- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Rodzinny dom Hazard'a
Czw Mar 20, 2014 8:10 pm
Opis
Dom usytuowany kilka kilometrów od miasta. Spokojna okolica, w dalekim sąsiedztwie znajdują się tylko 2 inne mieszkania. Parterowy z 3 pokojami, kuchnią i łazienką. Dobrze oświetlony za sprawą dużej ilości okien. Największy jest salon z kilkoma wygodnymi fotelami, sofą i stolikiem. Przy ścianach piętrzą się półki na książki - to właśnie po Wujku Hazard "odziedziczył" zamiłowanie do czytania. Na przeciwko kuchni znajduje się najmniejszy pokój, niegdyś zajmowany przez bratanka Nico. Odkąd chłopak uczęszcza do Akademii, nic się w nim nie zmieniło. Jest tu skromnie i schludnie, przypomina kwaterę wojskową młodego Saiyan'a - łóżko, szafa, biurko i półka zapełniona w całości grubymi woluminami. Jest tu też kilka zdjęć Haz'a z dzieciństwa, na większości w towarzystwie stryja, tylko jedno przedstawia jego rodziców - średniej budowy mężczyznę, po którym syn odziedziczył większość cech fizjonomicznych twarzy, oraz kobietę o chytrym wyrazie twarzy, nie brzydkiej, ale też nie uchodzącej za piękność. Ostatnia izba to gabinet Nico, gdzie pracował on nad swoimi prototypami dotyczącymi uzbrojenia - najróżniejsze pancerze i inne środki obrony. Chociaż w pewnym momencie zainteresowało się tym wojsko Vegety, ostatecznie wybrano inny projekt. Pracownia pełna jest jednak ukończonych modeli. Dom nie jest jakoś bogato wyposażony, ale nie brakuje w nim rzeczy niezbędnych. Ściany pokryte są jasnymi farbami, podłoga płytkami. Całość sprawia wrażenie przytulnego lokum.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Rodzinny dom Hazard'a
Nie Mar 23, 2014 9:34 pm
Nie leciał szybko, dając Vulfili czas na dogonienie go. Najwyraźniej chwilę trwało nim podjęła decyzje, bo zdążył już odlecieć z okolic jeziora, gdy wyczuł jak jej Ki podąża w jego stronę. Odwrócił głowę w bok, a po chwili dziewczyna zrównała się z nim. Cieszyło go, że zdecydowała się do niego dołączyć, lecz nie mógł zmusić mięśni twarzy do uśmiechu. Patrzył się przed siebie i leciał, pogrążając w ponurych myślach. Był zły, to jasne, tyle że na siebie. Dopiero teraz dotarło do niego ile błędów popełnił. To wszystko złożyło się na to, iż teraz Vulfi nie czuła do niego tego, co on czuł do niej. I wcale się jej nie dziwi. Co gdyby zdecydował się jednak zostać na Vegecie 2 lata temu? Pewnie długo by nie pożył, bo jeśli nie Trener to egzekucje przeprowadziłby inny Saiyan, na rozkaz Króla. Być może jednak zdążyłby spędzić choć trochę czasu z ukochaną. Nacieszyć się nią, zbliżyć do niej jeszcze bardziej. Tylko tego pragnął przed śmiercią. Gdyby mógł cofnąć czas i stanąć przed tym wyborem raz jeszcze, z pewnością nie zachowałby się jak tchórz i zostałby na miejscu. Był głupcem, teraz widział to doskonale. A za głupotę się płaci. To, że serce krwawiło mu obficie było tylko i wyłącznie jego winą. Nie miał do niej żalu, sam pewnie zachowałby się podobnie. A może nie....
Jakby z oddali doszedł do niego głos Vulfi. Hazard odwrócił głowę i spojrzał na nią. Długie włosy latały jej na wszystkie strony, co z pewnością nie było zbyt komfortowe. Zwolnił, nie musieli się śpieszyć.
- Lecimy do mojego Wujka. Nie widziałem go od ponad 2 lat, odkąd wstąpiłem do Akademii. Bardzo chciałbym go odwiedzić i porozmawiać z nim, tyle że... - westchnął - Obawiam się nieco tego spotkania. Nie wiem jak zareaguje na mój widok po tym wszystkim. Dlatego poprosiłem Cię byś poleciała ze mną, będzie mi łatwiej gdy nie będę sam. To wiele dla mnie znaczy, dziękuję.
Spróbował się uśmiechnąć, lecz ponownie efekt był mizerny. Z trudem odwrócił wzrok od dziewczyny i zaczął wypatrywać znajomego krajobrazu. Specjalnie wybrał nieco dłuższą drogę, by nie lecieć przez miasto. Kto wie jak zareagowali by jego pobratymcy, gdyby zobaczyli że żyje. Dom Wuja znajdował się daleko na obrzeżach, powinni dolatywać już do tego miejsca. I faktycznie, po paru minutach ujrzał ogromną skałę, którą widział zawsze z okna swojego pokoju, a gdy ją minęli, ich oczom ukazał się niewielki, parterowy domek. Obniżyli lot, aż w końcu wylądowali parę metrów przed frontowymi drzwiami. Serce Haz'a łomotało jak oszalałe, głównie ze strachu.
- Jesteśmy na miejscu. Mam nadzieję, że go zastaniemy.
A jeśli go nie będzie, czy poczuje ulgę? Oczami wyobraźni widział rozczarowanie w oczach Wujka. Może otworzy drzwi i zamknie je gdy tylko zobaczy kto go odwiedził? Ta myśl paraliżowała mu każdy mięsień. Przemógł się jednak i ruszył przed siebie. Zatrzymał się tuż przed drzwiami, przełknął głośno ślinę i zastukał knykciami 3 razy. Z zewnątrz nie dało się słyszeć żadnych dźwięków, lecz dopiero teraz Haz wyczuł 2 Ki znajdujące się za ścianą. Jedna z nich była bardzo słaba. Czekali, aż w końcu po upływie blisko minuty usłyszeli kroki po drugiej stronie. Drzwi otworzyły się, lecz nie stanął w nich Nico.
- Pan Chujitsuna?!
- Hazard - odparł równie zaskoczony mężczyzna w średnim wieku z ostrymi rysami twarzy i gęstymi, czarnymi włosami - To... to niemożliwe. Wróciłeś... akurat dziś....
- C-czy zastałem Wujka? - spytał niepewnie.
- Tak jest ale... wejdźcie.
Przecisnęli się obok niego i dopiero wtedy zauważył, że stary przyjaciel Nico jest bardzo blady i trzęsą mu się dłonie. Poprowadził ich korytarzem do salonu. Złotowłosy poczuł jak wracają wspomnienia. Wydawało mu się jakby to było wczoraj, gdy przechodził tędy co dzień. Wreszcie wkroczyli do głównego pomieszczenia. Haz zdążył rozejrzeć się po nieco zaniedbanym pokoju, gdy jego wzrok przykuła sofa znajdująca się w centralnym miejscu. Przykryty kocem, leżał na niej jego Wujek. Nie była to jednak już ta sama osoba. Był bardzo chudy, z masą zmarszczek na twarzy i włosami przyprószonymi siwizną. Oddychał ciężko, lecz na widok bratanka jego twarz rozjaśnił nikły uśmiech.
- To naprawdę nieprawdopodobne, że zjawiłeś się akurat dziś... - rzekł Chujitsuna
- ... w dniu mojej śmierci - dokończył Nico słaby głosem
Jakby z oddali doszedł do niego głos Vulfi. Hazard odwrócił głowę i spojrzał na nią. Długie włosy latały jej na wszystkie strony, co z pewnością nie było zbyt komfortowe. Zwolnił, nie musieli się śpieszyć.
- Lecimy do mojego Wujka. Nie widziałem go od ponad 2 lat, odkąd wstąpiłem do Akademii. Bardzo chciałbym go odwiedzić i porozmawiać z nim, tyle że... - westchnął - Obawiam się nieco tego spotkania. Nie wiem jak zareaguje na mój widok po tym wszystkim. Dlatego poprosiłem Cię byś poleciała ze mną, będzie mi łatwiej gdy nie będę sam. To wiele dla mnie znaczy, dziękuję.
Spróbował się uśmiechnąć, lecz ponownie efekt był mizerny. Z trudem odwrócił wzrok od dziewczyny i zaczął wypatrywać znajomego krajobrazu. Specjalnie wybrał nieco dłuższą drogę, by nie lecieć przez miasto. Kto wie jak zareagowali by jego pobratymcy, gdyby zobaczyli że żyje. Dom Wuja znajdował się daleko na obrzeżach, powinni dolatywać już do tego miejsca. I faktycznie, po paru minutach ujrzał ogromną skałę, którą widział zawsze z okna swojego pokoju, a gdy ją minęli, ich oczom ukazał się niewielki, parterowy domek. Obniżyli lot, aż w końcu wylądowali parę metrów przed frontowymi drzwiami. Serce Haz'a łomotało jak oszalałe, głównie ze strachu.
- Jesteśmy na miejscu. Mam nadzieję, że go zastaniemy.
A jeśli go nie będzie, czy poczuje ulgę? Oczami wyobraźni widział rozczarowanie w oczach Wujka. Może otworzy drzwi i zamknie je gdy tylko zobaczy kto go odwiedził? Ta myśl paraliżowała mu każdy mięsień. Przemógł się jednak i ruszył przed siebie. Zatrzymał się tuż przed drzwiami, przełknął głośno ślinę i zastukał knykciami 3 razy. Z zewnątrz nie dało się słyszeć żadnych dźwięków, lecz dopiero teraz Haz wyczuł 2 Ki znajdujące się za ścianą. Jedna z nich była bardzo słaba. Czekali, aż w końcu po upływie blisko minuty usłyszeli kroki po drugiej stronie. Drzwi otworzyły się, lecz nie stanął w nich Nico.
- Pan Chujitsuna?!
- Hazard - odparł równie zaskoczony mężczyzna w średnim wieku z ostrymi rysami twarzy i gęstymi, czarnymi włosami - To... to niemożliwe. Wróciłeś... akurat dziś....
- C-czy zastałem Wujka? - spytał niepewnie.
- Tak jest ale... wejdźcie.
Przecisnęli się obok niego i dopiero wtedy zauważył, że stary przyjaciel Nico jest bardzo blady i trzęsą mu się dłonie. Poprowadził ich korytarzem do salonu. Złotowłosy poczuł jak wracają wspomnienia. Wydawało mu się jakby to było wczoraj, gdy przechodził tędy co dzień. Wreszcie wkroczyli do głównego pomieszczenia. Haz zdążył rozejrzeć się po nieco zaniedbanym pokoju, gdy jego wzrok przykuła sofa znajdująca się w centralnym miejscu. Przykryty kocem, leżał na niej jego Wujek. Nie była to jednak już ta sama osoba. Był bardzo chudy, z masą zmarszczek na twarzy i włosami przyprószonymi siwizną. Oddychał ciężko, lecz na widok bratanka jego twarz rozjaśnił nikły uśmiech.
- To naprawdę nieprawdopodobne, że zjawiłeś się akurat dziś... - rzekł Chujitsuna
- ... w dniu mojej śmierci - dokończył Nico słaby głosem
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Rodzinny dom Hazard'a
Pon Mar 24, 2014 8:32 pm
Przez chwilę lecieli w milczeniu. Vulfila zerkała na chłopaka co i rusz. Widać było, że nie był w nastroju. Nic dziwnego, tylko, że teraz Halfka miała poczucie winy... Miała ochotę zapytać go, czy bardzo się na nią gniewa, ale przecież znała odpowiedź, a i trochę nie był to odpowiedni czas na takie rozmowy.
Po chwili Vulfila wysłuchała Hazarda. Więc ta wyprawa i dla niej nie będzie zbyt przyjemna. W końcu będzie w nieodpowiednim miejscu io nieodpowiednim czasie. Oby tylko wujek nie pomyślał, że Hazard przyleciał z narzeczoną, bo wtedy Halfka czułaby sie jeszcze bardziej skrępowana.
Po pewnym czasie dolecieli do domu. Vulfila nie kojarzyła saiyańskich osiedli mieszkalnych za dobrze. Większość czasu spędzała w akademii, więc teraz wszystkiemu przyglądała się z ciekawością. Jej oczom jednak ukazał się nieduży domek, nie odbiegający zbytnio wyglądem od ziemskich willi.
Kiedy wylądowali, Vulfila szła za Hazadem trochę spłoszona. Nie czuła się komfortowo, właściwie gdyby nie to, że dawno go nie widziała i prosił ja o obecność, a ona była mu dłużna przysługę, pewnie jakoś by się wykręciła. No i nie była ubrana zbyt wyjściowo, wycięty strój kadetki mógł budzić zgorszenie w wuju chłopaka i dziewczyna o tym wiedziała. Podeszła bliżej blondyna i trzymała się za jego plecami. A żeby poczuć się odrobinę bezpieczniej na obcym terenie, złapała go lewą ręką za jego lewą dłoń, jak małe dziecko, które chce trzymać się komuś za plecami. Poza tym to było bardzo miłe, poczuć dotyk jego ręki. Nie przyznałaby się do tego na głos, ale już wcześniej miała ochotę dotknąć Hazarda, żeby poczuć jego powrót nieco bardziej materialnie. Gdyby odepchnął jej dłoń wcale nie miałaby mu tego za złe. W końcu to jej inicjatywa i mógł czuć się z tym dziwnie.
Hazard zapukał, a drzwi otworzył jakiś nieprzyjemny z wyglądu mężczyzna. Vulfila schowała się jeszcze dalej za barczyste plecy blondyna. Jak by nie było, wciąż miała coś z dzikuski i dziecka.
- Dzień dobry - pisnęła Vulfila, kłaniając się w progu, a kiedy weszli do środka puściła rękę Hazarda. Starała się nie rozglądać zbyt natarczywie. Ciekawiło ją wnętrze domu, ale to niezbyt uprzejme i odczuwała tę ciężką atmosferę w środku.
Słowa starszego, schorowanego pana sprawiły, że Vulfila aż skuliła się w sobie. Popatrzyła szybkim, urywkowym spojrzeniem na twarz chorego. Tak, umierał, to nie ulegało wątpliwości.
Halfka pociągnęła Hazarda za rękę, żeby zwrócił na nią uwagę. A potem wspięła się na palce i wyszeptała mu do ucha:
- Może ja poczekam na korytarzu?- spytała, bo nie chciała przeszkadzać obu mężczyznom w takiej chwili.
Po chwili Vulfila wysłuchała Hazarda. Więc ta wyprawa i dla niej nie będzie zbyt przyjemna. W końcu będzie w nieodpowiednim miejscu io nieodpowiednim czasie. Oby tylko wujek nie pomyślał, że Hazard przyleciał z narzeczoną, bo wtedy Halfka czułaby sie jeszcze bardziej skrępowana.
Po pewnym czasie dolecieli do domu. Vulfila nie kojarzyła saiyańskich osiedli mieszkalnych za dobrze. Większość czasu spędzała w akademii, więc teraz wszystkiemu przyglądała się z ciekawością. Jej oczom jednak ukazał się nieduży domek, nie odbiegający zbytnio wyglądem od ziemskich willi.
Kiedy wylądowali, Vulfila szła za Hazadem trochę spłoszona. Nie czuła się komfortowo, właściwie gdyby nie to, że dawno go nie widziała i prosił ja o obecność, a ona była mu dłużna przysługę, pewnie jakoś by się wykręciła. No i nie była ubrana zbyt wyjściowo, wycięty strój kadetki mógł budzić zgorszenie w wuju chłopaka i dziewczyna o tym wiedziała. Podeszła bliżej blondyna i trzymała się za jego plecami. A żeby poczuć się odrobinę bezpieczniej na obcym terenie, złapała go lewą ręką za jego lewą dłoń, jak małe dziecko, które chce trzymać się komuś za plecami. Poza tym to było bardzo miłe, poczuć dotyk jego ręki. Nie przyznałaby się do tego na głos, ale już wcześniej miała ochotę dotknąć Hazarda, żeby poczuć jego powrót nieco bardziej materialnie. Gdyby odepchnął jej dłoń wcale nie miałaby mu tego za złe. W końcu to jej inicjatywa i mógł czuć się z tym dziwnie.
Hazard zapukał, a drzwi otworzył jakiś nieprzyjemny z wyglądu mężczyzna. Vulfila schowała się jeszcze dalej za barczyste plecy blondyna. Jak by nie było, wciąż miała coś z dzikuski i dziecka.
- Dzień dobry - pisnęła Vulfila, kłaniając się w progu, a kiedy weszli do środka puściła rękę Hazarda. Starała się nie rozglądać zbyt natarczywie. Ciekawiło ją wnętrze domu, ale to niezbyt uprzejme i odczuwała tę ciężką atmosferę w środku.
Słowa starszego, schorowanego pana sprawiły, że Vulfila aż skuliła się w sobie. Popatrzyła szybkim, urywkowym spojrzeniem na twarz chorego. Tak, umierał, to nie ulegało wątpliwości.
Halfka pociągnęła Hazarda za rękę, żeby zwrócił na nią uwagę. A potem wspięła się na palce i wyszeptała mu do ucha:
- Może ja poczekam na korytarzu?- spytała, bo nie chciała przeszkadzać obu mężczyznom w takiej chwili.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Rodzinny dom Hazard'a
Wto Mar 25, 2014 8:01 pm
To był najgorszy dzień w jego życiu. Najpierw kobieta którą kocha odrzuciła jego miłość, teraz to. Po słowach Wujka stał w bezruchu, wpatrując się w jego zmęczoną twarz. Nie wiedział ile czasu minęło, czy było to 5 sekund czy cała godzina. Dla Hazard'a wszystkie zegary zatrzymały się w miejscu. Słońce chyliło się ku zachodowi, lecz gdy wzejdzie ponownie, jego nie będzie już na tym świecie. Osoba która od zawsze otaczała go opieką, z którą spędził najszczęśliwsze chwile swojego życia odejdzie. Nico zastąpił mu rodziców i nie chodziło tylko o przejęcie opieki nad chłopakiem po ich śmierci. Przez pierwszych jedenaście lat życia Haz nie wiedział czym jest miłość. Ani Matka, ani Ojciec nie spytali go nigdy czy wszystko z nim w porządku, nie dali mu odczuć że się o niego martwią. Sama myśl o tym, iż mógłby iść do nich i zwierzyć się z trosk i kłopotów, bądź choćby spytać o radę w jakiejś sprawie, wydawała mu się po prostu śmieszna, absurdalna. Pamiętał jak dziś dzień, w którym dowiedział się o ich śmierci. Czy to normalne, że dziecko nie odczuwa żalu z powodu śmierci rodziców? Gardził samym sobą z tego powodu, lecz podświadomie cieszył się z faktu, iż nigdy więcej ich nie zobaczy. Trudno w takim wypadku mówić o udanym dzieciństwie. Dopiero Wujek uświadomił go co oznacza mieć osobę, do której zawsze można przyjść się wygadać, poprosić o pomoc. To było dla niego niezwykle ważne, może najważniejsze. A teraz patrzył na niego tym zmęczonym wzrokiem, oznajmiając mu, że jego żywot dobiega końca.
Hazard nadal stał otępiały, nie będąc w stanie zareagować w żaden sposób. Wzdrygnął się, gdy poczuł czyjś dotyk na swojej ręce. Teraz zapomniał nawet o tym, że była tu z nim. Gdy stali jeszcze przed domem, chwyciła go za dłoń, chowając się za jego plecami. Wiedział co to oznaczało i by dodać jej otuchy, zacisnął lekko palce lewej dłoni, jakby chciał jej w ten sposób powiedzieć "Nie martw się, będzie dobrze". Teraz miał ochotę zrobić to samo, lecz by samemu poczuć się lepiej. Wiedział, że to nie możliwe. Cokolwiek powiedziała by mu teraz Vulfila, nie poprawiłoby mu to nastroju. Nie wiedzieć czemu, wolał jednak, by nie ruszała się stąd.
- Nie - odrzekł pustym głosem - zostań.
Ruszył do przodu, delikatnie wyszarpując rękę z jej uścisku. Zatrzymał się przy sofie, spoglądając z góry na Nico. Chciał zaprzeczyć jego słowom, zapewnić go że z pewnością się myli i pozostało mu więcej niż kilka, kilkanaście minut. Lecz nie potrafił wydusić z siebie tych słów. Wiedział doskonale, iż koniec śmierć jest blisko, wyczuwał to przy pomocy Ki Feeling. Nie sądził, że ta umiejętność przyniesie mu kiedyś tyle bólu. Patrząc na Wujka niemalże widział ulatujące z niego ostatnie chwile życia. Nie mógł tego znieść. Padł na kolana i zwiesił głowę przed umierającym. Nie był w stanie spojrzeć mu w oczy.
- Hazard... - rzekł Nico, wyciągając ku bratankowi dłoń i kładąc mu ją na głowie - Wyrosłeś. Stałeś się mężczyzną. Jesteś silny, czuję to.
Zakaszlał, zasłaniając usta drugą ręką. Gdy złożył ją z powrotem na kołdrze, na jej wewnętrznej stronie widniały szkarłatne plamy krwi. Nie przejmował się tym jednak. Spojrzał na złotowłosego, obdarzajac go ciepłym uśmiechem.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że jednak mogłem zobaczyć Cię po raz ostatni. Po tym wszystkim co wydarzyło się przed 2 laty....
Haz padł dłońmi na podłogę. Nie mógł tego znieść. Za wszelką cenę nie chciał uronić żadnej łzy, lecz było to bardzo trudne. Zacisnął powiekę, czując w gardle ogromna gulę. Trząsł się cały, jakby stał na potwornym mrozie.
- Wujku... - rzekł w końcu ochrypłym głosem - Przepraszam... Zawiodłem Cię, na pewno jest Ci za mnie wstyd....
- O czym Ty mówisz? - odparł Nico, przyglądając mu się ze szczerym zdziwieniem - Przecież to nie Twoja wina. To wszystko miało miejsce z powodu Zell'a i jego chorej potrzeby by wokół niego działo się coś ciekawego. Nie jest godzien nazywania siebie Królem, skoro postępuje w ten sposób z poddanymi. Żałuję tylko, że to wszystko odbiło się najbardziej na Tobie.
- Nie - zaprzeczył Hazard, kręcąc głową - To ja jestem odpowiedzialny za to wszystko. Pozwoliłem, by Tsuful przejął nade mną kontrolę, nie byłem w stanie mu się przeciwstawić, nie...
- Nikt nie byłby w stanie tego zrobić - przerwał mu spokojnie Wujek - nawet ta podła kreatura która rządzi Vegetę nie potrafiłaby tego. To wszystko od początku było przez niego zaplanowane. Urządził sobie Igrzyska Śmierci, poświęcił kilkoro niższych rangą żołnierzy dla zabawy. Zostałeś wykorzystany, to wszystko.
Złotowłosy podniósł głowę i spojrzał w twarz umierającego. Nie kłamał, on nigdy by go nie oszukał. Nie obwiniał go za to wszystko, nie wstydził się za niego. Młody Saiyan poczuł przepełniającą go od środka ulgę. Nie był w stanie wyrazić słowami tego co czuł. Zdobył się tylko na jakieś ochrypłe jęknięcie, a za chwilę rzucił się do przodu i wtulił głowę w klatkę piersiową Nico. Stojący w kącie Chujitsuna załkał cicho.
- Nie czas na łzy Hazard. Zanim odejdę, muszę Ci o czymś powiedzieć. Ale najpierw podejdź do biurka stojącego za Tobą i weź z niego czarne pudełko.
Hazard nadal stał otępiały, nie będąc w stanie zareagować w żaden sposób. Wzdrygnął się, gdy poczuł czyjś dotyk na swojej ręce. Teraz zapomniał nawet o tym, że była tu z nim. Gdy stali jeszcze przed domem, chwyciła go za dłoń, chowając się za jego plecami. Wiedział co to oznaczało i by dodać jej otuchy, zacisnął lekko palce lewej dłoni, jakby chciał jej w ten sposób powiedzieć "Nie martw się, będzie dobrze". Teraz miał ochotę zrobić to samo, lecz by samemu poczuć się lepiej. Wiedział, że to nie możliwe. Cokolwiek powiedziała by mu teraz Vulfila, nie poprawiłoby mu to nastroju. Nie wiedzieć czemu, wolał jednak, by nie ruszała się stąd.
- Nie - odrzekł pustym głosem - zostań.
Ruszył do przodu, delikatnie wyszarpując rękę z jej uścisku. Zatrzymał się przy sofie, spoglądając z góry na Nico. Chciał zaprzeczyć jego słowom, zapewnić go że z pewnością się myli i pozostało mu więcej niż kilka, kilkanaście minut. Lecz nie potrafił wydusić z siebie tych słów. Wiedział doskonale, iż koniec śmierć jest blisko, wyczuwał to przy pomocy Ki Feeling. Nie sądził, że ta umiejętność przyniesie mu kiedyś tyle bólu. Patrząc na Wujka niemalże widział ulatujące z niego ostatnie chwile życia. Nie mógł tego znieść. Padł na kolana i zwiesił głowę przed umierającym. Nie był w stanie spojrzeć mu w oczy.
- Hazard... - rzekł Nico, wyciągając ku bratankowi dłoń i kładąc mu ją na głowie - Wyrosłeś. Stałeś się mężczyzną. Jesteś silny, czuję to.
Zakaszlał, zasłaniając usta drugą ręką. Gdy złożył ją z powrotem na kołdrze, na jej wewnętrznej stronie widniały szkarłatne plamy krwi. Nie przejmował się tym jednak. Spojrzał na złotowłosego, obdarzajac go ciepłym uśmiechem.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że jednak mogłem zobaczyć Cię po raz ostatni. Po tym wszystkim co wydarzyło się przed 2 laty....
Haz padł dłońmi na podłogę. Nie mógł tego znieść. Za wszelką cenę nie chciał uronić żadnej łzy, lecz było to bardzo trudne. Zacisnął powiekę, czując w gardle ogromna gulę. Trząsł się cały, jakby stał na potwornym mrozie.
- Wujku... - rzekł w końcu ochrypłym głosem - Przepraszam... Zawiodłem Cię, na pewno jest Ci za mnie wstyd....
- O czym Ty mówisz? - odparł Nico, przyglądając mu się ze szczerym zdziwieniem - Przecież to nie Twoja wina. To wszystko miało miejsce z powodu Zell'a i jego chorej potrzeby by wokół niego działo się coś ciekawego. Nie jest godzien nazywania siebie Królem, skoro postępuje w ten sposób z poddanymi. Żałuję tylko, że to wszystko odbiło się najbardziej na Tobie.
- Nie - zaprzeczył Hazard, kręcąc głową - To ja jestem odpowiedzialny za to wszystko. Pozwoliłem, by Tsuful przejął nade mną kontrolę, nie byłem w stanie mu się przeciwstawić, nie...
- Nikt nie byłby w stanie tego zrobić - przerwał mu spokojnie Wujek - nawet ta podła kreatura która rządzi Vegetę nie potrafiłaby tego. To wszystko od początku było przez niego zaplanowane. Urządził sobie Igrzyska Śmierci, poświęcił kilkoro niższych rangą żołnierzy dla zabawy. Zostałeś wykorzystany, to wszystko.
Złotowłosy podniósł głowę i spojrzał w twarz umierającego. Nie kłamał, on nigdy by go nie oszukał. Nie obwiniał go za to wszystko, nie wstydził się za niego. Młody Saiyan poczuł przepełniającą go od środka ulgę. Nie był w stanie wyrazić słowami tego co czuł. Zdobył się tylko na jakieś ochrypłe jęknięcie, a za chwilę rzucił się do przodu i wtulił głowę w klatkę piersiową Nico. Stojący w kącie Chujitsuna załkał cicho.
- Nie czas na łzy Hazard. Zanim odejdę, muszę Ci o czymś powiedzieć. Ale najpierw podejdź do biurka stojącego za Tobą i weź z niego czarne pudełko.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Rodzinny dom Hazard'a
Wto Mar 25, 2014 9:50 pm
Czarnowłosa popatrzyła tylko na Hazarda wzrokiem smutnego szczeniaka. Przytaknęła mu i obiegła skrępowana wzrokiem pomieszczenie. Przysunęła się bliżej progu i w milczeniu wsłuchiwała się w każde słowo, choć czuła się jak podglądacz. Takie sceny lubiła oglądać tylko na Ziemi w telewizji w słabym wykonaniu aktorów niskiej klasy, ale nie na żywo, kiedy patrzyła na moment tak intymny dla rozmówców.
Umierający pan sprawiał wrażenie doświadczonego życiowo. Wydawał się być opanowany i pogodzony ze swoim losem. Bez wątpienia wiele znaczył dla Hazarda, który tak emocjonalnie przeżywał każde jego słowo.
Blondyn natomiast cały się trząsł. Vuflila mogła tylko wyobrażać sobie, co to jest za uczucie, stracić kogoś, kogo można nazywać rodziną. Gdyby Aleksander zmarł, nie potrafiłaby pogodzić się z tym tak samo jak ze zniknięciem Hazarda. Pewnie po śmierci Rogozina nie byłaby już tym samym halfem. Zapewne pustka, jaką wewnętrznie odczuwa z powodu kompletnego braku miłości i szczerej przyjaźni, powiększyłaby się do tego stopnia, że nie udźwignęłaby jej ciężaru w sercu. Tak musiał czuć się Hazard. Najpierw odrzucony przez dziewczynę, niebawem pozbawiony kogoś sobie bliskiego. Zapewne pozostali mu jeszcze rodzice, do których uda się jak tylko wuj odejdzie... Tylko czemu nie było ich tu teraz?
"Czy dlatego chciał, żebym mu towarzyszyła?" - zastanawiała się Vulfila - "Tylko skąd wiedział, że jego wujek umiera?"
Im dłużej Hazard i Nico rozmawiali, tym Vulfili robiło się coraz bardziej głupio, że tego słuchała i za to, co wcześniej powiedziała i myślała nad jeziorem.
"Przepraszam... Zawiodłem Cię, na pewno jest Ci za mnie wstyd...." - mówił przejęty do wuja. Za co jeszcze Hazard się obwiniał? A halfka przecież przed chwilą dała mu kolejne powody, by czuć się za coś winnym.
"Zell? Co on ma wspólnego z Tsufulem?" - zastanawiała się dalej Vulfila, niewiele rozumiejąc z całej rozmowy.
Kiedy Nico poprosił o czarne pudełko, Vulfila chciała zapaść się pod ziemię. Oparła sie o kawałek ściany, opuściła głowę i udawała, że jej tam nie ma. Ta rozmowa była zbyt osobista, a też z jej powodu czuła, że bardzo skrzywdziła Hazarda. Nie powinna była być tak samolubna. Powinna była panować nad sobą.
Umierający pan sprawiał wrażenie doświadczonego życiowo. Wydawał się być opanowany i pogodzony ze swoim losem. Bez wątpienia wiele znaczył dla Hazarda, który tak emocjonalnie przeżywał każde jego słowo.
Blondyn natomiast cały się trząsł. Vuflila mogła tylko wyobrażać sobie, co to jest za uczucie, stracić kogoś, kogo można nazywać rodziną. Gdyby Aleksander zmarł, nie potrafiłaby pogodzić się z tym tak samo jak ze zniknięciem Hazarda. Pewnie po śmierci Rogozina nie byłaby już tym samym halfem. Zapewne pustka, jaką wewnętrznie odczuwa z powodu kompletnego braku miłości i szczerej przyjaźni, powiększyłaby się do tego stopnia, że nie udźwignęłaby jej ciężaru w sercu. Tak musiał czuć się Hazard. Najpierw odrzucony przez dziewczynę, niebawem pozbawiony kogoś sobie bliskiego. Zapewne pozostali mu jeszcze rodzice, do których uda się jak tylko wuj odejdzie... Tylko czemu nie było ich tu teraz?
"Czy dlatego chciał, żebym mu towarzyszyła?" - zastanawiała się Vulfila - "Tylko skąd wiedział, że jego wujek umiera?"
Im dłużej Hazard i Nico rozmawiali, tym Vulfili robiło się coraz bardziej głupio, że tego słuchała i za to, co wcześniej powiedziała i myślała nad jeziorem.
"Przepraszam... Zawiodłem Cię, na pewno jest Ci za mnie wstyd...." - mówił przejęty do wuja. Za co jeszcze Hazard się obwiniał? A halfka przecież przed chwilą dała mu kolejne powody, by czuć się za coś winnym.
"Zell? Co on ma wspólnego z Tsufulem?" - zastanawiała się dalej Vulfila, niewiele rozumiejąc z całej rozmowy.
Kiedy Nico poprosił o czarne pudełko, Vulfila chciała zapaść się pod ziemię. Oparła sie o kawałek ściany, opuściła głowę i udawała, że jej tam nie ma. Ta rozmowa była zbyt osobista, a też z jej powodu czuła, że bardzo skrzywdziła Hazarda. Nie powinna była być tak samolubna. Powinna była panować nad sobą.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Rodzinny dom Hazard'a
Sro Mar 26, 2014 11:34 am
Hazard jeszcze przez chwilę siedział wtulony w Wujka. Wreszcie wziął się w garść i wstał. Nie widać było łez, bo złotowłosy żadnej nie uronił, choć był tego bliski. Odwrócił się i przeszedł przez pokój w stronę biurka. Spojrzał na Vulfilę, a gdy mijał się z nią, delikatnie musnął wierzchem dłoni jej palce. Tylko na tyle mógł sobie pozwolić w tej sytuacji, chociaż znów miał ochotę przytulić się do niej i nie puszczać przez długi czas. Gdy dotarł na miejsce, wziął z blatu czarne pudełko. Od razu dostrzegł na jego wierzchu 2 znaki. Jednym z nich był ten sam symbol, który zobaczył kiedyś w biurze Trenera na aktach swoich, Kuro i jego nieżyjącego brata bliźniaka. Nie ulegało wątpliwości że w środku znajdował się jakiś rodzinny artefakt. Drugim znakiem był pysk wilka, który także oznaczał przynależność do rodu. Zaciekawiony zdjął wieczko. W środku, na granatowej gąbce znajdował się nóż wojskowy, srebrny z czarną rękojeścią. Haz wyjął go by przyjrzeć mu się bliżej. Z tej odległości Vulfi też mogła dostrzec jego szczegóły. Na uchwycie widniał ten sam symbol wilka co na pudełku. Saiyan przejechał palcem po ostrzu. Było tępe, chociaż wcale tak nie wyglądało.
- To rzecz, którą winien posiadać każdy członek rodu Mukuro. Ja mam taki, Twój Ojciec miał taki. Co prawda my dostaliśmy go będąc młodsi od Ciebie. Wybacz tę zwłokę, lecz czekałem na odpowiedni moment.
Hazard, nadal badając z bliska ów przedmiot, wrócił do Wujka i przysiadł na skraju sofy. Nico ponownie zakaszlał zasłaniając usta dłonią, pozostawiając na niej jeszcze więcej krwi niż poprzednio. Chujitsuna na moment wyszedł do kuchni. Po chwili wrócił podając Vulfili szklankę wody, a sam usiadł przy stole, gdzie stała już butelka czegoś mocniejszego.
- Z tego co się orientuje, wiesz już o Kuro. To oznacza, że po mojej śmierci nie zostaniesz sam, masz jeszcze rodzinę. Kurokara, Twój wujek i Ojciec bliźniaków, powie Ci więcej na temat tego noża. Oraz o czymś jeszcze.
- Jednego nie rozumiem - odrzekł Haz po krótkim namyśle - Kim dokładnie był Mukuro? Z czego zasłynął?
- Aaaach - Nico klepnął się lekko w czoło otwartą dłonią - No tak, nigdy Ci o nim nie opowiadałem. Cóż... Jak zapewne wiesz, w przeszłości Halfy, czyli Saiyanie w których żyłach płynie nie tylko krew tej rasy, ale także innej, najczęściej Ziemian, byli traktowani jak... co tu dużo mówić, jak ścierwa. Byli prześladowani, wyszydzani i obrażani za swoje pochodzenie. W tamtych czasach to było naturalne. Byli oczywiście tacy, którzy sprzeciwiali się temu stereotypowi. Niestety było ich niewielu i nie byli w stanie nic zdziałać. Dopiero po jakimś czasie grupka ogoniastych wzięła się za to na poważnie. Jednym z nich był właśnie Mukuro, można by rzecz, że był prawą ręką przywódcy tej rewolucji. Po krwawych walkach udało się obalić te poglądy, a ten który zapoczątkował ten bunt zasiadł na tronie. Od tego czasu Half'om żyje się lepiej, co widać po dzień dzisiejszy. A my jako przodkowie Mukuro, wyznajemy te same poglądy co on.
Haz przypomniał sobie dzień, w którym przemienił się w Super Saiyan'a. Co było jednym z zapalników do transformacji? To, że jego przeciwnik obrażał połówki. Czyżby wtedy geny tego buntownika dały o sobie znać? Bardzo możliwe. Spojrzał na Nico. Było coś jeszcze o czym chciał wiedzieć.
- Wujku, dlaczego nie utrzymywaliśmy żadnych kontaktów z rodziną Kuro? Widziałem zdjęcia rodzinne z okresu mojego wczesnego dzieciństwa. To było jakieś familijne spotkanie i byli tam wszyscy. Co się stało, dlaczego nigdy więcej ich nie spotkałem?
- Cóż - Nico sprawiał wrażenie, jakby nie bardzo chciał o tym mówić - Tak to prawda, kiedyś żyliśmy w dobrych stosunkach, jak to rodzina. Niestety doszło do kłótni pomiędzy Ojcem Kuro a Twoim. Śmiertelnie się na siebie obrazili i nigdy więcej już nie rozmawiali. Jestem jednak pewien... że Kurokara odczuwał żal w powodu śmierci Twoich rodziców.
Nie wiedzieć czemu, mówiąc ostatnie zdanie unikał spojrzenia bratanka. Haz miał przeczucie, że nie powiedział mu wszystkiego, lecz nie zamierzał się go o to teraz dopytywać. Nagle Nico zaczął się cały trząść. To wyglądało jak jakiś napad. Hazard zerwał się na nogi, nie wiedząc co robić. Na szczęście ten dziwny stan minął tak szybko jak się pojawił. Wujek opadł na poduszkę, a z ust wypłynęła mu strużka krwi.
- Jeśli masz jeszcze jakieś pytania - rzekł ochrypłym głosem - To musisz się streszczać. Mój czas nieubłaganie zbliża się do końca.
Złotowłosy schował nóż i przysiadł na kanapie bliżej Wuja. Chwycił go za dłoń i ścisnął lekko. Nico najwyraźniej cierpiał, nie było to bezbolesne umieranie. Nie zasłużył sobie na taki koniec, był dobrą osobą. Bez niego nie byłby teraz tym kim jest. To on ukształtował jego charakter. I będzie mu za to wdzięczny po wsze czasy. To były ich ostatnie minuty, może nawet sekundy. Nadszedł czas by się pożegnać, lecz Hazard nie wiedział co powiedzieć. Zamrugał okiem i zacisnął mocniej palce na dłoni Wujka.
- Przez Zell'a nie mogłem spędzić z Tobą więcej czasu. Odebrał mi tak wiele... - odwrócił głowę i rzucił krótkie spojrzenie na Vulfile - Nie zostawię tak tego. Zemszczę się na nim, zapłaci mi za to wszystko.
- Jestem pewien że Ci się uda - odrzekł Nico uśmiechając się lekko - nie będę żałował naszego obecnego Króla, nie zasługuje on na to. A Tobie kochany życzę szczęścia. Jestem pewien, że pewnego dnia je odnajdziesz - spojrzał na dziewczynę stojącą niedaleko - Jesteś jego przyjaciółką prawda? Mam do Ciebie prośbę - zajmij się nim. To dobry chłopak.
- Wujku... - szepnął Haz, już ledwo powstrzymując łzy.
Były to ostatnie słowa Nico. Po chwili wziął ostatni oddech, po czym umarł. Z uśmiechem na ustach, z lekko rozchylonymi powiekami, wpatrzony w bratanka, którego od zawsze traktował jak syna. Złotowłosy puścił jego dłoń i położył ją na czole zmarłego, przymykając mu do końca powieki.
- Dziękuję Ci za wszystko.
Wstał. Szybkim krokiem ruszył przez pokój i udał się do wyjścia. Otworzył drzwi i wyszedł na świeże powietrze. Spojrzał w górę na niebo. Słońce właśnie schowało się za horyzontem. Jego ciało drżało. Oddech był szybki i płytki. Całą siłą woli powstrzymywał się od płaczu. Pozwolił sobie tylko na jedną łzę, która spłynęła ze zdrowego oka po policzku...
- To rzecz, którą winien posiadać każdy członek rodu Mukuro. Ja mam taki, Twój Ojciec miał taki. Co prawda my dostaliśmy go będąc młodsi od Ciebie. Wybacz tę zwłokę, lecz czekałem na odpowiedni moment.
Hazard, nadal badając z bliska ów przedmiot, wrócił do Wujka i przysiadł na skraju sofy. Nico ponownie zakaszlał zasłaniając usta dłonią, pozostawiając na niej jeszcze więcej krwi niż poprzednio. Chujitsuna na moment wyszedł do kuchni. Po chwili wrócił podając Vulfili szklankę wody, a sam usiadł przy stole, gdzie stała już butelka czegoś mocniejszego.
- Z tego co się orientuje, wiesz już o Kuro. To oznacza, że po mojej śmierci nie zostaniesz sam, masz jeszcze rodzinę. Kurokara, Twój wujek i Ojciec bliźniaków, powie Ci więcej na temat tego noża. Oraz o czymś jeszcze.
- Jednego nie rozumiem - odrzekł Haz po krótkim namyśle - Kim dokładnie był Mukuro? Z czego zasłynął?
- Aaaach - Nico klepnął się lekko w czoło otwartą dłonią - No tak, nigdy Ci o nim nie opowiadałem. Cóż... Jak zapewne wiesz, w przeszłości Halfy, czyli Saiyanie w których żyłach płynie nie tylko krew tej rasy, ale także innej, najczęściej Ziemian, byli traktowani jak... co tu dużo mówić, jak ścierwa. Byli prześladowani, wyszydzani i obrażani za swoje pochodzenie. W tamtych czasach to było naturalne. Byli oczywiście tacy, którzy sprzeciwiali się temu stereotypowi. Niestety było ich niewielu i nie byli w stanie nic zdziałać. Dopiero po jakimś czasie grupka ogoniastych wzięła się za to na poważnie. Jednym z nich był właśnie Mukuro, można by rzecz, że był prawą ręką przywódcy tej rewolucji. Po krwawych walkach udało się obalić te poglądy, a ten który zapoczątkował ten bunt zasiadł na tronie. Od tego czasu Half'om żyje się lepiej, co widać po dzień dzisiejszy. A my jako przodkowie Mukuro, wyznajemy te same poglądy co on.
Haz przypomniał sobie dzień, w którym przemienił się w Super Saiyan'a. Co było jednym z zapalników do transformacji? To, że jego przeciwnik obrażał połówki. Czyżby wtedy geny tego buntownika dały o sobie znać? Bardzo możliwe. Spojrzał na Nico. Było coś jeszcze o czym chciał wiedzieć.
- Wujku, dlaczego nie utrzymywaliśmy żadnych kontaktów z rodziną Kuro? Widziałem zdjęcia rodzinne z okresu mojego wczesnego dzieciństwa. To było jakieś familijne spotkanie i byli tam wszyscy. Co się stało, dlaczego nigdy więcej ich nie spotkałem?
- Cóż - Nico sprawiał wrażenie, jakby nie bardzo chciał o tym mówić - Tak to prawda, kiedyś żyliśmy w dobrych stosunkach, jak to rodzina. Niestety doszło do kłótni pomiędzy Ojcem Kuro a Twoim. Śmiertelnie się na siebie obrazili i nigdy więcej już nie rozmawiali. Jestem jednak pewien... że Kurokara odczuwał żal w powodu śmierci Twoich rodziców.
Nie wiedzieć czemu, mówiąc ostatnie zdanie unikał spojrzenia bratanka. Haz miał przeczucie, że nie powiedział mu wszystkiego, lecz nie zamierzał się go o to teraz dopytywać. Nagle Nico zaczął się cały trząść. To wyglądało jak jakiś napad. Hazard zerwał się na nogi, nie wiedząc co robić. Na szczęście ten dziwny stan minął tak szybko jak się pojawił. Wujek opadł na poduszkę, a z ust wypłynęła mu strużka krwi.
- Jeśli masz jeszcze jakieś pytania - rzekł ochrypłym głosem - To musisz się streszczać. Mój czas nieubłaganie zbliża się do końca.
Złotowłosy schował nóż i przysiadł na kanapie bliżej Wuja. Chwycił go za dłoń i ścisnął lekko. Nico najwyraźniej cierpiał, nie było to bezbolesne umieranie. Nie zasłużył sobie na taki koniec, był dobrą osobą. Bez niego nie byłby teraz tym kim jest. To on ukształtował jego charakter. I będzie mu za to wdzięczny po wsze czasy. To były ich ostatnie minuty, może nawet sekundy. Nadszedł czas by się pożegnać, lecz Hazard nie wiedział co powiedzieć. Zamrugał okiem i zacisnął mocniej palce na dłoni Wujka.
- Przez Zell'a nie mogłem spędzić z Tobą więcej czasu. Odebrał mi tak wiele... - odwrócił głowę i rzucił krótkie spojrzenie na Vulfile - Nie zostawię tak tego. Zemszczę się na nim, zapłaci mi za to wszystko.
- Jestem pewien że Ci się uda - odrzekł Nico uśmiechając się lekko - nie będę żałował naszego obecnego Króla, nie zasługuje on na to. A Tobie kochany życzę szczęścia. Jestem pewien, że pewnego dnia je odnajdziesz - spojrzał na dziewczynę stojącą niedaleko - Jesteś jego przyjaciółką prawda? Mam do Ciebie prośbę - zajmij się nim. To dobry chłopak.
- Wujku... - szepnął Haz, już ledwo powstrzymując łzy.
Były to ostatnie słowa Nico. Po chwili wziął ostatni oddech, po czym umarł. Z uśmiechem na ustach, z lekko rozchylonymi powiekami, wpatrzony w bratanka, którego od zawsze traktował jak syna. Złotowłosy puścił jego dłoń i położył ją na czole zmarłego, przymykając mu do końca powieki.
- Dziękuję Ci za wszystko.
Wstał. Szybkim krokiem ruszył przez pokój i udał się do wyjścia. Otworzył drzwi i wyszedł na świeże powietrze. Spojrzał w górę na niebo. Słońce właśnie schowało się za horyzontem. Jego ciało drżało. Oddech był szybki i płytki. Całą siłą woli powstrzymywał się od płaczu. Pozwolił sobie tylko na jedną łzę, która spłynęła ze zdrowego oka po policzku...
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Rodzinny dom Hazard'a
Sro Mar 26, 2014 7:58 pm
Kiedy Hazard wstał i ruszył do biurka, Vulfila nie odezwała się nawet słowem, ani nie wzniosła wzroku do góry. Była za bardzo speszona i zawstydzona. A gdy jego palce przetarły jej dłoń, aż przeszyła ją wskroś gorąca fala, która zmusiła ją do cofnięcia ręki do siebie. Halfka podniosła wzrok tylko raz, w obawie, że spotka się ze wzrokiem blondyna, kiedy ten wyciągnął z pudełeczka jego spadek. To był nóż ze zdobioną, czarną rękojeścią z grawerunkiem wilka, ale nashi nie wiedziała z jakiego tworzywa.
"Ród Mukuro... Hazard z rodu Mukuro..." - powtarzała sobie w myślach Vulfila, chcąc zapamiętać nazwę rodu, do którego należał Hazard. Choć słyszała ją niewątpliwie po raz pierwszy, miała dziwne wrażenie, że znała jakiegoś Mukuro... To też dało jej do myślenia, że kompletnie nic nie wie o swoich saiyańskich przodkach. Nic nie pamiętała ze swojego wcześniejszego życia poza pewnymi urywkami wspomnień z jakimś obcym mężczyzną w roli głównej.
Vulfila z wyrazem głębokiem wdzięczności skineła na Chujitsuna, który wreczył jej szklankę wody. Wypiła ją jednym chaustem, pozostawiając szkło na stoliku obok siebie. Z tego wszystko zrobiło jej się bardzo duszno i gorąco. W ogóle nie spodziewała się takiego dnia. Miała pobiec po byle paczkę, a teraz stoi w pokoju z umierającym saiyanem i wspiera mentalnie blondyna, którego nie widziała dwa lata.
"Kuro... czy to ten sam... czy to...?" - Vulfila myślała intensywnie. Ostatnio nie potraktowała tamtego białowłosego zbyt uprzejmie, ale była zmęczona i młoda i ... niewiele rozumiała.
Kiedy Nico zaczął opowiadać o Mukuro, Vulfila miała wrażenie, że zna tę historię... Do głowy zaczęły przychodzić jej jakieś sceny, które zamazywały się w niewyraźne obrazy. Trudno było jej jakoś te wspomnienia poukładać, były tak stare, że tylko uczucie strachu i niepewności towarzyszyły im jeszcze z dużą intensywnością.
"Kłótnia pomiędzy ojcem Hazarda i Kuro..." - Vulfila notowała wszystko w pamięci, nie chcąc niczego pominąć. "Więc rodzice Hazarda nie żyją..." - dziewczyna zagryzła dolną wargę i zacisnęła pięści. "Nie wiedziałam... gdybym wiedziała..." - wyrzucała sobie i coraz bardziej żal robiło jej się blondyna. A siebie miała zamiar potem ukarać za swoją głupotę i lekkomyślność.
Kiedy Hazard na chwile odwrócił twarz w stronę Vulfili, mówiąc: "Nie zostawię tak tego. Zemszczę się na nim, zapłaci mi za to wszystko.", ich spojrzenia spotkały się, a dziewczynę po raz kolejny przeszła ta piorunująca fala, rozchodząca się mrowiącym ciepłem po całym ciele. W jego oczach była nienawiść. Prawdziwe pragnienie zemsty. Uczucie tak mocne, że niemal namacalne. Nashi zadrżała, a po skórze przebiegł jej widoczny dreszcz, kończący się na samym czubku ogona.
Natomiast kiedy Nico spojrzał na Vulfilę, ona odwzajemniła spojrzenie ulegle, nie chcąc się wtrącać ani psuć tej ostatniej chwili życia wujka Hazarda.
Hazard wyszedł. Vulfila odprowadziła go wzrokiem. Miała ochotę od razu pobiec za nim, bała się, że coś sobie zrobi. Sobie lub komuś. Po takich przeżyciach rzadko kto myśli racjonalnie, a on miał jak najbardziej prawo czuć żal do losu. Nashi miała jeszcze jednak tutaj jedną rzecz do zrobienia. Popatrzyła na ciało bez życia pod kołdrą na łóżku. Rzuciła wzrokiem na Chujitsuna, prosząc tym samym milcząco o przyzwolenie. Kiedy je otrzymała, powolnym krokiem zbliżyła się do obcego sobie saiyana, którego twarz była już tylko zastygłą w bezruchu maską. Najpierw bardzo dokładnie przyjrzała mu się, żeby zapamiętać jak najwięcej szczegółów.
"Nico"- powiedziała w myślach, chcąc zapamiętać tego saiyana najdokładniej jak potrafiła.
Potem przyklęknęła przy łóżku, rękę położyła na ramieniu zmarłego w geście pożegnania. Przechyliła się do jego ucha, żeby nikt jej poza nim nie słyszał, choć wiedziała, że on przecież nie żyje i i tak nic nie zrozumie. Mimo tego musiała to powiedzieć.
- Tym razem zrobię wszystko, co w mojej mocy. - wyszeptała i ją samą też naszła niepowstrzymana fala smutku. Tak, poprzednim razem zawiodła, kiedy April ją o to prosiła. Ale tym razem zrobi wszystko, takie widać jej przeznaczenie, bo czy to mógł być przypadek, że Nico powiedział niemal to samo co czarnowłosa, nieznana mu saiyanka?
Vulfila początkowo nie chciała złożyć tej obietnicy. Jej egoistyczna strona charakteru wołała, żeby nie zobowiązywała się, bo nie jest w stanie nic zagwarantować i przecież miała tyle planów na siebie i swoje życie... Wewnętrzny głos mówił jej jednak, że może Hazard był silniejszy od niej fizycznie, ale bez niej i jej wsparcia zostanie całkiem sam. A ona była mu dłużna ratunek. I to, że nie udało jej się nic zrobić, kiedy opętał go Tsuful. Dopiero po tych słowach obietnicy zaczęła się bać, że sobie nie poradzi. Że zbyt wiele na siebie wzięła.
Podniosła się ciężko na nogi. Popatrzyła na Chujitsuna z wyrazem ubolewania.
- Bardzo mi przykro.- powiedziała, a mijając go, położyła i jemu rękę na ramieniu, choć nie wiedziała kim jest i czy ma z tym miejscem cokolwiek wspólnego.
Vulfila wyszła na zewnątrz. Tam w blasku zachodzącego słońca stał Hazard odwrócony do niej tyłem. Drżący, bliski załamania. Dziewczyna nie miała doświadczenia w tym, co powinno się robić w takich chwilach. Być może powinna zostawić go samego sobie? Może wyszedł, bo chciał zostać sam i przemyśleć pewne sprawy? Jednak przyszło jej na myśl, że w takim momencie chyba każdy chciałby paść komuś w ramiona i wypłakać się, wyrzucić z siebie wszystko, co go gnębiło. A Hazarda gnębiło znacznie więcej niżkogokowiek, kogo znała. I nie miał nikogo, na kim mógłby sie oprzeć.
Bojąc się reakcji, stawiała kolejne kroki, żeby do niego podejść.
"Hipokrytko..." - wyrzucała sobie "Nie da sie cofnąć czasu..."
W końcu złapała go za rękę, od razy zaplatając palce. Kiedy odwrócił się, żeby zobaczyc, do kogo należy ta drobna dłoń, która zatopiła się w jego ręce, popatrzyła na niego z oczami zeszklonymi łzami. Serce waliło jej jak oszalałe, z emocji, z żalu, z poczucia, że działy się tak intymne chwile. Nie czekając na zgodę obięła go w pasie i przycisnęła do siebie najmocniej, jak potrafiła. Niestety była zbyt drobna w stosunku do niego i przez to nie była w stanie wtulić go w siebie, choć tego pragnęła w tej chwili najbardziej. Miała tylko nadzieje, że objęcie wystarczy. Łzy samoistnie popłyneły jej po policzkach, zadrżała i wyszeptała z cicha:
- Tak mi przykro... Wybacz mi za to, co mówiłam. Wybacz mi...
"Ród Mukuro... Hazard z rodu Mukuro..." - powtarzała sobie w myślach Vulfila, chcąc zapamiętać nazwę rodu, do którego należał Hazard. Choć słyszała ją niewątpliwie po raz pierwszy, miała dziwne wrażenie, że znała jakiegoś Mukuro... To też dało jej do myślenia, że kompletnie nic nie wie o swoich saiyańskich przodkach. Nic nie pamiętała ze swojego wcześniejszego życia poza pewnymi urywkami wspomnień z jakimś obcym mężczyzną w roli głównej.
Vulfila z wyrazem głębokiem wdzięczności skineła na Chujitsuna, który wreczył jej szklankę wody. Wypiła ją jednym chaustem, pozostawiając szkło na stoliku obok siebie. Z tego wszystko zrobiło jej się bardzo duszno i gorąco. W ogóle nie spodziewała się takiego dnia. Miała pobiec po byle paczkę, a teraz stoi w pokoju z umierającym saiyanem i wspiera mentalnie blondyna, którego nie widziała dwa lata.
"Kuro... czy to ten sam... czy to...?" - Vulfila myślała intensywnie. Ostatnio nie potraktowała tamtego białowłosego zbyt uprzejmie, ale była zmęczona i młoda i ... niewiele rozumiała.
Kiedy Nico zaczął opowiadać o Mukuro, Vulfila miała wrażenie, że zna tę historię... Do głowy zaczęły przychodzić jej jakieś sceny, które zamazywały się w niewyraźne obrazy. Trudno było jej jakoś te wspomnienia poukładać, były tak stare, że tylko uczucie strachu i niepewności towarzyszyły im jeszcze z dużą intensywnością.
"Kłótnia pomiędzy ojcem Hazarda i Kuro..." - Vulfila notowała wszystko w pamięci, nie chcąc niczego pominąć. "Więc rodzice Hazarda nie żyją..." - dziewczyna zagryzła dolną wargę i zacisnęła pięści. "Nie wiedziałam... gdybym wiedziała..." - wyrzucała sobie i coraz bardziej żal robiło jej się blondyna. A siebie miała zamiar potem ukarać za swoją głupotę i lekkomyślność.
Kiedy Hazard na chwile odwrócił twarz w stronę Vulfili, mówiąc: "Nie zostawię tak tego. Zemszczę się na nim, zapłaci mi za to wszystko.", ich spojrzenia spotkały się, a dziewczynę po raz kolejny przeszła ta piorunująca fala, rozchodząca się mrowiącym ciepłem po całym ciele. W jego oczach była nienawiść. Prawdziwe pragnienie zemsty. Uczucie tak mocne, że niemal namacalne. Nashi zadrżała, a po skórze przebiegł jej widoczny dreszcz, kończący się na samym czubku ogona.
Natomiast kiedy Nico spojrzał na Vulfilę, ona odwzajemniła spojrzenie ulegle, nie chcąc się wtrącać ani psuć tej ostatniej chwili życia wujka Hazarda.
- Escala:
Hazard wyszedł. Vulfila odprowadziła go wzrokiem. Miała ochotę od razu pobiec za nim, bała się, że coś sobie zrobi. Sobie lub komuś. Po takich przeżyciach rzadko kto myśli racjonalnie, a on miał jak najbardziej prawo czuć żal do losu. Nashi miała jeszcze jednak tutaj jedną rzecz do zrobienia. Popatrzyła na ciało bez życia pod kołdrą na łóżku. Rzuciła wzrokiem na Chujitsuna, prosząc tym samym milcząco o przyzwolenie. Kiedy je otrzymała, powolnym krokiem zbliżyła się do obcego sobie saiyana, którego twarz była już tylko zastygłą w bezruchu maską. Najpierw bardzo dokładnie przyjrzała mu się, żeby zapamiętać jak najwięcej szczegółów.
"Nico"- powiedziała w myślach, chcąc zapamiętać tego saiyana najdokładniej jak potrafiła.
Potem przyklęknęła przy łóżku, rękę położyła na ramieniu zmarłego w geście pożegnania. Przechyliła się do jego ucha, żeby nikt jej poza nim nie słyszał, choć wiedziała, że on przecież nie żyje i i tak nic nie zrozumie. Mimo tego musiała to powiedzieć.
- Tym razem zrobię wszystko, co w mojej mocy. - wyszeptała i ją samą też naszła niepowstrzymana fala smutku. Tak, poprzednim razem zawiodła, kiedy April ją o to prosiła. Ale tym razem zrobi wszystko, takie widać jej przeznaczenie, bo czy to mógł być przypadek, że Nico powiedział niemal to samo co czarnowłosa, nieznana mu saiyanka?
Vulfila początkowo nie chciała złożyć tej obietnicy. Jej egoistyczna strona charakteru wołała, żeby nie zobowiązywała się, bo nie jest w stanie nic zagwarantować i przecież miała tyle planów na siebie i swoje życie... Wewnętrzny głos mówił jej jednak, że może Hazard był silniejszy od niej fizycznie, ale bez niej i jej wsparcia zostanie całkiem sam. A ona była mu dłużna ratunek. I to, że nie udało jej się nic zrobić, kiedy opętał go Tsuful. Dopiero po tych słowach obietnicy zaczęła się bać, że sobie nie poradzi. Że zbyt wiele na siebie wzięła.
Podniosła się ciężko na nogi. Popatrzyła na Chujitsuna z wyrazem ubolewania.
- Bardzo mi przykro.- powiedziała, a mijając go, położyła i jemu rękę na ramieniu, choć nie wiedziała kim jest i czy ma z tym miejscem cokolwiek wspólnego.
Vulfila wyszła na zewnątrz. Tam w blasku zachodzącego słońca stał Hazard odwrócony do niej tyłem. Drżący, bliski załamania. Dziewczyna nie miała doświadczenia w tym, co powinno się robić w takich chwilach. Być może powinna zostawić go samego sobie? Może wyszedł, bo chciał zostać sam i przemyśleć pewne sprawy? Jednak przyszło jej na myśl, że w takim momencie chyba każdy chciałby paść komuś w ramiona i wypłakać się, wyrzucić z siebie wszystko, co go gnębiło. A Hazarda gnębiło znacznie więcej niżkogokowiek, kogo znała. I nie miał nikogo, na kim mógłby sie oprzeć.
Bojąc się reakcji, stawiała kolejne kroki, żeby do niego podejść.
"Hipokrytko..." - wyrzucała sobie "Nie da sie cofnąć czasu..."
W końcu złapała go za rękę, od razy zaplatając palce. Kiedy odwrócił się, żeby zobaczyc, do kogo należy ta drobna dłoń, która zatopiła się w jego ręce, popatrzyła na niego z oczami zeszklonymi łzami. Serce waliło jej jak oszalałe, z emocji, z żalu, z poczucia, że działy się tak intymne chwile. Nie czekając na zgodę obięła go w pasie i przycisnęła do siebie najmocniej, jak potrafiła. Niestety była zbyt drobna w stosunku do niego i przez to nie była w stanie wtulić go w siebie, choć tego pragnęła w tej chwili najbardziej. Miała tylko nadzieje, że objęcie wystarczy. Łzy samoistnie popłyneły jej po policzkach, zadrżała i wyszeptała z cicha:
- Tak mi przykro... Wybacz mi za to, co mówiłam. Wybacz mi...
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Rodzinny dom Hazard'a
Sro Mar 26, 2014 9:39 pm
Hazard wpatrywał się w ostatnie promienie zachodzącego słońca. Dziś miał on krwistoczerwony kolor, co być może było jakimś odniesieniem do straty jakiej doznał przed kilkoma minutami. Chłodny wiatr smagał go po twarzy, nie przynosząc jednak ukojenia. Cierpiał tak, jak jeszcze nigdy w życiu. Miał ochotę paść na kolana i wydrzeć się w niebogłosy, lecz to i tak nie przyniosłoby mu ulgi. Nie było w tej chwili rzeczy, która spowodowałaby żeby się uśmiechnął. W myślach wspominał te wszystkie cudowne chwile spędzone z Wujkiem. Zachód słońca... Spojrzał za siebie, gdzie przy ścianie stała dwuosobowa ławka, nadgryziona już zębem czasu. Niezliczoną ilość razy siadał na niej i oglądał to przepiękne zjawisko, w czym często towarzyszył mu Nico. To był ostatni tego typu seans, tyle że oglądał go sam. I tak będzie już zawsze. Pamiętał jak kiedyś zadał pytanie, teraz oczywiście wydawało mu się ono strasznie głupie - "Gdzie idzie słońce, gdy u Nas zapada zmrok?". Wujek roześmiał się i odpowiedział mu "Wędruje na drugą stronę planety, by inny chłopiec w towarzystwie Wuja mógł oglądać co to Ty teraz". Haz otarł pojedynczą łzę. Ten widok już zawsze będzie mu się kojarzył z kochanym stryjem.
Wzdrygnął się, gdy poczuł, jak ktoś chwyta go za dłoń. Odwrócił się szybko, lecz to była Vulfila. W jej oczach również kłębiły się łzy, chociaż nie potrafiła tego ukryć tak dobrze jak on. Nie sądził, że dziewczyna zareaguje tak emocjonalnie. Zdziwił się jeszcze bardziej gdy... wtuliła się w niego. Nie spodziewał się po niej takiej reakcji, lecz... to była przyjemne. Tak bardzo tego pragnął, a wydarzyło się to w najmniej spodziewanym momencie. Przeszła go fala ciepła. Czuł drżenie jej ciała. Nie zastanawiając się długo, również objął ją w pasie i pozwolił jej wtulić się w niego. Jeszcze nigdy nie byli tak blisko siebie. Czuł bicie jej serca, każdy jej oddech. Wciągając powietrze, poczuł bardzo miłą, a zarazem delikatną woń. Zamknął oko. Czas przestał płynąć. Mógłby stać tu i obejmować ją do końca swoich dni. Przytulił się do niej jeszcze bardziej, gładząc dłonią tył jej głowy. I wtedy usłyszał w uchu cichy głosik. Nie wiedział jak odnieść się do tych słów. Czy mówiąc "wybacz mi za to, co mówiłam" cofa słowa wypowiedziane tam, nad jeziorem? Chyba nie, chociaż marzył by tak było. Chyba po prostu żałowała tego, co tam powiedziała, gdy zobaczyła kolejną ogromną stratę w jego życiu. To oznaczało, iż jest dla niej kimś... więcej. Może nie żywi do niego tych samych uczuć, co on do niej, ale jednak martwi się o niego, przejmuje jego uczuciami. Może jeszcze nie wszystko stracone. On również jest winien jej przeprosiny. Tylko co jej powiedzieć? W końcu udało mu się dobrać w słowa to co czuje.
- Przepraszam że Cię opuściłem, wtedy, 2 lata temu. Nie powinienem był tego robić… Kiedyś myślałem, że po śmierci Wujka nie pozostanie mi na tym świecie ani jedna osoba na której będzie mi zależeć. A jednak byłem w błędzie…
Miał nadzieję, że nie wystraszy dziewczyny tym wyznaniem. Chwycił ją za ramiona i delikatnie odsunął od siebie, by mogła spojrzeć mu w twarz. Ona musi zobaczyć to w jego oczach, musi być pewna, że nie kłamie. Otarł palcami łzy spływające jej po policzkach. Zrobi wszystko by już nigdy nie zapłakała z jego powodu. Chyba że będą to łzy radości. Patrząc na jej śliczną buzię, miał wielką ochotę ją pocałować. Zastanawiał się jednak czy to właściwy moment. Teraz gdy jest taka roztrzęsiona. Nie chciał wykorzystywać w ten sposób śmierci Wujka. Zamiast tego odważnego gestu, spytał:
- Chcesz lecieć na Ziemię?
Ta myśl po prostu wypłynęła na wierzch i wypowiedział ją, nim zdążył ugryźć się w język. Pamiętał rozmowę z Vulfilą, to jak powiedziała mu, że chciałaby kiedyś wrócić na tę planetę. On sam pragnął się tam teraz znaleźć, nie tylko dlatego, że miał tam coś do załatwienia. Ta podróż z pewnością pomoże mu pogodzić się ze stratą jakiej dziś doznał. Uznał jednak, że musi nieco rozwinąć ten wątek, bo to pytanie mogło zaskoczyć dziewczynę.
- Udam się tam teraz, zaraz. Mogę Cię tam zabrać jeśli chcesz. Wspomniałaś mi kiedyś, że byłaś na Ziemi i że chcesz tam kiedyś wrócić. Pomogę Ci w czymkolwiek jeśli będzie taka potrzeba. Jestem Ci bardzo wdzięczny, że byłaś dziś tutaj ze mną.
Cierpliwie oczekiwał jej odpowiedzi, lecz po chwili usłyszeli odgłos otwieranych drzwi i w wejściu pojawił się Chujitsuna. Miał zapuchnięte oczy i był jeszcze bledszy niż wtedy, gdy przywitał ich w progu.
- Hazard - wychrypiał - Wybaczcie że Wam przerywam ale... Nico miał do mnie prośbę. Chodźcie ze mną, coś wam pokażę.
Zaprowadził ich z powrotem do salonu, po czym otworzył drzwi do gabinetu Wujka, gestem dłoni pokazując by weszli do środka. Następie zapalił światło i zamknął drzwi.
- Wiesz zapewne czym zajmował się Nico. Jakiś czas temu powiedział mi, że jeśli kiedyś zjawisz się tutaj, mam Ci udostępnić jego magazyn. Jesteśmy teraz w pracowni, wszystko co tu powstało znajduje się w piwnicy.
Zeszli w dół po schodach znajdujących się w rogu. Znajdowali się w podziemiach, o wiele większych niż cały dom. Była tu cała masa półek, szafek i wieszaków, a wszędzie walały się najróżniejsze uniformy, ochraniacze i pancerze. W każdym rozmiarze, niemal w każdym odcieniu. Było w czym wybierać.
- Wujek wytworzył... to wszystko? - spytał z podziwem.
- Tak. Możesz śmiało brać co Cię się podoba. I myślę, że Panienka też znajdzie tu coś dla siebie.
Sporo czasu zajęło Haz'owi wybranie odpowiednich rzeczy. Oczywiście nie zamierzał zabierać ze sobą całego magazynu, ograniczył się jedynie do kilku egzemplarzy. Zaskoczyło go, iż były również takie przeznaczone dla wojowników posiadających miecze. Wreszcie umieścił je wszystkie w kapsułce i schował do kieszeni. Przez cały ten czas spoglądał na Vulfile, zastanawiając się jaka będzie jej odpowiedź.
Wzdrygnął się, gdy poczuł, jak ktoś chwyta go za dłoń. Odwrócił się szybko, lecz to była Vulfila. W jej oczach również kłębiły się łzy, chociaż nie potrafiła tego ukryć tak dobrze jak on. Nie sądził, że dziewczyna zareaguje tak emocjonalnie. Zdziwił się jeszcze bardziej gdy... wtuliła się w niego. Nie spodziewał się po niej takiej reakcji, lecz... to była przyjemne. Tak bardzo tego pragnął, a wydarzyło się to w najmniej spodziewanym momencie. Przeszła go fala ciepła. Czuł drżenie jej ciała. Nie zastanawiając się długo, również objął ją w pasie i pozwolił jej wtulić się w niego. Jeszcze nigdy nie byli tak blisko siebie. Czuł bicie jej serca, każdy jej oddech. Wciągając powietrze, poczuł bardzo miłą, a zarazem delikatną woń. Zamknął oko. Czas przestał płynąć. Mógłby stać tu i obejmować ją do końca swoich dni. Przytulił się do niej jeszcze bardziej, gładząc dłonią tył jej głowy. I wtedy usłyszał w uchu cichy głosik. Nie wiedział jak odnieść się do tych słów. Czy mówiąc "wybacz mi za to, co mówiłam" cofa słowa wypowiedziane tam, nad jeziorem? Chyba nie, chociaż marzył by tak było. Chyba po prostu żałowała tego, co tam powiedziała, gdy zobaczyła kolejną ogromną stratę w jego życiu. To oznaczało, iż jest dla niej kimś... więcej. Może nie żywi do niego tych samych uczuć, co on do niej, ale jednak martwi się o niego, przejmuje jego uczuciami. Może jeszcze nie wszystko stracone. On również jest winien jej przeprosiny. Tylko co jej powiedzieć? W końcu udało mu się dobrać w słowa to co czuje.
- Przepraszam że Cię opuściłem, wtedy, 2 lata temu. Nie powinienem był tego robić… Kiedyś myślałem, że po śmierci Wujka nie pozostanie mi na tym świecie ani jedna osoba na której będzie mi zależeć. A jednak byłem w błędzie…
Miał nadzieję, że nie wystraszy dziewczyny tym wyznaniem. Chwycił ją za ramiona i delikatnie odsunął od siebie, by mogła spojrzeć mu w twarz. Ona musi zobaczyć to w jego oczach, musi być pewna, że nie kłamie. Otarł palcami łzy spływające jej po policzkach. Zrobi wszystko by już nigdy nie zapłakała z jego powodu. Chyba że będą to łzy radości. Patrząc na jej śliczną buzię, miał wielką ochotę ją pocałować. Zastanawiał się jednak czy to właściwy moment. Teraz gdy jest taka roztrzęsiona. Nie chciał wykorzystywać w ten sposób śmierci Wujka. Zamiast tego odważnego gestu, spytał:
- Chcesz lecieć na Ziemię?
Ta myśl po prostu wypłynęła na wierzch i wypowiedział ją, nim zdążył ugryźć się w język. Pamiętał rozmowę z Vulfilą, to jak powiedziała mu, że chciałaby kiedyś wrócić na tę planetę. On sam pragnął się tam teraz znaleźć, nie tylko dlatego, że miał tam coś do załatwienia. Ta podróż z pewnością pomoże mu pogodzić się ze stratą jakiej dziś doznał. Uznał jednak, że musi nieco rozwinąć ten wątek, bo to pytanie mogło zaskoczyć dziewczynę.
- Udam się tam teraz, zaraz. Mogę Cię tam zabrać jeśli chcesz. Wspomniałaś mi kiedyś, że byłaś na Ziemi i że chcesz tam kiedyś wrócić. Pomogę Ci w czymkolwiek jeśli będzie taka potrzeba. Jestem Ci bardzo wdzięczny, że byłaś dziś tutaj ze mną.
Cierpliwie oczekiwał jej odpowiedzi, lecz po chwili usłyszeli odgłos otwieranych drzwi i w wejściu pojawił się Chujitsuna. Miał zapuchnięte oczy i był jeszcze bledszy niż wtedy, gdy przywitał ich w progu.
- Hazard - wychrypiał - Wybaczcie że Wam przerywam ale... Nico miał do mnie prośbę. Chodźcie ze mną, coś wam pokażę.
Zaprowadził ich z powrotem do salonu, po czym otworzył drzwi do gabinetu Wujka, gestem dłoni pokazując by weszli do środka. Następie zapalił światło i zamknął drzwi.
- Wiesz zapewne czym zajmował się Nico. Jakiś czas temu powiedział mi, że jeśli kiedyś zjawisz się tutaj, mam Ci udostępnić jego magazyn. Jesteśmy teraz w pracowni, wszystko co tu powstało znajduje się w piwnicy.
Zeszli w dół po schodach znajdujących się w rogu. Znajdowali się w podziemiach, o wiele większych niż cały dom. Była tu cała masa półek, szafek i wieszaków, a wszędzie walały się najróżniejsze uniformy, ochraniacze i pancerze. W każdym rozmiarze, niemal w każdym odcieniu. Było w czym wybierać.
- Wujek wytworzył... to wszystko? - spytał z podziwem.
- Tak. Możesz śmiało brać co Cię się podoba. I myślę, że Panienka też znajdzie tu coś dla siebie.
Sporo czasu zajęło Haz'owi wybranie odpowiednich rzeczy. Oczywiście nie zamierzał zabierać ze sobą całego magazynu, ograniczył się jedynie do kilku egzemplarzy. Zaskoczyło go, iż były również takie przeznaczone dla wojowników posiadających miecze. Wreszcie umieścił je wszystkie w kapsułce i schował do kieszeni. Przez cały ten czas spoglądał na Vulfile, zastanawiając się jaka będzie jej odpowiedź.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Rodzinny dom Hazard'a
Czw Mar 27, 2014 11:15 am
To było jak najwspanialszy, łagodzący balsam. Vulfila ściskała Hazarda. Tego, który przecież już od dawna nie żył. Znów mogła poczuć go przy sobie i to było cudownym uczuciem, jakiego nigdy wcześniej nie doznała. Lepsze niż... pochwała trenera, niż współczucie Aleksandra. Móc tak namacalnie czuć bliskość, o której wielokrotnie marzyła, to było jak sen. I dziewczyna zaczęła nawet przypuszczać, że zaraz się obudzi i to wszystko przeminie w oka mgnieniu, a ona zrozumie, że to nigdy nie miało prawa zaistnieć.
Hazard objął Vulfię, zamykając ją w swych ramionach przed światem. Pogładził jej włosy. Halfka z każdą chwilą coraz bardziej była pewna, że to uczucie, które tak usilnie próbuje w sobie stłumić, zaraz wybuchnie i już nie będzie mogła go powstrzymać. Gdyby blondyn w tej chwili podniósł jej podbródek i pocałował ją namiętnie, dając wyraz temu, co się między nimi działo, Vulfila chyba nie potrafiłaby już zrobić kroku wstecz. Na szczęście tego nie zrobił, na szczęście odsunął ją od siebie, że mogła trochę ochłonąć. Jak dobrze, że nie potrafił czytać w myślach.
- Nie chodzi o to, że opuściłeś... - wyznała, opuszczając wzrok pod jego spojrzeniem. - Tylko, że nie odzywałeś się przez dwa lata. Myślałam, że nie żyjesz. - dokończyła, po czym wyswobodziła się całkiem z uścisku Hazarda, przeszła się kilka kroków i odetchnęła głęboko. - Na Ziemię? - popatrzyła na niego zaskoczona. Kompletnie nie spodziewała sie takiego pytania. Faktycznie, chciała kiedyś odwiedzić ojca. W końcu minęły dwa lata, pewnie też myślał, że nie żyje. Pewnie przeżywał to samo, co ona po stracie Hazarda. Ale z drugiej strony na Vegecie wreszcie znalazła swoje miejsce. - Nie mogę. Nikt mnie nie wpuści na lotnisko. A jak w akademii się dowiedzą, że zniknełam, pewnie kogoś wyślą po mnie na Ziemię, bo gdzie indziej mogłabym uciec? A i wiesz... właśnie awansowałam na nashi. Myślałam, że może uda mi się wspiąć wyżej w hierarchii...
Potem Chujitsuna zaprowadził Vulfilę i Hazada do magazynu, gdzie znajdowały się różnego prodzaju projekty wujka Nico. Halfka rozejrzała się ciekawie po wnętrzu. Znajdowało się tam sporo ciekawych sprzętów.
- Dziękuje, to miłe z pana strony, ale ja tu jestem tylko gościem. Nie będę nic brała. - powiedziała, po czym przystanęła przy wyjściu, gdzie czekała na Hazarda. Chciała jeszcze zamienić z nim parę słów.
Hazard objął Vulfię, zamykając ją w swych ramionach przed światem. Pogładził jej włosy. Halfka z każdą chwilą coraz bardziej była pewna, że to uczucie, które tak usilnie próbuje w sobie stłumić, zaraz wybuchnie i już nie będzie mogła go powstrzymać. Gdyby blondyn w tej chwili podniósł jej podbródek i pocałował ją namiętnie, dając wyraz temu, co się między nimi działo, Vulfila chyba nie potrafiłaby już zrobić kroku wstecz. Na szczęście tego nie zrobił, na szczęście odsunął ją od siebie, że mogła trochę ochłonąć. Jak dobrze, że nie potrafił czytać w myślach.
- Nie chodzi o to, że opuściłeś... - wyznała, opuszczając wzrok pod jego spojrzeniem. - Tylko, że nie odzywałeś się przez dwa lata. Myślałam, że nie żyjesz. - dokończyła, po czym wyswobodziła się całkiem z uścisku Hazarda, przeszła się kilka kroków i odetchnęła głęboko. - Na Ziemię? - popatrzyła na niego zaskoczona. Kompletnie nie spodziewała sie takiego pytania. Faktycznie, chciała kiedyś odwiedzić ojca. W końcu minęły dwa lata, pewnie też myślał, że nie żyje. Pewnie przeżywał to samo, co ona po stracie Hazarda. Ale z drugiej strony na Vegecie wreszcie znalazła swoje miejsce. - Nie mogę. Nikt mnie nie wpuści na lotnisko. A jak w akademii się dowiedzą, że zniknełam, pewnie kogoś wyślą po mnie na Ziemię, bo gdzie indziej mogłabym uciec? A i wiesz... właśnie awansowałam na nashi. Myślałam, że może uda mi się wspiąć wyżej w hierarchii...
Potem Chujitsuna zaprowadził Vulfilę i Hazada do magazynu, gdzie znajdowały się różnego prodzaju projekty wujka Nico. Halfka rozejrzała się ciekawie po wnętrzu. Znajdowało się tam sporo ciekawych sprzętów.
- Dziękuje, to miłe z pana strony, ale ja tu jestem tylko gościem. Nie będę nic brała. - powiedziała, po czym przystanęła przy wyjściu, gdzie czekała na Hazarda. Chciała jeszcze zamienić z nim parę słów.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Rodzinny dom Hazard'a
Czw Mar 27, 2014 12:10 pm
Już miał udać się do wyjścia, gdy na najniższych półkach dostrzegł jakieś dziwne urządzenia. Pochylił się, by przyjrzeć się im się bliżej. Vulfila cały czas stała przy wejściu, najwyraźniej nie zamierzała niczego stąd zabierać. Nic jej nie mówiąc, zapakował do kapsułki kilka uniformów i pancerzy dla niej, mogą się kiedyś przydać. Badał wzrokiem przyrządy przypominające scoutery, lecz działające chyba na innej zasadzie, chociaż myślami był gdzie indziej. Zastanawiał się co odpowiedzieć dziewczynie. I nie chodziło tu o podróż na Ziemię, bo w tym przypadku odpowiedź miał przygotowaną. Dlaczego się do niej nie odzywał? Dla niego było to jasne, lecz ciężko było mu to wytłumaczyć w takim sposób, aby i ona to zrozumiała. I by przyznała mu rację, choć po części. Zebrał wszystkie interesujące go gadżety, schował je do kapsułki i udał się w stronę wyjścia. Zatrzymał się przy Vulfi i spojrzał na nią. Wziął głęboki oddech.
- Nie odzywałem się przez te 2 lata bo... - zaczął i zrobił krótką pauzę - Chodzi o to, że... - rany, naprawdę ciężko było ująć to w słowa w taki sposób, żeby to do niej dotarło i przede wszystkim by jej nie zranić - Zrozum. Domyślałem się, że cierpisz, a ja nie chciałem Ci sprawiać więcej bólu. To było głupie, ale nie chciałem żebyś zaprzątała sobie mną głowę, wolałem żebyś w końcu zapomniała. Teraz oczywiście bardzo tego żałuję, bo widzę jaką krzywdę Ci wyrządziłem. Zachowałem się jak idiota i gdybym mógł cofnąć czas, to na pewno postąpiłbym inaczej. Przepraszam.
Położył jej rękę na ramieniu, chcąc, dodać coś jeszcze, lecz rozmyślił się. Minął ją i udał się na górę do Chujitsuny. Musiał z nim coś obgadać. Znalazł go w głównym pokoju, gdzie siedział na krześle przy stole, wpatrując się smutnym wzrokiem w Nico. Hazard również rzucił przeciągłe spojrzenie na twarz Wujka, czując że zaczyna go piec oko. Odwrócił wzrok od tego przygnębiającego widoku, odchrząknął i rzekł:
- Panie Chujitsuna, chciałbym omówić z Panem pewną kwestię. Chodzi o...
- Wiem co chcesz powiedzieć - przerwał mu mężczyzna - Zostaw wszystko mnie. Nie musisz zaprzątać sobie tym głowy, zajmę się wszystkim.
- Rozumiem, ale chyba powinienem jednak...
- Obiecałem to Twojemu Wujowi - wstał z krzesła i spojrzał na niego zaczerwienionymi oczyma - Chciał byś skupił się na tym co dla Ciebie najważniejsze. Pamiętaj co przyrzekłeś sobie w ostatnich chwilach jego życia. Musisz iść naprzód, nie oglądać się za siebie, nie myśleć o przeszłości.
- Rozumiem - odrzekł Haz. Podszedł do Chujitsuny i wyciągnął w jego stronę dłoń, a on ją uścisnął - Dziękuję Panu za wszystko. Będę się zbierał, ale kiedyś na pewno tu wrócę. Do zobaczenia.
Złotowłosy udał się z powrotem do Vulfili, by przekonać ją do wspólnej podróży na Ziemię. Tym razem wiedział dokładnie co powiedzieć.
- Nie ma potrzeby byśmy korzystali z portu. Zabiorę Nas tam bez pomocy kapsuł, czy innych tego typu urządzeń. Jeśli chcesz awansować dalej, musisz stać się silniejsza. Z moją pomocą stanie się to szybciej, niż jakbyś miała trenować w Akademii. Mogę nauczyć Cię wielu przydanych rzeczy, technik zarezerwowanych dla elity Vegety. A w razie problemów wezmę wszystko, całą winę na siebie, nie pozwolę byś znowu cierpiała. - zrobił przerwę, dając jej czas do namysłu - A więc, jaka jest Twoja odpowiedź?
- Nie odzywałem się przez te 2 lata bo... - zaczął i zrobił krótką pauzę - Chodzi o to, że... - rany, naprawdę ciężko było ująć to w słowa w taki sposób, żeby to do niej dotarło i przede wszystkim by jej nie zranić - Zrozum. Domyślałem się, że cierpisz, a ja nie chciałem Ci sprawiać więcej bólu. To było głupie, ale nie chciałem żebyś zaprzątała sobie mną głowę, wolałem żebyś w końcu zapomniała. Teraz oczywiście bardzo tego żałuję, bo widzę jaką krzywdę Ci wyrządziłem. Zachowałem się jak idiota i gdybym mógł cofnąć czas, to na pewno postąpiłbym inaczej. Przepraszam.
Położył jej rękę na ramieniu, chcąc, dodać coś jeszcze, lecz rozmyślił się. Minął ją i udał się na górę do Chujitsuny. Musiał z nim coś obgadać. Znalazł go w głównym pokoju, gdzie siedział na krześle przy stole, wpatrując się smutnym wzrokiem w Nico. Hazard również rzucił przeciągłe spojrzenie na twarz Wujka, czując że zaczyna go piec oko. Odwrócił wzrok od tego przygnębiającego widoku, odchrząknął i rzekł:
- Panie Chujitsuna, chciałbym omówić z Panem pewną kwestię. Chodzi o...
- Wiem co chcesz powiedzieć - przerwał mu mężczyzna - Zostaw wszystko mnie. Nie musisz zaprzątać sobie tym głowy, zajmę się wszystkim.
- Rozumiem, ale chyba powinienem jednak...
- Obiecałem to Twojemu Wujowi - wstał z krzesła i spojrzał na niego zaczerwienionymi oczyma - Chciał byś skupił się na tym co dla Ciebie najważniejsze. Pamiętaj co przyrzekłeś sobie w ostatnich chwilach jego życia. Musisz iść naprzód, nie oglądać się za siebie, nie myśleć o przeszłości.
- Rozumiem - odrzekł Haz. Podszedł do Chujitsuny i wyciągnął w jego stronę dłoń, a on ją uścisnął - Dziękuję Panu za wszystko. Będę się zbierał, ale kiedyś na pewno tu wrócę. Do zobaczenia.
Złotowłosy udał się z powrotem do Vulfili, by przekonać ją do wspólnej podróży na Ziemię. Tym razem wiedział dokładnie co powiedzieć.
- Nie ma potrzeby byśmy korzystali z portu. Zabiorę Nas tam bez pomocy kapsuł, czy innych tego typu urządzeń. Jeśli chcesz awansować dalej, musisz stać się silniejsza. Z moją pomocą stanie się to szybciej, niż jakbyś miała trenować w Akademii. Mogę nauczyć Cię wielu przydanych rzeczy, technik zarezerwowanych dla elity Vegety. A w razie problemów wezmę wszystko, całą winę na siebie, nie pozwolę byś znowu cierpiała. - zrobił przerwę, dając jej czas do namysłu - A więc, jaka jest Twoja odpowiedź?
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Rodzinny dom Hazard'a
Czw Mar 27, 2014 12:41 pm
"To czemu wróciłeś?" - zastanawiała się w myślach Vulfila. Może to i było logiczne. Być może ona sama podobnie by postapiła, gdyby była na jego miejscu, ale jeśli chciał ją uratować, to chyba nie powinien ujawniać tożsamości. Widocznie nie zdawał sobie sprayw z tego, że w ten sposób w mgnieniu oka zniszczył wszystko to, to wypracowała przez dwa lata jego nieobecności...Tego jednak nie powiedziała na głos. Tym razem ugryzła się w język i tylko zrobiła niezadowoloną minę.
Vulfila poczekała na dole, aż Hazard załatwi ostatnie sprawy w domu wujka. Kiedy wrócił, popatrzyła na niego, starając się stwierdzić, czy już lepiej się czuł.
- Bez kapsuł? Czyli jak?- zapytała trochę niedowierzając. - Przecież nas nie teleportujesz. - powiedziała sarkastycznie.
Nauka technik niewątpliwie zainteresowała dziewczynę. Rzadko kiedy miała okazję nauczyć się czego ciekawego, a trenerzy zwykle nie mieli dla niej na to czasu.
Chciał wziąć całą winę na siebie? To absurdalne, przecież nie mógł przylecieć do akademii i powiedzieć: " To moja wina, zwracam dziewczynę całą i zdrową"...
Ostatecznie Vulfila popatrzyła w kierunku zachodzącego słońca. Czasem zdarzało jej sie już znikać na kilka dni. Być może krótki urlop pozostałby w akademii niezauważony, a ona mogłaby wreszcie spotkać się z Aleksandrem i upewnić, że wszystko z nim w porządku. I może odwiedziłaby starych znajomych na Ziemi i może wreszcie kupiłaby jakieś modne ubrania!
Popatrzyła na Hazarda z ognikami w oczach.
- Mogę lecieć na dwa, maksymalnie trzy dni. - odpowiedziała podekscytowana tym, że zrobi sobie wycieczkę i że złamie zasady panujące na Vegecie i pewnie nawet nie będzie miała z tego tytułu żadnych konsekwencji. - A potem odstawisz mnie z powrotem na Vegetę. Zrozumiano?
Vulfila poczekała na dole, aż Hazard załatwi ostatnie sprawy w domu wujka. Kiedy wrócił, popatrzyła na niego, starając się stwierdzić, czy już lepiej się czuł.
- Bez kapsuł? Czyli jak?- zapytała trochę niedowierzając. - Przecież nas nie teleportujesz. - powiedziała sarkastycznie.
Nauka technik niewątpliwie zainteresowała dziewczynę. Rzadko kiedy miała okazję nauczyć się czego ciekawego, a trenerzy zwykle nie mieli dla niej na to czasu.
Chciał wziąć całą winę na siebie? To absurdalne, przecież nie mógł przylecieć do akademii i powiedzieć: " To moja wina, zwracam dziewczynę całą i zdrową"...
Ostatecznie Vulfila popatrzyła w kierunku zachodzącego słońca. Czasem zdarzało jej sie już znikać na kilka dni. Być może krótki urlop pozostałby w akademii niezauważony, a ona mogłaby wreszcie spotkać się z Aleksandrem i upewnić, że wszystko z nim w porządku. I może odwiedziłaby starych znajomych na Ziemi i może wreszcie kupiłaby jakieś modne ubrania!
Popatrzyła na Hazarda z ognikami w oczach.
- Mogę lecieć na dwa, maksymalnie trzy dni. - odpowiedziała podekscytowana tym, że zrobi sobie wycieczkę i że złamie zasady panujące na Vegecie i pewnie nawet nie będzie miała z tego tytułu żadnych konsekwencji. - A potem odstawisz mnie z powrotem na Vegetę. Zrozumiano?
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Rodzinny dom Hazard'a
Czw Mar 27, 2014 1:16 pm
Czekał cierpliwie na odpowiedź Vulfi. Wydawało mu się, że był przekonywujący, lecz nie mógł stwierdzić ze stuprocentową pewnością, że namówił dziewczynę na wspólną podróż. Zależało mu na tym, sam miał oczywiście po co tam lecieć, ale chciał sprawić jej radość. Z tego co mu kiedyś mówiła, wizyta na Błękitnej planecie ucieszyłaby ją. Usłyszawszy ironiczną wzmiankę na temat teleportacji, uśmiechnął się w duchu. W normalnym okolicznościach pewnie wyszczerzyłby zęby i odgryzł się jakoś, lecz obecny nastrój jakoś mu na to nie pozwalał. Sama się przekona, że takie rzeczy są możliwe, oczywiście jeśli wyrazi zgodę. Przy okazji rozmyślał na temat tego, co wydarzy się teraz tutaj, w tym domu. Chujitsuna zapewne wyprawi Wujkowi jakiś pogrzeb, pewnie dość skromny. Zastanawiał się, czy nie zostać i nie wziąć w nim udziału. Tylko czy będzie w stanie jakoś to znieść? Wątpił w to, bał się, iż załamie się jeszcze bardziej. On już pożegnał się ze stryjem, na swój sposób. Wierzył, że Nico to zrozumie i nie będzie miał mu za złe jeśli teraz stąd odleci. Znał go dobrze i był pewien, że tak właśnie będzie.
W końcu doczekał się odpowiedzi Vulfili. Zgodziła się lecieć, lecz na góra 2/3 dni. Dobre i to. Zauważył, iż chociaż powiedziała mu to z groźnym wyrazem twarzy, dało się wyczuć w niej radość i podekscytowanie. A więc miał rację, dla niej ta podróż również będzie czymś przyjemnym.
- W porządku - odrzekł kiwając głową - Odstawię Cię z powrotem, nie martw się. Cóż, w takim razie w drogę. Chwyć mnie za rękę.
Wyciągnął w jej stronę dłoń. Mógł tylko podejrzewać jakie myśli kłębią się teraz w jej głowie. No niby w jaki sposób zamierza ich tam przenieść? Zaraz zobaczy. I uwierzy że teleportacja jest możliwa. Miał nadzieję pokazać jej wiele rzeczy o którym wcześniej nie śniła. Skoncentrował się na Ziemi, a dalej na jej mieszkańcach. Było w czym wybierać. Ostatecznie zdecydował się na jakieś losowe miasto, niedaleko miejsca gdzie był już kiedyś. Zamknął oko, przystawił 2 palce do czoła. A potem po prostu zniknęli, by w tym samym momencie pojawić się miliony kilometrów dalej.
Z/T x2 --> https://dbng.forumpl.net/t123-north-city
W końcu doczekał się odpowiedzi Vulfili. Zgodziła się lecieć, lecz na góra 2/3 dni. Dobre i to. Zauważył, iż chociaż powiedziała mu to z groźnym wyrazem twarzy, dało się wyczuć w niej radość i podekscytowanie. A więc miał rację, dla niej ta podróż również będzie czymś przyjemnym.
- W porządku - odrzekł kiwając głową - Odstawię Cię z powrotem, nie martw się. Cóż, w takim razie w drogę. Chwyć mnie za rękę.
Wyciągnął w jej stronę dłoń. Mógł tylko podejrzewać jakie myśli kłębią się teraz w jej głowie. No niby w jaki sposób zamierza ich tam przenieść? Zaraz zobaczy. I uwierzy że teleportacja jest możliwa. Miał nadzieję pokazać jej wiele rzeczy o którym wcześniej nie śniła. Skoncentrował się na Ziemi, a dalej na jej mieszkańcach. Było w czym wybierać. Ostatecznie zdecydował się na jakieś losowe miasto, niedaleko miejsca gdzie był już kiedyś. Zamknął oko, przystawił 2 palce do czoła. A potem po prostu zniknęli, by w tym samym momencie pojawić się miliony kilometrów dalej.
Z/T x2 --> https://dbng.forumpl.net/t123-north-city
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Rodzinny dom Hazard'a
Sob Maj 07, 2016 8:48 pm
Wybór padł na rodzinną planetę. Sam nie wiedział czemu, chyba kryła się za tym zwykła ciekawość. Jak wygląda Vegeta pół roku po tym jak na tronie zasiadł Zidarock Zahne? Czy zaszły już jakieś konkretne zmiany, czy może dopiero zajdą? Czy Akademia została już odbudowana? Rzuci okiem, a potem najpewniej uda się na Ziemię.
Pierwszą rzeczą jaką zrobił po powrocie była długa kąpiel. Nie pamiętał kiedy ostatnio mył się w tak komfortowych warunkach, chyba pół roku temu. Potem naturalnie skierował swe kroki do kuchni. Lodówka może nie była wypełniona po brzegi, ale na jakiś czas wystarczy. Pokręcił się jeszcze po mieszkaniu, zszedł do magazynu szukając jakichś ciekawych modeli uniformów. Jeden spodobał mu się do tego stopnia, że natychmiast założył go na siebie. Wrócił na górę. Nic tu po nim. Rzucił ostatnie przeciągłe spojrzenie na pokój, wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Wzbił się w powietrze i obrał kurs na Akademię.
Z/T --> https://dbng.forumpl.net/t241p150-plac-przed-akademia
Pierwszą rzeczą jaką zrobił po powrocie była długa kąpiel. Nie pamiętał kiedy ostatnio mył się w tak komfortowych warunkach, chyba pół roku temu. Potem naturalnie skierował swe kroki do kuchni. Lodówka może nie była wypełniona po brzegi, ale na jakiś czas wystarczy. Pokręcił się jeszcze po mieszkaniu, zszedł do magazynu szukając jakichś ciekawych modeli uniformów. Jeden spodobał mu się do tego stopnia, że natychmiast założył go na siebie. Wrócił na górę. Nic tu po nim. Rzucił ostatnie przeciągłe spojrzenie na pokój, wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Wzbił się w powietrze i obrał kurs na Akademię.
Z/T --> https://dbng.forumpl.net/t241p150-plac-przed-akademia
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach