Siedziba Szkoły Światła
+4
Red
NPC
Kuro
Hikaru
8 posters
Strona 1 z 16 • 1, 2, 3 ... 8 ... 16
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Siedziba Szkoły Światła
Wto Wrz 11, 2012 11:21 pm
Na razie jest to wielka skała w lesie poniżej wodospadu. Całkowicie dziki teren czekający, wręcz krzyczący by ktoś go ogarnął własną pracą, potem i krwią.
----------------------------------------------------------------------------
Kiedy obaj wojownicy znaleźli się w okolicy jaką Hikaru postanowił okiełznać Kuro przełknął ślinę i ruszył znów pod górę by rozpocząć pracę. Miał sporo do wykopania, a Hikaru sporo do odcięcia. Musiał z prawie całkowicie płaskiej skały wyciąć na tyle dużą jaskinię by zmieścić stary przenośny dom w pach bach. Cóż, pozostało mu tylko przygotowanie się do tego i rozruszanie się. Zrzucił mięso z całym dobytkiem i śmieciami jakie zgromadzili już tego dnia na ziemię i ściągnął płaszcz by powiesić go na prowizorycznym plecaku wraz z mięsem. Teraz zrzucił z siebie sayię i wyciągnął z niej miecz. Stanął w pozycji do walki trzymając szamszira oburącz i wprowadził do niego Ki. Po chwili klinga zapłonęła błękitem i wydłużyła się odrobinę. Wbił ostrze pięć metrów nad ziemią i przeciągnął kilka metrów w poziomie, po czym skierował ostrze w dół ciągnąc je za sobą powoli, ale pewnie by stworzyć parabolę. Kiedy doszedł do samej ziemi wyjął klingę i skoczył znów na sam środek, na górze. Wbił znów ostrze i pociągnął w drugą stronę tak samo zaokrąglając wycięcie jak po prawej stronie. Czuł opór skały, ale wiedział, że połączenie magicznego ostrza jego miecza oraz ki sword w zupełności wystarczy.
Kiedy skończył stanął parę metrów od swego dzieła i oszacował czy aby wszystko jest równo. Wycięcie musiało być większe niż sam dom i dużo głębsze by można było przejść w głąb do magazynu jaki także wykuje w tej górze. Dezaktywował ki sworda by zacząć teraz wycinać po trochu skałę na głębokość kolejnych metrów. Musiał robić to powoli, stosunkowo powoli-żeby cała góra nie zasypała tego co już zrobił. Odcinanie po kawałku skały szło jak na ludzkie możliwości błyskawicznie, ale mistic nie szedł wcale szybko, przystawał co krok by zrobił w miarę gładką powierzchnię. Robiło się południe, a chłopak powoli kończył całość. Ostatnie wygładzenia młynkiem jaki robił z prędkością zbliżoną do prędkości dźwięku. Skała miała był gładka jak pupka niemowlaka, a może w przyszłości się to na coś przyda.
Kiedy już skończył wstępnie powyznaczał także miejsce na dom, oraz magazyn w głębi jaskini. Góra była całkiem spora, więc będzie można całkiem dobrze rozbudować w całą sieć labiryntów. Trzeba będzie przygotować miejsce na obrabialnię mięsa bo lepiej nie robić tego na dworze. Teraz jednak miał dość i wyszedł na zewnątrz by aktywować pach bach i rzucić w odpowiednie miejsce. Małe bum i dom już stał. W świetle słonecznym nie wyglądał za dobrze, widać było jego wiekowość, bez wątpienia. Teraz trzeba było zanieść mięso do chłodziarki do kuchni i włączyć całą maszynerię. Niestety zbiorniki z wodą były puste, ale po to właśnie Kuro męczył się nad tym rowem w ziemi, miał doprowadzić wodę z małego jeziorka, które wciąż i wciąż było dopełniane przez wodospad. Kolejne piętnaście minut zajęło mu ogarnięcie mięsa i podłączenie wszystkich sprawnych systemów. Musiał także napełnić prądnicę swoją Ki. Powinno styknąć na jakiś tydzień.
Kiedy skończył wstępne ogarnięcie domu przyszedł czas na zajęcie się pseudo rurociągami. Wyciął odpowiednie rowy na głębokości mniej więcej półtora metra , a szerokości połowy metra. Na jednym końcu rowu zrobił krater na tyle głęboki by można było pływać, strzelił dwoma ki blastami by poprawić to, potem powkładał bambus na samym dole tak by końcówka pseudo wodociągu stykała się z kraterem. Następnie zasypał wszystko mając nadzieję, że wszystko będzie ok. Zostawił tylko ostatnie pół metra by by podłączyć bambusociąg do zbiorników wodnych domu. teraz trzeba było czekać na Kurę. Ten właśnie kończył, więc się dobrze zgrali. To właściwie był koniec roboty dla Hikaru, potem jedynie dłubanie się z naczyniami. Ręce już miał pobrudzone, na twarzy też pojawiło się kilka smug pyłu. Właściwie zrobił błąd, że nie używał wody do krojenia tych skał. Na razie usiadł by odetchnąć, miecz wbił już jakiś czas temu w ziemię tuż przy płaszczu. Spojrzał w niebo i ocenił, że już jest w okolicach drugiej godziny. Wtedy właśnie mógł zająć się Kurą, który już skończył swoja pracę.
- Nieźle, jednak zanim puścimy wodę, warto by było wyłożyć rów gruzem, który zgromadziłem tutaj, zgniotę go na małe kamyczki,a Ty wyłożysz wszystko. Tylko podłącz swój rów do mojego zbiornika na wodę, tego co widzisz przy ścianie, tego krateru. Myślę, że to będzie koniec rozgrzewki na dziś. Potem przejdziemy do tematu głównego. Aha-rozrzucanie tych kamyków możesz robić z lotu bo na pewno pójdzie Ci szybciej niż pieszo. No... nie patrz tak na mnie. Dałem Ci senzu, poza tym już ponad miesiąc masz te obciążenia. Jesteś już na tyle silny by móc oderwać się od ziemi i kontrolować w miarę swój lot. Nawet nie zauważyłeś, jak po otrzymaniu senzu wzrosła Twoja energia. Kiedy skończył mówić zamknął oczy i wysunął dłoń w kierunku gruzu jaki pozostał po tworzeniu jaskini. Podniósł je wszystkie i zacisnął dłoń by telekinetycznie tak mocno je zgnieść by posypały się kamyczki nie większe od fistaszka. Usypał z nich małą piramidkę, wielkości mniej więcej małego samochodu i otworzył oczy. Musiał zrobić sobie przerwy. I ogarnąć się z tego pyłu, więc niech no już jego uczeń doprowadzi tą wodę.
----------------------------------------------------------------------------
Kiedy obaj wojownicy znaleźli się w okolicy jaką Hikaru postanowił okiełznać Kuro przełknął ślinę i ruszył znów pod górę by rozpocząć pracę. Miał sporo do wykopania, a Hikaru sporo do odcięcia. Musiał z prawie całkowicie płaskiej skały wyciąć na tyle dużą jaskinię by zmieścić stary przenośny dom w pach bach. Cóż, pozostało mu tylko przygotowanie się do tego i rozruszanie się. Zrzucił mięso z całym dobytkiem i śmieciami jakie zgromadzili już tego dnia na ziemię i ściągnął płaszcz by powiesić go na prowizorycznym plecaku wraz z mięsem. Teraz zrzucił z siebie sayię i wyciągnął z niej miecz. Stanął w pozycji do walki trzymając szamszira oburącz i wprowadził do niego Ki. Po chwili klinga zapłonęła błękitem i wydłużyła się odrobinę. Wbił ostrze pięć metrów nad ziemią i przeciągnął kilka metrów w poziomie, po czym skierował ostrze w dół ciągnąc je za sobą powoli, ale pewnie by stworzyć parabolę. Kiedy doszedł do samej ziemi wyjął klingę i skoczył znów na sam środek, na górze. Wbił znów ostrze i pociągnął w drugą stronę tak samo zaokrąglając wycięcie jak po prawej stronie. Czuł opór skały, ale wiedział, że połączenie magicznego ostrza jego miecza oraz ki sword w zupełności wystarczy.
Kiedy skończył stanął parę metrów od swego dzieła i oszacował czy aby wszystko jest równo. Wycięcie musiało być większe niż sam dom i dużo głębsze by można było przejść w głąb do magazynu jaki także wykuje w tej górze. Dezaktywował ki sworda by zacząć teraz wycinać po trochu skałę na głębokość kolejnych metrów. Musiał robić to powoli, stosunkowo powoli-żeby cała góra nie zasypała tego co już zrobił. Odcinanie po kawałku skały szło jak na ludzkie możliwości błyskawicznie, ale mistic nie szedł wcale szybko, przystawał co krok by zrobił w miarę gładką powierzchnię. Robiło się południe, a chłopak powoli kończył całość. Ostatnie wygładzenia młynkiem jaki robił z prędkością zbliżoną do prędkości dźwięku. Skała miała był gładka jak pupka niemowlaka, a może w przyszłości się to na coś przyda.
Kiedy już skończył wstępnie powyznaczał także miejsce na dom, oraz magazyn w głębi jaskini. Góra była całkiem spora, więc będzie można całkiem dobrze rozbudować w całą sieć labiryntów. Trzeba będzie przygotować miejsce na obrabialnię mięsa bo lepiej nie robić tego na dworze. Teraz jednak miał dość i wyszedł na zewnątrz by aktywować pach bach i rzucić w odpowiednie miejsce. Małe bum i dom już stał. W świetle słonecznym nie wyglądał za dobrze, widać było jego wiekowość, bez wątpienia. Teraz trzeba było zanieść mięso do chłodziarki do kuchni i włączyć całą maszynerię. Niestety zbiorniki z wodą były puste, ale po to właśnie Kuro męczył się nad tym rowem w ziemi, miał doprowadzić wodę z małego jeziorka, które wciąż i wciąż było dopełniane przez wodospad. Kolejne piętnaście minut zajęło mu ogarnięcie mięsa i podłączenie wszystkich sprawnych systemów. Musiał także napełnić prądnicę swoją Ki. Powinno styknąć na jakiś tydzień.
Kiedy skończył wstępne ogarnięcie domu przyszedł czas na zajęcie się pseudo rurociągami. Wyciął odpowiednie rowy na głębokości mniej więcej półtora metra , a szerokości połowy metra. Na jednym końcu rowu zrobił krater na tyle głęboki by można było pływać, strzelił dwoma ki blastami by poprawić to, potem powkładał bambus na samym dole tak by końcówka pseudo wodociągu stykała się z kraterem. Następnie zasypał wszystko mając nadzieję, że wszystko będzie ok. Zostawił tylko ostatnie pół metra by by podłączyć bambusociąg do zbiorników wodnych domu. teraz trzeba było czekać na Kurę. Ten właśnie kończył, więc się dobrze zgrali. To właściwie był koniec roboty dla Hikaru, potem jedynie dłubanie się z naczyniami. Ręce już miał pobrudzone, na twarzy też pojawiło się kilka smug pyłu. Właściwie zrobił błąd, że nie używał wody do krojenia tych skał. Na razie usiadł by odetchnąć, miecz wbił już jakiś czas temu w ziemię tuż przy płaszczu. Spojrzał w niebo i ocenił, że już jest w okolicach drugiej godziny. Wtedy właśnie mógł zająć się Kurą, który już skończył swoja pracę.
- Nieźle, jednak zanim puścimy wodę, warto by było wyłożyć rów gruzem, który zgromadziłem tutaj, zgniotę go na małe kamyczki,a Ty wyłożysz wszystko. Tylko podłącz swój rów do mojego zbiornika na wodę, tego co widzisz przy ścianie, tego krateru. Myślę, że to będzie koniec rozgrzewki na dziś. Potem przejdziemy do tematu głównego. Aha-rozrzucanie tych kamyków możesz robić z lotu bo na pewno pójdzie Ci szybciej niż pieszo. No... nie patrz tak na mnie. Dałem Ci senzu, poza tym już ponad miesiąc masz te obciążenia. Jesteś już na tyle silny by móc oderwać się od ziemi i kontrolować w miarę swój lot. Nawet nie zauważyłeś, jak po otrzymaniu senzu wzrosła Twoja energia. Kiedy skończył mówić zamknął oczy i wysunął dłoń w kierunku gruzu jaki pozostał po tworzeniu jaskini. Podniósł je wszystkie i zacisnął dłoń by telekinetycznie tak mocno je zgnieść by posypały się kamyczki nie większe od fistaszka. Usypał z nich małą piramidkę, wielkości mniej więcej małego samochodu i otworzył oczy. Musiał zrobić sobie przerwy. I ogarnąć się z tego pyłu, więc niech no już jego uczeń doprowadzi tą wodę.
Re: Siedziba Szkoły Światła
Sro Wrz 12, 2012 10:37 pm
Okazało się, że dobrze postąpił nie puszczając jeszcze wody. Chociaż kolejne zadanie przerosło w pierwszym momencie jego wyobraźnie. Układać takie maciupkie kamyczki. Na dłuższą metę to miało sens, woda będzie znacznie czystsza ale kamyczki były taaaaaaaakie maleńkie. Zdziwił się, że może latać, był przekonany, że nici z tego i nawet nie próbował. I tak przy dziesięć razy większym przyciąganiu Vegety nic by nie zdziałał. Tak, chyba wzrosła mu energia ale to nie był jakiś wysoki skok, tak mu się zdawało. Przynajmniej trening w celi nie poszedł na marne. Jakby tego było mało, gdy zobaczył jak nauczyciel rozdrabnia je na kawałki to oniemiał z podziwu i stał dłuższą chwilę tkwiąc w niemym szoku. Zobaczył coś takiego pierwszy raz na oczy w swoim życiu. Wiedział coś niecoś o siłach mentalnych, ale jego wiedza kończyła się tylko na przenoszeniu niewielkich przedmiotów. Kruszenie olbrzymich skał znajdowało się poza jego wyobrażeniami.
- Jest Pan zajebisty
Wymknęło mu się zanim zdąży się ugryźć w język, zasłonił szybko usta dłonią i zawstydził się nieco. Nie, nie, nie to nie tak, nie lubił tego mężczyzny i już. Takie jest jego stanowisko, przy którym będzie uparcie tkwił. Zachwyt wyrażany otwarcie jest tutaj co najmniej nie na miejscu. Starał się udawać, że nic nie miało miejsca i skoncentrował się na własnej Ki. Zacisnął pięści i wzbił się kilka centymetrów nad ziemię. Z początku trochę nie mógł złapać balansu ale po chwili wszystko jakby wróciło do normy. Wziął tyle kamieni ile mógł na raz i poleciał w górę je rozsypywać. W między czasie przeprał sobie bluzę i powiesił na gałęzi drzewa, żeby wyschła, chociaż coś będzie miał czyste. Sam wyglądał tak jakby walczył z kretem. Latał tam i z powrotem rozsypując kamienie najdokładniej jak mógł. Potem jeszcze powciskał je rękoma mocno w podłoże, żeby pod wpływem wody nie zaczęły pływać a dobrze wyścielały dno. To nie było aż tak męczące zajęcie ale z początku wymagało od niego koncentracji na wydzielaniu ki podczas lotu. Dla jego organizmu była to nowa sytuacja po ponad miesięcznej przerwie. Pod koniec zadania już to opanował i latanie tak jak wcześniej przychodziło swobodnie oraz instynktownie.
W dalszej kolejności przekopał ziemię oddzielającą rów od wody z jeziora i z góry obserwował jak wpływa do wykopanego przez siebie kanału. Nie ma co ukrywać ale był z siebie dumny, miał poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Zleciał na dół czując już nieznaczny głód. Zabrał się za robienie tego niecodziennego wodociągu, zgodnie ze wskazówkami. Starał się mocno łączyć ze sobą kawałki bambusów, żeby prąd wody ich nie poniszczył. Wpadł jeszcze na pomysł. Wziął swój naostrzony kamień i obciął nim oknówkę bambusa nieco pod katem, który miał znajdować się w wodzie. Dzięki temu, będzie mniejszy opór bambusa na siłę wlatującej do niego wody. Prędzej, czy później Itak siła wody go zniszczy ale ten zabieg wydłuży jego żywotność. Włożona końcówka bambusa do wody trzęsła się pod jej naporem, więc chłopak poleciał jeszcze do jeziorka. Nazbierał kilka kamieni i z obu stron unieruchomił rurkę bambusa, żeby się nie zniszczyła. Teraz będą mieli stały dostęp do wody. Przypomniał sobie o jeszcze jednej radzie ojca. Ponownie wrócił nad jezioro podlatując w okolice skupiska wodnych roślin. Sprawdził głębokość wody, sięgała mu do torsu. Jeszcze wczoraj omal nie utoną i dobrze to pamiętał. Nurkując raz za razem starał się przeszukać dno korzeni roślin i w końcu znalazł to czego szukał. Dużo wodnych roślin jest zakończonych jadalnymi bulwami, które można jeść w różnych formach jak ziemniaki. Zebrał naręcze i wrócił z powrotem do obozowiska. Teraz na spokojnie ogarnął wzrokiem całe ich nowe obozowisko. Nie miał pojęcia jakim sposobem dom znalazł się we wnęce skały. Chociaż z drugiej strony im bardziej poznawał Mistika, tym zbyt wiele rzeczy wydawało się mu niezwykłych. Nie spodziewał się, ze będą spać w domu, raczej myślał, że drugą część dnia będą budować szałas albo jakiś namiot. Może nawet taki, jaki mają Ci ludzie mieszkający pod wieżą Karina.
- Minimalizm neospartański……. Ma Pan oko do nieruchomości. Przyniosłem coś jeszcze.
No musiał skomentować, nie mógł się powstrzymać. Mimo iż głodny, brudny i nieco zmęczony to widać, że całkowicie powrócił do zdrowia, a w jego oczach znów zagościł płomień. Skomentował dom nieco żartobliwie ale bardzo mu się spodobał. Nie był do końca pewien, czy on też będzie miał tam wstęp.
- Jest Pan zajebisty
Wymknęło mu się zanim zdąży się ugryźć w język, zasłonił szybko usta dłonią i zawstydził się nieco. Nie, nie, nie to nie tak, nie lubił tego mężczyzny i już. Takie jest jego stanowisko, przy którym będzie uparcie tkwił. Zachwyt wyrażany otwarcie jest tutaj co najmniej nie na miejscu. Starał się udawać, że nic nie miało miejsca i skoncentrował się na własnej Ki. Zacisnął pięści i wzbił się kilka centymetrów nad ziemię. Z początku trochę nie mógł złapać balansu ale po chwili wszystko jakby wróciło do normy. Wziął tyle kamieni ile mógł na raz i poleciał w górę je rozsypywać. W między czasie przeprał sobie bluzę i powiesił na gałęzi drzewa, żeby wyschła, chociaż coś będzie miał czyste. Sam wyglądał tak jakby walczył z kretem. Latał tam i z powrotem rozsypując kamienie najdokładniej jak mógł. Potem jeszcze powciskał je rękoma mocno w podłoże, żeby pod wpływem wody nie zaczęły pływać a dobrze wyścielały dno. To nie było aż tak męczące zajęcie ale z początku wymagało od niego koncentracji na wydzielaniu ki podczas lotu. Dla jego organizmu była to nowa sytuacja po ponad miesięcznej przerwie. Pod koniec zadania już to opanował i latanie tak jak wcześniej przychodziło swobodnie oraz instynktownie.
W dalszej kolejności przekopał ziemię oddzielającą rów od wody z jeziora i z góry obserwował jak wpływa do wykopanego przez siebie kanału. Nie ma co ukrywać ale był z siebie dumny, miał poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Zleciał na dół czując już nieznaczny głód. Zabrał się za robienie tego niecodziennego wodociągu, zgodnie ze wskazówkami. Starał się mocno łączyć ze sobą kawałki bambusów, żeby prąd wody ich nie poniszczył. Wpadł jeszcze na pomysł. Wziął swój naostrzony kamień i obciął nim oknówkę bambusa nieco pod katem, który miał znajdować się w wodzie. Dzięki temu, będzie mniejszy opór bambusa na siłę wlatującej do niego wody. Prędzej, czy później Itak siła wody go zniszczy ale ten zabieg wydłuży jego żywotność. Włożona końcówka bambusa do wody trzęsła się pod jej naporem, więc chłopak poleciał jeszcze do jeziorka. Nazbierał kilka kamieni i z obu stron unieruchomił rurkę bambusa, żeby się nie zniszczyła. Teraz będą mieli stały dostęp do wody. Przypomniał sobie o jeszcze jednej radzie ojca. Ponownie wrócił nad jezioro podlatując w okolice skupiska wodnych roślin. Sprawdził głębokość wody, sięgała mu do torsu. Jeszcze wczoraj omal nie utoną i dobrze to pamiętał. Nurkując raz za razem starał się przeszukać dno korzeni roślin i w końcu znalazł to czego szukał. Dużo wodnych roślin jest zakończonych jadalnymi bulwami, które można jeść w różnych formach jak ziemniaki. Zebrał naręcze i wrócił z powrotem do obozowiska. Teraz na spokojnie ogarnął wzrokiem całe ich nowe obozowisko. Nie miał pojęcia jakim sposobem dom znalazł się we wnęce skały. Chociaż z drugiej strony im bardziej poznawał Mistika, tym zbyt wiele rzeczy wydawało się mu niezwykłych. Nie spodziewał się, ze będą spać w domu, raczej myślał, że drugą część dnia będą budować szałas albo jakiś namiot. Może nawet taki, jaki mają Ci ludzie mieszkający pod wieżą Karina.
- Minimalizm neospartański……. Ma Pan oko do nieruchomości. Przyniosłem coś jeszcze.
No musiał skomentować, nie mógł się powstrzymać. Mimo iż głodny, brudny i nieco zmęczony to widać, że całkowicie powrócił do zdrowia, a w jego oczach znów zagościł płomień. Skomentował dom nieco żartobliwie ale bardzo mu się spodobał. Nie był do końca pewien, czy on też będzie miał tam wstęp.
OCC: Post treningowy 2
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Siedziba Szkoły Światła
Czw Wrz 13, 2012 11:32 am
Kiedy Hikaru zgniatał gruz telekinetycznie na mniejsze kamyczki widać było, że Kuro był pod wrażeniem. Uśmiechnął się lekko, a kiedy już wszystkie kamienie zamieniły się w materiał jakiego potrzebowali powiedział:
- Nie dziękuj. Takie teksty, uważał, były na miejscu żeby całkowicie zabić klina takiemu młodemu gościowi jakim był Kuro, szczególnie, że widać było jak bardzo walczył ze sobą między nienawiścią do mistica, a jego czczą. To stanowczo przyjemny spektakl, białowłosy odwykł już od takich rzeczy. Musiał na nowo nauczyć się obsługiwać takie emocje, które są potrzebne w życiu wśród śmiertelnych. Trzeba było pogrzebać w pamięci. Tym jednak zajmie się w wolnej chwili. Była jeszcze druga połowa dnia, więc Hikaru musiał pomyśleć co zrobić z uczniem przez ten czas. Zapowiedział mu trening walki po zakończeniu kopania. To miało jakiś sens, szczególnie, że na pewno ta myśl go przybiła trochę. Na pewno od dawna nie miał takiego wysiłku jak teraz, jednak suma sumarum to chyba lżejsze niż przebijanie ciała ostrzem z Ki... Apropos ostrzy-wypadałoby coś skombinować dla młodego sayana jakieś, odpowiednio wytrzymałe.
Kiedy Kurak już zaczął robić naloty i zsypy wewnątrz kanału Mistic poszedł gdzieś dalej w głąb tej dziury, którą niedawno zrobił. Trzeba było znaleźć odpowiedni składnik. W jaskini żadnego nie było. Kamienny nóż na nic by się zdał. Wrócił do domu i poszedł do swojej kabiny by aktywować komputer. Dawno go już nie używał, ale pamiętał, że jakieś dwieście lat temu wprowadził program, który mógł świetnie wyszukiwać materiałów wewnątrz płaszcza Ziemi, i nie tylko. Włączył go i kazał przeskanować cały teren, całą górę, w której zaczęli mieszkać. Jeśli gdzieś tu są pokłady węgla, da radę zrobić z nich diamenty. Pokłady muszą być na tyle duże, by stworzyć z nich na tyle duży diament, by dać radę cokolwiek przeciąć.
Skan trwał jakąś godzinę, i wykazał dwa średniej klasy złoża pirytu, który kompletnie go nie interesował, oraz trzy małe złoża węgla. Wydrukował mapę, całe szczęście były tylko pół metra od poziomu domu. Trzeba było przekopać się w dół. Wyszedł szybkim krokiem z domu kierując się wg wskazań mapy i kiedy dotarł na miejsce, zaczął ładować Ki w dłoni by wystrzelić ją takim promieniem, który niszczył by skałę niczym laser. Musiał robić to ostrożnie by wytworzyć tyle miejsca by wykopać całość węgla, ale nie zniszczyć pokładów. To mu zajęło jakiś kwadrans, znalezienie się na odpowiednim pułapie i zebranie pół kilograma diamentów... nie był pewien czy to wystarczy, więc zabrał się za drugie złożę, z którego mniej więcej tyle samo udało mu się zebrać. To już powinno wystarczyć.
Wyszedł na zewnątrz i zaczął telekinetycznie zgniatać węgiel jaki zebrał z taką siłą, że zaczęło wytwarzać się ciśnienie. Nie jakieś tam, ale na tyle duże, że zaczęła zachodzić reakcja, która w sumie nie była znana wielu ludziom, choć może wiedzieli, że tak się po prostu dzieje, węgiel zaczął robić się biały i utwardzał się stając się diamentem. Hikaru bardzo się skupiał tworząc ów świecidełko by nic nie spartolić co w sumie było dość łatwe. Kiedy cała masa była tak mała, że mógł chwycić w dłoń, przeniósł kamyk w dłonie i zaczął z większą siłą ściskać jednocześnie formując go w coś bardziej podłużnego. Rozpalał swoją Ki przy tym by mieć pewność,m że jego siła wystarczy. To mu zajęło kilka minut, a kiedy skończył wyszło coś co ludzie zwali diamentem w formie jako tako walca. Miał jakieś dziesięć centymetrów, teraz trzeba było naostrzyć tylko. Znów zgromadził w dłoni ki by precyzyjnie, laserowo wręcz, naostrzyć nową zabawkę małpy.
To z kolei zajęło mu resztę czasu jaką Kuro poświęcił na swoją pracę. Skończyli mniej więcej w tym samym momencie, a wtedy Hikaru wzniósł ostrze ku słońcu by się mu przyjrzeć. Nie widać było zbyt wielu skaz, ale dalej miał brudne ręce.. zaraz wskoczy do wody. Potem schował do kieszeni nową zabawkę i przyjrzał się temu co zrobił Kuro. Nie całkiem o to mu chodziło, ale w sumie takie wyjście także będzie dobre. Przynajmniej na jakiś czas.
- Niezła robota, choć mogłeś zrobić to szybciej. Na razie nie ma czasu na jedzenie, tak więc teraz będziesz mógł zrobić to czego mi się już nie chce. Naczynia jakie tylko da radę wykonać z tego drewna, które przyniosłeś. Przyda się jakiś kociołek i kilka misek, potem w przyszłości pomyślimy nad zrobieniem pieca na ceramikę, to jednak w następne dni. Masz pięć minut przerwy, by oczyścić się trochę. Tak właściwie to dał uczniowi odpocząć tylko po to by mistic mógł skończyć tworzenie noża dla niego. Poszedł do lasu i poszukał odpowiedniej rękojeści. Zwykłe drewno wystarczy, choć nie ma czasu go wyszlifować to przynajmniej go wyszlifuje. Połączył w miarę ładny kawałek drewna z ostrzem po prostu wkładając ostrze niczym w masło. Trzeba było przyznać, że to całkiem niezła robota, teraz tylko związać prowizorycznie rzemieniem i to będzie wszystko. Sprawdził wyważenie i rzucił w pobliskie drzewo. Nóż wbił się do połowy, tak więc całkiem nieźle.
Wyszedł z lasu do ucznia i spojrzał na niego. Widać było zmęczenie, ale i zawziętość. Rzucił mu pod nogi nóż, a sam udał się do domu.
- Zrób te naczynia, wyszlifuj i natrzyj tłuszczem jaki jest w prowizorycznym plecaku przy ścianie domu. I pospiesz się, by tłuszcz mógł się jeszcze wchłonąć w drewno za dnia, musi wyschnąć na słońcu. Rzucił uczniowi wchodząc już do domu.
occ masz nóż z ostrzem diamentowym, czas zrobić naczynia ^^
- Nie dziękuj. Takie teksty, uważał, były na miejscu żeby całkowicie zabić klina takiemu młodemu gościowi jakim był Kuro, szczególnie, że widać było jak bardzo walczył ze sobą między nienawiścią do mistica, a jego czczą. To stanowczo przyjemny spektakl, białowłosy odwykł już od takich rzeczy. Musiał na nowo nauczyć się obsługiwać takie emocje, które są potrzebne w życiu wśród śmiertelnych. Trzeba było pogrzebać w pamięci. Tym jednak zajmie się w wolnej chwili. Była jeszcze druga połowa dnia, więc Hikaru musiał pomyśleć co zrobić z uczniem przez ten czas. Zapowiedział mu trening walki po zakończeniu kopania. To miało jakiś sens, szczególnie, że na pewno ta myśl go przybiła trochę. Na pewno od dawna nie miał takiego wysiłku jak teraz, jednak suma sumarum to chyba lżejsze niż przebijanie ciała ostrzem z Ki... Apropos ostrzy-wypadałoby coś skombinować dla młodego sayana jakieś, odpowiednio wytrzymałe.
Kiedy Kurak już zaczął robić naloty i zsypy wewnątrz kanału Mistic poszedł gdzieś dalej w głąb tej dziury, którą niedawno zrobił. Trzeba było znaleźć odpowiedni składnik. W jaskini żadnego nie było. Kamienny nóż na nic by się zdał. Wrócił do domu i poszedł do swojej kabiny by aktywować komputer. Dawno go już nie używał, ale pamiętał, że jakieś dwieście lat temu wprowadził program, który mógł świetnie wyszukiwać materiałów wewnątrz płaszcza Ziemi, i nie tylko. Włączył go i kazał przeskanować cały teren, całą górę, w której zaczęli mieszkać. Jeśli gdzieś tu są pokłady węgla, da radę zrobić z nich diamenty. Pokłady muszą być na tyle duże, by stworzyć z nich na tyle duży diament, by dać radę cokolwiek przeciąć.
Skan trwał jakąś godzinę, i wykazał dwa średniej klasy złoża pirytu, który kompletnie go nie interesował, oraz trzy małe złoża węgla. Wydrukował mapę, całe szczęście były tylko pół metra od poziomu domu. Trzeba było przekopać się w dół. Wyszedł szybkim krokiem z domu kierując się wg wskazań mapy i kiedy dotarł na miejsce, zaczął ładować Ki w dłoni by wystrzelić ją takim promieniem, który niszczył by skałę niczym laser. Musiał robić to ostrożnie by wytworzyć tyle miejsca by wykopać całość węgla, ale nie zniszczyć pokładów. To mu zajęło jakiś kwadrans, znalezienie się na odpowiednim pułapie i zebranie pół kilograma diamentów... nie był pewien czy to wystarczy, więc zabrał się za drugie złożę, z którego mniej więcej tyle samo udało mu się zebrać. To już powinno wystarczyć.
Wyszedł na zewnątrz i zaczął telekinetycznie zgniatać węgiel jaki zebrał z taką siłą, że zaczęło wytwarzać się ciśnienie. Nie jakieś tam, ale na tyle duże, że zaczęła zachodzić reakcja, która w sumie nie była znana wielu ludziom, choć może wiedzieli, że tak się po prostu dzieje, węgiel zaczął robić się biały i utwardzał się stając się diamentem. Hikaru bardzo się skupiał tworząc ów świecidełko by nic nie spartolić co w sumie było dość łatwe. Kiedy cała masa była tak mała, że mógł chwycić w dłoń, przeniósł kamyk w dłonie i zaczął z większą siłą ściskać jednocześnie formując go w coś bardziej podłużnego. Rozpalał swoją Ki przy tym by mieć pewność,m że jego siła wystarczy. To mu zajęło kilka minut, a kiedy skończył wyszło coś co ludzie zwali diamentem w formie jako tako walca. Miał jakieś dziesięć centymetrów, teraz trzeba było naostrzyć tylko. Znów zgromadził w dłoni ki by precyzyjnie, laserowo wręcz, naostrzyć nową zabawkę małpy.
To z kolei zajęło mu resztę czasu jaką Kuro poświęcił na swoją pracę. Skończyli mniej więcej w tym samym momencie, a wtedy Hikaru wzniósł ostrze ku słońcu by się mu przyjrzeć. Nie widać było zbyt wielu skaz, ale dalej miał brudne ręce.. zaraz wskoczy do wody. Potem schował do kieszeni nową zabawkę i przyjrzał się temu co zrobił Kuro. Nie całkiem o to mu chodziło, ale w sumie takie wyjście także będzie dobre. Przynajmniej na jakiś czas.
- Niezła robota, choć mogłeś zrobić to szybciej. Na razie nie ma czasu na jedzenie, tak więc teraz będziesz mógł zrobić to czego mi się już nie chce. Naczynia jakie tylko da radę wykonać z tego drewna, które przyniosłeś. Przyda się jakiś kociołek i kilka misek, potem w przyszłości pomyślimy nad zrobieniem pieca na ceramikę, to jednak w następne dni. Masz pięć minut przerwy, by oczyścić się trochę. Tak właściwie to dał uczniowi odpocząć tylko po to by mistic mógł skończyć tworzenie noża dla niego. Poszedł do lasu i poszukał odpowiedniej rękojeści. Zwykłe drewno wystarczy, choć nie ma czasu go wyszlifować to przynajmniej go wyszlifuje. Połączył w miarę ładny kawałek drewna z ostrzem po prostu wkładając ostrze niczym w masło. Trzeba było przyznać, że to całkiem niezła robota, teraz tylko związać prowizorycznie rzemieniem i to będzie wszystko. Sprawdził wyważenie i rzucił w pobliskie drzewo. Nóż wbił się do połowy, tak więc całkiem nieźle.
Wyszedł z lasu do ucznia i spojrzał na niego. Widać było zmęczenie, ale i zawziętość. Rzucił mu pod nogi nóż, a sam udał się do domu.
- Zrób te naczynia, wyszlifuj i natrzyj tłuszczem jaki jest w prowizorycznym plecaku przy ścianie domu. I pospiesz się, by tłuszcz mógł się jeszcze wchłonąć w drewno za dnia, musi wyschnąć na słońcu. Rzucił uczniowi wchodząc już do domu.
occ masz nóż z ostrzem diamentowym, czas zrobić naczynia ^^
Re: Siedziba Szkoły Światła
Sob Wrz 15, 2012 11:06 pm
Praca, praca i jeszcze więcej pracy. Ledwo znalazł się na tej planecie to ostro harował. Nie to, że mu się nie podobało, nie było źle. Przynajmniej w przeciwieństwie do Vegety tutaj jest co robić. Chłopak należał do tych, co nie bali sobie ubrudzić rączek ciężką pracą. Rozumiał, że to wszystko co robi jest potrzebne, a wręcz konieczne. Tylko tak od razu i z marszu. Było nie było to też był dla niego sprawdzian. Niemniej skorzystał z tej chwili przerwy, którą dostał. Obmył się do końca. Już, kiedy szukał bulw w jeziorze udało mu się zmyć większość ziemi z siebie ale i tak pozostawała tu i ówdzie. Założył już suchą, ponownie czysta bluzę i walnął się na trawie jak długi. W końcu to była jego przerwa. Słońce przyjemnie ogrzewało ciało i bolące dłonie. Miał ochotę na małą drzemkę, przymknął oczy i wsłuchiwał się w śpiew ptaków oraz szum wody. Nie miał pojęcia, czy i ile przespał ale coś nagle zasłoniło mu światło słoneczne. W zasadzie to nie było coś ale ktoś. Po czym padło szybkie polecenie i obok niego został rzucony jakiś przedmiot.
Kuro wstał nieco z niechęcią. Nie to, że nie chciało mu się robić ale nie chciało mu się wstawać, było tak przyjemnie. Usiadł i zaczął oglądać ów przedmiot. Mienił się kolorami tęczy odbijając światło. Wyglądem przypominał nóż. Zdziwił się nieco, równie dobrze mistik mógł mu pozwolić nauczyć się Ki-Sworda. Widział już tą technikę i zakładał, że raczej więcej trudności przy nauce by nie miał, chyba. Przypomniał sobie ile to niezliczoną ilość razy przyglądał się wojskowemu nożu ojca z symbolem księżyca w pełni i nieznanego mu zwierzęcia na rękojeści. Zawsze kiedy się pytał, co to za zwierze to otrzymywał wybitnie irytującą go odpowiedź, że dowie się w swoim czasie. Obaj bracia także mieli dostać takie same noże. Shiro już swojego nie dostanie i najwyraźniej Kuro już też nie. Tęsknił za nim. Westchnął ciężko i zabrał się do pracy. Ze sterty wydobył największy kawał drewna, aby zrobić największą z mis. Odciął niepotrzebne kawałki. Nóż był zadziwiająco ostry, a na pierwszy rzut oka na taki nie wyglądał. Rękojeść wygodnie leżała w ręce. Wydrążenie nim środka szło mu całkiem szybko. Teraz zrozumiał, że Ki-Sword to nie najlepsza technika na taką robotę. Musiał bardzo uważać, żeby sobie nim krzywdy nie zrobić. Wbijał go z boku i przeciągał naokoło aby wydrążony okrągły kloc drewna przydał się na kolejne, mniejsze naczynie. Po zrobieniu każdej ze sztuk starał się ją wygładzić i natychmiast nasmarowywał tłuszczem aby naczynie mogło już schnąć. Choć optował za metodą, którą nauczył go ojciec. Niemniej polecenie to polecenie. Zastanawiał się czy po nacieraniu takim tłuszczem potrawy zmienią smak. Cóż misy nie miały na pewno idealnych proporcji ale bardzo się starał. Nie gniewał się, że miał wykonać takie polecenie, też chciał na czymś jeść. Dziwne jednak było to, że skoro stał dom, to aż nieprawdopodobne, że nie było w nim żadnej zastawy.
Starał się nie zmarnować ani kawałka drewna. Skończył i rozprostował nogi. Przez cały czas pracował w takim skupieniu, że nie zmieniał pozycji i nawet palce mu zdrętwiały od trzymania rękojeści. Jeszcze był nie wprawiony w używaniu takiej broni. Popatrzył na leżący obok nóż. Z pewnością musiał należeć do mistrza. Rzucił okiem na porozkładane i suszące się naczynia, a następnie wstał i przeciągnął się prostując plecy. Ułożył resztki pozostałego drewna na kupce. Dziś na pewno nabył sporo wiedzy teoretycznej ale nauczył się, że nie wolno nic marnować. Zawsze stosował w domu tą zasadę ale na Vegecie i tak nie ma nic, a na tej planecie było tyle rzeczy i ze wszystkiego dało się wyciągnąć korzyści na maksa. Był ciekaw, co go jeszcze dziś czeka. Chciałby mieć też trochę czasu dla siebie, ale co by zrobił? Raczej nic, nie miał nic swojego, co mogłoby go zająć i jednocześnie sprawić przyjemność. Uczucie dużej straty wypełniało go od środka. Przypomniało mu się coś, skoro mógł już latać. Przybyły po niego trzy osoby. Wyczuł, że jedna z nich wyleciała z Ziemi w towarzystwie kogoś innego. Dobrze wiedzieć, że ten nieznany kadet żył. Skoro jednak oskarżono Kuro o jego śmierć a jednocześnie wysłana kogoś po tego chłopaka. Wybitnie nie kleiło się coś. Przynajmniej jedna z pozostałych kapsuł była na gdzieś na ziemi. Mniej więcej wyobrażał sobie jakim kierunku mógłby się udać. Plan miał nadal kilka dziur. Przede wszystkim nie umiał pilotować. A do tego musiał się dostać do niej w miarę szybko, a spodziewał się, że to oznacza prześcignąć Hikaru a to było w tej chwili zdecydowanie wykonalne. Musi coś wykombinować. Wiedział, że prędzej, czy później wpadnie mu do głowy jakiś pomysł na przechytrzenie mentora. Tak sobie stał rozmyślając, trzymając w ręce nóż aby zwrócić go właścicielowi, patrzył się gdzieś w dal i uśmiechał się pod nosem majtając kitą lekko na prawo i na lewo.
Kuro wstał nieco z niechęcią. Nie to, że nie chciało mu się robić ale nie chciało mu się wstawać, było tak przyjemnie. Usiadł i zaczął oglądać ów przedmiot. Mienił się kolorami tęczy odbijając światło. Wyglądem przypominał nóż. Zdziwił się nieco, równie dobrze mistik mógł mu pozwolić nauczyć się Ki-Sworda. Widział już tą technikę i zakładał, że raczej więcej trudności przy nauce by nie miał, chyba. Przypomniał sobie ile to niezliczoną ilość razy przyglądał się wojskowemu nożu ojca z symbolem księżyca w pełni i nieznanego mu zwierzęcia na rękojeści. Zawsze kiedy się pytał, co to za zwierze to otrzymywał wybitnie irytującą go odpowiedź, że dowie się w swoim czasie. Obaj bracia także mieli dostać takie same noże. Shiro już swojego nie dostanie i najwyraźniej Kuro już też nie. Tęsknił za nim. Westchnął ciężko i zabrał się do pracy. Ze sterty wydobył największy kawał drewna, aby zrobić największą z mis. Odciął niepotrzebne kawałki. Nóż był zadziwiająco ostry, a na pierwszy rzut oka na taki nie wyglądał. Rękojeść wygodnie leżała w ręce. Wydrążenie nim środka szło mu całkiem szybko. Teraz zrozumiał, że Ki-Sword to nie najlepsza technika na taką robotę. Musiał bardzo uważać, żeby sobie nim krzywdy nie zrobić. Wbijał go z boku i przeciągał naokoło aby wydrążony okrągły kloc drewna przydał się na kolejne, mniejsze naczynie. Po zrobieniu każdej ze sztuk starał się ją wygładzić i natychmiast nasmarowywał tłuszczem aby naczynie mogło już schnąć. Choć optował za metodą, którą nauczył go ojciec. Niemniej polecenie to polecenie. Zastanawiał się czy po nacieraniu takim tłuszczem potrawy zmienią smak. Cóż misy nie miały na pewno idealnych proporcji ale bardzo się starał. Nie gniewał się, że miał wykonać takie polecenie, też chciał na czymś jeść. Dziwne jednak było to, że skoro stał dom, to aż nieprawdopodobne, że nie było w nim żadnej zastawy.
Starał się nie zmarnować ani kawałka drewna. Skończył i rozprostował nogi. Przez cały czas pracował w takim skupieniu, że nie zmieniał pozycji i nawet palce mu zdrętwiały od trzymania rękojeści. Jeszcze był nie wprawiony w używaniu takiej broni. Popatrzył na leżący obok nóż. Z pewnością musiał należeć do mistrza. Rzucił okiem na porozkładane i suszące się naczynia, a następnie wstał i przeciągnął się prostując plecy. Ułożył resztki pozostałego drewna na kupce. Dziś na pewno nabył sporo wiedzy teoretycznej ale nauczył się, że nie wolno nic marnować. Zawsze stosował w domu tą zasadę ale na Vegecie i tak nie ma nic, a na tej planecie było tyle rzeczy i ze wszystkiego dało się wyciągnąć korzyści na maksa. Był ciekaw, co go jeszcze dziś czeka. Chciałby mieć też trochę czasu dla siebie, ale co by zrobił? Raczej nic, nie miał nic swojego, co mogłoby go zająć i jednocześnie sprawić przyjemność. Uczucie dużej straty wypełniało go od środka. Przypomniało mu się coś, skoro mógł już latać. Przybyły po niego trzy osoby. Wyczuł, że jedna z nich wyleciała z Ziemi w towarzystwie kogoś innego. Dobrze wiedzieć, że ten nieznany kadet żył. Skoro jednak oskarżono Kuro o jego śmierć a jednocześnie wysłana kogoś po tego chłopaka. Wybitnie nie kleiło się coś. Przynajmniej jedna z pozostałych kapsuł była na gdzieś na ziemi. Mniej więcej wyobrażał sobie jakim kierunku mógłby się udać. Plan miał nadal kilka dziur. Przede wszystkim nie umiał pilotować. A do tego musiał się dostać do niej w miarę szybko, a spodziewał się, że to oznacza prześcignąć Hikaru a to było w tej chwili zdecydowanie wykonalne. Musi coś wykombinować. Wiedział, że prędzej, czy później wpadnie mu do głowy jakiś pomysł na przechytrzenie mentora. Tak sobie stał rozmyślając, trzymając w ręce nóż aby zwrócić go właścicielowi, patrzył się gdzieś w dal i uśmiechał się pod nosem majtając kitą lekko na prawo i na lewo.
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Siedziba Szkoły Światła
Nie Wrz 16, 2012 1:31 pm
Kolejne minuty mijały kiedy Hikaru brał porządny prysznic. Dobrze, że do pracy zdjął swój płaszcz, strasznie ciężko z niego schodziły plamy. Dzień niemiłosiernie i bez przerwy biegł ku końcowi, ale jeszcze go trochę zostało. Na kilka godzin treningu bez wątpienia. Nie wiedział jednak co dalej począć. Nie był przekonany jakoś specjalnie czy danie uczniowi kolejnych saibamanów byłoby dobrym rozwiązaniem. Musiał wreszcie zrobić porządku ze starym sprzętem kuchennym, który albo się połamał, albo rdza go zeżarła, albo jeszcze coś się z nim stało. Właściwie rzadko go używał przez ten czas i pewnie też dlatego ten dom był w takim stanie. Mimo to zdarzało mu się przesiadywać tu i restaurować wszystko by nie rozpadło się w pewien piękny dzień. Zrobienie od nowa domu w kapsułce byłby sporym problemem.
W końcu wyszedł spod prysznica i zaczął się wycierać dalej zastanawiając się nad systemem szkolenia. Wyjrzał przez okno, stwierdził, że do teraz całkiem nieźle się spisali. Normalny człowiek zbudowałby najwyżej szałas z liści, albo postawił byle gdzie domek z pach bacha. Oni w ciągu jakichś sześciu, ośmiu godzin przerobili tak okolicę, jak chcieli, zbudowali nową rzekę, staw i zrobił nową jaskinię. Hikaru był stanowczo zadowolony z tego wszystkiego. Wychodząc na zewnątrz do połowy tylko ubrany z butami i spodniami na sobie zerknął na generator, czy też po prostu akumulator. Spokojnie energii dla nich dwóch powinno wystarczyć. Zaraz potem coś sobie przypomniał, no tak wyczyszczenie półek. Cofnął się do kuchni by wszystkie szafki otworzyć i wywalić z nich to co w nich było. Telekinetycznie wywalił wszystko przez drzwi robiąc przy tym hałas-ułożył w kupę całą zawartość. Zaraz za nimi wyszedł mistic mrużywszy oczy od silnego słońca.
- Skończyłeś ? Dobrze to wygląda. Przynajmniej nie najgorzej. Wieczorem może jakąś potrawkę przyrządzę, do tego herbata z pokrzywy. Znakomita znakomitość, jakiej na bank na tej pustyni nie doświadczyłeś. Ziemia oferuje setki rzeczy więcej niż Vegeta, nie chodzi tylko o pożywienie. Usiadł przy swoim mieczu i płaszczu spoglądając w niebo. Potem zerknął na Kurę i suszące się naczynia, cóż, może nie były znakomite, ale jak na jeden dzień pracy chyba naprawdę nie było źle. Kuro bawił się swoim nowym nabytkiem, ale chyba nie do końca wierzył, że należy teraz do niego. To Twój nóż, nie patrz tak na niego bo Ci oczy wypadną z orbit. Zrobiłem go z węgla pod tą górą nie było to trudne. Jak na prowizorkę chyba zły nie jest co ? Sayańska skóra raczej jest odporna na nawet takie ostrze, ale lepiej uważaj i nie odetnij sobie .. ogona. Te rupiecie, które przyniosłem z domu to były kiedyś talerze, miski i sztućce, mają ponad trzy wieki, więc miały prawo się zepsuć. Stąd opcja drewnianych. Mówiąc to przeciągnął się i wstał. Założył koszulę i płaszcz, a na to swój miecz i podniósł jeden z głazów, który był częścią góry.
Tylko po to by jednym sprawnym cięciem odciąć błyskawicznie wierzchołek skały i umiejscowić mniej więcej na środku polany. Przyłożył dłoń do świeżo ściętej powierzchni i zamknął na kilka sekund oczy. Pod wpływem jego ki skała zaczęła ustępować jakby była piaskiem. Tworzył w skale nieckę, wystarczająco głęboką by ugotować sporą porcję obiadu, ale to nie do tego miało mu posłużyć owo dzieło. Mocno umiejscowił kamień w ziemi i wrzucił cały szmelc jaki wywalił z szafek w kuchni prosto do wnęki jaką przed chwilą stworzył. Otworzył oczy i stworzył w otwartej dłoni kulę energii po czym wrzucił ją do wnęki. Wszystko zaczęło się topić i zamieniło się w jaskrawą masę rozgrzaną do białości.
W końcu wyszedł spod prysznica i zaczął się wycierać dalej zastanawiając się nad systemem szkolenia. Wyjrzał przez okno, stwierdził, że do teraz całkiem nieźle się spisali. Normalny człowiek zbudowałby najwyżej szałas z liści, albo postawił byle gdzie domek z pach bacha. Oni w ciągu jakichś sześciu, ośmiu godzin przerobili tak okolicę, jak chcieli, zbudowali nową rzekę, staw i zrobił nową jaskinię. Hikaru był stanowczo zadowolony z tego wszystkiego. Wychodząc na zewnątrz do połowy tylko ubrany z butami i spodniami na sobie zerknął na generator, czy też po prostu akumulator. Spokojnie energii dla nich dwóch powinno wystarczyć. Zaraz potem coś sobie przypomniał, no tak wyczyszczenie półek. Cofnął się do kuchni by wszystkie szafki otworzyć i wywalić z nich to co w nich było. Telekinetycznie wywalił wszystko przez drzwi robiąc przy tym hałas-ułożył w kupę całą zawartość. Zaraz za nimi wyszedł mistic mrużywszy oczy od silnego słońca.
- Skończyłeś ? Dobrze to wygląda. Przynajmniej nie najgorzej. Wieczorem może jakąś potrawkę przyrządzę, do tego herbata z pokrzywy. Znakomita znakomitość, jakiej na bank na tej pustyni nie doświadczyłeś. Ziemia oferuje setki rzeczy więcej niż Vegeta, nie chodzi tylko o pożywienie. Usiadł przy swoim mieczu i płaszczu spoglądając w niebo. Potem zerknął na Kurę i suszące się naczynia, cóż, może nie były znakomite, ale jak na jeden dzień pracy chyba naprawdę nie było źle. Kuro bawił się swoim nowym nabytkiem, ale chyba nie do końca wierzył, że należy teraz do niego. To Twój nóż, nie patrz tak na niego bo Ci oczy wypadną z orbit. Zrobiłem go z węgla pod tą górą nie było to trudne. Jak na prowizorkę chyba zły nie jest co ? Sayańska skóra raczej jest odporna na nawet takie ostrze, ale lepiej uważaj i nie odetnij sobie .. ogona. Te rupiecie, które przyniosłem z domu to były kiedyś talerze, miski i sztućce, mają ponad trzy wieki, więc miały prawo się zepsuć. Stąd opcja drewnianych. Mówiąc to przeciągnął się i wstał. Założył koszulę i płaszcz, a na to swój miecz i podniósł jeden z głazów, który był częścią góry.
Tylko po to by jednym sprawnym cięciem odciąć błyskawicznie wierzchołek skały i umiejscowić mniej więcej na środku polany. Przyłożył dłoń do świeżo ściętej powierzchni i zamknął na kilka sekund oczy. Pod wpływem jego ki skała zaczęła ustępować jakby była piaskiem. Tworzył w skale nieckę, wystarczająco głęboką by ugotować sporą porcję obiadu, ale to nie do tego miało mu posłużyć owo dzieło. Mocno umiejscowił kamień w ziemi i wrzucił cały szmelc jaki wywalił z szafek w kuchni prosto do wnęki jaką przed chwilą stworzył. Otworzył oczy i stworzył w otwartej dłoni kulę energii po czym wrzucił ją do wnęki. Wszystko zaczęło się topić i zamieniło się w jaskrawą masę rozgrzaną do białości.
Re: Siedziba Szkoły Światła
Nie Wrz 23, 2012 11:44 pm
Gdy usłyszał nieznany mu hałas natychmiast otrzeźwiał Zobaczył lecącą w jego stronę dziurawą patelnię i kilka widelców z powyłamywanymi zębami. Złapał swój ogon i wykonał najbardziej podstawową komendę w wojsku, czyli padnij. Rozplaszczył się na ziemi i kątem oka obserwował łatający sprzęt kuchenny. Szybko dojrzał sprawce całego zamieszania stojącego w drzwiach do domku Coś mu podpowiadało, że jeszcze nie raz będzie miał problemy przez te telepatyczne magiczne sztuczki nauczyciela. Kiedy wszystkie przedmioty wylądowały na zgrabnym stosik, chłopak mógł już wstać. Rozejrzał się nerwowo, czy aby na pewno jakiś zbłąkany wyszczerbiony przez czas nóż gdzieś jeszcze nie lata. Ucieszył się z otrzymanej pochwały, bardzo się starał i było nie było też się nad tym napracował. Po wyglądzie zastawy zrozumiał sens robienia nowych misek. Spojrzał też całościowo na domek z pewnością równie wiekowy jak sprzęty kuchenne. W sumie można by wybielić ściany z takiego kamienia co się wapień nazywał zrobić białą farbę. Ale nie wychylał się z pomysłem, uznał że nie powinien się wtrącać, no i nie wiedział, czy taki rodzaj kamienia występuje na Ziemi. Wysłuchał w milczeniu, co Hikaru mu powiedział. Taak bogactwa na tej planecie ciągle go zaskakiwały i coraz bardziej intrygowały. A, że miał ciekawską naturę i pęd do wiedzy, to chciał się dowiedzieć jeszcze więcej.
Następnie przyjrzał się jeszcze raz nowej broni. Nie znał się na tym ale wyglądało mu to na solidna i dobrą robotę. Po oświadczeniu, że teraz to Kuro będzie jego nowym właścicielem nie wiedział jak ma się zachować. Z jednej strony to bardzo przydatna rzecz, kroiła nóż jak masło. Z drugiej strony jego dług wobec mistika rósł, co powodowało, że pozostawał jeszcze bardziej od niego uzależniony, a to już mu się nie podobało. Próbował sobie przypomnieć jakiekolwiek informacje o węglu. Czytał coś o tym, że ma różne wiązania międzycząsteczkowe albo słabe jak grafit albo silne jak ………. O do stu Ozaru……diament
To niesamowity prezent. Spojrzał podejrzliwie na zapinającego swoją koszulę wojownika. Był nieufny. Dostał taki prezent od tak za nic. Do tego ten kolo dwukrotnie uratował mu życie, ta chyba jakiś kiepski sen, albo ma halucynacje. Taki prezent…..ale nie ma nic za darmo. Kuro wietrzył podstęp. Naprawdę nie wiedział, co powinien zrobić. Postanowił jednak zatrzymać go dla siebie, jako rzecz z natury przydatną. Grzecznie się skłonił i podziękował za podarek. Obserwując Hikaru jak zamienia pozostałości naczyń i sztućców w płynną masę metalu myślał jeszcze o dwóch sprawach. Chciał jakoś nosić ten nóż zawsze przy sobie. Najwygodniej i najmniej widoczny nóż byłby gdzieś w bucie, ale można by go też nosić w pasie, zwisającego na biodrze. Nie miał tylko pomysłu z czego by zrobić pochwę na ostrze, żeby mimo wszystko siebie nie pociąć i jak go umocować. Rozejrzał się dookoła,a jego wzrok spoczął na pozostawionych po mięsie rzemieniach. Kuro myślał o jeszcze jednej sprawie, pociągała go wiedza o tej planecie i może dobrze byłoby wykorzystać to, że nauczyciel wyglądał jakby dziś miał dobry dzień. Podszedł do kamienia, w którym pływała rozgrzana do białości masa metalu. Stał naprzeciw misticka i długo walczył z własnymi myślami zbieraj się na odwagę.
- Czy mógłbym wziąć sobie te pozostałe sznurki?– tu wskazał ręką na rzemyki pozostałe od rana po przenoszeniu wszystkich gratów na ich nowe miejsce zamieszkania. Zadał pytanie tak na rozgrzewkę. Z drugim szło mu gorzej.
- Eeee hmmmm …… Mógłby Pan mnie nauczyć czytać w tutejszym języku? nooooooo chciałbym się dowiedzieć więcej o tej planecie……. Tu jest tyle niesamowitych rzeczy…… chciałbym się o niej dowiedzieć więcej na przykład z książek.
Nie to, że pogardzał wiedzą mentora. Na pewno nie zasypywałby go taką ilością pytań, zresztą i tak się od nich powstrzymywał. Przynajmniej wypełniłby też sobie czas. Takie odetchnięcie od treningów. Taka z niego była dziwna małpa. Zamiast pytać się, czy Hikaru nauczy go porządnie walić przeciwników michę ten pytał o książki. Znający obyczaje mistick na pewno wiedział, że literatura była towarem deficytowym i raczej niekoniecznie pożądanym na Vegecie. Chyba, że z tym nieopierzonym młodzikiem było coś nie tak a Senzu nie zadziałało.
Następnie przyjrzał się jeszcze raz nowej broni. Nie znał się na tym ale wyglądało mu to na solidna i dobrą robotę. Po oświadczeniu, że teraz to Kuro będzie jego nowym właścicielem nie wiedział jak ma się zachować. Z jednej strony to bardzo przydatna rzecz, kroiła nóż jak masło. Z drugiej strony jego dług wobec mistika rósł, co powodowało, że pozostawał jeszcze bardziej od niego uzależniony, a to już mu się nie podobało. Próbował sobie przypomnieć jakiekolwiek informacje o węglu. Czytał coś o tym, że ma różne wiązania międzycząsteczkowe albo słabe jak grafit albo silne jak ………. O do stu Ozaru……diament
To niesamowity prezent. Spojrzał podejrzliwie na zapinającego swoją koszulę wojownika. Był nieufny. Dostał taki prezent od tak za nic. Do tego ten kolo dwukrotnie uratował mu życie, ta chyba jakiś kiepski sen, albo ma halucynacje. Taki prezent…..ale nie ma nic za darmo. Kuro wietrzył podstęp. Naprawdę nie wiedział, co powinien zrobić. Postanowił jednak zatrzymać go dla siebie, jako rzecz z natury przydatną. Grzecznie się skłonił i podziękował za podarek. Obserwując Hikaru jak zamienia pozostałości naczyń i sztućców w płynną masę metalu myślał jeszcze o dwóch sprawach. Chciał jakoś nosić ten nóż zawsze przy sobie. Najwygodniej i najmniej widoczny nóż byłby gdzieś w bucie, ale można by go też nosić w pasie, zwisającego na biodrze. Nie miał tylko pomysłu z czego by zrobić pochwę na ostrze, żeby mimo wszystko siebie nie pociąć i jak go umocować. Rozejrzał się dookoła,a jego wzrok spoczął na pozostawionych po mięsie rzemieniach. Kuro myślał o jeszcze jednej sprawie, pociągała go wiedza o tej planecie i może dobrze byłoby wykorzystać to, że nauczyciel wyglądał jakby dziś miał dobry dzień. Podszedł do kamienia, w którym pływała rozgrzana do białości masa metalu. Stał naprzeciw misticka i długo walczył z własnymi myślami zbieraj się na odwagę.
- Czy mógłbym wziąć sobie te pozostałe sznurki?– tu wskazał ręką na rzemyki pozostałe od rana po przenoszeniu wszystkich gratów na ich nowe miejsce zamieszkania. Zadał pytanie tak na rozgrzewkę. Z drugim szło mu gorzej.
- Eeee hmmmm …… Mógłby Pan mnie nauczyć czytać w tutejszym języku? nooooooo chciałbym się dowiedzieć więcej o tej planecie……. Tu jest tyle niesamowitych rzeczy…… chciałbym się o niej dowiedzieć więcej na przykład z książek.
Nie to, że pogardzał wiedzą mentora. Na pewno nie zasypywałby go taką ilością pytań, zresztą i tak się od nich powstrzymywał. Przynajmniej wypełniłby też sobie czas. Takie odetchnięcie od treningów. Taka z niego była dziwna małpa. Zamiast pytać się, czy Hikaru nauczy go porządnie walić przeciwników michę ten pytał o książki. Znający obyczaje mistick na pewno wiedział, że literatura była towarem deficytowym i raczej niekoniecznie pożądanym na Vegecie. Chyba, że z tym nieopierzonym młodzikiem było coś nie tak a Senzu nie zadziałało.
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Siedziba Szkoły Światła
Sob Wrz 29, 2012 1:47 pm
Spojrzał w niebo i uznał, że wystarczająco czasu spędzili na treningu. Robił się wieczór powoli. Za kilka godzin będzie zupełnie ciemno, w końcu byli bądź co bądź w lesie. Popatrzył na zdumionego Kuraka i uśmiechnął się w duchu. Lubił budzić podziw, to dość dziwne, czyżby stał się pazerny ? Ciekawe podejście. Być może trochę tak, ale co z tego ? Ważne by miał przeciwnika na swoim poziomie.
- Tak. Komputer ma każdy w kajucie, możesz się podłączyć do Ziemskiego Internetu dzięki czemu nauczysz się wszystkiego co będziesz potrzebował. Teraz jednak mam dla Ciebie ostatnie zajęcie treningowe. Zbliża się wieczór, więc trzeba będzie coś zjeść, ale najpierw trening na szybkość. Będę rzucał w Ciebie kamieniami, jeśli jesteś szybki, unikniesz wszystkich. Radzę jednak użyć wszelkich zasobów energii. Gotowy ? Spytał i spuścił sayana z oczu na kilka chwil by zająć się inną czynnością.
Kiedy roztopiony metal całkowicie zmienił się w gorącą masę, wyjął ją telekinetycznie obiema rękami i uformował w blok sześcianu. Musiał zebrać trochę wody ze zbiornika by zmienić roztopioną masę w stałą masę metalu, z której z kolei w późniejszym etapie zrobi sztućce i inne przydatne rzeczy. Po zetknięciu z gorącym metalem woda całkowicie wyparowała jednak oddając swoją temperaturę studząc bryłę dzięki czemu Hikaru mógł w spokoju ją postawić na ziemi. Dalej parzyła, ale nie zapali już trawy, ani nic. Wtedy zebrał kilkanaście kamyków większych i mniejszych by po chwili wprowadzić je w ruch niczym satelity okalające planetę.
- Gotowy ? Nie czekając na odpowiedź wystrzelił trzy kamyki wielkości piłki golfowej z dużą szybkością tak żeby przeleciała pomiędzy nogami ucznia. Zaraz poleciała kolejna partia dwóch, a potem trzech pocisków tak by nie trafiły celu jedynie nastraszyć. No i przygotować do walki. Zaraz potem poleciał jeden pocisk, który miał trafić centralnie w klatę. Tym razem już zaczął odpowiednio celnie rzucać. pociski nietrafione lewitowały w pewnej odległości od Kuro za nim.
- Tak. Komputer ma każdy w kajucie, możesz się podłączyć do Ziemskiego Internetu dzięki czemu nauczysz się wszystkiego co będziesz potrzebował. Teraz jednak mam dla Ciebie ostatnie zajęcie treningowe. Zbliża się wieczór, więc trzeba będzie coś zjeść, ale najpierw trening na szybkość. Będę rzucał w Ciebie kamieniami, jeśli jesteś szybki, unikniesz wszystkich. Radzę jednak użyć wszelkich zasobów energii. Gotowy ? Spytał i spuścił sayana z oczu na kilka chwil by zająć się inną czynnością.
Kiedy roztopiony metal całkowicie zmienił się w gorącą masę, wyjął ją telekinetycznie obiema rękami i uformował w blok sześcianu. Musiał zebrać trochę wody ze zbiornika by zmienić roztopioną masę w stałą masę metalu, z której z kolei w późniejszym etapie zrobi sztućce i inne przydatne rzeczy. Po zetknięciu z gorącym metalem woda całkowicie wyparowała jednak oddając swoją temperaturę studząc bryłę dzięki czemu Hikaru mógł w spokoju ją postawić na ziemi. Dalej parzyła, ale nie zapali już trawy, ani nic. Wtedy zebrał kilkanaście kamyków większych i mniejszych by po chwili wprowadzić je w ruch niczym satelity okalające planetę.
- Gotowy ? Nie czekając na odpowiedź wystrzelił trzy kamyki wielkości piłki golfowej z dużą szybkością tak żeby przeleciała pomiędzy nogami ucznia. Zaraz poleciała kolejna partia dwóch, a potem trzech pocisków tak by nie trafiły celu jedynie nastraszyć. No i przygotować do walki. Zaraz potem poleciał jeden pocisk, który miał trafić centralnie w klatę. Tym razem już zaczął odpowiednio celnie rzucać. pociski nietrafione lewitowały w pewnej odległości od Kuro za nim.
Re: Siedziba Szkoły Światła
Pon Paź 01, 2012 1:16 am
Odpowiedź bardzo go zaintrygowała. Nie wiedział, co znajduje się w domku. Sprzęt komputerowy w każdym pomieszczeniu, to było aż niewiarygodne. Tylko w jakim języku no i jeśli jest tak wiekowy jak domek, to czy w ogóle działa. Gdyby był tu Shiro to elektronika nie byłaby problemem. Chociaż z drugiej strony, szybko by coś wybuchło. Shiro zawsze wszystko paliło się w rękach. Wspomnienie brata przywołało na twarz chłopaka lekki uśmiech. Niemniej był zadowolony, gdy obczai co i jak będzie miał duży dostęp do wiedzy i aż mu się serducho ucieszyło się na tę myśl. Może nawet jakoś będzie mógł skontaktować się z Vegetą, z ojcem i Zorą.
Kolejna część wypowiedzi Misticka, jakoś go nie zaskoczyła, spodziewał się, że to nie koniec atrakcji na dziś. Pomysł na trening szybkości brzmiał całkiem ciekawie. Szybkość to był problem, którego Kuro nie umiał rozwiązać. Ze strony trenerów w Akademii nie miał co liczyć na pomoc w rozwiązaniu tego problemu. Kombinował sam, dlatego wymykał się nocami poza teren Akademii i ćwiczył, ale to nie przynosiło jakichś zawrotnych efektów. Trochę niemrawo odpowiedział na pierwsze pytanie:
- Taaaak Chyba…. Tak
Ku jego zdziwieniu Hikaru zabrał się za stopioną masę metalu. Skorzystał z okazji i podszedł do leżących na ziemi sznurków, o które się pytał i zabrał je, po czym wraz z nożem położył pod drzewem obok swojej zbroi. Cały czas bacznie obserwował poczynania Mistrza, aby ten przypadkiem nie rozpoczął treningu z zaskoczenia. Nim Hikaru skończył, Kuro zdążył wrócić na swoje miejsce. Tym razem był gotowy i już z większym zapałem odpowiedział
- Gotowy!
Stanął w lekkim rozkroku na ugiętych nogach, żeby być gotowy do natychmiastowego uniku, a dłonie zacisnął w pięści. W końcu co może być trudnego w unikaniu kamyczków? Obserwował jak pozbierane kamienie nagle zaczynają się unosić w górę i wirować w powietrzu obok mentora. Nagle dało się słyszeć tylko świst i trzy kamienie przeleciały mu miedzy nogami, zaraz pięć innych przeleciało w różnych miejscach tuż obok niego.
- Ojoj
Teraz już był pewien, że to nie będzie zwykłe rzucanie kamyczkami. To nie będzie zabawa, tylko poważne ćwiczenie. Musi się maksymalnie skupić i dać z siebie maksimum. Naprężył mięśnie jeszcze bardziej. Zauważył kolejny lecący centralnie w środek klatki piersiowej. Zrobił półobrót na prawej piacie wyginając ciało do tyłu. Zdążył w ostatniej chwili, kamień lekko musnął materiał i poleciał dalej. Młody Saiyan powiódł odruchowo za nim wzrokiem i zobaczył wcześniejsze pięć kamieni wiszących w powietrzu o kilka metrów za nim. To jakiś pokręcony koszmar – przemknęło mu przez myśl. Czasu na myślenie nie było dużo, właściwie wcale go nie było. Musiał uwijać się, jak w ukropie. Kamienie bombardowały go zewsząd. Słyszał, widział je i czuł pęd powietrza, gdy przelatywały tuż obok, choć nie był w stanie na raz ustalać, gdzie każdy z nich się znajduje.
Na początek postanowił aktywować białą aurę. Przemiana nie dodawała mu szybkości ale chciał przyzwyczaić swój organizm do niej. Nie miał ku temu wcześniej możliwości, więc postanowił wykorzystać okazję. Wydawało mu się, że jeśli będzie pilnował poziom utraty Ki na tę przemianę to powinno być wszystko w porządku. Chciał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Sam dołożył sobie dodatkowy ciężar pilnowania utrzymania przemiany i konieczność wymuszonej większej koncentracji na swoim ciele.
Szybko nauczył się, że musi trzymać ogon jak najbliżej siebie. Długa kita strasznie przeszkadzała przy konieczności nagłej zmiany kierunku. Owinął ogon wokół pasa i od razu było mu swobodniej. Nie był szybki i dobrze o tym wiedział. Obrywał raz za razem ale się nie zrażał, choć razy były bolesne i pozostawiały fioletowe siniaki. Najczęściej ciosy czuł na dłoniach, rękach, udach i kostkach. Miał dobre buty więc trafienia w nogi nie powodowały aż takiego bólu. Mógł założyć zbroję ale na żal było już za późno. Zdecydowanie wykonywał za dużo nie potrzebnych ruchów, czego jeszcze nie wiedział. Skakał, jakby mu się ziemia paliła pod nogami. Robił piruety niczym w balecie i uskuteczniał pozycje niczym cyrkowy akrobata na linie, próbujący utrzymać równowagę. Do tego dochodziły jeszcze najróżniejsze pady oraz przewroty Robił to wszystko niezależnie czy był na ziemi, czy w powietrzu. Przynajmniej w tej nieciekawej sytuacji miał jeden atut. Bieganie kółek w koszarach i ćwiczenia na obrzeżach pustyni wyrobiły w nim większą wytrzymałość. Męczył się trochę wolniej. No ale któż by się nie męczył, przy takiej bieganinie i skokach? Starał się jak mógł, nawet udało mu się złapać kilka kamieni i odrzucić w stronę Hikaru. Nie robił tego na pokaz, zresztą owe kamienie zaraz wracały, dodatkowo boleśnie mu przypominając, żeby znał swoje miejsce. Dezaktywował aurę pozostawiając sobie zapas około 1/3 Ki, w razie co. Nie wiedział jak długo tak robi uniki. Z czasem zmęczenie dawało mu się we znaki coraz mocniej. Miał sucho w gardle i dyszał coraz głośniej, a pot lał się z niego strumieniami. Próbował jakoś tak omijać łatające naokoło kamyki aby dostać się do wykopanej rzeczki ale to mu się nie udawało. Jakby Hikaru tak kierował kamieniami, aby odciąć mu dostęp do wody. Kuro był gotów na co najmniej sto kolejnych siniaków, aby tylko móc napić się choćby łyka.
Nie w tą, to kombinował w druga stronę. Saiya-jin sądził, że w okolicy domku Mistrz będzie wolniej i ostrożniej sterował kamieniami, a może nawet uda mu się dać nura za górę na kilka sekund i odpocznie. Tutaj też się nie udawało. Chłopak czuł się wręcz uwięziony na niewielkiej przestrzeni i do tego pod ciągłym obstrzałem. Naturalnie z biegiem czasu zwalniał i wykonywał ze zmęczenia mniej ruchów. Już nie skakał jak małpa na koksie tylko stojąc na ziemi starał się robić jak najwięcej uników. W pewnym momencie, gdzieś pod koniec treningu miał nawet niewielki kryzys w ćwiczeniu. Za wolno się obrócił i zarobił dwoma kamieniami prosto w prawy policzek, a następnie kolejnym w czoło nad prawą powieką. To były pierwsze ciosy, jakie otrzymał w twarz i głowę, aż go zamroczyło. Siła ciosu była tak duża, że jego ciało obróciło się kilka razy w miejscu, po czym Kuro runął twarzą do ziemi. Ciężko oddychał, czuł klujący ból w płucach, za każdym razem, gdy nabierał powietrze. W pierwszej chwili był przekonany, że już się nie podniesie, że nie wykrzesze z siebie już ani grama siły. Przez chwilę nic się nie działo, za to czuł jak po prawej stronie twarzy spływa na trawę ciepła krew. Minęło jeszcze kilka sekund i poczuł uderzenie kamienia miedzy łopatkami. Nie reagował. Kolejne uderzenie nastąpiło poniżej łopatek a za nim wzdłuż kręgosłupa kolejne. Wbił palce w ziemie i zacisnął w pięść. Ledwo zipał ale nie mógł pozwolić, żeby złamały go jakieś kamyczki. Trenerzy tego nie zrobili, strażnicy więzienni też go nie złamali, tym bardziej durny kawał skały tego nie zrobi. Podczas starcia z Zaurusem, też nie będzie przerwy na herbatkę.
- Zobaczysz pokonam Cię, odbiorę ci to, co mi zabrałeś. – wymamrotał do siebie pod nosem na myśl o mordercy brata.
Wyprostował nogi i ręce, blokując je w łokciach i kolanach nim kolejny kamień trafił go w pośladek, przynajmniej tak przypuszczał. Owy pocisk przeleciał po nim. Odbił się od ziemi i ponownie powrócił do treningu. Z rozciętego kamieniem łuku brwiowego sączyła się krew utrudniając widoczność. Na szczęście rozcięcie nie było poważne, a krew szybko zakrzepła. W takich momentach jego upór stawał się cechą pozytywną, nie poddawał się, nawet jak szło mu źle. A im bardziej był wykończony, tym gorzej mu szło. Niemniej w jego oczach było widać zawziętość. Obrywał i upadał ale uderzał pięścią w ziemię, żeby jakoś samemu zmotywować się do działania i stawał naprzeciw swoim przeciwnikom. Już nie tylko unikał ciosów ale starł się też osłonić przed nimi przyjmując uderzenia na ręce lub odbijając. Przy takim obiciu mógł stać się postacią przewodnią kampanii „Stop przemocy w rodzinie” i z powodzeniem prezentował styl pijanego mistrza. Dawał z siebie wszystko. Rozumiał, że to nie był czas ani na dąsy, ani na wygłupy. Zdążył się zorientować, że stawia mu się wysoko poprzeczkę i też chciał pokazać, że i on sam dużo od siebie wymaga oraz, że pomimo swojego trudnego charakteru potrafi podchodzić poważnie do wyznaczonych zadań.
OCC:
- Post treningowy
- Ki do 575
Kolejna część wypowiedzi Misticka, jakoś go nie zaskoczyła, spodziewał się, że to nie koniec atrakcji na dziś. Pomysł na trening szybkości brzmiał całkiem ciekawie. Szybkość to był problem, którego Kuro nie umiał rozwiązać. Ze strony trenerów w Akademii nie miał co liczyć na pomoc w rozwiązaniu tego problemu. Kombinował sam, dlatego wymykał się nocami poza teren Akademii i ćwiczył, ale to nie przynosiło jakichś zawrotnych efektów. Trochę niemrawo odpowiedział na pierwsze pytanie:
- Taaaak Chyba…. Tak
Ku jego zdziwieniu Hikaru zabrał się za stopioną masę metalu. Skorzystał z okazji i podszedł do leżących na ziemi sznurków, o które się pytał i zabrał je, po czym wraz z nożem położył pod drzewem obok swojej zbroi. Cały czas bacznie obserwował poczynania Mistrza, aby ten przypadkiem nie rozpoczął treningu z zaskoczenia. Nim Hikaru skończył, Kuro zdążył wrócić na swoje miejsce. Tym razem był gotowy i już z większym zapałem odpowiedział
- Gotowy!
Stanął w lekkim rozkroku na ugiętych nogach, żeby być gotowy do natychmiastowego uniku, a dłonie zacisnął w pięści. W końcu co może być trudnego w unikaniu kamyczków? Obserwował jak pozbierane kamienie nagle zaczynają się unosić w górę i wirować w powietrzu obok mentora. Nagle dało się słyszeć tylko świst i trzy kamienie przeleciały mu miedzy nogami, zaraz pięć innych przeleciało w różnych miejscach tuż obok niego.
- Ojoj
Teraz już był pewien, że to nie będzie zwykłe rzucanie kamyczkami. To nie będzie zabawa, tylko poważne ćwiczenie. Musi się maksymalnie skupić i dać z siebie maksimum. Naprężył mięśnie jeszcze bardziej. Zauważył kolejny lecący centralnie w środek klatki piersiowej. Zrobił półobrót na prawej piacie wyginając ciało do tyłu. Zdążył w ostatniej chwili, kamień lekko musnął materiał i poleciał dalej. Młody Saiyan powiódł odruchowo za nim wzrokiem i zobaczył wcześniejsze pięć kamieni wiszących w powietrzu o kilka metrów za nim. To jakiś pokręcony koszmar – przemknęło mu przez myśl. Czasu na myślenie nie było dużo, właściwie wcale go nie było. Musiał uwijać się, jak w ukropie. Kamienie bombardowały go zewsząd. Słyszał, widział je i czuł pęd powietrza, gdy przelatywały tuż obok, choć nie był w stanie na raz ustalać, gdzie każdy z nich się znajduje.
Na początek postanowił aktywować białą aurę. Przemiana nie dodawała mu szybkości ale chciał przyzwyczaić swój organizm do niej. Nie miał ku temu wcześniej możliwości, więc postanowił wykorzystać okazję. Wydawało mu się, że jeśli będzie pilnował poziom utraty Ki na tę przemianę to powinno być wszystko w porządku. Chciał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Sam dołożył sobie dodatkowy ciężar pilnowania utrzymania przemiany i konieczność wymuszonej większej koncentracji na swoim ciele.
Szybko nauczył się, że musi trzymać ogon jak najbliżej siebie. Długa kita strasznie przeszkadzała przy konieczności nagłej zmiany kierunku. Owinął ogon wokół pasa i od razu było mu swobodniej. Nie był szybki i dobrze o tym wiedział. Obrywał raz za razem ale się nie zrażał, choć razy były bolesne i pozostawiały fioletowe siniaki. Najczęściej ciosy czuł na dłoniach, rękach, udach i kostkach. Miał dobre buty więc trafienia w nogi nie powodowały aż takiego bólu. Mógł założyć zbroję ale na żal było już za późno. Zdecydowanie wykonywał za dużo nie potrzebnych ruchów, czego jeszcze nie wiedział. Skakał, jakby mu się ziemia paliła pod nogami. Robił piruety niczym w balecie i uskuteczniał pozycje niczym cyrkowy akrobata na linie, próbujący utrzymać równowagę. Do tego dochodziły jeszcze najróżniejsze pady oraz przewroty Robił to wszystko niezależnie czy był na ziemi, czy w powietrzu. Przynajmniej w tej nieciekawej sytuacji miał jeden atut. Bieganie kółek w koszarach i ćwiczenia na obrzeżach pustyni wyrobiły w nim większą wytrzymałość. Męczył się trochę wolniej. No ale któż by się nie męczył, przy takiej bieganinie i skokach? Starał się jak mógł, nawet udało mu się złapać kilka kamieni i odrzucić w stronę Hikaru. Nie robił tego na pokaz, zresztą owe kamienie zaraz wracały, dodatkowo boleśnie mu przypominając, żeby znał swoje miejsce. Dezaktywował aurę pozostawiając sobie zapas około 1/3 Ki, w razie co. Nie wiedział jak długo tak robi uniki. Z czasem zmęczenie dawało mu się we znaki coraz mocniej. Miał sucho w gardle i dyszał coraz głośniej, a pot lał się z niego strumieniami. Próbował jakoś tak omijać łatające naokoło kamyki aby dostać się do wykopanej rzeczki ale to mu się nie udawało. Jakby Hikaru tak kierował kamieniami, aby odciąć mu dostęp do wody. Kuro był gotów na co najmniej sto kolejnych siniaków, aby tylko móc napić się choćby łyka.
Nie w tą, to kombinował w druga stronę. Saiya-jin sądził, że w okolicy domku Mistrz będzie wolniej i ostrożniej sterował kamieniami, a może nawet uda mu się dać nura za górę na kilka sekund i odpocznie. Tutaj też się nie udawało. Chłopak czuł się wręcz uwięziony na niewielkiej przestrzeni i do tego pod ciągłym obstrzałem. Naturalnie z biegiem czasu zwalniał i wykonywał ze zmęczenia mniej ruchów. Już nie skakał jak małpa na koksie tylko stojąc na ziemi starał się robić jak najwięcej uników. W pewnym momencie, gdzieś pod koniec treningu miał nawet niewielki kryzys w ćwiczeniu. Za wolno się obrócił i zarobił dwoma kamieniami prosto w prawy policzek, a następnie kolejnym w czoło nad prawą powieką. To były pierwsze ciosy, jakie otrzymał w twarz i głowę, aż go zamroczyło. Siła ciosu była tak duża, że jego ciało obróciło się kilka razy w miejscu, po czym Kuro runął twarzą do ziemi. Ciężko oddychał, czuł klujący ból w płucach, za każdym razem, gdy nabierał powietrze. W pierwszej chwili był przekonany, że już się nie podniesie, że nie wykrzesze z siebie już ani grama siły. Przez chwilę nic się nie działo, za to czuł jak po prawej stronie twarzy spływa na trawę ciepła krew. Minęło jeszcze kilka sekund i poczuł uderzenie kamienia miedzy łopatkami. Nie reagował. Kolejne uderzenie nastąpiło poniżej łopatek a za nim wzdłuż kręgosłupa kolejne. Wbił palce w ziemie i zacisnął w pięść. Ledwo zipał ale nie mógł pozwolić, żeby złamały go jakieś kamyczki. Trenerzy tego nie zrobili, strażnicy więzienni też go nie złamali, tym bardziej durny kawał skały tego nie zrobi. Podczas starcia z Zaurusem, też nie będzie przerwy na herbatkę.
- Zobaczysz pokonam Cię, odbiorę ci to, co mi zabrałeś. – wymamrotał do siebie pod nosem na myśl o mordercy brata.
Wyprostował nogi i ręce, blokując je w łokciach i kolanach nim kolejny kamień trafił go w pośladek, przynajmniej tak przypuszczał. Owy pocisk przeleciał po nim. Odbił się od ziemi i ponownie powrócił do treningu. Z rozciętego kamieniem łuku brwiowego sączyła się krew utrudniając widoczność. Na szczęście rozcięcie nie było poważne, a krew szybko zakrzepła. W takich momentach jego upór stawał się cechą pozytywną, nie poddawał się, nawet jak szło mu źle. A im bardziej był wykończony, tym gorzej mu szło. Niemniej w jego oczach było widać zawziętość. Obrywał i upadał ale uderzał pięścią w ziemię, żeby jakoś samemu zmotywować się do działania i stawał naprzeciw swoim przeciwnikom. Już nie tylko unikał ciosów ale starł się też osłonić przed nimi przyjmując uderzenia na ręce lub odbijając. Przy takim obiciu mógł stać się postacią przewodnią kampanii „Stop przemocy w rodzinie” i z powodzeniem prezentował styl pijanego mistrza. Dawał z siebie wszystko. Rozumiał, że to nie był czas ani na dąsy, ani na wygłupy. Zdążył się zorientować, że stawia mu się wysoko poprzeczkę i też chciał pokazać, że i on sam dużo od siebie wymaga oraz, że pomimo swojego trudnego charakteru potrafi podchodzić poważnie do wyznaczonych zadań.
OCC:
- Post treningowy
- Ki do 575
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Siedziba Szkoły Światła
Pon Paź 08, 2012 3:35 pm
Kuro był bardzo wolny i nieporadny, robił mnóstwo pajacowych ruchów, kompletnie nie potrzebnych w czasie uników. Widać było, że nie potrafił kontrolować ciała, ale był na dobrej drodze. Hikaru nie bardzo wiedział jak podciągnąć jego zdolności by ten w końcu zdał sobie sprawę ze swojego ciała. Inaczej będzie dalej wykonywał wiele nie potrzebnych ruchów przez co nie wykorzysta swojej siły i szybkości wystarczająco. Kiedy bombardował ucznia kamieniami, często robił płynne ruchy, kiedy kamień uderzył w ciało odbijał się i wracał gdzieś do okręgu, na którejś z płaszczyzn. Jeśli nie trafił, przelatywał za sayana i także łączył się z pierścieniem reszty kamieni. Trwało to prawie do zachodu słońca, czyli jakieś półtorej godziny. W ostatnich promieniach gwiazdy, która dała życie na Ziemi Hikaru puścił wszystkie pociski, a te po prostu poleciały w dół prawie bez dźwięku.
- Wystarczy na dziś. To już wszystko co Ci wymyśliłem. Będziemy ten trening powtarzać codziennie aż nauczysz się używać świadomie każdego włoska na ogonie, każdej komórki ciała. Jesteś już w miarę silny, ale technika została daleko za murzynami. Rozpal ognisko, a ja przyniosę trochę mięsa. Jak powiedział, tak zrobił. Poszedł do lasu by przynieść coś świeżego, wyczuwał bez problemu zwierzęta, te duże jak i małe, więc bez problemu znalazł odpowiednio duże by było jedzenia na kilka dni. Znalazł kilka mniejszych zwierzaków, gadów, wyglądających trochę jak krokodyle, być może należały do tego gatunku, tylko innej odnogi. Żyły w stadach po pięć sztuk, i tyle właśnie upolował. Kiedy już wrócił słońce całkiem zaszło i panowała ciemność. Rozświetlana tylko przez małe ognisko wykonane przez Kurę. Widać było, że miał zakwasy, miał sztywne i powolne ruchy. Telekinetycznie rozpiął pseudo torbę, w której trzymali mięso z rana i postawił płaskim talerzu z kamienia, który wyciągnął z jeziorka. Przeniósł je nad ogień, a nowe mięso wrzucił pod drzwi do domu. Zajmie się nim później.
- Wystarczy na dziś. To już wszystko co Ci wymyśliłem. Będziemy ten trening powtarzać codziennie aż nauczysz się używać świadomie każdego włoska na ogonie, każdej komórki ciała. Jesteś już w miarę silny, ale technika została daleko za murzynami. Rozpal ognisko, a ja przyniosę trochę mięsa. Jak powiedział, tak zrobił. Poszedł do lasu by przynieść coś świeżego, wyczuwał bez problemu zwierzęta, te duże jak i małe, więc bez problemu znalazł odpowiednio duże by było jedzenia na kilka dni. Znalazł kilka mniejszych zwierzaków, gadów, wyglądających trochę jak krokodyle, być może należały do tego gatunku, tylko innej odnogi. Żyły w stadach po pięć sztuk, i tyle właśnie upolował. Kiedy już wrócił słońce całkiem zaszło i panowała ciemność. Rozświetlana tylko przez małe ognisko wykonane przez Kurę. Widać było, że miał zakwasy, miał sztywne i powolne ruchy. Telekinetycznie rozpiął pseudo torbę, w której trzymali mięso z rana i postawił płaskim talerzu z kamienia, który wyciągnął z jeziorka. Przeniósł je nad ogień, a nowe mięso wrzucił pod drzwi do domu. Zajmie się nim później.
Re: Siedziba Szkoły Światła
Sro Paź 10, 2012 12:13 am
Słowo „wystarczy” było jak miód na jego uszy. Nagle kamienie krążące naokoło opadły na trawę. Kilka sekund później dołączył do nich i Kuro opadając plecami na ziemię. Leżał rozciągnięty niczym na krzyżu i dyszał ciężko. Ten trening dał mu się ostro we znaki i chłopak był szczęśliwy, że to koniec na dziś. Poleżał trochę, aż wyrównał oddech. Jednak w końcu trzeba było ruszyć kości i wstać. Kuro, jako rodowity Saiyan doskonale reagował na informację o zbliżającym się posiłku. Gdyby nie to, to pewnie leżałby tak jeszcze z godzinkę. Gdy tylko zaczął się podnosić, momentalnie odczuł skutki całodziennej pracy. Zabolały go wszystkie mięśnie, a szczególnie łydki. Dopiero teraz dostrzegł zbliżającą się ciemność na horyzoncie, nawet nie zauważył, jak szybko upłynął czas. Powolnym i nieco pijackim krokiem, na sztywnych nogach poczłapał w stronę rzeczki, którą dziś wykopał. Wsadził głowę i łapczywie wypijał wodę, aż zaspokoił pragnienie. Następnie tym samym krokiem udał się w najbliższe krzaki zebrać trochę drewna na opał. Zrobił jeszcze tak kilak rundek nim ułożył odpowiedni stosik i podpalił Ki-blasterem. Buchnął płomień ale zdaniem kadeta, ognisko było jeszcze zbyt małe. Sycząc z bólu co jakiś czas ponownie rozpoczął poszukiwanie gałęzi i patyków. Dorzucał ostatnią partię, gdy z lasu wyszedł Hikaru niosąc jakieś dziwne stworzenia. Chłopak przysiadł przy ogniu i rozmasowywał ręką dwa dorodne siniaki na prawym policzku – efekt nieudanej próby ucieczki przed kamieniami. Przyjemne ciepło bijące od płomieni rozchodziło się po zesztywniałych mięśniach młodzika. Odwinął ogon z okolic bioder i przesunął go także w okolice ognia. Chłopak w milczeniu obserwował poczynania mistika. Zastanawiał się, jak to możliwe, że wojownik nie był zmęczony tak długotrwałą koncentracją. Właściwie to wyglądało, tak jakby ten stan był dla niego naturalny, aż za bardzo.
Młody Saiya-jin nadal nie wypowiedział żadnego słowa. Tkwi na swoim miejscu, co jakiś czas głębiej wdychając zapach mięsa z przyprawami. Nic dziwnego, w końcu czuł taki aromat pierwszy raz w życiu. Natomiast dziwne, było całkowite milczenie. To mogło zwiastować tylko dwie rzeczy: albo coś knuł, albo był zmęczony. W tym wypadku górę wzięła druga opcja. W ciągu 24 godzin zmieniło się jego życie. Zmienił klimat, na prawie całkiem odmienny. Z ciemnej i zatęchłej celi o wymiarach około 4 do 6 metrów kwadratowych pozostało wspomnienie zamienione na całodzienną pracę na powietrzu przy światła słonecznego. Być może z powodu tej zmiany ostatni trening nie poszedł mu zbyt dobrze. Był jak zerwany ze smyczy. Przez miesiąc przebywał w końcu w ciasnym pomieszczeniu, gdzie o ruchu nie mogło być mowy. Kuro nie potrzebował komentarza od nauczyciela n ten temat, po ilości trafień domyślał się opinii.
Rozmyślał jeszcze o tym, co powiedział Hikaru. Świadomie używać każdego włoska na ogonie…..i o co do cholery może chodzić, po co coś takiego? W każdym razie, skoro każą mu się takiego czegoś uczyć, to czemuś to musi służyć, tylko do diabła czemu? Ojciec zawsze kazał mu kombinować samemu, w kwestii szukania swoich wad i eliminowania ich. Kurokara ingerował dopiero wtedy, kiedy widział, że synowie podążają w zupełnie inną stronę aby rozwiązać problem, dając małe podpowiedzi. Chłopak postanowił odłożyć na jutro zastanawianie się, co podczas tego treningu robił nie tak, był zbyt zmęczony. Może trening nie był ekstremalnie ciężki ale był inny. Do tego ta zmiana warunków. Ogoniasty wiedział, że jeszcze się rozkręci.
Powrócił z otchłani myśli przypatrując się temu, co Hikaru robił z ich kolacją. Teraz też się uczył. \Miał nadzieję, że ta wiedza pomoże mu jakoś utrzymać mieszkańców wioski przy życiu. Jako następna głowa rodu był za nich odpowiedzialny.
Młody Saiya-jin nadal nie wypowiedział żadnego słowa. Tkwi na swoim miejscu, co jakiś czas głębiej wdychając zapach mięsa z przyprawami. Nic dziwnego, w końcu czuł taki aromat pierwszy raz w życiu. Natomiast dziwne, było całkowite milczenie. To mogło zwiastować tylko dwie rzeczy: albo coś knuł, albo był zmęczony. W tym wypadku górę wzięła druga opcja. W ciągu 24 godzin zmieniło się jego życie. Zmienił klimat, na prawie całkiem odmienny. Z ciemnej i zatęchłej celi o wymiarach około 4 do 6 metrów kwadratowych pozostało wspomnienie zamienione na całodzienną pracę na powietrzu przy światła słonecznego. Być może z powodu tej zmiany ostatni trening nie poszedł mu zbyt dobrze. Był jak zerwany ze smyczy. Przez miesiąc przebywał w końcu w ciasnym pomieszczeniu, gdzie o ruchu nie mogło być mowy. Kuro nie potrzebował komentarza od nauczyciela n ten temat, po ilości trafień domyślał się opinii.
Rozmyślał jeszcze o tym, co powiedział Hikaru. Świadomie używać każdego włoska na ogonie…..i o co do cholery może chodzić, po co coś takiego? W każdym razie, skoro każą mu się takiego czegoś uczyć, to czemuś to musi służyć, tylko do diabła czemu? Ojciec zawsze kazał mu kombinować samemu, w kwestii szukania swoich wad i eliminowania ich. Kurokara ingerował dopiero wtedy, kiedy widział, że synowie podążają w zupełnie inną stronę aby rozwiązać problem, dając małe podpowiedzi. Chłopak postanowił odłożyć na jutro zastanawianie się, co podczas tego treningu robił nie tak, był zbyt zmęczony. Może trening nie był ekstremalnie ciężki ale był inny. Do tego ta zmiana warunków. Ogoniasty wiedział, że jeszcze się rozkręci.
Powrócił z otchłani myśli przypatrując się temu, co Hikaru robił z ich kolacją. Teraz też się uczył. \Miał nadzieję, że ta wiedza pomoże mu jakoś utrzymać mieszkańców wioski przy życiu. Jako następna głowa rodu był za nich odpowiedzialny.
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Siedziba Szkoły Światła
Sob Paź 13, 2012 10:08 pm
Właściwie to wiedział, że Kuro nie wiele rozumie z kontroli ciała.. będzie trzeba mu pokazać kiedyś o co tak naprawdę chodzi. Pora najwyższa by wywołać w nim pierwszą złotowłosą przemianę. Ma wystarczająco dużą moc. Patrzył na mięso, które było w sumie odgrzewane z poranka, ale dalej zachowało swój smak. Napełnił kubki wodą i postawił na ogniu by zagotować płyn. Potem wrzucił na gorącą, ale nie wrzącą zioła jakie wcześniej młody sayan zebrał. Kiedy się zaparzyło podał kubek uczniowi, a drugi sam wziął.
- Dobrze jest czasem coś wypić do jedzenia... coś poza wodą. Powiedział usadawiając się wygodnie patrząc to na ogień, to na ciemne, gwieździste niebo. Czuł, że sam potrzebuje treningu, ale nie potrafił czerpać przyjemności ze zwykłego markowania ciosów czy podnoszenia ciężarów... potrzebował walki, takiej jak z Greeenezem.
Może jak wyuczy Kurę wreszcie będzie mógł mieć porządnego sparing partnera. Od jutrzejszego dnia Hikaru dołoży wszelkich starań by jego uczeń opanował poziom ssj. Zerknął co z mięsem, kiedy stwierdził, że ujdzie w tłoku wziął jeden kawałek i zaczął jeść. Popijał drobiną naparu zatopiony w swoich myślach. Jadł po cichu w sumie był dość zmęczony po całym dniu, czas będzie spać niedługo.
- Dobrze jest czasem coś wypić do jedzenia... coś poza wodą. Powiedział usadawiając się wygodnie patrząc to na ogień, to na ciemne, gwieździste niebo. Czuł, że sam potrzebuje treningu, ale nie potrafił czerpać przyjemności ze zwykłego markowania ciosów czy podnoszenia ciężarów... potrzebował walki, takiej jak z Greeenezem.
Może jak wyuczy Kurę wreszcie będzie mógł mieć porządnego sparing partnera. Od jutrzejszego dnia Hikaru dołoży wszelkich starań by jego uczeń opanował poziom ssj. Zerknął co z mięsem, kiedy stwierdził, że ujdzie w tłoku wziął jeden kawałek i zaczął jeść. Popijał drobiną naparu zatopiony w swoich myślach. Jadł po cichu w sumie był dość zmęczony po całym dniu, czas będzie spać niedługo.
Re: Siedziba Szkoły Światła
Wto Paź 16, 2012 6:48 pm
Młody Saiyan patrzył jak jego nowy mentor wszyje zebrane rano liście pokrzywy do wody i robi iż tego napój. Podziękował za podanie kubka. Naczynie było gorące ale przynajmniej ogrzewało ręce. Kuro najpierw powąchał zawartość, by następnie skosztować małego łyka. Napar był cierpki, aż skrzywił się na twarzy. Niemniej i tak był smaczniejszy niż zimna surowa woda z rzeczki. Wstał, krokiem staruszka połamanego artretyzmem podszedł pod pobliskie drzewo i zabrał spod niego pozostawiony wcześniej pancerz oraz diamentowy nóż i wrócił na swoje miejsce.
Ukradkiem starał się obserwować dalsze poczynania Hikaru. Widział, jak srebrnowłosy sięgnął po kawałek mięsa i jadł w milczeniu. Kuro nie wiedział, co ma zrobić, cóż rano nie dane mu było spróbować tej potrawy. Nie był pewien, czy teraz też może. Mimo to nieśmiało sięgnął po jeden z mniejszych kawałków i ugryzł kawałek. To była dla niego symfonia smaków, a mięso rozpływało się w ustach. Nic równie dobrego jeszcze nie jadł w swoim życiu. Jadł powoli, delektując się każdym kęsem, a ponieważ nie usłyszał od Mistrza żadnego słowa sprzeciwu już nieco śmielej sięgnął po kolejny kawałek mięsa. Jadł i popijał gorącym naparem z pokrzyw, oblizując się ze smakiem co jakiś czas. Zrobiło mu się ciepło i sennie. Dookoła panowała cisza, widać było, że Mistick pochłonięty jest własnymi myślami. Chłopakowi zaczęło się nudzić, gdy kilka metrów za plecami Hikaru dostrzegł ruszające się zarośla. Z bujnych krzaków wyjrzała głowa jakiegoś zwierzęcia. Kuro już widział stworzenie o podobnej głowie ale nie wiedział, jak się nazywa. To był wilk, dość wyjątkowy, bo całym białym łbie. Zresztą wilk na całym ciele miał białe futro, czego Saiyan już nie widział. Obaj patrzyli na siebie, Kuro z zaciekawieniem, natomiast wilk patrzył na dwóch osobników, którzy postanowili osiedlić się na jego terenie łowieckim. Najwyraźniej wilk oceniwszy, że nie ma wyboru i musi się podzielić terenem głabnął w potężne zębiska kicającego zająca i wrócił w zarośla. Chłopak westchnął i przeżuwając kolejny kawałek mięsa spojrzał gdzieś w dal. Na horyzoncie, gdzie widać było jeszcze ostatnie pasma zachodzącego słońca niebo mieniło się w odcieniach czerwieni. Kuro wspomniał wtedy o utraconym domu.
OCC:
- Regeneracji KI po posiłku.
- Dobra czas iść w kimono.
- Hik, tylko nie upoluj tego wilka……
Ukradkiem starał się obserwować dalsze poczynania Hikaru. Widział, jak srebrnowłosy sięgnął po kawałek mięsa i jadł w milczeniu. Kuro nie wiedział, co ma zrobić, cóż rano nie dane mu było spróbować tej potrawy. Nie był pewien, czy teraz też może. Mimo to nieśmiało sięgnął po jeden z mniejszych kawałków i ugryzł kawałek. To była dla niego symfonia smaków, a mięso rozpływało się w ustach. Nic równie dobrego jeszcze nie jadł w swoim życiu. Jadł powoli, delektując się każdym kęsem, a ponieważ nie usłyszał od Mistrza żadnego słowa sprzeciwu już nieco śmielej sięgnął po kolejny kawałek mięsa. Jadł i popijał gorącym naparem z pokrzyw, oblizując się ze smakiem co jakiś czas. Zrobiło mu się ciepło i sennie. Dookoła panowała cisza, widać było, że Mistick pochłonięty jest własnymi myślami. Chłopakowi zaczęło się nudzić, gdy kilka metrów za plecami Hikaru dostrzegł ruszające się zarośla. Z bujnych krzaków wyjrzała głowa jakiegoś zwierzęcia. Kuro już widział stworzenie o podobnej głowie ale nie wiedział, jak się nazywa. To był wilk, dość wyjątkowy, bo całym białym łbie. Zresztą wilk na całym ciele miał białe futro, czego Saiyan już nie widział. Obaj patrzyli na siebie, Kuro z zaciekawieniem, natomiast wilk patrzył na dwóch osobników, którzy postanowili osiedlić się na jego terenie łowieckim. Najwyraźniej wilk oceniwszy, że nie ma wyboru i musi się podzielić terenem głabnął w potężne zębiska kicającego zająca i wrócił w zarośla. Chłopak westchnął i przeżuwając kolejny kawałek mięsa spojrzał gdzieś w dal. Na horyzoncie, gdzie widać było jeszcze ostatnie pasma zachodzącego słońca niebo mieniło się w odcieniach czerwieni. Kuro wspomniał wtedy o utraconym domu.
OCC:
- Regeneracji KI po posiłku.
- Dobra czas iść w kimono.
- Hik, tylko nie upoluj tego wilka……
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Siedziba Szkoły Światła
Nie Paź 21, 2012 11:50 am
Dzień minął tak jak Hikaru chciał, w miarę przynajmniej. Usadowił się w jednym miejscu ze swoim uczniem i powoli będzie przystosowywał teren przynależny do ich nowego domu w miarę chęci i pomysłów. Być może niedługo nowi uczniowie się pojawią, kto wie ? Nie był w stanie zbytnio stwierdzić czy tak się stanie, nie był jednak wszystkowiedzacy mimo wszystko. Jednak w razie jakichś problemów sama Kura, raczej nie poradzi sobie z obroną planety, a sam Hikaru nie może ingerować.. i tak już zrobił za dużo w tej erze. Zniszczył dwie planety, jedną zamieszkaną przez demony, drugą przez changelingi, rasę, którą znał najmniej. Mimo to je zniszczył i nie był z tego zadowolony. Musiał jednak pokonać wreszcie Greeneza, bo on powstał przez to, że Hikaru nawalił, tak nawet mistic może skopać sprawę..
Jedynie jeśli on coś skopie to zwykle cały wszechświat jest zagrożony... miał cichą nadzieję, że już nie będzie popełniał takich błędów, choć dalej odczuwał ból po tamtej walce... nie fizyczny, ale psychiczny raczej. Rany cielesne bardzo szybko się łatają, często bez śladu. Jednak wszystko związane z tym, miejsce, czas, cierpienie jakie przy takiej ranie powstaje, tego przecież nie widać, pozostaje czasami przez lata. To co musiał zrobić ponad trzysta lat temu ciążyło mu i czasami zastanawiał się nad śmiercią, czy zasługuje w ogóle na nią ? Nie może się ot tak po prostu zabić, wszelkie choroby się go nie imają, przynajmniej te ziemskie. Nie starzeje się w ogóle choćby miał żyć do końca układu Solarnego. Jest przecież taka możliwość... kiedy odkupi swoje winy ? Prawdopodobnie Greefis go nienawidzi za to co się z nim stało... Białowłosy po raz pierwszy wtedy nawalił, jako mistic. Spóźnił się by uratować swego ucznia, co potem się odbiło beknięciem i to na dużą skalę.
Kiedy rozmyślał, przez kilka sekund wyczuwał jakąś niewielką energię za plecami, jakieś zwierze podeszło do ich obozowiska, ale po twarzy Hikaru nie było widać, że on wie. Patrzył niewidzącymi oczami jedząc i pijąc powoli gdzieś przed siebie. W przestrzeń. Kiedy wilk poszedł, Hikaru skończył jeść i wrócił myślami do rzeczywistości. Dopił resztę naparu i spojrzał na sayana.
- Czas spać. Musisz nabrać sił przed jutrzejszym treningiem bo będzie znacznie gorszy niż to co przeżyłeś dziś. Twój pokój jest po lewej od wejścia. Kiedy skończył mówić przesunął wzrok w płomienie i na nich już zatrzymał.
Jedynie jeśli on coś skopie to zwykle cały wszechświat jest zagrożony... miał cichą nadzieję, że już nie będzie popełniał takich błędów, choć dalej odczuwał ból po tamtej walce... nie fizyczny, ale psychiczny raczej. Rany cielesne bardzo szybko się łatają, często bez śladu. Jednak wszystko związane z tym, miejsce, czas, cierpienie jakie przy takiej ranie powstaje, tego przecież nie widać, pozostaje czasami przez lata. To co musiał zrobić ponad trzysta lat temu ciążyło mu i czasami zastanawiał się nad śmiercią, czy zasługuje w ogóle na nią ? Nie może się ot tak po prostu zabić, wszelkie choroby się go nie imają, przynajmniej te ziemskie. Nie starzeje się w ogóle choćby miał żyć do końca układu Solarnego. Jest przecież taka możliwość... kiedy odkupi swoje winy ? Prawdopodobnie Greefis go nienawidzi za to co się z nim stało... Białowłosy po raz pierwszy wtedy nawalił, jako mistic. Spóźnił się by uratować swego ucznia, co potem się odbiło beknięciem i to na dużą skalę.
Kiedy rozmyślał, przez kilka sekund wyczuwał jakąś niewielką energię za plecami, jakieś zwierze podeszło do ich obozowiska, ale po twarzy Hikaru nie było widać, że on wie. Patrzył niewidzącymi oczami jedząc i pijąc powoli gdzieś przed siebie. W przestrzeń. Kiedy wilk poszedł, Hikaru skończył jeść i wrócił myślami do rzeczywistości. Dopił resztę naparu i spojrzał na sayana.
- Czas spać. Musisz nabrać sił przed jutrzejszym treningiem bo będzie znacznie gorszy niż to co przeżyłeś dziś. Twój pokój jest po lewej od wejścia. Kiedy skończył mówić przesunął wzrok w płomienie i na nich już zatrzymał.
Re: Siedziba Szkoły Światła
Nie Paź 21, 2012 10:25 pm
Tą koszmarną dla chłopaka ciszę przerwał głos Hikaru. Dla ruchliwego i gadatliwego Saiyana srebrnowłosy był wybitnie mało rozmowny. W towarzystwie małomównego Greefisa kadet chybaby oszalał. Nim zdążył się powstrzymać, z jego ust mimowolnie wydobył się cichy jęk. Kuro nigdy nie narzekał na to, że jest mu zbyt ciężko wykonywać jakieś zadania. Lubił ciężko pracować. Dzięki temu miał poczucie dobrze spełnionego zadania, spożytkowanego dnia i zawsze się czegoś nauczył. Spalał swój nadmiar energii, więc wieczorami padał ledwo żywy ale dziwnie szczęśliwy. Może dziś nie było jakoś ekstremalnie ciężko ale lekko też nie było. Choć nikt przecież nie mówił, że będzie lekko i Kuro miał tego świadomość. Ale zaraz, chłopak nie przypominał sobie, żeby na cokolwiek się zgadzał. Z drugiej strony, fakt, że bez zająkniecia wykonał dzisiejsze polecenia już sam w sobie był zgodą. Było się stawiać na początku, tylko był w takim stanie, że nie było sensu. Życie jest bardziej skomplikowane niż przypuszczał. A teraz był zbyt zmęczony i obolały na kłótnie. Dopił swój napój, podziękował, skłonił się z szacunkiem i pożyczył dobrej nocy. Wstając jęknął ponownie, tym z powodu przeszywającego bólu wywołanego przez pozostałości po lawinie kamieni. Wziął swój nóż i zbroję i podreptał w stronę domku ręką rozmasowując sobie miejsce w okolicach prawej nerki, ciągnąc za sobą swój ogon po ziemi. Obok drzwi do domku leżał stos drewienek, zupełnie o nim zapomniał, chociaż sam je tam poskładał. To były pozostałości, po tym jak wycinał w nich miski. Przyszło mu do głowy co innego. Z tych małych kawałków zrobi sobie łuk. Kawałki posłużą mu do zaplanowania modelu w mniejszej skali, a potem pomyśli się co dalej. Z takim nożem nie powinien mieć większych problemów, aby wyrzeźbić odpowiedni kształt i przynajmniej będzie miał jakieś zajęcie. Sam nie wiedział czemu ale polubił tą broń, nawet mimo tego, że nie była bronią silnie rażącą. Po prostu czuł, że z jakichś względów pasuje do niego.
Ostrożnie otworzył drzwi do domku. I wszedł do środka. Od razu zobaczył mały aneks kuchenny z prostokątnym stołem i czterema krzesłami. Udał się w stronę korytarza i nie myszkując wszedł od razu w pierwsze drzwi po lewej. Odnalazł ręką włącznik światła i jego oczom ukazał się niewielki pokoik. Łóżko, biurko z dziwnym urządzeniem elektronicznym, szafka nocna, pólka nad łóżkiem i szafa oraz okno z widokiem na……… wnętrze skały. W sumie pełen luksus, poza oknem. Niczego więcej do szczęścia chyba nie trzeba było, po za tym, że na półkach nie miał co swojego położyć. Z marszu podszedł do sprzętu na biurku. Zastanawiał się przez chwilę ile to może mieć lat i z jakiej epoki pochodzi. Na Vegecie były komputery wyświetlające obraz holograficzny, a ten sprzęt miał monitor i nawet całkiem spore rozmiary. Na to przyjdzie jeszcze czas. Kuro położył drewienka na podłodze koło okna i począł sprawdzać miękkość łóżka. Wydawało się być nawet całkiem wygodne. Na łóżku leżał już komplet pościeli, ręczniki i czysta bielizna.
Posiedział tak jeszcze chwilę rozglądając się po pokoju, aż jego wzrok padł na szafkę nocną. Chętnie położyłby tam zdjęcie swojej dziewczyny ale niestety go nie miał. Chłopak westchnął ciężko, zabrał ręczniki i udał się do łazienki. Drzwi były otwarte, więc nie musiał martwić się szukaniem. Będąc sam w pomieszczeniu ściągnął uniform, żeby sprać z niego powstałe błoto i ślady trawy. Wziął porządny, ciepły prysznic. Woda przyjemnie masowała obolałe mięśnie i wreszcie nawet nie pamiętał od kiedy, tak porządnie się wyszorował. W więzieniu bywało z tym różnie. Rozbolała go głowa, może to z emocji albo raczej przez zmianę warunków życia. Miesiąc spędził w ciemnej celi ze sztucznym oświetleniem, a dziś cały dzień pracował w pełnym słońcu. Dopiero teraz zobaczył ile nazbierał siniaków. Dobrze, że miał uniform z długim rękawem, nie było widać, że wygląda jak jakieś stworzenie w sino-bordowe cętki. Wróciwszy do pokoju już ubrany w biały t-shirt i bokserki wycierał jeszcze włosy. Czysty poczuł się trochę lepiej. Powiesił na wieszaku uniform aby jeszcze dosechł i ubrał pościel. Przed snem wyczyścił jeszcze zbroję oraz buty, taki żołnierki nawyk. Pomyślał o siedzącym nadal przy ognisku Hikaru. Widać, było, że coś go trapiło. W pierwszym odruchu chciał pójść, zagadać albo zapytać się czy czegoś mu potrzeba. Odgonił szybko tę myśl, jeszcze ma się martwić tym padalcem, który zabił Foxa i nie pozwala mu zobaczyć się z Zorą choćby na kilka minut. Również nawykowo pozostawił uchylone drzwi do pokoju. W domu to był mus, aby w jakiś sposób było wiadomo, co bracia porabiają i czy znów planują wpakować się w kolejne kłopoty. Wślizgnął się do łózka i zasnął zaraz po jak przyłożył głowę do poduszki.
Nie dane mu jednak było przespać spokojnie noc. Także i tej nocy koszmary nie pozwoliły mu spać. Miotał się w pościeli przewracając się z boku na bok, aż obudził się z krzykiem cały mokry.
Chwilę mu zajęło nim doszedł do siebie. Spojrzał na zegar koło komputera, wyświetla 04:10. Znowu to samo, od pól roku w snach prześladowała go ciągle na nowo śmierć brata. Poszedł do kuchni i nadal dygocząc wypił dwie szklanki wody z kranu. Zrobił to automatycznie, zawsze tak robił. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że nie jest u siebie. Mając nadzieję, że nie narobił hałasu położył się z powrotem. Już wiedział, że i tak nie zaśnie. 15 minut później ubrał się i pościelił łózko. Zwykle kiedy pobiega godzinkę lub dwie w takim stanie to się zmęczy i jeszcze zaśnie. Wyszedł cichutko, na niebie pojawiły się chmury. Mimo iż o tej porze powinno powoli świtać, to zasnute chmurami niebo nie przepuszczało promieni słonecznych. Młody saiyan nie zwracał na to uwagi. Adrenalina działała, nie czuł ani bólu, ani zmęczenia sprzed kilku godzin. Zdawać by się mogło, że emocje wyzwalały u niego ukryte pokłady sił, energii i wytrzymałości, czego Kuro absolutnie nie był świadom. Biegał tak na coraz większym obszarze naokoło domu, aż w pewnym momencie natrafił na tego samego wilka. Wilk wyszczerzył kły i warknął ostrzegawczo na intruza. Kadet zdziwiony pojawieniem się zwierzęcia zrozumiał jego intencję ale nie przejął się zbytnio. W końcu co mu taki wilk mógłby zrobić. Kuro skręcił w prawo i biegł przed siebie dalej. Jego myśli krążyły wokół brata, wokół obu przesłuchań, które przeszedł. Jeszcze przedwczoraj sędziowie powiedzieli mu, że Shiro został zabity przez halfów. Chłopak nie mógł w to uwierzyć. Do tego w tej chwili by odcięty od wszystkich działań, które mógł wykonać w tej sprawie.
Po dłuższym biegu zauważył, że wilk biegnie nieopodal niego. Saiyan zwolnił tępo przyglądając się zwierzęciu. Tak jakby obaj testowali się nawzajem na wytrzymałość. Młodzik nawet nie zauważył, że kilka błyskawic przecięło niebo i wielkie krople deszczu zaczęły uderzać o ziemię. Obaj dobiegli i zatrzymali się w końcu na klifiu, gdzie w dół z hałasem opadał wodospad. Na przeciwległym brzegu wilk zacząć chłeptać wodę bacznie obserwując chłopaka. Kuro zrobił to samo, był nieznacznie zmachany. Wstał i spojrzał w dół, roztaczający się obraz jeziora i lasu tonących w deszczu nastroił go melancholijnie. Chciał się zobaczyć z dziewczyną, wyjaśnić śmierć brata. Jednak nie rozumiał powodu aresztowania i skazania na śmierć, przecież nic złego nie zrobił. Bał się, że jeśli wróci, to wszystko może się powtórzyć, a tego nie chciał. Z drugiej strony, nie rozumiał za jakie grzechy, go tu zabrano, o nic sienie prosił i nie jęczał o pomoc niczym białogłowa w tarapatach. Mimo to Hikaru uratował mu życie i to dwukrotnie. Przez to, że został za pierwszym razem zabrany na Ziemię oskarżono go o ucieczkę i zdradę. To wszystko przez Mistica ale żył. Dodatkowo był pewien, że jak dopadnie Zaurusa bez walki się nie obędzie, a on sam nie umiał praktycznie nic konkretnego, a tylko Hikaru się nim zainteresował. Czuł się jak kameleon na szkockiej kracie, nie wiedział co ma robić. Ojciec by mu powiedział, ale chłopak nawet nie wiedział, czy jeszcze żyje. Stał tak w deszczu wspominając chwile spędzone z bratem i Zorą.
Młodość ma swoje prawa, zalety i wady. Kuro poddał się jednej z nich. Serce gnało go do rodziny, szczególnie do ukochanej. Dzieciak był zakochany po uszy, nie kontaktował się z nią od 5 miesięcy. Serce przepełnione tęsknotą, cierpieniem i żalem wzięło górę nad rozumem. Młody saiya-jin wzbił się w powietrze i poleciał. W oddali dało się słyszeć wycie białego wilka.
ZT - Podnóże góry.
OCC:
- No to mykam
- Pioseneczeka dla klimatu – te odgłosy burzy w tle są klimatyczne.
[url]https://rapidshare.com/files/849311491/Our Sin.mp3[/url]Ostrożnie otworzył drzwi do domku. I wszedł do środka. Od razu zobaczył mały aneks kuchenny z prostokątnym stołem i czterema krzesłami. Udał się w stronę korytarza i nie myszkując wszedł od razu w pierwsze drzwi po lewej. Odnalazł ręką włącznik światła i jego oczom ukazał się niewielki pokoik. Łóżko, biurko z dziwnym urządzeniem elektronicznym, szafka nocna, pólka nad łóżkiem i szafa oraz okno z widokiem na……… wnętrze skały. W sumie pełen luksus, poza oknem. Niczego więcej do szczęścia chyba nie trzeba było, po za tym, że na półkach nie miał co swojego położyć. Z marszu podszedł do sprzętu na biurku. Zastanawiał się przez chwilę ile to może mieć lat i z jakiej epoki pochodzi. Na Vegecie były komputery wyświetlające obraz holograficzny, a ten sprzęt miał monitor i nawet całkiem spore rozmiary. Na to przyjdzie jeszcze czas. Kuro położył drewienka na podłodze koło okna i począł sprawdzać miękkość łóżka. Wydawało się być nawet całkiem wygodne. Na łóżku leżał już komplet pościeli, ręczniki i czysta bielizna.
Posiedział tak jeszcze chwilę rozglądając się po pokoju, aż jego wzrok padł na szafkę nocną. Chętnie położyłby tam zdjęcie swojej dziewczyny ale niestety go nie miał. Chłopak westchnął ciężko, zabrał ręczniki i udał się do łazienki. Drzwi były otwarte, więc nie musiał martwić się szukaniem. Będąc sam w pomieszczeniu ściągnął uniform, żeby sprać z niego powstałe błoto i ślady trawy. Wziął porządny, ciepły prysznic. Woda przyjemnie masowała obolałe mięśnie i wreszcie nawet nie pamiętał od kiedy, tak porządnie się wyszorował. W więzieniu bywało z tym różnie. Rozbolała go głowa, może to z emocji albo raczej przez zmianę warunków życia. Miesiąc spędził w ciemnej celi ze sztucznym oświetleniem, a dziś cały dzień pracował w pełnym słońcu. Dopiero teraz zobaczył ile nazbierał siniaków. Dobrze, że miał uniform z długim rękawem, nie było widać, że wygląda jak jakieś stworzenie w sino-bordowe cętki. Wróciwszy do pokoju już ubrany w biały t-shirt i bokserki wycierał jeszcze włosy. Czysty poczuł się trochę lepiej. Powiesił na wieszaku uniform aby jeszcze dosechł i ubrał pościel. Przed snem wyczyścił jeszcze zbroję oraz buty, taki żołnierki nawyk. Pomyślał o siedzącym nadal przy ognisku Hikaru. Widać, było, że coś go trapiło. W pierwszym odruchu chciał pójść, zagadać albo zapytać się czy czegoś mu potrzeba. Odgonił szybko tę myśl, jeszcze ma się martwić tym padalcem, który zabił Foxa i nie pozwala mu zobaczyć się z Zorą choćby na kilka minut. Również nawykowo pozostawił uchylone drzwi do pokoju. W domu to był mus, aby w jakiś sposób było wiadomo, co bracia porabiają i czy znów planują wpakować się w kolejne kłopoty. Wślizgnął się do łózka i zasnął zaraz po jak przyłożył głowę do poduszki.
Nie dane mu jednak było przespać spokojnie noc. Także i tej nocy koszmary nie pozwoliły mu spać. Miotał się w pościeli przewracając się z boku na bok, aż obudził się z krzykiem cały mokry.
Chwilę mu zajęło nim doszedł do siebie. Spojrzał na zegar koło komputera, wyświetla 04:10. Znowu to samo, od pól roku w snach prześladowała go ciągle na nowo śmierć brata. Poszedł do kuchni i nadal dygocząc wypił dwie szklanki wody z kranu. Zrobił to automatycznie, zawsze tak robił. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że nie jest u siebie. Mając nadzieję, że nie narobił hałasu położył się z powrotem. Już wiedział, że i tak nie zaśnie. 15 minut później ubrał się i pościelił łózko. Zwykle kiedy pobiega godzinkę lub dwie w takim stanie to się zmęczy i jeszcze zaśnie. Wyszedł cichutko, na niebie pojawiły się chmury. Mimo iż o tej porze powinno powoli świtać, to zasnute chmurami niebo nie przepuszczało promieni słonecznych. Młody saiyan nie zwracał na to uwagi. Adrenalina działała, nie czuł ani bólu, ani zmęczenia sprzed kilku godzin. Zdawać by się mogło, że emocje wyzwalały u niego ukryte pokłady sił, energii i wytrzymałości, czego Kuro absolutnie nie był świadom. Biegał tak na coraz większym obszarze naokoło domu, aż w pewnym momencie natrafił na tego samego wilka. Wilk wyszczerzył kły i warknął ostrzegawczo na intruza. Kadet zdziwiony pojawieniem się zwierzęcia zrozumiał jego intencję ale nie przejął się zbytnio. W końcu co mu taki wilk mógłby zrobić. Kuro skręcił w prawo i biegł przed siebie dalej. Jego myśli krążyły wokół brata, wokół obu przesłuchań, które przeszedł. Jeszcze przedwczoraj sędziowie powiedzieli mu, że Shiro został zabity przez halfów. Chłopak nie mógł w to uwierzyć. Do tego w tej chwili by odcięty od wszystkich działań, które mógł wykonać w tej sprawie.
Po dłuższym biegu zauważył, że wilk biegnie nieopodal niego. Saiyan zwolnił tępo przyglądając się zwierzęciu. Tak jakby obaj testowali się nawzajem na wytrzymałość. Młodzik nawet nie zauważył, że kilka błyskawic przecięło niebo i wielkie krople deszczu zaczęły uderzać o ziemię. Obaj dobiegli i zatrzymali się w końcu na klifiu, gdzie w dół z hałasem opadał wodospad. Na przeciwległym brzegu wilk zacząć chłeptać wodę bacznie obserwując chłopaka. Kuro zrobił to samo, był nieznacznie zmachany. Wstał i spojrzał w dół, roztaczający się obraz jeziora i lasu tonących w deszczu nastroił go melancholijnie. Chciał się zobaczyć z dziewczyną, wyjaśnić śmierć brata. Jednak nie rozumiał powodu aresztowania i skazania na śmierć, przecież nic złego nie zrobił. Bał się, że jeśli wróci, to wszystko może się powtórzyć, a tego nie chciał. Z drugiej strony, nie rozumiał za jakie grzechy, go tu zabrano, o nic sienie prosił i nie jęczał o pomoc niczym białogłowa w tarapatach. Mimo to Hikaru uratował mu życie i to dwukrotnie. Przez to, że został za pierwszym razem zabrany na Ziemię oskarżono go o ucieczkę i zdradę. To wszystko przez Mistica ale żył. Dodatkowo był pewien, że jak dopadnie Zaurusa bez walki się nie obędzie, a on sam nie umiał praktycznie nic konkretnego, a tylko Hikaru się nim zainteresował. Czuł się jak kameleon na szkockiej kracie, nie wiedział co ma robić. Ojciec by mu powiedział, ale chłopak nawet nie wiedział, czy jeszcze żyje. Stał tak w deszczu wspominając chwile spędzone z bratem i Zorą.
Młodość ma swoje prawa, zalety i wady. Kuro poddał się jednej z nich. Serce gnało go do rodziny, szczególnie do ukochanej. Dzieciak był zakochany po uszy, nie kontaktował się z nią od 5 miesięcy. Serce przepełnione tęsknotą, cierpieniem i żalem wzięło górę nad rozumem. Młody saiya-jin wzbił się w powietrze i poleciał. W oddali dało się słyszeć wycie białego wilka.
ZT - Podnóże góry.
OCC:
- No to mykam
- Pioseneczeka dla klimatu – te odgłosy burzy w tle są klimatyczne.
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Siedziba Szkoły Światła
Pon Paź 22, 2012 9:13 am
Hikaru poczekał aż jego uczeń powędrował do swojego pokoju dalej wpatrując się w ogień. Nie śpieszyło mu się do łóżka, szczególnie, że jakoś nie przepada za łóżkiem.. będąc wśród kaioshinów tak jakoś nie potrzebował domu, tak więc odwykł od tego całkiem. Kiedy już ognisko zaczęło dogasać mistic postanowił udać się jednak na spoczynek. Zasypał jedynie piaskiem żar i rozglądając się po okolicy. Było tu mnóstwo zwierzyny, na kilka lat powinno wystarczyć. To dobrze. Wszedł do domu i skierował się do swojego pokoju by zaraz się rozebrać i położyć. Zasnął dość szybko snem spokojnym.
Obudził się koło piątej rano i nie wyczuł energii Kury. Przeskanował okoliczny teren i także go nie znalazł. Przetarł dłonią włosy i wstał. Skoncentrował się bardziej by rozszerzyć zmysły na całą planetę. Po kilku chwilach znalazł go lecącego daleko stąd... Hikaru nie wiedział gdzie i po co leciał jego uczeń, ale trzeba było zareagować. Teraz już mu nie ucieknie, więc spokojnie mógł się ubrać i zjeść coś. Zjadł kawałek zimnego mięsa na pierwszy rozruch i przeciągnął się. Wziął płaszcz i miecz, potem założył okulary by po chwili wyjść na zewnątrz i rozejrzał się. Przyłożył dwa palce do czoła i skupił ki na Kurze, po chwili zniknął prawie bez dźwięku.
zt-za Kurą.
Obudził się koło piątej rano i nie wyczuł energii Kury. Przeskanował okoliczny teren i także go nie znalazł. Przetarł dłonią włosy i wstał. Skoncentrował się bardziej by rozszerzyć zmysły na całą planetę. Po kilku chwilach znalazł go lecącego daleko stąd... Hikaru nie wiedział gdzie i po co leciał jego uczeń, ale trzeba było zareagować. Teraz już mu nie ucieknie, więc spokojnie mógł się ubrać i zjeść coś. Zjadł kawałek zimnego mięsa na pierwszy rozruch i przeciągnął się. Wziął płaszcz i miecz, potem założył okulary by po chwili wyjść na zewnątrz i rozejrzał się. Przyłożył dwa palce do czoła i skupił ki na Kurze, po chwili zniknął prawie bez dźwięku.
zt-za Kurą.
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Siedziba Szkoły Światła
Sob Lis 03, 2012 2:17 pm
Lecieli bardzo powoli jak na możliwości mistica, a i tak za szybko dla nowego ucznia. Razerowi ciężko było opanować nowy stan w jakim się znajdował. Białowłosy zaczął podchodzić do lądowania i wytracał prędkość jeszcze bardziej oraz obniżał pułap. Byli już na terenie jego posesji, tak więc najwyższa pora wylądować. Słońce zaczynało grzać powietrze oraz ziemię i zapowiadał się całkiem dobry dzień. Zaczął szykować ognisko i mięso, zostało akurat na trzy porcje. Będzie trzeba zacząć zbierać jedzenie na zapasy. Warto mieć coś więcej niż na potrzeby bieżące. Poza tym jeśli będzie miał więcej uczniów to kto wie ? Nie mogą głodować przecież.
Kiedy ogień już bardziej się rozpalił Hikaru wbił mięso na patyki i trzymał aż się nie podgrzeje. W tak zwanym między czasie, kiedy śniadanie się robiło mistic ogarnął wzrokiem całą okolicę. Dobrze, że się tutaj zatrzymał. Miejsce całkiem spokojne, bez zbędnych gapiów. Dużo lepsze niż jakby założył szkołę w mieście.
Kiedy ogień już bardziej się rozpalił Hikaru wbił mięso na patyki i trzymał aż się nie podgrzeje. W tak zwanym między czasie, kiedy śniadanie się robiło mistic ogarnął wzrokiem całą okolicę. Dobrze, że się tutaj zatrzymał. Miejsce całkiem spokojne, bez zbędnych gapiów. Dużo lepsze niż jakby założył szkołę w mieście.
- GośćGość
Re: Siedziba Szkoły Światła
Wto Lis 06, 2012 7:49 pm
Ostatni kilometr nie był wcale łatwiejszy od reszty. Białowłosy zlatywał już na dół.
Lądowanie może być problemem, zdarzało mu się zaliczyć kraksę o glebę nawet bez tych obciążeń. Wyłączył swoją aurę poczym zmniejszał ilość KI używanej do lotu. Poruszał się lotem szybującym aż w końcu przyciąganie ziemskie dało o sobie znać. Zaczął spadać jak kamień w wodę z głową w dół.
Zostało mu jeszcze około 400m do zderzenia z powierzchnią. Naprężył mięśnie i wystrzelił KI Blasta zmieniając ułożenie ciała, poczym zaczął stopniowo zmniejszać prędkość.
Wylądował wbijając nogi w grunt i tracąc lekko równowagę. Na całe szczęście nie doznał kontuzji, no miał co prawda kilka ran oraz podarł trochę nogawki spodni ale spodnie zaceruje a rany były lekkie i powinny szybko się zagoić. Otrzepał się z kurzu i dokonał rozpoznania okolicy.
Znajdowali się na odludziu bez obecności innych osobników. Znajdowała się tutaj ogromna skała, las i jakiś wodospad. Hmm była to niezła miejscówka w lesie można było zdobyć pożywienie: jagody, dziczyznę itp. Z wodospadu można było czerpać wodę oraz pewnie tam znajdowały się ryby. Białowłosy rozpalił ogień oraz upiekł mięso na trzy porcję. Usiadł obok ognia nie biorąc się za jedzenie, było to niekulturalne. Hmm najadł by się do syta zjadając co najmniej 6 takich porcji jak te które właśnie się piekły, ale jedna zupełnie jemu wystarczy. Siedział nie wiedząc o czym porozmawiać z swoim mistrzem, poza tym i tak nie wyglądał na rozmownego. Ciekawe gdzie podziewa się Kuro? Chyba jeszcze duży odcinek został mu do przebycia.
Lądowanie może być problemem, zdarzało mu się zaliczyć kraksę o glebę nawet bez tych obciążeń. Wyłączył swoją aurę poczym zmniejszał ilość KI używanej do lotu. Poruszał się lotem szybującym aż w końcu przyciąganie ziemskie dało o sobie znać. Zaczął spadać jak kamień w wodę z głową w dół.
Zostało mu jeszcze około 400m do zderzenia z powierzchnią. Naprężył mięśnie i wystrzelił KI Blasta zmieniając ułożenie ciała, poczym zaczął stopniowo zmniejszać prędkość.
Wylądował wbijając nogi w grunt i tracąc lekko równowagę. Na całe szczęście nie doznał kontuzji, no miał co prawda kilka ran oraz podarł trochę nogawki spodni ale spodnie zaceruje a rany były lekkie i powinny szybko się zagoić. Otrzepał się z kurzu i dokonał rozpoznania okolicy.
Znajdowali się na odludziu bez obecności innych osobników. Znajdowała się tutaj ogromna skała, las i jakiś wodospad. Hmm była to niezła miejscówka w lesie można było zdobyć pożywienie: jagody, dziczyznę itp. Z wodospadu można było czerpać wodę oraz pewnie tam znajdowały się ryby. Białowłosy rozpalił ogień oraz upiekł mięso na trzy porcję. Usiadł obok ognia nie biorąc się za jedzenie, było to niekulturalne. Hmm najadł by się do syta zjadając co najmniej 6 takich porcji jak te które właśnie się piekły, ale jedna zupełnie jemu wystarczy. Siedział nie wiedząc o czym porozmawiać z swoim mistrzem, poza tym i tak nie wyglądał na rozmownego. Ciekawe gdzie podziewa się Kuro? Chyba jeszcze duży odcinek został mu do przebycia.
Re: Siedziba Szkoły Światła
Sro Lis 07, 2012 8:42 pm
Z czasem pejzaż ulegał zmianie i Kuro na drodze napotykał coraz więcej roślinności. Nieuchronnie zmierzał do wyznaczonego celu. Przemieszczał się niespiesznie truchtając. Wolał zbilansować bieg i racjonalnie rozłożyć siły, żeby wytrzymać na tak długim dystansie. Jego żołądek domagał się posiłku, spalił dużo przy przemianie w SSJ i nie nadrobił jeszcze tej straty. Mimo wszystko w dziwny sposób był zmęczony po tej przemianie. Niby nie fizycznie ale w taki dziwny sposób. Wypalił większość ukrytego w nim gniewu i czuł się dziwnie spokojny, a zarazem taki dziwnie zmęczony. Nawet było to przyjemne. Dzięki spotkaniu z June i Tsu ustawił sobie na nowo cele w swoim życiu i chciał stać się silniejszy, między innymi po to aby słyszeć taki szczery śmiech, aby dzięki niemu inni mogli pozwolić sobie na spokój. On sam też chciał żyć spokojnie, chronić wioskę i rodzinę, zapewnić im byt, a także oczywiście pomścić brata. Niby wszystko wydaje się takie oczywiste ale jakoś teraz jaśniej mu się myślało.
Wbiegł do lasu. Dzięki tak zmiennemu otoczeniu, jakie oferował las Kuro postanowił urozmaicić bieg. Odbijał się od pni drzew, przeskakiwał krzewy i łapał się za gałęzie. W końcu dobiegł do wodospadu a tam czekał go jeszcze kilometr w dół. Truchtał spokojnie wzdłuż rzeki, która wczoraj własnoręcznie wykopał. Już z dala dostrzegł ognisko i piekące się trzy kawałki mięsa. Nawet nie przypuszczał, że na niego zaczekają. Kiedy dobiegł na miejsce najpierw ugasił pragnienie, obył twarz i dłonie, a następnie usiadł obok bruneta i podał rękę na powitanie.
- Cześć mam na imię Kuro, mam 19 lat.
Uśmiechnął się przyjaźnie ale nie wiedział jak zagadnąć. Skoro będą trenować razem to nie powinni drzeć miedzy sobą kotów. Natomiast od Mistica wolał trzymać się z daleka ale miał zamiar wbić mu jeszcze niejedną szpilę. Młody Saiyan był w dobrym humorze i umierał z głodu.
Wbiegł do lasu. Dzięki tak zmiennemu otoczeniu, jakie oferował las Kuro postanowił urozmaicić bieg. Odbijał się od pni drzew, przeskakiwał krzewy i łapał się za gałęzie. W końcu dobiegł do wodospadu a tam czekał go jeszcze kilometr w dół. Truchtał spokojnie wzdłuż rzeki, która wczoraj własnoręcznie wykopał. Już z dala dostrzegł ognisko i piekące się trzy kawałki mięsa. Nawet nie przypuszczał, że na niego zaczekają. Kiedy dobiegł na miejsce najpierw ugasił pragnienie, obył twarz i dłonie, a następnie usiadł obok bruneta i podał rękę na powitanie.
- Cześć mam na imię Kuro, mam 19 lat.
Uśmiechnął się przyjaźnie ale nie wiedział jak zagadnąć. Skoro będą trenować razem to nie powinni drzeć miedzy sobą kotów. Natomiast od Mistica wolał trzymać się z daleka ale miał zamiar wbić mu jeszcze niejedną szpilę. Młody Saiyan był w dobrym humorze i umierał z głodu.
OCC:
Głodna Kura
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Siedziba Szkoły Światła
Sro Lis 07, 2012 10:44 pm
Mięso niemiłosiernie wolno się podgrzewało, w tym czasie nie powiedział żadnego słowa. Oparł ręce na kolanach i czekał wpatrzony w płomienie. Te odbijały się od szkieł jego okularów pomarańczowym blaskiem. Znów odpłynął do zupełnie innego świata tracąc na dłuższą chwilę kontakt z rzeczywistością. Nie trwało to długo, poza tym był na tyle wytrenowany, że w ciągu ułamka sekundy potrafił świadomością wrócić do ciała, choćby Tam było cudownie lepiej niż w niebie. Kiedy mięso było gotowe wziął na drewnianą tackę, która robiła za talerz i widelec, z nożem. Wziął swój kawałek i zjadł ze smakiem. Co fakt trwało to trochę, ale przez ten czas nic nie wydarzyło się. Dopiero kiedy skończył wyłonił się Kuro. Hikaru go wyczuwał już wcześniej, wiedział też, że zatrzymał się gdzieś po drodze, ale to nic.
- Długo kazałeś na siebie czekać. Mięso jest gotowe. Siadaj i jedz. Macie kwadrans na zjedzenie i przygotowanie się do lekcji. Pierwsze zadanie dla was na dziś jest sparing. Walczycie ze sobą póki nie każę wam przestać. Muszę wiedzieć jak wygląda technika Razera i co musi dopracować... tak, nie patrzcie tak na mnie wiem, że wszystko. Wiem co mówię. Dodatkowo, Ty Kuro, założysz opaskę tak by nic nie widzieć. Pokażesz swojemu koledze co potrafisz i może wyuczysz się lepiej zdolności, jakiej Cię w połowie już nauczyłem. Oczyść jednak umysł i pamiętaj o swoich ruchach. Nie zmarnuj tego kwadransa na bzdury. Kiedy skończył mówić wstał i wszedł do domu coś zrobić.
- Długo kazałeś na siebie czekać. Mięso jest gotowe. Siadaj i jedz. Macie kwadrans na zjedzenie i przygotowanie się do lekcji. Pierwsze zadanie dla was na dziś jest sparing. Walczycie ze sobą póki nie każę wam przestać. Muszę wiedzieć jak wygląda technika Razera i co musi dopracować... tak, nie patrzcie tak na mnie wiem, że wszystko. Wiem co mówię. Dodatkowo, Ty Kuro, założysz opaskę tak by nic nie widzieć. Pokażesz swojemu koledze co potrafisz i może wyuczysz się lepiej zdolności, jakiej Cię w połowie już nauczyłem. Oczyść jednak umysł i pamiętaj o swoich ruchach. Nie zmarnuj tego kwadransa na bzdury. Kiedy skończył mówić wstał i wszedł do domu coś zrobić.
- GośćGość
Re: Siedziba Szkoły Światła
Czw Lis 08, 2012 5:28 pm
Gdy sięgał po swoją porcję jedzenia nagle obok niego pojawił się ogoniasty będący najwidoczniej w dobrym humorze. Przedstawił się bio-androidowi. Długowłosy uśmiechnął się, po co podawał swój wiek? Może stamtąd skąd pochodzi mówi się także swój wiek? No cóż przynajmniej był bardziej rozmowny niż białowłosy. Jednak coś ciekawiło go w Kuro. 2 godziny temu był blondynem, który zachowywał się jak jakiś czubek a teraz jakby nic nie zaszło.
-Razer miło mi cię poznać
Podał rękę na przywitanie, poczym wziął się za konsumowanie śniadania które zostało przerwane. Nagle mistrz obu wojowników zwrócił się do nich że mają jeszcze kwadrans czasu po którym mają stoczyć pojedynek. Zaraz zaraz pojedynek już teraz? Hmm potrafił walczyć ale poza lataniem i wystrzeleniem strumienia KI nie potrafił nic więcej, podczas gdy Saiyan już pewnie nauczył się kilku trików przydatnych w walce. No ale cóż jak ma odbyć sparing to niech tak będzie, białowłosy lepiej wiedział co mają zrobić. Po zjedzeniu śniadania wstał poczym postanowił wykorzystać ten czas na rozgrzewkę i rozciągnięcie mięśni ciała.
Poszedł w cień kilku wysokich drzew poczym zaczął od mięśni kończyn dolnych. Ciężarki jeszcze przeszkadzały mu w poruszaniu się ale zapewne za jakiś czas już się do nich przyzwyczai. Wziął się za rozgrzewkę rąk, na początek strzelił palcami dłoni aby rozluźnić je. Położył się na ziemi i rozpoczął robienie pompek najpierw na kciukach potem po 50 na każdy kolejny palec. Co prawda mógł zrobić większą serię ale nie chciał zmęczyć organizmu przed walką. W końcu gdy był już gotów do walki stanął na pustej przestrzeni ściągając niebieską koszulkę której nie chciał zniszczyć w walce. Miał w kieszeni jeszcze kilkanaście zeni więc jak będzie miał czas to wybierze się do miasta po zapasowe ubranie. Został w samym białym t-shircie wyczekując na Kuro.
-Razer miło mi cię poznać
Podał rękę na przywitanie, poczym wziął się za konsumowanie śniadania które zostało przerwane. Nagle mistrz obu wojowników zwrócił się do nich że mają jeszcze kwadrans czasu po którym mają stoczyć pojedynek. Zaraz zaraz pojedynek już teraz? Hmm potrafił walczyć ale poza lataniem i wystrzeleniem strumienia KI nie potrafił nic więcej, podczas gdy Saiyan już pewnie nauczył się kilku trików przydatnych w walce. No ale cóż jak ma odbyć sparing to niech tak będzie, białowłosy lepiej wiedział co mają zrobić. Po zjedzeniu śniadania wstał poczym postanowił wykorzystać ten czas na rozgrzewkę i rozciągnięcie mięśni ciała.
Poszedł w cień kilku wysokich drzew poczym zaczął od mięśni kończyn dolnych. Ciężarki jeszcze przeszkadzały mu w poruszaniu się ale zapewne za jakiś czas już się do nich przyzwyczai. Wziął się za rozgrzewkę rąk, na początek strzelił palcami dłoni aby rozluźnić je. Położył się na ziemi i rozpoczął robienie pompek najpierw na kciukach potem po 50 na każdy kolejny palec. Co prawda mógł zrobić większą serię ale nie chciał zmęczyć organizmu przed walką. W końcu gdy był już gotów do walki stanął na pustej przestrzeni ściągając niebieską koszulkę której nie chciał zniszczyć w walce. Miał w kieszeni jeszcze kilkanaście zeni więc jak będzie miał czas to wybierze się do miasta po zapasowe ubranie. Został w samym białym t-shircie wyczekując na Kuro.
Re: Siedziba Szkoły Światła
Czw Lis 08, 2012 6:31 pm
Ucieszył się, gdy brunet się odezwał. Kuro był z natury gadatliwy, a że Hikaru z reguły był milczący to chłopaka aż roznosiło, gdy musiał siedzieć spokojnie w ciszy.
Chapsnął pozostały kawałek mięsa. Przyprawione przez Mistica było bardzo pyszne, a ten zapach niebiański. Liczył, że Razer będzie bardziej rozmowny. Gdy tylko usłyszał o czekającym go zadaniu wymownie przewrócił oczami, znowu ma walczyć. Chociaż jakby się nad tym głębiej zastanowić to postąpił tak samo jak z młodym Saipanem. Szkoda tylko, że Kuro nie może sobie popatrzeć jak brunet walczy z Saibamenem. Zobaczenie wojownika w walce jest najlepszą metodą na dowiedzenie się o jego wadach i zaletach, co po okiem Hikaru kończyło się głownie na wadach. Do tego jeszcze natychmiast po śniadaniu.
W pięć minut zjadł swoją porcję ze smakiem. Było mu trochę za mało, wrzuciłbym na ruszt jeszcze dwie takie, ale cóż było robić. Wstał, obmył ręce i twarz po posiłku w rzece, wziął leżącą obok ogniska czarną opaskę i udał się w zacienione miejsce pod drzewami. Usiadł po turecku, założył opaskę na oczy, oparł łokcie o kolana i starał się wyciszyć. Na początek robił kilka głębokich wdechów i starał się pomyśleć o przeciwniku. Zdziwił się, że Razer ani słowem nie zapytał o tę dziwną umiejętność, przez którą Kuro miał walczyć z zasłoniętymi oczyma. Może wiedział o co chodzi. Z drugiej strony dziwiło go też, że srebrnowłosy zdecydował się lecieć w drodze powrotnej. Zwykle przemieszali się razem w ten dziwny sposób, że Hikaru pojawiał się niż tego ni z owego w miejscu, w którym chciał. Trudna sprawa. Dzięki umiejętności wyczuwania Ki zebrał kilka podstawowych informacji o ogoniastym. Był od Kuro znacznie wytrzymalszy, a co za tym idzie z pewnością silniejszy. Za to Saiyajin miał do dyspozycji większy zapas energii i na tym będzie musiał się skupić. Nie miał pojęcia jakimi technikami i umiejętnościami dysponuje ogoniasty. Zdecydował się postawić na taktykę obrony. Chociaż będzie musiał być bardziej skupiony, gdyż nie będzie mógł polegać już na wzroku. Trudno będzie prowadzić dobrą strategię w ułamku sekundy i zawracać uwagę na otoczenie. Zrezygnował z myślenia o wygranej i postanowi bardziej skupić się na opanowaniu techniki.
Musiał jeszcze bardziej uspokoić bicie serca i się wyciszyć. Słyszał śpiew ptaków, szum rzeki, palące się ognisko i hałas jaki wywoływał brunet robiąc rozgrzewkę. Saiyan już ją miał z głowy przebiegłszy x kilometrów od rana. Z czasem skupiał się na samej postaci Razera. Był do niego zwrócony bokiem ale widział każdy jego ruch, może niezbyt dokładnie ale widział jak porusza się jego ciało. Nie wiedział ile upłynęło czasu ale wnioskując po postawie bio-androida ten już czekał.
Kuro wstał, przeciągnął się nieco i powoli zmierzał w stronę przeciwnika. Spokojnie ominął niewielki kamień, zatrzymując się jakieś 5 metrów od bruneta. Skłonił się w geście szacunku dla przeciwnika i stał spokojnie oddychając czekając na powrót mentora. Pełen niespożytej energii Kuro w obecności Hikaru jeszcze się tak nie zachowywał, prawdopodobnie ostatnie wydarzenia wywołały w nim jakąś zmianę.
Chapsnął pozostały kawałek mięsa. Przyprawione przez Mistica było bardzo pyszne, a ten zapach niebiański. Liczył, że Razer będzie bardziej rozmowny. Gdy tylko usłyszał o czekającym go zadaniu wymownie przewrócił oczami, znowu ma walczyć. Chociaż jakby się nad tym głębiej zastanowić to postąpił tak samo jak z młodym Saipanem. Szkoda tylko, że Kuro nie może sobie popatrzeć jak brunet walczy z Saibamenem. Zobaczenie wojownika w walce jest najlepszą metodą na dowiedzenie się o jego wadach i zaletach, co po okiem Hikaru kończyło się głownie na wadach. Do tego jeszcze natychmiast po śniadaniu.
W pięć minut zjadł swoją porcję ze smakiem. Było mu trochę za mało, wrzuciłbym na ruszt jeszcze dwie takie, ale cóż było robić. Wstał, obmył ręce i twarz po posiłku w rzece, wziął leżącą obok ogniska czarną opaskę i udał się w zacienione miejsce pod drzewami. Usiadł po turecku, założył opaskę na oczy, oparł łokcie o kolana i starał się wyciszyć. Na początek robił kilka głębokich wdechów i starał się pomyśleć o przeciwniku. Zdziwił się, że Razer ani słowem nie zapytał o tę dziwną umiejętność, przez którą Kuro miał walczyć z zasłoniętymi oczyma. Może wiedział o co chodzi. Z drugiej strony dziwiło go też, że srebrnowłosy zdecydował się lecieć w drodze powrotnej. Zwykle przemieszali się razem w ten dziwny sposób, że Hikaru pojawiał się niż tego ni z owego w miejscu, w którym chciał. Trudna sprawa. Dzięki umiejętności wyczuwania Ki zebrał kilka podstawowych informacji o ogoniastym. Był od Kuro znacznie wytrzymalszy, a co za tym idzie z pewnością silniejszy. Za to Saiyajin miał do dyspozycji większy zapas energii i na tym będzie musiał się skupić. Nie miał pojęcia jakimi technikami i umiejętnościami dysponuje ogoniasty. Zdecydował się postawić na taktykę obrony. Chociaż będzie musiał być bardziej skupiony, gdyż nie będzie mógł polegać już na wzroku. Trudno będzie prowadzić dobrą strategię w ułamku sekundy i zawracać uwagę na otoczenie. Zrezygnował z myślenia o wygranej i postanowi bardziej skupić się na opanowaniu techniki.
Musiał jeszcze bardziej uspokoić bicie serca i się wyciszyć. Słyszał śpiew ptaków, szum rzeki, palące się ognisko i hałas jaki wywoływał brunet robiąc rozgrzewkę. Saiyan już ją miał z głowy przebiegłszy x kilometrów od rana. Z czasem skupiał się na samej postaci Razera. Był do niego zwrócony bokiem ale widział każdy jego ruch, może niezbyt dokładnie ale widział jak porusza się jego ciało. Nie wiedział ile upłynęło czasu ale wnioskując po postawie bio-androida ten już czekał.
Kuro wstał, przeciągnął się nieco i powoli zmierzał w stronę przeciwnika. Spokojnie ominął niewielki kamień, zatrzymując się jakieś 5 metrów od bruneta. Skłonił się w geście szacunku dla przeciwnika i stał spokojnie oddychając czekając na powrót mentora. Pełen niespożytej energii Kuro w obecności Hikaru jeszcze się tak nie zachowywał, prawdopodobnie ostatnie wydarzenia wywołały w nim jakąś zmianę.
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Siedziba Szkoły Światła
Czw Lis 08, 2012 7:06 pm
Hikaru po paru minutach wrócił z domku i rozpiął pas z mieczem by za chwilę rzucić go na ziemię, tak by wbił się pod pewnym kątem. Zrzucił z siebie płaszcz i koszulę, które powiesił właśnie na rękojeści szamszira i skierował się do swoich uczniów. W tej chwili był pół nagi, miał na sobie okulary, opaskę oraz spodnie i buty. Płaszcz motał się na wietrze, ale nie zamierzał odlecieć. Telekinetycznie podniósł górkę kamieni i wcisnął je dwójce młodocianych wojowników.
- Słuchajcie, zanim zaczniecie walczyć musicie coś zobaczyć. Inaczej nie będziecie rozumieli po co tak naprawdę trenujecie. Kuro podwiń na chwilę tą opaskę. Macie mnie tymi kamieniami trafić, więc rzucajcie z całych sił. Tu zrobił pauzę na chwilę by także telekinetycznie narysować wokół siebie okrąg mniej więcej na metr średnicy. To było akurat tyle miejsca by móc stanąć w lekkim rozkroku. Ja będę oczywiście unikał waszych kamieni. Nie opuszczę tego kręgu, waszym celem ponad to jest patrzenie i zapamiętywanie moich ruchów. Patrzcie na moje mięśnie, najmniejsze ruchy pod skórą, wtedy być może zrozumiecie, w czym rzecz. Już Kurze mówiłem, że wykonuje mnóstwo nie potrzebnych ruchów. Ty, Razer zapewne też. To taka krótka lekcja, która być może da wam do zrozumienia, że trzeba kontrolować swoje ciało w stu procentach. Zaczynajcie.
Po tych słowach kiedy zapadło milczenie wziął rozkrok lekki i stał czekając. Czekał, aż jego uczniowie spróbują go ukamienować. Nie było najmniejszych szans by go trafili, ale jak wspominał wcale nie o to chodziło, tylko by nauczyli się i wiedzieli do czego mają dążyć. Świetna zachęta do późniejszej walki.
occ rzucajcie, macie po kilkadziesiąt kamyków różnej wielkości i masy, możecie robić to oburącz, czy jak tam chcecie. Każdy z was ma po poście. Potem ja odpiszę i zaczniecie walkę.
- Słuchajcie, zanim zaczniecie walczyć musicie coś zobaczyć. Inaczej nie będziecie rozumieli po co tak naprawdę trenujecie. Kuro podwiń na chwilę tą opaskę. Macie mnie tymi kamieniami trafić, więc rzucajcie z całych sił. Tu zrobił pauzę na chwilę by także telekinetycznie narysować wokół siebie okrąg mniej więcej na metr średnicy. To było akurat tyle miejsca by móc stanąć w lekkim rozkroku. Ja będę oczywiście unikał waszych kamieni. Nie opuszczę tego kręgu, waszym celem ponad to jest patrzenie i zapamiętywanie moich ruchów. Patrzcie na moje mięśnie, najmniejsze ruchy pod skórą, wtedy być może zrozumiecie, w czym rzecz. Już Kurze mówiłem, że wykonuje mnóstwo nie potrzebnych ruchów. Ty, Razer zapewne też. To taka krótka lekcja, która być może da wam do zrozumienia, że trzeba kontrolować swoje ciało w stu procentach. Zaczynajcie.
Po tych słowach kiedy zapadło milczenie wziął rozkrok lekki i stał czekając. Czekał, aż jego uczniowie spróbują go ukamienować. Nie było najmniejszych szans by go trafili, ale jak wspominał wcale nie o to chodziło, tylko by nauczyli się i wiedzieli do czego mają dążyć. Świetna zachęta do późniejszej walki.
occ rzucajcie, macie po kilkadziesiąt kamyków różnej wielkości i masy, możecie robić to oburącz, czy jak tam chcecie. Każdy z was ma po poście. Potem ja odpiszę i zaczniecie walkę.
- GośćGość
Re: Siedziba Szkoły Światła
Czw Lis 08, 2012 7:46 pm
Już mieli stoczyć walkę gdy przybył białowłosy oznajmiając że mają w niego trafić kamieniami. Podniósł je w jakiś sposób, używając zapewne energii. Razer był ciekawy jak niby chce ominąć te kilkadziesiąt rzucanych kamieni. Wziął jeden podrzucając go w jednej ręce, musiał znaleźć słaby punkt w jego ruchach. Ustawił się jakby miał właśnie rzucać piłkę do baseballa poczym rzucił z ogromną prędkością, jednak białowłosy zrobił unik a kamień przebił kilka pni na wylot które znajdowały się za nim. Nie zdziwiło go to, spodziewał się że trafienie nie będzie celne. Długowłosy stanął ponownie aby wymyślić jakiś plan. Odpalił białą aurę, i z jak największą prędkością pojawiał się wokół celu, rzucając jak najszybciej i celując tak aby kolejny kamień trafił w inne miejsce. Zużył już ponad połowę kamieni które miał, co prawda był blisko gdyż dwa kamienie zderzyły się z sobą i zmieniły tor lotu ale mimo to białowłosy błyskawicznie je uniknął tak jakby były powolne jak kula do kręgli.
-Cholera jasna jak go trafić?
Mruknął pod nosem, kończyły się już pomysły. Zaraz a gdyby tak zaatakować z dwóch stron jednocześnie? Odwrócił się do Kuro
-Słuchaj mam plan. Otóż sami jego nie trafimy, jest zbyt szybki. Jednak jak spróbujemy zaatakować naraz z różnych stron to może się uda. Co ty na to?
Powiedział patrząc się cały czas na nieruchomego mistrza.
-Cholera jasna jak go trafić?
Mruknął pod nosem, kończyły się już pomysły. Zaraz a gdyby tak zaatakować z dwóch stron jednocześnie? Odwrócił się do Kuro
-Słuchaj mam plan. Otóż sami jego nie trafimy, jest zbyt szybki. Jednak jak spróbujemy zaatakować naraz z różnych stron to może się uda. Co ty na to?
Powiedział patrząc się cały czas na nieruchomego mistrza.
Re: Siedziba Szkoły Światła
Czw Lis 08, 2012 8:35 pm
Kuro stał przed Razerem kompletnie nie wiedząc co robić ale żadne z nich nie wykonał nawet najdrobniejszego ruchu. Wyczuł moment, w którym Hikaru wyszedł i zacisnął pięści szykując się do sparingu. Chłopak stał plecami, w pewnym oddaleniu od domku ale w pewnym momencie wydawało mu się, że Mistic się rozbiera?! Chyba pochrzaniły mu się zmysły, na pewno się pomylił. Jednak gdy nauczyciel podszedł Kuro mógł przekonać się, że jednak dobrze wyczuł jego ruchy. Musiał zrobić na prawdę dziwną minę. Takiego obrotu spraw się nie spodziewał, no bo skąd.
I całą jego koncentrację szlag trafił. Wysłuchał polecenia i uwag z opaską zsuniętą z jednego oka zapewne dalej mając dziwny wyraz twarzy. Za to opcja rzucania w Mistica bardzo mu się spodobała. Z nieukrywaną chęcią trafiłby między oczy. Trzymając kamienie w ręku obserwował poczynania Razera ale szybko przeniósł wzrok na Hikaru. W pierwszej chwili wydawało się jakby praktycznie nie wykonywał żadnych ruchów jakby stał w miejscu, a kamienie przelatywały przez niego jak przez ducha. Przyjrzał się dokładniej. W myślach zaczął porównywać to co robił wczoraj podczas treningu z tym co teraz robił srebrnowłosy. Przypatrywał się szczególnie pracy nóg w ograniczonej przestrzeni. Hikaru wyraził się dziś znacznie jaśniej niż wczoraj i ten przykład dużo mu dał. Chyba zaskoczył o co chodzi.
Patrzył jak Razer produkuje się na maksa i nawet wokół jego ciała pojawiła się aura. Saiyajin nie miał zamiaru marnować Ki przed walką.
Na propozycję bruneta tylko się uśmiechnął, w zasadzie do tej pory biernie obserwował.
- Spoko ale to i tak go nie trafimy. I chyba nie chodzi o trafianie, czy to jak rzucasz. Patrz na niego..
Obszedł nauczyciela z drugiej strony i stanął za jego plecami.
- Musiał Pan mieć wczoraj niezłą zabawę, kiedy tak skakałem jak małpa w cyrku.
Powiedział do Hikaru, poniekąd dając tym samym znak, że już zauważył swoje błędy. Miał nadzieję, że zrozumiał. Rzucał kamieniami jednostajnie celując tylko w plecy. Jego zdaniem celowanie na boki nie miało sensu. Zgodnie z poleceniem powinien skupić się na obserwowaniu pracy mięśni. A trafiając w środek pleców zdaniem Kuro trzeba było więcej się ruszać i mógł więcej obserwować. Wczoraj skakał jak małpa na koksie, marnował siły i szybko się męczył, kiedy chodziło o to, żeby poruszać się niemal w miejscu. Nie marnować sił na bezsensowne pozy, a w walce liczy się każdy gram.
I całą jego koncentrację szlag trafił. Wysłuchał polecenia i uwag z opaską zsuniętą z jednego oka zapewne dalej mając dziwny wyraz twarzy. Za to opcja rzucania w Mistica bardzo mu się spodobała. Z nieukrywaną chęcią trafiłby między oczy. Trzymając kamienie w ręku obserwował poczynania Razera ale szybko przeniósł wzrok na Hikaru. W pierwszej chwili wydawało się jakby praktycznie nie wykonywał żadnych ruchów jakby stał w miejscu, a kamienie przelatywały przez niego jak przez ducha. Przyjrzał się dokładniej. W myślach zaczął porównywać to co robił wczoraj podczas treningu z tym co teraz robił srebrnowłosy. Przypatrywał się szczególnie pracy nóg w ograniczonej przestrzeni. Hikaru wyraził się dziś znacznie jaśniej niż wczoraj i ten przykład dużo mu dał. Chyba zaskoczył o co chodzi.
Patrzył jak Razer produkuje się na maksa i nawet wokół jego ciała pojawiła się aura. Saiyajin nie miał zamiaru marnować Ki przed walką.
Na propozycję bruneta tylko się uśmiechnął, w zasadzie do tej pory biernie obserwował.
- Spoko ale to i tak go nie trafimy. I chyba nie chodzi o trafianie, czy to jak rzucasz. Patrz na niego..
Obszedł nauczyciela z drugiej strony i stanął za jego plecami.
- Musiał Pan mieć wczoraj niezłą zabawę, kiedy tak skakałem jak małpa w cyrku.
Powiedział do Hikaru, poniekąd dając tym samym znak, że już zauważył swoje błędy. Miał nadzieję, że zrozumiał. Rzucał kamieniami jednostajnie celując tylko w plecy. Jego zdaniem celowanie na boki nie miało sensu. Zgodnie z poleceniem powinien skupić się na obserwowaniu pracy mięśni. A trafiając w środek pleców zdaniem Kuro trzeba było więcej się ruszać i mógł więcej obserwować. Wczoraj skakał jak małpa na koksie, marnował siły i szybko się męczył, kiedy chodziło o to, żeby poruszać się niemal w miejscu. Nie marnować sił na bezsensowne pozy, a w walce liczy się każdy gram.
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Siedziba Szkoły Światła
Pią Lis 09, 2012 12:41 pm
No tak, tak jak mistic przewidział Razer sobie niezbyt radził, ale Kuro wychwycił od razu o co chodziło. Kiedy rzucali kamieniami w białowłosego ten unikał, starając się nie znikać co chwila by pokazywać swoje ruchy oczom niedoświadczonym. Dostosował szybkość do lecących skałek dzięki czemu obaj uczniowie mogli wyciągnąć jak najwięcej. Niestety nowy nabytek szkoły światła nie poradził sobie z lekcją. Kiedy kamienie się skończyły, Hikaru wykonał ostatni unik wyginając ciało trochę ponad normę, nie tracąc jednak punktu podparcia. Jego stopy przez cały czas pracowały i to było widać po całym okręgu. Odciski butów, które były po części zasypane kiedy wojownik nie odrywając nogi przesuwał ją w bok. Mimo tysiąca różnych śladów jeden na drugim, żaden nie naruszył okręgu, który narysował.
- To jest to o co mi chodziło. Dodatkowo może nie zauważyliście, każdy mój ruch był kontrolowany oraz oddech dostosowany do ruchu. Nie był zbyt głęboki, kiedy trzeba było szybko się ruszyć, ale nie był nigdy za mały bo bezdech w czasie walki dla osób, które nie potrafią go wstrzymać na dłużej to może zakończyć walkę. Czerpanie powietrza do płuc także jest istotne, zabiorę was kiedyś do miejsca, gdzie tego się nauczycie. Teraz już możecie zająć się swoimi następnymi zadaniami. Kuro załóż opaskę. I tak, miałem radochę jak skaczesz niczym ziemska małpiatka na drzewie. Widzę, że pojmujesz. Ty Razer jednak jeszcze masz duże problemy. Widzę, że jesteś szybszy od sayana, ale to on zacznie walkę bo nie będzie używał oczu. Kiedy skończył mowę, wyszedł z kręgu by założyć ciuchy, jednak miecz zostawił wbity wraz z sayią.
Kiedy już się ubrał zajął się tworzeniem sztućców i talerzy, wszystkiego czego będzie potrzeba im w kuchni. Znów rozgrzał metal w pseudo piecu i potem zaczął formować , robił to powoli i z rozwagą bo mimo wszystko nie jest to łatwe by telekinetycznie uformować coś tak małego jak widelec.
- To jest to o co mi chodziło. Dodatkowo może nie zauważyliście, każdy mój ruch był kontrolowany oraz oddech dostosowany do ruchu. Nie był zbyt głęboki, kiedy trzeba było szybko się ruszyć, ale nie był nigdy za mały bo bezdech w czasie walki dla osób, które nie potrafią go wstrzymać na dłużej to może zakończyć walkę. Czerpanie powietrza do płuc także jest istotne, zabiorę was kiedyś do miejsca, gdzie tego się nauczycie. Teraz już możecie zająć się swoimi następnymi zadaniami. Kuro załóż opaskę. I tak, miałem radochę jak skaczesz niczym ziemska małpiatka na drzewie. Widzę, że pojmujesz. Ty Razer jednak jeszcze masz duże problemy. Widzę, że jesteś szybszy od sayana, ale to on zacznie walkę bo nie będzie używał oczu. Kiedy skończył mowę, wyszedł z kręgu by założyć ciuchy, jednak miecz zostawił wbity wraz z sayią.
Kiedy już się ubrał zajął się tworzeniem sztućców i talerzy, wszystkiego czego będzie potrzeba im w kuchni. Znów rozgrzał metal w pseudo piecu i potem zaczął formować , robił to powoli i z rozwagą bo mimo wszystko nie jest to łatwe by telekinetycznie uformować coś tak małego jak widelec.
Strona 1 z 16 • 1, 2, 3 ... 8 ... 16
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach