył jakiejś niesamowicie potężnej techniki. Ten gość jednak nie był wcale tak mocny, a skorzystał z nadzwyczaj mocnego uderzenia. Musiał to sprawdzić... koniecznie, ale jeszcze nie teraz! Zresztą i tak już nie zobaczy tego ataku, a gdyby tak miał go poczuć na własnej skórze to kto wie? Musi jeszcze odpocząć. Czuje się coraz lepiej w tym miejscu. Mróz stawał się dla niego idealną przestrzenią. Mógłby się mianować władcą mrozu.
OoC:
Regeneracja (bezpieczne miejsce, zimno, mróz i te klimaty):
HP: 40501+12150= 52651
KI: 85397+19 350= 104747
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Lodowe Pustkowia
Sob Sie 16, 2014 11:55 am
Odpoczynek, odpoczynkiem, ale przyszedł czas na trochę zabawy. Jakaś nowa energia pojawiła się obok pokonanego demona i jego oprawcy. Wcześniej już się chyba spotkali w tym miejscu, którego teraz nie był w stanie zlokalizować. Wszystko się przeplatało, mieszało i zmieniało tak szybko. Chepri i tamta blondyna byli już w West City, ale wciąż zastanawiał się, do czego dojdzie tam w przestworzach.
Sterczał tu za długo. Przyszedł czas na wykonanie ruchu, a najlepiej będzie po prostu uderzyć. East City... powiedział ojciec. Uda się więc tam i spróbuje poszukać tam informacji o swoich korzeniach, bo jak widać jest kimś całkiem innym niż mu się wydawało. Nie będzie się patyczkować z mieszkańcami, ale nim tam się uda to jeszcze zahaczy o jedno miejsce... Ponownie.
Genialny Żółw jest głupcem myśląc, że Rikimaru tak po prostu odpuści. Stary pryk na pewno wie wiele więcej. Jak nie dobrowolnie to siłą go przekona. O ile nie dotarł już jego dobry brat na miejsce. Zastanawiał się teraz nad tym jaką naprawdę mocą dysponuje i czy również jest pół demonem, całościowo demonem, czy może w pełni człowiekiem?
Ojczulek go zrobił na szaro, ale zmusza do działania. W nieco odmienionym wyglądzie o odmiennej aurze wojownik wyruszył. Tym razem nie będzie uprzejmy dla starego mistrza. Chce się przekonać o jego mocy.
OoC:
Regeneracja (bezpieczne miejsce, zimno, mróz i te klimaty):
HP: 52651+12150= 64801
KI: 104747+19 350= 125097
z/t do Kame House
Sterczał tu za długo. Przyszedł czas na wykonanie ruchu, a najlepiej będzie po prostu uderzyć. East City... powiedział ojciec. Uda się więc tam i spróbuje poszukać tam informacji o swoich korzeniach, bo jak widać jest kimś całkiem innym niż mu się wydawało. Nie będzie się patyczkować z mieszkańcami, ale nim tam się uda to jeszcze zahaczy o jedno miejsce... Ponownie.
Genialny Żółw jest głupcem myśląc, że Rikimaru tak po prostu odpuści. Stary pryk na pewno wie wiele więcej. Jak nie dobrowolnie to siłą go przekona. O ile nie dotarł już jego dobry brat na miejsce. Zastanawiał się teraz nad tym jaką naprawdę mocą dysponuje i czy również jest pół demonem, całościowo demonem, czy może w pełni człowiekiem?
Ojczulek go zrobił na szaro, ale zmusza do działania. W nieco odmienionym wyglądzie o odmiennej aurze wojownik wyruszył. Tym razem nie będzie uprzejmy dla starego mistrza. Chce się przekonać o jego mocy.
OoC:
Regeneracja (bezpieczne miejsce, zimno, mróz i te klimaty):
HP: 52651+12150= 64801
KI: 104747+19 350= 125097
z/t do Kame House
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Lodowe Pustkowia
Wto Gru 02, 2014 11:24 am
Poruszał się dość szybko, kierując na północ. Jego sylwetka na niebie mogła przypominać niewielki samolot, chociaż on sam nie dbał teraz o to, czy ktoś go zobaczy czy nie. Nadal targały nim silne emocje. Potrzebował samotności by odreagować, ochłonąć. Leciał już od dobrych kilkudziesięciu minut. Krajobraz pod nim zmieniał się, podobnie jak klimat. Im dłużej leciał, tym robiło mu się chłodniej. Przelatywał właśnie nad jakimś miastem. Obniżył nieco lot, chcąc przyjrzeć mu się z bliska. Ulice pokryte były białym puchem, mieszkańcy odziani byli w grubą odzież, mieli też na głowie czapki. W tym rejonie było już naprawdę zimno. Hazard zauważył, że jego oddech zamienił się w parę. "Jeszcze trochę" - pomyślał, wiedząc, że kilka minut drogi stąd jest jakieś pustkowie, gdzie w promieniu kilkunastu kilometrów nie wyczuwał żywej ducha. Wreszcie, jego stopy dotknęły podłoża. Rozejrzał się wokoło. Pierwsze co przyszło mu na myśl to Iceberg - planeta na której przed dwoma laty wykonywał misję. W porównaniu z tamtejszym klimatem, tu było całkiem ciepło, lecz krajobraz ten sam - wszechobecny śnieg i lód. Jednak było tu coś, na czym w tej chwili chłopakowi zależało - cisza i spokój. Odetchnął głęboko i przymknął powiekę. Stał tak przez chwilę, próbując oczyścić umysł. Chciał choć na chwilę zapomnieć o tym co zdarzyło się w tamtym mieście. Nie było to jednak łatwe. Znów ogarnęła go wściekłość. Osiągnął efekt odwrotny do zamierzonego. Zamiast się uspokoić, jeszcze bardziej się rozzłościł. Oddychał ciężko, serce waliło mu jak młotem. Zaczął kumulować w sobie Ki, nie potrafił powstrzymać tego procesu. Uniósł ramiona i pozwolił całej zebranej energii opuścić jego ciało...
Stał w kraterze o średnicy kilkudziesięciu metrów i kilkunastu głębokości. Wszystko w zasięgu jego wzroku zostało zmiecione z powierzchni ziemi, wszystkie lodowce, góry i jakiś niewielki, niezamieszkały domek, znajdujący się w oddali. Dyszał jakby przebiegł maraton, ale odczuwał coś w rodzaju ulgi. Tego mu było trzeba, wyładowania się na czymś. Nie otwierając oka, wzniósł się w powietrze, po czym zasypał podłoże gradem Ki Blastów. Po chwili to miejsce wyglądało jak krajobraz po deszczu meteorytów. Było mu nieznacznie lepiej, lecz nadal czuł się parszywie. Takie wyżywanie się na dłuższą metę nie poskutkuje. Musi się skupić na jakiejś czynności, by zająć czymś myśli. Tylko jedna rzecz przychodziła mu do głowy - trening.
OCC:
Trening start.
Stał w kraterze o średnicy kilkudziesięciu metrów i kilkunastu głębokości. Wszystko w zasięgu jego wzroku zostało zmiecione z powierzchni ziemi, wszystkie lodowce, góry i jakiś niewielki, niezamieszkały domek, znajdujący się w oddali. Dyszał jakby przebiegł maraton, ale odczuwał coś w rodzaju ulgi. Tego mu było trzeba, wyładowania się na czymś. Nie otwierając oka, wzniósł się w powietrze, po czym zasypał podłoże gradem Ki Blastów. Po chwili to miejsce wyglądało jak krajobraz po deszczu meteorytów. Było mu nieznacznie lepiej, lecz nadal czuł się parszywie. Takie wyżywanie się na dłuższą metę nie poskutkuje. Musi się skupić na jakiejś czynności, by zająć czymś myśli. Tylko jedna rzecz przychodziła mu do głowy - trening.
OCC:
Trening start.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Lodowe Pustkowia
Pon Gru 08, 2014 1:45 pm
Zaczął od przebrania się. Co prawda mroźne powietrze mu nie przeszkadzało, podczas 2-letnich wojaży w kosmosie odwiedził planety o równie ekstremalnym klimacie co Iceberg, lecz jakoś dziwnie trenowałoby mu się w kąpielówkach. Wyjął więc swój standardowy strój, a także miecz oraz pelerynę. Broń wbił w lodową skałę na szczycie jakiegoś pagórka, póki co mu się nie przyda. Stanął pośrodku sporej doliny i odetchnął głęboko. Wiedział jak będzie wyglądał ten trening. Już od dłuższego czasu chodziło mu to po głowie, lecz nie miał kiedy się za to zabrać. Potrzebował techniki o bardzo dużym polu rażenia, niekoniecznie silnej, lecz takiej, za pomocą której unieszkodliwiłby grupkę dużo słabszych przeciwników. Wielokrotnie widział wojowników korzystających z tego typu umiejętności, więc wiedział mniej więcej o co chodzi. Musiał uwolnić spore pokłady własnej Ki. Z tym nie powinno być problemu. Trudniejsze jednak będzie ukierunkowanie energii na wyznaczony obszar. Głównie nad tym będzie musiał popracować.
Wyczuł to. Ki Vulfili rosła w zastraszającym tempie, aż osiągnęła swój limit. Oznaczało to tylko jedno - musiała walczyć. Skupiając się na treningu, przeoczył moment w którym się przemieściła. Przeskanował planetę w poszukiwaniu dziewczyny. Znalazł ją, a gdy zorientował się w czyim jest towarzystwie, serce zabiło mu mocniej. Ta demoniczna aura i Ki która zdecydowanie przewyższała jego, a także wojowników których spotkał do tej pory. Kojarzył ją, chociaż nie spotkał osobiście, a jedynie będąc kontrolowanym przez Tsufula. Ale wtedy jej moc nie była tak przytłaczająca... Musi tam lecieć, nie może pozwolić by Vulfi coś się stało! Czym prędzej przystawił dwa palce do czoła, skupił się na energii Panny Rogozin i... Jego sylwetka rozmyła się na moment, lecz nie ruszył się nawet o centymetr.
- Co do cholery...? - szepnął przerażony.
Spróbował jeszcze raz, lecz efekt był ten sam. Jak to? Dlaczego nie może się teleportować? Przecież wczoraj przeniósł się tu z Vegety bez problemu! Nie rozumiał co się dzieje, lecz w końcu to do niego dotarło. To przez ten trening. Jego Ki była bardzo niestabilna przez to, że ciągle uwalniał ją w różnych ilościach. A przecież przy Shunkaido musi być ona spokojna i zrównoważona. Jęknął w rozpaczy. Przecież jeśli zaraz tam nie będzie, Vulfili może stać się coś złego. Wiedział, że zaatakowała demonice, teraz tylko czekać na jej odpowiedź, która może być tragiczna w skutkach. A jedyna technika, dzięki której może natychmiastowo się tam przenieść zawiodła...
- KURWAAA! - ryknął wściekły.
Buchnęła złota aura. Wzniósł się w niebo i skierował w kierunku, skąd wyczuwał Ki towarzyszki. Zgarnął po drodze miecz wbity w skałę. Nie pozostało mu nic innego jak tam polecieć, najszybciej jak potrafi. Wolał nie myśleć co może się stać, jeśli się spóźni.
Z/T --> https://dbng.forumpl.net/t183-rownina
- Trening:
- A więc czas zaczynać. Na początek, w ramach rozgrzewki, kilkukrotnie uwalniał Ki, nie nakierowując jej, po prostu powtórzył czynność sprzed kilku minut. Parę takich prób i teren wokół niego był zupełnie płaski. Musiał przyznać, że ta czynność była nieco męcząca, jednak nie musi się tym martwić, raczej nie będzie jej używać w walce raz za razem. Odsapnął minutę, po czym zabrał się za bardziej wymagającą część tej techniki. Skupił się na obszarze przed sobą, "zaznaczając" umownie ramy w których chciał się zmieścić z eksplozją. Koncentrując się na tym terenie, uwolnił niewielkie pokłady energii. Efekt był do przewidzenia - zniszczeniu uległo wszystko wokół niego, nie tylko to co przed nim, ale i za nim, na prawo i lewo. Zaklął pod nosem. Przecież to nie powinno sprawić mu większego problemu, opanował dużo trudniejsze techniki. A właśnie, jak już o tym pomyślał... Która z wcześniej nabytych umiejętności może mu się teraz przydać? Kiaiho? Nie, raczej nie. W zasadzie to co robił do tej pory to mocniejsza wersja tej zdolności. Żadna z technik typowo ofensywnych też mu tu nie pomoże. Ale bariera? Taak, ona może już coś zdziałać. No i telekineza! Już tyle razy się nią wspomagał podczas nauki nowych rzeczy. W takim razie jak to wykorzystać? Przez kilka kolejnych minut analizował te dwa triki pod kątem użyteczności w tym treningu. Bariera... Użycie Ki jako osłony, rozciągnięcie jej na niewielkim obszarze, w dużych ilościach by zwiększyć jej wytrzymałość. Czyli co, ma zamknąć się w osłonce stworzonej z własnej Ki i spowodować by eksplodowała? Nie głupie, lecz w takim przypadku on również by oberwał. A telekineza? Manipulacja Ki otoczenia... tutaj nic ciekawego nie przychodziło mu do głowy. Przypomniał sobie trening Shunkaido, gdzie musiał wysłać wiązkę własnej energii w konkretne miejsce. Może to jest jakiś pomysł? Gdyby rozszerzył tę wiązkę na danym obszarze... W zasadzie to ma sens i może się udać, warto spróbować.
Pierwsze podejście się nie powiodło. W momencie w którym skupił się na uwolnieniu energii, pasmo Ki uległo zerwaniu i znowu zniszczył wszystko co znajdowało się wokoło. Kilka kolejnych prób przyniosło podobny rezultat. Chyba nie tędy droga, musi wymyślić coś innego. Czas na barierę. Tylko jak ją wykorzystać? Wpadł tylko na jeden pomysł, w którym on także otrzymuje obrażenia. A jakby tak uwolnić Ki, uformować ją w osłonę, a następnie ją opuścić? Czemu nie, musi popróbować wszystkiego. Ucieczka z bezpiecznej kryjówki okazała się jednak nie lada wyzwaniem. Na 10 prób udało mu się to tylko dwukrotnie, lecz w momencie w których miał nastąpić wybuch, bariera rozpadała się. Szlag by to. Co robić? A jakby tak połączyć to wszystko? Wziąć coś z obu technik? Tylko jak to zrobić? Hmm... Potrzebował chwili na zastanowienie się. Przymknął powiekę. W myślach dokonywał symulacji kolejnych pomysłów. Aż w końcu... Bingo! To musi się udać. Najpierw za pomocą telekinezy, wyśle strumień Ki, który oznaczy teren na którym chciał się skupić. A potem postawi tam barierę i zmusi ją do eksplozji! Nie ma na co czekać, trzeba to sprawdzić. Wiązka Ki pomknęła na wyznaczony obszar, formując tam bezkształtną figurę. Następnie bardzo powoli, delikatnie, uwalniał swe swojego ciała energię i posyłał ją w tamto miejsce. Przez jakiś czas mu to nie wychodziło, albo tracił "połączenie" gdy wiązka energii się zrywała, albo za szybko uwalniał Ki. Lecz w końcu mu się udało. Co prawda trwało to dłuższą chwilę, lecz był w stanie spowodować wybuch na wybranym przez siebie obszarze. Potrzebuje po prosu czasu żeby to sobie utrwalić, a na pewno będzie w stanie wykonać wszystkie te czynności o wiele szybciej. Zamierzał siedzieć tu i doskonalić tę technikę, lecz coś mu w tym przerwało...
Wyczuł to. Ki Vulfili rosła w zastraszającym tempie, aż osiągnęła swój limit. Oznaczało to tylko jedno - musiała walczyć. Skupiając się na treningu, przeoczył moment w którym się przemieściła. Przeskanował planetę w poszukiwaniu dziewczyny. Znalazł ją, a gdy zorientował się w czyim jest towarzystwie, serce zabiło mu mocniej. Ta demoniczna aura i Ki która zdecydowanie przewyższała jego, a także wojowników których spotkał do tej pory. Kojarzył ją, chociaż nie spotkał osobiście, a jedynie będąc kontrolowanym przez Tsufula. Ale wtedy jej moc nie była tak przytłaczająca... Musi tam lecieć, nie może pozwolić by Vulfi coś się stało! Czym prędzej przystawił dwa palce do czoła, skupił się na energii Panny Rogozin i... Jego sylwetka rozmyła się na moment, lecz nie ruszył się nawet o centymetr.
- Co do cholery...? - szepnął przerażony.
Spróbował jeszcze raz, lecz efekt był ten sam. Jak to? Dlaczego nie może się teleportować? Przecież wczoraj przeniósł się tu z Vegety bez problemu! Nie rozumiał co się dzieje, lecz w końcu to do niego dotarło. To przez ten trening. Jego Ki była bardzo niestabilna przez to, że ciągle uwalniał ją w różnych ilościach. A przecież przy Shunkaido musi być ona spokojna i zrównoważona. Jęknął w rozpaczy. Przecież jeśli zaraz tam nie będzie, Vulfili może stać się coś złego. Wiedział, że zaatakowała demonice, teraz tylko czekać na jej odpowiedź, która może być tragiczna w skutkach. A jedyna technika, dzięki której może natychmiastowo się tam przenieść zawiodła...
- KURWAAA! - ryknął wściekły.
Buchnęła złota aura. Wzniósł się w niebo i skierował w kierunku, skąd wyczuwał Ki towarzyszki. Zgarnął po drodze miecz wbity w skałę. Nie pozostało mu nic innego jak tam polecieć, najszybciej jak potrafi. Wolał nie myśleć co może się stać, jeśli się spóźni.
Z/T --> https://dbng.forumpl.net/t183-rownina
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Lodowe Pustkowia
Nie Sty 18, 2015 7:39 pm
Pojawił się pomiędzy lodowymi naroślami na wielkiej lodowej pustyni. Akurat panowała zamieć śnieżna przez co widoczność spadła do metra. Wokół nie było nic poza lodem i śniegiem formującym się w różne dziwne kształty przypominające niekiedy pojedyncze kły, lub całą paszczę jakiejś bestii. Na oko temperatura przekraczała minus czterdzieści stopni co dla zwykłego człowieka stanowiłoby nie lada problem i prawdopodobnie zamienił by się w mrożonkę po kwadransie. Jednak dla kogoś pokroju mistica nie był to wielki problem, mógł wytrzymać taką pogodę tygodniami, choć było to uciążliwe jak ciąż śnieg dostawał się do oczu i ust... a nawet nosa.
Tutaj Hikaru mógł uwolnić bez problemu i niebezpieczeństwa, że coś się stanie całą swoją moc. To też uczynił. Wokół jego ciała pojawiła się błękitna aura gęsta tak, że można by jej prawie dotknąć. Śnieg przestał padać na niego, błękit był nie do przebycia dla płatków, czy dla wiejącego wiatru. Wojownik wytwarzał własny wiatr silniejszy od tego naturalnego tworząc fale na śniegu odpychając zamieć od siebie. Uderzył pięścią w podłoże pod sobą, a kiedy to popękało, podniósł wielkie bryły lodu telekinezą i pozwolił im lewitować wokół siebie. Bryły te były wielkości samochodów ciężarowych. Chciał urządzić sobie trening jakiego już dawno nie urządził i trenować tak długo aż nie padnie. Sięgnął po swojego szamszira i naładował go ki zwiększając jego możliwości bojowe. Przywołał pierwsze dwie bryły i ruszył do ataku. Trzy obiekty-wielkie kostki lodu oraz białowłosy mistic ruszyły na siebie z dużą szybkością. Hikaru błyskawicznie posiekał pierwszą na mniejsze fragmenty i użył ich jak pocisków śrutowych by rozwalić drugą na mniejsze kawałki. Następnie tworząc małe bryłki wielkości głowy lub torsu wszystkie posłał na siebie by atakowały go ze wszystkich stron.
Po kilkunastu unikach zaczął niszczyć atakowane obiekty co zajęło mu ledwie chwilę. Schował miecz i zgromadził moc w pięści by wywołać smoka z lasu. Mistic wrzasnął i z krzykiem na ustach zaatakował lewitujące bryły. Podczas tego wokół niego zamiast zwykłej aury pojawił się błękitny smok, a wysunięta prawa pięść znajdowała się w jego paszczy. Wyzwolona moc całkowicie zniszczyła wszystkie kawałki lodowej pustyni nie zostawiając śladu po nich, jedynie ogon smoka, utworzył kłębowisko w powietrzu. Tak wyglądał trening obrońcy ziemi nie szczędząc swojej energii, a także swojego ciała. Przekraczał wszelkie ograniczenia, jakie sobie nakładał zwykle podczas walki by nie niszczyć zanadto własnych mięśni i ścięgien.
occ koniec treningu
Tutaj Hikaru mógł uwolnić bez problemu i niebezpieczeństwa, że coś się stanie całą swoją moc. To też uczynił. Wokół jego ciała pojawiła się błękitna aura gęsta tak, że można by jej prawie dotknąć. Śnieg przestał padać na niego, błękit był nie do przebycia dla płatków, czy dla wiejącego wiatru. Wojownik wytwarzał własny wiatr silniejszy od tego naturalnego tworząc fale na śniegu odpychając zamieć od siebie. Uderzył pięścią w podłoże pod sobą, a kiedy to popękało, podniósł wielkie bryły lodu telekinezą i pozwolił im lewitować wokół siebie. Bryły te były wielkości samochodów ciężarowych. Chciał urządzić sobie trening jakiego już dawno nie urządził i trenować tak długo aż nie padnie. Sięgnął po swojego szamszira i naładował go ki zwiększając jego możliwości bojowe. Przywołał pierwsze dwie bryły i ruszył do ataku. Trzy obiekty-wielkie kostki lodu oraz białowłosy mistic ruszyły na siebie z dużą szybkością. Hikaru błyskawicznie posiekał pierwszą na mniejsze fragmenty i użył ich jak pocisków śrutowych by rozwalić drugą na mniejsze kawałki. Następnie tworząc małe bryłki wielkości głowy lub torsu wszystkie posłał na siebie by atakowały go ze wszystkich stron.
Po kilkunastu unikach zaczął niszczyć atakowane obiekty co zajęło mu ledwie chwilę. Schował miecz i zgromadził moc w pięści by wywołać smoka z lasu. Mistic wrzasnął i z krzykiem na ustach zaatakował lewitujące bryły. Podczas tego wokół niego zamiast zwykłej aury pojawił się błękitny smok, a wysunięta prawa pięść znajdowała się w jego paszczy. Wyzwolona moc całkowicie zniszczyła wszystkie kawałki lodowej pustyni nie zostawiając śladu po nich, jedynie ogon smoka, utworzył kłębowisko w powietrzu. Tak wyglądał trening obrońcy ziemi nie szczędząc swojej energii, a także swojego ciała. Przekraczał wszelkie ograniczenia, jakie sobie nakładał zwykle podczas walki by nie niszczyć zanadto własnych mięśni i ścięgien.
occ koniec treningu
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Lodowe Pustkowia
Wto Sty 20, 2015 8:22 pm
Skończyła się zamieć, teraz na niebie nie było ani jednej chmurki. Właściwie wszystko wyglądało spokojnie, tylko jakby ktoś spojrzał w dal to nie potrafiłby rozróżnić nieba od ziemi. Miały ten sam kolor, a słońce było skryte gdzieś za którąś z lodowych gór. Właściwie na tej ćwiartce planety to bardzo częste zjawisko, szczególnie o tej porze roku. Gdzieś niewielki pagórek zaczął się poruszać aż w końcu śnieg zaczął się osypywać. Temperatura spadła poniżej trzydziestu pięciu stopni Celcjusza, tak więc Hikaru bardo wolno odzyskiwał świadomość. Choć ciało zostało zregenerowane po treningu był zziębnięty. Przynajmniej kilkanaście godzin musiał leżeć bez życia w śniegu, zasypało go kilka centymetrów śniegu. Otrzepał się z tego co jeszcze trzymało się jego ubrania i skóry i przetarł skroplony śnieg z okularów by znów je założyć.
Na czas treningu całkowicie się wyłączył na świat zewnętrzny, nie wiedział co się działo na Vegecie i nie wiedział co się dzieje tu, na Ziemi. Dopiero teraz przełączył się na te wszystkie wibracje wszechświata dzięki czemu zakręciło mu się w głowie. Musiał wziąć kąpiel i ogarnąć się... zjeść coś. Postawił swój pach-bach-dom i wszedł do środka. Po pół godzinie siedział w kuchni i jadł jakąś konserwę podgrzaną na patelni z mrożonymi roślinami, które rosną naturalnie na Namek i nadają się do jedzenia, a w dodatku są bogate w białko jak soja, ale też w witaminy. Trzeba przyznać, ze ta planeta bogata jest we wszystkie składniki, a ich mieszkańcy nie wykorzystują swoich bogactw prawie wcale. Jakie marnotractwo... ale nic to. Mistic już jakiś czas temu ogarnął kilka porcji i zamroził by mieć na takie chwile jak ta... to najlepsze warzywa dla kogoś kto potrzebuje bomb kalorycznych by zaspokoić w ogóle głód. Popił posiłek kubkiem zielonej herbaty, po czym wszystko wrzucił do zmywarki i poszedł się przebrać w nowe ciuchy. Był w samym ręczniku, wygrzany po kąpieli. Wreszcie czuł, że żyje. Po następnych kilku minutach wyszedł na temperaturę minusową blisko dwudziestu stopni i zamknął domek. Wysłał swoją świadomość daleko poza układ słoneczny prosto na Vegetę by zerknąć co tam się dzieje. Ziemia była nadal bezpieczna, tak więc mógł zrobić sobie wycieczkę. Dawno nie widział syna. Może nie potrzebował już opieki swego ojca, ale jednak warto było chyba nawiązać jakieś więzi. Tepnął się do wioski Kurokary.
ZT w stronę Kury.
Na czas treningu całkowicie się wyłączył na świat zewnętrzny, nie wiedział co się działo na Vegecie i nie wiedział co się dzieje tu, na Ziemi. Dopiero teraz przełączył się na te wszystkie wibracje wszechświata dzięki czemu zakręciło mu się w głowie. Musiał wziąć kąpiel i ogarnąć się... zjeść coś. Postawił swój pach-bach-dom i wszedł do środka. Po pół godzinie siedział w kuchni i jadł jakąś konserwę podgrzaną na patelni z mrożonymi roślinami, które rosną naturalnie na Namek i nadają się do jedzenia, a w dodatku są bogate w białko jak soja, ale też w witaminy. Trzeba przyznać, ze ta planeta bogata jest we wszystkie składniki, a ich mieszkańcy nie wykorzystują swoich bogactw prawie wcale. Jakie marnotractwo... ale nic to. Mistic już jakiś czas temu ogarnął kilka porcji i zamroził by mieć na takie chwile jak ta... to najlepsze warzywa dla kogoś kto potrzebuje bomb kalorycznych by zaspokoić w ogóle głód. Popił posiłek kubkiem zielonej herbaty, po czym wszystko wrzucił do zmywarki i poszedł się przebrać w nowe ciuchy. Był w samym ręczniku, wygrzany po kąpieli. Wreszcie czuł, że żyje. Po następnych kilku minutach wyszedł na temperaturę minusową blisko dwudziestu stopni i zamknął domek. Wysłał swoją świadomość daleko poza układ słoneczny prosto na Vegetę by zerknąć co tam się dzieje. Ziemia była nadal bezpieczna, tak więc mógł zrobić sobie wycieczkę. Dawno nie widział syna. Może nie potrzebował już opieki swego ojca, ale jednak warto było chyba nawiązać jakieś więzi. Tepnął się do wioski Kurokary.
ZT w stronę Kury.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Lodowe Pustkowia
Wto Wrz 13, 2016 10:32 pm
>>Ze Skalnego Lasu, z Hikaru
No tak, wyczuł energię Mistica, nawet zdołał się odwrócić w jego stronę w trakcie jego wypowiadanych słów. Stanął tak, jakby chciał odgrodzić od niego April nie wiedząc co się kitłasiło pod Białowłosym czerepem. Okazało się, że teleportacja nie działała tylko w jedną stronę. Chciał wziąć demona na osobność, a to nie podobało się Red'owi, który zdążył tylko spojrzeć na dziewczynę i zniknął z hamaczka.
Jako, że wstążka oplatająca włosy młodzieńca została w Skalnym Lesie, przybył z Hikaru na pustkowie z rozwianym, długim włosem. Demon od razu zaczął się rozglądać, gdzie trafił. Eh, niech wojownik następnym razem wybiera cieplejsze zakątki swoją teleportacją. Zimno i nieprzyjemnie. Nie dawał po sobie znać, że otoczenie mu nie sprzyjało, jedynie gest ręki zgarniający fryz z połowy twarzy na bok mógł wskazywać na pewne niedogodności. Jak doszedł do ładu z fryzurą, zabrał głos pierwszy.
>Nieładnie przeszkadzać w spotkaniu, Hikaru, nawet jak miałeś jakąś sprawę. Zwłaszcza, że moją ostatnią zbagatelizowałeś bez większych oporów.
Tu zmierzył Mistica wymownym spojrzeniem, że jednak demon jest pamiętliwy. A o jaką zagwostkę chodziło? Chodziło o Xalanth'a, któremu z początku chciał pomóc, lecz nie wiedząc jak - zostawił go. Pewnie teraz użera się w samotności z klątwą. O ile jeszcze żyje. W każdym bądź razie skoro Białowłosy miał zająć tylko chwilę, może to jakoś zdzierży. Gorzej, że zostawił April, przed którą obecnie nie miał tajemnic, a takie działanie jej byłego nauczyciela mogło podważać wiarygodność demona w jej oczach.
Nie owijał w bawełnę, przeszedł do konkretów nieco ponaglającymi pytaniami. Miał prawo je zadawać, żadnego alibi nie widział dla dawnego Halfa.
>To jak? O co chodzi? O spłacenie długów? Albo o coś innego? Czemu nie chciałeś rozmawiać przy April? Bałeś się jej?
Oparł się plecami o ścianę jednej z gór lodowych i skrzyżował ręce na torsie spoglądając rubinowymi ślepiami na wojownika. Czuł jego energię tak blisko, ale i bicie serca, które musiało tłoczyć niesamowicie dobrą krew. Wrażliwe uszy także wychwytywały płynącą posokę i nakłaniały mózg Red'a do wgryzienia się w osłabionego Hikaru. Póki co wstrzymywał się, nie mniej dla własnego dobra Białowłosy powinien streszczać się. Nie tylko z powodu nagannych manier.
No tak, wyczuł energię Mistica, nawet zdołał się odwrócić w jego stronę w trakcie jego wypowiadanych słów. Stanął tak, jakby chciał odgrodzić od niego April nie wiedząc co się kitłasiło pod Białowłosym czerepem. Okazało się, że teleportacja nie działała tylko w jedną stronę. Chciał wziąć demona na osobność, a to nie podobało się Red'owi, który zdążył tylko spojrzeć na dziewczynę i zniknął z hamaczka.
Jako, że wstążka oplatająca włosy młodzieńca została w Skalnym Lesie, przybył z Hikaru na pustkowie z rozwianym, długim włosem. Demon od razu zaczął się rozglądać, gdzie trafił. Eh, niech wojownik następnym razem wybiera cieplejsze zakątki swoją teleportacją. Zimno i nieprzyjemnie. Nie dawał po sobie znać, że otoczenie mu nie sprzyjało, jedynie gest ręki zgarniający fryz z połowy twarzy na bok mógł wskazywać na pewne niedogodności. Jak doszedł do ładu z fryzurą, zabrał głos pierwszy.
>Nieładnie przeszkadzać w spotkaniu, Hikaru, nawet jak miałeś jakąś sprawę. Zwłaszcza, że moją ostatnią zbagatelizowałeś bez większych oporów.
Tu zmierzył Mistica wymownym spojrzeniem, że jednak demon jest pamiętliwy. A o jaką zagwostkę chodziło? Chodziło o Xalanth'a, któremu z początku chciał pomóc, lecz nie wiedząc jak - zostawił go. Pewnie teraz użera się w samotności z klątwą. O ile jeszcze żyje. W każdym bądź razie skoro Białowłosy miał zająć tylko chwilę, może to jakoś zdzierży. Gorzej, że zostawił April, przed którą obecnie nie miał tajemnic, a takie działanie jej byłego nauczyciela mogło podważać wiarygodność demona w jej oczach.
Nie owijał w bawełnę, przeszedł do konkretów nieco ponaglającymi pytaniami. Miał prawo je zadawać, żadnego alibi nie widział dla dawnego Halfa.
>To jak? O co chodzi? O spłacenie długów? Albo o coś innego? Czemu nie chciałeś rozmawiać przy April? Bałeś się jej?
Oparł się plecami o ścianę jednej z gór lodowych i skrzyżował ręce na torsie spoglądając rubinowymi ślepiami na wojownika. Czuł jego energię tak blisko, ale i bicie serca, które musiało tłoczyć niesamowicie dobrą krew. Wrażliwe uszy także wychwytywały płynącą posokę i nakłaniały mózg Red'a do wgryzienia się w osłabionego Hikaru. Póki co wstrzymywał się, nie mniej dla własnego dobra Białowłosy powinien streszczać się. Nie tylko z powodu nagannych manier.
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Lodowe Pustkowia
Sro Wrz 14, 2016 6:48 pm
Gdy pojawili się dwaj wojownicy w tej lodowej krainie jeden z nich lekko zachwiał się, po czym westchnął cicho. Znów wziął kilka oddechów przepełnionych energią Ziemi by wzrok mu się nie mglił. Musiał być przytomny w rozmowie z Redem... demon był od mistica silniejszy przynajmniej dwukrotnie, a w dodatku Hikaru wcale nie był bardzo wypoczęty. Łatwa przekąska... mimo to spojrzał na swojego towarzysza przez swoje przyciemniane okulary.
- Akurat Ty nie musisz mówić mi jak należy się zachować. Zaczął komentując pierwsza zaczepkę demona. To jednak nie był dobry początek tego co białowłosy chciał zrobić. Red już się rozgościł jakby znalazł się w domu, więc i mistic usiadł. Nie miał siły stać. Właściwie wykorzystując specjalną technikę oddechową by zacząć czerpać odrobinę Ki z Lodu wokół nich podczas rozmowy.
- Sprowadziłem Cię tu bo musimy pogadać. Nie widziałem Cię odkąd po walce z Zellem mnie wyleczyłeś. Nie miałem jak podziękować za uratowanie mi życia. Gdyby nie Ty pewnie bym zgnił pod tymi gruzami bo nie miałem siły by cokolwiek zdziałać. Zell był zbyt silny dla mnie, czy dla jakiegokolwiek sayana na planecie, czy w kosmosie. Właściwie cudem udało się go zabić. Ciężko wypowiedzieć słowa podziękowań komuś kogo się nie darzy sympatią. Komuś kogo można nazwać mordercą siebie z przed wielu lat. Przez ponad trzy wieki Red widział mistica na granicy śmierci i raz przyspieszył jego koniec, teraz uratował go. W każdym razie, ratując mnie zamknąłeś pewien cykl. Wcześniej nie zastanawiałem się zbytnio nad tym czy warto nie zabić jakiegoś demona. Rozumiałem was jako zło konieczne bo nie dałbym rady wszystkich was wyeliminować. Na miejsce jednego pojawi się kolejny. Tu przerwał i zamknął oczy. Twarz bardzo nie ucierpiała po walce z Hazardem, ale skóra gdzie niegdzie porozcinana dawała znać co się działo z resztą ciała.
Twarz Hikaru mogła wydawać się bledsza niż zwykle. Pod ciemnymi okularami tez nie widać było lekkich sińców. Minęła chwila milczenia by mistic mógł zebrać znowu myśli i kontynuować.
- Traktowałem Twoją rasę jak swego rodzaju bufor bezpieczeństwa. Wiedziałem, że jak dzień i noc wy musicie istnieć tak samo jak Kaioshini i Kami na Ziemi. Jing i Jang, i tak dalej. Poza tym jakby jakimś cudem wyeliminować was chaos we wszechświecie znalazłby ujście w być może czymś dużo gorszym. Może mielibyśmy powtórkę z rozrywki w postaci rasy Shadow, albo jeszcze gorzej. Nie bałem się was zabijać kiedy przytoczyła się okazja. Pewną nienawiścią darzyłem całą Twoją rasę, być może ze względu na to, że to Ty mnie zabiłeś, całe dekady, wieki temu. Nie Revan. Teraz jednak mnie uratowałeś i dziękuję Ci za to. Nie boję się postawić na szali swojego życia, tylko szkoda by umrzeć w walce czy poza nią... można dokonać zawsze czegoś nowego.
Poza tym mistic się zastanawiał, czy w ogóle mógłby jeszcze wrócić ze świata zmarłych. Czy Enma pozwoliłby mu na to. I tak żyje dużo dłużej niż inni. Być może czasami wydawało się takie życie bez sensowne, jednak każdy rok życia jest lepszy od minuty nieżycia. Życie to działanie, śmierć to... śmierć. Nie wiele można zrobić. Pewnie mógłby sobie pozwolić na najwyżej dobowy bilet na Ziemię by coś zrobić, a potem do końca czasów już nic. Odszedłby chyba w zapomnienie albo rozproszyłby swoją świadomość w Ki... znalazłby sposób na usunięcie tej nudy.
- Akurat Ty nie musisz mówić mi jak należy się zachować. Zaczął komentując pierwsza zaczepkę demona. To jednak nie był dobry początek tego co białowłosy chciał zrobić. Red już się rozgościł jakby znalazł się w domu, więc i mistic usiadł. Nie miał siły stać. Właściwie wykorzystując specjalną technikę oddechową by zacząć czerpać odrobinę Ki z Lodu wokół nich podczas rozmowy.
- Sprowadziłem Cię tu bo musimy pogadać. Nie widziałem Cię odkąd po walce z Zellem mnie wyleczyłeś. Nie miałem jak podziękować za uratowanie mi życia. Gdyby nie Ty pewnie bym zgnił pod tymi gruzami bo nie miałem siły by cokolwiek zdziałać. Zell był zbyt silny dla mnie, czy dla jakiegokolwiek sayana na planecie, czy w kosmosie. Właściwie cudem udało się go zabić. Ciężko wypowiedzieć słowa podziękowań komuś kogo się nie darzy sympatią. Komuś kogo można nazwać mordercą siebie z przed wielu lat. Przez ponad trzy wieki Red widział mistica na granicy śmierci i raz przyspieszył jego koniec, teraz uratował go. W każdym razie, ratując mnie zamknąłeś pewien cykl. Wcześniej nie zastanawiałem się zbytnio nad tym czy warto nie zabić jakiegoś demona. Rozumiałem was jako zło konieczne bo nie dałbym rady wszystkich was wyeliminować. Na miejsce jednego pojawi się kolejny. Tu przerwał i zamknął oczy. Twarz bardzo nie ucierpiała po walce z Hazardem, ale skóra gdzie niegdzie porozcinana dawała znać co się działo z resztą ciała.
Twarz Hikaru mogła wydawać się bledsza niż zwykle. Pod ciemnymi okularami tez nie widać było lekkich sińców. Minęła chwila milczenia by mistic mógł zebrać znowu myśli i kontynuować.
- Traktowałem Twoją rasę jak swego rodzaju bufor bezpieczeństwa. Wiedziałem, że jak dzień i noc wy musicie istnieć tak samo jak Kaioshini i Kami na Ziemi. Jing i Jang, i tak dalej. Poza tym jakby jakimś cudem wyeliminować was chaos we wszechświecie znalazłby ujście w być może czymś dużo gorszym. Może mielibyśmy powtórkę z rozrywki w postaci rasy Shadow, albo jeszcze gorzej. Nie bałem się was zabijać kiedy przytoczyła się okazja. Pewną nienawiścią darzyłem całą Twoją rasę, być może ze względu na to, że to Ty mnie zabiłeś, całe dekady, wieki temu. Nie Revan. Teraz jednak mnie uratowałeś i dziękuję Ci za to. Nie boję się postawić na szali swojego życia, tylko szkoda by umrzeć w walce czy poza nią... można dokonać zawsze czegoś nowego.
Poza tym mistic się zastanawiał, czy w ogóle mógłby jeszcze wrócić ze świata zmarłych. Czy Enma pozwoliłby mu na to. I tak żyje dużo dłużej niż inni. Być może czasami wydawało się takie życie bez sensowne, jednak każdy rok życia jest lepszy od minuty nieżycia. Życie to działanie, śmierć to... śmierć. Nie wiele można zrobić. Pewnie mógłby sobie pozwolić na najwyżej dobowy bilet na Ziemię by coś zrobić, a potem do końca czasów już nic. Odszedłby chyba w zapomnienie albo rozproszyłby swoją świadomość w Ki... znalazłby sposób na usunięcie tej nudy.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Lodowe Pustkowia
Sro Wrz 14, 2016 8:31 pm
Się rozgadał, nie ma co. Słuchał uważnie, bacznie też wlepiał ślepia w twarz Mistica. Jego energia pokazywała, że jest w kiepskiej kondycji. No tak, wszak walczył jak równy z równym z Hazardem. Tylko ktoś naiwny, albo pewny siebie zdecydowałby się na konfrontację z osobą, której szczerze nienawidził. Najwyraźniej Białowłosy należał do odważnych, tylko czy aby się nie przeliczył?
O czym toczył się dialog? A w zasadzie na tę chwilę monolog? W skrócie o uratowaniu życia, o przekroczeniu jakiegoś etapu w relacji między demonem a Hikaru, filozofie na temat szczędzenia demonów w ramach mniejszego zła... nic nie wskazywałoby na to, że musiał zabierać Czarnowłosego na to zadupie z dala od April. Mogła przysłuchiwać się na spokojnie, bo o tym, że Red zabił Hikaru akurat wiedziała od samego swojego byłej Mentora. Kiedy uznał, że gardło kompana wyczerpało limit słów jak na ów moment, przystąpił do swoich rozważań. Niemal na poruszone tematy.
>Fakt, uratowałem Cię. I to nie tylko w ucieczce od śmierci Zella, ale i w boju, z pomocą Twojej Genki Damy. Przekazałem wtedy prawie całą energię, jaką posiadałem. Prawie, bo resztę zainicjowałem w leczenie Twych ran. I co z tego mam? Twoje "dziękuję" ma być jedyną formą zadośćuczynienia za mój trud w ratowaniu Twego mistycznego tyłka? Niedoczekanie.
Oderwał się plecami od góry lodowej i zrobił kilka leniwych kroków, by stanąć przed siedzącym wojownikiem. Widać było, jak uchodziła z niego witalność. Nawet Ki z lodu niewiele wskórało, wyczuwał ten prąd w kierunku Siwego. Nie blokował przepływu mocy czy coś, ale i tak demon był na idealnej pozycji do zrobienia śmiertelnego kuku osobnikowi. Nie bił się z moralnością, bo jak wspomniał Hikaru - już mordował setki tysięcy, jak nie miliony istnień. Lecz czy Red był do końca przesiąknięty złem?
W przeciwieństwie do Mistica, Red szybciej dążył do konkretów.
>Jako, że ostatnio byłeś zbyt zajęty swoimi walkami i nie zająłeś się powierzoną Ci prośbą - załatwimy spłatę długów inaczej. Po pierwsze: jak tylko skończymy tą rozmowę, udasz się na Vegetę i ściągniesz na Ziemię, przed moje oblicze, Kisę. Wojowniczkę, u boku której obudziłeś się pewnego razu na pustyni. Po drugie: zostawisz April w spokoju. Nie potrzebuje Twojej pomocy, jest już dużą dziewczynką. A później możesz dalej mnie nienawidzić, gardzić, mieć w dupie i tym podobne.
Cóż, jakby nie spojrzeć, Hikaru ryzykował przybycie i porwanie demona w te zakątki. Pewnie uważał, że narażał życie, ale czy brał pod uwagę inne opcje - jak chociażby wysłużeniem się nim? Gdyby znał teleportację (a przecież nie był na tyle głupi, by uwierzyć, że Mistic zechciał go w ów umiejętność wtajemniczyć), to załatwiłby sprawy po swojemu. Tak to miał idealną okazję, żeby poniekąd wymusić na towarzysza powyższe działania.
A co jeśli odmówi lub dopadnie go skleroza jak ostatnio i nie przyłoży się?
>Jeśli nie zrobisz tego, co poleciłem - wytropię Cię i zabiję, tak jak kiedyś. Dopilnuję, byś nadział się na identyczny stalagmit jak ostatnio. Wróć - jak trzysta lat temu. To tak tylko na zachętę, żebyś więcej nie lekceważył moich słów, ale wywiążę się z umowy, jeśli Ty nie wywiążesz się ze swoich długów. Miałbyś z głowy, nie nadstawiałbyś więcej karku za życie innych.
Na twarzy wciąż malowała się chłodna powaga, która za chwilę rozmyła się przy spoglądaniu w arktyczne, mroźne niebo. Malowały się zorze polarne, miły dla oka widok.
>Co do dokonania czegoś nowego - mając tyle lat co my nadal istnieje na to szansa. Trzeba tylko dobrze pomyśleć. Jakbyś chciał, mogę Ci kopsnąć jeden z kilku pomysłów na zachętę.
Oczywiście wiedział, że Białowłosy nie zechciałby rady od Red'a, ale niech wie, że nie jest jedynym, który szuka nowych alternatyw. Jakby nie było, prawie są równolatkami i prawie przez to samo przechodzili w podobnych osiach czasu. Tylko stali na przeciwnych biegunach, niekoniecznie czarno-białych. Zaraz nawet o tym wspomniał nie odrywając wzroku od zielonych zasłon na niebie.
>I nie ma czegoś takiego jak Jing i Jang. Życie ma wiele odcieni szarości. Nie da się sprowadzić wszystkiego do tak prostych schematów. Bo w ciągu doby nie tylko jest widno, lub ciemno, ale i świta... lub zmierzcha.
Hm... czy to wszystko, do czego mógł się odnieść demon? Chyba tak, nie mniej nie był w pełni przygotowany na spotkanie ze swoim Pogromcą. Zdjął ślepia z nieba i patrzył się na towarzysza. Zagadkowe, że dawny HalfSaiyan zdecydował się w ogóle na tę rozmowę, ale tolerował jego zachciankę, dopóki wszystko szło po myśli Red'a. A z tym jak widać różnie. Hikaru to trudny do przewidzenia wojownik, nie wiadomo czy nie chciał uśpić tylko czujności młodzieńca, który mimo wszystko nie rozluźniał się podczas rozmowy.
Chłód... zimny chłód objął wnętrze Rogatego. Był strasznie głodny. Nakrył na wargi rąbek golfu, aby nie ukazywać rozrośniętych kłów. Nie zamierzał dać się ponieść instynktowi.
Ooc: trening - stalowe nerwy przed Hikaru
O czym toczył się dialog? A w zasadzie na tę chwilę monolog? W skrócie o uratowaniu życia, o przekroczeniu jakiegoś etapu w relacji między demonem a Hikaru, filozofie na temat szczędzenia demonów w ramach mniejszego zła... nic nie wskazywałoby na to, że musiał zabierać Czarnowłosego na to zadupie z dala od April. Mogła przysłuchiwać się na spokojnie, bo o tym, że Red zabił Hikaru akurat wiedziała od samego swojego byłej Mentora. Kiedy uznał, że gardło kompana wyczerpało limit słów jak na ów moment, przystąpił do swoich rozważań. Niemal na poruszone tematy.
>Fakt, uratowałem Cię. I to nie tylko w ucieczce od śmierci Zella, ale i w boju, z pomocą Twojej Genki Damy. Przekazałem wtedy prawie całą energię, jaką posiadałem. Prawie, bo resztę zainicjowałem w leczenie Twych ran. I co z tego mam? Twoje "dziękuję" ma być jedyną formą zadośćuczynienia za mój trud w ratowaniu Twego mistycznego tyłka? Niedoczekanie.
Oderwał się plecami od góry lodowej i zrobił kilka leniwych kroków, by stanąć przed siedzącym wojownikiem. Widać było, jak uchodziła z niego witalność. Nawet Ki z lodu niewiele wskórało, wyczuwał ten prąd w kierunku Siwego. Nie blokował przepływu mocy czy coś, ale i tak demon był na idealnej pozycji do zrobienia śmiertelnego kuku osobnikowi. Nie bił się z moralnością, bo jak wspomniał Hikaru - już mordował setki tysięcy, jak nie miliony istnień. Lecz czy Red był do końca przesiąknięty złem?
W przeciwieństwie do Mistica, Red szybciej dążył do konkretów.
>Jako, że ostatnio byłeś zbyt zajęty swoimi walkami i nie zająłeś się powierzoną Ci prośbą - załatwimy spłatę długów inaczej. Po pierwsze: jak tylko skończymy tą rozmowę, udasz się na Vegetę i ściągniesz na Ziemię, przed moje oblicze, Kisę. Wojowniczkę, u boku której obudziłeś się pewnego razu na pustyni. Po drugie: zostawisz April w spokoju. Nie potrzebuje Twojej pomocy, jest już dużą dziewczynką. A później możesz dalej mnie nienawidzić, gardzić, mieć w dupie i tym podobne.
Cóż, jakby nie spojrzeć, Hikaru ryzykował przybycie i porwanie demona w te zakątki. Pewnie uważał, że narażał życie, ale czy brał pod uwagę inne opcje - jak chociażby wysłużeniem się nim? Gdyby znał teleportację (a przecież nie był na tyle głupi, by uwierzyć, że Mistic zechciał go w ów umiejętność wtajemniczyć), to załatwiłby sprawy po swojemu. Tak to miał idealną okazję, żeby poniekąd wymusić na towarzysza powyższe działania.
A co jeśli odmówi lub dopadnie go skleroza jak ostatnio i nie przyłoży się?
>Jeśli nie zrobisz tego, co poleciłem - wytropię Cię i zabiję, tak jak kiedyś. Dopilnuję, byś nadział się na identyczny stalagmit jak ostatnio. Wróć - jak trzysta lat temu. To tak tylko na zachętę, żebyś więcej nie lekceważył moich słów, ale wywiążę się z umowy, jeśli Ty nie wywiążesz się ze swoich długów. Miałbyś z głowy, nie nadstawiałbyś więcej karku za życie innych.
Na twarzy wciąż malowała się chłodna powaga, która za chwilę rozmyła się przy spoglądaniu w arktyczne, mroźne niebo. Malowały się zorze polarne, miły dla oka widok.
>Co do dokonania czegoś nowego - mając tyle lat co my nadal istnieje na to szansa. Trzeba tylko dobrze pomyśleć. Jakbyś chciał, mogę Ci kopsnąć jeden z kilku pomysłów na zachętę.
Oczywiście wiedział, że Białowłosy nie zechciałby rady od Red'a, ale niech wie, że nie jest jedynym, który szuka nowych alternatyw. Jakby nie było, prawie są równolatkami i prawie przez to samo przechodzili w podobnych osiach czasu. Tylko stali na przeciwnych biegunach, niekoniecznie czarno-białych. Zaraz nawet o tym wspomniał nie odrywając wzroku od zielonych zasłon na niebie.
>I nie ma czegoś takiego jak Jing i Jang. Życie ma wiele odcieni szarości. Nie da się sprowadzić wszystkiego do tak prostych schematów. Bo w ciągu doby nie tylko jest widno, lub ciemno, ale i świta... lub zmierzcha.
Hm... czy to wszystko, do czego mógł się odnieść demon? Chyba tak, nie mniej nie był w pełni przygotowany na spotkanie ze swoim Pogromcą. Zdjął ślepia z nieba i patrzył się na towarzysza. Zagadkowe, że dawny HalfSaiyan zdecydował się w ogóle na tę rozmowę, ale tolerował jego zachciankę, dopóki wszystko szło po myśli Red'a. A z tym jak widać różnie. Hikaru to trudny do przewidzenia wojownik, nie wiadomo czy nie chciał uśpić tylko czujności młodzieńca, który mimo wszystko nie rozluźniał się podczas rozmowy.
Chłód... zimny chłód objął wnętrze Rogatego. Był strasznie głodny. Nakrył na wargi rąbek golfu, aby nie ukazywać rozrośniętych kłów. Nie zamierzał dać się ponieść instynktowi.
Ooc: trening - stalowe nerwy przed Hikaru
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Lodowe Pustkowia
Czw Wrz 15, 2016 4:11 pm
Hikaru rzeczywiście sporo się nagadał chwilę wcześniej jak na siebie. Potrafił jednak słuchać i gdy mówił demon mistic słuchał. W duchu skrzywił się na myśl o wykonywaniu jakichkolwiek zadań dla niego. Nie bał się Reda. Żył zbyt długo już by bać się ewentualnej śmierci, czy to z jego rąk czy kogokolwiek innego. Tylko, że śmierć to pewna strata. Strata możliwości jakiegokolwiek działania jak sam powiedział przed chwilą.
- Pożyczyłem sobie Ciebie i przywiozłem na tą lodową pustynię ze względu na to, że chcę poprawić nasze stosunki. W wypowiedzi pominąłem to, że dodałeś znaczący procent do Genki bo to nie było osobiste. Nie chodziło wtedy o mnie czy o Ciebie. Po prostu ja mogę zrobić coś i jestem na odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Zniszczenie Zella widocznie pasowało Ci choć sam nie specjalnie miałeś ochotę brać udział w tym całym Kaede'owym bagnie. Rozumiem. Stałem się narzędziem w Twoich rękach, po prostu przekazując mi energię włączyłeś urządzenie tak jak się włącza mixer w kuchni czy mikrofalówkę. Nic osobistego. Gdy się używa Genki Damy i zbiera się Ki do niej to nigdy nie jest w pełni osobiste. Osobiste jednak było uratowanie mi życia. Dlatego o tym wspomniałem. Tu przerwał na chwilę by nie wypaść z trybu oddechowego. Dopiero po kilku uderzeniach spowolnionego serca mistic znów się odezwał.
- Jeszcze kilka lat wcześniej bym wyśmiał Cię po usłyszeniu tych zadań do wykonania. Teraz tego nie zrobię. Nigdy nie staniemy się pewnie najlepszymi przyjaciółmi, ale chciałbym chociaż przestać Cię traktować Cię jako zagrożenie dla mojej planety. I liczyć na to, że Twoje działania mnie nie uśmiercą. Kto wie ? Nie jednokrotnie w moim życiu musiałem wiązać chociażby na chwilę los z kimś za kim nie przepadałem. Już nie jednokrotnie walczyliśmy po tej samej stronie na rzecz pokonania gorszego zła. Jakoś nam to wychodziło. Nie wiem dlaczego Ci ta sayanka. Nie żeby mi zależało jakoś specjalnie na jej życiu, ale nie chciałbym by przez dostarczenie jej demonowi skończył się jej żywot. A może chcesz ją tylko uwolnić z Planety Małp ? Pewnie tego już mi nie powiesz. Zrobię to jeśli powiesz, że to nie skończy się jej śmiercią, czy też wiecznym potępieniem. Dostarczę ją Tobie jeśli ona zechce na to spotkanie. Zrobię to przede wszystkim dlatego by podkreślić moją chęć polepszenia stosunków z Tobą, Red. Nie dlatego, że mnie straszysz bo to mnie nie rusza. Znów przerwał na chwilę. Gapił się spokojnym wzrokiem na Reda wypatrując jakichkolwiek znaków na jego twarzy, że mógłby go zabić.
Nawet demon zbliżył się do Obrońcy Ziemi na wyciągnięcie ręki prawie. Jeden ruch i byłoby po młodo wyglądającym wojowniku. Ten tylko założył na dolne pół twarzy golf. Nie widać było śladów wyziębienia na skórze demona. Fakt faktem wybrał ten odległy teren bo miał pewność, że w razie W nikt poza paroma zwierzakami nie umrze. Poza tym wiedział też, że demony nie przepadają raczej za chłodem. Przynajmniej Red. Miał też pewność, że dla wojownika warunki atmosferyczne nie grały większej roli także mógł jedynie popełnić błąd pojawiając się z nim tutaj. Być może takie miejsce jedynie wywołuje złość. Nie pamiętał by Red kiedykolwiek mówił w taki sposób, choć też nie specjalnie się kiedykolwiek skupiał na jego charakterze. Przecież był jego oprawcą trzy wieki temu.
- Mylisz się mówiąc, że nie ma czegoś takiego jak Jing i Jang. Owszem jest. Nie chodzi tylko o dobro i zło, ale o przeciwne bieguny jak w magnesie. Mówisz, że poza nocą i dniem jest jeszcze wschód i zachód słońca. Zgadza się. To jednak tylko okres przejściowy zejścia z dnia na noc i vice versa. Ten symbol czarno białą łezką zawiniętą w okręgu to... cóż.. symbol. Ma wiele znaczeń, ale założenie jest właśnie takie, że są dwa przeciwstawne bieguny. Ja chronię, Ty niszczysz. To nas jednak nie warunkuje. Mogę niszczyć, a Ty chronić. Tak też już nasza historia pokazała. Jednak tak jak Jing Jang tworzy jeden okrąg tak i my, czy raczej siły jakie reprezentujemy tworzą jakąś całość i jeśli którejś zabraknie może się stać wielkie Gówno w Kosmosie. Przez takie zaburzenia równowagi mieliśmy właśnie plagę Shadowów. Oczywiście natura tak już ma, że wszelką nierównowagę próbuje zbalansować. Jeśli umrę ja lub Ty... lub oboje umrzemy... Natura wyrówna niedobory po obu biegunach magnesu. Wiele lat spędziłem na obserwacji i zauważyłem, że taką naturę ma ... Natura. Tu się uśmiechnął pokazując równe zęby na to wypowiedziane masło maślane. Być może też zauważyłeś, że Natura, czy też wszechświat dąży do jakiegoś konsesusu. Dlatego też eliminacja planety demonów nie zmienił waszego losu zanadto. Demony dalej są i będą. Chaos nie zniknie ot tak. I kolejna pauza. Tym razem trwała dłużej niż wcześniej by mistic mógł zebrać więcej energii z lodowego pustkowia do przyspieszenia działania regeneracyjnej bacty we krwi. Odkąd się tu znalazł już czuł się lepiej. Jeszcze trochę i będzie mógł załatwić sprawę na Vegecie.
- Jeśli chodzi o April... ona zawsze była wolna. Próbowałem jej pomóc, ale nic z tego nie przyszło. Nie chciałbym jednak byś zmienił ją w żądną krwi morderczynie. Wtedy byłbym zmuszony ją zabić... wiesz jak to działa. Taką rolę przyjąłem na siebie, choć tak jak zabicie Greefisa mi nie leżało to jednak musiałem to zrobić. Jeśli będzie chciała mnie znów spotkać i zmienić się na dawną halfkę też nie możesz jej ku temu powstrzymywać. Jeśli to nastąpi pewnie minie sporo czasu, ale możliwe, że Kuro uczyni jakiś cud.
- Pożyczyłem sobie Ciebie i przywiozłem na tą lodową pustynię ze względu na to, że chcę poprawić nasze stosunki. W wypowiedzi pominąłem to, że dodałeś znaczący procent do Genki bo to nie było osobiste. Nie chodziło wtedy o mnie czy o Ciebie. Po prostu ja mogę zrobić coś i jestem na odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Zniszczenie Zella widocznie pasowało Ci choć sam nie specjalnie miałeś ochotę brać udział w tym całym Kaede'owym bagnie. Rozumiem. Stałem się narzędziem w Twoich rękach, po prostu przekazując mi energię włączyłeś urządzenie tak jak się włącza mixer w kuchni czy mikrofalówkę. Nic osobistego. Gdy się używa Genki Damy i zbiera się Ki do niej to nigdy nie jest w pełni osobiste. Osobiste jednak było uratowanie mi życia. Dlatego o tym wspomniałem. Tu przerwał na chwilę by nie wypaść z trybu oddechowego. Dopiero po kilku uderzeniach spowolnionego serca mistic znów się odezwał.
- Jeszcze kilka lat wcześniej bym wyśmiał Cię po usłyszeniu tych zadań do wykonania. Teraz tego nie zrobię. Nigdy nie staniemy się pewnie najlepszymi przyjaciółmi, ale chciałbym chociaż przestać Cię traktować Cię jako zagrożenie dla mojej planety. I liczyć na to, że Twoje działania mnie nie uśmiercą. Kto wie ? Nie jednokrotnie w moim życiu musiałem wiązać chociażby na chwilę los z kimś za kim nie przepadałem. Już nie jednokrotnie walczyliśmy po tej samej stronie na rzecz pokonania gorszego zła. Jakoś nam to wychodziło. Nie wiem dlaczego Ci ta sayanka. Nie żeby mi zależało jakoś specjalnie na jej życiu, ale nie chciałbym by przez dostarczenie jej demonowi skończył się jej żywot. A może chcesz ją tylko uwolnić z Planety Małp ? Pewnie tego już mi nie powiesz. Zrobię to jeśli powiesz, że to nie skończy się jej śmiercią, czy też wiecznym potępieniem. Dostarczę ją Tobie jeśli ona zechce na to spotkanie. Zrobię to przede wszystkim dlatego by podkreślić moją chęć polepszenia stosunków z Tobą, Red. Nie dlatego, że mnie straszysz bo to mnie nie rusza. Znów przerwał na chwilę. Gapił się spokojnym wzrokiem na Reda wypatrując jakichkolwiek znaków na jego twarzy, że mógłby go zabić.
Nawet demon zbliżył się do Obrońcy Ziemi na wyciągnięcie ręki prawie. Jeden ruch i byłoby po młodo wyglądającym wojowniku. Ten tylko założył na dolne pół twarzy golf. Nie widać było śladów wyziębienia na skórze demona. Fakt faktem wybrał ten odległy teren bo miał pewność, że w razie W nikt poza paroma zwierzakami nie umrze. Poza tym wiedział też, że demony nie przepadają raczej za chłodem. Przynajmniej Red. Miał też pewność, że dla wojownika warunki atmosferyczne nie grały większej roli także mógł jedynie popełnić błąd pojawiając się z nim tutaj. Być może takie miejsce jedynie wywołuje złość. Nie pamiętał by Red kiedykolwiek mówił w taki sposób, choć też nie specjalnie się kiedykolwiek skupiał na jego charakterze. Przecież był jego oprawcą trzy wieki temu.
- Mylisz się mówiąc, że nie ma czegoś takiego jak Jing i Jang. Owszem jest. Nie chodzi tylko o dobro i zło, ale o przeciwne bieguny jak w magnesie. Mówisz, że poza nocą i dniem jest jeszcze wschód i zachód słońca. Zgadza się. To jednak tylko okres przejściowy zejścia z dnia na noc i vice versa. Ten symbol czarno białą łezką zawiniętą w okręgu to... cóż.. symbol. Ma wiele znaczeń, ale założenie jest właśnie takie, że są dwa przeciwstawne bieguny. Ja chronię, Ty niszczysz. To nas jednak nie warunkuje. Mogę niszczyć, a Ty chronić. Tak też już nasza historia pokazała. Jednak tak jak Jing Jang tworzy jeden okrąg tak i my, czy raczej siły jakie reprezentujemy tworzą jakąś całość i jeśli którejś zabraknie może się stać wielkie Gówno w Kosmosie. Przez takie zaburzenia równowagi mieliśmy właśnie plagę Shadowów. Oczywiście natura tak już ma, że wszelką nierównowagę próbuje zbalansować. Jeśli umrę ja lub Ty... lub oboje umrzemy... Natura wyrówna niedobory po obu biegunach magnesu. Wiele lat spędziłem na obserwacji i zauważyłem, że taką naturę ma ... Natura. Tu się uśmiechnął pokazując równe zęby na to wypowiedziane masło maślane. Być może też zauważyłeś, że Natura, czy też wszechświat dąży do jakiegoś konsesusu. Dlatego też eliminacja planety demonów nie zmienił waszego losu zanadto. Demony dalej są i będą. Chaos nie zniknie ot tak. I kolejna pauza. Tym razem trwała dłużej niż wcześniej by mistic mógł zebrać więcej energii z lodowego pustkowia do przyspieszenia działania regeneracyjnej bacty we krwi. Odkąd się tu znalazł już czuł się lepiej. Jeszcze trochę i będzie mógł załatwić sprawę na Vegecie.
- Jeśli chodzi o April... ona zawsze była wolna. Próbowałem jej pomóc, ale nic z tego nie przyszło. Nie chciałbym jednak byś zmienił ją w żądną krwi morderczynie. Wtedy byłbym zmuszony ją zabić... wiesz jak to działa. Taką rolę przyjąłem na siebie, choć tak jak zabicie Greefisa mi nie leżało to jednak musiałem to zrobić. Jeśli będzie chciała mnie znów spotkać i zmienić się na dawną halfkę też nie możesz jej ku temu powstrzymywać. Jeśli to nastąpi pewnie minie sporo czasu, ale możliwe, że Kuro uczyni jakiś cud.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Lodowe Pustkowia
Czw Wrz 15, 2016 7:01 pm
>Po prostu nie mieszałem się do polityki Vegety, a Zell i całe to królowanie na tym polegało. Zwisałoby mi i powiewało, gdyby nie to, że Zell przyczynił się do zaginięcia June i jej syna wysyłając wojska na Ziemię. Nie mogło mu ujść na sucho, a Twoja moc mogła odmienić los planety.
Przynajmniej poznał - chcąc nie chcąc - powód dołączenia się do bitwy przeciwko Zellowi. Przecież nie mógł mu powiedzieć, że nie atakował bezpośrednio we władzę, bo oszalał na punkcie krwi. I że mógł zabić tych, którzy z nimi walczyli. Pokaz tego ostatnio był na Vegecie przy okazji odwiedzin Rukei'a. W połączeniu z nigdy nienapełnionym żołądkiem wprowadziło demona w skrajność, której od dłuższego czasu unikał.
>Może to Cię zdziwi, ale nie chcę zabić Kisy. Ma wielki potencjał.
Nie mógł odnieść się do wszystkiego. Nie znał się aż tak na życiu, poza tym wojowniczym. Zazwyczaj milczał w swoim żywocie, także długie rozmowy jeszcze nie weszły mu w krew. O Jing i Jang na przykład tylko lekko skinął głową, że chyba rozumie logikę Mistica. Jako tako. To, do czego mógł się odnieść, albo przeczekiwał na moment ciszy, albo wchodził już w słowo. Zimno mu doskwierało, zewsząd.
>Co nie znaczy, że na przykład po zniszczeniu Vegety nie zmieniłoby to losu Saiyan. Powinieneś traktować demony raczej jak kolejną rasę mieszkającą we Wszechświecie. A najlepiej nikogo nie traktować stereotypowo, albo przez pryzmat dawnych czasów. Uspokoję Cię ponadto - nie zamierzam sterować April, jeśli to miałeś na myśli. Jest bystrą wojowniczką, nie służącą. Zrobi, co zechce.
Wzruszył ramionami, a ślepia skierował gdzieś na bok. Nie mógł teraz patrzeć się na Halfa, kiedy mu tak smakowicie pachniał. Cały organizm Red'a prócz rozsądku chciało jednego. Bordowego, mokrego, cieplutkiego, płynnego. Coś, co wypełniłoby jego żołądek. Oblizał wargi, co było widoczne nawet pod materiałem. Zacisnął dłonie w pięści, musiał się zmobilizować - tak mu ładnie szła rozmowa z Białowłosym (co było zaskakujące), że szkoda byłoby ją przerwać w taki niekontrolowany sposób.
>Radziłbym Ci się zbierać, zaraz możesz jeszcze bardziej mnie nie lubić i nici z chęci zmian.
Westchnął głęboko próbując odpędzić marę zatopienia kłów w jego cieplejszym od otoczenia ciele. Rukei niby postawił mu zaporę w postaci wizji, że pozbawiłby tym aktem wyssania krwi życia April lub Kisy, lecz wiedział o tej fikcji. No chyba, że znalazłby jakiegoś pingwina, chociaż o wiele bliżej mu do posoki Mistica. Usiadł po turecku na śniegu i spuścił rogatą głowę ku dołowi podpierając ją dłonią.
[Ooc: trening ciąg dalszy - puszczanie nerwów]
Przynajmniej poznał - chcąc nie chcąc - powód dołączenia się do bitwy przeciwko Zellowi. Przecież nie mógł mu powiedzieć, że nie atakował bezpośrednio we władzę, bo oszalał na punkcie krwi. I że mógł zabić tych, którzy z nimi walczyli. Pokaz tego ostatnio był na Vegecie przy okazji odwiedzin Rukei'a. W połączeniu z nigdy nienapełnionym żołądkiem wprowadziło demona w skrajność, której od dłuższego czasu unikał.
>Może to Cię zdziwi, ale nie chcę zabić Kisy. Ma wielki potencjał.
Nie mógł odnieść się do wszystkiego. Nie znał się aż tak na życiu, poza tym wojowniczym. Zazwyczaj milczał w swoim żywocie, także długie rozmowy jeszcze nie weszły mu w krew. O Jing i Jang na przykład tylko lekko skinął głową, że chyba rozumie logikę Mistica. Jako tako. To, do czego mógł się odnieść, albo przeczekiwał na moment ciszy, albo wchodził już w słowo. Zimno mu doskwierało, zewsząd.
>Co nie znaczy, że na przykład po zniszczeniu Vegety nie zmieniłoby to losu Saiyan. Powinieneś traktować demony raczej jak kolejną rasę mieszkającą we Wszechświecie. A najlepiej nikogo nie traktować stereotypowo, albo przez pryzmat dawnych czasów. Uspokoję Cię ponadto - nie zamierzam sterować April, jeśli to miałeś na myśli. Jest bystrą wojowniczką, nie służącą. Zrobi, co zechce.
Wzruszył ramionami, a ślepia skierował gdzieś na bok. Nie mógł teraz patrzeć się na Halfa, kiedy mu tak smakowicie pachniał. Cały organizm Red'a prócz rozsądku chciało jednego. Bordowego, mokrego, cieplutkiego, płynnego. Coś, co wypełniłoby jego żołądek. Oblizał wargi, co było widoczne nawet pod materiałem. Zacisnął dłonie w pięści, musiał się zmobilizować - tak mu ładnie szła rozmowa z Białowłosym (co było zaskakujące), że szkoda byłoby ją przerwać w taki niekontrolowany sposób.
>Radziłbym Ci się zbierać, zaraz możesz jeszcze bardziej mnie nie lubić i nici z chęci zmian.
Westchnął głęboko próbując odpędzić marę zatopienia kłów w jego cieplejszym od otoczenia ciele. Rukei niby postawił mu zaporę w postaci wizji, że pozbawiłby tym aktem wyssania krwi życia April lub Kisy, lecz wiedział o tej fikcji. No chyba, że znalazłby jakiegoś pingwina, chociaż o wiele bliżej mu do posoki Mistica. Usiadł po turecku na śniegu i spuścił rogatą głowę ku dołowi podpierając ją dłonią.
[Ooc: trening ciąg dalszy - puszczanie nerwów]
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Lodowe Pustkowia
Pią Wrz 16, 2016 12:56 pm
Pozwolił wypowiedzieć się Redowi, ale nie kontynuował jego słów także po ostatnim zdaniu demona zapadła cisza. Hikaru zobaczył jak pod golfem przesuwa się język po wargach o mogło zasugerować, że albo się denerwuje, albo ledwo nad sobą panuje... lub też jest głodny. Albo każde z powyższych. Jakoś nie specjalnie chciał dziś umierać, ale był jeszcze za słaby by gdziekolwiek się przenosić. Rany nie do końca się zagoiły. Dlatego też rozsiał wokół swoją świadomość by zmysłami wyszukać ukryte gdzieś stadko pingwinów. Musiał poświęcić jednego by chociaż odrobinę uspokoić rozmówcę.
Dlatego też wchłonął odrobinę Ki z otoczenia z oddechem i uformował ją w niewidoczną dłoń, która chwyciła osobnika z najsłabszą aurą i wyciągnęła ukrycia. Stadko, które pomogło misticowi się pojawić tutaj z Redem rozbiło się na kilka grupek mniejszych by ukryć się w promieniu dwustu metrów od dwójki wojowników w różnych otworach w lodzie. Hikaru przeskanował swoimi zmysłami wszystkie mini grupki i wybrał najsłabszego osobnika. Gdy już go wyciągnął można było zaobserwować coś niezwykłego. Mianowicie latającego pingwina. Trzepał płetwo skrzydłami, ale nie miał szansy się wyrwać. Niewidoczna dłoń przesunęła niewidzialny kciuk w taki sposób, że łebek ptaka nienaturalnie się skręcił i natychmiast całe ciałko zwiotczało. Gdy posiłek Reda wpadł mu w ręce był gotowy do spożycia. Wrócił zmysłami do ciała.
- Jako, że nie mam siły jeszcze się stąd ruszyć, a Ty wyglądasz na niespokojnego wolałem coś wrzucić na ruszt zamiast kusić Cię sobą. Smacznego. Minęło kilka jeszcze chwil milczenia. Mistic wsłuchiwał się w wiatr bijący w nich, a także wszelkie większe wypukłości pustkowi. Niedługo będzie mógł rzeczywiście ruszyć na Vegetę. Nie znaczy, że miał ochotę na powrót tam.
- Skoro nie zamierzasz zabić Kisy, przyprowadzę Ci ją. Widzę, że zbierasz uczniów. Chcesz założyć demoniczną szkołę ? To byłoby ciekawe, ale z doświadczenia wiedział, że utrzymanie takiego czegoś łatwe nie jest. Trzeba odpowiednio wybierać padawanów by się nie skisło wszystko. W przypadku szkoły światła popełnił błąd, ale jednocześnie nie mógł go nie popełnić. Chociażby przyprowadzając June... w poprzednim życiu była groźna. Gdy białowłosy na prawdę był jeszcze młody. Dlatego wolał teraz mieć ją blisko siebie. Miał nadzieję, że na powrót nie stanie się tak potężnie zła. Wyszło jak wyszło.
Dlatego też wchłonął odrobinę Ki z otoczenia z oddechem i uformował ją w niewidoczną dłoń, która chwyciła osobnika z najsłabszą aurą i wyciągnęła ukrycia. Stadko, które pomogło misticowi się pojawić tutaj z Redem rozbiło się na kilka grupek mniejszych by ukryć się w promieniu dwustu metrów od dwójki wojowników w różnych otworach w lodzie. Hikaru przeskanował swoimi zmysłami wszystkie mini grupki i wybrał najsłabszego osobnika. Gdy już go wyciągnął można było zaobserwować coś niezwykłego. Mianowicie latającego pingwina. Trzepał płetwo skrzydłami, ale nie miał szansy się wyrwać. Niewidoczna dłoń przesunęła niewidzialny kciuk w taki sposób, że łebek ptaka nienaturalnie się skręcił i natychmiast całe ciałko zwiotczało. Gdy posiłek Reda wpadł mu w ręce był gotowy do spożycia. Wrócił zmysłami do ciała.
- Jako, że nie mam siły jeszcze się stąd ruszyć, a Ty wyglądasz na niespokojnego wolałem coś wrzucić na ruszt zamiast kusić Cię sobą. Smacznego. Minęło kilka jeszcze chwil milczenia. Mistic wsłuchiwał się w wiatr bijący w nich, a także wszelkie większe wypukłości pustkowi. Niedługo będzie mógł rzeczywiście ruszyć na Vegetę. Nie znaczy, że miał ochotę na powrót tam.
- Skoro nie zamierzasz zabić Kisy, przyprowadzę Ci ją. Widzę, że zbierasz uczniów. Chcesz założyć demoniczną szkołę ? To byłoby ciekawe, ale z doświadczenia wiedział, że utrzymanie takiego czegoś łatwe nie jest. Trzeba odpowiednio wybierać padawanów by się nie skisło wszystko. W przypadku szkoły światła popełnił błąd, ale jednocześnie nie mógł go nie popełnić. Chociażby przyprowadzając June... w poprzednim życiu była groźna. Gdy białowłosy na prawdę był jeszcze młody. Dlatego wolał teraz mieć ją blisko siebie. Miał nadzieję, że na powrót nie stanie się tak potężnie zła. Wyszło jak wyszło.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Lodowe Pustkowia
Pią Wrz 16, 2016 8:56 pm
Trudno było skupić się na rozmowie, zwłaszcza z niedawnym antagonistą, który przystąpił do spotkania z własnej inicjatywy. W dodatku nie w pełni zdrów. Rany na ciele, te krwiste, drażniły nozdrza demona, który mimo zakrycia twarzy golfem, odczuwał wyraźnie walory smakowe posoki. Przy nieposkromionym głodzie Red'a taka krew byłaby co prawda kroplą w morzu potrzeb, lecz zawsze odsunęłaby na dalszy plan wybuch gniewu.
Chyba Mistic szybko skojarzył fakty, i mimo ograniczonej Ki - dosłownie podał mu na tacy posiłek. Rozświetliły się intensywniej oczy Czarnowłosego, a oddech przyspieszył. Nawet nie poczekał na słowo "smacznego", tylko jak sięgnął rękoma po latającego pingwina - odsłonił usta i wbił się ostrymi zębiskami w miękki brzuch stworzenia. Palce przyszpiliły się mocno do ciałka z piórkami i tak pochylony nad workiem krwi spijał z niego soki życiowe. Nie delektował się, po prostu musiał wypełnić rosnącą pustkę w jego ciele. Chociaż odrobinę rozgrzać się od środka.
Hikaru już wiedział, że te same ostre kły, które występowały także tam, gdzie ludzie mają siekacze, przedtrzonowce i trzonowce, mogły się wgryźć z łatwością także w jego ciało. Gdyby nie sprytne posunięcie ze zwierzątkiem. Po dość szybkim posiłku (wiele otwartych ran w postaci punktów ułatwiało spijanie krwi) oderwał wilgotne i czerwone wargi od pingwina. Jeszcze nie był spokojny, ciężko takim być, gdy ma się świadomość nieskończonego łaknienia.
>Mogłeś... przynieść mi... silniejszego... osobnika... miałby... większe szanse... na przeżycie...
Wysapał tuż po oderwaniu kłów z ciała pierzastego zwierzaka. Wydawało się, że już po wszystkim, skoro ciało ptaka spływało z nóg demona, który pochwycił ofiarę i posadowił na swoich nogach. Dłonie objęły czarno-białą sylwetkę i ślepia utkwił w krwistej plamie, jaką zostawił. Ostrożnie przejechał językiem po rance, aby zasklepiły się dziury po zębiskach Red'a. Lekko skrzywił usta w niesmaku. Jak tak dalej pójdzie, to kto wie, czy nie wyrządzi krzywdy dziewczynom, które chciał mieć na oku.
A właśnie, a propo rzekomego zbierania uczniów, jak tylko unormował oddech powiedział cicho:
>Nie, nie szkołę. Nie nadaję się na nauczyciela. Ze wspomnień Tsu wiem, że Tobie powiodło się, bo skupiłeś wokół siebie sporo kadry na dłuższy czas. Nie miałem tyle szczęścia, by dowiedzieć się tego osobiście.
Hikaru trzymał Red'a na dystans. Fakt, był niebezpieczny, mimo wszystko poniekąd zazdrościł, iż inni młodzi wojownicy mieli wsparcie na starcie swoich trudów. Demon doświadczał wszystkiego samodzielnie, no i był przez większość czasu sam. Na własnej skórze odczuwał brak pomocnej ręki, a kiedy przeżywał najgorsze chwile - rosło w nim zło. Całe szczęście, że bywały okresy, gdy mógł skupić się na sprawach innych bliskich mu osób. Wtedy ciężar własnych postępowań stawał się znośniejszy. Ba - nawet lekki jak piórko, gdy bawił się z Shigo i był jego wujkiem. Albo starszym kuzynem.
Wtedy truchło pingwina, które ciągle miał na swoich kolanach i na którym ciągle spoczywały dłonie obdarzone w długie szpony - poruszyło się. Red utkwił spojrzenie w niedoszłej ofierze i tchnęła w nie odrobinę Ki, by mogło ocknąć się i dochodzić do zdrowia. Prawie tak samo jak Mistic. Jak tylko czarno-biały ptak nielot odzyskał siły i czmychnął czym prędzej do rodzinki opowiadając o tym jak to latał dzięki telekinezie Siwego, demon też będzie zbierać się w drogę powrotną.
>Czas wracać do April, inaczej nabawię się guza za długą nieobecność. Do zobaczenia niebawem, Hikaru. Nie zapomnę o tym spotkaniu.
Uniósł się lekko nad lodowcem i w oka mgnieniu zniknął z tego zimnego zakątka. Leciał zamyślony zastanawiając się, czy aby mu się ono nie przyśniło. Jak to możliwe, by Mistic chciał zmian co do ich relacji? Przecież od zawsze go nienawidził, Red też nie pałał sympatią. Czyżby Hikaru wiedział o przyszłym niebezpieczeństwie i szukał sojuszników, nawet w osobie Czarnowłosego? Do oklepania czyjejś mordy nie trzeba było nakłaniać Czerwonookiego, chyba, że to Rukei był celem Mistica. Oj, stanąłby między młotem a kowadłem...
No i musiał przyznać, że był z siebie dumny, że nie rzucił się na osobę Białowłosego z chęcią wyciśnięcia z niego ostatnich kropel krwi. Nie wiadomo jednak, co by było, gdyby nie pingwin...
z tematu - do April
[Ooc: koniec treningu]
Chyba Mistic szybko skojarzył fakty, i mimo ograniczonej Ki - dosłownie podał mu na tacy posiłek. Rozświetliły się intensywniej oczy Czarnowłosego, a oddech przyspieszył. Nawet nie poczekał na słowo "smacznego", tylko jak sięgnął rękoma po latającego pingwina - odsłonił usta i wbił się ostrymi zębiskami w miękki brzuch stworzenia. Palce przyszpiliły się mocno do ciałka z piórkami i tak pochylony nad workiem krwi spijał z niego soki życiowe. Nie delektował się, po prostu musiał wypełnić rosnącą pustkę w jego ciele. Chociaż odrobinę rozgrzać się od środka.
Hikaru już wiedział, że te same ostre kły, które występowały także tam, gdzie ludzie mają siekacze, przedtrzonowce i trzonowce, mogły się wgryźć z łatwością także w jego ciało. Gdyby nie sprytne posunięcie ze zwierzątkiem. Po dość szybkim posiłku (wiele otwartych ran w postaci punktów ułatwiało spijanie krwi) oderwał wilgotne i czerwone wargi od pingwina. Jeszcze nie był spokojny, ciężko takim być, gdy ma się świadomość nieskończonego łaknienia.
>Mogłeś... przynieść mi... silniejszego... osobnika... miałby... większe szanse... na przeżycie...
Wysapał tuż po oderwaniu kłów z ciała pierzastego zwierzaka. Wydawało się, że już po wszystkim, skoro ciało ptaka spływało z nóg demona, który pochwycił ofiarę i posadowił na swoich nogach. Dłonie objęły czarno-białą sylwetkę i ślepia utkwił w krwistej plamie, jaką zostawił. Ostrożnie przejechał językiem po rance, aby zasklepiły się dziury po zębiskach Red'a. Lekko skrzywił usta w niesmaku. Jak tak dalej pójdzie, to kto wie, czy nie wyrządzi krzywdy dziewczynom, które chciał mieć na oku.
A właśnie, a propo rzekomego zbierania uczniów, jak tylko unormował oddech powiedział cicho:
>Nie, nie szkołę. Nie nadaję się na nauczyciela. Ze wspomnień Tsu wiem, że Tobie powiodło się, bo skupiłeś wokół siebie sporo kadry na dłuższy czas. Nie miałem tyle szczęścia, by dowiedzieć się tego osobiście.
Hikaru trzymał Red'a na dystans. Fakt, był niebezpieczny, mimo wszystko poniekąd zazdrościł, iż inni młodzi wojownicy mieli wsparcie na starcie swoich trudów. Demon doświadczał wszystkiego samodzielnie, no i był przez większość czasu sam. Na własnej skórze odczuwał brak pomocnej ręki, a kiedy przeżywał najgorsze chwile - rosło w nim zło. Całe szczęście, że bywały okresy, gdy mógł skupić się na sprawach innych bliskich mu osób. Wtedy ciężar własnych postępowań stawał się znośniejszy. Ba - nawet lekki jak piórko, gdy bawił się z Shigo i był jego wujkiem. Albo starszym kuzynem.
Wtedy truchło pingwina, które ciągle miał na swoich kolanach i na którym ciągle spoczywały dłonie obdarzone w długie szpony - poruszyło się. Red utkwił spojrzenie w niedoszłej ofierze i tchnęła w nie odrobinę Ki, by mogło ocknąć się i dochodzić do zdrowia. Prawie tak samo jak Mistic. Jak tylko czarno-biały ptak nielot odzyskał siły i czmychnął czym prędzej do rodzinki opowiadając o tym jak to latał dzięki telekinezie Siwego, demon też będzie zbierać się w drogę powrotną.
>Czas wracać do April, inaczej nabawię się guza za długą nieobecność. Do zobaczenia niebawem, Hikaru. Nie zapomnę o tym spotkaniu.
Uniósł się lekko nad lodowcem i w oka mgnieniu zniknął z tego zimnego zakątka. Leciał zamyślony zastanawiając się, czy aby mu się ono nie przyśniło. Jak to możliwe, by Mistic chciał zmian co do ich relacji? Przecież od zawsze go nienawidził, Red też nie pałał sympatią. Czyżby Hikaru wiedział o przyszłym niebezpieczeństwie i szukał sojuszników, nawet w osobie Czarnowłosego? Do oklepania czyjejś mordy nie trzeba było nakłaniać Czerwonookiego, chyba, że to Rukei był celem Mistica. Oj, stanąłby między młotem a kowadłem...
No i musiał przyznać, że był z siebie dumny, że nie rzucił się na osobę Białowłosego z chęcią wyciśnięcia z niego ostatnich kropel krwi. Nie wiadomo jednak, co by było, gdyby nie pingwin...
z tematu - do April
[Ooc: koniec treningu]
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Lodowe Pustkowia
Pią Wrz 16, 2016 9:46 pm
- Sms mentalny do Reda od Ravi:
- - Red. Mam nadzieję, że już się opanowałeś. Jak następnym razem się spotkamy to urządzę ci pogadankę na temat gryzienia przyjaciół. – pomyślała Ravia przesyłając wiadomość do demona, który znajdował się na Ziemi w towarzystwie innych osób. Czy aby nie April?
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Lodowe Pustkowia
Wto Wrz 20, 2016 5:28 pm
Hikaru nie patrzył na pałaszowanie wodnego ptaszyska. Miał zamknięte oczy i skupiał się na regeneracji. Dopiero gdy Red skończył mistic otworzył oczy.
- Ludzie mawiają, że nie ładnie jest patrzeć darowanemu koniowi w zęby demonie. Skomentował pierwsze słowa Reda po posiłku. Wyglądało na to, że ptaszek jednak nie umrze dziś i przy kapce Ki wrócił do normalności. Szybko poczłapał po lodzie do swojej dziury. I dobrze. Pamiętał czasy kiedy próbował czegokolwiek nauczać młodzików, ale stanowczo mu to nie szło.
- Red... bardzo trudno zachować kontrolę nad taką gromadką. Moja szkoła to jak widać nie jest najlepszy pomysł. April woli Ciemną Stronę, Kuro lata po kosmosie, a reszta... cóż... reszta jest już przeszłością. To stanowczo nie jest dobry wynik. Powiedział do demona jak ten już wstał. Być może misticowi uda się kiedyś poprowadzić swoich uczniów, ale nie w tej erze... może za kilkaset lat dopiero... lub za tysiąc, jeśli Hikaru do tego czasu nie zostanie zabity przez kogoś. Taka opcja przecież zawsze istniała. Ta niepewność dawała pewną chęć codziennego wstawania. Half miał coś czego Kaioshini mogli mu zazdrościć. Mianowicie mógł umrzeć i po tym czasie może wszystko się skończyć. Bogowie natomiast z tego co wiedział nawet po śmierci mogli istnieć. To dopiero nuda.
W końcu pożegnał się z demonem i został sam na lodowych pustkowiach. Patrzył jak ten odlatuje szlifując swoje zdrowie do tego stopnia by móc tepnąć się znów, tym razem na Vegetę. W końcu westchnął po czym wstał i rozciągnął się by krążenie krwi odpowiednio rozprowadziło składniki odżywcze po komórkach. Spojrzał w niebo jakby mógł dojrzeć stąd planetę małp, po czym przyłożył dwa palce do czoła i skoncentrował się by znaleźć Ki młodej sayanki. Przez pewien czas szukał, ale w końcu się udało. Bez zbędnych pożegnań odpowiednio skoncentrował Ki i zniknął z Błękitnej Planety zostawiając całe stado ptaków we frakach w spokoju.
OCC ZT Vegeta- Kwatery Kisielka.
- Ludzie mawiają, że nie ładnie jest patrzeć darowanemu koniowi w zęby demonie. Skomentował pierwsze słowa Reda po posiłku. Wyglądało na to, że ptaszek jednak nie umrze dziś i przy kapce Ki wrócił do normalności. Szybko poczłapał po lodzie do swojej dziury. I dobrze. Pamiętał czasy kiedy próbował czegokolwiek nauczać młodzików, ale stanowczo mu to nie szło.
- Red... bardzo trudno zachować kontrolę nad taką gromadką. Moja szkoła to jak widać nie jest najlepszy pomysł. April woli Ciemną Stronę, Kuro lata po kosmosie, a reszta... cóż... reszta jest już przeszłością. To stanowczo nie jest dobry wynik. Powiedział do demona jak ten już wstał. Być może misticowi uda się kiedyś poprowadzić swoich uczniów, ale nie w tej erze... może za kilkaset lat dopiero... lub za tysiąc, jeśli Hikaru do tego czasu nie zostanie zabity przez kogoś. Taka opcja przecież zawsze istniała. Ta niepewność dawała pewną chęć codziennego wstawania. Half miał coś czego Kaioshini mogli mu zazdrościć. Mianowicie mógł umrzeć i po tym czasie może wszystko się skończyć. Bogowie natomiast z tego co wiedział nawet po śmierci mogli istnieć. To dopiero nuda.
W końcu pożegnał się z demonem i został sam na lodowych pustkowiach. Patrzył jak ten odlatuje szlifując swoje zdrowie do tego stopnia by móc tepnąć się znów, tym razem na Vegetę. W końcu westchnął po czym wstał i rozciągnął się by krążenie krwi odpowiednio rozprowadziło składniki odżywcze po komórkach. Spojrzał w niebo jakby mógł dojrzeć stąd planetę małp, po czym przyłożył dwa palce do czoła i skoncentrował się by znaleźć Ki młodej sayanki. Przez pewien czas szukał, ale w końcu się udało. Bez zbędnych pożegnań odpowiednio skoncentrował Ki i zniknął z Błękitnej Planety zostawiając całe stado ptaków we frakach w spokoju.
OCC ZT Vegeta- Kwatery Kisielka.
- ImaGinie
- Liczba postów : 9
Data rejestracji : 28/12/2016
Skąd : Mieroszów
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Lodowe Pustkowia
Wto Sty 03, 2017 6:19 pm
> Lądowanie na Ziemii
Dziewczyna wyszła ze statku, ponieważ czuła się w nim nieswojo. Po utracie większej części pamięci pozostały tylko instynkty. Temperatura w machinie coraz bardziej się obniżała, a jej ciało dzięki temu uzyskiwało stabilność. Wiele dziur w kadłubie pozwoliło jej bardzo szybko znaleźć się na śniegu. Niebo było akurat czyste, ale przez to temperatura była nadzwyczajnie niska. Jej postać unormowała się dopiero na zewnątrz.
Surowy krajobraz lodowych wzgórz sprawiał niezwykłe wrażenie. Jej oczy zabłysnęły na widok błękitnego nieba, a płuca zaciągnęły spory haust powietrza. Czystego i rześkiego jak to na południowych krańcach jej planety. Pojawiła się w jej głowie migawka, że coś jej to przypomina. Rodzinny dom również ulatniał się z głowy, aż pozostało jedynie wspomnienie wojny i nagle przybrała postać demona. Na jej twarzy pojawiła się charakterystyczna maska, a na niej wił się symbol, który rozbłysnął złotym światłem na ułamki sekund. Jej podświadomość wyczuła obecność innych istot. Były odległe, ale mogła do nich dotrzeć. Noga sama postawiła pierwszy krok, a później samo poszło. W tej formie ImaGinie mogła bez większych problemów przemierzać zamarznięte krainy, ale długo w nich nie pozostanie.
- Czy to zagrożenie, czy przyjaciel? Sniff, Sniff. Nie czuję nikogo w pobliżu. - Wyczuwała, że ten glob zamieszkują inne istoty i jest ich bardzo dużo. Nadzwyczajny instynkt, czy wcześniej nie odkryta magia? Dopiero odkryje prawdziwe zdolności tej niezwykłej maski.
OC: Jej jestestwo zmierza ku West City.
Dziewczyna wyszła ze statku, ponieważ czuła się w nim nieswojo. Po utracie większej części pamięci pozostały tylko instynkty. Temperatura w machinie coraz bardziej się obniżała, a jej ciało dzięki temu uzyskiwało stabilność. Wiele dziur w kadłubie pozwoliło jej bardzo szybko znaleźć się na śniegu. Niebo było akurat czyste, ale przez to temperatura była nadzwyczajnie niska. Jej postać unormowała się dopiero na zewnątrz.
Surowy krajobraz lodowych wzgórz sprawiał niezwykłe wrażenie. Jej oczy zabłysnęły na widok błękitnego nieba, a płuca zaciągnęły spory haust powietrza. Czystego i rześkiego jak to na południowych krańcach jej planety. Pojawiła się w jej głowie migawka, że coś jej to przypomina. Rodzinny dom również ulatniał się z głowy, aż pozostało jedynie wspomnienie wojny i nagle przybrała postać demona. Na jej twarzy pojawiła się charakterystyczna maska, a na niej wił się symbol, który rozbłysnął złotym światłem na ułamki sekund. Jej podświadomość wyczuła obecność innych istot. Były odległe, ale mogła do nich dotrzeć. Noga sama postawiła pierwszy krok, a później samo poszło. W tej formie ImaGinie mogła bez większych problemów przemierzać zamarznięte krainy, ale długo w nich nie pozostanie.
- Czy to zagrożenie, czy przyjaciel? Sniff, Sniff. Nie czuję nikogo w pobliżu. - Wyczuwała, że ten glob zamieszkują inne istoty i jest ich bardzo dużo. Nadzwyczajny instynkt, czy wcześniej nie odkryta magia? Dopiero odkryje prawdziwe zdolności tej niezwykłej maski.
OC: Jej jestestwo zmierza ku West City.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach