Strona 1 z 2 • 1, 2
Ogrody
Sro Sie 12, 2015 10:08 am
Piękne ogrody mające swoje miejsce w północnym skrzydle pałacowym. Wewnątrz tego majestatycznego miejsca można ujrzeć najróżniejsze rośliny, do krzewów, kwiatów po drzewa.
Flora nie pochodziła tu wyłącznie z Vegety. Znajdowały się tu najrozmaitsze gatunki roślin, pochodzących z takich planet jak Namek czy Konack, sporo z nich wskazywały na pamiątki z królewskich wypraw.
Na środku ogrodu znajdował się piękny ozdobny basen wyłożony kunsztownymi kafelkami, a na każdym widniał osobny symbol nadając otoczeniu niezwykłego charakteru. Wewnątrz zbiornika widniała krystalicznie czysta woda, która miała kilka odpływów prowadzących w niezwykły sposób do pobliskich roślin.
W samym sercu basenu stała kunsztowna ozdobiona posągami domowych stworzeń Vegety symbolizującymi lojalność i tymi samymi kafelkami fontanna. W ów ozdobie umieszczone było ozdobnych wylotów wody przedstawiających paszcze nieznanych stworów, z których na przemiennie w widowiskowy sposób tryskała woda na wysokość kilkunastu metrów.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Ogrody
Nie Lut 28, 2016 9:19 pm
Droga na nogach zdawała się być o wiele za długa. Gdyby miał swoją postać, po prostu skorzystałby z najlepszego środka transportu w tym uniwersum - z latania. Zero płatności, zmęczenia, i do tego prędkość, o jakiej w większości wszyscy marzą. Godny chód przeistaczał się w staczanie się al'a pijak po miesięcznej libacji alkoholowej, i tylko bystre oko i refleks uchroniły pyszczek kota z zetknięciem się z chodnikiem. Ledwo co kontaktował, lecz wnet otrzeźwiło go przytulenie. Aż najeżył sierść, nie mniej na tym skończyło się pouczenie dla Cressa, który aż zanadto pieścił zwierzaka. Nieobliczalny, pozytywnie zakręcony medyk. Gdyby nie to, że w ten sposób wybudził kota z trybu wolnego uśpienia, pożałowałby nadmiernych pieszczot, do których nijak był przyzwyczajony. Dziczał z chwili na chwilę, mimo wszystko nie zamierzał wracać do swojej formy. Jeszcze nie. Może jeszcze coś zauważy między tymi młodymi Saiyanami? Wydawali się być inni od tych, których spotkał chociażby na orbicie Ziemi. Tamci... na ślepo walczyli z demonami, za wszelką cenę, gorliwie i z szałem w oczach. Tutaj płonęły serca, których płomienie nie były aż tak dostrzegalne dla kogoś, kto nie znał tego uczucia. Chociaż im dłużej przyglądał się tej dwójce, tym lepiej rozumiał ich motywacje ku bliskości ich ciał, jaźni. Słowa nabierały nietypowej otoczki, nuty tajemniczości, dobroci... nawet pomimo kilku kąśliwych uwag. Kto się czubi ten się lubi.
I nagle Xal wpadł na ścianę. A później wpadł na coś jeszcze, i oberwał z góry. Istna lawina pecha. Aż kot wytrzeszczył oczy i jedną łapką pacnął się między oczyma. Taki scenariusz to tylko w książkach, a jednak. To całkiem śmiesznie wyglądało, lecz Red nie miał poczucia humoru, zbyt skalał swoją osobowość złem, by mieć prawo do uśmiechu, nawet pod nosem. Tym bardziej nie po ochrzczeniu go mianem Kłębuszka. Nie powiem, oryginalne, ale Kłębuszek? Dla demona?! Eh Cress, igrasz z ogniem, naprawdę. Cierpliwość Reda miała swoje granice, które powoli kurczyły się pod stopami Medyka. Zwłaszcza, gdy już drugi raz utulał w pobliżu ogrodu, a za trzecim razem wykorzystał demona jako tarczę osłonną, by skryć rumieńce od komplementów Xalantha. I tak jak przepowiedział ten ostatni - Cress wreszcie otrzymał nagrodę w postaci kilkusekundowej masakry pazurkami po jego obliczu. Sporo szram, cienkich, ale licznych. Z perspektywy osoby siedzącej w ciele kota tego było za wiele. I chyba dlatego niebawem został futrzak pokarany zabawą w ogrodzie. Ale o tym za moment.
Xalanth nie był pewny, czy wyprawa do Króla, tego nowego, miała sens. Miał dowody swojej niewinności, a mimo wszystko obawiał się bezpośredniej konfrontacji. Cóż... może te papiery były lewe? Red nie był dyplomatą, ani trochę. Nie mógł nic poradzić, jak tylko usiąść bliżej Xala i pocieszyć go cichym mruczeniem tuż obok jego podkulonych z ogonem nóg. Nie na długo. Medyk, może z zemsty i z zazdrości, pochwycił kotka i zaczął go drażnić w nosek zielskiem. Coś tak banalnego, ale wystarczyło, by Red kichał jak opętany, przez jedno, głupie źdźbło trawy! Co gorsza - nie chciał przestać swędzić nosek! Obnażył kiełki i próbował łapką jakoś zatamować kichanie, na próżno. Tak dawno nie niuchał trawy, że mu zaszkodziła? Z każdym kichnięciem wkurzał się jeszcze bardziej, aż poczuł, że coś z jego ciałkiem dzieje się nie tak. Mrowiło, zupełnie jak podczas przemiany! Rozejrzał się z paniką dookoła, aż dostrzegł grube, samotne drzewo. Z ciągłym kichaniem zapuścił dyla w tamtą stronę, a po drodze zgubił złotą wstążkę, która oplatała jego koci ogon. I ucichło od kichania za kilka chwil. Ale kot nie wrócił.
Demon stał pod drzewem tak, że zasłaniał go cały pień. Od pasa w górę lekko kłaniał się ku trawie, a po jego szarawym licu spływały długie kosmyki włosów, całkowicie rozpuszczone od zgubionej wstążki. Grzywka zasłaniała połowę twarzy, lecz nie zasłoniła ust, które miał rozwarte na oścież. Oddychał z trudem, po wszystkich kłach (bo nie miał innego rodzaju zębów) spływały kropelki śliny. Blask ślepi przebijał się przez włosy nieodzwierciedlając dokładnego kształtu demonicznego spojrzenia. Dłonie z pazurami przybił do kory na tyle głęboko, że wyryły niesamowicie głębokie otwory. Nie... to dla niego za dużo. Nie miał tyle cierpliwości co inni, musiał natychmiast znaleźć kogoś, na kim mógłby żerować. Głód doprowadzał go do obłędu, że nawet nie chciał, by ktokolwiek go zauważył w takim stanie. Jego Ki wrzała i wręcz kazała ciału zdobyć jak najszybciej pokarm. Przecież taki ogrom mocy nie może gnieździć się w tak wątłym ciele, czyż nie? Spuścił uszy po sobie i przygryzł zębiska, nie mniej nie uspokajał się. Warczał, grzmiał bestialsko przez gardło. Do jego nozdrzy dobiegł aromat posoki. No tak, podrapał dość solidnie Cressa po twarzy, a na szponach była jego krew. Wyciągnął z kory drzewa jedną, drżącą dłoń od głodówki i wetknął zakrwawiony szpon w swoje usta. Mmm... Medyk miał przepyszną krew. Cieplutką, zdrową, rześką. Na pewno i Xal miałby pyszną. Więc... dlaczego jeszcze tu stoi? Bo coś było jeszcze na tyle silne, że powstrzymywało demona przed samosądem. Myśl, że egzystencja Saiyan jest o wiele wartościowsza niż żywot Reda. Oni mają prawdziwą motywację do życia - siebie nawzajem, coś co ich zespaja ze sobą. A Red? Swoje przeżył, wiele milionów istnień zabił w ciągu 322 lat, a mimo to jeszcze istnieje. Nikt go nie będzie wspominać, tak jak June, chociaż Ona zasługiwała na pamięć i oddanie czci zaginionej.
Oblizał już wszystkie palce z krwi, której było jak na lekarstwo. Najbliższa apteka była zaledwie kilka kroków stąd. Stał tak ze spuszczoną głową i nie mógł drgnąć. Fizycznie owszem, byłby zdolny, ale... po co? Niereformowalnym demonem targało wiele sprzeczności. Aż ulatywały z jego ciała czarne motyle ujawniające więcej mocy, którą dotąd skrywał.
I nagle Xal wpadł na ścianę. A później wpadł na coś jeszcze, i oberwał z góry. Istna lawina pecha. Aż kot wytrzeszczył oczy i jedną łapką pacnął się między oczyma. Taki scenariusz to tylko w książkach, a jednak. To całkiem śmiesznie wyglądało, lecz Red nie miał poczucia humoru, zbyt skalał swoją osobowość złem, by mieć prawo do uśmiechu, nawet pod nosem. Tym bardziej nie po ochrzczeniu go mianem Kłębuszka. Nie powiem, oryginalne, ale Kłębuszek? Dla demona?! Eh Cress, igrasz z ogniem, naprawdę. Cierpliwość Reda miała swoje granice, które powoli kurczyły się pod stopami Medyka. Zwłaszcza, gdy już drugi raz utulał w pobliżu ogrodu, a za trzecim razem wykorzystał demona jako tarczę osłonną, by skryć rumieńce od komplementów Xalantha. I tak jak przepowiedział ten ostatni - Cress wreszcie otrzymał nagrodę w postaci kilkusekundowej masakry pazurkami po jego obliczu. Sporo szram, cienkich, ale licznych. Z perspektywy osoby siedzącej w ciele kota tego było za wiele. I chyba dlatego niebawem został futrzak pokarany zabawą w ogrodzie. Ale o tym za moment.
Xalanth nie był pewny, czy wyprawa do Króla, tego nowego, miała sens. Miał dowody swojej niewinności, a mimo wszystko obawiał się bezpośredniej konfrontacji. Cóż... może te papiery były lewe? Red nie był dyplomatą, ani trochę. Nie mógł nic poradzić, jak tylko usiąść bliżej Xala i pocieszyć go cichym mruczeniem tuż obok jego podkulonych z ogonem nóg. Nie na długo. Medyk, może z zemsty i z zazdrości, pochwycił kotka i zaczął go drażnić w nosek zielskiem. Coś tak banalnego, ale wystarczyło, by Red kichał jak opętany, przez jedno, głupie źdźbło trawy! Co gorsza - nie chciał przestać swędzić nosek! Obnażył kiełki i próbował łapką jakoś zatamować kichanie, na próżno. Tak dawno nie niuchał trawy, że mu zaszkodziła? Z każdym kichnięciem wkurzał się jeszcze bardziej, aż poczuł, że coś z jego ciałkiem dzieje się nie tak. Mrowiło, zupełnie jak podczas przemiany! Rozejrzał się z paniką dookoła, aż dostrzegł grube, samotne drzewo. Z ciągłym kichaniem zapuścił dyla w tamtą stronę, a po drodze zgubił złotą wstążkę, która oplatała jego koci ogon. I ucichło od kichania za kilka chwil. Ale kot nie wrócił.
Demon stał pod drzewem tak, że zasłaniał go cały pień. Od pasa w górę lekko kłaniał się ku trawie, a po jego szarawym licu spływały długie kosmyki włosów, całkowicie rozpuszczone od zgubionej wstążki. Grzywka zasłaniała połowę twarzy, lecz nie zasłoniła ust, które miał rozwarte na oścież. Oddychał z trudem, po wszystkich kłach (bo nie miał innego rodzaju zębów) spływały kropelki śliny. Blask ślepi przebijał się przez włosy nieodzwierciedlając dokładnego kształtu demonicznego spojrzenia. Dłonie z pazurami przybił do kory na tyle głęboko, że wyryły niesamowicie głębokie otwory. Nie... to dla niego za dużo. Nie miał tyle cierpliwości co inni, musiał natychmiast znaleźć kogoś, na kim mógłby żerować. Głód doprowadzał go do obłędu, że nawet nie chciał, by ktokolwiek go zauważył w takim stanie. Jego Ki wrzała i wręcz kazała ciału zdobyć jak najszybciej pokarm. Przecież taki ogrom mocy nie może gnieździć się w tak wątłym ciele, czyż nie? Spuścił uszy po sobie i przygryzł zębiska, nie mniej nie uspokajał się. Warczał, grzmiał bestialsko przez gardło. Do jego nozdrzy dobiegł aromat posoki. No tak, podrapał dość solidnie Cressa po twarzy, a na szponach była jego krew. Wyciągnął z kory drzewa jedną, drżącą dłoń od głodówki i wetknął zakrwawiony szpon w swoje usta. Mmm... Medyk miał przepyszną krew. Cieplutką, zdrową, rześką. Na pewno i Xal miałby pyszną. Więc... dlaczego jeszcze tu stoi? Bo coś było jeszcze na tyle silne, że powstrzymywało demona przed samosądem. Myśl, że egzystencja Saiyan jest o wiele wartościowsza niż żywot Reda. Oni mają prawdziwą motywację do życia - siebie nawzajem, coś co ich zespaja ze sobą. A Red? Swoje przeżył, wiele milionów istnień zabił w ciągu 322 lat, a mimo to jeszcze istnieje. Nikt go nie będzie wspominać, tak jak June, chociaż Ona zasługiwała na pamięć i oddanie czci zaginionej.
Oblizał już wszystkie palce z krwi, której było jak na lekarstwo. Najbliższa apteka była zaledwie kilka kroków stąd. Stał tak ze spuszczoną głową i nie mógł drgnąć. Fizycznie owszem, byłby zdolny, ale... po co? Niereformowalnym demonem targało wiele sprzeczności. Aż ulatywały z jego ciała czarne motyle ujawniające więcej mocy, którą dotąd skrywał.
Re: Ogrody
Nie Lut 28, 2016 10:23 pm
To miejsce chyba była ostatnią oazą spokoju w tym miejscu. Pałac Królewski był dość mocno zniszczony tymi walkami, lecz o dziwo Ogrody Królewskie nie doznały, aż takiego uszczerbku. Może dlatego, że Saiyanie woleli uderzać frontalnie bez przemykania się? Możliwe. Dla Xalantha, Kłębuszka i Cressa to miejsce mogło być rajem. Jednak jak to często bywa raj znika, a wraca smutna rzeczywistość. Tak samo było w tym przypadku. W momencie, w którym od Xala uciekł kot to do uszu dwójki Saiyan doszedł odgłos kroków. Coraz głośniejszy, gdyż ich właściciel najwyraźniej się spieszył. Nie wiadomo czy był to swój czy wróg. Pomimo tego, że Zell skwierczał w piekle, to jeszcze żyło trochę jego fanatyków. Kto wie czy to nie jeden z nich nie nadchodzi właśnie teraz? Trzeba było mieć nadzieję, która jak mawiają jest matką głupich. Po kilkunastu sekundach oczekiwania, które dla dwójki zakochanych mogły ciągnąć się godzinami wreszcie pojawił się właściciel tych kroków.
- Kim jesteście i co tutaj robicie? – rzucił spokojnym tonem.
Occ:
Tak se wbijam.
- Mężczyzna:
- Kim jesteście i co tutaj robicie? – rzucił spokojnym tonem.
Occ:
Tak se wbijam.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Ogrody
Pon Lut 29, 2016 7:08 pm
"~Trzeba umieć walczyć o swoje, Xalanth.~"
Nagle usłyszał te słowa w swojej głowie młody wojownik, a na jego ramieniu siedział czarny motyl lekko rozprostowujący skrzydełka czekając na korzystny wiatr. Pachniał rześko, jak dżdżysty poranek w lesie. Lżejszy od piórka mroził swym dotykiem, nawet jeszcze kilka chwil od wyfrunięcia ku górze. Cały ogród zdawał się przesiąknąć chłodem i miętą, tak jakby też odrobinę poszarzało dookoła. Epicentrum biło od demona, który wolnym krokiem, niczym dżin, przemierzał boso dzielący ich dystans. Rozwiane włosy od czasu do czasu przysłaniały twarz, mimo wszystko zatrzymał się dopiero siedem metrów przed Saiyanami. Dookoła Reda fruwały pojedyncze motyle, który przysłonił usta czarną maską z płótna. Być może dlatego, by skryć splamione posoką wargi, gdyż nie mogąc inaczej zyskać chwilowego spokoju ducha ugryzł się w przedramię - szczelnie zakryte przed wzrokiem ciekawskich.
W trakcie zdawałoby się beztroskiego spaceru do obecnych, Xal słyszał w głowie bardzo dobrze znane mu słowa, wyrecytowane kropka w kropkę. Brakowało im emocji, ale treść nie odbiegała od oryginału.
Jako, że miał czuły słuch, słyszał zadane pytanie przez przybysza w pelerynie. Red też powinien co nieco zdradzić swój powód przebywania w ogrodzie, w towarzystwie gruchających gołąbków. Cóż z tego, że chwilowo podzieliła ich pirania czy inna drapieżna ryba, ich więzi były solidne. Aż do mdłości.
"~Prowadziłem tę dwójkę w stronę Pałacu. Reszta pokrywa się z ich zeznaniami.~"
Bardziej tajemniczym nie dało się być, co? Cóż, nie czuł się komfortowo w tym małym tłumie, ale nie pozwoli, by przekąska czmychnęła mu sprzed nosa, zwłaszcza tak wspaniale pachnąca posoką. Wystarczyło mrugnięcie, a Red stał tuż za młodzieńcem, mając na palcach jego krew z rannego ogona. Nie wolno marnotrawić posiłku, nawet jeśli nie przedstawia to demona w korzystnym świetle. Ah, aż miał ochotę odsłonić maskę i wbić wszystkie kły w to smakowite ciałko... eh, otrząśnij się Red, trzeba być czujnym w gronie nieznajomych. A ten jegomość w pelerynie... jego Ki... kogoś mu przypominała. Wiedział, że jest z kimś spokrewiony, lecz nie miał pojęcia z kim. Może sam wyjawi prawdę?
A w tym czasie zawinął palce wokół ogonka Xalantha, by nie wpadł na głupi pomysł z wyrywaniem się. Trzeba wiedzieć, jak się modlić, by nie ściągać demony na swój soczysty kark.
Nagle usłyszał te słowa w swojej głowie młody wojownik, a na jego ramieniu siedział czarny motyl lekko rozprostowujący skrzydełka czekając na korzystny wiatr. Pachniał rześko, jak dżdżysty poranek w lesie. Lżejszy od piórka mroził swym dotykiem, nawet jeszcze kilka chwil od wyfrunięcia ku górze. Cały ogród zdawał się przesiąknąć chłodem i miętą, tak jakby też odrobinę poszarzało dookoła. Epicentrum biło od demona, który wolnym krokiem, niczym dżin, przemierzał boso dzielący ich dystans. Rozwiane włosy od czasu do czasu przysłaniały twarz, mimo wszystko zatrzymał się dopiero siedem metrów przed Saiyanami. Dookoła Reda fruwały pojedyncze motyle, który przysłonił usta czarną maską z płótna. Być może dlatego, by skryć splamione posoką wargi, gdyż nie mogąc inaczej zyskać chwilowego spokoju ducha ugryzł się w przedramię - szczelnie zakryte przed wzrokiem ciekawskich.
W trakcie zdawałoby się beztroskiego spaceru do obecnych, Xal słyszał w głowie bardzo dobrze znane mu słowa, wyrecytowane kropka w kropkę. Brakowało im emocji, ale treść nie odbiegała od oryginału.
- Cytat modlitwy Xalantha:
- "~Proszę, jeśli mnie tam na górze słyszycie... Dajcie mi odwagi... Pomóżcie stanąć na nogi i doprowadzić się do ładu... Mam z tym problem... Obrałem za cel zostanie wojownikiem, który będzie oddany wam... Proszę, dajcie mi kogoś, kto zostanie moim duchowym mentorem i opiekunem... W zamian oddam wszystko co posiadam w boskie posiadanie, swoje życie, ciało duszę... Chcę być kierowany przez boską mądrość... Pozwólcie mi jednak być sobą, kochać, złościć się... Nie karzcie mi zmieniać swojej natury... Jestem wojownikiem, czasem pycha przejmuje nade mną kontrolę, ale chcę to zmienić... Chcę nad tym pracować, chcę pokazać, że bycie wojownikiem nie oznacza używania tylko siły... Proszę… Wraz z modlitwą oddaję moją energię, jeśli jej potrzebujecie weźcie ją... Jest wasza...~"
Jako, że miał czuły słuch, słyszał zadane pytanie przez przybysza w pelerynie. Red też powinien co nieco zdradzić swój powód przebywania w ogrodzie, w towarzystwie gruchających gołąbków. Cóż z tego, że chwilowo podzieliła ich pirania czy inna drapieżna ryba, ich więzi były solidne. Aż do mdłości.
"~Prowadziłem tę dwójkę w stronę Pałacu. Reszta pokrywa się z ich zeznaniami.~"
Bardziej tajemniczym nie dało się być, co? Cóż, nie czuł się komfortowo w tym małym tłumie, ale nie pozwoli, by przekąska czmychnęła mu sprzed nosa, zwłaszcza tak wspaniale pachnąca posoką. Wystarczyło mrugnięcie, a Red stał tuż za młodzieńcem, mając na palcach jego krew z rannego ogona. Nie wolno marnotrawić posiłku, nawet jeśli nie przedstawia to demona w korzystnym świetle. Ah, aż miał ochotę odsłonić maskę i wbić wszystkie kły w to smakowite ciałko... eh, otrząśnij się Red, trzeba być czujnym w gronie nieznajomych. A ten jegomość w pelerynie... jego Ki... kogoś mu przypominała. Wiedział, że jest z kimś spokrewiony, lecz nie miał pojęcia z kim. Może sam wyjawi prawdę?
A w tym czasie zawinął palce wokół ogonka Xalantha, by nie wpadł na głupi pomysł z wyrywaniem się. Trzeba wiedzieć, jak się modlić, by nie ściągać demony na swój soczysty kark.
Re: Ogrody
Wto Mar 01, 2016 8:45 pm
Kiedy mężczyzna usłyszał nazwisko wyższego z Saiyaninów to jego oczy się zwęziły, a ogon poruszył niespokojnie. Jednak nie wykonał żadnego niepotrzebnego ruchu. Czekał na rozwój sytuacji, która zapowiadała się całkiem ciekawie. Jednak następna sytuacja sprawiła, że Saiyanin aż podniósł brew do góry. To co Xalanth zrobił można było skatalogować jako totalną głupotę. Trzeba było jednak przyznać, że chłopak miał naprawdę rozwinięte słownictwo jeśli chodzi o rzucanie bluzgów. Kilku z nich nie znał nawet nieznajomy. Podobno ludzie uczą się przez całe życie, a tu proszę. Starszy Saiyanin nauczył się czegoś od młodszego i coś czuł, że w najbliższym czasie mogą mu się przydać. Jednak na dłuższą metę jego zachowanie było niepoważne, a nawet żałosne. Jeśli tak się zachowuje przy pierwszej spotkanej osobie, to jego życie może być dość krótkie. Na całe szczęście jego towarzysz był bardziej ogarnięty i zabrał się za rybę. Żołnierz już wcześniej słyszał o Cressie i pomimo jego żałosnej siły bojowej był interesujący. Posiadał wysokie umiejętności pierwszej pomocy i znajomości anatomii co mogłoby się okazać przydatne dla nowej władzy.
- Czy ja wam nie przeszkadzam w tym słodzeniu sobie? – rzucił ciemnowłosy wojownik dość sarkastycznym tonem. Chłód w jego oczach mógł przerażać, a na dodatek po pokazie jaki mu zafundowali zaczynał być zirytowany. Ich wyjaśnienia też nie były zbyt inteligentne.
- Szukacie Zella? To źle trafiliście. – rzucił cierpko mężczyzna, a w tym samym momencie wyczuł Ki Reda, który wyszedł zza drzew. Może i próbował ukrywać twarz, ale jego aura śmierdziała na kilometr.
- A ty demonie czego tu szukasz? Co wy kombinujecie? Jakie dokumenty Braveheart? Mówcie z jakimś sensem, albo każę was zamknąć w celi i pogadamy za tydzień. – rzucił ostro mężczyzna. Ta sytuacja zaczęła go naprawdę drażnić.
- Czy ja wam nie przeszkadzam w tym słodzeniu sobie? – rzucił ciemnowłosy wojownik dość sarkastycznym tonem. Chłód w jego oczach mógł przerażać, a na dodatek po pokazie jaki mu zafundowali zaczynał być zirytowany. Ich wyjaśnienia też nie były zbyt inteligentne.
- Szukacie Zella? To źle trafiliście. – rzucił cierpko mężczyzna, a w tym samym momencie wyczuł Ki Reda, który wyszedł zza drzew. Może i próbował ukrywać twarz, ale jego aura śmierdziała na kilometr.
- A ty demonie czego tu szukasz? Co wy kombinujecie? Jakie dokumenty Braveheart? Mówcie z jakimś sensem, albo każę was zamknąć w celi i pogadamy za tydzień. – rzucił ostro mężczyzna. Ta sytuacja zaczęła go naprawdę drażnić.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Ogrody
Sro Mar 02, 2016 7:11 pm
Przyznać trzeba, że Saiyanie to odważny naród. Nie mniej bardzo ksenofobiczny, tak jakby Małpoludzie nie chcieli nawet myśleć, że dzielą powietrze, ląd czy wodę z innymi istotami. A jest ich sporo we wszechświecie, sami o tym doskonale wiedzą, skoro podbijają różne planety. Najbardziej zakochani w swej czystości krwi, we swej dumie, która często kroczy przed upadkiem. Zell upadł i spadł z tronu w otchłań śmierci, a dzięki komu? Rebeliantom, bardzo różnorodnym, z różnych planet i upodobań. No dobra, z Ziemi i z Niebios, jeśli liczyć w poprzednie walki Kaede. Miał swój udział także demon, na którego cierpko i chłodno spoglądał jegomość w pelerynie, przed którym młodzieńcy stali niemal na baczność, i wyłuskali na światło dzienne wszystko co wiedzą. Nie powinni tego robić na otwartej przestrzeni, gdzie mógł czaić się nieprzyjaciel i wykorzystać wszystkie informacje, jakie wytrajkował jak katarynka Na tyle mielił swym cudnym języczkiem, że wypaplał nawet fakt pojawienia się demona wśród nich. Kto zdecydowałby się wspominać o jakiejś modlitwie obcej osobie? Gdyby zależało mu na czymś więcej niż na pozyskaniu celu przez uświęcenie pewnych środków, to zwróciłby mu uwagę. Chociaż zauważył, że styl wypowiedzi młodzieńca podchodził lekko pod nadstawienie karku za obecność demona. Red skrzyżował ręce na torsie odwracając wzrok na bok, chociaż kątem oka zerkał na ranny ogonek Xalantha, który napuszył się ze strachu jak szczotka. I do tego ciągle powtarzał "sir". Ile razy to było od początku spotkania z wyżej postawionym Saiyanem? Dwadzieścia pięć razy. A tak policzył dla hecy, sporo tego wyszło.
Nie tylko Zick dostrzegł bliznę na szyi młodzika, w zasadzie skojarzyło mu się z nacięciem skóry przed posiłkiem. Mmm... jeeeeść...
A propo tego wojownika z wyższej półki - niepotrzebnie dopytywał się szczegółów co do pobytu demona wśród Saiyan. Po pierwsze dlatego, że już raz powiedział, iż robił za przewodnika dla tych dwóch młodzików, a po drugie dlatego, iż nie lubi się powtarzać. I po trzecie - skoro rozszyfrował energię demona mógł dostrzec, że w Genki Damie wykonanej przez Hikaru tkwił spory wkład jego Ki. Nigdzie indziej tej Ki nie mógł dostrzec jak w tamtejszej chwili, i obecnie. Nie lubił się chwalić, ogólnie wygadywać się z drobnostek. Zwłaszcza komuś, kto jeszcze nie wylegitymował się, a zadaje mnóstwo pytań. Red nie znał się na zasadach panujących na Vegecie (mimo usilnej edukacji ze strony Kuro), jednakże skoro demon niczego nie żądał od nieznajomego - i tamten powinien dać mu spokój. Jedyny cel pobytu był tuż przed nim. Tak Xal, o Tobie mowa. Chociaż wyglądasz jak siedem nieszczęść, u boku masz wiernego druha, który wnet poprawi Ci humor. Red już zdążył zobaczyć, jak Cressowi zależało na Długowłosemu.
Zmrużył połowicznie powieki i oddalił się na kilka kroków rozglądając się po ogrodzie. Może wtedy szybciej dogada się jego ofia... znaczy się jego podopieczny ze współrasowcem? Nie lubił mieszać się w życie polityczne, a z tego co podsłuchał - coś było na rzeczy z tej dziedziny. Red miał inne sprawy na głowie niż słuchanie przekomarzań, że wysiłki w oczyszczeniu mienia mogą iść na marne. Demon na przykład nigdy nie może liczyć na łaskawsze traktowanie, zawsze z góry zakłada się najgorsze. Cokolwiek by nie zrobił, czy dobrze czy źle, zawsze patrzą inni przez pryzmat zła. Nawet za nic nierobienie dostanie bęcki, był tego pewny. Dlatego czujność zachował, uszy nastawił na sztorc, ale nie dawał niepokojących sygnałów ze swojej postury. Tylko zdarzało mu się łakomie spojrzeć na Xalantha, lecz w ułamku sekundy odwracał wzrok i wodził ślepiami po żywopłocie.
Nie tylko Zick dostrzegł bliznę na szyi młodzika, w zasadzie skojarzyło mu się z nacięciem skóry przed posiłkiem. Mmm... jeeeeść...
A propo tego wojownika z wyższej półki - niepotrzebnie dopytywał się szczegółów co do pobytu demona wśród Saiyan. Po pierwsze dlatego, że już raz powiedział, iż robił za przewodnika dla tych dwóch młodzików, a po drugie dlatego, iż nie lubi się powtarzać. I po trzecie - skoro rozszyfrował energię demona mógł dostrzec, że w Genki Damie wykonanej przez Hikaru tkwił spory wkład jego Ki. Nigdzie indziej tej Ki nie mógł dostrzec jak w tamtejszej chwili, i obecnie. Nie lubił się chwalić, ogólnie wygadywać się z drobnostek. Zwłaszcza komuś, kto jeszcze nie wylegitymował się, a zadaje mnóstwo pytań. Red nie znał się na zasadach panujących na Vegecie (mimo usilnej edukacji ze strony Kuro), jednakże skoro demon niczego nie żądał od nieznajomego - i tamten powinien dać mu spokój. Jedyny cel pobytu był tuż przed nim. Tak Xal, o Tobie mowa. Chociaż wyglądasz jak siedem nieszczęść, u boku masz wiernego druha, który wnet poprawi Ci humor. Red już zdążył zobaczyć, jak Cressowi zależało na Długowłosemu.
Zmrużył połowicznie powieki i oddalił się na kilka kroków rozglądając się po ogrodzie. Może wtedy szybciej dogada się jego ofia... znaczy się jego podopieczny ze współrasowcem? Nie lubił mieszać się w życie polityczne, a z tego co podsłuchał - coś było na rzeczy z tej dziedziny. Red miał inne sprawy na głowie niż słuchanie przekomarzań, że wysiłki w oczyszczeniu mienia mogą iść na marne. Demon na przykład nigdy nie może liczyć na łaskawsze traktowanie, zawsze z góry zakłada się najgorsze. Cokolwiek by nie zrobił, czy dobrze czy źle, zawsze patrzą inni przez pryzmat zła. Nawet za nic nierobienie dostanie bęcki, był tego pewny. Dlatego czujność zachował, uszy nastawił na sztorc, ale nie dawał niepokojących sygnałów ze swojej postury. Tylko zdarzało mu się łakomie spojrzeć na Xalantha, lecz w ułamku sekundy odwracał wzrok i wodził ślepiami po żywopłocie.
Re: Ogrody
Sob Mar 05, 2016 9:37 pm
Zidarock patrzył ze stoickim spokojem jak chłopak się przed nim kaja. Nie żeby to lubił i sprawiało mu to jakąś szczególną przyjemność, ale czasami trzeba było postawić młodzież do pionu. Ten chłopak musi się nauczyć, że jak chce przekazać coś bardzo ważnego to należy powiedzieć to szybko i treściwie. Inaczej można zostać uznanym za szpiega, albo co gorsza zabitym od razu. Szczególnie jeśli jest się w terenie działań wojennych z demonem. Xalanth jednak zamiast przejść do rzeczy zaczął szczegółowo opowiadać co go tu przygnało. Po prostu pięknie. Dyplomaty z niego nie będzie, ale może żołnierza da się zrobić.
- Wrobieni mówisz? – rzucił Zahne uśmiechając się lekko. Oczywiście znał rodziców tego dzieciaka oraz drugą stronę, ale jakoś tym się nie przejmował. Wiele osób ginęło przy zmianie władzy, tak jak miało to miejsce dziś. Ale jeśli miał papiery na uniewinnienie to tylko lepiej dla niego. Przyjął dokumenty i sfery z lekkim zaciekawieniem. Kule schował do kieszeni, a teczkę otworzył rzucając okiem na pierwszą stronę, kiedy Xal dalej nawijał. Kątem oka obserwował demona, który mu nie odpowiedział na pytanie i zachowywał się jakby to wszystko było poniżej jego godności. Jeśli tak to dlaczego dorzucił swoją energię do tej wielkiej kuli, którą Daishi zrzucił na Zella? Wychodzi na to, że sporo osób ma trochę więcej ukrytych motywów. Wyczuł też energię tych dwóch małolatów, którzy teraz pojawili się na pustyni obok Daichiego i ukochanej tego Kuro. Ciekawe. Bardzo ciekawe. Równocześnie przeczesał Vegetę i wyczuł, że praktycznie już wszystkie walki się zakończyły, a sporo ilość Saiyan leci do Akademii.
- Wiesz że za dużo gadasz? – rzucił Zick, ponownie skupiając swoją uwagę na chłopaczku, który coś tam mówił. Rzucił jeszcze raz okiem na dokumenty.
- Nie obchodzi mnie ta zbroja. Trwała wojna i jak to mówią wszystkie chwyty dozwolone. Jeśli strażnik dał sobie zabrać pancerz to oznacza, że byłeś od niego lepszy. – po tych słowach wyciągnął dłoń, na której pojawiła się kula Ki. Lewitacją zmusił dokumenty do unoszenia się przed nim, a sam podłożył pod nie dłoń z energią. Jednak równocześnie otoczył dokumenty niewidzialna barierą, którą mógł wyczuć tylko ktoś naprawdę silny.
- Skąd wiesz, że nie jestem żołnierzem króla Zella? Przekazałeś mi dokumenty nie wiedząc kim jestem i opowiedziałeś wiele ciekawych rzeczy. Czy twoi rodzice tego cię uczyli? Wiesz kim jestem? – powiedział Zick chłodnym tonem, zaś energia w jego oczach błysnęła. Chciał zobaczyć z jakiej gliny jest ulepiony ten dzieciak.
Occ:
Barierę może wyczuć tylko Red, jeśli będzie się jej chciało.
Xal powodzenia w rozmowie.
- Wrobieni mówisz? – rzucił Zahne uśmiechając się lekko. Oczywiście znał rodziców tego dzieciaka oraz drugą stronę, ale jakoś tym się nie przejmował. Wiele osób ginęło przy zmianie władzy, tak jak miało to miejsce dziś. Ale jeśli miał papiery na uniewinnienie to tylko lepiej dla niego. Przyjął dokumenty i sfery z lekkim zaciekawieniem. Kule schował do kieszeni, a teczkę otworzył rzucając okiem na pierwszą stronę, kiedy Xal dalej nawijał. Kątem oka obserwował demona, który mu nie odpowiedział na pytanie i zachowywał się jakby to wszystko było poniżej jego godności. Jeśli tak to dlaczego dorzucił swoją energię do tej wielkiej kuli, którą Daishi zrzucił na Zella? Wychodzi na to, że sporo osób ma trochę więcej ukrytych motywów. Wyczuł też energię tych dwóch małolatów, którzy teraz pojawili się na pustyni obok Daichiego i ukochanej tego Kuro. Ciekawe. Bardzo ciekawe. Równocześnie przeczesał Vegetę i wyczuł, że praktycznie już wszystkie walki się zakończyły, a sporo ilość Saiyan leci do Akademii.
- Wiesz że za dużo gadasz? – rzucił Zick, ponownie skupiając swoją uwagę na chłopaczku, który coś tam mówił. Rzucił jeszcze raz okiem na dokumenty.
- Nie obchodzi mnie ta zbroja. Trwała wojna i jak to mówią wszystkie chwyty dozwolone. Jeśli strażnik dał sobie zabrać pancerz to oznacza, że byłeś od niego lepszy. – po tych słowach wyciągnął dłoń, na której pojawiła się kula Ki. Lewitacją zmusił dokumenty do unoszenia się przed nim, a sam podłożył pod nie dłoń z energią. Jednak równocześnie otoczył dokumenty niewidzialna barierą, którą mógł wyczuć tylko ktoś naprawdę silny.
- Skąd wiesz, że nie jestem żołnierzem króla Zella? Przekazałeś mi dokumenty nie wiedząc kim jestem i opowiedziałeś wiele ciekawych rzeczy. Czy twoi rodzice tego cię uczyli? Wiesz kim jestem? – powiedział Zick chłodnym tonem, zaś energia w jego oczach błysnęła. Chciał zobaczyć z jakiej gliny jest ulepiony ten dzieciak.
Occ:
Barierę może wyczuć tylko Red, jeśli będzie się jej chciało.
Xal powodzenia w rozmowie.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Ogrody
Pon Mar 07, 2016 8:07 pm
Rozmów ciąg dalszy. Kocie uszy, mimo dzielącego dystansu od Saiyan, wyłapywały niektóre słowa obecnych. Najwięcej czasu mowa była o samym mężczyźnie w pelerynie, którego imienia do tej pory nie znał. No i o dokumentach, które trzymane były w barierze utworzonej przez nieznajomego. Zaiste, ciekawe dlaczego to zrobił? Aby chłopak nie odzyskał ich z powrotem? Aby je zniszczyć? Mimo, że nie obchodziły go jakieś papierki, to jako że dotyczyły jego podopiecznego mogły wnieść bardzo wiele w dalszy rozwój wydarzeń. Same słowa młodzieńca, a właściwie słowotok odziedziczony po matce, miały w sobie sporo informacji. Cress natomiast udzielił się jedynie we śmiechu, a tak to milczał, podobnie jak Red. Gdyby miał zegarek, to spojrzałby na nadgarstek i stwierdził, że za długo to wszystko trwało. Miał bowiem chrapkę na zabawę w cztery oczy, a nie w cztery pary oczu. Musiał uzbroić się w cierpliwość, toteż usiadł po turecku na trawie i zmrużył powieki medytując. Przypominał buddę w tej pozie, nie mniej wewnątrz musiał poskromić bestię, która ożyła na nowo, gdy Xalanth zwrócił treść żołądka o czarnej barwie. Jakby gnił od środka. Ale krew to krew - nowe paliwo życia dla demona. I inna sprawa, że powinien skupić się nie tylko na sobie, ale i na młodziku, który mieczem chciał wojować z kimś wyższym rangą. Nie to, że szczególnie przejąłby się przelaniem krwi, gdyby nie fakt, że mógłby stracić resztki hamulców, jakie powstrzymywały Reda przed zepsuciem "dobrego wrażenia". Miał zadanie określić, kto został nowym Królem, i w tym przypadku żywot Xalantha był mu potrzebny. Albo Cress, chociaż miał do niego uraz za te... tulaski, jak siedział w formie kota. Zatem wolał Długowłosego, który mimo swojego gadulstwa i lekkiego gapiostwa był lepszym materiałem na kogoś więcej niż jednorazowego posłańca i worek pełnego krwi.
Tak czy siak, póki był na obcym terenie mógł jedynie czekać na dogodną okazję. Ale żeby nie tracić czasu - rozwijał się. Kątem oka widział, co Xal chciał uczynić, i poniekąd go przechytrzy, gdy sam pojmie telekinezę. Owszem, znał jedną jej odmianę, lecz przenoszenie przedmiotów było o wiele lepszym rozwiązaniem niżeli unieruchomienie. Było takie wszechstronne, że znalazłoby się wiele zastosowań do jej użycia. Tak więc w jednej chwili musiał okiełznać trzy zadania: kontrola głodu, spoglądanie oczami umysłu na stan KI towarzystwa oraz próba opanowania całkowitej telekinezy. Pierwszą wersję poznał na Ziemi, dzięki uprzejmości Vivian.
Wtedy pomysłowość przyjaciółki nie miała granic. Bardzo obrazowo, ponieważ przedstawiała przykłady na żywo, przybliżyła wiedzę o telekinezie demonowi. Bardzo sprytnie zinterpretowała więzi Ki między użytkownikiem mocy a danym przedmiotem. Z takich powiązań może być nieskończenie wiele możliwości, w zależności od poszerzonej wyobraźni i manipulacji Ki. Był pilny i pamiętliwy, toteż mógł jeszcze raz wrócić do tamtej chwili. Pamiętał jak obserwując koleżankę ochoczo przystąpił do licznych prób. I tym razem rzeczywistość odstawił na bok, lecz nie na tyle, by nie stracić czujności w razie problemów, gdyby Xalanth miał kłopoty. Kierując się intuicją i doświadczeniem wykreował w głowie obraz, w którym chciał zjednoczyć się z kamykiem, który to zaczerwienił się od posoki Saiyana, gdy wbił się w jego czoło. Więź, jaką tworzył energią wokół materii nieożywionej, rosła na mocy i intensywności. Na tyle, że lekko nabrała czarnej, smolistej otoczki. A teraz kolejny etap: w myślach nadał obiektowi cel - niech przesunie się ku Redowi. I nic. Minęła minuta, druga, i dopiero w trzeciej drgnął kamyk. Podchwyciwszy wenę i poczuwszy powiew sukcesu dążył powoli a konsekwentnie do spełnienia misji. Wierzył, że jak poruszy i pojmie w czym tkwi sęk oporu przedmiotu, to z innymi większymi bądź wieloma przedmiotami da sobie radę. Zaczęła się katorga umysłowa, zderzenie się Reda z ciałem obcym, przy czym tylko ten pierwszy okazywał zmęczenie kroplami potu na skroniach. Aż... aż... aż udało się! Głaz wielkości kolczyka wylądował tam gdzie chciał! No prawie... miał być w ręce demona, a nie na głowie Cressa. Mała wtopa. Zaraz poprawił precyzyjność i przy kolejnej próbie doprowadził kamyk do swojej szponiastej dłoni. Uff, myślał, że jak znał pierwszą fazę telekinezy, to i drugą w mig okiełzna, a tu proszę. Mimo wszystko wydawało mu się, że opanował czarną magią i pojął całkowity sens telekinezy. W walce na pewno się przyda, jak tylko nadarzy się okazja.
O, a propo walki, zdecydował się jednak otworzyć oczy. O głodzie nawet zapomniał, wszak być może już za chwilę poleje się gęsto i krwiście po ogrodzie?
[Ooc: trening]
Tak czy siak, póki był na obcym terenie mógł jedynie czekać na dogodną okazję. Ale żeby nie tracić czasu - rozwijał się. Kątem oka widział, co Xal chciał uczynić, i poniekąd go przechytrzy, gdy sam pojmie telekinezę. Owszem, znał jedną jej odmianę, lecz przenoszenie przedmiotów było o wiele lepszym rozwiązaniem niżeli unieruchomienie. Było takie wszechstronne, że znalazłoby się wiele zastosowań do jej użycia. Tak więc w jednej chwili musiał okiełznać trzy zadania: kontrola głodu, spoglądanie oczami umysłu na stan KI towarzystwa oraz próba opanowania całkowitej telekinezy. Pierwszą wersję poznał na Ziemi, dzięki uprzejmości Vivian.
Wtedy pomysłowość przyjaciółki nie miała granic. Bardzo obrazowo, ponieważ przedstawiała przykłady na żywo, przybliżyła wiedzę o telekinezie demonowi. Bardzo sprytnie zinterpretowała więzi Ki między użytkownikiem mocy a danym przedmiotem. Z takich powiązań może być nieskończenie wiele możliwości, w zależności od poszerzonej wyobraźni i manipulacji Ki. Był pilny i pamiętliwy, toteż mógł jeszcze raz wrócić do tamtej chwili. Pamiętał jak obserwując koleżankę ochoczo przystąpił do licznych prób. I tym razem rzeczywistość odstawił na bok, lecz nie na tyle, by nie stracić czujności w razie problemów, gdyby Xalanth miał kłopoty. Kierując się intuicją i doświadczeniem wykreował w głowie obraz, w którym chciał zjednoczyć się z kamykiem, który to zaczerwienił się od posoki Saiyana, gdy wbił się w jego czoło. Więź, jaką tworzył energią wokół materii nieożywionej, rosła na mocy i intensywności. Na tyle, że lekko nabrała czarnej, smolistej otoczki. A teraz kolejny etap: w myślach nadał obiektowi cel - niech przesunie się ku Redowi. I nic. Minęła minuta, druga, i dopiero w trzeciej drgnął kamyk. Podchwyciwszy wenę i poczuwszy powiew sukcesu dążył powoli a konsekwentnie do spełnienia misji. Wierzył, że jak poruszy i pojmie w czym tkwi sęk oporu przedmiotu, to z innymi większymi bądź wieloma przedmiotami da sobie radę. Zaczęła się katorga umysłowa, zderzenie się Reda z ciałem obcym, przy czym tylko ten pierwszy okazywał zmęczenie kroplami potu na skroniach. Aż... aż... aż udało się! Głaz wielkości kolczyka wylądował tam gdzie chciał! No prawie... miał być w ręce demona, a nie na głowie Cressa. Mała wtopa. Zaraz poprawił precyzyjność i przy kolejnej próbie doprowadził kamyk do swojej szponiastej dłoni. Uff, myślał, że jak znał pierwszą fazę telekinezy, to i drugą w mig okiełzna, a tu proszę. Mimo wszystko wydawało mu się, że opanował czarną magią i pojął całkowity sens telekinezy. W walce na pewno się przyda, jak tylko nadarzy się okazja.
O, a propo walki, zdecydował się jednak otworzyć oczy. O głodzie nawet zapomniał, wszak być może już za chwilę poleje się gęsto i krwiście po ogrodzie?
[Ooc: trening]
Re: Ogrody
Nie Mar 13, 2016 9:25 pm
- Co ty nie powiesz? – rzucił Zick dość chłodnym tonem. Ten chłopak naprawdę się podłożył i gdyby trafił na kogoś mniej cierpliwego i wyrozumiałego to albo, by już siedział w karcerze, albo był martwy. Na jego szczęście trafił na Zahne’a. Choć im dalej w las tym więcej gaf. Niektórzy naprawdę nie mieli predyspozycji do dyplomacji. Z tym trzeba się urodzić. Jego żona była tego idealnym przykładem. Umiała kilkoma słowami odmienić sytuację i przeciągnąć innych na swoją stronę. Ale u kobiet to chyba naturalne. Teraz jednak słuchał tego, co ten dzieciak ma mu do powiedzenia. Słuchał uważnie tego co mówił. Czyli jednak potrafił wyciągać rzeczy? Może jednak uda mu się trochę przeżyć. Choć jeśli w dalszym ciągu będzie dawał się bić przez ryby, to może być mu ciężej.
- Masz rację. Nie lubiłem naszego byłego króla. Jednak teraz jest już nowa władza. I od ciebie zależy czy będziesz jej wierny, czy też zrobisz co innego. Dokumenty przejrzę i zobaczę co da się zrobić. – powiedział Zick. W tym momencie w Ogrodach pojawiło się kilku Saiyan, którzy szybko podeszli do Zahne’a. Trzech mężczyzn obserwowało Reda, Xala i Cressa z nieufnością, zaś jedyna kobieta w tym zespole zwróciła się bezpośrednio do wojownika.
- Wasza wysokość. Musimy iść. Zaczynają przybywać przedstawiciele elity.
- Rozumiem Negri. Ja już skończyłem. – rzekł Saiyanin, po czym spojrzał na oszołomionego Xalantha.
- Te dokumenty sobie wezmę. Uznaj to pokwitowanie. – rzucił i odszedł. Jednak po kilku krokach przystanął i powiedział coś do dziewczyny. Ta kiwnęła głową i cofnęła się do tyłu. Zahne i jego obstawa wyszli.
- Jego wysokość Zidarock Zahne, kazał wam przekazać, że ty i siostra jesteście uniewinnieni. Wasze nazwisko rodowe zostaje oczyszczone, a należące włości zwrócone. Jednakże status w armii został utracony. Jeśli chcecie możecie wraz z siostrą wstąpić ponownie. To tyle. Żegnam i powodzenia. – powiedziała wojowniczka i ruszyła w stronę, gdzie zniknął jej przełożony. To był naprawdę pokręcony dzień.
Occ:
Jak wspomniałem w poście. Xal jesteś uniewinniona.
Zick sobie poszedł. Jesteście wolne.
- Masz rację. Nie lubiłem naszego byłego króla. Jednak teraz jest już nowa władza. I od ciebie zależy czy będziesz jej wierny, czy też zrobisz co innego. Dokumenty przejrzę i zobaczę co da się zrobić. – powiedział Zick. W tym momencie w Ogrodach pojawiło się kilku Saiyan, którzy szybko podeszli do Zahne’a. Trzech mężczyzn obserwowało Reda, Xala i Cressa z nieufnością, zaś jedyna kobieta w tym zespole zwróciła się bezpośrednio do wojownika.
- Wasza wysokość. Musimy iść. Zaczynają przybywać przedstawiciele elity.
- Rozumiem Negri. Ja już skończyłem. – rzekł Saiyanin, po czym spojrzał na oszołomionego Xalantha.
- Te dokumenty sobie wezmę. Uznaj to pokwitowanie. – rzucił i odszedł. Jednak po kilku krokach przystanął i powiedział coś do dziewczyny. Ta kiwnęła głową i cofnęła się do tyłu. Zahne i jego obstawa wyszli.
- Jego wysokość Zidarock Zahne, kazał wam przekazać, że ty i siostra jesteście uniewinnieni. Wasze nazwisko rodowe zostaje oczyszczone, a należące włości zwrócone. Jednakże status w armii został utracony. Jeśli chcecie możecie wraz z siostrą wstąpić ponownie. To tyle. Żegnam i powodzenia. – powiedziała wojowniczka i ruszyła w stronę, gdzie zniknął jej przełożony. To był naprawdę pokręcony dzień.
Occ:
Jak wspomniałem w poście. Xal jesteś uniewinniona.
Zick sobie poszedł. Jesteście wolne.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Ogrody
Wto Mar 22, 2016 7:25 pm
Zabawne, jak można różnić się w najbardziej błahych sprawach. Kiedy Red dowiedział się, z kim mieli do czynienia przez cały pobyt w ogrodzie, nie krył się ze zdziwieniem, w przeciwieństwie do Xalantha. Może nie opadła demonowi szczena na dół, lecz drgnęło kocie ucho i demon baczniej przyglądał się sylwetce Zidoracka. Będzie go pamiętać, oby tylko nie trzeba było i po nim prostować wydarzeń, które mogłyby zagrozić innym planetom. Nie wydawał się być głupi, ba - wręcz mógłby przysiąc, że nie bez powodu ocalił ród Braveheart z hańby. Pozyskiwanie sojuszników, na różnych szczeblach w hierarchii, jest niezwykle ważną kartą przetargową do wprowadzenia swoich racji. Jak to mówią: w kupie siła, kupy nikt nie ruszy. Zatem wracając, Szaroskóry dostrzegł reakcję młodego kolegi wtulonego w towarzysza Cressa. Gruchające gołąbeczki wspierające się w różnych sytuacjach nawet nie zauważyły, iż Red obserwował je i siłą telekinezy splątał im ogony. A tak dla hecy. Najwyraźniej nie mieli ochoty na zabawy, być może z powodu stanu zdrowa Xalantha, który zwymiotował krwią i zasłabł na oczach demona. Medyk szybko zajął się swoim kompanem, a Red skrzyżował ręce na torsie i bił się z myślami, aby nie zlizać krwistych wymiocin z trawy. Wtedy nie wiedział jeszcze, iż jego przyszły uczeń zapadnie na gorszą chorobę, i w zasadzie będzie obwiniać o to Cressa, ale o tym innym razem. Chociaż warto wspomnieć, że zostawił w umyśle Cressa wiadomość, która będzie odtwarzać się co dwa dni, że upomni się o Xalantha. I najlepiej, żeby w dniu przybycia demona odzyskał przytomność, inaczej bedzie tego żałować. W jaki sposób? Nie zdradza się niespodzianek przedwcześnie.
Został wnet sam w ogrodzie. Oparł się plecami o korę drzewa i spoglądał ukradkiem na otaczającą zieleń. Niewiele jej było na krwistej planecie Vegeta. I co teraz? Potencjalny kandydat na wojownika, wraz z wyrysowanym już (chociażby po części) profilem osobowości uciekł mu sprzed nosa. Zawsze mógłby wrócić do Kisy, ale z Xalanthem jeszcze miał zamiar zabawić się. Nie to, że kogoś faworyzował, ale jak tu znów pić krew dziewczyny, by nie zraziła się do Pasożyta? I jak na złość poczuł to całym sobą. Jej obecność nieopodal. To coś więcej niż ironia Losu, to Przeznaczenie. W zasadzie nie podobało mu się, iż oprócz niej jest sporo innych Ki, w tym kogoś, kogo dawno nie widział, a który w relacjach Kisy nie był przedstawiony w dobrym świetle. Trzeba sprawdzić, co się dzieje.
Z tematu - > Plac przed pałacem, do Kisy i Raziela, łiii~
[Ooc: koniec treningu]
Został wnet sam w ogrodzie. Oparł się plecami o korę drzewa i spoglądał ukradkiem na otaczającą zieleń. Niewiele jej było na krwistej planecie Vegeta. I co teraz? Potencjalny kandydat na wojownika, wraz z wyrysowanym już (chociażby po części) profilem osobowości uciekł mu sprzed nosa. Zawsze mógłby wrócić do Kisy, ale z Xalanthem jeszcze miał zamiar zabawić się. Nie to, że kogoś faworyzował, ale jak tu znów pić krew dziewczyny, by nie zraziła się do Pasożyta? I jak na złość poczuł to całym sobą. Jej obecność nieopodal. To coś więcej niż ironia Losu, to Przeznaczenie. W zasadzie nie podobało mu się, iż oprócz niej jest sporo innych Ki, w tym kogoś, kogo dawno nie widział, a który w relacjach Kisy nie był przedstawiony w dobrym świetle. Trzeba sprawdzić, co się dzieje.
Z tematu - > Plac przed pałacem, do Kisy i Raziela, łiii~
[Ooc: koniec treningu]
Re: Ogrody
Wto Lip 25, 2017 10:21 pm
Yhym jasne – skwitował w duchu chłopak. Bujać to my ale nie nas. Już wystarczająco przekonał się, jak Vegeta go potrzebuje. Dzięki Zellowi zapamięta te lekcje do końca życia. W Akademii wykona przepisowe minimum, aby tylko móc się dostać do Gwardii o ile świat nie zacznie złośliwie działać przeciw niemu. Kiedy tylko wychodzi na prostą , zaraz coś robi wielkie sru. Teraz trening, nauka, praca w wiosce, Akademia – czas będzie wypełniony po brzegi, nim nastąpi wiadome Sru.
Nie bardzo miał pojęcie jak kulturalnie podziękować władczyni i odejść ale Aryenne rozwiązała jego problem zabierając go dalej ze sobą. W sumie nie wiedział po co ale z drugiej strony nie wypada od tak sobie iść. Królowa poszła mu bardzo na rękę i należało odwdzięczyć się tym samym. Zupełnie nie spodziewał się, że temat Negri będzie dalej wałkowany. Kobieta nie da się zrozumieć. Kuro w milczeniu wysłuchał słów królowej, a w środku zastanawiał się nad sensem wściubiania nosa Aryenne do tego, co zaszło i to w trakcie rebelii.
Doszli do pałacowych ogrodów. Chłopak nigdy tu nie był ale efekt robił wrażenie. Nawet większe niż roślinność na planecie Ziemia Władczynie oblegli żołnierze, więc chcąc nie chcąc przyglądał się okazom z różnych stron kosmosu. Właśnie pochylał się aby powąchać rozłożysty kwiat o nazwie „Smocze serce”, kiedy za plecami usłyszał znajomy głos. Chwilę przyglądał się osóbce w zbroi. Po rodzaju zdobień na zbroi poznał, że chodzi o królewską gwardzistkę. Wystający kosmyk fioletowych włosów zdawał się potwierdzać przypuszczenia. Tylko Ki dalej myliła chłopaka. Kiedyś była inna, spięta, nerwowa i wściekła. Teraz stała przed nim nadal pewna siebie i silna kobieta ale już zupełnie na ta sprzed rebelii. Szybko potwierdziła swój charakterek pierwszym gestem.
Kuro uśmiechnął się półgębkiem ale nie cofnął przed dotykiem Saiyanki.
- Ładne masz pixele. I to w 3D.
Sam nie wiedząc czemu, włączył mu się tryb flirciarza i chociaż może tekst nie był powalający, to przynajmniej odmienny od wyświechtanego „jesteś aniołem, bo taka piękna istota spadła z nieba, czy tak jakoś. Negri na pewno nie narzekała na tego typu zaczepki.
- Nie zgubiłem się, stoję tu i słucham jak mi się odkłada cholesterol – głową wskazał stojącą nieopodal nadal zajętą królową, na znak że jej wysokość go tu sprowadziła.
- A Ty nadal w domowych pieleszach zamknięta w zbroi? Myślałem, że życie na krawędzi jara Cię najbardziej.
Młody Saiyan nie wykonał żadnego gestu, delikatnie tylko skrócił dzielący ich dystans, a oczy aż mu błyszczały z radości ze spotkania. Dopiero co mówił ....... coś o chudej fioletowej tyczce? .........a kto by to pamiętał......
Nie bardzo miał pojęcie jak kulturalnie podziękować władczyni i odejść ale Aryenne rozwiązała jego problem zabierając go dalej ze sobą. W sumie nie wiedział po co ale z drugiej strony nie wypada od tak sobie iść. Królowa poszła mu bardzo na rękę i należało odwdzięczyć się tym samym. Zupełnie nie spodziewał się, że temat Negri będzie dalej wałkowany. Kobieta nie da się zrozumieć. Kuro w milczeniu wysłuchał słów królowej, a w środku zastanawiał się nad sensem wściubiania nosa Aryenne do tego, co zaszło i to w trakcie rebelii.
Doszli do pałacowych ogrodów. Chłopak nigdy tu nie był ale efekt robił wrażenie. Nawet większe niż roślinność na planecie Ziemia Władczynie oblegli żołnierze, więc chcąc nie chcąc przyglądał się okazom z różnych stron kosmosu. Właśnie pochylał się aby powąchać rozłożysty kwiat o nazwie „Smocze serce”, kiedy za plecami usłyszał znajomy głos. Chwilę przyglądał się osóbce w zbroi. Po rodzaju zdobień na zbroi poznał, że chodzi o królewską gwardzistkę. Wystający kosmyk fioletowych włosów zdawał się potwierdzać przypuszczenia. Tylko Ki dalej myliła chłopaka. Kiedyś była inna, spięta, nerwowa i wściekła. Teraz stała przed nim nadal pewna siebie i silna kobieta ale już zupełnie na ta sprzed rebelii. Szybko potwierdziła swój charakterek pierwszym gestem.
Kuro uśmiechnął się półgębkiem ale nie cofnął przed dotykiem Saiyanki.
- Ładne masz pixele. I to w 3D.
Sam nie wiedząc czemu, włączył mu się tryb flirciarza i chociaż może tekst nie był powalający, to przynajmniej odmienny od wyświechtanego „jesteś aniołem, bo taka piękna istota spadła z nieba, czy tak jakoś. Negri na pewno nie narzekała na tego typu zaczepki.
- Nie zgubiłem się, stoję tu i słucham jak mi się odkłada cholesterol – głową wskazał stojącą nieopodal nadal zajętą królową, na znak że jej wysokość go tu sprowadziła.
- A Ty nadal w domowych pieleszach zamknięta w zbroi? Myślałem, że życie na krawędzi jara Cię najbardziej.
Młody Saiyan nie wykonał żadnego gestu, delikatnie tylko skrócił dzielący ich dystans, a oczy aż mu błyszczały z radości ze spotkania. Dopiero co mówił ....... coś o chudej fioletowej tyczce? .........a kto by to pamiętał......
Re: Ogrody
Czw Lip 27, 2017 10:26 pm
Królowa mówi, a ty masz się słuchać, choćbyś chciał iść spać albo zjeść obiad. Poza tym Aryenne Zahne nie była kobietą, której można było bezkarnie odmawiać. Tylko kilka osób miało ten przywilej, a i tak nie było on nieskończony. Kuro zaś zrobił najrozsądniejszą rzecz jaką mógł i ruszył za władczynią. Odnośnie wściubiania to niech będzie uważny. Sam się podzielił z królową wieloma rzeczami, a ona też wolała wiedzieć co w trawie piszczy. No i Jak mówisz A to mów i dalsze literki. Teraz jednak musiał poczekać, aż królowa zajmie się własnymi sprawami, choć czy nie był to dziwny zbieg okoliczności? Zjawiają się w tym miejscu, jego poprzednia rozmówczyni jest zajęta, a obiekt rozmowy pojawia się we własnej seksownej osobie. Sama Kapitan Gwardii zaśmiała się po tekście o pikselach.
- Mistrzem flirtu to ty nie zostaniesz. – rzuciła do niego. Choć uśmiech na jej twarzy mógł świadczyć o tym, że jej się podobał. Lepsze to od kwestii, że fajny ma tyłek czy cycki.
- Dupa ci urośnie i będziesz się toczył, zamiast walczyć. Choć wtedy możemy cię zepchnąć z jakiejś góry na naszych przeciwników. – powiedziała i nie wiedział, czy żartuje czy też naprawdę by coś takiego zrobiła. Po Saiyanach można było spodziewać się wielu rzeczy, a po kobietach z tej rasy jeszcze więcej.
- A skąd wiesz, że ochrona rodziny królewskiej nie jest jak życie na krawędzi? Gdybyś został w armii zamiast bawić się w szlachetnego rycerza i farmera to byś wiedział. Poza tym o ile dobrze pamiętam sam lubisz małe ryzyko. – rzekła i przesunęła sugestywnie językiem po pełnych ustach. Coś mu powinno zaświtać, a jeśli nie. – Tyle mówiłeś, tyle obiecywałeś, a po wszystkim zwiałeś. Nieładnie.
- Mistrzem flirtu to ty nie zostaniesz. – rzuciła do niego. Choć uśmiech na jej twarzy mógł świadczyć o tym, że jej się podobał. Lepsze to od kwestii, że fajny ma tyłek czy cycki.
- Dupa ci urośnie i będziesz się toczył, zamiast walczyć. Choć wtedy możemy cię zepchnąć z jakiejś góry na naszych przeciwników. – powiedziała i nie wiedział, czy żartuje czy też naprawdę by coś takiego zrobiła. Po Saiyanach można było spodziewać się wielu rzeczy, a po kobietach z tej rasy jeszcze więcej.
- A skąd wiesz, że ochrona rodziny królewskiej nie jest jak życie na krawędzi? Gdybyś został w armii zamiast bawić się w szlachetnego rycerza i farmera to byś wiedział. Poza tym o ile dobrze pamiętam sam lubisz małe ryzyko. – rzekła i przesunęła sugestywnie językiem po pełnych ustach. Coś mu powinno zaświtać, a jeśli nie. – Tyle mówiłeś, tyle obiecywałeś, a po wszystkim zwiałeś. Nieładnie.
Re: Ogrody
Pon Lip 31, 2017 3:36 pm
W wyobraźni śledził opis Negri o sobie grubym niczym balon niszczącym wrogie oddziały. Doszedł do wniosku, że proca byłaby lepsza, śmignąłby niczym kula armatnia i lotem koszącym zneutralizował najazd wroga. Niemniej na terenie pałacu czuł się spięty i mimo wszystko dręczyły go wspomnienia o Zellu..
Negri miała zapewne nieco racji. Pilnowane nowej rodziny królewskiej musiało przynosić wiele napięć. Młody Saiyan nie był w temacie ale dało się domyślić, że pierwsze dekrety nie przyjęły się z aprobatą kilku elitarnych rodów, więc każdy cichaczem kombinował, jak wyeliminować władców. Negri z pewnością wykonywała ciężką pracę. Pożerała skrytobójców na śniadanie, a po wszystkim nawet nie beknęła.
- Nie da się ukryć lubię. Tydzień temu nawet rozważałem przyłączenie się do załogi kosmicznych piratów. Wyszalałbym się po kosmosie i sprowadził sobie takiego białego rumaka, na którym porwałbym Cię na kilak romantycznych chwil. Ale powinnaś być zadowolona, chcę dostać się do Białej Gwardii, więc i tak muszę wrócić do Akademii. Może tym razem uda mi się powiesić stringi koszarowego na maszcie.
Zachichotał i dobrze bawił się tym, że Negri przez chwilę miała go za głupka. Standardowa taktykę Kuro, zgrywać idiotę, a potem zaskoczyć i wymierzyć celny cios miedzy oczy. Sygnały wysyłane przez Panią Kapitan docierały do chłopaka ale dziwnie się czuł i w tym miejscu, gdzie niedawno panował Zell i w otoczeniu tylu żołnierzy i kamer śledzących każdy ruch. Może i Negri prowokowała ale co by było gdyby przekroczył tą niewidzialna granicę...... w końcu jest tylko cywilem. Postanowił zagrać w tą grę ale z ciekawszym zakończeniem, mimo iż otoczenie pałacu sprawiało, że był coraz bardziej spięty.
Zbliżył się do dziewczyny patrząc to w jej piękne oczy, to w ponętne wargi. Przechylił głowę i rozchylił usta wyraźnie zamierzając podążyć za sugestią Saiyanki. Jego ręka powoli przesunęła się po pancerzu na biodrze. W ostatniej chwili skręcił i wyszeptał wojowniczce do ucha.
- Będziesz mnie trenować?
Pytanie było wieloznaczne i w głębi Kuro miał nadzieję, że Negri odbierze każde ze znaczeń nim zaserwuje mu straszliwy kop mocy kosmosu zakazu pożycia........
Negri miała zapewne nieco racji. Pilnowane nowej rodziny królewskiej musiało przynosić wiele napięć. Młody Saiyan nie był w temacie ale dało się domyślić, że pierwsze dekrety nie przyjęły się z aprobatą kilku elitarnych rodów, więc każdy cichaczem kombinował, jak wyeliminować władców. Negri z pewnością wykonywała ciężką pracę. Pożerała skrytobójców na śniadanie, a po wszystkim nawet nie beknęła.
- Nie da się ukryć lubię. Tydzień temu nawet rozważałem przyłączenie się do załogi kosmicznych piratów. Wyszalałbym się po kosmosie i sprowadził sobie takiego białego rumaka, na którym porwałbym Cię na kilak romantycznych chwil. Ale powinnaś być zadowolona, chcę dostać się do Białej Gwardii, więc i tak muszę wrócić do Akademii. Może tym razem uda mi się powiesić stringi koszarowego na maszcie.
Zachichotał i dobrze bawił się tym, że Negri przez chwilę miała go za głupka. Standardowa taktykę Kuro, zgrywać idiotę, a potem zaskoczyć i wymierzyć celny cios miedzy oczy. Sygnały wysyłane przez Panią Kapitan docierały do chłopaka ale dziwnie się czuł i w tym miejscu, gdzie niedawno panował Zell i w otoczeniu tylu żołnierzy i kamer śledzących każdy ruch. Może i Negri prowokowała ale co by było gdyby przekroczył tą niewidzialna granicę...... w końcu jest tylko cywilem. Postanowił zagrać w tą grę ale z ciekawszym zakończeniem, mimo iż otoczenie pałacu sprawiało, że był coraz bardziej spięty.
Zbliżył się do dziewczyny patrząc to w jej piękne oczy, to w ponętne wargi. Przechylił głowę i rozchylił usta wyraźnie zamierzając podążyć za sugestią Saiyanki. Jego ręka powoli przesunęła się po pancerzu na biodrze. W ostatniej chwili skręcił i wyszeptał wojowniczce do ucha.
- Będziesz mnie trenować?
Pytanie było wieloznaczne i w głębi Kuro miał nadzieję, że Negri odbierze każde ze znaczeń nim zaserwuje mu straszliwy kop mocy kosmosu zakazu pożycia........
Re: Ogrody
Czw Sie 03, 2017 8:25 pm
Zapewne byłaby to bardzo potężna broń, szczególnie gdyby w trakcie toczenia się na pozycje wroga przemienił się w Ultra Super Saiyanina. To byłby piękny widok, ale zapewne nierealny. Rzadko kiedy spotykało się przedstawiciela Vegety, który byłby gruby. Tylko naprawdę nieliczne jednostki miały znacznie większą masę, ale to w wyniku jakichś naprawdę pogmatwanych okoliczności. I wypraszam sobie. Dziewczyna posiadała maniery lepsze od połowy elity. W końcu straż pałacową obowiązują pewne zasady.
- Uważaj, by się nie znalazł obok nich. Poza tym skąd wiesz, że on nosi stringi? Jakieś bliższe kontakty mieliście? – zapytała Saiyanka podnosząc brew, a jej usta wykrzywiły się w uśmiech. Może traktowała go jak głupka, a może nie. Widziała do czego jest zdolny podczas rebelii i nawet to głupkowate zachowanie i końskie podrywy nie uśpiły jej czujności. Poza tym ona też umiała grać w Grę. Musiała jeśli chciała się utrzymać na swoim stanowisku. W każdym razie ruch, którego się podjął zadziwił ją. No tego się nie spodziewała i Kuro zyskał kilka punktów w tym rankingu, którego nikt nie prowadzi ale wszyscy zdają sobie sprawę z jego istnienia.
- A zasługujesz? – powiedziała uśmiechając się uroczo, a w następnej sekundzie podcięła mu nogę i w ten sposób Kuro wylądował na jakichś rabatkach. – Widzę, że tracisz grunt pod nogami jak mnie tylko widzisz, ale postaraj się wytrzymać dłużej. Bo inaczej ja się nawet dobrze nie rozgrzeję. A dobra zabawa chyba nie polega na tym? Nie interesują mnie krótkie dystanse Kuro. - powiedziała kładą dłonie na biodrach, a kosmyk włosów opadł jej na czoło. Równie urocza co niebezpieczna.
- Uważaj, by się nie znalazł obok nich. Poza tym skąd wiesz, że on nosi stringi? Jakieś bliższe kontakty mieliście? – zapytała Saiyanka podnosząc brew, a jej usta wykrzywiły się w uśmiech. Może traktowała go jak głupka, a może nie. Widziała do czego jest zdolny podczas rebelii i nawet to głupkowate zachowanie i końskie podrywy nie uśpiły jej czujności. Poza tym ona też umiała grać w Grę. Musiała jeśli chciała się utrzymać na swoim stanowisku. W każdym razie ruch, którego się podjął zadziwił ją. No tego się nie spodziewała i Kuro zyskał kilka punktów w tym rankingu, którego nikt nie prowadzi ale wszyscy zdają sobie sprawę z jego istnienia.
- A zasługujesz? – powiedziała uśmiechając się uroczo, a w następnej sekundzie podcięła mu nogę i w ten sposób Kuro wylądował na jakichś rabatkach. – Widzę, że tracisz grunt pod nogami jak mnie tylko widzisz, ale postaraj się wytrzymać dłużej. Bo inaczej ja się nawet dobrze nie rozgrzeję. A dobra zabawa chyba nie polega na tym? Nie interesują mnie krótkie dystanse Kuro. - powiedziała kładą dłonie na biodrach, a kosmyk włosów opadł jej na czoło. Równie urocza co niebezpieczna.
Re: Ogrody
Nie Sie 06, 2017 10:22 pm
-A czy ja powiedziałem, że to będą jego stringi. Kusi mnie grubszy numer ale za włam do pokoju Trenera wywaliliby mnie, a na to nie mogę sobie pozwolić. Będę tam umierać na raty....
Spodziewał się kopa w klejnoty ale zwykłego podcięcia za choinkę nie. Samo zdziwienie nawet odmalowało się na twarzy chłopaka, kiedy leciał w bok. Zostało mu na tyle refleksu aby zatrzymać się nim przeorał twarzą ziemię. Ciało Saiyana było zbyt wyczerpane aby przechodzić teraz, tego typu nieoczekiwane testy.
- Nie da się ukryć, że zwalasz mnie z nóg. - powiedział bardziej w stronę kępy kwiatów. Zaczął ociężale się podnosić. Wstając zerwał jeden kwiat i podał dziewczynie. Nie chodziło o uprzejmy gest, a raczej o znak: „właśnie dla Ciebie narażam się na gniew królowej”. W duchu pomodlił siędo wszystkich znany sobie Bogów (nawet Kiry), o to aby kwiat nie okazał się jakąś ekstremalnie rzadką rośliną, z której powodu władczyni dostanie piany. Otrzepał się z pyłu. Odwdzięczyłby się chętnie cisem tej fioletowej małpie ale pewnie po jednym gwałtownym ruchu strażnicy rozsmarują go na trawniku. Trzeba inaczej podejść zwierzynę, całkiem zgrabną i z pazurkami, tak jak lubił.
- A co potrzebujesz CV? Nie bez powodu mam opinię żywotności karalucha. I do tego jestem jedyny w swoim rodzaju. Nie chciałabyś mieć własnego wilczka? Chyba nie pozwolisz, aby dalej odkładał mi się w żyłach cholesterol? Jeśli chcesz mnie testować to umówmy się gdzieś poza pałacem.
Sparodiował Negri również kładąc ręce na biodra.
Spodziewał się kopa w klejnoty ale zwykłego podcięcia za choinkę nie. Samo zdziwienie nawet odmalowało się na twarzy chłopaka, kiedy leciał w bok. Zostało mu na tyle refleksu aby zatrzymać się nim przeorał twarzą ziemię. Ciało Saiyana było zbyt wyczerpane aby przechodzić teraz, tego typu nieoczekiwane testy.
- Nie da się ukryć, że zwalasz mnie z nóg. - powiedział bardziej w stronę kępy kwiatów. Zaczął ociężale się podnosić. Wstając zerwał jeden kwiat i podał dziewczynie. Nie chodziło o uprzejmy gest, a raczej o znak: „właśnie dla Ciebie narażam się na gniew królowej”. W duchu pomodlił siędo wszystkich znany sobie Bogów (nawet Kiry), o to aby kwiat nie okazał się jakąś ekstremalnie rzadką rośliną, z której powodu władczyni dostanie piany. Otrzepał się z pyłu. Odwdzięczyłby się chętnie cisem tej fioletowej małpie ale pewnie po jednym gwałtownym ruchu strażnicy rozsmarują go na trawniku. Trzeba inaczej podejść zwierzynę, całkiem zgrabną i z pazurkami, tak jak lubił.
- A co potrzebujesz CV? Nie bez powodu mam opinię żywotności karalucha. I do tego jestem jedyny w swoim rodzaju. Nie chciałabyś mieć własnego wilczka? Chyba nie pozwolisz, aby dalej odkładał mi się w żyłach cholesterol? Jeśli chcesz mnie testować to umówmy się gdzieś poza pałacem.
Sparodiował Negri również kładąc ręce na biodra.
Re: Ogrody
Sro Sie 09, 2017 8:42 pm
- Nie wypieraj mi się tu, bo wszystko już zostało nagrane, zarejestrowane, zapisane i wysłane w odpowiednie miejsce. Teraz jesteś już nam posłuszny. – powiedziała Saiyanka i uśmiechnęła się sarkastycznie. Co do umierania w pokoju trenera to już zależało od osoby, ale z Koszarowym na bank miałby ciekawą przeprawę. Kto wie, może Negri by przyszła sobie popatrzeć jak Kuro robi setki ćwiczeń, a oczy zalewa mu ślina Mariusza. Siedziała by sobie z jakimiś przekąskami i śmiałaby się z chłopaka. Ale kto wie co byłoby jakby przetrwał nawałnicę wkurwienia.
Kwiatek przyjęła i nawet założyła go sobie za ucho. Kuro miał tego farta, że nie było to nic wartościowego, a może pozycja jego rozmówczyni powstrzymała innych strażników przed wykopaniem go na orbitę. Kiedy zaś kontynuował swój podryw to dziewczyna nie wytrzymała i parsknęła śmiechem. Po prostu nie dała rady. Kuro może tego nie widział, ale królowej kąciki ust także się podniosły.
- No nie wiem, nie wiem. Mam dużo pracy i nie wiem czy jesteś wart marnowania czasu. Czymś umiesz mnie zaskoczyć? – zapytała i uśmiechnęła się prowokująco. Miał teraz szansę na zaskoczenie jej.
Kwiatek przyjęła i nawet założyła go sobie za ucho. Kuro miał tego farta, że nie było to nic wartościowego, a może pozycja jego rozmówczyni powstrzymała innych strażników przed wykopaniem go na orbitę. Kiedy zaś kontynuował swój podryw to dziewczyna nie wytrzymała i parsknęła śmiechem. Po prostu nie dała rady. Kuro może tego nie widział, ale królowej kąciki ust także się podniosły.
- No nie wiem, nie wiem. Mam dużo pracy i nie wiem czy jesteś wart marnowania czasu. Czymś umiesz mnie zaskoczyć? – zapytała i uśmiechnęła się prowokująco. Miał teraz szansę na zaskoczenie jej.
Re: Ogrody
Nie Sie 13, 2017 10:12 pm
Wzruszył ramionami i odpuścił dyskusje o Koszarowym, Negri nie zrozumiała. Miał gdzieś, to że wysłała nagranie rozmowy i również głęboko, jak mocno pobije go Trener. W zasadzie dzięki temu chłopak będzie mógł sprawdzić, z jakiej gliny jest ulepiony. Koszarowy to nie Zell i tutaj tkwiła zasadnicza różnica. Teraz właściwie nabrał większej ochoty na sprowokowanie Mistrza Koszar. Nie ugnie się, choćby krew zalewała mu oczy.
Z Negri miło się żartowało, póki nie zażyczyła sobie kolejnego dowodu na to, że mu zależy. Mało jej jeszcze? Przed chwilą zaryzykował życiem. Te baby wieczne czegoś chcą i ciągle im mało. Z drugiej strony dzięki tej sugestii miał okazję zastanowić się dłuższą chwilę i zrozumiał, że to on wpycha się w sidła. Oczywiście miał tego świadomość, jeśli chciał przystąpić do Białej Gwardii to musiał poddać się kontroli ale w tej chwili odbywało się polowanie na króliczka. Chłopak zdał sobie sprawę, że jest cennym towarem i to nie dla Negri. Może go lubiła i zwyczajnie była miła, a może wydano jej taki rozkaz. W każdym razie wysunęła żądania o jeden raz za dużo i pewnie to zrozumiała, gdy Kuro zmienił wyraz twarzy. Najprawdopodobniej dotarł do sedna prowadzonej przez ich oboje i otoczenie gry. Jeżeli się pomylił to niewiele.
- Mam Cię zaskoczyć? Nie ma sprawy. Przekaż swojemu pracodawcy, że tu się zgina mandolina, a tu babcia koszyczek nosi. Nie będę Cię błagał, poradzę sobie sam. Jak zawsze zresztą.
Obrócił się plecami i najzwyczajniej odszedł. Niestety po kilku krokach uświadomił sobie, że nie wypada odejść bez odprawienia królowej, a władczyni nadal była zajęta. Nie miał wyboru, usiadł na pobliskiej kamiennej ławce i spojrzał w niebo. Zdecydowanie był ciekaw kolejnego kroku ze strony kobiety, tym bardziej, że specjalnie odwołał się do jej pracodawcy. Niech wiedzą, że nie jest taki naiwny, jak im się zdaje. Westchnął i patrząc w niebo pomyślał o Kirze. Ciekawe nad jaką duszą właśnie się pochylała........
- Wierzysz w bogów? - zapytał Negri, która chcąc nie chcąc i tak musiała do niego podejść.
Z Negri miło się żartowało, póki nie zażyczyła sobie kolejnego dowodu na to, że mu zależy. Mało jej jeszcze? Przed chwilą zaryzykował życiem. Te baby wieczne czegoś chcą i ciągle im mało. Z drugiej strony dzięki tej sugestii miał okazję zastanowić się dłuższą chwilę i zrozumiał, że to on wpycha się w sidła. Oczywiście miał tego świadomość, jeśli chciał przystąpić do Białej Gwardii to musiał poddać się kontroli ale w tej chwili odbywało się polowanie na króliczka. Chłopak zdał sobie sprawę, że jest cennym towarem i to nie dla Negri. Może go lubiła i zwyczajnie była miła, a może wydano jej taki rozkaz. W każdym razie wysunęła żądania o jeden raz za dużo i pewnie to zrozumiała, gdy Kuro zmienił wyraz twarzy. Najprawdopodobniej dotarł do sedna prowadzonej przez ich oboje i otoczenie gry. Jeżeli się pomylił to niewiele.
- Mam Cię zaskoczyć? Nie ma sprawy. Przekaż swojemu pracodawcy, że tu się zgina mandolina, a tu babcia koszyczek nosi. Nie będę Cię błagał, poradzę sobie sam. Jak zawsze zresztą.
Obrócił się plecami i najzwyczajniej odszedł. Niestety po kilku krokach uświadomił sobie, że nie wypada odejść bez odprawienia królowej, a władczyni nadal była zajęta. Nie miał wyboru, usiadł na pobliskiej kamiennej ławce i spojrzał w niebo. Zdecydowanie był ciekaw kolejnego kroku ze strony kobiety, tym bardziej, że specjalnie odwołał się do jej pracodawcy. Niech wiedzą, że nie jest taki naiwny, jak im się zdaje. Westchnął i patrząc w niebo pomyślał o Kirze. Ciekawe nad jaką duszą właśnie się pochylała........
- Wierzysz w bogów? - zapytał Negri, która chcąc nie chcąc i tak musiała do niego podejść.
Re: Ogrody
Sro Sie 16, 2017 7:07 pm
Od razu wysyłała. To co kobieta mówi należało dzielić przez dziesięć, odjąć z tego połowę i jeszcze w jakieś sześćdziesiąt procent nie wierzyć. I może wtedy uda się skumać czy mówi prawdę czy też dalej robi faceta w konia. Negri zaś była kobietą o specyficznym poczuciu humoru, a poza tym lubiła dokuczać innym. Była już z tego znana, a Kuro był dla niej uroczym celem. Oczywiście nie robiła tego ze złośliwości. Znacie przysłowie, że kto się czubi ten się lubi? No właśnie. Tak więc dziewczyna stale go podpuszczała, a jego irytacja ją bawiła. Jednakże skąd miała wiedzieć, że się tak zdenerwuje. To była małpka, a nie przyjaciółka bogów, czy innego tego typu duperele. A czy był towarem? Nie nazwałaby go tak. Na pewno było cenny i to nie tylko dla niej. A była miła, bo go polubiła. Ale nie powie tego na głos. Przynajmniej nie na trzeźwo.
- Babcia co? Koszyczek? – zapytała Negri, która była totalnie zbita z tropu. No trzeba powiedzieć, że wyraz zszokowania nie oszpecał jej twarzy, ale aktualnie jej mózg próbował zrozumieć co tu się właśnie odjaniepawliło. W końcu chyba jednak jej się udało, gdyż znów zaczęła się śmiać, ale tym razem znacznie ciszej. Dwa razy w ciągu dnia rozbawić jedną damę. Miał Kuro talent.
- Oj słodziaku. Ktoś ci mówił, że jesteś uroczy, kiedy się złościsz? – zapytała siadając obok niego i zakładając nogę na nogę. To było chyba jakieś genetyczne uwarunkowanie u każdej kobiety. Popatrzyła się na niego z boku i uśmiechnęła się.
- Wiesz, że moim pracodawcą jest król, ale skąd ten foch? Czy ty myślisz, że wszystko toczy się wokół ciebie? A podobno jesteś bardziej ogarnięty niż inni faceci. – powiedziała Negri, a następnie spoważniała, kiedy usłyszała pytanie chłopaka.
– Cóż. Żadnego do tej pory nie spotkałam, ale myślę, że coś może nad nami czuwać. A ty wierzysz? No już nie obrażaj się tak. Nie do twarzy ci z fochem. – powiedziała i cmoknęła go w policzek. Światło się paliło od dawna, ale chyba musiała wsadzić większą żarówkę, by załapał.
- Babcia co? Koszyczek? – zapytała Negri, która była totalnie zbita z tropu. No trzeba powiedzieć, że wyraz zszokowania nie oszpecał jej twarzy, ale aktualnie jej mózg próbował zrozumieć co tu się właśnie odjaniepawliło. W końcu chyba jednak jej się udało, gdyż znów zaczęła się śmiać, ale tym razem znacznie ciszej. Dwa razy w ciągu dnia rozbawić jedną damę. Miał Kuro talent.
- Oj słodziaku. Ktoś ci mówił, że jesteś uroczy, kiedy się złościsz? – zapytała siadając obok niego i zakładając nogę na nogę. To było chyba jakieś genetyczne uwarunkowanie u każdej kobiety. Popatrzyła się na niego z boku i uśmiechnęła się.
- Wiesz, że moim pracodawcą jest król, ale skąd ten foch? Czy ty myślisz, że wszystko toczy się wokół ciebie? A podobno jesteś bardziej ogarnięty niż inni faceci. – powiedziała Negri, a następnie spoważniała, kiedy usłyszała pytanie chłopaka.
– Cóż. Żadnego do tej pory nie spotkałam, ale myślę, że coś może nad nami czuwać. A ty wierzysz? No już nie obrażaj się tak. Nie do twarzy ci z fochem. – powiedziała i cmoknęła go w policzek. Światło się paliło od dawna, ale chyba musiała wsadzić większą żarówkę, by załapał.
Re: Ogrody
Nie Sie 20, 2017 8:54 pm
- Domyśliłem się, że Twoim pracodawcą jest sam król ale mimo wszystko nie zamierzam dać się zniewolić za pół darmo. Bycie twoim sparing-partnerem to i tak niska cena za sprzedanie duszy i stanie się niewolnikiem. Oferta jest ograniczona czasowo. Głodny jestem.– powiedział spokojnie patrząc w przestrzeń przed siebie. Negri przynajmniej miała jasność, do jakiego stopnia pragnie trzymać się z dala od pałacu, niezależnie od tego kto siedzi na tronie.
Właśnie miał odpowiedzieć Saiyance coś na temat bogów, gdy ni z tego ni z owego pocałowała go. Spodziewał się tego po kobiecie ale nie tu. Planował już zaprosić Negri na wrzucenie czegoś na ruszt na mieście. Dotknął policzek i popatrzył zaskoczony, milczał przez chwilę rozważając sytuację.
- Czyli jak ktoś zaszantażuje Cię, że pocałowałaś mnie to na pewno niechybnie zginę? – zapytał z nutką sarkazmu. Właśnie dlatego nie odważył się na zdecydowany ruch w takim miejscu, które jest pod obstrzałem kamer. Chociaż z drugiej strony..... Przysunął się w stronę Saiyanki ale nadal patrzył przed siebie. Zdawałoby się, że zwyczajnie olał otwarty gest kobiety.
- Negri, a uwierzyłabyś mi gdybym powiedział, że wczoraj byłem w niebie i rozmawiałem z Boginką?
Wiedział, że ją zaskoczy, nawet jeśli miałaby go uznać za świra. O to mu chodziło. Zamienił się w SSJ. Negri z pewnością widziała srebrzystą odmianę transformacji ale Kuro doskonale wiedział, że jego martwe srebrne oczy zaskakują. Złapał Negri za ramiona i pociągnął wprost w fontannę za ich plecami. Dopiero, gdy znaleźli się pod wodą odwzajemnił pocałunek.
Nie wiedział czemu ale Negri wywoływała w nim szaleństwo, pragnął ją posiąść równie mocno jak zrobić z nią wiele szalonych rzeczy. Przy April nie pozwoliłby sobie na szaleństwo sprzed chwili. Fontanna była płytka lecz wody wystarczyło na to aby przykryć ich oboje.
Właśnie miał odpowiedzieć Saiyance coś na temat bogów, gdy ni z tego ni z owego pocałowała go. Spodziewał się tego po kobiecie ale nie tu. Planował już zaprosić Negri na wrzucenie czegoś na ruszt na mieście. Dotknął policzek i popatrzył zaskoczony, milczał przez chwilę rozważając sytuację.
- Czyli jak ktoś zaszantażuje Cię, że pocałowałaś mnie to na pewno niechybnie zginę? – zapytał z nutką sarkazmu. Właśnie dlatego nie odważył się na zdecydowany ruch w takim miejscu, które jest pod obstrzałem kamer. Chociaż z drugiej strony..... Przysunął się w stronę Saiyanki ale nadal patrzył przed siebie. Zdawałoby się, że zwyczajnie olał otwarty gest kobiety.
- Negri, a uwierzyłabyś mi gdybym powiedział, że wczoraj byłem w niebie i rozmawiałem z Boginką?
Wiedział, że ją zaskoczy, nawet jeśli miałaby go uznać za świra. O to mu chodziło. Zamienił się w SSJ. Negri z pewnością widziała srebrzystą odmianę transformacji ale Kuro doskonale wiedział, że jego martwe srebrne oczy zaskakują. Złapał Negri za ramiona i pociągnął wprost w fontannę za ich plecami. Dopiero, gdy znaleźli się pod wodą odwzajemnił pocałunek.
Nie wiedział czemu ale Negri wywoływała w nim szaleństwo, pragnął ją posiąść równie mocno jak zrobić z nią wiele szalonych rzeczy. Przy April nie pozwoliłby sobie na szaleństwo sprzed chwili. Fontanna była płytka lecz wody wystarczyło na to aby przykryć ich oboje.
Re: Ogrody
Sro Sie 30, 2017 8:26 pm
Negri uśmiechnęła się niewinnie. Zupełnie jakby nie zabijała i nie okaleczała w czasie walki. Gdyby nie ten pancerz na jej ciele, to można by odnieść aktualnie wrażenie, że jest zwykłą miłą dziewczyną. Gdyby jeszcze zmienić scenerię, ubiory to można by nawet wysnuć wrażenie, że aktualnie są na jakiejś randce. Tylko lodów brakowało pod tym prażącym słońcem. No, ale niestety to nie była bajka, tylko Vegeta. Brutalna rzeczywistość. Jednakże czasem może być ona słodka. Tak właśnie było w tej chwili, kiedy Saiyanka złożyła pocałunek na policzku Saiyanina.
- Kto wie. Na pewno oberwiesz jak się nie będziesz zachowywać. Pamiętaj, że w tej chwili to kobiety trzymają wszystkich samców na smyczy. Dotyczy to ciebie. Jesteś na mojej i ja się z tobą tylko będę bawić. – powiedziała i uśmiechnęła się naprawdę uroczo. Przynajmniej tak uroczo na ile potrafiła wśród całej tej obserwacji. No, ale chyba chłopak lubił ryzyko, gdyż grał z nią dalej. I trzeba było przyznać, że zaczynało być naprawdę interesująco.
- Powiedziałabym, że słońce ci przygrzało za bardzo. – odparła, a kiedy przemienił się, to jej źrenice się rozszerzyły. Strażnicy ruszyli w stronę Kuro, ale stanęli z polecenia królowej. Doskonale wiedziała, że Kuro nie jest debilem i z pewnością nie zrobi niczego głupiego. Przynajmniej taką miała nadzieję. Negri zaś pisnęła ze zdziwienia, gdy została porwana za fontannę, ale to co zrobił tam to już przeszło jej oczekiwania. Jej twarzy zrobiła się czerwona, kiedy ją pocałował. Jednakże odwzajemniła całusa. Kiedy w końcu się odkleili to spojrzała na niego.
- Ja, chyba… - zaczęła, a następnie sama zmieniła się w Super Saiyankę i strzeliła chłopaka w głowę, tak że zarył nosem o podłogę. Na jego głowie pojawił się guz. Złapała go za koszulkę i podniosła do góry. Teraz chyba wiedział, czego ma tak wysoką pozycję w armii.
- Co ty sobie myślisz? Że mnie zawstydzisz czymś takim? – zapytała i uśmiechnęła się kpiąco. Następnie pocałowała go tak, że pocałunki z April to były dziecinne igraszki. – Chyba trzeba cię nauczyć wielu rzeczy.
- No już dobrze. Wystarczy. Negri idziemy. Ty Kuro też powinieneś udać się do biblioteki. Jeśli chcesz wstąpić do Białej Gwardii radzę się pouczyć. Do zobaczenia. – powiedziała królowa, która postanowiła wkroczyć. Kapitan Gwardii puściła chłopaka i na odchodnym mrugnęła do niego. Jej włosy ponownie były fioletowe. Kuro zaś poczuł, że coś go uwiera za koszulką. Kiedy sprawdził to okazało się iż jest karteczka. Był na niej numer linii i adres oraz dopisek „Wieczorem mam zazwyczaj wolne. N.” To był dobry dzień.
OOC:
Kuro jesteś wolny. Gratuluję zakończenia spotkania z królową i zaimponowania kapitan. Karteczka dla ciebie i guz też. Plus masz 15 pkt za fabułę. Upomnij się przy trenie.
- Kto wie. Na pewno oberwiesz jak się nie będziesz zachowywać. Pamiętaj, że w tej chwili to kobiety trzymają wszystkich samców na smyczy. Dotyczy to ciebie. Jesteś na mojej i ja się z tobą tylko będę bawić. – powiedziała i uśmiechnęła się naprawdę uroczo. Przynajmniej tak uroczo na ile potrafiła wśród całej tej obserwacji. No, ale chyba chłopak lubił ryzyko, gdyż grał z nią dalej. I trzeba było przyznać, że zaczynało być naprawdę interesująco.
- Powiedziałabym, że słońce ci przygrzało za bardzo. – odparła, a kiedy przemienił się, to jej źrenice się rozszerzyły. Strażnicy ruszyli w stronę Kuro, ale stanęli z polecenia królowej. Doskonale wiedziała, że Kuro nie jest debilem i z pewnością nie zrobi niczego głupiego. Przynajmniej taką miała nadzieję. Negri zaś pisnęła ze zdziwienia, gdy została porwana za fontannę, ale to co zrobił tam to już przeszło jej oczekiwania. Jej twarzy zrobiła się czerwona, kiedy ją pocałował. Jednakże odwzajemniła całusa. Kiedy w końcu się odkleili to spojrzała na niego.
- Ja, chyba… - zaczęła, a następnie sama zmieniła się w Super Saiyankę i strzeliła chłopaka w głowę, tak że zarył nosem o podłogę. Na jego głowie pojawił się guz. Złapała go za koszulkę i podniosła do góry. Teraz chyba wiedział, czego ma tak wysoką pozycję w armii.
- Co ty sobie myślisz? Że mnie zawstydzisz czymś takim? – zapytała i uśmiechnęła się kpiąco. Następnie pocałowała go tak, że pocałunki z April to były dziecinne igraszki. – Chyba trzeba cię nauczyć wielu rzeczy.
- No już dobrze. Wystarczy. Negri idziemy. Ty Kuro też powinieneś udać się do biblioteki. Jeśli chcesz wstąpić do Białej Gwardii radzę się pouczyć. Do zobaczenia. – powiedziała królowa, która postanowiła wkroczyć. Kapitan Gwardii puściła chłopaka i na odchodnym mrugnęła do niego. Jej włosy ponownie były fioletowe. Kuro zaś poczuł, że coś go uwiera za koszulką. Kiedy sprawdził to okazało się iż jest karteczka. Był na niej numer linii i adres oraz dopisek „Wieczorem mam zazwyczaj wolne. N.” To był dobry dzień.
OOC:
Kuro jesteś wolny. Gratuluję zakończenia spotkania z królową i zaimponowania kapitan. Karteczka dla ciebie i guz też. Plus masz 15 pkt za fabułę. Upomnij się przy trenie.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach