Dragon Ball New Generation Reborn
Dragon Ball New Generation Reborn

Plac przed budynkiem

+17
Red
Joker
Vam
Atarashii Ame
Minato
Kanade
April
Xanas
Hazard
KOŚCI
Ósemka
Vita Ora
Raziel
NPC.
Colinuś
Hikaru
NPC
21 posters
Go down
NPC
NPC
Liczba postów : 1219
Data rejestracji : 29/05/2012

https://dbng.forumpl.net/f53-regulamin-i-informacje-ogolne-obowi

Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty Plac przed budynkiem

Sob Cze 02, 2012 4:06 pm
First topic message reminder :

Plac przed budynkiem dawnej Akademii. Jest on otoczony zielenią i nawet dość zadbany. Są nawet ławeczki, jakby ktoś chciał usiąść i chwilę odpocząć.


Ostatnio zmieniony przez NPC dnia Sob Mar 31, 2018 10:38 pm, w całości zmieniany 1 raz

Gość
Gość

Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty Re: Plac przed budynkiem

Nie Mar 13, 2016 1:37 pm
Siedząc tak, Kisa zaczęła się zastanawiać, czy aby dobrym pomysłem nie byłoby udanie się chociaż do koszarów, by tam potrenować, albo dać się pobić czy też kogoś sprać by wyrzucić z siebie wszystkie nerwy. W sumie to... Ame! Cholera, zapomniała o niej! Najgorsze w tym wszystkim jest to, że dziewczyna nie emituje ani grama KI, dlatego nie jest w stanie jej znaleźć po swojemu. Powinna ruszyć tyłek i zacząć szukać ją w tradycyjny sposób - przez pytanie osób oraz zaglądanie tam, gdzie jej nie chcą. Powinna zacząć od szpitala, bo to przecież tam...
___ - Kya! - nagle, ogoniasta krzyknęła niemalże tak słodko jak nastoletnia licealistka z lukrem w żyłach, zamiast krwi. Zsunęła się z kamienia, lądując na plecach z nogami w górze. Szybko jednak pozbierała się do kupy i stanęła prosto. Gdy jednak dostrzegła, kto przed nią stoi... wzdrygnęła się, a pięści ustawiła na wysokości twarzy, by móc w razie czego się obronić przed ciosem. Raziel! - Co chcesz? Nie przeszły Ci chęci zabicia mnie? - spytała, lekko drżącym głosem. Tak w prawdzie... już była u kresu sił, co było widać po jej zmęczonych oczach. Chciałaby móc w spokoju się zdrzemnąć, chociaż pół godziny. Nie musieć ciągle obawiać się, że ktoś ją zarżnie gdy będzie smacznie spała. Stała się mocno przewrażliwiona. Astar, Raziel i wielu innych próbowało dzisiaj odebrać jej życie, jak tu nie dostać kota?
Dziewczyna zrobiła krok w tył, oraz cofnęła lekko prawą dłoń, by stworzyć w niej malutką galaktyczną obręcz. Jeśli Raziel wciąż jest pod wpływem serum, będzie musiała go obezwładnić, a potem znów dać nogę i się gdzieś schować. W walce z nim, nie ma żadnej szansy. Jednakże jej przełożony nie wykazywał tych sadystycznych zapędów jak ostatnio, więc był już chyba sobą...
___ - Ty... Ty masz na nazwisko Zahne? - mrugnęła dwa razy czarnymi patrzałkami, po czym zwróciła wzrok na zapętlone wideo na telebimie. Nowy król nosił właśnie to nazwisko. W pierwszej chwili nie uświadomiła sobie, ale... - Księciunio. - powiedziała, parskając śmiechem. Stary Raziela skopał dupę Zell'owi i zasiadł na tronie, no niezła historia!
___ - Ze mną nie jest źle, spójrz lepiej na siebie. Z meteorytem się zderzyłeś? - odpowiedziała, wciąż nie mogąc się uspokoić z tej lekkiej padaczki śmiechowej. Powinna zrobić mu potem koronę z kartonu, albo lepiej - diadem.
Raziel
Succub Admin
Succub Admin
Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013


Identification Number
HP:
Plac przed budynkiem  - Page 7 9tkhzk750/750Plac przed budynkiem  - Page 7 R0te38  (750/750)
KI:
Plac przed budynkiem  - Page 7 Left_bar_bleue0/0Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty Re: Plac przed budynkiem

Sro Mar 16, 2016 9:36 pm
Dość pusto było na Placu. Było to nawet zabawne zważywszy na to, że jeszcze kilka godzin temu na tym terenie były toczone walki na śmierć i życie. W sumie powoli wszystko wracało do normalności. Jak znał swoich współrasowców, to niektórzy wrócili do trenowania. Jego ojciec zapewne dość szybko rozprawi się z resztkami sił Zella. Nie będzie ich wiele, bo mały jednak umieją dostrzec siłę. Po za tym wielu widziało, że poprzedni król był powalony. No, ale wróćmy do osób znajdujących się na Placu, a właściwie na jednej o dość niskim wzroście, ale za to silnym charakterze. Udało jej się przetrwać walki. Zahne nie miał pojęcia czy biła się czy też ukrywała. Miał to gdzieś. Jak przeżyła to piekło to oznacza, że nada się i może nie zginie na pierwszej lepszej misji. On też musiał przejść przez piekło. To chyba powoli się już robi jakąś tradycją. Taka mała dwuletnia zabawa o nazwie „Spaprajmy Vegecie i kadetom życie.” Nawet fajna, tylko że on musiał brać w niej udział już drugi raz i nie miał zamiaru więcej.
- Świetnie. – westchnął, kiedy Kisa zaliczyła efektowny upadek na plecy. Raziel miał ochotę przejechać sobie po twarzy betonem, ale tego nie zrobił. Spojrzał chłodno na dziewczynę.
- Jakbym chciał cię zabić to chyba bym to zrobił? Miałem wystarczająco dużo czasu, żeby zrobić tutaj krater. Więc raczej nie. Nie mam zamiaru cię zabić. – powiedział zielonooki tym swoich chłodnym i wypranym z uczuć głosem. Po raz kolejny się przejechał na uczuciach. Nie spodziewał się, że Eve mogła mu coś takiego zrobić. Równocześnie skanował miejsce, gdzie wcześniej przebywał. W dalszym ciągu nie czuł energii swojej siostry, matki i tych dwóch przydupasów. Znaczy są ciągle otoczeni barierą. Kisa zaś wyglądała jakby miała zaraz zemdleć. Cienie pod oczami i rany dobrze o tym świadczyła. Agresywna postawa mogłaby odstraszać, ale on raczej nie da się nabrać.
- Serio? Myślisz, że dasz radę mnie teraz obezwładnić. Uspokój się Kisa, bo zaraz zemdlejesz mi tu. – powiedział. Sam podniósł rękę i wystrzelił w Kisę małym ładunkiem. Lecz nie zadał on jej obrażeń. Zahne przekazał pewną część własnej Ki dziewczynie. Może to sprawi, że poczuje się ona lepiej.
- Tak. – odpowiedział za bardzo nie wiedzą o co jej chodzi. Jednak szybko się dowiedział. Jego oczy zwęziły się niebezpiecznie, kiedy wypowiedziała to przezwisko. Ona naprawdę miała kiepski instynkt samozachowawczy. No, ale musiał jej pogratulować szybkości kojarzenia faktów. Z czymś takim może uda jej się wysoko zajść. O ile wcześniej nie zabije ją ktoś za impertynencję.
- Meteor to przy tym pikuś. Ty zapewne w dalszym ciągu nie masz zielonego pojęcia jak stać się potężniejsza, a może jednak? Coś się zmieniło? I gdzie do diabła jest ta druga? Ame, tak? – rzucił Natto próbując wyczuć energię drugiej kadetki. Jednak nie mógł tego zrobić. Tak samo jak wcześniej. Bardzo ciekawe.

Occ:
Startujemy z treningiem.
A dla Kisy 2k Ki
Ja odejmuję 4 K
Anonymous
Gość
Gość

Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty Re: Plac przed budynkiem

Czw Mar 17, 2016 5:59 pm
Nie chce już jej zabić, jest normalny - w pewnym sensie: potwierdzone. Można być sobą. No i jego czujne oko wyłapało, że Kisa jest na tyle słaba, że nawet jej obręcze by nie wytrzymały długo. Dobrze by było gdyby potrafiła związać tym szczura...
Skoro więc Raziel od teraz jest oficjalnie księciem saiyan, to czy nie oznacza to, że przestanie być jej przełożonym? Może dostać coś o wiele ważniejszego, niż opiekowanie się kadetami. Na samą tą myśl, w dziewczynie zawrzała krew. Ledwo się przyzwyczaiła do jednej osoby, a już będą chcieli jej ją zabrać. Możliwe, że następny jej przełożony okaże się totalnym chujem. Nie, żeby Raziel nim nie był, ale nie tak głęboko, można to znieść. Oczywiście Kisa zaczęła już rozmyślać o tym, jakby to było pewne...
____ - Ame? - na sam dźwięk tego imienia, Kisa trochę jakby zesztywniała. Odwróciła wzrok i smyrając palcem wskazującym po policzku powiedziała dość cicho - Zgubiłam ją, jest prawdopodobnie gdzieś tutaj. Znalazłyśmy jakiegoś gada na dnie jeziora... - ciężko było jej o tym mówić. Choć nie wymówiła słowa "changeling", to zapewne Raziel mógł się już domyślić o jaką rasę chodziło. Kisa nie miała pojęcia, że małpy i jaszczurki toczą ze sobą odwieczną walkę oraz, że są dla siebie wrogami. Nikt jej wcześniej tego nie mówił, a gdyby wiedziała, to już dawno by leciała za swoją towarzyszką - Jednakże...! - szybka zmiana tematu. Kisa podniosła podekscytowana obie pięści na wysokość swoich ramion. Jakby błysk pojawił się w jej zmęczonym oku.
Nie miała zamiaru bawić się w przedstawienia oraz w jakieś ładne i powolne pokazywanie swojej nowej przemiany. Dzięki temu, że dostała dawkę KI od Raziel'a, to mogła pozwolić sobie na to, by w ułamek sekundy wejść na stadium super saiyana. Nachyliła się lekko, naprężając mięśnie i przy krótkim okrzyku wyzwoliła z siebie moc w postaci złotej aury. Niewiele czekając na zaproszenie ze strony Księciunia, wystrzeliła w jego stronę, kierując swoją pięść prosto w Niego. Celowała w podbródek, bo w  sumie przy tej szybkości tylko tak mogła skierować swoje ciosy, od dołu - boś mała. Powinna potrenować jakiś inny styl walki, mniej przewidywalny przez jej anatomię ciała. Ataki z góry?
Po tym ciosie przymknęła jedno oko, zziajana jak po maratonie. Na prawdę potrzebuje snu...



PS, już dawno minął czas na regenerację KI od czasu oddania jej Hikowi więc... 100%, ale fabularnie dalej sobie pogram zmęczoną.
Raziel
Raziel
Succub Admin
Succub Admin
Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013

Skąd : Rzeszów

Identification Number
HP:
Plac przed budynkiem  - Page 7 9tkhzk750/750Plac przed budynkiem  - Page 7 R0te38  (750/750)
KI:
Plac przed budynkiem  - Page 7 Left_bar_bleue0/0Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty Re: Plac przed budynkiem

Sob Mar 19, 2016 9:53 pm
Normalny? No to zależy, co się rozumie poprzez pojęcie normalności. Przez większość osób mógł być uznawany za normalnego, lecz inni mieli go za niebezpiecznego wariata. Jeszcze inni uważali go po prostu za rozpieszczonego gnojka, lub zwykłego zimnego dupka. Do wyboru do koloru. Lecz jeśli Kisie normalność kojarzyła się z brakiem chęci do pozbawienia jej życia, to tak. Raziel był normalny. Jednak jego podopieczna, chyba w dalszym ciągu zbytnio mu nie ufała. Będzie musiała się przyzwyczaić, bo nie ma zamiaru się bawić w jakieś marionetkowe rządy. Był żołnierzem i sam sobie zapracuje na wszystko. No tylko nie wiadomo, czy go nie wywalą za jego zachowanie.
- Ame. – powtórzył za dziewczyną Raz ze złośliwym uśmiechem na twarzy. Może była zmęczona, ale powinna szybko łapać fakty. Tumanów nie potrzebował, a jak na razie Kisa pokazywała, że jak chce to potrafi być sprytna. Może nawet weźmie ją sobie do gwardii przybocznej księcia.
- Mam nadzieję, że go zabiłyście. – rzucił chłodno Natto. Nienawidził Changów i dokładnie pamiętał co się stało trzy lata temu. Pamiątka na jego twarzy, też mu to przypominała. Za każdym razem jak spojrzał w lustro wiedział, że musi spłacić swój dług. Zacisnął pięść, kiedy wspomnienia z tamtego dnia powróciły. Był wtedy zdecydowanie za słaby. Nie dał rady obronić swoich przyjaciół. Teraz zaś sytuacja jest inna. Już nigdy nie będzie słaby. Już nie przegra.
Okrzyk Kisy wyrwał go z otępienia, zaś jej moc, która dość szybko podskoczyła od razu stała się wyczuwalna. Złoty kolor włosów i aura mówiły jasno, co ona kombinuje.
- Nieźle. – powiedział Raziel wypluwając trochę krwi. Jednak czegoś się nauczyła. – Ale w dalszym ciągu za słabo. Z tego co widzę niedawno doznałaś przemiany. Jeszcze długa droga przed tobą, lecz na razie radzę ci wrócić do normalnej postaci. Długo nie pociągniesz jak chcesz walczyć.
Saiyanin ponownie założył ręce na torsie i spojrzał na dziewczynę. Była pełna zagadek.
Anonymous
Gość
Gość

Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty Re: Plac przed budynkiem

Nie Mar 20, 2016 7:47 pm
Uniosła głowę, a jej czarne jak węgiel oczy spoczęły na przełożonym, a potem na własnej dłoni. Na białej rękawiczce było trochę czerwonej posoki Raziela. Udało się, jej cios doszedł do skutku, zraniła go. To już jest dla niej wielki sukces, bo wie, że rośnie w siłę oraz, że nie możne teraz zaprzestać treningu czy spocząć na laurach, bo zdobyła się na przemianę. Na pewno jest ich więcej, dlatego trzeba brnąć dalej w to gówno zwane życiem.
___ - Wejdź na Super Saiyana... mamy podobną moc, prawda? - powiedziała jakby z nadzieją w głosie. Chciałaby usłyszeć chociaż odrobinkę pochwały. Zostawiła już gdzieś na boku rozmowę o changelingu, dla własnego dobra. Jego zimny ton głosu od razu zasygnalizował dziewczynie, że informacja iż pomogły nawet tej istocie, mogły przysporzyć jej masę kłopotów, a nawet karę w postaci czyszczenia kibli. Tego by nie chciała za nic. Ale jest jeszcze jedna sprawa.
___ - Raziel. Czy ja muszę mieszkać w kwaterze? Mogę poza akademią...? - spytała, po czym odetchnęła całą piersią, wracając do swojej poprzedniej formy. Nie minęła chwila, a czarnowłosa opadła na jedno kolano z ciężkim jękiem bólu. Fala prądu przeszła po jej mięśniach, nie mogła się ruszyć, sparaliżowało ją kompletnie. Wydawało się jej, że już się przyzwyczaiła do super saiyana, ale jednak głęboko się myliła.
Bolesne ściskanie na nogach, rękach, na płucach. Powolna utrata wzroku oraz świadomości. Podtrzymywała się już tylko jedną ręką, by całkowicie nie spaść na ziemię ryjem. Prawda, że jej ciało zostało zaprogramowane by się wyłączać w razie kryzysu, ale to nie było to. To coś jakby... błąd.
Kaszlnęła. Wypluła z ust sporą ilość krwi, odruchowo przyłożyła dłoń pod twarz, przez co jej rękawiczka stała się jeszcze bardziej brudna niż była. Czerwona ciecz Kisy była znacznie bardziej jasna niż krew Raziel'a. Było do bardzo dobrze widać na białym tle materiału. Coś ją skręcało od środka.
___ - Wypiłam... w laboratorium... - to chyba było to. Ta fiolka, którą wypiła w laboratorium.

Spoiler:

Miał być to wzmacniacz genetyczny dla niej, ale najwyraźniej to coś w rodzaju trucizny o opóźnionym działaniu. Poczuła się dość dziwnie, bardzo dziwnie...

OOC
To do skipu mi będzie potrzebne.
Raziel
Raziel
Succub Admin
Succub Admin
Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013

Skąd : Rzeszów

Identification Number
HP:
Plac przed budynkiem  - Page 7 9tkhzk750/750Plac przed budynkiem  - Page 7 R0te38  (750/750)
KI:
Plac przed budynkiem  - Page 7 Left_bar_bleue0/0Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty Re: Plac przed budynkiem

Pon Mar 21, 2016 9:44 pm
Splunął krwią, lecz nie było jej zbyt wiele. O wiele więcej posoki stracił podczas walki ze swoją siostrą i kilka dni temu z tym chorym psychicznie demonkiem. Cios od Kisy mógł nazwać pieszczotą. Choć musiał przyznać, że jej moc znacząco wzrosła. Mogła konkurować z wieloma osobami, lecz jeśli chodzi o walkę z nim to nie miałaby dużych szans.
- Niezbyt. – powiedział przechodząc transformację. Jego złote włosy zafalowały podczas podmuchu powietrza, który został wzniecony przez jego aurę. Był od niej silniejszy na tej formie. Mogła próbować z nim walczyć, jednak z tego co widział to Kisa nie miała zielonego pojęcia o tej przemianie. On zaś stoczył wiele walk i poznał ją dogłębnie. Po za tym dysponował także drugim poziomem przemiany, co już na starcie deklasowało dziewczynę.
- Jednak muszę przyznać, że się rozwinęłaś. Jeśli tak dalej pójdzie to kto wie. Może daleko zajdziesz. – rzekł Zahne dezaktywując przemianę.
- A gdzie chcesz? Jesteś w armii, a na dodatek kadetką. Więc raczej powinnaś spać w swojej kwaterze. Jednak pamiętaj, że ja jestem twoim przełożonym. I mogę wydawać zgodę, byś spędzała noc gdzie indziej. Oczywiście nie cały czas. – powiedział. Z nim można się było dogadać jeśli się chciało. Jednak kolejna rzecz jaka się wydarzyła zadziwiła go. Dziewczyna opadła na kolana i zaczęła pluć krwią. Całkiem sporą ilością krwi. Raziel ukląkł przy niej, równocześnie sprawdzając jej energię. Nie było dobrze.
- Coś Kurczaczk zrobiła? A myślałem, że jesteś bardziej inteligentna. – warknął Raz. Nie znał się za dobrze na truciznach, a cholera wie co ona wypiła. Choć może się ją da zmusić by to zwróciła.
- Uważaj, bo to zaboli. – powiedział Raziel i w następnej chwili uderzył Kisę prosto w żołądek. Miał nadzieję, że spowoduje to wymioty i dziewczyna zwróci przynajmniej część tego co wypiła.

Occ:
Rzygamy! Trening dalej idzie.
Red
Red
Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012


Identification Number
HP:
Plac przed budynkiem  - Page 7 9tkhzk500/500Plac przed budynkiem  - Page 7 R0te38  (500/500)
KI:
Plac przed budynkiem  - Page 7 Left_bar_bleue0/0Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty Re: Plac przed budynkiem

Wto Mar 22, 2016 8:12 pm
>>Z ogrodu, aż tu.

Ah, marnowanie bordowej posoki doprowadzała demona do szewskiej pasji. Przelana na ziemię, nie wprost do jego gardła. Nienawidził takich zagrywek, gdyż swąd krwi nakłonił Reda do wtargnięcia w prywatną imprezkę między dwoma wojownikami. Cóż, posoka działa na niego jak czerwona płachta na byka. Po prostu musiał zjawić się, bez zapowiedzi, tu i teraz.
No dobrze, zatem czyja krew zbrukała tutejsze posadzki? Kisy i Raziela. O ile krew dziewczyny posmakował w swoich ustach, o tyle na razie mógł zadowolić jedynie nozdrza zapachem afrodyzjaka z żył przełożonego Saiyanki. Dawno nie widział mężczyzny w akcji, i mimo że Red nie był dżentelmenem, coś nie wydawało mu się naturalne, aby ktoś wyższy rangą bił podwładną. Nie bez powodu. Nie wyglądali w tymże ułamku sekundy, w którym zjawił się na placu, na walczących na niby. Ewidentnie chciał wojownik sprawić jak największy ból, tylko w jakim celu? W dodatku... akurat na Kisie? Czyżby opowiadanie o Razielu z ust dziewczyny było autentyczne? Nie zyskał serum?
Nie czekając dłużej na odpowiedź, która nie padnie, zjawił się między wojownikami z opuszczonymi rękoma wzdłuż ciała. Zasłaniał dziewczynę od kolejnego możliwego uderzenia, bo gdyby padło drugie, nawet jedno po drugim, kolejne przejąłby na własne ciało. Zjawił się tak szybko, iż nie dało się wyczuć przez obecnych samo przybycie, więc taki wariant byłby jak najbardziej możliwy. Teraz uważnie, odrobinę chłodno patrzył się czerwonymi ślepiami na brata Vivian. Red na ustach miał założoną maskę, aby nie zdradzać ostrych jak brzytwa kłów, chociaż cichy warkot przypominający ostrzeżenie rozjuszonego tygrysa nie został stłumiony przez materiał. I tak w obecnej kondycji nie zdołałby przemówić ludzkim głosem, przynajmniej nie werbalnie. Jedynie telepatycznie, co też uczynił po krótkiej chwili:
"~Nie radzę tego powtarzać.~"
Ewidentnie chodziło o uderzenie w brzuch Kisy z pięści Raziela, po czym zerknął przez ramię na dziewczynę, by i ją zlustrować badawczym spojrzeniem. Nie miało ono aż tak wielkiego chłodu jak przed chwilą, nie mniej był bardzo głodny, a jego posiłek - oboje roztrwonili bezmyślnie. Teraz będą musieli za to zapłacić, aby pamiętać na zaś. Mogli widzieć jego rozżarzone tęczówki, gdy objął spojrzeniem powoli stygnące plamy z ich krwi. Aż utkwił wzburzony wzrok w świeżo upieczonego Księcia Vegety. Może oficjalnie nie został jeszcze ogłoszony, jednakże jego Ki i Ki króla były bardzo podobne. Albo to zbyt bujna wyobraźnia demona.
"~Słucham wyjaśnień.~"
Ochłonął nieco, lecz nie na tyle, by przestać myśleć o jedzeniu z ich żył. Aura demona buzowała, i mimo minimalnego jej poziomu przesiąknięta była chłodem, ciemnością, ale i dziwną rześkością, która mogła nakręcić istoty o słabej woli do mało chwalebnych poczynań. Nie pozwoli, aby drugi raz przeszła mu okazja koło nosa. Nie jak jest na głodzie.
Anonymous
Gość
Gość

Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty Re: Plac przed budynkiem

Sro Mar 23, 2016 6:03 pm
Już miała odszczekać coś na jego docinek o jej inteligencji, ale ten ubiegł ją swoimi słowami, oraz czynem - ciosem, na który nie była w ogóle przygotowana, oraz który wymierzony został w bardzo czuły punkt na brzuchu. Dziewczyna momentalnie zbladła na twarzy, wybałuszyła oczy i nawet nie mogąc zareagować na ekspresowe pojawienie się Red'a, cofnęła się kawał do tyłu by puścić tęczę za kamień, na którym siedziała. Po wypróżnieniu zawartości swojego żołądka, leżała tak na kamieniu w bezruchu. Teraz to nie dość, że kręciło jej się w głowie to jeszcze miała ochotę umrzyć w tej chwili od zawrotów w żołądku. Jakby tam trwałą jakaś dyskoteka.
___ - Ugh... - zamamrotała, w końcu się poruszając niemrawo. Podparła się na obu dłoniach, zdjęła ubrudzone rękawiczki i przejechała dłonią po bladym czole, odgarniając kruczoczarne włosy. Poczuła się trochę lepiej, ale wciąż jakoś dziwnie. Coś jej nie pasowało. Podniosła głowę, patrząc się w dal. Nie tak.  Wszystko wokół stało się jakoś bardziej wyraziste, ostrzejsze. Czyżby wzrok się jej polepszył? Nie potrafiła rozgryźć za bardzo czym była owa substancja. Powinna wypytać Ame, ona ma więcej informacji o tym.  Możliwe, że ten wzmacniacz genetyczny ma jakieś inne działanie niż tylko jednorazowy wzrost mocy. Jeśli poczeka, to się dowie. Nic na raz, choć teraz się nieźle wystraszyła.
Na placu, daleko przy ścianie znajdował się kranik. Doczłapała się do niego jakimś cudem, by tam zamoczyć gębę oraz przepłukać usta z okropnego smaku. Od razu jej twarz nabrała rumieńców, a oczy orzeźwiły się. Dopiero teraz uzmysłowiła sobie, że...
___ - Red! - wyprostowała się nagle, jakby ją prąd strzelił. Biedak to wszystko źle zrozumiał, bo wpadł akurat w złym momencie. Szybko znalazła się między nim, a Raziel'em, z rozprostowanymi ramionami - On nic nie zrobił, pomógł mi. Jest ok, nie musisz się złościć. - powiedziała chaotycznie, przełykając ślinę głośno. Miała nadzieję, że te słowa wystarczą, by demon złagodniał w tej chwili, choć w jego oczach widziała tą samą emocję, co w skalnym lesie, gdy był głodny krwi, więc wyciszenie go może być trudne.
Położyła dłoń na swoim brzuchu, czując jeszcze bardzo dobrze skutki uderzenia. Spojrzała na Raziel'a. Trochę jej oczy wyglądały jak wzrok pieska, który bardzo dobrze wie, że złym było pogryzienie butów właściciela. Ot, takie porównanie.
___ - Dziękuję. Jest dobrze. - no, ale tutaj kłamała. Trochę się wciąż chwiała, była trochę rozkojarzona tym, że widzi teraz dużo więcej, oraz w bardziej wyrazistych kolorach. Jeśli odpocznie, będzie musiała sprawdzić siebie w treningu, czy, aby się nic nie zmieniło od tej chwili. Czuła dziwne mrowienie w kościach.
___ - Ten białowłosy... Hikaru, kazał Ci podziękować za pomoc. - przypomniała sobie nagle, co miała przekazać demonowi, gdy tylko go spotka.
Joker
Joker
Liczba postów : 364
Data rejestracji : 29/11/2015


Identification Number
HP:
Plac przed budynkiem  - Page 7 9tkhzk2100/2100Plac przed budynkiem  - Page 7 R0te38  (2100/2100)
KI:
Plac przed budynkiem  - Page 7 Left_bar_bleue0/0Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty Re: Plac przed budynkiem

Pią Mar 25, 2016 11:54 am
Shadow wyszedł z Akademii. Nie miał obecnie co robić więc postanowił pochodzić po placu. A nuż spotka kogoś, jakiegoś ciekawego osobnika a może wysokiego rangą żołnierza który zleci mu zadanie po którym on też awansuję. Kiedy stał przy wejściu zauważył 2 innych Sayian. Nagle jedna z nich-dziewczyna nagle wypluła krew. Było to co najmniej dziwne  gdyż drugi osobnik wcale jej nie uderzył. Usłyszał kilka słów których jednak nie zrozumiał gdyż stał za daleko. Dlaczego tak nagle zaczęła pluć krwią? czyżby trucizna? Nagle ten drugi Sayian powiedział coś  i uderzył ją w czułe miejsce. Half nie wiedział dlaczego to zrobił jednako po chwili naszła mu tylko jedna myśl. Że zrobił to po to aby wymusić  wymioty na dziewczynie i pozbawić jej organizmu reszty trucizny obecnego w jej krwiobiegu. Nagle nadleciał demon!. Shad pierwszy raz widział takiego osobnika jednak słyszał co nieco na temat tej rasy. Wyglądało na to że zna tamte osoby jednak wyglądało na to że przyjął złe wnioski. Shadow postanowił działać i wyjaśnić sytuacje. Zaczął iść ku nieznanym mu osobnikom. Idąc zauważył że dziewczyna staje między demonem a Sayianem chcąc powstrzymać ich od awantury oraz tłumaczy demonowi co się stało. Kiedy czerwono-czarno włosy podszedł do nich zwrócił się do demona -Wybaczcie że się wtrącam ale zauważyłem że coś się stało i pomyślałem że mogę w czymś pomóc. Po chwili zwrócił się do demona -jej towarzysz nie zrobił nic złego. Widziałem wszystko i mogę potwierdzić że nie miał złych zamiarów. kiedy już skończył mówić temu przybyłemu panu zwrócił się do dziewczyny -Może lepiej usiąć? A po krótkiej chwili powiedział -Wybaczcie że się nie przedstawiłem. Miło mi was wszystkich poznać. Nazywam się Shadow Zakończył zdanie half kłaniając się lekko w stronę nowo poznanych. Tym czasem przyjrzał się trójce osobników. Wyglądali na bardzo silnych. Może lepiej by było gdybym się nie pokazywał...
Raziel
Raziel
Succub Admin
Succub Admin
Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013

Skąd : Rzeszów

Identification Number
HP:
Plac przed budynkiem  - Page 7 9tkhzk750/750Plac przed budynkiem  - Page 7 R0te38  (750/750)
KI:
Plac przed budynkiem  - Page 7 Left_bar_bleue0/0Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty Re: Plac przed budynkiem

Pią Mar 25, 2016 10:14 pm
Musiał jakoś zareagować, a to działanie było najbardziej odpowiednie. Równie dobrze mógł jej wykonać sporej wielkości ranę, żeby zatruta krew wydostała się z organizmu. Jednak sposób, który wybrał Raziel był o wiele szybko i skuteczniejszy. Na całe szczęście cios podziałał i dziewczyna rzuciła się za kamień, żeby zobaczyć co dziś dobrego jadła. Jeśli papkę dla kadetów to Zahne jej nawet współczuł. No, ale w tym całym przypływie dobroci nie wyczuł dość znanej energii, która pojawiła się niedaleko, a teraz jej właściciel stał tuż przed nim.
- Kopę lat Red. Co u ciebie? U mnie wszystko dobrze miło, że pytasz. – rzucił sarkastycznie Raziel odnośnie wypowiedzi demona. Wiedział, że Red jest od niego o wiele potężniejszy, ale przecież to już było nudne. To już któraś z rzędu osoba, która mu czegoś zakazuje, coś mu radzi i mówi jak ma być. Bardzo dobrze, że wszyscy znają kontekst sytuacji, w trakcie których chcą opieprzać Raziela. Po prostu to stawało się jakimś punktem dnia. Kto następny w kolejce? Hazard, Kuro, jego dziadek?
- A co, robisz w kosmicznej policji? Zatruła się jakimś gównem to jej pomogłem to wydalić. Ale dobrze, że jesteś przydasz się ty i twoje magiczne zdolności leczenia. Wreszcie jakaś persona, z której będzie pożytek. – rzucił Zahne. W tym momencie do rozmowy dołączyła się i Kisa, która już chyba wyrzygała wszystko co miała wyrzygać, oraz jakiś dzieciak, którego Raziel nie znał, ale już widział, że to był kadet.
- On się ma nie złościć? Co tu się do diabła odwala? Chyba powinienem ja się zapytać skąd go znasz Kisa. – rzucił Natto, patrząc na swoją podopieczną. W tym momencie spojrzał też na kadeta.
- Kiepska postawa, źle wykonane salutowanie. Tydzień. – rzucił Raziel. Jednak widząc, że Shadow chyba nie ma pojęcia o czym mówi wojownik westchnął.
- Maksymalnie tydzień jesteś w armii, choć pewnie krócej. Podchodzisz do nieznajomych i witasz się jakbyś był na wycieczce szkolnej. Gdybyś tak powiedział do kogoś bardziej sadystycznego to byś już miał po szczęce. Zawsze się witasz stopniem jak nie wiesz z kim rozmawiasz. Taka rada od Natto gratis. – powiedział Raz. – Ja jestem Raziel Zahne, ona to Kisa, zaś ten mroczny to Red. Choć on nie lubi być w centrum uwagi. A co do ciebie młoda damo.
Po tych słowach Zahne spojrzał na Kisę, która już wyglądała lepiej, ale w dalszym ciągu nie lepiej od przejechanego kota.
- Wyjaśnisz mi coś wypiła i po jaką cholerę? Zachciało się większej mocy? – żeby on cytował własną matkę? Co tu się działo?

Occ:
Koniec treningu. Raziu sensei Very Happy
Red
Red
Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012


Identification Number
HP:
Plac przed budynkiem  - Page 7 9tkhzk500/500Plac przed budynkiem  - Page 7 R0te38  (500/500)
KI:
Plac przed budynkiem  - Page 7 Left_bar_bleue0/0Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty Re: Plac przed budynkiem

Pią Mar 25, 2016 10:57 pm
Nie chciał w żaden sposób zniechęcić na start Raziela, który sądząc po ubiorze zaszedł daleko w hierarchii wojskowej (jak wysoko - nie znał się na vegetańskich stopniach, dopiero później wywnioskował ze słów towarzysza z czasów Tsufula). Niekoniecznie chciał zabrzmieć groźnie, lecz instynkt przetrwania, ten najpierwotniejszy dotyczący głodu, mógł przesłonić zwykłą ciekawość. Lubił wiedzieć, co dzieje się dookoła, nawet jeśli nie musiałby nic z tym fantem zrobić. Ot, najwyżej przygotować się na "poprawki", ale jak jest tak spokojnie, iż nawet pokrzywdzona broni swego przełożonego - nic mu do tego. Przynajmniej jeden możliwy problem z głowy. No i oczywiście nie życzył sobie, by ktoś z potencjałem na świetnego wojownika obrywał w brzuch za nic. Eh Kisa, dlaczego bronisz kolegę po fachu? Nawet stanęłaś między Natto a demonem, by nie pożarli się wzrokiem, a później coś gorszego. Niestety, głód Reda nadal był niezaspokojony, toteż musiał rozliczyć się z pierwotnych potrzeb organizmu, które stały się ostatnio bardzo uciążliwe ze względu na wąskie menu.
"~Nie za darmo...~" odpowiedział telepatycznie na słowa Raziela o pożytku z mocy leczniczych Reda "~...świeża krew za uleczenie.~"
Może i poniekąd zdradził, co go skłoniło do przerwania pogaduszek i szturchania przełożonego z podwładną, jednak naprawdę jeszcze chwila, a sam zdecyduje w czyją szyję wbić ostre kły i wychłeptać posokę. Miał nadzieję, iż dziewczyna nie zrazi się do niego po takim małym układzie, jaki chciał zawrzeć w ramach kuracji dla Kisy i napełnienie brzucha jednocześnie krwią. W dodatku ochotników do rozdania bordowej substancji robiło się coraz więcej. Młody kadet z blizną na lewym policzku i podobnym odcieniu oczu co demon zdecydował się także wziąć udział w dyskusji i poprzeć wersję Raziela. No proszę, nie to, że ufał bezgranicznie wyjaśnieniom Saiyan, ale lepsze to niż pesymistyczne domysły. Shadow, bo tak przedstawił się młody wojownik, wielokroć przepraszał za interwencję, mimo wszystko Red nie odezwał się ani razu. Tylko przyglądał mu się uważnie, aż zbyt wnikliwie. Jak na beczkę pełną krwi.
A propo płynów, Kisa musiała łyknąć coś ciężkostrawnego, skoro Natto wspominał o wypiciu czegoś bliżej nieznanego. Jej stan zdrowia, sądząc po Ki, nie był tragiczny, lecz daleki od jej szczytowej formy. Skinął jej głową na słowa pozdrowienia od Hikaru, jednak nadal milczał. Nie przepadał za tłokiem, a czwórka istot na te kilka metrów kwadratowych to za dużo. Tak jak określił demona Raziel - woli trzymać się na uboczu. Bo teraz musiał nieco nerwowo przeskakiwać wzrokiem z jednego osobnika na drugiego zachowując czujność i względny spokój. Kogo chciał oszukać? Samego siebie? Póki nie wypije krwi - albo będzie sztywny jak kołek i w pewnym momencie wybuchnie jak wulkan, albo zaraz bez pytania skorzysta ze szwedzkiego stołu. Wystarczył jeden impuls, jeden punkt zaczepienia i niby-stoicki-spokój zostanie zamieciony pod dywan.
Joker
Joker
Liczba postów : 364
Data rejestracji : 29/11/2015


Identification Number
HP:
Plac przed budynkiem  - Page 7 9tkhzk2100/2100Plac przed budynkiem  - Page 7 R0te38  (2100/2100)
KI:
Plac przed budynkiem  - Page 7 Left_bar_bleue0/0Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty Re: Plac przed budynkiem

Sob Mar 26, 2016 12:46 pm
Shadow kiedy usłyszał z kim ma do czynienia natychmiast stanął na baczność i zasalutował. - Sir, dziękuję za radę, zapamiętam ją. Po chwili ponownie stanął w zwykłej postawie i kiwnął głową pozostałej dwójce nowo poznanych kiedy Raziel przedstawił mu resztę z nich. W tedy zauważył że demon zwany Redem się w niego wpatruję. Patrzał na niego tak jakby Half był czymś do jedzenia. Shadow zaczął się odsuwać powoli od demona stając w nieco większej odległości niż wypada. Nagle oczy Halfa mignęły i stały się pomarańczowe. Reszta włosów które opadały na dół wzbiły się do góry. Wszystkie włosy były skierowane w górę. -A ja jestem Shirou. Fubuki Shirou. Po chwili oczy Shada pociemniały i stały się ponownie rubinowe a niektóre kosmyki włosów opadły na czoło tak jak wcześniej a część została jak była.A więc to ty jesteś moją drugą osobowością pomyślał Shadow a Fubuki mu odpowiedział Zgadza się, Razem będziemy doskonali Half zwrócił oczy w kierunku pozostałej dwójki Sayian jednak kątem oka obserwował demona. Wyglądał na głodnego a więc mógł a nawet na pewno stanowił zagrożenie.


Occ: No to mamy pierwsze wystąpienie mojego wewnętrznego towarzysza Very Happy
Anonymous
Gość
Gość

Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty Re: Plac przed budynkiem

Nie Mar 27, 2016 5:39 pm
Najwyraźniej Raziel i Red już się znali, to bardzo dobrze, chociaż sprawy z przedstawianiem miała z głowy. No i też na jej szczęście, nie darli ze sobą kotów w przeszłości, więc nie było niepotrzebnego napięcia. Znaczy jakieś było, ale nie takie...
Oczywiście Raziel nie mógł się nie wkurzyć.
___- Skąd... ja go znam... em. Przypadek. - przypałętał się pod postacią słodkiego kotka, ale tego już nie powiedziała, tylko tak jak zwykle, nadęła policzki i odwróciła głowę, bo Raz śmiał się o coś jej spytać. Przez to wszystko też, morderczy wzrok spoczął na nowej osobie w tej grupie, czarnoczerwonego half'a. Choć jej pomógł, to jej natura chłopczycy chciała go bić tak czy siak. Może nie wyglądała na silną, ale ten by się jeszcze zdziwił jak mocno potrafi przyłożyć Kisa.
Wkurzenia Raziel'a ciąg dalszy, ale tym razem jego agresja nie skupiła się na biednej małpiatce, tylko na tym nowym. Jej się nigdy nie oberwało za salutowanie, w sumie nigdy tego nie zrobiła. Może dlatego się jej często obrywa w innych kwestiach? Bywa, ale się mimo to nie zmieni.
Cholera, może to pochwalenie się o skupieniu na nowym było zbyt szybkie, bo zaraz jej przełożony znów wskoczył na nią. Tym razem, pytanie zupełnie Kisę, zdezorientowało, zakłopotało. Jej wkurzony wzrok zamienił się na całkowicie zamieszany, nie wiedziała gdzie go podziać. No bo co miała powiedzieć? Jestem klonem, a to co wypiłam miało mnie ulepszyć? Toż przecież nie może tak być, jak tylko Raziel się skapnie kim jest, to zaraz wtrąci ją do lochu, albo co gorsza rzuci do laboratorium na jakąś sekcję by sprawdzić czym jest. O nie ma bata!
Spojrzała na Red'a.
___- Chcesz krwi? Masz. - mówiąc to, tak po prostu klepnęła ich nowego towarzysza, co jednocześnie odpierdzielał dyskotekę z oczami. Przedstawił się jako Shadow... Śnieżek... Shiorou. W każdym razie leciał teraz w stronę Red'a za sprawą ręki czarnowłosej - NIC NIE POWIEM! - krzyknęła tak mocno jak tylko teraz potrafiła, po czym wysunęła zadziornie język z ust i spieprzyła tak szybko jak się da. Niestety. W czasie lotu wzrok spłatał jej figla, robiąc się z mega wyrazistego w bardzo zakręcony. Przez to wszystko wleciała po prostu w ścianę akademii, a potem upadła na ziemię i tak już leżała, używając wszystkich niecenzuralnych słów jakie znała. CO SIĘ...
NPC.
NPC.
Liczba postów : 2525
Data rejestracji : 29/05/2012

http://poke-life.net/pokemon.php?p=58946863&nakarm

Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty Re: Plac przed budynkiem

Nie Mar 27, 2016 10:17 pm
Szczęśliwie czwórka na placu nie miała pojęcia, że kilka kamer rejestruje ich poczynania. Filmik o tym, jak kadetka Dragon rzuciła jednym chłopakiem w drugiego, a potem nieudolnie wbiła się w ścianę, miał szybko obiec Akademie ku uciesze Trenerów i innych wojowników. Jednego z nich właśnie wysłano do kłopotliwego towarzystwa, toteż był naocznym świadkiem całego wydarzenia. Trener z zieloną peleryną westchnął znużony i zbliżył się do zgromadzenia, zgarniając po drodzę Kisę... Złapał ją za ogon, potem za kark jak krnąbrne kocie i postawił do pionu, karcąc spojrzeniem.
- Dobrze wiedzieć, że wszyscy jesteście w dobrych humorach. - rzucił z chłodną kąśliwością, po czym klasnął lekko w dłonie. - Nie wiem do czego doszło czy miało dojść, ale koniec pogaduszek, rebelia ledwie się skończyła a czeka was wiele pracy. I niech nikt z was nie próbuje się wymigać, bo spędzi najbliższy rok czyszcząc łazienkę Koszarowego własną szczoteczką do zębów.
Trener obrzucił spojrzeniem czwórkę wojowników... Czy aby wszyscy byli Saiyanami? Nie miał czasu się zastanawiać co do tego, ktoś by powiedział, że jest mniej rozgarnięty... Dyskretnie poprawił scouter, na którym pojawiły się dane kadetów. Natto znał, nie musiał niczego sprawdzać o jego tożsamości, dlatego od razu wyjął spod zielonego płaszcza grubą teczkę i podał zielonookiemu.
- Natto Zahne, zostajesz wysłany na misję w trybie natychmiastowym. Zabierz potrzebne rzeczy i bezwłocznie udaj się do portu, czeka już tam na Ciebie statek. Masz czas do północy. Wszelkie informacje są zawarte w tych dokumentach, rozkaz z góry.
Teraz jego wzrok przeniósł się na kadetów. Szkiełko scoutera wtświetliło mu skrótową historię ich bytności i aktywności w akademii. Trener zastanowił się chwilę, czy aby na pewno ma przed sobą obiecujący narybek wojowników, ale postanowił zaryzykować. Skalibrował scouter i zaczął coś na nim pisać, po czym na nim pojawiło się zielone światło.
- Kadeci Dragon i Shadow, zostaliście właśnie przeniesieni pod moje dowództwo. Jutro widzę was na Sali Treningowej i uprzedzam, nie cierpię niepunktualności. Zobaczę co umiecie i mam szczerą nadzieję, że mi zaimponujecie. Co do Ciebie... - zerknął na Reda wyraźnie zmieszany. - Jeśli zechcesz, droga do wojska jest otwarta. Żegnam. – powiedział mężczyzna spokojnie, odwrócił się i odszedł od grupki.

OOC
Raziel, nie chcemy Cię na Vegecie, wybywasz Very Happy Po TS dostaniesz awans.
Kisa i Shadow, podczas TS trenujecie pod okiem Zielonego, w postach skipowych ładnie to opisujecie.
Kisa, w czasie skipa dostajesz wyjazd na misję, za którą dostaniesz awans, to również masz uwzględnić.
Shadow, na awans będziesz musiał poczekać do czasu po TS, MG zrobi Ci na niego misję.
Red nie wiem czy chcesz czy nie, ale jakbyś chciał to możesz czasem im potowarzyszyć w Akademii Very Happy
Joker
Joker
Liczba postów : 364
Data rejestracji : 29/11/2015


Identification Number
HP:
Plac przed budynkiem  - Page 7 9tkhzk2100/2100Plac przed budynkiem  - Page 7 R0te38  (2100/2100)
KI:
Plac przed budynkiem  - Page 7 Left_bar_bleue0/0Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty Re: Plac przed budynkiem

Nie Mar 27, 2016 10:35 pm
Shadow nawet nie zobaczył ataku Kisy który był niesamowicie szybki . Poleciał na Reda, jednak szybko się opamiętał. Kiedy leciał szybko zrobił krótki obrót. W ten sposób robiąc powietrzną gwiazdę odbił się z całej siły nogą jednocześnie kierując ręką skok sprawiając że Shad wylądował bezpiecznie na ziemi. Czarnowłosa tymczasem pokazała język i chciała uciec ale nie udało jej się to. Tymczasem nagle pojawił się jakiś bardzo ważny osobnik w pelerynie podchodzi do nich mówiąc. Half natychmiast stanął na baczność i zasalutował przed o wiele starszym rangą. Kiedy Trener wydał wszystkie rozkazy i powiedział że przejmuję nad nim dowodzenie i kazał się stawić następnego dnia. Shadow potwierdził że zrozumiał słowami -Tak jest Sir. Kiedy wysoko rangi odszedł Shad stanął normalnie. Wygląda na to że mamy zajęcie Fubuki Pomyślał krótką mówiąc do swojego kompana w umyśle. Spojrzał jeszcze raz na Kise obojętnym wzrokiem i zaczął iść w stronę wejścia. Po chwili zatrzymał się i zawołał do demona - Idziesz z nami?. Otrzymując odpowiedź [lub nie otrzymując jej] ruszył ponownie do wejścia do budynku. Nie miał zamiaru czekać na nikogo. Nie miał zamiaru od teraz spędzać z kisą więcej czasu niż to konieczne. Wystarczy że jutro będzie ją widział podczas treningu.


zw: Sala Treningowa

OCC: Następny post będzie dotyczył Time Skipa. Będzie tak myślę we Wtorek.
Red
Red
Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012


Identification Number
HP:
Plac przed budynkiem  - Page 7 9tkhzk500/500Plac przed budynkiem  - Page 7 R0te38  (500/500)
KI:
Plac przed budynkiem  - Page 7 Left_bar_bleue0/0Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty Re: Plac przed budynkiem

Pon Mar 28, 2016 6:47 pm
Spojrzał ukradkiem na Czarnowłosą, która dość sprytnie wykręciła się od odpowiedzi wprost co do spotkania z demonem. Przypadek, przypadek. W jakich okolicznościach się spotkali - lepiej by Raziel nie wiedział. Mógłby sobie przypomnieć za wiele szczegółów z korytarza, kiedy Kisa i Ame zbuntowały się i nie słuchały rozkazu o zabijaniu rebeliantów. Cóż, wtedy Natto nie był sobą, mimo wszystko mógł mieć dalej uraz, gdyby zostało mu coś z tamtego okresu w pamięci, że czarny kot towarzyszył wtedy jego podopiecznym wojowniczkom w ramach ucieczki. Tak czy inaczej, Kisa wybrnęła z grząskiego gruntu, na jakim znalazła się w wymianie zdań z przełożonym. O tyle dobrze, że był tutaj jeszcze jeden z młodych kadetów, więc o dodatkowego świadka nie będzie trudno. W razie najgorszego.
Tylko że to demon stanowił zagrożenie, przynajmniej bardziej fizyczne. Głód krwi naprzykrzał się osobnikowi rodowodem z Dark Star, a każde gwałtowniejsze reakcje otoczenia podkręcały instynkt drapieżnika. Na przykład jak dziewczyna rozszyfrowała, iż usługi w kwestii wyleczenia nie były żartem, to pchnęła Shadowa na demona, i byłby wręcz bliski pochwycenia darmowego posiłku, gdyby nie akrobatyczna sztuczka Halfa, który nie dotarł do miejsca przesyłki. Już miał to poprawić, lecz za plecami usłyszał obcy głos. Kolejne małpy... No, i Kisa po drodze uciekła od przełożonego, by jakieś kilkaset metrów dalej usłyszeć głośne plaśnięcie w ścianę. Kocie uszy demona wychwyciły to jak radary. Mimo wszystko nie mógł stracić z oczu nowych przybyszy. To oni przejęli kontrolę nad dyskusją, która wyglądała jak seria rozkazów, i dotyczyła każdego z obecnych wojowników. Nawet Reda, na co demon prychnął cicho pod nosem wyraźnie zniesmaczony niekompetencją ów człowieka (który de facto mógł narażać własnych żołnierzy, gdyby Red przyjął zaproszenie) i odwrócił się na pięcie. Nic tu po nim, zwłaszcza w Akademii. Może gdyby nie fakt, że zdawał sobie sprawę ze swojego niepohamowanego pociągu do krwi, może skorzystałby w formie rozrywki z saiyańskich koszar. Przynajmniej miałby na oku Kisę, o którą na swój sposób się martwił. Drapanka za uszkiem nie zapomina się tak szybko.
Zrobił kilka kroków ku najbliższemu wyjściu z placu, gdy zatrzymał go na moment Shadow. Zadał mu krótkie pytanie, czy Red idzie z nimi do koszar. Stał do niego tyłem, ale dzięki elastycznemu ciału mógł skręcić głową w szyi tak, by obrócić ją o niemal sto osiemdziesiąt stopni. Utkwił w nim ślepia, już nie patrzące na niego jak na posiłek. Były gniewne, jednak nie na niego, nie na jego pytanie, ale na samego siebie. Na fakt, że nawet gdyby chciał - nie pójdzie za nimi w takim stanie. Zaraz też wokół demona pojawiło się kilka czarnych motyli, a to świadczyło, że aura przesiąknęła dostatecznie negatywnymi emocjami, że wydziela się do atmosfery. Zatem nic tu po nim. Nim zniknął z placu podszedł wolno do Kisy i patrząc na nią z góry ocenił pokrótce jej stan. Mogło być gorzej, to raczej nie żaden Tsuful czy inne paskudztwo ją dręczyło, więc jedynie podesłał jej czarnego motyla ze swego palca na jej ramię. Ten wchłonął się przez ubranie do ciała i dodał na tyle sił, że powinna iść bez potknięć, przynajmniej do swego pokoju. A później bez słowa wyjaśnień odszedł od dziewczyny, która mogła zobaczyć demona jeszcze na kilka chwil opierającego się plecami o ścianę budynku i patrzącego się na nią. Jakby bez słów chciał jej coś dać do zrozumienia, lecz zaciśnięta dłoń na jego żołądku świadczyła tyle, że nic nie wydusi z siebie o pustym żołądku. Może później... jak coś lub kogoś zje... bez naocznych świadków.

===TIME SKIP===
Część pierwsza: Zabawa w kotka i myszkę.
Dawno nie widział się z Vivian. Poznał ją po raz pierwszy na Vegecie podczas ataku Tsufula, później często ze sobą trenowali na odludziu planety Vegety. Mimo niewielu przeprowadzonych dialogów zdawali się być bratnimi duszami. Zaniedbał ów relację, i chciał koniecznie naprawić błąd. Tylko jak? Nie widzieli się tak długo, Red zeszpetniał i stał się bardziej bestialski, a mimo hardości charakteru Halfki nie zamierzał ją wystawiać na próbę. Odkładał poniekąd pierwszą wizytę na możliwą okazję. Jak tylko znalazł połowiczne rozwiązanie, to jest szansę w przemianę w kota, wykorzystał ów czar. Był w tym ciele bardzo ograniczony, i w zasadzie jeszcze nie opanował na tyle kociego ciała, by poradzić sobie z chuliganami, którzy zaczęli go gnębić na ulicy. Uciekał ile miał sił w łapkach, gdyż odmienić się nie był w stanie (ah ten brak kontroli nad swoją Ki w futerkowym ciele!), a nastoletni Saiyanie nie przebierali w środkach. A to kopali go jak piłkę, a to smolili mu futerko, na końcu chcieli go chyba udusić gołymi rękoma, na co miauczał przeraźliwie. Nikt mu nie przyszedł z pomocą - ot, taka gra dla znudzonych młodziaków. Dopiero jedna dziewczyna wywabiła go z opresji. Jak? Szczerze nie pamiętał, tylko tyle co jakieś krzyki, a potem stracił przytomność.
Tak dość przypadkowo zeszła się jego droga z Vivian na nowo. To ona zabrała go do siebie i dbała o zdrowie. Red niemrawo otworzył ślepia i rozglądał się po pokoju. Poznał ją od razu, miał nawet ochotę przyznać się, kim jest, ale... bał się jej zachowania. Nie znał jej reakcji, może mieć demonowi za złe, że nic nie przyłożył się do rebelii, albo że miał ją gdzieś. Co prawda jako siostrzana dusza mogłaby go zrozumieć, lecz minęło tyle czasu, że mogła o tym zapomnieć, lub już nigdy więcej nie chcąc mieć w osobie Reda wsparcia. Nie dziwiłby się jej, a mimo wszystko pragnął chociaż na trochę, na kilka dni pozostać przy niej i z kociej perspektywy dowiedzieć się, co u wojowniczki zaszło przez taki kawał czasu. Z początku zachowywali między sobą dystans, to znaczy dziewczyna z odruchu serca opiekowała się pobitym zwierzakiem, ale nie zdawała się go traktować jak osobę. Owszem, jak rany się zagoiły, to wyczesała jego skosmacone futro, pogłaskała po grzbiecie i łebku, drapała za uchem i miziała podbródek. Nic co kotom jest obce. Dopiero kilka dni później zdecydowała się na pierwsze słowa, które powinny zabrzmieć bardziej skierowane ku istotom humanoidalnym, a nie do zwierząt, lecz Red nie miał jej tego za złe, wręcz przeciwnie. Był jej wiernym, milczącym (chociaż od czasu do czasu mruczącym za uchem) słuchaczem i najczęściej siedział tuż obok oparty kudłatym bokiem o bok Vivian. O czym dokładnie była mowa? Dowiecie się od samej Vivian, Red nie zdradzi ani pół słowa na głos.
Przez pięć miesięcy regularnie odwiedzał Złotowłosą, mniej więcej dwa razy w tygodniu, gdzie zostawał na dwa-trzy dni z rzędu, a potem uciekał. Jednak ostatniego miesiąca nie zjawił się ani razu. Nie z winy Halfki, tylko z winy demona. O tym i o innych zdarzeniach - na końcu relacji z tego okresu.
Część druga: Szkolenie dziewczyn z Dream Teamu.
Z tym szkoleniem bywało różnie. Zwłaszcza pierwszy miesiąc, który nie odbywał się w kompletnym składzie. W zasadzie to dlatego, że Kisa miała podobno misję gdzieś poza Vegetą; i szósty miesiąc. Nie tylko znajoma wojowniczka udała się na misję, jak dobrze pamiętał również Raziel miał powierzone w kosmosie zadanie. Natto całe sześć miesięcy był nieobecny na Vegecie, zatem nie wiedział, iż jego podopieczne spędzały kilkadziesiąt sesji treningowych z demonem. Może to i lepiej. Czego oczy nie widzą, temu sercu nie żal. Zapewne powołałby do dymisji cały sztab szkoleniowy w Akademii za to, iż niektórzy żołnierze jeszcze mają po ich treningach siły na dodatkowe nauczanie. I to nie w saiyańskim stylu. Oby dziewczyny pozostawiły dla siebie uzyskane informacje, gdyż wizyta Raziela u przybysza z Dark Star byłaby najprawdopodobniej obowiązkowa. Nie to, że Red nie przepadał za Natto, jednak podbierać jego uczennice pod jego nieobecność z rąk wyznaczonego przez niego lub kogoś z góry trenera... nie było czymś racjonalnym i zgodnym z zasadami. Cóż, a jeśli nadejdzie czas na odwiedziny, to dopiero jak wróci ze swojej rozróby międzygalaktycznej, a wtedy Red nie będzie zbyt gościnny.
Wracając, demon nie marnował czasu, i gdy tylko Androidka (nie, nie zorientował się jeszcze, iż jest przedstawicielką tej rasy) mogła opuścić teren akademii, zjawiała się na pustyni. A gdzie pustynia, tam i Red. Nie było ciastek i herbatki na powitanie, tylko pierwsze ciosy, by mogła uczyć się gotowości nawet w najmniej oczekiwanej chwili. Dbał przede wszystkim o to, by Ame potrafiła znaleźć rozwiązanie w danej sytuacji, najbardziej niekorzystnej i nieprzewidywalnej. Miała głowę na karku, lecz liczył się także refleks. Czasami siadali po prostu na piasku i Red podczas jej medytacji umyślnie wprowadzał do jej umysłu nieprzychylne obrazy, kadry, które miała za zadanie wyrzucić z głowy. Nie mieli sporo godzin dla siebie, nauczanie podstawowe Ame w Akademii zabierało mnóstwo czasu, no i limity w energii robiły swoje. Bywało też, że demona gdzieś wcięło i zjawiał się spóźniony. Nie tłumaczył się, tylko przechodzili do sedna spotkania.
Miesiąc później dołączyła do nich Kisa, która zdobyła nowy ubiór (ciekawe dlaczego) i doświadczenie. Jako, że różnica między jego mocą a dziewczyn była dość duża, stosował sztuczkę. Miał końcówkę włosów umoczoną w farbie (dobra, we krwi, ale ze stworzeń mieszkających na pustyni), a zadaniem zarówno Ame jak i Kisy było unikanie okazji do wymalowania ich ciał ta substancją. Ustalił też zasadę, że jeśli na ich ciele pojawi się dziesięć plam po "farbie", kończą zajęcia z demonem i tylko od nich zależało, jak długo potrwają zajęcia. By wyrównać szanse, Red zasłaniał sobie oczy płótnem, albo w postaci kota gonił za koleżankami, odbijając łapki na ich ciuchach i odsłoniętych częściach ciała. Początki nie wyglądały na obiecujące, ponieważ demonowi brakowało cierpliwości i niezbyt dokładnie wyjaśniał zasady. Starał się też nie narzucać im swoich pomysłów na rozwiązanie danego kłopotu podczas ataków, by same znalazły odpowiedź. Idealne ćwiczenie dla umysłu nie zawsze szło również w parze z realizacją. Wszystkie osoby, w tym trener dziewczyn, dokształcały się i rozwijały się wedle swoich zasad, a Red tylko kombinował, jak urozmaicić im wszystkim zajęcia. Najśmieszniejszy jego daniem moment był taki, gdy zamienił role, to jest zaczarował dziewczyny w koty, a sam miał uciekać przed nimi, by nie dotknęły go nigdzie swoimi puchatymi, kocimi łapkami.
Ale szósty miesiąc był inny, groźniejszy dla dziewczyn. Red już nie opierał swoich ćwiczeń na kreatywności, a po prostu atakował. Nawet jak go upominały, aby opamiętał się, mężczyzna nie potrafił się uspokoić. Właściwie po najostrzejszym treningu, jaki dla nich zgotował, a który był tylko gwałtownym biciem bez opamiętania, dziewczyny mogłyby zrezygnować z takiego nauczania. Mogłyby, ale niekoniecznie pragnęły tak zakończyć naukę z wojownikiem. Demon, kiedy jakimś cudem odzyskał świadomość, zawiesił spotkania do odwołania. Gdy któraś z dziewczyn, zwłaszcza zdeterminowana Kisa, chciała go jeszcze spotkać w tymże miesiącu, mogły go nie poznawać. A dlaczego? O tym i o innych zdarzeniach - na końcu relacji z tego okresu.
Część trzecia: Choroba Xalantha.
Był sobie młodzieniec o nietypowym jak dla Saiyanina charakterze, nieprzeciętnej urodzie, wrażliwym charakterze, którego dopadła nieznana choroba odbierająca siły i przytomność. Miał swojego wiernego towarzysza tuż obok - Cressa. Między nimi wyraźnie nie gasło uczucie zwane miłością, nawet gdy jeden z nich nie mógł odwzajemnić czułych słów i gestów drugiej połówki. Spędzali ze sobą mnóstwo czasu, ale i najdzielniejszego medyka dopada sen. Nie wszyscy mogą korzystać z błogosławieństwa snu, w szczególności ci o nieczystych sumieniach. Dlatego gdy tylko Cress zasypiał na tyle twardo, że nie wybudzał go żaden szmer, Red wślizgiwał się przez szparę w oknach (dzięki zmiennokształtnemu ciału) i pojawiał się tuż obok chorego. Dlaczego odwiedzał tego wojownika? Ilu mężczyzn na Vegecie mogłoby się pochwalić takimi samymi lub lepszymi osiągami? Zapewne sporo, lecz ten jeden, ten konkretny miał w sobie iskrę, która zaciekawiła demona. Być może gdyby nie kaprys spowodowany modlitwą skierowaną do Reda, nigdy ich drogi nie skrzyżowały się. A tak, demon czuwał na zmianę z Cressem, a gdy tylko medyk rozbudzał się - po przybyszu nie było śladu. I tak co późną noc, na kilka godzin, przesiadywał demon przy Xalanthie i przykładał dłoń do rozpalonego czoła. Swoją mocą zbijał temperaturę na kilkadziesiąt godzin, a czarne Ki wnikało w jego ciało. Jak był spokojniejszy, nawet delikatnie obejmował palcami jego oblicze i przyglądał się przymkniętym powiekom, jakby nie mogąc doczekać się aż otworzy oczy. Raz czy dwa zrobił mu warkoczyka w gęstych włosach, by zająć czymś szponiaste palce, gdy badał go czujnym wzrokiem. Red nie przychodził codziennie do nieprzytomnego, ale gdy tylko był nie tracił chwili na przekazywanie odrobiny zgromadzonej Ki, która starała się dopomóc w walce z chorobą. Im mijało więcej czasu, tym mógł mniej udzielać mocy, ponieważ Red sam głodował i musiał oszczędzać energię. Co ciekawe - kusiło go wielokroć wbicie kłów w szyję Xalantha lub Cressa kłów do posilenia się, jednak nie robił tego. Ale aura demona spowodowała, że w ciele Saiyana zamieszkała czarna gąsienica. Krążyła po żyłach i mięśniach, zbierała zapasy z odpadków, aż zagnieździła się w sercu młodzieńca i czekała na przebudzenie.
Czas mijał, dokładnie już minęło pięć pełnych miesięcy, gdy Red nie zawitał już do młodzieńca, którego miał na oku. Cress zaś po ostatniej wizycie demona mógł zauważyć, że na policzku Xalantha pojawiły się krwiste szramy, jak po pazurach. Nie były głębokie i pewnie szybko zagoją się, lecz czy tak zachowywał się ktoś, kto dbał o zdrowie chorego? Więcej szczegółów co do tego i innych zdarzeń - na końcu relacji z tego okresu.
Część czwarta: Szklarnia przy domku Kuro.
Nie zapomniał o innym obowiązku, który tak naprawdę był również ćwiczeniem dla Reda. Pielęgnacja szklarni i jej zasobów nie należą do prostych zadań. W zasadzie byłoby prościej, gdyby nie fakt, iż pracował sam. Była dodatkowa para rąk, lecz unikał Kuro jak wody (Red nie lubił tejże konsystencji) zważywszy, iż nie dopełnił innego zadania. Chodziło o April, która z dziwnego powodu - być może gdyby Red ją pilnował, nie dopuściłby do opuszczenia Vegety prze Halfkę - nie zamieszkała z Kuro i w teorii Saiyan został sam. W praktyce demon pielęgnował kwiecie i zioła, nie chcąc ujawniać swojej osoby. Ich relacje były napięte (z punktu widzenia Reda), toteż wolał omijać okazję do mordobicia. Roślinność za to nie baczyła na skłócone istoty i rosły zgodnie z wytycznymi praw natury. Trzeba było je podlewać, plewić, spulchniać ziemię, wsypywać odżywki, ucinać zeschłe liście i gałązki, rozszczepiać lub rozsadzać plony, a stare lub nieowocne egzemplarze wyrzucać na kompost. Tych ostatnich zawsze było szkoda demonowi, bo tak bardzo przypominały jego. Najczęściej to Kuro decydował o tym, czy dać szansę roślinie czy nie i wygospodarować miejsce dla nowych. Red za wszelką cenę reanimował "zepsutą" florę, i poniekąd wtedy oczyszczał własny umysł, gdyż utożsamiał się z oschłymi krzewami. Jeśli one dawały radę, to dlaczego by nie demon? Co prawda one poiły się wodą, a nie krwią, lecz wydawały wreszcie owoce.
Red niekoniecznie, więc z miesiąca na miesiąc, gdy dbał o porządek we szklarni bez wiedzy prawowitego właściciela, pochmurniał i częściej denerwował się z najprostszymi zadaniami. Z upływem dni mógł skupić się tylko na jednej czynności, a do innych nie miał zupełnie cierpliwości. Ze złości bywało, że wlał nie ten specyfik co trzeba lub we złych proporcjach i na drugi dzień albo musiał korygować błąd, albo zostawały same suche badyle. Kiedy złożył ostatnią wizytę na początku szóstego tygodnia, siedział w kącie szklarni i wbijał pusty wzrok w swoją ulubioną sadzonkę - przywiezioną przez niego z Namek, od jednego z farmerów. Miała swoje kaprysy, jak Red, ale na tyle była stabilna, iż Kuro także nauczył się jej pielęgnować. Jej owoc zwiastował pąk, który pachniał słodko, chociaż na razie był jedynym na krzaczku. Dał się przyłapać na zamyśleniu przy roślince przez samego Kuro, który mówił coś do demona, nawet zatrząsł nim chwytając za ramiona, lecz ten nie reagował. Był w kiepskim stanie - blady jak ściana, śmierdział na kilometr juchą robalów z pustyni, jednak nic nie mówił, nawet telepatycznie. Jak dostał z liścia w policzek na ocucenie, został tylko ślad, żadnej innej reakcji. Nawet nie mrugnął. Dopiero, kiedy Kuro udał się prawdopodobnie po wodę, Red zerwał się z miejsca i zbiegł tyłami szklarni. Tak nagle, gdyż po uderzeniu w policzek przyjaciel wybił mu jednego kła w tyle szczęki, i łyknął własną krew, która go orzeźwiła. A którą pożywiał się od wielu miesięcy jak szalony.
Część piąta: Nieposkromiony głód.
Szósty miesiąc nie był szczęśliwy dla Reda. Zamiast jakkolwiek hamować łaknienie na posokę - wypijał jej coraz więcej. Oczywiście nie z krwi Saiyan, za coś takiego byłby ścigany, a i tak miał swoje problemy. Polował zaciekle na pustynne robale, które mimo ogromnego zapasu posoki nie miały jej tak pożywnej jak ta należąca do humanoidów. Mięsa nie tknął, wszystko podrzucał przy głównych wejściach do wiosek i miasteczek karmiąc tym samym mieszkańców Vegety. Ale z czasem nie pojawiały się znikąd sterty pokonanych robali, nawet pojedynczych sztuk nie było. Śladu obecności demona także nie dało się dostrzec na pierwszy rzut oka, więc ci, których odwiedzał lub spędzał czas, mogli martwić się lub po prostu zastanawiać, dlaczego Red zapadł się pod ziemię.
Nie wszystko przepadło. Kisa udała się po raz kolejny w to samo miejsce treningowe, co zwykle, i znów nie mogła odnaleźć demonicznego trenera. Ale jak porządnie rozejrzała się po okolicy dostrzegła na ziemi zakurzoną, całą we krwi kamizelkę należącą do Reda. Posoka pachniała odrobiną Ki Rogatego, więc najprawdopodobniej nie był w pełni sił. Trop wydawał się być świeży, lecz nigdzie indziej nie dało się zlokalizować demona, ani jego cząstki. Gdzie się więc zaszył?
Sto metrów pod skałami, w ciemnej jaskini, demon wciągał najnowsze trupy robali wgłąb nory i tam ucztował jak dzikus. Tak, to był jego nowy dom. Ciemny, cichy, pełny skorup, szkieletów i śmierci. Skoro o kościach mowa, spod żeber Reda spływała jego krew i moczyła ubiór, lecz nie przejmował się tym. Wszak miał biesiadę, z dala od możliwej konkurencji. Pałaszował z mlaskaniem posiłek, a gdy tylko skończył, jego żołądek znów dawał znać, iż jest pusty. Nie wyrabiał normy, jaką narzucało jego własne ciało. Musiałby napić się prawdziwej krwi, nie podłej juchy zwierząt. Z potarganych nerwów rozrywał szponami stalagmity i stalaktyty oraz resztki jedzenia pozbawionego niezbędnego surowca. Nie mógł próżnować, musiał dalej polować. Z rozwianymi, rozpuszczonymi włosami ubrudzonymi od posoki, potarganych tu i ówdzie ubiorze, z długimi szponami u rąk i nóg, z dłuższymi rogami niż miesiąc wcześniej i wydłużonych kłach przypominał zwierza niż humanoida. Drapieżnika, który z cienia obserwował ślepiami wszelki ruch na podłożu, a słuch wyłapywał charakterystyczne drążenie tuneli. Dość szybko namierzał ofiary, ale nie zabijał za pomocą energii, tylko walką wręcz. Jakaś część w nim musiała tak zaspokoić agresywne żądze.
I tak do chwili obecnej.

POST TIME SKIPOWY
Jak coś, Red jest teraz w Skalnym Lesie, ale nie chciałam dzielić posta na pół.


Ostatnio zmieniony przez Red dnia Pią Kwi 29, 2016 8:44 pm, w całości zmieniany 1 raz
Anonymous
Gość
Gość

Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty Re: Plac przed budynkiem

Czw Mar 31, 2016 7:31 pm
"Wstęp"
Motyl, prezent od Red'a jaki wtedy dostała był dla niej zbawieniem tego, oraz następnego dnia. Mogła wypoczęta wstać i pójść na salę treningową, z nowym przełożonym. Zupełnie go nie znała, ale postanowiła, że będzie w stosunku do niego taka sama jak do Raziela, albo nawet gorsza. Wynikiem był ostrzejszy niż zwykle treninig, oraz surowe kary. Niewiele w tym wszystkim było kontaktu z Shadowem, który też był pod skrzydłami ogóra. Chyba unikał jej jak ognia, najwyraźniej gniewając się za ten incydent z Red'em. Nie zaczepiała go zbytnio. Jeśli jakiś przedmiot przypadkowo poleciał w jego stronę to był to tylko "przypadek", albo próba dania mu lekcji uniku.
Szybko jednak ten koszmar się skończył, bo parę dni później otrzymała misję.

"Misja"
No chuj.
Całe szczęście już nie musiała oglądać paszczy tego cholernego brokuła, która tylko na nią się darła. Miała po dziurki w nosie wszystkie te łajzy z armii, te ohydne spocone świcie dyszące na Kisę jak na świeże mięsko, które można rozszarpać, uprzednio gw... no dobra, ale teraz jest wolna. Na jakiś czas.
___ - Polecisz na planetę Kontats. Mieszkają tam Kontatsjanie, osobniki z dziwnymi fryzurami i spiczastymi uszami. Dostaliśmy informacje, że planeta jest szantażowana przez inną rasę bandytów. Chcieli dokonać śmiesznego układu, położyć łapska na ich jedzeniu oraz wodzie, ale po odmowie Królowej – łagodnie mówiąc wkurzyli się. Twoim zadaniem będzie ochrona księżniczki, bo to ona jest celem bandytów. Nie spieprz tego, bo z Kontats dociera do nas bardzo dużo żarcia. Jak zawalisz, będziesz pierwsza głodować. – jego wzrok wtedy był bardzo wymowny. Kisa mimo wszystko nie zrobiła przerażonej miny, tylko z dumą na twarzy wyszła z pomieszczenia, chwytając stos papierów, który miał być szczegółowym opisem jej misji.
Miała lecieć tam wraz z piątką innych saiyan. Czwórką facetów i jednym babochłopem – typową saiyańską kobietą z jajami. Nigdy nie przyszło jej współpracować w walce, ale nie bała się jakoś tej wizji. Będzie co będzie, ewentualnie odwali całą robotę za wszystkich.
Lot trwał trzy dni. Cieszyła się niezmiernie, gdy w końcu mogła wyprostować kości. Pierwsze co zauważyła, to rozchodzące się przed nią, ogromne królestwo rodem wyjęte z fantasy. Niebo było seledynowe, roślinność żywo zielona oświetlana dwoma słońcami. Było tutaj jak w bajce. Pomyślała od razu, że chciałaby tutaj zostać, ale przypomniała sobie o misji. Nie mogła spieprzyć teraz dla własnego widzimisię. Westchnęła ciężko i wraz z resztą towarzyszy ruszyła w stronę bajkowego, śnieżnobiałego pałacu.
Poszli od razu do sali, gdzie siedziała królowa tej planety. Sala była równie spektakularna, co reszta pałacu. Wszyscy prócz Kisy uklęknęli przed różowowłosą Kontasjanką. Dziewczyna spojrzała na kobietę, ona na nią, ciutko zdziwiona, lecz po chwili uśmiechnęła się ciepło.
___ - Mam swojego króla, tylko przed nim uklęknę jeśli będzie taka potrzeba. - bąknęła dziewczyna, a wtedy poczuła na sobie gniewne spojrzenia kompanów, oraz sług na sali.
___ -  W porządku panno...
___ - Kisa.

___ - Przedstawili się jako Varganie, proponowali nam planetę w zamian za sporą dawkę pożywienia. Oczywiście im odmówiłam. - mówiła dumnie, jak kleopatra - Zagrozili nam, że stracimy straci to, co mamy najcenniejsze, dziecica. Jeśli planeta nie będzie miała godnego następcy, który będzie użyczał jej swojej mocy, zginie. Dlatego proszę was, drodzy wojownicy z rasy Saiyan, użyczcie mi swojej mocy by móc chronić moją córkę. Proszę was w imieniu całej planety i jej mieszkańców. - kobieta ułożyła szczupłą dłoń na swojej piersi, po czym skłoniła się lekko w ich stronę.
___ - Nie martw się Królowo, po to tutaj jesteśmy. - powiedział jeden z saiyan.
___ - Aria może być przerażona jeśli wszyscy na raz będziecie jej pilnować, dlatego chciałabym, aby tylko jedna osoba pełniła tą funkcję. Resztę proszę o obserwację pałacu. - i tu spojrzała na Kisę - Pilnuj jej jak własnego serca w piersi.
CO!?

___ - Nosz szlag, dlaczego akurat na mnie musiało paść? - warczała Kisa pod nosem, gdy akurat wszyscy udawali się do swoich pokoi, w których będą spać.
___ - Ty lepiej milcz, bo i tak przyniosłaś nam wystarczająco dużo wstydu przed chwilą. - usłyszała zimny biczowaty głos babochłopa. Kisa spojrzała na nią morderczo - Nie okazałaś szacunku Królowej, zachowałaś się jak...
___  - Jak? Nic Ci do tego jak się zachowuję, zajmij się własnymi cyckami. - odburknęła dziewczyna i przyspieszyła kroku. Reszta drużyny mówiła coś między sobą, ale dziewczyna już ich nie słyszała. Wpadła jak burza do własnej pokoju, umyła się, by być świeża, po czym od razu została zaprowadzona do miejsca, gdzie przebywała akurat młoda księżniczka. Sługa poprosił Kise, by ta weszła do pomieszczenia sama. Trochę to ją zdziwiło, ale ostatecznie wzruszyła ramionami i weszła. Wtedy od razu zrozumiała dlaczego ten nie chciał wchodzić. Saiyanka na wejściu oberwała w twarz pustą doniczką. Stała tak nieruchomo parę sekund, chcąc ogarnąć co się właśnie stało.
___  - Precz! - usłyszała.
___ - Co...?! - krzyknęła zdenerowana dziewczyna, zaciskając pięści ze złości. Wyszukała wzrokiem napastniczki. Siedziała ona między kwiatami w alejce. To pomieszczenie to była... szklarnia.  Ogromna szklarnia wypełniona wszelkimi gatunkami kwiatów i owocowych drzew. Nieźle, mała lubiła kwiatki - Muszę Cię zmartwić, ale nigdzie nie idę, mam Cię pilnować. - ogoniasta usiadła na kamieniu.
___ - Mam to gdzieś! Precz mi stąd głupia małpo! Nie potrzebuję płaskiej jak decha opiekunki! - kontynuowała rozpieszczona gówniara. Kisę to nie na żarty wkurzyło. Pulsująca żyłka pojawiła się na jej skroni.
___ - M-małpo...!? P-płaskiej?! - powtórzyła, zamykając oczy. Walczyła bardzo ze sobą, żeby zaraz nie wybuchnąć. Choć mała wyglądała zupełnie jak jej matka, to charakter miały niczym jingjang. Wielokrotnie wypraszana przez księżniczkę na różne sposoby, Kisa uparcie stała przy niej. Jak uciekała, łapała ją. Nie odzywała się zbytnio. Pomyślała sobie, że ta gówniara... jest jak ona. Oh Kami-sama, jakie katorgi w takim razie musi przeżywać Raziel, skoro widzi w niej siebie. Współczucia przełożonemu, już nie będzie taka w stosunku do niego. Chyba.

Tak minęły pierwsze trzy tygodnie. Na strasznej nudzie, pilnowaniu dziecka - nawet przy jedzeniu i kąpieli. Nie zapowiadało się na to, aby miał nastąpić jakiś atak ze strony przeciwników Królowej. W powietrzu nie unosiła się ani jedna agresywna kropla KI. Królowa jednak prosiła o cierpliwość, której zaczęło Kisie brakować. Dzień w dzień miała jakąś sprzeczkę z księżniczką. Zawsze się znalazł jakiś powód by się uczepić saiyanki. Miała już tego po dziurki w nosie, ale była wytrzymała... aż do pewnego razu.
Tego dnia mała smarkula przesadziła. Gdy Kisa weszła jak zwykle do jej pokoju z rana, dostrzegła, że ta stoi sobie na parapecie wielkiego okna, od tak, w piżamie.
___  - Co Ty odwalasz?! - wrzasnęła, a wtedy dziewczyna zrobiła krok do przodu i... sru. Przerażona wojowniczka natychmiastowo zareagowała. Niemal rozwalając okno, wyleciała przez nie i chwyciła księżniczkę w locie. Jakby spadła tak z piątego piętra, zostałaby z niej mokra plama. W każdym razie, saiyanka wylądowała gładko na trawie, odstawiając nieletnią - Pogięło Cię? - krzyknęła, lecz ta  nie zareagowała. Czarnowłosa przyjżała się jej bardziej, a wtedy dostrzegła w jej oczach pustkę. Tak jakby lunatykowała, albo była zahipnotyzowana. Nie dane jednak było się jej dłużej przyglądać, bo zawyły trąby, sygnalizujące zbliżające się niebezpieczeństwo. W oddali zobaczyła, jak zbliżają się wrogie statki. Wokół nich, latało mnóstwo wojowników uzbrojonych po zęby. Na szczęście też zareagowała reszta jej towarzyszy, lecąc bronić zamku. Ona musiała schować księżniczkę, która... zniknęła?! Cholera, poleciała właśnie zupełnie sama prosto w stronę statku matki. Już nie licząc faktu, że to beztalencie nie potrafi latać, to samo w sobie było dziwne.
Prychnęła zdenerowana i poleciała wolno za nią, obmyślając plan. Ten, kto ją kontroluje na pewno niedługo się pojawi. Na razie tylko powstrzymywała jej lot, przez trzymanie skrawka jej pidżamy i uważne obserwowanie nieba. Kątem oka dostrzegła królową, stała na tarasie zamku, obserwując wszystko, a wokół niej kłębiło się mnóstwo straży.
___  - Kisa! - usłyszała nagle głos z daleka - Rusz dupę, jest ich za dużo! - to był jeden z jej towarzyszy. Dawali dupy.
___ - Zamknij tam japę, nie widzisz, że mam poważniejszy problem na głowie!? Radźcie sobie sami! - odkrzyknęła. W tym samym momencie coś wystrzeliło z ogromną szybkością z największego statku. To było coś w rodzaju siatki wykonanej z KI i wciągnęło młodą do statku. Kurczaczk, te skurczybyki ją rozkojarzyły. Gdyby nie to, obroniłaby Arię! Wpieniona jak za stu, poleciała za porwaną. Będąc już tuż przy dolnej części statku, wyciągnęła przed siebie dłoń i wystrzeliła promień kimihari no-ha, robiąc sobie wejście, przez które wleciała do wnętrza. Od razu na wejściu przywitało ją sporo straży, którą powaliła, bez zbędnego bawienia się w Vegetę. Nie miała czasu. Musiała jak najszybciej dostać się do młodej i ją odbić, nim stanie się jej coś złego. Jej KI nie było zbyt silne, ale mimo wszyzstko czuła je doskonale, bo wyróżniało się spośród tych brudasów.
Latała po pokładzie, niszcząc wszystko i wszystkich, jak rozprzestrzeniający się ekspresowo wirus w organiźmie. Okropni, żabopodobni przeciwnicy padali jeden po drugim. Szła przed siebie jak czołg. Na zewnątrz zaś nie było już tak kolorowo jak tutaj. Jej sojusznicy byli słabi, powoli tracili siły na walkę, a przeciwników wcale nie ubywało. Musieli być wytrwali i uwierzyć w Kisę, co było na pewno bardzo trudne.
Po pewnym czasie natrafiła na grupę silniejszych żaboludzi. To tylko upewniło ją, że jest bardzo blisko celu. Minęło dwadzieścia minut od momentu wejścia na pokład - w końcu wpadła jak burza do samego serca statku. Od razu zobaczyła księżniczkę. Warknęła i napięła mięśnie. Trzymał ją najprawdopodobniej szef tej całej bandy, otoczony znacznie silniejszymi niż do tej pory kosmitami. Chyba jacyś najemnicy, bo wyglądali zupełnie inaczej.
___  - Oddawaj ją. Mówię to tylko raz. - zagroziła.
___ - Haha. chyba sobie żar... - nie dane było dokończyć szefunciowi, bo dziewczyna wyskoczyła w jego stronę. Zablokował ją jeden z kosmitów.
___  - Nie mam czasu na pierdoły, jeszcze jeden dzień z tym dzieciakiem i zeświruję, dlatego chcę was rozkwasić, skończyć tą misję i wrócić na Vegetę! - mówiła, a raczej krzyczała.
___ - Vegetę? Ta flądra wynajęła saiyan? Tchórz. Trudno, jakoś damy sobie radę z paroma nędznymi małpkami. Brać ją! - wydał rozkaz, a wtedy wszyscy na raz rzucili się na biedną czarnowłosą, przygniatając ją kompletnie. Było widać tylko krótki błysk, a potem rozległ się złoty wybuch. Weszła na stadium Super Saiyana, nie ma co się pieprzyć w tańcu.
Sama walka nie trwała tam długo. Pionki były słabe, gdy aktywowała super poziom, a sam władca był jeszcze bardziej słaby. Najwyraźniej był tylko od wydawania rozkazów, a nie ich wykonywania. W każdym razie tylko on skończył ze złamanym karkiem, a najemników puściła wolno, spieprzali jakby gonił ich wściekły pies, w tym przypadku york. Zabrała młodą pod ramię. Wraz z chwilą śmierdzi szefuńcia, czar spoczywający na niej pyrsł. Obudziła się, zaczęła miotać, choć nie wiedziała co się dzieje. Kisa w skrócie powiedziała jej co się stało, a wtedy zamilkła, pewnie ze wstydu. Ulga dla uszu.
Wyleciała ze statku, po czym ustawiła się bardzo daleko od niego. Wyciągnęła rękę ku niebu, formując w dłoni coś w rodzaju ki blasta. Kazała wszystkim z drużyny się wynieść z pola rażenia po czym cisnęła kulką. Początkowo mała, zaczęła nabierać na wielkości wraz z ilością pochłanianych po drodze przeszkód. Będąc już przy statku była na tyle duża, by zmieść go z powierzchni tej planety. Tak oto się zakończyła inwazja kosmitów na planetę Kon...
___  - Kisa...! - usłyszała piskliwy głosik - Odstaw mnie, zimno mi. - no tak, jest w pidżamie, a ranek nie jest tutaj zbyt ciepły. Westchnęłą cięzko i odłożyła młodą na taras, gdzie znajdowała się jej matka. Obie się przytuliły, ciesząc się z końca tego koszmaru.
___ - No ładnie. - przylecieli kompani, cali poobijani, ale w dobrych humorach. Jedynie babochłop był trochę oburmuszony, że taki mały kundel uratował sytuację, a nie ona.
___  - Dziękuję wam saiyanie. Uratowaliście tą planetę. – powiedziała królowa, pełna swojego wdzięku. Spojrzała na saiyankę – I dziękuję Tobie Kiso, za ochronę Arii. Wszyscy spisaliście się na medal.
___ - Pytanie. - wtrąciła - DLACZEGO TO JA MUSIAŁAM JEJ PILNOWAĆ?! Toż to mały szatan, nie księżniczka! - wykrzyczała, a wtedy najmłodszy z jej grupy zakrył jej usta dłonią, przerażony jej niewychowaniem. Szarpali się chwilę.
___ - Cóż, proste. Macie takie same charaktery, widok was razem był przekomiczny. - tylko tyle?! To tylko o to chodziło? To jest normalnie znęcanie się. - Zapraszam was na tydzień biesiady. Uczcijmy wasze zwycięstwo!

Balowali, a tydzień później nadszedł czas powrotu. Królowa wręczyła im raport z udanej misji, a Kisa zaczęła nawet się dogadywać z małą cholerą. Rozstały się w każdym razie z uśmiechami na ustach. Po powrocie dostała awans, choć go nie chciała w prawdzie. Tutaj jednak nie pyskowała, jak to miała w zwyczaju.

"Pięć miesięcy"
Drugi miesiąc przebiegł już na spokojnie. Wróciła do szarej rzeczywistości. Trenowała, ale troszeczkę inaczej. Próbowała dopracować technikę, którą użyła podczas misji. Wtedy był to przypadek, ale pomyślała, że może sobie ten przypadek przywłaszczyć i ją nazwać. Był to AVALON.
Bardzo często wymykała się wraz z Ame poza miasto i tereny pałacu by móc trenować tam dodatkowo z Red'em. Zgodził się być ich instruktorem w tańcu jakim jest walka. Stosował dziwaczne metody, ale bardzo skuteczne, bo szybkość Kisy zwiększyła się ogromnie. Niestety, z Redem działo się coraz gorzej, ale o tym później.
Jakoś w piątym miesiącu miała miejsce dziwna sytuacja. Saiyanka przechadzała się ulicami miasta, w poszukiwaniu wody oraz witamin, niezbędnych do ćwiczeń. Czuła na sobie czyjś wzrok przez cały ten czas. W końcu zdecydowała się skręcić w jakiś zaułek i tam poczekać na prześladowcę, który okazał się być dorosłym, długowłosym mężczyzną o niebieskich oczach. W ogóle nie wydał się jej znajomy, w żadnym stopniu. Jego oczy zaś mówiły zupełnie coś innego. Mężczyzna nazwał ją po imieniu, a zdziwiona lekko dziewczyna cofnęła się o kilka kroków do tyłu. Spytała się kim on jest, a on odparł iż jest jej dziadkiem. Nie mogła w to uwierzyć, od razu powiedziała, że z kimś ją pomylił, może jest tylko podobna do jego wnuczki, ale przypadek był zbyt duży. Po długiej rozmowie Kisa postanowiła w końcu wyznać, że jest klonem tej, której znał, zupełnie czymś innym, odrębnym organizmem. Choć może genetycznie by do siebie pasowali, to jednak ogoniasta wolała pozostać bez powiązań rodzinnych. To by było zbyt trudne dla niej, więc prosiła Takeo - bo tak miał na imię - o zrozumienie, po czym oddaliła się. Spotykali się potem jeszcze parę razy, lecz dziewczyna była nieugięta i pozostawała przy swoim. Nie chciała niczego od tego człowieka, bała się relacji, bała się komukolwiek znów zaufać. Mogłaby się na tym przejechać. Po długim czasie dał sobie spokój.

Cytat z postu Red'a
"Red już nie opierał swoich ćwiczeń na kreatywności, a po prostu atakował. Nawet jak go upominały, aby opamiętał się, mężczyzna nie potrafił się uspokoić. Właściwie po najostrzejszym treningu, jaki dla nich zgotował, a który był tylko gwałtownym biciem bez opamiętania, dziewczyny mogłyby zrezygnować z takiego nauczania. Mogłyby, ale niekoniecznie pragnęły tak zakończyć naukę z wojownikiem. Demon, kiedy jakimś cudem odzyskał świadomość, zawiesił spotkania do odwołania. "

Kisa próbowała jeszcze uparcie porozmawiać z Red'em, ale to było jak rzut grochem o ścianę. Zapadł się pod ziemię, a młoda niekoniecznie chciała się mu narzucać. Darowała sobie, wróciła do zwykłych treningów z Zielonym trenerem. I tak do końca szóstego miesiąca.


OOC
2416 słów bez cytatu od Red.
Post Skipowy.
Wytrenowałam Avalona
avatar
Ósemka
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013


Identification Number
HP:
Plac przed budynkiem  - Page 7 9tkhzk0/0Plac przed budynkiem  - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Plac przed budynkiem  - Page 7 Left_bar_bleue0/0Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty Re: Plac przed budynkiem

Sro Kwi 13, 2016 9:44 pm
Ten dzień był dużo lżejszy niż poprzednie. Nie ciążył na barkach, sercu i świadomości jak pozostałe popołudnia wypełnione pracą i odbudową miasta. Ponieważ Vegeta była już niejako we "względnym porządku", nie wysyłano ani jej ani całego Oddziału z zadaniami typowo budowlanymi, ani też nie trzeba było po godzinach wymykać się do wioski Kuro. Vivian rzadko trafiały się luźniejsze popołudnia, dlatego dla swego rodzaju relaksu zabrała Falcona na długi spacer po pustyni. Wilczur mógł się wyszaleć bez narzekań Oddziału, że tarza się po ich łóżkach i gryzie buty. Ósemka obserwowała jak pupil jej Jednostki biega po czerwonym piachu, aportuje zabawki i ciągnie ją za rękę, by się z nim pobawiła. Po solidnej porcji drapania po brzuchu i za uszami, przysiedli oboje, napawając się ciszą. Było tak spokojnie... Za spokojnie. Jakby Vegeta przed pół roku nie była miejscem krwawej jatki i wszelkich okropności. Tyle czasu, tyle zmian, by odkryć, że mimo wszystko małpy pod pewnym względem się nie zmieniają.
Dziewczyna zerknęła na krwiste niebo z bezszelestnym westchnieniem, serce zakuła tęsknota. Gdzieś, gdzieś tam na Ziemi trenowała najważniejsza osoba jej życia... Już prawie pół roku się nie widzieli, a myśli zawsze rwały się ku Chepriemu. Przymknęła oczy i opuściła głowę, twarz subtelnie zaczerwieniło speszenie, gdy przypomniała się jej ciepła dłoń na policzku i spokojny głos. Honime. Brakowało jej go. Myślenie pogłębiało tęsknotę, ale i rozrzewnienie w sercu, Vivian przetarła lekko powieki i wtuliła twarz w nagrzane słońcem futro Falcona. Wilczur zamerdał ogonem i zaskomlał patrząc na nią rozumnym spojrzeniem, tak rozumnym, że mądrzejszym od większości Saiyan. Uśmiechnęła się i poklepała go po boku.
- Pora wracać, co? Tylko pozbędziemy się tego piachu, inaczej Tori mnie zabije... - telekinezą usunęła wszystkie czerwone drobiny pyłu spomiędzy jego gęstego futra. Polała Falcona zimną wodą z butelki, napoiła i ruszyli razem w drogę powrotną, spokojnie, pieszo, nie spiesząc się nigdzie. Vivian strzepnęła kurtkę od brata i zapięła ją pod brodą. Jej zbroja Natto wycierpiała nieco podczas odbudowy, ale trzymała się dalej solidnie. Hełmu nie nosiła, scouter zawsze wyłączała i chowała w kieszeni, jedynym dodatkiem było wierzchnie okrycie - kurtka od Raziela, różniąca się znacznie od tej od Axdry. Była krótsza i dopasowana, Vivian nie miała szansy się w niej skryć, choć dalej mogła postawić kołnierzyk i badać znad niego cały świat. Zdecydowanie, nie była jak poprzednio męskiego kroju i za duża o pięć numerów. Ta była wyraźnie damska...
Wrócili do Akademii i Vivian odstawiła Falcona do Oddziału, sprawdzając czy przypadkiem nie ma jakiejś zbiórki, ale Tori machnęła niecierpliwie ręką znad papierów, dając jej znak by sobie poszła. Wywracając oczami dziewczyna wycofała się do swojej kwatery i zamknęła drzwi z westchnieniem. Opadła na łóżko, wygrzebując spod poduszki trochę zmiętą, żółtą koszulkę, którą niechcący zabrała z domu Chepriego gdy była u niego na Ziemi. Straciła swój zapach, ale nie przestawała wtulać w nocy w nią policzka, ot, jakoś tak z przyzwyczajenia... Nie, nie czuła senności, która mogłaby odciąć ją od świata na kilka najbliższych godzin. Wstała wolno, przeciągając się i wyjrzała przez okno czy przypadkiem nie ujrzy znajomego czarnego futerka, lecz daremnie. Gdzie ten sierściuch się podziewa... Martwiła się trochę, mając szczerą nadzieję, że nie skończył jako przekąska jakiegoś nieobytego Saiyana. Bądź co bądź, przywiązała się do niego... Znów spojrzała za okno i w niebo. To dziwne, ale nie miała co robić. Ostatnie książki przeczytała, kulki w wolnej chwili wypolerowała, pozostała znana i staroświecka metoda zajęcia sobie czasu. Trening. Nie tu, nie na sali treningowej, tylko samotny na pustyni, w jakimś odosobnionym zakątku.
Ósemka zamknęła swoją kwaterę i wyszła przed Akademie.
Śladu po zniszczeniach dawno nie było, ale przystanęła z boku i wpatrzyła się spokojnym, acz zdystansowanym spojrzeniem w naprawiony deptak, ławki i pomniki. Wcześniej to nie wyglądało tak ładnie. Tam gdzie teraz stoi ten pomnik leżała wielka kupa gruzu i cegieł. Przed budynkiem kawałki bloków tarasowały wejście. Malowniczo leżały części ciał, odrapane pancerze oraz bliżej niezidentyfikowane, zakrwawione obiekty. Tam przy tamtej ławce leżało kilka trupów, użyźniając swą posoką kawałek ozdobnej zielni... Złamane drzewa wyrwano i zasadzono nowe. Niedawno wstawione płyty odcinały się jaśniejszą barwą przy starszych. To były blizny, słabo widoczne świeżo zasklepione znaki na ciele planety, Akademii, samych budynków. Z czasem się zatrą, ale w pamięci... W ich pamięci nie zginą.
Nie tutaj, nie teraz. Nigdy, nie za tą wylaną krew.
Kuro
Kuro
Drobik
Drobik
Liczba postów : 1091
Data rejestracji : 29/05/2012


Identification Number
HP:
Plac przed budynkiem  - Page 7 9tkhzk0/0Plac przed budynkiem  - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Plac przed budynkiem  - Page 7 Left_bar_bleue0/0Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.db4evwer.com

Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty Re: Plac przed budynkiem

Pon Kwi 18, 2016 12:03 pm
Lecąc był pogrążony głęboko we własnych myślach. Jak tu dostać się do pałacu? W ostatnim czasie często tam pracował, głowni strażnicy pewnie by go wpuścili ale co dalej? Ot znajdzie króla i ot tak poprosi o wylot? Brzmi prosto i może mogło by się udać ale prędzej nadzieje się na straże i w najlepszym wypadku wystawią go za szmaty za drzwi. Nie chciał narażać reputacji ojca swoim bezczelnym zachowaniem. Kurokara lepiej dogadywał się z Zickiem niż z Zellem i to było widać, dobrze by było nie psuć tych relacji. Po drodze musiał minąć zabudowania Akademii. Sporo tam się zmieniło i kupa gruzu nabrała pierwotnych kształtów. Zbliżając się wyczuł także dobrze znajomą energię. Ucieszył się na widok przyjaciółki. Wpadł mu do głowy pomysł. W jej towarzystwie będzie mógł spokojnie chodzić po pałacu, a co dalej się zobaczy. Dziurawy plan ale dobry, oby halfka się zgodziła. Z impetem wylądował i podbiegł do dziewczyny. Wcisnął jej w ręce kota i żywo gestykulując wyrzucał z siebie potok niezrozumiałych słów.


- Cześć, słuchaj ten kot przyleciał od Kaede, mówi, że April jest w ciąży ze mną? Ale jazdę, musze ją odnaleźć i jakoś uratować, zaopiekować się. Nie wiem co zrobić Ale jestem szczęśliwy i wkurzony, że ją zostawiłem. Wiem, jestem debilem ale nwiedziałem,. Nie mam jak dostać się na Ziemię, znaczy mam, ten kot ma statek ale wiesz jak jest bez zgody nie wylecę. Pomóż mi jakoś dostać do pałacu. Głupio mi zawracać królowi dupę ale chyba nie mam wyboru. Proszę pomóż mi.


Po raz pierwszy od pól roku Vivian mogła zobaczyć na twarzy Kuro szczery uśmiech i radość. Ogon chodził mu szybko to w prawo to w lewo i chłopak nie mógł ustać w miejscu. To początek powrotu dawnego Kuro.
NPC.
NPC.
Liczba postów : 2525
Data rejestracji : 29/05/2012

http://poke-life.net/pokemon.php?p=58946863&nakarm

Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty Re: Plac przed budynkiem

Pon Kwi 18, 2016 11:22 pm
-Zaraz…- próbował uspokoić narwańca. –Poczekaj mówię…- gdy małpa wzięła go pod pachę, wyciągając z jego statku było już za późno. Zaniósł go do domku, tam było nawet przyjemnie. Mleko było niezłe, jak na jego zmysł smaku, to napój z krów pasionych na południowym stoku jakiejś ładnej planety. Tylko czemu do cholery ten głupek traktuje go jak zwykłego wypłosza? Dziadek też bardzo spoko.
-Daro? Tak, znam go, mieszkamy pod jednym dachem…- zanim zdążył cokolwiek dodać, jego pożal się kaio bohater i oderwał go od stołu, lecąc w nieznanym kierunku.
-Kuro!- próbował bezskutecznie wyrwać się z łap młodzieńca, a nie chciał go podrapać. Zrezygnowany zaczął po prostu obserwować scenerię rodem z filmów apokaliptycznych. Do cywilizowanej rasy to tym tutaj trochę brakowało jego skromnym zdaniem. Wszyscy których mijali zdążyli już zainteresować się nietypowym towarzyszem naszego Kuro. Tak, Neko wiedział, że tak będzie. Jakim cudem ten gościu na to nie wpadł? Wystawił na niebezpieczeństwo przybysza, który przecież robił wszystko, żeby nie zostać wykrytym. Kocur westchnął ciężko, wypatrując kogoś inteligentniejszego niż ten nieszczęsny Romeo. Rzeczywiście jego chwilowy oprawca, był zupełnie inny niż przed chwilą. Merdał ogonem, szczerzył zęby i nie słuchał co się do niego mówi.
Ku jego ogromnej uldze pojawiła się potencjalna wybawczyni. Kuro znów zaczął nim machać na wszystkie strony, aż w końcu wsadził go w ręce blondynki.
-Moje uszanowanie.- ukłonił się Neko, wisząc w jej dłoniach. Właśnie teraz uświadomił sobie, że ten wiejski pacan nawet nie zapytał go o imię. –Zechciałabyś może odstawić mnie na dół i uspokoić swojego oryginalnego przyjaciela? Nie pogardziłbym również bezpiecznym schronieniem.- mówił swoim szarmanckim tonem, starając się na spokojnie podejść do głupoty. W duchu zwalał na młody wiek Kuro, miał nadzieję że to to, a nie brak piątek klepki.
avatar
Ósemka
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013


Identification Number
HP:
Plac przed budynkiem  - Page 7 9tkhzk0/0Plac przed budynkiem  - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Plac przed budynkiem  - Page 7 Left_bar_bleue0/0Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty Re: Plac przed budynkiem

Pią Kwi 22, 2016 8:52 pm
Retrospekcja rozlałaby się przed oczami dziewczyny na dobre, gdyby na siłę nie zepchnęła tych wspomnień w dal. Co było, a nie jest... Czy jak to tam szło..? Nieważne. Co się stało to się nie odstanie, ale mogą zrobić i zrobią wszystko by do podobnej rzezi więcej nie doszło. A na pewno ona. Vegeta była czerwoną planetą tylko dlatego, że do cna przeszła krwią poległych. Zella można było porównać do toczącego Saiyan raka, narośl niszczącą od wewnątrz, dopóki nie udało się go wyciąć z organizmu pełnego małp globu. Wyszło im to na lepsze, wdychając głęboko rozedrgane z gorąca powietrze czuła spokój. Nie pozorny spokój, jaki często w siebie wmuszała, ani spokój pozbawiony konfliktów i różnych utarczek... Po prostu ciszę, przez którą się czuło, że najgorsze na tej planecie odeszło.
Dopiero znajomy głos sprawił, że Vivian się ocknęła. Z niejakim zdziwieniem spojrzała na Kuro, który znikąd wylądował tuż przed nią i nie dając jej dojść do słowa wyrzucił z siebie małą przemowę. Ósemka zamrugała, spojrzała na otrzymanego kota, westchnęła bezgłośnie i spojrzała z powrotem na chłopaka. Z sekundowym opóźnieniem dotarł do niej sens jego słów, którym nie mogła odmówić pewnej logiki, ale...  Przyglądając się wyszczerzonej twarzy i oczom błyszczących nadzieją, zamiast się cieszyć wraz z nim, poczuła zaniepokojenie.
Wiedziała co nieco o sytuacji jego i April, gdy po rebelii spytała o ukochaną syna Kurokary, cichym głosem Kuro powiedział co zaszło. Przejęła się bardziej niż to pokazała, co do całej sprawy jednak miała mieszane uczucia. Kuro niewątpliwie zawinił, to nie ulegało kwestionowaniu, ale... Nawet jeśli Vivian nie znała wszystkich spraw pomiędzy tą parą oraz tego co kierowało nimi przed rozstaniem... Jej sympatia wobec błękitnookiej, czarnowłosej halfki drastycznie zmalała. To ona sama sprowadziła na nich ten los. W odruchu dobrego serca wykazała się taką lekkomyślnością, którą można byłoby nazwać impertynencją... Bez pomyślunku narażała się na niebezpieczeństwo, nie myśląc o tym co czuje Kuro - a gdy doszło co do czego i musiał ją ratować, zarzucała mu, że jej nie broni, że po nią nie przyszedł, że nie dba o dostatecznie. Fakt, że ją zostawił, to potwierdza, ale na bogów, nikt nie jest doskonały, a po wszystkim co przeszedł, on też mógł czuć się słaby i zmęczony... Poza tym, jak Kuro mógł w środku walki z Zellem wiedzieć co się z nią dzieje? Albo walcząc na Ziemi z demonem być świadom tego, że podano jej serum? On nie kazał April pchać się do Akademii... I to pod pretekstem obrony planety Namek, która miała zostać wybita przez Sayian - jakby małpy codziennie nie wybijały całych ras na śniadanie.
Jej stosunek do April ochłodził się znacznie i widząc radość na twarzy Kuro, Vivian poczuła tylko, jak skręca ją w żołądku. Szczerze go lubiła - był dobry, prostoduszny, ale czasem za miękki i brał na siebie nieświadomie winę swojej (ex)dziewczyny, biorąc ją za własną. W takiej chwili Ósemka miała szczerą ochotę strzelić go po uśmiechniętej gębie by doszedł do siebie, ale nie miała do tego serca. Za mocno kochał April, a na jej słowa tylko by się obruszył. Ba, możliwe... Możliwe, że im się ułoży? Miała co do tego wątpliwości, ale to była rzecz, którą Saiyan musi zweryfikować samodzielnie, jej zdanie nic tutaj nie zdziała. Świat jest pełen niespodzianek i jej złe przeczucie równie dobrze mogło być mylne...
- Witam. - z dyskomfortu odpowiadania od razu Kuro wybawiła ją puszysta, kocia mordka. Ostrożnie postawiła zwierzaka przed nimi, przyglądając mu się z wyraźną ciekawością w oczach. Miał niebieską sierść i żółte oczy, kolorytem sierści przypominał jej bardzo Falcona, a sam fakt, że mówił i nosił ubranie od razu zdradzał, że to nie jest to zwyczajne stworzenie. Lepiej takiego nie ignorować. - Mam na imię Vivian, miło mi poznać, Panie... - tu zamilkła na moment i spojrzała na podrygującego Saiyana, który istotnie nie mógł ustać w miejscu. Pstryknęła przed twarzą Kuro i obdarzyła go szczerym uśmiechem, choć to była jedna z trudniejszych rzeczy, jakie jej przyszło zrobić. - Uspokój się żołnierzu. Zaprowadzę Cię do Pałacu i zrobię co będę mogła by zdobyć to pozwolenie, tylko złap najpierw oddech i stój spokojnie, bo zachowujesz się jakbyś miał rozżarzone węgle w butach.
Pokręciła lekko głową, odrzucając silniejsza chęć by palnąć chłopaka przez łeb, ale nie mogła być tak okrutna. Nim pójdą do władcy, ubiegać się o spotkanie trzeba coś zrobić z ich futrzanym kompanem. Ósemka przyklękła na jedno kolano i zwróciła się do kota.
- Obawiam się, że nie będziemy mogli Cię zabrać do Króla, a zostawienie Cię tutaj jest wykluczone. Saiyanie, to z kilkoma wyjątkami, wszystkożerne małpy, dlatego... - zawiesiła głoś w porę, ale pewnie domyślił się, że możliwość zostania przegryzką jakiegoś wojaka jest jak najbardziej realna - Jeśli pozwolisz, odstawię Cię do mojej kwatery. Jest zamknięta, chłodna, powinnam mieć trochę mleka i będziesz tam bezpieczny. Postaramy się załatwić to jak najszybciej, a wtedy wrócimy po Ciebie, zgoda?
Po krótkich ustaleniach ostrożnie podniosła kota i posadziła sobie na rękach. By uniknąć ciekawskich spojrzeń Vivian zostawiła na moment Kuro i podleciała swoją kwaterę od drugiej strony budynku Akademii. Telekinezą otworzyła okno, weszła do środka i odstawiła kota na zaścielone łóżko. Pokręciła się chwilę, wyciągnęła mleko, swoją kolekcję szklanych kulek i dwie książki, by sierściuch nie zanudził się na śmierć, po czym pożegnała go i wróciła na Plac.
Wylądowała przed umierającym ze zniecierpliwienia Kuro i machnęła ręką, wskazując Pałac.
- Lecimy?
Polecieli.

OOC
Może by nie przedłużać - ztx2? Jeśli Kuro chcesz, możesz jeszcze śmiało dać tu post.
Hikaru
Hikaru
Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012


Identification Number
HP:
Plac przed budynkiem  - Page 7 9tkhzk0/0Plac przed budynkiem  - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Plac przed budynkiem  - Page 7 Left_bar_bleue0/0Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty Re: Plac przed budynkiem

Nie Kwi 24, 2016 5:56 pm
SMS telepatyczny do Kuro::
Hazard
Hazard
Don Hazardo
Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012

Skąd : Bydgoszcz

Identification Number
HP:
Plac przed budynkiem  - Page 7 9tkhzk800/800Plac przed budynkiem  - Page 7 R0te38  (800/800)
KI:
Plac przed budynkiem  - Page 7 Left_bar_bleue0/0Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty Re: Plac przed budynkiem

Sob Maj 07, 2016 8:56 pm
Po paru minutach był już na miejscu. Zawisł dość wysoko, kilkaset metrów nad budynkiem. Zmniejszył do minimum swoją energię, a na głowę założył kaptur. Nie był do końca pewien jaki stosunek mieli miejscowi do jego osoby, chociaż część pewnie już zapomniała jak wyglądał. Spojrzał w dół. Wyglądało na to, że przez te pół roku Akademia została odbudowana. W zasadzie gdyby nie wiedział, że jakiś czas temu została niemalże zrównana z ziemią, nie powiedziałby nawet że coś się tu zmieniło. Zadziałano szybko i sprawnie. Hazard skupił się na Ki znajdującymi się pod nim. Rozpoznał parę znajomych, lecz z pewnością nie było wśród nich Ki jego kuzyna. A przynajmniej nie w tej części budynku do którego miał mentalny "dostęp" - domyślał się, że na część pomieszczeń nałożono coś w rodzaju blokady. Jeszcze przez kilka minut rozmyślał sobie nad różnymi rzeczami, po czym uznał, iż to koniec odwiedzin. W zasadzie to  nie wiedział co teraz ze sobą począć. Ziemia? Ciekawa perspektywa, może znajdzie się tam coś ciekawego do roboty.

OOC: Jak ktoś coś ode mnie chce, to to jest dobry moment żeby zagadać Very Happy

Trening start.
Hazard
Hazard
Don Hazardo
Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012

Skąd : Bydgoszcz

Identification Number
HP:
Plac przed budynkiem  - Page 7 9tkhzk800/800Plac przed budynkiem  - Page 7 R0te38  (800/800)
KI:
Plac przed budynkiem  - Page 7 Left_bar_bleue0/0Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty Re: Plac przed budynkiem

Sro Maj 18, 2016 12:11 am
Wisiał tak i wisiał obserwując to co działo się po nim. W pewnym momencie w zasięgu jego wzroku pojawił się Kuro. Co ciekawe, jego Ki, którą wyczuł chwilę wcześniej, pojawiła się znikąd. To potwierdzało jego teorię według której w Akademii znajdowały się miejsca posiadające barierę uniemożliwiającą wykrywanie energii. Nie trudno było się domyślić, że były to pomieszczenia najwyższej władzy, w tym miejsce gdzie rezydował Król. Dzięki temu mógł dość precyzyjnie określić w którym miejscu akademii znajdują się owe komnaty. Przydatna informacja. Kiwnął głową na powitanie kuzyna, jednak nie dane im było zamienić ani słowa; chłopak najwyraźniej się gdzieś śpieszył i chwilę później zniknął lecąc do innej części budynku. Ciekawe co porabiał przez ostatnie pół roku? Czy załatwił wszystko z April? Hazard nie był w stanie wyczuć Ki dziewczyny na tej planecie. Rozszerzył pole "widzenia" na większy obszar i chwilę później namierzył ją na Ziemi, w dodatku w towarzystwie Hikaru. To zrodziło w głowie złotowłosego masę pytań. Czyżby Kuro udał się tylko na chwilę na Vegetę, zostawiając ukochaną pod opieką Mistika? Pewnie zastanawiałby się nad tym jeszcze dłuższą chwilę, lecz wspomniana dwójka podniosła swój poziom mocy i najprawdopodobniej zaczęła walczyć... Zwykły sparing, a może coś więcej? Jak zwykle w takich sytuacjach złotowłosego zżerała ciekawość. Chyba nie ma wyboru, musi sam to sprawdzić. Rzucił ostatnie, przeciągłe spojrzenie na Akademię, zastanawiając się kiedy po raz kolejny się tu zjawi, przystawił dwa palce do czoła i ruszył w błyskawiczną podróż.

Z/T --> https://dbng.forumpl.net/t845p50-dzungla

The author of this message was banned from the forum - See the message

NPC.
NPC.
Liczba postów : 2525
Data rejestracji : 29/05/2012

http://poke-life.net/pokemon.php?p=58946863&nakarm

Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty Re: Plac przed budynkiem

Sro Maj 25, 2016 11:45 pm
Sime cały czas patrzyła na Xalantha, nie spuszczając z niego wzroku ani na moment, choć robiła to bardzo niechętnie. Cały czas obserwowała jak się zachowuje, jakie wykonuje gesty i, co najważniejsze, co takiego jej powie. Sprawdzała go.
Jednak... Jego zachowanie przekroczyło jej najśmielsze wyobrażenia, a miała już niezłe pojęcie o Saiyaninie, przynajmniej natyle, na ile się jej pokazał.
-Co za pierdoła... -mruknęła do siebie pod nosem. -Po tym wszystkim nawet nie umiesz mi spojrzeć w oczy? Ty naprawdę jesteś nieudacznikiem, jakich mało. Choć nie. Nie ma takich cieniasów jak Ty, niżej się zejść już nie da. Nikt cię nigdy nie nauczył, co nie? Saiyanie nie mówią przepraszam od tak, praktycznie wcale. Jakbyś kogoś szturchnął w barze, to byś go przepraszał? Nie, bo byś nie miał czasu, bo już by jego piącha była na kursie kolizyjnym z twoją szczęką, jakby miał zły dzień.
Jesteś o wiele zbyt miękki i nawet nie wiem jak ty przetrwałeś, widać, żeś rozwydrzony bachor wychowany pod ciepłym kominkiem... Żałosne...
- powiedziała już głośno i otwarcie.
Patrzyła na niego wzrokiem tak nieprzyjaznym i srogim, że najbliższe otoczenie mogło sprawić chłopakowi wrażenie, jakby ochłodziło się nagle ładnie poniżej temperatury zamarzania wody.
-I nawet sama nie wiem po co to robię... Powinnam cię zostawić, może w końcu byś nabrał nieco więcej właściwości ciała stałego, a nie plasteliny na słońcu. Ale... Odnoszę wrażenie, że z tym też sobie nie poradzisz. Nie pozostawiasz mi więc wyboru...
Powiedziawszy, podeszła bliżej do czarnowłosego i przybrała pozycję sugerującą bardzo jasno co chce zrobić ze swoją pięścią.

OOC:

300 dmg, możesz uniknąć, jeśli to dobrze opiszesz
Sime is not amused

The author of this message was banned from the forum - See the message

Sponsored content

Plac przed budynkiem  - Page 7 Empty Re: Plac przed budynkiem

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach

Copyright ©️ 2012 - 2018 dbng.forumpl.net.
Dragon Ball and All Respective Names are Trademark of Bird Studio/Shueisha, Fuji TV and Akira Toriyama.
Theme by June & Reito