Dragon Ball New Generation Reborn
Dragon Ball New Generation Reborn

Go down
NPC
NPC
Liczba postów : 1219
Data rejestracji : 29/05/2012

https://dbng.forumpl.net/f53-regulamin-i-informacje-ogolne-obowi

Stary Wojskowy Cmentarz Empty Stary Wojskowy Cmentarz

Sro Wrz 23, 2015 6:46 pm
Stary Wojskowy Cmentarz 640?cb=20130511192320

Kiedyś jedno z najczęściej odwiedzanych i szanowanych miejsc, dziś opuszczone i zapomniane przez prawie wszystkich. Odwiedzane tylko przez nielicznych weteranów i kombatantów, którzy jeszcze pamiętają o swoich poległych towarzyszach. Niektóre groby są puste i stanowią tylko symbol, gdyż ciał, które mają zawierać nigdy nie odnaleziono w mroźnych odmętach kosmosu. Czas i agresywna atmosfera planety zrobiły swoje i większość nagrobków czy pomników była już zniszczonych, uszkodzonych lub tak bardzo zanieczyszczonych, że nie dało się odczytać nazwisk osób leżących tam snem wiecznym. Ponure drzewa oraz kilka olbrzymich grobowców górowało nad całym cmentarzem i dawało pewne punkty obserwacyjne. Jeśli ktoś się tutaj przez przypadek dostał tu musiał pamiętać o kilku rzeczach. Menele oraz zwierzęta najlepiej zabijać jak najszybciej. Nigdy nie wiesz na co są chore i co może przenosić ugryzienie.
Vam
Vam
Liczba postów : 151
Data rejestracji : 13/06/2015

Skąd : Nie chcesz wiedzieć... ;>

Identification Number
HP:
Stary Wojskowy Cmentarz 9tkhzk0/0Stary Wojskowy Cmentarz R0te38  (0/0)
KI:
Stary Wojskowy Cmentarz Left_bar_bleue0/0Stary Wojskowy Cmentarz Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.hiroft.blog.pl/

Stary Wojskowy Cmentarz Empty Re: Stary Wojskowy Cmentarz

Sro Wrz 23, 2015 9:43 pm
Nie wiedział nawet, co go tu przywiodło, po prostu kluczył powoli uliczkami, opuścił centrum miasta i dotarł aż tutaj - na stary cmentarz, wypełniony po brzegi, jak zawsze. *Pewnie te martwe ciała spowodowały, że tu dotarłem...Dawno mnie tu nie było...* Powiedział do siebie, po czym stanął na samym środku i wzmógł swe KI, by rozwiać zewsząd zalegający czerwony piasek, choć trochę oczyścić to miejsce. I faktycznie, po paru chwilach drobiny zaczęły się poruszać, coraz szybciej i szybciej, aż na twardym gruncie pozostały jedynie podniszczone, wytarte czasem nagrobki oraz połamana kostka chodnikowa, po której Takeo ponownie rozpoczął spacerować, rozglądając się po nazwiskach na grobowcach, wypatrując jakiś znajomych - w końcu tutaj pewnie znalazłby ich prędzej, niż wśród żyjących mieszkańców, jako jeden z reliktów przeszłości. Idąc, załamywał ręce, widząc dawnych obrońców planety, weteranów, bohaterów w takim stanie. Wszystko było zdezelowane, niedoglądane, aż coś chłopaka ściskało za serce i nie wypuszczało. *Ból zapomnienia. Mnie też to pewnie czeka...* Zacisnął mocno powieki, tłumiąc cisnące się do oczu łzy i podniósł wzrok, stawiając kolejne kroki. W pewnym momencie zamarł, patrząc się na wprost.
Jego wzrok przyciągnęła alejka pełna okazałych grobowców, w większości rodzinnych, należących do społecznych wyżyn wśród wojskowych. Jednakże wiedział doskonale, że jego rodziców tutaj nie znajdzie - osobiście uczestniczył w ich pogrzebie na Kanassie, niedługo przed tym, jak została zniszczona w wojnie kupieckiej. Nie, tym, czego szukał, był inny grobowiec, wcale nie rodzinny, raczej... 'przyjacielski' - jego główny i prawdopodobnie jedyny powód, dla którego ten mężczyzna mimowolnie tutaj przyszedł. Grobowiec formacji Cień, jego druhów.
Okazała, wykończona pomnikiem przedstawiającym coś w rodzaju zwierzyńca krypta, nieco większa, niż pozostałe, choć przygotowana dla pięciu osób - oto był efekt pięcioletniego głodowania i sypiania po motelach, by zebrać odpowiednią sumę i przygotować sobie odpowiedni pochówek. Cała piątka bowiem zdawała sobie sprawę z faktu, że nigdy nikt ich nie uhonoruje w taki sposób, gdy odejdą podczas służby, dlatego jeszcze za życia zbudowali grobowiec, do którego właśnie wchodził ostatni żywy z tej bandy popieprzeńców, lider. *Kapitan odchodzi zawsze ostatni, mówiliście to wiele razy...* Powiedział do siebie w myślach, przejeżdżając palcem po zakurzonym marmurze wewnątrz. Zdjąwszy kapelusz w geście szacunku, zaczął wpatrywać się we wszystkie statuy przedstawiające zwierzęta, symbolizujące każdego z członków ekipy. Wilk oraz Kot na przeciw siebie, wijący się ponad nimi Wąż oraz Żuraw i Jastrząb na środku, pod tylną ścianą. To przywołało u Takeo dwa, bardzo ważne wspomnienia...


Myślałeś, że Cię tu nie znajdę, stary? – Na zamkowym balkonie, do opierającego się o zimną, pokrytą szronem poręcz, długowłosego młodzieńca, którego ubranie przywodziło na myśl wielkiego potwora, który połknął ten strój i wypluł po roku, wpatrującego się w zachód Słońca z nieobecną miną, podszedł wysoki, barczysty mężczyzna w eleganckim garniturze, taksując go przenikliwym spojrzeniem i kontynuując słowotok, umiarkowanym tonem:
- Ja wiem, o czym myślisz. Nie interesuje Cię teraz ta balanga, analizujesz jutrzejsze starcie. – Wyższy i chudszy chłopak odwrócił się w stronę znajomego i odpowiedział, dziwnie beznamiętnym tonem, w którym dobry słuchacz potrafiłby wychwycić delikatną nutkę goryczy:
- Wiesz, jak to jest, kolego. Ostatnio się nie popisałem i on wylądował w szpitalu. Jakby coś się stało Tobie lub temu nowemu, to znowu byłaby moja wina. Muszę wszystko przemyśleć. – Strzelił kostkami palców i splótł dłonie, po czym zaczął kręcić młynka kciukami. Na jego twarzy widać było rozgoryczenie oraz zniecierpliwienie, pomimo spokojnego tonu głosu – Młodszy maskował się idealnie.
- Nigdy w Ciebie nie zwątpiłem i nie zamierzam. Jesteś doskonałym przywódcą. A Kot... Odnajdzie się w naszej drużynie i razem pobijemy tamtych. Inaczej nie jestem Wilkiem, drogi Jastrzębiu. – Obaj uśmiechnęli się pod nosem, a stojący przodem do horyzontu, elegancko ubrany szlachcic, podał młodszemu kielich z winem. Sam uniósł swój i dodał:  „Za jutrzejsze zwycięstwo, sir.
- Za zwycięstwo.
Przez narastający wiatr, pole walki było zasłonięte za sprawą unoszącego się pyłu. Na jego skraju stało trzech wojowników, ubranych jakoby w dym, który smętnie i powoli unosił się z ich ciał. Pokryci czymś w rodzaju czarnego aksamitu z czerwonymi proporczykami na lewych ramionach – Wilka, Jastrzębia i Kota – oraz szparkami na oczy o tej samej barwie, byli nierozpoznawalni od strony prywatnej. Stali na niewielkim wzniesieniu, starając się dostrzec cokolwiek przez chmurę piachu, gdy ta zaczęła opadać i zobaczyli armię, z którą mieli się zmierzyć.
- Pff... Takie coś, to dla nas pestka. – Rzekł z rozczarowaniem w głosie największy gabarytami z trójki, przy aprobacie pozostałych.
Nie wyglądało to jednak na ‘pestkę’. Po drugiej stronie placu czekało na nich tysiąc żołnierzy. Ubrani w ciężkie, mocne pancerze, z miotaczami przytwierdzonymi do lewych dłoni oraz mieczami w prawych.  Nad nimi górował generał – skrzydlaty demon o czerwonej skórze rodem z piekła, rogami zdolnymi przebić najtwardszą skórę oraz płonącymi żywym ogniem oczami. Jednakże oponenci wojska, pomimo druzgocącej przewagi przeciwnika, wzruszyli ramionami i spokojnie oczekiwali na rozpoczęcie walk. Po chwili ruszył pierwszy oddział wojowników, około setki uzbrojonych po zęby członków jazdy, strzelających prewencyjnie i wymachujących bronią.
- Zaczyna się. – Powiedział ze spokojem w głosie najwyższy z grupki, młodzian o proporczyku Jastrzębia. – Według planu, chłopaki. Do boju! – Zakrzyknął głośno ostatnie dwa słowa, po czym przy mikrowybuchu czarnej niczym smoła energii, rozpłynął się w powietrzu. Dwaj pozostali zaszarżowali do przodu – Wilk, posiadając największą siłę fizyczną, pognał do przodu, koncentrując KI w kostkach palców oraz powierzchniach stóp. Gdy tylko dobiegł do początku formacji atakującej, jednym, celnym uderzeniem pięścią, powalił agresora z taką siłą, że ten odleciał na kilka jardów do tyłu, strącając jadących wzdłuż toru jego lotu, kolegów z oddziału. Tymczasem siłacz już podlatywał do następnego i zrzucił go z konia potężnym uderzeniem rodzaju ‘Lasso’ prosto w kark i zaraz leciał do kolejnych. Zaraz za nim leciał Kot, zwinnie dobywając miecza i tnąc naprędce wyciągniętym mieczem, a tym samym przechodząc przez kolejne zastępy wrogów, niczym świeżo naostrzona katana przez styropian. Z każdym następującym pchnięciem, zwodem, flintą, czy zwyczajnym cięciem, ostrze broni pokrywało się coraz większą ilością posoki, która gęstniała szybko w tym dość zimnym klimacie i tworzyła nowy rodzaj pochwy.
Jednakże ta ‘sielanka’ nie trwała długo. Po bardzo skutecznej szarży, dwóch wojowników zorientowało się za sprawą wysłania przez demonicznego generała dwóch kolejnych stuosobowych dywizji, że jednak są w znaczącej mniejszości, a ich siły osłabły. Wilk trzymał fason i dzielnie odpierał następujące ataki wojsk naprzeciw nim, jednakże jego towarzyszowi zaczynało brakować energii. Opadł na kolana, wsparty na broni i oddychał ciężko, nierówno, wpatrując się tępo w glebę i co parę chwil spluwając strużkami gęstej posoki. Ciasny kombinezon z ciemnego dymu zaczął się przerzedzać, ujawniając postać szczupłego mężczyzny średniego wzrostu, wyróżniającego się praktycznym brakiem owłosienia na głowie, nie licząc dziesięciu dredów zwisających z okolic potylicy. Na twarzy widać było zdeterminowanie połączone z zawodem i wściekłością oraz bezradnością – był on na skraju wyczerpania fizycznego, co kolega z oddziału zauważył i w mgnieniu oka znalazł się niedaleko, mówiąc ze słyszalnym podnieceniem obecną sytuacją w głosie:
- Spokojnie, stary. Odpocznij sobie chwilkę, ja dam radę. – Skłamał bez zająknięcia, zdając sobie jednak sprawę z beznadziei sytuacji, w której się znajdowali. Sam czuł, jak straszliwie drżą mu nogi, a płytki oddech nie wystarcza, by zasilić tlenem mięśnie. Robiąc łapczywe wdechy, skoncentrował się i przestał drżeć, ustał ze swoją standardową gardą – ręce do łokci ułożone wzdłuż ciała, zaciśnięte pięści, z czego lewa na poziomie brzucha poziomo, a prawa nieco bardziej z tyłu, na poziomie twarzy pionowo – po czym wyzwolił potężną, bezbarwną aurę, nie pozwalającą przeciwnikom podejść bez większego wysiłku. Po chwili ułożył kończyny w idealnie prostej linii pokrywającej się z twarzą i zawył przeciągle, po czym krzyknął, celując zarówno otwartymi dłońmi, jak i ustami w biegnącą na niego piechotę:
- WOLF CANNON! – Fioletowy promień o niesamowitej sile wydobył się spomiędzy jego warg, a w momencie, gdy mijał szczelinę między dłońmi, wyleciały z nich dwa podobne, oplatając się wokół głównego, tworząc niezwykle skuteczne, spiralne działo. Wojownik ciągle wył, co dodawało tej sytuacji jeszcze więcej wspaniałości. Wiązka energii przebijała się jakby taranem poprzez zastępy wrogów, jednakże wielu z nich nadal trzymało się na nogach, co mogło świadczyć o niesamowitym zmęczeniu atakującego, który zwyczajnie potrafił rozbić dwie setki żołnierzy jednym takim użyciem tej techniki.
*A więc to jednak koniec...* Powiedział do siebie w myślach, po krótkiej analizie sytuacji. *Nie dam rady utrzymywać linii do zakończenia pierwszej fazy planu dowódcy, szczególnie mając pod opieką młodego. To chyba naprawdę koniec...* Opuścił głowę, a jego aura, podobnie jak siedzącego niedaleko towarzysza, rozwiała się, ujawniając postać szlachcica, który był takim optymistą jeszcze pół doby wcześniej. Teraz jednak, dysząc ciężko i szybko, zaciskał pięści w beznadziei, niczym kolega tuż przed paręnastoma minutami. Czuł się bezradny, miał w środku zawód dla oddziału, z którego miał najwięcej energii. *To moja wina...* Szepnął do siebie w umyśle. *Gdybym potrafił wyzwolić w sobie ten gniew... Gdybym nie był taki spokojny... Potrzeba mi tej furii... Jak tak o tym myślę, to nawet zdaje mi się, że słyszę Węża, który wściekle atakuje i nawołuje mnie do porządku... Czekaj, czekaj...* Podniósł wzrok.
- To Ty...?
Czego. – Słowo złożone z połączenia ryku bestii, konającego człowieka oraz syczącego węża, wydobyło się ust wielkiej, czerwonoskórej istoty w ciężkim, płytowym pancerzu obejmującym wszystkie czworo ramion, rogi oraz ogon zakończony ostrym niczym szpada szpikulcem. Tyłem do niego stał salutujący żołnierz niższej rangi, sapiący ciężko, płytko pobierając powietrze do gardła.
- Sir... – Zakrztusił się lekko, po czym kontynuował: - Mamy intruza w naszych szeregach. Niepostrzeżenie przebił się do obozu i planuje atak na pana. Nikt o nim nie wie, nikt go nie widział. – Mówił ciężkim tonem, jakby się dusił, podczas gdy Demoniczny dowódca odwrócił się przodem do niego, trzymając cztery dłonie splecione za plecami.
- A Ty to wiesz, bo...?
- Kazał mi to przekazać, pod groźbą poderżniętego gardła... – W tym momencie na glebę pociekła strużka krwi z szyi mówcy, a ten opadł w tym samym momencie, co nad tyłem głowy odbiorcy zdania, w kłębach gęstego, czarnego dymu pojawiła się najpierw noga, zablokowana opancerzonym ogonem przed ciosem w kark, potem ręce, które nieskutecznie – poprzez blokadę czterech ramion – próbowały wbić sztylety w szparki między płytami zbroi na talii, tam gdzie wychodziły dodatkowe kończyny, a na końcu reszta ciała, w tym druga noga, za pomocą której, zamaskowana postać w czerni wybiła się z barków demona, przeskakując z gracją i opadając lekko naprzeciw niego.
- Pożegnaj się z życiem, gnoju. – Wysyczał agresor, po czym schował sztylety za pas i ruszył do ataku. Z miejsca widać było, iż znał się na rzeczy, gdyż przewidywał większość bloków i uników przeciwnika, wyprowadzając śmiałe i doskonale przemyślane kontry, jednakże nawet niezwykle celne ciosy, przebijające się przez płytówkę wroga, nie był w stanie poważnie go zranić, a przy każdym bezpośrednim trafieniu narażony był na jego druzgocąco silniejszy atak, co kończyło się kolejnymi obrażeniami ciała. Wojownik ukryty w mroku nie poddawał się jednak, tylko nadal parł do przodu, w końcu zależało na tym nie tylko jego życie, ale i losy całej batalii, którą toczyli w tym momencie podwładni obydwu. Na głównym polu bitwy walka mogłaby trwać nawet całe dnie, ale gdy tylko którykolwiek z dowódców by upadł, to przeważyłoby szalę zwycięzców. Dlatego także obaj dawali z siebie wszystko, nie ustępując oponentowi w niczym. Szybkość i zażartość pojedynku nie miała sobie równych, obaj praktycznie znikali i pojawiali się co chwilę, to w zwarciu, to w niewielkim oddaleniu od siebie.
W pewnej chwili, po zderzeniu ciosami, stanęli do siebie plecami w odległości kilku metrów, dysząc ciężko. Rogaty patrzył ze zdumieniem, jak hełm zdobiący jego głowę, rozpada się na maleńkie kawałeczki, a po jego czole spływały cienkie strużki posoki. Tymczasem jego oponent klęczał już na kolanach, trzymając się za prawą stronę talii, plując krwią. I dopóki ten drugi nie upadł niżej, uderzając głową w twardą skałę i krzycząc z bólu, wynik wymiany ciosów wydawał się być wyrównany, jednakże po tym zdarzeniu ewidentnie zdawać by się mogło, że to demon zwyciężył batalię, jak całą bitwę, lecz tuż przed jego twarzą pojawiła się głowa, z całej siły uderzająca go w nos, czym odrzucając na dobrych kilkanaście jardów. Zaraz za czaszką pokrytą cieniem pojawił się tors, tułów, ręce oraz nogi mężczyzny, drżącego w niesamowitej złości, jak i podniecenia. Wyglądał bardzo podobnie do walczącego Jastrzębia, pomimo czego ten podniósł głowę zdziwiony, mówiąc powoli:
- Co TY tu robisz?! Miałeś nie wychodzić z łóżka do końca miesiąca! – Nagle sytuacja siłowa wyglądała, jakby wszystko się pozamieniało. Nowo przybyły skurczył się w sobie i z uległością wysłuchiwał długiej listy obelg, którymi obrzucał go sprawiający wrażenie umierającego młodzieniec. I pomimo faktu, że ten, gdyby tylko chciał, rozgniótłby go małym palcem u nogi, klęknął posłusznie.
- Przepraszam. – Powiedział cicho. – Ale musiałem. Jestem częścią zespołu i po prostu MUSIAŁEM tu być! – Podniósł się z kolan odwrócił do biegnącej na niego taranem, rozwścieczonej, czerwonoskórej bestii. Szybkim ruchem ręki zmienił tor szarży przeciwnika, przez co ten uderzył całym pędem w ziemię. Przybysz wyskoczył w górę i już upadłby łokciem na jego kark, lecz został zatrzymany zarówno przez ogon, który podbił ramię do góry, jak i dwie z czterech rąk, które to złapały go w pół i rzuciły w powietrze. Bestia podniosła się z gleby i zdjęła karwasze, by nabić go na swoje długie pazury i tylko niesamowicie czułe zmysły ocaliły niedoszłą ofiarę ataku przed trafieniem – w ostatniej chwili złapał go za przegub i odbił się od niego, unikając ciosu. Stanął twardo obok towarzysza i w tym momencie pojawili się dwaj pozostali – cała czwórka Formacji Cień była w komplecie.
Na środku formacji stał Jastrząb – chudy, niesamowicie szybki i skoczny, z niezwykle rozwiniętym odczuciem taktycznym, nadawał się idealnie na przywódcę. Po jego prawicy stał Wilk – brutalna siła zespołu, skrywana za stoicyzmem. Najlepszy materiał na prawą rękę dowódcy oddziału. Po przeciwnej stronie przeskakiwał z nogi na nogę Wąż – nieposkromiona furia w czystej, klarownej postaci. Często zatrzymywany przez towarzyszy, gdy wypuszczony na wolność, potrafił siać zamęt i przerażenie pośród swych wrogów. Z tyłu zaś stał Kot – nowa twarz drużyny. Cichy i wiecznie zamyślony, jednak biorąc do ręki katanę, zamieniał piaszczyste pustynie w morza krwi. Wolny duch, nie do końca zgrany z resztą ekipy.
- Miło jest mi zobaczyć was razem... Ciekawe, czy dacie mi radę... – Strzeliwszy kostkami wszystkich dwudziestu palców u rąk, a zaraz potem tymi w karku, ustawił gardę i z lubieżnym uśmiechem na ustach, który nie zwiastował niczego dobrego, oczekiwał natarcia.
- Victoria Bravo, chłopaki! – Zakrzyknął dowódca, po czym zniknął, by po chwili pojawić się do góry nogami nad głową oponenta i chwytając go za nią. Gdy ten próbował wyswobodzić się z chwytu, z potężnym sierpowym podbiegał do niego barczysty wojownik, podczas gdy pozostała dwójka z drużyny atakowała od tyłu wprost pod kolano, jednakże nie dało to nic, gdyż demon w mgnieniu oka pobudził do działania dwa dolne ramiona oraz ogon, by skutecznie zatrzymać serię ataków, wykańczając to złapaniem Jastrzębia za nadgarstki i wbiciem go w glebę. Jednakże bystry umysł stratega był w stanie przewidzieć tę zagrywkę, dlatego powstawszy szybko na nogi, chłopak przekazał reszcie drużyny znaki dłonią, po czym sam przeturlał się między goleniami oponenta i chwycił go mocno za kostki, uniemożliwiając ruch. Trwało to tylko chwilę, bo zaraz zmienił go Wilk, posiadający większą siłę w rękach, dzięki czemu Jastrząb mógł złapać demona ponownie za głowę i wymusić wykonanie 'mostka', korzystając przynajmniej z dwóch rąk. Pozostałe dwie zajmował Wąż, atakując z taką furią i tak nieszablonowo, że nawet jego przełożeni mieliby trudności z wymyślaniem kontr przeciw niemu. Tak więc potworny przeciwnik został bez żadnych opcji obronnych, na pastwę krwistej katany Kota, który nie wahając się ani na chwilę, wbił ostrze w klatkę piersiową, skutkiem czego wszyscy usłyszeli ryk zranionej bestii, drużyna poczuła gwałtowne szarpnięcia, a po chwili wszystko ustało. Drużyna Cień w czwórkę pokonała całą armię i była bardzo zmęczona.


Westchnąwszy ciężko, Takeo powstał z pozycji siedzącej, w której się znalazł, po opuszczeniu świata wspomnień. Lekko zdziwiony, pomyślał sobie, że nowe ciało postanowiło wysłuchać tego, do jakiej perfekcji było doprowadzone to stare, aż zadrżało z ekscytacji. A może po prostu powiało chłodem? Żadna z opcji nie była potwierdzona w stu procentach. Tak czy siak, mężczyzna stał uśmiechnięty i w ciszy salutował swoim poległym towarzyszom. Przed oczami widział ich uśmiechnięte twarze, patrzące z góry, oceniające, dopingujące. Aż chciałoby się wznieść ręce do góry, zakrzyknąć: "Ej, czekajcie tam na mnie! Nie wypijcie całego alkoholu!", lecz Takeo jedynie stał i patrzył przed siebie, z dumą, jako ostatni z czwórki...
- Auu... Tak, tak, wiem... - Złapał się za piekący do czerwoności zegarek i zwrócił wzrok ku posągowi Żurawia, a jego myśli pofrunęły w dal, w stronę ukochanej kobiety...


Takeo, ocknij się wreszcie! Musimy się stąd wyrwać! - Zakrzyknęła niska, czarnowłosa dziewczyna w zbroi Saiyańskiej, próbując wyrwać się z kajdan, które uniemożliwiały jej korzystanie z KI. Szarpała mocno, chciała dosięgnąć wysokiego mężczyznę z długimi włosami, odzianego identycznie, jednak ten nie słuchał - wpatrywał się tępo w ciemną przestrzeń przed sobą, po czole spływały mu krople potu, na twarzy malowała się rozpacz.
- Po...
- Pomysł? - Zapytała z desperacką nadzieją. - To mów, szybko! Uwolnijmy się, skopmy im tyłki i wracajmy! Do domu! - Na ułamek sekundy rozbłysło potężne światło, odbite od kryształowej kropli, która wypłynęła z twarzy. Gdy opadła na posadzkę, a echo uderzenia rozbrzmiało wokół...
- ...pomyliłem się... Zginiemy, przeze mnie... - Cicho powiedział Takeo, gapiąc się w przestrzeń. - Kisa, ja cię...
PLASK!
ZAMKNIJ SIĘ, ROZUMIESZ?! - Krzyknęła do niego w momencie kopnięcia, którym oberwał prosto w policzek. - Nic nam nie będzie, uciekniemy, bo cię znam! Jesteś Falcon, Lider oddziału Cień! Wszystko przewidujesz! - Szarpała się coraz mocniej, nie dla samego uwolnienia się - w tej chwili pragnęła wsiąść na swojego towarzysza i bić go z całą mocą, jaką jej fabryka dała, aby się ocknął, zaczął znowu myśleć jak strateg, jej dowódca, przyjaciel, którego zna od dawna. Przecież nigdy taki nie był... Nie rozumiała go. Jedna, mała pomyłka, a on... tak załamany? Rozumiała, duma, przezwyciężenie statusu półkrwi, ale nie można było przesadzać przecież. Nikt nie mógł przewidzieć takiej zasadzki, skierowanej jedynie na tę dwójkę, szczególnie, że wkoło były różnego rodzaju dywersje odciągające uwagę. Eskortowanie Kisy chłopak zaplanował ze znamienitą starannością, o wiele przewyższającą zwykłe planowanie misji dla oddziału, co tym bardziej dziewczynę dziwiło. W końcu... Dlaczego? To nie było aż tak poważne zadanie, a jednak załamał się przez tak niewielką znaczeniowo dla całej wojny porażkę - to kompletnie nie było w jego stylu.
Takeo...
Takeo również gorączkowo myślał na obecną sytuacją, lecz w bardziej praktyczny sposób. Analizował bowiem każdy szczegół, oddzielnie pojedynczy milimetr sześcienny pomieszczenia, w którym się znajdowali, zwracał uwagę na wszystko, co mogłoby się przydać, co było w zasięgu wzroku, chwytu, myśli. Poszukiwał inspiracji wokół siebie oraz wewnątrz siebie - tylko na towarzyszkę nie potrafił spojrzeć, bał się zawodu na jej twarzy oraz tego, że ta dostrzeże beznadzieję, w jaką ją władował. Do tej pory był niezawodnym dowódcą, wszystkie misje wykonywał perfekcyjnie, uwzględniając cele poboczne, przy minimalnych stratach i maksymalnej efektywności. Wszędzie potrafił znaleźć atut, poszlakę, z każdej sytuacji znajdował wyjście, nieważne jak bardzo beznadziejnej. Tym razem jednak był przerażony, bał się o życie - jej nie swoje. Przecież... Kisa była dla niego wszystkim, był w stanie poświęcić dla jej bezpieczeństwa wszystko. Dlatego siedział, planował całą akcję prawie miesiąc, dopracowywał każdy szczególik, aby tylko upewnić się, że ona dotrze do celu cała i zdrowa, nic się nie stanie. Jednakże nie wyszło, akurat w takim momencie.
PLASK!
Zaczęła na niego krzyczeć, chwalić go, jak nigdy dotąd, co szokowało go. Słyszał jej głos, jakby z oddali, mówiła coś o jego niezawodności, zdolnościach przywódczych, mało go to w tej chwili obchodziło, gdyż bardziej skupiał się na ataku stopą, który otrzymał. Nie na bólu, który przechodził po jego twarzy - na uderzeniu butem. Butem, huh...
- Kisa. - Zaczął, przez co ta momentalnie zaprzestała mówienia. - Stopa, którą mnie uderzyłaś, nadal masz tę ranę od wybuchu Saibamena? - Spojrzał jej w oczy, dostrzegł tam zmieszanie oraz zaskoczenie. W odpowiedzi uśmiechnął się. - Nie ukryjesz przede mną takich rzeczy. Z apteczki znikają bandaże, a ty utykasz. Sądziłaś, że nie zauważę? W każdym razie... HALO! Mamy tu ranną, poproszę o jakiegoś sanitariusza! Jesteśmy więźniami, więc chyba nie chcecie, żebyśmy tu umarli, nie? - Cały czas zszokowana, dziewczyna nie odzywała się ani słowem, domyślała się bowiem planu. Dlatego podała mu nogę, by ten, zębami zdjął z niej but oraz zdarł opatrunek, przez co ze zranienia pociekła krew, wąskim strumykiem aż do drzwi. Lidera oddziału zawsze szokował fakt, jak bardzo rzadką oraz szybkopłynącą krew miała jego koleżanka, a teraz okazało się to przydatne. Ta tymczasem nabrała powietrza w płuca i czerwona na twarzy, powiedziała:
- Jak z tego wyjdziemy...
- Wyjdź za mnie. - Wszedł jej w słowo, puszczając oczko, po czym odrzucił buta w ciemność, akurat w momencie, gdy drzwi się otworzyły i wszedł niewielki Changeling, który podszedł do dziewczyny i zaczął nakładać prowizoryczny opatrunek szorstkimi dłońmi. Momentalnie Takeo złapał go za szyję swoimi kolanami i prostym ruchem skręcił kark. Po wyjściu z celi, zaczęli biec. Już uwolnieni z kajdan, mieli łatwą trasę ucieczki, szczególnie, że posiadali ponownie swoje moce. Teraz wystarczyło tylko znaleźć wyjście i...
No tak. Jak zwykle. - Rzekł do siebie Takeo, stając plecami do Kisy, gdy oboje stali na dziedzińcu, otoczeni przez dziesiątki żołnierzy przeciwnej armii. - Nie mogło się obejść bez walki, nie mała? - Zażartował w stronę koleżanki, jednakże ta nadal trawiła w sobie jego poprzednie zdanie skierowane do niej. "Wyjdź za mnie." Co za tupet! Tak znikąd, bez żadnej odpowiedzi. Faktycznie, ciągnęło ich do siebie odkąd się poznali, nawet kilka razy spotkali się poza służbowo, ale do tej pory żadne z nich nie odważyło się na taki krok. A tu taka niespodzianka... *Czyżby to przez fakt, że prawie zginęliśmy, do tego uważał, że przez niego...?* Przeszło jej przez głowę. *Baka.* Uśmiechnęła się i odpowiedziała na jego kąśliwy komentarz całusem w policzek, po czym powiedziała:
- O TYM pogadamy później.. - Po czym wystrzeliła jak z procy w niebo, by zebrać w sobie jak najwięcej KI. Wiedząc, co ta planuje, chłopak momentalnie skupił energię i wystrzelił w niebo czarny promień, jakby cień, który ułożył się w formę Jastrzębia - Znak dla reszty ekipy, że w tym miejscu się znajdowali i potrzebowali podwózki. Zaraz po tym zaczął biec najszybciej, jak tylko potrafił, by rozbrajać wszystkich przeciwników, którzy choć śmieli podnieść rękę na dziewczynę, na której tak bardzo mu zależało, stosował przy tym najprostsze kontry - chyba nie byli przygotowani na jakikolwiek opór, jacyś niedzielni żołnierze.
- TERAZ! - Usłyszał, więc wzleciał na poziom dziewczyny i podziwiał destrukcyjną siłę jej ataku energetycznego. W końcu z tego była znana i taka była jej rola w drużynie. Od tego Żuraw, niepozorny, acz agresywny. Jednakże...
- Brawo, pięknie... Załatwiliście ich koncertowo... A ja? - Zadarli głowy do góry i zobaczyli czarnego, wysokiego, bardzo umięśnionego Changelinga w trzeciej formie, gotowego, by ich zmiażdżyć na małe kawałeczki.
- Zajmę się nim. Formacja Omega. - Chłopak powiedział koleżance na ucho, po czym wzleciał wyżej i wymierzył przeciwnikowi lewego prostego w szczękę. Ten jednak się uchylił i odpowiedział mocnym atakiem ogona w brzuch. Takeo zgiął się w pół, ale nie stracił animuszu, rzucił się do dalszej, dużo szybszej wymiany ciosów. Kontra za kontrą, unik za unikiem, blok za blokiem - obaj co chwila pojawiali się i znikali, a Kisa stała zamurowana. *Ale jak... Omega? Przecież to zakłada, że mam wystrzelić, póki trzymasz go na bliskim dystansie... Nie przeżyjesz tego, znasz moją Destrukcję... Chyba że... O boże, nie...* Zrozumiała, co zamierzał zrobić i nie była na to gotowa. Nie mogła się zgodzić na takie rozwiązanie, nigdy w życiu, nie, nie,
- Nie, słyszysz? Żadne tam Omega, walimy wprost! - Krzyknęła głośno i zniknęła, by pojawić się tuż nad walczącymi i wbić małą kulkę energii prosto w plecy czarnego agresora, na co ten zawył z bólu i nadział na cios długowłosego, prosto w potylicę. Opadłszy na ziemię, oddychał ciężko, dopóki para na wbiła synchronicznie pięści w jego plecy, przebijając ciało na wylot.
Bierzecie ślub? Gratulacje, Jastrzębiu, Żurawiu! - Krzyknął Wilk, podnosząc kufel piwa i wstając. - Sto lat, sto lat...
- Zamknij się, - Przerwał mu w takt Wąż. - Kiepsko śpiewasz po pijaku. Ja to zrobię. Niechaj Gwiazdka... - Jednak i ten długo nie pośpiewał, powalony przez barczystego Wilka na ziemię.
- A ci jak zawsze... Tak czy siak, gratki, kochani. - Skwitował całą sytuację Kot, również wznosząc kufel do góry. - A tak poza tym... - Zbliżył się do obojga i zaczął cicho podśpiewywać: - Sto lat...
- Słyszymy cię!
- Słyszymy cię!


Ponownie siedziałem, tym razem jednak moje ciało trzęsło się z nadmiaru pozytywnych emocji, niczym u czterdziestoletniej kocicy czytającej powieść erotyczną dla nastolatek. Podniosłem się z zimnej posadzki, z rozszerzonymi uśmiechem ustami, szczęśliwy jak nigdy dotąd, mimo że kryształki łez płynęły mi z oczu. *Ty też tam na mnie na górze czekaj, kochana. Mam tu jeszcze trochę do zrobienia, ale znając moje ryzykanctwo, już niedługo.* Ucałowałem dwa palce lewej ręki i wzniosłem je do nieba, po czym uderzyłem lewą pięścią w prawą otwartą dłoń, gdyż wiedziałem, zrozumiałem. *Wróciłem do życia, by ratować swą planetę, przywrócić lud Saiyański do czasów honoru i porządnego wojska. To właśnie zamierzam zrobić.*
-
Towarzysze, patrzcie na mnie! - Dokończyłem myśl na głos, po czym odwróciłem się na pięcie i przy łopocie płaszcza opuściłem kryptę, nakładając kapelusz na głowę. Oczy płonęły mi determinacją, choć nadal pozostawały niebiańsko błękitne. W głowie huczało mi od niezidentyfikowanych dźwięków, które dodatkowo napędzały mnie do boju. Tylko najpierw musiałem wszystko zaplanować, ułożyć. Nie mogłem przecież nagle wtargnąć do pałacu i żądać widzenia z królem, tylko ktoś całkowicie niepoważny mógłby zrobić coś tak durnego. Nie, minęło sporo lat, to na bank nie mógł być ten sam król, którego uratowałem lata wcześniej, więc nie przyjąłby mnie z otwartymi ramionami. Nie, musiałem zacząć od dołu, skonfrontować walczących słownie, przeprowadzić porządny wywiad środowiskowy, poznać podłoże konfliktu, przeanalizować go, zgłębić do najgłębszych czeluści.
Zimny wiatr powiewał w tym ponurym miejscu, przyprawiając o nieprzyjemne dreszcze.
- Idealne miejsce na pułapkę, huh... - Szepnął do siebie chłopak, koncentrując energię, by być gotowym na wszystko. Jednakże nawet w takim wypadku, nawet gdyby wiatr zawiewał z lodowców krańca wszechświata, nie zdusiłoby płomienia nadziei i determinacji, jaki gorzał w piersi Takeo. Stał on wyprostowany, pełen energii i odwagi. Korzystając z okazji, że przebywał w tym zapomnianym przez Kamiego miejscu, mając wokoło praktycznie wszystkich, których znał, wyprostował dumnie pierś i zasalutował, mówiąc donośnym głosem:

Bohaterowie, towarzysze, przyjaciele! Ja, Takeo, Falcon, Lider formacji Cień, ślubuję wam, że zrobię wszystko, co się da, by uzdrowić tę planetę. Bo jest chora, nasze dziedzictwo niszczeje przez młodych, którzy walczą między sobą o nic, szargając dumę Vegety i Saiyan. Jako ostatni ze starszych, mając za nic swe życie, daję wam solenne słowo honoru, że zrobię wszystko, by nasz dom, wasze miejsce spoczynku, powróciło do świetności, jaką pamiętacie. Na grób swój i swojej drużyny, to właśnie przysięgam!
Nagle, rozwiał się potężny wiatr, silniejszy, niż dotychczas, ale dużo, dużo cieplejszy. Takeo słuchał zdziwiony, jak szum formuje się w szept, jak do jego uszu napływają losowe dźwięki zmieniające się w mowę, całkowicie zrozumiałą, choć niewyrażoną w słowach:

Słyszymy cię, żołnierzu i przyjmujemy twą deklarację. Idź więc z naszym błogosławieństwem i dotrzymaj tego słowa. Twoja kwatera czeka na ciebie, tak jak drużyna i ukochana... Obyś tylko nie wracał przed czasem.

- Oczywiście... - Szepnął przed siebie w odpowiedzi, poprawiając kapelusz. - Nie wrócę wcześniej, niż zapisane w gwiazdach... - Mimochodem spojrzał w górę i uśmiechnął się, nie przestając salutować. - Ciekawe, czy wy też na mnie patrzycie, dzieciaki... Pokażę wam, jak dziadziuś załatwia ważne sprawy... - Po oku popłynęła mu cienka strużka łez.
Rozmyślaniu nie było końca. Jednak nie potrafił niczego wymyślić, jak siedział sam, bez żadnego źródła informacji z żadnej ze stron. W tym momencie mógł jedynie siedzieć i obmyślać bezsensowne scenariusze, które mogły, albo nie mogły się ziścić, dlatego był w kropce. Westchnąwszy ciężko, starł kolejne plany rozrysowane na piasku, by zastąpić je nowymi, niekoniecznie lepszymi. Co chwila stukał się po głowie, próbując wszystko ogarnąć, ciągle i nieprzerwanie bez żadnego skutku. Doskonale wiedział, co musi zrobić, i nie wiadomo dlaczego, cały czas poszukiwał różnego rodzaju alternatyw, obejść. A przecież rozwiązanie było jedno, jedyne, tak bardzo proste.
Dość, czas wziąć się do roboty i nie ma wylegiwania się. - Powiedział do siebie. - Trzeba wrócić do miasta i zacząć wypytywać. Siedząc tutaj niczego nie załatwię, żadne plany nie pomogą, jeśli nie ma zorientowania się w sytuacji, każdy to powie. - I mimo tego, nadal nie ruszał się z miejsca, niczym dziecko, które potrzebuje w nocy do toalety, a jednak zostaje w pokoju, napędzane nie tyle strachem, co tak wyrazistym poczuciem przynależności i bezpieczeństwa w miejscu obecnego przebywania, że opuszczenie go graniczy z cudem. Szczególnie w przypadku prawdopodobieństwa zjedzenia przez mrocznego potwora, czy inną bestię. Dokładnie tak samo było z tym mężczyzną, a bestiami byli jego właśni bracia, rodacy, co jeszcze bardziej ściskało za serce. Nic tak nie boli jak świadomość, że rodzina to bezlitosne ścierwa bez krzty honoru, czy poczucia jedności. Sam fakt nie boli, serce rozdziera nieprzemijająca miłość do nich, nieważne, czym się stali. Taki właśnie był Takeo, miłujący, mimo iż lżony. Pewnie dlatego nie odszedł z wojska, znosił szykany. Dlatego nie odszczekał się, nie był taki, jak jeszcze niedługi czas temu żałował, że nie był, gdy rozmawiał z Vulfilą. Mimo iż od spotkania nie minęło kilka lat, młode, raczkujące ciało chłopaka trochę dojrzało, wpłynęło na myślenie, powracało ono do strategicznej normy, co przynosiło mu ulgę. W końcu się przemógł, wstał z ziemi, otrzepał się i przygotował do wymarszu. W głowie miał swój cel - odszukać kogoś wyższego rangą i spytać dokładnie, co się dzieje. W większości przypadków mówić prawdę, do kłamstwa uciekać się w ostateczności - nigdy nie można być pewien, czy nie potrafią przejrzeć. Lepiej milczeć, niż zostać przyłapanym na kłamstwie. W razie niebezpieczeństwa uciekać, wdawanie się w walki było zbędne - stwarzało za dużo zagrożenia i marnowało zbyt wiele czasu. A gdy znajdzie się dobre rozeznanie sytuacyjne, z obu stron, to wtedy będzie można się ponownie wycofać - prawdopodobnie z powrotem w to miejsce - by na spokojnie prześledzić cały konflikt, opowiedzieć się i zakończyć całą sprawę, w możliwie bezkrwawy sposób. Gdy to zawiedzie, z ciężkim sercem i jak najmniejszymi stratami, po prostu wygrać, a potem oddać cześć poległym po obu stronach i zastanowić się nad ich argumentacją w konflikcie, możliwie zaprowadzić pewne zmiany.
Ostatnie spojrzenie na czerwony księżyc i pełne zarówno gwiazd jak i chmur niebo - przypominające mi o nadziei, w końcu księżyc w pełni zawsze był symbolem potęgi Saiyan, a jego krwawą barwę tłumaczyłem sobie posoką wrogów, przelaną dla dobra ojczyzny. Tak, może wydawać się to dziwne, rzadko spotykane, czy nawet wyśmiewane, ale byłem patriotą pierwszego sortu i cholernie - tę cudną planetę, której nawet pustynia symbolizuje waleczność i krwawe konflikty; mieszkańców, tych mądrych i wszelkiej maści idiotów - kochałem to miejsce.


OCC: Gdybym nie wrócił tutaj jako Takeo na początku wakacji, jutro minęłyby 3 lata, odkąd odszedłem. Dlatego w ten, dość dziwny sposób, honoruję swój powrót oraz dziękuję sobie, temu forum i losowi, że jednak dane mi było ponownie tu pisać.
Ave.


Ostatnio zmieniony przez Vam dnia Sro Paź 28, 2015 10:37 pm, w całości zmieniany 3 razy
NPC.
NPC.
Liczba postów : 2525
Data rejestracji : 29/05/2012

http://poke-life.net/pokemon.php?p=58946863&nakarm

Stary Wojskowy Cmentarz Empty Re: Stary Wojskowy Cmentarz

Pon Paź 05, 2015 10:15 pm
Cmentarz wydawał się opustoszały, za wyjątkiem jednego osobnika zajętego wspominkami. A jednak, od dłuższego czasu znajdował się tu jeszcze ktoś, kto skutecznie maskował swą Ki. Nie wiadomo z jakiego powodu tu przybył, czy zwyczajnie przyszedł odwiedzić zmarłego członka rodziny, a może czekał tu na kogoś? Tak czy siak, osobnik ten już dawno zdał sobie sprawę z obecności Takeo i teraz zbliżał się do niego powoli. Gdy wreszcie pojawił się w polu widzenia mężczyzny, zrzucił w głowy kaptur i przemówił słabym głosem:

 - Co Cię tu sprowadza młodzieńcze? Niebezpiecznie tak włóczyć się samemu, gdy w niemal każdym zakątku tej planety przelewana jest krew naszych...
Urwał, gdy zrobił jeszcze parę kroków w kierunku nieznajomego. W oddali rozległ się potężny huk, a niego rozjaśniło się na moment. Gdy promień światła padł na twarz Takeo, staruszek otworzył szerzej oczy.
 - Zaraz... to... Ty jesteś...

OCC:
Zostawiam Tobie ustalenie tożsamości starca, może życzysz sobie kogoś szczególnego Smile
Vam
Vam
Liczba postów : 151
Data rejestracji : 13/06/2015

Skąd : Nie chcesz wiedzieć... ;>

Identification Number
HP:
Stary Wojskowy Cmentarz 9tkhzk0/0Stary Wojskowy Cmentarz R0te38  (0/0)
KI:
Stary Wojskowy Cmentarz Left_bar_bleue0/0Stary Wojskowy Cmentarz Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.hiroft.blog.pl/

Stary Wojskowy Cmentarz Empty Re: Stary Wojskowy Cmentarz

Pon Paź 05, 2015 11:53 pm
Takeo był gotowy do wyjścia - serce przepełnione myślami rodzimej generacji wojowników, mózg pełen patriotycznych myśli - nic tylko ruszać w drogę, chronić swych pobratymców przed nimi samymi, powstrzymywać bezsensowną rzeź. Determinacja wylewała się z jego ciała w formie pulsacji energii - nie tyle wściekłych, co smutnych, zrozpaczonych. Gdyby energia mężczyzny potrafiła okazywać emocje, płakałaby rzewnie nad tym, co się działo.Tak czy siak, gotów do wymarszu anioł...
...nadal nie ruszył się z miejsca. Nie wiedział, co się działo, po prostu stał jak wryty, jakby nogi mu skamieniały, z tym że drżały. *Ale... o co chodzi...?* Przeszło mu przez głowę. *Jestem pewien, co mam robić, jak i po co. Dlaczego stoję...?* Podświadomość nie była w stanie odpowiedzieć na te rozterki, milczała, niczym zamieniła się w kamień jak golenie.
Wtem zmysły Takeo wychwyciły obecność zakapturzonego osobnika, który odezwał się do niego. Głos w żaden sposób nie był dla niego znajomy, szczególnie, że zwrócił się do niego per 'młodzieńcze'. Jednakże słaby głos oraz rozpoznanie po krótkiej konsternacji sprawiły, że chłopak uśmiechnął się w duchu. Skała w nogach puściła, a ten odwrócił się twarzą w stronę rozmówcy, a usta przejęły reakcję umysłu. Wyciągnął ku niemu dłoń:
- Witaj, bracie. Nazywam się Takeo i chciałbym się dowiedzieć, dlaczego nasza rodzina zabija się wzajemnie. - Nie owijał w bawełnę, widział bowiem, że towarzysz pogawędki jest doświadczonym życiem Saiyanem, a sam po sobie wiedział, że kluczenie wokół tematu męczy i rozdrażnia. Spojrzawszy w zmęczone życiem, czarne niczym węgiel śląski oczy i kontynuował monolog: - Możesz powiedzieć mi, co tu się u diabła wyprawia? Boli mnie ten widok i chciałbym coś z tym zrobić... - Zwiesił głowę i przygryzł wargę, patrząc w swoje ciężkie, skórzane buty. Część Takeo nadal była w rozpaczy po tym, co mężczyzna zobaczył w mieście - stosy trupów, zabijający się pobratymcy - to potrafi zdołować bardziej, niż Dziennik Bridget Jones...
Ciągle myślałem nad tym, co mogłem zrobić, jednakże nadal brakowało mi jakichkolwiek danych, dlatego dzięki spotkaniu nabrałem trochę nadziei - może ta rozmowa naświetli trochę sytuację, i mógłbym zrozumieć, co się wokół mnie działo. Bo jak na razie... Byłem w kropce.

OCC: Jak widać, Takeo nie zna towarzysza rozmowy. Jedyne, co dostrzega to fakt, iż jest on osobą starszą.


Ostatnio zmieniony przez Vam dnia Pon Paź 12, 2015 8:36 pm, w całości zmieniany 1 raz
NPC.
NPC.
Liczba postów : 2525
Data rejestracji : 29/05/2012

http://poke-life.net/pokemon.php?p=58946863&nakarm

Stary Wojskowy Cmentarz Empty Re: Stary Wojskowy Cmentarz

Pią Paź 09, 2015 12:18 pm
Mężczyzna uścisnął dłoń rozmówcy, wpatrując się w niego bez zmrużenia oka. Takeo nie rozpoznał go, czemu trudno się dziwić - od ich ostatniego spotkania przybyło mu nie tylko lat, ale także siwych włosów, mnóstwa zmarszczek i plam wątrobowych. Po młodszym z ogoniastych nie bylo jednak widać upływu lat co bardzo zaskoczyło starca.
 - Nie poznajesz mnie, to naturalne... Minęły lata od naszego ostatniego spotkania... Być może moje imię odświeży Ci pamięć. Jestem Wain, w przeszłości służyłem w wojsku i właśnie tam mieliśmy okazję się poznać. Ale jakim cudem w ogóle nie zmieniłeś się od tamtego czasu? Ja jestem już tylko reliktem przeszłości, nie jestem w stanie wspomóc naszych braci w walce z tymi zdrajcami... Pytasz dlaczego nasi pobratymcy mordują się nawzajem. Bunt, grupka anarchistów postanowiła obalić Króla, a spora część mieszkańców Vegety postanowiła się do nich przyłączyć...
Pokręcił głową, wyrażając swoją dezaprobatę. Rozległ się kolejny potężny wybuch, tym razem dużo bliżej miejsca, gdzie się znajdowali. Wain obejrzał się za siebie przerażony. Niezdolny do walki mógł tylko uciekać.
 - Zbliżają się - rzekł słabym głosem - jest ich wielu, a z każdą sekundą dołączają kolejni w miejsce tych którzy polegli. Gdybym tylko był był parę lat młodszy, już ja dałbym im popalić...
Vam
Vam
Liczba postów : 151
Data rejestracji : 13/06/2015

Skąd : Nie chcesz wiedzieć... ;>

Identification Number
HP:
Stary Wojskowy Cmentarz 9tkhzk0/0Stary Wojskowy Cmentarz R0te38  (0/0)
KI:
Stary Wojskowy Cmentarz Left_bar_bleue0/0Stary Wojskowy Cmentarz Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.hiroft.blog.pl/

Stary Wojskowy Cmentarz Empty Re: Stary Wojskowy Cmentarz

Pon Paź 12, 2015 8:59 pm
Nie przejmuj się, Bracie. Radziliśmy sobie kiedyś - poradzimy sobie teraz.
Takeo - mimo wypowiedzenia tak optymistycznego stwierdzenia - nie czuł się pewnie. Krople potu kapały mu z czoła, a niewielkie dreszcze pełzały po ciele. Determinacja i oddanie sprawie zamieniało się w tremę, realizacja obietnicy oddalała się z każdym oddechem anioła. Zacisnąwszy mocno pięści, usiadł i zamknął oczy. Zignorował oczywisty szok wyrażany miną Waina - potrzebował maksymalnego skupienia. Zanim jednak wszedł w pełny tryb medytacji, otworzył na chwilę usta, by skomentować informację o nadchodzącym zagrożeniu:
- Schowaj się w krypcie mojego oddziału. Wątpię, by ktoś śmiał zakłócać spokój dusz w tym miejscu, ale przezorny zawsze ubezpieczony. - Po tej wypowiedzi całkowicie odciął się od świata zewnętrznego i zostawiając jedynie lekko uchylone 'drzwiczki' do podstawowej świadomości, w razie potencjalnego zagrożenia, zaczął schodzić w dół umysłu, analizując każdy, najmniejszy skrawek informacji, który posiadał. Wokół niego krążyła nieskończona ilość pytań, na które prawdopodobnie i tak nie znalazłby odpowiedzi - dlatego skupił się jedynie na konkretach, faktach, najbliższej przyszłości. Od dawna wiedział, że zbytnie zamartwianie się dalekosiężnością skutków potrafiło go zgubić na krótką metę - był czas i miejsce na filozoficzne rozważania i na bank nie było to w tamtym momencie.
Ciałem Takeo kołysała lekka, południowa bryza, ciepła, kojąca, jednakże niepokoiła go, bo niósł się z nią charakterystyczny zapach krwi oraz popiołu - bardzo zły omen, zwłaszcza, że wiało od stolicy. Strach przysłaniał mu trochę logiczne myślenie, lecz nie na tyle, by przeszkodzić w medytacji, szczególnie, że był w jej finalnej fazie. Nie minęło kilka chwil, aż wpadło mu do głowy rozwiązanie, przynajmniej problemu relokacji pewnych miejsc i zagubienia się. Dlatego nagle otworzył oczy, podniósł się i sięgnął do kieszeni płaszcza.
- Wain, mam prośbę.
Miałem małą koncepcję wstępną. Rozłożyłem się w miejscu, gdzie piasek był z jednej strony bardzo plastyczny - idealny do układania planów, nawet w 3D, a z drugiej strony z twardym podłożem, by nie rozwiał tego najmniejszy wicherek. Obok prowizorycznych rysunków ułożyłem poszarpane kawałki mapy, które znalazłem na statku - po co ktoś z moją, niemalże fotograficzną pamięcią miałby je sklejać, skoro wystarczyło je przerysować i przeanalizować z osobą, która perfekcyjnie je odczyta? Wiedziałem, że nie było to łatwe zadanie, ale takie zagwozdki są najlepsze na trening myślowy, którego w moim życiu nigdy za wiele.

OCC: Trening Start.
Kartki mam jako element nagrody za Questa od Draga - z nim trzeba obgadać wartość mechaniczną całej mapy.
NPC.
NPC.
Liczba postów : 2525
Data rejestracji : 29/05/2012

http://poke-life.net/pokemon.php?p=58946863&nakarm

Stary Wojskowy Cmentarz Empty Re: Stary Wojskowy Cmentarz

Wto Paź 20, 2015 7:23 pm
Wain, który już zrobił krok w stronę krypty, zawrócił. Z ciekawością spojrzał na skrawki rozłożone przez Takeo. Przycupnął i zaczął wpatrywać się w mapę, najwyraźniej analizując to co mogła ona przedstawiać.
- To plan Vegety prawda? - szepnął w końcu - Taak, to cmentarz, tu jesteśmy. A na zachód stąd - wskazał palcem - szpital. A obok park. A po drugiej stronie - przesunął dłonią po mapie - port.
Jeszcze przez chwilę wodził wzrokiem po mapie, odnajdując na niej poszczególne lokacje. W końcu podniósł wzrok i spojrzał na Takeo.
 - A więc gdzie chcesz się dostać?
Vam
Vam
Liczba postów : 151
Data rejestracji : 13/06/2015

Skąd : Nie chcesz wiedzieć... ;>

Identification Number
HP:
Stary Wojskowy Cmentarz 9tkhzk0/0Stary Wojskowy Cmentarz R0te38  (0/0)
KI:
Stary Wojskowy Cmentarz Left_bar_bleue0/0Stary Wojskowy Cmentarz Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.hiroft.blog.pl/

Stary Wojskowy Cmentarz Empty Re: Stary Wojskowy Cmentarz

Wto Paź 20, 2015 9:59 pm
Zaczynała boleć go głowa. Od jakiegoś czasu siedział i analizował mapę, próbując zorientować się w swojej sytuacji, określić położenie strategicznych punktów oraz opracować względną strategię swoich poczynań, opierając się na bazowych działaniach wojskowych armii, potencjalnych zachowań rebeliantów oraz wszystkich możliwych reakcji na ów działania i zachowania. Był już praktycznie pewien, co zamierzał zrobić, wyliczał w tym momencie wszelakie za oraz przeciw, starając się konsultować z Wainem. Po chwili myślenia, podjął decyzję.
Bracie, idziemy do Akademii - trzeba zapobiec tej rzezi.
Strzeliwszy kostkami palców, Takeo powstał z ziemi, zacierając wszelkie ślady swojego planowania, po czym, otrzepawszy się z piasku, zdjął płaszcz oraz kapelusz, żeby chwilę poćwiczyć.
- Trzeba rozluźnić mięśnie, wprowadzić się w odpowiedni nastrój, rozgrzać organizm na wypadek jakiejś poważniejszej batalii. - Wyjaśnił Wainowi, po czym zaczął się rozciągać. Wykonał kilka podstawowych ćwiczeń, po których zabrał się do zwyczajowej walki z niewidzialnym przeciwnikiem - w powietrzu, na wypadek uszkodzenia grobów. Oczywiście ciągle podążał za swoim planem, cały czas starając się być coraz szybszym - w końcu od zawsze bazował na unikaniu przeciwników i zasypywaniu ich gradem ciosów, nim ci zdążą się poruszyć, taki był jego zwykły styl, jako Falcona. Dlatego po powrocie do życia, jednym z podstawowych celów był jak najszybszy powrót do dawnej formy, szczególnie w obecnej sytuacji. Dlatego wzniósł się jeszcze wyżej, po czym zamknął oczy i zaczął wizualizować sobie obraz sytuacji w walce z wieloma oponentami, który zaczął rozwiązywać w znanych tylko sobie, nieszablonowych patternach. Tym sposobem zapoznawał je z nowym ciałem, przy okazji je usprawniając, eliminując wszelakie wady. Kluczył w powietrzu, robiąc początkowo niezgrabne uniki, z każdym kolejnym jednak, coraz lepsze.
Powoli robiłem się trochę zmęczony. Ciemność przed oczami pozwalała wyobraźni szaleć, co wzmogło ból głowy, który w połączeniu z mięśniowym powodował niemałą katorgę. Jeszcze dużo czasu mi zostało do tego, żebym wrócił do swej dawnej formy - oj duuuużo. Dlatego póki co, wylądowałem koło Waina, przywołałem na twarz swój zawadiacki uśmieszek, ubrałem płaszcz oraz kapelusz, po czym włożywszy ręce do kieszeni, zacząłem wesoło dreptać w stronę Akademii.
-
Tak przy okazji... - Zagaił towarzysza. -Dużo się zmieniło w życiu na Vegecie przez te... dużo lat? Nie chcę popełnić jakiejś gafy, potrzebuję być wiarygodny. Chciałbym, żebyś powiedział mi jak najwięcej, każdy mały szczególik może mieć olbrzymie skutki. Na Ziemi mówią na to... - Zamyśliłem się, bo te słowa krążyły za mną, szczególnie w przypadku, gdy dostawałem przebłysków przyszłości. ...Efekt Motyla.


OCC: Trening Stop
Nie robię ZT, jestem jeszcze w lokacji, poczekam na odpis i napiszę w razie co od razu w innym temacie.
NPC.
NPC.
Liczba postów : 2525
Data rejestracji : 29/05/2012

http://poke-life.net/pokemon.php?p=58946863&nakarm

Stary Wojskowy Cmentarz Empty Re: Stary Wojskowy Cmentarz

Sob Paź 24, 2015 10:52 pm
- Spodziewałem się tego - westchnął Wain - lecz zdajesz sobie sprawę jakie to niebezpieczne? To miejsce jest zapewne celem buntowników. A jeśli dotrą do Zella i zmuszą go do walki... Wszystko w promieniu kilku kilometrów zostanie zrównane z ziemią. Jego moc jest... ciężko opisać ją słowami. 
Mężczyzna musiał być świadkiem niejednej walki Króla, skoro nawet jego ciało reagowało na wzmiankę o potędze władcy. Czoło zalśniło mu od potu, a dłonie mimowolnie zaczęły drżeć. Pokręcił głową, jakby chciał odgonić od siebie te wspomnienia.
  - Do akademii najszybciej dostaniesz się przez kanały. Nie mówię, że to będzie droga usłana różami, ale to i tak lepsze rozwiązanie niż przebicie się przez to - wskazał ręką w stronę miasta, z którego dochodziły odgłosy walki - musisz tylko odnaleźć wejście przez studzienkę. Od razu uprzedzę Cię, że musisz to zrobić delikatnie. W kanałach znajdują się czujniki. Gdy tylko wykryją eksplozję, przysyłany jest patrol. W mieście roi się od studzienek, musisz tylko bezpiecznie do którejś dotrzeć. A co do zmian... małpy nie są już takie bezmyślne jak kiedyś. Może to wina zmieszania krwi z innymi rasami, ale Saiyanie przestali już być bezmyślnymi maszynami do zabijania... przynajmniej w większości.  Dlatego musisz przemyśleć każdy swój krok. Na mnie już pora. Uważaj na siebie i powodzenia.


OCC: Poszukiwania najlepiej rozpocząć tutaj --> https://dbng.forumpl.net/t91-ulice
Na razie opis tego co się tam dzieje, walki, jęki, trupy na każdym metrze kwadratowym.
Sponsored content

Stary Wojskowy Cmentarz Empty Re: Stary Wojskowy Cmentarz

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach

Copyright ©️ 2012 - 2018 dbng.forumpl.net.
Dragon Ball and All Respective Names are Trademark of Bird Studio/Shueisha, Fuji TV and Akira Toriyama.
Theme by June & Reito