Dragon Ball New Generation Reborn
Dragon Ball New Generation Reborn

New Generation w Liceum

+15
Raziel
Rota
Rex
Soma
Van'D
Vam
NPC
Khepri
Kuro
Al
Kanade
Ósemka
Red
April
Hazard
19 posters
Go down
Raziel
Raziel
Succub Admin
Succub Admin
Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013

Skąd : Rzeszów

Identification Number
HP:
New Generation w Liceum - Page 4 9tkhzk750/750New Generation w Liceum - Page 4 R0te38  (750/750)
KI:
New Generation w Liceum - Page 4 Left_bar_bleue0/0New Generation w Liceum - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

New Generation w Liceum - Page 4 Empty New Generation w Liceum

Pon Maj 04, 2015 9:26 pm
First topic message reminder :

Okej. Załóżmy, że nasze postacie to osoby normalne(tak wiem, tu już są problemy) i nie mają super mocy czy coś. Po prostu chodzą do liceum w Stanach Zjednoczonych. Kto ma chęć niech napisze jak by wyglądało życie jego postaci, kim by był i z kim by trzymał itd. Very Happy Życzę dobrej zabawy

Vita Ora
Admin
Admin
Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013


Identification Number
HP:
New Generation w Liceum - Page 4 9tkhzk500/500New Generation w Liceum - Page 4 R0te38  (500/500)
KI:
New Generation w Liceum - Page 4 Left_bar_bleue0/0New Generation w Liceum - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

New Generation w Liceum - Page 4 Empty Re: New Generation w Liceum

Sro Cze 13, 2018 12:56 pm
Dotykała jego twarzy :> no no. Ciekawe ciekawe. I ta analiza stylu fajnie odpowiada pewnym cechom naszych forumowiczów Smile
Joker
Liczba postów : 364
Data rejestracji : 29/11/2015


Identification Number
HP:
New Generation w Liceum - Page 4 9tkhzk2100/2100New Generation w Liceum - Page 4 R0te38  (2100/2100)
KI:
New Generation w Liceum - Page 4 Left_bar_bleue0/0New Generation w Liceum - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

New Generation w Liceum - Page 4 Empty Re: New Generation w Liceum

Sro Cze 13, 2018 9:38 pm
Bardzo fajny rozdział, tak jak Shido mówił, można by pewne elementy nakreślić. Chyba nie ma co do czego się przyczepić. Może dodać jeszcze w np: Spoiler na samym końcu jak będą jakieś zmiany? np: nowe techniki których ktoś się nauczył albo coś
Shido
Shido
Liczba postów : 61
Data rejestracji : 25/06/2017

Skąd : Olsztyn

Identification Number
HP:
New Generation w Liceum - Page 4 9tkhzk850/850New Generation w Liceum - Page 4 R0te38  (850/850)
KI:
New Generation w Liceum - Page 4 Left_bar_bleue200/200New Generation w Liceum - Page 4 Empty_bar_bleue  (200/200)

New Generation w Liceum - Page 4 Empty Re: New Generation w Liceum

Nie Cze 17, 2018 11:42 am
A swoją drogą mam jeszcze jedno spostrzeżenie. Myślę że Raz i Vulfi nie kręcą ze sobą tylko mają relacje bardziej jak Daiki z Momo. Razz
Vita Ora
Vita Ora
Admin
Admin
Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013

Skąd : Kraków

Identification Number
HP:
New Generation w Liceum - Page 4 9tkhzk500/500New Generation w Liceum - Page 4 R0te38  (500/500)
KI:
New Generation w Liceum - Page 4 Left_bar_bleue0/0New Generation w Liceum - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

New Generation w Liceum - Page 4 Empty Re: New Generation w Liceum

Pon Cze 18, 2018 9:05 am
Aż strach zapytać, co to za relacje xD
Emi
Emi
Liczba postów : 96
Data rejestracji : 06/07/2018

Skąd : Lublin

Identification Number
HP:
New Generation w Liceum - Page 4 9tkhzk1800/1800New Generation w Liceum - Page 4 R0te38  (1800/1800)
KI:
New Generation w Liceum - Page 4 Left_bar_bleue0/0New Generation w Liceum - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

New Generation w Liceum - Page 4 Empty Re: New Generation w Liceum

Sob Wrz 08, 2018 11:11 pm
Imię i nazwisko: Mirelle Juvien

Wzrost: 172

Waga: 65 kg

Wygląd: Blondynka z długimi nogami. Ma włosy do pasa, śliczną buźkę. Zakochana w siłowni - stąd baardzo krągła figura - krótko mówiąc w tej sferze (fizycznej) niczego jej nie brakuje. Dąży do idealnej sylwetki - talii osy, kształtnej pupy - a właściwie to tylko ją utrzymuje i dopracowuje.

Charakter: Zakochana również i w koszykówce. Z uwagi na to, że nie ma damskiej drużyny w szkole, jest zmuszona oglądać w samotności, w zaciszu domowym mecze największych lig na świecie, ale też... być cheerleaderką. I jest w tym diabelnie dobra. Perfekcjonistka. Opracowuje większość układów mających dopingować szkolną drużynę, co traktuje całkiem serio. Lubiana w swojej drużynie - przez inne... znienawidzona. Pewnie przez zazdrość, choć nie zawraca sobie tym głowy. Po prostu odwraca się na pięcie i udaje, że nie słyszy.
Choć wydawałoby się, że skoro jest kapitanem drużyny cheerleaderek, to powinna być również duszą towarzystwa... Nic bardziej mylnego. Owszem, ma dobry kontakt z każdym, z kim rozmawia, ale... Po meczach zwykle jest wyciszona, trenuje ze słuchawkami na uszach. W szkole również wydaje się bardzo opanowana i skupiona, idzie przez korytarz z podniesionym podbródkiem i głową w chmurach, dopóki ktoś jej nie zagada. Wtedy zaraża uśmiechem i pokazuje się z tej bardziej towarzyskiej strony. Ma jedną zaufaną przyjaciółkę, która nie jest w jej drużynie - to jej kompletne przeciwieństwo, brak zamiłowania do sportu.
Nie jest pilną uczennicą, ale ma bardzo dobre osiągnięcia, nie zadając sobie przy tym trudu.
Uwielbia imprezy, gdzie może się wyszaleć - bo oprócz wyżycia się "na sportowo" - jest dość opanowana. Uważa, że to jedna z niewielu sytuacji, kiedy może się odblokować i "zresetować", by znów powrócić do bycia pochłoniętą swoimi pasjami.
Nie jest typową głupią panienką, która ugania się za zawodnikami (choć część jej drużyny tak postępuje). Jest dla nich miła, ale żeby zasłużyć na coś więcej, musieliby się wykazać.

Rodzina: Matka pracuje w aptece. Ojciec jest ustawionym urzędnikiem. Niespecjalnie zajmują się córką, stąd nie przeszkadza im, że ma własne zajęcia sportowe czy spotkania ze znajomymi. Być może trochę brakuje jej bliższego kontaktu z nimi i dlatego często chodzi zamyślona.
Jest jedynaczką.

Przeszłość: Rodzice Mirelle zawsze byli zajęci czymś ważniejszym niż ich córka - zwykle była to praca. Oczywiście odbiło się to na dziewczynie, ponieważ musiała wypełniać sobie czas pozaszkolny. Od najmłodszych lat były to lekcje tańca - niespełniona ambicja matki, co przydaje jej się obecnie w karierze cheerleaderki. Rodziców Mirelle nie obchodziło, ile się uczy - byle uczyła się dobrze, dlatego też wysłali ją do tego liceum, które ma opinie wymagającego. Obecnie jest już na drugim roku. Kilku jej znajomych trafiła do tej samej szkoły, więc nie musiała się przejmować adaptacją w nowym otoczeniu. Najważniejsze, że miała przy sobie przyjaciółkę.
Drużynę cheerleaderek wymyśliła sama - to jest wpadła na ten pomysł i udała się do dyrektora. Temu spodobała się wizja Mirelle, nakazał jej tylko uzgodnić to z wfistami (którzy mogliby nadzorować przygotowania drużyny) i zebrać oczywiście samą drużynę. Jako, że była pomysłodawcą, została też kapitanem. W ten sposób próbuje dać upust niespełnionemu marzeniu, jakim jest właśnie gra w koszykówkę. Uznała, że przynajmniej tak może się zasłużyć drużynie.
Siłownia - na własne potrzeby. Po prostu lubi widok swojego wysportowanego ciałka i zdrowy tryb życia.

Hobby: siłownia i cheerleaderka (czynne) i koszykówka (bierne, choć często gęsto trenuje pod swoim domem różne zagrania - takie niespełnione marzenie).

Ważne cechy: towarzyska, uprzejma, jednak trochę wycofana i sprawiająca wrażenie "nie do zdobycia". Odważna w swych choreografiach, świetnie się porusza i potrafi zagrzać obserwujących do kibicowania, zdecydowanie pewna siebie, ale nie obnosi się z tym.
Raziel
Raziel
Succub Admin
Succub Admin
Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013

Skąd : Rzeszów

Identification Number
HP:
New Generation w Liceum - Page 4 9tkhzk750/750New Generation w Liceum - Page 4 R0te38  (750/750)
KI:
New Generation w Liceum - Page 4 Left_bar_bleue0/0New Generation w Liceum - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

New Generation w Liceum - Page 4 Empty Re: New Generation w Liceum

Nie Gru 16, 2018 10:22 pm
Rozdział 5

Vulfilia z głośnym jękiem przeciągnęła się. Uczucie przyjemności opanowało jej ciało na krótki moment, w którym postanowiła zrobić sobie przerwę od pracy. Inaczej nie mogła nazwać tego co robiła. Lekcje już dawno odrobiła, a przygotowanie się na kolejne zajęcia nie było takie trudne. Poza tym wystarczyło poświęcić odrobinę czasu każdego dnia i wszystko było w porządku. Przynajmniej dla niej, gdyż wiedziała, że inni mogą potrzebować trochę więcej czasu. Jednakże to nie była jej sprawa i prawdę mówiąc nie interesowało jej to. Każdy był kowalem własnego losu i pracował na siebie. Z tego założenia wychodziło jej ojciec i przekazał to córce. Miała tak pracować, aby osiągać odpowiednie wyniki, a to w jaki sposób to osiągnie, to już jej sprawa. Vulfilia była często niedoceniana i zdawała sobie z tego sprawę. Ładna buzia, dość energiczna osobowość, interesujący ubiór i szybki język sprawiały, że ludzie nie widzieli w niej zagrożenia. Do czasu. W pewnym momencie wszyscy wiedzieli, że nic nie jest takie na jakie wygląda. Dlatego też tak bardzo zaangażowała się w działalność na rzecz drużyny. Vvien nie oceniała jej tylko chciała konkretów, dlaczego to ją ma wybrać. Nie interesował jej status Vulfili, ani to jak jej ciało może przyciągać chłopaków na mecze. Musiała się wykazać i było to coś, co sprawiło, że panna Rogozin miała jeszcze większą ochotę do pracy przy zespole. Uwielbiała analizować różne kwestie i skoro daje radę na wyprzedażach, to wyliczenie prostej średniej trafień z trzech sezonów wszystkich graczy nie było niczym trudnym dla niej. Jej ojciec czasami się śmiał, że była chodzącym kalkulatorem i może coś w tym było, ale dzięki temu mogła przygotować odpowiedni plan dla Vvien. Ocena współczynników i umiejętności, będą niezwykle pomocne przy planie treningowym dla chłopaków. Miała też inne plany na zwiększenie ich popularności, a jeden mogła wprowadzić w życie już za kilka dni. Jej znajomy wisiał jej przysługę, a Vvien wyraziła zgodę, choć sama zdecydowanie odmówiła błaznowania. Jednakże chłopaków wykorzysta jak tylko może. Miała szczęście, że w zespole byli przystojniacy, więc nie będzie większej tragedii, a taki Raziel czy Hazard lub Nakazawa byli swego rodzaju gwiazdami, więc to tylko zwiększało smaczek. Oj biedni chłopcy, nawet nie wiedzą jakie tortury ich czekają. Vulfilia uśmiechnęła się pod nosem i wzięła komórkę do ręki. Szykowała się nieziemska zabawa.

Od testów i przyjęcia nowych zawodników minął już miesiąc. Szkoła zaczęła się na dobre i uczniowie musieli rozdzielać swoje siły na poszczególne przedmioty, jak i na zajęcia dodatkowe. Można powiedzieć, że najgorzej mieli ci będący w drużynie łuczniczej i koszykarskiej. Obie trenerki najwidoczniej lubowały się w katowaniu swoich podopiecznych, gdyż uważały, że bez ciężkiej pracy do niczego nie dojdą. Członkowie często się wymieniali doświadczeniami, ale jeśli klub łuczniczy miał czasem odrobinę spokoju, to Vvien cisnęła swoich graczy do samych granic. Przynajmniej dwie godziny taktyki co dwa dni, a także codziennie gierki i poprawianie indywidualnych błędów. Trzymanie diety było zaś tym co trenerka potrafiła sprawdzić bez najmniejszego problemu. Jakimś cudem na pierwszy rzut oka wiedziała kto zjadł zdrową i bardzo niesmaczną kolację, a kto znów objadał się batonikami podczas grania w Dark Souls czy inne Dragon Balle. Riki mówił, że skończyła wyższe studia dotyczące sportu i zdrowego odżywiania. No nie powiedział tego w taki prosty sposób, ale nazwa tego kierunku była zbyt długa i zawiła, wiec członkowie drużyny tak nazywali wykształcenie swojej ukochanej trener. Poza tym od razu było wiadomo skąd wzięły się jej umiejętności. Również chodziły pogłoski, że sama grała w koszykówkę, ale to już były ploty krążące między zawodnikami. Szczególnie w takich momentach jak ten, kiedy Van leżał na deskach po otrzymaniu soczystego trafienia piłką w głowę.
- Co ja ci do diabła mówiłam o byciu samolubnym?! – ryknęła Vvien, a pozostała reszta zawodników wycofała się na z góry upatrzone pozycje, czyli za Rikiego, Hazarda i Raziela. Tych dwóch pierwszych wybrano z racji wzrostu i szerokości barów, przez co stanowili doskonałe tarcze, a Shimura był jak pieprzony falochron. Vvien mogłaby ryknąć na niego, a ten zapewne nawet by się nie poruszył. O tę apatię Tanaka bała się najbardziej. Wyglądało to jakby zawodnik z największym potencjałem grał w drużynie tylko dlatego, że wypada albo musi. Wszystkie ćwiczenia wykonywał poprawnie, dla wszystkich był uprzejmy, ale coś z nim było nie tak. Nie widziała tej radości z gry jak w przypadku Hazarda, Kuro czy tego durnia Vana. Chłopak zachowywał się podobnie do Nakazawy z czego tamten jeszcze miał jakąś radość, ale doskonale wiedział jaki posiada poziom. Musiała porozmawiać na ten temat z Vulfilią, ale to wtedy kiedy skończy z tymi kretynami.
- Ale o co ci kurwa chodzi? – ryknął Van do trener, ale chyba natychmiast zrozumiał, że to był błąd. W oczach Tanaki widniała rządza mordu. Zupełnie jak u nauczyciela matematyki, który próbował zrozumieć jak Vuko znów się nie przygotował. Wchodzenie w dyskusję z Vvien nie należało do najmądrzejszych rzeczy, ale to trzeba załapać poprzez ból. Każdy kto tego nie kumał w przeszłości przez to przeszedł przynajmniej raz.
- O co mi chodzi? O co mi chodzi? Już ci mówię o co ci chodzi? – mówiła Vvien, a z każdym słowem tykała palcem w klatkę piersiową Vana. Może i nie było to zbyt mocne, ale wypowiadała naprawdę sporą liczbę słów.
- Na początek to, że przez twoje samolubstwo tracisz całą masę piłek. To, że przejdziesz przeciwnika pięć razy nic nie znaczy, kiedy on zabierze ci piłkę dwadzieścia razy i zdobędzie po tej stracie punkty. W trakcie meczu może to nas zabić. Na dodatek twoja ślepota. W ciągu ostatnich dwudziestu minut naliczyłam jakieś osiem sytuacji, gdzie mogłeś podać do innego zawodnika, który był lepiej ustawiony od ciebie. No, ale po co podawać skoro można się popisać i przy okazji spierdolić całą akcję drużyny. Jak tak dalej będziesz robić to wywalę cię z drużyny. Koszykówka to sport drużynowy. Jak chcesz być solistą to idź do klubu łuczniczego, choć June może ci wpieprzyć równie dobrze jak ja. Przemyśl to. – powiedziała Vivien, kończąc swój monolog i przy okazji szturchanie Vana. Chłopak miał wrażenie, że zostanie mu dziura w tym miejscu. Reszta drużyny była szczęśliwa, że ten tajfun nie został wyładowany na nich, ale i tak to nie był jeszcze koniec. Tak przynajmniej uważali.
- No dobra. Możecie iść do domu. Na dziś tyle zajęć. Muszę obgadać jeszcze kilka rzeczy z Vulfi, a jutro macie wolne. Poza tym niedługo poznamy terminy pierwszych próbnych testów, więc wykorzystajcie ten czas na naukę. Rozejść się. – powiedziała Vvien i sama ruszyła do swojego gabineciku, który otrzymała od szkoły, gdy została przyjęta na stanowisko trenera. Reszta drużyny była jeszcze przez chwilę w szoku, ale szybko zaczęli gadać o planach na wieczór. Kuro od razu dorwał się do Hazarda, aby ustalić z nim strategię na przejęcie Gymu nieopodal ich szkoły. Chłopak zaraził wyższego kumpla pasją do Pokemonów i teraz obydwaj szwendali się po mieście szukając mały stworków. Shimura jak zwykle szybko się ulotnił co nie powinno nikogo dziwić, choć Rikimaru wyglądał dość posępnie, kiedy zauważył, że chłopak tak szybko się ulatnia. Miał podobne obawy co Vvien choć nie zdawał sobie z tego sprawy. Spojrzał na Shuuyę, ale ten też za bardzo nie wiedział co się dzieje. Najwidoczniej Raziel nie zwierzał mu się, albo nie byli wcale tak bliskimi znajomymi jak się mogło to wydawać początkowo. Z tego co Riki już wiedział to każdy z nowych znalazł jakieś towarzystwo i spędzał z kimś czas po szkole. Tylko Shimura wyglądał na odludka. Czyżby nie mógł się dopasować? Z takimi myślami kapitan drużyny ruszył pod prysznic, choć szybko uciekły mu kiedy kumple zaprosili go na maraton kina akcji. No jakby mógł odmówić Niezniszczalnym i Szklanej Pułapce?

- No rusz się kretynie! Bardziej zielone nie będzie! – krzyknęła Kaede choć doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że kierowca, do którego kierowała swoje słowa z pewnością jej nie usłyszy. Jednakże była to praktyka tak powszechna wśród kierowców, że robiła to machinalnie i nawet nie starała się tego kontrolować. Przynajmniej nie rzucała mięsem jak większa część posiadaczy samochodów. W końcu była młodą damą z dobrego domu, która wykonywała ważny dla społeczeństwa zawód i zwyczajnie nie mogła sobie pozwolić na tego typu zachowania. W dzisiejszym świecie każdy mógł być dziennikarzem, a wypuszczenie do wrogiej gazety nagrania, w którym przeklina jak szewc zniszczyłoby jej status, który starała się budować od końca szkoły. Udało się jej w końcu opuścić skrzyżowanie i po kilku minutach parkowała na parkingu swojej starej szkoły. Gdy szpilki dotknęły asfaltu wspomnienia lat spędzonych w tej placówce szybko do niej wróciły. Tak samo jak wcześniej, gdy przyszedł do niej szef z tą propozycją.
Skończyła właśnie ostatni akapit swojego tekstu i po zapisaniu go na chmurze przesłała do edycji. Wiedziała, że pewnie przypieprzą się do czegoś, ale pracowała w tej redakcji już wystarczająco długo, aby bronić swoich tekstów i kłócić się z nimi. Ten tekst był perełką i wątpiła, aby chcieli coś zmieniać, ale warto być przygotowanym na wszystko.
- Kaede jesteś wolna? – usłyszała kiedy się przeciągała, przez co o mało nie zleciała z krzesła. Po krótkiej walce o utrzymanie równowagi spojrzała na personę, która wybiła ją ze stanu rozmyślania. Całe szczęście, że nie puściła jakiejś kąśliwej uwagi, które czasem leciały w stronę jej współpracowników, gdyż nad nią stał sam redaktor naczelny. Dziewczyna szybko wstała z miejsca. To mogła być szansa na coś wielkiego.
- Tak szefie. Wolna i gotowa. Cała do pańskiej dyspozycji. W czym mogę pomóc. – powiedziała uśmiechając się uroczo. Doskonale wiedziała, że moment w którym władza sama schodzi do pracownika oznacza spory materiał. Taki, który pozwoli się jej wybić jeszcze mocniej, a nawet awansować. Szef uśmiechnął się delikatnie widząc jej pasję i dał jej znak, że może usiąść. Czyli będzie to coś dłuższego.
- Z tego co wiem skończyłaś liceum New Generation i prowadzisz bloga o ich szkolnej drużynie. Przeczytałem kilka wpisów i są naprawdę interesujące. Mam dla ciebie pewne zadanie, na którym będziesz musiała się skupić w całości. Sprawi to, że zostaniesz odsunięta od innych projektów, ale będziesz miała pierwszeństwo w druku i informacjach. Czy pasuje ci to? – zapytał szef, najwidoczniej chcąc otrzymać zgodę przed wyprowadzeniem cięższych dział. Kaede wiedziała, że może dostać coś świetnego, ale przy okazji odpuści możliwość uczestniczenia w jakiejś bombie, która może w trakcie jej zadania wybuchnąć. To było cholernie trudne, ale jednak zdecydowała się podjąć ryzyko. Czuła, że będzie to coś godnego uwagi. Kiwnęła głową dając znak, że bierze to zlecenie.
- Doskonale. Z tego co już zapewne wiesz drużyna w twojej byłej szkole zyskała kilku nowych zawodników. Zwyczajowo nie interesujemy się rozgrywkami licealnym bardziej niż trzeba, ale w tym roku mamy wyjątek. Nie dość, że są to gracze określani potencjałem zawodowców to na dodatek jednym z nich jest Raziel Shimura. Zakładam, że nie trzeba ci mówić kim jest jego rodzina. – powiedział mężczyzna, a dziewczyna tylko kiwnęła głową. Nazwisko Shimura było znane w całej Japonii i każdy człowiek, choćby nie interesował się biznesem wiedział kim byli. Wystarczy powiedzieć, że ich główna firma podpisała kilka miesięcy temu kontrakt z rządem na stworzenie super zaawansowanej technologii kosmicznej, która ma sprawić, że Japonia pozostawi całą konkurencję w tyle. Eksperci mówili, że mają na to olbrzymie szanse, a ich technologia i autorski system sprawiają, że w przeciągu pięciu lat może dojść do przełomu. Tak więc Kaede doskonale wiedziała dlaczego szkoła, do której trafiło najstarsze dziecko państwa Shimura była tak interesująca.
- Reasumując. Przez rok będziesz przy drużynie. Będziesz pisać teksty o treningach, meczach, przeprowadzać wywiady, a także analizy. Mam nadzieję, że będzie to coś dzięki czemu inne redakcje nas nie dościgną. Życzę powodzenia.
To było bardzo nietypowe i dość ryzykowne zadanie, ale jeśli uda jej się zainteresować wszystkich tą drużyną, to może dostać tak mocnego kopniaka, że jej kariera wystrzeli jak dwunastolatek widzący po raz pierwszy nagą laskę. Uśmiechnęła się szeroko, poprawiła torbę i ruszyła na rozmowę z dyrektorem, a następnie z panią trener. Rozmowy umówione zostały już przez szefa i aktualnie była oczekiwana. Było to niezmiernie przyjemne uczucie.

- Bardzo ładnie dziewczyny. Idzie nam coraz lepiej. Sonia popracuj trochę nad elastycznością. Podeślę ci później kilka ćwiczeń, z których korzystam. A na dziś wam dziękuję i do zobaczenia na następnym treningu. – powiedziała Mirelle i tym samym zakończyła dzisiejszy trening zespołu. Zespołu, który zbudowała sama od podstaw i wkładała w niego całe swoje serce. Od zawsze była aktywna i musiała coś robić, a brak żeńskiej drużyny sprawił, że trzeba było inaczej ulokować swoją miłość do sportu. Cieszyła się więc niezmiernie, że to przedsięwzięcie rozwija się coraz bardziej i dziewczyny również wkładają w to całe swoje serce. Zapewne dziewczyny zgłosiły się do drużyny, gdyż cheerleaderki zawsze są popularne i należą do szkolnej elity. Może i tak było, ale Mirelle nie odczuwała tego. Nie zadzierała nosa, choć wiedziała, że niektóre dziewczęta obgadują ją. Może i miały ku temu powody, ale ona miała to gdzieś. Rzuciła okiem na zegarek i szybko zaczęła odkładać swoje rzeczy i poleciała pod prysznic. Jeśli się uda to załapie się jeszcze na końcówkę treningu męskiej drużyny. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie pod swoim noskiem. Pomimo tego, że nie mogła grać jako zawodniczka, to nic nie stało jej na przeszkodzie, aby oglądać mecze i podglądać kolegów. Poza tym jako kapitan zespołu dopingującego miała specjalne przywileje i nie musiała się obawiać tego, że Vvien wykopie ją za drzwi, jak to miało miejsce w przypadku kilku innych osób. Tak więc szybko wskoczyła pod natrysk, jednakże w dalszym ciągu pamiętając, aby dokładnie namydlić całe swoje spocone ciało, a następnie dokładnie spłukać. Głowę umyła równie starannie i następnie szybko się wycierała. Pomimo tego, że poszła pod prysznice jako ostatnia to z szatni wyskoczyła jako pierwsza. Leciała do drugiej sali jakby ją gonił co najmniej jakiś zboczeniec, ale na całe szczęście się udało, gdyż trafiła na ostatnią kwartę treningowego meczu.
- Całe szczęście, że zdążyłam. – powiedziała cicho do siebie opadając na krzesełko. Trybuna była pusta, ale zazwyczaj tak było podczas treningów drużyn. Krzesła służyły dla uczniów podczas zajęć szkolnych, a teraz zajmowała je ona i jakaś inna dziewczyna o czekoladowych włosach. Z tego co już się dowiedziała była to najnowsza menadżerka zespołu i za każdym razem jak ją widziała to coś notowała, albo plotkowała z koleżankami. Nie rozmawiała z nią, gdyż jakoś nie widziała się w gronie jej znajomych. Czasami się dziwiła, że ktoś taki dostał taką posadę, ale może miała znajomości, albo była naprawdę dobra. Panna Juvien nie miała zielonego pojęcia o tym i jakoś się jej do tego nie spieszyło. W końcu trening chłopaków się skończył w atmosferze głośnego opierdolu i dziewczyna już mogła udać się do domu, który zapewne będzie pusty bo rodzice mieli dzisiaj jakąś imprezę, więc będą znacznie później. Super. Czyli tylko ona i mecze najlepszej ligi świata. Jednakże musiała przyznać, że chłopaki mieli prawdziwy talent. Na tyle ile się znała i oglądała to potrafili coś zagrać i mogli osiągnąć wiele. Kiedy obserwowała ich jak grają i dobrze się bawią to czuła delikatny żal. Też chciała tego. Chciała gry i walki o piłkę. Cheerleadering też był fajny, ale nie była to ta sama adrenalina. Kopnęła kamyk leżący na drodze i stwierdziła, że poprawi sobie humor ulubionym shakiem. Miała po drodze, a poza tym i tak jutro jest wolne od zajęć szkolnych, więc mogła pójść spać o wiele później.
Humor dziewczyny o wiele bardziej się poprawił po wypiciu ulubionego napoju i kupieniu uroczego swetra z kotkiem. Niektórzy nazwaliby go tandetnym, ale dla niej był wprost boski. Nic nie mogło jej popsuć humoru, a przynajmniej tak myślała kiedy została potrącona i prawie upadła na chodnik.
- Przepraszam bardzo. – usłyszała od oddalających się pleców.
- Pewnie nic się nie stało. – odburknęła i już chciała odejść, kiedy zauważyła leżący telefon. Najwidoczniej wypadł te osobie. Chciała za nią krzyknąć, ale zniknęła jej już z widzenia. Uruchomiła wyświetlacz z nadzieją, że będzie napisany numer kontaktowy, ale był zablokowany. Jedyne co się wyświetlało to alarm z napisem ważne i adresem. Może warto się tam udać?

Raziel czekał pod drzwiami, aż zostaną otwarte. Wiedział, że przejście przez ten hall zajmuje trochę no, ale ileż można czekać. W końcu drzwi się otworzyły i stanął w nich wysoki mężczyzna w czarnym fraku. Jego spojrzenie było chłodne jak zimy w Rosji, a starannie przystrzyżona broda i włosy białe jak śnieg w tamtym kraju.
- Paniczu. Czego panicz nie powiedział, że wraca. Przyjechałbym po pana. – powiedział mężczyzna przepuszczając Shimurę w drzwiach i biorąc jego torbę. Chłopak uśmiechnął się do mężczyzny i poklepał go po ramieniu.
- Spokojnie Borys. Miałem trochę czasu więc postanowiłem, że się przejdę. Rodzice i młoda w domu? – zapytał chłopak ściągając buty i bluzę. Następnie ruszył do kuchni, a za nim Borys, który najwidoczniej zajmował się całym domem.
- Niestety, ale pani Aryenne i pan Zidarock udali się na bal charytatywny i będą dość późno. Powiedzieli, abyście na nich nie czekali. Natomiast panienka Vivian jest w salonie, gdzie oddaje się oglądaniu seriali i zajadaniu przekąsek. – rzekł mężczyzna. Raziel tylko uśmiechnął się pod nosem.
- Czyli męczy kolejne anime i żre chipsy. Doskonale. – powiedział łapiąc jakieś jabłko i ruszając do salonu. Już od wejścia przywitał go ryk walk dochodzących z ekranu telewizora.
- Co tam młoda. Kto wygrywa? – powiedział siadając obok siostry i czochrając ją po głowie. Ta tylko strząsnęła jego rękę z siebie i dalej wpatrywała się w czarodziejkę z księżyca. Raziel nawet nie wiedział, który to już sezon, ale znając swoją siostrę to pewnie od powrotu ze szkoły i odrobienia lekcji zdążyła przerobić z dwa. Wziął kilka chipsów jednakże doskonale wiedział, żeby uważać, bo siostra była bardzo uważna jeśli chodzi o jej przekąski podczas oglądania ulubionych programów. Zaczął zastanawiać się czy jest sens walczyć o pilota jednakże wyrwał go z tych myśli dźwięk dzwonka.
- Otworzę Borys! – krzyknął do mężczyzny, który zajmował się kolacją dla ich dwojga. Robił to i o wiele więcej dlatego też od lat był opiekunem dzieci państwa Shimury. Borys pomagał im w lekcjach, woził do szkoły, a także zajmował się kiedy byli w domu. Oczywiście jeśli rodziców nie było w domu, co ostatnio zdarzało się dość często. Raziel nie wymagał już takiej opieki, ale młodsza Vivian tak. Shimura wreszcie dotarł do drzwi.
- Tak? – zapytał otwierając je na oścież, ale oniemiał widząc kto stoi za nimi. – Co ty tutaj robisz?
- Jak to co? Przyszłam cię odwiedzić skarbie. – powiedziała Vulfilia, a następnie pocałowała go.


Ostatnio zmieniony przez Asteria dnia Pon Sty 07, 2019 8:41 pm, w całości zmieniany 2 razy
Shido
Shido
Liczba postów : 61
Data rejestracji : 25/06/2017

Skąd : Olsztyn

Identification Number
HP:
New Generation w Liceum - Page 4 9tkhzk850/850New Generation w Liceum - Page 4 R0te38  (850/850)
KI:
New Generation w Liceum - Page 4 Left_bar_bleue200/200New Generation w Liceum - Page 4 Empty_bar_bleue  (200/200)

New Generation w Liceum - Page 4 Empty Re: New Generation w Liceum

Pon Gru 17, 2018 8:27 pm
Imię: Shido Nakazawa

Pseudonimy : Dyrygent Koszmarów (przezwisko które przylgnęło do niego w latach gimnazjum), Niedorobiony Führer (głównie przez Somę podchwycone przez resztę II i III Rocznych)  Naczelny Cymbał (przez Vvien)  Szczekacz, Megafon (ze względu na swój donośny głos na boisku głównie, przez Some, bardzo sprawnie podchwycone przez Shiye), Oda Nobunaga (prześmiewczo przez Shimure)  

Wiek: 17 (II roczny)

Wzrost:198 cm

Waga: 72 kg.

Pozycja: SG

Numer: 13

Wygląd: Białe sięgające do ramion włosy, oczy koloru morskiej zieleni oraz nieco tylko ciemniejsza karnacja zdradzające domieszkę południowoeuropejskiej krwi to chyba jego najbardziej charakterystyczne cechy wyglądu. Poza tym chłopak ma aparycje, którą najłatwiej określić jako „przyjemną dla oka”. Nikt nie nazwałby go może Adonisem i z pewnością daleko mu do modela jednak niejedno damskie serce zabije żywiej kiedy spojrzy w jej kierunku. Jest wysportowany jednak, bardziej niż koszykarza jego budowa przypomina zawodowego tancerza. Na skutek wielu operacji które, musiał przejść ze względu na wydarzenie jakie, miało miejsce na początku zeszłego roku od łokci w dół jego ręce oraz dłonie pokrywają liczne blizny, które gdy tylko może ukrywa pod bandażami

Charakter: Na co dzień stanowi ideał ucznia. Bardzo inteligentny, dobrze się uczy, jest koleżeński, miły, przyjacielski i uprzejmy. Nigdy się nie wywyższa. Ogólnie pozornie dość łatwy do przegapienia i nienarzucający się nikomu. Choć miewa napady jadowicie kąśliwego dowcipu, równie często śmieje się z siebie jak z innych. Częściej niż na imprezach czy w salonach gier można go spotkać z dobrą książką najczęściej traktująca o psychologii w sporcie. Oczywiście jeśli akurat nie okupuje którejś z sal gimnastycznych. Jego „jowialność” znika jednak zupełnie kiedy w grę wchodzi koszykówka. Jeszcze nigdy nie przegapił żadnego treningu, wymagający zarówno od siebie jak i od innych. Parkiet traktuje jak pole bitwy a swoich kolegów jak żołnierzy. Nie jest to wcale taka duża przenośnia, znany jest ze swojej przebiegłości i przerażająco skutecznych planów taktycznych. Wobec przeciwników bezwzględny, punktujący wszystkie ich słabości. Miażdżący ich wyszukaną taktyką i zrozumieniem psychologicznym szczególnie jeśli chodzi o defensywę. Jest prawdziwym koszmarem rywali. Kilku zawodników po meczach z jego drużyną zrezygnowało z gry. Co w pewnym sensie buduje jego bardzo bzdurną czarną legendę o sadyście niszczącym marzenia. W rzeczywistości jest to po prostu niesamowicie ambitny i waleczny sportowiec, który zrobi wszystko by znowu poczuć ciężar reprezentacyjnej koszulki i który, każdy mecz traktuje jako krok w karierze. Dla współtowarzyszy, zawsze pewny element zespołu, wsparcie moralne, najgłośniejszy na boisku. Oddający całą energie parkietowi. Często mając w pogardzie własne zdrowie. Serce drużyny, zawsze poddający się jako ostatni. Wbrew pozorom największą radość z gry czerpie kiedy ktoś rzuci mu prawdziwe wyzwanie. Kiedy ktoś sprawi że, będzie musiał obmyślać coraz to nowe fortele i starać się pokonywać kolejne granice nie tylko własnych jak również drużynowych możliwości. Mimo całej swej „boiskowej ekspresji” niczym wytrawny szachista zawsze potrafi przewidzieć kilkanaście ruchów do przodu. Taktyka, to najpiękniejsza część bitwy czyż nie? Po wydarzeniach z zeszłego roku po raz pierwszy się załamał, jednak własnym uporem i tytaniczną pracą powoli wraca do formy. Jego determinacja ma też ciemną stronę. Chłopak ma tendencje do przepracowywania się by „szybciej” wrócić do maksimum możliwości. Często też ukrywa swoje problemy przed drużyną nie chcąc obciążać ich swoją osobą. Nie rzadko ćwiczy samotnie po godzinach by tuszować swoje upokarzające dla niego braki. Nie lubi publicznie okazywać słabości, nawet kiedy sytuacja jest bardzo zła i obciążająca dla niego samego.  

Przeszłość:

Urodzony na Okinawie Shido całe swoje życie związał z koszem. Od dnia w którym jego ojciec, japoński wojskowy pokazał mu te grę kiedy miał cztery lata Shido zakochał się w niej bez pamięci. Jego droga nie zawsze była usiana różami, a początek jego kariery na parkietach nie należał do najlepszych. Głównie przez to, że w związku z pracą ojca często zmieniał szkoły.  Wciąż pamięta dotkliwe porażki jakich wtedy doznawał i jest świadom jak bardzo zbudowały one jego ambicje i charakter. Jeżdżąc z rodzicami po kraju, nie zatrzymując się w żadnej z miejscowości dłużej niż na kilka miesięcy Shido nigdy z żadną z drużyn nie zbudował jakichś trwalszych więzów. Odbiło się to negatywnie na jego umiejętnościach kooperacji z innymi jednak miało też i dobrą stronę. Jak na tak młodego zawodnika  widział i mógł poznać bardzo wiele styli gry i filozofii koszykówki, co później skrzętnie wykorzystywał. Szybko bowiem zauważył, że może nigdy nie miał w swych drużynach jakiegoś dużego kredytu zaufania, jednak instynktownie wyczuwał co i kiedy należy zrobić. Przynajmniej jeśli chodzi o parkiet. Ze wszystkich umiejętności, którymi mógł się poszczycić to właśnie zmysł taktyczny i umiejętność „rozgrywania” zarówno swoimi kolegami jak i a może, przede wszystkim przeciwnikiem rozwijało się najszybciej. Był to jeden z powodów dla którego więcej wysiłku wkładał w grę defensywną niż atak. Jego kariera gimnazjalna  przebiegała już za to zupełnie inaczej, w odpowiedniej drużynie  (Shikizaku  Academy) rozwinął swoje umiejętności w błyskawicznym tempie i po sześciu miesiącach od wstąpienia do drużyny dostał się na ławkę rezerwowych  drużyny która, w tamtym czasie dominowała absolutnie wszystko. Po wykazaniu się jako „szósty” gracz w Letnich Mistrzostwach gimnazjalnych, został częścią głównego składu, od tamtej pory stając się jedną z czołowych postaci gimnazjalnej koszykówki przez swój styl gry zyskując sobie przydomek „Dyrygent Koszmarów” . Od drugiego roku gimnazjum regularnie powoływany był na zgrupowania narodowej kadry młodzików. Jednak na etapie gimnazjum bez większych sukcesów.  Na trzecim roku nauki przez chorobę dziadków ze strony matki na kilka miesięcy zmuszony do wyjazdu do Barcelony przez co nie był w stanie po raz ostatni w swej gimnazjalnej karierze, zmierzyć się ze swoim rywalem Razielem Shimurą. Powrócił do Japonii kiedy otrzymał kolejne powołanie na zgrupowanie młodej kadry. Na którym w końcu udało mu się założyć reprezentacyjną koszulkę w oficjalnym meczu.)  Po rozpoczęciu swojego pierwszego roku w liceum jako nowy uczeń Toriyama High szybko wpasował się w dowodzoną przez Rikimaru drużynę. Zagrał tam jednak zaledwie parę meczy gdyż po ćwierć finałach Letnich Mistrzostw wracając do domu został napadnięty i pobity a jego obie ręce połamane przez napastników. Obrażenia były na tyle poważne że jego dalsza gra zarówno teraz jak i w przyszłości stanęła pod znakiem zapytania. Po wyjściu ze szpitala na jakiś czas odsunłął się zupełnie od kosza. Wrócił jako „obserwator” dzięki staraniom Somy (i wrzaskom Vvien) cały czas przechodził proces intensywnej rehabilitacji jednak bez większych efektów co sam młodzik okupował ciężkim załamaniem nerwowym. Ostatecznie kilka miesięcy temu ponownie opuścił Japonie żeby poddać się kolejnemu zabiegowi i rekonowalescencji tym razem w specjalistycznej klinice ortopedycznej w Szwajcarii.  

Mocne strony: Refleks i „elegancja” jeśli tak można nazwać połączenie techniki i zwinności jakie prezentuje są jego wielkim atutem po części maskującym fizyczne braki. Nadspodziewany zmysł defensywny pozwalający na błyskawiczne i precyzyjnie wyliczone bloki, zasłony, gdy trzeba nawet wyjątkowo siłowe zbiórki  a przede wszystkim przejęcia piłek od przeciwnika sprawia, że wszyscy szybko zdają sobie sprawę że parkiet to twierdza pod władzą jednego generała. Nie pamięta kiedy ostatnio faktycznie „zgubił” swój cel gdyż naprawdę doskonale czyta grę. Jeśli bowiem uznać defensywę i gracje ruchów za jego dobrą stronę to boiskowe IQ ma na poziomie ocierającym się jeśli nie faktycznie będącym geniuszem. Doskonale rozpracowuje zarówno przeciwnych jak i „swoich” graczy posiłkując się na równi doświadczeniem, wiedzą psychologiczną jak i „czuciem gry” w połączeniu z jego bardzo pokrętnym i przebiegłym umysłem pozwala mu to na tworzenie wysublimowanych taktyk prowadzących do druzgocących, niejednokrotnie wywołujących ciarki na plecach zwycięstw. Mimo wszystkich swoich atutów doskonale zdaje sobie sprawę że meczy nie wygrywa jeden człowiek dlatego (niekiedy z dużym trudem) z reguły chowa swoje ego w kieszeń i skupia się na komunikacji w drużynie by finalizować swoje skomplikowane plany taktyczne z sukcesem.

Słabe strony: obecnie jego główną słabą stroną są rzuty, szczególnie te za trzy. Po kontuzji daleko mu do „narodowej” celności i precyzji  jakie prezentował wcześniej i choć wciąż twardo pracuje nad tym elementem rzadko udaje mu się sfinalizować atak celnym strzałem. Często zaś nie dorzuca nawet do obręczy co okropnie ciąży na jego psychice. Czasami jego dłonie w najmniej odpowiednich momentach odmówią mu jeszcze posłuszeństwa i potrafi spartaczyć najbardziej koronkowo dopracowaną akcje co okropnie go irytuje. Jego zaangażowanie w grę rzadko kiedy przekłada się na zaangażowanie we własne zdrowie i bezpieczeństwo. Brak wielu siłowych argumentów jakie powinien prezentować na swojej pozycji zmusza go do coraz bardziej skomplikowanego kombinowania, choć i te mankamenty stara się zwalczać podczas treningów. Miesiące  nieobecności na boisku odbiły się bardzo negatywnie szczególnie na jego kondycji i przygotowaniu fizycznym, głównie w rozumieniu czasu gry jaki jest w stanie spędzić na boisku na pełnych obrotach oraz szybkości przenoszenia ciężaru gry z obrony do ataku. Wszystko to jednak powoli wraca do optymalnej normy, dla Shido okupionej dodatkową dawką upokorzeń i cierpienia, ale do tego zdążył się już przyzwyczaić. Przynajmniej w opinii wszystkich wokół niego. Największą jego wadą jest jednak to, że nie do końca rozumie własny potencjał. Mimo całego swego ego, często deprecjonuje swoje możliwości podświadomie je ograniczając szczególnie od czasu wypadku.

Relacje:

Gimnazjum:

Shadow – Przez kilka miesięcy mieszkali na jednym podwórku , niejednokrotnie pomagał młodszemu koledze w nauce kiedy ten ewidentnie nie dawał sobie rady przez swoją pracę, wielokrotnie wyciągał go za uszy z kłopotów.  Nigdy się go nie bał dokładnie tak jak nigdy nie bał się nikogo w swoim życiu.

Raziel – Shimura jako jeden z niewielu graczy w jego gimnazjalnej karierze stanowił dla Shido autentyczne i prawdziwe wyzwanie. Shido czerpał olbrzymią przyjemność z każdej gry którą, odbyły ich drużyny. Co absolutnie nie przeszkodzi mu we wkomponowaniu go w glebę po raz kolejny jeśli nadarzy się okazją. Jeśli w jego karierze istniał gracz którego „torturował” najbardziej,  był to właśnie Raziel Shimura. Chociaż samego zainteresowanego raczej to ukształtowało niż złamało jak resztę, co zawsze cieszyło Nakazawę  Jedną niewielu rzeczy których Shido żałuje jest fakt że, musiał w zasadzie walkowerem oddać mu finał Mistrzostw Zimowych kiedy Shimura był na drugim roku gimnazjum, jednak życie nie zawsze układa się tak jak chcemy. Zaskakującym dla niektórych może być fakt, że,  pomimo  bardzo bezwzględnej rywalizacji obu chłopców, całkiem nieźle dogadują się poza boiskiem ze względu na bardzo zbieżne poglądy na grę. Znają się  dość dobrze grywali ze sobą czy raczej przeciw sobie od podstawówki w mniejszych czy większych turniejach.

Van Shaw – ciekawa postać, która stanęła na jego drodze podczas ćwierć finałów Między Gimnazjalnych rozgrywek w drugim roku gry Shido w Shikuzaku. Młodziak będący wówczas na pierwszym roku był z pewnością wyjątkowo utalentowanym graczem, jednak jego niestabilność emocjonalna, zdemaskowana już w trzeciej kwarcie sprawiła że on i jego drużyna  stanowili łatwy cel dla taktyk Shikazaku.  Strasznie się po tym meczu wkurzał, ale On się chyba wkurzał na wszystko. Nie spotkali się więcej. Shido ma nadzieje, że nie zrezygnował z gry. Autentycznie szkoda by mu było utracić tak perspektywicznego rywala.  

Liceum:

Soma – w jakiś pokrętny sposób ten lamus to największa ostoja Shido w całym liceum. Zanim
Shido wyjechał na leczenie do Szwajcarii Soma i On byli w jednej klasie. Choć stanowią swoje całkowite przeciwieństwo, doskonale się uzupełniają. To Nakazawa zaciągnął Somę na treningi kosza mimo protestów obżartucha, Soma zaś pokazał Nakazawie że, nie tylko koszem człowiek żyje. Co prawdopodobnie uratowało jego psychikę. Choć znają się zaledwie kilka miesięcy  przedziwny bromance tych dwóch graczy jest szeroko znany w całym liceum.

Vvien – w ich relacjach naprawdę ciężko dojść do ładu. Czasami dogadują się świetnie, kiedy indziej zaś kłócą jak stare małżeństwo. Oboje doskonale znają się na metodologii w  sporcie choć niejednokrotnie mają skrajnie różne podejścia. Zaraz po wyjściu ze szpitala kiedy lekarze nie dawali Nakazawie szans na powrót do gry Vvien zaproponowała mu posadę drugiego trenera jednak ten odmówił słowami „prędzej świnie zaczną latać a ja walne Cię twą własną mietłą czarownico.” Jest jej jednak ogromnie wdzięczny za, to że wtedy wyciągnęła do niego rękę i tak naprawdę bardzo szanuje jej zaangażowanie i profesjonalizm. Chociaż rzadko się do tego przyznaje.  . W przeciwieństwie do reszty drużyny ma jaja, a mówiąc w kontekście przypadku Rikimaru ma chęci by twardo się czarownicy sprzeciwić gdy zajdzie taka potrzeba.

Kaede Saraya – Shido poznał młodą redaktor już 3 lata temu kiedy po raz pierwszy uczestniczył w  zgrupowaniu młodzieżowej reprezentacji kraju. Kaede jako jedna z kilku młodych reporterów została oddelegowana do śledzenia  poczynań gimnazjalnych kadrowiczów. To ona podczas pytania o jego przyszłość zasugerowała mu uczęszczanie do pogrążonej wtedy w stagnacji Toriyamy. Od tamtej pory udzielił (zresztą tak jak i jego koledzy z kadry czy zespołu) jej kilku dość wyczerpujących wywiadów. Nie jest w końcu tajemnicą że, lokalna drużyna ma do swej starszej koleżanki ogromną słabość.

Rikimaru – Shido zdaje sobie sprawę że w przeciwieństwie do niego Riki to geniusz pełną gębą. Geniusz któremu, życie dało wszystko czego jemu poskąpiono (głównie jeśli idzie o warunki fizyczne.) Geniusz, który w żaden sposób nie wykorzystuje pełni swojego potencjału mimo tego, że gra każdy mecz na pełnych obrotach, w opinii Nakazawy jego obroty mają jeszcze plus jeden, albo i plus dwa biegi w stosunku do tego co kapitan pokazuje na co dzień. Tyle że, Rikiemu jakoś nigdy się nie chce. Mimo to Shido szanuje Kapitana i darzy go szczerze przyjacielskimi uczuciami.  Wie że, w duecie mogli by osiągnąć wiele. Tym bardziej żal mu że, poprzedniego roku musiał porzucić drużynę. Czuje się winny, że wszystko zostawił na szarym łbie kapitana.  

Ciekawostki:
- Przodkowie jego matki pochodzili z Hiszpanii więc ma w sobie nieco kreolskiej krwi.

- Jego matka była psychologiem i to dzięki niej zainteresował się tą dziedziną nauki i zaczął wykorzystywać ją w meczach.

- Zawsze jest bardzo tajemniczy jeśli chodzi o swoją kontuzje. Mało kto w szkole wie co tak naprawdę się wydarzyło.

- Jest zaskakująco popularny wśród piękniejszej części Toriyama High, co zawsze wywołuje u niego zdziwienie. Osobiście uważa siebie za nudziarza.  

- Ma młodszą o rok siostrę Shiye, wobec, której jest bardzo opiekuńczy i z pewnością zarżnął by każdego pajaca który, ośmielił by się położyć łapska na jego małej „Shichii”. Nie do końca jest świadomy tego że, Shiya nie jest już dzieckiem, a temperament z pewnością odziedziczyła po bracie.

- Jest zapalonym otaku. Szczególnie jeśli chodzi o anime związane ze sportem czy wielkimi mechami. Ma w domu masę modeli gundamów , kolekcje limitowane anime, już dawno nie dostępnych na rynku i tym podobne gadżety. Śpi na poduszce z wizerunkiem Euphie z hitowej serii  Code Geass.

- Nigdy nie powiedział kto i dlaczego go napadł, chociaż zdaje się doskonale to wiedzieć.

OCC: Update przypomniał mi że miałem go wrzucić eony temu.
Raziel
Raziel
Succub Admin
Succub Admin
Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013

Skąd : Rzeszów

Identification Number
HP:
New Generation w Liceum - Page 4 9tkhzk750/750New Generation w Liceum - Page 4 R0te38  (750/750)
KI:
New Generation w Liceum - Page 4 Left_bar_bleue0/0New Generation w Liceum - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

New Generation w Liceum - Page 4 Empty Re: New Generation w Liceum

Nie Maj 26, 2019 6:29 pm
Rozdział 6





.„Co ty tutaj robisz?”. Pytanie pozornie banalne i z łatwością można było na nie odpowiedzieć, ale nie chodziło tutaj ani o sens, ani o odpowiedź. Padło gdyż jedna z osób była zaskoczona i to była pierwsza myśl, która jej przyszła na język. Spodziewał się wszystkiego, ale nie jej. Wiedział jednak, że prędzej czy później się tu zjawi, a sam pocałunek nie wywołał w nim zaskoczenia. Nie była to pierwszyzna, a poza tym co takiego zdrożnego mogło być w pocałowaniu policzka? Niektórzy pewnie liczyli na pocałunek jak w filmach romantycznych, które Vulfilia z pasją oglądała, ale to nie była ta relacja.
- No nie mów, że się nie stęskniłeś. Nie widzieliśmy się całe …
- Trzy godziny. Prawdziwa przepaść czasowa Vulfi. Nie wiem jak my to nadrobimy. – przerwał jej Raziel z uśmiechem, a następnie lekko się odsunął. – Na razie zapraszam na herbatę i coś do jedzenia, jeśli pewien mały skrzat już wszystkiego nie wchłonął. – powiedział i przepuścił dziewczynę w drzwiach. Vulfilia nie miała zamiaru rezygnować z darmowej wyżerki, szczególnie takiej która wyszła spod zręcznych dłoni Borysa. No i dzięki temu mogła poprzebywać dłużej z Razielem. Gdyby reszta drużyny wiedziała, gdzie się znajduje to pewnie przyciskaliby nosy do szyby, a dziewczyny zabiłby, aby być na jej miejscu. No, ale na takie przywileje trzeba sobie zasłużyć. Vulfilia z uśmiechem weszła do miejsca, z którego docierały odgłosy telewizora oraz najbardziej smakowite zapachy.
- Witam wszystkich w ten piękny wieczór. – zaświergotała z olbrzymim uśmiechem na twarzy wchodząc do pomieszczenia i przyciągając całą uwagę. Za nią niepostrzeżenie wszedł Raziel. Jeśli chodzi o Rogozin to nawet nie próbował konkurować z nią pod względem bycia w centrum zainteresowania. Ona miała w sobie ten gen, że zawsze musiała być na świeczniku. Jemu wystarczyło zainteresowanie jego postacią, które wzbudzał przez grę. Zawsze uważał, że gracz udowadnia swoją wartość na parkiecie, a nie na jakichś ściankach czy imprezach. Poza tym ci co najgłośniej się przechwalają i gadają jacy to nie są, zazwyczaj się najszybciej sprowadzani na glebę. Raziel lubił takich młotków doprowadzać do wrzenia. Ten moment, w którym ich proces myślowy przestawał działać i pozwalali, aby gniew ich prowadził. Wtedy też gra przypominała zabawę z dziećmi. Niektórzy nazwaliby to sadyzmem, lecz Shimura ukazywał zwyczajnie miejsce poszczególnym graczom. Była to jego mała przyjemność na parkiecie, gdzie wszyscy rozpływali się nad jego grą. On sam nie widział w tym nic niezwykłego. Robił to w czym był dobry, a wszyscy cieszyli się jak głupi.
Vulfilia była natomiast przeciwieństwem Raziela. Uwielbiała brylować i stać w świetle reflektorów. Niektórzy uważali, że ma olbrzymie ego, ale nie słuchała słów ludzi zazdrosnych. Wiedziała, że miejsce w którym stała wypracowała sobie sama. Miała zasoby i możliwości, z których korzystała, ale to wszystko były środki. Pozycję menadżerki zdobyła sam i nie musiała prosić tatusia, by pomógł jej zaspokoić fanaberię. Poza tym jej znajomi doskonale wiedzieli, że nadaje się do tej roli jak nikt inny. Skoro przekonała Vvien to przekona innych. Wynikami drużyny. Pokaże im, że cechuje ją nie tylko nienaganny styl i ładna buźka. Jednakże to wszystko po tym posiłku bogów, który został podany na stół. Borys miał naprawdę wiele zalet, a jedną z nich było jego gotowanie. Jej ojciec już kilka razy proponował mu, aby pracował dla nich, ale mężczyzna było lojalny rodzinie Raza i nie było mowy o żadnych przejściach. Proponowana pensja i warunki zapewne skusiłyby niejednego, ale nie Borysa i pewnie dlatego ojciec Vulfili za każdym razem powtarzał ojcu Raziela jakiego ma farta, że udało mu się zdobyć takiego człowieka. Teraz zaś latorośle wyżej wymienionych mężczyzn zajadały się tym co przygotował Borys, choć Raz jako jedyny musiał jeść określone rzeczy z racji tego, że prowadził sportowy tryb życia. Vvien już zdążyła rozesłać do nowych członków odpowiednie wytyczne dotyczące trenowania poza szkołą oraz dbania o swoje ciało i dietę. Plik zawierał jakieś dwadzieścia stron, a przynajmniej tak było w przypadku Shimury. Nie wiadomo ile stron dostali inni, gdyż już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że plan był układany indywidualnie, choć z pewną dozą bezpieczeństwa. Vvien nie znała jeszcze zbyt dobrze swoich świeżych owieczek, które poprowadzi na rzeź w turniejach więc musiała zacząć z dość spokojnym startem. Jednakże pani Shimura po zobaczeniu tego planu przyznała, że był zrobiony nad wyraz profesjonalnie i jeśli wcześniej obawiała się tego jakimi umiejętnościami może dysponować nowa trenerka jego syna, to aktualnie nie miała żadnych wątpliwości i oddała swoje nie jedyne dziecko w krwawe objęcia terminatora. Tak przynajmniej stwierdził Riki, kiedy usłyszał o tym w szatni.
- Dziękuję za posiłek. Wracam do salonu. Cześć Vulfi. – powiedziała Vivian szybko zmywając się i ignorując swojego starszego brata, który wcześniej podebrał jej ostatniego ziemniaczka. Aktualnie pałała do niego zimną nienawiścią, która zapewne skończy się za kilka godzin, ale na razie starszy brat dla niej nie istniał. Tak więc ciemnowłosy wziął swoją znajomą do pokoju, gdyż wiedział, że przybywanie w salonie z naburmuszoną nastolatką może przynieść dość kiepskie rezultaty.
- Wdała się w mamusię. – powiedział chłopak siadając na kanapie i odpalając konsolę. Miał ochotę dzisiaj zrobić sobie mały maraton gier i filmów z racji tego, że nie musi jutro iść do szkoły, ale jak zawsze ktoś musiał mu wejść w paradę. Obecność Vulfi nie przeszkodziła mu w uruchomieniu urządzenia. Ile razy już u niego bywała? Pod setkę chyba może to podchodzić.
- No więc? Czego chcesz? – zapytał bez ogródek. Doskonale wiedział, że Vulfi ma do niego jakiś interes. Nawet jeśli przychodziła z wizytą towarzyską to zawsze kończyło się na jakiejś prośbie lub czegoś chciała. Wiedziała, że nie umie jej odmawiać i skrzętnie to wykorzystywała.
- Od razu czegoś chcę. Nie mogę wpaść odwiedzić swojego przyjaciela, którego znam praktycznie całe życie, i którego jestem menadżerką? – zapytała i uśmiechała się tak słodko i niewinnie, że pewnie większa część męskiej populacji szkoły by jej uwierzyło, ale Shimura jak zauważyła znał ją praktycznie całe życie i kiedy ona wiedziała, że z nim coś nie halo, to on wiedział, kiedy kombinowała.
- Ty zawsze czegoś chcesz. Nawet jak śpisz to kombinujesz i tworzysz nowe plany. Powiedz lepiej o co ci chodzi i do czego ci jestem potrzebny. Choć nie wiem po co, skoro jestem tylko pionkiem w tej drużynie. – powiedział Raziel bawiąc się w menu głównym konsoli jakby nie mogąc zdecydować się jaką grę odpalić. Tak mogłoby się wydawać postronnej osobie, ale zarówno Vulfi jak i Raz doskonale wiedzieli, że zabawa konsolą i ta mała pogadanka o dupie Martyny są wstawką do poważniejszej dyskusji. Rogozin może i czasem zachowywała się jak słodka idiotka, ale jeśli chodziło o jej graczy to była równie ostra i upierdliwa jak matka, której dziecko nie chce powiedzieć co się dzieje w szkole. I choć byli w tym samym wieku to z niego i członków byłej drużyny często musiała wyciągać siłą informacje, kiedy słodycz i miłość zawiodły.
- Jakbyś się nie zachowywał jak buc i troglodyta to pewnie byłoby inaczej. Wstawaj. – powiedziała Vulfi podnosząc się z kanapy i równocześnie popychając Raza, aby ruszył dupę. Ten nawet nie protestował wiedząc, że jest to nieopłacalna strata sił. Shimura podniósł swój tyłek i udał się wraz z przyjaciółką na zewnątrz, gdzie oprócz basenu i sporych terenów zielonych znajdował się kosz, na którym Raziel często ćwiczył.

- Yami jak skończysz z tymi puszkami to idź na zaplecze, trzeba poukładać towar. – rzucił łysy gość, który był właścicielem osiedlowego sklepu. Osoba, do której kierował swoje słowa tylko kiwnęła głową i dziesięć minut później Shuuya już znajdował się na zapleczu. Palety z towarem piętrzyły się prawie pod sam sufit, lecz nie było to dla niego nic nowego. W piątek zawsze tak było. Nowy towar na weekend. Większy ruch, bo weekend. Większy zarobek, bo weekend. Wszystko aktualnie wiązało się z weekendem, a jego plany na te wolne dni były jasne jak słońce. Dziś pomaga w sklepie. Jutro odpoczywa i może potrenuje, a w ostatni dzień spróbuje się pouczyć. Wiedział, że ta ostatnia rzecz jest najcięższa dlatego odłożył ją na ostatni dzień, choć znając życie i siebie samego będzie potem narzekał, że powinien zrobić to wcześniej. Jednakże nie chciało mu się cholernie i nawet praca w sklepie była o wiele ciekawsza od siedzenia nad zadaniami z matematyki oraz chemii. Nie miał głowy do tych przedmiotów i pomimo tego, że powinien się na nich bardziej skupiać, to ostatecznie nic z tego nie wychodziło. Praca fizyczna pomagała mu zaś przerzucić tok myśleniowy na zupełnie inne kwestie, gdzie nie musiał myśleć o nadchodzącym weekendzie i wesołych głosach jego rówieśników, którzy przychodzili do sklepu nieprzerwanym strumieniem, aby zakupić jakieś smakołyki na imprezy. Może i nie wyglądał, ale gdzieś bardzo głęboko żałował, że nie jest w takiej grupie, która szykuje się na imprezę czy spotkanie na nocny maraton i wpada do sklepu po przekąski. Od zawsze miał trudności z nawiązywaniem kontaktów w  liceum jakoś się to nie zmieniło. Prawdą było, że poznał nowe osoby i z kilkoma nawiązał nawet jakiś pozytywny kontakt, ale dalej to nie był ten poziom relacji, który tak pięknie ukazywany jest w filmach czy serialach. Rzucił okiem na komórkę czy przypadkiem Raziel nie odpisał na sms, ale w dalszym ciągu było brak odzewu. Pewnie ma inne rzeczy do roboty, choć nikt nie wiedział zbyt wiele o nim. No przynajmniej tyle ile mówiły plotki lub dało się to wywnioskować po jego zachowaniu. Więc Shimura był jeszcze bardziej wycofany od niego, albo ma gdzieś znajomych ze szkoły i utrzymuje kontakty z innymi osobami. To wszystko było dziwne, ale co mógł na to poradzić. To nie był jego cyrk, a więc to nie były jego małpy. Skończył rozpakowywać ostatnią paletę i wrócił na sklep. Aktualnie było pusto, ale wiedział iż jest to cisza przed burzą. Zbliżała się pora, gdzie większa część ludzi będzie wpadała po jakieś szybkie zakupy. Ruch się zrobi dość spory, a on miał jeszcze dobre dwie godziny pracy.
- Szefie skończyłem. – powiedział siadając za kontuarem i biorąc do ręki mangę, którą wcześniej czytał. Warto było korzystać z tego czasu wolnego, nawet jeśli nie było go zbyt wiele. Jego szef kończył rozmawiać przez komórkę i wyglądał na mocno zaniepokojonego.
- Dobra rozumiem. Zaraz będę. Czekaj tam na mnie. – powiedział kończąc rozmowę i chowając telefon do kieszeni. Złapał kurtkę do ręki.
- Słuchaj młody. Nagła sprawa. Zostawiam wszystko w twoich rękach. Zamknij jak skończysz, a klucz jutro mi oddasz. Postaraj się nie rozwalić mi interesu. Do jutra. – powiedział szybko mężczyzna i równie szybko wyleciał ze sklepu, zostawiając biednego nastolatka samego na placu boju. Nie pozostawało nic innego niż przejąć obowiązki i liczyć na to, że ludzie nie będą tutaj wpadali drzwiami i oknami. Były to nadzieje dość płonne, ale zawsze warto wierzyć. Kiedy usłyszał dzwonek zamknął mangę. Czas obsłużyć gości.

- Masz. – powiedziała Vulfilia rzucając mu piłkę, którą zawodnik złapał bez problemu, jednakże nie wiedział za bardzo o co jej chodzi.
- Mam ci zapozować czy zakręcić ją na palcu dla twojej zabawy? Możesz powiedzieć czego chcesz ode mnie? – zapytał już mocno zirytowany. O ile lubił dziewczynę i przebywanie w jej towarzystwie, to takie podchody i jakieś tajne plany źle na niego działały na dłuższą metę.
- Jakbym chciała twoją fotkę to bym ją dostała przystojniaku. Teraz zagramy. Jeden na jeden. – powiedziała dziewczyna ściągając sweter i podwijając rękawy koszuli, która miała na sobie. Jej pewny wyraz twarzy zszokował Shimurę. Vulfi wiedziała bardzo dużo o koszu i nawet nieźle sobie radziła z piłką, ale porównywanie ich poziomów umiejętności było głupie. A jednak wyzwała go na pojedynek.
- Przecież doskonale wiesz, że to nie będzie walka, a jedynie egzekucja. Wybacz Vulfi, ale nie jesteś dla mnie żadnym wyzwaniem, a nie chcę cię upokorzyć. Jakbyś wzięła ze sobą Kagashiego, albo Taichiego to można byłoby myśleć o czymś takim, ale w takim zestawieniu? To tak samo jakbym grał na tego Vana. Koleś może jest doby, ale nie myśli przez co nie muszę go brać na poważnie. – powiedział, a następnie rzucił piłkę, która oczywiście wpadła do kosza. Wykonywał takie rzuty już miliony razy i w takiej sytuacji zawsze trafiał. Mógł nawet podjąć rękawicę i tylko rzucać do nad Vulfi, po tym jak szybko by jej odebrał piłkę, lub ta by nie trafiła swoim rzutem. Praktycznie zero zabawy, więc co ona chciała osiągnąć? Jednakże szatynka uśmiechała się jakby właśnie zgniotła go do zera i przy okazji zjadła dużego steka. Wiedziała o czymś, albo zwyczajnie miała jakichś szatański pomysł. Ten uśmiech zwiastował wszystko co najgorsze.
- No co? – zapytał chłopak? Vulfilia uśmiechała się w dalszym ciągu.
- Raziel. Czy ty jesteś znudzony? – zapytała, a powaga w jej tonie świadczyła o tym, że nie było to podchwytliwe czy głupie pytanie. Chciała poznać odpowiedź i można było wątpić, że odejdzie bez jej uzyskania. Shimura odbił piłkę kilka razy o podłoże. Nic nie mówił, bo co miał powiedzieć? Co on jej miał odpowiedzieć?

Hazard uśmiechnął się szeroko do siebie, co było dość powszechne ostatnimi czasy. Odkąd zakumplował się z Kuro, to jego wargi dość często wykrzywiały się w uśmiech, a oczy wędrowały na ekran telefonu. Kolega zaraził go pasją do łażenia i szukania wirtualnych stworków i jeśli na początku uważał, że jest to dość głupie to aktualnie był chyba jednym z największych fanów w szkole. Oczywiście zaraz po Vuko, którego można było określić miejscowym mistrzem pokemon. Teraz zaś zamierzali wykorzystać wolny czas do ostatniej możliwej minuty. Aktualnie w grze trwał event z nowymi stworkami, której obaj chcieli zdobyć do swoich zespołów, a także z racji jakiegoś tam święta były dodatkowe przedmioty. Nie było więc nic innego do roboty niż chodzić i liczyć na to, że ultra rzadki legendarny pokemon pojawi się, a oni będą mieć na tyle farta, że uda im się go złapać. Na razie szczęście jednak nie dopisywało im, gdyż po dwóch godzinach łapania trafili raptem na jednego rzadkiego stwora, który na dodatek im uciekł. Wiedzieli, że była jeszcze cala masa czasu do końca eventu, ale nie wiedzieli jak będzie z treningami, kiedy Vvien weźmie ich porządnie w obroty. Na razie traktowała nowych dość łagodnie, chcąc się zapoznać z nimi, ale zdążyła im zapowiedzieć, że od następnego tygodnia zwiększa obciążenie oraz intensywność treningów, więc to mogły być ich ostatnie chwile, w trakcie których mogli sobie spokojnie pobiegać po mieście bez strachu, że nie zregenerują się odpowiednio.
- Dziś chyba już nic nie złapiemy. – powiedział Hazard patrząc na godzinę na komórce. Nie było jeszcze tak późno, ale obiecał mamie, że nie będzie włóczył się za długo. Poza tym jutro od rana mogą ruszyć na polowanie. – Chyba możemy się powoli zbierać i jutro jeszcze połazić. Chyba, że masz inne plany Kuro?
- Nie. Też planowałem jeszcze jutro pochodzić, a potem możemy pograć w kosza. Taka przed treningówka. U mnie dzieciaki grają non stop i naprawdę łatwo można uformować drużyny. – powiedział Kuro, który wyłączył aplikację. Zostało mu już naprawdę mało baterii, a jedyne czego teraz potrzebował to to, żeby mu padł telefon, a rodzice nie mogli się do niego dodzwonić. Wtedy byłaby zabawa na sto dwa.
- Fajny pomysł, choć trzeba będzie uważać, aby nie złapać kontuzji bo nas trenerka udusi i wykastruje. I to niekoniecznie w tej kolejności. – rzekł Hazard, a Kuro zaśmiał się głośno.
- Nie jest chyba aż taka zła. Dziewczyny przeważnie grożą, ale nie robią nic wielkiego. – powiedział chłopak z wielkim uśmiechem na twarzy i kiedy tak sobie śmieszkowali, to żaden nie zauważył iż od tyłu ktoś się do nich zbliża. Nagle czyjaś ręka wystrzeliła i klepnęła Kuro w plecy.
- Buu chłopaki. – powiedział damski głos. Młody Vuko podskoczył zupełnie jakby miał zaraz zrobić wsad, ale nie wiadomo czy z powodu klepnięcia czy też głosu. To będzie jego tajemnica, której nikt z niego nie wydrze. Hazard odwrócił się zdzwiony na reakcję kolegi, gdyż nie było to nic strasznego, no ale jego z racji wzrostu mało kto zachodził od tyłu. Jego oczy napotkały najbardziej dziwną dziewczynę, jaką do tej pory widział. Wiedział, że przedstawicielki płci pięknej lubią się stroić i zmieniać swój wygląd, ale takiego stroju jeszcze nie widział i nie było czemu się dziwić, gdyż dość rzadko obcował z płcią przeciwną. Idąc od dołu pierwszym co się rzucało był jej dość ostry strój. Wysokiej glany, w które wpuszczone miała ciemne spodnie, podarte oraz przetarte, w niektórych miejscach. Nie mógł nie zauważyć, że opinały się dość przyjemnie dla oka na jej pośladkach. Nie został tam długo, gdyż to mogłoby się skończyć źle i jego wzrok powędrował dalej. Czarna koszulka z jakąś nazwą zespołu, którego Hayama za nic nie znał i pewnie nie pozna nadawała ostrego tonu, wraz ze skórzaną kurtką, którą dziewczyna miała narzuconą na ramiona. Poza tym kilka naszyjników oraz kolczyki w uszach. O dziwo nie miała na sobie jakiegoś mocnego makijażu, a można rzecz, że miała go naprawdę mało. Pewnie jakiś był, ale Hazard i Kuro jako faceci nie dostrzegali tego i dobrze się z tym czuli. Niewiedza w takich sprawach bywała błogosławieństwem dla prostych męskich umysłów. Dla nich ważną rzeczą był kosz, a nie kosmetyki. Dziewczyny grające zawodowo pewnie muszą się nieźle wściekać, ale to była rozmowa na zupełnie inny czas i miejsce. Jedyną rzeczą, która rzucała się w oczy poza jej strojem były fioletowe włosy. Wiedział, że dziewczyny kochają farbować włosy na różne kolory, ale takiego odcienia jeszcze nie widział i patrząc na całokształt musiał przyznać, że naprawdę fajnie się to komponuje, a dziewczyna była naprawdę ładna, choć możliwe, że starsza od nich.
- Negri na miłość Pana nie strasz mnie, bo umrę na zawał i będziesz musiała zaśpiewać na moim pogrzebie. – powiedział Kuro łapiąc się teatralnie za serce.
- Chciałbyś mały. Chciałbyś. – powiedziała Negri i wystawiła do chłopaka język, a następnie spojrzała na jego kolegę, a Hazard już widział, że ta go ocenia. Widział ten wzrok wiele razy, zarówno u dziewczyn jak i chłopaków.
- Hazard to Negri. Moja sąsiadka. Jest o rok wyżej od nas. Negri to Hazard. Kolega z drużyny oraz z klasy. – powiedział Kuro szybko przedstawiając dwójkę sobie, a ci podali sobie dłonie.
- Miło wreszcie zobaczyć, że Kuro ma znajomych. Ciebie też wciągnął w te Pokemony? – zapytała dziewczyny, a Hazard tylko kiwnął głową. Czuł się nieco skrępowany w towarzystwie takiej dziewczyny, która jeszcze na dodatek dobrze znała Kuro. Czyli nie tylko Raziel otacza się płcią piękną. Czyżby tylko on miał zostać sam na zawsze z masą kotów?
- Ja nikogo nie wciągam tylko pokazuję ciekawe możliwości. A co z tobą? Złapałaś coś fajnego? – zapytał Kuro, równocześnie ruszając z dziewczyną.
- Nie. Poza tym dziś idę na koncert i nie mam czasu na takie zabawy. W przeciwieństwie do ciebie posiadam życie towarzyskie. – odparła dziewczyna uśmiechając się, a Hazard lekko zachichotał. Kuro spojrzał na niego jak na zdrajcę, ale nie mógł nic poradzić. Pocisk był dobry.
- Posiadam życie towarzyskie. – odparł lekko sfochany.
- Treningi kosza się nie liczą. – odparła dziewczyna, a następnie lekko pociągnęła chłopaków w bok.
- Chodźcie. Muszę jeszcze skoczyć do sklepu, a o tej porze noszenie ciężkich zakupów będzie koszmarem. Chyba pomożecie biednej dziewczynie? – zapytała i szybko zatrzepotała rzęsami. I odmów tu takiej.
Sklep, do którego weszli był całkiem spory i nieźle zaopatrzony i mieli szczęście, gdyż nie było dużo klientów, dzięki czemu mieli nadzieję na szybkie zakupy.
- Dzień dobry wieczór panu. – rzekła Negri i szybko zniknęła za półkami z koszykiem. Sprzedawca rozmawiał z jakąś dziewczyną, ale chłopakom wydawał się dziwnie znajomy. Trzeba liczyć, że Negri szybko kupuje i nie jest jak inne dziewczyny. Przesiedzenie pół wieczora w sklepie nie było czymś czego chcieli.

Mirelle szła przez dzielnicę willową dość niepewnym krokiem, który niezbyt do niej pasował. Nie było jednak co się dziwić, gdyż ta dziewczyna jeszcze nigdy nie była w takim miejscu. Po pierwsze nie znała żadnego bogacza, a po drugie nie miała tutaj żadnego interesu. No i oczywiście po co miałaby przyjeżdżać do tej dzielnicy skoro dzieciaki mieszkające w takich domach to rozpieszczone gówniarze, które szpanują kasą rodziców. Nie żeby należała do biedoty, gdyż jej rodzice zarabiali sensownie i mogła sobie pozwolić na różne drogie rzeczy, ale mieszkańcy tych luksusowych domów to już była zupełnie inna skala i nawet nie chciała myśleć jakimi mogą być ludźmi. Poza tym, aby wejść na teren jakiegokolwiek domu trzeba było podać powód albo kod i do tej pory dziewczyna nie miała żadnej z tych rzeczy. Jednakże adres na zgubionej komórce, który wklepała do map google jasno wskazywał jeden z tych domów, a mianowicie miała do niego jeszcze jakieś dwieście metrów. Ciekawiło ją czy osoba, która zgubiła ten telefon będzie jej wdzięczna, czy też nawet nie zauważyła, że zgubiła aparat. Ją rodzice pewnie by opieprzyli, a taka sobie pójdzie do sklepu na drugi dzień i kupi identyczny, albo jeszcze bardziej wypasiony. Niby nie można było oceniać książek po okładkach, ale wiele dobrego nie słyszy się o bogacza. Prawda. Czasem pomagają i prowadzą fundację, ale jest to minimum tego co mogą dać. Jest to bolesne dla świata, ale tak to właśnie już było urządzone. Kasa liczyła się przede wszystkim. W końcu panna Juvien dotarła do celu o czymś poinformował ją głos z nawigacji. Dzięki wielkie, nigdy by się nie domyśliła. Spojrzała na wielki dom za ogrodzeniem. Sprawiał on wrażenie największego w tej okolicy i przypominał fortecę z tym wielkim ogrodem oraz masywnym ogrodzeniem. Czuła, że gdyby ktoś przeskoczył na ten teren bez zezwolenia to po pięciu sekundach w jego tyłek wgryzałby się jakiś pies, a tłum ochroniarzy już biegł go obezwładnić, aby czekać na Policję, która już zapewne by jechała. Takie domy mają specjalną ochronę i wszyscy o tym wiedza. Mirelle nie czytała wiele o tym, ale wiele seriali tak to przedstawia, więc musi być w tym jakieś ziarnko prawdy. No i bogatych ludzi stać na zaawansowane systemy ochronne, gdyż mają czego chronić i co stracić. W końcu wyrwała się z rozmyślań i spojrzała na domofon przy bramie. Był dość klasyczny. Nazwisko oraz kilka przycisków z podpisami. Blondynka przycisnęła jeden i czekała na odzew.
- Słucham. W czym mogę pomóc? –usłyszała męski głos z lekkim akcentem.
- Eee. Dzień dobry. Ja znalazłam telefon z tym adresem. Chciałam go oddać. – powiedziała dziewczyna. Co innego miała powiedzieć. Znalazła. Przyszła. Chce oddać. Proste.
- Proszę wejść. – odparł głos, a następnie rozległ się dźwięk zwalnianego zamka. Mirelle pchnęła drzwi i przeszła przez nie, a następnie dokładnie je zamknęła. Wolała mieć pewność, że nic nie będzie można jej zarzucić. Ruszyła ścieżką w stronę głównych drzwi, choć im bardziej się zbliżała to coraz wyraźniej słyszała jakieś krzyki. Nagle zza domu wyszły dwie osoby. Ciemnowłosy chłopak z piłką pod pachą, a zaraz za nim biegła brązowowłosa dziewczyna. Chłopak wyglądał na wkurzonego.
- Mówię ci ostatni raz. Nie będę na ten temat rozmawiać Vulfilia. – powiedział chłopak.
- Ej czy to z powodu Nakazawy?! Ej zwolnij jak do ciebie mówię łajzo! – krzyknęła dziewczyna, która po chwili prawie wpadła na chłopaka, który się zatrzymał w miejscu. Zupełnie jakby przed nią wyrosła ściana.
- Ej Raz mów jak włączasz hamulce. Bym się wywaliła. – powiedziała Vulfilia z nieskrywaną pretensją w głosie. Ten jej nie odpowiedział tylko patrzył się na Mirelle, która stała zaledwie dziesięć metrów od nich i doskonale słyszała ich sprzeczkę. Brązowowłosa podążyła za wzrokiem chłopaka i również dostrzegła tajemniczego gościa. Nastała krępująca cisza.
Raziel
Raziel
Succub Admin
Succub Admin
Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013

Skąd : Rzeszów

Identification Number
HP:
New Generation w Liceum - Page 4 9tkhzk750/750New Generation w Liceum - Page 4 R0te38  (750/750)
KI:
New Generation w Liceum - Page 4 Left_bar_bleue0/0New Generation w Liceum - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

New Generation w Liceum - Page 4 Empty Re: New Generation w Liceum

Nie Sie 18, 2019 4:36 pm
Rozdział 7


Yami naprawdę marzył o spokojnym wieczorze. Została mu już tylko godzina i jak na razie jego czarne przewidywania nie spełniały się. Było dość spokojnie, choć od czasu do czasu wpadały jakieś osoby, ale to były raczej normalne zakupy. Przyszła nawet jakaś starsza para z wnukami, którzy wracali z kina czy jakiegoś innego wyjścia i kupowali dla maluchów oraz dla siebie lody. Była to naprawdę urocza scena i Yamiemu, aż się zrobiło cieplej na sercu. A może to przez ten fragment mangi, gdzie główny bohater rozwalał jakichś randomów w tak epickim stylu? Kto wie, w każdym razie na jego twarzy gościł szczery uśmiech co nieczęsto można było u niego zobaczyć. Poza tym siedzenie za kontuarem dawało mu dodatkowe możliwości, gdyż mógł dokładnie obserwować wejście i szybko schować mangę, kiedy ktoś wchodził. Dlatego też był ubezpieczony, choć wymagało to od niego, aby od czasu do czasu zerkał na drzwi. Na całe szczęście przy wejściu był dzwonek, który podczas otwierania drzwi oznajmiał swoim dźwiękiem o tej czynności zarówno osobie wchodzącej, jak i osobom znajdującym się w sklepie. Tak więc siedział sobie spokojnie w oczekiwaniu na zamknięcie i możliwość udania się do domu, choć niedawno nadeszła go myśl, czy by może nie udać się do kina. Aktualnie miał być maraton horrorów, a cena za bilet była nawet przystępna. I w sumie było to coś odmiennego od jego codziennej rutyny. Niestety nim dojdziemy do tego momentu, to trzeba się przebić przez ten dzień, który niestety dłużył się już niemiłosiernie. Tak niestety wyglądała praca i nie było co dziś liczyć na szybsze zwolnienie. Szef wybył w jakiejś nieoczekiwanej sprawie i tylko on został na posterunku i jak na razie sprawował się całkiem nieźle. Ludzi mało, to i zajęcia nie było zbyt wielkiego. I niech tak pozostanie do końca. Dźwięk dzwonka skutecznie wyrwał go z czytania, a niestety w mandze zaczęła się niezwykle ciekawa część i chcąc nie chcąc musiał ją odłożyć, aby rzucić okiem kto przyszedł. Niestety nie zdążył zobaczyć twarzy, gdyż klient zniknął za stoiskami. Jedyne co zobaczył to długie ciemne włosy, choć w dzisiejszych czasach i przy dzisiejszej modzie nie można było być pewnym kiedy widziało się taki typ fryzury. Poza tym był tolerancyjny, i w ogóle, choć jak ktoś zacznie się do niego przystawiać to po ówczesnym zgłoszeniu uwag dostanie w zęby. Choć to byłoby dość nieprzyjemne zważywszy na to, że miał tego pecha, że trafiał zbyt często na synków bogatych rodziców. O dziwo w jego klasie znalazło się sporo takich osób. Czyżby jakiś rocznik bananowych dzieci? Większości nie znał, bo nie chcieli się z nim zadawać i z wzajemnością, a Raziel też ostatnio zachowywał się dość oschle. Jednakże był taki w stosunku do wszystkich osób w klasie, więc nie był wyjątkiem. Shimura zachowywał się dziwnie, gdyż wcześniej wydawał się naprawdę spoko i wesołym gościem. Przynajmniej do czasu rozpoczęcia treningów. Można byłoby się nad tym zastanawiać, ale na razie musiał skupić się na klientce, która postawiła przed nim koszyk pełen wiktuałów. Shuuya zaczął wyciągać rzeczy z koszyka i powoli je kasować, rzucając tylko przelotem na klientkę. To pewnie ona weszła tak szybko, że nawet nie zauważył, kim jest. Nie przejmował się tym, gdyż była to tylko kolejna klientka. Wyjdzie i zapewne szybko o niej zapomni tak samo jak ona zapomni o tym kolesiu, który ją obsługiwał. Tak już to wszystko działało i nie było potrzeby, aby to zmieniać w jakiś sposób.
- To będzie 1500 jenów. Płatność kartą czy gotówką? – zapytał podnosząc głową, aby spojrzeć na klientkę i przyjąć odpowiednią formę płatności. W tym samym momencie ich spojrzenia się spotkały i gdyby to był jakiś tani romans, to tak zaczęłaby się gorąca miłość. Niestety to nie był film, a tylko zwykłe nudne życie jak ich wiele. Jednakże Yami rozpoznał klientkę, która niedawno okazała się jego księżniczką z białą kartą, która pomogła mu wyjść z aresztu po tym jak trafił tam, gdy pomagał  jej. Więc w pewnym sensie spłaciła swój zaciągnięty u niego dług, a teraz trafiła właśnie do tego sklepu. Dziwny przypadek. Nie dał po sobie poznać, że ją zna, bo po co? Co mu to da, że się do niej odezwie? Poza tym ona pewnie i tak go nie pamięta, a nawet jeśli to nie będzie chciała się do niego przyznawać, gdyż narobiłoby to jej niepotrzebnego wstydu.

- Hej. – powiedziała dziewczyna i uśmiechnęła się.
- Hej. – odparł Shuuya za bardzo nie wiedząc o co jej chodzi. Czyżby witała się z nim, albo coś chciała? Może dodatkową siateczkę na zakupy, albo coś jeszcze.
Jednakże dziewczyna nie wyglądała jakby chciała kontynuować zakupy. Najwidoczniej czekała na jakąś reakcję z jego strony, ale skąd miał wiedzieć czego jaśnie pani sobie życzy. Czy on wyglądał na jakiegoś pieprzonego dżina? Już chciał jej zapytać, czego od niego chce, kiedy ta się odezwała.
- Nie pamiętasz mnie? – zapytała tonem, który wskazywał na pewne rozczarowanie. No pewnie, że nie pamiętał. Na co ona liczyła. Że ktoś zapamięta taką ofiarę jak ona przez którą miało się kłopoty. Dziewczyna już chciała szybko spakować swoje zakupy i odejść, gdyż czuła że się wygłupiła. Tak samo czuła jak jej policzki zaczynają czerwienieć. Jeszcze tylko tego jej brakowało.
- Pamiętam cię. Wyciągnęłaś mnie z aresztu, gdzie trafiłem za tych kolesi. – odparł Yami ze stoickim spokojem, choć był naprawdę zdziwiony, że ona go pamięta i na dodatek sama zainicjonowana rozmowę. Co tu się odwalało? Dziewczyna jednak uśmiechnęła się radośnie, kiedy powiedział, że ją pamiętał. Czyżby aż tyle to dla niej znaczyło?
- Tak. Jeszcze raz chciałabym cię przeprosić za to, że przeze mnie wpadłeś w takie tarapaty. Jednakże nie musisz się martwić o tych gości. Nic więcej nie zrobią. – powiedziała dziewczyna. Ta sytuacja była naprawdę niefajna, a to wszystko przez facetów, dla których słowo „nie” oznacza „bierz mnie jestem twoja”. Wtedy zaś pojawił się on i wytłumaczył im po męsku co oznacza słowo „nie”. Niestety skończyło się to jak się skończyło, a czarnowłosa czuła się przez to bardzo winna, gdyż to z jej powodu, a dokładnie tego, że nie potrafiła sobie dać rady z jakimiś dupkami ten chłopak miał problemy.
- Nie ma o czym mówić. Dostali to na co zasłużyli, a ważne, że tobie nic nie jest. – powiedział i tu się zaciął, gdyż za bardzo nie wiedział z kim ma do czynienia. Owszem rozmawiał z nią i pomógł jej, ale godności czarnowłosej dziewczyny nie poznał. Shuuya nawet nie zauważył, że do sklepu weszli kolejni goście. Rozmowa z tą tajemniczą dziewczyną była dość zajmująca i choć początkowo myślał, że będzie cierpiał zmuszony do miłej rozmowy z nią to wcale tak nie było.
- Tak w ogóle jak masz na imię? – zapytał dość niespodziewanie, ale skoro mają kontynuować rozmowę, to musi wiedzieć z kim ma do czynienia. Kiedy dziewczyna usłyszała pytanie to zarumieniła się. Jak mogła spieprzyć tak prostą czynność. Cholera.
- Jestem Ayase Kaana. Miło mi.– powiedziała dziewczyna i ukłoniła się.
- Shuuya Yami. Nawzajem. – powiedział chłopak i również oddał ukłon. To nazwisko coś mu mówiło, ale za cholerę nie mógł jej z niczym skojarzyć. Może kiedyś słyszał je w telewizji, no ale sporo osób ma podobne nazwiska. W każdym razie nie było to coś, przez co nie będzie mógł spać w nocy. Tą rzeczą była matematyka, chemia i fizyka, które prześladowały go jeszcze od gimnazjum. Doskonale wiedział, że nie zostanie inżynierem i nie będzie musiał korzystać z tych przedmiotów, ale zaliczyć egzaminy już musiał będzie inaczej go wywalą ze szkoły. Dlatego trzeba się było przyłożyć do tego, gdyż nie ma koneksji jak co poniektóre dzieciaki, które nieważne jakie wyniki będą wyciągać i tak zostaną popchnięte. Hmm, ona coś do niego mówiła?
- Co? – zapytał niezbyt rozgarniętym tonem, ale przecież nie każdy musi słuchać ględzenia dziewczyn. Jednakże wypadało się skupić i słuchać swojego rozmówcy skro z kimś już podjął rozmowę. Dziewczyna nie wyglądała na obrażoną, że jej nie słuchał i to już powinno dać mu do myślenia, ale za kobietami nikt nigdy nie trafi.
- Pytałam się czy to jakiś rodzinny interes. Pomagasz rodzicom? – zapytała uśmiechając się delikatnie.
- Nie. Znaczy. To rodzinny interes, tak sądzę, ale nie należy do moich rodziców. Nie żyją. – powiedział Yami, Kaana wyglądała na zszokowaną.
- Przepraszam, nie wiedziałam. Nie chciałam cię urazić. Głupia ja. – powiedziała. Znowu to zrobiła. Ta jej niepochamowana wścibskość rujnuje wszystko, a chciała tylko być miła i znaleźć jakiś temat do rozmowy. Chłopak był dziwnie odległy. Chciała coś jeszcze powiedzieć, kiedy usłyszała dzwonek przy drzwiach, a w następnym momencie ktoś ją popchnął.
- Ładuj kasę do torby gnojku. To jest napad! – krzyczał koleś ubrany na czarno, z kapturem i kominiarką, który celował z pistoletu w twarz Yamiego. Takiego rozwoju sytuacji w piątkowy wieczór na kilkanaście minut przed zamknięciem sklepu raczej się nie spodziewali.

Raziel odbijał piłkę o asfalt. Robił to zupełnie mechanicznie i nie zdawał sobie z tego za bardzo sprawy. To już była pamięć mięśniowa, która nakazywała mu coś zrobić z piłką. Jeśli nie odbijać, to podać lub rzucić. Przynajmniej jeśli nie myślał, a to mu się na boisku praktycznie nie zdarzało. Teraz zaś mógł pozwolić swoim myślom zajmować czymś innym, gdyż wreszcie pojął czego od niego chciała Vulfilia. Chciała bawić się z nim w psychoterapeutę. Mógł się spodziewać czegoś takiego z jej strony, ale kto mógł wiedzieć, że będzie mu truła dupę w jego dzień wolny. Wiadomo, że jako menadżer drużyny dbała o nią i martwiła się o zawodników, ale to już była przesada. Przecież trenował na odpowiednim poziomie i nie sprawiał problemów, a na zajęciach utrzymywał swoją średnią. Także nie było do czego się przyczepić i jeśli jego rodzice nie widzieli żadnego problemu, a byli nadzwyczaj wymagający to jaką skazę dostrzegła ona w jego zachowaniu.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz. Czym mam być znudzony? – zapytał, choć doskonale wiedział, że tym samym daje jej przyzwolenie na jej grę i dłuższy wywód. Już w gimnazjum była z tego znana, ale im dalej w las tym bardziej się rozkręcała. Chyba za dużo czyta książek swojego ojca i przesiaduje z jego znajomymi. Wiedział, że lubi przeprowadzać rozmowy dyscyplinujące, ale jeszcze nigdy takiej nie widział, ani nie odczuł na własnej skórze. Chłopaki coś tam opowiadali, ale bardziej uważał to za przesadzone brednie. Bo przecież Vulfi nie była aż taka cwana i złożona. Prawda? Poza tym była za młoda na psychoanalizy zachowań swoich zawodników. Owszem była dobra w ocenie i innych kwestiach, ale na to była zdecydowanie za młoda. Oj jakże się młody człowiek mylił, ale dowiedzieć się tego miał dopiero po fakcie. Jeszcze nie wiedział w co się wpieprzył.
- Właśnie nad tym się zastanawiam i chciałabym się tego dowiedzieć od ciebie. Odkąd przyszliśmy do liceum zachowujesz się zupełne inaczej. Spotykamy się dopiero drugi raz poza szkołą i to wszystko z mojej inicjatywy. Od wakacji się praktycznie nie odzywasz, a i wtedy podobno było cię ciężko złapać. Ida oraz Kaizen nie mogli się do ciebie dodzwonić, a na spotkanie drużyny w zeszłym tygodniu nie przyszedłeś. Mam wymieniać dalej czy wreszcie powiesz coś sam z siebie dupku? – powiedziała Vulfilia i gdyby mogła to kopnęłaby go, ale wiedziała, że odskoczy. W takich chwilach żałowała, że nie jest wielkim klocem, którego jedynym zadaniem jest stanie pod własnym koszem i pilnowanie, aby nikt się pod niego nie dostał. Wtedy mogłaby go kopać szybciej, niż odczucie bólu doszłoby do jego łba. Choć Raziel ostatnio był tak tragicznie ciężki, że zastanawiała się czy cokolwiek odczuwa. Zachowywał się jak nie on i jeśli w gimnazjum był duszą towarzystwa i praktycznie każdy weekend spędzali gdzieś razem paczką, albo u niego w domu to w liceum był chłodny i zdystansowany. Zastanawiało ją czy zna imiona osób ze swojej klasy, albo kogoś kto nie jest w drużynie koszykówki. Coś musiało się z nim stać podczas tych wakacji i ona chciała wiedzieć co takiego.

- Nie wiem co chcesz ode mnie usłyszeć. Staram się grać jak najlepiej, moje oceny szkolne też są na poziomie i nikt poza tobą nie narzeka na mnie. Może szukasz dziury w całym, a może zwyczajnie dalej chcesz trzymać się przeszłości kiedy musisz iść naprzód co? Każdy się zmienia i każdy ma własny cel w życiu. Gimnazjum się skończyło, a wraz z nim zabawa i bycie dzieckiem. Nie chcę być nikim w życiu. Popatrz na ludzi z naszej starej klasy czy aktualnych. Myślisz, że ile z nich coś osiągnie? Ilu z nich zostanie kimś? Praktycznie nikt. Ja jestem lepszy i udowodnię to każdemu. A nudzi mnie takie głupie gadanie. – powiedział Raziel, a następnie rzucił piłkę do kosza, która wpadła do niego bez dotykania siatki. Klasyczny czysty wrzut zdarzający się raz na 100 rzutów, albo w anime czy w grze komputerowej. – Jak widzisz dalej wiem co robię i potrafię sobie radzić. Także nie wiem czy twoja pomoc jest konieczna. Jeśli obawiasz się o moją grę i zaangażowanie będzie odpowiednie do meczów. Dam z siebie wystarczającą ilość, aby wygrać i nikt nie musiał przez mnie płakać. Wystarczy jak co poniektórzy będą słuchać i robić to do nich należy. Przyjęcie piłki chyba nie jest takie trudne, a z tego co zauważyłem to i z tym kilka osób ma problem. – powiedział chłodnym tonem, który może pasował do jego prezencji i chirurgicznych zagrań na boisku, ale nie do tego jaką był osobą. Vulfilia patrzyła na niego jak na jakiegoś kosmitę.
- Ej Raz tylko mi teraz nie wyjeżdżaj z tym, że jesteś jakimś absolutem, albo iż jedyną osobą, która może cię pokonać jesteś ty sam, bo to będzie mega lamerskie. Normalnie jak z jakiegoś słabego anime. – powiedziała sarkastycznie patrząc sięna niego z politowanie. Serio, takie zachowanie nie pasowało do niego. Już prędzej o to posądzała tego Vana, ale nie swojego przyjaciela. Coś musiało się stać na tych wakacjach i jakaś sytuacja, albo ktoś sprawiło, że Raziel przestał odczuwać przyjemność z gry w kosza na tym poziomie.
- No dobrze, ale odkładając takie kwestie na bok ty mój boski graczu. – powiedziała z przekąsem i odnotowała, że zirytowało to delikatnie Shimurę. Dobrze. Skoro to go wkurza, oznacza to, iż nie jest skończony dla świata. Trzeba będzie go tylko trochę naprawić, poustawiać i podregulować, bo jak to mówią, coś mu się chyba w głowie popierdoliło. – Powiesz dlaczego uważasz, że inni są gorsi od ciebie? Co też takiego sprawiło, że zachowujesz się jak ostatni cham i to nie tylko w stosunku do innych, ale i do mnie. Powiesz sam czy mam spróbować inaczej? – powiedziała brunetka i choć była od niego niższa, to mogła być przerażająca. Jednakże Raziel miał gdzieś jej groźby i zwyczajnie nie miał ochoty, aby tą rozmowę kontynuować. Chciał odpocząć, a nie bawić się w psychoterapię. Jak ona chce i kręcą ją takie zabawy, to proszę bardzo, ale nie z nim i nie jego kosztem.
- Nie będę ci się spowiadał. Nie jesteś moją matką, ani też trenerką. – powiedział Raziel i wziął piłkę pod pachę, a następnie ruszył w stronę domu. Najwidoczniej uznawał tą rozmowę za zakończoną. Vulfilia jednak nie dawała za wygraną. Nie da mu tak łatwo uciec. Co to to to nie.
- Nie jestem trenerką, ale twoją menadżerką oraz przyjaciółką. Przestań zachowywać się jak stereotypowy dupek z anime, gdyż kompletnie ci to nie wychodzi. Powiesz mi do diabła o co ci chodzi?! – powiedziała Vulfi dużo ostrzejszym tonem.
- Mówię ci ostatni raz. Nie będę na ten temat rozmawiać Vulfilia. – powiedział
ciemnowłosy chłopak.
- Ej czy to z powodu Nakazawy?! Ej zwolnij jak do ciebie mówię łajzo! – krzyknęła
dziewczyna, która po chwili prawie wpadła na chłopaka, który się zatrzymał w
miejscu. Zupełnie jakby przed nią wyrosła ściana.
- Ej Raz mów jak włączasz hamulce. Bym się wywaliła. – powiedziała Vulfilia z
nieskrywaną pretensją w głosie. Ten jej nie odpowiedział tylko patrzył się na jakąś obcą dziewczynę, która nie wiadomo jak przebywała na terenie należącym do jego rodziny. Albo wbiła tu na chama, albo została wpuszczona. Pierwsza opcja choć nie była niemożliwa to raczej w stosunku do tej dziewczyny niezbyt prawdopodobna. Także musiała zostać wpuszczona, gdyż podała jakiś odpowiedni powód. Vulfi coś do niego mówiła, ale jakoś nie zwracał na nią uwagi.
- Tak? W czym mogę pomóc? – zapytał chłodno. Po dyskusji z panną wiem wszystko lepiej miał na dziś dość panienek i ich problemów, także chciał załatwić bezproblemowo sprawę jaką miała blondynka.
- Em, ja znalazłam telefon. – powiedziała Mirelle zaskoczona. Kojarzyła tego chłopaka. Grał w drużynie koszykówki. Shimura czy jakoś tak. Tą brunetkę też widziała podczas treningów, a piłka do kosza pod jego pachą też sporo mówiła.
- No brawo. Gratuluję. Chciałaś się pochwalić? – zadrwił ciemnowłosy. Zachowywał się jak dupek i pewnie takim był.
- Raziel zachowuj się. – powiedziała Vulfilia i walnęła go z łokcia w żebra. Chwila. Ta komórka. Dziewczyna podeszła do blondynki i złapała aparat. Następnie chwyciła dłonie nowej koleżanki.
- Dziękuję, dziękuję. Tato by mnie zabił jakbym zgubiła drugi telefon od początku roku. Dzięki wielkie. – powiedziała i przytuliła zszokowaną Mirelle. Nie wiedziała za bardzo co tu się wyprawia, ale najwidoczniej jej misja została ukończona.
- Stawiam ci za to kawę, lody i ciastko. Co ty na to? Nie przyjmuję odmowy. – powiedziała podekscytowana brunetka i poleciała po swoje rzeczy szybciej niż Kuro po zobaczeniu Charizarda. Raziel został sam na sam z obcą dziewczyną, ale ani jemu, ani jej nie spieszyło się do zacieśniania więzi. Dziewczyna nie chciała mieć z nim za bardzo do czynienia, a on odczuwał znudzenie tą sytuacją i chciał się jej oraz Rogozin jak najszybciej pozbyć, aby mieć święty spokój. W końcu brunetka wróciła i chwyciła Mirelle.
- Idziemy. I nie przejmuj się tym dziadem. Muszę nad nim popracować, bo coś mu się we łbie poprzestawiało. Opowiem ci potem.- powiedziała Vulfi, a następnie zaciągnęła biedną Mirelle do wyjścia z posesji.
- Ta. Miłej zabawy. – powiedział pod nosem Shimura i wrócił do domu. Coś z nim rzeczywiście było nie tak. Tylko czy Vulfilia odkryje co i przywali mu odpowiednio mocno, by znowu był taki jak wcześniej?

Niektórzy nie mieli tak trudnego okresu w życiu jak poszczególni nastolatkowie. Ich jedynym problemem było to czy nauczą się odpowiednio na następny test, czy ta ładna dziewczyna zgodzi się z nimi wyjść na karaoke i czy uda się wreszcie wydropić te złote pantalony z bossa, bo srebrnych i brązowych wszyscy mieli pod dostatkiem. W końcu nie samą szkołą oraz problemami nastolatki żyją, choć to dla nich coś potrzebnego do przetrwanie jak tlen i pożywienie dla normalnych ludzi. Niektórzy zaś chcieli spędzić przyjemny i spokojny wieczór, w trakcie którego nic, ani nikt nie sprawi, że ciśnienie im podskoczy na złą wysokość.
- Mówiłeś, że nie będziesz oszukiwał. – powiedział Shido Nakazawa próbując w jakiś sposób pokonać swojego kumpla, który właśnie orał jego Vegetą po arenie. Soma tylko uśmiechnął się wrednie i z dziką satysfakcją wykonał finishera, a olbrzymia kamehameha zajęła praktycznie cały ekran co oznaczało, że członek szkolnej drużyny koszykówki po raz kolejny zdobył laur zwycięstwa.
- Wisisz mi kolejnego burgera Nakazawa. Jeszcze trochę i nie będę musiał brać kasy od starych, a przejmę na twoje utrzymanie. – powiedział Hayword, a jego uśmiech sprawiał, że Shido miał ochotę rzucić go piłką w twarz.
- Teraz przynajmniej już wiem na co poświęcasz wolny czas. Gdybyś w połowie przykładał się do treningów, to pewnie Vvien by nie dostawała palpitacji za każdym razem jak zgłaszasz zmianę po jednej kwarcie.
- To też jest niezwykle ważny trening, który rozwija moje umiejętności, a skoro nie mogę skopać ci dupy na parkiecie to daj mi to robić na ekranie. Chyba, że znowu zaczniesz walić focha i leżeć na dachu. – odparł Soma biorą miskę popcornu i wsadzając sobie całą garść do ust. Ten człowiek pochłonąłby wszystko, gdyby tylko powiedziano mu, że jest to jadalne. Przypominał mu jedną postać z anime, której siłą rosła w równej mierze do zjedzonych kalorii. Jednakże nie miał zamiaru ponownie włazić na żaden dach, choć ta miejscówka była bardzo przyjemna i nikt mu nie truł dupy. No i wiele można powiedzieć o Somie, ale kumpel był z niego naprawdę porządny. Wiedział czego mu trzeba, nawet jeśli sam nie zdawał sobie sprawy. Bezwiednie wrócił myślami do ich rozmowy sprzed kilku tygodni.

„Leżał na dachu licealnej sali gimnastycznej ze wszystkich sił starając się razem z niejakim Fredem z bardzo arystokratycznego zespołu zapewnić bezchmurne niebo że, mimo wszystko jest zwycięzcą. Oczywiście, jak wielu ludzi w jego wieku tak naprawdę,  nie czuł się ani wygranym, ani nawet wytypowanym do wygrania choćby batona w szkolnej loterii, ale oszukiwanie siebie weszło mu w krew przez ostatnie miesiące, dlatego z radością zapewniał cale jestestwo wszechświata o swej omnipotencji. Po prostu dlatego że, mógł.  Dla tego że  Tak było, prościej, łatwiej. Zwyczajnie leżeć i mieć, wszystko w dupie. Choć raz w życiu, Totalna, olewka. W końcu uznanie faktu że, już kilka godzin po powrocie, choć przez chwile chciał się znowu poczuć częścią tego co działo się pod nim, było, przynajmniej w tej chwili zdecydowanie za trudne. Musiałby przecież przyznać, że odczuwa coś jak normalny człowiek. Co z oczywistych względów było kompletnie nie do pomyślenia. Był no…był sobą a, to oznaczało że, nie okazywał słabości. Publicznie czy prywatnie, to było akurat kompletnie bez znaczenia. Pozwalał więc sobie na chwile bezmyślności.  Jeszcze chwile on i Freddie mieli małe tete a tete tylko we dwóch, a miarowy stukot piłki o parkiet niosący się wysoko ku niebu i wabiący niczym  syreni śpiew był tylko tłem. Potem zjawił się Soma .

Rzucone przez Hayworda zawiniątko złapał niczym siatka motyla. Zwyczajnie wystawił dłoń, a buła sama w nią wpadła. Czysta magia. Podniósł się do pozycji pół siedzącej i rozwinął zawiniątko.
- Big Mac ? – zapytał niemal rozczarowany, chociaż już łapczywie wgryzał się w burgera. – Mac…prfjala…nie mieli ? – wymlaskał.
- Royale są dla Władców pacanie. – Soma uśmiechnął się rozsiadając się w otoczeniu tego co sprawiało mu największą przyjemność….czyli rzecz jasna jedzenia, chwycił jedną z buł rozparcelował opakowanie w tempie zakrawającym na rekord Guinessa i pochłonął dwoma kęsami …. - a my mamy nowego Króla. – dokończył. Poza tym nawet nie zadzwoniłeś, że wracasz. Czego się spodziewałeś? Czerwonego dywanu i szwadronu pół nagich tancerek? – Głos mieszańca ociekał sarkazmem.  
- Słyszałem. Richie Rich zawitał w nasze skromne progi. - Nakazawa uśmiechnął się wilczo. Znając Raziela ten już zaczął ustawiać drużynę pod swoje widzimisię, ale się gówniarz ostro zdziwi.  – A z Ciebie za leniwa cipa żebyś przytaszczył tu dywan. – dodał niemal od niechcenia.
Soma sapnął szykując się do jakiejś sensownej riposty, ale drugi z chłopców ewidentnie nie nawykł do tego żeby mu przerywano – i skąd właściwie wiedziałeś skoro jak mówisz nikomu nie mówiłem?  - zapytał.
- Moja stara zadzwoniła do twojej i tak jakoś od słowa do słowa. Między Gotowymi na Wszystko a, Pięćdziesięcioma Twarzami Greya, wiesz jak to idzie. – umiejętność wyrzucania z siebie pełnych nie zakłóconych przez żadne czynniki zdań była jedną z pierwszych jaką Soma pozyskał już jako kilku latek kiedy jego organizm w pełni zdał sobie sprawę, że potrzebuje 3 razy więcej pokarmu niż inne.
- Moja Matka nie ogląda takiego gówna. – Shido aż się zaczerwienił i w końcu odwrócił w stronę rozmówcy.
- Oj zdziwił byś się chłopie… - uśmiech na twarzy Somy był szczery jak u niemowlaka. – Kajdanek po kątach nie znajdujesz? – zapytał rzucając Shidowi kolejmego Burgera. – Masz na pocieszenie. Za stracone dzieciństwo.
- Pies Cię trącał. – wyburczał Shido obrażony, ale złapał kanapkę i przez chwile na dachu słychać było tylko mlaskanie.
- Dasz radę? – Soma wlepił wzrok w przyjaciela.
Nakazawa wzruszył ramionami.
– Doktorki gadały, że z czasem powinno być okej, że poskładali najlepiej jak mogli,  tyle że, my nie mamy czasu. – rzucił a w jego głosie dało się słychać napięcie. Mimowolnie zaciskał i rozluźniał zabandażowane ręce.
- Chłopaki pół godziny temu skończyli trening. Double V powinna się zwinąć za jakieś dziesięć czy piętnaście minut.
- I ? – Shido wyraźnie się rozluźnił. Soma nie lubił oficjalnych treningów, ale za każdym razem kiedy mógł  kombinował jak tu poczuć się znowu „jak w „prawdziwym świecie” czyli na streetcie,
- I tym razem to ja mam zapasowe klucze…żeby posprzątać .
Wybuch śmiech Nakazawy był tak nagły że spłoszył okoliczne.
- I oni frajerzy uwierzyli? – zapytał ocierając łzę rozbawienia
- Niby w co?
- Że choć raz w życiu, zajmiesz się uczciwą pracą? – Shido znowu zaniósł się śmiechem.
- Złamas – wykrztusił z siebie Soma sam ledwo powstrzymując śmiech. – Totalny Złamas z Ciebie Nakazawa.”          

- Halo Ziemia do Nakazawy. Czy mamy połączenie? Odbiór? Niestety pani doktor pacjent zmarł, ale w ostatnim słowie zażyczył sobie oddać wszystkie swoje gry potrzebującemu przyjacielowi, a także przekazać wyrazy swojej ukrytej miłości do Double V. Będziemy go pamiętać jako wspaniałego gracza, świetnego przyjaciela oraz…
- Zamkniesz się czy jedyne co to powoduje to podwójny hamburger? I skąd ci przyszło na myśl, że kocham się w Vvien? Chyba do reszty te gry wypaczyły ci mózg. – odparł Nakazawa z udawanym fochem, choć Soma wyłapał z tego jedną rzecz.
- Ha czyli oddasz mi swoją kolekcję gier. Mój przyjacielu, druhu ty serdeczny. – powiedział Soma i rzucił się na Shida, aby go przytulić. Ten go zaczął odpychać.
- Spieprzaj zboczeńcu niewyżyty. Znajdź se dziewczynę, albo kupię ci burgera ale przestań się do mnie kleić.
- No dobra. To co? Kolejna walka? Przegrany stawia lody przez cały tydzień? – zaproponował Hayword już wybierając swoje postacie.
- Zgoda.- odparł Nakazawa zapominając jak bardzo ssie w tą grę i ile może ta bestia obok niego zeżreć. Chęć rywalizacji była za silna i niedługo będzie mógł ją dobrze wykorzystać na parkiecie. Jeszcze tylko trochę.

- Nie słyszałeś?! To jest kurwa napad! Paku wszystkie pieniądze, a panienka też oddaje portfel, komórkę i biżuterię! Migiem! – krzyczał złodziej celując bronią do sprzedawcy i dziewczyny, z którą wcześniej rozmawiał. Hazard, Kuro oraz Negri mieli to szczęście, że koleś nie zadał sobie trudu sprawdzenia, iż ktoś jest w sklepie, a od razu poleciał do sprzedawcy z bronią w dłoni. Nie wiadomo czy była to atrapa czy prawdziwa spluwa, ale raczej nikt nie miał ochoty tego sprawdzać. Dziewczyna była przerażona, tak samo jak ta przy kasie i nie było czemu się dziwić. To miał być spokojny piątkowy wieczór, a teraz byli świadkami napadu. Negri bezwiednie znalazła się blisko Kuro, który razem z Hazardem obserwowali całą scenę zza półek sklepowych. Mieli tą przewagę, iż złodziej nie wiedział, że są w sklepie i mogą coś zrobić. Kiedy chłopaki obserwowali sytuację to Negri powoli uspokajała się i nawet zdążyła po cichu zawiadomić służby o tym co się dzieje. Pomoc była już w drodze i należało tylko czekać. Jednakże nic nie jest tak proste jak się wydaje. Złodziej był bardzo niecierpliwy, a na pewno zdenerwowany, gdyż właśnie zdarł dziewczynie przy kasie bransoletkę i równocześnie ją popychając na podłogę.
- Ej, zostaw ją. – warknął Yami, gdyż nie lubił, a wręcz nienawidził jak ktoś znęca się nad słabszymi, a w szczególności dziewczynami.
- Stul pysk gnojku i pakuj kasę. Znalazł się pierdolony heros. – powiedział złodziej mierząc do chłopaka z broni, a drżenie jego dłoni było zauważalne. Stresował się. Świadczyły o tym nerwowe ruchy i rzuty okiem na drzwi. Kiedy Shuuya ponownie spojrzał na gościa, to dostrzegł jakiś ruch za nim. To byli klienci, którzy weszli wcześniej. Chwila, czy to nie są goście z jego drużyny. Hayama i ten koleś na speedzie. Dryblas pokazywał mu coś. Wskazywał na półkę z puszkami, a następnie na butelkę coli, którą trzymał w dłoni. Odwrócenie uwagi. Mogło się to udać zważywszy na to, jak niepewny w swoich poczynaniach był złodziejaszek. Yami kiwnął głową na znak i czekał na ruch ze strony swoich nieoczekiwanych sojuszników.
- Tylko dobrze wyceluj. – powiedział Hazard podając Kuro butelkę. Ten tylko kiwnął głową, gdyż obaj doskonale wiedzieli, że jeśli ktoś ma pomóc Yamiemu to Hazard ma większe szanse. No i zawsze była szansa, że zwali gościa z nóg niż ten się obejrzy i zorientuje się co za cholerstwo go trafiło.
- Gotowy? Ruszaj. – powiedział Kuro, a następnie rzucił butelkę w półkę z puszkami, które zaczęły po uderzeniu spadać i wydawać z siebie olbrzymi hałas. Jak to puszki spadające na podłogę.
- Co do cholery?! – krzyknął złodziej szukając źródła hałasu i równocześnie dostrzegając biegnącego na niego wielkoluda. Skąd on się do diabła wziął. W tym samym momencie kiedy rabuś się odwrócił to do ataku ruszył Shuuya. Obaj z Hazardem rzucili się na gościa w tym samym momencie, a ten tylko zdążył nacisnąć na spust nawet nie wiedząc w kogo celuje. Rozległ się huk wystrzału, a następnie krzyk dziewczyn.


*Fragment wspomnienia Nakazawy został stworzony kiedyś przez Shida, który wyraził zgodę na wykorzystanie go w opku. Ja zaś uznałem, że coś tak dobrego warto wrzucić.
Sponsored content

New Generation w Liceum - Page 4 Empty Re: New Generation w Liceum

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach

Copyright ©️ 2012 - 2018 dbng.forumpl.net.
Dragon Ball and All Respective Names are Trademark of Bird Studio/Shueisha, Fuji TV and Akira Toriyama.
Theme by June & Reito