The author of this message was banned from the forum - See the message
- RotaBANNED!
- Liczba postów : 197
Data rejestracji : 16/10/2015
Skąd : Wielki Świat
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Ale specjalnie dla Vulfie, mój erotyk. Acz, ze świata LoLa, moja OC i TF.
Treść 17+ żeby nie było!
Opowiem wam historię włamywacza, który umilił mi pewien, spokojny wieczór. Nie od dzisiaj, wiele istot wie, że posiadam spory majątek, ale tylko nieliczni wiedzą, kim tak naprawdę jestem- kimś, w kogo żyłach płynie wampirza krew.
Tamtej nocy, brałam sobie spokojnie ciepłą kąpiel. Delektowałam się ciszą oraz spokojem. Nawet Otto nie marudził mi nad uchem, tylko sam doznawał odpoczynku w filiżance pełnej ciepłej wody.
Wtedy, usłyszałam trzask otwierania zamka od drzwi wejściowy. Bardzo dobrze wiedziałam, że to musi być włamywacz. Nikt, poza Otto nie ma dostępu do kluczy od mojej rezydencji.
Złodziejaszek, chyba nie zdawał sobie sprawy, w jakie bagno właśnie się władował. Nie był też, chyba świadom mojej obecności. Tym bardziej, zgasiłam latarnię gazową, znajdującą się na szafce przy wannie. Słuchałam jak stawia kroki, jak buszuje po mojej rezydencji. Czegoś szukał, gdyż moje uszy zanotowały dźwięki typowego szperania po szafkach, szufladach.
Ja, dalej siedziałam cicho, aby się nie zdradzić. Czekałam na odpowiedni moment, by ujawnić swą obecność. Szybko taka chwila nadeszła. Włamywacz usiadł w moim ulubionym fotelu, naprzeciwko okna. Dobrze znam skrzypienie skóry siedziska, na którym odpoczywam prawie zawsze, kiedy jestem w domu.
Wyszłam z wanny. Nawet się nie wycierałam, tylko owinęłam ręcznikiem. Byłam u siebie w domu, a on na obcym terenie. Moja rezydencja była moją fortecą. Czemu, pytacie? Nie, nie chodzi o zabezpieczenia, chodzi o metalowe elementy, ukryte wszędzie, gdzie było to możliwe. Dla kogoś takiego jak ja, kto pała się magią metalu, to przydatna rzecz.
Fotel stał tyłem do wyjścia, a ja jako Łowca, potrafiłam długo ukrywać swoją obecność. Ten ktoś, był teraz moją zwierzyną łowną. Taką w sumie trochę bezczelną. Jeszcze ten ktoś śmiał częstować się moimi pralinkami. Nie lubię takich bezczelnych osób.
Poruszyłam dłonią, w taki sposób, aby z metalowych nóżek fotela, wysunęły się nici. Te, za sprawą mojej siły woli przesunęły się niepostrzeżenie w okolice nadgarstków oraz kostek siedzącej na fotelu osobliwości. Jeden szybki ruch dłonią, a te zacisnęły się mocno, unieruchamiając włamywacza.
-Co jest?!-złodziej okazał się być mężczyzną.
-Och, nic takiego, panie włamywaczu.-podeszłam na tyle blisko, żeby szepnąć mu do ucha-Zawitałeś tutaj nieproszony, więc trzeba cię ukarać.-dmuchnęłam w jego ucho.Wzdrygnął się. Czyżby to był jego słaby punkcik? Zaraz się o tym przekonam.
Przejechałam dłonią po wierzchniej stronie oparcia fotela, po czym przeszłam tak, aby zobaczyć kto zawitał do mojego domu.
Musiałam przyznać, że jegomość wyglądał dość intrygująco. Dziwny kapelusz, z jakąś kartą włożoną za pasek ozdoby, a do tego jeszcze ten kolorowy płaszczyk. Jak jakiś błazen z cyrku.
Ujęłam, bardzo delikatnie krawędź ronda jego kapelusza, aby zajrzeć pod niego.
-Witaj, skowroneczku.-odparłam uwodzicielskim głosem.
Nasz wzrok się spotkał. Moje, szafirowe oko i jego szmaragdowe. Patrzyliśmy sobie w oczy. Chyba oniemiał na mój widok, bo źrenice miał tak duże, jak kociak, który zobaczył miskę mleka.
Zdjęłam kapelusz z głowy mężczyzny, a następnie odłożyłam go na bok. W sumie, dawno nie piłam krwi z istoty żywej. To będzie miła odmiana tej nocy.
Zaczęłam wpatrywać się intensywniej w jego oczy. Powoli wzrok mężczyzny robił się niewyraźny. Jego źrenice przybrały kolor tęczówek, co sprawiło, że stały się prawie niewidoczne. Już był mój. Hipnoza zadziałała, jak należy.
-Ci mężczyźni, mają taką słabą siłę woli, jeśli chodzi o piękną kobietę.-przejechałam opuszkami palców po jego zaroście-Nawet nie wiesz, jaką przyjemność mi sprawiłeś swoją wizytą.-pochyliłam się ku niemu-Twoja krew, widzę jak pulsuje w twoich żyłach, jak szybko bije twoje serce.-zaczęłam wodzić nosem po jego szyi-Jak na mężczyznę, masz bardzo delikatną i ładnie pachnącą skórę.-przejechałam językiem wzdłuż jego szyi, tuż za ucho-Chodź ze mną, skowroneczku.-uwolniłam go z więzów.
Złapałam za nadgarstek i pociągnęłam za sobą, do sypialni. Jak tylko się tam znaleźliśmy, pchnęłam go na łóżko, wprost na atłasową pościel koloru czerwonego. Jego włosy ułożyły się w artystycznym nieładzie. Wyglądał tak niewinnie kiedy poddawał się mojej hipnozie.
Ułożyłam dłonie na jego ramionach. Cały czas patrzyłam w te piękne oczy. Wyglądały jak nieoszlifowane szmaragdy. Oblizałam usta. Chciałam posiąść tego mężczyznę, na tą jedną noc zrobić go moim sługą. Tak długo, jak będę utrzymywać hipnozę, tak długo będzie należeć do mnie.
Moje dłonie, z jego ramion przesunęły się na szyję, pnąc się ku górze, na jego zarost, a potem policzki. Wpiłam swoje wargi w jego, kradnąc mu zachłanny, ale namiętny pocałunek. Oddawał go bez namysłu. Spijał każdy fragment moich ust. Facet chyba długo nie miał u boku kobiety, skoro instynkt tak szybko zaczął nim kierować. W sumie, dla mnie to i lepiej. Szybciej doprowadzę do tego, co zamierzam.
Pozwalałam, aby jego dłonie wędrowały po moim ciele. Jakie one były duże i ciepłe. Ujęłam jedną z nich, aby wtulić się policzkiem. Następnie, ucałowałam kilkakrotnie.
Zabawne, jak łatwo można zniewolić mężczyznę, jeśli wie, jak to się robi.
W jednej chwili, pozbawiłam go płaszcza, aby moje zgrabne palce rozpięły guziki od jego kamizelki. Dłonią, przez materiał koszuli, pomasowałam jego klatkę piersiową. Czułam te mięśnie, które skrywał pod ubraniem. Nie mogłam się doczekać, żeby je zobaczyć, dlatego szybko pozbawiłam go kolejnych części garderoby.
Zdziwiło mnie, że jego okrycie było kaszmirowe. Nie pasowało to do niego. Zwykły włamywacz, nie nosił by się tak. Kim on zatem był?
Oparłam się czołem o jego czoło. Zmrużyłam oczy oraz zmarszczyłam brwi.
-Jesteś płatnym mordercą?-zapytałam, drapiąc go przy tym po policzku.
-Nie.-odpowiedział sennym głosem.
Dobrze, nie był mordercą, więc kim? Odpowiedź przyszła szybko, kiedy z jego płaszcza wypadły dziwne karty. No ta, już wiedziałam, kim on jest. Jego dupsko jest wiele warte, ale ja będę miała większy pożytek z niego, kiedy będzie żywy.
-Chodź tu do mnie.-złapałam go za ramiona i zmusiłam do półsiadu-Pokaż mi, na co cię stać Mistrzu Kart, że tak kobiety za tobą szaleją.-ponownie nasze wargi złączyły się w pocałunku.
Noc była jeszcze młoda, więc mieliśmy, aż nadto czasu, żeby się pobawić, a ja zamierzałam z tego skorzystać.
Wodziłam językiem po jego szyi, gdy jego wargi błądziły po moim lewym ramieniu. Czułam, że facet ma doświadczenie, gdyż każdy pocałunek, jakim mnie raczył, wywoływał przyjemne dreszcze. To, sprawiło, że nie dostrzegał tego, iż wyswobodził się z hinozy. Docisnął mnie mocno do siebie.
-Mało brakowało, mon cheri. Nie wiem jak to zrobiłaś, ale gratulacje. Złapałaś mnie.-mruknął do mojego ucha.
-Och, doprawdy? Jakiś ty łaskawy, skowroneczku.-szepnęłam mu na ucho.
-Znaj moją łaskę, mon cheri.-jego zęby wbiły się w moją skórę na zgięciu szyi.
Niech go! Zapłaci mi za tą malinkę, ale jeszcze nie teraz.
-Nie pogrywaj sobie, jeśli ci życie miłe.-mruknęłam niczym zadowolona kotka.
-Akurat moje życie, mnie najmniej interesuje. Lubię zaglądać śmierci w oczy.-spojrzał w moje szafirowe oko-Kim ty jesteś? Jakąś hipnotyzerką?-nie ma co, facet był ciekawski, gorzej niż taka babcia w zabawnym bereciku.
-Dowiesz się, w swoim czasie, skowroneczku.-klasnęłam w dłonie, a w kominku na przeciwko łóżka, zapalił się ogień.
Uwielbiałam te cuda techniki z Pitlover. Niby taka banalna rzecz, a jak mocno zmieniła atmosferę w mojej sypialni.
Mistrz Kart szybko odczuł moją obecność i pieszczoty, bo coś zaczynało wrzynać mi się w tyłek.
-Aż tak, na ciebie działam? Jeszcze nawet nie przeszliśmy do sedna, a ty już stajesz do musztry.-podrgryzłam jego dolną wargę.
-To nie ja staję, tylko on. Jego pytaj.-kłapnął mi zębami przed nosem.
-Skoro tego chcesz, niech tak będzie.-zsunęłam się w dół, a po chwili słyszałam, te padające z jego ust kocie pomrukiwania.
Widziałam, jak zaciska powieki, z każdym moim ruchem. Tak, to był widok. Mężczyzna rozpływający się pod mojej zabawy.
-Ej!-podniósł się nieznacznie-Gdzie z tym palcem?
Posłałam mu chytry uśmieszek, po czym docisnęłam dłonią do łóżka. Miałam więcej siły niż on, więc mógł tylko się wić niczym wąż, próbujący uciec przed wygłodniałym orłem.
To, co robiłam to było naprawdę nic. Niech się cieszy, że nie sięgam do mojej magicznej skrzynki. Jakbym to zrobiła, to byłby biedny.
Podniosłam się, aby oblizać palce, jeden po drugim, dosyć dwuznacznie.
-Zapłacisz mi za tą zniewagę..-złapał mnie za ramiona, po czym pociągnął do siebie.
Szybkim ruchem przekręcił się tak, abym to ja była na dole.
-Och tak? Tak bardzo się boję, że strach paraliżuje mnie przed ucieczką.-zakpiłam sobie trochę z niego.
Chyba jego męskie ego zostało nadszarpnięte, sądząc po jego wyrazie twarzy. Nie minęła chwila, a to ja wiłam się na łóżku z rozkoszy, jaką mi fundował.
Jeszcze kilka minut zabawialiśmy się w taki sposób, aby przejść do sedna imprezy. On siedział na brzegu łóżka, a ja na nim. Unosiłam się lekko w górę i w dół. Pomagał mi w tym. Oparłam się czołem o jego czoło. Jeszcze chwila i zaraz mu pokażę, z kim ma styczność. Dosłownie chwila. Musiałam poczekać, aż całkiem się rozkręci.
Jak zabawa weszła na wyższe obroty, wcisnęłam nos w zgięcie jego szyi. Wodziłam nim, po skórze Mistrza Kart, szukając idealnego miejsca. Znalazłam takowe, blisko jego lewego ramienia. Musiałam tak rozegrać wszystko, żeby go nie zabić. Jeszcze może, kiedyś będzie mógł mi się przydać.
On był tak zaabsorbowany zabawą, że nie zauważył tego, co zaraz miało się stać. Moje kły wydłużyły się na pełną długość. Bardzo delikatnie, wbiłam je w wybrane miejsce. Powoli przebijały skórę, aby dostać się do żyły. Słyszałam, jak syknął cicho. Musiał zatem poczuć, ale nie przestawał się poruszać. Dla mnie to i lepiej, będzie większe zaskoczenie na jego twarzy, kiedy mu pokażę kim jest jego kochanka.
Krew Mistrza Kart zdawała się być zarówno słodka jak i gorzka, ale była ciepła i smaczna. Oderwałam kły, od jego ciała, kiedy zaspokoiłam swój mały apetyt. Nie oblizywałam warg, chciałam, żeby widział wszystko.
Jak spojrzałam mu w oczy, ukazując zakrwawione kły, przeraził się. Coś chciał powiedzieć, ale przystawiłam palec do jego ust. Pokiwałam głową na boki, po czym zachłannie pocałowałam.
Nasze ciała rzucały cień na pobliską ścianę, który wywołany był tańczącymi płomieniami ognia z kominka. Drewno strzelało od gorąca, wtórując naszym odgłosom rozkoszy.
-------------------------
Mistrz Kart obudził się na ławce, niedaleko mojej rezydencji. Czuł zmęczenie oraz nieznacznie osłabienie. Próbował wstać, ale zakręciło mu się w głowie.
-Kurwa mać, co jest grane? Chyba nie upiłem się jak świnia poprzedniej nocy?-próbował poskładać myśli do kupy-Włamałem się do tego domu, a potem...właśnie ta kobieta, zrobiłem to z nią, a potem...co się właściwie stało?-jak na złość pamięć nie chciała wrócić.-Czy to był tylko sen?-podrapał się po łepetynie-Zaraz, przecież miałem kapelusz.-zaczął się nerwowo rozglądać.
Wtedy podeszłam do niego. Nałożyłam mu nakrycie głowy na czuprynę.
-Zostawiłeś go u mnie, skowroneczku.-ucałowałam go w policzek-Musimy to jeszcze kiedyś powtórzyć. Jesteś taki uroczy, kiedy wołasz o jeszcze.-poprawiłam włosy.
Widziałam te rumieńce na jego twarzy
-Nie martw się, nikomu nie powiem, że dziewczyna dobrała ci się do tyłka.-puściłam mu oczko, po czym oddaliłam się.
Ukradkiem widziałam jak zakrywa twarz kapeluszem.
-Hehe, zabawny chłopaczek i w dodatku taki nieśmiały.-skierowałam się w sobie znaną stronę.
Muszę przyznać, że dawno nie upiekłam dwóch pieczeni na jednym ogniu. Muszę, naprawdę to jeszcze powtórzyć.
Treść 17+ żeby nie było!
Opowiem wam historię włamywacza, który umilił mi pewien, spokojny wieczór. Nie od dzisiaj, wiele istot wie, że posiadam spory majątek, ale tylko nieliczni wiedzą, kim tak naprawdę jestem- kimś, w kogo żyłach płynie wampirza krew.
Tamtej nocy, brałam sobie spokojnie ciepłą kąpiel. Delektowałam się ciszą oraz spokojem. Nawet Otto nie marudził mi nad uchem, tylko sam doznawał odpoczynku w filiżance pełnej ciepłej wody.
Wtedy, usłyszałam trzask otwierania zamka od drzwi wejściowy. Bardzo dobrze wiedziałam, że to musi być włamywacz. Nikt, poza Otto nie ma dostępu do kluczy od mojej rezydencji.
Złodziejaszek, chyba nie zdawał sobie sprawy, w jakie bagno właśnie się władował. Nie był też, chyba świadom mojej obecności. Tym bardziej, zgasiłam latarnię gazową, znajdującą się na szafce przy wannie. Słuchałam jak stawia kroki, jak buszuje po mojej rezydencji. Czegoś szukał, gdyż moje uszy zanotowały dźwięki typowego szperania po szafkach, szufladach.
Ja, dalej siedziałam cicho, aby się nie zdradzić. Czekałam na odpowiedni moment, by ujawnić swą obecność. Szybko taka chwila nadeszła. Włamywacz usiadł w moim ulubionym fotelu, naprzeciwko okna. Dobrze znam skrzypienie skóry siedziska, na którym odpoczywam prawie zawsze, kiedy jestem w domu.
Wyszłam z wanny. Nawet się nie wycierałam, tylko owinęłam ręcznikiem. Byłam u siebie w domu, a on na obcym terenie. Moja rezydencja była moją fortecą. Czemu, pytacie? Nie, nie chodzi o zabezpieczenia, chodzi o metalowe elementy, ukryte wszędzie, gdzie było to możliwe. Dla kogoś takiego jak ja, kto pała się magią metalu, to przydatna rzecz.
Fotel stał tyłem do wyjścia, a ja jako Łowca, potrafiłam długo ukrywać swoją obecność. Ten ktoś, był teraz moją zwierzyną łowną. Taką w sumie trochę bezczelną. Jeszcze ten ktoś śmiał częstować się moimi pralinkami. Nie lubię takich bezczelnych osób.
Poruszyłam dłonią, w taki sposób, aby z metalowych nóżek fotela, wysunęły się nici. Te, za sprawą mojej siły woli przesunęły się niepostrzeżenie w okolice nadgarstków oraz kostek siedzącej na fotelu osobliwości. Jeden szybki ruch dłonią, a te zacisnęły się mocno, unieruchamiając włamywacza.
-Co jest?!-złodziej okazał się być mężczyzną.
-Och, nic takiego, panie włamywaczu.-podeszłam na tyle blisko, żeby szepnąć mu do ucha-Zawitałeś tutaj nieproszony, więc trzeba cię ukarać.-dmuchnęłam w jego ucho.Wzdrygnął się. Czyżby to był jego słaby punkcik? Zaraz się o tym przekonam.
Przejechałam dłonią po wierzchniej stronie oparcia fotela, po czym przeszłam tak, aby zobaczyć kto zawitał do mojego domu.
Musiałam przyznać, że jegomość wyglądał dość intrygująco. Dziwny kapelusz, z jakąś kartą włożoną za pasek ozdoby, a do tego jeszcze ten kolorowy płaszczyk. Jak jakiś błazen z cyrku.
Ujęłam, bardzo delikatnie krawędź ronda jego kapelusza, aby zajrzeć pod niego.
-Witaj, skowroneczku.-odparłam uwodzicielskim głosem.
Nasz wzrok się spotkał. Moje, szafirowe oko i jego szmaragdowe. Patrzyliśmy sobie w oczy. Chyba oniemiał na mój widok, bo źrenice miał tak duże, jak kociak, który zobaczył miskę mleka.
Zdjęłam kapelusz z głowy mężczyzny, a następnie odłożyłam go na bok. W sumie, dawno nie piłam krwi z istoty żywej. To będzie miła odmiana tej nocy.
Zaczęłam wpatrywać się intensywniej w jego oczy. Powoli wzrok mężczyzny robił się niewyraźny. Jego źrenice przybrały kolor tęczówek, co sprawiło, że stały się prawie niewidoczne. Już był mój. Hipnoza zadziałała, jak należy.
-Ci mężczyźni, mają taką słabą siłę woli, jeśli chodzi o piękną kobietę.-przejechałam opuszkami palców po jego zaroście-Nawet nie wiesz, jaką przyjemność mi sprawiłeś swoją wizytą.-pochyliłam się ku niemu-Twoja krew, widzę jak pulsuje w twoich żyłach, jak szybko bije twoje serce.-zaczęłam wodzić nosem po jego szyi-Jak na mężczyznę, masz bardzo delikatną i ładnie pachnącą skórę.-przejechałam językiem wzdłuż jego szyi, tuż za ucho-Chodź ze mną, skowroneczku.-uwolniłam go z więzów.
Złapałam za nadgarstek i pociągnęłam za sobą, do sypialni. Jak tylko się tam znaleźliśmy, pchnęłam go na łóżko, wprost na atłasową pościel koloru czerwonego. Jego włosy ułożyły się w artystycznym nieładzie. Wyglądał tak niewinnie kiedy poddawał się mojej hipnozie.
Ułożyłam dłonie na jego ramionach. Cały czas patrzyłam w te piękne oczy. Wyglądały jak nieoszlifowane szmaragdy. Oblizałam usta. Chciałam posiąść tego mężczyznę, na tą jedną noc zrobić go moim sługą. Tak długo, jak będę utrzymywać hipnozę, tak długo będzie należeć do mnie.
Moje dłonie, z jego ramion przesunęły się na szyję, pnąc się ku górze, na jego zarost, a potem policzki. Wpiłam swoje wargi w jego, kradnąc mu zachłanny, ale namiętny pocałunek. Oddawał go bez namysłu. Spijał każdy fragment moich ust. Facet chyba długo nie miał u boku kobiety, skoro instynkt tak szybko zaczął nim kierować. W sumie, dla mnie to i lepiej. Szybciej doprowadzę do tego, co zamierzam.
Pozwalałam, aby jego dłonie wędrowały po moim ciele. Jakie one były duże i ciepłe. Ujęłam jedną z nich, aby wtulić się policzkiem. Następnie, ucałowałam kilkakrotnie.
Zabawne, jak łatwo można zniewolić mężczyznę, jeśli wie, jak to się robi.
W jednej chwili, pozbawiłam go płaszcza, aby moje zgrabne palce rozpięły guziki od jego kamizelki. Dłonią, przez materiał koszuli, pomasowałam jego klatkę piersiową. Czułam te mięśnie, które skrywał pod ubraniem. Nie mogłam się doczekać, żeby je zobaczyć, dlatego szybko pozbawiłam go kolejnych części garderoby.
Zdziwiło mnie, że jego okrycie było kaszmirowe. Nie pasowało to do niego. Zwykły włamywacz, nie nosił by się tak. Kim on zatem był?
Oparłam się czołem o jego czoło. Zmrużyłam oczy oraz zmarszczyłam brwi.
-Jesteś płatnym mordercą?-zapytałam, drapiąc go przy tym po policzku.
-Nie.-odpowiedział sennym głosem.
Dobrze, nie był mordercą, więc kim? Odpowiedź przyszła szybko, kiedy z jego płaszcza wypadły dziwne karty. No ta, już wiedziałam, kim on jest. Jego dupsko jest wiele warte, ale ja będę miała większy pożytek z niego, kiedy będzie żywy.
-Chodź tu do mnie.-złapałam go za ramiona i zmusiłam do półsiadu-Pokaż mi, na co cię stać Mistrzu Kart, że tak kobiety za tobą szaleją.-ponownie nasze wargi złączyły się w pocałunku.
Noc była jeszcze młoda, więc mieliśmy, aż nadto czasu, żeby się pobawić, a ja zamierzałam z tego skorzystać.
Wodziłam językiem po jego szyi, gdy jego wargi błądziły po moim lewym ramieniu. Czułam, że facet ma doświadczenie, gdyż każdy pocałunek, jakim mnie raczył, wywoływał przyjemne dreszcze. To, sprawiło, że nie dostrzegał tego, iż wyswobodził się z hinozy. Docisnął mnie mocno do siebie.
-Mało brakowało, mon cheri. Nie wiem jak to zrobiłaś, ale gratulacje. Złapałaś mnie.-mruknął do mojego ucha.
-Och, doprawdy? Jakiś ty łaskawy, skowroneczku.-szepnęłam mu na ucho.
-Znaj moją łaskę, mon cheri.-jego zęby wbiły się w moją skórę na zgięciu szyi.
Niech go! Zapłaci mi za tą malinkę, ale jeszcze nie teraz.
-Nie pogrywaj sobie, jeśli ci życie miłe.-mruknęłam niczym zadowolona kotka.
-Akurat moje życie, mnie najmniej interesuje. Lubię zaglądać śmierci w oczy.-spojrzał w moje szafirowe oko-Kim ty jesteś? Jakąś hipnotyzerką?-nie ma co, facet był ciekawski, gorzej niż taka babcia w zabawnym bereciku.
-Dowiesz się, w swoim czasie, skowroneczku.-klasnęłam w dłonie, a w kominku na przeciwko łóżka, zapalił się ogień.
Uwielbiałam te cuda techniki z Pitlover. Niby taka banalna rzecz, a jak mocno zmieniła atmosferę w mojej sypialni.
Mistrz Kart szybko odczuł moją obecność i pieszczoty, bo coś zaczynało wrzynać mi się w tyłek.
-Aż tak, na ciebie działam? Jeszcze nawet nie przeszliśmy do sedna, a ty już stajesz do musztry.-podrgryzłam jego dolną wargę.
-To nie ja staję, tylko on. Jego pytaj.-kłapnął mi zębami przed nosem.
-Skoro tego chcesz, niech tak będzie.-zsunęłam się w dół, a po chwili słyszałam, te padające z jego ust kocie pomrukiwania.
Widziałam, jak zaciska powieki, z każdym moim ruchem. Tak, to był widok. Mężczyzna rozpływający się pod mojej zabawy.
-Ej!-podniósł się nieznacznie-Gdzie z tym palcem?
Posłałam mu chytry uśmieszek, po czym docisnęłam dłonią do łóżka. Miałam więcej siły niż on, więc mógł tylko się wić niczym wąż, próbujący uciec przed wygłodniałym orłem.
To, co robiłam to było naprawdę nic. Niech się cieszy, że nie sięgam do mojej magicznej skrzynki. Jakbym to zrobiła, to byłby biedny.
Podniosłam się, aby oblizać palce, jeden po drugim, dosyć dwuznacznie.
-Zapłacisz mi za tą zniewagę..-złapał mnie za ramiona, po czym pociągnął do siebie.
Szybkim ruchem przekręcił się tak, abym to ja była na dole.
-Och tak? Tak bardzo się boję, że strach paraliżuje mnie przed ucieczką.-zakpiłam sobie trochę z niego.
Chyba jego męskie ego zostało nadszarpnięte, sądząc po jego wyrazie twarzy. Nie minęła chwila, a to ja wiłam się na łóżku z rozkoszy, jaką mi fundował.
Jeszcze kilka minut zabawialiśmy się w taki sposób, aby przejść do sedna imprezy. On siedział na brzegu łóżka, a ja na nim. Unosiłam się lekko w górę i w dół. Pomagał mi w tym. Oparłam się czołem o jego czoło. Jeszcze chwila i zaraz mu pokażę, z kim ma styczność. Dosłownie chwila. Musiałam poczekać, aż całkiem się rozkręci.
Jak zabawa weszła na wyższe obroty, wcisnęłam nos w zgięcie jego szyi. Wodziłam nim, po skórze Mistrza Kart, szukając idealnego miejsca. Znalazłam takowe, blisko jego lewego ramienia. Musiałam tak rozegrać wszystko, żeby go nie zabić. Jeszcze może, kiedyś będzie mógł mi się przydać.
On był tak zaabsorbowany zabawą, że nie zauważył tego, co zaraz miało się stać. Moje kły wydłużyły się na pełną długość. Bardzo delikatnie, wbiłam je w wybrane miejsce. Powoli przebijały skórę, aby dostać się do żyły. Słyszałam, jak syknął cicho. Musiał zatem poczuć, ale nie przestawał się poruszać. Dla mnie to i lepiej, będzie większe zaskoczenie na jego twarzy, kiedy mu pokażę kim jest jego kochanka.
Krew Mistrza Kart zdawała się być zarówno słodka jak i gorzka, ale była ciepła i smaczna. Oderwałam kły, od jego ciała, kiedy zaspokoiłam swój mały apetyt. Nie oblizywałam warg, chciałam, żeby widział wszystko.
Jak spojrzałam mu w oczy, ukazując zakrwawione kły, przeraził się. Coś chciał powiedzieć, ale przystawiłam palec do jego ust. Pokiwałam głową na boki, po czym zachłannie pocałowałam.
Nasze ciała rzucały cień na pobliską ścianę, który wywołany był tańczącymi płomieniami ognia z kominka. Drewno strzelało od gorąca, wtórując naszym odgłosom rozkoszy.
-------------------------
Mistrz Kart obudził się na ławce, niedaleko mojej rezydencji. Czuł zmęczenie oraz nieznacznie osłabienie. Próbował wstać, ale zakręciło mu się w głowie.
-Kurwa mać, co jest grane? Chyba nie upiłem się jak świnia poprzedniej nocy?-próbował poskładać myśli do kupy-Włamałem się do tego domu, a potem...właśnie ta kobieta, zrobiłem to z nią, a potem...co się właściwie stało?-jak na złość pamięć nie chciała wrócić.-Czy to był tylko sen?-podrapał się po łepetynie-Zaraz, przecież miałem kapelusz.-zaczął się nerwowo rozglądać.
Wtedy podeszłam do niego. Nałożyłam mu nakrycie głowy na czuprynę.
-Zostawiłeś go u mnie, skowroneczku.-ucałowałam go w policzek-Musimy to jeszcze kiedyś powtórzyć. Jesteś taki uroczy, kiedy wołasz o jeszcze.-poprawiłam włosy.
Widziałam te rumieńce na jego twarzy
-Nie martw się, nikomu nie powiem, że dziewczyna dobrała ci się do tyłka.-puściłam mu oczko, po czym oddaliłam się.
Ukradkiem widziałam jak zakrywa twarz kapeluszem.
-Hehe, zabawny chłopaczek i w dodatku taki nieśmiały.-skierowałam się w sobie znaną stronę.
Muszę przyznać, że dawno nie upiekłam dwóch pieczeni na jednym ogniu. Muszę, naprawdę to jeszcze powtórzyć.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Dziękuję za dedykację Czuję się wyróżniona.
Fajne opowiadanie, widać, że miałaś wenę Pisz dalej, chętnie poczytam. Może nawet coś bardziej osobistego
Teraz sama się zastanawiam, czy coś napisać... hehe
Fajne opowiadanie, widać, że miałaś wenę Pisz dalej, chętnie poczytam. Może nawet coś bardziej osobistego
Teraz sama się zastanawiam, czy coś napisać... hehe
The author of this message was banned from the forum - See the message
- RotaBANNED!
- Liczba postów : 197
Data rejestracji : 16/10/2015
Skąd : Wielki Świat
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
*khe khe*To jedno strzałówka.
Hehe...mogę napisać, coś z Razem, ku Twej uciesze xD Zrobię z Nim to samo, co z TF, a może i coś...gorszego...*paczy na ukryty kuferek pod łóżkiem*
Hehe...mogę napisać, coś z Razem, ku Twej uciesze xD Zrobię z Nim to samo, co z TF, a może i coś...gorszego...*paczy na ukryty kuferek pod łóżkiem*
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
TAAAAAAAAAAAAAAAAAAK!!!!!!! Zrób to! Zrób, zrób, zrób!
BTW co do tytułu, tak sobie pomyślałam - kto tu kogo ostatecznie okradł? ;D
BTW co do tytułu, tak sobie pomyślałam - kto tu kogo ostatecznie okradł? ;D
The author of this message was banned from the forum - See the message
- RotaBANNED!
- Liczba postów : 197
Data rejestracji : 16/10/2015
Skąd : Wielki Świat
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Dobre pytanie, co nie? Kto kogo tak naprawdę okradł, hue hue.
Ty wiesz, że jak to zrobię, to Raziu mnie zabije? XD
Jednak, widząc Twój entuzjazm, to chyba się skuszę, ale....masz mnie bronić przed Razem! Kuniec kropa! :<
Ty wiesz, że jak to zrobię, to Raziu mnie zabije? XD
Jednak, widząc Twój entuzjazm, to chyba się skuszę, ale....masz mnie bronić przed Razem! Kuniec kropa! :<
The author of this message was banned from the forum - See the message
- RotaBANNED!
- Liczba postów : 197
Data rejestracji : 16/10/2015
Skąd : Wielki Świat
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Raz mnie zabije Vulfie się ucieszy...
Kurde zajęło mi sporo pisanie tego...matko, która to godzina...
Sama nie wiem, czy dobrze zrobiłam otwierając swoje serce na uczucia. Ktoś taki jak ja, nie powinien nigdy kochać. Nie tylko dlatego,że przeszłam, to co przeszłam, ale dlatego, że jestem niebezpieczną osobą. Bardzo niebezpieczną, chociaż mało kto zdaje sobie z tego sprawę, bo ciągle chodzę uśmiechnięta i pełna życia. To tylko pozory, pozory, które pomagają nam Wyrzutkom przetrwać.
Chciałam, żeby on tu był, w moim domu, którym był statek kosmiczny Lucky Mery. Tylko, że on tu był z mojego powodu. Przeze mnie prawie...
Wiedziałam, że tak będzie, bo przed nimi nic się nie ukryje. Nie ważne kim jesteś, z jakiej klasy pochodzisz, oni zawsze cię dorwą. Najlepsi zabójcy wysłani przez król Gatonsów. Najlepsi w swoim fachu. Dobrze, że Orion i Altador są doświadczonymi wojownikami, bardziej niż wszyscy tutaj wzięci, bo byłoby z nami krucho. W ostatniej chwili zadziałali, w ostatniej chwili.
Zniszczyłam mu życie, a przecież nie tak miało być. Czemu akurat on? Dlaczego właśnie moje serce wybrało kogoś, kogo powinnam nienawidzić? On należy do tych, którzy sprawili, że jestem teraz...tak naprawdę nikim. Po prostu, kimś, tylko kimś, kto nie pamięta o swojej przeszłości, bo ci, którzy mieli ochraniać działali odwrotnie. Krzywdzili tych, którzy powinni zaznać opieki. Władza...co ona robi z innymi, ale on wydawał się inny. Wtedy, gdy wdarłam się do jego sypialni, spojrzeliśmy sobie w oczy...właśnie jego spojrzenie, było takie inne niż to jakie znam. Mimo, że byłam na jego terenie, nie wezwał od razu straży. Nadal nie rozumiem dlaczego. Może to był efekt nagłego przebudzenia i braku orientacji w sytuacji czy może coś więcej? Nie znam niestety odpowiedzi.
Zatrzymaliśmy się w punkcie kontrolnym będącym zarazem małą stacją kosmiczną, na której mogliśmy zatankować statek i przespać się w wynajętych pokojach hotelowych.
Nie wiedziałam, że będę miała gościa, dlatego pukanie do drzwi mnie zaskoczyło.
-Tak?- jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam, kto stoi za wierzejami.- Książę? Co ty robisz o tak późnej porze? Stało się coś, znaleźli nas?- wyjrzałam z pokoju, żeby się rozejrzeć.
-Nic z tych rzeczy.- głos Raziela był chłodny, zupełnie tak, jakby był bardzo niezadowolony- Chyba należą mi się jakieś wyjaśnienia, nie sądzisz?
Na jego zapytanie, chciałam zamknąć szybko drzwi, ale nie udało mi się. Zablokował je nogą, a potem złapał prawą dłonią tak, aby uniemożliwić mi zamknięcie ich. Był silniejszy ode mnie, więc mogłam tylko szarpać drzwi, ale nic to nie dało.
Spojrzałam mu w oczy, mając nadzieję, że jednak odpuści. Jednak Raziel nie był typem, który łatwo odpuszczał. Pchnął drzwi, a ja upadłam na tyłek, tuż przed nim.
-Ściągacie mnie na ten badziewny statek, zmuszacie do nocowania po jakiś norach, bez słowa wyjaśnienia, a ty mnie traktujesz tak, jakbym ci coś zrobił!-Raziel był wściekły.
Zamknął drzwi, trzaskając przy nim. Stał nade mną, a jego ogon poruszał się nerwowo na prawo lewo.
-Ktoś próbuje mnie zabić zaraz po tym, jak nasze ścieżki się krzyżują! Mów do jasnej cholery, co to wszystko ma znaczyć! Kim wy do cholery jesteście?!-Raz nie zamierzał odpuszczać.
Wstałam, otrzepałam tyłek i stanęłam przed nim.
-Ten badziewny statek to mój dom, jakbyś nie wiedział!-popukałam go palcem w klatkę piersiową-Nie mam zamiaru tłumaczyć się komuś, kto unosi na mnie swoją jadaczkę!-zmarszczyłam brwi.
Nie miałam zamiaru pozwolić, żeby mnie traktował w taki sposób.
-Zważasz na słowa. Zwracasz się do swojego księcia.-Raz złapał mnie za nadgarstek, dość mocno i pewnie.
-Nie jesteś moim księciem, ani też tych, którzy tu mieszkają. W tym miejscu, jesteś nikim. Nie masz tutaj żadnej władzy.-przysunęłam twarz do jego, stając przy tym na palcach.
Nasze twarze były niebezpiecznie blisko siebie.
-Radzę ci odwołać swoje słowa, bo gorzko tego pożałujesz.-uścisk Raza na mojej dłoni stał się mocniejszy.
-A co mi zrobisz, co? Jesteś sam jeden, bez swoich przydupasów, w miejscu, gdzie twoje prawo nie działa i nie sięga.-wiedział, że mam rację, bo nieznacznie poluzował uścisk na moim nadgarstku-Co, odjęło ci mowę, księciuniu za dychę? Uważasz się za takiego twardziela, kogoś pewnego siebie, a nie potrafiłeś obronić się przed zabójcami, tak jak te twoje przydupasy.-nie zamierzałam być miła, jeszcze czego.
-Grr!-Raz warknął tylko, po czym uderzył mnie w twarz z otwartej dłoni.
Lewy policzek zaczął mnie piec niemiłosiernie.
-Ty...-rozmasowałam obolałe miejsce, po czym oddałam mu z całej siły, jaką tylko miałam.
Jego mina była iście interesująca. Nie spodziewał się, że mu oddam i to tak, że teraz na twarzy miał czerwony ślad mojej dłoni.
-Jeszcze raz, podnieś na mnie rękę, a nie ręczę za siebie.-skorzystałam z okazji i wyswobodziłam dłoń z jego dłoni.
Przeszłam obok niego, po czym podeszłam do drzwi.
-Żegnam jaśnie pana księcunia. Drzwi są tutaj.-pokazałam rękami przedmiot, o którym mówiłam.
Raz stał tak chwilę, tkwiąc w konsternacji, a po kilku sekundach, odwrócił się w moja stronę. Stanowczym krokiem podszedł, a potem uderzył prawą dłonią o drzwi. Patrzył na mnie z góry. W jego oczach była jakaś dziwna iskra, którą nazwałabym rządzą, tudzież pożądaniem.
-Robisz to celowo, prawda? Celowo mnie odpychasz.-lewą dłonią złapał mój podbródek, aby podnieść mi głowę tak, abym na niego spojrzała-Kochasz się we mnie, prawda? Skradłem twoje serce od tamtego włamania do mojej sypialni czyż nie?
Tego się nie spodziewałam. Moje policzki spowił róż, dość intensywny. Zastanawiałam się skąd on wiedział? Przecież wiedział o tym tylko Orion, nikt inny. Chyba, że Raziel nie był takim głupcem, za jakiego go uważałam.
-Ojej, panience odebrało mowę? Czyżbym miał rację?- na twarzy Raza pojawił się chytry uśmieszek.-Oczywiście, że mam.- w jego oczach żądza narastała, co było widać po tym, jak lśniły-Postanowiłaś, że spróbujesz mnie znienawidzić, żeby zabić to kiełkujące uczucie, czyż nie?- nim się zorientowałam, już trzymał mnie za nadgarstki, dociskając moje dłonie do drzwi, tuż nad głową-Dlatego mnie próbowali zabić, z twojego powodu, prawda? Pomyśleli, że coś nas łączy, więc najlepiej było skrzywdzić mnie, żeby skrzywdzić ciebie, czyż nie?
Nie chciałam odpowiadać na jego pytania, bo skurczybyk miał cholerną rację.
-No, pani odważna, powiedź coś.-Raz oblizał usta-No dalej, odpyskuj mi coś, skoro wcześniej potrafiłaś. Na co czekasz, Pyskatku?- górował nade mną i wiedział o tym doskonale.
-Tak kocham cię! A teraz zostaw mnie w spokoju! Słyszysz?! Zostaw!-próbowałam się wyrwać, ale nie mogłam, był za silny.
Nie potrafiłam z nim walczyć, po prostu nie potrafiłam. Jeszcze, jak był daleko jakoś mogłam sobie poradzić, ale kiedy był tak blisko...wszystko narastało, zwłaszcza to cholerne uczucie. Ta chęć bycia z nim, nawet jak zachowywał się jak totalny burak. W sumie, czego się spodziewałam? Byliśmy saiyanami, mamy bycie burakami we krwi. Nawet u siebie to zauważyłam.
Spojrzałam ukradkiem na Raza, który zdawał się być nie wzruszony moim wyznaniem.
-Zadowolony? Zadowolony jesteś, książę?!-krzyknęłam-To chciałeś usłyszeć prawda?! Tak jak każdy z was! To dla was satysfakcja, prawda? Kiedy kobieta kocha, bo możecie się potem bawić...jesteś jak inni! Taki sam burak! Cham! Prostak urodzony ze srebrną łyżką w dłoni!-z miałam ochotę wyrzucić z siebie wszystkie emocje.
Zaskoczyło mnie to, co zrobił Raz. Jego usta wpiły się w moje, a w pokoju nastała cisza.
-Zamknij się już wreszcie, dobrze? Głowa mnie boli od twoich wrzasków.- Raz przeczesał włosy, nie przestając patrzeć-Myślisz, że nie czytałem dokumentów, które mi zostawiłaś? Że nie zajmowałem się tym? To jesteś w błędzie, jeśli tak myślałaś. Nie musiałem tego wszystkiego rozgłaśniać, żeby nie robić krzywdy tym, którzy kogoś stracili lub zostali potraktowani jak ty.
Patrzyłam na Raza jak wygłodniały saiyan na porcję mięsa.
-Ty...-coś chciałam powiedzieć, ale jego palec wylądował na moich wargach.
-Zapamiętaj sobie, że ocenianie innych przez pryzmat kogoś, kto cię skrzywdził jest złe. Ktoś ci chyba już taką radę dawał, czyż nie?- Raz patrzył na mnie cały czas, a ja nie mogłam oderwać wzroku od tych pięknych oczu.
Faktyczne, już takie słowa słyszałam, tylko, że były inaczej dobrane do siebie. Tamten trener, z którym mnie umówił Orion...on mi udzielił takiej lekcji...
Raz, jak to mieli sayianscy mężczyźni, czasami potrafili robić, przerzucił mnie przez ramię.
-Puszczaj! Co ty wyprawiasz?!- uderzyłam go w plecy kilka razy, a jak to nie skutkowało, to próbowałam złapać jego puchaty dodatek, żeby zatopić w nim swoje zębiska.
-Nie waż się łapać i gryźć mnie za ogon, bo tego bardzo pożałujesz.-Raz jakby czytał mi w myślach.
Nim się spostrzegłam zostałam rzucona na łóżko, a on był nade mną. Patrzył tym swoim zachłannym wzrokiem na moją osobę. W sumie, miał na co patrzeć, bo dzisiaj wyjątkowo spałam w koszuli nocnej, więc mógł podziwiać moje ciało. Na pewno też dostrzegł fragmenty blizny, które wystawały spod nocnego ubrania.
-To...- ogonem zsunął mi ramiączko od koszuli nocnej-...jest ta twoja pamiątka, o której nie chcesz mówić?- nie spodziewałam się, że ucałuje moją bliznę.
Odwróciłam głowę w bok. Serce biło mi jak oszalałe, a do tego miałam ochotę uciekać. Strach mieszał mi w głowie, na przemian z uczuciem, jakim darzyłam księcia Raziela.
-Powiedź coś, Pyskatku.- widziałam kątem oka, jak bezczelne się uśmiecha, a potem oblizuje.
Czułam jak jego wargi delikatnie, ale pewnie muskają moją skórę na szyi. Jeszcze nic poważnego się nie stało, on mnie tylko całował, a już było mi gorąco. Nawet bardzo.
Zacisnęłam dłonie na pościeli. Strach zaczął przeważać nad uczuciem, co nie było zbyt dobre, bo lada moment i wpadnę mu tu w panikę.
-Nie bój się.- Raz szepnął mi do ucha-Zaufaj mi, proszę.-tego to się nie spodziewałam w ogóle.
Dziwnie było słyszeć takie słowa z ust księcia, który teraz mną całkowicie zawładnął. Pozwoliłam mu wsunąć dłoń między moje uda.
Końcówkę ogona zwinęłam w ślimaczka, kiedy jego palce rozgrzewały mnie dość mocno. Mój oddech przyspieszył z każdym jego ruchem. Zamknęłam powieki, aby lepiej delektować się tym, co mi oferował mój kochanek.
Jakby mi ktoś powiedział, że do tego dojdzie, to bym go wyśmiała. Nadal jednak, miałam wrażenie, że to sen, o przecież to nie możliwe, żeby książę zainteresował się kimś takim jak ja. To nie możliwe prawda? On się teraz mną tylko bawi...tylko bawi, bo korzysta z okazji, że jestem słaba wobec niego...że nie mam siły...
Moje rozmyślania przerwało przesunięcie mojej głowy tak, aby mój wzrok i Raza się spotkał.
-Nie waż się porównywać mnie do tych, którzy cię skrzywdzili, to rozkaz.- odparł stanowczo-I rozkazuję ci się dobrze bawić razem ze mną, bo kto wie, może to będzie tylko jedyny raz.- oparł się czołem o moje.
-N...nie rozkazuj mi b...buraku jeden...-nadęłam policzki.
-Ja burakiem na pewno nie jestem, natomiast co do ciebie, to bym polemizował.-dotknął opuszkami palców mojego policzka-A więc taka jesteś...
-...J...jaka jestem, co?!- czułam jak jeszcze bardziej się rumienię.
-Delikatna, urocza i nieznośna.- Raz skradł mi kolejny pocałunek, ale tym razem nie zamierzałam być bierna.
Pokazałam mu, że też umiem dobrze całować. Wsadziłam mu język do buzi, aby dobrać się do jego języka. Chyba się tego nie spodziewał, bo drgnął lekko, ale nie zamierzałam przestać.
Złapałam go za ramiona, tak aby zmusić go do położenia się. Wprawdzie nadal, w głowie wojowałam ze strachem, ale obecność Raza, coraz bardziej dodawała mi odwagi.
Tym razem to ja go pocałowałam, z całym uczuciem jakim do niego pałałam. W międzyczasie pozbawiłam go górnej części od piżamy. Rzuciłam gdzieś na podłogę, tuż obok łóżka.
Jego duże dłonie błądziły po moich biodrach, a ogon owinął wokół mojego i zaczął po nim wodzić. Było mi tak dobrze, tym bardziej, że Raz wiedział co robi.
Pokazałam mu język, a potem zsunęłam się nieco niżej. Zaczęłam całować jego klatkę piersiową, schodząc coraz niżej i niżej.
Jaką melodią było dla mnie słuchanie tego, co wydobywało się z jego ust. Odgłosy zadowolenia, które napawały mnie radością i pewnością siebie.
Jego dłoń wylądowała na mojej głowie. Czułam jak zaciska uścisk na moich włosach. Teraz to ja miałam jego i to było cholernie fascynujące i podniecające. Chciałam więcej i więcej tych dźwięków, których Raz w ogóle nie hamował. Mało tego, instynkt także zaczął się odzywać, więc strach odszedł gdzieś na bok.
Oblizałam palce, po tej całej zabawie, robiąc to dwuznacznie. Raz złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
-Należysz już do mnie, wiesz o tym, prawda? Wszystko, czego dotykam jest moje. Zapamiętaj to sobie.-po tych słowach zrobił mi malinkę na zgięciu szyi.
Myślałam, że go zamorduję za to.
Nic jednak nie powiedziała, pozwoliłam mu za to na to, żeby moja koszula nocna wylądowała na podłodze.
Raziel mógł teraz podziwiać moje ciało, dobrze zbudowane, ale oszpecone przez znamię. Mój kochanek patrzył chwilę na mnie, a potem, zaczynając od tej ohydnej pamiątki, zaczął całować. W międzyczasie, jego dłonie zaczęły masować moje piersi.
Mruczałam i wiłam się pod Razielem. On był cholernie dobrym kochankiem. Pewne musiał zabawiać się z takimi, nie raz i nie dwa, skoro tak dobrze sobie radził.
Zerknęłam spod przymkniętych powiek, kiedy jego wargi dotarły do mojego podbrzusza. Spojrzeliśmy sobie przez chwilę w oczy, a potem ja odchyliłam głowę do tyłu czując rozchodzące się ciepło po moim ciele. Jeśli przestanie, to go chyba walnę w ten małpi sagan, tak, że popamięta.
Oparłam stopy o jego ramiona, żeby mieć wygodniej. Mój ogon rozwijał się i zwijał, od tych książęcych pieszczot.
-Ach!-wygięłam się w łuk, kiedy poczułam jego palec w sobie.
Raz doprowadzał mnie do obłędu, robiąc te wszystkie rzeczy. Mocniej zaciskałam uścisk na pościeli. Raziel całkiem mnie miał. On to wiedział, doskonale, że już mu nie ucieknę. W sumie to miał rację, że należałam już do niego, a raczej moje serce.
Podniósł się, patrząc na swoje palce. Przesunął się tak, żebym nasze twarze były na tej samej wysokości. Znowu się uśmiechnął, a przy tym oparł moje nogi o swoje plecy.
Objęłam jego szyję rękami, wiedząc, co zaraz będzie. Nie byłam dziewicą, więc nie musiałam się martwić, że jakoś specjalnie mnie zaboli. Jednak, nie mając tyle czasu mężczyzny, moje ciało odzwyczaiło się od pewnych rzeczy, dlatego syknęłam mu do ucha, a paznokcie wbiłam w jego plecy. Zostawiłam mu czerwone ślady, z których raczej zadowolony nie będzie. Jakby nie patrzeć, oszpeciłam mu troszkę jego książęce ciałko.
Raziel nic nie mówił, tylko całował moje usta, nie przestając się ruszać. Sama też starałam się za nim nadążyć, bo nie zamierzałam leżeć jak kłoda.
Znowu spojrzeliśmy sobie w oczy, a wtedy Raziel podłożył dłonie pode mnie, tylko po to, żeby zmienić pozycję.
Podnieśliśmy się do siadu. Raz miał przed oczami mój biust, którym mógł się teraz zajmować. Ja zaś oparłam dłonie o jego ramiona, nie przestając się ruszać. Nasze ogony splotły się ze sobą w mocnym uścisku.
Brakowało mi tego, co daje bliskość mężczyzny. Raz dał mi coś więcej niż tylko rozkosz. Pozwolił mi, chociaż przez chwilę poczuć, że są na tym świecie normalni mężczyźni.
Nasze cienie, które padały na ścianę poruszały się po niej, a pokój stał się świadkiem miłosnych rozkoszy dwójki saiyanskich kochanków.
-------------------------------
Raziel obudził się, kiedy światło wpadające przez małe okienko, padało na jego twarz.
-Co do jasnej cholery?-podniósł się do pół siadu, aby rozeznać w sytuacji.-Słońce? Nie...zaraz...moment...-dłonią wybadał, że jest sam w łóżku.-Rota? Rota?!-rozejrzał się nerwowo.
Mnie jednak, nigdzie nie było.
-Rota!- Raz zerwał się na równe nogi.
Na szybko założył spodnie od piżamy, aby wybiec z pokoju.
-Rota?! Altador?! Orion?! Gorott?! Xana?! Oto?! Ato?!- Raz zaglądał do pokoi, w których wcześniej rezydowali moi towarzysze, ale były one puste.-Gdzie oni są do jasnej cholery?!- zatrzymał się, aby przez chwilę pomyśleć.
Jak do jego uszu dotarł odgłos silnika, zdał sobie sprawę, co się stało.
-Rota!-Raz wybiegł z pomieszczenia, akurat wtedy, kiedy statek był na tyle wysoko, by nie mógł go dosięgnąć-Rota! Co to ma znaczyć?! Rozkazuję wam wracać! Natychmiast! Słyszysz?! To rozkaz!- Raz był wściekły, widząc mnie stojącą w wejściu do statku.
-Trzymaj!- zdjęłam z szyi medalion i rzuciłam go Razowi-Wrócę po niego! To nasza obietnica!- posłałam mu uśmiech.-”Wybacz, Raziel, tak będzie najlepiej, dla nas oboje. Nie możemy być razem. Nawet jeśli moje serce tego chce, a medalion...tam gdzie lecimy, nie będzie nam potrzebny. Żegnaj Raziel.”
-Wracaj! Słyszysz?! To Rozkaz! Hę?-Raz złapał rzucony przedmiot.-Masz wrócić, bo inaczej sam cię znajdę, Pyskatku.-spojrzał na medalion, który ścisnął.
Ten otworzył się ukazując zdjęcie naszej ekipy, w dniu kiedy wszyscy byliśmy wolni, a przede wszystkim szczęśliwi.
-Czemu go okłamałaś?- Orion spojrzał na mnie, kiedy zasiadłam w fotelu w kokpicie, obok reszty.
-Nie chciałam, żeby poczuł się wykorzystany.- zapięłam pasy.
-Jak się dowie, że nie wrócisz, to wtedy to poczuje.-Orion pokiwał głową na boki.
-Ale nim się zorientuje, nas już nie będzie.- oparłam łokieć o podłokietnik, a na dłoni wsparłam brodę.
Nikt się nie odezwał, bo wszyscy wiedzieliśmy, że tam, gdzie się teraz kierowaliśmy, mieliśmy bilet tylko i wyłącznie w jedną stronę. Co do Raza, to Gorott przekazał informację, gdzie mogli znaleźć księcia Raza i postarał się, żeby nigdy więcej z naszego powodu nie spotkało go nic złego.
Teraz, pozostało nam tylko stawić czoła przeznaczeniu, które dawno wydało na nas wyrok...wyrok śmierci.
Kurde zajęło mi sporo pisanie tego...matko, która to godzina...
Sama nie wiem, czy dobrze zrobiłam otwierając swoje serce na uczucia. Ktoś taki jak ja, nie powinien nigdy kochać. Nie tylko dlatego,że przeszłam, to co przeszłam, ale dlatego, że jestem niebezpieczną osobą. Bardzo niebezpieczną, chociaż mało kto zdaje sobie z tego sprawę, bo ciągle chodzę uśmiechnięta i pełna życia. To tylko pozory, pozory, które pomagają nam Wyrzutkom przetrwać.
Chciałam, żeby on tu był, w moim domu, którym był statek kosmiczny Lucky Mery. Tylko, że on tu był z mojego powodu. Przeze mnie prawie...
Wiedziałam, że tak będzie, bo przed nimi nic się nie ukryje. Nie ważne kim jesteś, z jakiej klasy pochodzisz, oni zawsze cię dorwą. Najlepsi zabójcy wysłani przez król Gatonsów. Najlepsi w swoim fachu. Dobrze, że Orion i Altador są doświadczonymi wojownikami, bardziej niż wszyscy tutaj wzięci, bo byłoby z nami krucho. W ostatniej chwili zadziałali, w ostatniej chwili.
Zniszczyłam mu życie, a przecież nie tak miało być. Czemu akurat on? Dlaczego właśnie moje serce wybrało kogoś, kogo powinnam nienawidzić? On należy do tych, którzy sprawili, że jestem teraz...tak naprawdę nikim. Po prostu, kimś, tylko kimś, kto nie pamięta o swojej przeszłości, bo ci, którzy mieli ochraniać działali odwrotnie. Krzywdzili tych, którzy powinni zaznać opieki. Władza...co ona robi z innymi, ale on wydawał się inny. Wtedy, gdy wdarłam się do jego sypialni, spojrzeliśmy sobie w oczy...właśnie jego spojrzenie, było takie inne niż to jakie znam. Mimo, że byłam na jego terenie, nie wezwał od razu straży. Nadal nie rozumiem dlaczego. Może to był efekt nagłego przebudzenia i braku orientacji w sytuacji czy może coś więcej? Nie znam niestety odpowiedzi.
Zatrzymaliśmy się w punkcie kontrolnym będącym zarazem małą stacją kosmiczną, na której mogliśmy zatankować statek i przespać się w wynajętych pokojach hotelowych.
Nie wiedziałam, że będę miała gościa, dlatego pukanie do drzwi mnie zaskoczyło.
-Tak?- jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam, kto stoi za wierzejami.- Książę? Co ty robisz o tak późnej porze? Stało się coś, znaleźli nas?- wyjrzałam z pokoju, żeby się rozejrzeć.
-Nic z tych rzeczy.- głos Raziela był chłodny, zupełnie tak, jakby był bardzo niezadowolony- Chyba należą mi się jakieś wyjaśnienia, nie sądzisz?
Na jego zapytanie, chciałam zamknąć szybko drzwi, ale nie udało mi się. Zablokował je nogą, a potem złapał prawą dłonią tak, aby uniemożliwić mi zamknięcie ich. Był silniejszy ode mnie, więc mogłam tylko szarpać drzwi, ale nic to nie dało.
Spojrzałam mu w oczy, mając nadzieję, że jednak odpuści. Jednak Raziel nie był typem, który łatwo odpuszczał. Pchnął drzwi, a ja upadłam na tyłek, tuż przed nim.
-Ściągacie mnie na ten badziewny statek, zmuszacie do nocowania po jakiś norach, bez słowa wyjaśnienia, a ty mnie traktujesz tak, jakbym ci coś zrobił!-Raziel był wściekły.
Zamknął drzwi, trzaskając przy nim. Stał nade mną, a jego ogon poruszał się nerwowo na prawo lewo.
-Ktoś próbuje mnie zabić zaraz po tym, jak nasze ścieżki się krzyżują! Mów do jasnej cholery, co to wszystko ma znaczyć! Kim wy do cholery jesteście?!-Raz nie zamierzał odpuszczać.
Wstałam, otrzepałam tyłek i stanęłam przed nim.
-Ten badziewny statek to mój dom, jakbyś nie wiedział!-popukałam go palcem w klatkę piersiową-Nie mam zamiaru tłumaczyć się komuś, kto unosi na mnie swoją jadaczkę!-zmarszczyłam brwi.
Nie miałam zamiaru pozwolić, żeby mnie traktował w taki sposób.
-Zważasz na słowa. Zwracasz się do swojego księcia.-Raz złapał mnie za nadgarstek, dość mocno i pewnie.
-Nie jesteś moim księciem, ani też tych, którzy tu mieszkają. W tym miejscu, jesteś nikim. Nie masz tutaj żadnej władzy.-przysunęłam twarz do jego, stając przy tym na palcach.
Nasze twarze były niebezpiecznie blisko siebie.
-Radzę ci odwołać swoje słowa, bo gorzko tego pożałujesz.-uścisk Raza na mojej dłoni stał się mocniejszy.
-A co mi zrobisz, co? Jesteś sam jeden, bez swoich przydupasów, w miejscu, gdzie twoje prawo nie działa i nie sięga.-wiedział, że mam rację, bo nieznacznie poluzował uścisk na moim nadgarstku-Co, odjęło ci mowę, księciuniu za dychę? Uważasz się za takiego twardziela, kogoś pewnego siebie, a nie potrafiłeś obronić się przed zabójcami, tak jak te twoje przydupasy.-nie zamierzałam być miła, jeszcze czego.
-Grr!-Raz warknął tylko, po czym uderzył mnie w twarz z otwartej dłoni.
Lewy policzek zaczął mnie piec niemiłosiernie.
-Ty...-rozmasowałam obolałe miejsce, po czym oddałam mu z całej siły, jaką tylko miałam.
Jego mina była iście interesująca. Nie spodziewał się, że mu oddam i to tak, że teraz na twarzy miał czerwony ślad mojej dłoni.
-Jeszcze raz, podnieś na mnie rękę, a nie ręczę za siebie.-skorzystałam z okazji i wyswobodziłam dłoń z jego dłoni.
Przeszłam obok niego, po czym podeszłam do drzwi.
-Żegnam jaśnie pana księcunia. Drzwi są tutaj.-pokazałam rękami przedmiot, o którym mówiłam.
Raz stał tak chwilę, tkwiąc w konsternacji, a po kilku sekundach, odwrócił się w moja stronę. Stanowczym krokiem podszedł, a potem uderzył prawą dłonią o drzwi. Patrzył na mnie z góry. W jego oczach była jakaś dziwna iskra, którą nazwałabym rządzą, tudzież pożądaniem.
-Robisz to celowo, prawda? Celowo mnie odpychasz.-lewą dłonią złapał mój podbródek, aby podnieść mi głowę tak, abym na niego spojrzała-Kochasz się we mnie, prawda? Skradłem twoje serce od tamtego włamania do mojej sypialni czyż nie?
Tego się nie spodziewałam. Moje policzki spowił róż, dość intensywny. Zastanawiałam się skąd on wiedział? Przecież wiedział o tym tylko Orion, nikt inny. Chyba, że Raziel nie był takim głupcem, za jakiego go uważałam.
-Ojej, panience odebrało mowę? Czyżbym miał rację?- na twarzy Raza pojawił się chytry uśmieszek.-Oczywiście, że mam.- w jego oczach żądza narastała, co było widać po tym, jak lśniły-Postanowiłaś, że spróbujesz mnie znienawidzić, żeby zabić to kiełkujące uczucie, czyż nie?- nim się zorientowałam, już trzymał mnie za nadgarstki, dociskając moje dłonie do drzwi, tuż nad głową-Dlatego mnie próbowali zabić, z twojego powodu, prawda? Pomyśleli, że coś nas łączy, więc najlepiej było skrzywdzić mnie, żeby skrzywdzić ciebie, czyż nie?
Nie chciałam odpowiadać na jego pytania, bo skurczybyk miał cholerną rację.
-No, pani odważna, powiedź coś.-Raz oblizał usta-No dalej, odpyskuj mi coś, skoro wcześniej potrafiłaś. Na co czekasz, Pyskatku?- górował nade mną i wiedział o tym doskonale.
-Tak kocham cię! A teraz zostaw mnie w spokoju! Słyszysz?! Zostaw!-próbowałam się wyrwać, ale nie mogłam, był za silny.
Nie potrafiłam z nim walczyć, po prostu nie potrafiłam. Jeszcze, jak był daleko jakoś mogłam sobie poradzić, ale kiedy był tak blisko...wszystko narastało, zwłaszcza to cholerne uczucie. Ta chęć bycia z nim, nawet jak zachowywał się jak totalny burak. W sumie, czego się spodziewałam? Byliśmy saiyanami, mamy bycie burakami we krwi. Nawet u siebie to zauważyłam.
Spojrzałam ukradkiem na Raza, który zdawał się być nie wzruszony moim wyznaniem.
-Zadowolony? Zadowolony jesteś, książę?!-krzyknęłam-To chciałeś usłyszeć prawda?! Tak jak każdy z was! To dla was satysfakcja, prawda? Kiedy kobieta kocha, bo możecie się potem bawić...jesteś jak inni! Taki sam burak! Cham! Prostak urodzony ze srebrną łyżką w dłoni!-z miałam ochotę wyrzucić z siebie wszystkie emocje.
Zaskoczyło mnie to, co zrobił Raz. Jego usta wpiły się w moje, a w pokoju nastała cisza.
-Zamknij się już wreszcie, dobrze? Głowa mnie boli od twoich wrzasków.- Raz przeczesał włosy, nie przestając patrzeć-Myślisz, że nie czytałem dokumentów, które mi zostawiłaś? Że nie zajmowałem się tym? To jesteś w błędzie, jeśli tak myślałaś. Nie musiałem tego wszystkiego rozgłaśniać, żeby nie robić krzywdy tym, którzy kogoś stracili lub zostali potraktowani jak ty.
Patrzyłam na Raza jak wygłodniały saiyan na porcję mięsa.
-Ty...-coś chciałam powiedzieć, ale jego palec wylądował na moich wargach.
-Zapamiętaj sobie, że ocenianie innych przez pryzmat kogoś, kto cię skrzywdził jest złe. Ktoś ci chyba już taką radę dawał, czyż nie?- Raz patrzył na mnie cały czas, a ja nie mogłam oderwać wzroku od tych pięknych oczu.
Faktyczne, już takie słowa słyszałam, tylko, że były inaczej dobrane do siebie. Tamten trener, z którym mnie umówił Orion...on mi udzielił takiej lekcji...
Raz, jak to mieli sayianscy mężczyźni, czasami potrafili robić, przerzucił mnie przez ramię.
-Puszczaj! Co ty wyprawiasz?!- uderzyłam go w plecy kilka razy, a jak to nie skutkowało, to próbowałam złapać jego puchaty dodatek, żeby zatopić w nim swoje zębiska.
-Nie waż się łapać i gryźć mnie za ogon, bo tego bardzo pożałujesz.-Raz jakby czytał mi w myślach.
Nim się spostrzegłam zostałam rzucona na łóżko, a on był nade mną. Patrzył tym swoim zachłannym wzrokiem na moją osobę. W sumie, miał na co patrzeć, bo dzisiaj wyjątkowo spałam w koszuli nocnej, więc mógł podziwiać moje ciało. Na pewno też dostrzegł fragmenty blizny, które wystawały spod nocnego ubrania.
-To...- ogonem zsunął mi ramiączko od koszuli nocnej-...jest ta twoja pamiątka, o której nie chcesz mówić?- nie spodziewałam się, że ucałuje moją bliznę.
Odwróciłam głowę w bok. Serce biło mi jak oszalałe, a do tego miałam ochotę uciekać. Strach mieszał mi w głowie, na przemian z uczuciem, jakim darzyłam księcia Raziela.
-Powiedź coś, Pyskatku.- widziałam kątem oka, jak bezczelne się uśmiecha, a potem oblizuje.
Czułam jak jego wargi delikatnie, ale pewnie muskają moją skórę na szyi. Jeszcze nic poważnego się nie stało, on mnie tylko całował, a już było mi gorąco. Nawet bardzo.
Zacisnęłam dłonie na pościeli. Strach zaczął przeważać nad uczuciem, co nie było zbyt dobre, bo lada moment i wpadnę mu tu w panikę.
-Nie bój się.- Raz szepnął mi do ucha-Zaufaj mi, proszę.-tego to się nie spodziewałam w ogóle.
Dziwnie było słyszeć takie słowa z ust księcia, który teraz mną całkowicie zawładnął. Pozwoliłam mu wsunąć dłoń między moje uda.
Końcówkę ogona zwinęłam w ślimaczka, kiedy jego palce rozgrzewały mnie dość mocno. Mój oddech przyspieszył z każdym jego ruchem. Zamknęłam powieki, aby lepiej delektować się tym, co mi oferował mój kochanek.
Jakby mi ktoś powiedział, że do tego dojdzie, to bym go wyśmiała. Nadal jednak, miałam wrażenie, że to sen, o przecież to nie możliwe, żeby książę zainteresował się kimś takim jak ja. To nie możliwe prawda? On się teraz mną tylko bawi...tylko bawi, bo korzysta z okazji, że jestem słaba wobec niego...że nie mam siły...
Moje rozmyślania przerwało przesunięcie mojej głowy tak, aby mój wzrok i Raza się spotkał.
-Nie waż się porównywać mnie do tych, którzy cię skrzywdzili, to rozkaz.- odparł stanowczo-I rozkazuję ci się dobrze bawić razem ze mną, bo kto wie, może to będzie tylko jedyny raz.- oparł się czołem o moje.
-N...nie rozkazuj mi b...buraku jeden...-nadęłam policzki.
-Ja burakiem na pewno nie jestem, natomiast co do ciebie, to bym polemizował.-dotknął opuszkami palców mojego policzka-A więc taka jesteś...
-...J...jaka jestem, co?!- czułam jak jeszcze bardziej się rumienię.
-Delikatna, urocza i nieznośna.- Raz skradł mi kolejny pocałunek, ale tym razem nie zamierzałam być bierna.
Pokazałam mu, że też umiem dobrze całować. Wsadziłam mu język do buzi, aby dobrać się do jego języka. Chyba się tego nie spodziewał, bo drgnął lekko, ale nie zamierzałam przestać.
Złapałam go za ramiona, tak aby zmusić go do położenia się. Wprawdzie nadal, w głowie wojowałam ze strachem, ale obecność Raza, coraz bardziej dodawała mi odwagi.
Tym razem to ja go pocałowałam, z całym uczuciem jakim do niego pałałam. W międzyczasie pozbawiłam go górnej części od piżamy. Rzuciłam gdzieś na podłogę, tuż obok łóżka.
Jego duże dłonie błądziły po moich biodrach, a ogon owinął wokół mojego i zaczął po nim wodzić. Było mi tak dobrze, tym bardziej, że Raz wiedział co robi.
Pokazałam mu język, a potem zsunęłam się nieco niżej. Zaczęłam całować jego klatkę piersiową, schodząc coraz niżej i niżej.
Jaką melodią było dla mnie słuchanie tego, co wydobywało się z jego ust. Odgłosy zadowolenia, które napawały mnie radością i pewnością siebie.
Jego dłoń wylądowała na mojej głowie. Czułam jak zaciska uścisk na moich włosach. Teraz to ja miałam jego i to było cholernie fascynujące i podniecające. Chciałam więcej i więcej tych dźwięków, których Raz w ogóle nie hamował. Mało tego, instynkt także zaczął się odzywać, więc strach odszedł gdzieś na bok.
Oblizałam palce, po tej całej zabawie, robiąc to dwuznacznie. Raz złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
-Należysz już do mnie, wiesz o tym, prawda? Wszystko, czego dotykam jest moje. Zapamiętaj to sobie.-po tych słowach zrobił mi malinkę na zgięciu szyi.
Myślałam, że go zamorduję za to.
Nic jednak nie powiedziała, pozwoliłam mu za to na to, żeby moja koszula nocna wylądowała na podłodze.
Raziel mógł teraz podziwiać moje ciało, dobrze zbudowane, ale oszpecone przez znamię. Mój kochanek patrzył chwilę na mnie, a potem, zaczynając od tej ohydnej pamiątki, zaczął całować. W międzyczasie, jego dłonie zaczęły masować moje piersi.
Mruczałam i wiłam się pod Razielem. On był cholernie dobrym kochankiem. Pewne musiał zabawiać się z takimi, nie raz i nie dwa, skoro tak dobrze sobie radził.
Zerknęłam spod przymkniętych powiek, kiedy jego wargi dotarły do mojego podbrzusza. Spojrzeliśmy sobie przez chwilę w oczy, a potem ja odchyliłam głowę do tyłu czując rozchodzące się ciepło po moim ciele. Jeśli przestanie, to go chyba walnę w ten małpi sagan, tak, że popamięta.
Oparłam stopy o jego ramiona, żeby mieć wygodniej. Mój ogon rozwijał się i zwijał, od tych książęcych pieszczot.
-Ach!-wygięłam się w łuk, kiedy poczułam jego palec w sobie.
Raz doprowadzał mnie do obłędu, robiąc te wszystkie rzeczy. Mocniej zaciskałam uścisk na pościeli. Raziel całkiem mnie miał. On to wiedział, doskonale, że już mu nie ucieknę. W sumie to miał rację, że należałam już do niego, a raczej moje serce.
Podniósł się, patrząc na swoje palce. Przesunął się tak, żebym nasze twarze były na tej samej wysokości. Znowu się uśmiechnął, a przy tym oparł moje nogi o swoje plecy.
Objęłam jego szyję rękami, wiedząc, co zaraz będzie. Nie byłam dziewicą, więc nie musiałam się martwić, że jakoś specjalnie mnie zaboli. Jednak, nie mając tyle czasu mężczyzny, moje ciało odzwyczaiło się od pewnych rzeczy, dlatego syknęłam mu do ucha, a paznokcie wbiłam w jego plecy. Zostawiłam mu czerwone ślady, z których raczej zadowolony nie będzie. Jakby nie patrzeć, oszpeciłam mu troszkę jego książęce ciałko.
Raziel nic nie mówił, tylko całował moje usta, nie przestając się ruszać. Sama też starałam się za nim nadążyć, bo nie zamierzałam leżeć jak kłoda.
Znowu spojrzeliśmy sobie w oczy, a wtedy Raziel podłożył dłonie pode mnie, tylko po to, żeby zmienić pozycję.
Podnieśliśmy się do siadu. Raz miał przed oczami mój biust, którym mógł się teraz zajmować. Ja zaś oparłam dłonie o jego ramiona, nie przestając się ruszać. Nasze ogony splotły się ze sobą w mocnym uścisku.
Brakowało mi tego, co daje bliskość mężczyzny. Raz dał mi coś więcej niż tylko rozkosz. Pozwolił mi, chociaż przez chwilę poczuć, że są na tym świecie normalni mężczyźni.
Nasze cienie, które padały na ścianę poruszały się po niej, a pokój stał się świadkiem miłosnych rozkoszy dwójki saiyanskich kochanków.
-------------------------------
Raziel obudził się, kiedy światło wpadające przez małe okienko, padało na jego twarz.
-Co do jasnej cholery?-podniósł się do pół siadu, aby rozeznać w sytuacji.-Słońce? Nie...zaraz...moment...-dłonią wybadał, że jest sam w łóżku.-Rota? Rota?!-rozejrzał się nerwowo.
Mnie jednak, nigdzie nie było.
-Rota!- Raz zerwał się na równe nogi.
Na szybko założył spodnie od piżamy, aby wybiec z pokoju.
-Rota?! Altador?! Orion?! Gorott?! Xana?! Oto?! Ato?!- Raz zaglądał do pokoi, w których wcześniej rezydowali moi towarzysze, ale były one puste.-Gdzie oni są do jasnej cholery?!- zatrzymał się, aby przez chwilę pomyśleć.
Jak do jego uszu dotarł odgłos silnika, zdał sobie sprawę, co się stało.
-Rota!-Raz wybiegł z pomieszczenia, akurat wtedy, kiedy statek był na tyle wysoko, by nie mógł go dosięgnąć-Rota! Co to ma znaczyć?! Rozkazuję wam wracać! Natychmiast! Słyszysz?! To rozkaz!- Raz był wściekły, widząc mnie stojącą w wejściu do statku.
-Trzymaj!- zdjęłam z szyi medalion i rzuciłam go Razowi-Wrócę po niego! To nasza obietnica!- posłałam mu uśmiech.-”Wybacz, Raziel, tak będzie najlepiej, dla nas oboje. Nie możemy być razem. Nawet jeśli moje serce tego chce, a medalion...tam gdzie lecimy, nie będzie nam potrzebny. Żegnaj Raziel.”
-Wracaj! Słyszysz?! To Rozkaz! Hę?-Raz złapał rzucony przedmiot.-Masz wrócić, bo inaczej sam cię znajdę, Pyskatku.-spojrzał na medalion, który ścisnął.
Ten otworzył się ukazując zdjęcie naszej ekipy, w dniu kiedy wszyscy byliśmy wolni, a przede wszystkim szczęśliwi.
-Czemu go okłamałaś?- Orion spojrzał na mnie, kiedy zasiadłam w fotelu w kokpicie, obok reszty.
-Nie chciałam, żeby poczuł się wykorzystany.- zapięłam pasy.
-Jak się dowie, że nie wrócisz, to wtedy to poczuje.-Orion pokiwał głową na boki.
-Ale nim się zorientuje, nas już nie będzie.- oparłam łokieć o podłokietnik, a na dłoni wsparłam brodę.
Nikt się nie odezwał, bo wszyscy wiedzieliśmy, że tam, gdzie się teraz kierowaliśmy, mieliśmy bilet tylko i wyłącznie w jedną stronę. Co do Raza, to Gorott przekazał informację, gdzie mogli znaleźć księcia Raza i postarał się, żeby nigdy więcej z naszego powodu nie spotkało go nic złego.
Teraz, pozostało nam tylko stawić czoła przeznaczeniu, które dawno wydało na nas wyrok...wyrok śmierci.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Rota napisał:Wtedy, gdy wdarłam się do jego sypialni, spojrzeliśmy sobie w oczy...właśnie jego spojrzenie, było takie inne niż to jakie znam.
Oh!
Rota napisał:-Tak?- jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam, kto stoi za wierzejami.- Książę?
Ach, Książę! <3333
Rota napisał:-Nic z tych rzeczy.- głos Raziela był chłodny, zupełnie tak, jakby był bardzo niezadowolony
Cały on!
Rota napisał:-Ten badziewny statek to mój dom, jakbyś nie wiedział!-popukałam go palcem w klatkę piersiową-
Haha wyobrażam sobie tę scenę.
Rota napisał:-Nie jesteś moim księciem, ani też tych, którzy tu mieszkają. W tym miejscu, jesteś nikim. Nie masz tutaj żadnej władzy.-przysunęłam twarz do jego, stając przy tym na palcach.
Takie romantyczne!!!!
Rota napisał:-Grr!-Raz warknął tylko, po czym uderzył mnie w twarz z otwartej dłoni.
O nie! Jakie to emocjonujące!
Rota napisał:W jego oczach była jakaś dziwna iskra, którą nazwałabym rządzą, tudzież pożądaniem.
-Robisz to celowo, prawda? Celowo mnie odpychasz.-lewą dłonią złapał mój podbródek, aby podnieść mi głowę tak, abym na niego spojrzała-Kochasz się we mnie, prawda? Skradłem twoje serce od tamtego włamania do mojej sypialni czyż nie?
Jak bym czytała Przeminęło z wiatrem. Takie ekscytujące!
Rota napisał:-Tak kocham cię! A teraz zostaw mnie w spokoju! Słyszysz?! Zostaw!-próbowałam się wyrwać, ale nie mogłam, był za silny.
Ach!
Rota napisał:Zaskoczyło mnie to, co zrobił Raz. Jego usta wpiły się w moje, a w pokoju nastała cisza.
Dreszcze!
Resztę skomentowałam na SB.
Rota, to było miód malina! CHCĘ WIĘCEJ!!!
The author of this message was banned from the forum - See the message
- RotaBANNED!
- Liczba postów : 197
Data rejestracji : 16/10/2015
Skąd : Wielki Świat
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Musiałaś, prawda?
Rozbawiłaś mnie tymi komentarzami. Dziękować.
Więcej nie będzie, bo Raz jest na mnie zły za to, o co tutaj widzisz.
Rozbawiłaś mnie tymi komentarzami. Dziękować.
Więcej nie będzie, bo Raz jest na mnie zły za to, o co tutaj widzisz.
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|