Dragon Ball New Generation Reborn
Dragon Ball New Generation Reborn

Go down
Anonymous
Go??
Gość

KP Safa Empty KP Safa

Sro Sie 01, 2012 4:42 am
Imię – Safari (saiyanskie imię: Rapsley)

Rasa – Saiyan

Wiek – 21

Wygląd – Młody chłopak z wiecznie rozczochranymi, czarnymi włosami, które przewiązuje pomarańczową chustą, co daje efekt „sterczenia” owych niesfornych kosmyków. Dosyć niezwykłe jest to, że wśród tej czupryny znajduje się czerwone pasmo, co raczej bardziej by uszło w przypadku gdyby był Halfem, a tak nie jest (w związku z tym „ufarbowanie” jest stałe z poziomu genetycznego). Jak każdy Saiyanin posiada ogon, którego koniec obwiązuje czarną chusteczką czy kawałkiem materiału (na pytanie: czemu to robi ? Odpowiada, że go hartuje, ale tak normalnie to tak robi odkąd pamięta). Co do ubrania, to on się ubiera jak najbardziej po ziemsku. Soczyście zielony T-Shirt wetknięty w jasne jeansy. Czarny pasek z miedzianą klamrą. Pomarańczowa kamizelka z kapturem i z wyszytą czerwoną literką „Z” po lewej stronie bezrękawnika. Nosi bordowe (od strony wewnętrznej są w kolorze żółtej ochry czy też matowego złota) rękawice bez palców, które sobie podwija do nadgarstka. Pod podwiniętymi nogawkami spodni widnieją typowo sportowe buty w takich samych kolorach co rękawiczki. W jego posiadaniu są czerwone gogle nieznanego mu pochodzenia oraz funkcjonalności (nie licząc ochrony przed promieniami Bursta, która jest oczywista).

Po ostatnich wydarzeniach całkowicie zmienił swój ubiór (nie licząc czarnej chustki na ogonie, którą nadal ma). Raz miał okazję ponosić stary już saiyanski mundur wyższej rangi po dziadku, który jednak się szybko zniszczył w ferworze przebytych walk na piaskach Vegety. Granatowy kombinezon jak i pancerz bez naramienników ostały się w bardzo opłakanym stanie. A chusta, którą ciągle tak nosił na głowie to albo zaginęła albo nic z niej nie zostało. Po wycieczce na pewną planetkę znaną przez nielicznych, której nazwa brzmi: Yardrat, nosił się przez jakiś czas jak miejscowi. Luźne, wiśniowe spodnie, jasna koszula z długim rękawem i pół-ochraniacz z lewym naramiennikiem oraz ciemne obuwie powyżej kostki. Gdy wrócił na Ziemie znów powrócił do ziemskiego ubioru. Tym razem to był granatowy T-Shirt, na którym była założona typowo polarowa bluza z kołnierzykiem w kolorze ciemnej czerwieni. Na nogach zielono-szare bojówki z kieszeniami i buty zachowane ze stroju z Yardrat. Przy każdym stroju towarzyszyły typowo czerwone gogle. Z racji pewnych wydarzeń zaistniałych w późniejszym czasie, zostały one zniszczone. Miast okularów, to obecnie towarzyszy mu aureola nad głową.

Charakter – Jest totalną przeciwnością ogólnego stereotypu saiyanskich wojowników. Miły, wesoły, pomocny optymista. Choć czasem potrafi popaść w lekką depresje, która jednak dość szybko mija. Lojalny wobec rodziny lub przyjaciół (jeśli takowych posiada). Stara się nie poddawać nawet gdy nie ma innego wyjścia i gdzie wszystko może się zakończyć klęską. Potrafi poświęcić swe życie dla dobra wyższej sprawy. Zazwyczaj spokojny nie lubi stosować brutalnej przemocy chyba, że sytuacja tego wymaga. Jak każdy ogoniasty kocha trenować i walczyć (jeść tym bardziej Very Happy). Lubi przebywać wśród natury wśród której spędził pewien okres swego życia. Na czas walki poważnieje.

Historia – Nowa era… Zaledwie kilka lat po jej rozpoczęciu nastąpiły zmiany na planecie Vegeta. Z początku panował jako tako spokój. Naród Saiyanski żył w nieświadomości z inną rasą, która się ukrywała przed ich wzrokiem. Niegdyś wiele lat temu panował konflikt między Saiyanami a Tsufulami. Obie rasy chciały mieć we władaniu planetę, która niegdyś należała do jednej ze stron. Tak, Vegeta była niegdyś we władaniu „słabej” populacji. Do czasu póki Saiyanie nie zechcieli przejąć glob czerwonego piasku. Odbyło się wiele walk, bitew. Tsufule mimo zaawansowanej technologii polegli z rąk małpiatych. Zostali unicestwieni, a Saiyanie przejęli planetę we władanie. Jednak nie do końca tamci zostali wybici. Otóż ukryli się pod ruinami jednego z tsufulskich miast w miejscu, o które nie mogli ogoniaści podejrzewać. W ten sposób na planecie przebywały ze sobą dwie odrębne rasy, z której jedna nie miała o tamtej bladego pojęcia. Pierwsza, w której przeważała nauka. Druga, dla której walka była największą świętością. Nastała też nowa władza wśród Saiyan. Z początku był pokój. Lecz to nie trwało długo. Międzyczasie odbywały się nieliczne bunty wśród ludu z powodu zmian. Co niektórym Saiyanom nie podobała się władza obecnego króla, ale jak na razie zostali stłumieni. Po kilku latach władania w domniemanym spokoju, tamci postanowili zrealizować plan poprzedniego władcy sprzed lat. Zebrało się kilku najlepszych inżynierów genetyki i postanowili wykraść kilka zahibernowanych saiyanskich zarodków ze specjalnego pomieszczenia przeznaczonego do ich przechowywania. Otóż Saiyanie zazwyczaj niezbyt byli tolerancyjni gdy się rodziło naraz więcej niż jedno dziecko, więc zbędne oddawali jeszcze zanim zaczęły się rozwijać na „przechowanie”. Saiyanscy naukowcy mieli bardzo dobre pojęcie o tej praktyce. W końcu kilkoro z nich zajmowało się tym. Potajemnie chcieli wprowadzić w życie pewien projekt związany akurat z genetyką co kiedyś został zlecony przez poprzednią władze na planecie. Chcieli stworzyć potężnego, saiyanskiego wojownika pod swą komendę. Owszem, sukcesywnie udało im się z kilka zarodków ukraść. Nawet jakimś nieznanym sposobem zdobyli DNA osobnika o bardzo zaawansowanych umiejętnościach, którego akurat geny pasowały idealnie do jednego z wykradzionych embrionów. Postanowili ów geny wszczepić temu zarodkowi, który by się idealnie zsynchronizował. Zrobili to i się przyswoiło, lecz nastąpiły drobne i nieodwracalne zmiany w łańcuchu DNA eksperymentu, które się ukażą już w trakcie rozwoju. Potem musieli szybko zdecydować, a decyzja do łatwych nie była. Padały pytania, na które sami musieli znaleźć odpowiedzi. Czy będą go „hodować” w kloszu wypełnionym specjalistycznym płynem czy może znajdą zastępczą matkę z rodu Saiyan, która pragnęła dziecko, ale nie mogła liczyć na partnera. Stwierdzili, że druga opcja będzie lepsza i bardziej humanitarna. Na ten czas zmodyfikowany zarodek musiał zostać ponownie zahibernowany, lecz nie na długo. Jako, że mieli swoich ludzi wśród populacji, to mieli ułatwione zadanie. Przez jakiś czas wypatrywali odpowiednich Saiyanek czy Halfek do pełnienia roli inkubatora dla ich eksperymentu, lecz żadna zapytana nie wyraziła zgody. Zresztą wiele z nich też miało uprzedzenia do naukowców. No, może prócz jednej. Jedna saiyanska kobieta zgodziła się gdyż nie miała partnera i od dawna pragnęła mieć dziecko. Ta mimo czystej krwi nie była typowo czarnowłosą Saiyanką, gdyż miała zieloną grzywkę. Tak, zieloną, bo była wnuczką pewnego zielonowłosego Halfa, który w dosyć nietypowy sposób uciekł z Vegety wiele lat temu.

Dziewczyna praktycznie nie miała pojęcia, że się wplątuje w tajny eksperyment zlecony przez poprzedniego króla, gdyż tamci nie zdradzili jej szczegółów tego, ale zapewnili narodzenie się potomka oraz pomoc w jego wychowaniu. Uczestnicy tajemnego projektu wszczepili Saiyance „udoskonalony” zarodek w macice. Zanim jeszcze nastąpiły nieodwracalne zmiany, powielili je i kopii zaaplikowali DNA pewnej nieżyjącej Saiyanki, które udało im się zdobyć. „Zapasowy” z żeńskimi genami został zahibernowany, by w razie czego po latach go wykorzystać, by mógł powstać kolejny Saiyan, który by mógł pomóc zapanować nad innymi planetami i wygrywać wojny z wrogimi rasami. Wracając do pierwszego, dziecko się dobrze rozwijało i potem nastąpił poród. Urodził się zdrowy, ogoniasty chłopiec bardzo podobny do pewnego osobnika. Em… Niemowlę miało po części czerwone włosy co było dziwne i nietypowe. Ci myśleli, że coś poszło nie tak i wyszedł im po prostu Half. Po pewnych dyskusjach naukowcy doszli do wniosku, że to miało związek z wprowadzeniem „zaawansowanych” genów, które nieco odmieniły strukturę fragmentu DNA odpowiadającego za koloryt włosów. Pozwolono zastępczej matce nadać dziecku imię, a brzmiało ono: Rapsley. Typowo saiyanskie imię jakie w obecnych czasach było coraz rzadszym zjawiskiem wśród populacji wojowniczej rasy. Tradycja nadawania typowych mian noworodkom już powoli zanikała. Mało który z Saiyan czy Halfów je kultywował. Chłopiec imieniem Rapsley był wychowywany jak każdy Saiyan, a przy tym wszystkim wtajemniczeni mu pomagali. Specjalne treningi na wyzwolenie mocy, sparingi, poznawanie nowych technik i nauczanie o innych cywilizacji. Taka wiedza była niezbędna do ich planu. Bowiem saiyanscy inżynierowie nauki genetycznej nie zamierzali poprzestać tylko na Vegecie, ale też chcieli opanować Ziemie i parę innych planet. Oczywiście o tych innych światach się dowiedzieli z bazy danych z pałacu, do której się włamali niepostrzeżenie omijając wszelkie systemy bez zostawiania jakikolwiek śladów swej obecności. Po kilku latach od pierwszego eksperymentu, przystąpili do drugiego. Powstała saiyanska dziewczynka, która kropka w kropkę była jak pierwowzór z których miała geny. Rodzeństwo dorastało razem wraz z zastępczą matką, która przekazała im część swojej wiedzy. Nikt z całej trójki nie podejrzewał, że ich opiekunowie coś knują od samego początku. Przez te wszystkie lata nikt z obecnej władzy czy poddanych Vegety nie zdawał sobie sprawy, że coś się działo tuż pod ich nosami. Saiyanscy naukowcy nie poprzestali tylko na stworzeniu wiernych sobie żołnierzy, chodź nie do końca im to wyszło jakby chcieli, ale to już inna bajka.

Po latach treningów i innych rzeczy w odosobnieniu od reszty planety, wtajemniczeni stwierdzili, że już czas. W końcu ciągle o sobie znać dawała im władza Vegety. W międzyczasie Rapsley osiągnął maksymalną moc, którą mógł mieć. Po wyuczeniu się paru sztuczek był po prostu niewyczuwalny. Wtajemniczeni uznali, że jest już gotowy. W przeddzień tego wszystkiego zastępcza matka wyznała w tajemnicy już dużym swoim dzieciom skąd się wzięli. Saiyan raczej kiepsko to przyjął w przeciwieństwie do młodszej siostry. Nabuzowany, młody, saiyanski chłopak wkroczył do budynku, w którym znajdowało się główne laboratorium. Tak naprawdę nie było jednego zabudowania, a był to pewien kompleks znajdujący się właściwie na piaskach pustyni ukryty za kurtyną rudego kwarcu oraz pod warstwą energetycznej bariery kamuflującej uniemożliwiającej wykrycie na kilka różnych sposobów. Część pomieszczeń znajdowała się bezpośrednio pod ziemią. Rapsley posługując się zmysłami bez problemu zjawił się w jednym z laboratoriów, które znajdowało się akurat na ostatnim piętrze zabudowania. Oczywiście matka pospieszyła za nim by go powstrzymać przed tym co właśnie chciał zrobić. Właśnie w tym momencie co niektórzy z naukowców pracowało przy prototypie pewnego urządzenia, które by umożliwiło przemieszczanie się miedzy planetami bez potrzeby używania statków kosmicznych. Wracając do tego co miało właśnie nastąpić, to zaczynało się robić niebezpiecznie. Rapsley nie mógł uwierzyć, że jego matka nie była jego prawdziwą matką. Ba, nie była jego biologiczną matką. Mimo typowo saiyanskiego wychowania jak i charakteru, to ją kochał. Jednak nie pałał obecnie dobrymi myślami o opiekunach, których miał przed sobą. Tak w nim emocje się gotowały, że pokrótce mocno się wkurzył rozwalając całe pomieszczenie wielką falą złotej ki. Matka nie zdążyła go powstrzymać gdy tylko się pojawiła, to ją fala uderzeniowa poniosła. W trakcie tego wszystkiego prototypowe urządzenie się uruchomiło z powodu uwolnionej sporej ilości energii i stojący obok wściekły Saiyan znikł nim cała zabudowa została unicestwiona w wyniku eksplozji wraz wszystkimi i wszystkim co tam było. Nastąpił wybuch, który rozniósł w pył cały budynek z innymi mu przyległymi. Wszystko rozniosło na strzępy. Nawet zostały naruszone fundamenty jak i pomieszczenia pod ziemią. Plany poprzedniego króla zostały zniweczone i to z wielkim hukiem, który zapewne nie mógł być przeoczony przez resztę planety. Temu wszystkiemu z daleka przyglądała się się pewna dziewczynka z ogonem, która była obecnie na zewnątrz dzięki matce. Wiedziała co się stało, bo nagle jej brat znikł. Postanowiła go szukać. Z jej ust padły słowa: "Braciszku... znajdę Cię.".

W tym czasie młody Saiyan wylądował, a raczej zarył głęboko w lesie na jakiejś planecie. Na błękitnej planecie zwanej Ziemią. W wyniku teleportacji stworzył się duży i dość głęboki krater o stromych ścianach, w którym ogoniasty się teraz znajdował. Chłopak miał zniszczone ubranie i był z lekka poparzony, a na dodatek w wyniku eksplozji stracił pamięć. Wszystkie wspomnienia z Vegety zostały wymazane. Ta sytuacja się też do tego przyczyniła, że moc którą posiadał została utracona jak i zdobyte przez te lata umiejętności bojowe. Prawdopodobnie bezpowrotnie, ale nie było co do tego pewności. Stał się jednym z najsłabszych, choć niezupełnie porównując z ziemskimi istotami. Saiyan leżał na dnie krateru przez jakiś czas nieprzytomny i niczego nieświadomy. Potem się ocknął następnego dnia z obolałym ciałem, a szczególnie pulsującą z bólu głową. Czuł się jakby brał udział imprezce obfitującej w alkohol, po którym ma się potem silnego kaca. Nie dość, że jego głowy jakby tir przejechał, ot jeszcze się mu w niej kręciło jak po karuzeli. Nie wiedział kim jest, skąd się tu wziął i w jaki sposób. Po prostu nic. Czarna pustka. Az dziw, że jeszcze pamiętał jak się mówi. Jedynie co mu zostało po tamtym życiu, to czerwone gogle z jakiegoś sztucznego tworzywa, które miał przy sobie. Jednak nic one mu nie mówiły. Jeszcze większą zagadką był jego ogon, który był przewiązany jakimś kawałkiem nieznanego mu materiału. W jaki sposób pozyskał przedłużenie swojego krzyża ? Nie było sensu raczej próbować dojść do czegokolwiek, bo nic nie pamiętał. A ciąganie za własny ogon nic nie dawało poza utwierdzeniem się w fakcie, że faktycznie jest jego częścią ciała. Niczego nie miał w głowie poza podstawową wiedzą, która fragmentami przewijała mu się przez jego świadomość. Osłabiony z trudem się wygramolił z leja na jego brzeg i upadł na kolana podpierając się rękoma i ciężko dysząc przy tym. Lekko krwawił i miejscami czuł poparzoną skórę, która go piekła. Powoli się podnosząc zaczął się rozglądać po tym dziwnym miejscu gdzie się znalazł. Zaraz, zaraz…To się las nazywa, a to są drzewa. W końcu stanął na nogi. Postawił pierwszy krok i upadł w trawę. Wstał z ziemi i począł powoli iść w nieznanym sobie kierunku. Po prostu szedł przed siebie. Upadał raz po raz, ale się przytrzymywał mijanych pni, aż dotarł nad strumień. Krystalicznie czysta woda, która spokojnie sobie płynęła niedużym nurtem przez las. Zanurzył w tej cieczy dłonie i wpierw sobie ochlapał twarz, a potem się napił wy zwilżyć wysuszone gardlo. W trakcie picia zauważył swoje zniekształcone odbicie. W pewnym sensie zaczął sobie jakieś fragmenty przypominać. Po jego głowie zaczęło się tłuc jedno słowo, które nie znał: Saiyan. Co to było za słowo ? Oznaczało rzecz, kogoś ? W końcuu dotarło do niego pewne znaczenie słowa. Saiyan to ktoś, ale kto ? Czy to właśnie tym on był ? Tym Saiyanem ? Potem sobie przypomniał czym się taki Saiyan wyróżnia. Bardzo dobra kondycja fizyczna, ogon i czarne włosy oraz oczy. Chwila… Czarne włosy ? Zaczął się zastanawiać skąd ma to czerwone pasmo włosów. Zanurzył głowę w zimnej wodzie i począł próbować zmyć rzekomą farbę. Wynurzył się znowu patrząc w swe niekształtne odbicie. Nadal miał kolorowe włosy. Spróbował jeszcze raz je umyć i znowu niepowodzenie. Jeszcze tak robił z trzy cztery razy aż się poddał. Skoro to nie farba, to co ? Przez jakiś czas siedział nad strumieniem zastanawiając się kim jest albo czym.

Bezimienny jakiś czas spędził nad ruchliwą wodą. Zawiał wiatr pomiędzy drzewami. W wodną taflę wpadła jakaś kolorowa karta, która została wcześniej przywiana strumieniem powietrza. Saiyan ją pochwycił nim ją nurt zabrał. O dziwo umiał przeczytać co tam było napisane. A napisało: Zoo Safari zaprasza całe rodziny….godziny otwarcia… zobaczcie niezwykłe zwierzęta prosto z Safari... Słowo „Safari” dość często się powtarzało w treści tej ulotki. W jakiś sposób spodobał się chłopakowi ten wyraz i nazwał się właśnie Safari. Od tego momentu był już kimś, ale co dalej ? Zaczął żyć w lesie na dziko. Jak każde tam żyjące zwierze musiał przetrwać. Jedynie co miał przy sobie cywilizowanego, to te gogle, które przy nim leżały gdy tylko się ocknął. Nie wiedział do czego mogłyby służyć, ale czasem nosił je od tak na nosie. Praktycznie, to z nimi się w ogóle nie rozstawał. Kilka miesięcy w dziczy. W tym czasie okolice raz z miesiącu zdążył napaść jakiś wielki potwór, o którym Saf nic nie wiedział. Zawsze tak było jak tylko spojrzał na księżyc w pełni, a potem sam leżał nagi wśród zniszczonej okolicy. Ze znalezieniem gogli nie było problemu, bo zawsze je zostawiał w jednym miejscu. Pewnego wieczoru nim jeszcze wzeszedł księżyc w pełni na nocne niebo, Saf od tak z ciekawości założył okulary. Chciał zobaczyć jak wygląda księżyc przez te soczewki. Miał pewne obawy co do tego, bo zwykle chwile potem pojawiała się Besta jak tylko się spojrzał w świetlistą tarczę satelity. Lecz tym razem nic się nie stało. Zupełnie nic. Czyżby go uchroniły od tego te dziwne gogle o czerwonych szkłach ? Potem przypomniał sobie pewną ważną rzecz mówiącą o Saiyanach. To, że jak taki wojownik posiadający ogon spojrzy w księżyc, to zamienia się w wielką małpę, która niszczy wszystko i wszystkich. A czynnikiem rozruchowym do tego było właśnie posiadanie pewnej cechy anatomicznej. Przez okulary spojrzał na swój ogon. Raczej było mu go szkoda, bo się nieraz przydał. Zresztą skoro ma te dziwne gogle, to nie musi się go pozbywać. Kolejne miesiące potem spokojnie mijały, bez udziału potwora w osobie Safa, który nim był w trakcie pełni. W tym czasie na Ziemie przybyła pewna ogoniasta dziewczynka, którą się zajęła jakaś pani naukowiec. Pewnego dnia na polowaniu Safari miał problem. Ganiał go rozwścieczony Tyranozaur z zamiarem pożarcia go albo też po prostu rozerwania go na strzępy. Ogoniasty biegł przez gęsty las. W pewnym sensie uciekał, a w innym próbował gada zmęczyć. W pewnej chwili obaj wpadli na polne gdzie stała nieduża chatka. Saf przebiegł obok niej, z kolei ponad dziesięciometrowa bestia rozwaliła ów domek, w którym mieszkała dziewczynka z ogonkiem. Saiyanowi coś w umyśle zabłysło jak ją tylko zobaczył. Jej twarz wielokrotnie mu się śniła przez wiele nocy. Coś w sobie poczuł, że miedzy nim a nią jest jakaś dziwna więź. Nie było sensu dać się ganiać dalej temu stworowi. Jakby zsynchronizowany z tą dziewczynką Saf pokonał jednym ciosem bestie kładąc zarazem kres jej żywota. Po tym spotkaniu dotychczasowe życie młodego Saiyana się zmieniło. Oddziczał, zaczął normalne ubranie nosić (ziemskie oczywiście). Odbudowali wspólnymi siłami z Kisą dom, który był znacznie lepszy od tamtej chatki. Kisa, bo tak miała ów dziewczyna z ogonem na imię, której niechcący poprzedni dom rozniósł w drzazgi. Zamieszkał razem z nią traktując ją jak młodszą siostrę. O dziwo oboje nie znali swej przeszłości, ale to nic. Ważne, że mają siebie nawzajem…

Od tamtego spotkania minęły kolejne miesiące. Reasumując, Saf był już na Ziemi prawie dwa lata. Nawet nie zauważył jak szybko one zleciały. Jego dotychczasowe życie było niemal sielankowe. Niemal, bo musiał w jakiś sposób zdobywać pieniądze na utrzymanie jak i na wyżywienie. Ta druga kwestia była bardziej kłopotliwa. Saiyanie jak to oni pożerali prawie że całe ciężarówki wszystkiego co było jadalne. Praktycznie co drugi, trzeci dzień trzeba było się okupować zapasów na co najmniej miesiąc. Co poradzić, te małpy to istne żarłoki z gumowymi żołądkami. Akurat miał nastąpić kolejny poranek, który jak zawsze miał się zacząć porządną wyżerką na śniadanie. Była szósta rano czy też wpół. Sam już Saf nie pamiętał jak to z tym było. Był zaspany, jak zawsze o tej godzinie. Ledwo się gramolił spod kołdry z włosami na głowie niczym dwukolorowe gniazdo. Obudziły go dziwne szmery w pokoju, których sprawcą była oczywiście Kisa myszkująca mu po szafach. Jego siostra była dziwna, bowiem często podbierała bratu jego ubrania. Często je przymierzała paradując przed lustrem w innym pokoju. Tak też było i tego dnia, a raczej rana. Nie zdążył ogoniastej dobrze zdybać, a już mu zwiała z uśmiechem na twarzy. Już próbował ją ścigać w samych bokserkach, a ta uciekła ślizgając się na chodniku w holu przy schodach aż pod same drzwi wejściowe. Nie licząc tego drobnego wygłupu z rana, to miały miejsce inne wydarzenia. W drzwiach pojawił się jakiś długowłosy Saiyan, a tymczasem Kisa zasłabła z powodu bolącego serca. Obcy dość panicznie zareagował na widok młodej Saiyanki i dużo czasu nie minęło jak ją zaniósł do kuchni i zaczął się rządzić rzucając poleceniami w stronę jej brata. Gdy ta była nieprzytomna, to przybysz zdradził swą tożsamość oznajmiając iż jest dziadkiem Safa i Kisy. W tą historie ciężko było uwierzyć czerwonowłosemu. On z nim spokrewniony ? Przecież ten facet wyglądał jakby bardziej był jego bratem. Jakby było tego mało tego dnia, to ogoniasta sprowadziła do domu pewną dziewczynę. Fioletowowłose dziewczę o złotych oczach zwało się Taalumą i raczej zapewne nie była zwykłą osóbką. Dzięki niej okna ze strychu straciły szyby. Nie wliczając nieco bojowniczego posiłku (ze strony Kisy) ufundowanego przez dziadka, to po jakimś czasie młoda kobieta odeszła z dość pesymistycznym nastawieniem. Zarzekała się iż przynosi nieszczęście. Co dziwne, na polecenie Kisy podążył za nią. Można było uznać, że praktycznie ją szpiegował. Przedzierał się za nią przez leśny gąszcz, dziką plażę aż do West City gdzie ją spotkał na ulicy. Dziewczyna była smutna, więc jej zaproponował pójście do Wesołego Miasteczka. Się zgodziła, więc poszli. Pierwszą atrakcją na jaką trafili był tunel Miłości. Ona zadecydowała gdzie wpierw pójść. Saf był speszony gdy się znalazł w jednej łódce z Taal. Na początku było nieco problemów z wiosłami, ale potem mieli to już za sobą jak i strzelające żaróweczki, które pykały tuz nad przepływającą pod nimi dziewczyną. Ciemno było w tunelu, że prawie nic nie było widać. Może i dobrze, że tak się stało. Saf był wtedy czerwony prawie tak mocno jak jego rękawice, które zwykle nosił. Dopiero wyjście z łódki go ochłodziło. Źle wychodził z wodnego transportu i wpadł do płytkiej wody przez co był potem cały mokry. Jako fundator, Saiyan skłonił ją na przejażdżkę kolejką górską. Dziewczyna była zadowolona i nawet próbowała namówić ogoniastego, jednak ten się jakoś wykręcił z tego. Następnym celem się okazały samochodziki. Fioletowłosa się świetnie na nich bawiła mimo, że Saf się nie pokusił na to. Po paru „wjazdach” nagle czmychnęła mały pojazdem przez ogrodzenie miasteczka prosto w głąb miasta. Saf był w szoku i przy okazji miał od razu na pieńku z osobą kierującą tą atrakcją. Chłopak musiał pobiec za dziewczyną po drodze prawie się rozbijając o wózek z watą cukrową. Nie obyło się bez przekleństw właściciela owego dobytku. Czerwonowłosy dość długo szukał i kierowcy jak i samochodzika. Pojazd znalazł rozbity o ścianę budynku, a ją zastał kilka uliczek dalej na dachu jakiejś kamienicy w towarzystwie straży pożarnej i policji wraz z helikopterem. Gdy dotarł chwile z nią rozmawiając i odkrywając, że coś ich łączy. Brak przeszłości jak i poprzedniej tożsamości przed stratą wspomnień. W tym czasie wszyscy się rozeszli, i straż i policja jak i gapie. Atmosfera była raczej nostalgiczna. Dziewczyna postanowiła zniknąć. Saf jej nie zatrzymywał, potem to już jej nie spotkał w późniejszym czasie. Po powrocie do domu miały miejsce inne zdarzenia, których można oszczędzić. Jednakże można nadmienić, iż czerwonowłosy miał międzyczasie do czynienia z pewnym, bladym niczym trup osobnikiem w okolicach pustyni. Tamten człowiek zwał się shadowem i zmierzył się z Saiyanem tworząc ściany areny z piaskowego tornada wokół nich. Po dość trudnej walce pokonał przeciwnika.

Później miała miejsce wyprawa na Vegetę. Podróż się odbyła ze względu na to, iż dziadek w tajemniczy sposób zniknął z Ziemi i prawdopodobnie wybrał się na planetę małp. Oczywiście nie obyło się bez trudności. Spotkanie pewnej dziwnej dziewczyny, która nie dość, że Halfka to jeszcze posiadała dwie różne świadomości. Kolejny shadow i kolejna walka się odbyła. Saf jakimś cudem uratował mieszkankę Vegety przed eksplozją jaka nastąpiła w walce Kisy z jej przeciwnikiem. Przy okazji w tych przygodach został zabity niegodziwy trener-gwałciciel, który dostał za swoje zbrodnie. Potem nastąpiło tajemnicze zniknięcie młodej Saiyanki i brat próbował jej szukać na pustyni z marnym skutkiem. W końcu nawet doszło do tego, że w afekcie przeżytych emocji nawet stracił przytomność. Safa znalazł jakiś Half, który w jakiś sposób był obyty z pierwszą pomocą, ale to nie ważne. Dla ogoniastego niewyjaśnione było to jak się znalazł w kapsule, która poleciał hen w kosmos. Celem miała być Ziemia, jednakże podróż nie była zbyt przyjemna i do tego zmieniła swój pierwotny kierunek. Burza kosmiczna rzucała stateczkiem niczym piłką do loterii totka. Safa dość mocno poobijało. Szczególnie dlatego, iż w kapsule nie było pasów przy fotelu pilota. Wylądował na skalistej planecie, która z pozoru była niezamieszkana. Nie miał pojęcia gdzie właściwie się znajduje. Nie było nikogo kto by mu powiedział, że właśnie jest na Yardrat. Z pozoru była opustoszała planetka, bo jednak po chwili spaceru się natknął na jednego z mieszkańców raczej. Różowy człowieczek opatrzył go oraz dał pożywienie. Po krótkim czasie Yadrat-jin zechciał uczyć Saiyana pewnej przydatnej techniki. Na czas pobytu na tym globie Saf miał mentora. Był raczej wymagający, a zadanie do łatwych nie należało. Kamienie, wirujący piasek, to byli przeciwnicy ogoniastego. Po ciężkich, wielogodzinnych próbach udało mu się w końcu opanować Ki-Teleportacje. W milczący sposób podziękował mistrzowi i „błysnął się” na Ziemie wyczuwając tam Ki tamtej Halfki, którą jakiś czas temu poznał. Po tej nauce był w kiepskim stanie fizycznym i nawet zemdlał dziewczynie pod nogami. Towarzysz jaki był wtedy przy niej opatrzył go. Poznali się trochę. Hazard okazał się dość wprawny w bandażowaniu. W nieco późniejszym czasie (nie licząc pewnych wypadków po drodze) oddalił się od Hazarda i jego towarzyszy. Saf miał ochotę wracać do domu, ale... Po pewnych wydarzeniach nie było co wracać. Dom w ruinie, siostra zaginęła, a dziadek umarł w jego obecności z powodu pewnych powikłań po walce z shadowem w Skalnym Lesie. Poleciał do Kuro, którego znalazł nad strumieniem w górach. Gdy do niego się wybierał, to pokierował się dziwną, demoniczną Ki jaką poznał nim opuścił Ziemie. Nieco się zdziwił widokiem kolejnego Saiyana. Chłopak był jakoś nieufny i zapewne głodny. Upolował mu skrzydlatego gada, którego z wielką chęcią potem pałaszował. Porozmawiał z nim trochę dowiadując się o nim paru rzeczy. Ogoniasty bardzo pragnął wrócić na Vegetę. Chwile potem zjawiła się Halfka, która og nieco zagadała. Saf nie mając nic do roboty, po prostu Kurze wręczył statek i odszedł. Kiedy ponownie się kierował ku domowi, to po drodze minął Hazarda. Był ciekaw co tamten porabia, ale jednak co innego zwróciło jego uwagę. Dziwne przeczucie dzięki teleportacji sprowadziło Saiyana na mroczna planetę, która dla nielicznych była znana jako Dark Star. Dzięki wspomnieniom z poprzedniego wcielenia rozpoznał Mistica jak i walczącego z nim przeciwnika. Chciał mu pomóc, tak jak kiedyś. Zaatakował kreaturę kupując nieco czasu dla Hikaru i na koniec oddając mu resztę energii na Genki Damę. Potwór dopadł Safa urywając mu głowę,a resztę ciała spopielając. Saiyan nawet niczego nie poczuł prócz duszącej go ręki, bo atak agresora był szybki i skuteczny. Chwilę potem się pojawił przed wielkim biurkiem, za którym siedział szef Zaświatów, Enma Dayo. Od śmierci czerwonowłosego szybko przeminął jeden, pełny miesiąc...

Statystyki:
s: 335
sz: 380
w: 350
e: 360

PL: 9930

HP: 5250
KI: 5400

Techniki:
Kiaiho
Bukujutsu
Bakuhatsuha
Barierre
Zanzoken
Ki-Feeling
Shunkannido
Anonymous
Go??
Gość

KP Safa Empty Re: KP Safa

Sro Sie 01, 2012 4:48 am
Ten tego
Już to wcześniej wspominałam Razz
Ale ten
Z racji braku danych o dwóch własnych technikach (które się raczej zrekonstruuje w późniejszym czasie), to mogę mieć zamienniki ?
Prawie same defensywne i neutralne mam, więc nie mam czym atakować >_>
W zamian za moje DB i PF to mi zależy na Ki-Swordzie i chociażby Rezoku Energy Dan
To tylko taka sugestia Razz
Hikaru
Hikaru
Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012


Identification Number
HP:
KP Safa 9tkhzk0/0KP Safa R0te38  (0/0)
KI:
KP Safa Left_bar_bleue0/0KP Safa Empty_bar_bleue  (0/0)

KP Safa Empty Re: KP Safa

Czw Sie 02, 2012 9:51 pm
Akcept, na razie nie potrzebujesz technik, popracuj nad przywróceniem ich po prostu.
Reito
Reito
Liczba postów : 544
Data rejestracji : 28/05/2012


Identification Number
HP:
KP Safa 9tkhzk0/0KP Safa R0te38  (0/0)
KI:
KP Safa Left_bar_bleue0/0KP Safa Empty_bar_bleue  (0/0)
http://dragon2326.deviantart.com/

KP Safa Empty Re: KP Safa

Pią Sie 03, 2012 9:16 am
Ok. Choć trochę męczące jest czytanie tak długich KP na 3,5 calowym ekranie. A co do technik to Hik wyczerpał temat. Będziesz miała z nimi problemy to się odezwij bo co nieco je pamiętam.
Sponsored content

KP Safa Empty Re: KP Safa

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach

Copyright ©️ 2012 - 2018 dbng.forumpl.net.
Dragon Ball and All Respective Names are Trademark of Bird Studio/Shueisha, Fuji TV and Akira Toriyama.
Theme by June & Reito