Dragon Ball New Generation Reborn
Dragon Ball New Generation Reborn

Go down
NPC.
NPC.
Liczba postów : 2525
Data rejestracji : 29/05/2012

http://poke-life.net/pokemon.php?p=58946863&nakarm

Bar Czyściec Empty Bar Czyściec

Czw Kwi 03, 2014 10:10 pm
Wygląd:

Czyściec to jeden z najbardziej uczęszczanych barów na Konack. Można spotkać tam przedstawiciela prawie każdej osoby ze społeczeństwa. Jednak nie warto liczyć na spotkanie elity. Zazwyczaj to w nim są przeprowadzane najbardziej ciemne interesy.
avatar
Ósemka
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013


Identification Number
HP:
Bar Czyściec 9tkhzk0/0Bar Czyściec R0te38  (0/0)
KI:
Bar Czyściec Left_bar_bleue0/0Bar Czyściec Empty_bar_bleue  (0/0)

Bar Czyściec Empty Re: Bar Czyściec

Pon Kwi 07, 2014 7:12 pm
Więcej Ósemka nie musiała się wtrącać. Stała dwa kroki dalej z dłońmi splecionymi na piersi, przysłuchując się wystąpieniu Raziela, kiwając co jakiś czas głową. Rutynowe zmiękczanie poszło gładko w odpowiednią stronę – kosmita rzucał przerażonymi spojrzeniami na wszystkie strony. Groźba zawitania na Vegetę przeraziła by twardszego, w końcu mieli do czynienia ze zwykłym kupcem. Pewnie nie potrafiłby wypuścić z dłoni ki-blasta, nie wspominając o żałośnie niskim poziomie mocy. Vivian skarciła się w duchu. Nie ma co śmiać się z czyjegoś poziomu mocy. Zły nawyk, który wybiła z głowy kilku Nashim w Akademii, tak jak Ivanowi. Dobrze pamiętała bójkę na placu i sposób traktowania jej przez chłopaka. Mogła być słabsza od niego, ale w ostateczności to ona go skopała. Co się z nim teraz działo? Nie miała pojęcia…
Odpłynęła niepostrzeżenie myślami a powróciła do przytomności dopiero gdy Nashi wykonał niedostrzegalny ruch dłonią i mackowaty kupiec osunął się na podłogę. Halfka spojrzała na Raziela znacząca i pokręciła lekko głową. Zgadzała się z nim, jednakże solidny guz i wstrząśnienia mózgów były niewielką zapłatą za wizytę pary żołnierzy Vegety. Ludzie radują się, jeśli przeżyją. Przynajmniej kupiec ucieszy się, że jak się ocknie, ich nie będzie w zasięgu wzroku.
Wyszli z niewielkiego baraku na ulice. Widoczność stawała  się ograniczona. Ile na Konack trwa noc? Nie pamiętała, ale wiedziała, że nie prześpi jej w swojej kapsule. Raziel skinieniem głowy wskazał stronę w którą powinni się udać. Może to było złudzenie i szósty zmysł Ósemki szalał, ale znowu miała złe przeczucie. Nie było do końca złowrogie… Bardziej jak wie się, że coś ma się wydarzyć i stawia się na to, że będzie to coś mało przyjemnego. Potarła skronie pozwalając sobie na krótkie, niepewne spojrzenie wbite w ziemię.
Awans dał jej zastrzyk pewności siebie o krótkim działaniu. Dobrze pamiętała to popołudnie, gdy do jej pokoju znowu zapukał Raziel. Leżała wtedy obolała, zdołowana, śpiąca. Otwierając drzwi musiała go wystraszyć obwódkami wokół oczu i szopą gorszą niż po huraganie, a ten zamiast powiedziećCześć, Hej albo Wyglądasz jak wypluta wypalił – Dostaliśmy awans. Pod Vivian ugięły się nogi i musiała złapać się drzwi by nie upaść.
To poczucie bycia docenionym było tylko cieniem, bo walka z Tsufulem mówiła wszystkim boleśnie jak niewielkie mają zdolności. Teraz było tak samo. Chcieli wykonać zadanie jak najlepiej i jak najszybciej, jednakże… To nie było coś w stylu upilnowania magazynu.
Doszli do baru. Budynek nie wyglądał źle z zewnątrz. Wejście prezentowało się tak, jak można się było tego spodziewać – nie najładniej jak najbogatszy lokal, ale i nie najpodlejsza speluna gdzie sprzedają podejrzany alkohol i prochy. Z oddali słychać było cichą muzykę. Raziel otworzył drzwi, weszli do środka i przyjrzeli się pomieszczeniu. Dużo świateł, staromodny wystrój, szerokie blaty baru i osobne sektory pod ścianami dla gości. Odrobina prywatności i dyskrecji przy załatwianiu osobistych spraw… Gdzieś z boku niewielki parkiet, gdzie do smętnej muzyki tańczyło kilka osób. Oprócz tego bar miał wielu klientów. Ściany podpierała garść osób w czarnych płaszczach, mogąca pełnić rolę ochroniarzy, szpiegów, albo skrytobójców.
- Uroczę miejsce. – mruknęła dziewczyna stawiając kołnierz kurtki.
Usiedli przy barze, szukając wzrokiem wolnego stolika. By nie wzbudzać podejrzeń, ze znudzoną miną Vivian zaczęła przeglądać menu, sondując jednocześnie pomieszczenie. Poziom jej mocy stał na neutralnym poziomie, u większości tak samo. Niskie jednostki, kilka większych… Jak wiele z nich się kryje w tym miejscu?
- Ty stawiasz. – odparła Ósemka bez ogródek. – Zalegasz za ostatni zakład Boski Razielu. Ja dług spłaciłam i poszłam z Eve na zakupy… – wzdrygnęła się wspominając kilka godzin chodzenia po sklepach z dziewczyną chłopaka. A że od czasu do czasu zakładali się o dziwne rzeczy, musieli wykonywać równie porąbane zadania. Wbrew pozorom towarzyszenie Eve lub postawienie drinka nie było najgorszą opcją. Była jeszcze możliwość odśpiewania hymnu Vegety pod oknem Koszarowego bladym świtem.
Halfka puknęła lekko palcem o blat, czując na sobie czyjeś spojrzenie. Podróżni nie byli niczym dziwnym na planecie handlowej… Skąd też ten niepokój?
Nie dając niczego po sobie znać wsparła brodę o dłoń, z chłodnym spokojem i pewnego rodzaju znudzeniem przykładając się jak barman poleruje szklanki.
Raziel
Raziel
Succub Admin
Succub Admin
Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013

Skąd : Rzeszów

Identification Number
HP:
Bar Czyściec 9tkhzk750/750Bar Czyściec R0te38  (750/750)
KI:
Bar Czyściec Left_bar_bleue0/0Bar Czyściec Empty_bar_bleue  (0/0)

Bar Czyściec Empty Re: Bar Czyściec

Wto Kwi 08, 2014 9:45 pm
Raziel szedł przez tłum niczym przysłowiowy lodołamacz. Miał dziś dość paskudny humor, gdyż ostatnio Eve była na niego z jakiegoś powodu wściekła. Że niby nie spędza z nią tyle czasu ile chciałaby. Na nic zdawały się tłumaczenia, że teraz jest żołnierzem i musi wykonywać rozkazy oraz być cały czas do dyspozycji. Nawet jeśli Koszarowemu w środku nocy zechce się pieczonej ryby z ostrymi papryczkami to on musi mu je przynieść. I to na jednej nodze i z uśmiech na twarzy. Czasami zastanawiał się jakim cudem jeszcze nie zatłukł połowy Nashi i kadetów. Ci co przybyli w trakcie minionych dwóch lat byli koszmarni. Raziel nie wiedział czy było spowodowane tym, że chciano szybko uzupełnić straty poczynione przez Tsufula, chodź i tak wszyscy dziwnym trafem wrócili do życia, czy też zamarzyło się dzieciakom sława. Grunt, że Zahne, Deryth i reszta weteranów walk z Tsufulem, którzy osiągnęli status Nashi bądź Natto, musieli bawić się w pieprzone niańki. Nie dość, że sam trenował to jeszcze się musiał użerać z bachorami elity. Sam kojarzył co poniektórych i na nieszczęście ciemnowłosego oni kojarzyli jego. Przez to myśleli, że skoro szacowny pan Zahne jest Nashim, a ich tatusiowie znają jego tatusia to będą mieli fory. No cóż, można jedynie rzec, że lekko się pomylili. Zielonooki był znany w Akademii z tego, że ciężko z nim nawiązać jakieś więzi. Tylko kilka osób mogło z nim gadać bez strachu o uszczerbek na własnym zdrowiu. W rezultacie bachor, który klepnął kruczowłosego w ramię, by ten zwolnił go z treningu został zwolniony. Prosto do szpitala, kiedy przeleciał przez pół Sali treningowej. Młody mężczyzna nie bawił się w żadne koligacje rodzinne czy inne nepotyzmy. Albo byłeś dobry i miałeś wystarczającą siłę by przeżyć, albo kończyłeś na dole łańcucha czyszcząc kible i będąc gnojonym przez wszystkich. Szczególnie Koszarowy uwielbiał świeże mięsko, jak nazywał nowych. Raziel czasami obserwował treningi jakie z im dawał brodacz. W ocenie dziewiętnastolatka nie były zbyt ciężkie, lecz to był dla niego inny poziom. On sam miał już inne harmonogramy ćwiczeń. Teraz głównie skupiał się na trenowaniu ciosów, energii i SSJ. Z każdym kolejnym dniem, tygodniem, miesiącem przyzwyczajał się do tej przemiany. Lecz teraz musiał polecieć na kraniec wszechświata by się bawić w detektywa. Słodko.

Bar w jakim miał się znajdować ich kolejny cel nie była szczytem marzeń zielonookiego. Lecz jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Szybkim spojrzeniem obrzucił pomieszczenie po czym usadowił się obok Vivian przy barze. Cały czas sondował pomieszczenie. Jednak poziomy Ki były dość słabe. Ledwo przekraczały trzy tysiące. Jednak zawsze mogli skrywać coś pod płaszczykiem przeciętniactwa.
- Serio? – powiedział ironicznie pokazując barmanowi by dał im butelkę whisky i spieprzał. Zawsze to Raz musiał płacić jak przegrał zakład. To było niepokojące. – Ehe. Wspominała, że kupiła dla ciebie jakąś łososiową sukienkę. Nie wiem bo się wyłączyłem.
Kiedy wreszcie zamoczyli usta i pierwsze łyki brunatnego płynu pomknęły do ich żołądka mogli się rozluźnić. Żołnierz rozejrzał się i podjął decyzję, że lepiej podpytać kogoś.
- No to chyba zaczynamy. Przepraszam pana. – powiedział do wysokiego kosmity z czułkami na głowie, który zajmował się polewaniem. -  Gdzie mogę znaleźć….
W tym samym momencie Zahne poczuł silne klepnięcie w plecy. Kiedy się odwrócił zobaczył wielkiego, napakowanego osiłka. Jego morda nie grzeszyła inteligencją.
- Hej frajerze. Wypad stąd. To moje miejsce. Ty laseczko możesz zostać. – powiedziała kupa mięśni próbując zaglądnąć z boku w dekolt Vi. Syn Aryenne westchnął i strącił kaptur. Nie miał ochoty na użeranie się z jakimś debilem.
- Dziękuje, ale posiedzę. Lecz ty się chyba zmęczyłeś. Dlatego klapnij sobie. – rzekł Nashi po czym szybkim ruchem złapał dupka za kark i trzasnął jego gębą kilka razy o kontuar. Po piątym razem osiłek osunął się na glebę, zaś młody mężczyzna uśmiechnął się i ponownie zwrócił się do barmana. – Tego mi było trzeba. No dobra. Szukamy Vranga. Wiesz gdzie go znajdę?
Kosmita tylko wskazał palcem, starając się zajmować jak najmniej miejsca. Po chwili zniknął pod blatem. Saiyanin obrócił się spojrzał tam gdzie mu wskazywano. Stała tam dość pokaźna banda kosmitów, zaś na ich czele był niski, zielonoskóry kosmita z rogami na głowie. Wolnym krokiem podszedł do Nashii.
- Ja jestem Vrang. Zaś ty jesteś trupem skoro zaatakowałeś mojego człowieka. – powiedział bandzior.
- Czyli nie dogadamy się? – rzekł spokojnie czarnowłosy dopijając drinka.
- Nie sądzę. – odparł Vrang.
- Szkoda. – mruknął szmaragdowooki odstawiając szklankę na blat i sekundę później wymierzając solidny kopniak kosmicie. Ten zatoczył się, zaś jego ludzie znieruchomieli, dając wojownikom czas na przygotowanie się.
- Zabić tego gnoja! Chce mieć jego głowę! Laskę łapcie żywcem! Przyda mi się taka młoda dupa! – krzyczał kurdupel trzymając się za złamany nos.
Raziel uśmiechnął się do Vivian.
- Tańczymy milady? – rzekł podnosząc gardę i lekko ruszając się w bok. Zabawę czas rozpocząć.

Occ:
BURDA dzieci!!!
Trening start
avatar
Ósemka
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013


Identification Number
HP:
Bar Czyściec 9tkhzk0/0Bar Czyściec R0te38  (0/0)
KI:
Bar Czyściec Left_bar_bleue0/0Bar Czyściec Empty_bar_bleue  (0/0)

Bar Czyściec Empty Re: Bar Czyściec

Czw Kwi 10, 2014 9:30 pm
Whisky. Raziel i Eve z lubością pili ten rodzaj alkoholu. Gdy Vivian po raz pierwszy została na ich spotkaniu tym trunkiem uraczona, ledwie przełknęła odrobinę… Zrobiła tak krzywą minę, że do tej pory było to powodem śmiechu. Eve chichotała, że do tego trzeba dojrzeć, a Vivian mamrotała pod nosem coś na temat rozpijających się bachorów elity. Skończyło się jednak na tym, że polubiła sporadycznie pity alkohol. Nie było częstych okazji by posiedzieć i porozmawiać, a luksusowe towary były niedostępne dla kogoś, kto żyje na wypłacie wojownika niskiej klasy. Dlatego bez większych wyrzutów sumienia mogłaby przyjmować częste zaproszenia zaprzyjaźnionej pary, jednak starała się je ograniczyć.
- Sukienkę… – wymamrotała pod nosem. Eve uparła się, że zamierza wyeksponować jej prawdziwą naturę poprzez odpowiedni makijaż i dodatki, ale na te słowa Ósemka uciekła jak najprędzej z jej oczu. Jeszcze by tego brakowało, jakby pojawiła się w kiecce w Akademii. Nie dość, że nie obyłoby się bez durnych komentarzy, to nie miałaby jak trenować. Jak w tym cholerstwie dobrze kopnąć? Zaraz się spruje.
Wspierając policzek o dłoń, palcem wskazującym drugiej dłoni wodziła po krawędzi szklanki. Nad barem stała dziwna, staromodna skrzynka wylewająca z siebie smętną muzykę. Wszystko to nadawało miejscu senną aurę. Gdy Raziel skierował pytanie w stronę barmana, obrzuciła tylko kosmitę przelotnym spojrzeniem, zastanawiając czy ich podejrzany będzie typem, który chowa się po kątach czy jawnie siedzi w barze, głośno komentując swoje osiągnięcia. W tym momencie cień padł na twarz halfki. Obok stanął nadmiernie umięśniony osobnik, wyraźnie zainteresowany jej biustem. Obrzuciła go chłodnym spojrzenie, otwierając usta by coś powiedzieć, ale Raziel ją ubiegł. Złapał osiłka za kark i kilka razy obił brzydką gębę o Kami ducha winny blat.
Vivian wpatrywała się w chłopaka z wysoko uniesionymi brwiami, ale nic nie powiedziała. Raziel był czystej krwi Saiyanem z jakiegoś-tam-starego-rodu i zwracanie mu uwagi, że nie należy bić kogo popadnie mijało się z celem. Bijatyki były dla tej rasy tak naturalne jak oddychanie i Vivian mimo domieszki ludzkiej krwi również lubiła sprawdzić się w walce. Jednak ludzkie geny dominowały nie tylko w wyglądzie, ale i osobowości – była bardziej emocjonalna, ale i starała się kierować mózgiem, czego trzeba odmówić wielu Saiyanom. Dlatego czasem widziała konieczność załatwienia sprawy pokojowo, bez lania się po pyskach.
Skoro jednak barman był tak uprzejmy wskazać im poszukiwaną osobę, już po pierwszym spojrzeniu mogła być pewna, że nie obejdzie się bez zamieszek. A gdzieś w głębi Ósemka miała nadzieję na spokojny przebieg misji, który kłócił się z dzikszą naturą, zadowoloną z tego obrotu spraw.
Nic nie mówiąc, nie podnosząc nawet wzroku przeczekała przedstawienie się ich głównego podejrzanego, wiedząc już, że to jednak typ głośnego idioty. Dopiła alkohol i odstawiła delikatnie szklankę na blat w chwili gdy Raziel zamienił Vranga w piłkę. Nie mogła go winić, westchnęła jedynie w duchu, zastanawiając się czy pozwolić chłopakowi zająć się sytuacją. Dobiegł ją jednak głos kosmity i jego obraźliwy epitet pod jej adresem… Żyłka delikatnie zapulsowała na skroni Vivian, gdy ta wolno podniosła się i przeciągnęła.
- Skoro zapraszasz do tańca, przyda się coś odpowiedniejszego. – puściła ki blasta za swoje plecy, który trafił w maszynę grającą. Nastąpiło spięcie, smętna melodia przyśpieszyła przybierając żywsze tempo.
Raziel odszedł na bok, podczas gdy Vivian została przy barze. Większość bandy ruszyła na jej partnera – pewnie sądzili, że jak jest kobietą, to da się złapać… Ah, stereotypy, zabiły już niejednego. Sześciu wpatrzyło się w nią czujnie, dwóch rzuciło do gardła. Dziewczyna podskoczyła opierając dłonie o blat i wykonała podręcznikowy przewrót trafiając kopniakami w głowy napastników. Wylądowała za barem, obok kulącego się w kącie barmana. Pozdrowiła go skinieniem głowy, prostując się w doskonałym momencie, by zobaczyć jak pięść leci w stronę jej głowy. Ósemka ugięła lewą nogę, schodząc z toru ciosu po czym złapała za ramię kosmity, wykorzystując jego pęd by posłać napastnika w oszkloną szafkę naprzeciw. Odłamki posypały się na podłogę, a dziewczynę na moment ogarnęły wyrzuty sumienia.
- Przepraszam. – rzuciła przez ramię do barmana, po czym dodała wzruszając ramionami. – Taka praca.
Przeskoczyła nad barem, łapiąc po drodze pustą butelkę. Rzuciła ją przed siebie, w kierunku walczącego Raziela z okrzykiem „Refleks!”. Saiyan uchylił się i szkło rozprysło się na zaskoczonej gębie nieciekawie wyglądającego kosmity, który następnie zwalił się bezwładnie na podłogę. Nie wytrzymałby godziny w Akademii. Halfka gwałtownie przykucnęła wybijając się w powietrze i łapiąc za ubranie przeciwnika, który próbował znokautować ją od tyłu. Okręciła się wraz z nim i biorąc wielki zamach rzuciła go na środek klubu, gdzie Razielowi to samo zrobił z tym atakującym jego i dwaj kosmici polecieli jak pociski wpadając na siebie.
- Panowie, Panowie, po co te nerwy… – Ósemka uniosła dłonie w obronnym geście wolno cofając się przed pozostałą trójką, która najwidoczniej nie chciała odpuścić. – My chcieliśmy tylko pogadać… Może omówimy to spokojnie?
- Wal się!
- A próbowałam.
Dłonie nagle zacisnęły się w pięści, wybijając kilka zębów. Skoro nie da się po dobroci, to niech ich chociaż popamiętają. Teraz przyszła kolej Ósemki na unik, gdy usłyszała krzyk Raziela i sekundę później jeden z osiłków został przygnieciony do ściany ciężkim meblem.
Vivian odwróciła się do partnera z niedowierzeniem.
- Pianinem? Serio?
Chłopak nie odpowiedział, tylko uśmiechając się posłał serię ki-blastów w stronę jej twarzy. Pęd pocisków poruszył jasne włosy, ale wszystkie ominęły jej głowę, a za Vivian rozległ się wrzask. Nie odwracając się nawet wbiła łokieć w tors przeciwnika za sobą i pięścią zdzieliła w szczękę.
Współpraca w przypadku tej dwójki nie była może legendarna, ale rzucała się w oczy. Znali swoje ruchy, styl walki. Ciosy były zadawane w tym samym rytmie, chociaż opierały się na innym systemie. Ósemka cały czas była w ruchu, błyskawicznie podskakując, schylając się i lawirując pomiędzy przeciwnikami nieustannie okładała ich pięściami. Nie na darmo mówiło się, że tańczy. Raziel też walczył w szybkim tempie, ale bił gwałtownie, brutalnie, nierzadko poniżej pasa. Nie zwlekał z zadaniem ciosu, tylko robił wszystko by przeciwnik go zapamiętał w najbardziej bolesny sposób. Nie uzupełniali się – to była pełna synchronizacja.
Gdy Vivian się schylała chłopak uderzał przeciwnika za jej plecami, gdy on robił obrót ona rzucała pierwszym z brzegu nieszczęśnikiem na pędzącego na niego kosmitę. W powietrzu latały ki-blast i meble, barman nie wyściubiał nosa zza baru. Goście, komu życie było miłe pouciekali jak najprędzej, a oni ignorując groźby Vranga dalej systematycznie pozbawiali go ludzi. Bez słów, chociaż podczas takich lekkich walk lubili denerwować napastników pogawędką o niczym.
- Następnym razem wstrzymaj się trochę zanim kogoś sklepiesz Boski Razielu. Nie wypiliśmy whisky, a i szkoda baru. Pewnie trudno tu o lepszy. – zauważyła z niejakim smutkiem Ósemka, nokautując kopniakiem w kark najbliższego przeciwnika.
Kolejny chciał uderzyć w nią stolikiem, ale minął się z Razielem, który podciął go tak, że zachwiał się malowniczo, po czym jednocześnie trafili pięściami w jego tors. Poleciał na plecy, wpatrując się ogłupiały w sufit.
Nie zabijać. Do tej pory Vivian Deryth nikogo nie zabiła i nie miała takiego zamiaru, jeśli nie będzie to konieczne. Kiedyś oczywiście, nie mogła się łudzić do końca życia, to nastąpi. Miała nadzieje, że będzie wtedy gotowa.
Drzwi otworzyły się i kilku nowych, uzbrojonych bandytów wpełzło do klubu.
- Oho. – burknęła pod nosem Vivian. – Więcej was matka nie miała?
Najwyraźniej nie miała. Zaroiło się od obcych, w tle słyszała pokrzykiwania Vranga i głośną muzykę. Robiąc krok w tył Nashi wpadła na plecy Raziela. Ustawiła gardę, przygotowując się do walki.
- Proszą o bis. Raziel, tylko nie pokiereszuj ich zanadto. – zdążyła powiedzieć tylko tyle, zanim znów meble nie poleciały w powietrze.
Wir walki dał o sobie znać, ale poziomy mocy były tak niskie, że wystarczyły ciosy średniej mocy by pozbawić kogoś przytomności. Ósemka nie była nawet zmachana – w końcu nie był to trening u Koszarowego. Z każdym ciosem zaś zastanawiała się jak ona opisze tę burdę w sprawozdaniu dla Trenera. Gdy napisze, że Raziel zaczął to on oberwie, a ona za to, że go nie powstrzymała. Chociaż kto tam wie, ostatnio wiele osób na wyższym stanowisku zaczęło akceptować brutalniejsze metody działania. Może coś się zmieniło na górze? Na gorsze.
Gdy w czasie bójki zaczyna rozmyślać o czymś innym niż walce i ciosy stają się automatyczne, to znak, że wszystko idzie łatwo. Za łatwo.
- Laseczko… – zanucił głos przy barze.
Ósemka odwróciła się, zauważając, że najbliżsi napastnicy odsunęli się od niej. Nie pokazała po sobie podejrzliwości, zmrużyła jedynie brązowe oczy. Na blacie stał Vrang mierząc do niej z niewielkiego pistoletu, jednego z tych, które wnieśli nowoprzybyli. Broń mijała się z celem. Przy osiągnięciu SSJ każdy mógł zauważyć, że aura staje się tak potężna, że każdy pocisk energetyczny wyparowuje.
- Uspokoisz swojego kolegę i grzecznie pójdziecie ze mną, albo zrobię wam coś bardzo nieprzyjemnego. To jak?
- Hm… Nie? – Vivian wymownie uniosła gardę.
- Zła odpowiedź.
Vrang pociągnął za spust. Zielony punkt wyleciał z lufy, pędząc ku Vivian. Wyciągnęła rękę podwyższając poziom mocy, by zniwelować pocisk energetyczny.
Jednak tu się pomyliła. Coś wbiło się w środek jej dłoni. Zaskoczona podniosła rękę na poziom oczu i ujrzała małą, jaskrawozieloną kapsułkę z igłą wbitą głęboko w skórę. Co gorsza, naczynia krwionośne naokoło niej przybrały inną barwę, strasząc czernią przez jasną skórę. Kapsułka upadła na ziemię, Vrang patrzył na Vivian z obleśnym zadowoleniem, gdy ta zachwiała się nieznacznie. Tętnice wróciły do poprzedniego zdaniu, gdy nieznana substancja powędrowała układem krwionośnym w inne miejsce… Mięśnie szarpnęły gwałtownie jej ciałem gdy w głowie pojawiła się supernowa czystego bólu.
Otruli ją, zaraz padnie z pianą na ustach na podłogę. Co to do cholery za pocisk, że jej energia go nie zniszczyła? Kolejny fant z saiyanskich laboratoriów? Ósemka nie mogła jasno myśleć, umysł zasnuła jej mgła. Tak samo jak mleczna poświata zalała pole widzenia, oddech przyśpieszył i myślała, że to już koniec, to naprawdę koniec… Trwało to zaledwie dwie sekundy.
Świadomość znikła jak zdmuchnięta świeczka.
Mięśnie Vivian nagle zwiotczały, zwiesiła głowę, znieruchomiała. Przez jedno bicie serca trwała w tym stanie, po czym gwałtownie uniosła głowę. Oczy miała szeroko otwarte, puste. Wściekle czerwone. Zacisnęła pięści i aura dziewczyny eksplodowała mocą na najwyższym, dostępnym poziomie. Zalśniła złotem podprawiona agresją i w jednej chwili Vivian rzuciła się z pięściami…
Na Raziela.

OOC ---> Początek treningu
SSJ ON
Furia Mode ON
Wszystko fabularnie, więc nie liczę statów~
Raziel
Raziel
Succub Admin
Succub Admin
Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013

Skąd : Rzeszów

Identification Number
HP:
Bar Czyściec 9tkhzk750/750Bar Czyściec R0te38  (750/750)
KI:
Bar Czyściec Left_bar_bleue0/0Bar Czyściec Empty_bar_bleue  (0/0)

Bar Czyściec Empty Re: Bar Czyściec

Sro Kwi 16, 2014 10:06 pm
Zabawa właśnie się rozpoczynała. Kopniak, który miał podziałać odstraszająco dla tych półgłówków stał się przysłowiową płachtą na byka. Zamiast się ogarnąć i przeprosić pana, albo przynajmniej zachować jakąś cząstkę pomyślunku i opracować taktykę postąpili zupełnie inaczej. Zaatakowali ich całą grupą sądząc, że zaleją jakość ilością. No cóż, nie tym razem chłopcy. Raziel odszedł od Vivian na kilka metrów, tak by dziewczyna mogła swobodnie się ruszać. Pomieszczenie nie należało do zbyt wielkich, zaś na parkiecie zrobił się tłum. Co dziwne większość facetów, którzy zechcieli się dołączyć do zabawy podeszła prosić o pierwszy taniec Raza, a nie Vivian. Widocznie panowie lubili chłopaków.
- Wszyscy do mnie? Jak słodko. – powiedział Zahne dotykając serca i robiąc wzruszoną minę. Po chwili smętna muzyka przeskoczyła i można zacząć zabawę. Pierwszy kosmita, który próbował staranować zielonookiego skończył ze złamaną nogą oraz wybitym barkiem, kiedy uderzył o ścianę. Następni przystojniacy postanowili przytulić się do ciemnowłosego i zrobić typową kanapkę. Niestety nie mogli wiedzieć, że Saiyanin nie lubi tłoku ani ścisku. Próba bliższego macanka skończyła się zderzeniem czół obu panów i nokautem. Trzech napaleńców z głowy, jednak reszta nie miała zamiaru zrezygnować z okazji by poderwać szmaragdowookiego. Nadzieja matką głupich, a w tym barze było wielu jej synów. Słówko „Refleks” rozbrzmiało w powietrzu. Przeciwnicy ogoniastego zatrzymali się na moment by zobaczyć co się dzieje. I to był ich kolejny błąd. Dziewiętnastolatek tylko zrobił jeden ruch. Lekkie skręcenie ciała i flaszka rozbiła się na twarzy zdziwionego gościa. Wojownik z niego żaden, ale może próbować jako manekin. Zanim koledzy się jakoś zorganizowali syn Aryenne chwycił jednego i rzucił go w stronę Vivian. Obaj kosmici zderzyli się na środku pomieszczenia. Pocałowali się i poszli lulu. Jednak zabawa dalej trwała, zaś zboczeńcy napierali na kruczowłosego.
- Panowie spokojnie. – powiedział uderzając jednego w grdykę i chwilę później łamiąc mu żebra. – Wiem, że jestem przystojny i w ogóle, ale wolę dziewczyny. Dlatego nie zaliczycie dziś nikogo z poza swego grona. Wybaczcie.
- Jeszcze zobaczysz, czy nie zaliczymy. – powiedział jeden z bandziorów, uśmiechając się nieprzyjemnie i ruszając na Nashiego z rozbitą butelką.
- Ale napaleni. – rzekł młody mężczyzna wykręcając gościowi rękę i w następnej chwili opadając z nim na podłogę, by zapoznać twarz jegomościa z twardszą powierzchnią. Nawet nie próbował wstawać tylko przetoczył się po podłodze i wskoczył szybko do góry łamiąc przy okazji szczękę jakiemuś napastnikowi. Koleś upadł na duży i ciężki sprzęt do grania, co nasunęło Razowi pewien pomysł.
- Królewno! Ogarniaj otoczenie! – krzyknął rzucając pianinem w blondynkę. Sprzęt staranował dwóch gości co dawało Zahne’owi dobry wynik. W następnej chwili cztery pociski energetyczne zrobiły Vivian małe chłodzenie, a facetowi, który chciał ją złapać za tyłek poparzyły buźkę.
- Tak jest kochanie. Za trzy punkty. – mruknął do siebie łamiąc kolejne kości i żebra. jego styl był połączeniem brutalności Koszarowego i elegancji Vivian. Młodzieniec poruszał się szybko i pewnie uderzając tam gdzie będzie na pewno bolało. Złamana szczęka, wybity bark, połamane żebra, ręce i nogi. To były pieszczoty w porównaniu z niektórymi ciosami. Kop w krocze zazwyczaj sprawiał, że przeciwnik nachylał się idealnie do kopniaka w twarz. Wtedy też leciały zęby. Czasami dobrze działało też uderzenie w grdykę, albo w splot słoneczny. Przeciwnicy wtedy tracili na mobilności i obronie bo starali się złapać oddech. Raz na jakiś czas można też było złamać kolano, albo przydeptać stopę. Pomimo tego, że diametralnie się różnili z panną Deryth systemem walki to uzupełniali się całkiem nieźle. Szli jak burza, eliminując każdego matoła, który stawał im na drodze. Goście pomimo tego, że Saiyańscy żołnierze pozbawili przytomności już większość ich kumpli, dalej atakowali. Jednak debilizmu nie da się wyleczyć od tak.
- Ups. Przepraszam pana bardzo. To było niechcący. Pan wybaczy. Ale ze mnie niezdara. – mówił Raziel uderzając jednego gościa w splot słoneczny, drugiego w nos, trzeciemu łamiąc kolana, zaś czwartego powalając ciosem w wątrobę. Nigdy się nie nauczą. Po chwili usłyszał kolejną uwagę Vivian, która była skierowana w jego stronę. Miał zamiar odpowiedzieć, lecz najpierw wykonał wślizg pod nogi jednego łachmyty podcinając go. W kolejnej sekundzie Nashi wykonali podwójny cios i posłali gościa na deski.
- Możliwe Pszczółko. Jednak trochę ruchu, Ci nie zaszkodzi. – powiedział uszczypliwie Saiyanin wykonując rzut przez ramię na stolik jednym jegomościem. Chłopaki Vranga były strasznie delikatne i zanim Zahne się rozkręcił Ci już leżeli z połamanymi kośćmi, albo nieprzytomni. Strasznie delikatne te osiłki.
- Jak sobie życzysz królewno. – odpowiedział wojownik i ruszył do tańca, rozdając kopniaki i ciosy na lewo i prawo. Nawet dodatkowe posiłki sprowadzone, przez zielonego kurdupla nie pomogły za bardzo. Jedynie wydłużyły czas pracy Nashi. Lecz powoli zaczynało się przerzedzać i robota dochodziła do końca. Ciosy stały się automatyczne. Uniki leniwe. Przechodził w tryb rozproszenia, a to zawsze kończyło się źle. W tym przypadku krzyk Vivian otrzeźwił go. Grzmotnął jednego z najbliższych obok siebie w kark i spojrzał na blondynkę. Coś tu nie grało i to lekko powiedziane. Poziom Ki brązowookiej skoczył o kilkanaście tysięcy w górę w kilka sekund przekraczając trzydzieści tysięcy.
- Hej mała w porządku? – zapytał syn Aryenne lekko zbliżając się do swojej partnerki. Kątek oka dostrzegł, że pozostałe siły Vranga jakoś się ulotniły.
- Miłej zabawy gnojku. – powiedział kosmita uśmiechając się wrednie, po czym zniknął. Nashi chciał za nim lecieć, lecz coś mu przeszkodziło. Ty czymś była pięść panny Deryth, który posłała go na podłogę. To już było dziwne.
- Co jest do diabła z tobą? Okres masz? – zapytał lekko zdenerwowany. Mają misję, a szanowna pani zaczyna go okładać pięściami. Co on niby zrobił? – Zapomniałem Ci kupić prezent?
Niestety nie doczekał się odpowiedzi. Chyba, że za odpowiedź można uznać krzyki i ataki. To wtedy tak. Dostał bardzo wyczerpującą odpowiedź. Ciosy na klatkę, nogi i twarz zasypywały ciemnowłosego. Raziel starał się blokować i kontrolować całą sytuację, gdyż nie chciał zrobić swojej koleżance krzywdy. Niestety Vi miała inną opinię i z każdą kolejną sekundą zdobywała coraz więcej pola. Raz został zepchnięty do obrony, aż w końcu silne uderzenie w bok, a następnie kopniak w tors posłały go na ścianę. Vivian była o wiele silniejsza od niego i szybsza, więc on też musiał wejść na wyższy poziom. Skończył się dobry wujek. Wydostał się ze ściany i spojrzał z pode łba na swoją partnerkę.
- Niewiarygodne. Kobieta mnie bije. – powiedział idąc w kierunku panny. W międzyczasie zrobił jednemu z kosmitów klakson z nosa by mu nie przeszkadzał. Idąc w stronę dziewczyny zwiększał swój poziom mocy, aż jego włosy przybrały barwę czystego złota, a oczy stały się lazurowe. Tryb Super Saiyanina. Opanowywał go przez dwa lata od czasu walki z Tsufulem. W prawie każdym treningu stosował go, żeby przyzwyczaić się do tej formy. Dzięki temu miał nad nią pełną kontrolę i nie musiał używać gniewu by ją podsycać. Był prawdziwym Super Wojownikiem. Spojrzał na Vi swoimi lazurowymi oczami, jakby oceniając jej stan. Równocześnie podniósł ręce do gardy. Teraz mogli się bawić.
- No chodź królewno. – mruknął i zaczekał na atak Vivian. Tym razem uchylił się przed ciosem i zadał jeden w bok. Jego zbroja była pęknięta w miejscach, gdzie wcześniej oberwał, lecz on sam był w całości. Będzie musiał podziękować później Eve. Walka stawała się coraz szybsza i ostrzejsza. Cios za cios. Kontra, blok. Po kilku minutach zmagania Raziel czuł jak krew spływa mu po twarzy z rozciętego łuku. Zbroja pękła w niektórych miejscach ukazując kombinezon. Lecz Vi też swoje dostała. Pęknięcia, krew nie powstrzymywały  jej od szarży. Zahne musiał coś wymyślić. Złapał biegnącą koleżankę za rękę i silny rzutem posłał ją w ścianę. To powinno dać mu chwilę.
- Może się ogarniesz co?! – warknął wojownik wzniecając złotą aurę. Lazurowe oczy były wypełnione smutkiem i zdziwieniem.

Occ:
Koniec treningu.
SSJ on
Jeden post do FPSSJ
avatar
Ósemka
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013


Identification Number
HP:
Bar Czyściec 9tkhzk0/0Bar Czyściec R0te38  (0/0)
KI:
Bar Czyściec Left_bar_bleue0/0Bar Czyściec Empty_bar_bleue  (0/0)

Bar Czyściec Empty Re: Bar Czyściec

Sob Kwi 19, 2014 9:14 pm
Vivian nie zdawała sobie sprawy z tego co robi. Straciła kontrolę nad ciałem, bezwiednie wyprowadzała ataki, nieświadomie rwała się i kopała. Nie raz, nie dwa zdarzało się jej palnąć Raziela po łbie gdy zrobił coś za szybko czy bez przemyślenia – tym razem nie było to ostrzegające puknięcie w łopatkę. Seria ciosów, kopniaków i pięści padała chaotycznie i bez przemyślenia na ciało chłopaka. Jakby w głowie halfki pozostała jedna myśl – zmiażdżyć, zgnieść, zabić.
Aura dziewczyny pulsowała na najwyższych obrotach sięgając po energię znajdującą się w najdalszych zakamarkach ciała. Szyby wyleciały z okien, podłoga drżała, w parkiecie powstała taka dziura, że nikt nie będzie mógł już tam zatańczyć. Wyładowania energetyczne i plująca iskrami moc wznieciła niewielkie ognisko przy połamanym krześle. Wszyscy którzy mieli choć odrobinę oleju w głowie opuścili bar, gdy dziewczyna krzyknęła wściekle wyprowadzając kolejny kopniak. Nie, to nie przypominało jej dotychczasowego tańca. Kolokwialnie mówiąc to było tłuczenie się po mordach, żadnego blokowania, uników – była nieświadoma tego co się z nią dzieje, w tym bólu. Mogła dostać w twarz, ale nie zwróciła na to najmniejszej uwagi, pozwalając krwi spłynąć po policzku. Żadnego planu i ładu, wyłącznie chaotyczna bójka jak opętany żądzą krwi zwierz. Wdrukowana w mózg informacja kazała bić by zabić i Vivian podążała za tą instrukcją.
Jaźń dziewczyny została wyłączona pozostawiając autopilota, kierującego się hasłem agresja. Nie, Ósemki tam nawet nie było – nie przypominało to wizyty Tsufula. Tu jej po prostu nie było, ciało działało samo. Widać to było po oczach. Ani krzty świadomości czy myśli w obezwładnionych wściekłością tęczówkach. Nie odpowiedziała ani słowem zaciekle kontynuując natarcie i zmuszając Raziela do odparcia ataku. Ostry cios z łokcia w bok, następnie brutalny kopniak w pierś i oto pan Zahne wgnieciony został w ścianę, aż tynk z sufitu poleciał.
Dziewczyna drżała na ciele. Wymuszony skok adrenaliny zużył znaczną część mocy, nie wspominając o wzbudzeniu furii i SSJ. Organizm dawał znać o tym gwałtownym uszczerbku  na zdrowiu, ale mózg odmawiał współpracy zawieszony wciąż na tej samej czynności. Ledwie Raziel odkleił się od ściany i włączył złotą aurę, rzuciła się nań chcąc zadać brutalny cios w skroń. Została jednak odepchnięta i pięść chłopaka trafiła Vivian w bok. Powierzchnia pancerza zgrzytnęła ostrzegawczo podczas dalszej walki. W szale nie było miejsca na ostrożność. Gdy Saiyan w odwecie cisnął dziewczyną o ścianę, ta zamiast uchylić się czy odskoczyć uderzyła z całym impetem.
Krew zalała jej oczy, otarła je gorączkowo sycząc gardłowo. W dłoniach pojawiły się kule energii, skumulowane pociski które błyskawicznie przybrały formy tarcz. Dwa ostre dyski obracały się z niezwykłą prędkością. Kienzan, ulubiona technika Vivian.
Oczy dziewczyny wyrażały tylko i wyłącznie tępą wściekłość.
Unosiła dłonie, zamachnęła się by posłać obie tarcze w kierunku chłopaka. Nagle skupiona energia zbladła i rozmyła się jak smużka nikłego dymu. Moc przed sekundą wzbijająca tumany pyłu w powietrze opadła gwałtownie. Przed Ósemką stała postać w czarnym płaszczu, uderzając kantem dłoni w bok jej szyi. Dziewczyna jak na zawołanie zamknęła oczy i osunęła by się na podłogę, gdyby nie została podtrzymana przez znajomego. Zarzucił sobie nieprzytomną halfkę na ramię i obejrzał na Raziela. Twarde spojrzenie mignęło pod kapturem.
- Za mną. – głos nakazała szybko.
Płaszcz załopotał, w powietrze wzbił się pył. Gdy opadł, cała trójka znikła, pozostawiając po sobie jedynie mocno zdewastowany klub.

OOC ---> Koniec treningu
SSJ|Furia OFF
[zt] ---> Część mieszkalna
Raziel
Raziel
Succub Admin
Succub Admin
Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013

Skąd : Rzeszów

Identification Number
HP:
Bar Czyściec 9tkhzk750/750Bar Czyściec R0te38  (750/750)
KI:
Bar Czyściec Left_bar_bleue0/0Bar Czyściec Empty_bar_bleue  (0/0)

Bar Czyściec Empty Re: Bar Czyściec

Czw Cze 05, 2014 9:15 pm
Zabawa może i była przednia, lecz musieli wziąć się w garść i w końcu zakończyć tą misję. Spotkanie z ich matką pomogło im na wiele różnych sposobów. Zarówno fizycznych jak i psychicznych. Fizycznie Raziel i Vivian nauczyli się kontrolować swoją energię jeszcze lepiej i znacznie poznali właściwości poziomu Super Wojownika. Ze strony psychicznej mogło być trochę gorzej. Wiadomość o posiadaniu rodzeństwa. Rodzeństwa, które praktycznie się znało od dwóch lat była niczym cios w jaja. No może nie fizycznie, lecz bardziej psychicznie. Właściwie po co on rozmyślał nad zagadnieniami filozoficznymi. Nie miał siostry, ma siostrę. Proste. Niestety nie. To wszystko było tak skomplikowane jak jakiś popieprzony labirynt. Jednak teraz nie mógł sobie zawracać tym wszystkim głowy. Musiał być skupiony i pewny wszystkiego co robi. Inaczej znowu wszystko się spieprzy, a Raziel coś czuł, że teraz mamusia nie przybyła by im na pomoc. Weź się w garść chłopie. Łatwo powiedzieć, zaś trudniej zrobić. Skinął głową i rzucił kapsułkę, która chwilę później zmieniła się w jego pojazd. Ściągnął z siebie starą zbroję i rzucił na nią okiem. Pęknięcia i uszczerbki sprawiała, że już nie nadawała się do walki. Zostawał tylko trening. Raz żałował każdego swojego pancerza, gdyż wiedział ile trudu wkładała Eve w stworzenie ich i udoskonalanie. Wziął jeden ze świeżych i nałożył na siebie. Na to jeszcze płaszcz i był gotowy do spuszczenia łomotu Vrangowi. W między czasie zszedł z poziomu SSJ i teraz jego włosy na powrót były czarne jak skrzydło kruka. Scouter w dalszym ciągu pozostawał wyłączony. Zamknął pojazd i z powrotem zamienił w pigułkę, którą schował. Mogli iść

Kiedy matka wzięła ich w objęcia nie mógł odepchnąć od siebie dziwnego uczucia. Poczuł się nagle jak dawniej. Kiedy nie musiał się martwić wojskiem, treningiem i śmiercią. Jego jedynym zmartwieniem w tamtym momencie było co będzie do jedzenia. Stare i już nieaktualne czasy. Teraz był żołnierzem Vegety i starszym bratem. Miał za zadanie powstrzymać przemytnikowi przy okazji dopaść drania, który skrzywdził jego małą siostrzyczkę.
- Na razie mamo. – rzekł młody chłopak i wzleciał w powietrze. Po kilku chwilach ich matka zniknęła z pola widzenia. Lecieli dość szybko w stronę miasta, gdzie wyczuwali KI Vranga i jego przydupasów. Ich moc zaś była na tak niskim poziomie, że aż niewidoczna. Po kilku minutach lotu ponownie zjawili się w Czyśćcu. Najwidoczniej barman już posprzątał, gdyż impreza trwała w najlepsze. Jednak nie było tu tego małego gnojka. Ślad zaś prowadził na zaplecze, gdzie Vi i Raz bez trudu się dostali. Jak się okazało z baru prowadziło jakieś tajne wyście w rejony zamknięte dla biedoty. To by wiele wyjaśniało. Po kilku minutach kluczenia w uliczkach i unikania patroli zapach Ki Vrangusia doprowadził ich do olbrzymiego klubu. Musiała tam się bawić elita.
- Posłuchaj Vivian. Nie możemy tam wejść razem. Pozwól, że wejdę wcześniej i się ukryję, a dziesięć minut później ty. Tak będzie lepiej dla nas i gorzej dla tych śmieci. – rzekł wojownik. Jego siostra po krótkim zastanowieniu zgodziła się. Zahne ruszył w stronę klubu, lecz nie wszedł głównym wejściem. Zamiast tego podszedł jak się domyślał do okien z pomieszczeń sanitarnych dla gości. Podleciał i wybił szybę. Szybko wszedł przez okno i zanim ktokolwiek się spostrzegł wyszedł na salę i zniknął w tłumie. Muzyka była tak głośna, że i tak zagłuszyła wyczyn zielonookiego. Raz rozsiadł się przy barze i zamówił drinka. Barman popatrzył na niego jak na chorego, lecz kiedy rzucił na blat kasę od razu zrobił się milusi. Czasami opłacało się być bogatym. Równo dziesięć minut po nim na salę weszła Vivian. Biodra lekko się ruszały, zaś Vivian emanowała kobiecością i tajemnicą. Cholera, gdyby jej nie znał to by pewnie do niej podszedł.
avatar
Ósemka
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013


Identification Number
HP:
Bar Czyściec 9tkhzk0/0Bar Czyściec R0te38  (0/0)
KI:
Bar Czyściec Left_bar_bleue0/0Bar Czyściec Empty_bar_bleue  (0/0)

Bar Czyściec Empty Re: Bar Czyściec

Pią Cze 06, 2014 8:24 pm
Przestępca zawsze wraca na miejsce zbrodni.
Ta sentencja zawiera ziarno prawdy. Ich zadanie polegało na zamknięciu sprawy rozkradania Saiyanskiej technologii i jedyny trop prowadził do małego, zielonego kosmity, który struł Ósemkę podejrzanej produkcji narkotykiem. Jego Ki kręciła się w okolicy Czyśćca. Znowu przekroczyli próg baru i tym razem nie zwracając na siebie większej uwagi. Po ostatnim zamieszaniu nie było już śladu, naprawili dziury w ścianie i podłodze, nawet oszkloną szafkę, w którą halfka wrzuciła jednego napastnika wymienili. Szybko poszło, jak na zapyziałą, drugorzędną dziurę…
Ominęli rozkrzyczany parkiet i niezauważeni zniknęli w drugim końcu pomieszczenia. Słaba aura Vranga zaprowadziła ich na zaplecze, co prawda pilnowane przez parę goryli, ale Ci leżeli spici pod ścianą. Vivian powstrzymała parsknięcie złego śmiechu – na Vegecie już by im skręcono karki. Za półką wypełnioną papierzyskami ukrywały się drzwi i rzeczywiście, kilka aur dochodziło z tamtego miejsca. Gdy je otworzyli echo dudnienia muzyki doleciało do uszu Nashich, a Ósemka opierając dłoń o ukryte drzwi poczuła wibracje. Wyglądało na to, że otaczające bar domy były tylko przykrywką dla… Klubu w klubie? Do tego ukrytego nie trafia byle kto, choć można by wątpić, czując plugawą aurę Vranga. Vivian mamrocząc potarła dłoń, gdzie po małej kropce nie było już śladu. Działania narkotyku może nie pamiętała, ale nie chciałaby, by coś takiego znowu się jej przytrafiło, a tym bardziej Razielowi. Aryenne nie przybędzie im tym razem na ratunek, tego była pewna.
Prowizoryczny labirynt prowadził do klubu, ale ogółem, system zabezpieczeń był strasznie prostacki. Nikt tu nie umiał ukrywać Ki i wystarczyło wymijać tylko patrole. Kamer czy innych urządzeń nie namierzyła, ale z drugiej strony… Są żołnierzami. Vivian rozumiała opcje rozsądnej walki, czyli takiej, która nie angażuje cywili, ale na Kamiego, miała dość skradania. Niestety w tym momencie było to konieczne, ale adrenalina zaczęła wrzeć i w jej krwi. Miała szczerą ochotę coś rozwalić, w najlepszym przypadku czyjąś mordę. Próbowanie ukrycia, że nie jest to spowodowane ostatnimi odkrytymi faktami, byłoby jak próba przymilenia się Koszarowemu – bez sensu. W każdym przypadku ktoś ląduje obity do krwi.
Propozycja Raziela nie była głupia, jeśli wejdą razem, ktoś może skojarzyć kłopotliwą parkę z wczoraj. Skinęła lekko głową, mamrocząc, by chłopak się pośpieszył, po czym rozpoczęła nieme odliczanie. Towarzysz znikł, a Vivian zastanowiła się jakiego rodzaju przedstawienie ma zrobić… Ki Vranga gdzieś tam była, ale ktoś na sali emanował nieukrywaną złością oraz strachem. Bingo? Nie ma co się kryć, nie w tym przypadku. Znając tę parę, skończy się na jeszcze jednej burdzie, tym razem kończącej całą tę misję. Dziewczyna naciągnęła rękawiczki i strzepnęła pancerz.
Kiedyś poszła z Eve do klubu na Vegecie, jednak nie w celach towarzyski, tylko jak to pięknie ujęła dziewczyna Raziela na babskie pogaduszki. Skończyło się na tym, że Vivian pierwszy raz w życiu przedawkowała alkohol i jak się okazało pan Zahne musiał obie pacyfikować. W dodatku z rana musieli popędzić na trening u Koszarowego... Gorsze rzeczy działy się w barze. Razem z Eve wyrzuciły kilkunastu nachalnych gości przez okno, a dwóch zaklinowało się w dziurze w suficie… Nie chodziło jednak o samą rozróbę, ale o sposób, w jaki czarnowłosa prowokowała do bitki. Mianowicie używała całego swojego arsenału wdzięków oraz gracji, by ktoś do niej podszedł, a następnie z sadystyczną uciechą wykopywała go w powietrze. Jeśli Vivian miała spróbować czegoś w tym stylu, musiałaby zacząć zachowywać się jak kobieta, a na samą tę myśl zmemłała przekleństwo. Był to wbrew pozorom dobry plan, udawać idiotkę spełniającą rozkazy, by z zaatakować niepostrzeżenie…
Yh, jak ona nienawidziła tych bezczelnych komentarzy pod jej adresem. Przeczesała włosy palcami, zdjęła z siebie płaszcz prezentując zbroję roboty Eve i ostatni raz strzepnęła niewidzialny pyłek z ramion. To, co miało za chwilę nastąpić już niejako przyprawiało ją o mdłości, ale wyszła na salę zaciskając zęby. W końcu była w tym dobra.
Szła pewnym krokiem, lecz inaczej niż zwykle – zamiast żołnierskiego chodu, stąpała miękko. W tym sensie, nie tak, jakby miała zachować balans przy uderzeniu pięścią, ale raczej szykowała się do eleganckiego kopniaka w kark… Szlag, porównanie beznadziejne. Jednak spełniało to swoje zadanie, bo już czuła wzrok na sobie, a raczej na konkretnych częściach ciała. Ktoś nawet gwizdnął. Powstrzymała impuls by się na nich rzucić… Jakim cudem Eve jest w stanie to znieść? Vivian nie potrafi przyjmować komplementów, a takie chamskie odzywki źle na nią działały. Poprawka, źle działały na tych, z których ust padły, bo kończyli bez zębów i z połamanymi szczękami.
Z drugiej strony baru coś się faktycznie działo. Kilku podejrzanie wyglądających zbirów jak z bandy Vragna rozmawiało z mężczyzną, mogącym uchodzić z wyglądu za Saiyana bądź halfa. Miał ciemną karnacje, ogorzałą twarz i wbrew tutejszej modzie ubrał się w coś, przypominającego odświętny uniform. Prawdopodobnie miało to prezentować jego klasę, ale Vivian nie znała się tak na modzie by wyrazić własne zdanie. Mężczyzna ryknął na barmana, a ten postawił przed nim szklaneczkę z trunkiem bez szemrania. Wyglądało na to, że udało się jej namierzyć kluczową osobistość.
Klnąc w myślach na czym wszechświat stoi podeszła do baru, metr od podejrzanego i oparła się o blat, machając leniwie na kelnera. Gra aktorska nie była jej ulubionym sposobem na podejście przeciwnika, bo nie cierpiała kłamać, ale bywało, że nie ma wyboru. W tym właśnie momencie musiała udawać pustą kokietkę, by zainteresować sobą podejrzanego… Z tego powodu miała jeszcze bardziej dość całego świata i najchętniej wbiła by czyjąś głowę w ozdobny bar, ale mogła tylko mamrotać pod nosem. Jeśli rozwalą cały klub bez zdobycia informacji może skończyć się to tak, jak poprzednia burda, a Vivian miała serdecznie dość tej planety.
- Whisky, bez lodu. Na koszt tego Pana. – powiedziała głośno i wskazała dłonią w kierunku mężczyzny.
Ten zmierzył ją od stóp do głów powłóczystym spojrzeniem i zaklaskał lekko. Nie zdążył otworzyć ust, bo jeden wyjątkowo wystraszony kosmita nachylił się nad jego uchem, wyraźnie mówiąc coś mało pochlebnego o Ósemce. Bandaż na jego głowie tylko to potwierdzał… Zaraz, to nie gość, który oberwał butelką? Podejrzany potarł brodę przyglądając się halfce uważniej i poruszył w zastanowieniu brwiami. W odpowiedzi uśmiechnęła się zalotnie, obiecując sobie, że wytrze tą gębą podłogę.
Podszedł bliżej, opierając się łokciem o bar i wpatrując w dziewczynę z nieprzyjemnym uśmiechem.
- Sądzę maleńka, że mi się nie wypłacisz. Te zniszczenia dużo kosztowały, nie wspominając o służbie zdrowia dla moich ludzi… Jeśli o bójce mowa, podobno tak zbiłaś partnera, że go rodzona matka nie poznała… – zaczął rozmowę wciąż przyglądając się jej z wyszczerzonymi zębami.
- Małe nieporozumienie, to wszystko. – potarła policzek palcem z przepraszającym wyrazem twarzy. – Mieliśmy tylko zrobić rekonesans, a kolegę poniosło… Mam nadzieję, że rozumie Pan?
~Matka go poznała, za to zaraz Ty będziesz miał twarz, jak po bliskim spotkaniu z maszynką do mięsa, to Ci mogę obiecać…~
Uśmiech ciemnowłosego stał się szerszy i jeszcze bardziej drapieżny. Jednym łykiem opróżnił szklankę i nachylił się nad Vivian, jawnie taksując ją wzrokiem. Była bliska zaciśnięciu mu dłoni na szyi. Mamrotanie w myślach takich rzeczy pomagało faktycznie przed zrobieniem czegoś głupiego, ale Ósemka nie cierpiała osób nachalnych i do tego zboczonych. Ważnym odnośnikiem było to, że nie zwracała uwagi na, ani nie wierzyła w swoją urodę. Mimo to najgorszych odzywek nasłuchała się tyle, że reagowała alergicznie na każdą wzmiankę tego typu.
Z kolei kiedyś Eve powiedziała jej, że jest naprawdę ładną dziewczyną… Dla kontrastu Vivian zrobiła się czerwona, burcząc pod nosem, że ta nie wie co mówi…
Ten koleś za to gapił się na nią nachalnie.
Samokontrola, samokontrola…
- Ale jaki Panie? Flavio maleńka. Pewnie masz śliczne imię. – musnął palcami blond grzywkę i w tym momencie roześmiał się głośno. W samą porę, bo przez to nie zauważył blasku żądzy mordu w brązowych oczach. – Kto by pomyślał, że taka urocza istotka potrafiła z wdziękiem skopać bandę jednego z moich najlepszych ludzi? Pięknie, pięknie… Nie myślałaś nigdy nad porzuceniem Armii? Nie trzeba wypełniać rozkazów, żyjesz jak chcesz, bawisz się jak chcesz…
- Mam wiele imion, ale przezywają mnie Pszczółką. – udając zakłopotanie zaczęła nawijać na palec kosmyk włosów, powstrzymując jednocześnie odruch wymiotny. Szlag. – Dużo trenowałam. Wychowałam się tam, od zawsze robiłam co mi kazali… Nie wiem czym mogłabym się zająć poza tym. Mój partner chciał was wszystkich skopać, ale przecież to niekoniecznie wy ukradliście ten sprzęt z Vegety, dlatego przyszłam tu sama by porozmawiać… O nie. – zakryła usta jak dziecko, które niechcący się wygadało z powierzonej tajemnicy.
~Wydłubię Ci oczy gnido, jeśli jeszcze raz mnie dotkniesz. A jeśli nie przestaniesz się gapić, to Ci pokażę, jak pięknie potrafię wybebeszać wrogów… Zrób mi tę przyjemność i mów, żebym bez wyrzutów sumienia mogła Ci coś zrobić. Proszę…~
Wyjaśnijmy sobie jedno – Vivian nie była brutalna… Do czasu oczywiście. Ale daleka była od wypełnienia tych gróźb, chociaż niejako świerzbiły ją palce. Flavio znów parsknął śmiechem i zbliżył jej twarz do swojej. Byłby może i całkiem przystojny, gdyby nie gapił się na Vivian pożądliwie, a to automatycznie kazało jej burczeć na tego typów osobników. Cholera, gdzie ten Raziel? Wyczuwała jego wyciszoną energię i zastanawiała się, czy dać mu znak do interwencji. On nie zawahałby by się w rozkwaszeniu gościowi mordy.
- Sama? To urocze. – uśmiechnął się niemalże dobrodusznie mężczyzna. Na policzki wypełzł mu rumieniec, musiał najwyraźniej zapijać problemy w interesie. – Powiem Ci coś maleńka Pszczółko, tego sprzętu pilnujemy tutaj baaardzo uważnie… – jego wzrok spoczął bezceremonialnie na jej klatce piersiowej.
- Tutaj? Ale gdzie? – zagrała idiotkę rozglądając się po klubie i klnąc w duchu co nie miara.
~Jeszcze tylko trochę… Co jeszcze wiesz?~
- Ano tutaj maleńka… Pod podłogą. Tak sobie pomyślałem, może byśmy zapoznali się bliżej? Dobrze byłoby mieć pod ręką kogoś tak pięknego i zabójczego. Kobieta powinna być jak dobra broń, tak… Śliczna i mordercza… – Flavio ciągnął swój wywód próbując ją objąć, po czym nagle urwał. Dziewczyna zesztywniała i odsunęła się, zaś jego wzrok powędrował w dół, w kierunku jego pasa.
- Bardzo proszę, kontynuuj… – Vivian wyprostowała się i uśmiechnęła szczerze.
Tylko ten uśmiech nie miał w sobie już niczego z naiwności i kokieterii, zaś był jej charakterystyczną, łobuzerską wizytówką.
Przez długi czas nigdy nie udało się jej w pełni zająć jedną z podstawowych technik, jaką był Ki-Sword. Była to łatwa sztuka, zwłaszcza na jej poziomie, wystarczyło zgromadzić odpowiednią ilość energii w dłoni, by pojawiło się jasnozielone ostrze. Poszło gładko, a czubek mierzył dokładnie w krocze pobladłego nagle mężczyzny.
- Alee… – zezował na ostrze przestraszony.
- Zasada numer jeden – mnie się nie dotyka. Mówiłeś, że gdzie są te magazyny? Tutaj w klubie? Cały towar musi przechodzić przez twoje ręce w takim razie… – Ósemka zmierzyła uważnym spojrzeniem Flavio. Skończyło się granie, teraz była żołnierzem, w dodatku takim, który ma serdeczne dość wszystkiego. – Inspekcja piwnice nie ominie, tego możesz być pewny. Kami, jak ja nie trawię robienia z siebie idiotki… Ale przy okazji mogę zrobić z Ciebie przygłupa. Wygląda na to, że mamy widownię… A chciałam załatwić to szybko.
Gdzieś wśród tłumu pojawił się Vrang, gapiący się na dziewczynę z nienawiścią, a także ludzie w mniejszym lub większym stopni uzbrojeni. Fakt, że ich szef jest trzymany w szachu w dość nieprzyjemny sposób zdawał się obniżać ich morale. Żaden nie pofatygował się na pomoc, choć podeszli bliżej. Ki-Sword znikł i Vivian przeciągnęła się jak po wyjątkowo nudnym wykładzie Trenera. Obrzuciła odzyskującego kolory Flavio jednym okiem, po czym zerknęła jeszcze na tężejący tłum.
- Pożałujesz tego… Suko… Zobaczysz… – wysapał mężczyzna patrząc na halfkę z czystą, bezgraniczną frustracją. – Nie wyjdziesz stąd żywa…
Vivian westchnęła, świadoma, że teraz cała uwaga klubu znów skupia się na niej. Flavio dostał do ręki dobrze jej znany pistolecik i zrobił krok mamrocząc przekleństwa. Dziewczyna zmrużyła tylko oczy i zrobiła niedbały zwód, znajdując się za mężczyzną. Pięść wystrzeliła szybko, a celnie, trafiając go w szczękę. Impet ciosu posłał drania pod sufit, aż wylądował z drugiej strony. Tłum tańczących rozpierzchł się przerażony, a Ósemka wolno opuściła pięść.
- Leż tam gnido.
Wyprostowała się, zwiększając energię do tego stopnia, że naokoło niej podłoga zadrżała. Gdzieś nieopodal Raziel zrobił to samo. Przed dziewczyną dobrze znany zielony kosmity próbował poczęstować kolejną dawką narkotyku, ale tym razem była mądrzejsza. Ki-Sword wystrzelił z jej nadgarstka i przecięła na pół pistolet. Deaktywując technikę złapała Vranga za ramię i uniosła w powietrze jak szmacianą lalkę.
- Raziel! Podobno masz do Pana sprawę! – zamachnęła się, posyłając zielonoskórego w stronę przyrodniego brata. – Tylko go nie zabij! - Druga osoba poleciała pięknym łukiem, jednak ten osobnik miał nieprzyjemność wylądować przed Razielem Zahne. Oby wyszedł żywy, bo w jednym kawałku na pewno nie wróci…
Vivian obróciła się, spostrzegając bez zdziwienia, że została otoczona.
- Wiecie co? – spuściła głowę i jedną dłonią dotknęła czoła. – Jestem tym cholernie zmęczona. Jak ja nienawidzę udawać …
Po części chodziło o odgrywanie kokietującej idiotki. Miała też dość tej wewnętrznej złości i żalu do siebie samej, który przypominał o sobie na każdym kroku. Zaciskała zęby i dalej walczyła, ale teraz nitki, którymi wiązała wszystkie swoje rozterki wymykały się z jej rąk. Dlaczego? Czyżby była już na granicy swojej wytrzymałości?
Wbrew całej tej maskaradzie, groźbom i bitką miała nieodparte wrażenie, że łzy cisną się pod jej powiekami. Pole walki to złe miejsce na smutek. Coś czuła, że w drodze powrotnej na Vegetę nie będzie spać spokojnie. Zamknęła oczy, a gdy je otworzyła tętniły czystą zielenią.
Super-Saiyan złotą aurą rozszedł się po parkiecie. Fala podziałała jak wybuch - płytki podłogowe podskoczyły, Ci maruderzy, co zostali, padli znokautowani, a większość odrzuciło pod ścianę. Vivian zacisnęła zęby, wymierzając ciosy najbliżej atakującym. Dołączyli do szefa, zdrowo obici lądując w różnych miejscach klubu. Ósemka podczas walki uderzyła mocnym kopniakiem w podłogę, przebijając się do piwnicy. Pod nią malowało się jakieś nieporządne biuro i drzwi podobne do sejfu. Wskoczyła do środka, dwoma uderzeniami niszcząc pancerne drzwi. Półki pełne były pieniędzy a także komputerowego sprzętu, nie wspominając o pancerzach zalegających wszystkie kąty. Vivian zdmuchnęła ki-blasta, którym oświetlała pomieszczenie.
Bingo.
Chwilę później była już na wyższym poziomie, gdzie Raziel zajmował się zgrają bandytów. Flavio leżał nieprzytomny pod ścianą, liczba znokautowanych rosła. Nigdzie nie było Vragna… Nie jej sprawa, jeśli chłopak go zabił, ale i tak nie lubiła tego uczucia – świadomość, że ktoś splamił sobie krwią dłonie ruż obok. Jaki z niej żołnierz? Niech wraca do walki! Vivian złapała za ramię najbliższego kosmitę, posyłając go w kierunku baru. Następnego poczęstowała kopniakiem w brzuch i wykorzystując rozpęd wrobiła w bliskie spotkanie z lampą.
W końcu zetknęli się plecami, blokując ciosy atakujących.
- Raziel, jeśli następnym razem będę musiała z siebie zrobić coś… Coś takiego, błagam, trzepnij mnie po tym durnym łbie! – rzuciła przez ramię do chłopaka. – O włos byłam od skręcenia mu karku i to tylko przez to, że się ślinił… Kończmy tę robotę, bo nic nie zostanie z moich nerwów. Na dole znajdują się magazyny, zabezpieczenia już zniszczyłam. Trzeba się tylko nimi zająć, sprawdzić co najważniejsze i możemy wracać.
Perspektywa tkwienia kilku godzin w kapsule nie wydawała się Vivian nigdy tak kusząca. Gradem energetycznych pocisków zniszczyła część podłogi, odkrywając to kolejne pomieszczenia pełne skradzionej Armii własności. Teraz wystarczy tylko zapuszkować Flavio i paru innych, by dać znak zwierzchnikom – podobno do razu miał ktoś na Konack dotrzeć i zająć się zabezpieczaniem sprzętu.
Wtedy misja będzie skończona.
Ósemka walczyła szybko i efektywnie, maskując pewne zmęczenie. Jej ciosy bez trudu zwalały z nóg, ale zaczynało brakować im jej charakterystycznej dynamiki – jakby halfka zrobiła się ospała. Gdyby tylko mogła naprawdę rzuciła by to zadanie i wróciła do Akademii, ale służba nie drużba, rozkaz wydano. Tak samo jak w przypadku walki z Tsufulem…
Kogo to obchodzi jakie myśli kryją się za czujnymi oczami?

OOC ---> Początek treningu
Raziel
Raziel
Succub Admin
Succub Admin
Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013

Skąd : Rzeszów

Identification Number
HP:
Bar Czyściec 9tkhzk750/750Bar Czyściec R0te38  (750/750)
KI:
Bar Czyściec Left_bar_bleue0/0Bar Czyściec Empty_bar_bleue  (0/0)

Bar Czyściec Empty Re: Bar Czyściec

Wto Cze 10, 2014 9:51 pm
Typowy klub dla rozpieszczonych gnoi i osobników z zbyt dużym ego. Od tego wszystkiego Raziel zawsze próbował się odciąć od tego typu ludzi. Bogate dupki, którzy uważają, że jak ich starzy są bogaci, potężni lub zasiadają na wysokich stanowiskach blisko króla to już są bogami i reszta ma się im kłaniać w pas. Na szczęście życie, Akademia i trenerzy często weryfikowali poglądy gówniarzy z elity. Raziel też był takim gówniarzem. Wiedział, że jest lepszy od wielu innych, lecz w tym przypadku miał własną siłę i umiejętności by to potwierdził. Każdy z kadetów, Nashi i niektórzy Natto musieli się liczyć z tym, że Zahne nie da sobą pomiatać, ani nadużywać pozycji. On był tym popsutym elementem systemu. Wkurwiający gnojek, który nie chce się przyporządkować staremu systemowi. Systemowi, który należy zmienić. Właśnie przez ten system Aryenne musiała pozbawić Vivian matki i dzieciństwa. Pozostawiła dziecko na pastwę losu, łamiąc jej i swoje szczęście. Czy to właśnie tak miała wyglądać Vegeta. Pełna strachu, nienawiści i różnic? Jeśli Razielowi kiedykolwiek uda się dojść do jakiejś władzy, zrobi wszystko by zmienić istniejący stan rzeczy. Wiele osób zasługuje na to by godnie żyć, jednak status społeczny im na to nie pozwala. Jednak wróćmy do chwili obecnej, gdyż ta wyglądała naprawdę ciekawie.

Nie miał zielonego pojęcia co Vivian sobie zrobiła, co wypiła, albo wzięła, ale jego siostra poruszała się jak prawdziwa kobieta. W jej ruchach można było dostrzec żołnierskie ruchy, lecz teraz nie były tak sztywne. Panna Deryth/Zahne poruszała się znacznie delikatniej i subtelniej. Raziel czuł jak jej energia próbuje się wyrwać, co mogło zwiastować bardzo duże poświęcenie. Gdzie ona się nauczyła tak chodzić? I czy to, chwila moment? Ona wypina piersi do przodu i rusza prowokacyjnie biodrami. Ciemnowłosy patrzył na młodsze dziecko Aryenne Zahne, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu. Chłopak musiał uważać by nie wstać i nie przywalić kilku facetom, którzy pozwolili sobie na niezbyt przyzwoite uwagi pod adresem blondynki. Tryb starszego brata mu się uruchomił, czy też może po raz pierwszy zobaczył w Vi kogoś innego niż wojownika, przyjaciela czy partnerkę. Widział w niej piękną kobietę. To było coś nowego. Ruchem ręki dał znać barmanowi, by dał mu kolejnego drinka. Niektórzy nazwali by to idiotyzmem by pić przed walką, lecz zielonooki musiał się znieczulić,  tak mała ilość alkoholu nie działała na niego.
„Rybka złapała haczyk. Teraz trzeba umiejętnie go ciągnąć by się nie zerwał.” pomyślał żołnierz Vegety obserwując jak Vi podchodzi do jakiegoś dupka. Widać było na pierwszy rzut oka, że to on tu rządzi. Jego Raziel zostawiał siostrze. Miał wrażenie, że zechce się jakoś wyładować po tej akcji, a kto jest lepszą ofiarą niż facet gapiący ci się na biust. Zahne miał dwa cele. Rozwalić tą całą szajkę i dorwać Vranga. Zielony kurdupel należał do niego i mała zemsta na pewno będzie słodka.
Obserwował z bezpiecznej odległości Vi, która rozmawiała z kolesiem w garniaku. Nie wiadomo jak, ale udało jej się jakoś go podpuszczać. „No dawaj. Jeszcze trochę.” pomyślał chłopak równocześnie skanując otoczenie. Kilku dupków zaczęło się zbliżać do ich pozycji. Na szczęście ich rozum był niższy od pustynnego robaka. Saiyanin czekał tylko, aż gość wyśpiewa wszystko. Wtedy będzie mu mógł wybić zęby, bez żadnych konsekwencji. Jemu i jeszcze kilku innym palantom. Po chwili sytuacja zaogniła się. Raz zobaczył miecz energetyczny, który blondwłosa Nashi przystawiła panowi do jaj. Tego się gość raczej nie spodziewał. Chłopak uśmiechnął się pod nosem i wypił drinka. Trzeba było się przygotować do zabawy. Kilka sekund później Vivian wybiła kolegę pod sufit.
- Ladies and gentelmans. Panna Vivian Deryth z domu Zahne. – mruknął do siebie chłopak i zrzucił z siebie płaszcz. Już mu nie będzie potrzebny. Chwilę potem wykonał rzut szklanką w jednego z ochroniarzy, którzy już lecieli w ich stronę. Szkło rozprysnęło się na twarzy byczka, zaś on sam został powalony siłą pocisku. „Jeden zero dla mnie.” rzucił w myślał wojownik i zeskoczył ze stołka. Sekundę później poziom jego energii wzrósł, a włosy stały się złote.

Jednym ciosem powalił dwóch kolesi, którzy właśnie zmierzali na pomoc swojemu szefuńciowi. Nie spodziewali się, że mają w klubie jeszcze jedno zagrożenie. Goście inteligentnie uciekli i zostali sami debile, którzy chcieli się bić. Zanim zielonek poleciał w jego ramiona, to lazurowooki zdążył jeszcze złamać dwie ręce i kolano. Oczywiście nie swoje, tylko tych łamag, którzy uważali się za ochronę i złych przemytników. Po chwili przed jego uradowanym obliczem wylądował Vranguś. Nie wiedzieć kto był bardziej szczęśliwy. Raziel czy ta zielona glista.
- Witaj cukiereczku. Tęskniłeś? – rzekł łapiąc gnojka za kark. – Bo ja bardzo.
W tym samym momencie do złotowłosego podleciało trzech karków, lecz wojownik odrzucił ich samym podmuchem energii. Chcieli startować do niego z mocą na poziomie dwóch tysięcy jednostek? Wolne żarty. Syn Aryenne i Zidarocka miał teraz jeden cel. Pokazać temu gnojkowi, że z nim się nie zadziera. Tą lekcję powinien zapamiętać sobie na dobre.
- Pamiętam co zrobiłeś mojej koleżance. Mógłbym cię zabić, lecz tego nie zrobię. Znaj moją litość.- rzekł chłopak, po czym wszedł na poziom Ascended. Strach w oczach Vranga pogłębił się jeszcze bardziej, kiedy nacisk na jego kark się wzmocnił. Wiedział, że ma przesrane. Nie wiedział tylko jak bardzo. Kiedy na dłoni wojownika z Vegety pojawił się szmaragdowy miecz energii to kosmita wyglądał jakby miał zaraz oszaleć ze strachu. Jednak strach musiał ustąpić oślepiającej fali bólu, która nastąpiła chwilę później. Zielone ostrze opadło na jego prawą rękę, odcinając ją tuż przy stawie ramiennym. Kiedy tylko upadło w górę podniósł się krzyk bólu.
- Ty skurwielu! Jak śmiałeś?! Moja ręką! – krzyczał zielony kosmita, tryskając krwią na podłogę.
- Zamknij pysk śmieciu! – warknął Super Saiyanin po czym jednym ciosem pięści wybił kolesiowi prawie wszystkie zęby. Następnie przyszła pora na drugą rękę i nogi. Je tylko złamał, ale bardzo boleśnie. Na koniec jeszcze wypalił kikut Ki Blastem, by gnojek mu nie umarł z wykrwawienia. Po chwil Vrang robił za piłkę do kosza, która poleciała na piętro. Tak właśnie kończy się zadzieranie z Razielem i jego rodziną. Pytanie tylko czy los, który chłopak ofiarował kosmicie był lepszy od śmierci?

Widząc porażkę swojego lidera, żołnierze zaczęli się cofać tracąc animusz i morale. Dokładnie w kilka chwil jakaś lala nokautuje ich szefa, zaś zaledwie dwie minuty później jej znajomy masakruje jednego z dowódców. Tego było za dużo. Lecz Raziel już nie dał uciec owieczkom. Zszedł z poziomu Ascended i szybko dopadł do przerażonej zgrai. Na każdego wystarczył jeden cios o średniej mocy. Wystarczająco dużo by pozbawić ich przytomności i wystarczająco mało by ich wysłać do bozi. Po chwili zetknął się plecami ze swoją siostrunią i razem wybijali armię tchórzy, którzy już naprawdę zaczynali spieprzać.
- Trzepnę cię. O to się nie martw. Powiedz mi tylko, od kogo się nauczyłaś tak kręcić tyłkiem? – odparował złotowłosy, unikając ciosu pałką i uderzając kolesia w brzuch. To był już prawie ostatni. Jeszcze tylko kilka ciosów i mieli wolne. Saiyanin rozejrzał się po otoczeniu. Krew, zniszczenia i masa ciał towarzyszyły imprezie, na której rodzeństwo dało czadu. Jest Vivian i Raziel, jest zabawa.
Następne godziny dzieciaki spożytkowali na zamknięcie Flavia i kilku jego kolesi, zaś sami wysłali raport do zwierzchników ze skatalizowanymi rzeczami. Dostali wiadomość, że mają wracać na Vegetę, zaś po rzeczy przyleci odział specjalny. Ciemnowłosy po ostatnich wydarzeniach nie ufał już tak bardzo Trenerom, lecz nie mógł nic powiedzieć. Przyjął polecenie i wyłączył scouter. Teraz pozostała im tylko jedna mała rzecz przed odlotem.

Aryenne nie kryła dumy, radości i smutku kiedy żegnała swoje dzieci. Te kilka godzin, które spędziła jako matka, przypomniały jej co straciła, lecz równocześnie uświadomiły, że dalej ma kochającą rodzinę.
- Raziel. – powiedział tuląc do siebie chłopaka. Ten również objął ją mocno. – Wyrosłeś na bardzo silnego i ambitnego chłopaka. Pamiętaj, że pochodzisz z elity i jesteś najlepszy. Nigdy o tym nie zapominaj. Nie zapominaj także o tym, że kocham cię nad życie i zawsze będę kochać. Jestem z ciebie tak dumna, jak matka może być z syna.
- Ja ciebie też mamo. – odparł młodzieniec czując jak jego oczy robią się mokre. By uniknąć kompromitacji odszedł trochę, kiedy matka żegnała się z Vivian. W międzyczasie ustawił koordynaty w swojej i blondynki kapsule. Po chwili Vi do niego podeszła.
- I pamiętajcie. Nie dajcie się zabić, bo was znajdę, ożywię i nakopię. – powiedziała Aryenne z szerokim uśmiechem, który nie objął oczu. Tam był smutek i troska o nich.
- Ty też mamo. – odparował Zahne i wszedł do kapsuły. – Ruszaj się siostrzyczko. Nie mamy całego dnia.
Po tych słowach pojazdy wystartowały i po chwili opuściły orbitę Konack. Czekał ich długi lot, w trakcie którego musieli wiele przemyśleć.

Occ:
Początek treningu.
z/tx2 Orbita Vegety
Sponsored content

Bar Czyściec Empty Re: Bar Czyściec

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach

Copyright ©️ 2012 - 2018 dbng.forumpl.net.
Dragon Ball and All Respective Names are Trademark of Bird Studio/Shueisha, Fuji TV and Akira Toriyama.
Theme by June & Reito