- June
- Liczba postów : 15
Data rejestracji : 18/11/2023
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Obrzeża miasta
Sob Gru 02, 2023 4:00 pm
Stanęła przed wielkim bilbordem, na którym widniało zaproszenie dla odwiedzających miasto. Zdjęła ostrożnie kaptur bordowej bluzy uwalniając burzę kruczoczarnych włosów i spojrzała na napis. Jej twarz przybrała taki wyraz, jakby właśnie zobaczyła najbardziej owłosionego, tłustego i obrzydliwego robala. Poniekąd afro wąsatego typa na bilbordzie przypominało trochę robala, więc to by się zgadzało. Przez chwilę zastanawiała się dlaczego już na wejściu chcą zniechęcić odwiedzenie tego miejsca, pokazując... to. Niestety nie zrozumie chyba, ani tych ludzi, ani tej planety do samego końca. Na Vegecie wszystko było proste, tutaj wszystko jest takie pstrokate, kolorowe i... pełne reklam.
Odetchnęła głęboko z zażenowania, zacisnęła ręce na czarnym plecaku i zrezygnowana usiadła na uboczu drogi. Nic tędy nie przejeżdżało, pewnie droga oraz okolica nie są popularne. Cały ten czas, podczas swojej podróży z wioski i lasu unikała tłoku, jakby obawiając się kontaktu z drugim człowiekiem. Odkładała to tak bardzo jak mogła, a teraz... czuje przed sobą całe skupisko ludzi. Zupełnie nie jest na to gotowa, potrzebuje jeszcze trochę godzin lub najlepiej dni, ale jakoś na ramieniu już słyszy krzyki jej dawnej nauczycielki, żeby ruszyła cztery litery i wyszła z tej swojej strefy komfortu. Tylko szkopuł w tym, że ona lubi swoją strefę komfortu, to inni ciągle widzieli w tym problem, nie Kisa! Patrzyła w górę ledwo powstrzymując nerwowe łzy. Mogła zostać tam gdzie była, las i jej domek były idealnym miejscem!
Zdjęła plecak i zaczęła w nim grzebać. Jej mina zrzedła jeszcze bardziej - o ile to było możliwe - bo jak się okazało cały jej prowiant wyparował. Znaczy zjadła go oczywiście, ale pozostańmy przy tym, że sam wyparował. Burczenie w brzuchu małpiatki można było usłyszeć kilometry stąd. Gorzej być nie mogło w tym momencie! Wszystko tylko nie żarcie!
Powiał wiatr, dziewczyna nastawiła uszu bo doszedł ją dość znany jej dźwięk - toż to rwąca woda, a jeśli gdzieś jest woda to muszą być w niej ryby! Szczęśliwa na samą myśl o pieczonej rybce wzięła swoje manatki i pognała w tamtym kierunku, wesoło sobie nucąc pod nosem.
Przez całą swoją podróż nawet przez chwilę nie latała, słyszała, że zwykli ludzie do tego nie przywykli. Nawet ci z wioski, koło której mieszkała byli w dość ciężkim szoku gdy im to pokazała. Dowiedziała się, że ziemianie nie potrafią takich rzeczy, wręcz traktują to jak czarną magię lub technologię kosmitów. Niewiele się pomylili swoją drogą. Postanowiła tego nie robić, by nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Już jej saiyański ogon jest wystarczającym przyciągaczem uwagi. Co jest kretyńskie, zważywszy, że często widywała ludzi-niedźwiedzi czy humanoidalnych nosorożców. Czepiają się jej, a sami w lustro nie spojrzą.
Dobiegła do rzeki, zostawiła wszystkie swoje rzeczy, zostając w samej sportowej bieliźnie i weszła do zimnej rzeki. Zamachała ogonem radośnie widząc, że jest tutaj ogrom ryb, zupełnie jakby ludzie z tego miasta ich nie odławiali! Więcej dla niej! Łapała jedną za drugą, a gdy nie miała już miejsca na kolejne poczuła jak coś ukąsiło ją w nogę. Spojrzała w dół dostrzegając... krokodyla. Patrzyła na niego, on próbował odgryźć jej nóżkę z marnym skutkiem, aż po kilku sekundach chyba do jego małego móżdżka dotarło, że to w zasadzie nie Kisa jest tutaj zwierzyną, a on. Niestety dla niego, było za późno. Próbował jeszcze uciekać, ale w starciu z głodnym saiyaninem nie miał nawet najmniejszych szans. Bardzo szybko skończył nabity na bambus, kręcąc się nad ogniskiem.
Odetchnęła głęboko z zażenowania, zacisnęła ręce na czarnym plecaku i zrezygnowana usiadła na uboczu drogi. Nic tędy nie przejeżdżało, pewnie droga oraz okolica nie są popularne. Cały ten czas, podczas swojej podróży z wioski i lasu unikała tłoku, jakby obawiając się kontaktu z drugim człowiekiem. Odkładała to tak bardzo jak mogła, a teraz... czuje przed sobą całe skupisko ludzi. Zupełnie nie jest na to gotowa, potrzebuje jeszcze trochę godzin lub najlepiej dni, ale jakoś na ramieniu już słyszy krzyki jej dawnej nauczycielki, żeby ruszyła cztery litery i wyszła z tej swojej strefy komfortu. Tylko szkopuł w tym, że ona lubi swoją strefę komfortu, to inni ciągle widzieli w tym problem, nie Kisa! Patrzyła w górę ledwo powstrzymując nerwowe łzy. Mogła zostać tam gdzie była, las i jej domek były idealnym miejscem!
Zdjęła plecak i zaczęła w nim grzebać. Jej mina zrzedła jeszcze bardziej - o ile to było możliwe - bo jak się okazało cały jej prowiant wyparował. Znaczy zjadła go oczywiście, ale pozostańmy przy tym, że sam wyparował. Burczenie w brzuchu małpiatki można było usłyszeć kilometry stąd. Gorzej być nie mogło w tym momencie! Wszystko tylko nie żarcie!
Powiał wiatr, dziewczyna nastawiła uszu bo doszedł ją dość znany jej dźwięk - toż to rwąca woda, a jeśli gdzieś jest woda to muszą być w niej ryby! Szczęśliwa na samą myśl o pieczonej rybce wzięła swoje manatki i pognała w tamtym kierunku, wesoło sobie nucąc pod nosem.
Przez całą swoją podróż nawet przez chwilę nie latała, słyszała, że zwykli ludzie do tego nie przywykli. Nawet ci z wioski, koło której mieszkała byli w dość ciężkim szoku gdy im to pokazała. Dowiedziała się, że ziemianie nie potrafią takich rzeczy, wręcz traktują to jak czarną magię lub technologię kosmitów. Niewiele się pomylili swoją drogą. Postanowiła tego nie robić, by nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Już jej saiyański ogon jest wystarczającym przyciągaczem uwagi. Co jest kretyńskie, zważywszy, że często widywała ludzi-niedźwiedzi czy humanoidalnych nosorożców. Czepiają się jej, a sami w lustro nie spojrzą.
Dobiegła do rzeki, zostawiła wszystkie swoje rzeczy, zostając w samej sportowej bieliźnie i weszła do zimnej rzeki. Zamachała ogonem radośnie widząc, że jest tutaj ogrom ryb, zupełnie jakby ludzie z tego miasta ich nie odławiali! Więcej dla niej! Łapała jedną za drugą, a gdy nie miała już miejsca na kolejne poczuła jak coś ukąsiło ją w nogę. Spojrzała w dół dostrzegając... krokodyla. Patrzyła na niego, on próbował odgryźć jej nóżkę z marnym skutkiem, aż po kilku sekundach chyba do jego małego móżdżka dotarło, że to w zasadzie nie Kisa jest tutaj zwierzyną, a on. Niestety dla niego, było za późno. Próbował jeszcze uciekać, ale w starciu z głodnym saiyaninem nie miał nawet najmniejszych szans. Bardzo szybko skończył nabity na bambus, kręcąc się nad ogniskiem.
Red and Rikimaru like this post
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Obrzeża miasta
Sob Gru 02, 2023 4:37 pm
Strefa komfortu - jak nazwa wskazuje jest po to, aby czuć się komfortowo. Wytwarza się ją także w celu poczucia bezpieczeństwa albo jako-takiego spokoju. Nie trzeba rezygnować z takich chwil, miejsc czy okoliczności, w których można odetchnąć od stresu, nerwów, nieporozumień. Niestety czy stety w celu osiągnięcia niektórych celów trzeba było postąpić wbrew sobie, a to mogło rodzić frustrację.
Jednym z celów Reda było poznanie zwyczajów i zachowań tutejszych mieszkańców. Były z goła inne niż na wsi, gdzie życie toczyło się dużo spokojniej niż w zatłoczonym mieście. Nie przywykł do pojazdów ani do transportu nimi. Wciąż traktował je jak swoiste, hałaśliwe głazy na kółkach. Zresztą podczas spacerów czy marszu mógł dostrzec więcej szczegółów niż gdy siedząc na dachu autobusu obserwował awanturników, którzy wymachiwali w jego kierunku pięściami i coś tam wołali w jego kierunku. Na jego szczęście lub nie dużo z tych określeń było mu obcych, toteż nie wpadał aż w taką złość. Po tym mieście chodził w zasadzie od około tygodnia, kiedy to jego kandydatura do pracy jako asystent woźnego w tutejszej szkole została pomyślnie przyjęta. Nic dziwnego - to była praca za psie pieniądze, niemal wolontariat.
W każdym razie Red musiał zapoznać się z drogą, jaką będzie przechodzić codziennie, aby nic go nie zaskoczyło po drodze. Jutro pierwszy dzień roboty, nie chciał się spóźnić, żeby za szybko nie wypaść z łask. Miał przecież plan, aby poznać młodą generację ludzi, ich sposób myślenia i postępowania, a być może i potencjał bojowy. Kiedy tak szedł w samym czarnym dresie z rękoma w kieszeni i pochmurną miną jego czujne uszy, a później wzrok dostrzegły coś, co odbiegało od rutyny tych kilku dni. Oto z rzeki, która szumiała dotąd beztrosko i gromadziła w sobie ryby, dobiegał hałas podobny do chlupotu czy wrzucenia czegoś ciężkiego do jej toni. Przyciągnięty odgłosami zdecydował się zejść z chodnika i skierować się w stronę zakrzewionych zakątków. Prawie się potknął o porzuconą garderobę osoby, która walczyła z krokodylem. Już miał cisnąć ciuchami na bok, ale z drugiej strony może mu się to przydać, więc wziął ze sobą pod pachę. Póki co Red schowany za drzewem przyglądał się ukradkiem, a w jego krwi budził się instynkt. Sam chętnie dołączyłby dla samej walki do potyczki z krokodylem lub z tą nieznajomą, lecz wstrzymał się w ostatniej chwili. Śledził, jak dziewczyna o bujnej fryzurze zadowolona ze swoich łowów szykuje posiłek nad ogniskiem. Chyba była zajęta jedzeniem, więc mógł przyjrzeć się jej wyglądowi. Miała jak już wspomniano niecodzienną, gęstą czuprynę w kolorze czerni, o dość niskiej, ale umięśnionej sylwetce, a za plecami nieznajomej wił się radośnie włochaty ogon. Hm... czyżby koci? Więcej szczegółów nie widział, dziewczyna siedziała do niego tyłem.
Eh tak będąc za drzewem to niczego się więcej nie dowie, powinien zaryzykować, ale miał pewne obawy. Jak bez trudu poradziła sobie z krokodylem, co raczej było dla ludzie niemożliwe, to nie miał pewności, czy właśnie nie spotkał kogoś, kto mógłby stanowić dla niego zagrożenie.
Jednym z celów Reda było poznanie zwyczajów i zachowań tutejszych mieszkańców. Były z goła inne niż na wsi, gdzie życie toczyło się dużo spokojniej niż w zatłoczonym mieście. Nie przywykł do pojazdów ani do transportu nimi. Wciąż traktował je jak swoiste, hałaśliwe głazy na kółkach. Zresztą podczas spacerów czy marszu mógł dostrzec więcej szczegółów niż gdy siedząc na dachu autobusu obserwował awanturników, którzy wymachiwali w jego kierunku pięściami i coś tam wołali w jego kierunku. Na jego szczęście lub nie dużo z tych określeń było mu obcych, toteż nie wpadał aż w taką złość. Po tym mieście chodził w zasadzie od około tygodnia, kiedy to jego kandydatura do pracy jako asystent woźnego w tutejszej szkole została pomyślnie przyjęta. Nic dziwnego - to była praca za psie pieniądze, niemal wolontariat.
W każdym razie Red musiał zapoznać się z drogą, jaką będzie przechodzić codziennie, aby nic go nie zaskoczyło po drodze. Jutro pierwszy dzień roboty, nie chciał się spóźnić, żeby za szybko nie wypaść z łask. Miał przecież plan, aby poznać młodą generację ludzi, ich sposób myślenia i postępowania, a być może i potencjał bojowy. Kiedy tak szedł w samym czarnym dresie z rękoma w kieszeni i pochmurną miną jego czujne uszy, a później wzrok dostrzegły coś, co odbiegało od rutyny tych kilku dni. Oto z rzeki, która szumiała dotąd beztrosko i gromadziła w sobie ryby, dobiegał hałas podobny do chlupotu czy wrzucenia czegoś ciężkiego do jej toni. Przyciągnięty odgłosami zdecydował się zejść z chodnika i skierować się w stronę zakrzewionych zakątków. Prawie się potknął o porzuconą garderobę osoby, która walczyła z krokodylem. Już miał cisnąć ciuchami na bok, ale z drugiej strony może mu się to przydać, więc wziął ze sobą pod pachę. Póki co Red schowany za drzewem przyglądał się ukradkiem, a w jego krwi budził się instynkt. Sam chętnie dołączyłby dla samej walki do potyczki z krokodylem lub z tą nieznajomą, lecz wstrzymał się w ostatniej chwili. Śledził, jak dziewczyna o bujnej fryzurze zadowolona ze swoich łowów szykuje posiłek nad ogniskiem. Chyba była zajęta jedzeniem, więc mógł przyjrzeć się jej wyglądowi. Miała jak już wspomniano niecodzienną, gęstą czuprynę w kolorze czerni, o dość niskiej, ale umięśnionej sylwetce, a za plecami nieznajomej wił się radośnie włochaty ogon. Hm... czyżby koci? Więcej szczegółów nie widział, dziewczyna siedziała do niego tyłem.
Eh tak będąc za drzewem to niczego się więcej nie dowie, powinien zaryzykować, ale miał pewne obawy. Jak bez trudu poradziła sobie z krokodylem, co raczej było dla ludzie niemożliwe, to nie miał pewności, czy właśnie nie spotkał kogoś, kto mógłby stanowić dla niego zagrożenie.
Rikimaru and June like this post
- June
- Liczba postów : 15
Data rejestracji : 18/11/2023
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Obrzeża miasta
Sob Gru 02, 2023 5:10 pm
Siedziała wyprostowana przy ognisku co jakiś czas tykając mięsko patykiem by sprawdzić, czy już jest idealne i gotowe. Nuciła pod nosem, machała radośnie ogokiem na prawo i lewo, nie mogąc się doczekać pożywnego obiadu, wytarła nawet trzy razy ślinę spływającą po brodzie. Jeszcze jakieś 15 minut i jedzonko gotowe! Przydałyby się do tego jeszcze może jakieś warzywa, sałatka może? Krokodyl chyba dobrze smakuje z cytrusami, prawda? Może jednak zrobić szaszłyk? Ohoho, tyle możliwości! Trzeba rozejrzeć się za jakimiś dodatkami w takim razie. Nie ma co siedzieć na tyłku i patrzyć na wytapiający się tłuszczyk, trzeba zacząć szukać.
- Huh...? - mruknęła zdziwiona gdy tylko wstała, aby sięgnąć po swoje ubrania. Dałaby głowę, że położyła je właśnie tutaj, koło plecaka. Jakimś dziwnym cudem ich tutaj nie ma. Czyżby porwała je jakaś małpa lub wiewiórka, albo... - Ej! - zmarszczyła brwi przybierając bojową pozycję. Skierowała się w stronę dziwnej obecności, poczuła na sobie czyjś wzrok. Ktoś ją obserwował. Była wcześniej mocno rozproszona i zbyt zrelaksowana by to zauważyć, ale teraz czuje to bardzo dobrze. Ma gościa, ale na ten moment nie wie jakie ma w stosunku do niej zamiary. Cóż, na pewno jest złodziejaszkiem ubrań.
- Jak mi oddasz moją własność to nikomu nic się nie stanie - burknęła niby nie agresywnie, ale wyszło jak zawsze. Bardzo chciałaby odzyskać te ubrania, bo w zasadzie poza tymi ma tylko jeszcze jedną kurtkę i spodnie oraz kompletne zero pieniędzy. No co? Nie przygotowała się po prostu.
- Huh...? - mruknęła zdziwiona gdy tylko wstała, aby sięgnąć po swoje ubrania. Dałaby głowę, że położyła je właśnie tutaj, koło plecaka. Jakimś dziwnym cudem ich tutaj nie ma. Czyżby porwała je jakaś małpa lub wiewiórka, albo... - Ej! - zmarszczyła brwi przybierając bojową pozycję. Skierowała się w stronę dziwnej obecności, poczuła na sobie czyjś wzrok. Ktoś ją obserwował. Była wcześniej mocno rozproszona i zbyt zrelaksowana by to zauważyć, ale teraz czuje to bardzo dobrze. Ma gościa, ale na ten moment nie wie jakie ma w stosunku do niej zamiary. Cóż, na pewno jest złodziejaszkiem ubrań.
- Jak mi oddasz moją własność to nikomu nic się nie stanie - burknęła niby nie agresywnie, ale wyszło jak zawsze. Bardzo chciałaby odzyskać te ubrania, bo w zasadzie poza tymi ma tylko jeszcze jedną kurtkę i spodnie oraz kompletne zero pieniędzy. No co? Nie przygotowała się po prostu.
Red and Rikimaru like this post
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Obrzeża miasta
Sob Gru 02, 2023 5:41 pm
Red też za bardzo poczuł się pewnie za tym drzewem, bo dosłownie wlepiał swój wzrok w plecy dziewczyny, czasem tylko zerkając na bok czy krokodyl na pewno jest martwy. Pachniało mięso o wiele lepiej niż surowe. Przynajmniej wiedział teraz, że ogień potrafi zmieniać smak potraw. Ciekawe czy ugotowana krew jest smaczniejsza od tej prosto z żył. Będzie musiał kiedyś spróbować taki patent, ale póki co starał się nie ruszyć z miejsca.
To mógł być jego ostatni błąd, gdyż został... nakryty? O cholera, o cholera, został nakryty! Taki dreszcz przebiegł po karku, że prawie mu ciuchy tej dziewczyny wypadły z rąk. Nawet nieznajoma skierowała twarz i sylwetkę dokładnie w jego kierunku, jakby zlokalizowała źródło przeszywającego jej plecy wzroku. Stał w zacienionym miejscu, więc rysy postury przedstawiały go jako człowieka, lecz kiedy dziewczyna nawoływała intruza, aby się pokazał... Demon lubił działać z przyczajenia, ale teraz i tak dupa zbita - jego położenie było znane. Poniekąd dobrze, że miał ciuchy przy sobie, to była jakaś karta przetargowa, aby nie oberwać od Czarnowłosej. Może i była niższa od niego, jednak jak widać pozory myliły - który człowiek gołymi pięściami zabiłby krokodyla? No właśnie nie spotkał dotąd nikogo takiego.
Zmarszczył odrobinę brwi, zacisnął mocniej palce na ubraniach nieznajomej i zrobił krok w bok wyłaniając się zza drzewa. Jego przenikliwe oczy bezpośrednio wpatrywały się w czarne węgliki dziewczyny oceniając jej prawdomówność. Cóż, wolałby się nie dowiedzieć na własnej skórze, czy aby na pewno jak odda jej ubrania, to da mu spokój. Nie dziwił się jej, że chciała odzyskać swoją własność, ale mogła nie rozrzucać ciuchów - będzie miała nauczkę na przyszłość. Zrobił jeszcze kilka kroków, aż jego cała sylwetka była widoczna. W przeciwieństwie do dziewczyny Red był ubrany w czarny dres, ale nie posiadał przy sobie żadnego plecaka ani nic takiego, co też mogło wzbudzać jakieś podejrzenia.
Będąc jakoś trzy metry przed Czarnowłosą stanął w miejscu i wyciągnął przed siebie ręce z ubraniami.
>Twoje? -zapytał trochę głupio, bo w promieniu kilometra nie było nikogo innego, do kogo należałyby te ciuchy, lecz zaraz dodał >Zostawiłaś... tam.
Skinął głową hen za sobą jakby chcąc umniejszyć swoją winę tak na wszelki wypadek. Nie żeby poczuwał się do winy - znalezione niekradzione. Miał przynajmniej idealny punkt zaczepienia, żeby wyciągnąć jak najwięcej wiedzy z tego spotkania. Żeby tylko nie zarobił guza lub połamanych żeber. Zaczął więc skromnie, jak jego zasób słownictwa.
>Smaczny?
Zapytał mając na myśli krokodyla nadzianego na bambus. Stał w miejscu czekając, aż właścicielka odbierze od niego "skradzione" ubrania, a najlepiej jakby odpowiedziała na jego pytanie. Nie, nie na to pierwsze, tylko na to drugie.
To mógł być jego ostatni błąd, gdyż został... nakryty? O cholera, o cholera, został nakryty! Taki dreszcz przebiegł po karku, że prawie mu ciuchy tej dziewczyny wypadły z rąk. Nawet nieznajoma skierowała twarz i sylwetkę dokładnie w jego kierunku, jakby zlokalizowała źródło przeszywającego jej plecy wzroku. Stał w zacienionym miejscu, więc rysy postury przedstawiały go jako człowieka, lecz kiedy dziewczyna nawoływała intruza, aby się pokazał... Demon lubił działać z przyczajenia, ale teraz i tak dupa zbita - jego położenie było znane. Poniekąd dobrze, że miał ciuchy przy sobie, to była jakaś karta przetargowa, aby nie oberwać od Czarnowłosej. Może i była niższa od niego, jednak jak widać pozory myliły - który człowiek gołymi pięściami zabiłby krokodyla? No właśnie nie spotkał dotąd nikogo takiego.
Zmarszczył odrobinę brwi, zacisnął mocniej palce na ubraniach nieznajomej i zrobił krok w bok wyłaniając się zza drzewa. Jego przenikliwe oczy bezpośrednio wpatrywały się w czarne węgliki dziewczyny oceniając jej prawdomówność. Cóż, wolałby się nie dowiedzieć na własnej skórze, czy aby na pewno jak odda jej ubrania, to da mu spokój. Nie dziwił się jej, że chciała odzyskać swoją własność, ale mogła nie rozrzucać ciuchów - będzie miała nauczkę na przyszłość. Zrobił jeszcze kilka kroków, aż jego cała sylwetka była widoczna. W przeciwieństwie do dziewczyny Red był ubrany w czarny dres, ale nie posiadał przy sobie żadnego plecaka ani nic takiego, co też mogło wzbudzać jakieś podejrzenia.
Będąc jakoś trzy metry przed Czarnowłosą stanął w miejscu i wyciągnął przed siebie ręce z ubraniami.
>Twoje? -zapytał trochę głupio, bo w promieniu kilometra nie było nikogo innego, do kogo należałyby te ciuchy, lecz zaraz dodał >Zostawiłaś... tam.
Skinął głową hen za sobą jakby chcąc umniejszyć swoją winę tak na wszelki wypadek. Nie żeby poczuwał się do winy - znalezione niekradzione. Miał przynajmniej idealny punkt zaczepienia, żeby wyciągnąć jak najwięcej wiedzy z tego spotkania. Żeby tylko nie zarobił guza lub połamanych żeber. Zaczął więc skromnie, jak jego zasób słownictwa.
>Smaczny?
Zapytał mając na myśli krokodyla nadzianego na bambus. Stał w miejscu czekając, aż właścicielka odbierze od niego "skradzione" ubrania, a najlepiej jakby odpowiedziała na jego pytanie. Nie, nie na to pierwsze, tylko na to drugie.
Rikimaru and June like this post
- June
- Liczba postów : 15
Data rejestracji : 18/11/2023
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Obrzeża miasta
Sob Gru 02, 2023 9:07 pm
Zza krzaków i drzew wyłania się powoli postać. Postać, której nigdy wcześniej nie widziała, ani takiej, ani nawet choć trochę podobnej. Wyrósł przed nią jak gigant - był od niej wyższy o dobre trzydzieści centymetrów - stanął, a przez chwilę w oczach saiyanki było widać zdziwienie. Nie był człowiekiem, to można było powiedzieć od razu po zobaczeniu tego mężczyzny. Blada, wręcz jakby martwa cera, czarne białka oczu i przenikające oponenta czerwone oczy. No na bank się świecą w nocy! Był inny, był... jakby też kosmitą, choć po Kisie nie dało się tego powiedzieć tak szybko jak po Nim. Przez jej głowę przemknęła tylko myśl, że lepiej by nie był jej wrogiem. Mimo, że do tej pory nie spotkała nikogo silniejszego od niej – nie żeby też szukała - to dziwnie czuła, że On może jej łatwo spuścić łomot, nawet się przy tym nie męcząc.
- Oddawaj! - krzyknęła i szybko chwyciła swoje ubrania, niemal jak błyskawica - Oczywiście, że moje. - mruknęła patrząc na materiał.
Nałożyła z powrotem bordową bluzę, czarne dresy oraz niebieskie trampki. Otrzepała ubrania z resztek ziemi i brudu, po czym znów spojrzała na nowego gościa. Nie wydawał się mieć złych zamiarów, ale jakoś dziwnie przypominał jej kota. Koty mają to do siebie, że najpierw się do ciebie łaszą, tulą, a potem ni stąd ni zowąd atakują, gryzą i drapią.
Miała minę zażenowania. Zupełnie nie widziała co powinna teraz zrobić, powiedzieć. Kurczę, nie powinna być nieprzyjemna, jeśli nie chce dostać w łeb. Spojrzała na piekące się nad ogniem mięso, które zainteresowało Bladoskórego i wtedy ją nieco oświeciło. No przecież, przyciągnęło go tu prawdopodobnie jedzenie!
Podrapała się po rozczochranych i tak już włosach po czym zrezygnowana przytaknęła na jego pytanie, a potem tak po prostu powiedziała, że jeśli jest głodny to może dołączyć. Miała tylko nadzieję, że nowy przybysz nie ma saiyańskiego żołądka, bo dwóch takich to już za dużo. Usiadła z powrotem przy ognisku, sprawdziła patykiem czy mięso już jest dobre, a potem oderwała tylną nóżkę i rzuciła w kierunku Reda.
- Masz jakieś imię...?- zapytała mając już usta pełne żarcia. No brak wychowania.
- Oddawaj! - krzyknęła i szybko chwyciła swoje ubrania, niemal jak błyskawica - Oczywiście, że moje. - mruknęła patrząc na materiał.
Nałożyła z powrotem bordową bluzę, czarne dresy oraz niebieskie trampki. Otrzepała ubrania z resztek ziemi i brudu, po czym znów spojrzała na nowego gościa. Nie wydawał się mieć złych zamiarów, ale jakoś dziwnie przypominał jej kota. Koty mają to do siebie, że najpierw się do ciebie łaszą, tulą, a potem ni stąd ni zowąd atakują, gryzą i drapią.
Miała minę zażenowania. Zupełnie nie widziała co powinna teraz zrobić, powiedzieć. Kurczę, nie powinna być nieprzyjemna, jeśli nie chce dostać w łeb. Spojrzała na piekące się nad ogniem mięso, które zainteresowało Bladoskórego i wtedy ją nieco oświeciło. No przecież, przyciągnęło go tu prawdopodobnie jedzenie!
Podrapała się po rozczochranych i tak już włosach po czym zrezygnowana przytaknęła na jego pytanie, a potem tak po prostu powiedziała, że jeśli jest głodny to może dołączyć. Miała tylko nadzieję, że nowy przybysz nie ma saiyańskiego żołądka, bo dwóch takich to już za dużo. Usiadła z powrotem przy ognisku, sprawdziła patykiem czy mięso już jest dobre, a potem oderwała tylną nóżkę i rzuciła w kierunku Reda.
- Masz jakieś imię...?- zapytała mając już usta pełne żarcia. No brak wychowania.
Red and Rikimaru like this post
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Obrzeża miasta
Nie Gru 03, 2023 12:00 pm
Ciekawa sprawa - obydwoje starali się nie być agresywnymi wobec siebie, choć ich natury ciągnęły ku przemocy. Co też ta planeta Ziemia uczyniła z kosmitami? Poniekąd musiała ich ugrzecznić, ażeby nie rzucać się w oczy. Fakt, Kisa lepiej się maskowała od Reda, ale w przypływie mocy był jeszcze w stanie maskować swój koloryt oczu. Dzisiaj zapomniał o tym fakcie, nawet teraz nie zorientował się, że nie użył kamuflażu. Wpatrywali się w siebie uważnie, przez minutę wisiała cisza w powietrzu i dopiero po niej naszła subtelna wymiana zdań. I to też jest ewenement - zarówno Saiyanka jak i demon musieli nauczyć się tutejszego języka, aby się porozumieć z mieszkańcami.
Najważniejsze, że możliwe zamiary dziewczyny co do złodzieja stopniały, kiedy ten oddał jej prawie dobrowolnie ubrania. Jej sylwetka ciała zaraz została zakryta szerszą bluzą, ale i tak już nie nabierze go niewinną aparycją. Nie wyprze z pamięci walki z krokodylem. Ale także nie wyprze z pamięci tego, że dziewczyna nie wahała się drugo z podzieleniem się posiłkiem - co de facto też było sprzeczne z naturą Saiyan. Całe szczęście, że nie pokusił się o zabranie jedzenia Czarnowłosej. Dostałby niezły łomot. W każdym razie zdołał złapać oburącz podarek i pytająco spojrzał na Kisę, kiedy ta już pałaszując pierwsze upieczone kawały mięsa zapytała o jego imię. I tak oto miał kolejny dylemat przed sobą. Powiedzieć czy nie powiedzieć? A jak powiedzieć, to prawdę czy zmyślać?
Cóż, jedzenie to dobra forma przekupstwa za garść informacji zwrotnej, która raczej nie będzie zwrócona przeciwko niemu. Ostrożnie usiadł po turecku nieopodal Ogoniastej i wpatrując się w sporą nogę gada podjął decyzję.
>Red... -powiedział szczerze, choć cicho, i w takim samym tonie zapytał dziewczyny siedzącej obok- ...Twoje imię?
Na moment oderwał wzrok i spoglądał, jak z ogromnym apetytem dziewczyna jadła swój posiłek. Kultura kulturą - może i nie jadła jak Ziemianin, ale przynajmniej była sporo bardziej uprzejma od niejednego człowieka. Tak naprawdę to Kisa była pierwszą osobą, która z czystej ciekawości chciała poznać imię demona. Dotychczas przedstawiał się tylko i wyłącznie, kiedy pytali go pracodawcy, ale i tak później nie zwracano się do niego po imieniu, tylko zmyślnymi, mało pochlebnymi mianami. Co ich obchodził niewykształcony robol, który miał sporo siły i pracował za półdarmo?
Widząc więc, że Ona jadła ze smakiem przyrządzone danie, On też zdecydował się spróbować. Z początku powoli podsunął mięso pod nos, którym niuchał delikatnie woń. W kolejnym etapie polizał uwidocznioną tkankę mięsną i lekko zamlaskał. Aromat pasował do zmysłu smaku, ale coś też jakby jego organizm ostrzegał go, że nie powinien tego jeść. No tak, do tej pory nie znalazł nic, co zastąpiłoby jego jedyne menu, lecz widok śmiało zajadającej się dziewczyny tylko bardziej nakręcał go, aby skosztować. Dłużej nie mógł oprzeć się pokusie i papugując towarzyszkę otworzył szeroko usta. Dało się dostrzec ostre zęby z dwoma parami wyraźnie większych kłów, które wbił w mięso. Ugryzł spory kawał mięsa i przeżuwając go trochę w ustach połknął bez większych oporów. Ale kiedy już zamierzał zabrać się za kolejny kęs, nagle zrobiło mu się niedobrze i zadrżał na ciele. Skulił się w sobie i ściskał za brzuch, lecz i tak to na nic. Mimo gorącej chęci dołączenia do uczty z Saiyanką nie był w stanie i zwrócił dopiero co pożarty kawałek mięsa. O dziwo nie był tknięty przez żadne soki żołądkowe, po prostu oddany w takiej samej formie, w jakiej został przeżuty.
Cholerne jedzenie!
Rozdrażniony przez rozbolały brzuch spuścił dłuższe, szpiczaste uszy ku dołowi i próbował się uspokoić. Nie chciał na czymś takim skończyć swojego dociekliwego pozyskiwania informacji.
>Niesmaczny.
Burknął nadąsany niczym dziecko, nawet skrzyżował ręce na torsie i unikał przez moment kontaktu wzrokowego z dziewczyną.
Najważniejsze, że możliwe zamiary dziewczyny co do złodzieja stopniały, kiedy ten oddał jej prawie dobrowolnie ubrania. Jej sylwetka ciała zaraz została zakryta szerszą bluzą, ale i tak już nie nabierze go niewinną aparycją. Nie wyprze z pamięci walki z krokodylem. Ale także nie wyprze z pamięci tego, że dziewczyna nie wahała się drugo z podzieleniem się posiłkiem - co de facto też było sprzeczne z naturą Saiyan. Całe szczęście, że nie pokusił się o zabranie jedzenia Czarnowłosej. Dostałby niezły łomot. W każdym razie zdołał złapać oburącz podarek i pytająco spojrzał na Kisę, kiedy ta już pałaszując pierwsze upieczone kawały mięsa zapytała o jego imię. I tak oto miał kolejny dylemat przed sobą. Powiedzieć czy nie powiedzieć? A jak powiedzieć, to prawdę czy zmyślać?
Cóż, jedzenie to dobra forma przekupstwa za garść informacji zwrotnej, która raczej nie będzie zwrócona przeciwko niemu. Ostrożnie usiadł po turecku nieopodal Ogoniastej i wpatrując się w sporą nogę gada podjął decyzję.
>Red... -powiedział szczerze, choć cicho, i w takim samym tonie zapytał dziewczyny siedzącej obok- ...Twoje imię?
Na moment oderwał wzrok i spoglądał, jak z ogromnym apetytem dziewczyna jadła swój posiłek. Kultura kulturą - może i nie jadła jak Ziemianin, ale przynajmniej była sporo bardziej uprzejma od niejednego człowieka. Tak naprawdę to Kisa była pierwszą osobą, która z czystej ciekawości chciała poznać imię demona. Dotychczas przedstawiał się tylko i wyłącznie, kiedy pytali go pracodawcy, ale i tak później nie zwracano się do niego po imieniu, tylko zmyślnymi, mało pochlebnymi mianami. Co ich obchodził niewykształcony robol, który miał sporo siły i pracował za półdarmo?
Widząc więc, że Ona jadła ze smakiem przyrządzone danie, On też zdecydował się spróbować. Z początku powoli podsunął mięso pod nos, którym niuchał delikatnie woń. W kolejnym etapie polizał uwidocznioną tkankę mięsną i lekko zamlaskał. Aromat pasował do zmysłu smaku, ale coś też jakby jego organizm ostrzegał go, że nie powinien tego jeść. No tak, do tej pory nie znalazł nic, co zastąpiłoby jego jedyne menu, lecz widok śmiało zajadającej się dziewczyny tylko bardziej nakręcał go, aby skosztować. Dłużej nie mógł oprzeć się pokusie i papugując towarzyszkę otworzył szeroko usta. Dało się dostrzec ostre zęby z dwoma parami wyraźnie większych kłów, które wbił w mięso. Ugryzł spory kawał mięsa i przeżuwając go trochę w ustach połknął bez większych oporów. Ale kiedy już zamierzał zabrać się za kolejny kęs, nagle zrobiło mu się niedobrze i zadrżał na ciele. Skulił się w sobie i ściskał za brzuch, lecz i tak to na nic. Mimo gorącej chęci dołączenia do uczty z Saiyanką nie był w stanie i zwrócił dopiero co pożarty kawałek mięsa. O dziwo nie był tknięty przez żadne soki żołądkowe, po prostu oddany w takiej samej formie, w jakiej został przeżuty.
Cholerne jedzenie!
Rozdrażniony przez rozbolały brzuch spuścił dłuższe, szpiczaste uszy ku dołowi i próbował się uspokoić. Nie chciał na czymś takim skończyć swojego dociekliwego pozyskiwania informacji.
>Niesmaczny.
Burknął nadąsany niczym dziecko, nawet skrzyżował ręce na torsie i unikał przez moment kontaktu wzrokowego z dziewczyną.
June lubi tą wiadomość
- June
- Liczba postów : 15
Data rejestracji : 18/11/2023
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Obrzeża miasta
Nie Gru 03, 2023 12:48 pm
Przedstawiła się w krótkiej odpowiedzi i zajęła dalszym pałaszowaniem krokodyla. Ah, wiele oddałaby za jakiś kawałek przyprawy albo chociaż warzywnego lub owocowego dodatku, aby nie czuć w ustach jedynie smaku mięsa, ale w tym momencie nie powinna narzekać. Teraz liczyło się zaspokojenie głodu, a potem już zobaczy.
Przeżuwając tak łapczywie kęs za kęsem ukradkiem co jakiś czas spoglądała na Bladoskórego lub jak już wie – Reda. Wydawał się być... trochę inny niż wygląda na pierwszy rzut oka? W zupełności dobrze postąpiła nie rzucając się na niego z pięściami jak małpa na banana. Tak, czasami Kisa ma pewne przebłyski mądrości. Chociaż jest w tym momencie burzą hormonalną to tak naprawdę ceni swoje życie i doszczętnie głupia nie jest. Wracając zaś do jej gościa... najwyraźniej jedzenie mięsnej potrawy sprawiało mu wielką trudność. Czyżby był po prostu wegetarianinem? W takim razie, dlaczego w ogóle chciał spróbować mięsa? Kim lub czym jest Red? Na pewno zagadką.
Gdy burknął niezadowolony Kisa niemalże zadławiła się tym co akurat przeżuwała. Zaczęła poklepywać się pięścią po klatce piersiowej, starając się wypluć to co właśnie utknęło w jej przełyku. Chwyciła bukłak z wodą, który nosiła ze sobą i zaczęła pić. Dopiero po czasie, gdy wszystko już było w porządku, spojrzała znów na Czerwonowłosego. Repertuar dzisiejszych min małpiatki ograniczał się do obojętności i... no właśnie kwaśnej miny.
- Może nie są to delicje, ale bez... - nie dokończyła i tylko westchnęła - Nie mam nic innego, jeśli jesz same owoce i warzywa z pewnością w okolicy jest ich tutaj sporo.
Przeciągnęła się, ziewając. Nie minęło pięć minut od pierwszego kęsa, a ze zwierzyny zostały już tylko kości i dogasające ognisko, które dziewczyna przysypała ziemią za pomocą ogona. Nałożyła plecak na swoje plecy i poprawiając go spojrzała na Red’a.
- Idziesz w stronę miasta? - zapytała wskazując palcem. Dopiero teraz zastanowiła się - przecież nie zna go, co, jeśli faktycznie będzie miał złe zamiary i ukaże je dopiero w zatłoczonym miejscu? Będzie miała wtedy nie lada problem, jej wyczuwanie KI jest jeszcze słabe, od czasu Vegety nie miała dobrego trenera, w zasadzie to nie miała żadnego. Potrafi tyle, co robiła sama przez lata.
Ahh, a mieszkańcy wioski nie raz mówili jej by nie oceniała książki po okładce. Miało to jakoś miejsce po tym, gdy zaatakowała grupę motocyklistów. Okazali się dobrymi ludźmi, ale Kisa zdążyła pomyśleć inaczej. Wtedy przez miesiąc dostawała tylko kaszę i sam ryż, w ramach kary. Obrzydlistwo.
- Etto... co... co zamierzasz? - spytała tak po prostu. Wypadałoby się po prostu dowiedzieć nieco więcej - Nie zamierzasz chyba... no wiesz, zjeść mieszkańców czy coś? - wyczucia Kisa, więcej wyczucia!
Przeżuwając tak łapczywie kęs za kęsem ukradkiem co jakiś czas spoglądała na Bladoskórego lub jak już wie – Reda. Wydawał się być... trochę inny niż wygląda na pierwszy rzut oka? W zupełności dobrze postąpiła nie rzucając się na niego z pięściami jak małpa na banana. Tak, czasami Kisa ma pewne przebłyski mądrości. Chociaż jest w tym momencie burzą hormonalną to tak naprawdę ceni swoje życie i doszczętnie głupia nie jest. Wracając zaś do jej gościa... najwyraźniej jedzenie mięsnej potrawy sprawiało mu wielką trudność. Czyżby był po prostu wegetarianinem? W takim razie, dlaczego w ogóle chciał spróbować mięsa? Kim lub czym jest Red? Na pewno zagadką.
Gdy burknął niezadowolony Kisa niemalże zadławiła się tym co akurat przeżuwała. Zaczęła poklepywać się pięścią po klatce piersiowej, starając się wypluć to co właśnie utknęło w jej przełyku. Chwyciła bukłak z wodą, który nosiła ze sobą i zaczęła pić. Dopiero po czasie, gdy wszystko już było w porządku, spojrzała znów na Czerwonowłosego. Repertuar dzisiejszych min małpiatki ograniczał się do obojętności i... no właśnie kwaśnej miny.
- Może nie są to delicje, ale bez... - nie dokończyła i tylko westchnęła - Nie mam nic innego, jeśli jesz same owoce i warzywa z pewnością w okolicy jest ich tutaj sporo.
Przeciągnęła się, ziewając. Nie minęło pięć minut od pierwszego kęsa, a ze zwierzyny zostały już tylko kości i dogasające ognisko, które dziewczyna przysypała ziemią za pomocą ogona. Nałożyła plecak na swoje plecy i poprawiając go spojrzała na Red’a.
- Idziesz w stronę miasta? - zapytała wskazując palcem. Dopiero teraz zastanowiła się - przecież nie zna go, co, jeśli faktycznie będzie miał złe zamiary i ukaże je dopiero w zatłoczonym miejscu? Będzie miała wtedy nie lada problem, jej wyczuwanie KI jest jeszcze słabe, od czasu Vegety nie miała dobrego trenera, w zasadzie to nie miała żadnego. Potrafi tyle, co robiła sama przez lata.
Ahh, a mieszkańcy wioski nie raz mówili jej by nie oceniała książki po okładce. Miało to jakoś miejsce po tym, gdy zaatakowała grupę motocyklistów. Okazali się dobrymi ludźmi, ale Kisa zdążyła pomyśleć inaczej. Wtedy przez miesiąc dostawała tylko kaszę i sam ryż, w ramach kary. Obrzydlistwo.
- Etto... co... co zamierzasz? - spytała tak po prostu. Wypadałoby się po prostu dowiedzieć nieco więcej - Nie zamierzasz chyba... no wiesz, zjeść mieszkańców czy coś? - wyczucia Kisa, więcej wyczucia!
Red lubi tą wiadomość
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Obrzeża miasta
Nie Gru 03, 2023 6:34 pm
Kisa. Całkiem proste imię do zapamiętania, dlatego demon skinął ochoczo głową. Burzowłosa wtryniła swój posiłek w oka mgnieniu nie specjalnie marnując czas na słabość towarzysza do mięsa. A może? Wyciągnęła dość szybko wnioski, że demon nie jest mięsożerny. Red jednak nie odpowiedział nic ani na owoce, ani na warzywa. Nie mógł sobie pozwolić na zbyt wielki przeciek informacji o nim samym. I tak już Saiyanka poznała, że kompan nie może spożywać mięsa. Nigdy nie wiadomo, jak to mogłaby w przyszłości wykorzystać przeciwko niemu.
Tak czy siak zdecydowała się zapytać, czy wybiera się do miasta. Skinął głową i nieco wlekąc się dołączył do Kisy równając się z jej krokiem. Trzymał jakiś tam dystans, tak jakoś dwie osoby zmieściłyby się między nimi, lecz to wcale nie znaczyło, że nie nasłuchiwał lub przestał badać zarówno otoczenie jak i dziewczynę z małpim ogonem. Red rozmyślał, o co mógłby zapytać dziewczynę w drodze do miasta, jednak został uprzedzony. Uniósł brwi ku górze. Ale, ale że co? Zjeść? O nie, nie. Może niektórym się nie poszczęści, ale nie będzie ich zjadać bez powodu. Zuchwałe pytanie Kisy bardziej go zaintrygowało niż zdenerwowało. Coś przeczuwała w Czerwonowłosym, że nie ma do końca pokojowych zamiarów wobec Ziemi. Nie mniej teraz był za słaby, aby cokolwiek zwojować. Nawet w pracach udaje pokornego i posłusznego, byleby wejść głębiej we struktury ucywilizowanego społeczeństwa, a w odpowiednim momencie - przekształcić na swój pożytek.
>Nie zjem Cię -skierował czujny wzrok na Saiyankę- Nie chcę, żebyś zjadła mi nogę...
...jak krokodylowi. Powiedział szczerze, bez cienia kpiny. Może i był od Niej większy, ale widział Jej zdolności. Jak urośnie w siłę, chętnie zmierzy się z dziewczyną. Póki co był kontuzjowany przez niewdzięcznego gada, ale na pewno nadarzy się okazja. Być może szybciej niż się spodziewał, bowiem zdał sobie sprawę, że pytania dziewczyny były nacechowane obawą przed demonem co do gatunku zamieszkującego Ziemię. Ale i Kisa była inna od reszty, czemu więc chce się utożsamiać z całą masą ludzi, którzy są słabi? Jest ponad nimi, a zachowuje się tak, jakby Jej zależało na mieszkańcach, a też odstawała od normy.
>Nie jesteś jak inni. Nie myśl o nich. Tylko o sobie.
Odparł nagle, zupełnie tak, jakby czekał na dogodny moment, gdy zza pagórkiem już widać było tętniące życiem miasto i ich malutkich z tej perspektywy mieszkańców. Na moment nawet stanął obejmując wzrokiem horyzont z budynkami, ulicami i pojazdami. Jakaś iskra pewności siebie jawiła się we wąskich źrenicach Reda. Jakby na własnej skórze doświadczył nieraz, że nie warto próbować stać się jak oni, tylko ich podporządkować. Najlepiej bez większego wysiłku, a do tego musiał poznać słabości ludzi. Co prawda teraz demon jest dość cichy i niemrawy w swoich działaniach, lecz na tę chwilę nic nie wskazywało, aby miał zmienić swój tok myślenia. Wnet ciężką atmosferę przecięło pytanie Reda skierowane go Czarnowłosej.
>Po co idziesz do miasta? Do pracy?
Jeszcze nie wiedział, że miał do czynienia z uczennicą, a sam najmując się do pracy nie znał dokładnej grupy wiekowej osobników, wokół których będzie czynił wnikliwe obserwacje. Znaczy pracować też będzie musiał, ale nie będzie marnować ani chwili, by w dogodnych momentach śledzić zachowania młodzieży.
Tak czy siak zdecydowała się zapytać, czy wybiera się do miasta. Skinął głową i nieco wlekąc się dołączył do Kisy równając się z jej krokiem. Trzymał jakiś tam dystans, tak jakoś dwie osoby zmieściłyby się między nimi, lecz to wcale nie znaczyło, że nie nasłuchiwał lub przestał badać zarówno otoczenie jak i dziewczynę z małpim ogonem. Red rozmyślał, o co mógłby zapytać dziewczynę w drodze do miasta, jednak został uprzedzony. Uniósł brwi ku górze. Ale, ale że co? Zjeść? O nie, nie. Może niektórym się nie poszczęści, ale nie będzie ich zjadać bez powodu. Zuchwałe pytanie Kisy bardziej go zaintrygowało niż zdenerwowało. Coś przeczuwała w Czerwonowłosym, że nie ma do końca pokojowych zamiarów wobec Ziemi. Nie mniej teraz był za słaby, aby cokolwiek zwojować. Nawet w pracach udaje pokornego i posłusznego, byleby wejść głębiej we struktury ucywilizowanego społeczeństwa, a w odpowiednim momencie - przekształcić na swój pożytek.
>Nie zjem Cię -skierował czujny wzrok na Saiyankę- Nie chcę, żebyś zjadła mi nogę...
...jak krokodylowi. Powiedział szczerze, bez cienia kpiny. Może i był od Niej większy, ale widział Jej zdolności. Jak urośnie w siłę, chętnie zmierzy się z dziewczyną. Póki co był kontuzjowany przez niewdzięcznego gada, ale na pewno nadarzy się okazja. Być może szybciej niż się spodziewał, bowiem zdał sobie sprawę, że pytania dziewczyny były nacechowane obawą przed demonem co do gatunku zamieszkującego Ziemię. Ale i Kisa była inna od reszty, czemu więc chce się utożsamiać z całą masą ludzi, którzy są słabi? Jest ponad nimi, a zachowuje się tak, jakby Jej zależało na mieszkańcach, a też odstawała od normy.
>Nie jesteś jak inni. Nie myśl o nich. Tylko o sobie.
Odparł nagle, zupełnie tak, jakby czekał na dogodny moment, gdy zza pagórkiem już widać było tętniące życiem miasto i ich malutkich z tej perspektywy mieszkańców. Na moment nawet stanął obejmując wzrokiem horyzont z budynkami, ulicami i pojazdami. Jakaś iskra pewności siebie jawiła się we wąskich źrenicach Reda. Jakby na własnej skórze doświadczył nieraz, że nie warto próbować stać się jak oni, tylko ich podporządkować. Najlepiej bez większego wysiłku, a do tego musiał poznać słabości ludzi. Co prawda teraz demon jest dość cichy i niemrawy w swoich działaniach, lecz na tę chwilę nic nie wskazywało, aby miał zmienić swój tok myślenia. Wnet ciężką atmosferę przecięło pytanie Reda skierowane go Czarnowłosej.
>Po co idziesz do miasta? Do pracy?
Jeszcze nie wiedział, że miał do czynienia z uczennicą, a sam najmując się do pracy nie znał dokładnej grupy wiekowej osobników, wokół których będzie czynił wnikliwe obserwacje. Znaczy pracować też będzie musiał, ale nie będzie marnować ani chwili, by w dogodnych momentach śledzić zachowania młodzieży.
- June
- Liczba postów : 15
Data rejestracji : 18/11/2023
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Obrzeża miasta
Nie Gru 03, 2023 8:12 pm
- My saiyanie nie jemy już innych człekopodobnych... - rzuciła, ale po chwili zrobiła wielkie oczy zdając sobie sprawę co właśnie palnęła. Koszarowy nie raz mówił, że na misjach żresz co się da by przeżyć, nawet innych kosmitów jak trzeba. Potem weszło jakieś prawo czy coś. Za chwilę zmienił się temat, uff - Myślę o sobie, po prostu tam gdzie idę ludzie są mi potrzebni. Wiesz, jedni robią rzeczy potrzebne do funkcjonowania innym. Każdy ma rolę, jak w mrowisku. No i idę tam bo... err... - poczochrała tył swojej głowy jakby wysilając się na odpowiedź - To długa historia, ale zwiedzam świat, uczę się. W tym mieście jest szkoła, która mi ma pomóc. Jakoś... tak mi ktoś powiedział. - wzruszyła ramionami jakby od niechcenia. Cała ta wyprawa nie wyszła przecież od niej samej. Miała wiele wątpliwości, wiele razy chciała już zawracać, ale mimo wszystko jakaś część jej pragnęła tej przygody. Stała się zbyt leniwa, wygodna. Szkoda, że nie ma sposobu, aby to zmienić nie ruszając się przy tym za bardzo z miejsca. Musi dostać jakiegoś kopa w tyłek, aby znów poczuć chęć do trenowania, walki. W końcu jest saiyaninem, powinna mieć to wszystko we krwi. Jednak Kisa nieświadoma swojej psychicznej blokady próbuje jakoś znaleźć wyjście z tej dziwnej sytuacji. Wszystko stało się takie nudne...
Przetarła czoło czując jak robi się trochę zbyt gorąco. Nic dziwnego, był chyba tak na oko środek lata, a ona chodzi w bluzie. Im bliżej była Orange Star City tym bardziej upały dawały się we znaki. Nawet pojawiły się palmy. Ciekawe jak długo szła? Będzie z miesiąc chyba. Miesiąc ciągłego chodzenia z przerwami na jedzenie, nocleg pod gołym niebem. Kontakty z obcymi zmniejszyła do skrajnego minimum. Pytała jedynie o drogę lub sklepy z tanim żarciem. No, ale wracając do upału.
Przystanęła na uboczu drogi, zdjęła plecak, a potem bluzę i spodnie. Wepchnęła to szybko byle jak, uprzednio wyciągając coś innego. Była to biała krótka koszulka na ramiączkach i czerwone luźne dresy. Miała jeszcze granatową kurtkę, ale to wolała zostawić na zimniejsze wieczory. Gdy już się przebrała najwyraźniej zadowolona z siebie szła już dużo bardziej dziarskim kroczkiem. Nawet znów zaczęła nucić sobie jakąś piosenkę pod nosem najwyraźniej zapominając, że ma za sobą towarzysza.
- Ah! - przystanęła nagle, powodując, że Red omal na nią nie wpadł. Odwróciła się do Niego - Ja nawet nie wiem gdzie jest ta szkoła! - spojrzała na niego, jakby chciała by teraz zabłysnął i powiedział dokładny adres.
Przetarła czoło czując jak robi się trochę zbyt gorąco. Nic dziwnego, był chyba tak na oko środek lata, a ona chodzi w bluzie. Im bliżej była Orange Star City tym bardziej upały dawały się we znaki. Nawet pojawiły się palmy. Ciekawe jak długo szła? Będzie z miesiąc chyba. Miesiąc ciągłego chodzenia z przerwami na jedzenie, nocleg pod gołym niebem. Kontakty z obcymi zmniejszyła do skrajnego minimum. Pytała jedynie o drogę lub sklepy z tanim żarciem. No, ale wracając do upału.
Przystanęła na uboczu drogi, zdjęła plecak, a potem bluzę i spodnie. Wepchnęła to szybko byle jak, uprzednio wyciągając coś innego. Była to biała krótka koszulka na ramiączkach i czerwone luźne dresy. Miała jeszcze granatową kurtkę, ale to wolała zostawić na zimniejsze wieczory. Gdy już się przebrała najwyraźniej zadowolona z siebie szła już dużo bardziej dziarskim kroczkiem. Nawet znów zaczęła nucić sobie jakąś piosenkę pod nosem najwyraźniej zapominając, że ma za sobą towarzysza.
- Ah! - przystanęła nagle, powodując, że Red omal na nią nie wpadł. Odwróciła się do Niego - Ja nawet nie wiem gdzie jest ta szkoła! - spojrzała na niego, jakby chciała by teraz zabłysnął i powiedział dokładny adres.
Red lubi tą wiadomość
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Obrzeża miasta
Nie Gru 03, 2023 9:09 pm
A-ha! Przeczuwał, że Kisa jest inna od ludzi! W takim razie lepiej mieć tę osobę po swojej stronie, aby nie skończyć jak krokodyl nad ogniskiem. No chyba że będzie chciała zaciekle bronić tych, których Red nie do końca chciałby utrzymać przy życiu. Czy to z powodu pośredniego czy bezpośredniego powodu, na pewno przy próbie spijania krwi ludzkiej natknie się na przypadki, gdzie polecą głowy. Najważniejsze, aby to nie była jego własna, toteż Saiyanka będzie musiała obejść się ze smakiem. Nie da się pokroić i usmażyć, a na pewno nie bez zaciekłej walki! Niedoczekanie!
>Yhym...
Mruknął jedynie na optymizm dziewczyny, że każdy ma swoje miejsce we społeczeństwie, i że widzi sens pozostawienia ludzi samym sobie. Miała więc inne motywy albo inne narzędzia lub nastawienie do tubylców. Nie krytykował Jej za to, dopóki nie będzie konfliktu interesów. Co więcej Czarnowłosa podzielała podobne spostrzeżenie co do nauki, ale Ona zdecydowała się dokładniej wmieszać w tłum jako uczeń. Red będzie na uboczu, lecz przynajmniej będzie żył we świadomości, że wśród młodzieży będzie chociaż jedna znajoma twarz.
O ile trafi do szkoły, bo okazało się, że przyszła uczennica nie znała drogi. Znów zatańczyła iskra w oku demona, tylko tym razem nieznacznie uniósł kącik ust ujawniając nie tylko baaaaaardzo subtelny uśmiech, ale i białego kła.
>A ja wiem...
Jeśli to jest jedyna szkoła w mieście, to zbiegiem okoliczności idą w tę samą stronę. A właściwie... czemu się nie popisać przed nową znajomą? Może tym bardziej nie będzie chciała z niego zrobić przystawki, gdy zaDEMONstruje, co potrafi. Gdy tylko Czarnowłosa schowała swoje manatki do plecaka, Red też zapragnął na moment posiąść coś podobnego do plecaka. Nie, nie przez kradzież. W ułamku sekundy Saiyanka została złapana za nadgarstek i przerzucona przez bark demona, jakby to Ona była jego plecakiem. Nie zważając na protesty i trzymając za nadgarstki Czarnowłosej ruszył z kopyta przed siebie. Biegł wzdłuż głównej drogi z falującą za nim Kisą niczym chorągiewką, chyba że zdecyduje się mocniej przywrzeć do pleców demona. Odnosiło się wrażenie, że kroki wydłużały się z minuty na minutę, a marszobieg przeistoczył się we sprint.
[Z tematu -> Szkoła]
>Yhym...
Mruknął jedynie na optymizm dziewczyny, że każdy ma swoje miejsce we społeczeństwie, i że widzi sens pozostawienia ludzi samym sobie. Miała więc inne motywy albo inne narzędzia lub nastawienie do tubylców. Nie krytykował Jej za to, dopóki nie będzie konfliktu interesów. Co więcej Czarnowłosa podzielała podobne spostrzeżenie co do nauki, ale Ona zdecydowała się dokładniej wmieszać w tłum jako uczeń. Red będzie na uboczu, lecz przynajmniej będzie żył we świadomości, że wśród młodzieży będzie chociaż jedna znajoma twarz.
O ile trafi do szkoły, bo okazało się, że przyszła uczennica nie znała drogi. Znów zatańczyła iskra w oku demona, tylko tym razem nieznacznie uniósł kącik ust ujawniając nie tylko baaaaaardzo subtelny uśmiech, ale i białego kła.
>A ja wiem...
Jeśli to jest jedyna szkoła w mieście, to zbiegiem okoliczności idą w tę samą stronę. A właściwie... czemu się nie popisać przed nową znajomą? Może tym bardziej nie będzie chciała z niego zrobić przystawki, gdy zaDEMONstruje, co potrafi. Gdy tylko Czarnowłosa schowała swoje manatki do plecaka, Red też zapragnął na moment posiąść coś podobnego do plecaka. Nie, nie przez kradzież. W ułamku sekundy Saiyanka została złapana za nadgarstek i przerzucona przez bark demona, jakby to Ona była jego plecakiem. Nie zważając na protesty i trzymając za nadgarstki Czarnowłosej ruszył z kopyta przed siebie. Biegł wzdłuż głównej drogi z falującą za nim Kisą niczym chorągiewką, chyba że zdecyduje się mocniej przywrzeć do pleców demona. Odnosiło się wrażenie, że kroki wydłużały się z minuty na minutę, a marszobieg przeistoczył się we sprint.
[Z tematu -> Szkoła]
Re: Obrzeża miasta
Wto Gru 12, 2023 4:07 pm
Powietrze zaświszczało za pięścią. Cios trafił wprost w klatkę piersiową, posyłając chłopaka do tyłu. Nadal trzymał postawę, lecz z trudem.
– Twoja garda jest nadal słaba synu – powiedział Rukei.
Khepri westchnął, dyszał już nieco. Trzymał gardę nisko, ręce mu drżały.
– Nie spodziewałem się po ataku z zaskoczenia...
Demon prychnął.
– I to niby argument? Powinieneś zwracać większą uwagę na swoje otoczenie, zwłaszcza te najbliższe.
Chłopak wziął głębszy wdech, zaabsorbowany tlen dodał mu energii. Ruszył do przodu, szybko zbliżając się do swojego przeciwnika. Jedną ręką zablokował swoją flankę, odcinając ojcu możliwość uderzenia, jednocześnie szykując drugą rękę do wymierzenia ciosu.
Rukei przygotował się do swojej odpowiedzi, widząc trajektorię uderzenia obrócił się bokiem. Ku jego pewnemu zaskoczeniu, nie zobaczył pięści trafiającej w powietrze. Atak okazał się być podpuchą, która miała zamaskować faktyczny zamiar – kopnięcie, wymierzone w odsłonięty brzuch demona. Zamysł był dobry, niestety zamiast z torsem, noga chłopaka spotkała się z ogonem, użytym do bloku.
– O tym mówiłem. Nie zauważyłeś, że wcale nie byłem odsłonięty – rzekł Rukei z lekkim uśmiechem. To powiedziawszy, odmachnął się ogonem, jeszcze raz posyłając Khepri'ego do tyłu, tym razem zaburzając jego równowagę. Mężczyzna zmarszczył brwi.
Nastolatek nie był w stanie ustabilizować swojej pozycji i trafił na parkiet sali treningowej, powietrze opuściło jego płuca od uderzenia. Z cichym jękiem podniósł się i usiadł.
– Ok, dziesięć minut przerwy – oznajmił Rukei.
Rzucił synowi ręcznik i wodę. Chłopak nie podnosząc głowy wyciągnął rękę, butelka wylądowała w jego ręce, natomiast ręcznik na ramieniu. Westchnął cicho.
Demon usiadł naprzeciwko.
– Coś cię trapi? Zazwyczaj masz więcej werwy i koncentracji.
– Hmm... Nie wiem – odpowiedział chłopak po krótkim zastanowieniu. – Dom to tylko dom w końcu.
Mężczyzna przyglądał się uważnie.
– Nie przeprowadzka, co? – rozejrzał się po pomieszczeniu. –Rozumiem, że zmiana otoczenia nie jest prosta, zwłaszcza, kiedy się gdzieś zadomowiło.
– Nie, nie, to nie to – odrzekł Khepri, po czym wziął kilka łyków wody. Zamknąwszy butelkę jego wzrok zatrzymał się na gładkiej powierzchni pojemnika, na niej niewyraźne odbicie postaci.
Rukei bezwiednie przytaknął, na jego usta wszedł grymas zrozumienia, nie powiedział jednak nic na to. Nie miał odpowiedzi na pytania, które zajmowały myśli jego syna. Tak siedzieli w ciszy, zaburzonej jedynie dźwiękami ich oddechów i sporadycznymi kroplami potu spadającymi na podłoże.
Gdy upłynęło umówione dziesięć minut, Rukei podniósł się.
– Ok, koniec przerwy, wracamy do treningu. To nasz ostatni w tym domu, więc dajmy z siebie wszystko, co? – rzekł mężczyzna krzyżując ręce na piersi. – Pokaż mi co potrafisz – powiedział stanowczo, uśmiechają się lekko.
Khepri podniósł głowę. Zdążył już unormować oddech i otrzeć się pot z czoła by nie spływał mu na oczy.
– Ok, spróbujmy jeszcze raz – rzekł, rzucając ojcu zdeterminowane spojrzenie.
Przyjął pozycję, nogi stabilne i rozstawione szeroko, ręce uniesione, strategicznie zasłaniające punkty krytyczne, ale co ważniejsze, już nie drżące. Jego oponent stał sztywno, nogi w rozkroku, ręce na piersi, zdawało by się, że jest otwarty na ciosy, ale nie można było zapominać o przewadze, którą miał – długi ogon i para skrzydeł, którymi mógł się zasłaniać...
Niemniej, nastolatek chyba miał pomysł, jak zaliczyć czyste trafienie. Mając wizję toku akcji, ruszył naprzód...
W następnym tygodniu dużo się zmieniło. Khepri mało widział ojca, a jeszcze mniej z nim rozmawiał. Głównie przed oczami miał mnóstwo pudeł i członków ekipy transportowej, która miała zabrać ich dobytek na nowe miejsce. Nie uzewnętrzniał tego zbytnio, ale wiedział, że będzie mu brakowało starego domu. Sam sobie mówił, że to tylko budynek, ale nie mógł zaprzeczyć, że wiązał ze sobą wiele dobrych wspomnień. Ten dom oznaczał dla niego dużą zmianę w życiu, tutaj się przeniósł po powrocie Rukei'a na Ziemię... Z pewną dozą nostalgii odkładał niektóre przedmioty do pudeł.
Nowe miejsce oznaczało nowych ludzi i nieludzi, których będzie musiał poznać, jednakże chłopak myślał raczej o miejscach gdzie cywilizacja nie sięga. Tam mu było dobrze. Wiedział, że niestety zmierzali do sporego miasta, na to nie mógł nic poradzić, ale nie zmieniało to faktu, że kiedy mógł, planował trzymać się na obrzeżach lub w parkach. Ale czego mógł się spodziewać tam? Nie wiedział. Nie obawiał się, ale czuł, że będzie musiał dobrze poznać swoje otoczenie, tak, jak ojciec go pouczał.
Miasto, jak tylko pojawiło się na horyzoncie, nie sprawiało wrażenia zbyt przyjaznego... Pierwsze na widnokręgu wyłoniły się szczyty wieżowców. Acz, in bliżej do samej metropolii, tym to co wyglądało niczym oddalony górski grzbiet, przeistoczyło się w masywną miejską dżunglę ze stali, szkła i betonu...
Khepri westchnął z rozczarowaniem.
Nie umknęło to uwadze jego ojca siedzącego obok w pojeździe, jednak nie powiedział nic.
On sam też nie był najbardziej chętny do przeprowadzki, ale pewne sprawy brały priorytet nad jego uczuciami. Orange Star City stało się centrum kulturowym i politycznym, rozumiało się samo przez się, iż aby zebrać odpowiednie poparcie społeczne i polityczne, należało to robić tam. Wielkie miasta miały to do siebie, że w pewnym momencie rozwoju stawały się niczym gwiazdy z własnymi satelitami na swojej orbicie, tudzież niczym czarne dziury, zasysające wszystko w swoim otoczeniu – tak też, z terenów bliższych i dalszych, naciągały postaci wszelkiej maści – ludzkiej i nieludzkiej. A tam, gdzie dużo ludzi, ciągnęło też demony. Na to liczył Rukei. Nie miało sensu skakać po całej Ziemi, wystarczyło zrobić odpowiednie centrum, do którego zainteresowani przyjdą sami.
Khepri, póki jeszcze był młody i zobligowany społecznie do pewnych rzeczy, miał się zintegrować z młodszą częścią populacji. Ojciec nie oczekiwał od niego zbyt dużego udziału, ale chłopak sam wyszedł z pomysłem, jakoby mógł zakrzewić w swoich rówieśnikach idee bardziej pozytywnego obrazu demonicznego ludu. Nie był sam pewien skąd ta myśl, kontakty społeczne nie należały do jego silnych stron, zwłaszcza z ludźmi, lecz mimo to, uznał, że przynajmniej spróbuje swoich sił.
Jego ojciec natomiast widział inny prospekt – wiedział, że Khepri potrzebuje rozwoju nie tylko fizycznego, więc bardziej zróżnicowane środowisko będzie dobrym placem treningowym na to. Przy okazji może też spotkać kompanów, z którymi nawiąże silne więzi, lub, co może się okazać ważniejsze, rywali, którzy poprzez rywalizację pomogą mu się ukształtować w wybitnego wojownika.
Acz, co miało wyniknąć z tego rozwoju zdarzeń, czas miał dopiero pokazać...
– Twoja garda jest nadal słaba synu – powiedział Rukei.
Khepri westchnął, dyszał już nieco. Trzymał gardę nisko, ręce mu drżały.
– Nie spodziewałem się po ataku z zaskoczenia...
Demon prychnął.
– I to niby argument? Powinieneś zwracać większą uwagę na swoje otoczenie, zwłaszcza te najbliższe.
Chłopak wziął głębszy wdech, zaabsorbowany tlen dodał mu energii. Ruszył do przodu, szybko zbliżając się do swojego przeciwnika. Jedną ręką zablokował swoją flankę, odcinając ojcu możliwość uderzenia, jednocześnie szykując drugą rękę do wymierzenia ciosu.
Rukei przygotował się do swojej odpowiedzi, widząc trajektorię uderzenia obrócił się bokiem. Ku jego pewnemu zaskoczeniu, nie zobaczył pięści trafiającej w powietrze. Atak okazał się być podpuchą, która miała zamaskować faktyczny zamiar – kopnięcie, wymierzone w odsłonięty brzuch demona. Zamysł był dobry, niestety zamiast z torsem, noga chłopaka spotkała się z ogonem, użytym do bloku.
– O tym mówiłem. Nie zauważyłeś, że wcale nie byłem odsłonięty – rzekł Rukei z lekkim uśmiechem. To powiedziawszy, odmachnął się ogonem, jeszcze raz posyłając Khepri'ego do tyłu, tym razem zaburzając jego równowagę. Mężczyzna zmarszczył brwi.
Nastolatek nie był w stanie ustabilizować swojej pozycji i trafił na parkiet sali treningowej, powietrze opuściło jego płuca od uderzenia. Z cichym jękiem podniósł się i usiadł.
– Ok, dziesięć minut przerwy – oznajmił Rukei.
Rzucił synowi ręcznik i wodę. Chłopak nie podnosząc głowy wyciągnął rękę, butelka wylądowała w jego ręce, natomiast ręcznik na ramieniu. Westchnął cicho.
Demon usiadł naprzeciwko.
– Coś cię trapi? Zazwyczaj masz więcej werwy i koncentracji.
– Hmm... Nie wiem – odpowiedział chłopak po krótkim zastanowieniu. – Dom to tylko dom w końcu.
Mężczyzna przyglądał się uważnie.
– Nie przeprowadzka, co? – rozejrzał się po pomieszczeniu. –Rozumiem, że zmiana otoczenia nie jest prosta, zwłaszcza, kiedy się gdzieś zadomowiło.
– Nie, nie, to nie to – odrzekł Khepri, po czym wziął kilka łyków wody. Zamknąwszy butelkę jego wzrok zatrzymał się na gładkiej powierzchni pojemnika, na niej niewyraźne odbicie postaci.
Rukei bezwiednie przytaknął, na jego usta wszedł grymas zrozumienia, nie powiedział jednak nic na to. Nie miał odpowiedzi na pytania, które zajmowały myśli jego syna. Tak siedzieli w ciszy, zaburzonej jedynie dźwiękami ich oddechów i sporadycznymi kroplami potu spadającymi na podłoże.
Gdy upłynęło umówione dziesięć minut, Rukei podniósł się.
– Ok, koniec przerwy, wracamy do treningu. To nasz ostatni w tym domu, więc dajmy z siebie wszystko, co? – rzekł mężczyzna krzyżując ręce na piersi. – Pokaż mi co potrafisz – powiedział stanowczo, uśmiechają się lekko.
Khepri podniósł głowę. Zdążył już unormować oddech i otrzeć się pot z czoła by nie spływał mu na oczy.
– Ok, spróbujmy jeszcze raz – rzekł, rzucając ojcu zdeterminowane spojrzenie.
Przyjął pozycję, nogi stabilne i rozstawione szeroko, ręce uniesione, strategicznie zasłaniające punkty krytyczne, ale co ważniejsze, już nie drżące. Jego oponent stał sztywno, nogi w rozkroku, ręce na piersi, zdawało by się, że jest otwarty na ciosy, ale nie można było zapominać o przewadze, którą miał – długi ogon i para skrzydeł, którymi mógł się zasłaniać...
Niemniej, nastolatek chyba miał pomysł, jak zaliczyć czyste trafienie. Mając wizję toku akcji, ruszył naprzód...
W następnym tygodniu dużo się zmieniło. Khepri mało widział ojca, a jeszcze mniej z nim rozmawiał. Głównie przed oczami miał mnóstwo pudeł i członków ekipy transportowej, która miała zabrać ich dobytek na nowe miejsce. Nie uzewnętrzniał tego zbytnio, ale wiedział, że będzie mu brakowało starego domu. Sam sobie mówił, że to tylko budynek, ale nie mógł zaprzeczyć, że wiązał ze sobą wiele dobrych wspomnień. Ten dom oznaczał dla niego dużą zmianę w życiu, tutaj się przeniósł po powrocie Rukei'a na Ziemię... Z pewną dozą nostalgii odkładał niektóre przedmioty do pudeł.
Nowe miejsce oznaczało nowych ludzi i nieludzi, których będzie musiał poznać, jednakże chłopak myślał raczej o miejscach gdzie cywilizacja nie sięga. Tam mu było dobrze. Wiedział, że niestety zmierzali do sporego miasta, na to nie mógł nic poradzić, ale nie zmieniało to faktu, że kiedy mógł, planował trzymać się na obrzeżach lub w parkach. Ale czego mógł się spodziewać tam? Nie wiedział. Nie obawiał się, ale czuł, że będzie musiał dobrze poznać swoje otoczenie, tak, jak ojciec go pouczał.
Miasto, jak tylko pojawiło się na horyzoncie, nie sprawiało wrażenia zbyt przyjaznego... Pierwsze na widnokręgu wyłoniły się szczyty wieżowców. Acz, in bliżej do samej metropolii, tym to co wyglądało niczym oddalony górski grzbiet, przeistoczyło się w masywną miejską dżunglę ze stali, szkła i betonu...
Khepri westchnął z rozczarowaniem.
Nie umknęło to uwadze jego ojca siedzącego obok w pojeździe, jednak nie powiedział nic.
On sam też nie był najbardziej chętny do przeprowadzki, ale pewne sprawy brały priorytet nad jego uczuciami. Orange Star City stało się centrum kulturowym i politycznym, rozumiało się samo przez się, iż aby zebrać odpowiednie poparcie społeczne i polityczne, należało to robić tam. Wielkie miasta miały to do siebie, że w pewnym momencie rozwoju stawały się niczym gwiazdy z własnymi satelitami na swojej orbicie, tudzież niczym czarne dziury, zasysające wszystko w swoim otoczeniu – tak też, z terenów bliższych i dalszych, naciągały postaci wszelkiej maści – ludzkiej i nieludzkiej. A tam, gdzie dużo ludzi, ciągnęło też demony. Na to liczył Rukei. Nie miało sensu skakać po całej Ziemi, wystarczyło zrobić odpowiednie centrum, do którego zainteresowani przyjdą sami.
Khepri, póki jeszcze był młody i zobligowany społecznie do pewnych rzeczy, miał się zintegrować z młodszą częścią populacji. Ojciec nie oczekiwał od niego zbyt dużego udziału, ale chłopak sam wyszedł z pomysłem, jakoby mógł zakrzewić w swoich rówieśnikach idee bardziej pozytywnego obrazu demonicznego ludu. Nie był sam pewien skąd ta myśl, kontakty społeczne nie należały do jego silnych stron, zwłaszcza z ludźmi, lecz mimo to, uznał, że przynajmniej spróbuje swoich sił.
Jego ojciec natomiast widział inny prospekt – wiedział, że Khepri potrzebuje rozwoju nie tylko fizycznego, więc bardziej zróżnicowane środowisko będzie dobrym placem treningowym na to. Przy okazji może też spotkać kompanów, z którymi nawiąże silne więzi, lub, co może się okazać ważniejsze, rywali, którzy poprzez rywalizację pomogą mu się ukształtować w wybitnego wojownika.
Acz, co miało wyniknąć z tego rozwoju zdarzeń, czas miał dopiero pokazać...
Red and June like this post
Re: Obrzeża miasta
Wto Lut 13, 2024 7:24 pm
Nowy dom, w podobnym stylu do poprzedniego, był raczej przestrzenny i relatywnie surowy z zewnątrz. Nie, żeby budynek nie roztaczał aury dostatku, to jednak wnętrze miało przykuwać spojrzenia. Wewnątrz murów pokoje zdobiły czernie, szkarłaty i granaty, liczne złote i mosiężne zdobienia, i meble z ciemnego, egzotycznego drewna. To jest, nie licząc pokoju Khepri'ego.
Pewne elementy wystroju pozostawały takie same – meble z ciemnego drewna, i okazjonalne czerwienie, acz reszta odbiegała w stylu. Kolorystycznie dominowały różne odcienie zieleni, głównie głębokie i ciemne, ale też akcentowane cieplejszymi, wchodzącymi w żółcie i złota. Wykończenia i akcesoria z mosiądzu i złota niemal nie występowały, zamiast nich widoczne były jaśniejsze drewno i nawet kamienne elementy.
Pokój, udekorowany według zaleceń chłopaka, nie ugościł go na zbyt długo – wkrótce po przyjeździe udał się na rozeznanie w terenie otaczającym dom. Budynek stał bardziej na uboczu miasta, oddalony od większości punktów zainteresowania, ale nie zupełnie od ludzi, stanowiąc część osiedla znanego z zamieszkiwania wpływowych i zamożnych. Mając ojca działającego w sferze politycznej, Khepri znał już nieco typ ludzi, z którymi przystało mu sąsiadować. Miał nadzieję, że większość z nich mieściła się w kategorii bogatych izolatorów, a mniej luksusowych imprezowiczów...
Całe popołudnie i wczesny wieczór upłynął Khepri'emu na zapoznawaniu się z okolicznym terenem, dokładnie mapując w pamięci bardziej istotne i strategiczne punkty. W kilku miejscach zostawił subtelne oznaczenia na drzewach, tworzące specyficzne ścieżki. Porę na powrót wskazał mu głód. Mieszkanie w wiosce w dżungli wpiło się w naturę chłopaka na tyle mocno, że jego pierwszym instynktem było zapolować na coś do jedzenia, acz, to nie była gęsta puszcza... To była mimo wszystko sterylna cywilizacja, tu nie wędrowało nic na tyle dużego by wysilać się na polowanie. Z pewnym rozczarowaniem wrócił do nowego lokum. Nie spotkał swojego ojca przy kolacji. Wyglądało na to, że w tym nowy miejscu będą się widywać jeszcze rzadziej. Tego wieczoru nie przeszkadzało mu to jednak, nie czuł potrzeby rozmowy.
Zaczekał trochę czasu w swoim pokoju, wyczekując odpowiedniej pory. Prawie wszystkie światła zgasły, jedno z okien domu otwarło się bezdźwięcznie...
wybiła godzina prawdziwych zwiadów...
ZT -> Earth Motors
Pewne elementy wystroju pozostawały takie same – meble z ciemnego drewna, i okazjonalne czerwienie, acz reszta odbiegała w stylu. Kolorystycznie dominowały różne odcienie zieleni, głównie głębokie i ciemne, ale też akcentowane cieplejszymi, wchodzącymi w żółcie i złota. Wykończenia i akcesoria z mosiądzu i złota niemal nie występowały, zamiast nich widoczne były jaśniejsze drewno i nawet kamienne elementy.
Pokój, udekorowany według zaleceń chłopaka, nie ugościł go na zbyt długo – wkrótce po przyjeździe udał się na rozeznanie w terenie otaczającym dom. Budynek stał bardziej na uboczu miasta, oddalony od większości punktów zainteresowania, ale nie zupełnie od ludzi, stanowiąc część osiedla znanego z zamieszkiwania wpływowych i zamożnych. Mając ojca działającego w sferze politycznej, Khepri znał już nieco typ ludzi, z którymi przystało mu sąsiadować. Miał nadzieję, że większość z nich mieściła się w kategorii bogatych izolatorów, a mniej luksusowych imprezowiczów...
Całe popołudnie i wczesny wieczór upłynął Khepri'emu na zapoznawaniu się z okolicznym terenem, dokładnie mapując w pamięci bardziej istotne i strategiczne punkty. W kilku miejscach zostawił subtelne oznaczenia na drzewach, tworzące specyficzne ścieżki. Porę na powrót wskazał mu głód. Mieszkanie w wiosce w dżungli wpiło się w naturę chłopaka na tyle mocno, że jego pierwszym instynktem było zapolować na coś do jedzenia, acz, to nie była gęsta puszcza... To była mimo wszystko sterylna cywilizacja, tu nie wędrowało nic na tyle dużego by wysilać się na polowanie. Z pewnym rozczarowaniem wrócił do nowego lokum. Nie spotkał swojego ojca przy kolacji. Wyglądało na to, że w tym nowy miejscu będą się widywać jeszcze rzadziej. Tego wieczoru nie przeszkadzało mu to jednak, nie czuł potrzeby rozmowy.
Zaczekał trochę czasu w swoim pokoju, wyczekując odpowiedniej pory. Prawie wszystkie światła zgasły, jedno z okien domu otwarło się bezdźwięcznie...
wybiła godzina prawdziwych zwiadów...
ZT -> Earth Motors
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach