Siedziba Szkoły Światła
+4
Red
NPC
Kuro
Hikaru
8 posters
Strona 16 z 16 • 1 ... 9 ... 14, 15, 16
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Siedziba Szkoły Światła
Wto Wrz 11, 2012 11:21 pm
First topic message reminder :
Na razie jest to wielka skała w lesie poniżej wodospadu. Całkowicie dziki teren czekający, wręcz krzyczący by ktoś go ogarnął własną pracą, potem i krwią.
----------------------------------------------------------------------------
Kiedy obaj wojownicy znaleźli się w okolicy jaką Hikaru postanowił okiełznać Kuro przełknął ślinę i ruszył znów pod górę by rozpocząć pracę. Miał sporo do wykopania, a Hikaru sporo do odcięcia. Musiał z prawie całkowicie płaskiej skały wyciąć na tyle dużą jaskinię by zmieścić stary przenośny dom w pach bach. Cóż, pozostało mu tylko przygotowanie się do tego i rozruszanie się. Zrzucił mięso z całym dobytkiem i śmieciami jakie zgromadzili już tego dnia na ziemię i ściągnął płaszcz by powiesić go na prowizorycznym plecaku wraz z mięsem. Teraz zrzucił z siebie sayię i wyciągnął z niej miecz. Stanął w pozycji do walki trzymając szamszira oburącz i wprowadził do niego Ki. Po chwili klinga zapłonęła błękitem i wydłużyła się odrobinę. Wbił ostrze pięć metrów nad ziemią i przeciągnął kilka metrów w poziomie, po czym skierował ostrze w dół ciągnąc je za sobą powoli, ale pewnie by stworzyć parabolę. Kiedy doszedł do samej ziemi wyjął klingę i skoczył znów na sam środek, na górze. Wbił znów ostrze i pociągnął w drugą stronę tak samo zaokrąglając wycięcie jak po prawej stronie. Czuł opór skały, ale wiedział, że połączenie magicznego ostrza jego miecza oraz ki sword w zupełności wystarczy.
Kiedy skończył stanął parę metrów od swego dzieła i oszacował czy aby wszystko jest równo. Wycięcie musiało być większe niż sam dom i dużo głębsze by można było przejść w głąb do magazynu jaki także wykuje w tej górze. Dezaktywował ki sworda by zacząć teraz wycinać po trochu skałę na głębokość kolejnych metrów. Musiał robić to powoli, stosunkowo powoli-żeby cała góra nie zasypała tego co już zrobił. Odcinanie po kawałku skały szło jak na ludzkie możliwości błyskawicznie, ale mistic nie szedł wcale szybko, przystawał co krok by zrobił w miarę gładką powierzchnię. Robiło się południe, a chłopak powoli kończył całość. Ostatnie wygładzenia młynkiem jaki robił z prędkością zbliżoną do prędkości dźwięku. Skała miała był gładka jak pupka niemowlaka, a może w przyszłości się to na coś przyda.
Kiedy już skończył wstępnie powyznaczał także miejsce na dom, oraz magazyn w głębi jaskini. Góra była całkiem spora, więc będzie można całkiem dobrze rozbudować w całą sieć labiryntów. Trzeba będzie przygotować miejsce na obrabialnię mięsa bo lepiej nie robić tego na dworze. Teraz jednak miał dość i wyszedł na zewnątrz by aktywować pach bach i rzucić w odpowiednie miejsce. Małe bum i dom już stał. W świetle słonecznym nie wyglądał za dobrze, widać było jego wiekowość, bez wątpienia. Teraz trzeba było zanieść mięso do chłodziarki do kuchni i włączyć całą maszynerię. Niestety zbiorniki z wodą były puste, ale po to właśnie Kuro męczył się nad tym rowem w ziemi, miał doprowadzić wodę z małego jeziorka, które wciąż i wciąż było dopełniane przez wodospad. Kolejne piętnaście minut zajęło mu ogarnięcie mięsa i podłączenie wszystkich sprawnych systemów. Musiał także napełnić prądnicę swoją Ki. Powinno styknąć na jakiś tydzień.
