Dragon Ball New Generation Reborn
Dragon Ball New Generation Reborn

Go down
NPC
NPC
Liczba postów : 1219
Data rejestracji : 29/05/2012

https://dbng.forumpl.net/f53-regulamin-i-informacje-ogolne-obowi

Część mieszkalna Empty Część mieszkalna

Pią Paź 25, 2013 8:40 pm
Część mieszkalna 2w6dxg8

Tutaj kotłuje się biedniejsza część mieszkańców. Domki nie są za duże, ale opłaty ogromne. Kosmici zamieszkują nawet po kilka rodzin w jednym mieszkaniu by tylko móc wiązać koniec z końcem.
avatar
Ósemka
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013


Identification Number
HP:
Część mieszkalna 9tkhzk0/0Część mieszkalna R0te38  (0/0)
KI:
Część mieszkalna Left_bar_bleue0/0Część mieszkalna Empty_bar_bleue  (0/0)

Część mieszkalna Empty Re: Część mieszkalna

Sob Kwi 19, 2014 10:00 pm
Całą drogę, od wyskoczenia przez tylne drzwi baru, przez krążenie po opustoszałych ulica do przemykania przez podejrzane zaułki, nieznajomy się nie odezwał. Wysoka postać spowita w czarny, maskujący płaszcz oprócz wydania krótkiego polecenia nie powiedziała niczego więcej. Ani słowa wyjaśnienia, ani żadnego innego znaku, że jest wrogiem albo przyjacielem. Poziom mocy pozostał niewykryty a tempo jaki obcy narzucał nie pozwalało na spokojne zadanie pytań. Raziel musiał zadowolić się podążaniem za nim w cieniu.
Wychodząc na przedmieścia znaleźli się w uboższej części planety. Jednakowe domy sprawiające wrażenie jakby wyłupane z burego kamienia tworzyły labirynt mieszkań oraz uliczek. Pustka, żadnych postronnych. Nieznajomy trzymał się mroku. Skręcił w nieciekawy, pełen śmieci zaułek i otworzył boczne drzwi wyjątkowo nędznej chałupy.
Wnętrze było już porządniejsze. Łóżko w kącie, kilka szafek, biurko. Surowy styl i minimalistyczność pokoju przywodziło na myśl klitkę Vivian, której pomimo awansu nie chciała wymienić. Obcy położył dziewczynę na łóżku, wyjął z szafy kilka igieł, fiolek i strzykawek, podwinął osmalony rękaw jej ulubionej kurtki.
- Z łaski swojej zarygluj drzwi. Nie chcę by ktoś tu wlazł. – do strzykawki wlano mętną zawiesinę, która następnie cienką igłą wbiła się w żyłę na przedramieniu Ósemki. – Jak się obudzi, znowu się na Ciebie rzuci. Dąży do autodestrukcji poprzez zniszczenie innych, a w szczególności tych, na których jej trochę zależy. Nafaszerowali ją narkotykiem, który w praktyce zmieniał oksytocynę na adrenalinę. Smarkaczu, daliście zapędzić się do klubu, a na dodatek pozwoliłeś zakazić się jej tym paskudztwem.
Płyn wtłoczony do żył zabarwił naczynia krwionośne na ciemno, Vivian szarpnęła się na pościeli. Zaraz jednak odetchnęła i już spokojnie leżała na łóżku, nie odzyskując przytomności. Wykrzywione złością rysy twarzy wygładziły się, szaleńcze bicie serca również. Ochłonęła i wyciszyła się.
Nieznajomy odwrócił się do Raziela i założył ramiona na piersi.
- Teraz mi wytłumacz smarkaczu, co sobie myśli Vegeta, by przysyłać tutaj dwójkę niedorostków w pancerzach Nashi, którzy nie potrafią zrobić porządnego rozeznania w terenie? Czy zamiast tej burdy nie mogliście załatwić tego spokojnie? Oboje mogliście zginąć. – ton głosu zaostrzył się. – Nie spoczęłaby, dopóki by Cię nie zabiła. I wierz mi, nie odzyskałaby świadomości by poczuć choć wyrzuty sumienia. Naraziliście się jak najgorsi amatorzy, ale mam nadzieję, że coś z tego wywnioskowałeś. A teraz powiedz co jest waszym celem i nie radzę się migać. Twoja przyjaciółka po przebudzenia wymaga drugiej dawki leku. – podrzucił trzymana w dłoni strzykawkę. – Mów. Zamieniam się w słuch.

OOC
No, to jedziemy z koksem Kokoko
Raziel
Raziel
Succub Admin
Succub Admin
Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013

Skąd : Rzeszów

Identification Number
HP:
Część mieszkalna 9tkhzk750/750Część mieszkalna R0te38  (750/750)
KI:
Część mieszkalna Left_bar_bleue0/0Część mieszkalna Empty_bar_bleue  (0/0)

Część mieszkalna Empty Re: Część mieszkalna

Sro Kwi 23, 2014 8:35 pm
Tryb Super Saiyanina naprawdę wiele zmieniał podczas walki. Raziel widział jak jego umiejętności zmieniły się od czasu odblokowania tych pokładów mocy. W stanie normalnym był niczym więcej niż zwykłym szeregowym wojownikiem Vegety. Przekraczał wprawdzie kilka tysięcy poziomów mocy, lecz był dość słaby. Lecz kiedy tylko jego włosy stawały się złote, to cały stan rzeczy odmieniał się. Jego moc zwiększała się do poziomu dorównującego nawet Natto. Ciężkie treningi i dość częste przebywanie w tym stanie sprawiły, że poznał swoje możliwości w stu procentach. Uaktywniał prawdziwą moc swojej rasy. Dzięki krwi i chęci do walki oraz naturalnemu pociągowi do siły i mocy, mogli cały czas wykrzesywać z siebie coraz więcej i więcej. Jednak w tym momencie wojownik z Vegety musiał się naprawdę hamować. W końcu nie walczył z jakimś tam wrogiem. Walczył z Vivian. I może dziewczyna chciała mu zrobić krzywdę, to zielonooki widział, że nie chciał tego. Nie kontrolowała swojego ciała. Zupełnie tak jak on, kiedy został opanowany przez Tsufula. Aż się wzdrygnął na wspomnienie tego okresu. Może już minęły dwa lata, lecz koszmary w dalszym ciągu nawiedzały wojownika. Musiał ponownie przeżywać to wszystko. Walkę, śmierć, porażkę, utratę. Cholera, zdekoncentrował się. Kiedy syn Aryenne rozmyślał nad przeszłością to teraźniejszość dała o sobie znać za pomocą prawego prostego w twarz. Nie było to zbyt przyjemne. Nashi lubił Vivian i wolał nie walczyć z nią o ile to konieczne. Jednak teraz dziewczyna opanowana ślepym pędem zniszczenia nie zważała na rany czy też na swojego przeciwnika. Chciała go zabić.
- Może. Się. Uspokoisz. Księżniczko. – mówił Raz unikając kanonady ciosów, które spadały na jego tors i twarz. Kiedy uniknął kolejnego z rzędu ciosu i kopniakiem posłał ją na ścianę to zauważył, że jest w niezłym bagnie. Wściekłość sprawiła, że panna Deryth postanowiła posłać ku swojemu partnerowi dwa ostrza energetyczne. Nie ma to jak unikanie pił tarczowych, zdolnych przeciąć górę na pół. „Cholera.” pomyślał Zahne szykując się na zablokowanie ataku, kiedy nagle wydarzyło się coś zupełnie niekontrolowana. Postać w ciemnym płaszczu dopadła do Vivian i w następnej sekundzie jednym ciosem pozbawiła ją przytomności. Na dodatek wzięła ją pod pachę i kazała Razowi lecieć za nią. Nashi miał swoiste déjà vu.
- Co jest do diabła? Znowu będę się scalał? – zapytał sam siebie ciemnowłosy. Jednak ruszył za ciemną postacią, musząc trochę się wysilić by za nią nadążyć. Nawet na SSJ była od niego szybsza. Bardzo ciekawe.

Po kilku minutach biegu znaleźli się w dzielnicy mieszkaniowej. Przypominała ona trochę uboższe dzielnice Vegety. Lecz na slumsy to było chyba za bogato, chodź widok może mylić. Młody Zahne próbował wychwycić poziom mocy nieznajomej osoby, lecz ten był tak niski, że nie dał rady. Coś tu śmierdziało. W dalszym ciągu będąc w trybie złotej małpy wszedł przez drzwi do klitki przypominającej pokoje kadetów. W jednej chwili poczuł się jak na Vegecie. Nawet nie zauważył, kiedy w dłoni zakapturzonego pojawiła się strzykawka.
- Co ty do cholery, chcesz zro…. – powiedział Raz, lecz zanim zdążył dokończyć zdanie strzykawka została wbita w ramię dziewczyny. Saiyanin chcąc, nie chcąc zaryglował drzwi i odwrócił się w stronę osoby, która ratowała tyłek blondynce.
- Nie jestem smarkaczem. I to nie moja wina, że walili do nas jakimiś prochami. – warknął Zahne zakładając ręce na pancerzu i patrząc chłodnym wzrokiem na swojego rozmówcę. Kim on do diabła jest, że go poucza.
- Nie sądzę, żeby to co jest naszym celem powinno cię obchodzić. Z tego co usłyszałem, wiesz co nieco o Vegecie. Pewnie i to co robi ze zdrajcami. Ja zaś nie jestem zdrajcą. – rzekł chłodno, cały czas próbując zeskanować energię nieznajomego. – Skąd mam też wiedzieć, że nie trzymasz z tym całym Vrangiem, a to nie jest przedstawienie by nas wykończyć. Może właśnie wstrzyknąłeś mojej partnerce truciznę i chce jeszcze wyciągnąć informacje. Wybacz, ale życie nauczyło mnie jednego. Nie ufać nieznajomym.
Nieznajomy w dalszym ciągu podrzucał strzykawkę. Syn Aryenne i Zidarocka nie mógł odczytać wyrazu jego twarzy, gdyż cały czas była w cieniu.
- Mamusia cię uczyła by nie gadać z obcymi? Cóż w tym wypadku musisz porzucić tą zasadę. Jeśli nie powiesz mi co tu robicie to twoja przyjaciółka wybierze się w swoją ostatnią podróż. Zaś wyrzuty sumienia cię zabiją. Uwierz mi. Więc jak? Warto ryzykować jej życiem? – rzekła postać. Ciemnowłosy przygryzł wargi. To był szach i mat. Miał dwie sytuacje i obie były do dupy. Poświęci Vivian i ukryje cele misji. Albo poświęci cele i być może uratuje Halfkę. Był na rozdrożu.
- Kurwa. – warknął wściekły Saiyanin. – Dobra powiem Ci część. Potem ty dasz zastrzyk mojej koleżance i dowiesz się reszty. Pasuje?
- A skąd mam wiedzieć, że mnie nie oszukasz? – zapytał zakapturzony.
- A skąd ja mam wiedzieć, że ty tego nie zrobisz. – odparł żołnierz Vegety.
- Racja. Ok. Możemy się tak pobawić.
- Naszym celem było dostanie się na Konack by pozyskać pewne informacje. Jakie to dowiesz się jak zrobisz jej zastrzyk. – powiedział lodowato Saiyanin. Postać kiwnęła głową i po chwili panna Deryth znów została dziabnięta. Po tym wydarzeniu chłopak kontynuował. – Mieliśmy się dowiedzieć kto handluje Saiyańską technologią. Potem mieliśmy w razie możliwości go powstrzymać. Pasuje to?
- Pasuje. Jak na razie. Zaś twoja dziewczyna się właśnie budzi. –rzekł zakapturzony. Miał rację. Do uszu złotowłosego właśnie doszedł jęk blondynki.
- Cieszę się, że się obudziłaś królewno. Przez twoje szaleństwa jesteśmy w niezłym bajorze. – rzekł lodowym tonem lazurowooki.
avatar
Ósemka
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013


Identification Number
HP:
Część mieszkalna 9tkhzk0/0Część mieszkalna R0te38  (0/0)
KI:
Część mieszkalna Left_bar_bleue0/0Część mieszkalna Empty_bar_bleue  (0/0)

Część mieszkalna Empty Re: Część mieszkalna

Pią Kwi 25, 2014 8:40 pm
Przez głowę Vivian przebiegało stado wkurzonych małp grających fałszywie na trąbkach i cymbałkach hymn Vegety, do taktu z wrzaskami oraz tupaniem wewnątrz obolałej czaszki. A przynajmniej takie miała wrażenie.
Cholerny ból… Już Tsuful robił mniejszy hałas. Tętnienie w skroniach przybierało na sile, hormon walki dawał o sobie znać. Wszystko w jej organizmie rwało się do bitwy, wszystko oprócz świadomości, która głęboko spała otumaniona narkotykiem. By uspokoić halfkę nieznajomy wprowadził do jej krwiobiegu odtrutkę, która nie działała bezboleśnie. Głowa znów ją zabolała, ale raptownie wszystko ustało. Nieprzytomna dziewczyna odetchnęła, gdy ciało rozluźniało się i przestało reagować na każdy bodziec kilka razy gwałtowniej.
Czuła nieznaczne łupienie w skroniach gdy powoli się budziła. Dłoń Ósemki drgnęła, powieki uniosły się nieznacznie i westchnęła cicho, powracając do przytomności. Może nie do końca świat był taki jak przedtem, bo przed jej oczami rozciągała się zawiesista mgła, ale była świadoma tego co robi. Nie trzeba dodawać, że nie miała bladego pojęcia co się z nią działo wcześniej.
Nie zwróciła uwagi na lodowaty głos Raziela, który jakby z daleka doleciał do jej uszu. Usiadła na ascetycznym łóżku trąc skronie, odpędzając ostatnie symptomy migreny i zamrugała gęsto brązowymi oczami. Źrenice pozostały nienaturalnie rozszerzone. Omiotła krótkim spojrzeniem postać w płaszczu, spiętego Saiyana i na końcu przeanalizowała swój własny stan. Wynik nie był zadowalający.
- Mam prawo zachować milczenie. – mruknęła Vivian do chłopaka wstając ostrożnie. Ku jej uldze świat nie zawirował, mgła znikła i czuła się lepiej niż w momencie w którym otworzyła oczy. – Ale z niego nie skorzystam. Pewnie zaraz mi streścisz co się ze mną działo i w jakie bagno nas wepchnęłam.
Pamiętała tylko walkę a potem nagłe uczucie gorąca w głowie i obudziła się tutaj. Pod wpływem impulsu uniosła dłoń, widząc na jej wnętrzu czerwoną kropkę po igle. Vrang, strzykawka, potem coś, co z powodzeniem mogło udawać atak Tsufula w jej blond łbie. Zwróciła brązowe spojrzenie na nieznajomego, podrzucającego drugą strzykawką w dłoni.
- W skrócie dziecko dałaś się nafaszerować enerxią. Narkotyk, prototyp w dodatku, nie na dużą skalę. Manipuluje ośrodkiem kontroli ciała w mózgu, bawiąc się hormonami i fluidami. Reakcja zachodzi gwałtownie, stad ból głowy. – obcy odkaszlnął znacząco. – Nie wiedziałaś co robisz, twój organizm zaczął produkować adrenalinie, a, że w główniej mierze zmienia inne hormony w ten właśnie związek posłużył się w pierwszej kolejności oksytocyną, czymś, co nazywa się hormonem przywiązania. Rzuciłaś się do gardła pierwszej osobie, której choć trochę na Tobie zależy.
Ósemka przetarła powieki, patrząc z chłodną niepewnością na stojącą przed nimi postać. Ponieważ Raziel niewiele powiedział, wyczuła, że to prawda. Spojrzała po sobie. Tak, to tłumaczyło rozbite czoło, sińce oraz solidnie poturbowany pancerz. Najbardziej żałowała kilku dziur w kurtce Axdry i nadpalonego rękawa. Niemniej, chłopakowi obok też się oberwało. Dziewczyna oceniała jego rany sekundę za długo, by można by powiedzieć, że nie czuje wyrzutów sumienia.
- Przynajmniej nie muszę się tłumaczyć, ze skopania Ci tyłka. – mruknęła przyzwyczajając oczy do półmroku małego pokoju. – Przepraszam.
- Vrang nie powinien mieć dostępu do tego narkotyku. Jest ważny, ale to idiota. Ktoś inny nim kieruje. – nieznajomy zaczął przechadzać się po pomieszczeniu, a Vivian się to z czymś skojarzyło… Postać zwróciła na nich wzrok, chociaż dalej nie widzieli nic poza cieniem pod kapturem. – Twój chłopak wyjawił mi cel waszego przybycia. Zaraz zrobię Ci drugi zastrzyk, inaczej reszta enerxi pozbawi Cię czucia w kończynach i będziesz sparaliżowana na resztę życia. Zaś jeśli chodzi o was… Już było to mówione, ale dalej nie rozumiem jakim cudem Vegeta wysłała waszą dwójkę, parę zielonych smarkaczy na misję w terenie. Ledwo awans i już wyjazd na obcą planetę. Armia schodzi na psy, zdecydowanie dzieci elity… Prawdopodobnie. Marvik? Hazel? Nieważne.
Nieznajomy podszedł do Ósemki i nim zdążyła zaprotestować wbił jej igłę, tym razem w szyję. Mogła się wzdrygnąć, albo odskoczyć, ale nie chciała nic po sobie poznać. Płyn rozszedł się szybko i bezboleśnie, dziewczyna poczuła się, jakby ktoś wyjął jej watę z uszu a kolory stały jaskrawsze. Dopiero po chwili dotarło do niej, że to zamulone prochami zmysły odzyskują pełną sprawność. Ton obcego, nawet jeśli wcześniej im pomógł zaczął ją irytować, a fakt, że nie może wyczuć jego energii tylko pogarszał sprawę. Może ktoś z Vegety wysłał Trenera, by sprawdzić, jak sobie radzą i teraz zbierają regularny ochrzan za niesubordynację? Spróbowała odnaleźć się w tej pogmatwanej sytuacji, ale efekty uboczne walki dawały o sobie znać. A mimo to nie drgnęła i nie dała po sobie niczego poznać.
- Cokolwiek zostało powiedziane, wyznaliśmy za dużo. Jestem wdzięczna za uratowanie życia, ale na nas pora…
- Co zrobicie? Pójdziecie do zdewastowanego klubu? Poszukacie Vranga, czy zaczniecie zabijać jego ludzi jednego po drugim, by dowiedzieć się gdzie jest? – głos nieznajomego zabarwiony był kpiną i politowaniem.
Ósemka zamknęła oczy. Miał rację. Cholera jasna. I co teraz? Muszą coś ustalić, i to tak, by całej misji nie trafił szlag już na samym początku, inaczej spalą się ze wstydu.
- Raziel… – po raz pierwszy od przebudzenia spojrzała mu prosto w twarz. O szlag. Oboje byli nieludzko podrapani. – Jakaś sugestia?
Raziel
Raziel
Succub Admin
Succub Admin
Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013

Skąd : Rzeszów

Identification Number
HP:
Część mieszkalna 9tkhzk750/750Część mieszkalna R0te38  (750/750)
KI:
Część mieszkalna Left_bar_bleue0/0Część mieszkalna Empty_bar_bleue  (0/0)

Część mieszkalna Empty Re: Część mieszkalna

Sro Kwi 30, 2014 9:52 pm
Wszystko przypominało jakiś irracjonalny sen. Prosta misja polegająca na zinfiltrowaniu siatki przemytników zmieniła się w pieprzoną pogadankę o tym co mogą, a czego nie. Na dodatek goście walili do nich jakimiś narkotykami. Tego w odprawie przed misją Raziel na pewno nie czytał. Chłopak zaczynał się powoli irytować. Najpierw wysyłają ich na zadupie wszechświata, z zamysłem radźcie sobie sami. Zero rozeznania, zero informacji i rzeczy. Równie dobrze mogli wskoczyć do centrum gwiazdy. Na to samo pewnie by wyszło. Jednak teraz mieli większy problem. Tajemniczy nieznajomy, który zdecydowanie za dużo wiedział. Na dodatek tą wiedzą szpanował co za bardzo się nie podobało wojownikowi z Vegety.
- Nie trzeba było tyle pić królewno. Głowa już nie ta, co dwa lata temu. – mruknął złotowłosy z lekką nutą ironii w głosie. Po chwili Super Saiyanin zaczął wyjaśniać dziewczynie co się zdarzyło w barze, kiedy postanowiła odpłynąć do świata jednorożców i innych kóz.
Kiedy Vivian wreszcie ogarnęła co się wokół niej działo, to wojownik mógł wysłuchać długiego dialogu nieznajomego o toksynie, którą Vrang nafaszerował przyjaciółkę Zahne’a. Syn Aryenne dopisał sobie kolejną rzecz do listy rzeczy do zrobienia. Wypruć flaki małej, zielonej gliście. Lazurowooki stał z boku i obserwował to co się działo. Z każdym kolejnym słowem obcego mimowolnie zaciskał pięści. Po raz kolejny osoba, która coś dla niego znaczyła musiała cierpieć. Przez jego głupotę i arogancję. Może wcale się nie różnił od innych dzieci elity i Saiyan. Może po prostu był rządnym władzy, siły i posłuchu gnojkiem, który uważa, że wszystko może. Jak na razie wszystko się na to składało. Odkąd tylko tu przybyli myślał nie mózgiem, a mięśniami. Prawie przyprawił o zawał cywila, zaś później rozpoczął bójkę w barze, w wyniku, której mógł narazić misję, a co gorsza, naraził swoją towarzyszkę. Dlaczego to zrobił? Chciał się popisać? Pokazać jaki to on nie jest? No to właśnie widzi. Jest tylko zwykłym śmieciem, któremu odrobina mocy rzuciła się na mózg. Pięści Nashiego były niemal białe, lecz on cały czas je zaciskał. Pod koniec przemowy zakapturzonego nie wytrzymał. Uderzył w najbliższą ścianę z taką siłą, że zostało w niej dość pokaźne wgłębienie. Raz był wściekły na siebie. Na swoją głupotę.
- Ej ty! Nie rozwalaj mojego domu. Może się trochę hamuj smarkaczu, co? – warknął nieznajomy, podchodząc do wojownika, jakby chcąc mu jeszcze coś powiedzieć. Po chwili jednak zrezygnował. Złotowłosy tylko westchnął.
- Tak sobie wmawiaj pszczółko. – powiedział uśmiechając się lekko. – Wybacz.
Po tych słowach oparł się o ścianę i tylko obserwował. Starał się zaniżać swoją energię najbardziej jak tylko mógł. W dalszym ciągu był nieufny do tego osobnika. Jak się później okazało miał rację. Za dobrze orientował się w tym jak działa armia Vegety. Na dodatek wymienił doskonale znane młodemu Saiyaninowi nazwiska. To już nie były przelewki. Mało osób zna tak doskonale stare rody. Żołnierz odbił się od ściany w tym samym momencie, kiedy Vi zadała mu pytanie.
- Tak kilka. – rzekł podchodząc do nieznajomego. – Na początek nie mieszaj jej w nasze sprawy. Ty też pochodzisz z elity co nie? Za dobrze znasz obyczaje Vegety i stare rody.
- Wpadłeś na to teraz? Geniusz. – mruknął nieznajomy. Nashi prychnął i już chciał minąć zakapturzonego, kiedy ten dostrzegł srebrny wisiorek. Dotychczas był ukryty pod zbroją, lecz w trakcie ostatnich wydarzeń musiał wydostać się na wierzch. Obcy podniósł dłoń, jakby chciał dotknąć naszyjnika. – Co ty masz na szyi?
- Nie twoja sprawa. – warknął żołnierz odpychając dłoń. Jednak tajemniczy wybawiciel nie miał zamiaru tak łatwo się poddać. Złapał Zahne’a za ramie. To wystarczyło. Syn Aryenne podkręcił poziom mocy do trzydziestu tysięcy jednostek, równocześnie wzbijając złotą aurę.
- Mówiłem, żebyś się odwalił. – powiedział chłopak przyjmując gardę. Lecz na nic to się zdało. Tajemnicza osoba w płaszczu tylko pstryknęła i Raziel poczuł jak całe jego ciało kamienieje. Nie mógł się poruszyć nawet o milimetr. Zupełnie jakby doznał pełnego paraliżu ciała. Obcy jednak na to nawet nie patrzył. Podszedł szybko do złotowłosego i ściągnął jego naszyjnik.
- Ej zostaw to! – warknął chłopak, starając się wyswobodzić. Nie mógł pozwolić sobie na stratę tego wisiorka. To była jego ostatnia pamiątka po matce. Naszyjnik był dla niego tym, czym kurtka Axdry dla Vi. Ostatnim połączeniem. Obcy w międzyczasie otworzył wisiorek i przez moment wpatrywał się w zdjęcie. W następnej sekundzie podszedł do żołnierza wojsk Vegety. Podetknął mu otwarty naszyjnik pod twarz.
- Skąd to masz?! – powiedział, zaś jego twarz kipiał gniewem.
- Od mojej matki! To ostatnia moja pamiątka po niej! Oddawaj, bo cię zabiję! – odparł Raz. Był wściekły, że ktoś ośmielił się dotknąć jego rzeczy. Jednak nieznajomy zrobił coś czego się chłopak zupełnie nie spodziewał. Zdjął paraliż z niego i oddał mu naszyjnik. Syn Aryenne założył pamiątkę jak najszybciej mógł i patrzył z pode łba na swojego rozmówcę.
- Wyrosłeś Raziel. Dorosłeś. Jesteś tak samo przystojny jak twój ojciec. Jednak zastanawiam się, czy zmądrzałeś chodź trochę. – rzekł osobnik.
- Skąd mnie znasz? Kim do cholery jesteś? – powiedział Saiyanin kompletnie zbity z tropu.
- Kimś kogo bardzo dobrze znasz. Albo powinieneś znać. – rzekł obcy i ściągnął kaptur.
Nieznajomy:
Okazało się, że ich rozmówca to kobieta. Długie czarne włosy opadały jej na ramiona, zaś ciemne oczy wpatrywały się ze smutkiem i miłością w chłopaka. Młody Zahne na ten widok zupełnie oniemiał. Jego włosy stały się znów czarne i lekko opadły. To był szok, którego nie spodziewał się przeżyć. Zdołał wykrztusić tylko jedno słowo.
- Mama?

Occ:
I tym akcentem można by było zakończyć odcinek.

Początek treningu
avatar
Ósemka
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013


Identification Number
HP:
Część mieszkalna 9tkhzk0/0Część mieszkalna R0te38  (0/0)
KI:
Część mieszkalna Left_bar_bleue0/0Część mieszkalna Empty_bar_bleue  (0/0)

Część mieszkalna Empty Re: Część mieszkalna

Sob Maj 03, 2014 8:52 pm
Raziel nie rozmawiał z nią. Większą uwagę skupiał na rozmówcy i ledwo trzymał nerwy na wodzy. Może było to za dużo powiedziane, ale denerwował się. Vivian nie musiała specjalnie się wysilać by to widzieć i nie chodziło wyłącznie o zaciśnięte z całej siły pięści. Skoki energii, drgnięcie szczęki, nieznacznie zmrużone powieki oraz spojrzenie jak lodowa góra. O, nie wspominając o nagłym skurczu ręki, który kazał upiększyć ścianę ładnym kraterem.
Halfka uniosła lekko brwi i posłała znaczące spojrzenie chłopakowi. Niech trochę nad sobą panuje. Byli w… Specyficznej sytuacji. Na dodatek cień otępienia, który powoli parował z jej umysłu pozostawiał ją w niejakim otępieniu. Vrang pożałuje, że z nią zadarł, może być pewien, że ten jego pistolecik zostanie wepchnięty mu do gardła. Chyba, że Raziel ją uprzedzi. Długo w okolice baru nie będą zachodzić, a samej burdy mogli uniknąć. W chwili obecnej naprawdę postawiono ich przed faktem dokonanym, może przez jej wybryk… Choć jak miała przewidzieć, że zostanie nafaszerowana prochami? Szlag, zawali. Prawdopodobnie ktokolwiek był celem ich misji, musiał już wiedzieć, że dwójka nastoletnich Nashi węszy na Konack. Sprawy mogły się potoczyć znacznie gorzej. Gdyby nie tajemniczy wybawiciel, Vivian mogłaby zginąć. Z drugiej strony mógł też blefować i nic jej nie groziło, a całe to przedstawienie służyło zaskarbieniu ich zaufania. Naprawdę nie wiedzieli na czym stoją. Wojsko uczy zbyt podejrzliwego sposobu myślenia – ale to często ratuje życie.
Nawet odpowiadając na jej pytanie, Raziel nie zwrócił się do niej bezpośrednio, ale warknął w kierunku zakapturzonej postaci. Vivian odruchowo poprawiła kołnierz kurtki i naciągnęła podarty rękaw, szczerza mają ochotę coś dorzucić do konwersacji od siebie. Spasowała, ale jeśli zielonooki przekroczy granice zainterweniuje. I on i obcy wyraźnie grali sobie na nerwach, a każde kolejne słowo podsycało napięcie.
Rzeczywiście, on był z Vegety.
- Elita, nie elita, masz żołnierski chód. – dodała cicho dziewczyna, a jej wypowiedź rozeszła się bez echa. Krok obcego był mocny i pewny, jak przystało na wojownika. Mogła sądzić, że nie bez powodu chowa swoją energię.
Zerknęła znów na chłopaka. Rzadko zdarzało się, żeby to Ósemka powstrzymywała go od czegoś. To ona z tego śmiertelnego duetu była bardziej szalona, nieprzewidywalna i porąbana. Tej nocy Raziel wydawał się wyjątkowo wzburzony, i podejrzewała, że wie, dlaczego. Chociaż był z elity, to robił wszystko by się wyłamać – sam fakt, że się z nią zadawał wiele o nim świadczył. Powstanie halfów miało miejsce parę stuleci temu, ale na mieszańców zawsze patrzono inaczej. Do tego wywyższanie się statusem, bogactwem oraz siłą było na porządku dziennym. Raziel nie robił ani jednej z tych rzeczy, więc porównywanie go do „typowego przedstawiciela Saiyanskiej elity” musiało zaboleć. Bójka w barze mówiła co nieco o tym, że mu też zdarza się zapomnieć i komuś strzelić w mordę, ale ich rasa w końcu tak ma.
Sprawy przyjęły nieoczekiwany obrót, sprostowując, jeszcze bardziej zagmatwany niż wcześniej. Vivian dotknęła skroni starając się wymyślić jakieś logiczne wyjście, gdy nagle Saiyan przekroczył granicę wchodząc na SSJ i jawnie unosząc pięści. Jakby bójka niecałą godzinę temu niczego ich nie nauczyła. Dziewczyna uniosła głowę błyskawicznie.
- Raziel, dosyć! – ostrzegła, jednocześnie otwierając szerzej oczy.
Nashi zastygł w miejscu i choć próbował wyswobodzić się z niewidzialnej siły, jaka go trzymała, nie potrafił. Dopiero wtedy dziewczyna dostrzegła co było celem nieznajomego i dlaczego chłopak tak się wściekł. Srebrny medalion, memento, pamiątka Raziela, z tym samym łańcuszkiem, który naprawiła po tym jak znalazła wisior na sali treningowej. Powód jego gniewu był jak najbardziej uzasadniony, a fakt, że je przyjaciel tkwił jak słup soli na łasce za dużo pozwalającego sobie cwaniaka tylko przechylił czarę.
W tym samym miejscu co stała, wytworzyła w dłoniach dwa Kienzany nadając im wielkość sporych talerzy. Dyski wirowały, gdy wpatrywała się spod łba w zamaskowanego, ale ten… Ten nawet nie zwrócił na nią uwagi. Toż to kolejny etap ignorancji.
Już chciała warknąć, gdy więzy puściły a obcy oddał Razielowi medalion. A następnie przemówił. Czy ktoś powie jej co się tu dzieje? Tarcze znikły i Vivian wyprostowała się, tak jak chłopak bacznie wpatrując w nieznajomego… Jego głos się zmienił. O ton złagodniał, ocieplił, ale miał w sobie stałą surowość. Zaraz, ten głos…
Sekundę zanim odsłonił swoje oblicze Ósemka zrozumiała, że to kobieta.
Jej twarz była piękna, niemalże idealna. Czarne oczy wyrażały wszystko to, czego słowa powiedzieć nie były w stanie. Krucze kosmyki zgodnie z saiyanskim genotypem sterczały na głowie we względnym porządku, trochę rozczochrane przez zdjęcie kaptura. Raziel wpatrywał się w nią jak w obrazek, uspokoił momentalnie i oniemiałym głosem wypowiedział jedno słowo.
Aryenne Zahne. Szanowana Kiui, dowódczyni oddziału Siedemnastego, zwierzchniczka Axdry, brata Vivian oraz postać, którą uważano za zmarłą przez dziewięć lat. Miała zginąć na jakiejś odległej planecie, a stoi przed nimi cała i zdrowa.
Ósemka była nie mniej zdumiona od chłopaka. Widziała kilka razy ten medalion, wiedziała, jak zabolało nagłe zniknięcie matki z jego życia. Od urodzenia była sama i się do tego przyzwyczaiła, nie miała żalu do rodziców. Nie znała własnej rodziny i nie mogła się odnieść do tego co czuje Raziel, ale czasem sposób w jakim opowiadał o matce, ojcu, sprawiał, że czuła nieokreślony smutek. O czym teraz myśli chłopak widząc ukochaną osobę przed sobą, która rzekomo była martwa te wszystkie lata?
Na to jedno słowo Aryenne zareagowała delikatnym, bolesnym uśmiechem, po czym zrobiła krok i objęła mocno Raziela. Gest był tak szczery, aż Vivian poczuła się nie na miejscu. Wycofała się pod ścianę, splatając dłonie na piersi i obserwując scenę kątem oka. Kim ona jest, by miała prawo ingerować w tę osobistą chwilę? Jakby przed chwilą kobieta nie ochrzaniała ich oboje za głupotę oraz młodzieńczą pewność siebie. Ósemka mogłaby wtopić się w starą ścianę. Czuła, że nie powinna tu być w tym momencie, ale z drugiej strony… To nie były okoliczności szczęśliwego pojednania, tu kryło się coś innego, bo po co Kiui mieszkałaby na Konack, w dodatku w takim piątej klasy mieszkaniu? Przeczucie, mówiło Vivian, że nie było tak różowo.
- No dobrze… – wetchnęła Aryenne puszczając syna i przyglądając mu się. – To nie zmienia faktu, że namieszaliście i to ostro jak najgorsi gówniarze. Powinniście przeczekać chwilę nim ruszycie oskalpować Vranga, bo może się skończyć równie nieprzyjemnie, a mnie tam może nie być. Jeśli chodzi o tę sprawę, to znam kilka ciekawostek i mogę się nimi z wami podzielić, jednakże… Raziel, byłam w tym barze cały czas, widziałam, coście wyprawiali. Mój syn powinien mieć więcej rozsądku by nie pchać się w durne, pijackie burdy. Nie tak Cię z ojcem wychowywaliśmy. – gdy Raziel już otwierał usta by coś powiedzieć uniosła palec. – Nie pyskuj matce.
Vivian w tle zamrugała oczami, po czym podrapała się w tył głowy z niepewnym, nieco kpiącym uśmiechem. Rodziny, a tym bardziej matki nie ma co zrozumieć, prawda? Chłopak chyba również nie tego oczekiwał, bo wydawał się zwyczajnie spięty.
- Zaczyna się.- Raziel mruknął cicho patrząc na Ósemkę, po czym przeniósł wzrok na Aryenne podnosząc głos. – Cieszę się, że cię widzę mamo, ale mam jedno zasadnicze pytanie… Gdzieś ty do cholery była przez te 9dziewięć pieprzonych lat?!
- Nie takim tonem młody Saiyanie. – oczy kobiety zwęziły się, ale Vivian wyczuła delikatne drgnięcie w jej tonie.
- A jakim mam mówić? Wiesz jak wyglądało moje życie? – z głosu chłopaka wylewała się gorycz. – Straciłem matkąmatkę, a mój ojciec żonę. Czułem się jakby jakaś cześć mnie umarła. Sam nawet chciałem umrzeć. Więc może wyjaśnisz, dlaczego postanowiłaś skrzywdzić osoby, które niby kochasz?
- Mogę Ci powiedzieć Raziel. Wątpię jednak, że zrozumiesz. – spuściła głowę, nie przestając patrzeć mu w oczy.
- No to sprawdź mnie. Przez te kilka lat nauczyłem się jednej rzeczy. Nigdy nie wiesz czym życie Cię zaskoczy. – odparł ostro podnosząc wyżej spojrzenie.
I tak oto szczęśliwe pojednanie przechodziło stopniowo w rodzinną kłótnie. Vivian westchnęła nieznacznie podchodząc do Raziela i klepnęła go lekko w łopatkę. Nie był to wyszukany gest, ani coś, na co można by od tak zwrócić uwagę… Stanęła nieopodal, tak tylko… Żeby wiedział, że jest. Wiedziała, że gdyby Axdra wyskoczył nagle spod ziemi, to też byłaby pełna pretensji, chociaż bardziej prawdopodobną wersją byłoby to, że wypłakiwałaby oczy zaraz po solidnym spoliczkowaniu drania.
~Aryenne czuje się winna, a jednocześnie nie ma wyrzutów sumienia.~ W głowie Vivian pojawiła się ta dawna cząstka,, która tak wszystko obserwowała i rozważała nad drugim dnem każdej sytuacji. ~Jest dumna. Zniknęła, ale… Nie prosi o wybaczenie. Cokolwiek powie, widać, że nie chcę błagać o drugą szansę.~ Te oczy były nieustępliwe i silne. W jakiś dziwny sposób wydały się jej znajome, aż poczuła ciarki na plecach.
- Siedemnastka była jednym z najlepszych oddziałów, choć z powodu mojego sposobu trzymania dyscypliny nie była popularna. Dziewięć lat temu kazano nam wyruszyć na misję by zbadać poważne zakłócenia przy zwykłej jednostce zwiadowczej. Nie wiem czy to było... Przeczucie, ale kazałam zostać świeżej krwi w Akademii, polecieliśmy my, najstarsi, najbardziej doświadczeni, Kiui i Natto. – Aryenne odgarnęła kosmyki włosów z twarzy, a jej usta drgnęły wykrzywiając się gorzko. – Od samego początku coś było nie tak. Moi ludzie znikali stopniowo, rzekomo pomagając zwiadowcom. Jednak okazało się potem, że nie była to zwykła, szara grupa, która trafiła na trudności i wymagała naszego wsparcia. To byli zabójcy. Po cichu wyżynali tych, z którymi walczyłam ramię w ramię podczas wielu bitew. Śmierdzący tchórze! W ostatniej chwili, gdy została nasz tylko trójka Avrick użył techniki destrukcyjnej, wysadzając wszystko w powietrze. Mi udało się zbiec, im nie. Potem społeczeństwo Vegety usłyszało oficjalną wersję, że zostaliśmy w pień wyrżnięci. Nie było to do końca kłamstwem, przemilczeli tylko kto kogo zabijał…
Oczy kobiety zalśniły smutkiem. Była twardym żołnierzem, ale strata tylu towarzyszy byłą bardzo bolesna. Vivian mogła podejrzewać, jak musiała cierpieć. Też fakt, że nie mogła wrócić na rodzinną planetę, bo zaraz i ją by zabito wydawał się oczywisty.
- Chciałam się dowiedzieć co to mam znaczy i czemu armia wybija własnych żołnierzy. Prawda nie była łatwa. Nashi oraz kadeci pozostali w moim oddziale zostali wysłani na rekonesans kilka lat temu i również wybici. Chodziło o któregoś z nich, nie o nas. Wygląda na to, że któryś z tych młokosów dowiedział się czegoś, czego nie powinien i cała Siedemnastka zapłaciła za to życiem. Mogłam ich posłuchać. Przed odlotem jeden chciał ze mną porozmawiać o czymś ważnym, a ja zbagatelizowałam sprawę. – Kiui odwróciła się od nich, odchodząc pod ścianę. Widocznie Raziel miał coś po niej, bo ona również upatrzyła ścianę odciskiem swojej pięści. – Dalej nie wiem co się stało i czego się dowiedział. W każdym razie zostaliśmy wyklęci i mało kto o Siedemnastce pamięta. Ja nie żyję na Vegecie Raziel i tak musi być. W przeciwnym razie zostałabym stracona, a pewnie i przeszłoby to na Zidoracka i Ciebie. Nie chciałam tego więc… Pozostałam w cieniu. To wszystko synu…
Zapadła chwila ciszy.
- Ja... Ja nie wiedziałem. Słyszałem o Siedemnastce, ale to się nie mieści w głowie. Chociaż nie wróć. Dwa lata temu omal mnie nie zabili, więc chyba dalej coś do nas mają - powiedział chłopak, zaś po jego policzku popłynęła łza.
- Nikt nie wiedział Raziel. W tym właśnie rzecz. Nikt nie mógł nawet podejrzewać… – Vivian podeszła do chłopak obejmując go jednym ramieniem. Krótki, mocny, żołnierski uścisk.

OOC ---> Początek treningu


Ostatnio zmieniony przez Ósemka dnia Sob Maj 03, 2014 9:04 pm, w całości zmieniany 1 raz
Raziel
Raziel
Succub Admin
Succub Admin
Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013

Skąd : Rzeszów

Identification Number
HP:
Część mieszkalna 9tkhzk750/750Część mieszkalna R0te38  (750/750)
KI:
Część mieszkalna Left_bar_bleue0/0Część mieszkalna Empty_bar_bleue  (0/0)

Część mieszkalna Empty Re: Część mieszkalna

Sob Maj 03, 2014 8:58 pm
Aryenne patrzyła na tą scenę, zaś na jej twarzy zagościł delikatny uśmiech. Cieszyła się, że po tylu latach udało jej się spotkać ze swoim dzieckiem. Zmienił się, lecz dalej był jej małym szkrabem. Dzieci zawsze będą najważniejsze dla rodziców, zaś oni będą się starali jak najbardziej by je chronić. Nawet za cenę swojego własnego życia. Po chwili jednak odchrząknęła, by zwrócić na siebie uwagę dwójki nastolatków.
- Raziel. Czy to twoja dziewczyna?– powiedziała kobieta uśmiechając się delikatnie. na te słowa chłopak i dziewczyna odskoczyli od siebie jak oparzeni.
- Nie! – krzyknęli niemal jednocześnie, patrząc się na ciemnowłosą ze strachem w oczach. Jeszcze tego by brakowało by kochana mamusia Raza, zaczęła parować ich ze sobą. Pani Zahne uśmiechnęła się jeszcze szerzej widząc reakcję swojego syna i jego koleżanki. To był jeden z przywilejów rodzica. Wprawianie swojego dziecka w zakłopotanie. Raziel w tym czasie musiał ochłonąć, po tym czego się dowiedział. Wiadomość o tym, że jego matka żyje to jedno. Lecz spotkanie jej na żywo to było coś, co przekraczało jego zdrowe myślenie. W życiu się nie spodziewał, że ponownie będzie mógł porozmawiać ze swoją rodzicielką. Popatrzyć na jej twarz, która prawie wcale się nie zmieniła. Poczuć bicie jej serca. To wszystko było zbyt ciężkie. Vivian natomiast nigdy wcześniej nie wyglądała na tak stropioną i najzwyczajniej zdumioną. Zazwyczaj trzymała się z dala od wielkich skupisk ludzkich, a z poznawaniem nowych znajomych miała spory problem. Ciężko jej było się nawet przełamać z Eve, którą jako tako uratowała wcześniej. Natomiast teraz poznała matkę swojego partnera, oraz dowódczynię oddziału, w którym służył jej przybrany brat. I kto teraz powie, że życie nie ma spaczonego poczucia humoru?
- Więc kim ona jest? – zapytała Aryenne Zahne, zakładając sobie ręce na piersiach i bacznie się wpatrując w swojego pierworodnego. Jej oczy były tak samo przenikliwe, jak szmaragdowe tęczówki Raza. Jeśli Vivian by się przyjrzała to zobaczyła dość olbrzymie podobieństwo między nimi. Te same kości policzkowe, ta sama mimika twarzy. Nawet ich uśmiech był identyczny. Widać, że chłopak przejął wiele genów po swojej rodzicielce. Lecz teraz musiał odpowiedzieć na pytanie, i lepiej by się pospieszył.
- Mamo pozwól, że przedstawię Ci moja partnerkę. Vivian Deryth. Vivian poznaj moją matkę. Aryenne Zahne. – rzekł ciemnowłosy przedstawiając sobie panie zgodnie ze zwyczajem. Starsza osoba, o wyższej randze zawsze była wymieniana wcześniej i pierwsza podawała dłoń. W tym przypadku status matki wyraźnie przekraczał wszelkie inne rangi. Matka to nie nazwa. Matka to stan umysłu. Vivan ukłoniła się z szacunku do kobiety o randze Kiui i równocześnie matki Raziela. Wiedziała już jakim osobnikiem jest zielonooki. Zaś dzieci zazwyczaj są zbieraniną genów po swoich rodzicach. Z tego co już zdążyła zauważyć to pani Zahne do głupich, ani słaby nie należała. Ciekawe jak z innymi cechami charakteru. Niestety tego się na razie nie mogli dowiedzieć, gdyż zdarzyło się coś dziwnego. Ciemnowłosa po usłyszeniu imienia blondynki znieruchomiała. Wpatrywała się swoimi ciemnymi jak bezdenne studnie oczami w Halfkę. Badała całą jej postać. Od stóp, poprzez nogi, następnie brzuch, tors i ramiona, by skończyć na twarzy i szopie złotych włosów. Jej wzrok był jakby odległy. Jakby w jednej sekundzie ta kobieta odpłynęła do innego świata, w tym zostawiając tylko ciało.
-Mamo? Wszystko w porządku? – zapytał młody Nashi, podchodząc bliżej Aryenne. Jej wzrok był utkwiony w Vivian, zaś jej usta poruszały się nieznacznie.  Wyglądała, jakby zupełnie nie usłyszała pytania swojego syna.
- Vivian. Czy to naprawdę ty? – powiedziała cicho robiąc krok w stronę dziewczyny. – Moja mała Vivian?
W następnej chwili sprawy potoczyły się błyskawicznie. Matka Raziela  podeszła do panny Deryth i odgarnęła jej kosmyk blond włosków. Ciemne oczy badały uważnie twarz dziewczyny, zaś ich właścicielka zupełnie nie zwracała uwagi na to, że jej obiekt zainteresowania zaczyna być czerwony jak burak. W chwilę później Aryenne zamknęła Vi w mocnym uścisku. Tuliła ją jak dawno nie widzianą osobę, co było dość dziwne, gdyż dziewczyna spotkała się z panią Zahne po raz pierwszy w swoim walniętym życiu.
-Raziel, pomocy. – zdołała wyszeptać dziewczę z pod silnego uścisku kobiety. Jak tak dalej pójdzie to połamie jej wszystkie żebra. Dziewczyna musiała kilka razy poprosić o pomoc, gdyż chłopak stał jak skamieniały. Cała ta sytuacja była irracjonalna. Wróć, ona się w ogóle nie powinna zdarzyć. Syn Aryenne patrzył jak jego matka przytula obcą dziewczynę. To już było przegięcie. Albo wszyscy nagle oszaleli, albo ciemnowłosy doznał wylewu i ma teraz zwidy. Innego wytłumaczenia tej sytuacji nie było. Odchrząknął krótko  by zwrócić na siebie uwagę rodzicielki, lecz ta najzwyczajniej w świecie olała swojego syna. To już było wredne. Nashi podszedł do ciemnowłosej i klepnął ją delikatnie, lecz stanowczo w ramię. Czas przerwać ten cyrk.
-Wybacz, że przerywam te czułości. Ale może łaskawie powiesz co Ci padło na mózg, że prawie połamałaś obcej dziewczynie żebra. – rzekł chłodnym tonem Saiyanin cały czas wpatrując się w matkę. Ta najwyraźniej się ogarnęła, gdyż puściła blondynkę i lekko się odsunęła z zakłopotaniem w oczach. Vivian zaś zaraz wzięła się do macania ciała, czy przypadkiem coś jej nie pękło po tym olbrzymim wybuchu czułości.
- Tak. To chyba czas, żebym powiedziała coś o mojej przeszłości. – rzekła kobieta i gestem dłoni pokazała dwójce nastolatków żeby usiadły. Zapowiadało się na dłuższą opowieść.
- Sześć miesięcy po twoich narodzinach Raziel musiałam wrócić do służby. Byłam już Natto i nie mogłam sobie pozwolić na zbyt długie przerwy w pracy. I tak opuściłam służbę na dwa miesiące przed twoim przyjściem na świat. Zostałam wysłana na prostą misję badawczą na planetę Ziemię. Może o niej słyszeliście. Nic trudnego. Obserwowanie flory i fauny tej planety oraz sprawdzenie czy jej mieszkańcy mogą być jakimś zagrożeniem dla nas. Od razu można było zauważyć, że ludzie to są dość ciekawe istoty. Niby żyją wspólnie, lecz czasami w olbrzymich odległościach od siebie. Zajmują się też wieloma rzeczami i raczej mały procent ludzkości ma zadatki na wojowników. Lecz i tak większość z nich była dość słaba. Doświadczeni Nashi poradzili by sobie z nimi bez problemu. Obserwowałam ich i robiłam notatki, równocześnie co kilka tygodni zmieniając swoje miejsce położenia. Chciałam zobaczyć wszystkie miejsca na tej planecie. Po trzech miesiącach wróciłam na Vegetę. Miesiąc po powrocie odkryłam, że jestem w ciąży.
- Byłaś w ciąży? Ojciec na pewno bardzo się ucieszył. – rzekł chłopak przerywając matce. Po chwili jednak coś do niego dotarło. – Zaraz. Skoro byłaś w ciąży, to jakim cudem jestem jedynakiem?
- Tak. Zick ucieszył się, lecz był jeden problem. To nie było jego dziecko. – rzekła kobieta, po czym zamilkła jakby czekając na wybuch. Jednak nic takiego się nie stało. Raziel wpatrywał się w Aryenne zdumionymi oczami i co chwila poruszając szczęką. Nie mógł jednak wydusić słowa. – Zanim coś powiesz daj mi dokończyć. To nie było zaplanowane. Można powiedzieć, że to była chwila słabości. Twój ojciec jest moja największą radością i miłością, lecz w tamtym czasie byłam sama. Daleko od domu, od ukochanego mężczyzny i dziecka. Ja twarda wojowniczka czułam się samotna i potrzebowałam jakiegoś ciepła. Głupi wybryk, chwila zapomnienia sprawiły, że całe moje życie runęło. Bardzo chciałam, żeby to dziecko było Zicka, lecz testy to wykluczyły. Twój ojciec nic nie wiedział. Do końca myślał, że to jego. Dbał o mnie, a wszyscy nasi znajomi i przyjaciele gratulowali nam. Drugie dziecko, na pewno zdolne jak pierwsze. Będzie kontynuowało wspaniałą tradycję. Lecz nikt nie wiedział, że kiedy prawda wyjdzie na jaw, cały ród Zahne zostanie okryty hańbą. Hańbą przez jedną, głupią kobietę. Im bliżej było dnia porodu tym bardziej się denerwowałam. Ten dzień miał być moim końcem. Przez stres trafiłam do szpitala na obserwację. Poród był blisko więc nie było co ryzykować.
W tym momencie szmaragdowooki wstał i podszedł do ściany. Oparł się o nią czołem nic nie mówiąc. Po chwili się odezwał.
- Kim on był? – rzekł lodowatym tonem. takim, którego Vivian, ani Aryenne jeszcze nie słyszały.
- Kto?
- Ten gnój, z którym się puściłaś! –wrzasnął chłopak, zaś jego włosy na moment stały się złote. W tym samym momencie Aryenne wstała i podeszła do swojego syna. Vivian mogła wyczuć lekki skok mocy od ciemnowłosej kobiety. Ta jednak nie bawiła się we wchodzenie na stan Super Wojownika. Dała ciemnowłosemu Saiyaninowi z otwartej dłoni w twarz z taką siłą, że ten upadł na ziemię. Cios był o wiele mocniejszy niż ten, którym uraczył chłopaka kiedyś trener w szpitalu.
- Zważaj na słowa młodzieńcze. Nie pozwolę ci o nim tak mówić. Jeśli chcesz kogoś winić to mnie. To była wyłącznie moja wina. – rzekła kobieta po czym wróciła na swoje miejsce i nie czekając na reakcję swojego syna zaczęła dalej opowiadać. Nashi wstał i dołączył do nich, lecz jego wzrok był wbity w ziemię. Przez cały ten czas Vivian zaciskała pięści i również patrzyła to w ścianę to, w podłogę. Nie podobało jej się to wszystko.
- A więc wracając do tamtych wydarzeń. – rzekła kobieta wpatrując się w swojego pierworodnego, który starał się ignorować rodzicielkę ze wszystkich sił. – Jak mówiłam, im bliżej było rozwiązania tym bardziej się bałam. Musiałam przez ostatnie tygodnie by przebywać w szpitalu, gdyż ciąża była zagrożona. Raz nawet pomyślałam, że lepiej było by się to dziecko nie urodziło. Przynajmniej nie musiało by przechodzić przez to piekło. Lecz po chwili skarciłam się. Każde życie było cudem i nie mnie było o tym decydować. Dzień przed porodem na moją salę zostało przyniesione dziecko. Należało ono do pewnego Nashiego. Jej ojciec tak samo jak ja poznał na Ziemi kobietę i z tego związku urodziła się jego córeczka. Wiedział, że nie przeżyje, a on sam wkrótce zginął na SEP-907. Planecie gdzie trwała jedna z najkrwawszych rebelii. Misja tam była misją samobójczą. Lecz zanim odszedł mógł pożegnać się ze swoją córką. Był taki jak ja. Złamany przez system. Dziecko chwilę po tym odeszło. Było ze swoją matką, a wkrótce miał do nich dołączyć jej ojciec. W tym samym momencie zgasło światło, a moje dziecko wybrało ten moment na przyjście na świat. Nie mogąc liczyć na interwencje lekarską urodziłam sama. Kiedy zjawili się lekarze było po wszystkim. Martwe dziecko było w moich dłoniach. Zaopiekowali się mną troskliwie, a Zick starał się pocieszać.
- A więc umarło. – powiedział cicho Raziel, jakby w przestrzeń. Nie wiedział czy ta informacja była dobra czy zła. Nie wiedział już nic.
- Nie. Moje dziecko nie umarło. Kiedy urodziłam, postanowiłam ofiarować mu życie. Podmieniłam noworodki, zaś twoja siostra była tak odmienna od Saiyan czystej krwi, że nie pomyśleli, że to może być moje dziecko. Najciemniej jest pod latarnią, jak głosi ziemskie powiedzenie.
- Skoro nie umarło to co się z nim stało? Kim był ten Nashi? Kim ona jest? – zapytał młody Zahne podnosząc wzrok i wpatrując się w oczy matki. Zieleń kontra czerń.
- Nie wiedziałam do pewnego czasu. Dziś wiem, że żyje. Nie wiem czy jest szczęśliwa, nie wiem kim jest. Wiem, że żyje i mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczy. – rzekła Aryenne patrząc na Vivian. Ciemnowłosy patrzył to na swoją przyjaciółkę to na swoją matkę. Nie może być. To niemożliwe.
- Ten Nashi nazywał się… - zaczął Raz.
- Tonrak Deryth. – dokończyła Aryenne. Zahne spojrzał z przerażeniem na Vivian. Blondynka stała jak słup soli w jednym miejscu. Krzesło było przewrócone, lecz ona raczej nie zważała na to co się z nim stało. Pięści zaciskała jak najmocniej mogła, zaś jej wzrok był wbity w ziemię. Czy to mogło być prawdą? Czy osoba, którą znał od ponad dwóch lat. Walczył z nią, pił, śmiał się i kłócił. Czy ona mogła być jego… Siostrą?

Occ:
Treningu ciąg dalszy. Się dzieje
avatar
Ósemka
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013


Identification Number
HP:
Część mieszkalna 9tkhzk0/0Część mieszkalna R0te38  (0/0)
KI:
Część mieszkalna Left_bar_bleue0/0Część mieszkalna Empty_bar_bleue  (0/0)

Część mieszkalna Empty Re: Część mieszkalna

Nie Maj 04, 2014 12:35 pm
Nie. Nie. Po prostu nie.
Przez lata Ósemka trenowała umysł i ciało a okazuje się, że w krytycznych chwilach nie potrafi zachować jasności myślenia. Raziel musiał stawić czoła matce i przyczynie zniknięcia Siedemnastki, ona poniekąd też, ale na to nie była gotowa. Zwyczajnie nie była. Nigdy.
Gdy Aryenne tylko usłyszała jej imię i Vivian wyprostowała się po ukłonie widziała, że coś jest nie tak. Kobieta wpatrywała się w halfkę intensywnie i tak mocno, a jej oczy wyrażały zbyt wiele, że nie mogło to być zwykłe życzliwe spojrzenie. Badała jej sylwetkę, postawę, obejrzała uważnie linię ramion i twarz. Podchodząc bliżej zwróciła się do niej bezpośrednio. Moja mała Vivian. Nie jestem twoja, nie jestem mała… Czemu tak na mnie patrzysz? Nie była w stanie wykrztusić słowa, bo nigdy nie była postawiona w takiej sytuacji. Bójka to jedno, a to drugie. Aryenne dotknęła jej policzka delikatnie, przesuwając jasny kosmyk i lustrując dziewczynę tak intensywnie, jakby czarnymi oczami chciała ją pochłonąć. Nie nawykła do takiej ilości uwagi z wolna czerwieniała, ale szalę przeważył niedźwiedzi uścisk, w jakim zamknęła ją była dowódczyni Siedemnastki. Czując jak z płuc ucieka powietrze odwróciła się do Raziela, który tak jak ona nie wiedział co ma myśleć o tym zdarzeniu. Powtórzyła prośbę kilka razy nim do chłopaka dotarło. W końcu Aryenne zreflektowała się i puściła Vivian, wyraźnie zmieszana. Dziewczyna dotknęła swojego boku, będąc niemal pewna, że żebra przebiły jej płuca i przez to miała trudności z oddychaniem.
Opowieść z przeszłości. Teraz dla odmiany na nią nie patrzyła. Po głowie Nashi chodziła jedna myśl, pytająca w kółko czemu Saiyanka zachowała się tak, jak zachowała i czemu drżała gdy ją objęła? Vivian usiadła na jakimś zdezelowanym taborecie, wbijając uporczywie oczy w podłogę. Gdzieś w jej środku pojawiło się kolejne przeczucie z serii tych dziwnych i pogmatwanych, ale jedyne co mogła w tej chwili to milczeć i słuchać.
Na Ziemi. Half. Vivian nie uniosła głowy słysząc wybuch Raziela, choć chłopak miał do niego pełne prawo. Nie drgnęła nawet gdy poczuła skok mocy czy odgłos zadawanego policzka. Tępym, otumanionym wzrokiem patrzyła to w ścianę to w podłogę czując podskórnie…
Wtedy Aryenne spojrzała na nią niemal tak jak na Raziela. Wbrew jej samej przypomniało się jej ostre, zdecydowane spojrzenie wojowniczki gdy zaczynała opowiadać o Siedemnastce i to, jak niepokojące znajome wydawały się te oczy. Może nie chodziło o kolor, ale o wyraz. Widziała ten sam wzrok i to nie raz. W lustrze.
Na wzmiankę o podmiance niemowląt zwyczajnie wstała zaciskając drżące pięści, z pustym spojrzeniem wbitym w podłogę u swoich stóp i przygryzioną wargą. Nikt nie zauważył jak krzesło zachrobotało i przewróciło.
- Nie…
Tonrak Deryth. Całe życie chciała odkryć imiona i twarze swoich rodziców, by teraz odkryć, że to nie oni. Jakaś część Ósemki była otępiała i milcząca, nie wiedząc jak zareagować na tę nowość, chociaż… To miało sens. Wiedziała, że to prawda, przez… To usposobienie i cięty sposób bycia jaki dzieliła z Razielem. Oboje byli cisi, nie afiszujący się ze swoimi myślami i zdolnościami, nie cierpiący tłoków ani głupoty. Odznaczali się nieco czarnym humorem, dystansem do wszystkiego i walką do upadłego. Kiedyś niby żartem Eve spytała co Vivian widzi w Razielu. Możliwe, że chciała spytać o inne uczucia, ale… Byli do siebie zbyt podobni, by mogła się w nim zakochać. Traktowała go jako przyjaciela, bardziej po partnersku, trochę jak…
Brata.
Nie, to nie jest możliwe. Całe życie była sama, a okazuje się, że ma matkę i ojca, ba, przyrodniego, starszego brata na dodatek. Co z tego jednak? Dalej pozostaje nikim, zwykłym Nashim i bardzo chaotyczną nastolatką. Niewiele się zmieniło przez dwa lata. Nawet gdyby… Gdyby się do niej przyznano, to razem z Aryenne pozostałaby wyklęta. Wybory. Odsunięcie jej jak najdalej wydawało się naprawdę logicznym wyjściem, więc czemu serce ściskała żelazna obręcz?
Prawda została wypowiedziana, ale do Vivian to jeszcze nie dotarło. Nie do końca w każdym razie. Pokręciła lekko głową, jakby przecząc słowom Aryenne.
- Vivian Deryth, Nashi, mam dużo przezwisk, ale najczęściej nazywają mnie Ósemką. Wychowałam się w przytułku, dwa lata temu dołączyłam do armii. – przedstawiła się sucho, nie podnosząc brązowych oczu. – Odkąd pamiętam byłam sama i musiałam dać sobie radę. Nie mówię tego by było mnie wam żal. Nic nie wiedziałam. Bachorom nie ujawnia się tajemnicy wojskowych, chociaż miało być to imię… Domniemanych rodziców. Jedyne co mogłam robić to czekać, walczyć i nie zginąć. Z tym ostatnim było trudno.
Czuła się źle. Miała wielką ochotę się poryczeć bez większej przyczyny, ale wrodzona przekora na to nie pozwoliła. W gardle rosła gula i Ósemka naprawdę nie wiedziała co ma myśleć. To naprawdę mogło być jedno, wielkie kłamstwo, ale… Nie było.
- To ja dałam Ci imię. Gdy przyszli lekarze, okazało się, że Tonrak nie wypełnił formularza i podsunęłam im ten pomysł. Zaraz potem wyprowadzili mnie z sali. Więcej Cię już nie widziałam. – powiedziała łagodniej Aryenne, robiąc krok w stronę dziewczyny. – Włosy i kolor oczu masz po ojcu, ale widzę siebie w tej mimice. Tak samo się uśmiechasz, tak samo patrzysz. I pewnie powstrzymujesz się od płaczu, bo denerwują Cię głupie przeczucia. Też tak mam.
Jaka była szansa, że to się wydarzy? Raziel spotyka matkę, a Ósemka dowiaduje się są jej rodzice. W każdym razie tylko dowiaduje. Szansa jedna na miliona a miała miejsce i nie wiadomo czy śmiać się czy lamentować.
Zgadła. Miała dziwne przeczucia i naprawdę chciała uwolnić łzy, ale słowa kobiety sprawiły, że nie chciała uronić ani jednej, nie tutaj, nie teraz. Wolno rozluźniła pięści, sylwetka przestała być spięta i drżąca. Pozwoliła sobie na jeden, cichy wdech po czym uniosła głowę. Nie patrzyła na Aryenne. Wbijała skołowany, ale wciąż pewny, nawet nieco bezczelny wzrok w Raziela. To charakterystyczne spojrzenie, które widział niemal co dzień przez dwa lata. Następnie Vivian przeniosła z trudem brązowe oczy na matkę, jej matkę przed sobą.
- Nie nienawidzę Cię i nie mam co wybaczać. To prawda, że mnie nie znasz, a ja nie znam Ciebie. Ja… Ja wiem, że to prawda. – przymknęła na moment powieki ostrożnie dobierając słowa. – Nie zmienia to tego, że widzę Cię po raz pierwszy na oczy i nie wiedziałam nawet gdy odchodziłaś. Ta wiedza i tak nic nie zmieni. Mnie tu nie powinno być, jestem obca. To nie mi należą się wyjaśnienia.
Vivian poprawiła kołnierz kurtki, dotknęła kieszeni upewniając się, że nic z nich nie wypadło, po czym jeszcze raz spojrzała na Aryenne.
Jej matka. To nie było łzawe pojednanie, nie mogłaby nawet się zmusić by paść jej w ramiona i się rozpłakać. Nie wiedziała co powinna teraz czuć. Jedyne, co tliło się w Ósemce, to pewne skrępowanie, bo całym tym przedstawieniem zabierała uwagę wojowniczki z jej pierworodnego. On ją znał, kochał, tęsknił. Tymczasem ona nie znała nawet jej imienia.
- To wy powinniście porozmawiać, to Razielowi należy się więcej. On Cię pamięta, ja nie. Jesteście rodziną. Kim jestem, by się wpychać tutaj z butami? – niemal niewyczuwalny ton goryczy zabarwił ostatnie zdanie. Istotnie, kim halfka jest? Znowu poczuła się jak ścierwo bite w piaskownicy. – Poczekam na zewnątrz, macie dużo czasu. Muszę pomyśleć, a z tym też jest u mnie gorzej.
Nie patrząc ani na matkę, ani na brata otworzyła drzwi i wyszła z małego pomieszczenia. Było ciemno. Vivian uniosła się delikatnie w powietrze i usiadła na dachu ubogiego mieszkania, obejmując ramionami kolana. Nie będzie się wtrącać w ich rozmowę. To nie jest jej życie, ona nie zna ich historii. Rzuciła okiem na niebo i gwiazdy. Nie wiedziała, naprawdę nie wiedziała co ma myśleć. Oczy niebezpiecznie się zaszkliły jakby cała gorycz miała zaraz wypłynąć z łzami.
Powoli się uspokajała i to dudnienie cichło. Chwila, jakie dudnienie?
To tylko jej serce przestało tak walić.
Raziel
Raziel
Succub Admin
Succub Admin
Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013

Skąd : Rzeszów

Identification Number
HP:
Część mieszkalna 9tkhzk750/750Część mieszkalna R0te38  (750/750)
KI:
Część mieszkalna Left_bar_bleue0/0Część mieszkalna Empty_bar_bleue  (0/0)

Część mieszkalna Empty Re: Część mieszkalna

Czw Maj 08, 2014 10:12 pm
Kolokwialnie mówiąc wszystko się wzięło i spieprzyło. Wszystko, poczynając od rozeznania, walki, po rozmowę. Takie rzeczy dzieją się w jakichś durnych serialach dla nie mających co robić osobników. Spotkania po latach, odnalezione dzieci i rodzeństwo. Raziel prędzej spodziewał się śmierci niż czegoś takiego. Ciemnowłosy patrzył to na swoją matkę to na Vivian. Był totalnie skołowany zaistniałą sytuacją. To było niemożliwe, przez duże N. Jakim cudem jego partnerka, dziewczyna, którą znał od ponad dwóch lat mogła być jego. No właśnie, kim? Rodzina to było za duże słowo. Znali się, tolerowali, szanowali, a nawet lubili, lecz to jeszcze nie sprawia, że mogą być rodziną. Oficjalnie była jego… przyrodnią siostrą. Młodszą siostrzyczką. Lecz to nie zmieniało nic. Więzy krwi są mocne, lecz jakie mogą być w ich przypadku? Cholera to było za dużo. Żołnierz zacisnął pięści kiedy blondynka zaczęła swoją przemowę. Nie chciał przeszkadzać. A może nie mógł? Był teraz w takim stanie, że ledwo co stał, a co dopiero mowa o rozmowie. Dlatego też stał i słuchał. W tonie dziewczyny chłopak wyczuł nutkę goryczy. Vi mogła udawać przed ich matką twardą, oraz to, że nie zrobiło to na niej wrażenia. Znał ją już tyle czasu i potrafił dostrzec zmianę emocji na jej twarzy, lub w jej zachowaniu. W tym wypadku zaciśnięte pięści i beznamiętny wzrok wbity w przestrzeń mówiły same za siebie. Blondynka była lekko zszokowana natłokiem informacji. Nawet bardziej chyba niż Raziel. On odnalazł zaginioną matkę, zaś Vivian wreszcie dowiedziała się prawdy. Nie wiadomo, który cios był mocniejszy. Jedno można rzec. Ich psychika była w coraz gorszym stanie.
Po krótkiej wymianie zdań panna Deryth, czy też może Zahne postanowiła zostawić ich sam na sam. Nie chciała być piątym kołem u wozu.
- Zaczekaj. – powiedziała Aryenne i już chciał ruszyć w ślad za swoją córką, kiedy poczuła silne uścisk na ramieniu. Kiedy się odwróciła zobaczyła swojego syna. Wyglądał teraz zupełnie inaczej niż wcześniej. Poważny i zdystansowany. Jakby się odciął od tego wszystkiego. Pani Zahne też czasami chciała zostawić cały świat i jego zło za sobą. Lecz nie mogła. Bo na tym świecie były osoby, za które oddałaby swoje życie.
- Zostaw ją. – powiedział spokojnie ciemnowłosy w dalszym ciągu trzymając swoją rodzicielkę. – Daj jej trochę czasu. Musi ochłonąć i przemyśleć to wszystko. Uwierz mi. Znam ją trochę. Odpuść na razie.
Ciemnowłosa popatrzyła ze smutkiem na swojego syna, a zaraz potem na drzwi, za którymi zniknęła jej córka. Wiedziała, że będzie ciężko, lecz nie spodziewała się, że aż tak. Zadziwiające jak jedna decyzja może zaważyć na życiu. Po chwili niezdecydowania Aryenne kiwnęła głową i cofnęła się by ostatecznie usiąść na łóżku. Zielonooki natomiast oparł się o ścianę i wbił spojrzenie w swoją mamę. Zapanowała niezręczna cisza. Obydwoje nie wiedzieli jak zacząć. Może i byli ze sobą bliżej, lecz te dziewięć lat nadszarpnęło zaufanie pomiędzy matką, a synem.
- No więc. – zaczęła powoli Aryenne. Nie słysząc sprzeciwu syna kontynuowała. – Co chciałbyś wiedzieć?
- Trochę i jeszcze więcej. – odparł ironicznie Nashi w dalszym ciągu taksując ciemnowłosą wzrokiem. Jego oczy przypominały lodowce. Brak ciepła był aż nadto widoczny. – Może najpierw powiesz co robiłaś przez ten czas?
- Cóż. Można powiedzieć, że podróżowałam. Starałam się dowiedzieć więcej o wszechświecie, zamieszkujących go rasach. Byłam na wielu planetach, nawet na Ziemi. Lecz cały czas myślami byłam przy was. Nie chciałam się kontaktować by was nie narazić. – powiedziała cicho Aryenne. Wiedziała, że rana, którą stworzyła w sercu swego syna jest głęboka. Nie liczyła na wybaczenie. Przynajmniej nie teraz.
- Bardzo wygodnie. Zrobić sobie dziecko z kimś innym. Potem nic nie mówić, a następnie udawać martwą przez prawie dekadę. Pewnie dobrze bawiłaś się u swojego gacha, co? – rzekł młodzieniec. Jego słowa były ostre, lecz takie miał być. Miały zaboleć jego matkę, tak by żałowała tego co zrobiła jemu i jego ojcu.
- Nie mów tak! Przez cały ten czas starałam się was chronić. Nawet nie wiesz jak mi was brakowało. Nie było dnia, w którym bym o was nie myślałam. Myślisz, że było mi łatwo porzucić swoje dziecko? – powiedziała kobieta, zaś kiedy usłyszała ostatnie zdanie zwiesiła głowę. – Nie. Nie widziałam się z nim.
- Nie wiem. Jedno już porzuciłaś po urodzeniu.
- Jesteś niesprawiedliwy. Pozostawienie Vivian, Ciebie i Zicka było najtrudniejszymi decyzjami w moim życiu. Nie jestem z lodu i naprawdę mam serce po dobrej stronie Raziel. – rzekła ciemnooka patrząc swojemu dziecku w oczy. To już nie był jej mały słodki Razielek, który jak się bał w nocy przychodził szukać w niej strażnika. Teraz stał przed nią zupełnie obcy młodzieniec, który tylko z wyglądu był jej synem. Czy przez swoje decyzje straciła wszystko co kochała? Córkę, męża, a teraz syna?
- To twoja wersja mamo. W każdym razie osoba, która kocha próbuje się jakoś skontaktować z bliskimi. Tobie najwyraźniej pasował taki układ. – powiedział zielonooki z lekkim uśmiechem na twarzy. Wiedział, że trafił w słaby punkt.
- Boże. Kiedy ty stałeś się tak cyniczny?
- Odkąd zostałem pół sierotą. Odkąd musiałem udawać, że wszystko jest w porządku, lecz tak naprawdę cierpiałem! Byłem praktycznie sam, gdyż ojciec rzucił się w wir pracy! Wszyscy mówili, że mi współczują, lecz ja widziałem i czułem. Czułem te fałszywe słowa, które niby miały mi pomóc! Widziałem te spojrzenia, kiedy szedłem gdzieś sam. Stałem się cynikiem, kiedy widziałem jak Changowie porywają mojego przyjaciela! Straciłem wiarę widząc jak opanowany przez pasożyta wojownika przebija moją dziewczynę na wylot! Chciałem odejść wiedząc, że przeze mnie zginął mój kompan! I nikt mi wtedy z rodziny nie pomógł! Ani ojciec, ani ty! Byłe sam jak Vivian! Więc tak. Sporo straciłaś. Mamo. – krzyczał chłopak. Z każdym kolejnym słowem chciał wykrzyczeć swój ból. Miał gdzieś czy sprawia matce ból tymi słowami. Należało jej się to. Za wszystko co go spotkało, kiedy jej nie było. Aryenne przez chwilę stała bez ruchu, lecz zaraz po tym podeszła do syna i przytuliła go do siebie. Trzymała go mocno i nie pozwoliła mu się wyrwać. Tego teraz potrzebował. Wykrzyczenia się i pozbycia negatywnych emocji. Po kilku minutach młody Zahne zaczął się uspokajać.
- Cii. Już dobrze. – mówiła cicho kobieta, głaskając swoje dziecko po głowie. Może już miał prawie dwadzieścia lat, lecz dla niej dalej był jej małym synkiem. – Przepraszam cię za to, lecz obiecuję. Od teraz będę przy tobie i Vivian. Nie pozwolę byście czuli się sami. Macie matkę, która was kocha nad swoje życie.
- Wiem. Po prostu to za dużo do ogarnięcia.
- Rozumiem. Lecz teraz musimy odnaleźć twoją siostrę. Na Konack jest niebezpiecznie po zmroku. – rzekła kobieta wypuszczając ciemnowłosego z ramion. Ten tylko się uśmiechnął.
- Jak ją znam to siedzi na dachu. Daj mi chwilę. – rzekł po czym wystawił głowę przez okno. – Pszczółko, chodź tu na dół. Telefon do ciebie.
Zapowiadał się ciężki wieczór.

Occ:
Koniec treningu
avatar
Ósemka
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013


Identification Number
HP:
Część mieszkalna 9tkhzk0/0Część mieszkalna R0te38  (0/0)
KI:
Część mieszkalna Left_bar_bleue0/0Część mieszkalna Empty_bar_bleue  (0/0)

Część mieszkalna Empty Re: Część mieszkalna

Nie Maj 11, 2014 6:21 pm
Konack nie należało do najcichszych planet. Miejsce handlowe nigdy nie były zbyt spokojnymi zakątkami, nie mówiąc o przepychu i rozgardiaszu targu. Tutaj ciągle się coś działo, prawie jak na Vegecie, gdzie zza małego okna kwatery Vivian dolatywały pokrzykiwania trenerów i echa wybuchów. Ciągła bieganina, brak całkowitej ciszy bywał męczący, ale musiała nauczyć się z tym żyć. Między innymi dlatego często latała ćwiczyć na pustynie. Tam ciszę ubarwiał jedynie szelest przesypywanego piasku i nikły oddech wiatru. Teraz siedziała na dachu mieszkania swojej matki, obejmując kurczowo kolana dłońmi i wspierając brodę o ramię. Patrzyła w bok tępym wzrokiem, który z każdą chwilą robił się coraz mniej szklisty a bardziej twardy.
Nie będzie płakać.
Nie będzie. Nie może.
Oczywiście było to kłamstwo. Prędzej czy później łzy wypłyną, ale nie teraz, nie w tej chwili. Z dala od innych, zamknięta w swojej kwaterze mogła bezpiecznie wypłakiwać oczy. Nie, że tego oczekiwała albo chciała, broń Kami. Nie cierpiała płakać, ale w nocy i w samotności same cisnęły się jej pod powiekami, pomimo usilnych prób powstrzymania i tak płynęły. Wystarczyło już to, że w czasie bitwy roniła łzy, a potem kompletnie rozkleiła się w szpitalu, gdy myślała, że Raziel odejdzie na dobre. Nie, Ósemka nie mogła pozwolić sobie na ten komfort ukazania słabości. Nienawidziła tego w sobie.
Czasem budziła się w nocy z krzykiem, z twarzą zroszoną potem i łzami. Często odruchowo, zanim dźwięk wydobył się z jej gardła zatykała sobie usta, jakby nie chcąc by ktoś to usłyszał. Potem padała na twardą poduszkę, gapiąc tępo w sufit albo kuliła w kłębek, próbując zapomnieć.
Może naprawdę była zbyt miękka, że do tej pory śniły się jej ciała poległych. Widziała zdewastowane miasta, krew, we śnie czuła niknące Ki jak przy reakcji łańcuchowej. Śmierć. Martwych w kałużach posoki, rannych i cierpiących, ale dominowało to paskudne uczucie, że nie była w stanie nic zrobić. Że się bała, była za słaba, nie dość silna. Poczucie winy, ktoś by powiedział, bezpodstawne, ale… Była tam i wszystko widziała. Bolało, że tak niewiele mogła zdziałać. Tsuful pewnie zaśmiewał się w piekle, że chociaż jedna jego ofiara do tej pory roztkliwia się nad tym co zaszło – było, stało się, ale nie mogła zapomnieć. Cholera jasna. To było aż nudne, ale gdy halfka sądziła, że już ma trochę spokoju, w nocy jak na złość w głowie przewijały się migawki z tamtych dni.
Nie straciła tego dnia nikogo bliskiego. Nie znała Vernila, pozostałych, którzy polegli, a jednak… Za empatie płaciła cenę własnego spokoju.
Nie przyznała się nikomu. Nie wspomniała o tym, co się stało po wizycie Tsufula w jej głowie, ani jak bardzo się przejęła całym tym bałaganem. Dusiła wszystko w sobie, pozostając na zewnątrz opanowanym, nieco bezczelnym żołnierzem. I tak miało być.
Teraz coś dotyczyło bezpośrednio jej. Vivian Deryth nie miała rodziców – była pod tym względem bezpieczna. Zero korzeni, zero powiązań i powinności. Nikt o niej nie słyszał, chociaż chciała wiedzieć coś o swojej rodzinie. Typowa bajeczka o halfach, poleci ojciec na misję zwiadowczą na Ziemię a tam urodzi się dziecko z przelotnej miłostki. Jak była młodsza chciała tylko wiedzieć jak mają na imię, zobaczyć twarze osób, które nie dane będzie jej poznać. To było tylko i wyłącznie tyle. Nie prosiła o więcej.
A dostała coś, czego nie mogła nawet się spodziewać.
- Miałam już jednego brata… – szepnęła opierając czoło o splecione dłonie. – Nie prosiłam o drugiego.
Nic to nie pomoże. Z Axdrą nie łączyła jej krew, ale był dla niej ukochany, wrednym, starszym bratem. Raziel jest partnerem w misjach, przyjacielem z którym się droczy, ale nie potrafi do końca na nim polegać, nawet gdy mają w połowie te same geny.
Tak naprawdę nie ufała nikomu do końca, nawet sobie. Nie umiała polegać na innych, dlatego nauczyła się polegać wyłącznie na sobie, by móc potem tylko siebie o coś obwiniać. I tylko siebie nienawidzić.
Ciche przekleństwo wypełzło na usta Vivian, gdy zdała sobie sprawę, że znowu się nad sobą rozczula.
Wzięła głęboki wdech i wolno wypuściła powietrze z płuc. Unosząc lekko głowę ujrzała ze wschodniej strony błyski na niebie. Jak bardzo trzeba być zaabsorbowanym swoimi sprawami, by nie wyczuć dwóch silnych energii walczących na tej samej planecie? Może i Ósemka była świadoma ich obecności, ale wcześniej nie przykuło to jej uwagi – chociaż miała w zwyczaju spychać swoje przemyślenia na dalszy plan. Teraz wsparła ramiona o dach, wpatrując w dal. Nie potrafiła do końca ich zrozumieć, jedną Ki jakby gdzieś, kiedyś czuła, druga była obca. I właśnie ta druga od dłuższego czasu balansowała na różnym poziomie, o wiele potężniejszym niż Raziela albo ona. Dziewczyna wolała pozostać niewyczuwalna, albo z względnie niską, wyczuwalną mocą, tak by nie przyciągać uwagi. Miała nadzieję, że nie będą zmuszeni do konfrontacji z taką energią, bo w tej sytuacji nawet z odwrotem mogło być trudno.
Vivian potarła jasne kosmyki latające wokoło głowy, gdy tamto starcie się skończyło. Lepiej pozostać czujnym, w końcu mają swoje zadanie. Westchnęła, przeczesując palcami zmierzwione włosy, ale niewiele to dało, bo momentalnie wróciły do poprzedniego stanu.
Nie ucieknie od tych myśli. Ma matkę i brata, ojca gdzieś na błękitnym globie też.
Ledwie usłyszała głos Raziela, machnęła dłonią, wzburzając falę telekinetycznego wiatru. Prąd poleciał w dół, przez okno i zmierzwił chłopakowi wybraną przez Eve fryzurę. Vivian uśmiechnęła się półgębkiem do siebie i klepnęła w policzek, ocucając z zamyślenia.
To nic nie zmieniło. Sekret nie zostanie zdradzony, bo mogliby narazić za dużo osób na nieprzyjemności. Vivian pozostanie sobą, Raziel będzie tak samo cięty i sarkastyczny, a gdy wrócą na Vegetę czeka ich żołnierska, twarda codzienność. Tak, chyba tak.
Wstała, otrzepując kurtkę z pyłu i oceniając stan ubrania. Kurtkę warto schować przed następną akcją, bo nie wybaczy sobie, jeśli zostaną z niej same strzępy. Właśnie, warto byłoby spytać Aryenne o Axdrę… Niemniej, pewnie obie wiedzą tyle samo o pyskującym Nashi. Wątpliwe by okazało się, że tak jak dowódczyni Siedemnastki żył, a Ósemka nie chciała się nawet łudzić.
Spłynęła przed mieszkanie i weszła przez okno, przeskakując parapet. Uniosła tylko rękę na znak, że wróciła, następnie splotła obie na piersi i tak jak wcześniej usunęła się pod ścianę. Wzrok, jakby od niechęcenia patrzył w podłogę.
- Raziel, wiem, że nie tego szukaliśmy… – zaczęła cicho Vivian. Szukaj a znajdziesz, jak mówią, ale nie mówią co znajdziesz. - Dalej mamy zadanie do wykonania.
Gdzieś jeszcze nieuświadomione pragnienie chciało opuścić tę planetę, ale nasuwała się kolejna, jakże prawdziwa myśl. Może uciec od Aryenne i prawdy, ale sama przed sobą nigdzie się nie schowa. Czy tak niewiele po niej widać, że już sama nie wiedziała co się z nią dzieje? Tym gorzej dla niej.
Poza tym, nie mogła pozbyć się wrażenia, że jej nie powinno tu być. Kilka słów nie uczyniło z niej członka rodziny Zahne ani nie sprawiło, iż Raziel automatycznie stał się pełnoprawnym bratem. Ah, te skomplikowane relacje… Halfkę dopadła nagła senność. Przetarła powieki szybkim ruchem.
- Po prostu zróbmy, co mamy do zrobienia.
...
Po kilku godzinach Aryenne kazała tej dwójce lecieć za sobą i opuścili jej mikroskopijne mieszkanie.

OOC ---> Koniec treningu
[ztx2] ---> Pustkowie
Sponsored content

Część mieszkalna Empty Re: Część mieszkalna

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach

Copyright ©️ 2012 - 2018 dbng.forumpl.net.
Dragon Ball and All Respective Names are Trademark of Bird Studio/Shueisha, Fuji TV and Akira Toriyama.
Theme by June & Reito