Dragon Ball New Generation Reborn
Dragon Ball New Generation Reborn

Go down
Rikimaru
Rikimaru
Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012


Identification Number
HP:
Uświęcone szczątki planety Vegeta - ostatni kwartał życia  9tkhzk1/1Uświęcone szczątki planety Vegeta - ostatni kwartał życia  R0te38  (1/1)
KI:
Uświęcone szczątki planety Vegeta - ostatni kwartał życia  Left_bar_bleue0/0Uświęcone szczątki planety Vegeta - ostatni kwartał życia  Empty_bar_bleue  (0/0)

Uświęcone szczątki planety Vegeta - ostatni kwartał życia  Empty Uświęcone szczątki planety Vegeta - ostatni kwartał życia

Sob Lis 25, 2023 10:43 pm
EPILOG



Nikt nie spodziewał się, że ta historia zakończy się w ten sposób. Wędrujące po orbicie planetarnej szczątki Vegety, która była w swoim największym okresie świetności. Wiele sporów, które się pojawiały były błahe i szybko rozwiązywane, a król miał niemalże nienaruszalna pozycję. Wielu doskonałych wojowników na straży planety oraz wielu innych dążących do zjednoczenia rasy, która tak wiele przeszła. Jednakże ostateczna wojna w końcu nadeszła, wojny która mogła wznieść chwałę dla tej wspaniałej rasy. Przeciwnik z jakim saiyanom przyszło się mierzyć okazał się zbyt silny i pozostawił po sobie tylko zgliszcza.
- Oto ostatni skrawek planety na którym można żyć. - zaczął kaioshin do piątki młodych saiyan, changelinga oraz innej istoty, która mogła być demonem lub hybryda ras. Wszyscy byli dość młodzi i kaioshin cudem ich odratowali, gdy łapali wydawać się mogło ostatnie tchnienia na umierającej planecie. Teleportował ich z innych odłamków planety i przeniósł na ćwiartkę, która miała resztki atmosfery, niewielka ilość zielonych roślin, małego zielono-żółtawego jeziora oraz pagórka z kilkunastoma drzewami owocowymi, pełnego kwitnących fioletowych kwiatów, które za kilka tygodni obrodziło by soczystymi owocami.
- Pewnie zastanawiacie się co tu robicie i co się stało. - kontynuował pociągając wielki łyk gorzały z olbrzymiego bukłaka z sake. Młodziki z początku otępiałe w końcu zwróciły swój wzrok na widać lekko podchmielonego kaioshina. - Właściwie to wiecie doskonale co się stało. Bardzo zły pan przyszedł, bo ktoś inny miał pewne życzenie, ale nie wiedział, że miarka się przebrała. Otóż to młodzi. Słuchajcie uważnie, bo nie będę się powtarzał, a pewnie zdążę zapomnieć o czym przed chwilą mówiłem. Ten zły pan, wezwany trochę przypadkiem i w niewłaściwym momencie akurat miał po prostu zły nastrój, a znajdował się w mieście tronowym. Oczywiście zły nastrój to nie powód, żeby zabić kilka tysięcy osób i zrównać z ziemią setki budynków, ale jeżeli ktoś budzi cię z długiego snu w środku nieznanego Ci miejsca i w dodatku grozi Ci, możesz postanowić się bronić. Pamiętajcie, że opanowanie jest bardzo ważne, bo nikt nie powinien robić takich rzeczy. Niestety stało się. Władca i władcy klanów, a nawet ich wrogowie poruszeni tym zdarzeniem sądzili, że zaczęła się wojna i niespodziewanie wasi pobratymcy, na początku saiyanie zaczęli bić się z saiyanami, później dołączyły changelingi i inne rasy. Wybuchła wielką wojna domowa, która trwała zaledwie 2 dni. Po nich wiele miast płonęło i było już za późno, go zginęło wielu wspaniałych wojowników. Zrozumieli zbyt późno, że rozpoczęli walkę ze sobą, zamiast przeciwstawić się prawdziwemu wrogowi, który potężne shadowy zmiótł od tak. Ich śmierć i pojawienie się u progu piekła zatrzasnęło nawet zaświatami i musieli przysłać mnie. Akurat od dawna na emeryturze, w świętym spokoju medytowałem i zbierałem siły. Gdy mnie z tej medytacji wytrącili, po tych wielu latach najpierw musiałem pomoc wykończyć ostatecznie shadowy. Było to naprawdę wykańczające, a cierpienie którego doświadczyłem widząc ponownym ból zmarłych muszę teraz ukoić...
Kontynuując. Otoz. Shadowy zniknęły, najsilniejsi wojownicy zginęli, a garstka tych mocarzy zjednoczona nie była w stanie równać się potędze GO. Oczywiście byli bliscy zwycięstwa, siła wielu na jednego, ale gdy ziemia pod ich stopami zaczęła się rozpadać, atmosfera płonąć  i ulatniac się, gdy planeta pękała na kawałki, było za późno. Nie byli wtedy już w stanie przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę. On mógł bez problemu załatwić ich pojedynczo, na każdym osobnym kawałku planety.
- zamilkł wtem, widząc ich młode, przerażone twarze, które nie były pewne czy ów wojownik, nie zjawi się i na tym skrawku planety, aby dokończyć dzieła, ale Go zniszczył tych najmocniejszych. Zawsze tak robił, a później szukał nowych miejsc gdzie mógł się zaszyć i w spokoju odpoczywać, bo był to leniwy wojownik, który wybudzony niszczył co mu nawinęło się pod rękę, a później pozbywał się najmocniejszych jednostek, które mogłyby szukać zemsty i go wybudzać ze snu. Tak właśnie skończyła planeta Vegeta w dodatku nieco przypadkiem, przez chciwość jakiegoś kmiotka.
Kaioshin siedział na skalę i brał kolejny łyk z bukłaka, a młodziki siedziały przed nim w rozpaczy, nie wiedząc co dalej ze sobą zrobić. Odłożył bukłak obok swojej stopy i na chwilę się zamyślił. Jego własne głośne czknięcie jakby go wyrwało z zamysłu, ale nie tylko to. Młodziki siedziały przed nim, ale wyglądały na nieco sine, jakby ledwo oddychały, jakby ostatnie życie ulatniało się z planety. On sam zaczął odczuwać niskie ciśnienie rozciągające jego ciało i zrozumiał, że atmosfera ulatnia się z tego ostatniego skrawka, a więc planeta Vegeta umiera.
Powinien dać również umrzeć tym młodzikom, bo kaioshin nie powinni znacząco ingerować, ale z powodu przez jaki ich planeta i pobratymcy zginęli, jego misja było uratowanie ocalałych. Oczywiście wielu saiyan i ras, które przebywały ma planecie uciekły z niej. Były to głównie najsłabsze i często bogate jednostki, których rodziny posiadały statki, a więc rasa saiyan nie miała wielkich szans na wznowienie czasów wielkiej świetności.
Tych paru młodzików mimo wszystko przetrwało na resztkach planety rozrzuconych na orbicie, a on zgromadził ich w jedno miejsce, które przestawało nadawać się do życia. Używając swojej KI postanowił ją oddać w ta ziemię i florę planety, aby atmosfera mogła utrzymać się po wsze czasy, aby pozostali przy życiu saiyanie, gdziekolwiek będą mogli tu wracać, traktując ten skrawek jako pomnik tragedii jaka się tu odbyła.
Wpajając swoją KI w ostatnią ćwiartkę planety osłabił się do takiego poziomu jakiego nie miał dawno. Oczywiście mógł się jeszcze teleportować z powrotem w zaświaty, ale nie był pewien czy może tych młodych zostawić. Przeczesał swym umysłem planetę i ujrzał stary port na skraju resztki planety, a w nim znajdowało się parę statków. Wpojenie Ki we wzmocnienie struktur planety nieco go orzeźwiło i przemówił ostatni raz do młodzików.
- To będzie ostatnia ćwiartka planety, ale nie sądzę że znajdziecie tu szczęście. W tamtym kierunku... - wskazał palcem na wschód tej... Można obecnie nazwać planetoidy. - Znajduje się port i parę statków. Wiem, że straciliście krewnych, miejsce zamieszkania, ale nie szukajcie zemsty, bo nie przyniesie ona nic dobrego, ale trenujcie stańcie się silniejsi i stójcie na straży pokoju. - po czym ponownie pociągnął łyk z wielkiego bukłaka. Niestety nie miał pojęcia, że krewka rasa saiyan w swoich żyłach ma zakorzeniona walkę i dążenie do siły, a wypowiedziane przez kaioshina słowa zalane po chwili łykiem alkoholu mogły tym młodym osobom wbić nieco sprzeczności. Mówić o prawosci, a następnie oddawać się nałogowi. Wtedy to jednak jeszcze nie był nałóg, a próba stłumienia bólu jaki czuł widząc na każdym szczątku planety ciała zmarłych wojowników oraz zwykłych mieszkańców. Uduszenie od braku tlenu, poszatkowane ciała od wybuchów, efekt walk z GO, ale również dwudniowej wojny domowej. Tak kończy się żywot planety Vegeta. Z kaioshinem, który dopijajac alkohol wraca w zaświaty i młodzikami, którzy udają się do portu, aby znaleźć lepsze miejsce do życia.

Life on Vegeta - The End

Red likes this post

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach

Copyright ©️ 2012 - 2018 dbng.forumpl.net.
Dragon Ball and All Respective Names are Trademark of Bird Studio/Shueisha, Fuji TV and Akira Toriyama.
Theme by June & Reito