Kiedy skończył wstępne ogarnięcie domu przyszedł czas na zajęcie się pseudo rurociągami. Wyciął odpowiednie rowy na głębokości mniej więcej półtora metra , a szerokości połowy metra. Na jednym końcu rowu zrobił krater na tyle głęboki by można było pływać, strzelił dwoma ki blastami by poprawić to, potem powkładał bambus na samym dole tak by końcówka pseudo wodociągu stykała się z kraterem. Następnie zasypał wszystko mając nadzieję, że wszystko będzie ok. Zostawił tylko ostatnie pół metra by by podłączyć bambusociąg do zbiorników wodnych domu. teraz trzeba było czekać na Kurę. Ten właśnie kończył, więc się dobrze zgrali. To właściwie był koniec roboty dla Hikaru, potem jedynie dłubanie się z naczyniami. Ręce już miał pobrudzone, na twarzy też pojawiło się kilka smug pyłu. Właściwie zrobił błąd, że nie używał wody do krojenia tych skał. Na razie usiadł by odetchnąć, miecz wbił już jakiś czas temu w ziemię tuż przy płaszczu. Spojrzał w niebo i ocenił, że już jest w okolicach drugiej godziny. Wtedy właśnie mógł zająć się Kurą, który już skończył swoja pracę.
- Nieźle, jednak zanim puścimy wodę, warto by było wyłożyć rów gruzem, który zgromadziłem tutaj, zgniotę go na małe kamyczki,a Ty wyłożysz wszystko. Tylko podłącz swój rów do mojego zbiornika na wodę, tego co widzisz przy ścianie, tego krateru. Myślę, że to będzie koniec rozgrzewki na dziś. Potem przejdziemy do tematu głównego. Aha-rozrzucanie tych kamyków możesz robić z lotu bo na pewno pójdzie Ci szybciej niż pieszo. No... nie patrz tak na mnie. Dałem Ci senzu, poza tym już ponad miesiąc masz te obciążenia. Jesteś już na tyle silny by móc oderwać się od ziemi i kontrolować w miarę swój lot. Nawet nie zauważyłeś, jak po otrzymaniu senzu wzrosła Twoja energia. Kiedy skończył mówić zamknął oczy i wysunął dłoń w kierunku gruzu jaki pozostał po tworzeniu jaskini. Podniósł je wszystkie i zacisnął dłoń by telekinetycznie tak mocno je zgnieść by posypały się kamyczki nie większe od fistaszka. Usypał z nich małą piramidkę, wielkości mniej więcej małego samochodu i otworzył oczy. Musiał zrobić sobie przerwy. I ogarnąć się z tego pyłu, więc niech no już jego uczeń doprowadzi tą wodę.
Na razie jest to wielka skała w lesie poniżej wodospadu. Całkowicie dziki teren czekający, wręcz krzyczący by ktoś go ogarnął własną pracą, potem i krwią.
----------------------------------------------------------------------------
Kiedy obaj wojownicy znaleźli się w okolicy jaką Hikaru postanowił okiełznać Kuro przełknął ślinę i ruszył znów pod górę by rozpocząć pracę. Miał sporo do wykopania, a Hikaru sporo do odcięcia. Musiał z prawie całkowicie płaskiej skały wyciąć na tyle dużą jaskinię by zmieścić stary przenośny dom w pach bach. Cóż, pozostało mu tylko przygotowanie się do tego i rozruszanie się. Zrzucił mięso z całym dobytkiem i śmieciami jakie zgromadzili już tego dnia na ziemię i ściągnął płaszcz by powiesić go na prowizorycznym plecaku wraz z mięsem. Teraz zrzucił z siebie sayię i wyciągnął z niej miecz. Stanął w pozycji do walki trzymając szamszira oburącz i wprowadził do niego Ki. Po chwili klinga zapłonęła błękitem i wydłużyła się odrobinę. Wbił ostrze pięć metrów nad ziemią i przeciągnął kilka metrów w poziomie, po czym skierował ostrze w dół ciągnąc je za sobą powoli, ale pewnie by stworzyć parabolę. Kiedy doszedł do samej ziemi wyjął klingę i skoczył znów na sam środek, na górze. Wbił znów ostrze i pociągnął w drugą stronę tak samo zaokrąglając wycięcie jak po prawej stronie. Czuł opór skały, ale wiedział, że połączenie magicznego ostrza jego miecza oraz ki sword w zupełności wystarczy.
Kiedy skończył stanął parę metrów od swego dzieła i oszacował czy aby wszystko jest równo. Wycięcie musiało być większe niż sam dom i dużo głębsze by można było przejść w głąb do magazynu jaki także wykuje w tej górze. Dezaktywował ki sworda by zacząć teraz wycinać po trochu skałę na głębokość kolejnych metrów. Musiał robić to powoli, stosunkowo powoli-żeby cała góra nie zasypała tego co już zrobił. Odcinanie po kawałku skały szło jak na ludzkie możliwości błyskawicznie, ale mistic nie szedł wcale szybko, przystawał co krok by zrobił w miarę gładką powierzchnię. Robiło się południe, a chłopak powoli kończył całość. Ostatnie wygładzenia młynkiem jaki robił z prędkością zbliżoną do prędkości dźwięku. Skała miała był gładka jak pupka niemowlaka, a może w przyszłości się to na coś przyda.
Kiedy już skończył wstępnie powyznaczał także miejsce na dom, oraz magazyn w głębi jaskini. Góra była całkiem spora, więc będzie można całkiem dobrze rozbudować w całą sieć labiryntów. Trzeba będzie przygotować miejsce na obrabialnię mięsa bo lepiej nie robić tego na dworze. Teraz jednak miał dość i wyszedł na zewnątrz by aktywować pach bach i rzucić w odpowiednie miejsce. Małe bum i dom już stał. W świetle słonecznym nie wyglądał za dobrze, widać było jego wiekowość, bez wątpienia. Teraz trzeba było zanieść mięso do chłodziarki do kuchni i włączyć całą maszynerię. Niestety zbiorniki z wodą były puste, ale po to właśnie Kuro męczył się nad tym rowem w ziemi, miał doprowadzić wodę z małego jeziorka, które wciąż i wciąż było dopełniane przez wodospad. Kolejne piętnaście minut zajęło mu ogarnięcie mięsa i podłączenie wszystkich sprawnych systemów. Musiał także napełnić prądnicę swoją Ki. Powinno styknąć na jakiś tydzień.
Kiedy skończył wstępne ogarnięcie domu przyszedł czas na zajęcie się pseudo rurociągami. Wyciął odpowiednie rowy na głębokości mniej więcej półtora metra , a szerokości połowy metra. Na jednym końcu rowu zrobił krater na tyle głęboki by można było pływać, strzelił dwoma ki blastami by poprawić to, potem powkładał bambus na samym dole tak by końcówka pseudo wodociągu stykała się z kraterem. Następnie zasypał wszystko mając nadzieję, że wszystko będzie ok. Zostawił tylko ostatnie pół metra by by podłączyć bambusociąg do zbiorników wodnych domu. teraz trzeba było czekać na Kurę. Ten właśnie kończył, więc się dobrze zgrali. To właściwie był koniec roboty dla Hikaru, potem jedynie dłubanie się z naczyniami. Ręce już miał pobrudzone, na twarzy też pojawiło się kilka smug pyłu. Właściwie zrobił błąd, że nie używał wody do krojenia tych skał. Na razie usiadł by odetchnąć, miecz wbił już jakiś czas temu w ziemię tuż przy płaszczu. Spojrzał w niebo i ocenił, że już jest w okolicach drugiej godziny. Wtedy właśnie mógł zająć się Kurą, który już skończył swoja pracę.
- Nieźle, jednak zanim puścimy wodę, warto by było wyłożyć rów gruzem, który zgromadziłem tutaj, zgniotę go na małe kamyczki,a Ty wyłożysz wszystko. Tylko podłącz swój rów do mojego zbiornika na wodę, tego co widzisz przy ścianie, tego krateru. Myślę, że to będzie koniec rozgrzewki na dziś. Potem przejdziemy do tematu głównego. Aha-rozrzucanie tych kamyków możesz robić z lotu bo na pewno pójdzie Ci szybciej niż pieszo. No... nie patrz tak na mnie. Dałem Ci senzu, poza tym już ponad miesiąc masz te obciążenia. Jesteś już na tyle silny by móc oderwać się od ziemi i kontrolować w miarę swój lot. Nawet nie zauważyłeś, jak po otrzymaniu senzu wzrosła Twoja energia. Kiedy skończył mówić zamknął oczy i wysunął dłoń w kierunku gruzu jaki pozostał po tworzeniu jaskini. Podniósł je wszystkie i zacisnął dłoń by telekinetycznie tak mocno je zgnieść by posypały się kamyczki nie większe od fistaszka. Usypał z nich małą piramidkę, wielkości mniej więcej małego samochodu i otworzył oczy. Musiał zrobić sobie przerwy. I ogarnąć się z tego pyłu, więc niech no już jego uczeń doprowadzi tą wodę.
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Siedziba Szkoły Światła
Sob Lis 16, 2013 7:08 pm
Zerknęła podejrzanie na Kuro. Był wyczerpany, czyżby była tak zajęta swoją walką, że nie wyczuła tego co się pomiędzy nimi działo, czy może nie w pełni opanowała technikę? Albo po prostu mogła nie mieć wprawy, przecież nic nie przychodzi od tak, wiele pomyłek jeszcze minie zanim coś osiągnie, ale czuła, że powoli się wzmacniała. Chłopak potraktował ją trochę nie tak jak się spodziewała, więc postanowiła być trochę powściągliwa. Nie może się narzucać, może on sobie tego nie życzy, albo nie chce. Poza tym był zmęczony. Gdy usłyszała słowa Hikaru zrobiła oczy jak pięciozłotówki.
- Jak to na Vegetę? Moment, Kuro jest jeszcze zmęczony, daj mu odpocząć. W ogóle możemy wiedzieć w jakim celu się tam udajemy? Wcześniej nie było nawet o tym mowy. Po drugie, on opowiadał mi o tym, że jest wygnany. Zresztą pewnie ja też... czyli jak tam się pojawimy to jest duża szansa, że nas zabiją. – powiedziała obserwując uważnie srebrnowłosego. Nie wiedziała co nagle spowodowało to, że zmieniła się jego decyzja, ale to nieważne. Nie wiedziała, czy ma się cieszyć, czy nie. Podobała jej się Ziemia, a tutaj nagle ma wrócić na smętną planetę. – Co się tam dzieje, że się wybieramy?
Była trochę zdezorientowana tym wszystkim, dawno tam nie była i na pewno wszystko się zmieniło. Nie była pewna, czy chce tam wracać, ale nie zamierzała dyskutować, a raczej ma zamiar podporządkować się Jego decyzji. Wiedziała, że nie zrobi niczego lekkomyślnego, a przynajmniej miała taką nadzieję. Nie musiała się pakować, nie miała tutaj niczego, wszystko zostawiła na Vegecie, czy to prawda, że po takim czasie zobaczy tą cholernie straszną planetę, dla której liczy się tylko walka. Po jej ciele przeszły nieprzyjemne dreszcze, tak bardzo chciała się stamtąd wyrwać, ale i też wrócić, bo to jej dom, a gdy ma szansę... chyba nie jest do końca przekonana o słuszności tej decyzji. Nie była typem wojowniczki i widać to było gołym okiem, co prawda urodziła się jako pół-małpa, ale to nic nie znaczyło, zdecydowanie więcej genów odziedziczyła po matce Ziemiance i nie chodziło tutaj tylko i wyłącznie o jej piękne, duże, błękitne oczy, które zazwyczaj zachwycały już po pierwszym spojrzeniu. Była typem, który nie znosi walczyć. Przegryzła dolną wargę rozglądając się to na swojego mistrza, to na Niego, jakby oczekiwała jakiejś reakcji, która pomoże jej w decyzji.
- Jak to na Vegetę? Moment, Kuro jest jeszcze zmęczony, daj mu odpocząć. W ogóle możemy wiedzieć w jakim celu się tam udajemy? Wcześniej nie było nawet o tym mowy. Po drugie, on opowiadał mi o tym, że jest wygnany. Zresztą pewnie ja też... czyli jak tam się pojawimy to jest duża szansa, że nas zabiją. – powiedziała obserwując uważnie srebrnowłosego. Nie wiedziała co nagle spowodowało to, że zmieniła się jego decyzja, ale to nieważne. Nie wiedziała, czy ma się cieszyć, czy nie. Podobała jej się Ziemia, a tutaj nagle ma wrócić na smętną planetę. – Co się tam dzieje, że się wybieramy?
Była trochę zdezorientowana tym wszystkim, dawno tam nie była i na pewno wszystko się zmieniło. Nie była pewna, czy chce tam wracać, ale nie zamierzała dyskutować, a raczej ma zamiar podporządkować się Jego decyzji. Wiedziała, że nie zrobi niczego lekkomyślnego, a przynajmniej miała taką nadzieję. Nie musiała się pakować, nie miała tutaj niczego, wszystko zostawiła na Vegecie, czy to prawda, że po takim czasie zobaczy tą cholernie straszną planetę, dla której liczy się tylko walka. Po jej ciele przeszły nieprzyjemne dreszcze, tak bardzo chciała się stamtąd wyrwać, ale i też wrócić, bo to jej dom, a gdy ma szansę... chyba nie jest do końca przekonana o słuszności tej decyzji. Nie była typem wojowniczki i widać to było gołym okiem, co prawda urodziła się jako pół-małpa, ale to nic nie znaczyło, zdecydowanie więcej genów odziedziczyła po matce Ziemiance i nie chodziło tutaj tylko i wyłącznie o jej piękne, duże, błękitne oczy, które zazwyczaj zachwycały już po pierwszym spojrzeniu. Była typem, który nie znosi walczyć. Przegryzła dolną wargę rozglądając się to na swojego mistrza, to na Niego, jakby oczekiwała jakiejś reakcji, która pomoże jej w decyzji.
Re: Siedziba Szkoły Światła
Nie Lis 17, 2013 6:43 pm
Wracają na Vegetę, wracają do domu? W pierwszej chwili jego serce przepełniła radość. Radość trwała do momentu nim April przypomniała mu, że ma wyrok śmierci na koncie. Poczuł jakby ogromny ciężar spadł mu na barki. Nie spodziewał się, że czas zleciał tak szybko, nie spodziewał się że osiągnie kolejny poziom przemiany. Teraz był tak silny jak ojciec albo i silniejszy ale lepszy na pewno nie. Hikaru doskonale mu to uświadomił moment przed zakończeniem walki. Nie chciał rozstawać się z mentorem, chciał się jeszcze tyle nauczyć, chciał zarzucić go wieloma pytaniami. Popatrzył na plecy mężczyzny znikającego w domku, nie było mowy o żadnej dyskusji, o proszeniu. Koniec wakacji, przyszła szara rzeczywistość.
- Chodź April wszystko Ci wyjaśnię.
Poszli do domku, on miał co spakować, choć było tego niewiele. Jego całe bogactwo, to kilka kartek z wydrukowaną wiedzą o podstawowych ziołach na Ziemi, malutki drewniany model łuku, który wyrzeźbił, dwie garście znalezionych rano ziół, kawałek czarnej chustki do zasłanianie oczu, kiedy ćwiczył Ki-feeling. No i najcenniejsza rzecz, niewielka drewniana deseczka na której June swoim ogniem wypaliła podobizny Tsu, swoją, Raza, Hikaru i jego. Ta kupa śmieci miała dla niego ogromne znaczenie. Miał niewiele i ceni wszystko. Niestety Hikaru tego nie dostrzegł, kiedy zabrał go z Vegety pozostawiając bez niczego, co przypominało by Saiyanowi dom i koiło ból rozstania. Usiadł na łóżku, musiał wyjaśnić kilka spraw April.
- Tak, taka była umowa, kiedy osiągnę kolejny poziom Super Saiyanina Hikaru odstawi mnie do domu, czyli nas. Wracamy do domu i jakoś sobie poradzimy, bez względu na to co nas czeka. Nie możemy już liczyć na Hikaru..... chyba. Nie mamy żadnego zadania, to koniec.
Westchnął. Co teraz nimi będzie, czy faktycznie ich zabiją? Był idiotą, że nie docenił tego, co miał, a teraz było już za późno. Pokierował umysł na Vegetę, dziwne, trwała walka i to poważna ....... Tsuful urządzał tam spustoszenie. Cholera.
- Hmmm źle się dzieje na Vegecie, Saiyanie giną i to masowo zabijani przez Tsufuli. Jest ich dwóch ale zarażają innych i rodzą się kolejne potwory. Zbyt wielu wojowników ma w sercu mrok. Pamiętasz, co działo się z tym ziemianinem z czerwonymi włosami, uczniem Braski? Jego właśnie opanował Tsuful. Niedobrze, właśnie wymordowują mieszkańców kolejnej wioski. Szlag by to. Idziemy w paszczę lwa........
Wstał, podszedł do dziewczyny i mocno ją do siebie przytulił, serce waliło mu jak dzwon.
- Nie bój się, nie pozwolę Cię skrzywdzić, poradzimy sobie, innej opcji nie biorę pod uwagę. Jesteś moim największym skarbem. Będzie dobrze. Trzeba pożegnać się z Hikaru.
Tulił ją do siebie długo, nie bardzo wiedział czy uspakaja bardziej ją, czy siebie. Czuł się przy halfce spokojny i bezpieczny. Było lepiej choć poniekąd znowu traktował ją, jak przyjaciółkę ale bardzo się starał. W końcu wyszli, Kuro zdecydował się podejść do misticka i usiadł obok, czego nigdy wcześniej nie robił. Zaczął podjadać mięso. To było zabawne w tej sytuacji, świat wali im się na głowy, a Kuro je. Niestety konfrontacja z Tsufulem była nieunikniona a tylko w ten sposób mógł jakoś podładować baterie po walce.
- chciałbym Panu podziękować za wszystko, co Pan dla mnie zrobił i czego mnie Pan nauczył. Przepraszam za wszystkie kłopoty, które sprawiłem. Mam nadzieję, ze mocno nie zalazłem za skórę.
Na prawdę polubił tego gościa i choć tego nie okazywał, bardzo szanował wojownika. Jednak gdzieś w głębi duszy ukłuła go zazdrość, że nie stał się lepszy od Greefisa, że Hikaru nie traktował go tak, jak swojego pierwszego ucznia. Z drugiej strony chłopak zawsze mógł liczyć na nauczyciela, na swój sposób Hikaru dbał o tego szczeniaka.
- Chodź April wszystko Ci wyjaśnię.
Poszli do domku, on miał co spakować, choć było tego niewiele. Jego całe bogactwo, to kilka kartek z wydrukowaną wiedzą o podstawowych ziołach na Ziemi, malutki drewniany model łuku, który wyrzeźbił, dwie garście znalezionych rano ziół, kawałek czarnej chustki do zasłanianie oczu, kiedy ćwiczył Ki-feeling. No i najcenniejsza rzecz, niewielka drewniana deseczka na której June swoim ogniem wypaliła podobizny Tsu, swoją, Raza, Hikaru i jego. Ta kupa śmieci miała dla niego ogromne znaczenie. Miał niewiele i ceni wszystko. Niestety Hikaru tego nie dostrzegł, kiedy zabrał go z Vegety pozostawiając bez niczego, co przypominało by Saiyanowi dom i koiło ból rozstania. Usiadł na łóżku, musiał wyjaśnić kilka spraw April.
- Tak, taka była umowa, kiedy osiągnę kolejny poziom Super Saiyanina Hikaru odstawi mnie do domu, czyli nas. Wracamy do domu i jakoś sobie poradzimy, bez względu na to co nas czeka. Nie możemy już liczyć na Hikaru..... chyba. Nie mamy żadnego zadania, to koniec.
Westchnął. Co teraz nimi będzie, czy faktycznie ich zabiją? Był idiotą, że nie docenił tego, co miał, a teraz było już za późno. Pokierował umysł na Vegetę, dziwne, trwała walka i to poważna ....... Tsuful urządzał tam spustoszenie. Cholera.
- Hmmm źle się dzieje na Vegecie, Saiyanie giną i to masowo zabijani przez Tsufuli. Jest ich dwóch ale zarażają innych i rodzą się kolejne potwory. Zbyt wielu wojowników ma w sercu mrok. Pamiętasz, co działo się z tym ziemianinem z czerwonymi włosami, uczniem Braski? Jego właśnie opanował Tsuful. Niedobrze, właśnie wymordowują mieszkańców kolejnej wioski. Szlag by to. Idziemy w paszczę lwa........
Wstał, podszedł do dziewczyny i mocno ją do siebie przytulił, serce waliło mu jak dzwon.
- Nie bój się, nie pozwolę Cię skrzywdzić, poradzimy sobie, innej opcji nie biorę pod uwagę. Jesteś moim największym skarbem. Będzie dobrze. Trzeba pożegnać się z Hikaru.
Tulił ją do siebie długo, nie bardzo wiedział czy uspakaja bardziej ją, czy siebie. Czuł się przy halfce spokojny i bezpieczny. Było lepiej choć poniekąd znowu traktował ją, jak przyjaciółkę ale bardzo się starał. W końcu wyszli, Kuro zdecydował się podejść do misticka i usiadł obok, czego nigdy wcześniej nie robił. Zaczął podjadać mięso. To było zabawne w tej sytuacji, świat wali im się na głowy, a Kuro je. Niestety konfrontacja z Tsufulem była nieunikniona a tylko w ten sposób mógł jakoś podładować baterie po walce.
- chciałbym Panu podziękować za wszystko, co Pan dla mnie zrobił i czego mnie Pan nauczył. Przepraszam za wszystkie kłopoty, które sprawiłem. Mam nadzieję, ze mocno nie zalazłem za skórę.
Na prawdę polubił tego gościa i choć tego nie okazywał, bardzo szanował wojownika. Jednak gdzieś w głębi duszy ukłuła go zazdrość, że nie stał się lepszy od Greefisa, że Hikaru nie traktował go tak, jak swojego pierwszego ucznia. Z drugiej strony chłopak zawsze mógł liczyć na nauczyciela, na swój sposób Hikaru dbał o tego szczeniaka.
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Siedziba Szkoły Światła
Pon Lis 18, 2013 2:02 pm
- Nie dziękuj, to nie ważne. Powiedział kiedy przysiadł się do niego młody uczeń. Resztę czasu przemilczeli siedząc obok siebie. Trwało to jakieś pół godziny dając czas na zregenerowanie się Kuro, a także na spakowanie dziewczyny. Właściwie to ona nie miała tu chyba nic swojego, a i tak jej pakowanie się trwało najdłużej. Cóż.. dziewczyny. Hikaru od czasu do czasu zerkał na spakowany stosik rzeczy jakie chciał wziąć ze sobą Kuro Po czasie jaki wyznaczył na przygotowania do odlotu wstał i zgasił ogień wsypując piasek w płomienie. Potem podszedł do statku kosmicznego i zamknął go na kod i schował w pach bach. Kiedy dziewczyna wyszła z domku także i domek schował w kapsułkę i włożył oba przedmioty do ukrytej wewnętrznej kieszeni płaszcza. Nie potrafił przewidzieć czy jeszcze tu wróci i co stanie się na Vegecie. Właściwie nie miał dokąd pójść.. albo inaczej-miał tyle możliwości, że nie wiedział gdzie się udać.
Zostawanie na Planecie Małp dłużej niż to będzie potrzebne, nie ma sensu. Pewnie wróci na Ziemię i będzie czuwał czy aby żaden Tsuful nie panoszy się jeszcze po planecie. Tak.. trzeba będzie to załatwić.
- Schowajcie swoją Ki i chwyćcie się mnie. Tak, do minimum. Powiedział patrząc na Kuro. Wiedział, że radary ich nie wykryją kiedy się pojawią, ale ktoś kto potrafił wyczuwać Ki i akurat skanował planetę mógł wyczuć skok energii w morzu spokoju. To jednak zupełnie nie miało znaczenia bo i tak mało kto zna teleportację, a na pewno nie małpy. Zanim jeszcze znalazł odpowiednie miejsce na Vegecie szybkim ruchem wyjął naładowany pistolet i przyłożył "lufę" do szyi Kury by wystrzelić kolejną dawkę zmodyfikowanego leku na przyspieszenie regeneracji. Tak samo szybko schował narzędzie i przyłożył dwa palce do czoła. Skupił się na danym punkcie w przestrzeni i poczekał aż poczuje dwa dotknięcia po czym cała trójka zniknęła z tej części wszechświata by pojawić się w zupełnie innym systemie gwiezdnym.
occ zt----> https://dbng.forumpl.net/t742-pomniejsze-wioski#9589
Kuro masz ful haps i Kips.
Zaczynacie pierwsi w temacie wskazanym, ja napiszę kiedy uznam za stosowne. Zapewne po waszych postach. Kolejność dowolna, kto pierwszy, ten lepszy.
Zostawanie na Planecie Małp dłużej niż to będzie potrzebne, nie ma sensu. Pewnie wróci na Ziemię i będzie czuwał czy aby żaden Tsuful nie panoszy się jeszcze po planecie. Tak.. trzeba będzie to załatwić.
- Schowajcie swoją Ki i chwyćcie się mnie. Tak, do minimum. Powiedział patrząc na Kuro. Wiedział, że radary ich nie wykryją kiedy się pojawią, ale ktoś kto potrafił wyczuwać Ki i akurat skanował planetę mógł wyczuć skok energii w morzu spokoju. To jednak zupełnie nie miało znaczenia bo i tak mało kto zna teleportację, a na pewno nie małpy. Zanim jeszcze znalazł odpowiednie miejsce na Vegecie szybkim ruchem wyjął naładowany pistolet i przyłożył "lufę" do szyi Kury by wystrzelić kolejną dawkę zmodyfikowanego leku na przyspieszenie regeneracji. Tak samo szybko schował narzędzie i przyłożył dwa palce do czoła. Skupił się na danym punkcie w przestrzeni i poczekał aż poczuje dwa dotknięcia po czym cała trójka zniknęła z tej części wszechświata by pojawić się w zupełnie innym systemie gwiezdnym.
occ zt----> https://dbng.forumpl.net/t742-pomniejsze-wioski#9589
Kuro masz ful haps i Kips.
Zaczynacie pierwsi w temacie wskazanym, ja napiszę kiedy uznam za stosowne. Zapewne po waszych postach. Kolejność dowolna, kto pierwszy, ten lepszy.
Re: Siedziba Szkoły Światła
Sro Lip 09, 2014 8:03 pm
Robiło się dopiero widno, chyba w mieście nic nie będzie jeszcze czynne. Zmienił tor lotu, postanowił załatwić jeszcze jedną sprawę, o której myślał w czasie pobytu na tajże planecie. Wylądował na terenie szkoły światła, w zasadzie nic się tu nie zmieniło, poza zniknięciem domku, który budowali. Po nim pozostała jedynie dziura. Strumyk, który wykopał nadal cichutko szemrrzał tak jak dwa lata temu. Kuro przystanął wspominając miłe chwile. No ale nie czas na to, gdzieś w okolicy pewien być, raczej leżeć. Szkoda, że nie wydziela nawet grama energii. Młody saiyan przechadzał się po okolicy tam i z powrotem, aż po niemal pół godzinie odnalazł ciało Raito. Android porósł już mchem. Chłopak przeciągnął ciało nad strumień i obmył wodą. Liczył, że przy okazji znajdzie jakiś włącznik czy coś. Niestety, nie miał pojęcia, czy da się go przywrócić do życia ale skoro leżał tu już dwa lata. Czuł się winny stanu androida ale kompletnie nie wiedział jak mu pomóc. Postanowił wiec chociaż godnie go pochować. Mógł pożyczyć z szopy u June łopatę ale nie chciał, chciał wykopać grób własnoręcznie. Wybrał zacienie miejsce miedzy drzewami i zaczął kopać dół. Chciał to zrobić gołymi rękoma, przynajmniej tak chciał jakoś uhonorować krzywdę wyrządzoną Raito. Nawet fakt, że owładnął go Majin niewiele miał znaczenia. Niewiele to da ale przynajmniej nie będzie rdzewiał na deszczu. Zajęło mu to trochę czasu ale wkopał nawet kamień z napisem „ Tu spoczywa Raito wielki wojownik”. Jak ma się wyzłośliwiać to teksty cisną mu się same na usta, a jak ma powiedzieć coś wzniosłego to wychodzą mu same suchary. Umył się w strumieniu i przysiadł na chwilę obok kładąc symbolicznie jakiś kwiatek. Zamyślił się nad kilkoma ważnymi sprawami. Słońce już porządnie wzeszło i chyba miasto powinno się już obudzić. Wstał, otrzepał spodnie, pożegnał się i poleciał.
ZT - Ulice West City.
OOC: Koniec Treningu
ZT - Ulice West City.
OOC: Koniec Treningu
- GośćGość
Re: Siedziba Szkoły Światła
Pią Sty 09, 2015 11:39 pm
Nie wszystko się skończyło...
Wcale nie umarł...
Zło nigdy nie umiera...
Wcale nie umarł...
Zło nigdy nie umiera...
Zardzewiałe śrubki. Spalone przewody. Nawet niezniszczalne, dumne sayiańskie serce przestało bić. Jak to się mogło stać? Był typem robota idealnego - połączenie najdoskonalszych materiałów, każdy element pasujący do siebie niczym puzzle. Wszystko scalone ze sobą z chirurgiczną precyzją. To nie mogło zawieść. A jednak, ironia losu sprawiła, że sprawił to sam przedstawiciel tej niegdyś wspaniałej rasy. To się nie mogło tak skończyć. Zero nie umiera, nigdy...
Skubiącą wesoło orzeszka wiewiórkę spłoszyło gwałtowne osunięcie się ziemi. Tabliczka z napisem porosła mchem, nic nie wskazywało, że w tym miejscu prawie na zawsze spoczął jeden z najbardziej szalonych robotów, jakie stąpały po ziemi. Prawie! Dziwny stan hibernacji - ukryta funkcja, pozwalająca androidowi w przypadku śmiertelnego zagrożenia, zapaść w swego rodzaju śpiączkę, by organizm mógł na nowo odtworzyć najważniejsze podzespoły. W tym wypadku do naprawy nadawało się praktycznie wszystko, ale najważniejszym priorytetem programu było jedno - uruchomienie systemu podtrzymującego żywe serce - cząstkę, która podtrzymywała całą resztę i nadawała jej specjalnej wartości. To nie był zwykły układ zespolonych ze sobą mechanizmów. To była żywa istota, a przynajmniej w jakimś stopniu żywa. Dlatego to było najważniejsze...
Wraz z pierwszym uderzeniem serca, do stanu użyteczności powróciły pozostałe elementy. Choć nadal Zero nie mógł uzyskać pełni świadomości, a nad jego ciałem i umysłem sprawowały władzę liczne programy, to organizm się regenerował, i to w naprawdę zadziwiająco szybkim tempie. Zakopanie ciała przez Kuro było doskonałym pomysłem, choć tamten nie zdawał sobie z tego sprawy. W takim miejscu zniszczone ciało mogło w spokoju przechodzić proces odnowy. Ot cała historia. W końcu musiał nadejść ten dzień. Kiedy władza nad niedoszłymi zwłokami powróciła do prawowitego właściciela.
Drugi ruch praktycznie usunął większość ziemi. Kolejne dwa pozwoliły na wydostanie się korpusu, a z resztą poradził sobie w dosłownie sekundy. Otworzył oczy... to było jak obudzenie się po długiej drzemce. Naturalnie nie zdawał sobie sprawy z poprzednich wydarzeń. Wtedy, kiedy po walce z tamtym saiyanem stracił przytomność, zaczął się już proces hibernacji. A to zatrzymało także pracę jego systemu pamięciowego, który odtwarzał i zapisywał wspomnienia. Trochę czasu minie, gdy ten naprawi się w stu procentach. Pierwsza wizja - pałac Uranai Baby. Czuł niewytłumaczalny ból w okolicach czoła - to tam pojawił się przecież znak mrocznej magii. Co mógł zrobić w takiej sytuacji? Podążyć do jedynego miejsca, które na obecną chwilę znał...
Następny Post Tren.
z/t Pałac Uranai Baby
Strona 16 z 16 • 1 ... 9 ... 14, 15, 16
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach