Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Wodospad
Sro Maj 30, 2012 4:49 pm
Spadająca woda sprzyja treningowi, choć tak na prawdę nikt nie ma zielonego pojęcia, czemu. Krążą legendy, że śmiałek, który zatrzyma bieg cieczy, znajdzie skarb ukryty w lustrze wody...
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wodospad
Pią Sie 17, 2012 11:45 am
Pogoda jak na obrazku, zanosiło się na deszcz. Tsu postanowiła zrobić tutaj odpoczynek i wziąć naturalną kąpiel. Rozejrzała się dookoła czy nikt jej nie podgląda. Wtedy dopiero zdjęła bluzkę, ogólnie całe ubranie i zanurzyła się od stóp do głowy w rześkiej wodzie. Ćwiczyła kraula i motylka, ale nie gardziła innymi stylami. Zanurkowała pod wodę, żeby sprawdzić jak tam z jej pojemnością płuc. Nie było źle, trzy minuty pod taflą wody całkiem dobrze świadczyło o tej umiejętności.
Podpłynęła bliżej wodospadu i nadstawiła swoje plecy na masaż. Wielkie strumienie spychały dziewczynę w głębie oczka wodnego, ale umiała zaprzeć się i wytrzymać taki natłok wód. Kiedy czuła, że opada z sił, to wyszła na brzeg i wystawiła się na promienie słoneczne. Chciała wyschnąć, zanim ubierze ciuszki. Minęło sporo czasu, kilka kichnięć, z trzy westchnienia, kiedy mogła ubrać się wreszcie i planować kolejny punkt dnia. Postanowiła zrobić ognisko i upiec chleb na ogniu, który dostała na drogę od matki Alestrii. Poprawiła wiązanie adidasów i wstała w poszukiwaniu gałęzi.
Wróciła do tego samego miejsca po godzinie, z patykami i kilkoma grzybami. I je nabije na kijek i upiecze. Znalazła więcej trujących grzybów niż jadalnych, jednak dla Tsu nie robiło to wielkiej różnicy. Jej organizm bardzo dobrze przyswajał trucizny zawarte w grzybach, w tym też te halucynogenne. Zjadła ze smakiem wszystko, chleb też, i ogrzewała ręce przy blasku płomieni. Myślami zatrzymała się na chwilę przy blondwłosej dziewczynie. Nieźle wiodło się jej rodzinie, miała niebawem wyjść za mąż, miała kochających rodziców, hobby jakie tylko zamarzy... A co Tsu miała? Fakt, dostała bardzo wiele od Alestrii, lecz perspektywy nie wyglądały zachęcająco. Okaże się, że zmieni miejsce zamieszkania na rzecz męża, nie będzie mieć ochoty brać ze sobą pracownicy, matka Alestrii zmieni zdanie i wyrzuci ją na bruk. Musiała znaleźć jakąś alternatywę w swoim krótkim życiu. Nawet nie była pewna ile czasu zostało jej do wzmocnienia się przed stawieniem czoła swojemu ojcu. Na pewno będzie chciał się pozbyć nieposłusznej córki raz na zawsze, bo raziło go w resztki dumy jaką miał jako niegdyś poważany demon. Różowe oczy skierowała na dogasające ognisko, więc postanowiła dodać trochę drewna i podtrzymać te płomienie tak długo jak swoją egzystencję. Nie miała zamiaru poddać się bez walki. Ma prawo do życia jak każda inna istota.
Podpłynęła bliżej wodospadu i nadstawiła swoje plecy na masaż. Wielkie strumienie spychały dziewczynę w głębie oczka wodnego, ale umiała zaprzeć się i wytrzymać taki natłok wód. Kiedy czuła, że opada z sił, to wyszła na brzeg i wystawiła się na promienie słoneczne. Chciała wyschnąć, zanim ubierze ciuszki. Minęło sporo czasu, kilka kichnięć, z trzy westchnienia, kiedy mogła ubrać się wreszcie i planować kolejny punkt dnia. Postanowiła zrobić ognisko i upiec chleb na ogniu, który dostała na drogę od matki Alestrii. Poprawiła wiązanie adidasów i wstała w poszukiwaniu gałęzi.
Wróciła do tego samego miejsca po godzinie, z patykami i kilkoma grzybami. I je nabije na kijek i upiecze. Znalazła więcej trujących grzybów niż jadalnych, jednak dla Tsu nie robiło to wielkiej różnicy. Jej organizm bardzo dobrze przyswajał trucizny zawarte w grzybach, w tym też te halucynogenne. Zjadła ze smakiem wszystko, chleb też, i ogrzewała ręce przy blasku płomieni. Myślami zatrzymała się na chwilę przy blondwłosej dziewczynie. Nieźle wiodło się jej rodzinie, miała niebawem wyjść za mąż, miała kochających rodziców, hobby jakie tylko zamarzy... A co Tsu miała? Fakt, dostała bardzo wiele od Alestrii, lecz perspektywy nie wyglądały zachęcająco. Okaże się, że zmieni miejsce zamieszkania na rzecz męża, nie będzie mieć ochoty brać ze sobą pracownicy, matka Alestrii zmieni zdanie i wyrzuci ją na bruk. Musiała znaleźć jakąś alternatywę w swoim krótkim życiu. Nawet nie była pewna ile czasu zostało jej do wzmocnienia się przed stawieniem czoła swojemu ojcu. Na pewno będzie chciał się pozbyć nieposłusznej córki raz na zawsze, bo raziło go w resztki dumy jaką miał jako niegdyś poważany demon. Różowe oczy skierowała na dogasające ognisko, więc postanowiła dodać trochę drewna i podtrzymać te płomienie tak długo jak swoją egzystencję. Nie miała zamiaru poddać się bez walki. Ma prawo do życia jak każda inna istota.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Wodospad
Nie Sie 19, 2012 10:14 pm
Leciał nie forsując tempa, nie spieszyło mu się. Raz po raz spoglądał na lewą rękę, czy na pewno wszystko w porządku. Jednak pomoc która została mu udzielona była znakomita, nie czuł bólu, nic w żaden sposób nie krępowało jego ruchów. Nie wiedział tylko jak długo ma nosić ten opatrunek. Cóż, sam podejmie decyzję, będzie wiedział kiedy wróci do pełnej sprawności. Lecąc zastanawiał się co teraz. Nie było go jakiś czas, Nat zapewne z braku pomysłów uwolnił już Neyę. Czy to oznaczało koniec jego przygody na Ziemi? Najprawdopodobniej tak, jak tylko wróci to chłopak załaduje go w kapsułę i polecą na Vegetę. Żal mu było opuszczać tą planetę, była przepiękna, zupełnie inna niż jego rodzima. No ale cóż począć, najwyraźniej w Akademii nastąpił mały deficyt kadetów skoro fatygują się by sprowadzić go z powrotem.
Rozejrzał się w około. Coś mu nie pasowało, nie przypominał sobie, aby mijał te tereny w trakcie drogi do miasta. Czyżby zabłądził? To była pierwsza opcja, druga to taka, że po prostu nie zwrócił na to uwagi, za bardzo śpieszyło mi się do szpitala, w końcu ręka bolała go wtedy niemiłosiernie. Nie przejął się tym zbytnio i leciał dalej. Jednak niepokój pozostał i po paru minutach zatrzymał się. Nie było wątpliwości, nie leciał tędy.
- Szlag by to.... Co teraz?! - szepnął pod nosem.
Podleciał parę metrów wyżej i zaczął się rozglądać. Po chwili zauważył coś w oddali. Coś co przypominało mu jego wcześniejsze miejsce pobytu. Udał się w tamtym kierunku. Im był bliżej, tym był bardziej pewny że to tam. Usłyszał nawet charakterystyczny szum spadającej z wysoka wody. Jeszcze parę sekund i był na miejscu. Powolutku opuszczał się na dół. Na jego twarzy pojawił się wyraz niezrozumienia. Znowu coś mu nie pasowało. To chyba jednak nie tu.... Stopy dotknęły ziemi. Rozejrzał się. Nie miał wątpliwości, to inne miejsce. Podobne, ale nie to. Obejrzał się za siebie, po czym serce zaczęło bić szybciej. Nie był sam. Nieopodal ktoś siedział przy ognisku. Przyjrzał się tej osobie. Na pierwszy rzut oka Ziemianka, jednak parę szczegółów różniło ją od kobiet które widział w mieście. Ale mniejsza o to, teraz najważniejsze było zachowanie uwagi, nie wiedział jak nieznajoma zareaguje na tą nagłą wizytę. Wolnym krokiem zbliżał się do niej, cały czas skupiony na wypadek gdyby rzuciła się na niego. Zatrzymał się będąc parę metrów od niej. Stał tak chwilę, po czym przemówił pierwszy:
- Eee cześć. Wybacz tą nagłą wizytę ale.... myślałem że.... w sumie to się zgubiłem - dokończył zrezygnowany.
Spojrzał trochę ponad Nią na okoliczne drzewa i krzewy z nadzieją ujrzenia tam jakiś owoców, jednak rozczarował się. A szkoda, bo zaczynał być głodny.
Rozejrzał się w około. Coś mu nie pasowało, nie przypominał sobie, aby mijał te tereny w trakcie drogi do miasta. Czyżby zabłądził? To była pierwsza opcja, druga to taka, że po prostu nie zwrócił na to uwagi, za bardzo śpieszyło mi się do szpitala, w końcu ręka bolała go wtedy niemiłosiernie. Nie przejął się tym zbytnio i leciał dalej. Jednak niepokój pozostał i po paru minutach zatrzymał się. Nie było wątpliwości, nie leciał tędy.
- Szlag by to.... Co teraz?! - szepnął pod nosem.
Podleciał parę metrów wyżej i zaczął się rozglądać. Po chwili zauważył coś w oddali. Coś co przypominało mu jego wcześniejsze miejsce pobytu. Udał się w tamtym kierunku. Im był bliżej, tym był bardziej pewny że to tam. Usłyszał nawet charakterystyczny szum spadającej z wysoka wody. Jeszcze parę sekund i był na miejscu. Powolutku opuszczał się na dół. Na jego twarzy pojawił się wyraz niezrozumienia. Znowu coś mu nie pasowało. To chyba jednak nie tu.... Stopy dotknęły ziemi. Rozejrzał się. Nie miał wątpliwości, to inne miejsce. Podobne, ale nie to. Obejrzał się za siebie, po czym serce zaczęło bić szybciej. Nie był sam. Nieopodal ktoś siedział przy ognisku. Przyjrzał się tej osobie. Na pierwszy rzut oka Ziemianka, jednak parę szczegółów różniło ją od kobiet które widział w mieście. Ale mniejsza o to, teraz najważniejsze było zachowanie uwagi, nie wiedział jak nieznajoma zareaguje na tą nagłą wizytę. Wolnym krokiem zbliżał się do niej, cały czas skupiony na wypadek gdyby rzuciła się na niego. Zatrzymał się będąc parę metrów od niej. Stał tak chwilę, po czym przemówił pierwszy:
- Eee cześć. Wybacz tą nagłą wizytę ale.... myślałem że.... w sumie to się zgubiłem - dokończył zrezygnowany.
Spojrzał trochę ponad Nią na okoliczne drzewa i krzewy z nadzieją ujrzenia tam jakiś owoców, jednak rozczarował się. A szkoda, bo zaczynał być głodny.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wodospad
Nie Sie 19, 2012 10:35 pm
Ognisko paliło się w najlepsze. Dodawała co jakiś czas drwa i ogień nie gasł. Ogrzewała sobie ręce i nogi, bo tam było jej najchłodniej. Przy okazji zjadła już dwa najlepiej wysmażone grzyby i rozglądała się w plecaczku za czymś do picia. Sok pomarańczowy nadawał się, aby zgasić pragnienie jakie urosło po spożyciu pierwszych trujących przedstawicieli muchomorów. Zamyślona z zaciętą miną nie słyszała żadnych kroków, aż do dosłownie sekundy przed pierwszymi słowami. Odwróciła się dość gwałtownie, nawet wstając z kłody na której siedziała i rzuciła skupione spojrzenie na namierzony cel. Mina z nieco zaskoczonej i gniewnej zelżała do poważnej, jednak w różowych oczach pojawiły się dwie iskiereczki. Zaciekawienie. Opuściła wysunięty przed siebie patyk z nabitymi grzybami i wyprostowała się całkiem przyglądając się dziwnemu jegomościowi. Ale trzeba było przyznać, że brzydki nie był. I te niecodzienne włosy...
Nieznajomy nie prosił o pomoc, a jedynie zdradził sytuację w jakiej się znalazł. No tak, mężczyznom trudno wyznać słabości, jak na przykład w tym przypadku słabą orientację w terenie.
-Cóż, jeśli nie poznam celu twojej podróży, to nie pomogę. Częstuj się.
Wysunęła ów patyk, którym chciała obronić się w pierwszej swej reakcji na słowa chłopaka. Na nim były grzyby i dwie opieczone kromki chleba. Podała mu cały, a sama sięgnęła po drugi kij i nabijała jeszcze nie upieczone jedzenie. Czy była zbyt ufna? Nie, bardziej chciała zatrzymać przy sobie dłużej kogoś, kto wydawał się ponad przeciętnym facetem. Już sam wygląd był ciekawy, a interesowało ją jaki może mieć cel podróży, że zgubił się tutaj.
-Siadaj przy ognisku, robi się coraz chłodniej.
Kątem oka obserwowała nieznajomego, ale nie chciała aż tak nastręczać go swoim wlepionym wzrokiem. Poza tym pilnowała swoją kolejną porcję. Nie wydawało jej się, że ów mężczyzna po poznaniu drogi zostanie jeszcze chwilę tutaj, więc tylko czekała aż padnie coś konkretniejszego od słowa "zagubiony".
Nieznajomy nie prosił o pomoc, a jedynie zdradził sytuację w jakiej się znalazł. No tak, mężczyznom trudno wyznać słabości, jak na przykład w tym przypadku słabą orientację w terenie.
-Cóż, jeśli nie poznam celu twojej podróży, to nie pomogę. Częstuj się.
Wysunęła ów patyk, którym chciała obronić się w pierwszej swej reakcji na słowa chłopaka. Na nim były grzyby i dwie opieczone kromki chleba. Podała mu cały, a sama sięgnęła po drugi kij i nabijała jeszcze nie upieczone jedzenie. Czy była zbyt ufna? Nie, bardziej chciała zatrzymać przy sobie dłużej kogoś, kto wydawał się ponad przeciętnym facetem. Już sam wygląd był ciekawy, a interesowało ją jaki może mieć cel podróży, że zgubił się tutaj.
-Siadaj przy ognisku, robi się coraz chłodniej.
Kątem oka obserwowała nieznajomego, ale nie chciała aż tak nastręczać go swoim wlepionym wzrokiem. Poza tym pilnowała swoją kolejną porcję. Nie wydawało jej się, że ów mężczyzna po poznaniu drogi zostanie jeszcze chwilę tutaj, więc tylko czekała aż padnie coś konkretniejszego od słowa "zagubiony".
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Wodospad
Pon Sie 20, 2012 5:59 pm
Dziewczyna chyba do momentu w którym się odezwał nie zdawała sobie sprawy, iż ma towarzystwo. Odwróciła się gwałtownie wyciągając przed siebie niczym miecz kij nabity czymś, co widział po raz pierwszy w życiu. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, po czym opuściła "broń" i przypatrując mu się uważnie odpowiedziała. Przy okazji poczęstowała go tym, co właśnie piekła na ogniu.
- O, Dzięki - powiedział zaskoczony.
Nie spodziewał się takiej reakcji. Dziewczyna zareagowała nadzwyczaj spokojnie. Po chwili zaproponowała mu, by przysiadł się do niej. Faktycznie, niebo pociemniało, nie było już tak ciepło jak jeszcze parę godzin temu.
- Miło z Twojej strony, dziękuję - uśmiechnął się lekko i usiadł naprzeciwko niej.
Od ognia biło przyjemne ciepło. Ściągnął z patyka całą jego zawartość i wpakował do ust. Było niezłe, ale nie łudził się że to zaspokoi jego głód. Jednak tym zajmie się później.
- Pytasz mnie o cel mojej podróży - zaczął z jeszcze pełnymi ustami. Przełknął i kontynuował - Otóż wracałem właśnie ze szpitala - podniósł znacząco lewą rękę - do miejsca podobnego do tego. Również był tam wodospad i chyba właśnie dlatego wylądowałem tutaj. Jednak musiało mi się coś pokręcić. Lecąc tu chyba zabłądziłem. Nigdy nie miałem najlepszej orientacji w terenie - dokończył uśmiechając się ponownie.
Właśnie przypomniały mu się niezliczone samotne tułaczki po Vegecie, podczas których gubił drogę do domu i często wracał tam dopiero w środku nocy. Jednak nie miał z tego powodu kłopotów, rodziców niezbyt obchodziło gdzie był i co robił.... Westchnął przeciągle i dodał po chwili:
- Przy okazji jestem Hazard. Lub po prostu Haz.
- O, Dzięki - powiedział zaskoczony.
Nie spodziewał się takiej reakcji. Dziewczyna zareagowała nadzwyczaj spokojnie. Po chwili zaproponowała mu, by przysiadł się do niej. Faktycznie, niebo pociemniało, nie było już tak ciepło jak jeszcze parę godzin temu.
- Miło z Twojej strony, dziękuję - uśmiechnął się lekko i usiadł naprzeciwko niej.
Od ognia biło przyjemne ciepło. Ściągnął z patyka całą jego zawartość i wpakował do ust. Było niezłe, ale nie łudził się że to zaspokoi jego głód. Jednak tym zajmie się później.
- Pytasz mnie o cel mojej podróży - zaczął z jeszcze pełnymi ustami. Przełknął i kontynuował - Otóż wracałem właśnie ze szpitala - podniósł znacząco lewą rękę - do miejsca podobnego do tego. Również był tam wodospad i chyba właśnie dlatego wylądowałem tutaj. Jednak musiało mi się coś pokręcić. Lecąc tu chyba zabłądziłem. Nigdy nie miałem najlepszej orientacji w terenie - dokończył uśmiechając się ponownie.
Właśnie przypomniały mu się niezliczone samotne tułaczki po Vegecie, podczas których gubił drogę do domu i często wracał tam dopiero w środku nocy. Jednak nie miał z tego powodu kłopotów, rodziców niezbyt obchodziło gdzie był i co robił.... Westchnął przeciągle i dodał po chwili:
- Przy okazji jestem Hazard. Lub po prostu Haz.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wodospad
Pon Sie 20, 2012 6:23 pm
Chłopak z blizną na policzku przyjął zaproszenie i opowiedział pokrótce jak tu się znalazł, skąd szedł i gdzie podążał. Widziała jego zagipsowaną rękę, lecz nie współczuła mu. Nie miała wyuczonych takich nawyków - gdy działa się krzywda dziewczynie nikt nie litował się nad nią. Pierwszą i jedyną przychylną osobą w życiu jaką spotkała to Alestria, która zaoferowała więcej niż własna rodzina. Ale dosyć o tym, czas przyjrzeć się dokładniej jegomościowi.
Fakt, w oczy rzucała się zagipsowana ręka, ale także bujna fryzura i umięśnione ciało. I czyżby... tak, miał damską koszule. Może to jakaś moda z zachodu? Musiał być turystą, ale po co zapuszczać się w takie niegościnne tereny? Kto go tam wie. Tyle dziwnych pytań zostanie prawdopodobnie bez odpowiedzi. Może podobnych mu znajomych zostawił gdzieś w niby charakterystycznym miejscu, ale jak przyszło co do czego to zgubił się. Przedstawił się nawet grzecznie, co zdziwiło ją bardzo. Przy tym masę uśmiechów słał w jej stronę. Chciał sprawiać wrażenie uprzejmego i miłego, co po części udało mu się, lecz dziewczyna zachowywała pewien dystans podczas mówienia do niego.
-Hazard... nietypowe imię, od razu mam skojarzenie z nałogiem. Będę mówić Haz.
Zjadła swój posiłek i wrzuciła kijek do ogniska. Usiadła znów na przeciwko chłopaka i dodała patrząc mu prosto w oczy:
-Mi zaś mów Tsu.
Poczekała chwilę aż ogrzeje się młodzieniec przy ognisku, a później udała się z pustą butelką, aby napełnić ją wodą. Moment później zgasiła ognisko i ubrała plecak na ramię stojąc przed brunetem ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma.
-Chodźmy zatem poszukać tego skrawka krajobrazu. Jak ściemni się całkiem, to nasze szanse na odnalezienie drugiego wodospadu spadną do zera.
Patrzyła się na niego pilnie, nie agresywnie, ale przenikliwie. Cóż, zapowiadała się całkiem dobra przygoda.
Fakt, w oczy rzucała się zagipsowana ręka, ale także bujna fryzura i umięśnione ciało. I czyżby... tak, miał damską koszule. Może to jakaś moda z zachodu? Musiał być turystą, ale po co zapuszczać się w takie niegościnne tereny? Kto go tam wie. Tyle dziwnych pytań zostanie prawdopodobnie bez odpowiedzi. Może podobnych mu znajomych zostawił gdzieś w niby charakterystycznym miejscu, ale jak przyszło co do czego to zgubił się. Przedstawił się nawet grzecznie, co zdziwiło ją bardzo. Przy tym masę uśmiechów słał w jej stronę. Chciał sprawiać wrażenie uprzejmego i miłego, co po części udało mu się, lecz dziewczyna zachowywała pewien dystans podczas mówienia do niego.
-Hazard... nietypowe imię, od razu mam skojarzenie z nałogiem. Będę mówić Haz.
Zjadła swój posiłek i wrzuciła kijek do ogniska. Usiadła znów na przeciwko chłopaka i dodała patrząc mu prosto w oczy:
-Mi zaś mów Tsu.
Poczekała chwilę aż ogrzeje się młodzieniec przy ognisku, a później udała się z pustą butelką, aby napełnić ją wodą. Moment później zgasiła ognisko i ubrała plecak na ramię stojąc przed brunetem ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma.
-Chodźmy zatem poszukać tego skrawka krajobrazu. Jak ściemni się całkiem, to nasze szanse na odnalezienie drugiego wodospadu spadną do zera.
Patrzyła się na niego pilnie, nie agresywnie, ale przenikliwie. Cóż, zapowiadała się całkiem dobra przygoda.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Wodospad
Pon Sie 20, 2012 6:50 pm
Dziewczyna również się przedstawiła, przy okazji rzucając dziwną uwagę na temat jego imienia. Wzruszył tylko ramionami. Przez kolejne kilka minut siedzieli w milczeniu. Tsu wstała, wzięła pustą butelkę i napełniła ją wodą. Następnie zgasiła ognisko i stanęła nad nim oferując swą pomoc w poszukiwaniach. Bardzo go to zaskoczyło. Nie spodziewał się, że dziewczyna od razu będzie chciała iść szukać. Najwyraźniej nie miała nic innego do roboty, nudziło jej się. Wstał, podszedł do wodospadu i przemył twarz.
- Masz rację, lepiej się pośpieszyć. Jednak jeśli mocno zboczyłem z drogi i jesteśmy daleko od tamtego wodospadu, to najprawdopodobniej będziemy musieli rozbić gdzieś obóz na noc. I przy okazji upolować coś na kolację. Bez urazy, ale nie najadłem się tym, czym mnie poczęstowałaś. Potrzebuję czegoś więcej - uśmiechając poklepał się po brzuchu - Ruszajmy zatem Tsu.
Obrał najbardziej według niego prawdopodobny kierunek i skierował się w tamtą stronę.
- Z/T --> Las, razem z Tsu
- Masz rację, lepiej się pośpieszyć. Jednak jeśli mocno zboczyłem z drogi i jesteśmy daleko od tamtego wodospadu, to najprawdopodobniej będziemy musieli rozbić gdzieś obóz na noc. I przy okazji upolować coś na kolację. Bez urazy, ale nie najadłem się tym, czym mnie poczęstowałaś. Potrzebuję czegoś więcej - uśmiechając poklepał się po brzuchu - Ruszajmy zatem Tsu.
Obrał najbardziej według niego prawdopodobny kierunek i skierował się w tamtą stronę.
- Z/T --> Las, razem z Tsu
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wodospad
Sro Wrz 05, 2012 9:38 pm
Pojawił się z wielką małpą niedaleko wodospadu i rozejrzał się. Nikogo nie było, nikogo nie wystraszy ich nagły przelot tutaj. Przeskanował odruchowo cała planetę i wyczuł kilka znaczących Ki, także swego ucznia, który gdzieś tam był. No i Reia, który dzielnie szukał smoczych kul. Trochę mu to pewnie zajmie. W tak zwanym międzyczasie Kuro zaczął się zmniejszać, niestety jego ubranie się nie rozciągnęło. Zmieniał się w sayana, ale bez ubrania. Hikaru nie miał ochoty patrzeć na gołego faceta, więc zanim się całkiem zmienił, chwycił go za ogon i rzucił nim w jezioro, do którego wpadał wodospad, jednocześnie cucąc ucznia... no chyba, że się utopi. Ale wtedy nie byłoby sensu go uczyć.
Wyjął jednego pach bacha z domem i rzucił ją na ziemie, a kiedy pojawiła się mała budowla wszedł do niej i zaczął grzebać w szafach za jakimiś ciuchami dla drobiu. Znalazł jakiś pancerz wersji siedem, dawno już nie nosił takich rzeczy, a szkoda bo były całkiem wygodne. Póki co powinno mu wystarczyć. Wziął jeden zestaw i wyszedł na dwór by rzucić cały pancerz na ziemię i czekać aż łaskawie chłopak wynurzy się z wody. Cóż, jeśli tego nie zrobi przez godzinę... to chyba będzie znaczyło, że wszyscy sayanie na Vegecie zginęli niepotrzebnie.
Wyjął jednego pach bacha z domem i rzucił ją na ziemie, a kiedy pojawiła się mała budowla wszedł do niej i zaczął grzebać w szafach za jakimiś ciuchami dla drobiu. Znalazł jakiś pancerz wersji siedem, dawno już nie nosił takich rzeczy, a szkoda bo były całkiem wygodne. Póki co powinno mu wystarczyć. Wziął jeden zestaw i wyszedł na dwór by rzucić cały pancerz na ziemię i czekać aż łaskawie chłopak wynurzy się z wody. Cóż, jeśli tego nie zrobi przez godzinę... to chyba będzie znaczyło, że wszyscy sayanie na Vegecie zginęli niepotrzebnie.
Re: Wodospad
Czw Wrz 06, 2012 4:13 pm
Gniew, wściekłość, szał, rządza krwi, chęć zniszczenia śmierć……. Zabić, zabić, rozerwać na strzępy wszystkich, którzy stoją mi na drodze. Kuro czuł się jakby unosił się w jakiejś zamkniętej czarnej przestrzeni, gdzie nie docierały do niego żadne informacje. Nic nie widział, nie słyszał, nie czuł poza oplatającymi go niczym kokon negatywnymi emocjami, od których nie mógł się uwolnić.
Potem coś się zmieniło, zaczął odczuwać że przestrzeń się zmienia, staje się miękka a ona jakby łagodnie opada w dół. Światło na górze się oddala a jakaś ciecz uparcie pcha mu się do gardła. Nie chciał spadać w ciemność, wolał światło, ciepłe i przyjemne.
Na powierzchni jeziora pojawiły się najpierw bąbelki powietrza, a potem wynurzyła się głowa Kuro. Chłopak zachłysnął się mieszanką wody i powietrza, a następnie zniknął ponownie pod wodą. Był przekonany, że już nie żyje i trafił właśnie w przedsionek piekła. On jednak był z tych, co nie składają broni do końca, o czym strażnicy Vegety zdążyli się już przekonać. Już wiedział, że tam na górze jest powietrze. Zebrał siły i ponownie wynurzył głowę łapiąc powietrze, nie patrzył dookoła siebie tylko prosto w niebo. Młócił rozpaczliwie i bezwładnie rękoma o taflę wody wzywając pomocy. Oczywiście, że nie umiał pływać, w końcu 98% wody na Vegecie pochodziła raczej z wodociągów, a w stanie naturalnym była rzadko spotykana. To wynurzając się to zapadając w toń, krztusząc się powoli zmierzał w stronę brzegu, aż był w stanie dotknąć dna. Odbił się czując wyraźny ból w obu nogach, wyskoczył nad powierzchnie i zorientował się, że tutaj wodą sięga mu do torsu. Rozkazał się wykrztuszając resztki wody pozostałej w płucach. Otarł czoło ze spływającej z włosów wody, żeby lepiej widzieć. Zobaczył, że na nadgarstku ma opaskę, na drugim też.
Nawet po śmierci ten gość nie da mi spokoju……. Jak ja zdejmę to cholerstwo – pomyślał. Przynajmniej teraz czuł się znacznie lżejszy.
Światło słoneczne raziło niemiłosiernie, spędził miesiąc pod ziemią i czuł jakby wypalało mu oczy. Przysłonił oczy ręką i popatrzył przed siebie.
- Woda spada z nieba ……… dziwne miejsce.
Wodospadu na oczy nigdy też nie widział. Zaczął iść w stronę brzegu, w każdym razie szedł tak by wody było coraz mniej. Tatuaż z lisem cichutko syczał, tak jak jego twórca nie lubił wody. Zakrywał oczy dłońmi. Zatrzymał się i spojrzał w swoje obicie w wodzie, nie przyglądał się sobie od przeszło miesiąca, nie było w czym. Nawet po śmierci było widać ile przez ostatnie miesiąc stracił na wadze i zmizerniał, jego tors był jednym fioletowym sińcem po skopaniu przez strażników. Plecy zapewne też ale tego nie wiedział. Pod oczami znajdowały sine obwódki, w więzieniu chłopak spał niczym kot, reagując na każdy najmniejszy dźwięk. Nie miał ochoty skończyć obity jak ochłap mięsa. Bladością skóry mógłby wystraszyć niejednego ducha, było nie było swoje przeszedł. Podniósł głowę nadal trzymając rękę przy oczach, żeby zobaczyć ile ma do brzegu.
- Moje omamy chyba mają omamy – wymruczał pod nosem.
Zobaczył stojącego na trawie Hikaru, aż szczeka mu opadła ze zdziwienia i dreszcz grozy przebiegł po plecach. Koleś ma chyba porządnie krzywo pod kopułą, prześladuje mnie nawet po śmierci, niebezpieczny typ - taka swobodna myśl przemknęła mu przez głowę. Chociaż to chyba niemożliwe, to na pewno jakieś zwidy, przecież był na Vegecie albo moje zmysły poszalały i go tam nie było.Moze zginął wtedy jak walczył...... Był przekonany, że wybuch srebrnej kuli spalił jego ciało doszczętnie. Chociaż z drugiej strony to bez ciała wyglądał normalnie po śmierci i nawet bolało. Szkoda, że szlag trafił mu ciuchy, nieciekawie jest paradować w stroju Adama........ Przejście na drugą stronę nie okazało się takie straszne jak się spodziewał.
Stojąc w wodzie do pasa, kilka metrów od Mistika młody saiyan krzyknął przyjaźnie:
- Co Pan robi w piekle?! Też się Panu zmarło?!
OCC: Jak wygląda pancerz?
Potem coś się zmieniło, zaczął odczuwać że przestrzeń się zmienia, staje się miękka a ona jakby łagodnie opada w dół. Światło na górze się oddala a jakaś ciecz uparcie pcha mu się do gardła. Nie chciał spadać w ciemność, wolał światło, ciepłe i przyjemne.
Na powierzchni jeziora pojawiły się najpierw bąbelki powietrza, a potem wynurzyła się głowa Kuro. Chłopak zachłysnął się mieszanką wody i powietrza, a następnie zniknął ponownie pod wodą. Był przekonany, że już nie żyje i trafił właśnie w przedsionek piekła. On jednak był z tych, co nie składają broni do końca, o czym strażnicy Vegety zdążyli się już przekonać. Już wiedział, że tam na górze jest powietrze. Zebrał siły i ponownie wynurzył głowę łapiąc powietrze, nie patrzył dookoła siebie tylko prosto w niebo. Młócił rozpaczliwie i bezwładnie rękoma o taflę wody wzywając pomocy. Oczywiście, że nie umiał pływać, w końcu 98% wody na Vegecie pochodziła raczej z wodociągów, a w stanie naturalnym była rzadko spotykana. To wynurzając się to zapadając w toń, krztusząc się powoli zmierzał w stronę brzegu, aż był w stanie dotknąć dna. Odbił się czując wyraźny ból w obu nogach, wyskoczył nad powierzchnie i zorientował się, że tutaj wodą sięga mu do torsu. Rozkazał się wykrztuszając resztki wody pozostałej w płucach. Otarł czoło ze spływającej z włosów wody, żeby lepiej widzieć. Zobaczył, że na nadgarstku ma opaskę, na drugim też.
Nawet po śmierci ten gość nie da mi spokoju……. Jak ja zdejmę to cholerstwo – pomyślał. Przynajmniej teraz czuł się znacznie lżejszy.
Światło słoneczne raziło niemiłosiernie, spędził miesiąc pod ziemią i czuł jakby wypalało mu oczy. Przysłonił oczy ręką i popatrzył przed siebie.
- Woda spada z nieba ……… dziwne miejsce.
Wodospadu na oczy nigdy też nie widział. Zaczął iść w stronę brzegu, w każdym razie szedł tak by wody było coraz mniej. Tatuaż z lisem cichutko syczał, tak jak jego twórca nie lubił wody. Zakrywał oczy dłońmi. Zatrzymał się i spojrzał w swoje obicie w wodzie, nie przyglądał się sobie od przeszło miesiąca, nie było w czym. Nawet po śmierci było widać ile przez ostatnie miesiąc stracił na wadze i zmizerniał, jego tors był jednym fioletowym sińcem po skopaniu przez strażników. Plecy zapewne też ale tego nie wiedział. Pod oczami znajdowały sine obwódki, w więzieniu chłopak spał niczym kot, reagując na każdy najmniejszy dźwięk. Nie miał ochoty skończyć obity jak ochłap mięsa. Bladością skóry mógłby wystraszyć niejednego ducha, było nie było swoje przeszedł. Podniósł głowę nadal trzymając rękę przy oczach, żeby zobaczyć ile ma do brzegu.
- Moje omamy chyba mają omamy – wymruczał pod nosem.
Zobaczył stojącego na trawie Hikaru, aż szczeka mu opadła ze zdziwienia i dreszcz grozy przebiegł po plecach. Koleś ma chyba porządnie krzywo pod kopułą, prześladuje mnie nawet po śmierci, niebezpieczny typ - taka swobodna myśl przemknęła mu przez głowę. Chociaż to chyba niemożliwe, to na pewno jakieś zwidy, przecież był na Vegecie albo moje zmysły poszalały i go tam nie było.Moze zginął wtedy jak walczył...... Był przekonany, że wybuch srebrnej kuli spalił jego ciało doszczętnie. Chociaż z drugiej strony to bez ciała wyglądał normalnie po śmierci i nawet bolało. Szkoda, że szlag trafił mu ciuchy, nieciekawie jest paradować w stroju Adama........ Przejście na drugą stronę nie okazało się takie straszne jak się spodziewał.
Stojąc w wodzie do pasa, kilka metrów od Mistika młody saiyan krzyknął przyjaźnie:
- Co Pan robi w piekle?! Też się Panu zmarło?!
OCC: Jak wygląda pancerz?
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wodospad
Czw Wrz 06, 2012 6:50 pm
Może jednak coś będzie z kuraka, skoro udało mu się odzyskać przytomność, zanim woda nie zalała mu płuc. Może ten stawik/jeziorko, nie było zbyt głębokie, ale wiedział z doświadczenia, że można się utopić nawet w naparstku wody. Kiedy młoda małpa wyszła z wody, Mistic odwrócił się by nie patrzeć na jego gołe ciało, nie chciał mieć dodatkowych koszmarów. Dotknął najbliższe drzewo by zatrząść nim i połapać wszystkie owoce jakie nadawały się do jedzenia. Połapał ponad dwanaście dużych jabłek telekinezą. Ułożył je w stosik obok ubrania, a sam usiadł w siadzie skrzyżnym mniej więcej metr nad trawą.
- Ty żyjesz, na Twoje nieszczęście. Ubieraj się i jedz. Jesteśmy na Ziemi, zanim przyszedłem po Ciebie zamieniłeś się w większą małpę tak jak wszyscy zebrani w sali. Tym, którzy nie stracili głowy dla futrzanych kolegów przekazałem, że mają już Cię nie szukać. Że jesteś moim uczniem. Poczekał aż młody przetrawi wszystkie słowa jakie wymówił, a potem na to żeby się ubrał.
Dziwne, przemiana w Oozaru musiała mu załatać odrobinę te rany, które dostał od kata. Teraz przynajmniej nie musiał się martwić o brak czerwonej cieczy w tym worku kości. Będzie potrzebował senzu, inaczej miną tygodnie aż Kuro odzyska siły. Na razie musiały wystarczyć jabłka. Cóż, w końcu Hikaru jest tylko trzystuletnim misticiem, a nie wszystkowiedzącym i wszystkoplanującym zawczasu.
- Ty żyjesz, na Twoje nieszczęście. Ubieraj się i jedz. Jesteśmy na Ziemi, zanim przyszedłem po Ciebie zamieniłeś się w większą małpę tak jak wszyscy zebrani w sali. Tym, którzy nie stracili głowy dla futrzanych kolegów przekazałem, że mają już Cię nie szukać. Że jesteś moim uczniem. Poczekał aż młody przetrawi wszystkie słowa jakie wymówił, a potem na to żeby się ubrał.
Dziwne, przemiana w Oozaru musiała mu załatać odrobinę te rany, które dostał od kata. Teraz przynajmniej nie musiał się martwić o brak czerwonej cieczy w tym worku kości. Będzie potrzebował senzu, inaczej miną tygodnie aż Kuro odzyska siły. Na razie musiały wystarczyć jabłka. Cóż, w końcu Hikaru jest tylko trzystuletnim misticiem, a nie wszystkowiedzącym i wszystkoplanującym zawczasu.
Re: Wodospad
Czw Wrz 06, 2012 9:14 pm
No tak ziemia, błękitne niebo i zieleń dookoła. Głupio wyszło, że pomylił ją z piekłem.
Zwrócił oczy ku niebu i dziękował opatrzności, że Hikaru odwrócił się kiedy on sam wyszedł z wody. Mimo to czuł jak rumieniec zawstydzenia wypełzł mu na twarz. Sięgnął ręką po uniform i szybko założył spodnie i bluzę. Właściwie taki sam jak na Vegecie, po za tym miał długi rękaw, co kadetowi bardzo się spodobało. Buty były jeszcze ciekawsze, zabudowane z ochraniaczami aż do kolan. Następnie wziął do ręki pancerz, przypomniał sobie, że ojciec chodził w podobnym tylko bez ochraniaczy na bark. Nałożywszy go na siebie poruszał prawą ręką, ochraniacz nie krępował ruchów tak jakby mogło się zdawać. Dziwnie się w tym czuł, jako kadet nigdy nie miał okazji założyć takiej klasy ochraniacz na tors. To chyba kwestia przyzwyczajenia ale na razie wygodniej chyba byłoby mu bez. Wycisnął wodę ze swoich długich włosów i pozostawił rozpuszczone. Gumka musiała pęknąć, będzie musiał znaleźć coś innego, żeby je ponownie związać.
Usiadł na trawie i wziął jabłko ze sterty, którą obok ubrań położył srebrnowłosy. Nie był głodny, od dwóch dni nic nie jadł ale teraz zaczął jeść bardziej z rozsądku. Owoc by słodki i soczysty. Kuro rozmyślał o tym, co powiedział Hikaru. Jednak ma chyba niewyczerpane pokłady szczęścia, znowu uciekł przed śmiercią. Chyba powinien się nad tym głębiej zastanowić i starać się nie pakować w tarapaty, z drugiej strony to kłopoty jakoś same go znajdują. Chociaż chyba tym razem ponownie uratował go mentor, zastanawiał się dlaczego ale nic mu nie przychodziło do głowy. Kiedy myślał, że umiera to, to srebrne światło musiało go zamienić w Ozaru. Kiedy przypomniał sobie ból i towarzyszące mu wtedy emocje, aż dreszcz zatrząsł jego ciałem. Nie miał najmniejszej ochoty przemieniać się więcej. Pewnie prędzej czy później będzie musiał się z tym zmierzyć, to było oczywiste ale w jaki sposób da radę pokonać te emocje. Droga, którą obrał w swoim życiu zdawała się mieć coraz więcej trudnych gór do pokonania.
Drugie jabłko zjadł niemal na siłę. Wstał i podszedł na brzeg jeziora przyjrzeć się swojemu odbiciu w nowym stroju. Dziwnie chodziło mu się w takich butach. Były nawet bardzo wygodne, po prostu nigdy takich nie miał na nogach. Spodobało mu się, nawet kolor niczego sobie. Domyślał się, że strój musiał wcześniej należeć do Nauczyciela, w sumie byli tego samego wzrostu. Musiał być elitarnym wojownikiem, chyba być uczniem kogoś takiego to zaszczyt. Młody Saiyan miał coraz większy mętlik w głowie. Ciekawe co by powiedziała Zora jakby mnie w tym zobaczyła. Żal zakuł go w sercu, nie kontaktował się z nią od dnia wstąpienia do akademii. Tęsknił za nią. Westchnął ciężko wiele pytań kłębiło mu się w głowie ale musiał zadać to najważniejsze. Odwróci się w stronę Hikaru, który tak jak to Kuro zapamiętał poprzednio i tym razem siedział po turecku jakiś metr nad ziemią.
- Dziękuję, są dobre ale nie jestem głodny. To był Pana uniform?..... Faaaaaajny …….. mmmmmmm……Dlaczego mnie Pan uradował? ….. Yyyyyyyy…….. znaczy bardzo dziękuję, jestem wdzięczny (tutaj skłonił się lekko) ale nie rozumiem dlaczego. No boo przecież nie jestem synem żadnego elitarnego żołnierza, ani w żaden sposób nie przedstawiam sobą większej wartość. Aaaaa Pan jest takim wielkim wojownikiem i w ogóle. Nie myślałem, że Pan wtedy tak na serio. Pochlebia mi to.
Nie mógł się temu nadziwić. Stawał na uszach, żeby trenerzy w Akademii zwrócili na niego uwagę i niczego się nie doczekał, a potem Fox i Hikaru. Kuro wydukał co miał do powiedzenia ale zbierał się w sobie jeszcze na przeprosiny, było nie był w wielu kwestiach Saiyanin bardzo się mylił. Trochę mu to zajmie, jakoś przed obliczem Mistika tracił pewność siebie.
Zwrócił oczy ku niebu i dziękował opatrzności, że Hikaru odwrócił się kiedy on sam wyszedł z wody. Mimo to czuł jak rumieniec zawstydzenia wypełzł mu na twarz. Sięgnął ręką po uniform i szybko założył spodnie i bluzę. Właściwie taki sam jak na Vegecie, po za tym miał długi rękaw, co kadetowi bardzo się spodobało. Buty były jeszcze ciekawsze, zabudowane z ochraniaczami aż do kolan. Następnie wziął do ręki pancerz, przypomniał sobie, że ojciec chodził w podobnym tylko bez ochraniaczy na bark. Nałożywszy go na siebie poruszał prawą ręką, ochraniacz nie krępował ruchów tak jakby mogło się zdawać. Dziwnie się w tym czuł, jako kadet nigdy nie miał okazji założyć takiej klasy ochraniacz na tors. To chyba kwestia przyzwyczajenia ale na razie wygodniej chyba byłoby mu bez. Wycisnął wodę ze swoich długich włosów i pozostawił rozpuszczone. Gumka musiała pęknąć, będzie musiał znaleźć coś innego, żeby je ponownie związać.
Usiadł na trawie i wziął jabłko ze sterty, którą obok ubrań położył srebrnowłosy. Nie był głodny, od dwóch dni nic nie jadł ale teraz zaczął jeść bardziej z rozsądku. Owoc by słodki i soczysty. Kuro rozmyślał o tym, co powiedział Hikaru. Jednak ma chyba niewyczerpane pokłady szczęścia, znowu uciekł przed śmiercią. Chyba powinien się nad tym głębiej zastanowić i starać się nie pakować w tarapaty, z drugiej strony to kłopoty jakoś same go znajdują. Chociaż chyba tym razem ponownie uratował go mentor, zastanawiał się dlaczego ale nic mu nie przychodziło do głowy. Kiedy myślał, że umiera to, to srebrne światło musiało go zamienić w Ozaru. Kiedy przypomniał sobie ból i towarzyszące mu wtedy emocje, aż dreszcz zatrząsł jego ciałem. Nie miał najmniejszej ochoty przemieniać się więcej. Pewnie prędzej czy później będzie musiał się z tym zmierzyć, to było oczywiste ale w jaki sposób da radę pokonać te emocje. Droga, którą obrał w swoim życiu zdawała się mieć coraz więcej trudnych gór do pokonania.
Drugie jabłko zjadł niemal na siłę. Wstał i podszedł na brzeg jeziora przyjrzeć się swojemu odbiciu w nowym stroju. Dziwnie chodziło mu się w takich butach. Były nawet bardzo wygodne, po prostu nigdy takich nie miał na nogach. Spodobało mu się, nawet kolor niczego sobie. Domyślał się, że strój musiał wcześniej należeć do Nauczyciela, w sumie byli tego samego wzrostu. Musiał być elitarnym wojownikiem, chyba być uczniem kogoś takiego to zaszczyt. Młody Saiyan miał coraz większy mętlik w głowie. Ciekawe co by powiedziała Zora jakby mnie w tym zobaczyła. Żal zakuł go w sercu, nie kontaktował się z nią od dnia wstąpienia do akademii. Tęsknił za nią. Westchnął ciężko wiele pytań kłębiło mu się w głowie ale musiał zadać to najważniejsze. Odwróci się w stronę Hikaru, który tak jak to Kuro zapamiętał poprzednio i tym razem siedział po turecku jakiś metr nad ziemią.
- Dziękuję, są dobre ale nie jestem głodny. To był Pana uniform?..... Faaaaaajny …….. mmmmmmm……Dlaczego mnie Pan uradował? ….. Yyyyyyyy…….. znaczy bardzo dziękuję, jestem wdzięczny (tutaj skłonił się lekko) ale nie rozumiem dlaczego. No boo przecież nie jestem synem żadnego elitarnego żołnierza, ani w żaden sposób nie przedstawiam sobą większej wartość. Aaaaa Pan jest takim wielkim wojownikiem i w ogóle. Nie myślałem, że Pan wtedy tak na serio. Pochlebia mi to.
Nie mógł się temu nadziwić. Stawał na uszach, żeby trenerzy w Akademii zwrócili na niego uwagę i niczego się nie doczekał, a potem Fox i Hikaru. Kuro wydukał co miał do powiedzenia ale zbierał się w sobie jeszcze na przeprosiny, było nie był w wielu kwestiach Saiyanin bardzo się mylił. Trochę mu to zajmie, jakoś przed obliczem Mistika tracił pewność siebie.
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wodospad
Czw Wrz 06, 2012 10:59 pm
Patrzył teraz na młodego sayana, w jego dawnym stroju. Nie pamiętał już, że Hikaru kiedyś był postury tego dzieciaka. Wyglądał w tym całkiem nie najgorzej, może mu się to spodoba. Kuro na Ziemi nie miał nikogo, ani żadnego mienia. Był całkiem zdany na mistica, choć nie koniecznie mu się to podobało. Będzie musiał mu coś wykombinować w niedalekiej przyszłości, może pokaże mu miasto i sklepy.
- Kiedyś ukradłem dziesiątki tych uniformów kiedy uciekałem z Vegety. Byłem tylko marnym halfem, jednak przechytrzyłem całą władzę. Potem jak przyleciałem tutaj, właściwie nie używałem w ogóle tych pancerzy. Nie są może zbyt wytrzymałe, mają swoje lata. A dlaczego po Ciebie przybyłem ? Bo Fox mi Cię przekazał. Poza tym jesteś jedyną małpą jaką poznałem, więc możesz się nadawać. Mam nadzieję, że teraz będziesz trenował pilnie i odniesiesz sukces. Powiedział i przyciągnął do siebie dwa jabłka.
Zjadł jedno razem ze środkiem nie zostawiając żadnego śladu po jedzeniu. Zabrał się za drugie patrząc na swego ucznia. Wyglądał wynędzniale, tak każdy wygląda po jakimś czasie niewoli. Mimo iż słońce było wysoko to młody adept sztuk walki będzie musiał wypocząć.
- Słuchaj, teraz nie mam żadnego pożytku z Ciebie, musisz się najeść i odpocząć. Myślę, że jutro powrócimy do treningów. Teraz zjedz i śpij, najlepiej pod drzewem, żebyś się nie spalił za bardzo. Choć tu jest dość głośno to chyba dasz radę, prawda ? Woda opadająca z wielką siła na dół z kilku nawet metrów może ogłuszyć wiele osób. Można jednak się przyzwyczaić bo hałas jest jednostajny.
- Kiedyś ukradłem dziesiątki tych uniformów kiedy uciekałem z Vegety. Byłem tylko marnym halfem, jednak przechytrzyłem całą władzę. Potem jak przyleciałem tutaj, właściwie nie używałem w ogóle tych pancerzy. Nie są może zbyt wytrzymałe, mają swoje lata. A dlaczego po Ciebie przybyłem ? Bo Fox mi Cię przekazał. Poza tym jesteś jedyną małpą jaką poznałem, więc możesz się nadawać. Mam nadzieję, że teraz będziesz trenował pilnie i odniesiesz sukces. Powiedział i przyciągnął do siebie dwa jabłka.
Zjadł jedno razem ze środkiem nie zostawiając żadnego śladu po jedzeniu. Zabrał się za drugie patrząc na swego ucznia. Wyglądał wynędzniale, tak każdy wygląda po jakimś czasie niewoli. Mimo iż słońce było wysoko to młody adept sztuk walki będzie musiał wypocząć.
- Słuchaj, teraz nie mam żadnego pożytku z Ciebie, musisz się najeść i odpocząć. Myślę, że jutro powrócimy do treningów. Teraz zjedz i śpij, najlepiej pod drzewem, żebyś się nie spalił za bardzo. Choć tu jest dość głośno to chyba dasz radę, prawda ? Woda opadająca z wielką siła na dół z kilku nawet metrów może ogłuszyć wiele osób. Można jednak się przyzwyczaić bo hałas jest jednostajny.
Re: Wodospad
Pią Wrz 07, 2012 5:08 pm
Cały jego zachwyt szybko się rozsypał, kiedy usłyszał, że wojownik po prostu nabył drogą bezzwrotnej pożyczki uniformy i zbroje takiej klasy. Niemniej był pod wielkim wrażeniem jego dokonań. Bracia też dawał popalić żołnierzom, ale kradli raczej złom, przy którym Shiro ciągle coś kombinował, a ucieczka z Vegety raczej nie przeszła by Kuro przez myśl. Niesamowity gość - pomyślał. Chociaż jak zaczął sobie przypominać opowieści ojca, to wynikało, że wcześniej halfi na Vegecie byli materią wręcz niepożądaną. Dopiero jakoś 300 lat temu było powstanie mające na celu obalić króla tyrana. Wśród kilku swoich przywódców powstania poza nowym królem - Zellem, oczywiście znajdował się przodek młodego Saiyana o imieniu Mukuro. Po wygranej wojnie nowy król w ramach nagrody za wierność zezwolił aby ten stworzył linię rodową. Otrzymał także pod opiekę wioskę nieopodal pustyni, w której rodzili się kolejni potomkowie, aż do pojawienia się dwóch bliźniaków. Mukuro pozostał mu wierny wykonując polecenia, aż do swojej śmierci. Dlatego też każdy kolejny pierworodny męski potomek tego rodu aby uhonorować założyciela nosił imię związane ze słowem „kuro”. Chłopak nie pamiętał, żeby w jakiś sposób jego ojciec z tego powodu doznawał zaszczytów. Nie rozumiał też dlaczego to on dostał takie imię i miał stać się kolejną głową rodu, skoro to Shiro był od niego starszy, co prawda o kilka minut ale zawsze. Ojciec ciągle zwlekał z odpowiedzią na to pytanie. Z jednym się zgadzał tak się nie powinno traktować halfów, nie mógł zrozumieć co oni tak wszystkim przeszkadzali. Nudno byłoby na świecie, gdyby wszyscy byli jednakowi i mieli to samo zdanie. Nie dostrzegał w nich ani niczego złego ani obrzydliwego, jak to słyszał z ust innych. Mimo iż na Vegecie oficjalnie zabroniono gnębić przedstawicieli półkrwi to zdarzały się wyjątki. Bywało, że chłopcy spacerując po mieście np. w towarzystwie Zory natykali się na indywidua wyzywających dziewczynę od brudnokrwistych ścierw. Mężnie stawali w jej obronie, jednak starcie dwóch podrostków z dorosłym Saiyanem kończyło się dla nich tylko w jeden, całkiem bolesny sposób, jeśli nie dało im się uciec.
Teraz nie żyło się łatwo na Vegecie a co dopiero wtedy, to musiało być piekło. Zaciekawiła go przeszłość Mistika, choćby z tego względu że nie znał nawet dobrze historii własnej planety. Miał do niego znacznie więcej pytań i różnych wątpliwości, np to, co się działo z jego ciało kiedy kat zadawał mu ból. Wyraźnie czuł w sobie Ki Foxa,wściekłego Foxa, ale chyba wszystko to na razie musi poczekać.
Odpowiedź Hikaru nieco go zaskoczyła, mimo iż sam nie był pewien jakiej oczekiwał. Fox go przekazał, ale to przecież srebrnowłosy go zabił. I to, że jest jedyną małpą, którą poznał. Mentor miał przecież sporo lat, był na Vegecie. Nie chłopak nie rozumiał. Nie było co ukrywać, że w 100% Kuro nie pasował to wzorcowego przedstawiciela swojej rasy i był dumny z tego, że taki nie jest, nawet jeśli naokoło wszyscy kładli mu do głowy, że być prawdziwym Saiyanem.
Po pierwszych słowach Nauczyciela Kuro nieco odruchowo stanął na baczność, zacisnął pięści i trochę łamiącym się głosem wynikającym z lekkiego stresu powiedział:
- Tak proszę Pana. Postaram się Pana nie zawieść Jaaa potrafię ciężko pracować. Chciałem też Pana przeprosić. Miałem czas, żeby przemyśleć kilka spraw. Myliłem się w wielu kwestiach. Będę rozsądniejszy…….. obiecuję.
Czym się tak stresował? Mimo iż Hikaru spokojnie pochłaniał jabłka, Kuro miał uczucie, że spod tych ciemnych okularów wzrok mentora przewierca mu dusze na wylot. Chłopak mówił prawdę, czuł się jakby kłamał. Dowodem tego, co powiedział były ślady pozdzieranej skóry i tkanki na knykciach obu rąk. Nie siedział w wiezieniu bezczynnie gapiąc się w sufit i chlipiąc nad swoim życiem tylko starł się z godnym swojego uporu przeciwnikiem. Uparcie dzień w dzień walił w jedną ze ścian celi, a ściana również uparcie nie pozwoliła sobie nawet się zarysować.
Kolejna sugestia Mistrza, była jak miód na zmaltretowane ciało chłopaka, o tym marzył. Nieważne gdzie, byle się przespać. Z początku miał powiedzieć, że da radę, no ale co był zrobił. Faktycznie zero z niego pożytku w tym momencie, sen dobrze mu zrobi. Nie ma po co bez sensu katować organizm. Może jednak lepiej byłoby go nie leczyć, w tym stanie Kuro był zaskakująco spokojny i grzewczy. Jego zachowanie różniło się o 180 stopni od tego, gdy już od samego początku pobytu na Ziemi uparcie w obecności Foxa wywrzaskiwał swoje racje w stronę srebrnowłosego i rzucał się niczym pchła na psie.
- Tak… Tak jest,…….. Dobrze ……..znaczy bez problemu…….. dziękuję.
Wziął ze sobą ze dwa jabłka na wypadek, gdyby jednak zgłodniał. Po drodze zatrzymał się jeszcze przy jeziorku i napił się wody, a następnie udał się w stronę pobliskich drzew. Wszedł może z 10 metrów w głąb lasu i znalazł sobie dogodne miejsce pod wielkim starym dębem. Ściągnął z siebie pancerz i przyjrzał mu się uważniej. By ciekaw ile miał lat. Przejechał dłonią i poznał strukturę przedmiotu. Co prawda teraz robiło się pancerze z lepszych materiałów ale i ten nie by zły. Kadet był nim zachwycony. Wystarczyło by wygładzić rysy i przeczyścić porządnie pastą, a zbroja odzyskałaby dawny blask i świetność. Znał się trochę na tym, setki razy za karę czyścił pancerz ojca, więc miał wprawę. Taką samą karę dostał od trenera koszar, żeby nauczył się pokory ale już nie zdążył jej odbyć. Położył się na miękkim mchu, przewrócił się na prawy bok, podłoży rękę pod głowę i wsłuchiwał się w monotonny szum wody. Przez chwilę próbował sobie ułożyć ostatnie wydarzenia po kolei w głowie ale zasnął szybciej niż sam się spodziewał. Zmęczone nadmiarem wrażeń, informacji całomiesięcznym napięciem ciało i umysł odbiły sobie obciążanie organizmu koszmarami. Cały czas śniło mu się, że leży w łóżku w olbrzymim pomieszczeniu, a nawet hali. Naokoło rozkręca się impreza, muzyka dudni na cały regulator, wszyscy dookoła tańczą i dobrze się bawią, a on nie może wstać, bo jest sparaliżowany. Dziwniejsze było to, że wiedział, że to sen. Był na pograniczu snu i jawy. Starał się wybrudzić z tego koszmaru, a jednocześnie czasem wymknął mu się z ust okrzyk wołania ojca o pomoc, czego po przebudzeniu się wstydził. Przewracał się z boku na bok, budząc się po jakimś czasie. Szedł zaspany z zamglonymi oczami, wlokąc swój ogon po ziemi do jeziorka i wypijał spore ilości wody. Pragnienie strasznie mu dokuczało, może nawet gorączkował. Wracał kładł się z powrotem, sen wracał ponownie i tak w kółko. Chodząc tak nie zwracał uwagi na nic, na to co się dokoła niego dzieje aby się nie wzbudzić zbytnio. Z czasem spał coraz dłużej i coraz spokojniej, napniecie w którym żył przez ostatni miesiąc powoli ustępowało, umysł uspokajał, a mięśnie się rozluźniały.
Teraz nie żyło się łatwo na Vegecie a co dopiero wtedy, to musiało być piekło. Zaciekawiła go przeszłość Mistika, choćby z tego względu że nie znał nawet dobrze historii własnej planety. Miał do niego znacznie więcej pytań i różnych wątpliwości, np to, co się działo z jego ciało kiedy kat zadawał mu ból. Wyraźnie czuł w sobie Ki Foxa,wściekłego Foxa, ale chyba wszystko to na razie musi poczekać.
Odpowiedź Hikaru nieco go zaskoczyła, mimo iż sam nie był pewien jakiej oczekiwał. Fox go przekazał, ale to przecież srebrnowłosy go zabił. I to, że jest jedyną małpą, którą poznał. Mentor miał przecież sporo lat, był na Vegecie. Nie chłopak nie rozumiał. Nie było co ukrywać, że w 100% Kuro nie pasował to wzorcowego przedstawiciela swojej rasy i był dumny z tego, że taki nie jest, nawet jeśli naokoło wszyscy kładli mu do głowy, że być prawdziwym Saiyanem.
Po pierwszych słowach Nauczyciela Kuro nieco odruchowo stanął na baczność, zacisnął pięści i trochę łamiącym się głosem wynikającym z lekkiego stresu powiedział:
- Tak proszę Pana. Postaram się Pana nie zawieść Jaaa potrafię ciężko pracować. Chciałem też Pana przeprosić. Miałem czas, żeby przemyśleć kilka spraw. Myliłem się w wielu kwestiach. Będę rozsądniejszy…….. obiecuję.
Czym się tak stresował? Mimo iż Hikaru spokojnie pochłaniał jabłka, Kuro miał uczucie, że spod tych ciemnych okularów wzrok mentora przewierca mu dusze na wylot. Chłopak mówił prawdę, czuł się jakby kłamał. Dowodem tego, co powiedział były ślady pozdzieranej skóry i tkanki na knykciach obu rąk. Nie siedział w wiezieniu bezczynnie gapiąc się w sufit i chlipiąc nad swoim życiem tylko starł się z godnym swojego uporu przeciwnikiem. Uparcie dzień w dzień walił w jedną ze ścian celi, a ściana również uparcie nie pozwoliła sobie nawet się zarysować.
Kolejna sugestia Mistrza, była jak miód na zmaltretowane ciało chłopaka, o tym marzył. Nieważne gdzie, byle się przespać. Z początku miał powiedzieć, że da radę, no ale co był zrobił. Faktycznie zero z niego pożytku w tym momencie, sen dobrze mu zrobi. Nie ma po co bez sensu katować organizm. Może jednak lepiej byłoby go nie leczyć, w tym stanie Kuro był zaskakująco spokojny i grzewczy. Jego zachowanie różniło się o 180 stopni od tego, gdy już od samego początku pobytu na Ziemi uparcie w obecności Foxa wywrzaskiwał swoje racje w stronę srebrnowłosego i rzucał się niczym pchła na psie.
- Tak… Tak jest,…….. Dobrze ……..znaczy bez problemu…….. dziękuję.
Wziął ze sobą ze dwa jabłka na wypadek, gdyby jednak zgłodniał. Po drodze zatrzymał się jeszcze przy jeziorku i napił się wody, a następnie udał się w stronę pobliskich drzew. Wszedł może z 10 metrów w głąb lasu i znalazł sobie dogodne miejsce pod wielkim starym dębem. Ściągnął z siebie pancerz i przyjrzał mu się uważniej. By ciekaw ile miał lat. Przejechał dłonią i poznał strukturę przedmiotu. Co prawda teraz robiło się pancerze z lepszych materiałów ale i ten nie by zły. Kadet był nim zachwycony. Wystarczyło by wygładzić rysy i przeczyścić porządnie pastą, a zbroja odzyskałaby dawny blask i świetność. Znał się trochę na tym, setki razy za karę czyścił pancerz ojca, więc miał wprawę. Taką samą karę dostał od trenera koszar, żeby nauczył się pokory ale już nie zdążył jej odbyć. Położył się na miękkim mchu, przewrócił się na prawy bok, podłoży rękę pod głowę i wsłuchiwał się w monotonny szum wody. Przez chwilę próbował sobie ułożyć ostatnie wydarzenia po kolei w głowie ale zasnął szybciej niż sam się spodziewał. Zmęczone nadmiarem wrażeń, informacji całomiesięcznym napięciem ciało i umysł odbiły sobie obciążanie organizmu koszmarami. Cały czas śniło mu się, że leży w łóżku w olbrzymim pomieszczeniu, a nawet hali. Naokoło rozkręca się impreza, muzyka dudni na cały regulator, wszyscy dookoła tańczą i dobrze się bawią, a on nie może wstać, bo jest sparaliżowany. Dziwniejsze było to, że wiedział, że to sen. Był na pograniczu snu i jawy. Starał się wybrudzić z tego koszmaru, a jednocześnie czasem wymknął mu się z ust okrzyk wołania ojca o pomoc, czego po przebudzeniu się wstydził. Przewracał się z boku na bok, budząc się po jakimś czasie. Szedł zaspany z zamglonymi oczami, wlokąc swój ogon po ziemi do jeziorka i wypijał spore ilości wody. Pragnienie strasznie mu dokuczało, może nawet gorączkował. Wracał kładł się z powrotem, sen wracał ponownie i tak w kółko. Chodząc tak nie zwracał uwagi na nic, na to co się dokoła niego dzieje aby się nie wzbudzić zbytnio. Z czasem spał coraz dłużej i coraz spokojniej, napniecie w którym żył przez ostatni miesiąc powoli ustępowało, umysł uspokajał, a mięśnie się rozluźniały.
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wodospad
Pią Wrz 07, 2012 6:58 pm
Kiedy zjadł drugie jabłko wysłuchał swojego ucznia, choć widać było, że strasznie się denerwuje. Widać było, że Kuro odpłynął myślami daleko w przeszłość, ale Hikaru nie miał zamiaru mu przeszkadzać. Zostawił pozostałe jabłka i kiedy sayan położył się przy drzewie mistic podszedł pod ten niewielki staw i rozebrał się by zaraz wejść do wody prosto pod spadającą z dużą siłą rzeką z kilku metrów. Dla niego nie robiło żadnego znaczenia ile jest tej cieczy, z jaką siłą czy szybkością spada. Ledwo włosy mu się uginały. W tej chwili jedynym ubraniem na nim były opasko na kończynach, które zmniejszały o ponad połowę jego możliwości bojowe. Porzucił opaskę i miecz, żeby ogarnąć swoje ciało, zmyć piach i krew z Vegety.
Kąpał się jakiś kwadrans po czym wyszedł na brzeg stawiku i spojrzał w słońce. Było jeszcze wysoko, ale zaczęło zachodzić, a przynajmniej kłaść się za horyzont. Obrócił się wokół własnej osi z taką szybkością, że wszystkie krople wody na jego ciele znalazły się wszędzie, tylko nie na nim. Bycie wojownikiem się płaca-nie trzeba martwić się o ręcznik. Ubrał się, gatki, spodnie i koszula. Do tego opaska na czoło, płaszcz i miecz. Od razu poczuł się cięższy. Teraz podszedł do domku pach bach i schował go w kapsułkę, a tą z kolei na swoje miejsce do kieszeni w płaszczu. Spojrzał jeszcze raz na Kurę i skupił swoją Ki na wieży Karina by tam właśnie się przenieść. Stanowczo potrzebował senzu.
zt Wieża Karina= PURT
Kąpał się jakiś kwadrans po czym wyszedł na brzeg stawiku i spojrzał w słońce. Było jeszcze wysoko, ale zaczęło zachodzić, a przynajmniej kłaść się za horyzont. Obrócił się wokół własnej osi z taką szybkością, że wszystkie krople wody na jego ciele znalazły się wszędzie, tylko nie na nim. Bycie wojownikiem się płaca-nie trzeba martwić się o ręcznik. Ubrał się, gatki, spodnie i koszula. Do tego opaska na czoło, płaszcz i miecz. Od razu poczuł się cięższy. Teraz podszedł do domku pach bach i schował go w kapsułkę, a tą z kolei na swoje miejsce do kieszeni w płaszczu. Spojrzał jeszcze raz na Kurę i skupił swoją Ki na wieży Karina by tam właśnie się przenieść. Stanowczo potrzebował senzu.
zt Wieża Karina= PURT
Re: Wodospad
Sob Wrz 08, 2012 10:52 pm
Obudził się późnym wieczorem, ziewnął przeciągle i odruchowo spojrzał w górę. Między koronami drzew ujrzał ciemniejące niebo. Zauważył na nim więcej kolorów i to go zaciekawiło. Założył pancerz i zaczął wspinać się po konarach dębu na sama górę drzewa. Przy pierwszych ruchach mięśni odczuł wyraźnie rany, jakie zadali mu strażnicy i kat. Miał sporo szczęścia, nie tylko dlatego, że przeżył ale dlatego, że nawet w miarę dobrze funkcjonował. To naprawdę cud, że po tym, jak skopali go strażnicy, żadne z żeber nie przebiło, któregoś z narządów wewnętrznych. Z jabłkiem w zębach, powoli i ostrożnie wspinał się coraz wyżej. Przynajmniej czuł się znacznie lżejszy niż na Vegecie. Chyba ten miesięczny trening nie poszedł na marne. Łatwo mu nie było ale mu się udało, ochraniacze na barki i biodra trochę mu przeszkadzały.. Usiadł na jednym z konarów i ogonem oplótł wierzchołek drzewa, żeby w razie co mieć się na czym przytrzymać. Teraz nawet poczuł się nieco głodny, chociaż pospałby sobie jeszcze trochę. Nadal czuł się jeszcze skołowany wydarzeniami ostatnich godzin. Wszystko działo się niesłychanie szybko, proces, wyrok, kat, Hikaru i ponowna ucieczka przed śmiercią. To nawet w piekle go nie chcą. Ta sytuacja miała jednak jedną znaczącą dla niego zaletę. Miał szansę dopaść Zaurusa i jego bandę. Tylko w jakiś sposób będzie musiał wrócić na Vegetę. Dokumenty z sekcji zwłok to był jego jedyny punkt zaczepiania. Ale jak wrócić i tym razem jak go przyjmą na Vegecie. Nie rozumiał, czemu taka sytuacja miała miejsce. Od śmierci brata życie daje mu ostro w dupsko i nie wiedział, czym zawinił. Karma czy jakaś inna cholera. Nie chcąc mocniej zatracać się w czarnych myślach patrzył przed siebie na niebo mieniące się ciepłymi kolorami zachodzącego słońca. Chrupiąc z apetytem jabłko zauważył nawet wyraźne gwiazdy migające do siebie wesoło. Na Vegecie nie było takich widoków, w tej chwili zapomniał o całym świecie.
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wodospad
Nie Wrz 09, 2012 8:36 pm
Wrócił na Wodospad w ciągu sekundy od zniknięcia w wieży. Rozejrzał się wkoło, było już sporo ciemno. Noc się kończyła powoli. W sumie był zmęczony, więc oparł się o drzewo i lekko zsunął do pozycji siedzącej. Zdjął miecz i położył go obok. Zamknął oczy i westchnął. Chłodna noc. Na pewno łatwo zaśnie. Wiedział, że Kuro był na drzewie, nawet nie musiał patrzeć by widzieć. Spojrzał na niebo zastanawiając się, które gwiazdy już odwiedził, i które planety krążące w koło tych gwiazd już ocalił. Było tego trochę przez te trzysta lat. Powoli zaczął odpływać w odmętach snu, a także w dawnych wydarzeniach, które działy się w odległej części galaktyki. To był dziwny okres w jego życiu po śmierci Greefesa. A jeszcze wcześniej przed jego śmiercią Hikaru popełnił poważny błąd, który potem zapisał kilka stronić w jego osobistej historii i chyba dopiero niedawno zakończył to całkowicie.
Re: Wodospad
Nie Wrz 09, 2012 11:14 pm
Siedział zbyt długo na górze i przemarzł solidnie. Klimat na Ziemi był o połowę chłodniejszy niż na Vegecie, trochę czasu minie, aż jego organizm się przyzwyczai do takich temperatur. Zgłodniał jeszcze bardziej, więc zszedł z drzewa. Poszedł w głąb lasku, żeby coś upolować. Dopiero teraz do niego dotarło, że upolować to sobie może ale co dalej. Nie ma czym, ani jak sprawić zwierzyny. Nie miał przy sobie nic. Totalnie nic a nic, co mogłoby być jego, co wiązałoby go z demem, przyjaciółmi, dziewczyną i bratem. Dzięki temu wszystkiemu w trudnych chwilach było mu łatwiej, wiedział, że inni przy nim są i go wspierają, a przecież ich nie było. Stał jak oniemiały. Nawet nie miał własnych ciuchów. Tak pragnął zabrać ze sobą wszystko to co miał najcenniejsze i pożegnać się. Cały jego wysiłek przepadł. I co miał teraz zrobić? Kilka łez bezsilności spłynęło po twarzy młodego saiyana ale szedł dalej przed siebie. Będzie musiał jakoś porozmawiać na ten temat Mentorem, naprawdę mu niesamowicie zależało. Najpierw jednak musi starannie przemyśleć, co powie i zadbać o poważne argumenty. Trochę pokrzepił go ten wstępny plan na duchu ale i tak nie wiedział, co by tu zjeść. Wszędzie tylko jabłka. Wiedział, co to za owoce i wiedział, że mają wiele odmian. Przynajmniej wiedział też, że Hikaru ma małe pojecie o pierwszej pomocy i tego typu sprawach. Zmieszanie jabłek i surowej wody w żołądku mogłaby wywołać ostre sensacje, gdy zjedzone jabłka zaczną fermentować. Gdyby srebrnowłosy znalazł się w takiej sytuacji, Kuro wiedział, że zachowałby się zupełnie inaczej. Chyba, że i ten jegomość miał go też głęboko w poważaniu. Ile by się nie głowił, nie mógł rozgryźć wojownika. Gdyby miał swoją apteczkę wyposażoną przez zebrane samemu środki mógłby dzięki skalpelowi i nitce do cerowania dziur w ciuchach treningowych zbudować taki szałas, że mucha nie siada. Ta planeta dostarczała tyle zasobów. Gdyby ją miał….. Dzięki niej czuł się pewnie ze sobą i z tym, że może spieszyć z pomocą innym.
Powoli się rozjaśniało, a on szedł i nie wiedział, co ma zjeść. Szczęście się do niego uśmiechnęło i zauważył na gałęzi jednego z drzew sporych rozmiarów węża. Zasmakowały mu te stworzenia. Podszedł starając się być cichutko i zlokalizował ogon i głowę gada. Szybkim ruchem sprawniejszej prawej reki załapał go za ogon, pociągnął odskakując do tyłu, a następnie zamachnął się tak aby gad uderzy głową w pobliskie drzewo. Aby być pewnym, że ofiara nie postanowi zaatakować i jego nadepną mocno miażdżąc mu łeb. Przewiązał sobie zdobyć wokół psa i w drodze powrotnej nazbierał kilka patyków na ognisko. Czuł jakby uszło z niego powietrze, z powodu straty ogarniał go smutek. Był jeszcze zbyt głupi, aby dotarło do niego ile zyskał, mądrość niestety przychodzi dopiero z czasem. Wrócił na skraj lasu przy wodospadzie. Widział, że Hikaru drzemie nieopodal i zauważył leżącą obok niego broń. Był zaciekawiony, nigdy nie wiedział takiej klingi, chciałby jej chociaż dotknąć. Mimo ciekawości, głód skierował jego uwagę inną stronę. Ki-blasterem szybko rozpalił ogień na stosie chrustu i zabrał się za węża. Sprawienie go nie nastręczało trudności, pod warunkiem, ze udało się rozerwać jego skórę. Nadepnął ponownie na łeb i ciągnął z całej pozostałej mu siły. Napocił się przy tym, przynajmniej nieco się rozgrzał ale w końcu oderwał łeb od reszty. Mięso porozrywał na kawałki, ponadziewał na patyki i powbijał na około. Starał się zwiększyć płomień, drżał jak liść. Rozcierał rękoma nos, ramiona, tors i nogi siedząc tak blisko ogniska, jak tylko się da. Zastanawiał się, czy obudzić Hikaru na tą skromną przekąskę ale doszedł do wniosku, że on też zapewne miał ciężki dzień. Nałożył połowę upieczonego jedzenia na liściu i cichutko idąc położył obok Mistika. Choć nie miał nic, też potrafił coś dać od siebie i mieć na względzie innych. Już świtało ale jego organizm nadal odczuwał zmęczenie. Choćby miał przespać z godzinkę, to było warto. Wpałaszował swoją część i ponownie usnął skulony w kłębek w swojej nowej zbroi obok ognia.
Powoli się rozjaśniało, a on szedł i nie wiedział, co ma zjeść. Szczęście się do niego uśmiechnęło i zauważył na gałęzi jednego z drzew sporych rozmiarów węża. Zasmakowały mu te stworzenia. Podszedł starając się być cichutko i zlokalizował ogon i głowę gada. Szybkim ruchem sprawniejszej prawej reki załapał go za ogon, pociągnął odskakując do tyłu, a następnie zamachnął się tak aby gad uderzy głową w pobliskie drzewo. Aby być pewnym, że ofiara nie postanowi zaatakować i jego nadepną mocno miażdżąc mu łeb. Przewiązał sobie zdobyć wokół psa i w drodze powrotnej nazbierał kilka patyków na ognisko. Czuł jakby uszło z niego powietrze, z powodu straty ogarniał go smutek. Był jeszcze zbyt głupi, aby dotarło do niego ile zyskał, mądrość niestety przychodzi dopiero z czasem. Wrócił na skraj lasu przy wodospadzie. Widział, że Hikaru drzemie nieopodal i zauważył leżącą obok niego broń. Był zaciekawiony, nigdy nie wiedział takiej klingi, chciałby jej chociaż dotknąć. Mimo ciekawości, głód skierował jego uwagę inną stronę. Ki-blasterem szybko rozpalił ogień na stosie chrustu i zabrał się za węża. Sprawienie go nie nastręczało trudności, pod warunkiem, ze udało się rozerwać jego skórę. Nadepnął ponownie na łeb i ciągnął z całej pozostałej mu siły. Napocił się przy tym, przynajmniej nieco się rozgrzał ale w końcu oderwał łeb od reszty. Mięso porozrywał na kawałki, ponadziewał na patyki i powbijał na około. Starał się zwiększyć płomień, drżał jak liść. Rozcierał rękoma nos, ramiona, tors i nogi siedząc tak blisko ogniska, jak tylko się da. Zastanawiał się, czy obudzić Hikaru na tą skromną przekąskę ale doszedł do wniosku, że on też zapewne miał ciężki dzień. Nałożył połowę upieczonego jedzenia na liściu i cichutko idąc położył obok Mistika. Choć nie miał nic, też potrafił coś dać od siebie i mieć na względzie innych. Już świtało ale jego organizm nadal odczuwał zmęczenie. Choćby miał przespać z godzinkę, to było warto. Wpałaszował swoją część i ponownie usnął skulony w kłębek w swojej nowej zbroi obok ognia.
OCC: Kokokokoko Zzzzzzzzzzz
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wodospad
Pon Wrz 10, 2012 10:57 am
Właściwie nie zauważył kiedy zasnął, jednak pamiętał o czym myślał. Sen był przedłużeniem tej myśli i niestety nie zapomniał po obudzeniu o tym wszystkim. Rozejrzał się, powoli robiło się jasno. Trzeba było się trochę ogarnąć i wziąć do roboty. Najpierw jednak śniadanie. Zauważył dogasający ogień, kawałki mięsa rozerwanego na strzępy i kurę obok mistica śpiącego jak niemowlę. Wstał powoli i rozciągnął się. Dalej było chłodno i wilgotno, właściwie jego koszula przemokła, ale to nic. Założył swój miecz i poszedł w las by znaleźć coś do jedzenia. Może stek z ogona dinozaura ? Hmmm.. brzmi ciekawie.. przydała by się sól i pieprz co prawda, no i kawałek kminku. Byłoby smakowicie, niestety nie miał przypraw, a tutaj nie ma ich za wiele. Mimo to znalazł kilka ziół dziko żyjących jak majeranek, lubczyk odrobina liścia laurowego, świeży jest o wiele bardziej aromatyczny niż suszony. Może coś z tego się zrobi, jakąś pastę chociażby. Przydałoby się też odrobina oliwy, ale i bez tego sobie poradzi.
Polowanie trwało może dwie godziny, bo Hikaru wybierał odpowiednią zwierzynę. Podchodził od zawietrznej, sprawdzając czy aby nie za mdłe mięso, ale nie zabijał póki nie przekonał się, że będzie się nadawać. Wybrał małego liściożernego dinozaura, podobnego do triceratopsa, ale bez rogów i tej tarczy na wokół głowy. Był na tyle mały, że bez większych problemów niósł zwierza na barkach trzymając jedną ręką dla stabilizacji. Mistic wrócił do obozu akurat kiedy wyłoniło się słońce zza horyzontu. Kiedy doszedł do ogniska zrzucił mięso i zaczął je oprawiać ciąć i tak dalej. Jednym ki blastem zrobił dół w ziemi i nawrzucał żaru do niego ze starego ogniska. Podszedł do jeziorka i wybrał wystarczająco duży głaz i na tyle płaski by dał radę pomieścić trzy kawałki mięsa. Kamieniem przykrył dziurę i przygrzał jeszcze delikatnie Ki by najpierw wysuszyć kamień, a następnie ogrzać go do mniej więcej 180 stopni celcjusza. Kiedy kamień będzie się nagrzewał, miał czas by zająć się pierwszymi kawałkami mięsa. Wtedy rzucił jedno senzu na ziemię w pobliżu resztek węża, tak by wpadło pomiędzy porcje.
Polowanie trwało może dwie godziny, bo Hikaru wybierał odpowiednią zwierzynę. Podchodził od zawietrznej, sprawdzając czy aby nie za mdłe mięso, ale nie zabijał póki nie przekonał się, że będzie się nadawać. Wybrał małego liściożernego dinozaura, podobnego do triceratopsa, ale bez rogów i tej tarczy na wokół głowy. Był na tyle mały, że bez większych problemów niósł zwierza na barkach trzymając jedną ręką dla stabilizacji. Mistic wrócił do obozu akurat kiedy wyłoniło się słońce zza horyzontu. Kiedy doszedł do ogniska zrzucił mięso i zaczął je oprawiać ciąć i tak dalej. Jednym ki blastem zrobił dół w ziemi i nawrzucał żaru do niego ze starego ogniska. Podszedł do jeziorka i wybrał wystarczająco duży głaz i na tyle płaski by dał radę pomieścić trzy kawałki mięsa. Kamieniem przykrył dziurę i przygrzał jeszcze delikatnie Ki by najpierw wysuszyć kamień, a następnie ogrzać go do mniej więcej 180 stopni celcjusza. Kiedy kamień będzie się nagrzewał, miał czas by zająć się pierwszymi kawałkami mięsa. Wtedy rzucił jedno senzu na ziemię w pobliżu resztek węża, tak by wpadło pomiędzy porcje.
Re: Wodospad
Pon Wrz 10, 2012 5:10 pm
Słońce świeciło już na niebie okalając swoimi promieniami śpiącego głęboko kadeta. Kuro obudził się ale nie wstawał. Spał na brzuchu a poranne promienie słońce przyjemnie ogrzewały mu plecy. Obok niego leżała nietknięta porcja wężowego mięsa, którą zostawił Hikaru. Zrobiło mu się nieco żal, że jego poczęstunek został olany. Może za skromny na zbyt wysokie progi. Dał, co miał, podzielił się, pomyślał też o nim i nic. Następnym razem sam zje wszystko. Taaak, wiedział, że następnym razem postąpi podobnie. Szkoda, że jak robi coś dobroci serca to jest olewany. Wygląda na to, że tylko darciem mordy zwróci na siebie uwagę, jak zwykle zresztą. Spojrzał w prawą stronę i nadal leżąc przypatrywał się poczynaniom srebrnowłosego. Nie wpadłby na to, by własną Ki ogrzać kamień. Chociaż, na Vegecie było tak gorąco, że nie trzeba było się bawić w takie ceregiele. Jeszcze przed południem jajko rozbite na takim głazie ścinało się w niecałą minutę. Ale na planecie o niższej temperaturze to był dobry patent. Do tego kamienie bardzo wolno oddają ciepło, dobre do ogrzania się, gdyby nie było możliwości rozpalenia ogniska. Mistrz zaimponował młodemu swoją zaradnością. Kuro wiedział tyle, ile nauczyli go rodzice, bo w Akademii ani be, ani me o sztuce przetrwania. Przecież to obok umiejętności ważna zdolność. Co wojownikowi po sile, jak nie będzie w stanie przetrwać.
Chłopak usiadł na trawie, po małpiemu podrapał się ogonem po rozczochranej czuprynie, ziewnął i przeciągnął. Od razu poczuł efekty wczorajszych wydarzeń, szczególnie w okolicy żeber. Jeszcze 24 godziny temu siedział w celi. Wstawał i powoli podszedł do jeziorka. Przemył twarz i poklepał po policzkach przyśpieszając krążenie krwi, żeby się nieco rozbudzić. Przydałaby się kawa. Podszedł do Hikaru witając sięgrzecznie i od razu poczuł jakiś dziwny zapach, którego nie znał i to na pewno nie był zapach piekącego się mięsa. Zapach dochodził z kupki liści leżących obok. Nigdy nie czuł czegoś takiego. Podniósł jeden z nich (liść laurowy) z lubością wciągając zapach.
- Co to jest za zioło?
Kuro był ciekaw wszystkiego, co go otaczało i lubił dowiadywać się nowych rzeczy. Jeszcze nie raz zapewne zarzucić Misticka gradem pytań niczym karabin maszynowy.
Nie chciał wyjść na darmozjada i dopytał jeszcze.
- Może w czymś mógłbym pomóc?
Chłopak usiadł na trawie, po małpiemu podrapał się ogonem po rozczochranej czuprynie, ziewnął i przeciągnął. Od razu poczuł efekty wczorajszych wydarzeń, szczególnie w okolicy żeber. Jeszcze 24 godziny temu siedział w celi. Wstawał i powoli podszedł do jeziorka. Przemył twarz i poklepał po policzkach przyśpieszając krążenie krwi, żeby się nieco rozbudzić. Przydałaby się kawa. Podszedł do Hikaru witając sięgrzecznie i od razu poczuł jakiś dziwny zapach, którego nie znał i to na pewno nie był zapach piekącego się mięsa. Zapach dochodził z kupki liści leżących obok. Nigdy nie czuł czegoś takiego. Podniósł jeden z nich (liść laurowy) z lubością wciągając zapach.
- Co to jest za zioło?
Kuro był ciekaw wszystkiego, co go otaczało i lubił dowiadywać się nowych rzeczy. Jeszcze nie raz zapewne zarzucić Misticka gradem pytań niczym karabin maszynowy.
Nie chciał wyjść na darmozjada i dopytał jeszcze.
- Może w czymś mógłbym pomóc?
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wodospad
Pon Wrz 10, 2012 7:22 pm
Trochę mu zajęło wykonanie wszystkich czynności, ale przed obudzeniem się drobiu Hikaru pokroił mięso na jakieś bardziej znośne porcje i natarł wszystkie kawałki czymś w rodzaju pasty z ziół jakie zebrał. Nie było jej wiele, więc nakroił trochę mięso w różnych miejscach. Nie tak, żeby soki uciekły, ale na tyle by spokojnie przyprawy się dostały do środka. Kiedy Kuro wstał i zaczął się krzątać pierwsze trzy kawałki były już gotowe.
- Witaj śpiąca królewno. Zapomniałeś zjeść węża, następny raz nie zostawiaj gotowego czy tym bardziej surowego mięsa przy obozowisku bo ściągniesz więcej zwierza. Powiedział przewracając po raz ostatni trzy steki. Zaraz potem posypał się deszcz pytań, więc Hikaru musiał przetrawić i poustawiać wszystko odpowiednio. Jedno z wielu, których ludzie używają do przyprawiania potraw.. jest setki różnych roślin, które mają odpowiedni smak i zapach, czasami potrzeba obróbki jakiejś by uzyskać to co jest potrzebne do uzyskania danego smaku. To akurat się nazywa liściem laurowym... Skołuj sobie jakieś sztućce, najpierw coś w czym będziemy gotować wodę, jest tu pełno kory drzewa, ale najlepiej chyba będzie wystrugać w drewnie. Przyda się woda gorąca na herbatę, ale tym się ja zajmę. Jak zrobisz to, to zjedz resztę tego węża. Przerwał tu by sprawdzić miękkość mięsa. Było w sam raz.
Położył jeden kawałek na wcześniej przygotowanym kawałku kory i choć nie trzymało się za dobrze to mistic zaczął powoli wsuwać tnąc minimalnym ki knifem wykonanym na palcu. Cóż, trzeba było sobie radzić. Zapowiadał się ciekawy dzień, będzie całkiem słonecznie, na deszcz się nie zapowiadało. To dobrze. Będą mogli poświęcić go na przygotowanie stałego schronienia.
-Pospiesz się z tym Kuro, bo masz mnóstwo pracy dzisiaj. Jak uda Ci się po zapachu znaleźć więcej ziół to też je weź ze sobą, na pewno się przydadzą. Musisz nadrobić czas stracony na pobyt na planecie małp. Ruszaj już. Ponaglał go bo rzeczywiście plany były ogromne na ten dzień.. czy się zmieszczą ? Pewnie nie... ale przynajmniej trzeba było zrobić jakieś schronienie na następną noc i może jakieś ogrzewanie ? W końcu mają mieszkać w tym miejscu, ogrzewanie dobre nigdy nie jest złe... no chyba, że jest złe, ale wtedy już nie jest dobre.
- Witaj śpiąca królewno. Zapomniałeś zjeść węża, następny raz nie zostawiaj gotowego czy tym bardziej surowego mięsa przy obozowisku bo ściągniesz więcej zwierza. Powiedział przewracając po raz ostatni trzy steki. Zaraz potem posypał się deszcz pytań, więc Hikaru musiał przetrawić i poustawiać wszystko odpowiednio. Jedno z wielu, których ludzie używają do przyprawiania potraw.. jest setki różnych roślin, które mają odpowiedni smak i zapach, czasami potrzeba obróbki jakiejś by uzyskać to co jest potrzebne do uzyskania danego smaku. To akurat się nazywa liściem laurowym... Skołuj sobie jakieś sztućce, najpierw coś w czym będziemy gotować wodę, jest tu pełno kory drzewa, ale najlepiej chyba będzie wystrugać w drewnie. Przyda się woda gorąca na herbatę, ale tym się ja zajmę. Jak zrobisz to, to zjedz resztę tego węża. Przerwał tu by sprawdzić miękkość mięsa. Było w sam raz.
Położył jeden kawałek na wcześniej przygotowanym kawałku kory i choć nie trzymało się za dobrze to mistic zaczął powoli wsuwać tnąc minimalnym ki knifem wykonanym na palcu. Cóż, trzeba było sobie radzić. Zapowiadał się ciekawy dzień, będzie całkiem słonecznie, na deszcz się nie zapowiadało. To dobrze. Będą mogli poświęcić go na przygotowanie stałego schronienia.
-Pospiesz się z tym Kuro, bo masz mnóstwo pracy dzisiaj. Jak uda Ci się po zapachu znaleźć więcej ziół to też je weź ze sobą, na pewno się przydadzą. Musisz nadrobić czas stracony na pobyt na planecie małp. Ruszaj już. Ponaglał go bo rzeczywiście plany były ogromne na ten dzień.. czy się zmieszczą ? Pewnie nie... ale przynajmniej trzeba było zrobić jakieś schronienie na następną noc i może jakieś ogrzewanie ? W końcu mają mieszkać w tym miejscu, ogrzewanie dobre nigdy nie jest złe... no chyba, że jest złe, ale wtedy już nie jest dobre.
Re: Wodospad
Pon Wrz 10, 2012 11:38 pm
Wysłuchał, wszystkiego z uwagą. Z przypraw znał tylko sól i pieprz, resztą delektowali się zapewne wojownicy elit. Jako syn prostych żołnierzy nie zajadał się frykasami. Za to wyraźnie skrzywił się, gdy usłyszał komentarz dotyczący Vegety. Na pewno czasu tam nie zmarnował. Miał uczucie, że prędzej, czy później temat wypłynie i będzie wojna, a on nie miał zamiaru odpuszczać.
- Wiem, że niezabezpieczone pożywienie, szczególnie surowe z wyraźnie ociekającą krwią może przyciągnąć wielu nieproszonych gości. Najbezpieczniej jest je wieszać wysoko ale to było dla Pana.
A co niech wie -pomyślał. Kuro poszedł w stronę wody i postanowił znaleźć coś, co nadawałoby się do użycia jako sztućcy. Pamiętał, co Hikaru przyniósł, podczas jego wcześniejszego pobytu na Ziemi. Zdjął buty i wlazł po kolana do wody. Starał się jak najszybciej wyszukiwać rękoma jakieś płaskie, ostre kamienie. Starał się szukać jakichś zaokrąglonych, żeby udało się w nich chociaż wodę ugotować. Przerzucał nieodpowiednie kamienie za siebie, żeby nie brać ich ponownie do ręki mącąc tym samym spokój mieszkańców jeziora. Wpadł na pomysł, żeby może w jakimś większym kamieniu wyżłobić dziurę Ki-blasterem ale nie bardzo miał pojęcia jak ta struktura może się zachować. Do tego miał zbyt mało doświadczenia w kontroli Ki. Zabawa w próby i błędy zajęłaby zbyt dużo czasu. Nie miał pojęcia, co będą dziś robić, ale najwyraźniej zajęcie wymagało sporo czasu. Choć nie bardzo do końca rozumiał. Wczoraj usłyszał, że do niczego się nie przyda, a p[rzez te kilak godzin jego stan raczej zbyt wiele się nie zmienił, niby jakim cudem. Wyszedł z wody i usiadł na trawie, aby trochę wyschnąć. Nie marnował czasu, kombinował jakby tu skołować, jakieś naczynie, z którego można by się napić. Ubrał buty i szykiem krokiem podszedł do nauczyciela zostawiając obok kilka kamyków.
Następnie bez słowa skierował się w stronę lasu. Starał się iść jak najszybciej ale ból odczuwany w obu nogach skutecznie go hamował. W prawej przebita kość, w lewej przebita łydka. Zagryzał zęby i szedł przed siebie rozglądając się naokoło w poszukiwaniu odpowiednich drzew. Przyglądał się każdemu, w którym zauważył choćby brak kawałka kory. Odginał ją dalej sprawdzając czy się rozsypuje, czy nie. Wyrywał jak największe kawałki, zawsze lepsze za duże niż za małe. W międzyczasie napotykał się na różnie wyglądające liście. Nie wiedział, że nazbierał liście z nieco innej kategorii takie jak: szałwia i rumianek. Znalazł liście pachnące jak pasta do zębów (dzika mięta) i rozłożyste liście babki lancetowatej. Zrywał i wkładał miedzy łudeczki kory, żeby nie powypadały. Już wracał, gdy natknął się też na dziwne owoce, a właściwe krzak jeżyn zaczepił boleśnie jego ogon. Szamotał się przez chwilę z tą dziwną rośliną. Jak mawiał ojciec, rośliny, które bronią dostępu do swoich owoców na pewno są jadalne i dają dużo witamin. Pozbierał kilka owoców, potem natknął się na małe czarne kuleczki i też ich nazrywał (wilcze jagody). Wierny swojej zasadzie, że nie będzie jadł niczego, czego nie zna. Nim wyszedł z lasu natknął się na jeszcze jedną pachnąca roślinę. Szubko lewą ręką nazrywał kilkanaście sztuk pokrzyw i wyszedł z lasu z kawałkiem pnącza jeżyn zaczepionym o ogon. Nadal milcząc postawił wszystko obok wcześniej rzuconych kamieni i zabrał po dwie sztuki pachnacych przypraw, które wcześniej zebrał Hikaru. Nie pytał co oprzyniósł, bo pewnie i tak się dowie. Za to ten szybki spacer spowodował, że zgłodniał. Usiadł obok swojej nocnej zdobyczy i jadł z apatytem. Kładł na mięso liście przypraw aby spróbować i mu smakowało. Przyprawy to jednak fajna sprawa, wszystko od razu nabiera wyrazistszego smaku. Patrzył bacznie na mentora. Zajadał się frykasami, których zapach roznosi się naokoło podczas, gdy mi karze jeść to czym sam pogardził. Nie dla psa kiełbasa tak? Pokazał, że jest lepszy. W swoim czasie jeszcze Ci pokażę. Gdy jadł natrafił ręką na coś nieco bardziej twardego. Wziął do ręki i przyjrzał się uważniej. Wyglądało jak ziarnko fasoli, ale skąd tu fasola? Może jakiś ptak nafajdał mu w jedzenie, ale fasolka nie pachniała w ten sposób. Ciekawość zgubiła go już nie raz, była silniejsza niż rozsadek. Rozgryzł owo cudo i połknął. Na jego lewej dłoni pojawiły się małe bąble i zaczęło go swędzieć, by potem szybko zniknąć. Cholera, co to było? Nagle przestał dokuczać mu ból w klatce piersiowej. Młody Saiyan wstał na równe nogi i wpadł w lekką panikę. Okręcił się kilkukrotnie wokół własnej osi. Coś było nie tak, zniknęły nawet zadrapania na rekach od krzaków jeżyn Potupał najpierw jednonogą, a potem drugą o ziemię i też go nic nie bolało. Czuł się pełen siły, mógłby przenosić góry, dosłownie. Podciągnął kawałek koszulki i zauważył wyraźny brak sinych śladów pozostawionych przez strażników. Jego oczy gwałtownie się rozszerzyły, gdy przypomniał sobie, że czuł się dokładnie tak samo gdy pierwszy raz obudził się na Ziemi. To Hikaru ściągnął go tu z Vegety także wtedy…… Czyli wtedy to, to wyrwało go ze szponów śmierci. Z pewnością to jego sprawka, czyżby specjalnie kazał mu zjeść resztę, dlaczego po prostu nie dał mu tej fasolki do ręki? To co zjadł, to był jakiś lek, niewyobrażalny postęp medycyny. Co to za planeta? Czuł, że jeszcze nie raz go zaskoczy. Znów był pełen swoich niespożytych zasobów energii. Podbiegł do Mistika, wyraźnie zauważając, że ta czynność nie przynosi mu już bólu i powiedział z uśmiechem.
- Dziękuję …. Ale co to było, ten niesamowity lek. Nie przypuszczałem, że tu jest aż tak rozwinięta cywilizacja. Pod tym względem Vegeta jest daleko w tyle a zdawać, by się mogło, że potrafimy prawie umarłych przywracać do życia. Ale co do tych naczyń do picia, to myślałem, żeby wykorzystać konary drzew tylko nie mam pomysłu czym je wydrążyć, nie mam nic ostrego. Wiem, że w końcowym efekcie drewno trzeba jeszcze opalić, żeby nie wchłaniało wody, a ją zatrzymywało. Powiedziałby mi Pan co ja tak właściwie przyniosłem?
- Wiem, że niezabezpieczone pożywienie, szczególnie surowe z wyraźnie ociekającą krwią może przyciągnąć wielu nieproszonych gości. Najbezpieczniej jest je wieszać wysoko ale to było dla Pana.
A co niech wie -pomyślał. Kuro poszedł w stronę wody i postanowił znaleźć coś, co nadawałoby się do użycia jako sztućcy. Pamiętał, co Hikaru przyniósł, podczas jego wcześniejszego pobytu na Ziemi. Zdjął buty i wlazł po kolana do wody. Starał się jak najszybciej wyszukiwać rękoma jakieś płaskie, ostre kamienie. Starał się szukać jakichś zaokrąglonych, żeby udało się w nich chociaż wodę ugotować. Przerzucał nieodpowiednie kamienie za siebie, żeby nie brać ich ponownie do ręki mącąc tym samym spokój mieszkańców jeziora. Wpadł na pomysł, żeby może w jakimś większym kamieniu wyżłobić dziurę Ki-blasterem ale nie bardzo miał pojęcia jak ta struktura może się zachować. Do tego miał zbyt mało doświadczenia w kontroli Ki. Zabawa w próby i błędy zajęłaby zbyt dużo czasu. Nie miał pojęcia, co będą dziś robić, ale najwyraźniej zajęcie wymagało sporo czasu. Choć nie bardzo do końca rozumiał. Wczoraj usłyszał, że do niczego się nie przyda, a p[rzez te kilak godzin jego stan raczej zbyt wiele się nie zmienił, niby jakim cudem. Wyszedł z wody i usiadł na trawie, aby trochę wyschnąć. Nie marnował czasu, kombinował jakby tu skołować, jakieś naczynie, z którego można by się napić. Ubrał buty i szykiem krokiem podszedł do nauczyciela zostawiając obok kilka kamyków.
Następnie bez słowa skierował się w stronę lasu. Starał się iść jak najszybciej ale ból odczuwany w obu nogach skutecznie go hamował. W prawej przebita kość, w lewej przebita łydka. Zagryzał zęby i szedł przed siebie rozglądając się naokoło w poszukiwaniu odpowiednich drzew. Przyglądał się każdemu, w którym zauważył choćby brak kawałka kory. Odginał ją dalej sprawdzając czy się rozsypuje, czy nie. Wyrywał jak największe kawałki, zawsze lepsze za duże niż za małe. W międzyczasie napotykał się na różnie wyglądające liście. Nie wiedział, że nazbierał liście z nieco innej kategorii takie jak: szałwia i rumianek. Znalazł liście pachnące jak pasta do zębów (dzika mięta) i rozłożyste liście babki lancetowatej. Zrywał i wkładał miedzy łudeczki kory, żeby nie powypadały. Już wracał, gdy natknął się też na dziwne owoce, a właściwe krzak jeżyn zaczepił boleśnie jego ogon. Szamotał się przez chwilę z tą dziwną rośliną. Jak mawiał ojciec, rośliny, które bronią dostępu do swoich owoców na pewno są jadalne i dają dużo witamin. Pozbierał kilka owoców, potem natknął się na małe czarne kuleczki i też ich nazrywał (wilcze jagody). Wierny swojej zasadzie, że nie będzie jadł niczego, czego nie zna. Nim wyszedł z lasu natknął się na jeszcze jedną pachnąca roślinę. Szubko lewą ręką nazrywał kilkanaście sztuk pokrzyw i wyszedł z lasu z kawałkiem pnącza jeżyn zaczepionym o ogon. Nadal milcząc postawił wszystko obok wcześniej rzuconych kamieni i zabrał po dwie sztuki pachnacych przypraw, które wcześniej zebrał Hikaru. Nie pytał co oprzyniósł, bo pewnie i tak się dowie. Za to ten szybki spacer spowodował, że zgłodniał. Usiadł obok swojej nocnej zdobyczy i jadł z apatytem. Kładł na mięso liście przypraw aby spróbować i mu smakowało. Przyprawy to jednak fajna sprawa, wszystko od razu nabiera wyrazistszego smaku. Patrzył bacznie na mentora. Zajadał się frykasami, których zapach roznosi się naokoło podczas, gdy mi karze jeść to czym sam pogardził. Nie dla psa kiełbasa tak? Pokazał, że jest lepszy. W swoim czasie jeszcze Ci pokażę. Gdy jadł natrafił ręką na coś nieco bardziej twardego. Wziął do ręki i przyjrzał się uważniej. Wyglądało jak ziarnko fasoli, ale skąd tu fasola? Może jakiś ptak nafajdał mu w jedzenie, ale fasolka nie pachniała w ten sposób. Ciekawość zgubiła go już nie raz, była silniejsza niż rozsadek. Rozgryzł owo cudo i połknął. Na jego lewej dłoni pojawiły się małe bąble i zaczęło go swędzieć, by potem szybko zniknąć. Cholera, co to było? Nagle przestał dokuczać mu ból w klatce piersiowej. Młody Saiyan wstał na równe nogi i wpadł w lekką panikę. Okręcił się kilkukrotnie wokół własnej osi. Coś było nie tak, zniknęły nawet zadrapania na rekach od krzaków jeżyn Potupał najpierw jednonogą, a potem drugą o ziemię i też go nic nie bolało. Czuł się pełen siły, mógłby przenosić góry, dosłownie. Podciągnął kawałek koszulki i zauważył wyraźny brak sinych śladów pozostawionych przez strażników. Jego oczy gwałtownie się rozszerzyły, gdy przypomniał sobie, że czuł się dokładnie tak samo gdy pierwszy raz obudził się na Ziemi. To Hikaru ściągnął go tu z Vegety także wtedy…… Czyli wtedy to, to wyrwało go ze szponów śmierci. Z pewnością to jego sprawka, czyżby specjalnie kazał mu zjeść resztę, dlaczego po prostu nie dał mu tej fasolki do ręki? To co zjadł, to był jakiś lek, niewyobrażalny postęp medycyny. Co to za planeta? Czuł, że jeszcze nie raz go zaskoczy. Znów był pełen swoich niespożytych zasobów energii. Podbiegł do Mistika, wyraźnie zauważając, że ta czynność nie przynosi mu już bólu i powiedział z uśmiechem.
- Dziękuję …. Ale co to było, ten niesamowity lek. Nie przypuszczałem, że tu jest aż tak rozwinięta cywilizacja. Pod tym względem Vegeta jest daleko w tyle a zdawać, by się mogło, że potrafimy prawie umarłych przywracać do życia. Ale co do tych naczyń do picia, to myślałem, żeby wykorzystać konary drzew tylko nie mam pomysłu czym je wydrążyć, nie mam nic ostrego. Wiem, że w końcowym efekcie drewno trzeba jeszcze opalić, żeby nie wchłaniało wody, a ją zatrzymywało. Powiedziałby mi Pan co ja tak właściwie przyniosłem?
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wodospad
Wto Wrz 11, 2012 12:27 pm
Wysłuchał pretensji Kuraka zanim poszedł zbierać różne być może potrzebne duperele. Sam Hikaru zaczął rozmyślać nad dalszym planem bo na razie w jego głowie panował chaos. Kuro właściwie nie miał nic co mogło by mu pomóc w przygotowaniu talerzy czy chociażby naczyń do gotowania, więc to Hikaru będzie musiał się tym zająć. Wiedział też, że gdzieś tu niedaleko rósł bambus, który bez wątpienia może się przydać. Kiedy zjadł odpowiednią porcję mięsa resztę pozostawił by się piekło na kamieniu. Nie było jeszcze dziesiątej rano, może w okolicach ósmej. Udał się w miejsce, gdzie wydawało mu się, że rósł bambus, i rozejrzał się po okolicy. Jednocześnie szukał miejsca, gdzie mogliby zamieszkać. Miał pewien pomysł też jak doprowadzić wodę do ich siedziby.
To znaczy oczywiście niezbędnym składnikiem będzie młody sayan, bo Hikaru w końcu miał go trenować, a praca na budowie to także ciekawe rozwiązanie. Niech się przyzwyczai do nowego ciążenia i może nauczy się wykorzystywać wreszcie swoje ręce do bicia. A nie tylko miziania sayanek. Tak to doskonały pomysł. Podszedł do miejsca, gdzie zauważył mały zagajnik z posadzonymi bambusami i przypatrzył się kilku sztukom, tym najbardziej rozwiniętym.
Kilkoma szybkimi ruchami skroił cztery wysokie drzewa i pokroił je na przenośne kawały i złączył je telekinezą.Schował swój szmaszir na plecy i wrócił do obozowiska, jeszcze przed Kuro. Postawił w okolicach drzewa, przy którym spali całą zdobycz i wrócił do ogniska. Jego uczeń powoli zaczął znosić różne rzeczy, nie do końca przydatne, ale Hikaru potrafił co nieco z nich zrobić. Potem młody zajął się wężem i znalazł fasolkę, którą zjadł. I bardzo dobrze, bo odzyskał pełnię sił, wreszcie zaczął odczuwać tą lekkość jaką czuje się zawsze po przebywaniu na Vegecie, wracając na Ziemię. Zaraz potem posypały się pytania, choć może nie wymówione, ale widać było w oczach chłopaka, że nie wie kompletnie co poprzynosił.
-To co zjadłeś to senzu, i nie należy jej traktować jako wytworu technologii. To magiczna fasolka, która normalnie dla człowieka daje dziesięć dni nasycenia, fasolka pustelników, dzięki czemu możesz przez ttyle dni nie jeść, a mieć siły tak jakbyś porzed chwilą coś konkretnego zjadł. Dla wojowników to najlepszy lek bo psotawi każdego, kto choćby wydał przedostatnie tchnienie. Martwego jednak nie ożywi.
Po kolei mistic wyjaśnił wszystko co młody przyniósł. Zioła, które leżały pomiędzy uczniem a jego nauczycielem co prawda bardziej się uważało za lecznicze niż przyprawy, ale także nadawały się na parzenie herbaty, a pokrzywy do tymczasowego utrwalania mięsa. Jednak nie dłużej niż dzień, najwięcej dwa. Wszystko to białowłosy powiedział, także mówiąc mniej więcej co się będzie nadawało z tego co przyniósł. Potem dodał, że osobiście doniósł jeszcze kawałki bambusa, bo wpadł na to po odejściu ucznia.
- To co znalazłeś, może się przydać, ale chyba bambus będzie lepszy do zrobienia naczyń. Z niego wydaje mi się można zrobić kubki, w których będziemy parzyć herbatę, poza tym możemy tym nabierać wodę. Drewno.. no cóż, z niego zrobimy większe naczynia do gotowania. Odpowiednio je wysuszymy, a potem natrzemy zwierzęcym tłuszczem bo mamy tylko taki, potem zostawimy na słońcu i powtórzymy to ze dwa razy, wtedy będzie można do nich nalewać wodę. Ja się tym zajmę. Dziś musimy zmienić miejsce pobytu, tak więc zabieramy to wszystko co mieliśmy i schodzimy w dół. Mniej więcej kilometr stąd jest na tyle duża skała, w której da się zrobić wyżłobienie dla postawienia domu. Ty przeprowadzisz wodę tworząc strumień z tego jeziorka aż do tamtej skały. Może wreszcie nauczysz się używać rąk jak wojownik. Polecam kopanie rowu otwartymi i złączonymi dłońmi. Najlepiej płasko, albo na pieska jeśli masz wystarczająco dużo siły. Rów powinien mieć pół metra głębokości co najmniej, a szeroki na metr. I najważniejsze, by zwolnić nowo powstały strumień, by nie był zbyt rwący, zakręcaj ów rów tak jakby to był ślad gigantycznego węża. Raz w lewo, raz w prawo w formie esowatej. Tym czasem pokażę Ci jak możesz wykorzystać bambus.
Jak powiedział, tak zrobił. Wyjął znów swój miecz i obrobił wszystkie kawałki bambusa w taki sposób by stworzyć naczynia, które najbardziej się przydadzą, resztę wykorzystał jako nosze dla mięsa jakie pozostało. Powiedział też Kurze, jak można wykorzystać korę drzew-jak linę, kiedy odpowiednio się ją zmiękczy i zwiąże.
To znaczy oczywiście niezbędnym składnikiem będzie młody sayan, bo Hikaru w końcu miał go trenować, a praca na budowie to także ciekawe rozwiązanie. Niech się przyzwyczai do nowego ciążenia i może nauczy się wykorzystywać wreszcie swoje ręce do bicia. A nie tylko miziania sayanek. Tak to doskonały pomysł. Podszedł do miejsca, gdzie zauważył mały zagajnik z posadzonymi bambusami i przypatrzył się kilku sztukom, tym najbardziej rozwiniętym.
Kilkoma szybkimi ruchami skroił cztery wysokie drzewa i pokroił je na przenośne kawały i złączył je telekinezą.Schował swój szmaszir na plecy i wrócił do obozowiska, jeszcze przed Kuro. Postawił w okolicach drzewa, przy którym spali całą zdobycz i wrócił do ogniska. Jego uczeń powoli zaczął znosić różne rzeczy, nie do końca przydatne, ale Hikaru potrafił co nieco z nich zrobić. Potem młody zajął się wężem i znalazł fasolkę, którą zjadł. I bardzo dobrze, bo odzyskał pełnię sił, wreszcie zaczął odczuwać tą lekkość jaką czuje się zawsze po przebywaniu na Vegecie, wracając na Ziemię. Zaraz potem posypały się pytania, choć może nie wymówione, ale widać było w oczach chłopaka, że nie wie kompletnie co poprzynosił.
-To co zjadłeś to senzu, i nie należy jej traktować jako wytworu technologii. To magiczna fasolka, która normalnie dla człowieka daje dziesięć dni nasycenia, fasolka pustelników, dzięki czemu możesz przez ttyle dni nie jeść, a mieć siły tak jakbyś porzed chwilą coś konkretnego zjadł. Dla wojowników to najlepszy lek bo psotawi każdego, kto choćby wydał przedostatnie tchnienie. Martwego jednak nie ożywi.
Po kolei mistic wyjaśnił wszystko co młody przyniósł. Zioła, które leżały pomiędzy uczniem a jego nauczycielem co prawda bardziej się uważało za lecznicze niż przyprawy, ale także nadawały się na parzenie herbaty, a pokrzywy do tymczasowego utrwalania mięsa. Jednak nie dłużej niż dzień, najwięcej dwa. Wszystko to białowłosy powiedział, także mówiąc mniej więcej co się będzie nadawało z tego co przyniósł. Potem dodał, że osobiście doniósł jeszcze kawałki bambusa, bo wpadł na to po odejściu ucznia.
- To co znalazłeś, może się przydać, ale chyba bambus będzie lepszy do zrobienia naczyń. Z niego wydaje mi się można zrobić kubki, w których będziemy parzyć herbatę, poza tym możemy tym nabierać wodę. Drewno.. no cóż, z niego zrobimy większe naczynia do gotowania. Odpowiednio je wysuszymy, a potem natrzemy zwierzęcym tłuszczem bo mamy tylko taki, potem zostawimy na słońcu i powtórzymy to ze dwa razy, wtedy będzie można do nich nalewać wodę. Ja się tym zajmę. Dziś musimy zmienić miejsce pobytu, tak więc zabieramy to wszystko co mieliśmy i schodzimy w dół. Mniej więcej kilometr stąd jest na tyle duża skała, w której da się zrobić wyżłobienie dla postawienia domu. Ty przeprowadzisz wodę tworząc strumień z tego jeziorka aż do tamtej skały. Może wreszcie nauczysz się używać rąk jak wojownik. Polecam kopanie rowu otwartymi i złączonymi dłońmi. Najlepiej płasko, albo na pieska jeśli masz wystarczająco dużo siły. Rów powinien mieć pół metra głębokości co najmniej, a szeroki na metr. I najważniejsze, by zwolnić nowo powstały strumień, by nie był zbyt rwący, zakręcaj ów rów tak jakby to był ślad gigantycznego węża. Raz w lewo, raz w prawo w formie esowatej. Tym czasem pokażę Ci jak możesz wykorzystać bambus.
Jak powiedział, tak zrobił. Wyjął znów swój miecz i obrobił wszystkie kawałki bambusa w taki sposób by stworzyć naczynia, które najbardziej się przydadzą, resztę wykorzystał jako nosze dla mięsa jakie pozostało. Powiedział też Kurze, jak można wykorzystać korę drzew-jak linę, kiedy odpowiednio się ją zmiękczy i zwiąże.
Re: Wodospad
Wto Wrz 11, 2012 10:41 pm
Wpatrywał się w Hikaru niczym w obrazek i słuchał każdą komórką ciała.. Imponowała mu ta wiedza, nie spodziewał się, że ta planeta może skrywać tyle skarbów. Zdecydowanie łatwiej tu przetrwać niż na Vegecie. Do tego ta dziwna fasolka, to też ciekawa sprawa. Faktycznie czuł się najedzony, aż po brzegi. To nie byle jaka rzecz, jak udało się jej sprostać wmaganianiom saiyańskiego żołądka. Miał dziś dużo pracy, więc trzeba się od zakasać rękawy. Szybko zabrał się do pracy, choć nie miał przekonania, do tego co ma zrobić. Lina z kory drzew. Zaczął namaczać po kilka kawałków naraz żeby było szybciej. Dopiero siedząc na trawie obok jeziora dostrzegł, że paskudne klujące pnącze nie pozwoliło zabrać owoców za darmo i przyczepiło mu się do ogona. Poszarpał się z nim chwilę, a następnie wziął pierwszy lepszy gładki kamień z jeziora, byle dobrze leżał z dłoni. Uformował kulę z własnej ki i wyszlifował go tak na szybko, by jeden koniec był ostry. Nie robił tego zbyt starannie, bo nie było czasu, a w takie duperele można bawić się później. Aż iskry leciały i podpalił nieostrożnie trochę trawnika, szybko jednak ugasił ogień. Zabrał się korą, odcinając przeszkadzające nierówności. Co jakiś czas patrzył na nauczyciela, jak ten tnie jakieś długie i grube kije. Ta roślina przypominała mu tylko jedno, bolesną karę.
Dwaj bracia chcieli się zemścić na pewnym oficerze. Długo czekali ze swoją zemstą, żeby dokładnie poznać zwyczaje swojej ofiary i dowiedzieli się, gdzie lubił przesiadywać w stołówce. W dzień zemsty posmarowali siedzenie klejem własnej produkcji. Niestety przed przyjściem upatrzonej ofiary na feralnym miejscu usiadł jeden z elitarnych żołnierzy. Wstać, to on wstał ale zdzierając cały czarny materiał spodni, który następnie pozostał przyklejony do siedziska. Oczom tłumów ukazała się niezbyt męska bielizna w wybitnie rażącym kolorze. Do tego na pośladku miał patriotyczny tatuaż z symbolem Vegety. Chłopcy byłi w takim szoku spowodowanym widokiem, którego będąc w wieku 12 lat jeszcze nie do końca zrozumieli, że nawet nie rzucili się do ucieczki. Za publicznie znieważanie żołnierz obił ich dokładnie takim bambusowym kijem, że przez tydzień leżeli nie będąc w stanie ruszyć nawet palcem.
Jakoś sobie z tym zadaniem poradził ale wydawało mu się, że nie poszło najlepiej. Z drugiej strony pierwszy raz robił, coś o czym nie miał pojęcia. Pomyślał z czego sam by zrobił linę. W sumie nadawałyby się giętkie łodygi roślin wodnych ale na prezentację pomysłu było już za późno. Pomagał przy powiązaniu wszystkiego co mieli ze sobą. Dwaj wojownicy zabrawszy wszystkie rzeczy ruszyli w drogę. Obaj milczeli cały czas, choć Kuro miał ochotę zasypywać Mistika kolejnymi pytaniami i porozmawiać o tylu rzeczach, to się pohamował. Dam mu trochę odetchnąć. W sumie to chyba nic złego, że się pytał, że był ciekawy i tym sposobem chciał się czegoś nauczyć. Nie był niczym królewicz czekający aż ktoś, wszystko porobi wokół niego, sam też chciał dawać coś od siebie i pokazać, że nie jest bezużyteczny. A jak nie wie to chętnie się dowie. Wolał taką formę nauki niż uczenie się walki. Wiedział jednak, że dla osiągnięcia postawionych sobie celów nie miał wyboru. Zresztą może nauczy się jakichś praktycznych rzeczy i będzie w stanie zając się wioską i nieco polepszyć życie jej mieszkańców. Takie było jego zadanie, jako kolejnej głowy rodu, odpowiedzialne i wymagające. Jednak nawet jemu samemu to odpowiadało i przyjmował swoją powinność.
Gdy dotarli na miejsce, młodzik spojrzał w górę i dopiero teraz zrozumiał ogrom pracy, która go czekała i to jeszcze z zakrętami. Mima mu zrzedła natychmiast. Położył wszystko, zostawił też swoją zbroję i pobiegł z powrotem nad wodospad. Był zupełnie zdrów, więc roznosiła go energia. Dobrze wiedział, że powinien ją spalić nim za chwile z byle jakiego powodu wda się w kłótnie z nauczycielem. Splótł włosy w warkocz, rozpuszczone bardzo mu przeszkadzały. Fryzura nie najlepsza ale musiała wystarczyć, póki nie skombinuje czegoś na gumkę do włosów.
Zaczął kopać nieco dalej od jeziora, aby dopiero na koniec wlać do nowo utworzonego kanału wodę i żeby niepotrzebnie nie babrać się w mule. Z początku poszedł za radą Hikaru i wbił obie dłonie naraz. Początek był trudny ale jak przebił się przez trawę to dalej szło gładko, co nie znaczy, że lekko. Przeszedł do innej metody i pochylając się nad ziemią kopał rękoma na zmianę. Szybko poczuł ból w krzyżu, co zmusiło go do pracy na kolanach. Starał się jak mógł, głęboko i równo robiąc delikatne zaokrąglone zakręty. Pracował nieustannie cały czas, pot lał mu się z czoła a palce bolały, ale nawet nie jęknął. Poobdzierał sobie skórę boleśnie o kamienie. Co jakiś czas robił tylko przerwę na rozprostowanie kości w formie małego biegu do jeziorka, aby się napić i pomoczyć obolałe ręce w zimnej wodzie. Zresztą dokładnie czuł nie tylko swoje ręce ale i ramiona, barki i kolana. To było dobre ćwiczenie na wzmocnienie rąk i nadgarstków w zadawaniu ciosów.
Słońce było wysoko na niebie, żar lał się z nieba, a on się nie poddawał. Pracując zastanawiał się nad postacią wojownika. Im bardziej chciał go rozgryźć tym każde kolejne zachowanie Hikaru wprowadzało większy bałagan w jego młodym umyśle. Wrócił wspomnieniem do porannej akcji z mięsem węża. Wychodziło na to, że specjalnie się tak zachował. Najpierw jak gbur, żeby potem wyszło, to co naprawdę uczynił dla chłopaka. Już dwa razy uratował mu życie. Kuro nie miał pojęcia, jak spłacić ten dług, dlatego starał się solidnie kopać nawet i ten rów. Mógł powiedzieć o srebrnowłosym wiele złych rzeczy ale istnienie długu nie ulegało wątpliwości. Kiedy skoczył, był cały umorusany ziemią ale dzielnie starał się udawać, że ani się nie zmęczył zbytnio, ani nie bolą go krwawiące palce, nic a nic. Nie odkopał jeszcze ziemi nadal oddzielającej rów od wody aby w razie co dokonać poprawek.
Siedząc na ziemi zapytał czy Hikaru może rzucić okiem i wskazać mu błędy i co ma jeszcze zrobić. Udawał, że zapomniał. Pamiętał, że zadanie wiązało się z tymi kijami. Nie opuszczało go przekonanie,że prędzej, czy później poczuje któryś na swoim grzbiecie. Dopiero teraz zauważył, że są puste w środku, czyli chodzi o coś w rodzaju wodociągu. Mógł je ze sobą poskręcać i powiązać ale jak zrobić i umocować początek i koniec. Cóż wolał już, żeby zwymyślano go za sklerozę i takie tam.
Dwaj bracia chcieli się zemścić na pewnym oficerze. Długo czekali ze swoją zemstą, żeby dokładnie poznać zwyczaje swojej ofiary i dowiedzieli się, gdzie lubił przesiadywać w stołówce. W dzień zemsty posmarowali siedzenie klejem własnej produkcji. Niestety przed przyjściem upatrzonej ofiary na feralnym miejscu usiadł jeden z elitarnych żołnierzy. Wstać, to on wstał ale zdzierając cały czarny materiał spodni, który następnie pozostał przyklejony do siedziska. Oczom tłumów ukazała się niezbyt męska bielizna w wybitnie rażącym kolorze. Do tego na pośladku miał patriotyczny tatuaż z symbolem Vegety. Chłopcy byłi w takim szoku spowodowanym widokiem, którego będąc w wieku 12 lat jeszcze nie do końca zrozumieli, że nawet nie rzucili się do ucieczki. Za publicznie znieważanie żołnierz obił ich dokładnie takim bambusowym kijem, że przez tydzień leżeli nie będąc w stanie ruszyć nawet palcem.
Jakoś sobie z tym zadaniem poradził ale wydawało mu się, że nie poszło najlepiej. Z drugiej strony pierwszy raz robił, coś o czym nie miał pojęcia. Pomyślał z czego sam by zrobił linę. W sumie nadawałyby się giętkie łodygi roślin wodnych ale na prezentację pomysłu było już za późno. Pomagał przy powiązaniu wszystkiego co mieli ze sobą. Dwaj wojownicy zabrawszy wszystkie rzeczy ruszyli w drogę. Obaj milczeli cały czas, choć Kuro miał ochotę zasypywać Mistika kolejnymi pytaniami i porozmawiać o tylu rzeczach, to się pohamował. Dam mu trochę odetchnąć. W sumie to chyba nic złego, że się pytał, że był ciekawy i tym sposobem chciał się czegoś nauczyć. Nie był niczym królewicz czekający aż ktoś, wszystko porobi wokół niego, sam też chciał dawać coś od siebie i pokazać, że nie jest bezużyteczny. A jak nie wie to chętnie się dowie. Wolał taką formę nauki niż uczenie się walki. Wiedział jednak, że dla osiągnięcia postawionych sobie celów nie miał wyboru. Zresztą może nauczy się jakichś praktycznych rzeczy i będzie w stanie zając się wioską i nieco polepszyć życie jej mieszkańców. Takie było jego zadanie, jako kolejnej głowy rodu, odpowiedzialne i wymagające. Jednak nawet jemu samemu to odpowiadało i przyjmował swoją powinność.
Gdy dotarli na miejsce, młodzik spojrzał w górę i dopiero teraz zrozumiał ogrom pracy, która go czekała i to jeszcze z zakrętami. Mima mu zrzedła natychmiast. Położył wszystko, zostawił też swoją zbroję i pobiegł z powrotem nad wodospad. Był zupełnie zdrów, więc roznosiła go energia. Dobrze wiedział, że powinien ją spalić nim za chwile z byle jakiego powodu wda się w kłótnie z nauczycielem. Splótł włosy w warkocz, rozpuszczone bardzo mu przeszkadzały. Fryzura nie najlepsza ale musiała wystarczyć, póki nie skombinuje czegoś na gumkę do włosów.
Zaczął kopać nieco dalej od jeziora, aby dopiero na koniec wlać do nowo utworzonego kanału wodę i żeby niepotrzebnie nie babrać się w mule. Z początku poszedł za radą Hikaru i wbił obie dłonie naraz. Początek był trudny ale jak przebił się przez trawę to dalej szło gładko, co nie znaczy, że lekko. Przeszedł do innej metody i pochylając się nad ziemią kopał rękoma na zmianę. Szybko poczuł ból w krzyżu, co zmusiło go do pracy na kolanach. Starał się jak mógł, głęboko i równo robiąc delikatne zaokrąglone zakręty. Pracował nieustannie cały czas, pot lał mu się z czoła a palce bolały, ale nawet nie jęknął. Poobdzierał sobie skórę boleśnie o kamienie. Co jakiś czas robił tylko przerwę na rozprostowanie kości w formie małego biegu do jeziorka, aby się napić i pomoczyć obolałe ręce w zimnej wodzie. Zresztą dokładnie czuł nie tylko swoje ręce ale i ramiona, barki i kolana. To było dobre ćwiczenie na wzmocnienie rąk i nadgarstków w zadawaniu ciosów.
Słońce było wysoko na niebie, żar lał się z nieba, a on się nie poddawał. Pracując zastanawiał się nad postacią wojownika. Im bardziej chciał go rozgryźć tym każde kolejne zachowanie Hikaru wprowadzało większy bałagan w jego młodym umyśle. Wrócił wspomnieniem do porannej akcji z mięsem węża. Wychodziło na to, że specjalnie się tak zachował. Najpierw jak gbur, żeby potem wyszło, to co naprawdę uczynił dla chłopaka. Już dwa razy uratował mu życie. Kuro nie miał pojęcia, jak spłacić ten dług, dlatego starał się solidnie kopać nawet i ten rów. Mógł powiedzieć o srebrnowłosym wiele złych rzeczy ale istnienie długu nie ulegało wątpliwości. Kiedy skoczył, był cały umorusany ziemią ale dzielnie starał się udawać, że ani się nie zmęczył zbytnio, ani nie bolą go krwawiące palce, nic a nic. Nie odkopał jeszcze ziemi nadal oddzielającej rów od wody aby w razie co dokonać poprawek.
Siedząc na ziemi zapytał czy Hikaru może rzucić okiem i wskazać mu błędy i co ma jeszcze zrobić. Udawał, że zapomniał. Pamiętał, że zadanie wiązało się z tymi kijami. Nie opuszczało go przekonanie,że prędzej, czy później poczuje któryś na swoim grzbiecie. Dopiero teraz zauważył, że są puste w środku, czyli chodzi o coś w rodzaju wodociągu. Mógł je ze sobą poskręcać i powiązać ale jak zrobić i umocować początek i koniec. Cóż wolał już, żeby zwymyślano go za sklerozę i takie tam.
ZT- Minecraftowa baza wypadowa Hikaru i Kuro
OCC: Trening
- Go??Gość
Re: Wodospad
Sro Paź 17, 2012 10:32 am
Biegła coraz szybciej mijając drzewo za drzewem. Liściaste czy iglaste nie miało znaczenia. Musiała uciekać dla swojego dobra. Znów była tą, co tylko ucieka, nagle zatrzymała się. Zdała sobie z tego sprawę jaka jest żałosna i ile inni robią dla niej. Westchnęła obserwując dwie wiewióreczki skaczące wokół siebie na gałęzi tuż przed nią. Poprawiła włosy opadające jej na oczy uśmiechając się na widok zakochanej pary zwierzątek. Były takie szczęśliwe, a ona? Ona była w totalnym dołku. Odechciewało jej się wszystkiego. Znów była całkiem sama, poruszyła głową na boki, by wyrzucić te myśli z niej i ruszyła pewnym krokiem przed siebie.
Koniec drogi? Zrobiła zaledwie kilka kroków i stanęła na brzegu urwista. Zacisnęła pięści piszcząc ze złości. Wszystko jak na złość. Spuściła głowę i oparła dłonie na kolanach pochylając się widząc, że trochę tu stromo i mało bezpiecznie szybko zrezygnowała z zejścia po nim. Wyprostowała się drapiąc się po głowie. Nie była zachwycona wiadomością, że musi obejść taki obszar, by dostać się na drugą stronę. Ale mówi się trudno.
Oj mówi się, że los ma inne plany niż my. I tak też mogła zaraz powiedzieć dziewczyna. Obracając się zaczepiła sznurówką o wystający korzeń. Znów się zatrzymała i kucając ostrożnie uwalniała się od natury, która co róż ją zatrzymuje wbrew jej woli. Gotowa do drogi podniosła się, a kawałek ziemi na którym stała obsunął się. Neya spała w dół na szczęście w ostatniej chwili złapała się właśnie tego wystającego się korzenia. Zwisała tak kilka minut próbując ze wszystkich sił podciągnąć się na próżno. Wzdychając ciężko wisiała sobie spokojnie. Bezruchu nucąc sobie pod nosem jakąś smętną melodyjkę.
Czekanie na cud znudziło ją i znów zaczęła próbować. Miała szczęście, tym razem los jej sprzyjał. Udało się jej stanąć na jakimś wystającym kamulcu i podciągnąć się. Z trudem wgramoliła się na górę. Posapując już bezpieczna pomału zaczęła wstawać, aż nie wiadomo skąd przed jej oczami po nici zsunął się pajączek. Halfka początkowo go nie zauważyła i wzdychając poruszyła nim przez podmuch powietrza. Robiąc prawie zeza wydarła się szamotając jak poparzona i potykając się o ów korzeń wygięła się do tyłu maksymalnie. Straciła równowagę i nie czując już gruntu pod nogami spadała z urwiska prze własną głupotę.
Z turlała się najpierw po łagodnym zejściu z piachu i gliny, po czym zawiesiła się o szelki na gałęzi rosnącego drzewa w dość dziwnej pozycji. Wisiała tak z ponura miną. Wzdychając kilka metrów nad kamiennym brzegiem wrącej rzeki. Cóż rzec? Każda gałąź kiedyś musi się zarwać, a co wisi musi upaść. Usłyszała tylko trzask i spadła. Jakimś cudem jak kot. Nie zrobiła sobie krzywdy, ani nic. Dumna z siebie pokonała niemożliwe. Zostało jej już tylko przeprawić się przez potok rwącej rzeki i wlezienie na górę z drugiej strony urwiska. W tym momencie zwątpiła.
Mając zaledwie do stracenia życie lub zdrowie ruszyła niepewnym krokiem do wody. Była lodowata. Drżąc szła w zaparte. Nurt rzeki spychał ją z wyznaczonego toru jaki sobie wyznaczyła. Walczyła z nim długo, ale pośliznęła się na czymś i zanurzyła na chwilę. Próbując się wydostać nawet nie wiedział, że porwała ją rzeka. Gdy udało się jej wystawić głowę na powierzchnię i złapać czegoś bardzo mocno wypluwała wodę z ust. Była przestraszona, ale trzymała się jakoś. Kiedy opanowała sytuację rozglądnęła się wokoło, a widząc spadającą bardzo szybko i głośno szumiącą oraz pieniącą się wodę, zrozumiała jedno. Jak pości spadnie w dół wodospadu, co nie wróży jej niczego dobrego. Ale niestety opadające siły i coraz silniejszy jakby nurt powodowały, że puszczała kamień do którego jak pijawka przyssała się. Wiedząc, co nadchodzi westchnęła.
-Czemu nie potrafię pływać!!!
I puściła się spadając prosto w gęstą mgłę. Zamknęła oczy i wpadła w pieniąca się wodę.
Koniec drogi? Zrobiła zaledwie kilka kroków i stanęła na brzegu urwista. Zacisnęła pięści piszcząc ze złości. Wszystko jak na złość. Spuściła głowę i oparła dłonie na kolanach pochylając się widząc, że trochę tu stromo i mało bezpiecznie szybko zrezygnowała z zejścia po nim. Wyprostowała się drapiąc się po głowie. Nie była zachwycona wiadomością, że musi obejść taki obszar, by dostać się na drugą stronę. Ale mówi się trudno.
Oj mówi się, że los ma inne plany niż my. I tak też mogła zaraz powiedzieć dziewczyna. Obracając się zaczepiła sznurówką o wystający korzeń. Znów się zatrzymała i kucając ostrożnie uwalniała się od natury, która co róż ją zatrzymuje wbrew jej woli. Gotowa do drogi podniosła się, a kawałek ziemi na którym stała obsunął się. Neya spała w dół na szczęście w ostatniej chwili złapała się właśnie tego wystającego się korzenia. Zwisała tak kilka minut próbując ze wszystkich sił podciągnąć się na próżno. Wzdychając ciężko wisiała sobie spokojnie. Bezruchu nucąc sobie pod nosem jakąś smętną melodyjkę.
Czekanie na cud znudziło ją i znów zaczęła próbować. Miała szczęście, tym razem los jej sprzyjał. Udało się jej stanąć na jakimś wystającym kamulcu i podciągnąć się. Z trudem wgramoliła się na górę. Posapując już bezpieczna pomału zaczęła wstawać, aż nie wiadomo skąd przed jej oczami po nici zsunął się pajączek. Halfka początkowo go nie zauważyła i wzdychając poruszyła nim przez podmuch powietrza. Robiąc prawie zeza wydarła się szamotając jak poparzona i potykając się o ów korzeń wygięła się do tyłu maksymalnie. Straciła równowagę i nie czując już gruntu pod nogami spadała z urwiska prze własną głupotę.
Z turlała się najpierw po łagodnym zejściu z piachu i gliny, po czym zawiesiła się o szelki na gałęzi rosnącego drzewa w dość dziwnej pozycji. Wisiała tak z ponura miną. Wzdychając kilka metrów nad kamiennym brzegiem wrącej rzeki. Cóż rzec? Każda gałąź kiedyś musi się zarwać, a co wisi musi upaść. Usłyszała tylko trzask i spadła. Jakimś cudem jak kot. Nie zrobiła sobie krzywdy, ani nic. Dumna z siebie pokonała niemożliwe. Zostało jej już tylko przeprawić się przez potok rwącej rzeki i wlezienie na górę z drugiej strony urwiska. W tym momencie zwątpiła.
Mając zaledwie do stracenia życie lub zdrowie ruszyła niepewnym krokiem do wody. Była lodowata. Drżąc szła w zaparte. Nurt rzeki spychał ją z wyznaczonego toru jaki sobie wyznaczyła. Walczyła z nim długo, ale pośliznęła się na czymś i zanurzyła na chwilę. Próbując się wydostać nawet nie wiedział, że porwała ją rzeka. Gdy udało się jej wystawić głowę na powierzchnię i złapać czegoś bardzo mocno wypluwała wodę z ust. Była przestraszona, ale trzymała się jakoś. Kiedy opanowała sytuację rozglądnęła się wokoło, a widząc spadającą bardzo szybko i głośno szumiącą oraz pieniącą się wodę, zrozumiała jedno. Jak pości spadnie w dół wodospadu, co nie wróży jej niczego dobrego. Ale niestety opadające siły i coraz silniejszy jakby nurt powodowały, że puszczała kamień do którego jak pijawka przyssała się. Wiedząc, co nadchodzi westchnęła.
-Czemu nie potrafię pływać!!!
I puściła się spadając prosto w gęstą mgłę. Zamknęła oczy i wpadła w pieniąca się wodę.
Re: Wodospad
Sro Paź 17, 2012 2:54 pm
Dziewczyna uciekała i uciekała aż trafiła w nurt rzeki prowadzący na krawędź wodospadu. Udało jej się w ostatniej chwili uczepić wystającej skały. Mimo hałasującej wody, niebieskowłosa usłyszała ryk bestii co ją goniła. Halfka była w nieciekawej sytuacji, bowiem w pobliżu nie było nikogo kto by ją uratował, a potwór był coraz bliżej. W końcu dało się słyszeć zgrzyt pazurów o kamień. Nad sobą ujrzała rozdziawioną paszcze i kilka par demonicznych oczu. Strużka śliny znajdująca się na wargach potwora spadła na jej twarz. Było to obrzydliwe, ale nie mogła się od tak puścić by to zetrzeć. Okropny łeb się pochylił niżej. Nagle w powietrzu śmignęła łapa chcąca ją złapać co i rozerwać na strzępy. Puściła się i zaczęła spadać w dół. O dziwo stwór skoczył za nią. Z każdym metrem był coraz bliżej. Już jego szpony musnęły jej włosy. Nagle nie wiadomo skąd ukazała się fioletowa smuga, która po prostu staranowała stwora łamiąc mu przy tym kark. Potem zaraz to co pokonało stwora złapało ją. Gdy tylko Neya zadarła głowę, to ujrzała nad sobą stworzenie wyglądające jak smok. Chciała mu się przez chwile wyrwać, ale raczej to on ją wybawił od kolejnego problemu i było głupio po prostu tak uciec. Z drugiej strony to jeszcze brakowało metrów do lądowania na stałym gruncie. Skrzydlaty stworek postawił ją delikatnie w dole przy wodospadzie. Zaraz potem usiadł przed nią trochę jak pies i się wpatrywał w jej oczy...
OOC:
od teraz to twój pupilek i towarzysz, który będzie cię bronił dopóty, dopóki sama się nie nauczysz i będzie cię wspomagał w treningach
przy okazji...
15 pkt za odgrywanie
- wybawiciel:
OOC:
od teraz to twój pupilek i towarzysz, który będzie cię bronił dopóty, dopóki sama się nie nauczysz i będzie cię wspomagał w treningach
przy okazji...
15 pkt za odgrywanie
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach